1
2
1923
HULEWICZ I PASKOWSKI
Warszawa Krucza 42
MCMXXIII
Pietro Aretino
Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła
„RAGIONAMENTI CAPRICIOSI E PIACEVOLI”
TŁOMACZYŁ Z WŁOSKIEGO, PRZEDMOWĄ I OBJAŚNIENIAMI OPATRZYŁ DR.
EDWARD BOYE
HULEWICZ I PASZKOWSKI. WARSZAWA. KRUCZA 42
TŁOMACZENIA DOKONANO Z WYDANIA RAGIONAMENTI Z R. 1584
Wersja cyfrowa w oparciu o wydanie z 1923 roku (z zachowaniem języka, zasad gramatyki
oraz wiekszości błędów) cranky` digital quality
3
PRZEDMOWA TŁOMACZA
Karnawałowa pieśń Wawrzyńca Medyceusza:
Quanto e bella giovinezza,
Ma si iugge tuttavia!
Chi vuol esser lieto, sia!
Di doman non c'e certezza.
1
była na ustach całego Rzymu. Stolica świata szalała, pławiła się w nieskończonych
uciechach, stając się niedoścignionym wzorem rozpusty dla reszty Włoch i dla całego świata.
Po Juljuszu II, tym hartownym mężu włoskiego quattrocenta, po okresie nieustannych
wojen, nastała epoka słodkiego spokoju i rozkwitu sztuk, przypominająca złote czasy
rzymskiego Augusta. Na stolicy Piotrowej zasiadł .papież-schyłkowiec, papież-dekadent,
upatrujący jedyny sens i cel życia w wygodnym, estetycznym sybarytyźmie...
„Curis animique doloribus quacunque ratione aditum intercludere“
słało się dewizą papieża, a ulubiony błazen nadworny, fra Mariano, dodawał później:
„Viviamo babbo santo perche tutt’altra cosa e burla.”
2
Filozofja odumierającej epoki wcieliła się w horacjuszowskie „carpe diem”, a ludzie zaczęli
przemieniać życie na nieustanny karnawał. Nic to, że polityka zniewieściałego Medyceusza,
rządy kamarylli florenckiej, symonje, zepsucie hierarchji i marnotrawstwa pchały papiestwo
ku przepaści, nic to, że na dalekiej północy rozlegał się stuk luterskiego młotka, a z mroku
przyszłości wyłaniał się straszny dramat, tragedja ostatniego Medyceusza na zamku Św.
Anioła — Rzym szalał, a festyny, uczty, bankiety i polowania szły jednym ciągiem, biorąc
przykład z papieskiego, ześwieczczonego dworu! „Złoty wiek” Leona okazał się przejściem
do epoki rozkładu, do ponurych lat kontrreformacji.
Zaraz po conclave z roku 1511 zaczęli tłumnie napływać do Rzymu literaci, malarze,
rzeźbiarze i muzycy, nęceni słuchami o legendarnej wprost hojności papieża, pragnący nagród
brzęczących za swe trudy i prace.
Ale Leon X, jakkolwiek wszechstronnie wykształcony, nie miał nigdy głębszych
zainteresowań, w sztuce, jak i w życiu rządził się sympatjami i antypatjami, a wielkie jego
zamysły i plany pozostawały zawsze tylko projektami. Przytem niedorzeczności błaznów
cieszyły ojca św. bardziej, niż rozum uczonych. Na dworze papieskim obok
najwybitniejszych ludzi schyłkowego Renesansu poczesne miejsce zajmuje trefniś fra
Mariano, Serapica i archipoeci błazeńscy, w rodzaju Kamilla Querno, lub innych. Wszystko
to zniechęcało oczywiście humanistów do papieża, którzy po paru latach zaczęli Rzym
opuszczać, aby na innych dworach szukać gościny i środków do życia.
Na razie jednak, w pierwszych latach pontyfikatu, dwór Medyceusza błyszczy od gwiazd
umysłowości współczesnych.
1
„Jakżeż piękna jest młodość, a jednak przemija!
Kto chce być wesoły niechaj będzie,
Albowiem jutro jest niepewne!”
2
Żyjmy ojcze święty, ponieważ wszystko inne jest fraszką!
4
Obok Bibbieny, Pietra Bembo, Jakóba Sadoleto, Pomponazza, przebywał tam stale, lub
czasowo Rafael, Bramante, Giuliano da Sangello, poeci: Trissino Rucelai, Teobaldeo,
Bernardo Acolti, Brandolini i największy z nich wszystkich Ariosto.
Zaiste! Wydawaćby się mogło, że nie kłamał epigramat przybity na torsie Pasquina
3
w roku
1516:
„Spieszcie do Rzymu poeci, ze wszystkich świata zakątków,
Bowiem w Stolicy Piotrowej, Leon — bóg ziemski panuje,
Artystów bierze w obronę, bogate dary im rzuca,
Zaprawdę, dziś dla Parnasu szczęśliwe lata nastały!”
W roku 1517 na świetny dwór Leonowy przybywa pieszo z Perugii młody malarz, Pietro
Aretino. Nikt go Jeszcze wówczas nie znał, nie przypuszczał, ze ma przed sobą godnego
następcą paszkwilisty Poggia, ojca nowoczesnego dziennikarstwa, „bicza książąt“, przed
którym będą się kłoniły kornie ukoronowane głowy Europy. Gruba sieć legend, kłamstw,
oszczerstw i nadmiernych pochwał powstała wokół jego osoby.
W świetle prawdy historycznej rzeczy przedstawiają się w sposób następujący: Pietro
urodził się w Arezzo w dniu 19 kwietnia 1492 roku. Matką jego była Tita, kobieta uczciwa i
bardzo dobra, ojcem szewc Luka, którego nazwisko jest nieznane, ponieważ poeta, wstydząc
się swego pochodzenia, nazwał się poprostu od miejsca urodzenia — Aretino! Pietro otrzymał
bardzo mierne wykształcenie, wcześnie opuścił Arezzo i udał się do Perugii, którą nazywa
ogrodem, „gdzie kwitnęły jego młode lata”. Tutaj oprawiał książki i zajmował się
malarstwem, a po przeczytaniu sonetów Antonia Mezzabarba zaczął też próbować sił na polu
literackiem. Jako przyczyną opuszczenia Perugii, legenda podaje oburzenie, jakie wywołał
Aretino, malując św. Magdalenę z lutnią w ręku, wyciągającą ramiona do Zbawiciela. W
1512 roku wydaje Aretino w Wenecji zbiór sonetów, ale właściwa jego kar jera literacka
zaczyna się dopiero po przybyciu do Rzymu.
Bogaty bankier, Aqostino Chiqi staje się mecenasem Pietra i poleca go Leonowi X.
Wesołemu dworowi papieskiemu bardzo przypadł do gustu młody malarz odznaczający się
niepospolitym dowcipem i wrodzoną żyłką satyryczną. Towarzystwo rzymskie zaczyna się
bać złośliwego pisarza, kardynałowie, artyści i monsignorowie zabiegają o jego względy i
przyjaźń. Pa śmierci Leona X, Aretino znajduje opiekuna w kardynale Giulio Medici,
późniejszym Klemensie VII. W czasie conclave i po wyborze Hadrjana, satyry Aretina,
przyklejane na torsie Pasquina, rozsławiają imię autora na całym półwyspie. Obawiając się
„znienawidzonego cudzoziemca” Pietro wraz z Medycyuszem opuszcza Rzym, udając się do
Florencji. W 1523 roku kardynał Giulio użycza Aretina markizowi mantuańskiemu,
Fryderykowi II, dowódcy wojsk papieskich. Pośrednikiem między Medyceuszem, a księciem
staje się Baldassare Castiglione; Aretino przybywał na dwór mantuański pod auspicjami
wytwornego autora „Dworzanina”. Protektor i protegowany stanowili niebywały wprost
kontrast. Castiglione, rycerz-poeta, wykwintny literat, należący duchem do poprzedniej epoki
Renesansu, hrabia na Nuvillarze, poleca księciu w gorących słowach plebejusza, korsarza i
3
Na Piazza Nouana w Rzymie znajdowała się bardzo zniszczona rzeźba starożytna, przedstawiająca Menelausa
z ciałem Patrokla. Pewien humanista wpadł na pomysł, aby na torsie marmurowym przyklejać rymy studentów,
oraz wiersze własne. Z biegiem lat messer Pasquino stał się wykładnikiem ludowego humoru. O złośliwości jego
języka najlepiej świadczy historja następująca:
Papież Sykstus V pochodził z ubogiej rodziny z miasteczka Montalto; jego rodzona siostra, Kamilla była za
młodu praczką. Zostawszy papieżem, Sykstus uczynił Kamille księżniczką rzymską. W parę dni po nominacji
zdziwiony lud ujrzał Pasquino, ubranego w strasznie brudną koszule. Posąg Morforia zapytuje: Jakieś ty śmiał
bracie Pasquino ukazywać się na placu rzymskim w tak nieprzystojnej szacie? A Pasquino odpowiada: „Odkąd
Kamilla została księżniczką, niema mi kto uprać bielizny”.
5
awanturnika literackiego — Aretina. Aby pojąć ogrom przepaści, leżącej między tymi dwoma
ludźmi, dość przeczytać po „Cortegiano”, „Ragionamento delle Corti”.
Tam przemawiają do nas ludzie subtelni, wyrafinowani, dbali o wszystkie ozdoby umysłu i
obyczajów, tutaj widzimy przedpokój, trzęsący się od plotek, sprośnych opowiadań i
prostackich wymysłów!
W Mantui wschodzi gwiazda Aretina. Zyskuje on rozgłos jako namiętny wróg papieża
Hardjana, ogólnie znienawidzonego we Włoszech.
W listopadzie 1524 conclave wybiera papieżem Klemensa VII; Pietro wróciwszy do
Rzymu, staje się osobistością wybitną i wpływową. Oddaje cenne usługi Fryderykowi
Gonzaga, szczególnie w dziedzinie tranzakcji artystycznych. („Rafaelowski portret Leona X,
kopja Laokoona, zrobiona przez Sansovina i jakiś biust antyczny), pisze swoje satyryczne
kalendarze, odpowiadające prognostykom pantagruelskim” — Rabelais’a, miesza się w
intrygę partji dworskich i ściągnąwszy na siebie gniew dotarjusza apostolskiego, Giammatteo
Giberti, musi na krótki czas Rzym opuścić. W tym mniej więcej czasie pojawiają się
wszeteczne rysunki Giulia Romano, sztychowane przez Morcantia Rajmondi. Aretino dorabia
do nich tekst „22 sonety rozpustne”.
Ponieważ jednak sztycharz za obrazę moralności został wtrącony do więzienia, więc nasz
Pietro „nie obawiający się nigdy niczego, krom niebezpieczeństwa” nie chciał się w tak
gorącej chwili popisywać z płodami swego natchnienia. W sierpniu 1524 Aretino przebywa w
Arezzo, skąd koresponduje z Giovanni delle Bande nere, ale juz 13 listopada jest w Rzymie z
powrotem. Klemens VII powraca poetę do łask, markiz mantuański nazywa go swoim
„carissimo amico”, wszystko jest na najlepszej drodze, lecz wiersze, przybite na torsie
Pasquina w dniu św. Marka wzbudzają ku pisarzowi powrotną falą nienawiści, Któregoś
wieczoru, podczas przejażdżki na ulicach Rzymu, otrzymuje Aretino dwa pchnięcia
sztyletem. Napadu dokonał niejaki Achilles delta Volta, lecz głównym promotorem zamachu
był nielitościwy wyszydzany przez Pietra, Giommatteo Giberti.
Papież kazał uczynić śledztwo i parę osób zaaresztować. Aretino tem się jednak nie
zadowolnił, a widząc, iż w Rzymie nie będzie mógł odegrać roli, o jakiej marzył, opuścił
dwór papieski i szkalował go odtąd ciągle, jako gniazdo najgorszej rozpusty i zgnilizny.
„Siedem lat straciłem nadarmo służąc papieżom z rodu Medyceuszów”, spowiada się później
w jednym z listów, zawiedziony w swoich nadziejach autor „Ragionamenti”. Aretino szuka
bezpieczeństwa u boku kondotiera, Giovanni delle Bande nere, bastarda Medyceuszów.
Przyjaźń między niemi, przyjaźń gwałtowna, aż podejrzana trwa bardzo krótko. W końcu
listopada 1526 roku umiera Giovanni z ran na rękach przyjaciela.
Pietro przenosi się na dwór markiza mantuańskiego, i poświęca księciu pierwszą swą próbę
dramatyczną „Cortegianę”. Z tej epoki pochodzą też najlepsze listy Aretina, objęte później
pierwszym zbiorem. Są wśród nich gwałtowne napaści na kurję rzymską, na Klemensa VII,
zamkniętego w zamku św. Anioła, któremu Pietro z szatańską wprost złośliwością radzi, aby
przebaczył nieprzyjaciołom i nie myślał o zemście. Skandal wywołuje ogłoszenie „Sonetów
rozpustnych”. Sonety te, listy, giudici i frottole tworzą podwaliny rozgłosu i literackiej sławy.
25 marca 1527 roku Aretino przybywa do Wenecji. Zyskuje przychylność doży, Andrea
Gritti, do którego pisze: „Wyrzekam się na zawsze dworu rzymskiego, tutaj zakładam stały
przytułek swych lat“. Aretino znalazł w Wenecji to, czego szukał. Jego żądza rozkoszy i
estetyczne skłonności miały wreszcie pełnię ujścia.
„Perła Adrjatyku” była miastem życia świeckiego, gdzie panowała Wenera, a kurtyzana
zajmowała miejsce równorzędne z uczciwą kobietą. Życie różnobarwnej wesołe, jego
wspaniałość i piękność, opisywana przez Klemensa Maro, w poezjach dedykowanych
Renacie Ferrarskiej, zachwycały Aretina. Chciał być niezależnym, „żyć z potu swego
kałamarza”, nazywał się „Per la grazia di Dio uomo libero”, ale środki zapomocą których tę
wolność zdobywał, gorsze były od najpodlejszego niewolnictwa. Nie służąc możnowładcom,
6
służył wiecznie i zawsze, pieniądzom. Z Wenecji na wszystkie strony świata rozchodziły się
listy Pietra, żebrzące, nachalne, bezwstydne w swych niepomiernych pochwałach lub
groźbach Odpowiedzią były bogate dary, znaczne sumy dukatów, pensje, złote łańcuchy,
wspaniałe materje, doskonałe wina i wyszukane przsmaki.
Sława Aretina gruntuje się. Nigdy żaden literat nie był tak ubóstwiany, nikogo tak się nie
obawiano. Książęta, prałaci, królowie, kardynałowie, artyści zabiegali o jego przyjaźń, chcąc
uniknąć groźnych inwektyw i nielitościwych szyderstw. Pietro przezwał się „il veritiero,
l’uom verace”, używał dewizy „Veritas odium parit”, a jego przechwałkom i apoteozom nie
było końca: „Mój obraz zobaczyć można u wejścia do pałacu; dzbany, talerze, ramy
zwierciadeł zdobią się moją podobizną, niby głową Aleksandra, Cesara, lub Scypjona”. Wazy
z Murano zowią się aretyńskiemi, woda, która obok mego domu przepływa — aretyńską!
Pewna rasa koni nosi nazwę od mego imienia, ponieważ papież Klemens podarował mi ongiś
takiego rumaka”.
„Pedanci umrą z wściekłości, zanim dojdą kiedykolwiek do podobnych zaszczytów”.
Aretino prowadzi cały dwór, gdzie rolę gospodyń sprawują kurtyzany weneckie. Dom jego
staje się rodzajem zajazdu dla nieustannych gości, a „schody zużywają się ód stóp ludzkich,
jak bruk Kapitolu od kół tryumfalnych wozów”. „Korzystam z najpiękniejszej ulicy i
najpiękniejszego widoku na świecie“ — pisze Pietro do Domenico Bollani, w pałacu którego
zainstalował się na dobre!
„Ledwie podejdę do okna, zaraz oglądam tysiące łudzi i tysiące łodzi w godzinach
targowych. Przedemną jatki rzeźników, kramy rybackie, campo del Mincio, kantory dei
Tedeschi, naprzeciw tych ostatnich Rialto, gdzie tłoczą się śpieszący przechodnie. W
gondolach winogrona, w kramach warzywa i ptactwo, na chodnikach cale ogrody. Rzędy
pomarańczowych drzew złocą mi otoczenie pałacu dei Camerlenghi. Gdyby wszystkie zmysły
mogły tak, jak wzrok używać, moje mieszkanie rajem by się stało”. Zdobywszy sobie dzięki
korsarstwu literackiemu wielki majątek, stał się Aretino człowiekiem bardzo hojnym.
„Rozrzutność jest mi tak wrodzona, jak innym skąpstwo! Przyjaciele moi zabierają sobie z
mych komnat przedmioty sztuki i drogocenne szaty. Gdy przejeżdżam w gondoli, na mostach
i na chodnikach cisną się pocholęta i dziewczyny, prosząc o sztukę złota! Nigdy nie
zapominam o malarzach i poetach w nędzy, jako, że jestem bankierem miłosierdzia. Pieniądze
które od bogatych wyciskam, stokrotnie zwracam ubogim”. (Lett. I,15).
Pod tym względem Aretino nie przesadzał zupełnie, rozrzutność jego mogła iść w paragon
li tylko z rozrzutnością Leona X, który nigdy dukata w ręku utrzymać nie mógł! Wśród
różnorodnych zajęć i uciech weneckich przystępuje Pietro do pisania poematu „Marfissa” w
guście Ariosta. Miał zamiar wysławiać ród Gonzagów i wyciągnąć stąd odpowiednie
korzyści. Tymczasem stosunki z Fryderykiem II zepsuły się; przyczyną z jednej strony były
skąpe podarunki księcia, z drugiej sprawa z chłopcem Biancchino, ku któremu Aretino
zapałał gwałtowną miłością, a którego markiz mu odmówił.
Wskutek takiego obrotu rzeczy, poeta odesłał ambasadorowi Mantui genealogje Gonzagów,
stanowiące źródło do Marfissy, poemat przerobił i poświęcił go później margrabiemu del
Vasto!
Po stracie łask Fryderyka Mantuańskiego, Aretino, znalazłszy się kłopotach finansowych,
snuje fantastyczne i awanturnicze projekty, żali się ckliwie, ze w ojczyźnie ocenić go nie
umieją, i raz poraź rozgląda się za nowym mecenasem. Z opresji ratuje pisarza król francuski,
Franciszek I posyłając mu łańcuch symboliczny, spleciony ze złotych języczków z napisem:
„Lingua euis loquetur iudicium”.
Aretino oczywiście wysławia króla pod niebiosy, co mu jednak nie przeszkadza w krótkiem
przeciągu czasu przerzucić się na stronę Karola V, skoro tylko cesarz naznaczył mu roczną
pensję w kwocie dwustu scudów.
7
W Wenecji zbliża się Aretino z Tycjanem. Ukochanie miasta, znajomość malarstwa,
wzajemność usług — oto węzeł, który ich łączy. Pietro przysparza malarzowi klijentów,
wśród których znajduje się Karol V i książę Urbino i rozgłasza jego sławę po całym świecie.
Wkrótce utworzyło się koło przyjaciół, do którego prócz Aretina i Tycjana, należał
Sansovino, wdzięczny lutnista — Sebestian del Piombo i drukarz Marcolini, nadworny
wydawca Pietra, uwieńczony później w „Ragionamento delle Corti”. Wenecja podówczas
była miastem drukarni, a druk, ta naturalna broń Aretina znalazła mu się pod ręką.
Potężny wpływ i znaczenie pisarza dosięga swego szczytu w latach 1533 — 7, wskutek
różnych sprzyjających okoliczności politycznych i ogłoszenia drukiem zbioru listów. W roku
1543 wyrusza Aretino wraz z delegacją na powitanie cesarza Karola, wracającego z Włoch do
Niemiec. Wówczas to, na błoniach Peschiery spotkał Pietra najwyższy zaszczyt i tryumf.
Karol przywitał się z nim nadzwyczajnie serdecznie i poprosił, aby zechciał mu towarzyszyć
w podróży po prawej ręce, Dumny cesarz i sprytny pamflecista cwałowali tedy razem, a fakt
ten w oczach współczesnych nową aureolą otoczył postać znanego pisarza.
W tym tez czasie Aretino godzi się z dworem papieskim. Pier Luigi Farnese poleca go
papieżowi Pawłowi III, prosząc o kapelusz kardynalski dla swego protegowanego. Starania
okazały się jednak bezskuteczne, a Pietro chcąc zatuszować despekt płynący z odmowy,
twierdził potem, że sam godność mu ofiarowywaną odrzucił. W 1550 r. zaczął się pontyfikat
Juljusza III, kardynała del Monte, pochodzącego z Arezzo, a więc współziomka Aretina.
Poeta uradowany, pełen złotych nadzieji śle do Rzymu sonety i listy i cieszy się, słysząc, że
prałaci i kardynałowie unoszą się nad nim, jako nad wiernym sługą kościoła, który w czasie
ogólnego zachwiania się wiary, zawsze katolicyzmowi wierny pozostawał.
Papież naznacza Aretina „cavaliere di S. Pietro” i obdarowuje go sumą tysiąca złotych
koron. W 1533 roku poeta w towarzystwie księcia Urbino przybywa na czas krótki do
Rzymu. Podróż była jednym wielkim, tryumfalnym pochodem. Juljusz III, ucałował go na
powitanie i przyjmował po królewsku. Jednakże kapelusz kardynalski ominął Aretina i tym
razem. Zawiedziony w swoich nadziejach Pietro, wrócił więc do Wenecji, aby tam w spokoju
i dostatku używać ostatnich lat życia.
W pałacu Loredan, naprzeciwko kościoła San Silvestro mieszkała kurtyzana, Angela
Zaietta, dawna przyjaciółka Aretina, której do końca wiernym pozostał. Przesiadywał u niej
poeta całemi dniami, a niejednokrotnie sprowadzał ze sobą Tycjana, opata Vassalo, lub
innych godnych kamratów. Z dawnego rozpustnika i awanturnika pozostał tylko smakosz i
niesłychany obżartuch. Angela znając gust przyjaciela wydawała doskonałe przyjęcia. Przy
suto zastawianym stole dwaj artyści w towarzystwie starej kurtyzany dysputowali gorąco, co
prawda, już nie o piękności kobiet i bożku Amorze, ale o ewangieljach Świętego Marka,
sprawach kościoła i innych godziwych hi storjach.
Aretino umarł w roku 1556, tknięty paraliżem, uniknął więc śmierci, jaką mu przepowiadał
Borni:
„L’Aretin per Dio grazia e vivo e sano
M’al mostaccio ha fregiato nobilmente
E pia colpi ha, che dita in una mano”
Wraz z pisarzem zeszła do grobu i jego sława. Umilkło słowo, na dźwięk którego truchlał
cały świat, wspaniałe apoteozy okazały się przesadą i kłamstwem, wrogie podania i legendy
słusznie i niesłusznie, zaczęły szarpać jego imię. Na tle epoki rysuje się jednak potężnie
nawskroś nowoczesna indywidualność Aretina, w której prądy schyłkowego Renesansu
znalazły swe najpełniejsze i najwszechstronniejsze odzwierciedlenie!
***
8
„Powiadam, że jesteś synem Boga, ale, iżby mi mnichy psalmy mamroczące nie
przyganiały, dodaję ograniczenie, że Bóg jest najwyższą prawdą na niebie, a ty na ziemi.
Jedna tylko Wenecja jest godnem ciebie, miejscem pobytu, albowiem ty jesteś ozdobą ziemi,
skarbem morza, sławą nieba. Jesteś czarą złotą o kamieniach szlachetnych, którą należałoby
złożyć na ołtarzu przenajświętszym kościoła Św. Marka w dzień Wniebostąpienia Pańskiego.
Jesteś podporą, jesteś światłem, pochodnią i blaskiem kościoła naszego! Gdyby kościół mógł
mówić, zapewniłby ci najwspanialsze dochody w tych słowach: Dawajcie Aretinowi, który
mnie wywyższa, oświeca i czci, który jednoczy w sobie bystrość Augustyna z moralnością
Grzegorza, głębokość myśli Hieronima z pięknym stylem Ambrożego. Mówię to ja nie sam
tylko, ale tak wyznają wszyscy, twierdząc ze jesteś nowym Pawłem, co imię Boga między
króle roznosił, nowym Janem Chrzcicielem, co śmiało chcąc świat poprawić, wytykał mu
jego złości, nieprawości i obłudę; nowym Janem Ewangielistą, co dobrych wychwalał,
podnosił i oczyszczał”.
(Lettere all Aretino I-8).
W ten sposób pisze do Aretina jeden z dostojników kościelnych, a jego styl panegiryczny,
niesmaczne pochlebstwa i szumne superlatywy nie są bynajmniej niczem wyjątkowem.
Jednakie wszystkie te pochwały, godności i tytuły nie zadawalniały pisarza, jeśli prócz nich
nie otrzymywał bardziej „konkretnych” dowodów życzliwości i pamięci! Pietro koresponduje
z każdym, nawet z admirałem sułtana — Barbarossą, gdy tylko spodziewa się otrzymania
czegoś! Na dworach książęcych grasują jego agenci, którzy tropią grubszą zwierzynę i
pouczają, jak ją usidlać należy! Pietro Vergiero rekomenduje mu w tym celu kardynała
Trydenckiego; Niccolo Franciotti donosi, że na dworze perskim .mówi się o nim, jako o
półbogu! Niechby zechciał tylko jeden list napisać, fatyga opłaci się napewno!
Kto przysyła podarunki, wynagradzając zasługi (virtu) Pietra, ten jest wielki i szlachetny,
pochwała znajduje się w stosunku wprost proporcjonalnym do cenności daru; wzamian za
pieniądze poeta rozdaje sławę.
„Unieśmiertelnię Wasze imię” — mówi on, zwracając się do Antonia de Leyva — „skoro
tylko dawać mi będziecie na chleb, w przeciągu tych marnych dwudziestu, lub trzydziestu lat,
które mi jeszcze do życia pozostają” (Lett. I. 32). „Jakież posągi ze srebra, lub złota, nie
mówiąc już o posągach z bronzu lub marmuru, mogą się równać z pomnikami, jakie
wzniosłem papieżowi Klemensowi, cesarzowi Karolowi, królowej Katarzynie i księciu
Francesco Maria; są one wieczne, jak słońce! (Lett. VI. 4).
I jeszcze cyniczniej od humanisty Filelfa, przyznaje się, że pisze dla pieniędzy, że „nie
sława, ale konieczność zarobkowania zmusza go do „psucia papieru”, przytem mało się trapi
tem, że „łże, chwaląc tych, którzy zasługują na naganę”,
Pochlebstwa Aretina są wprost obrzydliwe, komplementy rozdawane na prawo i na lewo,
wydają się nam dziś niesmaczną humorystyką, a jednak współczesnym podobały się one
ogromnie.
Ten potok zdań napuszonych i słów panegirycznych mile łechtał słuch możnowładców,
pochwały ceniono tem bardziej, im więcej obawiano się paszkwilów artinowskich, „dzięki
którym tajemnice sypialni i prywatnego życia stawały się wiadome całemu świata”,
Nazywano go tedy: „raro, dvinissimo, adorando”; Giovanni Medici mówi o nim, jak o
„miracolo di natura”. Książę Guidobaldo z Urbino podpisuje się w listach: „amorevol vostro,
come figliuolo”, a hrabia Massiniamo Stampa chce, aby Pietro patrzał na niego, jako na
swego syna i sługę. (Lettere all Aretino I-27). Aretino miał się za obrońcę uciśnionej lub
niedocenionej cnoty i zasługi:
„Ludzie szlachetni powinni mnie kochać, ponieważ nie szczędziłem nigdy krwi (?), walcząc
w obronie cnoty, która dziś dzięki mnie pije ze złotych puharów, ubiera się w klejnoty,
9
posiada orszaki sług, jak królowa i jest czczona, niby bogini! (Lett. I 38). Nie było pióra
potężniejszego, niż pióro Pietra „miało ono moc grzebania żywych i wskrzeszania zmarłych”.
Pisarz wywierał ogromny wpływ na opinję publiczną, z jego zdaniem liczyła się polityka,
on zaś sam nie mając żadnych politycznych przekonań, w czasie wojen między Franciszkiem
I a Karolem V, odgrywał rolę dwuznaczną i zdradzał wczorajszych sprzymierzeńców dla
nowych protektorów. Tylko w stosunku do kurji rzymskiej zachował stałą, niewzruszoną
nienawiść.
Z czasów rzymskich pochodzi prognostyk na rok 1527. „Judicio di maestro Pasquino,
quinto evangelista”, satyra na papiestwo, która wywołała burzę gniewu na dworze ostatniego
Medyceusza; z czasów weneckich słynna frottola uliczna „Pax vobis”, wyszydzająca armję
papieskiej ligi, jako zbieraninę najpodlejszych tchórzów, rozbójników i złodzieji Klemens VII
czytając ją miał się rozpłakać z boleści.
O śmiałości słowa i złośliwości języka nie można sądzić li tylko z dzieł, które Aretino do
druku przeznaczył, a które schlebiając, miały mu zyskiwać nowych przyjaciół i nowe
dochody. Okresem złośliwego paszkwilu były właściwie młode lata pisarza, kiedy to messer
Pasquino przemawiał nieustannie na placu rzymskim.
***
Łacińska poezja renesansowa była poezją panegiryczną, wysławiała ona różne osobistości,
zapominając o opiewaniu wewnętrznego i zewnętrznego świata! Humaniści wzamian za
złoto, unieśmiertelniali imiona swych protektorów, a potęga ich i znaczenie wzrosły do tego
stopnia, ze patrzono na nich jako na równych książętom, lub królom!
Przekonanie humanistów o swej wielkiej wartości, ich pompatyczność i koturnowość
odzwierciadla się najlepiej w epistolografji.
Poggio, Francesco Barbaro, Filelfo, Campano opublikowali zbiory swoich listów, które
czytane były chciwie, jako arcydzieła stylu i klasycznej łaciny.
Widzimy wiec, ze w dziedzinie epistolografji Aretino nowatorem nie był. Ale błyskotliwość
pióra, obfitość treści, znakomitość osób, z jakiemi korespondował, czynią go
najwybitniejszym przedstawicielem tego oryginalnego, literackiego rodzaju.
***
Ariosto, Bibbiena i Machiavelli stworzyli komedję włoską w wieku XVI. Niezliczeni
naśladowcy albo szli ich śladami, albo też wzorowali się na pisarzach klasycznych:
Terencjuszu, lub Plancie.
Ani w swej tragedji „Orazia”, ani w komedjach Aretino nie stal się niewolniczym
naśladowcą teatru starożytnego, a mierna znajomość literatury antycznej wyszła mu tutaj na
dobre. W dziełach scenicznych przejawia się talent bujny, ale pozbawiony wszelkiej
artystycznej dyscypliny, komedje są budowane bez planu, bez głębszej refleksji, nie znać na
nich świadomej pracy i twórczego wysiłku, zato typy nakreślone paroma charakterystycznemi
rysami, są świetne. Przemawiają do nas dworzanie, chełpliwi wojacy, oszukani amanci,
głupcy mający się za uczonych, rajfurki i kurtyzany, osoby wprost z ulic Wenecji i Rzymu
przeniesione do literatury.
Pod względem scenicznym najudatniejsza komędja Aretina: „Il Marescalco” jest właściwie
farsą. Książę mantuański, chcąc zażartować sobie ze swego marszałka, zaprzysięgłego wroga
płci pięknej, każe mu się ożenić. Biedny marszałek musi wypełnić wolę tyrana i w przeddzień
ś
lubu przyjmuje życzenia od całego dworu. Stara rajfurka przedstawia mu małżeństwo, jako
raj ziemski, ale żonaty Ambrogia, przez którego przemawia gorzkie doświadczenie,
10
odmalowuje panu młodemu całą ohydę kobiet, ich podłości i zdrady, stylem, podobnym do
stylu Boccaccia w jego „Labiryncie miłości”.
W końcu ślub się odbywa, małżonkowie całują się, a oblubienica, zrzuciwszy zawoje
weselne, okazuje się paziem książęcym, Karolem z Fano. Komedja była napisana jeszcze za
czasów mantuańskich; wszystkie prawie osoby, jak Fryderyk, Hipolit Calandria i Giulio
Romano, są historyczne, co oczywiście zwiększało zainteresowanie słuchaczów i sukces
dzieła.
W „Cortegianie” autor napada na rozwiązłość i zepsucie kurji rzymskiej. Komedja składa
się z dwóch fabuł, dwóch uscenizowanych nowel: Głupi syeneńczyk, Messer Maco,
wmówiwszy w siebie, że jest wielkim poetą, przybywa do Rzymu po kapelusz kardynalski.
Malarz Andrea poucza go, jak się ma zachowywać i przy sposobności maluje mu niezbyt
ponętny obraz Watykanu! Równolegle do tej akcji, rozwija się akcja druga: Pewien
neapolitańczyk, Messer Parabolano zapałał namiętnością do pięknej Liwji. Sługa Rosso,
chcąc zaspokoić żądzę swego pana przy pomocy starej kurtyzany Alvigji wiedzie go miast do
ukochanej, do zony piekarza Togni. Stary amant dowiedziawszy się „post factum” o całej
prawdzie, śmieje się z wypłatanego sobie figla, a piekarz przyjmuje żonę z powrotem „per
buona e per bella”.
Malarze: Andrea, Rosso i syeneńczyk Maco żyli podówczas w Rzymie, co się zaś tyczy
najlepszego typa komedji, starej dewotki-kurtyzany Alwigji, to posłużyła ona później
satyrykowi francuskiemu Mathurin Regnier za wzór do jego typu „Macette” rodzonej siostry
Tartuffa.
Oprócz Marescalco i Cortegiany napisał Aretino jeszcze trzy komedje: „Ipocrito” (1542),
„Talantę” (1542) i „Filosofo” (1546). Brak miejsca nie pozwała mi tutaj na szczegółowsze ich
rozpatrzenie. Nadmienię tylko, ze komedja „Ipocrito” znana Molierowi, stała się prototypem
nieśmiertelnego „Świętoszka”.
Komedje Aretina, jak i wszystkie jego pisma powstawały bardzo szybko, prawie że na
kolanie. „Talanta” została napisana w przeciągu dni ośmiu, „Cortegiana” i „Marescalco” w
dni dziesięć. Hołdując zasadzie, ze głównym źródłem treści dla pisarza powinna być
rzeczywistość życiowa, dał nam Pietro w swoich komedjach popis spostrzegawczego talentu i
wzbogacił
literaturę
włoską
szeregiem
charakterystycznych
typów.
Szybkość
i
przypadkowość roboty odbiły się jednak ujemnie na całości dzieł, dlatego też żadne z nich nie
może sobie rościć pretensji do skończonej, artystycznej doskonałości.
***
Kronikarz Sanudo daje nam bogate materjały do życia obyczajowego Wenecji. W roku
1509 na 300.000 mieszkańców w tem mieście było 11.654 kurtyzan. Senat wenecki w swych
aktach nazywa je „le nostre benemerite meretrici”, będąc widocznie dumny z tego rodzaju
obywatelek.
Oprócz Wenecji stolicą nierządnic był Rzym, szczególnie za Aleksandra VI, którego
pontyfikat (1492—1503) uchodził za „zloty czas niemoralności”.
Wiele wykształconych kurtyzan nadawało ton w towarzystwach. Do nich należała Veronica
Franca, kochanka Henryka Walezjusza, późniejszego króla polskiego, słynna poetka Tullja
d'Aragona, przyjaciółka Aretina, Angella Zafetta, rzymska Madrema, znająca na pamięć
Petrarkę, Boccaccia i niektórych autorów starożytnych, oraz wiele innych: „que non publice,
sed secreto cum quinque vel sex eorum exercent artificium”.
Nikt lepiej od Aretina nie znal życia dziewek ulicznych, nikt nie odzwierciedlił w literaturze
tak świetnie wulgarnej rzeczywistości i niemoralności ludzi Renesansu. Djalogi były starym
rodzajem literackim, uświęconym przez tradycję artystyczną, dlatego tez Aretino na brak
wzorów skarżyć się nie mógł. Dość wspomnieć „Lozanę” Delicada, doskonałe źródło do
11
poznania obyczajowości Rzymu w pierwszej połowie wieku XVI. Bohaterka Lozana bardzo
przypomina aretinowską Nannę i scharakteryzowana jest podobnemi słowami: „paple, co jej
ś
lina na język przyniesie”.
Poeta idąc śladami Boccaccia podzielił swe dzieło na trzy dni. Wydawca „Ragionamenti” z
roku 1584, pod pseudonimem Barba Grigia, usiłuje dowieść, że pisma tego rodzaju są bardzo
pożyteczne dla obyczajowości, ponieważ przedstawiają występki w całej ich nagości, a
pewien znakomity teolog z Lionu poświadcza, iż posługiwał się „Djalogami” „boskiego”
Pietra, pisząc swe dzieło o spowiedzi.
Miejscem rozmów jest Rzym; stara rajfurka i kurtyzana Nanna nie może się zdecydować, co
zrobić z dorastającą córeczką, Pippą. Dla młodej dziewczyny otwierają się trzy możliwości:
klasztor, małżeństwo, lub służba Wenerze. Z własnego doświadczenia zna Nanna wszystkie te
trzy drogi żywota i podczas trzech dni gawęd opisuje swoje przeżycia przyjaciółce Antonji.
Są to djalogi: „Życie mniszek”, „Życie mężatek” i „Życie kurtyzan”.
Ale ponieważ Pippa stanowczo chce zostać kurtyzaną, więc dobra mamusia przygotowuje ją
do tego „intratnego i wielce czcigodnego fachu”.
Rady, przestrogi i pouczenia matczyne składają się na djalog: „Jak Nanna córeczkę swą
Pippę na kurtyzanę kształciła”, dalej idą jeszcze dwie gawędy dodatkowe: „O oszustwach
męskich” i „O stręczycielstwie”.
Edukacja Pippy jest djalogiem najmniej wyuzdanym, a pod względem obyczajowości bodaj
czy nie najcharakterystyczniejszym.
Przed oczyma czytelnika przesuwają się przedstawiciele różnych nacji: jest więc hojny
francuz, skąpy hiszpan, gruboskóry niemiec, są różne plemiona włoskie: rozrzutni
wenecjanie, chełpliwi neapolitańczycy, blagierzy-rzymianie, fanfaroni z Florencji i głuptasy
ze Syeny. A dolej całe szeregi typów odmalowanych w słowach bardzo dosadnych: wielcy
panowie, rozrzutnicy, dusigrosze, zazdrośnicy, namiętni starcy, żółtodzioby, obłudnicy,
bigoci, no i oczywiście mnisi.
Ze słów Nanny poznajemy charaktery, upodobania i moralność łudzi Odrodzenia, a z wielu
aluzji i dykteryjek czerpiemy przyczynki historyczne do Rzymu Leona, Hadrjana, Klemensa i
do „Sacco di Roma”.
Aretino w swych „Ragionamenti” wspomina niejednokrotnie, że przedstawia społeczeństwo
tokiem, jakiem ono było w istocie i że nie jego jest winą, „iż obraz obyczajów wypada tak
fatalnie”. Czytając djalogi, musimy pamiętać nieustannie, ze napaści na klasztory i na
duchowieństwo, nie są napaściami na religję; Pietro byt człowiekiem głęboko wierzącym,
spowiadał się co tydzień i pozostawił po sobie takie dzieła ascetyczno-religijne.
4
Pod względem „niemoralności” Aretino nie jest wcale gorszym od innych pisarzy; ojciec
prozy włoskiej, Boccaccio, tez nie uznaje figowego listka; noweliści, jak Matteo Bandello i
Firenzuola przyzwoitością nie grzeszą; co się zaś tyczy życia klasztornego, to niejaki messer
Massuccio, „specjalista od mnichów”, powypisywał na nich takie okropności, że wobec jego
utworów Aretino niewiniątkiem się wydaje.
Komedjowe zacięcie „Ragionamenti” humor, werwa i żywość stylu zapewniły djalogom
trwałą sławę. W wieku XVI drukowano je we Włoszech kilkakrotnie i tłomaczono na języki:
hiszpański, francuski i angielski.
Pisma „boskiego” Pietra wywołały całe roje naśladowców, wszeteczniejszych od samego
mistrza.
4
„Umanita di Christo”. „Parafasi sopra i telte salmi della penitenza di David”, Alla somma bonta di Giulio III
pontefice”: „La vita di Maria Vergine, di Catarina Santa, di Tomaso Beato”.
Bezwartościowe prace hagjograficzne Aretina, pisane napuszonym, barokowym stylem, powstały w celu
przypodobania się kurii i zdobycia kardynalskiej godności.
12
Należą do nich między innymi Firenzuola („Delie bellezze delle donne”), Niccolo Franco
(„Dialogo dove si ragione delle bellezze”), Giuseppe Bettusi („Il Raverta“, „Lenora”) i
Federico Luigini („Della bella donna”).
***
Dopiero Tasso w „Minturno” zerwawszy z tradycyjnemi sprośnościami, nazwał miłość, w
sensie platońskim, siłą duchową, która wszystko tworzy i świat pięknością ożywia.
Aretino, jako pisarz, stoi na przełęczy dwóch światów: zmierzchającego Odrodzenia i
narodzić się mającego Baroku! Treść dzieł sprzęgnięta jest organicznie z epoką poprzednią,
forma zaś mocno trąci kwiecistą napuszonością szkoły poetów: Teobaldea, Serafina i
Bernarda Accolti, improwizatora na dworze papieskim, którego Aretino nadzwyczajnie cenił,
jako wyrocznię dobrego smaku i stylu.
Liryka włoska wieku XVI z małemi wyjątkami była naśladownictwem Petrarki. Autor
sonetów do Laury, ubóstwiany i komentowany pedantycznie, stał się niedościgłym wzorem
doskonałości dla tych pisarzy, których szereg otwiera Bembo, Girolamo Molino, Domenico
Veniero i Francesco Maria Molza!
Aretino nie cierpiący niewolnictwa literackiego, nazywający poezję „wesołym kaprysem
przyrody” miał jednak wiele wspólności z manjerą liryków współczesnych. Metafory,
alegorje, napuszoność, nienataralność, pogoń za oślepiającą oryginalnością, wszystko to
złożyło się na ów styl, który nazwano nieprzyjacielem płuc, „nemico del pulmone”, jako że
rozwlekłych zdań w żaden sposób nie można wypowiedzieć jednym ciągiem!
A jednak ten barokowy pisarz zwał się obrońcą „rozumu i natury”, odnowicielem języka
ludowego „lingua volgare“, źródłem bezpośredniości i prostoty w sztuce, „która wymaga
tylko natchnienia, kałamarza, pióra i czystego papieru”.
Nieuk-Aretino zajął wybitne miejsce w literaturze dzięki zdolnościom wrodzonym i w
poczuciu swej pisarskiej rasy gardził szperaczami, scholarami, gramatykami, „tą całą ciżbą
pedantów, co włos na jaju radaby wynałeść”.
Każdy, kto patrzy na świat „przez pyły bibliotek”, kto ślęczy nad komentarzami, kto
studjuje łacinę, lub grekę, jest dla Aretina znienawidzonym „pedantem”, idjotą, starającym się
daremnie o nieśmiertelność.
Ale śmiejąc się z Petrarki, zachwycał się jednocześnie Pietro utworami Bemba, pedanta
Trissino nazywał „duszą sławy” i hołdował modzie współczesnej, chociażby tytko w
niezdarnych i mglistych kanconach, wysławiających miłość platońską ku Angeli Sirena
„nowej Beatryczy” i „Laurze”.
Nie pierwsza to i nie ostatnia sprzeczność; teorja i praktyka oddzielnemi chodziły drogami,
bowiem dla zasad i kanonów żywił Aretino głęboki wstręt i pogardę.
Należy brać życie poprostu, używać gdzie można i dopóki można, a wszystkie katechizmy,
ideały, wszystkie rozmyślania „de natura rerum” pozostawić pedantom, lub ascetom.
Przywilejem ludzi talentu winno być życie radosne i bujne, życie nie kładące tamy
instynktom, zachciankom i żądzom wybujałej osobowości. „Trzeba dzielnie grzeszyć, lecz
tęgo wierzyć”. — Oto jedyne przykazania aretinowskie!
Pietro nie mając żadnych ideałów, namiętnie jednak kochał sztukę. Rozkosze estetyczne
były mu równie potrzebne do życia, jak i rozkosze materjalne, znał się doskonałe na
malarstwie, dawał artystom cenne, fachowe wskazówki i pod wieloma względami uchodził za
niewzruszony autorytet.
Na literaturę patrzył Aretino, jak na spekulacyjny środek wyciągania pieniędzy z kieszeni
możnowładców; tem samem piórem schlebiał, łgał, przeklinał, łasił się i groził, pisząc listy
pochwalne i szydercze satyry, dzieła pobożne i rozpustne ,,Ragionamenti”.
13
Ż
e te sprzeczności jakoś godziły się ze sobą — dość spojrzeć na obraz Wenery, obok obrazu
Madonny Tycjana!
Nie szukajmy jednolitości w osobie pisarza i człowieka, nie starajmy się go podciągać pod
jakiś wspólny mianownik syntezy. Aretino, to w jednej osobie awanturnik i korsarz literacki,
pochlebca i „uomo libero”, rozpustnik i idealny kochanek, potwarca duchowieństwa i wierny
syn kościoła, sybaryta i dobrodziej ubogich, literat z musu, a zarazem prawdziwy artysta!
Tylko bujna epoka Renesansu mogła wydawać typy podobne!
***
A teraz jeszcze słów parę na zakończenie tego przydługiego nieco wstępu. Przekonany
jestem, że opinja, a raczej rodzima hipokryzja napadać będzie na mnie, za przyswojenie
literaturze polskiej tak wyuzdanego autora. Bronić się nie będę, trudno bowiem po raz setny
powtarzać, „ze moralność jest pojęciem względnem i ze ludzie Renesansu z innego punktu
widzenia patrzyli na „obyczajność” literacką. Nagana i wytykanie palcem należy się tym,
który te rzeczy czynią, nie temu który je opisuje” — mówi z rozbrajającą szczerością
nowelista włoski, Matteo Bandello.
Nie tłomaczyłem dla pensjonarek, uczniów i ludzi spragnionych niezdrowej sensacji, tych
ostatnich odsyłam do znanej w Polsce firmy, trudniącej się eksploatacją swojskiej i obcej
pornografji.
Przypuszczam, ze Aretino zaspokoi wulgarne gusta powojennej publiczności i że książka
„pójdzie”, zaś tłomacz nie będzie się mógł uskarżać na brak wydawców.
Inaczej niestety rzecz by się miała, gdybym zaczynał od Leopardiego, Manzoniego,
Carducciego, lub innych klasyków literatury włoskiej. Kończąc zwracam się do czytelników
słowami zapożyczonemi od messera Barba Grigia, kóry we wstępie do „Ragionamenti” z
roku 1584 pisze: „Czytajcie boskiego Pietra, a humor i zdrowie niech wam dopisuje”
Tłomacz.
Heidelberg — Warszawa 1922 rok.
14
JAK NANNA CÓRECZKĘ SWA PIPPĘ NA KURTYZANĘ KSZTAŁCIŁA
PANU BERNARDOWI VALDAURA — WYKWINTU KRÓLEWSKIEGO WZOROWI
PIETRO ARETINO.
Jeśli mój duch, który zawżdy przy Was bawi, osoby mojej Wam na pomiąć nie przywiedzie,
wżdy gorzej stanie się ze mną, niźli z onemi grzechami, które na świeżej niecnocie
szlachetność mojej natury schwyciła. — Naturą tą obdarowały mnie gwiazdy! — A jako, że
obarczon jestem wielkiemi zobowiązaniami wobec całego tłumu półbogów, nie wiedziałem,
któremu z nich tą księgą z historjomi przypisać, którą oto Wam przypisują! Gdybym ją złożył
w ofierze królowi Francji, owo uraziłbym króla Rzymu, ofiarowałbym ją zięciowi cesarza,
wielkiemu książęciu Florencji, sprawiedliwości i wstrzemięźliwości jaśniejącemu wzorowi,
niechybnie, jak ów. niewdzięcznik byłbym wobec wzniosłych dobrodziejstw Ferrary!
A gdybym przypisał ją świetnemu Antonio da Leyva, cóżby wonczas o mnie dufała,
wielkiem sercem obdarzona Oświeconość z Mantui? Zaniósłbym ją zasię dzielnemu książęciu
Saierno, uraziłbym swego wiernego protektora, grabię Massiniomo Stampa. A gdybym
poświęcił ją imieniu Jego Miłości, pana Don Lope Soria, jakie wonczas miałbym czoło stanąć
wobec grabi Guida Rangone i jego świekra, pana Luigi Gonzaga, któremu eksperjencja
wojenna i biegłość w naukach, równie przyczyniają sławy, jak on orgiom i naukom! A takoż
gdybym ofiarował oną księgą Lotaryńczykowi, cóżby na to rzekła Jej Łaskawość z Trydentu?
Zaś złożywszy ją u stóp pana Livio Liviano, lub też Jego Benevolentii, rycerza z Legge,
jakież uczynienie zadość mógłbym dać Jego Dostojności panu Claudio Rangone, onemu
ś
wiecznikowi sławy? A gdybym ozdobił ją imieniem kogoś innego, jakie postąpiłbym wobec
wielce znakomitego pana Diomede Caraffa, którego łaskawości tyle zawdzięczam?
Ale oto Wy nagle wpadliście mi do głowy i to jest przyczyna, dlaczego Wam tę księgę w
hołdzie składam!
Niechybnie zasłużyły na to cnoty wasze, które błyszczą na Was tak, jak cnoty wszystkich
moich dobrodziejów błyszczeć zwykły. A gdybym pomyślał o Was wonczas, kiedym trzy dni
gawęd co się zwą „Capricci” małpie swojej przypisywał, jako, że posiada wszystkie
właściwości wielkich panów, których niena widzę z powodu ich sknyrstwa, możeby księgi te
ukazały się na świecie pod osłoną waszego imienia. Albowiem Wy tylko posiadacie owe
przymioty, które zdobią zacnych mężów, uwielbianych przezemnie dla ich cnót
przyrodzonych! Jeśli o profit chodzi, kupcem jesteście, jeśli o rozrzutność i hojność, królem,
w przeciwnym razie bowiem, jakżebyście z jednako szlachetnym, jak i nieszczęśliwym Marco
da Nicola więzami krwi i serca skoligaceni być mogli?
Niechaj się wstydzą całego świata królowie! Nie powiadam tu o mężnym i mądrym
książęciu Francesco Maria, przed którego zasługami czoło kłonię wieczorem i rano, ale o
tych, którzy pisma pochwalne, im w ofierze składane i księgi ich imieniem ozdobne, nie tylko
zwykłej szlachcie do rąk, ale i małpom do łap oddają! Podziwu godną, w kronikach Giovio
5
jest sprawa Molzy i Telemona, którzy jedną ze swych komedji wystawili przed parobkami i
lokajami Medyceuszów (Światłość wiekuista niech im świeci!), podczas gdy cała kompanja
godnego hultajstwa musiała na dworze pozostać.
Rzeknę Wam coś! Owo, kiedy Homer stworzył swego Odysseusza, nie ukrasił go zbytnią
ilością nauk, ale wystawił jako człeka biegłego w obyczajach ludzkich! Przeczże i ja się
staram malować charaktery, z oną żywością, z jaką przedziwny Tycjan swoje obrazy maluje.
A jako zacni malarze nawet abrys pięknych postaci wysoko cenić umieją, takoż i ja drukuję
5
Paolo Giovio (Jovius), jeden ze znakomitych historyków włoskich, autor kroniki: „Etogia yirorum illustrium”.
15
swoje dzieła takiemi, jakiemi są i nie troszczę się o słów polerowanie. Albowiem trudność w
rysunku leży i chociażby barwy były najpiękniejsze, bańki mydlane zawżdy bańkami tylko
pozostaną! Rzecz się ma w tem, aby szybko pracować i tworzyć samoistnie. Wszystko, o
czem się mówi poza tem, to jeno czcze, a puste gadulstwo. Oto moje psalmy i historja Pana
Jezusa, moje komedje, moje rozmowy, oto moje księgi budujące i krotochwilne, zależnie od
przedmiotu, a każde z tych dzieł w jeden dzień stworzyłem prawie!
A zaś, abyście pojęli, co to jest natchnienie, pozwalałem wam słyszeć o szale oręża i o
cierpieniu miłości.
6
Teraz jednak zaniechałem sławienia onych przedmiotów, aby opiewać
czyny wzniosłego Karola, który wywyższa imię człowieka, sam się człowiekiem zowiąc, a
poniża imię bogów, nie zezwalając, aby go bogiem nazywano. A jeśli dla fantazji mój styl
ożywiającej na cześć nie zasługuje, to zasługuję wszakoż na troszkę sławy, jako że
przywiodłem prawdę do komnat i do uszu potężnych, na wieczną hańbę pochlebstwa i kłamu!
Aby nie umniejszać zasługi własnej, kładę tu słowa, wymówione przez pana Giann-
Giacoppo z Urbino: „My, którzy życie w ofierze składamy, służąc książętom, my dworacy i
mężowie zasługi, cieszymy się dzisiaj uznaniem i poważaniem u naszych panów, dzięki
napomnieniom, jakich im szlachetny Pietro udzielił!”
A także cały Medjolan zna słowa z uświęconych ust szlachetnego, który w ciągu niewielu
miesięcy wzbogacił mnie o dwa złote puhary! Aretino dla życia ludzi bardziej jest konieczny,
niż wszystkie kazania, te bowiem na drogę cnoty jeno pospólstwo sprowadzają, jego zaś
pisma wielkich panów.
Nie mówię tego, żeby się chełpić, ale tym sposobem posługiwał się już Eneasz, chcąc
zdobyć imię w miejscu, gdzie go jeszcze nie znano. Na zakończenie weźcie ten podarek z tak
wdzięcznem sercem, z jakim ja go dawam i w nagrodę polećcie mnie Don Pedrowi z Toledo,
Markizowi da Villa-Franca i vice-królowi Neapolu!
6
Mowa tu o heroicznym poemacie „Marfissa”. Poemat ten, wzorowany na „Orlandzie Szalonym” Ariosta, miał
wysławiać ród Gonzagów.
16
NANNA: A ty cóżeś sobie znów ubrdała? Cóż to za dąsy, fumy, gniewy, a rankory? Serce
ci wali, bledniesz i czerwienisz się na przemiany! Nieznośny bachor z ciebie!
PIPPA: A tak, tak, muchy mi wlazły do nosa! Czemuż to nie zezwalacie, abym ostała
kurtyzaną, jak wam radziła moja chrzestna, donna Antonja?
NANNA: Pieczone gołąbki nie lecą same do gąbki!
PIPPA: Jesteście złą macochą. Hu, hu, hu!
NANNA: Płaczesz moja laleczko?
PIPPA: Pewnikiem, że mi się na szloch zbiera!
NANNA: Poniechaj pychy, poniechaj, mówię ci! Bo jeśli zupełnie swych manjer nie
odmienisz, nigdy nie będziesz miała całych majtek na tyłku! Dzisiaj są takie gromady kurew,
ż
e trza cuda robić w sztuce umiejętności życia, aby koniec z końcem związać. Nie wystarcza
być łakomym kąskiem, mieć piękne oczy i kosy złote! Tylko szczęście, albo sztuka do celu
wiedzie!
Wszystko inne to zawracanie głowy!
PIPPA: I to wy tak mówicie?
NANNA: Tak, to tak, Pippo! Ale jeśli postępować będziesz według mych rad, a dobrze
uszu nastawisz, słuchając matczynych napomnień, to fortuna pójdzie twym śladem.
PIPPA: Zechciejcie tylko starań dołożyć, aby uczynić ze mnie takową signorę, a uszu to ja
już nadstawię!
NANNA: Jeśli nie będziesz uganiać się za byle kłakiem, co po powietrzu lata, jeśli
przestaniesz się gawronić i boczyć podczas dyskursów ze mną, tedy przysięgam ci, na owe
zdrowaśki, które po całych dniach mruczę, że w ciągu dziesięciu, albo czternastu dni najdalej,
będziesz mogła rozpocząć interes!
PIPPA: Oby Bóg zechciał tego, droga mamo!
NANNA: Przedewszystkiem, zechciej ty sama!
PIPPA: Oczywiście, że chcieć będę, moja droga mamusiu, moja złota mateczko!.
NANNA: Moje chęci równie są gorące, a przytem mocno wierzę, że dalej zajdziesz, niż
jakakolwiek faworyta Ojca Świętego! Już cię widzę w raju. Uważ więc, co mówić będę.
PIPPA: Cała się w słuch przemieniam!
NANNA: Pippo! Ludziom zawżdy mówię, że masz lat szesnaście; naprawdę masz ich już
dwadzieścia, jak obszył.
Albowiem urodziłaś się wkrótce po conclave Leona i w tym samym czasie, gdy cały Rzym
wrzeszczał: palle! palle!
7
, ja ryczałam w porodowej boleści. Och! Ach! Rety! Gwałtu!
...Ażeby cię!
Przyszłaś więc na świat w chwili, gdy herb Medyceuszów przybijano do portalu Św. Piotra.
PIPPA: Oto jeszcze jeden powód więcej, abym czasu po próżnicy nie traciła! Opowiadała
mi krewniaczka, Sandra, że świat chce teraz wiedzieć tylko o jedenasto, albo
dwunastolatkach, inne zasię w rachubę nie idą.
NANNA: Temu nie przeczę! Ale ty najwyżej na czternaście lat wyglądasz. Powróćmy
jednak do materii właściwej. Słuchaj mnie i nie myśl o niebieskich migdałach! Wyimaginuj
sobie, że ja jestem bakałarzem, a ty żaczkiem, który się sylabizowania uczy, albo jeszcze
lepiej, ja się stanę kaznodzieją, a ty pobożnym parafjaninem! Jeśli chcesz być, jak ów żaczek,
to słuchaj uważnie swego bakałarza, aby cię na kobiercu nie rozciągnięto! Jeśli zaś chcesz się
stać pobożnisiem, to zapamiętaj wszystkie słowa kazań, aby nie wpaść do domu wiecznego
potępienia.
PIPPA: Postaram się was zadowolnić!
7
Jan Medyceusz, obrany papieżem w dniu 11 marca 1513 roku, przyjął Imię Leona X. Palle, palle! (kule, kule!)
— aluzja do herbu Medyceuszów. Równocześnie wykrzyk palle! był zawołaniem herbowem. Pochód do
Lateranu był niesłychanie świetny. Nowoobrany papież wydał na tę uroczystość 100 000 florenów.
17
NANNA: Córuchno, ci którzy ostatni szeląg tracą, uganiając się za spódnicami, ciągle się
ż
alą, że ta lub owa pstro ma w głowie, tak, jakby wszystko zło, które im się wydarzyło, z
głupoty onych dziewek poszło! Ani nie spostrzegają, że głupstwa te, to ich całe szczęście!
Dlatego też umyśliłam sobie, abyś owym asanom czarno na białem pokazała, jakiby ich
ż
ałosny los czekał, gdyby wszystkie kurwy, co do jednej, nie były łotrzycami, głupiemi
gęsiami, oślicami, szurgotami, klempami, pijaczkami i jeszcze czemś gorszem.
PIPPA: A to znowu dlaczego?
NANNA: Dlatego, że gdyby krom występków miały i cnoty, to prędko oczy by się im
otworzyły na wszystkie podstępy i łajdactwa męskie; znosiłyby wszystko cierpliwie przez
pięć, dziesięć lat, ale potem posłałyby jegomościów na szubienicę; a na widok wywalonego
ozora, radość ich byłaby większa, niż markotność owych panów, z jaką ongi na podbieranie
swych mieszków spoglądali. I jeśli jest tyle, które z głodu zdychają, wykarmiając na swem
ciele wrzody, krosty i francę, to tylko dlatego, że ani chwili nie pomyślały o swoich
sprawach!
PIPPA: Poczynam was rozumieć!
NANNA: Słuchaj uważnie i dobrze sobie w pamięć wbij kazanie moje i przypowieści. W
dwóch słowach nauczę cię wszystkiego. „Białogłowy, które się nierządem bawią, nazywają
się kawalerkami, iż jeżdżą na głowie amantów, jako na ośle, bo to z włoskiego caballo—koń,
z łaciny caballus, jak tedy rycerz koniem, tak te nierządnice kochankami swemi rządzą.”
8
Zaś
jeśli doktory, filozofowie, kupcy, rycerze, mnisi, parochy, szlachcice, wielcy panowie, ba!...
Salomonowie nawet, stają się igraszką w ręku bylejakiej wietrz nicy, wyobraź sobie, cóż
dopiero uczyni z niemi podwika, mająca szczyptę dowcipu w przyrodzeniu!
PIPPA: Dobrze ich ubierze!
NANNA: Zatem kunszt kurwiarski nie jest zawodem dla głupiej! Cale nie wystarcza
zadrzeć kiecki , do góry i powiedzieć: „Ot tak! A teraz jazda!” Trzeba jeszcze coś innego
umieć. W przeciwnym razie zrobi się klapę tego samego dnia, w którym się interes otwarło!
Ale teraz dotrzyjmy do jądra sprawy!
Kiedy ludzie usłyszą, żeś już napoczęta, znajdzie się zaraz bardzo wielu, prosząc, abyś ich
najpierw obsłużyła. A ja będę, niby ojciec spowiednik, który uspakaja tłum podniecony,
bowiem gromady posłanników będą mi szeptać do ucha swoje: ps, psi! Od razu tuzin
zamówień spadnie na twą głowę. Będziemy pragnąć, aby tydzień miał tyle dni, ile ma ich
miesiąc. Już widzę, jak odpowiadam pokojowcowi jakiegoś możnego pana: „Tak, to prawda,
moja Pipcia pozwoliła uszczknąć sobie kwiatuszek dziewictwa! Dobry Pan Bóg w niebie
raczy wiedzieć, jak się to stało! Ale tej krowie, tej kumie-stręczycielce za mój dyshonor
odpłacę się z nawiązką. Moja córuchna czysta jest, jak gołąbek i na słowo Nanny raz jeno
owe paskudztwo zrobiła! Ostatnim wyciruchem musiałabym być, gdybym ciałem własnego
dziecka kupczyła! Ale Wasza Łaskawość tak mnie oczarował, że odmowy przez wargi
przecisnąć nie mogę! Zaraz po „Ave Maria” moja Pippcia u niego się zjawi.
W chwili, gdy sługus będzie się zabierał do odejścia, musisz przebiec przez dom z
rozwianemi włosami, a kiedy wejdziesz do komnat, unieś nieco oblicze ku górze, aby lokaj
mógł na ciebie spojrzeć z pod oka!
PIPPA: A to poco?
NANNA: Po to, że wszyscy owi sługusi są stręczycielami i rajfurami swych panów. Ten, o
którym teraz mówię, pomknie do swego pana, niby pędziwiatr jaki i nie mogąc złapać tchu,
pocznie mówić: „Wasza Wielmożność, tylem starań dołożył, że udało mi się dziewczynę
zobaczyć. Ma ci ona warkocze, jak złote postronki, a oczy, jak sokolica. Mimochodem
wspomniałem o Was, aby ujrzeć, jakie wrażenie sprawi na niej Wasze imię. Zaiste! kąsek to
znakomity i przypuszczam, że jednem westchnieniem lube pożary w niej rozniecicie!”
8
Starowolski.
18
PIPPA: A co za profit mieć będę z tego cygaństwa i paplaniny?
NANNA: Wzbudzą one w tym, który ciebie pożąda, dobre o tobie mniemanie, a godzinka
oczekiwania wyda mu się lat tysiącem. Ha, ha, ileż to jest głupców, którzy, zasłyszawszy, jak
pokojówka wysławia swoją panią, zaraz na umór durzyć się poczynają, aż im ślina z gęby
ciecze!
PIPPA: Zatem pokojowe są z tej samej mąki, co pachołkowie?
NANNA: Wart Pac pałaca, a pałac Paca!
Idziesz więc do domu tego gładysza, a ja ci towarzyszę.
Zapewne wyjdzie na twe spotkanie na schody, albo na sam próg domu. Ty poprawisz nieco
zmięte szatki i będziesz się trzymać godnie, ręce w małdrzyk, a buzia w ciup. Ukradkiem
spojrzysz na poczet domowników, stojących nieco na uboczu.
Później utkwisz pokorny wzrok w jego oczach, zrobisz piękny dyg i wypowiesz
pozdrowienie pełne galanterji.
PIPPA: A co będzie, jeśli się zarumienię?
NANNA: W to mi graj! Barwiczka, którą wstyd policzki młodej dziewczyny maluje, serce
mężczyzny na wosk stopi.
PIPPA: To znakomicie!
NANNA: Po załatwieniu wszystkich dwornych ceregieli, ów pan posadzi cię obok siebie, a
i mnie rzuci parę grzecznych słówek.
Utkwię wzrok w twojej twarzy, udając, że mnie twoja uroda całkowicie oślepiła! W ten
sposób zwrócę na ciebie uwagę całego zgromadzenia.
A wtedy i on rychło powie: „Madonna! Wasza matka ma rację, że was ubóstwia, albowiem
inne niewiasty rodzą dzieci, zaś ona anioła spłodziła!”
A jeśli wypowiedziawszy te słowa, pochyli się ku tobie, aby twe oczy i usta całować,
odwróć się od niego delikatnie i westchnij cichutko; gdyby ci się udało spiec w tej chwili
raczka, już byś go miała!
PIPPA: Ach! nie!— doprawdy??
NANNA: Tak, tak moja Pippo! Westchnienie i jednoczesny rumieniec są oznakami miłości,
dowodem, że zaczynasz się w nim durzyć.
Ów pan, który oczekuje od ciebie rozkoszy, zacznie sobie wyobrażać, żeś się już w nim na
umór zakochała i tem łacniej w to uwierzy, gdy go będziesz ścigać stęsknionym wzrokiem!
Gawędząc z tobą bez ustanku, zaciągnie cię do kąta i w najwdzięczniejszych, najtkliwszych
słowach wyzna ci swą miłość. Musisz na wszystko trafnie odpowiadać. Staraj się przytem
mówić słowami, któreby nie trąciły zamtuzem.
Tymczasem przybliżą się do ciebie goście, którzy przez ten czas ze mną żartowali i śmiejąc
się krotochwilnie, będą opowiadali ci różne bzdury, Ale ty nie trać zimnej krwi i czy to
milczysz, czy mówisz, zachowuj się tak, aby zarówno twoja mowa, jak i milczenie były pełne
powabu i godności. Nie rzucaj wokół spojrzeń chutliwych! Wzrok twój winien być wzrokiem
mnicha, który spogląda na cnotliwe i czyste mniszeczki! Stęsknione spojrzenia i namiętne
półsłówka zachowaj dla przyjaciela, który ugaszcza cię stołem i łożem. Śmiejąc się, nie rycz
głośno kurwim sposobem, szczęki szeroko rozdziawiając, że aż do gardziela możnaby było
zajrzeć. Żaden rys twojej twarzy nie powinien być śmiechem zeszpecony. I niech ci raczej
ząb z ust wyleci, niż brzydkie słowo! Nie klnij się na Boga, ani na żadnego świętego! Nie
staraj się zaprzeczać uporczywie: „Nie macie racji Wielmożny Panie, to nie tak było!” Nie
gniewaj się na docinki i przytyki złośliwe, któremi owi panowie usiłują nas podrażnić!
Albowiem taka, która codzień z kim innym wesele odbywa, powinna raczej stroić się w
uprzejmość, niż w jedwabie i w każdym ruchu, w każdym geście zdradzać maniery
prawdziwej księżniczki. Tylko skromność wywyższyć cię może, zaś ni aksamit, ni atłasy nie
dadzą ci okrasy!
PIPPA: Zakonotuję to sobie!
19
NANNA: A kiedy podadzą sałatę, nie rzucaj się na nią, jak krowa na siano, bierz drobne
kawałeczki i nie zatłuszczaj palców, podnosząc je do ust Nie pochylaj się przytem nad stołem,
jakbyś chciała strawę z talerza porwać. Tak czynią tylko flądry, nie mające pojęcia o dobrem
wychowaniu!
Siedź pełna godności, wdzięcznym ruchem, wysuwając ręce. Gdy ci się pić zachce, kiwnij
na sługę, lecz jeśli dzbany na stole stoją, usługuj sobie sama. Nie napełniaj kieliszka po
brzegi, przytykaj wargi wdzięcznie do szkła i nigdy jednym haustem do dna nie wysączaj.
PIPPA: A jeśli będę miała wielkie pragnienie?
NANNA: To wszystko jedno! Pij mało, aby cię nie okrzyczano za wielką pijaczkę i
ż
arłoczkę. Nie żryj potraw z otwarte mi ustami i nie mlaskaj językiem. Jedz tak, żeby tego
słychać nie było. Podczas obiadu nie rób z pyska cholewy, mów mało, chyba żeby cię o to
proszono. Poczęstuje cię kto z gości jaką potrawą, skrzydełkiem kury, kawałkiem kapłona,
lub piersią kuropatwy, to przyjmij dar z piękną podzięką i przymilnym uśmiechem, spojrzyj
jednak pytająco na swego miłośnika, jakbyś go prosić chciała o milczące przyzwolenie.
Po skończonym obiedzie nie czkaj i nie pierdź na miłość boską!
PIPPA: A jeśli mi się czknięcie, lub pierdnięcie wypsnie?
NANNA: Br… wtedy nie tylko ci, co się łatwo brzydzą, ale i sama obrzydliwość będzie się
brzydzić tobą!
PIPPA: No, a cóż się stanie, jeśli wszystkich waszych nauk przestrzegać będę?
NANNA: Zyskasz sławę najwdzięcznieszej, najmilszej kurtyzany i każdy będzie mówił o
tobie: „Cień starych trzewików signory Pippy jest więcej wart, niż ta, lub owa w trzewikach i
szacie. A ci którzy cię znają, pozostaną i nadal twemi niewolnikami; będą wszędy wysławiać
zalety twoje, pożądając cię tem więcej, im staranniej unikają pospolitych dziewek i ladacznic!
PIPPA: A cóż mam robić, kiedy obiad się skończy?
NANNA: Rozmawiaj krótką chwilkę ze swoim sąsiadem, ale nie opuszczaj miejsca, obok
swego gacha, kiedy się zbliży godzina łoża, odprawisz mnie do domu, sama zaś powiesz z
respektem: „Dobranoc moi państwo!” I wystrzegaj się, wystrzegaj się, jak morowej zarazy,
aby nikt nie widział, ani nie słyszał, jak szczasz!
Nie chodź do wychodka, nie podcieraj się chusteczką, albowiem będą z tego plewy, dla
owych kur, które byle mierzwo rozgrzebują! A kiedy znajdziesz się w alkierzu, za
zamkniętemi drzwiami, rozejrzyj się uważnie; może dostrzeżesz jaki ręcznik, lub czepeczek,
któryby pasował na ciebie. Wychwalaj owe przedmioty, ale nie proś o nic.
PIPPA: A dlaczego nie miałabym poprosić?
NANNA: Dlatego, że pies bardzo do swej suki przywiązany, sam złoży ci to, lub owo w
podarunku.
PIPPA: A gdy mi ofiaruje?
NANNA: Pocałuj go namiętnie i przyjmij.
PIPPA: Tak też uczynię!
NANNA: Podczas gdy on na gwałt będzie ściągał szaty, ty rozbieraj się powoluteńku,
mrucząc coś do siebie i wzdychając od czasu do czasu. Zapyta się skoro się obok niego
ułożysz: „Czemuż to wzdychacie, moja duszko?” Wtedy ty westchnij raz jeszcze i powiedz:
„Wasza Miłość całkiem mnie opętał!” Przy tych słowach obłap go mocno i całuj, całuj z całej
duszy!
Potem przeżegnaj się, a jeśli nie chcesz zmówić modlitwy, to poruszaj przynajmniej
wargami, aby wyglądało, że się modlisz.
Trzeba być dobrze ułożoną, aż do końca!
Ów drab, oczekujący na ciebie w łóżku, jak głodomór, który z wilczym apetytem siadł do
stołu, zanim podano chleb i wino, zacznie cię głaskać po piersiach, wciśnie w nie swoją
twarz, jakby się chciał napić, połaskocze cię po brzuchu, wreszcie dogramoli się do twojej
myszki i kilkakrotnie ją poklepawszy, zacznie cię szczypać po lędźwiach. Później przyjdzie
20
kolej na pośladki, które są naszą udręką, ponieważ nęcą ku sobie męską dłoń z
nieprzezwyciężoną siłą W końcu wepchnie kolano między twoje nogi, próbując, czy się
przypadkiem nie obrócisz! Jednak nie będzie miał jeszcze odwagi otwarcie cię o to poprosić.
Ale ty trzymaj się ostro! I choćby skomlał, łasił się i przymilał jak dziecko, nie nadstawiaj mu
tyłka!
PIPPA: A jeśli mnie przymusi?
NANNA: Nikogo nie można przymusić mój głuptasku!
PIPPA: A czy to nie wszystko jedno, czy mnie zajdzie z tyłu, czy od przodu?
NANNA: O małpko, małpko ucieszna! Mówisz, jak prawdziwy głuptasek! Powiedz mi, co
jest więcej warte: talar, czy dukat?
PIPPA: Teraz was rozumiem! Srebro mniej warte, niż złoto!
NĄNNA: Słusznie mówisz! Ale, ale przypominam sobie wspaniały koncept.
PIPPA: Naucz mnie go!
NANNA: Słowo daję, doskonały kawał!
PIPPA: Proszę, proszę mateczko!
NANNA: Kiedy cię tak pcha i tarmosi, chcąc cię przewrócić według swego widzimisię,
obmacaj go, czy nie ma jakiegoś łańcuszka na szyji, albo pierścienia na palcu. I kiedy stary
zrzęda będzie raruczyć, wprowadzony w pokusę przez zapach pieczeni, spróbuj, czy ci się nie
uda capnąć mu tych klejnotów,
A jeśli nie da sobie nic zabrać, powiedz mu prosto z mostu:
Co?... Wasza Miłość robią takie plugastwa od tyłu? Wtedy weźmie się do ciebie w rozsądny
sposób! Albowiem pieszczotki, które owym świderkom grę ułatwiają, nieomylnie wiodą ich
do zguby, a doznane słodycze życia ich pozbawiają.
Tylko ze sklepem kramarskim porównać można owe żarty, zabawy, figliki i krotochwile,
któremi darzy dobrze wyuczona kurwa!
PIPPA: Jakież zabawne porównanie robicie?!
NANNA: Przypatrz się kramarzowi! Ma ci on tasiemki, zwierciadła, rękawice, wianuszki,
wstążki, naparstki, szpilki, igły, pasy, czepki, mydła, wonne olejki, puder cypryjski, różance,
paciorki, sztuczne włosy i sto tysięcy innych rzeczy!
Takoż i gamratka na swem posłaniu. Słówka, uśmiechy, pocałunki, spojrzenia! Ale to
jeszcze nic! Ma ci ona w swych dłoniach i w swem puzdereczku wszystkie rubiny, perły,
djamenty, szmaragdy i melodje całego świata.
PIPPA: A to jakże?
NANNA: Co, jakże? Ha! Każdy mężczyzna czuje się w siódmym niebie, kiedy jego
ukochana przyjaciółka chwyci go za ogonek, owo dwa, trzy, albo cztery razy w ręku zgniecie,
aż ci dęba stanie, a potem kiedy stanął, troszeczkę nim potrząśnie. A wtedy puści małego
łajdaka i jajca do ręki weźmie, gładząc je leciutko.
Potem poklepie go po dupie, pogmerze we włosach i zacznie na nowo klepać po tyłku, aż
kutasisko sokiem nabrzmiałe wyglądać pocznie, jak ów, co wyrzygaćby się pragnął, a nie
może!
Miłośnik, który takich pieszczot doznał, dumą się nadmie, niby opat i nie zamieni swych
rozkoszy na rozkosz, jakiej doznaje łechtana maciora.
Zaś, gdy ujrzy, że ta, na której jeździć miał zamiar, sama niby amazonka wskoczy na niego,
wtedy już całkiem ducha popuści od słodkiej rozkoszy!
PIPPA: Co ja słyszę!
NANNA: Słuchaj i naucz się odprzedawać swój towar. Daję ci słowo, że sprytna dziewka,
która sama na kochanka wlezie, prędzej wyciągnie mu z portek wszystkie pieniądze, niż to
kości i karty szulerów potrafią.
PIPPA: A gdy płacić nie zechce?...
NANNA: Alboż to mało sposobów do wysadzenia go z siodła?
21
PIPPA: Opowiedzcież mi choć o jednym!
NANNA: Chętnie, posłuchaj tylko! Gdy ci się już znudzi, zacznij popłakiwać, stań się nagle
poważna, nie poruszaj się i leż cichutko! Ów ciałożerca zapyta się, przerywając: „Cóż tam
znowu?” Zaś ty zajęcz tylko! Będzie musiał zrobić przerwę i rzec: „Serce najdroższe, czy cię
boli, czy nie sprawia ci przyjemności rozkosz, jakiej ja zażywam?” Wtedy odpowiesz: „Ach
drogi staruszku!!... chciałabym!”
No cóż takiego?.. W tem miejscu zrób minkę, jak łaszący się kotek! A potem nawpół przez
słowa, na wpół przez znaki, daj mu do zrozumienia, że chciałabyś się nadziać na włócznię
sposobem Gianetty!
PIPPA: Wyobraźcie sobie, że już to zrobiłam i mówcie dalej!
NANNA: Rozsiadłszy się wygodnie, obejmij go za szyję rękoma i daj mu z dziesięć
pocałunków. Potem weź jego łodygę do rąk i gnieć ją tak długo, aż ją szał opanuje. Kiedy już
tryska ogniem i skrami, wraź ją do osi i wgnieć się w nią z całej siły. Po chwili westchnij,
jakbyś już była gotowa i powiedz: „Mnie się już przytrafiło, a wy, czy prędko skończycie,
Wielmożny Panie?!” Ogier odpowie wzruszonym głosem: „Niedługo, moja nadziejo!” Gdy
zauważysz, że mu się już przytrafia, powstrzymaj go i powiedz: „Jeszcze nie, jeszcze nie,
moje życie” i wsadź mu język do ust, ale uważaj przy tem, aby klucz z zamka nie wyskoczył!
Później pchnij, odsuń się i znów się przysuń, natrzyj mocno, obrabiając go bez ustanku!
Krótko mówiąc, musisz przy tej pracy naśladować ruchami grających w piłkę! Gracze owi,
raz w tę, raz w ową stronę się biorą, udając, że chcą piłkę rzucić. A gdy dobrze już omylą
czujność przeciwników, wtedy dopiero rzucają z całej siły,
PIPPA: Upominaliście mnie przecież, abym się zachowywała skromnie, a teraz uczycie
mnie takich sprośności?
NANNA: To wszystko leży w zakresie mego zadania; albowiem w łożu musisz być
nierządnicą, w tem samem tego słowa znaczeniu, jak gdzieindziej dobrze wychowaną damą.
Staraj się, aby nie było pieszczot do pomyślenia, któremi nie obdarzyłabyś swego towarzysza
łoża! Bądź zawsze na pogotowiu i drap go tam, gdzie go swędzi! Ha, ha, ha!
PIPPA: Z czegóż się tak śmiejecie?
NANNA: Śmieję się z wykrętów, które powymyślali sobie biedni ludziska, którym już
stojaczek nie staje!
PIPPA: Jakież to wykręty?
NANNA: Zwalają winę na to, że za dużo kochali. I z pewnością, gdyby tej wymówki nie
mieli, byliby w jeszcze większym kłopocie, niż lekarze, kiedy im chory, zapytany o stolec,
odpowiada, że się już usrał! Wtedy nie wiedzą już, jakieby medykamenta przepisać i stoją
mocno zafrasowani! Takoż i staruszkowie, kiedy się na nas wdrapią i płacą nam fałszywą
monetą miłosną i długiem gadulstwem!
PIPPA: Chciałam się właśnie was zapytać, jak się mam odnosić do owych zaślinionych
pierdoł, którzy śmierdzą zarówno z tyłu, jak i z przodu. Zapaćkają mnie swemi bździnami,
kiedy ich będę przez całą noc na karku znosiła! Mogłabym się łatwo zatknąć, lub zacuchnąć
się do reszty! Moja krewniaczka opowiadała mi, że jakaś panienka zemdlała w takiej okazji!
NANNA: Dziecinko, zapach talarów jest tak słodki, że smród plugawego oddechu i fetor
zapotniałych nóg wcale naszego nosa nie drażni! Ci panowie płacą wagą złota za cierpliwość,
z jaką znosimy ich braki! Słuchaj uważnie, albowiem chcę ci powiedzieć, jak się masz
zachować z owymi „musico musicorum”. Jeśli dogodzisz zachciankom tych ludzi i poddasz
się im cierpliwie — wówczas wszystkie ich dobra do ciebie należą!
PIPPA: Opowiedzcie mi jeszcze trochę szerzej o tych babakach.
NANNA: A zatem siedzisz sobie przy stole z chutliwymi rypałami, którzy mają dobre
chęci, ale marne lędźwie.
Pippo, tam ci są dopiero potrawy i wina, jak się patrzy, a tony górne, jak u Wielkich
Panów!!
22
Doprawdy, słuchając ich przechwałek, miałoby się ochotę powiedzieć: ci ze srogim
pocztem jadą, a gdyby ich czyny bohaterskie w pierzynie, odpowiadały czynom dokonanym
na małmazji i bażantach, to mogliby się wysrać na bohatera Rolanda. Ale te namiętne
pyszałki pokładają całą nadzieję w pieprzu, truflach, jarmużu i kordjałach, sprowadzanych z
Francji. I takie świństwa łykają masami, nadziewając się niemi, jak chłop winogronem.
O! przy takich ucztach możesz jeść ile ci się podoba!
PIPPA: Dlaczego?
NANNA: Bo im przyjemność sprawia, karmić cię, jak niemowie!
Widząc, że zajadasz z apetytem, cieszą się jak koń, który słyszy gwizdanie pachołka,
wiodącego go do wodopoju.
A pozatem nie lubią tego starcy, aby dziewczyna zachowywała się jak oblubienica lub
dorynda.
PIPPA: Więc, gdy z nimi ucztuję, to mogę nie wylewać za kołnierz!
NANNA: Na jądra świętych młodzianków! Pojęłaś mnie i jeśli będziesz nadal robić takie
postępy, to się wydłużą pyski innym kurwom, jak proboszczowi, kiedy mu małe datki do
skarbony lecą!
Ale, ale, siedząc ze starcami przy stole, nie czyść sobie zębów serwetką i nie płucz ust
wodą, albowiem mogliby się urazić, szepcząc do siebie: „Oto wydrwiwa się z nas, że mamy
chwiejące się zęby, które w gębie sztucznie woskiem przymocowujemy!
PIPPA: Właśnie, że będę je czyścić! Niech się martwią!
NANNA: Ani mi się waż!
PIPPA: No, dobrze już, dobrze!
NANNA: Zato, możesz w zębach porządek zrobić ukradkiem, wykłuwając je sobie
patyczkiem z rozmarynu!
PIPPA: A jakżesz to będzie, kiedy pójdę z tymi starcami do łóżka?
NANNA: Ha, ha, ha!! Od śmiechu aż mi burczy w żywocie! Przed obłapką zawżdy chodzą
do sracza, dokąd ty, będąc na wizycie u panów, nigdy chodzić nie powinnaś! O jakżesz oni
się tam wiercą, nadymają się i strzelają! Tak mocno nie dmucha żaden miech kowalski!
Katują dupsko, chcąc wypchać na świat Boży gówniany kołek, zaś w ręku trzymają torebkę z
miętówkami i pigułkami lukrecjowemi, aby ułagodzić nieco dręczący ich kaszel.
Trzeba przyznać, że ślicznie wyglądają w jednym tylko kaftaniku na gołym cielsku. Piękni,
jak koczkodani! Przypominają sobie młodość, niby osły i oślice zielone chwasty i prawią nam
dusery w słowach tak rozwlekłych, że napróżno siliłabym się je powtórzyć. Mimowoli
przychodzą na myśl bajki piastunek, których dzieci ani w ząb nie rozumieją. Wtykają ci swą
nadobną kiełbaskę do pięści, ssą cycki, włażą na kark, jakbyś była kobyłą i każą ci się kręcić
to w tą, to w tamtą stronę. Musisz ich drapać pod pachami i po brzuchu, ale bierz się do tego z
zapałem, a gdy ich już trochę roznamiętnisz, chwyć znów za ptaszka i potrząsaj nim
wdzięcznie, aż ci łepek, jako tako do góry zadrze! Im bowiem kota bardziej głaszczesz, tem
bardziej ogon wznosi!
PIPPA: To on starcom jeszcze staje?
NANNA: Tak, czasami, przez omyłkę, ale prędko znowu opada.
Gdybyś widziała swego ojca, Panie świeć nad jego duszą, jak podczas ostatniej choroby
usiłował osiąść na łóżku i zaraz bezwładnie sztywny i zimny znów opadał, miałabyś w nim
obraz kusia tych staruszków. Wygląda jak glisda, która się kurczy i wyciąga i w ten sposób
naprzód się porusza!
PIPPA: Nauczyliście mnie wszystkiego, co mam czynić, kiedy siedzę na chłopie okrakiem,
a także powiedzieliście mi o wszystkich okolicznościowych igraszkach, ale nie wiem jeszcze,
jaki temu wszystkiemu ma być koniec?
NANNA: Nie potrzebujesz o nic więcej pytać! Już cię rozumiem i gorliwość twoja napełnia
mnie taką dumą, że jestem w siódmem niebie!
23
Chcesz wiedzieć, do czego służą owe wszystkie małe figliki. które masz robić, kiedy
siedzisz na swadźbiącym, jak to się zwykło wyrażać!?
PIPPA: Wsadziliście mateczko palec do właściwej dziury!
NANNA: Przypominasz sobie może, Pipeczko, jak to uczynił ów Zoppino
9
który przed
widzami odgrywał legendę o Campriano?
PIPPA: Zoppino? Wiera, wiem! Cały świat się zbiegał, chcąc posłuchać jego śpiewu!
NANNA: O nim też mówić pragnę! Poszłaś raz z córkami kuma Piotra: Kachną i
Kasiuchną, na owo przedstawienie i śmiałaś się do rozpuku z krotochwl Zoppiny!
PIPPA: Tak, tak, przypominam sobie!
NANNA: Zoppino śpiewał wówczas o tem, jak Campriano wsadził swemu osłu trzy funty
grosiwa do dupy i powędrował z bydlątkiem do Syeny. Tam sprzedał go za sto dukatów
dwóm kupcom, którym zawrócił głowę, że osioł sra złotem.
PIPPA: Ha, ha, ha!
NANNA: Historyjkę tę opowiedział tylko do połowy. Urwawszy w miejscu najmniej
oczekiwanem, wypróżnił zanadrza i zaczął sprzedawać tysiące najrozmaitszych balsamów i
drjakwi!
PIPPA: Jeszcze nie bardzo wiem, o co wam chodzi!?
NANNA: O ty podporo i nadziejo mojej starości! Pozwól mi się wygadać swobodnie do
końca, będzie to z wielką korzyścią dla ciebie! A zatem, kiedyś tak już rozpaliła owego
kaczałę, że gotów jest wypluć ślimaka, zatrzymaj się nagle i powiedz: „Już nie mogę
więcej!!” A wtedy niech prosi, żebrze, skamle, błaga, ile chce! Odpowiadaj: „ani tyćko, ani
tyleczko, ani odrobiny więcej!” Fora Adamie, fora z tak rozkosznego dwora!
PIPPA: O, nawet mu powiem, że więcej nie chcę!
NANNA: Możesz i to powiedzieć! Bowiem rozwścieczy się wówczas jak gorączkujący,
któremu wyrwano z ręki kubeł zimnej wody. Kiedy zaczniesz złazić z konia, będzie ci czynił
różne obiecanki, aż wreszcie rzuci się na sakiew i całą zawartość ci ofiaruje. Ty zaś udawaj,
ż
e nic nie chcesz od niego. Albowiem to twoje „ja nie chcę i nie mogę” akurat w pośrodku
najlepszej roboty, odpowiada dokładnie postępowaniu Zoppina. W chwili, gdy publika za
brzuch się trzyma od śmiechu, nie kończy on swojej powiastki o Campriano i zaczyna
sprzedawać proszki i pigułki! Zaś ludziska stoją oniemieli z rozdziawionemi gębami I
PIPPA: Acha! nareszcie was zrozumiałam, wracajmy zatem do naszego staruszka.
NANNA: A tak, tak, staruszek, staruszek, ten ci się poci i sapie, jak prawdziwa dupa w
grochu!
Będzie się męczył i biedził, aby ci wtentegować, a jednak nic nie zwojuje! Rzecz w tem,
ż
eby mu trochę dopomóc! Przytul główkę do jego piersi i powiedz; „Kto jest wasza
kurweczka? Kto jest wasza krew i wasze życie? Papo, papusiu, papeńko! Czy ja nie jestem
waszą koniczynką?” A przytem gładź każdą zmarszczkę i każdą brodawkę na jego cielsku,
mówiąc: „a kili, kili!'1 Śpiewaj mu przytem: Lulaj, że, lulaj! i kołysz go, jak dzieciaka w
powijakach.
Stoję o zakład, że będzie się zachowywać, jakby był małym chłopczykiem, szepcząc do
ciebie: „mamo, mamusiu, mateńko!” Wtedy weź się za niego ostro i wymacaj, czy jego
sakiew nie leży przypadkiem pod poduszką. Jeśli ją tam znajdziesz, nie zostaw wewnątrz, ani
miedziaka. Trzeba użyć tego wojennego wybiegu, albowiem im się gęba z mieszkiem wadzi,
gdy tylko chwila rozkoszy przeminie! Obracają dukata w palcach przez cztery godziny, zanim
go oddadzą. Jeśli przyrzekną ci szaty i naszyjniki, nie daj im chwili spokoju, aż obietnicy
dopełnią.
Potem niech cię obrabia chociażby palcem, pakując go z przodu lub z tyłu, jeśli to uzna za
stosowne!
9
Bohater dialogu „Ragionameato del Zoppio”.
24
PIPPA: Nie bójcie się, już ja sobie poradzę.
NANNA: Słuchaj dalej! Wielcy to zazdrośnicy, a rękę mają równie skorą do bijatyki, jak
język do wymysłów. Ale jeśli potrafisz ich ujeździć, to prócz deszczu podarunków, będziesz z
nich miała jeszcze niebiańską uciechę. Jakbym ich jeszcze tutaj przed sobą widziała:
Rozklekotani, jak pradziadkowie Antychrysta, w portczynach i kaftaniku z wypłowiałego
brokatu, federpusz na aksamitnym berecie i wielki djament pośrodku złotego medala.
Broda siwa, ręce i nóżki drżące, a na gębie pełno zmarszczek!
Był ci taki jeden, który całemi dniami łaził pod moim domem, gwiżdżąc, warcząc i
chrapiąc, jak kocur w styczniu! Ze śmiechu teraz jeszcze szczam w koszulę, kiedy pomyślę o
jednym wspaniałym psikusie!
PIPPA: O proszę, opowiedzcież mi tę historyjkę!
NANNA: Pewien łotr-oszust zawrócił mu w głowie, że ma farbę do włosów, tak czarną, tak
smolisto-węglowo-kruczo-czarną, że djabeł by się biały wydawał w porównaniu z nią!
Jednakże cena była strasznie wysoka i minęło parę miesięcy, zanim się dał nabrać!
Ostatecznie wykoncypował sobie, że jego łeb cebulowy i kłakowata broda są przeszkodą w
miłości i wypłacił tedy łotrzykowi dwadzieścia pięć bitych, wenecjańskich dukatów. Ów, albo
go chciał oszukać, albo też zadrwić z niego, dość, że ufarbował mu włosy i brodę
najpiękniejszą, turkusową farbą, używaną do malowania ogonów koniom tureckim i
arabskim.
Stary lubieżnik musiał się ogolić, aż do samej słoniny! Długi czas był pośmiewiskiem
całego miasta, a i dzisiaj jeszcze ludzie ryczą z uciechy, słysząc o tej przygodzie!
PIPPA: Ha, ha, ha, a to stary głupek! Jeśliby taki wpadł w moje pazury, już jabym
wystrychnęła go na dudka!
NANNA: Ani mi się waż! Nie wykpiwaj się z nich nigdy, zwłaszcza wobec ludzi,
albowiem, kto starych nie szanuje, ten biedę poczuje! Mianoby cię za łotrzycę niegodziwą,
gdybyś pozwoliła sobie naigrawać się z tak godnej osoby. Trzeba, abyś udawała, że go
głęboko w sercu nosisz, a gdy wspomnisz jego imię, to nie inaczej tylko z dygiem. Tym
sposobem miłość twoja będzie odmładzać tych staruszków, a jeśli przyjdzie ci ochota
pośmiać się z nich, to poczekaj, aż będziemy same!
PIPPA: Jeśli tak ma być dobrze, będę wam posłuszna!
NANNA: Teraz przechodzimy do Wielkich Panów.
PIPPA: Dobrze, dobrze mateńko!
NANNA: A zatem Jego Miłość prosi, abyś do niego przyszła. Tam musisz się zachowywać
wykwintnie, nie jak głupia gęś i nie jak flądra, bowiem ci Wielcy Panowie przywykli do
obcowania z dobrze ułożonemi damami. A jeśli się tam będzie grać na klawicymbałach, lub
ś
piewać, to podnoś uszy i słuchaj uważnie, chociażbyś nic, a nic nie rozumiała! Natknąwszy
się na poetów, rozmawiaj z niemi uprzejmie i udawaj, że cenisz ich więcej, od samego pana
domu!
PIPPA: Na cóż to?
NANNA: Tego by tylko brakowało, żeby jakiś tam wierszorób piosenki o tobie składał i
niecne potwarze rozgłaszał, na których takim frantom nigdy nie zbywa. To ci byłaby dopiero,
ładna historja, gdyby o twym żywocie książkę wydrukowali, a zdarzyło się, że jeden łabaj ze
mną to uczynił, tak jakby na świecie nie było zgoła gorszych nierządnic odemnie! Jeślibym
zechciała rozgłosić przygody kogoś — no! — wiem już o kim mówię — słońce by zbladło na
niebie! A co za krzyki powstały z racji tej książczyny!
10
Jeden gani to, co tam stoi o
10
Aluzja do pierwszego dnia „Rozmów”, djalogu o życiu mniszek. Djalog ten maluje zepsucie panujące w
klasztorach i pod względem wyuzdania przewyższa wszystkie inne. Aretino obawiając się skandalu we wstępie
do tego utworu dość gęsto się tłomaczy: „Płomienie mego ognistego pióra wypalić muszą one haniebne
znamiona, któremi chuć niesforna życie tych mniszek splamiła. Cały świat zapchały już bękartami, a smród ich
zepsucia czystym pączkom dziewictwa odebrał wszelką radość życia. Nie mówię tu o oblubienicach niebieskich,
25
mniszkach i powiada, że zełgałam okrutnie. I nikt nie domyśla się, że opowiadałam tę historię
Antonji, chcąc ją rozśmieszyć, a nie po to, aby mniszki oczernić, jakbym to snadnie uczynić
mogła! Ale świat już nie ten, co drzewiej, nie masz na nim miejsca dla doświadczonej
kobiety!
PIPPA: Nie wpadajcie w taki gniew!
NANNA: Słuchaj Pippo, byłam mniszką i porzuciłam klasztor, bo go porzuciłam. A
gdybym chciała wtajemniczyć Antonję, „jak to „mniszki za mąż wychodzą”, jak ci każda ma
mnicha, którego słodkim przyjacielem nazywa — doprawdy wielebym miała do gadania!
Wystarczyłoby przytoczyć tutaj owe historyjki, opowiadane po powrocie z kazania przez tych
pasibrzuchów. Na dźwięk sprośnych słów boskie stygmaty otrząsają się ze wstrętu! Wiem
doskonale, co oni wyrabiają z wdowami, które ich raczą przyodziewkiem, żarciem i piciem.
Znam ich igraszki i zalecanki!!
Z pewnością nie lada damą była kochanka owego mnicha który raz jak smok szalał na
ambonie i wszystkich obecnych na dno piekieł wysyłał, aż tu nagle wyleciała mu z zarękawka
nocna szlafmyca i spadła prosto na głowy słuchającego motłochu! I oto ujrzano na podszewce
misterny haft: serce z cielistego jedwabiu, płonące czerwonym ogniem, a dokoła słowa
czarnemi literami: „Miłość żąda wierności, a osioł kijów”. Zgromadzeni zatrzęśli się od
ś
miechu i zachowali szlafmycę, jako relikwję. A to, com paplała o obrazie Świętej
Nacrrxfissy i Massetto z Lamporecchio, jest oczywiście czystem łgarstwem! Natomiast
prawdą jest, że zamiast obrazów, wiszą tam włosienice, dyscypliny z gwoździami, ostre
zgrzebła, sandały, korzonki, jako symbol nieprzestrzeganych postów, kubki drewniane, trupie
czaszki, mające przypominać o śmierci, więzy, sznury, kajdany, bicze, jednem słowem
mnóstwo rzeczy, straszących oko gościa, ale nie strasznych dla grzesznic i mniszek, które
temi gratami ściany upstrzyły!
PIPPA: Czyż to możliwe, że jest tam tyle rupieci?
NANNA: Och! jest tam tego znacznie więcej, tylko narazie nie mogę sobie nazw
przypomnieć.
Ale cóżby to rzekły pewne kołtunki, gównowąchałki, gdybym zdradziła, że przeorysza,
zamykając oczy, nie chce widzieć, jak to siostra Crescentia i siostra Gaudentia z pieskiem
igraszki czynią. Abyście codziennie miesiączkę miały, wy wywłoki przeklęte, mądrynie,
mądruchy, krasomędrki, natrząsające się z wymowy własnych preceptorów!
PIPPA: Jakto, czyż już nic można mówić, jaksię komu podoba?
NANNA: Niech się zadławią te gęsi, które nosem kręcą, gdy kto mówi gwarą ludową,
podczas gdy same strugają swoje frazesy, jak rzodkiewki! Proszę cię, dziecko drogie, mów
zawsze tak, jak cię twoja mateczka uczyła i pozostaw Madremie i jej podobnym wszystkie te
górnolotne wyrażenia: „Niechaj nieba wam będą łaskawe, a godziny przychylne”. „Do stóp
Waszej Łaskawości się ścielę”. „Niech Morfeusz czuwa u Waszego łoża” Niech się z nas
ś
mieją, kiedy w prostocie ducha używamy niewyszukanych słów: „Dajcie pyska do
zobaczyska” -- „dobrej nocy wam życzę, bywajcie--a zachodźcie od czasu do czasu!”
PIPPA: Stare wroniska!
NANNA: Tak, tak, trafnie je nazwałaś. Niebezpiecznie teraz gębę otwierać. Ale ja, to
jestem ja, a gdy gadam, nie wydymam policzków, jakbym chciała wypluć przesolony rosół.
Chodzę na dwóch nogach, a nie na żórawich łapach, paplę, co mi ślina na ozór przyniesie, a
nie wyciągam słów gwałtem widelcem z gardziela! Albowiem to są słowa, a nie marcepany!
Kiedy mówię, mówię jak kobieta, a nie jak sroka! Nanna pozostanie zawsze Nanną, zaś cała
o służebnicach Pana, które jeszcze na świecie istnieją. Kiedy o nich pomyślę zaraz się świeższy czuję od owego
dziwnego dechu świętości i nabożności, co duszę napełnia zapachem przeczystych różyczek, kiedy się człek do
ich cel przybliża.
O tych mniszkach, co na śluby klasztorne zważają, nie mówi Nanna, jak to sami usłyszycie z jej rozmów z
Antonją'' (Ragłonamenti: Parte I, Dedica).
26
mędrkująca ciżba, co włos na jaju radaby wynaleść, cały ten motłoch powiadam, nie ma
nawet tyle powagi, żeby nią sobie dupsko przykryć. A koniec końców, kto potępia wszystko,
a sam do niczego nie jest zdatny, tego imię dotrze conajwyżej do najbliższej karczmy,
podczas gdy wieści o mnie zawędrowały już do Turcji! Zatem wiedzcie, wy durnie, dubiele,
kauzyperdy, że tkać i haftować będę tkaniny, według swego widzimisię. Wiem dobrze, gdzie
przędzy szukać i dość mam motków, aby kawałki pozszywać i dziury wyłatać!
PIPPA: Te stare pudła samochcąc lezą w mrowisko! Jeśli im do oczu nie staniemy, to będą
się ciągle nad nas wynosić, nadymać, aż pękną nareszcie.
NANNA: Wczoraj pyta mi się jedna Sybilla, natchniona wróżka Beffana,
11
co znaczą
słowa: „Ad libitum, in extenso, in transitu, cyrkumstancja, konfiguracja, komprobacja,
konfluencja, perturbacja, abrewjacja, memorabilje i antypasty”.
Objaśniłam jej te hieroglify, a ona zaraz zapisała sobie ich znaczenie! Pysznić się będzie
niemi teraz z pewnością, jakby je we własnym piecu, z własnej mąki wypiekła. Ale ja żyję
sobie jak się zdarzy i nie suszę sobie głowy nad tem, czy lepiej jest powiedzieć; „nic”, czy
„ani krzty”.
PIPPA: Nie psujcie sobie więcej krwi z powodu tych srok przekornych. Wierę, w głowie mi
się już zamąciło i w końcu wszystkie wasze rady mi się pomylą.
NANNA: Strasznie zawzięta jestem na te klempy, które tylko patrzą, jakby nogę podstawić,
sosy i bigosy z wyczupirzonych słówek robią i na kształt mendoweszek czepiają się człeka!
Przypominam sobie, że ostatnio mówiłam ci, jak się masz obchodzić z poetami, których
spotyka się zazwyczaj u stołu wielkich panów.
PIPPA: Właśnie na tem stanęliśmy.
NANNA: Rozmawiaj z nimi przyjaźnie i proś ich o sonet, kanzonę, lub madrygał, a gdy ci
ofiarują, podziękuj tak serdecznie, jakbyś drogocenne klejnoty otrzymała. Otwieraj im
zawsze, skoro do twoich drzwi zapukają, są to bowiem ludzie wyrozumiali.
PIPPA: A jeśli mimo wszystko nie miałabym ochoty im otworzyć?
NANNA: O, wtedy omłócą cię paszkwilami z pod ciemnej gwiazdy! Nic to, że każda
zmiana księżyca mózgi im warzy; dopieroż to będzie, gdy ich gniew przeciwko tobie uniesie!
Miej się przeto na baczności! Ujrzawszy, że jesteś zajęta, odejdą sobie, nie bardzo zbici z
tropu, i powrócą ze swemi zalecankami, gdy już innych pozałatwiasz! Ale teraz, że to kobieta
nigdy dwóch słów składnie do kupy nie złoży, zanim wrócę do twego Jaśnie Oświeconego,
powiem ci o figliku, który mi przyszedł do głowy, gdym ci o staruszkach mówiła!
PIPPA: Dobryż to musi być koncept, skoro sobie przerywacie opowiadanie.
NANNA: Ha, ha, ha! Będą tam, Pippo, na stole rozmaite słodycze; weź kilka cukrzonych
migdałków, odsuń nieco obrus i powiedz: „Jeśli padając w krzyż się ułożą, będzie to dowód,
ż
e mój kotuś, mój stary pieszczoch mnie jedną, jedyną na świecie kocha; jeśli zaś krzyż się
nie uda — wywnioskuję stąd snadnie, że jakąś inną ladaco ubóstwia!”. Jeśli krzyż dobrze się
ułoży, wznieś ręce ku niebu, otwórz szeroko ramiona i ze wszystkich sił uściśnij poczciwca i
pocałuj go tak ogniście, ile ci sił starczy! Zmięknie-ci on wówczas w ramionach, jak człowiek
grotem rażony. A gdyby nic z krzyża nie wyszło, uroń parę łez, westchnij boleśnie, wstań z
krzesła, podejdź do ognia w kominie i udawaj, że go podsycasz, by ukryć swój gniew. Wtedy
ten kuternoga zajdzie ci z tyłu, będzie cholewki smalić, zaglądać w oczki z figlarnemi
minami, przysięgając na krew i duszę, że ciebie jedyną na całym świecie kocha. W alkowie
przekomarzaj się z nim, dopóty, aż cię czem nie obdaruje. Później możecie zawrzeć pokój na
pierzynach!
PIPPA: Posłucham twoich rad, mateczko!
NANNA: Spodziewam się tego po tobie, córuchno! Przybywasz więc do tego chełpliwego
fircyka, który wciąż paple: „Tę wstęgę dała mi pani mantuańska, tę znowu księżna z Lukki, tę
11
We Włoszech jeszcze dotąd Święto Trzech Króli nazywają „Beffana”. Dzieci oczekują staruszki „Beffany”,
która przynosi im zabawki (nasz. św. Mikołaj).
27
królowa, hrabina, a wreszcie gówno wie kto!!” Chwal wstążki i udawaj, że się nadziwić nie
możesz, iż wszystkie murzyńskie księżne chrztu nie przyjmą, aby z tak zacnym kawalerem
obcować. A gdy zacznie gadać o cudach swego męstwa, których dokonał przy oblężeniu
Florencji i podczas plądrowania Rzymu, szepnij na ucho swemu sąsiadowi, ale tak, aby cię i
tamten picuś usłyszał: „Cóż za dworny pan! Oczarował mnie zupełnie swoją postacią!” On
uda, że nie dosłyszał i tu się zacznie dopiero puszyć na dobre. Pamiętaj zaś, że w nienawiści
cię będzie miał, jeśli go pochlebstwem nie ukontentujesz, naśladując w tem owych
dworaków, którzy głupotę swego pana pod niebiosa wynoszą.
PIPPA: Słyszałam już coś o tem!
NANNA: Jaśnie Oświeceni biorą się na lep pochlebstw i nadskakiwań, to też nie żałuj im,
jeśli chcesz, aby ci coś od nich kapnęło, inaczej wrócisz do domu z pełnym brzuchem, ale z
pustym worem. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ! A nawet, gdy miłość ich miała
przynosić więcej zaszczytu, niż profitu, i to lepiej ich unikać. „Tacy” chcą, aby dla nich był
cały półmisek, a inni niech się jeno oblizują. Gdy do drzwi na ich wołanie zaraz nie
podskoczysz i na ścieżaj nie otworzysz — naślą ci drabów i pachołków, by pod oknami rumor
czynili. Są oni, jak te brytany, co na psiem weselu, póty zęby szczerzą, póki wszystkich
wspólzalotników nie przepędzą. Takie maniery wystraszą wszystkich płochliwej natury,
zostaną jeno ci, którzy na zapachu pieczeni zwykli poprzestawać,
PIPPA: Boże mnie broń od tych Jaśnie Wielmożnych!
NANNA: A teraz chcę cię nauczyć pewnej sztuczki, która będzie ich drogo kosztowała.
Kiedy Jego Wysokość zacznie się rozbierać i leźć do łoża, nałóż jego beret i kaftan i przejdź
się po komnacie. Ujrzawszy, jakeś się to nagle z kobiety w chłopczyka przemieniła, rzuci się
na ciebie, niby wygłodzony na gorący chleb i nie mogąc się doczekać, aż wejdziesz do łóżka,
rozkaże ci się oprzeć głową o ścianę, albo o skrzynię, a tu ci tylko tyle powiem: raczej daj się
poćwiartować, ale na to mu nie pozwól, dopóki nie podaruje ci kaftana i bereta, abyś mogła i
nadal w tym stroju do niego przychodzić. Przedewszystkiem zaś studjuj sztukę pochlebstwa i
podlizywania się, są to bowiem hafty na owej sztuce, która do życia pomaga. Mężczyźni
pragną być oszukiwani! Nie skąp im więc spojrzeń, pieszczot, uśmiechów i słówek, trzymaj
ich rękę w swojem ręku, a całując, kąsaj ich w wargi, że aż wrzeszczeć będą z rozkosznego
bólu. Sztuka na tem polega, aby tym gamoniom chrabąszcze przez nos puszczać.
PIPPA: Nie głucham i nie niemowie to mówicie.
NANNA: Myślę!
PIPPA: O czem-że?
NANNA: Myślę o tem, że gdyby tak do uszu tych kapcanów doszło to, co tutaj mówimy,
nie tak łatwo byś ich na hak przywiodła!
PIPPA: A któż mógłby to rozgłosić?
NANNA: Ściany mają uszy, łóżka mają uszy, krzesła, okna, a nawet ta mucha, która mi w
tej chwili koło nosa lata. O, Wielki Pan jest mocno podejrzliwy! Ze zwierzem takiej szerści
obchodź się sprytnie i szybko przypraw mu rogi. Przypuśćmy, że jesteś przyjaciółką pewnego
jegomościa, który jest zazdrosny o kogoś innego i że ten ktoś inny jest dla ciebie cenną
znajomością, nie taką zapewne, jak ten pierwszy, ale bądź, co bądź szkoda by ci było
postradać go. Ów pierwszy asan rozkaże ci, abyś mu nie otwierała drzwi, nie rozmawiała z
nim i nie przyjmowała żadnych podarunków. Wtedy konieczne są piekielne zaklęcia,
kluczkowania, potrząsania głową, głośne zapewnienia i gesty ździwienia, iż mógł uwierzyć w
to, że dla takiego barana chcesz go porzucić. „A to rzeczywiście wspaniałe! Wierzycie, że
mogłabym odejść od was dla takiej oślej głowy, dla takiej głupiej mordy?” Zażądaj sama, aby
cię pilnował i powiedz, że szpiegów z własnej kieszeni opłacisz. Potem idź do alkierza,
zamknij się i nie wychodź, a jeśli mimo tego, podejrzliwość jego się nie zmniejszy, nie trać
czasu i wynagródź hojnie biednego banitę. Skoro tylko zazdrośnik odejdzie, wpuść go do
domu pod pozorem, że odnosi chleby do piekarza. W nocy ukryj go w alkierzu służebnej i nie
28
zapomnij postawić tam swego nocnika. Wieczorem jedz potrawy, które działają na
rozwolnienie, albo udawaj tylko, że masz ból brzucha. Opuść, stękając i jęcząc, miejsce u
boku gacha i idź do owego drugiego, który już czekać będzie na ciebie, a mając róg na
pogotowiu, zabodzie cię, gdzie nie szkodzi zdrowiu! Pełna uciechy, rycz wówczas, jakbyś
rodziła...: „Ach, ach, umieram!!” Gdy interes skończycie, powróć do swego zazdrośnika,
oswobodzona od wszystkich boleści. Wtedy będzie i wilk syty i owca cała, jak to zwykł
mówić rozrzutnik Armellino. A teraz przypuśćmy, że ów zazdrośnik zwęszył coś nie coś.
Podnieś rękę do przysięgi i z pewną miną zaprzeczaj wszystkiemu, mówiąc: „dyrdymałki to
jeno, psiego gówna nie warte!” Jeśli go wściekłość opanuje, uderz w strunę pokory: „Tak, to
tak, za niewierną mnie macie? Cóż, czy mogę powstrzymać złośliwe języki, które mnie
oczerniają przed wami? Mogłam mieć wielu innych miłośników, a jednak was wybrałam! Z
czegóż to, jak nie z miłości ku wam, żyję niby mniszka?” I tak gdakając, ocieraj się o niego
przymilnie, niby kotka! A jeśli pięści w ruch puści, znieś to cierpliwie, bowiem niedługo
zapłaci i za drjakwie i za medyków. A wszystkie pieszczotki, którymiś go obdarzyła, odda ci
z powrotem, mówiąc: „Ach, przebacz, o jakże przewiniłem, żem w to uwierzył.” Wtedy
znowu się staniesz najpiękniejszą, najlepszą, najukochańszą! Gdybyś się zaś przyznała do
winy, lub zgoła chciała się zemścić za doznane razy, które szybko przychodzą i odchodzą, to
mogłabyś go utracić zupełnie. Sztuka polega nie na tem, żeby zyskiwać kochanków, ale na
tem, żeby ich przy sobie zatrzymywać.
PIPPA: Nie wątpię w to!
NANNA: A teraz inny obrazek. Znajdzie się i taki, który kochać cię będzie bez zazdrości,
wbrew przekonaniu tych, którzy mówią, że niemasz miłości bez zazdrości. Dla takich panów
są środki podniecające i dwa łyki tych leków wystarczą.
PIPPA: Jakież to lekarstwa?
NANNA: Komuś zaufanemu każ napisać liścik; naprzykład taki, jak ten oto, którego ongiś
nauczyłam się na pamięć: „Signora, pomyślności na początku tego listu życzyć wam nie
mogę, bowiem nie masz dla mnie pomyślności. Jeśli litość wasza, zechce mi naznaczyć
godzinę i miejsce spotkania, to opowiem wam coś, czego nie powierzyłbym żadnemu listowi i
ż
adnemu posłańcowi. Dlatego zaklinam was, na wasze boskie piękności, które natura od
aniołów zapożyczyła, zezwólcie, abym mógł opowiedzieć wam to, co mam do powiedzenia.
Słowa moje uczynią was szczęśliwą, tem szczęśliwszą, im prędzej uzyskam posłuchanie, o
które błagam was na kolanach. Żebrzę was o odpowiedź, pełną wdzięku, promieniującego z
waszej postaci. Jeśli zaś moją prośbę odrzucicie, tak, jak odrzuciliście perły, które nie jako
podarunek, ale jako dowód czci i poważania wam przysłałem, tedy męczarniom swoim kres
położę, przez stryczek, truciznę, lub żelazo!
— A teraz całuję dłonie Waszej Łaskawości”.
Do tego podpis i adres. Wszystko to musi ci napisać ów powiernik!
PIPPA: No, a cóż dalej?
NANNA: Złóż liścik i wsadź go do rękawiczki, którą przez nieuwagę zgubisz gdziekolwiek.
Ów filut, który deptał zazdrość nogami, niebawem wdychać ją będzie całą piersią. Podniesie
rękawiczkę, poczuje karteluszek, odejdzie na stronę i ukryje się w zacisznym kąciku. Ledwie
go czytać zacznie, złość mu twarz wykrzywi, a gdy dojdzie do miejsca, gdzie jest mowa o
perłach, syczeć będzie, jak nadeptany padalec.
Raz i drugi przeczyta ten zmyślony list, a później schowa go z powrotem do rękawiczki. Ty
tymczasem podpatruj go przez dziurkę od klucza i gdy już przyjdzie odpowiednia chwila,
zrób awanturę pokojówce, wołając: „Gdzie jest moja rękawiczka, ty kocmołuchu,
łuszczybochenku, ty zapominalska torbo? Durniu, garkotłuku, łachmaniarko, nędznico, ty
będziesz winna, jeśli jakie furdyburdy wynikną, tobie będę swą zgubę zawdzięczała!”
,,Z pewnością ma już list w rękach! O ja nieszczęśliwa , jakżeż go przekonam, że sama z
własnej woli miałam zamiar pokazać mu wszystko i powiedzieć, kto jest ów natręt, który mi
29
takie głupstwa przysyła. Bóg świadkiem, że nie perłami i nie dukatami pozyskać można moje
serce”.
Wtedy złagodnieje srogi junak i rzeknie do ciebie: „Oto rękawiczka! Ani słowa więcej!
Mam nieograniczone zaufanie, wszystko czytałem, a pereł nie będzie ci brakować! Proszę, nie
wymieniaj imienia tego jegomościa, który ci przysyła tak wspaniałe dary, bowiem — prze
Bóg! — mogłaby się czyjaś krew polać!
Tutaj zamilknie, a ty powiesz: „Nie chciałam wam już nic mówić, o tym ciągłym
natręctwie, o tej chmarze listów, która codzień na mnie spadała!... no, ale dosyć!! Jestem
waszą do grobowej deski, a po śmierci też waszą pozostanę”.
PIPPA: Oświećcie mnie proszę, o co wam chodzi w tej całej komedji?
NANNA: Znalazca listu utraci zupełnie swój spokój! Kręcić się będzie, niby mysz w
połogu, wietrząc wszędzie rywali i pośredników. Nie chcąc, abyś przyjmowała podarunki od
innych, prześcignie w hojności nie tylko mantuańczyków, ale i ferrarczyków, którzy, ledwie
po podróży odsapną, już pędzą na przygody miłosne!
Pippo, jeśli tego rodzaju nietoperze wpadną ci w garść, dobrze zasięgnij języka, jak długo
pozostaną w Rzymie! Wymiarkuj sobie czas ich pobytu, wedle agraf, pierścieni, naszyjników,
koronek i innych świecidełek, które na sobie noszą!
Albowiem na ich gotówce polegać nie można. Zresztą mogą już nie powrócić więcej,
dlatego wszystko jedno, czy cię będą chwalić, czy też złorzeczyć!
PIPPA: A wy skądże się tak znów znacie na ich sakiewce?
NANNA: Wiem, że nigdy nie mają pieniędzy na drogę powrotną do domu. Jeśli się chcesz
z niemi zadawać, licz tylko na owe rzeczy wartościowe, które na sobie noszą. W przeciwnym
razie dostaniesz tylko dwie garście perfumowanych duserów.
PIPPA: Komplementami mi w głowie nie zawrócą.
NANNA: Jeśli jaki mantuańczyk będzie spał u ciebie, rzuć oczkiem na jego przyodziewek,
a nad ranem, zanim gość wstanie, zawołaj żydowina z tobołem różnej tandety. Porównaj
ż
ydowskie gałgaństwo z tem jego mantuaństwem, zmieszaj wszystko do kupy, rzuć na
ziemię, złość się, narzekaj, że nawet sobie szatek cnotliwych kupić nie możesz i gderaj, aż ci
ten gładysz szmacięta swoje podaruje!
Gdyby tego nie uczynił, zaproś go jeszcze na jedną noc i przemocą, lub miłością wyłudź je
od niego.
PIPPA: Kiedyście byli młodzi matko, czyście także czynili to wszystko, co mi teraz robić
zalecicie?
NANNA: Za mojej młodości insze były czasy, a jednak starałam się, jak mogłam. Dowiesz
się o tem z mojego żywota, opublikowanego przez pewnego łajdaka, którego, oby wszyscy
djabli wzięli, a raczej niech go Bóg ma w swej opiece!
Poprawiłam się, bo strach mnie wziął, żeby nie nagadał o mnie gorszych głupstw, niż te,
które powiedzą o tobie twoi gruboskórzy miłośnicy!
Wprawdzie mogłabyś odpowiedzieć, że się z takiemi nie będziesz zadawać... tak!... ale to
się nie zawsze udaje!
PIPPA: Dlaczego?
NANNA: Też pytanie!! Nie unikniesz ich, choćbyś była mądra, jak sam Salomon. Niechże
sobie szaleją, dając folgę wściekłości i niechęci, wymyślając nam od kurew i łotrzyc, niech
cały świat obrzygują słowami, które im ślina na ozór niesie! Wszystko to furda!
W dwie zdrowaśki znowu są łagodni, jak baranki, proszą cię o przebaczenie, składają
podarunki i do serca przycisnąć cię pragną! Ja tam bardzo lubię mieć do czynienia z takiemi
ludźmi, bo jakkolwiek byle drobnostka we wściekłość ich wtrąca, lada drobnostka także ich
dąsy uśmierza!
„Ten gniew—to czarna chmura w lipcu; grzmot, pioruny, dwadzieścia pięć kropel deszczu i
ot znowu słońce świeci! Cierpliwość w takiej okazji uczyni cię bogatą!”
30
PIPPA: Zatem znośmy wszystko cierpliwie! No i cóż dalej?
NANNA: A nic! Każdy pozostanie ci wierny, aż do śmierci. Ale teraz o czem innem!
Przypuśćmy, że masz do czynienia ze spryciarzem, z jakimś starym lisem, kutym na cztery
nogi, który śledzi każdy twój ruch i każdy uczynek.
Nad byle słówkiem uwagi czyni, przyjaciela nogą trąca, gębę krzywi, oczyma mruga, jakby
chciał powiedzieć: Mnie chcesz nabrać? Ehe! Znamy się na tem!
Wtedy ty udawaj trusię i naiwnego głuptaska. Jeśli cię o coś pyta, odpowiadaj, jeśli całuje,
całuj go także, jeśli coś daje, bierz i zachowuj się zawsze tak przebiegle, aby cię nie mógł
nigdy złapać na gorącym uczynku! Wkrótce zacznie myśleć: Ależ ją do rany możnaby
przyłożyć.
Nie pozwól jednak na plenie chwastów w swoim ogródku, dopóki nie zapłaci za grządkę,
którą chce obsiać! Zasłaniaj swoje karty, tak, jak i on je zasłania, bądź chytra i przebiegła, aż
przyzna: „Nic w niej nie masz fałszywego i nic podejrzanego!” I tak rad nie rad, mimo swej
woli, będzie ci musiał ten frant zaufać i zawsze twoim pozostanie, podczas gdy ty jego tylko
wtedy, gdy ci ochota na to przyjdzie!
PIPPA: Dziwię się mateczko, żeście dotychczas szkoły nie otwarli, aby ludzi owych
miłosnych przebiegów uczyć.
NANNA: Mam jedną właściwość, któraby mogła być ozdobą cesarzowej: wcale się chełpić
nie lubię! Dawniej byłam taką, pożal się Boże!... ale nie traćmy czasu po próżnicy!
Naucz się w gniew wpadać i znowu się godzić i nie żal się na tę księgę nauk, którą, obyś na
pamięć umiała!
Zawód kurtyzany tak wyostrza dowcip, że w osiem dni bez nauczyciela, metodą poglądową
nauczysz się wszystkiego!
A owóż, powiedz sama, czy nie prześcigniesz inne, mając Nannę za przewodniczkę?
PIPPA: Oby tak było!!
NANNA: Tak będzie, nie wątp! Gniewaj się z wdziękiem Pippo, i rób to tak, aby ci każdy
rację przyznał!
Jeśli ci twój przyjaciel obieca Rzym i siedem złotych gór, poczekaj jeden, dwa dni, nic nie
mówiąc. Kiedy trzeci dzień do połowy minie, przypomnij mu się nieznacznie, a wtedy on
powie: „Nie wątp, zobaczysz, licz na mnie!” Wówczas rozpromień się cała, zacznij rozmowę
o pośle tureckim, który ma przybyć, o papieżu, który jeszcze ostatniego tchu nie oddał, o
Rolandzie Szalonym, i o cenniku kurtyzan weneckich. Później opuść główkę na piersi,
ucichnij nagle, i porozmyślawszy kęs czasu, powiedz zdławionym głosem: Ach! tego nigdy
nie przypuszczałam! Widzę już, jak opieszały darczyńca wykrzykuje: „Cóż się stało?” Ty
zapytasz się: „Gdzież to łajdaczyłeś się wczoraj wieczór?”
Nie czekając odpowiedzi, uciekniesz do alkierza i drzwi za sobą zatrzaśniesz. Niech się
dobija po próżnicy! Wówczas ja nadejdę, uznam, że racja jest nie po jego stronie i że igra
nieszlachetnie twoją miłością, innej podwice serce oddawszy.
Bądź pewna, że zaprzeczy wszystkiemu i klnąc zbiegnie po schodach! A gdy po dwóch
godzinach powróci, powiem mu, że masz gości i że go teraz przyjąć nie możesz!
PIPPA: Tak, tak, zawrę z nim pokój, jeśli przyniesie mi dwa razy więcej, niż obiecał!
NANNA: O teraz widzę, że inaczej będziesz umiała patrzeć na te sprawy, niż ja głupia gęś
swojego czasu!
Ale słuchaj mnie uważnie!
Nie poniechaj i takiej jeszcze sztuczki: Ni stąd, ni zowąd udaj, że na samą siebie gniew cię
wziął, oprzyj policzki na ręku i patrz przed siebie milcząc.
PIPPA: A to znów po co?
NANNA: Po to, aby ten jurny cap zaraz na ciebie zaczął następować: „Cóż to znów za
fantazje? Nie dobrze wam, brakuje wam czego, mówcież?”
31
Przez „wy” będzie gadać, by cię udobruchać, a ty odpowiesz: „Eh, daj mi święty spokój!
Wynoś się do wszystkich djabłów, gawronie jeden!!” Wówczas łechtaniem spróbuje cię
rozśmieszyć! Ale ty nawet jednem mrugnięciem nie pokaż po sobie wesołości, dopóki cię
czemś nie obdarzy. A gdy cię już obdarzy, to mu pofolguj.
PIPPA: To są wszystko fraszki! Ale usłyszeć bym chciała, w jaki sposób należy się godzić
po zdradzie? Przypuśćmy, że ta zdrada następuje z mojej, lub jego winy?
NANNA: Jeśli powód rozdźwięku wyjdzie od ciebie, czego się ze wszech miar spodziewać
należy, zegnij pokornie kark i mów do każdego, który cię słuchać zechce: „Pozwoliłam sobie
na dziecinny wybryk, na głupią fanaberję. jak to się często białogłowom zdarza. Djabeł mnie
opętał i nie zasługuję na przebaczenie, ale jeśli dobry Bóg dopomoże mi wydostać się z tej
opresji, nigdy, przenigdy nie przekroczę już jego przykazań”.
Podnieś śluzy swych łez i spazmuj tak gwałtownie, jakbyś mnie widziała zimną i nieżywą u
swoich stóp!
(Boże zachowaj mnie przed nagłą i niespodziewaną śmiercią i spuść ją raczej na tych,
którzy mi źle życzą!)
PIPPA: Amen!
NANNA: Odrazu dowie się o twoich jękach i lamentach! Albowiem taki pan ma zawsze
swoich szpiegów w pobliżu! Wiadomości, które mu oni przyniosą, odmienią jego
postanowienie; w kąt pójdą wszystkie jego przysięgi, że prędzej pięści będzie sobie kąsał, niż
do ciebie słowo przemówi, że wolej głowę katu odda i inne takie dyrdymały, które ślina z
gniewu na język niesie.
Te wylewy żółci nie wtrącą go do piekła, bowiem dobry Bóg nie bardzo zważa na zaklęcia
zakochanych.
Gdyby zaś się zawziął, napisz doń długą epistołę, idź do niego i udawaj, że raczej drzwi mu
wywalisz, niż odejdziesz z kwitkiem. Jeśli ciągle jeszcze będzie trwał w uporze, zacznij
krzyczeć, płakać, przeklinać, a w końcu udaj, że się chcesz wieszać z rozpaczy! Ale uważaj,
abyś się naprawdę nie powiesiła, jak to się raz przytrafiło pewnej mieszczce z Modeny!
Później poszperawszy w całym domu, wyszukaj jego koszule, pończochy, pluderki, ba weź
nawet parę wydeptanych pantofli, rękawice, czepek nocny i inne graty. Zwiąż to wszystko w
tłomok, dołącz bransoletę, lub pierścień, podarowany ci przez niego i odeślij mu to wszystko
z powrotem.
PIPPA: O tego nie zrobię!
NANNA: Zrobisz, co ci mówię, albowiem zwrócenie podarków podziała jak ostatnie
namaszczenie na tego, kogo miłość do ostateczności doprowadza. Ujrzy, że nie wiele masz
szacunku dla jego osoby i fortuny i to przywiedzie go do takiej rozpaczy, że głową o mur tłuc
będzie! Bezzwłocznie spakuje wszystkie te przedmioty i znów ci je z powrotem odeśle.
PIPPA: A jeżeli to będzie przypadkiem jaki łiczykrupa?
NANNA: Skąpcy nie robią podarunków i nie rozrzucają wartościowych rzeczy byle gdzie!
Zatem zaryzykuj spokojnie to, co ci polecam! Jeżeli niebawem paktów zgody nie ułożycie,
będziesz mogła rzec o mnie, że jestem głupią gęsią, która tylko giczały rozkraczać potrafi i
imaginuje sobie, że dopóki uchodzi za wielką nierządnicę, dopóty wszystko jest w porządku,
ile że poprostu swoje mięso sprzedaje, a o czarodziejskie, chytre sztuczki troszczyć się nie
potrzebuje! O wy nędzne, przenędzne ścierwa!!
— Ani nie podejrzewacie, że u progu szpitala, albo pod mostem franca na was czeka, że
patrzącym na wasze pokręcone cielska na rzyganie będzie się zbierało!
A jednak mówię ci córko moja, że wszystkie skarby, które ci chciwcy-hiszpanie w Nowej
Ziemi znaleźli, nie zdołają opłacić kurwy, choćby najbrzydszej i najnędzniejszej.
Aby cię przekonać, że czysta prawda memi ustami przemawia, muszę ci pokazać konterfekt
takiej jednej, która tchu nie może złapać, z rąk do rąk przechodząc. Nie masz ci dla niej
chwili wytchnienia, ani w domu, ani poza domem, przy stole i w łóżku! Po nocach, mimo
32
zmęczenia, czuwać musi, pieszcząc jakiegoś tam parszywca, jakiegoś draba, któremu z gęby
jedzie, jak z wychodka, byka, co ją ciągle tryka! A jeśli w czemkolwiek uchybi, zaraz grad
wymówek spada na jej biedną głowę!
„Nie zasługujesz wcale, aby posiadać takiego, jak ja!! Nie jesteś mnie godna, gdybym był
łajdakiem jak ów, lub zawadyjaką jak tamten, zarazby ci się spać odechciało!”
I tak z byle komara słonia robi! Jeśli przyjaciółka spojrzy na kogo innego, warczy i pieni się
ze złości i zazdrość łyka z chlebem i zupą! Gdy chce z domu wyjść, gniewem wybucha,
podejrzewając, że się coś niedobrego knuje! Później zaś plotki w ruch idą!
Gdy ją melankolia napadnie i twarzy wesołej mu nie pokaże, zaraz ów wątrobnik
dogadywać zaczyna; „Oho, dobre miałem przeczucie!” Już ci teraz śmierdzę, już wiem, co ci
dolega! Ale nie bój się, chłopów ci nie zabraknie, a ja znajdę dość dziewek za swoje
pieniądze! Na tysiące tutaj gamratek liczą!”
Na ulicach i na placach rozpowiada o zdradzie którą rzekomo mu wyrządzono. Nienawiścią
płonie do wszystkich mężczyzn, chwili spokoju nie ma i ferta się, jak wrona na klepisku. Ale
wszystkie te przyjemności, to jeszcze pozłacane marcepany, w porównaniu z tą okropną
hańbą, jaką od nich cierpieć musimy, a której smród, aż do bram niebieskich dociera!
Przekręcają i obracają nas, tarmoszą dniem i nocą, na wszelkie możliwe sposoby! A jeśli
która chciałaby się zgodzić na wszystkie te przemyślne świństwa, marnieby musiała zginąć!
Jeden chce cielęciny, drugi pieczeni!
A co ci oni nie powymyślali?! Z tyłu, nogi na szyję, a la Gianetta, na bałyku, żóraw, żółw,
na dzwonnicy, poczta pospieszna, po baraniemu i sto innych pozycji, dziwaczniejszych, niż
sztuczki linoskoków. Doprawdy, można tu powiedzieć; Żegnaj świecie kochany! Wstydzę się
o tem mówić! Krótko i węzłowato, na tak zwanej signorze robi się dzisiaj anatomiczne studja!
Dlatego też Pippo naucz się podobać, ale naucz się i postępować. Inaczej cienko śpiewać
będziesz!
PIPPA: Zauważyliście poprzednio, że aby stać się kurtyzaną nie wystarcza zadrzeć kiecki
do góry i powiedzieć: „Gotowe! A teraz jazda!” Być łakomym kąskiem, to jeszcze mało!
Dobrze to wymiarkowaliście!
NANNA: Pewnego człeka w Boccano wzięto na męki; nie wydał ci-on nawet dziesięciu
dukatów na uciechy, których z dziewczyną zażyć można; ale lud wzburzył się, jakby było o
co i dalejże gadać, że taka to, a taka ladacznica do zguby przywiodła biednego chłopaczka.
Ale gdy się łajdaczą do ostatniego tchu, niepomni na chrzest święty i religję — to ich za to
obsypują pochwałami—bodajby zczezło całe ich plemię!
Chciałabym jednak dokończyć przyrzeczonego ci opowiadania, a jutro cały dzień poświęcę
na odczytywanie ci ogromnego kalendarza łajdactw męskich; zapłaczesz, gdy usłyszysz o
owych okrucieństwach i zdradach, jakich dopuszczają się względem słabych kobiecin, owi
turcy, owe maury, owi poganie przeklęci! Niemasz wystarczającej trucizny, sztyletu, ognia i
płomienia, któreby nas pomścić zdołały!
PIPPA: Nie unoście się takim gniewem!
NANNA: Cóż ja poradzę, że te łotry do wściekłości mnie doprowadzają! Dowiesz się
niezadługo, jak to oni potrafią odbierać z powrotem swoje podarunki, jak nas oczerniają,
wypinając na nas dupę. Jednakże nie myśl, że ci dałam wszystkie wskazówki, tyczące się
pieszczot, sposobów zmyślnych i zabiegów, których będziesz musiała używać w rozmowie. A
to jest właśnie kluczem do całej zabawy.
PIPPA: Chciałabym, abyście właśnie o tem mówić zaczęli.
NANNA: Umiejętność rozmowy i wdzięczna przymilność, której im nigdy nie dość, to
cytryna, z której wygniata się sok na usmażone flaki, to pieprz, którym się je posypuje. Piękne
to spędzenie czasu, w jakimkolwiek znajdowałabyś się towarzystwie! Dobre są też słone
słówka, trafna odpowiedź dana temu, kto chciałby cię wykpić.
33
A że ludzie są różnorodniejsi, niż ich zachcianki, zatem nie trać czasu, lecz ich podpatruj,
wypatruj, badaj, podglądaj, szpieguj i przenikaj.
Oto naprzykład przyszedł do ciebie hiszpan, wypomadowany, wykrygowany, wyślizgany,
jak podłoga pod nocnikiem! Szpada u boku, nadęty, jak purchawka, larendogrą pachnie, w
głowie fiu bździu!, paź za nim, a on wiecznie ze swoim: „Na życie cesarzowej” i innemi
wymuskanemi frazesami! Wtedy mów do niego: „Niegodna jestem, aby tak zacny kawaler
dowody takiej czci mi składał”. Niechże Wasza łaskawość głowę nakryje. Nie będę słuchać
ani jednego słówka, dopóki Wasza Łaskawość kapelusza nie włoży! I zaiste! Gdyby „Wasze
Łaskawości i Wysokości”, któremi tak hojnie szafuje, pocałunki, któremi ci ręce liże, były
owym eliksirem alchemików, co bogactwem obdarza, rychło zebrałabyś większy majątek, niż
sam Agostino Chigi.
12
PIPPA: Już ja wiem, że na takich trudno zarobić.
NANNA: To też płać tylko plewami za plewy i wzdychaj przy każdem westchnieniu, które
im się z bebechów dobywa. Kłaniaj się uniżenie, kiedy się oni kłaniają, całuj nie tylko ich
rękę, ale i rękawiczkę, a jeśli nie chcesz, aby cię uszczęśliwili opisem zdobycia Medjolanu, to
oswobodź się jaknajprędzej w sposób grzeczny od ich towarzystwa.
PIPPA: Tak też uczynię.
NANNA: A teraz cicho! Oto francuz! Temu natychmiast otwieraj, otwieraj jak błyskawica,
a kiedy on cię wesoło obejmie i całusa przylepi, każ wino przynosić. Mając do czynienia z
ludźmi tej nacji, zapomnij o kurwiej naturze, która zabrania podać za darmo nawet kubka
wody! Aby człowieka poznać, trzeba zjeść razem beczkę soli, głosi przysłowie. Ale z
francuzem wystarczy jedna kromka chleba! Odrazu spoufalicie się ze sobą! Nie troszcząc się
zbytnio o formy i etykiety, bierz go na noc piorunem do łóżka i odpraw grzecznie wszystkich
innych! Wierę, snadnie będzie ci się zdawało, że masz karnawał w domu, taki grad wiktuałów
spadnie ci do spiżarni!
A no pięknie! W koszulinie biedaczek wyjdzie z twoich pazurów. Albowiem francuzi są to
szaławiły i hulaki, a pieniądze łatwiej puszczają, niż zdobywają. Nie pamiętają przytem o
stratach, które im inni przysporzyli. Dlatego też mało się będą troskać o to, czyś ich okradła i
czyś grubo się przytem obłowiła!
PIPPA: O wy francuzi, o wy kochane chłopy, niechże wam Pan Bóg zdrowie da!
NANNA: Pomyśl również, że grosz w ręku francuza, to dukat u hiszpana! A zaś niemcy...
hm! to nacja całkiem innego rodzaju... Myślę tutaj o bogatych kupcach, którzy wdają się w
negocjacje miłosne.
Dadzą ci wiele ciężkich dukatów, o ile będziesz umiała postępować z niemi odpowiednio,
trąbiąc wszędzie, że byli twemi miłośnikami, że powiedzieli to, a zrobili tamto!
Podskubuj ich pocichu, dadzą się całkiem oskubać!
PIPPA: Zapamiętam to sobie!
NANNA: Są ci oni z przyrodzenia twardzi, nieużyci i gruboskórzy. Brzuch niby antał przed
sobą noszą, a piwskiem zdakeka śmierdzą. Jak im coś do łba wlezie, to im sam Pan Bóg tego
nie wybije. Dlatego podpatruj ich, podchodź zręcznie, zanim ich na dudków wystrychniesz!
hm, hm...!...
PIPPA: No cóż tam jeszcze?
12
Agostino Chigi, znany bankier rzymski, pochodził ze syeneńskiej rodziny kupieckiej. Rodzina ta miała w
Rzymie bank już za pontyfikatu Sykstusa IV. Agostino w roku 1502 zawarł spółkę do handlowania na dworze
rzymskim.
Za Aleksandra VI został dzierżawcą rzymskich i neapolitańskich salin. Wpływ jego, znaczenie i fortuna wzrosły
niesłychanie za pontyfikatu Juljusza II, który potrzebował jego pomocy finansowej do prowadzenia
nieustannych wojen. Chigi pozostawił po sobie majątku 800.000 dukatów. Posiadał przeszło sto domów, tyleż
okrętów, zatrudniał i żywił w swych dobrach 20.000 ludzi. On to podczas pochodu Leona X do Lateranu wzniósł
łuk tryumfalny z napisem: „Olim habuit Cypris sua tempora, tempora Mavors olim haubit: sua nunc tempora
Pallas habett!”
34
NANNA: Chciałabym ci coś poradzić, ale tak mi jakoś nieswojo!
PIPPA: Powiedzcie mateczko, chciałabym wiedzieć!
NANNA: E, już lepiej nie, bo by mi to było za ciężki grzech policzone!
PIPPA: Pocóżeście ciekawość we mnie obudzili?
NANNA: Hm... zresztą! Cóżby to szkodziło, gdybyś się zaczęła zadawać z jakim tam
ż
ydowinem. A więc zadawaj się, tylko zręcznie i ostrożnie. Odwiedzaj ich pod pozorem, że
chcesz kupić materji na firankę, lub na pościel. Zobaczysz, że rychło znajdzie się niejeden, co
ci do twojej skarbonki, którą nosisz u przodka, wszystkie zyski ze swojej lichwy i oszukaństw
wsadzi, a do tego doda jeszcze wszystkie zarobki z giełdy. A gdyby miał nawet śmierdzieć,
jak sobaka, to niech sobie śmierdzi.
PIPPA: Myślałam, że mi chcecie coś bardzo ważnego powiedzieć!
NANNA: Doprawdy sama nie wiem, czemu się tak długo wahałam, ale ten okropny smród,
który jest ich nieuleczalną chorobą, zawstydzał mnie nieco!
Ż
eglarze gromadzą wielkie skarby, ale za to muszą na galerach jeździć razem z
katalońskimi marynarzami, narażają się na niebezpieczeństwo dostania się do rąk tureckich,
albo do rąk Barbarossy
13
, jadają chleb z robakami, piją ocet i wino i znoszą dużo innych
przykrych rzeczy!
A jeśli taki żeglarz po to tylko, aby towar sprzedać, nie zważa na wiatr, deszcz i zmęczenie,
cóż, azali kurtyzana nie pogodzi się ze smrodem nędznego żydowina?
PIPPA: Śliczne porównania robicie! Co jednak powiedzą moi przyjaciele, jeśli się z takim
ś
mierdziuchem zadam!
NANNA: Co mają powiedzieć, skoro o niczem wiedzieć nie będą!
PIPPA: Czyżby?
NANNA: Jeśli im sama nie powiesz, nic się nie dowiedzą.
Ż
yd cicho będzie siedział, jak mysz pod miotłą, aby mu gnatów nie połamali!
PIPPA: Chyba, że tak!
NANNA: Teraz przypuśćmy, że ugaszczasz w swym alkierzu wrzaskliwego, florenckiego
fanfarona. Z tym obchodź się uprzejmie, albowiem florentczyk poza Florencją, z respektu
przed miejscem, gdzie się znajduje, szczać nie ma odwagi, choćby miał pęcherz nie wiem jak
pełny!
Za to, gdy tylko na dwór wyjdzie, zaraz ci parę morgów sikami opluszcze.
Chcę powiedzieć, że florentczyk jest na obczyźnie równie szczodry, jak w domu skąpy.
Poza tem są oni wykształceni, światowi, dworni i dowcipni!
Gdybyś nawet nie miała innego zysku nad gadaninę, to i tak przyjemnie ci będzie posłuchać
ich dźwięcznej mowy.
PIPPA: Gołemi słowy się nie nakarmię.
NANNA: Masz rację! Ja też tylko to tak, na wiatr powiedziałam. Dość, że dają, ile dawać
mogą, urządzają uczty z papieskim przepychem, a festyny z taką pompą, jak nikt inny!
Zaś ich wymowa podoba się każdemu!
PIPPA: A powiedzcież mi proszę nieco o Wenecjanach.
NANNA: O tych trudno mi będzie rozprawiać! Gdybym chciała wyliczyć wszystkie ich
przymioty, powiedzianoby mi: „Miłość cię zaślepia”.
Ale ona mnie ślepą nie uczyniła, bowiem najczystsza prawda przez me usta przemawia!
Wenecjanie to bogowie, panowie świata, najpiękniejsi mężczyźni, najpiękniejsi starcy,
najpiękniejsi młodzieńcy na ziemi! Rozdziej ich z szatek, to zobaczysz, że każdy inny
mężczyzna wygląda przy nich, jak kukła woskowa. Dmą się coprawda nieco i pysznią z
powodu swych bogactw, ale serca mają dobre i jak wosk miękie.
13
Kapitan statków sułtańskich.
35
Chociaż kupcy z zawodu, wobec nas kurtyzan zachowują się, jak królowie. Szczęśliwa jest
ta, która ich względy pozyska, albowiem cóż na świecie może iść w paragon z ich skrzyniami
pełnemi dukatów.
PIPPA: Niechże ich Bóg ma w swojej opiece!
NANNA: Ma też ich zaiste!
PIPPA: Powiedzcież mi jednak, dlaczego owa signora,
14
która niedawno z Wenecji wróciła,
nic tam wskórać nie mogła. Opowiadała mi moja chrzestna, że przywiozła ze sobą tylko
dwadzieścia skrzyń, pełnych kamieni.
NANNA: Chętnie ci to wytłomaczę. Są na świecie gusta i guściki, a wenecjanie mają swoje
szczególne upodobania. Pupcia, cycuszki i całe ciałko muszą być jędrne i gładkie, jak
brzoskwinie, wiek od piętnastu do dwudziestu lat najwyżej, a o petrarkowskiem zawracaniu
głowy, nic nie chcą wiedzić. A zatem kochana córeczko, jeśli z niemi masz do czynienia,
zapomnij o wszystkich chytrościach kurtyzan i obsługuj ich zacnym towarem!
Inaczej miast garści czerwieńców, rzucą ci przez okno parę mglistych madrygałów.
Ja tam, gdybym była mężczyzną, uważałabym na to, aby ta, z którą mam spać, raczej język
miała giętki, a nie dowcip.
Zaś jako niewiasta, dużo chętniej wolę dziarskiego rypałę w objęciach trzymać, niż mistrza
Dantego!
Myślę też, że melodją słodszą od wszystkich pieśni dantejskich, jest ręka, która piersi
obmacuje, niby struny harfy, zatrzymując się na wdzięcznych i wystających koniuszkach!
A kiedy ta sama ręka po świętościach zadka bębni, to muzyka taka milszą jest dla ucha, niż
granie flecistów na papieskim dworze!
I tak mi się zdaje, jakbym ową dłoń jeszcze przed sobą widziała! Zaprzestaje muzyki i
znowu do piersiczek powraca, które w gwałtownym oddechu podnoszą się i opadają, niby
wełny na morzu.
PIPPA: O, jakież rozkoszne obrazy potraficie malować słowami! Hu! Aż mi się gorąco
zrobiło; czułam, że ręka, o której mówiliście, dotyka mych piersi, sunie w dół, a potem,
potem,., ach! nie powiem, gdzie mnie chwyta!
NANNA: Poznałam twe wzruszenie po twarzy, która najpierw zbladła, a potem, cała się
rumieńcem pokryła.
Ale teraz udajmy się z Florencji do Syenny. Syenneńczycy to cymbały, głuptasy, gawrony,
ale dadzą się lubić, chociaż w ostatnich czasach pogorszyli się nieco. Mają ci oni w sobie coś
z onej ogłady i uprzejmości wykwintnego florentczyka, tylko nie są tacy szczwani i nie
spieszą się tak, jakby ich kto w pięty smalił. Pozwolą się ogolić, jak błazny i skórę ze siebie
oddadzą, jeśli będziesz się umiała zabrać do nich.
PIPPA: Takich mi właśnie potrzeba!
NANNA: Otóż to! A teraz jazda do Neapolu!!
PIPPA: Nie mówcie o neapolitańczykach, ciągoty mnie biorą na samo ich wspomnienie.
NANNA: Nie bądź taka pochopna, mała kobietko! Na honor, ci neapolitańczycy mogą sen z
oczu spędzić, ale tylko tej, która z rzadka z nimi rozkoszy zażywa, a zażywając jej, właśnie
nic lepszego pod ręką niema. Ich pyszałkowstwo przechodzi wszelkie granice!
Mówisz im o koniach — oni mają najlepsze hiszpańskie — o szatach, — w kufrach i
skrzyniach pomieścić ich nie mogą, pieniędzy, jak lodu, a wszystkie krajowe piękności
usychają z tęsknoty za niemi.
14
Ową signorą jest Tullja d’Aragona, córka kurtyzany Julji Farrarese i kardynała Lodovico d'Aragona. Tullja
należała do grona najsłynniejszych1 i najpiękniejszych kurtyzan z epoki Renesansu, a z zawodem kurtyzany
łączyła zawód poetki. Do wielbicieli i przyjaciół Tullji zaliczali się ludzie bardzo wybitni, jak Benedetto Varchi,
Girolamo Muzio, kardynał Hipolit de Medici, Filippo Strozzi, Ercole Bentivoglio, Bernardo Tasso i inni.
Sperone Speroni w swojej rozprawie „Dialogo d’amore“ porównuje talent Tullji do talentu Safony!
36
Gdy upuścisz chustkę, lub rękawiczkę, podniosą ją z porównaniami tak pełnemi galanterji,
ż
e takich nawet na dworze w Capui nie usłyszysz; tak, to tak moja droga!
PIPPA: Zabawni muszą być ci filuci!
NANNA: Znałam kiedyś takiego morowego draba z ich kraju, co się zwał Giovanni
Agnese. Złościłam go zawsze, naśladując jego mowę (bo gestów jego sam kat nie umiałby
naśladować!) Jeden genueńczyk, który często bywał przytem, mało nie popuszczał ze
ś
miechu. Ale i temu pewnego dnia łatkę przypięłam: „Zaiste, wspaniałą i hojną jest Genua,
ale wy wszyscy genueńczycy tak dobrze umiecie handlować, że nie wiele na was zarobić
można!”
To prawda, potrafią oni wysubtelnić samą subtelność, wyostrzyć samą ostrość, są bardzo
gospodami, ważą ci tak dokładnie, że ani na grosz się nie omylą; chełpliwość ich nie zna
miary, lubują się w neapolitańskich przysadach, trącących Hiszpanją, są pełni rewerencji, a tę
troszkę, którą ci wydzielą, umieją za sam miód przedstawić. Jeśli chodzi o tych ludzi, zbywaj
ich byle czem, i oddawaj im miarkę za miarkę!
NANNA: A teraz do naszych kochanych Rzymian! Rzym święty, ale lud w nim przeklęty!
Dziecko, jeśli masz ochotę chleb i twaróg przy brzęku szpad zajadać, a w sałacie znajdywać
końce włóczni, polane sosem walecznych czynów, których dokonali ongiś przeciwko
Bergellemu ich przodkowie, to się z niemi zadawaj! Krótko mówiąc, dzień splądrowania
Rzymu
15
dotąd im siedzi w głowie, jak gwóźdź, i oto dlaczego nie spieszno było papieżowi
Klemensowi po raz drugi ich oglądać.
PIPPA: Nie zapominajcie o Bolonji, chociażby ze względu na grabię i rycerza, którzy już
prawie do naszej familji należą.
NANNA: O bolończykach zapomnieć? Jakżeżby wyglądały salony kurtyzan bez tych
tyczek do podpierania grochu? „Zrodzeni, aby tylko liczbą być i cieniem” — według słów
pieśni — co rozumieć należy w sensie utarczek miłosnych, a nie wojennych — jak zwykł
mawiać brat Mariano i co mi powtarzał jeden piękny, dwudziestoletni włóczęga, dodając, że
nie widział ludzi bardziej pucołowatych i strojniej ubranych. Dlatego też, Pippo, przyjmuj ich
łaskawie; na twoim dworze będą dobrymi zapchajdziurami, a także bawić cię będzie ich
bezmyślna, ale mile dźwięcząca paplanina.
Teraz pozostają nam jeszcze lombardczycy; do tych tłustych ślimaków bierz się prosto z
mostu, ściągaj, co się da i łechtaj każdemu podniebienie, nazywając ich: „Panem rycerzem
lub Panem hrabią”. Albowiem na owo „Tak, Wasza Wysokość”, „Nie, Wasza Wysokość”
okrutnie zważają. Tym kapcanom z dobrym sumieniem możesz pieprzu w nos natrzeć, będą
ci to nawet za zasługę poczytywać. Albowiem i oni w żywe oczy oszukują biedne dziewczyny
i pysznią się tern we wszystkich oberżach. Zaś, abyś wiedziała, jak to się pieprz w nos wciera,
opowiem ci dwie historyjki!
PIPPA: Opowiadajcież, strasznie jestem ciekawa!
NANNA: Pierwszy koncept jest dość prostacki, drugi nader wzniosły. Ale do rzeczy!
Miałam ci pokojową — umarła już nieboraczka w wieku lat trzynastu. Wierę, pulchna i
gładka była ta młódka, a chytra szelma, a zmyślna, wyszczekana, jak palestrant, prawdziwa
pijawka, od której nie można się było odczepić.
Nauczyłam ją, w jaki sposób ma nam na gospodarskie wydatki dusiów przysparzać.
Zdobyła sobie szczególne względy u moich gości, gziła się z niemi i to uchodziło za ich
najlepszą rozrywkę. Jak tylko jaki kawaler do drzwi zakołatał, brała za moją radą stłuczony
półmisek do rąk, otwierała i natychmiast zmykała z rozwianym włosem po schodach, drąc się,
15
„Sacco do Roma” — dzień splądrowania Rzymu 6 maja 1527 roku.
Po wyjściu, dowódzcy wojsk cesarskich. Alarcona z zamku św. Anioła, opuścił Klemens VII w świeckiem
przebraniu twierdzę i pod opieką Radomonte Gonzagi schronił się do Orvietto. Do opuszczonej stolicy powrócił
papież dopiero po osiemnastu miesiącach. Nic dziwnego, że rzymianie nie mogli zapomnieć „Sacco di Roma”,
skoro z kwitnącego Rzymu Leona X pozostała pustynia: „Roma pareva piuttosto un diserto, che Roma”,
37
jakby ją ze skóry obdzierali: „Biada, biada, umieram, już po mnie!” Wtedy druga moja
służąca, kucharka, łapała ją za kiecki i mówiła: „Uspokój się, uspokój, nasza signora jest
dobra i nic ci nie zrobi”! Kawaler, barania głowa, widząc tę scenę, chwyta młódkę za dłoń,
pytając: „Co się stało? Czemu drzesz się jak najęta?” — „Och, ja nieszczęśliwa, zbiłam
farfurkę, która całego talara kosztuje! Puśćcie mnie, w świat pójdę, inaczej, zabije mnie
signora!” Wzdychała przytem, że aż się serce krajało i słaniała się na nogach, udając
omdlenie. Samego wielkorządcę z Man-Mozza by wzruszyła, a cóż dopiero gładysza, który
do mnie przybył z wizytą! Ja tymczasem, stojąc za drzwiami, rąbkiem fartucha zatykałam
usta, aby nie wybuchnąć śmiechem, widząc, jak ów, który zwykle węża ma w kieszeni,
wtykał jej do garści talara. I myślałam, że się usram z radości, kiedy kucharka brała monetę i
szła niby to na miasto, aby naczynie odkupić.
PIPPA: To ci sprytna jucha!
NANNA: Tymczasem zjawiam się w salonie! On wita mnie słowami: „Przychodzę złożyć
dowody uszanowania, czcigodnej pani”; chwyta za rękę i wyciska soczysty pocałunek.
Gawędzimy ze sobą przyjaźnie, a niebawem zjawia się dziewucha z bliźnim bratem
stłuczonego półmiska w ręku. „Chcę to z powrotem wstawić do szafy”, powiada, „Co ci jest”
— pytam się. „Masz oczy czerwone i podpuchnięte od płaczu”, A ta chytra małpa, ten
obiecujący niedolatek mruga, niby też to, cichaczem na przybysza, aby nic nie zdradził. Tego
figla płatała każdemu gościowi. Raz chodziło jej o filiżankę, drugi raz o półmisek, lub talerz,
dość, że wyciągała z sakiewki dwa, trzy, lub cztery juljusze! Z łatwością mogłyśmy opędzać
wszystkie drobne wydatki domowe. Ale teraz czas przejść do lepszej sztuczki.
PIPPA: Już z góry sobie w niej smakuję.
NANNA: Pewien oficer, który z różnych urzędów miał około 2000 dukatów dochodu,
zadurzywszy się we mnie na umór, musiał za to gorzko później pokutować. Kiedy mu coś do
łba strzeliło, ciskał pieniędzmi bez opamiętania, ale kiedy mu znów fantazja minęła, trzeba się
było udawać o pomoc do astrologów, aby coś z niego wydusić. Był przytem okropnym
cholerykiem i czerniał ze złości, jak smoła. Wpadał w furyę z byle powodu i dobrze było, gdy
poprzestał na wymachiwaniu kordem koło nosa. Kurwy bały się go, jak morowej zarazy! Ale
ja, jak wiesz, tchórzostwem nie śmierdzę! Przyjmowałam wojaka codziennie, jako gościa u
stołu. I jakkolwiek nieraz płatał mi ośle figle i dzikie brewerje ze mną wyprawiał, znosiłam
wszystko cierpliwie, myśląc w cichości serca nad stosowną zapłatą. Myślałam, myślałam, aż
wymyśliłam! Wtajemniczyłam w swe plany malarza — mistrza Andrea, zezwoliłam, żeby
mnie trochę podziubał, zażądawszy wzamian, aby w stosownej chwili schował się z farbami i
pędzlami pod moje łóżko i wymalował mi na twarzy okrutną ranę. Zwierzyłam się także św.
pamięci mistrzowi Mercurio, którego znałaś, jak mi się zdaje?
PIPPA: Tak, znałam go.
NANNA: Otóż poprosiłam mistrza Mercurio, aby w dniu oznaczonym przyszedł do mnie z
szarpiami i jajkami.
16
Chcąc go zupełnie skaptować, pozwoliłam mu na pozostanie u mnie w
łóżku przez noc, akurat w wigilję onego, rozstrzygającego dnia. Ano, pięknie! Mistrz Andrea
leży u mnie pod łóżkiem, mistrz Mercurio, siedzi w domu, czekając, aż go zawezwą, a ja
ucztuję ze swoim oficerem za stołem. Gdyśmy już biesiadę ukończyli, kieruję rozmowę na
pewnego szambelana Jego Przewielebności, aby rozwścieczyć swego burczymuchę. Jakoż
odrazu wrzeszczeć zaczyna: „Ty tłomoku, kurwo, ty świński pomiocie!” Obrzuciłam go
wzamian całym stekiem obelg i doprowadziłam do tego, że płazem sztyletu tęgo mnie w
twarz uderzył. Miałam w kieszeni jakąś szminkę od mistrza Andrea. W mig smaruję sobie
ręce, pocieram twarz i podnoszę okropny lament, jak żydzi na pogrzebie. Wtedy mój chwat
dudy w miech! Przeraził się okrutnie, że mnie zamordował, wziął nogi za pas i pomknął, aż
się kurzyło, do pałacu kardynała Colonny, Tam zamknął się w komnacie dworaka, jęcząc
16
Białka używano do opatrywania ran.
38
zcicha: O święty Jacku, święty Damianie, święty Jakóbie, teraz utraciłem Nannę i Rzym i
wszystko na świecie, Tymczasem ja poszłam ze swoją służką do alkierza. Mistrz Andrea
wygramolił się z pod łóżka i nie mieszkając, machnął mi ranę na prawym policzku, tak
zręcznie, że aż strach mnie obleciał, kiedym się w lustrze przejrzała, A zaś mały obwieś —
ten sam, co tak zręcznie urządzał owe oszustwa z potłuczonemi półmiskami, sprowadził
mistrza Mercurio, Przyszedł i powiada: Nic się nie bójcie, signora, wszystko to furda!
Poczekał, aż farba zaschnie, zwilżył szarpie olejkiem różanym i przewiązał bliznę według
wszelkich przepisów medycyny. Potem udał się do sali, gdzie zebrało się całe towarzystwo i
rzekł, machnąwszy ręką: „Już po niej!” Wiadomość obiegła w mgnieniu oka cały Rzym i
doszła także do uszu mordercy, który płakał, jak najęty. Następnego rana o świcie, do mego
alkierza, którego okna pozawieszane były ciężkiemi kotarami, wszedł lekarz z świeczką w
ręku, aby zrobić opatrunek. Ciekawa gawiedź wtykała głowy przez uchylone drzwi. Ludziska
jęczeli, wzdychali i mdleli! Opowiadano sobie powszędy, że moja twarz została wstrętnie
zeszpecona. Zabójca każdego dnia przysyłał mi pieniądze, drjakwie, medykamenta i lekarzy,
aby tylko Bargello nie zechciał mięszać się w tę kabałę, albowiem wtedy nawet opieka
Colonny by nie pomogła. Po ośmiu dniach puściłam na miasto wiadomość, że
niebezpieczeństwo śmierci wprawdzie minęło, ale, że na obliczu moim pozostanie szpetna
szrama, która dla kurtyzany jest nieszczęściem gorszem, niż śmierć. Złoczyńca dalejże do
mnie z pieniędzmi! Próbował wszelkich środków, poruszył cały Rzym, kołatał do drzwi
możnych i osiągnął wreszcie moją zgodę. Przez ten cały czas nie przyjmowałam, oczywiście
nikogo, oprócz jednego Monsignora, który był głupi jak głąb, jak cymbał, jak dudek i ani w
ząb w tej całej historji połapać się nie mógł. Krótko i węzłowato: winowajca zapłacił mi 500
dukatów odszkodowania i 50 za lekarzy i lekarstwa, a ja przebaczyłam mu zbrojną napaść i
przyrzekłam, że nie będę wnosić skargi do wielkorządcy. Pozatem zażądałam, aby mnie już
raz na zawsze w spokoju zostawił i dał po temu porękę. Za 500 dukatów kupiłam wtedy ten
dom z ogródkiem.
PIPPA: Dzielny był z was frant, mateczko.
NANNA: Czekaj końca! nie opowiedziałam jeszcze wszystkiego, zresztą cały rok
musiałabym paplać jak najęta, aby ci zdać sprawę ze wszystkich szczegółów, Ale co tu gadać!
Nie nadarmo żyłam, jak widzisz, do kroćset djabłów, nie nadarmo!
PIPPA: Widać to snadnie po owocach waszego żywota!
NANNA: A zatem słuchaj dalej. Ponieważ przyszłam do wniosku, że owe 550 dukatów ani
rusz nie mogą zaspokoić mojego apetytu, przeto wymyśliłam sobie figiel kurewski w
najbardziej kurwim tego słowa znaczeniu. Wyszukałam jednego neapolitańczyka, łotrzyka, co
się zowie, który umiał, jak fama głosiła, usuwać z twarzy wszystkie blizny. Magik przyszedł
do mnie i powiada: „Jeśli znajdzie się ktoś, kto zapłaci za was 100 talarów, to uczynię cud,
tak, że szrama zniknie z Waszego oblicza”. O małom nie pękła ze śmiechu, ale przemogłam
się i rzekłam, wzdychając: „Idźcie do zbója, który mnie tak pokiereszował i przedstawcie mu
swoje warunki”. Huncfot pomknął w te pędy do nieszczęsnego kapitana, opowiedział mu o
cudzie, którego podejmuje się dokonać i wyimaginuj sobie, że ten osioł, zmartwiony
przymusową rozłąką z mojem łożem, wypłacił łotrzykowi 100 talarów. Okropna blizna znikła
w mgnieniu oka pod wpływem jakiejś cuchnącej wody i magicznych zaklęć, które nie miały
najmniejszego sensu oczywiście. I tak 100 piastrów, jak grecy mówią, dostały się do moich
rąk.
PIPPA: Ażeby cię wciórności, mateczko!
NANNA: Czekaj jeszcze nie koniec! Kiedy się Rzym dowiedział o mojem cudownem
ozdrowieniu, ludzie zeszpeceni na pysku jęli latać do owego znachora, niby żydy do
Mesjasza. A kiedy dość już miał zadatków, spakował manatki i czmychnął, gdzie pieprz
rośnie.
PIPPA: No, a cóż oficer?
39
NANNA: Musiał sprzedać majątek na pokrycie kosztów i starał się pogodzić ze mną, za
pośrednictwem rajfurów, kumoszek i listów, pisząc przy każdej okazji o swej niewygasłej
miłości. Wybrał się do mnie w odwiedziny, ze stryczkiem na szyji, chcąc się rzucić do moich
nóg; przechodząc koło budy malarza, ujrzał obraz, zamówiony przeze mnie. Miałam go na
znak dziękczynienia zanieść sama do Loretto, o czem naokoło rozpowiadałam. Rzuca okiem
na malowidło i widzi swój konterfekt, jak z nożem w ręku dybie na moje życie. Ale to nic, w
porównaniu z napisem, który na tem arcydziele przeczytał:
JA,
SIGNORA NANNA,
WIELBICIELKA
MESSERA MACO,
DZIĘKI DJABŁU, KTÓRY GO OPĘTAŁ,
OTRZYMAŁAM W NAGRODĘ ZA SWĄ MIŁOŚĆ
OKROPNĄ BLIZNĘ.
Z NIEJ WYLECZYŁA MNIE MADONNA.
KTÓREJ JA
TEN ŚLUBOWANY OBRAZ POŚWIĘCAM!
PIPPA: Ha, ha, ha!!
NANNA: Kiedy przeczytał historję swego mordu, zbladł jak kacerz, wiedziony na plac
kaźni, gdzie kat kijami z niego djabła wypędza. Z wściekłości mało co ze skóry nie
wyskoczył i obsypał mnie potem kosztownymi podarunkami, abym tylko zechciała zetrzeć
jego imię z wotywnego obrazu.
PIPPA: Ha, ha, ha!!
NANNA: No, a teraz epilog. Ten hycel musiał mi dać także pieniądze na ślubowaną
pielgrzymkę do Loretto. Nie dość na tem; kiedy oświadczyłam, że do Loretto wędrować nie
będę, sam wykupił dla mnie odpust u papieża.
PIPPA: Czyż to możliwe, żeby ten głuptas do końca nie spostrzegł się, iż nie masz żadnej
szramy na twarzy?
NANNA: Zaraz ci to wyjaśnię. Wzięłam jakiś przedmiot podobny do noża i przywiązałam
go mocno na całą noc do policzka. Dopiero na drugi dzień zdjęłam swój opatrunek. I wtedy
naprawdę, widząc tę siną krechę, można było pomyśleć, że jest to zagojona blizna.
PIPPA: Chyba, że tak!
NANNA: Chciałabym ci jeszcze na zakończenie opowiedzieć dykteryjkę o żórawiu.
PIPPA: Mówcież proszę!
NANNA: Udałam, że mam straszną ochotę na żórawia, nadzianego makaronem.
Kupić go nigdzie nie było można, nic więc innego nie pozostawało moim kochankom, jak
zastrzelić ptaka z rusznicy. W ten sposób dostałam żórawia do rąk. Bez zwłoki posyłam do
znajomego kiełbaśnika, który znał z widzenia wszystkich moich „poddanych i wasalów”.
Potem kazałam przysiąc przyjacielowi, który ptaka upolował, że pary z gęby nie puści. A gdy
mnie pytał, dlaczego? odpowiedziałam, że nie chciałabym uchodzić za obżartucha.
PIPPA: Toście dobrze wymyślili!
NANNA: Poleciłem rzeźnikowi, aby żórawia sprzedawał tylko temu, kto go będzie chciał
dla mnie kupić. Ponieważ nieraz już robił ze mną podobnie dowcipne interesy, więc
zrozumiał, o co chodzi. Ledwie zawiesił żórawia w oknie, odrazu wpada jeden zakochany
fąfel i drze się: Ile chcesz za ptaka? „Żóraw nie jest do sprzedania” — odpowiada stary
kpiarz, chcąc wzbudzić w kupującym jeszcze większą ochotę do wyłożenia gotówki. W
końcu dostaje ów żórawia za dukata, przysyła mi upominek przez pokojowca, z dopiskiem, że
otrzymał ptaka w podarunku od kardynała. Ja zasię piękne złożywszy dzięki, zaraz żórawia z
40
powrotem odsyłam do rzeźnika, aby go znów wystawił na sprzedaż. Wyobraź sobie, że
wszyscy moi przyjaciele kupowali ptaka po kolei, a każdy musiał dukata zapłacić. I cóż ty na
to powiesz, Pipciu!?
PIPPA: Ażem zdębiała z podziwu!
NANNA: A teraz rozważmy, jak się masz zachowywać, aby sobie gości pozyskać!
PIPPA: Rozważmy!!
NANNA: Przychodzi do ciebie na ten przykład jakiś stary twój znajomy i przyprowadza ze
sobą kilku nieopierzonych gagatków. Przyjmij ich po książęcemu, rozmawiaj wesoło, lecz
skromnie. W czasie rozmowy oblicz sobie ich szaty i klejnoty, a potem weź na stronę swego
przyjaciela i skrzętnie wypytaj o każdego z nich. Pierwszeństwo musisz dać oczywiście
najbogatszemu. Patrz na niego wzrokiem lubieżno-namiętnym, nie odwracaj twarzy,
wzdychaj i udawaj, żeś się w nim na zabój zakochała. Gdy się już pożegna i wyjdzie na ulicę,
wychyl się z okna i dawaj mu znakami do zrozumienia, że jego boska obecność serce twe
oczarowała! Bądź pewna, że niebawem znajdzie do ciebie drogę powrotną. A wtedy Pippo do
dzieła!
PIPPA: Ach jak pięknie mówić umiecie!
NANNA: Ale, ja tu gadu-gadu, a dotychczas nie powiedziałam ci, jak się masz zachowywać
na uroczystościach, gdzie się zbierają całe chmary kurtyzan, zazdrosnych, zawistnych,
natrętnych, lubiących plotki i oszczerstwa.
Kiedyś, kiedyś, jak mnie już nie stanie, poznasz jakiegoś to dzielnego i zdolnego preceptora
straciła!
PIPPA: Nie rańcie mego serca takiemi smutnemi słowami,
NANNA: Jeśli o tem mówię, to po to, aby do tej smutnej materji więcej nie powracać!
A zatem mamy na świecie karnawał! Przybywasz na jakąś ucztę, na którą sproszono signory
ze wszystkich kątów i zakątków. Zjawiają się one na sali zamaskowane; tańczą, śmieją się,
gadają, nie zdejmując masek z twarzy.
Dopóki kręcą się po sali, gżąc się z przygodnymi widzami, wszystko jest w porządku.
Bieda zaczyna się dopiero wówczas, gdy przyjdzie siadać do wspólnego stołu. Rozłażą się,
jak pluskwy, po różnych dziurach i trzebaby chyba czarną magją odpowiednią ilość komnat
wyczarować, aby każdą zadowolnić tak, aby mogła ucztować oddzielnie ze swoim gachem.
PIPPA: Jakie ci to honorne i delikatne!
NANNA: Teraz nauczę cię, nadziejo moja, jak masz dwornością swoją usidlać serca
mężczyzn.
PIPPA: A pewnyż to przepis?
NANNA: Najpewniejszy,
PIPPA: Mówcie zatem!
NANNA: Zdejmij maskę, nie czekając, aż cię o to poproszą i powiedz: Oto mnie macie
taką, jaką mnie matka na świat wydała! Wtedy wszyscy chwalić cię będą, co niemiara!
PIPPA: A dlaczegóż to inne po kątach się chowają?
NANNA: Bo strach ich bierze, jak porównanie wypadnie. Jedna ma zmarszczki, a chciałaby
je przed światem ukryć, inna jest brzydka i ścierpieć nie może ładnego obok siebie buziaka,
owa znów ma zębiska spróchniałe i wstydzi się gębę otworzyć w obecności młódki, która ma
zęby białe, jak twaróg. Ta ci znowu niema takich szmatek, takiej bransolety, paska i czepka,
jak ta, lub inna. A pod każdym innym względem zarozumiała jest, jak Seicento.
17
Niektóre
robią to dla kaprysu, inne przez głupotę, lub przez złośliwość. A kiedy każda znajdzie się już
w swoim kącie, zaczynają bajać niestworzone historje. Naszyjnik, który nosi ta wenecjanka,
17
Obecnie przestarzały, swojego czasu bardzo powszechny frazes, na oznaczenie człowieka zarozumiałego.
Słowo niema nic wspólnego z „Secento”, a pochodzi tylko od sławnego konia berberyjskiego, który zwyciężył w
wielu wyścigach i nazywał się „Seicento” ponieważ nagroda wynosiła 600 guldenów.
41
nie jest jej własnością, owa szata należy właściwie do kochanki fra Mariano,
18
ów rubin jest
własnością messera Piccinollo, a tamto znów żydowina, Abramka. I tak ci się upajają
oszczerstwami i winem, a jedna drugiej dłużną nie pozostaje. A tam już jakiś dowcipniś woła:
Słusznie czyni signora Aspazja, że swoje wdzięki ukrywa! Signoro, Imperjo, kiedy zażywacie
swego odwaru z kory drzewnej?
19
Inny znów drwi w żywe oczy z męstwa jakiegoś
skromnisia, który spać się odważa ze swą ubóstwianą, do babki samego Antychrysta podobną.
A koniec końców każdy na ciebie oczy zwraca i do twej prostoty lgnie całą duszą.
PIPPA: Dzięki Wam, dzięki za dobre wróżby!
NANNA: Oczywiście w wielkie święta będziesz musiała odwiedzać kościoły: Św. Piotra,
Ś
w. Jana, Św. Wawrzyńca, kościół Pocieszenia i inne. Tam ci niewielkiemi grupkami zbiorą
się wytworni kawalerowie, monsignorowie, szlachta i dworacy, aby oglądać piękne damy i
pozdrawiać te, które przechodzić będą, maczając lekko końce palców w kropielnicy. Nie
obejdzie się bez gorących słówek, szeptem wymówionych, a ty, jeśli odpowiesz, to chyba w
te słowa: Moje uszanowanie, piękna, czy brzydka, zawszem na usługi gotowa!
Skromność twoja będzie ci najlepszą tarczą!
Owi galanci, ustąpiwszy z drogi, pokłonią ci się aż do ziemi. Przeciwnie, jeśli zechcesz
odgryzać się im ordynarnemu słowami, szepty ich będą cię gonić po całym kościele.
Gdy ci przyjdzie klęknąć, to wybierz ołtarz, który najlepiej widzą zebrani, trzymaj przytem
książeczkę z modlitwami w ręku.
PIPPA: Pocóż książeczka, kiedy czytać nie umiem?
NANNA: Nic to, że może się zdarzyć, iż będziesz trzymała ją do góry nogami, jak to czynią
kobiety z Romanji, chcąc, żeby je miano za czarownice, a książki ich za zaczarowane. —
— A teraz o pożytku, jaki jest z młodzików!
Na tych żółtodziobach nie buduj żadnych nadziei!
Nie masz w nich, ani za grosz stałości. War krwi kręci niemi, jak wiatr chorągiewką,
kochają i odkochują się prędko, gdy tylko znajdą jaką inną srokę. Jeśli chcesz im pofolgować,
to kaź, aby ci najpierw zapłacili.
Biada ci, jeśli się zapatrzysz na jakiego młodego trzpiota, bowiem na amory może sobie
pozwolić tylko taka, co żyje z własnych funduszów, a nie ta, co z dnia na dzień marny żywot
pędzi.
Gdy tylko sobie głowę miłością zawrócisz, już po tobie; zaprawdę, kto o jednym gachu
myśli, ten wszystkich pozostałych za drzwi wypycha.
Kurtyzana, która się kocha w czemś innem, niż w sakiewce swego przyjaciela, jest jak ów
pijak nałogowy, co to by nawet szaty z ciała sprzedał, aby móc pić dalej.
PIPPA: O jakże wy je wszystkie, wszystkie, wszystkie na wylot znacie.
NANNA: A teraz zdaje mi się, że jakiś kapitan do drzwi łomoce. Boże Ty, mój Boże!
Dzisiaj każdy nazywa się kapitanem, nawet poganiacz osłów. Mówię o dobijaniu się do
drzwi, albowiem walą okrutnie, chcąc się wydać srogimi lwami, klną przytem na poły po
hiszpańsku, na poły po francusku.
Takim jurnym wojakom, moczymordom, piórkosiom nie dawaj posłuchu i dowierzaj im tak,
jak się cyganowi dowierza.
Nie zważaj na te nieustanne wrzaski o zaległym żołdzie!
A jeśli która trusia zechce się zadowolnić zapłatą z wyprawy morskiej, którą oni królowi
doradzają, lub ze zwycięstw, jakie odniesie nasza matka — kościół — to niech się karmi
smakołykami! Każda inna natomiast, która lubi, aby jej płacili gotówką, niech wysławia tych
panów, niby zaściankowych Rolandów, ale nic ponadto!
18
Fra Mariano, ulubiony błazen papieża Leona X. Był kolejno golarzem, mnichem, wreszczie urzędnikiem
Kamery apostolskiej. Odznaczał się nadzwyczajnym humorem i niepospolitą żarłocznością Aretino chwali fra
Mariana za jego uprzejmość w „Ragionamento delle Corti”.
19
Odwar z drzewa „Gujaki” był w swoim czasie środkiem przeciw syfilisowi.
42
W przeciwnym razie zyska tylko siniaki na pysku i guzy na łbie. Cały zaszczyt, że będą
rozgłaszać wszędy wady twojej dziurki i twego tyłka, chełpiąc się, że kazali ci tańczyć
według swego fleta!
PIPPA: Błazny!
NANNA: Stać się kurtyzaną po to, aby chuć a nie głód zaspakajać, znaczy tyleż, co chcieć
morze wpław przepłynąć.
Aby nie chodzić w łachmanach musisz być rozgarniętą i rozumną, jak się patrzy i zarówno
w czynach, jak i w słowach unikać lekkomyślności. Właśnie przychodzi mi do głowy
porównanie doskonałe! Ja tam mówię zawsze z natchnienia, wypowiadam słowa jednym
tchem i nie lepię dziwolągów ze słów twardszych od najtwardszego zatwardzenia. Dlatego
każdy rad słucha mej gadaniny i zaraz ją dalej rozgłasza, niby jakieś Verbum Caro!
PIPPA: A gdzież się podziało wasze porównanie?
NANNA: Wojak, którego męstwo polega tylko na pustoszeniu kurników chłopskich, który,
odważny jest jak zając w kapuście, uchodzi za tchórza i niechętnie mu żołd płacą, jak to
mówił jeden z tutejszych żołnierzy.
Ale za takim, co się umie bić i walecznym jest w potrzebie, uganiają się wszystkie żołdy
ś
wiata! Takoż i z kurtyzanami!
Jeśli jaka do trzech zliczyć nie potrafi i tylko obrabiać się daje, nie dorobi się więcej nad
wachlarz z wytartemi piórami i łachman taftowy. Na świecie, kochane dziecko, potrzebna jest
zręczność, lub szczęście. Ale przyznam ci się, że gdybym miała wybierać, to wolałabym
szczęście, niż zręczność.
PIPPA: Dlaczego?
NANNA: Gdy szczęście płuży, nie trza się wcale wysilać. Gdy się jest jednak zależnym od
swej zręczności, to trzeba się pocić, wyliczać, jak astrolog i dowcip wytężać, przedzierając się
przez życie. Kto ma szczęście, temu i wół cielę urodzi!
Szczęście, to droga bez cierni i ot popatrz tylko na tę kobyłę, na tę Kaśkę zawszoną, na tego
kurdupla... no wiesz już o kim mówię!
PIPPA: Alboż ona niema pieniędzy, jak siana?
NANNA: Ano ma! I o tem właśnie chcę mówić:
Zna się na dobrym wychowaniu, jak krowa na kompasie, w niczem nie jest jej do twarzy,
jest głupia jak rura do barszczu, przekroczyła już trzydziesty rok życia, a mimo to myśleć by
było można, że ma miód w piź... tak ci za nią chłopy latają. To jest szczęście, co się zowie!!
Spójrz na pachołków, hajduków i parobków! Nic innego, tylko szczęście porobiło z nich
Wielkich Panów i Jaśnie Wielmożnych.
Mistrz Troiano był kamieniarzem, zaś dziś posiada wspaniały pałac. A co, czy to nie
szczęście?
Serapica
20
psy golił, a stał się prawą ręką papieża. A co, czy to nie szczęście? Accursio
21
był
czeladnikiem u złotnika, a został konfidentem Juljusza II. A co, czy to nie szczęście? Dalibóg,
jeśli szczęście i zręczność w kurwie się łączą, wtedy sursum corda! Jest to rzecz słodsza, niż
te wszystkie: Och tak, och jeszcze, które szepce się wówczas, gdy cię jakiś palec łechce; to
jest lepsze, niż owe mamrotania: ...troszkę niżej, troszkę wyżej, teraz tu, teraz tam, póki
wreszcie ów palec nie natrafi na to, co cię swędzi.
Odradzałam ci miłostki z żółtodziobami, których się psie figle trzymają i z wojakami,
strojnymi w sute pióropusze! Mówiłam ci, abyś ich unikała, a teraz rzekę: leć na ludzi
statecznych, bo ci mają i manjery piękne i dukatów nie skąpo!
PIPPA: Co prawda, to wolę parę porządnych szturchańców, niż kupę duserów.
20
Giovanni Lazzaro da Magistris (Serapica-komar), służył za młodu za psiarczyka u kardynała Sanseverino.
Dostawszy się do służby Leona X jeszcze za kardynalskich czasów, doszedł z czasem do wielkiego znaczenia i
fortuny.
21
Zaufany sługa papieża Juljusza II,
43
NANNA: Masz rację, ale stateczni dadzą ci jednego jak i drugiego poddostatkiem! A teraz
do tych, których nigdy zadowolnić nie można! O cóż za utrapienie ma człowiek z takiem
plemieniem!
Jeśli ci uprzykrzeni gderacze będą krzyczeć, pomstować i urągać na ciebie, miej się na
baczności, jak niedźwiednik, który misia na jarmarku pokazuje!
PIPPA: Niech mnie osławią, jeśli im pofolguję!
NANNA: Po tych bydlakach przejdźmy do buńczoszumnych zawadyjaków, do tych
dębikuflów, odważnych przy pucharze, którzy nawet kastrata w dupę kopnąć się boją!
Blagierstwa i głupich przechwałek oduczyć się nie mogą. W łyżce wody cały ocean radziby
pomieścić!
Z pewnością obłupisz ich ze wszystkiego, nie wyłączając haftowanych majteczek i szpady,
huśtającej się im u boku bezużytecznie!
Obok tych wszystkich .ludzi, są jeszcze dowcipnisie, którzy bez słusznej przyczyny, ciągle
od śmiechu się pokładają! Na całą gębę głoszą, co z tobą zrobili i co robić będą, a im więcej
się ludzi zbierze, tem się głośniej drą.
Bez ceremonji podniosą ci kieckę do góry w towarzystwie. To dla nich tyle, co splunąć!
Rąb im prawdę w żywe oczy, bez zbytecznych ceregieli i figluj z nimi tak, jak oni z tobą
figlują!
PIPPA: Czyż myślicie, że tacy będą mi się bardzo podobać?
NANNA: Jednakie mamy upodobania! Ale przecież cię uprzedzałam, że ci nygusi podobni
są do małp, które uspakajają się, skoro orzech do łap im wpadnie! Morze, .będące
straszliwym żywiołem, gdy przejdzie jego gniew, czyni mniej hałasu, niż strumyczek.
PIPPA: Wydaje mi się, że macie rację!
NANNA: O tych dość! Ale nie mówiłam ci jeszcze o tępych nieukach! Ci są gorsi, niż
oczajdusze, kostery, pyskacze, hycle, wartogłowy, wiercipięty, obłudnicy, nudziarze i łotry,
gorsi niż cały rodzaj męski! Wydziwiają się nad gównem byle złodzieja i choćbyś im nie
wiem jaką pieszczotę wymyśliła — wszystko to daremne zachody!
Rzucać się będą na ciebie prosto z mostu, a każdy ich postępek będzie świadczył o ich
tępocie ku twojemu utrapieniu i wstydowi.
PIPPA: Dlaczego ku memu utrapieniu i wstydowi?
NANNA: Dlatego, że nie mając żadnej ogłady i wyrozumienia, będą brać miejsce przed
najbardziej szanownymi, będą pyskować, gdy trzeba cicho siedzieć, będą milczeć, gdy
należałoby mówić. A wynik? Pozbawiają cię poważania u ludzi czcigodnych, bo ktokolwiek
widzi ich, jak uwijają się dokoła kobiety ze swojemi zalecankami, temu słusznie wydaje się,
ż
e to świnie przyszły wąchać róże w ogrodzie. Zaś dziwacy to coś gorszego, niż zepsute
zegary; więcej im należy z drogi schodzić, niż szaleńcom, co się zerwali z łańcucha! Chcą, to
znowu nie chcą, to milczą, to znów gadają trzy po trzy; ni stąd ni zowąd nachodzą na nich
jakieś kaprysy; nawet Święta Nafissa, uosobienie cierpliwości i dobroci, nie zniosłaby ich
wybryków, i dlatego też ledwie ich ujrzysz, zaraz uracz ich czarną polewką.
PIPPA: Będę wam posłuszna!
NANNA: A cóż ci mam rzec o owych synalkach, co to z doświadczeń ojcowskich mądrości
zaczerpnęli. Co za mordęga żyć z tymi arcymądralami! Boją się ust otworzyć, aby nie uronić
dostojeństwa, którego ich przed lustrem nauczyli, gdy zaś przemówią, to półgębkiem, aby
coprędzej usta znów w wyuczony grymas ułożyć. Jadają z namaszczeniem, spluwają
wdzięcznie, oczyma po pułapie błądzą, chcieliby, aby ich z ladacznicami widywano, ale
pragną zarazem, aby nikt o tem nie wiedział, wystrzegają się dać ci cokolwiek w obecności
sługi, ale radziby byli, aby sługa wiedział, te ci dają.
PIPPA: A to małpy dopiero!
NANNA: Gdy kto nadejdzie do ciebie podczas ich obecności, zaraz chowają się w
przyległym alkierzu, ale za drzwiami będą póty się ruszać i hałas czynić, aż powiesz do
44
gościa: „Pan Giulio jest tam w pokoju!” Ponadto odmierzają oni na wszystkie sposoby: sen,
czuwanie, posiłki, posty, przechadzki, wypoczynki, to, co należy robić, to czego nie wypada
robić, kiedy się śmiać, kiedy zachować powagę; będą się jak z gównem z każdym słowem
nosić, że i żonkosie więcej nie potrafią. Ale czyż nie mówiłam ci jeszcze o obłudnikach?
PIPPA: Jeszcze nie mateczko!
NANNA: Hipokryci, którzy dotykają się kobiet przez rękawiczkę, a posty obserwują jak
najwięksi bigoci, będą cię chyłkiem nawiedzać. Gdy zaś zechcą wstyd twój od tyłu urazić, a
ty ich zapytasz: „Jakto, moi panowie, to wy tamtędy chcecie się dostać?”, odpowiedzą:
Jesteśmy niegodni grzesznicy, jak i wszyscy! Ich uczynki w tajemnicy trzymaj, a z
łajdactwami obchodź się ostrożnie, jak z garnkiem oliwy, który przecieka! Taka dyskrecja
bardzo się okaże pożyteczna! Ci wrogowie wiary prawdziwej będą cię klepać po cyckach,
robić sińce na ciele, zaglądać między uda, dłubać w każdej szczelinie i w dziurze każdej. A
gdy rozporek z powrotem zapną, zaraz puszczają wargi w ruch, mrucząc bez ustanku:
„Miserere”. „Domine ne in iurore” i „Ex audi orationem”.
A teraz do szczodrych. Wobec tych nie trzeba ci zręczności osła, ale lwiej zręczności. Jeśli
chcesz o coś prosić, to proś coram populo. Albowiem pyszałek wzrasta o piędź, gdy się go
publicznie, jak wielkiego pana traktuje. Przywilejem wielmożnych jest być szczodrymi,
aczkolwiek nie są nimi zazwyczaj. Fanfarona nie potrzebujesz o nic prosić, bo ledwie
zaczniesz: „chcę sobie zrobić suknię według najnowszej mody”, zaraz odpowie, gdy tylko
ś
wiadkowie będą przytem: „Poczekaj, już ja to załatwię”. Dla takiego, kochasiu, bądź równie
szczodra, jak on dla ciebie, stawaj mu we wszystkich pozycjach, jakich zapragnie i niczego
mu nie odmawiaj!
PIPPA: Rozumiem! To mój święty obowiązek!
NANNA: Są ludzie, którzy nie dadzą ci nawet ziarenka gorczycy, nie wspomogą cię
marnym grosikiem, chyba, że będziesz im ciągle ostrogi w bok wpierała! Ale hojnym nie
stawiaj ceny, polegaj na ich przyrodzonej wielkoduszności, która rozkwitać będzie wśród
ustawicznych darowizn. Gdy dają nie proszeni, wydaje im się, iż nie tracą pieniędzy z
gamratkami. lecz przeciwnie, że zarabiają na czysto, upodabniając się do wielkich panów,
albowiem, jak ci to powiedziałam, Wielcy Panowie powinni być hojni! Ty jednak udawaj
zawsze, że nic nie chcesz od nich!
PIPPA: Doskonale!
NANNA: Za to tych osiłków, te zwierzą ta juczne, tych nieokrzesańców, jak mawiał
Romanesco, prześladuj ciągłemi nawoływaniami: „dawaj mi tu zaraz, a nuże! prędzej
wałkoniu!” Parobków trzeba zawsze batogami popędzać!
Jeszcze jedno, abym nie zapomniała. Wprawdzie posługuję się w moich naukach to słowem
„ty” to słowem „wy”, pragnę jednak, abyś do każdego, młodego czy starego, znacznej, czy
nikczemnej kondycji: wy, mówiła! „Ty” to słowo oschłe i nie wielu ludziom podobać się
może. Piękne manjery pysznym są środkiem na powodzenie. Dlatego nie bądź nigdy
wyniosłą, nie szydź, nie wykpiwaj się. nie gniewaj się na nikogo! Gdy się znajdziesz w
otoczeniu przyjaciół swego kochanka, nie rzucaj słówek kąśliwych, nie chwytaj nikogo za
włosy, lub brodę! Nie rozdawaj szturchańców na prawo i lewo! Mężczyźni są mężczyznami i
gdy im pyska dotkniesz, zaraz się krzywią i gniewają. Sama widziałam, jak kiedyś doszło do
grubych burd i brzydkich wymysłów, dlatego tylko, że jakaś głupia gęś pozwoliła sobie
chłopa za ucho szarpnąć. Dostała ci za to upominek, jak się patrzy, i każdy rzekł, a dobrze ci
tak!
PIPPA: Na mą duszę, dobrze jej tak!
NANNA: Jeszcze jedno chciałam ci przypomnieć: Choćby ci się trafiała najlepsza po temu
okazja, nigdy nie wyrzucaj z łożnicy swej miłośnika z szyderstwem i wymysłami! Chyba,
ż
eby jaki francuz czekał na cię, o czem już poprzednio wspominałam! W takim wypadku idź
do przyjaciela i powiedz mu: Przyrzekłam wam tę noc i ona też właściwie do was należy,
45
albowiem bez granic oddana wam jestem i całkiem do was należę, jednakowoż mogłabym
grubszy grosz zarobić, gdybym miała tę noc do rozporządzenia. Pożyczcie mi ją, a oddam
wam stokrotnie. Jeden wielki pan z Francji ma na mnie ochotę, pofolguję mu dziś, jeśli
zezwolicie. Lecz, jeśli nie, ha! to trudno, jestem nadal na wasze usługi”. Ów, gdy zobaczy, jak
go honorujesz, prosząc o podarowanie tego, czego mu odprzedawać nie wypada, wyświadczy
ci tę przysługę, a nawet wdzięczny ci będzie, żeś z nim tak grzecznie postąpiła. Gdybyś zaś,
nie mówiąc ani jednego słowa, na ulicę go wysadziła, z pewnością pomstowałby i wymyślał
na czem świat stoi, opowiadając powszędy o twych kurwich narowach. Niejednemu
zalotnikowi mogłaby wówczas odejść ochota do zawierania bliższej z tobą znajomości.
PIPPA: To dopiero byłoby nieszczęście!
NANNA: Tak, zaiste! A teraz rzecz główna! Nie zabawiaj się nigdy kłóceniem przyjaciół,
wystrzegaj się wszelkich burd, nie powtarzaj plotek, a gdzie możesz godzić, tam gódź! Gdyby
ci kiedy wrota smołą wysmarowano i zapalono, puść gniew z dymem. Są to owoce, które
rosną obficie, niestety, na drzewach w naszych ogródkach. Nie każ nigdy swej służbie gości
za łby wyrzucać. Jeśli cię kto urazi, nie leć z bekiem i kwikiem do kochanka. Jeśli zaś jaki
asan, mający serdeczne zmartwienie, nawiedzi cię kiedy, to nie mów le o jego kochance, na
którą jest zagniewany. Napady furji, paroksyzmy wściekłości szybko mijają i porywczy
kochanek ze wstydem przychodzi do przekonania, że sam zawinił i sam szkodę poniósł. Staraj
mu się raczej przełożyć, że nie ma racji; „Niesłusznie czynicie, gniewając się, ona jest taka
zacna, poczciwa, piękna wdzięczna i strasznie do was przywiązana”. Ów mąż wróci pewnego
dnia do starego żłobu i wdzięczny ci będzie, a i ona dowie się o twej życzliwości i z
procentem ci odpłaci, gdy się pokłócisz z którym ze swych kochanków.
PIPPA: Bardzo przebiegli jesteście!
NANNA: Moje dziecię, na koniec to ci tylko po. wiem. Jeśli ja, najwystępniejsza i
najrozwiąźlejsza kurwa całego Rzymu, ba, całej Italji i całego świata, jeśli ja powtarzam,
doszłam do złotych dukatów, a nie do groszaków, to co dopiero ty, jeśli będziesz żyć według
mych rad, a pouczeń.
PIPPA: Królową wśród królowych, a nie tylko signorą wśród signor będę.
NANNA: Dlatego też bądź mi posłuszna.
PIPPA: Przecie jestem!
NANNA: Nigdy nie zapalaj się do gry: kości i karty to zguba dla tych, które im się oddają.
Na jedną, która wygra na modny staniczek — tysiąc idzie na żebry. Miej na stole
szachownicę i przybory do gry: gdy gra pójdzie o dukata, albo o dwa, kompani rzekną:
„Wszystko to dla was, signora”. Nigdy tam nie ma kłótni, nigdy nie padnie niegodziwe słowo,
chyba że zaczną hazardować się w faraona, albo w lombra. Gdy jaki namiętny gracz postawi
dla ciebie, proś go, aby pieniędzmi nie rzucał, staraj się przytem pokazać mu, że bardzo dbasz
o to, aby majątku nie stracił! A teraz kolej na talenty!
Pamiętaj, Pippo, że nikt nie ośmieli się odmówić ci jakiegoś instrumenciku: a więc jednego
poproś o lutnię, drugiego o harfę, innego o wiolę, owego zaś o flet, tamtego o szpinet, tego
znów o lirę. To czysty zysk. Sprowadzisz sobie nauczycieli muzyki, będziesz ich zabawiać
wygrywaniem melodji, racząc od czasu do czasu przelotną i króciutką pieszczotą. Gdy
skończysz z instrumentami, zapałaj ochotą do malarstwa i do rzeźby, naściągaj ramek —
okrągłych i kwadratowych, portretów, figurynek, wszystkiego, co będziesz mogła, aby
później sprzedać nie gorzej, niż suknie.
PIPPA: Czy to nie wstyd sprzedawać szaty, które się na sobie nosiło?
NANNA: Wstyd? A czyż nie gorszy wstyd przegrać je w kości, jak to uczyniono z szatami
Pana naszego, Jezusa?
PIPPA: To prawda!
NANNA: Na honor! gra to sprawa djabelska. Nie trzymaj u siebie ani kart, ani kości;
wystarczy raz na nie spojrzeć, aby się do gry zapalić, a kto zagra, ten przepadnie z kretesem!
46
Przysięgam ci na świętą Magdalenę, że one zatruwają ludzi, tak jak zapowietrzone rzeczy,
które zarazę roznoszą!
PIPPA: A więc precz karty i kości!
NANNA: Słuchaj, co ci teraz powiem o próżności świąt i uroczystych obchodów. Nie
chodź na walki byków, nie lataj na turnieje i igrzyska, zabawy takie dobre są dla podłej
gawiedzi. A jeśli już chcesz zobaczyć koniecznie, jak to się byka zarzyna, pierścień na
włócznię nawleka, lub pałubę ze słomy kopią kłóje, to patrz na te wszystkie igraszki z okien
swego domu. Gdy ci kto szatkę na maskaradę pożyczy, pilnuj jej troskliwie, jakby była twoją
własnością i odeślić ją czyściutką i porządnie złożoną, a nie opluskaną i poplamioną, jak to
się często kurwom zdarza.
PIPPA: Nie znam ci ja takiego niechlujstwa!
NANNA: Tak, niechlujstwo, to dobrze powiedziane! Ach Pippo, długobym się musiała
rozwodzić nad tem, jak się masz przystrajać i piękną czynić. Pleć warkocze w ten sposób, aby
jeden loczek zwieszał się zawsze nad czołem; spoglądaj z pod niego na świat zalotnym i
lubieżnym oczkiem. Pierś twoją z pod staniczka powinno być widać tylko przez wycięcie w
koszuli. Wtedy każdy żórawia głęboko zapuszczać będzie! Bądź skąpa z pokazywaniem
cycuszków! Inne w tej materji są bardzo rozrzutne, a piersi gwałtem ze stanika na świat
wypychają. No! Ale teraz skończę już gawędę jednym tchem!
PIPPA: Chciałabym, żebyście cały rok tak mówili.
NANNA: Wszystko, czego zapomniałam, albo nie wiem, douczy cię praktyka. Trudności
tkwią w samej istocie zawodu i pojawiają się wśród okoliczności, których nikt nie może ani
przypuścić, ani przewidzieć. Dlatego też instynktem musisz dopełniać luki mej
niepamiętliwej pamięci. Wypada, abym ci powiedziała jeszcze o...
PIPPA: O czem?
NANNA: Proboszcze i mnichy chcieli mi uciec z głowy, niby z dziurawego garnka.
PIPPA: Patrzcie ich, jakie łajdaki! Zanim mnie nauczycie jak mam z niemi postępować,
powiedzcie mi jeszcze, czy bardzo boleć będzie, kiedy dziewictwo będę traciła?
NANNA: Wcale nic, albo bardzo mało!
PIPPA: Czy to tak boli, jak wrzód rozcinany?
NANNA: A niech Bóg broni!
PIPPA: Może tak, jak skaleczony palec?
NANNA: I to nie!
PIPPA: Jak przy rwaniu zęba?
NANNA: Jeszcze mniej!
PIPPA: Jak przy nabiciu guza?
NANNA: E, to już całkiem nie tak! Chcesz, abym fantazję twoją zaspokoiła odpowiedniem
porównaniem?
PIPPA: Proszę was o to!
NANNA: Możeś rozdrapała sobie kiedy mały pryszczyk lub wrzodziankę? Odczuwa się
wówczas palące swędzenie! Ot, podobnie swędzić będzie, gdy ci się kto do dziewictwa
dobierze!
PIPPA: Och! Więc czemuż to niektóre tak się lękają stracenia dziewictwa? Słyszałam, że
nawet z łoża wyskakują, o pomoc wołają, albo zgoła łóżko, pokój i wszystkie sprzęty obsikują
ze strachu.
NANNA. Trwoga, którą odczuwają te dziewczęta pochodzi z dawnych czasów, kiedy
oblubienicę do małżonka prowadzono przy dźwięku trąb i kiedy na znak dokonanego cudu,
koguta przez okno wyrzucano.
I jak ów, który trzymając w ręku przez cyrulika wyrwany ząb, sam się swemu ociąganiu
dziwuje, tak i dziewczyna, gdy już jest po wszystkiem, żałuje, iż wcześniej nie pozwoliła
sobie swego nietoperza pod włos pogłaskać.
47
PIPPA: Balsamem są mi wasze słowa.
NANNA: Co czynić należy, aby uchodzić za dziewicę, w miarę potrzeby, o tem pouczę cię
w dniu, kiedy rozpoczniesz swoje praktyki.
Cała tajemnica polega na mieszaninie żywicy jodłowej i ałunu, które się razem gotuje. Jest
to środek wypróbowany we wszystkich zamtuzach.
PIPPA: Tem pewniejszy!
NANNA: Ale teraz do mnichów, co zioną koźlim smrodem zup, sosów i słoniny.
Wszelakoż są i inni bardziej wymuskani, woniejący, niby puzderko z pachnidłami!
PIPPA: Nie traćcie czasu na mnichów! Chciałabym, abyście mi raczej powiedzieli, jak to
trzeba postępować z barwiczkami, które się na twarz kładzie?
Również chciałabym wiedzieć, czy mam używać czarów, zaklęć i zamawiań?
NANNA: Nie mów o takich głupstwach, to dobre dla wiejskich dziewuch! Twojemi
zaklęciami niech będą moje nauki, zawsze twej pamięci przytomne. Co się zaś barwiczek
tyczy, to ci to później wyklaruję!
Ale teraz mnichy nie dają mi spokoju! Muszę ci powiedzieć, że kobiety im śmierdzą; jeśli
przychodzą spać z niewiastą, to tak ic mają ochotę do miłowania, jak ów, co z kałdunem
pełnym na stół zastawiony się patrzy. Darmo im będziesz śpiewała piosenkę, którą leniwym
staruszkom się śpiewa:
Aj - śli, aj - śli, ślimaczku mój,
A pokażże wreszcie rożek swój.
Nawet wtedy sztywności nie nabiorą. Trzeba im koniecznie, aby obok kochanki jeszcze im
się i małżonek w łóżku ułożył.
PIPPA: O jej, to te mnichy plugawe małżonków mają?
NANNA: Widzisz chciałabym ci coś powiedzieć, ale mi jakoś niesporo:
PIPPA: A to dlaczego?
NANNA: Powiesz prawdę — zaraz ludziska rwetes podniosą! Jak człowiek łże, to mu się
dobrze powodzi! A przecież i ja nieraz prawdę mówiłam. I teraz jej się nie zlęknę! Te grube
ryby klasztorne, a księżulkowie tylko po to z kurwami sypiają, aby przypatrywać się, jak ich
ukochane pacholęta owe kurwy obrabiają.
Tak, tak, ich ukochane pacholęta!
Z tymi musisz żyć w przyjaźni i być zawsze na ich usługi. Albowiem jeśli pozwolisz
pacholętom robić z tobą, co im się podoba, to sami fraterkowie w tobie się zakochają i
roztrwonią dla ciebie wszystkie dochody z djecezji, opactwa, kapituły i zakonu.
PIPPA: Dufam, że jeśli za waszemi radami pójdę, dostanę nawet ich dzwonnicę z
dzwonami!
NANNA: Ha, haf ha! Myślę o kupcach, o których ci jeszcze nie wspomniałam ani słowa!
PIPPA: Ależ mówiliście już!
NANNA: Myślisz zapewne o niemcach? Po prawdzie cały ten naród kramarstwem się para;
ale ci wielcy kupcy, ci wypchani złotem ojcaszkowie, niechże ich franca ogarnie!
Ci chcieliby koniecznie, aby stan gamracki, żył tylko z tego, co oni dadzą grosz po groszu! I
na jednego, który płaci, znajdzie się dwudziestu, którzy mają gotową odpowiedź;:
„Oddałem na lichwę, to jest, chciałem rzec na procent”, gdy ty o cokolwiek ich poprosisz.
Największe ich łotrostwo w tem, że udają nędzarzy, mając pełne wory pieniędzy.
Radzę ci Pippo, abyś tym dusigroszom dała odrazu należną odprawę. Żeby nam dogodzić
nie wystarcza rękawica, skrypt w ręku, albo pierścień na palcu.
PIPPA: I ja tak myślę.
NANNA: Kochanko! dałam ci edukację książęcą, wiedz, że takie matki, jak ja na kamieniu
się nie rodzą.
48
Zapamiętaj wszystkie rady i niech mnie pod pręgierz postawią, jeśli nie zostaniesz
najbogatszą i najbardziej wziętą kurtyzaną. Dlatego też, spokojnie oczy zamknę, kiedy
godzina śmierci nadejdzie!
I to sobie zauważ: Ów smród, owe smarki z nosa, oczy karpowe, oddech cuchnący,
wszystko ci to jest, jak stęchłe wino, popijesz trzy dni i zapomnisz o tem. jak smakuje.
Ale teraz jeszcze dwa słówka, o dwóch sprawach!
PIPPA: O jakich że to!?
NANNA: Najpierw nie kładź aksamitnych poduszek na jedwabnych materacach, które owe
próżne małpice na ziemi rozściełają, aby przyjaciele przy rozmowie u nóg ich leżeć mogli! A
po drugie, nie pakuj całych dziesięciu palców do puszek ze szminką, jak to czynią owe
gruboskóre lombardki.
Troszkę różu wystarczy, aby usunąć z policzków bladość, która się ukazuje po źle
przespanej nocy, lub z powodu nadużycia miłości. Rano wypłucz usta wodą studzienną. A
jeśli chcesz, żeby twoja skóra zawsze była świeża i gładka, to dam ci moją książkę z
przepisami, wyczytasz z niej, jak utrzymywać piękną płeć i ciało aksamitne!
Nauczę cię robić wodę talkową, a do rąk wodę z lewandy. Do ust mam coś, co nie tylko
zęby w zdrowiu utrzymuje, ale i oddech w zapach fijołków przemienia. Pippo!
PIPPA: Co mateczko?
NANNA: Nigdy nie używaj zapachów mocnych, albowiem te dobre są tylko dla tych, które
z natury śmierdzą!
Kąp się często i myj się przynajmniej dwa razy dziennie wodą gotowaną z pachnącemi
ziółkami; dało twoje nabierze przedziwnie słodkiego aromatu, jak świeża bielizna, wyjęta ze
skrzyni.
I tak, jak na widok niepokalanie białego płótna, nikt nie może się powstrzymać, aby niem
twarzy nie obetrzeć, tak też i na widok piersi śnieżystej, szyji i świeżo umytych policzków,
nikt się nie oprze pokusie, aby całować je bez końca.
Ale oto jeszcze cały szereg drobnostek, które dopiero teraz mi na myśl przyszły, kiedy już
chciałam zakończyć. Wiedz Pippo, te ja jestem studnią bardzo głęboką, z której tak obfity
strumień wytryska, że czem dłużej z niej czerpać, tern więcej się nabiera. Ale!... Włóżno ten
pierścień na palec!
PIPPA: Już włożyłam!
NANNA: Kiedy zbliżać się będzie dzień Świętego Filipa nie zapomnij zawczasu
powiedzieć przyjaciołom, żeś ślubowała w wigilję dnia swego patrona
22
zamówić
dwadzieścia mszy i nakarmić dziesięcin ubogich; koszta musisz po równemu podzielić
między miłośników. Kiedy nadejdzie wigilja, a potem święto, skarż się i zrzędź, powiadając:
„Zmuszona jestem sumienie swoje i duszę grzechem pokalać!”
„A to jakim sposobem?” zapytają te głowy baranie!
„Bo proboszcze dzisiaj gdzieindziej są zajęci i mszy św. dla mnie odprawić nie mogą”.
Odłożysz więc nabożeństwo na inny dzień, ale pieniądze zatrzymasz i twemu honorowi nie
stanie się uszczerbek.
PIPPA: To rozumiem!
NANNA: Przypuśćmy, że masz u siebie w domu całą gromadę adoratorów, którzy przyszli,
aby się z tobą zabawić! Udaj, że ci nagle przyszło do głowy pójść na parę godzin na spacer;
nie tracąc, ani krzty czasu, ubierz się, a stojąc już przed drzwiami powiedz:
„Zajdziemy do kościoła po drodze”. W kościele po mruczysz trochę ojczenaszków, a potem
pójdziesz wzdłuż kramów i każesz sobie przeróżne rzeczy pokazywać: maście, ambrę i różne
piękne błyskotki. A jak ujrzysz coś takiego, co cię w oczy kłuć będzie, to nie mów: „Kupcie
mi to, a wy tamto”, tylko powiedz: „To, a to podoba mi się bardzo”.
22
Pippa - Filipina.
49
Każ wybrane rzeczy na bok odłożyć i powiedz: „Później przyślę po nie”. Tak samo rób
zawsze z pachnidłami i innemi drobnostkami.
PIPPA: Do czegóż wy zmierzacie?
NANNA: Prosto do ich gołębnika!
PIPPA: A gdzież kusza?
NANNA: Kuszą jest ich szczodrość, która czułaby się obrażoną, gdyby nie kupili zaraz
odłożonych rzeczy i nie podarowali ich tobie!
PIPPA: Komu brak rozumu, ten sam sobie jest winien!
NANNA: Kiedy znowu do domu powrócisz, rozdziel swoją łaskę sprawiedliwie, między
nich wszystkich.
PIPPA: Jak mam łaskę okazywać, o tem jużeście mówili.
NANNA: Mówiłam i jeszcze raz powiem: Wyciągnij się na niskim fotelu, każ dwóm usiąść
u nóg, dwóch posadź po bokach, wyciągnij ramiona i każdemu z nich dłoń podaj.
Pozostałym okazuj swoją przychylność wzrokiem i mrugając rzęsami, dawaj im do
zrozumienia, że serce mieści się w oczach, a nie w rękach, nogach i słowach.
W ten sposób będziesz łechtać ośmiu gamoni naraz!
PIPPA: Zawsze po dwóch, zawsze po dwóch!
NANNA: I gdyby nawet ten, lub ów, nie bardzo ci się podobał, zadaj gwałt swojej naturze,
jak chory, który wbrew chęci lekarstwo przyjmuje, nie pytając o zdanie swego żołądka —
podobnie i ty musisz pamiętać, aby stan swój skutecznemi środkami poprawiając, z gamratki
stać się kurtyzaną, a z kurtyzany panią, tak Pippo, — panią!!
PIPPA: Jeśli tylko mocna wola, co pomaga, zostanę nią napewno.
NANNA: Nie dawaj się okpić tym, co przysięgi składają, ze strasznemi gestami, chcąc mieć
ciebie tylko, na swój wyłączny użytek. Nie dowierzaj im choćby byli nawet wysokiego rodu i
znacznej fortuny.
W szale miłosnym i furji zazdrości i tak na lep pójdą i cuda będą dla ciebie czynić, dopóki
ten stan trwać będzie. Jest też rzeczą ważną, aby ciągle nowych straceńców tego rodzaju
wyszukiwać, albowiem ci zwarjowani z miłości prędko stygną w zapale. Zauważ też to sobie,
ż
e im więcej miłości zażywasz, tem ci się płeć piękniejszą robi. Takoż i stal często używana,
połysku nabiera! A dalej, kiep ten, kto mniema, że dużo nie czyni wiele, a mało nic nie czyni.
Ż
yczę ci, abyś jak owa wilczyca wdarła się do pełnej owczarni, a nie do zagrody, gdzie jest
tylko jedna owca.
I to ci jeszcze powiem: Jakkolwiek sama zazdrość kurwią ma naturę i dlatego to wszystkie
gamratki łacno nią grzeszą, ty nie bądź zazdrosną.
Jeśli usłyszysz, że signora Tullja, lub signora Beatrice, dostały całe góry tkanin, firanek,
klejnotów i szat, pokaż rozradowaną twarz i powiedz: „Zaprawdę, ich piękność, obyczaje,
dobroć i talenty zasługują na większą jeszcze nagrodę!”
„Niechże Bóg ich darczyńców nagrodzi!” Dzięki takim słowom panowie owi i ich signory
zapałają do ciebie afektem, podobnie, jakby cię znienawidzili, gdybyś nosem kręciła, mówiąc:
A to doskonałe! Ta klem pa myśli, że jest królową Izoldą! Poczekaj gagatku! Zobaczę cię ja
jeszcze, jak będziesz podłogi szorowała!
Mój Boże! Zapewne męką i katuszą jest dla kurwy, widok innych kurew wystrojonych i w
dostatki opływających. Taki widok gorzej gryzie, niż zastarzała franca, co sobie osiadła w
goleniu, w kolanie, lub pod pachą; gorsze to niż owe bóle głowy, od których nawet święci
Kosma i Damian
23
wyleczyć nie mogą.
PIPPA: Panie strzeż nas od tych wszystkich chorób!
23
Patroni domu Medyceuszów.
50
NANNA: A teraz coś nie coś o ćwiczeniach pobożnych, które dobrze służą duszy i ciału.
Pragnę, abyś nie pościła w soboty, jak niektóre gamratki, pobożniejsze, niż książki do
nabożeństwa.
Obserwuj conajwyżej wigilję wielkich świąt, piątki i wszystkie posty, przepisane przez Ojca
Ś
więtego!
Nie omieszkaj rozgłaszać, że w te święte noce nikogo na nocleg nie przyjmiesz. A to nie
przeszkodzi udzielić ich cichaczem tym, którzy zechcą więcej ci zapłacić!
I jeszcze jedna drobnostka: Od czasu do czasu udawaj, żeś chora i pozostań w łóżku na
jakieś dwa dni, ani całkiem ubrana, ani całkiem rozebrana. Nie tylko, że będą przychodzić do
ciebie, aby komplementy składać, ale jeszcze prowiantów ci naznoszą, tłustych kapłonów i
innych smakołyków. W takich razach nie potrzeba nawet języczkiem w gębie poruszać,
delikatne napomknienie wystarczy, aby podarunki otrzymać.
PIPPA: Podoba mi się taki wypoczynek, jest przyjemny i pożytek przynosi.
NANNA: Co do cennika rozkoszy, to sprawa szczególnie ważna. Musisz się zręcznie do
tego zabierać, wymiarkować na ile kogo stać, by w pogoni za dukatem, talara czasem z rąk
nie wypuścić.
Kto dał dukata, niech swoje zrobi i gębę na kłódkę zamknie! Kto dał dziesięć — niech w
trąby dmie i w bębny bije!.. Ale oto przychodzi mi do głowy wcale dobry sposób; Jeśli sidła
na drozdy zastawisz, to nie płosz ich przedwcześnie, lecz dech powstrzymaj, dopóki potrzask
się za niemi nie zamknie, wtedy dopiero oskub im kuper!
PIPPA: Nie rozumiem o co wam chodzi?
NANNA: Jeśli jakiego zacnego gościa w swoje łapki dostaniesz, nie zniechęcaj go
wysokiemi cenami i tylko tyle żądaj, ile sam dać ci może.
Zacznij go podskubywać dopiero wtedy, kiedy już się na dobre rozsmakuje.
Oszust, który w grze chce od kompana grosz wyłudzić, pozwala mu wygrać z początku, aby
go potem obłupić do szczętu.
PIPPA: Już ja sobie poradzę!
NANNA: Nigdy nie marnuj czasu, Pippo! Przechadzaj się po komnatach, rób ściegi igłą,
układaj firanki w piękne fałdy, śpiewaj piosenki, dźwięcz na gitarze, lub na mandolinie i
udawaj, że czytasz Ariosta, Petrarkę lub Boccaccia — (wszystkie te książki muszą stale leżyć
u ciebie w salonie).
I ciągle, ciągle myśl o doskonaleniu się w twoim zawodzie. Czasami zamykaj się też w
alkierzu i wziąwszy zwierciadło do rąk, ucz się, sztuki rumienienia się, a także gestów i
ruchów, przy płaczu i przy śmiechu.
PIPPA: O jakież to delikatne materje!!
NANNA: Nie nawykaj też do tej gwary prostackiej, którą mówią złodziejaszkowie. Zaraz
by cię za „taką” policzono! Rozgrzeszam cię ze wszystkich złodziejstw, ale gwarą złodziejską
zabraniam ci się po sługiwać jak najsurowiej.
PIPPA: Wystarczy, żeście mi to raz powiedzieli!
NANNA: Czyż nie mówiłam ci jeszcze o przysięgach?
PIPPA: Mówiliście, ale powtórzcie raz jeszcze!
NANNA: A przecież powtarzam i powtarzam!
PIPPA: Powiedzieliście naprzód, abym nie przysięgała się na Boga, ani na żadnego
ś
więtego, a potem znów kazaliście, abym zaprzysięgała swoją niewinność przed
zazdrośnikiem?
NANNA: To prawda! Możesz się zaklinać, ale nie kląć. Przekleństwa zawsze są paskudne.
PIPPA: A zatem wyrzekam się ich.
NANNA: Poleć pokojowej, aby gawędząc z twemi miłośnikami poddawała im twoje
ż
yczenia. Niech im mówi: „Chcecie sobie signorę skaptować? Kupcie jej chustę — wielką ma
na nią ochotę! Przydałby się również jaki ptaszek w złotej klatce, lub zielona papużka”.
51
PIPPA: Dlaczego nie szara?
NANNA: Szare są zbyt drogie!
Poza tem od czasu do czasu pożyczaj od przyjaciół różne bagatelki, lub pieniądze i nie
spiesz się z oddawaniem. A jeśli się nie będą upominać, to całkiem o swoim długu zapomnij.
Przypuśćmy, że mamy teraz wigilję św. Marcina. Zwołujesz radę ze wszystkich swych
kochanków, sama siadasz po środku i po wymianie uprzejmych duserów, tak do swych gości
przemawiasz: „Bawmy się w króla grochowego. Aż do końca karnawału, po kolei, każdy
musi obiad wydać. Odemnie się zacznie!
Tylko nic zbyt rozrzutnie, moi panowie! Chodzi tu tylko o to, aby się wspólnie godziwie
zabawić!”
Całe to przedsięwzięcie wiele ci przyniesie uciechy, a poza tem będziesz miała
nieoczekiwane dochody, przeróżnego rodzaju. Po pierwsze sami za twój obiad zapłacą, a król
grochowy po odprawieniu uczty zatrzyma się u ciebie na noc i złoży ci sumę odpowiednią
swemu majestatowi. Z uczty pozostanie wreszcie wcale ładny zapas oleju, drzewa, wina,
ś
wiec. soli. chleba i octu!
PIPPA: Podoba mi się taka zabawa!
NANNA: Ale teraz słuchaj, co ci powiem; perły to będą, nie słowa! Od czasu do czasu każ
sobie pokojówce wyssać na szyi sińca albo ugryźć się w policzek, tak, aby było znać obydwa
rzędy zębów. Serce się przewróci w niejednym, gdy to zobaczy, albowiem zaraz pomyśli, że
to jego rywal zrobił.
Także przewracaj za dnia pościel na łóżku, targaj włosy i ukazuj się z zaczerwienionemi
policzkami, jakbyś się bardzo zmęczyła. Twoi miłośnicy dyszeć będą z zazdrości, niby ów, co
małżonkę na gorącym schwycił uczynku!
PIPPA: Wezmę tę radę do serca!
NANNA: A ja radować się będę, jeśli słowa moje owoce wydadzą, jako ziarno na polu
zasiane. Jeśli je zaś na wiatr rzucałam, to moim rozpaczom i smutkom końca nie będzie,
albowiem w ciągu tygodnia roztrwonisz grosz, krwawo zapracowany przezemnie! Tutaj
przerywam! Nie narzekaj, żem nadużyła twej cierpliwości i raduj się, że ci jeszcze więcej nie
nagadałam.
— A cóżbyście mi jeszcze powiedzieć mogli — zapytała Pippa?
Po tych słowach powstała matka Nanna z miejsca, ile że jej nogi ścierpły od przydługiego
siedzenia. Ziewnęła, przeciągnęła się i poszła do kuchni. A kiedy wieczerzę podano, jej
pojętna córeczka nic jeść nie mogła z radości, że już niebawem sama interes otworzy.
Wyglądała zaiste, jak owo dziewczę, któremu ojciec przyrzekł, że je z najdroższym sparzy. Z
radości i dumy mało co ze skóry nie wyskoczyła. Ale, że Nannę zmęczyło mówienie, a Pippę
słuchanie, więc nie zwlekając, do snu się ułożyły. Na drugi dzień obudziły się rześkie o
ś
wicie, a gdy Nanna już otwarła usta, aby pouczyć córeczkę o zdradach, jakiemi za miłość
mężczyźni płacą — przerwała jej Pippa i opowiedziała cudny sen, który nocą śniła.
Koniec pierwszego dnia rozmów.
52
BIBLJOGRAFJA
Opera nova del fecundissimo giovene Pietro Aretino, zoe strambotti, sonettti, capitoli,
epistole, barzolette e una desperata; Impresso in Venezia per Nicolo Zopino nel MCCCCCXI
a di XXII di Zenaro.
Corona dei Cazzi cioe Sonnetti lussunosi di Messer Pietro Aretino in Vinegia 1556.
Capricciosi e piacevoli ragionamenti di Pietro Aretino, nova editione, con carte postille, che
spianano et dichiarano evidemtemente i luogvi e le parole piu oscure e piu difficili dell’opera.
La puttana errante, overo dialogo di Madalena e Giulia Cosmopoli. 1660 r.
Il Marescalco. Venetia Marcolini 1536 r.
Comedia intitolata, Il Filosofo. Vinegia Giolito 1546.
La Cortigiana comedia; Vinegia Marcolini 1534.
L’ipocrito; Venezia Marcolini 1542.
La Talanta, comedia Venezia Marcolini 1542.
La Horatia, di messer Pietro Aretino, Vinegia Giolito 1549.
Al gran Marcheso del Vasto dui primi canti di Marphisa del divino Pietro Aretino.
La terza e ultima parte de Ragionamenti, del diuino Aretino, ne la quale si contengono due
ragionamenti cioe de le corti, e del Guioco, cosa morale e bella. Veritas odium parit Apresso
Andr. del Malagrano 1589.
I quattro libri de la Humanita di Christo, novamente stampata. Vinegia Fr. Marcolini
MDXXXIX.
La passione de Giesu. Bologna 1535.
Gli sette salmi della penitentia, Venezia 1537.
Alla somma bonta di Guilio III pontelice:
„La vita di Maria Vergine, di Caterina Santa et di Tomaso Aquinate, beato. Composition di
Messer Pietro Aretino del Monte eccelso, divoto et per diuina gracia huomo libero, Venegia
in casa de’figliuoli d'Aldo 1552.
Il primo, secondo, terzo, quattro, quinto, sesto libro de le lettere di Messer Pietro Aretino
Parigi, Matteo il Maestro. Parigi 1609.