Zapomniany holocaust Polacy pod okupacją niemiecką 1939 1944 Richard C Lukas fragm

background image

Zapomniany holocaust - Polacy pod okupacją niemiecką 1939-1944

Richard C.Lukas

Tytul

Zapomniany holocaust - Polacy pod okupacją niemiecką 1939-
1944

Autor

Richard C.Lukas

Miejsce wydania

Kielce

Wydano w roku

1995

ISBN

83-85957-36-7

Wydawnictwo

Wydawnictwo JEDNOŚĆ

Adres wydawnictwa

25-013 Kielce
ul. Jana Pawła II 4
Tel:
Fax:

Adres wydawnictwa w
internecie
Email
Elektroniczna wersja ksiazki

Fragmenty książki Richarda C.Lukasa "Zapomniany holocaust - Polacy pod okupacją
niemiecką 1939-1944"

Hitlerowcy pragnęli stworzyć społeczeństwo oparte na kryteriach rasowych. Spomiędzy Polaków i
osób innych narodowości wschodniej Europy wybierali tych, którzy nadawali się do zniemczenia.
Polski naród traktowany był na równi z Żydami, Cyganami, Białorusinami i Ukraińcami jako rasa
obca. Niemniej, zdaniem hitlerowców, około trzech procent Polaków zamieszkujących anektowane

background image

tereny, stanowiło dobry materiał do germanizacji. Cel był oczywisty; 9 maja 1940 roku Himmler
oświadczył: "Ze względów narodowych i politycznych konieczne jest zabezpieczenie
anektowanych terenów wschodniej Europy, a później Generalnej Guberni dla osób krwi teutońskiej
po to, by uczynić ową zagubioną germańską krew przydatną dla naszego społeczeństwa".
Hitlerowcy planując wzrost "pożądanej rasowo" populacji niemieckiej, hamowali jednocześnie
rozwój polskiej inteligencji, która z niemieckiego punktu widzenia była ongiś niemiecka, ale z
biegiem czasu spolonizowała się. Istnieje zdumiewająca opinia strony niemieckiej, że przywódcy
polskiego ruchu oporu posiadali znaczny procent krwi nordyckiej, który "pozwala im aktywnie
działać w przeciwieństwie do pogrążonych w fatalizmie elementów słowiańskich". Rzeczywiście:
gdyby osoby te zgermanizować, Polacy pozostaliby bez dynamicznych przywódców.
Hitlerowcy szczegółowo klasyfikowali ludzi, w których żyłach płynęła germańska krew i zależnie
od kategorii przydzielali im prawa i obowiązki. Volkslista (Lista Narodowa) dzieliła ludzi na cztery
kategorie. Klasę I stanowili Niemcy, którzy przed wojną popierali hitlerowców. Do klasy II należeli
Niemcy, którzy wprawdzie nie brali udziału w toczonej przez hitlerowców batalii, ale posiadali
narodowość niemiecką. Do klasy III zaliczani byli ludzie pochodzenia niemieckiego, którzy choć
związani w jakiś sposób z narodem polskim, pragnęli poddać się germanizacji; do tej kategorii
wliczano również Niemców żyjących w związkach mieszanych -kobiety lub mężczyzn -oraz
pochodzące z takich związków dzieci. Klasę IV stanowili ludzie pochodzenia germańskiego,
którzy spolonizowali się i opierali germanizacji". Osoby mieszczące się w którejś z kategorii
Volkslisty, ale wypierające się związków z Niemcami, traktowane były bardzo surowo. Zazwyczaj
kończyło się to wysyłką do Niemiec lub do obozu koncentracyjnego. Brunhilda Muszyńska, z
domu von Wattman, poślubiona Polakowi, wyparła się swego niemieckiego pochodzenia, czym
wyprowadziła z równowagi przesłuchującego ją hitlerowca. "Skoro daje tak fatalny przykład
narodowi, któremu zawdzięcza swą pozycję i zdolności umysłowe, proponuję odesłać ją
niezwłocznie do Niemiec".

Hitlerowcy czynili wysiłki, by programem germanizacji objąć całe grupy etniczne, np.
mieszkańców Warmii, Mazur i Kaszub. Masowa germanizacja była dla nich rzeczywiście
korzystniejsza, gdyż oszczędzała im poniżających śledztw, kontroli oraz przesłuchań. W ten
właśnie sposób zgermanizowano większą część Śląska. Akcji tej towarzyszyło tworzenie kartotek
personalnych zawierających odciski palców obywateli. Oznaczało to całkowitą likwidację
polskiego życia kulturalnego na tamtych terenach. Polskie podziemie nie uważało tych ludzi za
zdrajców, ponieważ Volksdeutschami stawali się pod przymusem. Tych natomiast, którzy z własnej
woli rejestrowali się jako Volksdeutsche -zwłaszcza w Generalnej Guberni, gdzie nie istniał tego
rodzaju przymus -uznawano za renegatów i sądzono zgodnie z prawem podziemnego państw. W
miarę trwania wojny Niemcy starali się powiększać szeregi Volksdeutschów; w tym celu odrzucano
nawet pompatyczne hasła o rasowej czystości. Jeden z przywódców polskiego podziemia, Stefan
Korboński, oświadczył, że w roku 1942 na terenach włączonych do Rzeszy automatycznie
wciągano na Volkslistę i wcielano do armii niemieckiej Polaków w wieku poborowym. Podczas
operacji na Zamojszczyźnie Niemcy przesiedlili jedną trzecią ludności tamtych terenów do
Niemiec celem germanizacji. Ta farsa zniemczania mogłaby nawet być śmieszna, gdyby nie
pociągała za sobą tylu ofiar. Jedno z najnowszych opracowań historycznych wyjątkowo trafnie
opisuje tę sytuację: "Rodziny, które kwalifikowały się do statusu Volksdeutschów, mogły
równolegle ubiegać się o to, by tylko część rodziny trafiła na tę listę. W ten sposób zyskiwały
swych przedstawicieli w dwóch światach, których losy mogły różnie się potoczyć. Dawało to z obu
stron fałszywe dokumenty, kradzione kartki żywnościowe i podrobione drzewa rodowe. Od dawna
bowiem hitlerowscy urzędnicy rywalizowali ze sobą. Gauleiter Forster zarejestrował wszystkich
mieszkających w Gdańsku Polaków jako Niemców; po prostu aby dokuczyć SS".

Jak już mówiłem, ważny element niemieckiego programu degradacji biologicznej narodu polskiego
i związanego z tym wzrostu potęgi Niemiec, stanowiło odbieranie rodzicom i germanizacja

background image

polskich dzieci. Program ten realizowano przede wszystkim na ziemiach anektowanych, ale także z
terenów Generalnej Guberni deportowano do Niemiec i poddano przymusowej germanizacji
tysiące polskich dzieci. Znalazły się tam osoby nie tylko pochodzenia niemieckiego, ale też dzieci z
polskich rodzin, jeśli odpowiadały hitlerowskim kryteriom rasowym. 18 czerwca 1941 roku
Himmler oświadczył: "Uważam za słuszne, aby odbierać małe dzieci polskim rodzinom o
szczególnie dobrych cechach rasowych i kształcić je później w naszych specjalnych instytucjach i
domach dziecka, które jednak nie powinny być zbyt duże". Operację germanizacji polskich dzieci
Niemcy zapoczątkowali na ziemiach włączonych do Rzeszy. Najpierw wywożono małych
mieszkańców polskich domów dziecka; później akcję rozszerzono na dzieci adoptowane. W
drugiej fazie realizacji programu Niemcy zaczęli wysyłać dzieci do starej Rzeszy. Na Śląsku, gdzie
wszystkich mieszkańców uważano za Niemców, germanizacja nie pociągała za sobą deportacji,
lecz gdy rodzice lub rodzice przybrani nie chcieli podpisać Volkslisty, odbierano im dzieci. Podatne
na wynarodowienie były dzieci Polek wysłanych do Niemiec na roboty przymusowe. Jeśli
słowiańskie robotnice nie spełniały kryteriów rasowych, hitlerowcy nakazywali aborcję. Jeśli
natomiast ciąża z ich punktu widzenia rokowała pomyślny wynik, szczególnie gdy ojcem dziecka
był Niemiec, dopuszczano do jego urodzenia, po czym oddawano je Narodowo-Socjalistycznemu
Stowarzyszeniu Opieki Społecznej.

Czasem, gdy rodzice trafili do więzienia, obozu koncentracyjnego lub na roboty przymusowe do
Niemiec, władze siłą odbierały dziecko, nawet jeśli znalazło się pod opieką krewnych. Ten sam los
spotykał dzieci, których rodzice zginęli w egzekucji. Wspomniałem już, że tysiące dzieci o
niebieskich oczach i jasnych włosach wysłano z Zamojszczyzny do Rzeszy celem
zgermanizowania. Tylko w ramach tej jednej akcji deportowano 30 000 osób; szacuje się, że
spośród nich do Rzeszy trafiło 4 454 dzieci w wieku od dwóch do czternastu lat. Inną metodą była
wysyłka dorastającej młodzieży -chłopców i dziewcząt -na roboty przymusowe, by eksploatować
ją rasowo i ekonomicznie. Gdy dziecko zostało wysłane do Niemiec, nie oznaczało to jeszcze, że
będzie Niemcem. Hitlerowcy poddawali je eksperymentom medycznym i psychologicznym dla
określenia podatności na wynarodowienie. Specjaliści od rasy preferowali dzieci nie starsze niż
ośmio-dziesięcioletnie, lecz w wielu przypadkach kryteriom tym odpowiadały nawet nastolatki w
wieku siedemnastu i więcej lat. Podczas selekcji specjaliści klasyfikowali je do jednej z trzech
kategorii: mające cechy pożądane, mieszczące się w granicach normy oraz niepożądane w punktu
widzenia rasy aryjskiej. Celem testu było nie tyle ustalenie niemieckiego pochodzenia kandydatów,
co wybranie dzieci wybitnych pod względem fizycznym i umysłowym. Dzieci, które zostały
przeznaczone do germanizacji, umieszczano w szkołach lub instytucjach prowadzonych przez
Lebensborn, SS lub NSV. Niemcy przede wszystkim starali się zniszczyć polską tożsamość.
Dzieciom nie wolno było mówić w języku ojczystym; gdy nie stosowały się do tego zakazu, bito je
i głodzono. Jeśli rodzice żyli, dzieciom nie wolno było spotykać się z nimi. Wcielano je do
hitlerowskich organizacji młodzieżowych, jak Hitlerjugend albo Bund Deutscher Maedel. Celem
zupełnego wynarodowienia Niemcy zmieniali im polskie nazwiska i wystawiali fałszywe metryki
urodzenia. Często nowe nazwiska zachowywały pierwsze litery polskiego oryginału -i tak:
Sosnowska stawała się Sosemann, Mikołajczyk-Micker, a Witaszek -Wittke; najwyraźniej intencją
Niemców było, aby nazwiska te zlały się w pamięci dziecka, a ich pierwotne brzmienie całkowicie
zamazało się w pamięci. Czasami nowe nazwisko stanowiło transliterację poprzedniego: Piątek
-Pionteck, Jesionek -Jeschonnek. Niektóre były dokładnym tłumaczeniem: Ogrodowczyk
-Gaertner, Młynarczyk -Mueller. Trudno dokładnie ustalić liczbę małych Polaków poddanych
procesowi germanizacji, ale jedno z polskich źródeł szacuje ją na około 200 000.

(...)

Polscy robotnicy deportowani do Rzeszy nosili na ubraniach literę "P" w kolorze fioletowym,
odróżniającą ich od ludności miejscowej, której nie wolno było nazbyt po ludzku odnosić się do
obcych, ani też utrzymywać z nimi kontaktów towarzyskich. Polakom zakazano chodzenia do

background image

kościoła i do kina, używania środków transportu publicznego oraz nawiązywania kontaktów
seksualnych. "Metody takie stosować bez najmniejszych wyrzutów sumienia" -głosiła jedna z
dyrektyw. Wielu Niemców otrzymało surowe wyroki sądowe za okazywanie sympatii Polakom.
Człowiek nazwiskiem Karl Lossin płacił za bilety kolejowe pewnego Polaka i chodził z nim do
kina; sąd niemiecki skazał go za to na dziewięć miesięcy więzienia. Za podarowanie Polakowi
pudełka papierosów, czterdziestodziewięcioletni Niemiec z Halberstadtu został na miesiąc
pozbawiony wolności. Kiedy pewien bauer pozwolił Polakowi utrzymywać korespondencję z
rodziną, poszedł do aresztu na cztery miesiące. Jeden z niemieckich apeli głosił: "Niemcy! Polacy
nie mogą być waszymi towarzyszami. Polacy są niższą rasą, bez względu na to czy pracują na
farmie, czy w fabryce. Bądźcie zawsze prawdziwymi Niemcami i nie zapominajcie, że należycie
do Rasy Panów" (Herrenvolk).

Osobom narodowości polskiej nie wolno było utrzymywać stosunków seksualnych nawet
pomiędzy sobą; za stosunki z Niemkami lub (w przypadku kobiet) z Niemcami groziła śmierć. Na
początku 1941 roku Himmler z tego właśnie powodu nakazał egzekucję 190 polskich pracowników
rolnych. Już w obozie w Buchenwaldzie hitlerowcy wybrali najmłodszych polskich więźniów do
roli katów przy wieszaniu współrodaków. Przedłużająca się wojna pochłaniała życie coraz większej
liczby Niemców i hitlerowcy zaczęli wcielać do armii tysiące Polaków. Premier Władysław
Sikorski wyliczył, że w czerwcu 1942 roku zagarnęli do wojska 70 tysięcy mieszkańców Pomorza i
100 tysięcy Ślązaków; większość z nich służyła w jednostkach pomocniczych. Sikorski stwierdził:
"Zdecydowany opór i masowa dezercja ofiar tych kaperskich łapanek, niesłychanych w XX wieku,
już teraz prowadzą do licznych wyroków śmierci w ojczystym kraju". W roku 1943 OSS (Biuro
Służb Strategicznych) donosiło o Polakach walczących w jednostkach niemieckich we Francji, a
nawet na froncie wschodnim.

Wszystkie narody, które znalazły się podczas II wojny światowej pod okupacją hitlerowską,
poznały smak terroru. Żaden jednak naród nie wycierpiał tyle, co Polacy, którzy ginęli nie tylko za
czynny lub bierny opór, ale też za zwykłe nieprzestrzeganie godziny policyjnej czy handel na
czarnym rynku; często wreszcie za sam fakt bycia Polakiem. Za różne antyniemieckie
oświadczenia lub manifestowanie swych uczuć -Niemcy określali to mianem "wrogiego
nastawienia" -rozstrzeliwano nawet dzieci poniżej szesnastu lat. Polak częstokroć ginął za to, że nie
ustąpił z drogi nadchodzącemu z przeciwka Niemcowi albo że nie zdjął przed nim czapki. Na
Francuzów czy Belgów Niemcy jakoś nie urządzali łapanek i nie strzelali do nich na ulicach z byle
powodu, a często i bez najmniejszej przyczyny. Ludzie żyli w ciągłym strachu przed
aresztowaniem, torturami, śmiercią. Nikt nie był pewien, czy wychodząc rano z domu, powróci
tam wieczorem.

Niemcy mordowali Polaków z różnych powodów: w ramach represji, akcji odwetowych, czy po
prostu z rasowej nienawiści. W żadnym kraju okupowanej Europy hitlerowska machina terroru nie
była tak rozwinięta jak w Generalnej Guberni. W okresie od października 1939 roku do września
roku 1944 na terenach Polski stacjonowało od 50 do 80 tysięcy esesmanów i policjantów,
wspieranych siłami Wehrmachtu, które rzadko kiedy liczyły mniej niż 400 tysięcy żołnierzy; w
czerwcu 1941 roku ich liczba sięgnęła 2 milionów, a we wrześniu 1944 roku -miliona. Jakkolwiek
najdotkliwszych strat doznała Warszawa -od listopada 1939 roku do lipca 1944 roku zginęło w niej
w sumie 35-40 tysięcy mieszkańców -to pozostałe miasta, takie jak Radom, Lublin, Kielce czy
Częstochowa, również padły ofiarą terroru. Pisałem już, że podczas kampanii wrześniowej
najeźdźcy mordowali raczej przypadkowe osoby i dopiero potem przystąpili do bardziej
systematycznej akcji wobec polskiej inteligencji oraz "przeciwników politycznych". W latach
1939-41 ludność rdzennie polska była bardziej jeszcze niż Żydzi narażona na aresztowania,
deportację i śmierć; Żydów bowiem dopiero zapędzano do gett. Emmanuel Ringelblum, znany
żydowski historyk, któremu pomoc Polaków przedłużyła życie, zanotował w swoim dzienniku pod
datą 8 maja 1940 roku, że Polacy deportowani są do Rzeszy, a żydowscy fryzjerzy muszą ich

background image

przedtem strzyc. Jak zauważył inny żydowski historyk, Polacy pragnący uniknąć grożących
deportacją lub egzekucją łapanek odkryli "niezwykły sposób ratunku -gwiazdę Dawida". Kupowali
mianowicie lub pożyczali te odznaki, by przy ich pomocy wymknąć się obławie. W tym czasie
nawet Żyd, jeśli udowodnił, że nie jest ukrywającym się Polakiem, był bezpieczny. Z czasów
poprzedzających masowy wywóz Żydów do obozów śmierci, pochodzi raport informatora OSS, że
Polacy traktowani są przez Niemców dużo gorzej niż Żydzi. Gubernator Frank nie mylił się
mówiąc, że represje Niemców nie mają nic wspólnego z akcjami obronnymi. 19 stycznia 1940
roku oświadczył: "Do Polaków odnoszę się jak do wszy. W przypadkach, gdy stosowane przez nas
środki nie odnoszą skutku lub jakaś akcja Polaków daje mi powód do wkroczenia, bez wahań
podejmuję najbardziej drakońskie środki". Po raz pierwszy zasadę zbiorowej odpowiedzialności
zastosowano na przedmieściach Warszawy -w osiedlu Zielonka. Hitlerowcy aresztowali tam 11
osób, ale dwie z nich zbiegły. Resztę zatem zastrzelono. Pośród ofiar znalazło się trzech szesnasto
czy siedemnastoletnich harcerzy. Pretekstem do mordu stał się wykonany ręcznie plakat ze
słowami polskiej poetki, Marii Konopnickiej: "Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ni dzieci
nam germanił". We wsi Wawer pod Warszawą Niemcy zamordowali 75 osób. Pośród nich znalazł
się czterdziestoletni urzędnik Narodowego Banku Gospodarczego w Warszawie, Daniel Gering, z
pochodzenia Niemiec. Ku zdumieniu hitlerowców ten człowiek noszący nazwisko marszałka
Rzeszy upierał się, że jest Polakiem. "Czy wiesz, czym to grozi?" -spytali. "Tak, wiem, ale jestem
Polakiem" -odrzekł Gering. Dwukrotnie wywoływali go z szeregu domagając się, żeby powiedział
im tylko, że jest Niemcem. Gering odmawiał. Wtedy pobili go dotkliwie. Zgodnie z relacją
świadka, kiedy Gering upierał się przy polskości, po prostu został zmasakrowany. W 1944 roku w
Krakowie Frank oświadczył zebranym Niemcom: "Nie wahałem się ogłosić, że za życie każdego
Niemca odda życie 100 Polaków".

W rzeczywistości odwet pociągał za sobą często dużo większą liczbę ofiar. Zdarzało się, że w
rewanżu za śmierć jednego Niemca ginęło 200-400 Polaków. Na Lubelszczyźnie w odwecie za
śmierć jednej rodziny niemieckich osadników, hitlerowscy wymordowali całą ludność wsi Józefów.
Zgodnie z zaleceniem generała SS, Bacha-Żelewskiego, każdy oficer w randze od kapitana wzwyż
miał prawo, bez odwoływania się do wyższych instancji, w odwecie za śmierć Niemca odebrać
życie od 50 do 100 Polakom. Polskie podziemie donosiło o wzmożonej fali terroru, jaki nastąpił
pod koniec roku 1942 i na początku 1943 i charakteryzował się ogromną ilością łapanek, których
ofiary zsyłano na roboty przymusowe lub zabijano na miejscu. 21 stycznia 1943 roku komendant
główny AK, gen. Rowecki, pisał do polskich władz w Londynie: "Przez kraj przeszła nowa fala
terroru". Rowecki miał rację -polowania na ludzi w całej Generalnej Guberni w połowie stycznia
osiągnęły takie natężenie, że Polacy obawiali się, iż Niemcy zamierzają eksterminować całą polską
ludność, podobnie jak to czynili z Żydami. Jedno z lewicowych pism podziemnych radziło
odpowiednio przygotować się na wypadek aresztowania: schować przy sobie pieniądze i jakieś
proste narzędzia, by móc potem podjąć próbę ucieczki z pociągu wiozącego aresztowanych na
śmierć. "Jeśli komuś grozi aresztowanie, powinien ukryć się tak, jak pozwalają na to miejscowe
warunki, a najważniejszym nakazem obecnej chwili jest wzajemna pomoc i współpraca w imię
przetrwania narodu i społeczeństwa" -upominała Gwardia Ludowa.

Terror osiągnął punkt kulminacyjny jesienią 1943 roku, kiedy Frank nakazał w Warszawie
publiczne egzekucje. Jego dekret zawierał klauzulę, w myśl której policji wolno było na miejscu
zastrzelić każdego podejrzanego. Pierwsza uliczna kaźń odbyła się w Warszawie 16 października
1943 roku i pochłonęła życie 25 osób. Od tej chwili codziennie prawie, aż do 15 lutego 1944 roku,
miały miejsce podobne egzekucje; dopiero po zamachu na Franza Kutscherę, szefa SS i policji w
dystrykcie warszawskim, egzekucje wstrzymano. Ale w ruinach warszawskiego getta ciągle
rozstrzeliwano ludzi, tyle że potajemnie. Między 16 października 1943 roku a 15 lutego 1944
odbyły się 33 uliczne kaźnie, w których śmierć poniosło l 528 niewinnych osób. Zabijanym w
publicznych egzekucjach Niemcy związywali ręce i zakrywali oczy; jednak początkowo nie
kneblowali ust. Pozwalało to ofiarom na chwilę przed śmiercią wznosić patriotyczne okrzyki w

background image

rodzaju: "Niech żyje Polska!"; dlatego też oprawcy zaczęli owijać im głowy, a do ust wciskać
szmaty nasączone jakimś narkotykiem. Jeszcze później zalepiano skazańcom usta gipsem lub
zaklejano plastrem. Początkowo ludzie szli na śmierć w ubraniach; z czasem kazano im się
rozbierać do bielizny. Odbierano nawet buty. Czasami dostawali więzienne ubrania lub zgoła tylko
papierowe spodnie. Tych, którzy przeżyli pierwsze strzały, dobijano uderzeniami kolb. Po
egzekucjach oprawcy ładowali zwłoki do ciężarówek, wywozili w ruiny getta i tam palili. Nocą
przez megafony wyczytywane były nazwiska ofiar. Polacy nie znosili tych, czytanych chrapliwym
głosem, monotonnych rejestrów, ale słuchali ich, szukając nazwisk przyjaciół i krewnych. Zasadę
zbiorowej odpowiedzialności stosowano zarówno w miastach, jak i na wsi. W mieście jednak nikt
nie był pewien, na kogo padnie los. Każdy mógł trafić na łapankę lub zostać rozstrzelany. Na
prowincji natomiast Niemcy ogłaszali nazwiska znanych w danej okolicy osób, które na okres
dwóch-trzech miesięcy brano na zakładników. Jeśli w tym czasie ruch oporu zabił jakiegoś
Niemca, ludzie ci odpowiadali za to własnym życiem.

Głośno było o mordzie, dokonanym na 192 osobach w czeskiej wiosce Lidice, spacyfikowanej za
śmierć generała SS, Reinharda Heydricha. Jeden z polskich kurierów zauważył jednak, że "w
Polsce mieliśmy tysiące takich Lidic". Zgodnie z jednym z polskich źródeł, z 769 akcji
represyjnych przeprowadzonych na polskich wsiach, każda pochłonęła co najmniej dziesięć ofiar.
W sumie, w latach 1939-1945 Niemcy wymordowali 19 792 osoby; bez wątpienia miała miejsce
trudna do ustalenia liczba podobnych akcji, o których nie wspominały żadne raporty, gdyż każda z
nich pochłonęła życie mniej niż 10 osób. Hitlerowcy spacyfikowali około 300 wiosek; spośród
nich należy wymienić te, w których straciło życie co najmniej sto osób: Rajsk (140 zabitych),
Krassowo-Czestiki (259), Michniów (203), Skloby (215), Kulno (100), Cyców (111), Olszanka
(103), Borów (232), Łazek (113), Szczecyń (368), Józefów (169), Sumin (118), Jamy (147), Kitów-
Nawóz (174), Sochy (181), Milejów (150), Kaszyce (117), Wanajty (109), Mrozy (ponad 117),
Krusze (148), Lipniak (370). Podczas pacyfikacji bombardowano też niektóre wsie, jak na
przykład: Monty Dolne, Monty Górne, Pawłów, Tokary, Sochy i Klew.

Dwa tysiące obozów koncentracyjnych, których sieć niczym pajęczyna spowijała terytorium całego
kraju, stanowiło najdramatyczniejsze świadectwo lat okupacji i skutków hitlerowskiej doktryny
rasowej w Polsce. Obozy, takie jak w Bełżcu, Chełmnie, Sobiborze czy Sztutowie (Stuffhof),
budowano wyłącznie w celu eksterminacji. Trzy największe obozy zagłady -Oświęcim-Brzezinka,
Majdanek i Treblinka -pochłonęły miliony ludzkich istnień. Leżący na zachodzie obecnego
terytorium Polski obóz w Gross Rosen traktowany był początkowo jako obóz pracy. Na terenach
Niemiec również istniało szereg obozów; najbardziej znane z nich to: Dachau, Ravensbrueck,
Buchenwald, Sachsenhausen i Mauthausen. Główne jednak obozy śmierci umieszczono w Polsce.
Tutaj bowiem mieszkało najwięcej przyszłych ofiar hitleryzmu -Polaków i Żydów.

W przeciwieństwie do Żydów, którzy ginęli najczęściej w komorach gazowych, większość
Polaków została stracona w masowych egzekucjach, zginęła z głodu lub w efekcie morderczej
pracy. Również jednak w obozach znalazły śmierć setki tysięcy Polaków. Pierwszymi więźniami
Oświęcimia stali się właśnie Polacy, którzy do 1942 roku, to jest do czasu, gdy zaczęli napływać
tam Żydzi, stanowili w obozie znakomitą większość. W Stutthof do roku 1942 również 90 procent
więźniów stanowili Polacy. Pierwszej egzekucji przy użyciu trujących gazów dokonano na 300
Polakach i 700 radzieckich jeńcach wojennych. Do obozów koncentracyjnych trafiło tylu Polaków,
że praktycznie każda polska rodzina miała kogoś, kto byt torturowany i stracony w obozie. Przez
Dachau przeszło ich 35 tysięcy, w Ravensbrueck uwięziono około 33 tysiące polskich kobiet. W
Sachsenhausen zginęło 20 tysięcy obywateli polskich; w Mauthausen -30 tysięcy, a w
Neuengamme -17 tysięcy.

W wyniku trwającej blisko sześć lat wojny zginęło 6 028 000 obywateli polskich, czyli
dwadzieścia dwa procent ogólnej liczby mieszkańców -największy odsetek ze wszystkich

background image

okupowanych krajów Europy. W przybliżeniu połowę ofiar stanowili rodowici Polacy, pozostałe 50
procent -polscy Żydzi. Około 5 384 000 osób, czyli 89,9 procent ofiar (tak Żydów, jak i osób
narodowości polskiej) zginęło w więzieniach, obozach śmierci, podczas nalotów bombowych, na
skutek egzekucji, w wyniku likwidacji gett, wskutek epidemii, w efekcie głodu, wyczerpującej
pracy i koszmarnych warunków życia.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
16 ZIEMIE POLSKIE POD OKUPACJˇ NIEMIECKˇ 1939
20 wiek, Ziemie polskie pod okupacją niemiecką i radziecką
ziemie polskie pod okupacją niemiecką i radziecką
Ziemie polskie pod okupacją niemiecką, NAUKA
Ziemie polskie pod okupacją niemiecką
ziemie polskie pod okupacją niemiecką i radziecką
historia adm, Administracja ziem polskich pod okupacja niemiecką., Administracja ziem polskich pod o
Karty pracy, wid6 k pracy r v t4 polacy pod okupacja
16 Ziemie Polskie pod okupacja Niemiecka
Społeczeństwo polskie pod okupacją Niemiecką i Sowietów
ziemie polskie pod okupacją niemiecką i radziecką
Stanisław Salmonowicz Tragiczna noc okupacji niemieckiej o problematyce kolaboracji oddolnej w Gen
Polska pod okupacją(1), Testy, sprawdziany, konspekty z historii
Ziemie polskie pod okupacją radziecką

więcej podobnych podstron