Sara Shepard 07 Bez serca

background image
background image

1

background image

Shepard Sara

Pretty Little Liars 07

background image

Bez serca

KTOŚ BARDZO WAM BLISKI ZNA WSZYSTKIE

ODPOWIEDZI.

background image

A.

Emily, Aria, Hanna i Spencer są niemal pewne, że widziały

Alison. Rozpoczynają śledztwo, kierując się wskazówkami od

A. Ich desperackie działania prowadzą do zaskakującego

finału. Czy dziewczyny uwolnią się wreszcie od tajemniczego

prześladowcy?

2

ODNALEZIONA ZGUBA

Zdarzyło ci się kiedyś, że coś ci zginęło, jakby się zapadło pod

ziemię? Na przykład ta apaszka od Pucciego, którą włożyłaś, idąc

na bal w drugiej klasie? Miałaś ją na szyi przez cały wieczór i

nagle zniknęła. A ten prześliczny złoty naszyjnik od babci? Nagle

wyrosły mu nogi i poszedł sobie, gdzie pieprz rośnie? Przecież

nic nie rozpływa się w powietrzu. Gd zie ś musi być.

Cztery dziewczyny z Rosewood też straciły kilka ważnych

rzeczy. O wiele ważniejszych niż apaszka czy naszyjnik. Na

przykład, zaufanie rodziców. Świetlaną przyszłość na jednym z

renomowanych uniwersytetów. Dziewictwo. Wydawało im się

nawet, że straciły przyjaciółkę z dzieciństwa... Ale może nie.

Może wszechświat zwrócił im ją, całą i zdrową. Pamiętajcie

jednak, że światem rządzi zasada równowagi: jeśli coś zostanie

wam oddane, coś innego będzie wam odebrane.

3

A w Rosewood mogą odebrać wam wszystko. Wiarygodność.

Zdrowie psychiczne. Ż yci e.

Aria Montgomery przyjechała pierwsza. Rzuciła rower na

wysypany żwirem podjazd, stanęła pod wierzbą płaczącą,

schyliła się i przeczesała palcami trawę. Jeszcze wczoraj trawa

pachniała wakacjami i wolnością, ale po tym, co się stało, jej

zapach nie wypełniał już Arii uczuciem wyzwolenia i radości.

Potem przyszła Emily Fields. Od wczoraj nie zmieniła

wypłowiałych, workowatych dżinsów ani żółtego T-shirtu Old

Navy. Pomięte ubranie wyglądało tak, jakby w nim spała.

— Hej — powiedziała chropawym głosem, siadając obok

Arii.

Dokładnie w tym samym momencie Spencer Hastings z

ponurą miną wyszła frontowymi drzwiami ze swojego domu, a

background image

Hanna Marin zatrzasnęła drzwi mercedesa mamy.

— No i? — Emily przerwała wreszcie ciszę, kiedy zebrały się

wszystkie.

— No i? — powtórzyła Aria jak echo.

Jak na sygnał odwróciły się i spojrzały na domek na tyłach

posiadłości Hastingsów. To właśnie w nim zeszłej nocy Spencer,

Aria, Emily, Hanna i Alison DiLaurentis, ich najlepsza

przyjaciółka i przywódczyni, urządziły całonocną imprezę, aby

uczcić niecierpliwie wyczekiwany koniec roku szkolnego. Nie

trwała ona jednak do świtu. Zakończyła się jeszcze przed

północą. Wbrew oczekiwaniom całej czwórki impreza nie stała

się początkiem

4

idealnych wakacji. Wprost przeciwnie, zakończyła się

tragicznie.

Dziewczyny nie potrafiły spojrzeć sobie w oczy. Celowo

odwróciły też wzrok od wielkiej wiktoriańskiej willi należącej do

rodziny Alison. Za kilka chwil i tak musiały tam pójść, choć tym

razem zaprosiła je nie Alison, lecz jej matka Jessica. Z samego

rana zadzwoniła do każdej z przyjaciółek córki, która nie

pojawiła się na śniadaniu. Myślała, że nocowała u którejś z

dziewczyn. Nie wydawała się zbyt przejęta, kiedy za pierwszym

razem nie znalazła Ali. Gdy jednak zadzwoniła znowu po kilku

godzinach, by przekazać wiadomość, że Ali nadal nie wróciła,

mówiła już wysokim, pełnym napięcia głosem.

Aria mocniej związała kucyk.

— Żadna z nas nie widziała, dokąd poszła Ali, tak?

Pokręciły głowami. Spencer musnęła palcami fioletowego

siniaka na nadgarstku, którego zauważyła rano. Nawet nie

wiedziała, skąd się wziął. Na rękach dostrzegła też kilka

zadrapań, jakby się zaplątała w dzikie wino.

— I nikomu nie mówiła, dokąd idzie? — zapytała Hanna.

Wszystkie wzruszyły ramionami.

— Pewnie świetnie się teraz bawi — podsumowała Emily

głosem Kłapouchego i zwiesiła głowę.

Dziewczyny przezywały Emily „Zabójcą", jakby była

pitbulem Ali. Na samą myśl o tym, że Ali mogłaby lepiej bawić

się w innym towarzystwie, pękało jej serce.

background image

— Fajnie, że nas z sobą zabrała. — W głosie Arii słychać było

rozgoryczenie. Kopnęła kępkę trawy czubkiem buta do jazdy na

motocyklu.

Gorące czerwcowe słońce bezlitośnie paliło ich bladą skórę.

Słyszały plusk wody w pobliskim basenie, a w oddali

5

warczała kosiarka do trawy. Tak właśnie wyglądały wszystkie

sielskie poranki w Rosewood, bogatym i nieskazitelnie czystym

miasteczku w stanie Pensylwania, oddalonym o czterdzieści

kilometrów od Filadelfii. Zazwyczaj o tej porze dziewczyny

siedziały na brzegu basenu w klubie golfowym i gapiły się na

przystojnych chłopaków z elitarnej prywatnej szkoły Rosewood

Day. Właściwie teraz też mogły to zrobić, ale czułyby się

dziwnie, świetnie się bawiąc bez Ali. Bez niej dryfowały jak

aktorki bez reżysera albo marionetki bez swojego właściciela.

Zeszłej nocy w czasie imprezy Ali dokuczała im bardziej niż

zwykle. Wydawała się też dziwnie rozkojarzona. Chciała je

zahipnotyzować, ale kiedy Spencer upierała się, żeby zostawić

uniesione rolety, Ali koniecznie chciała je opuścić. Wtedy Ali

wyszła bez pożegnania. I wszystkie się domyślały, dlaczego je

zostawiła. Zapewne znalazła sobie jakieś ciekawsze zajęcie, ze

starszymi i o wiele fajniejszymi przyjaciółkami.

Choć żadna by się do tego nie przyznała, od dawna czuły

pismo nosem. W Rosewood Day Ali należała do szkolnych

gwiazd, tych, które dyktują modę i znajdują się na szczycie listy

wymarzonych dziewczyn każdego chłopaka, i decydowała, kto

był fajny, a kogo należało uznać za frajera i fajtłapę. Wszyscy

tańczyli tak, jak im zagrała — począwszy od jej ponurego

starszego brata Jasona, a skończywszy na nauczycielu historii,

najsurowszym w całej szkole. Rok wcześniej Ali wyciągnęła

Spencer, Hannę, Arię i Emily z dna zapomnienia i uczyniła z nich

krąg swoich najbliższych przyjaciółek. Przez kilka pierwszych

miesięcy ich przyjaźń kwitła, a one rządziły na szkolnych

korytarzach, gwiazdorzyły na imprezach

6

szóstoklasistów i zawsze zajmowały najlepszy stolik w re-

stauracji Rive Gauche w centrum handlowym, każąc mniej

background image

lubianym dziewczynom ustąpić sobie miejsca, jeśli tamte zajęły

go wcześniej. Jednak pod koniec siódmej klasy Ali zaczęła się od

swoich przyjaciółek stopniowo oddalać. Już nie dzwoniła do nich

zaraz po powrocie do domu ze szkoły. Nie wysyłała im

ukradkiem SMS-ów w czasie lekcji. Kiedy z nią rozmawiały, ona

patrzyła na nie nieobecnym wzrokiem, jakby myślami błądziła

gdzieś daleko. Była pochłonięta wyłącznie swoimi własnymi,

mrocznymi tajemnicami. Aria spojrzała na Spencer.

— Wybiegłaś za Ali z domku. Naprawdę nie wiesz, dokąd

poszła!? — Aria musiała przekrzykiwać hałas kosiarki.

— Nie — odparła natychmiast Spencer, wbijając wzrok w

swoje białe japonki od J. Crew.

— Wybiegłaś z domku? — Emily pociągnęła za jeden ze

swoich kucyków. — Nie przypominam sobie.

— Zaraz po tym, jak wyrzuciła Ali — poinformowała

przyjaciółki Aria z nutką irytacji w głosie.

— Nie sądziłam, że mnie posłucha — wymamrotała Spencer,

obrywając płatki jasnożółtego mlecza rosnącego pod wierzbą.

Hanna i Emily nerwowo skubały skórki wokół paznokci.

Lekki podmuch wiatru przyniósł słodki zapach lilii i

wiciokrzewu. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętały, był przedziwny

seans hipnozy, urządzony przez Ali. Odliczyła od stu do jednego,

dotknęła kciukiem czoła każdej z dziewczyn i ogłosiła, że teraz

znalazły się w jej władaniu. Kiedy otworzyły oczy i zaczęły się

budzić z głębokiego snu, wydawało im się, że upłynęły całe

godziny.

7

Emily naciągnęła na nos kołnierzyk koszulki. Zawsze tak

robiła, kiedy się denerwowała. Materiał pachniał delikatnie

płynem do płukania tkanin i dezodorantem.

— I co powiemy jej mamie?

— Musimy ją kryć — odparła rzeczowo Hanna. — Powiemy,

że Ali pojechała zobaczyć się z koleżankami z drużyny

hokejowej.

Aria uniosła głowę i machinalnie śledziła tor lotu odrzutowca

przelatującego po bezchmurnym niebie.

— Chyba powinnyśmy.

Jednak tak naprawdę nie miała najmniejszej ochoty świecić

background image

oczami za Ali. Zeszłej nocy Ali raz po raz robiła aluzje do

strasznego sekretu ojca Arii. Czy rzeczywiście zasługiwała na

pomoc?

Emily obserwowała biedronkę, która wędrowała z kwiatka na

kwiatek w ogródku przed domem Spencer. Też nie miała ochoty

kłamać dla Ali. Była prawie pewna, że Ali imprezuje ze starszymi

koleżankami z drużyny hokejowej, ze światowymi, budzącymi

postrach dziewczynami, które paliły marlboro w swoich rangę

roverach i chodziły na domowe imprezy, gdzie piwo pito całymi

beczkami. Czy źle to o niej świadczyło, że życzyła Ali, żeby

wreszcie wpadła w tarapaty za karę, że je zostawiła? Czy była złą

przyjaciółką, bo chciała mieć Ali tylko dla siebie?

Spencer też spochmurniała. Uważała, że to

nie fair,

że Ali

próbowała wymusić na nich kłamstwo. Zeszłej nocy nie

pozwoliła Ali, by ją zahipnotyzowała. Zerwała się z miejsca,

zanim Ali dotknęła jej czoła kciukiem. Miała serdecznie dość

dominacji Ali, która zawsze usiłowała narzucić innym swoją

wolę.

8

— Nawet nie żartujcie. — Hanna nie dawała za wygraną, choć

doskonale wyczuwała, że dziewczyny nie chcą jej posłuchać. —

Musimy kryć Ali. — Nie miała najmniejszej ochoty dawać Ali

powód, by je opuściła. To by oznaczało, że znowu stałaby się

brzydką, grubą frajerką. A to i tak nie było najgorsze, co im się

mogło przytrafić. — Jak nie będziemy jej chronić, to ona może

powiedzieć wszystkim o...

Hanna urwała, spoglądając na dom po drugiej stronie ulicy,

gdzie mieszkali Toby i Jenna Cavanaugh. Dom wyglądał na

zaniedbany — w ciągu zeszłego roku nikt nie kosił trawnika, a

bramę garażu zżerała od dołu zielonkawa, oślizgła pleśń.

Ubiegłej wiosny przez przypadek oślepiły Jennę, kiedy razem

z bratem siedziała w domku na drzewie. Nikt się nie dowiedział,

że to one odpaliły petardę, a Ali kazała im przysiąc, że nigdy nie

powiedzą nikomu, co się naprawdę wydarzyło. Twierdziła, że ten

sekret przypieczętuje ich przyjaźń na wieki. Ale gdyby ich

przyjaźń się rozpadła? Ali potrafiła zachowywać się

bezwzględnie wobec ludzi, których nienawidziła. Kiedy ni z

background image

tego, ni z owego zerwała kontakty z Naomi Zeigler i Riley Wolfe

na początku szóstej klasy, sprawiła, że przestano je zapraszać na

imprezy. Koledzy Ali robili im głupie kawały przez telefon, Ali

zaś włamała się na ich strony na MySpace i wypisywała na nich

bardzo złośliwe i zarazem bardzo zabawne notki, ujawniając ich

najgłębsze sekrety. Gdyby Ali zostawiła swoje nowe najlepsze

przyjaciółki, które obietnice by złamała? I które sekrety ujrzałyby

światło dzienne?

Drzwi frontowe domu DiLaurentisów otworzyły się i mama

Ali wyjrzała na ganek. Zazwyczaj nie pokazywała się światu bez

pełnego makijażu, dziś jednak związała

9

jasnopopielate włosy w niedbały kucyk. Miała na sobie szorty

z niskim stanem i głęboko wycięty, postrzępiony T-shirt.

Dziewczyny wstały i kamienną ścieżką podeszły do drzwi

domu Ali. Jak zwykle w korytarzu pachniało płynem do płukania

tkanin, a na ścianach wisiały zdjęcia Alison i jej brata Jasona.

Wzrok Arii powędrował automatycznie w stronę fotografii

Jasona z czwartej klasy liceum. Miał na niej długie, założone za

uszy blond włosy i delikatny uśmiech. Dziewczyny nie zdążyły

wykonać swojego rytuału, który polegał na dotykaniu prawego

dolnego rogu ich wspólnej fotografii z wycieczki nad jezioro w

górach Pocono w lipcu zeszłego roku. Pani DiLaurentis po-

prowadziła je prosto do kuchni i gestem pokazała im miejsca przy

ogromnym drewnianym stole. Dziwnie się czuły w domu Ali,

kiedy jej tu nie było. Jakby przyszły na przeszpiegi. Wszędzie

widziały jakieś znaki jej obecności: przy drzwiach do pralni stały

jej turkusowe buty na koturnie, na stoliku obok telefonu leżała

tubka jej ulubionego kremu do rąk o zapachu wanilii, a na

stalowych drzwiach lodówki przypięte magnesem w kształcie

pizzy wisiało jej świadectwo, oczywiście z szóstkami z góry na

dół.

Pani DiLaurentis usiadła z nimi i zakaszlała cicho.

- Wiem, że wczoraj wieczorem widziałyście się z Alison.

Spróbujcie sobie przypomnieć, czy nie wspominała, dokąd chce

pójść?

Dziewczyny potrząsnęły głowami, wlepiając wzrok w

plecione podstawki pod talerze.

background image

- Mnie się wydaje, że pojechała zobaczyć się z koleżankami z

drużyny hokejowej - rzuciła Hanna, kiedy nikt inny nie chciał

zabrać głosu.

10

Pani DiLaurentis darła na drobne kawałki listę zakupów.

- Już dzwoniłam do wszystkich jej koleżanek z drużyny. I do

dziewczyn z obozu hokejowego. Nikt jej nie widział.

Przyjaciółki spojrzały po sobie zaniepokojone. Poczuły, jak

ich mięśnie się napinają, a serca zaczynają walić jak młotem. Jeśli

żadna z koleżanek Ali nie widziała jej zeszłej nocy, to gdzie ona

się podziewała?

Pani DiLaurentis zabębniła palcami w stół. Jej nierówne

paznokcie wyglądały tak, jakby je obgryzała.

- A może wspominała, że wróci do domu? Wydawało mi się,

że widziałam ją w korytarzu, kiedy rozmawiałam z... - Urwała i

wbiła wzrok w tylne drzwi. - Wydawała się smutna.

- Nic nam o tym nie wiadomo — wyszeptała Aria.

- Och. - Mama Ali drżącymi rękami sięgnęła po filiżankę z

kawą. - A czy wspominała kiedyś, że ktoś ją prześladuje?

- Nikt by się nie ośmielił - odparła natychmiast Emily. —

Wszyscy ją kochali.

Pani DiLaurentis otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale w

ostatniej chwili zmieniła zdanie.

- Na pewno masz rację. I nigdy nie wspominała, że chce uciec

z domu?

Spencer parsknęła.

- Wykluczone.

Tylko Emily schyliła głowę. Czasem z Ali puszczały wodze

fantazji i wyobrażały sobie, że uciekną razem. Często

powtarzały, że polecą do Paryża pod przybranymi nazwiskami.

Emily wydawało się zawsze, że to tylko żarty.

11

— A nie wydawała się wam ostatnio smutna? — pytała dalej

pani DiLaurentis.

Dziewczyny miały coraz bardziej zdezorientowany wyraz

twarzy.

-S mu tn a ? - powtórzyła Hanna jak echo. - W depresji?

background image

— Na pewno nie — oświadczyła Emily a przed oczami stanął

jej obraz Ali, która radośnie kręci piruety w ogrodzie, ciesząc się

z ostatniego dnia szkoły.

— Gdyby coś ją gnębiło, powiedziałaby nam — dodała Aria,

choć wcale nie była tego pewna.

Aria unikała towarzystwa Ali, od kiedy kilka tygodni

wcześniej razem odkryły druzgocący sekret taty Arii. Miała

nadzieję, że w czasie imprezy zeszłego wieczoru nareszcie

odłożą tę sprawę

ad acta.

Zmywarka do naczyń zająknęła się i rozpoczęła kolejny cykl

mycia. Pan DiLaurentis wszedł do kuchni z nieobecnym,

zagubionym wzrokiem. Spojrzał na żonę z zakłopotaniem,

odwrócił się na pięcie i wyszedł, drapiąc się energicznie w swój

duży, haczykowaty nos.

— Na pewno nic nie wiecie? - zapytała pani DiLaurentis. Na

jej czole pojawiły się bruzdy. - Szukałam jej pamiętnika, bo

myślałam, że będzie w nim jakaś podpowiedz, ale nigdzie nie

mogę go znaleźć.

Hanna uśmiechnęła się radośnie.

— Ja wiem, jak wygląda jej pamiętnik. Możemy pójść na górę

i go poszukać.

Kilka dni temu widziały, jak Ali pisze pamiętnik, kiedy pani

DiLaurentis pozwoliła im wejść na górę do pokoju Ali, nie

uprzedzając jej o tym. Ali była tak pochłonięta pisaniem, że gdy

zobaczyła przyjaciółki, wpadła w popłoch,

12

jakby zapomniała, że je zaprosiła. Za chwilę pani DiLaurentis

poprosiła, żeby dziewczyny zeszły na dół, bo chciała udzielić Ali

jakiejś reprymendy. A kiedy później Ali pojawiła się na patio,

wydawała się zła na przyjaciółki za to, że przyszły, jakby

popełniły przestępstwo, zostając w jej domu, kiedy mama na nią

krzyczała.

— Nie, nie, nie trzeba — odparła pani DiLaurentis, po-

spiesznie odstawiając filiżankę na stół.

— Ale czemu? — Hanna odsunęła krzesło i ruszyła w stronę

korytarza. — To żaden kłopot.

— Hanno — warknęła mama Ali głosem ostrym jak brzytwa.

— Powiedziałam nie.

background image

Hanna zatrzymała się pod wielkim żyrandolem. Przez twarz

pani DiLaurentis przebiegł jakiś trudny do odczytania cień.

— No dobrze — bąknęła Hanna pod nosem, wracając do stołu.

— Przepraszam.

Potem pani DiLaurentis podziękowała dziewczynom, że

przyszły. Wyszły gęsiego, mrużąc oczy przed ostrym słońcem.

Na końcu ślepej uliczki Mona Vanderwaal, najbardziej

nielubiana dziewczyna w ich klasie, jeździła na swoim skuterze,

robiąc ósemki. Kiedy zobaczyła dziewczyny, pomachała im.

Żadna nie zareagowała. Emily kopnęła leżący na chodniku

kawałek cegły.

— Mama Ali chyba świruje. Ali nic nie będzie.

— I nie ma d ep resj i — powtórzyła z naciskiem Hanna. —

Co za brednia.

Aria wbiła pięści w kieszenie swojej minispódniczki.

— A jeśli uciekła? Może nie dlatego że była nieszczęśliwa, ale

dlatego że chciała zamieszkać w fajniejszym miejscu. Pewnie

nawet by za nami nie tęskniła.

13

— Oczywiście, że by tęskniła — warknęła Emily. I w jednej

chwili po jej policzkach popłynęły łzy.

Spencer spojrzała na nią i przewróciła oczami.

— Bo że , Emily. Musisz nam to fundować właśnie teraz?

— Daj jej spokój. — Aria broniła Emily. Spencer zmierzyła

Arię wzrokiem.

— Kolczyk w nosie ci się przekrzywił — powiedziała do niej

głosem ociekającym żółcią.

Aria dotknęła palcami samoprzylepnego kolczyka, który

przymocowała na lewym płatku nosa. Z niewiadomego powodu

przesunął się jej prawie na policzek. Przykleiła go z powrotem na

nos, a potem, nagle zawstydzona, oderwała go.

Usłyszały szelest i głośnie chrupnięcie. Odwróciły się i

zobaczyły, jak Hanna sięga do torebki i wyjmuje z niej garść

chipsów. Kiedy poczuła na sobie wzrok wszystkich, zamarła.

— No co? — zapytała. Wokół ust miała pomarańczową

otoczkę z okruszków.

Przez chwilę stały w milczeniu. Emily otarła łzy. Hanna

background image

ukradkiem podjadała chipsy. A Spencer złożyła ramiona na piersi

i zrobiła znudzoną minę. Kiedy nagle zabrakło Ali, cała grupa

wydawała się niekompletna. I zupełnie niefajna.

Z podwórka domu Ali dobiegł ogłuszający ryk. Odwróciły się

i zobaczyły czerwoną betoniarkę stojącą obok wielkiej dziury w

ziemi. DiLaurentisowie budowali przy domu olbrzymią altanę na

dwadzieścia osób. Nieogolony, chudy robotnik z niedbale

zawiązanym blond kucykiem na widok dziewczyn uniósł swoje

ciemne okulary. Uśmiechnął się do nich obleśnie, pokazując na

przodzie złoty ząb. Drugi robotnik, łysy, chudy jak patyk i

wytatuowany,

14

w obcisłym podkoszulku na ramiączkach i wytartych

dżinsach, zagwizdał. Dziewczyny przeszył dreszcz niepokoju.

Ali opowiadała im wielokrotnie, jak robotnicy ciągle do niej coś

wołali, a gdy przechodziła obok, pozwalali sobie na

niedwuznaczne komentarze. Jeden z robotników dał znak

kierowcy betoniarki, która zaczęła się powoli wycofywać. Szary

cement lał się strumieniem do wielkiego dołu.

Ali od kilku tygodni opowiadała im o tej altanie. Po jednej

stronie miało się mieścić jacuzzi, a po drugiej miał być grill.

Altanę miały otaczać egzotyczne rośliny, krzewy i drzewa, żeby

wewnątrz stworzyć przytulną, tropikalną atmosferę.

— Ali na pewno się tu spodoba — powiedziała Emily

pewnym głosem. — Urządzi tu najlepsze przyjęcia.

Dziewczyny pokiwały głowami bez większego przekonania.

Miały nadzieję, że zostaną zaproszone. Miały nadzieję, że nie

nadszedł jeszcze koniec ich ery.

Potem każda z nich ruszyła w stronę swojego domu. Spencer

poszła do kuchni i przez okno patrzyła w stronę domku, gdzie

odbyła się ta przerażająca impreza. I co z tego, jeśli Ali zostawiła

je na zawsze? Jej przyjaciółki wydawały się zdruzgotane, ale

przecież to nie była taka zła wiadomość. Spencer miała po dziurki

w nosie Ali i jej wszechwładzy.

Kiedy usłyszała chrząknięcie, podskoczyła ze strachu. Jej

mama siedziała przy kuchennym stole z nieobecnym wzrokiem i

szklistymi oczami.

15

background image

— Mamo? — szepnęła Spencer, ale pani Hastings nie od-

powiedziała.

Aria podeszła pod podjazd DiLaurentisów. Kubły stały na

chodniku, czekając na sobotni wywóz śmieci. Z jednego odpadła

pokrywa i Aria dostrzegła na czarnym, plastikowym worku pustą

buteleczkę po jakimś leku na receptę. Etykieta była właściwie

zdrapana, ale pozostało na niej imię Ali wypisane drukowanymi

literami. Aria zastanawiała się, czy to antybiotyki, czy może leki

na wiosenną alergię — w tym roku drzewa pyliły wyjątkowo

intensywnie.

Hanna usiadła na kamiennym murku otaczającym posiadłość

Hastingsów i czekała na mamę. Mona Vanderwaal jeździła po

ulicy swoim skuterem. Czy to możliwe, że pani DiLaurentis ma

rację? Czy ktoś ośmielił się drwić z Ali, tak jak one drwiły z

Mony?

Emily wzięła rower i poszła w kierunku lasu za domem Ali,

wybierając drogę na skróty. Robotnicy zrobili sobie przerwę.

Chudzielec ze złotym zębem bił się na żarty z jakimś facetem z

sumiastym wąsem i w ogóle nie zwracał uwagi na beton lejący się

z betoniarki do dziury w ziemi. Ich samochody — honda z

powgniataną karoserią, dwa pickupy i jeep cherokee ze

zderzakiem pokrytym naklejkami — stały zaparkowane przy

krawężniku. Na samym końcu tego szeregu stał znajomo

wyglądający czarny sedan z lat siedemdziesiątych. Wyglądał

ładniej niż pozostałe, a kiedy Emily mijała go na rowerze,

dostrzegła swe odbicie w jego lśniącej karoserii. Miała

zamyślony wyraz twarzy. Co zrobi, jeśli Ali nie zechce się z nią

dalej przyjaźnić?

Kiedy słońce stanęło w zenicie, wszystkie dziewczyny

zastanawiały się, co się stanie, jeśli Ali się od nich odwróci, tak

jak zrobiła z Naomi i Riley. Ale żadna z nich

16

nie martwiła się panicznymi pytaniami pani DiLaurentis. Ona

była mamą Ali i do niej należało zamartwianie się.

Żadna z nich nie spodziewała się, że następnego dnia przed

domem DiLaurentisów zaroi się od furgonetek stacji

telewizyjnych i samochodów policyjnych. Nie dowiedziały się

background image

też, gdzie podziewała się Ali i z kim planowała się spotkać, kiedy

wybiegła z domku zeszłej nocy. Nie, tego pięknego czerwcowego

dnia, pierwszego dnia wakacji, odsunęły od siebie wszystkie

obawy pani DiLaurentis. W miejscu takim jak Rosewood nie

miało prawa zdarzyć się nic złego. A już na pewno nie

dziewczynie takiej jak Ali. „Nic jej nie jest — upewniały się w

myślach. — Wróci".

A trzy lata później być może, być może miało się okazać, że

się nie myliły.

17

background image

1

WSTRZYMAJ ODDECH

Emily Fields otworzyła oczy i się rozejrzała. Leżała pośrodku

podwórza na tyłach domu Spencer Hastings, otoczona ścianą

dymu i ognia. Poskręcane konary drzew pękały z trzaskiem i

uderzały o ziemię z ogłuszającym hukiem. Od strony lasu

promieniowało ciepło. Zrobiło się tak gorąco, jakby był środek

lipca, a nie koniec stycznia.

Tuż obok Emily zauważyła swoje dwie przyjaciółki, Arię

Montgomery i Hannę Marin, ubrane w ubłocone jedwabne

sukienki z cekinami i histerycznie kaszlące. W oddali wyły

syreny i błyskały światła wozów strażackich. Cztery karetki

zajechały pod dom Hastingsów, niszcząc idealnie przycięte

krzewy i zostawiając ślady na mokrej ziemi. Z dymu wyłonił się

nagle sanitariusz w białym uniformie.

— Nic ci nie jest!? — zawołał, klękając obok Emily. Poczuła

się jak obudzona ze snu trwającego rok. Właśnie wydarzyło się

coś ważnego... Ale c o?

18

Sanitariusz chwycił ją za ramię, zanim przewróciła się na

ziemię.

- Nawdychałaś się dymu! - krzyknął. - Twojemu mózgowi

brakuje tlenu. Powoli tracisz świadomość. — Założył jej maskę

tlenową.

Stanął przed nią ktoś jeszcze, jakiś policjant z Rosewood,

którego nigdy wcześniej nie widziała. Miał siwe włosy i łagodne,

zielone oczy.

— Czy w lesie jest jeszcze ktoś poza wami czterema!? —

próbował przekrzyczeć hałas.

Emily otworzyła usta, szukając gorączkowo odpowiedzi,

której nie mogła znaleźć. I nagle przypomniała sobie wszystko,

co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku godzin.

Dostawała wiadomości od A. - od kogoś, kto podobnie jak

Mona dręczył ją i jej przyjaciółki, twierdząc, że łan Thomas nie

zabił Alison DiLaurentis. W czasie przyjęcia w hotelu Radley

Emily znalazła stary rejestr, w którym figurowało nazwisko

Jasona DiLaurentisa. To oznaczało, że mógł się tam leczyć

background image

wtedy, kiedy w tym budynku mieścił się szpital psychiatryczny.

Potem przez Skype'a łan potwierdził, że Jason i Darren Wilden,

policjant pracujący nad sprawą morderstwa Ali, zabili ją.

Ostrzegał też, że nie cofną się przed niczym, byle tylko mieć

pewność, że żadna z dziewczyn nie puści pary z ust.

A potem błysk. I ten paskudny zapach siarki. Pięć hektarów

lasu w jednej chwili stanęło w płomieniach.

Pobiegły w panice na podwórko Spencer, szukając Arii, która

miała przejść przez las skrótem łączącym jej nowy dom z

posiadłością Hastingsów. Aria przyprowadziła z sobą jakąś

dziewczynę, której pomogła się wydostać

19

z płonącego lasu. Dziewczynę, z którą Emily pożegnała się na

zawsze już dawno temu. Emily zdjęła maskę tlenową.

— Al iso n ! — krzyknęła. — Nie zapomnijcie o Alison!

Policjant przekrzywił głowę. Sanitariusz przyłożył dłoń

do ucha.

— O kim?

Emily odwróciła się, pokazując miejsce, na którym jeszcze

przed chwilą leżała Ali. Cofnęła się o krok. Ali zniknęła.

— N i e — wyszeptała.

Odwróciła się. Sanitariusze pomagali jej przyjaciółkom wejść

do karetki.

— Aria! — zawołała Emily. — Spencer! Hanna! Dziewczyny

odwróciły się.

— Ali! — krzyknęła jeszcze głośniej, pokazując gestem puste

miejsce, gdzie ostatni raz widziały swoją zaginioną przyjaciółkę.

— Nie widziałyście, dokąd ona poszła?

Aria pokręciła głową. Hanna przyciskała do twarzy maskę

tlenową, spoglądając to w prawo, to w lewo. Spencer zbladła z

przerażenia, ale w tej samej chwili kilku sanitariuszy wsadziło ją

do karetki.

Emily w panice odwróciła się do sanitariusza. Jego twarz

oświetlały płomienie palącego się młyna Hastingsów.

— Gdzieś tu jest Alison. Przed chwilą ją widziałyśmy!

Sanitariusz popatrzył na nią z niedowierzaniem.

— Masz na myśli Alison DiLaurentis, tę, która... umarła?

— Nie umarła! — zaprotestowała Emily.

background image

Zrobiła kolejny krok w tył i potknęła się o wystający z ziemi

korzeń drzewa. Pokazała w kierunku rozszalałych płomieni.

20

— Jest ranna! Mówiła, że ktoś próbował ją zabić!

— Spokojnie. — Policjant położył jej dłoń na ramieniu. —

Spróbuj się opanować.

Kilka metrów od niej trzasnęła gałązka i Emily zamarła.

Czterech reporterów stało tuż obok patio przy domu Hastingsów i

bacznie ją obserwowało.

— Panno Fields! — zawołał jeden z nich, podbiegając do niej i

podstawiając jej mikrofon. Kamerzysta i dźwiękowiec podbiegli

do niej pędem. — Co pani powiedziała? Ko go pani widziała?

Emily słyszała bicie własnego serca.

— Musimy pomóc Alison!

Jeszcze raz się rozejrzała. Na podwórku przy domu Spencer

roiło się od policjantów i lekarzy pogotowia. Natomiast

podwórko przy dawnym domu Ali było puste i nieoświetlone.

Nagle Emily zauważyła jakiś cień przemykający wzdłuż

ogrodzenia z giętego żelaza, oddzielającego posesję Hastingsów

od willi DiLaurentisów. Serce mocniej jej zabiło. Ali? Nie, to

tylko odbite światło reflektorów wozów policyjnych.

Nadchodziło coraz więcej dziennikarzy. Nadciągali z

wszystkich stron na podwórko Hastingsów. Rozległ się klakson

wozu strażackiego, strażacy wyskakiwali z niego i w

okamgnieniu rozpoczynali gaszenie lasu. Łysawy reporter w

średnim wieku dotknął ramienia Emily.

— Jak Alison wyglądała? — dopytał się. — Skąd się tu

wzięła?

— Wystarczy. — Policjant odsuwał gromadzący się wokół

Emily tłum. — Proszę dać jej przejść.

Reporter podstawił mu mikrofon.

— Zamierza pan zbadać ten trop? I szukać Alison?

21

— Kto podłożył ogień!? Widziała pani!? — Ktoś próbował

przekrzyczeć hałas spowodowany wodą płynącą z węży

strażackich.

Sanitariusz wyprowadził Emily z tłumu.

background image

— Musimy cię stąd wydostać.

Emily jęknęła, z desperacją wpatrując się w puste miejsce na

trawie. To samo im się przydarzyło, kiedy w zeszłym tygodniu

znalazły martwe ciało lana w lesie. Leżał na trawie, napuchnięty i

siny, a po chwili... z n i k n ą ł. To niemożliwe, że znowu

wydarzyło się coś podobnego. To po prostu n iemo żli we.

Emily kilka lat zajęło pogodzenie się ze śmiercią Ali. Wciąż

przypominała sobie jej rysy twarzy, chciała zapamiętać każdy

najmniejszy szczegół. A ta dziewczyna z lasu wyglądała

dokładnie jak Ali. Miała ten sam niski, zmysłowy głos, a gdy

ścierała z twarzy sadzę, Emily od razu rozpoznała jej małe,

delikatne dłonie.

Siedziała w karetce. Sanitariusz ponownie zakrył jej usta i nos

maską tlenową i pomógł jej położyć się na noszach. Inni

sanitariusze usiedli obok niej i zapięli pasy bezpieczeństwa.

Syrena zawyła, a samochód powoli ruszył. Kiedy wyjechał na

ulicę, Emily zauważyła przez okno w tylnych drzwiach karetki

jakiś samochód policyjny. Miał wyłączoną syrenę i światła. I nie

jechał w kierunku domu Hastingsów.

Spojrzała na dom Hastingsów, szukając wzrokiem Ali.

Dostrzegła jednak tylko tłum gapiów. Zobaczyła panią

McClellan mieszkającą kilka domów dalej. Obok skrzynki na

listy stali państwo Vanderwaalowie, rodzice Mony, która — jak

się okazało — była pierwszym A. Emily nie widziała ich od

pogrzebu Mony, który odbył się przed kilkoma miesiącami. W

tłumie zauważyła nawet państwa

22

Cavanaughów, którzy z przerażeniem patrzyli na płomienie.

Pani Cavanaugh położyła dłoń na ramieniu Jenny, jakby chciała

ochronić córkę. Choć Jenna ukryła swoje niewidzące oczy za

olbrzymimi okularami od Gucciego, wydawało się, że patrzy

prosto na Emily.

Ale pośród tego zamieszania nigdzie nie było widać Ali.

Zniknęła. Znowu.

23

background image

2

ZNIKNIĘCIE BEZ ŚLADU

Jakieś sześć godzin później pogodna pielęgniarka z długimi

włosami spiętymi w kucyk odsunęła zasłonkę wokół łóżka Arii w

izbie przyjęć na pogotowiu ratunkowym. Wręczyła tacie Arii,

Byronowi, jakieś dokumenty i kazała mu podpisać na dole każdej

strony.

— Trochę się poobijała i nawdychała dymu, ale nic jej nie

będzie — wyjaśniła.

— Dzięki Bogu - westchnął z ulgą Byron, składając swój

zamaszysty podpis.

Byron razem z Mikiem, bratem Arii, zjawili się w szpitalu

chwilę po tym, jak z karetki trafiła do ambulatorium. Mama Arii,

Ella, spędzała ten wieczór w Vermont ze swoim dwulicowym

chłopakiem Xavierem, a Byron uspokoił ją i upewnił, że nie ma

powodu, by wracała natychmiast do domu. Pielęgniarka spojrzała

na Arię.

— Twoja przyjaciółka Spencer chciałaby się z tobą zobaczyć,

zanim pójdziesz do domu. Leży na drugim piętrze. W sali

dwieście sześć.

24

— Dobrze — odparła Aria drżącym głosem, przesuwając

stopy po szorstkim szpitalnym prześcieradle.

Byron wstał z białego plastikowego krzesła stojącego przy

łóżku i popatrzył córce prosto w oczy.

— Poczekam na ciebie na korytarzu. Nie spiesz się. Aria

podniosła się powoli. Przeczesała dłońmi swoje

czarne włosy z granatowym połyskiem. Na prześcieradło

posypały się drobiny sadzy. Kiedy schyliła się, żeby włożyć

dżinsy i buty, poczuła ból wszystkich mięśni, jakby wspięła się

właśnie na Mount Everest. Przez całą noc nie zmrużyła oka,

gorączkowo przypominając sobie to, co się stało w lesie. Jej

przyjaciółki też przywieziono do tego szpitala, ale umieszczono

je w oddzielnych salach, więc Aria nie mogła z nimi

porozmawiać. Kiedy tylko próbowała podnieść się z łóżka, zaraz

zjawiała się koło niej jakaś pielęgniarka, która kazała jej leżeć i

spać. No p e wn ie. Jakby to było takie proste.

background image

Aria nie potrafiła logicznie poukładać dramatycznych

wydarzeń zeszłej nocy. Biegła pędem przez las do domku

Spencer, a w tylnej kieszeni spodni miała wykradziony Ali

kawałek sztandaru z gry w kapsułę czasu. Przez cztery długie lata

nawet nie spojrzała na lśniący niebieski skrawek materiału, ale

Hanna była przekonana, że na nim właśnie znajdą jakieś

wskazówki dotyczące prawdziwego zabójcy Ali. I kiedy Aria

poślizgnęła się na mokrych liściach, poczuła ostry zapach

benzyny, a potem cichy trzask zapalanej zapałki. W jednej chwili

las wokół niej stanął w płomieniach. Czuła na skórze palące

ciepło ognia, a jego blask ją oślepiał. Po chwili usłyszała

dobiegające z lasu desperackie wołanie o pomoc. Okazało się, że

ten ktoś to osoba, której ciało rzekomo znaleziono w wykopanych

do połowy fundamentach pod altanę przy domu DiLaurentisów.

Ali.

25

Przynajmniej tak się wtedy wydawało Arii. Ale teraz... No

cóż, teraz sama już nie wiedziała. Spojrzała w lustro wiszące na

drzwiach. Miała blade policzki i zaczerwienione oczy. Lekarz w

ambulatorium wyjaśnił jej, że bardzo często pod wpływem dużej

ilości toksycznego dymu można doświadczać halucynacji. Mózg

wariuje z braku tlenu. A w lesie rzeczywiście nie było czym

oddychać. Postać Ali wydawała się taka rozmyta i nierealna, jak

ze snu. Aria nie słyszała wcześniej o grupowych przywidzeniach,

ale przecież zeszłej nocy wszystkie myślały tylko o Ali. Może to

dlatego, kiedy tylko zabrakło tlenu, każda z nich w wyobraźni

zobaczyła Ali.

Aria przebrała się w dżinsy i sweter przywiezione z domu

przez Byrona i poszła na drugie piętro, do sali Spencer. W

poczekalni po drugiej stronie korytarza siedzieli państwo

Hastingsowie i sprawdzali pocztę w swoich telefonach

komórkowych. Hanna i Emily przyszły wcześniej, ubrane w

dżinsy i bluzy. Tylko Spencer nadal nie zdjęła szpitalnej piżamy.

Miała poszarzałą cerę, ciemnofioletowe podkowy pod błękitnymi

oczami i siniaka na ostro zarysowanej szczęce.

— Wszystko w porządku? — wykrzyknęła Aria. Nikt jej nie

powiedział, że Spencer została ranna.

Spencer lekko pokiwała głową i za pomocą małego pilota przy

background image

poręczy łóżka podniosła trochę wyżej zagłówek.

— Czuję się o niebo lepiej niż wczoraj. Podobno ludzie różnie

reagują na wdychanie większych ilości dymu.

Aria się rozejrzała. W pokoju unosił się duszący zapach

chlorowego wybielacza. W rogu zauważyła monitor pokazujący

rytm pracy serca Spencer. Na małej chromowanej umywalce

stało pudełko z gumowymi rękawiczkami.

26

Ściany miały seledynowy kolor, a koło okna wisiał plakat

demonstrujący, jak przeprowadzać samodzielnie comiesięczną

kontrolę piersi. Oczywiście, jakiś dzieciak tuż obok ryciny

przedstawiającej kobiecą pierś dorysował penisa.

Emily przycupnęła na malutkim dziecięcym krzesełku pod

oknem. Miała zmierzwione włosy i popękane wargi. Wierciła się

ciągle, bo jej muskularne ciało pływaczki nie mieściło się na

taboreciku. Hanna stała przy drzwiach i opierała się o tabliczkę

przypominającą o obowiązku używania przez personel szpitalny

lateksowych rękawiczek. Patrzyła na przyjaciółki lśniącymi,

pustymi oczami. Wyglądała tak, jakby od zeszłej nocy jeszcze

bardziej zeszczuplała. Wąskie ciemne dżinsy zwisały jej z bioder.

Aria bez słowa wyciągnęła ze swojej torby ze skóry jaka

kawałek sztandaru należący niegdyś do Ali i rozłożyła go na

łóżku Spencer. Dziewczyny zbliżyły się i spojrzały na niego.

Materiał pokrywały rysunki wykonane lśniącą srebrną farbą.

Rozpoznały logo Chanel, monogram LV znajdujący się zawsze

na torbach od Louisa Vuittona i imię Ali napisane pękatymi

literami. W rogu widniała kamienna studnia życzeń z

drewnianym zadaszeniem i wiadrem na kołowrocie. Aria

przesunęła palcem po konturze studni. Jakoś nie potrafiła

wyczytać z tych rysunków żadnej widocznej na pierwszy rzut oka

wskazówki, która pomogłaby rozwiązać tajemnicę zabójstwa Ali.

Właściwie bardzo podobne rysunki można było znaleźć na

innych fragmentach sztandaru z kapsuły czasu.

Spencer dotknęła brzegu tkaniny.

— Zupełnie zapomniałam, że Ali zawsze pisała takimi

pękatymi literami.

27

background image

Hannę przeszył dreszcz.

— Widok tego pisma sprawia, że czuję wśród nas jej

obecność.

Podniosły głowy i spojrzały po sobie z niepokojem.

Oczywiście w tej samej chwili pomyślały: „Tak jak kilka godzin

temu, kiedy znalazłyśmy ją w lesie".

I nagle zaczęły mówić wszystkie naraz.

— Musimy... — zaczęła Aria.

— Co my... — wyszeptała Hanna.

— Lekarz powiedział... — syknęła Spencer pół sekundy

później.

Zamilkły i popatrzyły po sobie z policzkami bladymi jak

poduszka pod głową Spencer. Potem odezwała się Emily:

— Musimy coś zrobić. Ali gdzieś tam jest. Musimy się

dowiedzieć gdzie. Czy któraś z was słyszała, że szukają jej w

lesie? Mówiłam glinom, że ją widziałyśmy, ale nawet się nie

ruszyli, żeby to sprawdzić!

Serce Arii zabiło szybciej. Spencer patrzyła na Emily z

niedowierzaniem.

— Powiedziałaś glinom? - powtórzyła, odsuwając z oczu

pasmo blond włosów o popielatym odcieniu.

— Oczywiście — rzuciła cicho Emily.

— Ale... Emily...

— No co? — odburknęła Emily.

Gapiła się na Spencer, tak jakby na czole przyjaciółki wyrósł

bawoli róg.

— Em, miałyśmy halucynacje. Tak powiedzieli lekarze. Ali

ni e ż yj e.

Emily otworzyła szeroko oczy.

-Ale przecież wszystkie ją widziałyśmy. Twierdzisz, że niby

wszystkie miałyśmy takie same zwidy?

28

Spencer nawet nie drgnęła powieka. Minęło kilka pełnych

napięcia sekund. Z korytarza dobiegło głośne piknięcie. Za

drzwiami ktoś przesuwał łóżko szpitalne na skrzypiących

kółkach. Emily jęknęła. Zaróżowiły się jej policzki. Spojrzała na

Hannę i Arię.

— Nie uważacie, że naprawdę spotkałyśmy Ali.

background image

— To mogła być ona, faktycznie — odparła Aria, siadając na

wózku dla niepełnosprawnych stojącym przy drzwiach do małej

łazienki. — Ale Emily, lekarz powiedział mi, że to wszystko

przez nadmiar dymu. To chyba logiczne. Niby jak udałoby się jej

zniknąć?

— No właśnie — zawtórowała jej Hanna cicho. — I gdzie się

niby ukrywała przez te wszystkie lata?

Emily uderzyła dłońmi w uda tak mocno, że aż zatrząsł się

stojący obok stojak na kroplówki.

— Hanna, twierdziłaś, że kiedy ostatnim razem ty tu leżałaś,

obok twojego łóżka stanęła Ali. Może wcale ci się to nie śniło?

Hanna wbiła w podłogę obcas swojego zamszowego kozaka.

Miała niewyraźną minę.

— Hanna była w śpiączce, kiedy widziała Ali — wtrąciła się

Spencer. — To był tylko sen.

Emily niezrażona pokazała na Arię.

— A ty wyprowadziłaś wczoraj kogoś z lasu. Jeśli nie Ali, to

kogo? Aria wzruszyła ramionami i bezwiednie zacisnęła dłonie

na uchwytach przy kołach wózka. Za wielkim oknem wstawało

słońce. Na parkingu stały rzędami lśniące bmw, mercedesy i audi.

To zadziwiające, że po tej wariackiej nocy wszystko wydawało

się teraz takie zwyczajne.

— Sama nie wiem — przyznała. — W lesie było tak ciemno.

No i... o cholera. — Włożyła dłoń do kieszeni torby. — Wczoraj

znalazłam to.

29

Otworzyła dłoń i pokazała im pierścionek z jasnoniebieskim

kamieniem i emblematem szkoły. Wszystkie od razu go

rozpoznały. Po wewnętrznej stronie wygrawerowano: „IAN

THOMAS". Ten sam pierścionek miał na palcu łan, kiedy tydzień

wcześniej znalazły w lesie jego rzekomo martwe ciało.

— Leżał na ziemi - wyjaśniła. — Nie wiem, jakim cudem

policja go nie znalazła.

Emily westchnęła. Spencer wydawała się zdezorientowana.

Hanna wyrwała Arii pierścionek z ręki i podniosła do światła nad

łóżkiem Spencer.

— Może zsunął mu się z palca, kiedy uciekał?

background image

— Co z nim zrobimy? — zapytała Emily. — Oddamy policji?

— Na pewno nie — zaprotestowała natychmiast Spencer. —

Od razu pomyślą, że najpierw zobaczyłyśmy ciało lana w lesie,

zmusiłyśmy policję do przeszukania terenu, a jak nic nie znaleźli,

to nagle

v o i l à !,

ni stąd, ni zowąd znajdujemy pierścionek. Od

razu zaczną nas podejrzewać. Trzeba było tego w ogóle nie

ruszać. To dowód rzeczowy.

Aria założyła ręce na piersi.

— A niby skąd miałam to wiedzieć? I co mam teraz zrobić?

Odnieść go tam, gdzie go znalazłam?

— Nie — pouczyła ją Spencer. — Pożar zmusi policję do

wznowienia poszukiwań w lesie. Jeszcze zobaczą, że się tam

kręcisz, i zaczną zadawać pytania. Teraz po prostu go zatrzymaj.

Emily wierciła się niecierpliwie na krześle.

— Spotkałaś Ali po znalezieniu pierścionka, zgadza się?

— Sama już nie wiem — przyznała się Aria. Próbowała

przywołać w pamięci te szaleńcze chwile w lesie. Ale

30

wspomnienia coraz bardziej się rozmywały. — Właściwie

nawet jej nie dotknęłam... Emily wstała.

— Powariowałyście do reszty? Czemu nie wierzycie własnym

oczom?

— Em — uspokoiła ją Spencer. — Trochę za bardzo się

ekscytujesz.

— Nieprawda! — zawołała Emily, a jej policzki zrobiły się

tak purpurowe, że widać było na nich każdego piega.

Ich rozmowę przerwał gwałtowny dzwonek dobiegający z

sąsiedniej sali i krzyki pielęgniarek. Słychać było pospieszne

kroki. Arii zrobiło się słabo. Od razu pomyślała, że to wezwanie

do kogoś, kto umiera.

Kilka chwil później na oddziale znowu zapanowała cisza.

Spencer chrząknęła.

— Najważniejsze to ustalić, kto wywołał ten pożar. I na tym

skupi się w tej chwili policja. Zeszłej nocy ktoś próbował nas

zabić.

— Nie ktoś — poprawiła ją szeptem Hanna. —On i. Spencer

spojrzała na Arię.

— Gdy dotarłyśmy wczoraj do mojego domku, skon-

background image

taktowałyśmy się z łanem. Opowiedział nam wszystko. Twierdzi,

że to Jason i Wilden zabili Ali. Wszystkie nasze przypuszczenia

okazały się uzasadnione, a oni na pewno spróbują uciszyć nas na

zawsze.

Aria oddychała ciężko, bo właśnie przypomniała sobie nowy

szczegół.

— Wczoraj w nocy w lesie widziałam tego podpalacza.

Spencer podniosła się i spojrzała na nią oczami wielkimi jak

spodki.

-Co?

31

— Widziałaś twarz!? — wykrzyknęła Hanna.

— Niewyraźnie.

Aria zamknęła oczy i próbowała przywołać w pamięci to, co

zobaczyła. Jak tylko znalazła pierścionek lana, zauważyła kogoś

przemykającego chyłkiem przez las, ledwie kilka metrów od niej.

Choć nie widziała twarzy pod naciągniętym na głowę kapturem,

ten ktoś od pierwszej chwili wyglądał znajomo. Kiedy zdała

sobie sprawę, co ta osoba zamierza zrobić, sparaliżował ją strach.

Nie miała siły, żeby mu się przeciwstawić. W ciągu kilku sekund

płomienie zaczęły się rozprzestrzeniać po leśnym poszyciu,

docierając prawie pod jej stopy.

Czuła na sobie wyczekujące spojrzenia przyjaciółek.

— Ten ktoś miał kaptur — powiedziała. - Ale nie mam

wątpliwości, że to...

Nagle urwała, bo drzwi zaskrzypiały głośno i powoli się

otworzyły. W progu stanęła jakaś postać, oświetlona od tyłu

światłem z korytarza. Na widok tej twarzy Aria o mało nie

zemdlała. „Nie panikuj", upomniała się w myślach i nagle

zakręciło się jej w głowie. Stała przed nią jedna z osób, przed

którą ostrzegały wiadomości od A. Właśnie jego Aria prawie na

pewno widziała w lesie. Był to jeden z zabójców Ali.

Inspektor Darren Wilden.

— Cześć, dziewczyny.

Wilden wszedł wyprostowany. Miał błyszczące zielone oczy,

a jego twarz o regularnych rysach zaczerwieniła się od mrozu.

Dopasowany mundur policyjny podkreślał jego wysportowaną

background image

sylwetkę.

Zatrzymał się przy łóżku Spencer i dopiero wtedy dostrzegł

przerażenie na twarzach dziewczyn.

32

— Co jest?

Spojrzały po sobie spanikowane. Wreszcie Spencer zdobyła

się na odwagę.

— Wiemy, co pan zrobił.

Wilden oparł dłonie na poręczy łóżka i o mało nie przewrócił

stojaka z kroplówką.

— Słucham?

— Właśnie wezwałam pielęgniarkę — powiedziała Spencer

głośniej dobrze ustawionym głosem, którego często używała,

kiedy występowała na scenie w szkolnych przedstawieniach. —

Zadzwoni po ochronę, zanim zdąży pan nas skrzywdzić. Wiemy,

że to pan wzniecił pożar. I wiemy nawet dla cz e go .

Wilden zmarszczył czoło. Na jego szyi pulsowała żyła. Serce

Arii biło tak głośno, że nie słyszała innych dźwięków w sali.

Wszyscy zamarli. Im dłużej Wilden na nie patrzył, tym większe

napięcie odczuwała Aria. Wreszcie Wilden przestąpił z nogi na

nogę.

— Pożar w lesie? — Cichutko prychnął, jakby nie wierzył

własnym uszom. — Mówicie poważnie?

— Widziałam, jak pan kupował propan w centrum

handlowym — powiedziała Hanna drżącym głosem. Stała

wyprężona jak struna. — Wkładał pan trzy beczki do samochodu.

Tyle wystarczy, żeby podpalić las. Niby czemu nie widziałyśmy

pana w czasie akcji ratunkowej? Przecież przyjechał cały

komisariat.

— Widziałam, jak pan odjeżdżał swoim samochodem spod

domu Spencer — dodała Emily, przyciągając kolana do klatki

piersiowej. — Jakby pan uciekał z miejsca zbrodni.

Aria rzuciła Emily zdumione spojrzenie. Zeszłej nocy nie

widziała żadnego wozu policyjnego, który odjeżdżałby

33

spod domu Spencer. Wilden oparł się o mały metalowy

zlewozmywak w rogu sali.

— Dziewczyny. Dlaczego miałbym podpalać las?

background image

— Żeby zatuszować to, co pan zrobił Ali — powiedziała

prosto z mostu Spencer. — Razem z Jasonem.

Emily odwróciła się do Spencer.

— On nic nie zrobił Ali. Ali żyje.

Wilden drgnął i spojrzał na Emily. Potem popatrzył na

pozostałe dziewczyny, tak jakby wbiły mu nóż w plecy.

— Naprawdę wierzycie, że próbowałem was skrzywdzić? —

zapytał.

Wszystkie przytaknęły. Wilden pokręcił głową.

— Próbuję wam pomóc. — Ale odpowiedziała mu cisza. —

Jezu. No dobra. Wczoraj, kiedy wybuchł pożar, odwiedzałem

wujka. W czasach licealnych mieszkałem u niego, a teraz

poważnie zachorował. — Włożył rękę do kieszeni kurtki i

wyciągnął z niej kawałek papieru. — Proszę.

Wszystkie się nachyliły. Wilden pokazywał im rachunek z

apteki.

— Za trzy dziewiąta wykupiłem lekarstwa na receptę dla

wujka. Słyszałem, że pożar wybuchł o dziesiątej. Kamera w

sklepie na pewno mnie zarejestrowała. Niby w jaki sposób

mogłem się znaleźć w dwóch miejscach jednocześnie?

Nagle w całym pomieszczeniu rozszedł się intensywny zapach

wody kolońskiej Wildena. Arii zakręciło się w głowie. Czy to

możliwe, że to nie Wildena widziała wczorajszej nocy w lesie?

— A jeśli chodzi o propan — mówił dalej Wilden, muskając

koniuszkami palców bukiet kwiatów na nocnym

34

stoliku przy łóżku Spencer — to kupiłem go dla Jasona

DiLaurentisa, do jego domku nad jeziorem w górach Pocono. On

ma teraz urwanie głowy, a ponieważ od dawna się przyjaźnimy,

postanowiłem mu pomóc.

Aria spojrzała na przyjaciółki, wzburzona nonszalanckim

tonem głosu Wildena. Kiedy poprzedniej nocy dowiedziała się,

że Jason i Wilden przyjaźnili się w liceum, wydawało się jej, że

odkryła wielki sekret. A teraz, w świetle dnia i w obliczu jego

wyznania, jej odkrycie wydało się jej takie banalne.

— Natomiast jeśli twierdzicie, że ja i Jason zrobiliśmy coś

Alison... — Wilden urwał. Stał przed małym stolikiem na

background image

kółkach, na którym była karafka z wodą i dwa kubki ze

styropianu. Wyglądał na zupełnie zbitego z tropu. — To jakieś

szaleństwo. Jason to jej brat! Naprawdę uważacie, że byłby

zdolny do czegoś takiego?

Aria już chciała otworzyć usta, żeby zaprotestować. Zeszłej

nocy Emily znalazła stary rejestr z czasów, kiedy w budynku

hotelu Radley mieściła się klinika psychiatryczna. W księdze

nazwisko Jasona pojawiało się wiele razy. Poza tym naśladowca

A. raz po raz dawał jej do zrozumienia, że Jason coś ukrywa,

najprawdopodobniej jakieś informacje na temat swoich

konfliktów z Ali. Również od A. Emily się dowiedziała, że Jenna

i Jason pokłócili się, kiedy widziała ich w oknie w domu

Cavanaughów. Aria nie chciała wierzyć w winę Jasona. W ze-

szłym tygodniu poszła z nim na kilka randek, spełniając w ten

sposób swoje największe marzenie z czasów szkoły

podstawowej. Ale kiedy pojechała do jego domu w Varmouth w

piątek, on zachowywał się tak, jakby postradał zmysły.

35

Wilden kręcił głową, wyraźnie nie wierząc własnym uszom.

Wyglądał na tak oszołomionego tym, co właśnie usłyszał, że Aria

zastanawiała się, czy w SMS-ach od A. tkwiło choćby maleńkie

ziarnko prawdy. Pytająco spojrzała na przyjaciółki. Na ich

twarzach też malowało się zupełne zdezorientowanie.

Wilden zamknął drzwi do sali, odwrócił się i spojrzał na nie

wzrokiem pełnym nienawiści.

— Niech zgadnę — wyszeptał. — Ten, kto podszywa się pod

A., nakładł wam tych głupot do głowy?

— A. naprawdę istnieje — Emily nie dawała za wygraną. Od

jakiegoś czasu Wilden powtarzał, że ten, kto podpisuje się jako

A., to tylko jakiś nieszkodliwy żartowniś. — Tobie też zrobił

zdjęcia — mówiła dalej.

Zaczęła gorączkowo szukać czegoś w kieszeniach. Wy-

ciągnęła telefon i otworzyła wiadomość ze zdjęciem Wildena

wychodzącego z konfesjonału. Aria zauważyła, że pod zdjęciem

widniał podpis: „Każdy ma coś na sumieniu, co nie?".

— Spójrz. — Emily podsunęła mu telefon pod nos. Wilden

gapił się na ekran z niezmienionym wyrazem

twarzy.

background image

— Nie wiedziałem, że chodzenie do kościoła to przestępstwo.

Nie odrywając od niego wzroku, Emily włożyła telefon z

powrotem do kieszeni. Zapadła głucha cisza. Wilden ścisnął

palcami skórę u nasady nosa. Arii wydawało się, że z pokoju ktoś

wypompował powietrze.

— Słuchajcie, muszę wam powiedzieć, po co w ogóle tu

przyszedłem. — Jego tęczówki tak pociemniały, że teraz

wydawały się zupełnie czarne. — Musicie przestać rozpowiadać,

że widziałyście Alison.

36

Dziewczyny spojrzały po sobie zakłopotane. Spencer uniosła

w górę brew i wydawała się wręcz urażona. Jakby chciała

powiedzieć: „A nie mówiłam?". Oczywiście, pierwsza wyrwała

się do ataku Emily.

— Mamy skłamać?

— Nie widziałyście jej — Wilden mówił metalicznym

głosem. — Jak nie przestaniecie tego powtarzać, zwrócicie na

siebie niepotrzebnie uwagę. Pamiętacie, jak ogłosiłyście wszem

wobec, że widziałyście ciało lana, i co was za to spotkało. W tym

wypadku będzie dziesięć razy gorzej.

Aria odchyliła się lekko do tyłu i schowała dłonie w rękawach

swetra. Wilden przemawiał do nich jak szef komisariatu do

dealerów kokainy. Przecież nie zrobiły nic złego.

— To nie

fab

— zaprotestowała Emily. — Ona potrzebuje

naszej pomocy.

Wilden uniósł ręce w geście kapitulacji. Jego rękawy zsunęły

się trochę, ukazując wytatuowaną ośmioramienną gwiazdę.

Emily też ją zauważyła. Sądząc po przymrużonych oczach i

zmarszczonym nosie, Emily nie była wielką fanką tatuaży.

— Zdradzę wam pewien pilnie strzeżony sekret — powiedział

Wilden, zniżając głos. — Właśnie przysłano na komisariat

wyniki badań DNA zwłok znalezionych w dziurze pod domem

Ali. I okazało się, że ciało należało do Alison. Ona nie żyje. Więc

róbcie, co wam każę, dobra? Naprawdę zależy mi tylko na tym,

żeby was chronić.

A potem wyciągnął swój telefon, wyszedł z sali i zatrzasnął za

sobą drzwi. Styropianowe kubki na stoliku chybotały się jeszcze

background image

przez chwilę. Aria popatrzyła na przyjaciółki. Spencer miała

mocno zaciśnięte usta. Hanna nerwowo obgryzała paznokieć.

Emily mrugała swoimi

37

wielkimi zielonymi oczami, jakby z oszołomienia zabrakło jej

słów.

— I co teraz? — wyszeptała Aria.

Emily jęknęła, Spencer majstrowała coś przy kroplówce, a

Hanna wyglądała tak, jakby zaraz miała zemdleć. Wszystkie

misternie skonstruowane hipotezy w jednej chwili rozwiały się

jak dym. Dosłownie. Może to nie Wilden rozniecił ogień. Ale

przecież Aria widziała kogoś w lesie. A to niestety oznaczało

tylko jedno.

Ten, kto zapalił pierwszą zapałkę, nadal przebywał na

wolności. Ten, kto próbował je zabić, wymknął się i pewnie tylko

czekał na dogodną okazję, żeby zaatakować po raz kolejny.

38

background image

3

DLACZEGO DOWIADUJĘ SIĘ O TYM OSTATNIA?

Kiedy zamglone styczniowe słońce znikało za horyzontem,

Spencer wyszła na podwórze za domem, żeby ocenić zasięg

zniszczeń poczynionych przez pożar. Obok niej stała jej mama.

Jej makijaż się rozmazał, a po podkładzie zostały tylko plamy.

Rozwichrzone włosy świadczyły o tym, że dziś rano nie zajęła się

nią jej fryzjerka Uri. Po chwili dołączył do nich tata Spencer, tym

razem bez słuchawki od telefonu w uchu, z którą nigdy się nie

rozstawał. Dolna warga drżała mu lekko, jakby z całych sił

powstrzymywał płacz.

Wszystko wokół było zniszczone. Rozłożyste, wysokie

drzewa stały teraz poczerniałe, z połamanymi gałęziami. Nad ich

wierzchołkami unosiła się szara, cuchnąca mgiełka. Z młyna

został właściwie sam szkielet. Jego ramiona odpadły, a wokół

walały się okruchy zdobiących go niegdyś witraży. Cały trawnik

wokół domu był poorany

39

koleinami pozostawionymi przez koła wozów strażackich i

karetek. Wszędzie walały się niedopałki papierosów, puste kubki

po kawie, a nawet puszka po piwie — ślady obecności gapiów,

którzy zgromadzili się tłumnie i kręcili się wokół domu

Hastingsów jeszcze długo po tym, jak Spencer zawieziono do

szpitala. Serce Spencer pękło na tysiąc kawałków dopiero na

widok zrównanego z ziemią domku, zbudowanego w tysiąc

siedemset pięćdziesiątym szóstym roku. W dawnych czasach

służył jako stodoła, dopiero potem zaadaptowano go do celów

mieszkalnych. Wprawdzie połowa konstrukcji wydawała się

nietknięta przez ogień, ale zewnętrzne drewniane panele, niegdyś

w kolorze wiśniowym, teraz nabrały barw toksycznej szarości.

Dach zupełnie się zapadł, okna ze szkła ołowiowego popękały w

drobny mak, a z drzwi frontowych została tylko kupka popiołu.

Pusta skorupa po domku miała w ścianach tyle otworów, że

widać było przez nie całe wnętrze. Na podłodze z brazylijskiego

drewna wiśniowego stała ogromna kałuża wody, którą strażacy

gasili pożar. Łóżko z baldachimem, kanapy z miękkiej skóry i

mahoniowy stolik do kawy nadawały się tylko na śmietnik.

background image

Podobnie jak biurko, przy którym zeszłej nocy Spencer, Emily i

Hanna zasiadły, żeby skontaktować się przez Skype'a z łanem i

poznać prawdę o zabójstwie Ali.

Tylko że teraz okazało się, że Jason i Wilden wcale jej nie

zabili. A Spencer znowu nic nie wiedziała.

Odwróciła wzrok od domku. Oczy zaczęły jej łzawić od

toksycznych oparów wciąż unoszących się w powietrzu.

Spojrzała w to miejsce, gdzie razem z przyjaciółkami upadły na

ziemię, kiedy uciekły z domku ogarniętego płomieniami.

Wyglądało dokładnie tak jak reszta podwórka.

40

Podeptaną, zwiędniętą trawę pokrywała warstwa sadzy i

śmieci. Nie było w tym miejscu nic szczególnego, co

świadczyłoby o tym, że właśnie tam stała Ali. Ale przecież

wc ale j ej ta m n ie było - to tylko halucynacje spowodowane

przez wdychany dym. Wiele miesięcy temu robotnicy znaleźli

przecież ciało Ali na podwórku przy dawnym domu

DiLaurentisów.

— Tak mi przykro — wyszeptała Spencer, kiedy kilka

czerwonych dachówek z hukiem zsunęło się z resztek dachu

domku na ziemię.

Pani Hastings powoli sięgnęła po rękę Spencer. Tata położył

jej dłoń na ramieniu. W jednej chwili rodzice objęli ją ramionami

i mocno przycisnęli do siebie. Czuła pulsujące w nich emocje.

— Nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby coś ci się stało —

mówiła pani Hastings przez łzy.

— To nie ma znaczenia. - W głosie pana Hastingsa było

słychać łkanie. — Wszystko mogłoby się spalić do szczętu.

Najważniejsze, że tobie nic się nie stało.

Spencer przytuliła się z całych sił do rodziców, a głos uwiązł

jej w gardle, które nadal ją bolało od dymu.

Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny rodzice za-

chowywali się wobec niej po prostu wspaniale. Przez całą noc

czuwali przy jej łóżku, w napięciu obserwując, jak jej klatka

piersiowa unosi się i opada z każdym ciężkim oddechem. Wołali

pielęgniarkę, kiedy tylko Spencer poprosiła o coś do picia, o

środki przeciwbólowe czy dodatkowy koc. Kiedy następnego

dnia po południu wypisano ją ze szpitala, zabrali ją do jej

background image

ulubionej cukierni w Old Hol-lis i kupili duże lody z syropem

klonowym. Zaszła w nich diametralna zmiana. Zawsze traktowali

ją przecież jak

41

niechciane dziecko, któremu z łaski pozwalali mieszkać w

swoim domu. A kiedy niedawno przyznała się, że pracę

nagrodzoną Złotą Orchideą ukradła swojej siostrze Melissie,

właściwie ją wyklęli.

Teraz niestety mieli już powód, żeby jej nienawidzić. Spencer

dobrze wiedziała, że kiedy tylko powie im całą prawdę, ich troska

i czułość znikną w jednej chwili. Przycisnęła ich mocno do siebie,

ciesząc się tą ostatnią chwilą, kiedy w ogóle się do niej odzywają.

Nie było sensu grać na zwłokę. Prędzej czy później i tak

musiałaby im powiedzieć.

Zrobiła krok do tyłu i wyprostowała plecy.

— Muszę wam o czymś powiedzieć — zaczęła. Pełne dymu

powietrze paliło jej gardło.

— Coś na temat Alison? — Głos pani Hastings drżał. — Bo

jeśli tak, to...

Spencer pokręciła energicznie głową i przerwała mamie.

— Nie, chodzi o coś innego.

Spojrzała w górę, na błękitne niebo poprzecinane czarnymi

gałęziami. Nagle słowa popłynęły same. Spencer opowiadała, jak

babcia Nana Hastings nie zostawiła jej żadnych pieniędzy w

testamencie, a Melissa zasugerowała, że Spencer adoptowano.

Jak zarejestrowała się na stronie internetowej pomagającej

odszukać biologicznych rodziców, a dwa dni później dostała

wiadomość, że odnaleziono jej prawdziwą matkę. Jak bardzo

podobała się jej wizyta w Nowym Jorku u Olivii Caldwell i jak

zdecydowała się na przeprowadzkę na stałe do tego miasta.

Spencer nie przerywała swojego monologu, bo wiedziała, że jeśli

tylko na chwilę zamilknie, wybuchnie płaczem. Nie miała

śmiałości, żeby spojrzeć na rodziców. Nie

42

chciała widzieć na ich twarzach wyrazu rozczarowania i

klęski.

— Zostawiła wizytówkę swojego pośrednika nieruchomości,

background image

więc zadzwoniłam do niego i podałam mu numer konta z

oszczędnościami przeznaczonymi na moje studia, żeby zapłacić

depozyt i czynsz za pierwszy miesiąc - mówiła dalej,

podkurczając palce w szarych wysokich butach. Ledwo

wydobywała z siebie słowa.

Po poszarzałej od sadzy ziemi przemknęła wiewiórka. Tata

jęknął. Mama zamknęła oczy i przycisnęła dłonie do czoła. Serce

Spencer przestało bić. N o to zacz yn a m y. Wszcząć operację:

Już nie jesteś naszą córką.

— Domyślacie się, co się stało - westchnęła, patrząc na stojący

niedaleko patio wysoki karmnik dla ptaków. Od kiedy wyszli

przed dom, żaden ptak nie ośmielił się do niego przylecieć. -

Oczywiście ten pośrednik współpracował z Olivią. Wyczyścili

konto i zniknęli - dokończyła opowieść z ciężkim sercem.

Na podwórku panowała zupełna cisza. Słońce prawie

całkowicie już zaszło, a w półmroku domek wyglądał jak relikt z

dawnej epoki. Czarne okna przypominały oczodoły w czaszce.

Spencer spojrzała na rodziców. Tata zbladł jak ściana. Mama z

zapadniętymi policzkami wyglądała tak, jakby połknęła coś

kwaśnego. Spojrzeli po sobie zdenerwowani, a potem rozejrzeli

się niespokojnie, jakby się bali, że gdzieś jeszcze stoją furgonetki

stacji telewizyjnych. Dziennikarze przez cały dzień podjeżdżali

pod dom i próbowali wypytać Spencer, c z y to p r a wd a, że

widziała Ali.

Tata wziął głęboki wdech.

— Spencer, pieniądze nie mają znaczenia. Spencer nie

wierzyła własnym uszom.

43

- Możemy przecież dowiedzieć się, kto je zabrał i na jakie

przesłał konto - wyjaśniła pani Hastings, nerwowo zacierając

ręce. - I pewnie nawet je odzyskamy. - Mama uniosła wzrok na

wiatrowskaz stojący na dachu domu. -Zresztą... mogliśmy się

spodziewać, że stanie się coś takiego.

Spencer zmarszczyła czoło. Przez chwilę miała wrażenie, że

jej mózg uległ uszkodzeniu z powodu dymu, który jeszcze unosił

się w powietrzu.

- Jak to?

Tata przestąpił z nogi na nogę i spojrzał na mamę.

background image

- Już dawno temu powinniśmy byli powiedzieć jej prawdę —

wymamrotał.

- Nie sądziłam, że tak to się skończy - mruknęła mama

Spencer, wzruszając ramionami. Zrobiło się tak zimno, że z jej

ust wydobywały się kłęby pary.

- Jaką prawdę? — Spencer domagała się wyjaśnień. Serce

waliło jej jak młotem. Z każdym wdechem czuła

zapach spalonego drewna.

- Wejdźmy do domu - powiedziała pani Hastings, choć widać

było, że myśli o czymś innym. - Okropnie tu zimno.

- Jaką prawdę? - powtórzyła z naciskiem Spencer. Nie miała

zamiaru nigdzie iść, póki nie usłyszy odpowiedzi.

Mama milczała przez chwilę. Z wnętrza spalonego domku

dobiegło głośne skrzypienie. Wreszcie pani Hastings usiadła na

jednym z wielkich kamieni, którymi ozdobione było podwórko.

- Kochanie, Olivia cię urodziła. Spencer otworzyła szeroko

oczy. -Co?

44

— W p e wn ym s en si e cię urodziła — poprawił żonę pan

Hastings.

Spencer cofnęła się o krok. Pod jej butem z trzaskiem pękła

gałązka.

— Więc naprawdę mnie adoptowano? Olivia nie kłamała?

„To dlatego czuję się tak odmienna od was? To dlatego

zawsze faworyzowaliście Melissę, bo ja nie jestem waszą

prawdziwą córką?"

Pani Hastings obracała na palcu pierścionek z trzykaratowym

brylantem. Gdzieś w oddali, w lesie pękła gałąź i z hukiem upadła

na ziemię.

- Nie sądziłam, że akurat dziś przyjdzie nam o tym rozmawiać.

Żeby się uspokoić, wzięła głęboki oddech, potrząsnęła

dłońmi, jakby pozbywała się złej energii, i uniosła głowę. Pan

Hastings energicznie zacierał dłonie w rękawiczkach. Nagle

Spencer zorientowała się, że nie mają pojęcia, od czego zacząć.

W niczym nie przypominali rodziców, których znała Spencer -

zawsze opanowanych i sprawujących kontrolę nad wszystkim.

- W czasie porodu Melissy doszło do komplikacji. -Pani

background image

Hastings bębniła palcami w śliski, mokry kamień. Jej wzrok

powędrował w stronę ulicy. Jakaś honda zwolniła przed ich

domem. Od rana ciekawscy sąsiedzi jeździli w tę i z powrotem po

ślepej uliczce. — Lekarze obawiali się, że kolejny poród może

stanowić dla mnie poważne zagrożenie. Ale my chcieliśmy mieć

jeszcze jedno dziecko, więc znaleźliśmy matkę zastępczą.

Użyliśmy moich komórek jajowych i... no wiesz czego... od taty.

— Spuściła wzrok, jakby ze wstydu nie potrafiła wypowiedzieć

słowa

45

„sperma". — Ale potrzebowaliśmy kobiety, która donosi ciążę

i urodzi nam dziecko, ciebie. I znaleźliśmy 01ivię.

— Poddaliśmy ją gruntownym badaniom, żeby sprawdzić, czy

jest zdrowa. — Pan Hastings usiadł obok żony na kamieniu,

ledwie zauważając, że jego szyte ręcznie mokasyny od A.

Testoniego zanurzyły się w pełnym sadzy błocie. — Spełniała

wszystkie nasze oczekiwania i chciała cię dla nas urodzić. Ale

pod koniec ciąży zaczęła... stawiać żądania. Domagała się więcej

pieniędzy. Groziła, że ucieknie do Kanady i zabierze cię z sobą.

— Więc zapłaciliśmy jej więcej - dokończyła pani Hastings,

nie owijając w bawełnę. Ukryła twarz w dłoniach. -Oczywiście,

ostatecznie oddała cię nam. Ale... kiedy zdaliśmy sobie sprawę,

jak zaborcza potrafi być, postanowiliśmy uniemożliwić jej

jakikolwiek kontakt z tobą. Postanowiliśmy, że zachowamy to w

sekrecie i nigdy nie powiemy ci prawdy, bo uważamy cię za

nasze dziecko.

— Zdaje się, że nie do wszystkich to dotarło — powiedział

pan Hastings, pocierając szpakowate skronie. W jego kieszeni

zadzwonił telefon, wydając kilka pierwszych taktów V symfonii

Beethovena. Nie odebrał. — Na przykład do babci. Uważała, że

to nienaturalne, i nigdy nam tego nie wybaczyła. Kiedy w

testamencie zapisała pieniądze tylko „prawowitym wnukom",

powinniśmy byli wyjawić prawdę. Pewnie Olivia od dawna

czekała na taką okazję.

Wiatr ustał, a wokół zapanowała pełna napięcia cisza. Psy

Hastingsów, Rufus i Béatrice, drapały w drzwi, jakby chciały

wyjść na podwórko i podsłuchać, o czym rozmawia cała rodzina.

Spencer patrzyła na rodziców. Państwo Hastingsowie wyglądali

background image

jak siedem nieszczęść, jakby

46

to wyznanie wyssało z nich wszystkie siły. Na pewno nie

rozmawiali na ten temat od wielu lat. Spencer patrzyła to na

mamę, to na tatę, próbując poukładać jakoś w głowie wszystko,

czego się właśnie dowiedziała. Rozumiała poszczególne słowa,

ale nie potrafiła ich posklejać w sensowną całość.

— Więc to Olivia mnie urodziła — powtórzyła powoli.

Przeszył ją dreszcz, choć wiatr nadal nie wiał.

- Tak - potwierdziła pani Hastings. - Ale to m y jesteśmy

twoją rodziną. Należysz do n a s.

- Tak bardzo chcieliśmy, żebyś się urodziła, a Olivia była dla

nas jedyną szansą — powiedział pan Hastings, patrząc w górę na

fioletowe chmury. - Ostatnio zupełnie zapomnieliśmy o tym, ile

znaczymy dla siebie nawzajem. Po tym, co przeszłaś w związku z

łanem, Alison i tym pożarem... - Pokręcił głową, patrząc w

zamyśleniu na domek w ruinie i spalony las. Nad ich głowami

krążyła wrona, kracząc głośno. - Powinniśmy byli cię wspierać.

Nie chcieliśmy, żebyś myślała, że cię nie kochamy.

Mama wzięła Spencer za rękę i uścisnęła ją z czułością.

— A może... powinniśmy zacząć jeszcze raz? Myślisz, że nam

się uda? Wybaczysz nam?

Wiatr przywiał ponownie drażniący zapach dymu. Kilka

poczerniałych liści przefrunęło na podwórze przy dawnym domu

DiLaurentisów, zatrzymując się przy wykopanej w połowie

dziurze w ziemi, gdzie znaleziono ciało Ali. Spencer bezwiednie

obracała wokół nadgarstka szpitalną bransoletkę, którą

zapomniała zdjąć. Czuła jednocześnie współczucie i gniew.

Przez ostatnie pół roku rodzice krok po kroku pozbawiali ją

kolejnych przywilejów. Nie pozwolili jej wprowadzić się do

domku, gdzie zamieszkała

47

Melissa, odebrali jej karty kredytowe, sprzedali jej samochód i

właściwie traktowali ją jak powietrze. Miała ochotę krzyczeć: „I

słusznie, że nie czułam się jak część waszej rodziny! I słusznie, że

mnie nie wspieraliście!". A teraz po prostu chcieli przejść nad

tym wszystkim do porządku dziennego?

background image

Mama zagryzła wargi i ścisnęła w dłoniach gałązkę, którą

podniosła z ziemi. Tata wyglądał tak, jakby nie oddychał. Teraz

wszystko leżało w rękach Spencer. Mogła postanowić, że nigdy

im nie wybaczy, mogła tupać nogą i wpaść w szał... ale przecież

widziała ból i wyrzuty sumienia na ich twarzach. Byli z nią

szczerzy. Naprawdę pragnęli jej przebaczenia. A czy nie tego

właśnie chciała najbardziej na świecie? Rodziców, którzy będą ją

kochać?

— Tak — powiedziała wreszcie. — Wybaczam wam.

Bodzice westchnęli z ulgą i przytulili ją mocno do siebie. Tata

pocałował ją w czubek głowy. Jego skóra pachniała wodą

kolońską Kiehl's.

Spencer poczuła się tak, jakby jej dusza opuściła ciało. Jeszcze

dzień wcześniej, kiedy odkryła z przerażeniem, że oszczędności

przeznaczone na jej studia zniknęły co do centa, wydawało się, że

jej życie legło w gruzach. Była pewna, że to kolejna sprawka A.

Ze została ukarana za to, że nie dołożyła wszelkich starań, żeby

znaleźć prawdziwego zabójcę Ali. Tymczasem okazało się, że

utrata tych pieniędzy była czymś najlepszym, co mogło się jej

przydarzyć.

Kiedy rodzice odsunęli się trochę i patrzyli z dumą na

Spencer, ona uśmiechnęła się do nich nieśmiało. Chcieli z nią

być. N ap r a wd ę chcieli z nią być. Nagle kolejny

48

podmuch wiatru przyniósł znajomy zapach... myd ł a

wan ilio we go , takiego, jakiego używała Ali. Spencer zamarła.

Przed oczami stanął jej obraz Ali pokrytej sadzą i duszącej się

dymem.

Zamknęła oczy, próbując uwolnić się od tej wizji. N i e. Ali

nie żyła. To wszystko tylko jej się wydawało. Koniec kropka.

49

4

CZY U PRĄDY MOŻNA KUPIĆ KAFTAN

BEZPIECZEŃSTWA?

Kiedy zapach świeżo palonej kawy ze Starbucksa popłynął w

górę schodami, Hanna Marin leżała jeszcze w łóżku, delektując

się ostatnimi minutami słodkiego lenistwa. Za chwilę musiała

zacząć zbierać się do szkoły. W tle ryczała jakaś piosenka

background image

nadawana przez MTVa. Pinczer Dot drzemał w swoim koszyku

od Burberry. Hanna właśnie pomalowała sobie paznokcie

różowym lakierem od Diora. Teraz rozmawiała przez telefon ze

swoim nowym chłopakiem Mikiem Montgomerym.

— Dzięki za prezenty z Avedy.

Spojrzała na nowe kosmetyki, które ustawiła na nocnym

stoliku. Wczoraj, kiedy wychodziła ze szpitala, Mike podarował

jej kosz pełen luksusowych produktów odstresowujących,

między innymi chłodzącą maseczkę pod oczy, krem do ciała o

zapachu ogórkowo-miętowym i przyrząd do masażu. Hanna od

razu wypróbowała wszystkie,

50

szukając panaceum, które pomogłoby jej wyrzucić z pamięci

widok ognia i zmartwychwstałej Ali. Lekarze orzekli, że Ali była

halucynacją wywołaną dymem, ale Hanna mogłaby przysiąc, że

naprawdę ją widziała.

Właściwie Hanna czuła się zdruzgotana, kiedy okazało się, że

to tylko zwidy. Po tych wszystkich latach nadal chciałaby, żeby

Ali na własne brązowe oczy zobaczyła, jak bardzo Hanna się

zmieniła. Kiedy ostatni raz się widziały, Hanna była pulchnym

brzydkim kaczątkiem - zdecydowanie największą wieśniarą w

całej grupie - a Ali bezustannie robiła przytyki do jej wagi,

fatalnego uczesania i pryszczy. Nawet Ali się me śniło, że

któregoś dnia Hanna przeistoczy się w szczupłego,

zachwycającego i powszechnie lubianego łabędzia. Czasem

Hannie wydawało się, że jej transformacja zostanie

przypieczętowana dopiero wtedy, gdy Ali da jej swoje

błogosławieństwo. Ale teraz szansa na to zupełnie zniknęła.

- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł Mike, wyrywając

Hannę z zamyślenia. - Poza tym ostrzegam, że wysłałem kilka

postów na Twitterze dla dziennikarzy czekających pod szpitalem.

Żeby mogli skupić się na czymś innym niż pożar.

- Jakich postów? - zapytała Hanna z niepokojem, bo czuła, że

Mike coś knuje.

- „Hanna Marin negocjuje z MTV warunki wzięcia udziału w

telewizyjnym reality show" - wyrecytował Mike. -

„Zaproponowano jej fortunę".

background image

- Nieźle.

Odetchnęła z ulgą i zaczęła machać dłońmi, żeby wysuszyć

lakier na paznokciach.

51

- Napisałem też coś o sobie: „Mike Montgomery odrzuca

zaproszenie na randkę od chorwackiej modelki".

- Nie poszedłeś na randkę? - zachichotała Hanna zalotnie. —

Tak nie zachowywał się Mike Montgomery, którego znałam.

- Na co komu chorwacka modelka, kiedy się chodzi z Hanną

Marin? - zapytał Mike.

Hanna aż się trzęsła z rozkoszy. Gdyby kilka tygodni temu

ktoś jej powiedział, że będzie chodzić z Mikiem Montgomerym,

pewnie ze zdumienia połknęłaby gumę do żucia. Poderwała

Mike'a tylko dlatego, że o jego względy starała się także jej

przyszła przyrodnia siostra Kate. Ale w miarę upływu czasu

bardzo go polubiła. Kiedy dostrzegła jego lodowato błękitne

oczy, różowe usta, które aż się prosiły, by je całować, i doceniła

jego rubaszne poczucie humoru, przestał być dla niej tylko

młodszym bratem Arii Montgomery, desperacko starającym się o

popularność.

Wstała, podeszła do szafy i musnęła palcami kawałek

sztandaru z kapsuły czasu, który należał do Ali. Zabrała go ze

szpitala, kiedy Aria nie patrzyła. Nie miała najmniejszych

wyrzutów sumienia. Przecież trofeum n ie n ale ż ał o do Arii.

- Podobno znowu dostajecie wiadomości od A. — powiedział

Mike, zmieniając nagle ton na bardzo poważny.

- Ja niczego nie dostałam — odparła zgodnie z prawdą Hanną.

Od kiedy kupiła nowego iPhone'a i zmieniła numer, nie przyszedł

do niej ani jeden SMS od A. Była to miła odmiana w stosunku do

poprzedniego A. Jak się okazało, była to dawna najlepsza

przyjaciółka Hanny Mona Vanderwaal, co Hanna z całych sił

próbowała wymazać z pamięci. - I miejmy nadzieję, że tak już

zostanie.

52

- Daj mi znać, jeśli będziesz potrzebowała pomocy —

zaoferował się Mike. - No wiesz, gdyby trzeba było komuś

skopać tyłek...

— Ach — Hanna promieniała dumą.

background image

Do tej pory żaden chłopak nie chciał bronić jej honoru. Posłała

mu całusa przez telefon, obiecała, że po południu spotka się z nim

na latte w kafeterii, i się rozłączyła.

Powlokła się do kuchni na śniadanie, szczotkując swoje długie

kasztanowe włosy. W kuchni pachniało herbatą miętową i

świeżymi owocami. Jej przyszła macocha Isabel i Kate już

siedziały przy stole, jedząc z miseczek melona z twarożkiem.

Hannie trudno byłoby wymyślić danie, które przyprawiałoby ją o

większe mdłości niż ta mieszanka.

Kiedy zobaczyły Hannę w progu, zerwały się na równe nogi.

— Jak się czujesz!? — wykrzyknęły w tej samej chwili.

- Super — odparła Hanna rzeczowo, przyciskając szczotkę do

głowy.

Pewnie Isabel już się zbierało na wymioty. Bała się zarazków i

uważała, że nie wolno się czesać w pobliżu jedzenia.

Hanna usiadła na pustym miejscu i sięgnęła po dzbanek z

kawą. Isabel i Kate wróciły na swoje miejsca. Zapadła niezręczna

cisza, jakby Hanna przerwała im w połowie jakąś ważną

rozmowę. Pewnie ją obmawiały. Niczego więcej nie należało się

po nich spodziewać.

Tata poznał Isabel wiele lat wcześniej. Nawet Ali miała okazję

poznać i ją, i Kate kilka miesięcy przed swoim zaginięciem. Ale

do Rosewood przeprowadziły się dopiero wtedy, gdy mama

Hanny przeniosła się do Singapuru, a tata dostał pracę w

Filadelfii. Hanna uważała za skandal już to, że tata chciał

poślubić pielęgniarkę o imieniu

53

Isabel, amatorkę sztucznej opalenizny. Nie sięgała do pięt jej

mamie, pięknej, szykownej i odnoszącej sukcesy zawodowe

kobiecie. Na domiar złego Isabel zabrała z sobą swoją wysoką i

chudą córkę w wieku Hanny. Tego Hanna już nie mogła znieść.

Przez dwa tygodnie od ich przyjazdu musiała codziennie

wysłuchać wiązanki przebojów z

Idola,

wyśpiewywanych przez

Kate pod prysznicem, wąchać cuchnącą odżywkę do włosów z

surowego jajka, która rzekomo zapewniała włosom Kate połysk i

zdrowie, a także wysłuchiwać niekończących się pochwał, jakimi

jej tata nagradzał każdy, najbardziej nawet bzdurny sukces Kate,

background image

jakby to ona, a nie Hanna, była jego prawdziwą córką. Nie

wspominając o tym, że Kate zyskała sympatię nowych dam

dworu Hanny, Naomi Zeigler i Riley Wolfe, a potem powiedziała

Mike'owi, że Hanna poderwała go, żeby wygrać zakład. No

dobrze, musiała przyznać, że kilka tygodni wcześniej na

przyjęciu w domu Spencer poinformowała zebranych, że Kate

ma opryszczkę. Może więc teraz rachunki się wyrównały.

— Melona? — zapytała Kate słodkim głosikiem, przysuwając

Hannie miskę swoimi irytująco szczupłymi rękami.

— Nie, dzięki — odpowiedziała Hanna głosem słodkim jak

sztuczny miód.

Na imprezie z okazji otwarcia hotelu Radley niby zawarły

rozejm, a Kate nawet się uśmiechnęła, kiedy zobaczyła Hannę z

Mikiem. Ale przecież Hanna nie miała zamiaru zacieśniać z nią

więzów.

Kate westchnęła.

— Ojej — wyszeptała, przysuwając sobie poranne wydanie

„Gońca Filadelfijskiego", otwarte na stronie z felietonami.

54

Próbowała przewrócić stronę, zanim Hanna zobaczy

nagłówki, ale się spóźniła. W gazecie opublikowano duże zdjęcie

Hanny, Spencer, Emily i Arii na tle płonącego lasu. „Na ile

kłamstw jeszcze im pozwolimy!?", krzyczał jeden nagłówek.

„Najlepsze przyjaciółki Alison twierdzą, że ona powstała z

martwych".

- Tak mi przykro, Hanno. - Kate zakryła zdjęcie miseczką z

twarożkiem.

- W porządku - warknęła Hanna, próbując ukryć zażenowanie.

Czy ci dziennikarze poupadali na głowy? Naprawdę nie mieli

ważniejszych tematów? Poza tym - halo! halo! -pod wpływem

dymu widzi się różne rzeczy!

Kate włożyła do ust kawałek melona.

- Chcę ci pomóc, Han. Gdybyś potrzebowała, żebym pogadała

z dziennikarzami, powiedziała coś do kamery albo coś w tym

stylu, chętnie to zrobię.

- Dzięki - rzuciła sarkastycznie Hanna.

Ale z tej Kate dziwka. Sprzedałaby się, byle tylko znaleźć się

w centrum uwagi. Hanna zauważyła nagle zdjęcie Wildena na

background image

stronie z felietonami. Fotografię podpisano pytaniem: „Czy

policja w Rosewood rzeczywiście robi wszystko, co w jej

mocy?".

O, ten artykuł na pewno warto przeczytać. Być może Wilden

nie zabił Ali, ale z pewnością przez ostatnie tygodnie

zachowywał się co najmniej dziwnie. Kiedy któregoś ranka

podwoził Hannę do domu po jej porannym joggingu, dwukrotnie

przekroczył prędkość i nieomal wjechał w samochód

nadjeżdżający z przeciwka. I z taką determinacją żądał, żeby

dziewczyny przestały powtarzać, że Ali żyje, bo w przeciwnym

razie... Naprawdę chciał je chronić

55

czy miał swoje powody, by milczały na temat Ali? A jeśli

Wilden był niewinny, to kto podłożył ogień? I dlaczego?

— Hanno, świetnie, że już wstałaś.

Hanna się odwróciła. Tata stał w progu, ubrany w marynarkę i

spodnie w prążki. Nie zdążył jeszcze wysuszyć włosów.

— Możemy z tobą chwilę porozmawiać? — zapytał, na-

lewając sobie kawy.

Hanna odłożyła gazetę na stół. Jacy „my"? Pan Marin

podszedł do stołu i odsunął krzesło. Gdy przesuwał je po

wykafelkowanej podłodze, rozległ się pisk.

— Kilka dni temu dostałem e-maila od doktora Atkinsona.

Patrzył na Hannę, jakby powinna znać tego kogoś.

— A kto to jest? — zapytała wreszcie.

— Szkolny pedagog — wtrąciła się Isabel tonem

wszystkowiedzącej matrony. — Bardzo miły. Kate spotkała się z

nim, kiedy zwiedzała szkołę. Każe uczniom mówić sobie po

imieniu.

Hanna z trudem powstrzymała pogardliwe prychnięcie. Czy ta

naiwniaczka Kate postanowiła podlizać się wszystkim

pracownikom szkoły w czasie swojego pierwszego obchodu?

— Doktor Atkinson twierdzi, że obserwował cię w szkole —

mówił dalej tata. — Niepokoi się o ciebie, Hanno. Podejrzewa, że

cierpisz na zespół stresu pourazowego po śmierci Alison i po tym

wypadku.

Hanna lekko kołysała filiżanką, którą trzymała w dłoni.

background image

Resztka kawy wirowała na dnie.

— Zespół stresu pourazowego dotyczy żołnierzy na wojnie.

56

Pan Marin obracał cienki platynowy pierścionek, który nosił

na palcu prawej dłoni. Dostał go od Isabel. Po ślubie chciał

przenieść go na lewą dłoń. Idiotyczny pomysł.

- Jak się okazuje, może się przydarzyć każdemu, kogo

spotkało coś strasznego - wyjaśnił tata. - Często objawia się

zimnymi potami, palpitacjami serca i innymi symptomami.

Ofiary nie przestają przeżywać tragicznych wydarzeń.

Hanna oglądała słoje drewna na kuchennym blacie. No dobra,

miewała takie objawy i wciąż powracała pamięcią do chwili,

kiedy Mona przejechała ją samochodem. Ale przecież to by

zrobiło wrażenie na każdym.

- Ja akurat świetnie się czuję - zaszczebiotała Hanna.

- Najpierw niespecjalnie przejąłem się tym e mailem -mówił

dalej tata, jakby w ogóle nie słuchał córki. - Ale wczoraj, w

szpitalu, zanim cię wypisano, zadałem kilka pytań psychiatrze.

Zimne poty i palpitacje to niejedyne symptomy stresu

pourazowego. Może objawiać się na wiele innych sposobów. Na

przykład złymi nawykami żywieniowymi, które powoli

wyniszczają zdrowie.

-Nie mam żadnych problemów z jedzeniem - odburknęła

Hanna. Nagle wpadła w panikę. - Przecież sami widzicie, że cały

czas coś jem.

Isabel chrząknęła i spojrzała znacząco na Kate, która okręciła

kosmyk swoich kasztanowych włosów wokół palca.

- Ale przecież... - Spojrzała na Hannę swoimi ogromnymi

błękitnymi oczami. - Sama mi się przyznałaś, że masz problemy.

Hanna nie mogła uwierzyć własnym uszom.

-P owied zi ała ś i m?

57

Kilka tygodni temu, w chwili słabości, Hanna wyznała Kate,

że czasem prowokuje wymioty.

— Uznałam, że tak będzie lepiej dla ciebie — wyszeptała

Kate. — Przysięgam.

— Psychiatra dodał jeszcze, że notoryczne łganie to także

ważny objaw — ciągnął pan Marin. — Najpierw twierdziłaś, że

background image

widziałaś w lesie zwłoki lana Thomasa, a teraz wspólnie z

przyjaciółkami twierdzicie, że spotkałyście Alison. To mi

przypomniało o wszystkich kłamstwach, którymi nas

częstowałaś. Zeszłej jesieni uciekłaś z naszej wspólnej kolacji,

żeby pojechać na jakiś szkolny bal. Ukradłaś Percocet z kliniki

leczenia poparzeń, kradłaś biżuterię w butiku Tiffany'ego,

rozbiłaś auto swojego chłopaka, a nawet rozpowiedziałaś

wszystkim w klasie, że Kate ma... — Nie dokończył, jakby

wstydził się wymówić słowo „opryszczka". — Doktor Atkinson

zasugerował, że może powinnaś na kilka tygodni odciąć się od

tego szaleństwa. Wyjechać gdzieś, gdzie zdołasz się zrelaksować

i skupić na swoich problemach.

Hanna uśmiechnęła się promiennie.

— Na przykład na Hawaje? Tata zagryzł wargi.

— Nie... Raczej do jakiejś specjalistycznej kliniki. -Do k ąd ?

Hanna tak energicznie odstawiła filiżankę na stół, że gorąca

kawa wylała się i oparzyła ją w palec wskazujący.

Pan Marin sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej broszurę. Na

zdjęciu na okładce dwie dziewczyny spacerowały po łące, a w tle

zachodziło słońce. Obie miały fatalnie ufarbowane włosy i grube

nogi. Na dole strony widniał napis wykonany pismem z

zawijasami: Zacisze Addison-Stevens.

58

- To najlepsza klinika w kraju — wyjaśnił tata. - Leczą tam

różne schorzenia, od problemów z nauką przez anoreksję i

bulimię, zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne po depresję. Poza

tym to niedaleko stąd. W Delaware, blisko granicy stanu. Mają

tam specjalny oddział dla osób w twoim wieku.

Hanna patrzyła niemo na wieniec z suszonych kwiatów, który

Isabel powiesiła na ścianie, kiedy tylko objęła dowództwo w

domu. Wieniec zastąpił o wiele bardziej elegancki zegar z

nierdzewnej stali, należący do pani Marin.

- Nie mam żadnych problemów - pisnęła Hanna. -Nie mam

zamiaru dać się zamknąć w domu wariatów.

- To nie dom wariatów - włączyła się do rozmowy Isabel. -

Potraktuj to miejsce jako... spa. Niektórzy nazywają je oazą

dobrego samopoczucia.

background image

Hanna miała ochotę skręcić opalony na pomarańczowo kark

Isabel. Jej przyszła macocha powinna sprawdzić w słowniku

znaczenie słowa „eufemizm". Niektórzy żartobliwie nazywali

dzielnicę Rerlitz - szare, rozpadające się osiedle mieszkaniowe na

rogatkach Rosewood — Berlitz-Ritz, ale nikt nie traktował tej

nazwy poważnie.

- Może to właściwy moment, żeby uciec z Rosewood? —

wtrąciła się Kate tonem osoby, która wie najlepiej. - Szczególnie

przed dziennikarzami.

Tata Hanny pokiwał głową.

- Wczoraj musiałem przegonić faceta, który kręcił się wokół

domu. Próbował zrobić ci zdjęcie w sypialni za pomocą

teleobiektywu.

- A wieczorem dzwonił ktoś, kto się chciał dowiedzieć czy

udzielisz wywiadu dla telewizji — dodała Isabel.

59

— Zapowiada się, że będzie coraz gorzej — podsumował tata.

— Nie martw się - pocieszała ją Kate, nadal jedząc melona. —

Naomi, Riley i ja wciąż tu będziemy, jak wrócisz.

— Ale...

Hanna nie dokończyła. Jak jej tata mógł się nabrać na te

głodne kawałki? Owszem, skłamała parę razy. Ale zawsze miała

jakiś dobry powód. Zeszłej jesieni uciekła z kolacji w Le Bec-Fin,

bo dostała od A. informację, że Sean Ackard, zaraz po rozstaniu z

nią, poszedł na Bal Lisa z jakąś inną dziewczyną. Rozpuściła

informację, że Kate ma opryszczkę, bo się bała, że ona opowie

wszystkim o jej bulimii. Wielkie rzeczy. Przecież to nie

oznaczało automatycznie, że ma zespół stresu pourazowego.

Cała sytuacja tylko potwierdziła, jak bardzo oddaliła się od

swojego taty. Kiedy rodzice Hanny byli jeszcze małżeństwem,

Hanna i jej tata byli nierozłączni. Ale potem zjawiła się Isabel z

Kate. A Hanna okazała się nikomu niepotrzebna, jak niemodna

kiecka z poprzedniego sezonu. Dlaczego tata tak jej nienawidził?

Nagle podskoczyło jej ciśnienie. Oc z ywi ści e. To przecież

sprawka A. Wstała od stołu i o mało nie strąciła na podłogę

dzbanka z miętową herbatą.

— Tego e-maila nie napisał doktor Atkinson, tylko ktoś inny.

Ktoś, kto chce mnie skrzywdzić.

background image

Isabel złożyła dłonie na stole.

— Niby komu na tym zależy? Hanna z trudem przełknęła

ślinę. -A.

Kate zakryła usta dłonią. Tata odstawił filiżankę na stół.

60

— Hanno — powiedział głosem przedszkolanki. — To Mo n a

była A. Ale ona już nie żyje, pamiętasz?

— Nie — zaprotestowała Hanna. — Ktoś inny udaje A.

Kate, Isabel i pan Marin spojrzeli po sobie z niepokojem,

jakby Hanna zamieniła się w nieprzewidywalne, dzikie zwierzę,

które trzeba uśpić strzałem w tyłek.

— Kochanie... — próbował ją uspokoić pan Marin. — To, co

mówisz, nie ma sensu.

— Tego właśnie chce A.! — krzyczała Hanna. - Dlaczego mi

nie wierzycie!?

Nagle zakręciło się jej w głowie. Jej nogi zupełnie zdrętwiały,

a w uszach słyszała tylko szum. Ściany zbliżyły się, a miętowy

zapach herbaty drażnił jej żołądek. W okamgnieniu znowu stała

na parkingu przed szkołą. Auto Mony jechało wprost na nią, z

reflektorami jarzącymi się jak dwoje oczu szaleńca. Jej dłonie

zaczęły się pocić. Paliło ją w gardle. Za kierownicą zobaczyła

Monę z ustami wygiętymi w diabolicznym uśmiechu. Hanna

zakryła twarz, przygotowując się na uderzenie. Usłyszała czyjś

krzyk. Po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że to ona krzyczy.

Scena zniknęła jej sprzed oczu tak szybko, jak się pojawiła.

Kiedy Hanna otworzyła oczy, leżała na podłodze z dłońmi na

klatce piersiowej. Miała rozpaloną, mokrą twarz. Kate, Isabel i

pan Marin stali nad nią i patrzyli z troską znad uniesionych brwi.

Dot, pinczer Hanny, zawzięcie lizał jej kostki.

Tata pomógł jej usiąść na krześle.

— Naprawdę uważam, że tak będzie najlepiej — powiedział

łagodnie.

61

Hanna chciała protestować, ale wiedziała, że nie ma to

większego sensu. Oparła czoło o blat stołu. Była roztrzęsiona i

skołowana. Wszystkie dźwięki w jej uszach nabierały ostrości i

wyrazistości. Lodówka mruczała cicho. Gdzieś za oknem

background image

warczał silnik ciężarówki. Ale pośród wszystkich tych dźwięków

usłyszała coś jeszcze.

Zjeżyły się jej włosy na karku. Może i wpadła w obłęd, ale

mogłaby przysiąc, że właśnie usłyszała... ś mie ch . Brzmiał tak,

jakby ktoś chichotał, zadowolony z tego, że wszystko przebiega

zgodnie z planem.

62

background image

5

DUCHOWE PRZEBUDZENIE

W poniedziałek rano Byron zaproponował Arii, że podwiezie

ją do szkoły swoją antyczną hondą civic, bo jej subaru nadal stało

w warsztacie. Aria przerzuciła na tylne siedzenie plik slajdów,

kilka sfatygowanych podręczników i stos papierzysk. Na

podłodze przed siedzeniem dla pasażera walały się puste kubki

po kawie, opakowania po batonikach sojowych i mnóstwo

paragonów ze sklepu Słoneczna Dolina, gdzie sprzedawano

ekologiczne towary dla dzieci i gdzie Byron i Meredith coraz

częściej robili zakupy.

Byron przekręcił kluczyk w stacyjce i stary diesel niemrawo

obudził się do życia. Z głośników na cały regulator popłynął acid

jazz. Aria spojrzała na poskręcane i poczerniałe drzewa na

podwórku. Nad lasem unosiły się gdzieniegdzie kłęby dymu, a w

niektórych miejscach jeszcze tlił się ogień. Żółta taśma opasująca

drzewa zabraniała wstępu do lasu, który wciąż był zbyt

niebezpiecznym miejscem. Aria usłyszała w porannych

wiadomościach, że

63

policja przeczesuje las, poszukując odpowiedzi na pytanie, kto

mógł podłożyć ogień. Zeszłej nocy dzwonił do niej policjant z

Rosewood, pytając, kogo widziała w lesie z kanistrem benzyny.

Ale skoro okazało się, że to na pewno nie był Wilden, Aria nie

miała za wiele do powiedzenia. Pod tym wielkim kapturem

mogła się kryć każda twarz.

Aria wstrzymała oddech, kiedy mijali posiadłość w stylu

kolonialnym należącą do rodziny lana Thomasa. Trawnik

pokrywał szron, flaga na czerwonej skrzynce na listy była

podniesiona, a na podjeździe leżało kilka rozrzuconych ulotek.

Na bramie do garażu widniał świeżo namalowany napis:

„Morderca". Taką samą farbą wykonano napis na bramie w domu

Hastingsów. Zupełnie bezwiednie Aria sięgnęła do wewnętrznej

kieszeni swojej torby ze skóry jaka i odnalazła pierścionek lana.

Wczoraj kusiło ją, żeby oddać go Wildenowi - nie chciała brać za

to znalezisko odpowiedzialności — ale Spencer miała rację.

Policjanci przeoczyli ten pierścionek w czasie przeczesywania

background image

lasu. Mogli zacząć podejrzewać, że to Aria go tam podłożyła.

Czemu jednak go nie znaleźli? Może wcale nie przeszukali lasu?

A gdzie podziewał się łan? Dlaczego przekazał im fałszywe

informacje? I dlaczego nie zauważył zniknięcia swojego

pierścionka? Aria nie chciała uwierzyć, że tak po prostu zsunął

mu się z palca. Jej zdarzało się to tylko wtedy, gdy myła pędzle

po skończeniu obrazu, a i tak od razu zauważała, że pierścionek

spadł. Czy to możliwe, że łan nie żył, a pierścionek spadł mu z

palca, kiedy ktoś zabrał jego zwłoki, wtedy gdy Aria i jej

przyjaciółki pobiegły po Wildena? Ale w takim razie z kim

rozmawiały przez Skype'a?

64

Westchnęła głośno, a Byron spojrzał na nią z niepokojem.

Tego dnia wyglądał szczególnie niechlujnie. Jego przerzedzone

ciemne włosy sterczały na wszystkie strony. Pomimo chłodu nie

miał na sobie płaszcza, a na łokciu grubego wełnianego swetra

widać było wielką dziurę. Aria rozpoznała ten sweter. Ojciec

kupił go w czasie ich pobytu na Islandii. W jednej chwili

pożałowała, że w ogóle wyjechali z Rejkiawiku.

— Jak sobie radzisz? — zapytał łagodnie Ryron.

Aria wzruszyła ramionami. Minęli grupkę dzieci z pod-

stawówki czekających na autobus na rogu ulicy. Pokazywały

sobie palcami Arię, bo rozpoznały ją z telewizji. Naciągnęła na

głowę kaptur obszyty sztucznym futrem. Minęli ulicę, przy której

mieszkała Spencer. Przed jej domem zaparkowała ciężarówka

należąca do firmy usuwającej zwalone drzewa, a za nią stał

samochód policyjny. Po przeciwnej stronie ulicy Jenna

Cavanaugh prowadzona przez owczarka przewodnika z gracją

szła w kierunku lexusa jej mamy, omijając zamrożone kałuże.

Aria poczuła dreszcze. Jenna wiedziała o Ali więcej, niż gotowa

była przyznać. Aria zastanawiała się nawet, czy Jenna ukrywa

jakiś wielki sekret. Kilka dni wcześniej, w czasie przyjęcia na

cześć mającego się urodzić dziecka Meredith, Jenna stała

pośrodku podwórka przy domu Byrona, jakby chciała Arii coś

powiedzieć. Ale kiedy Aria zapytała ją, co się stało, Jenna

odwróciła się i uciekła. I chyba dość dobrze znała się z Jasonem

DiLaurentisem. Ale czemu Jason wpadł do niej w zeszłym

tygodniu i zrobił jej karczemną awanturę? I czemu A. tak bardzo

background image

zależało na tym, żeby ona i jej przyjaciółki dowiedziały się o tym,

jeśli Jason naprawdę nie miał nic wspólnego ze śmiercią swojej

siostry?

65

- Inspektor Wilden mówił mi, że na własną rękę szukałyście

zabójcy Ali — powiedział Byron swoim chropawym głosem tak

głośno, że Aria aż się poderwała. — Kochanie, jeśli łan jej nie

zabił, policja dowie się, kto to zrobił. - Podrapał się w kark. Ten

gest zawsze świadczył o jego zdenerwowaniu. - Martwię się o

ciebie. Ella też.

Aria poczuła ukłucie w sercu, kiedy tata wypowiedział imię

mamy. Jesienią jej rodzice podjęli decyzję o separacji i teraz

mieli już nowych partnerów. Unikała spotkań z Ellą, od kiedy ta

zaczęła spotykać się z Xavierem, zwichrowanym psychicznie

artystą, który podrywał również Arię. I choć trudno było nie

zgodzić się z tatą, Aria tkwiła w śledztwie w sprawie Ali po uszy

i nie miała najmniejszego zamiaru rezygnować z udziału w nim.

- Może poczujesz się lepiej, jak z kimś o tym pogadasz? —

Byron nie dawał za wygraną, choć Aria uparcie milczała. Ściszył

muzykę. — Możesz opowiedzieć mi wszystko o... no wiesz,

spotkaniu z Alison.

Minęli farmę, na której w zagrodzie stało sześć wyniosłych

białych alpak. Przejechali obok supermarketu. W głowie słyszała

tylko głos Wildena: „Musicie przestać rozpowiadać, że

widziałyście Alison". Coś w jego zachowaniu nie dawało jej

spokoju. Wydawał się taki... agresywny.

- Sama już nie wiem, co widziałyśmy - przyznała Aria bez

przekonania. — Chciałabym wierzyć, że pod wpływem dymu

miałyśmy halucynacje. Ale dlaczego wszystkie w tej samej

chwili widziałyśmy Ali? Czy to nie dziwne?

Byron włączył migacz i skręcił w prawo.

- Bardzo dziwne. - Napił się kawy z kubka z logo uni-

wersytetu. - Pamiętasz, jak kilka miesięcy temu pytałaś mnie, czy

duchy mogą wysyłać SMS-y?

66

Aria wyrzuciła z pamięci tamtą rozmowę, ale pamiętała, jak

powiedziała Byronowi o pierwszej wiadomości przysłanej przez

background image

Monę jako A. Zanim jeszcze znaleziono ciało Ali na podwórzu

przy jej domu, Aria zastanawiała się, czy to duch Ali przysyła te

wiadomości zza grobu.

— Niektórzy wierzą, że umarli nie zaznają spoczynku, póki

nie przekażą żyjącym jakiejś ważnej wiadomości. — Byron

zatrzymał się na światłach za toyotą prius, która na zderzaku

miała nalepkę reklamującą jakąś akcję ekologiczną z hasłem

„ZIEMIA TO GRUNT".

— Co masz na myśli? — Aria wyprostowała plecy.

Przejechali obok Wieży Zegarowej. Tak się nazywało

luksusowe osiedle domków z własnym polem golfowym.

Potem minęli niewielki park. Kilku odważnych mieszkańców

Rosewood w ciepłych kurtkach wyprowadzało psy na spacer.

Byron westchnął głośno.

— Chodzi mi o to, że... śmierć Alison to zagadka. Aresz-

towano zabójcę, ale nikt nie wie, co tak naprawdę się wydarzyło.

A wy byłyście przecież na miejscu zbrodni. Jej ciało leżało tam

przez kilka lat.

Aria wyjęła tacie kubek z ręki i napiła się kawy.

— Więc twierdzisz... że to mógł być jej duch?

Byron wzruszył ramionami i skręcił w prawo. Kiedy zbliżyli

się do szkoły, zwolnił za szeregiem autobusów.

— Może.

— Myślisz, że ona chce nam coś przekazać? — zapytała z

niedowierzaniem Aria. — I uważasz, że to nie łan?

Byron pokręcił energicznie głową.

— Wcale tego nie powiedziałem. Po prostu pewnych

wydarzeń nie sposób wytłumaczyć racjonalnie.

67

Du ch . Czy tata nie uległ za bardzo wpływowi tej

nawiedzonej Meredith? Ale kiedy Aria spojrzała na twarz taty,

zauważyła jego mocno zaciśnięte usta. Zmarszczył brwi i znowu

podrapał się w kark. Mówił zupełnie serio.

Nagle w jej głowie pojawiło się mnóstwo pytań. Dlaczego

duch Ali miałby je nawiedzać? Czego nie dokończyła za życia? I

co niby Aria miała teraz zrobić?

Nim jednak zdążyła wymówić choć słowo, ktoś zapukał w

okno po stronie pasażera. Aria nawet nie zauważyła, że

background image

zaparkowali przy wejściu do szkoły. Troje reporterów stało przed

samochodem, robiąc zdjęcia i przyciskając twarze do szyby.

— Panno Montgomery!? — zawołała jakaś kobieta tak głośno,

że słychać ją było wewnątrz auta.

Aria z desperacją spojrzała na nich, a potem na tatę.

™ Zignoruj ich — poradził. — Biegnij.

Aria wzięła głęboki wdech, otworzyła drzwi i zaczęła

przeciskać się przez tłum. Błyskały flesze. Reporterzy coś

mówili. Za nimi Aria dostrzegła uczniów szkoły perwersyjnie

zafascynowanych zamieszaniem.

— Naprawdę widziała pani Alison!? — wołali dziennikarze.

— Wie pani, kto podłożył ogień? Czy pożar wywołano, żeby

ukryć jakiś kluczowy dowód w sprawie?

Słysząc ostatnie pytanie, Aria się odwróciła, ale nie po-

wiedziała ani słowa.

— Czy to pani podłożyła ogień!? — zawołał jakiś ciemno-

włosy mężczyzna po trzydziestce.

Reporterzy zbliżyli się jeszcze bardziej.

— Oczywiście, że nie! — krzyknęła Aria w panice.

68

Rozpychając się łokciami, przecisnęła się przez tłum, wyszła

na schody i otworzyła pierwsze drzwi do budynku. Prowadziły na

tyły szkolnej auli.

Drzwi zamknęły się za nią z trzaskiem. Aria odetchnęła z ulgą

i się rozejrzała. W wielkim pomieszczeniu z wysokim sufitem nie

było nikogo. W rogu poukładano łódki, których użyto w czasie

wystawionego przez kółko teatralne musicalu rozgrywającego się

na wodach południowego Pacyfiku. Na podłodze leżały

rozrzucone fragmenty partytury. Przed Arią rozciągała się

widownia — wyściełane czerwonym aksamitem krzesła były

złożone i puste. Panowała tu zupełna cisza. Przerażająca cisza.

Kiedy podłoga zaskrzypiała, Aria zamarła. Za kurtyną mignął

jakiś cień. Odwróciła się, bo w jej umyśle zaświtała potworna

myśl: „To ten podpalacz, który chciał nas zabić. Jest tutaj". Ale

kiedy podeszła do kurtyny, nikogo za nią nie znalazła.

A może to duch Ali, który czai się gdzieś tutaj, zupełnie

bezradny. Jeśli Byron miał rację i duchy nie mogły zaznać

background image

spokoju, póki nie przekazały żyjącym wszystkich ważnych

informacji, to może Aria powinna znaleźć sposób, by skon-

taktować się z Ali. Może nadeszła pora, by jej wysłuchać.

69

background image

6

PRZYMUSOWA WYCIECZKA

Emily zatrzasnęła drzwiczki do swojej szafki w poniedziałek

po południu i włożyła pod pachę podręczniki do biologii,

matematyki i historii. Z jednego z zeszytów wysunął się kawałek

papieru. Widniał na nim duży napis: „WYCIECZKA DO

BOSTONU ORGANIZOWANA PRZEZ GRUPĘ

MŁODZIEŻOWĄ ZE SZKOŁY ŚWIĘTEJ TRÓJCY".

Zmarszczyła czoło. Ta karteczka leżała tu od zeszłego

tygodnia, kiedy jeszcze chodziła z Isaakiem. To on zaprosił ją na

tę wycieczkę. Emily dostała już nawet pozwolenie od rodziców.

Uważała, że to idealny sposób, by spędzić trochę czasu sam na

sam ze swoim chłopakiem.

Jej plany musiały jednak ulec zmianie.

Poczuła ucisk w klatce piersiowej. Aż trudno było jej

uwierzyć, że jeszcze kilka dni temu była zakochana w Isa-acu na

zabój, tak bardzo, że po raz pierwszy w życiu poszła z

chłopakiem do łóżka. Ale potem wszystko się zmieniło,

70

i to na gorsze. Gdy Emily próbowała opowiedzieć Isaacowi o

tym, jak jego mama dziwnie na nią patrzyła i docinała jej na

każdym kroku, on bez namysłu zerwał z Emily i właściwie

powiedział jej, że powinna się leczyć u psychiatry.

Emily usłyszała za plecami głosy kilku drugoklasistek.

Chichocząc, porównywały kolory swoich błyszczyków do ust.

Dlaczego dała się nabrać na zapewnienia Isaaca o miłości? Jak

mogła pójść z nim do łóżka? Kiedy odnalazł ją na przyjęciu w

Radleyu i przeprosił na kolanach, nie była pewna, czy chce jego

powrotu. Od czasu pożaru pisał do niej SMS-y i dzwonił

wielokrotnie, żeby zapytać, jak się czuje. Ale ona nie

odpowiadała na jego wiadomości. Ich związek legł w gruzach.

Isaac nie chciał nawet wysłuchać jej wersji wydarzeń. Teraz na

samo wspomnienie o tym, co zrobili tamtego popołudnia w

pokoju Isaaca, miała ochotę chwycić mydło i zmyć ten uczynek

ze swojej skóry.

Zmięła ulotkę w dłoni, wrzuciła do pierwszego z brzegu kosza

na śmieci i poszła dalej korytarzem. Z głośników płynęła muzyka

background image

klasyczna, którą zawsze puszczano w tej szkole w czasie przerw.

Na ścianach wisiały czer-wono-różowe plakaty informujące o

zbliżającym się balu walentynkowym. Na schodach jak zwykle

zrobił się zator, a ktoś głośno puścił bąka. Najzwyklejszy pod

słońcem poniedziałek w szkole... z jednym wyjątkiem: wszyscy

gapili się na Emily.

Dosłownie wsz ys c y. Dwóch czwartoklasistów z drużyny

koszykarskiej wymamrotało pod nosem: „Świruska", kiedy ich

mijała. Pani Booth, prowadząca kurs pisania kreatywnego, na

który Emily chodziła rok wcześniej, wystawiła głowę za drzwi

klasy, spojrzała na Emily szeroko

71

otwartymi oczami, a potem szybko wróciła do środka, jak

mysz chowająca się w norze. Nie patrzyła na nią tylko Spencer.

Wręcz manifestacyjnie odwróciła się w drugą stronę,

najwyraźniej nadal wściekła na Emily za to, że powiedziała

policji, że widziały Alison na podwórku.

No i co z t ego? Jej przyjaciółki dały się przekonać, że

doznały zbiorowej halucynacji, badanie DNA potwierdziło, że

ciało odnalezione w dole należało do Ali, a całe Rosewood

uważało, że Emily pomieszało się w głowie. Ona jednak widziała

to, co widziała. Zeszłej nocy znowu przyśniła się jej Ali, jakby

błagała podświadomość Emily, żeby zaczęła jej szukać. W

pierwszym śnie Emily weszła do kościoła i zobaczyła w ostatniej

ławce Ali i Isaaca, jak szeptali coś do siebie i chichotali. W

następnym leżała z Isaakiem pod kołdrą w jego łóżku, dokładnie

tak jak tydzień wcześniej. Usłyszeli kroki na schodach. Emily

myślała, że to mama Isaaca, ale do pokoju weszła Ali. Miała

twarz pokrytą sadzą i patrzyła na nich wielkimi, pełnymi

przerażenia oczami.

— Ktoś próbuje mnie zabić — powiedziała, a potem zamieniła

się w kupkę prochu.

Ali wc al e n ie z n i k n ę ł a. Ale w takim razie... czyje ciało

znaleziono w dole? I dlaczego Wilden się upierał, że

zidentyfikowano ciało na podstawie badania DNA, skoro to była

nieprawda? Ktoś wzniecił pożar, żeby coś ukryć. Oczywiście

Wilden miał alibi, ale kto mógł zaręczyć, że te paragony z apteki

należały naprawdę do niego? I czy to trochę nie dziwne, że akurat

background image

miał je pod ręką? Emily przypomniał się samochód policyjny,

który odjeżdżał cichaczem spod domu Hastingsów w noc pożaru,

jakby kierowcy bardzo zależało na tym, żeby nie zostać

72

zauważonym. Wildena nie było wtedy na miejscu zdarzenia...

Czy aby na pewno?

Weszła do pracowni biologicznej. Jak zawsze w powietrzu

unosiła się mieszanka zapachów płynnego gazu z palnika

Bunsena, formaldehydu i sprayu do zmywania białej tablicy.

Nauczyciel, pan Heinz, jeszcze nie przyszedł, a wszyscy

uczniowie zgromadzili się wokół jednej ławki pośrodku sali i

patrzyli na ekran srebrnego MacBooka. Kiedy Sean Ackard

zauważył Emily, zbladł i zrobił krok w tył. Lanie ller, koleżanka

Emily z drużyny pływackiej, również ją dostrzegła. Otwierała i

zamykała usta jak ryba wyjęta z wody.

— Lanie? — Emily czuła, że serce zaczyna jej mocniej bić. —

Co jest grane?

Lanie patrzyła na nią zmieszana. Po chwili pokazała palcem

na laptop.

Emily podeszła do komputera. Tłum ucichł i się rozstąpił. Na

ekranie zobaczyła stronę internetową lokalnego dziennika. Pod

zdjęciami ze szkolnego albumu przedstawiającymi Emily, Arię,

Spencer i Hannę widniał wielki podpis: „BIEDNE

KŁAMCZUCHY". Poniżej zamieszczono rozmazane zdjęcie

wszystkich dziewczyn siedzących wokół łóżka Spencer w

szpitalu i rozmawiających o czymś z zatroskanymi minami.

Emily czuła, jak jej tętno galopuje. Sala, w której leżała

Spencer, mieściła się na drugim piętrze, więc jakim cudem

paparazzi zrobili to zdjęcie?

Spojrzała jeszcze raz na swój nowy przydomek: KŁAM-

CZUCHA. Za plecami usłyszała zduszony chichot. Jej kolegów

to b awi ło . Zrobili z Emily pośmiewisko. Odwróciła się i prawie

wpadła na Bena, jej dawnego chłopaka, który również należał do

drużyny pływackiej.

73

— Pewnie trzeba na ciebie uważać, kłamczucho — rzucił ze

złośliwym uśmieszkiem.

background image

Dość tego. Nie patrząc na kolegów i koleżanki, szybkim

krokiem wyszła z sali i pobiegła do łazienki. Podeszwy jej

vansów piszczały na wypolerowanej podłodze. Na szczęście w

środku nikogo nie było. W powietrzu unosił się jeszcze zapach

dymu papierosowego, a z jednego kranu woda kapała do

niebieskiej umywalki. Emily oparła się o ścianę i zrobiła kilka

głębokich wdechów.

Dlaczego to się działo? Czemu nikt jej nie wierzył? Kiedy w

sobotnią noc zobaczyła w lesie Ali, jej serce wypełniła radość.

Ali wró ci ł a. Ich przyjaźń mogła odżyć. I nagle, w

okamgnieniu, Ali zniknęła, a wszyscy uważali, że Emily to

zmyśliła. A jeśli Ali naprawdę gdzieś się ukrywała, ranna i

przerażona? Czy Emily była jedyną osobą, która chciała jej

pomóc?

Umyła twarz zimną wodą, próbując złapać oddech. Nagle

odezwał się telefon, jego dzwonek odbijał się echem od ścian

łazienki. Podskoczyła i zdjęła plecak z ramion. Wyjęła telefon z

przedniej kieszeni. Dostała nową wiadomość.

Serce podeszło jej do gardła. Rozejrzała się w panice. Miała

wrażenie, że za moment ujrzy parę oczu przyglądających się jej z

szafy na środki czystości albo zza drzwiczek którejś z kabin. Ale

w łazience nie było nikogo.

Kiedy spojrzała na ekran, ledwie łapała oddech.

Biedna, mata Emily,

i ty, i ja wiemy, że ona żyje. Pytanie brzmi: co byś zrobiła,

żeby ją znaleźć?

A.

74

Emily westchnęła i natychmiast odpowiedziała: Zrobię

wszystko.

Niemal od razu przyszła odpowiedź:

Zrób dokładnie to, co każę. Powiedz rodzicom, ze jedziesz na

pielgrzymkę do Bostonu. Ale ty pojedziesz do Lancaster. Więcej

informacji znajdziesz w swojej szafce. W Lancaster już na ciebie

czekają.

Emily zmrużyła oczy. Lancaster... w stanie Pensylwania?

Skąd A. wie o wycieczce do Bostonu? Przypomniała się jej

ulotka leżąca teraz na dnie kubła na śmieci w korytarzu. Czy ktoś

background image

widział, jak ją wyrzucała? Czy A. szpieguje ją w szkole? I czy w

ogóle A. można było zaufać?

Spojrzała na ekran telefonu. „Co byś zrobiła, żeby ją znaleźć?"

Pędem pobiegła na górę do swojej szafki, która znajdowała się

w pobliżu sal do nauki języków obcych. Z jednej z nich dobiegały

dźwięki

Marsylianki,

śpiewanej przez uczniów na lekcji

francuskiego. Emily wprowadziła kod i otworzyła szafkę. Na

samym dnie, obok pary płetw pływackich, znalazła małą torbę z

supermarketu z napisem: „Ubierz mnie", nabazgranym

flamastrem z brokatem.

Emily zakryła dłonią usta. Jak to się tu znalazło? Wzięła

głęboki wdech, podniosła torbę i wyciągnęła z niej długą prostą

sukienkę. Pod nią leżał w torbie prosty wełniany płaszcz, rajstopy

i dziwne buty zapinane na haftki. Całość przypominała kostium z

serialu

Domek na prerii.

Emily miała podobny na balu

halloweenowym w piątej klasie.

75

Na samym dnie torby znalazła karteczkę. To był kolejny list

napisany na starej maszynie do pisania.

Jutro pojedziesz autobusem do Lancaster. Z dworca

pójdziesz jakieś dwa kilometry na pótnoc, a potem skręcisz

przy znaku z wozem i końmi. Zapytaj o Lucy Zook. I żebyś

przypadkiem nie pojechata tam taksówką - wtedy nikt ci nie

zaufa.

A.

Emiły przeczytała list jeszcze trzy razy. Czy wiadomość

sugerowała to, co Emiły się wydawało, że sugeruje? Wtedy

zauważyła, że kartka zapisana jest też po drugiej stronie.

Nazywasz się Emily Stoltzfus. Jesteś z Ohio, ale przyjechałaś

do Lancaster z wizytą. Jak chcesz zobaczyć swoją przyjaciółkę,

rób dokładnie to, co kazę. Aha... nie zapomnij, ze jesteś

amiszką. Tak jak wszyscy w Lancaster. Viel Glück! (czyli

„powodzenia" po niemiecku).

A.

76

background image

7

POWRÓT STAREJ PRZYJACIÓŁKI

Kiedy rozległ się ostatni dzwonek, Spencer z uczuciem ulgi

powlokła się do swojej szafki. Bolało ją całe ciało. Jej głowa

wydawała się ważyć tonę. Chciała tylko, żeby ten dzień wreszcie

się skończył. Rodzice zaproponowali, żeby zrobiła sobie wolne

na kilka dni i odpoczęła po pożarze, ale ona chciała jak

najszybciej rzucić się w wir obowiązków. Obiecała sobie, że na

koniec semestru będzie miała same szóstki, choćby nie wiem co.

Być może wiosną dyrekcja szkoły przywróci jej dawne prawa i

pozwoli wrócić do drużyny lacrosse. To zwiększyłoby jej szanse

dostania się na uczelnię. Wciąż miała czas, żeby się zgłosić do

letniej szkoły na którymś z prestiżowych uniwersytetów i podjąć

jakąś charytatywną pracę społeczną.

Kiedy wyjęła podręcznik do literatury, ktoś pociągnął ją za

rękaw żakietu. Odwróciła się, zobaczyła Andrew Campbella. Stał

przed nią z rękami w kieszeniach. Długie blond włosy założył za

uszy.

77

— Cześć — przywitał się.

— Cz-cześć — wyjąkała Spencer.

Kilka tygodni wcześniej zaczęli z sobą chodzić, ale nie

rozmawiali z sobą, od kiedy Spencer powiedziała mu, że

przeprowadza się do Nowego Jorku, żeby zamieszkać blisko

Olivii. Andrew próbował ją ostrzec przed Ołivią, Spencer jednak

go nie posłuchała. A właściwie potraktowała go jak frajera, który

się za nią ugania. Od tamtej pory nie zwracał na nią uwagi, choć

spotykali się właściwie na każdej lekcji.

— Wszystko w porządku? — zapytał.

— Chyba tak — odparła zdawkowo.

Andrew wodził palcem po przypiętej do torby plakietce z

napisem: „ANDREW NA PREZYDENTA!". Rozdawał takie

przypinki rok wcześniej, w czasie wyborów przewodniczącego

szkoły. Wygrał wtedy ze Spencer.

— Odwiedziłem cię w szpitalu, ale byłaś nieprzytomna —

powiedział. — Rozmawiałem z twoimi rodzicami... — Wbił

wzrok w podłogę. — Nie wiedziałem, czy chcesz mnie widzieć.

background image

— Och. — Serce Spencer zabiło mocniej. — Oczywiście, że

byłoby mi miło. I... przepraszam. Za... no wiesz za co.

Andrew pokiwał głową.

Spencer zastanawiała się, czy już się dowiedział, co zrobiła

Olivia.

— Mogę do ciebie później zadzwonić? — zapytał.

— Jasne — odparła Spencer i poczuła ogarniające ją pod-

ekscytowanie.

Andrew niezdarnie podniósł rękę i skłonił się lekko na

pożegnanie. Spencer patrzyła za nim, gdy oddalał się korytarzem,

wymijając grupkę dziewczyn ze szkolnej orkiestry,

78

które trzymały futerały na skrzypce i wiolonczele. Tego dnia

już dwa razy miała ochotę się rozpłakać. Czuła się jak na

cenzurowanym, bo wszyscy gapili się na nią, jakby przyszła do

szkoły w samych majtkach. Nareszcie spotkało ją coś

przyjemnego.

Przed szkołą stało kilka żółtych autobusów, strażnik w

jasnopomarańczowej kamizelce kierujący ruchem i oczywiście

wszędobylskie furgonetki z emblematami stacji telewizyjnych.

Kamerzysta z CNN zauważył Spencer i szturchnął stojącego

obok reportera.

- Panno Hastings! - Obaj podbiegli do mej natychmiast. - Co

pani sądzi o osobach, które wątpią w to, że widziałyście Alison w

sobotę w nocy? Naprawdę ją pani spotkała?

Spencer zacisnęła zęby. Szlag by trafił Emily i jej zeznania.

- Nie - powiedziała prosto do kamery. - Nie widziałyśmy Ali.

To było nieporozumienie.

- Więc skł a mał a pani?

Reporterzy wyglądali jak rozjuszone stado zwierząt. Za

plecami Spencer zatrzymało się kilku ciekawskich uczniów.

Niektórzy machali do kamery, ale większość gapiła się na

Spencer. Jakiś pierwszoklasista robił jej zdjęcie telefonem

komórkowym. Nawet nauczyciel ekonomii pan McAdam

zatrzymał się w holu i gapił się na nią przez szybę drzwi

frontowych.

- Niedotlenienie mózgu może powodować różnego rodzaju

złudzenia - wyjaśniła Spencer, cytując lekarza pogotowia. - To

background image

samo dzieje się z ludźmi tuż przed śmiercią. -Zasłoniła dłonią

obiektyw kamery. - Żadnych więcej pytań.

79

— Spencer! - zawołał jakiś znajomy głos.

Spencer się rozejrzała. Jej siostra Melissa machała do niej ze

srebrnego mercedesa SUV, zaparkowanego na miejscu dla gości.

— Chodź! — wołała.

Ura to wan a. Spencer przecisnęła się przez tłum reporterów i

przeszła obok autobusów. Melissa uśmiechnęła się, kiedy

Spencer wsiadła do samochodu, jakby to, że odbiera ją ze szkoły,

było najzwyczajniejszym wydarzeniem pod słońcem.

-Po co tu wróciłaś? - zapytała Spencer, nie owijając w

bawełnę.

Nie widziała Melissy od tygodnia, kiedy niepostrzeżenie

wyjechała z domu po pogrzebie babci. Mniej więcej wtedy

Spencer po raz pierwszy rozmawiała z łanem przez Skype'a.

Zeszłego wieczoru próbowała znowu się z nim połączyć, w

nadziei że dowie się od niego czegoś na temat pożaru. Ale łan się

nie zalogował.

Spencer przypuszczała, że Melissa również wierzy w nie-

winność lana. Kiedy został aresztowany i umieszczony w

więzieniu, Melissa cały czas powtarzała, że nie zasługiwał na to,

żeby spędzić resztę życia za kratkami. Przyznała się nawet, że

rozmawiała z nim przez telefon, kiedy siedział w więzieniu.

Melissa tak szybko się spakowała i wyjechała w zeszłym

tygodniu, że Spencer podejrzewała, iż jej siostra chciała opuścić

Rosewood z tego samego powodu co Ian. Wiedziała za dużo na

temat tego, co naprawdę stało się z Ali.

Melissa włączyła silnik. Radio zaryczało. Szybko je wy-

łączyła.

- To chyba oczywiste. Wróciłam, bo słyszałam, że znowu

spotkałaś się z kimś, kto nie żyje. Poza tym chciałam

80

zobaczyć dom po pożarze. To okropne, prawda? Las... młyn...

nawet domek. Spłonęło tam tyle moich rzeczy.

Spencer zwiesiła głowę. Przez całe liceum Melissa mieszkała

w domku. Przechowywała w nim mnóstwo albumów rocznych,

background image

czasopism, pamiątek i ubrań.

- Mama opowiadała mi też o tobie. - Melissa zaczęła

wycofywać auto z miejsca na parkingu i o mało nie przejechała

kamerzysty CNN, który filmował budynek szkoły. — I o tej...

surogatce. Jak sobie radzisz?

Spencer wzruszyła ramionami.

- Przeżyłam szok. Ale teraz jest okej. Cieszę się, że poznałam

prawdę.

- No tak.

Minęły budynek, gdzie odbywały się warsztaty z dzien-

nikarstwa, a potem parking dla nauczycieli. Stało na nim

mnóstwo samochodów, które były znacznie starsze i

skromniejsze niż auta należące do uczniów.

- Szkoda, że się przyznałaś, że to ja podsunęłam ci ten pomysł.

Mama chciała mi urwać głowę. Naprawdę ostro mnie

potraktowała.

Spencer poczuła napływającą falę gniewu. Miała na końcu

języka: „Ale z ciebie biedactwo!". Jakby to w ogóle można było

porównać do tego, co przeżyła Spencer.

Na światłach zatrzymały się za jeepem cherokee pełnym

muskularnych chłopaków w czapeczkach bejsbo-lowych.

Spencer patrzyła przez chwilę na siostrę. Melissa miała

papierową, ziemistą cerę, pryszcza na czole i mięśnie na szyi

naprężone tak, jakby mocno zaciskała szczęki. W zeszłym

tygodniu Spencer widziała na skraju lasu kogoś, kto do złudzenia

przypominał jej siostrę. Ten ktoś gorączkowo czegoś szukał

niedaleko tego miejsca,

81

w którym znalazły zwłoki lana. Tuż przed wybuchem pożaru

Aria znalazła w lesie pierścionek należący do lana. Czy tego

właśnie szukała Melissa?

Ale nim Spencer zdążyła ją o to zapytać, odezwał się jej

telefon. Otworzyła torebkę i wyciągnęła go.

Jutro zrób sobie wolne. Pojedziemy do spa. Ja stawiam.

Mama.

Spencer mimowolnie pisnęła z radości.

- Jadę jutro z mamą do spa!

Melissa zbladła. Na jej twarzy odbijały się różne emocje.

background image

- Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem.

- Mhm - przytaknęła Spencer i wysłała mamie odpowiedź:

Dzięki! Super!

Melissa uśmiechnęła się pod nosem.

- Chce kupić twoją miłość?

- Nie - zaprotestowała Spencer. - To nie tak. Zapaliło się

zielone światło i Melissa ruszyła.

- Zdaje się, że nastąpiła zamiana ról - rzuciła niby od

niechcenia i skręciła gwałtownie. - Teraz ty zostałaś ulubienicą

mamy, a ja wyrodną córką.

- O co ci chodzi!? - zapytała Spencer, ignorując to, że Melissa

właśnie nazwała ją wyrodną córką. - Nie dogadujecie się?

Spencer zacisnęła szczęki tak mocno, że słychać było, jak

trzeszczy jej żuchwa.

- Nieważne.

82

Właściwie Spencer miała ochotę dać sobie spokój. Melissa

zawsze uwielbiała dramatyzować. Jednak ciekawość zwyciężyła.

— Coś się stało?

Minęły supermarket, bar, gdzie podawano najlepsze steki w

mieście, i zabytkową część miasta, składającą się z odnowionych

starych budynków, w których teraz mieściły się sklepy

kosmetyczne, spa i biura pośrednictwa nieruchomości. Melissa

westchnęła teatralnie.

— Zanim lana aresztowano, Wilden przyjechał do nas do

domu i wypytywał nas o noc, kiedy zniknęła Ali. Pytał, czy cały

czas spędziliśmy razem i czy nie zauważyliśmy niczego

podejrzanego.

— Naprawdę?

Spencer nigdy nie przyznała się Melissie, że tamtego dnia

podsłuchiwała ich rozmowę ze schodów. Bała się, że jej siostra

wspomni coś o tym, że tuż przed zniknięciem Ali Spencer

pokłóciła się z nią przed domkiem. Spencer wyparła to

wspomnienie na długie lata, ale potem nieopatrznie powiedziała

o nim Melissie. Wspomniała nawet, że Ali przyznała się do

sekretnego związku z łanem i że droczyła się ze Spencer, która

również się w nim podkochiwała. Spencer z bezsilności

background image

popchnęła Ali, a ta poślizgnęła się i uderzyła głową o kamień. Na

szczęście Ali nic się wtedy nie stało. Dopiero kilka minut później

ktoś inny wrzucił ją do wykopanego w połowie dołu na jej

podwórku.

— Powiedziałam Wildenowi, że nie zauważyliśmy niczego

podejrzanego i że cały czas spędziliśmy razem — mówiła dalej

Melissa.

Spencer pokiwała głową.

83

- Ale potem mama zapytała, czy gdyby łan nie siedział obok,

to powiedziałabym Wildenowi to samo. Najpierw twierdziłam,

że opowiedziałam całą prawdę. Ona jednak naciskała i wypsnęło

mi się, że piliśmy. Mama zaczęła truć. „Musisz uważać na to, co

mówisz policji", powtarzała w kółko. „Liczy się przede

wszystkim prawda". Tak długo mnie maglowała, że sama już nie

byłam pewna, co tak naprawdę się wtedy stało. Może obudziłam

się na kilka minut, a lana nie było koło mnie. Tamtej nocy

naprawdę się upiłam. Sama zresztą nie wiem, czy całą noc

spędziłam w swoim pokoju, czy... - Urwała w pół zdania. Drgała

jej powieka. - W końcu się złamałam. Przyznałam, że być może

łan wyszedł... Choć tak naprawdę nie wiedziałam, czy tak było,

czy nie. A ona na to: „No dobra, musisz powiedzieć o tym

policji". Dlatego zadzwoniłyśmy po Wildena, który przyjechał na

kolejną rozmowę. To było dzień po tym, jak sobie

przypomniałaś, że łan przyszedł na nasze podwórko tej nocy, gdy

zaginęła Ali. Moje zeznanie to był gwóźdź do trumny.

Spencer otworzyła usta ze zdumienia.

- Ale przecież w tym sęk - wyszeptała - że nie jestem pewna,

czy widziałam lana na podwórku. Na pewno kogoś wid zia ł a

m... Jednak nie dałabym głowy, że właśnie jego.

Melissa skręciła w Weavertown Road, długą i wąską ulicę

biegnącą wzdłuż sadów pełnych jabłoni i wielkich farmerskich

gospodarstw.

- Chyba obie się pomyliłyśmy. A łan słono za to zapłacił.

Spencer poprawiła się na siedzeniu i usiłowała przypomnieć

sobie drugą wizytę Wildena. Poprzedniej nocy

84

odkryły, że A. to Mona Vanderwaal, która próbowała ze-

background image

pchnąć Spencer na dno kamieniołomu. Następnego ranka Melissa

siedziała skulona na kanapie, dręczona wyrzutami sumienia.

Rodzice stali z boku, z rękami skrzyżowanymi na piersiach i

twarzami pełnymi rozczarowania.

- Ten dzień to była jakaś masakra — powiedziała Melissa,

jakby czytała Spencer w myślach.

Skręciła w ulicę, przy której stał dom Hastingsów. Minęła

samochody policyjne i furgonetki firm zajmujących się pracami

ogrodowymi, zaparkowane przy krawężniku. Po drugiej stronie

ulicy na podjeździe pod domem Cavanaughów stało auto

hydraulika. W czasie ostatnich mrozów w ich domu pękła jakaś

duża rura.

- Zachowywałam się tak, jakbym się wstydziła, że wcześniej

nie zdradziłam wszystkich szczegółów - przyznała się Melissa. -

Ale tak naprawdę byłam zdołowana, bo wpakowałam lana w

niezłe tarapaty, choć nie miałam dowodów jego winy.

A więc to dlatego Melissa okazywała tyle współczucia łanowi,

kiedy poszedł za kratki.

— Powinnyśmy pójść na policję — powiedziała Spencer. -

Może uda się ich przekonać, żeby wycofali oskarżenie wobec

lana.

— Teraz nic nie wskóramy.

Melissa rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie. Spencer miała

ochotę zapytać, czy kontaktowała się z łanem. Chyba powinna,

prawda? Ale kiedy Melissa wjechała na podjazd, a potem do

garażu, wyglądała na całkowicie zatopioną w swoich myślach.

Choć samochód już się zatrzymał, wciąż mocno zaciskała palce

na kierownicy. Spencer zadała jej inne pytanie.

85

— A jak sądzisz, czemu mama kazała ci oskarżyć lana?

Melissa odwróciła się i sięgnęła po swoją torebkę leżącą na

tylnym siedzeniu.

— Może wyczuła, że kręcę, i chciała wydobyć ze mnie całą

prawdę. A może... — Melissa urwała, jakby nagle ugryzła się w

język.

— Może... co? — dopytywała się Spencer.

Melissa wzruszyła ramionami. Przycisnęła kciuk do logo

background image

mercedesa pośrodku kierownicy.

— Kto to może wiedzieć? Może czuła się winna, bo nie

należała do największych fanek Ali.

Spencer zmrużyła oczy. Teraz czuła się już zupełnie

skołowana. O ile wiedziała, mama lubiła Ali tak samo jak Hannę,

Spencer i Arię. Jeśli ktoś nienawidził Ali, to właśnie Melissa. Ali

odbiła jej lana.

Melissa posłała jej nerwowy uśmiech.

— Sama nie wiem, czemu ci o tym wszystkim opowiadam —

rzuciła od niechcenia, poklepując Spencer po ramieniu.

A potem wysiadła z samochodu.

Spencer zupełnie oszołomiona patrzyła, jak Melissa

przechodzi obok szafy na narzędzia taty, a potem wchodzi do

domu. Czuła się tak, jakby zamiast głowy miała wypchaną

walizkę, która eksplodowała, a jej zawartość rozsypała się na

podłogę. Wszystko, co właśnie usłyszała, wydawało się jej

czystym wariactwem. Melissa myliła się, twierdząc, że Spencer

adoptowano. Pewnie i tym razem nie miała pojęcia, o czym

mówi.

Światło wewnątrz mercedesa wyłączyło się automatycznie.

Spencer odpięła pas i wysiadła. W garażu unosił się

przyprawiający o zawrót głowy zapach benzyny

86

i dymu. W bocznym lusterku mercedesa zobaczyła, że po

drugiej stronie ulicy przeszedł ktoś z ciemnymi włosami. Poczuła

na sobie czyjś wzrok. Kiedy się odwróciła, nikogo nie było.

Sięgnęła po telefon, żeby zadzwonić do Emily, Hanny albo

Arii i zrelacjonować im swoją rozmowę z Melissą. Ale ekran

komórki informował ją, że dostała nowego SMS-a.

Kiedy go otworzyła, poczuła, jak zalewa ją fala lęku.

Wszystkie wskazówki, które ode mnie dostałaś, powinny

doprowadzić cię do celu, Kłamczucho. Ale musisz się nimi

odpowiednio posłużyć. Masz szczęście, że jestem miłą osobą i

po raz kolejny dam ci radę. Na twoich oczach rozgrywa się

szopka... A ktoś bardzo ci bliski zna wszystkie odpowiedzi.

A.

87

background image

8

LOT HANNY NAD KUKUŁCZYM GNIAZDEM

We wtorek bladym świtem tata Hanny jechał wąską drogą

pośród lasu na jakimś zadupiu w stanie Delaware. Isabel,

siedząca obok niego, nagle nachyliła się do przodu i pokazała coś

palcem.

- To tu!

Pan Marin ostro skręcił i zjechał z głównej drogi na asfaltową

ścieżkę. Zatrzymali się przed bramą ze strażnikiem. Tabliczka na

ogrodzeniu głosiła: „ZACISZE ADDISON-STEVENS".

Hanna skuliła się na tylnym siedzeniu. Siedzący obok Mike

ścisnął jej dłoń. Przez pół godziny błądzili. Nawet GPS nie

pomógł im w znalezieniu drogi. Automat piszczał i powtarzał:

„Ponownie wyszukuję trasę!", choć wcale nie pokazywał żadnej

drogi. Hanna miała nadzieję, że się okaże, iż to miejsce w ogóle

nie istnieje. Chciała tylko wrócić

88

do domu, przytulić do siebie Dota i zapomnieć o tym ka-

tastrofalnym dniu.

- Hanna Marin, przyjechaliśmy się zarejestrować

-poinformował tata Hanny strażnika w uniformie koloru khaki i

w czapeczce z napisem „Ochrona".

Strażnik sprawdził nazwisko na liście i kiwnął głową. Brama

powoli się otworzyła.

Wydarzenia ostatnich dwudziestu czterech godzin rozegrały

się w błyskawicznym tempie. Każdy czuł się w obowiązku

wtrącić swoje trzy grosze i podjąć jakąś decyzję na temat jej

życia. Poczuła się jak bezradne niemowlę albo zwierzątko, które

sprawia kłopoty. Po jej ataku paniki przy śniadaniu pan Marin

zadzwonił do szpitala. To pewnie po raz kolejny sprawka A. Kto

by się spodziewał, że w Zaciszu Addison-Stevens mogli przyjąć

Hannę już następnego dnia? Potem tata zadzwonił do szkoły i

poinformował wychowawcę, że Hanny nie będzie w szkole przez

dwa tygodnie. Gdyby ktokolwiek o nią pytał, to poleciała do

Singapuru odwiedzić swoją mamę. Potem zadzwonił do

inspektora Wildena i ostrzegł go, że jeśli dziennikarze pojawią się

w szpitalu, wytoczy proces komisariatowi w Rosewood. A na

background image

końcu zrobił coś, co jeszcze bardziej skomplikowało pogląd

Hanny na jej stosunki z ojcem. Spojrzał surowo na Kate i oświad-

czył, że jeśli ktoś w szkole się dowie, dokąd Hanna pojechała, to

podejrzenie w pierwszej kolejności padnie na Kate. Hannie tak to

zaimponowało, iż zapomniała dodać, że jeśli nawet Kate nie

piśnie ani słowa o zniknięciu Hanny, to na pewno A. nie zamierza

trzymać języka za zębami.

89

Tata Hanny wjechał na teren ośrodka. Isabel wierciła się w

swoim fotelu. Hanna ścisnęła w dłoni dwa kawałki sztandaru z

kapsuły czasu ukryte w torebce - jeden należał do Ali, a drugi

sama znalazła w szkolnej kafeterii w zeszłym tygodniu. Nie

chciała się rozstać z żadnym z nich ani na minutę. Mike wyciągał

szyję i rozglądał się po okolicy. Hanna nie obawiała się, że Mike

opowie o jej wyjeździe - zagroziła, że jeśli tak się stanie, zabroni

mu dotykać swoich piersi.

Wjechali na kolisty podjazd. Zatrzymali się przed mo-

numentalnym budynkiem z białego kamienia, z greckimi

kolumnami i małymi balkonami na pierwszym i drugim piętrze.

Wyglądał raczej jak posiadłość jakiegoś magnata kolejowego niż

jak szpital. Pan Marin zgasił silnik. Razem z Isabel odwrócili się.

Tata Hanny uśmiechnął się niepewnie. Isabel wciąż robiła tę

samą, pełną litości minę, wydymając usta. Od rana miała taki

wyraz twarzy.

- Popatrz, jak tu ładnie! - próbowała się przymilać Isabel.

Pokazała na rzeźby z brązu i pieczołowicie przystrzyżone krzewy

przy wejściu. - To prawdziwy pałac!

- Rzeczywiście - szybko przytaknął pan Marin, odpinając pas.

- Wyciągnę twoje walizki z bagażnika.

- Nie - warknęła Hanna. - Nie chcę, żebyście ze mną

wchodzili. A już na pewno nie on a- skinęła głową w kierunku

Isabel.

Pan Marin zmrużył oczy. Pewnie już miał na końcu języka

przemówienie na temat tego, że Hanna powinna szanować Isabel,

która wkrótce miała stać się jej macochą, b la , b la , b 1 a. Ale

Isabel tylko położyła swoją pomarańczową, kościstą dłoń na jego

ramieniu.

90

background image

— W porządku, Tom, rozumiem — powiedziała, co tylko

jeszcze bardziej rozjuszyło Hannę.

Hanna wysiadła z samochodu i zaczęła wyciągać walizki z

bagażnika. Wzięła z sobą połowę szafy. To, że zamykali ją w

domu wariatów, nie oznaczało, że zamierzała wałęsać się przez

dwa tygodnie w szpitalnym szlafroku i w crocsach. Mike wysiadł

za nią i ułożył walizki na wielkim, nieporęcznym wózku, a potem

ruszył w stronę wejścia do budynku. Lobby było olbrzymie,

wysokie, miało marmurową podłogę i pachniało w nim manda-

rynkowym mydłem, takim samym, jakie leżało na toaletce

Hanny. Na ścianach wisiały ogromnych rozmiarów współczesne

obrazy, pośrodku szemrała cicho fontanna, a na końcu

pomieszczenia stało wielkie marmurowe biurko. Recepcjoniści

mieli na sobie białe kitle, tak jak kosmetyczki w ulubionym

salonie Hanny. Na kremowych kanapach siedzieli młodzi, piękni

ludzie, rozmawiając i się śmiejąc.

— Nie wygląda tu jak w Alcatraz — powiedział Mike, drapiąc

się w głowę.

Hanna rozglądała się na prawo i lewo. No dobra, musiała

przyznać, że lobby wyglądało zachęcająco. Ale to pewnie tylko

fasada. Ci ludzie są wynajętymi aktorami, tak jak ta trupa, która

w trzynaste urodziny Spencer wykonywała specjalnie dla jej

gości

Sen nocy letniej

Szekspira. Hanna podejrzewała, że

prawdziwi pacjenci trzymani są gdzieś na tyłach tego pałacu i

mieszkają w psich budach otoczonych drutem kolczastym.

Podeszła do nich blondynka ubrana w prostą oliwkową

sukienkę.

91

- Hanna Marin? - Wyciągnęła dłoń na powitanie. -Jestem

Denise, będę się tobą opiekować. Bardzo się cieszymy, że do nas

dołączysz.

- Cieszę się waszą radością - odparła Hanna głosem

ociekającym sarkazmem.

Nie zamierzała całować tyłka tej damulki i odpowiadać, że

ona też się cieszy.

Denis spojrzała na Mike'a i uśmiechnęła się przepraszająco.

- Niestety, goście nie mogą wejść dalej. Tu musicie się

background image

pożegnać.

Hanna chwyciła Mike'a za rękę. Chciała, żeby zamienił się w

pluszowego misia, którego mogłaby wnieść do środka. Mike

przyciągnął Hannę do siebie.

— Słuchaj uważnie. W czerwonej walizce schowałem wielki

kawałek holenderskiego sera. Ukryłem w nim pilnik. Jak

strażnicy nie będą patrzeć, przepiłujesz nim kraty i uciekniesz. To

najstarszy trik, o jakim piszą we wszystkich powieściach.

Hanna zaśmiała się nerwowo.

— Nie sądzę, żeby tu były kraty w drzwiach. Mike położył

palec na ustach.

— Nigdy nie wiadomo.

Denise podeszła do Hanny, położyła jej dłoń na ramieniu i

powiedziała, że już czas iść. Mike pocałował Hannę na

pożegnanie i pokazał znacząco na czerwoną walizkę. Potem

ruszył do wyjścia. Rozwiązał mu się jeden but. Sznurówka

uderzała miarowo o marmurową posadzkę. Na jego nadgarstku

podskakiwała bransoletka z emblematem drużyny lacrosse.

Hanna poczuła łzy napływające do oczu. Oficjalnie byli parą

dopiero od trzech dni. To nie

fair.

92

Kiedy Mike wyszedł, Denise rzuciła Hannie uroczy,

wyćwiczony uśmiech, przystawiła kartę magnetyczną do

czytnika przy drzwiach po drugiej stronie korytarza i gestem

zaprosiła Hannę do środka.

— Zaprowadzę cię do twojego pokoju.

W powietrzu unosił się ostry miętowy zapach. Ku zaskoczeniu

Hanny korytarz za drzwiami wyglądał równie ładnie jak lobby.

Stały w nim bujne rośliny w donicach, na ścianach wisiały

czarno-białe fotografie, a na wykładzinie nie zauważyła śladów

krwi ani kłębów włosów wyrwanych z głów szaleńców. Denise

zatrzymała się przed drzwiami z numerem trzydzieści jeden.

— Czuj się jak u siebie w domu.

Drzwi się otworzyły i oczom Hanny ukazał się ciemny pokój.

Stały w nim dwa olbrzymie łóżka i dwa biurka. Hanna zauważyła

też dwie garderoby. Wielkie okno wychodziło na teren przed

budynkiem. Denise rozejrzała się.

— W tej chwili twojej współlokatorki tu nie ma, ale wkrótce

background image

wróci.

Potem przedstawiła Hannie zasady życia w ośrodku. Hannie

zostanie przydzielony terapeuta, z którym będzie się spotykać

codziennie lub kilka razy w tygodniu. Śniadanie o dziewiątej,

obiad w południe, kolacja o szóstej. Przez resztę dnia Hanna

mogła robić, co jej się żywnie podoba. Denise zachęcała ją, żeby

spróbowała zakolegować się z pozostałymi gośćmi ośrodka.

Wszyscy byli bardzo mili. „No jasne — pomyślała z goryczą

Hanna. — Czy ja wyglądam na dziewczynę, która chętnie

zaprzyjaźni się z psycholami?"

— Chcemy zapewnić naszym gościom pełną prywatność,

dlatego klucz do twojego pokoju masz tylko ty, twoja

93

współlokatorka i strażnik. Zanim cię zostawię, musimy za-

łatwić jeszcze jedną sprawę. Muszę cię prosić, żebyś oddała mi

swój telefon.

Hanna nie kryła oburzenia.

-Co?

Usta Denise miały kolor cukierkowego różu.

— Nasza dewiza brzmi: żadnych kontaktów ze światem

zewnętrznym. Rozmowy telefoniczne dozwolone są tylko w

niedziele, od czwartej do piątej po południu. Nie wolno korzystać

z internetu, czytać gazet ani oglądać telewizji. Do dyspozycji

gości mamy sporą kolekcję filmów na DVD. A także mnóstwo

książek i gier planszowych.

Hanna otworzyła usta, ale wydobyło się z nich tylko ciche

westchnienie. Żadnej telewizji? Żadnego internetu? Żadnych

telefonów? A niby jak miała porozumiewać się z Mikiem?

Denise czekała na jej telefon z wyciągniętą dłonią. Hanna

wręczyła jej swojego iPhone'a i patrzyła, jak Denise owija wokół

niego kabel od słuchawek i wkłada do kieszeni kitla.

- Na stoliku nocnym leży twój rozkład dnia — poinformowała

ją Denise. - Dziś o trzeciej masz wstępną rozmowę z doktor

Foster. Myślę, że naprawdę ci się tu spodoba, Hanno.

Uścisnęła dłoń Hanny i wyszła. Drzwi zamknęły się za nią.

Hanna rzuciła się na łóżko. Czuła się tak, jakby Denise

dotkliwie ją pobiła. Niby co miała tutaj robić? Wyjrzała przez

background image

okno i zobaczyła, jak Mike wsiada do samochodu jej taty. Auto

powoli odjechało. Hanna poczuła nagle, jak narasta jej

przerażenie. Tak samo czuła się wtedy, gdy rodzice zawozili ją na

letnie półkolonie. „To tylko na

94

kilka godzin", pocieszał ją zawsze tata, kiedy próbowała go

przekonać, że woli jechać z nim do pracy. A teraz, przy pierwszej

lepszej okazji wywiózł ją do tego wariatkowa na zadupiu,

słuchając porad A., który podszywał się pod szkolnego pedagoga.

Jakby szkolni pedagodzy troszczyli się o uczniów! Ale tata

przecież tylko czekał, żeby się jej pozbyć. Teraz mógł prowadzić

swoje idealne życie z idealną Isabel i idealną Kate w d o mu

Han n y.

Hanna opuściła rolety w oknach. Do b ra ro b o t a, A. Dały się

nabrać, wierząc w dobre intencje A. i w to, że pomoże im

odszukać prawdziwego zabójcę Ali. Co teraz mogła zdziałać

Hanna zamknięta w domu wariatów? A może A. zależało właśnie

na tym, żeby Hannę jako żałosną wariatkę odizolować od

Rosewood na zawsze?

Jeśli o to chodziło, to intryga A. powiodła się w stu pro-

centach.

95

background image

9

ARIA PRZECHODZI NA DRUGĄ STRONĘ

We wtorek po szkole Aria stała na chodniku w centrum

Yarmouth, miasta oddalonego o kilka kilometrów od Rosewood.

Tydzień wcześniej padał śnieg, a teraz po obu stronach chodnika

wznosiły się hałdy brudnej brei, która wszystkie sklepy

zamieniała w obskurne nory. Przed barem I-haaa stała tablica

reklamująca akcję „Wypij trzy piwa, dwa dostaniesz za darmo".

Sąsiadujący z nim bar miał w oknie neon, który w połowie się nie

świecił.

Aria wzięła głęboki wdech i spojrzała na witrynę sklepu, do

którego przyjechała. „SKLEP SPIRYTYSTYCZNY STARY

MISTYK", głosił napis wykaligrafowany nad drzwiami

wejściowymi. W oknie błyszczał neonowy pentagram, a na

drzwiach wisiała zielona tabliczka z napisem: „STAWIANIE

TAROTA, CZYTANIE Z DŁONI, KULTY POGAŃSKIE,

WICCA, CIEKAWOSTKI". A pod spodem: „Organizujemy

seanse spirytystyczne. Świadczymy usługi magiczne. O

szczegóły zapytaj w sklepie".

Po wczorajszej rozmowie z Byronem Aria utwierdziła się w

przekonaniu, że widziały ducha Ali. To było logiczne. Od wielu

miesięcy czuła się tak, jakby ktoś ją stale obserwował, czaił się

pod oknem jej pokoju, ukrywał w lesie, łypał okiem zza każdego

rogu w szkole. Czasem to mogła być po prostu Mona

Vanderwaal, która jako A. próbowała gromadzić informacje... ale

może nie zawsze. A jeśli Ali miała Arii i jej przyjaciółkom coś do

powiedzenia o nocy, kiedy umarła? Czy nie było ich

obowiązkiem jej wysłuchać?

96

Kiedy weszła, rozdzwoniły się dzwoneczki. W sklepie

pachniało paczulą, pewnie z powodu kadzidełek palących się w

każdym rogu pomieszczenia. Na półkach stały rzędami

kryształowe amulety, aptekarskie probówki i kielichy z wy-

grawerowanymi smokami.

A na półce za ladą stało radio. Właśnie nadawano wiadomości.

— Policja z Rosewood próbuje ustalić przyczynę pożaru,

który strawił pięć hektarów lasu i nieomal zabił Kłamczuchy z

background image

Rosewood — ogłaszał piskliwym głosem spiker, a w tle słychać

było stukot maszyny do pisania.

Aria jęknęła. To ich nowe przezwisko uważała za idiotyczne.

Nadawało się dla laleczek Barbie, które wpadły w obłęd.

— I jeszcze najnowsze doniesienia — kontynuował spiker. —

Policja łączy siły z FBI, żeby zintensyfikować poszukiwania lana

Thomasa, podejrzewanego o zabójstwo panny DiLaurentis.

Podobno niektórzy twierdzą, że pan Thomas miał wspólników.

Więcej informacji po krótkiej przerwie.

Ktoś chrząknął i Aria uniosła wzrok. Łysiejący chłopak po

dwudziestce, w marynarce uszytej z materiału

97

przypominającego końską sierść, siedział skulony za ladą. Na

plakietce, którą miał przypiętą do klapy, widniał napis: „CZEŚĆ,

JESTEM BRUCE, DYŻURNA CZAROWNICA". Na kolanach

trzymał zakurzone, ozdobnie oprawione tomiszcze i patrzył na

Arię tak, jakby przyszła tu, żeby coś ukraść. Aria odsunęła się od

półki z olejkami rytualnymi i posłała mu słodki uśmiech.

— O, cześć - przywitała się lekko zachrypniętym głosem. —

Przyszłam na seans. Zaczyna się za kwadrans, prawda?

O seansie dowiedziała się ze strony internetowej sklepu.

Sprzedawca odwrócił kartkę w księdze. Miał znudzoną minę.

Przesunął w jej stronę listę.

— Wpisz się. To kosztuje dwadzieścia dolarów.

Aria przetrząsnęła swoją torbę ze skóry jaka i wyjęła kilka

pomiętych banknotów. Podeszła do lady i wpisała się na listę. Już

trzy osoby zapowiedziały swój udział.

- Ar i a?

Odwróciła się gwałtownie. Pod regałem z talizmanami wudu

stał chłopak w marynarce z emblematem Rosewood Day. Na

nadgarstku miał żółtą plastikową bransoletkę z logo drużyny

lacrosse. Uśmiechał się promiennie.

— Noel? — wyjąkała Aria.

Noel Kahn był najlepszym przyjacielem jej brata. Był

najbardziej typowym z wszystkich typowych chłopaków z

Rosewood, jakiego kiedykolwiek spotkała, i ostatnią osobą, którą

spodziewałaby się spotkać w takim miejscu. W szóstej i siódmej

klasie, kiedy bardzo chciała być popularna w szkole,

background image

podkochiwała się w Noelu. Ale on uganiał się tylko za Ali. Bo

wszyscy się w niej kochali. Jak na ironię, kiedy tylko Aria

wysiadła z samolotu, który przywiózł

98

ją z Rejkiawiku na początku roku, Noel nagle się nią za-

interesował. Teraz nie uważał jej już za dziwaczkę. Twierdził, że

jest egzotyczna. A może wreszcie zauważył, że ma piersi.

— Jak miło cię spotkać — przywitał się z nią, przeciągając

samogłoski.

Podszedł leniwym krokiem do lady i wpisał się na listę pod

nazwiskiem Arii.

— Idziesz na seans? — zapytała Aria z niedowierzaniem.

Noel pokiwał głową, przyglądając się zestawowi kart do

tarota, z półnagą czarodziejką na samym wierzchu.

— Seanse są super. Słuchałaś kiedyś Led Zeppelin? Mieli

fioła na punkcie wywoływania duchów. Ponoć niektóre teksty ich

piosenek zainspirowali czciciele szatana.

Aria bez słowa gapiła się na Noela. Ostatnio Noel i Mike

szaleli za Led Zeppelin. Niedawno Mike zapytał Byrona, czy ma

ich czwarty album na płycie winylowej. Chciał odsłuchać utwór

Stairway to Heaven

od tyłu i sprawdzić, czy faktycznie ukryto w

nim jakieś sekretne wiadomości.

— W każdym razie, skoro tu jesteś, to ja automatycznie

zbliżyłem się do pięknej dziewczyny. — Noel uśmiechnął się

lubieżnie. — A jeśli seans się uda, to może dasz się zaprosić do

mnie w czwartek na imprezę w jacuzzi.

Aria poczuła się tak, jakby oblazły ją pijawki. Gapiły się na

nią czaszki poustawiane na jednej z półek z talizmanami.

Siedzący za ladą sprzedawca uśmiechnął się tajemniczo, jakby

skrywał jakiś sekret. Co tu robił Noel? Czy przysłał go jakiś

dziennikarz z Rosewood, każąc mu śledzić Arię i rejestrować

każde jej posunięcie? A może to kawał zrobiony przez

chłopaków z drużyny lacrosse? W szóstej klasie, zanim jeszcze

Ali zaprosiła ją do swojej

99

ekskluzywnej paczki, Arię powszechnie uważano za dzi-

waczkę i bezlitośnie wyśmiewano.

background image

Noel podniósł fioletową świecę o fallicznym kształcie i po

chwili odstawił ją na miejsce.

— Pewnie przyszłaś tu z powodu Ali?

Arii wydawało się, że zapach paczuli zapycha jej zatoki.

Wzruszyła tylko ramionami.

Noel przyjrzał się jej badawczo.

— Naprawdę widziałaś ją w lesie?

— Nie twój interes — warknęła Aria.

Machinalnie zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu kamer lub

dyktafonów ukrytych wśród pudełek z papierosami

goździkowymi. Właśnie takie pytanie mógł chcieć jej zadać za

pośrednictwem Noela jakiś dziennikarzyna.

— Okej, okej. — Noel uniósł ręce w geście kapitulacji. — Nie

chciałem cię zdenerwować.

Sprzedawca z trzaskiem zamknął książkę.

— Medium prosi do środka — oznajmił, rozsuwając zasłonkę

z koralików i zapraszając ich na tyły sklepu.

Aria spojrzała na zasłonkę, a potem na Noela. A jeśli za tymi

drzwiami zza pudeł wyskoczy banda typowych chłopaków z

Rosewood, zaczną robić jej zdjęcia, a potem opublikują je w

internecie? Ale sprzedawca rzucił jej tak zniecierpliwione

spojrzenie, że postanowiła zacisnąć zęby i przejść przez zasłonkę.

Usiadła na jednym ze składanych krzeseł ustawionych pośrodku

pokoju. Noel usiadł koło niej, choć wcale nie była pewna, czy

tego właśnie chce. Aria spojrzała na niego. Nic dziwnego, że tyle

dziewczyn dałoby się pokroić, byle tylko pójść z nim na randkę.

Miał ciemne, faliste włosy, rozmarzone spojrzenie i wysporto-

wane, muskularne ciało. Jego oddech pachniał miętowymi

100

cukierkami. Ale co tam. Nawet jeśli przyszedł tu z jakichś

ważnych dla siebie powodów i tak nie był w typie Arii. Te swoje

idealnie wytarte dżinsy pewnie kupił w jakimś niewiarygodnie

luksusowym sklepie. Poza tym był zbyt wymuskany jak na gust

Arii. Nie miał nawet milimetra zarostu na twarzy.

Aria rozejrzała się po zapleczu sklepu spirytystycznego i

zmarszczyła brwi. Jedynym źródłem światła była nieosłonięta

żarówka zwisająca z sufitu i cuchnąca świeca stojąca gdzieś w

kącie. Na półkach upchnięto jakieś nieoznakowane pudła, a koło

background image

wyjścia ewakuacyjnego stała dziwna, drewniana, podłużna

skrzynia. Noel popatrzył w tym samym kierunku.

— Zgadza się, to trumna — powiedział. — Niektórzy kupują

je sobie, bo ich podnieca udawanie trupów.

— Skąd to wiesz? — zapytała Aria zdegustowana.

— Wiem więcej, niż ci się wydaje.

Śnieżnobiałe zęby Noela błysnęły w ciemności, a Aria

zadrżała.

Zasłonka z koralików rozchyliła się ponownie i do po-

mieszczenia weszły dwie kolejne osoby, które po cichu zajęły

miejsca na krzesłach. Jedną z tych osób był starszy mężczyzna z

sumiastym wąsem, a drugą kobieta, chyba koło trzydziestki.

Miała chustkę zawiązaną na głowie i wielkie, ciemne okulary. Na

końcu wszedł młody mężczyzna. Był ubrany w aksamitny

płaszcz i miał głowę owiniętą szalem. Na jego szyi wisiało

mnóstwo koralików i wisiorków. W ręce niósł jakieś urządzenie z

suchym lodem, z którego sączył się dym do i tak zamglonego

pomieszczenia.

— Bądźcie pozdrowieni — przywitał wszystkich gromkim

głosem. — Nazywam się Equinox.

101

Aria ledwie powstrzymała się od śmiechu. Eq u in o x? Co to

za imię? Ale siedzący obok niej Noel nachylił się, jakby zaczął

uważnie słuchać. Equinox wyciągnął dłonie do sufitu.

— Żeby przywołać duchy, których szukacie, musicie zamknąć

oczy i skupić się, by stać się jednością.

Potem zaintonował sylabę „om".

Kilka głosów — w tym Noel — przyłączyło się do inkantacji.

Aria czuła przez spódnicę zimne metalowe krzesło. Otworzyła

jedno oko i się rozejrzała. Wszyscy nachylili się, jakby na coś

czekali, a kilka osób złapało się za ręce. Nagle Equinox zatoczył

się do tyłu, tak jak pod naporem jakiejś niewidzialnej siły. Aria

poczuła ciarki na plecach. Powietrze wokół niej zgęstniało. W

jednej chwili postanowiła zaufać medium i przyłączyła się do

zaśpiewu.

Nastała długa cisza. W kaloryferach piszczało. Na górze

słychać było czyjeś kroki. Ze sklepu dochodził słodki i duszący

background image

zapach kadzidła. Coś miękkiego jak piórko musnęło Arię w

policzek. Zerwała się na równe nogi. Kiedy otworzyła oczy,

niczego nie zobaczyła.

— Dooobrze — oznajmił wreszcie Equinox. — Możecie już

otworzyć oczy. Czuję, że wśród nas ktoś się pojawił. Ktoś bardzo

bliski jednej z zebranych tu osób. Czy ktoś z was stracił

przyjaciela?

Aria zamarła. Ali nie mogła się tu zjawić tak po prostu... A

może mogła?

Ku jej przerażeniu Equinox podszedł do niej i kucnął przed jej

krzesłem. Miał spiczastą kozią bródkę i lekko pachniał

marihuaną. Jego oczy były szeroko otwarte. Nawet nie mrugnął.

— To ty — powiedział niskim głosem, zbliżając usta do jej

ucha.

— Mhm — wyszeptała Aria.

102

Włosy z jeżyły się jej na karku.

— Straciłaś bardzo bliską przyjaciółkę, prawda? - zapytał

głosem jak zza grobu.

W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Serce Arii biło jak

młotem. — Czy ona... tu jest?

Aria się rozejrzała. Spodziewała się, że za chwilę stanie przed

nią dziewczyna, którą uratowała z pożaru, ubrana w bluzę i z

twarzą umazaną sadzą.

— Bardzo blisko — zapewnił ją Equinox.

Zacisnął pięści i szczęki, jakby pogrążył się w głębokiej

koncentracji. Minęło kilka kolejnych sekund. W pokoju było

coraz ciemniej. W mroku jaśniały tylko fluorescencyjne cyfry na

zegarku do nurkowania na nadgarstku Noela. Aria czuła

pulsowanie w uszach. Jej palce zaczęły drżeć, jakby wpadły w

wibrację. Wibrację A li.

— Mówi mi, że wiedziała o tobie wszystko — powiedział

Equinox takim tonem, jakby nabijał się z Arii.

Aria poczuła jednocześnie lęk i nadzieję. Tak właśnie

powiedziałaby Ali.

— Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami.

— Ale wkurzało cię to, że ona wie o tobie wszystko — dodał

Equinox. — O tym też wiedziała.

background image

Aria westchnęła. Teraz jej nogi trzęsły się tak samo jak palce.

Noel wiercił się na swoim krześle.

— Naprawdę... wiedziała to?

— Wiedziała bardzo wiele - wyszeptał Equinox. — Wie-

działa, że chcesz, żeby odeszła. Smuciło ją to. Smuciło ją wiele

rzeczy.

Aria zakryła dłonią usta. Pozostali uczestnicy seansu

wpatrywali się w nią. Widziała w ciemności białka ich szeroko

otwartych oczu.

103

— Nie chciałam, żeby odeszła — zaprotestowała Aria.

Equinox podniósł głowę w kierunku sufitu, jakby

chciał lepiej przyjrzeć się Ali.

— Ale ona ci wybacza. Wie, że nie postępowała wobec ciebie

fair.

— Naprawdę? — wyjąkała Aria.

Przycisnęła dłonie do kolan, żeby ustało drżenie. To prawda,

oczywiście. Czasami Ali zachowywała się zupełnie nie

fair.

Wielokrotnie. Equinox pokiwał głową.

— Wie, że nie powinna była odbijać ci chłopaka. Szczególnie

że tak długo z sobą chodziliście.

Aria przekrzywiła głowę, bo przez chwilę wydawało się jej, że

się przesłyszała. Zatrzeszczało krzesło, a ktoś zakaszlał.

— Chłopaka...? — powtórzyła jak echo.

Poczuła skurcz w żołądku. W siódmej klasie nie miała

chłopaka.

Zerwała się na równe nogi i nieomal uderzyła głową w

zwisający z sufitu lampion. Idąc po omacku przez kłęby dymu z

kadzidełek i suchego lodu, dotarła do wyjścia.

— Hej! — zawołał za nią Equinox.

— Aria, zaczekaj! — zatrzymywał ją Noel, ale ona ich

zignorowała.

Wycięty z kartonu czarnoksiężnik wskazywał drogę do

łazienki. Aria wbiegła do niej, zatrzasnęła za sobą drzwi i oparła

się o umywalkę. Nawet nie zauważyła, że strąciła na podłogę

ręcznie robione mydło ze smoczej krwi. „Ale ze mnie idiotka",

łajała się w myślach. Oczywiście, że Ali tu nie ma. Oczywiście,

background image

seanse spirytystyczne to jedna wielka ścierna. Ten facet zaczął

gadać o Ali, bo rozpoznał Arię z wiadomości. Co ona sobie

wyobrażała?

104

Spojrzała w okrągłe, pokryte zaciekami lustro. Miała

mlecznobiałą cerę. Ale choć Equinox był szarlatanem, po-

wiedział coś okropnego, co było prawdą. Aria chciała, żeby Ali

zniknęła.

Ali stała obok niej, kiedy w siódmej klasie Aria przyłapała

swojego ojca, jak całuje się z Meredith na parkingu. Przez kolejne

tygodnie Ali nie dawała Arii spokoju. Na przerwach wciąż

wypytywała ją o nowe wieści w tej sprawie. Wprosiła się na

kolację do jej domu i cały czas rzucała Byronowi pełne

potępienia spojrzenia, a na Ellę patrzyła ze współczuciem. Kiedy

spotykały się w piątkę, Ali co chwila dawała Arii do zrozumienia,

że jeśli nie będzie posłuszna, wyjawi jej tajemnicę. Doprowadziła

Arię do takiej rozpaczy, że na kilka tygodni przed śmiercią Ali

Aria zaczęła jej unikać.

„Smuciło ją to", powiedział Equinox. Czy to możliwe, aby Ali

wiedziała, że Aria chętnie by się jej pozbyła? Nagle Arii coś się

przypomniało. Dzień po zaginięciu Ali pani DiLaurentis

zaprosiła wszystkie jej przyjaciółki do siebie i wypytywała je,

gdzie mogła podziewać się Ali. W którymś momencie pani

DiLaurentis oparła się na łokciach i zapytała, czy Ali czasem

wydawała się smutna. Wszystkie zaprotestowały. Przecież Ali

była śliczna, mądra i kochana przez wszystkich. Wszyscy ją

uwielbiali. Słowo „smutna" nie istniało w słowniku Ali.

Aria zawsze widziała siebie w roli ofiary, a Ali w roli

myśliwego. Ale może i ona przechodziła ciężki okres? Może

potrzebowała z kimś pogadać, a Aria ją odtrąciła.

— Przepraszam — wyszeptała i zaczęła płakać. Po policzkach

płynęły jej łzy zmieszane z tuszem do rzęs. — Ali, tak mi

przykro. Nigdy nie życzyłam ci śmierci.

105

Nagle rozległ się głośny syk, jakby para uciekała z kaloryfera.

Żarówka nad lustrem zamigotała i zgasła, pogrążając łazienkę w

ciemności. Aria zamarła. Serce podeszło jej do gardła.

Zaswędział ją nos. W powietrzu rozszedł się słodki i duszący

background image

zapach. Mydło waniliowe.

Aria chwyciła dłońmi brzeg umywalki i próbowała się

uspokoić. Nagle światło samo się włączyło. Aria widziała w

lustrze własne, przerażone spojrzenie. Ale w lustrze zobaczyła

nie tylko swoją twarz.

Za sobą zauważyła dziewczynę o sercowatej twarzy, z

ogromnymi błękitnymi oczami i promiennym uśmiechem. Aria

westchnęła i odwróciła się. Na drzwiach do łazienki na korkowej

tablicy, pośród plakatów zapowiadających konkursy poetyckie,

ogłoszeń o sprzedaży sofy i pokojach do wynajęcia, wisiało

kolorowe zdjęcie Ali.

Aria podeszła bliżej. Patrzyła Ali prosto w oczy. Nie mogła

złapać tchu. Rozpoznała od razu ulotkę, którą rozwieszono w

całym mieście zaraz po zaginięciu Ali. To samo zdjęcie

umieszczono na kartonach na mleko i pokazywano w telewizji,

prosząc o pomoc w poszukiwaniach. Wielką czcionką napisano

na nim: „ZAGINĘŁA ALISON DILAURENTIS. NIERIESKIE

OCZY, BLOND WŁOSY. 150 CM WZROSTU, 45 KG.

OSTATNIO WIDZIANA 20 CZERWCA". Aria od lat nie

widziała tej ulotki. Przyjrzała się jej bardzo uważnie, centymetr

po centymetrze. Odwróciła ją też na drugą stronę, szukając

odpowiedzi na pytanie, jak się tu znalazła. I kto ją tu umieścił.

Ale nic nie znalazła.

106

background image

10

ZWYCZAJNE ŻYCIE

Nieco później tego samego dnia Emily stanęła przed

obłożonym drewnianymi panelami domem na farmie w

Lancaster, w stanie Pensylwania. Na podjeździe zamiast

samochodu stał wóz z wielkimi kołami i czerwoną trójkątną

plakietką z tyłu, sygnalizującą, że to pojazd wolnobieżny.

Poprawiła mankiety szarej bawełnianej sukienki od A. i biały

płócienny czepiec. Stała pod drewnianą tablicą z namalowanym

ręcznie napisem: „FARMA ZOOKÓW".

Emily zagryzła wargi. To jakieś szaleństwo. Jeszcze kilka

godzin wcześniej powiedziała rodzicom, że jedzie na wycieczkę

dla młodzieży do Bostonu. Potem wsiadła do autokaru do

Lancaster. W malutkiej pachnącej chemikaliami łazience w

autokarze przebrała się w sukienkę, czepiec i buty. Wysłała

przyjaciółkom krótką wiadomość, że do piątku będzie w

Bostonie. Gdyby powiedziała im prawdę, pewnie wzięłyby ją za

wariatkę. A na wypadek,

107

gdyby rodzice zaczęli coś podejrzewać, wyłączyła telefon,

żeby nie mogli użyć funkcji namierzania dziecka przez GPS.

Wtedy, niestety, dowiedzieliby się, że ich córka udaje amiszkę w

Lancaster.

Emily przez całe życie ciekawili amisze, choć nie miała

zielonego pojęcia, jak to jest być j ed n ą z n ich . Wiedziała na

pewno, że amisze chcą po prostu, żeby wszyscy dali im święty

spokój. Nie życzyli sobie, żeby turyści robili im zdjęcia, nie

witali z otwartymi ramionami osób wkraczających na ich teren, a

tych kilku amiszów, których poznała osobiście, robiło wrażenie

okropnie poważnych i pozbawionych poczucia humoru.

Dlaczego więc A. tak bardzo zależało na tym, żeby odwiedziła

ich wspólnotę? Czy Lucy Zook znała Ali? Czy Ali uciekła z

Rosewood i potajemnie została amiszką? To raczej nie wchodziło

w grę, ale Emily mimo wszystko miała nadzieję. Czy to możliwe,

że Lucy... to Ali?

Emily przychodziło do głowy coraz więcej powodów, dla

których Ali mogła nadal żyć. Przypomniała sobie rozmowę z

background image

panią DiLaurentis w dzień po zniknięciu Ali. Jej mama pytała,

czy Ali uciekła. Emily natychmiast zaprzeczyła, choć przecież

zd ar z ało si ę j ej rozmawiać z Ali o ucieczce z Rosewood na

zawsze. Snuły bardzo szczegółowe, choć niestworzone plany.

Miały jechać na lotnisko i wsiąść do pierwszego lepszego

samolotu. Innym razem wyobrażały sobie, że wsiądą do pociągu

do Kalifornii i wprowadzą się do jakiegoś dużego mieszkania ze

współlokatorami w Los Angeles. Emily nie wiedziała, dlaczego

Ali chce wyjechać z Rosewood. Zawsze żywiła cichą nadzieję, że

po prostu Ali chciała mieć ją tylko dla siebie.

108

Ale w lecie między szóstą i siódmą klasą Ali nagle przepadła

jak kamień w wodę na dwa tygodnie. Kiedy Emily do niej

dzwoniła, odzywała się tylko poczta głosowa. Gdy dzwoniła do

niej do domu, zgłaszała się automatyczna sekretarka. A przecież

wiedziała, że DiLaurentisowie nigdzie nie wyjechali. Kiedy

Emily przejeżdżała obok ich domu, widziała, jak tata Ali myje na

podjeździe samochód, a jej mama pieli chwasty w ogródku. Była

pewna, że Ali się na nią gniewa, choć nie miała pojęcia dlaczego.

A z pozostałymi przyjaciółkami nie mogła o tym pogadać. Spen-

cer i Hanna wyjechały na wakacje do krewnych, Aria zaś na

warsztaty plastyczne do Filadelfii.

Dwa tygodnie później Ali zadzwoniła do niej jakby nigdy nic.

- Gdzi e si ę po dzi ew ał aś ?- pytała Emily.

- Uciekłam! - oznajmiła radośnie Ali. A kiedy Emily milczała,

zaśmiała się.

- Żartuję. Wyjechałam w góry Pocono z ciotką Giadą. Nie

miałam zasięgu.

Emily jeszcze raz spojrzała na napisany ręcznie znak. Czuła,

że ta wycieczka do Lancaster to jakiś kolejny podstęp A. Przecież

dały się nabrać, że Wilden i Jason zabili Ali, choć okazało się, że

ona żyje. Ale i tak przed oczami wciąż widziała zdanie: „Co byś

zrobiła, żeby ją znaleźć?". Oczywiście zrobiłaby wszystko.

Wzięła głęboki wdech i weszła na schody prowadzące na

ganek. Na sznurku suszyły się koszule, choć było tak zimno, że

prawie zamarzły. Z komina wydobywał się dym, a wielki wiatrak

za domem mruczał cicho. W lodowatym powietrzu rozchodził się

zapach świeżo upieczonego chleba.

background image

109

Emily spojrzała przez ramię na pole po kukurydzy. Czy A. i

teraz ma na nią oko? Miała nerwy napięte jak struny. Zapukała

trzy razy do drzwi. „Błagam, niech się okaże, że otworzy mi Ali",

modliła się w duchu.

Coś zaskrzypiało, a potem rozległ się trzask. Ktoś wymknął

się chyłkiem z domu tylnymi drzwiami i zniknął na polu

kukurydzianym. Wyglądał na chłopaka w wieku Emily. Miał na

sobie obszerną marynarkę, dżinsy i czerwono-niebieskie trampki.

Pędził na złamanie karku i nawet się nie odwrócił.

Serce Emily chciało wyskoczyć z piersi. Po chwili drzwi

frontowe się otworzyły. W progu stanęła nastolatka. Miała taką

samą sukienkę jak Emily i włosy upięte w kok. Jej czerwone usta

świadczyły o tym, że ktoś ją przed chwilą pocałował. Bez słowa

wpatrywała się w Emily, mrużąc nienawistnie oczy. Emily

poczuła ogromne rozczarowanie.

— Mhm, nazywam się Emily Stoltzfus — wymamrotała,

próbując nie przekręcić nazwiska, które widniało w liście od A.

— Przyjechałam z Ohio. Ty jesteś Lucy?

Dziewczyna drgnęła na dźwięk tego nazwiska.

— Tak — wycedziła. — Przyjechałaś na wesele Mary w ten

weekend?

Emily zamurowało. W liście od A. nie było mowy o żadnym

weselu. Czy to możliwe, że we wspólnocie amiszów Ali

przybrała imię Mary? Może zmuszono ją, żeby wzięła ślub

jeszcze jako nastolatka, a Emily miała ją stąd wyciągnąć. Emily

miała bilet powrotny na autobus w piątek po południu, kiedy

grupa parafialna wracała z Bostonu. Nie mogła zostać tutaj do

soboty, bo pewnie wtedy miało się odbyć wesele. Rodzice od

razu zaczęliby coś podejrzewać.

110

- Ach przyjechałam pomóc w przygotowaniach - powiedziała,

mając nadzieję, że me brzmi jak kompletna idiotka.

Lucy spojrzała na coś za plecami Emily.

- O przyszła Mary. Może chcesz się przywitać?

Emily podążyła za jej wzrokiem. Ale Mary była znacznie

niższa i grubsza niż dziewczyna, którą kilka dni temu Emily

background image

spotkała w lesie. Miała czarne włosy związane w ciasny kok, co

podkreślało jej okrągłą buzię.

- Tak - odparła Emily, a serce podeszło je] do gardła.

Odwróciła się 1 popatrzyła prosto w twarz Lucy, która

zaciskała usta tak mocno, jakby z całych sił powstrzymywała

się przed zdradzeniem jakiegoś sekretu.

Lucy otworzyła szerzej drzwi i wpuściła Emily do środka.

Weszły do salonu. Był to wielki, kwadratowy pokój oświetlony

tylko jedną gazową lampą stojącą w rogu. Ręcznie robione stoły i

krzesła stały rzędami wzdłuż ścian. Na regale w rogu znajdował

się duży słój z selerem 1 wielka, podniszczona Biblia. Lucy

stanęła pośrodku pokoju i przyglądała się badawczo Emily.

-Gdzie dokładnie mieszkasz w Ohio? - Mhm, niedaleko

Columbus. - Emily wymieniła nazwę jedynego miasta w Ohio,

które znała.

-Och - Lucy podrapała się w głowę. Pewnie tak brzmiała

prawidłowa odpowiedź. - Przysłał cię pastor Adam?

Emily z trudem przełknęła ślinę. - Tak? - odparła, zgadując.

Czuła się jak aktorka, której kazano grać w sztuce, choć

wcześniej nie przysłano jej scenariusza.

Lucy cmoknęła cicho i rzuciła okiem na tylne wejście

do domu.

111

- Zawsze mu się wydaje, że coś takiego poprawi mi humor -

zamruczała pod nosem tonem zimnym jak lód.

- Słucham? - Emily zdumiała niechęć i irytacja w głosie Lucy.

Zawsze się jej wydawało, że amisze to ludzie niesłychanie

opanowani i spokojni.

Lucy machnęła tylko szczupłą, bladą dłonią.

- Nieważne, przepraszam. - Odwróciła się i ruszyła w głąb

długiego korytarza. - Zajmiesz łóżko mojej siostry - oznajmiła

sucho, prowadząc Emily do małej sypialni. W środku stały dwa

zsunięte bokami łóżka nakryte kolorowymi, ręcznie utkanymi

narzutami. - Śpisz po lewej.

- Jak ma na imię twoja siostra? - zapytała Emily, oglądając

puste białe ściany.

- Leah - odparła Lucy, poprawiając energicznie poduszkę.

- Gdzie teraz jest?

background image

Lucy jeszcze mocniej uderzyła poduszkę. Miała napięte

wszystkie mięśnie na szyi. Nagle się odwróciła i stanęła twarzą

do rogu pokoju, jakby właśnie zrobiła coś godnego potępienia.

- Właśnie zabierałam się za dojenie. Chodź.

Wyszła z sypialni. Po chwili Emily dołączyła do niej,

przechodząc przez labirynt korytarzy i pokoi. Zaglądała do

każdego mijanego pomieszczenia, w nadziei że zobaczy Ali, jak

siedzi w bujanym fotelu, z palcem na ustach, albo przy biurku, z

kolanami podciągniętymi pod brodę. Wreszcie przeszły przez

olbrzymią jasną kuchnię, w której rozchodził się

obezwładniający zapach mokrej wełny, a stamtąd Lucy

poprowadziła Emily do wielkiej, pełnej przeciągów obory. W

boksach stały rzędami

112

krowy, machając ogonami. Na widok dziewczyn kilka z nich

zamuczało przeciągle. Lucy wręczyła Emily metalowe wiadro.

- Zaczynasz od prawej, a ja od lewej. Emily nerwowo

przestępowała z nogi na nogę. Pod jej stopami szeleściło siano.

Nigdy wcześniej nie doiła krowy, nawet wtedy gdy zesłano ją na

farmę do cioci i wujka z Iowa. Lucy już się odwróciła i zabrała za

dojenie swojej części stada. Emily nie miała wyboru. Podeszła do

pierwszej z brzegu krowy, postawiła wiadro pod jej wymieniem i

kucnęła. To nie mogło być takie trudne. Ale krowa była

olbrzymia, miała silne nogi i szeroki, mięsisty zad. Czy krowy

wierzgały tak jak konie? Czy krowy g r yz ł y?

Strzeliła z kostek w dłoniach i spojrzała na inne boksy. „Jeśli

w ciągu dziesięciu sekund zamuczy krowa, wszystko będzie w

porządku", pomyślała. Zawsze w podbramkowych sytuacjach

grała w tę wymyśloną przez siebie grę. W głowie policzyła do

dziesięciu. Żadna z krów nie zamuczała, choć rozległ się dźwięk,

który podejrzanie przypominał pierdnięcie.

- Mhm.

Emily poderwała się na równe nogi. Lucy wbiła w nią

nienawistny wzrok.

- Nigdy nie doiłaś krowy? - zapytała Lucy.

- No... - Emily szukała w głowie jakiejś sensownej od-

powiedzi. - Właściwie to nie. Tam gdzie mieszkam, każdy

background image

specjalizuje się w jednym zadaniu. Dojenie nie należy do moich

obowiązków.

Lucy popatrzyła na nią tak, jakby nigdy w życiu nie słyszała o

podziale pracy.

113

— Póki tu mieszkasz, będzie to należało do twoich obo-

wiązków. To nic trudnego. Pociągnij i ściśnij.

— No dobra — wymamrotała Emily.

Odwróciła się do krowy, której wymię kołysało się miarowo.

Dotknęła jednego strzyku. W dotyku przypominał gumę. Był

pełny. Kiedy go nacisnęła, mleko trysnęło do wiaderka. Miało

dziwnie poszarzały kolor i zupełnie nie przypominało tego

mleka, które jej mama kupowała w supermarkecie.

— O właśnie — pochwaliła stojąca nad nią Lucy. Znowu

zrobiła dziwną minę. — A właściwie to czemu mówisz po

angielsku?

Ostry zapach siana zakręcił w nosie Emily. A amisze nie

mówili niby po angielsku? Zeszłej nocy przeczytała w internecie

kilka artykułów na ich temat, żeby zgromadzić jak najwięcej

informacji, ale o czymś takim słyszała po raz pierwszy. Czemu A.

jej nie uprzedził?

— W twojej wspólnocie nie mówi się językiem pensyl-

wańskim? — zapytała Lucy z niedowierzaniem.

Emily nerwowo poprawiała czepiec. Jej palce pachniały jak

kwaśne mleko.

— No... nie. Idziemy z duchem czasu. Lucy z podziwem

pokręciła głową.

— Nieźle, masz szczęście. Powinnyśmy się zamienić

miejscami. Zostań tutaj, a ja pojadę do Ohio.

Emily zaśmiała się nerwowo, choć poczuła ulgę. Może Lucy

nie była taka zła. Może nawet ta osada amiszów nie była taka zła.

Przynajmniej było tu spokojnie i nikt nie dramatyzował bez

potrzeby. Ale jednocześnie Emily czuła, jak wzbiera w niej

rozczarowanie. Jak się okazało, Ali wcale się tu nie ukrywała.

Więc po co ta cała maskarada wymyślona

114

przez A.? Żeby zrobić z Emily debilkę? Żeby zapewnić jej

rozrywkę? Żeby pobawić się z nią w głupiego Jasia?

background image

Jak na sygnał jedna z krów holenderek zamuczała głośno i

przeciągle, a potem spod jej ogona wypadł na siano wielki placek.

Emily zacisnęła zęby. A może po prostu ktoś robił z niej głupią

krowę?

115

background image

11

NIETYPOWY WYPAD MAMY Z CÓRKĄ

Kiedy tylko Spencer przekroczyła próg salonu piękności

Fermata, na jej twarzy zakwitł promienny uśmiech. W

pomieszczeniu pachniało miodem, a stojąca w rogu fontanna

szemrała cicho. Spokojny dźwięk natychmiast ukoił jej nerwy.

- Umówiłam cię na głęboki masaż, peeling marchewkowy i

zabieg dotleniający cerę - powiedziała mama Spencer,

wyciągając portfel. - A potem idziemy na lunch do Uczty.

Zarezerwowałam stolik.

- Super — ucieszyła się Spencer.

Jej mama zawsze chodziła do bistro Uczta razem z Melissą.

Pani Hastings ścisnęła ramię Spencer, która poczuła drażniący

zapach Chanel No. 5, którym mama skropiła się obficie.

Recepcjonistka pokazała Spencer szafkę, w której mogła

zostawić swoje ubranie i przebrać się w szlafrok

116

i klapki. Za chwilę leżała na stole do masażu i rozpływała się z

rozkoszy.

Od dawna nie czuła się tak blisko związana z rodzicami.

Poprzedniego wieczoru oglądała z tatą

Ojca chrzestnego

w

salonie urządzonym w suterenie. Pan Hastings znał na pamięć

każdą kwestię. A później razem z mamą zaczęła planować

imprezę charytatywną w Klubie Łowieckim w Rosewood, która

miała się odbyć za dwa miesiące. Kiedy rano sprawdziła w

internecie swoją kartę ocen, dowiedziała się, że z ostatniego testu

z ekonomii dostała szóstkę. Oczywiście nie omieszkała

poinformować o tym Andrew, dziękując mu za pomoc w nauce, a

on odpisał, że był pewien, że Spencer się uda. I zaprosił ją na bal

waleń -tynkowy, który miał się odbyć za kilka tygodni. Spencer

przyjęła jego zaproszenie.

Jednak rozmowa z Melissą nie dawała jej spokoju. Podobnie

jak wiadomość od A. o jakiejś „szopce" rozgrywającej się na

oczach Spencer. Jakoś nie chciało się jej wierzyć, że to mama

zmusiła Melissę, by oskarżyła lana. Pewnie Melissa źle

zinterpretowała troskliwe pytania mamy. A jeśli chodzi o A... No

cóż, A. na pewno nie należało wierzyć, o tym przekonała się już

background image

niejeden raz.

- Kochanie - usłyszała nad sobą głos masażystki. -Dlaczego

tak się spięłaś? Rozluźnij się.

Spencer z całych sił próbowała się zrelaksować. Z głośników

dochodził szum fal i pokrzykiwania mew. Zamknęła oczy i

wykonała trzy relaksacyjne oddechy. Postanowiła, że nie

wpadnie w panikę. Wiedziała, że A. tylko na to czeka.

Po masażu, peelingu marchewkowym i zabiegu dotleniającym

czuła się zrelaksowana, rozluźniona i promienna.

117

Mama już czekała na nią w Uczcie, pijąc wodę mineralną z

cytryną i czytając gazetę.

- Było cudownie - powiedziała Spencer, zajmując miejsce

przy stoliku. - Dziękuję.

- Cała przyjemność po mojej stronie - odparła pani Hastmgs,

rozkładając serwetkę na kolanach. - Cieszę się, że jakoś się

odprężyłaś po wszystkim, przez co musiałaś' przejść.

Zapadła cisza. Spencer wbiła wzrok w stojący przed nią

ręcznie robiony ceramiczny talerz. Mama wodziła koniuszkiem

palca po brzegu szklanki. Po szesnastu latach grania roli gorszej

córki Spencer nie miała pojęcia, o czym rozmawiać z mamą.

Nawet me pamiętała, kiedy ostatnio spędzały razem czas.

Pani Hastings westchnęła i w zamyśleniu zapatrzyła się na

umieszczony w rogu bar. Na wysokich stołkach siedziało kilka

osób, popijając martini i chardonnay.

- Nie chciałam, żeby nasze stosunki tak się ułożyły - po-

wiedziała po chwili, jakby czytała w myślach Spencer.

-Naprawdę nie wiem, jak to się stało.

„Może przypomnij sobie zachowanie Melissy", pomyślała

Spencer. Ale tylko wzruszyła ramionami i stukała obcasem w takt

Dla Elizy,

jednego z ostatnich kawałków, jakie nauczyła się grać

w czasie lekcji fortepianu.

- Postawiłam ci wysokie wymagania co do wyników w szkole,

a to cię ode mnie oddaliło - lamentowała mama, zniżając głos,

kiedy ich stolik minęły cztery elegancko' uczesane kobiety z

matami do jogi i drogimi torebkami, prowadzone przez hostessę

na drugi koniec sali. - Z Melissą było łatwiej, w jej klasie było

mniej prymusów. - Zamilkła na chwilę i napiła się wody. - Ale

background image

twoja klasa...

118

była inna. Widziałam, że bycie zawsze na drugim miejscu w

pełni cię satysfakcjonuje. A ja chciałam widzieć cię na czele, a

nie w ogonie.

Serce Spencer zaczęło szybciej bić. Wciąż wracała do niej

wczorajsza rozmowa z Melissą. „Mama nie należała do

największych fanek Ali", powiedziała Melissa.

— Chodzi ci o... Alison? — zapytała. Pani Hastings znowu

napiła się wody.

— O nią również. Alison na pewno lubiła być w centrum

uwagi.

Spencer ważyła każde słowo.

— A... ty uważałaś, że to rola dla mnie? Pani Hastings wydęła

usta.

— No cóż, wydawało mi się, że powinnaś była bardziej

walczyć o swoje. Na przykład wtedy, gdy to Alison, a nie ciebie,

przyjęto do reprezentacji szkoły w hokeju na trawie. Ty po

prostu... p r ze s zł a ś n a d t y m d o p o rz ąd k u d z i e n n e g o .

Spodziewałam się po tobie więcej ambicji. I na pewno

zasługiwałaś na to miejsce.

Nagle w restauracji zapachniało frytkami z batatów. Trzech

kelnerów wymaszerowało z kuchni z kawałkiem ciasta dla

wytwornej starszej damy siedzącej kilka stolików dalej.

Zaśpiewali jej chórem

Sto lat.

Spencer przesunęła dłonią po

karku. Pod palcami poczuła pot. Przez tyle lat czekała na to, by

ktoś powiedział, że Ali wcale nie była taka wspaniała, a teraz

miała tylko poczucie winy i czuła się tak, jakby musiała się

bronić. Czy Melissa miała rację? Czy mama naprawdę n i e

lu b i ła Ali? Czy powinna to uznać za osobisty przytyk? Przecież

Ali była j e j najlepszą przyjaciółką, a pani Hastings zawsze lubiła

przyjaciół Melissy.

119

— Zresztą to nieistotne — odezwała się po chwili pani

Hastings, gdy kelnerzy skończyli śpiewać. Splotła swoje długie

palce. — Martwiłam się, że postanowiłaś być zawsze tą drugą,

dlatego wywierałam na ciebie presję. Teraz widzę, że chodziło mi

background image

bardziej o mnie niż o ciebie. — Założyła za ucho kosmyk

jasnoblond włosów.

— Co masz na myśli? — zapytała Spencer, chwytając się

brzegu stolika.

Pani Hastings wpatrywała się przez chwilę w wiszącą na

przeciwległej ścianie wielką reprodukcję obrazu Magritte'a

Ceci

nest pas une pipe.

— Sama nie wiem. Może nie warto drążyć tego tematu w tej

chwili? To coś, o czym nie mówiłam nawet twojej siostrze.

Ich stolik minęła kelnerka, niosąc tacę z sałatką Waldorf i

kanapkami z włoskiego chleba. Za oknem dwie kobiety z

wózkami Maclaren rozmawiały i śmiały się. Spencer się

nachyliła. Miała sucho w ustach. A więc jednak był jakiś sekret,

A. nie kłamał. Spencer miała nadzieję, że to nie ma nic

wspólnego z Ali.

— W porządku — powiedziała, zbierając się na odwagę. —

Możesz mi powiedzieć.

Pani Hastings wyciągnęła z torebki szminkę od Chanel,

pomalowała usta i wyprostowała plecy.

— Wiesz, że tata studiował prawo na uniwersytecie Yale —

zaczęła.

Spencer pokiwała głową. Tata co roku dawał datki na wydział

prawa w Yale i pił z kubka z Buldogiem Danem, maskotką

uczelni. W czasie świąt zawsze pił za dużo egg-noga i z kolegami

ze studiów śpiewał pieśń

Boola Boola,

która zagrzewała do walki

sportowców na uczelni.

120

- Ja też tam studiowałam - mówiła dalej pani Hastings. — Tam

poznałam tatę.

Spencer zasłoniła dłonią usta. Wydawało się jej, że się

przesłyszała.

- Myślałam, że poznaliście się na przyjęciu na wyspie Martha's

Vineyard - pisnęła.

Mama uśmiechnęła się melancholijnie.

- Tam pojechaliśmy na jedną z naszych pierwszych randek.

Ale poznaliśmy się pierwszego dnia na studiach.

Spencer złożyła, a potem rozłożyła serwetkę na kolanach.

- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? Przyszła kelnerka

background image

i wręczyła Spencer i jej mamie menu.

Kiedy się oddaliła, pani Hastings mówiła dalej.

- Bo nie skończyłam studiów prawniczych. Po pierwszym

roku zaszłam w ciążę z twoją siostrą. Babcia Nana się o tym

dowiedziała i kazała nam wziąć ślub. Zdecydowaliśmy, że na

kilka lat zrobię sobie przerwę w studiach, żeby wychować

dziecko. Miałam zamiar wrócić...

Przez twarz mamy przemknął jakiś cień, którego Spencer nie

potrafiła zinterpretować.

- Podrobiliśmy datę na akcie ślubu, bo nie chcieliśmy, żeby to

wyglądało na małżeństwo z przymusu. - Odsunęła z oczu kosmyk

włosów. Przy sąsiednim stoliku zabrzęczał telefon komórkowy.

Jakiś mężczyzna przy barze zaśmiał się głośno. - Tego właśnie

chciałam. Ale zawsze też chciałam zostać prawniczką. Wiem, że

nie zdołam sprawować kontroli nad całym twoim życiem,

Spencer, ale chcę się upewnić, że nie ominie cię żadna okazja. To

dlatego zawsze byłam taka wymagająca, jeśli chodzi o stopnie,

Złotą Orchideę, osiągnięcia sportowe. Tak mi przykro. To było

nie

fair.

121

Spencer nie wiedziała, co powiedzieć. Przez dłuższą chwilę

patrzyła na mamę. W kuchni ktoś upuścił tacę pełną talerzy, ale

Spencer ani drgnęła. Pani Hastings wyciągnęła rękę i ścisnęła

dłoń córki.

- Mam nadzieję, że to, co ci teraz powiedziałam, nie jest dla

ciebie ciężarem. Chciałam tylko, żebyś poznała prawdę.

- Nie — odparła Spencer. Zaschło jej w gardle. — To wiele

wyjaśnia. Dobrze, że mi powiedziałaś. Ale czemu nie wróciłaś na

studia, kiedy Melissa podrosła?

- Ja po prostu... - pani Hastings wzruszyła ramionami. -

Chcieliśmy, żebyś ty przyszła na świat... a czas biegnie

nieubłaganie. - Nachyliła się lekko. - Proszę, nie mów o tym

Melissie. Wiesz, jaka jest wrażliwa, jeszcze sobie ubzdura, że

mam do niej żal.

W głębi duszy Spencer się cieszyła. Więc to j ą rodzice

zaplanowali... a Melissa była wpadką. I może faktycznie to

właśnie ta „szopka", o której była mowa w wiadomości od A.,

background image

choć przecież nie miało to nic wspólnego z Ali ani z faktem, że

pani Hastings jej nie lubiła. Kiedy jednak Spencer sięgnęła po

kromkę chleba, w jej pamięci zajaśniało mgliste, bardzo odległe

wspomnienie.

Gdy Ali zostawiła swoje przyjaciółki w domku, postanowiły

wrócić do swoich domów. Emily, Hanna i Aria zadzwoniły po

rodziców, a Spencer poszła do domu i skierowała się prosto do

swojego pokoju. W salonie w suterenie wciąż był włączony

telewizor - Melissa i łan nadal tam siedzieli — ale nigdzie nie

zauważyła rodziców. Zdziwiło ją to, bo zazwyczaj nie pozwalali

jej i siostrze przebywać w domu sam na sam z chłopakami.

122

Spencer zagrzebała się pod kołdrą, żałując, że ten wieczór się

nie udał. Później coś ją zbudziło. Kiedy wyszła na korytarz i

spojrzała na dół przez balustradę, zobaczyła dwie postacie w

holu. Jedną z nich była Melissa, wciąż jeszcze ubrana w bluzkę z

falbaniastymi rękawkami i z czarną jedwabną opaską na włosach.

Rozmawiała rozgorączkowana z panem Hastingsem. Spencer nie

słyszała, o czym mówią. Widziała tylko, że Melissa jest bardzo

rozgniewana, a tata się broni. W pewnej chwili Melissa

wykrzyknęła z desperacją:

- Nie wierzę wam!

Spencer nie dosłyszała odpowiedzi taty.

- Gdzie mama? - zapytała Melissa histerycznym tonem. —

Musimy ją znaleźć!

Potem pobiegli do kuchni, a Spencer wróciła do pokoju i

zamknęła za sobą drzwi.

- Spencer?

Głos mamy wyrwał ją z zamyślenia. Pani Hastings patrzyła na

nią szeroko otwartymi, okrągłymi oczami. Kiedy Spencer

spojrzała na swoje dłonie ściskające szklankę z wodą, zauważyła,

że całe się trzęsą.

- Wszystko w porządku? - zapytała pani Hastings. Spencer

otworzyła usta i natychmiast je zamknęła. To

było prawdziwe wspomnienie czy sen? Mama też zniknęła

tamtej nocy? Lecz to niemożliwe, że widziała prawdziwego

zabójcę Ali. Gdyby tak się stało, natychmiast poinformowałaby o

tym policję. Nie miała przecież serca z kamienia i wierzyła w

background image

prawo. Poza tym po co miałaby ukrywać taką sprawę?

- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytała pani Hastings,

przekrzywiając głowę.

123

Spencer przycisnęła do siebie dłonie miękkie jak aksamit po

zabiegu parafinowym. Skoro już były z sobą szczere, może

mogła porozmawiać o tym z mamą.

- Myślałam... o nocy, kiedy zaginęła Ali - powiedziała, nie

owijając w bawełnę.

Pani Hastings ścisnęła w palcach kolczyk z dwukaratowym

brylantem w swoim prawym uchu, jakby to, co powiedziała

Spencer, powoli do niej docierało. Zmarszczyła czoło.

Zmarszczki wokół jej ust wyglądały jak wyciosane dłutem.

Wbiła wzrok w swój talerz.

- Wszystko w porządku? - zapytała szybko Spencer, a serce

podeszło jej do gardła.

Pani Hastings uśmiechnęła się nerwowo.

- To była okropna noc, kochanie - powiedziała głosem

wyższym o oktawę. - Nigdy już do niej nie wracajmy.

A potem odwróciła się i gestem przywołała kelnerkę, by

przyjęła ich zamówienie. Jakby nigdy nic, poprosiła o sałatkę z

kurczakiem po azjatycku z dressingiem sezamowym. Ale

Spencer zauważyła, jak mocno ściska nóż, a jej palec powoli

przesuwa się po ostrzu.

124

background image

12

NAWET WARIATKOWO MA SWOJĄ ELITĘ

Hanna stała w kafeterii w Zaciszu Addison-Stevens z tacą z

kurczakiem i warzywami gotowanymi na parze. Kafeteria była

wielkim kwadratowym pomieszczeniem, z drewnianą podłogą w

miodowym odcieniu, niewielkimi stolikami z surowego drewna i

lśniącym fortepianem Steinwaya ustawionym trochę z boku.

Przez olbrzymie okna widać było roziskrzoną od śniegu łąkę. Na

ścianach wisiały abstrakcyjne obrazy o wyrazistej fakturze, a w

oknach szare aksamitne zasłony. Na stole w głębi sali stały dwa

lśniące i luksusowe ekspresy do kawy, lodówka z chromowanej

stali z napojami do wyboru, do koloru i długie rzędy tac z bosko

wyglądającymi ciastami czekoladowymi, tartami

cytrynowo-bezowymi i brownie z karmelem. Oczywiście Hanna

nie zamierzała próbować deseru. Tutejszy kucharz wygrał chyba

jakiś światowy konkurs na pieczenie ciast, lecz ona z pewnością

nie miała ochoty przybrać tu na wadze pięć kilo.

125

Musiała przyznać, że pierwszy dzień w wariatkowie nie był aż

taki zły. Przez pierwszą godzinę leżała na łóżku i gapiła się na

gipsowe esy-floresy na suficie, rozmyślając nad tym, jak

beznadziejne jest jej życie. Potem do pokoju przyszła

pielęgniarka i podała jej pigułkę, jakby to był tic tac. Okazało się,

że to Valium, które tutaj wo ln o jej b yło za ż ywa ć , kiedy

tylko chciała.

Potem poszła na spotkanie ze swoją terapeutką doktor Foster,

która obiecała, że zadzwoni do Mike'a i powie mu, że Hannie

wolno telefonować i wysyłać e maile tylko w niedzielne

popołudnia. Hanna nie chciała, żeby poczuł się odtrącony.

Doktor Foster twierdziła też, że w czasie ich spotkań wcale nie

zamierza zmuszać Hanny do rozmowy o Ali, A. czy Monie. I w

kółko powtarzała, że żadna z dziewcząt mieszkających na jej

piętrze nie zna Hanny. Przebywały w Zaciszu tak długo, że w

ogóle nie słyszały

0 A. ani o Ali.

— Dopóki tu jesteś, nie musisz się przejmować tą sprawą -

zapewniła doktor Foster, poklepując dłoń Hanny.

background image

I na tym skończyła się godzinna terapia. No i d ob rz e.

Przyszła pora na obiad. Wszystkie pacjentki z oddziału

kobiecego siedziały trójkami i czwórkami przy stolikach.

Większość z nich miała na sobie szpitalne uniformy albo

flanelowe piżamy. Były nieuczesane i nieumalowane, miały

niezadbane paznokcie. A jednak przy kilku stolikach siedziały

śliczne dziewczyny w obcisłych dżinsach, długich tunikach i

miękkich kaszmirowych swetrach. Miały lśniące włosy i

szczupłe ciała. Ale nikt nie zauważył Hanny

i nie zaprosił jej do swojego stolika. Wszyscy traktowali

126

ją jak powietrze albo jak dwuwymiarowy rysunek na pół-

przezroczystej folii.

Kiedy Hanna stanęła w drzwiach, przestępując z nogi na nogę,

miała wrażenie, jakby cofnęła się w czasie do pierwszego dnia w

szóstej klasie. Szóstoklasiści jadali lunch w tej samej sali co

siódmo- i ósmoklasiści. Hanna stała pod ścianą i żałowała w

duchu, że nie jest na tyle szczupła i popularna, żeby usiąść razem

z Naomi Zeigler i Alison DiLaurentis. Wtedy Riley Wolfe trąciła

ją w łokieć i spaghetti z klopsikami spadło jej na buty i na

podłogę. Do dziś słyszała wysoki śmiech Naomi, zduszony

chichot Ali i nieszczere, składane z uśmiechem przeprosiny

Riley.

— Przepraszam?

Hanna odwróciła się i zobaczyła niską, grubawą dziewczynę o

nijakich brązowych włosach. Na zębach miała aparat

ortodontyczny. Gdyby nie olbrzymi biust, można by uznać, że ma

dwanaście lat. Zielonkawa bluza opinała jej piersi, sprawiając, że

wyglądały jak dwa melony. Hanna ze smutkiem pomyślała o

Mike'u. Pewnie on też by zrobił taką uwagę na temat tych piersi.

— Jesteś nowa? — zapytała dziewczyna. — Wyglądasz,

jakbyś się zgubiła.

— Mhm, tak.

Hanna zmarszczyła nos nagle podrażniony zapachem maści

Wiek VapoRub, której używała jej babcia. Wydzielała go skóra

tej dziewczyny.

— Nazywam się Tara. — Gdy dziewczyna mówiła, z jej ust

tryskały kropelki śliny.

background image

— Hanna — przedstawiła się Hanna apatycznie, prze-

puszczając pomoc kuchenną w różowym uniformie.

127

— Chcesz zjeść z nami? Samemu nie jest fajnie. Wiemy, bo

każda z nas to przechodziła.

Hanna wbiła wzrok w wypolerowaną drewnianą podłogę,

rozważając swoje możliwości. Tara nie wyglądała na wariatkę,

tylko na zwykłą wieśniarę. A z braku laku lepi się kitem.

-No jasne — powiedziała, starając się przybrać jak najbardziej

uprzejmy ton głosu.

— Świetnie! — Tara podskoczyła, a wraz z nią jej cycki.

Ruszyła przez jadalnię, prowadząc Hannę do stolika dla

czterech osób w tylnej części sali. Siedziała przy nim chuda

jak szczapa dziewczyna z pociągłą twarzą przypominającą psi

pysk, który ktoś upudrował na biało. Wyglądała jak gotka. Jadła

powoli makaron pene bez żadnego sosu. Pulchna rudowłosa

dziewczyna siedząca obok miała włosy wygolone nad prawym

uchem i z dzikim zaangażowaniem obgryzała kolbę kukurydzy.

— To Alexis i Ruby — powiedziała Tara. — A to Hanna. Jest

nowa!

Alexis i Ruby przywitały się niemrawo. Hanna odpowiedziała

na ich przywitanie, choć czuła się coraz bardziej nieswojo. Miała

wielką ochotę zapytać każdą z nich, dlaczego się tu znalazły. Ale

doktor Foster wyraźnie poinformowała ją, że o diagnozach

pacjentów można tu było rozmawiać tylko w czasie konsultacji z

lekarzem lub w trakcie terapii grupowej. Pacjentów zachęcano

raczej, żeby udawali, że znaleźli się tutaj z własnego wyboru, jak-

by przyjechali na jakiś dziwny obóz.

Tara usiadła obok Hanny i natychmiast zabrała się do

pałaszowania gigantycznej góry jedzenia. Na swoim talerzu

miała hamburgera, kawał lasagne, zielony groszek

128

z masłem i migdałami oraz pajdę chleba wielką jak dłoń

Hanny.

— Więc to twój pierwszy dzień, zgadza się? — Zaczęła

rozmowę Tara. — I jak było?

Hanna wzruszyła ramionami. Zastanawiała się, czy Tara

background image

przyjechała tu, by poradzić sobie z nadmiernym obżarstwem.

— Raczej nudy na pudy.

Tara pokiwała głową. Żuła jedzenie z otwartymi ustami.

— Wiem. Nie ma internetu. Do bani. Nie da się wejść na

Facebooka ani na swojego błoga. A ty masz błoga?

— Nie — odparła Hanna, pilnując się, by odruchowo nie

prychnąć z pogardą. Uważała, że błogi były dobre dla ludzi,

którzy nie mają prywatnego życia.

Tara włożyła do buzi widelec pełen jedzenia. W kąciku ust

miała niewielkie zimno.

— Przywykniesz. Większość ludzi tutaj jest bardzo fajna. Od

kilku dziewczyn trzeba trzymać się z daleka.

— To suki — dodała Alexis głosem zadziwiająco niskim jak

na tak chudą osobę.

Jej koleżanki zachichotały, słysząc słowo „suki".

— Całymi dniami przesiadują w spa — powiedziała Ruby,

przewracając oczami. — I nie pokazują się ludziom na oczy bez

idealnego manicure'u.

Hanna o mało się nie udławiła kawałkiem brokułu. Wydawało

się jej, że się przesłyszała.

— Tutaj jest nawet spa?

— Tak, ale za to trzeba dodatkowo zapłacić. — Tara

zmarszczyła nos.

Hanna przesunęła językiem po zębach. Jak to możliwe, że nikt

nie powiedział jej o spa? Kogo to obchodzi, że

129

trzeba za to zapłacić ekstra? Oczywiście miała zamiar dopisać

opłatę do rachunku taty. To go trochę otrzeźwi.

— Z kim dzielisz pokój? — zapytała Tara.

Hanna wepchnęła swoją wielką torbę od Marca Jacob-sa

głębiej pod krzesło.

— Jeszcze jej nie spotkałam.

Jej współlokatorka przez cały dzień nie pojawiła się w pokoju.

Pewnie wysłali ją do izolatki o gumowych ścianach.

Tara się uśmiechnęła.

— Wiesz co, powinnaś się z nami trzymać. Jesteśmy boskie.

— Pokazała widelcem na Alexis i Ruby. — Piszemy sztuki o

personelu szpitala i wystawiamy je w naszych pokojach. Ruby

background image

zawsze gra główne role.

— Ruby zrobi karierę na Broadwayu — dodała Alexis. — Ma

wiel ki talent.

Ruby zaczerwieniła się i zwiesiła głowę. Do lewego policzka

przylepiło się jej kilka ziaren kukurydzy. Hanna miała

przeczucie, że jeśli Ruby zacznie kiedykolwiek pracować na

Broadwayu, to najwyżej jako kasjerka w teatralnym bufecie.

— Bawimy się też w

Top Model —

kontynuowała Tara,

opychając się lasagne.

Jak na sygnał Alexis i Ruby wpadły w histeryczną euforię.

Zaczęły klaskać i na cały regulator śpiewać główny temat

muzyczny programu. Przeraźliwie fałszowały.

Hanna poczuła się tak, jakby jakaś siła wbiła ją w krzesło.

Wydawało się jej, że wszystkie światła w kafeterii pociemniały,

poza jedną lampą nad ich stolikiem. Kilka dziewczyn przy

sąsiednim stoliku odwróciło się i gapiło się na nie.

130

— Udajecie modelki — zapytała Hanna z niedowierzaniem.

Ruby napiła się coli.

— Właściwie to nie. My tylko ubieramy się w to, co mamy w

szafie, i chodzimy po korytarzu jak po wybiegu. Tara ma

superubrania. I torbę od Burberry!

Tara wytarła usta serwetką.

— Podróba — wyznała. — Mama mi kupiła w Chinatown w

Nowym Jorku. Ale wygląda jak prawdziwa.

Hannie wydawało się, że cała wola życia wycieka z niej w

jednej chwili. Rzuciła okiem na dwie pielęgniarki rozmawiające

przy bufecie z deserami i zastanawiała się, czy nie poprosić ich o

natychmiastową i podwójną dawkę

Va

lium.

— Na pewno jest piękna — powiedziała.

Nagle napotkała wzrok blondynki stojącej przy wazie z zupą.

Miała lśniące jak jedwab włosy, jasną, zachwycająco promienną

cerę i emanowała jakąś dziwną siłą. Hanna poczuła ciarki na

plecach. Ali?

Lecz dziewczyna już szła wprost do stolika Hanny, Tary,

Alexis i Ruby, z gracją wymijając stoliki. Miała na twarzy ten

sam łobuzerski uśmieszek, który pojawiał się na ustach Ali, kiedy

background image

zamierzała zrobić komuś na złość. Hanna patrzyła na swoje

towarzyszki i porzuciła jakąkolwiek nadzieję. Przesunęła dłońmi

wzdłuż ud i zamarła z przerażenia. Czy jej nogi zrobiły się trochę

grubsze niż zawsze? I czemu wydawało się jej, że ma cienkie i

zniszczone włosy? Serce zaczęło jej mocniej bić. A jeśli sama

bliskość tych ofiar losu sprawiła, że Hanna w jednej chwili

przemieniła się z powrotem w beznadziejną frajerkę z czasów,

kiedy jeszcze nie znała Ali? A jeśli nagle wyrósł jej drugi

131

podbródek i zwały tłuszczu na biodrach, a jej zęby się po-

wykrzywiały? Zdenerwowana wyciągnęła rękę po kromkę chleba

z koszyczka stojącego pośrodku stołu. Już miała napchać nią

sobie usta, gdy nagle z przerażeniem skarciła siebie samą. Co ona

wyp r a wiał a ? Fantastyczna Hanna nigd y nie jadała chleba.

Tara zauważyła podchodzącą do nich dziewczynę i

szturchnęła Ruby łokciem. Alexis wyprostowała się na krześle.

Wszystkie wstrzymały oddech, gdy nieznajoma się zbliżyła.

Kiedy dotknęła ramienia Hanny, ta naprężyła wszystkie mięśnie,

gotowa na najgorsze. Pewnie teraz przekształciła się w ohydnego

trolla.

— To ty jesteś Hanna? — zapytała dziewczyna czystym,

melodyjnym głosem.

Hanna próbowała odpowiedzieć, ale słowa uwięzły jej w

gardle. Wydała tylko dźwięk, który przypominał skrzyżowanie

beknięcia z czknięciem.

— Tak — wydusiła wreszcie, a jej policzki spurpurowiały.

Dziewczyna wyciągnęła dłoń na powitanie. Miała długie

paznokcie pomalowane czarnym lakierem od Chanel.

— Nazywam się Iris — przedstawiła się. — Mieszkamy

razem w pokoju.

— Cz-cześć — wyjąkała Hanna, wpatrując się w jasnozielone

oczy Iris w kształcie migdałów.

Iris zrobiła krok w tył, z uznaniem mierząc Hannę wzrokiem

od stóp do głów. Potem wzięła ją za rękę.

— Chodź — rzuciła wyniośle. — Nie zadajemy się z fra-

jerkami.

Pozostałe dziewczyny przy stoliku westchnęły z oburzeniem.

Twarz Alexis zrobiła się długa jak u konia. Ruby nerwowo

background image

skubała kosmyk włosów. Tara desperacko kręciła

132

głową, jakby Hanna miała zaraz zjeść jakąś zatrutą potrawę.

Rezgłośnie wyszeptała słowo „suka".

Ale Iris pachniała bzem, a nie maścią Wiek Vapo-Rub. Miała

na sobie długi kaszmirowy kardigan od Joie. Taki sam Hanna

kupiła dwa tygodnie wcześniej w swoim ulubionym butiku w

centrum handlowym. Nie miała żadnych łysych placków na

głowie. Dawno temu Hanna przyrzekła sobie, że nigdy w życiu

nie będzie już tamtą wieśniarą. I ta zasada obowiązywała nawet w

wariatkowie.

Wzruszyła ramionami, wstała i podniosła z podłogi torbę.

— Wybaczcie, miłe panie — pożegnała się słodkim głosem i

posłała im całusa.

Owinęła rękę wokół łokcia Iris i odeszła, nawet się nie

odwracając.

— Masz szczęście, że mieszkasz razem ze mną, a nie z którąś

z tych świrusek. Jestem tu jedyną normalną osobą.

— Dzięki Bogu — szepnęła Hanna i przewróciła oczami. Iris

zatrzymała się i z powagą przyjrzała się Hannie. Na

jej twarzy pojawił się uśmiech, który zdawał się mówić: „Tak,

jesteś w porządku". Hanna zdała sobie sprawę, że Iris też chyba

jest w porządku. Spojrzały na siebie porozumiewawczo, bo tylko

śliczne i popularne dziewczyny potrafią się nawzajem zrozumieć.

Iris okręciła wokół palca długi kosmyk jasnoblond włosów.

— Po kolacji zrobimy sobie maseczki z glinki? Zakładam, że

już słyszałaś o tutejszym spa?

— No jasne — odparła Hanna i ochoczo pokiwała głową. W

jej duszy na nowo zakiełkowała nadzieja. Pomyślała, że może

jednak to miejsce nie jest piekłem na ziemi.

133

background image

13

A MYŚLAŁAŚ, ŻE TO KTOŚ TYPOWY...

W środę po południu Aria siedziała przy kuchennym stole w

nowym domu Byrona i Meredith, ponuro wpatrując się w torbę z

organicznymi żytnio-miodowymi precelkami. Dom zbudowano

w latach pięćdziesiątych. Gzymsy były bogato zdobione, taras

przy domu składał się z trzech poziomów, a z pokoju do pokoju

przechodziło się przez piękne podwójne drzwi. Niestety, kuchnia

była mała i zupełnie niefunkcjonalna, a sprzętów nie wymieniano

w niej chyba od czasów zimnej wojny. Żeby trochę ją

unowocześnić, Meredith zdarła ze ścian tapetę w kratkę i

pomalowała je na neonową zieleń. Jakby ta ki kolo r działał

kojąco na dziecko.

Mike siedział koło Arii i narzekał, że jednym napojem w

całym domu jest beztłuszczowe mleko sojowe. Byron zaprosił

Mike'a po szkole, żeby mógł lepiej poznać Meredith, choć jedyną

rzeczą, jaką Mike powiedział do niej do tej pory, było to, że jej

cycki bardzo urosły, od kiedy wpadła

134

z ojcem. Meredith uśmiechnęła się niewyraźnie i powlokła się

na górę, gdzie remontowała pokoik dla dziecka.

Mike włączył mały telewizor stojący w kuchni. Właśnie

nadawano wiadomości. Napis u dołu ekranu głosił: „OPINIA

PUBLICZNA DOMAGA SIĘ PODDANIA KŁAMCZUCH

BADANIU NA WYKRYWACZU KŁAMSTW". Aria

westchnęła i nachyliła się do przodu.

— Niektórzy podejrzewają, że cztery licealistki z Bosewood,

które twierdzą, że widziały Alison DiLaurentis, mogą ukrywać

przed policją jakieś istotne informacje — mówiła do kamery

szczupła blondynka. Stała gdzieś w centrum miasta, na placu,

przy którym mieściła się francuska kawiarnia i duński sklep

meblowy. — Ta czwórka odgrywała główne role w serii skandali

związanych ze śmiercią Alison DiLaurentis. W sobotę uratowano

je z pożaru, który strawił ogromne połacie lasu. Tego lasu, gdzie

ostatnio widziano pana Thomasa. Ogień najprawdopodobniej

zniszczył kluczowe dowody, które mogłyby pomóc go odnaleźć.

Zgodnie z doniesieniami, policja jest gotowa wszcząć

background image

postępowanie przeciwko Kłamczuchom, jeśli tylko pojawią się

jakiekolwiek dowody ich współpracy z uciekinierem.

— Współpracy? — powtórzyła Aria zupełnie oszołomiona.

Oni naprawdę sądzili, że Aria i jej przyjaciółki pomogły

łanowi w ucieczce? A więc Wilden miał rację, kiedy je ostrzegał.

Gdy Emily zeznała, że widziały Ali, wszystkie utraciły resztkę

wiarygodności. Całe miasto zwróciło się przeciwko nim.

Nieobecnym wzrokiem spojrzała przez okno na podwórze. W

lesie za jej domem robotnicy i policjanci przeczesywali teren,

grzebiąc w popiele i szukając śladów

135

podpalacza. Wyglądali jak kolonia pracowitych mrówek.

Jakaś policjantka z dwoma owczarkami niemieckimi w

ochronnych kamizelkach stała obok słupa telefonicznego. Aria

miała ochotę wybiec z domu, tak jak stała, i odłożyć pierścionek

lana tam, gdzie go znalazła. Ale strażnicy z psami pilnowali

wejścia do lasu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Westchnęła i wyciągnęła telefon. Napisała wiadomość do

Spencer.

Słyszałaś już, że chcą nas przesłuchać za pomocą wykrywacza

kłamstw?

Spencer natychmiast odpowiedziała: Tak.

Aria przez chwilę się zastanawiała, jak sformułować kolejne

pytanie.

Myślisz, że to możliwe, że duch Ali próbuje nam coś

przekazać? Mozę właśnie coś takiego stało się w noc pożaru?

W kilka sekund po wysłaniu tej wiadomości Spencer odpisała:

Jej duch?

Tak.

Niemożliwe.

136

Aria odłożyła telefon ekranem w dół. Nic dziwnego, że

Spencer jej nie wierzyła. Kiedy jeszcze wszystkie pływały w

pobliskim jeziorze, Ali kazała im śpiewać zaklęcie, które miało

uchronić je przed duchem topielca. Tylko Spencer przewróciła

oczami i nie przyłączyła się do chóru.

- Ale super - powiedział Mike, a Aria podniosła wzrok.

-Mu sis z mi opowiedzieć, jak się zeznaje z wykrywaczem

background image

kłamstw. To pewnie niezła jazda. — Kiedy zobaczył

zdegustowaną minę Arii, skrzywił się z niesmakiem. - Przecież

ża rt u j ę. Policja nie zmusi cię do tego. Nie zrobiłaś nic złego.

Gdyby tak było, Hanna by mi powiedziała.

- Naprawdę chodzisz z Hanną? - zapytała Aria, usilnie

próbując zmienić temat.

Mike wyprostował plecy.

- Tak cię to dziwi? Jestem przystojny. — Włożył do ust

precelka. Na podłogę posypały się okruchy. - A jeśli już jesteśmy

przy Hannie. Gdybyś jej szukała, to wyjechała do Singapuru, do

swojej mamy. Nie zamknęli jej nigdzie ani nie pojechała do

Vegas, żeby zostać striptizerką.

Aria popatrzyła na niego jak na wariata. Nie mieściło się jej w

głowie, że Hanna wytrzymuje z jej bratem. Zresztą nie dziwiła

się, że wyjechała do Singapuru. Aria dałaby wiele, byle tylko

uciec z Rosewood. Nawet Emily wyjechała z miasta na jakąś

pielgrzymkę do Bostonu.

- Natomiast dowiedziałem się czegoś na twój temat. -Mike

oskarżycielsko pokazał na Arię palcem i uniósł brew. - Z dobrze

poinformowanych źródeł wiem, że wczoraj spotkałaś się z

Noelem Kahnem.

Aria jęknęła.

- A czy to dobrze poinformowane źródło to sam Noel?

137

— No, tak. — Mike wzruszył ramionami. Nachylił się. — I co

robiliście? — zapytał głosem największego plotkarza.

Aria zlizała z palca sól pochodzącą z precelka. Hm. Więc Noel

nie powiedział Mike'owi, że spotkali się na seansie

spirytystycznym. I nie poinformował też o tym prasy.

— Po prostu wpadliśmy na siebie.

— A ty wpadłaś mu w oko. — Mike oparł stopy na stole, choć

jego trampki były brudne jak matka ziemia.

Aria schyliła głowę. Na podłodze zauważyła płatek ku-

kurydziany.

— Nieprawda.

— W czwartek organizuje przyjęcie w jacuzzi — dodał Mike.

— Słyszałaś o tym, prawda? Jego rodzice wyjeżdżają, a Noel z

background image

braćmi robią w domu wielką imprezę.

— Czemu w czwartek?

— Czwartek to nowa sobota — wyjaśnił Mike, przewracając

oczami, jakby to b yło o c z ywi st e. — Zabawimy się.

Powinnaś pójść.

— Nie, dzięki — odparła szybko Aria.

Nie miała najmniejszej ochoty na udział w kolejnej imprezie u

Noela Kahna. Zazwyczaj roiło się tam od Typowych Chłopaków

z Rosewood pijących piwo prosto z beczki, Typowych

Dziewczyn z Rosewood wymiotujących po czekoladowym

martini i owocowych koktajlach oraz Typowych Par z

Rosewood, migdalących się na zabytkowych kanapach Kahnów

w stylu Ludwika XV.

Ktoś zadzwonił do drzwi. Oboje usiedli wyprostowani.

— Otwórz — rozkazała Aria. — Jeśli to dziennikarze, to nie

ma mnie w domu.

Reporterzy tak się rozbestwili, że jakby nigdy nic dzwonili do

drzwi kilka razy dziennie niczym kurierzy pocztowi.

138

Aria wcale by się nie zdziwiła, gdyby któregoś pięknego dnia

wpadli bez pukania.

- Już idę.

W korytarzu Mike rzucił okiem na swoje odbicie w lustrze i

przygładził włosy. Kiedy już miał otworzyć drzwi, Aria zdała

sobie sprawę, że ktoś stojący na ganku mógłby zobaczyć ją w

oknie. Jeśli to dziennikarze, to na pewno wedrą się do domu i

nigdy nie dadzą jej spokoju. Nagle poczuła się jak w pułapce. W

panice rozejrzała się i pobiegła do spiżarni. Zatrzasnęła drzwi i

schowała się pod półką, na której leżały torebki z brązowym

ryżem.

W spiżarni pachniało pieprzem. Na worku z kuskusem leżał

drewniany klocek z wypalonym napisem: „ZJEDNOCZENIE

KOBIET". To Meredith robiła takie ozdoby.

Aria usłyszała, jak skrzypią frontowe drzwi. 1 — Heeeej! —

zawołał Mike.

Dotarło do niej klaśnięcie dłoni przybijających piątkę i kroki

w korytarzu. Kroki dwóch osób. Przez szparę w drzwiach Aria

próbowała zobaczyć, co się dzieje. Ku swojemu przerażeniu

background image

zobaczyła Mike'a prowadzącego do kuchni Noela Kahna. A o n

co tutaj robił?

Mike rozglądał się po kuchni, trochę zdezorientowany. Ale

kiedy tylko spojrzał na drzwi do spiżarni, uniósł brwi i uchylił

drzwi.

- Znalazłem! - krzyknął. - Poszła pogawędzić z workami ryżu.

- Nieźle. - Zza Mike'a wyłonił się Noel. - Chciałbym mieć taką

Arię w mojej spiżarni.

- Mike! — Aria szybko wyszła ze spiżarni, tak jakby wcale się

tam nie ukrywała. - Miałeś powiedzieć, że nie ma mnie w domu.

139

Mike wzruszył ramionami.

— Tak mi kazałaś powiedzieć do dziennikarzy. A nie do

Noel a.

Aria obrzuciła ich obu wymownym spojrzeniem. Nadal nie

ufała Noelowi. Poza tym wstydziła się swojego zachowania w

czasie seansu. Przez dłuższą chwilę nie wychodziła z małej

łazienki w sklepie okultystycznym, gapiąc się jak wariatka na

ulotkę informującą o zaginięciu Ali. Wreszcie Noel zapukał do

drzwi, mówiąc jej, że cała moc zniknęła i wszyscy muszą wyjść.

Noel odwrócił się i z uśmieszkiem oglądał przywieszony na

drzwiach lodówki zestaw ćwiczeń dla kobiet w ciąży. Wiele

ćwiczeń dotyczyło wzmacniania mięśni waginy.

— Chciałbym z tobą pogadać, Ario — powiedział, spo-

glądając na Mike'a. — Sam na sam, jeśli to możliwe.

— Oczywiście! — odparł gromkim głosem Mike. Posłał Arii

spojrzenie mówiące: „Nie spartol tego!", a potem poszedł do

salonu.

Aria starała się nie patrzeć Noelowi prosto w oczy.

— Chcesz się czegoś napić? — zapytała. Czuła się skrę-

powana.

— Jasne — odparł Noel. — Wystarczy woda.

Aria wzięła szklankę i otworzyła lodówkę. Czuła napięcie w

całych plecach. W powietrzu wciąż jeszcze unosił się zapach

koktajlu z dyni i glonów, który zrobiła Mere dith piętnaście minut

wcześniej. Ponoć doskonale nadawał się dla kobiet w ciąży.

Kiedy wróciła do stołu ze szklanką wody i podała ją Noelowi, on

background image

sięgnął do plecaka, wyciągnął z niego szary plastikowy worek i

wcisnął jej do rąk.

— Dla ciebie!

140

Aria sięgnęła do środka i wyciągnęła wielką paczkę za-

wierającą coś, co najbardziej przypominało jej suche błoto. Na

etykietce widniał napis: „KADZIDŁO SUKCESU". Kiedy to

powąchała, musiała zamknąć oczy. Pachniało jak

kuweta jej kota.

- Och - wymamrotała, bo nie wiedziała, co powiedzieć.

- Kupiłem to w tym dziwacznym sklepie - wyjaśnił Noel. -

Ponoć przynosi szczęście. Ten czarownik zza lady powiedział, że

trzeba to spalić w magicznym kręgu, cokolwiek to znaczy.

Aria prychnęła lekko.

- Mhm, dziękuję.

Położyła kadzidło na stole i włożyła dłoń do torby z

precelkami. Noel w tym samym momencie sięgnął po precelka.

Ich palce się zderzyły.

- Ups — powiedział Noel.

- Przepraszam. - Aria natychmiast odsunęła swoją dłoń. Jej

policzki płonęły.

Noel położył łokcie na stole.

- Wczoraj wybiegłaś z seansu, jakby się paliło. Wszystko w

porządku?

Aria czym prędzej włożyła do ust precelka, byle tylko nie

musieć odpowiadać.

- Ten cały Equinox to jakiś szarlatan - dodał Noel.

-Dwadzieścia dolców wyrzucone w błoto.

- Mhm - odparła Aria i w zamyśleniu chrupała precelka.

„Była bardzo smutna", powiedział Equinox. Może i był

szarlatanem, ale co, jeśli się nie mylił? Pani DiLaurentis

zasugerowała to samo dzień po zaginięciu Ali. W ciągu ostatnich

dwudziestu czterech godzin do Arii powróciło

141

wiele niepokojących wspomnień dotyczących Ali. Na przy-

kład któregoś dnia, niedługo po tym jak się zaprzyjaźniły, Ali

zaprosiła Arię, żeby pojechała z nią i jej mamą do nowego domku

letniskowego DiLaurentisów w górach Pocono. Tata Ali miał

background image

zostać w Rosewood z Jasonem. Domek był właściwie obszerną

willą z tarasem, pokojem gier i ukrytą klatką schodową,

prowadzącą z jednej z sypialni na tyłach domu do kuchni.

Któregoś dnia Aria bawiła się na tej ukrytej klatce schodowej,

kiedy nagle zza ściany usłyszała szept.

— Czuję się taka winna — mówiła Ali.

— Nie powinnaś — odparła jej mama bardzo poważnym

tonem. — To nie twoja wina. Wiesz, że to najlepsze dla naszej

rodziny.

— Ale... to miejsce. — Ali mówiła z obrzydzeniem w głosie.

— Jest takie... smu tn e.

Arii wydawało się, że to właśnie usłyszała. Potem Ali tak

ściszyła głos, że Aria nie słyszała już dalszego ciągu rozmowy.

Zgodnie z informacjami z rejestru znalezionego przez Emily

w hotelu Radley, Jason zaczął odwiedzać szpital właśnie wtedy,

kiedy Aria, Ali i pozostałe dziewczyny się zaprzyjaźniły. Może

miejscem, o którym wspominała Ali w rozmowie z mamą, był

właśnie ten szpital. Może Ali czuła się winna, że Jason się tam

znalazł. Może to Ali zdecydowała, że jej brat musi poddać się

terapii. Choć Aria nie chciała wierzyć, że Ali i Jason nie żyli z

sobą w zgodzie, to może jednak tak właśnie było.

Czuła na sobie wzrok Noela, który czekał na odpowiedź. Nie

warto było się teraz nad tym wszystkim zastanawiać, szczególnie

w obecności Noela.

142

— Nie ma czegoś takiego jak duchy przemawiające do nas z

zaświatów — powiedziała wreszcie, cytując Spencer.

Noel popatrzył na nią z oburzeniem, jakby Aria właśnie

oznajmiła, że nie istnieje coś takiego jak lacrosse. Kiedy poruszył

się nieznacznie, Aria poczuła drzewny zapach jego dezodorantu.

Zdziwiła się, że ten zapach jej się spodobał.

— A jeśli Ali naprawdę chce ci coś przekazać? Na pewno

chcesz się poddać?

W Arii powoli wzbierały podejrzenia. Miała serdecznie dość

tej rozmowy. Uderzyła otwartą dłonią w stół.

— A niby czemu tak cię to obchodzi? Ktoś kazał ci tu przyjść i

mi to powiedzieć? To jakiś kawał, który ubawi twoich kolegów z

background image

drużyny?

— Nie! — Noel zaprotestował energicznie. — Oczywiście, że

nie!

— To po co w ogóle przyszedłeś na ten seans? Tacy faceci jak

ty nie interesują się tymi sprawami.

Noel zwiesił głowę.

— Co to znaczy: „faceci tacy jak ty"?

Meredith trzasnęła na górze drzwiami tak mocno, że zatrząsł

się cały dom. Aria nikomu nie powiedziała, że na własny użytek

określiła chłopaków pokroju Noela mianem Typowych

Chłopców z Rosewood. Nie powiedziała tego ani rodzicom, ani

przyjaciółkom, a już na pewno nie Typowemu Chłopcu z

Rosewood.

— Jesteś taki, no wiesz, młody — kręciła. — Powszechnie

lubiany.

Noel oparł łokieć na stosie magazynów dla młodych matek.

Ciemne włosy zsunęły mu się na czoło. Oddychał ciężko, jakby

zbierał się do powiedzenia czegoś. Wreszcie podniósł wzrok.

143

— No dobra, nie chodzę na seanse tylko dlatego, że lubię Led

Zeppelin. — Spojrzał na Arię kątem oka, potem popatrzył do

szklanki, jakby z kostek lodu chciał sobie powróżyć jak z

herbacianych fusów. — Dziesięć lat temu, gdy miałem sześć lat,

mój brat popełnił samobójstwo.

Aria zamrugała zupełnie zbita z tropu. Pomyślała o dwóch

braciach Noela, Eriku i Prestonie. Choć obaj już studiowali,

regularnie pojawiali się na imprezach w domu Kahnów.

— Nie rozumiem.

— Mój brat Jared. — Noel zwinął jedno z czasopism w wąski

rulon. — Był o wiele starszy. Rodzice nieczęsto o nim

wspominają.

Aria odruchowo ścisnęła krawędź starego sfatygowanego

stołu. Noel miał jeszcze jednego brata?

— Jak to się stało?

— Rodzice wyszli z domu — wyjaśnił Noel. — Jared miał się

mną zająć. Graliśmy na komputerze, aż w końcu zrobiło się

późno, a ja zacząłem przysypiać. Jared nie chciał mnie położyć

do łóżka, ale w końcu musiał. Kiedy się obudziłem po jakimś

background image

czasie, coś mi... nie grało. W domu panowała niesamowita cisza.

Wstałem i poszedłem na drugi koniec korytarza. Drzwi do pokoju

Jareda były zamknięte, więc zapukałem. Ale nie było

odpowiedzi. No to wszedłem i... — Noel wzruszył ramionami i

rozwinął katalog. Otworzył się na zdjęciu ślicznego bobasa o

blond włosach, który uśmiechnięty siedział w czerwonym

wózku. — I wtedy go zobaczyłem.

Aria nie wiedziała, co powiedzieć. Dotknęła tylko dłoni

Noela. Nie odsunął jej.

144

- On... no wiesz. Powiesił się. - Noel zamknął oczy. -Najpierw

nie rozumiałem, co zobaczyłem. Myślałem, że to jakaś zabawa.

Albo że Jared chce mnie w ten sposób ukarać za to, że nie grałem

z nim dłużej. Potem do domu wrócili rodzice, a ja nie pamiętam,

co się stało później.

- O Boże — wyszeptała Aria.

- W następnym roku miał pojechać na uniwersytet Cornell. -

Noelowi łamał się głos. - Był znakomitym koszykarzem.

Prowadził naprawdę niezwykłe życie. Rodzice nie spodziewali

się czegoś takiego. Ani moi bracia czy jego dziewczyna. Nikt.

- Tak mi przykro — wyszeptała Aria.

Poczuła się jak świętoszkowata idiotka bez serca. Kto by

pomyślał, że Noel może skrywać taki okropny sekret? A ona od

razu posądziła go o to, że próbuje zrobić jej brzydki kawał.

- Udało ci się z nim kiedyś porozmawiać w czasie seansu?

Noel obracał w palcach solniczkę w kształcie żabki stojącą

pośrodku stołu.

- Nie. Ale próbuję. Czasem mówię do niego na cmentarzu. To

pomaga.

Aria się skrzywiła.

- Próbowałam rozmawiać z Ali, ale dziwnie się czułam.

Jakbym mówiła sama do siebie.

- To nie tak. Myślę, że ona słucha.

Odkurzacz zawarczał, a po suficie i ścianach rozeszły się

wibracje. Aria i Noel siedzieli przez chwilę, nic nie mówiąc,

tylko nasłuchując. Aria popatrzyła nagle prosto w zielone oczy

Noela.

background image

145

— Możesz zachować to dla siebie? Właściwie tylko tobie to

opowiedziałem — poprosił Noel.

— Oczywiście — odparła szybko Aria, badawczo przyglą-

dając się Noelowi.

Nie wyglądał na kogoś, kto złości się na nią za to, że wymusiła

na nim wyznanie.

Kiedy spuściła wzrok, zdała sobie sprawę, że nadal dotyka

jego dłoni. Szybko ją odsunęła, czując zażenowanie. Noel wciąż

na nią patrzył. Serce Arii zabiło mocniej. Nerwowo oplatała

wokół palców stary srebrny łańcuszek, który miała na szyi. Noel

przysunął się tak blisko, że poczuła na karku jego oddech

pachnący landrynkami z lukrecji. Aria je uwielbiała. Wstrzymała

oddech w oczekiwaniu.

Nagle Noel jakby obudził się z głębokiego snu. Odsunął się

gwałtownie, wziął ze stołu szklankę i wstał.

— Chyba powinienem poszukać Mike'a. Na razie. Pomachał

jej i wyszedł na korytarz. Aria przycisnęła do

czoła szklankę z zimną wodą. Przez chwilę wydawało się jej,

że Noel ją zaraz pocałuje. I choć było to do niej zupełnie

niepodobne, właściwie trochę na to liczyła.

146

background image

14

NAWET GRZECZNE DZIEWCZYNKI MAJĄ SEKRETY

W środę wczesnym wieczorem Emily wlokła się przez pole za

domem Lucy, taszcząc wiadro wody dla zwierząt w oborze.

Wiatr wiał jej prosto w twarz, a oczy łzawiły. W kilku domach w

oddali zapalono już latarnie, a wóz zaprzężony w konia powoli

zmierzał po błotnistej ścieżce w stronę drogi. Odblaskowy trójkąt

z tyłu jaśniał w półmroku.

- Dzięki! - zawołała Lucy, równając krok z Emily. Ona

również niosła wiadro pełne wody. - Potem musimy jeszcze

wyszorować podłogi w domu Mary przed jej ślubem w sobotę.

— Okej — odparła Emily.

Nie ośmieliła się zapytać, dlaczego Mary brała ślub w domu, a

nie w kościele. To pewnie jakiś zwyczaj amiszów, o którym

powinna coś wiedzieć.

Ich dzień od samego rana był wypełniony obowiązkami. Od

świtu pracowały na farmie, potem poszły do

147

szkoły mieszczącej się w jednej sali, gdzie czytały fragmenty z

Biblii i pomagały młodszym dzieciom uczyć się alfabetu, a

później pomagały mamie Lucy przy gotowaniu kolacji. Państwo

Zookowie, rodzice Lucy, wyglądali jak amisze z „National

Geographic". Ojciec miał długą, gęstą brodę bez wąsów i chodził

w czarnym kapeluszu. Mama miała surową twarz bez śladu

makijażu i prawie w ogóle się nie uśmiechała. Ale wydawali się

bardzo mili i uprzejmi. Chyba nie podejrzewali, że Emily się pod

kogoś podszywa. A nawet jeśli, to nie dali tego po sobie poznać.

W ferworze prac domowych Emily ciągle szukała jakiegoś tropu

w sprawie Ali, ale nikt nie wypowiedział ani razu imienia, które

brzmiałoby podobnie do Alison. Nikt nie wspomniał o zaginionej

dziewczynie z Rosewood.

Najprawdopodobniej A. wybrał sobie na chybił trafił jakieś

miejsce na mapie Stanów Zjednoczonych i wysłał tam Emily,

byle tylko jak najszybciej pozbyć się jej z Rosewood. A ona

połknęła haczyk. Emily próbowała włączyć rano swój telefon,

żeby sprawdzić, czy dostała jakieś nowe wiadomości od A., ale

wyczerpała się jej bateria. Bilet powrotny był na piątek, lecz ona

background image

się zastanawiała, czy nie wrócić do domu wcześniej. Po co miała

zostawać, jeśli nie trafiła do tej pory na żaden ślad?

Jednak jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, że to

niemożliwe, że A. to ktoś do szpiku kości zły. Przecież kilka

wskazówek okazało się trafnych. Może po prostu źle poskładały

elementy układanki. Czego jeszcze dowiedziały się od A. na

temat miejsca, gdzie teraz przebywa Ali... albo gdzie się do tej

pory podziewała? Kiedy Emily stała na ganku, zimny wiatr

dmuchał jej za kołnierz. Zauważyła ciemnowłosą dziewczynę

niosącą wiadro

148

przez pole do obory. Z tej odległości wyglądała jak Jenna

Cavanaugh.

Jen n a. Czy to możliwe, że ona zna odpowiedzi na wszystkie

pytania? Kiedyś Emily dostała od A. stare zdjęcie Jenny, Ali i

jakiejś nieznajomej blondynki — najprawdopodobniej Naomi

Zeigler — na podwórku obok domu DiLaurentisów. Pod

zdjęciem widniał podpis: „Znajdź szczegół, który nie pasuje na

tym obrazku. Byle szybko. W przeciwnym razie...".

To również A. zasugerował Emily, że Jenna i Jason

DiLaurentis kłócą się, stojąc w oknie w domu Cavanaughów.

Emily widziała ich kłótnię na własne oczy, choć nie miała

zielonego pojęcia, czego dotyczyła. Dlaczego A. pokazywał jej to

wszystko? Dlaczego A. twierdził, że Jenna nie pasuje do tego

obrazka? Czy chodziło po prostu o to, że Jenna i Ali przyjaźniły

się bardziej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać? Obie

współpracowały, próbując pozbyć się na zawsze Toby'ego. Może

Ali zwierzyła się Jennie, że zamierza uciec. Może nawet Jenna jej

w tym pomogła.

Emily i Lucy zeszły po schodach i ruszyły w stronę domu

rodziców Mary, znajdującego się po drugiej stronie pola. Na

wysypanym żwirem podjeździe stał wóz, a przed gankiem były

dwie przyprószone śniegiem huśtawki, z których jedną zrobiono

z wielkiej opony zawieszonej na łańcuchu. Zanim weszły na

ganek, Lucy spojrzała na Emily.

— A przy okazji, dzięki za wszystko. Bardzo nam pomogłaś.

— Nie ma sprawy — odparła Emily.

Lucy oparła się o balustradę na ganku. Widać było, że chce

background image

coś jeszcze dodać. Przełknęła ślinę. W promieniach

149

zachodzącego słońca jej oczy wyglądały na jeszcze bardziej

zielone niż za dnia.

— Dlaczego tak naprawdę tu przyjechałaś?

Emily serce podeszło do gardła. Z wnętrza domu dochodziło

jakieś postukiwanie.

— C-co masz na myśli? — wyjąkała Emily. Czy Lucy odkryła

jej prawdziwą tożsamość?

— Próbowałam sama do tego dojść. Co zbroiłaś?

— Zbroiłam?

— Przecież to oczywiste, że przysłano cię tutaj, bo jesteśmy

bardziej tradycyjną wspólnotą. — Lucy wygładziła z tyłu długi

wełniany płaszcz i usiadła na schodach na ganku. — To ma cię

przywrócić na ścieżkę cnoty, tak? Podejrzewam, że coś ci się

przydarzyło. Jeśli chcesz się wygadać, możesz mi zaufać.

Nikomu nic nie powiem.

Choć panował przeraźliwy ziąb, dłonie Emily zaczęły się

pocić. W jej głowie pojawiła się natychmiast sypialnia Isaaca.

Poczuła ukłucie, kiedy wyobraziła sobie ich oboje nagich,

chichoczących pod kołdrą w jego pokoju. Miała wrażenie, że to

wszystko wydarzyło się tak dawno, jakby przytrafiło się nie jej,

lecz komuś innemu. Zawsze wydawało się jej, że ten pierwszy raz

będzie czymś szczególnym i ważnym, że przez resztę życia

będzie go wspominała z rozrzewnieniem. Tymczasem okazał się

największą pomyłką.

— Chodziło o chłopaka — przyznała wreszcie.

— Tak podejrzewałam. — Lucy wyskubała drzazgę z deski w

schodach. — Chcesz o tym pogadać?

Emily wpatrywała się w twarz Lucy. Wydawała się zupełnie

szczera. Nie osądzała i nie próbowała się wywyższać. Usiadła

koło niej na schodach.

150

— Myślałam, że się w sobie zakochaliśmy. Na początku było

super. Ale potem...

— Co się stało? — zapytała Lucy.

— Po prostu nam nie wyszło. — W oczach Emily pojawiły się

background image

łzy. — On mnie właściwie nie znał. Zresztą ja jego też.

— Twoi rodzice go nie akceptowali? - drążyła temat Lucy,

trzepocąc długimi rzęsami.

Emily prychnęła sarkastycznie.

— Nie, to jego rodzice mnie nie akceptowali. — Akurat na

ten temat nie musiała kłamać.

Lucy włożyła do ust paznokieć, tak obgryziony, że został z

niego tylko cienki półksiężyc. Drzwi domu otworzyły się i

wyjrzała z nich starsza kobieta o surowym wyrazie twarzy.

Zmierzyła Emily i Lucy wzrokiem i zniknęła. W powietrzu

rozszedł się cytrusowy zapach płynu do czyszczenia. W środku

kobiety rozmawiały w języku pensylwańskim, który brzmiał

bardzo podobnie do niemieckiego.

— Właściwie jestem w podobnej sytuacji — wyszeptała Lucy.

To zaintrygowało Emily. Przekrzywiła z zaciekawieniem

głowę. W jej umyśle zakiełkowała pewna myśl.

— Chodzi o tego chłopaka, który wczoraj wybiegł z twojego

domu?

Lucy odwróciła wzrok w prawo. Dwie starsze amiszki weszły

po schodach do domu, uśmiechając się grzecznie do obu

dziewczyn. Kiedy zniknęły w środku, Emily dotknęła ramienia

Lucy.

— Nikomu nic nie powiem, obiecuję.

— On mieszka w Hershey. — Lucy mówiła ledwie słyszal-

nym szeptem. — Spotkałam go, jak kupowałam materiał dla

151

mamy. Rodzice by mnie zabili, gdyby się dowiedzieli, że na-

dal z nim rozmawiam.

— Dlaczego?

— Bo jest An gl ik ie m — odparła Lucy, jakby to tłumaczyło

wszystko. Mianem „Anglików" amisze określali zwyczajnych

ludzi prowadzących współczesne życie. — Poza tym już stracili

jedną córkę. Nie chcą stracić i mnie.

Emily badawczo przyglądała się Lucy, próbując zrozumieć, co

ma na myśli. Lucy wbiła wzrok w zamarzniętą kałużę po drugiej

stronie ulicy. Na brzegu zebrało się kilka kaczek, które irytująco

kwakały. Kiedy Lucy znowu spojrzała na Emily, jej wargi się

trzęsły.

background image

— Wczoraj pytałaś mnie, gdzie jest moja siostra Leah.

Odeszła w czasie

rumspringa.

Emily pokiwała głową. Z notki w Wikipedii dowiedziała się,

że

rumspringa

to okres, w którym nastoletni amisze mogli

opuścić dom i żyć takim życiem, jakie znała Emily — normalnie

się ubierać, pracować i jeździć samochodem. Po jakimś czasie

mogli wrócić do wspólnoty amiszów albo opuścić ją na zawsze.

Była pewna, że jeśli decydowali się odejść, to już nigdy nie

oglądali swojej rodziny.

— No i... nigdy nie wróciła — wyznała Lucy. — Przez jakiś

czas pisała listy do rodziców, informując ich, co robi. A potem...

nic. Korespondencja się urwała. Ani słowa więcej. Po prostu...

zniknęła.

Emily przycisnęła dłonie do sfatygowanych drewnianych

stopni schodów.

— Co się z nią stało? Lucy się zgarbiła.

— Nie wiem. Miała chłopaka należącego do naszej

wspólnoty. Chodzili z sobą, od kiedy mieli trzynaście

152

lat, ale zawsze uważałam, że on ma w sobie coś dziwnego. Po

prostu wydawało mi się... że nie jest jej wart. Tak się cieszyłam,

kiedy się okazało, że zdecydował się opuścić nas po

rumspringa.

Ale chciał też zabrać z sobą Leah. Błagał ją o to. Ona uparcie

odmawiała. — Lucy oderwała z buta kawałek zaschniętego błota.

— Rodzice uznali, że Leah zginęła w wypadku albo umarła z

naturalnych przyczyn. Ale mnie nigdy nie dawało to spokoju... —

Urwała, kręcąc głową. — Często się kłócili. Czasami bardzo

agresywnie.

Podmuch wiatru uwolnił kosmyk włosów z koka Lucy. Emily

przeszył dreszcz.

— Zawiadomiliśmy policję. Szukali jej, ale bez rezultatu.

Powiedzieli nam, że ludzie cały czas uciekają i że nic nie można

na to poradzić. Wynajęliśmy nawet prywatnego detektywa.

Myśleliśmy, że może po prostu uciekła i nie chce mieć z nami nic

wspólnego. To i tak byłoby lepiej. Przynajmniej wiedzielibyśmy,

że żyje. Przez dłuższy czas byliśmy pewni, że Leah kiedyś się

odnajdzie, ale pewnego dnia rodzice się poddali. Powiedzieli, że

background image

chcą zamknąć tę sprawę. Tylko ja miałam jeszcze nadzieję.

— Rozumiem — wyszeptała Emily. — Ja też kogoś straciłam.

Ale ludzie wracają. Dzieją się niesamowite rzeczy.

Lucy odwróciła się i popatrzyła na stojący w polu wielki

cylindryczny silos.

— Zniknęła jakieś cztery lata temu. Może rodzice mają rację.

Może odeszła na zawsze.

— Nie możesz się poddawać! - zawołała Emily. — To nie tak

długo!

Łaciaty pies farmerski, bez obroży, podszedł do ganku,

powąchał dłoń Lucy i położył się u jej stóp.

153

— Zapewne wszystko jest możliwe — zamyśliła się Lucy —

A może jestem po prostu niemądra. Trzeba żywić nadzieję, jak

długo się da. Ale trzeba też umieć ją porzucić. — Wskazała

dłonią na mały cmentarz za kościołem na końcu ulicy. —

Postawiliśmy jej tam kamień nagrobny. Odbył się pogrzeb i

stypa. Od tamtej pory nigdy tam nie byłam.

Po jej policzkach popłynęły łzy. Drżał jej podbródek, a z

gardła wydobył się zdławiony jęk. Nachyliła się do kolan i

oddychała ciężko. Pies patrzył na nią z troską. Emily położyła

dłoń na jej plecach.

— Już dobrze.

Lucy pokiwała głową.

— To takie trudne. — Uniosła głowę. Czubek jej nosa

zaczerwienił się. Uśmiechnęła się gorzko do Emily. — Pastor

Adam powtarza mi w kółko, żebym z kimś o tym porozmawiała.

Dziś po raz pierwszy przyznałam na głos, że być może Leah nie

żyje. Do tej pory nie dopuszczałam do siebie tej myśli.

Emily poczuła, jak zaciska się jej gardło. Ona też nie chciała,

żeby Lucy straciła nadzieję. Wolałaby, żeby wierzyła w powrót

siostry, tak jak ona wierzyła w powrót Ali. Ponieważ jednak nie

znała Leah osobiście, ponieważ Leah to nie Ali, mogła bardziej

realistycznie spojrzeć na to, co się wydarzyło. Ludzie, którzy

znikają, zazwyczaj już nie wracają do domu. Rodzice Lucy mieli

pewnie rację, że Leah nie żyje.

Na horyzoncie zabłysła jasna gwiazda. Emily od dziecka

wypowiadała życzenie na widok pierwszej gwiazdy, recytując

background image

dziecinny wierszyk o gwiazdce. Po zniknięciu Ali każde jej

życzenie do gwiazdki było takie samo — żeby Ali wróciła cała i

zdrowa. Ale gdyby Emily spojrzała na swoje życie

154

tak obiektywnie, jak mogła spojrzeć na rodzinę Lucy, co

powinna zrozumieć na temat zniknięcia Ali? Może i Emily była

głupia? Może lekarze się nie mylili? Może dziewczyna z lasu

była czystym wymysłem? A może Wilden nie kłamał, może

rzeczywiście badania DNA potwierdziły, że znalezione zwłoki

należały do Ali. Może Emily tak obsesyjnie trzymała się myśli o

powrocie Ali, że naginała wszystkie fakty do swoich potrzeb,

byle tylko udowodnić, że Ali nadal żyje. A teraz przybyła do

krainy amiszów po śladach, które najprawdopodobniej

prowadziły donikąd. Jeszcze kilka minut wcześniej wpadła na

pomysł, że słodka i niewinna Jenna Cavanaugh pomogła Ali

wydostać się z Rosewood. Może i Emily powinna dać sobie

spokój, tak jak Lucy i jej rodzina, która ostatecznie pożegnała się

z Leah. Może tylko w ten sposób mogłaby znowu żyć normalnie.

W domu z hukiem upadł na podłogę garnek. Potem rozległ się

brzęk tłuczonych naczyń. Jakaś kobieta jęknęła przeciągle, jak

krowa. Emily rzuciła okiem na Lucy, próbując się nie roześmiać.

Ale jeden kącik ust Lucy powędrował mimowolnie w górę. Emily

zasłoniła usta i parsknęła śmiechem. Nagle obie zaczęły

chichotać. Surowa starsza kobieta znowu otworzyła drzwi i

posłała im karcące spojrzenie. To tylko rozśmieszyło je jeszcze

bardziej.

Emily wyciągnęła rękę i dotknęła dłoni Lucy. Ogarnęła ją fala

ciepła i wdzięczności. W równoległym świecie amiszów

mogłaby pewnie zaprzyjaźnić się z Lucy.

— Dziękuję — powiedziała Emily. Lucy wydawała się

zaskoczona.

— Za co?

Oczywiście Lucy niczego nie zrozumiała. Być może A. wysłał

Emily do wspólnoty amiszów, żeby odszukała Ali. Lecz ona

zamiast tego odnalazła spokój.

155

background image

15

PRZYJACIELE ZE STUDIÓW

Spencer i Andrew siedzieli na kanapie w salonie mieszczącym

się w suterenie domu Hastingsów i rozkosznie wtuleni w siebie

oglądali telewizję, raz po raz przerzucając kanały. Relacje

Spencer z Andrew powróciły do normalności. A nawet było

lepiej niż dawniej. Ich kłótnia sprzed tygodnia poszła w

zapomnienie. Kiedy siedzieli w bibliotece, flirtowali,

umieszczając komentarze na Twitterze. A kiedy Andrew

przyjechał do domu Hastingsów, wręczył Spencer pudełko z logo

J. Crew. Znalazła w nim nowy, biały, kaszmirowy sweter,

dokładnie taki jak ten, który tak lubiła i który został zniszczony w

czasie pożaru. W poniedziałek Spencer napomknęła o tym

swetrze w rozmowie telefonicznej z Andrew. A on odgadł nawet,

jaki nosi rozmiar.

Przez chwilę oglądali wiadomości CNN. Raport z giełdy się

skończył i na ekranie pojawiły się ostatnie doniesienia, które dla

niej nie były niczym nowym. Podpis u dołu ekranu głosił:

„Oczekiwanie na dowody". Kamera pokazywała

156

wnętrze szkolnej kafeterii. Relację nakręcono chyba kilka

godzin wcześniej, bo na tablicy za barem Spencer zauważyła

napis: „ŚRODOWY SPECJAŁ: KOKTAJL Z LODAMI

ORZECHOWYMI". Uczniowie w granatowych marynarkach i

żakietach stali w długiej kolejce, żeby kupić sobie caffe latte lub

gorącą czekoladę. Kirsten Cullen rozmawiała z Jamesem

Freedem. Jenna Cavanaugh zatrzymała się w progu z psem, który

dyszał ciężko z wywieszonym językiem. W rogu sali Spencer

wypatrzyła przyszłą siostrę Hanny, Kate Randall, w asyście

Naomi Zeigler i Riley Wolfe. Hanny nie było z nimi. Spencer

słyszała, że Hanna wyjechała nagle do Singapuru. Emily też

zniknęła z miasta, bo pojechała na wycieczkę do Bostonu.

Spencer zdziwiła się, że Emily tak nagle się wycofała z życia

publicznego. A przecież bardzo chciała, żeby wznowiono

poszukiwanie Ali. Lecz jej zniknięcie było Spencer na rękę.

— Wyniki badania DNA zwłok znalezionych przy domu

państwa DiLaurentis zostaną ogłoszone lada moment — mówił

background image

reporter z offu. — Zapytaliśmy o opinię w tej sprawie kilku

dawnych kolegów Alison ze szkoły.

Spencer szybko zmieniła kanał. Nie miała najmniejszej ochoty

na wysłuchiwanie rzewnych zwierzeń jakiejś przypadkowo

wybranej. dziewczyny, która zapewne znowu poczuje się w

obowiązku, by ogłosić światu, jaką tragedią była śmierć Ali, choć

nie znała jej osobiście. Andrew uścisnął jej dłoń, jakby chciał ją

pocieszyć, i pokręcił głową.

Na kolejnym kanale na ekranie ukazała się twarz Arii.

Reporterzy gonili ją, kiedy wysiadła z hondy civic swojego taty.

— Panno Montgomery! Czy pożar wywołano, żeby ukryć

jakiś kluczowy dowód w sprawie!? — krzyczał ktoś z tłumu.

157

Aria szła przed siebie, nie odpowiadając. Na ekranie

wyświetlił się kolejny napis: „Co ukrywa ta śliczna Kłam-

czucha?".

— To skandal. — Andrew poczerwieniał na twarzy. — To się

musi natychmiast skończyć.

Spencer przycisnęła palce do skroni. Przynajmniej Aria nie

opowiadała, że widziały Ali. Ale wtedy Spencer przypomniała

sobie o SMS-ach od Arii, która sugerowała, że duch Ali próbuje

przekazać im jakieś ważne informacje o nocy, kiedy ich

przyjaciółka zaginęła. Spencer uważała, że to brednie, lecz

jednocześnie przypomniała sobie coś, co powiedział łan w dniu,

kiedy złamał zasady aresztu domowego. „A gdyby się okazało, że

czegoś jeszcze nie wiesz? — wyszeptał, gdy Spencer usiadła na

patio na tyłach domu. — Uwierz mi, to coś postawi na głowie

całe twoje życie", łan mylił się, twierdząc, że Jason i Wilden

maczali palce w zabójstwie Ali. Spencer jednak nadal wierzyła,

że tuż pod jej nosem ktoś coś knuje.

Zadźwięczał alarm w zegarku Andrew.

— Wzywa mnie komitet organizacyjny balu Walentynkowego

— jęknął. Nachylił się, cmoknął Spencer w policzek i ścisnął jej

dłoń. — Wszystko gra?

Spencer nie spojrzała mu w oczy.

— Chyba tak.

Andrew przekrzywił głowę, jakby oczekiwał innej od-

powiedzi.

background image

— Na pewno?

Spencer otworzyła i zacisnęła pięści. Nie było sensu ukrywać

niczego przed Andrew. On miał jakiś szósty zmysł, dzięki

któremu potrafił od razu odkryć, że coś z nią jest nie tak.

158

— Dowiedziałam się kilku dość dziwnych rzeczy na temat

moich rodziców — wypaliła prosto z mostu. — Mama

opowiedziała mi całą prawdę o tym, jak się poznali z tatą. A to

obudziło we mnie podejrzenia, że ukrywa coś jeszcze.

Już miała na końcu języka zdanie: „Na przykład to, dlaczego

już nigdy nie wolno nam rozmawiać o tej nocy, kiedy zginęła

Ali".

Andrew zmarszczył nos.

— A czemu po prostu o tym z nią nie porozmawiasz? Spencer

strzepnęła niewidzialny pyłek ze swojego liliowego

kaszmirowego swetra.

— Bo nie chcę przegiąć. Andrew usiadł obok niej.

— Zastanów się nad tym. Kiedy ostatnim razem podej-

rzewałaś, że twoja rodzina coś przed tobą ukrywa, węszyłaś po

kryjomu, aż wreszcie się sparzyłaś. Może tym razem spróbuj

otwarcie z nimi pogadać. W przeciwnym razie możesz znowu

boleśnie się pomylić.

Spencer pokiwała głową. Andrew pocałował ją, włożył buty i

wełniany płaszcz z kapturem, a potem wyszedł. Spencer patrzyła

za nim, jak szedł ścieżką do bramy. Może miał rację. Węszenie i

myszkowanie jeszcze nie przyniosło jej niczego dobrego.

Poszła na górę do swojego pokoju. Kiedy dotarła na półpiętro,

usłyszała w kuchni jakieś zduszone szepty. Zatrzymała się

zaciekawiona i nastawiła ucha.

— To musi pozostać tajemnicą — syknęła mama. — To

bardzo ważne. Uda ci się tym razem?

— Tak — odparła Melissa, tak jakby czuła się przyparta do

muru.

159

A potem wyszły z domu, trzaskając tylnymi drzwiami.

Spencer stała nieruchomo. W uszach dźwięczała jej cisza. Skoro

Melissa popadła w niełaskę, to czemu dzieliły z mamą jakieś

background image

tajemnice? Spencer nadal nie mogła uwierzyć, że jej mama

studiowała prawo na uniwersytecie Yale. Kiedy usłyszała, jak

mama zapala silnik, a potem wyjeżdża z garażu swoim

mercedesem, nagle zapragnęła jakiegoś namacalnego dowodu.

Odwróciła się i poszła do ciemnego, wypełnionego zapachem

cygar biura taty. Kiedy była tu ostatnim razem, skopiowała z

twardego dysku jego archiwum i znalazła informacje o koncie

bankowym, z którego Olivia ukradła pieniądze. Tym razem

zaczęła przeszukiwać regał. Odnalazła na nim tomy przepisów

prawnych, pierwsze wydania powieści Hemingwaya i dyplomy z

gratulacjami za wygranie takiej to a takiej rozprawy sądowej. W

górnym rogu regału zauważyła czerwoną książkę z napisem na

grzbiecie: „ALBUM ROCZNY YALE".

Bezszelestnie przysunęła pod regał krzesło spod biurka,

stanęła na nim, choć chwiało się niebezpiecznie, i zdjęła książkę,

trzymając ją czubkami palców. Kiedy ją otworzyła, uderzył ją

zapach starego, zawilgłego papieru. Ze środka wyleciało jakieś

zdjęcie i poszybowało wprost na wypolerowaną na wysoki

połysk podłogę. Spencer zeszła z krzesła i podniosła je. Było to

małe, kwadratowe zdjęcie zrobione polaroidem. Przedstawiało

blondynkę w ciąży na tle pięknego budynku z czerwonej cegły.

Twarz kobiety była rozmazana. To nie była pani Hastings, ale w

jej twarzy Spencer dostrzegła coś znajomego. Spojrzała na drugą

stronę zdjęcia. Z tyłu zapisano datę, drugi czerwca, prawie

siedemnaście lat wcześniej. Czy to właśnie Olivia, kobieta,

160

która urodziła Spencer? Spencer urodziła się w kwietniu, ale

może Olivia nie schudła tak szybko po porodzie?

Spencer włożyła zdjęcie z powrotem do albumu. Zaczęła go

kartkować i przyglądać się portretom studentów pierwszego roku

prawa. Od razu odnalazła swojego ojca. Właściwie nie zmienił

się od tamtego czasu. Przybyło mu trochę zmarszczek i ubyło

włosów. Kiedyś miał długie, faliste włosy. Spencer wzięła

głęboki wdech i przeszła pod M. Panieńskie nazwisko jej matki

brzmiało Macadam. Odnalazła ją. Miała te same co dziś proste

włosy do ramion i szeroki, promienny uśmiech. Nad jej zdjęciem

Spencer zauważyła pożółkłe odbicie po kubku, jakby jej tata,

pijąc kawę, wpatrywał się w zdjęcie mamy całymi godzinami.

background image

A więc to prawda, mama studiowała w Yale.

Spencer zaczęła bezwiednie przerzucać kolejne strony.

Studenci pierwszego roku uśmiechali się pełni entuzjazmu, jakby

nie zdawali sobie sprawy, jak ciężko studiuje się prawo. Nagle

coś ją tknęło. Jedno ze zdjęć przykuło jej uwagę. Przeczytała

jeszcze raz podpis. Z fotografii patrzył na nią młody mężczyzna o

jasnych włosach, ze znajomym, dużym i haczykowatym nosem.

Ali zawsze powtarzała, że gdyby odziedziczyła ten nos, od razu

zapisałaby się na operację plastyczną.

Spencer zakręciło się w głowie, jakby znowu doznawała

jakichś halucynacji. Sprawdziła jeszcze raz nazwisko pod

zdjęciem. I jeszcze raz. Ken n e t h DiLau r en t i s. Ojciec Ali.

P iip.

Album wypadł jej z rąk. W kieszeni swetra zawibrował

telefon. Spencer spojrzała przez okno, bo nagle poczuła na

161

sobie czyjś wzrok. Czy usłyszała śmiech? Czy ktoś właśnie

schował się za ogrodzeniem? Z bijącym sercem otworzyła

wiadomość.

Wydaje ci się, że to nieprawdopodobne? W takim razie

przeszukaj jeszcze raz archiwum taty... zaczynając od litery

j. Nie uwierzysz, co znajdziesz.

A.

162

background image

16

KRÓLOWE W SEKRETNEJ KOMNACIE

Hanna i Iris siedziały przy okrągłym stoliku w kawiarni na

terenie Zacisza Addison-Stevens, popijając gorącą café latte.

Przed każdą z nich stał organiczny jogurt i miseczka ze świeżymi

owocami. Zajęły zdecydowanie najlepsze miejsca. Nie tylko

siedziały najdalej od stanowiska pielęgniarek, ale również miały

doskonały widok na ogród, w którym przystojny ogrodnik w

obcisłej bluzie odśnieżał ścieżkę. Iris szturchnęła Hannę łokciem.

— Omójboże. Tara zamierza zjeść jeszczyny.

Hanna odwróciła głowę. Tara, która siedziała z Alexis i Ruby

przy tym samym stoliku, do którego dwa dni wcześniej dosiadła

się Hanna, właśnie włożyła do ust jeżynę.

— Yyyhhh — Hanna i Iris jęknęły z obrzydzeniem jak na

sygnał.

Z niewiadomego powodu na jeżyny mówiono tu jeszczyny.

Zjedzenie ich uznawano za niewybaczalne

faux

pas.

163

Tara zamarła, a po chwili posłała Hannie i Iris pełen nadziei

uśmiech.

— Hej, Hanno, wszystko gra?

— Wszystko, poza tobą — odparła Iris z wyniosłym

uśmieszkiem.

Uśmiech natychmiast zniknął z ust Tary. Na jej pulchnych

policzkach pojawiły się purpurowe rumieńce. Posłała Hannie

pełne goryczy, mściwe spojrzenie. Hanna uniosła wysoko głowę i

odwróciła wzrok, udając, że niczego nie zauważyła. Iris wstała i

wrzuciła puste opakowanie po jogurcie do kosza.

— Chodź, Han. Chcę ci coś pokazać. — Wzięła Hannę za

rękę.

— Dokąd idziecie? — pisnęła Tara, ale Hanna i Iris po-

traktowały ją jak powietrze.

Iris prychnęła z pogardą, kiedy wyszły z kawiarni i długim

korytarzem szły w stronę sal pacjentów.

— Widziałaś jej buty? Twierdzi, że są od Prądy, ale założę się,

że to zwykłe deichmanny.

Hanna się uśmiechnęła, ale w głębi duszy poczuła wyrzuty

background image

sumienia. W końcu Tara była pierwszą osobą, która do niej

zagadnęła. Ale co tam. Przecież to nie wina Hanny, że Tara jest

frajerką.

Poza tym towarzystwo Iris sprawiało, że pobyt Hanny w

Zaciszu Addison-Stevens — czy po prostu w Zaciszu, jak mówili

wszyscy — okazał się jedną wielką imprezą. Iris pokazała Hannie

salę fitness i spa, a zeszłej nocy ukradły żel do mycia twarzy,

tonik i maseczki z gabinetu kosmetycznego i zrobiły się na

bóstwo. Rano Hanna obudziła się w pościeli z najdroższej

bawełny, wypoczęta po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna, a

jej uda wydawały się

164

szczuplejsze dzięki diecie składającej się głównie z orga-

nicznego jogurtu i warzyw.

Hanna spędzała prawie cały czas z Iris. Godzinami roz-

mawiały w swoim pokoju. Iris, nie owijając w bawełnę,

przyznała się, że trafiła do Zacisza z powodu problemów z

jedzeniem. I dodała, że to jedyny godny powód przyjazdu do tego

ośrodka. Hanna szybko dodała, że to także i jej problem, co

zresztą wcale nie było kłamstwem. Iris przyznała się też, że po

raz pierwszy trafiła do Zacisza w siódmej klasie. Przez tydzień

nie miała nic w ustach. Wyszła tuż przed wakacjami. „To mniej

więcej w tym czasie, kiedy zaginęła Ali", pomyślała mimowolnie

Hanna. Mama Iris zmusiła ją do powrotu do Zacisza już na

początku października, kiedy zauważyła, że córka znowu

schudła. Zresztą Zacisze nie było jedyną kliniką, w której leczyła

się Iris, ale tu najbardziej się jej podobało.

Kiedy tylko Hanna dowiedziała się, że i Iris cierpi na bulimię,

przestała odczuwać wstyd. W ich wspólnym pokoju czuła się na

tyle bezpieczna, że nie ukrywała swojego dziennika diety, w

którym od siódmej klasy skrupulatnie odnotowywała każdą

kalorię zjadaną w ciągu dnia. Nie wpadła też w popłoch, kiedy

Iris nakryła ją, gdy próbowała wbić się w dżinsy z ósmej klasy,

które przywiozła tylko po to, żeby za ich pomocą móc osądzić,

czy nie przybiera na wadze. Jak się okazało, dokładnie w tym

samym celu Iris trzymała w szafie parę starych obcisłych

dżinsów.

Niezależnie od tego, co A. planował, przysyłając tu Hannę,

background image

osiągnął odwrotny efekt. Dlatego Hanna wymyśliła na swój

użytek nową teorię: może A. stoi po jej stronie. Może ją tu

przysłał, żeby dać jej odpocząć od chaosu Rosewood i uchronić ją

przed tym, kto podpalił las.

165

Teraz Hanna podążyła za Iris w głąb korytarza o ścianach

pomalowanych na szafranowo i stanęła przed wyjściem

awaryjnym. Iris uniosła w górę brew, przyłożyła palec do ust, a

potem wystukała jakąś kombinację cyfr na klawiaturze po lewej

stronie drzwi. Zamek automatycznie się odblokował, a drzwi

stanęły otworem. Metalowe schody prowadziły do

pomieszczenia tak dużego, że mieściły się w nim dwa wygodne

fotele. Wszystkie ściany pokrywały graffiti. Niesamowite

malowidła przedstawiały ludzkie twarze, olbrzymie powyginane

drzewa, kilka sów rodem wprost z kreskówki, a także mnóstwo

nabazgranych wiadomości i imion. Na parapecie leżał także stos

czasopism, takich jak „People" czy „Us Weekly", których po-

siadanie w Zaciszu było surowo zabronione.

— Niesamowite — westchnęła Hanna.

— To moja sekretna kryjówka — oznajmiła Iris i otworzyła

ramiona, jakby chciała dodać: tadam! — W tej chwili jako jedyna

w całym ośrodku znam kod do tego zamka. Większość

pracowników w ogóle nie wie o istnieniu tego pokoju, a ci, którzy

wiedzą, pozwalają mi robić, co chcę. — Podniosła czasopismo

„People", jak zwykle z Angeliną Jolie na okładce. — Mam stałe

dostawy tych szmatławców. Uzależniłam się od nich. W szafce

przy łóżku też trzymam kilka egzemplarzy. Możesz je czytać,

jeśli tylko nie puścisz pary z gęby.

— No jasne — odparła Hanna z uśmiechem. — Dzięki. Iris

pokazała gestem na malunki na ścianach.

— To wszystko zrobili dawni pacjenci. Cudne, co nie?

Hanna pokiwała głową, choć przeszył ją dreszcz na widok

wszystkich tych imion. Eile en . Ste f. Jen n y. Dlaczego się tu

znalazły? Na co chorowały? Na bulimię czy

166

może na ADHD? Przyjechały tu z jakimś błahym problemem

czy z poważnym schorzeniem? Brat Ali Jason spędził w

background image

podobnym ośrodku mnóstwo czasu, kiedy jeszcze chodził do

liceum. Jego imię figurowało na każdej stronie rejestru

znalezionego przez Emily w czasie otwarcia hotelu Radley.

Hanna dziwiła się, czemu Ali nigdy nie podzieliła się z

przyjaciółkami tą tajemnicą. Przypominała sobie tylko jeden raz,

kiedy Ali wspomniała coś o psychicznych problemach Jasona.

Na początku siódmej klasy Hanna i Ali siedziały sam na sam i

wybierały ubrania na następny dzień. Ali zdejmowała właśnie

swoje sztruksowe spodnie, kiedy zadzwonił telefon. Odebrała,

ale nie odezwała się ani słowem. Zacisnęła tylko mocno usta i

zbladła. Hanna słyszała w telefonie upiorny skrzekliwy śmiech.

- Po raz ostatni ci mówię: daj mi spokój! - krzyknęła Ali i się

rozłączyła.

- Kto to? — zapytała szeptem Hanna.

- To tylko mój głupi brat - wymamrotała Ali pod nosem.

I natychmiast zmieniła temat. Teraz Hanna była prawie

pewna, że Jason dzwonił ze szpitala Radley. Rejestr znaleziony

przez Emily dowodził, że brat Ali w każdy weekend spędzał tam

co najmniej kilka godzin. Może stamtąd dzwonił do Ali, żeby ją

nastraszyć. I d i o t a .

Iris rozsiadła się na jednym z foteli, a Hanna przycupnęła na

drugim. W ciszy oglądały bazgroły i imiona na ścianach. Helena.

Becky. Lindsay.

- Ciekawe, gdzie się teraz podziewają — zastanawiała się na

głos Hanna.

- Kto to może wiedzieć? — odparła Iris, przeczesując palcami

swoje długie blond włosy. — Słyszałam plotkę

167

o jednej z pacjentek, która miała tu spędzić tylko dwa ty-

godnie, ale rodzice o niej zapomnieli. I ponoć nadal tu mieszka...

w p i wn i c y.

Hanna prychnęła z niedowierzaniem.

— Ale bujda.

— Pewnie bujda. Chociaż nigdy nie wiadomo.

Iris sięgnęła pod leżącą na fotelu poduszkę i wyciągnęła mały

jednorazowy aparat fotograficzny owinięty w zielony papier.

— Przemyciłam to tutaj. Jak chcesz, to zrobimy sobie zdjęcie.

Hanna się zawahała. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, był

background image

dowód, że spędziła jakiś czas w szpitalu psychiatrycznym.

— Przecież i tak nie uda ci się go tutaj wywołać — przy-

pomniała Iris.

— Wyślę ten aparat mojemu tacie. — Iris spuściła wzrok. —

Co prawda, on nie otwiera listów ode mnie. — Jej podbródek

zaczął drgać. — Kiedyś łączyła nas silna więź, ale on dostał

bardzo stresującą pracę jako ordynator w jakimś głupim szpitalu.

I nie ma już dla mnie czasu. Od kiedy tu przyjechałam... —

Wzruszyła ramionami. — Przestałam dla niego istnieć.

— Mam podobny problem z moim ojcem — powiedziała

pospiesznie Hanna, zdumiona, że i to łączy ją z Iris. — Kiedyś

rozmawiałam z nim o wszystkim, ale potem się wyprowadził i

znalazł sobie partnerkę, Isabel. Teraz wprowadzili się do mojego

domu, razem z Kate, idealną córunią Isabel. — Podwinęła palce u

stóp. — Kate nie popełnia żadnych błędów. Mój ojciec ma fioła

na jej punkcie.

168

- Nie wierzę, że twój tata wolałby kogoś innego niż ty. - W

głosie Iris słychać było oburzenie.

— Dzięki - odparła Hanna z wdzięcznością, patrząc przez

okno w dachu na pusty kort tenisowy na tyłach ośrodka.

Przez długi czas uważała, że tata przestał ją kochać, bo nie

była piękna i idealna. Ale Iris była idealna... a jej ojciec i tak

traktował ją jak kawałek gówna. Może to nie córki stanowiły

problem, tylko ojcowie. Czując narastający gniew, wyrwała

aparat z ręki Iris i wyciągnęła dłoń tak, żeby obiektyw objął je

obie.

— Pokażmy wszystkim beznadziejnym ojcom środkowy

palec.

— No jasne — przytaknęła Iris.

Odliczyły do trzech, zbliżyły się twarzami i podniosły dłonie z

wyciągniętym środkowym palcem. Hanna zrobiła zdjęcie.

- Ale fajnie - ucieszyła się Iris, przesuwając film o jedną klatkę

i wkładając aparat do torby.

Hanna rozsiadła się wygodnie obok Iris na tym samym fotelu.

Były tak chude, że bez trudu się zmieściły. W pokoju pachniało

trochę cynamonem i drewnem rozgrzanym na słońcu.

background image

- Jak się dowiedziałaś, że to pomieszczenie istnieje?

- Courtney dała mi kod - powiedziała Iris, zsuwając swoje

granatowe, nabijane ćwiekami baleriny od Maloles.

Hanna zaczęła obgryzać kciuk. Iris miała jedną nieco irytującą

cechę. Bez ustanku gadała o Courtney, swojej dawnej

współlokatorce, która rzekomo była pierwszą damą w Zaciszu.

Poprzedniego dnia Iris opowiedziała

169

o tej suce Courtney dwanaście historyjek. Nie żeby Hanna

liczyła...

— A kiedy Courtney wyjechała? — zapytała Hanna, z całych

sił udając, że właściwie nic a nic ją to nie obchodzi.

Iris zrobiła smutną minę.

— W listopadzie. Chyba. Nie pamiętam.

Sięgnęła do blaszanego pudełka i wyciągnęła z niego niebieski

flamaster.

— I co się z nią stało? Znormalniała?

Iris zdjęła zatyczkę z flamastra i zaczęła bazgrolić na ścianie.

— Kto to może wiedzieć? Nie rozmawiałam z nią, od kiedy

stąd wyszła.

Hanna triumfowała.

— Dlaczego?

Iris wzruszyła ramionami i bezmyślnie wodziła flamastrem po

ścianie.

— Nie powiedziała mi prawdy o przyczynie swojego pobytu

tutaj. Powiedziała, że ma lekką depresję, ale okazało się, że

zmaga się ze znacznie poważniejszymi problemami.

Dowiedziałam się o tym znacznie później. Miała tak namieszane

w głowie jak cała reszta tutejszych pacjentów.

Silny podmuch wiatru uderzył w okno. Hanna udała, że

kaszle, żeby ukryć swoje poczucie winy. Ona też nie

wtajemniczyła Iris we wszystkie swoje sekrety. Nie wspomniała

jej ani o Ali, ani o A. czy Monie.

Iris odsunęła flamaster od ściany, pokazując, co narysowała.

Rysunek przedstawiał starą studnię życzeń, z zadaszeniem i

wiadrem na łańcuchu. Hanna zamrugała kilka razy zdumiona.

Ten obrazek wyglądał dziwnie znajomo... Tak jakby Iris nie

narysowała go przez przypadek.

background image

170

- Czemu to narysowałaś? - wyszeptała.

Iris milczała przez chwilę z taką miną, jakby ktoś przyłapał ją

na gorącym uczynku. Nerwowo nałożyła zatyczkę na flamaster.

Serce Hanny biło coraz szybciej. Wreszcie Iris pokazała na torbę

Hanny.

- Dziś zostawiłaś na biurku otwartą torbę. Nie miałam zamiaru

w niej grzebać, ale ze środka wystawał ten kawałek materiału.

Właściwie co to jest?

Hanna spojrzała na swoją torbę i odetchnęła z ulgą.

Oc z ywi ści e, przecież nie rozstawała się z należącym niegdyś

do Ali kawałkiem sztandaru, jakby to był jakiś drogocenny

klejnot.

Koniuszkami palców musnęła materiał. Pewnie narysowana

przez Ali studnia życzeń znalazła się na wierzchu. Obok niej

widniał dziwny symbol, którego Hanna nie rozpoznawała.

Wyglądał jak litera wpisana w koło i przekreślona. Przypominał

trochę znak zakazu parkowania, tylko w miejscu litery P znalazło

się rozmazane I... a może J. Może oznaczało imię Jasona.

Jasonowi wstęp wzbroniony. Poczuła dreszcze. Kiedy tylko

spojrzała na kawałek sztandaru, czuła obecność Ali, tak jakby jej

dawna przyjaciółka ją obserwowała. Przez sekundę wydawało się

jej nawet, że czuje zapach ulubionego waniliowego mydła Ali.

Hanna czuła na sobie wzrok Iris, która czekała na odpowiedź.

„Trzymaj język za zębami - mówił jakiś głos w jej głowie. - Gdy

powiesz jej prawdę, weźmie cię za dziwadło".

- To trofeum w grze, którą organizuje moja szkoła. -Hanna

starała się mówić tak, jakby opowiadała o czymś zupełnie

zwyczajnym. - Przechowuję je dla mojej przyjaciółki Alison. -

Zasunęła zamek w torbie i wcisnęła ją pod fotel.

171

Iris spojrzała na swój zegarek od Movado i jęknęła.

— Cholera. Zaraz zaczynam terapię. To taki e nudy. Iris i

Hanna wstały z fotela. Zeszły na dół i wyszły na

korytarz przez sekretne drzwi. Hanna wciąż jeszcze czuła

zdenerwowanie z powodu rysunku studni życzeń. Miała ochotę

zażyć valium i położyć się do łóżka. Gdyby tylko mogła

background image

zadzwonić do Mike'a. Tak bardzo pragnęła usłyszeć jego głos,

nawet jego kawały z podtekstem seksualnym. Uważała, że zakaz

telefonowania to jedna wielka głupota.

Otwierała drzwi do swojego pokoju, kiedy usłyszała za sobą

kaszlnięcie. Stała za nią Tara i obleśnie wodziła językiem po

aparacie na zębach.

— Och. — Hannie zrzedła mina. — Cześć.

Tara położyła dłonie na swoich tłustych biodrach.

— Więc mieszkasz z Iris w jednym pokoju? — syknęła.

— Tak — odparła Hanna, jakby obwieszczała najoczywistszą

rzecz pod słońcem.

Tara siedziała przecież obok niej, kiedy Iris przyszła się

przedstawić. Poza tym ich imiona napisano na drzwiach złotymi

literami.

— Więc już wszystko o niej wiesz?

Hanna przekręciła klucz i usłyszała szczęk zamka.

— A niby co mam wiedzieć?

Tara wbiła pięści w kieszenie swojej bawełnianej bluzy z

kapturem.

— Iris ma zdiagnozowanego fioła. To dlatego ją tu zamknęli.

Lepiej jej nie wkurzaj. Ostrzegam cię jako przyjaciółka.

Hanna wpatrywała się przez chwilę w twarz Tary. Poczuła

uderzenie gorąca, a potem falę chłodu. Otworzyła drzwi.

172

— Taro, nie jesteśmy przyjaciółkami.

Zatrzasnęła Tarze drzwi przed nosem. Kiedy znalazła się w

pokoju, potrząsnęła dłońmi, jakby chciała z nich zrzucić całe

napięcie.

- Kopiesz sobie grób - powiedziała Tara za drzwiami.

Hanna przez dziurkę od klucza patrzyła, jak Tara odchodzi w

głąb korytarza. Nagle zdała sobie sprawę, dlaczego od samego

początku czuła wstręt do Tary. Tara miała takie samo pulchne,

bezkształtne ciało, paskudny aparat na zębach i brązowe włosy o

bliżej nieokreślonym odcieniu jak Hanna przed metamorfozą w

ósmej klasie. Wydawało się jej, że patrzy na swoje lustrzane

odbicie z okresu, kiedy była żałosnym i powszechnie

nielubianym popychadłem. Zanim wypiękniała. Zanim stała się

ki mś.

background image

Usiadła na łóżku i przycisnęła palce do skroni. Jeśli Tara

przypominała dawną Hannę nie tylko wyglądem, to nie było

wątpliwości, czemu wygadywała te bzdury na temat Iris i czemu

Hanna nie wierzyła ani jednemu jej słowu. Tara była obsesyjnie

zazdrosna i zaborcza. Tak samo zachowywała się Hanna w

stosunku do Ali. Spojrzała w lustro po drugiej stronie pokoju na

swoją zmęczoną twarz. Przypomniała się jej fraza, którą

wymyśliła i w kółko powtarzała Ali. Po zniknięciu Ali Hanna

przejęła jej powiedzonko. „Jestem Hanna i jestem fantastyczna".

Nie miała zamiaru już nigdy być taka jak Tara.

173

background image

17

KOLEJNA IMPREZA U KAHNÓW

Kiedy w czwartkowy wieczór Aria i Mike zatrzymali się przed

monstrualnych rozmiarów posiadłością Kahnów, na podjeździe

stał już długi sznur samochodów. W domu dudniła głośna

muzyka, a z jacuzzi w ogrodzie dobiegały głośne pluski.

— Nieźle — powiedział Mike i błyskawicznie wysiadł z auta.

W mgnieniu oka okrążył dom, kierując się do ogrodu. Aria

patrzyła za nim z politowaniem. Nie mogła liczyć na jego pomoc.

Wysiadła z samochodu i dołączyła do grupki dziewczyn ze

szkoły dla kwakrów, które tłoczyły się pod drzwiami

frontowymi. Wszystkie miały włosy jasnoblond i obszyte futrem

kapelusze, które pewnie kosztowały więcej niż całe jej ubranie.

W ich otoczeniu Aria w swojej ciemnozielonej moherowej

sukience, szarych zamszowych butach i grubych rajstopach czuła

się jak kocmołuch. Dziewczyny

174

przepychały się, tak jakby każda chciała jako pierwsza wejść

do środka, i traktowały Arię jak powietrze.

Aria już miała się odwrócić i pobiec z powrotem do sa-

mochodu, gdy drzwi się otworzyły i w progu stanął Noel w

czarnym T-shircie i czarnych kąpielówkach.

- Tu jesteś! - Przywitał się gromkim głosem, jakby przed

drzwiami nie stał nikt prócz Arii. - Gotowa na gorącą kąpiel w

jacuzzi?

- No nie wiem - odparła nieśmiało Aria.

W ostatniej chwili schowała do torby bikini, ale nie zde-

cydowała, czy je włoży. Właściwie sama nie wiedziała, co robi na

tej imprezie. Przecież z tymi ludźmi nie miała nic wspólnego.

Noel popatrzył na nią z udawanym gniewem.

- To impreza w jacuzzi. Oczywiście, że wejdziesz do wody.

Aria zachichotała, próbując się rozluźnić. Ale wtedy Mason

Byers chwycił Noela za ramię i zapytał, gdzie jest otwieracz do

butelek. Do Noela podeszła też Naomi Zeigler i poinformowała

go, że jakaś pijana dziewucha rzyga w łazience. Aria westchnęła.

Odeszła ją ochota na imprezowanie. Czego można było się

spodziewać po typowej imprezie u Kahnów? Przecież tylko

background image

dlatego że dzień wcześniej przeżyła z Noelem dziwną przygodę,

on nie zamierzał odwołać imprezy i urządzić degustacji

wyszukanych win i wykwintnych serów.

Noel wyczuł chyba irytację Arii, bo uniósł w górę palec i

bezgłośnie powiedział: „Zaraz wracam". Aria stanęła u stóp

monumentalnych schodów, obok dwóch posągów

przedstawiających lwy, które państwo Kahn sprowadzili ponoć z

grobowca jakiegoś egipskiego faraona. Po prawej stronie miała

salon, gdzie na ścianach wisiały autentyczne

175

obrazy Georgii O'Keeffe i Jaspera Johnsa. Weszła do gi-

gantycznej kuchni błyszczącej od stali nierdzewnej. Devon Arliss

mieszała w blenderze drinki. Kate Randall paradowała po

pokojach w skąpym bikini od Missoni. Jenna Ca-vanaugh

opierała się o okno, szepcąc coś na ucho byłej dziewczynie

Emily.

Aria zrobiła nagle krok w tył. Zaraz, zaraz - Jenna

Ca van au gh ? Nikt nie powiedział Jennie, że jej pies

przewodnik, który teraz tarzał się w kałuży piwa na podłodze,

miał zapięty wokół szyi czarny koronkowy stanik, którego

miseczki wyglądały jak duża mucha.

Nagle Aria zapragnęła się dowiedzieć, o co Jenna pokłóciła się

z Jasonem w swoim domu w zeszłym tygodniu, kiedy Emily

widziała ich w oknie. Aria była najlepszą przyjaciółką Ali, jak

jednak się okazało, to Jenna wiedziała o Ali i jej rodzinie

znacznie więcej. Słyszała też o rzekomych problemach Ali z

Jasonem. Aria próbowała przejść przez tłum, ale kilka osób nadal

stało na jej drodze. Kiedy dotarła do okna, Jenny i Mai już tam nie

było.

Kilku chłopaków z drużyny pływackiej stanęło za Arią i

wyciągnęło piwo z pojemnika z lodem, stojącego pod stołem.

Aria poczuła, że ktoś poklepał ją po ramieniu. Kiedy się

odwróciła, zobaczyła dziewczynę o tlenionych włosach, z

promienną cerą i wielkim biustem. Była to jedna z uczennic

szkoły dla kwakrów, którą widziała już przed drzwiami

frontowymi.

- Aria Montgomery to ty, prawda? — zapytała dziewczyna.

Aria przytaknęła, a dziewczyna posłała jej tajemniczy

background image

uśmieszek.

— Kłamczucha — rzuciła śpiewnym głosem.

176

Chuda brunetka w jedwabnej sukience w kolorze fuksji

dołączyła do nich.

- Widziałaś już dziś Alison? - zapytała drwiąco. -A może

widzisz ją teraz? Stoi obok ciebie? - Zrobiła gest, jakby

odpędzała ducha.

Aria cofnęła się o krok i wpadła na okrągły kuchenny stół.

Posypały się drwiny.

- Widzę umarłych - powiedział falsetem Mason Byers,

opierając się o kuchenny blat obok stojaka na garnki.

- Ona po prostu chce być w centrum uwagi - zawyrokowała

Naomi Zeigler stojąca przy rozsuwanych szklanych drzwiach.

Za nimi znajdowało się patio. Para unosiła się z jacuzzi. Aria

zauważyła, że Mike bawi się w berka w ogrodzie z Jamesem

Freedem.

- Pewnie chce, żeby ją pokazywali w wiadomościach -dodała

Riley Wolfe siedząca na wysokim stołku przed tacą z warzywami

i dipem.

- To nieprawda! — zaprotestowała Aria.

Do kuchni weszło więcej osób, gapiąc się na Arię. W ich

oczach czaiła się pogarda i nienawiść. Aria rozejrzała się, bo

miała ochotę uciec, ale była przyparta do kuchennego stołu i

ledwie mogła się poruszyć. Nagle ktoś chwycił ją za nadgarstek.

- Chodź — powiedział Noel. Tłum natychmiast się rozstąpił.

- Wyrzucasz ją? - zapytał chłopak w czapeczce bejsbolowej,

którego nazwiska Aria nigdy nie potrafiła zapamiętać.

- Powinieneś wezwać po nią gliny - zachęcał Seth Cardiff.

177

— Nie może, idioto — w tłumie rozległ się głos Masona

Byersa. — Ta impreza odbywa się w strefie bez policji.

Noel zaciągnął Arię na drugie piętro.

— Tak mi przykro — powiedział, otwierając drzwi do ciemnej

sypialni z olbrzymim olejnym portretem pani Kaim na ścianie.

Wewnątrz rozchodził się obezwładniający zapach naftaliny. —

Nie powinnaś być w środku tego zamieszania.

background image

Aria usiadła na łóżku. Po policzkach płynęły jej łzy. Po co w

ogóle tu się wepchała? Noel usiadł obok niej i podał jej

chusteczkę oraz gin z tonikiem. Pokręciła głową. Na dole ktoś

pogłośnił muzykę. Jakaś dziewczyna darła się wniebogłosy. Noel

postawił szklankę na kolanie. Aria patrzyła na jego lekko zadarty

nos, krzaczaste brwi i długie rzęsy. Siedząc obok niego, czuła, że

się uspokaja.

— Wcale nie robię tego, żeby być w centrum uwagi — zaczęła

się tłumaczyć.

Noel odwrócił się do niej.

— Wiem. Ludzie to idioci. Nie mają nic lepszego do roboty,

więc plotkują.

Oparła się na poduszce. Noel zbliżył się do niej. Ich palce

lekko się zetknęły. Aria czuła, jak mocno wali jej serce.

— Muszę ci coś powiedzieć — oznajmił Noel.

— Och — pisnęła Aria. Nagle zaschło jej w gardle. Noel

milczał dłuższą chwilę.

Aria drżała z niecierpliwości. Próbowała się uspokoić, śledząc

wzrokiem ruch wentylatora na suficie.

— Znalazłem inne medium — powiedział wreszcie Noel. Aria

poczuła, że zaczyna brakować jej powietrza. -Och.

178

-1 tym razem to ktoś kompetentny. Ona w pewnym sensie

staje się tą osobą, z którą chcesz się skontaktować. Musi tylko

znaleźć się w miejscu, w którym ta osoba umarła, a potem... -

Noel zamachał w powietrzu rękami, jakby gestem chciał

zilustrować proces transformacji. -Ale nie musimy tego robić,

jeśli nie chcesz. Jak już mówiłem, czasem wystarczy po prostu iść

na cmentarz i pogadać. To przynosi spokój.

Aria położyła dłonie na brzuchu.

- Przecież na cmentarzu nie znajdę odpowiedzi na moje

pytania. Ali mi nie odpowie.

- Okej. - Noel postawił szklankę z drinkiem na stoliku,

wyciągnął telefon i zaczął przeszukiwać zapisane numery. -

Może zadzwonię do tego medium i umówię nas na jutro

wieczorem? Wpadnę po ciebie i razem pojedziemy pod dawny

dom Ali.

- Zaczekaj. - Aria się podniosła. Sprężyny w łóżku za-

background image

skrzypiały. — Dom Ali?

Noel pokiwał głową.

- Trzeba iść tam, gdzie ten ktoś umarł. Tak to działa.

Aria miała zimne dłonie. Wydawało się jej, że w jednej chwili

temperatura w pokoju spadła o jakieś dziesięć stopni. Myśl, że ma

stanąć nad wykopanym do połowy dołem, w którym znaleziono

zwłoki jej przyjaciółki, mroziła ją do szpiku kości. Naprawdę aż

tak bardzo chciała porozmawiać z duchem Ali?

Zarazem jednak nie potrafiła oprzeć się tej pokusie. W głębi

duszy wiedziała, że Ali ma jej coś ważnego do powiedzenia i że

musi jej wysłuchać.

- No dobra - zgodziła się wreszcie, patrząc przez okno na

cieniutki sierp księżyca świecącego ponad wierzchołkami

179

drzew. - Zróbmy to. - Podciągnęła nogi tak, że usiadła po

turecku. - Dzięki za pomoc. I za wyciągnięcie mnie z tego

zamieszania na dole. No i... - wzięła głęboki oddech. -I dziękuję,

że jesteś dla mnie taki miły. Noel popatrzył na nią jak na

wariatkę.

— A czemu miałbym nie być?

— No bo... — Aria urwała.

Wyjaśnienie miała na końcu języka: „Bo jesteś typowym

chłopakiem z Rosewood". Ale się powstrzymała. Właściwie już

sama nie wiedziała, co miała na myśli.

Milczeli przez chwilę, która ciągnęła się w nieskończoność.

Aria nie wytrzymała napięcia. Nachyliła się do Noe-la i

pocałowała go. Jego skóra pachniała chlorowaną wodą z jacuzzi,

a na jego ustach czuła dżin. Zamknęła oczy i na chwilę

zapomniała, gdzie jest. Kiedy je otworzyła, zobaczyła

uśmiechniętą twarz Noela, który miał taką minę, jakby na ten

moment czekał od wielu lat.

180

background image

18

ROMANS, O KTÓRYM LEPIEJ ZAPOMNIEĆ

W piątek rano Spencer siedziała przy stole w kuchni i kroiła w

plasterki jabłko nad talerzem gorącej owsianki. Ekipa remontowa

zaczęła dziś pracę wcześnie rano, wyciągając z lasu mnóstwo

spalonych gałęzi i ładując je na pakę wielkiej ciężarówki. Przy

domku stał policyjny fotograf, robił zdjęcia

najnowocześniejszym aparatem cyfrowym. Zadzwonił telefon.

Kiedy Spencer podniosła słuchawkę, do ucha zaskrzeczała jej

jakaś kobieta.

— Czy to panna Hastings?

— Ym — wyjąkała Spencer nagle zbita z tropu. Kobieta

mówiła szybkim staccato.

— Nazywam się Anna Nicholas. Jestem dziennikarką ze stacji

MSNBC. Czy zechciałaby pani opowiedzieć nam o tym, co

widziała pani w lesie w zeszłym tygodniu?

Spencer czuła, że tężeją jej wszystkie mięśnie.

— Nie. Proszę mnie zostawić w spokoju.

181

— Czy potwierdza pani informację, którą otrzymaliśmy z

niepewnych źródeł, że to pani chciała przewodzić swoim

przyjaciółkom? Może chęć dominacji w grupie i irytacja na

pannę DiLaurentis wzięły górę i przez przypadek... coś pani

zrobiła. Każdemu się to zdarza.

Spencer tak kurczowo trzymała słuchawkę, że niechcący

nacisnęła kilka klawiszy. Rozległo się piknięcie.

— Co pani insynuuje?

— Nic, absolutnie nic!

Dziennikarka zamilkła, a potem ściszonym głosem zaczęła

mówić coś do kogoś. Spencer rzuciła słuchawką. Cała się trzęsła.

Rozmowa tak ją zszokowała, że przez kilka minut tępo

wpatrywała się w migające czerwone cyfry na kuchence

mikrofalowej.

Czemu wciąż do niej wydzwaniali? I czemu dziennikarze cały

czas węszyli, szukając dowodów na to, że maczała palce w

zabójstwie Ali? Ali była jej najlepszą przyjaciółką. A łan? Czy

policja uznała go już za niewinnego? A może uważali, że to on

background image

próbował je usmażyć żywcem w lesie? Dlaczego opinia

publiczna nie uważała Spencer i jej przyjaciółek za takie same

ofiary jak Ali?

Trzasnęły drzwi i Spencer, która siedziała w kucki pod ścianą,

poderwała się na równe nogi. Usłyszała jakieś głosy w pralni.

Przez chwilę nasłuchiwała.

— Lepiej, jak nic jej nie powiesz — mówiła pani Hastings.

— Ale mamo — cicho odrzekła Melissa — ona chyba już wie.

Drzwi się otworzyły i Spencer z miną niewiniątka jednym

susem znalazła się przy kuchennym blacie. Mama wróciła z

porannego spaceru, prowadząc na smyczy dwa labradory.

Spencer usłyszała ponownie trzaśnięcie drzwi

182

od pralni i zobaczyła, jak Melissa wychodzi wzburzona z

domu, kierując się w stronę podjazdu.

Pani Hastings odpięła psy ze smyczy i położyła ją na stole.

- Cześć, Spencer! - przywitała się głosem o wiele za

radosnym, jakby się siliła na nonszalancki ton. - Pokażę ci, jaką

torebkę sobie kupiłam wczoraj w centrum handlowym. Wiosenna

kolekcja Kate Spade to p rawd zi wy h i t.

Spencer nie potrafiła odpowiedzieć. Trzęsły się jej ręce, a w

brzuchu czuła kamień.

- Mamo? - zapytała drżącym głosem. - O czym szeptałyście z

Melissą?

Pani Hastings odwróciła się szybko w stronę ekspresu i nalała

sobie kawy do filiżanki.

- Ach, o niczym ważnym. O nowym domu Melissy.

Telefon znowu zadzwonił, ale Spencer nawet się nie ruszyła,

żeby go odebrać. Mama popatrzyła na telefon, potem na Spencer i

też nie odebrała. Kiedy włączyła się automatyczna sekretarka,

pani Hastings dotknęła ramienia Spencer.

- Wszystko w porządku?

W gardle Spencer uwięzło milion słów.

- Dzięki, mamo. Tak, w porządku.

- Na pewno nie chcesz o tym pogadać?

Nad idealnie ukształtowanymi brwiami pani Hastings

zarysowała się głęboka bruzda.

Spencer się odwróciła. Miała ochotę porozmawiać z mamą o

background image

tylu sprawach, ale nad każdą z nich ciążyło tabu. Dlaczego

rodzice nie powiedzieli jej nigdy, że tata studiował prawo razem z

ojcem Ali? Czy to z tego powodu pani Hastings nie lubiła Ali?

Kiedy jeszcze DiLaurentisowie

183

mieszkali po sąsiedzku, obie rodziny utrzymywały chłodny

dystans. Tak jakby byli obcymi ludźmi. Spencer przypomniała

sobie, że kiedy w trzeciej klasie z podekscytowaniem oznajmiła,

że do sąsiedniego domu wprowadziła się dziewczynka w jej

wieku, i zapytała, czy może ją odwiedzić, tata chwycił ją za ramię

i powiedział tylko:

— Dajmy im trochę spokoju. Niech się wprowadzą.

A kiedy Ali blisko zaprzyjaźniła się ze Spencer, rodzice

zachowywali się tak, jakby... Nie, nie martwili się, ale pani

Hastings nie zapraszała Ali na kolację, choć zawsze tak robiła,

gdy jej córka zaprzyjaźniała się z kimś nowym. Wtedy Spencer

wydawało się, że rodzice są po prostu zazdrośni. Uważała, że

wszyscy pragną uwagi ze strony Ali, nawet dorośli. Jak jednak się

okazało, mama Spencer uważała jej przyjaźń z Ali za niezdrową.

Ali na pewno też nie wiedziała, że ich ojcowie studiowali

razem w Yale. W przeciwnym razie na pewno powiedziałaby o

tym Spencer. Lubiła jednak rzucać zgryźliwe uwagi na temat

rodziców Spencer. „Moi rodzice uważają, że twoi rodzice

wiecznie się popisują. Naprawdę tak bardzo potrzebna wam

ko le jn a przybudówka?" A niedługo przed swoim zaginięciem

uwielbiała zadawać Spencer pytania dotyczące jej ojca głosem

ociekającym pogardą. „Czemu twój tata ubiera się na rower w te

kolorowe pedalskie stroje? Czemu twój tata wciąż mówi na swoją

matkę Nana? A fe!" Kilka dni przez zniknięciem powiedziała:

„Twoi rodzice nigdy nie zostaną zaproszeni na przyjęcie do

naszej altany".

Wtedy ich stosunki układały się tak źle, że Spencer wcale by

się nie zdziwiła, gdyby Ali dodała: „Ty zresztą też".

184

Spencer miała ochotę zapytać mamę, czemu rodziny

Hastingsów i DiLaurentisów udawały, że się nie znają.

Przypomniała się jej ostatnia wiadomość od A.: „Wydaje ci się,

background image

że to nieprawdopodobne? W takim razie przeszukaj jeszcze raz

archiwum taty... zaczynając od litery J.".

Ręce zaczęły jej drżeć. A jeśli to kolejna pułapka zastawiona

na nią przez A.? Przecież nareszcie odbudowała swoje dobre

relacje z mamą. Po co je znowu psuć, zanim zgromadzi wszystkie

potrzebne informacje?

- Zaraz wrócę - mruknęła Spencer.

- Dobrze, ale przyjdź koniecznie, żebym mogła ci pokazać, co

kupiłam - zaszczebiotała pani Hastings.

Na pierwszym piętrze z łazienki dochodził zapach płynu do

mycia i lawendowego mydła. Spencer otworzyła drzwi do

swojego pokoju i włączyła nowiutkiego Mac-Booka Pro, którego

dopiero co dostała w prezencie od rodziców. Jej stary komputer

zepsuł się w zeszłym tygodniu, a ten pożyczony od Melissy

spłonął w pożarze. Włożyła do stacji CD, na który potajemnie

skopiowała archiwum taty, kiedy próbowała się dowiedzieć, czy

została adoptowana. Komputer zapiszczał, a potem zamruczał.

Za oknem poranne niebo przybrało szarawy odcień. Spencer

widziała czubek dachu spalonego młyna i ruiny domku. Spojrzała

w stronę ulicy. Przed domem Cavanaughów znowu zaparkowały

samochody firm hydraulicznych. Frontowymi drzwiami wyszedł

z ich domu jakiś chudy blondyn w obszarpanym wyblakłym

kombinezonie i zapalił papierosa. W tym samym czasie wyszła

też Jenna Cavanaugh. Hydraulik śledził wzrokiem Jennę, jak

prowadzona przez psa zmierzała do lexusa pani Cavanaugh.

Kiedy chudzielec podrapał się w górną wargę, Spencer zauwa-

żyła, że ma z przodu złoty ząb.

185

Komputer znowu zapiszczał, a Spencer spojrzała na ekran.

Płyta się załadowała. Otworzyła folder zatytułowany „TATA".

Oczywiście znalazła w nim folder o nazwie X, a w nim dwa

dokumenty w Wordzie, bez tytułów.

Krzesło zaskrzypiało, kiedy na nim usiadła. Naprawdę

powinna to otworzyć? Naprawdę powinna się czegoś jeszcze

dowiedzieć?

Na dole w kuchni mama włączyła mikser. W oddali zawyła

syrena. Spencer masowała skronie. A jeśli ten sekret miał jakiś

związek z Ali?

background image

Pokusa była nie do odparcia. Spencer kliknęła w pierwszą

ikonę. Plik otworzył się natychmiast. Spencer nachyliła się do

ekranu. Zaparło jej dech.

Droga Jessico,

przykro mi, że przerwano nam dziś wieczorem w twoim domu.

Mogę dać ci tyle czasu, ile tylko zapragniesz, ale nie mogę się

doczekać, kiedy znowu zostaniemy sam na sam. Ściskam cię

Peter

Spencer zrobiło się niedobrze. Jessica? Dlaczego jej tata pisał

do jakiejś Jessiki, że chce z nią być? Otworzyła drugi dokument,

również list.

Droga Jessico,

jak już mówiłem w czasie naszej rozmowy, mogę pomóc. Pro-

szę, przyjmij to. Całuję

Peter

186

Poniżej znajdował się skan zaświadczenia o dokonanym

przelewie. Spencer zobaczyła długi szereg zer. Była to olbrzymia

suma, o wiele większa niż oszczędności na jej studia. W dolnym

rogu zaświadczenia widniało nazwisko właściciela rachunku.

Przelewu dokonano z konta kredytowego Petera Flastingsa na

konto o nazwie Fundusz na rzecz Odnalezienia Alison

DiLaurentis. Osoba zbierająca datki nazywała się Jessica

DiLaurentis.

Jessica DiLaurentis. Oczywiście. Mama Ali.

Spencer przez chwilę gapiła się na ekran. „Droga Jessico...

Ściskam... Całuję". I takie pieniądze. Fundusz na rzecz

Odnalezienia Alison DiLaurentis. „Droga Jessico, przykro mi, że

przerwano nam dziś wieczorem w twoim domu... nie mogę się

doczekać, kiedy znowu zostaniemy sam na sam". Kliknęła na

dokument prawym przyciskiem myszy, żeby sprawdzić, kiedy

modyfikowano go po raz ostatni. Na ekranie wyświetliła się data:

dwudziesty czerwca, trzy i pół roku wcześniej.

- Co to ma, do cholery, znaczyć? - wyszeptała.

Tego okropnego, dusznego lata wydarzyło się wiele rzeczy, o

których Spencer chciała zapomnieć. Ale wiedziała, że do końca

życia nie zapomni, co się wydarzyło dwudziestego czerwca. Tego

background image

dnia skończyła się siódma klasa. Tej nocy odbyła się całonocna

impreza na zakończenie roku szkolnego.

Tej nocy zginęła Ali.

187

background image

19

PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ PRAWDA WYCHODZI NA JAW

Lucy wetknęła ostatni róg prześcieradła pod materac i stanęła

wyprostowana.

— Gotowa do odjazdu? — zapytała.

— Tak — odparła ze smutkiem Emily.

Był piątkowy poranek, a ona właśnie zbierała się do wyjazdu.

Autobus do Rosewood miał niedługo nadjechać. Lucy

powiedziała, że odprowadzi ją tylko do autostrady, ale nie do

samego dworca autobusowego. Choć amiszom wolno było

podróżować aiitobusami, Emily nie chciała, żeby Lucy się

dowiedziała, że jedzie do Filadelfii, a nie do Ohio, skąd

powiedziała, że pochodzi. Po wysłuchaniu zwierzeń Lucy Emily

nie chciała się przyznać, że tak naprawdę nie jest amiszką.

Zarazem jednak zastanawiała się, czy Lucy już się tego nie

domyśliła i nie pytała o to tylko z grzeczności. Dlatego uznała, że

lepiej w ogóle nie poruszać tego tematu.

188

Emily po raz ostatni spojrzała na dom. Pożegnała się już z

rodzicami Lucy, którzy tysiąc razy pytali ją, czy nie ma ochoty

zostać jeszcze jeden dzień na wesele. Po raz ostatni karmiąc

krowy i konie, zdała sobie sprawę, że będzie za nimi tęsknić.

Podobnie jak za wieloma innymi rzeczami — cichymi nocami,

zapachem świeżo zrobionego sera i posykiwaniami krów. W tej

wspólnocie wszyscy witali ją z uśmiechem, choć była zupełnie

obca. Coś takiego nie zdarzało się w Rosewood.

Gdy Emily i Lucy otworzyły drzwi, przeszyła je fala chłodu.

W powietrzu unosił się zapach świeżego chleba pieczonego na

jutrzejszą uroczystość weselną. Chyba wszystkie rodziny w tej

wspólnocie przygotowywały się na ten ślub. Mężczyźni

szczotkowali konie na procesję. Kobiety dekorowały kwiatami

drzwi domu rodzinnego Mary, a posłuszne dzieci amiszów

sprzątały śmieci na podwórzu i polu.

Lucy zagwizdała cicho i zakołysała rękami. Od ich rozmowy o

Leah chyba jej ulżyło, jakby ktoś zdjął z jej ramion wielki,

wypakowany po brzegi plecak. Za to Emily czuła się

przytłoczona i słaba, jakby nadzieja na to, że Ali żyje, dawała jej

background image

przedtem całą energię.

Minęły kościół, przysadzisty budynek bez charakteru i

jakichkolwiek symboli religijnych. Do słupa przywiązano kilka

koni. Z powodu mrozu z ich nozdrzy buchały kłęby pary.

Cmentarz, otoczony ogrodzeniem z kutego żelaza znajdował się

po drugiej stronie kościoła. Lucy zatrzymała się i zamyśliła.

— Możemy tu na chwilę wstąpić? — Nerwowo zacierała

dłonie w wełnianych rękawiczkach. — Chciałabym odwiedzić

Leah.

189

Emily spojrzała na zegarek. Autobus miała dopiero za

godzinę.

— Jasne.

Brama zaskrzypiała, kiedy Lucy ją otworzyła. Pod ich butami

szeleściły źdźbła suchej, martwej trawy. W rzędach stały

malutkie groby dzieci, nagrobki starców i grobowiec rodziny o

nazwisku Stevenson. Emily zamknęła na chwilę oczy, próbując

skonfrontować się z rzeczywistością. Wszyscy oni nie żyli... tak

jak Ali.

Ali n ie ż yje . Emily chciała sprawić, by ta myśl

wypełniła całe jej ciało. Nie myślała o wszystkich okropnych

aspektach śmierci Ali, o tym, że jej serce zabiło po raz ostatni, jej

płuca po raz ostatni wypełniły się oddechem, a kości zamieniły

się w pył. Zamiast tego myślała o jej fantastycznym życiu

pozagrobowym. Pewnie spędzała je na pięknych plażach przy

idealnej, bezchmurnej pogodzie i jadła tylko koktajl krewetkowy

i ciasto truskawkowe z kremem - jej ulubione potrawy. Wszyscy

faceci się w niej podkochiwali, a wszystkie kobiety chciały być

takie jak ona. Nawet księżna Diana i Audrey Hepburn. Nadal była

fantastyczną Alison DiLaurentis, niepodzielnie władającą w raju,

tak jak na ziemi.

- Będę za tobą tęskniła, Ali - wyszeptała prawie bezgłośnie

Emily, a wiatr uniósł jej słowa.

Wzięła kilka głębokich oddechów, czekając, czy poczuje się

inaczej, jakby się oczyściła. Jednak w sercu nadal czuła

dojmującą pustkę, a głowa nie przestawała jej boleć. Miała

wrażenie, jakby wyrwano jakąś ważną część jej ciała. Otworzyła

oczy i zobaczyła, że stojąca kilka grobów dalej Lucy patrzy na

background image

nią.

190

— Wszystko w porządku?

Emily z trudem pokiwała głową, omijając kilka prze-

krzywionych płyt nagrobnych, spod których wystawały kępy

chwastów i suche badyle.

— To grób Leah?

— Tak — odparła Lucy, przesuwając palcami po krawędzi

kamienia nagrobnego.

Emily podeszła i spojrzała w dół. Nagrobek Leah zrobiono z

szarego marmuru. Napis wykonano prostymi literami. Leah

Zook. Emily spojrzała na datę na kamieniu. Leah umarła

dziewiętnastego czerwca, prawie cztery lata wcześniej. Co za

zb ie g o ko l ic zn o ś ci. Ali zaginęła następnego dnia,

dwudziestego czerwca.

Emily zauważyła ośmioramienną gwiazdę nad nazwiskiem

Leah. W jej głowie zapaliła się czerwona lampka. Gdzieś już

widziała ten symbol.

— Co to oznacza? — pokazała na gwiazdkę. Lucy

spochmurniała.

— Rodzice nalegali, żeby umieścić to na jej grobie. To symbol

naszej wspólnoty. Ale ja nie chciałam. Przypomina mi o n i m.

Na jednym z grobów wylądował kruk, bijąc skrzydłami

powietrze. Wiatr wiał coraz mocniej, aż skrzypiały zawiasy

bramy cmentarnej.

— Kogo masz na myśli? — zapytała Emily.

Lucy spojrzała w dal, na poskręcane drzewo stojące samotnie

pośrodku pola.

— Chłopaka Leah.

— Tego, z którym się tak kłóciła? — wyjąkała Emily. Kruk

poderwał się do lotu. — Tego, którego tak nie lubiłaś?

191

Lucy pokiwała głową.

— Kiedy wyjechał w czasie

rumspringa,

wytatuował to sobie

na ręce.

Emily wpatrywała się w nagrobek, a w jej głowie krążyła

jedna, przerażająca myśl. Jeszcze raz spojrzała na nagrobek Leah.

background image

Dzi e wi ętn ast y c ze r wca. Następnego dnia tego samego roku

zaginęła Ali.

W jednej chwili z mroków jej pamięci wyłonił się obraz jasny

i wyraźny. Zobaczyła mężczyznę siedzącego w sali szpitalnej z

rękawami podwiniętymi do łokci. Nad jego głową paliło się jasne

światło, od którego biło gorąco. Po wewnętrznej stronie

nadgarstka miał wytatuowaną czarną ośmioramienną gwiazdę. A

więc o to c h od z i ł o. A więc nie bez przyczyny Emily została

przysłana do Lancaster przez A. Bo ktoś już tu przed nią był.

Ktoś, kogo zna ła.

Podniosła wzrok i położyła dłonie na ramionach Lucy.

— Jak się nazywał chłopak twojej siostry? - zapytała bez

ogródek.

Lucy wzięła głęboki wdech, jakby zbierała się na odwagę,

żeby wypowiedzieć imię, które przez długi czas nie mogło

przejść jej przez usta.

— Darren Wilden.

192

background image

20

A JEDNAK TO POLE MINOWE

Hanna stała przed lustrem w łazience, nakładając jeszcze

jedną warstwę błyszczyku do ust i czesząc swoje kasztanowe

włosy okrągłą szczotką. Po chwili obok niej przemknęła Iris,

rzucając jej uśmiech.

— Hej, suko — przywitała się.

— Siema — odparła Hanna.

Właśnie tak się witały każdego ranka. W nocy prawie nie

zmrużyły oka, bo pisały listy miłosne do Mike'a i Olivera,

chłopaka Iris z jej rodzinnego miasta. Potem krytykowały zdjęcia

gwiazd w czasopiśmie „People". Mimo nieprzespanej nocy wcale

nie wyglądały źle. Jak zwykle jasne włosy Iris łagodnymi falami

opadały jej na plecy. Rzęsy Hanny zrobiły się niebotycznie długie

dzięki tuszowi od Diora, który znalazła w przepastnej

kosmetyczce Iris. Był piątek, dzień terapii grupowej, nie miały

zamiaru wyglądać jak jakieś żałosne kocmołuchy.

193

Kiedy wyszły z pokoju, Tara, Ruby i Alexis już na nie czekały,

gotowe rozpocząć przeszpiegi.

— Hej, Hanno, możemy chwilę pogadać? - zaskomlała Tara.

Iris odwróciła się gwałtownie.

— Ona nie ma ochoty.

— A nie potrafi mówić za siebie? - zapytała Tara. - Jej też

zrobiłaś pranie mózgu?

Dotarły do kanapy stojącej pod oknem, z którego roztaczał się

widok na ogród za ośrodkiem. Na parapecie leżało kilka

opakowań chusteczek z różowym nadrukiem. Najwidoczniej

było to ulubione miejsce dziewczyn chcących sobie popłakać.

Hanna obrzuciła pogardliwym spojrzeniem Tarę, która po prostu

pałała zazdrością i czuła się odrzucona, dlatego pewnie chciała

skłócić Hannę z Iris. Ale Hanna nie wierzyła ani jednemu słowu

Tary. Musiałaby upaść na głowę.

— Właśnie próbujemy porozmawiać w cztery oczy —

warknęła Hanna. - Bez udziału świrów.

— Nie pozbędziesz się nas tak łatwo — rzuciła Tara. — Dziś

mamy terapię grupową.

background image

Stanęły przed wielkimi dębowymi drzwiami prowadzącymi

do sali terapii. Hanna przewróciła oczami i się odwróciła.

Niestety, Tara się nie myliła. Tego ranka wszystkie dziewczyny z

jej piętra miały terapię grupową.

Hanna nie miała pojęcia, po co urządza się te zbiorowe seanse.

Była skłonna uwierzyć, że rozmowy w cztery oczy z terapeutą

mogą odnieść jakiś pozytywny skutek. Dzień wcześniej znowu

odbyła sesję ze swoją lekarką prowadzącą, doktor Foster.

Rozmawiały o zabiegach pielęgnacyjnych oferowanych w

tutejszym spa, o tym, jak Hanna zaczęła

194

chodzić z Mikiem tuż przed przyjazdem tutaj, a także o za-

letach jej przyjaźni z Iris, z którą błyskawicznie znalazła wspólny

język. Ani razu nie wspomniała o Monie i A. Nie miała zamiaru

zdradzać tej tajemnicy Tarze i jej bandzie wściekłych trolli.

Iris spojrzała na nią i zauważyła nietęgą minę Hanny.

— Terapia grupowa nie boli — pocieszyła ją. — Po prostu

siedź cicho i wzruszaj ramionami. Albo powiedz, że masz okres i

nie chce ci się gadać.

Terapię prowadziła doktor Roderick, czy raczej doktor Felicia,

bo tak kazała się nazywać pacjentom. Była zadbaną, radosną i

pełną energii osobą. Teraz wystawiła głowę na korytarz i

uśmiechnęła się od ucha do ucha.

— Wejdźcie, zapraszam! — powiedziała śpiewnym głosem.

Dziewczyny weszły do środka. Na środku sali ustawiono

wkoło wygodne skórzane fotele i kanapy. W rogu szemrała mała

fontanna, a na mahoniowym stole stały rzędami butelki z wodą

mineralną i innymi napojami. Na stolikach leżały pudełka z

chusteczkami, a w rogu stał wielki kosz z rurami z pianki,

którymi Hanna, Ali i pozostałe dziewczyny bawiły się kiedyś w

basenie Spencer. Na półkach w rogu leżały też bębny bonga,

drewniane flety i tamburyny. Miały zacząć grać w zespole?

Kiedy wszystkie zajęły miejsca, doktor Felicia zamknęła

drzwi i usiadła.

— Zaczynamy — oznajmiła i otworzyła olbrzymi terminarz

oprawny w skórę. — Dziś opowiemy sobie, jak spędziłyśmy

zeszły tydzień, a potem zagramy w pole minowe.

Rozległy się pojękiwania i narzekania. Hanna spojrzała na

background image

Iris.

— Co to jest?

195

— To gra ćwicząca zaufanie — wyjaśniła Iris, przewracając

oczami. — Doktor Felicia rozrzuca po całej sali różne przedmioty

symbolizujące bomby i miny. Jedna osoba ma zawiązane oczy, a

jej partnerka prowadzi ją tak, żeby nie nadepnęła na minę.

Hanna się skrzywiła. To za to jej ojciec płacił tysiąc dolarów

dziennie?

Doktor Felicia klasnęła w dłonie, żeby skupić na sobie uwagę

wszystkich.

— No dobrze, porozmawiajmy o tym, jak sobie radzicie. Kto

zaczyna?

Zapadła cisza. Hanna podrapała się w udo, zastanawiając się,

czy uda się jej dziś zapisać na francuski manicure albo

przynajmniej na zabieg z gorącego oleju na włosy. Szczupła,

ciemnowłosa dziewczyna o imieniu Paige, siedząca naprzeciwko,

zaczęła obgryzać paznokcie.

Doktor Felicia położyła dłonie na kolanach i westchnęła

zniecierpliwiona. Jej wzrok spoczął na Hannie.

— Hanno! - zaszczebiotała. — Witamy w grupie. Hanna

dopiero co do nas dołączyła. Spróbujmy sprawić, żeby poczuła

się bezpieczna i akceptowana.

Hanna podkurczyła palce stóp w swoich botkach od Proenzy

Schouler.

— Dzięki — wymamrotała pod nosem.

W uszach słyszała tylko szum fontanny. Zachciało się jej siku.

— Podoba ci się tutaj?

Doktor Felicia mówiła tak, jakby pilnie ćwiczyła intonację.

Należała do tych osób, które uśmiechają się, ale nigdy nie

mrugają oczami. Wyglądała jak ześwirowana cheerleaderka,

która najadła się psychotropów.

196

— Jest super — odparła Hanna. — Jak na razie świetnie się

bawię.

Lekarka zmarszczyła czoło.

— No tak, cieszę się, że dobrze się bawisz, ale czy chciałabyś

background image

o czymś porozmawiać z całą grupą?

— Nie — odparła Hanna takim tonem, żeby uciąć dalszą

rozmowę.

Doktor Felicia wydęła usta z zawiedzioną miną.

— Mieszkam w jednym pokoju z Hanną i wydaje mi się, że

wszystko u niej w porządku — wtrąciła się Iris. — Rozmawiamy

bez przerwy. Na pewno pobyt tutaj dobrze jej zrobi. To znaczy,

przynajmniej nie wyrywa sobie włosów z głowy jak Ruby.

Jak na sygnał wszyscy popatrzyli na Ruby, która faktycznie

owinęła wokół palca kosmyk włosów i pociągała go lekko.

Hanna posłała pełen wdzięczności uśmiech Iris, która tak

sprytnie odwróciła od niej uwagę.

Doktor Felicia zadała Ruby kilka pytań, a potem wróciła do

Hanny.

— Hanno, a może opowiesz nam, czemu się tu znalazłaś?

Przekonasz się, że szczera rozmowa może zdziałać cuda.

Hanna lekko stukała w podłogę obcasem. Może jeśli będzie

siedzieć w milczeniu przez dłuższą chwilę, Felicia znajdzie sobie

jakąś inną ofiarę. Nagle na drugim końcu sali rozległ się czyjś

głos.

— Hanna ma standardowe problemy — odezwała się Tara

wysokim, pełnym jadu głosem. — Ma bulimię, jak każda idealna

dziewczyna. Tatuś jej już nie kocha, ale ona próbuje o tym nie

myśleć. Aha, przyjaźniła się kiedyś ze straszną suką. Bla, bla, bla,

nie warto o tym nawet rozmawiać.

197

Tara z satysfakcją rozparła się w fotelu, założyła ręce na piersi

i posłała Hannie spojrzenie, które mówiło: „Sama się o to

prosiłaś".

Iris prychnęła z pogardą.

— No to się popisałaś, Taro. Podsłuchiwałaś nas. Twoje uszy

właśnie do tego się nadają. Twoje małe, paskudne, szczurze

uszka.

— Spokój — uciszyła je doktor Felicia.

Hanna nie miała zamiaru dać Tarze satysfakcji, ale kiedy

przeanalizowała to, co właśnie usłyszała z jej ust, cała krew

odpłynęła jej z twarzy. To, co powiedziała Tara, wydało się jej

nagle bardzo, bardzo podejrzane.

background image

— Skąd wiesz o mojej przyjaciółce? — wyjąkała. Oczyma

wyobraźni zobaczyła twarz Mony, kiedy z gniewnym wzrokiem

zapala silnik swojego SUV.

Tara zamrugała zbita z tropu.

— To oczywiste — wtrąciła się Iris lodowatym głosem. —

Spędziła całą noc z uchem przyciśniętym do naszych drzwi.

Serce Hanny biło coraz szybciej. Samochód do odśnieżania

ulic zaryczał na zewnątrz. Dźwięk pługa drapiącego o chodnik

wywołał u niej dreszcze. Spojrzała na Iris.

— Nigdy nie opowiadałam o tej suce, z którą się kiedyś

przyjaźniłam. Przypominasz sobie, żebym o niej kiedyś

wspominała?

Iris podrapała się po podbródku.

— No chyba nie. Ale byłam zmęczona, więc może już spałam.

Hanna położyła dłoń na czole. Co tu się, do cholery, dzieje?

Zeszłej nocy wzięła przed snem dodatkową dawkę valium. Może

nieświadomie wypaplała coś na temat Mony? Jej umysł zamienił

się w długi, ciemny tunel.

198

— Może nie chciałaś wspominać o tej przyjaciółce, Hanno. —

Doktor Felicia wstała i podeszła do okna. - Ale czasem nasze

ciała i umysły i tak dają znać o naszych problemach.

Hanna spojrzała na nią z nienawiścią.

— Nie zdarza mi się, że paplam bez zastanowienia. Nie mam

syndromu Tourette'a. Nie jestem debilką.

— Niepotrzebnie się unosisz — uspokajała ją doktor Felicia.

— Nie unoszę się! — wrzeszczała Hanna, a jej głos niósł się

echem po ścianach.

Felicia się wycofała. Jej oczy zrobiły się okrągłe. Wśród

wszystkich obecnych czuło się napięcie. Megan zakaszlała, ale

zasłaniając usta, szepnęła:

— Świr.

Hanna czuła igiełki na całej skórze. Doktor Felicia wróciła na

swoje miejsce i przekartkowała notes.

— Idźmy dalej. - Przewróciła kolejną stronę. — Hm... Gina.

Rozmawiałaś w tym tygodniu z mamą? Jak wam poszło?

Ale kiedy doktor Felicia przepytywała pozostałe dziewczyny,

background image

umysł Hanny wcale nie chciał się uspokoić. Czuła się tak, jakby

w mózg wbiła się jej mała drzazga, której nie potrafiła usunąć.

Kiedy zamknęła oczy, znowu znalazła się na parkingu przed

szkołą, a z przeciwka jechał wprost na nią samochód Mony.

„Nie!", krzyknęła do samej siebie. Nie mogła znowu tego zrobić,

nie tutaj, już nigdy. Zmusiła się do otworzenia oczu. Piankowe

rury w koszu wiły się, a ich kolory się rozmazywały. Twarze

dziewczyn odkształcały się i rozciągały, niczym odbicia w

krzywym zwierciadle. Hanna nie mogła już tego dłużej

wytrzymać. Pokazała palcem na Tarę.

199

— Masz mi powiedzieć, skąd wiesz o Monie. Zapadła cisza.

Tara zmarszczyła brwi.

— Słucham?

— Dowiedziałaś się o tym od A.? — zapytała Hanna. Tara

powoli pokręciła głową.

— Od jakiego A.?

Doktor Felicia wstała, podeszła do Hanny i położyła jej dłoń

na ramieniu.

— Chyba masz zły dzień, kochanie. Może powinnaś wrócić do

pokoju i trochę odpocząć.

Hanna ani drgnęła. Tara przez chwilę patrzyła jej prosto w

oczy, ale po chwili spojrzała na sufit i wzruszyła ramionami.

— Nie mam pojęcia, kim jest Mona. Myślałam, że przy-

jaźniłaś się z zołzą o imieniu Alison.

Hanna poczuła, jak zaciska się jej gardło. Nie miała siły, żeby

się poruszyć. Za to Iris nagle się ożywiła.

— Alison? Czy to ta dziewczyna, do której należał ten

kawałek sztandaru? Dlaczego już się nie przyjaźnicie?

Hanna ledwie rozumiała słowa Iris. Patrzyła na Tarę.

— Skąd wiesz o Alison? — wyszeptała.

Tara z obrażoną miną sięgnęła do swojej paskudnej płóciennej

torby.

— Stąd. — Rzuciła przez całą salę egzemplarz „People". Tego

numeru Hanna nigdy nie czytała. Zatrzymał się tuż przy jej

krześle. — Chciałam z tobą o tym pogadać przed terapią. Ale

okazało się, że nie jestem dość fajna.

Hanna podniosła czasopismo z podłogi i otworzyła na

background image

zaznaczonej stronie. Od razu zauważyła wielki napis: „TY-

DZIEŃ SEKRETÓW I KŁAMSTW". A pod nim zdjęcie Hanny,

Spencer, Arii i Emily uciekających z pożaru.

200

Pod zdjęciem widniał podpis: „Kłamczuchy". Wszystkie jej

przyjaciółki wymieniono z imienia i nazwiska.

— O Boże — wyszeptała Hanna.

W prawym dolnym rogu strony zamieszczony był ob-

ramowany wykres. „CZY KŁAMCZUCHY ZABIŁY ALISON

DILAURENTIS?" Na Times Square zadano to pytanie stu

osobom. Prawie dziewięćdziesiąt dwa procent odpowiedziało

„tak".

— A tak przy okazji, fajna ksywa — dodała Tara, zakładając

nogę na nogę. — Kłamczuchy. Słodkie.

Dziewczyny otoczyły Hannę wianuszkiem. Każda chciała

przeczytać artykuł. Hanna nie miała siły, żeby protestować. Ruby

westchnęła. Dziewczyna o imieniu Julie cmoknęła. A Iris, no cóż,

wyglądała na przerażoną i zdegustowaną. W jednej chwili

wszyscy zmienili zdanie na temat Hanny. Od teraz miała już być

„tą dziewczyną", wariatką, która cztery lata temu zabiła swoją

najlepszą przyjaciółkę.

Doktor Felicia wyrwała Hannie czasopismo z rąk.

— Skąd to wzięłaś? — spojrzała karcąco na Tarę. - Wiesz, że

nie pozwalamy tu czytać czasopism.

Tara skuliła się na krześle. Teraz, kiedy wpadła w tarapaty,

straciła cały rezon.

— Iris zawsze się chwali, że dostaje najnowszy numer —

wymamrotała, odrywając nerwowo etykietkę z butelki wody

mineralnej. — Chciałam sobie poczytać.

Iris zerwała się na równe nogi, prawie przewracając stojącą

obok chromowaną lampę. Podeszła do Tary.

— Trzymałam to u siebie w pokoju, suko! Jeszcze nawet nie

przeczytałam! Myszkowałaś w moich rzeczach!

— Iris. — Doktor Felicia klasnęła, próbując przywrócić

porządek. Przez szybę w drzwiach zajrzała do sali

201

pielęgniarka, sprawdzając, czy już powinna ruszyć na ratunek

background image

doktor Felicii. — Iris, przecież wiesz, że twój pokój jest

zamykany na klucz. Żaden pacjent nie może wejść do środka.

— Nie znalazłam tego w jej pokoju! — krzyczała Tara.

Pokazała palcem na korytarz. — To leżało na kanapie w lobby.

— Niemożliwe! — darła się Iris. Obróciła się i spojrzała

znowu w twarz doktor Felicii. Patrzyła to na czasopismo w ręku

lekarki, to na struchlałą Flannę. — A t y. Udawałaś taką luzarę,

Hanno. A okazuje się, że masz w głowie taki sam burdel, jak

wszyscy inni tutaj.

— Kłamczucha — rzuciła jedna z dziewczyn oskarżyciel

-skim tonem.

Hanna nie mogła oddychać. Teraz oczy wszystkich spoczęły

na niej. Miała ochotę wstać i wybiec z sali, ale czuła się tak, jakby

jej tyłek przybito do krzesła gwoźdźmi.

— Nie kłamię — broniła się.

Iris prychnęła z pogardą, mierząc Hannę wzrokiem od stóp do

głów, jakby Hannę nagle obsypała jakaś zakaźna wysypka.

— Akurat.

— Dziewczęta, przestańcie! — Doktor Felicia pociągnęła Iris

za rękaw. — Iris i Tara! Złamałyście zasady i obie napytałyście

sobie biedy.

Włożyła „People" do tylnej kieszeni spodni, gestem kazała

Tarze wstać, wzięła Iris za rękę i wyprowadziła obie dziewczyny

na korytarz. Nim wyszły, Tara odwróciła się i posłała Hannie

złośliwy uśmieszek.

— Iris — powiedziała Hanna błagalnym tonem. — To nie tak,

jak myślisz.

202

Iris odwróciła się do niej, stojąc w progu. Patrzyła na Hannę

pustymi oczami, jakby zobaczyła ją po raz pierwszy w życiu.

- Wybacz, nie gadam z wariatami.

Odwróciła się na pięcie i ruszyła w głąb korytarza za Felicią,

zostawiając Hannę samą.

203

background image

21

PRAWDA BOLI

Na dworcu autobusowym w Lancaster kierowca już uru-

chamiał silnik autobusu. Tablica nad przednią szybą infor-

mowała, że ostatni przystanek to Filadelfia. Emily z ociąganiem

weszła do środka, wdychając zapach nowej tapicerki i drażniącą

nos woń płynu do czyszczenia toalet. Choć spędziła z Lucy i jej

rodziną ledwie kilka dni, autobus wydawał się jej niepokojąco

nowoczesny, wręcz monstrualny.

Kiedy Lucy wyjawiła jej nazwisko dawnego chłopaka siostry,

Emily zamilkła na dobre. Lucy kilka razy pytała ją, czy coś się

stało, ale Emily odpowiadała, że wszystko w porządku i że jest

tylko trochę zmęczona. Bo niby co miała powiedzieć? „Znam

dawnego chłopaka twojej siostry. Przypuszczam, że zabił Leah.

A potem najprawdopodobniej wrzucił jej ciało do dołu na

podwórzu pewnego domu w moim mieście".

Jej umysł pracował na pełnych obrotach, wydobywając z

pamięci wszystkie wspomnienia o tamtych okropnych

204

chwilach. Następnego dnia po zniknięciu Ali, po rozmowie z

panią DiLaurentis, Emily i jej przyjaciółki rozeszły się do

domów. Emily minęła dół, w którym później odnaleziono zwłoki.

Pamiętała, że tamtego dnia robotnicy wylewali beton do tego

dołu. Ich samochody stały zaparkowane na chodniku przed

domem DiLaurentisów. Na samym końcu stał jeden, któremu

przyglądała się przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, gdzie go

już widziała. Ten stary czarny sedan przypominał jej auta z

filmów z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Ten sam

samochód zatrzymał się z piskiem opon przed szkołą w dniu,

kiedy Ali chwaliła się wszystkim, że zamierza odnaleźć kawałek

sztandaru podczas gry w kapsułę czasu. Po kłótni z łanem Jason

DiLaurentis otworzył drzwi po stronie pasażera i wsiadł do środ-

ka. To samo auto widziała przed domem DiLaurentisów, kiedy

próbowały wykraść Ali jej trofeum. A teraz przypomniała sobie,

że stało tam również tego dnia, gdy robotnicy zalali betonem

fundamenty pod altanę, w których trzy lata później znaleziono

ciało. Ten samochód należał do Darrena Wildena.

background image

Po kilku minutach autobus ruszył. Błotniste pola Lancaster

znikały za plecami Emily. W środku siedziało tylko czterech

pasażerów, Emily nie miała zatem żadnego towarzysza podróży.

Pod fotelem zauważyła gniazdko, więc wyciągnęła telefon,

podłączyła go do prądu i uruchomiła. Zielony ekran zamigotał.

Emily musiała coś zrobić z informacją, którą zdobyła w

Lancaster. Tylko co? Gdyby zadzwoniła do Spencer, Hanny czy

Arii, pewnie zrobiłyby jej awanturę, że nadal wierzy, że Ali żyje.

Na pewno dostałoby się jej i za to, że

205

w ogóle wykonała polecenie A. i pojechała do osady amiszów.

Nie mogła też zadzwonić do rodziców, bo oni przecież myśleli,

że jest w Bostonie. Tym bardziej nie mogła zadzwonić na policję,

w obawie przed Wildenem.

Nie chciało się jej wierzyć, że Wilden naprawdę był kiedyś

amiszem. Emily niewiele wiedziała o jego życiu. Najpierw w

liceum był wiecznym buntownikiem bez powodu, a potem

zmienił się diametralnie i został policjantem. Pewnie bez

większego wysiłku można było ustalić, kiedy Wilden opuścił

swoją wspólnotę i zaczął się uczyć w Rosewood Day. Kiedy

odwiedził Spencer w szpitalu, wspominał

0 wujku, u którego mieszkał w liceum. Lucy twierdziła, że

przekonał Leali, jej siostrę, żeby również opuściła swoją osadę.

Może kiedy odmówiła, on się wściekł... i wymyślił, jak pozbyć

się jej na zawsze.

Być może kiedy zaprzyjaźnił się z Jasonem, Ali opowiedziała

mu o swoich marzeniach, żeby uciec z Rosewood.

I może nawet Wilden obiecał Ali, że pomoże jej uciec na

zawsze. A w noc jej zaginięcia po prostu umożliwił jej wyjazd z

Rosewood. Do dołu przy domu DiLaurentisów wrzucił ciało,

pozorując zabójstwo Ali. Tylko że zwłoki nie należały do niej,

lecz do dziewczyny, która złamała mu serce.

To okropne, ale wszystkie elementy układanki zaczęły do

siebie pasować. To by wyjaśniało, czemu nigdy nie odnaleziono

Leah. Wyjaśniałoby także to, dlaczego Ali pojawiła się nagle w

lesie w sobotnią noc, a Wilden przekonał całą policję w

Rosewood, że nie ma takiej możliwości, by Ali nadal żyła. Gdyby

śledczy zdali sobie sprawę, że to nie jej ciało znaleźli w dole przy

background image

domu, musieliby ustalić, d o ko go n al e ż ał o . To dlatego

Wilden nie wierzył w istnienie nowego A. i nie kupował

historyjki o tym, że łan

206

odkrył, co tak naprawdę stało się tamtej nocy. A więc rze-

czywiście i stn i ał sekret, dokładnie tak, jak twierdził A. Tylko

że nie dotyczył śmierci Ali. Dotyczył tego, kogo zabito za mi a st

Ali.

Emily spojrzała na graffiti namalowane na karoserii autobusu

tuż pod oknem. „MIMI KOCHA CHRISTOPHERA. TINA MA

GRUBY TYŁEK". Obok narysowano dwa wielkie, tłuste

pośladki. A więc Ali żyła, dokładnie tak jak od zawsze

podejrzewała Emily. Ale gdzie się podziewała przez cały ten

czas? To przecież mało prawdopodobne, żeby siódmoklasistka

mogła przeżyć samotnie przez tyle czasu. A może znała kogoś,

kto się mą zaopiekował? Dlaczego me skontaktowała się z Emily

i nie powiedziała, że wszystko w porządku? Może n i e c h c i a ł a

się z nikim kontaktować. Może zdecydowała, że zapomni o

całym swoim życiu w Rosewood, nawet o swoich czterech

najlepszych przyjaciółkach.

Telefon Emily zapikał, sygnalizując, że nadeszły trzy nowe

wiadomości. Otworzyła skrzynkę odbiorczą. Dwa SMS-y,

zatytułowane „Ankieta w People", przyszły od je] Siostry

Carolme. Jeden przysłała Aria. Nosił tytuł „Musimy pogadać".

Kobieta siedząca z przodu autobusu zakaszlała. Właśnie mijali

jakąś farmę i wszędzie rozchodził się zapach nawozu. Emily

przesuwała kursorem z jednej wiadomości na drugą, me mogąc

się zdecydować, którą przeczytać najpierw. Nagle telefon

odezwał się po raz kolejny, choć tym razem wiadomość przyszła

od nieznanego nadawcy. Puls Emily przyspieszył. To pewnie od

A. I po raz pierwszy w życiu Emily me mogła się doczekać, co A.

ma do powiedzenia. Natychmiast otworzyła SMS-a.

207

Wiadomość zawierała zdjęcie przedstawiające jakieś papiery

ułożone w wachlarz na stole. Dokument na samym wierzchu miał

tytuł: „ZNIKNIĘCIE ALISON DILAU RENTIS:

ARCHIWUM". Kolejny zatytułowano: „PRZESŁUCHANIE,

background image

JESSICA DILAURENTIS, 21 CZERWCA, GODZ. 10.30". Na

następnym widniał emblemat miejsca o nazwie Zacisze

Addison-Stevens oraz nazwisko DiLau-rentis. Na każdym

dokumencie umieszczono czerwoną pieczątkę: „MATERIAŁ

DOWODOWY. WŁASNOŚĆ DEPARTAMENTU POLICJII W

ROSEWOOD".

Emily westchnęła.

Wtedy zauważyła tytuł dokumentu umieszczonego na samym

spodzie wachlarza. Zmrużyła oczy tak mocno, że aż ją zabolały.

„RAPORT Z BADANIA DNA". Ale Emily nie potrafiła

odczytać wyników.

— Nie — szepnęła Emily, czując, że zaraz wybuchnie.

Kiedy autobus nagle podskoczył na jakimś wyboju, zauważyła

wiadomość przysłaną razem ze zdjęciem.

Chcesz to zobaczyć na wfasne oczy? Archiwum policji w

Rosewood mieści się na tyłach komisariatu. Zostawię

otwarte drzwi.

A.

208

background image

22

ALI POWRACA... TAK JAKBY

W piątek po szkole Noel przyjechał po Arię do domu Byrona.

Kiedy wsiadła do jego samochodu, nachylił się do niej i cmoknął

ją w policzek. Choć z nerwów czuła się tak, jakby miała kamień

w żołądku, po jej plecach przebiegł dreszcz.

Jechali krętymi drogami, mijając kolejne osiedla domków

jednorodzinnych, stare farmy i miejski plac zabaw z parkingiem,

na którym nadal leżało kilka starych, wyrzuconych, świątecznych

choinek. Choć żadne nie odezwało się ani słowem, cisza wcale

nie była krępująca, wręcz dawała wytchnienie. Aria była

wdzięczna, że nie musi prowadzić na siłę grzecznościowej

konwersacji o niczym.

Kiedy wjechali na ulicę, przy której niegdyś mieszkała Ali,

telefon Arii zadzwonił. Na ekranie wyświetlił się napis: „Numer

nieznany". Aria odebrała.

- Panna Montgomery? - zaszczebiotał kobiecy głos. -Tu

Bethany Richards z „Us Weekly"!

209

Przykro mi, nie jestem zainteresowana - odparła natychmiast

Aria, przeklinając w duchu siebie samą za to, że w ogóle

odebrała.

Już miała się rozłączyć, gdy usłyszała, jak dziennikarka mówi:

- Chciałam tylko zapytać, czy zechce pani skomentować

artykuł w „People"?

- Jaki artykuł? - warknęła Aria. Noel spojrzał na nią z troską.

- Ten z wynikami ankiety, wedle której dziewięćdziesiąt dwa

procent respondentów twierdzi, że to pani i pani przyjaciółki

zabiłyście Alison DiLaurentis! - Głos dziennikarki był

podejrzanie radosny.

-Co tak ie go !? - krzyknęła Aria. - To nieprawda!

Natychmiast się rozłączyła i wrzuciła telefon do torby. Noel

patrzył na nią z coraz większym niepokojem.

- W „People" ktoś napisał, że t o my zabiłyśmy Ali

-wyszeptała.

Noel zmarszczył brwi.

— Jezu.

background image

Aria przycisnęła czoło do okna, wpatrując się tępo w zieloną

tablicę przed arboretum w Hollis. Jak to możliwe, że ludzie

wierzyli w takie brednie? Tylko dlatego że nadano dZ1ewczynom

to głupie przezwisko? Bo nie chciały odpowiadać na wścibskie,

niegrzeczne pytania dziennikarzy?

Zatrzymali się w ślepej uliczce, przy której stał dom

DiLaurentisów. Nawet przy zamkniętych oknach w samochodzie

czuć było zapach spalonego drewna dochodzący od strony lasu.

Poskręcane czarne drzewa przypominały

210

okaleczone kończyny, a młyn Hastingsów zamienił się w szarą

kupkę popiołu. Ale najbardziej ucierpiał domek przy posiadłości

Hastingsów. Połowa się rozpadła, a ze ścian zostało tylko kilka

poczerniałych desek walających się wokół na ziemi. Balustrada

na ganku, niegdyś pomalowana na kremowo, teraz przybrała

brudnordzawą barwę i trzymała się tylko na jednym zawiasie.

Kołysała się lekko, jakby huśtał się na niej jakiś leniwy duch.

Noel rozglądał się po okolicy z niedowierzaniem.

— Przypomina mi to dom Usherów.

Aria spojrzała na niego z ogromnym zdumieniem. Noel

wzruszył ramionami.

— No wiesz. Chodzi mi o to opowiadanie Poego, w którym

ten szaleniec zakopuje swoją siostrę w starym, zrujnowanym,

strasznym domu. Przez chwilę dręczą go wyrzuty sumienia i

wpada w jeszcze większy obłęd, bo okazuje się, że ona tak

naprawdę nie umarła.

— Nie wierzę, że to czytałeś — powiedziała Aria z podziwem

w głosie.

Noel zrobił urażoną minę.

— Chodzę z tobą na rozszerzone zajęcia z literatury,

zapomniałaś? Od czasu do czasu co ś c z yt a m.

— Nie o to mi chodziło — odparła natychmiast Aria, za-

stanawiając się, czy przypadkiem tego właśnie nie miała na

myśli.

Zaparkowali przed domem DiLaurentisów i wysiedli. Nowi

właściciele, państwo St. Germain, wrócili już tutaj, kiedy ucichła

cała medialna wrzawa wokół znalezionych zwłok Ali. Aria z ulgą

stwierdziła, że teraz nie ma ich w domu. Nie zauważyła też

background image

żadnej furgonetki z logo stacji

211

telewizyjnej. Przed skrzynką na listy przy swoim domu stała

Spencer z plikiem listów w ręce. Dokładnie w tej samej chwili

zobaczyła Arię. Patrzyła to na Arię, to na Noela, wyraźnie

zdezorientowana.

- Co tu robicie? — zapytała.

- Hej - Aria podeszła do niej, przechodząc ponad niskim

żywopłotem. Miała nerwy napięte jak struna. - Słyszałaś już, że

podobno ludzie myślą, że to my zabiłyśmy Ali?

Spencer się skrzywiła. -Tak.

- Potrzebujemy konkretnych odpowiedzi na nasze pytania -

Aria wskazała dłonią na podwórze przy dawnym domu Ali i dół

nadal okolony niedbale żółtą policyjną taśmą. - Wiem, że dla

ciebie ta historia z duchem Ali to jakaś ścierna, ale znaleźliśmy

medium, które weźmie udział w seansie na miejscu jej śmierci.

Chcesz iść z nami?

Spencer cofnęła się o krok. -Nie!

- A co, jeśli faktycznie skontaktuje się z Ali? Nie chcesz się

dowiedzieć, co naprawdę się wydarzyło?

Spencer nerwowo układała koperty, tak by wszystkie leżały

wierzchem do góry.

- Aria, to jedna wielka ścierna. I me powinnaś się kręcić koło

tego dołu. Dziennikarze pożrą cię żywcem!

Silny podmuch wiatru uderzył Arię w twarz. Otuliła się

szczelniej płaszczem.

- Nie zrobimy nic złego. Po prostu będziemy tam s t a ć.

Spencer z całej siły zatrzasnęła drzwiczki od skrzynki

na listy i się odwróciła.

- No cóż, na mnie nie liczcie.

212

- Świetnie - obruszyła się Aria i też odwróciła się na pięcie.

Kiedy szybkim krokiem wracała do Noela, spojrzała przez

ramię. Spencer nadal stała przy skrzynce na listy smutna i

rozdarta. Aria modliła się w duchu, żeby Spencer tym razem

odstąpiła od swoich żelaznych zasad i uwierzyła w coś, czego nie

da się racjonalnie uzasadnić. Przecież chodziło o Ali. Jednak po

background image

chwili Spencer uniosła dumnie głowę i ruszyła do domu.

Noel czekał przy kapliczce upamiętniającej Ali, ustawionej na

chodniku. Jak zwykle stało w niej mnóstwo kwiatów i świec, a

wokół przypięto liściki z napisami: „Tęsknimy" i „Spoczywaj w

pokoju".

- Idziemy tam? - zapytał.

Aria bez słowa pokiwała głową, zasłaniając nos wełnianym

szalikiem. Zapach kopcących świec drażnił jej oczy. W milczeniu

przeszli przez oszronione podwórko na tyły domu Ali. Choć

minęła dopiero czwarta, niebo powoli ciemniało. Gęsta mgła,

zjawisko nieczęste o tej porze roku, spowijała taras przy dawnym

domu DiLaurentisów. W lesie rozległo się krakanie.

Coś trzasnęło. Aria podskoczyła ze strachu. Kiedy się

odwróciła, zobaczyła za sobą kobietę stojącą tak blisko, że czuła

na karku jej oddech. Miała nieuczesane szpakowate włosy,

wyłupiaste oczy, cienką jak papier skórę o niezdrowym odcieniu,

pożółkłe i zepsute zęby oraz paznokcie długie na trzy centymetry.

Wyglądała jak trup, który właśnie wygramolił się z trumny.

- Nazywam się Esmeralda - przedstawiła się kobieta niskim,

zachrypniętym głosem.

213

Aria nie potrafiła wydobyć z siebie ani słowa. Noel zrobił krok

w przód.

— To Aria.

Kobieta dotknęła dłoni Arii. Miała zimne, chude dłonie, sama

skóra i kości.

Esmeralda spojrzała na dół wykopany w ziemi, otoczony

taśmą policyjną.

- Chodź. Ona chce z tobą porozmawiać.

Gardło Arii zacisnęło się jeszcze mocniej. Zbliżyli się do dołu.

Tu powietrze wydawało się chłodniejsze. Wiatr ucichł i

zapanował przerażający spokój. Nawet mgła zgęstniała. Dół

wyglądał jak oko cyklonu albo jak wrota do innego wymiaru.

„To się nie dzieje naprawdę - mówiła do siebie w myślach

Aria. - Ali tu nie ma. To niemożliwe. Ponosi mnie wyobraźnia".

- Teraz - zakomenderowała Esmeralda. Wzięła Arię za rękę i

poprowadziła ją na sam skraj dołu. - Spójrz w dół. Musimy razem

wyjść jej naprzeciw.

background image

Aria struchlała. Nigdy wcześniej nie zaglądała do tej na wpół

wykopanej dziury. Kiedy bezradnie spojrzała na Noela, który stał

kilka kroków za nimi, on tylko pokiwał głową, a potem uniósł

lekko podbródek, jakby wskazywał, dokąd ma iść. Serce waliło

jej jak młotem. Zmarzła. Na dnie dołu, głębokiego na jakieś pięć

metrów, wśród błota walały się duże grudy cementu i kawałki

taśmy policyjnej. Choć ciało Ali usunięto stąd już dawno temu,

Aria zauważyła wgniecenie w dnie, gdzie przez długi czas leżało

coś bardzo, bardzo ciężkiego.

Zamknęła oczy. Ali leżała w tym dole przez kilka lat przykryta

cementem, powoli wtapiając się w ziemię. Skóra

214

odpadła od kości. Piękna twarz zgniła. Za życia Ali potrafiła

sobie zaskarbić powszechną sympatię, nie sposób było oderwać

od niej wzroku, ale po śmierci zamilkła i stała się niewidzialna.

Przez tyle lat ukrywała się we własnym ogródku. I zabrała z sobą

na tamten świat tajemnicę o tym, co się naprawdę wydarzyło.

Aria sięgnęła po rękę Noela. On zaplótł palce wokół jej dłoni i

ścisnął ją mocno.

Esmeralda stała na krawędzi dołu przez dłuższą chwilę, z

każdym oddechem wydając gardłowe dźwięki, kręcąc głową i

kołysząc się w przód i w tył na piętach. Nagle zaczęła się wić,

jakby coś wnikało do jej ciała, przenikało przez skórę i mościło w

jej wnętrzu. Aria wstrzymała oddech. Noel ani drgnął,

przerażony. Kiedy Aria na chwilę oderwała wzrok od Esmeraldy,

zauważyła, że w pokoju Spencer zapaliło się światło. Spencer

stała w oknie i patrzyła na nich.

Wreszcie Esmeralda uniosła głowę. W jednej chwili

od-młodniała, a na jej twarzy pojawił się znajomy uśmieszek.

— Hej — przywitała się zupełnie nie swoim głosem. Aria

westchnęła. Noel zadrżał. Esmeralda mówiła głosem Ali.

— Chciałaś ze mną rozmawiać? — zapytała Esmeralda jako

Ali trochę znudzonym tonem. — Możesz zadać tylko jedno

pytanie, więc lepiej wymyśl odpowiednie.

Gdzieś w oddali zawył pies. Po drugiej stronie ulicy trzasnęły

drzwi, a kiedy Aria się odwróciła, zobaczyła Jennę Cavanaugh,

która przechodziła obok okna w salonie swojego domu. Arii

background image

wydawało się nawet, że czuje zapach mydła waniliowego,

dochodzący z dna dołu. Czy to możliwe, że Ali się tu zjawiła i

patrzyła teraz na nią oczami tej

215

kobiety? Jakie niby pytanie miała jej zadać? Ali ukrywała

przed przyjaciółkami tyle tajemnic — swój sekretny romans z

łanem, problemy z bratem, prawdę o oślepieniu Jenny i to, że

wcale nie była taka szczęśliwa, jak się wszystkim wokół

wydawało. Ale tak naprawdę w tej chwili liczyło się tylko jedno

pytanie.

— Kto cię zabił? — zapytała wreszcie Aria ledwo słyszalnym,

drżącym głosem.

Esmeralda zmarszczyła nos, jakby to było najgłupsze pytanie

pod słońcem.

— Na pewno właśnie to chcesz wiedzieć? Aria się nachyliła.

-Tak.

Esmeralda pochyliła lekko głowę.

— Boję się tego powiedzieć — wymamrotała nadal głosem

Ali. — Będę musiała to napisać.

— Okej — zgodziła się Aria.

— A potem musisz sobie już iść — ostrzegła Esmeralda jako

Ali. — Nie chcę cię tu więcej widzieć.

— No jasne — Aria mówiła zduszonym głosem. — Jak

chcesz.

Esmeralda sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej mały,

oprawny w skórę notes i długopis. Nabazgrała w nim coś szybko,

złożyła kartkę na pół i podała Arii.

— A ter a z ju ż id ź — warknęła.

Aria zrobiła tak szybko krok do tyłu, że prawie się prze-

wróciła. Nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się z powrotem przy

samochodzie Noela. On szedł z nią krok w krok, tuląc ją w

ramionach. Przez chwilę poruszenie nie pozwalało im wydobyć z

siebie ani słowa. Aria wpatrywała się w ołtarzyk poświęcony Ali.

Jedna świeca oświetlała

216

zdjęcie Ali z siódmej klasy. Nagle jej uśmiech od ucha do ucha

i szeroko otwarte oczy wyglądały tak, jakby w Ali

wstąpił jakiś duch.

background image

Przypomniała sobie

Upadek domu Usherów,

o którym

wspominał Noel. Podobnie jak główna bohaterka tego

opowiadania, pogrzebana w starym domu, Ali również leżała

uwięziona pod betonem przez trzy długie lata. Czy dusze

opuszczały ciała w chwili śmierci... czy dużo później? Czy dusza

Ali uciekła z dołu, kiedy tylko ona wydała ostatnie tchnienie...

czy dopiero wtedy, gdy robotnicy wyciągnęli z ziemi jej

rozkładające się zwłoki?

Aria wciąż ściskała kurczowo karteczkę, którą dała jej

Esmeralda. Powoli zaczęła ją otwierać.

- Chcesz zostać na chwilę sama? - zapytał łagodnie

Noel.

Aria z trudem przełknęła ślinę.

— Niekoniecznie.

Potrzebowała czuć jego obecność. Za bardzo się bała sama

czytać wiadomość.

Papier szeleścił, kiedy rozłożyła liścik. Litery były okrągłe 1

pękate. To był charakter pisma Ali. Powoli Aria przeczytała

słowa zapisane na kartce. Wiadomość składała się z trzech słów,

ale zmroziła Arię do szpiku kości:

Ali zabila Ali.

217

background image

23

WSZYSTKO ZOSTANIE W RODZINIE

Godzinę później Spencer siedziała przy biurku w swojej

sypialni, patrząc przez wielkie okno. Światła na patio rzucały

dziwną poświatę na zrujnowany domek i pokraczne, poskręcane

drzewa na skraju lasu. Śnieg stopniał, pozostawiając po sobie

grubą warstwę błota. Kilku leśników odcinało spalone kikuty

gałęzi piłą łańcuchową i układało drewno w olbrzymi stos. Ekipa

porządkowa przeszukała po południu domek i ustawiła na patio

ocalałe sprzęty. Okrągły dywan, na którym Spencer i pozostałe

dziewczyny siedziały w czasie seansu hipnozy prowadzonego

przez Ali, leżał zwinięty na schodach. Kiedyś był biały, a teraz

nabrał brudnokremowego odcienia.

Arii i Noela nie było już przy dole. Spencer obserwowała ich z

okna. Całe to przedstawienie z medium w roli głównej trwało

jakieś dziesięć minut. Ciekawiło ją, co Aria odkryła przy pomocy

tej wielkiej specjalistki od czarów, ale była zbyt dumna, żeby

zapytać o to wprost. To całe

218

medium wyglądało podejrzanie podobnie do kobiety, która

często wałęsała się po parku przy uniwersytecie Hollis i

twierdziła, że potrafi rozmawiać z drzewami. Spencer modliła się

tylko, żeby prasa nie dowiedziała się o tej akcji Arii — to by tylko

zrobiło z nich jeszcze większe wariatki.

— Hej, Spencer.

Poderwała się z krzesła. W progu stał tata, wciąż jeszcze w

garniturze w prążki, który wkładał do pracy.

— Chcesz poszukać ze mną w internecie nowego wiatraka? —

zapytał.

Rodzice zdecydowali, że zastąpią zniszczony w pożarze młyn

wiatrakiem, który będzie produkował energię elektryczną dla

domu.

— Hm... — Spencer poczuła lekkie rozgoryczenie. Kiedy

ostatnio tata pozwolił jej zająć stanowisko w jakiejś sprawie

istotnej dla całej rodziny?

Właściwie nie potrafiła spojrzeć mu prosto w oczy. Nie

potrafiła zapomnieć o liście, który znalazła w jego archiwum

background image

komputerowym. Nie dawał o sobie zapomnieć, jak podpis na

ekranie telewizora w czasie wiadomości. „Droga Jessico, przykro

mi, że przerwano nam dziś wieczorem w twoim domu... nie mogę

się doczekać, kiedy znowu zostaniemy sam na sam. Ściskam cię,

Peter". Z tych listów można było wyciągnąć dość jednoznaczne

wnioski. Wyobrażała sobie ojca i panią DiLaurentis w domu Ali,

na beżowej narożnej sofie w salonie — na której Spencer z

przyjaciółkami zasiadały do oglądania

Idola —

wtulonych w

siebie i jedzących sobie z dzióbków, podobnych do niektórych jej

kolegów i koleżanek ze szkoły, którzy musieli na każdym kroku

publicznie okazywać sobie uczucia.

219

— Muszę odrobić lekcje — skłamała. Czuła w żołądku każdy

kęs kurczaka, którego zjadła na obiad.

Tata zrobił zawiedzioną minę.

— No dobra, to może później. — Odwrócił się i zszedł na dół.

Dopiero wtedy Spencer wypuściła z płuc wstrzymywany

oddech. Musiała z kimś o tym pogadać. Ta tajemnica za bardzo

jej ciążyła, wiedziała, że sama sobie z nią nie poradzi.

Wyciągnęła telefon i wybrała numer Melissy. Czekała długo, ale

jej siostra nie odbierała.

— To ja, Spencer — powiedziała drżącym głosem, kiedy

wreszcie rozległ się sygnał poczty głosowej. — Musimy pogadać

o mamie i tacie. Oddzwoń.

Rozłączyła się, czując narastającą desperację. „Gdzie mama?

— pytała panicznie Melissa tatę tamtej nocy, gdy zaginęła Ali. -

Musimy ją znaleźć". Z listu pana Hastingsa do pani DiLaurentis

wynikało, że spotkali się również tamtej nocy. A jeśli mama

Spencer nakryła ich razem i to dlatego nie chciała już nigdy

rozmawiać o wydarzeniach tamtego wieczoru?

Jeszcze raz oczyma wyobraźni zobaczyła swojego tatę z...

mamą Ali. Przeszył ją dreszcz. To nie do pomyślenia.

W lesie zapanowała głucha, przerażająca cisza. Kątem oka

zauważyła po prawej stronie mignięcie. Odwróciła się. W oknie

dawnego pokoju Ali przesunął się jakiś żółty kształt. Włączyło

się światło. Maya, dziewczyna, która teraz tam mieszkała,

przeszła przez pokój i usiadła na łóżku.

Telefon zadzwonił i Spencer odwróciła się spłoszona. To nie

background image

Melissa. Na ekranie pojawiło się okienko czatu internetowego.

„To ty, Spencer?"

220

Z niedowierzaniem patrzyła na ekran.

USC Superrozgrywający. To był Ian.

Zanim Spencer była gotowa zdecydować, co zrobić, na

ekranie pojawiła się kolejna wiadomość. „Dostałem twojego

nicka od Melissy. Możemy porozmawiać?"

Spencer była zdezorientowana. Więc łan kontaktował się z

Melissą?

„Nie jestem pewna, czy mam ochotę na taką rozmowę —

odpisała szybko. — Myliłeś się co do Jasona i Wildena. Przez

ciebie ktoś próbował nas zabić".

Odpowiedź przyszła natychmiast.

„Strasznie mi przykro, że tak się stało. Wszystko, co ci

przekazałem, to prawda. Wilden i Jason mnie nienawidzili.

Tamtej nocy przyszli, żeby się nade mną poznęcać. Może nie

skrzywdzili Ali... ale COS ukrywają".

Spencer jęknęła. „Skąd mam wiedzieć, że to nie TY zabiłeś

Ali, a teraz próbujesz zwalić całą winę na nas? Policja nas

nienawidzi. Razem z całym miastem".

„Tak mi przykro, Spencer — odpisał łan. — Przysięgam, to

nie ja zabiłem Ali. Musisz mi wierzyć".

Zasłona w oknie Mai zakołysała się ponownie. Spencer mocno

ścisnęła w dłoni telefon. Nie przypominała sobie, żeby łan stał

obok Ali w noc jej śmierci. Melissa zresztą też nie.

Nagle przypomniała sobie, że łan był z Melissą tej nocy, kiedy

zniknęła Ali, a tata kłócił się z Melissą. Może łan wie, co się

wtedy wydarzyło.

„Mam do ciebie inne pytanie — napisała szybko. — Pa-

miętasz, jak Melissa pokłóciła się z moim tatą w noc zniknięcia

Ali? Stali w drzwiach, a ona krzyczała coś do niego. Mówiła ci o

tym?"

221

Kursor zamigotał. Spencer niecierpliwie zabębniła palcami w

leżący na jej biurku osuszacz do papieru od Tiffany'ego. Pół

minuty ciągnęło się w nieskończoność, łan odpowiedział:

background image

„Myślę, że powinnaś o tym pogadać z rodzicami".

Spencer zagryzła wargi. „Nie mogę - wystukała na

klawiaturze. — Jeśli coś wiesz, to powiedz".

łan nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Ze spalonego lasu

wyleciało kilka kruków i usadowiło się na linii wysokiego

napięcia. Spencer spojrzała na domek w ruinie, na otoczoną

taśmą dziurę w ziemi przy domu DiLaurentisów. Była napięta jak

struna. W jednej chwili zobaczyła oczyma wyobraźni całą trasę,

którą przemierzyła Ali w ciągu kilku ostatnich godzin życia.

Wreszcie na ekranie pojawiła się wiadomość: „Spaliśmy z

Melissą w salonie - napisał łan. - Pamiętam, jak wstała w środku

nocy i rozmawiała z twoim tatą. Potem wróciła bardzo

zmartwiona. Powiedziała, że prawie na pewno wasz tata ma

romans z mamą Ali. I że wasza mama właśnie się o tym

dowiedziała. I dodała jeszcze: »Boję się, że zrobi coś głupiego«".

„Na przykład co?", odpisała Spencer, a serce jej biło coraz

mocniej.

„Nie wiem".

— Boże — powiedziała do siebie Spencer.

Kiedy mama ich nakryła? Czy jej tata i mama Ali byli w

kuchni u DiLaurentisów i kusili los, spotykając się na oczach

wszystkich?

Spencer przycisnęła palce do skroni. W dzień po zniknięciu

Ali jej mama powiedziała im, że wydawało się jej, że jej córka

przyszła do domu i że widziała ją w drzwiach. A jeśli Ali też

nakryła mamę z panem Hastingsem? Może

222

weszła do domu tylnym wejściem, przeszła korytarzem do

kuchni i natknęła się na nich... jak byli razem. Gdyby Spencer

przytrafiło się coś takiego, na pewno w jednej chwili odwróciłaby

się na pięcie i poszła, gdzie oczy poniosą.

Może tak samo zrobiła Ali. A potem już stało się to... co się

stało.

Telefon odezwał się ponownie. „Poza tym, Spencer, przykro

mi to mówić, ale wiedziałem o tym romansie, jeszcze zanim

powiedziała mi o nim Melissa. Dwa tygodnie wcześniej

widziałem twojego tatę z mamą Ali. Przez przypadek

powiedziałem o tym Ali. Nie chciałem, ale ona wiedziała, że coś

background image

przed nią ukrywam. Wyciągnęła to ze mnie".

Spencer nie mogła uwierzyć w to, co właśnie przeczytała. Ali

wiedziała o wszystkim?

— Jezu — wyszeptała.

Na ekranie pojawiła się jeszcze jedna wiadomość: „Nigdy nie

powiedziałem ci, dlaczego Jason chciał mnie pobić tamtej nocy,

kiedy zaginęła Ali. Miałem nadzieję, że nie będę musiał. Wściekł

się na mnie za to, że powiedziałem Ali o waszych rodzicach. Ona

nie mogła się z tym pogodzić, a Jason uznał, że zrobiłem to z

czystego okrucieństwa. Razem z Wildenem nienawidzili mnie z

wielu powodów, ale tamto wydarzenie przelało czarę goryczy".

Zanim Spencer zdążyła zrozumieć to, co właśnie przeczytała,

nadeszła następna wiadomość. „Coś jeszcze nie dawało mi

spokoju. Zauważyłaś, jak bardzo jesteście z Melissą podobne do

Ali? Może dlatego wszystkie mi się podobałyście".

Spencer zmarszczyła czoło. Kręciło się jej w głowie. Słowa

napisane przez lana powoli do niej docierały, rozsadzając

223

od środka głowę. To dziwne, że Ali nie wyglądała jak pan

DiLaurentis. Nie odziedziczyła po nim jego rzadkich, cienkich

włosów ani haczykowatego nosa. Ale przecież jej nos wcale nie

był podobny do długiego, spiczastego nosa jej mamy i Jasona.

Miała mały nos, lekko zadarty na końcu. Przypominał nos taty

Spencer, a co jeszcze bardziej przerażające — jej nos.

Przypomniała sobie to, co rodzice powiedzieli jej w szpitalu:

że była ich córką, a Olivia tylko ją urodziła. Jeśli to, co

powiedział łan, było prawdą, to by znaczyło, że Spencer i Ali

były spokrewnione. Że były... si o stra mi.

Wtedy Spencer przypomniała sobie coś jeszcze.

Zerwała się na równe nogi i rozejrzała po pokoju. Potem

pobiegła na dół do gabinetu taty. Na szczęście nikogo w nim nie

zastała. Zdjęła z regału album roczny z Yale i przekartkowała

szybko. Na podłogę wypadło z niego zdjęcie zrobione

polaroidem. Spencer podniosła je i przyjrzała mu się uważnie.

Pomimo rozmazanych konturów trudno było nie rozpoznać

twarzy w kształcie serca i blond włosów o żółtawym odcieniu.

Spencer od razu powinna była się zorientować. Fotografia nie

background image

przedstawiała Olivii, tylko Jessicę DiLaurentis. W

zaawansowanej ciąży.

Trzymając zdjęcie w drżącej dłoni, spojrzała na jego drugą

stronę. Na odwrocie widniała data, drugi czerwca, prawie

siedemnaście lat wcześniej. Kilka tygodni później urodziła się

Ali.

Spencer chwyciła się za brzuch, jakby próbowała po-

wstrzymać falę mdłości. Jeśli jej mama wiedziała o tym

romansie, to wyjaśniałoby, czemu nienawidziła Ali. Pewnie

doprowadzało ją to do rozpaczy, że żyjący dowód

224

porażki jej małżeństwa mieszka po sąsiedzku i — co gorsza —

jest uwielbianą przez wszystkich śliczną dziewczyną.

Dziewczyną, która miała wszystko i każdego potrafiła sobie

owinąć wokół palca.

Jeśli podejrzenia pani Hastings potwierdziły się tamtej

strasznej nocy pod koniec siódmej klasy, być może straciła nad

sobą panowanie. I zrobiła coś zupełnie nieoczekiwanego i

niezaplanowanego, co potem mogła desperacko chcieć ukryć.

„To była okropna noc... Nigdy już do niej nie wracajmy",

powiedziała mama. Następnego dnia po tej nieszczęsnej imprezie

w domku, kiedy Spencer wróciła ze spotkania z panią

DrLaurentis, zastała swoją mamę przy kuchennym stole tak

pogrążoną w myślach, że nie słyszała, jak Spencer się z nią

przywitała. Może to dlatego, że czuła się winna. I przerażona

tym, co zrobiła siostrze swoich córek.

— O Boże — przeraziła się Spencer. — Nie.

— Co się stało?

Spencer się odwróciła. Mama stała w progu biura, w czarnej

jedwabnej sukience i srebrnych szpilkach od Givenchy.

Spencer mimowolnie jęknęła. Wzrok mamy zatrzymał się na

albumie rocznym leżącym na biurku, a potem na polaroidzie w

ręku Spencer, która natychmiast włożyła zdjęcie do kieszeni. W

jednej chwili mama spochmurniała. Szybkim krokiem podeszła

do Spencer i położyła jej na ramieniu lodowatą dłoń. Kiedy

Spencer spojrzała jej prosto w zmrużone oczy, poczuła strach.

— Włóż płaszcz, Spencer — poleciła jej mama przerażająco

spokojnym głosem. — Wychodzimy.

background image

225

background image

24

KOLEJNY PRZEŁOM W ZACISZU

Hanna otworzyła oczy i zobaczyła, że leży w małej sali

szpitalnej. Ściany miały seledynowy kolor. Obok łóżka stał w

wazonie wielki bukiet kwiatów, przy drzwiach ktoś zawiesił

balon w kształcie buźki z napisem: „WRACAJ DO ZDROWIA" i

długimi rączkami i nóżkami. Taki sam balon podarował jej tata,

kiedy Mona przejechała ją swoim samochodem. Co dziwne,

ściany pokoju miały taki sam seledynowy kolor jak jej sala

szpitalna. Gdy spojrzała w prawo, zobaczyła na poduszce srebrną

torebkę. Kiedy po raz ostatni jej używała? Przypomniała sobie.

W noc siedemnastych urodzin Mony. W noc wypadku.

Westchnęła i poderwała się w górę. Dopiero wtedy zauważyła

gips na ręce. Cofnęła się w czasie? Czy nigdy nie opuściła

szpitalnego łóżka? Czy ostatnie kilka miesięcy było tylko jakimś

koszmarem? Zobaczyła, jak nachyla się nad nią znajoma postać.

— Cześć, Hanno — zaszczebiotała Ali.

226

Była starsza i nieco wyższa, miała ostrzejsze rysy twarzy i o

ton ciemniejsze włosy. Jej policzek był pobrudzony sadzą, jakby

dopiero co wyszła z płonącego lasu.

Hanna zamrugała.

— Umarłam? Ali zachichotała.

— Nie, głuptasie. — Przekrzywiła głowę i nasłuchiwała

jakichś dźwięków z oddali. — Niedługo muszę iść. Słuchaj mnie

uważnie, okej? Ona wie więcej, niż ci się wydaje.

— Co? — zawołała Hanna, próbując usiąść. Ali powoli

wpadała w trans.

— Kiedyś się przyjaźniłyśmy — powiedziała. — Ale nie

możesz jej ufać.

— Komu? Tarze? — wymamrotała Hanna zupełnie zde-

zorientowana.

Ali westchnęła.

— Chce cię skrzywdzić.

Hanna próbowała wyciągnąć ręce spod kołdry.

— Co masz na myśli? Kto chce mnie skrzywdzić?

— Chce cię skrzywdzić, tak jak mnie skrzywdziła.

background image

Po policzkach Ali płynęły łzy najpierw czyste i słone, potem

gęste i krwawe. Jedna spadła prosto na policzek Hanny. Była

gorąca i paliła skórę jak żrący kwas.

Hanna poderwała się, ciężko dysząc. Czuła policzek, choć nie

piekł jak we śnie. Ściany wokół niej miały blado-niebieski kolor.

Przez olbrzymie okno do pokoju wpadało światło słoneczne. Na

nocnym stoliku nie stały kwiaty, a przy drzwiach nie było balonu.

Łóżko obok niej było puste i zasłane. Kalendarz z butem na

każdy dzień, stojący przy łóżku Iris, pokazywał, że nadal jest

piątek. Hanna zasnęła.

227

Iris nie wróciła jeszcze do pokoju po katastrofalnych

wydarzeniach w czasie terapii grupowej. Hanna zastanawiała się,

czy przebywa w innej części ośrodka, ukarana za przemycanie

gazet. Hanna za bardzo się wstydziła, by pójść na lunch do

kafeterii. Nie miała zamiaru dać Tarze satysfakcji za to, że

odebrała jej jedyną przyjaciółkę. Widziała się tylko z Betsy,

pielęgniarką wydającą leki, z doktor Foster, która przeprosiła

Hannę za zachowanie jej koleżanek, i z George'em, jednym ze

strażników, który przyszedł po czasopisma Iris i wrzucił je do

wielkiego szarego kubła na śmieci.

W pokoju panowała głucha cisza i Hanna słyszała cykanie

dochodzące z neonowej żarówki w jej nocnej lampce. Sen był tak

realistyczny, jakby Ali rzeczywiście ją odwiedziła. „Ona wie

więcej, niż ci się wydaje... Chce cię skrzywdzić", powiedziała

Ali. Pewnie miała na myśli Tarę i to, co zrobiła Hannie w czasie

terapii grupowej. Hanna nie spodziewała się po brzydkiej i grubej

frajerce takiej przebiegłości. Ktoś przekręcił klucz w zamku i

drzwi się otworzyły.

— Och. — Iris zrobiła kwaśną minę na widok Hanny. —

Cześć.

— Gdzie się podziewałaś? - Hanna się poderwała i usiadła na

łóżku. — Wszystko w porządku?

— W najlepszym — odparła Iris beznamiętnie. Podeszła do

lustra i zaczęła bacznie przyglądać się swojej twarzy w

poszukiwaniu rozszerzonych porów.

— Nie przypuszczałam, że wpadniesz przeze mnie w tarapaty

— zaczęła się usprawiedliwiać Hanna. — Tak mi przykro, że

background image

Felicia zabrała twoje gazety.

Iris spojrzała prosto w odbitą w lustrze twarz Hanny. Na

twarzy miała wypisane rozczarowanie.

228

— Nie chodzi o te głupie gazety. Opowiedziałam ci o sobie

wszystko, a o tobie dowiedziałam się prawdy z prasy. Tara

wiedziała o wszystkim przede mną.

Hanna zsunęła się na krawędź łóżka.

— Przepraszam.

— „Przepraszam" nie załatwia sprawy. Myślałam, że jesteś

normalna. A nie jesteś.

Hanna przycisnęła kciuki do oczu.

— No dobra, przytrafiło mi się coś okropnego — uspra-

wiedliwiała się. — Już dowiedziałaś się o niektórych wy-

darzeniach w czasie terapii grupowej. — W jednej chwili zaczęła

opowiadać o nocy, kiedy zniknęła Ali, o swojej transformacji, o

A. i o tym, jak Mona próbowała ją zabić. — Otaczają mnie sami

wariaci, ale ja jestem normalna, przysięgam. — Hanna położyła

dłonie na udach i spojrzała w twarz Iris odbitą w lustrze. —

Chciałam ci o tym wszystkim opowiedzieć, ale sama już nie

wiem, komu mogę zaufać.

Iris przez kilka chwil siedziała odwrócona i nie odezwała się

ani słowem. Zasyczał waniliowy odświeżacz powietrza w

gniazdku w ścianie. Zapach przypomniał Hannie o Ali. Wreszcie

Iris odwróciła się twarzą do niej.

— Boże, Hanno. — Wypuściła powietrze z płuc. — To na-

prawdę o kro p n a historia.

— To fakt — przytaknęła Hanna.

I nagle z jej oczu popłynęły strumieniem gorące łzy.

Wydawało się jej, że całe napięcie, nad którym tak desperacko

próbowała zapanować przez ostatnie miesiące, wybuchło w niej

w tej właśnie chwili. Przez tak długi czas udawała, że przebolała

stratę Mony i Ali, że wszystko wracało do normy. Ale wcale nie

wracało. Wciąż odczuwała taki gniew na Monę, że dosłownie

bolało ją całe ciało. Była

229

też zła na Ali za to, że tak długo znęcała się nad Moną, aż ta

background image

wreszcie zwróciła się przeciwko nim i dokonała swojej zimnej,

okrutnej zemsty. Wreszcie była wściekła na samą siebie za to, że

dała się nabrać zarówno Monie, jak i Ali.

— Gdybym nie zaprzyjaźniła się z Ali, to wszystko by się nie

stało — łkała Hanna, desperacko łapiąc oddech między słowami.

— Żałuję, że stanęła na mojej drodze. Wolałabym jej n i gd y n i e

po zna ć.

— Ciii — uspokajała Hannę Iris, głaszcząc ją po głowie. —

Wcale nie mówisz tego, co myślisz.

Ale Hanna właśnie to miała na myśli. Ali dała jej tylko kilka

miesięcy szczęścia i wiele lat cierpienia.

— Czy faktycznie stałaby mi się krzywda, gdybym została

tamtą brzydką i grubą idiotką? — zapytała Hanna. Przynajmniej

nie skrzywdziłaby tylu osób. I sama by przy tym nie ucierpiała.

— Może i zasłużyłam sobie na to, co mi zrobiła Mona. Może Ali

też zasłużyła sobie na swój los.

Iris odchyliła się lekko do tyłu i zrobiła taką minę, jakby

Hanna ukłuła ją szpilką. Hanna dopiero po chwili zdała sobie

sprawę, jak musiały zabrzmieć jej słowa. Ale Iris tylko wstała i

wygładziła spódniczkę.

— Dziś każą nam oglądać

Ellę zaklętą

w sali kinowej. —

Przewróciła oczami i zrobiła cierpiętniczą minę. — Jak chcesz, to

powiem im, że źle się czujesz. Może potrzebujesz trochę czasu

dla siebie. Zrozumiem, jeśli nie chcesz na razie spotykać się z

Tarą i jej koleżankami.

Hanna już miała przytaknąć, ale nagle z jej żołądka wydobyło

się bulgotanie. Wyprostowała plecy. To prawda — nie miała

najmniejszej ochoty na spotkanie z Tarą i pozostałymi

pacjentkami, które poznały całą prawdę o niej. Ale zdała też sobie

sprawę, że już jej to nie

230

obchodziło. Tutaj każdy miał świra i wszyscy byli warci siebie

nawzajem.

— Przyjdę — zdecydowała. Iris uśmiechnęła się.

— Nie spiesz się.

Za Iris zamknęły się drzwi.

Hanna czuła, jak zwalnia jej puls. Osuszyła oczy chusteczką,

włożyła klapki i podeszła do lustra. Ukrycie opuchlizny pod

background image

oczami wymagało specjalnego makijażu. Wtedy zauważyła na

biurku czarną skórzaną torebkę od Chanel, z której wystawało

jakieś czasopismo. Hanna wyciągnęła je. Nie wierzyła własnym

oczom. To było najnowsze wydanie „People". Właśnie to, w

którym zamieszczono artykuł o Hannie i jej przyjaciółkach.

W jej głowie odezwał się alarm. Czy pielęgniarki nie powinny

były tego zabrać? W panice Hanna otworzyła czasopismo na

stronie z tym oszczerczym artykułem.

Tydzień sekretów i

kłamstw.

Przesunęła wzrokiem po tekście. Pisano w nim o jej

przyjaźni z Ali. O tym, co zrobiła Mona jako A. O tym, jak

widziały zwłoki lana i jak o mały włos nie zginęły w pożarze.

Spojrzała też na wykres informujący, że dziewięćdziesiąt dwa

procent ankietowanych uważało, że to Hanna i jej przyjaciółki

zabiły Ali. Nagle rzucił się jej w oczy mały, obramowany artykuł

na marginesie z tytułem wypisanym wielką czcionką: „Gdzie się

podziewa Hanna Marin? Nigdy nie uwierzycie!". A obok

widniało zdjęcie Hanny przed Zaciszem.

Hanna zamarła.

W artykule wymieniono wszystkie leki, które brała, łącznie z

tabletkami nasennymi i valium. Przedstawiono plan jej dnia,

napisano, co jada na śniadanie, jak długo

231

biega na bieżni i jak często uzupełnia swój dziennik diety.

Poniżej opublikowano jeszcze jedno zdjęcie. Przedstawiało

Hannę w obcisłych legginsach i T-shircie wystawiającą język do

obiektywu. Za nią widać było ścianę z graffiti w pokoju na

poddaszu. Środkowy palec Hanny, podobnie jak twarz

dziewczyny siedzącej obok niej, celowo rozmazano. — O Boże

— wyszeptała Hanna.

Patrzyła na czasopismo z wzbierającym uczuciem obrzy-

dzenia. W czasie terapii grupowej Hanna rzuciła oskarżenie na

Tarę. Ale coś tu nie pasowało. Nawet gdyby Tara ukradła także

jednorazowy aparat Iris, to skąd miałaby znać wszystkie

szczegóły dotyczące życia Hanny w Zaciszu. O tym wiedziała

tylko osoba, która spędzała z Hanną każdą chwilę w ciągu dnia.

Hanna już miała cisnąć czasopismo w odległy kąt pokoju, gdy

nagle dostrzegła na zdjęciu drobny szczegół. Za jej głową, tuż

background image

obok zrobionego przez Iris rysunku studni życzeń, zauważyła

jeszcze jeden rysunek, wykonany dokładnie taką samą kreską i

takim samym tuszem. Przedstawiał dziewczynę o twarzy w

kształcie serca, kształtnych ustach i ogromnych błękitnych

oczach. Hanna przyjrzała się fotografii jeszcze uważniej.

Wpatrywała się w nią tak długo, aż kształty i kontury zaczęły się

rozmazywać. Narysowana twarz do złudzenia przypominała jej

kogoś, kogo tak dobrze znała. Dziewczynę, którą — jak jej się

zdawało — spotkała w lesie tydzień wcześniej.

Nagle w jej uszach zadźwięczał głos Ali. „Chce cię

skrzywdzić, tak jak skrzywdziła mnie".

Ali wcale nie mówiła o Tarze. Mówiła o Iris.

232

background image

25

POŻEGNANIE Z ARIĄ

W godzinę po spotkaniu z Esmeraldą Aria zaparkowała swój

samochód pod bramą cmentarza Świętego Bazylego.

Majestatyczne mauzolea i ozdobne kamienie nagrobne były

skąpane w świetle księżyca. Kilka wysokich, stylizowanych na

stare latarni oświetlało brukowaną ścieżkę. Bezlistne wierzby

poruszały lekko gałęziami na wietrze. Aria potrafiłaby znaleźć

grób Ali z zamkniętymi oczami, ale tym razem wcale nie było

łatwo jej pokonać tej drogi.

Ali z ab i ł a Ali. To było szokujące... i niewiarygodne... a

poza tym wywołało u Arii dojmujące, kolosalne poczucie winy.

Czym innym było zabójstwo Ali, choć wydawało się tragicznym

wydarzeniem. Ale samobójstwo? Na pewno dało się mu zaradzić.

Ali pewnie szukała pomocy.

Zarazem Aria powątpiewała w to, że Ali potrafiłaby zrobić coś

takiego. Wydawała się taka szczęśliwa i beztroska. Przypomniała

sobie jednak jeszcze raz to przedpołudnie, kiedy razem z

przyjaciółkami wyszła z domu

233

DiLaurentisów, gdzie mama Ali pytała je o to, dokąd mogła

udać się jej córka. Aria, idąc po podjeździe, zauważyła, że z

jednego z kubłów na śmieci spadła pokrywa. Kiedy się schyliła,

żeby ją podnieść, dostrzegła w kuble pustą fiolkę po lekach. Na

etykietce widniało imię Ali, ale nazwę leku wymazano. Wtedy

Aria niewiele się nad tym zastanawiała, teraz jednak wysiliła

pamięć. A jeśli to były leki antydepresyjne? A jeśli Ali czuła, że

nie daje sobie rady, i zażyła ich całą garść tamtej nocy, gdy

świętowały zakończenie siódmej klasy? Być może sama weszła

do dołu, położyła się, złożyła dłonie na piersi i czekała, aż lek

zacznie działać. Ale tego nie dało się udowodnić. Gdy robotnicy

znaleźli ciało Ali, było ono w takim stanie rozkładu, że nie

sposób było ustalić, czy przyczyną śmierci było przedawkowanie

leków.

Niedługo przed śmiercią Ali napisała do Arii SMS-a:

„Unikasz mnie? Chcę pogadać". Aria zignorowała go, bo miała

serdecznie dość docinków Ali na temat romansu Byrona. A jeśli

background image

Ali chciała pogadać o czymś innym? Jak to możliwe, że Aria nie

zorientowała się w porę, skoro Ali miała takie poważne

problemy?

Choć rozstała się z Noelem ledwie godzinę wcześniej,

wyciągnęła telefon i zadzwoniła do niego. Odebrał natychmiast.

- Jestem na cmentarzu - powiedziała i zamilkła na chwilę.

Przecież Noel wiedział, dlaczego tam pojechała.

- Wszystko będzie dobrze - zapewnił ją Noel. - Poczujesz się

lepiej, obiecuję.

Aria ścisnęła mocniej w dłoni bukiet owinięty w szeleszczącą

folię, który kupiła kilka minut wcześniej na stoisku z kwiatami w

supermarkecie. Nie miała pojęcia, co

234

powinna powiedzieć Ali ani jaką dostanie tym razem od-

powiedź. Ale teraz mogłaby zrobić wszystko, byle tylko poczuć

się lepiej. Przycisnęła telefon do ucha i zaczęła mówić przez

zaciśnięte gardło:

— Może Ali próbowała powiedzieć mi coś ważnego, a ja ją

zignorowałam. To wszystko moja wina.

— Nieprawda — zaprzeczył Noel. W słuchawce rozległy się

jakieś trzaski. — Czasem, gdy myślę o moim bracie, też mam do

siebie pretensje... ale to nie ma sensu. Nie mogłem nic zrobić i ty

też nie zdołałabyś jej powstrzymać. Poza tym nie tylko ty

przyjaźniłaś się z Ali. Mogła pogadać ze Spencer czy z Hanną

albo z rodzicami. Ale tego nie zrobiła.

— Pogadamy później, okej?

Aria rozłączyła się, bo czuła, że łzy nie pozwalają jej mówić.

Wzięła bukiet, otworzyła furtkę i ruszyła w kierunku grobu Ali.

Trawa pod jej stopami szeleściła. Po kilku minutach dotarła do

wzgórza i zbliżała się do grobu Ali. Ktoś położył na nim świeże

kwiaty i przykleił do płyty nagrobnej zdjęcie Ali.

— Aria?

Odwróciła się spłoszona. Poczuła ciarki na plecach. Jason

DiLaurentis stał kilka kroków dalej pod rozłożystym jaworem.

Zebrała się w sobie, gotowa na kolejny wybuch wściekłości. Ale

on tylko stał, spoglądając to w prawo, to w lewo. Miał na sobie

grubą czarną kurtkę z ocieplanym kapturem, czarne spodnie i

rękawiczki. Przez krótką chwilę Aria zastanawiała się, czy Jason

background image

zamierza obrabować bank.

— Cz-cześć — wykrztusiła wreszcie. — Chciałam... pogadać

z Ali. Mogę?

235

Jason wzruszył ramionami.

— Jasne. — Ruszył w dół wzgórza, jakby chciał zostawić całe

miejsce tylko dla Arii.

— Zaczekaj! — zawołała za nim Aria.

Jason zatrzymał się, oparł dłoń o drzewo i patrzył na nią.

Aria zastanawiała się, co chce mu powiedzieć. Tydzień

wcześniej, kiedy jeszcze z sobą chodzili, Jason zachęcał ją do

rozmów na temat Ali. Twierdził, że wszyscy wokół traktują

śmierć Ali jako temat tabu i nawet nie wymawiają jej imienia w

jego obecności. Aria nerwowo pocierała uda dłońmi.

— Ostatnio dowiedziałyśmy się o Ali sporo rzeczy, o których

nie miałyśmy wcześniej pojęcia — powiedziała wreszcie. - Wiele

z tych informacji nami wstrząsnęło. Na pewno tobie też nie jest

łatwo.

Jason kopnął grudkę ziemi.

— Nie jest.

— Czasami nie wiadomo, co ludzie sobie myślą tak naprawdę

- dodała Aria. Miała przed oczami obraz Ali radośnie kręcącej

piruety na trawniku przed domem tego wieczoru, kiedy

świętowały zakończenie siódmej klasy. Wydawała się szczęśliwa

z powodu spotkania z przyjaciółkami. — Niektórzy wydają się

idealni. Noszą maski, pod którymi... ukrywają wiele rzeczy.

Jason jeszcze raz kopnął grudkę ziemi.

— Ale to nie twoja wina — mówiła dalej Aria. — To nie my

zawiniliśmy.

Nagle zdała sobie sprawę, że wierzy w to, co mówi. Jeśli Ali

naprawdę popełniła samobójstwo i jeśli planowała to od jakiegoś

czasu, Aria i tak nie byłaby w stanie jej przed tym ustrzec.

Oczywiście nie mogła sobie darować, że nie

236

zauważyła problemów Ali wcześniej, i bolało ją to, że nie

poznała powodów jej decyzji... może jednak musiała się z tym

pogodzić, odbyć żałobę i zacząć normalnie żyć.

background image

Jason otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nagle

rozległ się jakiś przeszywający dźwięk. Jason sięgnął do kieszeni

i wyciągnął telefon.

- Muszę odebrać - powiedział przepraszającym tonem,

spoglądając na telefon.

Aria pomachała mu na pożegnanie, kiedy schodził w dół

wzgórza i znikał w cieniu.

Spojrzała na nagrobek Ali. Aliso n Lau r en DiLau ren t is. I

tylko tyle. Czy Ali wiedziała, że ich impreza w domku Spencer

będzie ostatnim spotkaniem? Czy może działała pod wpływem

nagłego impulsu, bo zdała sobie sprawę, że dłużej już nie da sobie

rady? Kiedy po raz ostatni Aria widziała Ali żywą, ta chciała

zahipnotyzować swoje przyjaciółki, ale Spencer zerwała się na

równe nogi i odsłoniła rolety. „Tu jest za ciemno", powiedziała

Spencer. „Musi być ciemno - wyjaśniła Ali, zasuwając z po-

wrotem rolety - Tak to działa". A kiedy Ali się odwróciła, Aria

spojrzała ukradkiem na jej twarz. Wcale nie wyglądała jak ktoś,

kto chce zdominować innych i nimi manipulować. Wyglądała

raczej na kogoś kruchego i przerażonego. Kilka sekund później

Spencer kazała Ali wyjść... a Ali wykonała polecenie. Ustąpiła,

choć nigdy tego nie robiła, jakby gdzieś ulotnił się cały jej upór i

zawziętość.

Aria uklękła w trawie i dotknęła chłodnego marmurowego

kamienia nagrobnego. Z jej oczu popłynęły gorące łzy.

- Ali, przepraszam - wyszeptała. - Nie wiem, co się z tobą

stało, ale przepraszam. - Nad jej głową zaryczał przelatujący

samolot. Zapach unoszący się z bukietu róż

237

stojącego na grobie drażnił nos Arii. - Przepraszam - po-

wtarzała. — Tak bardzo przepraszam.

— Aria? — zawołał jakiś wysoki głos.

Aria poderwała się na równe nogi. Oślepiło ją światło latarki.

Trzęsły się jej ręce. Przez chwilę myślała, że to Ali. Nagle snop

światła przesunął się. Stała przed nią policjantka w okularach w

ciemnych oprawkach i w czapce narciarskiej z emblematem

policji w Rosewood.

— Aria Montgomery?

— T-tak — wyjąkała Aria.

background image

Policjantka położyła dłoń na jej ramieniu.

— Musisz iść ze mną.

— Dlaczego? — Aria zaśmiała się nerwowo i wyrwała z

uścisku.

Krótkofalówka przy pasku policjantki zapikała.

— Najlepiej zrobisz, jeśli zgodzisz się na rozmowę w ko-

misariacie.

— Co się stało? Nie zrobiłam nic złego. Policjantka

wykrzywiła usta w złowrogim uśmiechu.

— Za co tak przepraszasz, Aria? - Spojrzała na grób Ali.

Oczywiście słyszała to, co mówiła przed chwilą Aria. — Może za

to, że ukrywasz przed nami istotne dowody?

Aria pokręciła głową zupełnie zdezorientowana.

— Dowody?

Policjantka rzuciła jej pogardliwe spojrzenie, jakby chciała

przejrzeć Arię na wylot.

— Pewną rzecz.

Arii zaschło w gardle. Przycisnęła do piersi swoją torbę ze

skóry jaka. W jej wewnętrznej kieszeni nadal leżał pierścionek

lana. Tak bardzo skupiła się na tym, by wejść w kontakt z Ali, że

zupełnie o nim zapomniała.

238

- Nic nie zrobiłam!

- Mhm - mruknęła policjantka, jakby nie wierzyła Arii i nie

była zainteresowana jej zapewnieniami. Odpięła kajdanki od pasa

i spojrzała na Jasona, który stał kilka metrów dalej. - Dziękujemy,

że zadzwonił pan do nas z informacją, gdzie możemy ją znaleźć.

Aria otworzyła z niedowierzaniem usta. Z wściekłością

spojrzała na Jasona.

- To ty im powiedziałeś, gdzie mają mnie szukać!?

-wykrzyknęła. — Dlaczego?

Jason pokręcił głową i otworzył szeroko oczy.

- Co? Ja nie...

- Pan DiLaurentis powiedział jednemu z naszych inspektorów

wszystko, co wie - przerwała im policjantka. -On po prostu

spełnił swój obywatelski obowiązek, panno Montgomery. -

Wyrwała Arii z rąk torbę, a potem założyła jej kajdanki. - Proszę

background image

nie winić go za swoje czyny. Za to, co wszystkie zrobiłyście.

Do Arii powoli docierało to, co policjantka właśnie po-

wiedziała. Czy naprawdę miała na myśli właśnie to? Jeszcze raz

spojrzała na Jasona.

- To jakieś brednie!

- Aria, nic nie rozumiesz — zaprotestował Jason. - Ja nie...

- Idziemy — zakomenderowała policjantka.

Aria miała teraz ręce skute z tyłu. Widziała, że Jason porusza

ustami, ale nie słyszała jego słów.

- Od kiedy to policja słucha wariatów! - krzyknęła do

policjantki. - Nie wiecie, że Jason spędził kilka lat w szpitalu

psychiatrycznym?

Policjantka przekrzywiła głowę, jakby nad czymś się

zastanawiała. Jason jęknął.

239

— Aria... - Łamał mu się głos. -Nie. Wszystko źle zro-

zumiałaś.

Aria spojrzała na Jasona, który wydawał się bardzo

wzburzony.

— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytała szorstko.

Policjantka chwyciła ją za ramię.

— Proszę ze mną, panno Montgomery. Idziemy. Ale Aria nie

spuszczała wzroku z Jasona.

— Co źle zrozumiałam? — Jason patrzył na nią z pół-

otwartymi ustami. — No wyduś to z siebie! — błagała. — Co

źle zr o zu mia ł am?

Jason stał jednak bez słowa, patrząc, jak policjantka ciągnie za

sobą Arię w dół wzgórza i prowadzi ją do samochodu.

240

background image

26

DOWODY NIE KŁAMIĄ

Podróż z Lancaster do Rosewood miała trwać najwyżej dwie

godziny, ale Emily popełniła błąd, wsiadając do autobusu

zatrzymującego się na kilku autentycznych farmach amiszów.

Wysiadła w Filadelfii, a stamtąd musiała jeszcze dojechać do

Rosewood kolejnym autobusem, który stał przez czterdzieści

pięć minut na dworcu, a potem utknął w korku na autostradzie.

Kiedy wreszcie dojechał do Rosewood, Emily zdążyła obgryźć

wszystkie paznokcie i z nerwów wyrwała dziurę w winylowej

tapicerce fotela. Dochodziła szósta i zaczął padać deszcz ze

śniegiem. Drzwi autobusu otworzyły się, a Emily zeszła w dół po

schodkach.

W mieście panowała martwa cisza. Światła zmieniły się z

czerwonego na zielone, ale przez skrzyżowanie nie przejechało

ani jedno auto. Bar z cheeseburgerami był jeszcze otwarty, lecz

świecił pustkami. Z kawiarni Jednorożec rozchodził się zapach

świeżo palonych ziaren kawy, choć lokal stał zamknięty na cztery

spusty.

241

Emily ruszyła pędem, ślizgając się po mokrym chodniku.

Miała wciąż na nogach buty amiszów na bardzo cienkich, śliskich

podeszwach. Komisariat policji znajdował się tylko kilka

przecznic dalej. W głównym budynku paliło się światło. To tam

Emily z przyjaciółkami udały się, gdy odkryły, że A. to Mona

Vanderwaal. Teraz osoba podszywająca się pod A. kazała jej

pójść na tyły komisariatu. W tej części budynku nie było okien,

więc Emily nie wiedziała, czy jakiś policjant jest w środku.

Zauważyła, że ktoś otworzył ciężkie metalowe drzwi i podparł je

kubkiem. Wiedziała, że A. dotrzyma obietnicy.

Stanęła w długim korytarzu. Podłogi wydzielały ostry zapach

płynu do czyszczenia, na drugim zaś końcu korytarza jarzył się

napis: „WYJŚCIE". W absolutnej ciszy słyszała tylko brzęczenie

neonowych lamp nad swoją głową i własny oddech.

Idąc wzdłuż korytarza, przesuwała dłonią po ścianach.

Zatrzymywała się przed każdym biurem i czytała napisy na

tabliczkach. „ARCHIWUM. ADMINISTRACJA. WSTĘP

background image

TYLKO DLA PRACOWNIKÓW". Napis na czwartych

drzwiach głosił: „MATERIAŁY DOWODOWE".

Emily zajrzała do środka przez małe okienko w metalowych

drzwiach. Pokój był długi i ciemny. Wypełniały go regały,

segregatory, pudła na dokumenty i metalowe szafki zamykane na

klucz. Przypomniał się jej wachlarz dokumentów ze zdjęcia

przysłanego przez A. Przesłuchanie mamy Ali. Zapisana

chronologicznie rekonstrukcja wydarzeń tamtej nocy, gdy

zginęła Ali. Jakieś dziwne dokumenty z jakiegoś tam Zacisza,

które mogło być szemraną firmą deweloperską. A wreszcie raport

z badania DNA,

242

który dowodził, że ciało znalezione w dole nie należało do Ali,

tylko do Leah.

Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.

- Co ty tu robisz?

Emily odskoczyła od drzwi i się odwróciła. Policjant trzymał

ją mocno za ramię i patrzył na mą z wściekłością. Jarzący się na

czerwono napis „WYJŚCIE" rzucał na jego twarz niepokojący

odblask.

- Ja... - wyjąkała. Policjant zmarszczył brwi.

- Nie masz prawa tu przebywać! - Przyjrzał się jej uważnie i w

jednej chwili ją rozpoznał. -Zn am ci ę -powiedział.

Emily próbowała mu się wyrwać, ale on trzymał ją mocno.

Policjant otworzył usta.

- To ty jesteś jedną z tych dziewczyn, które twierdziły, że

widziały Alison DiLaurentis. - Kąciki jego ust powędrowały w

górę i zbliżył swoją twarz do twarzy Emily. Jego oddech pachniał

cebulą. - Szukaliśmy cię.

Emily poczuła, że paraliżuje ją strach.

- Powinniście szukać Darrena Wildena! Te zwłoki, które

znaleźliście w ziemi, nie należą do Alison DiLaurentis, tylko do

dziewczyny o nazwisku Leah Zook! To Wilden ją zamordował i

wrzucił do dołu. To on jest winny.

Ale policjant jedynie się zaśmiał 1 ku przerażeniu Emily

zaczął zakładać jej kajdanki.

- Kochanie - powiedział, prowadząc ją korytarzem. -Jedyną

winną osobą jesteś ty.

background image

243

background image

27

BIG LOVE!

Pani Hastings nie chciała powiedzieć Spencer, dokąd ją

zabiera. Twierdziła, że to niespodzianka. Ogromne domy z

wieżyczkami, stojące przy ich ulicy, zniknęły im już za plecami.

Minęły rozległą farmę Springton i gospodę Pod Siwkiem.

Spencer wyjęła z portfela wszystkie banknoty i uporządkowała je

według numerów seryjnych. Mama zawsze jeździła powoli i

koncentrowała się na trasie i ruchu ulicznym, ale tym razem

zachowywała się jakoś inaczej, i to wyprowadziło Spencer z

równowagi.

Jechały już prawie pół godziny. Niebo przybrało czarny kolor,

a gwiazdy migotały na nim jasno. Światła na gankach jaśniały.

Kiedy Spencer zamknęła oczy, wróciły do mej natychmiast

wspomnienia o tamtej nocy, gdy zaginęła Ali. W zeszłym

tygodniu z mroków niepamięci wydobyła obraz Ali stojącej na

skraju lasu z Jasonem. Ale i to wspomnienie uległo

przekształceniu, a osoba, którą

244

uważała za Jasona, teraz zmieniła się w kogoś niższego,

drobniejszego i bardziej kobiecego.

Dokładnie o której godzinie mama wróciła wtedy do domu?

Czy zrobiła tacie awanturę? Czy przyznała się do tego, co

zrobiła? Może to dlatego ojciec przesłał tę bajońską sumę na

konto Funduszu na rzecz Odnalezienia Alison DiLaurentis. Na

pewno nikt nie posądziłby o współudział w zabójstwie rodziny,

która przeznaczyła tyle forsy na poszukiwanie Alison.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu. Wyciągnęła go z

torby, oczekując najgorszego. Dostała nowego SMS-a.

Twoja siostra liczy na to, ze właściwie to rozegrasz. W

przeciwnym razie i ty będziesz miata krew na rękach.

A.

— Kto to? — Mama zatrzymała się na czerwonym świetle.

Oderwała wzrok od jadącego przed nimi samochodu terenowego

i spojrzała na Spencer.

Spencer zasłoniła dłonią ekran telefonu.

- A, nikt.

background image

Włączyło się zielone światło. Spencer zamknęła oczy.

Two ja sio str a. Spencer wielokrotnie życzyła Ali źle, ale

teraz wszystkie złe wspomnienia gdzieś się ulotniły. Miały tego

samego ojca, w ich żyłach płynęła ta sama krew. Tamtego lata

straciła nie tylko przyjaciółkę, ale i kogoś z najbliższej rodziny.

Mama zjechała z głównej drogi i zatrzymała swojego

mercedesa przy restauracji Otto, najstarszej i najfajniejszej

włoskiej knajpce w Rosewood. W środku paliło się

245

ciepłe, złote światło, a Spencer już czuła dochodzący stamtąd

zapach oliwy z oliwek i czerwonego wina.

- Idziemy na kolację? - zapytała drżącym głosem.

- Nie tylko - odparła mama, wydymając usta. - Chodź.

Na parkingu stało mnóstwo samochodów. Na samym jego

końcu Spencer zauważyła dwa wozy policyjne. Z czarnego

samochodu terenowego wysiadły dwie bliźniaczki o blond

włosach. Miały jakieś trzynaście lat i były ubrane w puchate

kurtki, białe wełniane czapeczki i takie same dresy z ciągnącym

się wzdłuż nogawki napisem: „DRUŻYNA HOKEJA SZKOŁY

KENSINGTON", wykonanym ozdobnymi literami. Czasem

Spencer i Ali przez cały dzień chodziły ubrane w jednakowe

stroje do hokeja. Ciekawe, czy ktoś wziął je kiedyś za bliźniaczki.

Spencer nie potrafiła wydobyć z siebie ani słowa.

- Mamo - Spencer czuła, że głos uwiązł jej w gardle. Mama się

odwróciła.

-Tak?

„Powiedz coś!", słyszała, jak jakiś głos krzyczy w jej głowie.

Ale nie potrafiła otworzyć ust.

- O, już są!

W światłach parkingu ukazały się dwie postacie i zaczęły

machać do Spencer i jej mamy. Pan Hastings zmienił biurowy

garnitur na błękitną koszulkę polo i lniane spodnie. Obok niego

szła promiennie uśmiechnięta Melissa w niebieskiej sukience

podkreślającej talię, z satynową torebką pod pachą.

- Przepraszam, że nie oddzwoniłam - powiedziała Me-hssa do

Spencer, kiedy tylko podeszli bliżej. - Bałam się, że się wygadam

i zepsuję niespodziankę!

246

background image

— Niespodziankę? — pisnęła Spencer, nie potrafiąc pozbierać

myśli.

Jeszcze raz rzuciła okiem w stronę wozów policyjnych

stojących nadal po drugiej stronie parkingu. „Powiedz coś! —

znowu krzyczał głos w jej głowie. — Twoja siostra liczy na

ciebie".

Pani Hastings ruszyła w stronę wejścia.

— No to co? Wchodzimy.

— No pewnie — przytaknął pan Hastings.

— Zaraz! — Zatrzymała ich Spencer.

Wszyscy stanęli i się odwrócili. Włosy mamy lśniły w

neonowym świetle parkingowej latarni. Policzki taty zaróżowiły

się z zimna. Rodzice uśmiechali się do niej wyczekująco. Nagle

Spencer zdała sobie sprawę, że mama nie ma pojęcia, co Spencer

zamierza zaraz powiedzieć. Nie widziała przecież zdjęcia pani

DiLaurentis, które Spencer oglądała w gabinecie taty. Nie

wiedziała, że kilka chwil wcześniej Spencer rozmawiała z łanem

na czacie. Po raz pierwszy Spencer zrobiło się żal rodziców.

Miała ochotę przytulić ich do siebie i ochronić przed wszystkim,

czego mieli się dowiedzieć. Wolałaby nigdy nie poznać całej

prawdy.

Ale musiała mówić.

— Dlaczego to zrobiliście? — wyszeptała.

Pani Hastings zrobiła krok w tył, a jej wysokie obcasy

zastukały w chodnik.

— Co zrobiliśmy?

Spencer widziała, że policjanci nadal siedzą w samochodzie.

Zniżyła głos i wbiła wzrok w mamę.

— Wiem, co się stało tej nocy, gdy zginęła Ali. Dowiedziałaś

się o romansie taty z panią DiLaurentis. Widziałaś

247

ich w domu Ali. I dowiedziałaś się, że Ali była moją... że była

taty...

Pani Hastings skuliła się, jakby ktoś uderzył ją w twarz. -Co ?

-Sp en c er ! - zawołał przerażony pan Hastings. - Co ty

wygadujesz?

Teraz słowa same płynęły z jej ust. Dopiero po chwili

background image

zauważyła, że zerwał się silny wiatr i bezlitośnie chłostał jej

twarz.

- To się zaczęło, jak jeszcze studiowaliście prawo, tato? To

dlatego nigdy nie przyznałeś się do tego, że pan DiLaurentis

studiował w Yale w tym samym czasie co ty? Bo już wtedy coś

łączyło ciebie i Jessicę? To dlatego nie utrzymywaliście

kontaktów z rodziną Ali?

Na parkingu zatrzymał się jeszcze jeden samochód. Tata nie

odpowiadał. Stał pośrodku parkingu i kołysał się na piętach.

Przypominał boję, w którą uderzają morskie fale. Melissa

upuściła torebkę i schyliła się po nią. Miała otwarte usta i szkliste

oczy. Spencer spojrzała na mamę.

- Jak mogłaś ją skrzywdzić? Ona była moją s io str ą. A ty,

tato, jak mogłeś to ukrywać? Ona była twoją córką.

W jednej chwili twarz pani Hastings stężała. Zamrugała, jakby

właśnie się obudziła. Odwróciła się w stronę męża.

- Ty i... Jessica?

Tata Spencer chciał coś powiedzieć, ale z jego otwartych ust

wydobyło się tylko kilka niezrozumiałych sylab.

- Wiedziałam — wyszeptała pani Hastings. Mówiła powoli i

spokojnie. Na szyi zadrżał jej mięsień. - Pytałam cię o to milion

razy, ale zawsze twierdziłeś, że to nieprawda.

248

W jednej chwili rzuciła się na pana Hastingsa i zaczęła go

okładać swoją torebką od Gucciego.

- Chodziłeś do ich domu? Ile razy? Co ci strzeliło do głowy?

Spencer nie mogła złapać oddechu, jakby ktoś wypompował z

okolicy całe powietrze. Dzwoniło jej w uszach. Wydawało się jej,

że wydarzenia na jej oczach rozgrywają się w zwolnionym

tempie. Wszystko miało potoczyć się zupełnie inaczej. Mama

zachowywała się tak, jakby o niczym wcześniej nie wiedziała.

Spencer przypomniała sobie znowu swój czat z łanem. Czy to

możliwe, że mama nigdy się o tym wszystkim nie dowiedziała, że

dziś usłyszała o tym... po raz pierwszy w życiu?

Mama przestała wreszcie bić tatę. On odskoczył w tył i dyszał

ciężko. Po twarzy spływały mu krople potu.

- Przyznaj się. Choć raz powiedz prawdę! - krzyknęła mama.

Kilka kolejnych sekund ciągnęło się w nieskończoność.

background image

- Tak — przyznał wreszcie tata i zwiesił głowę. Melissa

pisnęła. Pani Hastings jęknęła przeciągle. Pan

Hastings przestępował z nogi na nogę. Spencer zamknęła

oczy. Kiedy je otworzyła po minucie, Melissa gdzieś sobie

poszła. Pani Hastings wbiła nienawistny wzrok w swojego męża.

-Jak długo to trwało? - pytała. Na skroniach nabrzmiały jej

żyły. - To naprawdę była twoja córka?

Pan Hastings nie potrafił opanować drżenia rąk. Z jego gardła

wydobył się przeciągły jęk. Ukrył twarz w dłoniach.

- O dzieciach dowiedziałem się dopiero później. Pani Hastings

zrobiła krok w tył. Zacisnęła mocno zęby

i pięści.

249

- Jak wrócę dziś wieczorem do domu, ma cię tam nie być -

oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Veronica...

- Idź sobie!

Po chwili ojciec wykonał polecenie. Wsiadł do swojego

jaguara i odjechał z parkingu, zostawiając żonę z córkami.

- Mamo. — Spencer dotknęła ramienia pani Hastings.

- Daj mi spokój — warknęła mama, opierając się o kamienną

ścianę budynku, w którym mieściła się restauracja.

Z głośnika nad drzwiami sączyła się wesoła melodia, grana na

akordeonie. W środku ktoś zaśmiał się radośnie.

- Myślałam, że wiesz o wszystkim — powiedziała Spencer z

desperacją w głosie. - I że dowiedziałaś się o tym tej nocy, gdy

zaginęła Ali. Następnego dnia zachowywałaś się tak, jakbyś

zrobiła coś złego. Myślałam, że to dlatego nie chciałaś już nigdy

rozmawiać o tamtej nocy.

Mama odwróciła się do niej. Miała rozmazaną szminkę.

Patrzyła na Spencer dziko.

- Naprawdę sądzisz, że mogłabym z ab i ć Ali? - syknęła. -

Naprawdę masz mnie za takiego potwora?

- Nie — szepnęła Spencer ledwie słyszalnym głosem. — Ja

tylko...

- Tylko co? — warknęła mama, wygrażając jej pięścią tak

gniewnie, że Spencer cofnęła się o kilka kroków i weszła na

background image

klomb. — Wiesz, czemu prosiłam cię, żebyśmy więcej nie

rozmawiały o tej nocy? Bo wtedy zag in ęł a twoja najlepsza

przyjaciółka. I jej zniknięcie namieszało ci w głowie. Uważałam,

że powinnaś się wreszcie otrząsnąć. Nie powiedziałam tego

dlatego, że ją zamordowałam!

- Przepraszam - jęknęła Spencer. - Chodzi o to, że... To

znaczy, Melissa nie mogła cię znaleźć i wydawała się taka...

250

- Wyszłam na kolację z przyjaciółmi! - krzyczała pani

Hastings. - I wróciłam późno. Pamiętam to tylko dlatego, że

policja pytała mnie o to chyba ze sto razy przez kilka kolejnych

dni!

Za nimi ktoś zakaszlał. Melissa siedziała skulona pod

żywopłotem. Spencer chwyciła ją za ramię.

- Dlaczego w kółko powtarzałaś tacie, że musi znaleźć mamę?

Melissa pokręciła głową zupełnie zaskoczona. -Co?

- Tamtej nocy staliście w drzwiach, a ty powtarzałaś:

„Musimy znaleźć mamę. Musimy znaleźć mamę".

Melissa patrzyła bezradnie na Spencer. Otworzyła szeroko

oczy, jakby wspomnienie tamtej nocy właśnie do niej powróciło.

- Chodzi ci o to, że poprosiłam tatę, żeby podwiózł mnie na

lotnisko, żebym złapała lot do Pragi? - zapytała cicho.

-Wiedziałam, że będę skacowana, ale tata stwierdził, że to nie

jego interes. Powinnam była tyle nie pić. - Zamrugała, jakby była

bardzo zdumiona.

Jakaś para z małą dziewczynką wysiadła z minivana. Oboje

trzymali się za ręce i uśmiechali. Dziewczynka, ssąc kciuk,

spojrzała z zaciekawieniem na Spencer, a potem weszła z

rodzicami do restauracji.

- Ale... - Spencer zrobiło się niedobrze. Zapach oliwy z oliwek

dochodzący z restauracji wydał się jej nagle ciężki i duszący.

Badawczo przyglądała się twarzy siostry, która nie potrafiła

ukryć swojego poruszenia. - Nie kłóciłaś się z tatą, bo mama

dowiedziała się o jego romansie? Nie wróciłaś do lana i nie

poskarżyłaś mu się: „Mój tata ma romans z panią DiLaurentis i

wydaje mi się, że mama właśnie zrobiła coś strasznego?".

251

— Ian? — przerwała jej Melissa i uniosła w górę brwi. —

background image

Nigdy mu czegoś takiego nie powiedziałam. Kiedy ci o tym

opowiadał?

Spencer trochę się uspokoiła.

— Dzisiaj. Twierdził, że rozmawiał z tobą na Skypie.

— Co!? — krzyknęła Melissa.

Spencer chwyciła się za głowę. Nic już nie rozumiała. Słowa

lana, mamy i Melissy połączyły się w jej głowie w jeden wielki

mętlik. Sama nie wiedziała, co jest prawdą, a co nie.

Czy to z łanem rozmawiała na czacie? A może z kimś, kto

tylko podszywał się pod lana? Skąd miała wiedzieć?

— A o czym szeptałyście z sobą po kryjomu przez cały

tydzień? — zapytała Spencer z desperacją w głosie. Tak bardzo

chciała zrozumieć całą sytuację i usprawiedliwić to, co właśnie

zrobiła.

— Planowałyśmy specjalną kolację dla ciebie. — Mama

spojrzała na nią. W jednej chwili uszła z niej cała agresja. Melissa

westchnęła zbulwersowana i odeszła na bok. -Andrew i Kristen

Cullen już na nas czekają w środku. Chcieliśmy was wszystkich

zabrać na premierę

Bądźmy poważni na serio

do teatru przy

Walnut Street.

Spencer dostała gęsiej skórki. Zrobiło się jej niedobrze.

Rodzina chciała okazać jej miłość, a ona zachowała się jak

ostatnia idiotka.

Po jej policzkach popłynęły łzy. Oczywiście, że mama nie

zabiła Alison. Mama nawet nie wiedziała o romansie taty. Ten,

kto udawał lana, skłamał.

Poczuła, że ktoś stanął za jej plecami. Kiedy się odwróciła,

zobaczyła siwowłosego policjanta o surowym wyrazie twarzy.

Przy jego pasku połyskiwał pistolet.

252

— Panno Hastings — odezwał się policjant i skinął głową. —

Muszę panią zabrać na komisariat.

— C-co!? — krzyknęła Spencer. — Dlaczego?

— Lepiej będzie, jeśli obejdzie się bez awantury — ostrzegł ją

spokojnie policjant.

Bez słowa stanął przed nią i gestem kazał pani Hastings, żeby

się odsunęła na bok. Skuł Spencer, która poczuła chłód metalu

background image

wokół nadgarstków.

— Nie! — zawołała Spencer.

To stało się tak niespodziewanie. Spojrzała przez ramię.

Mama stała jak zaczarowana, po policzkach płynął jej rozmazany

tusz do rzęs. Miała otwarte usta.

— Dlaczego pan to robi? — zapytała bezradnie Spencer.

— Kontakty ze zbiegłym przestępcą to poważne przestępstwo

— wyjaśnił. — To współudział w zbrodni. Mamy dowody w

postaci zapisu czatów internetowych.

— Czatów? — powtórzyła Spencer, a serce podeszło jej do

gardła.

Chodziło o czat z łanem. Czy policjanci podsłuchali jej

rozmowę z rodzicami? A może to Melissa pobiegła do nich i

wszystko im opowiedziała.

— Nic pan nie rozumie! — próbowała się bronić. — Nie

pomagałam przestępcy! To wcale nie był czat z łanem!

Ale policjant nie zwracał najmniejszej uwagi na to, co mówiła.

Otworzył drzwi samochodu, położył dłoń na głowie Spencer i

posadził ją na tylnym siedzeniu. Zatrzasnął za nią drzwi, włączył

koguta i na sygnale ruszył w kierunku komisariatu.

253

background image

28

NO I KTO JEST WARIATEM?

Hanna pędem przebiegła przez korytarz obok kafeterii i

zatrzymała się pod drzwiami do tajnej kryjówki Iris. — Wpuść

mnie, Iris! — krzyknęła.

Przycisnęła ucho do drzwi, ale z góry nie dochodziły żadne

dźwięki.

Przez ostatnią godzinę szukała Iris, która gdzieś się zaszyła.

Nie oglądała

Elli zaklętej

w sali kinowej z pozostałymi

pacjentkami. Hanna nie znalazła jej w jadalni, siłowni ani w spa.

Zdesperowana, oparła się o zamknięte drzwi. Na framudze ktoś

coś nabazgrał. W lewym górnym rogu widniało imię Courtney,

dawnej współlokatorki Iris. Obok jej imienia dorysowano

uśmiechniętą buźkę, która mrugała jednym okiem. Hanna chciała

wejść do środka, żeby przyjrzeć się portretowi Ali. Dlaczego go

przegapiła, kiedy była tu za pierwszym razem?

Hanna była pewna, że Iris znała Ali. Nie wiedziała tylko skąd.

Może poznały się przez Jasona? Iris twierdziła, że

254

jako pacjentka przebywała w różnych ośrodkach, nie tylko w

Zaciszu. Może wylądowała też w Radleyu, wtedy gdy był tam

Jason. I pewnie spotkała Ali, która przyszła w odwiedziny do

brata. Od razu się zaprzyjaźniły, ale wkrótce w ich przyjaźń

wkradła się zazdrość. Następnego dnia po zniknięciu Ali jej

mama pytała Hannę i jej przyjaciółki o to, czy ktokolwiek

dokuczał jej córce. Na pewno nikt z Rosewood... ale może ktoś ze

szpitala psychiatrycznego? Kiedy Hanna razem z Ali

przymierzały ubrania w swojej garderobie, ktoś zrobił Ali

telefoniczny kawał. Może to Iris jęczała po drugiej stronie, a nie

Jason. Pewnie Iris, zamknięta w szpitalu na dobre, wściekła się na

Ali, która mogła wychodzić z niego, kiedy tylko chciała. A może

Iris po prostu zazdrościła Ali wszystkiego.

Tara ostrzegała Hannę, że Iris to wariatka, której pod żadnym

pozorem nie wolno wyprowadzać z równowagi. Hanna powinna

była posłuchać tych rad.

A co jeśli... czy to w ogóle możliwe, że... że to Iris zabiła Ali?

Iris powiedziała przecież Hannie, że opuściła szpital dokładnie w

background image

tym samym czasie, kiedy zniknęła Ali. Hannie przypomniała się

przekreślona litera narysowana na kawałku sztandaru

znalezionym przez Ali. To mogło być J, ale równie dobrze I. Jak

Iris. Może jej pobyt w Zaciszu to kolejna sprawka A. Może miała

poznać Iris. A może Iris to A. i teraz wciągnęła Hannę w pułapkę.

„Ona chce cię skrzywdzić", twierdziła Ali.

Hanna biegła przez korytarz, a klapki od Tory Burch uderzały

ją raz po raz w gołe pięty. Za rogiem zatrzymała ją pielęgniarka.

— Tu nie wolno biegać, kochanie.

Hanna nie mogła złapać oddechu.

255

- Widziała pani gdzieś Iris? Pielęgniarka pokręciła głową.

- Nie, ale pewnie ogląda film z pozostałymi dziewczynami.

Może i ty do nich dołączysz? Zrobiłyśmy dla was popcorn!

Hanna miała ochotę uderzyć ją w twarz i zetrzeć z niej ten

idiotyczny, radosny uśmiech.

- Musimy znaleźć Iris, to poważna sprawa. Pielęgniarce w

jednej chwili zrzedła mina. W jej

oczach czaił się strach, jakby Hanna była seryjną mor-

derczynią. Hanna zauważyła czerwony telefon wiszący na

ścianie.

- Mogę z niego skorzystać? - zapytała błagalnie. Chciała

zadzwonić na policję do Rosewood i wyjaśnić

wszystko.

- Przykro mi, słoneczko, ale ten telefon włączamy dopiero o

czwartej w niedzielę. Znasz zasady. - Pielęgniarka wzięła Hannę

delikatnie pod łokieć i zaczęła ją prowadzić do skrzydła budynku,

w którym mieściły się pokoje pacjentów. - Chyba jednak

powinnaś odpocząć. Betsy przyniesie ci maseczkę do

aromaterapii.

Hanna wyrwała się z uścisku.

- Muszę. Ją. Znaleźć. Iris. To zabójczym. Mnie też chce

skrzywdzić!

- Kochanie...

Wzrok pielęgniarki powędrował w stronę czerwonego guzika

na ścianie, za pomocą którego można było wezwać pomoc, gdy

któraś z pacjentek stawiała opór.

- Hanna?

background image

Hanna się odwróciła. Iris stała jakieś pięć metrów od niej,

opierając się leniwie o kontener z wodą mineralną.

256

Jej blond włosy połyskiwały, a biały uśmiech jaśniał w pół-

mroku.

— Kim ty jesteś? — zapytała Hanna szeptem i zbliżyła się do

niej.

Iris wydęła swoje karminowe usta.

— O co ci chodzi? Jestem Iris. I jestem fantastyczna. Hanna

zamarła jak rażona piorunem na dźwięk powiedzonka, które

zawsze powtarzała Ali.

— Kim jesteś? — powtórzyła głośniej swoje pytanie.

Pielęgniarka podeszła szybkim krokiem i stanęła między nimi.

— Hanno, kochanie, chyba niepotrzebnie się uniosłaś. Musisz

się uspokoić.

Ale Hanna nie słuchała. Patrzyła prosto w ogromne,

błyszczące oczy Iris.

— Skąd znasz Alison? — zawołała. — Spotkałaś ją w szpi-

talu, gdzie leczył się jej brat? Zabiłaś ją? Jesteś A.?

— Alison? — zaszczebiotała niewinnie Iris. — To ta twoja

przyjaciółka, którą zamordowano? Ta, której życzyłaś śmierci?

Ta, która, jak twierdziłaś niedawno, dostała dokładnie to, na co

zasłużyła?

Hanna zrobiła krok w tył. Czuła, że pielęgniarka stoi tuż obok.

Na chwilę zapadła pełna napięcia cisza.

— Tak tylko... mówiłam. Nie to miałam na myśli. Po-

wiedziałam ci o tym w zaufaniu. Jak jeszcze uważałam cię za

p r z yj a c ió ł k ę .

Iris odchyliła głowę i zaśmiała się złowieszczo.

— Przyjaciółkę! - zapiała, jakby to była puenta najlepszego

dowcipu pod słońcem.

Jej śmiech spowodował, że Hanna zaczęła się trząść. Skądś

znała ten okropny śmiech. Tak śmiała się Ali, kiedy

257

nabijała się z otyłości Hanny. Tak samo śmiała się Mona,

kiedy na jej siedemnaste urodziny Hanna przyszła w o wiele za

ciasnej sukience, która pękła w szwach na parkiecie w obecności

background image

wszystkich gości. Wtedy Hanna stała się pośmiewiskiem.

Wszyscy cieszyli się jej upadkiem.

-Mó w, s kąd zn a sz Aliso n - warknęła Hanna.

- Kogo? - drażniła się Iris.

- Mów, skąd ją znasz! Iris zachichotała.

- Nie mam pojęcia, o kim mówisz.

Hanna poczuła się tak, jakby jakaś od dawna napięta struna

właśnie pękła. Ale kiedy rzuciła się na Iris, rozległo się głośne

„bum". Z drzwi w korytarzu wybiegli strażnicy i pielęgniarki.

Ktoś bardzo silny chwycił Hannę od tyłu.

- Zabierzcie ją stąd! - rozległ się czyjś głos.

Ktoś inny zaciągnął ją na drugi koniec korytarza i z impetem

przycisnął do ściany. Poczuła przeszywający ból w całym ciele.

Hanna wierzgała bosymi stopami, próbując się uwolnić z uścisku.

- Puść mnie! Co się dzieje? Rozpoznała jednego ze

strażników.

- Wystarczy! - uspokoił ją.

Nagle usłyszała szczęk metalu i poczuła, że wokół jej

nadgarstków zaciskają się ciasno kajdanki.

- To nie mnie szukacie! - wrzeszczała Hanna jak oszalała. -

Tylko Iris! To ona jest zabój czynią!

- Hanno - ofuknęła ją pielęgniarka.

- Czemu nikt mnie nie słucha?

Strażnicy zaczęli ciągnąć ją przez korytarz. Wszystkie

pacjentki wyszły z sali kinowej i przyglądały się szamotaninie.

Tara nie potrafiła ukryć podekscytowania. Alexis

258

zasłoniła usta zaciśniętą pięścią. Ruby zmierzyła Hannę od

stóp do głów i zachichotała.

Hanna odwróciła się i spojrzała na Iris.

— Skąd znasz Alison?

Ale Iris w odpowiedzi tylko uśmiechnęła się tajemniczo.

Strażnicy wyprowadzili Hannę za drzwi, do jakiegoś

korytarza, którego wcześniej nie widziała. Podłoga była

wyłożona starymi winylowymi płytami, a nad jej głową jarzyły

się świetlówki, cicho szemrząc. W powietrzu rozchodził się

dziwny zapach, jakby ściany przegniły.

Na końcu korytarza na Hannę czekał wysoki policjant.

background image

Spokojnie obserwował, jak strażnicy prowadzili Hannę w jego

kierunku. Kiedy się zbliżyli, Hanna rozpoznała w nim szefa

policji w Rosewood. Ogarnęła ją radość. Nare sz ci e ktoś, kto ją

wysłucha!

— Witam, panno Marin! — przywitał się. Hanna westchnęła z

ulgą.

— Właśnie miałam zamiar do was dzwonić! — powiedziała. -

Dzięki Bogu, przyjechaliście. Tu się ukrywa zabójczym Ali.

Mogę was do niej zaprowadzić.

Szef policji spojrzał na nią jak na wariatkę. Zrobił taką minę,

jakby rozbawiło go to, co właśnie usłyszał.

— Zaprowadzi mnie pani do niej? Świetny żart, panno Marin.

- Nachylił się do Hanny i spojrzał jej prosto w twarz. Jego skóra

jaśniała w czerwonej poświacie neonowej lampy z napisem:

„WYJŚCIE". - Zważywszy na to, że właśnie panią aresztowałem.

259

background image

29

WŁADCA MARIONETEK

Na komisariacie w Rosewood policjant zdjął Arii kajdanki i

wepchnął ją do ciemnego pokoju przesłuchań.

— Zaraz po ciebie wrócimy.

Aria potknęła się i uderzyła biodrem o krawędź drewnianego

stołu. Powoli jej wzrok przyzwyczajał się do mroku. W małym

pokoju bez okien pachniało potem. Wokół stołu stały cztery

krzesła. Aria usiadła na jednym z nich i się rozpłakała.

Drzwi zaskrzypiały i ktoś wszedł do środka — dziewczyna o

długich kasztanowych włosach i szczupłych nogach. Miała na

sobie czarne spodnie do jogi, bluzę w pasy i złote buty na płaskim

obcasie. Aria zerwała się na równe nogi.

— Han n a ? — zawołała. Hanna powoli uniosła głowę.

— Och - westchnęła beznamiętnym, zduszonym głosem. —

Cześć.

260

Miała zamglony wzrok i ranę w okolicy ust. Rozglądała się

nerwowo na prawo i lewo.

— Co t y tu robisz!? — zapytała Aria.

Hanna otworzyła usta i uśmiechnęła się z sarkazmem.

— To samo co ty. Najwyraźniej wszyscy uznali, że byłyśmy w

zmowie i zabiłyśmy Ali. A potem pomogłyśmy Ianowi uciec i

utrudniałyśmy pościg za nim.

Aria złapała się za głowę. Wydawało się jej, że to jakiś

koszmarny sen. Jak to możliwe, że policja uwierzyła w taki stek

bzdur?

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, drzwi się otworzyły.

Do środka wepchnięto dwie kolejne osoby — Spencer ubraną w

elegancką zieloną sukienkę i czarne buty na wysokim obcasie i

Emily w staromodnej sukience, butach z cienkiej skóry i małym

białym czepku na głowie. Aria patrzyła na nie, nie mogąc wyjść

ze zdumienia. One patrzyły na nią. Przez chwilę milczały.

— Uważają, że myśmy to zrobiły — wyszeptała wreszcie

Emily, podchodząc do stołu.

Ze zabiłyśmy Ali.

— Gliny dowiedziały się o naszych internetowych rozmowach

z łanem — poinformowała przyjaciółki Spencer. — Jeszcze dziś

background image

się z nim kontaktowałam. A oni uważają... no cóż, uważają, że

my mu pomogłyśmy. A teraz wydaje mi się... że nie

rozmawiałyśmy z łanem... tylko z A.

— Ale przysięgałaś, że to Ian! — wykrzyknęła Aria.

— Bo tak właśnie myślałam — broniła się Spencer. — Teraz

jednak sama już nie wiem. — Pokazała palcem na Arię. —

Policjanci powiedzieli mi też, że wiedzą o pierścionku lana.

Dałaś im go?

— Nie! — krzyknęła Aria. — Ale pewnie powinnam.

Uważają, że skrywam przed nimi jakąś wielką tajemnicę.

261

— Skąd się dowiedzieli o pierścionku Iana? — zastanawiała

się na głos Hanna z wzrokiem wbitym w czarną plamę na

podłodze wyłożonej linoleum.

— Na cmentarzu spotkałam Jasona DiLaurentisa - po-

wiedziała Aria. — Policjantka twierdziła, że to on ich za-

wiadomił. Ale on przysięgał, że to nieprawda. Nie wiem, co o

tym wszystkim myśleć. Nie mam pojęcia, skąd Jason mógł się

dowiedzieć o pierścionku.

Przypomniało się jej, że kiedy powiedziała Jasonowi, że jej

przyjaciółki wiedzą o jego leczeniu psychiatrycznym, on odparł:

„Nic nie rozumiesz". Ale czego niby nie rozumiała?

— Może dowiedział się od Wildena? - wyszeptała Hanna. —

On mógł nas podsłuchiwać w szpitalu. Przecież stał pod salą

Spencer.

Aria zrezygnowana usiadła na krześle i obserwowała pająka,

jak z mozołem wdrapywał się na szarą jak popiół ścianę.

— To nie ma najmniejszego sensu — włączyła się Spencer. -

Wilden to policjant. Nie musiałby o niczym mówić Jasonowi. Po

prostu sam wkroczyłby do akcji.

— Zresztą, po co Wilden miałby zastawiać na mnie pułapkę? -

poparła przyjaciółkę Aria. — Podobno on jest po naszej stronie.

Emily prychnęła z pogardą.

— No jasne.

Aria spojrzała na Emily. Dopiero teraz zauważyła jej

przedziwny kostium.

— A tak w ogóle, to w coś ty się ubrała? Emily zagryzła

wyschnięte wargi.

background image

— Przez A. musiałam jechać do wspólnoty amiszów. Potem

miałam wydobyć raport o badaniach DNA z archiwum

262

komisariatu. — Otworzyła szeroko oczy. — Policja złapała

mnie, zanim zdążyłam wejść do środka.

Aria zamknęła oczy. Nic dziwnego, że uznano je za

współwinne śmierci Ali. Przecież przyłapano Emily na tym, jak

próbowała wykraść materiał dowodowy.

— Słuchajcie, dziewczyny, Wilden nas o kła mał, wynik

badania zwłok znalezionych w dole przy domu DiLaurentisów

wykazał, że to nie była Ali, tylko dziewczyna z tej wspólnoty

amiszów. Leah Zook — poinformowała Emily przyjaciółki.

Spencer ze zdumienia otworzyła usta.

— Nadal uważasz, że Ali żyje?

— Widziałam ją — upierała się Emily, przyciskając plecy do

ściany. — Wiem, że to brzmi jak jakaś herezja, ale to prawda,

Spencer. Nikt mnie nie zmusi, żebym się tego wyparła. Chciałam

o tym powiedzieć policji, ale nikt mnie nie słucha.

Spencer uśmiechnęła się drwiąco.

— Oczywiście, że nikt cię nie słucha. Aria zmarszczyła nos.

— Emily, to ciało naprawdę należało do Ali. Ali popełniła

samobójstwo. Właśnie to odkryłam dzięki pomocy A.

Spencer odwróciła się i wbiła wzrok w Arię.

— To ci powiedziało całe to medium?

— To może być prawda — broniła się Aria. — Taka sama

hipoteza jak każda inna.

— Nieprawda, Ali zabiła wariatka o imieniu Iris! — wtrąciła

się Hanna, przekrzykując przyjaciółki. Wygładziła bluzę. —

Odnalazłam ją dzięki A.

Teraz wszystkie spojrzenia spoczęły na Spencer. Przyjaciółki

czekały na jej hipotezę. Na ramionach Spencer pojawiła się gęsia

skórka.

263

— Dowiedziałam się od A., że to moja mama zabiła Ali, bo...

no bo mój tata miał romans z jej mamą. Ali była moją siostrą.

— Co? — westchnęła Aria.

Emily nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Hanna miała tak

background image

zdegustowaną minę, jakby zaraz miała zwymiotować prosto do

metalowego kubła na śmieci stojącego w rogu pokoju.

— Ale to nie moja mama — wyjaśniła Spencer. — Nawet nie

wiedziała o romansie taty. Najprawdopodobniej zrujnowałam

małżeństwo rodziców. Pewnie A. świetnie się bawi. Na pewno

znowu padłyśmy ofiarą okrutnych żartów.

Wszystkie zamarły. Kiedy do Arii dotarło to, co właśnie

usłyszała, poczuła się tak, jakby dostała cios w głowę. Znowu

wpadły w pułapkę zastawioną przez A. I dały się nabrać. To nie

Jason poinformował policję o pierścionku lana, tylko A. Może

nawet pierścionek został podłożony w lesie przez A., żeby Aria

mogła go znaleźć. Emily dostała od A. za zadanie wykraść raport

badań DNA tylko po to, żeby mógł ją złapać policjant pilnujący

archiwum. I to od A. policja dowiedziała się o rozmowach na

czacie z łanem, dlatego Aria i jej przyjaciółki zostały aresztowane

pod zarzutem współudziału w przestępstwie.

Aria nie miała już wątpliwości, że to A. bawi się nimi,

pociągając za wszystkie sznurki. A teraz siedziały w więzieniu za

morderstwo, którego nie popełniły.

Aria spojrzała na pozostałe dziewczyny. Ich zszokowane miny

mówiły same za siebie. One też zrozumiały to co Aria.

— A. to nasz największy wróg — wyszeptała.

264

Włożyła dłoń do kieszeni, szukając w niej telefonu. Na pewno

wszystkie dostały jakąś wiadomość od A., z której dowiedzą się,

że są naiwnymi ofermami, które po raz kolejny dały się wpuścić

w kanał.

I wtedy Aria przypomniała sobie, że policjanci skonfiskowali

ich komórki. Jeśli nawet przyszedł do nich jakiś SMS od A., to i

tak nie mogły go odczytać.

265

background image

30

NARESZCIE WOLNE

Około pół godziny później ktoś zapukał w drzwi pokoju.

Dziewczyny się poderwały. Serce podeszło Emily do gardła. To

koniec. Pewnie miały pójść na przesłuchanie... a potem prosto do

więzienia.

Do pokoju zajrzała policjantka. Miała podkrążone oczy i

plamę po kawie na koszuli od munduru.

— Dziewczyny, zbierajcie się, wychodzicie.

Ze zdumienia nie potrafiły wydobyć z siebie słowa. Emily

odezwała się pierwsza.

— Na pr a wd ę?

— Znaleźliście A.? — zapytała Aria.

— Co się stało? — odezwała się Hanna dokładnie w tym

samym momencie.

Policjantka zrobiła tajemniczą minę.

— Wszystkie zarzuty przeciwko wam oddalono. — Nagle

przez jej twarz przemknął jakiś dziwny cień, jakby bardzo

266

chciała coś jeszcze dodać. — Powiedzmy, że okoliczności

uległy zmianie.

Emily z przyjaciółkami wyszły z pokoju, zastanawiając się

nad tym, co mogła mieć na myśli policjantka. „Okoliczności

uległy zmianie?" To mogło oznaczać tylko jedno. Serce zaczęło

jej mocniej bić.

— To zwłoki nie należały do Ali, prawda? — zawołała. —

Znaleźliście ją!

A więc jednak ktoś jej posłuchał, kiedy mówiła o tym, że to

Wild en jest winny. Spencer szturchnęła Emily łokciem w żebra.

— Może jednak się zamknij!

— Nie! — warknęła Emily. Nawet jeśli znalazły się w

więzieniu przez A., to jej teoria okazała się słuszna. Czuła to w

głębi duszy. Odwróciła się do policjantki, która żwawym

krokiem szła korytarzem. — Czy Ali nic się nie stało? Jest

bezpieczna?

— Idziecie do domu — odparła policjantka. Przy jej pasku

dźwięczał pęk kluczy. - Tylko tyle mogę wam powiedzieć.

background image

Policjant w biurze oddał im wszystkie osobiste rzeczy. Emily

natychmiast sprawdziła, czy Ali nie przysłała jej jakiegoś SMS-a,

ale nie dostała żadnych nowych wiadomości. W skrzynce

odbiorczej nie znalazła nawet wiadomości od A., choć już się

przygotowała na kolejną porcję drwin.

Policjantka nacisnęła guzik przy ścianie i otworzyły się

podwójne drzwi na parking. Zobaczyły morze samochodów

policyjnych. Emily nie widziała tylu policjantów od czasu pożaru

w lesie.

— Emily — odezwał się jakiś głos.

267

Darren Wilden biegł w ich kierunku przez parking z

rozwianymi połami swojej kurtki policyjnej.

- Dobrze, że was widzę. Wypuścili was. Przykro mi, że was

aresztowano.

Em iły zrobiła krok w tył. Serce podeszło jej do gardła. Co tu

robił Wilden? Przecież to jego powinni aresztować.

- Co się dzieje? - zapytała Aria, która stała obok pustego wozu

patrolowego. - Dlaczego nagle nas zwolniono?

Wilden zaprowadził je w ustronne miejsce z dala od tłumu.

- Cieszcie się, że cały ten bajzel już was nie dotyczy. Zaraz

przyślę wam kogoś, kto was odwiezie do domu.

Emily stała jak skamieniała.

- Wiem, co pan zrobił - powiedziała cicho. - I zapewniam, że

wszyscy się o tym dowiedzą.

Wilden odwrócił się i spojrzał jej prosto w oczy. Jakiś głos

wołał go przez krótkofalówkę, ale on go zignorował. Westchnął

ciężko.

- Tylko ci się wydaje, że coś wiesz. Ale to nieprawda, Emily.

Wiem o twojej wycieczce do Lancaster. I wiem, czego się tam

dowiedziałaś. Ale ja nie skrzywdziłem Leah. Nie zrobiłbym tego.

Cała krew odpłynęła Emily z twarzy.

- Co? Skąd pan o tym wie?

Wilden odwrócił wzrok i spojrzał na fluorescencyjne linie

wyznaczające miejsca do parkowania.

-Ni e kłamałyście, twierdząc, że ktoś podszywa się pod A.

Powinienem był wam uwierzyć.

Aria nie wytrzymała.

background image

268

— Aha, więc t er az już nam pan wierzy? Czemu nie słuchał

pan w zeszłym tygodniu, zanim znalazłyśmy się w samym środku

płonącego lasu?

— I zanim dzięki A. trafiłam do Zacisza Addison-Stevens! —

jęknęła Hanna. — Zamknęli mnie tam z bandą wariatów!

Emily spojrzała na Hannę. Z aci sz e Ad di so n-S t ev en s.

Właśnie taka nazwa widniała na jednym z dokumentów

dotyczących zniknięcia Ali. To była kli n ik a

p s y ch i a t r yc z n a ?

— Przepraszam, że was nie posłuchałem — powiedział

Wilden, przechodząc wzdłuż ogrodzenia, za którym stały stare,

nieużywane już samochody policyjne i biały szkolny autobus. —

Popełniłem błąd. Ale teraz już wszystko się wyjaśniło. Mamy

wszystkie wiadomości, które on wam wysłał.

Dziewczyny zamarły.

— On? — pisnęła Spencer.

— Jaki on? — wyszeptała Hanna. — Ian?

Nagle na parking wjechał kolejny samochód policyjny na

sygnale. Chmara policjantów podbiegła do niego i zaczęła

wyciągać kogoś siedzącego na tylnym siedzeniu. Rozległy się

krzyki, ktoś wierzgał, bronił się i błyskał zębami. Wreszcie

policjantom udało się go wyciągnąć z samochodu. Poprowadzili

go prosto na posterunek. Kiedy wrzawa nieco ucichła, Emily

zobaczyła wśród obstawy wysokiego, chudego mężczyznę z

tłustymi włosami i wąsami. Poczuła jakby kamień w żołądku.

Spencer zmarszczyła brwi, jakby próbowała sobie coś

przypomnieć.

— Skąd ja go znam? — szepnęła.

269

- Nie wiem - odparła Emily, desperacko szukając odpowiedzi

na pytanie przyjaciółki.

Tłum reporterów ruszył w stronę policjantów. Raz po raz

rozbłyskały flesze aparatów fotograficznych.

- Jak długo planował pan to zabójstwo, panie Ford!? -wołali. -

Dlaczego pan to zrobił? - Jedno pytanie wybrzmiewało ze

szczególną mocą. - Dlaczego zabił pan Alison?

background image

Aria chwyciła za rękę Emily, pod którą ugięły się nogi.

- Co oni mówią?

- Ze to on zabił Alison - szepnęła Spencer. - Ten facet zabił

Alison.

- Ale kto to w ogóle jest? - zapytała Hanna. -Chód zcie —

zakomenderował Wilden, gestem wskazując im drogę. - Nie

powinnyście tego oglądać.

Dziewczyny stały jak wryte. Mężczyźnie prowadzonemu na

komisariat rozwiązały się sznurowadła, które teraz wlokły się po

chodniku. Miał głowę zwieszoną tak nisko, że widać było jego

łysinę. Emily objęła się ramionami. Ali... n ie ż y ł a? A co z

Leah? Co z tą dziewczyną, którą widziały w lesie?

Dziennikarze przekrzykiwali się coraz głośniej, ale nie sposób

było zrozumieć ich pytań. Jeden głos górował nad pozostałymi.

- A co z ciałem, które właśnie znaleziono!? To również pańska

sprawka?

Hanna spojrzała na Wildena.

- Kolejne morderstwo?

- O Boże. - Emily czuła się tak, jakby zaraz miała zemdleć.

- Dziewczyny - uciął dalszą rozmowę. - Chodźcie.

270

Teraz domniemany zabójca Ali stał już na schodach

prowadzących do głównego wejścia, ledwie dziesięć metrów od

Emily. Zauważył ją i posłał jej obleśny uśmiech, odsłaniając

złoty ząb na przodzie.

Emily poczuła dreszcze. Skądś znała ten uśmiech. Prawie

cztery lata temu robotnicy wlewali beton do dołu na podwórzu

DiLaurentisów, następnego dnia po zniknięciu Ali. Wilden też

tam był... podobnie jak wiele innych osób. Po rozmowie z panią

DiLaurentis Emily przeszła przez podwórko przy domu Ali,

kierując się w stronę lasu. Jeden z robotników odwrócił się i gapił

na nią. Był wysoki, chudy i kiedy się uśmiechnął, odsłonił ten

sam okropny złoty ząb.

Wstrząśnięta Emily spojrzała na Spencer.

- To jeden z robotników, którzy kładli fundamenty pod altanę

przy domu Ali następnego dnia po jej zniknięciu. Pamiętam go.

Spencer zbladła jak ściana.

- Spotkałam go kilka dni temu. Na m o j e j ulic y.

background image

271

background image

31

CI DOBRZY I CI ŹLI

Czterech sierżantów odwiozło Spencer i jej przyjaciółki do

domu. Kiedy Spencer zajęła miejsce na tylnym siedzeniu wozu

patrolowego, poczuła duszący zapach sztucznej skóry, wymiocin

i potu. Ciemnowłosy policjant zajął miejsce za kierownicą,

zapalił silnik i zjechał z parkingu.

Przez okno obserwowała tłum dziennikarzy oblegających

wejście na komisariat, żądnych dalszych informacji na temat

zabójcy. Spencer wpatrywała się w okna budynku, ale niczego

nie potrafiła dostrzec przez spuszczone rolety. Czy ten facet

naprawdę to zrobił? Był kimś nieznajomym, kimś z zewnątrz.

Właściwie pozostawał poza jej podejrzeniami.

Wczepiła się palcami w kratę oddzielającą przednie siedzenia

od tyłu samochodu.

- Kogo jeszcze zabił ten facet!? - zawołała, ale policjant nie

odpowiadał. - Skąd się dowiedzieliście, że to on zabił Ali? -

Policjant tylko pogłośnił CB-radio. Zirytowana

272

Spencer kopnęła mocno w oparcie jego fotela. — Ogłuchł

pan?

Policjant posłał jej mrożące krew w żyłach spojrzenie przez

lusterko wsteczne.

— Mam cię odwieźć do domu. Bez dyskusji.

Spencer jęknęła. Wcale nie była taka pewna, czy chce jechać

do domu. Nie wiedziała, co tam zastanie. Czy tata nadal tam był?

A może już uciekł, razem z panią DiLaurentis?

Cała sytuacja wydała się jej nagle zupełnie nierealna, wręcz

surrealistyczna. Czuła się tak, jakby zaraz miała się obudzić we

własnym łóżku. Ale minęło kilka minut. I kilka kolejnych. A ona

nadal siedziała w samochodzie policyjnym, śniąc koszmar na

jawie.

Nagle coś jej się przypomniało. Kiedy mama przycisnęła tatę

do ściany i domagała się prawdy, on powiedział: „O dzieciach

dowiedziałem się dopiero później". „O d zi eci a ch ", a nie „o

d zie c ku " . Pomylił się... przejęzyczył? A może Ja s o n też był

jego dzieckiem i bratem Spencer?

background image

Przejechali przez centrum Rosewood, elegancką dzielnicę

domów z czerwonej cegły, z drogimi sklepami meblowymi,

antykwariatami i kawiarniami, gdzie podawano lody domowej

roboty. Spencer nerwowo szukała w torbie swojego telefonu.

Kiedy wreszcie znalazła go na samym dnie, ze zdumieniem

odkryła, że nie dostała żadnych wiadomości od A. Zadzwoniła do

domu. Sygnał rozbrzmiewał raz za razem, ale nikt nie odbierał.

Wtedy połączyła się z internetem i weszła na stronę z serwisem

informacyjnym CNN. Pan sierżant służbista nie chciał puścić

pary z ust, ale dziennikarze na pewno nie próżnowali.

273

Oczywiście najświeższa wiadomość dotyczyła ponownego

aresztowania w sprawie Alison DiLaurentis. „Kłamczuchy

rozgrzeszone", głosił napis u góry strony. Spencer natychmiast

kliknęła na link z dostępem do materiału wideo. Ciemnowłosa

reporterka stała przed ołtarzykiem poświęconym Ali,

ustawionym na chodniku pod jej dawnym domem. Pośród

pamiątek, maskotek, kwiatów i fotografii paliły się świece. Za jej

plecami migotały światła samochodów policyjnych. Miała

zaczerwienione oczy, jakby przed chwilą płakała.

- Historia przerażającego mordu na Alison DiLaurentis

dobiegła końca - ogłosiła reporterka grobowym głosem. -

Właśnie aresztowano winnego. Obciążające go dowody są

niepodważalne.

Na ekranie pojawiło się rozmazane zdjęcie chudzielca o

tłustych blond włosach. Stał na parkingu przed supermarketem z

puszką piwa w dłoni. Nazywał się Billy Ford. Tak jak myślała

Emily, należał do ekipy robotników przygotowujących

fundamenty pod altanę przy domu DiLau-rentisów. Teraz policja

uważała, że prześladował Alison.

Spencer zamknęła oczy. Poczuła ukłucie wyrzutów sumienia.

Tego wieczoru, kiedy świętowały zakończenie siódmej klasy,

gdy mijały dół wykopany na podwórku DiLaurentisów, Ali

cieszyła się, że robotnicy już sobie poszli. Twierdziła, że ją

prześladują. Wtedy Spencer wydawało się, że Ali chełpi się tym,

że interesują się nią o wiele starsi faceci. Tymczasem okazało

się...

- Po znalezieniu kolejnego ciała dziś w nocy policja dzięki

background image

anonimowemu informatorowi ustaliła powiązanie między tymi

dwoma zabójstwami - mówiła dalej reporterka. - Trop

zaprowadził śledczych do furgonetki pana

274

Forda, gdzie znaleziono laptop ze zdjęciami panny DiLau-

rentis, a także Spencer Hastings, Arii Montgomery, Hanny Marin

i Emily Fields, czwórki dziewcząt, którym niedawno nadano

przydomek Kłamczuchy. — Spencer przystawiła pięść do ust. —

W samochodzie znaleziono także zarejestrowane wiadomości w

postaci SMS-ów, MMS-ów i czatu internetowego prowadzonego

pod nickiem USCSuperrozgrywający.

Spencer przycisnęła czoło do chłodnej szyby i patrzyła na

drzewa przy drodze. USCSuperrozgrywający. A więc zabójca

udawał lana.

Wróciło do niej niewyraźne wspomnienie tamtej nocy, kiedy

zaginęła Ali. Gdy pokłóciły się przed domkiem, Ali pobiegła do

lasu. Spencer usłyszała jej charakterystyczny chichot i jakiś

szmer, a potem dostrzegła dwie postacie. Ali... i kogoś jeszcze.

łan powiedział Spencer w czasie ich ostatniej rozmowy na

patio, że widział na skraju lasu dwie osoby o blond włosach. 1

przysięgał, że jest niewinny. Spencer wpatrywała się w zdjęcie

mężczyzny na ekranie telefonu komórkowego. Billy miał blond

włosy. I był nowym A. Wysyłał im SMS-y, żeby rzucić

podejrzenie na Jasona, Wildena, a nawet mamę Spencer. Ale skąd

tyle o nich wiedział? Kim był? Po co tak się starał?

Na ekranie wyświetlił się napis: „Masz nową wiadomość".

Spencer natychmiast ją otworzyła. To Andrew, jej chłopak.

Slyszalem, że cię aresztowano... i zwolniono. Wszystko

w porządku? Wróciłaś juz do domu? Wiesz, co się dzieje

na twojej ulicy?

275

Spencer odchyliła głowę na oparcie i patrzyła na mijane

latarnie. Co Andrew miał na myśli? Po chwili nadeszła kolejna

wiadomość, tym razem od Arii.

Co jest grane? Twoją ulicę zablokowano. Wszędzie stoją

auta policyjne.

Nagle w jej głowie zaświtała przerażająca myśl. W radio

background image

podano informację o kolejnym zabójstwie.

Policjant skręcił w lewo i wjechał na jej ulicę. W poprzek

jezdni stało kilka samochodów policyjnych z włączonymi

światłami. Wszyscy sąsiedzi stali na gankach domów z

przerażonymi minami. Wszędzie kręcili się policjanci, głównie

pod jej domem.

M e 1 i s s a.

- O Boże! - zawołała Spencer. Otworzyła drzwi i wysiadła.

- Hej! - zawołał za nią policjant. - Miałem cię wypuścić

dopiero pod drzwiami twojego domu!

Ale Spencer go nie słuchała. Pędem pognała w kierunku

domu. Bolało ją całe ciało. Minęła bramę i wbiegła na podjazd.

Nie słyszała, co się dzieje wokół niej. Wszystkie kształty się

rozmazały. Czuła żółć podchodzącą do gardła. Wtedy zobaczyła

na ganku zarys jakiejś postaci. Przysłoniła oczy oślepiona przez

policyjne reflektory. Zmrużyła oczy. Kolana ugięły się pod nią.

Westchnęła z ulgą i osunęła się na trawę.

Melissa podbiegła do niej i objęła ją.

- Och, Spencer, to takie okropne.

Spencer cała się trzęsła. Teraz słyszała tylko wycie syren i

zawodzenie psów spłoszonych wrzawą wokół jej domu.

276

— To straszne! — Melissa wtuliła twarz w ramię Spencer. —

Biedna dziewczyna.

Spencer odsunęła się nieco. Powietrze było lodowate i nadal

unosił się duszący zapach spalonego drewna.

— Jaka dziewczyna?

Melissie trząsł się podbródek. Chwyciła Spencer za rękę.

— Och, Spencer. Nie wiesz?

Pokazała ręką na dom Cavanaughów. To tam zgromadzili się

policjanci. Otoczyli całe podwórze żółtą taśmą. Pani Cavanaugh

stała na podjeździe, krzycząc z rozpaczy. Obok niej stał owczarek

niemiecki w błękitnej uprzęży i wąchał ziemię. Przed domem

pojawił się ołtarzyk pełen zdjęć, świec i kwiatów. Spencer

zamarła na widok imienia napisanego bladozieloną kredą na

chodniku.

— Nie — Spencer szepnęła błagalnie, patrząc na Melissę.

Wciąż miała nadzieję, że to tylko zły sen. — Nie!

background image

I nagle wszystko do niej dotarło. Kilka dni wcześniej z okna

swojego pokoju widziała mężczyznę o brudnych włosach w

kombinezonie hydraulika, który szedł w stronę domu

Cavanaughów. Rzucił pewnej pięknej dziewczynie spojrzenie

wilka i odsłonił w uśmiechu złoty ząb. Ale ta dziewczyna go nie

zauważyła. Dlatego niczego nie podejrzewała. Bo była

niewidoma.

Spencer spojrzała z przerażeniem na Melissę.

— J e n n a?

Melissa pokiwała głową. Po policzkach płynęły jej łzy.

— Znaleźli ją w rowie za domem. Hydraulicy naprawiali tam

pękniętą rurę. Zabił ją, tak jak zabił Ali.

277

CO BĘDZIE DALEJ..

Biedna Jenna Cavanaugh. Mam się czuć źle? Trudno, co się

stało, to się nie odstanie.

Finito.

Koniec i kropka. Umarła i już nie

zmartwychwstanie. Uważacie mnie za potwora bez serca? No

cóż...

Oczywiście nasze Kłamczuchy bardzo to przeżyją. Aria me

będzie mogła odżałować, że nie zapytała Jenny, jakie problemy

miała z rodzeństwem. Emily wyleje morze łez, bo przecież tylko

to potrafi. Hanna ubierze się na pogrzeb w małą czarną, która ją

wyszczupli. A Spencer... ta się cieszy, że jej siostra żyje.

No i co dalej? Znaleziono ciało. Przeprowadzono badania

DNA. Aresztowano oprycha, który trafi za kratki. Myślicie, że to

ja? Myślicie, że zły i paskudny Billy Ford to ja? A może jednak

nie? Cóż, nie dajcie się wywieść w pole. Ten sekret zdradzę wam

na samym końcu.

Na razie. Całuję

A.

278


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sara Shepard Kłamczuchy 07 Bez serca
M[1] Balogh Bez serca
D102 Adams Kelly (Jamison Kelly) Bez serca
Sara w Avonlea 07 Przeklęte skrzypce
Pretty Littre Liars Sara Shepard Niewiarydogne – 4 część
102 Jamison Kelly Bez serca
Sara Shepard 14 Zatrute
Balogh Mary Georgian 01 Bez serca
Sara Shepard 11 Olśniewające

więcej podobnych podstron