Jeanie London
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Tłumaczyła
Justyna Niedzielska
Toronto
• Nowy Jork • Londyn
Amsterdam
• Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt
• Mediolan • Paryż
Sydney
• Sztokholm • Tokio • Warszawa
Jeanie London
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem
Rozkoszy’’
Rozdział pierwszy
Seks ich uzdrowił?
Pytanie to nie dawało spokoju Maggie James wy-
chodzącej ze swego pokoju biurowego. Skinęła głową
przechodzącemu koledze i zdołała utrzymać na twarzy
uprzejmy uśmiech, chociaż wiedziała, że rumieniec, który
pali jej policzki, i tak psuje całe wrażenie.
Czyżby seks naprawdę ich uzdrowił?
Maggie rzadko się rumieniła. Po pierwsze, było to
niewygodne i kłopotliwe, a po drugie pracowała przecież
jako terapeuta małżeński. Całymi dniami wysłuchiwała
najbardziej intymnych zwierzeń pacjentów i już dawno
nauczyła się trzymać na wodzy reakcje na najbardziej
zaskakujące wynurzenia. Wszystko to, w połączeniu z jej
dość... bogatym doświadczeniem w zakresie stosunków
damsko-męskich, sprawiło, że Maggie nie czerwieniła się
tak łatwo.
Teraz jednak rumieniła się. Nie z zakłopotania. Może
raczej ze zdziwienia? Z pewnością jednak czuła się zbita
z tropu. Była przekonana, że powodem kryzysu w związ-
ku Weatherbych był stres, a okazało się, że doskwierała im
nuda w łóżku.
Jak mogła nie rozpoznać tak oczywistego problemu?
Prowadziła praktykę od trzech lat i zdołała wyrobić
sobie opinię kompetentnego terapeuty. Nawet jej bardziej
doświadczeni koledzy często konsultowali się z nią
w sprawach doradztwa rodzinnego, gdy chodziło o roz-
wody, dzieci, rozbite rodziny itd.
Wachlując się folderem ściskanym kurczowo w dłoni,
Maggie sunęła pustym korytarzem i nuciła pod nosem:
,,spokojnie, spokojnie, spokojnie’’.
Nie można się rozklejać tylko dlatego, że państwo
Weatherby odbyli u niej skróconą sesję terapeutyczną,
odpowiadając na pytania, a jednocześnie obściskując się
jak para nastolatków puszczonych samopas.
Usłyszała za sobą brzęczyk, a następnie gwar głosów
dochodzących z poczekalni. Tego wieczoru zapowiadał
się duży ruch. Ponieważ wielu ludzi pracowało teraz do
późna, Maggie wraz z innymi doradcami z Baltimore
Healthcare dostosowywała godziny pracy do ich moż-
liwości.
Na szczęście nie miała nocnego dyżuru. Zresztą nie
była wcale pewna, czy da radę wziąć się w garść na tyle, by
przyjmować teraz pacjentów.
Maggie zastukała energicznie do drzwi oznaczonych
napisem ,,Dr Lyn Milhausser’’ i natychmiast uzyskała
zaproszenie do wejścia. Zastała swoją przyjaciółkę i men-
torkę w chwili, gdy ta zgłębiała zawartość kilku roz-
łożonych na biurku tekturowych teczek.
Lyn znała każdy szczegół wszystkich przypadków,
6
Jeanie London
którymi zajmowała się Maggie, nie tylko dlatego, że była
przez ponad dziesięć lat koordynatorem programu w Bal-
timore Healthcare, ale także dlatego, że nadzorowała jej
staż, kiedy Maggie była jeszcze na studiach.
Lyn zatrudniła Maggie, zanim jeszcze atrament wy-
sechł na jej dyplomie, i jeżeli ktokolwiek pomógłby jej
wygrzebać się z tego bałaganu, to tylko Lyn, która dzięki
wieloletniemu doświadczeniu zawsze potrafiła poprowa-
dzić Maggie w dobrym kierunku.
–
Uzdrowił ich seks – powiedziała Maggie, a słowa te
zabrzmiały absurdalnie w spokojnym, neutralnym gabi-
necie Lyn.
–
Słucham? – Lyn podniosła głowę, ale jej powitalny
uśmiech szybko zgasł. – Wyglądasz na zdenerwowaną.
Wszystko w porządku?
Maggie zastanowiła się nad tym pytaniem, a następnie
opadła na obszerny fotel ustawiony naprzeciw biurka.
–
Nie. Nie wszystko jest w porządku. Właśnie od-
byłam ostatnią sesję z państwem Weatherby.
–
W takim razie udało im się rozwiązać problem. To
wspaniale.
–
Niezupełnie.
–
Niezupełnie?
–
To miała być normalna sesja, a okazała się dziesięcio-
minutowym wywodem państwa Weatherby, którzy tłu-
maczyli, dlaczego już nie potrzebują terapii małżeńskiej.
Widząc, że nie mogą nawet przez chwilę utrzymać rąk
przy sobie, nie dotykając się, uznałam, że nie ma sensu
przekonywać ich, że jest inaczej.
–
Twierdzą, że seks jest przyczyną uleczenia ich
związku?
7
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Ale nie po prostu seks – niesamowity seks. Zdaje się,
że to wielka różnica.
–
Z tym bym się zgodziła, a ty?
Lyn uśmiechnęła się szeroko, ale Maggie najwyraźniej
nie miała teraz ochoty na żarty. Z jednej strony niezupeł-
nie wierzyła w cudowne uleczenie związku Weatherbych,
z drugiej zaś była zmartwiona swoją błędną diagnozą. Nie
była to odpowiednia chwila na rozważania o jej bezbarw-
nym życiu seksualnym.
–
Twierdzą, że pobyt w jakimś pensjonacie pomógł im
uporać się ze stresem emocjonalnym. Po tygodniu
w tym... tym superklubie... – tu pomachała wściekle
folderem – on nie zamyka się w sobie, kiedy próbują
rozmawiać, a ona już się nie obraża.
–
Superklub to wszystko wyleczył? To jest jeden z tych
ośrodków dla nowożeńców i zakochanych, prawda?
–
Właśnie.
Lyn wstała, poprawiając okulary na nosie.
–
Czy to folder stamtąd? Pokaż.
Maggie przysiadła na brzegu biurka i rozłożyła folder.
Skrzywiła się na widok krzykliwej reklamy, ale chociaż
treść oferty była bardzo odważna, sam klub – musiała to
przyznać – wyglądał, no cóż... romantycznie.
Pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’.
Wodospad rozkoszy, hm. Ze swoimi stromymi dasz-
kami i białymi wykończeniami jak w chatce z piernika
pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ zdawał się nale-
żeć do innej epoki. Maggie natychmiast wyobraziła sobie
kobiety w strojnych sukniach, stukot obcasów na wypole-
rowanych parkietach i posyłających szarmanckie uśmie-
chy mężczyzn, którzy całe noce spędzają na balach
8
Jeanie London
i fetach, tańcząc w blasku świec. Kochankowie płynący ku
sobie w półmroku skradzionych chwil, pozbawieni trosk
i wpatrzeni w siebie z takim samym utęsknieniem, jakie
państwo Weatherby bez ogródek demonstrowali jej, całe-
mu personelowi Baltimore Healthcare i pacjentom w po-
czekalni.
Było to miejsce stworzone dla kochanków.
Mężczyźni szeptali wyszukane komplementy do ucha
swym damom i uwodzili je prostymi, lecz pełnymi
pożądania pieszczotami. Zachłanne palce przesuwające
się po jedwabistym policzku. Intymne muśnięcie kolan
w zwiewnym tańcu na parkiecie sali balowej. Stłumione
westchnienia, przelotne pocałunki i namiętność. Miłość.
Romans.
Maggie uśmiechnęła się mimowolnie. Całą swoją ka-
rierę zbudowała na tym, co w związkach było rzeczywis-
te, a nie na wymyślnych wyobrażeniach, melodramatycz-
nych przysięgach wiecznej miłości i zakończeniach w sty-
lu ,,żyli długo i szczęśliwie’’.
Lyn musiała mieć te same odczucia.
–
Nie wierzysz, że pobyt w tym klubie i dużo dobrego
seksu pomogły Weatherbym pokonać kryzys? – zapytała.
–
Nie twierdzę, że seks nie pomógł, ale to nie może być
takie proste. Wiesz równie dobrze jak ja, że problemy
w związkach nie są zwykłymi chorobami, które można
zlikwidować kuracją antybiotykową. – Maggie zerknęła
znów na zdjęcie romantycznego pensjonatu. – Cudów też
nie ma. Nad relacjami międzyludzkimi trzeba pracować.
Mężczyzna i kobieta to różne istoty, a jeśli nie szanują
tych różnic i nie umieją się ze sobą porozumieć, ryzykują
rozpad swojego związku.
9
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Wszystko to prawda, Maggie, ale seks też odgrywa
istotną rolę. Państwo Weatherby są małżeństwem od
wielu lat. Najwidoczniej cierpieli na monotonię w życiu
seksualnym. To się zdarza. Jeśli dzięki klubowi w ich
życiu znów pojawiła się namiętność, to tym lepiej dla
nich. – Lyn zawahała się przez chwilę. – W czym
problem?
Maggie na ułamek sekundy zamknęła oczy, usiłując
zebrać się na odwagę, by z zaciśniętego nagle gardła
wydobyć słowa straszliwej prawdy.
–
Starałam się im pomóc, analizując ich odmienne
reakcje na stres. On zamykał się emocjonalnie, a ona
reagowała gniewem. Nie zorientowałam się, że potrzebu-
ją intymności, żeby na nowo do siebie dotrzeć. Kazałam
im spisywać myśli, a oni sami znaleźli drogę do porozu-
mienia przez seks.
–
Przez trzy lata praktyki zdobyłaś większe uznanie
w środowisku, niż większość terapeutów po dziesiątkach
lat pracy. Ale jeśli sama od siebie wymagasz perfekcji, na
pewno się zawiedziesz.
–
Nie, nie perfekcji, Lyn – obruszyła się Maggie i znów
opadła na fotel. – No dobrze, może i perfekcji. Wierzę, że
należy stawiać sobie wysokie wymagania. Sięgać gwiazd
i tak dalej.
–
Ale dobrze jest też wyznaczać sobie realistyczne,
osiągalne cele. Perfekcji nie osiągniesz nigdy, Maggie.
–
Najwyraźniej nie w tym tygodniu. Przypadek Wea-
therbych przypomniał mi Angie i Raymonda.
Po kilku latach wspólnego życia Angie Westlake i Ray-
mond Mueller zostali skierowani do Maggie, która miała
pomóc im pokonać problemy z komunikacją, które prze-
10
Jeanie London
szkadzały w zalegalizowaniu ich związku. Celem obojga
było trwałe małżeństwo i dzieci, a miłość i wzajemne
zaangażowanie zdawały się sprzyjać jego osiągnięciu.
Maggie wierzyła, że zdoła ich przeprowadzić przez ten
trudny okres w związku, ale po kilku miesiącach spotkań
terapeutycznych, podczas których wykorzystała niemal
wszystkie możliwe sztuczki ze swego repertuaru, musiała
przyznać się do zupełnego braku postępów. Zdążyła
szczerze polubić tę parę i obawiała się, że wkrótce mogą
się zniechęcić i podjąć decyzję o rozstaniu.
–
Każdemu z nas zdarza się wygrywać i przegrywać
–
powiedziała Lyn, która odgadła powód strapienia Mag-
gie. – Poza tym wcale jeszcze nie straciłaś Angie i Ray-
monda.
–
Ale niedługo stracę – westchnęła ciężko. – Może
powinnam skierować ich do ciebie albo do kogoś o więk-
szym doświadczeniu w tej dziedzinie, bo w mojej terapii
tkwi bez wątpienia jakiś błąd.
–
Przecież zaproponowałaś im pomoc kolegi po fachu,
który mógłby spojrzeć na ich problem z innej strony. To
im ten pomysł się nie spodobał.
–
Ale nie potrafię im pomóc.
–
Być może nie potrafisz utrzymać ich razem – spros-
towała Lyn – ale przynajmniej pomagasz im rozstrzygnąć,
czy powinni się pobrać. Pomyśl, jak skomplikuje się im
życie, jeśli później ich dzieci będą musiały znosić rozwód
rodziców.
–
Mam świadomość, że nie każdą parę potrafię urato-
wać, ale nie chcę stracić Angie i Raymonda. Oni są sobie
przeznaczeni.
–
W takim razie zastanówmy się, jak poprawić twoje
11
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
umiejętności radzenia sobie z monotonią seksualną w dłu-
goletnich związkach. Wtedy będziesz mogła im pomóc.
Tak rzeczowe podejście Lyn sprawiło, że Maggie nie
mogła już dłużej litować się nad sobą. Bez wątpienia
nadszedł czas, by na nowo przemyśleć swoją strategię
terapeutyczną. Maggie wiedziała już, gdzie się udać.
–
Jadę do pensjonatu ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’.
Lyn zamrugała gwałtownie.
–
A co właściwie zamierzasz tam robić?
–
Prowadzić badania. Obserwować. Pogłębić swoją
wiedzę, szukając nowych pomysłów, które potem będę
mogła podsunąć pacjentom. Zamierzam przeprowadzić
badanie na temat ożywiania namiętności w wieloletnich
związkach i zdobędę tę wiedzę u samego źródła.
Lyn wydała z siebie niezbyt wykwintne parsknięcie.
–
Badania i obserwacje? A co ty tam chcesz obser-
wować? Pokoje w tym pensjonacie mają chyba drzwi,
prawda?
Maggie już otworzyła usta, by zaoponować, ale nie
powiedziała nic i patrzyła tylko na Lyn, trawiąc jej słowa.
W końcu zrozumiała.
–
Ale już sama gra wstępna pozwoli mi zorientować
się, o co chodzi, prawda?
–
Nie. Gra wstępna będzie znaczyła tyle co nic dla
kogoś, kto nie ma pojęcia, co oznacza termin ,,wieloletni
związek’’.
–
O co ci chodzi?
Lyn przewróciła oczami.
–
Bądź poważna. Kiedy ostatnio byłaś w związku na
tyle długim, by zdążyła się pojawić monotonia?
Maggie skrzywiła się. W pierwszym odruchu chciała
12
Jeanie London
się bronić, ale widok uniesionych wysoko brwi Lyn
sprawił, że zrezygnowała z walki.
–
W porządku, nie mam za sobą wielu długich związ-
ków. Nie mam szczęścia w miłości. To dlatego co drugą
sobotę ogrywam was z Charlesem w pokera.
–
Wielu? Też coś! Wymień choć jeden dłuższy zwią-
zek, a przy najbliższej grze postawię plik banknotów
zamiast drobniaków.
Maggie nie miałaby nic przeciwko zgarnięciu takiej
wygranej. Przez całe studia jej sytuacja finansowa była
dość marna i nic nie wskazywało na to, żeby miała się
szybko poprawić, dopóki nie spłaci zaciągniętych w czasie
studiów kredytów. Teraz w myślach przeglądała listę
mężczyzn.
–
Ja się nie liczę – powiedziała Lyn, jakby Maggie
trzeba było to uświadamiać. – Mówię tylko o związku
z samcem.
Maggie zmarszczyła brwi i zaczęła odrzucać jedno po
drugim nazwiska swoich byłych chłopaków, którzy two-
rzyli historię jej mało zadowalających związków, po-
cząwszy od pierwszego, nieszczęśliwego romansu przeży-
tego w wieku lat siedemnastu.
Nie wyglądało to najlepiej. Nie potrafiła wskazać
nawet jednego, który mógłby od biedy ubiegać się o miano
długiego związku... I wtedy, ku wewnętrznej uldze
Maggie, pojawiła się w jej myślach jedyna osoba, którą
mogła teraz wymienić.
Natychmiast ujrzała go w wyobraźni. Był wysoki,
ciemnowłosy i niezwykle pociągający, sądząc z tego, jak
działał na nią jeszcze w szkole średniej. Był nie tylko
wspaniale zbudowany i czarujący, ale także szarmancki
13
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
i nigdy nie wykorzystywał tego, że kobiety były gotowe
same paść mu w ramiona.
–
Sam – powiedziała Maggie z dumą.
Lyn rzuciła okulary na biurko.
–
Oszukujesz. Sam jest tylko twoim przyjacielem. On
się nie liczy.
–
Dlaczego? Znam go od czwartej klasy podstawówki,
a zamieszkaliśmy razem, kiedy byłam na drugim roku
studiów.
–
Mieszkasz z nim tylko dlatego, że po śmierci rodzi-
ców odnowił drugie piętro domu i urządził tam miesz-
kanie po to, żebyś ty nie wylądowała na bruku. Jeśli nie
jesteś w stanie bez mrugnięcia okiem powiedzieć mi, że
spałaś z Samem Mastersem, to on się nie liczy.
Nawet dla ocalenia własnej dumy nie mogła aż tak
bezczelnie skłamać. Nigdy nie marzyła o przespaniu się
z Samem... No dobrze, zdarzyło się to może kilka razy
przez te wszystkie lata, ale były to bardzo prywatne
marzenia, które nigdy nie powinny wyjść na jaw.
Maggie zagłębiła się bardziej w fotelu, unikając trium-
fującego uśmiechu Lyn. Nie zamierzała tłumaczyć, że
większość jej dotychczasowych doświadczeń seksualnych
pozostawiała wiele do życzenia.
Działanie pod wpływem impulsu przysporzyło Maggie
tyle kłopotów, że wolała nawet o tym nie myśleć. Tylko
w jednej dziedzinie nie była impulsywna – w łóżku.
Nigdy nie przespała się z mężczyzną, dopóki dostatecznie
go nie poznała i nie sprawdziła, czy jest między nimi jakaś
chemia.
Cała ta niespotykana przezorność na nic się jednak nie
zdawała. Seks stanowił zawsze gwóźdź do trumny jej
14
Jeanie London
związków. Gdy tylko się pojawiał, towarzyszyły mu
oczekiwania, potem niemożliwe do spełnienia obietnice,
aż w końcu nieunikniony zawód i zranione uczucia...
–
Dobrze już, dobrze – powiedziała w końcu. – Przy-
znaję się, ale to nie jest przecież moja sesja terapeutyczna.
Co mam zrobić, żeby pomóc Angie i Raymondowi?
–
Na pewno nie prowadzić obserwacji i badań. – Lyn
sięgnęła po folder i przejrzała go.
–
Więc co?
–
Jeśli myślisz poważnie o odwiedzeniu tego klubu,
potrzeba ci praktyki.
–
Praktyki? Ale jak to się ma do...
–
Wypróbuj metodę, na której opiera się działalność
tego klubu. Spójrz, piszą o fantazjach, odgrywaniu ról
i innych seksualnych igraszkach. Wypróbuj ten klub i daj
mi znać, co o nim myślisz. Może ja też wynajmę tam
pokój.
–
Lyn, ja usiłuję pogłębić swoją wiedzę.
–
A ja też mogłabym na tym skorzystać. Wydaje mi
się, że to świetne miejsce, a Charles ma słabość do
skórzanych akcesoriów.
Wizja pełnego godności i powszechnie szanowanego
doktora Charlesa Millhausera zabawiającego się skórzany-
mi przyborami – tego było dla Maggie za wiele.
–
Przestań! Nie chcę tego słuchać.
–
A powinnaś. Istnieje cała masa doświadczeń seksual-
nych, o których nie masz pojęcia, tylko dlatego że nigdy
nie udało ci się utrzymać przy sobie faceta dostatecznie
długo, by pozbyć się skrępowania. Zaufaj mi, Maggie. Jedź
do tego klubu i zdobądź praktykę. Nie będziesz żałowała
i to nie tylko ze względu na dobro pacjentów.
15
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Ale ja nie jestem w długim związku i zanim zdążę go
zbudować, stracę Angie i Raymonda.
–
Więc improwizuj.
–
W tej chwili nawet się z nikim nie spotykam.
–
A masz kogoś w zanadrzu?
–
Nie.
Maggie nie podobało się niekłamane zdumienie Lyn.
Oczywiście, miała za sobą kilka przelotnych związków,
ale nie było ich znowu aż tak wiele.
–
No to może Will Reynolds? Jeśli mnie pamięć nie
myli, rozstaliście się w dość przyzwoity sposób.
Maggie pokręciła głową, niezupełnie rozumiejąc, do-
kąd zmierza Lyn. Nie mogła chyba sugerować, by Maggie
zadzwoniła do byłego kochanka i zaprosiła go na wspólny
wyjazd w celu spełniania seksualnych fantazji.
–
Wkrótce po naszym rozstaniu poznał kogoś i z tego,
co wiem, ostatnio rozglądał się za drużbą.
–
Mike Jacobs?
–
Okazał się gejem.
–
Ojej, kochanie. Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
Maggie skrzywiła się. Odpowiedź powinna być oczy-
wista.
–
To może Troy Carver?
–
Odnalazł Boga. Jest już niemal kaznodzieją.
Lyn wytrzeszczyła oczy.
–
No nie, taki przystojniak? Cóż, w takim razie też się
nie nadaje.
Maggie nachyliła się do przodu, oparła łokcie na biurku
i wpatrywała się w przyjaciółkę. Lyn zachichotała.
–
Sama teoria nie wystarczy. Musisz nabrać doświad-
czenia, by móc rozpoznać problem i mówić o nim.
16
Jeanie London
Maggie pierwsza była gotowa przyznać, że między
czytaniem o seksie a uprawianiem go istnieje prawdziwa
przepaść, ale chodziło tu w końcu o terapię małżeńską, na
litość boską. Nie trzeba wpadać samemu w depresję, żeby
pomóc komuś, kto na nią cierpi.
–
Obserwacja wystarczy. Już ustaliłam, że źle diag-
nozuję seksualną monotonię w małżeństwie, więc zamie-
rzam poczytać na ten temat i postaram się rozpoznać
objawy. Potrzeba mi nowych pomysłów, jak pomóc
pacjentom, którzy przechodzą takie kryzysy. Przede
wszystkim Angie i Raymondowi.
Lyn zmarszczyła brwi, a Maggie natychmiast zaopo-
nowała.
–
A jakie mam wyjście? Nie jestem w żadnym związ-
ku, a już tym bardziej w długim.
–
W takim razie co z Samem?
–
Z nim? Zaraz, zaraz... – Maggie wlepiła wzrok
w Lyn. – Chyba nie sugerujesz, że mam zaprosić Sama?
–
Dlaczego nie? Nie masz faceta, a Sam byłby idealny.
Jego najprędzej możesz podciągnąć pod długotrwały
związek. Czujesz się z nim swobodnie, a jemu na tobie
zależy. Jestem pewna, że chętnie ci pomoże. – Lyn
pytająco uniosła brwi.
Seks z Samem? W biały dzień było to nie do pomyś-
lenia.
Maggie zerwała się na nogi, porywając folder z biurka.
–
Sam jest moim najlepszym przyjacielem. Nie mogę
uprawiać seksu z najlepszym przyjacielem.
–
A dlaczego nie? Ja kocham się z moim najlepszym
przyjacielem co najmniej trzy razy w tygodniu. Cztery,
jeśli akurat ty nie wpadasz na pokera.
17
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Och, nie mów mi takich rzeczy. – Maggie ruszyła
prosto ku drzwiom, wiedząc, że już nigdy nie przestąpi
progu domu Lyn i Charlesa bez poczucia winy, że właśnie
odbiera im możliwość spędzenia podniecającego wie-
czoru.
–
Mówię serio, Maggie – powiedziała Lyn tak poważ-
nym tonem, że Maggie zatrzymała się nagle. – Przemyśl
to. Przespanie się z Samem to pewnie najmądrzejsza
rzecz, jaką możesz zrobić. Zwykle, kiedy tylko facet staje
ci się bliski, tchórzysz i wynajdujesz powody, żeby go
rzucić. W przypadku Sama nie będzie takiego powodu.
Znasz wszystkie jego dobre, złe i paskudne cechy.
Maggie skrzywiła się, słysząc, że przyjaciółka tak
bezlitośnie podsumowuje jej postępowanie. Nie zaprze-
czyła jednak. Nie mogła.
–
Nawet gdyby Sam mnie pociągał, choć to niepraw-
da, jest zupełnie nie w moim typie.
W świetle dziennym fantazje się nie liczą.
–
A w jakim jest typie?
Maggie zaczęła machać rękami, szukając odpowied-
nich słów dla opisania Sama.
–
Jest stały, lojalny i przewidywalny.
Lyn w zadumie potarła podbródek.
–
Stały – w porządku. Lojalny – w porządku. Nad
przewidywalnością można popracować, ale to jeszcze nie
tragedia. Jest miłym facetem.
–
Tak, to prawda.
–
Co w tym złego, że jest miły? Z tego, co mi
wiadomo, ostatnimi czasy polecamy naszym pacjentom
właśnie miłych partnerów.
Mili faceci byli w porządku, ale to, czy facet był miły,
18
Jeanie London
czy wredny, jakoś nigdy nie miało znaczenia – Maggie
zawsze w końcu zostawała sama. Oparła się plecami
o ścianę i ciężkim westchnieniem zdmuchnęła kosmyk
włosów opadający jej na oczy. Sam był bez wątpienia
miłym facetem, najmilszym, jakiego znała. Dlatego był
taki wyjątkowy. Dlatego był nieosiągalny. Jak mogła
wytłumaczyć Lyn swoje uczucia wobec niego?
Dorastali razem. Łączyło ich tak dużo wspólnych
przeżyć – i złych, i dobrych. Od chwili kiedy rodzice Sama
wprowadzili się do sąsiedniego domu i Maggie była
w czwartej klasie, a Sam w piątej, stali się nierozłączni.
Wspierali się nawzajem, kiedy któreś z nich przyniosło
słabe oceny na świadectwie szkolnym i kiedy trzeba było
znosić niezliczone kary wymierzane przez rodziców. Nie
odstępowała go, gdy złamał nogę na deskorolce i nie mógł
biegać z dziećmi z sąsiedztwa. Sam natomiast tulił ją
i starego Hambone’a w ramionach po tym, jak jej pies
dokonał żywota.
Okazał się najlepszym przyjacielem w najgorszych
chwilach rozwodu jej rodziców i potem, gdy musiała
znosić jego emocjonalne skutki. Ona zaś pomagała Samo-
wi przeprowadzać formalności pogrzebowe po tym, jak
jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, i była
przy nim przez długie miesiące, gdy cierpiał po ich utracie.
Przetrwali razem wegetarianizm Maggie i fascynację
Sama domowym pędzeniem piwa. Sam był jej przyjacie-
lem i opoką, jej kołem ratunkowym w najgorszych
chwilach.
Był jedynym mężczyzną na świecie, przy którym
Maggie potrafiła być sobą. Jedynym mężczyzną, który nie
odwrócił się od niej, kiedy było jej naprawdę ciężko. Na
19
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
dobre i na złe, przez wszystkie zmiany pracy, szkoły,
przyjaciół i kochanków, Sam był zawsze przy niej. Maggie
ufała mu tak, jak nigdy nie zaufałaby innemu mężczyźnie.
Nawet własnemu ojcu. Zwłaszcza własnemu ojcu.
Sam był jej ideałem, wzorcem, do którego porów-
nywała każdego napotkanego mężczyznę. Seks z Samem
popsułby to wszystko.
–
On jest dla mnie zbyt ważny – oznajmiła w końcu.
–
Seks wszystko skomplikuje, a ja nie chcę ryzykować
utraty tej wyjątkowej więzi ani utraty Sama. A już na
pewno nie po to, żeby udoskonalić swoją metodę terapeu-
tyczną.
–
Seks nie musi niczego komplikować. Może za to
dodać głębi związkowi, a nawet go wzmocnić.
–
Daj spokój. Moje relacje z Samem układają się tak
dobrze tylko dlatego, że nie sypiamy ze sobą.
Maggie stała oparta o framugę drzwi, marząc o tym,
żeby wybiec na korytarz, jak najdalej od głosu Lyn i jej
niewygodnych uwag. W porządku. Może rzeczywiście
nadszedł czas, żeby zastanowiła się nad tym, dlaczego nie
potrafi utrzymać związku dłużej, niż aktualnemu chłopa-
kowi zajmuje nauczenie się na pamięć jej numeru telefo-
nu. Czyżby trudności z rozpoznawaniem problemów
w długich związkach wynikały z tego, że sama nie
potrafiła zbudować czegoś stałego?
–
Zastanowię się, kogo mogę zaprosić, Lyn. Tylko tyle
mogę zrobić.
–
Poproś Sama.
–
Nawet gdybym ja tego chciała, on by się nie zgodził.
Chodzi na randki, ale nie miewa przygód na jedną noc.
Przez ten cały czas, od kiedy się znamy, miał tylko trzy
20
Jeanie London
długie związki. O ile wiem, nigdy nie przespał się z przy-
padkową partnerką.
–
Więc możesz mieć pewność, że nie złapiesz żadnego
świństwa.
Maggie nie miała pojęcia jak Lyn zdołała wypowie-
dzieć te słowa, zachowując kamienną twarz.
–
Bardzo zabawne – odparła.
–
Maggie, kochana, potrzeba ci praktyki. Pogódź się
z tym i poproś Sama. On nadaje się do tego najlepiej. Nie
możesz pojechać do klubu sama. Ty i Sam macie przynaj-
mniej długi staż. Jeśli go zabierzesz, cel zostanie osiąg-
nięty.
Lyn miała rację. Gdyby Maggie miała spędzić więk-
szość pobytu w pensjonacie ,,Pod Wodospadem Roz-
koszy’’, unikając seksualnych awansów, nie miałaby cza-
su ani energii, by obserwować poczynania innych par.
Możliwe, że Sam rzeczywiście najlepiej się do tego
nadawał. W ich relacjach nie było elementu fizyczności,
więc seksualny charakter miejsca nie mógł wpłynąć na
Sama.
–
Chyba go poproszę, żeby ze mną pojechał – powie-
działa i z niezmierną satysfakcją zmazała uśmiech z twa-
rzy Lyn, dodając: – poobserwować.
–
I znowu oczekujesz niemożliwego – powiedziała
drwiąco Lyn. – Spędziłam trochę czasu z tobą i Samem
i mogę śmiało stwierdzić, że on nie cierpi bynajmniej na
zanik libido. Jeśli zabierzesz faceta do seks-klubu, będzie
chciał uprawiać seks.
–
Pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ nie jest
seks-klubem. To klub romantyczny, a Sam nie będzie
chciał seksu. Jest moim przyjacielem.
21
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Charles też jest moim przyjacielem.
Maggie zmarszczyła brwi.
–
Obserwacja, Lyn – odparła. – Nie praktyka. Idę do
domu.
Nie zamierzała prosić Sama, żeby uprawiał z nią seks.
Chodziło tylko o obserwację.Gdyby jednak Maggie była
ze sobą zupełnie szczera, musiałaby przyznać, że to nie
Sama powinna się obawiać. Jej nocne fantazje przy-
chodziły same, nie musiała na nie długo czekać.
Na dzisiaj jednak miała dosyć szczerości.
22
Jeanie London
Rozdział drugi
Puk-puk-puk-puk-puk, przerwa, puk-puk.
Pukanie dochodziło z przedpotopowego pieca Sama
Mastersa i serią gwałtownych dźwięków wdzierało się
w ciszę północnej pory. Sam uśmiechnął się. Ta prosta,
lecz jakże znajoma melodia kryła w sobie tajemny szyfr.
Chociaż nigdy świadomie jej nie wyczekiwał, zawsze
cieszył się, gdy słyszał pukanie.
Jesteś sam? Masz czas pogadać?
Odstawił kubek z kawą, którą popijał, przeglądając
teczkę z papierami inwestycyjnymi klienta, i przeszedł do
salonu. Na ścianie pieca wisiała na skórzanej pętelce
miniaturowa kopia młoteczka sędziowskiego.
Chociaż Maggie zawsze posługiwała się swoją własną,
zaimprowizowaną wersją alfabetu Morse’a, którego na-
uczył ją, będąc w harcerstwie, Sam trzymał się ściśle
porządku kropek, kresek i przerw. Wziął młoteczek i wy-
stukał słowo ,,tak’’.
Odczekał chwilę.
Puk-puk. Idę – nadeszła odpowiedź.
Po kilku sekundach Sam usłyszał lekkie kroki Maggie
na drewnianych schodach. Otworzył drzwi do ich wspól-
nego korytarza w chwili, gdy zeszła z ostatniego stopnia.
–
Cześć. – Jej wesołe zielone oczy napotkały jego
spojrzenie i twarz Maggie rozpromieniła się natychmiast.
–
Mam nadzieję, że nie jest za późno?
–
Jeszcze pracowałem.
Weszła do pokoju, mijając go ze śmiechem w drzwiach,
które dla niej przytrzymał.
–
Zawsze pracujesz.
Mimo że jej śmiech wydawał się lekki i perlisty, Sam
widział na pierwszy rzut oka, w jakim celu go odwiedziła.
Maggie miała problem.
Jej spojrzenie było trochę nazbyt wesołe. Kremowa
skóra, obsypana na nosie jasnozłotymi piegami, była
odrobinę za blada. Ładne, różowe usta uśmiechały się
swobodnie, zbyt swobodnie. Wydawało się, że widok
Sama przyniósł Maggie ulgę.
Przez te wszystkie lata Sam był świadkiem przeróż-
nych dramatów w jej życiu. Przetrwał jej tremę przed
występami tanecznymi i nerwy przed zawodami łyżwiar-
skimi. Jej zmartwienia finansowe. Załamania z powodu
niesprawiedliwych ocen. Niepokoje miłosne. Tych ostat-
nich musiał znosić zdecydowanie za dużo.
Miał więc wprawę w rozpoznawaniu objawów. Mag-
gie mogła wpłynąć do salonu beztroskim krokiem i z zu-
pełnie niedbałą miną, ale Sam ani przez chwilę nie dawał
się nabrać. Jej bezbronność, widoczna spod cienkiej wars-
tewki buty, jak zwykle sprawiła, że zapragnął zmierzyć
się z jej problemem i rozłożyć go na łopatki. Ją zresztą też.
24
Jeanie London
Jak zwykle, Maggie nie miała o tym pojęcia.
Sam zamknął drzwi, żeby całe ciepło nie uciekło
z mieszkania. Żeby Maggie nie uciekła. Teraz należała do
niego. Chociaż przez chwilę.
Mimo że była średniego wzrostu, dzięki smukłym
kształtom wydawała się wysoka i niemal chuda. Czubek
jej rudozłotej głowy musnął przelotnie brodę Sama, a on
poczuł leciutki zapach, który od niepamiętnych czasów
kojarzył mu się z Maggie i przypominał woń kwiatu
pomarańczy.
Była w tym zapachu jakaś niewinność, która przywo-
dziła na myśl małą Maggie skrapiającą się za uchem
dziecinnymi perfumami z ozdobionego kokardką fla-
konika.
Maggie nałożyła biały szlafrok, a pod spodem miała
szare, ciepłe spodnie od piżamy i pantofle z Gumisiami,
które czasy świetności miały już za sobą. Sam przyjrzał się
im, przytrzymując okulary na nosie, i zauważył, że
zielony, włochaty materiał był miejscami zupełnie wytar-
ty, a wystające główki Gumisiów kołysały się bezwładnie
przy każdym jej kroku. Maggie najwyraźniej nie zwróciła
uwagi na ich żałosny stan. Albo nie dbała o to.
–
Powinienem kupić ci nowe – powiedział Sam.
–
Te są wygodne.
–
Ale się rozpadają.
Tradycja obdarowywania Maggie pantoflami z po-
staciami z kreskówek zaczęła się, kiedy Sam miał dziesięć
lat. Chciał dać wyjątkowy prezent walentynkowy dziew-
czynce z sąsiedztwa, której zawdzięczał nieocenioną
pomoc w znalezieniu przyjaciół, gdy sprowadził się w te
strony i jeszcze nikogo nie znał.
25
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Zwykłe walentynkowe upominki wydawały się
zbyt tandetne, a kupno kwiatów albo czekoladek na-
wet nie przyszło piątoklasiście do głowy. Wtedy jego
mama uznała, że pantofle z królikiem Bugsem, którego
Maggie uwielbiała, będą doskonałym prezentem. Miała
rację.
–
Rozgość się – powiedział bardziej z uprzejmości niż
z potrzeby, bo Maggie już zdążyła przełożyć na boczny
stolik teczkę z papierami i stawiała właśnie na podstawce
swój parujący kubek.
–
Co się stało? – zapytał.
–
Och, nic. Tak tylko wpadłam.
Maggie o tej porze na nogach? Z kubkiem czegoś, co,
jak się domyślał, było herbatą ziołową? Czy naprawdę
sądziła, że go nabierze?
–
Wezmę kawę – powiedział.
Sam dolał sobie kawy, postawił filiżankę na stoliku
obok kubka Maggie i rozsiadł się na kanapie. Maggie,
zwinięta się w kłębek, siedziała z podwiniętymi nogami
w kącie sofy i patrzyła na niego w milczeniu.
Nawet gdyby Sam nie potrafił wyczytać z jej za-
chowania, że coś ją gryzie, domyśliłby się chociażby
dlatego, że Maggie nie zaczynała swojej zwykłej pap-
laniny o wszystkim i o niczym.
–
Jak leci? – zapytał, chcąc pociągnąć ją za język.
–
W porządku, a u ciebie? Dużo dziś zarobiłeś na
giełdzie?
–
Klienci nie narzekają.
–
To dobrze – odparła, ale zmarszczyła przy tym lekko
swe delikatne brwi.
A więc chodziło o pracę.
26
Jeanie London
–
Jak ci minął dzień? Rozwiązałaś wszystkie prob-
lemy pacjentów?
Rzuciła na niego spojrzenie szeroko otwartych, zmart-
wionych oczu, z których przebijała jednak świadomość,
że Sam podejrzewa już, co się dzieje. Wytrzymał spokoj-
nie to spojrzenie, westchnął wyczekująco i milczał.
Maggie nie potrzebowała większej zachęty. Wybuchła
nagle, jakby piorun wreszcie uderzył, i zaczęła bezładnie,
bez tchu opowiadać o tym, że straciła pacjentów z powo-
du seksu, że jej klienci zrywali ze sobą, o miłych facetach
i superklubach, o obserwacji i praktyce.
Sam śledził, jak policzki Maggie nabierają rumieńców
z nadmiaru emocji albo z powodu zachłyśnięcia się
słowami, a gestykulacja staje się coraz żywsza. Usiłował
podążać za wątkiem jej bezładnej tyrady, ale miał zupełny
mętlik w głowie, kiedy wreszcie zamilkła i spojrzała na
niego, oczekując odpowiedzi.
–
No i co o tym sądzisz? – zapytała podniecona.
Zawahał się, nie mając pewności, czy Maggie chce,
żeby wyraził swoje zdanie o mężczyznach, z którymi się
wiązała, czy też oczekuje jego rady w sprawie wyjazdu
badawczego do jakiegoś superklubu.
Musiał się wahać zbyt długo, bo nagle zaczęła przy-
glądać mu się z wyrzutem, tak jakby podejrzewała, że nie
słuchał na tyle uważnie, by móc odpowiedzieć na pytanie.
Sam uchwycił się więc jej ostatnich słów.
–
Jestem za wyjazdem. Powinnaś tam pojechać.
Był to strzał w dziesiątkę.
Jej pełne napięcia spojrzenie złagodniało.
–
Naprawdę tak uważasz? – zapytała z powagą.
–
Nie mam żadnych wątpliwości – odparł. – Jeśli
27
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
dzięki temu wyjazdowi zdobędziesz doświadczenie, które
pozwoli ci pomóc tej parze, można go uznać za szkolenie
zawodowe. Będziesz mogła odpisać je od podatku jako
wydatek służbowy.
Uśmiechnęła się z wyraźną ulgą.
–
Och, Sam, ty to masz dar sprowadzania wszystkiego
do najprostszych kategorii.
Przechylił tylko lekko głowę, słysząc taki komplement,
ale cieszyło go, że potrafi sprawić, by się uśmiechnęła.
–
Naprawdę uważasz, że obserwacja będzie najlep-
szym rozwiązaniem?
–
No cóż, myślę, że wyjazd dobrze ci zrobi, a odpis
przyda się, zważywszy na twoje kulejące finanse. Opo-
wiedz coś więcej o tej obserwacji. Nie jestem pewien, czy
zrozumiałem szczegóły.
Maggie pociągnęła łyk herbaty, patrząc w swój kubek,
zanim udzieliła odpowiedzi.
–
Nie potrafiłam pomóc pewnej parze, bo nie zorien-
towałam się, że w ich wieloletnim związku zaczęło
brakować pożądania. Sama nie mam doświadczenia
w długich związkach.
W tej sprawie zdecydowanie umniejszała własną rolę.
Maggie była zachwycająca ze swymi jasnymi, rudozłoty-
mi włosami i jedwabistą skórą, co sprawiało, że mężczyź-
ni prześcigali się w staraniach o jej względy. Natomiast
żaden z nich nie zdołał zdobyć ich na dłużej niż trwa jeden
spadek indeksu Dow Jones, za co Sam nie mógł winić
jedynie samych adoratorów Maggie.
–
Jaki związek ma ten pensjonat z doświadczeniem
w długich związkach?
Maggie westchnęła z rozdrażnieniem.
28
Jeanie London
–
Zastanów się, Sam. Nie mogę pstryknąć palcami
i w cudowny sposób nabrać nagle doświadczenia, więc
muszę improwizować. Odwiedzę jeden z tych klubów,
żeby zaobserwować, w jaki sposób działa on na związki.
Poznam dużo nowych metod, które wykorzystam, poma-
gając Angie i Raymondowi, no i innym parom.
Sam potarł skronie pod oprawkami okularów, mając
pewność, że to nie późna pora, ale jej rozumowanie
przyprawiło go o ból głowy. Maggie słynęła ze swoich
niedorzecznych przedsięwzięć, a to bez wątpienia zalicza-
ło się do najbardziej postrzelonych. Ciekawe, kogo zamie-
rzała zabrać ze sobą do tego klubu? Z tego, co słyszał,
ostatni nieszczęśnik już dawno został odprawiony z kwit-
kiem.
To nie było coś, nad czym Sam miałby ochotę za-
stanawiać się tego wieczoru. Maggie w jakimś hotelu
z innym facetem. Kiedy ona wreszcie się czegoś nauczy?
A raczej, kiedy on sam czegoś się nauczy?
Miał przecież całe lata, żeby pogodzić się z prawdą, że
Maggie traktuje go wyłącznie jak brata. Z czasem powin-
no się to stawać coraz łatwiejsze. Ale nie było.
–
Więc ten twój wyjazd badawczy to tak naprawdę
wizyta w jakimś przybytku rozkoszy? – Powoli zaczynał
rozumieć, co miała na myśli, i nie potrafił mówić o tym
bez odcienia dezaprobaty w głosie. – Czy dobrze to
ująłem?
–
Nie! – krzyknęła Maggie z oburzeniem. – To nie jest
żaden przybytek rozkoszy, ale romantyczny klub.
Brzmiało to jak eleganckie określenie przybytku roz-
koszy. Ze sposobu, w jaki Maggie wyprostowała się
i uniosła podbródek, Sam wywnioskował, że za chwilę
29
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
usłyszy szczegółowe wyjaśnienie różnic między tymi
dwoma określeniami. Strącając ze stolika teczkę z doku-
mentami, Maggie zsunęła się z kanapy, uklękła obok niego
na podłodze i rozłożyła mu na kolanach coś, co wyglądało
jak wydruki z internetu.
Starając się zachować zimną krew, gdy Maggie mus-
nęła jego odziane w dżinsowe spodnie udo, Sam dzielnie
usiłował skupić się na papierach, którymi przed nim
wymachiwała, i na tym, co mówiła, zamiast na miękkich
kosmykach włosów, wdzięcznie okalających jej twarz.
–
Znalazłam to dzisiaj w Internecie. Superkluby oferują
w tej chwili najbardziej pikantne usługi turystyczne. Są
przeznaczone dla młodych par, zajmują się organizacją
ślubów, miesięcy miodowych i wakacji. Pary z długim
stażem jeżdżą tam, żeby wyrwać się z codziennego kieratu
i przywrócić swojemu życiu trochę romantyzmu. Znalaz-
łam jedno takie miejsce, które będzie się świetnie nadawało.
Niedbałym ruchem ręki Maggie wsunęła za ucho
zbłąkany kosmyk włosów. Z pewnością nie ułatwiała mu
sprawy, ale Sam wiedział, że Maggie nie ma przecież
pojęcia, jak bardzo go rozprasza, tym samym zaniżając
wartość własnych argumentów.
Kiedy zaczęła przesuwać po wydruku palcem o poma-
lowanym na różowo paznokciu, zmusił się, żeby śledzić
ruch jej dłoni i utrzymując w ryzach niesforne myśli,
przeczytał informacje o co ciekawszych propozycjach
oferowanych przez superklub.
W naszym wyjątkowym klubie znajdziecie zabawę, przygo-
dę, romans! To przecież wasz miesiąc miodowy! A może
pragniecie na nowo rozpalić swe zmysły...
30
Jeanie London
Oferujemy apartamenty tematyczne, takie jak wystawna
Rzymska Łaźnia, Wiktoriański Dom Schadzek, Harem Suł-
tana, Twierdza Wojownika, Lupanar na Dzikim Zachodzie,
Buduar Damy z Półświatka, Knajpa z Szalonych Lat 20.,
Miłosne Gniazdko z Lat 60., Dzielnica Czerwonych Świateł
i Odyseja Kosmiczna.
Specjalistyczne sklepy oferują szeroki wachlarz produktów
wspomagających uniesienia miłosne, które doprowadzą wa-
szych partnerów do szaleństwa.
–
Jezu, Maggie! Idealne miejsce? Chyba tylko ty
potrafisz coś takiego znaleźć! Jak to się nazywa? – Sam
obejrzał stronę w poszukiwaniu nazwy. – Pensjonat ,,Pod
Wodospadem Rozkoszy’’ – tylko tu zasmakujesz miłości
we mgle. No nieźle. Chodzi o jakąś parującą saunę
z łóżkiem wodnym?
Maggie, wciąż na klęczkach, odchyliła się do tyłu
i wybuchnęła śmiechem.
–
Nie, głupolu. Mgła oznacza wodospad Niagara.
Superkluby są wszędzie, w Vegas, w Aspen, nawet na
Bahamach. Ale najbliższe są przy Niagarze i w Poconos.
A ponieważ zawsze chciałam zobaczyć wodospady...
Mówiła dalej, ale Sam nie słuchał już zbyt uważnie.
Wizja Maggie w przebraniu dziewczyny z haremu cał-
kowicie pochłonęła jego uwagę. Jej wysmukłe ciało spowi-
te w najdelikatniejszy, przezroczysty jedwab, pod którym
rysują się jędrne piersi i gładki brzuch. Poruszała się
z wrodzoną gracją, udoskonaloną jeszcze przez lata nauki
tańca. Miał ją przed oczami, jak tańczy dla niego,
a w uszach brzmiała mu melodia wygrywana na cym-
bałach.
31
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Wtedy rzuciła mu się w oczy kolejna atrakcja, jakiej
dostarczał superklub, i Sam oderwał się od swoich fantazji.
Oferujemy szeroki wachlarz usług w zakresie organizacji
ślubów. Pozwól, by osoba doświadczona w sprawach miłości
pomogła ci zaplanować twój wyjątkowy ślub.
Tu nasuwało się pytanie, nad którym Sam nie miał
ochoty się zastanawiać: kogo Maggie chce zabrać na tę
erotyczno-badawczą wycieczkę? Głowa rozbolała go jesz-
cze mocniej, ale wiedział, że nie należy o to pytać. To, że
dowie się, jak ma na imię aktualny straceniec, nic przecież
nie zmieni.
Poza tym, z tego co wiedział, Maggie nie planowała
chyba ślubu podczas tego czy innego wyjazdu. Biorąc pod
uwagę jej niezdolność do zaangażowania się uczuciowe-
go, nie wierzył, że nagle zdecydowałaby się na taki krok.
Jednak z drugiej strony Maggie była najbardziej impul-
sywną osobą, jaką Sam znał. A jeśli właśnie teraz postano-
wiła pozwolić, żeby jej serce zapanowało nad rozumem?
–
Więc kto jest tym szczęśliwcem? – wymknęło mu się,
mimo że tak się przed tym wzbraniał. Z deszczu prosto
pod rynnę, pomyślał ponuro. – Zapomnij o tym odpisie od
podatku. Kimkolwiek jest ten facet, powinien pokryć
koszty.
Ku zdumieniu Sama, Maggie odwróciła wzrok od
wydruku z superklubu, szybko go złożyła i wymruczała
coś, co brzmiało jak: ,,No cóż, właściwie, to ciągle mam
wątpliwości’’. Niepewność w jej głosie zastanowiła go. Zły
nastrój, odpowiedzialny za tępy ból w głowie, nagle zaczął
ustępować. Stał się cud! Maggie nie miała chłopaka!
32
Jeanie London
Sam chwycił kubek i wychylił resztkę zimnej kawy.
Maggie wróciła w róg kanapy, znowu skuliła się w kłębek
i zaczęła popijać herbatę, która, tak jak jego kawa, musiała
być już lodowata.
–
Jakie wątpliwości? – zapytał.
–
Nie wiem, jak go przekonać. Nie jestem pewna, czy
będzie chciał pojechać.
Samowi trudno było w to uwierzyć, ale Maggie
najwyraźniej mówiła poważnie. Wydawała się niespokoj-
na i w oczach miała niepewność. Zastanawiał się, czy tak
wpłynęła na nią rozmowa o seksie. Chociaż od dawna
dzielili się ze sobą wszystkim, co dotyczyło ich związków,
nigdy nie wspominali nawet o sprawach łóżkowych.
Wedle ich niepisanej umowy to, co działo się między
kochankami, stanowiło teren zakazany.
Sam zawsze zakładał, że Maggie ma potrzebę od-
dzielenia stałych elementów swojego życia, czyli przyjaź-
ni i spraw rodzinnych, od tego, co ulotne, i nie lubi
zacierać tych granic. Wiedział, że nie jest dziewicą, ale
przez wszystkie lata, kiedy mieszkała nad nim, ani razu
nie przyprowadziła na noc chłopaka. Często urządzała
proszone kolacje i spotkania ze znajomymi, ale nigdy nie
zdarzyło się, by rano jakiś mężczyzna schodził z góry po
tych schodach.
Sam wiedział o tym, bo prowadził obserwację.
Być może Maggie potrzebowała jakiegoś bodźca, żeby
stał się dla niej kimś więcej niż przyjacielem, ale Sam
myślał o tym od chwili, gdy pocałował ją podczas
występu w szkolnym przedstawieniu sztuki ,,Karuzela’’
Rogersa i Hammersteina.
–
Kiedy zamierzasz wyjechać? – zapytał, żeby coś
33
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
z niej wyciągnąć. Kim był ten facet, o którym tak
niechętnie mówiła?
–
Oczywiście w walentynki – odezwała się w końcu
z głębokim westchnienim – W to odwieczne święto
miłosne. Pasuje idealnie. – Uśmiechnęła się szeroko. – Poza
tym Lyn i Charles zamykają biuro w poniedziałek z powo-
du długiego weekendu, a ja nie mogę sobie pozwolić, żeby
zaniedbać pracę. Ale nie wiem, czy tam będą jeszcze wolne
miejsca. Nic na ten temat nie znalazłam w Internecie.
–
Masz jeszcze dwa tygodnie. Może ci się poszczęści.
Pogrążyli się znowu w milczeniu, a Maggie wydawała
się jeszcze bardziej zdenerwowana niż przedtem. Zaczerp-
nęła głęboko powietrza, szykując się do jakiegoś wy-
znania, jak domyślał się Sam.
Rozprostowała nogi, a główki Gumisiów zakołysały się
komicznie, gdy opuściła stopy na podłogę i z zapałem
nachyliła się ku niemu.
–
Sam, chciałabym, żebyś tam ze mną pojechał. Nie
mogę jechać sama, więc chciałabym, żebyś wystąpił w roli
mojego partnera i pomógł mi obserwować, jak ten super-
klub rozpala namiętność w związkach.
Obserwować. Oczywiście, poobserwowałby chętnie.
Wizja Maggie jako dziewczyny z haremu znowu pojawiła
mu się przed oczami, powodując natychmiastową reakcję
jego ciała. Była to zabójcza kombinacja. Obudziły się
w nim wszystkie instynkty. A przecież to na nich Sam
oparł całą swoją karierę.
–
Zmysłowa atmosfera tego miejsca nie będzie cię
rozpraszać. Poza tym ufam twojemu osądowi. Ponieważ
znasz się na długich związkach, twój wkład będzie
bezcenny.
34
Jeanie London
Sam wcale nie potrzebował zmysłowej atmosfery,
żeby myśleć o seksie z Maggie. Temat ten zaprzątał jego
myśli już od lat. Kiedyś nawet próbował znieść barierę
między przyjaźnią a miłością. W szkole średniej prawie
mu się to udało, ale Maggie nie rozumiała najprostszych
rzeczy. To, co uznała za chwilowe szaleństwo, było jego
nieumiejętnym wysiłkiem, by ją zdobyć. Ich przyjaźń
wyszła z tego nienaruszona.
Na studiach już nie miał tyle szczęścia.
Według Maggie ich znajomość przetrwała dlatego, że
nie było w niej seksu. Teraz nadarzała się okazja, by wybić
jej to z głowy.
Patrzyła na niego, wstrzymując oddech. Dłonie trzy-
mała splecione przed sobą i siedziała na samym krańcu
kanapy, tak daleko, że zapewne spadłaby na podłogę,
gdyby jej dotknął. Oczy błyszczały jej z podekscytowa-
nia i była tak pełna życia, tak niesamowicie piękna, że
Sam był już niemal gotów znowu zrobić z siebie
głupka.
–
No i co? – ponagliła go. – Spójrz na to jak na
wyjazd wakacyjny. Pracujesz bez przerwy. Już od daw-
na należy ci się urlop i teraz masz właśnie okazję go
wykorzystać.
Okazja była rzeczywiście idealna, by przekonać ją, że
powinni zostać kimś więcej niż przyjaciółmi.
Rzecz w tym, że Sam poświęcił całe lata na próby
wkroczenia w życie Maggie, usiłując udowodnić jej, że nie
jest równie narwany jak jej ojciec, który był tak zajęty
swoją czwartą żoną, że nie starczało mu czasu dla własnej
córki. Przyszła pora, by podjąć ryzyko kolejnej klęski
w imię wysokiej wygranej. Był już cholernie zmęczony
35
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
tymi próbami i oczekiwaniem. Pragnął zebrać wreszcie
żniwo swoich wieloletnich inwestycji.
Pragnął Maggie nie jako przyjaciółki, lecz jako ko-
chanki.
–
Pojadę – powiedział cicho.
–
Chyba nie masz nic przeciwko udawaniu, że jesteś-
my parą? Nie będziesz musiał nic robić, tylko towarzy-
szyć mi, korzystać z wszystkich wygód i obserwować
ludzi. To nie powinno być zbyt uciążliwe.
–
Dobra, w porządku – odparł.
–
No to umowa stoi. – Jej słodkie różowe usta rozciąg-
nęły się w uśmiechu, gdy wyciągała do niego dłoń.
Sam ujął ją i podniósł do ust. Przycisnął wargi do jej
skóry.
–
Umowa stoi.
Tuż przy jej jedwabistym nadgarstku głos Sama za-
brzmiał jak chropowaty szept. Słabiutka nuta kwiatu
pomarańczy mieszała się z własnym zapachem Maggie.
Jego zmysły ożyły znowu, krew zaczęła buzować mu
w żyłach.
To, że sam tak pożądliwie zareagował na wzajemną
bliskość, wcale go nie zdziwiło, natomiast jej reakcja była
zaskakująca. Maggie bowiem zadrżała. Nie potrafiła ukryć
zdumienia w swych wielkich oczach ani gęsiej skórki,
która pojawiła się na jej ręce.
Uśmiechnął się z zadowoleniem. Byliby cudowną parą
i jako kochankowie sprawdziliby się tak samo dobrze jak
w każdej innej dziedzinie życia.
Maggie zamrugała, przychodząc do siebie, a Sam
pozwolił opaść jej dłoni. Teraz musi ją puścić wolno. Na
razie.
36
Jeanie London
Miały to być najlepsze walentynki w jego życiu,
ponieważ Sam obiecał sobie, że zanim weekend dobieg-
nie końca, pozna każdy zakamarek jej ciała, który skra-
piała perfumami o zapachu kwiatu pomarańczy.
37
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Rozdział trzeci
–
Witamy panią w pensjonacie ,,Pod Wodospadem
Rozkoszy’’.
Maggie wręczyła kluczyki od samochodu chłopakowi
z obsługi, oceniając jego wiek na osiemnaście lub dziewięt-
naście lat. Prawdopodobnie zarabiał w czasie wakacji
parkowaniem samochodów, żeby opłacić czesne na uczel-
ni. A może po to, by móc wynająć jeden z romantycznych
apartamentów w hotelu.
Ciekawe, czy jako pracownik dostałby zniżkę?
Mniej analityczna część jej mózgu zaczęła się za-
stanawiać, czy chłopak uważał, że przyjechała do super-
klubu, żeby uprawiać seks. Poczuła niedorzeczną potrzebę
wytłumaczenia mu, że jest tu, by prowadzić obserwację,
a nie uczestniczyć, podejrzewała jednak, że młodzieńca
niewiele to obchodzi. Myślami był prawdopodobnie zupeł-
nie gdzie indziej. Na przykład myślał o tym, co mógłby
robić ze swoją dziewczyną w jednym z tych tematycz-
nych apartamentów.
Pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ był równie
malowniczy, jak obiecywało zdjęcie w folderze. Hotel
wraz z należącym do niego terenem wyglądał jak
dekoracja filmowa. A może Maggie naprawdę przeszła
przez ekran kinowy i znalazła się w innej epoce? Kiedy
chłopak z obsługi odjechał samochodem Sama, ogarnęło
ją dziwne uczucie, że wraz z nim na niewidoczny
parking odjeżdża dwudziesty pierwszy wiek. A może to
jej ostatnie połączenie z rzeczywistością znikało właś-
nie w oddali?
Świeży śnieg pokrywał warstwą bieli opadający w dół
teren, a Maggie wiedziała, że Sam kazałby jej lecieć
samolotem, gdyby przewidywał nadejście zawieruchy.
Na szczęście zła pogoda ominęła ją i podróż minęła bez
zakłóceń.
Niagara zimą wyglądała bajecznie.
Powietrze przesycone było wilgocią, a niebo miało
kolor kamienia. Wydychane powietrze zmieniało się
w parę, ale to nie zimno zapierało Maggie dech w pier-
siach, lecz atmosfera tego miejsca. Jego romantyczna aura
była wręcz namacalna.
Weszła po schodkach, podczas gdy podstarzały boy
hotelowy o szpakowatych włosach wtaczał jej walizkę po
dyskretnie ukrytym podjeździe. Przenikliwy wiatr szczy-
pał jej policzki i chwila ta wydała jej się w pewnym sensie
symboliczna, tak jakby każdy krok zbliżał ją ku nieznanej
i niepewnej przyszłości.
Drzwi otworzyły się i stanął w nich uśmiechnięty,
ciepło ubrany odźwierny.
–
Witamy w pensjonacie ,,Pod Wodospadem Roz-
koszy’’ – powiedział.
39
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Przechodząc przez werandę, Maggie skinęła mu głową,
tłumiąc w zarodku ostatnie wątpliwości, które mogłyby
się jeszcze pojawić. Przecież spędziła ostatnie dziewięć
godzin w samochodzie, pokonując odległość pięciuset mil
po to, by dać sobie czas na zastanowienie nad tym, co ma
tu do zrobienia.
Ma obserwować pary i pogłębiać swoją wiedzę. Nie
będzie natomiast obsesyjnie myśleć o tym, że dzieli
z Samem romantyczny apartament.
Chociaż najrozsądniej byłoby przylecieć z nim samolo-
tem, Maggie potrzebna była ta długa podróż, by opraco-
wać plan gry. Sam nie był zachwycony tym, że pojedzie
sama, i zaproponował nawet, że odwoła swoje spotkania
i pojedzie z nią. Jednak myśl o tym, że miałaby siedzieć
z nim w wymuszonej bliskości w ciasnym wnętrzu
samochodu przez tyle godzin, była dla Maggie nie do
zniesienia.
Przynajmniej dopóty dopóki nie zapanuje nad swoją
wyobraźnią.
Tak naprawdę, myślała o seksie bez przerwy od chwili,
gdy Sam zgodził się jej pomóc. Kiedy umówili się na
wspólne zakupy i spotkała go w korytarzu, ich piękny,
wyłożony lśniącym parkietem hol skurczył się nagle do
rozmiarów łupinki orzecha. Chociaż stała tam z Samem
już tysiące razy, nigdy wcześniej nie doznała tak duszące-
go, obezwładniającego uczucia.
W pracy jej wybujała wyobraźnia była wystarczająco
zajęta, lecz przez resztę dnia Maggie starała się nie
dopuszczać poczucia winy za swoje erotyczne fantazje,
które snuła nocami.
Och, te noce! Sen nie przychodził, a ona leżała,
40
Jeanie London
wyobrażając sobie śpiącego piętro niżej Sama i zastana-
wiając się, o czym on śni.
Oczywiście nigdy nie przyznałaby mu się do tego
wszystkiego, ale po kilku mętnych, bardzo słabych wy-
mówkach w końcu ustąpił, dając jej czas potrzebny do
wypędzenia z głowy wszelkich myśli na temat seksu.
Pozwolił jej jechać samej pod warunkiem, że weźmie jego
nowy, niezawodny samochód i zgodzi się, by drogę
powrotną odbyli razem.
–
Zaniosę pani bagaże do apartamentu – odezwał się
głos o głębokim, niewątpliwie szkockim brzmieniu, nale-
żący do boya hotelowego.
–
Tak, dziękuję – powiedziała, podnosząc wzrok na
mężczyznę, któremu przenikliwy ziąb nie wyszedł na
dobre, sądząc z zabarwionych na czerwono nosa i po-
liczków.
Szamerowany złotem piaskowy uniform leżał sztyw-
no na ramionach boya i wyglądał jak niewygodny, niedo-
pasowany pancerz. Nazwisko na identyfikatorze wyjaś-
niało sprawę – był to nadzorca do spraw technicznych.
Dlaczego spełniał obowiązki boya, trudno było dociec, ale
Maggie uśmiechnęła się na powitanie.
–
Jeszcze się nie zameldowałam, panie Longmuir, ale
mój... – Jak powinna nazwać Sama? Fałszywym kochan-
kiem, swoim chłopakiem, może żigolo? – Mój przyjaciel
powinien już tu być. Nazywa się Sam Masters. Proszę
zabrać bagaże do jego apartamentu.
–
Mów mi Dougray, dziecino – powiedział, odsłania-
jąc w uśmiechu pokaźne zęby, w których widniało sporo
srebrnych koronek. – Jestem tutaj od wszystkiego. Jeśli
będzie pani miała jakikolwiek problem, proszę wykręcić
41
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
numer 19 na którymś z hotelowych telefonów, a ja
w mgnieniu oka się pojawię.
–
Dziękuję, Dougray.
–
Tamci w recepcji już się niecierpliwią, dziecino.
Lepiej idź do nich, zanim oskarżą mnie o zagadywanie
gości.
–
Chyba rozejrzę się trochę, zanim się zamelduję.
–
W razie czego wykręć 19, dziecino. Pamiętaj.
–
Dobrze, pamiętam – 19.
Dougray skłonił z szacunkiem głowę i oddalił się.
Maggie powinna zawiadomić Sama, że dojechała bez-
piecznie, ale doszła do wniosku, że bagaże dostarczone do
pokoju wyręczą ją w tym zadaniu. Ruszyła więc w kie-
runku przeciwnym niż recepcja i z zaciekawieniem zwie-
dziła wystawnie urządzony hol. Zresztą pensjonatu ,,Pod
Wodospadem Rozkoszy’’ nie można było nazwać inaczej
niż wystawnym.
Padające spod sufitu przytłumione światło kilku żyran-
doli z rżniętego kryształu wydobywało kształty przepięk-
nych, staroświeckich mebli z Nowej Anglii, które pousta-
wiano tak, by wnętrze było wygodne i przyjazne. Na
ścianach wisiało kilka obrazów, przedstawiających scenki
z życia hotelowego z przełomu XIX i XX wieku, co
pogłębiło jeszcze wrażenie Maggie, że znalazła się w innej
epoce.
Wyszukane zdobienia kwiatowe z motywami blusz-
czu i jaskrawoczerwonych róż nadawały pomieszczeniu
uroczy walentynkowy charakter, ale uwagę Maggie przy-
kuł wysoki na trzy metry krzew ozdobny, wystrzyżony
na wiktoriańską modłę w kształt trzech ustawionych na
sobie serc.
42
Jeanie London
Ruszyła ku niemu, mijając ogromny kominek, w któ-
rym buzował ogień wypełniający pokój tak pożądanym
ciepłem. Podziwiała niezwykły krzew, ciesząc wzrok jego
fantazyjnym kształtem. Serca poprzetykane były wiel-
kimi białymi chryzantemami i ozdobione migającymi,
czerwonymi światełkami, wstążkami, serduszkami i...
Nagle spostrzegła błyszczącą ozdobę. Była to delikatna,
szklana figurka nagiej kobiety o rubensowskich kształ-
tach, która jedną dłonią obejmowała swoją pierś, a drugą
wstydliwie trzymała między krągłymi udami. Maggie
z rosnącym zdumieniem zaczęła przyglądać się innym
figurkom.
No, no!
Nagie kobiety. Nadzy mężczyźni. Nagie pary. Chociaż
nie robili nic, co mogłoby znaleźć się w Kamasutrze,
wszyscy najwyraźniej czerpali przyjemność z pieszczot,
którymi obdarzali siebie i innych. Ktokolwiek wymyślił
nazwę pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’, z pew-
nością nie żartował.
Zerknęła w kierunku recepcji, ale przecież pracownicy
hotelu uważali, że przyjechała tu po to, by uprawiać seks.
NIESAMOWITY SEKS – przypomniała sobie to rozróż-
nienie Wetherbych i uznała, że nie musi się spieszyć
z rejestracją.
Zauważyła porozwieszane wszędzie roześmiane amor-
ki. Było ich tak wiele, że można było podejrzewać, iż
zarząd hotelu zachęcał w ten sposób psotnego syna bogini
Wenus, by wypuszczał swe strzały w chwili, gdy tylko
goście przestąpią próg pensjonatu.
Maggie poszła korytarzem, gdzie mieściły się spe-
cjalistyczne sklepiki, i zaczęła oglądać ich wystawy.
43
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Różnokolorowe koszyczki, suto ozdobione wstążkami,
porozstawiane były na podestach różnych wysokości
i zawierały coś, co wyglądało jak kosmetyki do kąpieli
i pielęgnacji ciała. Maggie zatrzymała się, chcąc odczytać
nazwy na słoiczkach i buteleczkach. Wcale się nie zdziwi-
ła, widząc pieniący płyn do kąpieli o wyglądzie szampana
we flakonie imitującym butelkę tego trunku czy linię
kosmetyków do kąpieli o nazwie ,,Morski Skarb’’ w słoicz-
kach w kształcie muszelek.
Ale ,,Żel Radości’’, ,,Balsam Rozkoszy’’ i ,,Krem dla
Ptaszka’’? Nachyliła się, by odczytać srebrne, wytłacza-
ne napisy na etykietach, które głosiły: ,,Jadalny środek
nawilżający bez sztucznych barwników. Dostępne
w smaku czekoladowym, kawowym, rumowym i orze-
chowym’’.
A więc pierwszy zapis w jej notatniku ze spostrzeże-
niami będzie dotyczył miłosnych akcesoriów, pomyślała
Maggie i zdusiła w sobie śmiech na wspomnienie uwag
Lyn na temat praktyki.
Tutaj zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem była
obserwacja.
–
W czasie zebrania personelu macie wszystkie iść
spać – nakazała swojej psiej drużynie Mary Johnson,
główny zarządca i udziałowiec sieci pensjonatów ,,Pod
Wodospadem Rozkoszy’’. – Zabiorę was na spacer, jak
tylko skończy się zebranie.
Pstrokata sfora złożona z angielskiego buldoga, boksera
i dwóch maleńkich pudelków, grzecznie oddaliła się do
kąta. Lata spędzone w hotelach nauczyły je posłuszeń-
stwa. Zazwyczaj Mary zamykała psy w swoim apar-
44
Jeanie London
tamencie, tym razem jednak były tak niespokojne z po-
wodu burzy, że postanowiła zabrać je ze sobą do biura.
Nie patrząc już na swą posłuszną gromadkę, wyjęła
z teczki plan zebrania personelu, które odbywało się co
tydzień o piątej.
Światowa Organizacja Turystyki była największym
stowarzyszeniem turystycznym na świecie i właśnie
zamierzała przysłać swojego przedstawiciela, by spraw-
dził, czy ośrodek Mary spełnia wymagania potrzebne do
zdobycia prestiżowej nagrody w swojej branży. Nagrody,
której jej ośrodek rozpaczliwie potrzebował.
–
Witam, Pani J. – Dougray wkroczył dumnie, witając
Mary przydomkiem, którym personel obdarzył ją dawno
temu.
–
Dzień dobry, Dougray. Zakładam, że pompa ciepła
w zachodnim skrzydle już działa po tym, jak zastosowałeś
swoje czary.
–
Uszkodziła ją burza, ale teraz chodzi jak w zegarku.
Mary kiwnęła mu głową w uznaniu dobrze wykonanej
pracy i wypowiedziała w duchu błaganie, by wszelkie
usterki mechaniczne lub elektryczne raczyły nie ujawniać
się aż do wyjazdu przedstawiciela Organizacji. Było to
życzenie niemożliwe do spełnienia, biorąc pod uwagę
rozmiary i wiek ośrodka, nie szkodziło jednak poprosić.
Powitała kierowników wszystkich działów, którzy
kolejno schodzili się do sali konferencyjnej, i z fotela
u szczytu stołu patrzyła, jak sadowią się na swoich
miejscach.
Przeważnie milczeli i najpierw kłaniali się Mary,
a dopiero potem kiwali głową na powitanie swoim
kolegom. Każdy doskonale znał obowiązującą dyscyplinę,
45
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
ponieważ z wyjątkiem Laury, koordynatora imprez okoli-
cznościowych świeżo po studiach, wszyscy pracowali już
wcześniej z Mary w przeróżnych ośrodkach, które prowa-
dziła przez trzydzieści lat swojej kariery hotelarskiej.
Była to najlepsza kadra, jaką kiedykolwiek miała.
Niezwykle kompetentni w swoich dziedzinach, poświęci-
li własne życiowe oszczędności i postawili na szali całą
swoją przyszłość, gdy trzeba było zebrać środki na wykup
tej historycznej posiadłości po tym, jak poprzednia za-
rządzająca nią firma zbankrutowała.
Mary miała wyjątkową okazję nadzorować personel
złożony z samych akcjonariuszy. Chociaż nowa firma
zarządzająca wspomagała ich wysiłki, Mary i jej pod-
władni mieli większość udziałów. W tych okolicznościach
największa odpowiedzialność spoczywała właśnie na
niej. Przejmowała się losem każdego z tych ludzi i miała
nadzieję, że zapewni im bezpieczną przyszłość.
–
Czy Para Amorków już się zarejestrowała? – zapyta-
ła Mary, rozpoczynając zebranie bez żadnych wstępów.
,,Para Amorków’’, jak nazwano Sama Mastersa i Maggie
James podczas jednego z niezliczonych spotkań przygoto-
wawczych przed zbliżająca się kontrolą, jako jedyna nie była
parą małżeńską spośród wszystkich, które zjechały się tu na
długi weekend. Ich nazwiska przykuły uwagę Mary dzięki
sekretarce przyjmującej rezerwacje, która wiedziała, że
trzeba znaleźć jakiś sposób na pokonanie innych kandyda-
tów w konkursie na Najbardziej Romantyczną Przystań.
Para Amorków nadawała się świetnie.
Annabelle Simmons, praktyczna i bezpośrednia kierow-
niczka działu sprzedaży, zdecydowanie potrząsnęła swymi
stalowoszarymi lokami.
46
Jeanie London
–
On wprowadził się zaraz po trzeciej. Z tego, co
słyszałam, ona jeszcze nie przyjechała.
–
Ta mała już tu jest – powiedział Dougray. – Dotarła
jakieś pół godziny temu. Zaniosłem jej bagaże do Wieży,
ale ona poszła zwiedzać sklepy. Przed chwilą widziałem,
jak ogląda wystawy. Jej chłoptaś chyba nie usiedzi długo
w pokoju, kiedy dowie się, że przyjechała. – Dougray
poklepał przyczepiony do paska odbiornik radiowy. – Ci
z recepcji dadzą mi znać, kiedy on zejdzie albo ona wejdzie
na górę.
–
Wspaniale. W takim razie możemy brać się do roboty.
–
Mary obiegła wzrokiem całą salę. – Jesteśmy gotowi?
Kilka osób ze stoickim spokojem skinęło głową, ktoś
wymamrotał ,,tak’’, i tylko podekscytowana Laura wy-
krzyknęła z entuzjazmem: ,,pewnie, i to jeszcze jak!’’.
–
Czy ten juror z Organizacji już się odezwał? – zapy-
tała Mary.
–
Tak. Potwierdził – niestety to ON – swój przyjazd
jutro wczesnym rankiem – mruknęła Annabelle, marsz-
cząc gniewnie czoło, przez co jej sroga twarz upodobniła
się do zaciśniętej pięści.
–
Dlaczego ,,niestety’’?
–
Miałam nadzieję, że to będzie kobieta. – Niecierp-
liwie zaszeleściła rozłożonymi na stole papierami. – Ko-
biety o wiele łatwiej kupują romantyczną atmosferę.
Mary też miała taką nadzieję, ale nie zdradziła się
z tym. Annabelle była świetnym sprzedawcą. Jej bez-
względny pragmatyzm sprawiał, że goście, choć nasta-
wieni entuzjastyczne, mieli zawsze rozsądne oczekiwa-
nia; mógł jednak działać zniechęcająco na personel
w chwilach, gdy potrzebna była nadzieja.
47
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
W takim razie musimy postarać się, by mężczyzna
też ją kupił.
Mary poczuła, że osiągnęła zamierzony efekt, spokojnie
przyjmując wiadomość o nowym jurorze. Nie chciała
paniki w ostatniej chwili. Zaszli już bardzo daleko i nie
mogła pozwolić, by przy samej mecie powinęła im się noga.
–
Pomyślcie, jaka perspektywa otwiera się przed nami
–
mówiła Mary. – Zostaliśmy nominowani do konkursu
na Najbardziej Romantyczną Przystań. Jest to najtrud-
niejsza konkurencja w branży, ale nagroda też jest naj-
wyższa. Zasłużyliśmy na tę nominację. Chciałabym,
żebyście o tym pamiętali, kiedy zacznie się robić gorąco.
–
Nominacje dostało też pięć innych ośrodków – po-
wiedział Bruno, były szef kuchni, a obecnie kierownik
restauracji.
–
Ale tylko my jesteśmy romantyczną przystanią
z prawdziwego zdarzenia – oznajmiła Laura z zapałem,
który, jak podejrzewała Mary, wpojono jej na kursie
hotelarstwa. – Inni nominowani odpadają w przedbie-
gach. Nie mają żadnych szans, bo nasz ośrodek jest naszą
własnością i sami go prowadzimy. Mamy przewagę.
Jesteśmy zmotywowani. Jesteśmy...
–
Zdesperowani – przerwał jej Dougray.
–
O tak, zdesperowani – westchnął ciężko Bruno.
–
Nie jesteśmy zdesperowani – ucięła dyskusję Mary.
Była to tylko po części prawda.
Chociaż pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ nie
był jeszcze w ruinie, już się do niej zbliżał. Jedynie
zwycięstwo w prestiżowym konkursie na Najbardziej
Romantyczną Przystań w tym najważniejszym, pierw-
szym roku działalności w charakterze prywatnego ośrod-
48
Jeanie London
ka i romantycznego klubu zarazem, mogło zapewnić mu
przetrwanie.
Nowa spółka zarządzająca nie zainwestowała w zakup
studwudziestoletniej posiadłości wyłącznie z dobroci ser-
ca. Przedsięwzięcie stwarzało możliwość dużego zysku.
Mogło też okazać się klapą. W tym wypadku spółka
zarządzająca po prostu przeszłaby reorganizację, nato-
miast pracownicy ośrodka zostaliby dosłownie bez gro-
sza.
Mary zrobiłaby wszystko, co w jej mocy, żeby temu
zapobiec, począwszy od wygrania wartej miliony dolarów
kampanii reklamowej w mediach, która stanowiła część
pierwszej nagrody w konkursie. Zyski z akcji promocyjnej
pozwoliłyby im przetrwać następną zimę.
–
Rysuje się przed nami niepowtarzalna okazja – po-
wiedziała. – Teraz nie ma sezonu, a jednak pracujemy
niemal na pełnych obrotach. Tu nie Floryda, więc nie
można tych rezerwacji przypisać pięknej pogodzie. Nasi
goście przyjeżdżają, by korzystać z usług, jakie im oferuje-
my, a my mamy wystarczającą liczbę pracowników, by
sprostać ich wymaganiom. Jesteśmy przygotowani, świet-
nie zorganizowani i nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy
wygrali konkurs dzięki własnym staraniom. – Złożyła
przed sobą dłonie w daszek i przesunęła wzrokiem po
zebranych. – No i... mamy jeszcze asa w rękawie.
Para Amorków.
Według Mary, pani James i jej towarzysz byli od-
noszącymi sukcesy ludźmi biznesu, wystarczająco mło-
dymi, by zainteresować się superklubem, i wystarczająco
dojrzałymi, by wiedzieć, jak wykorzystać w pełni jego
wyjątkową ofertę.
49
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Kilka rozmów telefonicznych z odpowiednimi osoba-
mi wystarczyło, by zorientować się, że ta para ma za już
sobą długą historię i, jak zdecydowała Mary, wchodząc
w rolę Amora, świetlaną przyszłość przed sobą.
Para Amorków jeszcze o tym nie wiedziała, ale wkrót-
ce miała ją ugodzić złota strzała bożka miłości. Podczas
tego weekendu zostaną zasypani okazjami do roman-
sowania, zakochają się w sobie po uszy i postanowią się
pobrać, a wszystko to będzie się działo pod kierunkiem jej
personelu i pod bacznym okiem jurora z Organizacji.
Tak mniej więcej wyglądał plan Mary.
–
Co o tym sądzisz, Dougray? – zapytała Laura.
–
Myślisz, że to wypali?
Dougray machnął ręką w teatralnym geście zniecierp-
liwienia.
–
W naszym niesamowitym klubie? Przy takim zespo-
le swatów? – Wywrócił oczy do góry i parsknął z rozdraż-
nieniem. – Para Amorków nie ma z nami szans. – Uspoka-
jająco poklepał się po biodrze. – Mam tu swoje radyjko,
mocno przymocowane do paska. Ci z recepcji dadzą mi
znać, kiedy tylko Para Amorków wejdzie do windy.
Mary uśmiechnęła się.
–
Miej oczy szeroko otwarte, w razie gdyby nadarzyła
się jakaś okazja, by popchnąć ich sobie w ramiona. Etap
pierwszy rozpoczęty.
–
Etap pierwszy rozpoczęty – chórem wyrecytował
personel na pożegnanie.
Wszyscy znali plan. Etap pierwszy polegał na tym, by
podsuwać Parze Amorków każdą, nawet najbardziej nie-
codzienną atrakcję, jaką miał w zanadrzu klub, i dopil-
nować, żeby mogła w pełni z tych atrakcji skorzystać.
50
Jeanie London
Nie było wątpliwości, że każdy z pracowników rzetel-
nie wykona swoje zadanie. Reszta była w rękach losu.
A los chciał, by Mary urodziła się w dniu świętego
Walentego, najszczęśliwszym dniu dla miłości. Była więc
przekonana, że ma absolutne prawo wystąpić w roli
Amora.
–
Maggie! – głos Sama dotarł do niej jakby znikąd.
Nie tak wyobrażała sobie powitanie z Samem – przyła-
pana z nosem przylepionym do szyby – ale jej roz-
czarowanie wyparowało w chwili, gdy go ujrzała. Oczy-
wiście spodziewała się go zobaczyć, lecz wydał się jej teraz
zupełnie inny, taki... zmieniony.
Smukły i długonogi, zbliżał się żwawym, pewnym
siebie krokiem, ze swobodnym uśmiechem na twarzy.
Jego czarna jak smoła czupryna lśniła w blasku żyrandola,
a włosy nad czołem zaczynały mu już lekko opadać
i mogły się przekształcić w bujną grzywę, jeśli w porę nie
zostaną przystrzyżone.
Ciągle miał na sobie garnitur, tak jakby prosto ze
służbowego spotkania poszedł na lotnisko i do tej pory nie
zdążył się przebrać. Widywała go w takim stroju właś-
ciwie codziennie, odkąd skończył studia, tym razem
jednak jego świeży biały kołnierzyk i włoskie buty z mięk-
kiej jak aksamit skóry wyglądały inaczej. Tak inaczej, że
nie mogła złapać tchu, kiedy podszedł bliżej.
Wtedy nagle uświadomiła sobie, na czym polega zmiana.
–
Gdzie się podziały twoje okulary? – zapytała.
Odchyliła głowę do tyłu, żeby przyjrzeć się jego twarzy
i jasnoszarym oczom, których spojrzenie, bez osłony szkieł
i drucianych oprawek, było teraz o wiele bardziej wyraziste.
51
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Pocałował ją w policzek na powitanie.
–
Odpadł mi jeden uchwyt. Jak to zwykle bywa, klej
nie chciał trzymać. Nie mogłem znaleźć zapasowych
okularów. Musiałem je zgubić podczas ostatniego wyjaz-
du służbowego.
–
To znaczy, że masz szkła kontaktowe?
Maggie wiedziała, że nie poznałby jej z drugiego końca
holu, nie mając szkieł korekcyjnych. A najprawdopodob-
niej potknąłby się o kanapę.
–
Mój optyk musiał dopiero zamówić odpowiednie
szkła, a soczewki zdobył w ciągu kilku godzin. Podej-
rzewam, że to spisek. Już od jakiegoś czasu próbował mi
wcisnąć zestaw jednorazowych szkieł kontaktowych.
–
Sam zmrużył oczy zwyczajem krótkowidzów. – Ale
muszę przyznać, że spełniają swoje zadanie. Widzę bar-
dzo dobrze.
Maggie widywała go już bez okularów, więc trudno jej
było zrozumieć, dlaczego jego twarz nagle wydała jej się
taka władcza i pewna siebie. I dlaczego patrząc na nią, nie
mogła złapać oddechu.
Była to z pewnością reakcja na napięcia ostatnich dni.
Pragnienie, by rozwikłać problem Angie i Raymonda,
bardzo jej ciążyło, a teraz wreszcie była na miejscu,
gotowa wprowadzić w życie swój plan. Potrzebowała
nowych pomysłów, a miała tylko weekend na uzupeł-
nienie luk w swojej wiedzy. Nic dziwnego, że była
zestresowana.
Sam oczywiście to zauważył. W jego oczach pojawił
się błysk zrozumienia. Znał ją wystarczająco dobrze, by
wiedzieć, że jest rozdrażniona.
–
Zameldowałem się i poszedłem prosto do naszego
52
Jeanie London
apartamentu, więc nie miałem czasu się rozejrzeć – powie-
dział. – Może pozwiedzamy razem?
Uff! Całe szczęście. Maggie nie była jeszcze gotowa na
rozważanie kwestii sypialnianych.
–
Jasne – odparła.
–
Daj, wezmę twój płaszcz. – Sam zwinnie przy-
skoczył do niej i złapał pasek jej torebki, kiedy zsunęła go
z ramienia.
Musiała jednak przemarznąć bardziej niż przypusz-
czała, bo rozpięcie guzików zielonego płaszcza, podczas
gdy Sam nie spuszczał z niej wzroku, okazało się ponad jej
siły. Z zakłopotaniem stwierdziła, że palce odmawiają jej
posłuszeństwa.
Sam oczywiście także to zauważył i, jako dżentelmen,
przejął kontrolę nad sytuacją. Zawiesił sobie jej torebkę
w zagięciu ramienia, odsunął jej dłonie i zajął się guzikiem
tuż przy szyi.
Nie mówił przy tym nic. Zresztą nie musiał. W jego
błyszczących oczach wyraźnie widać było rozbawienie.
To nie stres ani zimno wyprowadziły ją z równowagi.
To jego oczy. Bez okularów Sam wcale nie przypominał
Sama. Ten jeden szczegół zmienił go w nieznajomego.
Bardzo przystojnego nieznajomego o łagodnych, szarych,
uwodzicielskich oczach, który sprawiał, że jej napięte
nerwy puszczały coraz bardziej.
Maggie była zbyt roztrzęsiona, by rozważać, czy taki
obrót sprawy dobrze rokuje na nadchodzący weekend. Po
prostu uciekła przed jego spojrzeniem, obracając się szyb-
ko, i podała mu swój płaszcz.
–
Dzięki – powiedziała.
Z uśmiechem oddał jej torebkę, przerzucił sobie płaszcz
53
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
przez ramię i pochylił się nad wystawą sklepową, którą
oglądała Maggie.
–
Może chcesz zajrzeć do środka? Czy coś ci się
spodobało?
–
Raczej nie. – Chociaż właściwie powinna zapytać
sprzedawcę, kto kupuje ,,Krem dla Ptaszka’’ – młodsze
pary, czy te z większym stażem, które miały całe lata, by
poznać upodobania seksualne swoich partnerów.
Ciekawe, co Sam pomyślałby o ,,Kremie dla Ptaszka’’?
Czy smak kawowy podziałałby na niego pobudzająco?
A czy masło orzechowe sprawiłoby, że przykleiłby się jej
do podniebienia?
Co za myśl!
Maggie przełknęła ślinę z wysiłkiem. Jeszcze nie zaj-
rzała nawet do romantycznego apartamentu, a już miała
głowę pełną bardzo niesfornych myśli.
Sytuacja pogarszała się coraz bardziej, gdy spacerowali
w milczeniu po pasażu handlowym. Nie pamiętała, by
kiedykolwiek przeżywała takie chwile. Oczywiście cha-
dzali razem na zakupy. Ale wspólne szukanie pralki do
piwnicy, która służyła im jako pralnia, nie przygotowało
jej do takiego spaceru. Szła tak blisko niego, świadoma, że
ich ramiona niemal się dotykają, i gapiła się na wystawy,
wiedząc, że gdzieś na górze czeka na nich apartament
z jednym łóżkiem.
Weź się w garść, Maggie! Zawsze przecież powtarzała
pacjentom, że jeśli będą udawać, że panują nad sytuacją,
tak na pewno się stanie. Nadszedł czas, by pani terapeutka
sama wypróbowała skuteczność tej teorii.
–
Jak wygląda nasz apartament? – zapytała.
–
Średniowiecznie.
54
Jeanie London
–
To ,,Twierdza Wojownika’’?
–
Mogliśmy jeszcze wybrać ,,Lupanar na Dzikim
Zachodzie’’ albo ,,Harem Sułtana’’. Mimo że bardzo
chętnie zobaczyłbym cię w kostiumie z ,,Marzę o Jean-
nie’’ ß, musiałem przecież wziąć pod uwagę to, że
czytujesz romanse wyłącznie z rycerzami na okład-
kach.
A więc wyobrażał ją sobie przebraną za dziewczynę
z haremu? Maggie nie była pewna, co sądzić o tym
wyznaniu. W tej trudnej chwili przyszła jej z pomocą
świadomość, że to był właśnie prawdziwy Sam, który
nigdy nie myśli o sobie, lecz troszczy się o nią. W końcu
nie bez powodu był jej najlepszym przyjacielem i miał
najbardziej stabilizujący wpływ na jej życie.
–
Z ,,Marzę o Jeannie’’? Naprawdę? – udało jej się
wreszcie wykrztusić.
–
Naprawdę.
Na chwilę pojawiły mu się dołeczki na policzkach,
a ona nie mogła znaleźć w jego twarzy nic, co nawet
w przybliżeniu przypominałoby zakłopotanie.
Tak było pewnie lepiej, zwłaszcza że sama była
zakłopotana za dwoje.
–
Nie martw się, Maggie, Wojownicza Księżniczka też
brzmi dobrze. – Połaskotał ją palcem pod brodą, a jej
mimowolnie rozchylone usta zamknęły się. – Czy może
będę miał do czynienia z Maggie-Nieszczęśliwą Damą?
Zanim zdążyła zebrać myśli i odpowiedzieć, Sam
uniósł wysoko czarne brwi, a ona, widząc ten znajomy
ßI Dream of Jeannie – amerykański serial komediowy z lat 60.,
którego akcja toczy się w haremie; w latach 80. przerobiony na film
(przyp. tłum.).
55
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
przecież grymas, jak nigdy przedtem, poczuła ucisk w żo-
łądku.
–
Tak, chyba jednak Maggie-Nieszczęśliwa Dama.
Potrzebujesz pomocy, więc ja przychodzę ci na ratunek.
To jak, mam być twoim rycerzem w lśniącej zbroi?
Stała, gapiąc się na niego i w głębi duszy przeklinając
samą siebie, że pozwoliła nie tylko wyrwać sobie ster
z rąk, ale że zupełnie straciła panowanie nad sytuacją.
Kim był ten mężczyzna, który właśnie dowcipkował
na temat seksu? Maggie nie miała pojęcia. Kiedy przyje-
chała do Niagary, spodziewała się spotkać miłego, bez-
piecznego Sama. Kim jest ten mężczyzna, który prowadzi
ją do sklepu jakby żywcem wyjętego z katalogu eks-
kluzywnej bielizny?
Może to seksowny brat bliźniak Sama?
Sam przystanął tak raptownie, że Maggie na niego
wpadła. Zatrzymał ją, kładąc jej rękę na ramieniu, a nie-
obecny wzrok miał utkwiony gdzieś nad jej głową.
–
To musi być chyba niezbyt wygodne.
Maggie podążyła za jego spojrzeniem. Na ścianie
sklepu wisiał manekin, na którego widok aż się zachłys-
nęła. Biodra manekina były opasane konstrukcją z jaskra-
woczerwonej skóry, która przywodziła na myśl średnio-
wieczne majtki.
–
,,Skórzany Pas Cnoty’’ – przeczytał Sam etykietkę
przyczepioną do uda manekina. – ,,Trzymaj swój skarb
pod kluczem. Wysokiej jakości miękka skórzana uprząż
z regulowanym zapięciem w pasie i zapewniającym
wygodę tyłem w kształcie litery T. Dostępna w na-
stępujących kolorach: walentynkowa czerwień, blady róż,
lawendowy fiolet, miętowa zieleń i kanarkowa żółć’’.
56
Jeanie London
–
Sam przerwał i zamyślił się. – Kanarkowy zdecydowanie
nie pasuje do twoich włosów, ale blady róż albo mięta
byłyby nie najgorsze. Jak sądzisz?
Zerknął na nią, tak usilnie powstrzymując śmiech, że
Maggie musiała się uśmiechnąć.
–
Zdecydowanie wybieram blady róż – powiedziała
i ku własnemu zdumieniu odkryła, że jej głos brzmi już
prawie normalnie i w ogóle czuje się lepiej. – Różowy to
jeden z moich ulubionych kolorów.
Sam szybko ścisnął jej dłoń w swojej, a potem
pociągnął za sobą od sklepu do sklepu. Nim dotarli do
wystawy z męską bielizną i ujrzeli slipki, na których
dumnie prezentowały się przeróżne świńskie napisy,
żartowali już tak hałaśliwie, że zwróciło to uwagę
sprzedawczyni.
–
Czym mogę państwu służyć? – zapytała z pełnym
zrozumienia uśmiechem, jakby nie byli pierwszą parą,
która tak swobodnie poczuła się w jej sklepie.
–
Dziękuję, tylko oglądamy. – Sam popchnął Maggie
w kierunku drzwi, szepcząc przy tym: – Słodkie prezer-
watywy. Do zabezpieczenia nie najlepsze...
–
Ale za to jakie pyszne – dokończyła.
Ledwo udało im się dotrzeć na korytarz poza zasięg
słuchu sprzedawczyni, gdy wybuchnęli niepohamowa-
nym śmiechem.
Lody zostały przełamane. Maggie znów czuła się panią
sytuacji.
–
Dzięki – powiedziała, chwytając powietrze i masując
obolały od śmiechu bok.
–
Nie ma za co – odparł Sam.
Nie musiał nawet pytać, co miała na myśli – tak
57
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
naturalnie i swobodnie układało się między nimi od
zawsze. Z kim czułaby się tak swobodnie, obserwując
życie seksualne innych par? Tylko z Samem.
–
Gotowa, żeby pójść na górę? – zapytał.
Znowu poczuła ucisk w brzuchu, ale zignorowała to.
–
Chodźmy – odparła.
Kiedy jednak znaleźli się w windzie i ruszyli na piąte
piętro, ich wygłupy w sex-shopach wydały się odległym
wspomnieniem, przyćmionym nagle przez rosłą postać
Sama, która pochłaniała całą przestrzeń ciasnego pomiesz-
czenia.
–
Naprawdę powinniśmy pogadać, Sam. Musimy ob-
myślić jakiś plan gry, nie uważasz? Powinniśmy się
zastanowić, jak to wszystko rozegrać, a ty musisz wie-
dzieć, czego dokładnie szukam. – Wyrzucała z siebie słowa
z taką szybkością, że Sam prawdopodobnie nic nie zro-
zumiał.
Zrozumiał czy nie, musiało to pozostać nierozstrzyg-
nięte, bo winda nagle zatrzymała się gdzieś między
trzecim a czwartym piętrem.
–
Jezu, co się stało?
–
Winda chyba się zepsuła – powiedział niepotrzebnie.
–
To pewnie jakaś drobna usterka. Hotel przecież jest
stary. Na pewno za chwilę ruszymy, ale w międzyczasie...
Zaskoczenie Maggie zginęło gwałtowną śmiercią pod
naporem ciała Sama, który przycisnął ją do obitej boazerią
ściany windy. Przytłumione światło rzucało zamglone
cienie na jego twarz, która wydawała się odmieniona,
zupełnie inna niż ta, którą Maggie znała od lat. Wytrącił ją
z równowagi i w pierwszym odruchu chciała zaśmiać się
i odepchnąć go, żeby znowu wszystko było jak dawniej.
58
Jeanie London
Ale w jego szarych oczach czaiła się zuchwałość daleko
odbiegająca od normy. Śmiech uwiązł jej w gardle.
–
Sam, co... co ty wyprawiasz? – zapytała, próbując
ostatkiem sił odzyskać panowanie nad tą szaloną sytuacją
i zapobiec jego niespodziewanym poczynaniom.
Uniósł czarne brwi, dając jej do zrozumienia, że powinna
była domyślić się, co planował, i nie ma sensu się tego
wypierać. Puścił jej płaszcz, który z cichym szelestem opadł
na podłogę. Czyż mogła zważać na cokolwiek, gdy jego silne
palce oplatały jej szyję?
Jego dotyk był tak ciepły, tak oszałamiający, że Maggie
zastygła w bezruchu. W gruncie rzeczy powinien to być
dotyk raczej nieszkodliwy. Stali w windzie, a Sam prze-
cież tylko dotykał jej szyi.
Kiedy ujął jej podbródek i uniósł go ku górze, oddech
dziewczyny lekko, lecz wyraźnie zadrżał. Dostrzegła jego
przelotny uśmieszek, gdy pochylił ku niej twarz. Złapał
wargami jej ucho, a jego ciemne, jedwabiste włosy i nikły
zapach wody po goleniu rozpaliły zmysły Maggie do
czerwoności.
–
Bardzo dobrze potrafię to wszystko rozegrać i dosko-
nale wiem, czego szukasz.
Mogła teraz tylko patrzeć na niego, czekając aż się
cofnie, skoro już wyjawił swe zamiary. Jego usta wciąż
błądziły jednak przy jej uchu, podczas gdy Maggie czuła,
że w jej wnętrzu dzieją się dziwne rzeczy, a oddech nie
potrafi wydobyć się przez zaciśnięte gardło.
Zaczął błądzić palcami po jej wargach, celowo, z roz-
mysłem, tak jakby pragnął dotykać ich bez końca i samo to
dawało mu już do tego wystarczające prawo.
Przecież to był Sam. Kiedyś rzeczywiście próbował
59
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
zmienić ich przyjaźń w romans, ale Maggie wiedziała, że
chciał tylko zbadać jej odruchową reakcję na wzajemną
bliskość. Znali się w końcu od tak dawna, że taka
romantyczna próba wydawała się zupełnie logicznym
posunięciem. I nawet jeśli przez chwilę miał ochotę
wzniecić między nimi iskrę namiętności, to przecież
potem chętnie wrócił do przyjacielskich stosunków, czyż
nie?
Tak!
Po prostu wtedy nie miał przez jakiś czas dziewczyny
i zmysłowy nastrój chwili w ten sposób na niego po-
działał. To wszystko. Teraz zaś ona była w potrzebie, a on
jak zwykle chciał jej przyjść z pomocą. Zresztą i on dzięki
temu miał okazję spędzić weekend z dala od codziennych
obowiązków. Chociaż uparł się, że dokona rezerwacji,
Maggie miała zamiar sama zapłacić za cały pobyt, kiedy
będą się wyprowadzać. To nie była randka – on jej po
prostu wyświadczał przysługę.
Rozpaczliwie próbowała sobie uprzytomnić, że prze-
cież to jest Sam, jej najlepszy przyjaciel. Sam, który nie
mógł wiedzieć, że przez te wszystkie lata czasem o nim
fantazjowała. Sam, który teraz niespodziewanie błądził
po jej twarzy ciepłymi, aksamitnymi wargami. Sam, który
nagle, niespodziewanie zaczął ją całować.
Świat, jaki Maggie znała do tej pory, runął w posadach.
Jego usta były gorące, słodkie... nienasycone i zachłan-
ne. Nagle Maggie odkryła, że ona także go całuje. Ich
języki splotły się w pieszczocie z taką łatwością, jakby
stanowiły dwie połowy jednej całości. Jego ciepły oddech
pieścił jej usta, a szalone, mdlące uczucie w żołądku
spłynęło w dół gorącą falą. To niemal bolesne doznanie,
60
Jeanie London
równie niespodziewane, jak nieproszone, sprawiło, że
Maggie zachłysnęła się głośno.
Sam stłumił ten dźwięk swoim pocałunkiem, naj-
widoczniej biorąc jej reakcję za zaproszenie do dalszych
pożądliwych starań, zanurzył bowiem palce w jej włosach
i lekko muskał skórę głowy, żądając więcej.
Maggie znowu zachłysnęła się, tym razem jednak
brzmiało to jak westchnienie.
Po chwili obejmowała ramionami jego szyję i tak długo
przyciągała go do siebie, aż każdy mięsień i zagłębienie
jego ciała przylegały mocno do niej.
Dłonie Sama niespiesznie wędrowały w dół po jej szyi.
Upojony bliskością, pragnął zatrzymać ją przy sobie jak
najdłużej. Maggie nie opierała się, bo każdy zachłanny
ruch jego języka odpędzał wszelkie myśli i uświadamiał
jej, że on także czerpie z tego rozkosz. Twarda jak skała
wypukłość, którą czuła przy swoim brzuchu, była wystar-
czającym dowodem...
Kiedy Sam odsunął się, zwlekając tak długo, że widać
było, jak niechętnie to robi, Maggie stała po prostu
z zamkniętymi oczami i rozedrganym ciałem, oszołomio-
na pocałunkiem i własną, niespodziewanie intensywną
reakcją.
Otworzyła oczy i ujrzała jego twarz, pełną niekłama-
nego zadowolenia. Rozłożył ją na łopatki pocałunkiem
i doskonale o tym wiedział.
Uśmiechnął się, wskazując na figurkę Amora zawie-
szoną pod sufitem, jakby to złośliwy syn bogini Wenus
ponosił odpowiedzialność za jego szalony wyczyn.
Bo nie był to pocałunek, który mówi: ,,wyświadczam
ci przysługę’’ – był to pocałunek mówiący: ,,pożądam cię’’.
61
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Maggie bardzo dobrze znała tę różnicę. Nie wiedziała
tylko, dlaczego pocałował ją w ten sposób. Nie znała
dotąd władczej strony jego osobowości. Nie rozumiała
też, skąd w niej samej wzięła się nieprzeparta potrzeba, by
przylgnąć do niego i poczuć, jak jego ciepło wypełnia
każde zagłębienie jej ciała.
Największą zagadką było jednak to, dlaczego ten
pocałunek wydawał jej się taki na wskroś... słuszny.
–
Musimy ustalić pewne zasady, Maggie – powiedział
zachrypniętym i niepokojąco pewnym głosem, podczas
gdy ona z trudem łapała oddech, nie mówiąc już o tym, by
wykrztusić zdanie. – Nie mam absolutnie nic przeciwko
badaniom i obserwacji, ale zastosowanie praktyczne też
bardzo się przyda. Niezbyt odpowiada mi ten pomysł
z fałszywą parą. Chciałbym dać szansę prawdziwej parze.
Prawdziwej parze? Zaraz, zaraz, tak nie można! Prze-
cież to jest jej projekt i ona powinna decydować.
–
Ale... – zaczęła, lecz Sam położył jej palec na ustach.
–
Pomyśl o Amorze i Psyche.
Podniósł wzrok na głupiego, roześmianego amorka na
suficie, a Maggie nagle zachwiała się, choć winda wciąż
stała bez ruchu. Co miał na myśli? Czyżby chciał wśliznąć
się jej do łóżka tej nocy i kochać się z nią w ciemności?
–
Brak ci pomysłów, jak na nowo rozpalić namiętność
w długoletnich związkach, a ja stanowię świetne roz-
wiązanie. To my jesteśmy w długoletnim związku, a ja
nie mam nic przeciwko rozpaleniu namiętności.
–
Naprawdę? – zdołała wreszcie wydobyć z siebie
głos. – Od kiedy?
–
Od tamtych dożynek.
Nie musiał już nic więcej dodawać. Święto dożynek,
62
Jeanie London
gdy Maggie studiowała na pierwszym roku, był to pełen
atrakcji weekend dla uczczenia ostatnich ładnych dni,
zanim zimowa zawierucha zapędzi wszystkich do do-
mów.
To właśnie wtedy Sam usiłował zmienić ich przyjaźń
w coś więcej. Powiedział, że chce... rozpalić namiętność,
ale Maggie sądziła wówczas, że to tylko jego kaprys.
Od tamtej pory minęło dziesięć lat.
–
Och – wykrztusiła i poczuła się tak słabo, że gdyby
Sam nie przyciskał jej do ściany windy, prawdopodobnie
osunęłaby się bezwładnie na podłogę.
–
Nie ma pośpiechu. – Musnął palcem jej dolną wargę,
a Maggie ku własnemu zdziwieniu zadrżała w odpowie-
dzi. – Spróbujmy po prostu i zobaczymy, co z tego
wyniknie. – Uśmiechnął się szerzej. – Na pewno nie
będziesz żałować.
Wystarczyło spojrzeć w jego rozmarzone szare oczy, by
przekonać się, jaką obietnicę kryło to wyznanie. Maggie
doszła do wniosku, że powinna była właściwie domyślić
się, iż Sam może jej wciąż pragnąć. Ale nie wpadła na to.
–
Seks wszystko popsuje, Sam. Już nigdy nie będzie
tak samo.
–
Będzie lepiej. Zaufaj mi.
Na ustach wciąż czuła wspomnienie pocałunku i po raz
pierwszy od czwartej klasy podstawówki Maggie zaczęła
wątpić, czy można całkowicie zaufać Samowi.
Nic przecież nie wskazywało na to, by w tym męż-
czyźnie, który wiódł tak spokojne, uporządkowane życie,
płynęła tak gorąca krew.
A może po prostu nie przyglądała się wystarczająco
uważnie?
63
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Nad tym trzeba się było zastanowić... ale nie w chwili,
kiedy Sam wpatrywał się w nią uwodzicielsko, oczekując
odpowiedzi. Teraz musi zdecydować, czy powinna prze-
kazać ster w jego ręce. Czy on zerwie ich umowę, jeśli
Maggie się nie zgodzi?
Nie przypuszczała, aby to zrobił, a już na pewno nie
wówczas, gdy dostanie to, czego chce. Sam taki nie jest.
Tyle razy wyratował ją z opresji, że i tym razem na pewno
nie zostawi jej na lodzie.
–
A jeśli nic z tego nie będzie? – zapytała.
–
Wychodziliśmy już z gorszych opałów.
Temu nie mogła zaprzeczyć.
–
Ale...
–
Nie ma pośpiechu, Maggie. Po prostu zobaczmy, co
między nami jest. A coś na pewno jest. Coś wspaniałego.
–
Pogładził jej dolną wargę, a w tej delikatnej pieszczocie
kryła się cudowna, zmysłowa obietnica. – Dajmy sobie na
to weekend.
–
Tylko ten weekend?
Skinął głową.
–
I przyrzekasz, że po powrocie nie odbije ci i nie
przestaniesz być moim przyjacielem?
Chciał się uśmiechnąć, ale powstrzymał się dzielnie,
pragnąc dodać jej otuchy.
–
Przyrzekam. Bez względu na to, co się stanie, nadal
będziemy najlepszymi przyjaciółmi.
Przyjrzała się uważnie jego twarzy i tym nieznanym
jej dotąd, uwodzicielskim oczom, szukając jakiegoś zna-
ku, który wskazywałby, że Sam wycofa się ze swych
szalonych planów, jeśli ona wystarczająco mocno się
uprze. Niestety, wyglądał niepokojąco stanowczo.
64
Jeanie London
–
Dobra – zgodziła się.
–
Nie będziesz żałować – odparł z uśmiechem.
Zamknęła oczy i w duchu wypowiedziała bezgłośne
błaganie, by nie był to największy błąd w jej życiu.
Najwyraźniej jednak Sam nie uważał tego za błąd, a we
wszystkie poprzednie był wtajemniczony. To właśnie
dodawało jej otuchy. Kiedy podszedł do tablicy rozdziel-
czej windy, Maggie poczuła, że wreszcie może trochę
swobodniej odetchnąć.
Sam otworzył szafkę z telefonem awaryjnym i pod-
niósł słuchawkę.
–
Wykręć 19 – zaproponowała Maggie. Tę zwariowa-
ną sytuację można chyba było zakwalifikować jako prob-
lem, o którym wspominał Dougray.
Wystukał cyfry i ktoś musiał natychmiast odebrać
telefon, bo Sam od razu zaczął wyjaśniać ich kłopot
i odwiesił słuchawkę, zanim jeszcze bijące w oszalałym
rytmie serce Maggie zdążyło się uspokoić.
–
Przyjdą nas uratować? – zapytała, usiłując nadać
swemu głosowi swobodne, obojętne brzmienie.
–
Ten boy hotelowy ma głos jak Scotty ze ,,Star
Treka’’. Powiedział, że winda za chwilę ruszy.
–
Dougray jest nadzorcą do spraw technicznych.
–
Myślałem, że to boy hotelowy.
–
Mówi, że jest tutejszą złotą rączką.
Sam rzucił jej z ukosa spojrzenie, które wyraźnie
mówiło, że nie ma nic dziwnego w tym, iż Maggie, nim
jeszcze zdążyła się zarejestrować, już dowiedziała się tyle
o jednym z głównych pracowników hotelowych płci
męskiej.
Zgodnie z obietnicą Dougraya, winda ruszyła niemal
65
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
natychmiast. Sam podniósł z podłogi płaszcz i podał go
Maggie, przytrzymując przy tym jej dłoń, dopóki nie
podniosła ku niemu oczu, napotykając jego pełne obiet-
nicy spojrzenie.
–
Nie będziesz żałowała, Maggie.
66
Jeanie London
Rozdział czwarty
Winda zawarczała pod stopami Sama, a potem ruszyła
i powiozła ich na piąte, najwyższe piętro hotelu. Stojąca
obok niego Maggie usiłowała sprawiać wrażenie spokoj-
nej i obojętnej, ale doskonale widział, że zbladła i jest
zdenerwowana. Pierś unosiła jej się w przyspieszonym
oddechu, zerkała na niego z ukosa, jakby był jakimś
straszydłem z horroru, które nagle zmaterializowało się
u jej boku.
Sam oparł się pokusie, by ją objąć, przytulić i zapewnić,
że jej stary przyjaciel wciąż siedzi w mężczyźnie, który
właśnie ją pocałował.
Na razie nie mógł zdradzić tej tajemnicy. Pragnął
najpierw wytrącić ją z równowagi i rozbroić, bo w innym
wypadku nie mógłby się nawet zabrać do zdobywania
Maggie.
W czasie tego weekendu zamierzał postawić wszystko
na jedną kartę.
Z racji swego wykształcenia i doświadczeń osobistych
Maggie uważała się za autorytet w dziedzinie związków,
tak naprawdę jednak nie miała zielonego pojęcia o praw-
dziwym uczuciu i bliskości. Chociaż Sam nie miał nigdy
do czynienia z psychologią, wiedział, że Maggie nie będzie
w stanie naprawdę zaangażować się uczuciowo, dopóki
nie przyzna, że poświęciła życie naprawianiu cudzych
związków, ponieważ nie wierzy, że dobry związek jest
możliwy.
Sam był świadkiem wydarzeń, które doprowadziły do
rozpadu jej rodziny, i nie dziwił go wcale ten brak wiary,
a jednak uważał, że nadszedł czas, by zapomniała wresz-
cie o przeszłości i zajęła się własną przyszłością. Przyszłoś-
cią, w której było miejsce dla niego. Ale żeby spojrzeć
z dystansu na swoje zachowanie, Maggie potrzebowała
bodźca. Silnego bodźca.
Sam miał okazję dostarczyć go dzięki zaproszeniu do
klubu i wspólnej sypialni. Chciał ją uwieść, by skruszyć jej
opór i sprawić, że zatraci się w namiętności. I w miłości.
Taki był jego plan, który nie miał prawa się nie
powieść.
Winda stanęła. Drzwi otworzyły się z sykiem.
–
No to jesteśmy na miejscu – powiedziała Maggie
zduszonym głosem.
–
Teraz w prawo. Apartament 516.
Sam poprowadził ją korytarzem i wyjmując klucz
z kieszeni, zauważył, że nawet nie spojrzała na stare
portrety i lustra w złoconych ramach rozwieszone na
ścianie.
–
To tutaj. Oto Twierdza Wojownika.
Sam otworzył szeroko drzwi, a Maggie szybko weszła
do środka, lecz zaraz za progiem stanęła jak wryta.
68
Jeanie London
–
O kurczę – powiedziała, rozglądając się jak dziecko,
które po raz pierwszy znalazło się w domu, gdzie straszy,
i nie jest pewne, czy ma wierzyć własnym oczom, a tym
bardziej nie wie, jak zareagować – strachem czy fascynacją.
Sam zdusił w sobie chichot, bo pamiętał własną,
podobną reakcję sprzed zaledwie kilku godzin.
–
Niezłe, co?
Podszedł do szafy w przedpokoju i powiesił płaszcz
Maggie na wieszaku.
–
Tylko nie mów, że będę musiała kąpać się w koń-
skim żłobie.
–
Nie. Jesteśmy w średniowieczu, ale bez jego niedogo-
dności.
–
Bogu dzięki.
Maggie odgarnęła z twarzy rudozłote kosmyki i za-
częła powoli rozglądać się dookoła. Przy okazji zaprezen-
towała się Samowi w całej okazałości.
Mimo że jej golf i długa, cienka spódnica nie od-
powiadały wyobrażeniu Sama o średniowiecznym stroju,
ubranie to było miękkie, kobiece i budziło nieprzepartą
chęć zaciągnięcia jej na jeden z ogromnych foteli. Oplotła-
by go długimi, zgrabnymi nogami, a on usadziłby ją nagą
na swych kolanach. Chociaż pewnie najlepiej nadawałaby
się do tego kanapa, a raczej coś pomiędzy ławą a sofą,
obłożone miękkimi poduszkami i o niskim oparciu, dzięki
któremu mógłby położyć się wygodnie i bez przeszkód
zająć się odkrywaniem smukłych kształtów Maggie.
Twierdza Wojownika? Chyba raczej Sala Tortur Wo-
jownika, bo przecież dopiero co musiał stłumić swoje
podniecenie, a jego wyobraźnia zaczynała już na nowo
wymykać się spod kontroli.
69
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
I jak ci się podoba? – zapytał, usiłując odpędzić
niepożądane myśli.
–
Niesamowite – odparła.
Przechadzała się po apartamencie z błyszczącymi ocza-
mi, przystając co chwilę, by dotknąć przykrytego bal-
dachimem krzesła i z podziwem przyjrzeć się suto zdobio-
nym obiciom ściennym, które przedstawiały, jak już
zdążył zauważyć Sam, najbardziej akrobatyczne pozycje
z Kamasutry.
Maggie nic nie powiedziała i szybko przeszła dalej,
unikając jego spojrzenia, lecz ta ucieczka ją zdradziła. Sam
musiał stłumić uśmiech. Jak na kobietę, której sprawy
seksu nie były obce zarówno w życiu prywatnym, jak
wtedy, gdy udzielała porad małżeńskich, wydawała się
nadmiernie poruszona.
Twierdza Wojownika w osobliwy sposób łączyła w so-
bie dbałość o historyczny szczegół z nowoczesną techno-
logią. Światło padało z kinkietów na ścianach i żelaznych
kandelabrów, lecz wszystkie te kopie średniowiecznych
urządzeń sterowane były elektrycznymi przełącznikami.
Pomieszczenie podzielono strategicznie rozmieszczo-
nymi parawanami. Maggie z wdziękiem przesunęła dło-
nią po jednym z nich, wyłożonym barwnie zdobionymi
płytkami.
–
Niesamowite – wymamrotała znowu.
–
W folderze piszą, że apartament nie jest całkowicie
wierny realiom średniowiecznym – poinformował Sam.
–
Mnie to nie przeszkadza. Nie przepadam za słomą na
podłodze. – powiedziała. – Bardzo tu jasno, spodziewa-
łam się jakiegoś mrocznego lochu.
Twierdza Wojownika mieściła się na najwyższym
70
Jeanie London
piętrze hotelu i zajmowała siedmiokątne pomieszczenie
w zachodniej części budynku. Całą jedną ścianę apar-
tamentu stanowiły zwieńczone łukami okna, które wy-
chodziły na park otaczający wodospady i rzekę Niagara.
Szyby pokrywała warstwa szronu, a promienie zimo-
wego słońca przebijały się przez wąskie, kolorowe witraże
między oknami, pogrążając pół pokoju w kolorowych
refleksach niczym z kalejdoskopu.
Maggie podeszła do zbroi rycerskiej pełniącej straż
przy ostatnim witrażu i trąciła palcem jasnoczerwone
piórko na hełmie.
–
Kto to jest? Wojownik?
Sam stanął obok niej tak blisko, że otarli się o siebie
ramionami, a czubek jej głowy niemal dotykał jego brody.
Maggie zesztywniała, ale nie odsunęła się.
–
Też tak pomyślałem – odparł.
Bliskość Sama nabrała teraz zupełnie nowego znacze-
nia i Maggie uśmiechnęła się do niego, jakby chciała
potwierdzić tę zmianę.
–
A ty? Czujesz się już wojownikiem?
–
Raczej nie. – Odgarnął jej włosy z policzka i ucieszył
się, widząc blask w jej zielonych oczach. Wiedział, że jest
podekscytowana, ale powinna jeszcze pozbyć się zdener-
wowania. – Moja dama spędziła cały dzień w podróży. Na
pewno jest zmęczona.
–
Możliwe, ale jest taka przejęta, że nie czuje zmęcze-
nia.
Uśmiechnął się. Już od tak dawna pragnął się do niej
zbliżyć, że sam był niezwykle przejęty.
–
Kiedy ostatnio jadłaś?
–
Koło trzeciej zrobiłam postój na kawę i batonik.
71
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
A lunch?
Pokręciła głową.
–
Dobrze wiem, że nie jadłaś śniadania.
Wzruszyła ramionami.
–
Hm.
Przyglądał jej się w zamyśleniu. Powinna coś zjeść, a on
też był głodny, lecz kolacja w jednej z hotelowych
restauracji nie była najlepszym pomysłem. Nie chciał się
z nikim dzielić Maggie. Nawet z nieznajomymi. Wiedział
jednak, że kiedy cały dzień za kierownicą wreszcie da
o sobie znać, będzie wykończona.
–
Ty tu rządzisz, Sam. Co robimy?
Zastanawiał się, czy będzie taka uległa także wieczo-
rem, a zwłaszcza wtedy, gdy on zacznie wprowadzać
w życie swój plan. Czy potrafi mu się oprzeć? Miał
nadzieję, że zdoła na tyle zawrócić jej w głowie, by nie
miała na to najmniejszej szansy. Ale dziś, tego pierw-
szego, najważniejszego wieczoru, Maggie powinna się
odprężyć i wypocząć.
–
Chodź. – Sam wziął ją za rękę i zaprowadził
z powrotem do przedpokoju, gdzie wcześniej kazał umieś-
cić jej bagaże. – Gdzie masz swoje przybory toaletowe?
–
W neseserze – powiedziała, wskazując mniejszą
z dwóch walizek stojących na podłodze. – Dlaczego
pytasz?
–
Zaufaj mi.
Sam przewiesił sobie jej torbę przez ramię, podczas gdy
Maggie wciąż patrzyła na niego z zaciekawieniem. Schylił
się, objął ją od tyłu ramionami i uniósł w górę.
Przez chwilę zachwiała się niepewnie i zarzuciła mu
ramiona na szyję.
72
Jeanie London
–
Co ty.... Sam! – krzyknęła, łapiąc z trudem od-
dech.
–
Mam cię.
Rzeczywiście ją miał. Każdy centymetr jej kształtnego
ciała był teraz w jego ramionach. Cienki materiał spódnicy
zasłaniał jej zgrabne nogi, ale nie mógł ukryć zarysu
długich, gładkich, jędrnych ud. Ani krągłości pośladków,
które ocierały się o jego czułe miejsce przy każdym kroku.
Ich spojrzenia spotkały się. Sam z wysiłkiem przywołał
na twarz uśmiech, który miał jej dodać otuchy, i uniósł
Maggie trochę wyżej.
–
Dokładnie wiem, czego ci trzeba – powiedział.
Zmarszczyła brwi, kiedy przeniósł ją przez próg ła-
zienki.
–
Mam umyć zęby? Chcesz powiedzieć, że mam
nieświeży oddech, czy coś?
–
Czy coś – odparł.
Sam przypuszczał, że rycerze i ich damy przed wieka-
mi w najśmielszych snach nie potrafiliby sobie wyobrazić
takiej łazienki. W jednym rogu stała wanna tak wielka, że
starczyłoby w niej miejsca dla dwóch osób i to nie tylko do
kąpieli, w przeciwległym kącie zaś stał imponujący na-
trysk z dwoma rzędami wysokich pod sam sufit prysz-
niców.
–
O kurczę – powiedziała Maggie, a na jej twarzy
odmalował się zachwyt. – O takiej właśnie łazience
marzę. Będę o niej pamiętać, kiedy mój gospodarz wresz-
cie zdecyduje się wymienić moją tandetną, porcelanową
wannę, z której odłazi emalia.
Sam uznał, że jeszcze nie nadszedł czas, by powiedzieć
Maggie, że najchętniej połączyłby jej mieszkanie na górze
73
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
ze swoim, dzięki czemu powstałby ich wspólny dom,
gdzie pewnego dnia mogliby stworzyć rodzinę.
–
Ale wtedy być może będzie chciał podnieść ci czynsz
–
powiedział po prostu.
Mruknęła coś w odpowiedzi, a Sam zdjął neseser
z ramienia i postawił ją na podłodze posuwistym ruchem,
tak, że musieli się o siebie otrzeć. Kiedy zsuwała się w dół,
jej piersi przylgnęły do jego torsu, a zbliżenie to wywołało
gwałtowną reakcję jego ciała, widoczną nawet przez
materiał spodni.
Maggie natychmiast podniosła wzrok i spojrzała na
niego.
W jej oczach odmalowało się zdziwienie, ale szybko
doszła do siebie i przybrała obojętny wyraz twarzy.
–
Mam nadzieję, że tego nie zrobi. Przecież wie, że
spłata pożyczki mnie dobija.
–
Możliwe więc, że będzie chciał czegoś w zamian.
–
A cóż takiego mogłabym mu dać?
Chociaż mówiła żartobliwym tonem, głos jej drżał
i brakowało tchu.
Sam znacząco przesunął dłonią po jej plecach.
–
Mieszkasz z nim już od dawna. Na pewno coś
wymyślisz.
–
Jakoś nic mi nie przychodzi do głowy. – Odsunęła się
z cichym śmiechem, najwyraźniej próbując odzyskać
równowagę. – Więc czego mi trzeba, twoim zdaniem?
–
zapytała.
–
Powinnaś wziąć kąpiel albo prysznic. – Widząc jej
zaniepokojenie, natychmiast dodał: – Sama. Pomyślałem,
że pewnie będziesz chciała się odprężyć po podróży.
–
Och. – Zerknęła na wannę. – Świetny pomysł.
74
Jeanie London
–
To co wybierasz?
Maggie przez chwilę wahała się, patrząc to na wannę,
to na prysznic.
–
Nie mam cierpliwości czekać, aż ta wanna się
napełni – stwierdziła w końcu.
–
W takim razie zamówię wszystko do pokoju. Spę-
dzimy wieczór tutaj.
–
W porządku.
Na krawędzi wanny i na toaletce poustawiane były
grube, okrągłe świece w świecznikach także stylizowa-
nych na średniowieczne. Po krótkich poszukiwaniach
w jednej z szuflad znaleźli zapalniczkę. Sam zajął się
zapaleniem świec.
–
Jeśli ten prysznic mnie nie odpręży, to chyba już nic
mi nie pomoże.
Sam znał wiele technik relaksacyjnych, które mógłby
zastosować dla osiągnięcia tego celu, lecz wszystkie
polegały na wędrówce dłoni po nagiej skórze.
–
Na co masz apetyt? – zapytał, wciąż jeszcze z na-
dzieją w głosie.
–
Na nic w szczególności – odparła Maggie, złapała swój
neseser i zaczęła go rozpakowywać, a Sam odniósł nieodpar-
te wrażenie, że zgodziłaby się zjeść cokolwiek, byle tylko jak
najszybciej wyszedł z łazienki. – Zamów, co chcesz.
Z jej odpowiedzi wywnioskował, że nie jest gotowa na
to, czego on by chciał.
–
Nie musisz się spieszyć. Odpręż się. Zawołaj mnie,
jeśli będziesz czegoś potrzebowała.
Maggie znieruchomiała na chwilę i spojrzała na niego,
trzymając w ręku kosmetyczkę, którą właśnie wyjęła
z torby. Na jej usta powoli wypłynął uśmiech.
75
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Pomożesz mi umyć plecy, tak?
Chwila naładowana była zmysłowością, a Sam rzeczy-
wiście niczego bardziej nie pragnął. Wytrzymał jej spoj-
rzenie, po czym złożył dworski ukłon.
–
Jeśli takie jest życzenie jaśnie pani.
Zaśmiała się, a on wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Zamówił lekkie potrawy, które, jak sądził, powinny
przypaść Maggie do gustu po całym dniu spędzonym
w samochodzie, a potem zaczął niespokojnie krążyć po
pokoju. Kiedy z łazienki dobiegł szum wody, do głowy
zaczęły mu napływać obrazy nagiej Maggie ze spiętymi
u góry rudozłotymi włosami, wchodzącej pod ten nie-
zwykły prysznic.
Teraz mogło go uratować tylko jakieś zajęcie. Ze
świeżym zapałem zabrał się do zapalania świec w sypialni
i postanowił nie otwierać czekającej tam na nich butelki
szampana. Nie byłby w stanie zanieść Maggie kieliszka do
łazienki, nie wchodząc z nią pod prysznic, więc zamiast
tego poszedł do przedpokoju. Rozpiął pokrowiec na
ubranie i wygładził jego zawartość. Potem zaniósł walizkę
do sypialni i zostawił ją tam, nie otwierając.
Przebrał się w dżinsy i bluzę, bardziej ze względu na
dobroczynną obcisłość dżinsu, niż dlatego, że chciał
uwolnić się z garnituru, i znowu zaczął kręcić się po
apartamencie w poszukiwaniu czegoś, co odciągnęłoby
jego myśli od szumu wody tryskającej z pryszniców
i pięknego, śliskiego od wody i mydlin, ciała Maggie.
–
Sam? – dobiegło go wołanie.
Resztki solennego postanowienia, by uwodzić Maggie
powoli, całkowicie legły w gruzach.
76
Jeanie London
Puk-puk.
Pukanie doszło do uszu Maggie poprzez chlupot gorą-
cych strumieni wody, które wypłukały już z niej całe
napięcie, lecz także kompletnie pozbawiły sił.
–
Cholera jasna! – zaklęła i cofnęła się z powrotem
w kłęby pary.
Głupie drzwi kabiny z jakiegoś powodu zacięły się
i uwięziły ją w środku. Próbowała już otworzyć je
wszelkimi sposobami, nie chcąc wzywać na pomoc Sama
–
tego przepełnionego żądzą nieznajomego, który czaił się
za drzwiami łazienki. Ale cholerny zamek popsuł się na
amen, a jej skóra była już tak pomarszczona od wody, że
przypominała suszoną śliwkę. Mogła oczywiście zakręcić
wodę, ale nie miała ochoty przemarznąć na kość.
–
SOS! – krzyknęła.
Patrzyła, jak drzwi łazienki otwierają się dziwnie
powoli, jakby w zwolnionym tempie, co przypomniało jej
scenę ze ,,Strefy mroku’’. Serce Maggie zabiło mocno, lecz
nie była pewna, czy spowodowała to gorąca woda, czy też
przypływ adrenaliny. Zresztą nie miało to znaczenia.
Maggie wiedziała jedno – nigdy w życiu nie czuła się tak
bezbronna.
–
Jaśnie pani wzywała? – zapytał Sam ostrożnie zza
wpół otwartych drzwi.
–
Drzwi się zacięły. Nie mogę wyjść spod prysznica.
Maggie miotała się z jednej strony kabiny na drugą,
usiłując stanąć tak, by nie sprawiać wrażenia, że się go boi,
a jednocześnie zachować godność. A właściwie resztki
godności.
Z drugiej jednak strony, gdyby teraz Sam zobaczył
ją po raz pierwszy odzianą tylko w kłęby pary, lody
77
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
z pewnością zostałyby przełamane. Skoro już zgodziła się
włączyć seks do ich znajomości, to mogliby zacząć
z rozmachem. Może przestałaby się w końcu czuć tak
strasznie spięta, gdyby już raz na zawsze uporali się
z kwestią ubrania, prawda?
Nie patrząc na nią, Sam szarpnął klamką od drzwi
kabiny.
–
Rzeczywiście, zacięły się – oznajmił.
Przez zaparowaną szybę widziała, że się uśmiechnął.
Właściwie można by pomyśleć, że to on celowo popsuł te
drzwi. Był to oczywiście niedorzeczny pomysł, bo prze-
cież skąd miałby wiedzieć, że Maggie wybierze właśnie
prysznic, a nie kąpiel w wannie?
–
Dasz radę otworzyć?
Podniósł na nią wzrok, omiatając najpierw spojrze-
niem ją całą od stóp do głowy. Jego gołębie oczy pociem-
niały, a ona zadrżała na całym ciele. Zmusiła się, by
zachować dumną pozę, z rozpaczliwą nadzieją, że kłęby
pary i strumienie wody stanowią pewnego rodzaju osłonę
przed jego spojrzeniem.
–
Proszę, pospiesz się. Woda robi się zimna.
Chociaż wydawało się to nieprawdopodobne w hotelu,
temperatura wody rzeczywiście zaczęła spadać.
–
Zakręć ją.
–
Nie mogę.
Sam znowu spojrzał w dół.
–
Obiecałbym ci, że nie będę patrzeć, ale wiem, że nie
mógłbym tej obietnicy dotrzymać. Podałbym ci ręcznik,
ale... – wskazał palcem górną krawędź kabiny, która
sięgała do sufitu.
–
Sam! – Z trudem powstrzymała się, by nie walnąć
78
Jeanie London
dłonią w szybę, ale tylko dlatego, że gdyby ją stłukła,
pokazałaby się Samowi w całej okazałości. – Musisz
otworzyć te drzwi. Umrę tutaj, zanim zjawi się ob-
sługa.
Już sama myśl o tym, że miałaby wykręcić numer 19
i stanąć teraz twarzą w twarz z Dougrayem, przyprawiła
ją o palpitacje.
Myśl ta najwidoczniej otrzeźwiła także Sama. Potrząs-
nął głową, zamrugał jak ktoś, kto usiłuje zebrać myśli,
i zrobił w tył zwrot.
–
Poszukam czegoś, czym można rozkręcić tę klamkę.
Maggie oddychała głęboko, usiłując odzyskać jakie
takie panowanie nad swoimi zszarganymi nerwami. Pod
spojrzeniem Sama czuła się niewiarygodnie bezbronna
i absolutnie naga, gdy stał obok, całkowicie ubrany. Było
to jednak podniecające doznanie, które sprawiło, że
rozleniwiona krew zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach.
Nie mogła zaprzeczyć, że uznanie, które dostrzegła
w jego spojrzeniu, mile ją połechtało; nie mogła po-
wstrzymać lekkiego przypływu kobiecej dumy, widząc,
że tak na niego działa. Kobieca duma nie zdołała jednak
całkowicie wynagrodzić jej tego, że musi stać nago pod
prysznicem, podczas gdy on próbuje nożyczkami roz-
montować klamkę.
–
Boże... ta woda jest lodowata.
Zęby zaczęły jej szczękać i Maggie miała nadzieję, że
Sam nie słyszy tego idiotycznego dźwięku.
–
To ją zakręć.
–
Nie... nie mogę. – Woda stanowiła wprawdzie
cieniutką i lodowatą zasłonę, ale za to jedyną, jaką Maggie
miała.
79
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Jezu, Maggie! No dobra, już ją prawie mam. – Zmełł
w ustach przekleństwo, zmagając się z nożyczkami, gdy
klamka wreszcie rozpadła mu się w rękach. – Gotowe.
Klamka po jej stronie wypadła i z brzękiem potoczyła
się po posadzce kabiny.
–
Zakręć wodę, i to już – powiedział tonem nie
znoszącym sprzeciwu i szybko wyszedł z łazienki, z łos-
kotem ciskając na toaletkę nożyczki i zewnętrzną część
klamki.
Maggie wypełniła jego polecenie, zbyt zmarznięta, by
zdobyć się jeszcze na dumę. Trzęsła się tak gwałtownie, że
ledwo mogła ustać na nogach.
Sam wrócił po chwili i stanął w drzwiach, rozpo-
ścierając przed nią ręcznik kąpielowy.
–
Nie będę patrzył – obiecał.
Zgodnie z przyrzeczeniem odwrócił oczy, kiedy pode-
szła do ręcznika, ale nie pozwolił jej się nim owinąć, tylko
pogonił ją po wyłożonej kafelkami podłodze w stronę
toalety.
–
Siadaj tu. – Położył jej dłoń na ramieniu i stanow-
czym ruchem usadził ją na klapie sedesu, a następnie zdjął
ręczniki z pobliskiego wieszaka.
Potem dość władczym ruchem, jak wydawało się
Maggie, ułożył jej jeden na kolanach, a drugim otulił
jej ramiona. Zęby wciąż szczękały jej dziko, udarem-
niając wszelką próbę sprzeciwu, a kiedy zarzucił jej
kolejny ręcznik na głowę, dalszy opór był już niemoż-
liwy.
–
No już, cicho. Takie sine usta zupełnie nie pasują ci
do koloru włosów. Teraz owiń sobie głowę.
Maggie zrobiła to drżącymi rękami. Na twarzy Sama
80
Jeanie London
pojawił się surowy grymas, nie wiedziała jednak, czy
gniewało go to, że tak głupio tkwiła pod zimnym prysz-
nicem, czy to, że w ogóle została tam uwięziona. Teraz
Maggie wiedziała tylko, że jest przemarznięta na kość,
i nie usiłowała nawet opierać się, kiedy Sam zaczął
zamaszystymi ruchami wycierać jej nogi.
Nie była pewna, kiedy dokładnie to się stało – pewnie
mniej więcej wtedy, gdy zęby przestały szczękać jej jak
potrząsane w kubku kości do gry – lecz nagle uświadomiła
sobie, że czuje dotyk jego dłoni na swej skórze. Sam ukląkł
na podłodze, oparł sobie jej stopy na kolanach i zaczął
rozcierać to jedną, to drugą silnymi, energicznymi rucha-
mi mającymi ją rozgrzać.
Poskutkowało. Poczuła, że zalewa ją fala ciepła,
a gdy silnymi palcami objął jej nogę w kostce i prze-
niósł jej stopę wyżej, na swoje udo, cały chłód zniknął
bez śladu. Sam przesunął ręcznik wyżej. Jego dłonie
wędrowały z tyłu po jej łydce, pod kolanem, aż do
czułego miejsca na tylnej stronie ud. Maggie wes-
tchnęła.
Sam natychmiast rozpoznał zachodzącą w niej prze-
mianę. Schylił powoli głowę, musnął wargami palce jej
stóp i wciąż patrząc w jej oczy, wsunął między nie
język.
Maggie wpatrywała się w niego, nie mogąc oderwać
wzroku od jego oczu, nie pojmując, dlaczego jego dotyk
jest tak przejmujący, a jej reakcja tak silna.
–
Od dawna cię pragnę. Ty też mnie pragniesz.
Musiałaby skłamać, gdyby temu zaprzeczyła, zwłasz-
cza że w odpowiedzi na jego dotyk jej łydka pokryła się
gęsią skórką.
81
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Po prostu lepiej niż ja potrafisz to ukryć. Ale nie ma
przed czym uciekać. Nie przede mną. Nie teraz.
Możliwe. W tej chwili jednak Maggie była pewna tylko
jednej rzeczy – jej Sam zniknął. T e n mężczyzna
dokładnie wiedział, jak się z nią obchodzić; nie pytając
o pozwolenie, zmysłowo pieścił jej stopy, powoli i umiejęt-
nie biorąc do ust każdy palec po kolei.
Zaczął posuwać się dalej. Polizał wierzch jej stopy,
przesunął wargami po kostce i obsypał pocałunkami łydki,
przenosząc usta od jednej do drugiej niczym w jakiejś
seksownej grze.
Czy powinna go powstrzymać? Pragnął odkryć ten
wymiar ich związku już od dawna. Maggie wiedziała
z doświadczenia, że jej pacjenci często wyolbrzymiali
swe pragnienia tylko dlatego, że przez długi czas nie
mogli ich spełnić. Czy nie byłoby najrozsądniej pójść
teraz na całość i w ten sposób sprawić, że wybije ją
sobie wreszcie z głowy? Albo że ona wybije sobie z gło-
wy jego?
To tylko jeden weekend. Każdy krok dalej oznaczałby
zagrożenie dla ich przyjaźni, a Sam obiecał, że nie
będzie robił głupstw, kiedy wrócą do domu. Nie za-
ryzykowałby tego, co ich łączy, upierając się przy
związku, którego nie będzie miała ochoty podtrzy-
mywać.
Nagle jego usta napotkały czułe miejsce pod jej kola-
nem, aż ciałem Maggie wstrząsnął gwałtowny dreszcz
w odpowiedzi na tę wilgotną pieszczotę jego warg
i zachłannego, gorącego języka.
Sam zdecydowanie ją pociągał. Kiedy ich baśniowy
weekend dobiegnie końca, wrócą do domu, on włoży
82
Jeanie London
okulary i znowu stanie się jej najlepszym przyjacielem,
a obojgu zostaną tylko cudowne wspomnienia. I oboje
będą seksualnie spełnieni.
Przecież to tylko weekend, na litość boską!
83
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Rozdział piąty
Natarczywe pukanie przywróciło Sama do rzeczywis-
tości. Hm, rzeczywistość była lepsza niż wszystkie jego
dotychczasowe fantazje, bo właśnie odkrywał niezbadane
dotąd obszary kolan Maggie i planował już wędrówkę ku
nęcącej krawędzi ręcznika kąpielowego.
Z ust dziewczyny wydobywały się ciche westchnienia
i były to jedyne dźwięki, jakie teraz pragnął słyszeć.
Pukanie jednak nie ustawało, a jego natarczywość
uświadomiła Samowi, że to obsługa hotelowa. Jeżeli nie
otworzy, kelner zorientuje się, w czym rzecz, i pójdzie
sobie. Dlaczego nie wpadł na to, żeby wywiesić tabliczkę
z napisem ,,Nie przeszkadzać’’?
–
Co to? – zapytała Maggie głosem ochrypłym z pożą-
dania, szeptem, jakiego nigdy u niej nie słyszał, lecz
słuchał z rozkoszą.
Sam nie był pewien, czy potężna erekcja nie uniemoż-
liwi mu dźwignięcie się do góry. Położył dłonie na udach
Maggie i ostrożnie spróbował.
–
To ktoś z obsługi – powiedział, dostrzegając konster-
nację dziewczyny.
Wyszedł z łazienki na sztywnych nogach, przeklina-
jąc kelnera i siebie za to, że tak bezmyślnie złożył
zamówienie. Ile lat czekał, żeby móc wydobyć z Maggie
westchnienia rozkoszy? Na pewno zbyt wiele, żeby
teraz coś tak błahego jak posiłek miało go od niej
odciągnąć.
Porwał marynarkę z oparcia krzesła i narzucił ją na
siebie, żeby ukryć erekcję. Z ponurą miną otworzył drzwi.
Nie zdążył nawet burknąć barczystemu, łysiejącemu
kelnerowi, żeby zostawił im to cholerne jedzenie, bo ten
natychmiast władował się z wózkiem do pokoju, niemal
przewracając Sama.
–
Panie Masters – powiedział tubalnym głosem. – Pań-
skie jedzenie zaraz się upodobni do kawałka tektury, jeśli
każe mi pan dłużej czekać na korytarzu.
Sam zamrugał z niedowierzaniem. Czyżby kelner robił
mu wymówki?
Nie patrząc nawet na Sama, mężczyzna ustawił na-
kryty płóciennym obrusem wózek przy dębowym stole
w rogu pokoju. Uchylił pokrywę srebrnej patery, z uzna-
niem powąchał zawartość i dopiero wtedy łaskawie
zwrócił się do Sama.
–
Na imię mi Bruno, jestem głównym kucharzem
i kierownikiem restauracji. Będę odpowiadać za państwa
jadłospis podczas waszego pobytu w pensjonacie ,,Pod
Wodospadem Rozkoszy’’. Chciałbym omówić preferencje
pana i pani James.
Sam mechanicznie uścisnął wyciągniętą dłoń męż-
czyzny, nie mając pewności, czy to pulsowanie w kroczu,
85
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
czy też zupełnie nieoczekiwane zachowanie kelnera spra-
wiło, że miał całkowity zamęt w głowie.
–
Z waszego zamówienia wnoszę, że pan i pańska
dama lubicie owoce morza, kuchnię włoską, no i desery,
rzecz jasna. Mój sernik z malinami przysporzył mi
niemałej sławy. Ludzie zjeżdżają się z najdalszych stron,
żeby go spróbować. Musi mi pan powiedzieć, co pan o nim
sądzi.
Pan i pańska dama. Tak, to właśnie była Maggie – jego
dama. Ale tylko przez weekend, który przecież nie będzie
trwał wiecznie, podczas gdy kierownik restauracji marno-
wał właśnie cenne sekundy.
Ciekawe, od kiedy kierownicy restauracji robią za
kelnerów? Sam nie miał zamiaru pytać. Pragnął tylko,
żeby facet zrobił w tył zwrot i wymaszerował, a on
mógłby wtedy wrócić do Maggie. Zanim z jej twarzy
zniknie pożądanie. Zanim zrobi coś głupiego, na przykład
ubierze się.
Na nieszczęście Bruno najwyraźniej uparł się, żeby
wybadać apetyt Sama. A Sam nie miał teraz apetytu na
nic, z wyjątkiem kobiety, która czekała na niego za ścianą.
–
Co pan powie na bardziej obfite menu? – zapytał
Bruno. – Jada pan duże porcje mięsa?
–
Ee... tak. Jadam.
–
A pani James?
–
Ona lubi warzywa.
–
To świetnie – rozpromienił się Bruno. – Ostatnio
eksperymentuję z kuchnią orientalną i przyrządzam wy-
śmienity sos imbirowo-sojowy do chińskich warzyw
z krewetkami. Squisito! – Cmoknął w palce i westchnął
dramatycznie. – Czy pańska dama lubi chińszczyznę?
86
Jeanie London
Jego dama.
–
Owszem, lubi. Ja też.
–
To dobrze. Na śniadanie podać jajka? Jakieś owoce?
–
Uchylił pokrywę platery, pokazując cienkie plaster-
ki cytryny, którymi udekorowane było danie z krewe-
tek. – O tej porze roku jedynymi owocami godnymi
tego miana są jabłka, które sprowadziłem z sadów
w okolicy Poughkeepsie, borówki i cytrusy ze środ-
kowej Florydy. Tam już mają zimę za sobą i owoce są
słodziuteńkie.
Sam usłyszał dźwięk otwieranych i zamykanych
drzwi – to pewnie Maggie przeszła do sypialni.
–
Jajka mogą być. Owoce mogą być. – Odsunął się
trochę od wózka, z nadzieją że zwabi Bruna w kierunku
drzwi. – Ale moja dama nie jada śniadania – dodał Sam,
delektując się własnymi słowami.
Krzaczaste brwi Bruna uniosły się wysoko, do miejsca,
gdzie powinny zaczynać się włosy, gdyby nie to, że ich
linia cofnęła się aż za uszy.
–
Nie jada śniadania? W ogóle? – zapytał z przeraże-
niem.
–
Pije tylko kawę.
–
Oczywiście espresso, jak sądzę?
–
Faktycznie, espresso. Proszę tylko dopilnować, żeby
była czarna jak atrament i mocna jak paliwo odrzutowca.
I nie w żadnym naparstku, ale w dużych ilościach.
–
Dobrze. Dobrze.
Najwyraźniej dzięki tej ostatniej rewelacji Maggie
urosła nieco w oczach Bruna. Sam poszedł do przedpo-
koju, odsunął na bok foldery reklamowe pensjonatu
i wziął z biurka menu hotelowe. Przez chwilę zastanawiał
87
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
się, czy w szufladzie jest Biblia, tak jak w każdym hotelu.
Chyba nie zostawiliby jej w sypialni?
–
Odwiedzimy pańską restaurację, kiedy już się tu
zainstalujemy – powiedział. – Na razie będziemy zama-
wiać do pokoju. A więc macie tu pizzę. Ona jada
z pieczarkami, a ja z pepperoni i kiełbasą. Uwielbia też
sałatki. Aha, jeszcze naleśniki z waflami. Nie na śniadanie,
na kolację. I jeszcze jajka. Lubi tosty z jajecznicą, serem
i z dżemem winogronowym – wyliczał nerwowo znane
mu kulinarne zachcianki Maggie, po to, by wreszcie
skłonić Bruna do wyjścia. – Czy można zamówić śniada-
nie na kolację?
–
Dla pana i pani James zrobimy wszystko – oznajmił
wielkodusznie kucharz, odchodząc od wózka, żeby zaj-
rzeć do menu.
To już było coś.
–
A co z deserem? – Bruno oglądał kartę dań, którą
trzymał przed nim Sam. – Jest oczywiście sernik, ale może
być też murzynek. A może jabłecznik? Albo tiramisu?
–
Jak najbardziej. Ona lubi też biszkopt.
–
Cudownie. Mam przepis na wyborny biszkopt z bo-
rówkami. Pani James lubi borówki, rzecz jasna?
–
Oczywiście. – Sam nie był tego do końca pewien, ale
postanowił nie przejmować się tym teraz.
Położył dłoń na muskularnym ramieniu kucharza i tak
nim pokierował, że obaj stanęli twarzą do drzwi.
–
Wydaje mi się, że niczego pan nie pominął. Nie
zdawałem sobie sprawy, że w tym klubie jest pięciogwiazd-
kowa restauracja.
–
Niech pan koniecznie wspomni o tym kierowniczce.
Powinna kazać tym z marketingu, żeby lepiej nas promo-
88
Jeanie London
wali. – Bruno mrugnął chytrze. – Obiecuję, że czeka pana
za to kulinarna nagroda.
–
W brzuchu mi burczy na samą myśl o tym.
Sam zerknął w stronę sypialni, skąd znowu dobiegło
trzaśnięcie drzwi. Bruno spojrzał w tym samym kierunku
i oczy nagle rozszerzyły mu się, jakby wreszcie zrozumiał,
że przeszkadza. Nie protestował więc, kiedy Sam ot-
worzył drzwi.
Nagle jednak przystanął w pół kroku i obrócił się na
pięcie.
–
Czy pan albo pani James jesteście uczuleni na jakąś
potrawę? – zapytał z przejęciem.
–
Nie, żadne z nas nie ma alergii.
–
Dobrze. Dobrze. Kucharz musi wiedzieć takie rze-
czy. W mojej kuchni stosuję wiele rzadkich ziół i przy-
praw. Zawsze podaję je też do posiłku, żeby goście mogli
doprawiać potrawy według uznania.
–
Doprawdy, myśli pan o wszystkim.
–
Staram się...
Tu wypowiedź Bruna została gwałtownie przerwana,
ponieważ Sam zamknął mu drzwi przed nosem.
–
Jezu – mruknął.
Odczekał, aż Bruno oddali się korytarzem i wywiesił
tabliczkę z napisem ,,Nie przeszkadzać’’.
–
Sam, kto to był?
Głos Maggie dobiegł z sypialni, ale nie był to już ten
ochrypły, przytłumiony od namiętności szept, który
wciąż brzmiał mu w uszach. Rozczarowany, westchnął
ciężko.
–
Kucharz z piekła rodem.
Wtoczył wózek z jedzeniem do sypialni. Widok
89
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
sprawił, że całe rozczarowanie Sama wyparowało w jed-
nej chwili. Ujrzał bowiem Maggie, jakiej nigdy przedtem
nie widział.
Owszem, była ubrana, ale tylko w kawałek zwiewnego
jedwabiu barwy brzoskwini. Materiał miękko opływał jej
kształty, a był tak jasny, że niemal zlewał się z kolorem jej
skóry i tak przezroczysty, że w migotliwym blasku świec
widać było każdą krągłość jej ciała.
Pod spodem nie miała na sobie nic.
Krew spłynęła mu zawrotną falą z głowy w kierunku
krocza. Chociaż przedtem Samowi zdawało się, że cierpi
katusze, były one niczym w porównaniu z dzikim pożą-
daniem, które odczuwał w tej chwili. Już przecież po-
smakował słodyczy jej skóry. I ten smak tylko zaostrzył
jego apetyt.
Napawał się widokiem jej pociemniałych od wilgoci
włosów, opadających na uroczy kark, jędrne piersi i sutki,
które przeświecały ciemnymi plamkami przez niewidzial-
ną niemal tkaninę.
Dostrzegł wcięcie jej talii i zaokrąglenie bioder, lecz
całkowicie pozbawił go zmysłów ciemny zarys w miejscu
złączenia ud. Gdyby w tej chwili nastąpił krach na
giełdzie, nic by go to nie obchodziło. Stanąłby w obliczu
ruiny finansowej z jej obrazem wyrytym pod powiekami
i z myślą, że nie ma na świecie piękniejszej od niej kobiety.
Jego wzrok wędrował dalej w dół, po smukłych udach,
kształtnych łydkach i szczupłych kostkach aż ku palcom
stóp z pomalowanymi na brzoskwiniowo paznokciami,
które wyłaniały się spod piór, którymi suto ozdobione
były jej pantofelki.
–
No, no, patrzcie tylko. Cóż za... wykwintne pantofel-
90
Jeanie London
ki – zdołał wreszcie wykrztusić. – Czy te z Gumisiami
nosiłaś po to, żeby mi zrobić przyjemność? Nakładasz je
tylko przy mnie?
–
Nie! – Pokręciła stopą, żeby mógł dobrze przyjrzeć
się pantofelkowi na malutkim obcasie. – Nałożyłam je, bo
tylko to znalazłam w swojej walizce. Wygląda na to, że
wszystko, co spakowałam, po prostu zniknęło.
–
Zginęły ci ubrania?
–
Tylko piżama, szlafrok i ciuchy do noszenia po
domu. Ubrania wyjściowe zostały. – Zmarszczyła brwi.
–
Sam, czy to ty zabrałeś moje rzeczy i zamieniłeś na... na
to coś?
Rozłożyła ręce, ukazując mu zapierający dech w pier-
siach widok swych smukłych kształtów pod przezroczys-
tą tkaniną. Chciał zaprzeczyć, ale głos uwiązł mu w gard-
le, więc potrząsnął tylko głową. Nie grzebał jej w baga-
żach, ale nie martwiło go zbytnio, że ktoś inny to zrobił.
Zmrużyła podejrzliwie oczy.
–
Jeśli nie ty, to kto? Przecież nie boy hotelowy.
Sam wzruszył ramionami, chociaż też nie uważał, że
to możliwe. Za grzebanie w walizkach gości pensjonat
,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ mógłby odpowiedzieć
w sądzie.
–
Jeśli nie zrobił tego Dougray, kiedy wnosił tu moje
bagaże, to mogła być tylko Lyn. – W jej głosie pojawiła się
irytacja. – Jestem tego pewna. Wiedziała, że muszę jeszcze
dzisiaj o świcie odbyć sesję z Angie i Raymondem, bo on
cały tydzień był w podróży służbowej. Zdziwiłam się, że
tak wcześnie przyszła do pracy, ale powiedziała, że chce
wcześniej zamknąć gabinet.
–
Zabrałaś bagaże do gabinetu?
91
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Nie, ale mogła wyjąć kluczyki do samochodu z moje-
go schowka dla personelu. – Skrzyżowała ramiona na
piersi, skutecznie zasłaniając cały widok. – Nie patrz tak
na mnie, Sam. Lyn jest moją przyjaciółką. To ona poradzi-
ła mi, żebym zaprosiła ciebie, ale uznała, że pomysł
z obserwacją jest kiepski. Powiedziała, że najlepsza będzie
praktyka.
–
Będę musiał jej podziękować, kiedy wrócimy.
–
Sam – burknęła – gdybym cię nie znała, mogłabym
pomyśleć, że to było ukartowane. Nie uwierzysz, co ona
mi tam napakowała. To jest jeszcze najskromniejsze.
Chociaż bardzo się starał, nie był w stanie skupić całej
uwagi na jej zagniewanej twarzy. Znowu omiótł wzro-
kiem jej zachwycającą postać.
–
Maggie, ja wcale nie narzekam, uwierz mi.
–
Sam! – uniosła wyzywająco brodę.
Widząc jednak niepewność w jej oczach, Sam domyślił
się, że wspomnienie pieszczot w łazience nie daje jej
spokoju.
–
To są bardzo seksowne pantofelki. I ty jesteś sek-
sowna, cokolwiek nałożysz – pantofle z Gumisiami, czy
to. Czy zupełnie nic. Niemal wyrzuciłem za drzwi kiero-
wnika restauracji, żeby do ciebie wrócić. Bałem się, że
zmienisz zdanie i uznasz, że nic z tego nie wyjdzie.
Kiedy Maggie otworzyła oczy, nie było już w nich
zwątpienia. Powiódł palcem po jej policzku, a potem
wokół ucha. Zadrżała.
–
Lubię, kiedy reagujesz na mój dotyk – powiedział.
–
Na razie za mało cię dotykałem. Muszę cię jeszcze sporo
pouwodzić, Maggie.
Kształtne różowe usta wygięły się w uśmiechu.
92
Jeanie London
–
Nie musisz mnie uwodzić. Przyrzekłam przecież, że
poświęcę ci całą swoją uwagę podczas tego weekendu,
pamiętasz?
–
Pamiętam. Ale zaufaj mi. Muszę cię uwieść, a ty
obiecałaś, że pozwolisz dojść do głosu naturze, pamię-
tasz?
–
Pamiętam.
Zaczerpnęła gwałtownie tchu. Stwardniałe sutki zary-
sowały się ostrymi wzgórkami pod cieniutką tkaniną.
Sam stłumił w sobie jęk. Opuścił rękę i ujął jej pierś,
rozkoszując się jej ciężarem i tym, jak doskonale mieściła
mu się w dłoni, jakby dla niej specjalnie została stworzo-
na. Przesunął kciukiem po jej sutku, a krew wzburzyła się
w nim tak bardzo, że aż zakręciło mu się w głowie.
Czy naprawdę sądził, że zdoła się opanować w obliczu
takiej pokusy?
Odpowiedzią na to pytanie było zaskoczenie na twa-
rzy Maggie. Najwyraźniej zdziwiło ją jej własne pod-
niecenie. Reagowała tak naturalnie. Zawsze podejrzewał,
że Maggie jest namiętną kobietą, z tej prostej przyczyny,
że nigdy nie robiła nic połowicznie. Podchodziła do
wszystkiego bardzo emocjonalnie. Lojalna, uczuciowa
i bardzo żywiołowa, potrafiła cieszyć się każdą chwilą, ale
jednocześnie była podatna na ciosy, jakie przynosiło życie.
Była także niesłychanie spontaniczna. Przez te wszyst-
kie lata nieraz wpędzała go w niezłe tarapaty dzięki
swoim ,,genialnym’’ pomysłom. Jak wtedy, gdy przez całą
noc kazała mu wpychać prezerwatywy do paczek, które
uniwersytet rozdawał na powitanie studentom pierw-
szego roku.
Pomysł promowania bezpiecznego seksu nie spodobał
93
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
się zbytnio władzom uczelni, w przeciwieństwie do
studentów. Sam też oberwał za swój udział w tym
przedsięwzięciu, ale nawet reprymenda dziekana nie
osłabiła jego pragnienia, by jedną z tych prezerwatyw
wykorzystać z Maggie.
Teraz wciąż pragnął tego samego.
Najpierw jednak musi udowodnić, że są dla siebie
stworzeni, i to nie na jeden weekend, lecz na zawsze.
Zmusił się, żeby zdjąć rękę z jej piersi.
–
A teraz, jaśnie pani, czas zaspokoić inne apetyty
–
powiedział i ruszył w kierunku wózka z jedzeniem
ustawionego przy łóżku.
–
Czy to będzie piknik w łóżku?
–
Tak. Wydaje mi się, że to najlepszy pomysł.
–
Masz rację. Umieram z głodu. – Zrzuciwszy panto-
felki, wdrapała się na łóżko i usiadła z podwiniętymi
nogami. – To łóżko jest niesamowite.
–
Rzeczywiście.
Łoże ustawione było tak wysoko, że prowadziły do
niego z obu stron drewniane schodki. Na olbrzymim
materacu leżała gruba kołdra, a bogato zdobione haftem
zasłony w odcieniu złota i ochry były odsunięte i złotymi
sznurami przywiązane do czterech słupów w rogach
łóżka. Sam wyobraził sobie, że zaciąga te zasłony, zamy-
kając Maggie w środku, niczym w pułapce.
Podczas gdy Sam nalewał szampana, Maggie odsłoniła
czekającą ich ucztę – koktajl z krewetek, sałatkę im-
birowo-owocową i, na przystawkę, bułeczki o smaku
pizzy nadziewane pepperoni, pieczarkami i włoskimi
serami.
–
Szef kuchni używa dużo przypraw – wyjaśnił Sam,
94
Jeanie London
wskazując na miseczkę, w której tkwiła malutka łyżecz-
ka. – Zwykle podaje je też do posiłku, żeby goście mogli
doprawiać potrawy według uznania.
–
Zapobiegliwy. – Zanurzyła czubek palca w miseczce
i dotknęła go językiem, podczas gdy Sam patrzył na nią,
urzeczony. – Bardzo smaczne. Myślę, że to do sałatki
owocowej. Nie jesteś głodny?
–
Jadłem w samolocie.
Było to kłamstwo. Sam usiadł za nią, oparty plecami
o ramę łóżka w taki sposób, że Maggie znalazła się między
jego kolanami wystarczająco blisko, by mógł jej dotknąć,
a jednocześnie, by miała także dostęp do jedzenia. Nadal
cierpiał męki pożądania.
–
Powiedz mi, Sam, czy do któregoś z twoich związ-
ków wkradła się nuda?
Nie miał specjalnie ochoty rozprawiać o monotonii
w łóżku albo o swoich byłych związkach, ale usłyszał, że
Maggie przybrała swój ton doradcy małżeńskiego. Będzie
powtarzać to pytanie, dopóki nie dowie się tego, czego
chce, a Sam miał już za mało sprawnych szarych komórek,
żeby w inteligentny sposób wymigać się od odpowiedzi.
Musiał też przyznać, że myślenie o byłych dziew-
czynach pomaga mu nieco odwrócić uwagę od krągłych
pośladków, usadowionych między jego udami.
–
Z Marą o żadnej nudzie nie było mowy – powiedział.
–
Ha! Wiedziałam, że tylko udawała. – Maggie od-
chyliła się, żeby rzucić mu triumfalne spojrzenie. – Twoi
rodzice myśleli, że jest grzeczną dziewczynką, ale ja się na
niej poznałam.
Sam stłumił uśmiech. Mara była ładną, lubianą przez
wszystkich dziewczyną o rudych włosach, które Maggie
95
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
uznała za godne miana kasztanowatych, w przeciwień-
stwie do jej własnych, o bladorudym odcieniu.
–
Nie lubiłaś jej.
–
Dlaczego tak sądzisz? – Unikając jego wzroku,
usadowiła się znowu między jego nogami.
–
Przejrzałem już twój niewinny wybieg. Dlaczego jej
nie lubiłaś?
–
Jaki wybieg?
–
Odpowiedz. To ty poruszyłaś ten temat.
–
Nie wiem, czy pamiętasz, że jestem terapeutą na
wyjeździe naukowym.
–
Odpowiedz.
Maggie pokręciła głową, a włosy rozsypały jej się na
ramiona. Sam zebrał je w dłoni i lekko pociągnął.
–
No już dobrze. Ona się czuła zagrożona. Powiedz-
my, że przy każdej okazji przypominała mi, żebym się
trzymała od ciebie z daleka.
Sam zmarszczył brwi, z jej ostrożnych sformułowań
wnioskując, że nie powiedziała wszystkiego.
–
Dlaczego nigdy mi o tym nie mówiłaś?
–
Nie chciałam psuć ci zabawy. To znaczy, że w two-
im pierwszym poważnym związku nie pojawiła się nuda?
–
Zgrabnie wróciła do swojego pytania, zanim zdążył coś
jeszcze z niej wyciągnąć.
Najwyraźniej nie zamierzała już nic dodać, chociaż
i tak powiedziała chyba więcej, niż chciała, sądząc z jej
lekko rozdrażnionego głosu.
–
Chodziliście ze sobą przez dwa lata w szkole średniej
i w czasie wakacji przed studiami. To przecież całkiem długo.
–
To było szaleństwo hormonów okresu dojrzewania.
Coś okropnego.
96
Jeanie London
–
A Chrissy?
–
Co Chrissy? Ona chyba nie czuła się zagrożona
przez naszą przyjaźń?
–
Ona, która w pojedynkę nawróciłaby wszystkich
Amerykanów na liberalizm? Nie sądzę, żeby czuła się
zagrożona przez cokolwiek.
Ten opis rozśmieszył Sama. Chrissy była zapaloną
działaczką jednego z uniwersyteckich klubów politycz-
nych. Przy każdej okazji próbowała przekonać Maggie do
swoich poglądów, a Maggie zawsze odwzajemniała się
swoimi konserwatywnymi argumentami, które nie-
zmiennie doprowadzały Chrissy do rozstroju psychicz-
nego.
–
Nuda dopadła nas przed końcem studiów. Zrobiło
się... no cóż, nerwowo. Ona dostała pracę jako asystentka
senatora i chciała przeprowadzić się do Waszyngtonu. Ja
wolałem zostać w Baltimore.
Nie chciał zostawić Maggie.
Odwróciła ku niemu twarz.
–
To było zaraz przed waszym zerwaniem?
–
Uhm.
–
A więc nuda w łóżku towarzyszyła sytuacji streso-
wej. To się zdarza bardzo często. A co z Emmą? Twój
związek z nią to był dopiero niezły kocioł.
–
Kocioł? Co to ma znaczyć? – Zanim zdążyła od-
powiedzieć, znowu uderzyła go pewna myśl. – Emmy też
nie lubiłaś.
Popatrzyła na niego surowo.
–
Nigdy nie mówiłam, że nie lubię Emmy. Ale kiedy
byliście razem, ty zawsze wydawałeś się albo napalony,
albo zupełnie obojętny.
97
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Teraz sobie przypominam, że miewaliśmy okresy
monotonii.
–
Dziwisz się? To się często zdarza aktywnym parom.
–
Aktywnym parom?
–
Nie oszukuj się, Sam. Oboje byliście zagonieni.
Kiedy nie pracowałeś, spotykałeś się z jej znajomymi
prawnikami i swoimi zwierzchnikami. No, a kiedy ona
przygotowywała się do sprawy, nie widywałeś jej całymi
tygodniami. Spędzałeś wolny czas ze mną, a nie było go
wiele, uwierz mi. Dziwię się, że wy w ogóle znajdowaliś-
cie czas na seks.
Sam wyczuł dezaprobatę w jej głosie, ale nie był
pewien, czy Maggie potępiała ambicje Emmy, czy jego.
Otoczył ją ramionami, pragnąc, by przestała stawiać
diagnozy jego związkom, które dawno przestały mieć dla
niego znaczenie. Gdyby miał być zupełnie szczery, mu-
siałby przyznać, że żaden z nich nigdy nie znaczył dla
niego tyle, co Maggie, uznał jednak, że jest za wcześnie, by
jej o tym mówić.
–
Analiza skończona? – zapytał.
Pokręciła głową.
–
Po Emmie nie miałeś już okresów monotonii?
–
Nie było z kim.
Przez ostatnie dwa lata Sam miewał tylko przelotne
znajomości, choć w porównaniu do wyczynów Mag-
gie, która raz po raz wdawała się w krótkie i burzliwe
związki, wydawał się uosobieniem stałości i wytrwało-
ści.
Być może w oczach Maggie był nawet nudny. Z jego
punktu widzenia wyglądało to tak, jakby za każdym
razem, gdy facet zaczynał się angażować, ona wpadała
98
Jeanie London
w panikę. Żyła w myśl samospełniającej się przepo-
wiedni: spodziewaj się najgorszego, a ono nastąpi.
Jeszcze coś przyszło mu do głowy. Maggie nie przepa-
dała za żadną z jego byłych dziewczyn. Czy nie kryło się
w tym coś więcej niż tylko niezgodność charakterów?
Czy to możliwe, że była zazdrosna?
99
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Rozdział szósty
–
Moja kolej, pani doktor – powiedział Sam.
–
Twoja kolej na co?
Maggie z powrotem wtuliła się w jego pierś, a on
otoczył ją ramionami i oparł brodę na jej głowie. Wdychał
głęboko zapach jej świeżo umytych włosów podszyty
delikatną wonią kwiatu pomarańczy. Musiała skropić się
za uszami wodą toaletową.
–
Ty mnie już wymaglowałaś na temat moich byłych
związków, choć unikałem rozmowy o tym przez ostatnie
dziesięć lat. Teraz odpowiedziałem na twoje pytania.
Czas, żebyś ty odpowiedziała na moje.
–
Pytaj.
Zawahał się jeszcze przez chwilę, rozważając, jak
najlepiej sformułować pytanie, żeby nie obudzić jej czuj-
ności.
–
Jaki jest twój ideał mężczyzny? Rozumiem, że
oczywiście jeszcze go nie spotkałaś.
Maggie wyswobodziła się ze śmiechem z jego objęć
i odwróciła głowę, żeby spojrzeć mu w twarz. W jej
zielonych oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
–
Ale z ciebie dyplomata – powiedziała.
–
Jak zawsze.
–
Chcesz wiedzieć, dlaczego niszczę swoje związki,
tak jak pani Carr krzewy róż? – zapytała, nawiązując do
ich sąsiadki, starszej pani, która rozpaczliwie pragnąc
zdobyć medal na wystawie kwiatów, marnowała tyle
krzewów, że ogrodnik nie mógł nadążyć z dostarczaniem
nowych sadzonek.
–
Właśnie.
–
Nie sądzisz chyba, że to dlatego, że lubię skakać
z kwiatka na kwiatek?
–
Nie.
Iskierki w jej oczach znowu zamigotały, lecz trzeba
było jej przyznać, że nie próbuje wykręcić się od odpowie-
dzi. Znowu usadowiła się wygodnie w jego ramionach.
–
To miło – stwierdziła.
Sam postanowił nie ponaglać Maggie. Czekał, aż
zbierze myśli. Był ciekaw, czy podejdzie do sprawy
z analitycznego, zawodowego punktu widzenia, czy też
zdecyduje się na szczerość. Kiedy tak rozmyślała, Sam
rozkoszował się dotykiem jej ciepłych krągłości.
–
Inne dziedziny życia zajmują mi tak dużo czasu
i przynoszą tyle satysfakcji, że chyba zawsze z łatwością
znajduję jakieś usprawiedliwienie dla nietrwałych związ-
ków – powiedziała w końcu.
A więc zdecydowała się na szczerość. Z jakiegoś
powodu unikała zaangażowania, tak jak unikała jedzenia
wątróbki. Bała się, że zostanie zraniona. I że sama zrani
ukochaną osobę.
101
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Masz zamiar przez całe życie chodzić na randki,
Maggie? Nie myślisz nigdy o przyszłości?
–
Pewnie, że myślę, ale wiem, ile pracy wymaga zbu-
dowanie udanego związku. Jeszcze nie spotkałam męż-
czyzny, który wydałby mi się zdolny do takiego wysiłku.
Sam był gotów się założyć, że nie spotkała takiego, bo
żaden jej związek nie zdążył rozwinąć się w coś więcej niż
tylko powierzchowną znajomość. Oprócz związku z nim,
oczywiście. Pod tym względem miał niewątpliwą prze-
wagę.
–
Jesteś pewna, że nie skreślasz ich zbyt szybko?
–
Nie, nie jestem. Ale o co właściwie ci chodzi, Sam?
Wydawała się lekko zasępiona, więc Sam przytulił ją
mocniej, chcąc udowodnić, że docenia jej szczerość.
–
Chodzi mi o to, że pragnę twojego szczęścia, a nie
jestem przekonany, czy potrafisz podejść do związku bez
uprzedzeń. Wydaje mi się, że za mało uwagi zwracasz na
to, co dobre.
–
Na przykład na co?
Na przykład na mnie, pomyślał Sam i powiedział:
–
Wiesz przecież, co ci się podoba w naszym związku,
prawda? To są właśnie te pozytywne rzeczy.
–
Nasz związek jest inny niż wszystkie.
–
Wcale nie. Po prostu czuliśmy, że zależy nam na
sobie, i dlatego dokonywaliśmy potrzebnych zmian, kiedy
dorastaliśmy i kiedy nasz związek ewoluował. W jaki
sposób odbiega to od tego, co doradzasz swoim pacjen-
tom?
Milczenie oznaczało, że słowa Sama dały jej do myś-
lenia.
–
Pomyśl, ile pozytywnych rzeczy wynika choćby
102
Jeanie London
z tego, że czujemy się ze sobą dobrze. I każde z nas wie, że
to drugie zawsze będzie przy nim, żeby nie wiem co.
A sytuacje kryzysowe? One przede wszystkim mają
znaczenie. Bo co byś zrobiła bez moich rad? Zwykle dajesz
się ponieść emocjom i zaczynasz się miotać.
Maggie położyła mu dłoń na ręce, którą obejmował ją
w pasie, i uścisnęła ją lekko.
–
Rzeczywiście zasłużyłeś na medal za umiejętność
zachowania spokoju w sytuacjach kryzysowych.
–
Tak – zgodził się. – Ale nie wiem, co bym zrobił bez
twoich emocji. Pamiętasz pierwsze Boże Narodzenie po
śmierci moich rodziców? Byłem w stanie myśleć tylko
o tym, jak przetrwać dzień w pracy. Nie chciałem myśleć
o niczym innym. A ty wpakowałaś mi się do domu,
wtaszczyłaś sama tę trzymetrową choinkę – do tej pory
nie rozumiem, jak udało ci się ją ustawić – i udekorowałaś
cały dom ozdobami mamy. Wyobrażasz sobie, co czułem,
kiedy wszedłem i zobaczyłem to wszystko?
–
Że przyszedł Mikołaj?
–
Że przyszła Maggie. Czułem się najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie, bo tak się o mnie zatroszczyłaś.
Wiedziałaś dokładnie, jak pomóc mi przejść najgorsze
chwile w moim życiu – dając do zrozumienia, że tak ci na
mnie zależy, że jesteś gotowa urwać się ze szkoły,
przytaszczyć mi do domu trzymetrową choinkę i przeko-
pać się przez strych w poszukiwaniu świątecznych ozdób,
które osłodziłyby mi te smutne ferie. Wiedziałem, że
mogę na ciebie liczyć, bez względu na to, czy uda mi się
wygrzebać z dołka, czy nie.
–
Och, Sam!
–
Nie można zapominać o tym, jak sobie wzajemnie
103
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
pomagamy. Przyjeżdżam tutaj i marznę na kość w walen-
tynki po to, żebyś ty mogła poszerzać swoją wiedzę. Nie
mów w takim razie, że długie związki nie mają swoich
zalet. Kto, jeśli nie najlepszy przyjaciel, najbardziej od-
dany ci człowiek na świecie, wybrałby się na weekend do
hotelu o nazwie pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozko-
szy’’, żeby obserwować, jak inni wskakują do łóżek?
Maggie prychnęła z udawanym oburzeniem i wyrwała
się z jego objęć.
–
Chcesz powiedzieć, że wystawiam cię na ciężką
próbę, panie Masters? Nie zamierzałam pójść z tobą do
łóżka. Skąd miałam wiedzieć, że myślisz o przespaniu się
ze mną?
Udawała twardziela, ale Sam dostrzegł wzruszenie na
jej twarzy. Zanim zdążyła dać mu kuksańca w żebra,
chwycił ją pod łokcie i przewrócił ze śmiechem na łóżko.
–
Nawet sobie nie wyobrażasz, jak dużo o tym
myślałem, Maggie.
A to dlatego, że nie przypuszczał, że kiedykolwiek
będzie miał szansę to zrobić.
Wzmianka o seksie sprawiła, że ich nastrój zmienił się
z figlarnego w intymny, a Sam uświadomił sobie nagle
z wielką siłą bliskość Maggie, gdy tak leżał, przyciskając
tors do jej spowitego w jedwab ramienia i ocierając się o jej
biodro.
–
Przyjemnie, prawda? – Przysunęła się bliżej i za-
mruczała jak kot, który wymościł sobie legowisko w ciep-
łym kocu. Jej głowa mieściła się idealnie w zagłębieniu
jego szyi. – Kto by przypuszczał, że przytulanie może
sprawić tyle przyjemności.
Pocałował jej włosy.
104
Jeanie London
–
Mnie to wcale nie dziwi.
–
Naprawdę?
–
Jest nam ze sobą tak dobrze we wszystkich innych
dziedzinach życia, to dlaczego w łóżku miałoby być
inaczej?
Na to nie miała chyba gotowej odpowiedzi, bo leżała
w milczeniu z policzkiem przyciśniętym do jego piersi,
ręką swobodnie obejmując go w pasie.
–
Czy to rzeczywiście był dla ciebie taki wspaniały
prezent gwiazdkowy, kiedy przyszedłeś i zobaczyłeś, że
udekorowałam dom? – zapytała szeptem.
–
Nie zniósłbym widoku ozdób mamy ani związa-
nych z nimi wspomnień. Na pewno nie w tak krótkim
czasie po śmierci rodziców. Ty pomogłaś mi zmierzyć się
z bólem.
–
Cieszę się. Martwiłam się wtedy, czy nie za szybko
cię do tego zmuszam.
–
Widok udekorowanego domu pozwolił mi przywo-
łać wszystkie piękne chwile i uzmysłowić sobie, jakie
miałem szczęście, że rodzice byli ze mną tak długo. I jakie
to szczęście, że wciąż mam ciebie.
Objęli się, wzruszeni tym, jak mocne więzy ich łączą.
Napawając się bliskością leżącej w jego ramionach kobie-
ty, Sam zauważył, że jej oddech stał się głębszy...
–
Zasnęła – mruknął z uśmiechem w mroczne zacisze
osłoniętego kotarą łoża.
Uśpienie Maggie podczas ich pierwszego wspólnego
wieczoru nie było osiągnięciem, którym miałby ochotę się
komukolwiek pochwalić, a jednak nie był zmartwiony.
Przejechała dziś pięćset mil przy paskudnej pogodzie i bez
względu na to, ile kawy po drodze wypiła, ta podróż
105
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
musiała w końcu się na niej odbić. Wyśpi się tej nocy
porządnie i potem będzie można brać się do dzieła.
I tak posunął sprawę do przodu o wiele bardziej niż się
spodziewał. Poza tym, przytuliła się do niego z cichutkim
westchnieniem, które zdradzało, jak bardzo jest jej przy
nim dobrze.
Już samo trzymanie w objęciach śpiącej Maggie wyda-
wało się nierzeczywiste. Bardzo powoli, żeby jej nie
obudzić, Sam nasunął na nią kołdrę, skutecznie pozbawia-
jąc się widoku jej powabnych kształtów spowitych zalot-
ną mgiełką jedwabiu.
Oddychał głęboko, pragnąc złagodzić choć trochę włas-
ne napięcie, ale po chwili uświadomił sobie, że jest zbyt
pobudzony, by zasnąć.
W głowie kłębił mu się plan uwiedzenia Maggie.
Przygotowując się do podróży, przejrzał jej stare notatki
z zajęć, znalazł opis pięcioetapowej strategii budowy
trwałego związku i uznał, że może się ona okazać całkiem
skuteczna.
Etap pierwszy polegał na skłonieniu Maggie, żeby się
otworzyła i dała wyraz swym uczuciom bez obawy przed
ośmieszeniem. Ku zaskoczeniu Sama udało mu się osiąg-
nąć ten cel bez większego wysiłku.
Biorąc pod uwagę to, jak przychylnie przyjmowała
jego awanse w łazience, a teraz spała błogo, przytulona do
niego, Sam pomyślał, że może udało się już nawet
wkroczyć w etap drugi. Ten zaś polegał na wzbudzeniu
w niej ciekawości, jak mogłoby być im razem w łóżku.
Zamierzał bowiem rozpalić w niej namiętność, lecz nie
chciał wcale, by zdobyła go zbyt łatwo.
Trzy kolejne etapy były już trudniejsze.
106
Jeanie London
Nawet jeśli uda mu się zaciągnąć Maggie do łóżka
i przejść tym samym do etapu trzeciego, czyli wytworze-
nia intymności, nie zdoła jej utrzymać dłużej niż do
wymeldowania się z pensjonatu i powrotu do Baltimore.
Liczyła na to, że ich przyjaźń uchroni ją przed groźbą
zaangażowania.
Prawdziwą sztuką będzie przekonać ją, że mają przed
sobą przyszłość. Kiedy tego dokona, przejdzie do etapu
czwartego i udowodni, że potrafi wytrwać przy niej,
podczas gdy ona będzie próbowała dojść do ładu z włas-
nymi uczuciami. Potem nastąpi etap piąty, czyli na-
kłonienie do zaangażowania w związek.
Większość swego dorosłego życia spędził, starając się
odgrywać w jej życiu ważną rolę – wszędzie, tylko nie
w łóżku. Teraz, gdy nadszedł wreszcie jego czas, zamie-
rzał skraść serce Maggie.
Żałował, że nie może skorzystać z okazji i też od-
począć, ale było to właściwie wykluczone, gdy Maggie
leżała obok, wtulona w niego. Każda kropla krwi w jego
żyłach krążyła w zawrotnym tempie i tylko ogromnym
wysiłkiem woli udawało mu się utrzymać ręce przy sobie,
a co dopiero zasnąć.
Sam sięgnął po pilota od telewizora i spis dostępnych
kanałów. Telewizor umieszczono w wielkiej, zabytkowej
komodzie, która stała na wprost łóżka. Drzwi komody
były uchylone po to, jak przypuszczał Sam, żeby goście
dostrzegli nowoczesny sprzęt pośród średniowiecznego
przepychu apartamentu.
Włączył telewizor, ściszył zupełnie dźwięk i zaczął
przerzucać kanały. O dziewiątej w piątkowy wieczór
powinni puszczać coś ciekawego, ale w miarę jak
107
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
przeskakiwał z jednego kanału na drugi, pobieżnie ogląda-
jąc całą ofertę programów z satelity, uświadamiał sobie
z rosnącym zdumieniem, że wszystkie dotyczą seksu.
Maggie obudziła się w czyichś mocnych objęciach,
czując przy sobie nieznajome ciepło. Wiedząc, że nie spała
dostatecznie długo, zamrugała ospale oczami i pozwoliła
płynąć swobodnie myślom, powoli rozpoznając mroczny
pokój, obce łóżko i nieznane ramiona, które przyciskały ją
do umięśnionego torsu... Sam.
Z westchnieniem pogrążyła się we wspomnieniach
–
najpierw długa podróż, potem pensjonat i sklepy ze swą
pikantną ofertą, zatrzaśnięta kabina prysznica... Cudow-
ne dłonie Sama na jej ciele, gdy próbował rozgrzać
masażem jej zlodowaciałe nogi. I jego usta, magicznie
działające na zmysły.
Chociaż wciąż jeszcze tkwiła w półśnie, była bardziej
świadoma swego ciała niż kiedykolwiek po przebudzeniu.
Z każdym uderzeniem serca krew coraz żywiej krążyła
w jej żyłach. W dole brzucha czuła gorące, wilgotne,
niemal bolesne pulsowanie, które nie miało nic wspólnego
z tym, co wcześniej zjadła.
Kiedy zasypiała zaraz po jedzeniu, często miewała
koszmary. Ale to nie był zły sen. To było... przebudzenie,
niezwykłe przebudzenie, bo po raz pierwszy w życiu
Maggie była świadoma wszystkiego, jakby każdy z jej
zmysłów nagle się wyostrzył. Widziała przesuwające się
cienie i migający ekran ściszonego telewizora. Wyczuwała
słaby zapach resztek ich posiłku, unoszący się w roz-
grzanym powietrzu i wciąż wyczuwalny na języku smak
specjalnych przypraw szefa kuchni. Czuła ciepło i siłę
108
Jeanie London
bijące od mężczyzny, który ją obejmował. Słyszała odgłos
jego równomiernego oddechu.
Maggie opuściła z powrotem powieki, rozpoznając
swój problem.
Był to bardzo ciężki przypadek pożądania. W każdym
jej oddechu drgało oczekiwanie.
Sam leżał cicho obok niej, lecz w oczach Maggie
wydawał się ogromny i tajemniczy; nie był już tym
mężczyzną, którego znała. Zuchwały pocałunek w win-
dzie i wyratowanie jej spod zimnego prysznica ujawniły
strony jego osobowości, których istnienia nigdy nawet nie
przeczuwała.
Doszła do wniosku, że ich znajomość można za-
kwalifikować jako długi, choć nietypowy związek. Było
to niespodziwane odkrycie, połączone z nieokreślonym
uczuciem ulgi. Miała przed sobą cały weekend na od-
krywanie nowej, zdumiewającej strony Sama bez oba-
wy, że wystawia ich przyjaźń na niebezpieczeństwo.
Ich doskonałego związku nie popsują żadne komplika-
cje, które zawsze pojawiają się z chwilą, gdy baśniowe
weekendy przeradzają się w rzeczywistość, w nigdy
niespełnione oczekiwania, w rozczarowanie i rozgory-
czenie, które tyle już razy obserwowała u swoich pac-
jentów.
Kiedy z głębi piersi Sama wyrwało się ciężkie wes-
tchnienie, Maggie zmusiła się, by otworzyć oczy. Jedno
krótkie naprężenie jego mięśni i zdała sobie sprawę, że
w dłoni ściska kurczowo pilota.
Wpatrywał się nieruchomo w ekran, a kiedy podążyła
za jego spojrzeniem, oczy niemal wyszły jej z orbit na
widok plątaniny obnażonych ciał, erotycznie splecionych
109
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
kończyn, przebłyskującej blado nagości, gdy kochankowie
na ekranie ścierali się i wili w miłosnym uścisku.
Chwilowo zapomniane bolesne pulsowanie w dole
brzucha powróciło ze zdwojoną siłą.
–
Co ty oglądasz? – zapytała Maggie.
Sam zerknął na nią i zamrugał oczami, jakby dopiero
teraz zauważył, że się obudziła. Wymuszony uśmiech
wygiął mu usta.
–
To się nazywa Telewizyjna Tortura – odpowiednik
średniowiecznego łamania kołem. Musi się tak nazywać.
Albo jest to program dla kogoś, kto lubi się męczyć.
–
A może byś zmienił kanał? – zaproponowała, wciąż
nie mogąc oderwać wzroku od ekranu, gdzie jasnowłosa
aktorka właśnie zsunęła się w dół opalonego ciała kochan-
ka i rozpoczęła nowy rodzaj tortury. Torturę ustami.
–
Spędziłem na tym pół nocy, możesz mi uwierzyć.
Zobacz tylko.
Wcisnął przycisk pilota, ukazując kolejny wariant
poprzedniej sceny – tym razem byli to szatynka i blondyn,
którzy przeżywali jeden szalony orgazm za drugim.
–
O kurczę!
Sam kiwnął głową i klikał dalej. Szczupła kobieta,
skąpo odziana w indiańskie pióra, wykonywała powolny
taniec brzucha przed zachwyconą męską widownią. Męż-
czyzna w mundurze z kolei wykonywał nagiej i na-
smarowanej oliwą kobiecie masaż całego ciała, który nadał
nowe znaczenie temu, co do tej pory Maggie rozumiała
pod pojęciem ,,masażu całego ciała’’.
–
Może to ci się spodoba – zasugerował Sam.
Na ekranie pojawił się lekarz, ubrany tylko w maskę
chirurgiczną i stetoskop zawieszony na szyi. Robotnik
110
Jeanie London
budowlany, odziany w pas na narzędzia i kask wraz
z policjantem, którego strój stanowiły kabura na pistolet
i gwizdek, stanęli obok lekarza.
–
Na mnie to nie działa – stwierdziła Maggie. – A na
ciebie?
Sam uniósł brwi, odpierając skutecznie wszelkie podej-
rzenia, że jemu taki program mógłby się podobać. Znowu
zmienił kanał i na ekranie pojawiła się następna para. Tym
razem wydawało się, że kochankowie uprawiają seks
w powietrzu, bowiem mężczyzna stał, a kobieta wisiała
na jakiejś huśtawce z czarnych skórzanych pasów przy-
mocowanych do sufitu.
Ten program miał w sobie coś z filmu dokumental-
nego, lecz zanim Maggie zdążyła lepiej ocenić, co to było,
Sam znów przeskoczył na inny kanał.
–
Sam, wróć do poprzedniego! Poznajesz to? – zapyta-
ła, kiedy spełnił jej prośbę.
–
To jest Elastyczna Huśtawka do uprawiania seksu
w powietrzu. Przed chwilą ją reklamowali. Podali numer
skrzynki pocztowej i bezpłatny numer telefonu. Można ją
zamówić.
–
Wcale nie musimy jej zamawiać, bo już taką mamy.
Sam zmarszczył brwi, a Maggie wyswobodziła się
z jego objęć i przesunęła się na brzeg łóżka.
–
Mówię poważnie, Sam. Te twoje szkła kontaktowe
nie działają za dobrze. – Pokonała parę metrów dzielących
łóżko od rogu pokoju i zdjęła ze ściany czarną, skórzaną
uprząż. – Nie wierzę, że tego nie zauważyłeś. Ja zobaczy-
łam to w chwili, gdy weszłam tu, żeby się ubrać. Tylko że
nie wiedziałam, co to jest.
–
Owszem, zauważyłem – odparł Sam zadziornie.
111
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Myślałem po prostu, że to jest jakieś średniowieczne
rękodzieło. No wiesz, uprząż dla rumaka wojownika,
wystawiona obok krwawego wojennego topora.
Maggie ze śmiechem powiesiła miękki, skórzany przy-
rząd z powrotem na ścianie.
–
Teraz przynajmniej będziemy wiedzieli, co z tym
robić.
Sam na chwilę przeniósł na nią wzrok, a potem znów
spojrzał na ekran telewizora. Zrobił taką minę, jakby
pomysł przywiązania jej do tej huśtawki wymagał jednak
większego zastanowienia, co nasunęło Maggie wniosek,
że nie należy do amatorów miłosnych akcesoriów.
Wiedziała, że niektórzy mężczyźni za nimi nie przepa-
dają, podczas gdy inni używają ich chętnie, ale tylko
wówczas, jeśli sami rozpoczynają zabawę. Oba przypadki
zdarzały się bardzo często. Maggie znała je z własnego
doświadczenia. Do którego typu zalicza się Sam? Co
nowego miała jeszcze w nim odkryć?
A było dużo do odkrycia, bo Maggie przypuszczała, że
większość mężczyzn byłaby podniecona telewizją, która
nadaje tylko programy o seksie. Ale nie Sam. Wciąż
krzywił się, patrząc na ekran.
–
Czterdzieści kanałów z programami z całego świata
i w żadnym nie ma CNN – poskarżył się. – Ani nawet
NBC.
–
To musi być jakiś nowy pakiet. Jest pakiet pod-
stawowy, pakiet z filmami, to może być też pakiet
z seksem – usiłowała zażartować.
–
To co innego. Zaprogramowano tylko opcję ulubio-
nych programów. Próbowałem to zmienić, ale klub kon-
troluje ustawienia.
112
Jeanie London
–
Więc trzeba było wyłączyć.
–
Próbowałem, ale wtedy nie miałem na czym skupić
uwagi, oprócz tego twojego zwiewnego, ledwie widocz-
nego ciuszka.
No tak. Maggie dostrzegła rozgoryczenie na jego
twarzy. Okręciła się, a jedwabna tkanina efektownie
zawirowała wokół jej kształtów. Poczuła leciutki dresz-
czyk, słysząc jego nieszczęśliwy jęk.
–
Podoba ci się? – zapytała, bardzo zadowolona z jego
reakcji. – To musi być sprawka Lyn. Któregoś dnia
próbowała nawet wyciągnąć mnie w czasie lunchu z biu-
ra, bo chciała akurat w godzinie szczytu zrobić małe
zakupy przed wyjazdem.
Nie bądź tchórzem, Maggie, powiedziała wtedy Lyn.
Nie wolno ci się teraz wycofywać. To nie pomoże ci
zdobyć doświadczenia. A seksowna bielizna wprost prze-
ciwnie.
–
Nie poszłaś z nią?
–
Lyn robi zakupy tylko w ekskluzywnych sklepach.
Moje karty kredytowe nie zniosłyby tego. Poza tym nie
zamierzałam wcale uprawiać seksu.
Gdyby tak było, Maggie nie zawahałaby się poważnie
nadwerężyć konta, żeby tylko ujrzeć wyraz uznania na
twarzy Sama.
Wśliznęła się z powrotem do łóżka, usadowiła obok
niego i skromnie złożyła dłonie na kolanach.
–
Przepraszam, że zasnęłam. Zamierzałam spędzić
naszą pierwszą wspólną noc, oglądając hotel.
Poprzez rozdzielający ich mrok pokoju Sam sceptycz-
nym, lecz stanowczym wzrokiem zlustrował jej twarz.
–
Nie pomyślałaś, że będziesz zmęczona podróżą?
113
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Maggie wzruszyła ramionami i wypuściła niepewnie
powietrze, zdecydowana mówić prosto z mostu.
–
Szczerze mówiąc, nie. Byłam tak zdenerwowana
faktem, że jedziemy tu razem, że w ogóle niewiele spałam.
Wyciągnął rękę, założył jej za ramię zbłąkany kosmyk
włosów i chociaż nawet nie dotknął Maggie, ciepło jego
palców rozlało się po jej skórze jak strumień gorącej wody.
–
Dlaczego się denerwowałaś, Maggie? Przecież już
razem wyjeżdżaliśmy. W czasie wakacji tuż przed śmier-
cią moich rodziców pojechaliśmy pod namioty...
–
Ale spaliśmy w osobnych.
–
Co w takim razie robiłaś, nie mogąc zasnąć? Wstałaś
i zaczęłaś robić porządek w szafie, czy leżałaś z otwartymi
oczami, rozmyślając, jak to będzie dzielić ze mną pokój?
Jego głęboki głos przywiódł Maggie na myśl tamte
noce, całkiem podobne do tej, kiedy leżała bez snu,
usiłując nie myśleć o Samie śpiącym piętro niżej. Coś
głęboko w niej zadrżało i widząc błysk w jego oku, Maggie
zorientowała się, że Sam czuje, jak bardzo poruszyły ją
jego słowa.
–
Ja i porządki? – rzuciła swobodnie. – Dobrze by było.
Leżałam w łóżku i skręcałam się na myśl o tym, że
wszyscy moi pacjenci rozstaną się albo rozwiodą, jeśli nie
wypełnię luki w mojej terapii.
Sam zmarszczył brwi i wydawał się tak zawiedziony,
że Maggie natychmiast dodała:
–
Zastanawiałam się też, jak się będziemy czuli, obser-
wując seksualne zachowania par, skoro nigdy o takich
rzeczach nie rozmawialiśmy.
–
Na razie radzimy sobie chyba całkiem nieźle – roz-
chmurzył się trochę Sam.
114
Jeanie London
–
Ale ty zmieniłeś wszystkie zasady. Skłamałabym
mówiąc, że nie martwi mnie to, czy rzeczywiście uda nam
się wrócić do dawnej przyjaźni i czy wszystko się nie
zmieni.
–
Nie będziemy nigdzie wracać, Maggie. – Sam po-
wiódł palcem po jej ramieniu, a potem przykrył swoimi
silnymi palcami dłonie, które trzymała złożone na kola-
nach. – Idziemy do przodu.
Do przodu? Czy to oznaczało, że jednak zapomną
o seksie i będą dalej żyć, każdy własnym życiem? Czy ma
poprosić go o wyjaśnienie?
Maggie nie chciała usłyszeć czegoś, co kłóciłoby się z jej
wyobrażeniem ich przyszłości. Pozostaną przyjaciółmi,
jak zawsze – ale już seksualnie zaspokojonymi przyja-
ciółmi. Była teraz zbyt rozdrażniona, żeby rozważać inną
możliwość.
Coś jej jednak mówiło, że udawanie, jakoby ten
weekend w ogóle się nie wydarzył, nie wchodziło w grę.
Do diabła, przecież myślała bez przerwy o Samie, zanim
jeszcze ją pocałował, kiedy dopiero wyobrażała sobie
wspólny romantyczny apartament. No a teraz, gdy już
całował jej usta, jej kolana...
Huśtawka uczuć doprowadzała ją do obłędu. W jednej
chwili czuła się panią sytuacji, w następnej znowu się
wahała. W jednej chwili go pożądała, potem zaś od-
czuwała jakieś absurdalne zakłopotanie, gdy patrzył na
nią, przeszywając na wskroś spojrzeniem tych swoich
gołębich oczu. Jeśli coś takiego traciła, nie będąc w stałym
związku, właściwie należało się cieszyć, że zdołała na
razie tego uniknąć.
–
Nie martw się o przyszły tydzień – powiedział Sam.
115
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Tyle już razem przeszliśmy i zawsze wszystko kończyło
się dobrze. Spróbuj po prostu wyluzować się, dobrze bawić
i pozwolić, żeby sprawy potoczyły się własnym torem.
Maggie przeniosła wzrok na ekran telewizora, gdzie
para uprawiająca seks w powietrzu pokazywała, jak wejść
na Elastyczną Huśtawkę, co wymagało sporo siły od
mężczyzny i niemałej gibkości od kobiety.
Sam wzdrygnął się na ten widok.
–
Może oboje po prostu spróbujemy się cieszyć tym, co
dobre? Nie tylko seksem, ale wszystkim, co do niego
prowadzi.
–
Sądziłam, że to właśnie seks jest tą dobrą rzeczą.
Odwrócił wzrok od telewizora i posłał jej szelmowski
uśmiech.
–
Seks jest tylko jedną z nich.
–
A reszta? Masz na myśli bezsenność, nerwy i po-
czucie bezradności?
–
Oczywiście. To jest właśnie oczekiwanie. Nie mów,
że to nie jest podniecające.
Nawet gdyby chciała zaprzeczyć, Sam zaśmiałby się
tylko. Była podekscytowana i tak bardzo brakło jej tchu,
że niemal zaczęła się dusić.
Na dodatek, nie dość, że cieszył się najwyraźniej z tego,
jak bardzo na nią działa, to jeszcze miał rację. Oczekiwa-
nie było podniecające. Było też dla niej zabójcze. Więc
może wykonując ten decydujący krok, nie miałaby już na
co czekać, ale przynajmniej wiedziałaby.
To był dobry plan.
Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, Maggie
położyła się obok Sama i przylgnęła do niego mocno,
szukając ciepłych, twardych zagłębień jego ciała.
116
Jeanie London
–
Dla mnie to ty jesteś podniecający.
Sam wlepił w nią wzrok, a ona, widząc jego zdumienie
roześmiała się zmysłowo, co ku jej własnemu zdziwieniu
zabrzmiało bardzo kusząco.
Oplotła palcami jego tors i błądziła po nim dłońmi,
wyczuwając pod bawełnianą tkaniną twarde i sprężyste
ciało. Zsunęła dłonie na pasek jego dżinsów, a potem
niżej, wzdłuż linii jego szczupłych bioder. Tylko ubranie
Sama stanowiło zasłonę – jej peniuar mógłby równie
dobrze nie istnieć, tak niewiele ukrywał. Lecz nawet przez
materiał dżinsów wyczuwała tuż przy swoim łonie
podłużny, twardy kształt w jego spodniach. Przylgnęła do
niego chciwie.
Skutek był piorunujący.
Sam zanurzył palce w jej włosach i przyciągnął jej
twarz ku swojej.
–
Och, Maggie – szepnął tylko.
Jęknęła cichutko w odpowiedzi, a on najwidoczniej
przyjął to za znak przyzwolenia, bo przycisnął usta do jej
warg.
Posłuszna jego staraniom, rozchyliła usta i westchnęła,
gdy nagrodził ją ciepłą pieszczotą języka. Oszołomiona,
przesunęła dłoń po jego ramieniu ku odsłoniętej szyi, nie
ważąc się dotknąć go nigdzie indziej. Jeszcze nie teraz, gdy
już sam pocałunek stanowił niezwykłą ucztę, a weekend
rozciągał się przed nią niczym nowe tysiąclecie.
Westchnął, z wargami tuż przy jej ustach. W tym
westchnieniu kryła się prosta potrzeba spełnienia, tak
bardzo zbieżna z jej własnymi, najgłębszymi doznaniami,
że Maggie uśmiechnęła się. Między nimi wręcz kipiało od
pożądania. Poczuła, że jej ciało jest ciężkie i gorące,
117
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
i wiedziała, że go pragnie, że chce zobaczyć, jak zatraca się
w jej ramionach.
Żądza pokierowała jej palce do brzegu jego bluzy.
–
Pomóc ci to zdjąć? – zapytała.
Jej szept zawisł między nimi na krótką chwilę. I wtedy,
ku jej głębokiemu rozczarowaniu, Sam odsunął się i wstał
z łóżka, zanim zdążyła unieść jego bluzę choć o centy-
metr.
–
Zrobione – powiedział, szybko zdejmując bluzę
przez głowę.
Maggie już otworzyła usta, żeby się poskarżyć – bo
choć z pewnością sam szybciej się rozbierze, to przecież
właśnie rozbieranie stanowi połowę przyjemności – lecz
na widok jego nagiego torsu słowa protestu uwięzły jej
w gardle.
Sam był piękny. Inaczej nie można go było opisać.
Ciemne włosy, porastające jego wspaniale wyrzeźbioną
klatkę piersiową aż do smukłego brzucha, zalśniły jed-
wabistą czernią, gdy pochylił się, by rozpiąć rozporek
i zsunąć dżinsy ze szczupłych bioder.
Wprawdzie często widywała go w kąpielówkach albo
szortach, a raz nawet zauważyła, jak wymyka się po
gazetę o piątej rano w samej bieliźnie, teraz jednak
oglądała go rozbierającego się, co dało jej zupełnie inną
perspektywę. W sposobie, w jaki biała bawełna opinała
jego pośladki, było coś, co sprawiło, że Maggie z trudem
przełknęła ślinę.
Być może oddychanie utrudniała jej świadomość, że
wkrótce będzie mogła bez przeszkód odkrywać wszystkie
te twarde, męskie kształty. Wypukłość z przodu też robiła
niemałe wrażenie.
118
Jeanie London
–
Przypuszczam, że podoba ci się to, co widzisz
–
powiedział.
Podniosła wzrok. Uśmiechał się widząc, jak Maggie
wpatruje się w jego krocze.
Postanowiła zignorować falę ciepła, która nagle zalała
jej policzki, i odwzajemniła uśmiech.
–
I to bardzo – odparła.
–
Cieszę się. A teraz szybciutko pod kołdrę – rozkazał,
wyciągając spod niej przykrycie.
Ku jej zdumieniu wrócił do łóżka, nie zdejmując
bielizny.
–
Zimno ci? – zapytała.
–
Ależ skąd.
Przez chwilę wiercił się, wyciągając jej spod głowy
poduszki i uklepując je, a potem ułożył dwie dla niej i dwie
dla siebie.
Maggie, wsparta na łokciu, obserwowała jego zabiegi
z ciekawością, lecz w milczeniu, aż w końcu położył się
z westchnieniem.
A potem zamknął oczy.
Zmarszczyła brwi.
Sam otworzył jedno oko i rzucił jej spojrzenie z ukosa.
–
Z której strony śpisz? Chciałbym, żebyśmy spali ,,na
łyżeczki’’.
Na łyżeczki? Spali?
–
Czegoś tu chyba nie rozumiem, Sam.
Teraz on z kolei zmarszczył brwi.
–
Mówisz o spaniu? – zaczęła wyjaśniać. – Jeśli dobrze
cię zrozumiałam, to chciałeś chyba... no wiesz, nie tylko
spać.
Sam wyciągnął ręce i siłą przekręcił ją tak, że leżała
119
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
tyłem do niego, następnie wziął ją w objęcia i przycisnął
mocno, wypełniając swym żarem każdą wklęsłość jej
ciała, a jego nabrzmiały członek spoczął między jej
pośladkami.
–
Mamy jeszcze długą drogę do przebycia, zanim
zajmiemy się czymś więcej, niż tylko spaniem. Już o tym
mówiłem.
W jego głosie dosłyszała rozbawienie, ale jakoś nie
mogła zdobyć się na gniewną odpowiedź, czując, jak jego
ciepły oddech łaskocze ją w ucho.
–
A teraz zamknij oczy i śpij. Zaufaj mi, sen bardzo ci
się przyda.
Zaufać jemu? Facetowi, który spodziewa się, że będzie
mogła zamknąć oczy i zasnąć, gdy każdy nerw jej ciała tak
wibruje z napięcia, jakby włożyła palec do kontaktu?
Otworzyła usta, by powiedzieć mu, co myśli o jego
apodyktycznym zachowaniu, ale on właśnie wtedy objął
Maggie ramieniem. Przez chwilę błądził palcami po jej ciele,
aż w końcu położył dłoń na piersi, co tak ją rozproszyło, że
zapomniała zupełnie, o co miała do niego pretensje.
–
Zaufaj mi – powiedział znowu, a ona sobie przypo-
mniała powód swojego niezadowolenia. – Spróbuj zdać
się na mnie. Zobaczysz, nie pożałujesz.
Nagle Maggie uświadomiła sobie, że uwagi, które Sam
czynił od czasu ich przyjazdu, układają się w całość.
Uwodzenie. Długa droga do przebycia. Dlaczego tak
bardzo zależało mu na zbudowaniu napięcia, zanim będą
się kochać? Czy w ten sposób Sam chciał podrzucić jej
pomysł do wykorzystania w terapii, czy może, kierowany
męską chęcią zdobycia przewagi, pragnął tak ją rozpalić,
że będzie go błagała, by się z nią kochał?
120
Jeanie London
To niedorzeczne! Przecież jej przyjaciel Sam był przy-
zwoitym facetem, który zawsze przedkładał jej potrzeby
nad swoje, więc nie ma sensu zastanawiać się nad
motywami jego postępowania.
Ale to nie jej przyjaciel Sam całował ją w windzie. To
nie jego usta sunęły po jej nogach tam, w łazience. To nie
jej przyjaciel Sam pieścił teraz jej sutki, rozpalając w niej
ogień, którego nie miał zamiaru ugasić. Jej przyjaciel Sam
nie zlekceważyłby tak całkowicie jej potrzeb, każąc uczest-
niczyć w jakiejś grze.
Ten Sam był obcym mężczyzną, który jeszcze się
przekona, że Maggie nie zamierza poddać się pokornie
i bez walki.
Będzie pamiętał tę walkę do końca życia.
Zaciskając mocno powieki, nakazała sobie uspokoić
się, bo Sam miał rację co do jednej rzeczy – nadszedł czas
na sen. Odpoczynek bardzo mu się przyda, skoro zamierza
dalej prowadzić z nią grę. Już ona mu pokaże, kto
pierwszy przed kim padnie na kolana!
121
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Rozdział siódmy
Sam, prawie pewien, że wydarzenia poprzedniego
wieczoru były tylko wymysłem jego targanego pożąda-
niem mózgu, wyłonił się z zaparowanej łazienki, oczeku-
jąc, że znajdzie się z powrotem w znajomym zaciszu
własnego domu, podczas gdy wspomnienie gładkiej skóry
Maggie to jedynie pozostałość erotycznej fantazji.
Kiedy para opadła, Sam uświadomił sobie z dresz-
czykiem zadowolenia, że Twierdza Wojownika nie była
wcale wytworem jego wyobraźni. Wciąż znajdował się
w tej samej, umeblowanej na średniowieczną modłę
sypialni, jakby żywcem wyjętej z podręcznika do historii.
Była tam nawet piękna księżniczka, która spała spokoj-
nie na łożu z baldachimem. Jej włosy bezładną falą
rozsypały się na lnianych poduszkach, a sen tak wygładził
rysy śpiącej, że Sam miał ochotę dotknąć jej policzka, żeby
upewnić się, że jest rzeczywista.
Gwałtowny przypływ pożądania przypomniał mu, że
Maggie jest rzeczywista, i to bardzo. Jej namiętna reakcja
na pocałunki zeszłego wieczoru nawet umarłemu wystar-
czyłaby za dowód.
Jak udało mu się w ogóle zamknąć oczy i zdrzemnąć
trochę tej nocy, pozostawało zagadką, chyba że usnął,
zmęczony ciągłym powstrzymywaniem się, by jej nie
dotykać. Jednak nie był ani trochę wypoczęty.
Ziewając, wytarł głowę i jeszcze raz przebiegł w myś-
lach swój plan gry. Chciał, żeby Maggie wiedziała, iż
ciekawi go wszystko, co jej dotyczy, a nie tylko seks. Miał
zamiar sprawić, by go zapragnęła, lecz nie zamierzał zbyt
łatwo dać się zdobyć. Tym bardziej że skoro Maggie
obiecała już, że podczas tego weekendu pozwoli dojść do
głosu naturze, będzie chciała zrobić, co trzeba, i mieć to za
sobą. Nigdy nie lubiła długo się zastanawiać; wolała raczej
stawiać czoło konsekwencjom swoich czynów, niż pełna
obaw zastanawiać się, jakie mogłyby być.
Sam wezwał obsługę hotelową, a potem zaczął się
ubierać, podczas gdy blade, zimowe światło poranka
powoli wkradało się do pokoju. Wiedział, że Maggie jest
rannym ptaszkiem, więc to, że się jeszcze nie obudziła,
było bardzo wymowne. Krzątał się po cichu, chcąc, by
odespała porządnie wczorajszą podróż oraz ich nocne
wyczyny i obudziła się gotowa na przeżycia nowego dnia.
Kiedy przyniesiono kawę, zaniósł tacę do sypialni,
nalał sobie filiżankę i zaczął popijać ze smakiem. Miał
wciąż przed oczami obraz z minionej nocy: gładkie,
kształtne nogi i smukłe uda, piękne ciało widoczne pod
cienkim jedwabiem. W pamięci zachował przepełnione
rozkoszą westchnienia i nagle poczuł, że nigdy nie było
mu tak dobrze, jak teraz.
–
Dzień dobry – odezwała się rozespanym głosem.
123
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Sen, który nie ze wszystkimi obchodzi się przecież
łaskawie, nadał Maggie jakąś rozmarzoną miękkość, która
sprawiła, że Sam miał ochotę stać tak z kubkiem unie-
sionym do ust i patrzeć na nią bez końca.
–
Dzień dobry – odpowiedział w końcu.
–
Już późno?
–
Dochodzi ósma.
Potarła policzkiem o poduszkę i pozwoliła powiekom
znowu opaść.
Sam odzyskał wreszcie zdolność ruchu, nalał do kubka
kawę z dzbanuszka stojącego na tacy, a potem usiadł na
łóżku przy Maggie.
–
Może trochę kofeiny?
–
Mmm. – Otworzyła jedno oko i przyjrzała mu się
nieufnie. – Dochodzi ósma? I nie muszę wstawać z ciep-
lutkiego łóżka, żeby napić się kawy? Czy to sen?
Sam podniósł wyżej kubek, żeby mogła go zobaczyć.
–
Nie. Tak wygląda rzeczywistość po przebudzeniu ze
mną.
Wyciągnęła dłoń i pogładziła go po policzku.
–
Jesteś dla mnie o wiele za dobry.
Słysząc to, poczuł nagle suchość w ustach, zdobył się
jednak na odpowiedź.
–
To dopiero początek, Maggie.
Cofnęła rękę i usiadła wygodnie na łóżku.
–
Uważaj, Sam, bo jeszcze mnie zepsujesz i nie będę
chciała, żebyśmy znowu byli przyjaciółmi.
Maggie wzięła kubek i zaczęła ochoczo popijać kawę,
podczas gdy on nie mógł oderwać oczu od jej zwiewnej
koszulki. Była prawie niewidoczna i przypominała mu
poranną mgiełkę, spowijającą park za oknem.
124
Jeanie London
–
Dobrze spałeś? – zapytała cicho.
W jej głosie czaił się zmysłowy podtekst, wspomnienie
nocy, którą spędzili w swoich objęciach. Szybko ześliznął
się z łóżka i poszukał ucieczki w tacy ze śniadaniem,
wiedział bowiem, że nie wytrzyma dłużej bliskości uwo-
dzicielsko uśmiechającej się Maggie.
–
Bardzo dobrze – skłamał, usiłując zebrać myśli.
–
Ale musisz być głodny. Wczoraj wieczorem chyba
się nie najadłeś.
Słysząc kolejną aluzję, Sam z brzękiem odstawił kubek
na tacę, a potem odszedł jeszcze o kilka kroków od łóżka.
Niestety, efekt jego oddalenia był tylko taki, że Maggie
zaczęła mówić głośniej, by mógł ją usłyszeć.
–
Co ze śniadaniem? – zapytała, stawiając kubek na
nocnym stoliku.
–
Czyżbyś miała apetyt?
–
Nie na jedzenie.
Jednym ruchem wyskoczyła z łóżka, uniosła ramiona
i przeciągnęła się leniwie.
Sam patrzył z otwartymi ustami na jej profil, gdy
powoli kręciła głową, a fala rudozłotych włosów opadła
jej na ramiona, okalając jędrne piersi. Brzeg jedwabnej
brzoskwiniowej koszulki podjechał trochę do góry, dzię-
ki czemu Sam ujrzał ukryte pod nią smukłe kształty
i gładką skórę, której smaku ledwie zakosztował minio-
nej nocy.
Nie stracił jednak głowy na tyle, by nie zorientować
się, że to tylko przedstawienie. Czy chciała skusić go, by
przyspieszył trochę tempo, czy miała to być zemsta za to,
że nie kochał się z nią wczoraj? Nie wyobrażał sobie
nigdy, że Maggie może być tak śmiała. Skąd przyszło mu
125
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
przedtem do głowy, że za dnia łatwiej będzie jej się
oprzeć?
Myśl długoterminowo, przywołał się do porządku.
–
Śniadanie – wykrztusił z takim trudem, jakby coś
wpadło mu do gardła. – Wspaniale.
Maggie pochwyciła jego spojrzenie i z jej wzroku Sam
natychmiast wyczytał, że ona wie, ma całkowitą świado-
mość tego, że chociaż przekazała ster w jego ręce, tak
naprawdę to ona dyktuje tu warunki.
–
Pójdę się umyć – powiedziała ze śmiechem, obróciła
się na palcach i ruszyła do łazienki.
Ku bezbrzeżnemu zdumieniu Sama po drodze po-
zwoliła opaść ramiączkom koszulki, która zsunęła się
wzdłuż jej talii, krągłych bioder i długich, długich nóg, aż
w końcu zupełnie naga, smukła postać Maggie zniknęła za
drzwiami.
Sam opadł na brzeg łóżka i ukrył twarz w dłoniach.
Maggie poczuła dreszcz satysfakcji, kiedy Sam wład-
czym gestem objął ją w talii. Szli właśnie do restauracji
Bruna na śniadanie, prowadzeni przez jednego z pracow-
ników hotelu. Wstała przed niespełna godziną, a już udało
jej się poważnie nadwątlić jego postanowienie, żeby
działać powoli.
Kelner doprowadził ich do stolika, podał menu i od-
szedł. Maggie otworzyła kartę dań bardziej z chęci zajęcia
czymś rąk niż z zainteresowania jadłospisem i patrzyła na
Sama znad jej krawędzi, próbując pogodzić wizerunek
przyjaciela, którego znała, z Samem, który tak cudownie
całował ją zeszłego wieczoru. Czy on rzeczywiście dobrze
czuje się tylko wtedy, gdy kontroluje sytuację? A jeśli to
126
Jeanie London
prawda, jak mogła przez tyle lat nie zauważyć tak istotnej
cechy jego charakteru?
–
No i? – odezwał się Sam, pochwyciwszy jej wzrok
znad karty dań.
–
Wezmę espresso.
–
A więc bez niespodzianek.
Nie miał racji. Być może nie miała apetytu na jedzenie,
ale odczuwała głód. I niewątpliwie miała w zanadrzu
jeszcze wiele niespodzianek.
–
A ty na co masz ochotę?
–
Wezmę omlet.
–
Wrócił ci apetyt?
–
Postaram się go na chwilę okiełznać.
Maggie z namysłem odłożyła menu na stół.
–
Na bardzo krótką chwilę.
Sam rzucił z hałasem na stół swoje menu, a spojrzenie
jego szarych oczu wyraźnie mówiło, że doskonale wie,
o czym mowa.
–
Dłuższą, niż ci się wydaje.
Były to zaczepne słowa i na myśl o narastającej między
nimi rywalizacji Maggie poczuła dreszcz.
–
Pamiętasz bankiet w piątej klasie? – zapytała.
Maggie była w szkole o klasę niżej od niego i uparła się,
żeby jako jedyna czwartoklasistka dostąpić zaszczytu
uczestniczenia w bankiecie. Sam równie mocno uparł się,
że nie będzie jej towarzyszył ani on, ani nikt inny. Tak
naprawdę, zamierzał pójść na wagary.
Udało jej się wówczas wygrać dzięki własnej nieustęp-
liwości.
Sam uniósł brwi.
–
Nie jestem już piątoklasistą.
127
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Miał rację. Teraz testosteron działał na jej korzyść.
–
Jeszcze zobaczymy.
Uśmiechnął się z irytującym spokojem.
–
Masz jakieś specjalne plany na dziś?
–
Chciałam obejrzeć lepiej hotel i poobserwować goś-
ci, ale jestem otwarta na twoje propozycje.
Sam już chciał odpowiedzieć, ale nagle zahuczał nad
nimi tubalny głos:
–
Pani James, panie Masters, witam państwa serdecz-
nie.
–
Dzień dobry – odpowiedziała, ignorując Sama i jego
ponurą minę.
Krzepki mężczyzna wyciągnął do niej dłoń. Maggie
odwzajemniła się, lecz ku jej zdumieniu, zamiast po
przyjacielsku uścisnąć jej rękę, schylił się, pokazując
w całej okazałości swoją łysinę, po czym musnął ustami
wierzch jej dłoni.
–
Witam, witam, pani James. Jestem zaszczycony.
–
Maggie, to jest Bruno. Szef kuchni i kierownik
restauracji hotelowej.
Sam dokonał tej prezentacji z entuzjazmem równym
temu, jaki udawało mu się wykrzesać, kiedy co pół roku
pomagał przesadzać róże pani Carr.
–
Miło mi pana poznać.
–
Proszę mi wierzyć, pani James, cała przyjemność po
mojej stronie. – Bruno puścił jej dłoń i wyprostował się,
zamaszystym ruchem wyciągając bloczek z kieszonki
marynarki. – Czego państwo sobie dzisiaj życzą?
Maggie ustąpiła pierwszeństwa Samowi, który złożył
zamówienie, i patrzyła, jak Bruno z uznaniem kiwa
głową.
128
Jeanie London
–
Mam nadzieję, że skusi się pani na coś oprócz kawy,
pani James?
–
Wciąż jestem najedzona od zeszłego wieczoru – wy-
znała Maggie. – Kolacja była pyszna.
–
Czy wszystkie potrawy były odpowiednio przy-
prawione?
–
Wręcz idealnie.
Bruno wziął obie karty z rąk Sama, posyłając Maggie
promienny uśmiech.
–
Wspaniale. Dobre jedzenie to klucz do udanego
życia, a dobry kucharz jest wart trzy razy tyle złota, ile
sam waży.
Maggie uznała, że muszą to być słowa jakiegoś wiel-
kiego smakosza albo innego szefa kuchni. Stłumiła
uśmiech, kiedy poklepał się po wydatnym brzuchu i za-
chichotał.
–
Jestem wart fortunę i chcę to udowodnić, więc
wczoraj rozmawiałem z panem Mastersem o pani upodo-
baniach, żeby móc osobiście sprawować pieczę nad jej
jadłospisem.
–
To bardzo miłe z pana strony.
–
Ależ to nic takiego. Moim zadaniem jest dopil-
nować, żebyście byli zadowoleni z pobytu w pensjonacie
,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ i chcieli tu wrócić. Rozu-
miecie, czyny mówią więcej niż słowa.
–
Każdy, kogo tu spotykam, chyba poważnie traktuje
ten aspekt swojej pracy
–
I bardzo słusznie. – Bruno wetknął notesik z zamó-
wieniami z powrotem do kieszeni i mrugnął konspiracyj-
nie. – Wszyscy członkowie zarządu są jednocześnie udzia-
łowcami spółki.
129
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
A więc zadowalanie gości nabiera tu zupełnie nowe-
go znaczenia – powiedział sucho Sam.
–
To prawda – skinął głową Bruno.
–
Uważam, że to urocze.. – Maggie rzuciła Samowi
pełne dezaprobaty spojrzenie.
–
Musi pani koniecznie zobaczyć wszystko. Cały
budynek i teren wokół niego. Właściwie to... – urwał,
zerkając przez ozdobione koronkową firanką okno re-
stauracji, które wychodziło na główny hol. – Laura, nasz
koordynator imprez okolicznościowych, powinna być już
w pracy. Poszukam jej, a ona przygotuje wam plan dnia.
–
Świetnie, że poświęcacie nam tyle uwagi – powie-
dział Sam, marszcząc brwi.
Bruno najwyraźniej nie wychwycił sarkazmu w jego
stwierdzeniu i obiecał, że tylko skoczy do kuchni, żeby
doręczyć ich zamówienie, i zaraz popędzi szukać Laury.
Patrząc za oddalającym się Brunem, Maggie zauważy-
ła, że restauracja, która nosiła nazwę ,,U Bruna’’, była
całkowitym zaprzeczeniem swego patrona. Bruno był
zażywny i szorstki zarówno w wyglądzie, jak w obejściu,
jego lokal natomiast współgrał z uroczą atmosferą przeło-
mu wieków, właściwą całemu pensjonatowi.
Żyrandole z rżniętego kryształu rzucały łagodne świat-
ło, które migotało na ścianach pieczołowicie oklejonych
tapetą w kwiaty i prążki. Na ozdobnych półeczkach
poustawiane były naczynia z pięknej porcelany i bogato
zdobionego szkła. Stoły z ciemnego drewna nakryto
lnianymi obrusami obszytymi koronką i poustawiano na
nich delikatne szklane wazy ze świeżymi kwiatami
o długich łodygach i zimowych barwach. Wszystko to
dawało ciekawy i romantyczny efekt, a także sprawiało,
130
Jeanie London
że Bruno wyglądał jak słoń w składzie porcelany, gdy
lawirował między stolikami.
–
Nie byłeś zbyt uprzejmy – powiedziała Maggie.
–
Jego i tak zachęcać nie trzeba.
–
Po prostu chciał być miły, jak sądzę.
–
Jeszcze trochę tej uprzejmości, a posłałbym go do
diabła.
–
Sam! – skarciła go, zdumiona jego śmiertelną powagą.
Gdzie się podział jej życzliwy i zazwyczaj wyluzowa-
ny przyjaciel, który potrafił podejść z humorem do
najgłupszej nawet sytuacji?
–
Być może będziesz musiał przyspieszyć trochę tem-
po uwodzenia. – Obiegła wzrokiem restaurację i innych
gości, którzy, jak się zdawało, wszyscy raczyli się dość
obfitymi porcjami śniadaniowymi. – Chyba będę po-
trzebowała ruchu.
–
Boisz się, że wyjedziesz stąd cięższa, niż przyjecha-
łaś?
–
Gdyby to miało zależeć od Bruna, to na pewno tak.
–
Trochę więcej Maggie do kochania wcale by nie
zaszkodziło.
Uśmiech wygładził zaostrzone gniewem rysy Sama na
znak, że wraca mu dobry humor. Humor jednak nie zdołał
zmazać z jego twarzy wyrazu wygłodzenia. Patrząc na
niego, poczuła, że gdyby tylko mógł, połknąłby ją w cało-
ści. Na tę myśl przeszedł ją nagły dreszcz, bo wcale nie
miałaby nic przeciwko temu..
Przyniesiono espresso i gdy kelner odszedł, zapewniw-
szy Sama, że zaraz poda mu śniadanie, Maggie ujęła
w dłonie gorącą filiżankę, upiła łyk kawy i zaczęła
przyglądać się Samowi.
131
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Przerzucał strony gazety zostawionej przez kelnera,
szukając wiadomości gospodarczych. Maggie przypusz-
czała, że chciał się upewnić, czy od czasu, gdy ostatni raz
kontaktował się ze swoim biurem, nie nastąpił przypad-
kiem krach na giełdzie. Ale kiedy rozparł się zadowolony
na krześle, zrozumiała, że rynek nadal funkcjonuje jednak
bez zarzutu.
Żałowała, że sama nie może czuć się nawet w połowie
tak zadowolona.
To prawda, bardzo pociągał ją fizycznie, ale poza tym
czuła coś jeszcze. Była rozdrażniona i pobudzona, chciała
jakoś zmusić go, żeby działał szybciej, poznać jego reakcję,
zobaczyć, jak traci panowanie nad sobą.
Chciała, by Sam jej pragnął.
Dla Maggie było to zupełnie nowe doświadczenie.
Nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie wzbudził w niej
takich uczuć. Była zatroskana i podniecona zarazem,
a w umiarkowanych dawkach doznanie to było, no cóż...
ekscytujące.
Czy dlatego Sam wydawał jej się taki zmieniony?
Chociaż siedział po prostu po drugiej stronie stołu, jak
tysiące razy przedtem, wydawał się kimś zupełnie innym.
Co takiego sprawiło, że dopiero teraz zauważyła, jak silne
są te palce o krótko obciętych paznokciach, którymi
trzymał gazetę? Albo jak jego kruczoczarne włosy lśnią
w świetle żyrandoli? Jak jego szare spojrzenie prześlizguje
się po niej, gdy sięga po filiżankę?
Co takiego miał dziś w sobie Sam, że poczuła się słabo,
gdy posłał jej roztargniony uśmiech, zanim na nowo
zagłębił się w notowaniach giełdowych? Dlaczego chciała,
żeby spojrzał tak jeszcze raz?
132
Jeanie London
–
Chyba zachowuję się niegrzecznie – powiedział,
składając gazetę.
Maggie pokręciła głową, postanawiając, że da mu na
chwilę spokój, bo wydawał się szczerze zawstydzony.
–
Zachowujesz się jak Sam – odparła.
–
To znaczy?
–
Sprawy zawodowe jak zwykle zajmują wysokie
miejsce na twojej liście priorytetów.
–
Zbyt wysokie?
–
Czasami – przyznała szczerze. – Kiedy ostatni raz
pozwoliłeś sobie na luz i zabawiłeś się?
–
Dwa razy w tygodniu gram w hokeja...
–
Tak, wiem – w czwartki i soboty od siódmej do
dziesiątej wieczorem. Ale to jest zaplanowana zabawa.
Nie liczy się. Kiedy ostatni raz zrobiłeś coś tylko dlatego,
że miałeś na to ochotę?
Widząc brak zrozumienia w oczach Sama, tłumaczyła
dalej.
–
Podam ci doskonały przykład. W ubiegłą sobotę
mieliśmy grać w pokera u Lyn i Charlesa, ale ja nie miałam
ochoty na karty. Zamiast tego wyciągnęłam ich na
przejażdżkę saniami przy księżycu. Świetnie się bawi-
liśmy.
Rzecz jasna, Maggie nie miała ochoty na pokera, bo nie
wysiedziałaby u nich w domu, wiedząc, że gdyby nie jej
obecność, gospodarze robiliby w sypialni użytek z jakichś
skórzanych przyrządów.
–
Chodzi o zabawę, Sam.
–
Mówisz, że jestem nudnym pracoholikiem.
–
Tego nie powiedziałam.
–
Właśnie, że tak.
133
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Powiedziałam tylko, że za mało czasu poświęcasz na
zabawę. – Sięgnęła przez stół i nakryła jego dłoń swoją.
–
Czasami się o ciebie martwię. Tak bardzo skupiasz się na
robieniu kariery, że życie cię omija. To dlatego uważałam,
że Emma nie była dla ciebie odpowiednia. Była dokładnie
taka sama, a ty i tak nie potrzebowałeś dodatkowej
zachęty do pracy.
–
Od samej pracy się głupieje. – Żartobliwy ton jego
głosu nie współgrał zupełnie z zatroskaną miną.
Maggie patrzyła mu w oczy, wiedząc, że dała mu do
myślenia, ale zanim zdążyła rozwinąć swą myśl, usłyszała
nad sobą czyjś wesoły głos.
–
Pani James i pan Masters?
Maggie i Sam odskoczyli od siebie równie szybko, jak
pewnego wieczora wiele lat temu, gdy ojciec Sama
przyłapał ich na rozpalaniu ogniska z papieru toaletowe-
go. Odwrócili się jednocześnie i ujrzeli świetnie ubraną,
młodą kobietę w marynarce od uniformu superklubu. Była
ładna i miała gęste, puszyste, jasne włosy.
–
Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam poroz-
mawiać z wami, zanim zaczniecie jeść. Bruno mówił, że
macie ochotę obejrzeć teren wokół hotelu.
–
To pani pewnie jest Laurą. – Sam wyciągnął do niej
dłoń na powitanie. – Słyszeliśmy o pani.
Laura przywitała się z Maggie i zerknęła na swój
identyfikator.
–
Jestem koordynatorem imprez okolicznościowych.
Następnie zaczęła w uniesieniu rozwodzić się nad
niezwykłymi dobrodziejstwami pensjonatu, takimi jak
podgrzewany basen ze sztuczną falą, masaż wodny,
sauna, najnowocześniejszy sprzęt do ćwiczeń w świeżo
134
Jeanie London
odnowionej siłowni, ścieżki do spacerów, wzgórze do
zjeżdżania na sankach, a nawet ekumeniczna kaplica,
gdzie można wziąć ślub.
–
A więc lubicie jeździć na łyżwach? – zapytała
w odpowiedzi na pytanie Sama. – No cóż, tak się składa,
że mamy tutaj staw, który jest teraz zamarznięty. Na
ślizgawkę nadaje się doskonale. Przywieźliście ze sobą
łyżwy, czy mam wydać odpowiednie dyspozycje?
–
Mam w samochodzie torbę ze sprzętem do hokeja,
a ty, Maggie?
–
Zabrałam łyżwy.
–
Wspaniale. – Laura z zapałem pokiwała głową.
–
Skoro zamierzacie dzisiaj wyjść, pozwólcie że dam wam
to teraz. Nie będziecie musieli fatygować się do recepcji.
–
Wyjęła z kieszeni radio i wręczyła je Samowi.
Ten spojrzał najpierw z rozbawieniem na Maggie,
a potem przeniósł wzrok na Laurę.
–
To standardowy środek ostrożności dla naszych
klientów, którzy wybierają się na wycieczki w zimie.
Potraktujcie to jak zwykły telefon. Połączcie się z recepcją,
jeżeli się zgubicie albo będziecie mieć jakiś kłopot.
–
Dobry pomysł – stwierdziła Maggie, chociaż pomysł
przytulenia się do Sama wewnątrz jednego z ogromnych
tuneli śnieżnych, takiego samego jak te, które budowali
razem z dziećmi z sąsiedztwa, wydawał się jeszcze lepszy.
–
Czy mógłby się pan tu podpisać, panie Masters?
–
Laura podsunęła Samowi jakąś kartkę i podała mu
długopis.
Maggie przyglądała się, jak Sam składa swój podpis
szybkimi, przemyślanymi
pociągnięciami.
Dlaczego
wcześniej nie zauważyła, że ma takie piękne dłonie?
135
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Odpowiedź wydawała się tak oczywista, że Maggie aż
zacisnęła wargi, powstrzymując się od uśmiechu. Czytała
kiedyś o tym zjawisku, kiedy to tchnięcie namiętności
w związek pozwalało parom odkryć nowe strony osobo-
wości partnerów, budując intymność, która stawała się
tym większa, im więcej sobie uwagi poświęcali.
Na wspomnienie Anny i George’a Weatherbych, któ-
rzy siedzieli w jej gabinecie, patrząc na siebie niczym
państwo młodzi podczas nocy poślubnej, Maggie uświa-
domiła sobie, że sama doświadcza właśnie owego zjawis-
ka. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że zuchwały i seksow-
ny Sam tak niesamowicie ją zaskakuje?
Sięgnęła po torebkę i wyjęła notatnik oraz długopis.
Musiała to zapisać. Pacjenci z pewnością jej za to
podziękują.
Kiedy przyniesiono śniadanie dla Sama, Laura ulotniła
się jak na zawołanie, zostawiając ich pełnych podziwu dla
troskliwości tutejszego personelu. Bruno podszedł do nich
znowu, chcąc się upewnić, czy Sam jest zadowolony ze
śniadania, i zanim ich opuścił, wyprosił od Maggie obiet-
nicę, że przyjdą na obiad.
–
Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałem
–
stwierdził Sam po wyjściu z restauracji, kiedy znaleźli
się w holu głównym. – Spójrz tylko na tego biedaka.
Usiłuje się zameldować, a personel chyba pełni przy nim
wartę honorową.
Rzeczywiście, Maggie dojrzała przy recepcji mężczyz-
nę mniej więcej w wieku Sama. Długie, ciemne włosy
miał niedbale związane w kitkę, a w jego uszach błyskały
srebrne kółka. Dobrany do nich kolczyk zdobił mu brew,
a czarna, skórzana kurtka motocyklisty i wytarte dżinsy
136
Jeanie London
sprawiały, że w porównaniu ze schludnym i eleganckim
Samem wyglądał jak król cyganerii.
–
Może to ktoś ważny – zasugerowała Maggie.
–
Na pewno. Patrz, jest Laura, trzech recepcjonistów
i ten Szkot, który wczoraj wniósł na górę twoje bagaże.
–
Dougray.
–
Właśnie, Dougray – przytaknął Sam. – Ale tej pani
nie znam, chociaż na pewno tu pracuje.
Maggie zgodziła się, widząc znajomą, lamowaną zło-
tem marynarkę od uniformu, zachodzącą na ciemne
spodnie kobiety. Stalowosiwe loki i poważna, myśląca
twarz nadawały jej wygląd matrony sprawującej pieczę
nad potomstwem.
–
To pewnie kierowniczka, nie sądzisz? – zgadywała
Maggie.
Sam wzruszył ramionami.
–
Ale oto nadchodzi Bruno. Co powiesz na to, żebyś-
my wymknęli się nad staw, zanim dopadnie nas ta cała
ekipa?
–
Chętnie. Jestem jeszcze zesztywniała po długiej
jeździe samochodem.
–
Z przyjemnością zrobiłbym ci masaż, który zlik-
widowałby tę sztywność.
–
Świetny pomysł. – Uśmiechnęła się do niego pro-
miennie, ciesząc się, że może odkrywać nową stronę
osobowości Sama i sprawdzać granice jego wytrzymało-
ści. – Ale to ja wolałabym zrobić ci masaż. Żebyś, dla
odmiany, zesztywniał, jeśli domyślasz się, o czym mówię.
137
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Rozdział ósmy
–
Wolisz najpierw usłyszeć dobrą czy złą wiadomość?
Mary zerknęła znad kolumn liczb, wykazujących pro-
centowe wykorzystanie pensjonatu w ciągu ostatnich
dwóch tygodni, i ujrzała Annabelle i Laurę zaglądające
przez otwarte drzwi jej biura.
–
Jak zawsze dobrą.
Weszły do środka i Laura zamknęła za nimi drzwi, a to,
że nie zalewała ich potokiem słów, niezawodnie zwias-
towało nadciągające nieszczęście.
Mary była zwolenniczką polityki otwartości, co czyni-
ło ją dla personelu dostępną w każdej chwili. Kierowanie
ludźmi z wyżyn wieży z kości słoniowej nigdy jej nie
odpowiadało i chociaż była zdecydowanie bardziej przeło-
żoną wyznaczającą zadania, aniżeli wtrącającą się do
wszystkiego, postarała się, by przystępność była jej naj-
ważniejszą cechą jako szefa.
Odsunęła na bok sprawozdania, złączyła palce w da-
szek i przygotowała się na wieści, które, jak widać,
wymagały aż zamknięcia drzwi. Kiedy Laura spojrzała
wyczekująco na Annabelle, z szacunkiem zdając się na jej
doświadczenie i stanowisko, Mary z trudem już panowała
nad nerwami.
–
O co chodzi? – zapytała.
Annabelle wlepiła w nią ponure spojrzenie.
–
Zameldował się juror ze Światowej Organizacji
Turystyki. Burza nie opóźniła jego przyjazdu.
–
I to jest ta dobra wiadomość?
–
Obawiam się, że tak.
–
A zła wiadomość?
–
Nie jest on tym jurorem, którego oczekiwaliśmy.
Ten, który zarezerwował pokój, dostał uczulenia na jakiś
walentynkowy cukierek i pozostanie w szpitalu co naj-
mniej do poniedziałku. Zamiast niego przysłali fotorepor-
tera.
–
Fotoreportera – powtórzyła Mary, powstrzymując
się od jakiejkolwiek reakcji, zanim nie pozna faktów.
Czy to możliwe, żeby fotoreporter mógł mieć równie
szerokie spojrzenie na to, co składa się na najbardziej
romantyczną przystań, jak ktoś z Organizacji, kto prowa-
dzi podobny ośrodek albo jest jego właścicielem?
–
Rozumiem, że waszym zdaniem to niekorzystna
zmiana.
Annabelle potrząsnęła burzą stalowoszarych loków.
–
On jest straszliwie młody.
–
Fuj! Powinna go pani zobaczyć, pani J. – Laura
gwałtownie opadła na krzesło i westchnęła dramatycznie.
–
On nosi... kolczyki.... W uszach, w brwi. Wygląda, jakby
mieszkał na ulicy. Albo gdzieś, gdzie nie ma łazienki.
–
Ile może mieć lat?
139
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Około trzydziestki – odparła Annabelle ze stoickim
spokojem.
W porządku. Zdecydowanie nie jest to właściciel
hotelu, który spędził całe lata na zarządzaniu takim
obiektem, ale nie jest to też tragedia.
–
Nie martwi mnie wcale, że to obszarpaniec. To
problem Organizacji, a nie nasz. Jednak fakt, że nie siedzi
w tym biznesie tak jak inni jurorzy, może być problemem,
jeśli nie potraktują jego opinii poważnie.
Mary odchyliła się w krześle, łamiąc sobie głowę nad
jakimś sposobem, który pozwoliłby tę nieoczekiwaną
zmianę obrócić na ich korzyść i wpoić pracownikom
trochę pewności siebie, której tak bardzo potrzebowali
w czasie próby.
–
Zastanówcie się – powiedziała. – Jest fotorepor-
terem, a więc na pewno ma twórcze spojrzenie na świat.
A czymże my tu jesteśmy, jeśli nie twórcami. Może to
zrozumie, jeśli go przekonamy, że nasi goście odnajdują
u nas miłość. Powiedzcie mi, co się dzieje z naszą Parą
Amorków?
Mary skierowała rozmowę na temat, który, jak miała
nadzieję, przypomni jej personelowi, że nie wszystko jest
jeszcze stracone.
–
Poznałam ich przy śniadaniu.
–
Czy były jakieś zastrzeżenia w związku z naszym
specjalnym programem satelitarnym z okazji walenty-
nek?
–
Nie, nikt nic nie zgłaszał w recepcji – odparła
Annabelle.
Laura wzruszyła ramionami.
–
Nie wspomnieli mi o jakichkolwiek problemach.
140
Jeanie London
Właściwie oboje wyglądali na szczęśliwych. Całkiem
słodka z nich parka.
Mary uśmiechnęła się, ponieważ była to pierwsza
podnosząca na duchu wiadomość od czasu, kiedy An-
nabelle i Laura weszły do jej pokoju.
–
Nie odstępujmy od naszego celu. Jeśli uda się nam
skłonić Parę Amorków, by się trzymała naszego scenariu-
sza, to może fakt, że są w wieku zbliżonym do nowego
jurora, podziała na naszą korzyść.
–
To chyba wszystko, co mamy – przyznała z wes-
tchnieniem Annabelle. – Jestem z jurorem umówiona na
lunch. Mam zamiar zaproponować, żeby Para Amorków
udzieliła mu wywiadu. Co jeszcze mamy na dziś w roz-
kładzie?
–
W tej chwili sprzątaczka podrzuca do Twierdzy
Wojownika niespodziankę, która ma zachęcić naszych
młodych kochanków, by oddali się pewnym miłosnym
igraszkom. A ty co zaplanowałaś, Lauro?
–
Przydzieliłam im radio i zaproponowałam, żeby
zwiedzili teren wokół hotelu. Najwyraźniej lubią jeździć
na łyżwach, więc wysłałam ich na staw. Opowiedziałam
im również o bungalowach. Z pani pozwoleniem, pani J.,
chciałabym, żeby jeden z nich został wyposażony. Oni
wyglądają na miłośników otwartych przestrzeni i nigdy
nie wiadomo, co się zdarzy, kiedy będą na dworze w taką
pogodę. Chciałabym być przygotowana na wszystko.
Mary wyobraziła sobie bungalowy nad rzeką, te chatki
z piernika, które cieszyły się takim powodzeniem, że
wynajmowano je bez przerwy od wiosny do jesieni.
–
Dobry pomysł.
–
Tak naprawdę nie jest mój – przyznała się z uśmie-
141
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
chem. – Ukradłam go Dougrayowi. Uwięzienie Pary
Amorków w windzie było mistrzowskim posunięciem.
–
On wywrócił do góry nogami cały hotel – ostrzegła
Annabelle. – Wiesz, w jaki on może wpaść... entuzjazm.
Nie możemy go spuszczać z oka, bo w końcu zostaniemy
pociągnięci do odpowiedzialności.
Mary uśmiechnęła się. Tylko Annabelle potrafiła
przejść tak od razu do finansowego sedna spraw. Był to
jeden z powodów, dla których Mary od wielu lat uwiel-
biała z nią pracować. Annabelle nikomu nie pozwalała ani
na chwilę oderwać się od rzeczywistości.
–
A co do odpowiedzialności – odezwała się Laura – to
Bruno nie zamierza chyba otruć Pary Amorków swymi
ziołowymi afrodyzjakami? Nie zauważyłam na razie,
żeby jego zabiegi odnosiły jakiś skutek i byłoby szkoda,
gdyby tych dwoje wylądowało w szpitalu z uczuleniem,
tak jak nasz niedoszły juror.
–
Och, proszę cię, Lauro – Annabelle przewróciła
oczami w przypływie irytacji. – Nie wyobrażam sobie,
żeby tak sympatyczna para miała się nagle zacząć ob-
macywać ,,U Bruna’’ podczas śniadania. – Zagłębiła się
w fotelu i podparła ręką głowę. – A wracając do od-
powiedzialności, to mogłybyśmy równie dobrze po prostu
zamknąć nasz interes, gdyby rozeszła się pogłoska, że
odurzamy narkotykami naszych gości.
–
Nie wszystkich naszych gości – poprawiła ją Mary.
–
Tylko Parę Amorków. A poza tym, to formalnie rzecz
biorąc, nikogo nie narkotyzujemy. Bruno wyjaśnił, że
gotuje, używając przypraw ziołowych. Pod względem
prawnym mamy święty spokój.
–
A etycznym?
142
Jeanie London
–
Jeśli Para Amorków zakocha się w sobie i pobierze, to
nam podziękuje. Nikomu nie stanie się krzywda, a więc
gra jest czysta.
Annabelle ciężko westchnęła, chcąc im uzmysłowić, że
znajdują się na bardzo grząskim gruncie.
–
Szczerze mówiąc, gramy o wysoką stawkę – powie-
działa Mary. – Ale każdy tu liczy na dużą wygraną.
Organizacja będzie mogła przez rok promować najbardziej
romantyczną przystań, a nasz dobry wizerunek poprawi
również ich obraz. Dokonamy marketingowego posunię-
cia, jakiego nam trzeba do wyrobienia sobie pozycji, a Para
Amorków będzie żyła długo i szczęśliwie. Po prostu miejcie
się na baczności i nie przegapcie żadnej okazji.
Laura zasalutowała.
–
Jasne, szefowo.
Usta Mary drgnęły w uśmiechu, mimo że obawy
Annabelle były aż nadto realne.
–
Nie traćcie wiary. Pensjonat ,,Pod Wodospadem
Rozkoszy’’ jest najbardziej romantyczną przystanią. Mu-
simy po prostu nabrać pewności, że wyróżniamy się
spośród innych kandydatów. I módlmy się, aby cały ten
projekt nie wybuchł nam w rękach. Miała nadzieję, że tak
się nie stanie.
–
Czy coś jeszcze?
Annabelle potrząsnęła głową, Laura zaś zerwała się
podniecona z krzesła.
–
Mam zamiar dostosować się do tematyki katastro-
ficznej i wyposażyć bungalow w kilka seksownych zaba-
wek ze sklepu Friedy – zatrzymała się w drzwiach po
wyjściu Annabelle. – No wiesz, ,,korzystajmy, jak się da,
skoro już tu utknęliśmy’’.
143
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Mary zmusiła się do uśmiechu.
–
W porządku, niech będzie.
I podczas gdy Laura zmieniała letni bungalow w miłos-
ne gniazdko, Mary wstała zza biurka i zwróciła się do
skłębionej futrzanej gromadki, drzemiącej w rogu pokoju.
–
No chodźcie, moi państwo.
Drgnęły uszy i nosy. Błyszczące oczy podniosły się
z zaciekawieniem.
–
Wiem, że jesteście zmęczone tym zamknięciem,
pieski. Ja też. A co byście powiedziały na szybki spacer do
parkingu dla gości? Muszę sprawdzić, jak on działa
według nowego systemu.
Nie trzeba było im tego dwa razy powtarzać.
Sam śmigał po lodzie, ćwicząc hamowanie i start,
podczas gdy Maggie jeździła po damsku, robiąc ósemki,
które nazywała ,,figurami’’.
Teren wokół pensjonatu był dokładnie taki, jak przed-
stawiła go pani koordynator imprez okolicznościowych,
a nawet lepszy. Budynek przylegał do graniczącego z wo-
dospadami parku, w którym mgła spowijała wierzchołki
ogołoconych z liści drzew.
Maggie poruszała się po lodzie z łatwością, posuwis-
tymi i tak pełnymi wdzięku ruchami, jakby nie wymagały
żadnego wysiłku. Sam wiedział, że kiedy była młodsza,
ćwiczyła pod okiem instruktora oraz brała lekcje tańca,
a nawet uczestniczyła w lokalnych zawodach. Szło jej
wspaniale aż do chwili, kiedy rozwód rodziców nie-
spodziewanie położył kres wszelkim nadprogramowym
zajęciom Maggie i jej matki.
Bardzo się ucieszyła, gdy mogła powrócić do jazdy na
144
Jeanie London
łyżwach. Co roku, kiedy obliczał jej podatek, a ona
lamentowała nad ogromnymi kosztami uprawiania tego
sportu, przypominał jej, że porównywalną kwotę mogła-
by wydać na luksusowe wczasy odnowy biologicznej. Na
co Maggie oczywiście groziła, że zacznie uprawiać o wiele
mniej kosztowną dyscyplinę, na przykład biegi.
–
Pokaż mi potrójnego axla.
Sam zahamował obok niej, a jego hokejówki zaryły
w twardą powierzchnię stawu, rozbryzgując drobiny lodu
na wszystkie strony.
Zachowała kamienną twarz, rzucając mu jedynie
oschłe spojrzenie spod ronda kapelusza.
–
Pod warunkiem, że masz ochotę na seks z gipsowym
odlewem, bo jeśli spróbuję czegokolwiek potrójnego,
złamię nogę.
–
Nie, dziękuję. Zbrodnią byłoby nie skorzystać z na-
szej wanny. A poza tym chciałaś zobaczyć oblodzony
Wodospad. Jutro musimy tam pójść.
–
Moglibyśmy go obejrzeć jeszcze dziś.
–
Tymczasem pokaż mi więc coś innego – rzucił,
wyprzedzając Maggie długimi szusami. – Bo kiedy ostat-
nio widziałem cię na łyżwach, leciałaś po lodzie jak
hokejowy bramkarz.
–
Sam! – Maggie zamachnęła się i walnęła go żartob-
liwie w ramię pięścią w rękawiczce, ale ledwie poczuł jej
cios przez grubą kurtkę. – Upadłam tylko dlatego, że ty się
pojawiłeś.
–
Może chcesz powiedzieć, że ja cię rozpraszam?
Puszczając to rozmyślnie mimo uszu, Maggie od-
jechała naburmuszona. Sam dopędził ją dwoma śliz-
gami.
145
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
No powiedz, Maggie. Dlaczego to przeze mnie
upadłaś?
Ku jego zaskoczeniu, dziewczyna gwałtownie zaczerp-
nęła do płuc lodowate powietrze, podniosła na niego
swoje zielone oczy i powiedziała po prostu:
–
Nie drażnij się ze mną. Wystarczy, że bez przerwy
myślę o tym romantycznym apartamencie, do którego
będziemy musieli wrócić.
–
Myślisz o wspólnym apartamencie, Maggie, czy
o seksie? – wykrztusił Sam.
–
Być może pomyślałam o seksie... raz czy dwa.
Wyraz jej oczu sugerował jednak, że dużo częściej.
–
Ja chcę czegoś więcej niż seksu, Maggie. Ja chcę się
z tobą kochać.
Policzki poróżowiały jej jeszcze bardziej, ale wzrok
pozostał niewzruszony.
–
Wiem. Próbuję tylko zrozumieć, dlaczego.
Sam otoczył ramieniem plecy Maggie, przyciągnął ją
bliżej i przycisnął do swego boku.
–
Czy rzeczywiście powód jest taki ważny?
–
Tak, jest ważny – potwierdziła cicho. – Nie chcę,
żebyś się martwił, że będę się czuła wykorzystana po
powrocie do domu.
–
A będziesz?
–
Oczywiście, że nie. – Potrząsnęła gwałtownie głową
tak, że kosmyki jej włosów wypadły spod ronda kapelu-
sza. – Wyświadczasz mi tu przysługę, Sam. Prowadzę
notatki i zaczynam wreszcie rozumieć, w jaki sposób
namiętność zmienia charakter związku. Od kiedy tylko
zgodziłeś się tu ze mną przyjechać, byłam tym tak
przejęta, że... Naprawdę cieszę się, że już tu jesteśmy.
146
Jeanie London
–
Chcesz mieć to za sobą, prawda?
–
Nie, za sobą nie, ale wolałabym już zacząć.
–
No więc co się dzieje?
–
Wiele o tym myślałam, wiesz? I całkowicie się z tobą
zgadzam, że między nami nie może już być tak jak
przedtem, ale kiedy już raz zgłębimy to, co nas łączy,
rozwieje się cała tajemnica.
A więc kochanie się ze sobą miałoby ich wyleczyć
z pożądania. Była to cała Maggie, więc omal nie wybuch-
nął śmiechem, ona jednak miała tak poważną minę, że
zmusił się do zachowania powagi. Jak mogła nie do-
strzegać, że łączy ich coś wyjątkowego? Nie ma mowy,
żeby seks ją z tego wyleczył. On do tego nie dopuści.
Pamiętając jednak ich wcześniejszą rozmowę, Sam
musiał się liczyć z faktem, że być może przeszarżował.
Chciał wpływać na jej życie, ale nie w sposób tak
przewidywalny, żeby miała go za nudziarza.
Jeśli Maggie potrzebuje niespodzianek, to będzie je
miała. Jeśli uważa, że powinien przeznaczać więcej czasu
na zabawę, to tak właśnie zrobi. Ale teraz zabawić go
mogło tylko jedno...
Hamując gwałtownie krawędziami łyżew, chwycił ją
za ręce, okręcił dokoła i złapał w chwili, gdy wpadła na
niego, starając się odzyskać równowagę.
Była zadyszana, lecz Sam uspokoił ją pocałunkiem.
Przytulił ją mocno, zamykając szczelnie w uścisku,
coraz bardziej rozgorączkowany, gdy Maggie ocierała się
o niego, wtulając się jeszcze bardziej.
Cóż za ironia, pomyślał Sam, gdy w odpowiedzi
poczuł skok tętna, a jego ciało znalazło się w pełnej
gotowości. Iluż mężczyzn byłoby zachwyconych kobietą,
147
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
która pragnie spędzić weekend, uprawiając seks bez
zobowiązań? Będąc jednym z nich, zaciągnąłby ją do
Twierdzy Wojownika, zdarł z niej ubranie i ogrzał włas-
nymi rękami, ustami, językiem.
Maggie chciała zatracić się w pożądaniu, Sam jednak
pragnął, by zatraciła się w miłości. Tylko wówczas miałby
prawo całować ją w ten sposób codziennie.
Przycisnął usta do jej warg i pchnięciami języka zmusił
je, by rozchyliły się szerzej. Odpowiedziała mu pocałun-
kiem tyleż uległym, co wyzywającym, który rozniecił
ogień w jego ustach, w jego ciele i w wyobraźni.
Pragnął poczuć pod sobą jej delikatne ciało, rozsunąć
aksamitne uda, poczuć, jak chciwie wygina się ku niemu
z jedynym pragnieniem, które tylko on może spełnić.
Pragnął usłyszeć jej krzyk, gdy zatopi się w niej głęboko.
Obrazy te sprawiły, że zaczął tracić oddech, że przy-
warł do niej ciaśniej, że jego usta zaczęły jeszcze bardziej
pragnąć niemożliwego. Nagle jego dłonie w rękawicach
znalazły drogę pod płaszcz Maggie i zanurzyły się pod
sweter, choć wcale nie chciał wystawiać jej na zimno.
A jednak nawet przez rękawice wyczuwał niemal gorąco
jej skóry.
–
Sam? – wyszeptała tuż przy jego wargach, a jej ciepły
oddech zamienił się w mroźnym powietrzu w chmurę
pary.
Maggie zadrżała. Z zimna lub z namiętności, nie
potrafił tego ocenić, choć i jego ciało zawibrowało w od-
powiedzi. Uda naprężyły mu się w wygłodniałym napię-
ciu. Jego erekcja pulsowała żywym pragnieniem.
Odpowiedział jej chrapliwym pomrukiem, z ustami
przy jej ustach. Serce waliło mu jak oszalałe. W uszach
148
Jeanie London
dzwoniła tętniąca krew. Ale pojawiło się coś jeszcze. Na
obrzeżach jego otumanionego żądzą mózgu rozległ się
znajomy dźwięk.
Dźwięk ten dał się słyszeć obok nich, zanim jeszcze
Sam go rozpoznał. Zmysły miał jednak odurzone namięt-
nością. Najwyraźniej Maggie też, bo żadne z nich nie
zareagowało wystarczająco szybko, aby umknąć przed
siedmiokilogramowym, biało-czarnym szczeniakiem bok-
serem, który rzucił się na nich i wszystkimi czterema
łapami wylądował na podbrzuszu Sama. Ten z przekleń-
stwem zatoczył się do tyłu, a pies spadł na lód, odbił się od
niego i skoczył ponownie.
Dwie drobne, czarne, futrzane kulki w różowych
sweterkach pomknęły ku kostkom ich nóg, a daremne
usiłowania zwierząt, by się zatrzymać na lodzie, były
niemal komiczne. Sam roześmiałby się na ten widok,
gdyby nie skupił całej uwagi na obronie przed pod-
skakującym pieskiem o wytrzeszczonych oczach.
Maggie potknęła się, usiłując nie skrzywdzić ostrymi
łyżwami czarnych, futrzanych kulek, a Sam utrzymałby
ją może, gdyby zwalisty angielski buldog nie zdecydował
się właśnie w tym momencie potoczyć im pod nogi
niczym ogromna kula do kręgli.
Sam runął do tyłu, wiedząc, że się przewraca,
choć nie mógł temu zaradzić. Przyciągnął do siebie
Maggie, chcąc zamortyzować jej upadek i nie rozgnieść
przy okazji psa. Wylądował płasko na siedzeniu,
a Maggie z krzykiem zwaliła się na niego, pozbawiając
tchu.
Nie zdawał sobie sprawy, że podczas pocałunku tak
bardzo zbliżyli się do brzegu stawu, dopóki ponad ich
149
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
głowami nie przewaliła się z mokrym tąpnięciem zaspa
śniegu.
–
Ojej! – wrzasnęła Maggie, staczając się z niego
i próbując podnieść się na kolana.
Sam rzucił się, by pomóc jej wstać, ale roztopiony lód
dostał mu się za kołnierz kurtki i pod koszulę, piekąc skórę
lodowatym ogniem. Zapomniał o wszystkich bohaters-
kich zamiarach, myśląc tylko o jednym – żeby otrzepać
koszulę ze śniegu, zanim ten się roztopi.
Psy najwidoczniej uniknęły obrażeń i widząc Sama
i Magg pomykających po lodzie, uznały to za zaproszenie
do zabawy. Opadły ich więc w ujadającej, merdającej
ogonami, futrzanej sforze.
–
Cholera – warknął, cudem unikając pocałunku szalo-
nego boksera.
Maggie roześmiała się, a Sam odwrócił głowę i zoba-
czył, że odpiera atak dwóch najmniejszych pudelków,
jakie widział w życiu. Podczas zamieszania spadł jej
kapelusz, odsłaniając potargane włosy. Szalik Maggie
przekrzywił się wokół szyi i ramion, a Sam nie przypomi-
nał sobie, żeby kiedykolwiek widział ja tak piękną.
–
Ależ wy jesteście słodkie – przemawiała do pudel-
ków, drapiąc je po kolei na uszami.
Bokser widocznie zdecydował, że Maggie jest bar-
dziej przyjazna i zaczął hasać, aby zwrócić na siebie
uwagę.
Angielski bulterier przysiadł przed nimi na zadzie,
z wyższością obserwując całą scenę. Zdecydowanie tutaj
nie pasował, choćby dlatego, że mógłby jedną łapą zmiaż-
dżyć oba pudelki.
–
Rozkoszne są, prawda?
150
Jeanie London
Maggie spojrzała promiennie na Sama i najwyraźniej
nie przeszkadzało jej, że siedzi na ośnieżonej skarpie
i nasiąka wilgocią, a Sam wiedział, że tak jest, ponieważ
również nasiąkał.
–
Wprost cudowne.
Maggie zmarszczyła brwi.
–
Och, Sam. One chcą się tylko pobawić.
Wolałby ją pocałować, ale nie zdążył się nawet za-
stanowić nad tym, co traci, kiedy z oddali dał się słyszeć
narastający warkot silnika. Zza wzniesienia wyłonił się
śnieżny skuter i głos ze szkockim akcentem zagrzmiał:
–
Mugsy, Mickey, Tasha, Tia!
Sam wstał, otrzepując się z mokrego śniegu. Okazało
się, że nurkowanie w śnieżnej zaspie zahamowało jego
żądzę skuteczniej niż zimny prysznic.
Sam rozpoznał siwowłosego mężczyznę, który zsiadał
ze skutera. Był to Dougray, człowiek, któremu Maggie
nawet pod groźbą śmierci nie chciała pokazać się uwięzio-
na nago w kabinie prysznica.
–
Pani James! Czy te bestie nie wyrządziły pani
krzywdy? – zawołał, przekrzykując psie ujadanie.
–
Ależ nie, Dougray – krzyknęła Maggie, uchylając się
od liźnięcia szybkiego jak błyskawica jęzora boksera. – Po
prostu wpadły z wizytą.
Dougray obrzucił spojrzeniem zmoczone ubranie Sa-
ma i zmarszczył brwi.
–
Wyrwały się, bestie. Pani J. będzie musiała je teraz
uwiązać.
–
A kto to jest pani J.? – zapytał Sam, ciekaw, jaka to
kobieta zagościła w miłosnym superklubie wraz z czwór-
ką psów.
151
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Jest głównym menedżerem. Te bestie mieszkają
razem z nią.
–
Siwe włosy, poważny wyraz twarzy i służbowa
marynarka? – zapytał Sam, przypominając sobie kobietę
z holu, którą widzieli przed wyjściem.
–
Ach, nie. To raczej Annabelle, kierowniczka działu
sprzedaży. Pani J. jest menedżerem, chłopcze. Ona nie
nosi uniformu.
Sam podał rękę Maggie, która obróciła się i wygramoli-
ła na kolana. Wstała, a następnie odtańczyła krótki taniec
na czubkach łyżew, otrzepując śnieg i lód ze swych
kształtnych, krągłych pośladków.
Dougray uprzejmie odwrócił wzrok.
–
Czy oglądaliście już Wodospad?
–
Jeszcze nie. Jak to daleko stąd?
–
Trzeba iść za mgłą. Wodospad jest teraz częściowo
zamarznięty, a więc mgła nie jest tak gęsta jak latem, ale
i tak ją widać. – Dougray wskazał na opary unoszące się
nad lasem. – Pójdźcie po prostu ścieżką przez las. Skute-
rem śnieżnym nie zajmie to dużo czasu.
–
Można tym wjechać do parku?
–
Jak najbardziej, o ile zaparkujecie przed podejściem
do punktu widokowego.
–
Może tak zrobimy, Sam? – Maggie rozwiązała szalik
i wytarła sobie szyję.
–
Po pierwsze jesteśmy cali mokrzy. – Spojrzał znaczą-
co na jej nasiąknięte śniegiem dżinsy.
–
I tak jesteśmy już na dworze, a ja naprawdę chcę
zobaczyć Wodospad.
–
Zmarzniemy. Do Wodospadu trzeba przejść przez
cały park.
152
Jeanie London
–
Mam dwa zapasowe śnieżne kombinezony. – Dou-
gray zsunął z pleców swój uniwersalny plecak.
Sam zdziwił się.
–
Nosi pan ze sobą zapasowe kombinezony?
–
Bywa tutaj całkiem chłodno.
Sam nadal patrzył na niego z powątpiewaniem, aż
wreszcie Dougray uśmiechnął się do niego w zakłopotaniu.
–
Miałem nadzieję, że zrobicie mi przysługę i zabierze-
cie skuter do pensjonatu. Ja muszę zabrać psy, a one nie
będą chciały za tym biec.
–
Oczywiście, że tak. – Maggie rzuciła mu miażdżące
spojrzenie i Sam natychmiast zrozumiał, że ma trzymać
język za zębami. – Będzie nam dobrze w tych kom-
binezonach. A wycieczka nie potrwa długo.
–
Ależ nie, z całą pewnością – powiedział Dougray.
Chcąc, nie chcąc, Sam musiał dać za wygraną. Po chwili
Dougray ulotnił się z psami.
Zdjęli łyżwy i nałożyli pękate śnieżne kombinezony.
Sam włączył silnik skutera, a Maggie wdrapała się na tylne
siedzenie i ciasno oplotła go w pasie ramionami w tak
dobrze znany mu sposób.
Ojciec kupił mu skuter śnieżny na dziesiąte urodziny
i w ciągu następnych lat Sam często zabierał Maggie na
przejażdżki po miejskich parkach lub na wyprawy ratun-
kowe, zanim pługi śnieżne oczyściły ulice.
Maggie miała rację, stwierdził Sam. Stał się przewidy-
walny. Za mało czasu poświęcał na zabawę i, co wcale nie
było dziwne, jedyną jego rozrywką było ostatnio spędza-
nie czasu z... Maggie. Nie wiedział, czy powinien po-
chwalać własną determinację, czy też uznać się za bez-
nadziejny przypadek.
153
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Trzymaj się – powiedział, dociskając gaz i pędząc
brawurowo między drzewami.
Maggie śmiała się poprzez szum wiatru, jeszcze silniej
zaciskając wokół niego ramiona. Sam uśmiechnął się.
Widok Wodospadu Niagara odsłonił się przed nim,
kiedy razem z Maggie zaparkowali skuter śnieżny i wspię-
li się do punktu obserwacyjnego, słuchając dudnienia
spadającej wody. Maggie aż zabrakło tchu z wrażenia,
kiedy wreszcie ujrzała kaskadę.
Wodospad, częściowo zamarznięty, tworzył kolaż
z pędzącej wody, zastygłych w niej sopli i lodowych
kaskad, które wyglądały jak ogromne, pokryte śniegiem
grzyby. Szare niebo wisiało nisko i ciężko, stanowiąc
dziwny kontrast z wyniosłością Wodospadu, a mgiełka
znad pędzącego żywiołu zacierała granice między wodą,
śniegiem i niebem.
Maggie wsunęła swą dłoń do ręki Sama.
–
O rany! To niesamowite.
Widok ten przywodził na myśl wszystkie banały, jakie
kiedykolwiek wypowiedziano na temat piękna i potęgi
przyrody, a choć każdy z nich pasowałby, wydawały się
zupełnie nie na miejscu. Sama zaś najbardziej w tej chwili
uderzyła świadomość, że ten widok nie byłby dla niego
nawet w przybliżeniu tak imponujący, gdyby u jego boku
nie stała Maggie.
154
Jeanie London
Rozdział dziewiąty
Nawet ciepło panujące w zaciszu windy nie zdołało ani
trochę rozgrzać Maggie. Zaciskając zęby, próbowała po-
wstrzymać ich szczękanie i nie zważać na mokre dżinsy,
które oblepiały jej nogi.
–
Brrr... przemarzłam na kość. M-muszę wziąć
g-gorący prysznic.
Sam otoczył ją ramieniem i przyciągnął do siebie,
przytulając mocno do piersi.
–
A może kąpiel?
Maggie przypuszczała, że po upadku w śnieg Sam
jest tak samo przemarznięty jak ona. Jednak wycieczka
do wodospadów w tym mrozie zaszkodziła mu mniej,
niż mogło się wydawać. Po pierwsze, nie szczękał
zębami, a po drugie, spojrzenie, którym ją obrzucał,
miało biegunowo inną temperaturę niż powietrze na
zewnątrz.
Podniecenie rozgrzało ją trochę.
–
Chcesz powiedzieć, że jesteś gotowy na seks?
–
Nie, tego nie mówię. Chcę powiedzieć, że jestem
gotów wykonać następny krok.
Kiedy pocałował ją delikatnie w czoło i uśmiechnął się
uwodzicielsko, pokazując dołeczki w policzkach, Maggie
pomyślała z nadzieją, że nadszedł wreszcie moment, na
który czekała. Będzie miała szansę przełamać jego opór
i dociec, co takiego usiłuje jej udowodnić. I będzie mogła
zaspokoić żądzę, która całkowicie zmieniła jej uczucia
wobec Sama.
Sam cofnął rękę i ustąpił na bok, żeby ją przepuścić,
kiedy winda, bez żadnych perturbacji tym razem, dowio-
zła ich na czwarte piętro.
–
Wiesz, co jeszcze by nam dobrze zrobiło?
–
Gorące kakao?
Widząc jego uśmiech, Maggie uznała, że umiejętność
czytania w myślach stanowi kolejne dobrodziejstwo
wieloletniego związku.
No cóż, może niezupełnie było to czytanie w myślach,
przyznała Maggie, gdy szli korytarzem, a Sam wydobywał
klucz z kieszeni wilgotnych dżinsów, oblepiających jego
zgrabne, umięśnione pośladki. To raczej wspólna historia.
Matka Sama nie pracowała i zawsze mogli rozgrzać się
u niej gorącym, parującym kakao, kiedy wracali mokrzy
i przemarznięci po całym dniu jeżdżenia na sankach,
łyżwach albo skuterach śnieżnych.
Uśmiechając się na to wspomnienie, Maggie patrzyła,
jak Sam przekręca klucz w zamku, a potem weszła przed
nim do Twierdzy Wojownika.
–
Mam wezwać obsługę? – zaproponowała, gdy Sam
zdejmował jej z ramion płaszcz i wieszał go na kołku
w przedpokoju, żeby wysechł.
156
Jeanie London
Jego mina wyraźnie mówiła, co sądzi o tym pomyśle.
–
Napuść wody do wanny, a ja zejdę na dół po kakao.
Chociaż nie była zachwycona tym, że Sam ma biegać
po hotelu mokry i zziębnięty, postanowiła nie oponować.
Najwidoczniej nie miał nic przeciwko temu, a ona wolała
uniknąć niepożądanych wizyt. Chciała mieć go tylko dla
siebie, zanim będą musieli zejść na obiad do restauracji
Bruna. Jeśli chciała zaspokoić swój apetyt na Sama, a był
to wilczy apetyt, powinna zabrać się do dzieła jak
najszybciej.
Sam wyszedł, a Maggie ruszyła prosto do łazienki i na
cały regulator odkręciła kurek z gorącą wodą. Czy zdoła
przekonać Sama, że przebyli dostatecznie długą drogę
i mogą się już kochać? Spoglądając na trójkątną wannę
z ogromną ilością kurków i czymś, co wyglądało jak
podwodne oświetlenie, Maggie uznała, że Sam nie będzie
miał wyboru.
Dopiero gdy opanowała obsługę wanny, znajdując
przycisk służący do podgrzewania wody, i gdy odkryła, że
szklane bańki na dnie to rzeczywiście nastrojowe świateł-
ka podwodne, zauważyła na toaletce opakowaną jak
prezent paczkę.
Był to podarunek od Sama.
Obejrzała z zaciekawieniem prostokątne pudełko, ale
nie znalazła żadnej karteczki. Podniosła paczkę do góry
i potrząsnęła nią, nie mając pewności, czy Sam chciał,
żeby otworzyła ją bez niego.
W środku coś zabrzęczało, a więc w pudełku musiały
być jakieś słoiczki. Maggie przypomniała sobie linię kos-
metyków do kąpieli ,,Morski Skarb’’, które podziwiała
w pasażu handlowym, i postanowiła odpakować prezent.
157
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Wsunęła palce pod papier, odsunęła wstążkę i ujrzała
jaskrawą grafikę, świadczącą o tym, że pudełko na
pewno nie zawiera słoiczków w kształcie muszelek.
Ponieważ nie grzeszyła cierpliwością, rozerwała szybko
papier z nadzieją, że swoim pośpiechem nie psuje
niespodzianki.
,,Jadalne farby dla kochanków do malowania palcami’’.
Maggie wpatrywała się w pudełko, na którym wid-
niała kolorowa mieszanina owoców i przypraw. Za-
chichotała, czytając notkę reklamową, która głosiła:
,,Zamień swojego ukochanego w dzieło sztuki dzięki
barwnej i zmysłowej kolekcji farb dla twórczych ko-
chanków w dwunastu pysznych smakach: wiśniowym,
cytrynowym, winogronowym, truskawkowym, poma-
rańczowym, bananowym, kokosowym, czekoladowym,
kawowym, cynamonowym oraz o smaku karmelków
i masła orzechowego’’.
Czyżby Sam kazał dostarczyć to do pokoju, kiedy byli
na wycieczce? Wiedziała, że nie miał czasu iść do sklepu,
chyba że wymknął się rano, gdy jeszcze spała. Ale czy te
sklepy były już tak wcześnie otwarte?
Maggie nie miała pojęcia, ale wcale nie dbała o to. Teraz
trzymała w ręku narzędzie jego upadku. Najwyraźniej
poczuł przypływ sił twórczych, a ona zamierzała się
całkowicie podporządkować.
Uklękła obok wanny, wyjęła słoiczki z pudełka i po-
ustawiała je na krawędzi wanny między świecami. Zapa-
liła świece i wyłączyła lampki nad toaletką. Rozproszony
blaskiem świec półmrok mieszał się z czerwono-białą
walentynkową poświatą podwodnych lampek, tworząc
bardzo romantyczny nastrój.
158
Jeanie London
Czas uciekał, a ponieważ zmysłowa sceneria powin-
na być idealnie przygotowana na wejście Sama, Maggie
szybko umyła zęby, spięła klamrą włosy na czubku
głowy i zaczęła uwalniać się od mokrego ubrania.
Dżinsy okazały się bardzo oporne i kiedy z trudem
zdołała je ściągnąć i powiesiła, żeby wyschły, znowu
trzęsła się z zimna, pomimo gorącej pary wypełniającej
łazienkę.
A może drżała z podniecenia?
Westchnęła z zadowoleniem, wchodząc do wanny
i zanurzając się w gorącej wodzie. Zamknęła oczy i czeka-
ła, aż ciepło przeniknie do jej przemarzniętych kości,
wypędzając chłód, lecz nie radosną euforię, która przepeł-
niała ją od środka. W każdej chwili Sam może wrócić
i stanąć w drzwiach łazienki...
Otworzyła oczy i przebiegła wzrokiem zestaw farb,
rozważając, jak daleko jest zdolna się posunąć.
Bardzo daleko.
Wybrała jeden ze słoiczków, odkręciła go i nabrała na
palec odrobinę mazi. Posmakowała jej językiem, odkry-
wając z zaskoczeniem, że jest gładka i przyjemnie smaku-
je, mimo że zmieszała się z miętowym posmakiem pasty
do zębów.
Obrysowała sutek farbą, tworząc dzieło, które przypo-
minało czubek rożka z lodami, uśmiechnęła się lekko,
oceniając efekt, i poczuła nieznany dotąd dreszcz pod-
niecenia. Potem tak samo pomalowała drugą pierś.
Odchyliła głowę i oparła ją na wyściełanej krawędzi
wanny. Próbując uspokoić przyspieszone, urywane bicie
serca, czekała na Sama.
Nie trwało to długo.
159
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Już jestem, Maggie – zawołał, a jego głos był coraz
donośniejszy, w miarę jak zbliżał się do łazienki. – Wywie-
siłem tabliczkę ,,Nie przeszkadzać’’.
–
Dobry pomysł.
Ujrzawszy ją, stanął na środku łazienki i patrzył
w milczeniu z szeroko otwartymi oczami. Jej serce też
stanęło na moment, przepełnione zwariowaną mieszani-
ną oczekiwania, niepewności i nadziei.
–
Wiem, że do kakao lubisz karmelki.
Jej słowa rozległy się w ciszy zaparowanego pomiesz-
czenia takim echem, jakby wykrzyczała je w głąb kanio-
nu, i przez krótką, pełną napięcia chwilę pomyślała, że
Sam zaraz upuści kubki na podłogę.
Ale Sam już przemienił się z jej najlepszego przyjaciela
w prawie-kochanka. Na jego usta powoli wypłynął
uśmiech, a błysk w oczach upewnił ją, że nie myliła
się co do jego upodobań. Pełne podziwu spojrzenie Sama
sprawiło, że Maggie poczuła się piękniejsza niż kiedykol-
wiek.
Drżenie przebiegło po jej ciele, gdy zaczął się do niej
zbliżać z jakąś zuchwałą nieustępliwością. Zdjął przy-
krywkę z jednego kubka, a drugi postawił na brzegu
wanny. Wypił spory łyk kakao, schylił się i nabrał na
palec trochę karmelowej farby z jej piersi.
Ten prosty, zmysłowy dotyk wywołał natychmias-
tową reakcję jej ciała. Oddech uwiązł jej w gardle, a sutek
naprężył się w oczekiwaniu na dalszą pieszczotę. Fala
przyjemności przepłynęła przez nią niczym prąd podskór-
nej rzeki, rwącej ku wrażliwemu miejscu między udami.
–
Kakao nie smakuje dobrze bez karmelków. Niektóre
rzeczy są po prostu dla siebie stworzone.
160
Jeanie London
Maggie nie potrafiła wydobyć z siebie głosu, nawet
gdyby wiedziała, co odpowiedzieć. Siedziała w milczeniu,
podczas gdy on wypił jeszcze trochę kakao i odstawił
kubek na brzeg wanny.
Wokół ust miał wąsy z pianki, która intrygująco
kontrastowała z cieniem zarostu uparcie powracającego
na mocno zarysowane szczęki Sama. Jego twarz ema-
nowała obietnicą rozkoszy, kiedy nachylił się ku pier-
siom Maggie, a poplamione kakao wargi rozchyliły się
lekko.
Maggie wyprężyła ciało ku niemu, zachwycona na-
strojem radosnego wyczekiwania, który ogarnął ją na
widok ciemnej głowy pochylającej się nad jej jasnym
ciałem. Gdy wargi mężczyzny spoczęły na jej piersi,
wydała stłumiony okrzyk, który był wyrazem najwyż-
szego zdumienia, choć przecież znała doskonale zamiary
Sama.
A może nie było to wcale zdumienie, lecz zachwyt,
kiedy delikatnie wziął do ust jej sutek i zaczął ssać go
powoli i namiętnie. Ruchy jego warg przywodziły na myśl
miłosny rytm i jego ciało poruszające się w jej ciele.
A może też zaskoczył ją nagły strumień doznań i własne
rozpłomienione myśli lub chęć zanurzenia palców w jego
kruczoczarnych włosach i przyciągnięcia jego głowy, żeby
tylko nie przestawał.
Sam jednak ani myślał przestawać. Kiedy zajął się
drugą piersią, włączając do gry swe silne dłonie, Maggie
mogła już tylko skupić się na jego palcach i zniewalających
pocałunkach. Pieścił gorącymi wargami krągłość piersi,
a potem szyję, kąsając ją tak zmysłowo, że zaczęła wić się
z podniecenia.
161
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Twoja kolej. – Zadrżała, słysząc jego szept tuż przy
swoim uchu.
–
Mhmm... – zdołała tylko wydać z siebie przesycone
rozkoszą westchnienie. Nie rozumiała, o czym mówi
Sam, lecz nie miała ochoty odrywać uwagi od zalewające-
go jej zmysły gorąca po to, by się dowiedzieć.
Na szczęście nie musiała. Sam wziął jej kubek, zdjął
pokrywkę i wręczył go Maggie. Kubek zaciążył w jej
bezwładnej dłoni, więc chwyciła go mocniej i oparła się
łokciem o brzeg wanny.
–
Wypij, rozgrzejesz się – powiedział Sam.
–
Och, już mi ciepło, dziękuję bardzo.
Sądząc z jego uśmiechu, Sam musiał być bardzo
zadowolony z siebie i z tego, jak na nią działa. Wstał,
a Maggie popijała kakao, patrząc jak rozsznurowuje
i zdejmuje buty.
–
Czego tu dosypali? Cynamonu?
–
Chyba tak. To znowu Bruno i jego przyprawy.
Zdjął bluzę przez głowę niedbałym ruchem, odsłania-
jąc imponująco szerokie plecy i potężne, proste ramiona.
Zawsze był pociągającym mężczyzną i Maggie wiedziała
o tym, ale dlaczego nigdy wcześniej nie zauważyła, jak
pięknie jego szerokie plecy zwężają się ku szczupłej,
dobrze utrzymanej dzięki grze w hokeja talii?
Gdyby się postarała, potrafiłaby sięgnąć pamięcią aż
do czasów, kiedy jego tors nie nabrał jeszcze męskich
kształtów, a te jedwabiste, gęste, kręcone włosy nie
porastały każdego zagłębienia na jego piersi. Dlaczego
nigdy wcześniej nie potrafiła docenić, jaki jest atrakcyj-
ny?
Było to niewątpliwie jedno z pytań, nad którymi
162
Jeanie London
powinna się zastanowić, ale dopiero wtedy, gdy myślenie
będzie znowu możliwe. Teraz bowiem radośnie napawała
się widokiem nagiego torsu Sama.
Tak usilnie pragnęła zobaczyć go nagiego, że poczuła,
jak jej pobudzone piersi napięły się jeszcze bardziej. On
zaś wydawał się zupełnie zadowolony, że na niego patrzy.
Maggie wpatrywała się jak urzeczona w jego naprężony
członek, który uwolnił się z materiału dżinsów.
Gdyby miała jeszcze jakieś wątpliwości co do tego, jak
bliskość między nimi działa na Sama, musiałaby teraz
pozbyć się ich, widząc go tak rozpalonego i pełnego żądzy.
Nie spostrzegła nawet, kiedy spodnie zsunęły się z jego
muskularnych ud i kiedy zdążył kopnąć je w kąt, bo nagle
ruszył ku niej, twardy jak skała, wyprężony, pulsujący
pożądaniem i tak swobodny w swej nagości, jak to potrafi
tylko mężczyzna.
Przełknęła z wysiłkiem ślinę, gdy wszedł do wanny
i usiadł na wprost niej, a ich nogi połączyły się w wodzie.
Czuła każdy centymetr jego umięśnionych, pokrytych
szorstkimi włoskami nóg, które oplatały ją teraz mocno.
Czuła je, gdy przesunął się nieco i położył sobie jej prawą
stopę między udami. Gdyby odrobinkę wyciągnęła palce,
na pewno dotknęłaby...
–
Podaj mi kubek – poprosił.
Sięgnęła po kubek Sama, a ręka zadrżała jej z pod-
niecenia tak, że omal nie wylała kakao do wody, gdy
tymczasem on patrzył na nią ze spokojem i poczuciem
wyższości kogoś, kto wie, że ma przewagę.
Sam wziął kubek, odchylił się do tyłu, wzdychając,
i wypił łyk kakao, podczas gdy pod wodą jego duży palec
leniwie błądził po jej biodrze.
163
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
No i proszę, siedzimy sobie nago w gorącej kąpieli.
Czy kiedykolwiek wyobrażałaś sobie coś takiego, Maggie?
Potrząsnęła głową, nie mogąc zdobyć się na odpo-
wiedź. Taki scenariusz widziała tylko w fantazjach, kiedy
nie pragnęła niczego więcej, jak tylko poczuć znowu jego
dłonie i usta na swojej skórze. Ale nawet fantazje nie
przygotowały jej na intymną bliskość tych potężnych nóg
splecionych z jej nogami.
–
A ja tak. To jest bardzo przyjemne – stwierdził,
jakby czytając jej w myślach i chociaż nie była pewna, czy
ma na myśli obmywające ich podwodne strumienie, czy
dotykanie jej ciała, nie było wątpliwości, że oboje czują się
cudownie.
Nie protestowała, kiedy rozsunął stopą jej uda, i wes-
tchnęła głośno, czując, jak rwący strumień wody opływa
jej pośladki i wdziera się prosto między nogi.
–
Och! – wydała cichy okrzyk i aż uniosła się lekko na
siedzeniu wanny.
–
Czy strumienie są za silne? – zapytał Sam, sięgając
już do wyłączników.
Maggie usiadła z powrotem, podniecona zniewalającą
pieszczotą wody, która delikatnie, lecz nieprzerwanie
obmywała jej skórę. Wyraz twarzy musiał jakoś zdradzać
jej zdumienie, bo Sam usadowił się z powrotem z uśmie-
chem.
–
Nie, one są... interesujące.
–
Interesujące?
–
Podniecające.
Tak było rzeczywiście. Woda pulsowała rytmicznie
i na tyle silnie, że rozdzielała wrażliwe miejsca między jej
udami, wywołując bardzo podniecające uczucie.
164
Jeanie London
–
Zdaje się, że to niezła zabawa.
–
Powinieneś koniecznie spróbować.
Zakołysała biodrami tak, by opłynął ją strumień wody,
i zdusiła jęk, gdy bąbelki zaczęły delikatnie masować jej
skórę.
Sama nie trzeba było długo namawiać. Przesunął się na
siedzeniu wanny, sadowiąc się na wprost kurka z wodą.
Maggie zachichotała, widząc jak twarz łagodnieje mu pod
wpływem podniecenia, i poczuła, że ogarnia ją jakieś
obezwładniające uczucie.
A przecież nie potrzebowała więcej podniet. Jej łono,
wstrząsane już urywanymi spazmami, wołało o bardziej
śmiałą pieszczotę. Była w stanie tylko wpatrywać się
w Sama, zdumiona, że odczuwa coś takiego z nim
–
z mężczyzną, o którym czasem tylko fantazjowała
w nocy, a który teraz jest tu przy niej.
On musiał mieć podobne odczucia, ponieważ wy-
czytała z jego spojrzenia to, co zamierzał uczynić, zanim
jeszcze chwycił jej nadgarstek i przyciągnął ją do siebie.
Ich ciała spotkały się pośrodku wanny. Zupełnie nie-
spodziewanie poczuła na biodrze śliski dotyk jego człon-
ka, ale nie potrafiła skupić myśli na niczym, poza roz-
palonym uściskiem tego mocnego, męskiego ciała.
Woda podniosła się niemal do jej piersi, a połączenie
gorących, pulsujących strumieni i chłodnego, pełnego
pary powietrza wywołało falę nowych doznań, które
sprawiły, że objęła go i przesunęła dłonie po jego jędrnych
pośladkach.
–
Nie zauważyłam nawet, że masz taki fajny tyłek,
Masters.
Dłonie Sama powędrowały teraz na jej pośladki,
165
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
wywołując po drodze ogromne zamieszanie wśród jej
zakończeń nerwowych.
–
Wielu rzeczy we mnie nie zauważyłaś, James. Ja
natomiast zauważyłem wszystko, jeśli chodzi o ciebie.
–
Wszystko?
W jego wyznaniu było coś tak przejmującego, że
Maggie poczuła dziwne wahanie i powstrzymała się od
ciętej riposty, która już cisnęła jej się na usta.
Była rozpalona, drżąca i słaba od oczekiwania. Sam
musiał to dostrzec, ponieważ odchylił się lekko do tyłu
tak, by mogła przylgnąć do niego całym ciałem, i ujął ją
pod brodę, chcąc spojrzeć w jej twarz.
–
Zauważyłem wszystko, Maggie, a teraz chciałbym
zawrzeć z tobą bardziej intymną znajomość.
Maggie delikatnie przesunęła dłonią po plecach Sama,
sprawiając, że zadrżał.
–
Intymna znajomość – to brzmi bardzo obiecująco
–
odparła.
Przeniósł wzrok na słoiczki z farbami, ustawione
schludnie między migoczącymi świecami. Zaczął oglą-
dać farby, a tymczasem Maggie wpatrzyła się w jego
twarz skąpaną w blasku świec. Gdy uniósł do światła
jeden ze słoiczków, płomyki zamigotały, rzucając cienie
na jego pięknie rzeźbiony profil, przez co wydał się
nagle niemożliwie przystojny, lecz także uderzająco
nieznajomy.
–
Może winogronowa? – Odstawił z powrotem słoik.
–
Nie, nie pasuje ci do koloru włosów. Czekolada. Tego
nam właśnie trzeba. Chociaż chętnie spróbowałbym też
Maggie o smaku owocowego ponczu...
Maggie sięgnęła szybko po słoiczek, odkręciła wieko
166
Jeanie London
i z przejęciem patrzyła na pełną wyczekiwania twarz
Sama i jego ciało, które wyprężyło się, gdy strząsnęła
mu na pierś całą garść wyglądającej na truskawkową
farby.
Drżącymi z podniecenia palcami rozsmarowała jed-
wabistą maź po twardych wypukłościach i zagłębie-
niach jego torsu, zadowolona z lśniącego efektu. Kiedy
obrysowała farbą jego sutek i pociągnęła figlarnie jego
naprężony koniec, Sam odwzajemnił jej się tym sa-
mym, sprawiając, że zalała ją fala gorąca. Chociaż oboje
klęczeli, górował nad nią z wyzywającym wyrazem
twarzy, a Maggie nigdy nie cofała się przed wyzwa-
niem. Nachyliła się i zlizała farbę z jego sutka jednym,
długim ruchem języka. Farba była zdecydowanie trus-
kawkowa.
Ciałem Sama wstrząsnął dreszcz, jego członek drgnął,
oddech stał się nierówny i urywany, a pierś unosiła się
i opadała gwałtownie. Maggie wzięła do ust jego sutek,
pociągnęła mocno i uśmiechnęła się, czując językiem
szorstkie włosy na jego piersi.
Zaczęła delikatnie kąsać go zębami i z zadowoleniem
słuchała jego ochrypłych jęków.
Nie cieszyła się jednak długo swym zwycięstwem, bo
Sam wytoczył kolejne działo, nabierając jeszcze więcej
farby. Wydawało jej się, że to znowu czekolada, jednak
nie miała pewności. Żeby to sprawdzić, musiałaby wytę-
żyć wzrok w półmroku rozjaśnionym tylko światłem
świec, a przecież nawet myślenie wymagało teraz zbyt
wielkiego wysiłku, gdy dłonie mężczyzny sunęły po jej
rozpalonym brzuchu, biodrach i w dół, ku wrażliwemu
miejscu w złączeniu ud.
167
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Przywarła do niego i westchnęła głośno, gdy zagłębił
palce w gęstwinie jej włosów, które stanowiły tylko
pozorną ochronę przed jego wszędobylskimi dłońmi.
Aksamitne, śliskie od farby opuszki palców obiegły jej
wzgórek Wenery i odnalazły najintymniejsze, najwraż-
liwsze skupisko zakończeń nerwowych.
Maggie jęknęła, a kolana ugięły się pod nią, nie
miało to jednak znaczenia, bo Sam objął ją ramieniem
w talii, przyciągnął do siebie i odszukał ustami jej
wargi. Ich języki splotły się i poczuła smak czekolady,
który zmieszał się z truskawkowym smakiem w jej
ustach. Przesunęła dłońmi po jego wilgotnej skórze,
badając każdą wypukłość i zagłębienie jego pięknego
ciała, prężąc się z rozkoszy, gdy jego cudowne palce
błądziły między jej nogami.
Nigdy wcześniej nie czuła się tak wspaniale, jakby
miała za chwilę wzlecieć niczym fala, rozbijająca się
o urwisko. Gdy Sam zaczął gładzić jej łono i rozchyliwszy
wrażliwą skórę delikatnie wsunął w nią palce, pieszcząc
zmysłowo, Maggie opadła przy nim bezwładnie, bezsilna
wobec szalejącego w niej bogactwa doznań.
Przycisnęła wargi do jego ust i wydała z siebie cichutkie
westchnienie, które on stłumił pocałunkiem.
–
Jeszcze nie teraz, Maggie, moja kochana – szepnął
ochryple w jej usta, ściskając ją mocno w talii.
Następnie podniósł ją i posadził na brzegu wanny,
rozpryskując naokoło pełno wody. Maggie straciła równo-
wagę i musiała podeprzeć się z tyłu rękami, bo przez całe
jej ciało gwałtownymi falami przetaczały się ulga, oczeki-
wanie i pożądanie tak intensywne, że niemal bolesne.
Zamknęła oczy, lecz po chwili otworzyła je znowu,
168
Jeanie London
gdy położył dłonie na jej kolanach i szeroko rozsunął jej
nogi.
–
Och... Sam!
Jej głos wydał się zduszony i szorstki na tle bulgotania
wody w wannie i rozbawił Sama, który nie mógł po-
wstrzymać się od uśmiechu.
–
Wczoraj wieczorem mi przeszkodzono.
Przez głowę Maggie przemknęła myśl, żeby zaprote-
stować, nie mogła jednak traktować jej poważnie,
właśnie teraz, gdy omdlewała, dosłownie rozpływała
się pod jego zniewalającym dotykiem. Dlaczego, u li-
cha, miałaby odmówić sobie tak niesamowitego prze-
życia?
Nie udało jej się znaleźć żadnego powodu i kiedy Sam
z szelmowskim uśmiechem wziął kolejny słoiczek z farbą,
dała za wygraną.
–
Wiśniowa.
Już miała ochotę rzucić w odpowiedzi jakąś dowcipną
uwagę, ale zakręciło jej się w głowie, kiedy delikatnymi
ruchami palców zaczął rozprowadzać farbę w najwraż-
liwszych zagłębieniach jej ciała. Mogła teraz tylko wpat-
rywać się w jego ciemną głowę, gdy opuścił twarz między
jej uda.
Przez sekundę Maggie z niedowierzaniem wstrzymy-
wała oddech, niepewna i spłoszona, aż zachłysnęła się
gwałtownie, czując pierwszy ruch jego języka.
To jest właśnie prawdziwa namiętność, uświadomiła
sobie Maggie. Takiej namiętności nigdy jeszcze nie prze-
żywała. Całkowite oddanie, zaufanie, pragnienie i tęsk-
nota, by zatracić się w drugiej osobie.
Pragnęła, by wchłonął ją całą, i w głębi duszy wiedziała,
169
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
że z nikim innym tak intensywne przeżycia nie byłyby
możliwe. Nigdy nie zaufała nikomu do tego stopnia, by
całkowicie się zatracić i pozwolić, by rozkosz przelewała
się w niej niczym wzburzone fale. W końcu, bez wahania
i odrzucając wszelką dumę, wyprężyła ku niemu ciało,
odnalazła spełnienie i z głośnym, urywanym spazmem
rozkoszy poddała się rwącej fali orgazmu.
I gdy ciałem Maggie wstrząsały eksplozje doznań,
przez głowę przewijała jej się tylko jedna, rozpaczliwa
myśl. Jak będą mogli na powrót stać się tylko przyjaciół-
mi, skoro łączy ich taka namiętność?
170
Jeanie London
Rozdział dziesiąty
Zanurzając się z powrotem w wannie, Sam przyciąg-
nął Maggie w swoje objęcia. Przytulił ją do piersi, a głowę
dziewczyny ułożył wygodnie na swym ramieniu i gładził
jej mokre włosy, podczas gdy podwodne strumienie
bulgotały wokół nich miarowym, kojącym dźwiękiem,
który wypełniał nasyconą parą ciszę.
Sam wyczuwał, jak jej bijące w szalonym rytmie serce
stopniowo się uspokaja. Dokonał dokładnie tego, co
zamierzał, jednak widok Maggie zatracającej się w jego
ramionach nie przyniósł mu zadowolenia.
–
Czy nadal uważasz, że kochanie się wyleczy nas
z pragnienia, by zrobić to ponownie? – zapytał, chcąc
natychmiast usłyszeć jej głos.
Kiedy Maggie podniosła ku niemu wzrok, a jej piękne
zielone oczy wciąż jeszcze jaśniały pożądaniem, Sam nie
tylko poczuł gwałtowny przypływ krwi, wywołany za-
chwytem, ale także owo irytujące nagromadzenie emocji,
które zaczęły znowu rozsadzać jego pierś.
–
Zamierzałam uwodzić cię tak długo, aż nie będziesz
już w stanie mi się oprzeć.
Jej śmiech zabrzmiał raczej histerycznie niż radośnie,
ujawniając, że daleko jej do swobody, jaką starała się po
sobie pokazać.
Przyciągnął ją ku sobie bliżej, oplatając jej nogi swoimi.
–
Wiedziałem, do czego zmierzasz.
–
I co to było?
–
Wciągnięcie mnie w próbę sił.
–
Gdybym się naprawdę postarała, uwiodłabym cię.
Maggie przybrała swój typowy, wojowniczy wyraz
twarzy i Sam doskonale ją przejrzał. Była tak samo
wstrząśnięta jak on, tylko znacznie mniej skłonna, by się
do tego przyznać. Może tego tu właśnie trzeba. Trochę
prawdy.
Przesunął dłonią po włosach dziewczyny.
–
Nawet gdybyś się wystroiła jak w ,,Marzę o Jean-
nie’’, nie poszedłbym z tobą do łóżka, dopóki nie byłabyś
na to gotowa.
Choć panował nad głosem, to emocje musiały jedno-
znacznie malować się na jego twarzy. Ich odbicie do-
strzegł w oczach Maggie i jeśli nawet nie wyczuła ich
w jego pocałunkach i pieszczotach, to teraz, wpatrując się
w niego, mogła wyczytać całą prawdę z jego oblicza.
W oczach dziewczyny pojawiła się panika. Wyśliz-
nąwszy się z jego ramion, umknęła w drugi koniec wanny.
Sam wiedział, że mogłaby zaśmiać się teraz czy z łatwoś-
cią zbyć go jakimś żartem czy beztroskim komentarzem,
ale ku jego zdziwieniu Maggie milczała.
–
Chodzi o coś więcej niż tylko seks, prawda, Sam?
–
zapytała z bezpiecznej odległości.
172
Jeanie London
Dotychczas unikał odpowiedzi na pytania, usiłując
pieszczotami odwrócić jej uwagę, ale teraz...
–
Mam być szczery?
Wciąż dawał jej jeszcze możliwość odwrotu. Nie tylko
dlatego, że miał to w zwyczaju, ale ponieważ wiedział, że
jeśli Maggie ucieknie od prawdy, jemu nie pozostanie już
żadna nadzieja.
Wytrzymała jego spojrzenie, a jej oczy utraciły już
swój namiętny blask i błyskały tylko smutno, sprawiając,
że przeklęte kłębowisko uczuć zaczęło znów narastać mu
w piersi, utrudniając oddychanie.
–
Byłam tchórzem, a ty zasługujesz na coś lepszego.
Proszę, bądź szczery.
Nabrał głęboko powietrza w płuca, uśmiechając się
z takim trudem, jakby mu od tego miała pęknąć twarz.
Prawda zmieni między nimi wszystko. Na zawsze.
–
Powiem tyle, że podczas tego weekendu chodzi mi
nie tyle o kochanie się z tobą, ile o kochanie ciebie.
Jego wyznanie zawisło między nimi w powietrzu,
pobrzmiewając tak żałośnie słabo wobec siły, jaką czuł
w swoim wnętrzu, że Sam zamknął oczy, aby roz-
proszyć nagłe uczucie rozpaczy. A jeśli Maggie go nie
zrozumie?
Usłyszał plusk wody, jak gdyby dziewczyna się poru-
szyła, a następnie poczuł na swym policzku jej drżące
lekko palce. Otworzył oczy i ujrzał jej jaśniejące coraz
bardziej oczy.
–
Nigdy mi nie mówiłeś...
–
Mówiłem, ale nie byłaś zainteresowana. Wyobraża-
łem sobie, że to dlatego, że nie jesteś jeszcze gotowa,
i postanowiłem czekać, aż do tego dojrzejesz.
173
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Być może świadomość, że dobrowolnie dokonał
takiego wyboru, była w stanie zetrzeć smutek z jej
twarzy.
Nic z tego. Jej ręka znieruchomiała.
–
Och, Sam. Myślałam, że przechodzisz tylko taki
etap. Nie sądziłam, że to coś poważnego.
Odsunął z twarzy jej dłonie.
–
Jestem zawsze poważny, kiedy chodzi o ciebie,
Mags. Sama to powiedziałaś, pamiętasz? Że jestem nud-
ny.
Wpatrując się w ich splecione ręce, potrząsnęła głową,
jakby chciała rozproszyć oszołomienie.
–
Ja nie chciałam... ja nigdy nie powiedziałam, że jesteś
nudny.
–
Powiedziałaś.
–
Właśnie, że nie. Powiedziałam tylko, że za dużo
pracujesz i nie zostawiasz sobie czasu na rozrywki.
Podniósł jej dłoń do ust i przesunął po niej wargami.
–
A więc pomyliłem się.
Maggie zmarszczyła brwi. Wysunęła dłoń z jego ręki
i wskazała na siedzenie w wannie.
–
Usiądź.
Przynajmniej raz nie zasłoniła się śmiechem i naj-
wyraźniej również jemu nie chciała na to pozwolić.
Sam wyłączył podwodne natryski i zagarnął ją w ob-
jęcia.
Gdyby tylko Maggie miała pojęcie o tym, jak bliski
bywał porzucenia swego planu i zaciągnięcia jej do łóżka,
to nie proponowałaby mu przedłużenia ani o chwilę
wspólnego pobytu w tej wannie.
–
Pozwól, że powiem to prosto z mostu – powiedziała.
174
Jeanie London
–
Od czasu dożynek myślałeś nie tylko o tym, żeby pójść
ze mną do łóżka, ale także o miłości?
–
Niezupełnie. O miłości myślałem od czasu, kiedy się
pocałowaliśmy podczas próby do ,,Karuzeli’’. Na dożyn-
kach próbowałem tylko namówić cię, żebyś dała nam
szansę.
Nie było potrzeby opowiadać jej o pierwszej nieudanej
próbie w szkole średniej. Będzie czuła mniejszą presję,
sądząc, że po prostu stracił wtedy na chwilę głowę. On
sam zresztą też.
–
Aha, więc nie będziesz się teraz ze mną kochał,
dlatego, że...?
Kilka świec paliło się słabym płomieniem na kandelab-
rach, a Sam w ich blasku kontemplował ciszę, Maggie
leżącą obok niego, jej mokrą, gładką jak aksamit skórę.
Szczerość.
Miał nadzieję, że Maggie naprawdę pragnie szczerej
odpowiedzi.
–
Nie będę się z tobą kochał, dopóki nie zechcesz się
zaangażować. Ja pragnę czegoś stałego, Maggie, albo
przynajmniej chciałbym spróbować.
Jej twarz zmieniła się w zastygłą maskę, oczy rozwarły
się szeroko, jednak nie próbowała wstać i wyjść z wanny,
co Sam uznał za dobry znak.
–
Chcę, żebyś otworzyła dla mnie swoje serce. Nie
będę jednym z twoich chłopaków, których rzucasz ze
strachu po sześciu tygodniach.
Maggie wzdrygnęła się. Sam poczuł dreszcz, który
przenikał jej całe smukłe ciało, i uśmiechnął się w nadziei,
że to złagodzi ostrość jego słów.
–
Nie będę się z tobą kochał, ponieważ za bardzo mi na
175
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
tobie zależy – powiedział cicho. – Kocham cię, Maggie.
Kochałem cię od chwili, kiedy zrozumiałem, co to jest
miłość, i nie mogę kochać się z tobą, jeśli mam dostać kosza,
bo już za bardzo się zaangażowałem. Musisz mi pozwolić,
abym ci pomógł uwierzyć, że nie masz się czego obawiać.
Potrząsnął nią lekko, obejmując w talii, chciał bowiem
zetrzeć jakoś z jej twarzy ten wyraz bólu, za który ją
zresztą kochał. Nie próbowała się odsunąć ani zaprzeczyć,
a tylko słuchała, stwarzając mu okazję do wyłożenia
swych racji, mimo że prawda wyraźnie ją raniła.
–
Gdybym choć przez jedną chwilę pomyślał, że cię
nie pociągam albo że nie ma dla nas żadnych widoków,
wycofałbym się. Ale tak przecież nie jest. Ty mnie
pragniesz, Maggie. Wiesz o tym. I ja to wiem. Musisz to
po prostu zaakceptować.
Słowa te zawisły między nimi, podkreślając ich wza-
jemną bliskość, a jego ręce wciąż tak silnie zaciśnięte były
wokół jej talii, że aż na skórze Maggie pojawiły się
czerwone ślady.
Sam rozluźnił uścisk i rozmasował siniaki, nie wiedząc,
czy otrzyma policzek, czy całusa. Przy Maggie uczucia
nabierały zupełnie nowego znaczenia. Jego przyszłość
zależała od tej chwili, od odpowiedzi Maggie, więc
przyglądał się jej, chcąc wyczytać, czy ma jakieś szanse,
czy też zostanie odtrącony, bowiem to ona panowała nad
wszystkim, co miało dla niego jakieś znaczenie.
Wtedy, w ciszy przerywanej jedynie ich przyspieszo-
nymi oddechami i kapaniem stearyny ze świec, reakcja
Maggie powoli zarysowała się w jej spojrzeniu, wyrażając
całe bogactwo emocji, dzięki czemu Sam mógł wreszcie
odetchnąć mimo dławiącego uczucia w gardle.
176
Jeanie London
–
Jesteś dla mnie zbyt dobry, Sam – powiedziała tak
cicho, że musiał wytężyć słuch, żeby ją usłyszeć. – Zawsze
jesteś taki.
–
Dlatego, że według mnie ty jesteś najlepsza.
Najwidoczniej tego właśnie Maggie nie chciała usły-
szeć, ponieważ jej oczy wypełniły się łzami, a ona
zaczerpnęła tchu, co jednak bardziej przypominało ury-
wany szloch.
Zarzuciwszy mu ramiona na szyję, przytuliła policzek
do jego twarzy, przylgnęła piersiami do jego torsu, a ręce
zaskoczonego Sama zawisły przez chwilę w powietrzu.
Ale tylko przez chwilę. Docierające do jego uszu ciche
łkania przywróciły go do rzeczywistości, więc otoczył ją
ramionami i zaczął gładzić jej jedwabiste plecy, gładki
kark i chmurę miękkich włosów.
–
Och, Maggie.
Nie były to łzy rozpaczy, lecz łzy wzruszenia, a takie
łzy był w stanie znieść, ponieważ nie odbierały mu
nadziei. Był tak poruszony, że ukrył twarz we włosach
Maggie i wdychając zapach kwiatu pomarańczy, uśmiech-
nął się.
Sam nie wiedział, ile czasu upłynęło, zanim Maggie
odsunęła się od niego, ale kilka kolejnych świec zdążyło się
już stopić, a on doszedł do wniosku, że mógłby spędzić
resztę życia, trzymając ją w ten sposób, nawet gdyby to
miało oznaczać przeistoczenie się w suszoną śliwkę.
Wyprostowała się i otarła oczy.
–
Przepraszam.
–
Nie miałem zamiaru doprowadzać cię do płaczu ani
martwić.
–
Ja nie płaczę – upierała się, mimo że następne łzy
177
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
spłynęły po jej policzkach i z pluskiem wpadły do wody
miedzy nimi. – I nie wiem, co rozumiesz przez zmart-
wienie? Ty mnie wcale nie martwisz.
Sam wiedział, że to kłamstwo. Przebijająca z jej głosu
zaczepność była typowa dla Maggie i nagle znów znaleźli
się na znajomym terenie. Wiedział, czego dziewczynie
trzeba. Do dziś pozwalał jej być może unikać prawdy, ale
teraz...
–
Czyżby? – powiedział Sam, wyciągając ręce ku jej
piersiom, aby poczuć ich delikatny ciężar. – A więc kiedy
to robię, nie dziwi cię, dlaczego nigdy nie podejrzewałaś,
jak dobrze może nam być ze sobą?
Potarł kciukami jej sutki, które natychmiast stward-
niały w kształt małych pączków. Maggie wydała stłumio-
ny jęk i przymknęła oczy.
–
Kiedy to robię, nie martwi cię, że zamierzam prze-
kroczyć granicę, którą wytyczasz między prawdziwymi
uczuciami a przelotnymi romansami?
Zaczął skubać palcami jej sutki i znów poczuł wzbiera-
jącą erekcję, widząc jak Maggie pręży się pod jego
dotykiem.
–
A kiedy tak robię, nie martwi cię, że możesz tak
bardzo to polubić, żeby już nigdy nie pozwolić mi odejść?
Pochylając się do przodu, przesunął językiem najpierw
po jednym naprężonym sutku, a potem po drugim
i poczuł, jak w odpowiedzi jej rozkoszne łono pulsuje przy
jego naprężonym członku. Maggie schwyciła go kur-
czowo za ramiona, jakby w obawie, że może się prze-
wrócić.
–
Powiedz mi więc jeszcze raz, w jaki to ja sposób cię
nie martwię.
178
Jeanie London
–
Powiedzieć ci? Co mam ci powiedzieć? – wydała
z siebie zdławiony pisk. – Kiedy to wszystko robisz, ja nie
mogę oddychać, a co dopiero mówić.
Sam roześmiał się, tak przepełniony radością, że mógł
ją tylko pocałować. Był to zachłanny, żarliwy, namiętny
pocałunek, który Maggie odwzajemniła bez reszty, a kie-
dy się od siebie oderwali i podniosła na niego swe piękne
oczy, ujrzał pałające w nich tak niewiarygodne ciepło, że
serce aż podskoczyło mu w piersi.
–
No więc teraz wiem.
–
Więc teraz wiesz.
Całe jej ciało zdawało się odprężać, usta rozpłynęły się
w pełnym zamyślenia uśmiechu.
–
Sama jeszcze nie wiem, co czuję. To dla mnie za dużo,
abym mogła objąć wszystko od razu. Ale wiem, że szanuję
twoje uczucia i nigdy bym się nie odważyła zgodzić na
cokolwiek, dopóki nie wiem, co sama czuję i czego pragnę.
Skinął głową, doceniając jej szczerość. Jego szczęście
spoczywało w godnych rękach, więc pozostało mu tylko
czekać i korzystać z wszelkich okazji, by przekonać ją, że
powinni być razem.
–
I nie będę też nalegała, abyśmy się kochali, dopóki
nie uznam, że jestem gotowa. Przechodzę właśnie przy-
spieszony kurs wpływu namiętności bez spełnienia na
długotrwały związek. Dowiodłeś, że seks to coś znacznie
więcej niż stosunek.
–
Tak, to prawda – zgodził się.
–
Być może jeszcze nie wiem, co czuję, ani co zamie-
rzam zrobić, ale wiem jedno: że dzieje się tutaj między
nami coś niewiarygodnego i w tej chwili jedno z nas jest
niezwykle usatysfakcjonowane, a drugie jeszcze nie.
179
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Przesuwając dłońmi po zewnętrznej stronie jego ud, aż
do bioder, ześliznęła mu się z kolan i uśmiechnęła seksow-
nie.
–
Wskakuj na brzeg wanny, Sam, i podaj mi ten
słoiczek z masłem orzechowym. Ciekawi mnie, jak to
smakuje, od chwili kiedy po raz pierwszy ujrzałam cię bez
okularów.
Maggie nie musiała mu tego dwa razy powtarzać.
Każdy kęs kotleta zamieniał się w jej gardle w mdłą
bryłę, a ciężki burgund, którym Maggie popijała posiłek,
smakował tylko odrobinę lepiej. Był przynajmniej mokry.
Nie mogła jednak nikogo winić w sytuacji, kiedy inni
goście z zadowoleniem pałaszowali swoje porcje. Przy
wszystkich stolikach siedziały pary, zewsząd dobiegało
podzwanianie kieliszków i sztućców oraz szmer cichych
rozmów prowadzonych w blasku świec.
Wina leżała raczej po jej stronie. Dzisiaj nie była
w stanie właściwie ocenić niczyjej kuchni, ponieważ
zostawiła swój apetyt gdzieś między Twierdzą Wojow-
nika, a restauracją ,,U Bruna’’.
Nie wydawało się, żeby Sam cierpiał na podobną
przypadłość. Chyba wręcz nabrał apetytu podczas ich
popołudniowych wyczynów w gorącej wannie.
Obserwowała, jak odkrawa sobie cienki plasterek ste-
ku, z zadowoloną miną i z błąkającym się w kącikach ust,
lekkim uśmiechem, który tam zagościł od chwili, kiedy
skosztowała jadalnej farby do malowania palcami o sma-
ku masła orzechowego, uwalniając go w ten sposób od
niemałej porcji seksualnego napięcia.
Już na samo wspomnienie jego gardłowych pomru-
180
Jeanie London
ków, kiedy doprowadzała go do szczytowania, zadrżała
w środku, a łyk wina zatrzymał się jej w gardle. Przełyka-
jąc z trudem, pozwoliła minąć podnieceniu, żeby się nie
zakrztusić.
Czy nie powinna być zadowolona? Przecież przyjecha-
ła do pensjonatu ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ po to, by
zrozumieć, jak namiętność wpływa na długotrwałe związ-
ki między ludźmi. Nawet jeśli nie poświęciła ani chwili na
obserwowanie innych par, to oczy powoli zaczęły jej się
otwierać. Sam zareagował na jej seksualne zabiegi w spo-
sób, który przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
Kochał ją.
Jeśli Maggie oczekiwała, że z powodu jego wyznania
świat runie w posadach, to była w błędzie. Sam nie zmienił
się ani trochę – był miłym współbiesiadnikiem, który
zajadał ze smakiem swój posiłek, pełen troski o jej potrzeby,
a także zbyt przystojnym mężczyzną o szarych, seksow-
nych oczach z zadowolonym uśmieszkiem na ustach.
Kochał ją.
Pytał, jak smakuje jej posiłek, popijał wino i uśmiechał
się, jakby bezgranicznie uradowany faktem, że spędza
z nią czas. Miłosne wyznanie nie pomniejszyło go i nie
osłabiło ani trochę w jej oczach.
A właściwie dlaczego myślała, że tak będzie?
Odstawiając kieliszek na stół, Maggie zadumała się nad
tą szokującą refleksją. Co jest z nią nie w porządku? Była
przecież, na miłość boską, terapeutką od związków. Jak
mogła nie zauważyć własnych problemów?
Wyglądało na to, że przyszedł czas, by zakasać rękawy.
–
Co cię natchnęło do kupienia tych farb? – zapytał
Sam, wyrywając Maggie z otchłani samoanalizy
181
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
To nie ty je kazałeś je przysłać?
Pokręcił przecząco głową, a leniwy uśmiech wyrzeźbił
dołeczek na jego policzku.
–
W każdym razie nie zgłaszam żadnych zastrzeżeń.
–
Nie rozumiem. Pudełko było zapakowane jak prezent
i w ogóle... Po prostu myślałam, że to walentynka od ciebie.
–
Ode mnie jeszcze jej nie dostałaś i zastrzegam sobie
prawo dania ci jej w chwili, kiedy uznam, że przyszedł na
to czas. Nie musi to nastąpić w dniu walentynek, ale
z pewnością zanim stąd wyjedziemy.
Maggie zastanowiła się, co też on mógł dla niej mieć, że
chciał być taki tajemniczy, Sam jednak odłożył widelec
i obrzucił całą restaurację uważnym spojrzeniem
–
Obsługa superklubu – oznajmił.
Maggie odstawiła kieliszek, marszcząc brwi.
–
Myślisz, że to oni zostawili nam te farby?
–
Walentynki tuż-tuż, a to jest pensjonat ,,Pod Wodo-
spadem Rozkoszy’’ z najbardziej troskliwym personelem
pod słońcem.
–
To nie ulega wątpliwości. Ale w folderach nie
znalazłam niczego o personelu spiskującym w celu skło-
nienia nas do uprawiania miłości.
–
To miejsce po to właśnie jest. Przecież dlatego
mnie tu zabrałaś, nie pamiętasz?
–
Pamiętam.
–
Nie wyglądasz na zbytnio tym zachwyconą. – Spoj-
rzał na jej talerz. – Ledwo co tknęłaś.
–
Jedzenie jest pyszne.
Uniósł brwi z powątpiewaniem, ale Maggie nie chciała
psuć Samowi posiłku tylko dlatego, że musiała stawić
czoło nieprzyjemnej prawdzie o sobie samej.
182
Jeanie London
–
Mam w głowie taki mętlik, że jestem rozkojarzona.
–
Nie sądzisz, że warto o tym pogadać?
To był właśnie cały Sam – pełen troski i chęci, by
poprawić jej nastrój. Na myśl o tym łzy zapiekły ją pod
powiekami. Maggie zamrugała energicznie. Cóż było
takiego w tym cudownym, miłym mężczyźnie, co tak
bardzo ją przerażało?
Nie potrafiła na to odpowiedzieć i nie miała pewności,
czy powinna podjąć próbę rozwikłania tego wraz z nim.
Sam sączył wino, niewątpliwie gotów poświęcić jej
całą swą uwagę do chwili, aż podejmie decyzję, choćby
nawet w tym czasie miał wystygnąć jego posiłek.
–
Co takiego jest ze mną nie w porządku, Sam? Teraz,
kiedy już znam twoje uczucia, to jest oczywiste. Dowodzi
tego wszystko, co się wiąże z tobą i naszą przyjaźnią.
–
Jesteś terapeutą, Mags. Co o tym sądzisz?
–
Że mam zadziwiającą zdolność zaprzeczania faktom.
Zaśmiał się i już sam widok jego ust wygiętych
w swobodnym uśmiechu, resztki wina lśniące na jego
wargach, przypomniały Maggie, w jaki sposób smakował
wcześniej jej piersi, w jaki sposób przesuwał usta w górę
jej ud, delikatnie je kąsając i prowadząc ją ku spełnieniu.
Tak bardzo pragnęła Sama, że mocno ścisnęła uda pod
obrusem, aby uspokoić dzikie pulsowanie, które poczuła
na samo wspomnienie dotyku jego ust na swym ciele.
–
Taaa – powiedział Sam. – Muszę się z tobą zgodzić.
Maggie wzięła znowu nóż i widelec i odkroiła sobie
kolejny kęs mięsa, modląc się w duchu, aby Sam zaczął
jeść, co pozwoli jej wziąć się w garść.
–
Wiem, że wcale nie zamierzasz tego zjeść, więc
może to rozmowa działa na ciebie denerwująco?
183
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Denerwująco? Teraz z kolei roześmiała się Maggie,
opierając widelec o krawędź talerza.
–
Po prostu nie chcę dopuścić, żeby twoje jedzenie
zupełnie wystygło.
–
Niech będzie – stwierdził, odkrawając kawałek ste-
ku. – Ty mów, a ja będę jadł.
Maggie wzięła głęboki oddech, opanowana na miarę
swych możliwości.
–
Powiedziałeś, że nie sądzisz, abym miała wyważony
pogląd na związki, a ja nie jestem pewna, czy o to tylko
chodzi.
Sam przeżuwał w zamyśleniu i przełknął.
–
Myślisz, że mogłoby to mieć coś wspólnego z roz-
padem małżeństwa twoich rodziców?
–
Widzę, że masz do tego smykałkę.
–
Nie mam najmniejszego pojęcia o związkach poza
tymi, jakie łączą ludzi i pieniądze. – Wytarł usta serwetką
i uśmiechnął się. – Ale znam ciebie, Maggie, i pamiętam,
jak ciężko ci było, kiedy twoi rodzice się rozstali.
Sączyła wino, którego smak zaskakująco się poprawił,
i myślała o gwałtownych zmianach, jakie ten rozwód
spowodował w jej rodzinie.
–
Powrót mamy do pracy był ciężką sprawą, ale kiedy
patrzę na to z perspektywy czasu, to nie było najgorsze.
Nie obchodziło mnie rozstanie z moim trenerem łyżwiar-
skim, czy wyrzeczenie się lekcji gry na pianinie albo
wyjazdów z koleżankami. Ale przystosowanie emo-
cjonalne...
Jej matka przez dwa lata pozostawała w głębokiej
depresji. Wyciąganie jej z łóżka każdego ranka, aby się
wyszykowała do pracy, było bolesnym doświadczeniem,
184
Jeanie London
którego skutkiem były ataki duszności, które dopadały
Maggie w drodze od szkolnego autobusu do schodów
wiodących do drzwi jej domu.
–
Strata ojca również była ciosem.
–
No cóż, wiesz, jak ja to widzę – powiedział Sam,
a Maggie zauważyła, że znów przestał jeść. – Twój widok
przypomina mu, że skrzywdził ciebie i twoją mamę.
–
Dawno już mu to wybaczyłam. Nikt nie jest dosko-
nały.
–
Ale on sam jeszcze sobie nie wybaczył, Maggie.
Wtedy nie potrafił dostrzec, że mu wybaczyłaś, i nie
wiem, czy uda ci się kiedykolwiek go o tym przekonać.
–
Tak, wiem.
–
Jest mi po prostu przykro, że nie miałaś w nim
wsparcia. – Sam wyciągnął rękę przez stół, ujmując jej
dłoń i splatając ze sobą ich palce. – Zasłużyłaś na to, żeby
mieć ojca, bez względu na jego wady. A mieć w pobliżu
jakiegoś mężczyznę jako przykład partnera, też by nie
zaszkodziło. Miałabyś przynajmniej pojęcie, jak wygląda
normalny związek.
–
Sam!
–
Nie oszukujmy się, Maggie, ty po prostu uważasz, że
wszyscy mężczyźni odchodzą.
–
Wielu tak robi.
–
Wielu, ale nie wszyscy. Ze względu na twoją pracę
masz do czynienia z nadmiarem tych, którzy tak robią.
Ale nie możesz liczyć tych żałosnych frajerów, z którymi
się spotykałaś, ponieważ żaden z nich nie zdążył nawet
odejść.
Otworzyła usta, aby się przeciwstawić, ale zamknęła je
ponownie.
185
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Sam ścisnął jej dłoń.
–
Wciąż tu jestem.
–
Tak, jesteś – powiedziała cicho, odwzajemniając
jego uścisk. Nie miał najmniejszego pojęcia, jak bardzo mu
była wdzięczna.
–
Przepraszam – rozległ się znajomy głos.
Maggie i Sam unieśli głowy i ujrzeli radośnie uśmiech-
niętą Laurę, koordynatora imprez okolicznościowych.
Sam nie wypuścił z ręki dłoni Maggie.
–
Cześć, Lauro. Jeździliśmy na łyżwach.
–
Słyszałam też, że spotkaliście menażerię pani J.
–
Psy były rozkoszne – powiedziała Maggie.
Laura pokiwała z aprobatą głową.
–
Pani J. też tak z pewnością uważa. To zresztą z jej
powodu przeszkadzam państwu w posiłku. – Wyciąg-
nąwszy z kieszeni żakietu wizytówkę, położyła ją na
stole, tak aby oboje mogli ją odczytać. – Zatrzymał się
właśnie u nas fotoreporter ze Światowej Organizacji
Turystyki, który ma za zadanie przeprowadzić wywiad
z kilkorgiem naszych gości. Pani J. zaproponowała was,
gdybyście wyrazili chęć porozmawiania z nim.
Maggie rzuciła okiem na wizytówkę: Tyler Tripp,
fotoreporter.
–
O co on chce nas wypytywać?
–
Światowa Organizacja Turystyki wytypowała nas
do nagrody w kategorii Najbardziej Romantycznej Przy-
stani. – Laura uśmiechnęła się wyraźnie podekscytowana.
–
To w tej branży poważna sprawa, więc pan Tripp
znalazł się tu po to, żeby osądzić, jak bardzo jesteśmy
romantyczni. Zapyta o wasz pobyt, o to, jak jesteście
traktowani przez personel, i o temu podobne sprawy.
186
Jeanie London
–
Personel z pewnością zasługuje na nagrodę. – Sam
uchwycił spojrzenie Maggie, pytając ją wzrokiem, czy jest
tym zainteresowana. – Kiedy miałby przeprowadzić ten
wywiad?
–
Według waszego uznania. – Laura wskazała głową
w kierunku stolika bliżej okna, gdzie posilał się samotnie
mężczyzna, ten sam, który z takimi honorami był przyj-
mowany w recepcji. – Jeżeli wyrażacie chęć, przyślę go tu
po obiedzie i będziecie mogli się umówić.
Maggie ścisnęła palce Sama w geście, który mówił:
,,Jeśli ty masz ochotę, to ja też’’.
Sam wziął wizytówkę fotoreportera i wsunął ją sobie
do kieszeni marynarki.
–
Proszę go przysłać, Lauro.
–
Bardzo dziękuję. – Wykonała jakiś zabawny pod-
skok na jednej nodze, sprawiając wrażenie naprawdę
zachwyconej. – Aha, chciałam też powiedzieć, żebyście
wyszli dziś wieczorem po zmroku na dach. Mamy pomost
obserwacyjny i jeśli będzie pogodna noc, to może zoba-
czycie coś z walentynkowego pokazu świateł przy Wodo-
spadzie.
–
Chętnie. – Sam patrzył, jak Laura odchodzi, lawiru-
jąc między stolikami ku wyjściu z restauracji. – Teraz już
wiemy, dlaczego nas dziś tak po królewsku traktowano.
Sam ścisnął jej rękę.
–
Powinniśmy powiedzieć coś miłego o superklubie.
–
Miałbym parę słów do powiedzenia o ich satelitar-
nym programie telewizyjnym. I jeszcze o personelu, który
ma talent do przeszkadzania w zupełnie nieodpowiednich
momentach.
Maggie przypomniała sobie, jak została uratowana
187
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
z kabiny natryskowej, i nie mogła się przyłączyć do tych
narzekań.
–
Ale mamy do powiedzenia całą masę przyjemnych
rzeczy o ich wannie i o podrzucaniu ładnie opakowanych
prezentów. I moglibyśmy opowiedzieć coś śmiesznego
o tym... o tym czymś, co wisi na ścianie w sypialni.
–
O Elastycznej Huśtawce?
–
Tylko że fotoreporter prawdopodobnie zechce wie-
dzieć, czy z tego korzystaliśmy. Nie chcę, żeby moi klienci
przeczytali ten wywiad. Jeśli powiem, że tego nie wy-
próbowałam, pomyślą że jestem pruderyjna, a jeśli po-
wiem, że tak, to dowcipom seksualnym na mój temat nie
będzie końca. – Maggie wybuchnęła gwałtownym chicho-
tem. – Tymczasem muszę przełknąć kilka kęsów, zanim
się tu pojawi szef kuchni, sądząc, że coś jest nie w po-
rządku.
Ubawiona tym Maggie sięgnęła po kieliszek z winem.
Nie mogła sobie wręcz wyobrazić życia bez Sama.
Uwielbiała spędzać z nim czas. I zawsze tak było. A kiedy
myślała o życiu bez niego... To popołudnie zmieniło
wszystko. Kiedy wyobraziła sobie, że zmęczony czeka-
niem pozostawi ją wreszcie samej sobie z jej randkami
i wspomnieniem tego niesamowitego seksu...
Seks? To przecież nawet nie był seks.
Maggie przełknęła z wysiłkiem, a jej palce oplotły
ciasno nóżkę kieliszka z winem. Zmusiła się do ogarnięcia
wzrokiem pełnej gości restauracji. Popatrzyła na foto-
reportera, który siedział przy swym stoliku, pijąc kawę
i czytając gazetę; spojrzała ponad nim, przez okno, na
promenadę.
I wówczas przyszło natchnienie.
188
Jeanie London
–
Może byś zamówił deser? Muszę iść do toalety.
–
Deser? Przecież ledwie tknęłaś obiad.
–
Nabrałam ochoty na coś słodkiego.
Spojrzał na nią z powątpiewaniem, Maggie jednak
uśmiechnęła się tylko i ruszyła w drogę do toalety. Kiedy
znalazła się poza zasięgiem wzroku Sama, zawróciła
i wyszła z restauracji.
Miała pomysł na doskonałą walentynkę.
189
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Rozdział jedenasty
Chociaż Laura nazwała nominację pensjonatu ,,Pod
Wodospadem Rozkoszy’’ do nagrody branżowej ,,po-
ważną sprawą’’, Sam nie w pełni sobie uświadamiał,
jak poważna była to sprawa, dopóki nie spotkał się
z długowłosym fotoreporterem ze Światowej Organiza-
cji Turystyki.
Według Tylera Trippa, zdobycie nagrody na Najbar-
dziej Romantyczną Przystań stanowiło jedno z prestiżo-
wych wyróżnień w branży i towarzyszył mu hojny pakiet
marketingowy, który zwykle wpływał na ogromny
wzrost zysków zwycięskiego ośrodka.
Umówili się na popołudnie następnego dnia, czyli
w walentynki. Sam nie miał nic przeciwko temu, by
dopomóc trochę pensjonatowi w wygraniu konkursu.
Według niego wygrana byłaby jak najbardziej zasłużona,
bo pensjonat bez wątpienia okazał się romantycznym
gniazdkiem dla niego i Maggie.
Resztki wątpliwości zniknęły, gdy wrócili do swego
apartamentu po wycieczce na dach, gdzie oglądali pokaz
świateł nad wodospadem Niagara.
Podczas ich nieobecności ktoś odwiedził Twierdzę
Wojownika i postawił tam walentynkowy krzew, który
wyglądał jak kopia drzewka z holu, tyle że składał się
tylko z jednego serca. Przywitały ich czerwone migoczące
światełka, które odbijały się w zbroi Wojownika, a pokój
zalewała księżycowa poświata przesiana przez kolorowe
witraże w oknach.
–
Jakie to śliczne! – zawołała zachwycona Maggie.
Ze sprzętu stereo sączyły się cicho romantyczne bal-
lady, podczas gdy Sam patrzył, jak Maggie podchodzi do
tego zwariowanego krzewu, zdejmując po drodze płaszcz
i rzucając go na krzesło. Wyglądała tak pięknie w pół-
mroku rozproszonym migoczącymi światełkami, że Sam
uznał, iż dziś wieczorem Amor musiał znowu ugodzić go
swoją strzałą.
Maggie wyciągnęła rękę i dotknęła krzewu, żeby
zbadać go z bliska.
–
Spójrz, to te same erotyczne ozdoby, którymi ob-
wieszono drzewko w holu.
–
Erotyczne? – zdziwił się Sam.
–
Nie udawaj, Sam – rzuciła przez ramię, wznosząc
oczy do nieba ze zniecierpliwieniem. – Naprawdę nie
zauważyłeś tych ozdób na dole?
Wzruszył ramionami, nie chciał bowiem przyznać się,
że za każdym razem, kiedy był w holu, miał ochotę
patrzeć tylko na nią.
–
Może powinienem zamówić nowe okulary. Te szkła
kontaktowe niezbyt dobrze się spisują, prawda?
Podszedł do drzewka, by obejrzeć ozdoby, które tak ją
191
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
zaciekawiły. Już nawet pobieżny przegląd niezliczonych
erotycznych pozycji wystarczył, żeby jego puls raptownie
przyspieszył. A bliskość Maggie, wraz ze wspomnieniami
tych cudownych rzeczy, które wyczyniały z nim jej usta
i dłonie, stanowiły mieszankę wybuchową.
–
Chciałbym zrobić to z tobą – powiedział, wskazując
figurkę mężczyzny, który zanurzał członek między piersi
kobiety. – Pozwolisz mi, Maggie?
Odchyliła głowę i spojrzała na niego, zarumieniona
z podniecenia.
–
Z przyjemnością.
–
Och, Maggie!
Bez chwili namysłu Sam wziął ją w ramiona i przyciąg-
nął do siebie. Poszukał ustami jej wargi i całował, z na-
dzieją większą niż kiedykolwiek przedtem.
–
To niesamowite – szepnęła zdyszana, tuż przy jego
ustach. – I ty zawsze wiedziałeś że tak będzie?
Czując, że serce wali mu jak oszalałe, Sam powiódł
wargami po jej wilgotnych ustach.
–
Tak – odparł.
Powoli odsunęła twarz i obróciła się w jego ramionach,
jak gdyby musiała przemyśleć jego odpowiedź i nie mogła
w tym czasie na niego patrzeć. Stali obok siebie, po-
dziwiając krzew, zatopieni w myślach i w wolnym od
skrępowania milczeniu, które możliwe jest tylko między
ludźmi znającymi się od lat.
–
Ciekawe, czy wszystkie apartamenty tematyczne są
takie niezwykłe? – powiedziała w końcu Maggie, wcho-
dząc na bezpieczniejszy grunt.
Sam stłumił rozczarowanie, przypominając sobie jed-
nak, że przecież wciąż trzyma ją w ramionach. Był to
192
Jeanie London
bardzo dobry znak, który mówił, że nadal są widoki na
wygraną. Miał jeszcze w zanadrzu etap czwarty, który
polegał na zbudowaniu silnych podstaw związku, a on
obiecał, że nie opuści jej, dopóki nie będzie gotowa
zmierzyć się ze swymi demonami.
–
To niewykluczone, sądząc po Twierdzy Wojow-
nika.
–
Może uda nam się przyjechać tu na wiosnę. Strasz-
nie chciałabym zobaczyć wodospad o tej porze roku.
–
A ja chciałbym zobaczyć Harem Sułtana.
–
Nie wątpię. – W jej głosie słychać było rozbawienie.
–
,,Marzę o Jeannie’’, tak? Kto by pomyślał?
Maggie mogła, gdyby kiedykolwiek pomyślała o nim
jako o kimś więcej niż przyjacielu.
Nagle usłyszeli dźwięki piosenki, przy której tańczyli
ostatnio na weselu przyjaciela. Sam gwałtownie przyciąg-
nął Maggie do siebie i przechylił tak, że zwisała mu niemal
na ramieniu.
Maggie płynnie poddała się jego ruchom i westchnęła
głośno, gdy włosy rozsypały jej się, a piersi zachęcająco
wyprężyły ku jego ustom. Nie mogąc oprzeć się tym
kuszącym wypukłościom, Sam zaczął pieścić je wargami
przez sweter, a ona jęknęła w odpowiedzi.
–
Zatańcz ze mną, Maggie – poprosił.
Zaśmiała się, on zaś podciągnął ją z powrotem do góry
i wziął w ramiona. Przylgnęła do niego całym ciałem,
prowadzona po puszystym dywanie w tańcu, który mógł
uchodzić za walc.
–
Nie tańczyliśmy razem od wesela Petera i Kimberly.
Z łatwością poddawała się jego ruchom, a on odchodził
od zmysłów, czując, jak ociera się o niego udami.
193
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
W tej obcisłej sukni wyglądałaś tak ponętnie, że
miałem ochotę cię schrupać. Myślałem, że eksploduję,
chociaż wtedy nie starałaś się nawet mnie uwodzić.
Maggie podniosła głowę i popatrzyła na niego z wyż-
szością.
–
Teraz też cię nie uwodzę.
–
To prawda – mruknął, kiedy znów naparła brzu-
chem na jego naprężony członek.
Nadeszła chwila, by sprawdzić, czy potrafi się jej
oprzeć.
–
Robi się późno, a tak się składa, że w pokoju obok
mamy wielkie łóżko.
Wciąż tańcząc walca, skierował ją w stronę sypialni.
–
Ale ja wcale nie jestem zmęczona.
Sam zmarszczył brwi.
–
Zastanawiam się, czy przypadkiem nie jest to skutek
jedzenia tiramisu i picia kawy o ósmej wieczorem.
–
To całkiem możliwe.
Oparł podbródek o czubek jej głowy, ucinając dalsze
przekomarzanie się. Przywarła do niego każdym zagłębie-
niem swego ciała i delikatnie przytuliła policzek do jego
ramienia.
–
Mam pomysł – powiedziała Maggie. – Czemu nie
mielibyśmy wymienić się prezentami walentynkowymi?
–
Niech pomyślę. – Znowu nachylił się nad nią i tym
razem zaczął pieścić ustami jej kusząco wyprężony
brzuch, okryty kaszmirowym sweterkiem. – Dlatego że
walentynki są jutro?
–
Ale to już blisko.
–
Na razie nie mogę dać ci mojej prawdziwej walen-
tynki. Jeszcze nie czas.
194
Jeanie London
–
W porządku. W takim razie moją wielką niespo-
dziankę zostawię na jutro. Ale teraz chciałabym ci coś dać.
Doznałam nagłego olśnienia.
W przypadku Maggie nagłe pomysły były rzeczą
normalną, mimo to Sam trochę się przestraszył, zwłaszcza
że zrobiła przy tym znaczącą i zadowoloną z siebie minę.
–
Dobrze, Maggie. Wymieńmy się walentynkami.
Zatrzymała się nagle, zadyszana.
–
Zaraz wrócę – powiedziała i ruszyła do sypialni.
Kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwi, poczuł, że krew
zaczyna krążyć mu szybciej w niecierpliwym oczekiwa-
niu na wynik jej ,,nagłego olśnienia’’. Uznał jednak, że
przecież na tym polega cała zabawa, więc wyjął z torby
jeden ze swoich prezentów i położył go pod drzewkiem,
które w ten sposób stało się czymś w rodzaju walentyn-
kowej choinki. Po chwili namysłu wywiesił na drzwiach
tabliczkę z napisem ,,Nie przeszkadzać’’ i już miał zacząć
się rozbierać, kiedy Maggie zawołała podekscytowana:
–
Już do ciebie idę! Usiądź.
Nagłe olśnienie? W przypadku Maggie nie wróżyło to
nic dobrego. Sam mógł spodziewać się wszystkiego. Nie
przewidział jednak, że Maggie wyłoni się z sypialni
owinięta w kołdrę. Od szyi do samej ziemi jej cudowne
kształty były szczelnie zakryte. Włosy miała niedbale
upięte do góry jaskrawą, różową klamerką.
–
No, no, świetnie wyglądasz – powiedział ze śmie-
chem, nie wiedząc, czy to właśnie jest jej walentynka,
miał jednak świadomość, że lepiej grać ostrożnie.
Uklękła obok niego i wyplątała jedno ramię spod
kołdry, a Sam dostrzegł pod spodem jej białą, nagą pierś.
A więc nie było aż tak źle.
195
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Trudno było zresztą nie zauważyć jej zarumienio-
nych policzków i oczu błyszczących z podniecenia.
Gdy jej wzrok padł na paczuszkę, leżącą pod drzew-
kiem walentynkowym, westchnęła nagle, jakby z ulgą.
–
Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli otworzę pierwsza?
Sam z uśmiechem wręczył jej prezent.
–
Wesołych walentynek – powiedział.
Z pośpiechem rozerwała papier, odrzuciła go i ot-
worzywszy pudełko, z zachwytem wyjęła parę szarych,
futrzanych bamboszy.
–
Och, bambosze z Wiewiórką Rocky! Uwielbiam ją,
Sam. Miałam nadzieję, mi je kupisz. – Wsunęła pantofle
na stopy jedną ręką, potem uniosła się na kolanach
i ucałowała go w policzek.
–
Jestem przewidywalny.
–
Jesteś uroczy.
–
Jestem nudny.
–
Nie jesteś – powiedziała z naciskiem, a uśmiech jej
przygasł, kiedy napotkała jego spojrzenie. – A jeśli już o to
chodzi, czy ja nie jestem wystarczająco narwana za nas
oboje? Jedno z nas musi przecież stąpać mocno po ziemi,
prawda?
A więc myślała w kategoriach ,,my’’ i ,,nas’’, co
wystarczyło, by Samowi zaschło w ustach z wrażenia.
Czyżby to był krok w stronę zaangażowania? Nie miał
jednak czasu zastanowić się nad tym, bo Maggie wsta-
ła i uniosła trochę brzeg swej prowizorycznej sukni,
pokazując z dumą dwie uśmiechnięte wiewiórki na sto-
pach.
–
Prezentują się nieźle, nie sądzisz?
Bambosze wyglądały dziwnie w połączeniu z kołdrą,
196
Jeanie London
ale Sam znowu nie zdążył nic powiedzieć, bo podeszła do
wieży i nastawiła głośniej muzykę.
–
Jesteś gotowy na mój prezent?
Wciąż nie widział żadnego prezentu, ale dalej uśmie-
chał się dzielnie.
–
Jestem zwarty i gotowy.
Uniosła brwi, jakby chciała powiedzieć: ,,poczekaj
tylko, a zobaczysz, co dla ciebie mam’’, i uroczystym
krokiem podeszła do okna. Stanęła tam, skąpana w wielo-
barwnej księżycowej poświacie, a kiedy odwróciła się do
niego i zaczęła kołysać się w rytm muzyki, Sam aż drgnął,
czując gwałtownie narastającą erekcję.
Kręcąc lekko biodrami pod grubą kołdrą, podniosła rękę
i odpięła klamrę, która spinała jej włosy. Zanim jeszcze
jedwabiste fale zdążyły opaść jej na ramiona, Sam zro-
zumiał wreszcie, co planowała Maggie.
To był striptiz.
Kompletnie oszołomiony, zamarł w oczekiwaniu. Oto
bowiem spełniały się jego fantazje. Siedział jak zaczaro-
wany, nie wierząc własnym oczom, niemal pewien, że
śni. Bardziej niż czegokolwiek na świecie pragnął, aby to
był sen, z którego nigdy się nie obudzi.
Kolorowy blask księżyca oświetlał ją niczym światło
kuli w dyskotece, gdy pełnymi gracji ruchami zaczęła
powolutku zsuwać kołdrę z ramion. Kołysząc biodrami,
odsłoniła czerwoną, satynową koszulę nocną, która miała
tak głębokie rozcięcia, że więcej odkrywała niż zasłaniała.
Dzięki ci, Lyn.
Sam z trudem łapał oddech, gdy kołdra wreszcie
legła w fałdach wokół bamboszy z Wiewiórką Rocky.
Maggie rzuciła mu przez ramię nieśmiałe spojrzenie,
197
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
chcąc upewnić się, czy widownia ogląda ją z uwagą. Sam
oglądał ją z uwagą i to tak wielką, że musiał rozpiąć
spodnie, by nie doznać trwałego uszczerbku na zdrowiu.
Patrząc z ukosa, obserwowała z uśmiechem, jak rozpi-
na rozporek, a potem okręciła się powoli, ukazując cieniut-
ki satynowy pasek, którym obwiązana była koszula. Pasek
niewiele jednak trzymał. Dekolt sięgał jej aż do pępka,
odsłaniając gładką, jedwabistą skórę między piersiami.
Rozcięcia u dołu dochodziły aż do bioder, dzięki czemu
Sam mógł podziwiać biel jej krągłych ud, gdy poruszała się
uwodzicielsko, doprowadzając go do szaleństwa.
Smukłymi palcami Maggie pociągnęła za jedwabny
sznurek, delikatnie wyswobodziła go ze szlufek i roz-
chyliła materiał, odsłaniając swe zachwycające piersi,
które kołysały się lekko. Ciemnoróżowe sutki prężyły się
zapraszająco, zdradzając jej własne podniecenie.
Spokojna melodia dobiegła końca, ustępując żywszym
rytmom. Gdzieś głęboko w mózgu Sama kołatał się tytuł
tej piosenki, pomyślał jednak przelotnie, że nigdy nie
podobała mu się tak bardzo jak teraz, gdy w jej rytm
poruszały się ponętne piersi Maggie. Tymczasem ona
zrzuciła z ramion koszulkę i stała przed nim zupełnie naga
do pasa.
Sam wiedział, że jest tak samo podniecona jak on.
Zastanawiał się, co by zrobiła, gdyby zerwał z niej teraz
wszystko. Czy opierałaby się, gdyby rzucił ją na podłogę,
wszedł w nią i zrobił to szybko, podczas gdy ona miałaby
na sobie tylko te śmieszne bambosze?
Były to śmiałe rozważania, w rzeczywistości jednak
nie mógł się nawet ruszyć. Czuł, że jeśli drgnie choć
odrobinę, eksploduje.
198
Jeanie London
Z cichutkim szelestem satyny, który bardziej sobie
wyobraził niż rzeczywiście usłyszał pośród dźwięków
muzyki, koszulka zsunęła się z jej talii i bioder, a potem
wzdłuż jej długich, długich nóg...
Sam podniósł z powrotem wzrok i ujrzał znajome
skądś urządzenie z czerwonej skóry opasane wokół jej
talii. Minęła minuta, zanim uświadomił sobie, co to
takiego.
Pas cnoty ze sklepu na promenadzie spoczywał luźno
na biodrach Maggie i przechodził między jej ślicznymi
udami.
–
Wesołych walentynek.
Zdumienie Sama było tak wielkie, że przytępiło nawet
jego szaleńczą żądzę.
–
Jezu, Maggie, nie mogę uwierzyć, że to kupiłaś!
–
Nie kupiłam. Nie było kiedy. Poprosiłam Laurę, żeby
przysłała to na górę, zanim wrócimy z obiadu.
Wzdrygnął się na myśl, że personel superklubu wie
o jego prezencie walentynkowym, ale nie miał czasu się
zastanawiać nad tym, bo Maggie podeszła do niego tak
blisko, że pas cnoty znalazł się na wysokości jego nosa.
Każda kropla krwi Sama spłynęła prosto do jego krocza.
–
Och, spójrz – powiedziała podekscytowana, wzięła
go za rękę i przyciągnęła ją do samej góry pasa. – Następna
walentynka.
Ich spojrzenia spotkały się. W jego oczach było zdu-
mienie, a w jej – śmiałość podszyta lekką niepewnością,
która wydała mu się niezwykle pociągająca. Wciągnęła
swój szczupły brzuch, a Sam posłusznie wsunął rękę za
pas i wyciągnął stamtąd małą, białą kopertę.
Przykucnęła obok niego i ponagliła, żeby otworzył
199
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
prezent, więc Sam lekko drżącymi rękami wydobył z ko-
perty maleńki, złoty kluczyk.
–
To od tego pasa? – wychrypiał.
Przytaknęła, wzięła kluczyk i uniosła go.
–
A teraz umieść go w takim miejscu, z którego nie
będziemy mogli go wydobyć, i chodź do łóżka. Możemy
robić, co chcemy, nie martwiąc się, że przekroczymy
granicę.
A więc o to chodziło. Maggie nie chciała go skrzywdzić.
Szanowała go na tyle, by zaakceptować wytyczone przez
niego granice, i zależało jej na nim do tego stopnia, że była
gotowa dołożyć starań, by ich nie przekroczyli. Tym
samym wprowadzała ich na etap czwarty, etap wzajem-
nego wspierania się, i to w taki sposób, że Sam mógł tylko
pozazdrościć.
Chwycił ją za rękę, zabrał kluczyk i pocałował wnętrze
jej dłoni. Uśmiechnęła się łagodnie, chcąc wyrazić bez
słów, że rozumie, jak bardzo jest wzruszony. A był
bardziej wzruszony niż kiedykolwiek w życiu, ponieważ
już wiedział, co Maggie do niego czuje, nawet jeśli ona
sama jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Ten
wariacki skórzany pas na jej biodrach dowodził, jak
bardzo go kocha.
–
A więc to ma nas powstrzymać od przekroczenia
granicy, tak?
Maggie pokiwała głową, a widząc w jej oczach ufność,
Sam zapragnął natychmiast sprawdzić, jak daleko mogą
się posunąć. Z wielką pompą wrzucił klucz do kieszeni,
wyciągnął rękę i wsunął dłoń między jej uda.
Westchnęła głośno, złapała go za ramiona i wygięła się
w tył. Szeroko otwartymi, pytającymi oczami szukała
200
Jeanie London
jego wzroku, lecz jej spojrzenie złagodniało, gdy ujął
palcami miękki pasek skóry, przebiegający przez delikatne
miejsce u złączenia ud.
–
Wszystko, co chcemy, tak?
Pociągnął pasek na próbę i z przyjemnością odkrył, że
odsuwa się z łatwością, więc będzie mógł ją pieścić. Nie
będzie mógł kochać się z nią, ale nic nie stoi na prze-
szkodzie, żeby dał jej rozkosz pieszczotami.
Zanurzył czubek palca w jej wilgotne wnętrze i z prze-
jęciem patrzył, jak jej oczy ciemnieją z pożądania. Przyglą-
dała mu się spod na wpół przymkniętych powiek, wygina-
jąc ku niemu ciało tak, że jego palec zanurzył się głębiej.
–
Chodźmy do łóżka, moja walentynko – szepnął Sam.
Maggie potrząsnęła głową, jakby chciała odpędzić
oszołomienie. Przez chwilę szukała czegoś wśród ozdób
na walentynkowym krzewie. Znalazła w końcu i z uśmie-
chem wyciągnęła ku niemu erotyczną ozdobę, którą
wskazał wcześniej.
Kiedy Sam ujrzał ceramiczną figurkę mężczyzny, któ-
ry trzymał swój naprężony członek między piersiami
kobiety, serce przestało mu na chwilę bić, a potem znów
ruszyło w zabójczym tempie. Zanim zdobył się na sen-
sowną odpowiedź, Maggie już była po drugiej stronie
pokoju i wyjmowała czerwone piórko z hełmu rycerza.
–
Chodź, wojowniku. – Obdarzyła go zapraszającym
uśmiechem i wyciągnęła dłoń. – Możemy zaczynać naszą
grę.
Grę?
Aż zachłysnęła się, gdy złapał ją za nadgarstki i wstał.
Porwał ją w ramiona, a główki wiewiórek na jej bam-
boszach podskoczyły gwałtownie, gdy unosił ją do góry.
201
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Ułożył ją pośrodku łóżka, a Maggie umieściła erotycz-
ną ozdobę i piórko na nocnym stoliku. Następnie położyła
się na plecach i wyprężyła ciało. Jej włosy rozsypały się na
poduszce i wokół ramion niczym rudozłota chmurka,
seksowna aureola, która przyciągnęła jego wzrok ku jej
nagim piersiom, obnażonym, smukłym kształtom i ku
dziwacznemu, pseudośredniowiecznemu pasowi, który
kusząco otaczał jej biodra.
–
Dołączysz do mnie? – Poklepała łóżko obok siebie.
–
Zaplanowałam naprawdę wyjątkową walentynkę.
Sam przyklęknął na krawędzi materaca i natychmiast
zrozumiał, na czym polega ta gra, kiedy złapała go za
pasek spodni i pociągnęła do siebie.
Maggie jednym ruchem usiadła na nim okrakiem, a jej
sterczące, różowe sutki znalazły się tuż nad jego ustami.
Zanim zdążył podnieść głowę i złapać wargami jeden
z nich, Maggie powstrzymała go.
–
Odkąd tu przyjechaliśmy, to ty dyktujesz warunki,
więc postanowiłam, że nadszedł czas, żeby wojownik
wyrzekł się swojej władzy.
–
Jestem gotów.
–
To dobrze.
Maggie nakazała mu usiąść i zdjęła z niego sweter,
a kiedy chciał jej pomóc, żeby było szybciej, odepchnęła
jego ręce.
–
Sama to zrobię.
W miarę jak Maggie odpinała kolejne guziki koszuli,
jego erekcja nasilała się i w końcu członek zaczął roz-
pychać ciasny materiał dżinsów, próbując się uwolnić.
Maggie naparła na niego biodrami ruchem, który mówił,
że choć rozumie jego trudne położenie, wcale nie zamierza
202
Jeanie London
się spieszyć. Nachyliła się nisko nad guzikami, a on patrzył
na czubek jej głowy, marząc, żeby rozpinała je szybciej.
Kiedy słodki zapach kwiatu pomarańczy zaatakował
jego zmysły, pomyślał, że przez całe swoje dorosłe życie
czekał, aż będzie mógł kochać się z Maggie, i nie wy-
trzyma już ani chwili dłużej, jeśli ona zamierza dalej go
tak dręczyć.
Ale Maggie dopiero wyciągnęła mu koszulę ze spodni
i rzuciła ją na bok. Następnie zeszła z niego i rozpoczęła
powolny proces rozpinania dżinsów. Zanim wreszcie
spoczęły w bezładnym stosie na podłodze, Sam dyszał już
jak sprinter na olimpiadzie.
Ich spojrzenia spotkały się, a na jej twarzy odmalował
się zachwyt, gdy przesunęła czubkiem palca po całej
długości jego naprężonego członka. Sam zadrżał, wciąż
mając w pamięci żywe wspomnienie ich ostatniej zabawy
z farbą o smaku masła orzechowego.
W kącikach jej ust błądził uśmieszek.
–
Można powiedzieć, że stajesz na wysokości zadania.
Udało mu się stanąć jeszcze wyżej, gdy przesunęła
dłonią po jego wyprostowanym członku, a potem po-
rzuciła go i wzięła piórko ze stolika nocnego. Zanim Sam
zorientował się, co Maggie zamierza, piórko już delikatnie
muskało jego pierś, zataczając kręgi na każdej wypukłości
umięśnionego torsu.
–
Podoba ci się?
–
Tak – wykrztusił w odpowiedzi.
Przesunęła piórkiem po jego brzuchu, a potem zaczęła
gładzić jego biodra, doprowadzając go tym do szaleństwa.
Sam jęknął, a Maggie rozsunęła mu kolanami uda, by
połaskotać wrażliwą skórę pachwin.
203
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Wzdrygnął się w odpowiedzi, ona zaś uśmiechnęła się
znacząco i nachyliła nad nim nisko. Jej nagie piersi zwisały
tuż nad członkiem i niemal paliły jego skórę swoim żarem.
Poczuł, że mięśnie zmieniają mu się w płynną lawę
i wypełnia go błogość, gdy nagle przed oczami stanął mu
obraz erotycznej ozdoby i Maggie, spełniającej jego naj-
skrytsze marzenie.
Sięgnął do jej piersi, ale ledwo zdążył je ująć w dłonie,
odsunęła się i odepchnęła jego ręce.
–
Żadnego dotykania – szepnęła ochryple – dopóki nie
dam pozwolenia, dobrze?
Sam mógł tylko skinąć głową na znak zgody, ponieważ
serce łomotało mu tak mocno, że nie był w stanie
wypowiedzieć żadnych słów.
Nagle Maggie dosiadła go znowu, zamykając w gorą-
cym uścisku swych ud. Zaczął oddychać z trudem, dusić
się niemal, kiedy zakołysała biodrami, a jej rozpalone łono
otarło się o niego powoli. Sam zapragnął przyciągnąć ją do
siebie, poczuć na sobie każdy centymetr jej nagiego ciała,
jej upragniony ciężar. Wsunął dłonie pod poduszkę, chcąc
zwalczyć pokusę dotknięcia jej skóry. To Maggie prowa-
dziła tę grę. Chciała, żeby wojownik zapomniał się pod
wpływem jej zmysłowych tortur, i była bliska osiągnięcia
celu.
Zsunęła się w dół jego ciała, a on starał się nie rzucić na
nią, gdy jej piersi spoczęły swym ciężarem na jego
członku, lecz dłonie zupełnie mimowolnie wyłoniły się
spod poduszki.
–
Nie powiedziałam, że możesz mnie dotknąć – ostrze-
gła Maggie seksownym szeptem i powstrzymała go,
kąsając lekko wrażliwą skórę sutka.
204
Jeanie London
Uległość.
Sam opuścił ramiona, rozpaczliwie pragnąc jej do-
tknąć, nie chciał jednak psuć tak cudownej chwili. Oto
bowiem miał do czynienia z Maggie, o jakiej mógł do tej
pory tylko śnić. I kiedy leżała tak przy nim, ściskając jego
członek między bujnymi piersiami, i nacierała na niego
posuwistymi ruchami tułowia, Sam mógł tylko zamknąć
oczy i czerpać rozkosz.
–
Zaufaj mi – powiedziała, a jej ciepły oddech owionął
mu skórę, gdy polizała koniec uniesionego członka.
Sam otworzył oczy, upojony widokiem jej wyprężone-
go ciała, rudozłotych fal opadających mu na brzuch
i lśniącą bielą piersi, które zniewalały go bez reszty. Cała
jego krew uderzyła jedną potężną falą, niosąc go ku
spełnieniu.
Kiedy Maggie obudziła się w dniu świętego Walentego,
prószył gęsty śnieg, a cała posiadłość wyglądała, jakby
była nieskalana ludzką obecnością.
Maggie wyjrzała przez wspaniałe okna w przytulnym
cieple Twierdzy Wojownika i obudziła Sama, żeby wraz
z nim podziwiać piękny widok. Potem wymienili walen-
tynki, leżąc nago pod ozdobnym drzewkiem. Chociaż
Sam wciąż nie chciał zdradzić, na czym polega jego
,,prawdziwa’’ walentynka, jak ją określał, Maggie nie
zmieniłaby nawet jednej chwili tego cudownego poranka.
Tak jak się spodziewała, krążek hokejowy opatrzony
autografem słynnego zawodnika bardzo przypadł do
gustu Samowi, który jednak zdziwił się ogromnie, że
zdołała niepostrzeżenie zabrać go z jego kominka.
Pomyślała z zadowoleniem, że tym razem nie mógł
205
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
obarczyć winą nowych szkieł kontaktowych, i zdziwiło
ją, jak człowiek tak mało spostrzegawczy może być
jednocześnie tak wnikliwy, jeśli chodzi o nią i jej proble-
my. Choć sądziła, iż wie już wszystko o tym mężczyźnie,
tak naprawdę znała go do tej pory tylko powierzchownie.
W łóżku dowiedziała się o nim tylu nowych rzeczy...
Okazało się, że uwielbia delikatne pocałunki w plecy
i szyję, a dotyk jej ust może przyprawić go o dreszcz.
Odkryła też, że należy do kategorii mężczyzn, którzy
szczególnie lubią kobiece pośladki, bo bez względu na to,
jakie pozycje przyjmowali na łóżku i gdzie wędrowały ich
dłonie, Sam zawsze w końcu kładł swe silne dłonie na jej
pupie.
Podczas gdy uwagi Sama umykały być może takie
rzeczy jak brak krążka hokejowego, Maggie musiała być
kompletnie ślepa, żeby nie zauważyć, że ją kochał, skoro
uczucie to przejawiało się w każdym jego geście, każdym
słowie i dotyku.
Teraz, wiedząc już o tym wszystkim, z łatwością
potrafiła sobie wyobrazić, dlaczego pobyt w pensjonacie
,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ wywarł tak głęboki
wpływ na Annę i George’a Weatherbych. Zamierzała
zaproponować wizytę tutaj Angie i Raymondowi. Lyn
i Charlesowi zresztą też.
Okazało się bowiem, że nie tylko namiętność potrafi
zdziałać cuda w tworzeniu bliskości między ludźmi,
prawdziwa magia bowiem kryje się w poczuciu, że ktoś
nas kocha.
A Maggie przez całą noc czuła się kochana. I to bardziej
kochana niż kiedykolwiek przedtem. Intymna bliskość
z Samem – mężczyzną, o którym snuła fantazje i którego
206
Jeanie London
przez wiele lat uważała za swój ideał – pozwoliła jej
wreszcie poznać własne uczucia.
Zanim zeszli do holu na spotkanie z Tylerem Trippem,
Maggie wiedziała już, że to nowe doznanie, które przepeł-
nia ją za każdym razem, gdy patrzy na Sama, jest oznaką
uczuć o wiele głębszych niż sobie kiedykolwiek wyob-
rażała.
Ku jej zdumieniu odkrycie to wcale jej nie przeraziło.
Zdumiewało, owszem. Zawsze szczyciła się swoją samo-
świadomością, tymczasem okazało się, że posiada raczej
niezwykłą zdolność okłamywania samej siebie. Była też
bardzo podekscytowana. Jeśli takie podniecenie było
nieodłączną częścią długiego związku, to bez wątpienia
traciła do tej pory coś naprawdę niezwykłego.
Widząc, że jej uczucie do Sama jest głębsze niż sobie
wyobrażała, martwiła się tylko, czy będzie zdolna do
zaangażowania. Jak może na to liczyć, skoro tak długo
potrafiła oszukiwać samą siebie?
Na to pytanie Maggie nie znajdowała odpowiedzi, lecz
ciągnęła swe rozważania już w restauracji ,,U Bruna’’.
Siedziała przy stoliku pod oknem i popijając kawę,
patrzyła, jak Sam rozmawia w holu z fotoreporterem.
Rozparty na fotelu, z wyciągniętymi do przodu noga-
mi, wyglądał bardzo swobodnie, a jego czarne włosy lśniły
w blasku kryształowych żyrandoli. Dla podkreślenia
swych słów co jakiś czas gestykulował i obserwując go,
Maggie uświadomiła sobie, że ogląda właśnie tę stronę
Sama, która uczyniła go człowiekiem sukcesu. Sprawiał
wrażenie osoby zapobiegliwej i pewnej siebie, dzięki
czemu ludzie chętnie powierzali mu swoje pieniądze.
Oraz uczucia.
207
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Ta myśl sprawiła, że Maggie z brzękiem odstawiła
filiżankę na spodek. Czy kochała Sama? Czy ta bomba
w jej piersi – to uczucie, że zaraz eksploduje z podniecenia
i szczęścia tylko dlatego, że siedzi tu i patrzy na niego – to
miłość?
Czy może być pewna, że go nie zrani?
Przecież wszystkie jej dotychczasowe związki koń-
czyły się tak beznadziejnie.
–
Twoja kolej, Maggie – usłyszała niespodziewanie
jego głos.
Podniosła oczy i zobaczyła go przed sobą. Była tak
zatopiona w myślach, że nie zauważyła nawet, jak Sam
odchodzi od fotoreportera, choć cały czas patrzyła prosto
na nich.
–
No i jak? – zapytała, usiłując sprawiać wrażenie
opanowanej, mimo że daleko było jej do spokoju.
–
Spodobał mi się. Zachowywał się profesjonalnie. Nie
zadawał krępujących pytań, więc nie będziemy musieli
martwić się, że może potem coś przeinaczyć. Mimo to
poprosiłem go, żeby na wszelki wypadek przysłał nam
szkic artykułu, zanim zostanie wydrukowany.
–
Zgodził się?
–
Tak, zaproponował nawet, że przyśle odbitki wszyst-
kich zdjęć, które nam zrobi.
–
To miło. – Maggie dopiła resztkę kawę i wstała.
–
A propos – rzucił Sam, chwytając jej dłoń, zanim
zdążyła się odsunąć, po czym uniósł ją do ust. – Powie-
działem mu o tobie dużo miłych rzeczy.
Poczuła na dłoni delikatny, ciepły powiew jego od-
dechu, który przypomniał jej, że pod spódnicą i raj-
stopami zamiast bielizny ma pas cnoty.
208
Jeanie London
Ten zaś doskonale spełnił swoje zadanie. Chociaż nie
kochali się z Samem, nadali nowe znaczenie określeniu
,,gra wstępna’’. Błysk w jego rozmarzonych oczach świad-
czył o tym, że wciąż jeszcze czuje uniesienia minionej
nocy, a Maggie, ku swemu ogromnemu wzburzeniu,
poczuła, że w odpowiedzi policzki zalewa jej fala gorąca.
–
Ja też powiem mu o tobie miłe rzeczy – rzuciła na
odchodnym.
Niestety, wywiad z Tylerem Trippem wcale nie
uspokoił Maggie. Wprawdzie zgadzała się z Samem
w ocenie fotoreportera – był dobrym rozmówcą i profe-
sjonalistą – ale ich rozmowa znów zmąciła jej spokój
ducha.
Sam widocznie objaśnił dziennikarzowi wszystkie
zawiłości ich związku, bo Tyler Tripp był bardzo ciekaw,
w jaki sposób pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’,
ze swymi deklaracjami, że potrafi natchnąć romantyz-
mem każdy związek, dopomógł Maggie przekształcić
przyjaźń z Samem w miłość.
Mogła tylko odpowiadać szczerze z nadzieją, że facet
pominie w artykule co bardziej pikantne fragmenty.
–
Tutaj trudno jest nie myśleć o miłości – zaczęła. – To
niezwykłe miejsce. Wydaje się, że rzeczywisty świat
przestaje istnieć, a najważniejsze jest, by być razem
i kochać się.
–
Co, pani zdaniem, szczególnie wpływa na takie
odczucia?
Maggie zaśmiała się.
–
Można zapytać, co nie wpływa. Przyjrzał się pan
z bliska dekoracjom walentynkowym?
Tyler pokręcił głową, wprawiając w ruch grube,
209
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
srebrne kółka w uszach. Maggie poderwała się z fotela
i zaprowadziła go do ogromnego krzewu ozdobnego.
–
Proszę się uważnie przyjrzeć – poleciła.
Pokiwała z zadowoleniem głową, kiedy brwi Tylera
Trippa uniosły się ze zdziwienia do połowy czoła.
–
O tym właśnie mówię. Romantyczna atmosfera jest
subtelna, lecz wszechobecna. Uważam, że właścicielom
wspaniale udaje się oddziaływać na zmysły za pomocą
jedzenia, wystroju wnętrz, apartamentów tematycznych
–
wykorzystują dosłownie wszystko. Nawet telewizję.
Tutaj nie da się nie myśleć o miłości i seksie.
–
Dobrze powiedziane. – Uśmiech Tylera świadczył,
że jest usatysfakcjonowany. – A zatem, pani James, czy
pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ pomógł pani
zakochać się?
To było pytanie za sto punktów.
Kiedyś zastanawiała się, czy Sam jest typem mężczyz-
ny, który zawsze pragnie kontrolować sytuację, a tym-
czasem odkryła, że jest po prostu na tyle sprytny, by
powolnym uwodzeniem pokazać jej to, czego w swym
zaślepieniu nie umiała dostrzec sama. Kochał ją tak
mocno, że był gotów poczekać, aż ona dojdzie ze sobą do
ładu.
Znowu przepełniło ją tamto nowe, niezwykłe do-
znanie i Maggie z ogromnym wysiłkiem zdobyła się na
odpowiedź.
–
Trudno byłoby mi się nie zakochać, skoro przyjecha-
łam tu z tak wspaniałym mężczyzną.
Tyler był rozpromieniony.
–
Czy będę mógł zacytować pani słowa?
Zerknęła w głąb restauracji ,,U Bruna’’, na Sama, który
210
Jeanie London
przeglądał gazetę – szukając, rzecz jasna, wiadomości
gospodarczych – i poczuła, że wypełnia ją błogie zadowo-
lenie...
–
Tak – odparła.
Po chwili Tyler zaczął krzątać się po holu, przesuwając
meble i usiłując stworzyć scenerię, która odda najlepiej
przytulną atmosferę pensjonatu. Posadził Maggie i Sama
na podłodze między drzewkiem i kominkiem, a dziew-
czyna zastanawiała się, czy fotograf zamierza zrobić
zbliżenie erotycznych ozdób.
–
Dobra, uśmiechnijcie się – polecił. – No nie, chyba
stać was na więcej! Przecież to wasze pierwsze walen-
tynki, kiedy oficjalnie pozujecie do portretu jako para.
Jako para.
Maggie poczuła przypływ paniki. A jeśli ich pierwsze
oficjalne zdjęcie razem będzie zarazem ostatnim? A jeśli
nawet przy pomocy Sama nie będzie potrafiła nauczyć się
zaangażowania? W końcu jej ojciec nigdy się go nie
nauczył. Czy zniesie jednak, jeśli inna kobieta będzie
robiła sobie walentynkowe zdjęcia z Samem, budziła się
co rano u jego boku, dzieliła z nim życie, jego miłość albo
nawet urodzi jego dzieci?
Czy zadowoli się rolą cioci Maggie, wiedząc, że sama
mogła to wszystko mieć, gdyby tylko zaufała trochę sobie
i Samowi?
211
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Rozdział dwunasty
–
Nie jestem taka jak mój ojciec.
Słysząc oświadczenie Maggie, Sam przystanął nagle
w korytarzu, z dłonią na klamce uchylonych drzwi.
Zerknął na nią, a raczej na tył jej głowy, i patrzył, jak
wchodzi do Twierdzy Wojownika przyspieszonym ze
wzburzenia krokiem.
Zamknął drzwi i wchodząc do apartamentu, zauważył
mimochodem, że podczas ich krótkiej nieobecności zdą-
żyła już odwiedzić go sprzątaczka. Czyżby czaiły się po
korytarzach, czekając, aż goście opuszczą pokoje?
–
A kto powiedział, że jesteś taka jak twój tata?
–
zapytał, doganiając ją przy kącie w oknie, gdzie ner-
wowo chodziła tam i z powrotem. – To znaczy, masz jego
karnację, zielone oczy, może też jego włosy, ale to chyba
wszystko...
–
Nie mówię o fizycznym podobieństwie, ale o po-
stępowaniu. O obawie przez zaangażowaniem. – Wes-
tchnęła ciężko, a na jej wyrazistej twarzy wypisane były
smutek i niedowierzanie, tak jakby ktoś wymalował jej te
dwa słowa na czole. – Nienawidziłam tego, co robił nam
i sobie za każdym razem, kiedy uciekał, choć sama
przecież też to robiłam. Tylko że ja nie chciałam nikogo
zranić i dlatego nie pozwalałam żadnemu mężczyźnie
zbliżyć się za bardzo. – Wzruszyła bezradnie ramionami.
–
A przynajmniej tak mi się wydawało.
Sam wiedział, że ma na myśli jego, i przysiadł na
oparciu fotela. Musiał przyznać, że choć sam nie wpadł na
takie porównanie, jej diagnoza brzmiała całkiem rozsąd-
nie.
–
Czy tak to oceniasz z zawodowego punktu widze-
nia?
–
Staram się jak mogę, ale trzeba wziąć pod uwagę, że
analizuję samą siebie.
Sam patrzył na nią, zastanawiając się, skąd u niej to
nagłe objawienie po wywiadzie, który na nim nie zrobił
wcale większego wrażenia. Kiedy w końcu wydawało mu
się, że zaczyna już powoli wiązać ze sobą wątki jej
bezładnej tyrady, Maggie powiedziała:
–
I dlatego właśnie nie widziałam, że cię kocham.
Zawsze byłeś dla mnie niezwykle ważny i nie mogłam
sobie wyobrazić, że mogę potrzebować cię jeszcze bar-
dziej. Każdego mężczyznę, z którym się spotykałam,
porównywałam do ciebie. Byłeś dla mnie ideałem, więc
nikt nie miał szans przy tobie. Nie mogłam jednak pójść za
głosem serca, bo bałam się, że zepsuję to, co nas łączy...
A więc kochała go?
Potrząsnął głową, chcąc pozbierać myśli, i zaczął
wpatrywać się w Maggie. Czyżby przed chwilą wyznała,
że go kocha? Nie mógł nawet w żaden sposób potwierdzić
213
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
tego odkrycia, bo nie przestawała mówić ani na chwilę. Jej
usta wciąż się poruszały, lecz Sam nie potrafił skupić
myśli na tym, co mówiła.
–
Czy powiedziałaś przed chwilą, że mnie kochasz?
–
zapytał, usiłując zagłuszyć potok jej słów.
Zamilkła raptownie i patrzyła na niego w konsternacji.
–
Co?
–
Czy powiedziałaś przed chwilą, że mnie kochasz?
Maggie zmarszczyła brwi, jakby usiłowała prześledzić
wstecz wszystko, co mówiła.
Serce Sama zaczęło bić jak oszalałe.
–
Tak, Sam. Kocham cię. Myślałam, że już o tym
wiesz. Przecież to ty mi powiedziałeś, że...
–
No cóż, wiedzieć o tym i usłyszeć to z twoich ust, to
dwie zupełnie różne rzeczy. – Czyżby ten zduszony głos
należał do niego?
Uśmiechnęła się.
–
Zawsze wiedziałam, że cię kocham jak najbliż-
szego przyjaciela, ale tak naprawdę kocham cię o wiele
bardziej.
Mógł teraz tylko wpatrywać się w nią w milczeniu
z zaciśniętym gardłem, słuchając słów, które zawsze
pragnął usłyszeć.
Maggie uśmiechnęła się szerzej.
–
Kocham cię, Sam.
–
Co cię skłoniło, żeby powiedzieć mi to właśnie
teraz? – zdołał wreszcie wykrztusić.
–
Tyler Tripp i jego ,,pierwszy oficjalny portret walen-
tynkowy’’, do którego pozujemy jako para. – Podniosła
nagle ręce i potrząsnęła głową, jakby chciała odpędzić jakiś
obraz, który tylko ona sama widziała. – Uświadomiłam
214
Jeanie London
sobie, że jeśli nie przestanę uciekać, to jakaś inna kobieta
zajmie moje miejsce.
–
Nie ma żadnej innej kobiety, Maggie. I nigdy nie było.
Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
–
Jak to?
–
Żadna inna kobieta nie była naprawdę bliska moje-
mu sercu. Dawno temu postanowiłem, że będę na ciebie
czekał, a jestem cierpliwym człowiekiem.
–
Więcej niż cierpliwym. – Padła mu w ramiona z taką
siłą, że zsunął się z oparcia fotela na siedzenie. Najpierw
jednak objął ją mocno w talii i przyciągnął do siebie, czując
każdą jej miękką krągłość idealnie dopasowaną do jego
ciała.
–
Czy to oznacza, że chcesz spróbować długiego
związku?
–
Chcę uczynić pierwszy krok – powiedziała z powa-
gą. – Nie mogę obiecywać nic na wyrost. Muszę przy-
zwyczajać się powoli, dzień po dniu.
–
Czy to jakaś terapia dwunastu kroków dla związ-
kofobów?
Odsunęła się i popatrzyła na niego spode łba.
–
Nie waż się ze mnie wyśmiewać. Nie wiem, czy
potrafię żyć w związku i czy kiedykolwiek się nauczę.
A nie mogłabym znieść myśli, że cię skrzywdziłam.
–
Nie skrzywdzisz mnie.
–
Nie ufam samej sobie.
Niepokój na jej twarzy świadczył o prawdziwości tych
słów i po raz pierwszy, odkąd sięgał pamięcią, Sam nie
wiedział, jak jej pomóc.
–
Proszę tylko, żebyś dała nam szansę, Maggie.
Pragnął czegoś stałego, ale był gotów posuwać się
215
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
drobnymi krokami, jeśli tylko tego potrzebowała, żeby
zaufać samej sobie. Etap czwarty – wsparcie.
Oplótł ją w pasie ramionami, zamykając w uścisku,
a jego ciało od razu gwałtownie zareagowało na jej
bliskość. Wyczuwał zagłębienie w tym wariackim skórza-
nym pasie pod jej spódnicą i zadrżał na myśl o tym, ile
była gotowa zrobić, aby tylko mieć pewność, że go nie
zrani.
–
Mogę być bardzo pomocny.
Ich usta spotkały się, a świadomość, że ten pocałunek
wyznacza początek czegoś nowego, była między nimi
prawie namacalna.
–
Sam, a jeśli mi się nie uda?
Do strategii budowania udanego związku Sam po-
stanowił dodać własny, szósty etap – wiarę.
–
Maggie, tobie zawsze udaje się zrobić to, co sobie
postanowisz, a razem możemy dokonać wszystkiego. Tak
było zawsze. Pomyśl, jak głęboka przyjaźń nas łączy i jak
dobrze nam razem w łóżku...
Jego słowa cichły powoli, a on zaczął wodzić wargami
po jej zmysłowych ustach, gdy raptem odskoczyła od
niego, omal nie spadając mu z kolan.
–
Klucz! – krzyknęła.
–
Co takiego?
–
Klucz do pasa cnoty – powtórzyła.
–
Co z nim? – Nie rozumiał, o co jej chodzi, ale nie
mógł nie zauważyć, jak jej oczy rozszerzają się nagle
z przerażenia.
–
Zanim udowodnię, że potrafię się zaangażować,
może minąć trochę czasu, a nie chciałabym tego nosić
w nieskończoność. – Pociągnęła za czerwoną skórę. – Czy
216
Jeanie London
naprawdę możemy się kochać dopiero wtedy, gdy dojdę
ze sobą do ładu?
Sam nie zastanawiał się specjalnie nad warunkami,
które trzeba spełnić, zanim będą się kochać. Chciał tylko,
żeby Maggie najpierw poznała jego uczucia i zrozumiała,
że musi wreszcie przestać uciekać. Etap trzeci stanowiła
przecież intymność i być może powinni cofnąć się do
niego, żeby rozwiać trochę jej wątpliwości.
–
W porządku, zgadzam się, żebyśmy brali to, co
przyniesie każdy dzień.
–
W takim razie ryzykujesz, wiedząc, że być może
nigdy nie pokonam swoich słabości. Nie mogę składać
obietnic, jeśli nie jestem pewna, czy je spełnię.
–
Wiem.
–
Jesteś pewien, że chcesz mi zaufać?
Bardziej niż czegokolwiek w życiu, Sam zapragnął
kochać się z Maggie.
–
Ufam ci – odparł.
Uniosła powieki i westchnęła z niekłamanym zadowo-
leniem. Potem podniosła ręce, ujęła dłońmi jego twarz
i przyciągnęła ją ku sobie. Złożyła wilgotny pocałunek na
jego ustach.
–
Jestem taka podekscytowana.
–
Ja też. – Zaśmiał się, a jej podniecenie udzieliło się
i jemu. – Co zrobiłaś z kluczem po kąpieli?
–
Schowałam ci z powrotem do kieszeni. Pójdę po
niego.
Przyglądał się, jak Maggie przeszukuje po kolei obie
kieszenie jego spodni, wywracając je na lewą stronę.
Zaniepokoił się, widząc jej gniewnie zmarszczone brwi.
–
Co się stało?
217
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Wyjmowałeś klucz z kieszeni?
–
Nie.
–
To dziwne, bo go nie ma. Musiał wypaść.
Maggie opadła na kolana i zaczęła na czworakach
przeszukiwać podłogę pod krzesłem, pod dywanem i za
zdobionym parawanem, podczas gdy Sam napawał się
widokiem jej kształtnych pośladków.
–
Sam, nie mogę znaleźć – oznajmiła w końcu, siadając
na piętach i wlepiając w niego pytające spojrzenie.
–
Pomogę ci szukać – powiedział i wstał z fotela.
–
Mówię ci, że tu go nie ma.
Uklęknął obok niej i szybko przekonał się, że ma rację.
Klucza po prostu nie było.
–
A dostałaś zapasowy?
Pokręciła przecząco głową.
–
Nie, był tylko ten, który ci dałam.
–
Musi gdzieś tutaj być. Może wpadł w jakąś szparę
w fotelu. – Odsunął poduszki i przeszukał wszystkie
zagłębienia w tapicerce. Nic z tego. – Może któreś z nas
kopnęło go gdzieś niechcący.
Maggie wstrzymała oddech.
–
Nie sądzisz chyba, że sprzątaczka... Sam, a jeśli ona
wciągnęła go odkurzaczem?
–
Nie panikuj. Po prostu zejdziemy do sklepu i kupimy
następny. W każdym pasie zamek jest taki sam. Muszą
tam mieć przecież jeszcze jeden pas cnoty z pasującym
kluczykiem.
Zerwała się na nogi i popatrzyła na niego z góry.
–
Szczerze mówiąc dopiero co tam byliśmy. Nie
zauważyłeś, że wszystkie sklepy pozamykano wcześniej
z okazji walentynek? – Zanim zdążył odpowiedzieć,
218
Jeanie London
mówiła dalej: – Nie zamierzam prosić nikogo o ot-
worzenie sklepu, bo wszyscy od razu dowiedzą się, że
uwięzłam w tym czymś.
–
Pokaż – powiedział Sam, nakazując gestem, żeby
uniosła spódnicę. – Musi być jakiś sposób, żeby to zdjąć.
Może uda mi się zerwać ten zamek.
Usiłując zachować powagę, żeby nie mogła posądzić go
o lekceważące podejście do sytuacji, Sam z rozbawieniem
patrzył, jak Maggie podnosi spódnicę, odsłaniając uda
i smukłą krągłość bioder ukryte pod wełnianymi raj-
stopami.
Wsunął palec w przestrzeń między skórą a jej ciałem
i odkrył, że skórzany, regulowany pas zaciśnięty jest zbyt
mocno, by mogła marzyć o wyswobodzeniu się. Ten, kto
zaprojektował to cholerstwo, musiał mieć co najmniej
tytuł inżyniera.
–
Nożyczkami nie da się tego przeciąć, bo skóra jest za
gruba, ale spróbuję przecinakiem.
–
Akurat wziąłeś go ze sobą przypadkiem, tak? – wy-
czuł nutę histerii w jej podniesionym głosie. – Bo ja nie
zamierzam wykręcać numeru 19 i wyjaśniać Dougrayowi
mojego położenia, natomiast Bruno nie pozwoli mi gło-
dzić się na tyle długo, żeby to w końcu samo ze mnie
spadło.
Sam przypomniał sobie, jak Maggie stała dopóty pod
prysznicem, dopóki nie zsiniała z zimna, i uznał, że lepiej
się nie kłócić.
–
Dobrze, nie wkurzaj się tylko. Nie będziemy wzywać
pomocy. Rozejrzymy się jeszcze. Kluczyk musi gdzieś
tutaj być.
Pomimo gorączkowych poszukiwań, zguba się nie
219
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
znalazła. Sam zadzwonił w końcu do obsługi z pytaniem,
czy nie znaleziono żadnego kluczyka podczas sprzątania
apartamentu, ale nadaremnie. Klucz po prostu zniknął.
Wykorzystali już wszelkie możliwe wersje planu ra-
tunkowego, lecz Maggie wciąż nie chciała słyszeć o wzy-
waniu pomocy. Sam postanowił zmienić taktykę.
–
To chyba nie jest przeznaczone do długiego noszenia,
prawda? Jak zamierzasz w tym... no wiesz?
Usiłował mówić swobodnie, a jednocześnie zmusić ją,
by wreszcie stawiła czoło rzeczywistości.
Chociaż Maggie zrobiła gniewną minę, nie potrafiła
ukryć rumieńca i Sam wiedział, że pojęła jego aluzję do
problemów z korzystaniem z toalety. No a przecież od
rana wlała już w siebie tyle kawy...
–
Doskonale wiesz, można to trochę przekręcić – wark-
nęła. – Poradzę sobie.
–
A może byśmy sami spróbowali poszukać przecina-
ka? – Tylko to przychodziło mu już do głowy, a zresztą
nie zamierzał pozwolić, by Maggie przez własną dumę
tkwiła uwięziona w pasie cnoty, gdy przez ten czas
mógłby się z nią kochać. – Pamiętam, że wczoraj po
drodze nad staw mijaliśmy budynek obsługi technicznej.
–
Świetny pomysł – zawołała, ruszając do wieszaka
z płaszczami.
Sam też miał taką nadzieję.
–
Pani J.! Nie powinna pani dzisiaj siedzieć w biurze.
Są walentynki, a do tego pani urodziny.
–
Wejdź, Lauro. Dzisiaj nikt się chyba nigdzie nie
wybiera. – Mary odwróciła się od okna, przez które
właśnie wyglądała. Wybrała to pomieszczenie na swój
220
Jeanie London
gabinet przede wszystkim dlatego, że z okna rozciągał się
widok na tereny wokół pensjonatu, które teraz pokryte
były pierzyną świeżego, dziewiczego śniegu.
Mary uśmiechnęła się, widząc, że Laura nie jest sama.
–
Dzień dobry, Annabelle. To samo mogę powiedzieć
o was. Jest przecież niedziela. Nie powinnyście być
w domu z rodziną?
–
Teraz, kiedy juror z Organizacji rozmawia z Parą
Amorków? – W głosie Laury słychać było nutę przeraże-
nia. – Dzięki Bogu wczoraj zostałam tu na noc, bo do tej
pory nie odśnieżyli dróg. Nie mogłabym dziś przyjechać.
–
Ty też, Annabelle? – zapytała Mary, domyślając się,
jaka będzie odpowiedź.
–
Głos obowiązku – odparła.
Mary nakazała im, by usiadły, a sama obeszła biurko
i opadła na swoje krzesło.
–
Zostaniesz na przyjęciu urodzinowym pani J., praw-
da, Annabelle? – Laura usadowiła się w fotelu na wprost
biurka. – Bruno powiedział, że będzie gotowy koło trzeciej.
–
Oczywiście. Nie opuściłabym przyjęcia Mary.
Laura uspokoiła się, a Mary musiała stłumić uśmiech,
widząc, że jako najnowszy członek personelu, Laura nie
zdawała sobie sprawy, iż jej walentynkowo-urodzinowe
przyjęcie jest już tradycją, którą przed laty ustanowił
Bruno.
Najwidoczniej Annabelle też to sobie uświadomiła, bo
wyjęła coś z kieszeni.
–
Zobacz, przyniosłam prezent. – W ręku trzymała
malutki złoty kluczyk, a z zaskoczenia na twarzy Laury
można było wywnioskować, że prezent ten miał jakieś
ukryte znaczenie.
221
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Co on otwiera? – zapytała Mary.
–
O rany! – Laura zerwała się z fotela i podskoczyła na
palcach z podniecenia, po czym oparła dłonie o blat biurka
i wlepiła wzrok w Mary. – Pamięta pani, co posłałam do
pokoju Pary Amorków wczoraj wieczorem? Oto klucz.
–
Jedyny?
Obydwie zwróciły wzrok na Annabelle, która trium-
falnie pomachała kluczykiem i uśmiechnęła się potwier-
dzająco.
Mary odchrząknęła, chcąc odzyskać władzę nad stru-
nami głosowymi.
–
Tylko nie mówcie, że kazałyście sprzątaczce wy-
kraść to z Twierdzy Wojownika.
Annabelle rzuciła jej pełne zadowolenia spojrzenie.
–
No cóż, reszcie personelu dałaś tyle swobody...
–
Tylko dlatego, że liczyłam na to, że dzięki twojemu
rozsądkowi nie skończymy w sądzie.
–
I słusznie. – Annabelle uniosła wyzywająco głowę
i energicznie potrząsnęła swymi stalowoszarymi lokami.
–
Czy uwierzysz, że klucz leżał na dywanie, na środku
pokoju? Musiał wypaść naszemu chłopaczkowi z kiesze-
ni, kiedy rzucał spodnie na krzesło.
–
Poszłaś do ich apartamentu ze sprzątaczką?
–
Potrzebowałam świadka, żeby w razie czego unik-
nąć odpowiedzialności.
Mary patrzyła na nią w milczeniu, wstrząśnięta tak
nietypową dla Annabelle śmiałością, ale wtedy Laura na
szczęście przejęła pałeczkę, dając jej czas na zebranie
myśli.
–
Sądziłam, że naszym celem jest skłonienie Pary
Amorków do zakochania się w sobie. Jeśli nie mogą
222
Jeanie London
uprawiać seksu, bo zabrałaś im klucz, to jak to mają to
zrobić?
Annabelle poklepała jej dłoń.
–
Zaufaj mi, Lauro. Wytwarzam zapotrzebowanie.
Kiedy powiedziałaś mi, że pani James kupiła pas cnoty
w walentynkowym prezencie dla tego młodzieńca... No
cóż, nie chcemy, żeby cokolwiek powstrzymywało ich od
uprawiania seksu, a skoro już coś takiego między nimi
jest, to... potrzebują bodźca.
Z powrotem zwróciła się do Mary.
–
Rozmawiałam z Nataszą ze sklepu z bielizną i po-
wiedziała mi, że robią te pasy z impregnowanej skóry, co
oznacza, że Amorki nie przetną go zwykłymi nożycz-
kami. Dougray obiecał, że zawiadomi nas, jeśli poproszą
go o jakieś narzędzie. W pewnym sensie podbija to
stawkę, nie sądzisz?
Poruszyła znacząco brwiami i Mary już miała coś
odpowiedzieć, ale Bruno wybrał właśnie ten moment, by
wparować do gabinetu.
–
Dougray właśnie doniósł przez radio, że nakrył Parę
Amorków na buszowaniu w budynku technicznym.
–
A nie mówiłam? – powiedziała Annabelle.
–
Czy poprosili go o narzędzie do przecinania skóry?
Ku własnemu zdumieniu Mary zdołała wydobyć z sie-
bie głos.
Bruno potrząsnął głową.
–
Nie, a zresztą nigdzie go nie znajdą. Dougray po-
chował wszystkie swoje narzędzia.
Z poważnej miny Bruna Mary wywnioskowała, że nie
powiedział jeszcze wszystkiego, i była całkowicie pewna,
że nie chce usłyszeć pozostałych wieści.
223
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Coś jeszcze?
–
Powiedział im, że na północnym krańcu parku jest
sklep z narzędziami, który może być otwarty w nie-
dzielę.
–
Ale tam nie ma żadnego sklepu...
–
Jest za to bungalow z otwartymi drzwiami, wyposa-
żony we wszystko, co potrzebne, by spędzić upojną noc
–
powiedziała Laura, chwytając w lot cel tych wszystkich
zabiegów.
–
A ich kłopocik? – Mary wskazała klucz w ręku
Annabelle, zwracając uwagę na jakże istotny fakt, o któ-
rym wszyscy najwyraźniej zapomnieli. – Dla Pary Amor-
ków ani ta noc, ani żadna inna nie będzie upojna, jeśli
Dougray nie da im przecinaka.
–
Zostawił jeden w bungalowie – oznajmiła Annabel-
le. – Widzisz, wszystko pięknie się układa, Mary. Nie ma
się czym martwić.
–
Dougray wysyła naszą parkę na tę zawieruchę i ty
uważasz, że nie ma się czym martwić?
Annabelle pomachała kluczykiem.
–
Jak można było nie skorzystać z okazji? – zapytała.
Takiej brawury Mary spodziewałaby się po każdym
swoim pracowniku, ale nie po Annabelle.
–
Powiedz mi, jak w takim razie Para Amorków ma się
dostać do miasta? Poczekaj, niech zgadnę – dodała cierp-
ko, pojmując wreszcie ich grę. – Zabrałaś klucz, a Dougray
dał im w zamian kluczyki do skutera śnieżnego.
Annabelle skinęła głową.
–
Jaką macie gwarancję – dociekała dalej Mary – że
rzeczywiście dotrą do bungalowu, a nie zgubią się w parku
i zamarzną na śmierć?
224
Jeanie London
–
Nie martw się – odparła Annabelle. – Dougray już
zajął się skuterem śnieżnym. – Nie zajadą na tyle daleko,
żeby się zgubić.
–
A co takiego zrobił? Wyposażył ten skuter w jakiś
automatyczny drogowskaz, żeby na pewno nie pomylili
kierunków?
Pełen zadowolenia uśmieszek Annabelle świadczył, że
niezwykle bawi ją to całe zamieszanie.
–
Nie, ale na pewno nie pomylą kierunków. Zbliża się
nawałnica, a oni przecież nie są tacy głupi. Musisz zresztą
przyznać, że mają chyba straszną ochotę się kochać, skoro
wychodzą w taką pogodę.
–
To prawda – zgodziła się Laura. – Nikt z nas nie
spodziewał się wczoraj, że pani James zamówi nagle pas
cnoty. Przecież nie tego oczekiwaliśmy.
–
Tak, nie tego oczekiwaliśmy. – Mary czekała raczej
na wyznania miłosne i przysięgę małżeńską, a nie na
kradzież w pokoju, spisek czy narażanie gości na niebez-
pieczeństwo przy fatalnej pogodzie.
Jak to się stało, że ich plan tak bardzo zboczył z kursu?
Wszyscy wpatrywali się w nią wyczekująco, a Mary
zaczęła masować sobie skronie, usiłując złagodzić naras-
tający ból głowy. Nie przewidywała, że będzie spędzać
urodziny z personelem, który dostał amoku. W najlep-
szym wypadku pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’
straci reputację. W najgorszym wszyscy skończą w wię-
zieniu. A ona na pewno trafi do celi z Annabelle, która
niewątpliwie postradała zmysły.
–
Mają ze sobą radio, prawda? – zapytała.
–
Wczoraj im je wydałam – powiedziała Laura
z uśmiechem.
225
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Ale nie zamierzamy im odpowiadać, dopóki nie
wpadną w prawdziwe kłopoty – dodała Annabelle.
Mary ogarnęło nagle przeczucie, że prawdziwe kłopoty
grożą raczej głównemu menedżerowi pensjonatu ,,Pod
Wodospadem Rozkoszy’’ i jego samowolnemu personelo-
wi.
226
Jeanie London
Rozdział trzynasty
–
Co się stało, Sam? – zapytała Maggie, kiedy skuter
śnieżny zatrzymał się raptownie na leśnej ścieżce. – Dla-
czego stanąłeś?
–
To nie ja. To skuter. – Uderzył dłonią w rękawiczce
o przednią szybę i westchnął głęboko, wypuszczając z ust
kłęby pary. – Nie mogę w to uwierzyć. Zabrakło benzyny.
–
Ale Dougray mówił...
–
No cóż, Dougray się pomylił.
Maggie spojrzała mu przez ramię na deskę rozdzielczą.
–
Wskaźnik mówi, że jest jeszcze pół baku.
–
W takim razie się zepsuł, bo benzyny nie ma.
Sam miał kiedyś skuter śnieżny i skoro twierdził, że
wskaźnik jest zepsuty, Maggie nie zamierzała się z nim
kłócić. Wygramoliła się z siedzenia, żałując, że nie może
wyprostować spódnicy pod kombinezonem, i od razu
nieprzyjemnie zapadła się po kolana w śniegu.
Wąziutka ścieżka, którą jechali, kluczyła między
drzewami tworzącymi szkieletowe sklepienie ponad
ich głowami. Uginające się od śniegu spiczaste gałęzie
majaczyły na tle zasnutego chmurami popołudniowego
nieba, a Maggie martwiła się, że kiedy tylko zacznie
zmierzchać, ciemność zapadnie bardzo szybko.
–
Może to jednak nie najlepszy pomysł. Może trzeba
było poczekać do rana?
Jeszcze przed chwilą pomysł wydawał się wyśmienity,
a to zapewne dlatego, że po tym, jak nie znaleźli przecina-
ka w budynku technicznym, powrót do pensjonatu był
absolutnie niemożliwy. Nie mogłaby wprawdzie kochać
się z Samem ani wziąć prysznica... no ale wychodzić
w taką pogodę i to tak późno? Co też jej przyszło do
głowy?
Jak zwykle Maggie bez większego zastanowienia skło-
niła Sama do tej przejażdżki. Wyglądało na to, że Matka
Natura postanowiła przypomnieć im, jak niebezpieczne
bywa impulsywne działanie, bo tumany śniegu już za-
częły kłębić się wśród wierzchołków drzew.
Sam spojrzał w górę i zamrugał, ponieważ wielki
płatek właśnie opadł mu na rzęsy.
–
Gdyby tylko można było cofnąć czas, prawda?
–
Sięgnął pod kurtkę i odpiął radio od paska spodni.
–
Sądziłem, że zgłupieli dając nam to, ale okazuje się, jak
mało wiem.
Pokręcił gałką, a radio zaczęło piszczeć i trzeszczeć.
–
SOS. Tu Sam Masters z Twierdzy Wojownika.
Mamy problem.
Przyłożył do ucha nadajnik i czekał na odpowiedź.
Minęła dłuższa chwila. Wcisnął znowu przycisk nadawa-
nia.
–
Czy ktoś mnie słyszy?
228
Jeanie London
Znowu cisza.
Sam wyłączył radio, a potem włączył z powrotem
i zmienił kanał.
–
Dourgay mówił, żeby nastawić kanał pierwszy,
prawda?
Maggie przytaknęła.
–
W takim razie nic nie rozumiem. Radio chyba działa.
Przełączę na inny kanał.
Ale odpowiedzi nie było na drugim, trzecim, czwar-
tym, piątym, ani na szóstym kanale. Sam bez słowa
przypiął z powrotem radio do paska i z ponurą miną
popatrzył na Maggie.
–
Winda, prysznic, skuter śnieżny z pustym bakiem,
a teraz nie działające radio. Mam wrażenie, że w pen-
sjonacie ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ przydałby się
nowy nadzorca od spraw technicznych.
Maggie nie zaprzeczyła. Teraz, gdy radio przestało
syczeć i trzeszczeć od zakłóceń, w opatulonym śniegową
pierzyną lesie zapadła złowroga cisza.
–
Może powinniśmy wracać? – zapytała.
Sam zszedł ze skutera i rozejrzał się, a wyraz jego
twarzy jeszcze powiększył niepokój Maggie. Nie widziała
go tak rozdrażnionego od czasu, gdy w drugiej klasie
liceum pewien tępy osiłek z rywalizującej szkoły usiłował
zaciągnąć ją na tylne siedzenie samochodu po meczu
futbolowym, mimo że Maggie zdecydowanie odrzuciła
jego zaproszenie.
Sam złamał wtedy osiłkowi nos i został zawieszony
w prawach ucznia, przysiągł jednak, że zrobi to samo
każdemu, kto będzie chciał zmusić Maggie do czegoś, na
co ona nie ma ochoty. Zawsze był jej rycerzem w lśniącej
229
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
zbroi, chociaż ona przez długi czas nie chciała tego
przyznać.
–
Nie wiem, czy bliżej stąd do miasta, czy do pen-
sjonatu – powiedział w końcu – ale tak czy inaczej, zaraz
zrobi się ciemno.
–
Ujechaliśmy spory kawałek.
–
Wiem. – Spojrzał na ścieżkę i zmarszczył brwi,
rozważając coś intensywnie. – Czy Laura nie wspominała
o jakichś bungalowach w okolicy?
Maggie zagłębiła wzrok w mrocznym gąszczu nagich
pni i splątanych zarośli, wdzięczna Samowi za to, że
wciąż potrafi logicznie myśleć, podczas gdy ona miała
tylko przed oczami obraz ich obojga zamarzniętych na
śmierć, z soplami lodu zwisającymi z nosów jak u Jacka
Nicholsona w ,,Lśnieniu’’.
–
Masz rację. Mówiła o północnym krańcu parku.
Myślisz, że będziemy je mijać po drodze do miasta?
–
Musimy pójść przed siebie i przekonać się. Nie mogą
być zbyt daleko, bo słyszę szum rzeki.
Maggie uśmiechnęła się dzielnie i wzięła go pod ramię,
usiłując opanować strach, który nasunął jej już porów-
nanie pensjonatu ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ z hote-
lem ,,Panorama’’ z powieści Stephena Kinga. Na szczęście
nie została wystawiona na zbyt ciężką próbę, pięć minut
później wyszli na polanę, gdzie kilka uroczych bun-
galowów stało w półkolu nad brzegiem rzeki.
–
Jeszcze nigdy nie czułam się tak szczęśliwa na widok
cywilizacji – oznajmiła.
Sam uniósł brwi, najwyraźniej podając w wątpliwość
jej rozumienie tego, czym jest cywilizacja. Oboje wy-
chowali się w centrum Baltimore, więc to niewielkie
230
Jeanie London
skupisko domków letniskowych mogło ledwie zasługiwać
na miano przedmieścia, a co dopiero cywilizacji.
–
Założę się, że w lecie są cudowne – powiedziała,
broniąc się.
–
Teraz przynajmniej można się tu schronić. Chyba że
będę musiał wybijać szybę, żeby wejść do środka.
Sam żwawo ruszył ku najbliższemu z bungalowów
i zaczął szarpać okiennice. Maggie skierowała się na
ganek, chcąc mu pomóc, a kiedy przechodziła obok drzwi,
na wszelki wypadek pociągnęła za klamkę.
Otwarte.
Zachwycona, pchnęła drzwi i weszła do środka.
W przeciwieństwie do pokrytego śniegiem krajobrazu,
bungalow przypominał ogród rajski w lecie, ze swymi
lekkimi meblami i oszklonymi ścianami. Sufit i podłoga
zbudowane były z drewnianych bali, zaś palmy i kwiaty
tropikalne w doniczkach wzmagały jeszcze cieplarnianą
atmosferę.
Wśród wiklinowych i żeliwnych mebli kominek mógł-
by się wydawać nie na miejscu, a jednak ze swym
kamiennym bielonym obramowaniem, zdobionym fili-
granowymi złoceniami, musiał świetnie nadawać się do
odpędzania chłodu i wilgoci po letniej burzy albo... po
śnieżycy.
Ogromne oszklone drzwi w tylnej części bungalowu
prowadziły na podwórze, które w lecie było z pewnością
pełne kwiatów. Teraz jednak rabaty kwiatowe, wiszące
żardiniery, poidełko dla ptaków – wszystko pokryte było
grubą warstwą śniegu.
Sam, z czerwonym nosem i zażenowaną miną, wsunął
się przez drzwi, po czym otrzepał buty ze śniegu.
231
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Chyba trzeba było najpierw sprawdzić drzwi. Dob-
rze, że nie wybiłem szyby w oknie.
–
Mam dzisiaj szczęście.
–
A telefon? – Spojrzał na stojak z aparatem, którego
Maggie nawet nie zauważyła.
–
Jeszcze nie próbowałam.
Sam podniósł słuchawkę, ale natychmiast odłożył ją na
widełki.
–
Nieczynny. Pewnie wyłączają go na zimę.
–
Cóż, przynajmniej nie zamarzniemy na śmierć,
zanim ktoś zauważy, że nas nie ma.
Sam zgodził się z nią, ale rozejrzał się po wnętrzu ze
zbolałą miną.
–
Tak, to już coś, ale czy rzeczywiście mamy ochotę tu
zostać? Brakuje tu neandertalskiej atmosfery Twierdzy
Wojownika.
–
Uważam, że domek jest uroczy.
–
I właśnie o to chodzi, Maggie. – Uśmiechnął się,
pokazując dołeczki. – Żaden szanujący się samiec nie
chciałby się tutaj zatrzymać, co oznacza, że miejsce to ma
przede wszystkim podobać się samicom, które zwabiają
tu swych mężczyzn obietnicami seksu.
–
Sam! – Maggie zaśmiała się, pocierając ramiona, żeby
trochę się rozgrzać. – No cóż, chyba właśnie to zrobiłam.
Niestety nie spełnię tych obietnic w najbliższym czasie.
Rzuciła znaczące spojrzenie w stronę pasa cnoty, który
spoczywał pod jej spódnicą, po czym westchnęła drama-
tycznie.
–
Nie bądź taka pewna. Czy widzisz na stole to samo,
co ja?
Popatrzyła w tym samym kierunku i aż podskoczyła.
232
Jeanie London
–
Czy to jest to, o czym myślę?
–
A cóż by innego? – Dwoma wielkimi susami pokonał
odległość dzielącą ich od stołu. – Skrzynka na narzędzia.
–
Nie sądzisz chyba, że tam może być przecinak,
prawda?
Sam już zabrał się do otwierania skrzynki.
–
Dougray powiedział, że gdzieś mu się zapodział,
a zobacz tylko, co tutaj mamy. Przecinak.
Maggie splotła palce.
–
Będzie się nadawał?
–
Powinien.
Zanim zdążyła wydać okrzyk ulgi, Sam spojrzał podej-
rzliwie na skrzynkę, jakby uderzyła go jakaś nowa myśl.
–
Cóż za niezwykły zbieg okoliczności, że znajdujemy
w bungalowie skrzynkę na narzędzia, a w niej przecinak,
który właśnie był nam potrzebny. Czy nie sądzisz, że to
jakaś podejrzana sprawa?
–
Co chcesz przez to powiedzieć?
–
Nie jestem pewien.
–
To by oznaczało, że Dougray wysłał nas na śnieżycę,
wiedząc, że tutaj dotrzemy. – Maggie wzruszyła ramiona-
mi. – Skąd miałby wiedzieć? A przede wszystkim, po co
by to robił?
–
Nie wiem. – Sam uniósł przecinak i przyglądał mu się
z powątpiewaniem. – Okoliczności wydają mi się po
prostu aż nazbyt sprzyjające.
–
To tylko przypadek, Sam. Przecież żaden hotel nie
ryzykowałby odpowiedzialności prawnej, wyrzucając go-
ści na taką zawieruchę. To absurd. Dougray prawdopo-
dobnie coś tutaj naprawiał i zostawił skrzynkę na narzę-
dzia, a potem zapomniał zamknąć drzwi.
233
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Przez chwilę Sam patrzył na nią w zamyśleniu, aż
w końcu kiwnął głową.
–
Tak, pewnie masz rację. A jeśli już mówimy
o szczęściu... Spróbuję włączyć ogrzewanie albo rozpalić
ogień, żeby trochę ogrzać ten domek. A potem, kochana
Maggie, nadejdzie czas, byśmy wreszcie pozbyli się mojej
walentynki.
W jego twarzy było coś, co sprawiło, że poczuła ciarki
na całym ciele.
–
Poszukam termostatu! – zawołała, wychodząc na
korytarz.
Centralne ogrzewanie i system wentylacji były
w świetnym stanie, a w połączeniu z ogniem, który
Sam rozpalił w kominku, uczyniły bungalow na tyle
zdatnym do zamieszkania, że można było zdjąć kom-
binezony. Maggie pomyślała, że nadaje się wręcz ideal-
nie, gdy znalazła w komodzie kilka ciepłych koców.
Zaciągnęła je do salonu i wymościła z nich gniazdko
przed kominkiem.
–
Ciekawe, po co komu tyle koców w letnim domku.
–
Ja tam nie narzekam przy tej temperaturze. – Sam
rzucił kocom nachmurzone spojrzenie i podszedł do
stolika z telefonem. – Zobacz, co jeszcze znalazłem.
–
W ręku trzymał tabliczkę z napisem ,,Nie przeszka-
dzać’’.
–
Naprawdę sądzisz, że będzie nam potrzebna?
–
Znając ten hotel, nie zamierzam ryzykować.
Otworzył drzwi, wpuszczając do środka podmuch
mroźnego powietrza tak, że Maggie skuliła się bliżej
ognia, i powiesił tabliczkę na gałce. Następnie zatrzasnął
drzwi i zamknął je na zasuwkę.
234
Jeanie London
–
Teraz już nie musimy obawiać się niezapowiedzia-
nych gości.
–
Tylko szaleńcy wychodziliby w taką pogodę.
–
Tacy jak my. – Sam szedł ku niej wolnym, pewnym
krokiem, a żądza malowała się na jego twarzy tak
wyraźnie jak biel śniegu za oknem. – Bo ja oszalałem na
twoim punkcie.
Przechodząc, porwał ze stołu przecinak i podniósł go
do góry.
–
Czy już wystarczająco się rozgrzałaś, żeby zdjąć
spódnicę, Maggie?
Musiał wyczytać z jej twarzy to, na co czekał, bo
zanim zdążyła wypowiedzieć słowo, porwał ją w ramiona
i przytulił mocno do piersi. Odłożył przecinak na komi-
nek, a potem podniósł jej podbródek, chcąc spojrzeć
Maggie w oczy.
–
Lubię, kiedy tak ciężko oddychasz. To znaczy, że cię
podniecam. Kiedy jesteś podniecona, twoja skóra staje się
taka rozpalona, że po prostu muszę cię pocałować.
Zaczął leniwie błądzić po ustami po jej skroni i po-
liczkach. Jęknęła, a Sam przycisnął wargi do jej ust. Maggie
zachłannie odwzajemniła jego pieszczotę pocałunkiem,
który wyrażał żarliwe pragnienie. Zanurzyła palce w gęstwi-
nie jego włosów, przyciągnęła go bliżej i pogłębiła pocałunek,
pragnąc zrobić użytek ze swej nowo odkrytej wolności
i z przywileju, by go dotykać teraz, gdy już do niej należał.
Pogładziła palcami szyję Sama, potem przesunęła dło-
nią po jego okrytych swetrem plecach, które – tak silne
i szerokie – nagle wydały jej się nieznajome, lecz za-
praszające... Swoim dotykiem mówiła mu, jak bardzo mu
ufa i pragnie, by ją prowadził.
235
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Sam zrozumiał. Z niesłychaną precyzją powiódł pal-
cem po jej małżowinie, a potem po łuku szczęki, zaś dotyk
ten był lekki i niespieszny, tak jakby Sam też dopiero teraz
uświadamiał sobie, że zdobył prawo dotykania jej i zamie-
rzał w pełni je wykorzystać.
Napierając swym potężnym, muskularnym ciałem,
popchnął ją na koce. Usiadł przed nią w kucki, Maggie zaś
drżała, czekając w napięciu.
–
Pragnę cię – powiedziała ledwie dosłyszalnym, czu-
łym szeptem.
–
Wiem.
Szybkim, zdecydowanym ruchem zdjął jej przez głowę
sweter, a potem stanik. Była teraz naga do pasa i czuła się
dekadencko i zmysłowo, gdy jego spojrzenie wędrowało
po jej ciele, zaś sutki napięły się i wyprężyły ku niemu,
w oczekiwaniu na podziw, który dostrzegała w głębi jego
oczu. Krył się tam zachwyt nad jej ciałem i żarliwa
obietnica, że będzie ją kochał, że będzie kochał się z nią
i zaprowadzi tam, gdzie nigdy jeszcze nie była.
Kiedy rozpiął spódnicę i zsunął ją wzdłuż pasa cnoty
i bioder Maggie, ona oderwała dłonie od jego ramion,
pragnąc pomóc mu uwolnić ją z plątaniny wełnianych
rajstop i ze skórzanych więzów, on jednak odepchnął ręce
dziewczyny.
–
Proszę, pozwól mi – poprosił. – Tutaj – szepnął po
chwili, pieszcząc wargami jej skórę.
–
Co takiego?
–
Zapach kwiatu pomarańczy. – Rzucił zmysłowe
spojrzenie znad jej kostki i znów musnął ją ustami, nie
spuszczając oczu z twarzy Maggie. – Tutaj też się
perfumujesz, prawda?
236
Jeanie London
Dotknął lekko jej kolana i nogi Maggie natychmiast
rozsunęły się, zaś on powiódł palcem w górę po jej skórze,
wprost ku złączeniu ud.
–
I tutaj też.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, schylił głowę i podobny
mruknięciu głos dał się słyszeć spomiędzy jej kolan.
Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła Maggie, był pełen zado-
wolenia uśmiech na ustach Sama, zamknęła bowiem
oczy, położyła głowę na kocu i westchnęła głęboko, gdy
kąsał jej uda, posuwając się coraz wyżej.
Badając miejsce w złączeniu jej ud potrafił jakimś
sposobem odnaleźć każdy nerw, każde wrażliwe miejsce,
gdzie pulsowała krew. Zaśmiał się z pasa cnoty, który
wciąż ją osłaniał, i odsunął pasek skóry, jakby był rzeczą
zupełnie niewartą uwagi, a nie przeszkodą, która jeszcze
przed chwilą wydawała się nie do pokonania.
–
Nareszcie – wyszeptała.
–
Nareszcie – powtórzył i położył dłoń na jej pośladku.
–
Podnieś się.
Zrobiła to, o co prosił, i uniosła biodra, pozwalając mu
obiema rękami odsunąć skórzany pas z jednego biodra...
ciach, potem z drugiego... ciach, i nagle walentynkowy
prezent Maggie opadł z jej bioder niczym skórka z doj-
rzałej mandarynki.
Zniszczony pas szybko wylądował w kącie, a ciężki
przecinak potoczył się po drewnianej podłodze z brzę-
kiem, który wkrótce rozproszył się w pełnej oczekiwania
ciszy. Jedynymi dźwiękami poza trzaskaniem ognia
w kominku były ich urywane oddechy.
Sam złapał Maggie pod kolanami, unosząc je lekko do
góry i rozsunął tak, że leżała przed nim uległa, bezbronna.
237
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
–
Nareszcie.
W jego głosie usłyszała tylko radosną ulgę, gdy pochylił
się nad nią i pocałował jej oswobodzone łono.
Opadł na koce, zrzucając swoje ubrania i położył się
przed nią, niewątpliwie podniecony. Namiętność uczyni-
ła go w oczach Maggie ukochanym nieznajomym. Nie
znała przecież jeszcze wszystkich subtelności jego smuk-
łego ciała, nie wiedziała do tej pory, jak mięśnie grają mu
pod skórą przy każdym ruchu, gdy, nieskrępowany nagoś-
cią, przyciągał ją do siebie.
Sam położył się na niej, zasłaniając swym silnym
tułowiem widok kominka i całego wnętrza bungalowu
tak, że widziała tylko jego mocną szyję i szerokie ramiona.
Rozsunął kolanem jej nogi i wsunął rozpalone ciało
pomiędzy uda dziewczyny.
Maggie zamknęła oczy, gdy zaczął drażnić jej wilgotne
łono swym twardym członkiem. Zachłysnęła się, będąc
w stanie myśleć tylko o tym, że przylegają do siebie, ciało
do ciała, stalowy żar męskości wdziera się w miękką,
drżącą kobiecość, a ciepło bijące od ognia ogrzewa ich
oboje.
–
Kocham cię, Maggie.
Widząc miłość w jego szarych oczach, wiedziała już, że
jeszcze nigdy w życiu nie mówił tak poważnie. Musnęła
wierzchem dłoni jego policzek, napawając się szorstką
miękkością skóry mężczyzny, a kiedy przemówiła, jej głos
przypominał westchnienie.
–
Kocham cię, Sam.
Zapewne to właśnie pragnął usłyszeć, bo nagle przycis-
nął usta do jej warg, ona zaś wyczuła, że się uśmiecha.
Maggie poczuła nieopisaną błogość widząc, że go uszczęś-
238
Jeanie London
liwiła, a była to ostatnia jej myśl, zanim całkowicie
poddała się cudownemu, bijącemu od ognia gorącu, które
rozlewało się po jej nagiej skórze, i dotykowi rąk kochan-
ka, który rozpalał ogień wewnątrz jej ciała.
Nigdy w życiu nie pragnęła niczego tak zachłannie jak
tego mężczyzny. Była gotowa stawić czoło wszelkim
przeciwnościom, byle tylko zasłużyć sobie na niego,
pragnęła bowiem spędzić przyszłość z Samem i już
zawsze czuć jego dłonie na swym rozpalonym ciele,
chciała, by swymi wargami zawsze rozbudzał jej namięt-
ność.
Przymknął oczy i zaczął poruszać się w niej krótkimi
pchnięciami. Ich oczy spotkały się, kiedy wszedł w nią
jednym pchnięciem, tak mocnym, że zabrakło jej tchu
w piersiach.
Zaczął poruszać się gwałtownie niczym stal w ak-
samicie, jego rozpalone ciało w jej rozpalonym ciele,
a Maggie w kompletnym oszołomieniu nie mogła pojąć,
jak to możliwe, że wydaje jej się to tak słuszne, tak
przyjemne i tak całkowicie, nieskończenie dobre.
Przywarła do niego, on zaś poruszał się w niej z coraz
większą siłą, a z każdym pchnięciem jej rozkosz rozrastała
się w oślepiającą żądzę, aż w końcu mogła tylko dotykać
go, zachęcać i ulegać jego ruchom, gdy starał się wywierać
nacisk dokładnie tam, gdzie go potrzebowała.
Tak jakby przez całe życie czekała na tę chwilę, Maggie
spojrzała w oczy Sama i ujrzała w nich miłość, ujrzała ich
wspólną przyszłość i wiedziała już, że zawsze pragnęła
znaleźć się w jego ramionach.
Kiedy poczuła nadchodzący orgazm, poddała mu się
żarliwie i potrafiła już tylko bezradnie wbić palce w biodra
239
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Sama i przyciągać go jeszcze głębiej w siebie; mogła już
tylko poddawać się każdemu pchnięciu jego potężnego
ciała i wykrzyczeć imię ukochanego, gdy pochłonęły ją
fale spełnienia.
Potem usłyszała zduszone westchnienie Sama, po-
czuła, jak jego ciałem wstrząsa dreszcz, i w końcu dobiegł
jej niski, głęboki jęk zadowolenia mężczyzny. Pulsował
gwałtownie własnym spełnieniem, dodając do jej roz-
koszy swoją, ona zaś leżała w zachwycie nad bogactwem
przepełniających ją doznań.
Zbyt słaba, żeby otworzyć oczy, Maggie przytuliła się
do Sama, a jej nagie ciało oplatało go tak mocno, że czuła
się jak ciasny zwój liny ułożony na stosie koców. Leżeli
wciąż złączeni uściskiem, przyciśnięci do siebie biodrami,
bo Sam, o dziwo, nie był wcale tak wyczerpany, jak
przypuszczała.
W tle ich urywanych oddechów słychać było trzas-
kanie ognia, który wciąż oblewał ją swym żarem, choć nie
czułaby zimna, nawet gdyby płomienie obróciły się już
w popiół, ponieważ wspomnienie Sama wewnątrz niej
wciąż wypełniało żarem całe jej ciało.
Owładnięta dwiema sprzecznymi chęciami, by roze-
śmiać się i zaszlochać histerycznie, Maggie zdołała wydu-
sić z siebie tylko szept.
–
Sam, nasz seks nie jest normalny.
–
Normalny? – Zaśmiał się, a jego ochrypły głos
świadczył, że jest tak samo poruszony jak ona. – Jeśli to jest
normalne, nie sądzę, żebyśmy dociągnęli do czterdziestki.
–
Ale to naprawdę nie jest normalne, Sam. – Za-
mrugała gwałtownie. – To naprawdę nie jest normalne.
240
Jeanie London
–
Jasne, to znacznie więcej niż normalny seks.
Oplótł jej nogę swoją, przyciągnął ją do siebie i jed-
nym szybkim ruchem narzucił na nich koc. Otarł się
o nią przy tym, a Maggie instynktownie naparła na
niego biodrami.
Znów pogrążyli się w nabożnym milczeniu przytuleni
do siebie, z bijącymi wciąż szaleńczo sercami. Maggie była
porażona siłą własnego orgazmu, po którym jej ciało
i umysł zaczęła nagle ogarniać przemożna słabość, a także
tym, jak niewiarygodnie wspaniale było im ze sobą.
Sam zaśmiał się gardłowo, lecz natychmiast zamilkł
i w zamyśleniu musnął wargami jej włosy.
–
Etap piąty był najlepszy.
–
O czym ty mówisz?
–
O etapie piątym, czyli zaangażowaniu. – Widząc jej
zmieszanie, wyjaśnił. – No wiesz, twoja praca magister-
ska. Opisałaś pięć etapów budowania trwałego związku.
–
Czytałeś moją pracę?
–
Kiedy ty wykradałaś mi krążek hokejowy, ja ogląda-
łem sobie w piwnicy twoje notatki z wykładów. Uzna-
łem, że skoro to ty opisałaś pięć etapów budowania
związku, to muszą mieć przecież jakiś sens.
Zacieśnił jeszcze swój uścisk, a Maggie przytuliła
policzek do ramienia Sama, nie mogąc się nadziwić, jak
idealnie jej głowa pasuje do zagłębienia jego szyi.
–
Więc zaznaczałeś każdy etap na... jakiejś liście
rzeczy do zrobienia?
–
Nie. Na liście rzeczy, które trzeba zrobić, żeby
uwieść Maggie.
Pocałowała go w szyję i poczuła, że łzy pieką ją jeszcze
mocniej, więc zamrugała gwałtownie oczami, chcąc je
241
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
odpędzić. Dołożył tyle starań, żeby tylko pomóc jej
dostrzec prawdę.
–
Dziękuję.
–
Nie ma za co.
Kiedy Sam otworzył oczy, jego ciepłe, pełne miłości
spojrzenie sprawiło, że Maggie nie potrafiła dłużej opanować
wzruszenia. Łzy zwyciężyły i potoczyły się po jej policzkach,
a Sam wiedział, po prostu wiedział natychmiast, że są to łzy
szczęścia, bo otarł je kciukiem, uśmiechając się.
Widząc, jak czule na nią patrzy, Maggie zaczęła jeszcze
bardziej szlochać, tak jakby teraz, gdy już wreszcie
przejrzała na oczy, runęły wszystkie bariery, które dzieliły
ich do tej pory i zniewalały jej serce.
–
To co teraz będzie? – zapytała.
Sam zamyślił się.
–
Dam ci swoją walentynkę.
Wyśliznął się nagle z jej ramion i poderwał się na nogi,
by wziąć kurtkę z oparcia krzesła. Wrócił szybko i uklęk-
nął, szukając czegoś w kieszeni.
Zaintrygowana, oparła się na łokciu.
–
A więc cały czas kiedy szukaliśmy przecinaka, miałeś
przy sobie walentynkę dla mnie. Kiedy planowałeś mi ją
dać?
–
Tak naprawdę, to nie planowałem...
–
Nie planowałeś, Sam? – Maggie usiadła, patrząc na
niego z niedowierzaniem. – Chcesz mi powiedzieć, że
działasz pod wpływem impulsu?
Ściągnął sceptycznie brwi.
–
Niezupełnie. Noszę ją przy sobie, odkąd tutaj przyje-
chałem. Chciałem po prostu być pewien, że będę ją miał
pod ręką, kiedy nadejdzie stosowna chwila.
242
Jeanie London
Na myśl, że on nosił wszędzie ze sobą jakikolwiek
prezent, czekając na odpowiedni moment, Maggie
wzruszyła się tak głęboko, że musiała pogłaskać go po
policzku.
–
Jesteś dla mnie taki dobry.
–
Staram się – powiedział z powagą. – I chcę taki być
przez całe życie.
Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjął coś, co roz-
miarami podejrzanie przypominało pudełeczko na pier-
ścionek.
Maggie poczuła, że każda kropla krwi z szumem
odpływa jej z głowy, i mogła tylko wpatrywać się, kiedy
Sam podniósł wieczko, a jej oczom ukazał się platynowy
pierścionek z przepięknym diamentem w kształcie serca.
Klejnot wydał jej się znajomy i być może nawet zdołałaby
przypomnieć sobie, gdzie go widziała, ale kolejne słowa
Sama całkowicie ją oszołomiły.
–
Wyjdź za mnie, Maggie.
Pochwycił jej spojrzenie swoimi szarymi, błyszczący-
mi z emocji oczami, wyjął pierścionek ze szkatułki
i wyciągnął ku niej.
Maggie wpatrywała się w niego tak, jakby po raz
pierwszy w życiu widziała pierścionek zaręczynowy.
–
Ale... jak ja mogę... to znaczy... – wyjąkała, na
próżno usiłując uspokoić rozszalałe serce i uciszyć we-
wnętrzny głos, który nakazywał jej powiedzieć ,,tak’’
i natychmiast wsunąć na palec pierścionek, który ofiaro-
wał jej ten mężczyzna.
Z wielkim wysiłkiem zdołała wreszcie wyartykułować
swoje główne zastrzeżenie.
–
Ja nawet nie wiem, czy potrafię się zaangażować.
243
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Sam uśmiechnął się, jakby wiedział, że to właśnie
miała zamiar powiedzieć.
–
Lubisz się ze mną kochać?
Kiwnęła słabo głową, niepewna, dokąd zmierza tym
pytaniem, nie uważała tego bowiem za istotne w obliczu
czekających ich problemów.
–
Czy cieszysz się na myśl, że jutro rano obudzisz się
beze mnie?
Zaprzeczyła stanowczo.
–
A co powiesz na moje rodzinne zdjęcia z inną kobietą
pod walentynkowym krzewem?
–
O, nie! – Sprzeciw wyrwał jej się z ust jakby
mimowolnie, wywołując uśmiech Sama.
–
Ufasz mi, Maggie?
–
Dobrze wiesz, że tak.
Odsunął z jej skroni zbłąkany kosmyk włosów.
–
Więc zaufaj mi teraz. Dodałem nowy etap. Etap
szósty – wiara. Wierzę w ciebie, bo cię znam i wiem, do
czego jesteś zdolna. – Mówił chropawym szeptem. – Wie-
rzę, że mnie kochasz, a ponieważ tak jest, zechcesz być ze
mną nie tylko dzisiaj, lecz także jutro i następnego dnia.
–
A jeśli...
–
Wierzę w ciebie, Maggie. To mi wystarczy. Nie mogę
ci obiecać, że nie będziemy przeżywać trudnych chwil, bo
one stanowią część miłości i zaangażowania, ale zawsze
wtedy będę przy tobie. Jeśli sama w siebie nie wierzysz, ja
uwierzę w ciebie i jestem pewien, że odwzajemnisz mi się.
Niech to nam wystarczy.
Doniosłość tego, co powiedział, uderzyła ją z całą siłą.
Ona też pamiętała swoje pięć etapów budowania trwałe-
go związku. Etap czwarty – wsparcie. Prosząc ją o rękę,
244
Jeanie London
Sam obiecał być przy niej, podczas gdy ona nauczy się
pokonywać swoje lęki związane z etapem piątym – zaan-
gażowaniem. Wprowadzając etap szósty, pragnął, żeby
zaufała mu, choć nie ufała samej sobie.
A przecież zawsze zwracała się do niego, kiedy potrzebo-
wała pomocy. Sam nigdy nie udzielił jej złej rady. Dlaczego
teraz miałoby być inaczej? Dlaczego mieliby dalej marno-
wać cenny czas, skoro mogą razem stawić czoło problemom
i cieszyć się cudowną miłością, którą właśnie odkryli?
Żaden rozsądny powód nie przychodził Maggie do
głowy.
–
Och, Sam.
Usadowiła się obok niego i zarzuciła mu ramiona na
szyję, a oczy zaszkliły jej się łzami, kiedy ją do siebie
przytulił. Zanim zdążyła zareagować, Sam wsunął jej
pierścionek na palec.
Patrzyła na diament w kształcie serca, który wydał jej
się idealny, nie był bowiem ani za mały, ani pretensjonal-
nie duży. Poczuła wewnętrzne drżenie, które nie miało nic
wspólnego z lękiem czy obawą, wręcz przeciwnie – był to
dreszcz radosnego podniecenia.
I wtedy sobie przypomniała.
–
Ten pierścionek należał to twojej mamy.
Sam zmarszczył brwi.
–
Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza. Chciałbym,
żeby był twój i wiem, że mama też tego chciała.
Wciąż patrzyła na pierścionek, dziwiąc się, jak swo-
bodnie spoczywa na jej palcu i zachwycona tym, jak
idealnie jej dłoń mieści się w dłoni Sama.
–
Jesteś pewien? No wiesz, w końcu należał do twojej
mamy...
245
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Trącił pierścionek kciukiem, tym prostym gestem
dając do zrozumienia, jak bardzo jest pewien.
–
Mama pomogła mi uświadomić sobie, że powinie-
nem na ciebie czekać, Maggie. Na pewno chciałaby,
żeby należał właśnie do ciebie. Uważała cię za swoją
córkę.
–
Wiedziała?
–
O tak, jeszcze zanim ja wiedziałem. – Sam uśmiech-
nął się. – Mówiła, że wiedziała o tym odkąd się prze-
prowadziliśmy i zapoznałaś mnie ze swoimi przyjaciółmi,
a potem zagroziłaś Tommy’emu Tepperowi, że przebijesz
opony jego roweru, jeśli nie przestanie wyśmiewać się
z moich okularów.
–
Pamiętam. – Maggie roześmiała się przez łzy. – Ale
co to ma wspólnego z tym, że mama wiedziała, co ty do
mnie czujesz?
–
Podobno kiedy opowiedziałem jej, co zrobiłaś, doda-
łem jeszcze, że gdy dorosnę, ożenię się z kimś takim jak ty.
Nie pamiętam tego oczywiście, ale mama twierdziła, że
jak raz już sobie coś postanowię... – Zanurzył twarz w jej
włosach i wdychał ich zapach. – Za uszami.
–
Co?
–
Skrapiasz się tym kwiatem pomarańczy za prawym
uchem, ale nie za lewym, zgadza się?
–
Tak, ale...
Nie udało jej się dokończyć, bo pociągnął ją na koc
i zaczął całować.
–
Więc jaka jest twoja odpowiedź, Maggie? – szepnął
tuż przy jej ustach. – Wyjdziesz za mnie?
Oparł się na łokciach i splótł jej palce ze swoimi. Uścisk
jego dłoni sprawił, że wąska platynowa obrączka przy-
246
Jeanie London
lgnęła mocniej do jej dłoni i chociaż wciąż była czymś
obcym, wydawała się jak najbardziej na miejscu.
–
Kocham cię, Sam. Chcę za ciebie wyjść.
Zaśmiała się głośno, słysząc jego okrzyk radości, a za-
pał, z jakim zaczął ją całować, przywiódł jej na myśl
Weatherbych, którzy nie mogli utrzymać przy sobie rąk
w jej gabinecie.
Wreszcie miała się czym podzielić z Angie i Raymon-
dem, wiedziała, jak pomóc im odnaleźć entuzjazm, który
przez lata gdzieś zagubili, i jak naprawić ich związek.
I gdy wyprężyła ciało, by odwzajemnić pocałunki
Sama, uznała, że jeśli dwoje ludzi zna się tak dobrze,
kocha się wystarczająco mocno i pragnie dzielić ze sobą
wszystkie radości i smutki, to właściwie wcale nie jest
wykluczone, że seks zdoła zaradzić wszystkim pozo-
stałym troskom.
247
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
Epilog
Ślub Margaret James i Sama Mastersa, Sala Balowa
Mary popatrzyła na napis na markizie w holu pen-
sjonatu ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’, a potem wśliznęła
się do Sali Balowej i zajęła dyskretne miejsce w ostatnim
rzędzie.
W sali mogło pomieścić się do stu osób, a w tej
chwili wyglądało na to, że wypełniona jest niemal po
brzegi. Jeszcze tego ranka Annabelle poinformowała ją,
że musiała rezerwować pokoje dla gości z tak odległych
stanów, jak Floryda czy Oklahoma. Dla tych, którym
para młoda jest naprawdę droga, odległość nie stanowi
żadnej przeszkody. A poza tym, cóż może być lepszego,
niż taka romantyczna wymówka, by wybrać się wiosną
nad Niagarę?
Ale goście przybyli na ślub mieli nie tylko cieszyć się
pięknem wodospadów, lecz czekała ich także niesamowi-
ta uroczystość. Personel pensjonatu ,,Pod Wodospadem
Rozkoszy’’ przygotował niezwykle wystawne przyjęcie,
ponieważ traktował te zaślubiny jako osobisty triumf.
To także ich zwycięstwo, pomyślała Mary, przygląda-
jąc się szczęśliwym oblubieńcom, którzy z rozmarzeniem
spojrzeli sobie w oczy, gdy panna młoda spotkała się
z narzeczonym pod ukwieconą arkadą. Zaproszenia na
ślub zaadresowane do każdego z pracowników z osobna
i dostarczone do rąk własnych dowodziły, że narzeczeni
wszystkim przypisywali pewne zasługi.
Dobra robota, pomyślała Mary z dumą. Panna młoda
miała niezwykle prostą suknię z białej satyny, która nie
wymagała żadnych ozdób z wyjątkiem rumieńców na
policzkach dziewczyny, iskierek w jej oczach i dzikich róż,
które niczym korona wieńczyły jej głowę.
Pan młody wyglądał olśniewająco w swym smokingu,
lecz Mary najbardziej uderzyło uwielbienie, z jakim
patrzył na swą ukochaną.
Westchnęła. Ach, miłość... Będą mieli dużo czasu, żeby
odkrywać to cudowne uczucie przez nadchodzący ty-
dzień w Haremie Sułtana, który wynajęli na miesiąc
miodowy. Zanotowała w pamięci, że ma zgromadzić
różne seksowne prezenty ślubne, które sprzątaczka będzie
im podrzucała za każdym razem, kiedy opuszczą apar-
tament. Jeżeli w ogóle go opuszczą...
Kiedy sędzia ogłosił Parę Amorków mężem i żoną,
młodzi państwo Masters pocałowali się przy ogłuszającej
wrzawie oklasków i w powodzi fleszów. Nie zabrakło
wśród nich fotoreportera Światowej Organizacji Turys-
tyki, Tylera Trippa.
Chociaż początkowo Mary i jej personel obawiali się,
że w porównaniu ze starszymi członkami jury fotorepor-
249
Pensjonat
’’
Pod Wodospadem Rozkoszy’’
ter jest zbyt młody i niedoświadczony, nie wzięli pod
uwagę talentu, którym obdarzony był Tyler Tripp. Artys-
tyczne zacięcie, z jakim opisał drogę ku miłości Pary
Amorków, nie tylko pozwoliło pensjonatowi zdobyć
nagrodę za Najbardziej Romantyczną Przystań, lecz także
przyciągnęło uwagę pewnego koncernu prasowego, który
postanowił opublikować pracę Trippa za granicą, w ten
sposób przysparzając pensjonatowi jeszcze większego
rozgłosu.
Pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ wygrał rów-
nież pakiet marketingowy, który miał zapewnić mu byt,
kiedy skończy się sezon. Poza tym, Para Amorków wkra-
czała na nową, szczęśliwą drogę życia i żaden z pracow-
ników hotelu nie wylądował w więzieniu.
Tak, uznała Mary, wygląda na to, że każdemu przy-
padło w udziale trochę szczęścia, które sprzyja urodzo-
nym w dniu, gdy Amor krąży nad nami z kołczanem
pełnym złotych strzał.
250
Jeanie London