Hi&Low 15 16

background image

- The pain u caused has left me dead inside -

Martyna’s POV

Od tamtej pory lekarze twierdzą, że Nath już do siebie dochodzi. Nadal nie potrafią
wytłumaczyć jakim cudem jego serce samo zaczęło na nowo pracować, ale podobno cuda się
zdarzają. Tak. Nathan jest jednym wielkim cudem. Ciągle dziękuję Bogu za niego. Wszystko
mu wybaczyłam. Myślę, że w głębi duszy wiedziałam, że on mnie wciąż kocha. Inaczej
przecież nie spławiłabym własnego przyjaciela, który był gotów zbierać po Nathie okruchy, że
tak powiem.

No właśnie, Jackson. Jest mi strasznie źle z tego powodu. Niczego nie rozumiem. Dlaczego on
to zrobił? Dlaczego próbował zniszczyć mój związek, jak on mógł? Myślałam, że moje
szczęście jest dla niego najważniejsze, że cieszy się razem ze mną. A on przez ten cały czas
był po prostu zazdrosny. Muszę się do czegoś przyznać. Kiedyś, kiedy nie znałam jeszcze
Nathana bardzo żałowałam. Żałowałam, bo wiedziała, że ze wzglądu na jego orientację nigdy
nie będziemy razem. A właśnie tego chciałam. Wtedy. Teraz mam kogoś kto mnie kocha i się
tego nie boi. Nie udaje latami kogoś innego tylko dla tego, że lęka się, że go nie zechcę.
Kocham Nathana, ale Jackson wciąż wiele dla mnie znaczy. Pewnie dla tego nie mogę się na
niego złościć.

- Zadzwoń do niego. – głos Natha wyrwał mnie z zamyślenia. Jeszcze chwilę temu spał.

- Co? – trochę zbił mnie z pantałyku.

- Powinnaś zadzwonić do Jacksona. Porozmawiaj z nim. Przecież widzę, że to cię dręczy. Ja
sam też bym chętnie go spytał dlaczego aż tak bardzo mnie nienawidzi. – wyciągnął do mnie
swoją obandażowaną dłoń, pogładził mnie po policzku i wtulił ją w niego – Chociaż patrząc
na ciebie powoli zaczynam rozumieć. Nie mógł patrzeć na ciebie w objęciach innego.

Chyba miał racje. Ja ruszyłam dalej i o nim zapomniałam, a on pewnie przechodził przez
piekło. Pokryłam rękę Nathana swoją, przesunęłam głowę i pocałowałam go w bandaż, tam
gdzie pewnie są jego rany. Po tym spojrzałam mu w oczy. Tam mi brakowało jego miłości.

- Trochę mi go żal, ale z drugiej strony cieszę się, że był na tyle słaby by się nie przyznać co do
ciebie czuje. Gdyby ci powiedział wcześniej pewnie niebyli byśmy razem, prawda. – nie
musiałam nic mówić, on wiedział. Widział to w moich oczach – Będę musiał mu chyba
podziękować.

- Wątpię żeby było mu do śmiechu. Kiedy mu powiedziałam, że nie potrafię z nim być ze
względu na ciebie nawet jeśli ty o mnie nie dbasz strasznie się wściekł. Wybiegł i już nie
wrócił. Trochę jak ty tamtego dnia…

background image

- Cii… Nie myśl już o tym, dobrze? Udajmy, że ten dzień nigdy nastąpił. – poprosił widząc jak
w oczach zaczynają zbierać mi się łzy. Spróbowałam się uśmiechnąć.

- Z dwojga złego jesteśmy razem, prawda?

- Prawda. I już nic i nikt nas nie rozdzieli.

Pochyliłam się i go pocałowałam. Chwilę później drzwi do sali się otworzyły.

- Nathan! Synku jak się czujesz? – to Karen wraz z Johnem i Jess. Wcześniej jeszcze nie byli u
niego kiedy był przytomny. Zawsze albo był po środkach nasennych, albo pielęgniarki nie
pozwalały na tak liczną grupę. Ja blokowałam wszystkim kontakt z nim. Jak na razie byłam
jedyną osobą jaka z nim rozmawiała po ‘wypadku’.

Tak, oficjalnie Nath miał wypadek i dla tego tak długo go nie było. Wcześniej tłumaczyli to
chorobą, a teraz chłopcy wymyślili historię, iż Nathan miał grypę, któregoś dnia został sam w
domu, okazało, że skończyły mu się jakieś lekarstwa wiec postanowił po nie pójść, a że czuł
się okropnie zasłabł i wpadł pod samochód. Na razie taka ściema wystarczy prasie i fanom.
Przecież nie powiemy im, że Nath ze mną zerwał przez mojego zazdrosnego przyjaciela i z
żalu próbował się zabić. Wszyscy by mnie na pewno znienawidzili i wyszłaby z tego niemała
afera. Nie potrzeba nam aż takiego rozgłosu.

- To ja może zostawię was samych. Trochę tu tłoczno. – odezwałam się i wstałam z krzesełka
by ustąpić miejsca mamie mojego ukochanego.

- Nie musisz wychodzić, skarbie. – powiedział brunet ściskając moją lewą dłoń.

- Spokojnie, przecież wrócę. – uśmiechnęłam się do wszystkich i wyszłam na korytarz
szpitalny. Pomaszerowałam w stronę automatów z kawą. Popijając ciepły napój myślałam o
tym czy dobrze robie.

Przecież ja mogę ranić jego uczucia. To nie byłby pierwszy raz kiedy ukrywa przede mną
swoje prawdziwe uczucia. Z drugiej strony sam powiedział, że powinnam do niego zadzwonić
i wszystko wyjaśnić. Widać, że naprawdę chcę zamknąć ten rozdział i nawet chyba nie żywi
do niego żadnej urazy. Przyszło mi na myśl, że ta cała śmierć kliniczna musiała tak go zmienić.
Cieszy się życiem. To aż od niego emituje.

Kiedy tak myślałam co zrobić nagle u mojego boku pojawiła się Jessica.

- Hey! – uśmiechnęła się do mnie blado.

- Cześć… - nie bardzo wiedziałam jak się zachować. Nie jestem głupia, wiem, że ona mnie nie
lubi. Kiedy pojechałam do jej domu dosłownie zabijała mnie wzrokiem.

- Możemy porozmawiać? – spytała trochę niepewnie.

- Emm… Jasne, czemu nie.

background image

- Może usiądziemy? – powiedziała i skierowała się w stronę rzędu krzesełek – Jestem ci
winna przeprosiny.

- Co? – kompletnie zbiła mnie z pantałyku.

- Nie powiesz mi chyba, że nie zauważyłaś jak podła byłam w stosunku do ciebie?

- Fakt. Zastanawiałam się co takiego mogłam ci zrobić.

- Widzisz… - spuściła na chwilę głowę ze wstydu, ale szybko się opanowała i spojrzała na
mnie – Byłam zazdrosna. Nath nigdy nie olewał mnie dla jakiejś dziewczyny, a teraz nie raz
rozłączał się ze mną, bo musiał do ciebie zadzwonić czy coś w tym stylu. Plus myślałam, że
tylko udajesz. No wiesz, fanka, która miała dużo szczęścia. Bałam się, że go zranisz. Ale
widzę, że naprawdę ci na nim zależy, a jemu na tobie. Wybaczysz mi, że byłam, taka wredna?

- Nie byłaś aż taka wredna. – uśmiechnęłam się by rozładować trochę napięcie.
Odwzajemniła uśmiech i przytuliła mnie – Zacznijmy od zera. Jestem M.

- Jess.

Porozmawiałam z nią jeszcze przez chwilę o różnych głupotach. O wszystkim i o niczym. W
końcu powiedziała, że pójdzie jeszcze do brata, bo ona i jej rodzice muszą dzisiaj wracać do
Gloucester. Ja zostałam miejscu i znowu pogrążyłam się w myślach. W końcu postanowiłam
coś zrobić.

Wyjęłam telefon z kieszeni spodni z zamiarem wybrania dobrze znanego mi numeru. Okazało
się, ze mam w skrzynce pełno esemesów. I większość od jednego nadawcy. Reszta to tylko
pytania od dziewczyn i chłopaków co u Natha. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam czytać
wiadomości od Jacksona.

-> SMSy Jacksona <-

‘If heartache was a physical pain I could take it but ur hurtin me from inside of my

head I cant take it Im gonna lose my mind.’

‘Id rather be crazy Id rather go insane than havin u stalk my every thought than havin

u here inside my heart.’

‘U know I never want to hurt u I don’t know why Id ever want to.’

‘Im runnin out of patience tired of imitations lookin for someone to replace ur heart.

Everyone I talk to is just another not u makes me wonder why we’re so far apart. Im tired of
imitations runnin out of patience tryin to replace ur heart.’

‘Everywhere I turn is the wrong direction everyone I see is the wrong reflection

remindin me that I just cant replace ur heart.’

background image

‘Fallin in love is never easy.’

‘The chase is killin me girl.’

‘A look for her is like oxygen how would I keep breathin without her she breaks a

whole as she looks away nom my heart aint beatin without her.’

Tyle tego, a to nawet nie połowa. Jak widać wszystkie wiadomości nie zawierały nic innego
jak cytaty z piosenek The WANTED mówiące o tym, że nie może beze mnie wytrzymać, że
jest mu przykro i że mnie kocha. To wnioskuje z tych esemesów.

Chłopak musiał się nieźle namęczyć. Przecież on nawet nie bardzo przepada za tą muzyką.
Słuchał jej tylko przy mnie. Widać, że próbował mi zaimponować. Trochę mi się chciało
płakać. Po prostu wzięłam i do niego zadzwoniłam. Odebrał niemal od razu.

- Emmy! Oh mój Boże, tak się cieszę, że dzwonisz! Byłem takim dupkiem. Przepraszam cię,
mała. Błagam, wybacz mi. – nawijał jak najęty.

- Jackson… Muszę z tobą porozmawiać. – nie wiedziałam jak się do tego zabrać.

- Tak, jasne. Rozmawiajmy. – był taki rozweselony. To tak jakbym już się z nim pojednałam.
Ale to nie jest wcale takie łatwe. Mamy sobie wiele do wyjaśnienia.

- Nie tak. Emm… Mógłbyś może przyjechać?

- Oczywiście! Zaraz wsiadam w samochód i za dwie godziny jestem u ciebie.

- Dobrze. Ale nie ma mnie w domu i pewnie nie prędko tam się pojawię.

- Co masz na myśli? Czy wszystko jest OK? Martyna, czy jest coś czego mi nie mówisz? –
trochę go wystraszyłam.

- Jestem w szpitalu, a nic mi nie jest. To nie ja tu leżę. Wszystko ci wyjaśnię na miejscu. Adres
wyślę ci zaraz esemesem.

- Aww… No dobrze. Będę jak najszybciej się da. Do zobaczenia, ko… Emmy. – trochę mi to
zajmie zanim przyzwyczaję go do tego, że nie może mnie TAK nazywać. Głośno odetchnęłam
i schowałam z powrotem telefon.

Sama nie wiem co zamierzałam mu powiedzieć. Spytać czemu chciał mi zrujnować życie?
Albo może czemu się nie ogarnął kilka lat wcześniej i już na początku nie powiedział co do
mnie czuje? Albo może wyskoczę z ‘Hey Jackson! Jak tam leci? Dobrze? U mnie też. Mój
chłopak właśnie prawie umarł i to tak jakby twoja wina.’ Masakra!

- Cześć! – spojrzałam ku górze. To Susan. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i usiadła na
tym samym krześle co wcześniej Jessica.

- O Hey. Co tam?

background image

- Wiesz jeszcze nie miałyśmy tak naprawdę czasu żeby ze sobą porozmawiać.

- Fakt. Przepraszam, że byłam taka szorstka wtedy, na korytarzu. Ja po prostu…

- Dopiero co dowiedziałaś się, że chłopak, którego kochasz umiera i to najwyraźniej wina
twojego najlepszego przyjaciela? – zgadła czarnowłosa.

- Tiaa… Coś w ten deseń. Widzisz, nie wiedziałam co myśleć. Przez sekundę nawet przeszło
mi przez myśl, że może oni mnie trochę okłamali i jesteś jego nową dziewczyną. –
przyznałam się trochę zawstydzona. Tak, pomyślałam tak o niej przez chwilę, ale szybko
odepchnęłam od siebie tą bezsensowną myśl.

- Ja? Hahaha. Nie! My jesteśmy jak rodzeństwo. – zaśmiała się, ale to co powiedziała coś mi
przypomniała.

- Ja i Jackson też nim byliśmy. :(

- Cholera! Przepraszam. Nie myśl tak o tym, dobrze? – wyczułam w niej niezliczone pokłady
czystego dobra. Najzwyczajniej w świecie chciała bezinteresownie pomóc obcej sobie osobie.
To niebywałe. Już nawet wyciągnęła do mnie ręce by mnie przytulić.

- Jasne. Staram się. Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale ciągle chodzi za mną myśl, że to moja
wina, że to ja go do tego wszystkiego popchnęłam. Może niechcący wysyłałam mu sprzeczne
sygnały?

- Nawet o tym nie myśl żeby się o coś obwiniać. To z pewnością nie jest twoja wina. To on
wysyłał sprzeczne sygnały, nie ty. Dał ci do zrozumienia, że możecie być jak przyjaciółki to tak
właśnie go traktowałaś. A to, że on jednak widział cię inaczej to tylko i wyłącznie jego wina.
Bo po tym co ci mówił jego prawdziwe uczucia się wykluczały.

- Skąd to wszystko wiesz? – zdziwiłam się.

- Nathan najwyraźniej odreagowywał swoją depresję mówiąc o tobie. Przegadaliśmy na twój
temat WIELE godzin.

- Aww… - aż się zarumieniłam i spuściłam wzrok – A to co zrobił Nath? To naprawdę moja
wina.

- O czym ty gadasz? To jest niczyja wina, to wszystko przez jego słaby i męczony umysł. On po
prostu nie wiedział co robił.

- Nie. Susan, spójrz. Ja mam go za osobę mi najbliższą. Nikomu nie ufam tak bardzo jak mu. I
są rzeczy, o których tylko on wie.

- Do czego zmierzasz?

Wzięłam głęboki wdech i powróciłam jeszcze raz myślami do czasów liceum…

background image

RETROSPEKCJA

Siedzę właśnie na kanapie w naszym salonie w objęciach Natha. Jesteśmy sami bo każda z
par zajmowała się sobą. Jedni poszli do kina, inni na kolację. Wszyscy cieszyliśmy się
obecnością chłopaków w domu.

Oglądaliśmy ‘Córkę prezydenta’ i już mieliśmy się zabrać za ‘Szkołę uczuć’, ale zamyśliliśmy
się i po prostu się do siebie przytulaliśmy. To była taka idealna chwila.

- Nigdy mi nie powiedziałaś, dlaczego tak bardzo nienawidzisz swojej przeszłości. I co to jest.
– wskazał na wewnętrzną część mojego przedramienia.

Przyjrzałam się swojej ręce. Czujne oko ujrzy na nim wiele cienkich, jasnych kresek. Lub może
trafniejszym określeniem byłoby blizny.

- Od jak dawna o nich wiesz? – odpowiedziałam wymijająco.

- Nie jestem ślepy, M. Nie pytałem, bo miałem nadzieję, że sama wreszcie to zrobisz. –
powiedział patrząc mi głęboko w oczy tym martwiącym się spojrzeniem.

- Emm… Ja… Nigdy o tym nikomu nie powiedziałam. Nigdy.

- Nikt oprócz mnie tego nie zauważył? – zdziwił się unosząc lekko brew.

- Oh zauważyli tylko bandaż, który tłumaczyłam skaleczeniem. Właściwie to nie było
kłamstwo. – zaśmiałam się delikatnie.

- Martyna! To nie jest zabawne. To poważna sprawa. Dlaczego? – miał łzy w oczach. Widać,
że się mną przejmował.

- Sama nie jestem pewna. – uciekałam mu wzrokiem, nie lubiłam kiedy się martwił – W
liceum nie byłam zbyt lubiana. Miałam tylko moich przyjaciół, dla innych byłam odrzutkiem.
Kimś z innego świata, nieśmiała, zamknięta w sobie dziewczyna z przedmieścia. Łatwa do
złamania. – nie było mi łatwo o tym ponownie myśleć. Wiele czasu spędziłam na tym by
wyzbyć się tego z mojej podświadomości i zacząć życie od nowa. – Niewiadomo co bym nie
zrobiła, oni zawsze znajdowali jakiś powód by się ze mnie nabijać. Czasem już nie
wytrzymywałam i zamykałam się w łazience. Byłam na tyle słaba, że potrzebowałam czegoś
by upewnić się, że jeszcze żyję.

- Kochanie… - otarł mi nieposłuszne łzy. On sam też zaczął płakać. Pewnie wyobrażał sobie to
co ja musiałam wtedy czuć.

- Jednej nocy to już nie wystarczyło… - mówiłam dalej – Wygrzebałam stare tabletki mamy i…
Gdyby nie to, że wszystko zwymiotowałam, bo wcześniej się upiłam prawie do nie
przytomności to teraz…

background image

- Cii… - przytulił mnie mocno do swojej piersi i zaczął delikatnie kołysać. Trwaliśmy tak przez
chwilę, kiedy znowu zaczęłam mówić.

- Wtedy obiecałam sobie, że z tym koniec, że już nigdy nikt mnie tak mocno nie zrani. Nic nie
jest tego warte. … Nikt inny o tym nie wiem. Byłam z tym kompletnie sama.

- Dziękuję, że mi zaufałaś i o tym powiedziałaś. – pocałował mnie czule w czoło i mówił dalej
– Ale proszę Emmy, obiecaj mi, że już nigdy tego nie zrobisz. Masz rację, nic i nikt nie jest
warty twojego cierpienia. Jeśli coś jest nie tak po prostu przyjdź z tym do mnie,
porozmawiamy i razem sobie z tym poradzimy.

KONIEC RETROSPEKCJI

- Potem tylko raz miałam ochotę to zrobić. Kiedy leżałam i myślałam, że Nathan już nigdy nie
będzie mój. Po prostu nie chciało mi się żyć. Ale jakoś czułam, że on mi nie pozwala. Wręcz
słyszałam jak do mnie mówi ‘Przecież obiecałaś mi już nigdy tego nie robić’. :’(

- Oh mój Boże, nie miałam pojęcia.

- To nic, nikt nie ma. Tylko on się domyślił. Tak dobrze mnie zna. Tylko dlaczego zrobił coś
przed czym sam mnie starał się uchronić?

- Nie wiem, Martyna. Ale jedyne co wiem to, to, że jego postępowania nie są i nigdy nie będą
twoją winą. Mogę być jedynie twoją zasługą. Jak to, że wciąż żyje. Czy to jak się zmienił. On
poza tobą nie widzi świata. Cieszę się, że cie znalazł.

- Mówisz jak jego mama.

- Haha. Serio? :)

Susan okazała się naprawdę miła i ciepłą osobą. Strasznie łatwo przyszło mi zaufanie jej aż
tak bardzo by wyjawić jej swoje sekrety. Porzuciłyśmy smutki i rozmawiałyśmy o różnych
głupotach. Czas leciał naprawdę szybko.

- Pójdę zajrzeć, do Natha. – oznajmiłam wstając.

- Jasne. Powiedz mu ode mnie, że jestem tu i tylko czekam na dobry moment by mu skopać
tyłek za tą jego głupotę. Haha.

- OK. Masz to jak w banku!

Wolnym krokiem wkroczyłam do jasnego pokoju. Był pusty. Mam na myśli, że nikogo tu nie
było prócz słabego chłopaka na szpitalnym łóżku na środku pomieszczenia.

- Skarbie! Już myślałem, że pojechałaś do domu. Powinnaś się przespać. – odezwał się trochę
słabym głosem.

background image

- Przecież spałam. Ten fotel w rogu just zaskakująco wygody. :) Ty mi lepiej powiedz czemu
tak słabo wyglądasz? Źle się czujesz? Może zawołam pielęgniarkę?

- To nic takiego. Piguła niedawno stąd właśnie wyszła. Wstrzyknęła mi coś i teraz jestem jakiś
taki przyćpany. Lekarz twierdzi, że szybciej do siebie dojdę jeśli nie będę czuł tego całego
bólu.

- A właśnie, czy lekarz mówił coś kiedy cię wypiszą? – zastanowiłam się siadając na skraju
jego łóżka i zaczęłam bawić się tym długimi palcami.

- Taa… Powiedział, że już byłbym w domu gdyby nie to, że przeszedłem śmierć kliniczną. Ale
że świetnie się czuję może jutro już będę wolny. – ciągle ma dobry humor. To niesamowite.

- To niesamowite! Tak się cieszę, kochanie. – wtuliłam się do niego i mocno pocałowałam.

- Mogę cię o coś poprosić? – spytał gładząc mnie po twarzy i wpatrując się w moje oczy. Jego
były takie szczęśliwe.

- Jasne. Ty możesz prosić o co tylko zechcesz.

- Zamieszkaj ze mną. – powiedział to takim poważnym i odważnym tonem.

- Co? Skąd ten pomysł? Przecież mieszkasz z chłopakami… - zaskoczył mnie bardzo. Czegoś
takiego bym się nie spodziewała.

- No to co? Nie chcę myśleć o rozstaniu z tobą. Chcę zasypiać i budzić się przy tobie każdej
nocy i każdego dnia. Chcę BYĆ z tobą. Już zawsze. – chciało mi się płakać. To takie, oh mój
Boże. Jak ja go kocham.

- Dobrze. – uśmiechnęłam się przez łzy.

- Potem pomyślimy o przeprowadzce. Może znajdziemy sobie własne mieszkanie, tylko dla
nas… - potakiwałam tylko szczęśliwa, kiedy on spojrzał gdzieś za mnie i mina mu zrzedła – Ale
to może później. Witaj. – to ostatnie nie było raczej do mnie. Odwróciłam się i…

- Jackson. Już dojechałeś? – zdziwiłam się. Czas naprawdę szybko leciał.

- Tak, już jestem. – odpowiedział mi i zwrócił się do Nathana – To ty tu leżysz?

- Najwyraźniej.

- W takim razie co ja tutaj robię? – nie wiedział co się dzieje.

- Chyba musimy sobie coś wyjaśnić. – powiedziałam, ale mi trochę przerwał zawiedziony.

- Czyli jesteście znowu razem? Chyba wiem o co tu chodzi. Nie, nie będę wam przeszkadzać.
Znam swoje miejsce. – miał obłąkany wzrok. Jakby zamglony.

- Czy wszystko OK? – martwię się. A jeśli teraz on sobie coś zrobi?

background image

W co ja się wpakowałam? :/

background image

- I can tell u could fit one more In ur heart -

Jackson’s POV

Kiedy M. do mnie zadzwoniła pomyślałem, że może zmieniła zdanie. Że otrzeźwiała i
zrozumiała, że może jednak być ze mną. Ale potem powiedziała, że nie ma jej w domu i, że
jest w szpitalu. Wystraszyłem się. Co też ona mogła tam robić? Jechałem na łeb na szyję do
Londynu i kiedy wreszcie dotarłem na miejsce i odnalazłem pokój który podała mi Martyna
esemesem co widzę? Ją tulącą się do Natha. Myślałem, że chociaż on jest moja deską
ratunku. Że on wciąż trzyma ją na dystans, ale nie. To pewnie tak się zeszli. Bo biedny Nathan
trafił do szpitala. Ciekawe na co, na głowę?

- Czyli jesteście znowu razem? Chyba wiem o co tu chodzi. Nie, nie będę wam przeszkadzać.
Znam swoje miejsce. – powiedziałem dość szorstko i pociemniało mi przed oczami.

Wspomniałem, że od dwóch dni imprezuję jakby jutro miało nie być? No więc zaraz po
powrocie do akademika, gdzie pojechałem prosto od M. kiedy te gnojki mnie wyrzuciły jak
się pokłóciliśmy, doczepiłem się do Drake’a i Bena. Ci kolesie ćpają i chlają na umór.
Pomyślałem, że nic mi nie szkodzi. Skoro nic już nie ma sensu…

- Czy wszystko OK? – spytała brunetka.

- Ta jasne. Wszystko w najlepszym porządku. – ogarnąłem się szybko – No to dalej, mów co
chciałaś mówić.

- To może ja zacznę. – wtrącił się TEN koleś. Boże jak on mnie wpienia. Szczególnie dzisiaj –
Wiedz, że Martyna zna cała prawdę. Wie wszystko co się wydarzyło w Oxfordzie. – o rzesz
orzeszek! Szczęka mi opadła. Jak to możliwe, że jeszcze mi nie oderwała interesu ze złości za
zniszczenie jej związku? – I ja nie mam żadnej władzy nad tym co ona czuje. Wcale jej
przeciw tobie nie nastawiałem i nie mam zamiaru. To jej uczucia i mi nic do nich. A co się
tyczy mnie… Cóż ze względy na Emmy chcę ci powiedzieć, że się nie gniewam. W pewnym
sensie rozumiem czemu to zrobiłeś, gdybym był na twoim miejscu pewnie zrobił bym coś
podobnego. Wszystko dla bycia z nią. Chciałbym żyć z tobą w zgodzie. Nie chcę mieć wroga w
tak bliskiej jej osobie. I nie chcę by ona cię straciła. Potrzebuje cię przy sobie, nie jestem aż
tak głupi by tego nie widzieć.

Skończył mówić, a ja dalej nie potrafiłem wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. On tak po
prostu mi wybaczył? Zniszczyłem wszystko co się dla niego liczyło, a on wyciąga do mnie
rękę? Czy to jakiś żart? Jest w Punk’d czy co? :O

- Mówisz serio? Tak po prostu chcesz o wszystkim zapomnieć i się ze mną zakumulować? –
no normalnie niedowierzałem.

background image

- Tak, mniej więcej tak to wygląda. – może to jednak nie jest aż taki palant za jakiego go
miałem?

- Nie ciesz tak się. On może ci wybaczył, ale ja nie jestem Nathem. – M. wstała z łóżka i
podeszła do mnie. Spojrzała mi w oczy i z zaciętą miną uderzyła w twarz – Coś ty sobie
wyobrażał, gnojku?! Kto ci dał prawo kierować moim życiem?! Nic ci do tego z kim chodzę.
To tylko i wyłącznie twoja wina i myślę, że dobrze o tym wiesz. Było nie być takim
skończonym tchórzem i przyznać się wcześniej, a nie kiedy już dawno z późno. Tak Jackson.
Już za późno. Kiedyś miałeś swój czas, ale teraz już na zawsze będziemy TYLKO przyjaciółmi. I
mam nadzieję, że się z tym już pogodziłeś, bo nie mam zamiaru cię tracić. – pod koniec tego
wręcz krzyczanego wywodu głos jej zelżał. Znowu mnie zamurowało.

- Ty nie chcesz… Mnie tracić? – nic do mnie nie dochodziło.

- Jasne, że nie, zarozumiały dupku. Jesteśmy rodziną, jak można żyć bez brata? Kocham cię i
nie chcę słyszeć o tym, że mnie zostawiasz.

- Oh Emmy! – przytuliłem ją, ale szybko się opamiętałem. W końcu nie jest moja, a jej
chłopak nas obserwuje.

- Tęsknie za tobą, Jackson. Proszę, wróćmy do normalności.

- To nie będzie takie łatwe, ale ja też nie chcę cie stracić. Już chyba wolę być TYLKO
przyjacielem niż nikim. Przepraszam, przepraszam za wszystko. Ciebie też Nathan.
Powinieneś mnie teraz nienawidzić za to co ci zrobiłem, a ty najzwyczajniej w świecie
wyciągasz do mnie rękę i chcesz się zakumulować. Myliłem się, zasługujesz na ten skarb
jakim jest ona.

Może i jestem nawalony w szpadel i sam nie wiem jak dojechałem aż tak daleko w jednym
kawałku, ale czuję się jakbym nagle otrzeźwiał. Sens życia wrócił. Zdecydowanie nie chcę jej
stracić na zawsze.

- Jackson… Czy ty jesteś pijany? – o cholera! – I dlaczego masz takie szerokie źrenice?
Jacksonie Benjaminie Carter! Czy ty chcesz żebym skopała ci ten głupi, zalany w deskę tyłek?!

- Przepraszam, byłem trochę przejęty.

- Trochę? Wynocha stąd i nie wracaj póki nie wytrzeźwiejesz.

Martyna’s POV

Co on sobie kurde wyobraża? Ledwo co mu wybaczyłam, a już musiałam go zjechać.

- Co mu odbiło? Przecież on nie bierze? To moja wina! – zaczęłam jak zwykle ostatnio
histeryzować.

background image

- Spokojnie, kochanie. – Nath złapał mnie za rękę bo zaczęłam krążyć po pokoju w amoku –
To nie twoja wina. Poza tym z dwojga złego lepiej chyba tak odreagowywać niż ja to
zrobiłem, co? Haha.

- To nawet nie jest zabawne, Sykes.

- To co próbuje powiedzieć to, to, że on odbije się od dna, bo właśnie tam jest. A
przynajmniej był przed twoim telefonem.

- Tylko jak mu pomóc? – tak bardzo bym chciała COŚ zrobić. To z mojego powodu trafił na to
dno.

- Ty jedyne co możesz to być jego przyjaciółką. Ale chyba wiem czego mu trzeba… - zrobił
dramatyczną przerwę wiec uniosłam pytająco brew – Dziewczyny!

Susan’s POV

Ciągle siedziałam w poczekalni. Z jednej strony chcę zobaczyć co u Natha i spytać co do
diabła sobie myślał, a z drugiej nie chcę im przeszkadzać. Należy im się ten czas razem. Po
tym co przeszli.

Grałam sobie w Angry Birds na moim IPhone’ie 4S, kiedy ujrzałam przystojnego jak diabli
chłopaka podchodzącego do automatu do kawy. Patrząc na jego ciemne spodnie, białą
koszulę, kamizelkę od garnituru i czarny kapelusz stwierdzam, że to koleś z klasą. I jaki
opalony. A te włosy… Mmm… Jak wyglądam?

Ruszyłam przed siebie i uśmiechnęłam się przyjaźnie. Przecież nie będę zbyt nachalna.
Wyglądał na wymęczonego i… nieźle wstawionego. Świetnie! Jednak pozory mylą. No
trudno, może mu chociaż pomogę?

- Cześć, jestem Susan!

- Witaj, Susan. – spojrzał na mnie i… Oh mój Boże, pijany czy nie, jego oczy wyglądały jak z
bajki. Takie czekoladowe i głębokie. Jego wzrok sprawiał, że miękły mi kolana. Przeszywał
mnie na wylot.

- Emm… Widziałam, że nie wyglądasz najlepiej… To znaczy, wyglądasz na nie w formie. Bo
WYGLĄDASZ bosko. To znaczy… - o cholera! Już od dawna się tak nie czuła. Nie wiedziałam
co mówię.

- Heh dzięki. Ty też jesteś bardzo śliczna. No więc zobaczyłaś mnie i co? – co za uśmiech.
Zabijcie mnie teraz, bo nie mogę oddychać. I nazwał mnie śliczną!

- I pomyślałam, ze może mogę w czymś pomóc.

- A wiesz jak postawić mnie na nogi i naprawić to, że jestem skończonym dupkiem?

background image

- Hmm? Na początek proponuję mocną czarną i pewną moją magiczną tabletkę. Zawsze tak
robię kiedy jestem po imprezie. To szybko od otumania, że tak powiem. – powiedziałam i
zaczęłam szukać owego specyfiku w torebce – A na to drugie służę rozmową.

- Brzmi świetnie. – powiedział, sięgnął napój i poprowadził nas ku krzesłom.

- A więc… Dlaczego myślisz, że jesteś skończonym dupkiem? – odpaliłam bezmyślnie.

- Jestem tu z powodu moje przyjaciółki. Znamy się od zawsze i od kąd ją znam miałem do niej
słabość.

- Aww… - walić to, że było słychać smutek w moim głosie. No a czego się spodziewałam,
przystojni zawsze są zajęci, albo gejami.

- Tiaa… Ale jakiś czas temu ona zaczęło się z kimś spotykać. I ja nie potrafiłem tego
wytrzymać. Ona nigdy nie znała moich uczuć więc nie wiedziała jak bardzo mnie rani. Nawet
ją pocałowałem, ale ona myślała, że to tylko i wyłącznie dla tego, że byłem wtedy pijany. W
sumie nie dziwie się, jak ostatni idiota wmówiłem jej, że jestem gejem żeby ukryć moje
uczucia do niej. – słuchałam go zdziwiona, a on rozgadał się na dobre i mówił dalej – W
końcu chyba już do końca straciłem dla niej głowę, bo uknułem niecny plan rozbicia ich
związku. I zaskakująco łatwo mi się to udało. Byłem z siebie dumny, ale jak zobaczyłem w
jakim jest stanie od razu tego pożałowałem. Cóż zacząłem żałować już wcześniej, ale czy to
ważne? Poszedłem do niej, przyznałem się do swoich uczuć i próbowałem wymusić na niej
by ona też mnie kochała. Ale to nigdy by nie wyszło. Pokłóciliśmy się i uciekłem. Nawaliłem
się jak nigdy, jak widać, a ona w między czasie wróciła do swojego faceta. Zadzwoniła do
mnie i pomyślałem, że może jednak chce być ze mną, ale ona chciała tylko pogadać o tym, ze
wie już co zrobiłem i że nigdy nie będzie moja. Przynajmniej chce wciąż się ze mną przyjaźnić.

Chyba zgubiłam szczękę gdzieś na podłodze. To on! Wszystko się zgadza. Nie możliwe. Co za
zbieg okoliczności. I pech w sumie. Damn! A tak BTW to ciekawi mnie co ma w sobie takiego
Martyna, że lecą na nią takie ciach. Też tak chcę!

- Ty jesteś Jackson, tak? – spytałam delikatnie.

- Skąd ty to…?

- Jestem przyjaciółką Natha…

- Cholera! I co? Pewnie już nie chcesz ze mną rozmawiać, co? – zasmucił się. Dotknęłam jego
ramienia czym go lekko zaskoczyłam i pokręciłam głową.

- Nie. Myślę, że warto było poznać tą historię z obu stron. Powiem więcej, z miłości ludzie
robią gorsze rzeczy. A ta historia w pewnym sensie kończy się szczęśliwie. Martyna zna
prawdę i najwyraźniej nie ma ci tego aż tak bardzo za złe, Nath żyje i dochodzi do siebie, a…

- Co masz na myśli mówiąc ‘Nath żyje’? – przerwał mi.

background image

- No jak to co? To ty nie wiesz czemu on tu leży?

- Niee… - zawahałam się czy mu powiedzieć, ale chyba powinien znać prawdę.

- On próbował się zabić. Z miłości do niej i z żalu bo myślał, że jesteście z M. teraz parą.

- Co? Czyli o mało co miałbym na sumieniu jego śmierć? Świetnie! Kim on jest, ze po tym
wszystkim tak po prostu wziął i mi przebaczył?

- Też się zastanawiam. Strasznie się zmienił. To ona go zmieniła.

- A myślisz, że mnie też coś może zmienić? – spytał znowu spoglądając mi GŁĘBOKO w oczy.

- Myślę, że tak. Potrzebujesz tylko kogoś kto ci w tym pomoże.

Jackson’s POV

Kto by pomyślał? Najpierw M. dosłownie wyrzuciła mnie za drzwi, potem zaczepiła mnie ta
urocza szatynka o ślicznej gładkiej twarzy. Sam nie wiem czemu się tak przed nią
otworzyłem. W jej brązowych oczach było coś takiego… Szczerego i pełnego zaufania. Po
prostu poczułem, że ona jest godna powierzenia najskrytszych tajemnic. Więc powiedziałem
jej dosłownie wszystko. I co się okazało? Że to najlepsza przyjaciółka kolesia, którego właśnie
się dowiedziałem, że prawie zabiłem. Życie to jeden wielki żart losu.

Ale ona słuchała dalej. Jest niesamowita. Naprawdę chciała pomóc. Nie zasłużyłem sobie na
jej troskę. Jeszcze ją niechcący skrzywdzę i co wtedy? Nie wybaczyłbym sobie tego. Wygląda
na taką twardą, ale zarazem delikatną. Jakby to pierwsze było tylko fasadą.

Rozmawialiśmy o wszystkim. O naszych dzieciństwach, o tym do jakich szkół chodziliśmy, o
szczegółach. Poczułam jakbyśmy się znali od kilku lat nie kilku chwil.

Kto wie, może ona pomoże mi być godnym przyjaźni Martyny.

Nath’s POV

To całe pozytywne nastawienie do świata jest nawet fajne. Wybaczyłem Jacksonowi, Emmy
też się z nim pogodziła, tak jakby. Najpierw mu przywaliła z liścia, a potem zjechała i kazała
wyjść, ale widzę po nie, że marzy o powrocie do normalności.

A właśnie, mówiąc o powrocie do normalności… Dzisiaj wychodzę ze szpitala!

Wcześniej poprosiłem Emmy, żeby ze mną zamieszkała. I zgodziła się. Czyż to niesamowite?
Będę ją miał przy sobie, już zawsze. A przynajmniej kiedy będę w domu.

- No stary! Gotowy na powrót do swojej jaskini? Specjalnie nie kazałem nikomu tam
sprzątać, żebyś sam mógł ogarnąć ten syf i może krwi.

background image

- Bardzo błyskotliwe i na miejscu, dupku. – skarciła swojego chłopaka Victoria.

- On tylko tak żartuje. Pokój wygląda jak nowy. – pocieszyła mnie Kate.

- Aww jak miło. Haha. – ale mam dobry humor.

Zapakowaliśmy się cała paczką do vana i kierowca ruszył do domu. Wcześniej wysłałem
Susan i Jacksona – tak, staram się z nim zakumulować i mam nadzieję, ze reszta go
zaakceptuje – po rzeczy M. Jej przeprowadzka ma być niespodzianką.

A tak zbaczając z tematu to ta dwójka nieźle się dogaduje. Kto wie…

Jechaliśmy jak zwykle śmiejąc się i wygłupiając. Było tak jakby ostatnie dwa tygodnie nigdy
nie maiły miejsca. Zły sen się skończył, wróciła rzeczywistość. Na miejscu złapałem swoja
dziewczynę za rękę i zastawiłem wszystkim drogę do drzwi.

- Rusz dupę, Sykes! Czas lizania ci tyłka minął. – zażartował Jay.

- Gotowe już tam? – wydarłem się w kierunku domu. W odpowiedzi usłyszałem stłumione
‘prawie’.

- O co chodzi? – Alice wyglądała na równie zdziwioną co zaciekawioną.

- Nic, chcieliśmy tylko okraść chłopaków, opchnąć wszystko na Ebay’u i uciec na Hawaje, ale
za szybko przyjechaliśmy i plan w bombki strzelił. – mistrzyni sarkazmu, Martyna Parker.

- Hahaha bardzo śmieszne. Jak się dowiem, że ktoś ruszał moje rzeczy to…

- No co Max? Masz coś do ukrycia? – Ah jak to zabawnie patrzeć aj pary się między sobą
droczą. Ciekawe czy my z M. też tak śmiesznie i zarazem uroczo wyglądamy. Ona zawsze jest
urocza, ale czy ja… Hmm…

- No to powiesz nam w ko… - Lizzy nie skończyła nawet słowa bo drzwi się otworzyły i
wyskoczyli z nim S. i J. Haha może będzie ich teraz tak nazywać.

- GOTOWE!

Kątem oka widziałem reakcje moich przyjaciół na Jacksona, ale nikt tego nie skomentował.

- OK. Można wchodzić. – zarządziłem i oczywiście pierwszy się pakowałem do środka.
Wszyscy ulokowali się w salonie, a ja znowu stanąłem na środku by wszyscy na mnie patrzyli.

- Co to za przedstawienie? – wypalił Siva, ale puściłem to mimo uszu.

- Emmy? – spytałem i podeszła do mnie – A wiec… Jako, że strasznie, strasznie, STRASZNIE
się stęskniłem za moja kochaną dziewczyną…

- Chcesz chatę tylko dla siebie?

background image

- Niee… Tom, nie zgadłeś. Jako, że się za nią stęskniłem i ona za mną… Martyna ty od dzisiaj
mieszka. Skończyłem, dowidzenia, dobranoc.

Haha żałujcie, że nie widzicie tych min. Nikt nie był na takie rewelacje gotowy. Aż musiałem
to nagrać. Będzie idealne na następne #WantedWednesday.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wyklad badania mediow 15 i 16
egz pilotów 15 i 16 06 2009(2), pilot wycieczek
15,16,17
Zagadn na zalicz 15 16 zima A Prawo geolog, górn, wodne i budowl
15-16, EIT, Mikrofale
GiK Gleboznawstwo 15 16 I rok sem 2 dzienne
Hematologia gr 6 zaliczenie 15 16
P C Cast, Kristin Cast (Dom Nocy 01) Naznaczona [rozd 14,15,16]
GiK Gleboznawstwo 15 16 II rok sem 4 zaoczni
wspolczesna zagadnienia, MOJE 13,14,15,16, Halina Poświatowska
15,16 anal16 (Automatycznie zapisany)
plan 15 16
15,16 ~$anal16
automatyka i robotyka 15 16 Kub Nieznany (2)
Zał. 7 Wniosek o zapomogę 15 16, pedagogika
15,16
str 15 16 VOFSM7YF7S52HC25XRNGBSEWXX4D2EUIGC6JOJI
Prawa sukcesu tom 15 16

więcej podobnych podstron