K
iedy ostatnio w Londynie delek-
towa∏em si´ cz´Êciowym za-
çmieniem S∏oƒca, pomyÊla∏em
sobie o Koperniku i jego De revolutioni-
bus orbium coelestium, w którym zawar∏
szokujàce stwierdzenie, ˝e Ziemia krà-
˝y po orbicie tak samo jak inne plane-
ty, co musia∏o sprawiç, ˝e jemu wspó∏-
czesnym – jak sami cz´sto mawiali –
„Êwiat stanà∏ na g∏owie”. Skoro w cen-
trum wszystkiego znalaz∏o si´ S∏oƒce
zamiast Ziemi, zacz´∏o niebezpiecznie
ko∏ysaç ∏odzià, w której si´ p∏yn´∏o –
zachwiany zosta∏ odwiecznie ustalony
porzàdek rzeczy (za czym opowiada∏
si´ KoÊció∏); cz∏owiek jako centrum
WszechÊwiata (za czym opowiada∏ si´
KoÊció∏); niebo, które pozostawa∏o poza
wszelkimi dociekaniami (za czym opo-
wiada∏ si´ KoÊció∏).
Nic wi´c dziwnego, ˝e Andreas
Osiander (matematyk, luteranin i fana-
tyk religijny) usi∏owa∏ przekonaç Ko-
pernika do napisania przedmowy, swe-
go rodzaju zas∏ony dymnej dla dzie∏a,
z której by wynika∏o, ˝e wszystko to jest
niczym innym jak tylko matematycznà
fikcjà wymyÊlonà przez astronomów.
W przeciwnym razie (tak twierdzi∏
Osiander) Kopernik, naraziwszy si´
Rzymowi, mo˝e si´ znaleêç w nie lada
opa∏ach, o których skutkach lepiej nie
myÊleç. Ale skoro Kopernik i tak by∏
umierajàcy, czy musia∏ si´ tym przejàç?
Kiedy wi´c Retyk, jego wydawca, wy-
jecha∏ z miasta (Norymbergi, gdzie dzie-
∏o by∏o drukowane), Osiander, pe∏nià-
cy w tym czasie funkcj´ zast´pcy redak-
tora, przemyci∏ w∏asnà przedmow´
z owym „fikcyjnym” przes∏aniem. Gdy
rzecz si´ wyda∏a (Retyk wpad∏ oczywi-
Êcie w furi´), by∏o za póêno. De revolutio-
nibus okrzep∏o ju˝ na tyle, by przetrwaç
cenzorów. No, mniej wi´cej.
Osiander by∏ ksi´dzem, który po ama-
torsku para∏ si´ astrologià i matematy-
kà; w którymÊ momencie prowadzi∏
korespondencj´ z pewnym W∏ochem,
Gerolamo Cardano, podzielajàcym je-
go zainteresowania. Cardano by∏ cie-
kawym jegomoÊciem. Zrazu mia∏ k∏o-
poty z inkwizycjà, potem pobrata∏ si´
z papie˝em. Napisa∏ te˝ przesz∏o 200
najprzeró˝niejszych prac z rozmaitych
dziedzin, od muzyki do filozofii, przez
algebr´ i gry hazardowe. Sprzyjajàce
szcz´Êcie w grze w koÊci (byç mo˝e
przyczyni∏y si´ do tego opracowane
przezeƒ podstawy teorii prawdopo-
dobieƒstwa) umo˝liwi∏o mu op∏ace-
nie studiów. Ju˝ w roku 1540 zyska∏
s∏aw´ jako popularyzator matematy-
ki i algebraiczny geniusz; wa˝nà pra-
c´ z tej ostatniej dziedziny (Ars ma-
gna) zadedykowa∏ swemu wydawcy –
Osianderowi.
wietrza zderzy si´ i odbije od sà-
siadów miliardy razy. Du˝e, po-
wolne ziarna nie majà czasu wy-
szukaç wszystkich mo˝liwoÊci
dost´pnych w Êwiecie l˝ejszych,
zwinniejszych atomów.
W jednym z pi´knych bezpo-
Êrednich eksperymentów, jakie ostatnio
wykonano, u˝yto szklanych kulek o mi-
limetrowej Êrednicy. Fotografowano kil-
ka tysi´cy takich kulek wsypanych do
niewielkiego, przezroczystego naczynia,
do którego nalano ciecz o wspó∏czynni-
ku za∏amania Êwiat∏a dok∏adnie takim
samym, jaki majà kulki. Obraz kulek
w pojemniku z p∏ynem umieszczonym
pomi´dzy skrzy˝owanymi polaryzato-
rami by∏ zupe∏nie ciemny – kulki by∏y
niewidoczne. Wtedy na górnà parti´
kulek w naczyniu wywarto ciÊnienie za
pomocà t∏oka obcià˝onego kilkoma
kilogramami. Napre˝one szk∏o skr´ca
p∏aszczyzn´ polaryzacji i dzi´ki temu zo-
baczono pewnà liczb´ d∏ugich ∏aƒcu-
chów kulek. ¸aƒcuchy by∏y w dziwny
sposób powyginane w przestrzeni na-
czynia. Wi´kszoÊç obcià˝enia przeno-
szone zatem by∏o jedynie przez kilka ∏aƒ-
cuchów ÊciÊle kontaktujàcych si´ ze sobà
kulek – ˝adnego podobieƒstwa do jed-
norodnoÊci ciÊnienia w cieczy. Byç mo˝e
po d∏ugim czasie kulki „zrelaksowa∏y-
by” do bardziej równomiernego uk∏adu,
a mo˝e takà jednorodnoÊç wykazywa∏a-
by jedynie Êrednia z wielu doÊwiadczeƒ?
Ruch ziarenek w ˝adnym wypadku
nie jest wiernym modelem ruchów ter-
micznych. Kiedy potrzàsa si´ naczyniem
z kulkami o kilku ró˝nych Êrednicach, to
cz´Êciej obserwuje si´ zjawisko segre-
gacji ni˝ mieszania. Du˝e kulki zazwy-
czaj migrujà ku powierzchni swobod-
nej. Gdy si´ ju˝ tam znajdà, to trudno
im opaÊç z powrotem na dó∏, poniewa˝
przestrzeƒ zosta∏a wype∏niona mniej-
szymi kulkami. JeÊli pude∏ko wype∏nio-
ne kilkudziesi´cioma warstwami kulek
poddamy wibracji, to przy odpowied-
niej amplitudzie i cz´stoÊci drgaƒ pofa-
lowana wierzchnia warstwa zostaje ude-
korowana przez regularny uk∏ad ma-
leƒkich, pionowych wytrysków zia-
renek, które w rytmie wyznaczonym
przez wibracje unoszà si´ i opadajà.
Ka˝de takie miejsce oscyluje pomi´dzy
gejzerem kilkumilimetrowej wysokoÊci
a maleƒkim lokalnym kraterem.
W ruchach ziarnistych materia-
∏ów, w których dominuje tarcie,
wyst´puje równie˝ „lepienie si´”
do Êcianek; takie ruchy rozprze-
strzeniajà si´ z trudem. Nieunik-
niona utrata energii podczas zde-
rzeƒ powoduje, ˝e sàsiednie ziarna
∏àczà si´ w klastery ju˝ po niewielu zde-
rzeniach. Nieoczekiwana regularnoÊç
kupek piasku w naszej makroskopowej
skali to wynik tracenia energii we-
wn´trznej w procesach, które nie wy-
st´pujà w skali atomowej. Dost´pna
energia ma ciàgle mo˝liwoÊç cz´Êciowej
przemiany prowadzàcej do nowego
uporzàdkowania. Na pytanie, jakie to
b´dzie uporzàdkowanie, nie mo˝na jed-
nak daç ogólnej odpowiedzi. Niespo-
dzianki b´dà si´ pojawiaç, bo ka˝dy no-
wy uk∏ad ujawnia swoje osobliwoÊci.
(Przeprowadê takie eksperymenty w
swojej kuchni.)
Prostot´ mieszania zawdzi´czamy
prawom kwantowym. Obowiàzujà one
i ziarniste gejzery, i obsuwajàcà si´ zie-
mi´. Gdy jednak ka˝de z ocierajàcych
si´ ziarenek zawiera biliony atomów
dzielàcych mi´dzy siebie energi´ zde-
rzeƒ, to prostota atomowego Êwiata wy-
daje si´ odleg∏a.
T∏umaczy∏
Jan Kozubowski
104 Â
WIAT
N
AUKI
Maj 1997
SKOJARZENIA
James Burke
Tworzywa rewolucji
KOMENTARZ
To, czym od dawna zajmowali si´
jedynie rolnicy i in˝ynierowie,
staje si´ fascynujàcym wyzwaniem
dla fizyków.
Cardano by∏ tak˝e drugim co do
znaczenia lekarzem w Europie, jednym
z pionierów g∏´bszych badaƒ nad ast-
mà (co zawiod∏o go do Szkocji, gdzie
prze˝y∏ wielce dziwnà przygod´; po-
wrócimy do niej w jednym z nast´pnych
felietonów). Wiemy, ˝e spotka∏ on naj-
wi´kszego lekarza w Europie, poniewa˝
opracowa∏ jego horoskop. Dzi´ki temu
wiadomo zatem, ˝e Andreas Vesalius
urodzi∏ si´ w Brukseli 31 grudnia 1514
roku o godzinie 5.45. Vesalius pchnà∏
wiedz´ medycznà od mikstur z goto-
wanych ropuch i liÊci lilii wymiesza-
nych z posiekanymi d˝d˝ownicami do
nowoczesnej anatomii dzi´ki swej po-
glàdowej ksià˝ce zatytu∏owanej De hu-
mani corporis fabrica libri septem (1543),
w której dos∏ownie dokona∏ rozbioru
cz∏owieka na cz´Êci: mózg, naczynia
krwionoÊne, nerwy, koÊci, mi´Ênie.
W pracy tej okaza∏ mu pomoc pe-
wien s´dzia z Padwy (gdzie
Vesalius by∏ profesorem),
który dostarcza∏ autorowi
Êwie˝e zw∏oki skazaƒców
nieomal na zamówienie.
Ksià˝ka okaza∏a si´ nie-
bywa∏ym sukcesem i wy-
wo∏a∏a istnà plag´ rabo-
wania grobów przez stu-
dentów marzàcych o karie-
rze medyków.
Nowatorskie podejÊcie –
„rzeczy sà takie, jakimi si´ je
widzi” – zawdzi´cza swà za-
wrotnà karier´ równie˝
sztuce, która narodzi∏a si´
w pracowni wschodzàcej
gwiazdy weneckiego ma-
larstwa portretowego
Tycjana. Co zaÊ by∏o naj-
bardziej charakterystycz-
ne dla Tycjana (przyzna to
ka˝dy historyk sztuki) – to niespo-
tykany dotàd, fantastyczny wr´cz kolo-
ryt cia∏ jego postaci. Doszed∏ w tym do
takiej perfekcji, ˝e nawet jego Madon-
ny i boginie Wenus wyglàda∏y jak praw-
dziwe, z krwi i koÊci, kobiety.
Obrazy Tycjana by∏y jak ˝ywe – lu-
dzie, przechodzàc obok namalowane-
go przez niego w 1545 roku portretu pa-
pie˝a Paw∏a III, zdejmowali czapki
z g∏ów. Nie min´∏o wi´c wiele czasu
i Tycjan zaczà∏ przebieraç w zamówie-
niach mo˝nych tego Êwiata, odrzucajàc
niejednà ofert´ królowych, kardyna∏ów,
ksi´˝niczek i ksià˝àt. Jednego wszak za-
mówienia nie móg∏ odrzuciç: w∏adcy
Âwi´tego Cesarstwa Rzymskiego, Ka-
rola V, który bawi∏ akurat w Augsbur-
gu tu˝ po wygraniu bitwy z luteraƒ-
skimi ksià˝´tami i ˝yczy∏ sobie, by
upami´tniono to zdarzenie. Tycjan usa-
dzi∏ go na koniu w ca∏ym paradnym
rynsztunku (w tej zbroi cesarz obserwo-
wa∏ niedawnà bitw´). Oglàdajàc dziÊ to
dzie∏o w madryckim muzeum Prado,
mo˝emy sobie wyobraziç, i˝ w∏adca...
zosta∏ zrobiony w konia. Có˝, w za-
sadzie ten drobny szczegó∏ na jego zbroi
móg∏ byç nakr´tkà motylkowà, w ka˝-
dym razie w taki w∏aÊnie sposób moco-
wano na delikwencie blach´ zbroi.
Augsburg, ówczesne centrum meta-
lurgii, by∏ kolebkà Êrub. Jeden z tamtej-
szych z∏otników, niejaki Max Schwab,
wkrótce po roku 1550 zosta∏ poproszo-
ny o przes∏anie do Luwru jednej ze swo-
ich fikuÊnych pras wahad∏owych, któ-
re mia∏y wyrabiaç nie tak ju˝ fikuÊne
monety dla Henryka II. Zawiera∏y one
mniej szlachetnego kruszcu, co po-
zwoli∏oby wyprowadziç na spokojne
wody mocno zachwiane finanse Hen-
ryka II, a tak˝e zostawiç ma∏e co nieco
jego ˝onie, Katarzynie Medycejskiej, na
jej dyplomatyczne gigaprzyj´cia. Mo˝e-
my si´ domyÊlaç, ˝e na jednym z nich
cz´stowa∏a zebranych nowà u˝ywkà,
którà przes∏a∏ jej ambasador francuski
w Portugalii.
JeÊli powiem, ˝e nazywa∏ si´ on Jean
Nicot, wszystko b´dzie jasne. Tytoƒ
przeniknà∏ do europejskich wy˝szych
sfer (a nast´pnie do ni˝szych) jako
Êrodek uzale˝niajàcy, który tylko cze-
ka∏, by go opodatkowaç. Wkrótce,
gdy król Anglii Jakub I podniós∏ c∏o
na ten towar ponad trzydziestokrotnie,
sta∏ si´ on jednym z pierwszych arty-
ku∏ów szkodliwych, ale przynoszàcych
zysk z tytu∏u opodatkowania. Tak wi´c
zanim si´ obejrzano, merkantylizm oka-
za∏ si´ nowym has∏em dnia. Dzi´ki
sprzeda˝y tytoniu do paƒstwowych kies
zacz´∏a p∏ynàç szerokim strumieniem
gotówka, a w∏adcy europejscy sprytnie
przystàpili do kolonizacji innych kra-
jów, w których zielone liÊcie zmienia∏y
si´ w... zielone.
Niestety, stan floty, która ogranicza-
∏a si´ do paru tuzinów przegni∏ych wra-
ków, praktycznie wyklucza∏ XVII-wiecz-
nà Francj´ z tej intratnej gry. Do czasu,
a˝ nasta∏ nowy kontroler generalny fi-
nansów, Jean-Baptiste Colbert, który
pod ka˝dym wzgl´dem przestawi∏ eko-
nomi´ o 180 stopni, od ulg podatko-
wych dla odkrywców (co da∏o poczà-
tek francuskiej Afryce) do zalà˝ków
wewn´trznej sieci transportowej. ¸àcz-
nie z Kana∏em Po∏udniowym (nadal wy-
korzystywanym na weekendowe rej-
sy turystyczne), do którego budowy
zaanga˝owa∏ genialnego in˝ynie-
ra wojskowego Sebastiena Le
Prestre de Vauban, wykonaw-
c´ jednego z akweduktów.
Vauban – ten to mia∏ g∏o-
w´! Przepowiedzia∏ licz-
b´ ludnoÊci Kanady w
roku paƒskim 2000 (51
mln); prócz tego opu-
blikowa∏ prace z dzie-
dziny hodowli pszczó∏,
wyrobu jedwabiu, cho-
wu Êwiƒ oraz syste-
mu podatkowego. On te˝
ufortyfikowa∏ granice fran-
cuskie, a tak˝e wynalaz∏ na-
sadzany bagnet. WymyÊli∏ te˝
ca∏kiem nowà taktyk´ obl´˝niczà.
Nazywamy jà wojnà pozycyjnà: ko-
pie si´ rowy strzeleckie, które mogà
pomieÊciç si∏y ogniowe, tak aby os∏a-
niaç nast´pnych ludzi kopiàcych rowy
coraz bli˝ej murów nieprzyjaciela. I tak
dalej, a˝ jest si´ tu˝ pod murami wro-
ga. Wtedy podk∏ada si´ materia∏y wy-
buchowe i wysadza mury w powie-
trze. O ile wczeÊniej nie podkopie si´
morale nieprzyjaciela do tego stopnia,
˝e sam si´ podda.
Tak te˝ si´ wydarzy∏o 19 paêdzier-
nika 1781 roku, kiedy to genera∏ Corn-
wallis ze swoimi oddzia∏ami podda∏
twierdz´ Yorktown w Wirginii i wy-
cofa∏ si´, przesàdzajàc o zwyci´stwie
Amerykanów nad Brytyjczykami. A
wiecie, co gra∏a orkiestra, kiedy odcho-
dzili? Krótki marsz zatytu∏owany Âwiat
stanà∏ na g∏owie.
T∏umaczy∏a
Renata Kopczewska
Â
WIAT
N
AUKI
Maj 1997 105
DUSAN PETRICIC