1
−
Zniknęło – powiedziała po raz setny, gdy Oliver wykręcał jej ramię trzymając je pod światłem tak
mocnym, że miała wrażenie, iż to laser rozcina jej skórę – Hej! Powiedziałam, że już tego nie ma.
Oliver trzymał ją uściskiem tak mocnym, że wiedziała, iż wyryje tym na jej skórze własny tatuaż, najpierw
niebieski, później purpurowy, a na końcu czarny.
−
A ja Ci mówię, że Bishop mógł celowo zmylić nas co do zniknięcia jego znamienia – przerwał – Jak
zwykle zignorowałaś rozkaz i opuściłaś miejsce, gdzie miałaś przebywać, narażając nas na wielkie ryzyko.
−
Puść ją, Oliver – powiedziała Amelie zza olbrzymiego, wytwornego biurka. Bębniła swoimi doskonałymi
paznokciami na jego blacie, wywołując tym dźwięk podobny do tego, który wydobywają kości stukające o
marmur.
−
Mogła nas już do tej pory zdradzić wiele razy, ale tego nie zrobiła. Możemy więc chyba dać jej kredyt
zaufania na razie.
Oliver puścił ją i odsunął się krzyżując ramiona. Głos, który stanął w jej obronie należał do Sama Glassa
siedzącego na krześle obok amelie. Wyglądał prawie jak Michael, poza dość długimi już czerwonym włosami
tworzącymi teraz na jego głowie plątaninę fal i loków. Oliver przemierzał pokój. Niedaleko stał Richard Morrell
obserwując go w taki sposób, jakby chciał się do niego przyłączyć, ale był na to zbyt zmęczony. Michael
przysunął się do Claire, położył jej rękę na ramieniu i odprowadził niedaleko miejsca przy ścianie, gdzie leżała
Hannah Moses, przyglądająca się zafascynowana i jednocześnie zmartwiona. Claire wiedziała co ona czuła.
Być wrzuconym na głęboką wodę wypełnioną rekinami i walczyć o życie. Niezbyt pocieszająca była myśl, że
część z nich jest przyjazna. W każdej chwili mogły odwrócić się i odgryźć nogę.
–
Gdzie jest Myrnin? - szepnęła Claire.
Michael potrząsnął głową.
–
Jest gdzieś tu?
–
Nie mam pojęcia – wyszeptał – Amelie gdzieś go wysłała, nie wiem gdzie.
–
Michael – powiedziała amelie – Umówiliśmy się na kredyt zaufania, a nie całą historię. Bądź cicho.
Wstała i Claire zauważyła, że znów się przebrała. Tym razem w idealny bladoróżowy garnitur,
wyglądający jakby był prosto z paryskiego wybiegu. Zupełnie nie pasujący do okoliczności.
–
Claire, dziękuję za przyniesienie rzeczy, o które prosiłam dr. Millsa oraz uratowanie go. Powinnam Ci
powiedzieć, że wraca do zdrowia.
Jej jasne oczy wpatrywały się w nią w skupieniu, gdy nagle spytała:
–
Czy mogę Cię ostrzec?
Zawsze uprzejma – taka była Amelie, gdy stawała się niebezpieczna. Powoli rozprostowała rękę Claire.
Jej dotyk był zimny i delikatny. Nie badała jednak skóry, jak wcześniej Oliver, ale przebiegła koniuszkami
palców po jej powierzchni. Nagle puściła jej ramię.
–
Michael – powiedziała do wampira, który wciąż trzymał rękę na drugim ramieniu Claire – proszę
zabierz Claire do jej przyjaciół. Jestem pewna, że oboje wolelibyście być teraz z nimi.
–
Ale – Claire oblizała usta – Nie potrzebujesz mnie tu? Do pomocy?
–
Pomożesz, gdy zajdzie taka potrzeba – odpowiedziała Amelie – Na razie możesz odejść. Musimy
wyrwać kilku moich ludzi spod wpływu Bishopa. Obecność świadków mogłaby zakłócić ten proces.
–
Będzie gorzej, jeśli nam się nie uda – wtrącił niezbyt uprzejmym tonem wciąż spacerujący Oliver –
2
Mam nadzieję, że nie lubisz tego dywanu?
Amelie zignorowała go: - Myrnin i dr Mills powiedzieli mi, że prace nad serum nie mogą być
kontynuowane, jeśli nie zdobędziemy więcej krwi Bishopa, zgadza się? - Claire przytaknęła – Trudne do
wykonania, obawiam się, ale zrobimy wszystko by ją zdobyć.
–
Rozmawialiśmy o oszołomieniu go.
–
Tak powiedział Myrnin – amelie nie zamierzała jej nic więcej powiedzieć – to już nie Twoje zmartwienie.
Mam nadzieję, że mogę dziś wieczorem polegać na Tobie i Twoich przyjaciołach. Musicie się przygotować.
–
Przygotować na co?
Amelie zmrużyła oczy: - Na wszystko. Czas wykonać decydujący ruch na szachownicy, a o tym kto
wygra zdecydują nerwy, umiejętności i zaskoczenie. Mój ojciec jest zdolny do wszystkiego. My musimy być
równie bezlitośni.
Claire przypomniała sobie Franka Collinsa. Nie była w stanie być bezlitosna. Czuła tylko smutek. Ale nie
miała tez wątpliwości, że Amelie, Oliver i pozostali nie zawahają się nawet przez chwilę. Frank Collins był złym
człowiekiem, prawda? A;e wciąż... był jeden moment, w którym był tylko kochającym syna ojcem. Może każdy
miał taką chwilę w swoim życiu, nawet jeśli był najgorszą szumowiną. A może nie miało to znaczenie dla
nikogo oprócz niej.
Drzwi otworzyły się i weszły dwa ulubieni przez Amelie wampiry – ochroniarze taszcząc jakiegoś
pobitego człowieka, choć trudno było dostrzec to w tym brudzie i siniakach. Oh, ale ona go znała. To był Jason
Rosser – szalony brat Eve. Wyglądał, jakby mieszkał w śmieciach od miesięcy i z tego co wiedziała Claire
chyba tak było. Eve mówiła, że go widziała. Może miał wtedy chwilowy zanik szaleństwa. Ale teraz
przypominał zwariowanego ściekowego szczura, a gdy badał spojrzeniem pomieszczenie, zauważyła jego
błyszczące, nawiedzone oczy i obnażone zęby. Gdy, na skinienie Amelie, strażnicy puścili go, Jason zrobił
wypad w stronę Założycielki Morganville. Nawet nie podniosła reki, by się przed nim obronić, nie musiała.
Oliver zagrodził mu drogę, chwycił za gardło i cisnął nim w dywan.
–
Widzisz> - powiedział Oliver i posłał Amelie złośliwy uśmieszek – Naprawdę powinnaś zastanowić się
nad tym dywanem. Nigdy nie wywabisz z niego tego smrodu. Naprawdę chcesz go zatrzymać?
–
Położę go z powrotem, gdy to tylko będzie możliwe – powiedziała – Chyba jesteś mu coś winien,
Oliver? Więc oddaję go pod Twój osąd.
Nikt nie zaprotestował, nawet Claire. Jason nie miał przyjaciół, a Claire nigdy nie zapomniała tej nocy,
gdy prawie zabił Shane'a za nic. Nie chciała stawać po jego stronie. Oliver spojrzał Jasonowi głęboko w oczy i
powiedział:
–
Zasługujesz na śmierć, wiesz o tym? I nie tylko dlatego, że jesteś śmierdzącym gnojem. Jestem
pewnie za to częściowo odpowiedzialny. Nie, zasługujesz na śmierć, ponieważ złamałeś prawo Morganville
bez mojej zgody - Oliver uśmiechnął się szeroko niczym klown z najgorszych koszmarów – Więc co mam z
Tobą zrobić? Złamałeś przysięgę daną Brandonowi, złamałeś przysięgę dana mi. Zdradziłeś Amelie.
Przystałeś do Bishopa.
Jason zaśmiał się. Brzmiało to jak kruszenie lodu.
–
Ta, jasne – powiedział – Wampiry cały czas łamią reguły. Mogę umrzeć. Doskonale. I tak niczego to nie
zmieni. Jeśli wampir złamie prawo - to nic się nie dzieje, ale jeśli zrobi to człowiek – zostaje mięsem
3
armatnim.
Amelie powiedziała: - Czy ktoś chce się za nim ująć?
Claire wiedziała, że było to retoryczne pytanie, coś w rodzaju: niech przemówi teraz albo zamilknie na
wieki, ale ona myślała o Eve. O tym czy będzie mogła spojrzeć jej w oczy, jeśli będzie się biernie przyglądać
śmierci jej brata, nie próbując się nawet za nim wstawić. Nagle odezwał się Michael:
–
Ja chciałbym.
Wszyscy wstrzymali oddech. Nikt nie mógł uwierzyć, włącznie z Claire, że się odezwał. Nawet Oliver
odwrócił się zaskoczony.
–
Nie rób mi żadnych przysług, dupku – warknął Jason.
–
Nie robię – Michael zwrócił się do Amelie – On jest żałosnym malutkim robaczkiem, do tego
przestępcą. Zasługuje na kare śmierci. Ale nie zabijajmy go , jak wściekłego psa.
–
On jest mordercą – odpowiedziała.
–
Cóż, jeśli nawet, to nie jedynym w tym pokoju.
Amelie odsłoniła zęby w uśmiechu.
–
Czy weźmiesz za niego odpowiedzialność, Michael? Zamknąłbyś go w tym samym pomieszczeniu z
tymi, których kochasz?
Michael nie odpowiedział. Chciał, Claire to widziała, ale nie mógł. W końcu pokręcił głową.
–
Jeśli nie zgadzasz się by pilnowali go twoi przyjaciele, to komu innemu mogłabym zaufać? - spytała
Amelie i skinęła w stronę Olivera.
–
Zaczekaj – wtrąciła Claire.
–
Czy moglibyśmy skończyć z tą dziecinadą? – powiedział Oliver.
–
Czemu on tu jest? - spytała Claire mówiąc tak szybko by nikt nie wszedł jej w słowo – Co on tu robi?
Kto go tu przyprowadził?
–
Czy to ważne?
Amelie podniosła dłoń ostrzegawczo.
–
To sensowne pytanie. Kto go sprowadził?
–
Nikt – odpowiedział jeden ze strażników – Wyszedł prosto z portalu.
–
Co?! - Amelie szybko podeszła to Jasona, usuwając z drogi Olivera, i przycisnęła go plecami do ściany
– Mów w jaki sposób uruchomiłeś portal.
–
Ktoś mi pokazał – powiedział Jason – Nauczył mnie wielu innych rzeczy. Pokazał mi jak zabijać, jak się
ukrywać i jak poruszać po mieście by nikt nie zauważył.
–
Kto?
Jason zaśmiał się: - Nie ma mowy, Paniusiu. Nic nie powiem. To jedyne czym mogę się targować,
prawda?
Amelie zatrzęsła się z wściekłości i tylko dwie sekundy dzieliły ją od połamania mu kości.
–
W takim razie niczego nie masz, ponieważ wyciągnę to z Ciebie tak czy inaczej.
–
Amelie. Amelie stój! - odezwała się milczący do tej pory Sam Glass.
–
Nie, póki ten robak nie powie mi kto nauczył go używania portali.
4
–
Ja Ci powiem – odrzekł Sam – Ja nauczyłem go wszystkiego czego Ty nauczyłaś mnie.
Zaległa cisza. Nawet Oliver wyglądał jakby nie do końca rozumiał to, co właśnie usłyszał. Amelie
zamarła z jedną ręką opartą o pierś Jasona. Przypominała teraz posąg z kości słoniowej.
–
Czemu? - wyszeptała – Sam, dlaczego miałbyś zrobić coś takiego??
Claire poczuła, jakby pokój opustoszał, a wszyscy zamienili się w duchy, oprócz Amelie i Sama. Było coś
niesamowitego, gdy tak wpatrywali się w siebie, jakby reszta świata wyparowała.
–
Starałem się – powiedział miękko – Nie zostawiłaś mi wyboru. Nie chciałaś mnie widzieć, nie
rozmawiałaś ze mną przez te wszystkie lata. Byłem sam i... i chciałem zrobić coś dobrego.
Wziął głęboki oddech i zbliżył się do niej na tyle blisko, że mógł ją dotknąć, nie zrobił jednak tego.
–
Jason był ofiarą. Brandon znęcał się nad nim i nie było nikogo, kto by go powstrzymał. Więc tak,
nauczyłem chłopca walczyć, by mógł obronić się przed Brandonem. Pokazałem mu, jak używać portali, by
mógł się schować. Nie mogłem powstrzymać Brandona, nie bez Ciebie, ale mogłem spróbować ocalić jego
ofiarę. Myślałem, że pomagam.
–
Spoko, człowieku, nie zamierzałem Cię wydać – Jason zaśmiał się – Chrzanić to. Byłeś jedynym kto
kiedykolwiek był dla mnie dobry. Dlaczego miałbym?
–
Chłopak odwdzięczył Ci się ucząc wszystkiego mojego ojca – powiedziała Amelie łagodnie i spojrzała
Jasonowi w twarz – Prawda?
–
To było jedyne, co miałem na wymianę. Ty ustaliłaś reguły. Po prostu podążyłem za nimi.
Amelie chwyciła Jasona za włosy i popchnęła w stronę Sama, który złapał go zaskoczony, i przytrzymał,
gdy ten próbował się wyrwać.
–
Jest Twój – warknęła do Sama – Ty go stworzyłeś, Ty zrób z nim porządek.
Odwróciła się do Olivera:
–
Miałeś rację – Bishop wie, jak używać sieci.
–
Więc wykorzystajmy to – odpowiedział Oliver – Póki nie zorientował się, że poznaliśmy jego sekret.
Ominęli Sama i Jasona szerokim łukiem. Sam wpatrywał się w Amelie z takim bólem wypisanym na
twarzy, że Claire bolało samo patrzenie na niego. Nagle potrząsnął głową:
–
Idziemy – powiedział i skinął na Michaela i Claire – Wszyscy. Natychmiast.
Nikt nie próbował ich zatrzymać. Gdy Jason próbował wygłosić jeden ze swoich docinków, zakrył mu
usta dłonią i potrząsnął nim:
- Zamknij się – powiedział – Wciąż żyjesz. To więcej niż zasługujesz.