Idealna chemia 01

background image
background image
background image

Mo​she​mu,któ​rydlamniepo​rzu​ciłtakwie​le

background image

1.Brittany

Wszy​scy wie​dzą, że je​stem ide​al​na. Moje

ży​cie jest ide​al​ne. Moje ciu​chy są ide​al​ne. Na​-
wet moja ro​dzi​na jest ide​al​na. I choć to kom​-
plet​na bzdu​ra, sta​ram się, jak mogę, żeby tak
to wła​śnie wy​glą​da​ło. Je​śli praw​da wy​szła​by
najaw,znisz​czy​ła​bymójbaj​ko​wywi​ze​ru​nek.

Sto​ję w ła​zien​ce przed lu​strem, w po​ko​ju

lecimu​zy​ka,ajazmy​wamtrze​ciąkrzy​wąkre​-
skę na​ry​so​wa​ną pod okiem. Cho​le​ra, ręce mi
się trzę​są. Po​czą​tek ostat​niej kla​sy w li​ceum i
pierw​sze spo​tka​nie z chło​pa​kiem po roz​łą​ce
nacałewa​ka​cjeniepo​win​nobyćta​kiestre​su​-
ją​ce, ale mia​łam fa​tal​ny start. Naj​pierw lo​-
ków​ka za​czę​ła wy​sy​łać sy​gna​ły dym​ne, po
czympa​dła.Po​temod​padłmigu​zikwulu​bio​-
nejbluz​ce.Ate​razmójey​eli​nerożyłwła​snym
ży​ciem. Gdy​by to ode mnie za​le​ża​ło, zo​sta​ła​-
bym w mi​lut​kim łó​żecz​ku i ja​dła cały dzień
cie​płecia​stecz​kazcze​ko​la​dą.

— Brit, schodź — z ko​ry​ta​rza do​bie​ga mnie

nie​wy​raź​niegłosmamy.

W pierw​szym od​ru​chu mam ocho​tę ją zi​-

gno​ro​wać,aletojesz​czeni​g​dyniedałominic
pozaawan​tu​rą,bó​lemgło​wyikrzy​kiem.

background image

— Chwi​la! — krzy​czę z na​dzie​ją że uda mi

się wresz​cie na​ry​so​wać pro​sto kre​skę i skoń​-
czyćma​ki​jaż.

Wkoń​cudajęradę,rzu​camey​eli​nernasto​-

lik,prze​glą​damsiędo​kład​niewlu​strze,wy​łą​-
czamwie​żęizbie​gamszyb​konadół.

Mama stoi na dole na​szych im​po​nu​ją​cych

scho​dów i oce​nia mój strój. Pro​stu​ję się. Tak,
tak. Mam osiem​na​ście lat i nie po​win​nam się
przej​mo​wać zda​niem swo​jej mat​ki. Ale nie
wie​cie, jak to jest miesz​kać w domu El​li​sów.
Mamamaner​wi​cę.Nietaką,któ​rąmoż​nabez
pro​ble​muokieł​znaćnie​bie​ski​mita​ble​tecz​ka​mi.
Akie​dymamajestzde​ner​wo​wa​na,wszyst​kim
siędo​sta​je.Wy​da​jemisię,żetowła​śniedla​te​-
go tata wy​cho​dzi do pra​cy, za​nim mama się
obu​dzi,bochceunik​nąć—nocóż—jej.

—Spodniefa​tal​ne,pa​sekświet​ny—oce​nia

mama, wska​zu​jąc pal​cem po​szcze​gól​ne czę​ści
gar​de​ro​by.—Aodtychwrza​sków,któ​reuwa​-
żasz za mu​zy​kę, boli mnie gło​wa. Całe szczę​-
ście,żetowy​łą​czy​łaś.

— Tak, mamo, dzień do​bry — mó​wię, po

czym po​ko​nu​ję ostat​nie stop​nie i cmo​kam ją
w po​li​czek. Wy​raź​nie czu​ję in​ten​syw​ny za​-
pach jej per​fum. Wy​glą​da za​bój​czo w swo​jej
su​kien​ce te​ni​so​wej od Ral​pha Lau​re​na. Jej na
pew​no nikt by nic nie za​rzu​cił, bo wy​glą​da

background image

per​fek​cyj​nie.

—Ku​pi​łamcitwo​jeulu​bio​nemuf​fi​nyzoka​-

zjiroz​po​czę​ciarokuszkol​ne​go—mówimama
iwy​cią​gazzaple​cówto​reb​kę.

— Nie, dzię​ki — mó​wię i roz​glą​dam się za

sio​strą.—GdzieShel​ley?

—Wkuch​ni.
—Przy​szłajużnowaopie​kun​ka?
—ManaimięBa​gh​dainie,nieprzy​szła.Bę​-

dziezago​dzi​nę.

—Mó​wi​łaśjej,żeweł​najądra​pie?Iżecią​-

gniezawło​sy?—Mojasio​straza​wszedajedo
zro​zu​mie​nianawła​sny,po​zba​wio​nysłówspo​-
sób, że nie lubi do​ty​ku weł​ny, bo draż​ni jej
skó​rę.

Szar​pa​nie za wło​sy to no​wość, ale było już

przy​czy​ną kil​ku ma​łych ka​ta​strof. Ka​ta​stro​fy
w moim domu mają urok wy​pad​ku sa​mo​cho​-
do​we​go,więcle​piejichuni​kać.

—Dwarazytak.Po​roz​ma​wia​łamdziśso​bie

ztwo​jąsio​strą,Brit​ta​ny.Jaktakda​lejpój​dzie,
nie bę​dzie​my już mie​li gdzie szu​kać ko​lej​nej
opie​kun​ki.

Idę do kuch​ni, bo nie mam ocho​ty słu​chać

wy​wo​dów mo​jej mamy na te​mat tego, cze​mu
Shel​ley jest agre​syw​na w sto​sun​ku do lu​dzi.
Shel​ley sie​dzi przy sto​le na wóz​ku i za​ja​da
spe​cjal​nie dla niej zmik​so​wa​ne je​dze​nie, bo

background image

mimożemadwa​dzie​ścialat,niepo​tra​figryźć
i po​ły​kać jak nor​mal​na oso​ba, bez fi​zycz​nych
ogra​ni​czeń.Je​dze​nieprzyoka​zjijakzwy​klelą​-
du​jejejnabro​dzie,ustachipo​licz​kach.

—Cześć,Shell-bell—wi​tamsięina​chy​lam,

żebywy​trzećjejtwarzchu​s​tecz​ką.—Dziśpo​-
czą​tekrokuszkol​ne​go.Trzy​majkciu​ki.

Shel​ley wy​rzu​ca przed sie​bie gwał​tow​nie

ręce i uśmie​cha się do mnie krzy​wo. Uwiel​-
biamtenuśmiech.

— Chcesz mnie przy​tu​lić? — py​tam, choć

wiem,żechce.Le​ka​rzecią​glenampo​wta​rza​ją,
żedlaShel​leyimwię​cejkon​tak​tu,tymle​piej.

Shel​ley kiwa gło​wą. Obej​mu​ję ją, uwa​ża​jąc,

żeby trzy​mać wło​sy z da​le​ka od jej rąk. Gdy
się od​su​wam, mama wy​da​je stłu​mio​ny
okrzyk.Dlamniebrzmitojakgwiz​deksę​dzie​-
go,któ​ryza​trzy​mu​jewbie​gumojeży​cie.

—Brit,niemo​żesztakiśćdoszko​ły.
—Jak?
Krę​cigło​wąiwzdy​chapo​iry​to​wa​na.
—Po​patrznaswo​jąbluz​kę.
Spusz​czamgło​węiwi​dzęnaprzo​dziebia​łej

ko​szu​li od Ca​lvi​na Kle​ina dużą mo​krą pla​mę.
Ups.Shel​leymnieośli​ni​ła.Jed​nospoj​rze​niena
skrzy​wio​ną twarz mo​jej sio​stry mówi mi to,
cze​goniepo​tra​fiwy​ra​zićsło​wa​mi:Shel​leyjest
przy​kro. Shel​ley nie chcia​ła po​bru​dzić mi

background image

ubra​nia.

—Nieprzej​mujsię—mó​więjej,choćwgłę​-

bi du​szy wiem, że pla​ma psu​je mój ide​al​ny
wy​gląd.

Mama marsz​czy brwi, mo​czy ka​wa​łek pa​-

pie​ro​we​goręcz​ni​kaista​rasięjąwy​trzeć.Czu​-
jęsięjakdwu​lat​ka.

—Idźsięprze​brać.
—Mamo,totyl​kobrzo​skwi​nie—mó​więła​-

god​nie, żeby nie do​szło do ostrzej​szej wy​mia​-
nyzdań.Zażad​neskar​byniechcę,żebymo​jej
sio​strzezro​bi​łosięprzy​kro.

— Brzo​skwi​nie zo​sta​wia​ją pla​my. Nie

chceszprze​cież,żebyktośso​biepo​my​ślał,żeo
sie​bieniedbasz.

— Do​brze. — Ża​łu​ję, że mama nie ma aku​-

ratlep​sze​godnia,jed​ne​goztych,gdyniecze​-
piasiętakwszyst​kie​go.

Cmo​kam sio​strę w czu​bek gło​wy, żeby nie

po​my​śla​ła,żeprze​ję​łamsiętąśli​ną.

—Wi​dzi​mysięposzko​le—mó​wię,sta​ra​jąc

się, żeby za​brzmia​ło to we​so​ło. — Do​koń​czy​-
myroz​gryw​kęwwar​ca​by.

Wbie​gamnagórępodwastop​niena​raz.Po

wej​ściu do po​ko​ju zer​kam na ze​ga​rek. O nie.
Dzie​sięćposiód​mej.Sier​ra,mojaprzy​ja​ciół​ka,
za​cznieświ​ro​wać,je​ślisięponiąspóź​nię.

Wy​cią​gam z sza​fy ja​sno​nie​bie​ską apasz​kę i

background image

bła​gamwdu​chu,żebysięuda​ło.Możeniktnie
za​uwa​ży pla​my, je​śli od​po​wied​nio za​wią​żę
chust​kę.

Wra​camnadół,amamaznówstoiwko​ry​-

ta​rzu,żebymisięprzyj​rzeć.

—Świet​naapasz​ka.
Uf.
Gdyjąmi​jam,wci​skamimuf​finwrękę.
—Zjeszpodro​dze.
Ła​pięciast​ko.Wdro​dzedosa​mo​cho​dubio​-

ręnie​uważ​niegry​za.Nie​ste​tytonieja​go​do​we,
mojeulu​bio​ne,tyl​koba​na​no​wo-orze​cho​we.Za
bar​dzo ba​na​no​we. Ciast​ko przy​po​mi​na mi
mnie — na ze​wnątrz ide​ał, a w środ​ku jed​na
wiel​kabre​ja.

background image

2.Alex

Wsta​waj,Alex.
Rzu​cam młod​sze​mu bra​tu mor​der​cze spoj​-

rze​nieina​kry​wamgło​wępo​dusz​ką.Dzie​lępo​-
kój z dwo​ma brać​mi, je​de​na​sto i pięt​na​sto​let​-
nim, więc nie mam gdzie się scho​wać i tyl​ko
po​dusz​kaza​pew​niamiodro​bi​nępry​wat​no​ści.

—Od​walsię,Luis—chry​pięspodpo​dusz​ki.

Noes​teschin​gan​do.

—Wca​lesięnadtobąnieznę​cam.Mamaka​-

za​łacięobu​dzić,że​byśnieza​spałdoszko​ły.

Ostat​nia kla​sa. Po​wi​nie​nem być dum​ny:

będępierw​szyzna​szejro​dzi​ny,któ​ryskoń​czy
li​ceum. Ale po szko​le za​cznie się praw​dzi​we
ży​cie. O stu​diach mogę tyl​ko po​ma​rzyć.
Czwar​takla​sali​ceumtodlamniejakim​pre​za
po​że​gnal​na przed przej​ściem na eme​ry​tu​rę
dla sześć​dzie​się​cio​pię​cio​lat​ka. Czło​wiek wie,
że mógł​by jesz​cze coś zro​bić, ale wszy​scy
chcą,żebyjużod​szedł.

— Mam su​per​ciu​chy — do​cho​dzi mnie

przezpo​dusz​kędum​ny,alestłu​mio​nygłosLu​-
isa.—Ne​nas,la​secz​ki,będąsięśli​nićnawi​dok
la​ty​no​skie​googie​ra.

—Su​per—mru​czę.

background image

Mamamówi,żemamcięob​laćwodą,je​śli

niewsta​niesz.

Czy czło​wiek na​praw​dę nie może pro​sić o

odro​bi​nę pry​wat​no​ści? Bio​rę po​dusz​kę i rzu​-
cam w Lu​isa. Tra​fio​ny. Woda ob​le​wa mu całe
ubra​nie.

Cu​le​ro! — ty dup​ku — drze się. — Nie

mamin​nychciu​chów.

Spod drzwi do​bie​ga mnie wy​buch śmie​chu.

Car​los, mój dru​gi brat, wyje ze śmie​chu jak
szur​nię​ta hie​na. Ale tyl​ko póki Luis nie rzu​ca
się na nie​go. Bój​ka wy​my​ka się spod kon​tro​li,
a moi młod​si bra​cia okła​da​ją się bez opa​mię​-
ta​nia.

Nie​źle so​bie ra​dzą, my​ślę z dumą, przy​glą​-

da​jąc się wal​ce. Ale je​stem naj​star​szym męż​-
czy​znąwtymdomuimu​szęichroz​dzie​lić.Ła​-
pięCar​lo​sazakoł​nierz,alepo​ty​kamsięonogę
Lu​isailą​du​jęra​zemzniminapod​ło​dze.

Za​nim uda​je mi się od​zy​skać rów​no​wa​gę,

czu​jęnaple​cachlo​do​wa​tystru​mień.Okrę​cam
się szyb​ko i wi​dzę, jak mi’ama ob​le​wa nas
wszyst​kich wodą, sto​jąc nad nami z wia​der​-
kiem,wy​szy​ko​wa​nadopra​cy.Jestka​sjer​kąw
po​bli​skimspo​żyw​cza​ku,kil​kaprze​cznicodna​-
sze​godomu.Niepła​cązawie​le,alenamdużo
niepo​trze​ba.

—Wsta​waj​cie—roz​ka​zu​jewście​kła.

background image

—Cho​le​ra,mamo—mówiCar​losiwsta​je.
Mia​ma

wkła​da pal​ce do reszt​ki lo​do​wa​tej

wody, któ​ra zo​sta​ła jej w wia​der​ku, i pry​ska
Car​lo​so​wiwtwarz.

Luis wy​bu​cha śmie​chem, ale w tej sa​mej

chwi​li też zo​sta​je opry​ska​ny wodą. Kie​dy oni
wy​do​ro​śle​ją?

—Cośjesz​cze,Luis?—pyta.
— Nie, mamo — od​po​wia​da brat i sta​je na

bacz​nośćjakżoł​nierz.

—Maszcośjesz​czedopo​wie​dze​nia,Car​los?

— Mama za​nu​rza ostrze​gaw​czo rękę w wia​-
der​ku.

— Nie, mamo — po​wta​rza żoł​nierz nu​mer

dwa.

—Aty,Ale​jan​dro?—Oczyzwę​ża​jąsięjejw

wą​skieszpar​ki,gdyprze​no​siwzroknamnie.

— No co? Chcia​łem ich roz​dzie​lić — mó​wię

gło​sem nie​wi​niąt​ka i uśmie​cham się z nie​od​-
par​tymuro​kiem.

Pry​skamiwodąwtwarz.
—Tozato,żenieroz​dzie​li​łeśichszyb​ciej.A

te​razubie​raćsięisia​daćdosto​łu.

Tobybyłotyle,je​ślicho​dziomójnie​od​par​-

tyurok.

— I tak nas ko​chasz — rzu​cam za nią, gdy

wy​cho​dzizpo​ko​ju.

Bio​ręszyb​kiprysz​niciwra​camdopo​ko​juz

background image

ręcz​ni​kiem na bio​drach. Luis ma na gło​wie
mojąban​da​nę,codo​pro​wa​dzamniedowście​-
kło​ści.Zry​wammujązgło​wy.

—Ni​g​dywię​cejtegoniedo​ty​kaj,Luis.
— Cze​mu? — pyta, pa​trząc nie​win​nie tymi

swo​imiciem​no​brą​zo​wy​mioczka​mi.

Dla Lu​isa to tyl​ko zwy​kła ban​da​na. Dla

mnietoozna​katego,cojest,itego,cze​goni​g​-
dyniebę​dzie.Jakmamdocho​le​rywy​ja​śnićto
je​de​na​sto​let​nie​mu gów​nia​rzo​wi? Wie, kim je​-
stem. To żad​na ta​jem​ni​ca, że ban​da​na jest w
bar​wachLa​ty​no​skiejKrwi.Tra​fi​łemtamprzez
dłu​giize​mstęiniemamjużwyj​ścia.Aleprę​-
dzejdamsięza​bić,niżpo​zwo​lę,żebyktó​ryśz
mo​ichbra​citeżsiętamzna​lazł.

Zwi​jamban​da​nęwdło​ni.
—Luis,niedo​ty​kajmo​ichgra​tów.Azwłasz​-

czatychzwią​za​nychzKrwią.

—Alelu​bięubie​raćsięnaczer​wo​no-czar​no.
To ostat​nia rzecz, jaką chciał​bym od nie​go

usły​szeć.

— Je​śli jesz​cze raz cię w tym przy​ła​pię, to

bę​dzieszno​sićczar​no-fio​le​to​wy—ostrze​gam.

—Ku​masz,bra​cisz​ku?
Wzru​szara​mio​na​mi.
—Ku​mam.
Wy​cho​dzi ener​gicz​nie z po​ko​ju, a ja za​sta​-

na​wiam się, czy na​praw​dę do nie​go do​tar​ło.

background image

Prze​sta​ję się nad tym za​sta​na​wiać, tyl​ko wy​-
cią​gam z ko​mo​dy czar​ny T-shirt i wkła​dam
zno​szo​ne, spra​ne dżin​sy. Zwią​zu​ję so​bie na
gło​wiechu​s​tęisły​szęgłosmamyzkuch​ni.

— Ale​jan​dro, śnia​da​nie sty​gnie. De​pri​sa, ale

już.

— Idę — od​po​wia​dam. Ni​g​dy nie zro​zu​-

miem, cze​mu je​dze​nie jest dla niej aż ta​kie
waż​ne.

Gdywcho​dzędokuch​ni,moibra​ciapo​chła​-

nia​jąjużswo​jepor​cje.Otwie​ramlo​dów​kęilu​-
stru​jęjejza​war​tość.

—Sia​daj.
—Mamo,chcia​łemtyl​ko...
— To nie chciej, Ale​jan​dro, tyl​ko sia​daj. Je​-

ste​śmy ro​dzi​ną i sią​dzie​my do po​sił​ku jak ro​-
dzi​na.

Wzdy​cham, za​my​kam lo​dów​kę i sia​dam

obok Car​lo​sa. Cza​sem po​sia​da​nie bli​skiej ro​-
dzi​ny ma swo​je wady. Mi’ama sta​wia przede
mną ta​lerz pe​łen hu​evos i tor​til​li — ja​jek i
plac​ków.

—Cze​muniemo​żeszmó​wićnamnieAlex?

—py​tam,wpa​tru​jącsięwje​dze​nie.

—Gdy​bymchcia​łamó​wićnacie​bieAlex,nie

da​ła​bymcinaimięAle​jan​dro.Nielu​biszswo​-
je​goimie​nia?

Całysięspi​nam.Mamnaimiętaksamojak

background image

oj​ciec,któ​ryjużnieżyjeipoktó​rymmu​sia​łem
prze​jąć obo​wiąz​ki męż​czy​zny w tym domu.
Ale​jan​dro, Ale​jan​dro Jr., Ju​nior... dla mnie to
jed​noitosamo.

— A ma to ja​kieś zna​cze​nie? — mru​czę i

bio​rętor​til​lę.Pod​no​szęgło​wę,chcącspraw​dzić
jejre​ak​cję.

Stoi ty​łem do mnie i myje na​czy​nia przy

zle​wie.

—Nie.
—Alexchceuda​wać,żejestbia​ły—wtrą​ca

się Car​los. — Mo​żesz zmie​nić imię, bra​cisz​ku,
aleitakwszy​scybędąwi​dziećwto​biezwy​kłe​-
goMe​xi​ca​no.

— Car​los, cal​la​te la boca, przy​mknij się —

ostrze​gam. — Wca​le nie chcę być bia​ły. Nie
chcębyćtyl​koko​ja​rzo​nyzoj​cem.

Por fa​vor — pro​si mat​ka. — Prze​stań​cie

sięwresz​ciekłó​cić.

Mo​ja​do—pod​śpie​wu​jeCar​los,żebymnie

spro​wo​ko​wać,mó​wiąc,żeje​stemnie​le​gal​nym
mek​sy​kań​skimro​bot​ni​kiem.

Mamdośćjegoga​da​nia.Nazbytdużoso​bie

po​zwa​la. Wsta​ję z szu​ra​niem. Car​los robi to
samo i pod​cho​dzi do mnie bli​sko. Wie, że
mógł​bym mu sko​pać ty​łek. Nie​dłu​go przez tę
swo​ją za​ro​zu​mia​łość na​py​ta so​bie bie​dy, bo
za​drzeznie​wła​ści​wąoso​bą.

background image

—Sia​daj,Car​los—na​ka​zu​jemia​ma.
— Pie​przo​ny fa​so​larz. — Car​los prze​cią​ga

sło​wa, pa​ro​diu​jąc po​łu​dnio​wy ak​cent. — A
wła​ści​wie jesz​cze go​rzej, es un gan​gu​ero — to
gang​ster.

—Car​los!—mi’amaprzy​wo​łu​jegoostrodo

po​rząd​ku i idzie już w jego stro​nę, ale ja je​-
stemszyb​szyiła​piębra​tazafra​ki.

— Ow​szem, lu​dzie za​wsze tak będą o mnie

my​śleć — mó​wię. — Ale jak bę​dziesz tak
chrza​nić,oto​biebędąmy​ślećtaksamo.

— Bra​cisz​ku, i tak będą. Czy tego chcę, czy

nie.

Pusz​czamgo.
— My​lisz się, Car​los. Mo​żesz osią​gnąć coś

wię​cej,byćkimświę​cej.

—Niżty?
—Tak,niżjaido​brzeotymwiesz—do​da​-

ję.—Ate​razprze​prośmamęzata​kieod​zyw​ki
wjejobec​no​ści.

Pa​trzymiwoczyizmiej​scawie,żenieżar​-

tu​ję.

— Prze​pra​szam, mamo — mówi i sia​da

znówprzysto​le.Alewi​dzę,żejestwście​kły,że
utar​łemmunosa.

Mi’ama

od​wra​casięiotwie​ralo​dów​kę,żeby

ukryć łzy. Cho​le​ra, mar​twi się o Car​lo​sa. Jest
w dru​giej kla​sie i ko​lej​ne dwa lata oka​żą się

background image

dlanie​goklu​czo​we.

Wy​kła​dam czar​ną skó​rza​ną kurt​kę, bo dłu​-

żejtuniewy​trzy​mam.Cmo​kamprze​pra​sza​ją​-
comi’amęwpo​li​czekzakłót​nieprzyśnia​da​niu
i wy​cho​dzę, za​sta​na​wia​jąc się, jak mam
uchro​nić Car​lo​sa i Lu​isa przed pój​ściem w
moje śla​dy i po​ka​zać im, że jest lep​sze ży​cie.
Cozairo​nia.

Nauli​cychło​pa​kiwta​kichsa​mychbar​wach

wi​ta​jąsięnaspo​sóbLa​ty​no​skiejKrwi:stu​ka​ją
siędwarazypra​wądło​niąwlewera​mię,ugi​-
na​jącprzytympa​lecser​decz​ny.Całyna​bu​zo​-
wa​ny wsia​dam na mo​tor. Chcą mieć w gan​gu
twar​dzie​la, to będą go mie​li. Od​sta​wiam taką
szop​kę na po​trze​by ze​wnętrz​ne​go świa​ta, że
cza​semażsamsięso​biedzi​wię.

—Alex,cze​kaj!—wołazna​jo​mygłos.
Pod​bie​ga do mnie Car​men San​chez, moja

są​siad​kaibyładziew​czy​na.

—Cześć,Car​men—mru​czę.
—Pod​rzu​ciszmniedoszko​ły?
Jej czar​na mini od​sła​nia bo​skie nogi, a blu​-

zecz​ka jest ob​ci​sła i pod​kre​śla małe, ale za​-
dzior​ne chi​chis, cyc​ki. Kie​dyś zro​bił​bym dla
niej wszyst​ko, ale to było, za​nim przy​ła​pa​łem
ją pod​czas wa​ka​cji z in​nym fa​ce​tem w łóż​ku.
Awza​sa​dziewsa​mo​cho​dzie.

— Oj prze​stań, Alex. Prze​cież nie gry​zę...

background image

chy​bażeze​chcesz.

Car​men też na​le​ży do Krwi. Nie​za​leż​nie od

tego,czyje​ste​śmyra​zem,czynie,za​wszekry​-
je​myso​bietył​ki.Ta​kiesąza​sa​dy.

—Wska​kuj—mó​wię.
Car​men wsia​da na mo​to​cykl i ce​lo​wo kła​-

dzie mi ręce na udach i przy​ci​ska się ca​łym
cia​łemdomo​ichple​ców.Nieod​no​sitojed​nak
efek​tu, na jaki za​pew​ne li​czy​ła. Co ona so​bie
wy​obra​ża? Że za​po​mnę o tym, co było? Nie
ma mowy. Moja prze​szłość de​cy​du​je o tym,
kimje​stem.

Sta​ramsięsku​pićnaroz​po​czę​ciuostat​nie​go

roku szkol​ne​go w Fa​ir​field, na te​raź​niej​szo​ści.
To cho​ler​nie trud​ne, bo nie​ste​ty po ma​tu​rze
moja przy​szłość bę​dzie naj​praw​do​po​dob​niej
taksamobez​na​dziej​najakmojaprze​szłość.

background image

3.Brittany

Sier​ra,przeztoautokrę​cąmisięwło​sy.Za​-

wszejakopusz​czamdach,wy​glą​dam,jak​bym
wpa​dławtrą​bępo​wietrz​ną—mó​więdoprzy​-
ja​ciół​ki, ja​dąc no​wym srebr​nym ka​brio​le​tem
wzdłużVineStre​etdoli​ceumFa​ir​field.—Wy​-
glądjestnaj​waż​niej​szy.—Moiro​dzi​ceprze​ka​-
za​li mi za​sa​dę, któ​ra rzą​dzi ca​łym moim ży​-
ciem. To je​dy​ny po​wód, dla któ​re​go nie sko​-
men​to​wa​łamwża​denspo​sóbbmw,któ​retato
dał mi dwa ty​go​dnie temu w ra​mach eks​tra​-
wa​ganc​kie​gopre​zen​tuuro​dzi​no​we​go.

— Miesz​ka​my pół go​dzi​ny od Wietrz​ne​go

Mia​sta—mówiSier​raiwy​cią​garękędogóry.

— A Chi​ca​go nie sły​nie za​sad​ni​czo z ła​god​-

nejpo​go​dy.Pozatym,Brit,ztymiroz​wi​chrzo​-
ny​miwło​sa​miwy​glą​daszjakgrec​kablondbo​-
gi​ni. Stre​su​jesz się tyl​ko spo​tka​niem z Co​li​-
nem.

Rzu​cam okiem na na​sze zdję​cie w kształ​cie

ser​dusz​kaprzy​kle​jo​nedode​skiroz​dziel​czej.

—Latozmie​nialu​dzi.
— Roz​sta​nie umac​nia uczu​cia — ri​po​stu​je

Sier​ra. — Je​steś ka​pi​ta​nem dru​ży​ny che​er​le​-
ade​rek, a on ka​pi​ta​nem dru​ży​ny fut​bo​lo​wej.

background image

Mu​si​cie być ra​zem, bo ina​czej roz​pad​nie się
układsło​necz​ny.

Co​lin dzwo​nił kil​ka razy z dom​ku let​ni​sko​-

we​go swo​ich ro​dzi​ców, gdzie spę​dzał wa​ka​cje
zkum​pla​mi,aleniemampo​ję​cia,naczymte​-
raz sto​imy. Wró​cił do​pie​ro wczo​raj wie​czo​-
rem.

— Świet​ne dżin​sy — mówi Sier​ra, zer​ka​jąc

namojespra​nebio​drów​ki.—Bę​dzieszmimu​-
sia​łapo​ży​czyć.

— Moja mama ich nie cier​pi — mó​wię i na

świa​tłach przy​gła​dzam so​bie wło​sy, sta​ra​jąc
sięujarz​mićswo​jeblondloki.—Mówi,żewy​-
glą​da​jąjakzse​cond-han​du.

—Mó​wi​łaśjej,żevin​ta​gejestnacza​sie?
— Aku​rat bę​dzie mnie słu​chać. Le​d​wie słu​-

cha​ła,jakpy​ta​łamonowąopie​kun​kę.

Nikt nie zda​je so​bie spra​wy, jak wy​glą​da

mój dom. Na szczę​ście mam Sier​rę. Może nie
do koń​ca wszyst​ko ro​zu​mie, ale wie na tyle
dużo,żemożemniewy​słu​chaćiza​cho​waćin​-
for​ma​cjenate​matmo​je​goży​ciaro​dzin​ne​gow
ta​jem​ni​cy. Poza Co​li​nem tyl​ko Sier​ra po​zna​ła
mojąsio​strę.

Sier​raotwie​rafu​te​rałzpły​ta​mi.
—Acosięsta​łozpo​przed​nią?
—Shel​leywy​rwa​łajejgarśćwło​sów.
—Auć.

background image

Za​jeż​dżam na szkol​ny par​king, bę​dąc my​-

śla​mi ra​czej przy sio​strze niż na dro​dze. Ha​-
mu​ję z pi​skiem opon, bo o mały włos nie po​-
trą​cam ja​kiejś pary na mo​to​cy​klu. Wy​da​wa​ło
misię,żemiej​scepar​kin​go​wejestpu​ste.

— Uwa​żaj, suko — mówi Car​men San​chez,

dziew​czy​na sie​dzą​ca za kie​row​cą, i po​ka​zu​je
miśrod​ko​wypa​lec.

Naj​wy​raź​niej pod​czas kur​su na pra​wo jaz​-

dyopu​ści​ławy​kładoagre​sjinadro​dze.

—Prze​pra​szam—mó​więgło​śno,żebyprze​-

krzy​czećrykmo​to​cy​kla.—My​śla​łam,żeni​ko​-
gotuniema.

Na​gledo​cie​radomnie,kogoomalniepo​trą​-

ci​łam. Mo​to​cy​kli​sta od​wra​ca się. Wście​kłe
czar​ne oczy. Czer​wo​no-czar​na ban​da​na. Wci​-
skamsięjaknaj​głę​biejwfo​tel.

— O cho​le​ra. To Alex Fu​en​tes — mó​wię i

wzdry​gamsię.

— Jezu, Brit — szep​cze Sier​ra. — Chcia​ła​-

bym do​żyć koń​ca roku. Wy​jeż​dżaj stąd, póki
nieza​bi​jenasobu.

Alex wpa​tru​je się we mnie mor​der​czym

wzro​kiem,sta​wia​jącmo​tornanóż​ce.Przy​wa​li
mi?

Szu​kam wstecz​ne​go, roz​pacz​li​wie prze​rzu​-

ca​jącbie​gi.Oczy​wi​ścietataku​piłmisa​mo​chód
zręcz​nąskrzy​niąbie​gów,alenieza​dałjużso​-

background image

bietru​du,żebyna​uczyćmniepo​rząd​nieob​słu​-
gi​waćtocho​ler​stwo.

Alex robi krok w stro​nę mo​je​go wozu. In​-

stynkt pod​po​wia​da mi, żeby zo​sta​wić sa​mo​-
chód i ucie​kać, jak​bym utknę​ła na to​rach, a
po​ciąg wła​śnie nad​jeż​dżał. Zer​kam na Sier​rę,
któ​ra grze​bie de​spe​rac​ko w to​reb​ce. To chy​ba
ja​kiśżart?

— Nie umiem wrzu​cić wstecz​ne​go. Mu​sisz

mi po​móc. Cze​go ty, do cho​le​ry, szu​kasz? —
py​tam.

—No...ni​cze​go.Niechcętyl​kona​wią​zy​wać

kon​tak​tuwzro​ko​we​gozLa​ty​no​ski​miKrwio​pji​-
ca​mi. Ru​szaj wresz​cie, co? — od​po​wia​da Sier​-
ra przez za​ci​śnię​te zęby. — Poza tym ja
umiemkie​ro​waćtyl​koau​to​ma​tem.

W koń​cu uda​je mi się wrzu​cić wstecz​ny, z

okrop​nympi​skiemoponco​famautoiznaj​du​ję
innemiej​sce.

Par​ku​je​my w za​chod​niej czę​ści par​kin​gu,

jaknaj​da​lejodpew​ne​goczłon​kagan​gu,któ​re​-
go zła sła​wa po​tra​fi​ła​by prze​ra​zić na​wet naj​-
tward​sze​go fut​bo​li​stę z Fa​ir​field, po czym
idzie​my z Sier​rą do głów​ne​go wej​ścia li​ceum
Fa​ir​field. Nie​ste​ty stoi tam Alex Fu​en​tes z
kum​pla​mizgan​gu.

— Po pro​stu idź — mru​czy Sier​ra. — Pod

żad​nympo​zo​remniepatrzimwoczy.

background image

To aku​rat oka​zu​je się do​syć trud​ne, gdy

AlexFu​en​tesza​stę​pu​jemidro​gę.

Jaką mo​dli​twę od​ma​wia się w go​dzi​nę

śmier​ci?

—Je​steśbez​na​dziej​nymkie​row​cą—mówiz

lek​kim hisz​pań​skim ak​cen​tem i spoj​rze​niem
mó​wią​cymwy​raź​nie:Jaturzą​dzę.

Ztymswo​imumię​śnio​nymcia​łemiide​al​ną

twa​rzą chło​pak wy​glą​da jak mo​del od Aber​-
crom​bie​go, ale jego zdję​cie tra​fi prę​dzej do
kar​to​te​kipo​li​cyj​nej.

Dzie​cia​ki z pół​noc​nej czę​ści mia​sta nie za​-

da​ją się w za​sa​dzie z dzie​cia​ka​mi z po​łu​dnia.
Nie, że uwa​ża​my się za lep​szych — je​ste​śmy
popro​stuinni.Ży​je​mywtymsa​mymmie​ście,
ale w zu​peł​nie in​nych czę​ściach. My miesz​ka​-
my w du​żych re​zy​den​cjach nad je​zio​rem Mi​-
chi​gan, a oni w po​bli​żu bocz​nic ko​le​jo​wych.
Ina​czej wy​glą​da​my, mó​wi​my, za​cho​wu​je​my
się i ubie​ra​my. Nie mó​wię, że ktoś jest lep​szy
albo gor​szy. W Fa​ir​field tak po pro​stu jest. A
szcze​rzemó​wiąc,więk​szośćdziew​czynzpo​łu​-
dnia mia​sta trak​tu​je mnie tak jak Car​men
San​chez...nie​na​wi​dząmniezato,kimje​stem.

Ara​czejzato,jakaichzda​niemje​stem.
Alex mie​rzy mnie po​wo​li wzro​kiem, z góry

nadółizpo​wro​tem.Nieporazpierw​szychło​-
pak tak na mnie pa​trzy, ale ni​g​dy nie ro​bił

background image

tego ktoś taki jak Alex i to w tak bez​czel​ny
spo​sób...iztakbli​ska.Czu​ję,żero​bięsięczer​-
wo​na.

— Na​stęp​nym ra​zem patrz, gdzie je​dziesz

—mówizim​nym,spo​koj​nymgło​sem.

Pró​bu​je mnie za​stra​szyć. Do​bry jest. Nie

damsięster​ro​ry​zo​wać,na​wetje​śliwbrzu​chu
wszyst​koprze​wra​camisiętak,jak​bymzro​bi​ła
sto gwiazd pod rząd. Pro​stu​ję ra​mio​na i
uśmie​chamsięszy​der​czo:tymsa​mymuśmie​-
chem,poktó​rysię​gam,gdychcęko​gośdosie​-
bieznie​chę​cić.

—Dzię​kizaradę.
— Je​śli chcia​ła​byś kie​dyś, żeby praw​dzi​wy

fa​cetpo​ka​załci,jaksięjeź​dzi,mogęciudzie​lić
parulek​cji.

Jego kum​ple za​czy​na​ją się śmiać i gwiz​dać,

awemniewszyst​kosięgo​tu​je.

— Gdy​byś był praw​dzi​wym fa​ce​tem, przy​-

trzy​mał​byś mi drzwi, a nie blo​ko​wał przej​ście
—mó​wię,bę​dącpodwra​że​niemwła​snejri​po​-
sty,mimożeko​la​namamjakzwaty.

Alexod​su​wasię,otwie​radrzwiikła​niasię,

jak​by był ka​mer​dy​ne​rem. Robi so​bie ze mnie
jaja: on to wie i ja to wiem. Wszy​scy to wie​-
dzą. Wi​dzę, że Sier​ra da​lej grze​bie bez sen​su
wto​reb​ce.Cozakre​tyn​ka.

—Zaj​mijsięwła​snymży​ciem—mó​więmu.

background image

—Takjakty?Ca​bró​na,po​zwól,żecościpo​-

wiem—od​po​wia​daostroAlex.—Two​jeży​cie
niejestpraw​dzi​we.Jestsztucz​ne.Takjakcała
ty.

Ła​pię Sier​rę za rękę i cią​gnę do otwar​tych

drzwi.Wcho​dzi​mydośrod​kawśródśmie​chów
ipo​gwiz​dy​wań.

W koń​cu wy​pusz​czam z płuc po​wie​trze,

któ​re mu​sia​łam do​tąd cały czas wstrzy​my​-
wać,apo​temod​wra​camsiędoSier​ry.

Przy​ja​ciół​ka gapi się na mnie prze​ra​żo​nym

wzro​kiem.

— Cho​le​ra ja​sna, Brit! Chcesz umrzeć, czy

jak?

— Co daje Alek​so​wi Fu​en​te​so​wi pra​wo ter​-

ro​ry​zo​wa​nia każ​de​go, kto mu sta​nie na dro​-
dze?

—Możepi​sto​let,któ​rymazapa​skiemalbo

bar​wy gan​gu, któ​re na so​bie nosi? — stwier​-
dzaSier​rasar​ka​stycz​nie.

— Nie jest na tyle głu​pi, żeby przy​cho​dzić

do szko​ły ze splu​wą — za​uwa​żam roz​sąd​nie.
—Ajaniedamsięza​stra​szyćanijemu,anini​-
ko​muin​ne​mu.—Przy​naj​mniejwszko​le.Szko​-
ła to je​dy​ne miej​sce, w któ​rym mogę zgry​wać
„ide​ał”.Wszy​scysięnatobio​rą.Na​gledo​cie​ra
do mnie, że to nasz ostat​ni rok w Fa​ir​field i
po​trzą​samSier​rązara​mio​na.

background image

— Je​ste​śmy w ostat​niej kla​sie — mó​wię z

tym sa​mym en​tu​zja​zmem, z ja​kim tań​czę z
pom​po​na​miname​czach.

—Noi?
—Noiodte​razwszyst​kobę​dziei-d-e-a-l-n-

e.

Dzwo​nidzwo​nek,awła​ści​wieniedzwo​nek,

bowze​szłymrokuucznio​wieusta​li​li,żebyza​-
miast dzwon​ka na prze​rwę le​cia​ła mu​zy​ka.
Te​razwła​śnieleciSum​merLovezGre​ase.Sier​ra
ru​szako​ry​ta​rzem.

— Do​pil​nu​ję, że​byś mia​ła i-d-e-a-l-n-y po​-

grzeb.Mnó​stwokwia​tówiwogó​le.

— Kto umarł? — pyta ktoś za mo​imi ple​ca​-

mi.

Od​wra​cam się. To Co​lin. Blond wło​sy ma

do​dat​ko​wo roz​ja​śnio​ne od słoń​ca i uśmiech
taksze​ro​ki,żezaj​mu​jemupra​wiecałątwarz.
Ża​łu​ję, że nie mam lu​ster​ka, żeby spraw​dzić,
czy się nie roz​ma​za​łam. Ale na​wet je​śli, to
prze​cież Co​lin nie rzu​cił​by mnie z ta​kie​go po​-
wo​du, praw​da? Pod​bie​gam i przy​tu​lam się do
nie​gomoc​no.

Przy​ci​ska mnie do sie​bie, ca​łu​je lek​ko w

ustaiod​su​wa.

—Ktoumarł?—po​wta​rza.
—Nikt—od​po​wia​dam.—Za​po​mnijotym.

Za​po​mnijowszyst​kimpozamną.

background image

—Tonictrud​ne​go,gdywy​glą​dasztakcho​-

ler​niesek​sow​nie.—Co​linznówmnieca​łu​je.—
Prze​pra​szam, że nie za​dzwo​ni​łem, ale było
strasz​neza​mie​sza​niezroz​pa​ko​wy​wa​niemiw
ogó​le.

Uśmie​chamsiędonie​goszczę​śli​wa,żespę​-

dzo​ne osob​no wa​ka​cje nic mię​dzy nami nie
zmie​ni​ły. Układ sło​necz​ny jest bez​piecz​ny,
przy​naj​mniejnara​zie.

Co​linobej​mu​jemniera​mie​niemiwtymsa​-

mym mo​men​cie otwie​ra​ją się drzwi wej​ścio​-
we.Dośrod​kawpa​daAlexzkum​pla​mi,jak​by
mie​liza​miarupro​wa​dzićcałąszko​łę.

— Po co oni w ogó​le cho​dzą do budy? —

mru​czyCo​lintakci​cho,żetyl​kojatosły​szę.—
Po​ło​wa z nich pew​nie i tak od​pad​nie przed
koń​cemroku.

Mój wzrok na​po​ty​ka na krót​ką chwi​lę

wzrokAlek​saiprze​cho​dzimniedreszcz.

— Dziś rano omal nie wje​cha​łam w mo​tor

Alek​sa Fu​en​te​sa — mó​wię Co​li​no​wi, gdy Alex
niemożenasjużusły​szeć.

—Trze​babyłotozro​bić.
—Co​lin!
— Przy​naj​mniej mie​li​by​śmy emo​cjo​nu​ją​cy

po​czą​tek roku. Ta buda jest bez​na​dziej​nie
nud​na.

Nud​na?Omalniespo​wo​do​wa​łamwy​pad​ku,

background image

dziew​czy​nazpo​łu​dnio​wejczę​ścimia​stapo​ka​-
za​łamiśrod​ko​wypa​lec,anie​bez​piecz​nygang​-
sterpró​bo​wałmnieza​stra​szyćprzedwej​ściem
doszko​ły.Je​ślitomia​łabyćza​po​wiedźdal​szej
czę​ści roku, to zde​cy​do​wa​nie nie bę​dzie nud​-
no.

background image

4.Alex

Wie​dzia​łem,żewktó​rymśmo​men​ciewcią​-

gurokuszkol​ne​gotra​fięnady​wa​nikdono​we​-
gody​rek​to​ra,aleniespo​dzie​wa​łemsię,żesta​-
nie się to za​raz pierw​sze​go dnia szko​ły. Po​-
dob​no dok​tor Agu​ir​re zo​stał za​trud​nio​ny, bo
po​ka​zał twar​dą rękę w ja​kimś li​ceum w Mil​-
wau​kee. Ktoś mu​siał mu wska​zać mnie jako
pro​wo​dy​ra, bo to mój ty​łek zna​lazł się w jego
ga​bi​ne​cie, a nie ko​goś in​ne​go z La​ty​no​skiej
Krwi.

Awięcwy​cią​gnę​limniezwu​efu,żebyAgu​-

ir​remógłsięna​pu​szyćiza​cząćma​ru​dzićoza​-
ostrzo​nym ry​go​rze w szko​le. Czu​ję, że sta​ra
się mnie wy​ba​dać i za​sta​na​wia się, jak za​re​-
agu​jęnajegoostrze​że​nia:

— ...w tym roku za​trud​ni​łem też dwóch

uzbro​jo​nychochro​nia​rzy,Ale​jan​dro.

Wbij a we mnie wzrok, wy​raź​nie chcąc

mnie prze​stra​szyć. Ja​sne. Z miej​sca wi​dać, że
choć Agu​ir​re też jest La​ty​no​sem, nie ma po​ję​-
cia, jak wy​glą​da ży​cie na uli​cach. Za​raz mi
pew​nieza​cznieopo​wia​dać,żetakjakjado​ra​-
stał w bie​dzie. Pew​nie ni​g​dy na​wet nie za​pu​-
ścił się sa​mo​cho​dem w moją część mia​sta.

background image

Możepo​wi​nie​nemurzą​dzićmuwy​ciecz​kękra​-
jo​znaw​czą?

Sta​jena​prze​ciw​komnie.
— Zo​bo​wią​za​łem się oso​bi​ście przed ko​mi​-

sa​rzem i radą szko​ły, że skoń​czę z prze​mo​cą,
zktó​rąodlatbez​sku​tecz​niesiętuwal​czy.Nie
za​wa​hamsięza​wie​sićni​ko​go,ktobę​dzieigno​-
ro​waćre​gu​la​minszkol​ny.

Ni​cze​go nie igno​ro​wa​łem, za​ba​wi​łem się

tyl​kozpom​po​nia​rą,afa​cetjużmówioza​wie​-
sze​niu. Może sły​szał, że w ze​szłym roku też
zo​sta​łem za​wie​szo​ny. Przez zwy​kłą bzdu​rę
wy​la​li mnie na trzy dni. To nie była moja
wina... tak do koń​ca. Paco wy​sko​czył z ja​kąś
ab​sur​dal​nąteo​rią,żefiu​tybia​ła​sówina​czejre​-
agu​jąnazim​nąwodęniżLa​ty​no​sów.Kłó​ci​łem
się z nim na ten te​mat w ko​tłow​ni, gdzie za​-
krę​ciłdo​pływcie​płejwodyiwte​dynaszła​pa​li.

Nie mia​łem z tym nic wspól​ne​go, ale i tak

zo​sta​łem uzna​ny za win​ne​go. Paco usi​ło​wał
po​wie​dzieć praw​dę, ale po​przed​ni dyro nie
chciał go w ogó​le słu​chać. Może gdy​bym się
bar​dziejpo​sta​rał,tobypo​słu​chał.Alejakijest
senswal​czyćoprze​gra​nąspra​wę?

Ja​sne, że tra​fi​łem tu dziś dzię​ki Brit​ta​ny El​-

lis. My​śli​cie, że ten pa​lant, z któ​rym cho​dzi,
kie​dy​kol​wiek zo​sta​nie we​zwa​ny na dy​wa​nik
do Agu​ir​re? Aku​rat. Chłop​taś jest mi​strzem

background image

fut​bo​lu.Możewa​ga​ro​waćiwsz​czy​naćbój​ki,a
Agu​ir​reitakpew​niebę​dziegoca​ło​waćpotył​-
ku.Co​linAdamswiecz​niemniepo​py​cha,wie​-
dząc, że nic mu za to nie gro​zi. Za​wsze, gdy
chcę się mu od​pła​cić, ja​koś uda​je mu się wy​-
mknąć albo zna​leźć w po​bli​żu na​uczy​cie​li...
na​uczy​cie​li, któ​rzy tyl​ko cze​ka​ją, że​bym coś
spa​prał.

Alektó​re​gośdnia...
Pod​no​szęwzroknaAgu​ir​re.
— Nie wsz​czy​nam żad​nych bó​jek. — Ale

jed​nązprzy​jem​no​ściąbymdo​koń​czył,my​ślę.

— To do​brze — stwier​dza Agu​ir​re. — Ale

sły​sza​łem,żeby​łeśdziśnapar​kin​guagre​syw​-
nywsto​sun​kudojed​nejzuczen​nic.

To, że omal nie zo​sta​łem roz​je​cha​ny no​-

wiut​ką be​em​ką Brit​ta​ny El​lis to moja wina?
Przez ostat​nie trzy lata uda​wa​ło mi się ja​koś
scho​dzićzdro​gitejbo​ga​tejzdzi​rze.Sły​sza​łem,
żewze​szłymrokudo​sta​łaja​kąśtrój​kę,alete​-
le​fo​nikodro​dzi​cówwszyst​koza​ła​twił.

Bomia​ła​byprzeztomniej​szeszan​senado​-

brycol​le​ge.

Pie​przyć to. Gdy​bym to ja do​stał tró​ję,

mi’ama

zdzie​li​ła​by mnie w łeb i ka​za​ła dwa

razy bar​dziej się sta​rać. Wy​pru​wam so​bie
żyły, żeby do​stać do​bre stop​nie, choć na ko​-
niecitaknaj​czę​ściejna​uczy​cie​ledo​py​tu​jąsię,

background image

skąd mia​łem od​po​wie​dzi. Jak​bym kie​dy​kol​-
wiek ścią​gał. Nie cho​dzi mi o to, żeby do​stać
siędocol​le​ge’u.Cho​dzioto,żebyudo​wod​nić,
żemógł​bymsiędo​stać...gdy​bymojeży​ciewy​-
glą​da​łoina​czej.

Dzie​cia​ki z po​łu​dnio​wej czę​ści mia​sta uwa​-

żasięzwy​klezagłup​szeodtychzpół​no​cy,ale
tobred​nie.Je​dy​ne,conasróż​ni,tożenieje​ste​-
śmytacybo​ga​ci,nieje​ste​śmyta​ki​mima​te​ria​-
li​sta​mi i nie mamy ob​se​sji, żeby do​stać się na
naj​droż​sze i naj​bar​dziej pre​sti​żo​we uczel​nie.
Zwy​kle kon​cen​tru​je​my się głów​nie na prze​-
trwa​niu i za​wsze mu​si​my mieć oczy do​oko​ła
gło​wy.

Praw​do​po​dob​nie naj​trud​niej​sza w ży​ciu

Brit​ta​nyEl​lisjestde​cy​zja,doja​kiejre​stau​ra​cji
iśćcowie​czórnako​la​cję.Tala​skazapo​mo​cą
swo​je​go bo​skie​go cia​ła ma​ni​pu​lu​je każ​dym, z
kimtyl​koza​cznieroz​ma​wiać.

—Ze​chceszmipo​wie​dzieć,cosięwy​da​rzy​-

ło na par​kin​gu? Chciał​bym po​znać two​ją wer​-
sjęzda​rzeń—mówiAgu​ir​re.

Nie ma mowy. Już daw​no temu prze​ko​na​-

łemsię,żemojawer​sjazda​rzeńniemażad​ne​-
gozna​cze​nia.

— Dziś rano... po pro​stu się nie zro​zu​mie​li​-

śmy—wy​ja​śniam.Brit​ta​nyEl​lisniezro​zu​mia​-
ła, że na jed​nym miej​scu par​kin​go​wym nie

background image

zmiesz​cząsiędwapo​jaz​dy.

Agu​ir​re stoi i opie​ra się rę​ko​ma o lśnią​ce,

nie​ska​zi​tel​nieczy​stebiur​ko.

—Po​sta​raj​mysię,żebyta​kienie​po​ro​zu​mie​-

nianiewe​szłynamwkrew,do​brze?

—Alex.
—Słu​cham?
—Wolę,żebyna​zy​waćmnieAlex.—Agu​ir​-

re całą wie​dzę o mnie czer​pie ze szkol​nych
akt, pew​nie tak ten​den​cyj​nych, że gru​bych na
dzie​sięćcen​ty​me​trów.

Agu​ir​rekiwagło​wą.
— Do​brze, Alex. Idź na szó​stą lek​cję. Ale

mam na wszyst​ko oko i będę cię uważ​nie ob​-
ser​wo​wać. Nie chcę cię już wię​cej u sie​bie wi​-
dzieć. — Wsta​ję, a on kla​dzie mi rękę na ra​-
mie​niu.

—Takdlatwo​jejwia​do​mo​ści:za​le​żymina

każ​dymuczniuwtejszko​le.Nakaż​dym,Alex.
Na to​bie też, więc je​śli by​łeś do mnie w ja​kiś
spo​sób uprze​dzo​ny, za​po​mnij o tym. Me en​-
tien​des?

—Ro​zu​miesz?

Si. En​tien​do — mó​wię, za​sta​na​wia​jąc się,

na ile mogę mu wie​rzyć. Na ko​ry​ta​rzu rze​ka
uczniów prze​miesz​cza się szyb​ko do swo​ich
klas. Nie mam po​ję​cia, jaką mam na​stęp​ną
lek​cję,pozatymcią​gleje​stemwstro​judowu​-
efu.

background image

W szat​ni, gdy już się prze​bra​łem, roz​le​ga

sięzgło​śni​kówpio​sen​kawzy​wa​ją​canaszó​stą
lek​cję. Wy​cią​gam z tyl​nej kie​sze​ni plan. Che​-
mia z pa​nią Pe​ter​son. Cu​dow​nie, ko​lej​na cho​-
le​ra, z któ​rą trze​ba so​bie bę​dzie ja​koś po​ra​-
dzić.

background image

5.Brittany

Włą​czam ko​mór​kę i dzwo​nię przed che​mią

dodomu,żebyspraw​dzić,cotamumo​jejsio​-
strzycz​ki.Ba​gh​dajestnie​za​do​wo​lo​na,boShel​-
leyniesma​ko​wałlunchiod​sta​wi​ławzwiąz​ku
z tym szop​kę. Wy​glą​da na to, że w ra​mach
pro​te​stuzrzu​ci​łanapod​ło​gęmi​skęzjo​gur​tem.

Czy na​praw​dę ocze​ki​wa​łam zbyt wie​le, li​-

cząc,żemamaopu​ścipopro​stuje​dendzieńw
klu​bie spor​to​wym i zo​sta​nie w domu, żeby
wpro​wa​dzić Ba​gh​dę? Wa​ka​cje się skoń​czy​ły i
nie mogę już za​stę​po​wać opie​ku​nek w mo​-
men​cie,wktó​rymzwy​kleod​cho​dzą.

Po​win​nam się sku​pić na szko​le. Za​le​ży mi,

żebydo​staćsięnadaw​nąuczel​niętaty,Nor​th​-
we​stern, bo chcę stu​dio​wać bli​sko domu i
opie​ko​wać się sio​strą. Pod​po​wia​dam Ba​gh​-
dzie, jak so​bie ra​dzić, bio​rę głę​bo​ki wdech,
przy​kle​jam do twa​rzy uśmiech i wcho​dzę do
kla​sy.

— Hej, kot​ku. Za​ją​łem ci miej​sce. — Co​lin

wska​zu​jemisto​łekoboksie​bie.

Salaskła​dasięzrzę​dówwy​so​kich,dwu​oso​-

bo​wych sta​no​wisk la​bo​ra​to​ryj​nych. Cały rok
będę sie​dzieć z Co​li​nem i ra​zem zro​bi​my ten

background image

okrop​ny pro​jekt, któ​ry mamy na za​li​cze​nie.
Jest mi głu​pio, że my​śla​łam, że mię​dzy nami
coś się po​psu​ło, więc zaj​mu​ję tyl​ko miej​sce i
wy​cią​gamcięż​kipod​ręcz​nik.

— Pa​trz​cie! Fu​en​tes ma z nami che​mię! —

wołaja​kiśchło​pakztyłukla​sy.—Tu​taj,Alex!

Venpa’ca

—chodźtu​taj.

Sta​ram się nie ga​pić na Alek​sa, któ​ry wita

się z kum​pla​mi po​kle​py​wa​niem po ple​cach i
uści​ska​mi dło​ni zbyt skom​pli​ko​wa​ny​mi, żeby
dałosięjepo​wtó​rzyć.Wszy​scymó​wiądosie​-
bie „ese”, co​kol​wiek to zna​czy. Cała kla​sa pa​-
trzynaAlek​sa.

— Po​dob​no w ze​szły week​end go aresz​to​-

wa​lizapo​sia​da​nieamfy—szep​czeCo​lin.

—Nie​moż​li​we.
Kiwagło​wąiuno​sibrwi.
—Moż​li​we.
No cóż, taka in​for​ma​cja nie po​win​na mnie

za​sko​czyć. Po​dob​no przez więk​szość week​en​-
dówAlexćpa,pijealborobicośnie​zgod​ne​goz
pra​wem.

Pani Pe​ter​son za​trza​sku​je za sobą drzwi i

wszyst​kiespoj​rze​niawę​dru​jąztyłusali,gdzie
sie​dzi Alex z kum​pla​mi, na przód, gdzie stoi
pani Pe​ter​son. Ma ja​sno​brą​zo​we wło​sy ścią​-
gnię​tewcia​snyku​cyk.Niemapew​niejesz​cze
trzy​dzie​stu lat, ale oku​la​ry i wiecz​nie po​waż​-

background image

naminabar​dzojąpo​sta​rza​ją.Po​dob​nozro​bi​ła
się ostra, bo gdy za​czy​na​ła pra​cę w szko​le,
ucznio​wiedo​pro​wa​dza​lijądopła​czu.Niesza​-
no​wa​li na​uczy​ciel​ki, któ​ra mo​gła​by być ich
star​sząsio​strą.

—Dzieńdo​bry.Wi​tamnache​miidlama​tu​-

rzy​stów. — Przy​sia​da na brze​gu biur​ka i
otwie​ra dzien​nik. — Cie​szę się, że wy​bra​li​ście
so​biemiej​sca,alepo​zwo​li​łamso​biesamawas
po​roz​sa​dzać...al​fa​be​tycz​nie.

Ję​czę ra​zem z całą kla​są, ale na pani Pe​ter​-

son nie robi to żad​ne​go wra​że​nia. Sta​je przed
pierw​szymsta​no​wi​skiemiczy​ta:

— Co​lin Adams, sia​daj w pierw​szej ław​ce.

Bę​dzieszpra​co​waćzDar​le​neBo​ehm.

Obie je​ste​śmy ka​pi​ta​na​mi dru​ży​ny che​er​le​-

ade​rek.Dar​le​nerzu​camiprze​pra​sza​ją​cespoj​-
rze​nieisia​daobokmo​je​gochło​pa​ka.

Pani Pe​ter​son kon​ty​nu​uje od​czy​ty​wa​nie li​-

sty, a ucznio​wie nie​chęt​nie prze​sia​da​ją się na
wy​zna​czo​nemiej​sca.

— Brit​ta​ny El​lis — mówi pani Pe​ter​son i

wska​zu​je na stół za Co​li​nem. Bez en​tu​zja​zmu
zaj​mu​jęwy​zna​czo​nemiej​sce.

—Ale​jan​droFu​en​tes—czy​tapaniPe​ter​son

iwska​zu​jesie​dze​nieobokmnie.

OBoże.Alex...moimpart​ne​remnache​mii?

Przez całą czwar​tą kla​sę! O nie, tyl​ko nie to.

background image

Rzu​cam Co​li​no​wi nie​me bła​ga​nie o ra​tu​nek i
sta​ram się za​pa​no​wać nad ata​kiem pa​ni​ki.
Zde​cy​do​wa​nie po​win​nam była zo​stać w
domu. W łóż​ku. Pod koł​drą. Czy ja mó​wi​łam
cośotym,żeniedamsięza​stra​szyć?Bzdu​ra.

—Je​stemAlex.
PaniPe​ter​sonod​ry​wawzrokoddzien​ni​kai

przy​glą​dasięAlek​so​wiznadoku​la​rów.

—AlexFu​en​tes—mówiizmie​niajegoimię

nali​ście.—Pa​nieFu​en​tes,pro​szęzdjąćban​da​-
nę. Na mo​ich za​ję​ciach obo​wią​zu​je po​li​ty​ka
ze​ro​wej to​le​ran​cji. Na tej sali nie mają pra​wa
zna​leźć się żad​ne ele​men​ty wska​zu​ją​ce na
przy​na​leż​nośćdogan​gu.Przy​kromi,Alex,ale
two​ja sła​wa cię wy​prze​dza. Dok​tor Agu​ir​re w
peł​nipo​pie​ramojesta​no​wi​sko...czywy​ra​żam
sięja​sno?

Alex mie​rzy ją wzro​kiem i do​pie​ro wte​dy

zdej​mu​je z gło​wy chu​s​tę, od​sła​nia​jąc kru​czo​-
czar​ne wło​sy, któ​re pa​su​ją do ko​lo​ru jego
oczu.

— Za​kry​wa so​bie wszy — mru​czy Co​lin do

Dar​le​ne,alesły​szęgoija,iAlex.

Vete a la ver​ga — rzu​ca Alex z wście​kło​-

ściąwoczach.—Cal​la​teelho​ci​co.

— Co tam so​bie chcesz, sta​ry — stwier​dza

Co​lin i od​wra​ca się na krze​śle. — Nie umiesz
na​wetmó​wićpoan​giel​sku.

background image

— Do​syć, Co​lin. Alex, sia​daj. — Pani Pe​ter​-

son wpa​tru​je się w resz​tę kla​sy. — To się ty​-
czy was wszyst​kich. Nie je​stem w sta​nie kon​-
tro​lo​waćtego,coro​bi​ciezadrzwia​mitejkla​sy,
ale na mo​ich za​ję​ciach ja je​stem sze​fem. —
Zwra​ca się znów do Alek​sa. — Czy wy​ra​żam
sięja​sno?

Si, se​no​ra — mówi Alex, ce​lo​wo prze​cią​-

ga​jącsło​wa.

Pani Pe​ter​son kon​ty​nu​uje czy​ta​nie li​sty, ja

na​to​miast sta​ram się, jak mogę, uni​kać wzro​-
ku sie​dzą​ce​go obok chło​pa​ka. Wiel​ka szko​da,
żezo​sta​wi​łamto​reb​kęwszaf​ce,bomo​gła​bym
uda​wać,żecze​gośszu​kam,takjakSier​radziś
rano.

—Aleka​nał—mru​czyAlexpodno​sem.Ma

po​nu​ry, chra​pli​wy głos. Czy on ce​lo​wo tak
mówi?

Jakjawy​ja​śnięmat​ce,żesie​dzęnache​miiz

Alek​sem Fu​en​te​sem? O Boże, mam na​dzie​ję,
żeniezwa​liwszyst​kie​gonamnie.

Zer​kam na mo​je​go chło​pa​ka, po​grą​żo​ne​go

w roz​mo​wie z Dar​le​ne. Je​stem strasz​nie za​-
zdro​sna. Cze​mu nie mogę mieć na na​zwi​sko
Al​lisza​miastEl​lis,wte​dysie​dzia​ła​bymznim?

Faj​nie by było, gdy​by Bóg dał każ​de​mu

dzień„po​wtór​ko​wy”imoż​nabyza​wo​łać:„Po​-
wtórzsię!”icałydzieńza​czął​bysięodnowa.

background image

Czy pani Pe​ter​son na​praw​dę uwa​ża, że to

mą​drełą​czyćwparęka​pi​ta​nadru​ży​nyche​er​-
le​ade​rekinaj​nie​bez​piecz​niej​sze​gochło​pa​kaw
szko​le?Tako​bie​tamachy​bapa​ra​no​ję.

Pani Pa​ra​no​ja koń​czy wresz​cie roz​sa​dza​nie

uczniów.

— Wiem, że jako czwar​to​kla​si​ści uwa​ża​cie,

że po​zja​da​li​ście wszyst​kie ro​zu​my. Ale niech
wam się nie wy​da​je, że uda​ło się wam coś
osią​gnąć, o ile nie po​mo​gli​ście zna​leźć le​kar​-
stwa na cho​ro​by nę​ka​ją​ce ludz​kość lub nie
spra​wi​li​ście,żenaświe​ciezro​bi​łosiębez​piecz​-
niej. Che​mia to dzie​dzi​na, dzię​ki któ​rej po​-
wsta​ją le​kar​stwa, ra​dio​te​ra​pia dla cho​rych na
raka,pa​li​wo,ozon...

Alexpod​no​sirękę.
— Alex — po​wie​dzia​ła na​uczy​ciel​ka. —

Chceszocośspy​tać?

— Tak. Pani Pe​ter​son, czy chce pani przez

to po​wie​dzieć, że pre​zy​dent Sta​nów Zjed​no​-
czo​nychnicnieosią​gnął?

— Chcę tyl​ko po​wie​dzieć, że... pie​nią​dze i

po​zy​cjatojesz​czeniewszyst​ko.Rusz​ciegło​wą
izrób​ciecośdlaludz​ko​ścialbodlapla​ne​ty,na
któ​rej ży​je​cie. Wte​dy na​praw​dę coś osią​gnie​-
cie.Iza​słu​ży​cienamójsza​cu​nek,któ​rymnie​-
wie​lu lu​dzi na tym świe​cie może się po​szczy​-
cić.

background image

—Alejazna​la​zł​bymtro​chęrze​czy,któ​ry​mi

mogęsiępo​szczy​cić,paniP.—rzu​caAlex,naj​-
wy​raź​niejświet​niesięba​wiąc.

PaniPe​ter​sonuno​sirękę.
—Oszczędźnam,pro​szę,szcze​gó​łów,Alex.
Krę​cę gło​wą. Je​śli Alex są​dzi, że znie​chę​ca​-

jąc do sie​bie na​uczy​ciel​kę, po​mo​że nam zdo​-
być do​bry sto​pień, to się gru​bo myli. Pani Pe​-
ter​son wy​raź​nie nie lubi cwa​niacz​ków i jest
jużwy​czu​lo​nanamo​je​gopart​ne​ra.

—Ate​raz—mówiPaniPa​ra​no​ja—spójrz​-

cienaoso​bę,obokktó​rejsie​dzi​cie.

Tyl​ko nie to. Ale nie mam wy​bo​ru. Zer​kam

znów na Co​li​na, któ​ry wy​da​je się dość za​do​-
wo​lo​ny z part​ner​ki, któ​ra przy​pa​dła mu w
udzia​le. Do​brze, że Dar​le​ne ma już chło​pa​ka,
bo w prze​ciw​nym ra​zie po​waż​nie bym się za​-
sta​na​wia​ła,cze​muprzy​su​wasiętakbli​skoCo​-
li​na i tak czę​sto za​kła​da wło​sy za ucho. Po​-
wta​rzamso​bie,żewpa​damwobłęd.

— Nie mu​si​cie lu​bić wa​sze​go part​ne​ra —

cią​gnie pani Pe​ter​son. — Ale spę​dzi​cie ra​zem
naj​bliż​szedzie​sięćmie​się​cy.Ma​ciepięćmi​nut,
żeby się cze​goś o so​bie do​wie​dzieć, a po​tem
bę​dzie​ciemu​sie​liprzed​sta​wićswo​je​gopart​ne​-
raresz​ciekla​sy.Mo​że​cieopo​wie​dziećowa​ka​-
cjach,oswo​ichza​in​te​re​so​wa​niach,oja​kiej​kol​-
wiek cie​ka​wej czy wy​jąt​ko​wej rze​czy, któ​rej

background image

wasz part​ner o was nie wie. Pięć mi​nut. Za​-
czy​na​my.

Wy​cią​gamno​tat​nik,otwie​ramnapierw​szej

stro​nieipod​su​wamAlek​so​wi.

— Może na​pi​szesz mi o so​bie w moim ze​-

szy​cie,ajana​pi​szęcioso​biewtwo​im.—Za​-
wszetole​piej,niżusi​ło​waćznimroz​ma​wiać.

Alex kiwa gło​wą na zgo​dę, choć mam wra​-

że​nie, że gdy wrę​cza mi swój ze​szyt, drga​ją
mu ką​ci​ki ust. Wy​obra​zi​łam to so​bie, czy na​-
praw​dęmudrgnę​ły?Bio​ręgłę​bo​kiwdech,sta​-
ram się o tym nie my​śleć i pi​szę skru​pu​lat​nie
do chwi​li, aż pani Pe​ter​son mówi, że czas się
skoń​czył i że te​raz po​słu​cha​my, co mamy o
so​biewza​jem​niedopo​wie​dze​nia.

—TojestDar​le​neBo​ehm—za​czy​naCo​lin.
Aleniesły​szęresz​tyjegoopo​wie​ścioDar​le​-

ne,jejwy​jeź​dziedoWłochipo​by​cienaobo​zie
ta​necz​nym. Za​miast tego zer​kam na ze​szyt,
któ​ry od​dał mi Alex, i wpa​tru​ję się z roz​dzia​-
wio​nąbu​ziąwza​pi​sa​nąstro​nę.

background image

6.Alex

No do​bra, może nie po​wi​nie​nem jej wku​-

rzać pod​czas ca​łej tej pre​zen​ta​cji. Nie za​cho​-
wa​łemsiępew​nienaj​mą​drzej,pi​szącjejwze​-
szy​cie:„So​bo​tawie​czór.Tyija.Na​ukajaz​dyi
ostryseks...”.Alena​praw​dęmniekor​ci​ło,żeby
zo​ba​czyć, jak Mała Pan​na Per​fec​ta jąka się
pod​czaspre​zen​ta​cji.Ająkasięjakcho​le​ra.

—Pan​noEl​lis?
Ob​ser​wu​jęzroz​ba​wie​niem,jaktencho​dzą​-

cy ide​ał pod​no​si gło​wę i pa​trzy na Pe​ter​son.
Ach, nie​zła jest. Moja ko​le​żan​ka z ław​ki wie,
jak ukry​wać praw​dzi​we uczu​cia — wi​dzę, bo
samro​biętocałyczas.

— Tak? — pyta Brit​ta​ny, prze​chy​la gło​wę i

uśmie​chasięjakmissświa​ta.

Za​sta​na​wiam się, czy z ta​kim uśmie​chem

za​wszepła​ciman​da​ty.

—Two​jako​lej.Po​wiedznamcośoAlek​sie.
Opie​ramsięłok​ciemostółicze​kamnapre​-

zen​ta​cję:boalbomusijąwy​my​ślić,alboprzy​-
znaćsię,żekom​plet​nienicomnieniewie.Pa​-
trzy na moją za​do​wo​lo​ną minę i wi​dzę po jej
prze​ra​żo​nychoczach,żezbi​łemjąztro​pu.

— To jest Ale​jan​dro Fu​en​tes — za​czy​na, a

background image

głos jej drży pra​wie nie​zau​wa​żal​nie. Wku​rza
mnie,żeuży​wamo​je​gopraw​dzi​we​goimie​nia,
ale nie daję tego po so​bie po​znać, ona na​to​-
miast przed​sta​wia wy​my​ślo​ną na po​cze​ka​niu
hi​sto​rię. — Pod​czas wa​ka​cji, kie​dy aku​rat nie
włó​czyłsiępouli​cach,za​cze​pia​jącnie​win​nych
lu​dzi, zwie​dzał miej​skie aresz​ty, je​śli wie​cie,
comamnamy​śli.Mateżse​kret​nepra​gnie​nie,
któ​re​goniktbysięni​g​dyniedo​my​ślił.

W kla​sie za​pa​da na​gle ci​sza. Na​wet Pe​ter​-

son pro​stu​je się i słu​cha uważ​niej. Cho​le​ra,
na​wetjasłu​chamtak,jak​bysło​wawy​cho​dzą​-
cezkłam​li​wych,wy​pa​cy​ko​wa​nychnaró​żo​wo
uste​czekBrit​ta​nybyłyconaj​mniejświę​te.

— Po​ta​jem​nie ma​rzy o tym — cią​gnie Brit​-

ta​ny — żeby iść do col​le​ge’u i zo​stać na​uczy​-
cie​lemche​mii,takjakpani,paniPe​ter​son.

No ja​sne. Zer​kam na moją kum​pel​kę, Isę,

któ​rą naj​wy​raź​niej bawi, że bia​ła dziew​czy​na
nieboisięznie​wa​żyćmnienaprzyca​łejkla​sie.

Brit​ta​ny uśmie​cha się do mnie trium​fal​nie,

prze​ko​na​na, że wy​gra​ła. Prze​li​czysz się, grin​-
ga.

Pro​stu​jęsięnakrze​ślewkom​plet​nejci​szy.
—TojestBrit​ta​nyEl​lis—mó​wię,czu​jącna

so​bie spoj​rze​nie ca​łej kla​sy. — Pod​czas wa​ka​-
cjiwy​bra​łasiędoga​le​riihan​dlo​wej,ku​pi​łaso​-
bietro​chęno​wychfa​ta​łasz​ków,bochcia​łaod​-

background image

świe​żyć gar​de​ro​bę i wy​da​ła pie​nią​dze ta​tu​sia
na ope​ra​cję pla​stycz​ną, bo chcia​ła mieć więk​-
sze,ekhm,atu​ty.

Być może nie na​pi​sa​ła do​kład​nie tego, ale

na pew​no nie mi​ną​łem się zbyt​nio z praw​dą.
Wprze​ci​wień​stwiedoniej.

Z tyłu kla​sy, gdzie sie​dzą mis cu​ates — moi

kum​ple — do​bie​ga​ją śmiesz​ki, a Brit​ta​ny sie​-
dzi obok sztyw​na, jak​by po​łknę​ła kij, jak​by
moje sło​wa ura​zi​ły jej wraż​li​we ego do ży​we​-
go. Brit​ta​ny El​lis przy​wy​kła, że lu​dzie się jej
przy​mi​la​ją, więc przy​da jej się mały, zim​ny
prysz​nic.Wła​ści​wietowy​świad​czamjejprzy​-
słu​gę.Aleniewie,żetojesz​czenieko​niec.

— Jej se​kret​ne pra​gnie​nie — do​da​ję, wy​wo​-

łu​jąctęsamąre​ak​cjęcoonaprzedchwi​lą—to
przed za​koń​cze​niem roku szkol​ne​go umó​wić
sięzMe​xi​ca​no.

Zgod​nie z prze​wi​dy​wa​nia​mi moje sło​wa

wy​wo​łu​jądo​cin​kiigwiz​dyztyłusali.

— Su​per, Fu​en​tes — woła mój kum​pel Luc​-

ky.

—Jasięztobąumó​wię,ma​ma​ci​ta—stwier​-

dzaktośinny.

Przy​bi​ja​jąc piąt​kę z Mar​cu​sem, jesz​cze in​-

nymkum​plemzLa​ty​no​skiejKrwi,któ​rysie​dzi
zamną,wi​dzę,żeIsakrę​cigło​wą,jak​bymzro​-
bił coś złe​go. No co? Tro​chę się za​ba​wi​łem

background image

kosz​tem bo​ga​tej pa​nien​ki z pół​noc​nej czę​ści
mia​sta.

Brit​ta​ny od​wra​ca gło​wę i pa​trzy na Co​li​na.

Też na nie​go zer​kam i prze​ka​zu​ję mu wzro​-
kiem: „Od​bi​jam pi​łecz​kę”. Co​lin robi się na
twa​rzy czer​wo​ny jak pa​prycz​ka chil​li. Wy​raź​-
niewkro​czy​łemnajegote​ren.Su​per.

— Ci​sza — na​ka​zu​je su​ro​wo Pe​ter​son. —

Dzię​ku​ję wam za te nie​zwy​kle kre​atyw​ne i...
po​ucza​ją​cepre​zen​ta​cje.Pan​noEl​lisipa​nieFu​-
en​tes,polek​cjipro​szędomnie.

—Wa​szepre​zen​ta​cjebyłynietyl​koohyd​ne,

ale wy​ra​ża​ły też brak sza​cun​ku do mnie i do
ko​le​gówzkla​sy—mówiPe​ter​son,gdypolek​-
cjimel​du​je​mysięzBrit​ta​nyprzyjejbiur​ku.—
Ma​ciewy​bór.—Na​uczy​ciel​katrzy​mawjed​nej
ręce dwa nie​bie​skie świst​ki, ozna​cza​ją​ce, że
mu​si​myki​blo​waćdo​dat​ko​wego​dzi​nywszko​-
le, a w dru​giej dwie czy​ste kart​ki. — Mo​że​cie
albo zo​stać za karę w szko​le, albo na​pi​sać mi
naju​trowy​pra​co​wa​nienajed​nąstro​nęnate​-
matsza​cun​ku.

Jakiwy​bór?
Się​gam po za​wia​do​mie​nie o aresz​cie szkol​-

nym. Brit​ta​ny wy​cią​ga rękę po czy​stą kart​kę.
Do​praw​dysym​bo​licz​ne.

— Czy któ​re​muś z was nie od​po​wia​da mój

po​działkla​synapary?—pytaPe​ter​son.

background image

Brit​ta​ny mówi „tak” do​kład​nie w tej sa​mej

chwi​li,wktó​rejjamó​wię„nie”.

Pe​ter​sonod​kła​daoku​la​rynabiur​ko.
—Le​piejsiędo​ga​daj​cieprzedkoń​cemroku.

Brit​ta​ny,niezmie​nięcipary.Je​ste​ściewostat​-
niej kla​sie i po szko​le bę​dzie​cie mie​li do czy​-
nie​nia z naj​róż​niej​szy​mi ludź​mi. Je​śli nie ma​-
cie ocho​ty na wa​ka​cyj​ny kurs po​praw​ko​wy,
ra​dzę, że​by​ście pra​co​wa​li wspól​nie, a nie
prze​ciw​koso​bie.Ate​razpro​szęiśćnana​stęp​-
nąlek​cję.

Potychsło​wachwy​cho​dzęzamojąpart​ne​-

recz​ką z pra​cow​ni che​micz​nej i idę za nią ko​-
ry​ta​rzem.

—Prze​stańzamnąła​zić—war​czyBrit​ta​ny

i oglą​da się przez ra​mię, żeby spraw​dzić, czy
dużolu​dziwi​dzinasra​zem.

Jak​bymbyłsa​mymeldia​blo.
—Włóżwso​bo​tęcośzdłu​gi​mirę​ka​wa​mi—

mó​wię jej w peł​ni świa​do​my, że znaj​du​je się
na skra​ju za​ła​ma​nia ner​wo​we​go. Zwy​kle nie
usi​łu​ję za​cho​dzić za skó​rę bia​łym ba​becz​kom,
aletatakfaj​niesięde​ner​wu​je.Ta,naj​po​pu​lar​-
niej​sza, któ​rej wszy​scy naj​bar​dziej za​zdrosz​-
czą,na​praw​dęsięprzej​mu​je.—Ztyłunamo​-
to​rzejestdośćzim​no.

—Słu​chaj,Alex—mówi,od​wra​ca​jącsiędo

mnie szyb​ko i prze​rzu​ca​jąc so​bie przez ra​mię

background image

roz​ja​śnio​ne od słoń​ca wło​sy. Pa​trzy na mnie
ocza​mi zim​ny​mi jak lód. — Nie uma​wiam się
na rand​ki z gang​ste​ra​mi i nie bio​rę nar​ko​ty​-
ków.

—Jateżnieuma​wiamsięzgang​ste​ra​mi—

stwier​dzamipod​cho​dzędoniej.—Iniećpam.

— Ja​sne. Dzi​wię się, że nie wy​lą​do​wa​łeś

jesz​cze na od​wy​ku albo nie tra​fi​łeś do po​-
praw​cza​ka.

—Wy​da​jecisię,żetakdo​brzemnieznasz?
— Wy​star​cza​ją​co do​brze. — Krzy​żu​je ręce

na pier​siach, ale za​raz po​tem pa​trzy w dół,
jak​by zo​rien​to​wa​ła się, że w ten spo​sób pod​-
kre​ślaswo​jechi​chisiopusz​czaluź​noręce.

Ro​bię jesz​cze je​den krok na​przód i bar​dzo

sięsta​ramniepa​trzećnatejejchi​chis.

—Do​nio​słaśnamnieAgu​ir​re?
Cofasięokrok.
—Ana​wetje​śli?
Mu​jer,tysięmniebo​isz.—Toniejestpy​-

ta​nie. Chcę tyl​ko usły​szeć z jej wła​snych ust,
dla​cze​gotozro​bi​ła.

— Więk​szość lu​dzi w tej szko​le boi się, że

je​ślikrzy​wonacie​biespoj​rzy,skoń​czyzkul​ką
mię​dzyże​bra​mi.

— W ta​kim ra​zie mój pi​sto​let po​wi​nien już

dy​mić,niesą​dzisz?Cze​munieucie​kaszprzed
złymMe​xi​ca​no,co?

background image

—Dajmiszan​sę,atozro​bię.
Niechcemisiędłu​żejcac​kaćztąmałązdzi​-

rą.Czasjątro​chęzde​ner​wo​wać,żebyostat​nie
sło​wo na pew​no na​le​ża​ło do mnie. Po​ko​nu​ję
ostat​nidzie​lą​cynaskrokiszep​częjejdoucha:

—Spójrzpraw​dziewoczy.Two​jeży​ciejest

zbytide​al​ne.Pew​nieniemo​żeszwnocyspać,
bo ma​rzy ci się odro​bi​na pi​kan​te​rii w tym
two​im ży​ciu bie​luś​kim jak li​lij​ka. — Cho​le​ra,
jejper​fu​myalbobal​samdocia​łapach​nąwa​ni​-
lią. Taki cia​stecz​ko​wy za​pach, a po​nie​waż
uwiel​biamciast​ka,niejestdo​brze.—Igra​niez
ogniem,chi​ca,wca​leniemusiozna​czać,żesię
spa​rzysz.

— Do​tknij ją tyl​ko, a po​ża​łu​jesz, Fu​en​tes —

sły​szę głos Co​li​na. Z tymi swo​imi du​ży​mi bia​-
ły​mi zę​ba​mi i usza​mi od​sta​ją​cy​mi z ob​cię​tej
na za​pał​kę gło​wy przy​po​mi​na osła. — Od​wal
sięodniej.

— Co​lin — od​zy​wa się Brit​ta​ny. — Wszyst​-

kowpo​rząd​ku.Po​ra​dzęso​bie.

Ośli Łeb spro​wa​dził po​sił​ki: trzech bla​-

dziosz​ków stoi za nim w ra​mach wspar​cia.
Mie​rzę wzro​kiem Ośle​go Łba i jego kum​pli,
żeby spraw​dzić, czy dam radę wszyst​kim na​-
razistwier​dzam,żebezpro​ble​mu.

— Jak już bę​dziesz wy​star​cza​ją​co sil​ny,

żeby grać w praw​dzi​wej li​dze, pił​ka​rzy​ku, to

background image

może ze​chcę po​słu​chać gów​na, któ​re wy​cho​-
dzicizust—rzu​cam.

Wo​kół nas zbie​ra​ją się inni ucznio​wie, ale

zo​sta​wia​ją na środ​ku wol​ne miej​sce na za​cie​-
kłą i krwa​wą bi​ja​ty​kę. Tyle że nie wie​dzą, że
Ośli Łeb to tchórz. Tym ra​zem ma wspar​cie,
więcmożenieuciek​nie.Za​wszeje​stemgo​to​wy
do wal​ki, bi​łem się wię​cej razy, niż mam pal​-
ców u rąk i nóg ra​zem wzię​tych. Na do​wód
mogępo​ka​zaćbli​zny.

—Co​lin,onniejesttegowart—mówiBrit​-

ta​ny.

Dzię​ki,ma​ma​ci​ta.Za​razdocie​biewró​ci​my.
— Gro​zisz mi, Fu​en​tes? — war​czy Co​lin,

igno​ru​jącswo​jądziew​czy​nę.

— Nie, dup​ku — mó​wię i zmu​szam go do

od​wró​ce​niawzro​ku.—Tyl​kota​kiemałefiut​ki
jaktyucie​ka​jąsiędogróźb.

Brit​ta​ny sta​je przed Co​li​nem i kła​dzie mu

rękęnapier​si.

—Niesłu​chajgo—pro​si.
— Nie boję się cie​bie. Mój tata jest praw​ni​-

kiem — chwa​li się Co​lin, po czym obej​mu​je
Brit​ta​ny.—Onajestmojaile​piejotympa​mię​-
taj.

— W ta​kim ra​zie le​piej trzy​maj ją na smy​-

czy — ra​dzę. — Bo w prze​ciw​nym ra​zie może
ze​chcepo​szu​kaćso​bieno​we​gowła​ści​cie​la.

background image

Mójkum​pel,Paco,sta​jeobokmnie.
An​dasbien,Alex?Wpo​rząd​ku?
—Tak,Paco—od​po​wia​damiwi​dzędwóch

na​uczy​cie​li, idą​cych pod ob​sta​wą fa​ce​ta w
mun​du​rze po​li​cyj​nym. Tego wła​śnie chce
Adams. Wy​my​ślił so​bie, że wy​le​cę ze szko​ły.
Ale nie dam się pod​pu​ścić i nie wy​lą​du​ję na
czar​nej li​ście Agu​ir​re. — Si, wszyst​ko bien.
Od​wra​cam się do Brit​ta​ny. — Do zo​ba​cze​nia,
ma​ma​ci​ta,

już się nie mogę do​cze​kać, kie​dy

zaj​mie​mysięna​sząche​mią.

Brit​ta​ny uno​si ten swój za​dar​ty no​sek, jak​-

bymbyłnaj​więk​szymdra​niemnaświe​cie,aja
za​raz po​tem się zmy​wam, żeby prócz dzi​siej​-
szejkarydo​dat​ko​womnienieza​wie​si​li.

background image

7.Brittany

Po lek​cjach sto​ję aku​rat przy szaf​ce, gdy

pod​cho​dzą do mnie moje ko​le​żan​ki, Mor​gan,
Ma​di​son i Me​gan. Sier​ra mówi na nie Emki z
Fa​ir​field.

Mor​ganprzy​tu​lamnie.
— Jezu, wszyst​ko okej? — pyta i od​su​wa

mnienaod​le​głośćra​mie​nia,żebymisięprzyj​-
rzeć.

—Sły​sza​łam,żeCo​linsta​nąłwtwo​jejobro​-

nie.Jestnie​sa​mo​wi​ty.Szczę​ścia​razcie​bie,Brit
—mówiMa​di​son,abę​dą​cejejzna​kiemroz​po​-
znaw​czym locz​ki po​dry​gu​ją przy każ​dym sło​-
wie.

—Nicsięta​kie​goniesta​ło—mó​wię,za​sta​-

na​wia​jąc się, jak wy​glą​da plot​ka w po​rów​na​-
niuzrze​czy​wi​sto​ścią.

— Co wła​ści​wie po​wie​dział Alex? — pyta

Me​gan. — Ca​itlin zro​bi​ła Alek​so​wi i Co​li​no​wi
zdję​cie na ko​ry​ta​rzu, ale nie bar​dzo wi​dać, co
siędzia​ło.

— Nie spóź​nij​cie się na tre​ning — krzy​czy

Dar​le​ne z dru​gie​go koń​ca ko​ry​ta​rza i zni​ka
rów​nieszyb​ko,jaksiępo​ja​wi​ła.

Me​gan otwie​ra są​sia​du​ją​cą z moją szaf​kę i

background image

wy​cią​gapom​po​ny.

—Wku​rzamnie,żeDar​le​netaksiępod​li​zu​-

jepaniSmall—szep​cze.

Za​my​kam szaf​kę i idzie​my ra​zem na bo​-

isko.

—Wy​da​jemisię,żesta​rasięsku​pićnatań​-

cu,żebynieprzej​mo​waćsięwy​jaz​demTy​le​ra
docol​le​ge’u.

Mor​ganprze​wra​caocza​mi.
— A co mnie to ob​cho​dzi. Nie mam na​wet

chło​pa​ka, więc na moje współ​czu​cie niech nie
li​czy.

—Namojeteżnie.Se​rio,czyonakie​dy​kol​-

wiekbyłasama?—pytaMa​di​son.

Gdy zja​wia​my się na bo​isku, cała dru​ży​na

sie​dzi na tra​wie i cze​ka na pa​nią Small. No i
co?Niespóź​ni​ły​śmysię.

—Cią​gleniemogęuwie​rzyć,żeje​steśwpa​-

rzezFu​en​te​sem—mówidomnieci​choDar​le​-
ne, gdy znaj​du​ję so​bie obok niej wol​ne miej​-
sce.

—Chceszsięza​mie​nić?—py​tam,choćpani

Pe​ter​sonitakbysięniezgo​dzi​ła.Wy​ra​zi​łasię
wtymte​ma​ciebar​dzoja​sno.

Dar​le​ne wy​wa​la z obrzy​dze​niem ję​zyk i

szep​cze:

—Wży​ciu.Nieza​da​jęsięztymizpo​łu​dnia.

Ni​g​dy nic do​bre​go z tego nie wy​ni​ka. Pa​mię​-

background image

tasz,jakwze​szłymrokuAlys​saMcDa​nielcho​-
dzi​łaztam​tymchło​pa​kiem...jakmutam?

—ZJa​so​nemAvi​lą?—py​tamci​cho.
Dar​le​newzdry​gasięlek​ko.
— W cią​gu kil​ku ty​go​dni z faj​nej dziew​czy​-

ny za​mie​ni​ła się w wy​rzut​ka. Dziew​czy​ny z
po​łu​dnio​wej czę​ści mia​sta nie​na​wi​dzi​ły ją za
to, że za​bra​ła im jed​ne​go z chło​pa​ków, a z
nami też prze​sta​ła się za​da​wać. Bied​na par​ka
zo​sta​ła od​cię​ta od świa​ta. Na całe szczę​ście
Alys​saznimze​rwa​ła.

PaniSmallidziedonaszod​twa​rza​czemCD,

skar​żąc się, że ktoś odło​żył go w inne miej​sce
niżzwy​kleiżedla​te​gosięspóź​ni​ła.

Tre​ner​ka każe nam się roz​cią​gać, a Sier​ra

wpy​cha się mię​dzy mnie i Dar​le​ne, żeby móc
cośmipo​wie​dzieć.

—Maszpro​blem,ko​cha​na—mówi.
—Cze​mu?
Sier​ra ma „nad​przy​ro​dzo​ny” wzrok i słuch,

wieowszyst​kim,cosiędzie​jewFa​ir​field.

Mojanaj​lep​szaprzy​ja​ciół​kamówi:
—Po​dob​noszu​kacięCar​menSan​chez.
O nie. Car​men to dziew​czy​na Alek​sa. Sta​-

ram się nie pa​ni​ko​wać i nie wy​obra​żać so​bie
naj​gor​sze​go, ale Car​men jest bez​względ​na: od
swo​ichpo​la​kie​ro​wa​nychnaczer​wo​nopa​znok​-
ci po czar​ne ko​za​ki na ob​ca​sach. Jest za​zdro​-

background image

sna,bosie​dzęra​zemzAlek​semnache​mii,czy
możemy​śli,żedo​nio​słamdziśnanie​gody​rek​-
to​ro​wi?

Praw​da jest taka, że to nie ja do​nio​słam.

Zo​sta​łam we​zwa​na do ga​bi​ne​tu dok​to​ra Agu​-
ir​re, bo ktoś wi​dział po​ran​ne zaj​ście na par​-
kin​gu i przed wej​ściem do szko​ły i zgło​sił to
dy​rek​cji.Cobyłobezsen​su,boprze​cieżnicsię
niesta​ło.

Agu​ir​re mi nie uwie​rzył. My​ślał, że boję się

po​wie​dzieć praw​dę. Wte​dy się nie ba​łam. Ale
te​razjużtak.

Car​menSan​chezmożewkaż​dejchwi​lisko​-

pać mi ty​łek. Pew​nie ćwi​czy wal​kę z bro​nią,
na​to​miast je​dy​ną bro​nią, jaką ja umiem się
po​słu​gi​wać, są pom​po​ny. Może je​stem stuk​-
nię​ta,alewąt​pię,żebypom​po​nyprze​stra​szy​ły
ko​gośta​kie​gojakCar​men.

Może mo​gła​bym się z nią zmie​rzyć na sło​-

wa, ale na pew​no nie w wal​ce wręcz. Fa​ce​ci
siębiją,boja​kiśpier​wot​ny,wro​dzo​nyin​stynkt
każeimudo​wad​niaćswo​jąsiłęfi​zycz​ną.

Może Car​men też mi coś chce udo​wod​nić,

ale na​praw​dę nie ma ta​kiej po​trze​by. Nie sta​-
no​wię dla niej żad​ne​go za​gro​że​nia, tyl​ko jak
mamjejotympo​wie​dzieć?Prze​cieżniepo​dej​-
dę i nie po​wiem: „Cześć, Car​men, nie za​mie​-
rzamciod​bi​jaćfa​ce​tainiedo​nio​słamnanie​go

background image

dok​to​ro​wiAgu​ir​re”.Amożepo​win​nam...

Więk​szość lu​dzi są​dzi, że ni​czym się nie

przej​mu​ję.Niepo​ka​żęim,żesięmylą.Mójwi​-
ze​ru​nekkosz​to​wałmniezadużopra​cyiwy​sił​-
kuiniemamza​mia​rugostra​cićtyl​kodla​te​go,
żeja​kiśban​dziorijegodziew​czy​nachcąmnie
spraw​dzić.

—Nieob​cho​dzimnieto—mó​więSie​rze.
Mojanaj​lep​szaprzy​ja​ciół​kakrę​cigło​wą.
— Znam cię, Brit, i wiem, że się stre​su​jesz

—szep​cze.

To zda​nie mar​twi mnie bar​dziej niż wia​do​-

mość, że szu​ka mnie Car​men. Bo na​praw​dę
bar​dzo się sta​ram trzy​mać wszyst​kich na dy​-
stans...niepo​zwo​lić,żebyktoświe​dział,jakto
na​praw​dę jest być mną i miesz​kać w moim
domu.PrzedSier​rąjed​nakod​sło​ni​łamsiębar​-
dziejniżprzedkim​kol​wiekin​nym.Cza​semsię
za​sta​na​wiam,czyniepo​win​namwy​co​faćsięz
na​szej przy​jaź​ni, żeby Sier​ra nie zna​la​zła się
przy​pad​kiemzabli​sko.

Oczy​wi​ścienaro​zumwiem,żetopa​ra​no​ja.

Sier​ra jest praw​dzi​wą przy​ja​ciół​ką. Była przy
mnie na​wet wte​dy, gdy w ze​szłym roku moja
mama mia​ła za​ła​ma​nie ner​wo​we, choć ni​g​dy
niewy​ja​śni​łamSie​rzepo​wo​dumo​je​gopła​czu.
Dałamisięwy​pła​kać,mimożeniechcia​łamo
ni​czymmó​wić.

background image

Niechcęskoń​czyćjakmojamat​ka.Tegosię

wży​ciunaj​bar​dziejboję.

Pani Small usta​wia nas, po czym pusz​cza

mu​zy​kę skom​po​no​wa​ną spe​cjal​nie dla na​szej
dru​ży​ny, a ja tym​cza​sem li​czę. To po​łą​cze​nie
hip-hopuirapu,zmik​so​wa​nenapo​trze​byna​-
szych tre​nin​gów. Na​zwa​ły​śmy nasz układ
„Wiel​ki,złybul​dog”,boma​skot​kądru​ży​nyfut​-
bo​lo​wej, któ​rej ki​bi​cu​je​my, jest bul​dog. Czu​ję
rytmca​łymcia​łem.Wła​śniedla​te​gouwiel​biam
być che​er​le​ader​ką. Mu​zy​ka cał​ko​wi​cie mnie
po​chła​nia i po​zwa​la za​po​mnieć o pro​ble​mach
wdomu.Jestdlamniejaknar​ko​tyk.Toje​dy​na
rzecz,któ​rapo​zwa​lamisięza​po​mnieć.

— Pani Small, mo​że​my za​cząć od usta​wie​-

nia w zła​ma​nym T, za​miast w zwy​kłym, jak
ćwi​czy​ły​śmywcze​śniej?—pro​po​nu​ję.—Apo​-
tem przejść do ni​skie​go V i ze​sta​wu wy​so​kich
V z Mor​gan, Isa​bel i Ca​itlin na przo​dzie. Wy​-
da​jemisię,żetakiukładbę​dzieczy​tel​niej​szy.

PaniSmalluśmie​chasię,wy​raź​nieza​do​wo​-

lo​nazmo​je​gopo​my​słu.

— Świet​na myśl, Brit​ta​ny. Spró​buj​my. Za​-

cznie​myodusta​wie​niawzła​ma​nymTzugię​-
ty​mi łok​cia​mi. Pod​czas przej​ścia Mor​gan, Isa​-
bel i Ca​itlin sta​ną w pierw​szym rzę​dzie. Pa​-
mię​taj​cie,żebypo​chy​lićra​mio​na.Sier​ra,pil​nuj
nad​garst​ków, mają być prze​dłu​że​niem rąk.

background image

Niewy​gi​najich.

—Do​brze—mówiSier​razzamo​ichple​ców.
PaniSmallznówwłą​czamu​zy​kę.Rytm,sło​-

wa pio​sen​ki, in​stru​men​ty... prze​ni​ka​ją mnie i
pod​no​szą na du​chu bez wzglę​du na to, jak
bez​na​dziej​niesięaku​ratczu​ję.Tań​czączresz​-
tądziew​czyn,za​po​mi​namoCar​meniAlek​sie,
imo​jejma​mie,ioca​łymbo​żymświe​cie.

Pio​sen​ka koń​czy się za szyb​ko. Mimo że

chcia​ła​bym da​lej ru​szać się w rytm jej słów i
mu​zy​ki, pani Small wy​łą​cza od​twa​rzacz. Za
dru​gimra​zemwy​cho​dzinamle​piej,aletrze​ba
jesz​cze po​pra​co​wać nad ukła​dem, a część no​-
wychdziew​czynwciążmylikro​ki.

— Brit​ta​ny, na​ucz nowe dziew​czy​ny pod​-

sta​wo​wych kro​ków, a po​tem za​cznie​my jesz​-
cze raz wszyst​kie ra​zem. Dar​le​ne, ty po​wtó​-
rzyszkro​kizpo​zo​sta​ły​mi—usta​lapaniSmall
ipo​da​jemima​gne​to​fon.

Isa​bel jest w mo​jej grup​ce. Przy​klę​ka, żeby

na​pićsięwody.

— Nie przej​muj się Car​men — mówi. —

Czę​ściejszcze​ka,niżgry​zie.

— Dzię​ki — od​po​wia​dam. Isa​bel wy​glą​da

groź​nie w swo​jej czer​wo​nej ban​da​nie La​ty​no​-
skiejKrwi,ztrze​makol​czy​ka​miwbrwiirę​ka​-
miwiecz​nieskrzy​żo​wa​ny​minapier​siach,je​śli
tyl​koaku​ratniećwi​czy.Aledo​brzejejpa​trzyz

background image

oczu.Iczę​stosięuśmie​cha.Uśmiechdo​da​jejej
ła​god​no​ści, choć wła​ści​wie gdy​by prze​wią​za​ła
wło​sy ró​żo​wą wstąż​ką za​miast ban​da​ną w
bar​wach gan​gu, wy​glą​da​ła​by bar​dzo dziew​-
czę​co.—Maszzemnąche​mię,praw​da?—py​-
tam.

Przy​ta​ku​jegło​wą.
—IznaszAlek​saFu​en​te​sa.
Znówkiw​nię​cie.
— Czy to, co o nim mó​wią, to praw​da? —

py​tamostroż​nie,niewie​dząc,jakza​re​agu​jena
mojewścib​stwo.Je​śliniebędęuwa​żać,znaj​dę
sięnaczar​nejli​ściebar​dzowie​luosób.

Dłu​gie brą​zo​we wło​sy Isa​bel fa​lu​ją lek​ko,

gdymówi.

—Za​le​ży,ococicho​dzi.
Gdy mam już za​cząć mó​wić o za​ży​wa​niu

nar​ko​ty​ków i aresz​to​wa​niach, Isa​bel pod​no​si
się.

— Słu​chaj, Brit​ta​ny. Ni​g​dy nie bę​dzie​my

przy​ja​ciół​ka​mi. Ale chcę ci po​wie​dzieć, że bez
wzglę​du na to, ja​kim dup​kiem oka​zał się dziś
Alex wzglę​dem cie​bie, wca​le nie jest taki zły,
jak o nim mó​wią. Nie jest na​wet taki zły, jak
sammy​śli.

Za​nimuda​jemisięza​daćjesz​czejed​nopy​-

ta​nie,Isa​belusta​wiasięznówdoukła​du.

Pół​to​rej go​dzi​ny póź​niej, gdy je​ste​śmy już

background image

na​praw​dę zmę​czo​ne, ma​rud​ne i na​wet ja
mam dość, tre​ning do​bie​ga koń​ca. Pod​cho​dzę
do spo​co​nej Isa​bel i mó​wię jej, że świet​nie się
dziśspi​sa​ła.

—Na​praw​dę?—pytaza​sko​czo​na.
— Szyb​ko się uczysz — mó​wię. Taka jest

praw​da. Jak na dziew​czy​nę, któ​ra przez trzy
pierw​sze lata ogól​nia​ka ni​g​dy nie ćwi​czy​ła z
pom​po​na​mi,szyb​koza​ła​pa​łaukład.—Dla​te​go
da​ły​śmycięnaprzód.

Isa​belstoizroz​dzia​wio​nązezdu​mie​niabu​-

zią,ajaza​sta​na​wiamsię,czywie​rzywplot​ki,
któ​re sły​sza​ła o mnie. Nie, ni​g​dy się nie za​-
przy​jaź​ni​my. Ale wiem też, że ni​g​dy nie bę​-
dzie​mywro​ga​mi.

Po tre​nin​gu idę do sa​mo​cho​du ra​zem ze

Sier​rą,któ​rapi​szewła​śnieese​mesdoswo​je​go
chło​pa​ka,Do​uga.

Za jed​ną z wy​cie​ra​czek mam za​tknię​ty ka​-

wa​łekpa​pie​ru.Wy​cią​gamgo.Tonie​bie​skieza​-
wia​do​mie​nie o aresz​cie szkol​nym Alek​sa.
Zgnia​tamkart​kęiwci​skamjądotor​byzksiąż​-
ka​mi.

—Cotobyło?—pytaSier​ra.
— Nic — mó​wię z na​dzie​ją, że zo​rien​tu​je

się,iżniechcęotymroz​ma​wiać.

—Dziew​czy​ny,cze​kaj​cie!—Dar​le​nebie​gnie

za nami. — Wi​dzia​łam się na bo​isku z Co​li​-

background image

nem.Mó​wił,że​byśnanie​goza​cze​ka​ła.

Zer​kam na ze​ga​rek. Jest pra​wie szó​sta i

chcę wra​cać do domu, żeby po​móc Ba​gh​dzie
przy​go​to​waćko​la​cjędlasio​stry.

—Niemogę.
— Doug mi od​pi​sał — in​for​mu​je Sier​ra. —

Za​pra​szanasdosie​bienapiz​zę.

—Jamogę—wtrą​casięDar​le​ne.—Strasz​-

niemisięnu​dzi,od​kądTy​lerwy​je​chałdoPur​-
due.Niezo​ba​czy​mysiępew​nieprzezkil​katy​-
go​dni.

Sier​raznówese​me​su​je.
— My​śla​łam, że je​dziesz do nie​go w przy​-

szływeek​end.

Dar​le​nebie​rzesiępodboki.
—Takmia​łobyć,za​nimnieza​dzwo​niłinie

po​wie​dział, że wszy​scy kan​dy​da​ci na człon​-
kówbrac​twamu​sząspaćwdomustu​denc​kim
iprzejśćja​kąśini​cja​cję.Jakdlamnieokej,byle
tyl​kojegope​nispo​zo​stałpotymwszyst​kimw
nie​na​ru​szo​nymsta​nie.

Na sło​wo „pe​nis” za​czy​nam szu​kać klu​czy​-

kówwto​reb​ce.GdyDar​le​neza​czy​namó​wićo
pe​ni​sach i sek​sie, le​piej się wy​co​fać, bo może
ga​daćiga​dać.Apo​nie​ważjaniemamocho​ty
opo​wia​daćoswo​ichdo​świad​cze​niachsek​su​al​-
nych (a ra​czej ich bra​ku), to wolę się zmyć.
Ide​al​nyczasnauciecz​kę.

background image

Ma​cham klu​czy​ka​mi za​wie​szo​ny​mi na pal​-

cu,aleSier​ramówi,żewró​cizDo​ugiem,więc
jadędodomusama.Lu​biębyćsama.Przedni​-
kimniemu​szęwte​dyuda​wać.Je​ślimamocho​-
tę, mogę na​wet pu​ścić so​bie mu​zy​kę na cały
re​gu​la​tor.

Niejestmijed​nakdanena​cie​szyćsięmu​zy​-

ką, bo mój te​le​fon za​czy​na wi​bro​wać. Wy​cią​-
gam go z kie​sze​ni spodni. Dwie wia​do​mo​ści
gło​so​weije​denese​mes.Wszyst​koodCo​li​na.

Od​dzwa​niamdonie​go.
—Gdzieje​steś,Brit?—pyta.
—Jadędodomu.
—Wpad​nijdoDo​uga.
— Moja sio​stra ma nową opie​kun​kę — wy​-

ja​śniam.—Mu​szęjejpo​móc.

—Wście​kaszsięjesz​czezato,żepo​stra​szy​-

łemtwo​je​gogang​ste​razche​mii?

—Niewście​kamsię.Je​stemzwy​czaj​niezła.

Mó​wi​łam ci, że so​bie po​ra​dzę, ale ty mnie zi​-
gno​ro​wa​łeś.Izro​bi​łeśdotegosce​nęnako​ry​ta​-
rzu.Wiesz,żeniepro​si​łamsię,żebybyćznim
wpa​rze.

—Wiem,Brit.Tyl​kotengośćmniestrasz​nie

wku​rza.Niezłośćsię.

—Niezłosz​czę—mó​wię.—Nielu​biętyl​ko,

jaktysiępie​kliszbezpo​wo​du.

—Ajanielu​bię,jaktenko​leśszep​czecicoś

background image

doucha.

Czu​ję,żeza​razpo​twor​nieroz​bo​limniegło​-

wa.Na​praw​dęniepo​trze​bu​ję,żebyCo​linro​bił
misce​nyzakaż​dymra​zem,gdyja​kiśchło​pak
zwy​czaj​nie się do mnie ode​zwie. Ni​g​dy wcze​-
śniej taki nie był, a przez nie​go wszy​scy jesz​-
cze bar​dziej się na mnie ga​pią i jesz​cze bar​-
dziej mnie ob​ga​du​ją, cze​go za​wsze sta​ra​łam
sięuni​kać.

—Za​po​mnij​mypopro​stuoca​łejspra​wie.
—Mniepa​su​je.Za​dzwońwie​czo​rem—pro​-

si. — Ale je​śli uda ci się wy​rwać wcze​śniej z
domuiwpaśćdoDo​uga,tosu​per.

Po po​wro​cie do domu za​sta​ję Ba​gh​dę na

pię​trze w po​ko​ju Shel​ley. Usi​łu​je zmie​nić jej
pie​lu​chę,aleźlejąuło​ży​ła.Shel​leymazwy​kle
gło​wętam,gdziete​razsto​py,jed​nanogazwi​-
sa jej bez​wład​nie z łóż​ka... to​tal​na po​raż​ka, a
Ba​gh​dasa​pieidy​szy,jak​bywży​ciuniero​bi​ła
nictrud​niej​sze​go.

Czymamaspraw​dzi​łajejre​fe​ren​cje?
—Jatozro​bię—ofia​ru​jęsię,poczymod​su​-

wamjąibio​ręspra​wywswo​jeręce.Oddziec​-
kazmie​niamsio​strzepie​lu​chy.Tożad​naprzy​-
jem​ność zmie​niać majt​ki oso​bie, któ​ra waży
wię​cejodcie​bie,aleje​ślirobisiętoumie​jęt​nie,
nie zaj​mu​je dużo cza​su i nie spra​wia więk​-
szychtrud​no​ści.

background image

Sio​strauśmie​chasięsze​ro​konamójwi​dok.
—Błii!
Niepo​tra​fiwy​ma​wiaćsłów,alewy​da​jeróż​-

ne zbli​żo​ne dźwię​ki. „Błii” zna​czy „Brit​ta​ny”,
więc uśmie​cham się do niej i ukła​dam ją po​-
rząd​nienałóż​ku.

— Cześć, mała. Głod​na? — py​tam i wy​cią​-

gam z po​jem​ni​ka mo​kre chu​s​tecz​ki, sta​ra​jąc
sięniemy​ślećotym,coro​bię.

Za​kła​dam świe​żą pie​lu​chę i nową parę

spodnidre​so​wych,aBa​gh​datym​cza​semprzy​-
glą​da się mi z boku. Sta​ram się przy oka​zji
wy​ja​śniać co i jak, ale jed​no spoj​rze​nie na
opie​kun​kę mówi mi, że w ogó​le mnie nie słu​-
cha.

— Two​ja mama po​wie​dzia​ła, że mogę już

iść,jakwró​cisz—mówi.

—Do​brze—od​po​wia​dam,my​jącręce,aBa​-

gh​da zni​ka jak za do​tknię​ciem cza​ro​dziej​skiej
różdż​ki.

Wio​zęShel​leydokuch​ni.Na​szazwy​klenie​-

ska​zi​tel​nie czy​sta kuch​nia przed​sta​wia ob​raz
nę​dzy i roz​pa​czy. Ba​gh​da nie po​zmy​wa​ła na​-
czyń, któ​re pię​trzą się te​raz w zle​wie, i nie
star​ła pod​ło​gi po ba​ła​ga​nie, jaki na​ro​bi​ła
wcze​śniejShel​ley.

Szy​ku​jęsio​strzeko​la​cjęiogar​niamba​ła​gan.
Shel​ley wy​po​wia​da prze​cią​gle sło​wo „szko​-

background image

ła”,cobrzmibar​dziejjak„koła”,alewiem,oco
jejcho​dzi.

—Tak,pierw​szydzieńpowa​ka​cjach—mó​-

wię, mik​su​jąc jej je​dze​nie i sta​wia​jąc je przed
niąnasto​le.Kar​mięjąpap​kąiopo​wia​dam:—
Amojanowana​uczy​ciel​kache​mii,paniPe​ter​-
son, po​win​na być opie​ku​nem na obo​zie kar​-
nym. Przej​rza​łam pro​gram. Naj​wy​raź​niej nie
maty​go​dniabezspraw​dzia​nualbokart​ków​ki.
Tenrokniebę​dzieła​twy.

Moja sio​stra pa​trzy na mnie, sta​ra​jąc się

zro​zu​mieć to, co jej po​wie​dzia​łam. Jej sku​pio​-
naminamówimibezsło​wa,żemniewspie​rai
ro​zu​mie.Bowy​do​by​ciezsie​biekaż​de​gosło​wa
spra​wajejwiel​kiwy​si​łek.Cza​semmamocho​-
tę mó​wić za nią, bo od​czu​wam jej fru​stra​cję
takmoc​no,jak​bymtojasamasięfru​stro​wa​ła.

—Niepo​lu​bi​łaśBa​gh​dy?—py​tamci​cho.
Moja sio​stra krę​ci gło​wą. I nie chce o tym

mó​wić.Wi​dzętopotym,jakza​ci​skausta.

— Daj jej tro​chę cza​su — pro​szę. — Nie​ła​-

two jest zna​leźć się w no​wym domu, gdzie
niktciniepo​wie​dział,coro​bić.

Po ko​la​cji przy​no​szę Shel​ley cza​so​pi​sma.

Moja sio​stra uwiel​bia cza​so​pi​sma. Pod​czas
gdy ona prze​wra​ca ko​lej​ne kart​ki, w ra​mach
wła​snej ko​la​cji wkła​dam pla​ste​rek sera mię​-
dzydwiekrom​kichle​baije​dząc,za​bie​ramsię

background image

dolek​cji.

Wy​cią​gamkart​kęodpaniPe​ter​son,naktó​-

rej mam na​pi​sać wy​pra​co​wa​nie na te​mat
„sza​cun​ku”, i w tej sa​mej chwi​li sły​szę od​głos
otwie​ra​nychdrzwidoga​ra​żu.

— Brit, gdzie je​steś?! — woła z ko​ry​ta​rza

mama.

—Wkuch​ni!—od​krzy​ku​ję.
Mama wcho​dzi wol​nym kro​kiem do kuch​ni

ztor​bąodNe​ima​naMar​cu​sanara​mie​niu.

—Pro​szę,todlacie​bie.
Wy​cią​gam z tor​by ja​sno​nie​bie​ski top Ge​ren

Ford.

— Dzię​ki — mó​wię, nie oka​zu​jąc zbyt wiel​-

kiejra​do​ściprzyShel​ley,któ​ranicniedo​sta​ła.
Mojasio​stracopraw​dasiętymnieprzej​mu​je.
Jest zbyt skon​cen​tro​wa​na na zdję​ciach naj​le​-
piejinaj​go​rzejubra​nychgwiazdinaichlśnią​-
cejbi​żu​te​rii.

— Bę​dzie pa​so​wać do tych ciem​nych dżin​-

sów, któ​re ku​pi​łam ci w ze​szłym ty​go​dniu —
mówimama,wy​cią​ga​jącmię​sozza​mra​żar​kii
wkła​da​jącjedomi​kro​fa​li,żebysięroz​mro​zi​ło.
— I jak tam? Jak ra​dzi​ła so​bie Ba​gh​da, jak
przy​szłaś?

— Nie naj​le​piej — in​for​mu​ję. — Na​praw​dę

mu​sisz po​ka​zać jej parę rze​czy. — Mama nie
od​po​wia​da,comniewca​leniedzi​wi.

background image

Chwi​lę póź​niej do kuch​ni wcho​dzi tata, na​-

rze​ka​jąc na pra​cę. Pro​wa​dzi fir​mę pro​du​ku​ją​-
cą ukła​dy sca​lo​ne do kom​pu​te​rów i za​po​wie​-
działnam,żetenrokbę​dziekiep​ski,alemama
i tak cią​gle coś ku​pu​je, a tata spra​wił mi na
uro​dzi​nybmw.

— Co na ko​la​cję? — pyta oj​ciec, po​lu​zo​wu​-

jąckra​wat.Jakzwy​klewy​glą​danazmę​czo​ne​-
go.

Mamazer​kanami​kro​fa​lów​kę.
—Stek.
—Niemamocho​tynaniccięż​kie​go—mówi

oj​ciec.—Wolęcoślżej​sze​go.

Na​bur​mu​szo​namamawy​łą​czami​kro​fa​lę.
—Jaj​ka?Spa​ghet​ti?—wy​mie​niaróż​nepro​-

po​zy​cje,choćoj​ciecniebar​dzojejsłu​cha.

Tata wy​cho​dzi z kuch​ni. Na​wet gdy fi​zycz​-

niejestznami,my​śla​mijestcią​gleprzypra​cy.

—Obo​jęt​nie.Bylecoślek​kie​go!—woła.
Wta​kichchwi​lachżalmimamy.Ra​czejnie

może li​czyć na uwa​gę ze stro​ny ojca, bo albo
pra​cu​je, albo wy​jeż​dża w in​te​re​sach, albo po
pro​stuniemaocho​tyspę​dzaćznamicza​su.

—Zro​bięsa​łat​kę—mó​więiwy​cią​gamzlo​-

dów​kisa​ła​tę.

Mamawy​da​jesięwdzięcz​nazapo​moc,oile

moż​na to stwier​dzić na pod​sta​wie nie​wy​raź​-
ne​go uśmie​chu. W mil​cze​niu szy​ku​je​my

background image

wspól​nieko​la​cję.Na​kry​wamdosto​łu,amama
przy​no​sisa​łat​kę,ja​jecz​ni​cęito​sty.Żalisię,że
niktjejniedo​ce​nia,alewi​dzę,żechcesiętyl​ko
wy​ga​daćiniepo​trze​bu​jeżad​nychrad.Shel​ley
jestda​lejpo​chło​nię​tacza​so​pi​sma​miizu​peł​nie
nie​świa​do​ma na​pię​tej at​mos​fe​ry mię​dzy ro​-
dzi​ca​mi.

— W pią​tek jadę na dwa ty​go​dnie do Chin

—ob​wiesz​czatata,wcho​dzącznówdokuch​ni
w spodniach dre​so​wych i T-shir​cie. Sia​da na
swo​im sta​łym miej​scu, u szczy​tu sto​łu, i na​-
kła​daso​bieja​jecz​ni​cę.—Naszdo​staw​caprzy​-
sy​ława​dli​wyto​warimu​szęspraw​dzić,cojest
gra​ne.

—Acoześlu​bemDe​Ma​io?Jestwtenweek​-

endijużpo​twier​dzi​li​śmy,żebę​dzie​my.

Tata rzu​ca wi​de​lec na ta​lerz i pa​trzy na

mamę.

— Tak, je​stem pew​ny, że ślub dzie​cia​ków

De​Ma​io jest waż​niej​szy od przy​szło​ści mo​jej
fir​my.

— Bill, nie cho​dzi​ło mi o to, że fir​ma jest

mniej waż​na — mówi mama i też upusz​cza
wi​de​lecnata​lerz.Tochy​baja​kiścud,żena​sze
ta​le​rzejesz​czesięniewy​szczer​bi​ły.—Popro​-
stu nie​grzecz​nie od​wo​ły​wać ta​kie rze​czy w
ostat​niejchwi​li.

—Mo​żesziśćsama.

background image

— I na​ra​zić się na plot​ki, bo nie bę​dzie cię

zemną?Nie,dzię​ku​ję.

Toty​po​waroz​mo​waprzysto​lewdomuEl​-

li​sów. Tata po​wta​rza, jak cięż​ko pra​cu​je,
mama sta​ra się uda​wać, że je​ste​śmy zu​peł​nie
bez​tro​ską ro​dzin​ką, a ja i Shel​ley sie​dzi​my ci​-
chozboku.

—Jakwszko​le?—pytawkoń​cumama.
— W po​rząd​ku — od​po​wia​dam, po​mi​ja​jąc

mil​cze​niem fakt, że zo​sta​łam usa​dzo​na na
che​mii z Alek​sem. — Mam na​praw​dę wy​ma​-
ga​ją​cąna​uczy​ciel​kęche​mii.

—Chy​baźlezro​bi​łaś,żewy​bra​łaśche​mię—

wtrą​casięoj​ciec.—Je​śliniedo​sta​nieszpiąt​ki,
bę​dziesz mia​ła gor​szą śred​nią. Na Nor​th​we​-
stern trud​no się do​stać, a nie zo​sta​niesz po​-
trak​to​wa​naulgo​wotyl​kodla​te​go,żejakie​dyś
tamstu​dio​wa​łem.

— Wiem, tato — mó​wię cał​kiem już przy​-

gnę​bio​na.Je​śliAlexniepo​trak​tu​jepro​jek​tupo​-
waż​nie,jakmamdo​staćpiąt​kę?

— Dziś była nowa opie​kun​ka Shel​ley — in​-

for​mu​jemama.—Pa​mię​tasz?

Oj​ciecwzru​szara​mio​na​mi,bopore​zy​gna​cji

ostat​niej opie​kun​ki upie​rał się, że Shel​ley nie
po​win​namiesz​kaćznamiwdomu,tyl​kowja​-
kimśośrod​ku.Chy​bani​g​dyniedar​łamsiętak
jak wte​dy, bo nie mam za​mia​ru po​zwo​lić im

background image

od​dać Shel​ley gdzieś, gdzie nikt nie bę​dzie o
nią dbać i jej ro​zu​mieć. Mu​szę jej pil​no​wać.
Dla​te​go tak mi za​le​ży na Nor​th​we​stern. Je​śli
będęstu​dio​waćbli​skodomu,będęmo​głada​lej
tumiesz​kaćipil​no​wać,żebyro​dzi​cenieod​da​li
ni​g​dzieShel​ley.

Odzie​wią​tejdzwo​niMe​gan,żebypo​skar​żyć

sięnaDar​le​ne.Uwa​ża,żeDar​le​nezmie​ni​łasię
przez wa​ka​cje i zro​bi​ła się strasz​nie za​ro​zu​-
mia​ła, bo jej chło​pak jest w col​le​ge’u. O dzie​-
wią​tej trzy​dzie​ści dzwo​ni Dar​le​ne i mówi, że
wy​da​je jej się, że Me​gan jest za​zdro​sna o jej
chło​pa​ka z col​le​ge’u. O dzie​wią​tej czter​dzie​ści
pięćdzwo​niSier​raimówi,żeroz​ma​wia​ładziś
i z Me​gan, i z Dar​le​ne i nie chce się mie​szać.
Zga​dzam się z nią, choć uwa​żam, że nie bar​-
dzomamyjużwyj​ście.

Do​pie​rozapięt​na​ścieje​de​na​stauda​jemisię

skoń​czyć wy​pra​co​wa​nie dla pani Pe​ter​son na
te​matsza​cun​kuipo​mócma​miepo​ło​żyćShel​-
ley spać. Mam wra​że​nie, że gło​wa za​raz mi
od​pad​niezezmę​cze​nia.

Prze​bie​ramsięwpi​ża​mę,wcho​dzępodkoł​-

dręidzwo​niędoCo​li​na.

—Cześć,kot​ku—mówi.—Copo​ra​biasz?
—Nic.Leżęwłóż​ku.Faj​niebyłouDo​uga?
—By​ło​bydużofaj​niej,gdy​byśtytambyła.
—Kie​dywró​ci​łeś?

background image

— Ja​kąś go​dzi​nę temu. Stra​aasz​nie się cie​-

szę,żedzwo​nisz.

Pod​cią​gamswo​jąwiel​kąró​żo​wąkoł​drępod

samą bro​dę i kła​dę gło​wę na mięk​kiej pu​cho​-
wejpo​dusz​ce.

— Tak? — mó​wię w na​dziei, że usły​szę coś

mi​łe​go. Na​da​ję swo​je​mu gło​so​wi uwo​dzi​ciel​-
skiebrzmie​nie.—Acze​mu?

Daw​no mi już nie mó​wił, że mnie ko​cha.

Wiem,żeniena​le​żydozbytwy​lew​nychosób.
Tak jak tata. Ale po​trze​bu​ję to od nie​go usły​-
szeć.Chcęusły​szeć,żemnieko​cha.Chcęusły​-
szeć, że za mną tę​sk​ni. Chcę, żeby mi po​wie​-
dział,żeje​stemspeł​nie​niemjegoma​rzeń.

Co​linchrzą​ka.
—Ni​g​dynieupra​wia​li​śmysek​suprzezte​le​-

fon.

No do​bra, nie tego się spo​dzie​wa​łam. Nie

po​win​nam być roz​cza​ro​wa​na ani zdzi​wio​na.
Co​lin ma osiem​na​ście lat i prze​cież wiem, że
fa​ce​ci my​ślą cią​gle o sek​sie i o dziew​czy​nach.
Dziśpopo​łu​dniuuda​wa​łam,żenieza​uwa​żam
uci​sku w dole brzu​cha, gdy prze​czy​ta​łam, co
na​pi​sał mi Alex w ze​szy​cie: że chce upra​wiać
zemnąseks.Niewie,żeje​stemdzie​wi​cą.

Ni​g​dy nie upra​wia​li​śmy sek​su z Co​li​nem,

ko​niec krop​ka. Ani przez te​le​fon, ani na​praw​-
dę. W kwiet​niu w ze​szłym roku nie​wie​le bra​-

background image

ko​wa​ło na pla​ży za do​mem Sier​ry, ale stchó​-
rzy​łam.Nieby​łamgo​to​wa.

—Seksprzezte​le​fon?
—Tak.Do​ty​kajsię,Brit,iopo​wia​dajmijed​-

no​cze​śnie,coro​bisz.Strasz​niemnietopod​nie​-
ci.

— A ty co bę​dziesz w tym cza​sie ro​bić? —

py​tam.

— Ro​bić so​bie do​brze. A co my​śla​łaś? Że

będęod​ra​biaćlek​cje?

Śmie​jęsię.Ra​czejner​wo​wo,boniewi​dzie​li​-

śmy się przez dwa mie​sią​ce, za wie​le ze sobą
nieroz​ma​wia​li​śmy,aonwcią​gujed​ne​godnia
chce przejść od „cześć, faj​nie cię wi​dzieć po
wa​ka​cjach”do„do​ty​kajsię,ajabędęro​bićso​-
bie do​brze”. Mam wra​że​nie, że zna​la​złam się
wpio​sen​cePataMcCur​dy’ego.

—Nopro​szę,Brit—na​le​gaCo​lin.—Po​trak​-

tuj to jako ćwi​cze​nie przed praw​dzi​wym sek​-
sem.Zdej​mijko​szu​lęiza​cznijsiędo​ty​kać.

—Co​lin...
—Co?
—Przy​kromi,aleniemamocho​ty.Przy​naj​-

mniejniete​raz.

—Napew​no?
—Tak.Je​steśzły?
— Nie — mówi. — My​śla​łem, że faj​nie bę​-

dzie do​dać tro​chę pi​kan​te​rii na​sze​mu związ​-

background image

ko​wi.

—Niewie​dzia​łam,żecisięnu​dzi.
— Szko​ła... tre​nin​gi... spo​tka​nia ze zna​jo​-

my​mi.Chy​bapowa​ka​cjachmamdośćru​ty​ny.
Całe lato pły​wa​łem na nar​tach wod​nych, sur​-
fo​wa​łem i jeź​dzi​łem te​re​nów​ką. Ser​ce ci bije
jak osza​la​łe, czu​jesz, że ży​jesz. No wiesz, taki
kopad​re​na​li​ny.

—Brzmisu​per.
—Botakbyło.Brit?
—Tak?
— Je​stem go​tów na ta​kie​go kopa ad​re​na​li​-

ny...ztobą.

background image

8.Alex

Przy​gnia​tam ko​le​sia do lśnią​ce​go czar​ne​go

che​vro​le​taca​ma​ro,któ​rykosz​tu​jepew​niewię​-
cejniżrocz​napen​sjamo​jejmamy.

—Spra​wamasięna​stę​pu​ją​co,Bla​ke—mó​-

wię.—Albopła​ciszte​raz,albopo​ła​mięcoś,co
na​le​żydocie​bie.Alenieme​be​lekczytentwój
pie​przo​ny sa​mo​chód... coś, z czym je​steś
trwa​lezwią​za​ny.Ka​pu​jesz?

Bla​ke, chud​szy niż słup te​le​fo​nicz​ny, jest

bla​dyjakśmierćipa​trzynamnietak,jak​bym
wła​śnie wy​dał na nie​go wy​rok śmier​ci. Po​wi​-
nienbyłpo​my​ślećotym,za​nimwziąłbezpła​-
ce​niastodwu​dziest​kępiąt​kęcrac​ku.

Jak​byHec​tormiałpu​ścićtopła​zem.
Jak​bymjamiałpu​ścićtopła​zem.
Kie​dy Hec​tor wy​sy​ła mnie na win​dy​ka​cję,

ro​bię swo​je. Nie​ko​niecz​nie to lu​bię, ale ro​bię
swo​je.Hec​torwie,żeniehan​dlu​ję,niecho​dzę
nawłaminiekrad​nę.Aleje​stemdo​brywwin​-
dy​ka​cji... głów​nie dłu​gów. Cza​sem jeż​dżę do
lu​dzi,aletozwy​klesyf,zwłasz​czażewiem,co
sięznimista​nie,gdyjużza​wio​zęichdoma​ga​-
zy​nu na spo​tka​nie z Chuy​em. Nikt nie chce
spo​tka​nia z Chuy​em. To gor​sze niż spo​tka​nie

background image

zemną.Bla​kena​praw​dępo​wi​niensięcie​szyć,
żetomnieka​za​nosięnimza​jąć.

Po​wie​dzieć,żeniewio​dęzbytprzy​zwo​ite​go

ży​cia, to nie​do​po​wie​dze​nie. Sta​ram się nad
tym za dużo nie za​sta​na​wiać — nad brud​ną
ro​bo​tą, któ​rą od​wa​lam dla Krwi. A je​stem w
tymdo​bry.

Mam za​stra​szyć lu​dzi tak, żeby za​pła​ci​li co

na​sze. Teo​re​tycz​nie nie ty​kam nar​ko​ty​ków.
Nodo​bra,wmojeręcedośćczę​stotra​fiakasa
zdi​ler​ki,aleje​stemtyl​kopo​śred​ni​kiemiprze​-
ka​zu​jęjąHec​to​ro​wi.Nieko​rzy​stamzniej,tyl​-
kojąod​bie​ram.

Je​stem zwy​kłym pion​kiem, wiem. Ale mało

mnie to ob​cho​dzi, póki za​pew​nia to bez​pie​-
czeń​stwo mo​jej ro​dzi​nie. Poza tym do​brze się
biję. To nie​wia​ry​god​ne, jak wie​le osób pęka
podgroź​bą,żepo​ła​mięimko​ści.Bla​kenie​wie​-
lesięwtymwzglę​dzieróż​niodin​nych,zktó​-
ry​mi mia​łem do czy​nie​nia. Sta​ra się zgry​wać
lu​za​ka, ale nie pa​nu​je nad drże​niem swo​ich
ko​ści​stychrąk.

Moż​nabypo​my​śleć,żePe​ter​sonteżpo​win​-

na się mnie bać, ale nie prze​stra​szył​bym jej
na​wet wte​dy, gdy​bym wło​żył jej do ręki od​-
bez​pie​czo​nygra​nat.

— Nie mam pie​nię​dzy — rzu​ca po​spiesz​nie

Bla​ke.

background image

— Taka od​po​wiedź ra​czej nie za​ła​twi spra​-

wy,sta​ry—wtrą​casięPaco.Lubizemnąjeź​-
dzić.Uwa​ża,żetojakza​ba​wawdo​bre​goizłe​-
gogli​nę.Tyleżemyba​wi​mysięra​czejwzłe​go
igor​sze​gogang​ste​ra.

— Któ​rą koń​czy​nę mam ci zła​mać naj​-

pierw?—py​tam.—Będęmiłyipo​zwo​lęciwy​-
brać.

— Wpa​kuj mu po pro​stu se​rię w ten ża​ło​-

sny ty​łek, Alex, i bę​dzie po spra​wie — mówi
odnie​chce​niaPaco.

— Nie! — wrzesz​czy Bla​ke. — Zdo​bę​dę pie​-

nią​dze.Obie​cu​ję.Ju​tro.

Przy​ci​skamgodoauta,przy​du​sza​jącgora​-

mie​niem wy​star​cza​ją​co moc​no, żeby go prze​-
stra​szyć.

— Mam ci uwie​rzyć na sło​wo, tak? Masz

naszagłup​ków?Po​trze​bu​jęza​bez​pie​cze​nia.

Bla​kenieod​po​wia​da.
Pa​trzęnajegosa​mo​chód.
—Tyl​koniesa​mo​chód,Alex.Bła​gam.
Wy​cią​gam pi​sto​let. Nie mam za​mia​ru go

za​bić.Bezwzglę​dunato,kimje​stemijakbar​-
dzosięzmie​ni​łem,ni​g​dyni​ko​gonieza​bi​ję.Ani
nie po​strze​lę. Ale Bla​ke nie musi o tym wie​-
dzieć.

Jed​no spoj​rze​nie na mo​je​go gloc​ka wy​star​-

cza,żebywy​cią​gnąłklu​czy​ki.

background image

—OBoże.Pro​szę,nie.
Wy​ry​wammuklu​czy​kizręki.
—Ju​tro,Bla​ke.Osiód​mej,zasta​rąbocz​ni​cą

przy skrzy​żo​wa​niu Czwar​tej i Vine. A te​raz
zjeż​dżaj stąd — roz​ka​zu​ję i ma​cham pi​sto​le​-
tem,żebyzmu​sićgodobie​gu.

— Za​wsze chcia​łem mieć ca​ma​ro — mówi

Paco,gdyBla​kezni​kanamzpolawi​dze​nia.

Rzu​cammuklu​czy​ki.
—Jesttwójdoju​tra.
— Na​praw​dę my​ślisz, że w je​den dzień

skom​bi​nu​jeczte​rypa​ty​ki?

—Tak—od​po​wia​damzpeł​nymprze​ko​na​-

niem.—Bosa​mo​chódjestwartdużowię​cej.

Wra​ca​mydoma​ga​zy​nuiin​for​mu​je​myHec​-

to​raoprze​bie​guak​cji.Niejestza​chwy​co​ny,że
nieod​zy​ska​li​śmypie​nię​dzy,alewie,żetozro​-
bi​my. Za​wsze do​pro​wa​dzam spra​wy do koń​-
ca.

W nocy przez chra​pa​nie Lu​isa nie mogę

spać. Na do​da​tek mój młod​szy brat śpi tak
głę​bo​ko,jak​byniemiałwży​ciużad​nychzmar​-
twień. I choć nie prze​szka​dza mi za​stra​sza​nie
di​le​rówpo​kro​juBla​ke’a,na​praw​dębymwo​lał
wal​czyćospra​wy,któ​resątegowar​te.

Ty​dzień póź​niej sie​dzę pod drze​wem na

traw​ni​ku przed szko​łą i jem lunch. Więk​szość
uczniów w Fa​ir​field prze​sia​du​je na dwo​rze

background image

pra​wiedokoń​capaź​dzier​ni​ka,gdyżzimawIl​-
li​no​iszmu​szanasdospę​dza​niaprze​rwyobia​-
do​wej w sto​łów​ce. Te​raz chło​nie​my każ​dy
pro​mieńsłoń​caikaż​dąchwi​lęnaświe​żympo​-
wie​trzu,pókiwciążjestdośćład​nie.

Mój kum​pel Luc​ky, w luź​nej czer​wo​nej ko​-

szu​li i czar​nych dżin​sach, kle​pie mnie po ło​-
pat​ce i sa​dza ty​łek obok mnie, z tacą ze sto​-
łów​kiwręce.

— Go​to​wy na na​stęp​ną lek​cję, Alex? Przy​-

się​gam, sta​ry, Brit​ta​ny El​lis nie​na​wi​dzi cię jak
naj​gor​szej za​ra​zy. Mam nie​zły ubaw, gdy od​-
su​wasięjaknaj​da​lejodcie​bie.

— Luc​ky, może to i ma​ma​ci​ta, ale nie może

nicza​rzu​cićtemuhom​bre— mó​wię, wska​zu​jąc
nasie​bie.

— Ja​sne, taki kit to mo​żesz wci​skać swo​jej

ma​mu​si — śmie​je się Luc​ky. — Albo Co​li​no​wi
Adam​so​wi.

Opie​ram się o drze​wo i krzy​żu​ję ręce na

pier​siach.

— W ze​szłym roku mia​łem z Adam​sem

wuef. Uwierz, na​praw​dę nie ma się czym
chwa​lić,nada.

— Cią​gle się wku​rzasz, bo w pierw​szej kla​-

sie zde​mo​lo​wał ci szaf​kę po tym, jak na
oczach ca​łej szko​ły sko​pa​łeś mu ty​łek w szta​-
fe​cie?

background image

Cho​le​ra, to praw​da, da​lej je​stem wście​kły.

Przez ten in​cy​dent mu​sia​łem wy​dać kupę for​-
synanowepod​ręcz​ni​ki.

— Sta​re dzie​je — mó​wię Luc​ky’emu, jak

zwy​klenieda​jącnicposo​biepo​znać.

— Sta​re dzie​je sie​dzą te​raz tam ze swo​ją

su​per​la​ską.

Jed​no spoj​rze​nie na Małą Pan​nę Per​fec​tę

wy​star​czy,że​bymcałysięzje​żył.Uwa​żamnie
zaćpu​na.Co​dzien​niestre​so​wa​łemsięmy​śląo
wspól​nejche​mii.

—Tapa​nien​kamawodęza​miastmó​zgu—

stwier​dzam.

—Sły​sza​łem,żetahoga​da​łanacie​bieswo​-

imko​le​żan​kom—mówinie​ja​kiPe​droido​sia​-
da się do nas z kil​ko​ma in​ny​mi chło​pa​ka​mi,
któ​rzy nio​są tace ze sto​łów​ki albo je​dze​nie z
domu.

Krę​cę gło​wą, za​sta​na​wia​jąc się, co mó​wi​ła

zdzi​ra Brit​ta​ny i jak dużo będę mu​siał od​krę​-
cać.

— Może jej się po​do​bam, tyl​ko nie wie, jak

zwró​cićmojąuwa​gę.

Luc​ky śmie​je się tak gło​śno, że wszy​scy w

pro​mie​niukil​kume​trówga​piąsięnanas.

— Brit​ta​ny El​lis z wła​snej nie​przy​mu​szo​nej

woliki​jembycięnietknę​ła,guey,aorand​ceto
wogó​leza​po​mnij—mówi.—Jesttakbo​ga​ta,

background image

że apasz​ka, któ​rą mia​ła na so​bie w ze​szłym
ty​go​dniu,kosz​tu​jepew​niewię​cejniżwszyst​ko
wtucasa—wtwo​imdomu.

Ta apasz​ka. Jak​by nie wy​star​czy​ły mar​ko​-

wedżin​syiblu​zecz​ka.Pew​nieza​wią​za​łaso​bie
tę apasz​kę, żeby po​ka​zać, jaka jest bo​ga​ta i
nie​do​stęp​na. Zna​jąc ją, pew​nie od​da​ła ją do
pro​fe​sjo​nal​ne​go far​bo​wa​nia, żeby ide​al​nie pa​-
so​wa​ładood​cie​niajejsza​fi​ro​wychoczu.

— A niech to, sta​wiam mój RX-7, że nie

prze​le​ciszjejprzedŚwię​temDzięk​czy​nie​nia—
pod​pusz​cza mnie Luc​ky, prze​ry​wa​jąc moje
nie​skład​neroz​wa​ża​nia.

— A kto by chciał ją prze​le​cieć? — py​tam.

Pew​nie majt​ki też ma mar​ko​we i ma na nich
wy​ha​fto​wa​neswo​jeini​cja​ły.

—Każ​dychło​pakwtejszko​le.
Czy na​praw​dę mu​szę przy​po​mi​nać mu o

oczy​wi​sto​ściach?

— To śnie​żyn​ka. — Nie lecę na bia​łe la​ski.

Ani na roz​piesz​czo​ne. Ani na ta​kie, dla któ​-
rych cięż​ka pra​ca spro​wa​dza się do co​dzien​-
ne​go ma​lo​wa​nia swo​ich dłu​gich pa​znok​ci na
innyko​lor,żebypa​so​wa​łydonaj​mod​niej​szych
ciu​chów.

Wy​cią​gam z kie​sze​ni pacz​kę pa​pie​ro​sów i

za​pa​lamjed​ne​go,ole​wa​jącza​kazobo​wią​zu​ją​-
cywFa​ir​field.Ostat​niobar​dzodużopalę.Paco

background image

zwró​ciłminatowczo​rajuwa​gę.

— To co z tego, że jest bia​ła? Daj spo​kój,

Alex.Nieje​steśprze​cieżidio​tą.Spójrztyl​kona
nią.

Pa​trzę.Mu​szęprzy​znać,żemawszyst​kona

swo​im miej​scu. Dłu​gie, lśnią​ce wło​sy, ary​sto​-
kra​tycz​nynos,de​li​kat​nieopa​lo​neręcezlek​ko
za​ry​so​wa​ny​mi bi​cep​sa​mi, aż czło​wiek się za​-
sta​na​wia, czy dziew​czy​na coś tre​nu​je, peł​ne
usta i taki uśmiech, że gdy​by wszy​scy taki
mie​li, na świe​cie chy​ba fak​tycz​nie mógł​by za​-
pa​no​waćpo​kój.

Od​su​wam od sie​bie te my​śli. Co z tego, że

jestprze​ślicz​na?Tozdzi​raja​kichmało.

—Zachu​da—oce​niam.
—Po​do​bacisię—stwier​dzaLuc​kyikła​dzie

się na tra​wie. — Tyl​ko wiesz, po​dob​nie jak
cała resz​ta Me​xi​ca​nos z po​łu​dnio​wej czę​ści
mia​sta,żeniemo​żeszjejmieć.

Sły​szę ja​kieś klik​nię​cie w środ​ku. Może to

włą​czył się mój me​cha​nizm obron​ny, a może
pew​ność sie​bie. Za​nim uda​je mi się to wy​łą​-
czyć,mó​wię:

—Wcią​gudwóchmie​się​cyjąprze​le​cę.Je​śli

na​praw​dęsta​wiaszswójRX-7,wcho​dzęwto.

—Wkrę​caszmnie,sta​ry.—Kie​dynicnato

nieod​po​wia​dam,Luc​kymarsz​czybrwi.—Mó​-
wiszse​rio,Alex?

background image

Gość się wy​co​fa, bo ko​cha sa​mo​chód bar​-

dziejniżwła​snąmat​kę.

—Oczy​wi​ście.
— Je​śli prze​grasz, od​dasz mi Ju​lio — mówi,

a w miej​sce zmarsz​czo​nych brwi po​ja​wia się
sze​ro​kichy​tryuśmiech.

Ju​lio to naj​cen​niej​sze, co mam — to sta​ry

mo​tor, hon​da ni​gh​thawk 750. Ura​to​wa​łem go
przed zło​mo​wa​niem i za​mie​ni​łem w re​we​la​-
cyj​nąma​szy​nę.Na​pra​waza​ję​łamicałewie​ki.
To je​dy​na rzecz w ży​ciu, któ​rą na​pra​wi​łem,
za​miastspie​przyć.

Luc​ky nie wy​co​fu​je się. W ta​kim ra​zie albo

sam mu​szę się wy​co​fać, albo przy​jąć za​kład.
Pro​blemwtym,żejani​g​dysięniewy​co​fu​ję...
nie zro​bi​łem tego ani razu w ca​łym moim ży​-
ciu.

Naj​bar​dziej po​pu​lar​na bia​ła dziew​czy​na w

szko​le mo​gła​by się cho​ler​nie dużo ode mnie
na​uczyć. Mała Pan​na Per​fec​ta po​wie​dzia​ła, że
ni​g​dynieumó​wi​ła​bysięzgang​ste​rem,aleza​-
ło​żę się, że ża​den czło​nek Krwi ni​g​dy nie pró​-
bo​wał się do​brać do tych mar​ko​wych maj​te​-
czek.

Topro​stejakso​bot​niabój​kamię​dzyFolksi

Pe​ople—dwóchwro​gichgan​gówzChi​ca​go.

Idę o za​kład, że wy​star​czy tro​chę po​flir​to​-

wać,żebyBrit​ta​nyzmie​ni​łazda​nie.Po​dro​czyć

background image

siętro​chę,dzię​kicze​muza​uwa​żywemniefa​-
ce​ta. Mogę upiec dwie pie​cze​nie na jed​nym
ogniu:ode​graćsięnaOślimŁbie,od​bi​ja​jącmu
dziew​czy​nę, i ode​grać się na Brit​ta​ny El​lis za
to,żewe​zwa​limnieprzezniąnady​wa​nikiże
oczer​nia​łamniewoczachswo​ichprzy​ja​ciół.

Możebyćcał​kiemza​baw​nie.
Wy​obra​żam so​bie, jak cała szko​ła wi​dzi, że

nie​ska​zi​tel​na bia​ła la​secz​ka śli​ni się na wi​dok
Me​xi​ca​no

, któ​re​go po​przy​się​gła nie​na​wi​dzić.

Za​sta​na​wiam się, jak bo​le​sny bę​dzie upa​dek
tego jędr​ne​go bia​łe​go ty​łecz​ka, jak już z nią
skoń​czę.

Wy​cią​gamrękę.
—Do​bra.
—Alemu​siszpo​ka​zaćdo​wód.
Za​cią​gamsiępa​pie​ro​sem.
—Luc​ky,comamwe​długcie​biezro​bić?Wy​-

rwaćjej,docho​le​ry,włosło​no​wy?

—Skądby​śmywie​dzie​li,żena​le​żydoniej?

—od​ci​nasięLuc​ky.—Możewca​leniejestna​-
tu​ral​nąblon​dyn​ką.Pozatymnapew​nosięde​-
pi​lu​je na styl bra​zy​lij​ski. No wie​cie, tak, że
wszyst​kojest.

— Zrób zdję​cie — pro​po​nu​je Pe​dro. — Albo

na​kręć fil​mik. Na pew​no sprze​da​li​by​śmy mu​-
chos bil​le​tes

— mnó​stwo bi​le​tów. Mo​że​my go

za​ty​tu​ło​waćBrit​ta​nyzapo​łu​dnio​wągra​ni​cą.

background image

Toprzezta​kiega​da​niemamyzłąre​pu​ta​cję.

Niecho​dzioto,żebo​ga​tedzie​cia​kitakniega​-
da​ją,bonapew​noga​da​ją.Alekie​dymoikum​-
plejużza​czną,niemajążad​nychza​ha​mo​wań.
Szcze​rzemó​wiąc,uwa​żam,żesącho​ler​nieza​-
baw​ni, gdy się z ko​goś na​bi​ja​ją, pod wa​run​-
kiemżewsią​dąnako​gośin​ne​go.Kie​dyna​bi​ja​-
ją się ze mnie, ja​koś prze​sta​je mnie to śmie​-
szyć.

—Oczymga​da​cie?—pytaPaco,do​sia​da​jąc

siędonaszta​le​rzemzesto​łów​ki.

— Za​ło​ży​li​śmy się z Alek​sem o mój sa​mo​-

chódijegomo​tor,żenieudamusięprze​le​cieć
Brit​ta​nyEl​lisprzedŚwię​temDzięk​czy​nie​nia.

—Od​bi​łoci,Alex?—mówiPaco.—Takiza​-

kładtosa​mo​bój​stwo.

— Od​wal się, Paco — ostrze​gam go. To nie

sa​mo​bój​stwo. Może głu​po​ta. Ale nie sa​mo​bój​-
stwo. Sko​ro da​łem radę z sek​sow​ną Car​men
San​chez, to dam radę z wa​ni​lio​wym cia​stecz​-
kiem,Brit​ta​nyEl​lis.

— Brit​ta​ny El​lis to nie two​ja liga, ami​go.

Może i je​steś ślicz​nym chłop​ta​siem, ale je​steś
teżstu​pro​cen​to​wymMe​xi​ca​no,aonajestbia​ła
jakchle​bekto​sto​wy.

MianasLe​ti​ciaGon​za​lez,trze​cio​kla​sist​ka.
— Cześć, Alex — mówi i uśmie​cha się do

mnie,poczymdo​sia​dasiędoko​le​ża​nek.Chło​-

background image

pa​ki śli​nią się na wi​dok Le​ti​cii i za​ga​du​ją jej
ko​le​żan​ki, a my z Paco zo​sta​je​my sami pod
drze​wem.

Pacomniesztur​cha.
—No.Tabo​ni​taMe​xi​ca​najestzde​cy​do​wa​nie

ni​cze​goso​bieizde​cy​do​wa​niewtwo​jejli​dze.

— Sko​ro pił​ka jest już w grze, sku​piam się

cał​ko​wi​cie na na​gro​dzie. Czas za​cząć pod​ryw,
alenaBrit​ta​nynieza​dzia​łapro​stac​kiewci​ska​-
niekitu.Mamnie​od​par​tewra​że​nie,żedocze​-
goś ta​kie​go przy​wy​kła ze stro​ny swo​je​go
chłop​ta​sia i in​nych dup​ków, któ​rzy usi​ło​wa​li
do​braćsiędojejmaj​tek.

Po​sta​na​wiam za​sto​so​wać inną tak​ty​kę,

taką,ja​kiejsięniespo​dzie​wa.Będęjądraż​nił,
aż bę​dzie w sta​nie my​śleć tyl​ko o mnie. Za​-
cznę od za​raz, na naj​bliż​szej lek​cji, na któ​rej
musizemnąsie​dzieć.Dlapod​krę​ce​niaat​mos​-
fe​ry nie ma to jak mała gra wstęp​na na lek​cji
che​mii.

Ca​ra​jo! — Cho​le​ra! — mówi Paco i rzu​ca

je​dze​nie na ta​lerz. — Wy​da​je im się, że mogą
ku​pić ka​wa​łek na​le​śni​ka, na​ło​żyć na​dzie​nie i
żetobę​dzietaco,alenieod​róż​ni​li​bymię​sana
tacoodka​wał​kagów​na.Botaktomniejwię​cej
sma​ku​je,Alex.

—Obrzy​dzaszmi,sta​ry—mó​więmu.
Pa​trzę nie​chęt​nie na żar​cie, któ​re przy​nio​-

background image

słemso​biezdomu.Dzię​kiPacowszyst​kote​raz
sma​ku​je jak mier​da. Z obrzy​dze​niem cho​wam
reszt​kęlun​chudoto​reb​ki.

—Chcesztro​chę?—Pacopo​da​jemizsze​ro​-

kimuśmie​chemgów​nia​netaco.

—Zbliżsięztymjesz​czeocen​ty​metr,apo​-

ża​łu​jesz—gro​żę.

—Ojej,jakstrasz​niesięboję.
Paco ma​cha okrop​nym taco, żeby mnie

spro​wo​ko​wać. Wy​da​wa​ło​by się, że po​wi​nien
miećwię​cejro​zu​mu.

—Je​ślimniepo​bru​dzisz...
—Toco?Sko​pieszmity​łek?—pisz​czysar​-

ka​stycz​nie Paco, wciąż wy​ma​chu​jąc taco.
Możepo​wi​nie​nemstrze​lićgowpyskizno​kau​-
to​wać,że​bymniemu​siałza​wra​caćso​biete​raz
gło​wytymdur​niem.

Gdytyl​kopo​ja​wiasiętamyśl,czu​ję,żecoś

spa​da mi na spodnie. Spusz​czam gło​wę, choć
wiem,cozo​ba​czę.Do​kład​nie:dużamo​krapla​-
maodglu​to​wa​te​gona​dzie​nia,któ​respa​dłomi
nawy​pło​wia​łedżin​sypro​stowkro​ku.

— O cho​le​ra — mówi Paco, a jego we​so​łość

szyb​ko zmie​nia się w prze​ra​że​nie. — Za​raz ci
wy​czysz​czę.

—Je​ślitwo​jepal​ceznaj​dąsięchoćwpo​bli​-

żumo​je​gofiu​ta,oso​bi​ścieprze​strze​lęcihu​evos

—war​częprzezza​ci​śnię​tezęby.

background image

Strze​pu​jęmię​sozkro​cza.Naspodniachzo​-

sta​je duża, tłu​sta pla​ma. Od​wra​cam się do
Paco.

— Masz dzie​sięć mi​nut, żeby skom​bi​no​wać

minowespodnie.

—Skądcijemam,docho​le​ry,wy​trza​snąć?
—Zda​jęsięnatwo​jąpo​my​sło​wość.
— Weź moje. — Paco wsta​je i za​czy​na roz​-

pi​naćspodnienaśrod​kuszkol​ne​godzie​dziń​ca.

—Byćmożeniewy​ra​zi​łemsięwy​star​cza​ją​-

coja​sno—mó​wię,za​sta​na​wia​jącsię,jakmam
zgry​wać na che​mii uwo​dzi​cie​la, sko​ro wy​glą​-
dam,jak​bymzlałsięwmajt​ki.—Cho​dzi​łomi
o to, że masz mi przy​nieść spodnie, któ​re na
mnie pa​su​ją, pen​de​jo. Ty, ma​to​le, je​steś ta​kim
kur​du​plem, że mógł​byś zgło​sić się na jed​ne​go
zel​fówŚwię​te​goMi​ko​ła​ja.

—To​le​ru​jętotyl​kodla​te​go,żeje​ste​śmyjak

bra​cia.

—Dzie​więćmi​nutitrzy​dzie​ścise​kund.
Pacorzu​casiębie​giemnaszkol​nypar​king.
Na​praw​dę mało mnie ob​cho​dzi, skąd weź​-

mie mi te spodnie, by​le​bym tyl​ko je do​stał
przed roz​po​czę​ciem na​stęp​nej lek​cji. Z mo​krą
pla​mąwkro​kura​czejniepo​ka​żęBrit​ta​ny,jaki
zemnieogier.

Cze​kam pod drze​wem, pod​czas gdy po​zo​-

sta​li ucznio​wie wy​rzu​ca​ją reszt​ki lun​chu i

background image

wra​ca​ją do szko​ły. Nie​dłu​go po​tem z gło​śni​-
ków sły​chać mu​zy​kę, a tym​cza​sem Paco nie
ma ni​g​dzie w za​się​gu wzro​ku. Cu​dow​nie.
Mam te​raz pięć mi​nut, żeby do​trzeć na lek​cję
Pe​ter​son.Za​ci​skamzębyiidęnache​mię,stra​-
te​gicz​nie za​sła​nia​jąc so​bie kro​cze książ​ka​mi.
Je​stemdwiemi​nu​typrzedcza​sem.Sia​damna
stoł​kuiprzy​su​wamsięjaknaj​bli​żejsto​łula​bo​-
ra​to​ryj​ne​go,żebyniebyłowi​daćpla​my.

Brit​ta​nywcho​dzidosali,anapier​siopa​da​-

ją jej wło​sy jak pro​mie​nie słoń​ca, za​koń​czo​ne
ide​al​ny​mi ma​ły​mi locz​ka​mi, któ​re po​dry​gu​ją
przy każ​dym kro​ku. Ale ten ide​ał wca​le mnie
nie pod​nie​ca — mam ra​czej ocho​tę roz​czo​-
chraćteślicz​niut​kiewło​ski.

Brit​ta​ny pa​trzy na mnie, a ja pusz​czam do

niej oko. Robi na​bur​mu​szo​ną minę i od​su​wa
sięzkrze​słemjaknaj​da​lejodemnie.

Pa​mię​ta​jąc o za​sa​dzie ze​ro​wej to​le​ran​cji

pani Pe​ter​son, zdej​mu​ję ban​da​nę i za​kry​wam
nią so​bie pla​mę. Po​tem od​wra​cam się do sie​-
dzą​cejobokpom​po​nia​ry.

—Bę​dzieszsięmu​sia​ławktó​rymśmo​men​-

ciedomnieode​zwać.

—Żebytwo​jadziew​czy​namia​łapo​wód,by

mi przy​wa​lić? Nie, dzię​ku​ję, Alex. Wolę, żeby
moja twarz po​zo​sta​ła w nie​na​ru​szo​nym sta​-
nie.

background image

—Niemamdziew​czy​ny.Chcia​ła​byśapli​ko​-

wać na to sta​no​wi​sko? — Mie​rzę ją wzro​kiem
zgórynadół,sku​pia​jącsięszcze​gól​nienatych
czę​ściachcia​ła,któ​resta​no​wiąjejgłów​nyatut.

Wy​dy​maswo​jąuma​lo​wa​nąnaró​żo​wogór​-

nąwar​gęiuśmie​chasięszy​der​czo.

—Mo​żeszso​biepo​ma​rzyć.
Mu​jer,na​wetbyśniewie​dzia​ła,cozro​bić

zca​łymtymte​sto​ste​ro​nem.

Do​kład​nieotocho​dzi,Alex.Pod​pusz​czajją,

ażsięza​ko​cha.Po​łknieha​czyk.

Od​wra​cagło​wę.
—Je​steśobrzy​dli​wy.
— A gdy​bym po​wie​dział, że by​ła​by z nas

do​bra​napara?

—Tobympo​wie​dzia​ła,żeje​steśidio​tą.

background image

9.Brittany

Za​raz po tym, jak na​zy​wam Alek​sa idio​tą,

pani Pe​ter​son przy​wo​łu​je całą kla​sę do po​-
rząd​ku.

— Każ​da para wy​lo​su​je z tego ka​pe​lu​sza

pro​jekt—ogła​sza.—Pro​jek​tyce​chu​jąsięrów​-
nym stop​niem trud​no​ści i będą wy​ma​gać od
waswspól​nejpra​cyrów​nieżpolek​cjach.

— A co z fut​bo​lem? — pyta Co​lin. — Nie

mogęopusz​czaćtre​nin​gów.

—Izdru​ży​nąche​er​le​ade​rek—wtrą​caDar​-

le​ne,za​nimuda​jemisiępo​wie​dziećtosamo.

—Na​ukaprzedewszyst​kim.Odwasza​le​ży,

czy do​ga​da​cie się ze swo​im part​ne​rem tak,
żeby oboj​gu wam pa​so​wa​ło — mówi pani Pe​-
ter​son, sta​je przed na​szym sto​łem i pod​su​wa
ka​pe​lusz.

— Pani P., czy któ​ryś z pro​jek​tów uwzględ​-

nia le​kar​stwo na stward​nie​nie roz​sia​ne? —
pyta Alex tym swo​im bez​czel​nym to​nem, od
któ​re​gowszyst​kosięwemniego​tu​je.—Bonie
wy​da​je mi się, żeby star​czy​ło nam w cią​gu
rokucza​sunajegowy​ko​na​nie.

Już wi​dzę wiel​ką je​dyn​kę na świa​dec​twie.

Kie​row​nik biu​ra re​kru​ta​cji Nor​th​we​stern nie

background image

bę​dzie chciał słu​chać, że to mój part​ner nie
trak​to​wał po​waż​nie na​sze​go pro​jek​tu z che​-
mii.Ko​le​sio​winieza​le​żynawła​snymży​ciu,to
cze​mumia​ło​bymuza​le​żećnalek​cjachche​mii?
Do​bi​jamnie,żetoodAlek​saza​le​żymojaoce​-
na. Zda​niem mo​ich ro​dzi​ców stop​nie są od​-
zwier​cie​dle​niem war​to​ści czło​wie​ka. Nie mu​-
szę chy​ba mó​wić, że trója i ni​żej ozna​cza, że
nicnieje​steśwar​ta.

Wkła​dam rękę do ka​pe​lu​sza i wy​cią​gam

bia​ły kar​te​lu​szek. Otwie​ram go po​wo​li, za​gry​-
za​jącwnie​pew​no​ścidol​nąwar​gę.Wi​dzęna​pi​-
sa​ne dru​ko​wa​ny​mi li​te​ra​mi sło​wa: „Ogrze​wa​-
czedorąk”.

—Ogrze​wa​czedorąk?—py​tam.
Alexna​chy​lasięiod​czy​tu​jena​piszezdez​o​-

rien​to​wa​nąminą.

— Co to są, do ja​snej cho​le​ry, ogrze​wa​cze

dorąk?

Pani Pe​ter​son rzu​ca mu ostrze​gaw​cze spoj​-

rze​nie.

— Je​śli masz ocho​tę zo​stać po lek​cjach,

mam na biur​ku ko​lej​ne nie​bie​skie za​wia​do​-
mie​nie o aresz​cie szkol​nym, już z two​im na​-
zwi​skiem. Tak więc albo za​py​tasz jesz​cze raz
bez wul​ga​ry​zmów, albo spo​tka​my się po lek​-
cjach.

— Chęt​nie bym z pa​nią po​sie​dział, pani P.,

background image

ale wolę ra​czej po​świę​cić czas na na​ukę z
moją part​ner​ką — od​po​wia​da Alex i ma przy
tym jesz​cze czel​ność mru​gnąć do Co​li​na. —
Więc za​dam py​ta​nie ina​czej. Co to wła​ści​wie
sąogrze​wa​czetorąk?

—Che​miater​micz​nasiękła​nia,pa​nieFu​en​-

tes.Ogrze​wa​cze,jaksamana​zwamówi,słu​żą
doogrze​wa​niarąk.

Alex od​wra​ca się do mnie z sze​ro​kim, bez​-

czel​nymuśmie​chem.

—Je​stempew​ny,żeznaj​dzie​myjesz​czekil​-

kain​nychrze​czydoogrza​nia.

— Nie​na​wi​dzę cię — mó​wię wy​star​cza​ją​co

gło​śno, żeby sły​szał mnie Co​lin i resz​ta kla​sy.
Je​śli po​zwo​lę mu być górą, pew​nie usły​szę w
gło​wie cmo​ka​nie mo​jej mamy, po​wta​rza​ją​cej,
żeniemanicważ​niej​sze​goodre​pu​ta​cji.

Wiem, że ob​ser​wu​je nas cała kla​sa, na​wet

Isa​bel,któ​rauwa​ża,żeAlexwca​leniejesttaki
zły, za ja​kie​go wszy​scy go mają. Czy ona nie
wi​dzi, jaki jest na​praw​dę, czy może dała się
za​śle​pić jego ide​al​nym ry​som twa​rzy i po​pu​-
lar​no​ściwśródzna​jo​mych?

Alexszep​cze:
— Mi​łość od nie​na​wi​ści dzie​li je​den krok.

Możemy​lisztedwierze​czy.

Od​su​wamsięodnie​go.
—Nieli​czy​ła​bymnato.

background image

—Ajaow​szem.
Alex pa​trzy na drzwi kla​sy. Przez okien​ko

ma​cha do nie​go jego kum​pel. Pew​nie chcą się
ze​rwaćzlek​cji.

Alexbie​rzeksiąż​kiiwsta​je.
PaniPe​ter​sonod​wra​casiędonie​go.
—Sia​daj,Alex.
—Mu​szęsięod​lać.
Na​uczy​ciel​ka marsz​czy brwi i kła​dzie rękę

nabio​drze.

— Po​wścią​gnij' swój ję​zyk. A z tego, co się

orien​tu​ję, w to​a​le​cie nie po​trze​bu​jesz ksią​żek.
Zo​stawje,pro​szę,nasto​le.

Alex za​ci​ska zęby, ale od​kła​da książ​ki na

blat.

— Mó​wi​łam, że na tę salę nie mają wstę​pu

żad​ne em​ble​ma​ty gan​gu — mówi pani Pe​ter​-
son, pa​trząc na ban​da​nę, któ​rą Alex trzy​ma
przedsobą.Wy​cią​garękę.—Pro​szęmitood​-
dać.

Alex zer​ka na drzwi, a po​tem na pa​nią Pe​-

ter​son.

—Aco,je​śliod​mó​wię?
— Le​piej nie spraw​dzaj, Alex. Zero to​le​ran​-

cji. Chcesz zo​stać za​wie​szo​ny? — Kiwa pal​-
cem, po​ka​zu​jąc w ten spo​sób, że ma jej na​-
tych​miast od​dać chu​s​tę, bo ina​czej źle się to
dlanie​goskoń​czy.

background image

Alex pa​trzy na nią z wście​kło​ścią i po​wo​li

po​da​jejejchu​s​tę.

PaniPe​ter​sonwy​ry​wamujązrękiiwstrzy​-

mu​jeod​dech.

Nawi​dokwiel​kiejpla​mynajegokro​czuwy​-

ry​wamisiętyl​ko:

—OBoże!
Całakla​saza​czy​nasięśmiać.
Co​linśmie​jesięnaj​gło​śniej.
— Nie martw się, Fu​en​tes. Moja bab​cia ma

ten sam pro​blem. Zwy​kła pie​lu​cha za​ła​twia
spra​wę.

Nawspo​mnie​nieopie​lu​chachdlado​ro​słych

od razu przy​po​mi​na mi się moja sio​stra. Na​-
bra​niesięzdo​ro​słych,któ​rzymajątegoro​dza​-
jupro​blem,wca​leniejestśmiesz​ne,boza​li​cza
siędonichmojasio​stra.

Alexuśmie​chasiębez​czel​nieimówidoCo​-

li​na:

—Two​jadziew​czy​naniemo​głasięnie​ste​ty

po​wstrzy​mać.Przed​sta​wi​łamiogrze​wa​czedo
rąkzzu​peł​nieno​wejper​spek​ty​wy,com​pa.

Tym ra​zem po​su​nął się za da​le​ko. Zry​wam

się,szu​ra​jącstoł​kiempopod​ło​dze.

—Chciał​byś—rzu​cam.
Alex ma mi już coś od​po​wie​dzieć, ale pani

Pe​ter​sonkrzy​czy:

— Alex! — Od​chrzą​ku​je. — Idź do pie​lę​-

background image

gniar​ki i... do​pro​wadź się do po​rząd​ku. Za​-
bierz ze sobą książ​ki, bo po​tem masz się sta​-
wićwga​bi​ne​ciedok​to​raAgu​ir​re.Spo​tka​mysię
tam ra​zem z two​imi przy​ja​ciół​mi, Co​li​nem i
Brit​ta​ny.

Alex za​bie​ra książ​ki ze sto​łu i wy​cho​dzi z

kla​sy, ja na​to​miast opa​dam na krze​sło. Pod​-
czas gdy pani Pe​ter​son usi​łu​je uci​szyć resz​tę
kla​sy,jamy​ślęotym,żenieuda​łomisięuni​-
kaćCar​menSan​chezzbytdłu​go.

Je​śli dziew​czy​na uwa​ża, że sta​no​wię dla

niejza​gro​że​nie,plot​ki,któ​repodzi​siej​szejlek​-
cji na pew​no za​czną krą​żyć po ca​łej szko​le,
tyl​kojejtopo​twier​dzą.

background image

10.Alex

Po pro​stu bo​sko. Pe​ter​son i Agu​ir​re po jed​-

nej stro​nie, Mała Pan​na Per​fec​ta z tym kre​ty​-
nempodru​giej...ajasam.Zamnąniktsięnie
wsta​wi,tojed​nojestpew​ne.

Agu​ir​rechrzą​ka.
— Alex, wi​dzę cię u sie​bie już dru​gi raz w

cią​gudwóchty​go​dni.

Zga​dzasię.Cóżzage​niusz.
— Pa​nie dy​rek​to​rze — mó​wię, przej​mu​jąc

pa​łecz​kę,bomamjużser​decz​niedośćtego,że
cała pie​przo​na szko​ła jest na roz​ka​zy Ma​łej
Pan​ny Per​fec​ty i jej chło​pa​ka. — W cza​sie
prze​rwy obia​do​wej do​szło do ma​łe​go wy​pad​-
ku i po​pla​mi​łem so​bie spodnie. Ale za​miast
opusz​czać lek​cję, po​pro​si​łem ko​le​gę, żeby
przy​wiózł mi czy​ste. — Wska​zu​ję na dżin​sy,
któ​remamnaso​bie,aktó​rePacosko​ło​wałmi
z domu. — Pani Pe​ter​son — zwra​cam się do
na​uczy​ciel​kiche​mii.—Ni​g​dybymniedo​pu​ścił
dotego,żebyprzezmałąplam​kęopu​ścićpani
wspa​nia​łąlek​cję.

— Nie pod​li​zuj się, Alex — pry​cha pani Pe​-

ter​son. — Mam po​tąd two​ich bła​zeństw —
prze​su​warękąnadgło​wą.Pa​trzygniew​niena

background image

Brit​ta​ny i Co​li​na. Już my​ślę, że po​zwo​li im na
mniena​je​chać,gdymówi:—Awynieje​ste​ście
wca​lelep​si.

Brit​ta​nywy​da​jesięzdu​mio​najejre​pry​men​-

dą. Ale oczy​wi​ście nie mia​ła nic prze​ciw​ko,
gdypaniP.ob​jeż​dża​łamnie.

—Niemogębyćznimwpa​rze—wy​rzu​caz

sie​bieMałaPan​naPer​fec​ta.

Co​linwy​su​wasięna​przód.
—Możepra​co​waćzemnąizDar​le​ne.
Mam ocho​tę się uśmiech​nąć, gdy wi​dzę, że

brwi Pe​ter​son wę​dru​ją w górę tak wy​so​ko,
jak​bymia​łyza​razwy​sko​czyćjejzczo​ła.

—Acojestwwasta​kie​gowy​jąt​ko​we​go,że

uwa​ża​cie, że mo​że​cie de​cy​do​wać o tym, jak
pro​wa​dzęlek​cję?

Bra​wo,Pe​ter​son!
— Nad​ine, po​zwól, że ja się tym zaj​mę —

mówiAgu​ir​redopaniP.,poczymwska​zu​jena
zdję​cie na​szej szko​ły, któ​re wisi na ścia​nie w
ram​ce. Nie po​zwa​la dwój​ce z pół​no​cy od​po​-
wie​dziećnapy​ta​niepaniP.,tyl​komówi:—Jak
wie​cie, de​wi​za na​szej szko​ły brzmi: „Róż​no​-
rod​ność źró​dłem wie​dzy”. Gdy​by​ście za​po​-
mnie​li, to jest wy​ry​ta na ta​bli​cy przed głów​-
nym wej​ściem, więc na​stęp​nym ra​zem, gdy
bę​dzie​cie tam​tę​dy prze​cho​dzić, za​sta​nów​cie
się chwi​lę nad zna​cze​niem tych słów. Chciał​-

background image

bymwasza​pew​nić,żejakonowydy​rek​tortej
szko​łychcępo​ło​żyćkreswszel​kimpo​dzia​łom,
któ​repod​wa​ża​jątęde​wi​zę.

No do​bra, róż​no​rod​ność jest źró​dłem wie​-

dzy.Alenierazwi​dzia​łem,żejestteżźró​dłem
nie​na​wi​ści i igno​ran​cji. Nie będę po​zba​wiać
Agu​ir​re złu​dzeń, bo za​czy​nam na​bie​rać prze​-
ko​na​nia,żenaszdy​rek​torna​praw​dęwie​rzyw
tebred​nie,któ​rewy​ga​du​je.

—Dok​torAgu​ir​reijazaj​mu​je​mywtejkwe​-

stii wspól​ne sta​no​wi​sko. W związ​ku z tym...
— Pe​ter​son pa​trzy na mnie groź​nie i to tak
prze​ko​nu​ją​co,żechy​bamusićwi​czyćprzedlu​-
strem.—Alex,prze​stańdo​ku​czaćBrit​ta​ny.—
Od​wra​ca się i rzu​ca to samo spoj​rze​nie na
dru​gą stro​nę ga​bi​ne​tu. — Brit​ta​ny, prze​stań
za​cho​wy​waćsięjakpri​ma​don​na.Aty,Co​lin...
Wła​ści​wie to w ogó​le nie wiem, co ty masz z
tymwspól​ne​go.

—Je​stemjejchło​pa​kiem.
— W ta​kim ra​zie by​ła​bym wdzięcz​na, gdy​-

by​ście zo​sta​wi​li wasz zwią​zek za drzwia​mi
mo​jejkla​sy.

—Ale...—za​czy​naCo​lin.
Pe​ter​sonprze​ry​wamumach​nię​ciemdło​ni.
—Do​syć.Ko​niecdys​ku​sji.Dowi​dze​nia.
Co​lin bie​rze pri​ma​don​nę za rękę i wy​cho​-

dzązpo​ko​ju.

background image

Ja też wy​cho​dzę, ale Pe​ter​son za​trzy​mu​je

mnie,kła​dącmirękęnara​mie​niu.

—Alex?
Przy​sta​jęipa​trzęnanią.Pa​trzęjejpro​stow

oczy, w któ​rych ma​lu​je się współ​czu​cie. Nie
lu​bięta​kie​gospoj​rze​nia.

—Słu​cham?
—Wiesz,żemnienieoszu​kasz?
Mu​szę zma​zać jej z twa​rzy to współ​czu​cie.

Ostat​nim ra​zem, gdy na​uczy​ciel tak na mnie
pa​trzył,by​łemwpierw​szejkla​sieiwła​śnieza​-
strze​li​limiojca.

—Todo​pie​rodru​gity​dzieńrokuszkol​ne​go,

Nad​ine. Może pani za​cze​ka mie​siąc, dwa, za​-
nimza​czniewy​da​waćta​kiesądy.

Ko​bie​taśmie​jesię:
—Nieje​stemna​uczy​ciel​kąażtakdłu​go,ale

wi​dzia​łamjużusie​biewkla​siewię​cejAlek​sów
Fu​en​te​sów niż więk​szość na​uczy​cie​li przez
całeży​cie.

— A ja my​śla​łem, że je​stem wy​jąt​ko​wy. —

Kła​dę so​bie rękę na ser​cu. — Rani mnie pani,
Nad​ine.

— Chcesz być wy​jąt​ko​wy, Alex? To skończ

szko​łę.

— Taki mam plan — in​for​mu​ję, choć ni​g​dy

wcze​śniej ni​ko​mu się do tego nie przy​zna​łem.
Wiem, że mama chce, że​bym zdał ma​tu​rę,

background image

choć ni​g​dy o tym nie roz​ma​wia​li​śmy. I szcze​-
rzemó​wiąc,niewiemna​wet,czywie​rzy,żeto
re​al​ne.

— Po​dob​no na po​cząt​ku wszy​scy tak mó​-

wią.—PaniP.otwie​rato​reb​kęiwy​cią​gamoją
ban​da​nę.—Niepo​zwól,żebytwo​jeży​ciepoza
szko​łą de​ter​mi​no​wa​ło two​ją przy​szłość —
koń​czyna​glebar​dzopo​waż​nie.

Cho​wam chu​s​tę do kie​sze​ni. Pe​ter​son nie

ma po​ję​cia, w jak du​żym stop​niu ży​cie poza
mu​ra​mi szkol​ny​mi wpły​wa na ży​cie, ja​kie
wio​dęwichob​rę​bie.Ce​gla​nybu​dy​nekniejest
w sta​nie ochro​nić mnie przed świa​tem ze​-
wnętrz​nym.Cho​le​ra,niemógł​bymsiętuscho​-
wać,na​wetgdy​bymchciał.

—Wiem,copaniza​razpo​wie:Je​ślibę​dziesz

po​trze​bo​wać przy​ja​cie​la, Alex, to mo​żesz na
mnieli​czyć.

— My​lisz się. Nie je​stem two​im przy​ja​cie​-

lem.Gdy​bymnimbyła,niena​le​żał​byśdogan​-
gu. Ale wi​dzia​łam wy​ni​ki te​stów. Je​steś mą​-
drym dzie​cia​kiem, któ​ry mógł​by coś osią​gnąć,
gdy​bypod​szedłpo​waż​niedona​uki.

Coś osią​gnąć. Osią​gnię​cia. Czy to wszyst​ko

niejestbar​dzowzględ​ne?

— Mogę już wra​cać do kla​sy? — py​tam, bo

nie wiem, co jej od​po​wie​dzieć. Je​stem go​to​wy
za​ak​cep​to​wać, że moja na​uczy​ciel​ka che​mii i

background image

nowydy​rek​tornie​ko​niecz​niesąpomo​jejstro​-
nie...tyleżewca​lenieje​stempew​ny,czysąpo
prze​ciw​nej. Cał​ko​wi​cie roz​wa​la mi to świa​to​-
po​gląd.

—Tak,wra​cajdokla​sy,Alex.
Wgło​wiecałyczasroz​brzmie​wa​jąmisło​wa

Pe​ter​son,gdysły​szę,żewołazamną:

— A je​śli jesz​cze raz zwró​cisz się do mnie

poimie​niu,bę​dzieszmiałporazko​lej​nyprzy​-
jem​nośćpo​sie​dziećzakaręposzko​leorazna​-
pi​sać wy​pra​co​wa​nie na te​mat sza​cun​ku. Pa​-
mię​taj,nieje​stemtwo​jąko​le​żan​ką.

Idęko​ry​ta​rzemiuśmie​chamsiępodno​sem.

Dlatejko​bie​tygroź​baaresz​tuszkol​ne​goiwy​-
pra​co​wańtozde​cy​do​wa​niero​dzajbro​ni.

background image

11.Brittany

Zo​sta​ło jesz​cze tyl​ko pół go​dzi​ny wu​efu.

Prze​bie​ramsięwszat​niwstrójimy​ślęotym,
cosięwła​śniesta​łowga​bi​ne​ciedok​to​raAgu​ir​-
re. Pani Pe​ter​son ob​wi​nia​ła mnie w rów​nym
stop​niujakAlek​sa.

Alex Fu​en​tes już za​mie​nia mój ostat​ni rok

w ogól​nia​ku w kosz​mar, a to do​pie​ro po​czą​-
tek.

Gdy wkła​dam spoden​ki, stu​ka​nie ob​ca​sów

na twar​dej be​to​no​wej po​sadz​ce in​for​mu​je
mnie, że nie je​stem w szat​ni sama. Przy​ci​-
skam do pier​si ko​szul​kę od wu​efu i w tej sa​-
mej chwi​li moim oczom uka​zu​je się Car​men
San​chez.

Tyl​konieto.
— Dziś jest chy​ba mój szczę​śli​wy dzień —

mówi i mie​rzy mnie wzro​kiem, wy​glą​da​jąc
przytymjakszy​ku​ją​cysiędoata​kuku​gu​ar.I
choć ku​gu​ary nie mają dłu​gich, pro​stych, brą​-
zo​wych wło​sów... to z pew​no​ścią mają pa​zu​-
ry.Apa​zu​ryCar​mensąja​skra​wo​czer​wo​ne.

Robikrokwmojąstro​nę.
Chcęsięcof​nąć.Awła​ści​wieucie​kać.Alenie

ro​bię tego, głów​nie dla​te​go, że pew​nie po​bie​-

background image

gła​byzamną.

—Wiesz—mówi,wy​krzy​wia​jącustawnie​-

przy​jem​nym uśmiesz​ku. — Za​wsze się za​sta​-
na​wia​łam, ja​kie​go ko​lo​ru sta​nik nosi Brit​ta​ny
El​lis. Ró​żo​wy. Pa​su​je ide​al​nie. Za​ło​żę się, że
byłrów​niedro​gijakfar​badowło​sów.

—Chy​baniechceszroz​ma​wiaćosta​ni​kach

ifar​bachdowło​sów,Car​men—od​po​wia​dami
na​cią​gamprzezgło​węko​szul​kęgim​na​stycz​ną.
Prze​ły​kamztru​demśli​nę,poczymmó​wię:—
Chceszmisko​paćty​łek.

—Kie​dyja​kaśhowy​cią​gałap​skapomo​je​go

fa​ce​ta,ro​bięsięza​bor​cza.

— Nie chcę two​je​go fa​ce​ta, Car​men. Mam

wła​sne​go.

—Da​rujso​bie.Ta​kiedziew​czy​nyjaktychcą

siępo​do​baćwszyst​kimfa​ce​tom,taknawszel​-
kiwy​pa​dek,gdy​bykie​dyśmia​łoimsięjed​nak
za​chcieć któ​re​goś z nich — mówi, co​raz bar​-
dziejroz​wście​czo​na.Mampro​blem.—Sły​sza​-
łam, że roz​po​wia​dasz o mnie ja​kieś bzdu​ry.
My​ślisz, że je​steś kró​lo​wą wszech​świa​ta?
Prze​ko​naj​mysię,jakwy​glą​daszzespuch​nię​tą
war​gąiwiel​kimli​mempodokiem.Przyj​dziesz
do szko​ły z wor​kiem na śmie​ci na gło​wie? A
może scho​wasz się w swo​im wiel​kim domu i
wogó​lesięniepo​ka​żesz?

Pa​trzę na przy​su​wa​ją​cą się do mnie Car​-

background image

men.Na​praw​dęnaniąpa​trzę.Do​sko​na​lewie,
jakwiel​kąwagęprzy​kła​damdotwa​rzy,któ​rą
po​ka​zu​ję świa​tu, jej na​to​miast nie za​le​ży, czy
jąza​wie​szą...czyna​wetwy​wa​lązeszko​ły.

— Od​po​wiedz! — wrzesz​czy i po​py​cha

mnie.Ude​rzamra​mio​na​mioznaj​du​ją​cąsięza
mnąszaf​kę.

Chy​ba jej w ogó​le nie słu​cha​łam, bo nie

mam po​ję​cia, co od​po​wie​dzieć. Je​śli wró​cę do
domu po​si​nia​czo​na, po udzia​le w bój​ce, kon​-
se​kwen​cjebędąopła​ka​ne.Mamabę​dziewście​-
kła i uzna, że tyl​ko ja je​stem temu win​na, bo
temu nie za​po​bie​głam. Na​praw​dę mam tyl​ko
na​dzie​ję, że nie za​cznie znów mó​wić o od​da​-
niu Shel​ley. W ob​li​czu stre​su moi ro​dzi​ce za​-
wsze mó​wią o tym, że trze​ba ją od​dać. Jak​by
wrazzeznik​nię​ciemShel​leymia​łysięroz​wią​-
zaćwszyst​kiepro​ble​myro​dzi​nyEl​li​sów,jakza
do​tknię​ciemcza​ro​dziej​skiejróżdż​ki.

— Nie wy​da​je ci się, że tre​ner​ka Bau​ti​sta

przyj​dzie mnie szu​kać? Chcesz zo​stać za​wie​-
szo​na?—Wiem,kiep​skiepy​ta​nia.Alepró​bu​ję
ku​pićso​bietro​chęcza​su.

Car​menśmie​jesięci​cho.
— My​ślisz, że mnie ob​cho​dzi, czy zo​sta​nę

za​wie​szo​na?

Nie,alewar​tobyłospró​bo​wać.
Za​miast ku​lić się przy szaf​ce, pro​stu​ję ra​-

background image

mio​na.Car​menznówpró​bu​jemniepo​pchnąć,
aletymra​zemod​trą​camjejrękę.

Zachwi​lęwe​zmęudziałwswo​jejpierw​szej

bój​ce. Bój​ce, któ​rą na pew​no prze​gram. Ser​ce
wali mi tak, jak​by mia​ło za​raz wy​sko​czyć z
pier​si. Całe ży​cie uni​ka​łam tego typu sy​tu​acji,
aletymra​zemniemamwyj​ścia.Za​sta​na​wiam
się,czyniewłą​czyćalar​mupo​ża​ro​we​go,jakto
wi​dzia​łamwfil​mach.Aleoczy​wi​ścieni​g​dziew
po​bli​żu nie ma żad​nej z tych czer​wo​nych
skrzy​ne​czek.

—Zo​stawją,Car​men.
Na dźwięk dziew​czę​ce​go gło​su obie się od​-

wra​ca​my. To Isa​bel. Nie​przy​ja​ciół​ka. Nie​przy​-
ja​ciół​ka, któ​ra naj​praw​do​po​dob​niej wła​śnie
ura​to​wa​ła mi twarz przed kom​plet​ną ma​sa​-
krą.

— Isa, nie wtrą​caj się w moje spra​wy —

war​czyCar​men.

Isa​belpod​cho​dzidonas.Jejciem​no​brą​zo​we

wło​syzwią​za​newwy​so​kikoń​skiogonko​le​bią
sięzkaż​dymkro​kiem.

Nochin​gu​esconela,Car​men.Niedo​ku​czaj

jej.

Porqueno?—pytaCar​men.—Cze​mu?Bo

wy​da​je ci się, że je​ste​ście naj​lep​szy​mi przy​ja​-
ció​łecz​ka​mi, od​kąd obie wy​ma​chu​je​cie tymi
idio​tycz​ny​mipom​po​na​mi.

background image

Isabie​rzesiępodboki.
—Je​steśzłanaAlek​sa,Car​men.Dla​te​goza​-

cho​wu​jeszsięjakper​ra.

Nawzmian​kęoAlek​sieCar​mensztyw​nie​je.
—Za​mknijsię,Isa.Nicniero​zu​miesz.
Car​men prze​le​wa całą swo​ją wście​kłość na

Isa​beliwrzesz​czynaniąpohisz​pań​sku.Isa​bel
nie cofa się, stoi dum​nie przed Car​men i z
rów​ną za​cie​kło​ścią od​po​wia​da jej po hisz​pań​-
sku. Isa​bel jest ni​ska i waży pew​nie mniej niż
ja,więcdzi​wimnie,żesta​wiasięCar​men.Ale
nie daje się za​stra​szyć. Wi​dzę to po tym, jak
podwpły​wemjejsłówCar​menza​czy​nasięco​-
fać.

Za ple​ca​mi Car​men po​ja​wia się tre​ner​ka

Bau​ti​sta.

— Urzą​dzi​ły​ście so​bie we trój​kę im​pre​zę i

nieza​pro​si​ły​ścieresz​tyko​le​ża​nek?

— Mu​sia​ły​śmy po​ga​dać — mówi Car​men

bez za​jąk​nię​cia, jak​by​śmy były zna​jo​my​mi,
któ​renaj​zwy​czaj​niejwświe​ciezesobąroz​ma​-
wia​ją.

— W ta​kim ra​zie pro​po​nu​ję jed​nak, że​by​-

ściepo​ga​da​łyposzko​le,aniewtrak​cielek​cji.
Pan​naEl​lisipan​naAvi​lawra​ca​jąnasalęgim​-
na​stycz​ną.Pan​naSan​chezidzietam,gdziepo​-
win​nate​razbyć.

Car​men wy​cią​ga w moją stro​nę swój czer​-

background image

wo​nypa​zno​kieć.

— Póź​niej — mówi i zmu​sza Isa​bel, żeby

usu​nę​łasięnabok,poczymwy​cho​dzizszat​-
ni.

—Dzię​ki—szep​częci​chodoIsa​bel.
Wod​po​wie​dzikiwatyl​kogło​wą.

background image

12.Alex

Koń​czysz już z tą hon​dą? Czas za​my​kać —

mówi mój ku​zyn En​ri​que. Pra​cu​ję w jego
warsz​ta​cieco​dzien​nieposzko​le...żebypo​móc
ma​mie za​pew​nić byt na​szej ro​dzi​nie, żeby
uciecchoćnakil​kago​dzinodLa​ty​no​skiejKrwi
oraz dla​te​go, że cho​ler​nie do​brze znam się na
sa​mo​cho​dach.

Brud​ny od sma​ru i ole​ju, wy​su​wam się

spodhon​dyci​vic,przyktó​rejpra​co​wa​łem.

—Jesz​czemo​men​cik.
— Do​bra. Fa​cet od trzech dni za​wra​ca mi

dupęido​py​tu​jesię,czyautojużgo​to​we.

Za​ci​skam ostat​ni swo​rzeń i pod​cho​dzę do

En​ri​que, któ​ry wy​cie​ra so​bie brud​ne ręce o
ścier​kę.

—Mogęcięocośpo​pro​sić?
—Wal.
— Mogę wziąć so​bie wol​ny dzień w przy​-

szłym ty​go​dniu? Mam do zro​bie​nia pro​jekt z
che​mii — wy​ja​śniam, my​śląc o te​ma​cie, któ​ry
dziśwy​lo​so​wa​li​śmy.—Imamysięspo​tkaćz...

—Lek​cjePe​ter​son.Tak,pa​mię​tamtecza​sy.

Topraw​dzi​watwar​dziel​ka.—Ku​zynwzru​sza
ra​mio​na​mi.

background image

— Mia​łeś z nią lek​cje? — py​tam roz​ba​wio​-

ny.Za​sta​na​wiamsię,czyjejro​dzi​cesąku​ra​to​-
ra​mi są​do​wy​mi. Baba z pew​no​ścią ma po​ciąg
dodys​cy​pli​ny.

—Cze​gośta​kie​gosięnieza​po​mi​na.„Nieod​-

nie​sie​cie suk​ce​su, o ile nie opra​cu​je​cie le​kar​-
stwa na ja​kąś cho​ro​bę albo nie ura​tu​je​cie
świa​ta” — mówi En​ri​que, w dość uda​ny spo​-
sób na​śla​du​jąc pa​nią P. — Nie za​po​mi​na się
ta​kie​gokosz​ma​rujakPe​ter​son,alenapew​noz
Brit​ta​nyEl​liswpa​rze...

—Skądwiesz?
— Wszy​scy wie​dzą, sta​ry. Na​wet fa​ce​ci w

moim wie​ku o niej ga​da​ją. O tych dłu​gich no​-
gach,otychchi​chis...—En​ri​quewy​su​waprzed
sie​bierękęiuda​je,żemacająpopier​siach.—
Samwiesz.

Nowiem.
Prze​stę​pu​jęznoginanogę.
—Mogęwziąćwol​newczwar​tek?
Nohaypro​ble​ma.Ża​denpro​blem.—En​ri​-

queod​chrzą​ku​je.—Hec​torcięwczo​rajszu​kał,
wiesz?

Hec​tor. Hec​tor Mar​ti​nez, sza​ra emi​nen​cja

La​ty​no​skiejKrwi.

— Cza​sem na​praw​dę mnie wku​rza... sam

wiesz.

—Je​steśska​za​nynaKrew—mówiEn​ri​que.

background image

— Jak my wszy​scy. Pod żad​nym po​zo​rem nie
mo​żeszdo​pu​ścić,żebyHec​torpo​my​ślał,żenie
je​steś pew​ny swo​jej lo​jal​no​ści wo​bec Krwi. Je​-
śli za​cznie po​dej​rze​wać cię o nie​lo​jal​ność, w
mgnie​niu oka za​mie​ni się w two​je​go wro​ga.
Nieje​steśgłu​pi,Alex.Dzia​łajostroż​nie.

En​ri​quejestPG—pierw​szymgang​ste​rem—

ijużbar​dzodaw​notemudo​wiódłswo​jejlo​jal​-
no​ści wzglę​dem Krwi. Spła​cił swo​je po​win​no​-
ści i może te​raz usu​nąć się tro​chę w cień i
ustą​pićpolamłod​szymczłon​komLK.Jegozda​-
niem ja znaj​du​ję się do​pie​ro na po​cząt​ku tej
dro​gi i musi mi​nąć dużo cza​su, za​nim mnie i
moimkum​plomzo​sta​nieprzy​zna​nysta​tusPG.

— Nie je​stem głu​pi? Za​ło​ży​łem się o swój

mo​tor, że za​cią​gnę Brit​ta​ny El​lis do łóż​ka —
przy​zna​jęsię.

—Wta​kimra​zieod​wo​łu​jęto,copo​wie​dzia​-

łem. — En​ri​que wska​zu​je na mnie pal​cem i
uśmie​chasiękpią​co.—Kre​tynzcie​bie.Anie​-
dłu​go kre​tyn bez mo​to​ru. Ta​kie dziew​czy​ny
nie za​szczy​ca​ją na​wet spoj​rze​niem ta​kich go​-
ścijakmy.

Za​czy​nam są​dzić, że ma ra​cję. Skąd mi, do

cho​le​ry, przy​szło do łba, że mogę zwa​bić nie​-
zwy​kle pięk​ną, nie​zwy​kle bo​ga​tą i nie​zwy​kle
bia​łą Brit​ta​ny El​lis do mo​je​go nie​zwy​kle bied​-
ne​go, nie​zwy​kle mek​sy​kań​skie​go i nie​zwy​kle

background image

mrocz​ne​goży​cia?

Die​go Va​squ​ez, je​den chło​pak ze szko​ły,

uro​dził się po pół​noc​nej stro​nie Fa​ir​field. Moi
kum​ple uwa​ża​ją go oczy​wi​ście za bia​ła​sa,
mimożeskó​ręmaciem​niej​sząniżja.Uwa​ża​ją
też,żeMikeBurns,bia​ły,któ​rymiesz​kapopo​-
łu​dnio​wej stro​nie, jest Mek​sy​ka​ni​nem, choć w
jego ży​łach nie pły​nie ani kro​pla mek​sy​kań​-
skiejkrwi.Anila​ty​no​skiej,dlaści​sło​ści.Ajed​-
nakuwa​ża​nyjestzajed​ne​goznas.WFa​ir​field
to miej​sce uro​dze​nia de​cy​du​je o tym, kim je​-
steś.

Podwarsz​ta​temktośtrą​bigło​śno.
En​ri​quena​ci​skaprzy​ciskiotwie​radrzwiga​-

ra​żo​we.

Do środ​ka wjeż​dża z pi​skiem opon sa​mo​-

chódJa​vie​raMo​re​no.

— Za​mknij bra​mę, En​ri​que — rzu​ca bez

tchuJa​vier.—Szu​kanaslapo​li​cia.

Mójku​zynude​rzapo​now​niepię​ściąwprzy​-

ciskigasiświa​tło.

—Co,docho​le​ry,na​ro​bi​li​ście?
Ztyłusa​mo​cho​dusie​dziCar​menzna​bie​gły​-

mi krwią ocza​mi — albo od al​ko​ho​lu, albo od
nar​ko​ty​ków, nie wiem. Ob​ści​ski​wa​ła się też z
kimś,ktosie​dzizniąztyłu,kto​kol​wiektojest,
boażzado​brzewiem,jakwte​dywy​glą​da.

—Raulchciałza​strze​lićSa​ty​no​we​goKap​tu​-

background image

ra — beł​ko​cze Car​men, wy​sta​wia​jąc gło​wę
przezoknosa​mo​cho​du.—Alece​lu​jejakbaba.

Raul od​wra​ca się i wrzesz​czy na nią z

przed​nie​gosie​dze​nia:

Puta, sama spró​buj strze​lać do ru​cho​me​-

goceluzJa​vie​remzakie​row​ni​cą.

Prze​wra​cam ocza​mi, a Ja​vier wy​sia​da z sa​-

mo​cho​du.

— Nie po​do​ba ci się, jak jeż​dżę, Raul? —

pyta. — Bo je​śli tak, to mam tu pięść, któ​ra
chęt​nieza​po​znasięztwo​jągębą.

Raulwy​sia​dazauta.
—Chceszobe​rwać,cu​le​ro?
Sta​jęprzedRau​lemiprzy​trzy​mu​jęgo.
—Docho​le​ry,chło​pa​ki.Zabra​mąjestlapo​-

li​cia.

—Topierw​szesło​waSama,go​ścia,zktó​-

rymob​ma​cy​wa​łasięCar​men.

Wszy​scy w warsz​ta​cie pa​da​ją na zie​mię,

gdy po​li​cja świe​ci przez okno la​tar​ka​mi do
środ​ka. Przy​ku​cam za dużą szu​fla​dą z na​rzę​-
dzia​mi i wstrzy​mu​ję od​dech. Na​praw​dę nie
po​trze​bu​ję do​dat​ko​wo oskar​że​nia o usi​ło​wa​-
nieza​bój​stwa.Do​tych​czasja​kimścu​demuda​-
wa​ło mi się unik​nąć aresz​to​wa​nia, ale kie​dyś
mojeszczę​ściesięskoń​czy.

Człon​ko​wiegan​gurzad​kouni​ka​jąspo​tka​nia

zpo​li​cją.Albood​siad​ki.

TwarzEn​ri​quewy​raź​niepo​ka​zu​je,cootym

background image

wszyst​kim my​śli. W koń​cu uda​ło mu się za​-
osz​czę​dzićwy​star​cza​ją​codużo,żebyotwo​rzyć
warsz​tat, a te​raz, je​śli ktoś choć​by pi​śnie,
czwór​ka li​ce​ali​stów może za​prze​pa​ścić jego
ma​rze​nie.Zjegosta​ry​mita​tu​aża​miLKnakar​-
kupo​li​cjaaresz​tu​jemo​je​goku​zy​nanarów​niz
całąresz​tą.

Aonwcią​guty​go​dniastra​cibiz​nes.
Ktoś szar​pie za drzwi do warsz​ta​tu. Krzy​-

wię się i mo​dlę: „Bła​gam, żeby były za​mknię​-
te”.

Po​li​cjan​ci zo​sta​wia​ją drzwi w spo​ko​ju, ale

znów świe​cą do środ​ka la​tar​ka​mi. Za​sta​na​-
wiamsię,ktoimdałcynk—niktwoko​li​cyby
nasniepod​ka​blo​wał.Obo​wią​zu​jetunie​pi​sa​na
za​sa​da mil​cze​nia, któ​ra za​pew​nia wszyst​kim
ro​dzi​nombez​pie​czeń​stwo.

Mam wra​że​nie, że mija cała wiecz​ność, za​-

nimgli​nywkoń​cuod​jeż​dża​ją.

— Cho​le​ra, nie​wie​le bra​ko​wa​ło — mówi Ja​-

vier.

—Bar​dzonie​wie​le—zga​dzasięEn​ri​que.—

Od​cze​kaj​ciedzie​sięćmi​nutizjeż​dżaj​ciestąd.

Car​men wy​sia​da z sa​mo​cho​du — a wła​ści​-

wiewy​ta​czasię.

—Hej​ka,Alex.Tę​sk​ni​łamdziśzatobą.
Pa​trzęnaSama.
—Wła​śniewi​dzę.

background image

— Sam? Ale on mi się wca​le nie po​do​ba —

gru​chaCar​menipod​cho​dzibli​żej.Wy​czu​wam
od niej motę, traw​kę. — Cze​kam, aż do mnie
wró​cisz.

—Tosięniedo​cze​kasz.
—Przeztętwo​jągłu​piądziu​nięzche​mii?—

Ła​piemniepodbro​dęipró​bu​jezmu​sić,że​bym
naniąspoj​rzał.Jejdłu​giepa​znok​ciewbi​ja​jąmi
sięwskó​rę.

Chwy​tam ją za nad​garst​ki i od​su​wam od

sie​bie jej ręce, nie mo​gąc się przy tym na​dzi​-
wić, jak moja po​zba​wio​na ser​ca była dziew​-
czy​naza​mie​ni​łasięwpo​zba​wio​nąser​cazdzi​-
rę.

—Brit​ta​nyniemaztymnicwspól​ne​go.Sły​-

sza​łem,żejejsięod​gra​ża​łaś.

—Isacipo​wie​dzia​ła?—pytaimru​żyoczy.
— Po pro​stu się od​wal — mó​wię, igno​ru​jąc

jej py​ta​nie. — Albo bę​dziesz mia​ła po​waż​niej​-
szy pro​blem na gło​wie niż tyl​ko roz​go​ry​czo​ny
byłychło​pak.

— Je​steś roz​go​ry​czo​ny, Alex? Bo nie wy​glą​-

dasz. Wy​glą​dasz, jak​byś miał wszyst​ko w du​-
pie.

Mara​cję.Kie​dydo​wie​dzia​łemsię,żesy​piaz

in​ny​mi,po​trze​bo​wa​łemtro​chęcza​su,żebysię
po​zbie​rać. Za​sta​na​wia​łem się, co ta​kie​go dają
jejinnifa​ce​ci,cze​gojaniemogęjejdać.

background image

—Kie​dyśniemia​łem.Alete​razjużmam.
Car​menwy​mie​rzamipo​li​czek.
—Walsię,Alex.
— Kłót​nia za​ko​cha​nych? — pyta Ja​vier,

opie​ra​jącsięoma​skę.

Cal​la​te,za​mknijsię—rzu​ca​myzCar​men

jed​no​cze​śnie.

Car​men od​wra​ca się na pię​cie i idzie cięż​-

kim kro​kiem do sa​mo​cho​du, po czym ła​du​je
się znów na tyl​ne sie​dze​nie. Pa​trzę, jak przy​-
cią​gadosie​bietwarzSama.Wwarsz​ta​cieroz​-
le​gasięod​głosna​mięt​nychpo​ca​łun​kówijęki.

Ja​vierwoła:
—En​ri​que,otwórzbra​mę.Spa​da​mystąd.
Raul, któ​ry po​szedł się od​lać do ła​zien​ki,

mówi:

— Je​dziesz, Alex. Po​trze​bu​je​my cię. Paco i

Sa​ty​no​wyKap​turbędąsiębićwGil​sonPark.A
wiesz,żeKap​tu​ryni​g​dyniewal​cząfair.

Paconicminiewspo​mi​nałowal​ce,pew​nie

dla​te​go, że wie​dział, że sta​rał​bym się go od
niej od​wieść. Cza​sem mój naj​lep​szy kum​pel
pa​ku​jesięwsy​tu​acje,zktó​rychniepo​tra​fisię
samwy​ka​ra​skać.

I cza​sem nie po​zo​sta​wia mi wy​bo​ru i zmu​-

sza,że​bymteżsięwcośwpa​ko​wał.

— Jadę — mó​wię i wska​ku​ję na przed​nie

sie​dze​nie, przez co Raul lą​du​je z tyłu ra​zem z

background image

dwo​magru​cha​ją​cy​migo​łąb​ka​mi.

Je​dzie​my po​wo​li jed​ną prze​czni​cę i do​jeż​-

dża​my do par​ku. Na​pię​cie wisi w po​wie​trzu,
czu​jętoprzezskó​rę.GdziejestPaco?Wy​krwa​-
wiasięjużgdzieśwbocz​nejulicz​ce?

Jest ciem​no. Wi​dzę ja​kieś po​ru​sze​nie i wło​-

systa​jąmidęba.Wszyst​kowy​glą​dazło​wiesz​-
czo, na​wet drze​wa szu​mią​ce na wie​trze. W
cią​gu dnia Gil​son Park to tyl​ko je​den z wie​lu
pod​miej​skich par​ków... za wy​jąt​kiem graf​fi​ti
LK na ścia​nach bu​dyn​ków wo​kół par​ku. To
naszte​ren.Ozna​ko​wa​li​śmygo.

Znaj​du​je​mysięnaprzed​mie​ściachChi​ca​go,

rzą​dzi​mynatymosie​dluinauli​cach,któ​redo
nie​go pro​wa​dzą. To woj​na ulicz​na — inne
pod​miej​skiegan​giwal​cząznamiote​ren.Trzy
prze​czni​ce da​lej znaj​du​ją się re​zy​den​cje i
domywar​temi​liar​dydo​la​rów.Tu​taj,wpraw​-
dzi​wym świe​cie, trwa woj​na. Lu​dzie w wy​-
staw​nychdo​machna​wetniewie​dzą,żenie​ca​-
ły ki​lo​metr od ich ogród​ków za​cznie się za​raz
bi​twa.

— Tam jest — wska​zu​ję na dwie po​sta​cie

sto​ją​cekil​kame​trówodpar​ko​wychhuś​ta​wek.
La​tar​niewpar​kuniedzia​ła​ją,aleitakodrazu
wiem, któ​ra syl​wet​ka to Paco, bo po​zna​ję go
poni​skimwzro​ścieicha​rak​te​ry​stycz​nejpo​sta​-
wie za​pa​śni​ka przy​go​to​wa​ne​go do wyj​ścia na

background image

ring.

Gdyjed​nazpo​sta​cipo​py​chadru​gą,wy​ska​-

ku​jęzauta,mimożejesz​czesięnieza​trzy​ma​-
ło. Bo uli​cą idzie pięć in​nych Kap​tu​rów. Go​to​-
wy wal​czyć ra​zem z przy​ja​cie​lem, od​su​wam
od sie​bie myśl, że ta kon​fron​ta​cja może się
skoń​czyć dla nas wszyst​kich na cmen​ta​rzu.
Gdy sta​ję do wal​ki z pew​no​ścią sie​bie i za​cie​-
kło​ścią, nie my​śląc o kon​se​kwen​cjach, wy​gry​-
wam. Je​śli za​cznę za dużo się nad tym za​sta​-
na​wiać,cze​kamnieko​niec.

Bie​gnę do Paco i Sa​ty​no​we​go Kap​tu​ra, za​-

nim do​trze tam resz​ta jego kum​pli. Paco do​-
brzesiębije,aletendru​gijestjakro​bak,któ​ry
wy​wi​ja się spod cio​sów Paco. Ła​pię ko​le​sia za
fra​ki, sta​wiam go na nogi, a moje pię​ści koń​-
cządzie​ło.

Pa​trzę z wście​kło​ścią na Paco, jesz​cze za​-

nimzdą​żypod​nieśćsięnanogiista​nąćprzede
mną.

—Mo​głemgopo​ko​nać,Alex—mówiiście​-

raso​biekrewzust.

—Ow​szem,alecozresz​tą?—py​tam,wpa​-

tru​jącsięwpięćKap​tu​rówzajegople​ca​mi.

Z bli​ska wi​dzę, że wszy​scy to świe​żyn​ki.

Nowi człon​ko​wie gan​gu, peł​ni za​pa​łu. Mogę
wal​czyćzno​wy​mi.Alenowi,któ​rzymająprzy
so​biebroń,sąnie​bez​piecz​ni.

background image

Obokmniesta​jąJa​vier,Car​men,SamiRaul.

Mu​szę przy​znać, że wy​glą​da​my groź​nie, na​-
wetCar​men.Dziew​czy​nara​dziso​biewwal​ce,
ajejpa​znok​ciepo​tra​fiąbyćza​bój​cze.

Chło​pak, któ​re​go ścią​gną​łem z Paco, wsta​je

iwska​zu​jenamniepal​cem.

—Jużje​steśmar​twy.
— Słu​chaj, ena​no. — Ni​scy fa​ce​ci nie​na​wi​-

dzą, gdy ktoś się wy​śmie​wa z ich wzro​stu,
więc nie mogę się po​wstrzy​mać, żeby nie na​-
zwać go kar​łem. — Wra​caj na swo​je po​dwór​-
ko,atęnoręzo​stawnam.

Ena​no

wska​zu​jenaPaco.

—Ukradłmikie​row​ni​cę.
Pa​trzę na Paco, wie​dząc, że to w jego sty​lu

kpić so​bie z Sa​ty​no​we​go Kap​tu​ra i kraść mu
coś rów​nie głu​pie​go. Kie​dy od​wra​cam się
znów do ena​no, wi​dzę, że trzy​ma w ręce nóż
sprę​ży​no​wy.Iżece​lu​jenimpro​stowemnie.

Cho​le​ra.Jakjużskoń​częzKap​tu​ra​mi,przy​-

się​gam,żeza​bi​jęswo​je​gonaj​lep​sze​gokum​pla.

background image

13.Brittany

Mójpart​nerzche​miiniepo​ja​wiłsięwszko​-

le od cza​su przy​dzie​la​nia pro​jek​tów. Ty​dzień
póź​niej wkra​cza wresz​cie dum​nym kro​kiem
dokla​sy.Wku​rzamnieto,bojaza​wszeprzy​-
cho​dzę do szko​ły, bez wzglę​du na to, jak bez​-
na​dziej​najestmojasy​tu​acjawdomu.

—Miło,żesiępo​ka​za​łeś—rzu​cam.
—Miło,żeza​uwa​ży​łaś—od​po​wia​daiścią​-

gaban​da​nę.

Dokla​sywcho​dzipaniPe​ter​son.Mamwra​-

że​nie, że na wi​dok Alek​sa od​czu​wa wy​raź​ną
ulgę.Pro​stu​jesięimówi:

— Dziś mia​ła być kart​ków​ka. Ale za​miast

tego chcę, że​by​ście po​pra​co​wa​li w pa​rach w
bi​blio​te​ce.Zadwaty​go​dniechcęmiećnabiur​-
kuwstęp​nyplanpro​jek​tu.

Idę z Co​li​nem za rękę do bi​blio​te​ki. Alex

wle​czesięztyłu,roz​ma​wia​jączkum​pla​mipo
hisz​pań​sku.

Co​linści​skamojądłoń.
—Chceszsięspo​tkaćpotre​nin​gu?
— Nie mogę. Mu​szę po​tem wra​cać do

domu.

Ba​gh​dazwol​ni​łasięwso​bo​tęimojamama

background image

spa​ni​ko​wa​ła. Póki nie znaj​dzie ko​goś na jej
miej​sce,mu​szęwię​cejjejpo​ma​gać.

Co​linprzy​sta​jeipusz​czamojąrękę.
— Cho​le​ra, Brit. Znaj​dziesz wresz​cie kie​dyś

dlamnietro​chęcza​su?

—Mo​żeszwpaśćdomnie—pro​po​nu​ję.
— I pa​trzeć, jak zaj​mu​jesz się sio​strą? Nie,

dzię​ki.Niechcęwyjśćnadup​ka,alechciał​bym
spę​dzić z tobą czas na osob​no​ści. tyl​ko we
dwo​je.

—Wiem.Jateż.
—Awpią​tek?
Po​win​namzo​staćzShel​ley,alemójzwią​zek

zCo​li​nemjestza​gro​żo​nyiniemogępo​zwo​lić,
żebypo​my​ślał,żeniechcęznimbyć.

—Wpią​tekmogę.
Chce​my już po​ca​łun​kiem przy​pie​czę​to​wać

na​szepla​ny,aleAlexchrzą​katużobok.

— Za​kaz pu​blicz​ne​go oka​zy​wa​nia uczuć.

Ta​kiesąza​sa​dy.Pozatymtomojapara,ba​ra​-
nie.Anietwo​ja.

— Za​mknij się, Fu​en​tes — mru​czy Co​lin i

idziedoDar​le​ne.

Kła​dę rękę na bio​drze i pa​trzę wście​kle na

Alek​sa.

—Odkie​dytoza​czą​łeśtakści​śleprze​strze​-

gaćszkol​ne​gore​gu​la​mi​nu?

— Od kie​dy zo​sta​łaś moją parą na che​mii.

background image

Poche​miije​steśjego.Nache​miije​steśmoja.

— Może po​szu​kasz swo​jej ma​czu​gi i za​cią​-

gnieszmniedobi​blio​te​kizawło​sy.

— Nie je​stem tro​glo​dy​tą. To twój chło​pak

jestmał​pą,anieja.

—Wta​kimra​zieprze​stańsięza​cho​wy​wać,

jak​byśniąbył.—Wszyst​kiesto​li​kiwbi​blio​te​ce
są za​ję​te, więc mu​si​my zna​leźć so​bie miej​sce
gdzieśwką​cie,wod​osob​nio​nymdzia​leli​te​ra​-
tu​ry fak​tu, i siąść na wy​kła​dzi​nie. Kła​dę na
zie​mi książ​ki i czu​ję, że Alex przy​glą​da się mi
— tak in​ten​syw​nie, jak​by miał pra​wie od​kryć
praw​dzi​wąmnie.Alejestbezszans,boskrzęt​-
nie ukry​wam przed wszyst​ki​mi swo​je praw​-
dzi​weja.

Od​po​wia​dam ta​kim sa​mym spoj​rze​niem w

myśl za​sa​dy jak Kuba Bogu, tak Bóg Ku​bie.
Alex wy​da​je się nie​prze​nik​nio​ny, poza bli​zną
nad lewą brwią, któ​ra zdra​dza praw​dę — że
jest czło​wie​kiem. Pod jego ko​szu​lą ry​su​ją się
mię​śnie,któ​remoż​nawy​ro​bićso​bietyl​kopra​-
cąfi​zycz​nąalbore​gu​lar​ny​mićwi​cze​nia​mi.

Pa​trzy​myso​biewoczyiczassięza​trzy​mu​-

je.Jegowzrokprze​wier​camnienawy​lotimo​-
gła​bym przy​siąc, że wy​czu​wa praw​dzi​wą
mnie.Tę,któ​ranieprzy​bie​rażad​nejpozy,któ​-
rani​cze​gonieuda​je.Popro​stuBrit​ta​ny.

— Co bym mu​siał zro​bić, że​byś się ze mną

background image

umó​wi​ła?—pyta.

—Żar​tu​jeszso​bie.
—Awy​glą​dam,jak​bymżar​to​wał?
Pani Pe​ter​son prze​cho​dzi obok nas, dzię​ki

cze​muniemu​szęod​po​wia​dać.

— Mam was na oku. Alex, bra​ko​wa​ło nam

cie​biewze​szłymty​go​dniu.Cosięsta​ło?

—Na​dzia​łemsięnanóż.
Na​uczy​ciel​ka krę​ci z nie​do​wie​rza​niem gło​-

wąiod​cho​dziznę​caćsięnadin​ny​mipa​ra​mi.

Pa​trzęnaAlek​sawiel​ki​miocza​mi.
—Nanóż?Żar​tu​jesz,praw​da?
—Nie.Kro​iłempo​mi​dorinieuwie​rzysz,ale

nóż wy​śli​znął mi się z ręki i roz​ciął mi ra​mię.
Le​karzza​ło​żyłmiklam​ry.Chceszzo​ba​czyć?—
pytaiza​czy​napod​cią​gaćrę​kaw.

Za​sła​niamso​bierękąoczy.
— Alex, nie bądź obrzy​dli​wy. I nie wie​rzę,

żenóżciwy​sko​czyłzręki.Ra​czejbra​łeśudział
wbój​cenanoże.

— Nie od​po​wie​dzia​łaś na moje py​ta​nie —

mówi, ani nie za​prze​cza​jąc, ani nie po​twier​-
dza​jąc mo​jej hi​po​te​zy na te​mat jego rany. —
Cobymmu​siałzro​bić,że​byśsięzemnąumó​-
wi​ła?

—Nic.Nieumó​więsięztobą.
— Za​ło​żę się, że zmie​nisz zda​nie, kie​dy cię

po​ca​łu​ję.

background image

—Boaku​ratdotegodoj​dzie.
— Two​ja stra​ta. — Alex roz​pro​sto​wu​je

przedsobądłu​gienogiikła​dzieksiąż​kinako​-
la​nach.Pa​trzynamniecze​ko​la​do​wy​miocza​mi
tak in​ten​syw​nie, że przy​się​gam, mógł​by mnie
nimiza​hip​no​ty​zo​wać.—Go​to​wa?—pyta.

Przez uła​mek se​kun​dy pa​trzę w te ciem​ne

oczyiza​sta​na​wiamsię,jak​bytobyłogopo​ca​-
ło​wać. Mój wzrok zsu​wa się na jego usta.
Przez uła​mek se​kun​dy nie​mal czu​ję, jak jego
war​gi zbli​ża​ją się do mo​ich. Czy by​ły​by twar​-
de,czymięk​kie?Czyca​łu​jepo​wo​li,czyszyb​ko
ina​mięt​nie,zgod​niezeswo​jąoso​bo​wo​ścią?

— Na co? — szep​czę i przy​su​wam się do

nie​go.

—Napro​jekt—przy​po​mi​na.—Ogrze​wa​cze

dorąk.Pe​ter​son.Che​mia.

Krę​cęgło​wąiod​su​wamwszyst​kieab​sur​dal​-

ne my​śli mo​je​go nad​po​bu​dli​we​go na​sto​let​nie​-
go umy​słu. Chy​ba je​stem prze​mę​czo​na z nie​-
wy​spa​nia.

— Tak, ogrze​wa​cze. — Otwie​ram pod​ręcz​-

nik.

—Brit​ta​ny?
— Co? — py​tam, wpa​tru​jąc się nie​wi​dzą​-

cym wzro​kiem w sło​wa w książ​ce. Nie mam
po​ję​cia,coczy​tam,boje​stemtakskrę​po​wa​na,
żeniemogęsięsku​pić.

background image

— Pa​trzy​łaś na mnie ta​kim wzro​kiem, jak​-

byśchcia​łamniepo​ca​ło​wać.

Zmu​szamsiędośmie​chu.
—Ja​sne—mó​więsar​ka​stycz​nie.
— Nikt nie pa​trzy, mo​żesz spró​bo​wać, je​śli

chcesz. Nie chcę się chwa​lić, ale mogę się
uznaćzaeks​per​tawtejdzie​dzi​nie.

Uśmie​cha się do mnie po​wo​li uśmie​chem,

któ​ry ma pew​nie zmięk​czać ko​bie​ce ser​ca na
ca​łymświe​cie.

— Alex, nie je​steś w moim ty​pie. — Mu​szę

mu coś po​wie​dzieć, żeby prze​stał pa​trzyć na
mnie tak, jak​by za​mie​rzał zro​bić ze mną rze​-
czy,któ​reznamtyl​kozesły​sze​nia.

—Po​do​ba​jącisiętyl​kobia​li?
—Prze​stań—ce​dzęprzezza​ci​śnię​tezęby.
—Co?—od​po​wia​da,na​glepo​waż​nie​jąc.—

Takajestpraw​da,nie?

Wy​ra​staprzednamipaniPe​ter​son.
—Jakidzieszy​ko​wa​niepla​nu?—pyta.
Uśmie​chamsięsztucz​nie.
— Do​sko​na​le. — Wy​cią​gam no​tat​ki, któ​re

zro​bi​łam w domu i za​bie​ram się do pra​cy,
pod​czasgdypaniPe​ter​sonprzy​glą​dasięnam.
— Zro​bi​łam wczo​raj wstęp​ne ro​ze​zna​nie na
te​mat ogrze​wa​czy. Mu​si​my roz​pu​ścić sześć​-
dzie​siąt gra​mów octa​nu sodu i sto mi​li​li​trów
wody w tem​pe​ra​tu​rze sie​dem​dzie​się​ciu stop​-

background image

ni.

—Nie—sprze​ci​wiasięAlex.
Pod​no​szę gło​wę i wi​dzę, że pani Pe​ter​son

so​biepo​szła.

—Słu​cham?
Alexkrzy​żu​jeręcenapier​siach.
—Niemaszra​cji.
—Niewy​da​jemisię.
—Uwa​żasz,żeza​wszemaszra​cję?
Mówi to tak, jak​bym była słod​ką blon​di, a

wemniewszyst​kogo​tu​jesięzwście​kło​ści.

—Oczy​wi​ście,żenie.—Zmie​niamgłosiza​-

czy​nammó​wićpi​skli​wieinawy​de​chu,jakde​-
biu​tant​ka z po​łu​dnia. — No bo w ze​szłym ty​-
go​dniu ku​pi​łam so​bie be​żo​wy błysz​czyk Bob​bi
Brown,aprze​cieżró​żo​wydużobar​dziejbymi
pa​so​wał.Tochy​baoczy​wi​ste,żetenwy​bórto
była cał​ko​wi​ta po​raż​ka — rzu​cam sar​ka​stycz​-
nie.Spo​dzie​wałsięusły​szećcośta​kie​gozmo​-
ich ust. Za​sta​na​wiam się, czy zo​rien​to​wał się
pomoimgło​sie,żetosar​kazm.

—Do​my​ślamsię—kwi​tu​jetyl​ko.
—Aty?Ni​g​dysięniemy​lisz?—py​tamgo.
— Ależ mylę — mówi. — W ze​szłym ty​go​-

dniu,kie​dyra​bo​wa​łembankprzyap​te​ceWal​-
gre​ens,po​wie​dzia​łemka​sje​ro​wi,żebydałmiz
kasy wszyst​kie pięć​dzie​siąt​ki, a po​wi​nie​nem
ka​zać mu dać dwu​dziest​ki, bo jest ich znacz​-

background image

niewię​cejniżpięć​dzie​sią​tek.

No do​bra, czy​li za​ła​pał, że się zgry​wam. I

od​po​wie​działrów​nieab​sur​dal​nąhi​sto​ryj​ką,co
wła​ści​wiejestnie​po​ko​ją​ce,bowja​kiśpo​krę​co​-
nyspo​sóbnasłą​czy.Kła​dęso​bierękęnaser​cu
iwzdy​cham:

—Ka​ta​stro​fa.
—Czy​liobo​jecza​semsięmy​li​my.
Za​dzie​ramgło​węistwier​dzamzupo​rem:
— Ale co do che​mii się nie mylę. W prze​ci​-

wień​stwiedocie​biepo​waż​nietrak​tu​jęna​ukę.

— Za​łóż​my się w ta​kim ra​zie. Je​śli ja mam

ra​cję,po​ca​łu​jeszmnie.

—Aje​ślija?
—Samaza​de​cy​duj.
Spra​wajestpro​stajakdrut.PanMa​chodo​-

sta​nie po no​sie i strasz​nie się cie​szę, że to ja
mugoutrę.

— Je​śli ja wy​gram, za​czniesz trak​to​wać po​-

waż​niemnieinaszpro​jekt—mó​wię.—Prze​-
sta​nieszmido​ku​czać,skoń​czyszzgłu​pi​miod​-
zyw​ka​mi.

— Umo​wa stoi. Ale czuł​bym się okrop​nie,

gdy​bymcięnieuprze​dził,żemamfo​to​gra​ficz​-
nąpa​mięć.

— A ja czu​ła​bym się okrop​nie, Alex, gdy​-

bym cię nie uprze​dzi​ła, że prze​pi​sa​łam
wszyst​ko z pod​ręcz​ni​ka. — Pa​trzę na swo​je

background image

no​tat​ki, po czym otwie​ram od​po​wied​nią stro​-
nę w książ​ce do che​mii. — Bez za​glą​da​nia do
książ​ki,doja​kiejtem​pe​ra​tu​rytrze​batoschło​-
dzić?—py​tam.

Dla Alek​sa wy​zwa​nia to chleb po​wsze​dni.

Aletymra​zemprze​gra.Za​my​kaswójpod​ręcz​-
nikipa​trzynamnieupo​rczy​wie.

—Dodwu​dzie​stustop​ni.Aroz​pu​ścićtrze​ba

w stu stop​niach, a nie w sie​dem​dzie​się​ciu —
od​po​wia​dabezza​jąk​nię​cia.

Prze​bie​gam wzro​kiem od​po​wied​nią stro​nę

w książ​ce, a po​tem zer​kam do no​ta​tek. A po​-
tem znów do książ​ki. Nie mogę się my​lić. Na
któ​rejstro​nie...

— No tak. W stu stop​niach. — Pa​trzę na

nie​gowkom​plet​nymszo​ku.—Maszra​cję.

—Po​ca​łu​jeszmniete​razczypóź​niej?
— Te​raz — de​cy​du​ję, czym go chy​ba kom​-

plet​nie za​ska​ku​ję, bo jego ręce nie​ru​cho​mie​ją.
W domu moje ży​cie prze​bie​ga pod dyk​tan​do
ro​dzi​ców.Szko​łatoinnabaj​ka.Imusitakpo​-
zo​stać, bo je​śli stra​cę kon​tro​lę we wszyst​kich
sfe​rach swo​je​go ży​cia, to rów​nie do​brze mo​-
gła​bymza​mie​nićsięwma​rio​net​kę.

—Na​praw​dę?—pyta.
— Tak. — Bio​rę go za rękę. Ni​g​dy nie by​ła​-

bym taka od​waż​na, gdy​by​śmy nie byli sami,
więc je​stem wdzięcz​na za pry​wat​ność, jaką

background image

za​pew​nia​ją nam ota​cza​ją​ce nas książ​ki. Alex
wstrzy​mu​je od​dech, gdy przy​sia​dam na pię​-
tach i na​chy​lam się w jego stro​nę. Nie zwra​-
camuwa​ginafakt,żemadłu​gieszorst​kiepal​-
ce i że wła​ści​wie ni​g​dy wcze​śniej go nie do​-
tknę​łam.Stre​su​jęsię.

Aprze​cieżniepo​win​nam.Tymra​zemtoja

kon​tro​lu​jęsy​tu​ację.

Czu​ję, że Alex się ha​mu​je. Chce, że​bym

samatozro​bi​ła,comiaku​ratod​po​wia​da.Boję
się,comógł​byzro​bićtenchło​pak,gdy​bypu​ści​-
łymuha​mul​ce.

Kła​dę so​bie jego rękę na po​licz​ku tak, żeby

w ca​ło​ści go obej​mo​wa​ła, i sły​szę jęk Alek​sa.
Mam ocho​tę się uśmiech​nąć, bo jego re​ak​cja
wy​raź​niepo​ka​zu​je,żemamnadnimwła​dzę.

Chło​pakza​mie​ra,gdyna​szeoczysięspo​ty​-

ka​ją.

Czasznówsta​jewmiej​scu.
W na​stęp​nej chwi​li prze​krę​cam gło​wę i ca​-

łu​jęwnę​trzejegodło​ni.

— Już. Po​ca​ło​wa​łam cię — mó​wię i od​su​-

wamjegodłoń,koń​czącza​ba​wę.

PanLa​ti​nopo​ko​na​nyprzezsłod​kąblon​di.

background image

14.Alex

Tomiałbyćpo​ca​łu​nek?
—Tak.
No do​bra, za​sko​czy​ła mnie, gdy po​ło​ży​ła

moją rękę na swo​im mlecz​no​bia​łym po​licz​ku.
Cho​le​ra,fak​tycz​niemoż​nabypo​my​śleć,żecoś
bra​łem,są​dzącpotym,jakza​re​ago​wa​łem.

Jesz​cze przed chwi​lą mia​ła mnie cał​ko​wi​cie

w swo​jej mocy. A po​tem ślicz​na wiedź​ma
zmie​ni​łaza​sa​dygryitoonabyłagórą.Za​sko​-
czy​łamnie,topew​ne.Śmie​jęsię,ce​lo​wozwra​-
ca​jąc na nas uwa​gę, bo wiem, że do​kład​nie
tegochceunik​nąć.

—Cśś—uci​szamnieBrit​ta​nyiude​rzamnie

pię​ścią w ra​mię, że​bym się uci​szył. Śmie​ję się
gło​śniej, a ona wte​dy wali mnie w rękę cięż​-
kimpod​ręcz​ni​kiemdoche​mii.

Wmojązra​nio​nąrękę.
Krzy​więsię.
—Au!—Czu​ję,jak​bywranęużą​dli​łomnie

mi​lion ma​łych psz​czó​łek. — Ca​brón, me do​lio!
Aleboli!

Brit​ta​ny za​gry​za dol​ną war​gę uma​lo​wa​ną

be​żo​wym błysz​czy​kiem Bob​bi Brown, któ​ry
moim zda​niem do​brze na niej wy​glą​da. Choć

background image

nie miał​bym nic prze​ciw​ko, żeby zo​ba​czyć ją
teżwróżu.

—Za​bo​la​ło?—pyta.
—Tak—mó​więprzezza​ci​śnię​tezębyisku​-

piamsięnajejbłysz​czy​kuza​miastnabólu.

—Todo​brze.
Pod​cią​gamrę​kaw,żebyobej​rzećranę,któ​ra

(dzię​kimo​jejpart​ner​cezche​mii)za​czę​łakrwa​-
wićzjed​nejzkla​merza​ło​żo​nychwdar​mo​wej
kli​ni​ce po bój​ce z Sa​ty​no​wy​mi Kap​tu​ra​mi w
par​ku.Brit​ta​nymaspo​rosiłyjaknako​goś,kto
na​wetwpeł​nymrynsz​tun​kuważytyleconic.

Wstrzy​mu​jeod​dechiod​su​wasię.
— O Boże! Nie chcia​łam ci zro​bić krzyw​dy,

Alex.Na​praw​dę.Kie​dystra​szy​łeś,żepo​ka​żesz
mibli​znę,za​czą​łeśpod​cią​gaćlewyrę​kaw.

— Bo nie mia​łem za​mia​ru ci jej po​ka​zać.

Dro​czy​łem się z tobą. Nic się nie sta​ło —
stwier​dzam. Jezu, moż​na by po​my​śleć, że
dziew​czy​nani​g​dywcze​śniejniewi​dzia​łakrwi.
No ale z dru​giej stro​ny w jej ży​łach pły​nie
pew​niebłę​kit​na.

— Sta​ło się — upie​ra się i krę​ci gło​wą. —

Szwycisięro​ze​szłyilecikrew.

—Toklam​ry—po​pra​wiamją,chcącroz​ła​-

do​wać tro​chę at​mos​fe​rę. Dziew​czy​na zro​bi​ła
sięjesz​czebled​szaniżzwy​kle.Iod​dy​chacięż​-
ko, pra​wie dy​szy. Je​śli ze​mdle​je, to na bank

background image

prze​gram z Luc​kym. Je​śli nie jest w sta​nie
znieśćwi​do​kustruż​kimo​jejkrwi,tojakbę​dzie
upra​wiać ze mną seks? No chy​ba że nie bę​-
dzie​my nago i nie zo​ba​czy mo​ich blizn. Albo
je​śli bę​dzie ciem​no, może uda​wać, że je​stem
bia​ły i bo​ga​ty. Pie​przyć to, chcę to ro​bić przy
świe​tle... Chcę ją czuć na so​bie i chcę, żeby
wie​dzia​ła,żejatoja,anieja​kiśinnycu​le​ro.

—Alex,do​brzesięczu​jesz?—pytaBrit​ta​ny

wy​raź​nieza​nie​po​ko​jo​na.

Mam jej po​wie​dzieć, że od​pły​ną​łem my​śla​-

mi, bo wy​obra​ża​łem so​bie, że upra​wia​my
seks?

PaniP.pod​cho​dzidonaszsu​ro​wąminą.
— To bi​blio​te​ka. Za​cho​wuj​cie się ci​szej. —

Za​uwa​ża jed​nak cien​ką struż​kę krwi, któ​ra
spły​waminarę​kaw.

— Brit​ta​ny, za​pro​wadź go do pie​lę​gniar​ki.

Alex, na​stęp​nym ra​zem za​ban​da​żuj to przed
przyj​ściemdoszko​ły.

—Możeodro​bi​nęwspół​czu​cia,paniP.?Wy​-

krwa​wiamsięwła​śnienaśmierć.

— Zrób coś dla do​bra ludz​ko​ści albo pla​ne​-

ty, Alex. Wte​dy za​słu​żysz na moje współ​czu​-
cie. Lu​dzie, któ​rzy wal​czą na noże, nie wzbu​-
dza​ją we mnie żad​nych uczuć poza nie​chę​cią.
Ate​razidźsiędo​pro​wa​dzićdopo​rząd​ku.

Brit​ta​nybie​rzeksiąż​kizmo​ichko​lanimówi

background image

drżą​cymgło​sem:

—Chodź.
— Sam mogę nieść książ​ki — mó​wię i wy​-

cho​dzę za nią z bi​blio​te​ki. Przy​ci​skam rę​kaw
dorany,żebyza​ta​mo​waćkrwa​wie​nie.

Brit​ta​nyidzieprzedemną.Uwie​rzyipo​mo​-

że mi, jak jej po​wiem, że musi mnie pod​trzy​-
mać, bo zro​bi​ło mi się sła​bo? Może po​wi​nie​-
nemsięza​chwiać...choćzna​jącją,wogó​lesię
nieprzej​mie.

Tuż przed ga​bi​ne​tem pie​lę​gniar​ki od​wra​ca

siędomnie.Trzę​sąjejsięręce.

— Prze​pra​szam, Alex. Ja, ja nie, nie chcia​-

łam...

Dziew​czy​na wy​raź​nie pa​ni​ku​je. Je​śli mi się

roz​be​czy, nie będę wie​dział, co zro​bić. Nie
przy​wy​kłem do pła​czą​cych la​sek. Car​men tyl​-
ko raz pła​ka​ła w trak​cie trwa​nia na​sze​go
związ​ku. Wła​ści​wie nie je​stem pew​ny, czy w
ogó​le ma ka​na​li​ki łzo​we. To mi się po​do​ba​ło,
bowraż​li​wedziew​czy​nymnieprze​ra​ża​ją.

—Eee...wszyst​kowpo​rząd​ku?—py​tam.
—Je​ślitosięwyda,ni​g​dymitegonieza​po​-

mną. O Boże, je​śli pani Pe​ter​son za​dzwo​ni do
mo​ich ro​dzi​ców, je​stem tru​pem. A przy​naj​-
mniejbędęwo​la​łanimbyć.—Gadatakicała
siętrzę​sie,jak​bybyłasa​mo​cho​demzze​psu​ty​-
miamor​ty​za​to​ra​miibezha​mul​ców.

background image

—Brit​ta​ny?
—...amojamamawszyst​kozwa​linamnie.

To moja wina, wiem. Ale za​cznie świ​ro​wać, a
wte​dy będę jej się mu​sia​ła tłu​ma​czyć i li​czyć
nato,że...

Za​nim zdą​ży po​wie​dzieć coś wię​cej, krzy​-

czę:

—Brit​ta​ny!
Dziew​czy​na pa​trzy na mnie tak zdez​o​rien​-

to​wa​nym wzro​kiem, że nie wiem, czy jest mi
jejżal,czyje​stemzdu​mio​ny,żegadajakopę​-
ta​nainiemożeprze​stać.

—Totyświ​ru​jesz—stwier​dzamoczy​wi​sty

fakt.

Jejoczy,zwy​kleprzej​rzy​steibłysz​czą​ce,te​-

raz są męt​ne i pu​ste, jak​by opu​ści​ła wła​sne
cia​ło.

Spusz​czawzrokipa​trzywszę​dzie,tyl​konie

namnie.

—Nieświ​ru​ję.Nicminiejest.
—Ja​sne.Spójrznamnie.
Wahasięchwi​lę.
— Nic mi nie jest — za​pew​nia, wbi​ja​jąc

wzrok w szaf​kę po dru​giej stro​nie ko​ry​ta​rza.
—Za​po​mnijowszyst​kim,coprzedchwi​ląmó​-
wi​łam.

— Je​śli na mnie nie spoj​rzysz, wy​krwa​wię

siętunaśrod​kuko​ry​ta​rzaibędępo​trze​bo​wać

background image

pie​przo​nej trans​fu​zji. Spójrz na mnie, do ja​-
snejcho​le​ry.

Brit​ta​nywciążod​dy​chacięż​ko,aleod​wra​ca

siędomnie.

—Co?Je​ślichceszmipo​wie​dzieć,żeniepa​-

nu​jęnadwła​snymży​ciem,tojużtowiem.

—Wiem,żeniechcia​łaśzro​bićmikrzyw​dy

— uspo​ka​jam. — A na​wet je​śli chcia​łaś, to
pew​nie so​bie na to za​słu​ży​łem. — Chcę roz​ła​-
do​waćja​kośsy​tu​ację,żebydziew​czy​namisię
nieza​ła​ma​łanako​ry​ta​rzu.—Toniezbrod​nia
po​peł​nić błąd, wiesz? Po co komu re​pu​ta​cja,
je​śli nie moż​na jej od cza​su do cza​su so​bie
znisz​czyć?

— Nie pró​buj mnie po​cie​szać, Alex. Nie​na​-

wi​dzęcię.

—Jacie​bieteż.Ate​razbądźtakmiłaiusuń

się, żeby woź​ny nie mu​siał cały dzień szo​ro​-
waćmo​jejkrwi.Tomójkrew​ny,wiesz?

Brit​ta​nykrę​cigło​wą,nieda​jącsięna​braćna

to, że je​stem spo​krew​nio​ny z głów​nym woź​-
nym w Fa​ir​field. No do​bra, wła​ści​wie nie je​-
stem. Ale fa​cet ma ro​dzi​nę w Aten​cin​go w
Mek​sy​ku,tamgdziemiesz​ka​jąku​zy​nimamy.

Za​miastsięod​su​nąć,mojapart​ner​kaotwie​-

ra drzwi do ga​bi​ne​tu pie​lę​gniar​skie​go. Stwier​-
dzam,żenicjejniebę​dzie,choćda​lejtrzę​sąjej
sięręce.

background image

— Krew mu leci — in​for​mu​je pan​nę Koto,

szkol​nąpie​lę​gniar​kę.

Pan​na Koto sa​dza mnie na jed​nym z łó​żek

doba​dań.

—Cosięsta​ło?
Zer​kam na Brit​ta​ny. Wy​glą​da na prze​stra​-

szo​ną,jak​bysiębała,żeza​razwy​ki​tu​ję.Mam
szcze​rąna​dzie​ję,żetakwła​śniewy​glą​daAnioł
Śmier​ci, któ​re​go zo​ba​czę, za​nim kop​nę w ka​-
len​darz. Z wiel​ką przy​jem​no​ścią po​szedł​bym
dopie​kła,gdy​bywi​ta​łamnietamtakatwarz.

—Pu​ści​łymiklam​ry—mó​wię.—Nicta​kie​-

go.

— A jak to się sta​ło? — pyta pan​na Koto,

ma​cza​jąc w czymś bia​ły wa​cik i prze​cie​ra​jąc
mi ra​mię. Wstrzy​mu​ję od​dech, cze​ka​jąc, aż
prze​sta​nie piec. Nie mam za​mia​ru do​no​sić na
moją ko​le​żan​kę, zwłasz​cza że usi​łu​ję ją
uwieść.

—Ude​rzy​łamgo—wy​zna​jeBrit​ta​ny,lek​ko

sięją​ka​jąc.

Pan​naKotood​wra​casięzdu​mio​na.
—Ty?
—Nie​chcą​cy—wtrą​cam,niema​jącpo​ję​cia,

cze​mu na​gle chcę bro​nić dziew​czy​ny, któ​ra
mnie nie​na​wi​dzi i któ​ra wo​la​ła​by pew​nie za​-
wa​lićche​mięniżpra​co​waćzemnąnadpro​jek​-
tem.

background image

Kiep​sko mi idzie re​ali​za​cja mo​ich pla​nów

wzglę​dem Brit​ta​ny. Dziew​czy​na nie czu​je do
mnienicpozanie​na​wi​ścią.Alemyślotym,że
Luc​ky do​sta​nie mój mo​tor, jest bar​dziej bo​le​-
snaniżod​ka​ża​nierany,któ​rąwła​śnieprze​cie​-
ramipan​naKoto.

Mu​szę się spo​tkać z Brit​ta​ny sam na sam,

je​śli mam mieć ja​ką​kol​wiek szan​sę na za​cho​-
wa​nietwa​rzyorazhon​dy.Czytenatakpa​ni​ki
nako​ry​ta​rzuozna​cza,żetakna​praw​dęwca​le
mnie nie nie​na​wi​dzi? Ni​g​dy nie wi​dzia​łem,
żeby ta dziew​czy​na zro​bi​ła coś, co nie by​ło​by
wstupro​cen​tachprze​my​śla​neiza​pla​no​wa​ne.
Jestjakcy​borg.Aprzy​naj​mniejtakmisięwy​-
da​wa​ło.Za​wsze,zakaż​dymra​zem,gdyjąwi​-
dzia​łem, wy​glą​da​ła i za​cho​wy​wa​ła się jak
księż​nicz​kaprzedka​me​ra​mi.Ktobypo​my​ślał,
żezła​miejąaku​ratwi​dokmo​jejkrwi.

Pa​trzę na Brit​ta​ny. Wpa​tru​je się w moją

rękę i w za​bie​gi pan​ny Koto. Ża​łu​ję, że nie je​-
ste​śmy w bi​blio​te​ce. Mógł​bym przy​siąc, że
my​śla​ławte​dyopo​ca​łun​ku.

Laten​godura

,sta​jemi,nasamowspo​mnie​-

nieotym,itonaoczachpan​nyKoto.Gra​ciasa
Dios,

pie​lę​gniar​kaod​wra​casięaku​ratdoszaf​ki

ze środ​ka​mi opa​trun​ko​wy​mi. Dzię​ki Bogu.
Gdzie jest duży pod​ręcz​nik do che​mii, gdy
czło​wiekgoaku​ratpo​trze​bu​je?

background image

— Spo​tkaj​my się w czwar​tek po szko​le.

Żeby przy​go​to​wać plan pro​jek​tu — pro​po​nu​ję
z dwóch po​wo​dów. Po pierw​sze przy pan​nie
Kotomu​szęprze​staćwy​obra​żaćso​bieBrit​ta​ny
nago.Apodru​giechcęjąmiećtyl​kodlasie​bie.

—Wczwar​tekje​stemza​ję​ta—od​po​wia​da.
Pew​niezOślimŁbem.Toja​sne,żewolispę​-

dzaćczasztympen​de​joniżzemną.Ztymma​-
to​łem.

—Wta​kimra​ziewpią​tek—mó​wię,sta​ra​-

jąc się ją wy​ba​dać, choć pew​nie nie po​wi​nie​-
nem tego ro​bić. Te​sto​wa​nie ta​kiej dziew​czy​ny
jak Brit​ta​ny może po​waż​nie za​szko​dzić mo​je​-
muego.Choćwy​ko​rzy​stu​jęaku​ratchwi​lę,gdy
jest bez​bron​na i wciąż roz​trzę​sio​na wi​do​kiem
mo​jejkrwi.

Przy​zna​ję,żeje​stemper​fid​nymdup​kiem.
Brit​ta​nyza​gry​zadol​nąwar​gę,któ​rajejzda​-

niemjestpo​ma​lo​wa​nananie​wła​ści​wyko​lor.

—Wpią​tekteżniemogę.—Mójwzwódofi​-

cjal​nie opadł. — Może w so​bo​tę rano? — pro​-
po​nu​je. — Mo​gli​by​śmy się spo​tkać w bi​blio​te​-
ce.

— Je​steś pew​na, że znaj​dziesz dla mnie

miej​scewswo​imna​pię​tymter​mi​na​rzu?

—Za​mknijsię.Spo​tkaj​mysięodzie​sią​tej.
— No to mamy rand​kę — stwier​dzam, a

pan​na Koto wy​raź​nie na​sta​wia ucha, koń​cząc

background image

przy tym owi​jać mi rękę ja​kimś kre​tyń​skim
ban​da​żem.

Brit​ta​nyzbie​raswo​jeksiąż​ki.
—Tonierand​ka,Alex—rzu​caprzezra​mię.
— Może i nie, ale wi​sisz mi jesz​cze po​ca​łu​-

nek.Ajaza​wszeod​zy​sku​jędłu​gi.—Oczymo​-
jejpart​ner​kilśniąna​glezwście​kło​ści.Hm,nie​-
bez​piecz​nie. Pusz​czam do niej oko. — I nie
przej​muj się ko​lo​rem błysz​czy​ka na so​bo​tę. I
tak bę​dziesz mu​sia​ła po​pra​wić ma​ki​jaż, gdy
skoń​czy​mysięca​ło​wać.

background image

15.Brittany

Jed​no jest pew​ne — nie będę się ca​ło​wać z

Alek​semFu​en​te​sem.

Na szczę​ście pani Pe​ter​son przez cały ty​-

dzień zmu​sza​ła nas do in​ten​syw​nej pra​cy, co
nie zo​sta​wia​ło cza​su na ga​da​nie poza usta​le​-
nia​mi, kto ma uru​cho​mić pal​nik Bun​se​na.
Choć na wi​dok za​ban​da​żo​wa​nej ręki Alek​sa
za​wsze przy​po​mi​na​ła mi się chwi​la, gdy go
ude​rzy​łam.

Sta​ramsięniemy​ślećonim,gdyma​lu​jęso​-

bieustanarand​kęzCo​li​nem.Jestpią​tekwie​-
czóriidzie​mynaj​pierwnako​la​cję,apo​temdo
kina.

Prze​glą​dam się w lu​strze i za​kła​dam bran​-

so​let​kęodTif​fa​ny’ego,któ​rądo​sta​łamodnie​-
go w ze​szłym roku na rocz​ni​cę, po czym idę
doogro​du,gdziemojasio​straćwi​czyzfi​zjo​te​-
ra​peu​tą w ba​se​nie. Mama, ubra​na w ró​żo​wy
we​lu​ro​wystrój,leżynaszez​lon​guiczy​taja​kiś
ma​ga​zynwnę​trzar​ski.

Jestdośćspo​koj​nie.Sły​chaćtyl​kogłosfi​zjo​-

te​ra​peu​tyin​stru​ują​ce​goShel​ley.

Mamaod​kła​dapi​smoirobisu​ro​wąminę.
— Brit, naj​póź​niej o wpół do je​de​na​stej

background image

maszbyćwdomu.

—Aleidzie​mydokinanaósmą,mamo.Bę​-

dzie​mytro​chępóź​niej.

— Sły​sza​łaś, co po​wie​dzia​łam. Nie póź​niej

niżdzie​sią​tatrzy​dzie​ści.Je​ślibę​dzieszmu​sia​ła
wyjść z kina wcze​śniej, żeby być w domu na
czas, to wyj​dziesz. Ro​dzi​ce Co​li​na nie będą
sza​no​waćdziew​czy​ny,któ​raniewra​caoprzy​-
zwo​itejgo​dzi​niedodomu.

Przydrzwiachroz​le​gasiędzwo​nek.
—Topew​nieCo​lin—stwier​dzam.
— Le​piej się po​spiesz. Taki chło​pak nie bę​-

dziecze​kaćwiecz​nie.

Bie​gnę do drzwi, za​nim zro​bi to mama,

ośmie​sza​jąc przy oka​zji i sie​bie, i mnie. Co​lin
stoinawe​ran​dzieztu​zi​nemczer​wo​nychróż.

—Todlacie​bie—mówi,zu​peł​niemnieza​-

ska​ku​jąc.

Wow!Głu​piomi,żetakdużowcią​guostat​-

nie​goty​go​dniamy​śla​łamoAlek​sie.Przy​tu​lam
siędoCo​li​naidajęmubu​zia​ka,praw​dzi​we​go,
wusta.

— Wsta​wię je do wody — rzu​cam, wpusz​-

cza​jącgodośrod​ka.

Nucęza​do​wo​lo​naiidędokuch​ni,roz​ko​szu​-

jąc się słod​kim za​pa​chem. Na​le​wam wodę do
wa​zo​nuiza​sta​na​wiamsię,czyAlexkie​dy​kol​-
wiek ku​pił swo​jej dziew​czy​nie kwia​ty. Pew​nie

background image

przy​no​si ra​czej w pre​zen​cie nóż, na wy​pa​dek
gdy​by miał się przy​dać pod​czas rand​ki. By​cie
zCo​li​nemjestta​kie...

Nud​ne?
Nie.Nieje​ste​śmynud​nąparą.Jestbez​piecz​-

nie.Swo​bod​nie.Miło.

Ob​ci​nam koń​ców​ki i wkła​dam róże do wa​-

zo​nu, po czym od​naj​du​ję Co​li​na, któ​ry ga​wę​-
dzi z moją mamą na pa​tio, choć na​praw​dę
bymwo​la​ła,żebytegoniero​bił.

—Idzie​my?
Co​linuśmie​chasiędomnietymswo​imbia​-

łym,olśnie​wa​ją​cymuśmie​chem.

—Tak.
— Przy​wieź ją z po​wro​tem o wpół do je​de​-

na​stej! — woła mama. Jak​by okre​ślo​na pora
po​wro​tu do domu była rów​no​znacz​na z przy​-
zwo​itym pro​wa​dze​niem się. To ab​surd, ale
pa​trzę na Shel​ley i po​wstrzy​mu​ję się od dys​-
ku​sji.

— Oczy​wi​ście, pani El​lis — od​po​wia​da Co​-

lin.

Wsia​da​mydojegomer​ce​de​saipy​tam:
—Najakifilmidzie​my?
—Zmia​napla​nów.Fir​maojcado​sta​łabi​le​ty

na mecz Cub​sów. Miej​sca w loży za​raz za
bazą.Idzie​mynameczCub​bies,kot​ku.

— Su​per. Ale wró​ci​my przed wpół do je​de​-

background image

na​stej? — Bo mama na pew​no bę​dzie cze​kać
poddrzwia​mi.

— Je​śli nie do​li​czą do​dat​ko​wych rund. Czy

two​ja mama my​śli, że za​mie​nisz się w dy​nię,
czyjak?

Bio​ręgozarękę.
—Nie.Aleniechcęjejde​ner​wo​wać.
— Bez ura​zy, ale two​ja mama jest dziw​na.

Wy​glą​datak,żechcia​ło​bysięjąprze​le​cieć,ale
jestprzytymkom​plet​nieszur​nię​ta.

Wy​ry​wamrękę.
— Fuu! Co​lin, po​wie​dzia​łeś wła​śnie, że

chciał​byś prze​le​cieć moją mamę! To obrzy​dli​-
we!

— Daj spo​kój, Brit. — Zer​ka na mnie. —

Two​jamamawy​glą​dara​czejjaktwo​jasio​stra
bliź​niacz​kaniżjaktwo​jamat​ka.Jestnie​zła.

Przy​zna​ję, mama ćwi​czy tak dużo, że jej

cia​ło fak​tycz​nie wy​glą​da jak cia​ło trzy​dzie​sto​-
lat​kianieczter​dzie​sto​pię​cio​lat​ki.Alemyśl,że
mój chło​pak śli​ni się na wi​dok mo​jej mat​ki,
jestobrzy​dli​wa.

Na sta​dio​nie Wri​gley Field Co​lin pro​wa​dzi

mniedofir​mo​wejlożyswo​je​goojca.Peł​notam
lu​dzi z naj​więk​szych kan​ce​la​rii praw​ni​czych.
Ro​dzi​ce Co​li​na wi​ta​ją się z nami. Jego mama
przy​tu​la mnie i cmo​ka w po​wie​trzu, po czym
dajenamprzy​wi​taćsięzin​ny​mi.

background image

Pa​trzę,jakCo​linroz​ma​wiazludź​miwloży.

Czu​je się wśród nich zu​peł​nie swo​bod​nie. Jest
w swo​im ży​wio​le. Wy​mie​nia uści​ski dło​ni,
uśmie​chasięsze​ro​koiśmie​jesięzwszyst​kich
żar​tów,nie​za​leż​nieodtego,czysąśmiesz​ne.

— Może sią​dzie​my tam? — pro​po​nu​je i po

za​ku​pie hot do​gów i na​po​jów przy ba​rze pro​-
wa​dzimnienamiej​sce.—Li​częnastażwHar​-
ris, Lund​strom & Wal​la​ce w przy​szłe wa​ka​cje
—mówici​cho.—Mu​szęwięcoso​bi​ściepo​roz​-
ma​wiaćztymifa​ce​ta​mi.

Kie​dy w po​bli​żu po​ja​wia się pan Lund​-

strom, Co​lin za​mie​nia się w ra​so​we​go biz​nes​-
me​na.Przy​glą​damsięzpo​dzi​wem,jakroz​ma​-
wiazpa​nemLund​stro​memjakzesta​rymzna​-
jo​mym.Mójchło​pakjestzde​cy​do​wa​niewy​ga​-
da​ny.

—Po​dob​nochcesziśćwśla​dyojca—mówi

panLund​strom.

— Tak — od​po​wia​da Co​lin, a po​tem za​czy​-

na​ją roz​ma​wiać o fut​bo​lu, o gieł​dzie i na
wszyst​kieinnete​ma​ty,któ​repod​su​waCo​lin.

Dzwo​ni Me​gan, więc opo​wia​dam jej o me​-

czu i ga​dam z nią chwi​lę, cze​ka​jąc, aż Co​lin
skoń​czy roz​ma​wiać z pa​nem Lund​stro​mem.
Me​gan mówi, że świet​nie się ba​wi​ła w klu​bie
My​sti​que, do któ​re​go wpusz​cza​ją po​ni​żej
dwu​dzie​ste​go pierw​sze​go roku ży​cia. Twier​-

background image

dzi,żepo​do​ba​ło​bysiętamnamzeSier​rą.

Pod​czassiód​mejrun​dywsta​je​myzCo​li​nem

iśpie​wa​myZa​bierzmnienamecz.Strasz​niefał​-
szu​je​my, ale nie ma to zna​cze​nia, bo na​gle
mamwra​że​nie,żety​sią​ceki​bi​cówCub​sówfał​-
szu​jera​zemznami.Do​brzemitakzCo​li​nem,
faj​niesięra​zemba​wi​my.Za​czy​nammy​śleć,że
może tro​chę zbyt kry​tycz​nie oce​ni​łam nasz
zwią​zek.

Za pięt​na​ście dzie​sią​ta od​wra​cam się do

Co​li​na i mó​wię, że mu​si​my się zbie​rać, choć
meczsięjesz​czenieskoń​czył.

Bie​rze mnie za rękę. My​ślę, że prze​pro​si

panaLund​stro​maiskoń​czyroz​mo​wę,alepan
Lund​stromwołatyl​kopanaWal​la​ce’a.

Mi​ja​jąko​lej​nemi​nu​tyiza​czy​namsięde​ner​-

wo​wać.At​mos​fe​rawmoimdomujestwy​star​-
cza​ją​cona​pię​ta.Niechcęjejdo​dat​ko​wopo​gar​-
szać.

—Co​lin...—mó​więiści​skamgozarękę.
Obej​mu​je mnie nie​uważ​nie ra​mie​niem za​-

miastod​po​wie​dzi.

Podko​niecdzie​wią​tejrun​dy,gdyjestjużpo

dzie​sią​tej,mó​wię:

—Przy​kromi,aleCo​linmusimnieod​wieźć

dodomu.

Pan Wal​la​ce i pan Lund​strom po​da​ją Co​li​-

no​wi dłoń na po​że​gna​nie, a ja za​raz po​tem

background image

cią​gnęgodowyj​ścia.

—Brit,zda​jeszso​biespra​wę,jaktrud​nojest

do​staćsięnastażdoHL&W?

— W tym mo​men​cie mało mnie to ob​cho​-

dzi, Co​lin. Naj​póź​niej wpół do je​de​na​stej mu​-
szębyćwdomu.

—Notobę​dzieszoje​de​na​stej.Po​wieszma​-

mie,żebyłykor​ki.

Co​lin nie wie, jaka po​tra​fi być moja mama,

jak ma zły dzień. Na szczę​ście jak do​tąd nie
by​wałunaszbytczę​sto,aje​ślijużtotyl​kona
krót​kąchwi​lę.Niemapo​ję​cia,cosiędzie​je,jak
mamaza​czniemnieochrza​niać.

Za​jeż​dża​mypodmójdomna​wetnieoje​de​-

na​stej, ale bli​żej je​de​na​stej trzy​dzie​ści. Co​lin
jestwciążpod​eks​cy​to​wa​nyper​spek​ty​wąsta​żu
w HL&W, a jed​no​cze​śnie słu​cha pod​su​mo​wa​-
niame​czuwra​diu.

—Mu​szęle​cieć—mó​więina​chy​lamsięna

szyb​kie​gobu​zia​ka.

— Zo​stań jesz​cze chwi​lę — szep​cze Co​lin z

usta​mi przy mo​ich ustach. — Już tak daw​no
sięnieprzy​tu​la​li​śmy.Strasz​niemitegobra​ku​-
je.

— Mnie też. Ale już póź​no. — Rzu​cam mu

prze​pra​sza​ją​ce spoj​rze​nie. — Będą inne wie​-
czo​ry.

—Obyjaknaj​szyb​ciej.

background image

Idędodomu,przy​go​to​wa​nanaostrąre​pry​-

men​dę.Mojamamanapew​nojużstoiwko​ry​-
ta​rzuzrę​ka​miskrzy​żo​wa​ny​minapier​siach.

—Spóź​ni​łaśsię.
—Wiem.Prze​pra​szam.
— Co ty so​bie wy​obra​żasz, że mo​żesz się

sto​so​wać do mo​ich po​le​ceń we​dług wła​sne​go
wi​dzi​mi​się?

—Nie.
Wzdy​cha.
—Mamo,na​praw​dęprze​pra​szam.Po​je​cha​-

li​śmy na mecz Cub​sów za​miast do kina i był
po​twor​nyko​rek.

—NameczCub​sów?Przezcałemia​sto?Mo​-

glicięob​ra​bo​wać!

—Alenicnamsięniesta​ło.
— Wy​da​je ci się, że po​zja​da​łaś wszyst​kie

ro​zu​my, Brit, ale tak nie jest. Rów​nie do​brze
mo​gła​byś te​raz le​żeć mar​twa w ja​kimś ciem​-
nymza​uł​ku,ajabymmy​śla​ła,żeje​steśwki​-
nie. Sprawdź, czy masz do​ku​men​ty i pie​nią​-
dzewto​reb​ce.

Otwie​ram to​reb​kę i spraw​dzam za​war​tość

port​fe​la, byle się uspo​ko​iła. Po​ka​zu​ję do​wód i
go​tów​kę.

—Wszyst​kojest.
—Tomaszszczę​ście.Tymra​zem.
— Za​wsze je​stem ostroż​na, gdy jadę do

background image

mia​sta,mamo.Pozatymby​łamzCo​li​nem.

— Nie mam ocho​ty słu​chać two​ich wy​mó​-

wek, Brit. Nie uwa​żasz, że trze​ba było za​-
dzwo​nićiuprze​dzićmnieozmia​niepla​nówio
tym,żesięspóź​nisz?

Żeby na​wrzesz​cza​ła na mnie naj​pierw

przezte​le​fon,apo​temjesz​czerazwdomu?O
nie.Aletegopo​wie​dziećjejniemogę.

—Niepo​my​śla​łamotym—mó​więtyl​ko.
— A czy ty w ogó​le my​ślisz o tej ro​dzi​nie?

Niewszyst​kokrę​cisięwo​kółcie​bie,Brit​ta​ny.

— Wiem, mamo. Obie​cu​ję, że na​stęp​nym

ra​zemza​dzwo​nię.Mogęjużiśćsiępo​ło​żyć?

Mama ma​cha tyl​ko ręką, po​zwa​la​jąc mi

odejść.

W so​bo​tę rano bu​dzą mnie krzy​ki mamy.

Zrzu​cam z sie​bie koł​drę, wy​ska​ku​ję z łóż​ka i
bie​gnęnadół,żebyzo​ba​czyć,cosiędzie​je.

Shel​ley sie​dzi na przy​su​nię​tym do sto​łu

wóz​ku. Całą twarz, bluz​kę i spodnie ma upa​-
pra​neje​dze​niem.Wy​glą​dajakmałedziec​ko,a
niejakdwu​dzie​sto​let​niadziew​czy​na.

— Shel​ley, je​śli zro​bisz to jesz​cze raz, wró​-

cisz do swo​je​go po​ko​ju! — krzy​czy mama i
sta​wia przed nią mi​skę ze zmik​so​wa​nym je​-
dze​niem.

Shel​leyzrzu​cająnapod​ło​gę.Mamawy​da​je

głu​chyokrzykipa​trzynaniązwście​kło​ścią.

background image

—Jatozro​bię—ofia​ru​jęsię,pod​bie​ga​jącdo

sio​stry.

Mama ni​g​dy nie ude​rzy​ła Shel​ley. Ale gdy

wpa​dawszał,ranirów​niemoc​no.

— Nie niańcz jej, Brit​ta​ny — mówi. — Je​śli

nie bę​dzie chcia​ła jeść, za​cznie​my ją kar​mić
przezson​dę.Chcesztego?

Nie​na​wi​dzę, gdy tak się za​cho​wu​je. Przed​-

sta​wianaj​gor​szymoż​li​wysce​na​riusz,za​miast
spró​bo​wać na​pra​wić sy​tu​ację. Sio​stra pa​trzy
na mnie i wi​dzę w jej oczach tę samą wście​-
kłość.

Mama ce​lu​je pal​cem w Shel​ley, a po​tem w

je​dze​nienapod​ło​dze.

— Dla​te​go od mie​się​cy nie za​bie​ram cię do

re​stau​ra​cji—mówi.

— Mamo, prze​stań. Nie po​gar​szaj sy​tu​acji.

Shel​ley i tak już jest zde​ner​wo​wa​na. Po co ją
bar​dziejde​ner​wo​wać?

—Acozemną?
Czu​ję na​ra​sta​ją​ce we mnie na​pię​cie, któ​re

za​czy​na się gdzieś w ży​łach i pły​nie wraz z
krwią po ko​niusz​ki pal​ców. Wy​bu​cha z taką
siłą,żenieje​stemjużdłu​żejwsta​niegowso​-
bietłu​mić.

— Tu nie cho​dzi o cie​bie! Cze​mu za​wsze li​-

czysiętyl​koto,jakicośmanacie​biewpływ?!

—wrzesz​czę.—Niewi​dzisz,mamo,żeona

background image

cier​pi... za​miast się na nią wy​dzie​rać, może
spró​bu​jesz po​świę​cić jej tro​chę cza​su i do​wie​-
dziećsię,cojestnietak?

Nie my​śląc o tym, co ro​bię, bio​rę szma​tę i

klę​kam przy Shel​ley. Za​czy​nam wy​cie​rać jej
spodnie.

—Brit​ta​ny,od​suńsię!—krzy​czymama.
Nie słu​cham jej. A po​win​nam, bo za​nim

uda​je mi się od​su​nąć, Shel​ley ła​pie mnie za
wło​sy i szar​pie. Moc​no. Przez całe to za​mie​-
sza​nie za​po​mnia​łam, że moja sio​stra za​czę​ła
cią​gnąćzawło​sy.

— Au! — wyję. — Shel​ley, prze​stań! — Sta​-

ramsięzła​paćjązaręceina​ci​snąćnakłyk​cie,
żebyroz​luź​ni​łachwyt,jakmó​wiłnamdok​tor,
ale nie mogę. Je​stem w złej po​zy​cji — klę​czę
przy Shel​ley z wy​krę​co​nym cia​łem. Mama
klnie, je​dze​nie bry​zga na wszyst​kie stro​ny, a
jaczu​ję,żemamjużotwar​tąranęnagło​wie.

Shel​ley nie pusz​cza, mimo że mama sta​ra

sięod​su​nąćjejręceodmo​jejgło​wy.

— Kłyk​cie, mamo! — wo​łam, żeby jej przy​-

po​mnieć o za​le​ce​niu dok​to​ra Me​ira. Cho​le​ra
ja​sna, jak dużo wło​sów mi wy​rwa​ła? Mam
wra​że​nie,jak​bymmia​łanagło​wiełysypla​cek.

Pomoimna​po​mnie​niumamamu​sia​łana​ci​-

snąć moc​no na kłyk​cie Shel​ley, bo sio​stra
pusz​cza wresz​cie moje wło​sy. Albo wy​rwa​ła

background image

jużpopro​stuwszyst​ko,zacozła​pa​ła.

Prze​wra​cam się na pod​ło​gę i ma​cam się

szyb​koztyługło​wy.

Shel​leysięuśmie​cha.
Mamamarsz​czybrwi.
Ajamamłzywoczach.
— W tej chwi​li jadę z nią do dok​to​ra Me​ira

— mówi mama i krę​ci gło​wą, że​bym wie​dzia​-
ła, że prze​ze mnie sy​tu​acja aż tak wy​mknę​ła
się spod kon​tro​li. — Do​syć już tego. Brit​ta​ny,
weźsa​mo​chódojcaiod​bierzgozlot​ni​ska.Lą​-
du​je o je​de​na​stej. Cho​ciaż do tego się przy​-
dasz.

background image

16.Alex

Cze​kam w bi​blio​te​ce od go​dzi​ny. No do​bra,

odpół​to​rej.Przeddzie​sią​tąsia​dłemnadwo​rze
na ce​men​to​wej ław​ce. O dzie​sią​tej wsze​dłem
do środ​ka i ga​pi​łem się na ga​blo​tę, uda​jąc, że
cie​ka​wią mnie za​po​wie​dzi róż​nych im​prez w
bi​blio​te​ce. Nie chcia​łem wy​glą​dać, jak​bym za
bar​dzo wy​cze​ki​wał spo​tka​nia z Brit​ta​ny. Za
pięt​na​ście je​de​na​sta sia​dłem na ka​na​pie w
dzia​ledlana​sto​lat​kówiza​czą​łemczy​taćpod​-
ręcz​nik do che​mii. No do​bra, prze​su​wa​łem
wzro​kiempostro​nach,alenicdomnieniedo​-
cie​ra​ło.

Te​razjestje​de​na​sta.Gdzieonajest?
Mógł​bympopro​stupo​je​chaćispo​tkaćsięz

kum​pla​mi.Cho​le​ra,po​wi​nie​nemtozro​bić.Ale
ja​kiśgłu​piod​ruchkażemisiędo​wie​dzieć,dla​-
cze​go Brit​ta​ny mnie wy​sta​wi​ła. Mó​wię so​bie,
że to wszyst​ko kwe​stia ura​żo​nej dumy, ale w
głę​bidu​szymar​twięsięonią.

Atakpa​ni​kiprzedga​bi​ne​tempie​lę​gniar​skim

su​ge​ro​wał,żejejmamanieza​słu​gu​jera​czejna
ty​tuł Mat​ki Roku. Czy Brit​ta​ny nie wie, że ma
osiem​na​ście lat i że może wy​pro​wa​dzić się z
domu, je​śli chce? Sko​ro jest aż tak źle, po co

background image

tammiesz​kać?

Bomabo​ga​tychro​dzi​ców.
Gdy​bym ja wy​pro​wa​dził się z domu, moje

ży​cie zbyt​nio by się nie zmie​ni​ło. Dla dziew​-
czy​ny miesz​ka​ją​cej po pół​noc​nej stro​nie mia​-
sta ży​cie bez mar​ko​wych ręcz​ni​ków i po​ko​-
jów​ki, któ​ra po niej sprzą​ta, jest pew​nie gor​-
szeniżśmierć.

Mam dość bez​czyn​ne​go cze​ka​nia na Brit​ta​-

ny. Po​ja​dę do niej i do​wiem się, cze​mu mnie
wy​sta​wi​ła. Wsia​dam bez za​sta​no​wie​nia na
mo​torijadęnapół​noc.Wiem,gdziemiesz​ka...
w wiel​kim, wy​staw​nym domu z ko​lum​na​mi
odfron​tu.

Par​ku​ję mo​tor na pod​jeź​dzie i dzwo​nię do

drzwi. Chrzą​kam, żeby się nie za​jąk​nąć. Mier​-
da,

co ja jej wła​ści​wie po​wiem? I cze​mu czu​ję

się tak nie​pew​nie, jak​bym mu​siał zro​bić na
niej wra​że​nie, bo na pew​no bę​dzie mnie oce​-
niać?

Niktnieotwie​ra.Dzwo​nięjesz​czeraz.
Gdzie słu​żą​cy albo ka​mer​dy​ner, gdy trze​ba

czło​wie​ko​wi otwo​rzyć drzwi? Mam już zre​zy​-
gno​waćiotrzeź​wićsięspo​rądaw​kązdro​we​go
roz​sąd​ku pod ty​tu​łem „co ja do cho​le​ry wy​-
czy​niam”, gdy na​gle otwie​ra​ją się drzwi.
Przede mną stoi star​sza wer​sja Brit​ta​ny. Bez
wąt​pie​niajejmat​ka.Pa​trzynamnie,ajejszy​-

background image

der​czy uśmie​szek wy​ra​ża wszyst​ko aż na​zbyt
wy​raź​nie.

—Słu​cham?—pytazwyż​szo​ścią.Wiem,że

bie​rze mnie za ogrod​ni​ka lub za sprze​daw​cę
ob​woź​ne​go. — W tej dziel​ni​cy nie uzna​je​my
cho​dze​niapoproś​bie.

— Ale ja, eee, nie przy​sze​dłem po proś​bie.

Na​zy​wam się Alex. Chcia​łem spy​tać, eee, czy
Brit​ta​nyjestmożewdomu?—Cu​dow​nie.Te​-
razcochwi​lamam​ro​czę„eee”.

—Nie.—Jejozię​błaod​po​wiedźide​al​niepa​-

su​jedojejzim​ne​gospoj​rze​nia.

—Awiepanimoże,gdziepo​je​cha​ła?
Pani El​lis przy​my​ka drzwi, pew​nie w na​-

dzieiżeniezaj​rzędośrod​kainiezo​ba​czężad​-
nych war​to​ścio​wych rze​czy, któ​re mógł​bym
chciećukraść.

—Nieudzie​lamin​for​ma​cjinate​matmiej​sca

po​by​tu mo​jej cór​ki. A te​raz pro​szę wy​ba​czyć
—mówiiza​my​kamidrzwiprzedno​sem.

Sto​jęprzedwej​ściemjakkom​plet​nypen​de​jo.

Pew​nie Brit​ta​ny była w domu i ka​za​ła ma​mie
mnie spła​wić. Nie zdzi​wił​bym się, gdy​by tak
so​biezemnąpo​gry​wa​ła.

Nie​na​wi​dzę gier, w któ​rych nie mogę wy​-

grać.

Pod​cho​dzę upo​ko​rzo​ny do mo​to​ru i za​sta​-

na​wiam się, czy mam się czuć jak zbi​ty pies,

background image

czymożera​czejjakwście​kłypit​bul.

background image

17.Brittany

KtotojestAlex?
To pierw​sze sło​wa, któ​re wy​po​wia​da

mama,gdywra​camztatązlot​ni​ska.

—Ko​le​gazeszko​ły,zktó​rymro​biępro​jektz

che​mii—od​po​wia​dampo​wo​li.Za​raz.—Skąd
znaszAlek​sa?

—Byłtu,gdypo​je​cha​łaśnalot​ni​sko.Od​pra​-

wi​łamgo.

Coś za​ska​ku​je w moim mó​zgu i na​gle do

mniedo​cie​ra.

Onie!
Za​po​mnia​łam o dzi​siej​szym spo​tka​niu z

Alek​sem.

Do​pa​da mnie po​czu​cie winy, gdy my​ślę o

tym,żecze​kałnamniewbi​blio​te​ce.Tojanie
dokoń​cawie​rzy​łam,żesiępo​ja​wi,aosta​tecz​-
nie sama na​wa​li​łam. Musi być wście​kły. Uh,
robimisięnie​do​brze.

— Nie chcę go wi​dzieć w po​bli​żu na​sze​go

domu — mówi mama. — Są​sie​dzi za​czną ga​-
dać.

— Tak, jak ga​da​ją o two​jej sio​strze. Wiem,

żetowła​śnieso​biepo​my​śla​ła.

Mamna​dzie​ję,żektó​re​gośdnianiebędęjuż

background image

mu​sia​łaprzej​mo​waćsięplot​ka​misą​sia​dów.

—Do​brze—od​po​wia​dam.
—Niemo​żeszro​bićpro​jek​tuzkimin​nym?
—Nie.
—Apy​ta​łaś?
— Tak, mamo. Py​ta​łam. Pani Pe​ter​son nie

zga​dzasięnazmia​nępary.

— Może za mało się sta​ra​łaś ją prze​ko​nać.

Za​dzwo​nię w po​nie​dzia​łek do szko​ły i po​pro​-
szę...

Bły​ska​wicz​nie sku​piam się na tym, co

mówi, i za​po​mi​nam o pie​ką​cym, pul​su​ją​cym
bóluztyługło​wywmiej​scu,zktó​re​goShel​ley
wy​rwa​łamigarśćwło​sów.

—Mamo,samaso​biepo​ra​dzę.Niechcę,że​-

byś dzwo​ni​ła do szko​ły i trak​to​wa​ła mnie jak
małedziec​ko.

— Czy to ten cały Alex uczy cię bra​ku sza​-

cun​ku do mat​ki? Za​da​jesz się z ta​kim chło​pa​-
kiemina​glezro​bi​łaśsiębar​dzopy​ska​ta?

—Mamo...
Ża​łu​ję,żeniemaznamitaty,żebyja​kośin​-

ter​we​nio​wał.Aleodrazupopo​wro​ciepo​szedł
doswo​je​goga​bi​ne​tuspraw​dzićmej​le.Wo​la​ła​-
bym, żeby za​cho​wy​wał się jak sę​dzia, a nie
sie​działzza​ło​żo​ny​mirę​ka​mizali​niąbo​iska.

—Boje​śliza​cznieszsięza​da​waćztegotypu

ho​ło​tą,cie​bieteżza​cznąuwa​żaćzaho​ło​tę.Nie

background image

takcięwy​cho​wy​wa​li​śmy.

No nie. Ko​lej​ne ka​za​nie. Wo​la​ła​bym zjeść

żywąrybę,nie​pa​tro​szo​nąizłu​ska​mi,niżmu​-
siećte​raztegowy​słu​chi​wać.Wiem,cochcemi
po​wie​dzieć. Shel​ley nie jest ide​al​na, więc ty
mu​siszbyć.

Bio​ręgłę​bo​kiwdech,żebysięja​kośuspo​ko​-

ić.

—Mamo,ro​zu​miem.Prze​pra​szam.
— Po pro​stu się o cie​bie mar​twię. A ty mi

siętakod​wdzię​czasz.

— Wiem. Prze​pra​szam. Co po​wie​dział dok​-

torMeirnate​matShel​ley?

— Chce, żeby przy​jeż​dża​ła dwa razy w ty​-

go​dniu na ba​da​nia. Bę​dziesz mi mu​sia​ła po​-
mócjąwo​zić.

Niemó​więnicotym,copaniSmallsą​dzina

te​mat opusz​cza​nia tre​nin​gów, bo nie ma sen​-
su, że​by​śmy obie się stre​so​wa​ły. Poza tym
chcę wie​dzieć, cze​mu Shel​ley zro​bi​ła się taka
agre​syw​na.

Na szczę​ście dzwo​ni te​le​fon i mama idzie

ode​brać. Idę szyb​ko do po​ko​ju sio​stry, za​nim
mama bę​dzie chcia​ła do​koń​czyć roz​mo​wę.
Shel​ley sie​dzi przy spe​cjal​nym kom​pu​te​rze i
stu​kawkla​wia​tu​rę.

—Cześć—mó​wię.
Pod​no​sigło​wę.Nieuśmie​chasię.

background image

Chcę, żeby wie​dzia​ła, że nie je​stem na nią

zła,boprze​cieżwiem,żeniechcia​łazro​bićmi
krzyw​dy.Shel​leyza​pew​nesamaniewie,skąd
mata​kieod​ru​chy.

—Chceszza​graćwwar​ca​by?
Krę​ciprze​czą​cogło​wą.
—Apo​oglą​daćte​le​wi​zję?
Znówprze​cze​nie.
— Chcę, że​byś wie​dzia​ła, że nie je​stem na

cie​biezła.—Pod​cho​dzębli​żej,uwa​ża​jąctyl​ko,
żeby nie mo​gła do​się​gnąć do mo​ich wło​sów, i
głasz​czę ją po ple​cach. — Wiesz, że cię ko​-
cham.

Żad​nej re​ak​cji, żad​ne​go kiw​nię​cia gło​wą,

żad​ne​godźwię​ku.Nic.

Sia​damnabrze​gułóż​kaipa​trzę,jakgrana

kom​pu​te​rze. Co ja​kiś czas się od​zy​wam, żeby
wie​dzia​ła, że tu je​stem. Być może te​raz mnie
nie po​trze​bu​je, ale chcia​ła​bym, żeby było ina​-
czej. Bo wiem, że przyj​dzie taki mo​ment, gdy
bę​dziemniepo​trze​bo​wać,amnieprzyniejnie
bę​dzie.Tomnieprze​ra​ża.

Chwi​lępóź​niejwy​cho​dzęodsio​stryiidędo

swo​je​gopo​ko​ju.Szu​kamwspi​sieuczniówFa​-
ir​fieldnu​me​ruAlek​sa.

Otwie​ram klap​kę ko​mór​ki i wy​bie​ram nu​-

mer.

—Halo?—od​bie​raja​kiśchło​piec.

background image

Bio​ręgłę​bo​kiwdech.
—Cześć.Za​sta​łamAlek​sa?
—Nie.
Qu​ienes?—sły​szęwtległosjegomamy.
—Ktomówi?—pytachło​pak.
Zda​ję so​bie spra​wę, że pod​czas roz​mo​wy

ob​sku​bu​jęla​kierzpa​znok​ci.

— Brit​ta​ny El​lis. Je​stem, eee, ko​le​żan​ką

Alek​sazeszko​ły.

—Brit​ta​nyEl​lis,ko​le​żan​kaAlek​sazeszko​ły

—po​wta​rzachło​piecmat​ce.

Tomaelmen​sa​je—sły​szęjejsło​wa.
— Je​steś jego nową dziew​czy​ną? — pyta

chło​pak.

W słu​chaw​ce roz​le​ga się ja​kiś trzask i

okrzykbólu,poczymchło​pakpyta:

—Mamcośprze​ka​zać?
—Po​wiedzmu,żedzwo​ni​łaBrit​ta​ny.Po​da​-

jęswójnu​mer...

background image

18.Alex

Sto​ję w ma​ga​zy​nie, w któ​rym spo​ty​ka się

co wie​czór La​ty​no​ska Krew. Wy​pa​li​łem wła​-
śniedru​gie​goalbotrze​cie​gopa​pie​ro​sa—prze​-
sta​łemli​czyć.

—Wal​nijso​biepiw​koinieróbta​kiejzbo​la​-

łej miny — mówi Paco, rzu​ca​jąc mi co​ro​nę.
Opo​wie​dzia​łem mu, że Brit​ta​ny wy​sta​wi​ła
mniedziśrano,aontyl​kopo​krę​ciłgło​wą,jak​-
bym po​wi​nien wie​dzieć, że nie na​le​ży za​da​-
waćsięzdziew​czy​nązpół​no​cy.

Ła​pię pusz​kę jed​ną ręką, ale za​raz po​tem

mująod​rzu​cam.

—Nie,dzię​ki.
Quetie​nes,ese?Dlacie​bietonie​wy​star​cza​-

ją​co do​bre, co? — To Ja​vier, chy​ba naj​głup​szy
czło​nekLa​ty​no​skiejKrwi.Elbueyha​mu​jesięw
pi​ciu mniej wię​cej tak samo jak w za​ży​wa​niu
nar​ko​ty​ków,czy​linie​spe​cjal​nie.

Nicniemó​wię,tyl​kopa​trzęnanie​gowy​zy​-

wa​ją​co.

— Sta​ry, prze​cież żar​to​wa​łem — beł​ko​cze

pi​ja​nyJa​vier.

Nikt nie chce ze mną za​dzie​rać. W pierw​-

szymrokuprzy​na​leż​no​ścidoLa​ty​no​skiejKrwi

background image

pod​czas wal​ki z wro​gim gan​giem po​ka​za​łem,
nacomniestać.

Jako dziec​ko chcia​łem ra​to​wać świat... a

przy​naj​mniejswo​jąro​dzi​nę.Ni​g​dyniewstą​pię
dogan​gu,mó​wi​łemso​bie,gdyby​łemjużnato
wy​star​cza​ją​co duży. Będę bro​nić mi fa​mi​lia
wła​sny​mi rę​ka​mi. Na po​łu​dniu Fa​ir​field czło​-
wiekalbona​le​żydogan​gu,albojestjegowro​-
giem.Wte​dymia​łemjesz​czema​rze​nia.Wy​da​-
wa​ło mi się, że wca​le nie mu​szę na​le​żeć do
gan​gu, żeby za​pew​nić bez​pie​czeń​stwo swo​jej
ro​dzi​nie. Ale wszyst​kie te ma​rze​nia, a wraz z
nimi moja przy​szłość, umar​ły tego dnia, w
któ​rymdwa​dzie​ściame​trówodmo​ichsze​ścio​-
let​nichoczuktośza​strze​liłmo​je​goojca.

Sta​łem nad jego cia​łem i wi​dzia​łem tyl​ko

czer​wo​nąpla​mępo​więk​sza​ją​cąsięnajegoko​-
szu​li.Przy​po​mi​na​łaśro​dektar​czy,tyl​kożecel
co​raz bar​dziej się po​więk​szał. Po​tem oj​ciec
krzyk​nąłgłu​choibyłopowszyst​kim.

Nieżył.
Nie przy​tu​li​łem się do nie​go ani go nie do​-

tkną​łem.Zabar​dzosięba​łem.Wcią​guna​stęp​-
nych dni w ogó​le się nie od​zy​wa​łem. Na​wet
gdy chcia​ła mnie prze​słu​chać po​li​cja, nie by​-
łem w sta​nie się ode​zwać. Mó​wi​li wte​dy, że
do​zna​łemszo​kuimójmózgnieumieso​biepo​-
ra​dzić z tym, co się sta​ło. Mie​li ra​cję. Nie pa​-

background image

mię​tam na​wet, jak wy​glą​dał fa​cet, któ​ry go
za​strze​lił. Ni​g​dy nie mo​głem po​mścić śmier​ci
ojca, choć co noc od​twa​rzam ją w pa​mię​ci,
sta​ra​jącsiępo​skła​daćwszyst​kodokupy.Gdy​-
bym tyl​ko so​bie przy​po​mniał, drań by mi za​-
pła​cił.

Dziśjed​nakmamwy​jąt​ko​wodo​brąpa​mięć.

To, że Brit​ta​ny mnie wy​sta​wi​ła, po​gar​dli​we
spoj​rze​niejejmat​ki...rze​czy,októ​rychwo​lał​-
bym za​po​mnieć, na do​bre wry​ły mi się w pa​-
mięć.

Paco opróż​nia jed​nym hau​stem po​ło​wę

pusz​ki,nieprzej​mu​jącsię,żepiwociek​niemu
pobro​dzienako​szu​lę.Pod​czasgdyJa​vierza​ję​-
tyjestroz​mo​wązin​ny​mi,Pacomówi:

—Car​menna​praw​dędałacipo​pa​lić,co?
—Anibydla​cze​go?
— Nie ufasz dziew​czy​nom. Na przy​kład ta

całaBrit​ta​nyEl​lis...

Klnępodno​sem.
— Paco, po za​sta​no​wie​niu daj mi jed​nak tę

co​ro​nę. — Ła​pię piwo, wy​pi​jam je do dna i
roz​gnia​tampu​stąpusz​kęościa​nę.

— Być może nie chcesz tego słu​chać, Alex.

Ale po​słu​chasz bez wzglę​du na to, czy je​steś
pi​ja​ny, czy nie. Two​ja wy​szcze​ka​na, ca​łu​śna,
sek​sow​na była dziew​czy​na Car​men wbi​ła ci
nóżwple​cy.Więctyro​biszzwrotostoosiem​-

background image

dzie​siątstop​niiod​gry​waszsięnaBrit​ta​ny.

Słu​cham nie​chęt​nie Paco i bio​rę ko​lej​ne

piwo.

—Na​zy​waszmojąparęzche​miizwro​temo

stoosiem​dzie​siątstop​ni?

— Tak. Ale sta​ry, to się dla cie​bie źle skoń​-

czy,botakna​praw​dętadziew​czy​nacisiępo​-
do​ba.Przy​znaj.

Niechcętegoprzy​zna​wać.
— Mu​szę ją tyl​ko za​li​czyć, żeby wy​grać za​-

kład.

Paco za​czy​na się śmiać tak bar​dzo, że tra​ci

rów​no​wa​gęilą​du​jenapod​ło​dze.Wska​zu​jena
mnieręką,wktó​rejcałyczastrzy​mapiwo.

— Ty, mój dro​gi przy​ja​cie​lu, tak świet​nie

po​tra​fisz okła​my​wać sa​me​go sie​bie, że za​czy​-
nasz wręcz wie​rzyć w bred​nie, któ​re wy​ga​du​-
jesz.Tedwiedziew​czy​nysązu​peł​nieróż​ne.

Się​gam po na​stęp​ne piwo. Otwie​ram pusz​-

kę, za​sta​na​wia​jąc się przy tym, co róż​ni Car​-
meniBrit​ta​ny.Car​menmasek​sow​ne,ciem​ne,
ta​jem​ni​czeoczy.Brit​ta​nymapo​zor​nienie​win​-
ne, ja​sno​błę​kit​ne, przez któ​re wi​dać ją nie​mal
jak na dło​ni. Czy po​zo​sta​ną ta​kie same, gdy
bę​dzie​mysięko​chać?

Cho​le​ra. Ko​chać się? Co mnie, do dia​bła,

opę​ta​ło, że łą​czę Brit​ta​ny i mi​łość w jed​nym
zda​niu?Chy​bana​praw​dęmiod​bi​ja.

background image

Przez ko​lej​ne pół go​dzi​ny wle​wam w sie​bie

tyle piwa, ile tyl​ko je​stem w sta​nie. Po​pra​wia
misięnatyle,żeniemy​ślęjuż...oni​czym.

Zotę​pie​niawy​ry​wamniezna​jo​mygłos.
— Chcesz po​je​chać na im​prez​kę na pla​żę

Dan​wo​od?—pytadziew​czy​na.

Pa​trzę w cze​ko​la​do​we oczy. Cho​ciaż nie

my​ślęja​snoikrę​cimisięwgło​wie,je​stemna
tyleświa​do​my,żebywie​dzieć,żecze​ko​la​do​wy
to prze​ci​wień​stwo nie​bie​skie​go. Nie chcę nie​-
bie​skie​go.

Nie​bie​ski dez​orien​tu​je. Cze​ko​la​do​wy jest

bez​po​śred​ni,prost​szywob​słu​dze.

Coś jest nie tak, ale nie je​stem w sta​nie

stwier​dzićco.Akie​dyustaCze​ko​la​do​we​godo​-
ty​ka​ją mo​ich, nie ob​cho​dzi mnie już nic poza
tym,żebywy​ma​zaćNie​bie​skizpa​mię​ci.Mimo
że pa​mię​tam, że Cze​ko​la​do​wy gorz​ko sma​ku​-
je.

Si — mó​wię, od​ry​wa​jąc od niej usta. —

Chodź​mysięza​ba​wić.Va​mosago​zar!

Go​dzi​nępóź​niejsto​jępopaswwo​dzie.Na​-

glema​rzęotym,żebybyćpi​ra​temiże​glo​wać
po bez​kre​snych mo​rzach. Oczy​wi​ście z tyłu
za​mro​czo​ne​go umy​słu wiem, że pa​trzę na je​-
zio​ro Mi​chi​gan, a nie na oce​an. Ale te​raz nie
my​ślę ja​sno, a by​cie pi​ra​tem wy​da​je mi się
cho​ler​niedo​brymroz​wią​za​niem.Żad​nejro​dzi​-

background image

ny, żad​nych zmar​twień, żad​nej blon​dyn​ki z
wście​kło​ściąwnie​bie​skichoczach.

W pa​sie obej​mu​ją mnie jak mac​ki czy​jeś

ręce.

—Oczymmy​ślisz,no​vio?
— Żeby zo​stać pi​ra​tem — mru​czę do

ośmior​ni​cy, któ​ra wła​śnie na​zwa​ła mnie swo​-
imchło​pa​kiem.

Przy​ssaw​ki ośmior​ni​cy ca​łu​ją mnie w ple​cy

iprze​su​wa​jąsięwstro​nęmo​jejtwa​rzy.Niesą
strasz​ne,ra​czejprzy​jem​ne.Znamtęośmior​ni​-
cęitemac​ki.

— Ty zo​sta​niesz pi​ra​tem, a ja sy​re​ną. Mo​-

żeszmnieura​to​wać.

Aletora​czejjapo​trze​bu​jęra​tun​ku,bomam

wra​że​nie, że ośmior​ni​ca za​raz za​ca​łu​je mnie
naśmierć.

— Car​men — mó​wię do ciem​no​okiej

ośmior​ni​cy za​mie​nio​nej w sek​sow​ną sy​re​nę,
na​gleświa​do​my,żeje​stempia​ny,gołyipopas
wje​zio​rzeMi​chi​gan.

—Ćśś,nicniemówi,tyl​kosiębaw.
Car​men zna mnie wy​star​cza​ją​co do​brze i

po​tra​fi spra​wić, że​bym za​po​mniał o praw​dzi​-
wym ży​ciu i sku​pił się za​miast tego na fan​ta​-
zji. Jej ręce i cia​ło owi​ja​ją się wo​kół mnie. W
wo​dzie wy​da​je się lek​ka jak piór​ko. Moje ręce
wę​dru​ją w zna​jo​me miej​sca, a cia​ło wy​czu​wa

background image

zna​jo​my te​ren, ale fan​ta​zja nie nad​cho​dzi. A
kie​dy od​wra​cam gło​wę w stro​nę brze​gu,
okrzy​ki roz​ba​wio​nych przy​ja​ciół przy​po​mi​na​-
ją mi, że mamy wi​dow​nię. Moja ośmior​ni​co-
sy​re​nauwiel​biawi​dow​nię.

Wprze​ci​wień​stwiedomnie.
Ła​pięośmior​ni​cęzarękęicią​gnęjąwstro​-

nębrze​gu.

Igno​ru​jąc do​cin​ki kum​pli, mó​wię sy​re​nie,

żeby się ubie​ra​ła i sam też wkła​dam dżin​sy.
Gdyje​ste​śmyjużubra​ni,bio​ręjąznówzarękę
iznaj​du​jęgdzieśwol​nemiej​sce.

Opie​ram się o dużą ska​łę i pro​stu​ję nogi.

Moja była dziew​czy​na sia​da mi na ko​la​nach,
jak​by​śmyni​g​dyzesobąnieze​rwa​liijak​byni​-
g​dy mnie nie zdra​dza​ła. Czu​ję, że da​łem się
zła​paćwpo​trzask.Żewpa​dłemwpu​łap​kę.

Car​menza​cią​gasięczymśmoc​niej​szymniż

pa​pie​ros i po​da​je mi. Bio​rę do ręki ma​łe​go jo​-
in​ta.

— Nie jest chrzczo​ny, co? — py​tam. Je​stem

na​wa​lo​ny, ale nie po​trze​ba mi do​dat​ko​wych
atrak​cji poza ma​ri​hu​aną i pi​wem. Chcę się
znie​czu​lić,anieza​bić.

Car​menprzy​kła​damijo​in​tadoust.
—Totyl​kozło​toAca​pul​co,no​vio.
Może na do​bre wy​ma​że mi to pa​mięć i po​-

zwo​li za​po​mnieć o strze​la​ni​nach, by​łych

background image

dziew​czy​nachiza​kła​dachoto,żeprze​śpięsię
z su​per​la​ską, któ​ra uwa​ża mnie za naj​więk​-
sze​godra​nianaświe​cie.

Bio​ręjo​in​taiza​cią​gamsię.
Dło​niemo​jejsy​re​nygła​dząmniepopier​si.
— Mogę cię uszczę​śli​wić, Alex — szep​cze z

takbli​ska,żeczu​jęwjejod​de​chuza​pachal​ko​-
ho​lu i moty. A może to mój od​dech, sam już
niewiem.—Dajmijesz​czejed​nąszan​sę.

Po​łą​cze​niema​ri​hu​anyial​ko​ho​lumącimiw

gło​wie.Akie​dyprzy​po​mi​namso​bie,jakBrit​ta​-
ny i Co​lin obej​mo​wa​li się wczo​raj w szko​le,
przy​cią​gamCar​mendosie​bie.

Nie po​trzeb​na mi ta​kiej dziew​czy​ny jak

Brit​ta​ny.

Po​trzeb​na mi na​pa​lo​na i ostra Car​men,

mojaza​kła​ma​namałasy​ren​ka.

background image

19.Brittany

Na​mó​wi​łamSier​rę,Do​uga,Co​li​na,Sha​ne’ai

Dar​le​ne,że​by​śmywy​bra​lisiędziśdoMy​sti​que
— klu​bu, o któ​rym mó​wi​ła mi Me​gan. Jest na
Hi​gh​land Gro​ve nad je​zio​rem. Co​lin nie lubi
tań​czyć,więctań​czy​łamzresz​tąpacz​ki,ana​-
wet z jed​nym chło​pa​kiem, któ​ry na​zy​wał się
Troyire​we​la​cyj​nietań​czył.Chy​bana​wetpod​-
ła​pa​łam kil​ka kro​ków, któ​re mo​że​my wy​ko​-
rzy​staćwna​szymukła​dzie.

Te​raz je​ste​śmy u Sier​ry i idzie​my na pry​-

wat​nąpla​żęzajejdo​mem.Mamawie,żedziś
uniejno​cu​ję,więcniemu​szęsięmel​do​waćw
domu.Roz​kła​da​myzeSier​rąkocenapia​sku,a
Dar​le​newle​czesięzanamizchło​pa​ka​mi,któ​-
rzy wy​pa​ko​wu​ją z sa​mo​cho​du Co​li​na za​pa​sy
piwaibu​tel​kiwina.

— W ze​szły week​end spa​łam z Do​ugiem —

wy​pa​laSier​ra.

—Se​rio?
—Tak.Wiem,żechcia​łamza​cze​kać,ażpój​-

dzie​mynastu​dia,alesamotakja​kośwy​szło.

Jegoro​dzi​cewy​je​cha​li,po​je​cha​li​śmydonie​-

go,noipopro​stutozro​bi​li​śmy.

—Okur​czę.Ijakbyło?

background image

—Niewiem.Szcze​rzemó​wiąctro​chędziw​-

nie. Ale Doug był póź​niej strasz​nie ko​cha​ny i
cią​gle się do​py​ty​wał, czy wszyst​ko w po​rząd​-
ku. A w nocy przy​szedł do mnie do domu i
przy​niósł mi trzy tu​zi​ny czer​wo​nych róż. Mu​-
sia​łam skła​mać ro​dzi​com i po​wie​dzieć, że to
nana​sząrocz​ni​cę.

Niemo​głamprze​cieżpo​wie​dzieć,żetopre​-

zentzoka​zjiutra​tydzie​wic​twa.AtyiCo​lin?

—Co​linchceupra​wiaćseks.
— Wszy​scy chło​pa​cy po​wy​żej czter​na​ste​go

rokuży​ciachcąupra​wiaćseks—mówiSier​ra.
—Takaichrola.

—Aleja...niechcę.Przy​naj​mniejnara​zie.
— W ta​kim ra​zie two​ją rolą jest od​ma​wiać

—stwier​dza,jak​bytobyłota​kiepro​ste.Sier​ra
nie jest już dzie​wi​cą, po​wie​dzia​ła tak. Cze​mu
jateżniemogępo​wie​dziećtak?

—Skądbędęwie​dzia​ła,żejużczas?
—Napew​noniebę​dzieszwte​dymniepy​tać

ozda​nie.Wy​da​jemisię,żejakbę​dziesznasto
pro​centgo​to​wa,bę​dzieszchcia​łatozro​bić,bez
wa​ha​nia i bez wąt​pli​wo​ści. Wie​my, że oni
chcą upra​wiać seks. Od cie​bie za​le​ży, czy do
tego doj​dzie. Albo nie doj​dzie. Słu​chaj, pierw​-
szy raz nie był ani przy​jem​ny, ani ła​twy. Był
nie​po​rad​ny i przez więk​szość cza​su głu​pio się
czu​łam. Seks jest pięk​ny i wy​jąt​ko​wy, bo po​-

background image

zwa​lasz so​bie na błę​dy i od​sła​niasz się przed
oso​bą,któ​rąko​chasz.

Czydla​te​goniechcętegozro​bićzCo​li​nem?

Może wca​le go nie ko​cham aż tak bar​dzo, jak
my​śla​łam. Czy w ogó​le po​tra​fię ko​chać ko​goś
tak, żeby cał​kiem się przed nim od​sło​nić? Na​-
praw​dęniewiem.

— Ty​ler ze​rwał dziś z Dar​le​ne — zdra​dza

mi szep​tem Sier​ra. — Za​czął cho​dzić z dziew​-
czy​nązaka​de​mi​ka.

Wcze​śniejniebyłomiżalDar​le​ne,alete​raz

jest. Zwłasz​cza że ona tak bar​dzo po​trze​bu​je
mę​skie​go za​in​te​re​so​wa​nia. Do​da​je jej to pew​-
no​ścisie​bie.Nicdziw​ne​go,żecaływie​czórklei
siędoSha​ne’a.

Pa​trzę, jak ra​zem z Dar​le​ne po​ja​wia się

resz​ta to​wa​rzy​stwa, i roz​kła​dam koce. Dar​le​-
ne ła​pie Sha​ne’a za ko​szu​lę i od​cią​ga go na
bok.

—Chodź​mysiętro​chępo​przy​tu​lać—mówi

mu.Sha​ne’owi,ztymijegobrą​zo​wy​milocz​ka​-
mi,nietrze​bategodwarazypo​wta​rzać.

Od​cią​gam ją od nie​go, na​chy​lam się i szep​-

czętakci​cho,żebyniktinnynieusły​szał.

—Zo​stawSha​ne’awspo​ko​ju.
—Cze​mu?
—Bocisięniepo​do​ba.Niewy​ko​rzy​stujgo.

Iniepo​zwól,żebyonwy​ko​rzy​stałcie​bie.

background image

Dar​le​neod​py​chamnie.
— Ty na​praw​dę masz ja​kiś za​bu​rzo​ny ob​-

raz rze​czy​wi​sto​ści, Brit. A może chcesz tyl​ko
wy​ty​kać in​nym nie​do​sko​na​ło​ści, że​byś sama
mo​głazo​staćKró​lo​wąDo​sko​na​ło​ści.

Toniefair.Wca​leniechcęwy​ty​kaćjejwad,

ale je​śli jako jej przy​ja​ciół​ka wi​dzę, że sama
so​bie szko​dzi, to czy nie po​win​nam jej po​-
wstrzy​mać?

Może nie. Przy​jaź​ni​my się, ale nie bar​dzo

bli​sko.Je​dy​nawmia​rębli​skamioso​batoSier​-
ra. Jak mogę po​uczać Dar​le​ne, sko​ro ona nie
możeod​pła​cićsięmitymsa​mym?

Sia​da​my ze Sier​rą, Do​ugiem i Co​li​nem na

ko​cach i przy ogni​sku, któ​re roz​pa​la​my przy
uży​ciu pa​ty​ków i ka​wał​ków drew​na, roz​ma​-
wia​myoostat​nimme​czufut​bo​lo​wym.

Śmie​je​mysię,przy​po​mi​na​jącso​biestra​co​ne

pił​ki,ina​śla​du​je​mytre​ne​ra,któ​rykrzy​czałna
za​wod​ni​ków z li​nii bocz​nej. Gdy krzy​czy, robi
sięcałyczer​wo​nynatwa​rzy,agdyna​praw​dę
sięzde​ner​wu​je,za​czy​nabry​zgaćśli​ną.Za​wod​-
ni​cyod​su​wa​jąsię,żebyichnieopluł.Dougbo​-
skogona​śla​du​je.

Do​brzemitaksie​dziećzprzy​ja​ciół​miiCo​li​-

neminachwi​lęza​po​mi​namomoimpart​ne​rze
zche​mii,któ​rywostat​nimcza​siedośćmoc​no
za​przą​tałmojemy​śli.

background image

Po ja​kimś cza​sie Sier​ra i Doug idą się

przejść, a ja opie​ram się o Co​li​na przed ogni​-
skiem, któ​re rzu​ca wo​kół nas na pia​sku ja​sną
po​świa​tę. Mimo mo​ich rad Dar​le​ne i Sha​ne
znik​nę​liijesz​czeniewró​ci​li.

Bio​rę ku​pio​ną przez chło​pa​ków bu​tel​kę

char​don​nay. Fa​ce​ci pili piwo, a dziew​czy​ny
wino, bo Sier​ra nie cier​pi sma​ku piwa. Przy​-
sta​wiam bu​tel​kę do ust i do​pi​jam do koń​ca.
Szu​mi mi w gło​wie, ale mu​sia​ła​bym pew​nie
wy​pićsamacałąbu​tel​kę,żebysięcał​kiemwy​-
lu​zo​wać.

— Tę​sk​ni​łeś za mną pod​czas wa​ka​cji? —

py​tam, przy​tu​la​jąc się do Co​li​na, któ​ry gła​dzi
mniepowło​sach.Pew​nieje​stemstrasz​nieroz​-
czo​chra​na. Szko​da, że nie je​stem na tyle pi​ja​-
na,żebysiętymnieprzej​mo​wać.

Co​lin bie​rze moją rękę i kła​dzie ją so​bie w

kro​czu. Wy​pusz​cza po​wo​li po​wie​trze i ję​czy
ci​cho.

—Tak—szep​czemiwkark.—Bar​dzo.
Za​bie​ram rękę, a on obej​mu​je mnie od

przo​du. Ści​ska mi pier​si, jak​by to były ba​lo​ny
z wodą. Do​tyk Co​li​na ni​g​dy wcze​śniej mi nie
prze​szka​dzał, ale te​raz jego wę​dru​ją​ce po
moimcie​leręcede​ner​wu​jąmnieitro​chęprze​-
ra​ża​ją.Wy​plą​tu​jęsięzjegoob​jęć.

—Cojest,Brit?

background image

—Niewiem.—Na​praw​dęniewiem.Odpo​-

cząt​ku roku szkol​ne​go mię​dzy mną i Co​li​nem
wszyst​ko wy​da​je się wy​mu​szo​ne. Poza tym
niemogęprze​staćmy​ślećoAlek​sie,costrasz​-
niemniede​ner​wu​je.Wy​cią​gamrękęibio​ręso​-
bie piwo. — Mam wra​że​nie, że to ja​kieś ta​kie
nasiłę—otwie​rampusz​kęiupi​jamłyk.—Nie
mo​że​mypopro​stupo​sie​dziećbezob​ści​ski​wa​-
niasię?

Co​lin wy​pusz​cza po​wie​trze z płuc w dłu​gi,

dra​ma​tycz​nyspo​sób.

—Brit,alejachcętozro​bić.
Pró​bu​ję wy​pić dusz​kiem całe piwo, ale w

koń​cukrztu​szęsięiczęśćwy​plu​wam.

—Te​raz?—Wmiej​scu,gdziemogąnaszo​-

ba​czyć nasi przy​ja​cie​le, je​śli tyl​ko się od​wró​-
cą?

—Acze​munie?Zwle​ka​li​śmywy​star​cza​ją​co

dłu​go.

—Noniewiem,Co​lin—mó​więprze​ra​żo​na

tąroz​mo​wą,choćwie​dzia​łam,żejestnie​unik​-
nio​na. — Chy​ba... chy​ba my​śla​łam, że to sta​-
niesiębar​dziejna​tu​ral​nie.

—Aczymoż​natozro​bićbar​dziejna​tu​ral​nie

niżnapo​wie​trzu,napla​ży?

—Acozpre​zer​wa​ty​wą?
—Wyj​dęwcze​śniej.
To nie jest ani tro​chę ro​man​tycz​ne. Przez

background image

całyczasbędęsiębałacią​ży.Niedokoń​catak
wy​obra​żamso​bieswójpierw​szyraz.

—Mi​łośćfi​zycz​natodlamniecośpo​waż​ne​-

go.

— Dla mnie też. Dla​te​go zrób​my to wresz​-

cie.

— Mam wra​że​nie, że zmie​ni​łeś się pod​czas

wa​ka​cji.

— Może tak — mówi obron​nym to​nem Co​-

lin. — Może uświa​do​mi​łem so​bie, że nasz
zwią​zekmusipójśćda​lej.Jezu,Brit,ktosły​szał
o czwar​to​kla​si​st​ce, któ​ra jest cią​gle cho​ler​ną
dzie​wi​cą?Wszy​scymy​ślą,żejużtoro​bi​li​śmy,
więc po pro​stu to zrób​my. Cho​le​ra, na​wet ca​-
łe​mu temu Fu​en​te​so​wi po​zwa​lasz my​śleć, że
możecięprze​le​cieć.

Ser​ceza​czy​namiwa​lić.
— My​ślisz, że wo​la​ła​bym się prze​spać z

Alek​sem niż z tobą? — py​tam ze łza​mi w
oczach.Niewiem,czytoprzezal​ko​holre​agu​ję
takemo​cjo​nal​nie,czymożetra​fiłwsed​no.Bo
niemogęprze​staćmy​ślećomoimpart​ne​rzez
che​mii. Nie​na​wi​dzę sie​bie za to i nie​na​wi​dzę
Co​li​na za to, że to za​uwa​żył. — A co z Dar​le​-
ne? — od​gry​zam się. Roz​glą​dam się, żeby się
upew​nić,żeniemajejwpo​bli​żu.—Nache​mii
gru​cha​ciejakdwago​łąb​ki.

— Od​czep się, Brit. Nie​któ​re dziew​czy​ny

background image

zwra​ca​jąnamnienache​miiuwa​gę.Naj​wy​raź​-
niejtynie,boje​steśzbytza​ję​takłót​nia​mizFu​-
en​te​sem. Wszy​scy wie​dzą, że to taka gra
wstęp​na.

—Je​steśnie​spra​wie​dli​wy,Co​lin.
— Co jest? — pyta Sier​ra, wy​cho​dząc z Do​-

ugiemzzadu​że​goka​mie​nia.

—Nic.—Wsta​jęzsan​da​ła​miwdło​ni.—Idę

dodomu.

Sier​rabie​rzeto​reb​kę.
—Idęztobą.
— Nie. — W koń​cu krę​ci mi się w gło​wie.

Czu​jęsiętak,jak​bymwy​szłazwła​sne​gocia​łai
chcętegodo​świad​czyćwsa​mot​no​ści.—Ni​ko​-
go nie chcę i ni​ko​go nie po​trze​bu​ję. Sama się
przej​dę.

— Jest pi​ja​na — stwier​dza Doug, zer​ka​jąc

napu​stąbu​tel​kęipusz​kępopi​wie.

— Nie je​stem. — Bio​rę so​bie jesz​cze jed​no

piwoiotwie​ramje,za​czy​na​jąciśćwzdłużpla​-
ży.Sama.Wpo​je​dyn​kę.Takjakpo​win​nobyć.

—Niechcę,że​byśszłasama—mówiSier​ra.
—Alejachcęzo​staćte​razsama.Mu​szęso​-

biepo​ukła​daćwgło​wie.

— Brit, wra​caj! — woła Co​lin, ale się nie

pod​no​si.

Ole​wamgo.
—Tyl​koniewy​chodźzaczwar​typo​most—

background image

ostrze​gaSier​ra.—Tamniejestbez​piecz​nie.

Bez​piecz​nie srecz​nie. Na​wet je​śli mi się coś

sta​nie, to co? Co​lin ma to gdzieś. Moi ro​dzi​ce,
swo​jądro​gą,też.

Za​my​kamoczyiczu​jępia​sekmię​dzypal​ca​-

mi. Wcią​gam za​pach świe​żej, chłod​nej bry​zy
wie​ją​cejodje​zio​raiwy​pi​jamwię​cejpiwa.Za​-
po​mi​namowszyst​kimpozapia​skiemipi​wem
i idę da​lej, za​trzy​mu​jąc się tyl​ko po to, by
spoj​rzeć na ciem​ną ta​flę wody, w któ​rej księ​-
życod​bi​jasiętak,jak​byprze​ci​nałjąnapół.

Mi​jam dwa po​mo​sty. A może trzy. W każ​-

dym ra​zie do domu nie mam da​le​ko. Nie​ca​łe
pół​to​ra ki​lo​me​tra. Jak doj​dę do na​stęp​ne​go
wyj​ścianapla​żę,wyj​dęnauli​cęipój​dępro​sto
dodomu.Nierazjużtędyszłam.

Aletakdo​brzemisięidziepopia​sku,jakpo

mięk​kich po​dusz​kach wy​peł​nio​nych ku​lecz​ka​-
mi, w któ​re czło​wiek tak faj​nie się za​pa​da.
Poza tym sły​szę przed sobą mu​zy​kę. Uwiel​-
biammu​zy​kę.Za​my​kamoczyiza​czy​nampo​-
ru​szaćsięwrytmnie​zna​nejpio​sen​ki.

Nie zda​wa​łam so​bie spra​wy z tego, jak da​-

le​ko za​szłam, ale za​mie​ram na dźwięk śmie​-
chów i roz​mów po hisz​pań​sku. To​wa​rzy​stwo
wczer​wo​no-czar​nychban​da​nachmówimi,że
mi​nę​łamczwar​typo​most.

—Pro​szę,pro​szę,Brit​ta​nyEl​lis.Naj​sek​sow​-

background image

niej​szapom​po​nia​razli​ceumFa​ir​field—krzy​-
czy ja​kiś chło​pak. — Chodź do nas, ma​ma​ci​ta.
Za​tańczzemną.

Wpa​tru​jęsięroz​pacz​li​wiewtłum,szu​ka​jąc

ja​kiejś zna​jo​mej albo przy​ja​znej twa​rzy. Alex.
Jest tu. Na jego ko​la​nach, przo​dem do nie​go,
sie​dziCar​menSan​chez.

Otrzeź​wia​ją​cywi​dok.
Chło​pak, któ​ry chciał ze mną tań​czyć, idzie

wmojąstro​nę.

— Nie wiesz, że ta część pla​ży na​le​ży tyl​ko

do Me​xi​ca​nos? — pyta, pod​cho​dząc co​raz bli​-
żej. — A może na​szła cię ocho​ta na ciem​ne
mię​sko? Wiesz, co mó​wią, ko​tuś: ciem​ne mię​-
sojestnaj​bar​dziejso​czy​ste.

—Dajmispo​kój.—Tro​chębeł​ko​czę.
—Uwa​żasz,żeje​steśdlamniezado​bra?—

Idziewmojąstro​nęipa​trzynamniezwście​-
kło​ścią.Mu​zy​kacich​nie.

Za​ta​czamsiędotyłu.Nieje​stemnatylepi​-

ja​na,żebyniezda​waćso​biespra​wy,żezro​bi​ło
sięnie​bez​piecz​nie.

— Zo​staw ją, Ja​vier. — Głos Alek​sa jest ni​-

ski,toroz​kaz.

Alex pie​ści ra​mię Car​men, mu​ska​jąc je nie​-

malusta​mi.

Za​ta​czamsię.Toja​kiśkosz​marimu​szęsię

znie​gowy​do​stać,itoszyb​ko.

background image

Za​czy​namucie​kać,awuszachdźwię​czymi

śmiech człon​ków gan​gu. Nie je​stem w sta​nie
biec wy​star​cza​ją​co szyb​ko i czu​ję się jak we
śnie,wktó​rymsto​pysiępo​ru​sza​ją,alewogó​-
leniepo​su​wamsięna​przód.

— Brit​ta​ny, cze​kaj! — woła za mną czyjś

głos.

Od​wra​cam się i sta​ję twa​rzą w twarz z

chło​pa​kiem,któ​rymnieprze​śla​du​je...naja​wie
iweśnie.

Alex.
Chło​pak,któ​re​gonie​na​wi​dzę.
Chło​pak,októ​rymniepo​tra​fięprze​staćmy​-

ślećbezwzglę​dunato,jakbar​dzoje​stempi​ja​-
na.

— Nie przej​muj się Ja​vie​rem — uspo​ka​ja

Alex.—Cza​semgopo​no​si,bozabar​dzosta​ra
się być dup​kiem. — Alex za​ska​ku​je mnie, bo
pod​cho​dzi bli​żej i ocie​ra mi łzę z po​licz​ka. —
Nie płacz. Nie po​zwo​lił​bym mu zro​bić ci
krzyw​dy.

Mammupo​wie​dzieć,żeniebojęsię,żektoś

zro​bimikrzyw​dę?Bojęsięutra​tykon​tro​li.

Choć nie od​bie​głam da​le​ko, to wy​star​cza​ją​-

co da​le​ko od zna​jo​mych Alek​sa. Nie wi​dzą
mnieaniniesły​szą.

— Cze​mu po​do​ba ci się Car​men? — py​tam,

aświatna​gleprze​chy​lasięitra​cęrów​no​wa​gę.

background image

—Jestwred​na.
Alex wy​cią​ga ręce, żeby mnie pod​trzy​mać,

alejeod​trą​cam,więccho​wajedokie​sze​ni.

— Cze​mu cię to w ogó​le ob​cho​dzi? Wy​sta​-

wi​łaśmnie,docho​le​ry.

—Mia​łamspra​wydoza​ła​twie​nia.
—Ta​kiejakmy​ciewło​sówima​ni​kiur?
Amożera​czejgarśćwło​sów,któ​rąwy​rwa​ła

mi sio​stra, i opieprz od mat​ki? Dźgam go pal​-
cemwpierś.

—Je​steśdup​kiem.
—Atyzdzi​rą—od​po​wia​da.—Zdzi​rązpo​-

wa​la​ją​cym uśmie​chem i ocza​mi, któ​re mogą
na​ro​bić fa​ce​to​wi nie​zły baj​zel w gło​wie. —
Krzy​wisię,jak​bytesło​wawy​rwa​łymusięnie​-
chcą​cyichciał​byjete​razcof​nąć.

Spo​dzie​wa​łam się usły​szeć od nie​go wie​le

rze​czy, ale nie coś ta​kie​go. Zwłasz​cza nie coś
ta​kie​go.Za​uwa​żam,żemaprze​krwio​neoczy.

—Je​steśnahaju,Alex.
— No cóż, ty też nie wy​glą​dasz zbyt trzeź​-

wo. Może te​raz jest od​po​wied​nia pora, że​byś
mniepo​ca​ło​wa​łaispła​ci​łaswójdług.

—Niemamowy.
Porqueno?Bo​iszsię,żespodo​bacisiętak

bar​dzo,żeza​po​mniszoswo​imchło​pa​ku?

Po​ca​ło​wać Alek​sa? Ni​g​dy. Cho​ciaż my​śla​-

łam o tym. Dużo. Wię​cej niż po​win​nam. Jego

background image

usta są peł​ne i po​nęt​ne. A niech to, ma ra​cję.
Je​stem pi​ja​na. I zde​cy​do​wa​nie nie czu​ję się
naj​le​piej. Nie je​stem już za​mro​czo​na, ra​czej
mam ma​ja​ki, bo my​ślę o rze​czach, o któ​rych
zde​cy​do​wa​nieniepo​win​nammy​śleć.Naprzy​-
kładte​razza​sta​na​wiamsię,jakbysma​ko​wa​ły
jegousta.

—Do​bra.Po​ca​łujmnie,Alex—de​cy​du​jęsię

i pod​cho​dzę bli​żej, na​chy​la​jąc się w jego stro​-
nę.—Bę​dzie​mykwi​ta.

Alex kła​dzie mi dło​nie na ra​mio​nach. No i

już. Po​ca​łu​ję go i do​wiem się, jak to jest. Jest
nie​bez​piecz​ny i na​bi​ja się ze mnie. Ale jest
sek​sow​ny,mrocz​nyiprzy​stoj​ny.Czu​jącgotak
bli​sko sie​bie, drżę z pod​nie​ce​nia, a w gło​wie
za​czy​namiwi​ro​wać.Za​ha​czampal​cemojego
pa​sek, żeby utrzy​mać rów​no​wa​gę. Czu​ję się
tak,jak​by​śmysta​linaka​ru​ze​li.

—Za​razzwy​mio​tu​jesz—ostrze​gaAlex.
—Nie.Jatyl​ko...faj​niejestnaka​ru​ze​li.
—Nieje​ste​śmynaka​ru​ze​li.
— Aha — mó​wię zdez​o​rien​to​wa​na. Pusz​-

czam jego pa​sek i wbi​jam wzrok we wła​sne
sto​py. Wy​glą​da​ją tak, jak​by uno​si​ły się nad
zie​mią i pły​nę​ły po​nad pia​skiem. — Krę​ci mi
siętyl​kowgło​wie.Wszyst​kowpo​rząd​ku.

—Jakcho​le​ra.
— Gdy​byś prze​stał się ru​szać, po​czu​ła​bym

background image

siędużole​piej.

— Nie ru​szam się. I przy​kro mi to mó​wić,

ma​ma​ci​ta,

aleza​razsiępo​rzy​gasz.

Ma ra​cję. Żo​łą​dek pod​jeż​dża mi do gar​dła.

Alex przy​trzy​mu​je mnie jed​ną ręką, a dru​gą
od​gar​niamiwło​syztwa​rzy,jana​to​miastzgi​-
namsięwpółiwy​mio​tu​ję.

W żo​łąd​ku wszyst​ko mi się ko​tłu​je. Znów

wy​mio​tu​ję. Krztu​szę się i bul​go​czę obrzy​dli​-
wie,aleje​stemzbytpi​ja​na,żebysiętymprzej​-
mo​wać.

— Patrz — za​uwa​żam po​mię​dzy ko​lej​ny​mi

na​pa​da​mi mdło​ści. — Masz na bu​tach moją
ko​la​cję.

background image

20.Alex

Pa​trzęnabre​jęnabu​tach.
—Przy​da​rza​łymisięjużgor​szerze​czy.
Brit​ta​ny pro​stu​je się, więc pusz​czam jej

wło​sy. Po pro​stu nie mo​głem po​zwo​lić im
opaść jej na twarz, gdy wy​mio​to​wa​ła. Sta​ram
się nie my​śleć o tym, że prze​su​wa​ły się mi
mię​dzypal​ca​mijakje​dwab​neni​tecz​ki.

Przy​cho​dzimidogło​wy,żeje​stempi​ra​temi

po​ry​wamjąnaswójsta​tek.Alenieje​stempi​-
ra​tem, a ona nie jest uwię​zio​ną księż​nicz​ką.
Je​ste​śmydwój​kąnie​na​wi​dzą​cychsięna​sto​lat​-
ków.Nodo​bra,wca​lejejnienie​na​wi​dzę.

Zdej​mu​jęzgło​wyban​da​nęipo​da​jęjej.
—Masz,wy​trzyjso​biebu​zię.
Bie​rzeodemniechu​s​tęiprzy​kła​dajądoką​-

ci​kówust,jak​bytobyłaser​wet​kawdro​giejre​-
stau​ra​cji, ja na​to​miast idę umyć buty w zim​-
nejwo​dzieje​zio​raMi​chi​gan.

Niewiem,comó​wićiro​bić.Je​stemsam...z

bar​dzo pi​ja​ną Brit​ta​ny El​lis. Nie przy​wy​kłem
do by​cia sam na sam z na​wa​lo​ny​mi bia​ły​mi
la​ska​mi, zwłasz​cza ta​ki​mi, któ​re mi się po​do​-
ba​ją. Albo mogę ją wy​ko​rzy​stać i wy​grać za​-
kład, co w jej sta​nie miał​bym jak w ban​ku,

background image

albo.

— Po​pro​szę ko​goś, żeby od​wiózł cię do

domu — stwier​dzam, za​nim mój po​pie​przo​ny
mózg wy​my​śli mi​lion spo​so​bów, na ja​kie
mógł​bym ją dziś wy​ko​rzy​stać. Je​stem na​rą​ba​-
ny i upa​lo​ny. Pod​czas sek​su z tą dziew​czy​ną
chcębyćwpeł​niwładzumy​sło​wych.

Brit​ta​nywy​dy​maustajakdziec​ko.
—Nie.Niechcęje​chaćdodomu.Wszę​dzie,

byleniedodomu.

Orany.
Tomampro​blem.Ten​gounpro​ble​magran​de.
Brit​ta​ny pod​no​si gło​wę i pa​trzy na mnie, a

jejoczywświe​tleksię​ży​calśniąjakdro​go​cen​-
neklej​no​ty.

— Co​lin uwa​ża, że na cie​bie lecę, wiesz?

Mówi,żena​szekłót​nietotakagrawstęp​na.

—Atakjest?—py​tamiwstrzy​mu​jęod​dech

w ocze​ki​wa​niu na od​po​wiedź. Pro​szę, pro​szę,
że​bymtyl​koranojąpa​mię​tał.

Brit​ta​nyuno​sipa​lecwgóręimówi:
—Mo​men​cik.
Po​temklę​kanazie​miiznówwstrzą​sa​jąnią

tor​sje.Kie​dyjestjużpowszyst​kim,jestzasła​-
ba, żeby iść. Przy​po​mi​na szma​cia​ną lal​kę z
wy​prze​da​ży ga​ra​żo​wej. Nio​sę ją do wiel​kie​go
ogni​ska, któ​re roz​pa​li​li zna​jo​mi, bo nie wiem,
coin​ne​gozro​bić.

background image

Brit​ta​ny obej​mu​je mnie rę​ka​mi wo​kół szyi,

a ja do​my​ślam się, że po​trze​bu​je w ży​ciu bo​-
ha​te​ra.Co​linnapew​nonimniejest.Jateżnie.
Po​dob​no w pierw​szej kla​sie, przed Co​li​nem,
cho​dzi​ła z trze​cio​kla​si​stą. Dziew​czy​na musi
byćdo​świad​czo​na.

Ja​kim więc cu​dem wy​glą​da te​raz tak nie​-

win​nie?Sek​sow​niejakcho​le​ra,alenie​win​nie.

Wszy​scy ga​pią się na mnie, gdy pod​cho​dzę

do ogni​ska. Wi​dzą w mo​ich ra​mio​nach bez​-
wład​ną, bo​ga​tą bia​łą dziew​czy​nę i od razu
my​ślą o naj​gor​szym. Nie wspo​mi​na​łem, że
pod​czas na​szej prze​chadz​ki moja ko​le​żan​ka z
ław​kipo​sta​no​wi​łaza​snąćminarę​kach.

—Cojejzro​bi​łeś?—pytaPaco.
Luc​kywsta​je,mak​sy​mal​niewku​rzo​ny.
—Cho​le​ra,Alex.Prze​gra​łemmojeRX-7?
— Nie, de​bi​lu. Nie po​su​wam nie​przy​tom​-

nychla​sek.

Ką​tem oka wi​dzę wście​kłą Car​men. Cho​le​-

ra.Pu​ści​łemjądziśkan​tempokró​lew​skuiza​-
słu​gu​jęnajejgniew.

Ki​wamnaIsa​bel,żebypo​de​szła.
—Isa,po​trzeb​namitwo​japo​moc.
Isazer​kanaBrit​ta​ny.
—Comamzniąnibyzro​bić?
—Po​móżmijąstądza​brać.Je​stemto​tal​nie

na​wa​lo​nyiniemogępro​wa​dzić.

background image

Isakrę​cigło​wą.
—Maszświa​do​mość,żeonamachło​pa​ka?I

że jest bo​ga​ta. I bia​ła. I że nosi mar​ko​we ciu​-
chy,naktó​recie​bieni​g​dyniebę​dziestać.

Tak,wiemto.Imamjużser​decz​niedość,że

wszy​scymicią​gleotymprzy​po​mi​na​ją.

— Masz mi po​móc, Isa. A nie pra​wić ka​za​-

nia.Odpie​prze​niabzdurmamjużPaco.

Isauno​siobieręce.
—Jatyl​kostwier​dzamfak​ty.Nieje​steśgłu​-

pi,Alex.Do​dajdwadodwóch.Bezwzglę​duna
to,jakbar​dzoonacisiępo​do​ba,niepa​su​jedo
two​je​goży​cia.Trój​kątniewpa​su​jesięwkwa​-
drat.Te​razjużmogęsięza​mknąć.

Gra​cias.—Niemó​więjej,żeje​ślikwa​drat

jestwy​star​cza​ją​coduży,małytrój​kątbezpro​-
ble​mu się w nim zmie​ści. Trze​ba tyl​ko do​ko​-
nać kil​ku mo​dy​fi​ka​cji. Je​stem jed​nak te​raz
zbytpi​ja​nyiupa​lo​ny,żebyjejtowy​ja​śniać.

—Sto​jępodru​giejstro​nieuli​cy—in​for​mu​je

Isa. Wzdy​cha prze​cią​gle, po​iry​to​wa​na. —
Chodź.

Idę za nią do sa​mo​cho​du, li​cząc, że bę​dzie​-

myszliwmil​cze​niu.Aku​rat.

—Wze​szłymrokuteżzniąmia​łamza​ję​cia

—mówiIsa.

—Aha.
Wzru​szara​mio​na​mi.

background image

— Faj​na dziew​czy​na. Ale za moc​no się ma​-

lu​je.

—Więk​szośćla​sekjejnie​na​wi​dzi.
— Więk​szość la​sek chcia​ła​by wy​glą​dać tak

jakona.Ichcia​ły​bymiećjejpie​nią​dzeichło​pa​-
ka.

Przy​sta​ję i przy​glą​dam się jej z obrzy​dze​-

niemnatwa​rzy.

—Ośle​goŁba?
— Daj spo​kój, Alex. Co​lin Adams to przy​-

stoj​niak,adotegoka​pi​tandru​ży​nyfut​bo​lo​wej
ibo​ha​terFa​ir​field.Tyje​steśjakDan​nyZukoz
Gre​ase

. Pa​lisz, na​le​żysz do gan​gu i uma​wiasz

się

z

naj​sek​sow​niej​szy​mi

nie​grzecz​ny​mi

dziew​czyn​ka​mi w oko​li​cy. Brit​ta​ny jest jak
San​dy... jak San​dy, któ​ra ni​g​dy nie po​ja​wi się
w szko​le w czar​nej skó​rze z pe​tem w ustach.
Dajso​biespo​kójzta​ki​mifan​ta​zja​mi.

Ukła​dammojąfan​ta​zjęnatyl​nymsie​dze​niu

sa​mo​cho​du Isy i sia​dam obok niej. Przy​su​wa
się do mnie i wy​ko​rzy​stu​je za​miast po​dusz​ki.
Jej ja​sne loki roz​sy​pu​ją się mi w oko​li​cy kro​-
cza.

Za​my​kam na chwi​lę oczy, usi​łu​jąc od​su​nąć

odsie​bietęwi​zję.Niewiem,cozro​bićzrę​ka​-
mi. Pra​wą kła​dę na opar​ciu przy drzwiach.
Lewąza​wie​szamnadBrit​ta​ny.

Wa​hamsięchwi​lę.Kogojaoszu​ku​ję?Nieje​-

background image

stem nie​wi​niąt​kiem. Mam osiem​na​ście lat i
po​ra​dzę so​bie z po​nęt​ną, nie​przy​tom​ną
dziew​czy​ną le​żą​cą mi na ko​la​nach. Cze​mu
bojęsiępo​ło​żyćrękętam,gdziebę​dzieminaj​-
wy​god​niej,do​kład​nienajejta​lii?

Wstrzy​mu​ję od​dech i opie​ram rękę. Brit​ta​-

ny wtu​la się moc​niej, a ja czu​ję się dziw​nie i
krę​cimisięwgło​wie.Albotoskut​kiupa​le​nia,
albo...niechcęmy​ślećotymdru​gim„albo”.Jej
dłu​gie wło​sy opa​da​ją mi na uda. Od​ru​cho​wo
wsu​wam dło​nie w jej wło​sy i pa​trzę, jak je​-
dwa​bi​ste ko​smy​ki prze​su​wa​ją się mi po​wo​li
mię​dzypal​ca​mi.Na​glenie​ru​cho​mie​ję.Brit​ta​ny
ma z tyłu gło​wy duży, za​czer​wie​nio​ny łysy
pla​cek. Jak​by mia​ła ba​da​nie na obec​ność nar​-
ko​ty​ków,czycośta​kie​go,imu​sie​lijejwy​rwać
dużągarśćwło​sównaprób​kę.

Isa cofa sa​mo​chód, ale w tym sa​mym mo​-

men​cie za​trzy​mu​je ją Paco i wska​ku​je na sie​-
dze​nieobok.Szyb​koza​sła​niamłysypla​cekna
gło​wieBrit​ta​ny,żebyniktniezo​ba​czyłjejnie​-
do​sko​na​ło​ści. Nie chcę na​wet ana​li​zo​wać
przy​czyn ta​kie​go za​cho​wa​nia, bo zmu​si​ło​by
mnie to do zbyt in​ten​syw​ne​go my​śle​nia. In​-
ten​syw​ne my​śle​nie w moim sta​nie by​ło​by na​-
praw​dębo​le​sne.

— Hej​ka. Stwier​dzi​łem, że prze​ja​dę się z

wami—mówiPaco.

background image

Od​wra​ca się i wi​dzi moją rękę obej​mu​ją​cą

Brit​ta​ny.Cmo​kaikrę​cigło​wą.

—Za​mknijsię—ostrze​gam.
—Nicniemó​wi​łem.
Dzwo​ni ko​mór​ka. Czu​ję jej wi​bra​cje w kie​-

sze​niBrit​ta​ny.

—Tojej.
—Od​bierz—po​le​caIsa.
Już się czu​ję jak po​ry​wacz. A te​raz mam

jesz​cze od​bie​rać jej te​le​fon? Cho​le​ra. Okrę​cam
jątro​chęiszu​kamwy​brzu​sze​niawtyl​nejkie​-
sze​nijejspodni.

Con​te​sta—sy​czyIsa,gdyusi​łu​jęwy​do​być

te​le​fon.

— Ja od​bio​rę — pro​po​nu​je Paco i wy​chy​la

się,się​ga​jącwstro​nętył​kaBrit​ta​ny.

Od​trą​camjegorękę.
—Za​bie​rajodniejłapy.
—Wy​lu​zuj,sta​ry.Chcia​łemtyl​kopo​móc.
Nic nie mó​wię, tyl​ko pa​trzę na nie​go z

wście​kło​ścią.

Wsu​wam pal​ce do tyl​nej kie​sze​ni jej dżin​-

sów i sta​ram się nie my​śleć o tym, jak​by to
było, gdy​by nie mia​ła na so​bie spodni. Wy​su​-
wampo​wo​lite​le​fon,któ​rynieprze​sta​jewi​bro​-
wać.Gdyuda​jemisięjużgowy​do​być,spraw​-
dzam,ktodzwo​ni.

—Tojejprzy​ja​ciół​ka,Sier​ra.

background image

—Od​bierz—mówiPaco.
Es​tasloco,giiey?Zwa​rio​wa​łeś?Niebędęz

nimiga​dał.

—Topocowy​cią​ga​łeśte​le​fon?
Do​brepy​ta​nie.Py​ta​nie,naktó​renieumiem

od​po​wie​dzieć.

Isakrę​cigło​wą.
— Ta​kie są wła​śnie skut​ki za​da​wa​nia się z

kwa​dra​tem.

— Mu​si​my ją od​wieźć do domu — stwier​-

dzaPaco.—Niemo​żeszjejso​bieza​trzy​mać.

Wiemotym.Alenieje​stemjesz​czego​to​wy

sięzniąroz​stać.

—Za​wieźjądosie​bie,Isa.

background image

21.Brittany

Mam okrop​ny sen, że ty​sią​ce ma​lut​kich

gno​mów sie​dzi w mo​jej gło​wie i stu​ka mi w
czasz​kę młot​ka​mi. Otwie​ram oczy i krzy​wię
się, bo razi mnie świa​tło. Gno​my nie zni​ka​ją,
mimożesięobu​dzi​łam.

—Maszkaca—rzu​caja​kaśdziew​czy​na.
Mru​żęoczyiwi​dzęnadsobąIsa​bel.Znaj​du​-

je​my się w ja​kimś ma​łym po​ko​ju z pa​ste​lo​wo
żół​ty​mi ścia​na​mi. Do​pa​so​wa​ne ko​lo​ry​stycz​nie
żół​te za​sło​ny po​wie​wa​ją na wie​trze wpa​da​ją​-
cymprzezotwar​teokno.Toniemożebyćmój
dom, bo my ni​g​dy nie otwie​ra​my okien. Za​-
wszecho​dzikli​ma​ty​za​cjaalboogrze​wa​nie.

Pa​trzęnaniąspodprzy​mru​żo​nychpo​wiek.
—Gdzieje​stem?
— U mnie. Na two​im miej​scu le​ża​ła​bym

spo​koj​nie. Mo​żesz znów zwy​mio​to​wać, a moi
ro​dzi​ce się wściek​ną, je​śli za​sy​fisz dy​wan —
ostrze​ga.—Nacałeszczę​ściewy​je​cha​liiwró​-
cądo​pie​rowie​czo​rem.

— Skąd się tu wzię​łam? — Ostat​nie, co pa​-

mię​tam,tożeza​czę​łamwra​caćnapie​cho​tędo
domu...

—Urwałcisięfilmnapla​ży.Przy​wieź​li​śmy

background image

ciętuzAlek​sem.

Na wspo​mnie​nie o Alek​sie otwie​ram sze​ro​-

ko oczy. Przy​po​mi​nam so​bie jak przez mgłę,
że naj​pierw pi​łam, po​tem szłam po pia​sku i
zo​ba​czy​łam Alek​sa i Car​men. A po​tem Alex i
ja...

Po​ca​ło​wa​łam go? Wiem, że się na​chy​li​łam,

alepo​tem...

Zwy​mio​to​wa​łam. To aku​rat pa​mię​tam do​-

kład​nie.Nie​wie​lematowspól​ne​gozide​al​nym
wi​ze​run​kiem, któ​ry sta​ram się po​ka​zy​wać
świa​tu.Pod​no​szęsiępo​wo​lidopo​zy​cjisie​dzą​-
cej, ma​jąc na​dzie​ję, że nie​dłu​go prze​sta​nie mi
siętakkrę​cićwgło​wie.

—Zro​bi​łamcośgłu​pie​go?—py​tam.
Isawzru​szara​mio​na​mi.
— Nie je​stem pew​na. Alex nie po​zwa​lał ni​-

ko​mu się do cie​bie zbli​żać. Je​śli uznasz, że
utra​taprzy​tom​no​ściwjegora​mio​nachtogłu​-
po​ta,tochy​bacisięuda​ło.

Cho​wamtwarzwrę​kach.
—Onie,Isa​bel.Pro​szę,tyl​koniemówni​ko​-

muwdru​ży​nie.

Isa​beluśmie​chasię.
— Nie bój się. Nie po​wiem ni​ko​mu, że Brit​-

ta​nyEl​listeżjestczło​wie​kiem.

— Cze​mu je​steś dla mnie taka miła? No bo

kie​dyCar​menchcia​łamiroz​kwa​sićnos,sta​nę​-

background image

łaś w mo​jej obro​nie. A te​raz po​zwo​li​łaś mi u
sie​bie prze​no​co​wać, mimo że wy​raź​nie da​łaś
midozro​zu​mie​nia,żenieje​ste​śmyprzy​ja​ciół​-
ka​mi.

— Bo nie je​ste​śmy. A z Car​men od daw​na

się nie lu​bi​my. Zro​bi​ła​bym wszyst​ko, żeby ją
tyl​kowku​rzyć.Niepo​tra​fisiępo​go​dzićztym,
żeniejestjużzAlek​sem.

—Cze​muze​rwa​li?
— Sama go spy​taj. Śpi na ka​na​pie w sa​lo​-

nie. Od​le​ciał za​raz po tym, jak za​niósł cię do
mo​je​go łóż​ka. — O nie. Alex tu jest? W domu
Isa​bel?—Lubicię,wiesz?—mówiIsa​bel,oglą​-
da​jąc so​bie pa​znok​cie, żeby nie pa​trzeć na
mnie.

Czu​jęmo​ty​lewbrzu​chu.
— Nie​praw​da — sprze​ci​wiam się, choć tak

na​praw​dęmia​ła​bymocho​tębar​dziejjąpod​py​-
tać.

Isa​belprze​wra​caocza​mi.
— Daj spo​kój. Do​sko​na​le zda​jesz so​bie z

tegospra​wę,na​wetje​śliniechceszsiędotego
przy​znać.

— Jak na ko​goś, kto twier​dzi, że ni​g​dy się

nie za​przy​jaź​ni​my, mó​wisz mi zde​cy​do​wa​nie
dużo.

— Mu​szę przy​znać, że na​wet bym się ucie​-

szy​ła,gdy​byśoka​za​łasięzdzi​rą,jakązda​niem

background image

conie​któ​rychje​steś.

—Cze​mu?
— Bo ła​two jest nie​na​wi​dzić ko​goś, kto ma

wszyst​ko.

Par​skam krót​kim, cy​nicz​nym śmie​chem.

Nie po​wiem jej praw​dy: że moje ży​cie kru​szy
siępodmo​imisto​pa​mido​kład​nietaksamojak
wczo​rajpia​sek.

— Mu​szę wra​cać do domu. Gdzie mój te​le​-

fon?—py​tam,kle​piącsiępotyl​nejkie​sze​ni.—
Ito​reb​ka?

—Chy​baAlexjema.
Awięcniewy​mknęsięzdomunie​zau​wa​żo​-

na. Usi​łu​ję prze​gnać gno​my z mo​jej gło​wy i
wy​cho​dzę nie​pew​nym kro​kiem z sy​pial​ni,
żebypo​szu​kaćAlek​sa.

Niejesttotrud​ne,bodomjestmniej​szyniż

do​mek przy ba​se​nie Sier​ry. Alex leży w dżin​-
sach na sta​rej ka​na​pie. Tyl​ko w dżin​sach.
Oczy ma otwar​te, ale prze​krwio​ne i za​łza​wio​-
neznie​wy​spa​nia.

—Cześć—rzu​cacie​płoiprze​cią​gasię.
O Boże. No to mam pro​blem. Bo się ga​pię.

Nie je​stem w sta​nie prze​stać po​że​rać wzro​-
kiem jego wy​raź​nie za​ry​so​wa​nych tri​cep​sów,
bi​cep​sów i wszel​kich in​nych „ep​sów”, któ​re
ma. Mo​ty​le w moim brzu​chu mno​żą się bez
opa​mię​ta​nia, gdy moje oczy na​po​ty​ka​ją jego

background image

wzrok.

—Cześć.—Prze​ły​kamgło​śnośli​nę.—Chy​-

ba, eee, chy​ba po​win​nam ci po​dzię​ko​wać, że
mnie tu przy​wio​złeś, za​miast zo​sta​wić nie​-
przy​tom​nąnapla​ży.

Alexwpa​tru​jesięwemniein​ten​syw​nie.
— Wczo​raj wie​czo​rem zda​łem so​bie z cze​-

gośspra​wę.Wca​letakbar​dzosięodsie​bienie
róż​ni​my. Grasz tak samo jak ja. Wy​ko​rzy​stu​-
jeszswo​jąuro​dę,cia​łoiin​te​li​gen​cję,żebymieć
wszyst​kopodkon​tro​lą.

— Alex, mam kaca. Nie je​stem w sta​nie lo​-

gicz​nie my​śleć, a ty za​czy​nasz psy​cho​lo​gi​zo​-
wać.

—Wi​dzisziznówgrasz.Prze​stańprzymnie

uda​wać,ma​ma​ci​ta.

Towy​zwa​nie.
Kpi so​bie ze mnie? Mam nie uda​wać? Nie

mogę. Bo za​cznę pła​kać i cał​kiem się roz​kle​ję,
awte​dywy​rzu​cębyćmożezsie​biecałąpraw​-
dę: że bu​du​ję ide​al​ny wi​ze​ru​nek, bo mogę się
zanimscho​wać.

—Le​piejjużpój​dędodomu.
— Naj​pierw po​win​naś chy​ba pójść do ła​-

zien​ki.

Za​nim py​tam cze​mu, zer​kam na swo​je od​-

bi​ciewwi​szą​cymnaścia​nielu​strze.

—Ocho​le​ra!—krzy​czę.Podocza​miza​sechł

background image

mi czar​ny tusz, któ​ry nie​rów​ny​mi smu​ga​mi
spły​nąłmiteżpopo​licz​kach.

Wy​glą​damjaktrup.Wy​bie​gamnako​ry​tarz

doła​zien​kiiga​pięsięnasie​biewlu​strze.Wło​-
sy mam jak strą​ki. Je​śli ohyd​na ma​ska​ra na
po​licz​kach to mało, cała resz​ta mo​jej twa​rzy
jestbla​dajaktwarzciot​kiDo​lo​resbezma​ki​ja​-
żu.Mamtakza​puch​nię​teoczy,jak​bymchcia​ła
zgro​ma​dzićza​pa​sywodynaokressu​szy.

Ła​god​nie mó​wiąc, nie wy​glą​dam naj​le​piej.

Wmyśldo​wol​nychstan​dar​dów.

Mo​czę ka​wa​łek pa​pie​ru to​a​le​to​we​go i szo​-

ru​ję nim so​bie skó​rę pod ocza​mi i na po​licz​-
kach,pókiniezni​ka​jączar​nesmu​gi.Nodo​bra,
będęmu​sia​łaużyćpły​nudode​ma​ki​ja​żu,żeby
w peł​ni je do​myć. A mama ostrze​ga​ła, żeby
nietrzećskó​rypodocza​mi,bojąso​bieroz​cią​-
gnę i zro​bią mi się przed​wcze​sne zmarszcz​ki.
Ale roz​pacz​li​we oko​licz​no​ści wy​ma​ga​ją roz​-
pacz​li​wych dzia​łań. Gdy smu​gi tu​szu są już
pra​wie nie​wi​docz​ne, ochla​pu​ję so​bie zim​ną
wodąwor​kipodocza​mi.

Mam świa​do​mość, że to tyl​ko ro​dzaj kon​-

tro​liob​ra​żeń.Mogętyl​kooban​da​żo​waćnie​do​-
sko​na​ło​ściimiećna​dzie​ję,żeniktmnieniezo​-
ba​czy w tym sta​nie. Prze​cze​su​ję wło​sy pal​ca​-
mi,zmar​nymskut​kiemzresz​tą.Po​temna​pu​-
szam so​bie tro​chę wło​sy z na​dzie​ją, że będą

background image

dzię​ki temu wy​glą​dać tro​chę le​piej niż w for​-
mieprzy​kle​pa​nychstrą​ków.

Płu​czę usta wodą i wcie​ram w zęby tro​chę

pa​sty, chcąc przed do​tar​ciem do domu choć
tro​chęza​ła​go​dzićskut​kinocypeł​nejrzy​ga​niai
pi​cia.

Przy​dał​bysiębłysz​czyk...
Alenie​ste​tygoniemam.Pro​stu​jęsięiuno​-

szę wy​so​ko gło​wę, po czym wy​cho​dzę z ła​-
zien​ki i wra​cam do po​ko​ju. Isa​bel idzie wła​-
śniedoswo​je​gopo​ko​ju,aAlexpod​no​sisięna
mójwi​dok.

— Gdzie mój te​le​fon? — py​tam. — I włóż,

pro​szę,ja​kąśko​szu​lę.

Schy​lasięipod​no​sizzie​mimojąko​mór​kę.
—Aco?
— Te​le​fo​nu po​trze​bu​ję, żeby za​dzwo​nić po

tak​sów​kę—mó​więiwyj​mu​jęmugozrąk.—
Ako​szu​lęmaszwło​żyć,bo,eee...

—Boni​g​dyniewi​dzia​łaśfa​ce​tabezko​szu​li?
— Ha, ha. Bar​dzo śmiesz​ne. Uwierz, nie

masznic,cze​gojużbymniewi​dzia​ła.

— O za​kład? — pyta i roz​pi​na gu​zik przy

dżin​sach.

W tym sa​mym mo​men​cie do po​ko​ju wcho​-

dziIsa​bel.

— Przy​ha​muj, Alex. Nie zdej​muj spodni, z

ła​skiswo​jej.

background image

Isa​bel pa​trzy na mnie, a ja uno​szę w górę

ręce.

—Niepatrztaknamnie.Chcia​łamdzwo​nić

potak​sów​kę,kie​dyon...

Alex za​pi​na spodnie, a Isa​bel krę​ci gło​wą,

znaj​du​jeswo​jąto​reb​kęiwyj​mu​jezniejklucz​-
ki.

—Dajspo​kójztak​sów​ką.Od​wio​zęcię.
—Jająod​wio​zę—wci​nasięAlex.
Isa​bel ma wy​raź​nie do​syć uże​ra​nia się z

nami i wy​glą​da tro​chę jak pani Pe​ter​son na
che​mii.

—Ktomacięza​wieźć:jaczyAlex?—pyta.
Mamchło​pa​ka.Nodo​bra,przy​zna​ję,żerobi

mi się go​rą​co za każ​dym ra​zem, gdy Alex na
mnie pa​trzy. Ale to nor​mal​ne. Je​ste​śmy dwój​-
kąna​sto​lat​ków,mię​dzyktó​ry​miwy​raź​niecoś
iskrzy.Alepókiniepój​dązatymżad​nedal​sze
kro​ki,wszyst​kobę​dzieokej.

Boje​ślipój​dą,kon​se​kwen​cjebędąopła​ka​ne.

Stra​cęCo​li​na.Stra​cęprzy​ja​ciół.Stra​cękon​tro​-
lęnadca​łymmoimży​ciem.

A przede wszyst​kim stra​cę tę reszt​kę mi​ło​-

ścimamy,któ​rąjesz​czedomnieczu​je.

Je​śli nie będę ro​bić wra​że​nia ide​ału, wczo​-

raj​szywy​buchmamyoka​żesięzper​spek​ty​wy
cza​suzwy​kłąpest​ką.Po​ka​zy​wa​nieświa​tuide​-
al​nej twa​rzy prze​kła​da się bez​po​śred​nio na

background image

sto​su​nek mo​jej mamy do mnie. Je​śli kto​kol​-
wiek z jej zna​jo​mych z klu​bu zo​ba​czy mnie z
Alek​sem,mamasta​niesięwy​rzut​kiem.Aje​śli
ona stra​ci zna​jo​mych, ja stra​cę ją. Nie mogę
so​biepo​zwo​lićnata​kiery​zy​ko.Jestnatylepo​-
waż​ne, że nie mogę po​więk​szać go jesz​cze
bar​dziej.

— Ty mnie za​wieź, Isa​bel — de​cy​du​ję i pa​-

trzęnaAlek​sa.

Krę​ci tyl​ko lek​ko gło​wą, ła​pie za ko​szu​lę i

klu​czy​ki,poczymwy​bie​gazdomubezsło​wa.
Wska​ku​jenamo​toriod​jeż​dżazpi​skiemopon.

Idęwmil​cze​niuzaIsa​beldojejsa​mo​cho​du.
— Alex nie jest dla cie​bie tyl​ko zwy​kłym

kum​plem,praw​da?—py​tam.

—Jestbar​dziejjakbrat.Zna​mysięoddziec​-

ka.

Po​da​jęjejmójad​res.Mówipraw​dę?
—Nieuwa​żasz,żejestprzy​stoj​ny?
—Znamgoodcza​sów,gdyjakoczte​ro​la​tek

po​tra​fił za​pła​kać się na śmierć, bo upadł mu
nazie​mięlód.By​łamprzynim,gdy...ustal​my
popro​stu,żewie​lera​zemprze​szli​śmy.

—Wie​leprze​szli​ście?Apo​wieszmicoświę​-

cej?

—Nie.
Czu​jęnie​mal,jakwy​ra​stamię​dzynaminie​-

wi​dzial​nymur.

background image

— Czy​li na​sza przy​jaźń w tym miej​scu się

koń​czy?

Isa​belpa​trzynamnieką​temoka.
— Na​sza przy​jaźń do​pie​ro się za​czę​ła, Brit​-

ta​ny.Niena​ci​skaj.

Do​jeż​dża​mydomo​je​godomu.
—Trze​cipopra​wej—in​for​mu​ję.
— Wiem. — Za​trzy​mu​je sa​mo​chód na uli​cy

przeddo​mem,niewjeż​dża​jącnapod​jazd.Pa​-
trzę na nią, a ona na mnie. Chcia​ła​by, że​bym
za​pro​si​łajądośrod​ka?Niero​biętegona​wetw
sto​sun​kudobli​skichprzy​ja​ciół.

— Dzię​ki za pod​wie​zie​nie. I że po​zwo​li​łaś

misięusie​biekim​nąć.

Isa​beluśmie​chasiędomnielek​ko.
—Ża​denpro​blem.
Na​ci​skamklam​kę.
— Mię​dzy mną i Alek​sem do ni​cze​go nie

doj​dzie. Nie do​pusz​czę do tego. Okej? — Na​-
wet je​śli na ja​kimś głę​bo​kim po​zio​mie już do
cze​gośdo​szło.

— To do​brze. Bo je​śli doj​dzie, obo​je do​sta​-

nie​ciepotył​ku.

Gno​my znów za​czy​na​ją wa​lić mi w gło​wę

młot​ka​mi,więcnieje​stemwsta​niepo​dejśćdo
jejostrze​że​niazbytpo​waż​nie.

Mama z tatą sie​dzą przy ku​chen​nym sto​le.

W domu jest ci​cho. Zbyt ci​cho. Przed sobą

background image

mająja​kieśpa​pie​ry.Fol​de​ryczycośwtymro​-
dza​ju. Na mój wi​dok szyb​ko się pro​stu​ją, jak
małedzie​ciprzy​ła​pa​nenapso​cie.

— My​śla​łam... my​śla​łam, że je-je​steś jesz​-

cze... u Sier​ry — mówi mama. Mo​men​tal​nie
ro​bięsięczuj​na.Mamani​g​dysięniejąka.Poza
tymnieochrza​ni​łamniezato,jakwy​glą​dam.
Cośjestnietak.

—By​łam,alepo​twor​nieroz​bo​la​łamniegło​-

wa—wy​ja​śniam,pod​cho​dzącbli​żejiwpa​tru​-
jącsięwpo​dej​rza​nefol​de​ry,któ​remoiro​dzi​ce
zta​kimza​in​te​re​so​wa​niemprze​glą​da​ją.

Dom dla Osób Spe​cjal​nej Tro​ski Sło​necz​na

Do​li​na.

—Coro​bi​cie?
— Oma​wia​my róż​ne opcje — od​po​wia​da

tata.

— Opcje? Nie usta​li​li​śmy przy​pad​kiem, że

Shel​ley nie po​win​na tra​fić do żad​ne​go ośrod​-
ka?

Mamaod​wra​casiędomnie.
— Nie. Ty usta​li​łaś. My cały czas roz​wa​ża​-

mytakąmoż​li​wość.

— Za rok idę na Nor​th​we​stern, że​bym mo​-

głada​lejmiesz​kaćwdomuisięniązaj​mo​wać.

— Za rok bę​dziesz mu​sia​ła sku​pić się na

stu​diach,anienasio​strze.Brit​ta​ny,po​słu​chaj
—od​zy​wasiętataiwsta​je.—Mu​si​myroz​wa​-

background image

żyćtakąopcję.Pojejwczo​raj​szymwy​bry​ku...

— Nie będę tego słu​chać — nie daję mu

skoń​czyć. — Wy​klu​czo​ne. Nie po​zwo​lę wam
ni​g​dzieod​daćmo​jejsio​stry.—Za​bie​ramfol​de​-
ry ze sto​łu. Shel​ley po​win​na być z ro​dzi​ną, a
niewja​kimśośrod​ku,wśródob​cych.Prze​dzie​-
ramfol​de​rynapół,wy​rzu​camjedośmiet​ni​ka
ibie​gnędoswo​je​gopo​ko​ju.

— Otwórz drzwi, Brit — mówi chwi​lę póź​-

niejmamaiszar​piezaklam​kę.

Sie​dzęnabrze​gułóż​kaikrę​cimisięwgło​-

wienamyśl,żeShel​leymożezo​staćgdzieśod​-
da​na.Niedo​pusz​czędotego.Nasamąmyślo
tymrobimisięnie​do​brze.

— Na​wet nie przy​uczy​łaś Ba​gh​dy. Chy​ba

całyczaschcia​łaśod​daćShel​ley.

— Nie ga​daj bzdur — do​cho​dzi mnie zza

drzwi przy​tłu​mio​ny głos mamy. — W Ko​lo​ra​-
dobu​du​jąnowyośro​dek.Otwórzdrzwi,topo​-
roz​ma​wia​myotymjakdo​ro​ślilu​dzie.

Nie po​zwo​lę na to. Zro​bię wszyst​ko, żeby

mojasio​strazo​sta​ławdomu.

—Niechcęotymroz​ma​wiać„jakdo​ro​ślilu​-

dzie”.Moiro​dzi​cechcąbezmo​jejwie​dzyode​-
słać moją sio​strę do ja​kie​goś ośrod​ka i z bólu
za​razmipęk​niegło​wa.Dajmispo​kój,do​brze?

Cośmiwy​sta​jezkie​sze​ni.Ban​da​naAlek​sa.

Isa​bel nie jest moją przy​ja​ciół​ką, a mimo to

background image

po​mo​gła mi. Alex, chło​pak, któ​ry za​trosz​czył
sięomniewczo​rajbar​dziejniżmójwła​snyfa​-
cet, za​cho​wał się w sto​sun​ku do mnie jak bo​-
ha​ter i ka​zał mi prze​stać uda​wać. Czy ja w
ogó​lewiem,jaktozro​bić?

Przy​ci​skamjegoban​da​nędopier​si.
Ipo​zwa​lamso​bienałzy.

background image

22.Alex

Dzwo​ni​ładomnie.Gdy​bynieka​wa​łekkart​-

ki,naktó​rejLuisna​ba​zgrałjejimięinu​merte​-
le​fo​nu,ni​g​dybymnieuwie​rzył,żeBrit​ta​nyna​-
praw​dę wy​krę​ci​ła mój nu​mer. Na nie​wie​le się
zda​ło ma​glo​wa​nie Lu​isa, bo dzie​ciak ma pa​-
mięć pchły i le​d​wie pa​mię​tał, że w ogó​le od​-
bie​rał ja​kiś te​le​fon. Je​dy​ne, cze​go uda​ło mi się
do​wie​dzieć,tożepro​si​ła,że​bymod​dzwo​nił.

Aletobyłowczo​rajpopo​łu​dniu,za​nimpu​-

ści​ła mi pa​wia na buty i za​nim stra​ci​ła przy​-
tom​nośćwmo​ichra​mio​nach.

Kie​dypo​wie​dzia​łemjej,żebyprze​sta​łauda​-

wać, do​brze wi​dzia​łem prze​ra​że​nie w jej
oczach. Za​sta​na​wiam się, cze​go tak się boi.
Prze​bi​ciesięprzezsko​ru​pętego„ide​ału”tood
dziśmójcel.Wiem,żezatymija​sny​mipu​kla​-
miibo​skimcia​łemkry​jesięcoświę​cej.Ta​jem​-
ni​ce, któ​re prę​dzej by za​bra​ła ze sobą do gro​-
bu,niżjewy​ja​wi​ła,choćwi​dać,żebar​dzotego
chce. O rany. Brit​ta​ny jest jak za​gad​ka, a ja
po​tra​fięte​razmy​ślećtyl​kootym,żebyjąroz​-
wi​kłać.

Nieściem​nia​łem,gdymó​wi​łemjej,żeje​ste​-

śmy do sie​bie po​dob​ni. Więź, któ​ra nas łą​czy,

background image

niezni​ka,awręczsta​jesięco​razsil​niej​sza.Bo
imwię​cejcza​suzniąspę​dzam,tymbli​żejniej
chcębyć.

Mam strasz​ną ocho​tę za​dzwo​nić do Brit​ta​-

ny,byletyl​kousły​szećjejgłos,na​wetje​ślibę​-
dzieplu​łaja​dem.Sie​dzęnaka​na​piewsa​lo​nie,
wy​cią​gamte​le​foniwkle​pu​jęso​biejejnu​mer.

— Do kogo dzwo​nisz? — pyta Paco, wła​żąc

bezpu​ka​niadomo​je​godomu.Zanimwcho​dzi
Isa.

Za​my​kamklap​kęte​le​fo​nu.
Nad​ie.—Doni​ko​go.
—Wta​kimra​ziezbie​rajsięichoćpo​graćw

nogę.

Grawpił​kętozde​cy​do​wa​nielep​szeroz​wią​-

za​nie niż sie​dze​nie i roz​my​śla​nie o Brit​ta​ny i
jej ta​jem​ni​cach, mimo że wciąż czu​ję skut​ki
wczo​raj​szej im​pre​zy. Idzie​my do par​ku, gdzie
jużsięroz​grze​wagrup​kachło​pa​ków.

Ma​rio, kum​pel z kla​sy, któ​re​go brat zo​stał

wze​szłymrokuza​bi​tywpo​ści​gusa​mo​cho​do​-
wym,kle​piemniepople​cach.

—Chceszbyćbram​ka​rzem,Alex?
—Nie.—Mamtakzwa​nąoso​bo​wośćofen​-

syw​ną.Iwspo​rcie,iwży​ciu.

—Aty,Paco?
Paco zga​dza się i zaj​mu​je swo​je miej​sce,

czy​li sia​da przed li​nią bram​ko​wą. Mój le​ni​wy

background image

przy​ja​cieljakzwy​kleniewsta​je,pókipił​kanie
znaj​dziesiępojegostro​niebo​iska.

Więk​szośćza​wod​ni​kówmiesz​kawpo​bli​żu.

Ra​zem do​ra​sta​li​śmy... gry​wa​my na tym bo​-
isku od dziec​ka i na​wet w tym sa​mym cza​sie
wstą​pi​li​śmy do La​ty​no​skiej Krwi. Pa​mię​tam,
że za​nim zo​sta​łem człon​kiem gan​gu, Paco
opo​wia​dał nam, że dzię​ki temu zy​sku​je się
nie​maldru​gąro​dzi​nę...ro​dzi​nę,naktó​rąmoż​-
na li​czyć, na​wet wte​dy gdy za​wo​dzi wła​sna.
Mó​wił, że gang to bez​pie​czeń​stwo i ochro​na.
Dla dziec​ka, któ​re stra​ci​ło ojca, wszyst​ko to
brzmia​łojakbaj​ka.

Z bie​giem lat na​uczy​łem się nie wi​dzieć

tego, co złe. Prze​mo​cy, han​dlu nar​ko​ty​ka​mi,
strze​la​nin.Pozatymźlitonietyl​kocipodru​-
giej stro​nie. Sły​sza​łem o lu​dziach, któ​rzy
chcie​li odejść z gan​gu, a po​tem znaj​do​wa​no
ich mar​twych lub tak zma​sa​kro​wa​nych przez
wła​snygang,żepew​nieśmierćby​ła​bylep​sza.

Szcze​rze mó​wiąc, nie chcę tego wi​dzieć, bo

śmier​tel​niemnietoprze​ra​ża.Po​wi​nie​nembyć
twar​dyinieprzej​mo​waćsiętym,alejestina​-
czej.

Roz​sta​wia​mysięnabo​isku.Wy​obra​żamso​-

bie,żepił​kajestjaklosnalo​te​rii.Je​śliniepo​-
zwo​lę ni​ko​mu jej prze​jąć i zdo​bę​dę gola, za​-
mie​nięsięwcza​ro​dziej​skispo​sóbwbo​ga​te​go,

background image

wpły​wo​we​go czło​wie​ka, któ​ry może wy​rwać
swo​jąro​dzi​nę(iPaco)ztegopie​kła.

Każ​da dru​ży​na ma moc​nych za​wod​ni​ków.

Prze​ciw​ni​cymająprze​wa​gę,bona​szymbram​-
ka​rzem jest Paco, któ​ry dra​pie się wła​śnie po
ja​jachpodru​giejstro​niebo​iska.

— Ej, Paco. Prze​stań się ze sobą za​ba​wiać!

—wrzesz​czyMa​rio.

Paco w od​po​wie​dzi uda​je, że bie​rze swo​je

ją​dra w ręce i za​czy​na nimi żon​glo​wać. Chris
strze​laiwbi​japił​kędobram​kitużpodno​sem
Paco.

Ma​rio wyj​mu​je pił​kę z bram​ki i rzu​ca ją

Paco.

—Gdy​byśin​te​re​so​wałsięme​czemtaksamo

jakswo​imihu​evos,niestrze​li​li​bygola.

—Nicniepo​ra​dzę,sta​ry,alestrasz​niemnie

swę​dzi. Mu​sia​łem wczo​raj zła​pać od two​jej
dziew​czy​nywszyło​no​we.

Ma​riowy​bu​chaśmie​chem,aniprzezchwi​lę

niewie​rzącoczy​wi​ściewto,żejegodziew​czy​-
nagozdra​dza.Pacopo​da​jepił​kęMa​rio,któ​ry
prze​ka​zu​je ją Luc​ky’emu. Luc​ky kła​dzie pił​kę
na mu​ra​wie i po​da​je do mnie. Mam swo​ją
szan​sę. Dry​blu​ję po za​im​pro​wi​zo​wa​nym bo​-
isku, przy​sta​jąc tyl​ko na chwi​lę, żeby oce​nić,
jak da​le​ko mu​szę się prze​bić, żeby strze​lić
gola.

background image

Ro​bięzwódwlewoipo​da​jędoMa​rio,któ​ry

od​ko​pu​jemipiłę.Jed​noszyb​kiekop​nię​cieipił​-
kaleciwpra​woiwpa​dadobram​ki.

—Go​ool!—drzesięna​szadru​ży​na,aMa​rio

przy​bi​jamipiąt​kę.

Na​sza ra​dość nie trwa jed​nak dłu​go. Uli​cą

su​nie po​dej​rza​nie wol​no nie​bie​ski ca​dil​lac
esca​la​de.

—Po​zna​jesz?—pytaMa​rioicałysięspi​na.
Chło​pa​ki prze​sta​ją grać, gdy do​cie​ra do

nich,żecośjestnietak.

—Możetood​wet—mó​wię.
Nieod​ry​wamwzro​kuodokiensa​mo​cho​du.

Gdy wóz sta​je, wszy​scy cze​ka​my w na​pię​ciu,
aż coś lub ktoś z nie​go wyj​dzie. Bę​dzie​my go​-
to​wi.

Ale oka​zu​je się, że wca​le nie je​stem. Z sa​-

mo​cho​du wy​sia​da mój brat Car​los z go​ściem
zwa​nym Wil. Mama Wila zaj​mu​je się w Krwi
re​kru​ta​cją no​wych człon​ków. Le​piej, żeby mój
bratniebyłjed​nymznich.Cho​ler​niesięsta​ra​-
łemwbićmudogło​wy,żeniemusina​le​żećdo
Krwi,sko​rojana​le​żę.Je​ślijed​naoso​bazro​dzi​-
ny na​le​ży do gan​gu, resz​ta znaj​du​je się pod
ochro​ną. Ja na​le​żę. Car​los i Luis nie i zro​bię
wszyst​ko,żebytakpo​zo​sta​ło.

Pod​cho​dzę pew​nym kro​kiem do Wila, a

mecz prze​sta​je mieć na​gle ja​kie​kol​wiek zna​-

background image

cze​nie.

— Nowa bry​ka? — py​tam, przy​glą​da​jąc się

ko​łom.

—Mo​jejmamy.
— Nie​zła. — Od​wra​cam się do bra​ta. — Co

po​ra​bia​li​ście?

Car​los opie​ra się o sa​mo​chód, jak​by to, że

włó​czysięzWi​lem,niemia​łożad​ne​gozna​cze​-
nia. Wil prze​szedł nie​daw​no ini​cja​cję i ma się
naj​wy​raź​niejzaniewia​do​mokogo.

— W ga​le​rii otwo​rzy​li nowy sklep z gi​ta​ra​-

mi.Spo​tka​li​śmysiętamzHec​to​remi...

Czyjado​brzesły​szę?
—ZHec​to​rem?—Tegomijesz​czebra​ko​wa​-

ło,żebymójbratmiałcośwspól​ne​gozHec​to​-
rem.

Wil — z po​ła​mi ob​szer​nej ko​szu​li wy​pusz​-

czo​ny​mi na spodnie — wali Car​lo​sa w ra​mię,
żebysięprzy​mknął.Mójbratza​my​kaustatak,
jak​by się bał, że za​raz wle​ci mu tam mu​cha.
Przy​się​gam,żedammuta​kie​gokopa,żepo​le​-
cistądpro​stodoMek​sy​ku,je​ślichoć​bypo​my​-
śliowstą​pie​niudoKrwi.

—Fu​en​tes,graszczynie?!—krzy​czyktośz

bo​iska.

Nie da​jąc po so​bie po​znać wście​kło​ści, od​-

wra​cam się do bra​ta i jego kum​pla, któ​re​mu
uda​je się naj​wy​raź​niej prze​cią​gnąć go na złą

background image

stro​nęmocy.

—Za​gra​cie?
—Nie.Po​sie​dzi​myumnie—mówiWil.
Wzru​szam lek​ce​wa​żą​co ra​mio​na​mi, choć

wca​le nie mam ocho​ty lek​ce​wa​żyć spra​wy.
Quemeim​por​ta!

Comnietoob​cho​dzi!

Wra​cam na bo​isko, mimo że naj​chęt​niej

zła​pał​bym Car​lo​sa za ucho i za​cią​gnął go do
domu. Nie mogę jed​nak ro​bić scen, bo mo​gło​-
by to do​trzeć do Hec​to​ra, któ​ry za​czął​by po​-
wąt​pie​waćwmojąlo​jal​ność.

Cza​sem mam wra​że​nie, że moje ży​cie to

jed​nawiel​kabla​ga.

Car​los od​jeż​dża z Wi​lem. To, plus fakt, że

niepo​tra​fięprze​staćmy​ślećoBrit​ta​ny,do​pro​-
wa​dza mnie do sza​łu. Po wzno​wie​niu gry je​-
stem strasz​nie ner​wo​wy. Na​gle za​wod​ni​cy z
prze​ciw​nejdru​ży​nyniesąjużmo​imikum​pla​-
mi, ale wro​ga​mi, któ​rzy unie​moż​li​wia​ją mi
zdo​by​ciewszyst​kie​go,cze​gopra​gnę.Na​cie​ram
napił​kę.

— Faul! — wrzesz​czy ku​zyn jed​ne​go z mo​-

ich kum​pli, gdy wpa​dam na nie​go w peł​nym
pę​dzie.

Uno​szęręce.
—Niebyłofau​lu.
—Po​pchną​łeśmnie.
— Ale z cie​bie pa​no​cha — rzu​cam, wie​dząc,

background image

żeprze​sa​dzamitobar​dzo.

Chcęsięwdaćwbój​kę.Samsięotopro​szę.

Ionotymdo​sko​na​lewie.Chło​pakjesttejsa​-
mejpo​stu​rycoja.Czu​jębu​zu​ją​cąwemniead​-
re​na​li​nę.

—Chceszobe​rwać,pen​de​jo?—pytairoz​kła​-

dasze​ro​koręce,jakptakwlo​cie.

Alenamniegroź​byniedzia​ła​ją.
—Spró​bujtyl​kopo​dejść.
Pacowbie​gamię​dzynas.
—Alex,uspo​kójsię.
— Albo się bi​je​cie, albo gra​my! — krzy​czy

ktoś.

—Ontwier​dzi,żefau​lo​wa​łem—mó​więna​-

bu​zo​wa​nydoPaco.

Pacowzru​szami​mo​wol​niera​mio​na​mi.
—Bofau​lo​wa​łeś.
No do​bra, sko​ro na​wet mój naj​lep​szy kum​-

peljestprze​ciw​komnie,wiem,żeprze​gra​łem.

Roz​glą​damsięwo​ko​ło.Wszy​scysącie​ka​wi,

co da​lej zro​bię. Je​stem mak​sy​mal​nie na​krę​co​-
ny, co tyl​ko wzma​ga ich wy​cze​ki​wa​nie. Chcę
się bić? Tak, choć​by po to, żeby dać upust
wście​kło​ści. I żeby za​po​mnieć choć na chwi​lę,
że w pa​mię​ci mo​je​go te​le​fo​nu jest za​pi​sa​ny
nu​mer dziew​czy​ny, z któ​rą ro​bię pro​jekt z
che​mii.Iżemójbratzo​sta​niebyćmożezwer​-
bo​wa​nydoKrwi.

background image

Mój naj​lep​szy kum​pel od​cią​ga mnie od ko​-

le​sia, któ​ry chce mi urwać łeb, i pro​wa​dzi na
bokbo​iska.Woła,żebyktośnasza​stą​pił.

—Cotywy​czy​niasz?—py​tam.
— Ra​tu​ję ci ty​łek. Alex, od​bi​ło ci. Kom​plet​-

nie.

—Damso​bieradęztymgo​ściem.
Pacopa​trzymipro​stowoczyimówi:
—Totysięza​cho​wu​jeszjakpa​no​cha.
Od​trą​camjegoręceiod​cho​dzęwście​kły,nie

wie​dząc, ja​kim cu​dem w cią​gu za​le​d​wie kil​ku
ty​go​dnimojeży​cietakstrasz​niesiępo​pie​przy​-
ło. Mu​szę coś z tym zro​bić. Car​lo​sem zaj​mę
się, jak wró​ci wie​czo​rem do domu. Po​wiem
mukil​kasłówpraw​dy.ABrit​ta​ny...

Dziś u Isy nie chcia​ła, że​bym to ja od​wiózł

ją do domu, bo nie chcia​ła, żeby ktoś nas wi​-
dział ra​zem. Pie​przyć to. Nie tyl​ko Car​los za​-
słu​żyłnaparęsłówpraw​dy.

Wy​cią​gamko​mór​kęiwy​bie​ramnu​merBrit​-

ta​ny.

—Halo?
—TuAlex—mó​wię,choćwy​świe​tliłsięjej

mójnu​merido​sko​na​lewie,żetoja.—Spo​tkaj
sięzemnąpodbi​blio​te​ką.Te​raz.

—Niemogę.
Toniejestjużprzed​sta​wie​nieBrit​ta​nyEl​lis.

Te​raztoprzed​sta​wie​nieAlek​saFu​en​te​sa.

background image

— Słu​chaj, ma​ma​ci​ta — rzu​cam, do​cho​dząc

do domu i wsia​da​jąc na mo​tor. — Albo za
pięt​na​ście mi​nut bę​dziesz pod bi​blio​te​ką, albo
przy​ja​dę z pię​cio​ma kum​pla​mi do two​je​go
domu i urzą​dzi​my so​bie pik​nik na two​im
traw​ni​ku.

— Jak śmiesz... — za​czy​na, ale roz​łą​czam

się,za​nimzdą​żyskoń​czyćzda​nie.

Pod​krę​cam ob​ro​ty, żeby za​głu​szyć wspo​-

mnie​nie wczo​raj​szej nocy, kie​dy le​ża​ła mi na
ko​la​nach, i uświa​da​miam so​bie, że nie mam
żad​ne​gopla​nu.

Za​sta​na​wiam się, czy przed​sta​wie​nie Alek​-

sa Fu​en​te​sa oka​że się ko​me​dią, czy może ra​-
czej tra​ge​dią. Tak czy ina​czej, to praw​dzi​we
re​ali​tyshow,któ​re​goniemoż​naprze​ga​pić.

background image

23.Brittany

Wszyst​ko się we mnie go​tu​je z wście​kło​ści,

gdy za​jeż​dżam przed bi​blio​te​kę i za​trzy​mu​ję
się przy la​sku, na sa​mym koń​cu par​kin​gu.
Pro​jektzche​miitoostat​nie,oczymte​razmy​-
ślę.

Alexcze​kanamnieopar​tyoswójmo​to​cykl.

Wyj​mu​ję klu​czy​ki ze sta​cyj​ki i pod​bie​gam do
nie​go.

—Jakśmieszmiroz​ka​zy​wać!—wrzesz​czę.

Wmoimży​ciuażroisięodlu​dzi,któ​rzyusi​łu​-
ją mnie kon​tro​lo​wać. Moja mama... Co​lin. A
te​raz jesz​cze Alex. Mam tego dość. — Je​śli ci
sięwy​da​je,żemo​żeszzmu​sićmniegroź​bą...

Alex bez sło​wa wy​ry​wa mi klu​czy​ki i sia​da

zakie​row​ni​cąmo​jejbe​em​ki.

—Alex,cotywy​pra​wiasz?
—Wsia​daj.
Uru​cha​mia sil​nik. Za​raz od​je​dzie i zo​sta​wi

mnienapar​kin​guprzedbi​blio​te​ką.

Za​ci​skam pię​ści i wsia​dam od stro​ny pa​sa​-

że​ra.Gdyje​stemjużwśrod​ku,Alexga​zu​jesil​-
ni​kiem.

— Gdzie zdję​cie Co​li​na? — py​tam, pa​trząc

na ta​bli​cę roz​dziel​czą. Jesz​cze przed chwi​lą

background image

byłotamprzy​kle​jo​ne.

—Niemartwsię,do​sta​nieszjezpo​wro​tem.

Aleniemamocho​tynanie​gopa​trzeć,gdypro​-
wa​dzę.

— Wiesz cho​ciaż, jak zmie​niać bie​gi? —

war​czę.

Bez jed​ne​go mru​gnię​cia, nie pa​trząc na​wet

na dźwi​gnię, Alex wrzu​ca je​dyn​kę i wy​jeż​dża
z pi​skiem opon z par​kin​gu. Kie​ru​je moją be​-
em​kątak,jak​bybylijed​nymor​ga​ni​zmem.

— Wiesz, że to kra​dzież sa​mo​cho​du? — Ci​-

sza.—Ipo​rwa​nie.—Do​da​ję.

Sta​je​mynaświa​tłach.Pa​trzęnasa​mo​cho​dy

oboknasicie​szęsię,żenieopu​ści​łamda​chui
żeniktniemożenaszo​ba​czyć.

Mira, słu​chaj, wsia​dłaś z wła​snej woli —

mówi.

—Tomójsa​mo​chód.Aco,je​śliktośnaszo​-

ba​czy?

Moje sło​wa wku​rza​ją go nie na żar​ty, bo

gdyświa​tłozmie​niasięnazie​lo​ne,roz​le​gasię
wście​kłypiskopon.Ce​lo​woroz​wa​lamisa​mo​-
chód.

— Prze​stań! — krzy​czę. — Od​wieź mnie z

po​wro​temdobi​blio​te​ki.

Nie słu​cha mnie. Je​dzie w mil​cze​niu przez

nie​zna​ne mi mia​stecz​ka i wy​lud​nio​ne dro​gi,
jak na fil​mach, gdy bo​ha​te​ro​wie jadą na spo​-

background image

tka​nie z nie​bez​piecz​ny​mi han​dla​rza​mi nar​ko​-
ty​ków.

Cu​dow​nie.Jadęnaswo​jąpierw​sząnie​le​gal​-

nątrans​ak​cję.Czyjakmniearesz​tu​ją,ro​dzi​ce
wpła​cą za mnie kau​cję? Za​sta​na​wiam się, jak
mamawy​tłu​ma​czysięztegozna​jo​mym.Może
za​mkną mnie w po​praw​cza​ku. Za​ło​żę się, że
zro​bi​li​by to z dużą chę​cią... Shel​ley do ośrod​-
ka,ajadopo​praw​cza​ka.

Moje ży​cie bę​dzie jesz​cze bar​dziej bez​na​-

dziej​ne.

Nie będę uczest​ni​czy​ła w ni​czym nie​le​gal​-

nym.Tojade​cy​du​jęoswo​imży​ciu,anieAlex.
Ła​pięzaklam​kę.

—Wy​puśćmnie,boprzy​się​gam,żewy​sko​-

czę.

—Maszza​pię​tepasy.—Prze​wra​caocza​mi.

— Zre​lak​suj się. Za dwie mi​nu​ty je​ste​śmy. —
Re​du​ku​jebieg,zwal​niaiwjeż​dżanasta​re,nie​-
czyn​ne lot​ni​sko. — Okej, je​ste​śmy — mówi i
za​cią​garęcz​nyha​mu​lec.

— Do​bra, ale gdzie je​ste​śmy? Nie chcę cię

mar​twić,aleostat​nieza​bu​do​wa​niami​nę​li​śmy
ja​kieś pięć ki​lo​me​trów wcze​śniej. Nie wy​sią​dę
zsa​mo​cho​du,Alex.Mo​żeszhan​dlo​waćnar​ko​-
ty​ka​mibezemnie.

— Je​śli mia​łem ja​kie​kol​wiek wąt​pli​wo​ści,

czy je​steś praw​dzi​wą blon​dyn​ką, to ni​niej​-

background image

szym je roz​wia​łaś — mówi. — Bo oczy​wi​ście
za​brał​bymcięzesobą,żebyhan​dlo​waćnar​ko​-
ty​ka​mi.Wy​sia​daj.

— Po​daj mi je​den sen​sow​ny po​wód, cze​mu

mamtozro​bić?

— Bo je​śli nie, to sam cię wy​wlo​kę. Uwierz

minasło​wo,mu​jer.

Wkła​da so​bie klu​czy​ki do tyl​nej kie​sze​ni i

wy​sia​da.Niezo​sta​wiamiwyj​ściaimu​szęzro​-
bićtosamo.

— Słu​chaj, je​śli chcia​łeś omó​wić pro​jekt

ogrze​wa​czy, to mo​gli​śmy to zro​bić przez te​le​-
fon.

Okrą​żasa​mo​chódipod​cho​dzidomnie.Sto​-

imy na​prze​ciw​ko sie​bie na to​tal​nym pust​ko​-
wiu.

Cały dzień coś mnie mę​czy. Sko​ro już tu z

nimje​stem,rów​niedo​brzemogęspy​tać:

—Ca​ło​wa​li​śmysięwczo​raj?
—Tak.
—Wta​kimra​zieniebyłotonicspe​cjal​ne​go,

bowogó​letegoniepa​mię​tam.

Wy​bu​chaśmie​chem.
— Żar​to​wa​łem. Nie ca​ło​wa​li​śmy się. — Na​-

chy​la się. — Gdy już się po​ca​łu​je​my, to za​pa​-
mię​tasz.Naza​wsze.

O Boże. Na​praw​dę bym chcia​ła, żeby na te

sło​wa ko​la​na nie ro​bi​ły mi się mięk​kie jak z

background image

waty. Wiem, że po​win​nam się bać: je​stem
sama z człon​kiem gan​gu gdzieś na od​lu​dziu i
roz​ma​wiam o ca​ło​wa​niu. Ale się nie boję. W
głę​bidu​szywiem,żeświa​do​mieni​g​dybymnie
nieskrzyw​dziłidoni​cze​goniezmu​sił.

—Cze​mumniepo​rwa​łeś?—py​tam.
Bie​rzemniezarękęipro​wa​dzidodrzwiod

stro​nykie​row​cy.

—Wsia​daj.
—Poco?
— Bo na​uczę cię jeź​dzić, jak na​le​ży, za​nim

za​trzeszsil​nikodta​kiejjaz​dy.

— My​śla​łam, że je​steś na mnie zły. Cze​mu

mipo​ma​gasz?

—Bochcę.
Och. Tego się w ogó​le nie spo​dzie​wa​łam.

Robi mi się cie​pło na ser​cu, bo już tak daw​no
niktniezro​biłni​cze​gotyl​kopoto,żebymipo​-
móc.Cho​ciaż...

—Aleniero​bisztegodla​te​go,żechcesz,że​-

bymcisięod​wdzię​czy​ławna​tu​rze,praw​da?

Krę​ciprze​czą​cogło​wą.
—Sło​wo?
—Sło​wo.
—Inieje​steśnamniezłyzacoś,copo​wie​-

dzia​łamalbozro​bi​łam?

— Je​stem sfru​stro​wa​ny, Brit​ta​ny. Przez cie​-

bie.Przezmo​je​gobra​ta.Zwie​lupo​wo​dów.

background image

—Topocomnietuprzy​wio​złeś?
—Nieza​da​wajpy​tań,je​ślinieje​steśgo​to​wa

usły​szećod​po​wie​dzi.Okej?

— Okej. — Wsia​dam za kie​row​ni​cę i cze​-

kam,ażsią​dzieobok.

— Go​to​wa? — pyta po za​ję​ciu miej​sca i za​-

pię​ciupa​sów.

—Tak.
Na​chy​la się i wkła​da klu​czyk do sta​cyj​ki.

Spusz​czam ręcz​ny ha​mu​lec i prze​krę​cam klu​-
czyk,alesa​mo​chódga​śnie.

— Nie wrzu​ci​łaś na luz. Je​śli nie bę​dziesz

trzy​maćnoginasprzę​gle,abę​dziesznabie​gu,
autocizga​śnie.

— Wie​dzia​łam o tym — mó​wię, czu​jąc się

jakkom​plet​naidiot​ka.—Popro​stumniestre​-
su​jesz.

Wrzu​cazamnienaluz.
— Wci​śnij lewą nogą sprzę​gło, pra​wą trzy​-

majnaha​mul​cuiwrzućje​dyn​kę—in​stru​uje.

Wci​skamgazipusz​czamsprzę​gło,asa​mo​-

chódska​czegwał​tow​niedoprzo​du.

Alex przy​trzy​mu​je się rę​ka​mi de​ski roz​-

dziel​czej.

—Stań.
Za​trzy​mu​jęsa​mo​chódiwrzu​camnaluz.
—Mu​siszzna​leźćczu​łemiej​sce.
Pa​trzęnanie​go.

background image

—Czu​łemiej​sce?
— Tak. Ro​zu​miesz, tam gdzie sprzę​gło za​-

sko​czy.—Pod​czasmó​wie​niage​sty​ku​lu​je,imi​-
tu​jącdłoń​miru​chype​da​łów.—Zaszyb​kopo​-
pusz​czasz.Znajdźwła​ści​wąpo​zy​cję,zo​stańw
niejchwi​lę...po​czujją.Spró​bujjesz​czeraz.

Wrzu​cam znów je​dyn​kę i po​pusz​czam po​-

wo​lisprzę​gło,do​da​jącjed​no​cze​śniegazu.

— Przy​trzy​maj... Po​czuj czu​łe miej​sce. Zo​-

stańwnimchwi​lę.

Po​pusz​czam sprzę​gło i na​ci​skam pe​dał

gazu,aleniedokoń​ca.

—Chy​baza​ła​pa​łam.
—Spuśćsprzę​gło,aleniega​zujzabar​dzo.
Pró​bu​ję,alesa​mo​chódszar​pie,poczymga​-

śnie.

— Pu​ści​łaś sprzę​gło. Nie zwal​niaj go za

szyb​ko.Spró​bujjesz​czeraz—mówizab​so​lut​-
nymspo​ko​jem.Niejestzde​ner​wo​wa​ny,po​iry​-
to​wa​nyaniznie​chę​co​ny.—Trze​babyłodo​dać
wię​cej gazu. Nie do de​chy, ale wy​star​cza​ją​co
dużo,żebyru​szyć.

Po​wta​rzamjesz​czerazpo​szcze​gól​nekro​kii

tym ra​zem sa​mo​chód ru​sza bez szarp​nię​cia.
Je​dzie​mypa​semstar​to​wym,przy​spie​sza​jącdo
dwu​dzie​stuki​lo​me​trównago​dzi​nę.

—Wci​śnijsprzę​gło—po​le​ca,poczymprzy​-

trzy​mu​je mi rękę na sprzę​gle i po​ma​ga wrzu​-

background image

cić dwój​kę. Sta​ram się nie zwra​cać uwa​gi na
de​li​kat​nydo​tykjegocie​płejdło​ni,takróż​nyod
jegooso​bo​wo​ści,ipró​bu​jęsku​pićsięnana​uce.

Alex bar​dzo cier​pli​wie i bar​dzo do​kład​nie

tłu​ma​czy mi, jak re​du​ko​wać bie​gi, aż do​jeż​-
dża​my do koń​ca pasa star​to​we​go. Jego pal​ce
całyczasza​ci​ska​jąsięnamo​ich.

—Ko​nieclek​cji?—py​tam.
Chrzą​ka.
—Hm,tak.—Zdej​mu​jerękęzmo​jejdło​nii

prze​cze​su​je pal​ca​mi swo​ją czar​ną grzy​wę.
Luź​neko​smy​kiopa​da​jąmunaczo​ło.

—Dzię​ki.
—Nowiesz,niemo​głemsłu​chać,jakma​sa​-

kru​jesz sil​nik na szkol​nym par​kin​gu. Nie zro​-
bi​łemtegozdo​bro​ciser​ca.

Prze​chy​lamnabokgło​węista​ramsięzmu​-

sićgo,żebynamniespoj​rzał.Niepa​trzy.

— Cze​mu tak ci za​le​ży, żeby wszy​scy uwa​-

ża​li cię za nie​grzecz​ne​go chłop​ca, co? No po​-
wiedz.

background image

24.Alex

Po raz pierw​szy roz​ma​wia​my ze sobą jak

lu​dzie. Te​raz mu​szę wy​my​ślić coś, żeby prze​-
bićsięprzeztejejumoc​nie​niaobron​ne.

Orany.Mu​szęzdra​dzićjejja​kiśswójwraż​-

li​wy punkt. Je​śli zo​ba​czy we mnie wraż​li​wą
oso​bę, a nie tyl​ko dup​ka, to może uda mi się
po​su​nąć tro​chę spra​wy do przo​du. A ja​koś
wiem,żepo​znasięnaściem​nia​niu.

Nie je​stem pew​ny, czy ro​bię to ze wzglę​du

naza​kład,zewzglę​dunapro​jektzche​miiczy
ze wzglę​du na sa​me​go sie​bie. Wła​ści​wie do​-
brze mi z tym, że nie ana​li​zu​ję tego, co się
dzie​je.

—Gdymia​łemsześćlat,mójtatozo​stałza​-

mor​do​wa​ny—wy​zna​ję.

Roz​sze​rzazezdu​mie​niaoczy.
—Na​praw​dę?
Ki​wam gło​wą. Nie lu​bię o tym mó​wić, nie

je​stem na​wet pew​ny, czy po​tra​fię, na​wet je​śli
chcę.

Za​kry​waustawy​pie​lę​gno​wa​nądło​nią.
— Nie wie​dzia​łam. O Boże, strasz​nie mi

przy​kro.Tomu​sia​łobyćstrasz​ne.

— Było. — Do​brze jest to z sie​bie wy​rzu​cić,

background image

po​wie​dzieć o tym na głos. O ner​wo​wym
uśmie​chutaty,któ​ryza​mie​niłsięwwy​raznie​-
do​wie​rza​nia na chwi​lę przed tym, za​nim roz​-
ległsięstrzał.

Rany, nie wie​rzę, że przy​po​mnia​łem so​bie

jegominę.Cze​muuśmiechza​mie​niłsięwwy​-
raz nie​do​wie​rza​nia? Ten szcze​gół wcze​śniej
zu​peł​niewy​le​ciałmizgło​wy.Wciążzdu​mio​ny
tymfak​tem,od​wra​camsiędoBrit​ta​ny.

— Je​śli stra​cę coś, na czym bę​dzie mi bar​-

dzo za​le​żeć, znów będę się czuć jak wte​dy,
gdy zgi​nął mój tato. A po​nie​waż ni​g​dy wię​cej
nie chcę się tak czuć, stwier​dzi​łem po pro​stu,
żenani​czymniebę​dziemiza​le​żeć.

Jejtwarzwy​ra​żażal,smu​tekiwspół​czu​cie.

Wiem,żetymra​zemniegra.

Nieprze​sta​jącmarsz​czyćbrwi,mówi:
— Dzię​ki, za, no wiesz, za to, że mi po​wie​-

dzia​łeś. Ale nie wie​rzę, że mo​żesz ot tak po​-
sta​no​wić, że na ni​czym ci nie bę​dzie za​le​ża​ło.
Niemoż​nasiętakza​pro​gra​mo​wać.

— A za​ło​żysz się? — Na​gle bar​dzo chcę

zmie​nićte​mat.—Two​jako​lejnawy​zna​nia.

Od​wra​ca gło​wę. Nie na​ci​skam, bo boję się,

żezmie​nizda​nieibę​dziechcia​ławra​cać.

Prze​cież to nie​moż​li​we, żeby było jej trud​-

niej niż mnie po​dzie​lić się choć wy​cin​kiem
swo​je​go świa​ta? Moje ży​cie jest tak bez​na​-

background image

dziej​ne, że na​praw​dę cięż​ko uwie​rzyć, że jej
może być gor​sze. Wi​dzę, że po po​licz​ku spły​-
wajejpo​je​dyn​czałza,któ​rąszyb​koocie​radło​-
nią.

—Mojasio​stra...—za​czy​na.—Mojasio​stra

ma po​ra​że​nie mó​zgo​we. Jest opóź​nio​na umy​-
sło​wo. Upo​śle​dzo​na, jak to na​zy​wa więk​szość
lu​dzi. Nie cho​dzi, nie mówi i za​miast słów
uży​wa przy​bli​żeń wy​ra​zo​wych i róż​nych ko​-
mu​ni​ka​tów nie​wer​bal​nych... — Gdy to mówi,
spły​wa jej ko​lej​na łza. Tym ra​zem na​wet jej
nie ocie​ra. Mam ocho​tę zro​bić to za nią, ale
wy​czu​wam, że nie po​wi​nie​nem jej te​raz ru​-
szać.Bie​rzegłę​bo​kiwdech.—Wostat​nimcza​-
sie coś ją zło​ści, ale nie wiem co. Za​czę​ła cią​-
gnąć za wło​sy, a wczo​raj po​cią​gnę​ła mnie tak
moc​no,żewy​rwa​łamidużągarść.Ranakrwa​-
wi​ła,amamasięnamniewście​kła.

A więc stąd ten ta​jem​ni​czy łysy pla​cek. To

nieża​dentestan​ty​do​pin​go​wy.

Po raz pierw​szy robi mi się jej na​praw​dę

żal.Wy​da​wa​łomisię,żejejży​ciejestjakbaj​-
ka,żenaj​gor​sze,comożejejsięprzy​da​rzyć,to
ziarn​ko gro​chu pod ma​te​ra​cem, któ​re nie da
jejwnocyspać.

Wy​cho​dzinato,żeniedokoń​camia​łemra​-

cję.

Coś się sta​ło. Wy​czu​wam zmia​nę... jak​by

background image

obo​pól​ne zro​zu​mie​nie. Nie pa​mię​tam, kie​dy
ostat​niraztaksięczu​łem.Chrzą​kamimó​wię:

—Two​jamamapew​niewy​ży​wasięgłów​nie

nato​bie,bowie,żeja​kośtoznie​siesz.

— Pew​nie tak. Le​piej na mnie niż na mo​jej

sio​strze.

—Toitakżad​nawy​mów​ka.—Ni​cze​gote​-

raz nie uda​ję i mam na​dzie​ję, że ona też nie.
—Słu​chaj,niechcę,że​byśmia​łamniezadup​-
ka. — To by było tyle, je​śli cho​dzi o przed​sta​-
wie​nieAlek​saFu​en​te​sa.

— Wiem. To twój wi​ze​ru​nek, pro​dukt pod

ty​tu​łem Alex Fu​en​tes. To two​ja mar​ka, two​je
logo... nie​bez​piecz​ny, śmier​tel​nie groź​ny, za​-
bój​czoprzy​stoj​ny,sek​sow​nyMek​sy​ka​nin.Mo​-
gła​bymna​pi​saćksiąż​kęotwo​rze​niuwła​sne​go
wi​ze​run​ku. Choć ja aku​rat nie ce​lo​wa​łam w
wi​ze​ru​nek słod​kiej blond idiot​ki. Ra​czej ide​al​-
nejinie​do​stęp​nej.

Cof​nij. Brit​ta​ny na​zwa​ła mnie za​bój​czo

przy​stoj​nym i sek​sow​nym? Zu​peł​nie się tego
nie spo​dzie​wa​łem. Może jed​nak mam szan​sę
wy​graćtengłu​piza​kład.

— Masz oczy​wi​ście świa​do​mość, że po​wie​-

dzia​łaś,żeje​stemza​bój​czoprzy​stoj​ny.

—Jak​byśsamotymniewie​dział.
Nie wie​dzia​łem, że Brit​ta​ny El​lis uwa​ża, że

je​stemza​bój​czoprzy​stoj​ny.

background image

—Takmię​dzynami,tojauwa​ża​łemcięza

nie​do​stęp​ną. Ale sko​ro już wiem, że uwa​żasz
mnie za za​bój​czo przy​stoj​ne​go, sek​sow​ne​go,
mek​sy​kań​skie​gopół​bo​ga.

—Nieuży​łamsło​wa„pół​bóg”.
Kła​dęso​biepa​lecnaustach.
— Ćśś, daj mi się przez chwi​lę na​cie​szyć tą

fan​ta​zją.—Za​my​kamoczy.Brit​ta​nywy​bu​cha
śmie​chem, któ​ry dźwię​czy mi słod​ko w
uszach.

— W ja​kiś po​kręt​ny spo​sób chy​ba cię ro​zu​-

miem,Alex.Choćitakje​stemnacie​biewście​-
kła za to, że za​cho​wy​wa​łeś się jak tro​glo​dy​ta.
—Otwie​ramoczyiwi​dzę,żesięmiprzy​pa​tru​-
je.—Niemówni​ko​muomo​jejsio​strze—pro​-
si. — Nie chcę, żeby kto​kol​wiek coś o mnie
wie​dział.

—Je​ste​śmyak​to​ra​mi.Uda​je​my,żeje​ste​śmy

ludź​mi,zaktó​rychchce​mybyćbra​ni.

—Awięcro​zu​miesz,cze​musięprze​stra​szy​-

łam,żemoiro​dzi​cemo​gli​bysiędo​wie​dzieć,że
je​ste​śmy...przy​ja​ciół​mi.

— Mia​ła​byś kło​po​ty? Cho​le​ra, masz osiem​-

na​ście lat. Nie uwa​żasz, że mo​żesz się przy​-
jaź​nić, z kim chcesz? Pę​po​wi​na jest już od​cię​-
ta,wiesz?

—Nicniero​zu​miesz.
—Prze​ko​naj​mysię.

background image

—Cze​muchcesztakdużoomniewie​dzieć?
—Czywspól​nypro​jektnache​miiniezo​bo​-

wią​zu​jedotego,żebysiędo​brzepo​znać?

Par​skakrót​kimśmie​chem.
—Mamna​dzie​ję,żenie.
Praw​dajesttaka,żetadziew​czy​najestzu​-

peł​nie inna, niż my​śla​łem. Mam wra​że​nie, że
od​kąd po​wie​dzia​łem jej o ta​cie, całe jej cia​ło
ode​tchnę​ło z ulgą. Jak​by cu​dze nie​szczę​ście w
ja​kiś spo​sób ją po​cie​sza​ło, spra​wia​ło, że nie
czu​jesięjużtakasa​mot​na.Aleda​lejniero​zu​-
miem,cze​mutakbar​dzosięprzej​mu​je,cze​mu
musi po​ka​zy​wać świa​tu ma​skę „dziew​czy​ny
bezska​zy”.

Wciąż wisi nade mną wid​mo za​kła​du. Mu​-

szę ja​koś uwieść tę dziew​czy​nę. I choć moje
cia​łomówi:Da​waj,sta​ry,całaresz​tamy​śli:Je​-
steśto​tal​nymdra​niem,boonajestbez​bron​na.

— Chcę od ży​cia do​kład​nie tego sa​me​go co

ty — mó​wię. — Tyl​ko po pro​stu dążę do tego
nainnespo​so​by.Tydo​pa​so​wu​jeszsiędoswo​-
je​gośro​do​wi​ska,ajadoswo​je​go.—Znówna​-
kry​wam dło​nią jej rękę. — Daj mi udo​wod​nić,
żeje​steminny.Oye,umó​wi​ła​byśsięzchło​pa​-
kiem, któ​ry jest za bied​ny, żeby za​pro​sić cię
do dro​giej re​stau​ra​cji i ob​sy​pać zło​tem i dia​-
men​ta​mi?

— Oczy​wi​ście. — Wy​su​wa rękę spod mo​jej

background image

dło​ni.—Alemamchło​pa​ka.

— A gdy​byś nie mia​ła, czy sie​dzą​cy obok

cie​bieMe​xi​ca​nomiał​byucie​bieja​kąśszan​sę?

Jej twarz robi się in​ten​syw​nie ró​żo​wa. Za​-

sta​na​wiamsię,czyCo​linjestwsta​niespra​wić,
żebysiętakza​ru​mie​ni​ła.

—Nieod​po​wiemnatopy​ta​nie.
—Cze​munie?Tobar​dzopro​stepy​ta​nie.
— Prze​stań, Alex. Nic, co ma z tobą zwią​-

zek, nie jest pro​ste. Na​wet nie za​czy​naj​my
tego te​ma​tu. — Wrzu​ca je​dyn​kę. — Mo​że​my
jużwra​cać?

Si,je​ślichcesz.Mię​dzynamiokej?
—Takmy​ślę.
Wy​cią​gamrękę.Pa​trzynata​tu​ażenamo​ich

pal​cach i po​da​je mi swo​ją dłoń z wy​raź​ną ra​-
do​ścią.

— Za ogrze​wa​cze do rąk — mówi z uśmie​-

chemnaustach.

—Zaogrze​wa​cze—po​wta​rzam.Iseks,do​-

po​wia​damwmy​ślach.

— Po​pro​wa​dzisz z po​wro​tem? Nie znam

dro​gi.

Słoń​ce po​wo​li za​cho​dzi, a ja od​wo​żę ją w

mil​cze​niu,któ​rewogó​lenieprze​szka​dza.Na​-
sze po​jed​na​nie przy​bli​ża mnie do mo​ich ce​-
lów: ukoń​cze​nia szko​ły, wy​gra​nia za​kła​du... i
cze​goś jesz​cze, cze​go nie je​stem jesz​cze go​to​-

background image

wyna​zwać.

Za​jeż​dżam jej re​we​la​cyj​nym au​tem na

ciem​nypar​kingimó​wię:

—Dzię​ki,że,nowiesz,da​łaśsiępo​rwać.No

todozo​ba​cze​nia.—Wy​cią​gamzkie​sze​niklu​-
czy​ki i za​sta​na​wiam się, czy kie​dy​kol​wiek bę​-
dzie mnie stać na inny sa​mo​chód niż za​rdze​-
wia​ły sta​ry gru​chot z dru​giej ręki. Wy​sia​dam,
wyj​mu​ję z tyl​nej kie​sze​ni zdję​cie Co​li​na i rzu​-
camjenasie​dze​nie,któ​rewła​śniezwol​ni​łem.

— Cze​kaj! — woła Brit​ta​ny, gdy za​czy​nam

sięod​da​lać.

Od​wra​camsię,aonastoitużprzedemną.
—Co?
Uśmie​cha się uwo​dzi​ciel​sko, jak​by chcia​ła

cze​goś wię​cej niż po​jed​na​nia. Cze​goś dużo
wię​cej.Cho​le​ra,po​ca​łu​jemnie?Zu​peł​niemnie
za​sko​czy​ła, co zwy​kle się nie zda​rza. Za​gry​za
dol​ną war​gę, jak​by roz​wa​ża​ła swój na​stęp​ny
ruch. Je​śli chce się ca​ło​wać, to ja w to wcho​-
dzę.

Przed ocza​mi po​ja​wia mi się mi​lion moż​li​-

wychsce​na​riu​szy,aBrit​ta​nytym​cza​sempod​-
cho​dzijesz​czebli​żej.

Iwy​ry​wamiklu​czy​kizręki.
—Cotywy​pra​wiasz?—py​tam.
— Od​pła​cam się za po​rwa​nie. — Robi krok

wtyłirzu​cazca​łychsiłklu​czy​kiwlas.

background image

—Po​wiedzmi,żetegoniezro​bi​łaś.
Cofasiędosa​mo​cho​du,całyczaszwró​co​na

twa​rządomnie.

— Nie gnie​waj się. Ze​msta jest słod​ka, co,

Alex? — mówi, usi​łu​jąc za​cho​wać po​wa​gę na
twa​rzy.

Pa​trzę zszo​ko​wa​ny, jak moja part​ner​ka z

che​mii wsia​da do swo​jej be​em​ki. Sa​mo​chód
wy​jeż​dża z par​kin​gu gład​ko i bez szarp​nię​cia.
Ru​szy​łabez​błęd​nie.

Je​stemwście​kły,boalbobędęmu​siałpeł​zać

pociem​nymle​siewpo​szu​ki​wa​niuklu​czy​ków,
albo po​pro​sić En​ri​que, żeby po mnie przy​je​-
chał.

Jed​no​cze​śniechcemisięśmiać.Brit​ta​nyEl​-

lispo​ko​na​łamniewmo​jejwła​snejgrze.

— Ow​szem — od​po​wia​dam jej, mimo że

jest już pew​nie z ki​lo​metr stąd i nie może
mnie sły​szeć. — Ze​msta jest słod​ka. — Ca​ra​jo!

Aniechto!

background image

25.Brittany

Cięż​ki od​dech mo​jej sio​stry tuż obok mnie

to pierw​sze, co sły​szę, gdy wcze​sne po​ran​ne
słoń​ce wle​wa się do jej po​ko​ju. Wczo​raj po​-
szłam do Shel​ley i le​ża​łam przy niej kil​ka go​-
dzin, ob​ser​wu​jąc przed za​śnię​ciem jej spo​koj​-
nysen.

Gdy by​łam mała, w cza​sie bu​rzy za​wsze

bie​głam do sio​stry. Nie żeby się nie bała, ale
że​bym ja się nie bała. Trzy​ma​łam ją za rękę i
strachja​kośmi​jał.

Pa​trzę na swo​ją głę​bo​ko uśpio​ną star​szą

sio​stręiniemogęuwie​rzyć,żero​dzi​cechcąją
od​dać.Shel​leysta​no​widużączęśćmnie.Myśl,
żemia​ła​bymmiesz​kaćbezniej,wy​da​jesiępo
pro​stu zła. Cza​sem mam wra​że​nie, że łą​czy
nas z Shel​ley więź, któ​rej więk​szość lu​dzi po
pro​stu by nie zro​zu​mia​ła. Na​wet gdy ro​dzi​ce
niewie​dzą,coShel​leysta​rasiępo​wie​dziećlub
cze​musięde​ner​wu​je—jazwy​klewiem.

Dla​te​go wła​śnie tak mną wstrzą​snę​ło, że

cią​gnę​łamniezawło​sy.By​łamprze​ko​na​na,że
komu jak komu, ale mnie na pew​no tego nie
zro​bi.

Alezro​bi​ła.

background image

—Niepo​zwo​lęimcięod​dać—mó​więci​cho

do mo​jej po​grą​żo​nej we śnie sio​stry. — Za​-
wszebędęcięchro​nić.

Zsu​wamsięzłóż​kaShel​ley.Sio​straza​wsze

wy​czu​wa,kie​dysięczymśmar​twię,więcubie​-
ramsięiwy​cho​dzęzdomu,za​nimsięobu​dzi.

Za​ufa​łam wczo​raj Alek​so​wi i świat się nie

za​wa​lił. Wła​ści​wie to mi ulży​ło, gdy opo​wie​-
dzia​łammuoShel​ley.Sko​romogępo​wie​dzieć
Alek​so​wi, to na pew​no mogę też spró​bo​wać
tegosa​me​gozeSier​rąiDar​le​ne.

Sie​dzę w au​cie przed do​mem Sier​ry, a w

gło​wie znów za​czy​na​ją mi się ko​tło​wać róż​ne
my​śli.

Nic nie idzie tak, jak po​win​no. Po​dob​no

czwar​takla​sajestsu​per—ła​twaiprzy​jem​na.
Jak do​tąd moż​na o niej po​wie​dzieć wszyst​ko,
tyl​ko nie to. Co​lin na mnie na​ci​ska, chło​pak z
gan​gujestdlamniekimświę​cejniżko​le​gąod
pro​jek​tu z che​mii, a moi ro​dzi​ce pla​nu​ją ode​-
słać sio​strę da​le​ko od Chi​ca​go. Co jesz​cze
możepójśćnietak?

PrzyoknieSier​rynadru​gimpię​trzeza​uwa​-

żamja​kieśpo​ru​sze​nie.Naj​pierwpo​ja​wia​jąsię
nogi, po​tem ty​łek. O rany, to Doug Thomp​son
usi​łu​jeprze​sko​czyćnatre​liaż.

Dougmu​siałmnieza​uwa​żyć,bozoknawy​-

su​wasięgło​waSier​ry.Ma​chadomnieipo​ka​-

background image

zu​je,że​bymza​cze​ka​ła.

NogaDo​ugacią​gleniemożetra​fićwtre​liaż.

Sier​raprzy​trzy​mu​jegodlarów​no​wa​gizarękę.
Doug osta​tecz​nie sta​je, gdzie trze​ba, ale za
bar​dzouwa​żanakwia​tyiwkoń​cuspa​da,wy​-
ma​chu​jąc roz​pacz​li​wie wszyst​ki​mi koń​czy​na​-
mi.Nicmujed​nakniejest,bopo​ka​zu​jeSie​rze,
żewszyst​kookejiod​bie​ga.

Za​sta​na​wiamsię,czyCo​linwspiął​bysiędla

mniepotre​lia​żu.

Trzy mi​nu​ty póź​niej otwie​ra​ją się drzwi

fron​to​we i Sier​ra wy​cho​dzi na dwór w majt​-
kachiko​szul​cenara​miącz​kach.

— Brit, co ty tu ro​bisz? Jest siód​ma. Rano.

Wieszchy​ba,żena​uczy​cie​lemajądziśszko​le​-
nieiniemalek​cji.

— Wiem, ale ży​cie wy​my​ka mi się spod

kon​tro​li.

— Chodź, po​ga​da​my — mówi i otwie​ra

drzwi od sa​mo​cho​du. — Za​raz so​bie od​mro​żę
ty​łek.Cze​mulatowChi​ca​gonietrwadłu​żej?

W domu zdej​mu​ję buty, żeby nie obu​dzić

ro​dzi​cówSier​ry.

— Nie przej​muj się, go​dzi​nę temu po​je​cha​li

nasi​łow​nię.

—Tocze​muDougwy​cho​dziłprzezokno?
Sier​rapusz​czadomnieoko.
—Nowiesz,żebybyłobar​dziejeks​cy​tu​ją​co.

background image

Fa​ce​ciuwiel​bia​jąprzy​go​dy.

Idę za Sier​rą do jej wiel​kie​go po​ko​ju. Wy​-

strójutrzy​ma​nyjestwko​lo​rzefuk​sjiizie​lo​ne​-
goja​błusz​ka—takza​de​cy​do​wa​łade​ko​ra​tor​ka
wnętrz za​trud​nio​na przez jej mat​kę. Sia​dam
na do​dat​ko​wym łóż​ku, a Sier​ra dzwo​ni tym​-
cza​semdoDar​le​ne.

—Dar,przy​jeż​dżaj.Britmakry​zys.
Kil​ka mi​nut póź​niej zja​wia się Dar​le​ne, w

pi​ża​mie i kap​ciach — miesz​ka za​le​d​wie dwa
domyda​lej.

— Do​bra, da​waj — do​ma​ga się Sier​ra, gdy

je​ste​śmyjużwetrzy.

Na​gle, czu​jąc, że cała uwa​ga sku​pia się na

mnie,nieje​stemjużtakapew​na,czytezwie​-
rze​niatodo​breroz​wią​za​nie.

—Wła​ści​wietonicta​kie​go.
Dar​le​nesiępro​stu​je.
— Słu​chaj, Brit. Wy​rwa​łaś mnie z łóż​ka o

siód​mejrano.Mów.

— Do​kład​nie — zga​dza się Sier​ra. — Przy​-

jaź​ni​mysię.Je​śliniemo​żeszzwie​rzyćsięprzy​-
ja​ciół​kom,tokomu?

Alek​so​wiFu​en​te​so​wi.Aletegoaku​ratimnie

po​wiem.

— To może po​oglą​da​my ja​kieś sta​ro​cie —

pro​po​nu​je Sier​ra. — Je​śli Au​drey Hep​burn nie
skło​niciędozwie​rzeń,tojużsamaniewiem.

background image

Dar​le​neję​czy.
— Nie wie​rzę, że ze​rwa​ły​ście mnie z łóż​ka,

żeby ga​dać o ni​czym i oglą​dać sta​re fil​my.
Dziew​czy​ny, mó​wię se​rio, znajdź​cie so​bie ja​-
kieśza​ję​cie.Możecho​ciażma​cieja​kieśplot​ki?
Któ​raścośsły​sza​ła?

Sier​rapro​wa​dzinasdosa​lo​nuisia​da​myna

mięk​kiejso​fiejejro​dzi​ców.

— Po​dob​no Sa​man​tha Ja​co​by ca​ło​wa​ła się

wewto​rekwskła​dzi​ku.

— Łu​huu — iro​ni​zu​je Dar​le​ne, na któ​rej nie

robitożad​ne​gowra​że​nia.

— Ale czy wspo​mnia​łam już, że ca​ło​wa​ła

sięzChuc​kiem,jed​nymzdo​zor​ców?

—Noitojestcoś,Sier​ra.
Czy tak to wła​śnie bę​dzie, je​śli coś im po​-

wiem?Mojenie​szczę​ścieza​mie​nisięwplot​kę,
zktó​rejwszy​scybędąsięśmiać?

Po czte​rech go​dzi​nach w sa​lo​nie Sier​ry,

dwóchfil​machiopa​ko​wa​niulo​dówBen&Jer​-
ry Con​fec​tion Con​nec​tion, tro​chę mi le​piej.
MożetoAu​dreyHep​burnjakoSa​bri​na,alena​-
gle wy​da​je mi się, że wszyst​ko jest moż​li​we.
Przezcoznówmy​ślęo...

— Co my​śli​cie o Alek​sie Fu​en​te​sie? — py​-

tam.

Sier​rawrzu​caso​biedobuzipo​pcorn.
—Coro​zu​mieszprzez:„coonimmy​śli​my”?

background image

— Nie wiem — przy​zna​ję, nie mo​gąc prze​-

staćmy​ślećotym,żeprzykaż​dymspo​tka​niu
nie​za​prze​czal​niemię​dzynamiiskrzy.—Ro​bię
znimpro​jektnache​mii.

—I...?—do​py​tu​jesięSier​ra,ma​cha​jącprzy

tym ręką, jak​by chcia​ła po​wie​dzieć: Do cze​go
wła​ści​wiezmie​rzasz?

Bio​rępi​lotiza​trzy​mu​jęfilm.
—Jestprzy​stoj​ny.Mu​si​cieprzy​znać.
— Fuj, Brit — mówi Dar​le​ne i uda​je, że

wkła​daso​biepa​lecdogar​dłaisiękrztu​si.

Sier​ramówi:
— Okej, przy​zna​ję, że jest nie​zły. Ale ni​g​dy

bym się z kimś ta​kim nie umó​wi​ła. Na​le​ży do
gan​gu.

— Zwy​kle przy​cho​dzi do szko​ły upa​lo​ny —

wtrą​caDar​le​ne.

—Sie​dzęznimwław​ce,Dar​le​ne,ija​kośni​-

g​dy nie za​uwa​ży​łam, żeby był w szko​le na
haju.

— Żar​tu​jesz so​bie, Brit? Alex ćpa przed

szko​łą i w mę​skiej to​a​le​cie, jak zry​wa się z
czy​tel​ni.Iniemó​więtyl​kootraw​ce.Bie​rzeteż
cięż​sze rze​czy — stwier​dza Dar​le​ne z peł​nym
prze​ko​na​niem.

—Wi​dzia​łaśkie​dyś,jakbie​rze?—py​tam.
— Słu​chaj, Brit. Nie mu​szę znaj​do​wać się z

nim w jed​nym po​miesz​cze​niu, żeby wie​dzieć,

background image

żewcią​gaalbodajeso​biewżyłę.Alexjestnie​-
bez​piecz​ny.Pozatymta​kiedziew​czy​nyjakmy
nieza​da​jąsięzLa​ty​no​skąKrwią.

Opie​ram się wy​god​niej o plu​szo​we po​dusz​-

ki.

—Nowiem.
—Co​lincięko​cha—zmie​niate​matSier​ra.
Mamwra​że​nie,żeto,coCo​linczułdomnie

na pla​ży, z mi​ło​ścią aku​rat nie​wie​le mia​ło
wspól​ne​go,aleniemamocho​tysięwtoza​głę​-
biać.

Mama trzy razy pró​bu​je się do mnie do​-

dzwo​nić.Naj​pierwnako​mór​kę,alegdyjąwy​-
łą​czam, wca​le jej to nie znie​chę​ca i dzwo​ni
dwarazydoSier​ry.

— Je​śli nie po​roz​ma​wiasz ze swo​ją mamą,

to tu przy​je​dzie — mówi Sier​ra ze słu​chaw​ką
wdło​ni.

—Je​ślionaprzy​je​dzie,jawy​cho​dzę.
Sier​rapo​da​jemite​le​fon.
— Wyj​dzie​my z Dar​le​ne, że​byś mo​gła po​-

roz​ma​wiać w spo​ko​ju. Nie wiem, o co cho​dzi,
alepo​ga​dajznią.

Przy​kła​damte​le​fondoucha.
—Cześć,mamo.
— Brit​ta​ny, wiem, że je​steś zła. Wczo​raj

wie​czo​rem pod​ję​li​śmy osta​tecz​ną de​cy​zję w
spra​wieShel​ley.Wiem,żejestcicięż​ko,alew

background image

ostat​nimcza​siejestzniąco​razgo​rzej.

— Mamo, ona ma dwa​dzie​ścia lat i de​ner​-

wu​jesię,żelu​dziejejniero​zu​mie​ją.Niewy​da​-
jecisię,żenicwtymdziw​ne​go?

—Wprzy​szłymrokuwy​jeż​dżasznastu​dia.

Toniefairtrzy​maćjącałyczaswdomu.Prze​-
stańbyćtakąego​ist​ką.

Je​śli Shel​ley zo​sta​nie ode​sła​na, bo ja idę na

stu​dia,tozna​czy,żetomojawina.

— Zro​bi​cie to nie​za​leż​nie od tego, co ja o

tymmy​ślę,praw​da?—py​tam.

—Tak.De​cy​zjajużza​pa​dła.

background image

26.Alex

Gdy Brit​ta​ny wcho​dzi na za​ję​cia pani P. w

pią​tek,wciążsięza​sta​na​wiam,jakbysięjejtu
od​pła​cićzato,żewze​szływeek​endwy​rzu​ci​ła
moje klu​czy​ki do lasu. Szu​ka​łem ich przez
cho​ler​ne czter​dzie​ści pięć mi​nut, nie prze​sta​-
jąc prze​kli​nać Brit​ta​ny. No do​bra, mia​ła po​-
wód.Pozatymna​le​żąjejsiępo​dzię​ko​wa​niaza
to, że na​kło​ni​ła mnie do roz​mo​wy o dniu
śmier​ci taty. Dzię​ki temu za​dzwo​ni​łem do
star​szych PG z Krwi i spy​ta​łem, czy wie​dzą
może,czyoj​ciecmiałzkimśnapień​ku.

Brit​ta​ny przez cały ty​dzień mia​ła się na

bacz​no​ści.Cze​ka,ażzczymśwy​sko​czę,ażsię
na niej ode​gram za te klu​czy​ki w le​sie. Po
szko​le, gdy sto​ję przy szaf​ce i wy​bie​ram pod​-
ręcz​ni​ki, któ​rych będę po​trze​bo​wać w domu,
pod​bie​ga do mnie w swo​im po​nęt​nym stro​ju
che​er​le​ader​ki.

— Masz na​tych​miast przyjść do sali do za​-

pa​sów—roz​ka​zu​je.

Mam dwie moż​li​wo​ści: albo iść tam, gdzie

mika​za​ła,albowyjśćzeszko​ły.Bio​ręksiąż​kii
idę do ma​łej sali gim​na​stycz​nej. Brit​ta​ny stoi
tam i wy​ma​chu​je bre​locz​kiem, przy któ​rym

background image

niemaklu​czy​ków.

—Mojeklu​czewma​gicz​nyspo​sóbznik​nę​ły.

Gdziesą?—pyta.—Spóź​nięsięnamecz,je​śli
mi nie po​wiesz. A wte​dy pani Small wy​wa​li
mniezdru​ży​ny.

— Gdzieś je wy​rzu​ci​łem. Zde​cy​do​wa​nie po​-

win​naśso​biespra​wićto​reb​kęnaza​mek.Ni​g​dy
nie wia​do​mo, kie​dy ktoś ci coś z niej wy​cią​-
gnie.

—Do​brzewie​dzieć,żeje​steśklep​to​ma​nem.

Może mi z ła​ski swo​jej pod​po​wiesz, gdzie je
scho​wa​łeś?

Opie​ram się o ścia​nę i za​sta​na​wiam, co by

ktoś so​bie po​my​ślał, gdy​by przy​ła​pał nas tu
ra​zem.

—Sągdzieś,gdziejestmo​kro.Bar​dzo,bar​-

dzomo​kro—pod​po​wia​dam.

—Wba​se​nie?
Ki​wamgło​wą.
—Po​my​sło​wo,nie?
Pró​bu​jewgnieśćmniewścia​nę.
— Nor​mal​nie cię za​bi​ję. Le​piej mi je przy​-

nieś.

Gdy​bym jej nie znał, po​my​ślał​bym, że ze

mnąflir​tu​je.

Chy​bapo​do​ba​jąjejsięna​szegier​ki.
Ma​ma​ci​ta,prze​cieżmnieznasz.Mu​siszli​-

czyć sama na sie​bie, tak samo jak ja, gdy zo​-

background image

sta​wi​łaśmnienapar​kin​gu.

Prze​krzy​wia gło​wę, pa​trzy na mnie bła​gal​-

nie i robi smut​ną min​kę. Nie po​wi​nie​nem się
wpa​try​waćwjejna​dą​sa​neusta,botonie​bez​-
piecz​ne.Alenieje​stemwsta​niesiępo​wstrzy​-
mać.

—Po​każmi,gdzieonesą,Alex.Bła​gam.
Każę jej się jesz​cze chwi​lę de​ner​wo​wać, po

czym ustę​pu​ję. Więk​szość szko​ły jest pu​sta.
Po​ło​wa uczniów jest wła​śnie w dro​dze na
meczfut​bo​lo​wy,adru​gacie​szysię,żeniejest
wdro​dzenameczfut​bo​lo​wy.

Idzie​my na ba​sen. Świa​tła są zga​szo​ne, ale

przezoknawpa​daświa​tłosło​necz​ne.Klu​czy​ki
Brit​ta​ny są do​kład​nie tam, gdzie je wrzu​ci​łem
—wnaj​głęb​szymmiej​scu.Wska​zu​jęnabłysz​-
czą​cesrebr​neprzed​mio​typodwodą.

— Pro​szę, są tam. Mo​żesz je so​bie wy​cią​-

gnąć.

Brit​ta​nystoi,ob​cią​ga​jąckrót​kąspód​nicz​kęi

za​sta​na​wia​jącsię,jakmajewy​ło​wić.

Pod​cho​dzipew​nymkro​kiemdodłu​giejtycz​-

kiza​wie​szo​nejnaścia​nie,słu​żą​cejdopo​mo​cy,
gdyktośsiętopi.

—Ła​twi​zna—stwier​dza.
Alegdywkła​datycz​kędowody,prze​ko​nu​je

się, że to wca​le nie ta​kie pro​ste. Sto​ję na kra​-
wę​dziba​se​nuipo​wstrzy​mu​jęśmiech,przy​glą​-

background image

da​jącsię,jakpró​bu​jedo​ko​naćnie​moż​li​we​go.

— Za​wsze mo​żesz się ro​ze​brać do naga i

wsko​czyć.Będępil​no​wać,czyniktnieidzie.

Pod​cho​dzidomnie,ści​ska​jącmoc​notycz​kę.
—Chciał​byś,co?
— Zde​cy​do​wa​nie — stwier​dzam oczy​wi​sty

fakt.—Mu​szęcięjed​nakostrzec.Je​ślimaszna
so​biesta​rebar​cha​ny,znisz​czyszcałemojewy​-
obra​że​nieoto​bie.

— Dla two​jej wia​do​mo​ści, moje majt​ki są

ró​żo​we i z sa​ty​ny. A sko​ro już wy​mie​nia​my
się oso​bi​sty​mi in​for​ma​cja​mi: no​sisz bok​ser​ki
czysli​py?

—Anito,anito.Mójpta​szekniemagniazd​-

ka,je​śliwiesz,comamnamy​śli.—Nodo​bra,
to nie​praw​da. Ale sama bę​dzie mu​sia​ła to
spraw​dzić.

—Ohy​da,Alex.
— Nie oce​niaj zbyt po​chop​nie — rzu​cam i

idędodrzwi.

—Idzieszso​bie?
—No...tak.
—Niepo​mo​żeszmizklu​czy​ka​mi?
—No...nie.—Je​ślizo​sta​nę,bę​dziemnieku​-

si​ło,żebyspy​tać,czyniechcia​ła​byolaćme​czu
i spę​dzić cza​su ze mną. Zde​cy​do​wa​nie nie je​-
stem go​to​wy usły​szeć od​po​wie​dzi na to py​ta​-
nie.Gdysięzniądro​czę,ja​kośso​biera​dzę.Ale

background image

gdypo​ka​zu​jęswo​jepraw​dzi​weob​li​cze,takjak
tozro​bi​łemostat​nio,tra​cęczuj​ność.Niemogę
so​bienatowię​cejpo​zwo​lić.Otwie​ramdrzwii
rzu​cam Brit​ta​ny ostat​nie spoj​rze​nie, za​sta​na​-
wia​jącsię,czyzo​sta​wia​jącjąwtejchwi​li,oka​-
zu​ję się idio​tą, pa​lan​tem, tchó​rzem, czy może
wszyst​ki​mitrze​mana​raz.

Wdomu,zdalaodBrit​ta​nyijejklu​czy​ków,

szu​kambra​ta.Obie​ca​łemso​bie,żepo​ga​damz
Car​lo​sem w tym ty​go​dniu i już wy​star​cza​ją​co
dłu​goztymzwle​ka​łem.Za​nimzdą​żęsiępo​ła​-
pać, bę​dzie już miał za sobą ini​cja​cję do La​ty​-
no​skiejKrwi,naktó​rąskła​dasięry​tu​al​nelań​-
sko.

Znaj​du​ję Car​lo​sa w na​szym po​ko​ju, gdy

aku​ratwsu​wacośpodswo​jełóż​ko.

—Cotamcho​wasz?—py​tam.
Sie​dzinałóż​kuzza​ło​żo​ny​mirę​ka​mi.
Nada.Nic.
—Prze​stańściem​niać,Car​los.—Od​py​cham

go i się​gam pod jego łóż​ko. No pro​szę, pa​trzy
na mnie lśnią​ca be​ret​ta 25, jak​by so​bie ze
mnie kpi​ła. Wy​cią​gam pi​sto​let i trzy​ma​jąc go
wdło​ni,py​tam:—Skądtomasz?

—Nietwójin​te​res.
Pierw​szyrazwży​ciuna​praw​dęmamocho​-

tę sprać Car​lo​sa tak, żeby po​pa​mię​tał. Kor​ci
mnie,żebywci​snąćmutęsplu​węmię​dzyoczy

background image

ipo​ka​zać,ja​kietouczu​ciebyćczłon​kiemgan​-
gu:żyćwcią​głymstra​chuinie​pew​no​ści,któ​ry
dzieńoka​żesiętymostat​nim.

— Je​stem two​im star​szym bra​tem, Car​los.

Senosfuemipapa,

tatanieżyje,więctojamu​-

szęprze​mó​wićcidoroz​sąd​ku.—Pa​trzęnapi​-
sto​let. Są​dząc po cię​ża​rze, jest na​ła​do​wa​ny.
Jezu, gdy​by przy​pad​ko​wo wy​strze​lił, Car​los
mógł​byzgi​nąć.Aje​ślija​kimścu​demzna​la​zł​by
goLuis...cho​le​ra,niejestdo​brze.

Car​los pró​bu​je wstać, ale po​py​cham go z

po​wro​temnałóż​ko.

— Ty cho​dzisz ze splu​wą — skar​ży się. —

Cze​mujaniemogę?

—Wieszcze​mu.Bojana​le​żędogan​gu.Aty

nie.Tybę​dzieszsięuczyć,pój​dziesznastu​dia
ibę​dzieszżyłnor​mal​nie.

— Wy​da​je ci się, że mo​żesz za​pla​no​wać

nam przy​szłość? — war​czy Car​los. — Ja mam
wła​snepla​ny.

—Le​piej,żebyniewią​za​łysięzgan​giem.
Car​losnieod​po​wia​da.
Mam wra​że​nie, że już za póź​no i czu​ję, że

cia​łomamtwar​dezna​pię​ciajaksta​lo​wypręt.

Mogęniedo​pu​ścićdoini​cja​cji,aletyl​kopod

wa​run​kiemżeCar​loszgo​dzisięnamojąin​ter​-
wen​cję.

Zer​kam na zdję​cie De​sti​ny nad jego łóż​-

background image

kiem. Po​znał ją pod​czas wa​ka​cji w Chi​ca​go,
gdy oglą​da​li​śmy na molo Navy Pier sztucz​ne
ognie z oka​zji Dnia Nie​pod​le​gło​ści. Jej ro​dzi​na
miesz​kawGur​nee,aCar​lo​so​wito​tal​nieod​bi​ło
najejpunk​cie.Co​dzien​nieroz​ma​wia​jązesobą
przezte​le​fon.Jestmą​draijestMek​sy​kan​ką,a
gdy Car​los nas so​bie przed​sta​wiał i zo​ba​czy​ła
mnie i moje ta​tu​aże, tak się wy​stra​szy​ła, że
za​czę​łasięroz​glą​daćwo​kółsie​bieztakąpa​ni​-
kąwoczach,jak​byktośjąmiałza​strze​lićtyl​ko
dla​te​go,żestoidwame​tryodemnie.

— My​ślisz, że De​sti​ny bę​dzie chcia​ła z tobą

być,je​ślizo​sta​nieszuzbro​jo​nymgang​ste​rem?

—py​tam.
Brak od​po​wie​dzi. To do​brze. Da​łem mu do

my​śle​nia.

— Nie zdą​żysz na​wet po​wie​dzieć: ka​li​ber

dwa​dzie​ściapięć,aonajużcięrzu​ci.

WzrokCar​lo​sawę​dru​jenawi​szą​cenaścia​-

niezdję​cie.

— Car​los, spy​taj ją, gdzie chce stu​dio​wać.

Za​ło​żęsię,żejużwie.Je​ślichcesztegosa​me​go
coona,możesięwamudać.

Mój brat pod​no​si na mnie wzrok. Od​by​wa

we​wnętrz​ną wal​kę, wy​bie​ra mię​dzy tym, co
ła​twe—ży​ciemwgan​gu—atym,cowy​ma​ga
więk​sze​gowy​sił​ku,naprzy​kładDe​sti​ny.

—Prze​stańkum​plo​waćsięzWi​lem.Znajdź

background image

so​bie no​wych ko​le​gów, za​pisz się do dru​ży​ny
pił​kar​skiej,co​kol​wiek.Za​cznijsięza​cho​wy​wać
jakzwy​kłydzie​ciak,aresz​tęzo​stawmnie.

Wsa​dzamso​biebe​ret​tęzapa​sek,wy​cho​dzę

zdomuijadędoma​ga​zy​nu.

background image

27.Brittany

Spóź​ni​łam się na mecz. Po wyj​ściu Alek​sa

ro​ze​bra​łam się do bie​li​zny i wsko​czy​łam do
ba​se​nu po klu​cze. Dzię​ki Alek​so​wi zo​sta​łam
zde​gra​do​wa​na. Dar​le​ne, moja za​stęp​czy​ni w
dru​ży​nie che​er​le​ade​rek, zo​sta​ła ofi​cjal​nie ka​-
pi​ta​nem. Pół go​dzi​ny za​ję​ło mi su​sze​nie wło​-
sów i po​pra​wia​nie ma​ki​ja​żu w dam​skiej szat​-
ni. Pani Small była wście​kła, że spóź​ni​łam się
na mecz. Stwier​dzi​ła, że i tak mam szczę​ście,
że stra​ci​łam tyl​ko sta​no​wi​sko ka​pi​ta​na, a nie
zo​sta​łamwy​rzu​co​nazdru​ży​ny.

Po me​czu leżę z sio​strą na ka​na​pie w sa​lo​-

nie.Wło​sycią​glemiśmier​dząchlo​rem,alenie
mamsiłysiętymprzej​mo​wać.Poko​la​cjioglą​-
damja​kieśre​ali​tyshowiza​czy​na​jąmisiękle​-
ićoczy.

— Obudź się, Brit. Przy​szedł Co​lin — mówi

mama,po​trzą​sa​jącmniezara​mię.

Pod​no​szę gło​wę i wi​dzę nad sobą Co​li​na.

Uno​siręcedogóry.

—Go​to​wa?
Orany.Za​po​mnia​łamoim​pre​zieuSha​ne’a,

za​pla​no​wa​nej kil​ka mie​się​cy temu. W ogó​le
nieje​stemwna​stro​ju.

background image

—Olej​mytoizo​stań​mywdomu.
—Chy​bażar​tu​jesz?Wszy​scynanascze​ka​-

ją. Wy​klu​czo​ne, żeby omi​nę​ła nas naj​więk​sza
biba w roku. — Zer​ka na moje spodnie dre​so​-
we i ko​szul​kę z na​pi​sem „Zba​daj się”, co też
zro​bi​łamwze​szłymroku,gdybra​łamudziałw
mar​szu na rzecz wal​ki z ra​kiem pier​si. — Idź
się prze​brać, a ja za​cze​kam. Tyl​ko się po​-
spiesz.Możewło​żysztęczar​nąmini,wktó​rej
takmisiępo​do​basz?

Wlo​kę się do swo​je​go po​ko​ju. W ką​cie sza​-

fy,obokmo​jejko​szul​kinara​miącz​kachDKNY,
leży ban​da​na Alek​sa. Wy​pra​łam ją wczo​raj
wie​czo​rem,aleza​my​kamoczyipod​su​wamją
so​bie pod nos. Chcę spraw​dzić, czy po​zo​stał
naniejjegoza​pach.Zroz​cza​ro​wa​niemstwier​-
dzam, że czuć tyl​ko pro​szek do pra​nia. Nie
mam te​raz ocho​ty ana​li​zo​wać swo​ich uczuć,
zwłasz​czażenadolecze​kaCo​lin.

Prze​bra​niesięwczar​nąmi​ni​su​kien​kę,ukła​-

da​nie fry​zu​ry i ma​ki​jaż zaj​mu​je mi dłuż​szą
chwi​lę.Mamna​dzie​ję,żeCo​linsięniewku​rza,
żetakdłu​gototrwa.Mu​szędo​brzewy​glą​dać.
Mamanapew​nosko​men​tu​jemójwy​gląd.

Scho​dzę na dół i wi​dzę, że Co​lin sie​dzi na

brze​gu ka​na​py, zu​peł​nie igno​ru​jąc Shel​ley.
Chy​basięprzyniejstre​su​je.

Mama prze​pro​wa​dza „in​spek​cję” i maca

background image

mojewło​sy.

—Na​ło​ży​łaśod​żyw​kę?
Przed czy po nur​ko​wa​niu w ba​se​nie, żeby

od​zy​skaćklu​cze?Od​py​chamjejrękę.

—Mamo,pro​szę.
—Wy​glą​daszprze​ślicz​nie—kom​ple​men​tu​-

jemnieCo​linista​jeobok.

Na szczę​ście mama daje mi spo​kój, naj​wy​-

raź​niejza​do​wo​lo​naiuspo​ko​jo​naapro​ba​tąCo​-
li​na,mimożemojewło​syniewy​glą​da​jąide​al​-
nie.

W dro​dze do Sha​ne’a przy​glą​dam się chło​-

pa​ko​wi,zktó​rymje​stemoddwóchlat.Pierw​-
szyrazca​ło​wa​li​śmysięteżuSha​ne’a,wdru​-
giejkla​siepod​czasgrywbu​tel​kę.Ca​ło​wa​li​śmy
się na oczach wszyst​kich przez rów​nie pięć
mi​nut. Ow​szem, zmie​rzy​li nam czas. Od tego
cza​suje​ste​śmyparą.

—Cze​mutaknamniepa​trzysz?—pytaCo​-

lin,zer​ka​jącnamnie.

— Przy​po​mi​na​łam so​bie nasz pierw​szy po​-

ca​łu​nek.

—USha​ne’a.Nie​złyda​li​śmypo​pis,co?Na​-

wetczwar​to​kla​si​ścibylipodwra​że​niem.

—Ate​razmyje​ste​śmywczwar​tejkla​sie.
— I wciąż je​ste​śmy zło​tą parą, kot​ku —

stwier​dza Co​lin, za​jeż​dża​jąc pod dom Sha​-
ne’a. — No to czas za​czy​nać, zło​ta para przy​-

background image

je​cha​ła! — wrzesz​czy Co​lin, gdy wcho​dzi​my
dośrod​ka.

Co​linidziedochło​pa​ków,ajaszu​kamSier​-

ry.Jestwsa​lo​nie.Obej​mu​jemnienaprzy​wi​ta​-
nieiwska​zu​jemiej​sceoboksie​bienaka​na​pie.
Sie​dzi tam już Dar​le​ne i kil​ka in​nych che​er​le​-
ade​rek.

—Sko​roBritjużjest—mówiSier​ra—mo​-

że​mygrać.

—Kogoby​ściewo​la​łypo​ca​ło​wać?—za​czy​-

naMa​di​son.

Sier​raukła​dasięwy​god​niej.
— Na po​czą​tek coś ła​twe​go. Mops czy pu​-

del?

Wy​bu​chamśmie​chem.
—Wsen​siepies?
—Notak.
—Do​bra—mó​wię.Pu​dlesąsłod​kieimi​lut​-

kie,alemop​sysąbar​dziejmę​skieimająta​kie
groź​ne pyszcz​ki, jak​by chcia​ły po​wie​dzieć: Le​-
piejzemnąnieza​dzie​raj.Ichoćlu​bięsłod​kiei
mi​lu​sie,pu​deltonieto.—Mop​sa.

Mor​gansiękrzy​wi.
—Fuu!Janapew​nopu​dla.Mop​symająta​-

kie za​pad​nię​te mord​ki i tak cięż​ko dy​szą.
Śred​niaza​chę​tadoca​ło​wa​nia.

—Prze​cieżniebę​dzie​mytakna​praw​dępró​-

bo​wać,wa​riat​ko—śmie​jesięSier​ra.

background image

— Mam! — wo​łam. — Tre​ner Gar​ri​son czy

panHar​risodma​te​ma​ty​ki?

Wszyst​kiestwier​dza​jąjed​no​gło​śnie:
—Gar​ri​son!
—Aleznie​gocia​cho—mówiMe​gan.
Sier​rachi​cho​cze.
— Przy​kro mi to mó​wić, ale po​dob​no jest

ge​jem.

— Co ty ga​dasz — stwier​dza Me​gan. — Je​-

steśpew​na?Alena​wetje​śli,toitakwciem​no
bio​ręjego,anieHar​ri​sa.

— Te​raz ja — wtrą​ca się Dar​le​ne. — Co​lin

AdamsczyAlexFu​en​tes?

Wszyst​kie spoj​rze​nia kie​ru​ją się na mnie.

Na​gle Sier​ra sztur​cha mnie, da​jąc znać, że
mamy to​wa​rzy​stwo — Co​lin. Cze​mu Dar​le​ne
takmniewy​sta​wi​ła?

Wszyst​kie dziew​czy​ny pa​trzą na sto​ją​ce​go

zamnąCo​li​na.

— Uups. Sor​ki — rzu​ca Dar​le​ne, uda​jąc, że

jejsięwy​msknę​ło.

—Prze​cieżwia​do​mo,żeBrit​ta​nybywy​bra​-

ła Co​li​na — stwier​dza Sier​ra i wrzu​ca so​bie
pre​cel​kadoust.

Me​ganpa​trzyzezło​ścią.
—Dar​le​ne,cociod​bi​ło?
—Noco?Prze​cieżtotyl​koza​ba​wa,Me​gan.
— Tak, ale chy​ba ba​wi​my się w co in​ne​go

background image

niżty.

—Comichceszprzeztopo​wie​dzieć?Tyl​ko

dla​te​go,żeniemaszchło​pa​ka...

Co​linmianasiwy​cho​dzinapa​tio.Rzu​cam

Dar​le​newście​kłespoj​rze​nieiwci​cho​ścidu​cha
li​czę,żeMe​ganjejna​ga​da,poczymwy​cho​dzę
zaCo​li​nemnadwór.

Sie​dzinale​ża​kuprzyba​se​nie.
— Mu​sia​łaś się, do cho​le​ry, za​wa​hać, gdy

Dar​le​ne za​da​ła to py​ta​nie? — rzu​ca. — Zro​bi​-
łaśzemnieidio​tę.

—Mnieteżwku​rzy​ła.
Co​linpar​skaśmie​chem.
— Nie ro​zu​miesz? To nie Dar​le​ne jest tu

win​na.

— Czy​li uwa​żasz, że ja? Jak​bym sama się

pro​si​ła,żebybyćwpa​rzezAlek​sem.

Co​linwsta​je.
—Zabar​dzosięniesprze​ci​wia​łaś.
—Chceszsiękłó​cić,Co​lin?
— Może i tak. Na​wet nie sta​rasz się za​cho​-

wy​waćjakmojadziew​czy​na.

—Jakmo​żesztakmó​wić?Aktocięza​wiózł

doszpi​ta​la,gdyzwich​ną​łeśnad​gar​stek?Akto
wy​biegł na bo​isko i po​ca​ło​wał cię po two​im
pierw​szymprzy​ło​że​niu?Aktowze​szłymroku
przy​jeż​dżał do cie​bie co​dzien​nie, jak mia​łeś
ospę?

background image

Od​by​łamlek​cjęjaz​dy,choćsięotoniepro​-

si​łam.Pi​ja​nastra​ci​łamprzy​tom​nośćwra​mio​-
nachAlek​sa,aleniedzia​ła​łamprze​cieżwte​dy
świa​do​mie.Doni​cze​gozAlek​semniedo​szło.

Je​stemnie​win​na,na​wetje​ślimojemy​ślinie

za​wszetopo​świad​cza​ją.

— To było w ze​szłym roku. — Co​lin bie​rze

mnie za rękę i pro​wa​dzi do domu. — Mu​sisz
miudo​wod​nić,żemnieko​chasz.Te​raz.

Wcho​dzi​my do po​ko​ju Sha​ne’a, a Co​lin po​-

cią​gamniezasobąnałóż​ko.

Od​py​chamgo,kie​dyza​czy​napie​ścićmiszy​-

ję.

—Prze​stańsięza​cho​wy​waćtak,jak​bymcię

do cze​goś zmu​szał, Brit — mam​ro​cze Co​lin.
Łóż​ko skrzy​pi pod jego cię​ża​rem. — Od po​-
cząt​ku roku szkol​ne​go za​cho​wu​jesz się jak ja​-
kaścho​ler​nacnot​ka.

Sia​dampro​sto.
— Nie chcę, żeby nasz zwią​zek opie​rał się

na sek​sie. Pra​wie w ogó​le ze sobą nie roz​ma​-
wia​my.

—Notomów—stwier​dzaCo​lin,ajegoręce

wę​dru​jąnamojepier​si.

—Typierw​szy.Naj​pierwtycośpo​wiedz,a

po​temja.

—Tonaj​więk​szabzdu​ra,jakąkie​dy​kol​wiek

sły​sza​łem. Nie mam nic do po​wie​dze​nia, Brit.

background image

Je​ślitypo​trze​bu​jeszpo​ga​dać,tomów.

Od​dy​cham głę​bo​ko, zła, że czu​ję się swo​-

bod​niejzAlek​semniżtuzCo​li​nem.Niemo​że​-
my się roz​stać. Moja mama by za​czę​ła świ​ro​-
wać, moi przy​ja​cie​le by za​czę​li świ​ro​wać...
układsło​necz​nybysięroz​padł...

Co​linkła​dziemnieoboksie​bienałóż​ku.Nie

mogę z nim ze​rwać tyl​ko dla​te​go, że boję się
sek​su.Wkoń​cuonteżjesz​czetegoniero​bił.I
cze​ka na mnie, że​by​śmy mo​gli ra​zem prze​żyć
nasz pierw​szy raz. Więk​szość na​szych zna​jo​-
mychjużtoro​bi​ła.Możegłu​piosięza​cho​wu​ję.
Może cała moja fa​scy​na​cja Alek​sem to tyl​ko
wy​mów​ka,żebyniemu​siećtegozro​bićzCo​li​-
nem.

Ra​mięCo​li​naobej​mu​jemniewpa​sie.Je​ste​-

śmy ra​zem od dwóch lat. Po co nisz​czyć to
wszyst​ko z po​wo​du głu​pie​go za​uro​cze​nia
kimś,zkimniepo​win​namna​wetroz​ma​wiać?

GdyustaCo​li​naznaj​du​jąsiękil​kacen​ty​me​-

trówodmo​ich,mójwzrokna​gletę​że​je.Nako​-
mo​dzie stoi zdję​cie. Sha​ne i Co​lin na pla​ży
pod​czas ostat​nich wa​ka​cji. Są z nimi dwie
dziew​czy​ny, a Co​lin obej​mu​je moc​no jed​ną z
nich — ład​ną bru​net​kę z krót​ką roz​wi​chrzo​ną
fry​zur​ką. Uśmie​cha​ją się ra​do​śnie, jak​by łą​-
czy​łaichja​kaśwspól​nata​jem​ni​ca,któ​rejni​ko​-
muniezdra​dzą.

background image

Po​ka​zu​jęnazdję​cie.
—Ktoto?—py​tam,sta​ra​jącsięmó​wićlek​-

ko.

— A ta​kie dwie dziew​czy​ny, któ​re po​zna​li​-

śmynapla​ży—mówiiod​chy​lasię,żebyzer​k​-
nąćnazdję​cie.

—Jakmanaimięta,któ​rąobej​mu​jesz?
—Niewiem.Chy​baMiaczyja​kośtak.
—Wy​glą​da​ciejakpara—mó​wię.
— Prze​stań ga​dać bzdu​ry. Chodź tu — na​-

ka​zu​je, pod​cią​ga​jąc się do góry i za​sła​nia​jąc
mi zdję​cie swo​im cia​łem. — Te​raz chcę tyl​ko
cie​bie,Brit.

Co to zna​czy „te​raz”? Czy​li że la​tem chciał

Mię, a te​raz chce mnie? A może za dużo się
do​szu​ku​jęwjegosło​wach?

Za​nimuda​jemisiępójśćda​lejtymtro​pem,

Co​linpod​cią​gamisu​kien​kęista​nikpodbro​dę.
Sta​ramsiędo​pa​so​waćdosy​tu​acjiiprze​ko​nać
samą sie​bie, że moje wa​ha​nie wy​pły​wa wy​-
łącz​niezestra​chu.

—Za​mkną​łeśdrzwinaklucz?—py​tam,od​-

su​wa​jąc mój nie​po​kój w naj​dal​sze za​ka​mar​ki
umy​słu.

— Tak — od​po​wia​da Co​lin, sku​pio​ny wy​-

łącz​nienamo​ichpier​siach.

Wie​dząc,żepo​win​nambyćbar​dziejak​tyw​-

na, choć cięż​ko mi się do tego zmu​sić, do​ty​-

background image

kamwy​brzu​sze​nianaspodniachCo​li​na.

Co​linpod​no​sisię,od​py​chamojąrękęisam

roz​pi​naroz​po​rek.Opusz​czaspodniedoko​lani
mówi:

—Chodź,Brit.Spró​bu​je​mycze​gośno​we​go.
Cośtujestnietak,wszyst​kowy​da​jesięwy​-

re​ży​se​ro​wa​ne.Przy​su​wamsiębli​żej,choćmy​-
śla​mije​stemda​le​ko.

Drzwiuchy​la​jąsięipo​ja​wiasięwnichgło​-

wa Sha​ne’a. Jego usta roz​cią​ga​ją się w sze​ro​-
kimuśmie​chu.

—Ja​snadupa!Gdzieko​mór​ka,gdyczło​wiek

po​trze​bu​jezro​bićzdję​cie?

—Mó​wi​łeś,żeza​mkną​łeśdrzwinaklucz!—

rzu​cam z wście​kło​ścią do Co​li​na i szyb​ko na​-
cią​gam na sie​bie sta​nik i su​kien​kę. — Kła​ma​-
łeś.

Co​linza​sła​niasięko​cem.
—Doja​snejcho​le​ry,Sha​ne,dajnamodro​bi​-

nę pry​wat​no​ści, co? A ty, Brit, prze​stań się
drzećjakwa​riat​ka.

— Je​śli przy​pad​kiem nie za​uwa​ży​łeś, je​ste​-

ściewmoimpo​ko​ju—mówiSha​ne.Opie​rasię
o drzwi i pa​trzy na mnie zna​czą​co. — Brit,
przy​znajsię.Sąpraw​dzi​we?

—Alezcie​bieświ​nia,Sha​ne—mó​więiod​-

su​wamsięodCo​li​na.

Ze​ska​ku​ję z łóż​ka, a Co​lin sta​ra się zła​pać

background image

mniezarękę.

— Wra​caj, Brit. Prze​pra​szam, że nie za​-

mkną​łemdrzwi.Da​łemsiępo​nieśćchwi​li.

Pro​blem w tym, że nie​za​mknię​te drzwi to

tyl​ko je​den z po​wo​dów mo​jej wście​kło​ści. Bez
za​sta​no​wie​nia na​zwał mnie wa​riat​ką. I nie
bro​niłmnieprzedSha​ne’em.Od​wra​camsiędo
mo​je​gochło​pa​ka.

— Tak?! A ja daję się te​raz po​nieść moim

no​gomiwy​cho​dzę—krzy​czę.

O pierw​szej trzy​dzie​ści w nocy pa​trzę w

swo​impo​ko​junako​mór​kę.Co​lindzwo​niłtrzy​-
dzie​ści sześć razy. I zo​sta​wił dzie​sięć wia​do​-
mo​ści. Od​kąd Sier​ra od​wio​zła mnie do domu,
cał​ko​wi​cie go igno​ro​wa​łam. Głów​nie dla​te​go,
że mu​sia​łam naj​pierw tro​chę się uspo​ko​ić.
Strasz​niemiwstyd,żeSha​newi​działmniena
wpół nagą. Za​nim zna​la​złam Sier​rę i po​pro​si​-
łam ją, żeby od​wio​zła mnie do domu, co naj​-
mniejpięćosóbpod​śmie​wa​łosięjużzmo​je​go
strip​ti​zu w po​ko​ju Sha​ne’a. Nie chcę wy​bu​-
chaćtakjakmojamama,auSha​ne’anie​wie​le
mibra​ko​wa​ło.

Przy trzy​dzie​stym dzie​wią​tym te​le​fo​nie od

Co​li​na puls osią​gnął już chy​ba dol​ną gra​ni​cę
swo​ichmoż​li​wo​ścinatenwie​czór.

Wkoń​cuod​bie​ram.
—Prze​stańdomniewy​dzwa​niać—żą​dam.

background image

— Prze​sta​nę, je​śli wy​słu​chasz, co mam do

po​wie​dze​nia — stwier​dza Co​lin po dru​giej
stro​niesłu​chaw​ki,wy​raź​niezde​ner​wo​wa​ny.

—Notomów.Słu​cham.
Sły​szę,jakbie​rzegłę​bo​kiwdech.
— Prze​pra​szam, Brit. Prze​pra​szam, że nie

za​mkną​łem drzwi na klucz. Prze​pra​szam, że
chcia​łem upra​wiać seks. Prze​pra​szam, że jed​-
ne​muzmo​ichnaj​lep​szychkum​pliwy​da​jesię,
że jest za​baw​ny, cho​ciaż nie jest. Prze​pra​-
szam, że nie je​stem w sta​nie znieść wi​do​ku
cie​bie i Fu​en​te​sa na che​mii. Prze​pra​szam, że
sięzmie​ni​łempod​czaswa​ka​cji.

Nie wiem, co mam po​wie​dzieć. Fak​tycz​nie

się zmie​nił. A ja? Czy je​stem tą samą oso​bą,
któ​ra że​gna​ła się z nim przed wy​jaz​dem na
wa​ka​cje? Nie wiem. Jed​ną rzecz wiem jed​nak
napew​no.

—Co​lin,niechcęsięjużwię​cejkłó​cić.
—Jateżnie.Czymo​żeszpopro​stuwy​ka​so​-

waćdzi​siej​szywie​czórzpa​mię​ci?Obie​cu​ję,że
citowy​na​gro​dzę.Pa​mię​taszna​sząrocz​ni​cęw
ze​szłymroku,gdywu​jekza​brałnasces​snąna
je​dendzieńdoMi​chi​gan?

Po​le​cie​li​śmy do ja​kie​goś ku​ror​tu. Wie​czo​-

rem po​szli​śmy na ko​la​cję do re​stau​ra​cji, a na
sto​li​ku stał ogrom​ny bu​kiet czer​wo​nych róż i
tur​ku​so​wepu​de​łecz​ko.Wśrod​kubyłabran​so​-

background image

let​kaodTif​fa​ny’egozbia​łe​gozło​ta.

—Pa​mię​tam.
— Do​ku​pię ci kol​czy​ki do tej bran​so​let​ki,

Brit.

Niemamser​camumó​wić,żetonienakol​-

czy​kach mi za​le​ży. Bran​so​let​ka strasz​nie mi
siępo​do​baicałyczasjąno​szę.Aleto,comnie
wte​dyroz​czu​li​ło,toniesampre​zent,aleświa​-
do​mość,żeCo​linsta​nąłnagło​wie,żebyzor​ga​-
ni​zo​wać dla nas coś ab​so​lut​nie wy​jąt​ko​we​go.
O tym pa​mię​tam, pa​trząc na tę bran​so​let​kę.
Nie o pre​zen​cie, ale o in​ten​cji. Od​kąd za​czę​ła
się szko​ła, wi​dzę tyl​ko nie​wy​raź​ne prze​bły​ski
tegodaw​ne​goCo​li​na.

Dro​gie kol​czy​ki będą dla mnie sym​bo​lem

prze​pro​sin Co​li​na i będą mi cią​gle przy​po​mi​-
naćodzi​siej​szymwie​czo​rze.Mogąteżobu​dzić
we mnie po​czu​cie winy, zmu​sza​jąc do tego,
że​bym też mu coś dała... na przy​kład swo​je
dzie​wic​two. Być może Co​lin nie robi tego w
tymcelu,alejużsamfakt,żetakamyślpo​ja​-
wi​łamisięwgło​wie,cośzna​czy.Nie​po​trzeb​na
mitakapre​sja.

—Niechcękol​czy​ków,Co​lin.
—Acobyśwta​kimra​ziechcia​ła?Po​wiedz.
Po​trze​bu​ję chwi​li cza​su na za​sta​no​wie​nie.

Pół roku temu mo​gła​bym na​pi​sać książ​kę o
tym,cze​gobymchcia​ła.Aleodpo​cząt​kuroku

background image

szkol​ne​gowszyst​kosięzmie​ni​ło.

—Nara​zieniewiem,cze​gochcę.—Przy​kro

mi,żetomó​wię,aletakajestpraw​da.

—Ajakjużsiędo​wiesz,daszmiznać?
Tak,oilesiędo​wiem.

background image

28.Alex

W po​nie​dzia​łek nie mogę się do​cze​kać che​-

mii, ale sta​ram się nie wy​cią​gać w związ​ku z
tym zbyt da​le​ko po​su​nię​tych wnio​sków. Na
pew​no jed​nak to nie pa​nią P. chcę zo​ba​czyć,
tyl​koBrit​ta​ny.

Wcho​dzidokla​sytużprzeddzwon​kiem.
—Cześć—wi​tamsię.
— Cześć — mru​czy w od​po​wie​dzi. Nie

uśmie​cha się, wzrok ma przy​ga​szo​ny. Coś ją
zde​cy​do​wa​niegnę​bi.

— No do​brze — mówi pani P. — Przy​go​tuj​-

cie coś do pi​sa​nia. Zo​ba​czy​my, jak wam idzie
na​uka.

W głę​bi du​cha je​stem wście​kły na pa​nią P.,

że nie za​pla​no​wa​ła na dziś za​jęć la​bo​ra​to​ryj​-
nych, że​bym mógł po​roz​ma​wiać z Brit​ta​ny.
Zer​kamnaswo​jąparę.Chy​bawogó​leniejest
przy​go​to​wa​na. Bu​dzi się we mnie in​stynkt
opie​kuń​czy, choć nie mam do nie​go żad​nych
praw,ipod​no​szęrękę.

—Bojęsięspy​tać,ococho​dzi,Alex—mówi

paniP.,spo​glą​da​jącnamnie.

—Jed​nomałepy​tan​ko.
—Słu​cham.Tyl​koszyb​ko.

background image

— Mo​że​my ko​rzy​stać z po​mo​cy na​uko​-

wych,praw​da?

Na​uczy​ciel​ka pio​ru​nu​je mnie wzro​kiem

znadoku​la​rów.

—Nie,Alex,niemo​że​cieko​rzy​staćzpo​mo​-

cyna​uko​wych.Aje​ślisięnieprzy​go​to​wa​łeś,to
do​sta​nieszdużą,tłu​stąje​dyn​kę.Zro​zu​mia​no?

W od​po​wie​dzi zrzu​cam z gło​śnym hu​kiem

napod​ło​gęksiąż​ki.

PaniP.roz​da​jenamte​styiczy​tampierw​sze

py​ta​nie. „Gę​stość Al (alu​mi​nium) wy​no​si 2,7
gra​ma na mi​li​metr. Po​daj ob​ję​tość 10,5 gra​ma
Al(alu​mi​nium)”.

Ro​bięob​li​cza​nia,poczymzer​kamnaBrit​ta​-

ny.Wpa​tru​jesiępu​stymwzro​kiemwkart​kę.

Za​uwa​żamojespoj​rze​nieiwar​czytyl​ko:
—Co?
—Nic.Nada.
—Toprze​stańsięnamniega​pić.
Pani P. pa​trzy na nas. Bio​rę głę​bo​ki wdech,

żebysięuspo​ko​ićiwra​camdote​stu.CzyBrit​-
ta​ny na​praw​dę musi to ro​bić? Musi tak się
zmie​niaćbezostrze​że​nia?Cojąugry​zło?

Ką​tem oka wi​dzę, że moja para zdej​mu​je z

ha​czy​kaprzydrzwiachprze​pust​kęumoż​li​wia​-
ją​cąwyj​ściedoto​a​le​ty.Pro​blemwtym,żenie
po​mo​żejejtouciecprzedży​ciem.Powyj​ściuz
to​a​le​ty ży​cie wciąż bę​dzie to​czyć się da​lej.

background image

Prze​ko​na​łemsięotymnawła​snejskó​rze.Nie
dasięscho​waćwki​bluprzedpro​ble​ma​mi.

Popo​wro​ciedokla​syBrit​ta​nykła​dziegło​wę

na sto​le i roz​wią​zu​je test. Je​den rzut oka na
niąwy​star​czy,że​bymwie​dział,żewogó​lesię
nie sku​pia i robi to na od​wal. Pani P. zbie​ra
spraw​dzia​ny, a moja part​ner​ka wpa​tru​je się
pu​stymwzro​kiemprzedsie​bie.

—Je​śliciętopo​cie​szy—mó​więci​cho,żeby

tyl​ko ona mnie sły​sza​ła — w ósmej kla​sie ob​-
la​łem za​ję​cia z pierw​szej po​mo​cy, bo wsa​dzi​-
łemma​ne​ki​no​widoustza​pa​lo​ne​gopa​pie​ro​sa.

Brit​ta​ny na​wet nie pod​no​si gło​wy, tyl​ko

mówi:

—Su​per.
Z gło​śni​ków za​czy​na le​cieć mu​zy​ka, sy​gna​-

li​zu​jąc ko​niec lek​cji. Wi​dzę, że zło​ci​ste wło​sy
Brit​ta​ny nie pod​ska​ku​ją ze zwy​kłą ener​gią,
gdy wy​cho​dzi po​wo​li z kla​sy, o dzi​wo bez
swo​je​gochło​pa​ka.Za​sta​na​wiamsię,czyuwa​-
ża, że wszyst​ko jej się samo od ży​cia na​le​ży,
na​wetdo​brestop​nie.

Jamu​szęnawszyst​kocięż​kopra​co​wać.Nic

niespa​damiznie​ba.

— Hej​ka, Alex. — Obok mo​jej szaf​ki stoi

Car​men.Nodo​bra,nie​któ​rerze​czyspa​da​jąmi
znie​ba.

Quepasa?Cotam?

background image

Moja była dziew​czy​na na​chy​la się. Ma na

so​biebluz​kęzwy​jąt​ko​wodu​żymde​kol​tem.

—Idzie​mywkil​kaosóbpolek​cjachnapla​-

żę.Chcesziść?

—Mu​szępra​co​wać—mó​wię.—Możepóź​-

niejdowasdo​łą​czę.

My​ślęoweek​en​dziedwaty​go​dnietemu.Po

tym, jak po​je​cha​łem do Brit​ta​ny, a jej mat​ka
po​trak​to​wa​ła mnie z taką wyż​szo​ścią, po​nio​-
słomnie.

Za​pi​ja​nie ura​żo​nej dumy to głu​pi po​mysł.

Chcia​łem spę​dzić czas z Brit​ta​ny, po​być z nią
nie tyl​ko ze wzglę​du na wspól​ną na​ukę, ale
żeby do​wie​dzieć się też, co się kry​je za tymi
ja​sny​mi pu​kla​mi. Moja ko​le​żan​ka z ław​ki
mnie wy​sta​wi​ła. W prze​ci​wień​stwie do Car​-
men. Nie pa​mię​tam tego do​kład​nie, ale przy​-
po​mi​namso​biejakprzezmgłę,żeCar​mensta​-
ła ze mną w je​zio​rze i przy​tu​la​ła się do mnie.
A po​tem sie​dzia​ła mi na ko​la​nach przy ogni​-
sku, gdy pa​li​li​śmy coś znacz​nie moc​niej​sze​go
niż marl​bo​ro. W ta​kim sta​nie, gdy by​łem na​-
bz​dryn​go​lo​ny, upa​lo​ny i ura​żo​ny do ży​we​go,
każ​dadziew​czy​nabymipa​so​wa​ła.

Car​men była pod ręką, zwar​ta i go​to​wa, i

je​stemjejwin​nyprze​pro​si​ny,bona​wetje​ślito
ona za​rzu​ca​ła przy​nę​tę, nie po​wi​nie​nem się
na nią ła​pać. Będę się z nią mu​siał spo​tkać i

background image

prze​pro​sić,żeza​cho​wa​łemsięjakpa​lant.

Po lek​cjach wo​kół mo​je​go mo​to​cy​kla gro​-

ma​dzisiętłu​mek.Cho​le​ra,je​ślicośsięsta​łoz
Ju​lio, przy​rze​kam, że sko​pię ko​muś ty​łek. Nie
mu​szęsięprze​ci​skać,bogdysiępo​ja​wiam,lu​-
dziesamiro​biąmiprzej​ście.

Czu​ję, że wszy​scy się na mnie ga​pią, gdy

oce​niam akt wan​da​li​zmu wy​mie​rzo​ny prze​-
ciw​ko mo​je​mu mo​to​ro​wi. My​ślą, że się
wściek​nę.Noboktobysięod​wa​żyłprzy​mo​co​-
waćdokie​row​ni​cyró​żo​wątrąb​kęzdzie​cin​ne​-
go ro​wer​ka i przy​kle​ić do uchwy​tów lśnią​ce
ser​pen​ty​ny? Coś ta​kie​go ni​ko​mu nie uszło​by
nasu​cho.

Ni​ko​mupozaBrit​ta​ny.
Roz​glą​damsię,aleniemajejni​g​dziewpo​-

bli​żu.

—Tonieja—mówiszyb​koLuc​ky.
Całaresz​tateżsięwy​krę​ca.
Pa​da​jąsu​ge​stie,ktomógłbyćspraw​cą.„Co​-

lin Adams, Greg Han​son...” Nie słu​cham, bo
wiem aż za do​brze, kto za tym stoi. To moja
part​ner​kazche​mii,tasama,któ​raigno​ro​wa​ła
mniedziścałydzień.

Jed​nym ru​chem zry​wam ser​pen​ty​ny i od​-

krę​cam ró​żo​wy, gu​mo​wy klak​son. Ró​żo​wy.
Za​sta​na​wiam się, czy kie​dyś mia​ła go przy
swo​imro​wer​ku.

background image

— Zejdź​cie mi z dro​gi — mó​wię do ze​bra​-

nych wo​kół mnie lu​dzi. Dość szyb​ko się roz​-
cho​dzą,prze​ko​na​ni,żeje​stemwście​kłyiżew
związ​kuztymle​piejniewcho​dzićmiwdro​gę.
Cza​semzgry​wa​nietwar​dzie​lamapew​neza​le​-
ty. A jaka jest praw​da? Wy​ko​rzy​stam ró​żo​wą
trąb​kę i ser​pen​ty​ny jako wy​mów​kę, żeby
znówpo​roz​ma​wiaćzBrit​ta​ny.

Gdy zo​sta​ję sam, idę na bo​isko fut​bo​lo​we.

Dru​ży​nache​er​le​ade​rekmajakzwy​kletre​ning.

—Szu​kaszko​goś?
Od​wra​camsięiwi​dzęDar​le​neBo​ehm,ko​le​-

żan​kęBrit​ta​ny.

—JesttugdzieśBrit​ta​ny?—py​tam.
—Nie.
—Awiesz,gdziejest?
Alex Fu​en​tes do​py​tu​je się o Brit​ta​ny El​lis?

Spo​dzie​wamsię,żekażemispły​wać.Albood​-
cze​pićsięodBrit​ta​ny.

Za​miasttegoDar​le​nemówi:
—Po​je​cha​ładodomu.
Dzię​ku​ję pod no​sem, od​wra​cam się i wra​-

cam na par​king, po dro​dze wy​bie​ra​jąc nu​mer
mo​je​goku​zy​na.

—Warsz​tatSa​mo​cho​do​wyEn​ri​que.
—TuAlex.Spóź​nięsiędziśdopra​cy.
—Znówmu​siszzo​staćzakarępolek​cjach?
—Nie,nicztychrze​czy.

background image

— Do​pil​nuj tyl​ko, żeby skoń​czyć le​xu​sa dla

Chuya.Po​wie​dzia​łemmu,żemożegoode​brać
dziś o siód​mej, a wiesz, jaki jest, gdy nie wy​-
wią​żeszsięzobiet​ni​cy.

—Otosięniemartw—uspo​ka​jam,my​śląc

o po​zy​cji Chuya w Krwi. To gość, z któ​rym
niktniechceza​dzie​rać,gość,któ​ryuro​dziłsię
chy​bazja​kimśde​fek​temmó​zguinieznapo​ję​-
cia em​pa​tii. Je​śli ktoś oka​zu​je się nie​lo​jal​ny,
Chuy ma albo na​uczyć go lo​jal​no​ści na nowo,
albodo​pil​no​wać,żebyjużni​g​dyniebyłwsta​-
nie do​no​sić. Sto​su​jąc w tym celu wszel​kie
moż​li​we środ​ki, łącz​nie z groź​bą po​zba​wie​nia
ży​cia.—Zdą​żę.

Dzie​sięćmi​nutpóź​niejpu​kamdodrzwiEl​li​-

sówzró​żo​wątrąb​kąiwstąż​ka​miwdło​ni,sta​-
ra​jąc się wy​glą​dać tak, jak​bym miał wszyst​ko
wgłę​bo​kimpo​wa​ża​niu.

Kie​dy jed​nak Brit​ta​ny otwie​ra drzwi w po​-

wy​cią​ga​nym T-shir​cie i krót​kich spoden​kach,
od​bie​ramimowę.

Jej ja​sno​nie​bie​skie oczy otwie​ra​ją się sze​ro​-

ko.

—Cotyturo​bisz,Alex?
Po​da​jęjejtrąb​kęiwstąż​ki.
Wy​ry​wamijezręki.
— Nie wie​rzę, że przy​je​cha​łeś tu z po​wo​du

głu​pie​godow​ci​pu.

background image

— Mu​si​my po​ga​dać o paru spra​wach. Nie

tyl​koogłu​pichdow​ci​pach.

Prze​ły​kaner​wo​wośli​nę.
—Nieje​stemwnaj​lep​szejfor​mie,okej?Po​-

roz​ma​wia​my w szko​le. — Pró​bu​je za​mknąć
drzwi.

Cho​le​ra,niewie​rzę,żeza​cho​wamsięza​raz

jakja​kiśprze​śla​dow​cazfil​mów.Przy​trzy​mu​ję
drzwi, żeby nie mo​gła ich za​mknąć. Que mier​-
da!

—Alex,pro​szę.
—Wpuśćmnie.Nachwi​lę.Pro​szę.
Krę​cigło​wą,ajejaniel​skielocz​kiopa​da​jąto

najed​ną,tonadru​gąstro​nętwa​rzy.

— Moi ro​dzi​ce nie lu​bią, gdy ktoś do mnie

przy​cho​dzi.

—Asąwdomu?
—Nie.—Wzdy​cha,poczymotwie​razwa​-

ha​niemdrzwi.

Wcho​dzę do środ​ka. Dom jest więk​szy, niż

wy​glą​da z ze​wnątrz. Ścia​ny lśnią bie​lą, przez
co wnę​trze ko​ja​rzy mi się ze szpi​ta​lem. Przy​-
się​gam,żekurzniemiał​bychy​baod​wa​giosa​-
dzać się na pod​ło​gach i me​blach. W dwu​pię​-
tro​wym holu wzno​szą się ogrom​ne scho​dy i
mo​gły​by spo​koj​nie kon​ku​ro​wać z tymi z
Dźwię​ków mu​zy​ki,

któ​re ka​za​li nam oglą​dać w

gim​na​zjum.Pod​ło​galśnijakta​flawody.

background image

Brit​ta​ny mia​ła ra​cję. Nie pa​su​ję tu. Ale nie

ma to więk​sze​go zna​cze​nia, bo na​wet je​śli, to
onatujest,ajachcębyćtam,gdzieona.

—Oczymchcia​łeśpo​roz​ma​wiać?—pyta.
Na​praw​dęwo​lał​bym,żebyszor​tynieod​sła​-

nia​ły jej dłu​gich szczu​płych nóg. Nie mogę się
przez nie sku​pić. Od​wra​cam gło​wę, bo mu​szę
zawszel​kącenęza​cho​waćzdol​nośćlo​gicz​ne​go
my​śle​nia.Tocoztego,żemapo​nęt​nenogi.To
co,żejejoczysąprzej​rzy​stejakszkla​nekul​ki.
Toco,żepo​tra​fizgod​no​ściązno​sićpła​ta​nejej
psi​ku​sy,apo​temsięze​mścić.

Kogojachcęoszu​kać?Je​stemtutyl​kozjed​-

ne​go, oczy​wi​ste​go po​wo​du: chcę być bli​sko
niej.Mamgdzieśza​kład.

Chcę się do​wie​dzieć, jak roz​śmie​szyć tę

dziew​czy​nę. Chcę wie​dzieć, cze​mu pła​cze.
Chcę po​znać to uczu​cie, gdy pa​trzy na mnie
jaknary​ce​rzawlśnią​cejzbroi.

—Błii!—prze​ry​waci​szęgłosdo​cho​dzą​cyz

głę​bidomu.

—Za​cze​kajtu—mówiBrit​ta​nyibie​gnieko​-

ry​ta​rzemwpra​wo.—Za​razwra​cam.

Nie będę ster​czeć w holu jak ja​kiś pa​lant.

Idęzanią,wie​dząc,żeza​razzaj​rzędojejpry​-
wat​ne​goświa​ta.

background image

29.Brittany

Nie wsty​dzę się nie​peł​no​spraw​nej sio​stry.

Ale nie chcę, żeby Alex ją oce​niał. Nie znio​sę,
je​śli za​cznie się z niej śmiać. Okrę​cam się na
pię​cie.

—Niebar​dzoumieszsto​so​waćsiędopo​le​-

ceń,co?

Uśmie​chasię,jak​bymó​wił:Acze​gosięspo​-

dzie​wa​łaś,na​le​żędogan​gu?

—Mu​szęspraw​dzić,cozsio​strą.Mogę?
— Oczy​wi​ście. Będę miał oka​zję ją po​znać.

Spo​koj​nie.

Po​win​nam wy​wa​lić go z domu ra​zem z

tymi wszyst​ki​mi ta​tu​aża​mi. Po​win​nam, ale
tegoniero​bię.

Bez sło​wa pro​wa​dzę go do bi​blio​te​ki wy​ło​-

żo​nej ciem​ną, ma​ho​nio​wą bo​aze​rią. Shel​ley
sie​dzi na swo​im wóz​ku i z dzi​wacz​nie prze​-
krzy​wio​nągło​wąoglą​date​le​wi​zję.

Gdy orien​tu​je się, że ma to​wa​rzy​stwo, od​-

wra​ca wzrok od te​le​wi​zo​ra i pa​trzy naj​pierw
namnie,apo​temnaAlek​sa.

— To jest Alex — przed​sta​wiam go i wy​łą​-

czamte​le​wi​zor.—Ko​le​gazeszko​ły.

Shel​leyuśmie​chasiędoAlek​sakrzy​woina​-

background image

ci​skakłyk​cia​minaspe​cjal​nąkla​wia​tu​rę.

—Cześć—mówiko​bie​cygłoszkom​pu​te​ra.

Shel​ley na​ci​ska jesz​cze je​den kla​wisz. — Je​-
stemShel​ley—ar​ty​ku​łu​jekom​pu​ter.

Alexprzy​klę​ka,żebyzna​leźćsięnawy​so​ko​-

ści Shel​ley. Ten pro​sty gest sza​cun​ku chwy​ta
mnie za coś po​dej​rza​nie zbli​żo​ne​go do ser​ca.
Co​linza​wszeigno​ru​jemojąsio​stręitrak​tu​jeją
tak, jak​by była nie tyl​ko fi​zycz​nie i umy​sło​wo
upo​śle​dzo​na,aleteżśle​paigłu​cha.

— Jak się masz? — pyta Alex, po czym bie​-

rze sztyw​ną dłoń Shel​ley i po​trzą​sa nią na
przy​wi​ta​nie.—Faj​nykom​pu​ter.

— To tak zwa​ne urzą​dze​nie wspo​ma​ga​ją​ce

ko​mu​ni​ka​cję—wy​ja​śniam.—Po​ma​gajejsięz
namipo​ro​zu​mie​wać.

—Gra—mówikom​pu​ter.
Alex przy​su​wa się do Shel​ley. Wstrzy​mu​ję

od​dech i pil​nu​ję, żeby jej ręce nie zna​la​zły się
wpo​bli​żujegogę​stychwło​sów.

—Masztugry?—pyta.
— Tak — od​po​wia​dam za nią. — Ostat​nio

mafio​łanapunk​ciewar​ca​bów.Shel​ley,po​każ
mu,jaktodzia​ła.

Shel​ley stu​ka po​wo​li kłyk​cia​mi w ekran, a

Alexprzy​glą​dasię,wy​raź​nieza​fa​scy​no​wa​ny.

Na ekra​nie po​ja​wia się plan​sza do war​ca​-

bów,aShel​leysztur​charękęAlek​sa.

background image

—Typierw​sza—mówiAlex.
Shel​leykrę​cigło​wą.
—Chce,że​byśtyza​czął—wy​ja​śniam.
—Okej.—Alexdo​ty​kaekra​nu.
Wszyst​ko we mnie mięk​nie, gdy wi​dzę, jak

ten twar​dziel gra w mil​cze​niu z moją stra​szą
sio​strą.

— Nie bę​dzie ci prze​szka​dzać, je​śli pój​dę

przy​go​to​wać jej coś do je​dze​nia? — py​tam,
chcąc za wszel​ką cenę jak naj​szyb​ciej wyjść z
po​ko​ju.

—Mnąsięnieprzej​muj—od​po​wia​daAlex,

sku​pio​nynagrze.

— Nie mu​sisz da​wać jej fo​rów — rzu​cam

przedwyj​ściem.—Ra​dziso​biewwar​ca​bach.

— Hm, dzię​ki za za​ufa​nie, ale wła​ści​wie to

sta​ram się wy​grać — mówi Alex. Ma na twa​-
rzy sze​ro​ki, szcze​ry uśmiech i nie sta​ra się
zgry​wać pew​ne​go sie​bie lu​za​ka. Zde​cy​do​wa​-
niemu​szęstąducie​kać.

Kie​dykil​kami​nutpóź​niejwra​camdobi​blio​-

te​kizje​dze​niemShel​ley,Alexin​for​mu​je:

—Ogra​łamnie.
—Mó​wi​łam,żejestnie​zła.Alenara​zieko​-

niec war​ca​bów — ob​wiesz​czam Shel​ley, po
czym od​wra​cam się do Alek​sa. — Mam na​-
dzie​ję,żecinieprze​szka​dza,żejąna​kar​mię.

—Anitro​chę.

background image

Alex sia​da na ulu​bio​nym skó​rza​nym fo​te​lu

taty, a ja kła​dę tacę przed Shel​ley i kar​mię ją
mu​semjabł​ko​wym.Je​dze​niejakzwy​klelą​du​je
wszę​dziena​oko​ło.Od​chy​lamgło​węiwi​dzę,że
Alexprzy​glą​dasię,jakwy​cie​ramsio​strzeręcz​-
ni​kiemusta.

— Shel​ley. Po​win​naś była dać mu wy​grać.

No wiesz, z czy​stej uprzej​mo​ści. — Shel​ley w
od​po​wie​dzi krę​ci tyl​ko gło​wą. Mus spły​wa jej
po bro​dzie. — A więc to tak, co? — mó​wię,
ma​jącna​dzie​ję,żetenwi​dokniebrzy​dziAlek​-
sa. Może chcę go spraw​dzić, żeby się prze​ko​-
nać, czy po​tra​fi znieść ob​raz mo​je​go praw​dzi​-
we​goży​cia.Nara​ziezda​jenapiąt​kę.—Za​cze​-
kajtyl​ko,ażAlexso​biepój​dzie.Po​ka​żęciwte​-
dy,ktojestpraw​dzi​wymmi​strzemwar​ca​bów.

Moja sio​stra uśmie​cha się tym swo​im uro​-

czym,krzy​wymuśmie​chem—jakty​siącsłów
za​mknię​tych w jed​nej mi​nie. Przez chwi​lę za​-
po​mi​nam, że Alex wciąż się mi przy​glą​da.
Dziw​nie wpu​ścić go do swo​je​go ży​cia i domu.
Niepa​su​jetu,amimotonaj​wy​raź​niejwogó​le
mutonieprze​szka​dza.

— Cze​mu by​łaś dziś w ta​kim pod​łym na​-

stro​junache​mii?—pyta.

Bo moja sio​stra ma tra​fić do ośrod​ka, a

wczo​raj zo​sta​łam przy​ła​pa​na z go​ły​mi cyc​ka​-
mi,pod​czasgdyCo​linle​żałobokzespodnia​mi

background image

opusz​czo​ny​midoko​lan.

— Na pew​no sły​sza​łeś już obrzy​dli​we plot​-

ki.

— Nie, nic nie sły​sza​łem. Może wpa​dasz w

pa​ra​no​ję.

Może. Sha​ne nas wi​dział, a on nie umie

trzy​maćję​zy​kazazę​ba​mi.Zakaż​dymra​zem,
gdy ktoś spoj​rzał dziś w moją stro​nę, wy​da​-
wa​łomisię,żemusiwie​dzieć.Pa​trzęnaAlek​-
sa.

— Cza​sem bym chcia​ła, żeby były dni „po​-

wtór​ko​we”.

— Cza​sem bym chciał, żeby były lata „po​-

wtór​ko​we” — od​po​wia​da po​waż​nie. — Albo
dni,któ​remoż​naprze​wi​nąćdoprzo​du.

—Nie​ste​tywpraw​dzi​wymży​ciuniemapi​-

lo​ta. — Gdy Shel​ley koń​czy jeść, sa​dzam ją
przed te​le​wi​zo​rem i pro​wa​dzę Alek​sa do
kuch​ni. — Moje ży​cie nie wy​glą​da już wca​le
takide​al​nie,co?—py​tamiwyj​mu​jęzlo​dów​ki
cośdopi​cia.

Alex pa​trzy na mnie z cie​ka​wo​ścią w

oczach.

—Co?
Wzru​szara​mio​na​mi.
—Chy​bapopro​stuobo​jemamyswo​jepro​-

ble​my.Wmoimży​ciujestwię​cejde​mo​nówniż
wprze​cięt​nymhor​ro​rze.

background image

De​mo​nów? Prze​cież Alex ni​czym się nie

przej​mu​je.Ni​g​dysięnanicnieskar​ży.

—Ja​kiesątwo​jede​mo​ny?—py​tam.
Oye, gdy​bym ci o nich opo​wie​dział, ucie​-

kła​byśodemniegdziepieprzro​śnie.

—My​ślę,żezdzi​wił​byśsię,gdy​byświe​dział,

przedczymucie​kam,Alex.—Roz​le​gasiębi​cie
ze​ga​ra po dziad​ku. Raz. Dwa. Trzy. Czte​ry.
Pięć.

— Mu​szę le​cieć — stwier​dza Alex. — Może

po​uczy​mysięju​troposzko​le.Umnie.

—Ucie​bie?Popo​łu​dnio​wejstro​nie?
— Te​raz ja ci po​ka​żę ka​wa​łek swo​je​go ży​-

cia.Wcho​dziszwto?—pyta.

Prze​ły​kamśli​nę.
—Wcho​dzę.—Notogra​myda​lej.
Od​pro​wa​dzam go do drzwi i sły​szę, że pod

dom za​jeż​dża ja​kiś sa​mo​chód. Je​śli to mama,
to mam pro​blem. Nie​waż​ne, że na​sze spo​tka​-
nie było zu​peł​nie nie​win​ne, ona i tak się
wściek​nie.

Wy​glą​damprzezszy​bęwdrzwiachwej​ścio​-

wych i roz​po​zna​ję spor​to​wy sa​mo​chód Dar​le​-
ne.

—Onie.Przy​je​cha​łymojeko​le​żan​ki.
— Spo​koj​nie. Otwórz drzwi. Prze​cież i tak

nie mo​żesz uda​wać, że mnie tu nie ma. Na
pod​jeź​dziestoimójmo​tor.

background image

Mara​cję.Nieukry​jęfak​tu,żetujest.
Otwie​ram drzwi i wy​cho​dzę na dwór. Alex

idzie tuż za mną, gdy wy​cho​dzę na​prze​ciw
Dar​le​ne,Mor​ganiSie​rze.

— Cześć, dziew​czy​ny! — wi​tam się. Może

je​ślibędęzgry​waćnie​wi​niąt​ko,niezro​biąafe​-
ry z obec​no​ści Alek​sa. Mu​skam dło​nią ło​kieć
Alek​sa. — Wła​śnie oma​wia​li​śmy nasz pro​jekt
zche​mii.

Praw​da,Alex?
—Praw​da.
Sier​ra uno​si wy​so​ko brwi. Mam wra​że​nie,

że Mor​gan za​raz wy​cią​gnie te​le​fon, żeby po​-
wia​do​mić po​zo​sta​łe Emki, że z mo​je​go domu
wy​szedłwła​śnieAlexFu​en​tes.

— Mamy so​bie iść, że​by​ście mo​gli zo​stać

sami?—pytaDar​le​ne.

— Prze​stań ga​dać bzdu​ry — mó​wię tro​chę

zbytpo​spiesz​nie.

Alex pod​cho​dzi do swo​je​go mo​to​cy​kla. Ko​-

szu​la opi​na mu się na ide​al​nych, mu​sku​lar​-
nych ple​cach, a dżin​sy opi​na​ją się na ide​al​-
nych,mu​sku​lar​nych...

Wkła​da kask i wska​zu​je ręką w moim kie​-

run​ku.

—Wi​dzi​mysięju​tro.
Ju​tro.Unie​go.
Ki​wamgło​wą.

background image

Gdy Alex zni​ka z pola wi​dze​nia, Sier​ra

mówi:

—Cotomia​łobyć?
—Che​mia—mru​czę.
Mor​gan roz​dzia​wia bu​zię, nie mo​gąc otrzą​-

snąćsięzszo​ku.

—Ro​bi​li​ścieto?—pytaDar​le​ne.—Boprzy​-

jaź​nięsięztobąoddzie​się​ciulat,anapal​cach
jed​nej ręki mogę po​li​czyć, ile razy za​pro​si​łaś
mniedosie​biedodomu.

—Ro​bi​myra​zempro​jektzche​mii.
— To gang​ster, Brit. Le​piej o tym nie za​po​-

mi​naj—mówiDar​le​ne.

Sier​rakrę​cigło​wą:
— Za​czy​na ci się po​do​bać ktoś poza two​im

chło​pa​kiem?Co​linmó​wiłDo​ugo​wi,żeostat​nio
dziw​nie się za​cho​wu​jesz. Je​ste​śmy two​imi
przy​ja​ciół​ka​miiprzy​je​cha​ły​śmyprze​mó​wićci
doroz​sąd​ku.

Sia​damprzedwej​ściemisłu​champrzezpół

go​dzi​ny ich ga​da​nia na te​mat re​pu​ta​cji, chło​-
pa​kówilo​jal​no​ści.Mająra​cję.

—Przy​rzek​nijżemię​dzytobąiAlek​semnic

niema—mówiSier​ra,gdyzo​sta​je​mysame,a
Mor​gan i Dar​le​ne cze​ka​ją na nią w sa​mo​cho​-
dzie.

— Mię​dzy mną i Alek​sem nic nie ma — za​-

pew​niamją.—Przy​się​gam.

background image

30.Alex

Mamma​te​ma​ty​kę,gdydodrzwikla​sypuka

ochro​niarz i mówi na​uczy​cie​lo​wi, że musi
mniewy​pro​wa​dzićzlek​cji.Prze​wra​camocza​-
mi, bio​rę książ​ki i po​zwa​lam fa​ce​to​wi na​cie​-
szyć się moż​li​wo​ścią upo​ko​rze​nia mnie na
oczachca​łejkla​sy.

—Cotymra​zem?—py​tam.Wczo​rajwy​cią​-

gnę​limniezlek​cjizaob​rzu​ca​niesięje​dze​niem
nadzie​dziń​cuszkol​nym.Niejaza​czą​łem.Mo​-
głemwtymuczest​ni​czyć,aleniejaza​czą​łem.

—Idzie​mynamałąwy​ciecz​kędosalidoko​-

szy​ków​ki. — Idę za ochro​nia​rzem na bo​isko.
— Ale​jan​dro, nisz​cze​nie szkol​ne​go mie​nia to
bar​dzopo​waż​newy​kro​cze​nie.

—Ni​cze​gonieznisz​czy​łem.
—Mniepo​wie​dzia​nocoin​ne​go.
Po​wie​dzia​no? Jest ta​kie po​wie​dze​nie: „Kto

pierw​szy po​czu​je, od tego za​la​tu​je”. No więc
naj​praw​do​po​dob​niejdo​no​si​cielsamtozro​bił.

—Gdzietojest?
Ochro​niarzwska​zu​jenapod​ło​gę,gdziektoś

na​ma​lo​wał spray​em kiep​ską re​pli​kę sym​bo​lu
La​ty​no​skiejKrwi.

—Mo​żeszmiwy​ja​śnić,skądtosiętuwzię​-

background image

ło?

—Nie—od​po​wia​dam.
Pod​cho​dzidonasdru​giochro​niarz.
—Trze​baprze​szu​kaćjegoszaf​kę—mówi.
—Do​sko​na​łypo​mysł.—Znaj​dąwniejtyl​ko

skó​rza​nąkurt​kęipod​ręcz​ni​ki.

Gdy wpro​wa​dzam szyfr, obok prze​cho​dzi

aku​ratpaniP.

—Cosięsta​ło?—pytaochro​nia​rzy.
—Wan​da​lizm.Wsalidoko​szy​ków​ki.
Otwie​ramszaf​kęiod​su​wamsię,żebymo​gli

jąprze​szu​kać.

—Noipro​szę—mówije​denzochro​nia​rzy,

wyj​mu​jąc z gór​nej pół​ki pusz​kę czar​ne​go
sprayu. Po​ka​zu​je mi ją. — Da​lej bę​dziesz
twier​dzić,żeje​steśnie​win​ny?

— Ktoś mnie wro​bił. — Od​wra​cam się do

paniP.,któ​rapa​trzynamnieta​kimwzro​kiem,
jak​bym za​mor​do​wał jej kota. — Ja tego nie
zro​bi​łem — mó​wię. — Pani P., musi mi pani
uwie​rzyć.

— Wi​dzę już oczy​ma wy​obraź​ni, jak wsa​-

dza​jąmniezakrat​kizacoś,cozro​biłja​kiśkre​-
tyn.

Na​uczy​ciel​kakrę​cigło​wą.
— Alex, do​wo​dy świad​czą prze​ciw​ko to​bie.

Chcia​ła​bymciwie​rzyć,aletora​czejtrud​ne.—
Ochro​nia​rzebio​rąmniezdwóchstroniwiem,

background image

cosięda​lejsta​nie.PaniP.uno​sirękę,żebyich
po​wstrzy​mać.—Alex.Mu​siszmipo​móc.

Mamocho​tęwogó​lesięnietłu​ma​czyćipo​-

zwo​lićimżyćwprze​ko​na​niu,żetojaob​sma​-
ro​wa​łem szkol​ną pod​ło​gę. Pew​nie i tak nie
będą chcie​li mnie słu​chać. Ale pani P. pa​trzy
namniewzro​kiemmło​do​cia​ne​gobun​tow​ni​ka,
któ​ry chce udo​wod​nić ca​łe​mu świa​tu, że się
myli.

— Sym​bol wy​glą​da zu​peł​nie ina​czej — tłu​-

ma​częjej.Od​sła​niamra​mię.—Tojestsym​bol
La​ty​no​skiej Krwi. Pię​cio​ra​mien​na gwiaz​da z
dwie​mapa​ra​miwi​dełwy​cho​dzą​cy​migórąili​-
te​ra​mi LK po​środ​ku. Na pod​ło​dze ktoś na​ma​-
lo​wał sze​ścio​ra​mien​ną gwiaz​dę z dwo​ma
strza​ła​mi.NiktzLa​ty​no​skiejKrwiniepo​peł​nił​-
byta​kie​gobłę​du.

PaniP.od​wra​casiędoochro​nia​rzy:
—Gdziejestdok​torAgu​ir​re?
— Na spo​tka​niu z ko​mi​sa​rzem. Se​kre​tar​ka

mó​wi​ła,żebymunieprze​szka​dzać.

Pe​ter​sonzer​kanaze​ga​rek.
— Za pięt​na​ście mi​nut mam lek​cję. Joe,

skon​tak​tuj się z dok​to​rem Agu​ir​re przez krót​-
ko​fa​lów​kę.

Joe, ochro​niarz, nie jest za​chwy​co​ny jej po​-

le​ce​niem.

— Ale prze​cież wła​śnie do ta​kich przy​pad​-

background image

kównasza​trud​nio​no.

—Wiem.AleAlexjestmoimuczniemipro​-

szęmiuwie​rzyćnasło​wo,żewżad​nymra​zie
niemożedziśopu​ścićmo​jejlek​cji.

Joe wzru​sza ra​mio​na​mi i wzy​wa przez ra​-

dio dok​to​ra Agu​ir​re, pro​sząc, żeby przy​szedł
do skrzy​dła L. Gdy se​kre​tar​ka pyta, czy spra​-
wa jest pil​na, pani P. za​bie​ra Jo​emu krót​ko​fa​-
lów​kę i mówi, że oso​bi​ście uzna​ła spra​wę za
pil​ną,wzwiąz​kuzczymdok​torAgu​ir​repo​wi​-
nienna​tych​miastprzyjśćdoskrzy​dłaL.

Dwie mi​nu​ty póź​niej po​ja​wia się Agu​ir​re z

po​waż​nąminą.

—Ococho​dzi?
— Akt wan​da​li​zmu w sali gim​na​stycz​nej —

in​for​mu​jeJoe.

Agu​ir​renie​ru​cho​mie​je.
—Cho​le​ra,Fu​en​tes.Zno​wuty?
—Tonieja.
—Wta​kimra​ziekto?
Wzru​szamra​mio​na​mi.
— Dok​to​rze Agu​ir​re, on nie kła​mie — po​-

twier​dzaPe​ter​son.—Możemniepanzwol​nić,
je​ślisięmylę.

Agu​ir​re krę​ci gło​wą, po czym od​wra​ca się

doochro​nia​rza.

— Wy​ślij Chuc​ka na salę, niech spró​bu​je to

ja​kośdo​czy​ścić.—Wy​mie​rzawemniepusz​kę

background image

ze spray​em. — Ale ostrze​gam cię, Alex. Je​śli
się do​wiem, że to ty, to każę cię nie tyl​ko za​-
wie​sić, ale na do​da​tek aresz​to​wać. Zro​zu​mia​-
łeś?

Ochro​nia​rzeod​da​la​jąsię,aAgu​ir​remówi:
— Alex, nie mó​wi​łem ci tego wcze​śniej, ale

po​wiemte​raz.Wogól​nia​kuuwa​ża​łem,żecały
świat jest prze​ciw​ko mnie. By​łem do cie​bie
bar​dzo po​dob​ny. Po​trze​bo​wa​łem cho​ler​nie
dużocza​su,żebysięprze​ko​nać,żetojaje​stem
swo​imnaj​więk​szymwro​giem.Gdywresz​cieto
so​bieuświa​do​mi​łem,zu​peł​niezmie​ni​łemswo​-
jeży​cie.PaniPe​ter​sonijanieje​ste​śmytwo​imi
wro​ga​mi.

—Wiem—przy​zna​jęina​praw​dęwtowie​-

rzę.

— To do​brze. A te​raz mam waż​ne spo​tka​-

nie. Prze​pra​szam, ale mu​szę wra​cać do ga​bi​-
ne​tu.

— Dzię​ku​ję, że mi pani uwie​rzy​ła — zwra​-

camsiędopaniP.poodej​ściuAgu​ir​re.

—Wiesz,ktotona​ma​lo​wał?—pyta.
Pa​trzę jej pro​sto w oczy i mó​wię zgod​nie z

praw​dą:

— Nie mam po​ję​cia. Ale je​stem pew​ny, że

ra​czejża​denzmo​ichprzy​ja​ciół.

Pe​ter​sonwzdy​cha.
— Gdy​byś nie na​le​żał do gan​gu, Alex, nie

background image

miał​byśta​kichpro​ble​mów.

—Tak,alemiał​byminne.

background image

31.Brittany

Wy​glą​da na to, że część z was uwa​ża mój

przed​miotzamałoważ​ny—mówipaniPe​ter​-
son. Za​czy​na nam roz​da​wać wczo​raj​sze
spraw​dzia​ny.

Kulę się w krze​śle, gdy pani Pe​ter​son pod​-

cho​dzidosta​no​wi​ska,któ​redzie​lęzAlek​sem.
Na​praw​dęniepo​trze​bamijesz​czedo​dat​ko​wo
jejgnie​wu.

—Do​braro​bo​ta—mówina​uczy​ciel​kaikła​-

dzie mój test przede mną, od​po​wie​dzia​mi do
dołu. Po​tem od​wra​ca się do Alek​sa. — Jak na
ko​goś, kto chce zo​stać na​uczy​cie​lem che​mii,
nie naj​le​piej pan za​czy​na, pa​nie Fu​en​tes. Je​śli
nie bę​dziesz przy​go​to​wy​wać się do lek​cji,
może na przy​szłość dwa razy się za​sta​no​wię,
za​nimwsta​więsięzatobą.

Kła​dzie przed Alek​sem jego spraw​dzian,

trzy​ma​jącgomię​dzykciu​kiemapal​cemwska​-
zu​ją​cym, jak​by kart​ka była zbyt obrzy​dli​wa,
żebydo​ty​kaćjąresz​tąpal​ców.

— Pro​szę, że​byś zo​stał chwi​lę po lek​cji —

mówi,poczymod​da​jeresz​tęspraw​dzia​nów.

Nie ro​zu​miem, cze​mu pani Pe​ter​son mnie

nieob​je​cha​ła.Od​wra​camkart​kęiwi​dzęnagó​-

background image

rze dużą piąt​kę. Po​cie​ram so​bie czo​ło i wpa​-
tru​ję się w spraw​dzian jesz​cze raz. Mu​sia​ła
zajść ja​kaś po​mył​ka. Nie mija jed​nak na​wet
uła​mek se​kun​dy, a już wiem, komu mam po​-
dzię​ko​wać za oce​nę. Do​sta​ję praw​dą jak obu​-
chemwgło​wę.Pa​trzęnaAlek​sa,któ​rywci​ska
swójnie​za​li​czo​nyspraw​dziandoksiąż​ki.

— Cze​mu to zro​bi​łeś? — Cze​kam, aż pani

Pe​ter​son skoń​czy roz​ma​wiać z Alek​sem po
lek​cji i do​pie​ro wte​dy za​czy​nam. Sto​ję przy
jegoszaf​ce,aonwła​ści​wieniezwra​canamnie
uwa​gi.Po​sta​na​wiamnieprzej​mo​waćsięspoj​-
rze​nia​mi,któ​reczu​jęnakar​ku.

—Niewiem,oczymmó​wisz—od​po​wia​da.
Ja​sne!
—Za​mie​ni​łeśna​szete​sty.
Alexza​trza​sku​jeszaf​kę.
—Słu​chaj,tonicta​kie​go.
Nie​praw​da.Od​cho​dzi,jak​byuznał,żetoza​-

ła​twia spra​wę. Wi​dzia​łam prze​cież, jak pil​nie
roz​wią​zu​je za​da​nia, a kie​dy zer​k​nę​łam na
dużą,czer​wo​nąje​dyn​kęnajegote​ście,roz​po​-
zna​łamwła​snąpra​cę.

Po lek​cjach wy​bie​gam ze szko​ły, żeby go

zła​pać. Sie​dzi już na mo​to​cy​klu i szy​ku​je się
dood​jaz​du.

—Alex,cze​kaj!
Je​stem ze​stre​so​wa​na i od​gar​niam wło​sy za

background image

ucho.

—Wska​kuj—rzu​ca.
—Co?
—Wska​kuj.Je​ślichceszmipo​dzię​ko​waćza

to, że ura​to​wa​łem ci ty​łek na che​mii, jedź do
mnie. Wczo​raj nie żar​to​wa​łem. Ty uchy​li​łaś
za​sło​nydoswo​je​goży​cia,więcjachcęuchy​lić
doswo​je​go.Tochy​bauczci​wyukład,nie?

Roz​glą​dam się po par​kin​gu. Część osób pa​-

trzy w na​szą stro​nę, go​to​wa roz​po​wia​dać już
otym,żeroz​ma​wiamzAlek​sem.Je​ślifak​tycz​-
nieznimpo​ja​dę,plot​kiro​zej​dąsięlo​tembły​-
ska​wi​cy.

Dźwięk ry​czą​ce​go sil​ni​ka mo​to​ru Alek​sa

każemiwró​cićdonie​gomy​śla​mi.

—Niebójsiętego,coso​biepo​my​ślą.
Pa​trzęnanie​go:najegopo​szar​pa​nedżin​sy,

skó​rza​ną kurt​kę i czer​wo​no-czar​ną ban​da​nę,
któ​rą wła​śnie za​wią​zał so​bie na gło​wie. Na
bar​wyjegogan​gu.

Po​win​nam być prze​ra​żo​na. Ale na​gle przy​-

po​mi​nam so​bie, jak za​cho​wał się wczo​raj w
sto​sun​kudoShel​ley.

Adocho​le​ry.
Prze​kła​dam tor​bę z książ​ka​mi na ple​cy i

wsia​damnamo​tor.

— Trzy​maj się moc​no — mówi i ukła​da so​-

bie moje ręce wo​kół pasa. Sam do​tyk jego sil​-

background image

nych dło​ni przy​trzy​mu​ją​cych moje jest dla
mnie jak in​tym​na piesz​czo​ta. Za​sta​na​wiam
się,czyAlexod​czu​watopo​dob​nie,aleszyb​ko
od​su​wam od sie​bie tę myśl. Alex Fu​en​tes to
twar​dyfa​cet.Do​świad​czo​ny.Nieeks​cy​tu​jesię
zwy​kłymdo​ty​kiemdło​ni.

Alex mu​ska opusz​ka​mi pal​ców moje dło​nie

i do​pie​ro po​tem ła​pie za kie​row​ni​cę. O Boże.
Wcojasiępa​ku​ję?

Wy​jeż​dża​mynapeł​nymga​ziezpar​kin​gu,a

ja obej​mu​ję Alek​sa moc​niej w pa​sie, czu​jąc
jegotwar​dejakska​łamię​śniebrzu​cha.Prze​ra​-
ża mnie pręd​kość, z jaką je​dzie​my. Krę​ci mi
sięwgło​wie,jak​bymznaj​do​wa​łasięnako​lej​ce
gór​skiej,bezza​bez​pie​cze​nia.

Mo​to​cyklsta​jenaświa​tłach.Od​chy​lamsię.
Alex par​ska śmie​chem i po zmia​nie świa​teł

znów ga​zu​je. Ści​skam go kur​czo​wo w pa​sie i
wci​skamtwarzwjegople​cy.

Gdywkoń​cusięza​trzy​mu​je​my,Alexopie​ra

mo​tor na nóż​ce, a ja roz​glą​dam się wo​ko​ło.
Ni​g​dy wcze​śniej nie by​łam na tej uli​cy. Domy
sąstrasz​nie...małe.Więk​szośćmatyl​kojed​no
pię​tro. Kot się mię​dzy nimi nie prze​ci​śnie.
Mimożesta​ramsięzwal​czyćwso​bietouczu​-
cie,zprzy​kro​ściści​skamniewdoł​ku.

Mój dom jest co naj​mniej sie​dem, a może

na​wet osiem czy dzie​więć razy więk​szy od

background image

domu Alek​sa. Wiem, że ta część mia​sta jest
bied​na,ale...

—Tobyłbłąd—mówiAlex.—Od​wio​zęcię

dodomu.

—Cze​mu?
—Mię​dzyin​ny​mizewzglę​dunawy​razod​-

ra​zynatwo​jejtwa​rzy.

—Nieczu​jęod​ra​zy.Ra​czejjestmiprzy​kro...
— Ni​g​dy się nade mną nie uża​laj — ostrze​-

ga.—Je​stembied​ny,aleniebez​dom​ny.

—Wta​kimra​zieza​pro​siszmniedośrod​ka,

czy nie? Lu​dzie po dru​giej stro​nie uli​cy ga​pią
sięnamnie,boje​stembia​ła.

—Tu​tajna​zy​wa​jącię„śnie​żyn​ką”.
—Niecier​pięśnie​gu.
Alexuśmie​chasięsze​ro​ko.
— Ale nie ze wzglę​du na zim​no, qu​eri​da. Ze

wzglę​dunaśnież​no​bia​łąskó​rę.Chodźzemną
iniegapsięnasą​sia​dów,na​wetje​ślionisięna
cie​biega​pią.

Wy​czu​wamjegonie​pew​ność,gdypro​wa​dzi

mniedodomu.

— A więc tak to wy​glą​da — za​pra​sza mnie

ge​stemdośrod​ka.

Sa​lonjestpew​niemniej​szyodnaj​mniej​sze​-

go po​ko​ju w moim domu, ale za to cie​pły i
przy​tul​ny.Naka​na​pieleżądwako​lo​ro​weweł​-
nia​ne koce, któ​ry​mi z przy​jem​no​ścią bym się

background image

na​kry​ła w chłod​niej​szą noc. U mnie w domu
niemako​ców.Mamykoł​dry...szy​tenaza​mó​-
wie​nie,żebypa​so​wa​łydowy​stro​juwnę​trza.

Cho​dzę po domu Alek​sa, mu​ska​jąc me​ble

pal​ca​mi.Napó​łecz​cezwy​pa​lo​ny​miczę​ścio​wo
świe​ca​mistoizdję​cieprzy​stoj​ne​gomęż​czy​zny.
Czu​ję cie​pło cia​ła Alek​sa, gdy za​trzy​mu​je się
tużzamną.

—Totwójtata?—py​tam.
Po​twier​dzaski​nie​niemgło​wy.
—Niechcęso​biena​wetwy​obra​żać,cobym

czu​ła, gdy​bym to ja stra​ci​ła tatę. — Mimo że
nie ma go zbyt czę​sto w domu, sta​no​wi sta​ły
ele​mentmo​je​goży​cia.Cią​glewy​ma​gamodro​-
dzi​ców cze​goś wię​cej. A może po​win​nam po
pro​stusięcie​szyć,żewogó​leichmam?

Alexwpa​tru​jesięwzdję​cieswo​je​gotaty.
— Za​raz po je​steś oszo​ło​mio​na i pró​bu​jesz

nie do​pusz​czać do sie​bie praw​dy. To zna​czy
wiesz,żenieżyje,aleczu​jeszsięjakwemgle.
Po​tem ży​cie wra​ca na daw​ne tory i po pro​stu
za nim po​dą​żasz. — Wzru​sza ra​mio​na​mi. —
Wkoń​cuprze​sta​jeszmy​ślećotymażtakdużo
iidzieszda​lej.Niemain​ne​gowyj​ścia.

—Totro​chęjakspraw​dzian.—Do​strze​gam

swo​jeod​bi​ciewlu​strzenaścia​nie.Od​ru​cho​wo
prze​cze​su​jępal​ca​miwło​sy.

—Cią​gletoro​bisz.

background image

—Co?
—Po​pra​wiaszso​biewło​syima​ki​jaż.
— A co złe​go w tym, że sta​ram się do​brze

wy​glą​dać?

—Nic,pókinieza​mie​niasiętowob​se​sję.
Opusz​czam ręce, ża​łu​jąc, że nie mogę ich

so​bieprzy​kle​ićdobo​kównasta​łe.

—Niemamob​se​sji.
Alexwzru​szara​mio​na​mi.
— Czy to na​praw​dę ta​kie waż​ne, żeby lu​-

dzieuwa​ża​licięzapięk​ną?

— Nie ob​cho​dzi mnie, co my​ślą inni — kła​-

mię.

— Bo je​steś... pięk​na, zna​czy się. Ale to nie

po​win​nomiećdlacie​bieażta​kie​gozna​cze​nia.

Wiem o tym. Ale w mo​ich sfe​rach cu​dze

ocze​ki​wa​niamająogrom​nezna​cze​nie.Asko​ro
oocze​ki​wa​niachmowa...

—Cocipo​wie​dzia​łapaniPe​ter​sonpolek​cji?
—E,tocozwy​kle.Żeje​ślinieza​cznętrak​to​-

wać na​uki po​waż​nie, za​mie​ni moje ży​cie w
kosz​mar.

Prze​ły​kam śli​nę, nie do koń​ca pew​na, czy

po​win​nam in​for​mo​wać go o swo​ich za​mia​-
rach.

—Po​wiemjej,żepod​mie​ni​łeśtete​sty.
— Nie rób tego — mówi i od​su​wa się ode

mnie.

background image

—Cze​mu?
—Boniemapoco.
— Jest po co. Mu​sisz mieć do​bre stop​nie,

żebydo​staćsięna...

— Na co? Na do​bre stu​dia? Nie żar​tuj. Nie

idę na stu​dia i do​brze o tym wiesz. Wy, dzie​-
cia​ki z bo​ga​tych do​mów, tak się przej​mu​je​cie
śred​nią, jak​by sta​no​wi​ła o wa​szej war​to​ści. Ja
tego nie po​trze​bu​ję, więc nie mu​sisz mi wy​-
świad​czać żad​nej przy​słu​gi. Wy​star​czy mi
trója z che​mii. Waż​ne tyl​ko, żeby ogrze​wa​cze
byłyeks​tra.

Je​śli o mnie cho​dzi, zro​bię wszyst​ko, żeby

naszpro​jektzo​stałoce​nio​nynaszóst​kę.

— Gdzie twój po​kój? — zmie​niam te​mat.

Kła​dę tor​bę z książ​ka​mi na pod​ło​dze w sa​lo​-
nie.

—Po​kójbar​dzodużomówioczło​wie​ku.
Alex wska​zu​je na ja​kieś drzwi z boku.

Więk​szośćnie​wiel​kiejprze​strze​nizaj​mu​jątrzy
łóż​ka,miej​scawy​star​czatyl​konamałąko​mo​-
dę.Roz​glą​damsiępoma​łympo​ko​iku.

—Dzie​lępo​kójzdwo​mabrać​mi—wy​ja​śnia

Alex. — Nie ma tu spe​cjal​nie miej​sca na pry​-
wat​ność.

—Po​zwólmizgad​nąć,któ​rełóż​kojesttwo​-

je—mó​więzuśmie​chem.

Przy​glą​dam się każ​de​mu łóż​ku. Na jed​nej

background image

ścia​nie wisi zdję​cie ład​nej la​ty​no​skiej dziew​-
czy​ny.

—Hm...—mru​czę,zer​ka​jącnaAlek​saiza​-

sta​na​wia​jącsię,czytakwy​glą​dajegoide​ał.

Mi​jam po​wo​li Alek​sa i przy​glą​dam się dru​-

gie​mu łóż​ku. Wi​szą nad nim zdję​cia pił​ka​rzy.
Nałóż​kupa​nu​jeba​ła​ganicałajegopo​wierzch​-
niajestza​sła​napo​roz​rzu​ca​ny​miubra​nia​mi.

Na ścia​nie przy trze​cim łóż​ku nic nie wisi,

jak​byoso​ba,któ​rananimspa​ła,byłatutyl​ko
go​ściem.Tonie​malsmut​ne,bodwiepierw​sze
ścia​ny tak wie​le mó​wią o oso​bach, któ​re pod
nimiśpią,atajed​najestcał​kiemgoła.

Sia​dam na łóż​ku Alek​sa — na tym smut​-

nymipu​stym—ipa​trzęmuwoczy.

—Two​jełóż​kodużooto​biemówi.
—Tak?Aco?
—Za​sta​na​wiamsię,cze​muuwa​żasz,żenie

za​ba​wisztudłu​go?—py​tam.—Chy​bażetak
na​praw​dęchcesziśćnastu​dia.

Alexopie​rasięofra​mu​gę.
—Niewy​ja​dęzFa​ir​field.Ni​g​dy.
—Nieza​le​życinawyż​szymwy​kształ​ce​niu?
—Te​razga​daszjakcho​ler​nydo​rad​caza​wo​-

do​wywszko​le.

— Nie chcesz się stąd wy​rwać i za​cząć żyć

na wła​sny ra​chu​nek? Od​ciąć się od prze​szło​-
ści?

background image

—Dlacie​biewy​jazdnastu​diatouciecz​ka—

stwier​dza.

— Uciecz​ka? Alex, w ogó​le nie wiesz, o

czym mó​wisz. Idę na taką uczel​nię, z któ​rej
będę mia​ła bli​sko do sio​stry. Naj​pierw mia​ło
to być Nor​th​we​stern, a te​raz Uni​wer​sy​tet Ko​-
lo​ra​do.Mojeży​cieza​le​żyodwi​dzi​mi​sięmo​ich
ro​dzi​ców i od tego, gdzie aku​rat chcą od​dać
moją sio​strę. Je​śli chcesz iść na ła​twi​znę, to
fak​tycz​nietuzo​stań.

— My​ślisz, że to pro​ste być gło​wą ro​dzi​ny?

Cho​le​ra, pil​no​wa​nie, żeby mama nie za​czę​ła
się za​da​wać z ja​kimś łaj​da​kiem i żeby moi
bra​cia nie za​czę​li brać ja​kie​goś gów​na, to wy​-
star​cza​ją​cypo​wód,że​bymtuzo​stał.

—Przy​kromi.
—Pro​si​łem,że​byśsięnademnąnieli​to​wa​-

ła.

— Nie — mó​wię, pa​trząc mu w oczy. —

Czu​jesz się tak moc​no zwią​za​ny ze swo​ją ro​-
dzi​ną,amimotoniemaszprzyłóż​kunicswo​-
je​go, jak​byś miał w każ​dej chwi​li stąd odejść.
Ztegopo​wo​dumiprzy​kro.

Alexrobikrokwtyłiprze​ry​wami:
— Skoń​czy​łaś już swo​ją psy​cho​ana​li​zę? —

pyta.

Wra​camzanimdosa​lo​nu,wciążsięza​sta​-

na​wia​jąc, jak Alex wi​dzi swo​ją przy​szłość.

background image

Mam wra​że​nie, że jest go​to​wy opu​ścić ten
dom... albo ten świat. Czy to moż​li​we, że nie
kła​dąc przy łóż​ku nic swo​je​go, Alex w ja​kimś
sen​sieszy​ku​jesięnaśmierć?Żecze​kagotaki
samlosjakjegoojca?

Czytowła​śniemiałnamy​śli,mó​wiącode​-

mo​nach?

Przezko​lej​nedwiego​dzi​nysie​dzi​mynaka​-

na​piewsa​lo​nieitwo​rzy​mywstęp​nyplanpro​-
jek​tu ogrze​wa​czy do rąk. Alex jest dużo mą​-
drzej​szy, niż my​śla​łam. Ta piąt​ka z te​stu nie
była przy​pad​ko​wa. Ma mnó​stwo po​my​słów,
jakze​braćma​te​ria​ływIn​ter​ne​cieiwbi​blio​te​-
cenate​matspo​so​bukon​struk​cjiogrze​wa​czyi
róż​nych ich za​sto​so​wań. Po​trzeb​ne nam będą
od​czyn​ni​ki, któ​re do​star​czy pani Pe​ter​son,
pla​sti​ko​wewo​recz​kizsu​wa​kiem,wktó​rychje
umie​ści​my, a żeby do​dat​ko​wo za​punk​to​wać,
po​sta​na​wia​my zro​bić fu​te​rał z ma​te​ria​łu, któ​-
ryku​pi​mywskle​piekra​wiec​kim.Ce​lo​wosku​-
piam się na che​mii i nie zba​czam na żad​ne
oso​bi​stete​ma​ty.

Za​my​kampod​ręcz​nikiwi​dzęką​temoka,że

Alexprze​cze​su​jeso​bierękąwło​sy.

— Słu​chaj, nie chcia​łem być dla cie​bie nie​-

przy​jem​ny.

—Nicnieszko​dzi.By​łamzbytwścib​ska.
—Maszra​cję.

background image

Robi mi się przy​kro i wsta​ję. Ła​pie mnie za

rękęisa​dzaznównaka​na​pie.

— Nie. Masz ra​cję co do mnie. Nie mam tu

nicswo​je​go.

—Cze​mu?
—Przeztatę—mówiipa​trzynazdję​ciepo

prze​ciw​nej stro​nie po​ko​ju. Za​ci​ska moc​no po​-
wie​ki. — Boże, tak strasz​nie krwa​wił. —
Otwie​raznówoczyiwi​dzimojespoj​rze​nie.—
Na​uczy​ło mnie to jed​ne​go: nikt nie jest tu na
za​wsze. Trze​ba żyć chwi​lą, każ​dym dniem...
byćtuite​raz.

—Acze​gobyśchciałte​raz?—Bojachcia​ła​-

bym uśmie​rzyć jego ból i za​po​mnieć o wła​-
snym.

Mu​skamójpo​li​czekko​niusz​ka​mipal​ców.
Wstrzy​mu​jęod​dech.
— Chcesz mnie po​ca​ło​wać, Alex? — py​tam

szep​tem.

Dios mio, mój Boże, chcę cię po​ca​ło​wać...

po​czuć two​je usta, twój ję​zyk. — De​li​kat​nie
prze​su​wa pal​cem wzdłuż mo​ich warg. —
Chcesz, że​bym cię po​ca​ło​wał? Tyl​ko my bę​-
dzie​myotymwie​dzie​li,niktinny.

background image

32.Alex

Brit​ta​ny wy​su​wa ję​zyk i ob​li​zu​je swo​je ide​-

al​ne usta w kształ​cie ser​ca, któ​re dzię​ki temu
lśniąi,oJezu,takstrasz​nieku​szą.

—Niedraż​nijmniewtenspo​sób—ję​częz

usta​mile​d​wiekil​kacen​ty​me​trówodjejust.

Jejksiąż​kispa​da​jąnady​wan.WzrokBrit​ta​-

ny po​dą​ża za nimi, ale je​śli stra​cę te​raz jej
uwa​gę, chwi​la może na za​wsze mi​nąć. Chwy​-
tam ją pod bro​dę i de​li​kat​nie od​wra​cam do
sie​bie.

Pa​trzy na mnie tym swo​im bez​bron​nym

wzro​kiem.

—Aje​ślitobę​dziecośzna​czyć?—pyta.
—Tocowte​dy?
—Obie​cajmi,żetoniebę​dzieniczna​czyć.
Od​chy​lamgło​węiopie​ramoka​na​pę.
—Toniebę​dzieniczna​czyć.—Czytonieja

po​wi​nie​nem być w tej sy​tu​acji fa​ce​tem i opo​-
wia​daćsięzabra​kiemzo​bo​wią​zań?

—Ibezję​zycz​ka—do​da​je.
Mi vida, je​śli cię po​ca​łu​ję, to gwa​ran​tu​ję,

żezję​zycz​kiem.

Wahasięchwi​lę.
—Obie​cu​ję,żetoniebę​dzieniczna​czyć.

background image

Na​praw​dę nie spo​dzie​wam się, że to zro​bi.

My​ślę,żesięzemnądro​czy,żespraw​dzagra​-
ni​ce mo​jej wy​trzy​ma​ło​ści. Ale gdy przy​my​ka
po​wie​ki i na​chy​la się bli​żej, do​cie​ra do mnie,
że sta​nie się. Dziew​czy​na mo​ich ma​rzeń,
dziew​czy​na, któ​ra przy​po​mi​na mnie jak nikt
innynaświe​cie,chcemniepo​ca​ło​wać.

Gdy tyl​ko od​chy​la gło​wę, bio​rę spra​wy w

swo​jeręce.Na​szeustasty​ka​jąsięprze​lot​nie,a
za​raz po​tem wsu​wam pal​ce w jej wło​sy, nie
prze​sta​jącjejca​ło​wać,czu​leide​li​kat​nie.Kła​dę
dłońnajejpo​licz​ku,czu​jącpodszorst​ki​mipal​-
ca​mi jej skó​rę, mięk​ką jak u nie​mow​lę​cia.
Mojecia​łodo​ma​gasię,że​bymszedłzacio​sem,
ale mózg (ten w gło​wie) trzy​ma mnie na wo​-
dzy.

Brit​ta​ny wzdy​cha z za​do​wo​le​niem, jak​by

naj​chęt​niej ni​g​dy nie wy​su​wa​ła się z mo​ich
ob​jęć.

Mu​skam czub​kiem ję​zy​ka jej war​gi, chcąc

za​chę​cić ją do roz​chy​le​nia ust. Jej ję​zyk nie​-
śmia​łospo​ty​kasięzmoim.Na​szewar​giiję​zy​-
ki łą​czą się w po​wol​nym, ero​tycz​nym tań​cu,
za​nim od​głos otwie​ra​nia drzwi wej​ścio​wych
nie każe Brit​ta​ny ode​rwać się ode mnie gwał​-
tow​nie.

Cho​le​ra.Je​stemwście​kły.Popierw​szedla​te​-

go, że za​tra​ci​łem się kom​plet​nie w po​ca​łun​ku

background image

Brit​ta​ny. Po dru​gie dla​te​go, że chcia​łem, żeby
ta chwi​la trwa​ła wiecz​nie. A po trze​cie dla​te​-
go, że mama i bra​cia wró​ci​li do domu w naj​-
gor​szymmoż​li​wymmo​men​cie.

Brit​ta​ny usi​łu​je uda​wać bar​dzo za​ję​tą i

schy​la się po książ​ki. Mama i bra​cia sto​ją w
drzwiachiwy​trzesz​cza​jąoczy.

— Cześć, mamo — rzu​cam dużo bar​dziej

zde​ner​wo​wa​ny,niżpo​wi​nie​nem.

Wi​dząc su​ro​wą minę mia​my wiem, że nie

jestza​chwy​co​nafak​tem,żeprzy​ła​pa​łanasna
po​ca​łun​ku, któ​ry wy​glą​dał jak wstęp do cze​-
gośpo​waż​niej​sze​go.

— Luis i Car​los, do po​ko​ju — roz​ka​zu​je

mama, po czym wcho​dzi do sa​lo​nu i pró​bu​je
się opa​no​wać. — Nie przed​sta​wisz mnie ko​le​-
żan​ce,Ale​jan​dro?

Brit​ta​nywsta​jezksiąż​ka​miwręce.
—Dzieńdo​bry,je​stemBrit​ta​ny.—Mimoże

moje pal​ce i jaz​da mo​to​cy​klem zmierz​wi​ły jej
roz​ja​śnio​nesłoń​cemwło​sy,itakjestprze​ślicz​-
na. Brit​ta​ny wy​cią​ga rękę na po​wi​ta​nie. —
Uczy​li​śmysięzAlek​semche​mii.

— To, co wi​dzia​łam, to na pew​no nie była

na​uka — stwier​dza mama, igno​ru​jąc wy​cią​-
gnię​tąrękęBrit​ta​ny.

Wi​dać,żeBrit​ta​nyjestprzy​kro.
Mama,dajjejspo​kój—mó​więostro.

background image

—Mójdomtoniebur​del.
Por fa​vor, mama — pro​szę roz​draż​nio​ny.

—Tyl​kosięca​ło​wa​li​śmy.

— Od ca​ło​wa​nia pro​sta dro​ga do ro​bie​nia

ni​ńos,

Ale​jan​dro.

— Chodź​my stąd — mó​wię kom​plet​nie za​-

że​no​wa​ny. Bio​rę kurt​kę z ka​na​py i za​rzu​cam
jąnasie​bie.

— Prze​pra​szam, je​śli w ja​kiś spo​sób pa​nią

ura​zi​łam,paniFu​en​tes—od​zy​wasięBrit​ta​ny,
wy​raź​niezde​ner​wo​wa​na.

Mama igno​ru​je jej prze​pro​si​ny i idzie z za​-

ku​pa​midokuch​ni.

Na dwo​rze Brit​ta​ny bie​rze głę​bo​ki wdech.

Przy​się​gam, brzmi to tak, jak​by trzy​ma​ła się
tyl​konaj​więk​szymwy​sił​kiemwoli.Nienaj​lep​-
szy sce​na​riusz: przy​pro​wa​dzam dziew​czy​nę
do domu, ca​łu​ję dziew​czy​nę, moja mama ob​-
ra​ża dziew​czy​nę, dziew​czy​na wy​cho​dzi z pła​-
czem.

— Nie przej​muj się. Po pro​stu zwy​kle nie

przy​pro​wa​dzamdziew​czyndodomu.

Wy​ra​zi​stenie​bie​skieoczyBrit​ta​nyro​biąsię

zim​neida​le​kie.

—Towogó​leniepo​win​nosięstać—mówi,

od​chy​la​jąc ra​mio​na do tyłu, sztyw​na jak po​-
sąg.

—Aleco?Po​ca​łu​nekczyto,żetakbar​dzoci

background image

siępo​do​bał?

—Jamamchło​pa​ka—przy​po​mi​na,sku​pia​-

jącsięnapa​skuodmar​ko​wejtor​bynaksiąż​ki.

—Sie​biechceszotymprze​ko​naćczymnie?

—py​tam.

— Nie od​wra​caj kota ogo​nem. Nie chcę

mar​twić mo​ich przy​ja​ciół. Nie chcę mar​twić
mamy. I Co​li​na... na​praw​dę mam mę​tlik w
gło​wie.

Wy​cią​gamprzedsie​bieręceipod​no​szęgłos,

cze​go zwy​kle sta​ram się nie ro​bić, bo jak
słusz​nie za​uwa​żył Paco, ozna​cza to, że na​-
praw​dę mi za​le​ży. A nie za​le​ży. Bo niby cze​-
mu?Mójumysłkażemisięprzy​mknąćwtym
sa​mymmo​men​cie,wktó​rymotwie​ramusta.

— Nie ro​zu​miem. On cię trak​tu​je jak ja​kieś

cho​ler​netro​feum.

— W ogó​le nie ro​zu​miesz, co jest mię​dzy

mnąiCo​li​nem...

—Tomnieoświeć,doja​snejcho​le​ry—rzu​-

camostroinieje​stemwsta​nienadtymza​pa​-
no​wać.Po​cząt​ko​wopo​wstrzy​mu​jęsięodtego,
co tak na​praw​dę chcę po​wie​dzieć, ale za​raz
po​tem wy​pa​lam: — Bo ten po​ca​łu​nek... coś
zna​czył.Wieszotymrów​niedo​brzejakja.No
pro​szę,po​wiedzmi,żeby​ciezCo​li​nemjestod
tegolep​sze.

Brit​ta​nyod​wra​cagwał​tow​niewzrok.

background image

—Niezro​zu​miesz.
—Prze​ko​naj​mysię.
—Gdylu​dziewi​dząmniezCo​li​nem,mó​wią

o tym, jacy je​ste​śmy ide​al​ni. No wiesz, zło​ta
para.Ro​zu​miesz?

Pa​trzę na nią z nie​do​wie​rza​niem. To ja​kiś

pie​przo​nyobłęd.

— Ro​zu​miem. Tyl​ko nie wie​rzę wła​snym

uszom. Czy by​cie ide​ałem na​praw​dę zna​czy
dlacie​bieażtakdużo?

Za​pa​dadłu​ga,nie​przy​jem​naci​sza.Do​strze​-

gam prze​błysk smut​ku w tych jej sza​fi​ro​wych
oczach, ale nie​mal w tej sa​mej chwi​li zni​ka.
Brit​ta​nyrobisięna​glebar​dzopo​waż​na.

— Daw​no się nad tym nie za​sta​na​wia​łam,

aletak.Zna​czy—przy​zna​jewkoń​cu.—Moja
sio​straniejestide​al​na,więcktośmusi.

To naj​bar​dziej ża​ło​sne bred​nie, ja​kie w ży​-

ciusły​sza​łem.Krę​cęzod​ra​zągło​wąiwska​zu​-
jęnaJu​lio.

— Wsia​daj, to od​wio​zę cię do szko​ły po

twójsa​mo​chód.

Brit​ta​ny wsia​da w mil​cze​niu na mo​tor.

Trzy​ma się ode mnie tak da​le​ko, że le​d​wie ją
zasobączu​ję.Kusimnie,żebypo​je​chaćokręż​-
nądro​gą,byletyl​kojaz​datrwa​ładłu​żej.

Jestcier​pli​waiko​cha​ją​cawzglę​demsio​stry.

Bóg je​den wie, że nie był​bym w sta​nie kar​mić

background image

łyż​ką żad​ne​go z mo​ich bra​ci i ocie​rać mu ust
chu​s​tecz​ką. Dziew​czy​na, któ​rą po​są​dza​łem
kie​dyś o ego​cen​tryzm, zde​cy​do​wa​nie nie jest
jed​no​wy​mia​ro​wa.

Dios mio,

mój Boże, na​praw​dę ją po​dzi​-

wiam. Ja​kimś cu​dem obec​ność Brit​ta​ny wno​si
w moje ży​cie coś, cze​go w nim bra​ko​wa​ło,
coś...do​bre​go.

Alejakmamjąotymprze​ko​nać?

background image

33.Brittany

Za​po​mnę o po​ca​łun​ku z Alek​sem, mimo że

całą noc nie spa​łam i od​twa​rza​łam go w my​-
ślach.Wdro​dzedoszko​ły,na​stęp​ne​godniapo
po​ca​łun​ku, któ​re​go ni​g​dy nie było, za​sta​na​-
wiam się, czy mam igno​ro​wać Alek​sa. Choć
wła​ści​wie to nie wcho​dzi w grę, bo mamy ra​-
zemche​mię.

O nie. Che​mia. Co​lin się cze​goś do​my​śli?

Może ktoś wczo​raj wi​dział, że ra​zem od​jeż​-
dża​my i mu po​wie​dział? Wie​czo​rem wy​łą​czy​-
łamko​mór​kę,żebyniemu​siećzni​kimga​dać.

Uch.Cze​mumojeży​ciemusibyćtakskom​-

pli​ko​wa​ne? Mam chło​pa​ka. No do​bra, jest
ostat​nio dość na​tar​czy​wy i nie in​te​re​su​je go
nicpozasek​sem.Ajamamtegodość.

Ale Alex jako mój chło​pak to abs​trak​cja.

Jego mama już mnie nie​na​wi​dzi. Jego była
dziew​czy​na chce mnie za​bić — ko​lej​ny zły
znak. Poza tym pali, co w ogó​le nie jest faj​ne.
Mo​gła​bym stwo​rzyć bar​dzo dłu​gą li​stę mi​nu​-
sów.

No do​bra, zna​la​zły​by się też pew​nie ja​kieś

plu​sy. Kil​ka dro​bia​zgów tak mało zna​czą​cych,
żewza​sa​dzienie​war​tychwspo​mi​na​nia.

background image

Alexjestmą​dry.
Mawy​mow​nespoj​rze​nie,któ​rezdra​dza,że

kry​je się w nim dużo wię​cej, niż po​ka​zu​je
świa​tu.

Zod​da​niemzaj​mu​jesięprzy​ja​ciół​mi,ro​dzi​-

ną,ana​wetmo​to​cy​klem.

Do​ty​kałmnietak,jak​bymbyłazeszkła.
A ca​ło​wał, jak​by chciał za​pa​mię​tać ten po​-

ca​łu​nekdokoń​caży​cia.

Wi​dzę się z nim po raz pierw​szy w cza​sie

prze​rwy obia​do​wej. Cze​kam w ko​lej​ce w sto​-
łów​ce, a Alex stoi o jed​ną oso​bę przede mną.
Od​dzie​lanasodsie​biejed​nadziew​czy​na,Nola
Linn. Na do​da​tek strasz​nie wol​no się prze​su​-
wa.

Alex ma na so​bie wy​tar​te, po​szar​pa​ne na

ko​la​nachdżin​sy.Wło​sywpa​da​jąmudooczui
mam ocho​tę mu je od​gar​nąć. Gdy​by Nola nie
za​sta​na​wia​łasiętakdłu​gonadwy​bo​remowo​-
ców...

Alexza​uwa​ża,żesięmuprzy​glą​dam.Szyb​-

kozwra​camcałąswo​jąuwa​gęnazupędnia.

Mi​ne​stro​ne.
— Bu​lio​nów​ka czy mi​secz​ka, skar​bie? —

pytaMary,na​szaku​char​ka.

— Mi​secz​ka — mó​wię i wpa​tru​ję się z na​-

głymza​in​te​re​so​wa​niemwto,jakna​le​wacho​-
chel​kązupędomi​ski.

background image

Z mi​ską w rę​kach wy​mi​jam szyb​ko Nolę i

sta​jęprzyka​sie.Za​razzaAlek​sem.

Od​wra​ca się, jak​by wie​dział, że za nim idę.

Jegooczywwier​ca​jąsięwmojeiprzezchwi​lę
mam wra​że​nie, jak​by resz​ta świa​ta prze​sta​ła
ist​nieć i zo​sta​li​śmy tyl​ko my dwo​je. Tak bar​-
dzo bym chcia​ła wtu​lić się w jego ra​mio​na i
po​czuć wo​kół sie​bie ich cie​pło, że za​sta​na​-
wiamsię,czyme​dy​cy​nado​pusz​czamoż​li​wość
fi​zycz​ne​go uza​leż​nie​nia od dru​gie​go czło​wie​-
ka.

Chrzą​kam.
— Two​ja ko​lej — mó​wię i ki​wam gło​wą w

stro​nękasy.

Alex pod​cho​dzi ze swo​ją tacą z ka​wał​kiem

piz​zy.

—Zaniąteżpła​cę—wska​zu​jenamnie.
Ka​sjer​kakiwanamniepal​cem.
—Comasz?Mi​skęmi​ne​stro​ne?
— Tak, ale... Alex, nie mu​sisz za mnie pła​-

cić.

— Nie bój się. Stać mnie na mi​skę zupy —

stwier​dza obron​nym to​nem i po​da​je ka​sjer​ce
trzydo​la​ry.

Co​lin wpy​cha się do ko​lej​ki i sta​je obok

mnie.

— Prze​suń się. Znajdź so​bie wła​sną dziew​-

czy​nę,żebysięnaniąga​pić—war​czynaAlek​-

background image

sa,żebysięgopo​zbyć.

Bła​gam w du​chu, żeby Alex nie od​gryzł się

Co​li​no​wi,mó​wiącona​szympo​ca​łun​ku.Wszy​-
scywko​lej​cesięnanasga​pią.Czu​jęnakar​ku
ich spoj​rze​nia. Alex od​bie​ra resz​tę i bez oglą​-
da​niasięzasie​biewy​cho​dzinadwórwswo​je
zwy​kłemiej​sce.

Czu​ję się strasz​ną ego​ist​ką, bo chcę z obu

świa​tówto,conaj​lep​sze.Chcęza​cho​waćwi​ze​-
ru​nek,któ​ryzta​kimtru​demtwo​rzy​łam.ACo​-
lin jest jego dużą czę​ścią. Ale chcę też Alek​sa.
Nie mogę prze​stać my​śleć o tym, żeby znów
zna​leźćsięwjegora​mio​nachiżebymnieca​ło​-
wałdoutra​tytchu.

Co​linmówidoka​sjer​ki:
—Pła​cęzasie​bieizanią.
Ka​sjer​kapa​trzynamniezdez​o​rien​to​wa​na.
—Aleprze​cieżtendru​gichło​pakjużzacie​-

bieza​pła​cił.

Co​lincze​ka,ażwy​pro​wa​dzęjązbłę​du.Gdy

tego nie ro​bię, rzu​ca mi wście​kłe spoj​rze​nie i
wy​cho​dzizesto​łów​ki.

—Co​lin,cze​kaj!—wo​łam,alealbomnienie

sły​szy, albo uda​je, że nie sły​szy. Wi​dzi​my się
znówdo​pie​rowpra​cow​niche​micz​nej,aleCo​-
lin wcho​dzi tuż przed dzwon​kiem, więc nie
mamycza​supo​roz​ma​wiać.

Nache​miiznówprze​pro​wa​dza​myeks​pe​ry​-

background image

men​ty. Alex wstrzą​sa pro​bów​ki z roz​two​rem
azo​ta​nusre​braichlor​kiempo​ta​su.

— Oba wy​glą​da​ją jak woda, pani P. —

stwier​dza.

—Po​zo​rymylą—od​po​wia​dapaniPe​ter​son.
Pa​trzęnadło​nieAlek​sa.Tesamepal​ce,któ​-

reod​mie​rza​jąte​razod​po​wied​niąilośćazo​ta​nu
sre​braichlor​kupo​ta​su,mu​ska​łyztakączu​ło​-
ściąmojeusta.

—Zie​miadoBrit​ta​ny.
Mru​gam i otrzą​sam się z za​my​śle​nia. Alex

wy​cią​ga w moją stro​nę pro​bów​kę wy​peł​nio​ną
prze​zro​czy​stącie​czą.

Co mi przy​po​mi​na, że po​win​nam mu po​-

mócpo​łą​czyćobiesub​stan​cje.

— Prze​pra​szam. — Bio​rę dru​gą pro​bów​kę i

prze​le​wam jej za​war​tość do trzy​ma​nej przez
Alek​sa.

— Mamy te​raz na​pi​sać, jaka za​szła re​ak​cja

—mówiimie​szaba​giet​kąobaod​czyn​ni​ki.

W prze​zro​czy​stym pły​nie po​ja​wia się na​gle

bia​łasub​stan​cja.

— Pani P.! Chy​ba zna​leź​li​śmy roz​wią​za​nie

pro​ble​mu dziu​ry ozo​no​wej — dow​cip​ku​je
Alex.

PaniPe​ter​sonkrę​cityl​kogło​wą.
—Notocomytumamy?—pyta,zer​ka​jąc

na ar​kusz, któ​ry pani Pe​ter​son wrę​czy​ła nam

background image

napo​cząt​kulek​cji.—Po​wie​dział​bym,żewod​-
ni​sta ciecz to te​raz pew​nie azo​tan po​ta​su, a
bia​łecia​łosta​łetochlo​reksre​bra.Atycomy​-
ślisz?

Po​da​je mi pro​bów​kę i na​sze pal​ce sty​ka​ją

sięle​ciut​ko.Ipo​zo​sta​jąprzezchwi​lęzłą​czo​ne.
Czu​ję w opusz​kach mro​wie​nie, któ​re​go nie
mogęzi​gno​ro​wać.

Pod​no​szę gło​wę. Na​sze oczy spo​ty​ka​ją się

nachwi​lęimamwra​że​nie,żeAlexchcemicoś
prze​ka​zaćwzro​kiem,alena​glepo​chmur​nie​jei
od​wra​cagło​wę.

—Comamzro​bić?—py​tamszep​tem.
— Sama bę​dziesz się mu​sia​ła tego do​wie​-

dzieć.

—Alex...
Aleniepodamiroz​wią​za​nia.Chy​bastrasz​-

nazemniezoł​za,żewogó​lepy​tamgooradę
wsy​tu​acji,wktó​rejtrud​nomuoobiek​ty​wizm.

Gdy je​stem przy nim, czu​ję się tak pod​eks​-

cy​to​wa​na,jakkie​dyśwBożeNa​ro​dze​nie.

I choć sta​ra​łam się od​su​wać od sie​bie tę

myśl, to pa​trzę na Co​li​na i wiem... wiem, że
mię​dzy nami nie jest już tak jak kie​dyś. Że
mię​dzy nami ko​niec. I że im prę​dzej roz​sta​nę
się z Co​li​nem, tym szyb​ciej będę mo​gła prze​-
stać się dzi​wić, cze​mu wła​ści​wie na​dal z nim
je​stem.

background image

Ła​pięCo​li​napolek​cjachprzybocz​nymwyj​-

ściu. Jest prze​bra​ny na tre​ning. Nie​ste​ty obok
stoiSha​ne.

Sha​nepod​no​siko​mór​kę.
—Chce​ciemożepo​wtó​rzyćswójwcze​śniej​-

szypo​pis?Mogęgouwiecz​nićiwamprze​słać.
Ide​al​ny wy​ga​szacz ekra​nu albo, jesz​cze le​piej,
fil​miknaYouTu​bie.

— Sha​ne, zejdź mi, do cho​le​ry, z oczu, za​-

nimstra​cęnadsobąpa​no​wa​nie—mówiCo​lin
ipa​trzyzwście​kło​ściąnaSha​ne’a,do​pó​kiten
sięnieod​da​la.—Brit,gdzieby​łaśwczo​rajwie​-
czo​rem?—Gdynieod​po​wia​dam,Co​linstwier​-
dza: — Wła​ści​wie mo​żesz się nie wy​si​lać, bo
chy​basiędo​my​ślam.

To nie bę​dzie ła​twe. Wiem już, cze​mu lu​-

dziezry​wa​jązesobązapo​mo​cąmej​liiese​me​-
sów. Cięż​ko to zro​bić oso​bi​ście, bo trze​ba sta​-
nąć na​prze​ciw​ko dru​gie​go czło​wie​ka i zo​ba​-
czyćjegore​ak​cję.Jegogniew.Takdłu​gouni​ka​-
łamkłót​niiza​gła​ski​wa​łamwszyst​kiemojere​-
la​cje, że ta kon​fron​ta​cja jest dla mnie bar​dzo
bo​le​sna.

— Obo​je wie​my, że nam się nie ukła​da —

za​czy​namjaknaj​de​li​kat​niej.

Co​linpa​trzynamniespodzmru​żo​nychpo​-

wiek.

—Docze​gozmie​rzasz?

background image

—Mu​si​myzro​bićso​bieprze​rwę.
—Zro​bićso​bieprze​rwęczysięroz​stać?
—Roz​staćsię—przy​zna​jęci​cho.
—ToprzeztegoFu​en​te​sa,praw​da?
— Od​kąd wró​ci​łeś z wa​ka​cji, cały nasz

zwią​zek krę​ci się tyl​ko wo​kół sek​su. W ogó​le
prze​sta​li​śmyzesobąroz​ma​wiać,ajamamjuż
dość cią​głe​go po​czu​cia winy tyl​ko dla​te​go, że
nie chcę wy​ska​ki​wać z ciu​chów i roz​kła​dać
przed tobą nóg, żeby ci udo​wod​nić, że cię ko​-
cham.

— Ty wła​ści​wie nic już mi nie chcesz udo​-

wad​niać.

Mó​wię przy​ci​szo​nym gło​sem, żeby nikt nas

niesły​szał.

—Apocomia​ła​bymtoro​bić?Samfakt,że

chcesz do​wo​dów mo​jej mi​ło​ści, po​ka​zu​je
praw​do​po​dob​nie,żenamsięnieukła​da.

—Nieróbtego.—Co​linod​chy​lagło​węiję​-

czy:—Pro​szęcię,nieróbtego.

Da​li​śmy się za​mknąć w ste​reo​ty​po​wym

ukła​dzie gwiaz​dor fut​bo​lu i ka​pi​tan dru​ży​ny
che​er​le​ade​rek.Przezkil​kalatpa​so​wa​li​śmydo
tego sza​blo​nu. Przez to roz​sta​nie znaj​dzie​my
się w cen​trum za​in​te​re​so​wa​nia, za​czną się
plot​ki. Na samą myśl o tym do​sta​ję gę​siej
skór​ki.

Ale nie mogę już uda​wać, że je​ste​śmy

background image

szczę​śli​wąparą.Tade​cy​zjaod​bi​jemisiępew​-
nie czkaw​ką. Ale sko​ro moi ro​dzi​ce mogą dla
wła​snej wy​go​dy od​dać moją sio​strę do ośrod​-
ka, a Dar​le​ne dla po​pra​wy wła​sne​go sa​mo​po​-
czu​ciamożeob​ści​ski​waćsięzkaż​dymchło​pa​-
kiem,któ​ryjejsięna​wi​niepodrękę,tocze​mu
ja nie mogę zro​bić tego, co jest dla mnie do​-
bre?

Kła​dę Co​li​no​wi rękę na ra​mie​niu, sta​ra​jąc

sięniepa​trzećnałzy,któ​rena​pły​wa​jąmudo
oczu.Od​trą​cają.

—Po​wiedzcoś—pro​szę.
—Comamcipo​wie​dzieć,Brit?Żesięcie​szę,

żezemnązry​wasz?Przy​kromi,alenie.

Ocie​ra rę​ka​mi oczy. Na ten wi​dok mnie też

chce się pła​kać i czu​ję, że mam łzy w oczach.
Koń​czysięwła​śniecoś,comia​łobyćpraw​dzi​-
we, a oka​za​ło się je​dy​nie ko​lej​ną rolą, któ​rą
ka​za​nonamgrać.Itojestwtymnaj​smut​niej​-
sze. Nie samo roz​sta​nie, ale to, co utoż​sa​miał
naszzwią​zek...mojąsła​bość.

—Prze​spa​łemsięzMią—wy​pa​laCo​lin.—

Pod​czaswa​ka​cji.Nowiesz,ztązezdję​cia.

—Mó​wiszto,żebymniezra​nić.
—Mó​wię,botopraw​da.Spy​tajSha​ne’a.
—Topocopopo​wro​cieuda​wa​łeś,żewciąż

je​ste​śmyide​al​nąparą?

— Bo wszy​scy tego ocze​ki​wa​li. Na​wet ty.

background image

Niemo​żeszza​prze​czyć.

Jego sło​wa są bo​le​sne, ale to praw​da. Mam

dość uda​wa​nia „ide​al​nej” dziew​czy​ny i ży​cia
poddyk​tan​doin​nych,wtymswo​jewła​sne.

Czasza​cząćżyćna​praw​dę.Pierw​sze,coro​-

bię po roz​sta​niu z Co​li​nem, to mó​wię pani
Small, że mu​szę na ja​kiś czas zre​zy​gno​wać z
tre​nin​gów.Czu​ję,jak​byktośzdjąłmiogrom​ny
cię​żar z bar​ków. Wra​cam do domu, sie​dzę z
Shel​ley, a po​tem od​ra​biam lek​cje. Po ko​la​cji
dzwo​niędoIsa​belAvi​li.

—Po​win​nambyćza​sko​czo​na,żedzwo​nisz.

Aleja​kośnieje​stem—stwier​dza.

—Jakbyłonatre​nin​gu?
—Sła​bo.Dar​le​neniejestzbytdo​brymka​pi​-

ta​nem i pani Small o tym wie. Nie po​win​naś
od​cho​dzić.

— Nie od​cho​dzę. Mu​szę tyl​ko zro​bić so​bie

na ja​kiś czas prze​rwę. Ale nie dzwo​nię w
związ​ku z dru​ży​ną. Słu​chaj, chcia​łam ci po​-
wie​dzieć,żeze​rwa​łamdziśzCo​li​nem.

—Amó​wiszmitodla​te​go,że...?
Do​brepy​ta​nie,naktó​rewnor​mal​nychoko​-

licz​no​ściachnapew​nobymnieod​po​wie​dzia​ła.

— Chcia​łam o tym z kimś po​roz​ma​wiać i

wiem,żemamprzy​ja​ciół​ki,doktó​rychmo​gła​-
bymza​dzwo​nić,alechcia​łamchy​bapo​ga​daćz
kimś,ktoza​razwszyst​kie​goniewy​ga​da.Moje

background image

ko​le​żan​kiniepo​tra​fiątrzy​maćję​zy​kazazę​ba​-
mi.

Sier​ratoje​dy​nabli​skamioso​ba,aleniepo​-

wie​dzia​łamjejpraw​dyoAlek​sie.Pozatymjej
chło​pak,Doug,jestnaj​lep​szymkum​plemCo​li​-
na.

—Askądwiesz,żejaniewy​ga​dam?—pyta

Isa​bel.

— Nie wiem. Ale nie po​wie​dzia​łaś mi nic o

Alek​sie,kie​dypy​ta​łam,więcza​kła​dam,żepo​-
tra​fiszdo​cho​waćta​jem​ni​cy.

—Po​tra​fię.Mów.
—Niewiem,jaktopo​wie​dzieć.
—Słu​chaj,niemamca​łe​godnia.
—Ca​ło​wa​łamsięzAlek​sem—wy​pa​lam.
—ZAlek​sem?Ben​di​ta!Aniechto!Przedczy

poze​rwa​niuzCo​li​nem?

Krzy​więsię.
—Niemia​łamtegowpla​nach.
Isa​belśmie​jesiętakgło​śno,żemu​szęod​su​-

nąćsłu​chaw​kęoducha.

— A je​steś pew​na, że on nie miał tego w

pla​nach? — pyta, gdy jest już w sta​nie wy​do​-
byćzsie​biegłos.

— Samo tak wy​szło. By​li​śmy u nie​go i w

trak​ciejegomamawró​ci​ładodomuizo​ba​czy​-
łanas...

—Co?Jegomamawaswi​dzia​ła?Unie​gow

background image

domu? Ben​di​ta! — Isa​bel wy​rzu​ca z sie​bie po​-
tok hisz​pań​skich słów, więc nie mam zie​lo​ne​-
gopo​ję​cia,comówi.

— Nie znam hisz​pań​skie​go, Isa​bel, więc

mówtak,że​bymro​zu​mia​ła.

— Oj, prze​pra​szam. Car​men na​ro​bi z wra​-

że​niawga​cie,kie​dysiędo​wie.

Chrzą​kam.
—Jajejniepo​wiem—wy​ja​śniaszyb​koIsa​-

bel. — Ale mama Alek​sa to twar​da sztu​ka.
GdyAlexbyłzCar​men,trzy​małjązda​le​kaod
swo​jejmamy.Niezro​zummnieźle,onako​cha
swo​ichsy​nów.Alejestna​do​pie​kuń​cza,zresz​tą
jakwięk​szośćmek​sy​kań​skichma​tek.Wy​rzu​ci​-
łacięzdomu?

— Nie, ale moż​na wła​ści​wie po​wie​dzieć, że

na​zwa​łamniedziw​ką.

Po dru​giej stro​nie słu​chaw​ki znów sły​chać

śmiech.

—Towca​leniebyłoza​baw​ne.
— Prze​pra​szam. — Znów par​sk​nię​cie. —

Szko​da,żenieby​łamprzytym,jakwasprzy​-
ła​pa​ła.

— Dzię​ki za współ​czu​cie — rzu​cam oschle.

—Roz​łą​czamsię.

— Nie! Prze​pra​szam, że się śmie​ję. Ale po

pro​stu im dłu​żej ze sobą roz​ma​wia​my, tym
bar​dziej wi​dzę, że je​steś zu​peł​nie inna, niż

background image

my​śla​łam. Za​czy​nam chy​ba ro​zu​mieć, cze​mu
Alexcięlubi.

— Dzię​ki. Chy​ba. Pa​mię​tasz, jak ci po​wie​-

dzia​łam,żemię​dzymnąiAlek​semdoni​cze​go
niedoj​dzie?

— Tak. Ale tak dla ja​sno​ści: to było, za​nim

się z nim ca​ło​wa​łaś, praw​da? — Śmie​je się i
mówi:—Żar​tu​ję,Brit​ta​ny.Je​ślioncisiępo​do​-
ba,bierzgo.Aleuwa​żaj,bochoćmy​ślę,żelubi
cię dużo bar​dziej, niż sam chce się do tego
przy​znać, to i tak po​win​naś się mieć na bacz​-
no​ści.

— Je​śli do cze​goś mię​dzy nami doj​dzie, nie

będęztymwal​czyć,aleniemartwsię.Za​wsze
sięmamnabacz​no​ści.

—Jateż.Nomożepozatam​tymdniem,kie​-

dy u mnie no​co​wa​łaś. Po​przy​tu​la​łam się tro​-
chę z Paco. Nie mogę po​wie​dzieć swo​im ko​le​-
żan​kom,bobymnieopie​przy​ły.

—Oncisiępo​do​ba?
—Niewiem.Ni​g​dywcze​śniejniemy​śla​łam

onimwtenspo​sób,alebyłomiło.Ajakpo​ca​-
łu​nekzAlek​sem?

—Faj​ny—mó​więiprzy​po​mi​namso​bie,jak

bar​dzo był zmy​sło​wy. — A wła​ści​wie, Isa​bel,
byłwię​cejniżfaj​ny.Byłobłęd​ny.

Isa​bel wy​bu​cha śmie​chem i tym ra​zem

śmie​jęsięra​zemznią.

background image

34.Alex

Brit​ta​ny wy​bie​gła dziś ze szko​ły za Oślim

Łbem. Przed po​wro​tem do domu wi​dzia​łem
ichnabo​iskupo​grą​żo​nychwin​tym​nejroz​mo​-
wie.Wy​bra​łajego,aniemnie,cowła​ści​wienie
po​win​no mnie dzi​wić. Gdy spy​ta​ła mnie na
che​mii, co ma zro​bić, po​wi​nie​nem był jej po​-
wie​dzieć, żeby rzu​ci​ła tego pen​de​jo w cho​le​rę.
Wte​dy był​bym szczę​śli​wy, a nie wku​rzo​ny. Es
uncar​bóndemier​da!

On na nią nie za​słu​gu​je. No do​bra, ja też

nie.

Po szko​le po​je​cha​łem do ma​ga​zy​nu, żeby

zo​ba​czyć, czy uda mi się do​wie​dzieć cze​goś o
ta​cie.Nicztego.Go​ście,któ​rzyzna​liwte​dymi
papa,

niemie​lizbytwie​ledopo​wie​dze​niapoza

tym,żepo​dob​nonieprze​sta​wałmó​wićoswo​-
ichsy​nach.Roz​mo​węprze​rwałostrzałSa​ty​no​-
wychKap​tu​rów—sy​gnał,żechcąsięze​mścić
i nie spo​czną, póki tego nie zro​bią. Nie wiem,
czy po​wi​nie​nem się cie​szyć, czy mar​twić, że
ma​ga​zynznaj​du​jesięwod​lud​nymmiej​scuza
nie​czyn​ną sta​cją ko​le​jo​wą. Nikt nie wie, że tu
je​ste​śmy,na​wetgli​ny.Zwłasz​czagli​ny.

Je​stem od​por​ny na od​głos strza​łów. W ma​-

background image

ga​zy​nie, w par​ku... spo​dzie​wam się go wszę​-
dzie. Nie​któ​re uli​ce są bez​piecz​niej​sze od in​-
nych, ale tu​taj, w ma​ga​zy​nie, nasi wro​go​wie
wkra​cza​jąnaświę​tyte​renido​brzeotymwie​-
dzą. I spo​dzie​wa​ją się od​we​tu. Ta​kie są za​sa​-
dy.Wkra​cza​cienanaszte​ren,mywkra​cza​my
nawasz.Tymra​zemni​ko​municsięniesta​ło,
więcniemu​si​mypo​mścićni​czy​jejśmier​ci.Ale
ze​mści​mysię.Cze​ka​jąnanas.Amyniespra​-
wi​myimza​wo​du.

Pomo​jejstro​niemia​stacyklży​ciaza​le​żyod

cy​kluprze​mo​cy.

Gdyjestjużpowszyst​kim,wra​camokręż​ną

dro​gą i prze​jeż​dżam obok domu Brit​ta​ny. To
odemniesil​niej​sze.Bli​żejmo​je​godomu,za​raz
za prze​jaz​dem ko​le​jo​wym, za​trzy​mu​je mnie
ra​dio​wóz, z któ​re​go wy​sia​da dwóch umun​du​-
ro​wa​nychpo​li​cjan​tów.

Za​miast mi wy​ja​śnić po​wód za​trzy​ma​nia,

je​denznichkażemizsiąśćzmo​to​ruipo​ka​zać
pra​wojaz​dy.

Wrę​czammuje.
—Cze​muzo​sta​łemza​trzy​ma​ny?
Po​li​cjantoglą​damojepraw​koimówi:
—Mo​żeszza​da​waćpy​ta​nia,gdyjaskoń​czę

za​da​waćswo​je.Czymaszprzyso​bienar​ko​ty​-
ki,Ale​jan​dro?

—Nie.

background image

—Abroń?—pytadru​gigli​niarz.
Pochwi​liwa​ha​niaprzy​zna​jęsię:
—Tak.
Je​denzpo​li​cjan​tówwy​cią​gapi​sto​letzka​bu​-

ry i mie​rzy w moją pierś. Dru​gi każe mi pod​-
nieść ręce, a po​tem po​ło​żyć się na zie​mi, po
czymwzy​wapo​sił​ki.Cho​le​ra.Mampro​blem,i
toduży.

—Comaszprzyso​bie?Do​kład​nie.
Krzy​więsięimó​wię:
—Glock,dzie​więćmi​li​me​trów.—Naszczę​-

ścieod​da​łemWi​lo​wibe​ret​tę,boina​czejzła​pa​-
li​bymniezdwo​masplu​wa​mi.

Mojesło​wawy​raź​niestre​su​jąpo​li​cjan​ta,bo

za​czy​namulek​kodrżećpa​lecnacyn​glu.

—Gdzie?
—Wle​wejno​gaw​ce.
— Nie ru​szaj się. Wyj​mę pi​sto​let. Je​śli bę​-

dzieszle​żećspo​koj​nie,niccisięniesta​nie.

Wy​cią​ga splu​wę, a dru​gi gli​niarz za​kła​da

gu​mo​werę​ka​wicz​kiimówidomniewład​czym
to​nem,zktó​re​gopaniP.by​ła​bydum​na:

—Maszprzyso​bieigły,Ale​jan​dro?
—Nie—od​po​wia​dam.
Przy​gnia​tamnieko​la​nemisku​wa.
— Wsta​waj — roz​ka​zu​je, pod​cią​ga​jąc mnie

do góry i kła​dąc na ma​sce sa​mo​cho​du. Czu​ję
się upo​ko​rzo​ny, gdy fa​cet ob​ma​cu​je mnie w

background image

po​szu​ki​wa​niu in​nej bro​ni. Cho​le​ra, choć wie​-
dzia​łem, że wcze​śniej czy póź​niej zo​sta​nę
aresz​to​wa​ny, to nie je​stem na to go​to​wy. Gli​-
niarz pod​su​wa mi pod nos moją splu​wę. —
Mo​żesz uznać, że to z tego po​wo​du zo​sta​łeś
za​trzy​ma​ny.

— Ale​jan​dro Fu​en​tes, masz pra​wo za​cho​-

waćmil​cze​nie—re​cy​tu​jeje​denzpo​li​cjan​tów.
— Wszyst​ko, co po​wiesz, może zo​stać uży​te
prze​ciw​koto​biewsą​dzie...

W aresz​cie śmier​dzi szczy​na​mi i pe​ta​mi. A

możetoko​le​sie,któ​rzymie​lipe​chaiteżzo​sta​-
liza​mknię​ciwtejklat​ce,śmier​dząszczy​na​mii
pe​ta​mi.Wkaż​dymra​ziechcęsięstądjaknaj​-
szyb​ciejwy​do​stać.

Dokogomamza​dzwo​nić,żebywpła​ciłkau​-

cję?Paconiemafor​sy.En​ri​quewło​żyłwszyst​-
kie pie​nią​dze w warsz​tat. Mama mnie za​bi​je,
je​śli się do​wie o aresz​to​wa​niu. Opie​ram się o
że​la​znąkra​tęwceliimy​ślę,choćwtymsmro​-
dziegra​ni​czytozcu​dem.

Po​li​cjana​zy​watoaresz​tem,aletotyl​koład​-

ne słów​ko na „klat​kę”. Dzię​ki Bogu je​stem tu
pierw​szy raz. I mam, cho​le​ra, na​dzie​ję, że
ostat​ni.Lojuro!—Przy​się​gam!

Nie​po​koi mnie ta myśl, bo za​wsze wie​dzia​-

łem, że dla bra​ci re​zy​gnu​ję ze swo​je​go ży​cia.
Cze​mu miał​bym się przej​mo​wać, je​śli za​pu​-

background image

dłu​ją mnie na resz​tę ży​cia? Bo w głę​bi du​szy
nie chcę tak żyć. Chcę, żeby mama mo​gła z
dumą zo​ba​czyć, że je​stem kimś wię​cej niż
człon​kiemgan​gu.Chcęmiećprzy​szłość,zktó​-
rej mogę być dum​ny. I z ca​łe​go ser​ca chcę,
żeby Brit​ta​ny uzna​ła mnie za od​po​wied​nie​go
fa​ce​ta.

Walę ty​łem gło​wy w kra​tę, ale my​śli i tak

po​zo​sta​ją.

— Wi​dzia​łem cię w Fa​ir​field. Też tam cho​-

dzę—mówini​skibia​łas,mniejwię​cejwmoim
wie​ku. Ma​toł ma na so​bie ko​ra​lo​wą ko​szul​kę
polo i bia​łe spodnie, jak​by do​pie​ro co wró​cił z
tur​nie​jugol​fo​we​godlaeme​ry​tów.

Bia​łassta​rasięro​bićwra​że​niewy​lu​zo​wa​ne​-

go, ale w tej ko​ra​lo​wej ko​szu​li... rany, luz to
na​praw​dęjegonaj​mniej​szypro​blem.

Rów​nie do​brze mógł​by wy​ta​tu​ować so​bie

na czo​le: „Jesz​cze je​den bo​ga​ty smar​kacz z
pół​noc​nejczę​ścimia​sta”.

— Za co sie​dzisz? — pyta Bia​łas, jak​by to

było naj​zwy​klej​sze py​ta​nie w roz​mo​wie
dwóchnaj​zwy​klej​szychlu​dziwnaj​zwy​klej​szy
dzień.

—Zanie​le​gal​nepo​sia​da​niebro​ni.
—Nóżczysplu​wa?
Pa​trzęnanie​gozezło​ścią.
—Acoto,kur​wa,zaróż​ni​ca?

background image

—Sta​ramsiętyl​kopod​trzy​maćroz​mo​wę—

mówiBia​łas.

Czy wszy​scy bia​li tacy są? Ga​da​ją tyl​ko po

to,żebysły​szećdźwiękwła​sne​gogło​su?

—Acie​biezacoprzy​mknę​li?—py​tam.
Bia​łaswzdy​cha.
—Oj​ciecwe​zwałgli​nyipo​wie​dział,żeukra​-

dłemmuauto.

Prze​wra​camocza​mi.
— Tra​fi​łeś tu przez sta​re​go? Zro​bił to ce​lo​-

wo?

—Uznał,żebędęmiałna​ucz​kę.
—Taa—mó​wię.—Na​ucz​kę,żetwójsta​ry

to de​bil. — Le​piej by go na​uczył, jak się po​-
rząd​nieubie​rać.

—Mamamniewy​cią​gnie.
—Je​steśpew​ny?
Bia​łaspro​stu​jesię.
—Jestpraw​nicz​ką,aoj​ciecniepierw​szyraz

cośta​kie​gorobi.Zro​biłtojużkil​karazy.Chy​ba
poto,żebywku​rzyćmamęizwró​cićnasie​bie
jejuwa​gę.Sąporoz​wo​dzie.

Krę​cęgło​wą.Bia​li.
—Se​rio—za​rze​kasięBia​łas.
—Wie​rzę.
— Fu​en​tes, mo​żesz za​dzwo​nić — rzu​ca gli​-

niarzzzakrat.

Mier​da,

przez całe to ga​da​nie Bia​ła​sa wciąż

background image

nie wy​my​śli​łem, kto może wpła​cić za mnie
kau​cję.

Na​gle wiem. Myśl jest rów​nie wy​raź​na jak

ta wiel​ka czer​wo​na je​dyn​ka na moim spraw​-
dzia​nie. Jest tyl​ko je​den czło​wiek, któ​ry ma
pie​nią​dzeimoż​li​wo​ści,żebymniestądwy​cią​-
gnąć:Hec​tor.Przy​wód​caKrwi.

Ni​g​dyniepro​si​łemgoożad​nąprzy​słu​gę.Bo

ni​g​dyniewia​do​mo,kie​dyza​żą​dajejspła​ty.A
je​śli sta​nę się dłuż​ni​kiem Hec​to​ra, będę mu
win​nyznacz​niewię​cejniżpie​nią​dze.

Cza​sem w ży​ciu trze​ba wy​brać mniej​sze

zło.

Trzy go​dzi​ny póź​niej, gdy sę​dzia na​ga​dał

mi już tak, że nie​mal od tego ogłu​chłem, zo​-
sta​ję zwol​nio​ny wa​run​ko​wo, a Hec​tor od​bie​ra
mnie z sądu. To bar​dzo wpły​wo​wy czło​wiek.
Wło​sy, jesz​cze ciem​niej​sze od mo​ich, ma za​-
cze​sa​nedotyłu,awy​razjegotwa​rzymówi,że
le​piejznimnieza​dzie​rać.

Mamdlanie​godużyre​spekt,botoonwpro​-

wa​dził mnie do La​ty​no​skiej Krwi. Do​ra​stał w
tym sa​mym mie​ście co mój tata i zna​li się od
dziec​ka. Po śmier​ci taty Hec​tor oto​czył opie​ką
mnie i moją ro​dzi​nę. Dzię​ki nie​mu po​zna​łem
nowe wy​ra​że​nia, ta​kie jak „dru​gie po​ko​le​nie”
czy wszech​obec​ne „dzie​dzic​two”. Ni​g​dy tego
nieza​po​mnę.

background image

Idzie​my do sa​mo​cho​du, a Hec​tor kle​pie

mniepople​cach.

— Tra​fił ci się sę​dzia Gar​rett. To ka​wał

skur​wie​la. Masz szczę​ście, że kau​cja nie była
wyż​sza.

Ki​wam gło​wą i chcę wresz​cie zna​leźć się w

domu. Gdy od​da​la​my się od bu​dyn​ku sądu,
obie​cu​ję:

—Wszyst​kociod​dam,Hec​tor.
—Nieza​wra​cajtymso​biegło​wy,chło​pie—

od​po​wia​da. — Bra​cia mu​szą się wza​jem​nie
wspie​rać.Praw​dęmó​wiąc,zdzi​wi​łemsię,żeto
two​je pierw​sze aresz​to​wa​nie. Pil​nu​jesz się
znacz​niebar​dziejniżja​ki​kol​wiekinnyczło​nek
Krwi.

Wy​glą​damprzezoknosa​mo​cho​duHec​to​ra.

Uli​cesąci​cheiciem​nejakje​zio​roMi​chi​gan.

— Mą​dry z cie​bie dzie​ciak. Wy​star​cza​ją​co

mą​dry,żebyawan​so​waćwKrwi—mówiHec​-
tor.

Dał​bym się za​bić za nie​któ​rych człon​ków

La​ty​no​skiej Krwi, ale awans? Han​del nar​ko​ty​-
ka​mi i bro​nią to tyl​ko nie​któ​re z nie​le​gal​nych
dzia​łań, któ​ry​mi zaj​mu​je się góra. Jest do​brze
tak,jakjest—pły​nęnanie​bez​piecz​nejfali,ale
niemu​szęda​waćnuragło​wąwdół.

Po​wi​nie​nem się cie​szyć, że Hec​tor chciał​by

przy​dzie​lić mi bar​dziej od​po​wie​dzial​ną rolę w

background image

LK.Brit​ta​nyiwszyst​ko,cosobąutoż​sa​mia,to
ułu​da.

—Prze​myśltoso​bie—mówiHec​tor,za​jeż​-

dża​jącpodmójdom.

— Prze​my​ślę. Dzię​ki, że mnie wy​cią​gną​łeś,

sta​ry.

— Masz. — Hec​tor wy​cią​ga spod sie​dze​nia

pi​sto​let.—Elpo​li​ciaskon​fi​sko​wa​łatwój.

Wa​ham się i przy​po​mi​nam so​bie chwi​lę,

gdypo​li​cjantza​py​tałmnieobroń.Diosmio, to
było upo​ka​rza​ją​ce, gdy trzy​ma​li mnie na
musz​ce,wy​cią​ga​jącmo​je​gogloc​ka.Aleod​rzu​-
ca​jącpo​da​ru​nekHec​to​ra,oka​zał​bymmubrak
sza​cun​ku, a tego ni​g​dy bym nie chciał. Bio​rę
splu​węiwkła​damjąso​biezapa​sek.

— Po​dob​no roz​py​ty​wa​łeś o swo​je​go papa.

Ra​dzę,że​byśso​bieod​pu​ścił,Alex.

—Niemogę.Wieszprze​cież.
— W ta​kim ra​zie daj mi znać, je​śli się cze​-

gośdo​wiesz.Za​wszemo​żesznamnieli​czyć.

—Wiem.Dzię​ki,sta​ry.
W domu jest ci​cho. Wcho​dzę do po​ko​ju.

Bra​cia już śpią. Wy​su​wam gór​ną szu​fla​dę i
cho​wam pi​sto​let pod de​ską, żeby nikt się
przy​pad​ko​wonanie​goniena​tknął.Pacomnie
tego na​uczył. Kła​dę się na łóż​ku i za​kry​wam
oczyprzed​ra​mie​niemzna​dzie​ją,żeudamisię
za​snąć.

background image

Wra​ca​ją wspo​mnie​nia wczo​raj​sze​go dnia.

Brit​ta​ny, jej usta złą​czo​ne z mo​imi, jej słod​ki
od​dech wy​mie​sza​ny z moim — o ni​czym in​-
nymniepo​tra​fięmy​śleć.

Za​pa​dam w sen, a jej aniel​ska twarz to je​-

dy​ne, co nie daje do​stę​pu kosz​ma​rom mo​jej
prze​szło​ści.

background image

35.Brittany

W ca​łym Fa​ir​field aż hu​czy od plo​tek, że

Alex zo​stał aresz​to​wa​ny. Mu​szę się do​wie​-
dzieć,czytopraw​da.Popierw​szejlek​cjiznaj​-
du​ję Isa​bel. Roz​ma​wia z ko​le​żan​ka​mi, ale zo​-
sta​wiajeiod​cią​gamnienabok.

Po​twier​dza, że Alex zo​stał wczo​raj aresz​to​-

wa​ny, ale wy​szedł za kau​cją. Nie ma po​ję​cia,
gdzie jest, ale po​py​ta i spo​tka się ze mną
przed czwar​tą lek​cją przy mo​jej szaf​ce. Na
prze​rwie po trze​ciej lek​cji bie​gnę do swo​jej
szaf​ki, wy​pa​tru​jąc nie​cier​pli​wie Isa​bel. Już na
mniecze​ka.

—Niemówni​ko​mu,żecitoda​łam—mówi

iwsu​wamiwrękęzło​żo​nąkart​kę.

Uda​ję, że szu​kam cze​goś w szaf​ce i otwie​-

ramkart​kę.Jestnaniejja​kiśad​res.

Ni​g​dywcze​śniejniewa​ga​ro​wa​łam.Oczy​wi​-

ścieni​g​dyteżniearesz​to​wa​lichło​pa​ka,zktó​-
rymsięca​ło​wa​łam.

Wresz​ciechcęprze​staćuda​wać.Przedsobą.

I przed Alek​sem, jak za​wsze o to pro​sił. Tro​-
chę mnie to prze​ra​ża i nie je​stem wca​le prze​-
ko​na​na, że po​stę​pu​ję wła​ści​wie. Ale nie mogę
dłu​żej uda​wać, że nie za​uwa​żam ma​gne​tycz​-

background image

nejsiły,zjakąAlexprzy​cią​gamniedosie​bie.

Wkle​pu​ję ad​res do GPS-u. Pro​wa​dzi mnie

do po​łu​dnio​wej czę​ści mia​sta, do Warsz​ta​tu
Sa​mo​cho​do​we​goEn​ri​que.Przedbra​mąstoija​-
kiśfa​cet.Namójwi​dokrobiwiel​kieoczy.

—Szu​kamAlek​saFu​en​te​sa.
Fa​cetnieod​po​wia​da.
— Za​sta​łam go? — py​tam spe​szo​na. Może

niemówipoan​giel​sku.

— Cze​go chcesz od Ale​jan​dro? — pyta w

koń​cu.

Ser​ce wali mi tak moc​no, że wi​dzę nie​mal,

jakbluz​kauno​simisięzkaż​dymjegoude​rze​-
niem.

—Mu​szęznimpo​roz​ma​wiać.
—Le​piej,że​byśdałamuspo​kój—stwier​dza

fa​cet.

Estabien,En​ri​que.Po​ra​dzęso​bie—od​zy​-

wasięzna​jo​mygłos.Od​wra​camsiędoAlek​sa,
któ​ry opie​ra się o drzwi wej​ścio​we do warsz​-
ta​tu. Z kie​sze​ni wy​sta​je mu ścier​ka, a w ręce
trzy​ma klucz fran​cu​ski. Wło​sy wy​ła​żą​ce spod
ban​da​ny są zmierz​wio​ne i wy​glą​da dużo bar​-
dziejmę​skoniżja​ki​kol​wiekzna​nymichło​pak.

Mamocho​tęprzy​tu​lićsiędonie​go.Chcęod

nie​go usły​szeć, że wszyst​ko jest w po​rząd​ku,
żeni​g​dywię​cejnietra​fizakrat​ki.

Alexniespusz​czazemniewzro​ku.

background image

—Zo​sta​więwassa​mych—mówichy​baEn​-

ri​que, ale nie je​stem pew​na, bo je​stem zbyt
wpa​trzo​nawAlek​sa,żebydo​brzegosły​szeć.

Czu​jęsiętak,jak​bymwro​sławzie​mię,więc

cie​szę się, gdy Alex pod​cho​dzi do mnie wol​-
nymkro​kiem.

—Eee—za​czy​nam.Bła​gam,dajmitozsie​-

bie wy​rzu​cić. — Ja, eee, sły​sza​łam, że cię
aresz​to​wa​li.Mu​sia​łamspraw​dzić,czywszyst​-
kowpo​rząd​ku.

—Ipotoze​rwa​łaśsięzlek​cji?
Ki​wam gło​wą, bo ję​zyk od​ma​wia mi po​słu​-

szeń​stwa.

Alexcofasięokrok.
— No cóż. Sko​ro już wiesz, że wszyst​ko w

po​rząd​ku, mo​żesz wra​cać do szko​ły. Bo ja
mamro​bo​tę.Skon​fi​sko​wa​limiwczo​rajmo​tori
mu​szęza​ro​bićnajegowy​kup.

— Cze​kaj! — wo​łam. Bio​rę głę​bo​ki wdech.

No i do​bra. Wszyst​ko mu wy​znam. — Nie
wiem, cze​mu ani kie​dy za​czę​łam się w to​bie
za​ko​chi​wać, Alex. Ale się za​ko​cha​łam. Od​kąd
pierw​sze​go dnia szko​ły omal cię nie roz​je​cha​-
łam,niepo​tra​fięprze​staćmy​ślećotym,jak​by
to było, gdy​by​śmy byli ra​zem. A ten po​ca​łu​-
nek... Jezu, przy​się​gam, że ni​g​dy w ży​ciu nie
prze​ży​łam cze​goś ta​kie​go. I wca​le nie był bez
zna​cze​nia. Je​śli układ sło​necz​ny wte​dy nie

background image

drgnął, to ni​g​dy nie drgnie. Wiem, że to sza​-
leń​stwo,boje​ste​śmyodsie​biecał​kiemróż​ni.I
je​śli mie​li​by​śmy być ra​zem, to nie chcę, żeby
w szko​le ktoś o tym wie​dział. Wiem, że nie
zgo​dzisz się ukry​wać na​sze​go związ​ku, ale
mu​szę się cho​ciaż prze​ko​nać, czy to moż​li​we.
Ze​rwa​łam z Co​li​nem, z któ​rym łą​czył mnie
bar​dzo pu​blicz​ny zwią​zek, i chcia​ła​bym dla
od​mia​nycze​gośbar​dziejin​tym​ne​go.In​tym​ne​-
goiau​ten​tycz​ne​go.Wiem,żega​damjakna​ję​-
ta, ale je​śli za​raz cze​goś nie po​wiesz albo nie
daszmiwja​kiśspo​sóbznać,comy​ślisz,to...

—Po​wtórz.
— Całą tę roz​wle​kłą prze​mo​wę? — Pa​mię​-

tamcośoukła​dziesło​necz​nym,alezabar​dzo
krę​cimisięwgło​wie,że​bymmia​łapo​wtó​rzyć
wszyst​koodnowa.

Alexpod​cho​dzibli​żej.
— Nie. Tyl​ko to o za​ko​chi​wa​niu się we

mnie.

Pa​trzęmupro​stowoczy.
— Bez prze​rwy o to​bie my​ślę, Alex. I na​-

praw​dębar​dzochcęcięznówpo​ca​ło​wać.

Ką​ci​kijegoustwy​gi​na​jąsięwuśmie​chu.
Nie je​stem w sta​nie pa​trzeć mu w twarz i

spusz​czamwzrok.

— Nie śmiej się ze mnie. — Znio​sę te​raz

wszyst​ko,alenieto.

background image

— Nie od​wra​caj się ode mnie, ma​ma​ci​ta. W

ży​ciubymsięzcie​bienieśmiał.

— Nie chcia​łam cię po​lu​bić — przy​zna​ję i

znówpa​trzęmuwoczy.

—Wiem.
—Pew​nienicztegoniebę​dzie.
—Pew​nienie.
—Mojeży​cieniejestide​al​ne.
—Tojestnasdwo​je—stwier​dza.
— Chcę spraw​dzić, co wła​ści​wie mię​dzy

namijest.Aty?

—Gdy​by​śmyniebylinadwo​rze—mówi—

tobymcipo​ka​zał...

Nie daję mu skoń​czyć i ła​pię go za gę​ste

wło​syprzykar​kuiprzy​cią​gamdosie​bietęcu​-
dow​nągło​wę.Sko​roniemo​że​myso​biepo​zwo​-
lićwtejchwi​linapry​wat​ność,toprzy​naj​mniej
będę sobą. Poza tym wszy​scy, przed któ​ry​mi
mu​si​mysięukry​wać,sąwszko​le.

Alex trzy​ma ręce po bo​kach, ale kie​dy roz​-

chy​lam war​gi, z jego ust wy​do​by​wa się jęk, a
kluczfran​cu​skiwy​pa​damuzdło​nizgło​śnym
brzę​kiem.

Jego sil​ne ręce za​my​ka​ją mnie w bez​piecz​-

nych ob​ję​ciach. Jego ak​sa​mit​ny ję​zyk pie​ści
mój,ajacałaroz​pły​wamsięwśrod​ku,cojest
dla mnie zu​peł​nie no​wym od​czu​ciem. To coś
wię​cej niż po​ca​łu​nek, to... to po pro​stu coś

background image

dużowię​cej.

Jego ręce nie prze​sta​ją się po​ru​szać: jed​na

gła​dzi mnie po ple​cach, a dru​ga bawi się mo​-
imiwło​sa​mi.

Ale nie tyl​ko Alex od​kry​wa nie​zna​ny te​ren.

Moje ręce też wę​dru​ją po ca​łym jego cie​le, a
gdy jego mię​śnie na​pi​na​ją się pod wpły​wem
mo​je​go do​ty​ku, jego bli​skość sta​je się jesz​cze
bar​dziej in​ten​syw​na. Do​ty​kam jego bro​dy i
czu​ję na skó​rze dra​pa​nie szorst​kie​go, jed​no​-
dnio​we​goza​ro​stu.

Gło​śne chrząk​nię​cie En​ri​que każe nam się

odsie​bieod​kle​ić.

Alexpa​trzynamniena​mięt​nymwzro​kiem.
— Mu​szę wra​cać do pra​cy — mówi, od​dy​-

cha​jąccięż​ko.

— Aha. No tak. — Na​gle za​wsty​dzo​na tą

pu​blicz​ną de​mon​stra​cją uczuć, co​fam się o
krok.

—Znaj​dzieszdziśdlamniepóź​niejczas?—

pyta.

— Moja przy​ja​ciół​ka Sier​ra przy​cho​dzi dziś

nako​la​cję.

—Ta,któ​racią​glecze​gośszu​kawto​reb​ce?
— Ta sama. — Mu​szę zmie​nić te​mat, bo w

prze​ciw​nymra​ziejegoteżbędęchcia​łaza​pro​-
sić. Już to wi​dzę — twarz mo​jej mamy, któ​ra
na wi​dok Alek​sa i jego ta​tu​aży wy​krzy​wia się

background image

zod​ra​zy.

— W nie​dzie​lę jest ślub mo​jej ku​zyn​ki Ele​-

ny.Chodźzemną—pro​si.

Wbi​jamwzrokwzie​mię.
—Moiprzy​ja​cie​leniemogąsięonasdo​wie​-

dzieć.Animoiro​dzi​ce.

—Odemniesięniedo​wie​dzą.
—Acozgo​ść​minaślu​bie?Zo​ba​cząnasra​-

zem.

— Nie bę​dzie tam ni​ko​go ze szko​ły. Poza

moją ro​dzi​ną, ale tu aku​rat do​pil​nu​ję, żeby
trzy​ma​ligębynakłód​kę.

Nie mogę. Ni​g​dy nie by​łam mi​strzy​nią

kłamstwiwy​krę​tów.Od​py​chamgoodsie​bie.

—Niemogęmy​śleć,jaksto​isztakbli​sko.
—Ido​brze.Ate​razcodoślu​bu.
Boże,samjegowi​dokspra​wia,żechcęiść.
—Októ​rej?
— W po​łu​dnie. To bę​dzie coś, cze​go ni​g​dy

nieza​po​mnisz.Uwierzmi.Przy​ja​dępocie​bieo
je​de​na​stej.

—Jesz​czesięniezgo​dzi​łam.
—Alemia​łaśza​miar—stwier​dzatymswo​-

immrocz​nym,dźwięcz​nymgło​sem.

— To może spo​tka​my się o je​de​na​stej tu​taj

— pro​po​nu​ję i wska​zu​ję na warsz​tat. Je​śli
moja mama się o nas do​wie, roz​pę​ta się pie​-
kło.

background image

Alex bie​rze mnie pod bro​dę i zmu​sza, że​-

bymspoj​rza​łamuwoczy.

—Cze​muniebo​iszsiębyćzemną?
— Żar​tu​jesz? Je​stem prze​ra​żo​na. — Pa​trzę

nata​tu​ażepo​kry​wa​ją​cejegoręce.

— Nie będę uda​wać, że moje ży​cie jest bez

ska​zy. — Uno​si na​sze dło​nie tak, żeby przy​-
lgnę​ły do sie​bie wnę​trza​mi. Cie​ka​we, czy sty​-
ka​jąc swo​je szorst​kie pal​ce z mo​imi o uma​lo​-
wa​nychpa​znok​ciach,za​sta​na​wiasięnadtym,
jakróż​nymamyko​lorskó​ry?—Zjed​nejstro​-
nytakbar​dzosięróż​ni​my...

Spla​tamra​zemna​szepal​ce.
—Tak,alezdru​giejje​ste​śmydosie​biebar​-

dzopo​dob​ni.

Sły​sząc to, uśmie​cha się, ale En​ri​que znów

chrzą​ka.

—Wta​kimra​ziecze​kamtunacie​biewnie​-

dzie​lęoje​de​na​stej—mówi.

Alexcofasię,skła​niaipusz​czadomnieoko.
—Tymra​zemtorand​ka.

background image

36.Alex

Sta​ry, ca​ło​wa​ła cię tak, jak​by to miał być

ostat​ni po​ca​łu​nek w jej ży​ciu. Je​śli tak ca​łu​je,
toażbojęsiępo​my​śleć,jak...

—Za​mknijsię,En​ri​que.
—Onacięznisz​czy,Ale​jo—cią​gnieEn​ri​que,

uży​wa​jącmo​jejhisz​pań​skiejksyw​ki.—Spójrz
na sie​bie: wczo​raj wy​lą​do​wa​łeś w aresz​cie,
dziś za​wa​lasz szko​łę, żeby móc od​zy​skać mo​-
tor. Nie da się ukryć, że ma bu​ena tor​ta, że to
nie​złala​secz​ka,aleczyjesttegowar​ta?

— Mu​szę wra​cać do ro​bo​ty — mó​wię, a od

ga​da​nia En​ri​que mam mę​tlik w gło​wie. Przez
resz​tę po​po​łu​dnia na​pra​wiam che​vro​le​ta bla​-
ze​ra, choć tak na​praw​dę wo​lał​bym nie ro​bić
nicin​ne​go,tyl​koca​ło​waćsięzmojąma​ma​ci​tą.

Zde​cy​do​wa​niejesttegowar​ta.
— Alex, przy​je​chał Hec​tor. Z Chuy​em —

mówiEn​ri​queoszó​stej,kie​dychcęjużzbie​rać
siędodomu.

Wy​cie​ramręceoro​bo​czespodnie.
—Gdziesą?
—Wmoimbiu​rze.
Idę tam i czu​ję na​ra​sta​ją​cy lęk. Otwie​ram

drzwi i wi​dzę Hec​to​ra, któ​ry stoi wład​czo na

background image

środ​ku.Chuycze​kapodścia​nąiprzy​glą​dasię
niedokoń​canie​win​nymwzro​kiem.

—En​ri​que,topry​wat​naroz​mo​wa.
Nie za​uwa​ży​łem za sobą mo​je​go ku​zy​na,

któ​ry zja​wił się na wy​pa​dek, gdy​bym po​trze​-
bo​wałsprzy​mie​rzeń​ca.Ki​wamdonie​gogło​wą.
Je​stem lo​jal​ny wzglę​dem Krwi, Hec​tor nie
musi wąt​pić w moją wier​ność. Obec​ność
Chuyado​wo​dzi,żespra​wajestpo​waż​na.Gdy​-
by Hec​tor przy​je​chał sam, nie de​ner​wo​wał​-
bymsiętak.

—Alex—mówiHec​tor,gdyEn​ri​quezni​kaz

polawi​dze​nia.—Czynieprzy​jem​niejspo​tkać
siętu​tajniżwsą​dzie?

Uśmie​cham się do nie​go bla​do i za​my​kam

zasobądrzwi.

Hec​torwska​zu​jenamałą,po​ob​dzie​ra​nąka​-

nap​kępoprze​ciw​nejstro​niebiu​ra.

— Sia​daj. — Cze​ka, aż zaj​mę miej​sce. —

Mu​siszmiwy​świad​czyćprzy​słu​gę,ami​go.

Niemasen​suod​wle​kaćtego,conie​unik​nio​-

ne.

—Ja​kie​goro​dza​ju?
— Trzy​dzie​ste​go pierw​sze​go paź​dzier​ni​ka

jestdo​sta​wadozro​bie​nia.

Tojesz​czepo​nadpół​to​ramie​sią​ca.Wie​czór

Hal​lo​we​en.

—Niehan​dlu​ję—wtrą​cam.—Odpo​cząt​ku

background image

otymwie​dzia​łeś.

Ob​ser​wu​ję Chuya jak mio​tacz pod​czas me​-

czubejs​bo​lo​we​go,kie​dyprze​ciw​nikod​da​lasię
zabar​dzoodbazy.

Hec​torpod​cho​dzidomnieikła​dziemiręce

nara​mio​nach.

— Mu​sisz za​po​mnieć o tym, co się sta​ło z

two​imsta​rym.Je​ślichceszzajśćwy​żejwKrwi,
mu​siszhan​dlo​wać.

—Wta​kimra​zieniechcę.
Ręka Hec​to​ra sztyw​nie​je, a Chuy robi krok

na​przód.Nie​magroź​ba.

— Przy​kro mi, ale to nie ta​kie pro​ste —

stwier​dza Hec​tor. — Mu​sisz to dla mnie zro​-
bić. I szcze​rze mó​wiąc, je​steś moim dłuż​ni​-
kiem.

Cho​le​ra. Gdy​bym nie zo​stał aresz​to​wa​ny,

niemiał​bymwo​becHec​to​rażad​nychzo​bo​wią​-
zań.

—Wiem,żeniespra​wiszmiza​wo​du.Atak

namar​gi​ne​sie,jaktwo​jamama?Daw​nojejnie
wi​dzia​łem.

— W po​rząd​ku — od​po​wia​dam, za​sta​na​-

wia​jąc się, co mi’ama ma wspól​ne​go z tą roz​-
mo​wą.

—Po​zdrówjąodemnie,do​brze?
Cotoma,docho​le​ry,zna​czyć?
Hec​tor otwie​ra drzwi i po​ka​zu​je Chuy​owi

background image

gło​wą,żewy​cho​dzą,ajazo​sta​jęsamzeswo​-
imno​wymzmar​twie​niem.

Gdy za​my​ka​ją się za nimi drzwi, sia​dam

wy​god​niej i za​sta​na​wiam się, czy na​da​ję się
dohan​dlunar​ko​ty​ka​mi.Aleniemamwyj​ścia,
je​ślichcę,żebymojaro​dzi​nabyłabez​piecz​na.

background image

37.Brittany

Nie wie​rzę, że ze​rwa​łaś z Co​li​nem. — Na

moimłóż​ku,poko​la​cji,Sier​rama​lu​jeso​biepa​-
znok​cie.—Mamna​dzie​ję,żeniebę​dziesztego
ża​ło​wać, Brit. By​li​ście ze sobą tak dłu​go. My​-
śla​łam,żegoko​chasz.Zła​ma​łaśmuser​ce.Pła​-
kałDo​ugo​widosłu​chaw​ki.

Sia​dam.
— Chcę być szczę​śli​wa. Z Co​li​nem już nie

by​łam. Przy​znał mi się, że zdra​dził mnie pod​-
czaswa​ka​cjizja​kąśnowopo​zna​nądziew​czy​-
ną.Prze​spałsięznią,Sier​ra.

—Co?Niewie​rzę.
— To uwierz. Gdy wy​jeż​dżał na wa​ka​cje,

wszyst​ko było już mię​dzy nami skoń​czo​ne,
tyl​kodo​pie​ropoja​kimścza​siedomniedo​tar​-
ło,żeniemapocodłu​żejsięokła​my​wać.

— Prze​rzu​ci​łaś się te​raz na Alek​sa? Co​lin

jest prze​ko​na​ny, że wy​mie​niasz ze swo​im
part​ne​rem z che​mii coś wię​cej niż od​czyn​ni​ki
wpro​bów​kach.

— Nie — kła​mię. Choć Sier​ra jest moją naj​-

lep​szą przy​ja​ciół​ką, wie​rzy w okre​ślo​ny po​-
dział spo​łecz​ny. Mimo że chcę jej po​wie​dzieć
praw​dę,niemogę.Jesz​czeniete​raz.

background image

Sier​ra za​krę​ca bu​te​lecz​kę z la​kie​rem i pry​-

chana​bur​mu​szo​na.

—Brit,je​stemtwo​jąnaj​lep​sząprzy​ja​ciół​ką,

czy w to wie​rzysz, czy nie. Przy​znaj, że kła​-
miesz.

—Comamcipo​wie​dzieć?—py​tam.
— Może praw​dę, tak dla od​mia​ny? Jezu,

Brit, ro​zu​miem, że nie chcesz mó​wić Dar​le​ne,
bo jest nie​zrów​no​wa​żo​na emo​cjo​nal​nie. I ro​-
zu​miem też, że mo​żesz nie chcieć, żeby Emki
wie​dzia​łyowszyst​kim.Aletoje​stemja.Two​ja
naj​lep​sza przy​ja​ciół​ka. Ta sama, któ​ra wie o
Shel​ley i któ​ra była świad​kiem wy​bu​chów
two​jejmamy.

Sier​ra bie​rze to​reb​kę i za​wie​sza ją so​bie na

ra​mie​niu.

Nie chcę, żeby się na mnie wście​kła, ale

musiwie​dzieć,skądmojeobiek​cje.

— A co, je​śli bę​dziesz chcia​ła po​wie​dzieć

Do​ugo​wi?Niechcę,że​byśprze​zemniemu​sia​ła
gookła​my​wać.

Sier​ra pa​trzy na mnie ze wzgar​dli​wą miną,

poktó​rąsamatakczę​stosię​gam.

—Chrza​nięcię,Brit.Dzię​kizaświa​do​mość,

żemojanaj​lep​szaprzy​ja​ciół​kaniemadomnie
krzty​ny za​ufa​nia. — Przed wyj​ściem z po​ko​ju
od​wra​ca się i mówi: — Wiesz na pew​no, że
nie​któ​rzy mają tak zwa​ny wy​biór​czy słuch?

background image

Ty masz wy​biór​cze za​ufa​nie. Wi​dzia​łam cię
dziśnako​ry​ta​rzupo​grą​żo​nąwpo​waż​nejroz​-
mo​wie z Isa​bel Avi​lą. Gdy​bym cię nie zna​ła,
po​wie​dzia​ła​bym,żejejsięzcze​gośzwie​rzasz.
— Sier​ra uno​si w górę obie ręce. — Do​bra,
przy​zna​ję: je​stem za​zdro​sna, że moja naj​lep​-
sza przy​ja​ciół​ka zwie​rza się naj​wy​raź​niej ko​-
muś in​ne​mu za​miast mnie. Za​dzwoń, gdy
wresz​ciedocie​biedo​trze,żecho​ler​niemiza​le​-
żynatwo​imszczę​ściu.

Mara​cję.Alecałataspra​wazAlek​semjest

taka świe​ża, a ja czu​ję się w związ​ku z tym
taka bez​bron​na. Zwró​ci​łam się do Isa​bel, bo
jestje​dy​nąoso​bą,któ​raznaimnie,iAlek​sa.

— Sier​ra, je​steś moją naj​lep​szą przy​ja​ciół​-

ką.Prze​cieżwiesz—mó​więzna​dzie​ją,żewie,
że to praw​da. Być może fak​tycz​nie mam pro​-
blem z za​ufa​niem, co nie zmie​nia fak​tu, że
Sier​rajestnaj​bliż​sząmioso​bą.

—Toza​cznijza​cho​wy​waćsięsto​sow​niedo

tego—rzu​caiwy​cho​dzi.

W dro​dze na spo​tka​nie z Alek​sem ocie​ram

kro​plępotu,któ​raspły​wamipo​wo​lizeskro​ni.

Zde​cy​do​wa​łamsięnakre​mo​wą,do​pa​so​wa​-

nąlet​niąsu​kien​kęnacie​niut​kichra​miącz​kach.
Gdy będę wra​cać, ro​dzi​ce będą już w domu,
więc za​pa​ko​wa​łam do tor​by spor​to​wej ubra​-
nia na zmia​nę. Po po​wro​cie mama zo​ba​czy

background image

taką Brit​ta​ny, ja​kiej się spo​dzie​wa — ide​al​ną
cór​kę. Co za róż​ni​ca, że to nie​praw​da, sko​ro
ona jest dzię​ki temu za​do​wo​lo​na. Sier​ra ma
ra​cję.Mojeza​ufa​niejestwy​biór​cze.

Skrę​camiwjeż​dżamwulicz​kępro​wa​dzą​cą

dowarsz​ta​tu.Gdyza​uwa​żamAlek​sa,któ​ryw
ocze​ki​wa​niu na mnie opie​ra się o swój mo​to​-
cykl na par​kin​gu, ser​ce za​czy​na bić mi szyb​-
ciej.

Orany.Notowpa​dłam.
Nie​od​łącz​na ban​da​na znik​nę​ła. Gę​ste czar​-

ne wło​sy Alek​sa opa​da​ją mu na czo​ło, za​chę​-
ca​jąc, żeby je od​gar​nąć. W miej​sce dżin​sów i
T-shir​tu po​ja​wi​ły się czar​ne spodnie i czar​na
je​dwab​nako​szu​la.Wy​glą​dajakmło​dymek​sy​-
kań​skiśmia​łek.Za​trzy​mu​jęsięoboknie​go,nie
mo​gącpo​wstrzy​maćuśmie​chu.

Qu​eri​da,skar​bie,wy​glą​dasz,jak​byśmia​ła

ja​kieśse​kre​ty.

Bomam,my​ślę,wy​sia​da​jączauta.Cie​bie.
Dio​smio. Wy​glą​dasz... pre​cio​sa. Prze​ślicz​-

nie.

Okrę​camsięwo​kółwła​snejosi.
—Su​kien​kajestokej?
— Chodź tu — mówi i przy​cią​ga mnie do

sie​bie.—Wła​ści​wietoniechcęjużiśćnaślub.
Wolęmiećciętyl​kodlasie​bie.

—Onie.—Prze​su​wampo​wo​lipa​lecwzdłuż

background image

jegopo​licz​ka.

—Alezcie​bieko​kiet​ka.
Uwiel​biam tę uwo​dzi​ciel​ską stro​nę Alek​sa.

Po​zwa​lamiza​po​mniećojegode​mo​nach.

—Przy​je​cha​łamnamek​sy​kań​skiślubichcę

gozo​ba​czyć.

—Nopo​patrz,ajamy​śla​łem,żeprzy​je​cha​-

łaśspo​tkaćsięzemną.

—Maszoso​biebar​dzowy​so​kiemnie​ma​nie,

Fu​en​tes.

—Mamjesz​czeparęin​nychrze​czy.—Przy​-

gnia​tamniedosa​mo​cho​du,ajegood​dechpa​-
rzy mi skó​rę na szyi bar​dziej niż przed​po​łu​-
dnio​we słoń​ce. Za​my​kam oczy i cze​kam na
jegousta,aleza​miasttegosły​szętyl​ko:—Daj
mi klu​czy​ki — pro​si, po czym sam mi je wyj​-
mu​jezręki.

—Chy​baniewrzu​ciszichwkrza​ki?
—Niekuś.
Alex otwie​ra drzwi mo​je​go sa​mo​cho​du i

sia​dazakie​row​ni​cą.

— Nie po​pro​sisz, że​bym wsia​dła? — py​tam

zdez​o​rien​to​wa​na.

— Nie. Wsta​wię two​je auto do warsz​ta​tu,

żebyniktgoniezwi​nął.Toofi​cjal​narand​ka.Ja
pro​wa​dzę.

Wska​zu​jęnamo​tor.
— Chy​ba so​bie nie wy​obra​żasz, że na to

background image

wsią​dę?

Jegolewabrewuno​sisięle​ciut​ko.
—Acze​munie?Ju​lioniejestdlacie​biewy​-

star​cza​ją​codo​bry?

—Ju​lio?Na​zwa​łeśswójmo​torJu​lio?
— Po stry​jecz​nym dziad​ku, któ​ry po​mógł

ro​dzi​comprze​pro​wa​dzićsięzMek​sy​ku.

— Nie mam nic prze​ciw​ko Ju​lio. Nie chcę

tyl​konanimje​chaćwta​kiejkrót​kiejsu​kien​ce.
Chy​bażewszy​scymająwi​dziećmojemajt​ki.

Alex ma​su​je się po bro​dzie i roz​wa​ża tę

opcję.

—Tobydo​pie​robyłwi​dok.
Krzy​żu​jęprzedsobąręce.
— Żar​tu​ję. Je​dzie​my sa​mo​cho​dem mo​je​go

ku​zy​na.—Wsia​da​mydoczar​nejto​yo​tycam​ry
za​par​ko​wa​nejpoprze​ciw​nejstro​nieuli​cy.

Po kil​ku mi​nu​tach jaz​dy Alex wy​cią​ga pa​-

pie​ro​sa z pacz​ki le​żą​cej na de​sce roz​dziel​czej.
Krzy​więsięnadźwiękod​pa​la​nejza​pal​nicz​ki.

— Co? — pyta z za​pa​lo​nym pa​pie​ro​sem w

ustach.

Możepa​lić,je​ślichce.Byćmożeje​ste​śmyna

ofi​cjal​nej rand​ce, ale nie je​stem prze​cież jego
ofi​cjal​nądziew​czy​ną.Krę​cęgło​wą.

—Nic.
Wy​pusz​cza z ust dym, któ​ry draż​ni mnie

bar​dziejniżper​fu​mymamy.Opusz​czammak​-

background image

sy​mal​nieoknoitłu​mięka​szel.

Sta​je​mynaświa​tłach,aAlexzer​kanamnie.
— Je​śli prze​szka​dza ci, że palę, to mi po​-

wiedz.

— Okej, prze​szka​dza mi, że pa​lisz — przy​-

zna​ję.

—Cze​mupopro​stuminiepo​wie​dzia​łaś?—

mówiigasipa​pie​ro​sawpo​piel​nicz​ce.

— Jak mo​żesz w ogó​le to lu​bić? — py​tam,

gdyznówru​sza​my.

—Re​lak​su​jemnieto.
—Tozna​czy,żejacięstre​su​ję?
Pa​trzymiwoczy,poczymprze​su​wawzrok

wdółnamojepier​siiod​sła​nia​ją​cąudasu​kien​-
kę.

—Wtejkiec​cezde​cy​do​wa​nietak.

background image

38.Alex

Je​śli nie prze​sta​nę się ga​pić na jej dłu​gie

nogi,spo​wo​du​jęwy​pa​dek.

—Jaktwo​jasio​stra?—zmie​niamte​mat.
—Niemożesiędo​cze​kać,ażznówogracię

wwar​ca​by.

— Tak? To jej po​wiedz, że da​łem jej fory.

Chcia​łemzro​bićnato​biewra​że​nie.

—Prze​gry​wa​jąc?
Wzru​szamra​mio​na​mi.
—Po​skut​ko​wa​ło,nie?
Po​pra​wia so​bie su​kien​kę, jak​by chcia​ła zro​-

bićwra​że​nienamnie.Chcę,żebysięroz​luź​ni​-
ła,więcprze​su​wampal​ca​miwzdłużjejra​mie​-
niaibio​ręnako​nieczarękę.

— Po​wiedz Shel​ley, że przy​ja​dę na re​wanż

—mó​wię.

Od​wra​ca się do mnie i pa​trzy na mnie roz​-

pro​mie​nio​natymiswo​iminie​bie​ski​miocza​mi.

—Na​praw​dę?
—Oczy​wi​ście.
Po dro​dze sta​ram się ją ja​koś za​ga​dy​wać.

Nie bar​dzo mi wy​cho​dzi. Nie umiem roz​ma​-
wiaćoni​czym.Do​brze,żemil​cze​nienaj​wy​raź​-
niejwogó​lejejnieprze​szka​dza.

background image

Nie​dłu​go po​tem par​ku​ję przed ma​łym,

dwu​pię​tro​wym,ce​gla​nymdo​mem.

—Ślubniejestwko​ście​le?
— Nie w przy​pad​ku Ele​ny. Chcia​ła się po​-

braćwdomuro​dzi​ców.

Obej​mu​jęjąwpa​sieiidzie​mydodomu.Nie

wiem, cze​mu mu​szę się tak afi​szo​wać z tym,
żena​le​żydomnie.Możejed​nakje​stemtro​glo​-
dy​tą.

Wcho​dzi​my do środ​ka. W ogród​ku sły​chać

gra​ją​cych ma​ria​chi, a dom aż pęka w szwach.
Zer​kam na minę Brit​ta​ny, za​sta​na​wia​jąc się,
czyczu​jesiętak,jak​bywja​kiśma​gicz​nyspo​-
sób prze​nio​sła się do Mek​sy​ku. Nikt z mo​jej
ro​dzi​ny nie miesz​ka w du​żym domu z ba​se​-
nem,doja​kie​goprzy​wy​kła.

En​ri​que z kil​ko​ma in​ny​mi ku​zy​na​mi

wrzesz​czynanaszwi​dok.Wszy​scymó​wiąpo
hisz​pań​sku, co w ni​czym by nie prze​szka​dza​-
ło, gdy​by to​wa​rzy​szą​ca mi dziew​czy​na nie
mó​wi​ła tyl​ko po an​giel​sku. Dla mnie to nor​-
mal​ne, że moje ciot​ki za​ca​ło​wu​ją mnie na
śmierć, a wuj​ko​wie kle​pią ser​decz​nie po ple​-
cach. Ale nie wiem, czy dla niej też. Przy​cią​-
gamjądosie​bie,żebywie​dzia​ła,żeoniejpa​-
mię​tam,ipró​bu​jęprzed​sta​wićjąswo​jejro​dzi​-
nie, ale pod​da​ję się, gdy uświa​da​miam so​bie,
że nie ma cu​dów, żeby za​pa​mię​ta​ła ich

background image

wszyst​kich.

Ese!—od​zy​wasięktośzana​szy​miple​ca​-

mi.

Od​wra​camsiędoPaco.
—Cotam?—mó​więikle​pięprzy​ja​cie​lapo

ple​cach. — Brit​ta​ny, na pew​no ko​ja​rzysz ze
szko​ły mi me​jor ami​go. Nie bój się, ni​ko​mu nie
po​wie,żetuby​łaś.

—Będętrzy​maćgębęnakłód​kę—obie​cu​jei

jakskoń​czo​nykre​tynpo​ka​zu​jenamigi,żeza​-
my​kaustaiwy​rzu​caklucz.

—Cześć,Paco—witasięześmie​chemBrit​-

ta​ny.

Pod​cho​dzi do nas Jor​ge w bia​łym fra​ku i z

czer​wo​nąróżąwbu​to​nier​ce.

Kle​pięmo​je​goprzy​szłe​goku​zy​nawło​pat​ki.
—Cześć,sta​ry,alesięod​sta​wi​łeś.
— Sam też nie wy​glą​dasz naj​go​rzej. Przed​-

sta​wiszmnieswo​jejzna​jo​mej,czynie?

—Brit​ta​ny,toJor​ge.Tobie​dak...zna​czysię

szczę​ściarz,któ​ryżenisięzmojąku​zyn​kąEle​-
ną.

Jor​geobej​mu​jeBrit​ta​ny.
—Przy​ja​cie​leAlek​sasąna​szy​miprzy​ja​ciół​-

mi.

—Agdziepan​namło​da?—pytaPaco.
—Pła​czenagó​rzewsy​pial​niro​dzi​ców.
—Zeszczę​ścia?—zga​du​ję.

background image

— Nie, sta​ry. Po​sze​dłem dać jej bu​zia​ka, a

ona się te​raz za​sta​na​wia, czy wszyst​kie​go nie
od​wo​łać, bo mówi, że to przy​no​si pe​cha, gdy
pan mło​dy zo​ba​czy pan​nę mło​dą w suk​ni
przed ślu​bem — wy​ja​śnia Jor​ge i wzru​sza ra​-
mio​na​mi.

— W ta​kim ra​zie po​wo​dze​nia. Ele​na jest

prze​sąd​na. Pew​nie każe ci zro​bić ja​kieś bzdu​-
ry,żebyod​czy​nićpe​cha.

Paco i Jor​ge za​czy​na​ją się za​sta​na​wiać, co

Ele​nakażemuzro​bić,żebyza​że​gnaćnie​szczę​-
ście, a ja bio​rę Brit​ta​ny za rękę i wy​pro​wa​-
dzam ją na dwór. W ogro​dzie gra ze​spół.
Mimo że je​ste​śmy po​chos— Mek​sy​ka​na​mi
miesz​ka​ją​cy​mi w Sta​nach — zde​cy​do​wa​nie
nieda​je​mywy​ga​snąćna​szymtra​dy​cjomikul​-
tu​rze. Na​sze je​dze​nie jest pi​kant​ne, na​sze ro​-
dzi​nylicz​neimoc​nozesobązwią​za​ne,amu​-
zy​kataka,żenogisamerwąsiędotań​ca.

—Je​ste​ściezPacoku​zy​na​mi?—pytaBrit​ta​-

ny.

—Nie,aleonlubitakmy​śleć.Car​los,tojest

Brit​ta​ny — przed​sta​wiam, gdy pod​cho​dzi​my
domo​je​gobra​ta.

—Wiem—mówiCar​los.—Prze​cieżwi​dzia​-

łem,jaksięli​że​cie.

Brit​ta​nysta​jejakwmu​ro​wa​na.
— Licz się ze sło​wa​mi — ostrze​gam, trze​-

background image

piącgowtyłgło​wy.

Brit​ta​nykła​dziemirękęnapier​si.
— Spo​koj​nie, Alex. Nie mu​sisz mnie przed

wszyst​ki​mibro​nić.

Car​lospa​trzynamniebez​czel​nie.
— Ra​cja, bra​cisz​ku. Nie mu​sisz jej bro​nić.

Nomożetyl​koprzedmama.

Dość tego. Rzu​cam Car​lo​so​wi kil​ka ostrych

słówpohisz​pań​skutak,żebyBrit​ta​nyniezro​-
zu​mia​ła.

Vete, ca​brón no​mo​le​stes — roz​ka​zu​ję mu

spły​waćijejniede​ner​wo​wać.Czyonchceze​-
psuć jej za​ba​wę? Car​los pry​cha ob​ra​żo​ny i
idziepocośdoje​dze​nia.

—Agdzietwójdru​gibrat?—pytaBrit​ta​ny.
Sia​da​my przy jed​nym z wie​lu wy​po​ży​czo​-

nych sto​licz​ków, roz​sta​wio​nych na środ​ku
ogro​du.Kła​dęrękęnaopar​ciujejkrze​sła.

— Luis jest tam. — Po​ka​zu​ję w kąt ogro​du,

gdziemójnaj​młod​szybratrobizsie​bieprzed​-
sta​wie​nie, na​śla​du​jąc róż​ne zwie​rzę​ta za​gro​-
do​we. Będę mu mu​siał po​wie​dzieć, że w gim​-
na​zjum aku​rat ta umie​jęt​ność nie za​dzia​ła na
dziew​czy​nyjakma​gnes.

Brit​ta​ny przy​glą​da się czwór​ce bie​ga​ją​cych

w po​bli​żu dzie​cia​ków mo​je​go ku​zy​na, z któ​-
rychnaj​star​szemasie​demlat.Dwu​let​niaMa​-
ris​sauzna​ła,żesu​kien​kajejprze​szka​dzaipo​-

background image

rzu​ci​łajągdzieśwogro​dzie.

—Dlacie​biepew​niewszy​scywy​glą​da​jąjak

ban​daha​ła​śli​wychmo​ja​dos, nie​le​gal​nych mek​-
sy​kań​skichro​bo​li.

Uśmie​chasię.
— Nie. Ra​czej jak lu​dzie, któ​rzy faj​nie się

ba​wią na przy​ję​ciu ślub​nym w ogro​dzie. Kto
to?

—pyta,gdymijanasmęż​czy​znawwoj​sko​-

wymmun​du​rze.—Jesz​czeje​denku​zyn?

— Tak. Paul wró​cił wła​śnie z Da​le​kie​go

Wscho​du. Nie uwie​rzysz, ale swe​go cza​su na​-
le​żał do Py​thon Trio, gan​gu z Chi​ca​go. Rany,
za​nim wstą​pił do pie​cho​ty mor​skiej, miał po​-
waż​nypro​blemznar​ko​ty​ka​mi.

Brit​ta​nyzer​kanamnieszyb​ko.
—Mó​wi​łemci,żeniebio​rę.Aprzy​naj​mniej

już nie — stwier​dzam sta​now​czo, bo musi mi
uwie​rzyć.—Aniniehan​dlu​ję.

—Obie​cu​jesz?
— Tak — od​po​wia​dam, przy​po​mi​na​jąc so​-

bie wie​czór na pla​ży, gdy upa​li​łem się z Car​-
men. To był ostat​ni raz. — Nie​za​leż​nie od
tego, co o mnie mó​wią, od ta​kie​go syfu jak
coca

trzy​mam się z da​le​ka, bo z tym nie ma

żar​tów.Wierzlubnie,alechciał​bymza​cho​wać
peł​ny ze​staw sza​rych ko​mó​rek, z któ​rym się
uro​dzi​łem.

background image

—APaco?—pyta.—Onbie​rze?
—Cza​sa​mi.
Pa​trzy na Paco, któ​ry śmie​je się i żar​tu​je z

moją ro​dzi​ną, do któ​rej chciał​by na​le​żeć dużo
bar​dziej niż do wła​snej. Jego mama ode​szła
kil​ka lat temu i zo​sta​wi​ła go sa​me​go z oj​cem
w dość gów​nia​nej sy​tu​acji. Trud​no go wi​nić,
żechceodtegouciec.

Wkoń​cupo​ja​wiasięmojaku​zyn​kaEle​naw

bia​łej ko​ron​ko​wej suk​ni i roz​po​czy​na się uro​-
czy​stość.

Pod​czas skła​da​nia przy​się​gi sta​ję za Brit​ta​-

ny i obej​mu​ję ją moc​no. Za​sta​na​wiam się, w
cobę​dzieubra​nanaswo​imślu​bie.Pew​nieza​-
wo​do​wi fo​to​gra​fo​wie na za​wsze uwiecz​nią tę
chwi​lę.

Aho​ra los dec​la​re ma​ri​do y mu​jer — ob​-

wiesz​cza ksiądz, ogła​sza​jąc mło​dych mę​żem i
żoną.

Pan​na i pan mło​dy ca​łu​ją się i wszy​scy

klasz​czą.

Brit​ta​nyści​skamniezarękę.

background image

39.Brittany

Od razu wi​dać, że Jor​ge i Ele​na są w so​bie

sza​leń​czo za​ko​cha​ni, w efek​cie cze​go za​czy​-
nam się za​sta​na​wiać, czy ja też będę tak bar​-
dzoza​ko​cha​nawswo​imprzy​szłymmężu.

My​ślę o Shel​ley. Ni​g​dy nie bę​dzie mia​ła

męża, nie bę​dzie mia​ła dzie​ci. Wiem, że moje
dzie​ci będą ją ko​chać tak samo bar​dzo jak ja.
Niebrak​niejejwży​ciumi​ło​ści.Aleczyniebę​-
dziewgłę​bidu​szytę​sk​nićzaczymś,cze​goni​g​-
dy nie bę​dzie mo​gła mieć — za mę​żem i wła​-
snąro​dzi​ną?

Oglą​dam się na Alek​sa i nie bar​dzo wi​dzę

sie​bie w gan​gu. To nie miej​sce dla mnie. Ale
ten chło​pak, zwią​za​ny bez​po​śred​nio ze
wszyst​kim, co bu​dzi mój we​wnętrz​ny sprze​-
ciw, jest mi tak bli​ski, jak nikt inny. Mu​szę w
ja​kiś spo​sób na​kło​nić go, żeby zmie​nił swo​je
ży​cie, aby któ​re​goś dnia lu​dzie mo​gli nas
uznaćzaide​al​nąparę.Tomójcel.

Ogród wy​peł​nia się mu​zy​ką, a ja obej​mu​ję

Alek​sa w pa​sie i opie​ram gło​wę o jego pierś.
Od​gar​nia mi z szyi luź​ne ko​smy​ki i tuli mnie
dosie​bie,ko​ły​szącwrytmmu​zy​ki.

Do pan​ny mło​dej pod​cho​dzi ja​kiś fa​cet z

background image

bank​no​tempię​cio​do​la​ro​wym.

— To tra​dy​cja — wy​ja​śnia Alex. — Pła​ci za

ta​niec z pan​ną mło​dą. To tak zwa​ny ta​niec
do​bro​by​tu.

Pa​trzę za​fa​scy​no​wa​na, jak męż​czy​zna za

po​mo​cą agraf​ki przy​cze​pia bank​not do we​lo​-
nu.

Mojamamaby​ła​byprze​ra​żo​na.
Ktoś krzy​czy coś do męż​czy​zny tań​czą​ce​go

zpan​nąmło​dąiwszy​scysięśmie​ją.

—Coichtakroz​śmie​szy​ło?
—Mó​wią,żeprzy​piąłpie​nią​dzepo​dej​rza​nie

bli​skojejtył​ka.

Przy​glą​dam się tań​czą​cym pa​rom i pró​bu​ję

na​śla​do​wać ich ru​chy. Gdy pan​na mło​da koń​-
czy tań​czyć, py​tam Alek​sa, czy też z nią za​-
tań​czy.

Mówi, że tak, więc po​py​cham go w jej kie​-

run​ku.

— To idź za​tań​czyć z Ele​ną, a ja pój​dę po​-

roz​ma​wiaćztwo​jąmamą.

—Napew​nochcesztozro​bić?
— Tak. Wi​dzia​łam ją, kie​dy przy​szli​śmy i

nie chcę uda​wać, że jej nie za​uwa​żam. Nie
martwsięomnie.Mu​szętozro​bić.

Alexwyj​mu​jezport​fe​labank​notdzie​się​cio​-

do​la​ro​wy.Chcącniechcąc,wi​dzę,żewport​fe​-
lunicniezo​sta​je.Oddapan​niemło​dejwszyst​-

background image

ko,coprzyso​biema.Możeso​bienatopo​zwo​-
lić? Wiem, że pra​cu​je w warsz​ta​cie, ale za​ro​-
bio​nepie​nią​dzeod​da​jepew​niema​mie.

Od​su​wam się i do​pie​ro w ostat​niej chwi​li

pusz​czamjegorękę.

—Za​razwra​cam.
Pod​cho​dzę do mamy Alek​sa. Stoi przy rzę​-

dzie sto​łów, na któ​rych ko​bie​ty roz​sta​wia​ją
pół​mi​ski z je​dze​niem. Ma na so​bie czer​wo​ną
port​fe​lo​wą su​kien​kę i wy​glą​da mło​dziej niż
mojamama.Mojajestuzna​wa​nazaład​ną,ale
pani Fu​en​tes ce​chu​je się tą po​nad​cza​so​wą
uro​dą gwiaz​dy fil​mo​wej. Ma duże, brą​zo​we
oczy,rzę​sysię​ga​ją​cenie​malbrwiinie​ska​zi​tel​-
ną,lek​koopa​lo​nąskó​rę.

De​li​kat​niestu​kamjąwra​mię,gdyroz​kła​da

nasto​leser​wet​ki.

—Dzieńdo​bry,paniFu​en​tes—mó​wię.
—Brit​ta​ny,zga​dzasię?—pyta.
Ki​wam gło​wą. Po​now​na pre​zen​ta​cja za

nami,Brit​ta​ny.Po​wiedzcoś.

— Eee, od​kąd przy​je​cha​li​śmy, my​śla​łam,

żeby do pani po​dejść. Uzna​łam, że te​raz bę​-
dzie do​bry mo​ment, ale za​miast mó​wić do
rze​czy, ga​dam tyl​ko nie​skład​nie. Za​wsze tak
mam,gdysięde​ner​wu​ję.

Ko​bie​tapa​trzynamniejaknawa​riat​kę.
—Słu​cham—za​chę​ca.

background image

— No tak, wiem, że nie po​zna​ły​śmy się w

naj​bar​dziej sprzy​ja​ją​cych oko​licz​no​ściach. I
prze​pra​szam, je​śli ostat​nim ra​zem w ja​ki​kol​-
wiek spo​sób pa​nią ura​zi​łam. Chcia​łam tyl​ko
po​wie​dzieć,żeniezja​wi​łamsięwpanidomuz
za​mia​remca​ło​wa​niasięzAlek​sem.

—Wy​baczcie​ka​wość,aleja​kiemaszwła​ści​-

wieza​mia​ry?

—Słu​cham?
—Ja​kiemaszza​mia​rywzglę​demAlek​sa?
— Ja... nie je​stem chy​ba pew​na, co by pani

chcia​ła usły​szeć. Szcze​rze mó​wiąc, oka​że się
chy​bazbie​giemcza​su.

PaniFu​en​teskła​dziemirękęnara​mie​niu.
— Bóg je​den wie, że nie je​stem naj​lep​szą

mat​ką na świe​cie. Ale ko​cham mo​ich sy​nów
po​nad ży​cie, Brit​ta​ny. I zro​bię wszyst​ko, żeby
ich chro​nić. Wi​dzę, jak on na cie​bie pa​trzy i
prze​ra​ża mnie to. Nie po​zwo​lę, żeby ko​lej​ny
razcier​piałprzezko​goś,nakimmuza​le​ży.

Sły​sząc, jak mama Alek​sa o nim mówi,

samaza​czy​namtę​sk​nićzamat​ką,któ​ratrosz​-
czy​ła​bysięomnieiko​cha​łamnierów​niemoc​-
nojakmamaAlek​saswo​je​gosyna.

Sło​wa pani Fu​en​tes po​ru​sza​ją mnie do ży​-

we​goiwgar​dlena​ra​stamigulawiel​ko​ścipił​ki
gol​fo​wej.

Praw​da jest taka, że w ostat​nim cza​sie w

background image

ogó​leprze​sta​łamczućsięczę​ściąswo​jejro​dzi​-
ny.Je​stemtyl​kooso​bą,któ​ramacałyczasmó​-
wićiro​bićto,cona​le​ży,botegoocze​ku​jąmoi
ro​dzi​ce. Zga​dza​łam się na to tak dłu​go po to,
byro​dzi​cepo​świę​ci​lipeł​nąuwa​gęShel​ley,któ​-
rana​praw​dęichpo​trze​bu​je.

Cza​sem strasz​nie trud​no być „nor​mal​nym”

dziec​kiem,któ​remaimwszyst​kozre​kom​pen​-
so​wać.Niktmini​g​dyniemó​wił,żeniemu​szę
byćza​wszeide​al​na.Praw​dajesttaka,żeprzez
całeży​ciewiecz​nieczu​jęsięwin​na.

Win​na,żeje​stemzdro​wymdziec​kiem.
Win​na, że czu​ję się od​po​wie​dzial​na za to,

żeby Shel​ley była ko​cha​na tak samo moc​no
jakja.

Win​na,żebojęsię,żemojedzie​cimogąuro​-

dzićsięta​kiesamejakmojasio​stra.

Win​na,żewsty​dzęsię,gdylu​dziega​piąsię

naShel​leywmiej​scachpu​blicz​nych.

Ni​g​dy nie wy​zwo​lę się z po​czu​cia winy. Ja​-

kimcu​dem,sko​roto​wa​rzy​szymizsa​mejra​cji
uro​dze​nia? Dla pani Fu​en​tes ro​dzi​na ozna​cza
mi​łość i tro​skę. Dla mnie — po​czu​cie winy i
wa​run​ko​wąmi​łość.

— Pani Fu​en​tes, nie mogę obie​cać, że nie

skrzyw​dzę Alek​sa. Ale nie je​stem w sta​nie
trzy​mać się od nie​go z da​le​ka, bo już pró​bo​-
wa​łam. — Bo przy Alek​sie zni​ka​ją moje wła​-

background image

sne de​mo​ny. Czu​ję, że do oczu na​pły​wa​ją mi
łzyiza​czy​na​jąspły​waćpopo​licz​kach.Prze​py​-
chamsięprzeztłumwpo​szu​ki​wa​niuła​zien​ki.

Aku​ratwy​cho​dzizniejPaco,ajami​jamgo

tyl​koiwbie​gamdośrod​ka.

— Le​piej, że​byś za​cze​ka​ła, za​nim... — głos

Paco cich​nie, gdy za​my​kam się od we​wnątrz.
Ocie​ramoczyiprze​glą​damsięwlu​strze.Wy​-
glą​damokrop​nie.Roz​ma​załmisiętuszi...ech,
tobezsen​su.Osu​wamsięnapod​ło​gęisia​dam
nazim​nychka​fel​kach.Jużro​zu​miem,cochciał
mi po​wie​dzieć Paco. W ła​zien​ce śmier​dzi, a
wła​ści​wie cuch​nie... od tego pra​wie zbie​ra mi
się na wy​mio​ty. Za​kry​wam nos ręką i sta​ram
się nie zwra​cać uwa​gi na obrzy​dli​wy smród,
my​ślącotym,copo​wie​dzia​łapaniFu​en​tes.

Sie​dzę na pod​ło​dze w ła​zien​ce, wy​cie​ram

oczy pa​pie​rem to​a​le​to​wym i sta​ram się nie
od​dy​chaćprzeznos.

Gło​śne pu​ka​nie do drzwi prze​ry​wa mi

płacz.

—Brit​ta​ny,je​steśtam?—do​bie​gamniegłos

Alek​sa.

—Nie.
—Wyjdź,pro​szę.
—Nie.
—Tomniewpuść.
—Nie.

background image

—Chcęcięcze​gośna​uczyćpohisz​pań​sku.
—Cze​go?
Noesgrancosa.
—Acotozna​czy?—py​tamwciążzpa​pie​-

remwręce.

—Po​wiemci,jakmniewpu​ścisz.
Prze​krę​camklam​kę.
Alexwcho​dzidośrod​ka.
—Tozna​czy:Niemasięczymprzej​mo​wać.

— Za​my​ka za sobą drzwi, przy​klę​ka przy
mnie i przy​tu​la mnie moc​no do sie​bie. Za​raz
po​temwcią​gagło​śnopo​wie​trze.—Aniechto.
ByłtuPaco?

Ki​wamgło​wą.
Alex gła​dzi mnie po wło​sach i mru​czy coś

pohisz​pań​sku.

—Cocipo​wie​dzia​łamojamama?
Wtu​lamtwarzwjegopierś.
— Była ze mną po pro​stu szcze​ra — mam​-

ro​częmuwko​szu​lę.

Prze​ry​wanamgło​śnepu​ka​niedodrzwi.
Abrelapu​er​ta,soyEle​na.
—Ktoto?
—Pan​namło​da.
—Wpuść​ciemnie!—żądaEle​na.
Alex otwie​ra drzwi. Do środ​ka wci​ska się

zja​wa w bia​łych ko​ron​kach z mnó​stwem
bank​no​tów przy​pię​tych do tre​nu i za​my​ka za

background image

sobądrzwi.

—Nodo​bra,cojestgra​ne?—Onateżpo​cią​-

gano​semkil​karazy.—Pacobyłwśrod​ku?

Obo​jezAlek​semki​wa​mygło​wa​mi.
—Cotenko​leśdocho​le​ryżre,żewy​cho​dzi

muzdru​giejstro​nytakazgni​li​zna?Cho​le​raja​-
sna—mówiEle​na,od​ry​waso​bieka​wa​łekpa​-
pie​ruiza​ty​kanos.

— Uro​czy​stość była prze​pięk​na — chwa​lę

zzawła​sne​goka​wał​kapa​pie​ru.Tonaj​bar​dziej
ab​sur​dal​naisur​re​ali​stycz​nasy​tu​acja,wja​kiej
kie​dy​kol​wieksięznaj​do​wa​łam.

Ele​nabie​rzemniezarękę.
—Chodźsięba​wić.Mojaciot​kabywatrud​-

na,alenieży​czyni​ko​muźle.Pozatymwy​da​je
misię,żena​praw​dęciępo​lu​bi​ła.

— Od​wio​zę ją do domu — de​cy​du​je Alex,

wcie​la​jącsięznówwmo​je​gowy​ba​wi​cie​la.Za​-
sta​na​wiamsię,kie​dymusiętoznu​dzi.

—Ni​g​dziejejnieza​bie​rasz,boje​ślispró​bu​-

jesz, za​mknę was obo​je w tym smro​dzie, że​-
by​ściezo​sta​li.

Ele​nanierzu​casłównawiatr.
Ko​lej​nepu​ka​niedodrzwi.
Vetevete.
Niero​zu​miem,copo​wie​dzia​łaEle​na,alena

pew​nozro​bi​łatozdu​żymen​tu​zja​zmem.

SoyJor​ge.

background image

Wzru​szam ra​mio​na​mi i pa​trzę py​ta​ją​cym

wzro​kiemnaAlek​sa.

—Topanmło​dy—wy​ja​śnia.
Jor​gewci​skasiędośrod​ka.Niejesttaknie​-

okrze​sa​ny jak resz​ta z nas, bo nie zwra​ca
uwa​gi na fakt, że w środ​ku śmier​dzi pa​dli​ną.
Alepo​cią​gakil​karazygło​śnono​semiza​czy​na
łza​wić.

— Chodź, Ele​na — mówi Jor​ge, sta​ra​jąc się

dys​kret​nie za​tkać nos, choć nie bar​dzo mu to
wy​cho​dzi.—Go​ścieza​sta​na​wia​jąsię,gdziesię
po​dzia​łaś.

— Nie wi​dzisz, że roz​ma​wiam z ku​zy​nem i

dziew​czy​ną,zktó​rąprzy​szedł?

—Tak,ale...
Ele​na uno​si dłoń, żeby go uci​szyć, a dru​gą

przy​trzy​mu​jeso​bieprzyno​siepa​pier.

— Mó​wi​łam, że roz​ma​wiam z ku​zy​nem i

dziew​czy​ną, z któ​rą przy​szedł — po​wta​rza
sta​now​czo.—Ijesz​czenieskoń​czy​łam.

— Ty — mówi, wska​zu​jąc na mnie pal​cem.

—Idzieszzemną.Alex,maszdlamnieza​śpie​-
waćzbrać​mi.

Alexkrę​cigło​wą.
—Ele​na,my​ślę,że...
Ele​na uno​si rękę tuż przed twa​rzą Alek​sa,

czymuci​szana​wetjego.

—Niepro​si​łam,że​byśmy​ślał.Pro​si​łam,że​-

background image

byś za​śpie​wał ra​zem z brać​mi dla mnie i mo​-
je​goświe​żopo​ślu​bio​ne​gomęża.

Ele​na otwie​ra drzwi i cią​gnie mnie za sobą

przez cały dom, za​trzy​mu​jąc się do​pie​ro w
ogro​dzie. Pusz​cza mnie, ale tyl​ko po to, żeby
wy​rwaćmi​kro​fonjed​ne​muzmu​zy​ków.

— Paco! — ob​wiesz​cza z mocą. — Tak, do

cie​bie mó​wię — woła Ele​na i wska​zu​je na
Paco, któ​ry za​ba​wia roz​mo​wą gro​mad​kę
dziew​czyn.—Na​stęp​nymra​zem,jakbę​dziesz
chciał się wy​srać, zrób to w ja​kimś in​nym
domu.

Wia​nu​szekdziew​czątwo​kółPacoroz​pra​sza

sięześmie​chemiPacozo​sta​jesam.

Jor​gewbie​ganasce​nęipró​bu​jeznieśćzniej

żonę. Bie​dak mę​czy się wśród śmie​chów i
okla​sków.

Kie​dy Ele​na zo​sta​je wresz​cie usu​nię​ta ze

sce​ny, Alex za​mie​nia parę słów z ze​spo​łem, a
go​ście okrzy​ka​mi za​chę​ca​ją bra​ci Fu​en​te​sów
dowy​stę​pu.

Pacoprzy​sia​dasiędomnie.
— Ech, prze​pra​szam za tę ła​zien​kę. Pró​bo​-

wa​łemcięostrzec—mówispe​szo​ny.

— Nic nie szko​dzi. Wy​da​je mi się, że Ele​na

wy​star​cza​ją​co cię upo​ko​rzy​ła. — Przy​su​wam
się do nie​go i py​tam: — Tak szcze​rze, co my​-
śliszomnieiAlek​sie?

background image

—Takszcze​rze,toniespo​tka​łogochy​baw

ży​ciuniclep​sze​go.

background image

40.Alex

Pośmier​citatymamapró​bo​wa​łaroz​we​se​lić

mnie, Car​lo​sa i Lu​isa mu​zy​ką. Tań​czy​li​śmy w
domu i śpie​wa​li​śmy z nią na zmia​nę. Chy​ba
chcia​ła w ten spo​sób za​po​mnieć o wła​snym
bólu, przy​naj​mniej na chwi​lę. W nocy jed​nak
sły​sza​łem, jak pła​cze w swo​im po​ko​ju. Ni​g​dy
nie otwie​ra​łem drzwi, ale za​wsze mia​łem
ocho​tę za​cząć śpie​wać i prze​gnać pio​sen​ką
całyjejsmu​tek.

Za​mie​niam parę słów z ze​spo​łem, po czym

bio​ręmi​kro​fon.

— Nie wy​sta​wiał​bym sie​bie na ta​kie po​-

śmie​wi​sko,alebra​ciaFu​en​tesniemogąod​mó​-
wićproś​biesa​mejpan​nymło​dej.Ele​napo​tra​fi
byćbar​dzoprze​ko​nu​ją​ca.

— Wiem coś o tym! — woła gdzieś z tyłu

Jor​ge.

Ele​na wali go pię​ścią w ra​mię. Jor​ge krzy​wi

się. Ele​na ma cios. Jor​ge ca​łu​je pan​nę mło​dą,
zbytszczę​śli​wy,żebymiećjejtozazłe.

Za​czy​na​my śpie​wać. Nic po​waż​ne​go. Im​-

pro​wi​zu​je​my, łą​cząc pio​sen​ki En​ri​que Igle​sia​-
sa,Sha​ki​ryina​wetmo​je​goulu​bio​ne​goze​spo​łu
Mana. Przy​klę​kam, żeby za​śpie​wać dla mo​ich

background image

ma​łychku​zy​nekipusz​czamokodoBrit​ta​ny.

W tym sa​mym mo​men​cie do​strze​gam ja​-

kieś za​mie​sza​nie i sły​szę zdu​mio​ne szep​ty.
Hec​tor. Za​szczy​cił uro​czy​stość swo​ją obec​no​-
ścią,conieczę​stosięzda​rza.Idzieprzezogród
wdro​gimgar​ni​tu​rzeiwszy​scysięnanie​goga​-
pią. Koń​czę śpie​wać i sia​dam przy Brit​ta​ny.
Na​gleczu​ję,żemu​szęjąchro​nić.

—Chceszpa​pie​ro​sa?—pytaPaco,wy​cią​ga​-

jącztyl​nejkie​sze​nipacz​kęmarl​bo​ro.

Zer​kamnaBrit​ta​nyiod​po​wia​dam:
—Nie.
Paco pa​trzy na mnie py​ta​ją​cym wzro​kiem,

po czym wzru​sza ra​mio​na​mi i za​pa​la so​bie
pa​pie​ro​sa.

— Świet​ny wy​stęp, Alex. Jesz​cze parę mi​-

nut,atwo​jano​viaza​czę​ła​byjeśćmizręki.

Na​zwałBrit​ta​nymojądziew​czy​ną.Jestnią?
Pro​wa​dzę Brit​ta​ny do lo​dów​ki z na​po​ja​mi.

Paco idzie za nami. Uwa​żam, żeby nie zna​la​-
złasięwpo​bli​żuHec​to​ra.

Ma​rio, kum​pel jed​ne​go z mo​ich ku​zy​nów,

stoi przy lo​dów​ce, pa​ra​du​jąc w bar​wach Py​-
thon Trio i du​żych, wor​ko​wa​tych dżin​sach,
któ​re spa​da​ją mu z tył​ka. Gang Py​thon Trio
jestna​szymsprzy​mie​rzeń​cem,alegdy​byBrit​-
ta​nyspo​tka​łaMa​rionauli​cy,pew​nierzu​ci​ła​by
siębie​giemwprze​ciw​nymkie​run​ku.

background image

—Cześć,Alex,Paco—mówiMa​rio.
—Wi​dzę,żewy​stro​iłeśsięnaślub,Ma​rio—

mru​czę.

Ca​brón, smo​kin​gi są dla bia​ła​sów —

stwier​dza Ma​rio, nie zwa​ża​jąc na fakt, że to​-
wa​rzy​szą​camidziew​czy​najestbia​ła.—Wyw
tych pod​miej​skich gan​gach je​ste​ście zbyt wy​-
de​li​ka​ce​ni.Wmie​ściesąpraw​dzi​wibra​cia.

— Do​bra, do​bra, twar​dzie​lu — mówi bez​-

czel​niePaco.—Po​wiedztoHec​to​ro​wi.

Rzu​camPacowście​kłespoj​rze​nie.
— Ma​rio, je​śli nie prze​sta​niesz chrza​nić, to

oso​bi​ście ci udo​wod​nię, jacy je​ste​śmy twar​-
dzi...ni​g​dynieważsięszy​ka​no​waćLK.

Ma​riosięcofa.
—Cóż,mamrand​kęzbu​tel​kąco​ro​ny.Nara,

guey.

—Wy​glą​da,jak​byna​ro​biłwga​cie—stwier​-

dzaPaco,od​pro​wa​dza​jącwzro​kiemMa​rio.

Pa​trzęnaBrit​ta​ny,któ​rawy​da​jesiębled​sza

niżzwy​kle.

—Wszyst​kowpo​rząd​ku?
— Gro​zi​łeś mu — szep​cze. — Ty mu nor​-

mal​niegro​zi​łeś.

Za​miastod​po​wia​dać,bio​ręjązarękęipro​-

wa​dzęnabrzegza​im​pro​wi​zo​wa​ne​gopar​kie​tu,
bę​dą​ce​go tak na​praw​dę ka​wał​kiem traw​ni​ka.
Gra​jącośwol​ne​go.

background image

Przy​cią​gamjądosie​bie,aleonasięod​su​wa.
—Cotyro​bisz?
— Tańcz ze mną — na​ka​zu​ję. — I nie dys​-

ku​tuj. Obej​mij mnie i tańcz. — Nie chcę słu​-
chaćotym,żena​le​żędogan​guiżejątoprze​-
ra​ża,iżemu​szęznie​gowy​stą​pić,je​ślimamy
sięda​lejspo​ty​kać.

—Ale...
— Za​po​mnij o tym, co po​wie​dzia​łem Ma​rio

—szep​częjejdoucha.—Pró​bo​wałnaswy​ba​-
dać,spraw​dzićna​sząlo​jal​nośćwzglę​demHec​-
to​ra. Je​śli wy​czu​je ja​kiś roz​łam, jego gang
możetowy​ko​rzy​stać.Wi​dzisz,wszyst​kiegan​-
gi dzie​lą się na Folk​sów i Pe​ople. Każ​dy jest
po​wią​za​nyzjed​nąztychgrup.Gan​gizwią​za​-
nezFolk​sa​miwal​czązgan​ga​mizwią​za​ny​miz
Pe​ople.Ma​riojestzwią​za​ny...

—Alex—prze​ry​wamiBrit​ta​ny.
—Co?
—Obie​cajmi,żeniccisięniesta​nie.
Niemogę.
—Popro​stutańcz—na​ka​zu​jęci​choiprze​-

su​wamjejręcetak,żebymnieobej​mo​wa​ły.

Zer​kamnadgło​wąBrit​ta​nyiwi​dzę,żeHec​-

tor roz​ma​wia o czymś po​waż​nie z moją
mamą. Za​sta​na​wiam się, o czym dys​ku​tu​ją.
Mama od​wra​ca się od nie​go i chce odejść, ale
onła​piejązarękęiprzy​cią​gazpo​wro​temdo

background image

sie​bie,szep​czącjejcośdoucha.Kie​dychcęjuż
zejść z par​kie​tu i do​wie​dzieć się, co jest do
cho​le​rygra​ne,mi’amauśmie​chasięza​lot​niedo
Hec​to​ra i wy​bu​cha śmie​chem. Naj​wy​raź​niej
mampa​ra​no​ję.

Mi​ja​ją go​dzi​ny i nad mia​stem za​pa​da wie​-

czór. We​se​le trwa w naj​lep​sze, gdy wra​ca​my
do sa​mo​cho​du. W dro​dze po​wrot​nej do Fa​ir​-
fieldobo​jemil​czy​my.

—Chodźtudomnie—mó​więci​chopoza​-

par​ko​wa​niunaty​łachwarsz​ta​tu.

Brit​ta​nyna​chy​lasięnadprze​gród​kąiprzy​-

tu​ladomnie.

— Cu​dow​nie się ba​wi​łam — szep​cze. — No

może nie wte​dy, gdy ucie​kłam do ła​zien​ki... i
gdygro​zi​łeśtemufa​ce​to​wi.

—Za​po​mnijotymipo​ca​łujmnie—mó​wię.
Wsu​wamręcewjejwło​sy.Brit​ta​nyobej​mu​-

jemniezaszy​ję,gdywę​dru​jęję​zy​kiemdo​li​ną
po​mię​dzy jej war​ga​mi. Roz​chy​lam jej usta i
po​głę​biam po​ca​łu​nek. To jak tan​go, naj​pierw
po​wol​ne i ryt​micz​ne, a po​tem, gdy obo​je za​-
czy​na​my cięż​ko od​dy​chać i na​sze ję​zy​ki łą​czą
sięzesobą,po​ca​łu​nekza​mie​niasięwpod​nie​-
ca​ją​cy,szyb​kita​niec,wktó​rymnaj​chęt​niejza​-
to​pił​bym się na za​wsze. Po​ca​łun​ki Car​men
mo​gły być eks​cy​tu​ją​ce, ale po​ca​łun​ki Brit​ta​ny
są bar​dziej zmy​sło​we, pod​nie​ca​ją​ce i mak​sy​-

background image

mal​nieuza​leż​nia​ją​ce.

Sie​dzi​my cały czas w sa​mo​cho​dzie, ale na

przed​nich sie​dze​niach jest cia​sno i nie jest
namwy​god​nie.Niewie​dziećkie​dyprze​no​si​my
się na tyl​ną ka​na​pę. Wciąż da​le​ko do ide​ału,
aleniezwra​camnatowięk​szejuwa​gi.

Cał​ko​wi​ciepo​chła​nia​jąmniejęki,po​ca​łun​ki

i ręce Brit​ta​ny, wplą​ta​ne w moje wło​sy. I za​-
pach wa​ni​lio​wych cia​ste​czek. Nie chcę po​su​-
wać się dziś za da​le​ko. Ale mi​mo​wol​nie prze​-
su​wamręceco​razwy​żejjejna​gichud.

—Boże,jakmido​brze—szep​czeBrit​ta​ny.
Kła​dę ją na ka​na​pie, a moje ręce wę​dru​ją

sa​mo​wol​niepojejcie​le.Mojeustapiesz​cząza​-
głę​bie​niewjejszyiizsu​wamjejde​li​kat​niera​-
miącz​ka su​kien​ki i sta​ni​ka. Brit​ta​ny w od​po​-
wie​dziza​czy​naroz​pi​naćmiko​szu​lę.Gdypoły
roz​su​wa​ją się na boki, pal​ce Brit​ta​ny prze​su​-
wa​jąsiępomo​jejklat​cepier​sio​wej,pa​rzącmi
skó​rę.

—Je​steś...ide​al​ny—dy​szy.
Nie będę się z nią te​raz kłó​cić. Prze​su​wam

się ni​żej, a mój ję​zyk to​ru​je so​bie dro​gę do jej
je​dwa​bi​stej skó​ry wy​sta​wio​nej na wie​czor​ne
po​wie​trze. Brit​ta​ny chwy​ta mnie za wło​sy z
tyługło​wyiprzy​ci​skamoc​niejdosie​bie.Sma​-
ku​je tak cu​dow​nie. Zbyt cu​dow​nie. Jak cu​kie​-
rek.

background image

Ca​ra​me​lo!
Od​su​wamsięmi​ni​mal​nieipa​trzęjejwoczy

— w te roz​iskrzo​ne sza​fi​ry lśnią​ce z po​żą​da​-
nia.Tojestdo​pie​roide​ał.

— Pra​gnę cię, chu​la, moja ślicz​na — mó​wię

ochry​ple. Brit​ta​ny na​pie​ra na mój na​brzmia​ły
czło​nek,aroz​koszibólsta​jąsięnie​malniedo
znie​sie​nia. Ale kie​dy za​czy​nam zsu​wać jej
majt​ki, przy​trzy​mu​je moją rękę, po czym ją
od​su​wa.

—Nie...nieje​stemgo​to​wa,Alex.Prze​stań.
Zsu​wam się z niej i sia​dam obok, cze​ka​jąc,

ażochło​nę.

Nie mogę pa​trzeć, gdy po​pra​wia ra​miącz​ka

i za​kry​wa swo​je cia​ło. Cho​le​ra, za bar​dzo się
po​spie​szy​łem. Po​wta​rza​łem so​bie, żeby nie
daćsiępo​nieśćemo​cjom,żebyprzytejdziew​-
czy​nie za​cho​wać trzeź​wość umy​słu. Prze​cze​-
su​jęso​biewło​sypal​ca​miiwy​pusz​czampo​wo​li
po​wie​trzezpłuc.

—Prze​pra​szam.
— Nie, to ja prze​pra​szam. To nie two​ja

wina. Sama cię na​krę​ca​łam i masz pra​wo być
na mnie wście​kły. Słu​chaj, do​pie​ro co roz​sta​-
łam się z Co​li​nem i mam spo​ro pro​ble​mów w
domu. — Cho​wa twarz w dło​niach. — Je​stem
strasz​niesko​ło​wa​na.—Bie​rzeto​reb​kęiotwie​-
radrzwi.

background image

Wy​sia​dam za nią, a czar​ne poły mo​jej roz​-

pię​tej ko​szu​li po​wie​wa​ją jak pe​le​ry​na wam​pi​-
ra.Albosa​mejśmier​ci.

—Brit​ta​ny,za​cze​kaj.
— Pro​szę... otwórz bra​mę. Chcę za​brać sa​-

mo​chód.

—Niejedźjesz​cze.
Wpro​wa​dzamkod.
—Prze​pra​szam—po​wta​rza.
— Prze​stań w kół​ko prze​pra​szać. Słu​chaj,

bez wzglę​du na to, co się sta​ło, nie je​stem z
tobą po to, żeby do​brać ci się do maj​tek. Po​-
nio​sło mnie, bo tak do​brze nam było dziś ra​-
zem, a twój wa​ni​lio​wy za​pach do​pro​wa​dza
mnie do obłę​du i... cho​le​ra, na​praw​dę schrza​-
ni​łemspra​wę,co?

Brit​ta​nywsia​dadosa​mo​cho​du.
— Mo​że​my tro​chę zwol​nić, Alex? Dla mnie

tozde​cy​do​wa​niezaszyb​ko.

— Do​brze — mó​wię i ki​wam gło​wą. Wsa​-

dzam ręce do kie​sze​ni, bo naj​chęt​niej wy​cią​-
gnął​bymjązpo​wro​temzsa​mo​cho​du.

ABrit​ta​ny,cho​le​raja​sna,od​jeż​dża.
Za​plą​ta​łemsięwjejnie​cier​pli​we,nie​spo​koj​-

ne dło​nie i prze​ho​lo​wa​łem. Kie​dy jej cia​ło jest
bli​sko mnie, je​stem w sta​nie my​śleć tyl​ko o
niej.

Za​kład.

background image

Wtymwszyst​kimpo​win​nocho​dzićwy​łącz​-

nie o za​kład, a nie o to, żeby za​ko​chać się w
dziew​czy​niezpół​noc​nejstro​nymia​sta.Mu​szę
wbić so​bie do gło​wy, że Brit​ta​ny in​te​re​su​je
mnietyl​kozewzglę​dunaza​kładiniezwra​cać
uwa​ginato,cona​praw​dęczu​ję.

Wtejza​ba​wieniemożecho​dzićouczu​cia.

background image

41.Brittany

Za​jeż​dżam do McDo​nal​da, gdzie nikt mnie

nie roz​po​zna, prze​bie​ram się w dżin​sy i ró​żo​-
wy, port​fe​lo​wy swe​te​rek, po czym jadę do
domu.

Boję się, bo z Alek​sem wszyst​ko jest zbyt

ży​wio​ło​we. Kie​dy z nim je​stem, wszyst​ko jest
zde​cy​do​wa​nie bar​dziej in​ten​syw​ne. Moje
uczu​cia, emo​cje, po​żą​da​nie. Ni​g​dy nie by​łam
uza​leż​nio​na od Co​li​na, ni​g​dy nie chcia​łam
prze​by​wać z nim dwa​dzie​ścia czte​ry go​dzi​ny
nadobę.Po​żą​damAlek​sa.OBoże.Chy​basięw
nimza​ko​chu​ję.

Ale wiem, że ko​chać ko​goś zna​czy stra​cić

ka​wa​łek sie​bie. A dziś w sa​mo​cho​dzie, gdy
Alex wło​żył mi rękę pod su​kien​kę, ba​łam się
stra​cić kon​tro​lę. Moje ży​cie po​le​ga na za​cho​-
wy​wa​niu kon​tro​li, więc nie jest do​brze. Prze​-
ra​żamnieto.

Wcho​dzę do domu, chcąc prze​do​stać się

nie​zau​wa​że​nie do swo​je​go po​ko​ju i od​wie​sić
su​kien​kę do sza​fy. Nie​ste​ty w holu cze​ka na
mniemama.

— Gdzie by​łaś? — pyta su​ro​wo, trzy​ma​jąc

wwy​cią​gnię​tejręcemójpod​ręcz​nikdoche​mii

background image

i tecz​kę z ma​te​ria​ła​mi. — Mó​wi​łaś, że idziesz
po​tre​no​wać, a po​tem uczyć się z tym ca​łym
Her​nan​de​zem.

No to po mnie. Albo mu​szę się za​mknąć,

alboprzy​znać.

— Ma na na​zwi​sko Fu​en​tes, a nie Her​nan​-

dez.Itak,by​łamznim.

Ci​sza.
Ustamo​jejmamyukła​da​jąsięwmoc​noza​-

ci​śnię​tą,wą​skąli​nij​kę.

—Toja​sne,żesięnieuczy​li​ście.Comaszw

tej tor​bie? — chce wie​dzieć. — Nar​ko​ty​ki?
Scho​wa​łaśtamnar​ko​ty​ki?

— Nie bio​rę nar​ko​ty​ków — od​po​wia​dam

ostro.

Mamauno​sibrewiwska​zu​jenamojątor​bę.
—Otwie​raj—roz​ka​zu​je.
Pry​cham z wście​kło​ści i przy​klę​kam, żeby

roz​piąć su​wak przy tor​bie. Czu​ję się jak w
wię​zie​niu.Po​ka​zu​jęjejsu​kien​kę.

—Su​kien​ka?—pytamama.
—By​łamzAlek​semnaślu​bie.Jegoku​zyn​ka

wy​cho​dzi​łazamąż.

— Ten chło​pak na​mó​wił cię do kłam​stwa.

Ma​ni​pu​lu​jetobą,Brit​ta​ny.

— Nie na​mó​wił mnie do kłam​stwa, mamo

— od​po​wia​dam po​iry​to​wa​na. — Może byś
wresz​cie za​uwa​ży​ła, że mam wła​sny ro​zum?

background image

Zro​bi​łamtozwła​snejwoli.

Mama wpa​da w ist​ny szał. Po​zna​ję po jej

roz​wście​czo​nymspoj​rze​niuitrzę​są​cychsięrę​-
kach.

— Je​śli jesz​cze raz... choć je​den je​dy​ny raz

do​wiem się, że znów się z nim spo​tka​łaś, bez
pro​ble​mu prze​ko​nam two​je​go ojca, że po​win​-
naś do​koń​czyć li​ceum w szko​le z in​ter​na​tem.
Uwa​żasz, że nie mam wy​star​cza​ją​co dużo
zmar​twień z Shel​ley? Obie​caj, że ze​rwiesz z
nimpozaszko​łąwszel​kiekon​tak​ty.

Obie​cu​ję,poczymbie​gnędopo​ko​juidzwo​-

niędoSier​ry.

—Cotam?—pyta.
— Sier​ra, po​trzeb​na mi moja naj​bliż​sza

przy​ja​ciół​ka.

—Iwy​bra​łaśmnie?No,no,alemipo​chle​bi​-

łaś—stwier​dzaoschle.

—Do​bra,okła​ma​łamcię.Lu​bięAlek​sa.Bar​-

dzo.

Ci​sza.
Ci​sza.
— Sier​ra, je​steś tam? Czy po pro​stu mnie

ole​wasz?

— Nie ole​wam cię, Brit. Za​sta​na​wiam się

tyl​ko, cze​mu zde​cy​do​wa​łaś się mi po​wie​dzieć
aku​ratte​raz.

—Bomu​szęotympo​ga​dać.Ztobą.Nie​na​-

background image

wi​dziszmnie?

— Je​steś moją naj​lep​szą przy​ja​ciół​ką —

mówi.

—Atymoją.
— Naj​lep​sze przy​ja​ciół​ki po​zo​sta​ją naj​lep​-

szy​mi przy​ja​ciół​ka​mi nie​za​leż​nie od tego, czy
jed​na z nich do​sta​je kom​plet​ne​go świ​ra i po​-
sta​na​wia spo​ty​kać się z gang​ste​rem. Zga​dza
się?

—Takąmamna​dzie​ję.
—Brit,nieokła​mujmniewię​cej.
— Nie będę. I mo​żesz po​wie​dzieć Do​ugo​wi,

podwa​run​kiemżeza​cho​watodlasie​bie.

— Dzię​ki za za​ufa​nie, Brit. Być może my​-

ślisz,żetodlamnienicniezna​czy,alezna​czy.

Gdy koń​czę re​la​cjo​no​wać wszyst​ko Sie​rze,

cie​szącsię,żemię​dzynamiznówjestjakdaw​-
niej,dzwo​nidru​gite​le​fon.Isa​bel.

—Mu​szęztobąpo​roz​ma​wiać—mówi,gdy

od​bie​ram.

—Cosiędzie​je?
—Wi​dzia​łaśsiędziśzPaco?
Hm...tobybyłotyle,je​ślicho​dziota​jem​ni​-

ce.

—Tak.
—Mó​wi​łaścośomnie?
—Nie.Aco?Chcia​łaś,że​bymtozro​bi​ła?
— Nie. Tak. Sama nie wiem. Je​stem sko​ło​-

background image

wa​na.

—Isa​bel,po​wiedzmupopro​stu,coczu​jesz.

Wmoimprzy​pad​kuza​dzia​ła​ło.

—Tak,aletyje​steśBrit​ta​nyEl​lis.
— Chcesz wie​dzieć, jak to jest być Brit​ta​ny

El​lis?Tocipo​wiem.Taksamojakinniniewie​-
rzę w sie​bie. Znaj​du​ję się tyl​ko pod więk​szą
pre​sją, żeby grać, byle tyl​ko lu​dzie nie stra​ci​li
swo​je​go wy​obra​że​nia o mnie i nie zo​ba​czy​li,
żeje​stemdo​kład​nietakasamajakwszy​scy.A
w efek​cie je​stem bar​dziej bez​bron​na, bar​dziej
wy​sta​wio​na na oce​ny i bar​dziej na​ra​żo​na na
plot​ki.

— W ta​kim ra​zie chy​ba się nie ucie​szysz z

tego, co ga​da​ją o to​bie i Alek​sie moi zna​jo​mi.
Chceszwie​dzieć,comó​wią?

—Nie.
—Napew​no?
— Na pew​no. Je​śli uwa​żasz się za moją

przy​ja​ciół​kę,tominiemów.

Boje​ślido​wiemsię,coomniemó​wią,będę

mu​sia​ła się z tym skon​fron​to​wać. A w tej
chwi​li na​praw​dę wolę żyć w słod​kiej nie​świa​-
do​mo​ści.

background image

42.Alex

Potym,jakBrit​ta​nywy​je​cha​łapo​spie​sze​nie

z warsz​ta​tu, żeby tyl​ko ode mnie uciec, nie
mam ocho​ty z ni​kim ga​dać i li​czę, że po po​-
wro​ciedodomuniena​tknęsięnami’amę. Ale
je​denrzutokanaka​na​pęwsa​lo​nieroz​wie​wa
mojena​dzie​je.

Te​le​wi​zor jest wy​łą​czo​ny, świa​tła przy​ga​-

szo​ne, a moi bra​cia ode​sła​ni za​pew​ne do po​-
ko​ju.

— Ale​jan​dro — za​czy​na mama. — Nie

chcia​łamdlanasta​kie​goży​cia.

—Wiem.
— Mam na​dzie​ję, że Brit​ta​ny nie na​bi​ja ci

gło​wyżad​ny​migłu​pi​mipo​my​sła​mi.

Wzru​szamra​mio​na​mi.
—Tozna​czyja​ki​mi?Ta​ki​mi,żeniepo​do​ba

jejsię,żeje​stemwgan​gu?Możenietyza​de​cy​-
do​wa​łaś o tym, że na​sze ży​cie wy​glą​da tak,
jak wy​glą​da, ale na pew​no nie pro​te​sto​wa​łaś,
gdymniewer​bo​wa​li.

—Niemówtak,Ale​jan​dro.
— Bo praw​da jest zbyt bo​le​sna? Na​le​żę do

gan​gu, żeby chro​nić cie​bie i bra​ci, mama. Do​-
brze o tym wiesz, mimo że o tym nie roz​ma​-

background image

wia​my — pod​no​szę głos w od​po​wie​dzi na
moją na​ra​sta​ją​cą fru​stra​cję. — To de​cy​zja,
któ​rąpod​ją​łemdaw​notemu.Mo​żeszuda​wać,
żemniedoniejnieza​chę​ca​łaś,ale—ścią​gam
ko​szu​lę, żeby od​sło​nić ta​tu​aże La​ty​no​skiej
Krwi—przyj​rzyjmisię,aletakdo​kład​nie.Je​-
stem człon​kiem gan​gu tak jak papa. Chcesz,
że​bymteżza​cząłhan​dlo​waćnar​ko​ty​ka​mi?

Potwa​rzyciek​nąjejłzy.
— Gdy​bym wie​rzy​ła, że jest inne roz​wią​za​-

nie...

— Za bar​dzo się ba​łaś opu​ścić tę dziu​rę, a

te​raz nie mamy już wyj​ścia. Nie prze​le​waj
swo​je​go po​czu​cia winy ani na mnie, ani na
mojądziew​czy​nę.

—Je​steśnie​spra​wie​dli​wy—mówiiwsta​je.
—Nie​spra​wie​dli​wejestto,żeodśmier​cimi

papa

ży​jeszjakwdo​wa,po​grą​żo​nawwiecz​nej

ża​ło​bie. Cze​mu nie wró​ci​my do Mek​sy​ku? Po​-
wiedzwuj​ko​wiJu​lio,żewy​sy​ła​jącnasdoSta​-
nów za oszczęd​no​ści swo​je​go ży​cia, po​peł​nił
błąd. A może bo​isz się wró​cić do Mek​sy​ku i
przy​znaćsięswo​jejro​dzi​nie,żecisięnieuda​-
ło?

—Niebę​dzie​myotymroz​ma​wiać.
— Przej​rzyj na oczy. — Roz​kła​dam sze​ro​ko

ręce. — Co cię tu trzy​ma? Sy​no​wie? To tyl​ko
wy​mów​ka. Czy tak we​dług cie​bie wy​glą​da

background image

speł​nie​nie ma​rze​nia o Ame​ry​ce? — Wska​zu​ję
oł​ta​rzyk na cześć taty. — Był gang​ste​rem, a
nieświę​tym.

— Nie miał wy​bo​ru — pła​cze mama. —

Chro​niłnas.

—Ate​razjanaschro​nię.Jakmnieroz​wa​lą,

toteżmiwy​sta​wiszoł​ta​rzyk?Apo​temCar​lo​-
so​wi? Bo masz świa​do​mość, że jest na​stęp​ny
wko​lej​ce?Aza​razzanimLuis.

Mi’ama

wy​mie​rzamipo​li​czek,poczymrobi

krok w tył. Dios mió, nie​na​wi​dzę sie​bie za to,
żejązde​ner​wo​wa​łem.Ła​pięjązara​mię,żeby
jąprzy​tu​lićiprze​pro​sić,aleonakrzy​wisiętyl​-
ko.

— Mamo? — py​tam, nie wie​dząc, o co cho​-

dzi.Niezła​pa​łemjejmoc​no,aleza​cho​wu​jesię
tak,jak​byjąza​bo​la​ło.

Wy​su​wasięzmo​je​gouści​skuiod​wra​ca,ale

ja nie mam za​mia​ru tak tego zo​sta​wić. Pod​-
cho​dzę do niej i pod​wi​jam rę​kaw jej su​kien​ki.
Zprze​ra​że​niemwi​dzęnajejra​mie​niupa​skud​-
ne​go siń​ca. Jego fio​le​to​we, czar​ne i sine krę​gi
wpa​tru​ją się we mnie, a ja z miej​sca so​bie
przy​po​mi​nam roz​mo​wę mamy i Hec​to​ra na
ślu​bie.

—Hec​torcitozro​bił?—py​tamła​god​nie.
— Mu​sisz prze​stać wy​py​ty​wać o ojca —

mówi szyb​ko i opusz​cza rę​kaw, żeby za​kryć

background image

si​niak.

Ogar​nia mnie dzi​ka wście​kłość, gdy uświa​-

da​miamso​bie,żesi​nia​kimi’amymia​łybyćdla
mnieostrze​że​niem.

—Cze​mu?KogoHec​torsta​rasięchro​nić?—

Chro​ni ko​goś z LK czy człon​ka in​ne​go, sprzy​-
mie​rzo​ne​go z nami gan​gu? Chciał​bym go o to
za​py​tać. Ale dużo bar​dziej chciał​bym się ze​-
mścić i sko​pać mu ty​łek za to, że skrzyw​dził
moją mamę. Hec​tor jest jed​nak nie​ty​kal​ny.
Wia​do​mo, że je​śli po​sta​wię się Hec​to​ro​wi, to
takjak​bymwy​stą​piłprze​ciw​koKrwi.

Mamarzu​camigniew​nespoj​rze​nie.
—Nieza​da​wajmita​kichpy​tań.Opew​nych

rze​czach nie masz po​ję​cia, Ale​jan​dro. I ni​g​dy
nie po​wi​nie​neś o nich wie​dzieć. Po pro​stu so​-
bieod​puść.

— My​ślisz, że ży​cie w nie​świa​do​mo​ści to

do​breroz​wią​za​nie?Papabyłgang​ste​remihan​-
dlo​wał nar​ko​ty​ka​mi. Nie boję się praw​dy, do
ja​snej cho​le​ry. Cze​mu wszy​scy wo​kół mnie
sta​ra​jąsięjąukryć?

Za​ci​skam dło​nie przy cie​le i czu​ję, że są

spo​co​ne.Sły​szęja​kieśpo​ru​sze​niewko​ry​ta​rzu.
Od​wra​cam gło​wę i wi​dzę mo​ich bra​ci, któ​rzy
pa​trząnanaszezdu​mie​niem.

Cho​le​ra.
Gdy tyl​ko mama za​uwa​ża Lu​isa i Car​lo​sa,

background image

wcią​gazsy​kiempo​wie​trzewpłu​ca.Zro​bił​bym
wszyst​ko,żebyniecier​pia​ła.

Pod​cho​dzędoniejikła​dęjejde​li​kat​nierękę

nara​mie​niu.

Per​dón,mama—prze​pra​szam.
Od​trą​ca moją rękę i po​wstrzy​mu​jąc się od

pła​czu, bie​gnie do swo​je​go po​ko​ju, za​trza​sku​-
jączasobądrzwi.

—Topraw​da?—pytaCar​losgło​semna​pię​-

tymjakstru​na.

Ki​wampo​twier​dza​ją​co.
—Tak.
Luis krę​ci gło​wą i zdez​o​rien​to​wa​ny marsz​-

czybrwi.

— Co wy mó​wi​cie? Nic nie ro​zu​miem. My​-

śla​łem, że papa był do​brym czło​wie​kiem.
Mama

za​wszemó​wi​ła,żebyłdo​bry.

Pod​cho​dzę do mo​je​go naj​młod​sze​go bra​ta i

przy​cią​gamjegogło​wędosie​bie.

— To wszyst​ko jed​no wiel​kie kłam​stwo! —

wrzesz​czy Car​los. — Ty, on. To wszyst​ko
kłam​stwo.Men​ti​ras!

— Car​los... — za​czy​nam, pusz​cza​jąc Lu​isa i

ła​piącdru​gie​gobra​tazarękę.

Car​lospa​trzynamojąrękęzobrzy​dze​niem

icałyażkipizwście​kło​ści.

— A ja my​śla​łem, że wstą​pi​łeś do La​ty​no​-

skiej Krwi, żeby nas chro​nić. Ale ty po pro​stu

background image

po​sze​dłeś w śla​dy papy. Masz w du​pie bo​ha​-
ter​stwo. Po​do​ba ci się w LK, ale mnie nie po​-
zwa​lasz wstą​pić. Czy to nie lek​ka hi​po​kry​zja,
bra​cisz​ku?

—Może.
—Je​steśza​ka​łąro​dzi​ny,wieszotym,praw​-

da?

Gdytyl​kopusz​czamjegorękę,Car​losrzu​ca

siędotyl​nychdrzwiiwy​bie​gazdomu.

Mil​cze​nieprze​ry​waci​chygłosLu​isa.
— Cza​sem do​brzy lu​dzie mu​szą ro​bić rze​-

czy,któ​reniesądo​bre.Praw​da?

Mierz​wię mu wło​sy. Luis jest dużo bar​dziej

nie​win​nyniżjawjegowie​ku.

—Wieszco,my​ślę,żebę​dziesznaj​mą​drzej​-

szym Fu​en​te​sem w hi​sto​rii na​szej ro​dzi​ny,
bra​cisz​ku.Ate​razwra​cajdołóż​kaidajmipo​-
ga​daćzCar​lo​sem.

Znaj​du​ję Car​lo​sa na tyl​nym gan​ku, wy​cho​-

dzą​cymnaogró​deksą​sia​dów.

— Czy tak wła​śnie umarł? — pyta, gdy

przy​sia​dam się do nie​go. — Pod​czas trans​ak​-
cji?

—Tak.
—Za​brałcięzesobą?
Ki​wamgło​wą.
—Cozadrań,mia​łeśtyl​kosześćlat.—Car​-

loswy​pusz​czacy​nicz​niepo​wie​trze.—Wi​dzia​-

background image

łem dziś Hec​to​ra na bo​isku do ko​szy​ków​ki na
MainStre​et.

— Trzy​maj się od nie​go z da​le​ka. Praw​da

jesttaka,żepośmier​cipapyniemia​łemwy​bo​-
ru, a te​raz też już nie mam wyj​ścia. Je​śli my​-
ślisz, że na​le​żę do LK, bo mi się to po​do​ba, to
prze​stań tak my​śleć. Nie chcę, że​byś na​le​żał
dogan​gu.

—Wiem.
Pa​trzę na nie​go su​ro​wo, tym sa​mym wzro​-

kiem, któ​rym pa​trzy​ła na mnie mama, gdy
wkła​da​łem pił​ki te​ni​so​we do jej raj​stop i wy​-
rzu​ca​łem je w po​wie​trze, żeby spraw​dzić, jak
wy​so​kopo​le​cą.

— Po​słu​chaj mnie, Car​los. Bar​dzo uważ​nie.

Skupsięnaszko​le,że​byśmógłiśćnastu​dia.

Bądźkimś.—Wprze​ci​wień​stwiedomnie.
Za​pa​dadłu​gaci​sza.
— De​sti​ny też nie chce, że​bym wstę​po​wał

dogan​gu.Chceiśćnauni​wer​sy​tetizro​bićdy​-
plom z pie​lę​gniar​stwa. — Car​los chi​cho​cze. —
Po​wie​dzia​ła,żeby​ło​bysu​per,gdy​by​śmypo​szli
na tę samą uczel​nię. — Słu​cham, bo mu​szę
prze​stać mu do​ra​dzać i po​zwo​lić prze​my​śleć
resz​tę sa​me​mu. — Lu​bię Brit​ta​ny, wiesz? —
mówi.

— Ja też. — Wra​cam my​śla​mi do tego, co

wy​da​rzy​łosięwsa​mo​cho​dzie.Po​ka​zo​womnie

background image

po​nio​sło. Mam na​dzie​ję, że nie spie​przy​łem
wszyst​kie​godo​ku​ment​nie.

— Wi​dzia​łem, jak roz​ma​wia​ła z mama na

ślu​bie.Twar​dabyła.

— Praw​dę mó​wiąc, póź​niej w ła​zien​ce tro​-

chęsięroz​kle​iła.

—Jaknatakmą​dre​gogo​ścia,je​steśloco, je​-

śli są​dzisz, że sam dasz so​bie ze wszyst​kim
radę.

— Je​stem twar​dy. I za​wsze przy​go​to​wa​ny

nanaj​gor​sze.

Car​loskle​piemniepople​cach.
— Nie wiem cze​mu, bra​cisz​ku, ale mam

wra​że​nie, że rand​ki z dziew​czy​ną z pół​noc​nej
stro​nysątrud​niej​szeniżby​ciewgan​gu.

To świet​na oka​zja, żeby po​wie​dzieć mu

praw​dę.

— Car​los, człon​ko​wie LK ga​da​ją wiecz​nie o

bra​ter​stwie, ho​no​rze i lo​jal​no​ści i wszyst​ko
wy​da​jesięta​kiesu​per.Aletoniejestro​dzi​na,
wiesz?Abra​ter​stwotrwatyl​kodocza​su,póki
zga​dzaszsięro​bićto,cze​goodcie​bieocze​ku​ją.

Mamaotwie​radrzwiipa​trzynanaszgóry.

Jest strasz​nie smut​na. Chciał​bym móc od​mie​-
nić jej ży​cie i spra​wić, żeby nie cier​pia​ła, ale
wiem,żeniemogę.

— Car​los, daj mi po​roz​ma​wiać z Ale​jan​dro

naosob​no​ści.

background image

GdyCar​loswcho​dzidodomuiniemożenas

jużsły​szeć,mamasia​daobokmnie.Trzy​maw
ręcepa​pie​ro​sa,pierw​sze​goodbar​dzodaw​na.

Cze​kam,ażza​czniemó​wićpierw​sza.Japo​-

wie​dzia​łemdziśjużwy​star​cza​ją​codużo.

—Po​peł​ni​łamwży​ciuwie​lebłę​dów,Ale​jan​-

dro — mówi i wy​pusz​cza dym w stro​nę księ​-
ży​ca.—Nie​któ​rychniedasięna​pra​wićnie​za​-
leż​nieodtego,jakbar​dzopro​szęotoBoga.—
Wy​cią​ga rękę i za​kła​da mi wło​sy za uszy. —
Je​steś na​sto​lat​kiem, na któ​re​go spa​dły obo​-
wiąz​kido​ro​słe​gomęż​czy​zny.Wiem,żetonie​-
spra​wie​dli​we.

Estabien.
— Nie​praw​da, nie jest w po​rząd​ku. Ja też

mu​sia​łamzbytszyb​kodo​ro​snąć.Nieskoń​czy​-
łam na​wet ogól​nia​ka, bo za​szłam w cią​żę z
tobą. — Pa​trzy na mnie tak, jak​by wi​dzia​ła
samą sie​bie jako na​sto​lat​kę, nie tak daw​no
temu. — Bar​dzo chcia​łam mieć dziec​ko. Twój
oj​ciec chciał za​cze​kać, aż skoń​czy​my szko​łę,
alejapo​sta​ra​łamsięotoszyb​ciej.Naj​bar​dziej
naświe​ciechcia​łambyćmamą.

—Ża​łu​jesz?—py​tam.
—By​ciamamą?Ni​g​dy.Ża​łu​jęna​to​miast,że

uwio​dłam two​je​go ojca i po​sta​ra​łam się, żeby
nieużyłpre​zer​wa​ty​wy.

—Niechcętegosłu​chać.

background image

— Ale po​wiem ci o tym bez wzglę​du na to,

czy chcesz tego słu​chać, czy nie. Mu​sisz być
ostroż​ny,Alex.

—Je​stem.
Za​cią​gasięznówpa​pie​ro​semikrę​cigło​wą.
— Nie ro​zu​miesz. Ty mo​żesz uwa​żać, ale

dziew​czy​ny nie. Dziew​czy​ny są per​fid​ne.
Wiemcośotym,boje​stemjed​nąznich.

—Brit​ta​nyjest...
— Dziew​czy​ną, któ​ra może skło​nić cię do

ro​bie​niarze​czy,któ​rychniechceszro​bić.

— Uwierz mi, mamo. Ona nie chce zajść w

cią​żę.

—Nie,alebę​dziechcia​łain​nychrze​czy.Ta​-

kich,któ​rychni​g​dyniebę​dzieszmógłjejdać.

Pod​no​szę gło​wę i pa​trzę na gwiaz​dy, księ​-

życiwszech​świat,któ​ryniemakoń​ca.

—Aleco,je​ślisamchcęjedać?
Mama wy​pusz​cza po​wo​li po​wie​trze z płuc,

w efek​cie cze​go dym ula​tu​je jej z ust jed​ną
dłu​gąsmu​gą.

—Oka​zu​jesię,żema​jąctrzy​dzie​ścipięćlat,

żyję już wy​star​cza​ją​co dłu​go, żeby być świad​-
kiem, jak lu​dzie umie​ra​ją, są​dząc, że mogą
zmie​nić ten świat. Bez wzglę​du na to, co są​-
dzisz,twójoj​cieczgi​nął,usi​łu​jączmie​nićswo​je
ży​cie na lep​sze. Two​je wspo​mnie​nia się znie​-
kształ​ci​ły. By​łeś wte​dy ma​łym chłop​cem, za

background image

ma​łym,żebyco​kol​wiekro​zu​mieć.

—Te​razje​stemwy​star​cza​ją​coduży.
Spod po​wie​ki wy​my​ka jej się sa​mot​na łza,

któ​rąszyb​koocie​ra.

—Tak,alete​razjestjużzapóź​no.

background image

43.Brittany

Brit,przy​po​mnijmi,cze​muwła​ści​wieza​jeż​-

dża​my po Alek​sa Fu​en​te​sa i je​dzie​my ra​zem
doLakeGe​ne​va?—pytaSier​ra.

—Mamagro​zi​ła,żeje​ślispo​tkamsięznim

poza szko​łą, to będę mia​ła pro​ble​my, więc
Lake Ge​ne​va to ide​al​ne miej​sce. Nikt nas tam
niezna.

—Pozanami.
—Alewynamnieniedo​nie​sie​cie.Praw​da?
Wi​dzę, że Doug prze​wra​ca ocza​mi. Na po​-

cząt​ku po​mysł wy​da​wał mi się do​bry. Jed​no​-
dnio​wy wy​pad do Lake Ge​ne​va na po​dwój​ną
rand​kęmusibyćfaj​ny.Oczy​wi​ściepotym,gdy
zszo​ko​wa​niSier​raiDougoswo​jąsięjużzmy​-
ślą,żeje​ste​śmyparą.

—Bła​gam,niesusz​ciemijużotogło​wy.
—Tenko​leśjestbez​na​dziej​ny,Brit—mówi

Doug, ja​dąc na szkol​ny par​king, gdzie ma na
nas cze​kać Alex. — Sier​ra, to two​ja naj​lep​sza
przy​ja​ciół​ka.Prze​mówjejdoroz​sąd​ku.

— Pró​bo​wa​łam, ale znasz ją. Jak się uprze,

tosięuprze.

Wzdy​cham.
—Mo​gli​by​ściezła​skiswo​jejprze​staćmó​wić

background image

omnietak,jak​bymnietuniebyło?Lu​bięAlek​-
sa.Aonlubimnie.Chcędaćnamszan​sę.

—Ijakmaszza​miartozro​bić?Wiecz​niesię

znimkry​jąc?—pytaSier​ra.

Na szczę​ście wjeż​dża​my na par​king i nie

mu​szęod​po​wia​dać.Alexsie​dzinakra​węż​ni​ku
obok swo​je​go mo​to​ru, wy​cią​ga​jąc przed sobą
swo​jedłu​gienogi.Za​gry​zamnie​spo​koj​niedol​-
nąwar​gęiotwie​ramtyl​nedrzwi.

Na wi​dok Do​uga za kie​row​ni​cą i sie​dzą​cej

obokSier​ryAlexza​ci​skamoc​noszczę​ki.

— Wska​kuj, Alex — rzu​cam i prze​su​wam

się.

Na​chy​lasiędosa​mo​cho​du.
—Tochy​banienaj​lep​szypo​mysł.
—Niewy​głu​piajsię.Dougobie​całbyćmiły.

Praw​da,Doug?—Wstrzy​mu​jęod​dechwocze​-
ki​wa​niunaod​po​wiedź.

Dougbezprze​ko​na​niakiwagło​wą.
—Ja​sne—mówimar​twymgło​sem.
Je​stempew​na,żekaż​dyinnyfa​cetbyso​bie

od​pu​ścił.AleAlexsia​daobokmnie.

—Gdzieje​dzie​my?—pyta.
—DoLakeGe​ne​va—od​po​wia​dam.—By​łeś

tamkie​dyś?

—Nie.
— To ja​kąś go​dzi​nę dro​gi stąd. Ro​dzi​ce Do​-

ugamajątamdo​mek.

background image

W cza​sie jaz​dy moż​na by po​my​śleć, że sie​-

dzi​mywbi​blio​te​ce,aniewsa​mo​cho​dzie.Nikt
się nie od​zy​wa. Gdy Doug za​trzy​mu​je się na
tan​ko​wa​nie, Alex wy​sia​da, od​cho​dzi na bok i
za​pa​lapa​pie​ro​sa.

Sie​dzęprzy​gnę​bio​na.Nietakso​biewy​obra​-

ża​łam ten dzień. Sier​ra i Doug są zwy​kle ra​-
zemstrasz​nieza​baw​ni,alete​razmamymniej
wię​cejtakiubawjaknapo​grze​bie.

—Niemo​gła​byścho​ciażspró​bo​waćoczymś

po​ga​dać?—pro​szęswo​jąnaj​lep​sząprzy​ja​ciół​-
kę. — Po​tra​fisz go​dzi​na​mi ga​dać o tym, ja​kie​-
go psa byś wo​la​ła po​ca​ło​wać, ale nie mo​żesz
skle​cić dwóch zdań w obec​no​ści chło​pa​ka, na
któ​rymmiza​le​ży?

Sier​raod​wra​casiędomnie:
— Prze​pra​szam. Tyl​ko że... Brit, stać cię na

ko​goślep​sze​go.Nako​gośdużolep​sze​go.

—Naprzy​kładnaCo​li​na?
— Na ko​go​kol​wiek — ob​ru​sza się Sier​ra i

od​wra​cazpo​wro​tem.

Alex wsia​da do sa​mo​cho​du, a ja uśmie​-

cham się do nie​go nie​wy​raź​nie. Kie​dy nie od​-
wza​jem​niauśmie​chu,bio​ręgozarękę.Nieza​-
ci​ska jej na mo​jej, ale też jej nie wy​ry​wa. To
do​brze?

Gdywy​jeż​dża​myzesta​cji,Alexmówi:
—Masznie​do​krę​co​nekoło.Sły​szysztostu​-

background image

ka​nieztyłuzle​wejstro​ny?

Dougwzru​szara​mio​na​mi.
—Odmie​sią​catakło​mo​cze.Dro​biazg.
— Za​trzy​maj się, to po​pra​wię. Le​piej, żeby

nieod​pa​dłonamnaau​to​stra​dzie.

Wi​dzę, że Doug nie ma za​ufa​nia do opi​nii

Alek​sa,alepoja​kichśdwóchki​lo​me​trachzjeż​-
dżanie​chęt​nienapo​bo​cze.

— Doug — Sier​ra wska​zu​je na księ​gar​nię

dla do​ro​słych, na​prze​ciw​ko któ​rej się za​trzy​-
ma​li​śmy.—Wiesz,ja​kie​goro​dza​julu​dzietam
cho​dzą?

— Skar​bie, w tej chwi​li na​praw​dę mam to

gdzieś.—Od​wra​casiędoAlek​sa.—Okej,mą​-
dra​lo.Doro​bo​ty.

AlexiDougwy​sia​da​jązsa​mo​cho​du.
— Prze​pra​szam, że na cie​bie na​sko​czy​łam

—mó​więdoSier​ry.

—Jateżprze​pra​szam.
— My​ślisz, że Doug z Alek​sem za​czną się

bić?

—Moż​li​we.Chodź,le​piejmiećichnaoku.
Na dwo​rze Alex wyj​mu​je z ba​gaż​ni​ka na​-

rzę​dzia.

Pod​no​si na le​war​ku sa​mo​chód, po czym

bie​rzełyż​kędoopon.Dougbie​rzesiępodboki
iwy​su​wabun​tow​ni​czobro​dę.

—Cocięgry​zie,Thomp​son?—pytaAlex.

background image

—Nielu​bięcię,Fu​en​tes.
—Amy​ślisz,żetyje​steśmoimulu​bień​cem?

— war​czy w od​po​wie​dzi Alex, po czym klę​ka
przykoleido​krę​cana​kręt​ki.

Zer​kam na Sier​rę. Po​win​ny​śmy in​ter​we​nio​-

wać? Sier​ra wzru​sza ra​mio​na​mi. Ja ro​bię to
samo. Osta​tecz​nie nie do​szło do roz​le​wu
krwi...jesz​cze.

Oboknasza​trzy​mu​jesięzpi​skiemoponja​-

kiś sa​mo​chód. W środ​ku sie​dzi czte​rech La​ty​-
no​sów, dwóch z przo​du i dwóch z tyłu. Alex
niezwra​cananichuwa​gi,tyl​koopusz​czapod​-
no​śnikiwrzu​cagodoba​gaż​ni​ka.

— Hej, ma​ma​ci​tas. Może ole​je​cie swo​ich fa​-

ga​sówipo​je​dzie​cieznami?Za​ba​wi​mysiętro​-
chę!—wołaje​denznichprzezokno.

—Spie​przaj!—krzy​czyDoug.
Je​denzchło​pa​kówwy​sia​dazautaiza​czy​na

iść w stro​nę Do​uga. Sier​ra krzy​czy coś, ale jej
niesłu​cham.Pa​trzę,jakAlexzdej​mu​jekurt​kęi
za​gra​dzako​le​sio​widro​gę.

— Zejdź mi z dro​gi — rzu​ca gość. — Nie

brońtegobia​łe​gofiu​ta,botyl​kosiępo​ni​żasz.

Alexstoitużprzednim,ści​ska​jącmoc​now

ręcełyż​kędoopon.

— Za​dzie​rasz z bia​łym fiu​tem, za​dzie​rasz

zemną.Pro​stejakdrut.Ka​pu​jesz?Com​pren​des,
ami​go?

background image

Zautawy​sia​dajesz​czeje​denchło​pak.Sy​tu​-

acjarobisiępo​waż​na.

— Dziew​czy​ny, do sa​mo​cho​du — roz​ka​zu​je

Alexostro.

—Ale...
W jego oczach ma​lu​je się nie​bez​piecz​ny

spo​kój.Orany.Jestśmier​tel​niepo​waż​ny.

Doug rzu​ca Sie​rze klu​czy​ki. I co? Mamy

scho​wać się w sa​mo​cho​dzie i pa​trzeć, jak się
biją?

—Ni​g​dzienieidę—sprze​ci​wiamsię.
—Jateżnie—wtó​ru​jemiSier​ra.
Z dru​gie​go sa​mo​cho​du wy​sta​wia gło​wę

jesz​czeje​denchło​pak.

—Ale​jo,toty?
Alexwy​raź​niesięroz​luź​nia.
—Ma​lut​ki?Coty,docho​le​ry,ro​biszztymi

pen​de​jos?

Chło​pak na​zwa​ny Ma​lut​kim rzu​ca coś po

hisz​pań​skudoswo​ichkum​pli,któ​rzywska​ku​-
ją z po​wro​tem do auta. Wy​glą​da​ją, jak​by im
ulży​ło, że nie mu​szą bić się z Alek​sem i Do​-
ugiem.

—Po​wiemcipodwa​run​kiem,żetyminaj​-

pierw po​wiesz, co ro​bisz z ban​dą grin​gos
mówiMa​lut​ki.

Alexpar​skaśmie​chem.
—Zjeż​dżaj​ciestąd.

background image

Wdro​dzedosa​mo​cho​duDougrzu​ca:
—Dzię​ki,żesta​ną​łeśpomo​jejstro​nie.
Alexmru​czy:
—Niemaspra​wy.
Nikt się nie od​zy​wa do sa​me​go Lake Ge​ne​-

va.Dougza​trzy​mu​jesięprzedja​kąśknaj​pąna
lunch. Za​ma​wia​my ze Sier​rą po sa​łat​ce, a
DougiAlexbur​ge​ry.

Pod​czas ocze​ki​wa​nia na je​dze​nie da​lej nikt

nicniemówi.Ko​pięSier​rępodsto​łem.

— Eee, Alex — za​czy​na. — Wi​dzia​łeś ostat​-

nioja​kiśfaj​nyfilm?

—Nie.
—Aidziesznastu​dia?
Alexkrę​cigło​wą.
Dougza​ska​ku​jemnieiprzej​mu​jepa​łecz​kę.
—Skądtylewieszosa​mo​cho​dach?
— Od ku​zy​na — wy​ja​śnia Alex. — Prze​sia​-

dy​wa​łem u nie​go week​en​da​mi i przy​glą​da​łem
się,jakre​ani​mu​jeróż​negru​cho​ty.

— Mój tata ma w ga​ra​żu kar​man​na ghię,

rocz​nik 72. Wy​da​je mu się, że ja​kimś ma​gicz​-
nymspo​so​bemsamza​czniedzia​łać.

—Acoznimjestnietak?—pytaAlex.
Słu​cha uważ​nie wy​ja​śnień Do​uga. Pod​czas

gdy oni dys​ku​tu​ją o sen​sie ku​po​wa​nia na
eBayu od​no​wio​nych czę​ści do sil​ni​ka, sia​dam
wy​god​niej i od​prę​żam się. Mam wra​że​nie, że

background image

w mia​rę roz​mo​wy zni​ka wcze​śniej​sze na​pię​-
cie.

Po je​dze​niu idzie​my się przejść Main Ste​et.

Alex bie​rze mnie za rękę, a ja nie pra​gnę ni​-
cze​gobar​dziej,niżte​raztuznimbyć.

— Ooo, to ta nowa ga​le​ria! — woła Sier​ra i

po​ka​zu​jeja​kiślo​kalpodru​giejstro​nieuli​cy.—
Pa​trz​cie,wła​śniemająwer​ni​saż.Chodź​myzo​-
ba​czyć!

—Su​per—mó​wię.
— Za​cze​kam na ze​wnątrz — mówi Alex,

gdy prze​cho​dzi​my za Sier​rą i Do​ugiem przez
uli​cę. — Nie na​da​ję się na cho​dze​nie po ga​le​-
riach.

To nie​praw​da. Kie​dy on wresz​cie zda so​bie

spra​wę, że nie musi żyć we​dług sza​blo​nu, w
któ​ryinnigowci​ska​ją?Gdyjużbę​dziewśrod​-
ku,prze​ko​nasię,żepa​su​jedoga​le​riitaksamo
jakdowarsz​ta​tusa​mo​cho​do​we​go.

—Nochodź.—Cią​gnęgozasobą.Wcho​dzi​-

mydośrod​ka,ajauśmie​chamsięwdu​chu.

Nasto​łachpię​trząsięsto​syje​dze​nia.Poga​-

le​rii krę​ci się ja​kieś czter​dzie​ści osób i oglą​da
ob​ra​zy.

Alexcho​dziobokmniecałyspię​ty.
—Wy​lu​zujsię.
—Ła​twocipo​wie​dzieć—mru​czy.

background image

44.Alex

Za​cią​gnię​ciemniedoga​le​riiniena​le​ża​łodo

jej naj​lep​szych po​my​słów. Kie​dy Sier​ra upro​-
wa​dzi​łaBrit​ta​ny,żebypo​ka​zaćjejja​kiśob​raz,
po​czu​łemsięjesz​czebar​dziejnie​swo​jo.

Krą​żępoga​le​riiipa​trzęnastółzje​dze​niem,

za​do​wo​lo​ny,żeje​ste​śmyjużpopo​sił​ku.To,co
tuleży,trud​nowogó​lena​zwaćje​dze​niem.Su​-
shi, któ​re wo​lał​bym naj​pierw wrzu​cić do mi​-
kro​fa​li, żeby w ogó​le było zja​dli​we. I ka​na​-
pecz​kiwiel​ko​ścićwierć​do​la​ró​wek.

—Skoń​czy​łosięwa​sa​bi.
Wciąż sta​ram się zi​den​ty​fi​ko​wać wy​ło​żo​ne

po​tra​wy,gdyktośstu​kamniewple​cy.

Od​wra​cam się i wi​dzę ni​skie​go blon​dy​na.

Przy​po​mi​na mi Ośle​go Łba, przez co od razu
mammuocho​tęprzy​wa​lić.

—Skoń​czy​łosięwa​sa​bi—po​wta​rza.
Gdy​bymdodia​bławie​dział,cotojestwa​sa​-

bi, to bym coś od​po​wie​dział. Ale nie wiem,
więc nie od​po​wia​dam. I czu​ję się przez to jak
głu​pek.

—Niemó​wiszpoan​giel​sku?
Za​ci​skampię​ści.Ow​szem,mó​więpoan​giel​-

sku,tyma​to​le.Alegdyostat​nimra​zemby​łem

background image

nalek​cjian​giel​skie​go,sło​wo„wa​sa​bi”niepo​ja​-
wi​łosięnacho​ler​nymdyk​tan​dzie.Za​miastsię
od​zy​wać, ole​wam go​ścia i pod​cho​dzę do jed​-
ne​gozob​ra​zów.

Na​ma​lo​wa​na jest na nim dziew​czy​na spa​-

ce​ru​ją​ca z psem po czymś, co naj​wy​raź​niej
mia​łoprzed​sta​wiaćkulęziem​ską.

—Tuje​steś—od​zy​wasięBrit​ta​ny,pod​cho​-

dzącdomnie.SązniąDougiSier​ra.

—Brit,toPer​ryLan​dis—mówiDoug,po​ka​-

zu​jącnaso​bo​wtó​raCo​li​na.—Ar​ty​sta.

—OmójBoże,pań​skiepra​cesąnie​sa​mo​wi​-

te!—wołazen​tu​zja​zmemBrit​ta​ny.

Po​wie​dzia​ła „o mój Boże” tak, jak​by na​-

praw​dębyłasłod​kąidiot​ką.

— Co są​dzisz na te​mat tego? — pyta blon​-

das.

Brit​ta​nychrzą​ka.
— My​ślę, że to wni​kli​we stu​dium związ​ku

czło​wie​ka,zwie​rzątiZie​mi.

JezuChry​ste.Cozabred​nie.
Per​ry obej​mu​je ją, a ja naj​chęt​niej przy​wa​-

lił​bymmunaśrod​kuga​le​rii.

—Głę​bo​kieprze​my​śle​nia.
Gów​no, a nie głę​bo​kie. Chce się jej do​brać

domaj​tek...aleje​ślijamamcośdopo​wie​dze​-
niawtymte​ma​cie,le​piejżebytrzy​małodnich
łap​skazda​le​ka.

background image

—Ato​biejaksiępo​do​ba,Alex?—od​wra​ca

siędomnieBrit​ta​ny.

— Cóż... — Gła​dzę się po bro​dzie i spo​glą​-

damnaob​raz.—Moimzda​niemcałako​lek​cja
jestwar​tado​lca,góradwa.

Sier​ra robi wiel​kie oczy i, zszo​ko​wa​na, za​-

sła​niausta.Dougpar​skadoszklan​ki.ABrit​ta​-
ny? Pa​trzę na moją „prze​ko​naj​my się, co z
tegobę​dzie”dziew​czy​nę.

— Alex, po​wi​nie​neś prze​pro​sić Per​ry’ego —

na​ka​zu​je.

Ja​sne, zro​bię to tuż po jego prze​pro​si​nach

zawa​sa​bi.

Niemamowy.
—Spa​damstąd—mó​wię,poczymod​wra​-

camsięiwy​cho​dzęzga​le​rii.Mevoy.

Nadwo​rze,podru​giejstro​nieuli​cyczę​stu​ję

siępa​pie​ro​semodkel​ner​ki,któ​rawła​śniewy​-
szłanaprze​rwę.Przedocza​mimamcałyczas
ob​razBrit​ta​ny,gdyka​za​łamiprze​pro​sić.

Źlezno​szęroz​ka​zy.
Cho​le​ra,szlagmnietra​fiał,jaktendu​pek,a

nieża​denar​ty​sta,obej​mo​wałmojąko​bie​tę.Je​-
stemprze​ko​na​ny,żekaż​dyfa​cetchcepo​ło​żyć
na niej w ja​ki​kol​wiek spo​sób swo​je łap​ska,
byletyl​komócsiępo​chwa​lić,żejądo​tknął.Ja
też chcę jej do​ty​kać, ale chcę rów​no​cze​śnie,
żebyonachcia​łatyl​komnie.Anieżebystro​fo​-

background image

wa​łamniejaknie​grzecz​ne​gopsia​kaitrzy​ma​ła
mniezarękętyl​kowte​dy,gdyniemusiprzed
ni​kimgrać.

Wszyst​koidziezde​cy​do​wa​nienietak.
—Wi​dzia​łam,żewy​cho​dzi​łeśzga​le​rii.Tyl​-

kono​cha​letamcho​dzą—mówikel​ner​ka,gdy
od​da​jęjejza​pal​nicz​kę.

Wa​sa​bi. A te​raz no​cha​le. Se​rio, moż​na by

po​my​śleć,żenieznaman​giel​skie​go.

—No​cha​le?
—Nowiesz,tacy,coza​dzie​ra​jąnosa.Po​ze​-

rzyzwyż​szychsfer.

— No cóż, ja zde​cy​do​wa​nie do nich nie na​-

le​żę. Je​stem ra​czej przed​sta​wi​cie​lem niż​szych
sfer,któ​ryzna​lazłsiętamzgrup​kąno​cha​li.—
Za​cią​gam się moc​no pa​pie​ro​sem, wdzięcz​ny
zani​ko​ty​nę.Odrazumile​piej.Nodo​bra,płu​-
ca mam pew​nie kom​plet​nie zruj​no​wa​ne, ale
mam też nie​od​par​te wra​że​nie, że zdą​żę
umrzeć,za​nimpo​sta​no​wiąod​mó​wićmipo​słu​-
szeń​stwa.

— A ja je​stem Man​dy z niż​szych sfer —

przed​sta​wiasiękel​ner​kazuśmie​chem,wy​cią​-
ga​jącdomnierękę.Maja​sno​brą​zo​wewło​syz
fio​le​to​wy​mipa​sem​ka​mi.Ład​najest,aletonie
Brit​ta​ny.

Po​da​jęjejrękę.
—Alex.

background image

Pa​trzynamojeta​tu​aże.
—Teżmamdwa.Chceszzo​ba​czyć?
Nie​spe​cjal​nie. Mam dziw​ne prze​czu​cie, że

upi​ła się któ​re​goś wie​czo​ru i wy​ta​tu​owa​ła so​-
biepier​si...alboty​łek.

— Alex! — woła Brit​ta​ny spod wej​ścia do

ga​le​rii.

Da​lej palę i pró​bu​ję nie my​śleć o tym, że

przy​wio​zła mnie tu, bo je​stem jej wsty​dli​wą
ta​jem​ni​cą.Niechcęjużbyćżad​nącho​ler​nąta​-
jem​ni​cą.

Moja pseu​do​dziew​czy​na prze​cho​dzi przez

uli​cę. Jej mar​ko​we buty stu​ka​ją po chod​ni​ku,
co mi przy​po​mi​na, że jest ode mnie o kla​sę
lep​sza. Wpa​tru​je się we mnie i w Man​dy,
dwój​kęzniż​szychsfer,któ​rapaliso​biera​zem
pa​pie​ro​ska.

— Man​dy mia​ła mi wła​śnie po​ka​zać swo​je

ta​tu​aże—mó​więBrit​ta​ny,żebyjąwku​rzyć.

—O,niewąt​pię.Tyteżjejchcia​łeśpo​ka​zać

swo​je?—Pa​trzynamnieoskar​ży​ciel​sko.

— Nie lu​bię dra​ma​ty​zo​wać — stwier​dza

Man​dy. Wy​rzu​ca pa​pie​ro​sa i przy​gnia​ta go
czub​kiem adi​da​sa. — Ży​czę wam szczę​ścia.
Bógje​denwie,żegopo​trze​bu​je​cie.

Za​cią​gam się jesz​cze raz, my​śląc przy tym,

że wo​lał​bym, żeby Brit​ta​ny mnie tak nie pro​-
wo​ko​wa​ła.

background image

— Wra​caj do ga​le​rii, qu​eri​da. Po​ja​dę do

domuau​to​bu​sem.

— My​śla​łam, że spę​dzi​my ra​zem faj​ny

dzień, Alex, w mie​ście, w któ​rym nikt nas nie
zna. Nie masz cza​sem ocho​ty na odro​bi​nę
ano​ni​mo​wo​ści?

— My​ślisz, że to faj​ne, gdy ten mały pseu​-

do​ar​ty​stycz​ny śmieć bie​rze mnie za ku​char​-
czy​ka?Wolęjużbyćra​czejuzna​wa​nyzagang​-
ste​raniżzabied​ne​goimi​gran​taiku​char​czy​ka.

—Aletyna​wetnieda​łeśso​bieszan​sy.Gdy​-

byś się wy​lu​zo​wał i prze​stał być taki prze​-
wraż​li​wio​ny,mógł​byśsięwśródnichod​na​leźć.
Mógł​byśbyćjed​nymznich.

— Ale wszy​scy tam są sztucz​ni. Na​wet ty.

Przej​rzyj na oczy, pan​no „O mój Boże!” Nie
chcębyćjed​nymznich.Ro​zu​miesz?En​tien​des?

— Aż na​zbyt wy​raź​nie. I je​śli chcesz wie​-

dzieć, wca​le nie je​stem sztucz​na. Mo​żesz tak
toso​biena​zy​wać,alemytona​zy​wa​mykul​tu​-
rąido​brymwy​cho​wa​niem.

—Chy​bawtwo​ichkrę​gach,niewmo​ich.W

mo​ich na​zy​wa​my rze​czy po imie​niu. I ni​g​dy
nie waż się zmu​szać mnie do prze​pro​sin, jak​-
byś była moją mat​ką. Przy​się​gam, Brit​ta​ny,
zro​bisztakjesz​czeraziznamiko​niec.

O rany. Jej oczy za​cho​dzą łza​mi. Od​wra​ca

sięty​łem,ajanaj​chęt​niejbymso​bieprzy​wa​lił

background image

zato,żespra​wi​łemjejprzy​krość.

Ga​szępa​pie​ro​sa.
— Prze​pra​szam. Nie chcia​łem za​cho​wać się

jakdu​pek.Nodo​bra,chcia​łem.Aletodla​te​go,
żeźlesiętamczu​łem.

Niepa​trzynamnie.Gła​dzęjąpople​cach,a

onanaszczę​ściesięnieod​su​wa.

Mó​więda​lej:
— Brit​ta​ny, uwiel​biam z tobą być. Cho​le​ra,

po przyj​ściu do szko​ły roz​glą​dam się za tobą
jakgłu​pi.Ijaktyl​kozo​ba​czętetwo​jeaniel​skie
pro​mycz​ki — mó​wię, prze​cze​su​jąc pal​ca​mi jej
wło​sy—towiem,żeprze​ży​jęja​kośtendzień.

—Nieje​stemanio​łem.
—Dlamnieje​steś.Je​ślimiwy​ba​czysz,pój​dę

iprze​pro​szętegoca​łe​goar​ty​stę.

Otwie​raoczy.
—Na​praw​dę?
—Tak.Niechcętegoro​bić.Alezro​bię...dla

cie​bie.

Uśmie​chasiędomniele​ciut​ko.
—Nieróbtego.Do​ce​niam,żechcesztozro​-

bić dla mnie, ale masz ra​cję. Jego ob​ra​zy fak​-
tycz​niebyłydobani.

— Tu je​ste​ście — woła Sier​ra. — Wszę​dzie

was szu​ka​li​śmy, go​łą​becz​ki. Wra​caj​my do
autaijedź​mywresz​ciedodom​ku.

Po przy​jeź​dzie na miej​sce Doug klasz​cze w

background image

ręce.

—Ja​cuz​ziczyfilm?—pyta.
Sier​rapod​cho​dzidooknazwi​do​kiemnaje​-

zio​ro.

—Przyfil​mieza​snę.
Sie​dzęzBrit​ta​nynaka​na​piewsa​lo​nie,my​-

ślącotym,żetawiel​kawil​latodru​gidomDo​-
uga. A jest więk​sza niż dom, w któ​rym sam
miesz​kam. A ja​cuz​zi? Jezu, bo​ga​ci na​praw​dę
mogąso​biepo​zwo​lićnawszyst​ko.

—Niemamką​pie​ló​wek—mó​wię.
—Nieszko​dzi—uspo​ka​jamnieBrit​ta​ny.—

Dougpew​niecościznaj​dziewprze​bie​ral​ni.

Wprze​bie​ral​niDouggrze​biewszu​fla​dziew

po​szu​ki​wa​niuką​pie​ló​wek.

—Sątyl​kodwiepary.—Wy​cią​gaską​pesli​-

py i po​da​je mi je. — Te będą na cie​bie do​bre,
wiel​ko​lu​dzie?

— Pra​we ją​dro mi się nie zmie​ści. Może ty

weź​mieszte,ajawło​żęte—pro​po​nu​jęibio​rę
so​bie z szu​fla​dy bok​ser​ki. Za​uwa​żam, że
dziew​czy​nygdzieśznik​nę​ły.—Gdziepo​szły?

— Prze​brać się. No i na pew​no so​bie o nas

po​plot​ko​wać.

Roz​bie​ram się w ma​łej ka​bi​nie, wkła​dam

ką​pie​lów​ki i roz​my​ślam o ży​ciu w domu. Tu,
w Lake Ge​ne​va, ła​two za​po​mnieć na chwi​lę o
praw​dzi​wym ży​ciu. Nie trze​ba się mar​twić,

background image

ktojesttwo​imso​jusz​ni​kiem.

Gdywy​cho​dzęzka​bi​ny,Dougmówi:
—Wiesz,żeniebę​dziejejła​twoprzezto,że

je​ste​ściera​zem?Lu​dziejużza​czy​na​jąga​dać.

—Słu​chaj,Do​ug​gie.Ni​g​dywży​ciunieza​le​-

ża​ło mi na ni​kim ani na ni​czym tak jak na tej
dziew​czy​nie. Nie zre​zy​gnu​ję z niej. Za​cznę się
przej​mo​wać,comy​śląinni,jakkop​nęwka​len​-
darz.

Douguśmie​chasięiwy​cią​gadomnieręce.
— Ach, Fu​en​tes, to chy​ba po​czą​tek mę​skiej

przy​jaź​ni.Mę​skiuścisk?

—Ni​g​dywży​ciu,bia​ła​sie.
Doug kle​pie mnie po ple​cach i idzie​my do

ja​cuz​zi.Mimowszyst​koteżuwa​żam,żena​wet
je​ślitoniepo​czą​tekprzy​jaź​ni,toprzy​naj​mniej
wza​jem​ne​gozro​zu​mie​nia.Takczyina​czej,nie
mamza​mia​rusięznimści​skać.

— Bar​dzo sek​sow​ne, skar​bie — mówi Sier​-

ra, przy​glą​da​jąc się ob​ci​słym ką​pie​lów​kom
Do​uga.

Doug idzie jak kacz​ka, sta​ra​jąc się ja​koś

roz​cią​gnąćką​pie​lów​ki.

—Przy​się​gam,żeza​razpowej​ściudoba​se​-

nuzdej​mu​jętocho​ler​stwo.Miaż​dżymiją​dra.

— Może za​cho​waj to dla sie​bie — wtrą​ca

Brit​ta​nyiza​ty​kaso​bieuszy.Manaso​bieżół​te
bi​ki​ni, któ​re nie po​zo​sta​wia wy​obraź​ni zbyt

background image

wiel​kie​go pola do po​pi​su. Cie​ka​we, czy ma
świa​do​mość, że wy​glą​da jak sło​necz​nik go​to​-
wy ob​sy​pać słoń​cem wszyst​kich, któ​rzy tyl​ko
nanie​gospoj​rzą?

DougiSier​rawcho​dządoja​cuz​zi.
Teżwska​ku​jęisia​damobokBrit​ta​ny.Ni​g​dy

nieką​pa​łemsięwja​cuz​ziinieje​stempew​ny,
ja​kieobo​wią​zu​jątuza​sa​dy.Bę​dzie​mysie​dzieć
i ga​dać, czy dzie​li​my się na pary i ca​łu​je​my?
Dru​gaopcjabar​dziejmisiępo​do​ba,aleBrit​ta​-
nywy​raź​niesięstre​su​je.

Zwłasz​cza gdy Doug wy​rzu​ca z ba​se​nu ką​-

pie​lów​ki.

Krzy​więsię.
—Sta​ry,nocoty?
— No co? Chcę mieć kie​dyś dzie​ci, Fu​en​tes.

Tocho​ler​stwood​ci​na​łomido​pływkrwi.

Brit​ta​nywy​cho​dzizba​se​nuiowi​jasięręcz​-

ni​kiem.

—Chodź​mydośrod​ka,Alex.
— Zo​stań​cie — pro​si Sier​ra. — Za​raz mu

każęwło​żyćtenpo​kro​wieczpo​wro​tem.

—Dajspo​kój.Zo​stań​cieso​biewedwo​je.My

bę​dzie​mywdomu—od​po​wia​daBrit​ta​ny.

Wy​cho​dzę za nią, a ona po​da​je mi dru​gi

ręcz​nik.

Obej​mu​jęjąiwra​ca​mydodomu.
—Wszyst​kodo​brze?

background image

—Jaknaj​bar​dziej.My​śla​łam,żeto​biesięnie

po​do​ba.

—Nie,jestokej.Ale...—Wśrod​kubio​rędo

ręki szkla​ną fi​gur​kę i oglą​dam ją. — Wi​dząc
ten dom, ta​kie ży​cie... chcę tu z tobą być, ale
im dłu​żej się roz​glą​dam, tym bar​dziej so​bie
uświa​da​miam,żetoni​g​dyniebędęja.

—Zadużomy​ślisz.—Brit​ta​nyklę​kanady​-

wa​nieikle​pierękąpod​ło​gęoboksie​bie.—Po​-
łóżsięnabrzu​chu.Umiemro​bićszwedz​kima​-
saż.Roz​luź​niszsię.

—Nieje​steśzeSzwe​cji.
— Ty też nie. Więc na​wet jak mi coś nie

wyj​dzie,itaksięniezo​rien​tu​jesz.

Kła​dęsięobokniej.
—My​śla​łem,żemie​li​śmyzwol​nić.
—Ma​sażple​cówjestnie​win​ny.
Mojeoczywę​dru​jąpojejbo​skimcie​leprze​-

sło​nię​tymtyl​kobi​ki​ni.

—Le​piej,że​byświe​dzia​ła,żeby​wa​łemwin​-

tym​nych sy​tu​acjach z dziew​czy​na​mi, któ​re
mia​łynaso​bieznacz​niewię​cej.

Kle​piemniewty​łek.
—Za​cho​wujsię.
Mru​czę, gdy jej ręce prze​su​wa​ją się po mo​-

ich ple​cach. Rany, co za tor​tu​ra. Sta​ram się
nad sobą pa​no​wać, ale do​tyk jej rąk jest tak
cho​ler​nieprzy​jem​ny,żemojecia​łore​agu​jesa​-

background image

mo​ist​nie.

—Je​steśspię​ty—szep​czemidoucha.
Oczy​wi​ście, że je​stem spię​ty. Jej ręce nie

prze​sta​ją się po​ru​szać. W od​po​wie​dzi znów
mru​czę.

Po kil​ku mi​nu​tach ma​sa​żu, przy któ​rym

kom​plet​nie tra​cę zdro​wy roz​są​dek, z ja​cuz​zi
do​cho​dząnasgło​śnejęki,po​mru​kiistęk​nię​cia.
Doug i Sier​ra naj​wy​raź​niej po​mi​nę​li etap ma​-
sa​żu.

—My​ślisz,żetoro​bią?—pyta.
—Alboto,alboDougjestbar​dzore​li​gij​nym

czło​wie​kiem—mó​wię,ma​jącnamy​ślifakt,że
ko​leścodwiese​kun​dykrzy​czy„OBoże!”

—Maszprzeztoocho​tęnaseks?—szep​cze

mici​chut​kodoucha.

—Nie,aleje​ślida​lejmniebę​dziesztakma​-

so​wać, to mo​żesz za​po​mnieć o wszyst​kich
tychbred​niachozwal​nia​niutem​pa.—Sia​dam
ipa​trzęjejwoczy.—Niepo​tra​fiętyl​kostwier​-
dzić,czywiesz,żeje​steśko​kiet​kąisięzemną
ba​wisz,czyna​praw​dęje​steśtakanie​win​na?

—Nieje​stemko​kiet​ką.
Uno​szębrewizer​kamnajejrękę,któ​rąpo​-

ło​ży​łanamoimudzie.Za​bie​rająszyb​ko.

— No do​bra, nie chcia​łam kłaść tam ręki.

Okej, chcia​łam, nie do koń​ca. Ja tyl​ko... chc...
chcępo​wie​dzieć,że...

background image

— Lu​bię, jak się ją​kasz — mó​wię i kła​dę ją

obok sie​bie, po czym de​mon​stru​ję jej moją
wła​sną wer​sję szwedz​kie​go ma​sa​żu, póki nie
prze​ry​wa​jąnamSier​razDo​ugiem.

Dwa ty​go​dnie póź​niej przy​cho​dzi za​wia​do​-

mie​nie, że mam się sta​wić w są​dzie w związ​-
ku z za​rzu​tem o nie​le​gal​ne po​sia​da​nie bro​ni.
Niemó​więoni​czymBrit​ta​ny,boza​czę​ła​bysię
de​ner​wo​wać. Za​czę​ła​by pew​nie ga​dać, że
obroń​ca z urzę​du nie jest taki do​bry jak pry​-
wat​ny ad​wo​kat. Szko​puł w tym, że mnie nie
staćnaad​wo​ka​ta.

Sto​ję wła​śnie przed głów​nym wej​ściem do

szko​ły i za​mar​twiam się swo​ją przy​szło​ścią,
gdyktośwpa​danamnieiomalmnienieprze​-
wra​ca.

—Cododia​bła?—Od​py​chamgo​ścia,któ​ry

namniewpadł.

—Sor​ry—prze​pra​szaner​wo​wo.
Oka​zu​je się, że to nikt inny tyl​ko Bia​łas z

aresz​tu.

—Nochodźtu,dzi​wo​lą​gu!—wołaSam.
Ro​biękrokista​jęmię​dzynimi.
—Sam,wczympro​blem?
— Ten pen​de​jo za​jął mi miej​sce par​kin​go​we

— mówi Sam i po​ka​zu​je na sto​ją​ce​go za mną
Bia​ła​sa.

—Noi?Za​par​ko​wa​łeśgdziein​dziej?

background image

Samstoiwy​prę​żo​ny,go​to​wyna​ko​paćBia​ła​-

so​wi.Możetozro​bićbeztru​du.

—Tak,za​par​ko​wa​łem.
— To daj mu spo​kój. Znam go. Jest w po​-

rząd​ku.

Samuno​sibrew.
—Znaszgo?
—Słu​chaj—zer​kamszyb​konaBia​ła​saiwi​-

dzę,żenaszczę​ściemanaso​bienie​bie​skąko​-
szu​lę na gu​zi​ki, a nie ko​ra​lo​wą ko​szul​kę polo.
W dal​szym cią​gu jest dzi​wa​kiem, ale mogę
przy​naj​mniej z po​waż​ną twa​rzą po​wie​dzieć:
—Tenko​leśsie​działwpier​dluwię​cejrazyode
mnie. Może wy​glą​da jak kom​plet​ny pen​de​jo,
ale mimo swo​jej pe​dal​skiej fry​zur​ki i ba​dzie​-
wia​stejko​szu​litopraw​dzi​wytwar​dziel.

—Ściem​niasz,Alex—mówiSam.
Od​su​wamsięiwzru​szamra​mio​na​mi.
—Pa​mię​taj,żeostrze​ga​łem.
Bia​łasrobikrokdoprzo​du,sta​ra​jącsięwy​-

glą​dać na twar​dzie​la. Za​gry​zam dol​ną war​gę,
żeby się nie ro​ze​śmiać i za​kła​dam przed sobą
ręce, jak​bym cze​kał na mor​do​bi​cie. Moi kum​-
plezLKteżcze​ka​jąwna​dziei,żebia​łydzi​wak
sko​piety​łekSa​mo​wi.

Sam pa​trzy naj​pierw na mnie, po​tem na

Bia​ła​sairobikrokwtył.

—Je​ślimniewkrę​casz,Alex...

background image

—Sprawdźkar​to​te​kępo​li​cyj​ną.Spe​cja​li​zu​je

sięwkra​dzie​żyaut.

Sam za​sta​na​wia się, co da​lej zro​bić. Bia​łas

nie cze​ka. Pod​cho​dzi do mnie i wy​sta​wia
pięść.

— Je​śli bę​dziesz cze​goś po​trze​bo​wać, Alex,

mo​żesznamnieli​czyć.

Mojapięśćłą​czysięzpię​ściąBia​ła​sa.Chwi​-

lępóź​niejjużgoniema,ajacie​szęsię,żenikt
nie za​uwa​żył, że ręce trzę​sły się mu ze stra​-
chu.

Po pierw​szej lek​cji znaj​du​ję Bia​ła​sa przy

jegoszaf​ce.

—Mó​wi​łeśse​rio?Żeje​śli​bymcze​gośpo​trze​-

bo​wał,tomogęli​czyćnatwo​jąpo​moc?

— Dziś rano ura​to​wa​łeś mi ży​cie — mówi

Bia​łas.—Niewiem,cze​musięzamnąwsta​wi​-
łeś,alemia​łemcho​ler​ne​gostra​cha.

—Topod​sta​wo​waza​sa​da.Niedajposo​bie

po​znać,żemaszstra​cha.

Bia​łas par​ska. To chy​ba ma być śmiech.

Albośmiech,albocho​reza​to​ki.

— Po​sta​ram się o tym pa​mię​tać, gdy na​-

stęp​nymra​zemja​kiśgang​sterbę​dziegro​ził,że
mnie za​bi​je. — Wy​cią​ga do mnie rękę. — Je​-
stemGaryFran​kel.

Ści​skampo​da​nądłoń.
— Słu​chaj, Gary — mó​wię. — W przy​szłym

background image

ty​go​dniu mam roz​pra​wę i wo​lał​bym nie zda​-
waćsięnaobroń​cęzurzę​du.My​ślisz,żetwo​ja
mamamo​gła​bymipo​móc?

Garyuśmie​chasię.
— My​ślę, że tak. Jest na​praw​dę nie​zła. Je​śli

to two​je pierw​sze prze​stęp​stwo, pew​nie zro​bi
tak,żebyskoń​czy​łosięnakrót​kichza​wia​sach.

—Niestaćmnie...
— Za​po​mnij o pie​nią​dzach, Alex. Tu masz

jej wi​zy​tów​kę. Po​wiem jej, że je​steś moim
kum​plemizro​bitoprobono.

Gary od​da​la się ko​ry​ta​rzem, a ja my​ślę, ja​-

kietodziw​ne,żenaj​mniejspo​dzie​wa​neoso​by
sta​ją się two​im sprzy​mie​rzeń​cem. I że pew​na
blon​dyn​kamożespra​wić,żeprzy​szłośćna​bie​-
rana​gleper​spek​tyw.

background image

45.Brittany

W so​bo​tę po po​łu​dniu po me​czu — me​czu,

któ​ry wy​gra​li​śmy, dzię​ki przy​ło​że​niu Do​uga
na czte​ry se​kun​dy przed koń​co​wym gwizd​-
kiem — roz​ma​wiam ze Sier​rą i Em​ka​mi na
brze​gubo​iska.

Sta​ra​my się usta​lić, gdzie chce​my uczcić

zwy​cię​stwo.

— Może w Lou Mal​na​ti? — pro​po​nu​je Mor​-

gan.

Wszyst​kie się zga​dza​my, bo to naj​lep​sza

piz​ze​riawmie​ście.Me​ganjestnadie​cieichęt​-
niezjeichsłyn​nąsa​łat​kę,więcwszyst​kimpa​-
su​je.

Do​ga​du​je​my szcze​gó​ły, a ja oglą​dam się na

Isa​bel, któ​ra roz​ma​wia z Ma​rią Ruiz. Pod​cho​-
dzędonich.

—Cześć,la​ski—mó​wię.—Chce​ciewy​brać

siędziśznamidoLouMal​na​ti?

Sko​ło​wa​naMa​riamarsz​czybrwi.Isa​belnie.
—Pew​nie—od​po​wia​da.
Ma​ria pa​trzy naj​pierw na Isa​bel, po​tem na

mnie i znów na Isa​bel. Mówi coś do niej po
hisz​pań​sku, po czym do​da​je, że spo​tka się z
naminamiej​scu.

background image

—Copo​wie​dzia​ła?
—Chcia​ławie​dzieć,cze​muza​pro​po​no​wa​łaś

namwspól​newyj​ściezeswo​imiprzy​ja​ciół​mi.

—Icojejpo​wie​dzia​łaś?
— Po​wie​dzia​łam jej, że my też się przy​jaź​-

ni​my, choć zwy​kle moi przy​ja​cie​le mó​wią na
mnieIsa,anieIsa​bel.

Pro​wa​dzę ją do resz​ty mo​ich ko​le​ża​nek i

zer​kam na Sier​rę, któ​ra cał​kiem nie​daw​no
przy​zna​ła,żejestza​zdro​snaomojąprzy​jaźńz
Isa​bel. Ale za​miast po​trak​to​wać ją chłod​no,
uśmie​cha się i pro​si, żeby po​ka​za​ła jej, jak w
jed​nym z na​szych ukła​dów robi po​dwój​ny
prze​wrót w tył. To tyl​ko uświa​da​mia mi wy​-
raź​niej, cze​mu jest moją naj​lep​szą przy​ja​ciół​-
ką. Ma​di​son wy​da​je się rów​nie zdu​mio​na jak
wcze​śniej Ma​ria, kie​dy in​for​mu​ję wszyst​kich,
że Ma​ria i Isa​bel idą z nami do Lou Mal​na​ti,
nicjed​nakniemówi.

Może,aletyl​komoże,toma​lut​kikro​czekw

kie​run​ku tego, co dok​tor Agu​ir​re na​zwał „kła​-
dze​niem kre​su wszel​kim po​dzia​łom”. Nie je​-
stem tak na​iw​na, by są​dzić, że uda mi się
zmie​nić Fa​ir​field z dnia na dzień, ale w cią​gu
ostat​nich ty​go​dni za​czę​łam ina​czej pa​trzeć na
nie​któ​rych lu​dzi. Mam na​dzie​ję, że oni na
mnieteż.

Wre​stau​ra​cjisie​dzęobokIsa​bel.Dośrod​ka

background image

we​szła wła​śnie grup​ka fut​bo​li​stów, więc knaj​-
pa zo​sta​ła opa​no​wa​na przez uczniów Fa​ir​-
field.Dar​le​nezja​wiasięzCo​li​nemuboku.Co​-
linobej​mu​jeją,jak​bybyliparą.

Sier​ra,któ​rasie​dzipomo​jejdru​giejstro​nie,

mówi:

— Po​wiedz mi, że nie wło​ży​ła ręki do jego

tyl​nejkie​sze​ni.Ależe​na​da.

— Mam to gdzieś — mó​wię na wy​pa​dek,

gdy​bymia​łaja​kieśwąt​pli​wo​ścicodotego,czy
się prze​ję​łam. — Je​śli chcą się spo​ty​kać, to
szczęśćimBoże.

— Robi to tyl​ko dla​te​go, że chce mieć

wszyst​kotocoty.Ry​wa​li​zu​jeztobą.Naj​pierw
za​ję​ła two​je miej​sce w che​er​le​ader​kach, te​raz
po​ło​ży​ła łapę na Co​li​nie. Nie​dłu​go bę​dzie
chcia​łazmie​nićimięnaBrit​ta​ny.

—Bar​dzośmiesz​ne.
—Te​raztakmó​wisz—stwier​dza,poczym

na​chy​lasięmidouchaiszep​cze:—Aleprze​-
sta​niebyćtakśmiesz​nie,gdyze​chceAlek​sa.

—Itojużprze​sta​łobyćśmiesz​ne.
Wcho​dziDougiSier​rama​chadonie​go.Nie

ma już dla nie​go miej​sca, więc Sier​ra wsta​je i
sia​damunako​la​nach.Za​czy​na​jąsięca​ło​wać,
a ja jak na dany sy​gnał od​wra​cam się, żeby
po​ga​daćzIsa​bel.

— Jak tam spra​wy z wiesz kim? — py​tam

background image

świa​do​ma, że nie mogę użyć imie​nia Paco, bo
Isa​bel nie chce, żeby Ma​ria wi​dzia​ła o jej za​-
uro​cze​niu.

Wzdy​cha.
—Ni​jak.
— Cze​mu? Nie roz​ma​wia​łaś z nim, tak jak

cimó​wi​łam?

—Nie.Za​cho​wy​wałsięjakto​tal​nypen​de​jo i

uda​wał, że zu​peł​nie nie pa​mię​ta wspól​nej
nocy. Wy​da​je mi się, że nie wspo​mi​na o tym,
boniechceni​cze​gowię​cej.

My​ślę o tym, jak ze​rwa​łam z Co​li​nem i od​-

wa​ży​łam się wy​znać wszyst​ko Alek​so​wi. Za
każ​dym ra​zem, gdy od​rzu​cam cu​dze ocze​ki​-
wa​nia i w koń​cu ro​bię to, co moim zda​niem
jestwła​ści​we,czu​jęsięsil​niej​sza.

—Za​ry​zy​kuj,Isa.Gwa​ran​tu​ję,żewar​to.
—Wła​śniepo​wie​dzia​łaśdomnieIsa.
—Wiem.Nieprze​szka​dzacito?
Żar​to​bli​wieude​rzamniewra​mię.
—Nie,Brit.Nieprze​szka​dza.
Roz​mo​wanate​matPacodo​da​jemiod​wa​gi,

co z ko​lei spra​wia, że za​czy​nam my​śleć o
Alek​sie. Za​raz po je​dze​niu, gdy wszy​scy za​-
czy​na​ją się roz​cho​dzić, idę do sa​mo​cho​du i
dzwo​niępodro​dzedoAlek​sa.

—Wiesz,gdziejestklubMy​sti​que?
—Tak.

background image

—Spo​tkaj​mysiętamodzie​wią​tej.
—Cze​mu?Ococho​dzi?
— Zo​ba​czysz. — Roz​łą​czam się i wi​dzę, że

tuż za mną idzie Dar​le​ne. Sły​sza​ła moją roz​-
mo​węzAlek​sem?

—Wiel​karand​ka?—pyta.
Czy​lisły​sza​ła.
— Co ja ci ta​kie​go zro​bi​łam, że tak bar​dzo

mnie nie​na​wi​dzisz? W jed​nej chwi​li się przy​-
jaź​ni​my,aza​razpo​temknu​jeszja​kieśin​try​gi.

Dar​le​ne wzru​sza ra​mio​na​mi, po czym od​-

rzu​cawtyłwło​sy.Samtengesttowy​star​cza​-
ją​cy sy​gnał, że nie mogę już jej uzna​wać za
swo​jąprzy​ja​ciół​kę.

— Chy​ba mam dość ży​cia w two​im cie​niu,

Brit. Czas od​dać wła​dzę. Już za dłu​go zgry​-
wasz księż​nicz​kę Fa​ir​field. Czas się usu​nąć i
po​zwo​lićin​nymzna​leźćsięwcen​trumuwa​gi.

— Ależ weź so​bie tę uwa​gę. Na zdro​wie. —

Nie ma po​ję​cia, że tak na​praw​dę ni​g​dy jej nie
chcia​łam. Po pro​stu wy​ko​rzy​sta​łam za​in​te​re​-
so​wa​niewo​kółmnie,żebyła​twiejmibyłograć
swo​jąrolę.

Gdyprzy​jeż​dżamodzie​wią​tejpodklubMy​-

stią​ue,Alexpod​kra​dasiędomnieodtyłu.Od​-
wra​camsięiobej​mu​jęgozaszy​ję.

—Prrr,dziew​czy​no—mówiza​sko​czo​ny.—

My​śla​łem, że mamy ukry​wać nasz zwią​zek.

background image

Przy​kro mi to mó​wić, ale obok stoi grup​ka z
pół​noc​nejczę​ściFa​ir​field.Ga​piąsięnanas.

—Nieob​cho​dzimnieto.Jużnie.
—Cze​mu?
—Żyjesiętyl​koraz.
Wy​raź​nie po​do​ba mu się moja od​po​wiedź,

bo bie​rze mnie za rękę i pro​wa​dzi na ko​niec
ko​lej​ki. Na dwo​rze jest chłod​no, więc pod​czas
ocze​ki​wa​nianawej​ściedoklu​buroz​chy​laskó​-
rza​ną kurt​kę i cho​wa mnie w środ​ku, ogrze​-
wa​jącswo​imcia​łem.

Wtu​la​jąc się moc​no w nie​go, pod​no​szę gło​-

węipa​trzęnanie​go.

—Za​tań​czyszzemną?—py​tam.
—Aże​byświe​dzia​ła.
—Co​linni​g​dyniechciałzemnątań​czyć.
— Nie je​stem Co​li​nem, qu​eri​da, i ni​g​dy nie

będę.

— To do​brze. Mam cie​bie, Alex. Zro​zu​mia​-

łam,żeni​cze​gowię​cejminiepo​trze​baije​stem
go​to​wapo​ka​zaćtoświa​tu.

Po wej​ściu do środ​ka Alex od razu cią​gnie

mnie na par​kiet. Nie zwa​żam na na​tar​czy​we
spoj​rze​nia uczniów z mo​jej czę​ści mia​sta i
przy​cią​gamAlek​sabli​skosie​bie,po​ru​sza​jącsię
znimwrytmmu​zy​kitak,jak​by​śmysta​no​wi​li
jed​no.

Tań​czy​mytak,jak​by​śmyodza​wszebylira​-

background image

zem,wszyst​kiena​szeru​chysądosie​bieide​al​-
nie do​pa​so​wa​ne. Po raz pierw​szy nie boję się,
co ktoś po​my​śli, wi​dząc nas ra​zem. W przy​-
szłym roku w col​le​ge’u nie bę​dzie mia​ło zna​-
cze​nia,ktopo​cho​dziłzja​kiejczę​ścimia​sta.

Troy, chło​pak, z któ​rym tań​czy​łam ostat​-

nim ra​zem w My​sti​que, stu​ka mnie w ra​mię.
Mu​zy​kawpra​wiacałypar​kietwwi​bra​cje.

—Kimjestnowyszczę​śli​wiec?—pyta.
— Troy, to mój chło​pak, Alex. Alex, to jest

Troy.

— Cześć, sta​ry — mówi Alex, wi​ta​jąc się z

Troy​emkrót​kimuści​skiemdło​ni.

— Mam wra​że​nie, że ten fa​cet nie po​peł​ni

tego sa​me​go błę​du co ostat​ni — stwier​dza
Troy.

Nieod​po​wia​dam,boczu​ję,żeAlexobej​mu​-

je mnie w pa​sie i przy​tu​la do sie​bie, i nie ma
nicwła​ściw​sze​go,niżmiećgotakbli​skosie​bie.
Chy​ba spodo​ba​ło mu się, że na​zwa​łam go
swo​im chło​pa​kiem. Cu​dow​nie było móc po​-
wie​dziećtonagłos.Opie​ramsięonie​gople​ca​-
miiza​my​kamoczy,po​zwa​la​jąc,żebyruchna​-
szychciałsto​piłsięwjed​nozmu​zy​ką.

Poja​kimścza​siescho​dzi​myzpar​kie​tu,żeby

ode​tchnąć.Wy​cią​gamko​mór​kęimó​wię:

—Zróbja​kąśminę.
Na pierw​szym zdję​ciu sta​ra się wy​glą​dać

background image

jak nie​grzecz​ny chło​piec. Wy​bu​cham śmie​-
chem. Pstry​kam na​stęp​ną fot​kę, za​nim zdą​ży
sięusta​wić.

— Zrób​my so​bie wspól​ne zdję​cie — pro​po​-

nu​je Alex i przy​cią​ga mnie do sie​bie. Przy​tu​-
lampo​li​czekdojegotwa​rzy,aonwy​cią​gajak
naj​da​lejrękęzmoimte​le​fo​nemiuwiecz​niatę
ide​al​nąchwi​lę.Za​razpo​tembie​rzemniewra​-
mio​naica​łu​je.

Przy​tu​lo​na do Alek​sa, przy​glą​dam się roz​-

ba​wio​ne​mutłu​mo​wi.Napię​trze,tużprzybal​-
ko​nie,stoiCo​lin—ostat​niaoso​ba,któ​rejsiętu
spo​dzie​wa​łam. Co​lin nie cier​pi tego miej​sca,
niecier​pitań​czyć.

Pa​trzy mi z wście​kło​ścią w oczy, po czym

po​ka​zo​wo ca​łu​je sto​ją​cą obok dziew​czy​nę. To
Dar​le​ne. Od​da​je mu ocho​czo po​ca​łu​nek, pod​-
czasgdyonła​piejązaty​łekiza​czy​nako​ły​sać
jejbio​dra​miwrytmmu​zy​ki.Dar​le​newie​dzia​-
ła, że będę tu dziś z Alek​sem i naj​wy​raź​niej
wszyst​koza​pla​no​wa​ła.

— Chcesz iść? — pyta Alex, gdy za​uwa​ża

Co​li​naiDar​le​ne.

Od​wra​camsiędonie​goiza​pie​ramidechw

pier​siach na sam wi​dok jego pięk​nej, mę​skiej
twa​rzy.

—Nie.Alestrasz​nietugo​rą​co.Zdej​mąkurt​-

kę.

background image

Alexwahasięchwi​lę,poczymprzy​zna​je:
—Niemogę.
—Cze​mu?
Krzy​wisię.
—Po​wiedzmipraw​dę,Alex.
Za​kła​da mi za ucho luź​ny ko​smyk, któ​ry

opa​daminatwarz.

Mu​jer, to nie jest te​ry​to​rium La​ty​no​skiej

Krwi,tyl​koFre​mont5,na​szychwro​gów.Twój
ko​le​gaTroyjestjed​nymznich.

Co? Gdy za​pro​po​no​wa​łam, że​by​śmy tu

przy​szli, nie za​sta​na​wia​łam się nad te​ry​to​ria​-
mi i po​wią​za​nia​mi gan​gów. Chcia​łam po pro​-
stupo​tań​czyć.

—OBoże,Alex,na​ra​zi​łamcięnanie​bez​pie​-

czeń​stwo. Chodź​my stąd! — mó​wię spa​ni​ko​-
wa​na.

Alex przy​cią​ga mnie do sie​bie i szep​cze mi

doucha:

— Żyje się tyl​ko raz, nie tak mó​wi​łaś? Za​-

tańczzemnąjesz​cze.

—Ale...
Prze​ry​wa mi po​ca​łun​kiem tak na​mięt​nym,

że za​po​mi​nam, czym się wła​ści​wie mar​twi​-
łam.

Gdy tyl​ko do​cho​dzę do sie​bie, wra​ca​my na

par​kiet.

Pod​ję​li​śmyry​zy​koitań​czy​li​śmypodno​sem

background image

re​ki​nów, ale wy​szli​śmy z tego bez za​dra​śnię​-
cia.Czy​ha​ją​cenie​bez​pie​czeń​stwospra​wi​łotyl​-
ko,żeod​czu​wa​li​śmyswo​jąbli​skośćjesz​czein​-
ten​syw​niej.

W dam​skiej to​a​le​cie Dar​le​ne po​pra​wia

przedlu​stremma​ki​jaż.Obiesięwi​dzi​my.

—Cześć—mó​wię.
Mijamniebezsło​wa.Toprzed​smaktego,co

zna​czy być wy​rzut​kiem z pół​no​cy, ale mało
mnietoob​cho​dzi.

Poim​pre​zie,gdyAlexod​pro​wa​dzamniedo

auta,bio​ręgozarękęipa​trzęwgwiaz​dy.

— Gdy​byś mógł wy​po​wie​dzieć ży​cze​nie, co

bytobyło?—py​tam.

—Żebyczassta​nąłwmiej​scu.
—Cze​mu?
Wzru​szara​mio​na​mi.
—Bomógł​bymżyćza​wszetąjed​nąchwi​lą.

Atyja​kieży​cze​niebyśwy​po​wie​dzia​ła?

—Że​by​śmypo​szlira​zemnastu​dia.Bopod​-

czas gdy chcesz po​wstrzy​mać na​dej​ście przy​-
szło​ści,janiemogęsięjejdo​cze​kać.Nieby​ło​by
su​per, gdy​by​śmy po​szli na tę samą uczel​nię?
Py​tampo​waż​nie,Alex.

Od​su​wasięodemnie.
— Jak na ko​goś, kto chciał zwol​nić tem​po,

ro​biszzde​cy​do​wa​nieda​le​ko​sięż​nepla​ny.

— Wiem. Prze​pra​szam. Nic na to nie po​ra​-

background image

dzę. Zło​ży​łam wstęp​nie pa​pie​ry na Uni​wer​sy​-
tetKo​lo​ra​do,żebybyćbli​skosio​stry.Tenośro​-
dek,gdziechcąjąode​słaćmoiro​dzi​ce,znaj​du​-
je się kil​ka ki​lo​me​trów od kam​pu​su. Co ci
szko​dzizło​żyćpa​pie​ry,co?

—Chy​banic.
—Na​praw​dę?
Ści​skamniezarękę.
—Dlategouśmie​chuzro​bięwszyst​ko.

background image

46.Alex

Chcę wie​dzieć, jak wy​glą​da sy​tu​acja z Brit​-

ta​ny — mówi Luc​ky przed ma​ga​zy​nem. —
Chło​pa​ki ro​bią za​kła​dy i więk​szość sta​wia na
cie​bie.Wie​dzącoświę​cejniżja?

Wzru​szam ra​mio​na​mi i zer​kam na Ju​lio,

lśnią​ce​goczy​sto​ścią,bodo​pie​rocogoumy​łem.
Gdy​by mój mo​to​cykl mógł mó​wić, bła​gał​by
mnie, że​bym nie dał mu tra​fić w ręce Luc​-
ky’ego.Aleniemamza​mia​ruzdra​dzaćcze​go​-
kol​wiek na te​mat Brit​ta​ny. Przy​naj​mniej jesz​-
czeniete​raz.

Pod​cho​dzi do nas Hec​tor i prze​ga​nia Luc​-

ky’ego.

— Mu​si​my po​ga​dać, Fu​en​tes — mówi po​-

waż​nym gło​sem. — Na te​mat tej przy​słu​gi, o
któ​rej wcze​śniej roz​ma​wia​li​śmy. W wie​czór
Hal​lo​we​enweź​mieszsa​mo​chódzwy​po​ży​czal​-
ni, po​je​dziesz we wska​za​ne miej​sce i wy​mie​-
nisz to​war na for​sę. My​ślisz, że so​bie po​ra​-
dzisz?

Mój brat ma ra​cję. Rze​czy​wi​ście w mo​ich

ży​łachpły​niekrewmipapa.Bio​rącudziałwtej
trans​ak​cji, przy​pie​czę​tu​ję swo​ją przy​szłość w
Krwi — coś, co przy​słu​gu​je mi z ra​cji uro​dze​-

background image

nia.

Inne dzie​cia​ki do​sta​ją od ro​dzi​ców w spad​-

ku pie​nią​dze albo ro​dzin​ną fir​mę. Ja odzie​dzi​-
czy​łemLa​ty​no​skąKrew.

—Niemarze​czy,zktó​rąso​bieniepo​ra​dzę

— mó​wię Hec​to​ro​wi, mimo że czu​ję ucisk w
żo​łąd​ku. Świa​do​mie okła​ma​łem Brit​ta​ny. Jej
twarz cała się roz​pro​mie​ni​ła, gdy mó​wi​ła o
per​spek​ty​wie stu​dio​wa​nia na tej sa​mej uczel​-
ni. Nie mo​głem po​wie​dzieć jej praw​dy: że nie
tyl​kozo​sta​jęwLa​ty​no​skiejKrwi,alenado​da​-
tek„wy​mie​nięto​warnafor​sę”.

Hec​torkle​piemniepople​cach.
— Mój lo​jal​ny brat. Wie​dzia​łem, że Krew

oka​żesięsil​niej​szaniżstrach.So​mosher​ma​nos,
c’no?—

Je​ste​śmybrać​mi,zga​dzasię?

Se​gu​roi — po​twier​dzam, żeby nie wąt​pił

wmojąlo​jal​nośćwo​becnie​goiKrwi.Aletonie
trans​ak​cjisięboję.Bojęsiętego,żekła​dzieona
kres moim ma​rze​niom. Han​dlu​jąc nar​ko​ty​ka​-
mi,prze​kro​czępew​nągra​ni​cę.Jakmipapa.

—Siema,Alex.
Pacostoikil​kame​trówodemnie.Na​wetnie

za​uwa​ży​łemodej​ściaHec​to​ra.

—Cojest?
—Mu​siszmipo​móc,com​pa—pro​siPaco.
—To​bieteż?
Pa​trzy na mnie tym swo​im spoj​rze​niem,

background image

mó​wią​cym: Je​stem Paco i je​stem na​praw​dę
wku​rzo​ny.

— Wy​bierz się ze mną po pro​stu na małą

prze​jażdż​kę.

Trzy mi​nu​ty póź​niej sie​dzę w po​ży​czo​nym

czer​wo​nymche​vro​le​cieca​ma​ro.

Wzdy​cham.
— Po​wiesz mi, w czym mam ci po​móc, czy

bę​dzieszmnietrzy​maćwnie​pew​no​ści?

—Wła​ści​wietobędęciętrzy​maćwnie​pew​-

no​ści.

Wi​dzę na po​bo​czu znak z na​pi​sem „Wi​ta​-

my”.

—Win​net​ka?—Cze​goPacoszu​kawtejbo​-

ga​tejmiej​sco​wo​ścinaobrze​żachChi​ca​go?

—Za​ufa​nie—mówiPaco.
—Co?
—Przy​ja​cie​lemu​sząso​bieufać.
Sia​dam wy​god​niej, świa​do​my, że mój tok

my​śle​niaprze​bie​gataksamojakubo​ha​te​rów
kiep​skich we​ster​nów. Naj​pierw zgo​dzi​łem się
prze​pro​wa​dzić trans​ak​cję nar​ko​ty​ko​wą, a te​-
razjadęnabo​ga​teprzed​mie​ścia,naj​wy​raź​niej
bezpo​wo​du.

—Je​ste​śmynamiej​scu—ob​wiesz​czaPaco.
Pod​no​szęgło​węipa​trzęnaznak.
—Tochy​baja​kiśżart.
—Nie.

background image

—Je​ślichceszob​ra​bo​waćtomiej​sce,tojatu

za​cze​kam.

Pacoprze​wra​caocza​mi.
—Nieprzy​je​cha​li​śmyokra​daćgol​fi​stów.
—Topocomnietuza​cią​gną​łeś?
—Napar​tyj​kęgol​fa.Ruszty​łekimipo​móż.
—Jestpo​ło​wapaź​dzier​ni​kainadwo​rzejest

trzy​na​ściestop​ni,Paco.

— Wszyst​ko jest kwe​stią prio​ry​te​tów i

przy​ję​tejper​spek​ty​wy.

Sie​dzę w au​cie i za​sta​na​wiam się, jak wró​-

cić do domu. Po​wrót pie​cho​tą zaj​mie za dużo
cza​su.Niewiem,gdziejestnaj​bliż​szyprzy​sta​-
nek i... i... i sko​pię Paco ty​łek za to, że przy​-
wiózłmnienaja​kieśpie​przo​nepolegol​fo​we.

Pod​cho​dzędoPaco,któ​rysta​wiawła​śniena

zie​mi ko​szyk z pił​ka​mi. Rany, są ich chy​ba
całeset​ki.

—Skądmaszkij?—py​tam.
Paco robi ki​jem młyń​ca, jak​by to było śmi​-

głohe​li​kop​te​ra.

— Z wy​po​ży​czal​ni. Chciał​byś też so​bie po​-

strze​lać?

—Nie.
Pacowska​zu​jekoń​cemkijagol​fo​we​gozie​lo​-

nądrew​nia​nąław​kęzanami.

—Wta​kimra​zieza​cze​kajtam.
Sia​dam i pa​trzę na in​nych fa​ce​tów, któ​rzy

background image

ude​rza​ją w pił​ki w wy​dzie​lo​nych sek​to​rach i
ob​ser​wu​jąnasnie​spo​koj​nieką​temoka.Do​sko​-
na​lewiem,żeobajzPacowy​glą​da​myzu​peł​nie
ina​czejniżresz​talu​dzinapolu.Dżin​sy,T-shir​-
ty, ta​tu​aże i ban​da​ny na gło​wach spra​wia​ją,
żeróż​ni​mysięodgol​fi​stówubra​nychwwięk​-
szo​ści w ko​szul​ki polo z dłu​gi​mi rę​ka​wa​mi i
spodnie kha​ki. Poza tym ich skó​ra nie jest w
ża​denspo​sóbna​zna​czo​na.

Zwy​kle mi to nie prze​szka​dza, ale po roz​-

mo​wiezHec​to​remwo​lał​bymwró​cićdodomu,
za​miast ro​bić z sie​bie wi​do​wi​sko. Opie​ram
łok​cie o ko​la​na i pa​trzę, jak Paco to​tal​nie się
kom​pro​mi​tu​je.

Bie​rzemałąbia​łągol​fo​wąpi​łecz​kęiusta​wia

ją na bia​łej okrą​głej pod​staw​ce wbi​tej w
sztucz​ną mu​ra​wę. Krzy​wię się, gdy bie​rze za​-
mach ki​jem. Kij za​miast w pił​kę tra​fia w
sztucz​nątra​wę.Pacoprze​kli​na.Fa​cetzsek​to​-
raobokrzu​camukrót​kiespoj​rze​nieiprze​no​si
sięwinnemiej​sce.

Paco pró​bu​je jesz​cze raz. Tym ra​zem tra​fia

wpi​łecz​kę,aleto​czysięonatyl​koka​wa​łekpo
tra​wie tuż przed nim. Paco po​dej​mu​je ko​lej​ne
pró​by, ale z każ​dym ude​rze​niem na​ra​ża się
tyl​ko na co​raz więk​szą kom​pro​mi​ta​cję. Czy
jemu się wy​da​je, że ude​rza w krą​żek ho​ke​jo​-
wy?

background image

— Skoń​czy​łeś? — py​tam, gdy zu​żył już po​-

ło​wępi​łe​czekzko​sza.

—Alex—za​czy​naPacoiopie​rasięokijgol​-

fo​wy jak o la​skę. — Uwa​żasz, że moim prze​-
zna​cze​niemjestgraćwgol​fa?

Pa​trzęmupro​stowoczyiod​po​wia​dam:
—Nie.
—Sły​sza​łemtwo​jąroz​mo​węzHec​to​rem.Ja

na​to​miast nie uwa​żam, żeby two​im prze​zna​-
cze​niembyłhan​delnar​ko​ty​ka​mi.

— Po to tu przy​je​cha​li​śmy? Chcesz mi dać

cośdozro​zu​mie​nia?

— Po​słu​chaj mnie — mówi z na​ci​skiem

Paco. — Klu​czy​ki do sa​mo​cho​du mam w kie​-
sze​ni i ni​g​dzie się stąd nie ru​szę, póki nie zu​-
ży​ję wszyst​kich pi​łe​czek, więc rów​nie do​brze
mo​żesz mnie wy​słu​chać. Nie je​stem taki mą​-
dry jak ty. Nie mam per​spek​tyw, ale ty je​steś
wy​star​cza​ją​coin​te​li​gent​ny,żebyiśćnastu​diai
zo​stać le​ka​rzem albo pro​gra​mi​stą, albo kim​-
kol​wiek. Tak samo jak mnie nie jest prze​zna​-
czo​nagrawgol​fa,takito​bieniejestprze​zna​-
czo​ny han​del nar​ko​ty​ka​mi. Po​zwól mi zro​bić
tozacie​bie.

—Niemamowy,sta​ry.Do​ce​niam,żezro​bi​-

łeś z sie​bie kre​ty​na tyl​ko po to, żeby prze​mó​-
wićmidoro​zu​mu,alewiem,comu​szęzro​bić.

Pacousta​wianowąpi​łecz​kę,bie​rzeza​mach,

background image

ale pi​łecz​ka znów to​czy się tyl​ko ka​wa​łek po
tra​wie.

—Brit​ta​nytonie​złala​ska.Idzienastu​dia?
Wiem, do cze​go zmie​rza. Nie​ste​ty mój naj​-

lep​szykum​pelniejestzbytsub​tel​ny.

— Tak. W Ko​lo​ra​do. — Żeby być bli​sko sio​-

stry,oso​by,októ​rątrosz​czysiębar​dziejniżo
sie​biesamą.

Pacogwiż​dże.
— Na pew​no po​zna tam mnó​stwo fa​ce​tów.

No wiesz, praw​dzi​wych męż​czyzn w kow​boj​-
skichka​pe​lu​szach.

Czu​ję,żena​pi​na​jąmisięwszyst​kiemię​śnie.

Nie chcę o tym my​śleć. Od​zy​wam się do Paco
do​pie​rowsa​mo​cho​dzie.

—Kie​dyprze​sta​nieszwpie​przaćsięwmoje

spra​wy?—py​tam.

Par​skaśmie​chem.
—Ni​g​dy.
— To chy​ba nie bę​dziesz miał nic prze​ciw​-

ko,żejawtrą​cęsięwtwo​je.Coza​szłomię​dzy
tobąiIsą,co?

— Po​przy​tu​la​li​śmy się tro​chę. Spra​wa za​-

mknię​ta.

— Może dla cie​bie, bo mam wra​że​nie, że

onasą​dziina​czej.

—Nocóż,tojejpro​blem.—Pacowłą​czara​-

dioipod​krę​camu​zy​kę.

background image

Ni​g​dy z ni​kim się nie uma​wiał, bo boi się

bli​sko​ści. Na​wet Isa nie wie, jak bar​dzo mal​-
tre​tu​je go jego oj​ciec. Do​sko​na​le ro​zu​miem,
cze​mutrzy​manady​stansdziew​czy​nę,naktó​-
rejmuza​le​ży.Bopraw​dajesttaka,żecza​sem
igra​jąc z ogniem, fak​tycz​nie moż​na się po​pa​-
rzyć.

background image

47.Brittany

Paco,cotyturo​bisz?—Ostat​niaoso​ba,któ​-

rą spo​dzie​wa​ła​bym się zo​ba​czyć w moim
domu,tonaj​lep​szykum​pelAlek​sa.

—Mu​szęztobąpo​ga​dać.
—Wej​dziesz?
—Je​steśpew​na,żetoniepro​blem?—pyta

ner​wo​wo.

— Oczy​wi​ście. — Dla mo​ich ro​dzi​ców to

pew​niepro​blem,aleniedlamnie.Prze​cieżro​-
dzi​ceitakniezmie​niąna​glezda​niawspra​wie
Shel​ley.Mamjużdośćuda​wa​nia,dośćku​le​nia
się ze stra​chu przed gnie​wem mamy. To naj​-
lep​szy przy​ja​ciel Alek​sa. Za​ak​cep​to​wał mnie.
Na pew​no nie było mu ła​two tu przy​je​chać.
Otwie​ramsze​ro​kodrzwiiwpusz​czamPacodo
środ​ka. Je​śli spy​ta mnie o Isa​bel, co mam po​-
wie​dzieć? Zo​bo​wią​za​łam się za​cho​wać ta​jem​-
ni​cę.

—Ktoprzy​szedł,Brit?
— Paco — od​po​wia​dam ma​mie. — Ko​le​ga

zeszko​ły.

—Ko​la​cjajestnasto​le—mówimojamama

nie​zbyt de​li​kat​nie. — Po​wiedz ko​le​dze, że to
nie​grzecz​nieprzy​cho​dzićwpo​rzeko​la​cji.

background image

Od​wra​camsiędoPaco:
— Zjesz z nami? — To jaw​ny bunt i do​brze

miztym.Czu​ję,żemniewy​zwa​la.

Sły​szę, jak mama z gło​śnym stu​ka​niem

wcho​dzidokuch​ni.

— Nie, dzię​ku​ję — od​po​wia​da Paco, po​-

wstrzy​mu​jąc par​sk​nię​cie. — Wła​ści​wie to
chcia​łempo​ga​dać,nowiesz,oAlek​sie.

Nie wiem, czy mi ulży​ło, że nie wy​py​tu​je

mnie o Isa​bel, czy ra​czej się zde​ner​wo​wa​łam,
bosko​rojesttuPaco,tospra​wamusibyćpo​-
waż​na.

Pro​wa​dzę go przez dom. Mi​ja​my Shel​ley w

sa​lo​nie,gdzieoglą​daja​kieścza​so​pi​sma.

— Shel​ley, to Paco. Przy​ja​ciel Alek​sa. Paco,

tomojasio​stra,Shel​ley.

Na dźwięk imie​nia Alek​sa Shel​ley wy​da​je

uszczę​śli​wio​nypisk.

—Cześć,Shel​ley—witasięPaco.
Shel​leyuśmie​chasięsze​ro​ko.
— Shell-bell, mu​sisz mi po​móc. — Shel​ley

kiwa gło​wą w od​po​wie​dzi na mój szept. —
Chcę, że​byś za​ję​ła mamę, bo ja mu​szę po​ga​-
daćzPaco.

Moja sio​stra uśmie​cha się sze​ro​ko i wiem,

żemnienieza​wie​dzie.

Mama wcho​dzi do po​ko​ju i nie zwra​ca​jąc

uwa​ginamnieiPaco,za​bie​raShel​leydokuch​-

background image

ni.

Pa​trzę na Paco nie​spo​koj​nie i wy​pro​wa​-

dzamgonadwór,zdalaodcie​kaw​skichuszu
mat​ki.

—Ococho​dzi?
— Alex po​trze​bu​je po​mo​cy. Mnie nie chce

słu​chać. Szy​ku​je się duża trans​ak​cja, a Alex
ma być el​me​ro mero, głów​nym do​wo​dzą​cym
ca​łejak​cji.

—Alextegoniezro​bi.Obie​całmi.
Mina Paco wy​raź​nie mi mówi, że ma inne

in​for​ma​cjenatente​mat.

— Pró​bo​wa​łem go od tego od​wieść. Ta ak​-

cja...topo​waż​natrans​ak​cja.Cośmituniegra,
Brit​ta​ny. Hec​tor przy​mu​sza do tego Alek​sa i
za​bij mnie, ale nie po​wiem ci cze​mu. Cze​mu
aku​ratAlek​sa?

—Alecojamogęzro​bić?—py​tam.
— Każ Alek​so​wi się ja​koś z tego wy​krę​cić.

Je​śli ktoś jest w sta​nie się wy​krę​cić, to tyl​ko
on.

Każ mu? Alex nie cier​pi, gdy mu się co​kol​-

wiek na​rzu​ca. Nie mie​ści mi się w gło​wie, że
mógł​bysięzgo​dzićnaudziałwtrans​ak​cjinar​-
ko​ty​ko​wej.

—Brit​ta​ny,ko​la​cjajużwy​sty​gła!—krzy​czy

mamazkuch​ni.—Atwójoj​ciecwła​śniewró​cił
dodomu.Choćrazsiądź​mydosto​łujakro​dzi​-

background image

na.

Od​głos

tłu​czo​nych

ta​le​rzy

przy​wo​łu​je

mamęzpo​wro​temdokuch​ni.Bły​sko​tli​wady​-
wer​sjaShel​ley.

Alewła​ści​wietonieza​da​niedlaShel​leypo​-

ma​gaćmiza​ta​jaćpraw​dęprzedro​dzi​ca​mi.

— Za​cze​kaj tu — rzu​cam. — Chy​ba że

chceszbyćświad​kiemawan​tu​ryuEl​li​sów.

Pacoza​cie​raręce.
— Musi być lep​sza niż kłót​nie w mo​jej ro​-

dzi​nie.

Wcho​dzę do kuch​ni i cmo​kam tatę w po​li​-

czek.

— Kim jest twój ko​le​ga? — pyta nie​uf​nie

tata.

— Paco, to mój tata. Tato, to mój ko​le​ga

Paco.

Pacomówi:
— Dzień do​bry. — Tata kiwa gło​wą. Mama

krzy​wisiębrzyd​ko.

—Pacoijamu​si​mywyjść.
— Gdzie? — pyta mój tata, zu​peł​nie zdez​o​-

rien​to​wa​ny.

—Zo​ba​czyćsięzAlek​sem.
—Niemamowy—mówimama.
Tatauno​siobieręce,nicztegoniero​zu​mie​-

jąc.

—KtotojestAlex?

background image

— Ten dru​gi Mek​sy​ka​nin, o któ​rym ci mó​-

wi​łam — ce​dzi przez zęby mama. — Nie pa​-
mię​tasz?

—Ostat​nionie​wie​lepa​mię​tam,Pa​tri​cio.
Mama wsta​je z peł​nym ta​le​rzem i wrzu​ca

go do zle​wu. Ta​lerz roz​trza​sku​je się, a je​dze​-
nieroz​bry​zgu​jesięnawszyst​kiestro​ny.

— Brit​ta​ny, da​je​my ci wszyst​ko, cze​go

chcesz—za​czy​namama.—Noweauto,mar​-
ko​weubra​nia...

Tymra​zemniewy​trzy​mu​ję.
— Ale to wszyst​ko tyl​ko po​zo​ry, mamo. Ja​-

sne, dla świa​ta je​ste​ście ludź​mi suk​ce​su, ale
jakoro​dzi​ceje​ste​ściena​praw​dędobani.Zro​-
dzi​ciel​stwada​ła​bymwamdwó​jęzmi​nu​sem,a
i tak ma​cie szczę​ście, że to nie pani Pe​ter​son
wasoce​nia,boby​ścieob​la​li.Cze​mutakbar​dzo
siębo​iciepo​ka​zać,żeteżma​ciepro​ble​my,jak
całaresz​taświa​ta?

Na​krę​camsięiniemajużod​wro​tu.
— Alex po​trze​bu​je mo​jej po​mo​cy. Je​stem,

kim je​stem, mię​dzy in​ny​mi dla​te​go, że je​stem
wier​nalu​dziom,któ​rzysądlamnieważ​ni.Je​-
śli to was boli albo prze​ra​ża, to bar​dzo mi
przy​kro.

Shel​ley wy​da​je ja​kieś dźwię​ki i od​wra​cam

siędoniej.

— Brit​ta​ny — mówi me​cha​nicz​ny głos z

background image

urzą​dze​nia

wspo​ma​ga​ją​ce​go

ko​mu​ni​ka​cję

przy​mo​co​wa​ne​godowóz​kamo​jejsio​stry.Pal​-
ceShel​leypo​ru​sza​jąsię,wy​do​by​wa​jącko​lej​ne
sło​wa:

—Do​brze.Dziew​czy​na.
Ła​pię moją sio​strę za rękę, po czym znów

zwra​camsiędoro​dzi​ców.

— Je​śli chce​cie mnie wy​rzu​cić z domu albo

mnie wy​dzie​dzi​czyć za to, że je​stem sobą, to
zrób​cietoimiej​mytojużzasobą.

Mam dość stra​chu. Stra​chu o Alek​sa, o

Shel​ley i o samą sie​bie. Czas sta​wić czo​ło
moim lę​kom, bo na całe ży​cie za​to​nę w oba​-
wachipo​czu​ciuwiny.Nieje​stemide​al​na.Naj​-
wyż​szy czas, żeby świat też się o tym do​wie​-
dział.

— Mamo, zgło​szę się do szkol​ne​go psy​cho​-

lo​ga.

Mamakrzy​wisięzod​ra​zą.
— To nie​do​rzecz​ne. Zo​sta​nie ci to w pa​pie​-

rach do koń​ca ży​cia. Nie​po​trzeb​ny ci psy​cho​-
log.

— Po​trzeb​ny. — Zbie​ram się na od​wa​gę i

do​da​ję:—Ito​bieteż.Namwszyst​kim.

—Po​słu​chajmnie,Brit​ta​ny.Je​śliwyj​dzieszz

domu...mo​żeszjużniewra​cać.

—Bun​tu​jeszsię—wtrą​caoj​ciec.
—Wiem.Ido​brzemiztym.—Bio​ręto​reb​-

background image

kę.Towszyst​ko,comam,chy​bażewli​czyćto,
w co je​stem ubra​na. Uśmie​cham się pro​mien​-
nieipo​da​jęrękęPaco.—Idzie​my?

Bezwa​ha​niabie​rzemniezarękę.
— Tak. — Już w sa​mo​cho​dzie mówi: —

Twar​dazcie​biesztu​ka.Ni​g​dyniesą​dzi​łem,że
je​steś taka wa​lecz​na. — Paco wie​zie mnie w
naj​ciem​niej​szy za​ką​tek Fa​ir​field. Pro​wa​dzi
mnie do du​że​go ma​ga​zy​nu na ja​kiejś nie​-
uczęsz​cza​nejbocz​nejdro​dze.Jak​bysamamat​-
kana​tu​rachcia​łanasostrzec,nie​boza​czy​na​ją
za​snu​waćzło​wiesz​czeczar​nechmu​ryiwy​raź​-
niesięochła​dza.

Za​trzy​mu​jenasja​kiśosi​łek.
—Kimjesttaśnie​żyn​ka?—pyta.
Pacood​po​wia​da:
—Jestczy​sta.
Osi​łek tak​su​je mnie wy​mow​nie wzro​kiem i

do​pie​ropo​temotwie​radrzwi.

— Je​śli za​cznie wę​szyć, ty za to bek​niesz,

Paco—ostrze​ga.

Chcę tyl​ko za​brać stąd Alek​sa, bo mam

wra​że​nie, że wszę​dzie tu czai się nie​bez​pie​-
czeń​stwo.

— Hej! — woła gdzieś obok ja​kiś chro​pa​wy

głos.—Je​ślipo​trze​bu​jeszcze​gośnawzmoc​nie​-
nie,słu​żępo​mo​cą,si?

— Chodź — mówi Paco, po czym bie​rze

background image

mnie za rękę i cią​gnie ko​ry​ta​rzem na wprost.
Z dru​giej stro​ny ma​ga​zy​nu sły​szę ja​kieś gło​-
sy...głosAlek​sa.

—Samadonie​gopój​dę.
— To nie naj​lep​szy po​mysł. Za​cze​kaj, aż

Hec​tor skoń​czy z nim roz​ma​wiać — mówi
Paco,alegoniesłu​cham.

Idętam,skąddo​cho​dzigłosAlek​sa.Roz​ma​-

wia z ja​ki​miś dwo​ma fa​ce​ta​mi. Roz​mo​wa jest
naj​wy​raź​niej po​waż​na. Je​den z go​ści wy​cią​ga
ja​kiśpa​pieripo​da​jeAlek​so​wi.Wtymsa​mym
mo​men​cieAlexmnieza​uwa​ża.

Mówicośdofa​ce​tapohisz​pań​sku,poczym

skła​da kart​kę i cho​wa ją so​bie do kie​sze​ni.
Jegogłosjesttwar​dyiostry,taksamojakwy​-
razjegotwa​rzy.

—Cotytu,docho​le​ry,ro​bisz?—pyta.
—Jatyl​ko...
Nie mogę skoń​czyć, bo Alex ła​pie mnie za

ra​mię.

—Tytyl​kona​tych​miastwy​cho​dzisz.Ktocię

tu,docho​le​ry,przy​wiózł?

Za​sta​na​wiam się nad od​po​wie​dzią, gdy z

pół​mro​kuwy​ła​niasięPaco.

— Alex, pro​szę cię. Być może to Paco mnie

tuprzy​wiózł,alesamachcia​łam.

— Ty cu​le​ro — rzu​ca Alex i pusz​cza mnie,

pod​cho​dzącdoPaco.

background image

— Czy nie tak wy​glą​da two​ja przy​szłość,

Alex?—pytaPaco.—Cze​muwsty​dziszsiępo​-
ka​zaćswo​jejno​viiswójdru​gidom?

Alex wali Paco pię​ścią w twarz. Paco prze​-

wra​casię.Pod​bie​gamdonie​goirzu​camAlek​-
so​wiostre,ostrze​gaw​czespoj​rze​nie.

— Jak mo​głeś to zro​bić! — drę się. — To

twójnaj​lep​szyprzy​ja​ciel,Alex.

— Nie chcę, że​byś tu była! — Z ust Paco

ciek​nie struż​ka krwi. — Nie po​wi​nie​neś jej tu
przy​wo​zić — mówi Alex, już spo​koj​niej. — To
niemiej​scedlaniej.

—Anidlacie​bie,bra​chu—od​po​wia​daci​cho

Paco.—Ate​razza​bierzjąstąd.Dośćsięna​pa​-
trzy​ła.

—Chodźzemną—na​ka​zu​jemiAlexiwy​-

cią​gadomnierękę.

Za​miastdonie​gopo​dejść,uno​szęde​li​kat​nie

bro​dęPacoioglą​damob​ra​że​nia.

— Mój Boże, leci ci krew — mó​wię i czu​ję

przy​pływ pa​ni​ki. Od krwi robi mi się nie​do​-
brze. Krew i prze​moc za​wsze spra​wia​ją, że
tra​cęnadsobąpa​no​wa​nie.

Pacood​su​wała​god​niemojąrękę.
—Nicminiebę​dzie.Idźznim.
W ciem​no​ści roz​le​ga się ja​kiś tu​bal​ny głos i

mówicośdoAlek​saiPacopohisz​pań​sku.

Jesttakwład​czy,żeza​czy​namdrżeć.Wcze​-

background image

śniejsięnieba​łam,alete​razzde​cy​do​wa​niejuż
tak. Ten sam fa​cet roz​ma​wiał wcze​śniej z
Alek​sem.Manaso​bieciem​nygar​ni​turiśnież​-
no​bia​łą ko​szu​lę. Jego twarz mi​gnę​ła mi prze​-
lot​nie na ślu​bie. Ma kru​czo​czar​ne, za​cze​sa​ne
dotyłuwło​syibar​dzociem​nąkar​na​cję.Jed​no
spoj​rze​nie upew​nia mnie, że to ktoś bar​dzo
po​tęż​ny w La​ty​no​skiej Krwi. Po jego bo​kach
sta​ją dwaj po​staw​ni męż​czyź​ni o nie​przy​jem​-
nymwy​ra​zietwa​rzy.

Nada,Hec​tor—od​zy​wa​jąsięjed​nymgło​-

semAlexiPaco.

—Toza​bierzjąstąd,Fu​en​tes.
Alex bie​rze mnie za rękę i wy​pro​wa​dza

szyb​ko z ma​ga​zy​nu. Gdy wresz​cie wy​cho​dzi​-
my,wy​pusz​czamwstrzy​my​wa​nepo​wie​trze.

background image

48.Alex

Wy​no​śmysięstąd.Obo​je,mia​mor.Va​mos!
Od​dy​cham z ulgą, gdy wsia​dam na Ju​lio, a

Brit​ta​ny wska​ku​je za mną. Obej​mu​je mnie w
pa​sieiprzy​tu​lasięmoc​no,gdywy​jeż​dżamna
peł​nymga​ziezpar​kin​gu.

Pę​dzi​my uli​ca​mi tak, że wszyst​ko się roz​-

ma​zu​je. Nie za​trzy​mu​ję się na​wet wte​dy, gdy
za​czy​nalać.

—Mo​że​myjużsta​nąć?!—wrzesz​czyBrit​ta​-

ny,żebyprze​krzy​czećsza​le​ją​cąbu​rzę.

Za​trzy​mu​ję się pod sta​rym, nie​uży​wa​nym

mo​stem przy je​zio​rze. Cięż​kie kro​ple desz​czu
waląwbe​ton,alemymamyschro​nie​nie.

Brit​ta​nyze​ska​ku​jezmo​to​ru.
—Je​steśskoń​czo​nymidio​tą!—woła.—Nie

mo​żesz han​dlo​wać nar​ko​ty​ka​mi. To nie​bez​-
piecz​neigłu​pie,apozatymobie​ca​łeśmi.Mo​-
żesz tra​fić do wię​zie​nia. Do wię​zie​nia, Alex.
Możecie​bietonieru​sza,alemnietak.Niepo​-
zwo​lęcizruj​no​waćso​bieży​cia.

—Comamcipo​wie​dzieć?
— Nic. Wszyst​ko. Po​wiedz co​kol​wiek, że​-

bymnieczu​łasięjakkom​plet​nakre​tyn​ka.

— Praw​da jest taka... Brit​ta​ny, spójrz na

background image

mnie.

—Niemogę—mówi,wbi​ja​jącwzrokwza​-

ci​na​ją​cy deszcz. — Je​stem już zmę​czo​na cią​-
głymwy​obra​ża​niemso​bienaj​gor​sze​go.

Przy​cią​gamjądosie​bie.
— To prze​stań so​bie wy​obra​żać, mu​ne​ca.

Wszyst​kosamosięuło​ży.

—Ale...
— Żad​ne​go ale. Za​ufaj mi. — Za​my​kam jej

ustapo​ca​łun​kiem.Za​pachdesz​czuicia​ste​czek
uspo​ka​jamnie.

Obej​mu​ję ją w pa​sie. Ona chwy​ta mnie za

prze​mok​nię​te ra​mio​na i przy​cią​ga do sie​bie.
Wsu​wam jej ręce pod bluz​kę i moje pal​ce od​-
naj​du​jąjejpę​pek.

— Chodź tu do mnie. — Sa​dzam ją przed

sobąnamo​to​rze.

Ca​łu​ję ją bez wy​tchnie​nia. Szep​czę, jak cu​-

dow​nie czuć ją przy so​bie, plą​cząc w każ​dym
zda​niu hisz​pań​ski z an​giel​skim. Prze​su​wam
usta​mi wzdłuż jej szyi i za​trzy​mu​ję się ni​sko,
awte​dyonaod​chy​lasięlek​koipo​zwa​lazdjąć
so​bie bluz​kę. Mogę spra​wić, żeby za​po​mnia​ła
o wszyst​kim, co złe. Do cho​le​ry, kie​dy je​ste​-
śmyra​zem,po​tra​fięmy​ślećtyl​kooniej.

—Prze​sta​jęnadsobąpa​no​wać—przy​zna​je

Brit​ta​nyiza​gry​zawar​gę.Uwiel​biamtewar​gi.

Ma​ma​ci​ta, ja już daw​no prze​sta​łem —

background image

mó​więiprzy​ci​skamsiędoniej,żebywie​dzia​-
ła,jakbar​dzojużmniepo​nio​sło.

Jejbio​draza​czy​na​jąpo​ru​szaćsiępo​wo​lituż

przymo​ich,za​pra​sza​jącmniedocze​goś,naco
nie za​słu​gu​ję. Mu​skam opusz​ka​mi pal​ców jej
usta.Ca​łu​jęje,ajapochwi​liprze​su​wamdłoń
wzdłużjejbro​dyiszyi,ażdopier​si.

Ła​piemniezarękę.
—Niechcęprze​sta​wać,Alex.
Obej​mu​jęjąca​łymcia​łem.
Takła​twomógł​bymjąwziąć.Cho​le​ra,sama

otopro​si.AleBógje​denwi​dzi,żeobu​dzi​łosię
chy​bawemniesu​mie​nie.

To przez ten szur​nię​ty za​kład z Luc​kym. I

przez to, co mó​wi​ła mama o tym, jak ła​two
moż​nadziew​czy​niespra​wićdziec​ko.

Gdy się za​kła​da​łem, nic nie czu​łem do tej

wie​lo​wy​mia​ro​wej bia​łej dziew​czy​ny. Ale te​-
raz... ja​sna cho​le​ra, nie chcę na​wet my​śleć o
swo​ich uczu​ciach. Nie​na​wi​dzę uczuć. Po​tra​fią
tyl​kospie​przyćczło​wie​ko​wiży​cie.Iniechpad​-
nętru​pem,alechcęsięko​chaćzBrit​ta​ny,anie
pie​przyćsięzniąnamo​to​rzejakzta​niądziw​-
ką.

Od​ry​wam ręce od jej bo​skie​go cia​ła, od jej

cu​er​poper​fec​to

—pierw​szaroz​sąd​narzecz,jaką

dziśzro​bi​łem.

—Niemogęcięwziąćwtenspo​sób.Nietu​-

background image

taj — mó​wię gło​sem za​chry​płym z nad​mia​ru
emo​cji. Ta dziew​czy​na była go​to​wa od​dać mi
swo​je cia​ło, mimo że wie, kim je​stem i co
mamza​miarzro​bić.Cięż​koza​ak​cep​to​waćrze​-
czy​wi​stość.

Spo​dzie​wam się zo​ba​czyć na jej twa​rzy za​-

wsty​dze​nie, może na​wet wście​kłość. Ale ona
tyl​kowtu​lasięwemnieiobej​mu​jemoc​no.Nie
róbmitego,mamocho​tępo​wie​dzieć.Za​miast
tegoprzy​tu​lamjązca​łychsiłdosie​bie.

—Ko​chamcię—szep​czetakci​cho,żerów​-

niedo​brzemo​głemusły​szećjejmyśl.

Nie—chcępo​wie​dzieć.No!No!
Czu​ję ucisk w ser​cu i przy​cią​gam ją do sie​-

bie moc​niej. Dios mio, gdy​by moje ży​cie było
inne, ni​g​dy nie po​zwo​lił​bym jej odejść. Za​nu​-
rzamtwarzwjejwło​sachiwy​obra​żamso​bie,
żeucie​ka​myra​zemzFa​ir​field.

Sie​dzi​mytakdłu​go,deszczdaw​nojużprze​-

stałpa​daćiczaswró​cićdorze​czy​wi​sto​ści.Po​-
ma​gam jej zsiąść z mo​to​ru, żeby mo​gła się
ubrać.

Brit​ta​nypa​trzynamniezna​dzie​ją:
—Po​je​dziesznatętrans​ak​cję?
Zsia​dam z Ju​lio i idę na ko​niec tu​ne​lu. Wy​-

sta​wiam rękę pod zim​ną wodę, wciąż ście​ka​-
ją​cązkra​wę​dzimo​stu.

—Mu​szę—mó​więod​wró​co​nyple​ca​mi.

background image

Sta​jeobokmnie.
— Cze​mu? Cze​mu mu​sisz zro​bić coś, przez

como​żesztra​fićdowię​zie​nia?

Obej​mu​ję dło​nią jej de​li​kat​ny, bla​dy po​li​-

czekiuśmie​chamsięsmut​no.

—Niewie​dzia​łaś,żeczłon​ko​wiegan​guhan​-

dlu​jąnar​ko​ty​ka​mi?Takaichrola.

—Więcodejdźzgan​gu.Napew​nojestja​kiś

spo​sób...

—Je​ślichceszodejść,spraw​dza​jątwo​jąwy​-

trzy​ma​łość.Cza​semciętor​tu​ru​ją,cza​sembiją.
Je​śli prze​ży​jesz, dro​ga wol​na. Ale mu​sisz wie​-
dzieć, pre​cio​sa, że tyl​ko raz wi​dzia​łem, żeby
ktoś wy​szedł z tego żywy. I fa​cet do tej pory
ża​łu​je, że prze​żył, bo tak go zma​sa​kro​wa​li.
Boże, ni​g​dy tego nie zro​zu​miesz. Mu​szę tam
byćzewzglę​dunaro​dzi​nę.

—Zewzglę​dunapie​nią​dze?
Pusz​czamjejrękę.
— Nie, nie ze wzglę​du na pie​nią​dze. — Od​-

chy​lam gło​wę i krzy​wię się po​iry​to​wa​ny. —
Mo​że​myzmie​nićte​mat?

— Ale ja nie zga​dzam się, że​byś ro​bił coś

nie​zgod​ne​gozpra​wem.

Qu​eri​da,to​biepo​trzeb​nyjestświę​ty.Albo

przy​naj​mniej du​chow​ny. A ja nie je​stem ani
jed​nym,anidru​gim.

—Czyjanieje​stemdlacie​bieważ​na?

background image

—Je​steś.
—Toudo​wod​nijmito.
Zdej​mu​ję z gło​wy ban​da​nę i prze​cze​su​ję

rękąwło​sy.

— Zda​jesz so​bie spra​wę, jak mi cięż​ko? Mi

ma​dre

wy​ma​ga ode mnie, że​bym przez przy​-

na​leż​ność do Krwi za​pew​nił ro​dzi​nie bez​pie​-
czeń​stwo, ale nie chce się do tego przy​znać.
Hec​torchce,że​bymudo​wod​niłmuswo​jąlo​jal​-
ność wzglę​dem Krwi, a ty... je​dy​na oso​ba, z
któ​rąmógł​bymkie​dyśza​cząćży​cie,tyżą​dasz
do​wo​dów mi​ło​ści, któ​re mogą na​ra​zić na nie​-
bez​pie​czeń​stwo moją ro​dzi​nę. Wiesz, że mu​-
szętozro​bić.Inikt,na​wetty,niezmie​nimo​jej
de​cy​zji.Olu​ida​lo.Za​po​mnijotym.

—Zre​zy​gnu​jeszztego,conasłą​czy?
— Cho​le​ra, nie rób tego. Nie mu​si​my z ni​-

cze​gore​zy​gno​wać.

— Je​śli za​czniesz han​dlo​wać, to ko​niec. Ja

dla cie​bie... dla nas za​ry​zy​ko​wa​łam utra​tę
wszyst​kie​go. Przy​ja​ciół. Ro​dzi​ców. Wszyst​kie​-
go.Niemo​żeszzro​bićtegosa​me​go?

Rzu​cam jej swo​ją kurt​kę, bo za​czy​na dy​go​-

taćzzim​na.

—Masz.Ubierzsię.
No i tyle. Tak wy​glą​da moje ży​cie. Je​śli nie

jest w sta​nie tego za​ak​cep​to​wać, niech wra​ca
do Co​li​na Adam​sa. Albo ko​go​kol​wiek, kogo

background image

możeza​mie​nićwswo​jąla​lecz​kę.

Pro​si,że​bymod​wiózłjądoSier​ry.
— Chy​ba po​win​ni​śmy skoń​czyć pro​jekt z

che​miiod​dziel​nie—mówiBrit​ta​ny.Gdydo​jeż​-
dża​my do du​że​go domu na pla​ży, od​da​je mi
kurt​kę. — Chcesz skon​stru​ować ogrze​wa​cze
czywo​liszzro​bićopis?

—Tywy​bierz.
—Nie​źleso​biera​dzęzpi​sa​niem...
—Świet​nie.Jawta​kimra​ziezaj​męsięcałą

resz​tą.

—Alex,toniemusisiętakkoń​czyć.
Pa​trzę,jakdooczuna​pły​wa​jąjejłzy.Mu​szę

sięstądzmyć,za​nimza​czniepła​kać.Botonie
skoń​czysiędlamniedo​brze.

—Musi—rzu​camiod​jeż​dżam.

background image

49.Brittany

Po zu​ży​ciu dwóch opa​ko​wań chu​s​te​czek

Sier​ra prze​sta​ła pró​bo​wać mnie po​cie​szyć i
po​zwo​li​łamipopro​stupła​kać,pókinieza​snę.
Rano po​pro​si​łam, żeby nie roz​su​wa​ła za​słon i
nie pod​no​si​ła ro​let. W koń​cu co w tym złe​go,
żektośzo​sta​niecałydzieńwłóż​ku?

—Dzię​ki,żeniepo​wie​dzia​łaś:„Aniemó​wi​-

łam” — rzu​cam, prze​glą​da​jąc za​war​tość jej
sza​fywpo​szu​ki​wa​niucze​goś,comogęnasie​-
bie wło​żyć po tym, gdy już zmu​si​ła mnie do
wyj​ściazłóż​ka.

Sier​rastoiprzedto​a​let​kąisięma​lu​je.
— Nie po​wie​dzia​łam, ale zde​cy​do​wa​nie tak

my​ślę.

—Dzię​ki—rzu​camoschle.
Sier​ra wyj​mu​je z sza​fy dżin​sy i bluz​kę z

dłu​gi​mirę​ka​wa​mi.

—Masz,włóżto.Wmo​ichciu​chachniebę​-

dziesz wy​glą​dać na​wet w po​ło​wie tak do​brze,
jak w swo​ich, ale i tak dużo le​piej niż każ​da
innadziew​czy​nawFa​ir​field.

—Niemówtak.
—Cze​mu?Prze​cieżtopraw​da.
—Nie.Mamzagru​bągór​nąwar​gę.

background image

— Fa​ce​tom się po​do​ba. Gwiaz​dy fil​mo​we

pła​cągru​bąkasęzapo​więk​sze​nieust.

—Mamha​czy​ko​wa​tynos.
—Tyl​kopodokre​ślo​nymką​tem.
—Ikrzy​wecyc​ki.
— Są duże, Brit. A fa​ce​ci mają ob​se​sję na

punk​cie du​żych cyc​ków. Na​praw​dę mało ich
ob​cho​dzi, czy są krzy​we. — Za​cią​ga mnie
przed lu​stro. — Spójrz praw​dzie w oczy. Wy​-
glą​dasz jak mo​del​ka. No do​bra, te​raz masz
prze​krwio​ne i za​puch​nię​te oczy, bo całą noc
ry​cza​łaś. Ale poza tym nie ma się do cze​go
przy​cze​pić. Po​patrz na sie​bie w lu​strze, Brit i
po​wiedznagłos:Je​stembo​ska.

—Nie.
— No spró​buj. Od razu le​piej się po​czu​jesz.

Po​patrz w lu​stro i wrza​śnij: Moje cyc​ki są su​-
per!

—Nie-e.
— A mo​żesz cho​ciaż przy​znać, że masz

świet​newło​sy?

Pa​trzęnaSier​rę.
—Tymó​wiszdoswo​je​good​bi​cia?
—Tak.Chceszzo​ba​czyć?—Od​su​wamniei

pod​cho​dzidolu​stra.—Nie​źle,Sier​ra—mówi
do sie​bie. — Doug to praw​dzi​wy szczę​ściarz.
—Od​wra​casiędomnie.—Wi​dzisz,toła​twe.

Za​miastsięśmiać,za​czy​nampła​kać.

background image

—Je​stemażtakabrzyd​ka?
Krę​cęgło​wą.
—Pła​czesz,boniemamciu​chówzbły​skot​-

ka​mi? Wiem, że mama wy​wa​li​ła cię z domu,
ale może po​zwo​li nam za​brać tro​chę rze​czy z
two​jej sza​fy? Nie wiem, jak dłu​go bę​dziesz
chcia​ła no​sić roz​miar trzy​dzie​ści osiem, sko​ro
samano​sisztrzy​dzie​ściczte​ry.

Mama nie dzwo​ni​ła wczo​raj, żeby spraw​-

dzić, czy tu je​stem. Ra​czej tego ocze​ki​wa​łam,
ale z dru​giej stro​ny ona rzad​ko kie​dy speł​nia
mojeocze​ki​wa​nia.Atata...pew​niewogó​lenie
wie, że nie wró​ci​łam do domu na noc. Mogą
so​bieza​trzy​maćmojeciu​chy.Cho​ciażpew​niei
tak za​krad​nę się do domu w cią​gu dnia, żeby
zo​ba​czyćsięzShel​ley.

—Mogęcicośdo​ra​dzić?—pytaSier​ra.
Pa​trzęnaniąnie​pew​nie.
—Niewiem.Odpo​cząt​kucisięniepo​do​ba​-

ło,żespo​ty​kamsięzAlek​sem.

—Nie​praw​da,Brit.Niemó​wi​łamcitego,ale

tona​praw​dęfaj​nyfa​cet,jakjużsiętro​chęwy​-
lu​zu​je. Wte​dy w Lake Ge​ne​va świet​nie się ba​-
wi​łam.Dougteżipo​wie​działna​wet,żeAlexto
faj​ny kum​pel. Nie wiem, co mię​dzy wami za​-
szło, ale albo mu​sisz o nim za​po​mnieć, albo
wy​to​czyćcałyswójar​se​nał.

—Takwła​śniepo​stę​pu​jeszzDo​ugiem?

background image

Sier​rauśmie​chasię.
—Cza​semDougpo​trze​bu​jema​łe​gowstrzą​-

su. Gdy nasz zwią​zek robi się zbyt spo​koj​ny,
tro​chę go pod​krę​cam. Nie zro​zum mnie źle.
Nie mó​wię, że masz za​cząć uga​niać się za
Alek​sem.

Aleje​ślina​praw​dęcinanimza​le​ży,toprze​-

cieżciniepo​wiem,że​byśonie​goniewal​czy​ła?
Brit,nie​na​wi​dzę,jakje​steśsmut​na.

—AzAlek​semby​łamszczę​śli​wa?
— Chy​ba ra​czej mia​łaś na jego punk​cie ob​-

se​sję.Aletak,szczę​śli​wateżby​łaś.Takszczę​-
śli​wa, jak już dłu​go, dłu​go nie by​łaś. W przy​-
pad​kuczło​wie​ka,naktó​rymtakbar​dzociza​-
le​ży,bóljestrów​niein​ten​syw​nyjakwcze​śniej
szczę​ście.Czytomaja​kiśsens?

—Ma.Alewy​cho​dziteżnato,żecier​pięna

cho​ro​bęma​nia​kal​no-de​pre​syj​ną.

—Tonor​mal​newmi​ło​ści.

background image

50.Alex

Na​stęp​ne​godniapowi​zy​cieBrit​ta​nywma​-

ga​zy​niejemśnia​da​nie,gdyzadrzwia​mimo​je​-
godomumigamiczy​jaśwy​go​lo​nagło​wa.

—Paco,je​ślitoty,to,docho​le​ry,le​piejna​-

wetdomnieniepod​chodź!—krzy​czę.

Mi’ama

trze​piemniewtyłgło​wy.

—Nieod​nośsięwtenspo​sóbdoprzy​ja​ciół,

Ale​jan​dro.

Wra​cam do je​dze​nia, pod​czas gdy mama

otwie​radrzwitemu...zdraj​cy.

— Chy​ba się już na mnie nie gnie​wasz? —

pytaPaco.—Czygnie​wasz?

— Oczy​wi​ście, że się na cie​bie nie gnie​wa,

Paco. Sia​daj i zjedz z nami. Przy​go​to​wa​łam
cho​ri​zoconhu​evos.

Paco ma czel​ność po​kle​pać mnie po ra​mie​-

niu.

—Wy​ba​czamci,sta​ry.
Pod​no​szęgło​węipa​trzęnaj​pierwnamia​mę,

żeby się upew​nić, że jest czymś za​ję​ta, a po​-
temnanie​go.

—Tywy​ba​czaszmnie?
— Pa​skud​nie roz​wa​li​łeś so​bie war​gę, Paco

—za​uwa​żamama,oce​nia​jącmojedzie​ło.

background image

Pacomacasięde​li​kat​niepoustach.
— Tak, na​dzia​łem się na pięść. Wie pani,

jaktojest.

— Nie bar​dzo. Ale je​śli bę​dziesz na​dzie​wać

sięnazbytwie​lepię​ści,wy​lą​du​jeszwkoń​cuw
szpi​ta​lu—ostrze​gaikiwananie​gopal​cem.—
Nodo​brze,idędopra​cy.Paco,trzy​majsiędziś
z da​le​ka od pię​ści, si? Nie za​po​mnij za​mknąć
domu na klucz, jak bę​dziesz wy​cho​dzić, Ale​-
jan​dro,por​fis...—pro​si.

Pa​trzęzwście​kło​ściąnaPaco.
—Co?
— Do​brze wiesz co. Jak mo​głeś przy​wieźć

Brit​ta​nydoma​ga​zy​nu?

—Prze​pra​szam—mówiPaco,po​chła​nia​jąc

na​sześnia​da​nie.

—Wca​leniejestciprzy​kro.
—Nodo​bra,maszra​cję.Niejest.
Pa​trzęzobrzy​dze​niem,jakzgar​niapal​ca​mi

jaj​kaikieł​ba​sęiwrzu​cajeso​biedobuzi.

— W ogó​le nie wiem, cze​mu się z tobą za​-

da​ję—stwier​dzam.

—Notojaksiępo​to​czy​ływczo​rajspra​wyz

Brit​ta​ny? — pyta Paco, wy​cho​dząc za mną z
domu.

Śnia​da​niesta​jemiwgar​dleitonienasku​-

tekkul​tu​ryje​dze​niaPaco.Ła​pięgozafra​ki.

— Ze mną i Brit​ta​ny ko​niec. Nie wy​po​wia​-

background image

dajna​wetprzymniejejimie​nia.

— O wil​ku mowa — mówi Paco i wy​cią​ga

szy​ję. Pusz​czam go i od​wra​cam się, spo​dzie​-
wa​jąc się zo​ba​czyć Brit​ta​ny. Ale nie ma jej, a
chwi​lępóź​niejpięśćPacolą​du​jenamo​jejtwa​-
rzy.

—Te​razje​ste​śmykwi​ta.Ataknamar​gi​ne​-

sie,chło​pie,zpan​nąEl​listopo​waż​naspra​wa,
sko​ro nie po​zwa​lasz mi na​wet wy​po​wia​dać
przyto​biejejimie​nia.Wiem,żemógł​byśmnie
za​bićgo​ły​mirę​ka​mi—mówiPaco—alewiesz
co...ja​kośniewy​da​jemisię,że​byśtozro​bił.

Ma​camsiępotwa​rzyiczu​jękrew.
—Niebył​bymwca​letakipew​ny.Po​wiemci

coś. Nie sko​pię ci tył​ka pod wa​run​kiem, że
prze​sta​nieszsięmie​szaćwmojespra​wy.Ity​-
czysiętoza​rów​noHec​to​ra,jakipan​nyEl​lis.

—Mu​szęprzy​znać,żemie​sza​jącsięwtwo​-

je spra​wy, mam nie​zły ubaw. Cho​le​ra, na​wet
lań​sko, któ​re spu​ścił mi wczo​raj sta​ry, bo był
kom​plet​nieza​la​ny,nieza​pew​niamita​kiejroz​-
ryw​kijaktwo​jeży​cie.

Spusz​czamgło​wę.
— Prze​pra​szam, Paco. Nie po​wi​nie​nem był

ciębić.Twójsta​rywy​star​cza​ją​cocięleje.

Pacomru​czytyl​ko„spo​ko”.
Wczo​rajporazpierw​szyża​ło​wa​łem,żeko​-

gośude​rzy​łem.Oj​ciecPacolejegoztakąre​gu​-

background image

lar​no​ścią, że chło​pak ma już pew​nie od tego
bli​zny. Je​stem skoń​czo​nym dra​niem, że go
ude​rzy​łem. W pew​nym sen​sie cie​szę się, że
mię​dzymnąiBrit​ta​nytoko​niec.Przyniejnie
je​stemwsta​niepa​no​waćnadswo​imiuczu​cia​-
miiemo​cja​mi.

Mamtyl​kona​dzie​ję,żepozache​miąudami

się jej ja​koś uni​kać. No, ja​sne. Na​wet gdy nie
ma jej przy mnie fi​zycz​nie i tak cią​gle o niej
my​ślę.

Do​bre w moim roz​sta​niu z Brit​ta​ny jest to,

że w cią​gu ostat​nich dwóch ty​go​dni mia​łem
czas za​sta​no​wić się nad mor​der​stwem taty.
Przed ocza​mi za​czy​na​ją mi się po​ja​wiać prze​-
bły​ski tam​te​go wie​czo​ru. Coś się nie zga​dza,
ale nie po​tra​fię stwier​dzić co. Tata śmiał się i
roz​ma​wiał,akie​dyktośwy​ce​lo​wałwnie​gopi​-
sto​let, był zszo​ko​wa​ny i zde​ner​wo​wa​ny. Nie
po​wi​niencałyczasza​cho​wy​waćsięnie​uf​nie?

Dziś jest Hal​lo​we​en, wie​czór, któ​ry Hec​tor

wy​brał na trans​ak​cję. Przez cały dzień je​stem
nie​spo​koj​ny. Zro​bi​łem dziś sie​dem sa​mo​cho​-
dów:odwy​mia​nyole​jupowy​mia​nęzu​ży​tych,
prze​cie​ka​ją​cychuszcze​lek.

Zo​sta​wi​łempi​sto​letHec​to​rawszu​fla​dziew

sy​pial​ni, bo nie chcę cho​dzić uzbro​jo​ny, póki
nie bę​dzie to ab​so​lut​nie ko​niecz​ne. Choć wła​-
ści​wiepo​stą​pi​łemgłu​pio,botoprze​cieżpierw​-

background image

szazwie​lutrans​ak​cji,któ​rebędęmu​siałwży​-
ciuprze​pro​wa​dzić.

Je​steś jak twój sta​ry. Od​py​cham we​wnętrz​-

nygłos,któ​ryprzezcałydzieńniedajemispo​-
ko​ju.Comoelvie​jo.

Tosil​niej​szeodemnie.Całyczasprzy​po​mi​-

namisię,jaktatamó​wił:„So​moscu​ates,Ale​jan​-
dro.

Ty i ja je​ste​śmy naj​lep​szy​mi kum​pla​mi”.

Za​wsze mó​wił po hisz​pań​sku, jak​by ni​g​dy nie
wy​je​chał z Mek​sy​ku. „Pew​ne​go dnia bę​dziesz
taki sil​ny jak tata?” — py​tał po hisz​pań​sku.
Mójoj​ciecbyłdlamnieza​wszenie​maljakBóg.
Cla​ro,papa.Chcębyćtakijakty”.

Oj​ciecni​g​dyminiepo​wie​dział,żemogębyć

kimślep​szym,żemogęosią​gnąćcoświę​cejniż
on.Adziśudo​wod​nię,żeje​stemjegowier​nym
od​bi​ciem. Sta​ra​łem się być inny, mó​wiąc Car​-
lo​so​wiiLu​iso​wi,żemogąpójśćinnądro​gą.Ale
je​stem idio​tą, sko​ro są​dzę, że mogę sta​no​wić
dlanichja​ki​kol​wiekprzy​kład.

Za​czy​nam my​śleć o Brit​ta​ny. Sta​ra​łem się

za​po​mnieć o tym, że wy​bie​ra się dziś z kimś
in​nym na bal z oka​zji Hal​lo​we​en. Po​dob​no ze
swo​imdaw​nymchło​pa​kiem.Sta​ramsięod​su​-
nąć od sie​bie myśl, że ja​kiś inny fa​cet po​ło​ży
naniejswo​jełap​ska.

Na pew​no ją dziś po​ca​łu​je. Bo kto nie

chciał​bypo​ca​ło​waćtychsłod​kich,de​li​kat​nych,

background image

cu​dow​nychust?

Mamza​miardziśpra​co​waćdosa​me​gowie​-

czo​ra,pókiniebędęmu​siałje​chaćnaak​cję.Bo
gdy​bymzo​stałsamwdomu,chy​ba​bymztego
wszyst​kie​goosza​lał.

Ni​tow​ni​ca wy​my​ka mi się z rąk i ude​rza

mnie w czo​ło. Za​miast wście​kać się na sie​bie,
zwa​lam wszyst​ko na Brit​ta​ny. A o ósmej je​-
stem już na nią mak​sy​mal​nie wku​rzo​ny, nie​-
za​leż​nieodtego,czynatoza​słu​ży​ła,czynie.

background image

51.Brittany

Sto​ję przed Warsz​ta​tem Sa​mo​cho​do​wym

En​ri​queiod​dy​chamgłę​bo​ko,żebysięuspo​ko​-
ić. Ni​g​dzie nie wi​dać cam​ry En​ri​que, więc
wiem,żeAlexjestsam.

Mamza​miargouwieść.
Je​ślito,comamnaso​bie,niewy​star​czy,to

nic nie wy​star​czy. Daję mu... wy​ta​czam cały
swójar​se​nał.Stu​kamdodrzwi,poczymza​ci​-
skam moc​no po​wie​ki i bła​gam w du​chu, żeby
wszyst​kopo​szłozgod​niezpla​nem.

Roz​chy​lam swój dłu​gi, srebr​ny, sa​ty​no​wy

płaszcziczu​jęnago​łejskó​rzepo​wiewzim​ne​-
go wie​czor​ne​go po​wie​trza. Gdy skrzy​pie​nie
drzwiin​for​mu​jemnieopo​ja​wie​niusięAlek​sa,
uchy​lam po​wo​li po​wie​ki. Ale to nie czar​ne
oczyAlek​sawpa​tru​jąsięwmojeską​poodzia​-
ne cia​ło. To En​ri​que gapi się na mój ró​żo​wy
ko​ron​ko​wy sta​nik i spód​nicz​kę che​er​le​ader​ki,
jak​bydo​sta​łamusięgwiazd​kaznie​ba.

Skrę​ca​jąc się ze wsty​du, owi​jam się szyb​ko

płasz​czem. Naj​chęt​niej owi​nę​ła​bym się nim
dwarazy.

— Ehm, Alex — par​ska śmie​chem En​ri​que.

— Ktoś ci przy​szedł zro​bić psi​ku​sa na Hal​lo​-

background image

we​en.

Je​stem pew​nie czer​wo​na jak bu​rak, ale je​-

stem też zde​ter​mi​no​wa​na do​pro​wa​dzić spra​-
wędokoń​ca.Przy​szłampo​ka​zaćAlek​so​wi,że
niemamza​mia​rugoopusz​czać.

— Kto to? — od​zy​wa się ze środ​ka głos

Alek​sa.

— Wła​śnie wy​cho​dzi​łem — mówi En​ri​que,

wy​mi​ja​jąc mnie. — Po​wiedz Alek​so​wi, żeby
za​mknąłdrzwi.Adiós.

En​ri​que idzie ciem​ną uli​cą, nu​cąc coś pod

no​sem.

— Hej, En​ri​que. Qu​ien esta ahi? Kto to? —

głos Alek​sa cich​nie, gdy do​cho​dzi pod drzwi
warsz​ta​tu.Pa​trzynamniezewzgar​dą.—Zgu​-
bi​łaśdro​gęczypo​psułcisięsa​mo​chód?

—Anijed​no,anidru​gie—mó​wię.
— Pła​tasz hal​lo​we​eno​we psi​ku​sy po mo​jej

stro​niemia​sta?

—Nie.
—Mię​dzynamiko​niec,mu​jer. Me oyes? Sły​-

szysz?Cze​mucią​glepo​ja​wiaszsięwmoimży​-
ciu i ro​bisz mi baj​zel w gło​wie? Poza tym nie
mia​łaś iść przy​pad​kiem na bal z ja​kimś fa​ga​-
semzcol​le​ge’u?

—Spła​wi​łamgo.Mo​że​mypo​ga​dać?
— Słu​chaj. Zo​sta​ło mi jesz​cze cho​ler​nie

dużoro​bo​ty.Pocoprzy​szłaś?IgdziejestEn​ri​-

background image

que?

—On,eee,wy​szedł—od​po​wia​damner​wo​-

wo.—Chy​bagowy​pło​szy​łam.

—Ty?Niewy​da​jemisię.
—Po​ka​za​łammu,comampodpłasz​czem.
Alexuno​siwy​so​kobrwi.
—Wpuśćmniedośrod​ka,za​nimza​mar​z​nę.

Bła​gam. — Oglą​dam się za sie​bie. Ciem​ność
wy​da​je się za​chę​ca​ją​ca i ser​ce za​czy​na mi
moc​niej bić. Za​cią​gam cia​śniej płaszcz, bo z
zim​na mam już gę​sią skór​kę. Za​czy​nam się
trząść.

Alex wzdy​cha, wpusz​cza mnie do warsz​ta​-

tuiza​my​kadrzwi.Naszczę​ścienaśrod​kustoi
grzej​nik.Pod​cho​dzędonie​goiroz​cie​ramso​bie
ręce.

—Słu​chaj,takna​praw​dęcie​szęsię,żeprzy​-

szłaś.Aleczyprzy​pad​kiemzesobąnieze​rwa​-
li​śmy?

—Chcęnamdaćjesz​czejed​nąszan​sę.Uda​-

wa​nie,żero​bi​mytyl​kowspól​nypro​jektzche​-
mii,byłodlamnietor​tu​rą.Tę​sk​nięzatobą.Ty
zamnąnie?

Alex ma scep​tycz​ną minę. Prze​krzy​wia lek​-

ko gło​wę, jak​by nie do koń​ca do​wie​rzał wła​-
snymuszom.

—Wiesz,żecią​gleje​stemwKrwi.
— Wiem. Zga​dzam się na tyle, ile mo​żesz

background image

midać,Alex.

— Ni​g​dy nie będę w sta​nie spro​stać two​im

ocze​ki​wa​niom.

—Aco,je​ślicipo​wiem,żeniebędęni​cze​go

ocze​ki​wać?

Alex robi głę​bo​ki wdech, po czym wy​pusz​-

cza po​wo​li po​wie​trze. Wi​dzę, że in​ten​syw​nie
się za​sta​na​wia, bo robi się na​gle bar​dzo po​-
waż​ny.

—Wieszco—mówi.—Do​trzy​majmito​wa​-

rzy​stwaprzyko​la​cji.Niebędęcięna​wetpy​tać,
co masz... albo cze​go nie masz... pod płasz​-
czem.Zgo​da?

Uśmie​cham się nie​pew​nie i przy​gła​dzam

wło​sy.

—Zgo​da.
— Nie mu​sisz tego dla mnie ro​bić — mówi,

de​li​kat​nieod​su​wa​jącmojąrękęodwło​sów.—
Przy​nio​sękoc,że​byśsięniepo​bru​dzi​ła.

Cze​kam,ażwy​cią​gniezsza​fyczy​styja​sno​-

zie​lo​nykoc.

Sia​da​mynanim,aAlexzer​kanaze​ga​rek.
— Chcesz tro​chę? — pyta, wska​zu​jąc na

swo​jąko​la​cję.

Możeje​dze​niemnieodro​bi​nęroz​luź​ni.
—Acoto?
En​chi​la​das. Mia​ma robi bo​skie en​chi​la​dy.

—Na​bi​janawi​de​lecka​wa​łe​czekipod​su​wami

background image

do ust. — Je​śli nie je​steś przy​zwy​cza​jo​na do
takpi​kant​ne​goje​dze​nia...

— Uwiel​biam pi​kant​ne — prze​ry​wam mu i

bio​rę kęs do ust. Za​czy​nam żuć, czu​jąc przy​-
jem​ną mie​szan​kę sma​ków. Prze​ły​kam, a mój
ję​zyk po​wo​li zaj​mu​je się ży​wym ogniem.
Gdzieśwtlepo​zo​stałsmak,aledro​gędonie​go
za​gra​dza​jąpło​mie​nie.

— Ostre — uda​je mi się tyl​ko wy​du​sić, gdy

sta​ramsięprze​łknąćśli​nę.

—Uprze​dza​łem.—Alexpo​da​jemiku​bek,z

któ​re​gopił.—Masz,na​pijsię.Zwy​klepo​ma​ga
mle​ko,alemamtyl​kowodę.

Wy​ry​wammuku​bek.Płynchło​dzimiję​zyk,

ale gdy tyl​ko do​pi​jam wodę, mam wra​że​nie,
jak​byktośznówdo​rzu​ciłdoognia.

—Wody...
Na​peł​niamijesz​czeje​denku​bek.
—Masz,na​pijsięjesz​cze,choćtora​czejnie

po​mo​że.Za​razsamoprzej​dzie.

Za​miastpić,wkła​damtyl​koję​zykdochłod​-

nejwodyitrzy​mamgotak.Aaach...

—Wpo​rząd​ku?
—Afy​klą​tamfpo​sząt​ku?—py​tam.
— Z tym ję​zy​kiem w wo​dzie wy​glą​dasz

wręczpod​nie​ca​ją​co.Zjeszjesz​czeodro​bi​nę?—
pyta zło​śli​wie i znów za​cho​wu​je się jak Alex,
któ​re​goznam.

background image

—Nesię​ku​je.
—Ję​zykda​lejpie​cze?
Wyj​mu​jęję​zykzwody.
— Mam wra​że​nie, jak​by bie​ga​ło mi po nim

mi​lionpił​ka​rzywkor​kach.

—Auć—mówiześmie​chem.—Wiesz,sły​-

sza​łemkie​dyś,żepo​noćca​ło​wa​niepo​ma​gana
pie​cze​nie.

— Czy w ten ża​ło​sny spo​sób da​jesz mi do

zro​zu​mie​nia,żechceszmniepo​ca​ło​wać?

Pa​trzymiwoczyihip​no​ty​zu​jemnieswo​im

ciem​nymspoj​rze​niem.

Qu​eri​da,za​wszechcęcięca​ło​wać.
— Oba​wiam się, że to nie bę​dzie ta​kie pro​-

ste,Alex.Mu​siszminaj​pierwod​po​wie​dziećna
parępy​tań.Naj​pierwod​po​wie​dzi,po​temca​ło​-
wa​nie.

— Czy po to tu przy​szłaś bez ubra​nia pod

płasz​czem?

—Aktopo​wie​dział,żeniemamubra​nia?—

mó​więina​chy​lamsiębli​żej.

Alexod​sta​wiata​lerz.
Na​wetje​ślida​lejpaląmnieusta,toprze​sta​-

łam już na to zwra​cać uwa​gę. Pora prze​jąć
kon​tro​lęnadsy​tu​acją.

—Za​graj​my,Alex.Na​zy​wamtęgrę„Roz​bie​-

ra​ne py​ta​nia”. Po za​da​niu każ​de​go py​ta​nia
mu​siszzdjąćzsie​biejed​nąrzecz.Tosamoja.

background image

— Wy​cho​dzi na to, że mogę za​dać sie​dem,

qu​eri​da.

Aty?

— Roz​bie​raj się, Alex. Wła​śnie za​da​łeś

pierw​szepy​ta​nie.

Kiwatyl​kogło​wąiścią​gabut.
— Cze​mu nie za​czniesz od ko​szu​li? — py​-

tam.

—Wła​śnieza​da​łaśpy​ta​nie.Two​jako​lej...
—Toniebyłopy​ta​nie—upie​ramsię.
— Za​py​ta​łaś, cze​mu nie za​cznę od ko​szu​li.

—Wy​szcze​rzasięwuśmie​chu.

Ser​ce za​czy​na mi wa​lić. Ścią​gam spód​nicz​-

kę, cały czas za​ci​ska​jąc płaszcz moc​no wo​kół
sie​bie.

—Te​razzo​sta​łymiczte​ry.
Alex usi​łu​je trzy​mać się na dy​stans, ale w

jego oczach wi​dzę to samo po​żą​da​nie co kie​-
dyś.Ztwa​rzyzni​kamugłu​piuśmiechiob​li​zu​-
jewar​gi.

— Mam strasz​ną ocho​tę na pa​pie​ro​sa.

Szko​da,żeznówrzu​ci​łem.Czte​ry,mó​wisz?

—Dziw​nieprzy​po​mi​namitopy​ta​nie,Alex.
Krę​cigło​wą.
—Nie,mą​dra​lo,toniebyłopy​ta​nie.Alesta​-

ra​łaś się. Hm, zo​bacz​my. Dla​cze​go tak na​-
praw​dętuprzy​szłaś?

— Chcia​łam ci po​ka​zać, jak bar​dzo cię ko​-

cham—od​po​wia​dam.

background image

Alexmru​gakil​karazy,alepozatymwogó​-

leponimniewi​dać,coczu​je.Tymra​zemścią​-
ga przez gło​wę ko​szu​lę. Rzu​ca ją na bok, od​-
sła​nia​jącswójciem​nybrzuchzwy​raź​nieza​ry​-
so​wa​ny​mimię​śnia​mi.

Klę​kam tuż przy nim, li​cząc, że po​ku​sa bę​-

dzieprzeztosil​niej​szaiżezdo​łamwy​trą​cićgo
zrów​no​wa​gi.

—Chcesziśćnastu​dia?Mówpraw​dę.
Wahasię.
—Tak.Gdy​bymojeży​ciewy​glą​da​łoina​czej.
Zrzu​camje​densan​dał.
—Upra​wia​łaśsekszCo​li​nem?—pyta.
—Nie.
Nie spusz​cza​jąc ze mnie wzro​ku, zdej​mu​je

pra​wybut.

—Ro​bi​łeśtozCar​men?—py​tam.
Wahasię.
—Niechcesztegosłu​chać.
— Chcę. Chcę wie​dzieć wszyst​ko. Z ilo​ma

dziew​czy​na​miby​łeś,zkimmia​łeśswójpierw​-
szyraz...

Ma​su​jesiępokar​ku,jak​bymiałspię​temię​-

śnieimu​siałjeroz​luź​nić.

— To spo​ro py​tań. — Ocią​ga się chwi​lę. —

Car​menija...nowięctak,upra​wia​li​śmyseks.
Ostat​nimra​zemwkwiet​niu,za​nimsiędo​wie​-
dzia​łem,żesy​piazewszyst​ki​mi,jakpo​pad​nie.

background image

Przed Car​men wspo​mnie​nia tro​chę się za​ma​-
zu​ją.Mia​łemwte​dymniejwię​cejrocz​nyokres,
kie​dy co kil​ka ty​go​dni spo​ty​ka​łem się z inną
dziew​czy​ną. I z więk​szo​ścią spa​łem. To było
strasz​ne.

—Za​wszesięza​bez​pie​cza​łeś?
—Tak.
—Atwójpierw​szyraz?
—Pierw​szyrazbyłzIsa​bel.
—ZIsa​belAvi​lą?—py​tamzszo​ko​wa​na.
Kiwagło​wą.
— Ale to nie tak, jak my​ślisz. To było pod​-

czaswa​ka​cjiprzedogól​nia​kiem.Obo​jechcie​li​-
śmymiećjużtozasobąiprze​ko​naćsię,skąd
cały ten szum wo​kół sek​su. Było do bani. Ja
by​łem nie​po​rad​ny, a Isa pra​wie cały czas się
śmia​ła.Obo​jedo​szli​śmydownio​sku,żero​bie​-
nietegozprzy​ja​cie​lem,któ​re​gotrak​tu​jesznie​-
maljakro​dzeń​stwo,tonaj​gor​szymoż​li​wypo​-
mysł. Okej, po​wie​dzia​łem ci już wszyst​ko. A
te​razzdej​muj,pro​szę,kur​tecz​kę.

—Nietakszyb​ko,mu​cha​cho.Sko​rospa​łeśz

ty​lo​madziew​czy​na​mi,skądmamwie​dzieć,że
nicniezła​pa​łeś?Po​wiedz,żesięprze​ba​da​łeś.

—Wszpi​ta​lu,gdyza​kła​da​limiklam​ry,zro​-

bi​limiwszyst​kieba​da​nia.Mo​żeszbyćspo​koj​-
na,je​stemczy​sty.

— Ja też. Na wy​pa​dek, gdy​byś się za​sta​na​-

background image

wiał. — Zdej​mu​ję dru​gi san​dał i cie​szę się, że
sięzemnieniena​bi​jałiżenieochrza​niłzato,
żeza​da​łamwię​cejniżjed​nopy​ta​nie.—Two​ja
ko​lej.

—My​śla​łaśotym,żebysięzemnąko​chać?

— Zsu​wa skar​pet​kę, za​nim zdą​żę od​po​wie​-
dziećnajegopy​ta​nie.

background image

52.Alex

Tak — od​po​wia​da. — A ty my​ślisz o tym,

żebyko​chaćsięzemną?

Więk​szość nocy leżę i ma​rzę o tym, żeby

spaćobokniej...żebysięzniąko​chać.

— W tej chwi​li, mu​ne​ca, my​ślę wy​łącz​nie o

tym,żebysięztobąko​chać.—Zer​kamnaze​-
ga​rek.Nie​dłu​gomu​szęiść.Di​le​rzymająwdu​-
pietwo​jeży​cieoso​bi​ste.Niemogęsięspóź​nić,
ale tak cho​ler​nie jej pra​gnę. — Twój płaszcz
jest na​stęp​ny. Je​steś pew​na, że chcesz da​lej
grać?

Zsu​wam dru​gą skar​pet​kę. Zo​sta​ły mi jesz​-

czetyl​kodżin​syisli​py.

—Tak,chcęda​lejgrać.—Uśmie​chasięsze​-

ro​ko,ajejpięk​ne,ró​żo​weustalśniąwświe​tle
lam​py. — Zgaś świa​tło, za​nim... zdej​mę
płaszcz.

Ga​szęświa​tłoiprzy​glą​damsię,jakBrit​ta​ny

sta​je na kocu i roz​pi​na drżą​cy​mi pal​ca​mi
płaszcz. Pa​trzę jak za​hip​no​ty​zo​wa​ny, zwłasz​-
cza gdy ona zwra​ca na mnie spoj​rze​nie tych
swo​ich przej​rzy​stych oczu, lśnią​cych z po​żą​-
da​nia.

Roz​chy​la po​wo​li płaszcz, a moim oczom

background image

uka​zu​je się pre​zent, któ​ry się pod nim kry​je.
Pod​cho​dzidomnie,alepo​ty​kasięole​żą​cyna
zie​mibut.

Ła​pię ją, usa​dzam na mięk​kim kocu i za​-

trzy​mu​jęsiępo​chy​lo​nynadnią.

— Dzię​ki, że mnie przy​trzy​ma​łeś — mówi

beztchu.

Od​gar​niam jej z twa​rzy ko​smyk wło​sów i

sia​damobok.

Brit​ta​ny obej​mu​je mnie rę​ka​mi za szy​ję, a

japrzezresz​tęży​cianiechcęro​bićnicin​ne​go,
tyl​ko chro​nić tę dziew​czy​nę. Roz​chy​lam jej
płaszcz i od​su​wam się lek​ko. Moim oczom
uka​zu​je się ró​żo​wy ko​ron​ko​wy sta​nik. I nic
pozatym.

Comounan​gel—szep​czę.Jakanioł.
—Ko​niecza​ba​wy?—pytaBrit​ta​nyzde​ner​-

wo​wa​nymgło​sem.

— Zde​cy​do​wa​nie tak, qu​eri​da. Bo to, co za​-

razzro​bi​my,tonapew​nonieza​ba​wa.

Jejza​dba​nepal​cedo​ty​ka​jąmo​jejpier​si.Czy

wy​czu​wapodswo​jądło​niąbi​ciemo​je​goser​ca?

—Przy​nio​słampre​zer​wa​ty​wy—mówi.
Gdy​bym wie​dział... gdy​bym choć po​dej​rze​-

wał, że dziś bę​dzie „ta noc”... był​bym przy​go​-
to​wa​ny.Chy​bani​g​dydokoń​caniewie​rzy​łem,
żena​praw​dęmię​dzynamidotegodoj​dzie.

Brit​ta​ny się​ga do kie​sze​ni płasz​cza i wy​sy​-

background image

pu​jenakockil​ka​na​ściepre​zer​wa​tyw.

—Za​pla​no​wa​łaśca​ło​noc​nehar​ce?
Za​wsty​dzo​na,za​sła​niatwarzdłoń​mi.
—Wzię​łampopro​stutro​chę.
Od​su​wam jej dło​nie i sty​kam się z nią czo​-

łem.

—Żar​to​wa​łem.Niewstydźsięmnie.
Zsu​wam jej z ra​mion płaszcz i wiem, że

strasz​nie cięż​ko mi dziś bę​dzie ją zo​sta​wić.
Chciał​bym, że​by​śmy mie​li dla sie​bie całą noc.
Ależy​cze​niaspeł​nia​jąsiętyl​kowbaj​kach.

—Nie...niezdej​mieszspodni?—pyta.
—Za​raz.—Chciał​bymmócsięniespie​szyć

i spra​wić, żeby ta noc trwa​ła wiecz​nie. To jak
zna​leźć się w nie​bie ze świa​do​mo​ścią, że na​-
stęp​ny przy​sta​nek to pie​kło. Moje po​ca​łun​ki
wy​ty​cza​ją po​wol​ny szlak wzdłuż jej szyi i ra​-
mion.

— Je​stem dzie​wi​cą, Alex. A je​śli zro​bię coś

źle?

— Tu nie ma żad​ne​go źle. To nie spraw​-

dzian z che​mii. To ty i ja. Resz​ta świa​ta w tej
chwi​linieist​nie​je,okej?

— Okej — od​po​wia​da ci​cho. Jej oczy lśnią.

Czyonapła​cze?

—Nieza​słu​gu​jęnacie​bie.Wieszotym,qu​-

eri​da,

praw​da?

— Kie​dy wresz​cie zro​zu​miesz, że je​steś po

background image

stro​nie tych do​brych? — Kie​dy nie od​po​wia​-
dam, przy​cią​ga do sie​bie moją gło​wę. — Je​-
stemdziśtwo​ja,Alex—szep​czezusta​miprzy
mo​ichustach.—Chceszmnie?

—MójBoże,itojak.—Ca​łu​je​mysię,ajaw

mię​dzy​cza​sie zsu​wam z sie​bie dżin​sy i sli​py,
tu​ląc ją do sie​bie moc​no i roz​ko​szu​jąc się
mięk​ko​ścią i cie​płem jej cia​ła, wtu​lo​ne​go w
moje.—Bo​iszsię?—szep​częjejdoucha,gdy
jestjużgo​to​waijateż,igdyniemogęjużdłu​-
żejzwle​kać.

—Trosz​kę,aleufamci.
—Roz​luź​nijsię,pre​cio​sa.
—Sta​ramsię.
—Nicztegoniebę​dzie,je​ślisięnieroz​luź​-

nisz.—Od​su​wamsięisię​gamdrą​żą​cąrękąpo
pre​zer​wa​ty​wę. — Na pew​no tego chcesz? —
py​tam.

—Napew​no.Ko​chamcię,Alex—mówi.—

Ko​cham cię — po​wta​rza, tym ra​zem nie​mal
roz​pacz​li​wie.

Po​zwa​lam, żeby jej sło​wa prze​nik​nę​ły całe

moje cia​ło i po​wstrzy​mu​ję się chwi​lę, nie
chcącza​daćjejbólu.Kogojaoszu​ku​ję?Pierw​-
szy raz dla dziew​czy​ny za​wsze jest bo​le​sny,
bezwzglę​dunato,jakde​li​kat​nybę​dziefa​cet.

Chcę jej po​wie​dzieć, co czu​ję, po​wie​dzieć

jej, że sta​ła się nie​od​łącz​ną czę​ścią mnie. Ale

background image

nie mogę. Nie po​tra​fię wy​do​być z sie​bie ani
sło​wa.

— Zrób to — mówi, wy​czu​wa​jąc moje wa​-

ha​nie.

Więcro​bię,alegdywcią​gazsy​kiempo​wie​-

trze,chciał​bymmócza​braćodniejcałyból.

Brit​ta​ny po​cią​ga no​sem i ocie​ra łzę, któ​ra

spły​wa jej po po​licz​ku. Wi​dok tak uczu​cio​wej
re​ak​cji to dla mnie za dużo. Po raz pierw​szy
od dnia, gdy pa​trzy​łem na zwło​ki wła​sne​go
ojca,spodpo​wie​kiwy​my​kamisięłza.

Brit​ta​nyprzy​trzy​mu​jemojątwarzwswo​ich

dło​niachisca​ło​wu​jemiłzę.

—Wszyst​kowpo​rząd​ku,Alex.
Aleniejestwpo​rząd​ku.Mu​szępo​sta​raćsię,

żebybyłoide​al​nie.Bomogęniedo​staćdru​giej
szan​sy,aonamusiwie​dzieć,żemożebyćna​-
praw​dęwspa​nia​le.

Kon​cen​tru​ję się wy​łącz​nie na niej, chcąc,

żeby było wy​jąt​ko​wo. Po wszyst​kim przy​cią​-
gam ją do sie​bie. Wtu​la się we mnie, a ja gła​-
dzę ją po wło​sach. Obo​je chce​my po​zo​stać w
na​szymwła​snymświe​cietakdłu​go,jaktotyl​-
komoż​li​we.

Wciążniemogęuwie​rzyć,żeod​da​łamisie​-

bie. Po​wi​nie​nem być z sie​bie dum​ny. Za​miast
tegomesien​tounamier​da.Czu​jęsięjakgnój.

Nie dam rady chro​nić Brit​ta​ny przez całe

background image

ży​cie przed wszyst​ki​mi tymi fa​ce​ta​mi, któ​rzy
będą chcie​li się do niej zbli​żyć, któ​rzy będą
chcie​lizo​ba​czyćjątaką,jakąjajązo​ba​czy​łem.
Do​ty​kać ją tak, jak ja ją do​ty​ka​łem. Cho​le​ra,
naj​chęt​niej ni​g​dy nie wy​pu​ścił​bym jej z ra​-
mion.

Alejestjużpóź​no.Niemogędłu​żejzwle​kać.

Osta​tecz​nieitakniejestmojanaza​wszeinie
mogęuda​wać,żejestina​czej.

—Wszyst​kodo​brze?—py​tam.
—Do​brze.Ana​wetwię​cejniżdo​brze.
— Na​praw​dę mu​szę już iść — mó​wię i zer​-

kamnaelek​tro​nicz​nyze​ga​rek,sto​ją​cykrzy​wo
najed​nymzwóz​kówzna​rzę​dzia​mi.

Brit​ta​nyopie​rabro​dęomojąpierś.
—Odej​dzieszte​razzKrwi,praw​da?
Całysztyw​nie​ję.
— Nie — mó​wię z udrę​ką. Cho​le​ra, cze​mu

mu​sia​łaotospy​tać?

— Wszyst​ko się zmie​ni​ło, Alex. Ko​cha​li​śmy

się.

— To było cu​dow​ne. Ale ni​cze​go nie zmie​-

nia.

Wsta​je, zbie​ra ubra​nia i idzie w kąt, żeby

sięubrać.

— A więc je​stem po pro​stu ko​lej​ną dziew​-

czy​ną, któ​rą mo​żesz za​li​czyć do swo​jej ko​lek​-
cji?

background image

—Niemówtak.
—Cze​mu?Prze​cieżtopraw​da,nie?
—Nie.
—Toudo​wod​nijmito,Alex.
—Niemogę.—Chciał​bympo​wie​dziećjejco

in​ne​go. Musi wie​dzieć, że za​wsze tak bę​dzie,
że za​wsze będę mu​siał zo​sta​wiać ją dla Krwi.
Ta bia​ła dziew​czy​na, któ​ra ko​cha z taką siłą,
ca​łymser​cemidu​szą,jestdlamniejaknar​ko​-
tyk.Za​słu​gu​jenacoślep​sze​go.—Prze​pra​szam
— mó​wię, na​kła​da​jąc dżin​sy. Bo co mam po​-
wie​dzieć?

Brit​ta​ny od​wra​ca wzrok i pod​cho​dzi me​-

cha​nicz​nymkro​kiemdodrzwi.

Gdysły​szępiskopon,odrazuwłą​czamisię

in​stynkt opie​kuń​czy. Do warsz​ta​tu zbli​ża się
sa​mo​chód...RX-7Luc​ky’ego.

Nie​do​brze.
—Wsia​dajdosa​mo​cho​du—na​ka​zu​ję.
Alejestjużzapóź​no.RXLuc​ky’egozgrup​ką

chło​pa​kówzKrwiza​trzy​mu​jesięprzednamiz
pi​skiemopon.

No lo pu​edo cre​er, ga​na​ste la apu​esta!

wrzesz​czyLuc​kyprzezokno,niemo​gącuwie​-
rzyć,żeprze​grałza​kład.

Usi​łu​ję za​sło​nić swo​im cia​łem Brit​ta​ny, ale

to na nic. Spod płasz​cza wy​raź​nie wi​dać jej
sek​sow​ne,gołenogi.

background image

—Coonpo​wie​dział?—pyta.
Mam ocho​tę ścią​gnąć spodnie i ka​zać jej je

wło​żyć.Je​ślido​wiesięoza​kła​dzie,po​my​śli,że
tyl​ko dla​te​go się z nią prze​spa​łem. Mu​szę jak
naj​szyb​ciejjąstądod​pra​wić.

— Nic. Pie​przy bzdu​ry — od​po​wia​dam. —

Wsia​dajdosa​mo​cho​du.Bojaknie,tosamcię
donie​gowpa​ku​ję.

Sły​szę skrzy​pie​nie drzwi sa​mo​cho​du Luc​-

ky’ego do​kład​nie w tej sa​mej chwi​li, w któ​rej
Brit​ta​nyotwie​raswój.

— Nie gnie​waj się na Paco — mówi i sia​da

zakie​row​ni​cą.

Coonawy​ga​du​je?
— Jedź — rzu​cam i nie mam na​wet cza​su

spy​tać,ocojejcho​dzi​ło.—Póź​niejpo​ga​da​my.

Wy​jeż​dżaszyb​kozpar​kin​gu.
—Cho​le​ra,sta​ry—mówiLuc​ky,przy​glą​da​-

jąc się z uzna​niem od​jeż​dża​ją​ce​mu bmw. —
Mu​sia​łem spraw​dzić, czy En​ri​que mnie nie
wkrę​ca. Na​praw​dę prze​le​cia​łeś Brit​ta​ny El​lis,
co?Na​gra​łeśfilm?

Wod​po​wie​dziwalęgozca​łychsiłpię​ściąw

brzuch,przezcozgi​nasięwpółiupa​danako​-
la​na.Wsia​damnamo​toriuru​cha​miamsil​nik.
Za​trzy​mu​ję się na wi​dok to​yo​ty cam​ry En​ri​-
que.

— Słu​chaj, Ale​jo — mówi En​ri​que przez

background image

otwar​teokno.—Losien​tomu​cho...

— Od​cho​dzę — prze​ry​wam jego prze​pro​si​-

ny,apo​temrzu​cammuklu​czedowarsz​ta​tui
od​jeż​dżam.

W dro​dze do domu my​ślę o Brit​ta​ny i o

tym,jakjestdlamnieważ​na.

Na​gledomniedo​cie​ra.
Niepo​ja​dęnatrans​ak​cję.
Na​glero​zu​miemwszyst​kietebab​skiewy​ci​-

ska​cze łez, z któ​rych za​wsze się wy​śmie​wa​-
łem. Bo sam za​mie​ni​łem się w idio​tę, któ​ry
chce rzu​cić wszyst​ko dla dziew​czy​ny. Es​toy
ena​mo​ra​do

....Je​stemza​ko​cha​ny.

Pie​przyć Krew. Mogę za​pew​nić ro​dzi​nie

bez​pie​czeń​stwo i jed​no​cze​śnie być sobą. Brit​-
ta​ny mia​ła ra​cję. Moje ży​cie jest zbyt waż​ne,
żeby je za​prze​pasz​czać z po​wo​du trans​ak​cji
nar​ko​ty​ko​wej.Praw​dajesttaka,żechcęiśćna
stu​diaiosią​gnąćcośwży​ciu.

Nie je​stem jak mój oj​ciec. Oj​ciec był sła​by i

wy​brał naj​ła​twiej​sze roz​wią​za​nie. Po​dej​mę
wy​zwa​nie zwią​za​ne z odej​ściem z Krwi, nie
będęzwa​żaćnary​zy​ko.Aje​śliprze​ży​ję,wró​cę
do Brit​ta​ny jako wol​ny czło​wiek. Przy​się​gam!
Lojuro!

Nie je​stem di​le​rem. Hec​tor bę​dzie za​wie​-

dzio​ny,aleniewstą​pi​łemdogan​gupoto,żeby
han​dlo​waćnar​ko​ty​ka​mi,tyl​kopoto,żebypo​-

background image

mócchro​nićmojądziel​ni​cęiro​dzi​nę.Od​kądto
han​delnar​ko​ty​ka​mistałsięko​niecz​no​ścią?

Od​kąd zo​sta​łem za​trzy​ma​ny przez po​li​cję,

to wte​dy wszyst​ko się za​czę​ło. Zo​sta​łem
aresz​to​wa​ny, Hec​tor wpła​cił kau​cję. Za​raz po
tym, jak za​czą​łem wy​py​ty​wać PG o dzień
śmier​ci taty, Hec​tor wdał się z moją mamą w
burz​li​wą dys​ku​sję. Była cała po​si​nia​czo​na. A
po​temka​załmiprze​pro​wa​dzićtrans​ak​cję.

Pacousi​ło​wałmnieostrzec,byłprze​ko​na​ny,

żecośtuśmier​dzi.

Wy​tę​żam gło​wę i wszyst​kie ele​men​ty ukła​-

dan​ki po​wo​li za​czy​na​ją two​rzyć ca​łość. Dios,
czy od​po​wiedź znaj​do​wa​ła się cały czas tuż
podmoimno​sem?Jesttyl​kojed​naoso​ba,któ​-
ramożepo​wie​dziećmipraw​dęnate​matdnia
śmier​citaty.

Wbie​gam do domu i znaj​du​ję mi’amę w jej

po​ko​ju.

—Wiesz,ktoza​biłmipapa.
—Ale​jan​dro,pro​szę.
— Ktoś z Krwi, praw​da? Na we​se​lu roz​ma​-

wia​łaś o tym z Hec​to​rem. Wie, kto to był. Ty
teżwiesz.

Dooczuna​pły​wa​jąjejłzy.
—Ostrze​gamcię,Ale​jan​dro.Niedrąż.
—Ktotobył?—py​tam,igno​ru​jącjejproś​bę.
Od​wra​cagło​wę.

background image

—Po​wiedz!—wrzesz​częnacałegar​dło.Od

mo​je​gokrzy​kuażsięwzdry​ga.

Takdłu​gochcia​łempopro​stuza​braćjejból,

żeniepo​my​śla​łemna​wet,żebyspy​tać,cowie
na te​mat mor​der​stwa taty. A może nie chcia​-
łem wie​dzieć, bo ba​łem się praw​dy. Ale tym
ra​zemnieod​pusz​czę.

Mama od​dy​cha z tru​dem i za​sła​nia so​bie

ustaręką.

—Hec​tor...tobyłHec​tor.—Wmia​ręjakza​-

czy​nadomniedo​cie​raćpraw​da,ogar​niamnie
gwał​tow​ne prze​ra​że​nie, szok i ból. Mama pa​-
trzynamniesmut​nymwzro​kiem.—Chcia​łam
tyl​ko chro​nić cie​bie i two​ich bra​ci. To wszyst​-
ko.TwójpapachciałodejśćzKrwi,więczgi​nął.
Hec​torza​żą​dał,że​byśgoza​stą​pił.Za​gro​ziłmi,
Ale​jan​dro, mó​wiąc, że je​śli nie wstą​pisz do
gan​gu,wszy​scyskoń​czy​myjaktwójoj​ciec...

Niemogętegodłu​żejsłu​chać.Hec​torwro​bił

mnie w aresz​to​wa​nie, że​bym za​cią​gnął u nie​-
go dług. I usta​wił trans​ak​cję nar​ko​ty​ko​wą,
ma​miącmioczyawan​sem,gdytakna​praw​dę
chciałtyl​kozła​paćmniewswo​jesi​dła.Pew​nie
spo​dzie​wał się, że wcze​śniej czy póź​niej ktoś
się wy​ga​da. Bie​gnę do ko​mo​dy, kon​cen​tru​jąc
sięnatym,comu​szęzro​bić—nakon​fron​ta​cji
zmor​der​cąmo​je​goojca.

Pi​sto​letznik​nął.

background image

—Ru​sza​łeścośzmo​jejszu​fla​dy?—war​czę

naCar​lo​sa,któ​rysie​dzinaka​na​piewsa​lo​nie.
Ła​pięgozako​szu​lęipo​trzą​samnim.

—Nie,Alex—mówiCar​los.—Cre​eme!Na​-

praw​dę. Paco wpadł ja​kiś czas temu i wcho​-
dziłdona​sze​gopo​ko​ju,alemó​wił,żechceso​-
bietyl​kopo​ży​czyćtwo​jąkurt​kę.

Pacoza​brałsplu​wę.Po​wi​nie​nemsiębyłdo​-

my​ślić. Ale skąd wie​dział, że nie bę​dzie mnie
wdomu?

Brit​ta​ny.
Ce​lo​womniedziśza​trzy​ma​ławwarsz​ta​cie.

Mó​wi​ła, że​bym nie gnie​wał się na Paco. Obo​je
chcie​limniechro​nić,bosamby​łemzbytgłu​pii
tchórz​li​wy,żebysiębro​nićiżebyzmie​rzyćsię
zpraw​dą,któ​rąmia​łemtużpodno​sem.

Wgło​wieroz​le​gamisięgłosBrit​ta​ny,któ​ra

wsia​da​jąc do sa​mo​cho​du, mówi: „Nie gnie​waj
sięnaPaco”.

Wpa​damdopo​ko​jumi’amy.
—Je​ślidziśniewró​cę,maszje​chaćzCar​lo​-

semiLu​isemdoMek​sy​ku—rzu​cam.

—AleAle​jan​dro...
Przy​sia​damnabrze​gujejłóż​ka.
Mama, Car​los i Luis są w nie​bez​pie​czeń​-

stwie. Nie po​zwól, żeby skoń​czy​li jak ja. Bła​-
gam.

—Alex,niemówtak.Twójoj​ciecmó​wiłtak

background image

samo.

Bo je​stem taki jak mi papa, chcę jej po​wie​-

dzieć.Ipo​peł​ni​łemtesamebłę​dy.Niepo​zwo​-
lę,żebytosamosta​łosięzmo​imibrać​mi.

— Obie​caj mi. Mu​szę to od cie​bie usły​szeć.

Mó​więśmier​tel​niepo​waż​nie.

Potwa​rzyciek​nąjejłzy.Ca​łu​jemniewpo​li​-

czekiprzy​tu​lamoc​no.

—Obie​cu​ję...obie​cu​ję.
Wska​ku​jęnaJu​lioiro​bięcoś,cze​gowży​ciu

bymsięniespo​dzie​wał—dzwo​nięporadędo
Gary’ego Fran​ke​la. A on prze​ko​nu​je mnie do
zro​bie​niacze​goś,cze​goteżbymsięwży​ciupo
so​bie nie spo​dzie​wał — mówi, że​bym za​wia​-
do​miłowszyst​kimgli​ny.

background image

53.Brittany

Od pię​ciu mi​nut sie​dzę przed do​mem Sier​-

ry.Wciążdomnieniedo​cie​ra,żezro​bi​li​śmyto
z Alek​sem. Nie ża​łu​ję ani chwi​li, ale wciąż to
domnieniedo​cie​ra.

Wy​czu​łam dziś jed​nak w Alek​sie ja​kąś de​-

spe​ra​cję, jak​by chciał po​ka​zać mi coś swo​imi
czy​na​mi, a nie sło​wa​mi. Je​stem na sie​bie zła,
żetaksięroz​kle​iłam,aletobyłosil​niej​szeode
mnie.

Łzypły​nę​łymizra​do​ści,szczę​ścia,mi​ło​ści.

Akie​dyzo​ba​czy​łam,żeijemuwy​my​kasięłza,
mu​sia​łam ją po​ca​ło​wać... chcia​łam za​cho​wać
jąnaza​wsze,boAlexporazpierw​szypo​zwo​-
lił mi zo​ba​czyć sie​bie ta​kim. Alex nie pła​cze.
Niepo​zwa​laso​bienatakemo​cjo​nal​nere​ak​cje.
Ni​g​dy.

Dzi​siej​szy wie​czór go zmie​nił, czy chce się

dotegoprzy​znać,czynie.

Mnieteżzmie​nił.
Wcho​dzę do domu Sier​ry. Moja naj​lep​sza

przy​ja​ciół​ka sie​dzi na ka​na​pie w sa​lo​nie. Na​-
prze​ciw​koniejsie​dząmoiro​dzi​ce.

— To mi dziw​nie wy​glą​da na na​lot — za​-

uwa​żam.

background image

— To nie ża​den na​lot, Brit. Tyl​ko roz​mo​wa

—od​po​wia​daSier​ra.

—Najakite​mat?
— Czy to nie oczy​wi​ste? — mówi tata. —

Wy​nio​słaśsięzdomu.

Sta​jęprzedmo​imiro​dzi​ca​miiza​sta​na​wiam

się, jak to moż​li​we, że do tego do​szło. Mama
jest ubra​na w czar​ne spodnium, a wło​sy ma
upię​te w kok, jak​by szła na po​grzeb. Tata ma
na so​bie dżin​sy i swe​ter, a oczy na​bie​gły mu
krwią. Wi​dać, że nie spał całą noc. Być może
mamateż,alezażad​neskar​byniedategopo
so​biepo​znać.Prę​dzejza​kro​pliso​bieoczy,żeby
nicniebyłowi​dać.

— Dłu​żej nie mogę uda​wać ide​al​nej cór​ki,

bo nią nie je​stem — stwier​dzam spo​koj​nym i
opa​no​wa​nym gło​sem. — Je​ste​ście w sta​nie to
za​ak​cep​to​wać?

Oj​ciecścią​gabrwi,jak​byztru​demnadsobą

pa​no​wał.

— Nie chce​my, że​byś była ide​al​na. Pa​tri​cio,

po​wiedzjej,comy​ślisz.

Mama krę​ci gło​wą, jak​by nie ro​zu​mia​ła,

cze​mutakdra​ma​ty​zu​ję.

— Brit, dość już tego. Prze​stań się ob​ra​żać,

prze​stańsiębun​to​wać,prze​stańbyćtakąego​-
ist​ką.Nieocze​ku​je​myzoj​cem,że​byśbyłaide​-
al​na. Chce​my tyl​ko, że​byś da​wa​ła z sie​bie

background image

wszyst​ko,nacocięstać,nicwię​cej.

—BoShel​ley,bezwzglę​dunato,jakbar​dzo

się sta​ra, nie jest w sta​nie za​spo​ko​ić wa​szych
ocze​ki​wań?

—Niemie​szajwtoShel​ley—mówitata.—

Toniefair.

— Cze​mu? Prze​cież wła​śnie cho​dzi o Shel​-

ley.—Czu​jęsiępo​ko​na​na,bomamwra​że​nie,
żebezwzglę​dunato,jakbar​dzobędęsięsta​-
ra​ła im to wy​ja​śnić i tak nie zro​bię tego na​le​-
ży​cie. Sia​dam na​prze​ciw​ko nich na jed​nym z
plu​szo​wych krze​seł. — A tak dla ja​sno​ści, to
nieucie​kłamzdomu.Za​trzy​ma​łamsiępopro​-
stuuprzy​ja​ciół​ki.

Mama strze​pu​je so​bie z uda ja​kiś pa​pro​-

szek.

— Dzię​ki Bogu, że jest Sier​ra. In​for​mo​wa​ła

nasco​dzien​nieotym,cosięztobądzie​je.

Od​wra​cam się do przy​ja​ciół​ki, któ​ra wciąż

sie​dzi w ką​cie jako świa​dek dra​ma​tu ro​dzin​-
ne​go El​li​sów. Sier​ra uno​si ręce, jak​by się pod​-
da​wa​ła, i idzie do drzwi wrę​czyć cu​kier​ki
spóź​nio​nym hal​lo​we​eno​wi​czom, któ​rzy wła​-
śnieza​dzwo​ni​lidodrzwi.

Mama sia​da wy​pro​sto​wa​na na kra​wę​dzi

ka​na​py.

— Co mu​si​my zro​bić, że​byś wró​ci​ła do

domu?

background image

Chcę od mo​ich ro​dzi​ców bar​dzo dużo, za​-

pew​nedużowię​cej,niżsąmiwsta​niedać.

—Niewiem.
Tata kła​dzie so​bie rękę na czo​le, jak​by roz​-

bo​la​łagogło​wa.

—Czywna​szymdomujestażtakźle?
— Tak. A wła​ści​wie nie źle. Tyl​ko stre​su​ją​-

co. Mamo, strasz​nie mnie stre​su​jesz. A ty,
tato,przy​cho​dziszdodomujakdoho​te​lu.Nie​-
na​wi​dzę tego. Wła​ści​wie miesz​ka​my pod jed​-
nym da​chem jak obcy. Ko​cham was, ale nie
chcę za​wsze „da​wać z sie​bie wszyst​kie​go, na
co mnie stać”. Chcę być po pro​stu sobą. Chcę
móc po​dej​mo​wać wła​sne de​cy​zje i uczyć się
na wła​snych błę​dach. I nie chcę się przy tym
bać,za​mar​twiaćiczućwin​na,żeniespeł​niam
wa​szych ocze​ki​wań. — Tłu​mię na​pły​wa​ją​ce
łzy.—Niechcęspra​wiaćwamza​wo​du.Wiem,
że Shel​ley nie może być taka jak ja. Tak
strasz​nie was prze​pra​szam... bła​gam, nie od​-
da​waj​ciejejprze​zemnie.

Tataklę​kaprzymnie.
— Nie prze​pra​szaj, Brit. Nie od​da​je​my jej

przezcie​bie.Nie​peł​no​spraw​nośćShel​leytonie
two​jawina.Toni​czy​jawina.

Mama sie​dzi nie​ru​cho​mo, nic nie mó​wiąc.

Wpa​tru​jesięwścia​nę,jak​bywpa​dławtrans.

—Tomojawina—stwier​dza.

background image

Obo​je z tatą pa​trzy​my na nią, bo cze​go jak

cze​go, ale ta​kich słów nie spo​dzie​wa​li​śmy się
odniejusły​szeć.

— Pa​tri​cio? — mówi tata, chcąc, żeby na

nie​gospoj​rza​ła.

—Oczymtymó​wisz,mamo?—py​tam.
Mamawbi​japrzedsie​biewzrok.
— Ob​wi​nia​łam się za to przez wszyst​kie te

lata.

—Tonietwo​jawina,Pa​tri​cio.
—Gdyuro​dzi​łasięShel​ley,cho​dzi​łamznią

na róż​ne za​ję​cia dla dzie​ci — mówi mama ci​-
chymgło​sem,jak​bydosie​bie.—Za​zdro​ści​łam
in​nym ma​mom, że mają zdro​we dzie​ci, któ​re
po​tra​fią trzy​mać głów​ki i chwy​tać rącz​ka​mi
róż​ne przed​mio​ty. Na mnie pa​trzo​no głów​nie
z li​to​ścią. Nie​na​wi​dzi​łam tego. Nie mo​głam
po​zbyć się my​śli, że gdy​bym ja​dła wię​cej wa​-
rzyw i wię​cej ćwi​czy​ła, to Shel​ley nie by​ła​by
nie​peł​no​spraw​na, ob​wi​nia​łam się za jej stan
na​wetwów​czas,gdytwójoj​ciecpo​wta​rzałmi,
że to nie moja wina. — Pa​trzy na mnie i
uśmie​chasięzesmut​kiem.—Apo​tempo​ja​wi​-
łaś się ty. Moja ja​sno​wło​sa, nie​bie​sko​oka
księż​nicz​ka.

— Mamo, nie je​stem księż​nicz​ką, a Shel​ley

nie jest kimś god​nym po​ża​ło​wa​nia. Nie za​-
wszebędęcho​dzićzchło​pa​kiem,zktó​rymbyś

background image

chcia​ła, nie za​wsze będę ubie​rać się tak, jak​-
byśchcia​ła,inapew​nonieza​wszebędępo​stę​-
po​wać tak, jak​byś chcia​ła. Shel​ley też ni​g​dy
niespro​statwo​imocze​ki​wa​niom.

—Wiem.
—Zdo​łaszsięztymkie​dy​kol​wiekpo​go​dzić?
—Pew​nienie.
— Wszyst​ko kry​ty​ku​jesz. O Boże, zro​bi​ła​-

bymwszyst​ko,że​byśprze​sta​łamnieob​wi​niać
za każ​dy dro​biazg, któ​ry pój​dzie nie tak. Że​-
byśko​cha​łamnietaką,jakąje​stem.Że​byśko​-
cha​łaShel​leytaką,jakąjest.Prze​stań,docho​-
le​ry,wiecz​niekon​cen​tro​waćsięnatym,cozłe,
boży​ciejestnatozakrót​kie.

—Mamsięniemar​twićtym,żepo​sta​no​wi​-

łaśsięspo​ty​kaćzgang​ste​rem?—pyta.

— Nie. Tak. Nie wiem. Gdy​byś cią​gle mnie

nie kry​ty​ko​wa​ła, po​wie​dzia​ła​bym ci o tym.
Gdy​byś tyl​ko go po​zna​ła... on ma w so​bie du​-
uużowię​cej,niżlu​dziechcąwnimwi​dzieć.Je​-
śli mam się spo​ty​kać z nim po​ta​jem​nie, to
będętoro​bić.

— On na​le​ży do gan​gu — mówi oschle

mama.

—OnmanaimięAlex.
Tatasia​dawy​god​niej.
— Zna​jo​mość jego imie​nia nie zmie​nia fak​-

tu,żena​le​żydogan​gu,Brit​ta​ny.

background image

—Wiem.Aletojużkrokwdo​brymkie​run​-

ku. Wo​li​cie, że​bym mó​wi​ła praw​dę, czy mam
krę​cić?

Po​trze​bo​wa​li​śmy go​dzi​ny, żeby mama zgo​-

dzi​ła się prze​stać mnie cią​gle kon​tro​lo​wać. I
żeby tata zgo​dził się dwa razy w ty​go​dniu
wra​caćdodomuprzedszó​stą.

Ja zgo​dzi​łam się za​pro​sić Alek​sa do nas,

żeby mo​gli go po​znać. I mó​wić im, gdzie wy​-
cho​dzę i z kim. Nie wy​ra​zi​li ak​cep​ta​cji ani
apro​ba​tywzglę​demtego,zkimsięuma​wiam,
ale za​wsze to ja​kiś po​czą​tek. Chcę spró​bo​wać
zmie​nić coś na lep​sze, bo mam wra​że​nie, że
dużo le​piej po​zbie​rać po​roz​rzu​ca​ne ele​men​ty,
niżpo​zwo​lićimwa​laćsięjakdo​tych​czas.

background image

54.Alex

Trans​ak​cjamasięod​byćtu,wre​zer​wa​ciew

Bus​seWo​ods.

Par​king i cią​gną​cy się za nim las spo​wi​ja

mrok. Pro​wa​dzi mnie tyl​ko świa​tło księ​ży​ca.
Nic tu nie ma poza nie​bie​skim sa​mo​cho​dem
naświa​tłach.Wcho​dzęgłę​biejwlasido​strze​-
gamnazie​miciem​nąpo​stać.

Pod​bie​gam do niej, czu​jąc ogar​nia​ją​ce mnie

prze​ra​że​nie. Roz​po​zna​ję swo​ją kurt​kę. Czu​ję
siętak,jak​bymoglą​dałwła​snąśmierć.

Klę​kamnazie​miiod​wra​campo​wo​licia​ło.
Paco.
— O cho​le​ra! — krzy​czę, czu​jąc na rę​kach

cie​płą,lep​kąkrew.

Paco ma za​szklo​ne oczy, ale po​wol​nym ru​-

chemła​piemniezara​mię.

—Spie​przy​łemspra​wę.
Kła​dęso​bienaudachjegogło​wę.
— Mó​wi​łem, że​byś nie mie​szał się w moje

spra​wy. Tyl​ko mi tu nie umie​raj. Ani mi się
ważumie​rać—mó​więzdła​wio​nymgło​sem.—
Cho​le​raja​sna,strasz​niekrwa​wisz.

Zustwy​cie​kamuja​sno​czer​wo​nakrew.
—Bojęsię—szep​czeikrzy​wisięzbólu.

background image

—Niezo​sta​wiajmnie.Wy​trzy​maj.Wszyst​-

kobę​dziedo​brze.—Przy​tu​lamgomoc​no,wie​-
dząc,żekła​mię.Mójnaj​lep​szykum​pelumie​ra.
Nie ma dla nie​go ra​tun​ku. Czu​ję jego ból, jak​-
bymsamcier​piał.

— Pro​szę, pro​szę, Alex-prze​bie​ra​niec i jego

po​ma​gier, praw​dzi​wy Alex. Praw​dzi​we Hal​lo​-
we​en,co?

Sły​szącgłosHec​to​ra,od​wra​camsię.
—Wiel​kaszko​da,żeniezo​rien​to​wa​łemsię,

że strze​lam do Paco — mówi da​lej Hec​tor. —
Kur​czę,zadniaje​ste​ściezu​peł​nieróż​ni.Chy​ba
mu​szę so​bie prze​ba​dać wzrok. — Mie​rzy do
mniezpi​sto​le​tu.

Nie boję się. Je​stem wście​kły. I mu​szę po​-

znaćod​po​wie​dzinapew​nepy​ta​nia.

—Cze​mutozro​bi​łeś?
— Sko​ro już mu​sisz wie​dzieć, to wszyst​ko

winatwo​je​goojca.Chciałopu​ścićKrew.Aleto
nie​moż​li​we, Alex. Był na​szym naj​lep​szym
czło​wie​kiem, twój pa​dre. Tuż przed śmier​cią
pró​bo​wał wła​śnie odejść. Ostat​nia trans​ak​cja
mia​łabyćjegospraw​dzia​nem.Trans​ak​cjaojca
z sy​nem. Obaj wyj​dzie​cie z niej żywi, on do​-
sta​jeswo​je.—Re​chotHec​to​ranie​siesięechem
w mo​ich uszach. — Głu​pi skur​wiel nie miał
żad​nych szans. Za bar​dzo go przy​po​mi​nasz.
My​śla​łem, że wy​szko​lę cię tak, że​byś mógł go

background image

za​stą​pić i zo​stać han​dla​rzem nar​ko​ty​ków i
bro​nizpraw​dzi​we​gozda​rze​nia.Alenie,tyna​-
praw​dęje​steśjaktwójsta​ry.Tchórz.unra​ja​do.

Pa​trzę na Paco. Le​d​wo od​dy​cha, po​wie​trze

z tru​dem wy​do​by​wa się z jego płuc. Po​więk​-
sza​ją​ca się pla​ma krwi na jego pier​si, jak cel
na tar​czy strzel​ni​czej, przy​po​mi​na mi o mi
papa

. Tym ra​zem nie mam już jed​nak sze​ściu

lat.Bar​dzodo​brzewszyst​koro​zu​miem.

Przez jed​ną in​ten​syw​ną chwi​lę pa​trzy​my

so​biezPacowoczy.

—La​ty​no​skaKrewzdra​dzi​łanasobu,sta​ry

—zustPacopa​da​jąostat​niesło​waiza​razpo​-
tem oczy za​cho​dzą mu mgłą, a jego cia​ło robi
siębez​wład​ne.

—Zo​stawgojuż!Onnieżyje,Alex.Takjak

twój sta​ry. Wsta​waj i spójrz mi w oczy! —
wrzesz​czyHec​tor,wy​ma​chu​jącpi​sto​le​temjak
wa​riat.

De​li​kat​nie ukła​dam cia​ło Paco na zie​mi i

wsta​ję,go​to​wydowal​ki.

— Ręce na gło​wę, że​bym je wi​dział. Wiesz,

że kie​dy za​bi​łem two​je​go el vie​jo, pła​ka​łeś jak
escu​inc​le

, jak dziec​ko, Alex? Wy​pła​ki​wa​łeś mi

się na pier​si, na pier​si fa​ce​ta, któ​ry za​mor​do​-
wałciojca.Za​baw​ne,co?

Mia​łemtyl​kosześćlat.Gdy​bymwie​dział,że

toHec​tor,niewstą​pił​bymdoKrwi.

background image

—Cze​mutozro​bi​łeś,Hec​tor?
— Rany, nie da ci się tego prze​tłu​ma​czyć,

co?Wi​dzisz,twójpapa uwa​żał się za lep​sze​go
ode mnie. No to wy​pro​wa​dzi​łem go z błę​du.
Chwa​liłsię,żepo​łu​dnieFa​ir​fieldjestlep​sze,bo
ogól​niak znaj​du​je się w bo​ga​tej dziel​ni​cy. Mó​-
wił, że w Fa​ir​field nie ma gan​gów. Zmie​ni​łem
to, Alex. Ze​bra​łem chłop​ców i za​gar​ną​łem dla
sie​bie wszyst​kie domy. Albo ktoś przy​łą​czał
siędomnie,albowszyst​kotra​cił.Dzię​kitemu,
dro​gichłop​cze,je​stemsze​fem,eljefe.

—Dzię​kitemuje​steśsza​leń​cem.
— Sza​le​niec. Ge​niusz. Jed​no i to samo. —

Hec​torpo​py​chamnielufąpi​sto​le​tu.—Ate​raz
na ko​la​na. To chy​ba do​bre miej​sce na śmierć.
Wśrod​kulasu,jakzwie​rzę.Chceszumrzećjak
zwie​rzę,Alex?

— Sam je​steś zwie​rzę​ciem, dup​ku. Mógł​byś

przy​naj​mniej spoj​rzeć mi w oczy, gdy mnie
za​bi​jasz,takjakojcu.

Gdy Hec​tor okrą​ża mnie, w koń​cu mam

swo​ją szan​sę. Ła​pię go za nad​gar​stek i cią​gnę
nazie​mię.

Klnie i szyb​ko pod​no​si się na nogi, wciąż z

bro​nią w ręku. Wy​ko​rzy​stu​ję jego chwi​lo​wą
dez​orien​ta​cję i ko​pię go w bok. Okrę​ca się na
pię​cie i wali mnie w skroń kol​bą pi​sto​le​tu.
Prze​wra​camsięnako​la​na,prze​kli​na​jącwdu​-

background image

chufakt,żenieje​stemnie​zwy​cię​żo​ny.

MyślomipapaiPacodo​da​jemisił,byprze​-

zwy​cię​żyć mrok przed ocza​mi. Wiem aż za
do​brze,żeHec​torszu​kaoka​zjidostrza​łu.

Ko​pię go i pod​no​szę się z tru​dem na nogi.

Jegoglockce​lu​jedo​kład​niewmojąpierś.

— Po​li​cja Ar​ling​ton He​ights! Rzuć broń i

pod​nieśręcedogóry,że​by​śmyjewi​dzie​li!

Pniedrzewimgłaprzedocza​mipra​wiecał​-

kiem prze​sła​nia​ją mi mi​ga​ją​ce w od​da​li czer​-
wo​neinie​bie​skieświa​tła.

Uno​szęręce.
—Rzućbroń,Hec​tor.Za​ba​waskoń​czo​na.
Hec​torda​lejtrzy​mamnienamusz​ce.
— Rzuć broń — wrzesz​czy po​li​cjant. — Na​-

tych​miast!

W oczach Hec​to​ra wi​dać wście​kłość. Czu​ję

ją z od​le​gło​ści dwóch me​trów, któ​re nas od
sie​biedzie​lą.

Wiem,żedrańtozro​bi.Esunca​brón.
Po​cią​gniezaspust.
— My​lisz się, Alex — mówi. — Za​ba​wa do​-

pie​rosięza​czę​ła.

Wszyst​kodzie​jesiębar​dzoszyb​ko.Rzu​cam

sięwpra​wowtejsa​mejchwi​li,wktó​rejroz​le​-
ga​jąsięstrza​ły.

Bam.Bam.Bam.
Za​ta​czam się w tył i wiem, że obe​rwa​łem.

background image

Kula pali moje cia​ło, jak​by ktoś po​lał mi ranę
ta​ba​sco.

Za​razpo​temwszyst​kospo​wi​jaciem​ność.

background image

55.Brittany

Opią​tej nad ra​nem bu​dzi mnie te​le​fon.

Dzwo​niIsa​bel,chcącpew​niepo​ga​daćoPaco.

—Wiesz,któ​rago​dzi​na?—py​tam,od​bie​ra​-

jącko​mór​kę.

—Brit​ta​ny,onnieżyje.Nieżyje.
—Kto?—py​tamgo​rącz​ko​wo.
—Paco.I...niewie​dzia​łam,czymamdocie​-

biedzwo​nić,aleitakbyśsiędo​wie​dzia​ła.Alex
teżtambyłi...

Za​ci​skampal​cemoc​nonasłu​chaw​ce.
— Gdzie jest Alex? Nic mu nie jest? Pro​szę,

po​wiedz, że nic mu nie jest. Bła​gam cię, Isa.
Pro​szę.

—Zo​stałpo​strze​lo​ny.
Przezchwi​lęcze​kam,ażpo​wietestrasz​li​we

sło​wa.ŻeAlexnieżyje.Aleniemówi.

—Leżynachi​rur​giiwLa​ke​sho​reHo​spi​tal.
Za​nim koń​czy zda​nie, zrzu​cam już z sie​bie

pi​ża​mę i, roz​trzę​sio​na, wkła​dam na sie​bie, co
po​pad​nie. Ła​pię klu​czy​ki do sa​mo​cho​du i wy​-
bie​gam z domu, wciąż przy​ci​ska​jąc do ucha
te​le​fon, żeby wy​słu​chać wszyst​kie​go, co wie
Isa​bel.

Trans​ak​cja się nie uda​ła. Paco i Hec​tor nie

background image

żyją.Alexzo​stałran​ny,wła​śniegoope​ru​ją.Isa
nicwię​cejniewie.

— O Boże, o Boże, o Boże — po​wta​rzam

przez całą dro​gę do szpi​ta​la po za​koń​cze​niu
roz​mo​wy z Isa​bel. Po wczo​raj​szym wie​czo​rze
z Alek​sem by​łam pew​na, że wy​bie​rze mnie, a
nie han​del nar​ko​ty​ka​mi. Być może zdra​dził
na​sząmi​łość,alejaniezro​biętegosa​me​go.

Moim cia​łem wstrzą​sa szloch. Paco za​pew​-

niał mnie wczo​raj, że do​pil​nu​je, żeby Alex nie
po​je​chał na trans​ak​cję, ale... o Boże. Paco za​-
stą​piłAlek​saizgi​nął.Bied​ny,ko​cha​nyPaco.

Sta​ram się nie do​pusz​czać do sie​bie my​śli,

że Alex może nie prze​żyć ope​ra​cji. Bo ja​kaś
częśćmnieumrzewte​dyra​zemznim.

Py​tam w re​je​stra​cji, gdzie mogę się do​wie​-

dziećcze​gośosta​nieAlek​sa.

Ko​bie​ta pro​si, że​bym prze​li​te​ro​wa​ła jego

na​zwi​sko, po czym wpro​wa​dza je do kom​pu​-
te​ra. Dźwięk kla​wia​tu​ry do​pro​wa​dza mnie do
obłę​du. Bab​ka tak się grze​bie, że mam ocho​tę
po​trzą​snąć ją za ra​mio​na, żeby się po​spie​szy​-
ła.

Pa​trzynamniecie​kaw​sko.
—Panijestczłon​kiemro​dzi​ny?
—Tak.
—Sto​pieńpo​kre​wień​stwa?
—Sio​stra.

background image

Krę​ci z nie​do​wie​rza​niem gło​wą, po czym

wzru​szara​mio​na​mi.

— Ale​jan​dro Fu​en​tes zo​stał przy​wie​zio​ny z

ranąpo​strza​ło​wą.

—Wyj​dzieztego,praw​da?—py​tamzpła​-

czem.

Re​cep​cjo​nist​kaznówstu​kawkla​wia​tu​rę.
— Wy​glą​da na to, że od rana go ope​ru​ją,

pan​noFu​en​tes.Po​cze​kal​niaznaj​du​jesięwpo​-
ma​rań​czo​wejsaliwgłę​biko​ry​ta​rzapopra​wej.
Le​karz po​in​for​mu​je pa​nią o wy​ni​ku ope​ra​cji
panibra​ta.

Przy​trzy​mu​jęsiękur​czo​wobla​tu.
—Dzię​ku​ję.
W po​cze​kal​ni za​mie​ram na wi​dok mat​ki

Alek​sa i jego dwóch bra​ci, sku​lo​nych w rogu
na po​ma​rań​czo​wych szpi​tal​nych krze​słach.
Mama Alek​sa pod​no​si gło​wę jako pierw​sza.
Maczer​wo​neoczyiza​la​nąłza​mitwarz.

Ręka sama wę​dru​je mi do ust i nie mogę

po​wstrzy​maćszlo​chu.Nieje​stemjużdłu​żejw
sta​nie się ha​mo​wać. Przez za​ma​za​ne od łez
oczywi​dzę,żepaniFu​en​tesotwie​rara​mio​na.

Dła​wiąc się z emo​cji, pod​bie​gam do niej i

obej​mu​jęją.

Drgnę​łamuręka.
Pod​no​szę gło​wę z łóż​ka Alek​sa. Sie​dzia​łam

przy nim całą noc, cze​ka​jąc, aż się wy​bu​dzi.

background image

Jego mat​ka i bra​cia też nie od​stę​po​wa​li go na
krok.

Le​karzmó​wił,żemożemi​nąćwie​lego​dzin,

za​nimod​zy​skaprzy​tom​ność.

Mo​czę ręcz​nik pa​pie​ro​wy w zle​wie i przy​-

kła​dam go do czo​ła Alek​sa. Ro​bi​łam to przez
całą noc, bo po​cił się i rzu​cał w nie​spo​koj​nym
śnie.

Po​wie​ki za​trze​po​ta​ły mu lek​ko. Wi​dać, że

jesz​cze wal​czy z nar​ko​zą, bo z tru​dem je
otwie​ra.

— Gdzie je​stem? — pyta skrze​kli​wym, sła​-

bymgło​sem.

— W szpi​ta​lu — od​po​wia​da jego mama i

pod​bie​gadołóż​ka.

— Zo​sta​łeś po​strze​lo​ny — wy​ja​śnia Car​los,

wy​raź​nieprze​ję​ty.

Sko​ło​wa​nyAlexmarsz​czybrwi.
— Paco... — za​czy​na i głos więź​nie mu w

gar​dle.

— Nie myśl o tym te​raz — mó​wię, z mar​-

nym skut​kiem sta​ra​jąc się pa​no​wać nad swo​-
imiemo​cja​mi.Mu​szębyćte​razsil​nadlanie​go.
Nieza​wio​dęgo.

Wy​da​jemisię,żechcemniezła​paćzarękę,

ale jego twarz wy​krę​ca się z bólu i Alex cofa
rękę. Mam mu tyle do po​wie​dze​nia. Chcia​ła​-
bym mieć dzień „po​wtór​ko​wy” i móc zmie​nić

background image

prze​szłość.Chcia​ła​bymmócza​po​biectemu,co
sięsta​łozPacoiAlek​sem.

Alex pa​trzy na mnie ocza​mi wciąż za​mglo​-

ny​miponar​ko​zieipyta:

—Cotyturo​bisz?
Jego mama gła​dzi go po ra​mie​niu, chcąc

wlaćwnie​gotro​chęotu​chy.

— Brit​ta​ny sie​dzia​ła przy to​bie całą noc,

Alex.Mar​twisięocie​bie.

—Chcęzniąpo​roz​ma​wiać.Naosob​no​ści—

mówiAlexsła​bo.

Mama i bra​cia Alek​sa wy​cho​dzą z po​ko​ju,

żebynamnieprze​szka​dzać.

Gdy zo​sta​je​my sami, Alex po​pra​wia się na

łóż​ku,krzy​wiącsięprzytymzbólu.Po​tempa​-
trzynamniezezło​ścią.

—Niechcęciętuwi​dzieć.
— Nie mó​wisz po​waż​nie — od​po​wia​dam i

bio​ręgozarękę.Niemożemó​wićpo​waż​nie.

Wy​ry​wamirękę,jak​bymojadłońgopa​rzy​-

ła.

—Mó​wię.
—Alex,damyso​bieradę.Ko​chamcię.
Od​wra​ca gło​wę i wbij a wzrok w pod​ło​gę.

Prze​ły​kaztru​demśli​nęichrzą​ka.

—Pie​przy​łemsięztobą,bosięotoza​ło​ży​-

łem,Brit​ta​ny—mówici​cho,alejegosło​wanie
mogą brzmieć wy​raź​niej. — Nie mia​ło to dla

background image

mnie więk​sze​go zna​cze​nia. Nic dla mnie nie
zna​czysz.

Ro​biękrokwtył,gdydo​cie​ra​jądomniejego

strasz​nesło​wa.

—Nie—szep​czę.
—Tyija...tobyłatyl​koza​ba​wa.Za​ło​ży​łem

sięzLuc​kymojegoRX-7,żebę​dzie​mysiępie​-
przyćprzedŚwię​temDzięk​czy​nie​nia.

Krzy​wię się, gdy za​miast mó​wić, że się ze

mnąko​chał,na​zy​wato„pie​prze​niem”.By​ło​by
miprzy​kro,na​wetgdy​byna​zwałto„sek​sem”.
Na​zy​wa​jącto„pie​prze​niem”,spra​wia,żeżo​łą​-
dek pod​cho​dzi mi do gar​dła. Ręce zwi​sa​ją mi
bez​wład​nie po bo​kach. Chcę, żeby z wszyst​-
kie​gosięwy​co​fał.

—Niewie​rzęci.
Od​ry​wa wzrok od pod​ło​gi i pa​trzy mi pro​-

sto w oczy. O Boże. Są zu​peł​nie pu​ste. Jego
oczysąrów​niebez​względ​nejakjegosło​wa.

— Je​steś ża​ło​sna, je​śli my​ślisz, że mię​dzy

namina​praw​dęcośbyło.

Krę​cęgwał​tow​niegło​wą.
— Nie rań mnie, Alex. Nie ty. Nie te​raz. —

Usta mi się trzę​są, gdy wy​po​wia​dam bez​gło​-
śne, ale bła​gal​ne: — Pro​szę. — Gdy nie od​po​-
wia​da, co​fam się jesz​cze o krok, omal się nie
po​ty​ka​jąc, i my​ślę jed​no​cze​śnie o so​bie, o
praw​dzi​wej mnie, któ​rą znał tyl​ko Alex. Ża​ło​-

background image

snymszep​temmó​wię:

—Za​ufa​łamci.
—Totwójpro​blem,niemój.
Do​ty​kale​we​gora​mie​niaikrzy​wisięzbólu,

a za​raz po​tem do po​ko​ju wpa​da gro​mad​ka
jegoprzy​ja​ciół.Skła​da​jąmukon​do​len​cjeiwy​-
ra​zywspół​czu​cia,ajatym​cza​semsto​jęnie​ru​-
cho​mowką​cie,nie​zau​wa​żo​na.

—Czycho​dzi​łotyl​kooza​kład?—py​tamna

tyległo​śno,żebymnieusły​sze​li.

W moją stro​nę od​wra​ca się ja​kieś sześć

osób. Na​wet Alex. Isa​bel robi krok w moim
kie​run​ku, ale po​wstrzy​mu​ję ją unie​sio​ną dło​-
nią.

— Czy to praw​da? Czy Alex za​ło​żył się, że

się ze mną prze​śpi? — py​tam, bo wciąż nie
mogę uwie​rzyć w te strasz​ne sło​wa. To nie
możebyćpraw​da.

Wszyst​kie spoj​rze​nia kie​ru​ją się na nie​go,

aleonwpa​tru​jesięwemnie.

—Po​wiedz​ciejej—żąda.
Gło​wępod​no​sijegokum​pelSam.
—Notak.Wy​grałRX-7Luc​ky’ego.
Co​fam się do wyj​ścia, sta​ra​jąc się uno​sić

wy​so​kogło​wę.TwarzAlek​saprzy​bie​razim​ny,
twar​dywy​raz.

Głos więź​nie mi nie​bez​piecz​nie w gar​dle,

gdymó​wię:

background image

— Gra​tu​la​cje, Alex. Wy​gra​łeś. Mam na​dzie​-

ję, że bę​dziesz za​do​wo​lo​ny z no​we​go sa​mo​-
cho​du.

Gdyła​pięjużzaklam​kę,sta​lo​wespoj​rze​nie

Alek​sa za​mie​nia się w wy​raz ulgi. Wy​cho​dzę
spo​koj​niezpo​ko​ju.Jużnako​ry​ta​rzusły​szę,że
Isa​bel wy​cho​dzi za mną, ale ucie​kam od niej,
od szpi​ta​la i od Alek​sa. Nie​ste​ty nie mogę
uciecodwła​sne​goser​ca.Głę​bo​kowmo​jejpier​-
sikrwa​wizbólu.

A ja wiem, że już ni​g​dy nie będę taka jak

daw​niej.

background image

56.Alex

Od ty​go​dnia leżę w szpi​ta​lu. Nie​na​wi​dzę

pie​lę​gnia​rek, le​ka​rzy, igieł, ba​dań... a zwłasz​-
cza szpi​tal​nych pi​żam. Mam wra​że​nie, że im
dłu​żejtusie​dzę,tymwięk​sząro​bięsięzrzę​dą.
No do​bra, pew​nie nie po​wi​nie​nem zwy​my​ślać
pie​lę​gniar​ki, któ​ra wyj​mo​wa​ła mi cew​nik. Ale
wku​rzy​łomnie,żebyłatakawe​so​lut​ka.

Nie chcę ni​ko​go wi​dzieć, nie chcę z ni​kim

ga​dać. Im mniej lu​dzi w moim ży​ciu, tym le​-
piej.

Od​trą​ci​łem Brit​ta​ny, choć do​bi​ja​ła mnie

myśl, że ją ra​nię. Ale nie mia​łem wyj​ścia. Im
bli​żej mnie była, tym więk​sze gro​zi​ło jej nie​-
bez​pie​czeń​stwo. Nie mo​głem do​pu​ścić, żeby
to, co sta​ło się z Paco, sta​ło się z dziew​czy​ną,
któ​rą...

Prze​stańoniejmy​śleć,na​ka​zu​jęso​bie.
Lu​dzie, na któ​rych mi za​le​ży, umie​ra​ją —

pro​ste.Mójtata.Te​razPaco.By​łemgłu​pi,je​śli
wy​da​wa​łomisię,żemogęmiećwszyst​ko.

Gdyroz​le​gasiępu​ka​niedodrzwi,krzy​czę:
—Wy​no​cha!
Pu​ka​niesta​jesiębar​dziejna​tar​czy​we.
—Od​pie​prz​ciesięodemnie!

background image

Drzwi za​czy​na​ją się uchy​lać, więc rzu​cam

kub​kiem w ich kie​run​ku. Nie tra​fia jed​nak w
żad​ne​go z pra​cow​ni​ków szpi​ta​la, tyl​ko w pa​-
niąP.—pro​stowpierś.

—Ocho​le​ra.Tyl​koniepani.
PaniP.manoweoku​la​ry,zkrysz​tał​ka​miw

opraw​kach.

—Niedokoń​canata​kiepo​wi​ta​nieli​czy​łam,

Alex — mówi. — Wiesz, że w dal​szym cią​gu
mogęcięuka​raćzaprze​kli​na​nie?

Prze​wra​camsięnabok,boniemamocho​ty

naniąpa​trzeć.

— Przy​szła mnie pani uka​rać? Bo je​śli tak,

topro​szęsięniewy​si​lać.Niewra​camdoszko​-
ły.Dzię​kizaod​wie​dzi​ny.Strasz​niemiprzy​kro,
żemusijużpaniiść.

— Nie ru​szę się stąd, póki mnie nie wy​słu​-

chasz.

O nie, bła​gam. Wszyst​ko, tyl​ko nie ko​lej​ne

ka​za​nie.Na​ci​skamprzy​ciskłą​czą​cyzdy​żur​ką
pie​lę​gnia​rek.

—Cosiędzie​je,Alex?—pytaktośzgło​śni​-

ka.

—Znę​ca​jąsięnademną.
—Słu​cham?
Pani P. pod​cho​dzi do mnie i wy​ry​wa mi z

rękigło​śnik.

— Żar​tow​niś z nie​go. Prze​pra​sza​my za za​-

background image

mie​sza​nie. — Od​kła​da gło​śnik na sto​lik, poza
za​się​giem mo​jej ręki. — Nie dają ci tu pi​gu​łek
szczę​ścia?

—Niechcębyćszczę​śli​wy.
PaniP.na​chy​lasięwmojąstro​nę,ajejrów​-

noprzy​cię​tagrzyw​kaocie​rasięooku​la​ry.

—Alex,bar​dzomiprzy​krozpo​wo​duPaco.

Nie był moim uczniem, ale sły​sza​łam, że by​li​-
ściedo​bry​miprzy​ja​ciół​mi.

Wy​glą​dam przez okno, żeby uciec przed jej

wzro​kiem. Nie chcę roz​ma​wiać o Paco. O ni​-
czymniechcęroz​ma​wiać.

—Pocopaniprzy​szła?
Sły​szę ja​kiś sze​lest, gdy wy​cią​ga coś z tor​-

by.

— Przy​nio​słam ci książ​kę, że​byś mógł nad​-

ro​bićma​te​riał,pókiniewró​ciszdoszko​ły.

— Nie wra​cam. Już pani mó​wi​łem. Rzu​cam

szko​łę. Nie po​win​no to pani dzi​wić, pani P.
Chy​bapanipa​mię​ta,żena​le​żędogan​gu?

Pani P. prze​cho​dzi na dru​gą stro​nę łóż​ka i

sta​jena​prze​ciw​komnie.

— Chy​ba się co do cie​bie my​li​łam. Bo da​ła​-

bymso​bierękęob​ciąć,żeaku​rattywy​ła​miesz
sięzeste​reo​ty​pu.

— No cóż, może i tak by było, gdy​by mój

naj​lep​szy kum​pel nie zo​stał za​strze​lo​ny. Wie
pani,żetojamia​łemzgi​nąć?—Pa​trzęnapod​-

background image

ręcz​nik do che​mii, któ​ry trzy​ma w ręce. Przy​-
po​mi​na mi on tyl​ko o tym, co było i co ni​g​dy
jużsięniesta​nie.—Tonieonmiałzgi​nąć,do
ja​snejcho​le​ry!

Tyl​koja!—wrzesz​czę.
PaniP.za​cho​wu​jeka​mien​nątwarz.
— Ale nie zgi​ną​łeś. My​ślisz, że wy​świad​-

czysz Paco przy​słu​gę, je​śli rzu​cisz szko​łę i się
pod​dasz?Uznajtozapo​da​ru​nek,któ​ryodnie​-
go do​sta​łeś, a nie za prze​kleń​stwo. Paco już
nie wró​ci. Ale ty mo​żesz. — Pani P. kła​dzie
pod​ręcz​nik na pa​ra​pe​cie. — Tylu mo​ich
uczniów już zgi​nę​ło, że nie mie​ści mi się to w
gło​wie.Mójmążna​le​ga,że​bymode​szłazFa​ir​-
fieldiprze​nio​słasiędoszko​ły,wktó​rejniema
gang​ste​rów ży​ją​cych tyl​ko po to, żeby dać się
za​bićalboskoń​czyćjakodi​le​rzy.

Pani P. przy​sia​da na brze​gu łóż​ka i wbi​ja

wzrokwswo​jedło​nie.

—UczęwFa​ir​fieldzna​dzie​ją,żeudamisię

cośzmie​nić,byćdlako​gośprzy​kła​dem.Dok​tor
Agu​ir​rewie​rzy,żemo​że​myskoń​czyćzpo​dzia​-
ła​miijateżwtowie​rzę.Je​śliudamisięzmie​-
nić ży​cie choć jed​ne​go z mo​ich uczniów, to
udamisię...

—Zmie​nićświat?—prze​ry​wamjej.
—Może.
—Tonie​moż​li​we.Światjest,jakijest.

background image

PaniP.pod​no​sinamnieoczy,zu​peł​nienie​-

zra​żo​namo​imisło​wa​mi.

— Och Alex. Nie masz ra​cji. Świat jest taki,

ja​kim go stwo​rzysz. Je​śli uwa​żasz, że nie mo​-
żesz go zmie​nić, to pro​szę, idź ścież​ką, któ​ra
zo​sta​ła dla cie​bie przy​go​to​wa​na. Ale są też
inne dro​gi, tyle że trud​niej się po nich po​ru​-
szać. Nie jest ła​two zmie​nić świat, ale ja na
pew​nobędępró​bo​wać.Aty?

—Nie.
— Two​je pra​wo. Ja i tak będę pró​bo​wać. —

Milk​nie na chwi​lę, po czym mówi: — Chcesz
wie​dzieć,jakso​biera​dzitwo​japart​ner​ka?

Krę​cęgło​wą.
— Nie. Nie ob​cho​dzi mnie to. — Głos omal

niewięź​niemiwgar​dle.

Pani P. wzdy​cha po​iry​to​wa​na, po czym

pod​cho​dzidopa​ra​pe​tuibie​rzepod​ręcz​nik.

—Mamtozesobąza​brać,czycizo​sta​wić?
Nieod​po​wia​dam.
Od​kła​da książ​kę na pa​ra​pet i pod​cho​dzi do

drzwi.

— Ża​łu​ję, że nie wy​bra​łem bio​lo​gii za​miast

che​mii—mó​wię,gdyotwie​rajużdrzwi.

Mru​gadomniepo​ro​zu​mie​waw​czo.
— Wca​le nie ża​łu​jesz. Aha, może le​piej cię

uprze​dzę,żewpad​nieteżdziśdocie​biedok​tor
Agu​ir​re. Ra​dzi​ła​bym, że​byś ni​czym w nie​go

background image

nierzu​cał,gdybę​dziewcho​dzić.

Po dwóch ty​go​dniach wy​sze​dłem ze szpi​ta​-

laipo​je​cha​li​śmyzmamądoMek​sy​ku.Mie​siąc
póź​niejdo​sta​łempra​cęjakopo​ko​jo​wywho​te​-
lu w San Mi​gu​el de Al​len​de, nie​da​le​ko domu.
Toład​nyho​tel,zbie​lo​ny​miścia​na​miiko​lum​-
na​miprzedwej​ściem.Wra​ziepo​trze​bysłu​ży​-
łem za tłu​ma​cza, bo mój an​giel​ski był zde​cy​-
do​wa​nie lep​szy niż więk​szo​ści pra​cow​ni​ków.
Gdywy​cho​dzi​łemzchło​pa​ka​mipopra​cy,pró​-
bo​wa​liuma​wiaćmniezróż​ny​miMek​sy​kan​ka​-
mi. Dziew​czy​ny były pięk​ne, po​nęt​ne i zde​cy​-
do​wa​niewie​dzia​ły,jakuwieśćfa​ce​ta.Szko​puł
wtym,żeżad​naznichniebyłaBrit​ta​ny.

Mu​sia​łemja​kośoniejza​po​mnieć.Itoszyb​-

ko.

Sta​ra​łem się. Pew​ne​go wie​czo​ru pew​na

Ame​ry​kan​ka, któ​ra za​trzy​ma​ła się u nas w
ho​te​lu,za​cią​gnę​łamniedoswo​je​gopo​ko​ju.Na
po​cząt​kuwy​da​wa​łomisię,żewy​star​czyprze​-
spać się z inną blon​dyn​ką, żeby za​ma​zać
wspo​mnie​nia tego jed​ne​go wie​czo​ru z Brit​ta​-
ny.Alegdyjużmia​łemtozro​bić,niemo​głem.

Do​tar​łodomnie,żezpo​wo​duBrit​ta​nyżad​-

nainnadziew​czy​nadlamnienieist​nie​je.

Boniemajejtwa​rzy,jejuśmie​chuczychoć​-

byjejoczu.Todzię​kiwszyst​kimtympo​wierz​-
chow​nym ce​chom była pięk​no​ścią w oczach

background image

świa​ta, ale to, co ją na​praw​dę wy​róż​nia​ło,
znaj​do​wa​ło się dużo głę​biej. Czu​łość, z jaką
ocie​ra​ła twarz sio​strze, po​wa​ga, z jaką pod​-
cho​dzi​ładona​uki,siła,zjakąoka​zy​wa​łaswo​-
ją mi​łość, mimo że wie​dzia​ła, kim i jaki je​-
stem. Mia​łem za​miar prze​pro​wa​dzić trans​ak​-
cjęnar​ko​ty​ko​wą—zro​bićcoś,cze​musta​now​-
czosięsprze​ci​wia​ła—aitakmnieko​cha​ła.

Więcte​raz,trzymie​sią​cepostrze​la​ni​nie,je​-

stemznówwFa​ir​fieldimamza​miarzmie​rzyć
sięztym,copaniP.na​zwa​ła​bymojąnaj​więk​-
szązmo​rą.

En​ri​que sie​dzi przy biur​ku w warsz​ta​cie i

krę​cigło​wą.Roz​ma​wia​li​śmynate​mattam​te​go
wie​czo​ru w Hal​lo​we​en i wy​ba​czy​łem mu, że
Luc​kydo​wie​działsięwja​kiśspo​sóbodnie​goo
mnieiBrit​ta​ny.

En​ri​que wy​pusz​cza po​wo​li po​wie​trze z

płuc,gdymó​więmu,coza​mie​rzam.

— Mo​żesz zgi​nąć — stwier​dza, pa​trząc mi

woczy.

Ki​wamgło​wą.
—Wiem.
— Nie będę mógł ci po​móc. Ża​den z two​ich

kum​plizKrwiniebę​dziemógłcipo​móc.Prze​-
myśl to jesz​cze raz, Alex. Wróć do Mek​sy​ku i
popro​stucieszsięży​ciem.

Pod​ją​łemjużde​cy​zjęiniemamza​mia​rusię

background image

zniejwy​co​fać.

— Nie stchó​rzę. Mu​szę to zro​bić. Mu​szę

odejśćzKrwi.

—Dlaniej?
— Tak. — I dla mipapa. I dla Paco. A tak​że

dlamnieimo​jejro​dzi​ny.

— Co ci da odej​ście z Krwi, sko​ro bę​dziesz

mar​twy? — pyta En​ri​que. — Ini​cja​cja to przy
tym wa​ka​cyj​na im​prez​ka. Na​wet PG zmu​szą
doudzia​łu.

Nicnatoniemó​wię,tyl​kopo​da​jęmukart​-

kęznu​me​remte​le​fo​nu.

— Je​śli coś mi się sta​nie, za​dzwoń do tego

go​ścia. To mój je​dy​ny nie​po​wią​za​ny kum​pel.
—Nie​po​wią​za​nyzKrwiąizBrit​ta​ny.

Dzi​siej​sze​go wie​czo​ru sta​ję na​prze​ciw​ko

ma​ga​zy​nupeł​ne​golu​dzi,któ​rzyuwa​ża​jąmnie
zazdraj​cę.Zdą​ży​łemjużteżusły​szećparęin​-
nych in​wek​tyw. Go​dzi​nę temu po​wie​dzia​łem
Chuy​owi,któ​ryprze​jąłwła​dzępoHec​to​rze,że
chcę odejść — cał​ko​wi​cie ze​rwać z La​ty​no​ską
Krwią. Jest tyl​ko je​den mały szko​puł... w tym
celumu​szęprze​żyćspraw​dzian—atakzkaż​-
dejmoż​li​wejstro​ny.

Chuy, bez​względ​ny i su​ro​wy, pod​cho​dzi do

mnie z ban​da​ną La​ty​no​skiej Krwi. Pa​trzę na
ota​cza​ją​ce mnie twa​rze. Z tyłu, spusz​cza​jąc
wzrok, stoi mój kum​pel Pe​dro. Są też Ja​vier i

background image

Luc​ky z ocza​mi pło​ną​cy​mi z pod​nie​ce​nia. Ja​-
viertoobłą​ka​nyskur​wy​syn,aLuc​kyzde​cy​do​-
wa​nieniejestza​chwy​co​ny,żeprze​grałza​kład,
mimożeni​g​dynieupo​mnia​łemsięowy​gra​ną.
Obaj z ra​do​ścią mi do​wa​lą, wie​dząc, że nie
mogęsiębro​nić.

Mój ku​zyn En​ri​que stoi w ką​cie opar​ty o

ścia​nę. Ma wziąć udział w spraw​dzia​nie, po​-
móc po​ra​cho​wać mi wszyst​kie ko​ści, póki nie
stra​cę przy​tom​no​ści. W LK nic nie li​czy się
bar​dziej niż lo​jal​ność i od​da​nie. Prze​sta​jesz
być lo​jal​ny, prze​sta​jesz być od​da​ny... sta​jesz
się dla nich wro​giem. A na​wet go​rzej, bo kie​-
dyśby​łeśjed​nymznich.Je​śliEn​ri​quewy​ła​mie
sięibę​dziechciałmniebro​nić,jużponim.

Sto​jęzdum​nieunie​sio​nągło​wą,aChuyza​-

wią​zu​jemiban​da​nęnaoczach.Damradę.Je​śli
dzię​ki temu od​zy​skam Brit​ta​ny, to war​to
przez to przejść. Nie będę na​wet brać pod
uwa​gęin​nejopcji.

Wią​żą mi z tyłu ręce, pro​wa​dzą do sa​mo​-

cho​duiwpy​cha​jąnatyl​nesie​dze​nie,sa​dza​jąc
mnie po​mię​dzy dwo​ma człon​ka​mi gan​gu. Nie
mam po​ję​cia, gdzie je​dzie​my. Po​nie​waż to
Chuyte​razdo​wo​dzi,wszyst​kojestmoż​li​we.

List. Nie na​pi​sa​łem li​stu. A co, je​śli umrę i

Brit​ta​ny ni​g​dy się nie do​wie, co do niej czu​-
łem?

background image

Wła​ści​wietomożeile​piej.Ła​twiejjejbę​dzie

się otrzą​snąć, gdy bę​dzie prze​ko​na​na, że je​-
stem dup​kiem, któ​ry ją zdra​dził i ni​g​dy tego
nieża​ło​wał.

Po czter​dzie​stu pię​ciu mi​nu​tach sa​mo​chód

zjeż​dżazdro​gi.Sły​szęchrzęstżwi​rupodko​ła​-
mi.

Może gdy​bym wie​dział, gdzie mnie wio​zą,

nie de​ner​wo​wał​bym się aż tak bar​dzo, ale za
cho​le​rę nic nie wi​dzę. Nie stre​su​ję się. Ra​czej
nie​cier​pli​wię,bochcęsiędo​wie​dzieć,czyznaj​-
dę się w gro​nie szczę​śliw​ców i prze​ży​ję. Ale
na​wetje​śliprze​ży​ję,czyktośmnieznaj​dzie?A
może umrę w sa​mot​no​ści w ja​kiejś szo​pie,
ma​ga​zy​nie czy in​ny​mi po​rzu​co​nym bu​dyn​ku?
Może nie będą mnie bić. Może za​pro​wa​dzą
mnienaja​kiśdachipopro​stuzrzu​cą.Ityle.Se
aca​bó.

Nie,Chuyniejestztych.Lubi,jaksil​nifa​ce​-

ciwrzesz​cząibła​ga​jągonako​la​nacholi​tość.

Niedammutejsa​tys​fak​cji.
Wy​pro​wa​dza​ją mnie z sa​mo​cho​du. Są​dząc

po chrzę​ście żwi​ru i ka​mie​ni, je​ste​śmy na ja​-
kimś pust​ko​wiu. Sły​szę ko​lej​ne sa​mo​cho​dy,
ko​lej​ne kro​ki za nami. Gdzieś w od​da​li ry​czy
kro​wa.

Ry​czy ostrze​gaw​czo? Praw​da jest jed​nak

taka,żechcętozro​bić.Je​ślicośnamprze​rwie,

background image

od​ro​czytyl​koto,coitakjestnie​unik​nio​ne.Je​-
stem zde​cy​do​wa​ny. Je​stem go​to​wy. Niech
wresz​ciesięza​cznie.

Za​sta​na​wiam się, czy po​wie​szą mnie za

ręcenaga​łę​ziiwtenspo​sóbwy​sta​wiąnacio​-
sy.

Cho​le​ra,nie​wie​dzamniedo​bi​ja.Es​toy per​di​-

do

.

—Cze​kajtu—sły​szę.
Jak​bymmiałdo​kądiść.
Ktośdomniepod​cho​dzi.Każ​de​mukro​ko​wi

to​wa​rzy​szychrzęstżwi​ru.

— Przy​no​sisz nam hań​bę, Ale​jan​dro. Chro​-

ni​li​śmy cie​bie i two​ją ro​dzi​nę, a ty od​wra​casz
siędonasple​ca​mi.Zga​dzasię?

Ża​łu​ję,żemojeży​cieniejestjakzpo​wie​ści

Joh​na Gri​sha​ma. Bo​ha​te​ro​wie w jego książ​-
kach za​wsze znaj​du​ją się o włos od śmier​ci,
alewpa​da​jąnaja​kieśbły​sko​tli​weroz​wią​za​nie.
Zwy​klepo​le​gaononaukry​ciuja​kichśkom​pro​-
mi​tu​ją​cych in​for​ma​cji: je​śli głów​ny bo​ha​ter
zgi​nie, czar​ny cha​rak​ter bę​dzie miał prze​chla​-
pa​nedokoń​caży​cia.Nie​ste​tywpraw​dzi​wym
ży​ciuniematakpro​stychroz​wią​zań.

—ToHec​torzdra​dziłKrew—od​po​wia​dam.

Eltra​idor.

Zato,żena​zwa​łemHec​to​razdraj​cą,do​sta​ję

pię​ścią w twarz. Cho​le​ra, nie by​łem na to go​-

background image

to​wy,boprzeztęprze​pa​skęnaoczachzacho​-
le​rę nic nie wi​dzę. Sta​ram się nie krzy​wić z
bólu.

— Masz świa​do​mość, co po​cią​ga za sobą

odej​ściezKrwi?

Ki​wamgło​wą.
—Tak.
Sły​szę chrzęst żwi​ru, gdy lu​dzie usta​wia​ją

się wo​kół mnie w krę​gu. Tym ra​zem to ja je​-
stemce​lemnatar​czy.

Za​pa​da upior​na ci​sza. Nikt się nie śmie​je.

Niktniewy​da​jezsie​bieżad​ne​godźwię​ku.Nie​-
któ​rzy są mo​imi do​bry​mi przy​ja​ciół​mi. I jak
En​ri​que, mu​szą wła​śnie sto​czyć we​wnętrz​ną
wal​kę. Nie wi​nię ich. Część mia​ła szczę​ście i
niezo​sta​ławy​ty​po​wa​nadobi​cia.

Bez ostrze​że​nia do​sta​ję pię​ścią w twarz.

Trud​no mi trzy​mać się pro​sto, zwłasz​cza że
wiem, że za​raz spad​nie na mnie wię​cej cio​-
sów. Wal​czyć, wie​dząc, że mo​żesz wy​grać, to
jed​no, ale mieć świa​do​mość, że je​steś bez
szans,tozu​peł​niecoin​ne​go.

Ktośchla​stamniepople​cachczymśostrym.
Po​temdo​sta​jępię​ściąwże​bra.
Wszyst​kie cio​sy są wy​mie​rzo​ne od pasa w

górę — nie omi​ja​ją żad​ne​go skraw​ka mo​je​go
cia​ła. Cię​cie tu, pięść tam. Kil​ka razy tra​cę
rów​no​wa​gę, ale sta​wia​ją mnie od razu na

background image

nogi,naspo​tka​niezko​lej​ny​mira​za​mi.

Mam roz​cię​te ple​cy, palą jak przy​pie​ka​ne

ży​wym ogniem. Po​zna​ję cio​sy En​ri​que, bo nie
wkła​dawnietylewście​kło​ścicopo​zo​sta​li.

Tyl​ko myśl o Brit​ta​ny spra​wia, że nie

wrzesz​częzbólu.Będęsil​nydlaniej...dlanas.
Niepo​zwo​lęimza​de​cy​do​waćotym,czyprze​-
ży​ję, czy umrę. To ode mnie za​le​ży mój los,
nieodKrwi.

Niemampo​ję​cia,jakdłu​gototrwa.Półgo​-

dzi​ny? Go​dzi​nę? Za​czy​nam słab​nąć. Z trud​no​-
ścią utrzy​mu​ję się na no​gach. Wy​czu​wam
dym. Chcą mnie wrzu​cić do ognia? Ban​da​na
wciążprzy​le​gacia​snodomo​ichoczu,choćnie
matowięk​sze​gozna​cze​nia,bopew​nieitaksą
takza​puch​nię​te,żenicbymniewi​dział.

Czu​ję, że za​raz się zła​mię i prze​wró​cę na

zie​mię,alenaj​wyż​szymwy​sił​kiemwoliutrzy​-
mu​jęsięnano​gach.

Przy​pusz​czam, że nikt by mnie nie roz​po​-

znał w tym sta​nie: go​rą​ca krew leje się stru​-
mie​nia​mi z po​chla​sta​nej twa​rzy i cia​ła. Czu​ję,
że ktoś roz​dzie​ra mi ko​szu​lę, któ​ra zla​tu​je ze
mnie i od​sła​nia miej​sce, w któ​re po​strze​lił
mnie Hec​tor. Ktoś wali mnie pię​ścią w ranę.
Nieje​stemjużwsta​nieznieśćwię​cejbólu.

Pa​dam bez​ład​nie na zie​mię, szo​ru​jąc twa​-

rząpożwi​rze.

background image

W tym mo​men​cie tra​cę pew​ność, czy wy​-

trzy​mam.Brit​ta​ny.Brit​ta​ny.Brit​ta​ny.Pókipo​-
wta​rzam w my​ślach jej imię jak man​trę,
wiem, że jesz​cze żyję. Brit​ta​ny. Brit​ta​ny. Brit​-
ta​ny.

Czy to za​pach praw​dzi​we​go dymu, czy za​-

pachśmier​ci?

Przez gę​stą mgłę spo​wi​ja​ją​cą mój umysł

prze​dzie​ra​jąsięczy​jeśsło​wa:

—Możejużwy​star​czy?
Sły​szęda​le​kie,alewy​raź​ne:
—Nie.
Roz​le​ga​ją się gło​sy sprze​ci​wu. Po​ru​szył​bym

się,gdy​bymbyłwsta​nie.Brit​ta​ny.Brit​ta​ny.

Brit​ta​ny.
Ko​lej​negło​sysprze​ci​wu.Niktniepro​te​stu​je

pod​czas spraw​dzia​nów. To nie​do​pusz​czal​ne.
Cosiędzie​je?Cobę​dzieda​lej?Tomusibyćcoś
znacz​nie gor​sze​go niż bi​cie, bo sły​szę gło​śne
pro​te​sty.

— Przy​trzy​maj go twa​rzą do zie​mi — roz​-

brzmie​wa głos Chuya. — Nie do​pusz​czę, żeby
ktoś zdra​dzał La​ty​no​ską Krew na mo​ich
oczach. Niech to bę​dzie ostrze​że​nie dla
wszyst​kich, któ​rzy kie​dy​kol​wiek chcie​li​by się
na to po​wa​żyć. Cia​ło Ale​jan​dro Fu​en​te​sa zo​-
sta​nie na​zna​czo​ne, by za​wsze przy​po​mi​nać
muojegozdra​dzie.

background image

Za​pach spa​le​ni​zny przy​bie​ra na sile. Nie

mampo​ję​cia,cosięza​razsta​nie,pókiktośnie
przy​ci​skamidoło​pa​tekroz​ża​rzo​nychwę​gli.

Mu​sia​łem chy​ba jęk​nąć. Albo za​wyć. Albo

wrza​snąć.Samjużniewiem.Nicjużniewiem.
Nie je​stem w sta​nie my​śleć. Po​tra​fię tyl​ko
czuć. Rów​nie do​brze mo​gli wrzu​cić mnie do
ognia, bo nie wy​obra​żam so​bie gor​szej mę​-
czar​ni. Swąd pa​lo​nej skó​ry wwier​ca mi się w
nos, a ja uświa​da​miam so​bie, że to wca​le nie
były wę​gle. Drań ozna​ko​wał mnie jak by​dło.
Po​twor​nyból.El​do​lor,el​do​lor...

Brit​ta​ny.Brit​ta​ny.Brit​ta​ny.

background image

57.Brittany

Jestpierw​szykwiet​nia.Niewi​dzia​łamAlek​-

saodpię​ciumie​się​cy,odtegodniapostrze​la​-
ni​nie. Plot​ki na te​mat Paco i Alek​sa w koń​cu
uci​chły, a do​dat​ko​wi psy​cho​lo​go​wie i pra​cow​-
ni​cyspo​łecz​nimo​gliopu​ścićszko​łę.

Wze​szłymty​go​dniupo​wie​dzia​łamszkol​ne​-

mu psy​cho​lo​go​wi, że prze​spa​łam po​nad pięć
go​dzin, ale kła​ma​łam. Od dnia strze​la​ni​ny
cier​pię na bez​sen​ność, bo wy​bu​dzam się w
nocy i nie​ustan​nie po​wra​cam my​śla​mi do tej
strasz​nej roz​mo​wy w szpi​ta​lu. Psy​cho​log po​-
wie​dział,żeupły​niejesz​czedużocza​su,za​nim
upo​ramsięzpo​czu​ciemzdra​dy.

Pro​blemwtym,żenieczu​jęsięzdra​dzo​na.

Ra​czejsmut​naiprzy​bi​ta.Mimożemi​nę​łotyle
cza​su, kła​dąc się spać, wciąż oglą​dam na ko​-
mór​ce zdję​cia, któ​re zro​bi​li​śmy so​bie z Alek​-
semwMy​sti​que.

Po wyj​ściu ze szpi​ta​la Alex rzu​cił szko​łę i

znik​nął.Byćmożeniemagojużwmoimży​ciu
fi​zycz​nie, ale na za​wsze po​zo​sta​nie czę​ścią
mnie.Niepo​tra​fięwy​rzu​cićgozeswo​je​goser​-
ca,na​wetgdy​bymchcia​ła.

Cały ten obłęd miał je​den po​zy​tyw​ny sku​-

background image

tek: po​je​cha​li​śmy całą ro​dzi​ną do Ko​lo​ra​do,
żebyShel​leymo​głazo​ba​czyćSło​necz​nąDo​li​nę
i na​praw​dę jej się tam spodo​ba​ło. Co​dzien​nie
od​by​wa​ją się tam róż​ne za​ję​cia, pod​opiecz​ni
upra​wia​jąspor​ty,acotrzymie​sią​ceod​wie​dza
ich na​wet ktoś zna​ny. Gdy Shel​ley usły​sza​ła,
żedoośrod​kaprzy​jeż​dża​jązkon​cer​ta​miiwy​-
stę​pa​mi róż​ne sła​wy, to gdy​by nie przy​trzy​-
mu​ją​cejąpasy,spa​dła​byzwra​że​niazwóz​ka.

Cięż​komibyłopo​zwo​lićsio​strzepójśćswo​-

jądro​gą,alezro​bi​łamto.Iniespa​ni​ko​wa​łam.
Świa​do​mość, że to był jej wła​sny wy​bór, bar​-
dzomipo​mo​gła.

Ale te​raz zo​sta​łam sama. Wraz ze swo​im

odej​ściemAlexza​brałzesobądużączęśćmo​-
je​go ser​ca. Za​cie​kle strze​gę tego, co mi po​zo​-
sta​ło.Do​szłamdownio​sku,żeniemamwpły​-
wu na cu​dze ży​cie, tyl​ko na wła​sne. Alex po​-
szedłswo​jądro​gą.Inieza​brałmniezesobą.

W szko​le igno​ru​ję zna​jo​mych Alek​sa, a oni

igno​ru​jąmnie.Wszy​scyuda​je​my,żepierw​szy
se​mestrczwar​tejkla​syni​g​dysięniewy​da​rzył.
Je​dy​nywy​ją​tektoIsa​bel.Cza​semzesobąroz​-
ma​wia​my, choć to bar​dzo bo​le​sne. Pa​nu​je
mię​dzy nami mil​czą​ce po​ro​zu​mie​nie, któ​re
po​zwo​li​ło mi so​bie uświa​do​mić, że jest ktoś,
kto musi so​bie ra​dzić z po​dob​nym bó​lem jak
ja.

background image

W maju, gdy przed che​mią idę do swo​jej

szaf​ki,znaj​du​jęwśrod​kuparęogrze​wa​czydo
rąk.Wra​cadomniezcałąmocąnaj​gor​szanoc
mo​je​goży​cia.

Alex tu był? Wło​żył ogrze​wa​cze do mo​jej

szaf​kioso​bi​ście?

Niepo​tra​fięwy​ma​zaćgozeswo​jejpa​mię​ci,

choć bar​dzo bym chcia​ła. Czy​ta​łam kie​dyś, że
zło​te ryb​ki za​pa​mię​tu​ją tyl​ko na pięć se​kund.
Za​zdrosz​częim.Bojabędępa​mię​taćoAlek​sie
całeży​cieicałeży​ciebędęgoko​chać.

Przy​ci​skam mięk​kie ogrze​wa​cze do pier​si,

ku​campodszaf​kąiza​czy​nampła​kać.Uch.Je​-
stemwra​kiemczło​wie​ka.

Obokmniepo​ja​wiasięSier​ra.
—Cosiędzie​je,Brit?
Nieje​stemwsta​niesięru​szyć.Nieje​stemw

sta​nienadsobąza​pa​no​wać.

—Chodź—na​ka​zu​jeSier​raipod​cią​gamnie

dogóry.—Wszy​scysięga​pią.

MijanasDar​le​ne.
— Po​waż​nie, dziew​czy​no, po​win​naś już

chy​ba otrzą​snąć się po tym gang​ste​rze, któ​ry
spu​ścił cię na drze​wo. Za​czy​nasz się ro​bić ża​-
ło​sna — mówi tak, żeby na pew​no usły​szał ją
cały tłu​mek, któ​ry za​czął się wo​kół nas zbie​-
rać.

ObokDar​le​nesta​jeCo​lin.Pa​trzynamnieze

background image

zło​ścią.

— Alex do​stał to, na co za​słu​gi​wał — ce​dzi

przezzęby.

Bez wzglę​du na to, czy to słusz​ne, czy nie,

walcz o to, co jest dla cie​bie waż​ne. Dło​nie
same za​ci​ska​ją mi się w pię​ści, gdy ro​bię za​-
mach,żebygoude​rzyć.Uchy​lasięodcio​su,po
czym ła​pie mnie za nad​garst​ki i wy​krę​ca mi
dotyłuręce.

Pod​cho​dzidonasDoug.
—Puśćją,Co​lin.
—Niewtrą​cajsię,Thomp​son.
—Chło​pie,upo​ka​rza​niejejtyl​kodla​te​go,że

rzu​ci​łaciędlain​ne​go,tona​praw​dęże​na​da.

Co​linod​py​chamnieipod​cią​garę​ka​wy.
Nie mogę po​zwo​lić, żeby Doug wal​czył za

mnie.

—Je​ślichceszsięznimbić,mu​sisznaj​pierw

po​ko​naćmnie—mó​wię.

Z za​sko​cze​niem pa​trzę, jak Isa​bel sta​je

przedemną.

— A żeby po​ko​nać ją, naj​pierw bę​dziesz

mu​siałpo​ko​naćmnie.

ObokIsa​belusta​wiasięSier​ra.
—Imnie.
Je​den z grup​ki Mek​sy​ka​nów, Sam, po​py​cha

wkie​run​kuIsa​belGary’egoFran​ke​la.

— Ten gość zła​mie ci rękę jed​nym cio​sem,

background image

dup​ku.Zjeż​dżajmizoczu,bogonacie​biena​-
pusz​czę—war​czySam.

Gary, ubra​ny w ko​ra​lo​wą ko​szul​kę i bia​łe

spodnie,wy​da​jepo​mruk,żebywy​glą​daćgroź​-
niej.Niebar​dzomutopo​ma​ga.

Co​lin roz​glą​da się wo​kół sie​bie, ale nikt nie

sta​jepojegostro​nie.

Mru​gam z nie​do​wie​rza​niem. Może we

wszech​świe​cie jesz​cze przed chwi​lą pa​no​wał
cha​os, ale te​raz znów wszyst​ko wró​ci​ło na
swo​jemiej​sce.

— Chodź, Co​lin — rzu​ca Dar​le​ne. — Nie​po​-

trzeb​na nam ta ża​ło​sna ban​da. — Od​cho​dzą.
Pra​wieimwspół​czu​ję.Pra​wie.

— Je​stem z cie​bie taka dum​na, Do​ug​gie —

woła Sier​ra i rzu​ca się mu w ra​mio​na. Za​czy​-
na​ją się ca​ło​wać, nie zwa​ża​jąc na ga​piów ani
na szkol​ny za​kaz pu​blicz​ne​go oka​zy​wa​nia
uczuć.

—Ko​chamcię—mówiDoug,gdyod​ry​wa​ją

sięodsie​biedlazła​pa​niatchu.

— Ja też cię ko​cham — gru​cha Sier​ra dzie​-

cin​nymgło​si​kiem.

—Idź​ciedoho​te​lu—wołaktoś.
Aleonica​łu​jąsię,pókizgło​śni​kównieroz​-

le​ga się mu​zy​ka. Tłum się roz​cho​dzi. A ja
wciążprzy​ci​skamdosie​bieogrze​wa​cze.

Isa​belprzy​ku​caprzymnie.

background image

— Ni​g​dy nie po​wie​dzia​łam Paco, co do nie​-

go czu​ję. Ba​łam się za​ry​zy​ko​wać, a te​raz jest
jużzapóź​no.

—Strasz​niemiprzy​kro,Isa.Jaza​ry​zy​ko​wa​-

łam, ale i tak stra​ci​łam Alek​sa, więc może le​-
piejnatymwy​szłaś.

Wzru​sza ra​mio​na​mi i wiem, że sta​ra się

trzy​mać,żebynieroz​kle​ićsięwszko​le.

— Pew​nie któ​re​goś dnia się po​zbie​ram.

Małopraw​do​po​dob​ne,aletrze​bamiećna​dzie​-
ję,praw​da?—Pro​stu​jesię,wsta​jeirobidziel​-
nąminę.Pa​trzę,jakwcho​dzidokla​syiza​sta​-
na​wiamsię,czyroz​ma​wiaotymzin​ny​mi,czy
zwie​rzasiętyl​komnie.

— Chodź — mówi Sier​ra, wy​su​wa​jąc się z

ob​jęć Do​uga i cią​gnąc mnie do wyj​ścia. Ocie​-
ramoczygrzbie​temdło​niisia​damnakra​węż​-
ni​ku przy sa​mo​cho​dzie Sier​ry, ma​jąc gdzieś,
żewła​śnieze​rwa​łamsięzlek​cji.

—Nicminiejest,Sier​ra.Na​praw​dę.
—Nie​praw​da.Brit,je​stemtwo​jąprzy​ja​ciół​-

ką. By​łam nią przed two​imi fa​ce​ta​mi i będę
niąponich.Więcmów,cocileżynawą​tro​bie.
Za​mie​niamsięwsłuch.

—Ko​cha​łamgo.
— Co ty nie po​wiesz, Sher​loc​ku? Po​wiedz

mimożecoś,oczymniewiem.

— Wy​ko​rzy​stał mnie. Prze​spał się ze mną

background image

tyl​kopoto,żebywy​graćza​kład.Ajana​dalgo
ko​cham.Sier​ra,je​stemża​ło​sna.

— Spa​li​ście ze sobą i nic mi nie po​wie​dzia​-

łaś?My​śla​łam,żetotyl​koplo​ty.Nowiesz,ta​-
kiebezpo​kry​cia.

Po​iry​to​wa​nacho​wamgło​węwdło​niach.
—Żar​tu​ję.Niechcęnicwie​dzieć.Okej,chcę,

aletyl​koje​ślisamamibę​dzieszchcia​łapo​wie​-
dzieć — mówi Sier​ra. — To aku​rat te​raz nie
jest waż​ne. Wi​dzia​łam, jak Alex na cie​bie pa​-
trzy,Brit.Dla​te​goprze​sta​łamcięmę​czyćoto,
żegolu​bisz.Niemata​kiejopcji,żebyuda​wał.
Nie wiem, kto ci po​wie​dział o tym rze​ko​mym
za​kła​dzie...

Pod​no​szęgło​wę.
— Sam mi po​wie​dział. A jego zna​jo​mi po​-

twier​dzi​li. Cze​mu nie po​tra​fię o nim za​po​-
mnieć?

Sier​ra krę​ci gło​wą, jak​by ka​so​wa​ła to, co

przedchwi​ląpo​wie​dzia​łam.

—Poko​lei.—Ła​piemniepodbro​dęizmu​-

sza, że​bym na nią spoj​rza​ła. — Po pierw​sze
Alek​so​wiza​le​ża​łonato​bie,bezwzglę​dunato,
co ci na ten te​mat po​wie​dział, i bez wzglę​du
na to, czy był ja​kiś za​kład, czy nie. Do​brze o
tym wiesz, Brit, bo ina​czej nie przy​ci​ska​ła​byś
tak do sie​bie tych ogrze​wa​czy. Po dru​gie Alex
znik​nąłztwo​je​goży​ciaizewzglę​dunasie​bie,

background image

na jego głup​ko​wa​te​go kum​pla Paco i na mnie
mu​siszżyćda​lej,na​wetje​ślitoniejestła​twe.

—Całyczasmisięwy​da​je,żezro​biłtospe​-

cjal​nie. Gdy​bym tyl​ko mo​gła z nim po​roz​ma​-
wiaćigootoza​py​tać.

—Alemożeonniemógł​byciod​po​wie​dzieć.

I dla​te​go od​szedł. Je​śli chce mar​no​wać swo​je
ży​cie i od​rzu​cać to, co od nie​go do​sta​je, to
trud​no.Alemu​siszmuudo​wod​nić,żetyje​steś
sil​niej​sza.

Sier​ra ma ra​cję. Po raz pierw​szy czu​ję, że

do​trwam do koń​ca roku. Tego wie​czo​ru, gdy
się ko​cha​li​śmy, od​da​łam Alek​so​wi ka​wa​łek
ser​ca, któ​ry już za​wsze bę​dzie do nie​go na​le​-
żeć. Ale to wca​le nie ozna​cza, że moje ży​cie
musi po​zo​stać w sta​nie wiecz​ne​go za​wie​sze​-
nia.Niemogęuga​niaćsięzaupio​ra​mizprze​-
szło​ści.

Je​stem te​raz sil​niej​sza. A przy​naj​mniej

mamtakąna​dzie​ję.

Dwaty​go​dniepóź​niejjakoostat​niaprze​bie​-

ram się w szat​ni na wuef. Pod​no​szę gło​wę,
sły​sząc stu​ka​nie ob​ca​sów. Stoi przede mną
Car​men San​chez. Je​stem spo​koj​na. Wsta​ję i
pa​trzęjejpro​stowoczy.

—ByłwFa​ir​field—mówi.
— Wiem — od​po​wia​dam, przy​po​mi​na​jąc

so​bie ogrze​wa​cze w szaf​ce. Ale wy​je​chał. Jak

background image

szept, w jed​nej chwi​li był i za​raz po​tem znik​-
nął.

Car​men wy​raź​nie się stre​su​je, jest nie​mal

bez​bron​na.

— Ko​ja​rzysz te wiel​kie plu​szo​we ma​skot​ki

w we​so​łych mia​stecz​kach? Te, któ​rych poza
garst​ką fuk​sia​rzy prak​tycz​nie nikt nie wy​gry​-
wa?Mnieni​g​dynieuda​łosięwy​grać.

—No.Mnieteżnie.
— Alex był moją ma​skot​ką. Nie​na​wi​dzi​łam

cięzato,żemigoza​bra​łaś—wy​zna​je.

Wzru​szamra​mio​na​mi.
— To mo​żesz już prze​stać mnie nie​na​wi​-

dzić.Bojateżgostra​ci​łam.

— Prze​sta​łam cię już nie​na​wi​dzić — mówi.

—Jużtoprze​bo​la​łam.

Prze​ły​kamztru​demśli​nęimó​wię:
—Jateż.
Car​men par​ska śmie​chem. Ale tuż przed

wyj​ściem z szat​ni sły​szę, że mru​czy pod no​-
sem:

—Wprze​ci​wień​stwiedoAlek​sa.
Cotomazna​czyć?

background image

Pięćmiesięcypóźniej.Brittany

Sier​pień w Ko​lo​ra​do pach​nie zde​cy​do​wa​nie

ina​czejniżwIl​li​no​is.Po​trzą​samnową,krót​ką
fry​zur​ką, nie sta​ra​jąc się na​wet przy​gła​dzać
nie​sfor​nychlocz​ków,iusi​łu​jęroz​pa​ko​waćkar​-
to​nywswo​impo​ko​juwaka​de​mi​ku.

Mojawspół​lo​ka​tor​ka,Le​xie,jestzAr​kan​sas.

Przy​po​mi​nama​łe​goskrza​ta—ma​lut​kaisłod​-
ka. Zde​cy​do​wa​nie mo​gła​by ucho​dzić za po​-
tom​kaDzwo​necz​kazhi​sto​riioPio​tru​siuPanu.
Po​waż​nie, ni​g​dy nie wi​dzia​łam jej ze skrzy​-
wio​nąminą.Sier​ra,któ​rapo​szłanaUni​wer​sy​-
tet Il​li​no​is, nie mia​ła po​dob​ne​go szczę​ścia do
współ​lo​ka​tor​ki. Tra​fi​ła na Darę, dziew​czy​nę,
któ​ra po​dzie​li​ła sza​fę i po​kój na czte​ry rów​ne
czę​ści i co​dzien​nie wsta​je o pią​tej trzy​dzie​ści
(na​wet w week​en​dy), żeby wy​ko​nać w po​ko​ju
swójsta​łyze​stawćwi​czeń.Sier​rajestza​ła​ma​-
na,aleitakwięk​szośćcza​suspę​dzawaka​de​-
mi​kuuDo​uga,więcniejesttakźle.

—Napew​noniechceszznamiiść?—pyta

Le​xie, wy​po​wia​da​jąc każ​de sło​wo z ty​po​wym
po​łu​dnio​wym ak​cen​tem. Idzie z pa​ro​ma
dziew​czy​na​mi z pierw​sze​go roku na dzie​dzi​-
niec,gdziemasięod​byćcośwro​dza​juim​pre​-

background image

zypo​wi​tal​nej.

— Mu​szę się roz​pa​ko​wać, a po​tem jadę do

sio​stry. Obie​ca​łam, że do niej zaj​rzę, jak tyl​ko
sięroz​pa​ku​ję.

—Okej—niena​ma​wiajużdłu​żejLe​xieiza​-

czy​na przy​mie​rzać róż​ne ciu​chy, żeby móc
dziś wy​glą​dać „ide​al​nie”. W koń​cu de​cy​du​je
się na ja​kiś ze​staw, ukła​da wło​sy i po​pra​wia
ma​ki​jaż. Przy​po​mi​na mi daw​ną mnie — tę,
któ​ra tak bar​dzo sta​ra​ła się spro​stać cu​dzym
ocze​ki​wa​niom.

Półgo​dzi​nypóź​niejLe​xiewy​cho​dzi,ajasia​-

damnałóż​kuiwy​cią​gamko​mór​kę.Pa​trzęna
zdję​ciazAlek​sem.Nie​na​wi​dzęsie​biezato,że
cią​gle do nich wra​cam. Tyle razy chcia​łam je
wy​ka​so​wać, wy​ma​zać prze​szłość. Ale nie po​-
tra​fię.

Się​gamdoszu​fla​dyprzybiur​kuiwy​cią​gam

ban​da​nę Alek​sa, czy​stą i świe​żą, zło​żo​ną w
rów​ny kwa​drat. Gła​dzę de​li​kat​ny ma​te​riał i
przy​po​mi​nam so​bie chwi​lę, gdy ją od nie​go
do​sta​łam.Dlamniechu​s​taniesym​bo​li​zu​jeLa​-
ty​no​skiejKrwi.Sym​bo​li​zu​jeAlek​sa.

Dzwo​ni ko​mór​ka, przy​wo​łu​jąc mnie do te​-

raź​niej​szo​ści. To ktoś ze Sło​necz​nej Do​li​ny.
Od​bie​ram, a po dru​giej stro​nie słu​chaw​ki od​-
zy​wasięko​bie​cygłos.

—Czymó​więzBrit​ta​nyEl​lis?

background image

—Tak.
—Ztejstro​nyGeo​r​giaJack​sonzeSło​necz​nej

Do​li​ny. Z Shel​ley wszyst​ko w po​rząd​ku, ale
chcia​ławie​dzieć,czybę​dziepaniprzedczypo
ko​la​cji.

Zer​kam na ze​ga​rek. Jest czwar​ta trzy​dzie​-

ści.

—Pro​szęjejprze​ka​zać,żeje​stemzapięt​na​-

ściemi​nut.Wła​śniewy​cho​dzę.

Roz​łą​czam się, od​kła​dam ban​da​nę na miej​-

sceicho​wamte​le​fondoto​reb​ki.

Po​dróż au​to​bu​sem na dru​gi ko​niec mia​sta

nie zaj​mu​je dużo cza​su, więc nie​dłu​go po​tem
idę już do świe​tli​cy w Sło​necz​nej Do​li​nie, w
któ​rej,zgod​niezuzy​ska​nąwre​cep​cjiin​for​ma​-
cją,sie​dzimojasio​stra.

Naj​pierw za​uwa​żam Geo​r​gię Jack​son. Jest

moim po​śred​ni​kiem w roz​mo​wach z Shel​ley,
gdy dzwo​nię co kil​ka dni. Wita mnie cie​pło i
ser​decz​nie.

— Gdzie Shel​ley? — py​tam, roz​glą​da​jąc się

posali.

—Grawwar​ca​by,jakzwy​kle—mówiGeo​-

r​giaiwska​zu​jenamiej​scewroguświe​tli​cy.

Shel​leysie​dzidomniety​łem,aleroz​po​zna​ję

jąpowło​sachiwóz​ku.

Wy​da​jezsie​biepisk,czy​liwła​śniewy​gra​ła.
Pod​cho​dzę bli​żej i do​strze​gam oso​bę, któ​ra

background image

z nią gra. Ciem​ne wło​sy po​win​ny mnie
ostrzec, że moje ży​cie za chwi​lę znów sta​nie
nagło​wie,aleniedokoń​catodomniedo​cie​ra.
Za​mie​ram.

To nie​moż​li​we. To tyl​ko wy​obraź​nia pła​ta

mifi​gle.

Ale gdy to​wa​rzysz Shel​ley się od​wra​ca i

prze​szy​wa mnie spoj​rze​niem tych tak do​brze
mizna​nychciem​nychoczu,praw​daspły​wami
dresz​czem wzdłuż krę​go​słu​pa z pręd​ko​ścią
bły​ska​wi​cy.

Alex.Dzie​ligoodemniedzie​sięćkro​ków.O

Boże, wszyst​ko, co do nie​go czu​łam, wra​ca
prze​moż​ną falą. Nie wiem, co zro​bić i co po​-
wie​dzieć. Od​wra​cam się do Geo​r​gii, za​sta​na​-
wia​jącsię,czywie​dzia​łaoAlek​sie.Jed​nospoj​-
rze​nie na jej za​chę​ca​ją​cą minę mówi mi, że
ow​szem.

— Przy​szła Brit​ta​ny — mówi Alex do Shel​-

ley, po czym od​wra​ca ją de​li​kat​nie na wóz​ku
wmojąstro​nę.

Pod​cho​dzęjakau​to​matdosio​stryiobej​mu​-

jęjąnapo​wi​ta​nie.Gdyjąpusz​czam,Alexstoi
tużprzedemną,ubra​nywspodniekha​kiinie​-
bie​ską ko​szu​lę w kra​tę. Wpa​tru​ję się tyl​ko w
nie​go, pod​czas gdy mój brzuch wy​czy​nia róż​-
ne akro​ba​cje, co przy​pra​wia mnie nie​mal o
mdło​ści. Moje oczy prze​sta​ją re​je​stro​wać ota​-

background image

cza​ją​cąmnierze​czy​wi​stośćiwi​dzątyl​kojego.

Wkoń​cuod​zy​sku​jęgłos.
— A-Alex...? C-co ty tu ro​bisz? — wy​krztu​-

szamztru​dem.

Wzru​szara​mio​na​mi.
—Obie​ca​łemShel​leyre​wanż,praw​da?
Sto​imy wpa​trze​ni w sie​bie i ja​kaś nie​wi​-

dzial​nasiłaniepo​zwa​lamiod​wró​cićwzro​ku.

— Przy​je​cha​łeś aż do Ko​lo​ra​do tyl​ko po to,

żebyza​graćzmojąsio​strąwwar​ca​by?

— Wła​ści​wie to nie​je​dy​ny po​wód. Stu​diu​ję

tu.Poodej​ściuzKrwipaniP.idok​torAgu​ir​re
po​mo​glimizma​tu​rą.Sprze​da​łemJu​lio.Pra​cu​-
jęwklu​biestu​denc​kimiwzią​łempo​życz​kę.

Alex? W col​le​ge’u? Rę​ka​wy ko​szu​li, schlud​-

nie za​pię​tej przy nad​garst​kach, za​kry​wa​ją
pra​wiewszyst​kieta​tu​ażeLa​ty​no​skiejKrwi.

— Od​sze​dłeś? Alex, prze​cież mó​wi​łeś, że to

zbyt nie​bez​piecz​ne. Że lu​dzie, któ​rzy pró​bu​ją
odejść,umie​ra​ją.

— I nie​wie​le bra​ko​wa​ło, a też bym umarł.

Gdy​bynieGaryFran​kel,pew​niebymztegonie
wy​szedł...

— Gary Fran​kel? — Naj​sym​pa​tycz​niej​szy

dzi​wakwszko​le?Porazpierw​szyprzy​glą​dam
się do​kład​niej twa​rzy Alek​sa i za​uwa​żam
nową bla​dą bli​znę nad okiem oraz kil​ka na​-
praw​dę pa​skud​nych przy uchu i na szyi. — O

background image

Boże!C-cooniciz-zro​bi​li?

Bie​rzemniezarękęikła​dziejąso​bienaser​-

cu. Jego oczy są prze​ni​kli​we i ciem​ne tak jak
wte​dy,gdyzo​ba​czy​łamgoporazpierw​szyna
szkol​nympar​kin​gu,napo​cząt​kuczwar​tejkla​-
sy.

— Dłu​go mi za​ję​ło, za​nim się zo​rien​to​wa​-

łem,żemu​szęwszyst​kozmie​nić.Wy​bo​ry,któ​-
rych do​ko​na​łem. Gang. To, że zo​sta​łem zma​-
sa​kro​wa​nytak,żeomalsięnieprze​krę​ci​łem,i
na​zna​czo​ny jak by​dło, było ni​czym w po​rów​-
na​niu z utra​tą cie​bie. Gdy​bym tyl​ko mógł cof​-
nąćwszyst​ko,copo​wie​dzia​łemwte​dywszpi​-
ta​lu, zro​bił​bym to. My​śla​łem, że od​py​cha​jąc
cię od sie​bie, ochro​nię cię przed lo​sem Paco i
mo​je​go taty. — Pod​no​si gło​wę i wpa​tru​je się
we mnie in​ten​syw​nie. — Ni​g​dy cię już nie po​-
rzu​cę,Brit​ta​ny.Prze​nig​dy.Przy​się​gam.

Zma​sa​kro​wa​ny? Na​zna​czo​ny? Robi mi się

nie​do​brzeiczu​jęwoczachpie​ką​cełzy.

—Cśś.—Przy​tu​lamnieigła​dzipople​cach.

— Już wszyst​ko do​brze. Nic mi nie jest — po​-
wta​rzawkół​koła​mią​cymsięgło​sem.

Tak do​brze być przy nim. Tak do​brze tu

być.

Alexopie​rasięczo​łemomojeczo​ło.
— Mu​sisz coś wie​dzieć. Zgo​dzi​łem się na

tenza​kład,bowgłę​bidu​szywie​dzia​łem,żeje​-

background image

śli za​an​ga​żu​ję się uczu​cio​wo, to mnie to za​bi​-
je.Ifak​tycz​nieomaltaksięniesta​ło.Je​steśje​-
dy​ną dziew​czy​ną, dla któ​rej chcia​łem pod​jąć
ry​zy​ko i rzu​cić wszyst​ko, bo nic nie mia​ło
więk​szej war​to​ści niż przy​szłość z tobą. —
Pro​stu​je się i cofa o krok, żeby spoj​rzeć mi w
oczy.—Prze​pra​szam.Mu​jer,po​wiedzmi,cze​-
gochcesz,adamcito.Je​ślichcesz,że​bymdał
cispo​kójijużni​g​dynieza​wra​całcigło​wy,po​-
wiedz. Ale je​śli cią​gle mnie chcesz, zro​bię
wszyst​ko,żebybyćtaki...—Wska​zu​jenaswo​-
je ubra​nia. — Jak mam ci udo​wod​nić, że się
zmie​ni​łem?

—Jateżsięzmie​ni​łam—mó​wię.—Nieje​-

stemtąsamądziew​czy​nącowcze​śniej.Iprzy​-
kromitomó​wić,aletoubra​nie...toniety.

—Aletegochcesz.
—My​liszsię,Alex.Chcęcie​bie.Aniesztucz​-

no​ści. Zde​cy​do​wa​nie wolę cię w dżin​sach i T-
shir​cie,botakije​steś.

Alexzer​kanaswo​jeubra​niaipar​skaśmie​-

chem.

— Masz ra​cję. — Znów pod​no​si na mnie

oczy. — Po​wie​dzia​łaś mi kie​dyś, że mnie ko​-
chasz?Czytona​dalak​tu​al​ne?

Moja sio​stra śle​dzi na​szą roz​mo​wę. Uśmie​-

cha się do mnie cie​pło, za​chę​ca​jąc, bym po​-
wie​dzia​łamupraw​dę.

background image

—Ni​g​dynieprze​sta​łamcięko​chać.Niepo​-

tra​fi​łam o to​bie za​po​mnieć, mimo że bar​dzo
chcia​łam.

Alex wy​pusz​cza po​wo​li wstrzy​my​wa​ne po​-

wie​trze i ma​su​je się z ulgą po czo​le. Oczy ma
za​szklo​neijestwy​raź​niewzru​szo​ny.Czu​ję,że
mnieteżznówzbie​rasięnapłacziła​pięgoza
ko​szu​lę.

— Nie chcę się cią​gle kłó​cić, Alex. Zwią​zek

po​wi​nienbyćza​ba​wą.Mi​łośćpo​win​nabyćdo​-
bra. — Przy​cią​gam go do sie​bie. Pra​gnę jego
ust. — M-my​ślisz, że kie​dyś bę​dzie do​bra dla
nas?

Na​sze usta pra​wie się sty​ka​ją, ale Alex od​-

su​wasięna​gleodemniei...

OBoże.
Przy​klę​kaprzedemnąibie​rzemniezarękę,

amojeser​ceprzy​spie​szagwał​tow​nie.

— Brit​ta​ny El​lis, udo​wod​nię ci, że je​stem

chło​pa​kiem,wktó​re​godzie​sięćmie​się​cytemu
uwie​rzy​łaś.By​łaśteżprze​ko​na​na,żemogęcoś
w ży​ciu osią​gnąć, i tak się sta​nie. Za czte​ry
lata, w dniu ukoń​cze​nia stu​diów, za​mie​rzam
po​pro​sićcięorękę.—Prze​krzy​wiagło​węido​-
da​je żar​to​bli​wym już to​nem: — I gwa​ran​tu​ję
ci, że nie omi​nie cię w ży​ciu za​ba​wa. Kłót​nie
pew​nie też nie, bo go​rą​ca z cie​bie ma​ma​ci​ta...
alejużsięniemogędo​cze​kaćtychcu​dow​nych

background image

chwil, kie​dy bę​dzie​my się go​dzić. Może któ​re​-
goś dnia uda nam się na​wet wró​cić do Fa​ir​-
field i po​móc za​mie​nić je w miej​sce, o ja​kim
za​wszema​rzyłmójtato.Ty,jaiShel​ley.Ikaż​-
dy inny czło​nek ro​dzi​ny Fu​en​te​sów i El​li​sów,
któ​rybę​dziechciałsta​no​wićczęśćna​sze​goży​-
cia.Stwo​rzy​myjed​nąwiel​kąszur​nię​tąmek​sy​-
kań​sko-ame​ry​kań​ską ro​dzin​kę. Co o tym my​-
ślisz?Mu​jer,mojeser​cena​le​żydocie​bie.

Ocie​ram sa​mot​ną łzę, któ​ra spły​wa mi po

po​licz​ku,iniemogępo​wstrzy​maćuśmie​chu.I
jak tu nie ko​chać do sza​leń​stwa tego fa​ce​ta?
Roz​łą​ka ni​cze​go nie zmie​ni​ła. Nie mo​gła​bym
od​mó​wićmudru​giejszan​sy.Bood​mó​wi​ła​bym
szan​sysa​mejso​bie.

Czaspod​jąćry​zy​ko,czasznówza​ufać.
—Shel​ley,my​ślisz,żepo​zwo​limiwró​cić?—

pyta Alex z wło​sa​mi nie​bez​piecz​nie bli​sko jej
pal​ców. Shel​ley nie cią​gnie go jed​nak za wło​-
sy... tyl​ko kle​pie go de​li​kat​nie po gło​wie. Czu​-
ję,żełzylecąmijużciur​kiempopo​licz​kach.

— Taa! — krzy​czy Shel​ley, od​sła​nia​jąc w

uśmie​chu dzią​sła. Jest tak szczę​śli​wa i za​do​-
wo​lo​na, jak już daw​no nie była. Dwie naj​bliż​-
szemioso​bysąprzymnie.Cze​góżchciećwię​-
cej?

—Zcze​goro​biszspe​cja​li​za​cję?—py​tam.
Alexuśmie​chasiędomnietymswo​imuwo​-

background image

dzi​ciel​skimuśmie​chem.

—Zche​mii.Aty?
—Zche​mii.—Obej​mu​jęgozaszy​ję.—Po​-

ca​łuj mnie, że​by​śmy mo​gli się prze​ko​nać, czy
nic się nie zmie​ni​ło. Bo do cie​bie na​le​ży moje
ser​ce,du​szaiwszyst​kopo​mię​dzy.

Jego usta w koń​cu sta​pia​ją się z mo​imi,

dużona​mięt​niejniżkie​dy​kol​wiekwcze​śniej.

Rany. We wszech​świe​cie w koń​cu za​pa​no​-

wał ład, a ja do​sta​łam moż​li​wość „po​wtór​ki”,
choćna​wetotoniepro​si​łam.

background image

Dwadzieściatrzylatapóźniej.Epilog

PaniPe​ter​sonza​my​kadrzwikla​sy.
—Dzieńdo​bry.Wi​tamnache​miidlama​tu​-

rzy​stów.—Pod​cho​dzidobiur​ka,przy​sia​dana
nim i otwie​ra dzien​nik. — Cie​szę się, że wy​-
bra​li​ście so​bie miej​sca, ale po​zwo​li​łam so​bie
samawaspo​roz​sa​dzać...al​fa​be​tycz​nie.

Roz​le​ga się fala tych sa​mych ję​ków, któ​re

od po​nad trzy​dzie​stu lat wi​ta​ją ją po wa​ka​-
cjachwli​ceumFa​ir​field.

— Mary Al​cott, sia​daj w pierw​szej ław​ce.

Bę​dziesz pra​co​wać z An​drew Car​so​nem. —
Pani Pe​ter​son kon​ty​nu​uje od​czy​ty​wa​nie li​sty,
a ucznio​wie nie​chęt​nie prze​sia​da​ją się na wy​-
zna​czo​ne miej​sca, obok swo​ich no​wych part​-
ne​rów.

— Paco Fu​en​tes — mówi pani Pe​ter​son i

wska​zu​jenamiej​scezaMary.

Przy​stoj​ny

chło​pak

o

ja​sno​nie​bie​skich

oczach mat​ki i czar​nych jak smo​ła wło​sach
ojcazaj​mu​jewska​za​nemiej​sce.

Pani Pe​ter​son przy​glą​da się swo​im no​wym

uczniom po​nad oku​la​ra​mi zsu​nię​ty​mi na czu​-
beknosa.

— Pa​nie Fu​en​tes, niech pan so​bie nie wy​-

background image

obra​ża,żepo​trak​tu​jępanaulgo​wotyl​kodla​te​-
go,żepań​scyro​dzi​ceszczę​śli​wymtra​femwy​-
na​leź​li le​kar​stwo po​wstrzy​mu​ją​ce roz​wój al​-
zhe​ime​ra.Twójoj​ciecna​wetnieskoń​czyłmo​-
je​gokur​suinieza​li​czyłteżjed​ne​gozespraw​-
dzia​nów, choć mam nie​od​par​te wra​że​nie, że
wte​dy aku​rat po​win​na ob​lać two​ja mat​ka. To
tyl​koozna​cza,żewo​beccie​biemampo​dwój​ne
ocze​ki​wa​nia.

Si,se​no​ra.
PaniPe​ter​sonzer​kanadzien​nik.
— Ju​lian​na Gal​la​gher, sia​daj koło pana Fu​-

en​te​sa.

PaniPe​ter​sonza​uwa​ża,żeJu​lian​naru​mie​ni

się, zaj​mu​jąc miej​sce, a Paco szcze​rzy się w
bez​czel​nymuśmie​chu.Możepotrzy​dzie​stula​-
tach pra​cy w szko​le coś wresz​cie za​czę​ło się
zmie​niać,alena​uczy​ciel​kaniemaza​mia​rury​-
zy​ko​wać.

— A na wy​pa​dek, gdy​by ko​muś z was za​-

chcia​łosiękło​po​tów,uprze​dzam,żenamo​ich
za​ję​ciachobo​wią​zu​jepo​li​ty​kaze​ro​wejto​le​ran​-
cji...

background image
background image

Podziękowania

Jestmnó​stwolu​dzi,któ​rymna​le​żąsiępo​dzię​ko​-

wa​nia za po​moc przy pra​cy nad tą książ​ką. W
pierw​szej ko​lej​no​ści chcia​ła​bym wy​ra​zić ogrom​ną
wdzięcz​ność dok​tor Olym​pii Gon​za​lez i jej stu​den​-
tomzUni​wer​sy​te​tuLoy​ola:Edu​ar​doSan​chez,Je​sus
Agu​ir​re i Car​los Zu​ni​ga po​świę​ci​li nie​zli​czo​ne go​-
dzi​ny, by po​móc mi do​pra​wić moją po​wieść ję​zy​-
kiem hisz​pań​skim i kul​tu​rą mek​sy​kań​ską. Wszel​-
kie ewen​tu​al​ne błę​dy są wy​łącz​nie moją winą, ale
mamna​dzie​ję,żeitakje​ste​ściezemniedum​ni.

Mampraw​dzi​weszczę​ściemiećwspa​nia​łąprzy​-

ja​ciół​kęwoso​bieKa​renHar​ris,któ​rawspie​ramnie
tak w ży​ciu oso​bi​stym, jak i za​wo​do​wym. Od po​-
cząt​ku mo​jej ka​rie​ry pi​sar​skiej otrzy​mu​ję ogrom​ne
wspar​cieido​pingzestro​nyMa​ri​lynBrantije​stem
nie​zwy​kle wdzięcz​na za jej przy​jaźń. Nie osią​gnę​-
ła​bymtego,couda​łomisięosią​gnąć,gdy​byniete
dwiepa​nie.Nali​ścieprzy​ja​ciółiczłon​kówro​dzi​ny,
któ​rzy zna​czą​co przy​czy​ni​li się do roz​wo​ju mo​jej
ka​rie​ry, a tak​że tej książ​ki, znaj​du​ją się: Ale​sia
Hol​li​day,RuthKauń​nan,Eri​kaDa​nou-Ha​san,Sara
Da​niel, Eri​ca O’Ro​ur​ke, Mar​tha Whi​te​he​ad, Lisa
La​ing, Shan​non Gre​eland, Amy Kahn, Deb​bie Fe​-
iger, Ma​rian​ne To, Ran​di Sak, Wen​dy Kus​sman,

background image

Lia​ne Fre​ed, Ro​ber​ta Ka​iser i oczy​wi​ście Dy​lan
Har​ris(orazJe​susiCar​los),któ​ryza​po​znałmnieze
slan​giem mło​dzie​żo​wym — wa​sze mamy mogą
byćzwasdum​ne.

Wiel​kiedzię​kidlamo​jejagent​kiKri​stinNel​soni

re​dak​tor​ki Emi​ly Easton za to, że rów​nie jak mnie
za​le​ża​łoimnatym,byksiąż​kauka​za​łasięwdru​-
ku.

Fran,Sa​man​thaiBrettjadązemnąnatymsa​-

mymwóz​kuichcia​ła​bym,żebywie​dzie​li,żesądla
mnienie​usta​ją​cymźró​dłemin​spi​ra​cji.Dzię​ku​jęteż
mo​jejsio​strzeTa​mar,któ​rapo​ka​za​łamicotowy​-
trwa​łość.

Moja bli​ska przy​ja​ciół​ka Nan​ci Mar​ti​nez po​-

świę​ci​ła swo​je ży​cie oso​bom wy​ma​ga​ją​cym szcze​-
gól​nejtro​skiichcia​ła​bymjejpo​dzię​ko​waćzato,że
po​zwo​li​ła mi spę​dzić czas ze swo​imi pod​opiecz​ny​-
mi.Tonie​zwy​kleszczę​śli​wagru​paosób.

Moje sio​stry blo​ger​ki z www.bo​oks​boys​-

buzz.comtogru​papi​sa​rektwo​rzą​cychdlamło​dzie​-
żywcho​dzą​cejwdo​ro​słość—je​stemszczę​śli​wa,że
mogę z wami być. Dziew​czy​ny, je​ste​ście prze​za​-
baw​ne. Dzię​ku​ję za sto​wa​rzy​sze​nie Ro​man​ce Wri​-
tersofAme​ri​ca,azwłasz​czazajegood​dzia​łyChi​-
ca​go-NorthiWin​dyCity.

Dzię​ku​ję Sue He​ne​ghan z wy​dzia​łu po​li​cji w

Chi​ca​go nie tyl​ko za to, że jest po​li​cjant​ką i po​-
świę​caswo​jeży​ciedlado​brain​nych,aleteżzato,

background image

żeza​po​zna​łamniezte​ma​ty​kągan​gówipod​su​wa​-
ła mi co​raz to nowe wy​zwa​nia pod​czas pra​cy nad
książ​ką.

Na ko​niec chcia​ła​bym po​dzię​ko​wać swo​im czy​-

tel​ni​kom. To naj​wspa​nial​sze, co może być w pi​sa​-
niupo​wie​ści.Cie​sząmniewszyst​kiewa​szeli​sty—
wy​sy​ła​nepocz​tątra​dy​cyj​nąielek​tro​nicz​ną.Chcia​-
ła​bympo​dzię​ko​waćczy​tel​nicz​kom,któ​repo​ma​ga​ją
mi w szcze​gól​ny spo​sób: Le​xie (któ​ra mo​de​ru​je
mojefo​rum)orazSu​saniDia​nie,któ​rymna​le​żysię
ty​tułSu​per​czy​tel​ni​czek.

Za​wszesięcie​szęzkon​tak​tówzmo​imiczy​tel​ni​-

ka​mi. Nie za​po​mnij​cie zaj​rzeć na moją stro​nę:
www.si​mo​ne​el​ke​les.com!


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Chemia 9.01.2008, Chemia
Chemia 01, Studia, Chemia, chemia7
Chemia 01
2004-12-01 - odp, Matura, matura, Chemia - Matura, Chemia - matura testy
Chemia Jadrowa 01 [tryb zgodnosci]
chemia lato 01 07 08
2012 01 20 chemia arkuszid 2775 Nieznany (2)
Kolokwium 01.12.11, PWR, Inżynieria Środowiska, semestr 3, Chemia Wody
chemia analityczna wyklad 01
01. Postacie kosmetyków pielęgnacyjnych, Studium kosmetyczne, Chemia kosmetyczna
TEST z 22.01.09 pytania, Budownictwo PK, chemia
01 POL, chemia analityczna
CHEMIA, Zastosowanie Gliceryny, Gliceryna (glicerol; ATC: A 06 AX 01) - organiczny związek chemiczny
Chemia wykłady, koło II sem v.3.01, Izomeria optyczna
Chemia 16.01.2008, Chemia
Kolokwium 01.12.11, chemia wody
01 otrzymywanie ok, Technologia chemiczna pw, 1rok, chemia kolosy egz
Pytania ChW Wb 2011 01.12, chemia wody

więcej podobnych podstron