Pilipiuk Andrzej Zabójca

background image

Andrzej Pilipiuk

ZABÓJCA

Jakub W

ę

drowycz wioskowy egzorcysta-amator drgn

ą

ł nieznacznie, gdy nie wiadomo przez kogo

wystrzelona kula urwała mu kawałek ucha i zagł

ę

biła si

ę

w

ś

cianie szopy. Brwi jego uniosły si

ę

lekko

do góry. Rzadko si

ę

zdarzało,

ż

eby kto

ś

go chciał zastrzeli

ć

, a zwłaszcza w taki pi

ę

kny jesienny

poranek, ale skoro kto

ś

wła

ś

nie usiłował to zrobi

ć

, nie było czasu do stracenia.

W nast

ę

pnym ułamku sekundy le

ż

ał ju

ż

plackiem na ziemi, a jego własny rewolwer tkwił

odbezpieczony w spracowanej dłoni. Kolejny pocisk zagł

ę

bił si

ę

w drzwi dobre pół metra od jego

głowy. Jakub wydobył z kieszeni okulary i zało

ż

ył je na nos. Chwil

ę

ź

niej rozbryzn

ę

ła si

ę

ziemia,

zasypuj

ą

c je du

żą

ilo

ś

ci

ą

piasku. Zakl

ą

ł w

ś

ciekle i zacz

ą

ł si

ę

czołga

ć

. Strzelec usadowiony

niewiedzie

ć

gdzie, ale w ka

ż

dym razie do

ść

daleko, umilał mu czołganie, wystrzeliwuj

ą

c kolejne

pociski.
Głucho zabrz

ę

czało trafione wiadro. Rozprysła si

ę

szyba w oknie szopy. Zadzwoniła rynna.

Egzorcysta doczołgał si

ę

do zapasowego wej

ś

cia do piwniczki i tam dopiero odetchn

ą

ł z ulg

ą

.

Kimkolwiek był ten, który strzelał, z cał

ą

pewno

ś

ci

ą

chciał go zabi

ć

. Jakub prze

ż

ył ju

ż

tyle zamachów

na swoje

ż

ycie,

ż

e czuł to w ko

ś

ciach.

Ś

ci

ą

gn

ą

ł z głowy czapk

ę

i uniósł j

ą

na kawałku kija przez

dymnik. Nic si

ę

nie stało. Gdy jednak wysun

ą

ł j

ą

przez drzwi piwniczki, niewidoczny snajper znowu dał

o sobie zna

ć

. Uderzenie kuli przebiło czapk

ę

i wyrwało staruszkowi kij z r

ę

ki. S

ą

dz

ą

c z poszarpanego

ko

ń

ca kija, strzelec u

ż

ywał wrednego kalibru i paskudnie rozpryskowych pocisków. Poskrobał si

ę

luf

ą

rewolweru za uchem. Nast

ę

pnie zaryglował drzwi i wydobywszy z jakiego

ś

k

ą

ta butelk

ę

bimbru,

poci

ą

gn

ą

ł z lubo

ś

ci

ą

solidny łyk.

- Je

ś

li naprawd

ę

chce mnie zabi

ć

, to zaraz tu b

ę

dzie - wydedukował.

Pół flaszki pó

ź

niej usłyszał skradaj

ą

ce si

ę

kroki. Kto

ś

majstrował przy drzwiach wiod

ą

cych do

piwniczki. Jakub czkn

ą

ł, poprawił tkwi

ą

cy za paskiem majcher i odbezpieczywszy rewolwer, podkradł

si

ę

do drzwi. Ten po drugiej stronie wsadził w szczelin

ę

ostrze ładnego niemieckiego

no

ż

yka, długo

ś

ci dobrych trzydziestu centymetrów i usiłował podwa

ż

y

ć

nim zasuw

ę

. Egzorcysta

popatrzył na ostrze i poskrobał si

ę

z frasunkiem po głowie. Ten tam na zewn

ą

trz to był lepszy

fachowiec. Szkoda tylko,

ż

e zezulec.

Jakub zabezpieczył rewolwer i cofn

ą

ł si

ę

z powrotem w gł

ą

b pomieszczenia. Łykn

ą

ł jeszcze troch

ę

, a

potem z dziury w

ś

cianie wyci

ą

gn

ą

ł lekko zardzewiał

ą

pepesz

ę

. Zało

ż

ył nowy talerz naboi, a potem

wycelował w drzwi i od niechcenia pu

ś

cił seri

ę

. W drzwiach powstały liczne dziurki, skrobanie no

ż

em

ucichło.
Egzorcysta opu

ś

cił karabin i pogmerał nieznacznie palcem w uchu. Kanonada

ź

dziebko go ogłuszyła.

Łykn

ą

ł sobie jeszcze łyk bimbru i ogłuszenie stopniowo przeszło. Co

ś

ciekło mu za kołnierzyk. Krew.

Ta z ucha. Zdezynfekował ran

ę

resztk

ą

zawarto

ś

ci butelki, a potem wdrapał si

ę

po schodkach i

odryglowawszy drzwi, otworzył je z rozmachem. Za drzwiami nie było nikogo. Było to o tyle dziwne,

ż

e

bior

ą

c pod uwag

ę

ilo

ść

kuł, które w nie wpakował, za drzwiami mogłaby le

ż

e

ć

połowa wioski. A tu nie

było ani jednego zakichanego nieboszczyka. Jakub poskrobał si

ę

frasobliwie po głowie.

Niespodziewanie przestał si

ę

drapa

ć

i przyjrzał si

ę

tkwi

ą

cemu mu za paznokciem wydrapanemu

paprochowi. Paproch ruszał si

ę

. Zidentyfikowawszy go jako wesz, zlazł znów do piwniczki i polał

głow

ę

bimbrem z drugiej butelki. Zapiekło. Popatrzył na swój zegarek. Zegarek stał od kilku lat, ale

przyzwyczajenie pozostało. Strzelanina z cał

ą

pewno

ś

ci

ą

była słyszana we wsi i zaraz mógł si

ę

spodziewa

ć

wizyty smerfów. Podniósł z ziemi nó

ż

i obejrzał go uwa

ż

nie. Nó

ż

miał pokryt

ą

gum

ą

r

ę

koje

ść

i był ostry jak brzytew. Jakub bez

ż

enady przywłaszczył go sobie.

- To si

ę

przyda - powiedział w przestrze

ń

.

Wylazł z loszku. Zamachowca nigdzie nie było wida

ć

. Nie było te

ż

ś

ladów krwi. Ba, na ziemi nie

odcisn

ę

ły si

ę

nawet

ś

lady stóp. Z frasunkiem depn

ą

ł mocniej nog

ą

. Jego

ś

lad był wyra

ź

ny. Niedawno

padało. To było dziwne i nawet co

ś

mu przypominało. Poczłapał do domu. Zabrał stamt

ą

d siodło i

osiodławszy swoj

ą

klaczk

ę

, pojechał do

gospody w Wojslawicach. Po drodze rozgl

ą

dał si

ę

uwa

ż

nie, ale nie wypatrzył niczego podejrzanego.

W gospodzie siedziało kilku jego kumpli od kieliszka i takich ogólnych. Było te

ż

paru takich, z którymi

do kieliszka nie siadał nigdy. Jakub wzi

ą

ł kufel piwa i przysiadł si

ę

do stołu. Akurat mówił niejaki

Witkowski.
- No i ta skatina włazi mi z wiatrówk

ą

do kurnika i bach, bach w moje kury! No to ja za orczyk, job jewo

w łeb, a

ż

si

ę

nogami nakrył.

- Fajo, fajno - powiedział Semen, którego te

ż

tutaj dzisiaj przyniosło. - A słyszeli

ś

cie ju

ż

o tym nowym

piwie? „Perła Mocna" si

ę

nazywa.

- Ja tam wol

ę

wino - powiedział Miszczuk, miejscowy rze

ź

biarz. - Wino to napój artystów.

background image

- A mnie dzisiaj rano chcieli zabi

ć

- wtr

ą

cił Jakub niewinnie.

- A ja wam mówi

ę

,

ż

e wino jest niczego sobie, ale trzeba je tak jak denaturat przez skórk

ę

od razowca,

to wtedy jest mniej szkodliwe. Bo jak czasem zajedzie siar

ą

to a

ż

... - nauczyciel wylany par

ę

lat temu z

pracy w szkole wtr

ą

cił swoje dwa grosze.

- Denaturat to o

ś

lepi z wolna - powiedział Bardak, który sam ledwo co widział. - Ale spirytus salicylowy

jak si

ę

przepu

ś

ci przez destylark

ę

, to nawet salicyl traci. Zostajo takie białe kryształki. Cienkie i długie.

- To co si

ę

pije? - zaciekawił si

ę

Semen.

- No jak to? Kryształki zostaj

ą

z jednej strony, a esencja z drugiej.

- Prawie mnie zastrzelili - powiedział Jakub.
- A to łobuzy? - zdziwił si

ę

Tomasz. - Na pohybel.

Kilka szklanek uniosło si

ę

ku sufitowi i zaraz opadło w stron

ę

gardeł. Wielkie mecyje,

ż

e kto

ś

chciał

sprz

ą

tn

ąć

Jakuba. Ci

ą

gle co

ś

mu si

ę

przytrafiało. A to gliny go ganiali, a to Ruscy z KGB porywali do

Moskwy. Miał szerokie znajomo

ś

ci.

- A ja wam mówi

ę

,

ż

e ajent dostał skrzynk

ę

„Perły Mocnej" i schował na zaplecze dla swoich kumpli.

- Schował znaczy si

ę

? Uch, dawno ju

ż

nikt nie podpalił mu chyba stodoły...- obudził si

ę

drzemi

ą

cy w

k

ą

cie Marek z Tru

ś

cianki.

- Co dla kumpli? - w

ś

ciekł si

ę

zza baru ajent. - Trza było powiedzie

ć

,

ż

e chcecie spróbowa

ć

!

- Ja! - wydarło si

ę

kilka gardeł. Ustawili butelki rz

ą

dkiem na stoliku. Po jednej dla ka

ż

dego.

- Jaki toast? - zapytał Jakub.
W tym momencie przez okno wpadła kula i roztrzaskała cały rz

ą

dek flaszek.

- K...a! Co jest? - w

ś

ciekł si

ę

Bardak. - Jakub, to ciebie rano chcieli zabi

ć

? Co?

- No tak. Mo

ż

e nie zabi

ć

, mo

ż

e tak tylko dla postrachu.

-

Ż

e ciebie chc

ą

zabi

ć

, to my tracimy tyle piwa! Won mi st

ą

d, niech ci

ę

zabij

ą

przed sklepem.

- Uch ty, zaraz ci mord

ę

skuj

ę

,

ż

e ci

ę

rodzona chudoba nie pozna.

- Ty do mnie?
Krzesła i butelki zawirowały w powietrzu. Pospadały lampy. W oknach powstały dziury.
- Mam jeszcze jedn

ą

skrzynk

ę

- darł si

ę

ajent, ale nikt go nie słuchał.

ą

b splecionych ciał, na którego dnie znajdowali si

ę

Jakub i Bardak, przetaczał si

ę

po pomieszczeniu,

łami

ą

c stołki i krzesła. Kolejna kula wpadła przez drzwi i roztrzaskała pi

ę

ciolitrow

ą

butl

ę

Stolnicznej,

która królowała nad barem. Walcz

ą

cy przerwali na chwil

ę

.

- No nie - powiedział Bardak. - Pobijemy si

ę

ź

niej. Najpierw trzeba sprawdzi

ć

, kto to. Macie bro

ń

?

Mieli wszyscy. Potłuczone butelki, ła

ń

cuchy od krów, siekiery, no

ż

e. Uzbrojona po z

ę

by gromada

wysypała si

ę

przed gospod

ę

. Dziesi

ęć

par ponurych oczu potoczyło ołowianym spojrzeniem najpierw

w prawo, potem w lewo. Na ulicy panował spokój. Kimkolwiek był tajemniczy strzelec, znikn

ą

ł bez

ś

ladu.

- Tam jest - krzykn

ą

ł Semen, pokazuj

ą

c jakiego

ś

typka w szarym garniturze, który znikał w

perspektywie ulicy.
Typek niósł futerał na skrzypce, a ostatecznie od czasu do czasu
ogl

ą

dało si

ę

ż

ne filmidła. Dziesi

ęć

gardeł zawyło ponuro i wataha pu

ś

ciła si

ę

w

ś

lad za nim.

Człowiek w garniturze odwrócił si

ę

lekko zdziwiony i na moment zamarł z przera

ż

enia. A potem rzucił

si

ę

do ucieczki. Pobiegł prosto, przeci

ą

ł główny trakt miasta i wypadł na placyk koło zrujnowanej

synagogi. Tam obejrzał si

ę

. Dzika banda zawyła ponownie. Nieznajomy znowu rzucił si

ę

do ucieczki.

Za synagog

ą

stało kilka zrujnowanych po

ż

ydowskich chałup. I wła

ś

nie do jednej z nich wbiegł.

Zaryglował nawet za sob

ą

drzwi. Kumple Jakuba wybili wszystkie okna i nimi to wła

ś

nie wdarli si

ę

do

ś

rodka. Nieznajomy ze zdumiewaj

ą

c

ą

, bior

ą

c pod uwag

ę

jego mizern

ą

posta

ć

, energi

ą

, wdrapał si

ę

tymczasem na strych i wci

ą

gn

ą

ł za sob

ą

drabin

ę

.

- No i co dalej? - zdenerwował si

ę

Jakub.

- Wykurzymy drania - zawył który

ś

, podpalaj

ą

c zapalniczk

ą

tapet

ę

.

- Ja bym raczej podszedł po gliny - powiedział egzorcysta, ale nikt go nie słuchał. Paliło si

ę

ju

ż

wszystko. Podłoga i

ś

ciany, a uwi

ę

ziony na strychu wzywał rozpaczliwie pomocy. Podpalacze opu

ś

cili

lokal dopiero wówczas, gdy zapaliły si

ę

na nich ubrania. Przed płon

ą

c

ą

chałup

ą

stały ju

ż

oba

wojsławickie radiowozy, a wóz stra

ż

y po

ż

arnej wła

ś

nie przeciskał si

ę

od strony ł

ą

k pomi

ę

dzy

drzewami. Cokolwiek uw

ę

dzony snajper, który zlazł po dachu, wła

ś

nie wylewał swoje

ż

ale.

- Ja to pół biedy, cho

ć

mało nie zaczadziałem. Ale moje skrzypce - otworzył futerał. – Tak wysoka

temperatura mogła je zniszczy

ć

...O tam s

ą

ci bandyci!

Podpalacze rzucili si

ę

do ucieczki. Gliniarze nawet za nimi nie pobiegli. Ostatecznie musieli pomóc

przy gaszeniu i spisa

ć

protokół. Wataha tubylców zatrzymała si

ę

dopiero na Zamczysku.

- Cholera, to nie był ten - stwierdził Jakub. - Czy kto

ś

ma jeszcze jakie

ś

pomysły?

W tej chwili nadleciała kolejna kula. Otarła si

ę

o kawał muru pozostałego z ruin stajni dworskiej i

zagł

ę

biła si

ę

w nog

ę

Tomasza. Tomasz zawył.

background image

- Cholera Jakub, mo

ż

e ty sobie ju

ż

id

ź

, bo jeszcze nas skasuje przez pomyłk

ę

zamiast ciebie! -

zdenerwował si

ę

Bardak.

- A pewnie,

ż

e pójd

ę

. Nie potraficie mi pomóc, to si

ę

ob

ę

d

ę

.

Ruszył w stron

ę

miasteczka. Tylko Semen poszedł za nim. Reszta została. Trzeba było przecie

ż

opatrzy

ć

rannego. Postrzał został zdezynfekowany spor

ą

ilo

ś

ci

ą

spirytusu. To znaczy na ran

ę

poszło

w sumie niewiele, ale przecie

ż

wiadomo,

ż

e ka

ż

da kula zostawia tak

ż

e w ciele troch

ę

ż

nego brudu i

dlatego niezb

ę

dne jest odka

ż

enie wewn

ę

trzne.

- Nu i co teraz, ha? - zapytał Semen.
- E, wracam do chałupy. Nie wyszła nam dzisiaj balanga.
- Mo

ż

e pojad

ę

z tob

ą

?

- Sam sobie poradz

ę

.

Po drodze zaopatrzył si

ę

w jeszcze jedn

ą

butelk

ę

wódki, dzi

ę

ki czemu nie poczuł zm

ę

czenia, a nawet

je

ś

li si

ę

zmachał, wła

żą

c na swoj

ą

gór

ę

, to i tak tego pó

ź

niej nie pami

ę

tał. Dotarłszy, uwalił si

ę

do

swojego barłogu i zapadł w sen. A ko

ń

sam wrócił do domu.

Obudził si

ę

do

ść

wcze

ś

nie rano. Przebudzenie nie nale

ż

ało do najprzyjemniejszych, poniewa

ż

jaki

ś

łobuz wykorzystuj

ą

c jego mocny sen, zwi

ą

zał go starannie. Łobuz siedział sobie na stole i ostrzył długi

ż

o kawałek skórzanego pasa. Wygl

ą

dał do

ść

dziwnie. Ubrany był całkiem na czarno. Włosy i oczy

tak

ż

e miał czarne. Twarz miał poci

ą

ą

z mocno wystaj

ą

cymi ko

ść

mi policzkowymi. W oczach płon

ę

ły

mu dziwne iskierki. Gdy ostrzył nó

ż

, jego j

ę

zyk nieznacznie oblizywał w

ą

skie wargi.

- Rozwi

ąż

mnie - za

żą

dał egzorcysta.

- No co ty? - zdziwił si

ę

siedz

ą

cy.

M

ę

tne spojrzenie Jakuba omiotło całe pomieszczenie i zatrzymało si

ę

na stoj

ą

cym koło drzwi

snajperskim karabinie.
- Znaczy to ty do mnie strzelałe

ś

? - zainteresował si

ę

.

- Aha.
- Kto ci

ę

wynaj

ą

ł?

- Widzisz W

ę

drowycz jestem zawodowym zabójc

ą

egzorcystów. I co ty na to?

Jakub prze

ż

ył w

ż

yciu wiele niebezpiecze

ń

stw i spotkał wielu szale

ń

ców na swojej drodze, ale z takim

przypadkiem jeszcze si

ę

nie spotkał.

- Chyba dzisiaj nie lałe

ś

- wyraził swoje zdumienie.

Zabójca egzorcystów sprawdził na swojej r

ę

ce, czy nó

ż

jest wystarczaj

ą

co ostry. Wygl

ą

dało na to,

ż

e

jest, bo włoski posypały si

ę

na ziemie.

- No to wybieraj sobie egzorcysto sposób, w jaki umrzesz. Jakub miał ochot

ę

poskroba

ć

si

ę

po głowie,

ale jego r

ę

ce były zwi

ą

zane.

- Mo

ż

e ze staro

ś

ci? — zaproponował.

- Ju

ż

jeste

ś

stary, wi

ę

c to na jedno wyjdzie. Wymy

ś

l co

ś

innego. Jakub my

ś

lał przez chwil

ę

.

- Ciapu

ś

! - wrzasn

ą

ł wreszcie. - Gdzie jeste

ś

zdechlaku?

- Przecie

ż

nie masz psa - zdziwił si

ę

morderca.

Dwumetrowy pyton wystrzelił spod łó

ż

ka i owin

ą

ł mu si

ę

wokół nóg.

- Co to jest? — zawył.
- Zdziwiony? To jest wła

ś

nie Ciapu

ś

. Ciapu

ś

, udu

ś

pana.

Pyton najwyra

ź

niej i bez tej zach

ę

ty miał ochot

ę

to zrobi

ć

. Nawijał si

ę

coraz wy

ż

ej i wy

ż

ej. Morderca

wyci

ą

gn

ą

ł z kabury pistolet i zastrzelił w

ęż

a.

- Cholera - powiedział Jakub w zadumie.
- Zdziwiony? - zapytał zabójca.
- Troch

ę

.

- Twój wybór?
- Sam, wymy

ś

l.

- Dobra. Wstrzykn

ę

ci taki

ś

rodek, który ci

ę

sparali

ż

uje na trzy dni. Pochowaj

ą

ci

ę

ż

ywcem.

Egzorcysta próbował si

ę

wyrwa

ć

, ale nie zdołał uwolni

ć

si

ę

z wi

ę

zów. Niebawem stracił przytomno

ść

.

Przebudzenie nie nale

ż

ało do najprzyjemniejszych. Było mu duszno, ciasno i w dodatku wokół

panowała ciemno

ść

. Obmacał r

ę

kami kieszenie. Miał na sobie białogwardyjski mundur, zapewne

jeszcze z zapasów Semena. W górnej kieszeni znalazł zapalniczk

ę

i paczk

ę

papierosów. Zapalił j

ą

.

Przeczucie nie myliło go. Znajdował si

ę

w trumnie. W dodatku zało

ż

yli mu za ciasne buty. Spróbował

pchn

ąć

wieko trumny r

ę

kami.

Zgodnie z jego przewidywaniami nie drgn

ę

ło nawet. Wyci

ą

gn

ą

ł stopy z butów i kopn

ą

ł kilkakrotnie w

tyln

ą

ś

ciank

ę

. Ta równie

ż

nawet nie drgn

ę

ła. W zadumie zacz

ą

ł obmacywa

ć

r

ę

kami

ś

ciany swojego

wi

ę

zienia. W bok uwierał go jaki

ś

znajomy kształt. Butelka. Kto

ś

ze znajomych wło

ż

ył mu butelk

ę

wódki do trumny. Jakub odkorkował i z lubo

ś

ci

ą

poci

ą

gn

ą

ł kilka łyków. Okowita poprawiła mu nastrój.

Ostatecznie bywał w gorszych opałach. Rozbił butelk

ę

o burt

ę

trumny i sporz

ą

dziwszy z długiego

background image

szklanego wióra co

ś

w rodzaju rylca, zacz

ą

ł nim ze zdwojon

ą

energi

ą

drapa

ć

w wieko.

Kumple Jakuba zebrali si

ę

w gospodzie. Wiadomo, po tak wybitnym człowieku nale

ż

y wyprawi

ć

styp

ę

.

Ajent dostarczył piwo „Perł

ę

Mocn

ą

”, z browaru w Lublinie. Pili. Wspominali. Nie zwracali praktycznie

uwagi na siedz

ą

cego w k

ą

cie dziwnego, chudego typka ubranego na czarno. Było ju

ż

dobrze po

dwudziestej i wszyscy byli zdrowo podchmieleni, gdy otworzyły si

ę

drzwi. Drzwi zaskrzypiały złowrogo,

wi

ę

c wszystkie głowy odwróciły si

ę

w ich stron

ę

. Nast

ę

pnie par

ę

osób zemdlało.

Pochowany tego dnia rankiem egzorcysta, wszedł jak gdyby nigdy nic do gospody i przepchn

ą

ł si

ę

do

baru.
- Jedn

ą

„Perł

ę

" - zadysponował.

Ajent nic nie odpowiedział. Le

ż

ał za lad

ą

nieprzytomny. Wi

ę

kszo

ść

go

ś

ci opuszczała wła

ś

nie lokal,

skacz

ą

c przez okna.

- Co jest? - w

ś

ciekł si

ę

. - Ducha zobaczyli

ś

cie czy co?

- Nie - wykrztusił z siebie Tomasz. - Nic nie widzimy, prawda chłopaki?
Chłopaków ju

ż

nie było. Tylko Semen został w k

ą

cie nad kuflem piwa.

- Mówiłem im,

ż

eby zaczekali te trzy dni - powiedział w zadumie. - A tak na marginesie, to mogłe

ś

zmy

ć

z siebie warstw

ę

gleby, zanim przyszedłe

ś

mi

ę

dzy ludzi. Niektórzy maj

ą

słabe serca. I łachy

trzeba było zmieni

ć

.

Paru takich, którzy ockn

ę

li si

ę

z omdlenia, pełzło wła

ś

nie w stron

ę

wyj

ś

cia.

- Cholera, co za ciemnota - zdziwił si

ę

Jakub.

- Ty chyba jeste

ś

temu winien.

- Ja?
- A kto polował na duchy przez-te wszystkie lata?
- No dobra. Jestem winien.
Si

ę

gn

ą

ł za lad

ę

i wyj

ą

wszy sobie ze skrzynki butelk

ę

, odkorkował j

ą

o kant stołu, po czym wlał jej

zawarto

ść

do gardła. Gdy piwo spłyn

ę

ło do jego

ż

ą

dka, rozejrzał si

ę

wokoło i spostrzegł zabójc

ę

egzorcystów siedz

ą

cego spokojnie w k

ą

cie. Wygl

ą

dał na lekko zaskoczonego. Jakub trzasn

ą

ł butelk

ą

o kant baru i uzbrojony w

ś

mierciono

ś

ne narz

ę

dzie zbli

ż

ył si

ę

wolnym, skradaj

ą

cym si

ę

krokiem do

nieznajomego.
- Zdziwiony?
Nieznajomy wypił resztk

ę

z dna kufla, po czym niespodziewanie skoczył. W jego dłoniach błysn

ę

ły

jakie

ś

ostrza czy pazury. Egzorcysta wsadził mu butelk

ą

w twarz, ale to go nie zatrzymało. Semen

wyrwał zza pasa siekier

ę

i zaszedł ich od tyłu. Siekiera błysn

ę

ła w powietrzu i jej obuch uderzył

zabójc

ę

w potylic

ę

. Semen znany był z tego,

ż

e potrafi zabi

ć

jednym takim uderzeniem tucznika. Wróg

padł na podłog

ę

.

- Kto to do cholery jest? - zapytał Semen.
- Czepił si

ę

mnie. Twierdzi,

ż

e chce mnie zabi

ć

.

Z rozbitej głowy wroga ciekła krew. W słabym

ś

wietle jednej

ż

arówki pod sufitem wydawała si

ę

by

ć

zupełnie czarna. Odkorkowali jeszcze po jednej „Perle".
- To co robimy? - zapytał Semen. - Zaraz tu b

ę

d

ą

smerfy.

- No to niech mu sprawdz

ą

kieszenie. A je

ś

li nawet kipn

ą

ł, to w obronie własnej. Trzeba go

ś

cia

wyja

ś

ni

ć

...

- Mo

ż

e sami sprawdzimy? Troch

ę

waluty czy bro

ń

mogłaby si

ę

... Wzrok jego skierował si

ę

na

le

żą

cego i umilkł. Ciało znikn

ę

ło.

Ś

lady krwi wskazywały na to,

ż

e poczołgał si

ę

do wyj

ś

cia.

- Za nim!
Wybiegli przed gospod

ę

. Było tu zupełnie pusto.

Ś

lady urywały si

ę

na schodkach. Obaj kumple kl

ę

li

długo i gło

ś

no. A potem wrócili do gospody, bo było bli

ż

ej. Ajent doszedł wła

ś

nie do siebie. Wyszedł

chwiejnym krokiem zza baru i popatrzył sm

ę

tnie na wywalone okna i potłuczone butelki. Zatrzymał si

ę

przy plamie czarnej krwi. Wzi

ą

ł jej troch

ę

na palec i pow

ą

chał. Potem podniósł wzrok i popatrzył na

Jakuba.
- Uch, ty - powiedział. - Znaczy

ż

yjesz?

- Tak.

Ż

yj

ę

.

- To zapłacisz sukinsynu za straszenie go

ś

ci i wybite szyby. Z zaplecza przyniósł szmat

ę

i butelk

ę

rozpuszczalnika.
- I jeszcze zasmarowali

ś

cie podłog

ę

smoł

ą

. No i czego tak stoicie? Won w diabły, b

ę

dzie zamkni

ę

te

do ko

ń

ca tygodnia!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pilipiuk Andrzej Zabójca
Pilipiuk Andrzej Zabojca(1)
Pilipiuk Andrzej Kostucha
Pilipiuk Andrzej Kroniki Jakuba Wędrowycza rtf
Pilipiuk Andrzej Problemy
Pilipiuk Andrzej Brama 2
Pilipiuk Andrzej Pogromca Pierścienia
Lewandowski Konrad T i Pilipiuk Andrzej Rosyjska ruletka doc
Pilipiuk Andrzej Sprawa Filipowa
Pilipiuk Andrzej Atomowa ruletka
Pilipiuk Andrzej Park Jurajski(1)
Pilipiuk Andrzej Spotkanie z pisarzem
Pilipiuk Andrzej Ostateczna polisa na życie
Pilipiuk Andrzej Lenin
Pilipiuk Andrzej Na rybki

więcej podobnych podstron