Ludzie listy piszą Angora, nr. 49 / 2016
Podatek od ateizmu
Po wypowiedzi pani poseł Beaty Mateusiak-Pieluchy z PiS-u zacząłem się zastanawiać,
czy posłowie partii rządzącej nie pracują czasem nad wnioskiem o powołanie kolejnej komisji
sejmowej, tym razem ds. weryfikacji polskości, która by sprawdziła, kto z obecnie mieszkających
na terenie RP ma ku temu odpowiednie kwalifikacje moralne, wyznaje odpowiednie wartości,
prezentuje określony i jedynie słuszny światopogląd.
W skład takiej komisji mogliby wejść np. Tomasz Terlikowski, abp Henryk Hoser, poseł
Szymon Giżyński czy posłanka Krystyna Pawłowicz. Mile widziany byłby przedstawiciel praw-
dziwych polskich patriotów, ukrywający twarz pod kominiarką, czyli niekoniecznie znany z
imienia i nazwiska (po głosie tylko nieliczni rozpoznaliby księdza Jacka Międlara). Przewod-
niczącą tego organu, co oczywiste, byłaby posłanka Mateusiak-Pielucha.
Liczba osób do zweryfikowania jest ogromna. Na pierwszym posiedzeniu komisja
musiałaby ustalić, kto zostanie obligatoryjnie zwolniony z obowiązku stawiennictwa przed jej
obliczem. Na pewno byliby to wszyscy członkowie Prawa i Sprawiedliwości. Wystarczyłoby
przedłożyć kserokopię legitymacji partyjnej. Plus Andrzej Duda, który formalnie co prawda z PiS
wystąpił, ale jego więzi z partią rządzącą nie zostały nawet na moment przerwane. Oprócz tego
duchowni, ale wyłącznie wyznania rzymskokatolickiego.
Pewien problem byłby z narodowcami - ich identyfikacja w wielu przypadkach byłaby
utrudniona z powodu zakrytych zazwyczaj twarzy. Ale tutaj właśnie obecność ks. Międlara
(członka komisji) w kominiarce okazałaby się nieodzowna. Zwolnieni z weryfikacji mogliby być
także wyborcy PiS- -u, wszyscy regularnie uczęszczający na niedzielną Eucharystię czy słuchacze
jednej z toruńskich rozgłośni radiowych. Ale byłoby to wyjątkowo trudne do ustalenia. Rodzi się
też niebezpieczeństwo pozytywnej weryfikacji osób niemile widzianych w nowej, prawdziwej
Polsce. Np. nie wszyscy katolicy przecież to wyborcy PiS (...).
Drugie posiedzenie powinno dotyczyć tych, którzy bez weryfikacji i bez możliwości
odwołania się od decyzji wysokiej komisji, w pierwszej kolejności mieliby zostać deportowani
jak najdalej od granic RP. A zatem: członkowie partii opozycyjnych oraz obecny wróg numer
jeden polskiej Konstytucji - a zdaniem wielu przyszły kontrkandydat Andrzeja Dudy w wyborach
prezydenckich - prof. Andrzej Rze- pliński, osobnicy wątpliwej reputacji, tacy jak Jerzy Owsiak,
Lech Wałęsa i np. Robert Biedroń jako zdeklarowany homoseksualista. A również ci, którzy
kiedykolwiek odważyli się otwarcie skrytykować obecną władzę, ci, którzy więcej niż raz (każdy
ma prawo w życiu pobłądzić) widziani byli na marszu KOD-u oraz dziennikarze jednej z
antypolskich stacji dezin- formacyjnych. Wszyscy, w stosunku do których nadzieja na
„odwrócenie” i przejście na właściwą stronę praktycznie nie istnieje.
Cała reszta mieszkańców RP miałaby pod pewnymi warunkami szansę uniknięcia deportacji.
Przyjęcie chrztu i przystąpienie do Kościoła katolickiego. Pójście do kina, obejrzenie i wyciągnięcie
(właściwych!) wniosków z filmu „Smoleńsk”. Dla tych najbardziej nieprawdziwych Polaków, ale
okazujących szczerą skruchę - apel smoleński wykuty na pamięć w ramach pokuty. W przypadku
nieprzejednanych ateistów wymagana byłaby jednoznaczna deklaracja o powstrzymaniu się od
jakichkolwiek wypowiedzi na temat wiary oraz polskiego Kościoła katolickiego, połączona z
pisemną, potwierdzoną notarialnie deklaracją o płaceniu tzw. podatku od ateizmu. Także
obcokrajowcy zamieszkujący polskie ziemie mieliby szanse na pozytywną weryfikację po
deklaracji o zapoznaniu się i pełnym podporządkowaniu polskiej Konstytucji (przykład wziąć z
prezydenta Dudy i pani premier Szydło), zapoznaniu się z (właściwą) polską historią i tym, kto był
faktycznym szefem „Solidarności”, niepowielaniu szerzonych w świecie bzdur np. o Jedwabnem,
Kielcach itp. A w przypadku prawosławnych czy muzułmanów - dodatkowe oświadczenia o
respektowaniu wartości uznanych w Polsce za ważne, proponowane już przez posłankę Pieluchę.
Należałoby się także powstrzymywać przed publicznym rozmawianiem w innym niż polski
języku. Ale to już dla własnego bezpieczeństwa. Np. w środkach komunikacji miejskiej można
przecież za takie prowokacyjne zachowania najzwyczajniej w świecie dostać w pysk. Dla porządku
należałoby także wprowadzić i bezwzględnie respektować zakaz posiadania czarnych parasolek.
Osoby ich używające kojarzą się bowiem z wyuzdaniem, rozwiązłością i nieposiadaniem żadnego
kręgosłupa moralnego.
Tylko w takiej Polsce, zamieszkanej przez prawdziwych Polaków oraz takie mniejszości,
które zobowiążą się całkowicie podporządkować i przestrzegać zasad ustalonych przez prawych i
sprawiedliwych, jest szansa na spokojną i godną egzystencję. Przynajmniej do momentu, kiedy
Prezes
Jarosław Kaczyński nie wymyśli sobie kolejnego wroga (...).
Z poważaniem
B.O.
(imię, nazwisko i adres internetowy do wiadomości redakcji)
Wychowywanie przyszłych wyborców
Jestem nauczycielem z 18-letnim stażem. Dyplomowanym, a więc „najdroższym”, bo z
wysługą lat mam na rękę 2400 zł, choć według telewizji „narodowej” jestem darmozjadem
zarabiającym za wiele dni wolnych ponad 5 tys zł.
19 listopada wyjechałam ze Śląska o 6 rano na protest do Warszawy razem z prawie 5
tysiącami nauczycieli. Po drodze zatrzymywała nas policja do kontroli. Nasz autobus zatrzymali po
drodze tylko raz. Inne miały mniej szczęścia - rekordzista został zatrzymany 7 razy w drodze do
stolicy. Taki, biedacy, mieli widocznie rozkaz.
W rezultacie kilkadziesiąt autobusów nie dojechało na manifestację. Nie zdążyli.
Przyjechałoby nas więcej, ale w firmach transportowych wynajmujących autobusy nie było już
pojazdów do wynajęcia. Na placu Piłsudskiego w Warszawie było nas 60 tysięcy: nauczycieli,
rodziców, samorządowców.
Filmował nas TVN24, a Polsat dawał relację na żywo w telewizji. Telewizja „narodowa”,
owszem, stała. Ale dziennikarze siedzieli w środku. Demonstranci pukali do autka TVP i zapraszali
do nagrywania. Ale Panowie nie wychodzili. Wyszli dopiero, gdy tłum ruszył pod Sejm i na placu
zostało niewiele osób. Przekaz „narodowej” był taki, że było nas tylko 15 tysięcy. W TVP w tym
czasie leciała cały dzień msza z Łagiewnik. Prezydent Duda, Minister i Premier po prostu nas olali.
Nigdy nie myślałam, że po 5 kierunkach studiów będę musiała brać udział w takich
demonstracjach, aby bronić polskiej szkoły, polskich dzieci i swojego miejsca pracy. Chciałam
podziękować warszawianom, którzy nas filmowali i krzyczeli: „Damy to na YouTuba, bo
„narodowa” was nie pokazuje!”, „Jesteśmy z wami, nie dajcie się PiS- -owil”. I trzem małym
chłopcom, około 5 lat, również dziękuję. Stali z kartką i namalowanym mazakami napisem: „My
chcemy do gimnazjum”.
Po co PiS-owi ta reforma? Nie da on samorządom pieniędzy na likwidację gimnazjów, na
odprawy dla nauczycieli, na dostosowanie budynków. W moim mieście na same odprawy będzie
potrzebne 13 min zł. Samorządy będą musiały wziąć kredyty. A przy wyborach samorządowych
powie się Narodowi, że samorządy źle gospodarowały, narobiły długów, bo w samorządach nie są
politycy PiS-u, tylko Platformy, PSL-u albo inni. A wasze dzieci, biedni Rodzice, będą ściśnięte w
klasach po 35 osób, bo... tak kiedyś
było i było dobrze. Albo będą siedziały w szkole od 7 do 18 na dwie zmiany. A zwolnieni
nauczyciele dyplomowani i mianowani nie będą zatrudnieni, bo samorządów po tak dużym wydat-
ku na odprawy nie będzie stać na tak „drogich” nauczycieli. Będą uczyć stażyści i nauczyciele
kontraktowi, ewentualnie emeryci.
A dobrzy nauczyciele po kilku latach bezrobocia będą musieli opuścić kraj. Za 10 lat nie
będzie w Polsce dobrych nauczycieli. I w ten sposób PiS dobierze się do stołków samorządowych,
wychowa sobie przyszłych wyborców, bo idiotami łatwiej się rządzi. I w sumie, jak się zastanowię,
to Stalin kazał rozstrzelać polską inteligencję w Katyniu, a PiS ją... zagłodzi. Niewielka różnica.
Pozdrawiam bardzo smutnie, bo Polacy chcieliby być mądrzy i przyzwoici.
KATARZYNA z Katowic
(nazwisko i adres internetowy do wiadomości redakcji)