Spis treści
Rozdział 1
3
Rozdział 2
5
Rozdział 3
13
Rozdział 4
19
Rozdział 5
25
Rozdział 6
30
Rozdział 7
37
Rozdział 8
41
Rozdział 9
43
Rozdział 1 The Beginning
–
(Początek)
Och, nie ma odpoczynku dla grzeszników,
Pieniądze nie rosną na drzewach.
Mam rachunki do zapłacenia,
Buzie do wykarmienia,
Nie ma nic za darmo na tym świecie.
- Ain't No Rest For the Wicked - Cage the Elephant
- To będzie wasz główny projekt badawczy – mój profesor wycedził przez zęby. -
Musicie zrobić wywiad od sześciu do dziesięciu osób, które są społecznie nie do
zaakceptowania. Czy to będzie mniejszość, skrzywienie na religię czy przestępca. Muszą
nie pasować do formy. Wszystko, co potrzebujecie, to zapytać dlaczego. Dlaczego to
wybrali?
Hmm. Nie takie złe, jak mogłoby być, mogłem utknąć pytając starych durni, co sądzą
o społeczeństwie teraz w porównaniu ze społeczeństwem z epoki jury, kiedy się urodzili.
- To przypada na jeden miesiąc – profesor ostrzegł. - Nie zwlekajcie. „Dlaczego” jest
bardzo szerokim pytaniem. To może potrwać kilka sesji, aby osoba z tego stanu
społecznego odpowiedziała.
Dlaczego? To jest mało precyzyjne pytanie, prawda? Zapytaj ludzi „dlaczego?”, a oni
odpowiedzą „dlaczego co?”. Dlaczego jest szerokim pytaniem, jeśli chodzi o
zastanawianie się, która osoba jest prawdziwa.
Moja klasa została wypuszczona z lekcji pięć minut wcześniej. Była to dla mnie
ostatnia lekcja w dzisiejszym dniu. Wyszedłem z kampusu, idąc do mojego mieszkania,
które było dobre piętnaście bloków dalej. Codziennie, natykałem się na różności.
Czarnych, białych, brązowych, Azjatów, Latynosów, Indian, Włochów, Żydów...
Widziałem ich wszystkich na mojej drodze do i z uczelni.
Według większości populacji wielkiego miasta Seattle, żyłem „oszczędnie”.
3
Mieszkałem w dzielnicy o niskich dochodach. Wybrałem życie tutaj. Mogłem mieć jakiś
wielki apartament i dobrze żyć, ale chciałem zobaczyć inne społeczeństwo.
Społeczeństwo, które uzyskuje współczucie, nowe plotki, a nie uczucia. Idziemy ulicą i
widzimy, że człowiek gra na gitarze lub mężczyzna z tekturowym znakiem, mówiącym:
„Proszę, dajcie mi coś”. I wszyscy rzucają mu kilka dolców, nasze uśmiech dodają
otuchy, kiedy kontynuujemy spacer w kierunku naszej sześciocyfrowej pracy i
doskonałego życia.
Możemy współczuć, kiedy czas tego wymaga. Ale możemy także zwrócić się do
naszych przyjaciół i powiedzieć: „Cholera, brudni tubylcy włamali się do mojego domu i
wzięli pieprzony telewizor!” lub „Słyszałeś o tym napadzie w centrum miasta? Musiał być
to gang czarnych dzieci terroryzujących miasto.”
Tak, jesteśmy tylko bandą drobnych oszustów. Cały świat jest sceną. Skurczybyk
Szekspir wiedział, co mówi. Wszyscy jesteśmy aktorami i aktorkami w największej
sztuce. Życiu. Oczywiście, nie mamy imprezy po przedstawieniu i nie ściągamy nigdy
naszych kostiumów, ale zawsze udajemy bycie kimś, kim nie jesteśmy.
Witamy w dwudziestym pierwszym wieku, gdzie każdy może być kimś i ktoś może być
każdym.
4
Rozdział 2 The Prostitute
–
(Prostytutka)
Ona upada na kolana
Tak pełna dumy
Zrobiła ruch, ponieważ nie ma nic do ukrycia.
- Free Love – Cage the Elephant
Trzy tygodnie później
Moje tempo było dziś powolne, kiedy myśli błądziły wokół pomysłu na mój projekt.
Potrzebowałem tylko jednej osoby. Kto mógłby udzielić wywiadu? Mój cały projekt był
przeprowadzany z ludźmi, którzy nie są banalni. Nie robiłem wywiadu z osobą bezdomną
czy kimś w więzieniu. Każdy by to zrobił. Ale wyglądało na to, jakbym nie miał żadnego
innego wyboru, dopóki nie wpadłem na nią.
- Strasznie przepraszam – mruknąłem, nie patrząc na osobę, w którą wszedłem.
- Może powinieneś patrzeć, gdzie idziesz, co? - gładki, miodowy głos odparł.
W końcu spojrzałem na tę kobietę. Była prostytutką. Jej ubrania krzyczały: „Kup
mnie!”. Jej wygląd, jednak, mówił inną historię. Jej głęboko brązowe włosy opadały
kaskadami na plecy, a czekoladowe oczy błyszczały na tle kremowej skóry. Jej drobne
ciało zaokrąglone powoli i zmysłowo od piersi do ud. Była piękna i zepsuta. Była idealna
do mojego projektu.
- Przepraszam, panno... - zachęciłem.
- Swan, Bella Swan – odparła chłodno, krzyżując ręce na swoim skórzanym, niebieskim
gorsecie.
- Masen, Edward Masen. - Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem rękę, aby uścisnąć jej.
Miała przebiegły uśmiech na swojej twarzy, kiedy chwyciła moją dłoń.
- Wiesz, nigdy nie widziałam człowieka, który wyglądałby na tak samotnego, możesz
użyć trochę towarzystwa? - szepnęła uwodzicielsko. - Jeśli zapłacisz właściwą cenę twój
5
wieczór będzie miły i możesz iść i odesłać mnie w swoją drogę.
Odpowiedziałem: - Jesteś takim słodkim, młodym obiektem, dlaczego to sobie robisz?
Jej uwodzicielski uśmiech zmniejszył się. - Co ci do tego?
Co mi do tego? Ten projekt może tylko być „Dlaczego?” dla większości uczniów w
mojej klasie, ale moje powody były sensowne dla mnie, zanim mogę przeprowadzić
wywiad z kimś.
Mógłbym powiedzieć: „Cóż, chodzę teraz do klasy psychologicznej na studiach i mam
zrobić wywiad ze społecznie nieakceptowaną osobą. Ty wydajesz się idealnym wzorem”.
Tak czy nie.
Prostytutki były społecznie nieakceptowane. To było prawie do przyjęcia być tego
rodzaju nieakceptowanym. Mamy filmy takie, jak Pretty Women z takimi atrakcyjnymi
dziwkami. Och, tak, w każdej dziwce leży piękna kobieta, która może przekształcić się
w panią, kobieta, która po prostu potrzebuje zbuntować się przeciwko matce, kobieta,
która może się zmienić. Z kogo, do cholery, sobie żartujecie?
Chrząknąłem. - Lubię poznawać historię ludzi. Lubię poznać kogoś, zanim...
- Zanim ich pieprzysz? - Bella zakończyła z przebiegłym uśmieszkiem.
Mój chichot był krótki i szybki. - Tak, chyba tak.
- Dobra, dobijmy targu, możemy, Edwardzie? - Bella wymruczała, zanim połączyła
swoją rękę wraz z moją i szła w dół ulicy. - Opowiem ci wszystko o moim żałosnym życiu,
kiedy zapłacisz mi.
- Więc, zatem zapłacę ci przed seksem? - To nie tak zazwyczaj pracowało, prawda?
Bella roześmiała się głośno, coś, czego się od niej nie spodziewałem. - Och, Boże, nie,
to jest wbrew prawom dziwki, na miłość boską. Nie, głuptasie, mam zamiar dać ci
umowę. Przelecę cię przed wywiadem i po. Kapujesz?
- Tak, ja, uch, kapuję – odparłem, wtykając moją wolną dłoń w kieszeń.
- Więc, gdzie mieszkasz, Eddie? - Bella zapytała, kiedy pędziła chodnikiem obok mnie,
ledwo dotrzymując tempa moim długim krokom. Musiała być dziesięć cali niższa ode
mnie.
- Blisko Rainier Beach – powiedziałem jej.
Zagwizdała nisko. - Oszczędnie, co?
Nie mogłem się powstrzymać od szerokiego uśmiechu formującego się na moich
ustach. Kolejny znaczek, aby zaznaczyć w mojej książce statystyk. Nawet osoby, które
1 Fragmenty piosenki Ain't No Rest For the Wicked zespołu Cage the Elephant.
6
mogą bardzo dobrze żyć blisko Rainier Beach nazywano biednymi. Jak niezwykle
obłudnie.
- Tak, przypuszczam, że można tak to powiedzieć.
- Też tu mieszkam. - Cóż, to do ciebie podobne. - Który budynek?
Powiedziałem jej nazwę mojego budynku.
- Nie ma, kurwa, mowy! - zawołała. - Mieszkam podobnie, po drugiej stronie ulicy,
mniej więcej. - Skrzywiła się w koncentracji. - Nie sądzę, żebym jednak cię wcześniej
widziała. Zapamiętałabym taki dziwny kolor włosów. Jest naturalny?
Zmarszczyłem nos na myśl o farbowaniu moich włosów. - Tak, oczywiście.
Bella roześmiała się. - No co ty, powinnam to wiedzieć. Faceci twojej postury nie
farbują włosów, dopóki nie zaczną siwieć. Jesteś sam, co? Dwadzieścia dwa? Dwadzieścia
trzy?
- Tak, mam dwadzieścia trzy lata. A ty ile masz?
- Cóż, mój dowód osobisty mówi, że dwadzieścia cztery, ale mam naprawdę
dziewiętnaście – wyjaśniła bez ogródek, nawet nie zadając sobie trudu, aby skłamać o
swoim wieku.
Mały uśmiech znalazł się na moich ustach. - Dziękuję za bycie uczciwą.
Bella wzruszyła ramionami. - To dziwne, prawda? Uczciwa prostytutka.
- Maria Magdalena była prostytutką – poinformowałem ją.
- Maria Magdalena? - podpowiedziała, wskazując ręką na mnie, abym rozpoczął.
- Była wiernym uczniem Jezusa – powiedziałem. - Nie czytałaś Biblii?
Potrząsnęła głową. - Mamy nie było w pobliżu; tata ubóstwiał rzekę koło naszego
domu jak swojego boga. Nigdy nie słyszałam tej niestosownej historii.
- Cóż, Maria Magdalena była prostytutką. Była, podobnie jak wielu innych, wciągnięta
w wiarę w Boga przez Jezusa. Była też uważana za kochankę Jezusa. Czy kiedykolwiek
czytałaś lub widziałaś Kod Da Vinci?
Bella ponownie potrząsnęła głową. - Nie mam czasu na czytanie, ani pieniędzy, aby
poświęcać na filmy.
- W tej książce mówią, że Jezus miał dziecko z Marią Magdaleną, że jego krew
przetrwała do dziś. - Wzruszyłem ramionami. - To tylko opinia ludzi, którzy nie wierzą w
Jezusa będącego tak pełnego chwały, tak sadzę. Wierzysz w Boga?
Westchnęła. - Cóż, podoba mi się ten pomysł w Boga. Chciałabym, aby ktoś mógł
wybaczyć mi za to wszystko. - Omiotła rękami swoje ciało. - Ale, szczerze, myślę, że jak
7
raz jesteś martwy, to nie żyjesz.
- Rozsądne – mruknąłem, nie zgadzając się, ani też nie nie zgadzając się.
- Co z tobą? - zapytała, patrząc na mnie wyczekująco.
- Ja... ja nie jestem zbyt pewny – przyznałem, przebiegając ręką przez włosy. -
Chodzi mi o to, że moi rodzice wychowali mnie jako katolika, moja mama jest – była –
Irlandką, ale przeszedłem przez trochę buntowniczy etap jako nastolatek, podobnie jak
większość nastolatków robi. Nie wierzyłem w nic, żadnego Boga, żadne życzenia moich
rodziców, żadnego siebie, nic. Po prostu stwarzałem problemy, aby uzyskać ten
buntowniczy etap.
- To nie jest tak naprawdę odpowiedź, czy teraz wierzysz w Boga, czy nie – Bella
zauważyła. Cholera, była spostrzegawcza. Większość ludzi po prostu pokiwałoby
poważnie głową i kontynuowałoby rozmowę o swoim własnym płytkim życiu.
Przebiegłem dłonią ponownie przez włosy, zdenerwowany, będąc wokół kogoś z uszami
otwartymi na moja opinię. - Myślę, że jestem taki sam jak ty. Podoba mi się pomysł
Boga, ale nie jestem pewien, czy rzeczywiście istnieje. Chyba dowiem się, kiedy
nadejdzie mój czas.
- Chyba tak – Bella szepnęła.
To była moja okazja, aby spojrzeć na Bellę, kiedy wydawała się bezbronna. Pojęcie
śmierci, oczywiście, wychowało kilka niechcianych emocji. Starała się opuścić swoją
zmieszaną twarz. Odniosła sukces. Bella wyglądała spokojnie, chłodno i opanowanie, aby
powiedzieć co najmniej. Ale jej oczy były z dala od niej. Wyglądało na to, że miała
miliony zamkniętych łez w środku, po prostu błagając, aby być rzuconą.
Ale potem zamknęła się w sobie. W jednej chwili była z powrotem normalna lub, co
wiedziałem, tak normalna jak dla niej. Było to tak, jakby nigdy nie była na skraju
pokazania prawdziwych emocji. Jakie ciekawe. Nie była taka jak inni. Oni praktycznie
błagali mnie, abym odciągnął ich od tego nieszczęścia.
Bella, z drugiej strony, wydawała się, jakby nie chciała pomocy. Jej oczy i działania
nie były ze sobą sprzeczne. Ona była... niezwykła.
Odchrząknąłem. - Chcesz złapać coś do jedzenia, zanim my... uch, pójdziemy?
Uśmiechnęła się, powodując, że jej nos zmarszczył się w ładny sposób. - Pewnie, to
jest zupełnie podobne do ciebie, Eddie.
Tym razem ja zmarszczyłem nos.
- Nie lubisz ksywek? - zapytała, chwytając moją dłoń od niechcenia, jakbyśmy
8
rzeczywiście byli razem.
Potrząsnąłem głową, próbując skupić się na jej słowach, a nie na ciele. - Nie, nie
bardzo. Ed, Eddie, Eduardo... Wszystkie mnie wkurzają. Pieszczotliwe przezwiska nigdy
nie będą moją rzeczą.
- Eduardo? - Bella podniosła brew. - To jest interesujące.
- Miałem kilku interesujących przyjaciół w liceum – odpowiedziałem.
- Najwidoczniej – mruknęła. - Mm, zjedzmy tutaj. Kocham to miejsce.
To była urocza, przytulna restauracja o nazwie Babcia Sue. To musiało być dobre.
Babci jedzenie zawsze było najlepsze.
- Nie sądzę, żebym tu był – wyszeptałem, otwierając drzwi i pokazując Belli, aby
przeszła dalej.
- Och, Boże, Edwardzie, traciłeś okazję! - Bella zawołała, szybko domagając się boksu
najbliżej drzwi wahadłowych, prowadzących do kuchni. - Musisz zjeść ukraiński obiad.
Nie sugeruję, mówię.
Moje brwi złączyły się. - Co dokładnie w tym jest?
- Dlaczego to ma znaczenie? - odparła, patrząc na obszar napojów w menu. - Masz
słaby żołądek czy co? Alergie może?
- Nie, po prostu lubię wiedzieć, co jem. - I mam słaby żołądek.
Parsknęła. - Ta, pewnie. Jesteś po prostu cipką.
Nikt nigdy wcześniej nie wyzwał mnie w ten sposób. Przynajmniej żadna dziewczyna.
Zazwyczaj dziewczyny łasiły się do mnie, godziły z każdym moim słowem, w nadziei
dostania darmowego pieprzenia. Bella nie padała na moje gówno. To było odświeżające,
ale irytujące w tym samym czasie. Lubiłem moje postępy z kobietami.
- Po prostu powiedz mi – zażądałem.
Bella przewróciła oczami. - Dobrze, ty cioto. Są to pierogi, gołąbki i trzy parówki.
Szczęśliwy?
- Tak – odpowiedziałem cicho. Ona sprawia, że czuję się jak idiota. Nie podobało mi
się to.
Podeszła kelnerka. Szybko przyjęła zamówienia i uśmiechnęła do Belli jak, cóż,
babcia.
- Jak leci, Bello? - zapytała.
- Ach, w porządku, Sue – odparła z figlarnym uśmiechem. - Wiesz, wszystko po
staremu.
9
Sue miała smutne spojrzenie w swoich oczach. - Tak, wiem, kochanie. Wiesz, że
zawsze jesteś mile widziana w naszym domu.
Bella zaczerwieniła się i odwróciła wzrok. - Och, Sue, wiesz, że nie mogę narzucać się
tobie i Harry'emu.
- Och, cicho, dziecko – Sue skarciła. - Wiesz, że nie mielibyśmy nic przeciwko, mając
ciebie u nas. Cholera, wolałabym ciebie z nami niż w tej spelunce, w której mieszkasz
teraz, robiącą to, co robisz dla pieniędzy.
Belli oczy błysnęły z uporem. - Sue, to, co robię, to moja sprawa. Charlie złamałby się
w końcu, wiesz.
Sue potrząsnęła głową i odeszła, mamrocząc pod nosem.
- Powinienem wręcz zapytać w tej chwili? - spytałem.
Bella potrząsnęła głową. - Wszystko w swoim czasie, facet, wszystko w swoim czasie.
Czekaliśmy po tym na nasze jedzenie w milczeniu. Myślałem o wszystkich tych
różnych sytuacjach. Może Charlie był jej byłym. Może on ją bił, więc musiała
współpracować i czekać na niego, aby pytać o swój tyłek. To wydawało się logiczne i
pasowało do tego czasu i miejsca. Albo, może Charlie był jej właścicielem i Bella była
rzeczywiście bogatym dzieciakiem, które było po prostu złe i musiało odejść. Albo może,
albo może, albo może... Tak wiele zmiennych.
Parujący talerz z ukraińskim jedzeniem wyszedł na zewnątrz z uśmiechem od Sue.
Zrobiłem pierwszego gryza i wiedziałem, że to był mój wybór restauracji teraz. Moja
babcia nie miała nic wspólnego z Sue. Wyczyściłem mój talerz w góra dziesięć minut.
Bella zachichotała. - Tak jak ci powiedziałam.
Tylko skinąłem, zanim odchyliłem się do tyłu w krześle i potarłem mój przepełniony
żołądek. Nigdy nie czułem się bardziej zadowolony.
- To jest na mnie – powiedziałem, zanim mogła nawet pomyśleć o wyjęciu jakichś
pieniędzy.
- Nie, to jest na kosz firmy – Bella powiedziała nonszalancko. Pomachała na
dowidzenia do Sue i skierowała się do drzwi. - Sue pozwala mi i moim gościom jeść za
darmo, ponieważ jesteśmy praktycznie rodziną i w ogóle.
Szedłem z tyłu, upychając portfel w kieszeni.
- Dokąd idziemy? - zapytałem, niepewny, gdzie ta dziewczyna mnie prowadziła.
- Więc, do twojego domu, zgaduję. - Błysnęła mi uśmiechem. - Wiem, gdzie
mieszkasz, pamiętasz?
10
Pokiwałem głową. Strasznie się tym denerwowałem. Tak, byłem mężczyzną, i tak,
lubiłem seks tak bardzo jak druga osoba, ale nigdy nie miałem kogoś kupionego, aby
sprawił mi przyjemność, nawet jeśli oznaczało to pomoc w moich studiach. Nawet ja
czułem się podle i nie pieprzyłem nikogo za pieniądze. Nie rozumiałem jak dziewczyny
mogą poddawać się takiemu rodzajowi życia teraz, kiedy było tak wiele możliwości.
Prawda, byliśmy w dobie kryzysu gospodarczego, ale wciąż były dostępne miejsca prac
dla prawie każdego. Może nie zarabiałbyś tak dużo jak prostytutka, ale czułbyś się
bardziej oczyszczony, tak myślę.
Przez resztę drogi do mojego mieszkania panowała cisza. Bella uśmiechała się i witała
ludzi, ale ja miałem dłonie wepchnięte w kieszenie, nerwowo zagryzałem wargę i
strząsałem włosy z mojej twarzy.
- Um, więc, jesteśmy, tak myślę – mruknąłem, wyjmując klucz i prowadząc nas do
mojego budynku. Weszliśmy po schodach, na drugie piętro i weszliśmy do pierwszego
pomieszczenia po prawej, patrząc na ulicę.
- To jest to – oznajmiłem, wskazując na moje jednopokojowe mieszkanie.
Bella pokiwała głową z uśmiechem. - Ładne, bardzo ładne. Większe niż moje, powiem
ci tak. Również dużo czystsze. Czy kogoś wpuszczasz? - Uśmiechnęła się. - Tylko
żartowałam.
Uśmiech ozdobił moje wargi i odetchnąłem, pozwalając jakiemuś napięciu opuścić
moje ciało. Następnie Bella zaczęła podchodzić do mnie, nadal ubrana tak seksownie,
kusząco uśmiechając się. Zdezorientowałem się, widząc ją tylko idącą w taki sposób. Nie
rozumiałem, jak mogła robić coś takiego cały czas, z wieloma różnymi mężczyznami.
Nagle poczułem zazdrość, lecz bez żadnego powodu. Ledwo znałem Bellę; nie rościłem
sobie do niej praw. Była prostytutką, na Boga! Wiedziałem, wchodząc w to, że to będzie
jedno cudowne pieprzenie, a nie długo trwała rzecz, chyba że zaliczysz dwa dni, co
najwyżej, długim okresem umowy.
Więc, dlaczego czuję się w ten sposób? Może dlatego, że wiedziałem, iż spoglądała
tak na każdego mężczyznę, każdego siedemdziesięcioletniego zboczeńca, każdego
mającego STD
kierowcę ciężarówki, każdego męża szukającego szybkiego zajęcia,
zanim wróci do swojej rodziny. I to nie wydawało się w porządku. Cóż, oczywiście
prostytucja nie była w porządku, ale na poziomie emocjonalnym. To nie było
sprawiedliwe dal Belli lub dla mnie.
2 STD (Sexually Transmitted Disease) - choroba przenoszona drogą płciową
11
- Stop – w końcu powiedziałem. - Nie mogę... Nie mogę zrobić czegoś takiego. To nie
ja. Nie daję dziewczynom pieniędzy, żeby mnie pieprzyły. Chyba że rzeczywiście chcesz
uprawiać ze mną seks, przykro mi, ale nie mogę tego zrobić.
Bella zamrugała, opadając z powrotem na pięty. Usunąłem ją z jej własnej gry.
Spojrzała w dół, jej rzęsy ocierały się o górę policzków.
- Co, jeśli powiem ci, że chcę uprawiać z tobą seks? - zapytała po kilku minutach
ciszy.
- Chcesz?
- Odpowiedz na pytanie, Edwardzie.
- Cóż, myślę, że możemy uprawiać seks, ale dopiero po tym, jak poznam cię trochę
lepiej. - Potarłem mój kark. - Więc, chcesz?
Bella skinęła głową i usiadła na kanapie pod ścianą. - Sądzę, że będziemy musieli
poznać siebie nawzajem, Edwardzie. - Uśmiechnęła się. - Pozwól posłuchać twojej
historii w pierwszej kolejności.
Ufałem Belli, więc wziąłem głęboki oddech.
To będzie długa noc.
12
Rozdział 3 The Robber
–
(Rabuś)
Trzeba było przenieść się w cień
Zanim wypali broń
Mamy głód do zniszczenia
Potrzebujemy kogoś do krwawienia.
- James Brown - Cage the Elephant
Szedłem do domu po zajęciach, rozważając moje zadanie. Nigdy nie byłem jedynym
dla frazesów i był to jeden z niewielu razy w życiu, kiedy rzeczywiście zależało mi.
Chciałem zrobić to dobrze.
W mojej głowie kłębiło się od pomysłów. Wróciłem do domu i rzuciłem książki na stół,
zanim odwróciłem się i ponownie wyszedłem. Nie mogłem już usiedzieć. Chodziłem
wokół mojego bloku godzinami, myśląc o różnych zdeprawowanych ludziach. Kiedy
zobaczyłem cień mężczyzny wymykającego się spoza zasięgu wzroku, w zaułek, gdy
przechodziłem dalej.
Ostrożnie utrzymywałem oczy przed sobą i szybko szedłem, ominąłem otwarcie do
labiryntu. Potem pomknął on za mną i umieścił pistolet przy mojej głowie. Wyjaśnił, że
nie szukał walki, kiedy powiedział: - Daj mi wszystko, co masz, chcę twoich pieniędzy,
nie twojego życia, ale jeśli spróbujesz wykonać ruch, nie będę się zastanawiał dwa
razy.
Moja pierś falowała, a oczy rzucały szybkie spojrzenia, aby zobaczyć, czy ktoś się tym
przejął. Oczywiście, każdy miał to gdzieś. Byliśmy w slumsach Seattle. Przetrwanie było
najbardziej zaopatrywane tutaj. Teraz, wyglądałem dość kiepsko.
Więc, wziąłem głęboki oddech i pozwoliłem mojemu umysłowi zatrzymać myśli na
chwilę. Wtedy mnie olśniło. Ten mężczyzna miał historię za swoją bronią i trudną
postawą. Byłby doskonały do mojego zadania.
3 Fragmenty piosenki Ain't No Rest For the Wicked zespołu Cage the Elephant.
13
- Możesz mieć moją kasę, ale wiesz, muszę zapytać, co sprawia, że chcesz żyć takim
życiem? - mruknąłem, ledwo oddychając, modląc się do niczego w szczególności, żeby
mojej głowy nie spotkało rozwalenie.
Zimny metal został odsunięty od mojej czaszki i pozwoliłem sobie odetchnąć cicho z
ulgą.
- Czemu, do cholery, cię to obchodzi? - zapytał mężczyzna. Spuściłem ręce w dół i
odwróciłem się do niego.
- Szczerze? - Pokiwał głową, wtykając swoją broń w spodnie. - Jestem studentem
psychologii.
Warknął ze śmiechem. - To coś nowego.
- To prawda – przyrzekłem mu. - Może pójdziemy na kolację w dół ulicy? Kupię ci coś
do jedzenia i dam trochę pieniędzy.
Spojrzał na mnie nieufnie; wyraźnie nie podobał mu się mój pomysł. - Co cię to
obchodzi?
Wzruszyłem ramionami. - Jeśli nie miałbyś nic przeciwko, chciałbym zadać ci kilka
pytań.
Mężczyzna nadal wyglądał jakby miał wątpliwości. Musiał nie być w stanie okazać
zaufania wielu ludziom w swoim życiu. Musiał nauczyć się tej cennej lekcji dawno temu.
Ludzie starają się zaprzeczyć temu, ale naprawdę nikomu nie ufają. Ukształtowaliśmy
się, aby być podejrzliwymi wobec wszystkich, nawet naszych najbliższych przyjaciół.
Kiedy coś nam nie idzie, nigdy nie obwiniamy naszej własnej, zapominalskiej dupy, to
zawsze wina kogoś innego.
Być może temu człowiekowi coś się przydarzyło w tych międzynarodowych sprawach.
Może jeden z jego „kumpli” podrzucił jego nazwisko na policję za zbrodnię, której nie
popełnił.
Może, może, może...
- Jak się nazywasz? - zapytał.
- Edward Masen. - Wyciągnąłem rękę.
Chwycił ją. - Emmett McCarty.
Potrzęśliśmy dłońmi i zaczęliśmy krótki spacer na kolację. Szliśmy w ciszy, żaden z nas
nie ufał sobie nawzajem z różnych powodów. Oczywiście bałem się, że mogę mieć broń
przyciśniętą do siebie, a on był zdenerwowany, że mogę donieść na niego. Oba
uzasadnione powody, aby sobie nie ufać.
14
Kiedy dotarliśmy na kolację, Emmett otworzył drzwi, pozwalając mi wejść
pierwszemu, cecha charakterystyczna, której zazwyczaj nie znajduję się w ludziach z
jego klasy społecznej. Zmarszczyłem czoło, gdy myślałem o wszystkich możliwościach,
podczas gdy siadałem do najbliższego boksu.
Kelnerka przyjęła nasze zamówienia i zostaliśmy sami. Wyciągnąłem notes i długopis,
otwierając na nowej stronie. Emmett kręcił się na krześle, jego przysadzista postać
wyglądała dość tęgo w tym małym miejscu.
Emmett wyglądał jak więzień. Był wysoki, muskularny i przerażający. Miał czarne,
kręcone włosy i stalowo-szare oczy, które wyglądały jak głazy zatrzymujące informacje.
Był przystojny, przypuszczam. Miał zawsze obecne dołeczki, które czyniły go nieco mniej
apodyktycznym, patrząc nawet wtedy, gdy był zasępiony, to wyglądało, jakby się
uśmiechał. Jego skóra była opalona, gdzie mogłeś zobaczyć. Miał na sobie starą,
brązową, skórzaną kurtkę z czarną koszulką pod spodem i parę znoszonych jeansów z
jakimiś glanami, jeśli się nie mylę. Wyglądał jak pracowity facet, który miał większy cel
niż ludzie myślą.
- Ile masz lat, Emmett? - zapytałem, w końcu przełamując milczenie.
- Dwadzieścia siedem – odparł zgrzytliwym głosem.
- Ja mam dwadzieścia trzy. - Chciałem, żeby to była rozmowa, a nie przesłuchanie.
Emmett skinął głową, krzyżując ręce, wyraźnie niezainteresowany tym, co miałem do
powiedzenia.
To będzie trudniejsze niż się spodziewałem. Byłem pełen pytań i jak dotąd jeszcze nic
nie powiedziałem. Czułem się, jakbym szedł po skorupkach od jajek.
Ale odchrząknąłem i jechałem dalej. - Dlaczego próbujesz mnie okraść?
- Łatwy cel – Emmett mruknął.
- Dlaczego byłem łatwym celem?
- Wyglądałeś na rozproszonego. - Urwał, mały uśmiech tworzył się na jego ustach. - I
jesteś poniekąd mizerny.
Ten strzał do mnie sprawił, że również się uśmiechnąłem. Był to człowiek będący pod
tym wszystkim mięśniami.
- Miałbyś coś przeciwko powiedzieć mi, dlaczego potrzebujesz dodatkowych
pieniędzy?
- Co sprawia, że myślisz, iż nie robię tego cały czas? Że nie mam kupy forsy
zaoszczędzonej z kradzieży? - warknął obronnie.
15
- Przez wygląd twojego stroju i opalonej skóry, pracujesz na świeżym powietrzu –
zwróciłem cicho uwagę. - Ostatecznie chcę być opłacany za bycie spostrzegawczym.
Emmett odchylił się do tyłu. - Pracuję na budowie.
Pokiwałem głową. - Nie robisz więcej?
Pokręcił głową z niechęcią. - Zbyt wielu pracowników.
- I dlatego próbowałeś mnie okraść. - To było stwierdzenie, a nie pytanie.
Kiwnął głową. - Wiesz, mam rachunki do zapłacenia, buzie do wykarmienia, nie ma
nic za darmo na tym świecie. - Emmett przesunął się i przestał mówić, gdy kelnerka
wypełniła nasze kubki do kawy. - Wiem, nie mogę zwolnić, nie mogę się powstrzymać,
choć wiesz, że chciałbym móc.
- Nie wydajesz się być regularnym złodziejem – przyznałem.
- Jesteś moją pierwszą próbą – odetchnął, patrząc na nic w szczególności. Następnie
się uśmiechnął. - Chyba oblałem.
- Mam zamiar dać ci pieniądze – zauważyłem.
- Ta. - Wydawał się zagubiony w swoich myślach. Prawie nie chciałem mu przerywać.
Pozwoliłem mu myśleć, dopóki nasze jedzenie nie było przyniesione. Emmett był jak w
próżni. Musiał być wygłodniały przez cały dzień z niczym do pożarcia oprócz własnych
zmartwień.
Emmett w końcu zburzył mury po ukończeniu jedzenia.
- Myślę, że jest to pierwszy prawdziwy posiłek, jaki miałem w tym miesiącu – przyznał
skromnie. - Pracuję ciężko każdego dnia, sześć dni w tygodniu, od siódmej rano do
szóstej po południu i nadal nie zarabiam wystarczająco, aby dbać o moją rodzinę. -
Potrząsnął głową, wyraźnie sobą rozczarowany. - Mieszkam w biednym usprawiedliwieniu
domu, kilka przecznic stąd, z żoną, trójką dzieci i moją mamą. Mama ma schizofrenię i
dajemy trzy czwarte naszych wypłat na jej leczenie. Moja żona, Courtney, jest
pielęgniarką w Seattle Grace, ale pracuje na pół etatu, ponieważ zajmuje się dziećmi.
Janel ma tylko roczek. - Emmett spojrzał na stół, ale mogłem wciąż zobaczyć łzy w jego
oczach. - Nie wiem, co zrobiłem, aby zasłużyć na tak wiele dobrych rzeczy w samym
środku tej piekielnej dziury.
- Zawsze mieszkałeś w Rainier? - podsunąłem.
- Nie – Emmett splunął gorzko. - Wychowałem się w Brooklynie, który jest swoją drogą
gorszy. Przenieśliśmy się tutaj po urodzeniu Luke'a, sześć lat temu. Nie wiem, dlaczego
teraz. Życie tam było lepsze. Mieliśmy stałe prace i mnóstwo przyjaciół.
16
- Czy wszyscy twoi przyjaciele byli dobrzy dla rodziny? - zapytałem. Wiele razy ludzie
z surowego tła pozostawali lojalni wobec swoich przyjaciół, bez względu, jak
zdeprawowani byli.
Wzruszył ramionami. - Niektórzy z nich byli w porządku, tak sądzę. - Jego twarz stała
się ponura. - Jednak nie wszyscy.
Moje dłonie owinęły się wokół kubka kawy, ogrzewając je, gdy czekałem, aż Emmett
będzie kontynuował.
- Poszedłem do więzienia przez mojego „najlepszego przyjaciela” w ostatniej klasie –
Emmett mruknął wreszcie. - Ukradł samochód i spalił go w jeden weekend. Zostałem w
jakiś sposób wrobiony przez niego. Nawet nie pamiętam, co dokładnie się stało, bo
byłem tak zdenerwowany. Byłem w więzieniu przez trzy miesiące. - Westchnął. - To
naprawdę otworzyło mi oczy.
- Założę się, że tak. - Odetchnąłem, zanim skończyłem kubek mojej kawy. - Czy
cokolwiek... ci się stało?
- Nie, Boże, nie – Emmett odpowiedział natychmiast. - Spójrz na mnie, Edwardzie.
Jestem zbyt duży, aby być dziwką.
Oboje na to zachichotaliśmy.
- Cieszę się, że to słyszę – powiedziałem mu, podczas gdy wstawałem. - Teraz, ile
pieniędzy potrzebujesz?
Emmett szurał nogami. Nie chciał teraz moich pieniędzy. Nie był stworzony do tego
rodzaju życia. Wyciągnąłem portfel. Miałem tam dwieście dolarów, po opłaceniu naszych
posiłków. Wyciągnąłem je.
- To nie dużo, ale zawsze mogę dać więcej, jeśli ich potrzebujesz – mruknąłem. -
Tylko zatrzymaj się przy moim mieszkaniu. - Szybko zapisałem mój adres na serwetce.
- Edward, ja nie...
- Weź je – nalegałem, zawijając jego palce wokół zwitku pieniędzy.
Emmett uśmiechnął się słabo. - Bardzo dziękuję. Nigdy tak się nie odwdzięczę w
moim życiu.
- Nie martw się o to.
Nasze drogi się rozeszły. Emmett Jonathan McCarty został postrzelony trzy dni później
w samym końcu alei, w której się spotkaliśmy. Strzał przeszedł przez tył czaszki,
przeszywając jego mózg, zabijając go na miejscu. Bez bólu, bez cierpienia, tylko czysty
strzał w głowę. Jego twarz nawet pozostała bez szwanku na pogrzebie. Raport policji
17
powiedział, że szedł z pracy do domu i zatrzymał się, aby podnieść centa z ziemi,
prawdopodobnie na szczęście. Osoba, która go zastrzeliła, musiała go jakoś zwabić w
aleję, zanim zakradł się za nim i przycisnął zimny metal do jego głowy.
Znam to uczucie; nie jest bardzo dobre.
18
Rozdział 4 The Crazy Ex-Girlfriend
–
(Szalona była dziewczyna)
Teraz wiem, nie jestem święty,
Byłem grzesznikiem całe moje życie,
Nie staram się mieć żadnych kumpli,
Wolę trzymać ich w kolejce,
Chcą teraz cię krytykować,
Rzucać jakimś kamieniem,
Spalić mnie na stosie i widzieć ich oglądających to z gmachu.
- In One Ear - Cage the Elephant
Moja ciotka Samantha poprosiła mnie, abym przyjechał do Teksasu w odwiedziny w
piątek po tym, jak rozmawiałem z Emmettem, dzień po tym, jak został zabity.
Wskoczyłem do pierwszego samolotu z Seattle do Houston, gdzie ciotka na mnie czekała.
Miała łzy w oczach, gdy ją przytuliłem. Rzadko kiedy się widzieliśmy, a moja matka była
jej bliźniaczką. Była zagubiona bez niej przez dłuższy czas, ale minęło sześć lat, odkąd
to się wydarzyło.
Ciotka Sam była moją ulubioną ciotką, głównie z powodu mojej kuzynki, Alice. Była
jedyną kuzynką, jaką miałem w swoim wieku i byliśmy najlepszymi przyjaciółmi z tego
powodu.
Niestety, straciliśmy kontakt, kiedy Alice skończyła szesnaście lat. Beznadziejnie
zakochała się w Jamesie Marshall, dwudziestoletnim sobowtórze pedofila. Ciotka nie
mogła jej kontrolować. Alice wyprowadziła się, przeniosła do Atlanty z tą kreaturą i nikt
nie słyszał o niej od tamtego czasu. Nawet ciotka Sam nie mogła się z nią skontaktować,
kiedy moi rodzice zginęli.
Jazda samochodem w rodzinne strony odbyła się w ciszy, oprócz muzyki country w tle.
Po półtorej godzinie nudy, w końcu dotarliśmy.
- Teraz, tylko poczekaj sekundę, Edwardzie – ciotka Sam powiedziała, zanim mogłem
19
wydostać się z auta. - Alice wróciła kilka dni temu. - Wzdrygnąłem się zaskoczony. -
Ona... ona nie zrobiła zbyt dobrze. Po prostu bądź ostrożny, słyszałeś?
- Pewnie, ciociu Sam – mruknąłem, otwierając drzwi i wychodząc.
Alice siedziała na ganku. Wyglądała jak wtedy, gdy miała szesnaście lat.
Atramentowe, czarne włosy bezładnie ozdabiały jej głowę, opalona skóra i bardzo ładna
w dziecinny sposób. Była drobna, nosząc krótkie jeansowe szorty i biały top bez butów.
Paliła papierosa i czyściła ostrożnie strzelbę. Jej elektryzujące, niebieskie oczy rzucały
szybkie spojrzenia wokół podwórza, nie zatrzymując się na czymś dłużej niż kilka
sekund. Wyglądała tak samo, ale nie była tą Alice, którą tu zostawiłem. Wyglądała na
skrzywdzoną, zranioną, może na całe życie. Miałem drugiego kandydata do mojego
zadania.
- Hej mama – Alice przywitała się cicho, jak ciotka Sam wchodziła po schodach na
ganek. - Co przyniosłaś do domu?
Ciotka uśmiechnęła się słabo. - Pamiętasz Edwarda, czyż nie, Ali?
Oczy Alice zerknęły na mnie, szybko mi się przyglądając, zanim z powrotem śmignęły
do matki.
- Mój kuzyn Edward? - zapytała.
- Tak. - Ciotka uśmiechnęła się do mnie zadowolona. - Dlaczego nie wejdziesz do
domu, kochaniutki? Pokażę ci twój pokój.
Skinąłem głową i poszedłem za nią.
- Hej Al – przywitałem się, jak mijałem moją kuzynkę.
- Hej Edward – odparła.
I to było to. Alice na pewno się zmieniła. Kiedyś gadała non stop, nigdy nie przestając,
nawet kiedy spała.
Pokój, w którym przebywałem, używany był, gdy zostawaliśmy tu, a moja matka i
ojciec spali w nim. Był taki sam jak zawsze, białe firanki, jasnożółte ściany, królewskich
rozmiarów łóżko z niebieską kołdrą... Wszystko pozostało takie samo w domku
rodzinnym z wyjątkiem ludzi.
Pomogłem ciotce Sam z kolacją, w trakcie gdy obserwowałem Alice czyszczącą broń i
kołyszącą się w przód i w tył na skrzypiącym bujanym fotelu, czekając na coś lub kogoś,
kto wjedzie na podjazd.
- Powinienem zawołać Alice na kolację? - zapytałem ciotkę po tym, jak skończyliśmy
nakrywać do stołu.
20
Potrząsnęła głową. - Ona zje, kiedy będzie gotowa. Nie stosuję naciskania jej, gdy
jest w takim nastroju.
Więc jedliśmy sami, a później oglądaliśmy wiadomości. Usłyszałem wkradającą się
Alice i chwytającą coś, zanim wróciła na ganek, aby obserwować podjazd jak pies
stróżujący. To wtedy też dowiedziałem się, że Emmett został zabity. Byłem w szoku, jak
szybko jego ciało zostało odkryte, policja zazwyczaj nie znajdywała ciał w Rainier przez
co najmniej tydzień.
- Idę położyć się do łóżka – powiedziałem ciotce. Nie mogłem już siedzieć, oglądając
wiadomości.
- Dobrze, skarbie.
Byłem daleko od spania i mój pokój nie był wygodny w najmniejszym stopniu.
Patrzyłem na bezchmurne niebo przez godzinę, słuchając mojego iPoda i okazjonalnie
spisując swoje myśli. Około dziewiątej wieczorem ciotka poszła do łóżka. Minęła kolejna
godzina i już dłużej nie mogłem leżeć w łóżku. Musiałbym przemierzyć całe podwórze
przez kilka godzin, zanim niespokojne myśli opuściłyby mój umysł. Wciągnąłem moją
kurtkę i wyszedłem na chłodne, letnie powietrze. Alice nadal czyściła broń.
- Och, hej Alice – powiedziałem zaskoczony. - Nie jest ci zimno?
- Tylko zdrętwiałam – mruknęła, wzruszając ramionami, gładząc delikatnie broń,
prawie ją pieszcząc.
- Na kogo ten pistolet? - zapytałem, siadając na ławce obok jej bujanego fotela i
wyciągając swój notes i długopis.
- Na Jamesa – warknęła, jej oczy błyskały złością.
- Co zrobił? - naciskałem.
- Uderzył mnie w twarz i potrząsnął mną jak szmacianą lalką. - Roześmiała się bez
poczucia humoru. - Czy to nie brzmi jak prawdziwy mężczyzna?
- Kiedy on ci to zrobił, Al? - wyszeptałem, wstrząśnięty tym, co moja kuzynka
powiedziała.
- W zeszłym tygodniu – szepnęła. - Wróciłam do domu zaraz po tym.
- Dobrze dla ciebie – pochwaliłem, pisząc wściekle.
- On nie widział mnie jeszcze szalonej – kontynuowała, jakby mnie nie słyszała. -
Pokażę mu, co ta mała dziewczynka może zrobić z: prochu i ołowiu. - Dziwny dźwięk
uciekł z jej gardła, coś pomiędzy szlochem a rechotem. - Jego pięść jest duża, ale moja
4 Fragmenty piosenki Gunpowder and Lead Mirandy Lambert.
21
broń większa. On upewni się, kiedy nacisnę spust.
- Ty... masz zamiar go zabić? - zapytałem, prawie zdenerwowany, aby dowiedzieć się
odpowiedzi.
Alice skinęła głową i otarła łzy z twarzy. - Zapytał mnie, czy wyjdę za niego,
Edwardzie. Wszystko, co chciał, to ożenienie się ze mną, a ja powiedziałam nie.
Podobały mi się rzeczy takie, jakie były. Mieszkaliśmy razem, jak zawsze chcieliśmy,
wiesz? Spaliśmy cały dzień, imprezowaliśmy całą noc, nie martwiliśmy się akceptacją
świata, gdzie mieliśmy imprezować. Oboje zarabialiśmy mnóstwo pieniędzy, to nie był
problem. Ja... ja nie wiem, co się stało. - Potem załamała się, łkając i przyciskając broń
do piersi. - James, po prostu... on po prostu warknął! Nazwał mnie głupią dziwką i
powiedział mi, że jestem nic nie warta. - Spojrzała na mnie szalonym wzrokiem. -
Jestem nic nie warta, jestem, Edwardzie?
- Nie, oczywiście, że nie, Al – zapewniłem ją szybko. - Nadal jesteś moją najlepszą
przyjaciółką, nawet jeśli nie widziałem cię od dawna.
Uspokoiła się trochę, kiedy to powiedziałem. Jej oddech lekko się wyrównał.
- Miałam dziecko, wiesz – powiedziała mi po tym, jak otarła ostatnie łzy i pociągnęła
nosem. - Jednak oddaliśmy ją do adopcji. James nie lubi za bardzo dzieci.
- Chciałaś ją zatrzymać? - zapytałem.
Alice miała smutny wyraz twarzy. - Och, tak. Była aniołkiem. Była idealna i kochałam
ją od chwili, gdy ją zobaczyłam. Ale James wie lepiej, on zawsze wie lepiej. - To
brzmiało jak jej mantra, słowa, którymi żyła, i to przerażało mnie.
- Czy na niego doniosłaś, Al? - spytałem, patrząc prosto w jej oczy, nawet jeśli nie
były one ukierunkowane na mnie.
Potrząsnęła głową. - Nie, nie mogę tego zrobić. Kocham go. Kocham go ponad życie.
Jeśli poszedłby do więzienie przeze mnie, umarłabym. Zabiłabym się bez niego.
- Czy to pierwszy raz, gdy cię zranił?
- Nie. - Alice westchnęła. - On zawsze mnie rani, ale zawsze ranię go pierwsza. Nie
zasługuję na niego.
Moja kuzynka miała wyprany mózg przez jej znieważającego chłopaka. Ona oszalałaby
bez niego w tej chwili i prawdopodobnie on też to wiedział.
- Zatem dlaczego chcesz go zabić, jeśli tak bardzo go kochasz? - zapytałem.
- Och, nie chcę go zabić – zapewniła mnie. - Tylko potorturuję go tak, żebym więcej
nie była popychana.
22
Cóż, myślę, że to była dobra rzecz, w zakręcony sposób. Chyba powinienem to
zgłosić, ale prawię poczułem ulgę, że Alice będzie broniła samą siebie.
- Dlaczego uciekłaś z Jamesem po pierwsze, Al? - zapytałem, prowokując, aby
powędrować na terytorium tabu. - Moi rodzice zginęli, podczas gdy ciebie nie było, nie
miałem pojęcia gdzie jesteś.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach. - Po prostu potrzebowałam uciec i James
wyjeżdżał. Byłam idealną córką przez szesnaście lat i byłam zmęczona. Chciałam
własnego życia. Ale przepraszam, że nie było mnie tam dla ciebie, Edwardzie.
Naprawdę. Brakowało mi ciebie.
Alice wstała i rzuciła mi się na szyję, kładąc głowę na moim ramieniu. Moje ręce
owinęły się wokół jej zbyt małej talii. Kochałem tą dziewczynę, mimo że mnie opuściła.
- Potrzebowałem cię, Al – mruknąłem przez jej ramię.
- Wiem – odszeptała. - I ja potrzebowałam ciebie. Po prostu nie zdawałam sobie
sprawy, aż do tej pory.
W końcu się puściliśmy. Wróciłem do domu i patrzyłem w niebo trochę dłużej, wciąż
myśląc o Alice i jej mężczyźnie.
Czy Alice mogłaby być uznana za nieakceptowaną? Nie byłem do końca pewien. Była
społecznie nieakceptowana przez stowarzyszenie, chyba. Mężczyzna, który bije swoją
dziewczynę, wyglądał na takiego automatycznie, jak powinien być. Ale czy Alice
mogłaby być nieakceptowaną? Była wykorzystywana wiele razy i bardziej niż tylko
fizycznie, jestem pewien. Zwykle ludzie współczują ofiarom w takich sytuacjach. Alice
jednak walczy i nie przez proces sądowy, ale ze strzelbą. Myślała, że mogłaby go
torturować z tą bronią, ale jeśli wymierzyłaby właściwie, mogłaby go zabić jednym
strzałem.
Słońce zaczynało wschodzić i zdałem sobie sprawę, że nie zamierzałem zasypiać, więc
zszedłem na dół jeszcze raz. Pchnąłem drzwi wejściowe i patrzyłem, jak ciężarówka
wjeżdżała na podjazd. Pojazd zatrzymał się i mój oddech się zatrzymał.
Mężczyzna wyszedł od strony kierowcy. Był tłustym skurwysynem. Długie, blond dredy,
czarna kamizelka, niebieskie jeansy i gołe stopy. Nadal miał ten odrażający uśmiech, jak
wtedy, kiedy ostatni raz go spotkałem, jakby szukał najmłodszej dziewczynki w pokoju,
w którym będzie chciała się ukryć w szafie z nim.
- Alice – jego głos się przywitał.
- James – Alice odpowiedziała, brzmiąc teraz rozsądnie.
23
- Jak się masz, kochanie? - Uśmiechnął się jak kot z Cheshire, czekając na nią, żeby
się przyłączyła do jego szaleństwa. Zauważyłem, że trzymał pistolet.
- W porządku.
- Co jest z bronią? - zapytał, kiwając w kierunku strzelby obecnie wycelowaną w
taras.
- Co było z biciem? - Alice odparła, stojąc z uniesioną głową.
- Przykro mi. - Nie brzmiał szczerze w ogóle.
- Mi też.
Bang. Nigdy więcej Jamesa. Alice oddychała ciężko. Jej dłonie poszły do twarzy, a
długie paznokcie zaczęły ją drapać, krew kapała na taras, jak hiperwentylowała. Potem
wyrywała włosy przez chwilę, zanim zesztywniała z bronią w swojej ręce.
Bang. Do widzenia, Alice.
24
Rozdział 5 The Corrupt Priest
–
(Zdeprawowany duchowny)
Myślisz, że jesteś taki cwany
Próbowałeś stoczyć się
Grałeś po bezpiecznej stronie.
- James Brown - Cage the Elephant
Ciotka Sam prosiła mnie, abym został na pogrzebie. Oczywiście zostałem. Nie mogłem
po prostu zostawić jej w taki sposób. Ona rozpadała się. Może mógłbym zabrać ją ze
sobą do Seattle. Potem znowu mieszkałbym w spelunce. Prawdopodobnie nie chciałaby
odejść. To był jej dom, odkąd się urodziła.
Wezwała rodzinnego kapłana natychmiast następnego dnia. Próbowałem oczyścić
większość rzezi, zanim ciotka Sam wstała, ale usłyszała strzały. Sfrunęła ze schodów, ze
swoją własną strzelbą w ręce, wyglądała dziko. Następnie zobaczyła ciała i przenikliwie
krzyknęła, mdlejąc zaraz po tym. Pozwoliłem jej tam leżeć. Może skończyłbym
sprzątanie przez ten czas, gdy znowu spała.
Była pora lunchu od czasu, gdy sprzątnąłem całą krew z ganku i zabrałem tam Jamesa
i Alice. Ciała były tak bardzo ciężkie, odkąd byli martwi. Wziąłem jednego papierosa z
paczki, którą Alice upuściła na werandę i zapaliłem go. Nie byłem dobrym przykładem
palacza, ale sytuacja jednego wymagała. Zaciągnąłem się toksyną głęboko, rozkoszując
się tym, że mogłem naprawdę poczuć kontrolę. Nie załamałem się jeszcze, nawet po
obejrzeniu roztrzaskanej czaszki Alice przez odłamki pocisku i widząc trochę jej mózgu
wyciekającego z otworów.
Nie, nadal byłem w porządku.
Ciotka Sam doszła do siebie wkrótce potem, całkowicie oszołomiona.
- Co się stało? - wychrypiała, odmawiając spojrzenia na ganek.
- James tu przyjechał. Myślę, że chciał zabić Alice, ponieważ miał broń, ale ona
zadała mu cios. Zastrzeliła go, a później zorientowała się, co zrobiła i zastrzeliła siebie –
25
powiedziałem to wszystko ze stoickim spokojem.
Byłem nadal w szoku, tak myślę.
- Słodki Jezu – ciotka sapnęła.
Kiwnąłem głową i poszedłem do kuchni, aby wziąć dla niej szklankę wody i jakiś Advil.
- Tu, weź je – mruknąłem, podając jej kubek i tabletki. - Do kogo powinniśmy
zadzwonić?
- Do ojca Carlisle'a – odpowiedziała, zanim połknęła pigułki. - Jest naszym księdzem.
Będzie wiedział, co robić. - Następnie wstała, nawet się nie chwiejąc przez sekundę i
poszła do telefonu. Rozmawiała z księdzem spokojnie przez dziesięć minut. Szlochała i
zawodziła, i kiwała głową, wycierając swoje łzy.
- Będzie tutaj w dwadzieścia minut – oznajmiła, jak odłożyła słuchawkę.
Jeszcze raz, skinąłem i poszedłem do kuchni. Usiadłem przy stole, przebierając
kciukami i podskakując nogą. Musiałem coś robić. Musiałem wyjść z tego domu i z dala
od tych ciał. Ciotka Sam zaczęła gotować i zapach bekonu wypełnił moje nozdrza. Nie
mogłem tego zrozumieć. Wstałem i udałem się na górę, otwierając okno i siadając na
łóżku. Chwyciłem mój notatnik i bazgrałem wściekle, pisząc wszystko, co wiedziałem o
Jamesie i Alice. To było odświeżające. Mogłem poczuć wściekłość i poczucie winy
opuszczające moje ciało z każdym słowem, które napisałem.
To ćwiczenie dopiero zacząłem, kiedy usłyszałem huk ciężarówki, jak wjeżdżała na
podwórze. To musiał być kapłan. Zobaczyłem przez okno. Starszy mężczyzna wysiadł z
samochodu, ubrany na czarno. Jego włosy były gdzieś pomiędzy blond a białymi, a jego
twarz była pomarszczona. Spoglądał smutno na to, co zakładałem, było Alice i Jamesem
na ganku. Ciotka Sam wyskoczyła przez drzwi wkrótce po tym, rzucając się na
mężczyznę. Objął ją mocno, gładząc jej włosy i szepcząc do ucha. Nie wyglądał na
strasznie smutnego, ale prawdopodobnie nie znał Alice bardzo dobrze.
- Edward? - ciotka zawołała, patrząc wprost na mnie w oknie. - Zejdź i poznaj ojca
Carlisle'a.
Łóżko skrzypnęło, gdy wstawałem. Powoli ruszyłem w dół po schodach i na zewnątrz.
Spojrzałem na ciała na ganku. Robiły się już szare.
- Witaj Edwardzie – ojciec Carlisle przywitał się, wyciągając do mnie rękę. Chwyciłem
ją ze skinięciem i ponurym półuśmiechem. - Samantha mówi, że jesteś jej siostrzeńcem.
- Ta – odparłem, puszczając jego pomarszczoną dłoń i chowając palce w kieszeń.
Ojciec Carlisle pokiwał głową, uśmiechając się. - Cóż, Samantha myśli, że powinniśmy
26
pochować ciała tutaj. Nikt naprawdę tu nie znał Jamesa lub Alice.
- Pewnie – odetchnąłem. - Więc przejdźmy do tego.
- Zatem możesz rozpocząć kopanie grobów? - Uśmiechnął się do mnie ponownie.
Wzruszyłem ramionami i poszedłem złapać łopatę.
Trzy godziny później, skończyłem kopać oba groby. Mieli być pochowani pod wielkim
dębem w ogrodzie. Ojciec Carlisle i ciotka Sam obserwowali mnie przez cały czas,
popijając mrożoną herbatę i rozmawiając. Ciotka Sam wydawała się zmartwiona.
Przyniosła ojcu Carlisle'owi czek i kontynuowali rozmowę. Musiała mu zapłacić za to?
Przyniosłem Alice i Jamesa do grobów i wrzuciłem ich tam. Nie obchodziłem się już z
nimi delikatnie. Ich ciała były puste.
- Skończyłem – ogłosiłem, wchodząc do domu.
- Dobrze, dobrze – ojciec Carlisle mruknął. Wyglądał na rozczochranego. Jego włosy
były krzywo i ubrania nie były już tak prosto. - Samantho? Jesteś gotowa?
Ciotka Sam wyszła z kuchni ze łzami w oczach i tak samo niechlujna jak kapłan. Czy
oni...? Och, kurwa, mam nadzieję, że nie.
- Co, do cholery, tu się dzieje? - zapytałem, moje oczy przechodziły tam i z powrotem
pomiędzy kapłanem a ciotką.
Ciotka odchrząknęła, odmawiając spojrzenia mi w oczy. - Nic, kochanie. Chodźmy.
Mogłem poczuć, że nozdrza mi się rozszerzają. Coś było tutaj nie tak. Ale w każdym
razie wszyscy wyszliśmy na podwórko. Położyłem patyki na szczycie grobów, żeby ciotka
Sam pamiętała, gdzie jej dziewczynka została pochowana.
Ojciec Carlisle powiedział bardzo mało słów, lecz ciotka nadal ryczała. Chwyciła się
brudnego księdza, jakby był jej kamizelką ratunkową w czasie sztormu. Boże, to było
obrzydliwe.
- Ojcze Carlisle, mogę porozmawiać z tobą? - zapytałem po skończonej „usłudze”. -
Na osobności?
- Oczywiście, Edwardzie. - Zaczęliśmy iść w kierunku wielkiego ogrodu, który ciotka
utrzymywała. Poszła do domu, prawdopodobnie załamać się ponownie. Może zaczęła
znowu pić po tym.
- Co, do kurwy, robisz z moją ciotką? - warknąłem, odkąd usłyszałem z tyłu zamykane
drzwi.
- To nie jest twoja sprawa, synu – duchowny odpowiedział płynnie, patrząc na ogród, z
dłońmi za plecami. - Jestem tylko księdzem.
27
- Sprośnym, popieprzonym księdzem do tego. Dlaczego ciotka Sam musiała ci
zapłacić?
- Też potrzebuję pieniędzy – odparł. - Nie mogę opływać w dostatki jak ci inni księża.
Jestem realistą.
- Pieprz się – wyplułem. - Nie mogę uwierzyć, że oczekujesz od kogoś, aby zapłacił ci
za pogrzeb, nawet jeśli to było pod wpływem chwili. Ciotka Sam po prostu straciła swoją
jedyną córkę. Straciłem moja kuzynkę. Jak możesz oczekiwać od kogoś, aby zapłacił ci
za tego rodzaju ból?
Ojciec Carlisle wzruszył ramionami. - Samantha wiedziała, co się stanie. Ona zawsze
wie.
- Więc wiedziała, że musiała się też z tobą pieprzyć? Czy to była tylko jedna strona
umowy?
Ojciec Carlisle zaśmiał się i potrząsnął głową. - Edwardzie, nie wiesz, w jaki sposób
dzieją się tu rzeczy. Nie możesz po prostu przyjechać z Seattle, wielkiego i potężnego, i
spodziewać się, że wszystko będzie, jak myślisz, że powinno być. Jesteś teraz w
Teksasie.
- Wiem, gdzie jestem! - zawołałem, bardzo sfrustrowany tym mężczyzną. - I moje
oczekiwania nie mają z tym nic wspólnego. To nie jest normalne. To nie jest właściwe i
wiesz to. Nie możesz sprawiać, żeby ludzie płacili ci za pogrzeby; nie możesz sprawiać,
żeby ludzie pieprzyli się z tobą, podczas gdy są w żałobie. To nie jest moralne, a ty
jesteś księdzem.
- To jest sposób, jaki jest – ojciec Carlisle stwierdził. - To jest sposób, jaki zawsze
będzie.
- Co jeszcze robisz? Kradniesz pieniądze z kościoła? Gwałcisz młodych chłopców i
dziewczynki?
Ojciec Carlisle tylko uśmiechnął się do mnie. Prawie rzuciłem się na ciotki Sam
przydupasa.
- Jesteś chory, kurwa – warknąłem, piekląc się od tego smutnego usprawiedliwienia
mężczyzny.
Był straszną osobą, ale był idealny do mojego projektu. Musiałem z nim więcej
porozmawiać, tak bardzo jak tego nie chciałem.
Więc odwróciłem się. - Dlaczego to wszystko robisz? Jak możesz szukać
usprawiedliwienia tego?
28
Rozważał moje pytanie. - Mogę to robić, ponieważ wiem, że jestem w stanie. Ludzie
nie doniosą na księdza. Oni wszyscy myślą, że robię to, ponieważ pomagam im w ich
drodze do nieba. Mogę manipulować tymi ludźmi kilkoma słowami. Mówię im, że to
doprowadzi ich bliżej Boga, bliżej nieba, i oni robią cokolwiek powiem. To zbrodnia
doskonała. Oni gotowi są, pozwolić mi robić to wszystko z powodu nieistnienia Boga.
- Nie wierzysz nawet w Boga? Dlaczego zatem zostałeś księdzem? - Nie mogłem pojąć
rozumowania tego człowieka.
- Władza. To może nie wydawać się zbyt wielka władza dla kogoś innego, ale ten
rodzaj władzy jest rzadki i to jest wspaniałe – ojciec Carlisle powiedział mi. - Nie
potrafię wyjaśnić, jakie dobre to uczucie, być odpowiedzialnym za całe to
zgromadzenie.
Później odszedłem. Nie musiałem słyszeć niczego więcej. Zazwyczaj byłem obojętny
dla moich badań, ale ojciec Carlisle sprawił, że to niemożliwe. Był osobą, którą po
prostu chciałem udusić, potrząsać w kółko, dopóki nie przestanie. Kimś, kogo chciałeś
zabić bez wahania, tylko dlatego, że był taki zły.
Mój samolot odlatywał tej nocy do Seattle. Nie mogłem już być wokół tych ludzi.
Musiałem wrócić do tego, co uważałem za rzeczywistość. Co uważałem za normalne.
Ojciec Carlisle zginął tego popołudnia, po opuszczeniu gospodarstwa ciotki Sam. Ktoś
się zgubił i zapytał go o drogę. Ojciec Carlisle dał im wskazówki i poprosił o kilka
dolarów, przekonując jakim był biednym księdzem. Ta osoba zdenerwowała się, nie
mogąc uwierzyć, że poprosił on o pieniądze za coś takiego jak wskazówki. Ta osoba
miała łopatę. Ta osoba wysiadła ze swojej ciężarówki i machnęła łopatą z taką siłą, że
zabiła go. Ta osoba następnie dźgnęła ciało martwego księdza ostrym końcem łopaty, aż
jego brzuch był tylko otwartą kupą krwawych wnętrzności.
Nie mogłem nawet poświęcić chwili, aby zmówić modlitwę za tego sukinsyna. Zamiast
tego, chwyciłem piwo i wzniosłem go do nieba, dziękując Bogu za ostateczne pozbycie
się kolejnej zdeprawowanej osoby.
29
Rozdział 6 The Drug Dealer
–
(Handlarz narkotyków)
Świeży zapach śmierci na twoim języku
Jesteś przynętą na haczyku i przychodzą tu dzieci
Jakieś ciężkie kamienie sprzedawać
Podczas gdy stałeś się bogatym w krainie piekła.
- Drones in the Valley - Cage the Elephant
Można by pomyśleć, że człowiek będzie zdruzgotany po zobaczeniu ciała swojej
zamordowanej kuzynki, tonącej w jej własnej krwi. Nie byłem zdruzgotany, byłem
wkurzony. Jak mógł ten kraj stać się tak zdeprawowany? W jaki sposób tak wiele ludzi
jest tak nikczemnych, żeby do głębi być takim? Może byłem szczęśliwym draniem, tylko
że utknąłem z tymi wszystkimi złymi ludźmi na tym świecie.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, kiedy wróciłem do domu, było kupienie butelki Jack'a
Daniels'a i worka lodu. Wiedziałem, że miałem papierosy zostawione w swoim
mieszkaniu, chyba że ktoś się włamał, podczas gdy mnie nie było. Papierosy były jedyną
rzeczą coś wartą w całym tym budynku.
Mój taksówkarz milczał przez drogę do domu, dzięki Bogu. Zapłaciłem mu i
wyszedłem na stale wilgotny chodnik, z westchnieniem. To było dziwne, ale czułem się
tutaj bezpiecznie, stojąc w środku wskaźnika najwyższej przestępczości w Seattle.
Ponownie byłem w domu.
Ta noc była długa i dręcząca. Piłem moją whisky i paliłem wszystkie papierosy, jeden
po drugim. Spróbowałem poskładać moją pracę razem, ale martwe, niebieskie oczy Alice
były jedyną rzeczą, która przyszła mi do pustej głowy. Oglądałem wiadomości, ale to
było to samo gówno, które ten prezenter mówił każdej cholernej nocy do szóstej rano.
O dziesiątej, mój umysł był zamglony i świat wyglądał na trochę mniej ponury.
Wlałem ostatnie kilka kropel z mojego kubka do gardła, a następnie zatoczyłem się po
mieszkaniu, chwytając kurtkę, klucze i butelkę Jack'a. Zapaliłem kolejnego papierosa,
30
jak moje stopy staczały się w dół schodów i na ulicę. W końcu zaciągnąłem się,
zadowolony, że moje płuca zwęziły się jeszcze raz. Palenie sprawiło, że czułem się
bardziej żywy, ironicznie. Za każdym razem, gdy wdychałem powietrze i moje płuca
doznawały jakby się kurczyły, czułem się bardziej realny, bardziej tu i teraz.
Moja podróż donikąd w szczególności doprowadziła mnie do małego klubu w dół ulicy
od mojego mieszkania. Skończyłem papierosa i wsunąłem butelkę do kieszeni, błyskając
moim dowodem osobistym i przesuwając się obok bramkarza.
To był jeden z tych klubów, który był głównie dla dziewczyn. Byli mężczyźni, ale było
jasne, że byli tam tylko ogonami.
Czy normalnego mężczyzny nie będzie? Moje szanse na uprawianie seksu były
nadzwyczaj wysokie dzisiejszej nocy. Może to jest dokładnie to, co potrzebowałem.
Dobre pieprzenie z ładną dziewczyną z ciasną cipką.
Na szczęście każda dziewczyna była po prostu tak pijana jak ja, jeżeli nie bardziej
upita. Zacząłem rozmawiać z niską dziewczyną z prawdziwymi, kręconymi włosami. Moja
teoria była taka, że jeśli jej włosy były pokręcone tak mocno, musiała być szalenie
ryzykowna w łóżku. Niestety, jej głos był zbyt denerwujący dla mnie, aby zająć się nią.
Potem zacząłem rozmawiać z srebrnoblond dziewczyną, ale, po raz kolejny, dźwięk jej
nosowego głosu nie był bardzo atrakcyjny.
To zdarzało mi się kilkakrotnie. Zacząłem rozmawiać z kobietą, która spełniała moje
fizyczne standardy, a następnie znalazłem jakąś irytującą wadę, coś, co sprawiało, że
chciało mi się śmiać prosto w jej twarz, kiedy próbowała mnie uwieść. Zwykle nie
miałem nic przeciwko temu, ale whisky naprawdę uderzyła mi do głowy.
Postanowiłem zrobić sobie przerwę od mojego poszukiwania. Poszedłem do łazienki i
jakoś uporałem się, aby rozpiąć zamek w jeansach. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek
poczuł taką ulgę w moim życiu. Szkoda, że sikania nie odczuwało się tak dobrze jak
orgazmu. Wtedy nie musiałbym popieprzenie znajdować kogoś wystarczająco
przyzwoitego, aby wziąć ze sobą do domu.
Moje nadzieje nie były tak wysokie, gdy zataczałem się z powrotem do baru. Usiadłem
na stołku i tylko patrzyłem. Kiedy stałem się taki zamyślony? Zawsze oceniałem sytuację,
ale nigdy wcześniej nie byłem taki mroczny. Miałem opinie o ludziach i nie bałem się
pozwolić im uciekać. To dlatego nie miałem przyjaciół w college'u.
- To trochę żałosne, nieprawdaż? - znudzony głos zapytał mnie. Nie przejmowałem się,
by się odwracać. - Wszystkie te dziewczyny i żadna z nich nie ma nic do zaoferowania,
31
oprócz rozwiązłych cipek.
Odwróciłem się. To była wysoka, zgrabna, blondynka siedząca obok mnie. Była bardzo
ładna, o wiele ładniejsza niż inne dziewczyny w barze. I, jako bonus, dźwięk jej głosu
nie sprawiał, że chcę uderzyć moją głową w beton.
- Cóż, co sprawia, że jesteś taka inna? - zapytałem. Miała głowę na karku, a nie balon
pełen powietrza. Może to nie był taki zły pomysł, aby przyjść do baru.
Uśmiechnęła się na krótko do mnie. - Nie jestem dziewicą, więc może nie być ciasno,
ale przynajmniej mogę mówić o czymś poza przypadkowym gównem podobnym do, jak
dobrze wyglądasz czy jak dobrze tańczysz – odparła. - Teraz, co sprawia, że różnisz się
od wszystkich innych wazeliniarzy w tym barze? Dlaczego nie masz dziewczyny
przyciskającej się do ciebie?
- Po pierwsze, nie przyciskam się – powiedziałem. - Ludzie powyżej dwudziestu jeden
lat nie powinni „przyciskać się”. Oraz, jestem po prostu nastawiony dziś selektywnie.
Nie chcę obudzić się rano i usłyszeć głosu, że chciałbym się zabić.
- Więc, każda samotna dziewczyna tutaj ma irytujący głos? - zapytała. Kiedy
skinąłem, parsknęła. - Cóż, powodzenia w znalezieniu głosu, którego nie znienawidzisz
rano. Dziewczyny zostały stworzone, aby być irytującymi.
- Podobno.
Siedzieliśmy w milczeniu, oglądając tą prawie orgię, która działa się przed nami na
parkiecie. Miałem kolejną whisky, a ona dostała butelkę wody. Ciekawe. Ona nie była
pijana.
- Jestem Edward, przy okazji – powiedziałem jej, przełamując nasze milczenie.
- Rosalie – odparła, potrząsając szybko moją dłonią, jakby to był obowiązek a nie
przyjemność. Spojrzała na zegarek i westchnęła. - Słuchaj, zazwyczaj nie robię tego, ale
chcesz iść do mojego mieszkania ze mną? Po prostu mieszkam w dole ulicy.
- Pewnie – odpowiedziałem automatycznie.
Uśmiechnęła się na krótko, a następnie zaczęliśmy wychodzić z baru. Wyszliśmy na
ulicę i oboje zapaliliśmy papierosa.
- Więc, Edwardzie, pochodzisz z Rainier Beach? - Rosalie zapytała, jak wydychała
dym, który był obrazem jej płuc ze smołą.
- Nie. - Odetchnąłem, również wydmuchując dym. - Jestem z Chicago. Chodzę do
University of Washington.
Rosalie gwizdnęła. - Studencik, co? Wiedziałam, że nie byłeś z Rainier. Zbyt ładny dla
32
podupadłej części śródmieścia chłopiec. Zbyt mądry.
Moje czoło zmarszczyło się. Byłem zbyt ładny dla Rainier? - Co to ma znaczyć?
Zaśmiała się cicho. - Ten klub jest pełen tubylców Rainier, Edwardzie. Znam większość
tych ludzi całe moje życie. Znam Rainier, to wszystko. Wiedziałam, tak szybko jak
wyłączyłeś Jessicę Stanley z gry, że nie jesteś stąd. Mądry chłopiec. - Uśmiechnęła się do
mnie.
- Zatem zawsze mieszkałaś w Rainier? - wywnioskowałem.
- Aha – Rosalie odpowiedziała. - Urodziłam się i wychowałam. Nigdy nie wyjechałam,
prawdopodobnie nigdy nie wyjadę.
- Musi ci się tu podobać – doszedłem do wniosku.
Rosalie potrząsnęła głową z małym uśmiechem. - Nie, nienawidzę tego. Ale Rainier
jest czarną dziurą, jeśli chodzi o mnie. Tylko troje z czterdziestki dzieciaków z mojej
klasy poszło do college'u. Tylko dwudziestka piątka z nas przeszła. Cholera, dziesiątka z
nas umarła zanim ukończyła szkołę. - Ponownie potrząsnęła głową. - Chociaż to nic
nowego.
Kiwnąłem głową, udając empatię. Było czterysta dzieciaków w mojej klasie. Nie
znałem żadnego z nich zbyt dobrze, aby przejmować się, co się z nimi stało.
- Cóż, jesteśmy tutaj – Rosalie ogłosiła. - To dziura, ale które mieszkanie tu nie jest?
Poszedłem za nią na drugie piętro. Otworzyła drzwi i zaprowadziła mnie do
mieszkania, które było bardzo podobne do mojego, z wyjątkiem czystości i uczucia
domowego.
- Chcesz coś do picia? - zapytała, ściągając sweter. - Czy chcesz po prostu zabrać się
do pracy?
Zabraliśmy się prosto do pracy i to było dokładnie to, co czułem. To było jakbyśmy
byli zobowiązani pieprzyć się nawzajem, ponieważ byliśmy bardzo podobni. Nie
zrozumcie mnie źle, Rosalie była gorącą dziewczyną i dobrą w łóżku, ale nie wywarła na
mnie ogromnego wrażenia. Pomogliśmy sobie jednak i to wszystko, co było naprawdę
ważne.
Kiedy już się oczyściliśmy i odpoczęliśmy przez chwilę, była już trzecia nad ranem.
Nie czułem potrzeby, aby chociaż wrócić do mojej dziury. Chciałem zostać.
- Dlaczego nie pijesz? - zapytałem, gdy Rosalie przyniosła mi piwo, a sobie szklankę
wody.
- Nie lubię być pijana – odparła, biorąc łyk wody. - Niektórzy ludzie kochają to
33
uczucie, ja po prostu czuję się beznadziejnie. Wolałabym już zapalić marihuanę niż pić.
Więc brała narkotyki. To nie było rzadkością w Rainier. Byłbym zdziwiony, gdyby była
jedna osoba w moim budynku, która przynajmniej nie spróbowała narkotyków.
- Bierzesz tylko marihuanę? – zapytałem, zanim wziąłem haust mojego piwa.
- Ta, ale brałam też twarde rzeczy. - Zapaliła skręta i zaciągnęła się głęboko,
zamykając oczy i wyglądając jakby była w stanie euforii. - Byłam uzależniona od Mety
przez dłuższy czas.
- Jak rzuciłaś?
Rosalie wzruszyła ramionami i patrzyła na dym wychodzący przez otwarte okno. - Mój
ojciec handlował narkotykami. Byłam wśród dragów całe moje życie. Ale później mój
były, uch, zmarł z przedawkowania. - Zamrugała, aby odgonić łzy. - To było, kiedy
miałam szesnaście lat. Odtąd nie dotknęłam tych rzeczy.
- Dobrze dla ciebie – mruknąłem.
Skinęła głową, starając się uśmiechnąć. - Tak, chyba tak. - Kontynuowała palenie,
podczas gdy ja piłem. To było miłe, kojące milczenie.
- Palisz marihuanę? - zapytała Rosalie. - Mogłabym pomóc ci ją zdobyć, jeśli chcesz.
- Sprzedajesz narkotyki? - spytałem z niedowierzaniem. Nie wydawała się takim
typem, zwłaszcza po wysłuchaniu o jej starym chłopaku.
- Ta. - Zaciągnęła się jeszcze raz. - Nie uwierzysz, ile pieniędzy zarabiam. Ludzie
mają skłonność do zaufania dziewczynie bardziej niż chłopakowi, kiedy chodzi o
narkotyki. A ponieważ mój tata nie był sławny wokół Rainier, lista moich klientów jest
bardzo duża.
- Co się stało z twoim ojcem?
- Jest teraz w więzieniu. - Kolejne zaciągnięcie. - Był sprowadzony z Portland.
- Jak długo on tam prawdopodobnie będzie?
- Och, powiedziałabym, że co najmniej przez następne pięć lat – Rosalie domyśliła się,
robiąc kółko z dymu. - Może więcej, może mniej. Kto wie?
- Więc po prostu przejęłaś to od niego zasadniczo.
- Myślę, że można tak powiedzieć – mruknęła. - Ale tylko zajmuję się marihuaną.
Nawet kupiłam sobie mieszkanie, aby hodować je.
- Nikt tego nie sprawdzał?
- Jak długo tu mieszkasz, Edwardzie? - Rosalie zapytała z wygiętą w łuk brwią.
5 Meta - Metamfetamina
34
Najwyraźniej to było głupie pytanie.
- Około sześć miesięcy.
- I w ciągu tych sześciu miesięcy, czy kiedykolwiek widziałeś policjanta, który był co
najmniej trochę zaniepokojony tym, co się dzieje w budynkach mieszkalnych?
Potrząsnąłem głową.
- Dokładnie. Tak długo jak nie będę doniesiona, będzie dobrze.
- Sprzedajesz marihuanę, nawet jeśli ludzie umierają z powodu przedawkowania, a
twój ojciec jest w więzieniu, bo jest dilerem – doszedłem do wniosku. - Nie łapię tego.
- To nie musi mieć sensu – Rosalie mruknęła. - Tak, narkotyki miały wpływ na moje
życie w negatywny sposób, ale również mi pomogły. Zarabiam pieniądze i czuję się
dobrze. To wystarczający powód dla mnie.
Ludzie zwykle nie zaskakują mnie. Mógłbym zwykle rozszyfrować jakąś osobę w ciągu
dziesięciu minut od poznania. Ich mowa ciała, wyrazy twarzy, tony głosu. Stałem się
ekspertem w tym wszystkim. Ale Rosalie mnie zaskoczyła. Myślałem, że może nie była
tak materialistyczna jak każdy inny. Myślałem, że może w końcu znalazłem kogoś, kto
był wystarczający, aby mnie zajął, aby trzymał mnie w napięciu. Oczywiście myliłem się.
Każdy istniał dla pieniędzy i statusu, zwłaszcza w obszarze niskich dochodów. Jeśli nie
masz pieniędzy, umierasz, bo nie możesz spłacić swoich długów lub dlatego, że
ewentualnie umierasz z głodu. Jeśli nie masz statusu, nie masz ochrony przed wiecznie
obecnymi gangami w amerykańskim społeczeństwie.
- Robisz interesy zupełnie sama? - zapytałem. - To znaczy, nie ma tu wokół jakiś
dupków, którzy próbują się z tobą pieprzyć, ponieważ jesteś dziewczyną?
- Kumple mojego taty – innymi słowy, członkowie gangu jej ojca – są ze mną, gdy się z
kimś spotykam. Uważają na mnie przez większość czasu.
- Czy ktoś próbował wyciągnąć coś od ciebie?
- Cóż, tak – Rosalie odpowiedziała. - Kiedy zaczynałam, byłam sama. Wtedy ojciec się
dowiedział, że znalazłam się w szpitalu przez tego dupka, Royce'a, który cholernie mnie
pobił. Umieścił mnie pod czujnym okiem swojej grupy.
Jej oczy były twarde, jak szafiry. Była osobą, z którą nie pieprzyłbyś się, ponieważ
wróciłaby z nawiązką. Nie było wątpliwości w moim umyśle, że Royce został znaleziony
twarzą w dół w alejce.
Słońce zaczęło wyglądać. Spojrzałem na zegarek. Czwarta rano. Miałem o 8:30
zajęcia. Na szczęście byłem trzeźwy.
35
- Powinienem iść – mruknąłem, wstając. - Mam zajęcia za kilka godzin.
Rosalie skinęła głową. - Okej, do zobaczenia, tak myślę.
- Pewnie.
Dziś rano o 7:45 mieszkanie z marihuaną Rosalie Hale zostało spalone z nią w środku.
Całe jej długie, piękne, blond włosy rozpadły się. Jej ciało przypominało węgiel
drzewny. Jej kości były czarne, a skóra była niczym więcej niż proszkiem. Jedyną
przyczyną, że można powiedzieć, kto był posiadaczem tego ciała, były papiery
stomatologiczne. Zmarła, kiedy miała zaledwie dziewiętnaście lat.
Miała taką obiecującą przyszłość.
36
Rozdział 7 The Mental Hermaphrodite
–
(Psychiczny hermafrodyta)
W głębi mojego umysłu kładę się spać
Więc miałem taki sen, kiedy obudziłem się płacząc
Wizja, widziałem, tańczyła wokół mnie
I moje serce zobaczyło rzeczy, które moje oczy nie mogły zobaczyć.
- Soil to the Sun - Cage the Elephant
Byłem w połowie moich badań. Potrzebowałem tylko trzech osób. Na szczęście, ludzie
zwykle mnie znajdują. To było, jakbym był magnesem dla wyrzutków. W tym momencie,
nie przejmowałem się tym. Wszystko, co mogło mi pomóc w Projekcie było dobrą rzeczą,
nawet jeśli oznaczało to, że coś złego stanie się w sposób nieunikniony.
Moje życie rozsypywało się w proch, ale odmówiłem potwierdzania tego faktu.
Straciłem rodzinę, podczas gdy Projekt był w trakcie realizacji, moje własne zdrowie
było gówniane, a mój fundusz powierniczy powoli się zmniejszał, bo straciłem pracę w
bibliotece na terenie kampusu. Skupiłem się na skończeniu Projektu tak, jak ja
chciałem: bez jakichś banałów.
Projekt był moją obsesją. To było wszystkim, o czym mój mózg myślał, ponieważ
myślenie o czymś innym doprowadzało do bólu i już zajmowałem się należną częścią
bólu w moim dwudziestotrzyletnim życiu. Byłem wrzucony w kupę gówna w dniu, gdy się
urodziłem i nawet jeśli wyszedłem ze stosu, nadal śmierdziałem odchodami i jeśli
przestałbym śmierdzieć, zabrano by mnie z powrotem do tej samej góry fekaliów.
W wolnym czasie, rysowałem i robiłem zdjęcia, dwie rzeczy, które mogłyby z
powodzeniem oderwać myśli od wszystkiego, w tym od Projektu. Chociaż wielu ludzi
nienawidzi ponurej pogody w Seattle, ja dobrze prosperowałem w niej. Poza tym fakt,
że moja blada skóra nie spaliłaby się, spodobał mi się niespodziewany deszcz. W
większości miejscach na świecie pogoda jest przewidywalna; jeśli są chmury, to
prawdopodobnie będzie padać. W Seattle nigdy nie wiesz, czy pozostanie pochmurnie,
37
zacznie padać, czy będzie ogromna burza, która zakołysze drapaczami chmur.
Dzisiaj był dzień na rysowanie. Chwyciłem iPoda oraz szkicownik i udałem się do
pobliskiego parku, siadając przy jednym ze stolików do szachów i zaczynając lekko
cieniować całe płótno na szaro.
Ptaki migrowały z powrotem do Kanady, ale były tak wysoko nad nami, że były tylko
czarnymi konturami anonimowych ptaków. Rozległa się głośna muzyka w moich uszach,
blokując sukcesywnie wyjście rzeczywistego świata. Było tylko szare niebo, ptaki, moja
kartka i węgiel drzewny, moja muzyka i ja. Co za doskonały świat, aby żyć.
Według zegarka, siedziałem przy stole do szachów i szkicowałem przez dwie godziny.
Dla mnie to było jak zaledwie kilka minut. Największy problem był z muzyką. Sprawiła,
że straciłem poczucie czasu. Jeśli nie byłoby okien w moim mieszkaniu, to nigdy bym się
nie obudził w odpowiednim czasie.
Większość ludzi spakowałaby się i opuściła park po uświadomieniu sobie, że siedziało
się tu przez dwie godziny. Zwykle ludzie byliby zszokowani tym, że zmarnowali dwie
godziny swojego życia. Zacząłem pakować swoje rzeczy, kiedy zdałem sobie sprawę, że
nigdzie nie byłem. Dosłownie nie miałem życia. Nie miałem żadnych przyjaciół, w
zasadzie żadnej rodziny, ani pracy. Wszystko, co miałem, to Projekt. Ten fakt zasmucił
mnie.
Co to za życie prowadziłem? Byłem społecznie nieudolny, tylko rozmawiałem z ludźmi,
od których potrzebowałem odpowiedzi. Jedynym prawdziwym przyjacielem, którego
kiedykolwiek miałem, była Alice, ale straciłem ją dawno temu i nigdy nie starałem się
jej zastąpić. Mogłem zaprzyjaźnić się z Emmettem, ale wszystkie szanse tego zostały
zniszczone od momentu, gdy go spotkałem. Oboje odbiegaliśmy od normalnych
standardów. Jeden z nas musiał stać się na końcu czysty.
Tak, jak mnie to olśniło, że byłem popieprzoną porażką w życiu, usiadłem i
rozpakowałem moje rzeczy, żeby móc utopić moje emocje po raz kolejny.
Rysowałem, aż było za ciemno dla mnie, aby widzieć. Moje oczy paliły z
nadwyrężenia, moje uszy dzwoniły od muzyki, która wybuchała w nich, a moja prawa
ręka bolała. Musiałem prawdopodobnie złapać ból nadgarstka.
Jak pakowałem moje rzeczy ponownie, mężczyzna przeszedł przez w większości pusty
park. Mamrotał do siebie. Ten człowiek wyglądał na zupełnie szalonego. Jego ciemne
oczy biegały wokół dziko, jego źrenice były tak szerokie jak spodki. Również wyglądał na
bezdomnego. Wyglądało na to, że nie brał prysznica od tygodni, nawet miesięcy, a jego
38
ubrania były brudne i poszarpane. Miał na sobie wełnianą czapkę, która zakrywała jego
brudne, blond, kudłate włosy; gigantyczny, czarny golf; i brązowy, skórzany płaszcz oraz
jakieś wychodzone spodnie.
Obserwowałem go przez chwilę. Czasami rozmawiał do przedmiotów martwych, jak
krzewy i latarnie, a czasem rozmawiał do czegoś, czego nie było widać, osobą, która
istniała tylko w jego umyśle.
Przez cały czas patrzyłem na niego, wszystko, co mogłem myśleć, to: On jest idealny
do Projektu. Co było bardziej nie do przyjęcia, jak szalony, bezdomny facet? Ludzie
dosłownie drżą ze strachu przed takimi jak ten mężczyzna. Byłem zwykle przerażony,
kiedy również spotykałem tego rodzaju człowieka na ulicy, ale nie mogłem znaleźć już
więcej strachu.
- Hej! - zawołałem.
Głowa mężczyzny poderwała się w kierunku mojego głosu. Patrzył w moją stronę, ale
nie byłem pewny, czy rzeczywiście mnie widział.
- Tutaj! - zawołałem ponownie.
Rzucił się w kierunku stołu, praktycznie biegnąc przez park, aż usiadł naprzeciwko
mnie, jego dzikie oczy nigdy nie zatrzymały się na jednym obiekcie na dłużej niż
sekundę lub dwie.
- Cześć tam – przywitałem się z uśmiechem. - Jak się nazywasz?
- Jak się nazywasz? Jak się nazywasz? - naśladował. - On chce naszego imienia. Jasper,
Jasper Whitlock.
Szczerze mówiąc, byłem cholernie przerażony. Drżałem. Nie wiedziałem, co ten facet
był w stanie zrobić.
- Jestem Edward Masen – odparłem, starając się powstrzymać mój głos od drżenia. -
Skąd pochodzisz, Jasper?
- Skąd pochodzisz, Jasper? - zapytał sam siebie kpiąco. - Czy to Minnesota, czy
Missouri? - Spojrzał na mnie z zakłopotanym uśmiechem. - Nie pamiętamy – powiedział,
jakby przepraszał, ponieważ nie miał żadnej śmietanki, aby dodać do mojej kawy.
- Pochodzę z Chicago – powiedziałem cicho. - W stanie Illinois.
- Tak, byliśmy w stanie Illinois – Jasper mruknął, jego oczy nadal szybko się zmieniały.
- Byliśmy zamknięci w Illinois. Białe pokoje, ciasne kaftany, złe jedzenie. Tak, tak,
nienawidzimy Illinois.
- Ile masz lat, Jasper? - zapytałem.
39
- Nie wiemy – Jasper przyznał. - Może sześćdziesiąt, może pięćdziesiąt. Czas porusza
się w różny sposób w różnych obszarach.
- Masz rację, czas jest trochę skomplikowany – zgodziłem się. - Czy wiesz, czy twój
inny głos ma imię? Albo oboje jesteście Jasperem?
Jasper zaśmiał się głośno. - Nie, nie, nie. Nie jesteśmy oboje Jasperem. Jasper
ukrywa się w kącie, ten mały pojeb. Jestem Marie.
- Marie? - zapytałem dla wyjaśnienia. Jasper kiwnął głową, z dumnym uśmiechem na
twarzy. Więc nie był schizofrenikiem. Miał on MPD
. - Zatem przepraszam za nazwanie
cię Jasperem.
- Dzieje się to cały czas – uspokoiła mnie. - Ale jestem Jasperem! - To był prawdziwy
Jasper, powstający. - Moje ciało, to moje ciało! - Było milion emocji przefruwających
przez twarz Jaspera. - Zamknij się, ty popieprzony głupku!
Wewnętrzna walka toczyła się przede mną. Jasper dyszał, jak zaczął nadużycia
fizycznego wobec siebie, jego głos przełączał się między Marie a Jasperem.
Tylko siedziałem tam i patrzyłem. Powinienem uciekać i zostawić tą małą odrobinkę
szaleństwa za sobą, ale ukłucie zdania sobie sprawy, że byłem bezwartościowy, trzymało
mnie tam.
Nie masz nic lepszego do roboty, mój mózg przypomniał mi.
Mimo że to była prawda, powinienem odejść. Naprawdę nie miałem pojęcia, co ten
szalony sukinsyn zamierza zrobić. Nie spodziewałem się noża wyjętego z jego kieszeni.
Nie spodziewałem się zobaczyć dorosłego mężczyzny dźgającego się wielokrotnie nożem
w klatkę piersiową, szyję i brzuch, próbując się uwolnić od demonów obezwładniających
jego umysł.
W końcu doszedłem do siebie. A następnie straciłem przytomność. Kiedy się
obudziłem, byłem w szpitalu i było już widno na zewnątrz. Później powiedziano mi, że
leżałem kilka metrów dalej od martwego, poszukiwanego przestępcy. Jasper Whitlock
wreszcie pozbył się demonów swojego ciała.
6 MPD (Multiple Personality Disorder) – wiele zaburzeń osobowości. Niezwykle rzadkie zaburzenie
psychiczne, gdy umysł jednej osoby jest podzielony na dwie lub więcej osobowości.
40
Rozdział 8 The Abusive Perfectionist
–
(Znieważający perfekcjonista)
Mamy głód do zniszczenia
Potrzebujemy kogoś do krwawienia
Zapieczętowałeś umowę przed świtem
Pozwalasz swoim działaniom iść dalej.
- James Brown - Cage the Elephant
Moje dojście do zdrowia było szybkie, tak powiedział mi lekarz. Uderzyłem głową
całkiem nieźle o chodnik i chcieli mnie zatrzymać w pobliżu na obserwację. Innymi
słowy, chcieli, żebym zapłacił dodatkowe pieniądze bez żadnego powodu.
Szczerze mówiąc, nie obchodził mnie szpitalny rachunek, jaki miałem dostać. Byłem
po prostu szczęśliwy, aby uciec od tego wszystkiego: opuszczenie Alice, ból, o który
dbałem od śmierci moich rodziców, śmierć Alice i moja obsesyjna osobowość. Podczas
gdy leżałem w tym szpitalu, czułem się dziwnie spokojny i opanowany, jakby nic nigdy
nie mogło mną wstrząsnąć ponownie. Może czułem się tylko bezpiecznie, ponieważ
wiedziałem, że nie byłem najbardziej szaloną osobą w budynku.
Pielęgniarka zasłoniła zasłony wokół mnie, po tym jak dała mi mój lunch.
- Młody chłopak przychodzi do łóżka obok ciebie – powiedziała. - Nie chcę, żeby ci
przeszkadzali.
Skinąłem głową, jak mnie zasłaniała. Kilka minut później, chłopak, o którym mówiła
pielęgniarka, wszedł do pokoju.
- Proszę bardzo, Seth – siostra, która ze mną rozmawiała, ogłosiła. - Wskakuj pod
kołdrę, a doktor zaraz się zjawi.
Pielęgniarka opuściła pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.
- Mamusiu, to boli – ten dzieciak, Seth, biadolił.
- Zamknij się, Seth – matka warknęła. - Ani mi się waż zaczynać o tym mówić,
słyszysz? Jeśli powiesz jedno słówko, przysięgam na Boga... - Otwarta groźba wisiała w
41
powietrzu, jak bomba czekająca, aby spaść.
- Nic nie powiem – Seth zaskomlał.
- Dobrze – jego matka powiedziała cicho. - Poza tym, wiesz, że to był wypadek,
prawda? Nie chciałam cię skrzywdzić, Seth.
- Wiem, mamusiu.
- Oto mój chłopak.
Pozostałem tak cicho jak to możliwe. Nie chciałem, żeby kobieta wiedziała, że tu
byłem. Chciałem dowiedzieć się więcej na temat jej znęcania się nad synem.
Otworzyły się drzwi.
- Cóż, Seth, wygląda na to, że złamałeś nadgarstek – lekarz ogłosił. - Możesz mi
powiedzieć, jak to się stało? Zraniłeś się już kilkakrotnie w ciągu ostatnich kilku
miesięcy.
Matka zaśmiała się. Nawet mogłem powiedzieć, że to było wymuszone i fałszywe. -
Biedny dzieciak ma to po mnie, tak się obawiam. Taki niezdarny.
Doktor Idiota zaśmiał się. - Tak, widziałem cię wcześniej na oddziale nagłych
wypadków, Esme.
- Spadłem ze schodów – Seth odpowiedział łagodnie. - Potknąłem się o moje zabawki.
- Które powiedziałam, abyś posprzątał. - Szorstki ton powrócił do głosu Esme. -
Zobacz, gdybyś tylko mnie posłuchał, rzecz taka jak to, nie stałaby się. Czy to nie
prawda, Seth?
- Ta – Seth wyszeptał. - Przepraszam, mamusiu.
- Wszystko w porządku, dziecko – Esme zapewniła go. - Wszystko w porządku.
Ta, to na pewno w porządku, dzieciaku. Twoja mama pewnie cholernie cię zbije,
kiedy wrócisz do domu. Nie martw się, dziecko, musisz przetrwać.
Esme Platt opuściła szpital, aby przynieść na noc torbę syna. Okazało się, że również
miał wstrząs mózgu. Ale zanim mogła przejść nawet połowę drogi do jej podmiejskiego
domu, przebiegła na czerwonym świetle i została uderzona przez ciężarówkę z naczepą.
Policja powiedziała, że jej hamulce były stare. Inną teorią było, że zostały przecięte.
Skończyła ze ściętą głową przez przyczepę, którą ciężarówka ciągnęła. Kierowca
spróbował zjechać z drogi.
Seth skończył będąc adoptowanym. Zdawał się wyjść ze swojej niezdarności po tym
wszystkim.
42
Rozdział 9 The End
–
(Koniec)
Och, nie ma odpoczynku dla grzeszników,
Pieniądze nie rosną na drzewach...
Nie ma nic za darmo na tym świecie
Wiem, nie mogę zwolnić, nie mogę się powstrzymać,
Choć wiesz, że chciałbym móc.
- Ain't No Rest For the Wicked - Cage the Elephant
Westchnąłem po skończeniu mówienia.
- Wow – Bella szepnęła. - To było dużo do zrozumienia.
- Tak, cóż, prowadzę dość popieprzone życie – odpowiedziałem cicho.
- Nie wszyscy – Bella zgodziła się. Skrzywiła się pytając: - Jak umarli twoi rodzice,
Edwardzie?
Przełknąłem, moja twarz zbladła. Nie mogłem jej powiedzieć. Wtedy wiedziałaby,
wiedziałaby wszystko... Moje ręce się trzęsły, jak przebiegałem nimi przez włosy,
pozwalając sobie spokojnie odetchnąć.
- Bella, nie mogę...
- W porządku – powiedziała kojąco, przebiegając dłonią w dół mojego ramienia. - Nie
musisz mi mówić. Musiało być to całkiem niedawno, co?
- Nie. - Potrząsnąłem głową. - To było kilka lat temu. Po prostu... Ufam ci, Bello, ale
nie chcę tego zrujnować. To zbyt wiele, aby ci powiedzieć i kiedy zaczynam mówić, nie
mogę przestać.
Skrzywiła się. - Co masz na myśli?
- Po prostu powiedz mi swoją historię, proszę – błagałem. - Powiem ci więcej później,
obiecuję.
- W porządku. - Wzięła głęboki oddech. - Mieszkałam w Forks. Jest to małe
43
miasteczko na półwyspie. Nie było wcale takie złe. Pewnie, piłam, brałam narkotyki,
kręciłam się z chłopakami, ale która dziewczyna nie robi tego w liceum?
- W każdym razie, w zeszłym roku, zostałam przyłapana na wciąganiu koki w moim
pokoju przez mojego tatę. - Zamknęła oczy, uśmiechając się bez humoru. - Jest on
policjantem, więc wściekł się, oczywiście. Wyrzucił mnie i powiedział, żebym nigdy nie
wracała. Przeprowadziłam się tu ze swoim byłym, Jacobem Blackiem.
- On rzucił mnie kilka miesięcy temu, a ja pilnie potrzebowałam forsy, więc zrobiłam
jednemu facetowi w moim mieszkaniu loda za pieniądze. - Wzruszyła ramionami. - I
teraz jestem tutaj. Dziwka bez żadnego wyjścia z tego życia.
- Nie rozmawiałaś ze swoim tatą od tamtego czasu? - zapytałem.
Bella potrząsnęła głową. - Przyjedzie w końcu mnie szukać. Jestem pewna, że Jacob
poinformował go o tym, co robiłam i mój tata miał żal, aby się otrząsnąć. Przyjedzie
wystarczająco szybko.
- Jak długo robiłaś to do teraz?
- Około sześciu miesięcy. Płacę czynsz – zażartowała, uśmiechając się przez chwilę,
jej oczy były wilgotne.
Moje serce ścisnęło się w piersi przez nią. To był pierwszy raz, kiedy poczułem się
połączony z drugim człowiekiem, i nie byłem pewien, czy mi się to podobało, czy nie. To
sprawiało, że czułem się słabo, jakby Bella miała kontrolę nade mną. Nienawidzę tego.
Podobało mi się bycie poza kontrolą. Podobało mi się bycie egoistą. To sprawiło, że moje
decyzje były o wiele łatwiejsze.
Bardziej niż nienawidzić, ufałem jej. Czułem się, jakbym mógł jej coś powiedzieć i to
było cholernie niebezpieczne uczucie, które miałem. Mogłem już poczuć słowa
wymiotów rosnące w moim gardle. Spróbowałem to przełknąć. To tylko źle się skończy,
jeśli zacznę mówić.
- Bella, czy to nie dziwne, że każdy zmarł po tym, jak skończyłem z nimi? - zapytałem
cicho, otwierając moje serce dla niej.
- Naprawdę nie zauważyłam – Bella odpowiedziała, patrząc gniewnie. - Dlaczego?
- Nie powinienem ci mówić – mruknąłem. - Naprawdę nie powinienem.
- Proszę, Edwardzie.
Westchnąłem. - Czasami mam takie uczucia, rodzaj impulsów, aby zrobić rzeczy,
których nie powinienem. Kiedy jestem wściekły, jestem zbyt wściekły. A to przez mojej
matki religijne spojrzenie na życie, mam rozbudowany rodzaj... fobii przed niektórymi
44
ludźmi. - Przebiegłem dłonią przez moje włosy, szarpiąc je. - Boję się niegodziwych
ludzi, Bello.
- Co masz na myśli, niegodziwych? - Bella zapytała.
- Ludzi takich jak ty – odpowiedziałem bez ogródek. - Złodziei, schizofreników,
morderców, takich ludzi.
Bella skrzywiła się. - Nie rozumiem.
Zacząłem gwałtownie podskakiwać nogą. - Mój ojciec zdradzał moją mamę cały czas –
wyszeptałem. - Moja matka... Ona była trochę zwariowana. Była bardzo skrajna. Kiedyś
uderzyła mnie, kiedy zrobiłem coś źle. Nawet za małe rzeczy jak zapomnienie
pomodlenia się na koniec, cierpiałem. - Zamknąłem oczy, ta scena przelatywała przed
moimi oczyma.
- Matko, mam teraz szesnaście lat, nie możesz wyciągać tego gówna już więcej! -
zawołałem, jak wyciągnęła pasek, jej paznokcie wbiły się w moje ucho, gdzie mnie
trzymała. - Puść mnie.
- Edwardzie, będziesz się uczył tylko przez karanie - moja matka odpowiedziała
mrocznie.
- Elizabeth, puść go! - mój ojciec krzyknął. - On nie zrobił nic złego!
Łzy wypełniły jej oczy. - Przepraszam. - Jej dłoń zakręciła się wokół paska. Uderzyła
nim przez moje plecy, jej usta drżały.
- Przestań - ojciec kipiał, chwytając jej nadgarstki.
- Puść mnie! - wybuchła, odpychając go. - Nie dotykaj mnie, ty zdradliwy
skurwysynie! - Jej oczy rozszerzyły się, gdy zdała sobie sprawę, że przeklęła.
Gapiła się na ojca. On zdradzał moją matkę? Swoją żonę? Jak mogłem tego nie
zauważyć?
- Elizabeth - ojciec wyszeptał, jego oczy były złe. - Przestań.
- Nie! Nie chcę! - mściła się. - Boisz się, że on będzie po mojej stronie? Boisz się, że
będziesz samotny z tą latawicą?
W głowie mi łomotało. Moje pole widzenia było czerwone. To była ostatnia kropla,
która przepełniła czarę. Z przemocą fizyczną mogłem sobie poradzić. Ale tego rodzaju
bólu nie mogłem powstrzymać. Wyszedłem z pomieszczenia, moi rodzice krzyczeli na
siebie. Skończyłem w swoim pokoju, idąc od razu do szuflady ze skarpetami.
Wyciągnąłem mój pistolet, który odkupiłem od Tylera Crowley'a, jakiegoś zbira w
szkole. Chciałem go najpierw tylko do ochrony, ale teraz musiałem zatrzymać te krzyki
45
raz na zawsze.
Moi rodzice nadal się kłócili, kiedy ponownie wszedłem do pokoju.
Matka pierwsza zauważyła broń. Jej oczy rozszerzyły się i dyszała, cofając się ode
mnie. - Ed... Edwardzie, proszę. Odłóż broń.
- Dlaczego? - zapytałem, zaskakująco spokojnie. - Więc możesz mnie chłostać, dopóki
ponownie nie będę krwawił?
Ojciec próbował mnie złapać.
- Nie dotykaj mnie - ostrzegłem. - Nie kładź swoich brudnych rąk na mnie!
Moje pole widzenia nadal było czerwone. Gniew przysłaniał mój osąd. Tak szybko jak
ojciec próbował dojść do mnie, wycelowałem i strzeliłem, powodując śmierć niemal
natychmiast, kiedy kula dotknęła jego piersi. Moja matka krzyknęła, biegnąc w kierunku
rodzica.
- Nie, nie, nie - jęczała, dotykając jego ciała, starając się go obudzić. - Obudź się,
Edwardzie.
Słysząc jego imię, swoje imię, wychodzące z jej ust w taki słodki sposób, sprawiło, że
mój gniew stał się jeszcze bardziej sprecyzowany.
- Jak mogłeś? - zażądała, jej głos był szorstki od łez. - Jak mogłeś to zrobić,
Edwardzie?
- Przestań. Mówić. Moje. Imię - upierałem się.
Jęczała, jej dłoń trzymała jego martwe palce na jego piersi. - Edwardzie, Edwardzie,
Edwa...
Strzeliłem tak blisko jej gardła jak tylko mogłem. Próbowała krzyczeć, dławiąc się
własną krwią. Wyszedłem z pokoju, gdy umarła. Chwyciłem benzynę z garażu, wylałem
ją po całym pokoju i rzuciłem zapałkę. Oglądałem mój płonący dom, łzy spływały w dół
mojej twarzy, jak patrzyłem na to wszystko, co mnie trzymało, jak idzie z dymem.
Bella milczała, jej oczy były szerokie, usta otwarte.
Trzęsłem się. Za dużo, powiedziałem jej za dużo.
- Zabiłeś swoich rodziców? - szepnęła. - Jesteś popieprzony. Wychodzę stąd...
Chwyciłem jej nadgarstek. - Nie, nie idź. Nie rozumiesz? Byli tacy nieczyści, jak
Emmett i ten ksiądz...
- Zabiłeś również tych ludzi? - wykrzyknęła. - Pieprzyć to gówno! Puść mnie, ty
pokręcony pojebie! - Wyrwała swoją rękę, ale chwyciłem jej kostkę, przyciągając ją do
siebie.
46
- Nie możesz odejść – powiedziałem jej, zgrzytając zębami. - Zaufałem ci.
Łzy wypełniły jej oczy, jak walczyła, próbując uciec.
- Bello, naprawdę chciałem cię polubić – westchnąłem. - Naprawdę chciałem. -
Wstałem i poszedłem do drzwi, blokując jej jedyne wyjście. - A teraz nie zostawiłaś mi
żadnego wyboru. - Wyciągnąłem naprzeciw broń.
Bang.
Spojrzałem w dół. Krew zaczęła wyciekać z dziury w moim brzuchu. Spojrzałem
gniewnie na Bellę. Trzymała broń w drżących dłoniach, a jej torebka była przy jej
stopach. Musiała posiadać pistolet dla ochrony. Upadłem na kolana, nagle kręciło mi się
w głowie. Zadała mi cios i teraz umierałem.
- Teraz pozbyliśmy się jednego więcej grzesznika – warknęła, jak odchodziła. - Do
zobaczenia w piekle. - Zatrzasnęła za sobą drzwi.
Och, nie ma odpoczynku dla grzeszników, dopóki nie zamkną oczu na dobre
pomyślałem, gdy wypuściłem z siebie ostatni oddech.
Koniec
7 Fragment piosenki Ain't No Rest For the Wicked zespołu Cage the Elephant.
47