Ze zbiorów
Zygmunta Adamczyka
Nova
cantilena
inhonesta
2
Z Narodu, jakim nasz jest, krynica cnot tryska,
więc przyjmij, Czytelniku, wiersze bez nazwiska.
Niech się autor pośmiertnie w zaświatach nie wstydzi...
Będą winni masoni, cykliści i Żydzi!!!
3
* * *
Chcy ja na pannu zalowac...
Nie chcialat’ mi trochy dac
Memu koni owsa.
Mnisz-li ty, panno, bych byl mal?
U mnet’ wisi jako stal
Nozyk przy biedrzycy.
Rozzy, panno, swieciczku,
Przysuczywa dratwiczku
Jako pirwe bylo.
Na pisane perzynie
Damy sobie do wole
Piwa i medu.
Rozzy, panno, kahanec,
Ohledawa hned winec,
Jeszcze li je cal.
A ktorak moze cal byci,
Zarazem ji starl kici,
Kto pirwe przybiehl.
Mnisz-li, panno, bych byl slep?
Uderzym ja kijem w kerz,
Wyzenu zajece.
KOLEJNOŚĆ RZECZY
1. sentyment
2. temperament
3. moment
4. lament
5. aliment
CZTERY RODZAJE MIŁOŚCI
Gdy się w mądrej kocha głupi,
Obietnicą jej nie kupi,
Ledwie szepnie: "Ja cię lubię" -
Już po ślubie.
Gdy się głupia w mądrym kocha,
On jest łajdus, ona - płocha.
Zmyka on, zostaje ona -
Uwiedziona.
Gdy się mądry z mądrą spotka,
Chwila im upłynie słodka;
A gdy czas tę słodkość nadje
Mówią: "Adje".
Jeśli głupi są oboje,
Zaraz wiersze i nastroje...
Ona marzy... "Luby... weź mnie..."
A on nie śmie.
4
PRZEMOWA NA FRASZKI DLA WSTYDLIWYCH
Ustąpcie, żartów kto nie znosi, i wy,
Którym rumieniec zapala wstydliwy
Posłuszną gębę, u których niewolny
Język i za grzech idzie wiersz swawolny!
Są u mnie wiersze, które na nieszporze
Może ksiądz śpiewać i mniszka w klasztorze;
Ale ta książka odważna na grzechy
Rześkie ma słowa i bezpieczne śmiechy:
Wyrzecze, co chce, i bez wszej ogródki
Kusia mianuje i z jego podbródki;
Da własne imię swemu winowajcy
I mądzie mądziem, jajca zowie jajcy!
O, jako często czytając te baśnie,
Gacie skrochmalisz, albo-ć portka trześnie
I nadętego chcąc uskromić guza,
Z ręką tam pójdziesz, albo do zamtuza!
W tej księdze pióro opuszcza nadragi
I wiersz mój chodzi jako w łaźni nagi.
Ustąp, prawico, któraś macierzyzny
Nie zbyła, nie patrząc na nagie mężczyzny!
Lecz, jeśli cię znam, pewnie tą przestrogą
Wznieciłem ci chęć do czytania srogą
I coś już kładła książkę, dalej jeszcze
Czytać ją będziesz od deski ku desce,
I choćbyś równa Lukrecyjej wszędzie,
Doczytasz, kiedy nikt widzieć nie będzie.
Na cóż te zmysły? Już o twej płci wiemy,
Że tego pragnie, co dla was nosiemy;
I ty to, czego czytać bronisz oku,
Rada byś miała w garści, ba, i w kroku.
BALLADA O CHUJOGROMIE I PANNACH
Chujogrom, choć ostrożny, aleć chuć dokucza,
Wypatrzywszy jeziorka w okolicy Zbrucza,
Gdzie się panny pluskały, skradł im przyodzienie.
Wyszły wreszcie - szukają; słyszy biadolenie.
Idzie zatem, a dziewki zakrywają łona,
Jedna piersi chwyta, inna zawstydzona
Rzycią się odwróciła i do wody zmyka;
On tymczasem z rozporka wyjmuje konika.
"Jeśli chcecie się - rzecze - z odzieniem pogodzić,
Któraś będzie musiała onemu wygodzić,
Przejechać się na tym koniu, co figlarnie bryka?"
To mówiąc grzecznie głaszcze ręką basałyka.
Rada w radę, aliści trudno zdecydować,
Któraś przecie musiała wreszcie pofolgować,
Boć do dom bez odzienia nieprzystojnie wrócić;
Przyszło im tedy na myśl, aby losy rzucić.
Na Jagnę jak raz padło; piersi ma bez szpary,
A uda rozłożyste jak dębu konary.
Trochę się wstydała lecz idzie na koniec.
Chujogrom na jej wdzięki zerkając łakomie,
Pociągnął ją do lasku za pobliskie krzaki,
Oparł przodem o drzewo, ustawił okrakiem,
Raz przymierzył i nuże wpychać basałyka;
Ciężko idzie, a Jagna z bólu ledwie dycha,
Acz nie krzyczy, nie płacze, zacisnęła zęby,
5
A swawolnik co rychlej wbija się w jej kłęby.
Rzygnie wreszcie, potężnie spuściwszy nadzienie
I pomału wyciąga z rzyci przyrodzenie.
Nagle czuć smród jakiś. Czy to spod darniny
Zapach go dolatuje jakowejś padliny?
Nosem kręci Chujogrom, obwąchuje łapy,
Węszy, niucha, a fetor aż go bije w chrapy.
"A cóż to - krzyknie wreszcie - moja panno miła?
Czyżbyś mi się tutaj pod chujem zebżdziła?"
Zaśmieje mu się Jagna: "Mój panie chojraku,
Przyjżyj się ino dobrze - masz gówno na ptaku.
Napalonyś z rozpędu - ty chłopisko głupie -
Miast cipę wychędożyć, wygodziłeś dupie."
MĄŻ I ŻONA
Żona zawżdy pretensje do męża rościła,
Iż zbyt rzadko ją chwalił, cięgle mu mówiła:
"Obłapiasz mnie natenczas, kiedy ci chuj staje,
A chwalisz tylko wtedy, gdy ci dobrze daję."
"Dobrze dajesz - mąż przyzna - zasługa to w niebie;
A dlaczego dajesz? Bo cię dobrze jebię!"
LIMERYKI
Pewien powroźnik z Ojcowa
Sam siebie w dupę całował.
Aż raz na jarmarku w Skale
Sąsiad go spytał zuchwale:
- Mojściewy, co dupa, co głowa?
*
Pewien proboszcz w mieście Tuluzie
W swych kazaniach był bardzo na luzie,
I choć parafia bogata
Nie przeszły nawet dwa lata,
Zanim kuria zamknęła mu buzię.
*
Mó przyjaciel raz kochał Melanię
I podkreślał, że robi to dla mnie.
A Melania, niecnota,
Kiedy przyszła ochota,
Mnie pod chuj - jego brała zaś w wannie.
*
Był raz buc - nic nowego, a przecież
Ze stolicy pochodził - w klozecie
Jak tradycja zakłada
Stołeczna - to wkładał
W otwór, co wy w rękę bierzecie
(ot, potwór)
*
Pewien piłkarz (znany w środowisku)
Lubił grywać z kutasem w pysku
Choć trenerzy - jak dzieci
Grozili, że wyleci
Ze składu - on grał nie dla zysku.
*
Przy fontannie w Miami, niestety,
Pan policjant zdybał dwie kobiety,
I choć prosił: przestańcie kochane,
jam na służbie - nic, laski te cwane
Broń i pałkę brały za gadżety.
6
*
W Chicago wielu artystów
Jest, a niektórzy dla zysku Robią z wanny
Raj dla panny -
A gdzie jest raj fetyszystów?
*
Nie zmogła go kula, nie zmogła go grypa,
Jedno co go zmogło, to podlaska cipa.
Mawiała matula: Nie pokazuj ciula,
Zwłaszcza na Podlasiu cipa jest dla VIP-a
SZCZĘŚCIE
Czczym urzędem kontentują
Tych, co ojczyznę miłują.
Jebmyż wszyscy a przez Gażę
Dupa nam tor szczęścia wskaże.
Korzeń tęgi wdowie dany
Rob losy, czyni pany,
Kto się czuje - siedź w Warszawie,
W senatorskiej będziesz ławie.
Zasługa istna upada,
Chuj i dupa wszystkim włada,
Schylicież karki tej władnicy,
Bierzcie szczęście spod spódnicy.
Stangret, hajduk, loka miły,
Gdy w korzeniu ma dość siły
Będziesz on pan starosta,
Jak swej pani piczę schłosta.
O Warszawo! w zwyczaj rzadka
Zbierać każde szczęście z zadka.
Zasadź tego, miłuj śmiało,
Weźmiesz, co się będzie zdało,
Bo w Warszawie dla Cnej młodzi,
Wszystko wolno, nic nie szkodzi,
Żona kurwa, płód bękarty,
Mąż kurewnik... wszystko żarty.
PAN I SŁUŻĄCA
Jejmość spała w alkowie, jegomość za ścianą
Grzał w położuchy z jej garderobianą.
Po rzeczy przyszedł dyskurs - dziewka ośmielona
Pytała, kto lepszy; czy imość czy ona?
Pan powiedział: "Tyś lepsza." Ona sie rozśmiała:
"Mospanie, to mi cała Warszawa przyznała."
KOMETA I HEMOROIDY
Wypatrując komety na niebieskim stropie,
Astronom przesiadywał wciąż przy teleskopie,
W obawie, że kometa o ziemię zawadzi
Ogonem i doszczęnie cały świat nasz zgładzi.
Siedząc całe życie pośród asteroidów,
Nie znalazł komety, dostał hemoroidów.
7
Taki by się z tej bajki morał wysnuć dało:
Zamiast dbać o niebieskie, dbaj o własne ciało.
PANI I SŁUŻĄCA
Pani, spoufaliwszy swoją służebnicę,
Chadzała wciąż do kuchni na plotki i na witze.
Tak się zaprzyjaźniły, że Pan patrząc na to,
Stracił wreszcie różnicę, między tamtą, a tą:
I gdy miłości przypływ uczuwał gorący,
Raz chodził spać do Pani, a raz do służącej.
W każdej bajce jest morał, znajdziecie i tu go:
Nie należy się zbytnio przyjaźnić ze sługą.
PIEŚŃ MARYSI DO JANKA
Gdy się Marysia kąpała,
Janek się w krzakach ukrywa;
Gładką pierś woda zlewała
I swej miłości pieśń śpiwa.
"Piersi me krągłe i białe,
Wy, od nikogo nie tknięte.
Sam Janek prawo ma całe,
Wy, reszcie świata zamknięte.
Was to, gdy on się rozszali,
Ściska przez powrót stokrotny,
Twarz mu się wdzięczna zapali,
Sscie miłość chłopiec łaskotny."
Janek słysząc, co się działo,
Bo się był nad brzegiem schował,
Skoczył do niej w wodę śmiało
I w wodzie jej podziękował.
PIEŚNI ŚWIATOWE
Poszła młoda Maryś na raki,
Wygryzły jej pisię szczupaki.
Siadła nad potokiem i płacze:
Wróć mi moją pisię szczupacze!
Z czymże teraz do karczmy chodzić?
Czym ja będę parobków zwodzić?
Czym ja będę Stacha jednała?
Jak zapłacze mać zestarzała.
Moja pisia matkę żywiła;
Moja pisia mnie ustroiła.
Co na świecie z dziewki bez pisi?
Pójdą marnie lata Marysi.
O PEWNEJ BIURALISTCE
Nie brak jej inteligencji,
Lecz woli swą pracę nową,
Gdzie zarabia znacznie więcej -
Chociaż nie pracuje głową.
8
NA POŻEGNANIE
Żeś opuściła dom mój - śniadź nie był ci przydatny,
Dziwić się nie należy: to przecież dom prywatny.
O JEDNYM
Poszedł na utrzymanie do bogatej starki,
Ma wikt i opierunek i cenne podarki;
Utrzymanie jest dobre, darów - poczet duży;
Penis bene merentium widocznie mu służy.
WYJAZD NA URLOP W GÓRY
Ostatnie wielkomiejskie rozwiały się echa.
Oto nareszcie jadę! Ach, co za uciecha!
Tam mnie czekają: turnie, granie i urwiska,
Tutaj zostają: durnie, dranie i kurwiska.
SEN
Śniło mi się, żem wóz, a to mara broi,
Budzę się, wozu nie ma, tylko dyszel stoi.
NIE MOŻNA
Ignacy z imienia, Krasicki z nazwiska,
Swą panią najpokorniej za kolano ściska.
Ścisnąłbym i wyżej... może za kolano...
Jednak, na nieszczęście, nam to zakazno.
Zresztą, jam ksiądz, a pani pobożna:
Nie można!
SĄD PRZEORA
Pewny zakonnik w świętej spowiednicy,
Aż nadto chciwy tajemnic mężatek,
Pytał grzesznicy, jak często w łożnicy
Mąż jej wypłaca małżeński podatek?
"Dwa razy przez noc!" - odpowie mu żonka,
Ksiądz na to: "Partacz z twego małżnoka,
Na dziesięć razy ważyłbym się śmiele,
Ni na to czasu trzeba mi tak wiele."
Jejmość wróciwszy z kościoła,
Męża niebawnie przywoła
I bądź z gniewu, bądź z miłości
Powiedziała Jegomości.
Mąż rozgniewany leci do przeora,
Skarżyć się na księdza lektora.
"Ach, co to za łotr w piekle urodzony,
Co dziś spowiedzi słuchał mojej żony.
Wszak to bez względu na świętość kościoła
Miał ów obwieś tyle czoła,
Iż jej prawił o swej mocy,
9
Jako wpadłwszy pod kotarę,
Dziesięć razy jednej nocy
Mógłby małżeńską palić ofiarę.
Czy ścierpisz, aby kobiety
Młode i bez doświadczenia,
Burzliwe miały podniety
Od księży, stróżów sumienia?"
"Ach, zaiste! - rzekł przeor zaparzywszy cerę -
To paplactwo jest warte dziesięć miserere,
Lecz jak się ten chwalbiś zowie?"
"Ksiądz Anastazy!" - mąż żwawo odpowie.
Tu przeor jakby wyszedł z zachwycenia,
Powie bez zastanowienia:
"Prawda, ojciec Anastazy
Potrafiłby dziesięć razy!"
ŚMIESZKA
Oskarżyła przed sądem pacholika Prota
O gwałt sobie zrządzony, dzieweczka Dorota;
"Trzeba było - rzekł sędzia - w takowym przypadku
Gryźć, tłuc, drapać i zabić zuchwalca w ostatku."
"Prawda - odpowie owa -
W złości tom zrobić gotowa,
Ale mości dobrodzieje,
Nie ma siły, gdy się śmieję."
SIŁA BIAŁOGŁOWY
Stąd się bierze u chłopów rozum i zatrata,
Że w kroku babskim siedzi i anioł i szatan.
NIEGŁUPIA
"Kiedy się lepiej zalecać - doktora
Pytała panna - z rana czy z wieczora?"
Doktor powiada: "Lepiej to osłodzi
Wieczór, lecz zdrowiu nie tak rano szkodzi."
"Uczynię - mówi - wedle twego zdania:
Wieczór dla smaku, dla zdrowia z zarania."
DOBRA ROLA
Gospodarz precz odjechał i stąd role tłuste
Nie przynoszą pożytku i płonieją puste;
Ale pani sowicie tę szkodę nadgrodzi,
Bo chociaż męża nie ma, przecię dzieci rodzi.
Wiesz, czemu pani płodna, a pola szwankują?
Bo roli nikt nie sprawia, a panią sprawują.
O PAROBKU
Igrał z dziewczyną parobek na sienie,
Ona się jednak broniła uczenie
I groziła mu nie skarzyć przed panią,
Ale mu przebić łeb siana wiązanią.
On jako mężny posłał to oręże
Pod zadek, a dam dziewczę przylęże,
10
A po rozprawie kazał jej te wiązki
Tam sobie wetknąć, gdzie ma krok niewąski.
PRZYJACIÓŁKA
Taką dziewczynę lubię do zabawy,
Co mnie nie strzeże, nie wgląda w me sprawy.
Wnet się prowadzi, wnet pojedna zasię,
Czując, że przecię wiemy cosi na się.
Niech mi się nazbyt cnotliwą nie czyni,
Niech nie na długą nomowę uczyni,
Niech będzie gładka, żartem się nie brzydzi,
dać się obłapić przy ludziach nie wstydzi;
Bo jeśli będzie czysta, bojaźliwa,
Dbała na sławę, zazdrosna, cnotliwa,
Do tej się serce moje nie przysiędzie,
(Brzydko i wspomnieć) - już to żona będzie.
O JANKU
Janek, kto go zna, piwszy trunek rzeźwy,
Ocknął się w nocy, a jeszcze nietrzeźwy,
Więc że mu wino narodziło szczyny,
Szukał pod łóżkiem, gdzie zlać mecherzyny;
Aż miast do garka napadł na łapicę
I ledwo wetknie kusia połowicę,
Chwyciła łapke aże ku pęcherzu.
Już też to lepiej niż jajca w talerzu.
ŚWIERZBIĄCEJ
Wiarę-ś zbyteczna, już czynię, co mogę,
I rozumiałem, że-ć osadnię nogę,
A ty chcesz coraz trzeć się, dobra żono.
I wytrwasz, choćby z ciebie nie złażono.
Chcesz, żeby to stało jak kija kawalec?
Pójdźże do diabła, kuśka-ć to nie palec!
NA SMĘTNĄ
Śmiejesz się, gdy cię heblują na ławie,
A potem płaczesz, kiedy już po sprawie.
Skądże-ć to? Czy-ć żal, że cię obłapiano
Czy że tylko raz i że poprzestano?
NA JEDNEGO
Jak ci grosz dostanie, choć ci głód dojmuje,
Ty zaraz z nim do kurwy, a kuchnia wakuje;
Gęba, jeśli co z wąsa spadnie komu, czeka,
Kuśka zawżdy je mięso, a głodny brzuch szczeka
DO JEDNEJ
Nie wiem, jak cię wołają, czy Zosiu, czy Zusiu;
Słyszę tylko, że imię kończy się na siusiu.
Choćbyś się pode mną nawet posusiała,
Czyń co chcesz, byleś tylko pode mną leżała.
11
BABIE
Bądź młodszą, gładszą, wleź w lepsze ubranie,
Umiej się udać, to mi na cię wstanie,
Bo pókiś babą, choćby się przegłodzić,
Kumka-ć (choćbym ja chciał) nie chce wygodzić;
Choć ty się smażysz, ona z tego szydzi,
I chociaż ślepa, przecież babę widzi.
Czyń się już piękną, czyń i świeżą w kroku,
Widzi cię kumka, choć o jednym oku.
O ZOŚCE
Gdy weźmie w rękę kusia nasza Zosia, snadnie
I jako go szacować, i co waży zgadnie,
Bo kiedy więc posłuszny wstaje do posługi,
Wie, wiele funtów waży, wiele ćwierci długi,
A gdy, niebożątko, po pracy schyliło,
Powie, wiele mu gwichtów i miary ubyło.
To-ć tedy za rozmiarem takim i uwagą
Ta ręka nie jest ręką, a łokciem z wagą.
DO ZOŚKI
Kiedy spostrzeżesz, że mię Wenus pali,
Że się wzdęty róg równa twardej stali,
Natenczas wszystko łakomstwo wywierasz
I niepodobnych rzeczy się napierasz,
I póki-ć to dać nie przysięgnę, znikasz
Sztychów i słodkiej wygody umykasz.
Gdyby też balwierz, że oskrobie włoski,
Naparł się skarbów ode mnie i wioski,
Wtenczas gdy brzytwą igra po gardzielu,
Rzekłbym: "Przysięgam, że-ć dam, przyjacielu!"
Ale zaś potem za kijową bitwą
Nauczyłbym się targować pod brzytwą.
Tobie-ć ja, Zosiu, nie chcę kijem grozić,
Ale byś mogła tańszą furą wozić,
Bo jak zbytnio twą chciwość urwę
Poślę po gładszą, a po tańszą kurwę.
PORADZENIE
Z rana, wieczer i w południe
Kochajcie się, acz nie obłudnie.
NA ŁAKOMĄ
Dziękuję-ć Zosiu, że moje zawody
Doszłu u ciebie słusznej nagrody;
Lecz nie wiem, czemu swych posług nie tracę:
Czy że cię kocham, czy że dobrze płacę?
Widzę, że pałasz, i równie nas piecze
Ogień, i równie Kupido siecze,
I wzajem mamy zapalone żądze:
Mnie piecze miłość, a ciebie - pieniądze.
12
To prawda, że mi rozkazować wolno
Że się ty stawiasz we wszem powolną;
Ale choć mnie twoim zowiesz panem,
Płacę podatki i jestem poddanem.
Gładki-m w twych oczach i piękny-m u ciebie,
Póki mam w worku, jak anioł w niebie;
Ale gdy mieszek zaczyna być kusy,
Piekło tak szpetnej nie chowa pokusy.
Siła mi o swych ogniach wierzyć każesz
I często mi ich dowód pokażesz;
Ale kiedy się intrata ma skraca,
I twój się ogień w kwaśny dym obraca.
Często mnie twoja powolność zniewoli,
Że zleczesz zaraz, jako zaboli;
Przecię wprzód prosisz i żebrzesz, niebogo;
Nie jest to dawać, ale przedać drogo.
Toną dochody w twoim domu moje,
Muszę-ć obmyślać żydło i stroje;
Nie naga miłość twoja, jak skrzydlaty
Bożek zwykł chodzić, ale lubi szaty.
Choćbyś taiła, sama cię wydaje
Prośba i chciwe twe obyczaje;
Klnij się, żeś ranną, żeś w miłości stałą;
Rannaś jest, ranna, ale złotą strzałą.
Ale to przecię nie śmiertelna zdrada,
Bo się ta wszędzie znajduje wada,
Że kto odważny, kto może dać siła,
Nie znajdzie panny, co by odmówiła.
NAGROBEK KUSIOWI
Kuś umarł, kpy w sieroctwie. A cóż będą czynić
I któregoż o tę śmierć z bogów będą winić?
Parki nielutościwe, okrutne boginie,
Czy nie wiecie, że z kusiem oraz i świat ginie?
Mogłyście go, zwyczajem Starego Zakonu,
Obrzezać, ciemnego nań nie przywodząc skonu;
Mogłyście świata taką nie smęcić żałobą
Nieśmiertelną, choć ciężką złożyć go chorobą;
Albo weszkami wyssać, albo skrzywić kiłą,
Albo francą zarazić starą i zawiłą.
Ale żeście się z ostrą rzuciły nań kosą,
Jedneż mary nasz naród i kusia wyniosą.
Pryjape Lampsaceński, czyś spał, czyś pijany
Nie uważał, jakie świat odniósł przez to rany,
Żeś swojemu kumowi nie dodał pomocy
I nie wyrwałeś ojca wszystkich z ciemnej mocy?
Leżysz, kusiu, nieboże, i emońskie zioła
Zwieszonego pewnie by-ć nie podniosły czoła,
Nic cię wyprawnej ręki nie ruszą pieszczoty;
Leżysz, a pan twój wiecznej pełen stąd sromoty.
Jaka strata na świecie! On kuś umarł, który
Cokolwiek ziemię depce i powietrze pióry
13
Albo wodę skrzelami porze i samego
Pierwszy po Bogu stworzył człeka rozumnego;
On ociec wszystkorodny, co przez sztychy swoje
Wszystkim otwierał ludziom do życia podwoje;
On twórca umarł dziwny, on tak płodny tata,
Który wszystkie napełnał pustki tego świata.
Bez niego płodność swoją utraci stworzenie
I świat na obrzydliwe przyjdzie spustoszenie,
Bez niego nie masz żadnej z białogłową zgody,
Bez niego i w małżeństwie nie pytaj wygody;
On dwie różne osoby w jedno ciało łączy,
Gdy go tak ciasno wepchną, że się zniego sączy,
Albo gdy gwoździem obie tak sklamruje rzyci,
Że by szwbskiej między nie, nie podewlekł nici;
A choć krew pierwszym razem odniesie na broni,
Żadna się z nim częstego potkania nie chroni
I sama się na taki sztych narazić spieszy,
Sama się z swej przegranej i krwawych ran cieszy.
Dla niego gach na mrozie całą noc przestoi,
Dla niego się biała płeć magluje i stroi,
A chociaż tej płci, przyznać każdy musi:
Darmo stworzona, która kusia nie zakusi.
On się na żadną przepaść nic nie wzdraga ani
Smrodliwej jak Kurcyjusz poważa otchłani;
Nurka takiego nie masz, bo że w tyle czuje
Dwa pęcherze, wskoczy tam, gdzie i nie zgruntuje.
Rycerz to znakomity, a kędy wymierzy,
Sztychem kole, czasem też i płazą uderzy,
A jak mu wrodzona chęć zatrąbi do koni,
Harce zwodzi i z grotem do paiże goni,
I lubo podeń wbity nierprzyjaciel krzyczy,
Nic miłosierdzia nie ma, wełna drży na piczy.
Chociaż też podczas przegra, powstaje na nogi
I odpocząwszy sobie, będzie jeszcze srogi.
Na dwóch kółkach rychtowne wytoczywszy działo,
Tam do szturmu przypuści, gdzie się będzie zdało,
A i w tym męstwo swoje oświadczy, że mury
Woli sam kruszyć niż iść do wybitej dziury.
Ani go od tej walki nie odwiodą razy,
Ani od szejdwaseru obliczne obrazy,
Ani to, że z tej bitwy i z tego połowu
Więcej bywa łamania w kościach niż ołowiu.
Dla niego dziesięćletnią wojną Troja wstała,
Przezeń i Rzesza Rzymska wolności dostała,
Dla niego niecierpliwa Dydo się zabiła,
Dla niego brata, dzieci Medea dusiła,
Dla niego Dedal krowę Pazyfajej robił,
Dla niego Aleksander perskich posłów pobił,
Dla niego Kleopatra została królową,
Dla niego utraciła żywot śmiercią nową.
Dla niego Mesalina, byle wyjeżdżoną,
Wolała kurwą zostać niż cesarską żoną,
Przezeń przemyślny cesarz chcąc dojść tajemnice
Poddanych swoich, cudze nawiedzał łożnice;
Nawet, żeby kto kusia ze czci tej nie złupił,
I król Dawid za tysiąc kusiów żonę kupił.
Cóż za dziw, że takich cnót i żyć godzien w lata
Nieskończone łzy wszego kuś odnosi świata.
Nie tak więc krzyczy żuraw, gdy za morze leci,
Ani czajka, kiedy psa odwodzi od dzieci,
14
Nie z takim szumem rzeki z śnieżnych gór padają,
Nie z takim okrzykiem wojska potykają
Ani tyle bywa gwiazd na pogodnym niebie,
Jak wiele łez, krzyku przy kusiowym pogrzebie.
Płaczą dziewczęta, panny, mężatki i wdowy,
Płacze wszystka spodnia płeć, wszystkie białogłowy,
Płacze panna służbista i kucharka kusia,
Płacze Marysia, Dosia, Reginka, Jagusia,
Płacze jurna Hiszpanka, co sobie kiep goli,
I Francuzka, co pewnie kusia niż chleb woli,
Płacze Włoszka, u której miewał dwie piwnice,
I Angielka, do której nie trzeba zwodnice,
Płacze leniwa w łóżku Polka i co taje
Z lubnością Niemka, jak jej dotknie męskie jaje,
Płacze Żydówka, co go bez kapturka znała,
I Ruska, co go sobie czarami jednała,
I jebliwa Litewka roztachana bieży
I łamiąc ręce krzyczy: "Tu korol kuś leży!"
I bijąc w łono, woła: "Jakby nas powarzył!
Któż mi tu, kto w tych pustkach będzie gospodarzył?"
Ale nade wszystkich płacze i łzami się dusi
Żona jego, że wdową do śmierci być musi
I zmarłemu miłości pokazuje tyle,
Żeby go w własnej rada pogrzebła mogile.
Płacze i jej sąsiadka, zawziętej niezgody
Zapomniawszy, z żałosnej obojgu przygody;
Więc i ci, co się z kusiem radzi zabawiali
I pobożną po pięci od sta lichwę brali.
Sami się tylko cieszą, których on za bogi
Leśne stroił, do głowy przyprawiwszy rogi:
"Bodaj się - mówią - złodziej ten z grobu nie dobył,
Co i w cudzej komorze na żywność się zdobył!"
Ale niech się świat śmieje i osierocony
Słyszy, żeś między gwiazdy, kusiu, policzony.
Nie mógł znieść krzyku Jowisz i myśląc, jakoby
Umniejszyć krajom ziemskim gwałtownej żałoby,
Przeniósł cię na firmament, skąd na świat szeroki
Miłosny dajesz aspekt, jebliwe wyroki,
Gdzieś za dyszel osadzon u wozu Boota,
Boś nie najgorzej świadom, jak wjeżdżać we wrota;
A stąd cię posadzono wysoko przy Smoku,
Żebyś się nie piął Pannie niebieskiej do kroku,
Inaczej, jeślibyście siedli blisko siebie,
Wnet by była i kurwa, i bękarci w niebie.
I tak już będzie Polus tym wszystkim łaskawy,
Co po brzuchu bezpiecznie odprawują pławy,
A za nagrobek wierszyk odniesiesz maluśki;
Zębata Picza słabej dokończyła Kuśki.
PRZYPADKI STAROŚCI
Już bielsze alabastru ściskałem kolanka,
Słabe siły dotkliwa krzepiła macanka,
Już się były nożęta rozłożyły z kupki,
Już wszystkie okolice widać było dupki,
Gdy nieszczęsnym przypadkiem, z układnej postury
Raptem sobie dobrodziej na dół poszedł z góry,
Więc nie mogąc mej pani wypełnić rozkazy
Na tym się skończyło, żem pierdnął dwa razy.
15
O sroga i litości nie mająca w sobie!
Mnie zgrzybiałego wieku napastować tobie.
WRÓBEL
Jurny wróbel z czarną łatką
Upędzał się za dzierlatką,
I słowik się do niej palił,
A chcąc rywala osadzić
Czułość swoją przed nią chwalił:
"Nigdy nie znam, co to zdradzić.
Zawszem jest dla ciebie stały,
Te ci pienia będę nucić, które bogów zachwycały
I wszystkie siły będę na to łożył!"
"A ja - rzekł wróbel - będę cię chędożył!"
I zaraz spór rozsądzony,
Wróblowi kazano zostać,
Słowik z głosem odpędzony.
Otóż kobiet naszych postać.
O TĘGOŚCI WIEKU
Młodzik, co ma lat dwadzieścia,
Raj dla niego płeć niewieścia!
Przez swe figlarne kawałki
Podobny jest do piszczałki,
W którą byle dmuchnąć nieco,
Bez podstroju tony lecą.
Tym to darem on się pieści,
Aż naliczy lat trzydzieści.
Od trzydziestu idąc dalej,
Cyna robi się ze stali.
Ów junaczek, niegdyś pałki,
Ma kształt skrzypców nie piszczałki,
Na których chcąc sztuczkę skroić
Trzeba skrzypeczki podstroić
Ta odmiana go spotyka
Blisko czwartego krzyżyka.
Dochodząc do pięćdziesięciu,
Co za rozstrój w przedsięwzięciu!
Głuchy na Kupida strzałki
Rzuca skrzypce i piszczałki,
A sprawą jakby szatana
Stawia obraz teorbana,
Który stojąc aż do znoju.
Kwadrans gry, a pół dnia stroju.
Lat sześćdziesiąt żyjąc stary:
Kadzi zamiast kłaść ofiary.
Miasto czopu, członki zimne
Nie płacą tylko podymne.
Starzec obarczon kłopotem,
jeśli gra, to wraz z fagotem.
Jakie bądź temp pisano,
On gra zawsze piano, piano.
16
ŻART
Wieczór się poznali,
W nocy się kochali,
Rankiem nie znali się znów.
Ranek ich tylko o ten żart wzbogacił:
On jej powiedział: "Niech ci Bóg zapłaci",
A ona jemu: "Bądź zdrów!"
OJCOWIE I DZIECI
Złajany, że się w domu zachował cynicznie,
Syn rzekł ojcu: "Mój cynizm ma strony dodatnie:
My dziś w domach prywatnych robimy publiczne
To, co wy w publicznych robiliście prywatnie."
POCHWAŁA CZTERECH LITER
... Trzy wieki naród wzdychał,
W parafii kisnął trupiej,
I rosła gędźba cicha:
"Cała nadzieja w d..ie!"
I nagle grom! Heureka!
Król Duch! czterdzieści cztery!
Oto się kraj doczekał:
Cztery jak wół litery.
Napoleoński geście,
Nową zwiastujesz erę!
Może d..a nareszcie
Oczyści atmosferę?!..
Kto nie chce wierszów wszetecznych,
Niech nie czyta i statecznych.
Albo niech czyta pijany,
Nie da poecie nagany,
Bo częściej pod dobrą myślą
Te się nam błazeństwa kryślą.
NA DZIURY W USZU
Patrząc, gdy matka uszy dziurawiła córce,
Pyta ojciec, coby jej było po tej dziurce.
"Dla trzęsideł dzisiejszej - powie - służąc modzie."
"Mógłbym ja to zrobić o jednym zawodzie,
Przestrzec mnie było" - rzecze. "Gdzież waszeć miał szydło
Na dziurkę tak subtelną, na złote trzęsidło?"
"Nie męcz jej miła żono! Szedłszy za mąż - rzecze -
Będzie miała trzęsidło, co jej go zawlecze:
Parę pereł przy szpilce; i wiedz pewnie o tym:
gdyby przyszło na frymark, wzgardziłaby złotym".
NA JEDNYM NIEBIE DWOJE SŁOŃCA
Dwu kotów w jednym worze, dwu panów w jednym dworze
W jednej się dwu złodziejów nie zmieści komorze;
Bo się koci podrapią, panowie powadzą,
17
Jednego wziąwszy, oba złodzieje wydadzą.
Miłość i panowanie wedle przypowieści
Dwoje słońca na jednym niebie się nie zmieści.
Ledwie mogą dwojakie u jednego stołu
Z ojczymem lub macochą dzieci siedzieć pospołu.
Jakoż ma żyć kilka żon u Turczyna zgodą?
Nie masz dziwu, że krowy o byka się bodą.
PŁOTNO
Chwali się jedna pani chlubna, że istotnie
Dziesięć tysięcy złotych ma w bielonym płotnie.
Mogę się ja, rzecze frant, szacować tu więcej,
Nie dałbym co ja mam w płotnie, i ze sto tysięcy.
TRAFUNEK
Nie myśląc, że gospodarz siedzi na jabłoni,
Kładzie się dziewka pod nią, a parobek do niej.
Skoro po komplecie było, rzecze owa:
"Jeśli urodzę syna, kto go też uchowa?
Ubogam." Na to Maciek: "Ale ten bogatym,
Który siedzi nad nami." - "Zawiedziesz się na tym
- Krzyknie gospodarz głosem, widziawszy ich żarty -
Mam swoje dzieci, dyabłu porwany bękarty."
MAŁŻEŃSTWO PRZEZ LIST
Niemiec jeden trzy lata nie widziawszy żony,
Dowie się, że bez niego syn już i okrzczony.
Nie wierzyłem, co w rzeczy widzę oczywiste,
Odpowie, żeby miały tak wielką moc listy,
Kilka pełnych miłości napisałem do niej.
Już to drugi podobno, bo pierwszy poroni.
KSZTAŁTNE ODŻARTOWANIE
Wczora ze mnie żartował jeden wojewoda,
Że coś na krzak Mojżesza poszła moja broda;
Chociażby i tak było, nic mnie to nie szpeci,
Ja milczę, jego rogi widząc na waszeci.
ODPOWIEDZENIE SZCZERE
W czem największe u ludzi wżdy upodobanie?
Odrzeknę szczerze: w jedzenie, a w jebanie.
MIESZCZANIE, CO SIĘ SPOWIADALI
Mieszczanie gdy się poście księdzu spowiadali,
Iż są cudzłołożnicy, wszyscy powiadali.
Ten rzekł: "A skądże tych pań tak wiela miewacie?
Podobno, iż wzajem sobie oddawacie,
Bo też mało nie wszytki panie powiedały,
Iż też z cudzymi mężami zachowanie miały.
Tak gdyż wam nie krzywda, idźcie z miłym Bogiem!
I mnąć czasem nie gardzą, kapłanem ubogiem."
18
ŻONA MĘŻA BARDZO ŻAŁOWAŁA
Żona jedna tak barzo męża żałowała,
Że go sobie po śmierci namalować dała.
Naparł się jej wnet drugi, ale zań nie chciała:
"Chybabyś tak dobry był jak ten, com go miała."
A on się jej lepszym być na wszem obiecował,
Jakoż jednak wnet z przodka lepiej się zachował.
Bo gdy wstała od niego, zrąbała pierwszego,
Nazywając go zdrajcą być ciała swojego.
DZIEWCE UWIĘZŁA KOSZULA W POŚLADKU
Uźrzał jeden, a dziewka pierze sobie chusty,
Uwiązła jej koszula w silny ogon tłusty.
Rzekł jej: "Łakomy tył masz, otoć zje koszule!
Ale chcesz li jej dać w łeb, dam ja tobie kulę."
Powiedała: "Nic, panie, utrzeć sie to chciała,
Iżeś ją miał całować, tak się nadziewała".
On plunąwszy skoczył precz, śmiechu dosyć było,
Bo też na tę kwestyją tak sie rzec godziło.
DZIEWKA, CO CZERWONE NOGI MIAŁA
Dziewka prała na lodu, więc czerwone nogi
Użrzał jeden. Rzekł jej: "Tu ogień w rzyci srogi."
Powiedała: "Jest panie! Małpa by się wściekła."
On jej poprosił, by mu kiełbasę upiekła.
Rzekła: "Mnieć, panie, trudno, ale już tam w kuchni
Najdziesz ogień gotowy, jeno mocno dmuchni!"
Dobrze tak na zuchwalca, a co mu do tego,
Iż miał być szacunkarzem ogienia cudzego.
MĄŻ, CO ŻONĘ CHWALIŁ
Kupiec żonę przed panem chędogo wysławiał,
By kiedy pierdnąć miała, tego nie doznawał.
Pan bacząc, iż pijany chłop twardo dosypiał,
Żartując dukatów sto z mieszka mu wysypał.
Chłop, myśląc o pieniądzach, kilka nocy nie spał,
A iż pani pierdziała, teraz prawie doznał.
Pan wracając pieniądze, pytał: "Pierdzi żona?"
"Ach, panie, daj ją diabłu, śmierdzi jej z ogona!"
CHŁOP, CO SIĘ MYDŁEM LECZYŁ
Chłopu na dychawicę migdały kazali
Jeść; dał na nie sąsiadom,co k targu jechali.
Chłop, aby nie zabaczył: "Migdał, migdał" - mówi,
Potem na łeb we błoto przepadnie koniowi
I zapomni o migdału. Więc mu mydła kupił.
Przyjechawszy do domu, w piwo mu nałupił.
Chłopisko blwało, srało, kaszlało, pierdziało,
I pozbył dychawice, choć barzo śmierdziało.
19
CHŁOP, CO SRAŁ ZA DĘBEM
Jeden pan jechał sobie, a przy drodze dąb stał
I poźrzał kęs na stronę, ano za nim chłop srał.
Pocznie się prostaka gubać, ten rzekł: "Siedź nieboże!
Bo wiem, że się bez tego obejść nikt nie może."
Ten rzekł: "Ja sie bez tego, panie, obejść mogę
I tak, to zostawiwszy, przed się pójdę w drogę.
Wy, chcecie li, weźmicie, mnie tego nie trzeba,
Na to miejsce wolałbych już kawalec chleba."
SIEDEM GĄSEK NA JEZIORZE
Siedem gąsek na jeziorze, siedem kóz na grani,
Siedem było dziewic mądrych i siedem do bani.
Kazali im stać z lampami, póki nie zaświta,
I poczekać, aż się o nie młody ułan spyta.
Siedem mądrych wnet spostrzegło, że to jakieś kanty;
Siedmi durnym śnią się szable, śnią się amaranty.
Siedem mądrych powiedziało do swych siostrzyc-gęsi:
"Potrzymajcie nasze lampy, my musimy ęsi".
Siedem mądrych dziewic poszło i po świecie goni,
Siedem głupich nasłuchuje, czy już szabla dzowni.
Siedem mądrych girls tańcuje goło w świetle rampy;
Siedem smutnych gąsek czeka gadając do lampy.
Siedem mądrych z frajerami chodzi na kolacje.
Siedem postnych dziewic robi wciąż iluminację.
Siedem mądrych wnet uwiodło młodego ułana;
Siedem głupich o nim marzy od rana do rana...
PRZECIWKO CUDZOŁÓSTWU
Każący kaznodzieja gorliwemi słowy
Rzekł, że tykać zamężnej grzech jest białogłowy.
I żeby do sprośnego grzechu lepiej zrazić
Powiedział, że wolałby dziesięć dziewcząt złazić.
PRZYPADEK W PIWNICY
Nie bardzo dawno przypadek się zdarzył,
Ksiądz Rafał, kwestarz o nim dziś gwarzył.
Czy to jest prawda, czyli rzecz zmyślona,
Ja powiem, jak mi była doniesiona.
Na Rusi, niedaleko miasteczka Głogówka,
Żyje majętna i nieszpetna wdówka,
A że ludzka w swoim domu,
Więc niezbronny wjazd nikomu:
Senatory, dygnitarze,
I sąsiedzi, i kwestarze,
Starzy, młodzi i fircyki,
Proboszczowie, kanoniki,
20
Oraz zgoła wszyscy święci
Zawsze grzecznie są przyjęci.
Latem raz było, kiedy wszyscy słudzy,
Jedni w jagody, w grzyby poszli drudzu,
A pani sama, że było gorąco,
Została z paziem i panną służącą.
Wtem, jak zwyczajnie zawsze tak bywało,
Gości się wiele najechało.
Nie było komu, tak się zdarzyło,
Że pannie trzeba po wino iść było.
Panna, lękliwa,
Pazia z sobą wzywa.
Idąc więc w dwojgu, lecz czy licha zjedli?
Oboje gdzieś siedli.
Mija godzina
A nie masz wina.
Pani zła, że czeka,
Posłać zaś po nich w domu nie ma człeka.
Szczęściem w pokoju chłopczyk był lat pięciu:
Każe więc Imośc temu iść dzięcięciu.
Bieży chłopczyna, zagląda w piwnice:
Nie wiem, jaką tam ujrzał tajemnicę...
Cofnie się tylko pędem do Jejmości;
Tak przelękniony krzyknie pośród gości:
"Ach! Mości Dobrodzieje!
Źle się u nas dzieje:
Panna leży bez duszy; już, już dogorywa,
A paź niekiedy dupką jeszcze kiwa..."
PRZYPADKI STAROŚCI
Już bielsze alabastru ściskałem kolanka,
Słabe siły dotkliwa krzepiła macanka,
Już się były nożęta rozłożyły z kupki,
Już wszystkie okolice widać było dupki,
Gdy nieszczęsnym przypadkiem, z układnej postury
Raptem sobie dobrodziej na dół poszedł z góry,
Więc nie mogąc mej pani wypełnić rozkazy
Na tym się skończyło, żem pierdnął dwa razy.
O sroga i litości nie mająca w sobie!
Mnie zgrzybiałego wieku napastować tobie.
WRÓBEL
Jurny wróbel z czarną łatką
Upędzał się za dzierlatką,
I słowik się do niej palił,
A chcąc rywala osadzić
Czułość swoją przed nią chwalił:
"Nigdy nie znam, co to zdradzić.
Zawszem jest dla ciebie stały,
Te ci pienia będę nucić, które bogów zachwycały
I wszystkie siły będę na to łożył!"
"A ja - rzekł wróbel - będę cię chędożył!"
I zaraz spór rozsądzony,
Wróblowi kazano zostać,
Słowik z głosem odpędzony.
Otóż kobiet naszych postać.
21
O TĘGOŚCI WIEKU
Młodzik, co ma lat dwadzieścia,
Raj dla niego płeć niewieścia!
Przez swe figlarne kawałki
Podobny jest do piszczałki,
W którą byle dmuchnąć nieco,
Bez podstroju tony lecą.
Tym to darem on się pieści,
Aż naliczy lat trzydzieści.
Od trzydziestu idąc dalej,
Cyna robi się ze stali.
Ów junaczek, niegdyś pałki,
Ma kształt skrzypców nie piszczałki,
Na których chcąc sztuczkę skroić
Trzeba skrzypeczki podstroić
Ta odmiana go spotyka
Blisko czwartego krzyżyka.
Dochodząc do pięćdziesięciu,
Co za rozstrój w przedsięwzięciu!
Głuchy na Kupida strzałki
Rzuca skrzypce i piszczałki,
A sprawą jakby szatana
Stawia obraz teorbana,
Który stojąc aż do znoju.
Kwadrans gry, a pół dnia stroju.
Lat sześćdziesiąt żyjąc stary:
Kadzi zamiast kłaść ofiary.
Miasto czopu, członki zimne
Nie płacą tylko podymne.
Starzec obarczon kłopotem,
jeśli gra, to wraz z fagotem.
Jakie bądź tempo pisano,
On gra zawsze piano, piano.
ZUPA
Do zupy rymów jest mało,
więc gdy z zupą nadjeżdża szalupa
- wiosłujcie łyżkami śmiało !
Wiadomo, do czego ta zupa!
NIEWINNA HANIA
(parodia Tadeusza Żeleńskiego-Boy’a)
Podejrzała Hania ciocię
Przez maleńką dziukę w płocie,
Jak w ogródku baraszkuje
Ze swym mężem - czyli wujem...
On ją sadzał, kładł i zwijał
I nadziewał ją na kija...
Gdy skończyli - z dużej pały -
Został tylko kijek mały...
Pomyślała więc Hanusia:
Wujek sztuczkę zrobić musiał!
(Bo dla dziecka to dylemat:
że coś jest i nagle... nie ma!)
22
Gdy spytała o to ciocię,
Ta znalazła się w kłopocie....
A więc duka: "Twój wujaszek
Ma wspaniały cud-kijaszek....
Gdy go głaszczesz, ściskacz, liżesz -
To on rośnie... grubiej, wyżej,
Twardy robi się, wydłuża
I powstaje pała duża.
Potem tryśnie mleczkiem białym
I się robi znowu mały..."
Hania w rączki zaklaskała!
"Też pogłaskać bym go chciała
I pościskać go troszeczkę,
Żeby wstał i trysnął mleczkiem!"
Ciotka aż jęknęła głucho
I krzyknęłą: "Ty świntucho!"
I tak w tyłek ją przylała,
Aż się Hania rozpłakała...
Ta zaś sobie rzekła: "Ciotka -
To jest kompletna idiotka!"
Tak jest, gdy się głupstwa plecie,
Zamiast uświadomić dziecię!
* * *
*
Gdy choroba kobieca -
rzekł lekarz z ośrodka -
okład męski zalecam
z czymś ciekłym do środka.
*
Z tym kuszeniem jabłkiem - sprawa naciągana.
Raczej Adam poderwał Ewę na... banana.
*
Kobieta, kiedy powstała,
była boska, doskonała,
lecz jej diabeł zranił skórkę,
robiąc rogiem w środku dziurkę.
JEJ SKARGA
Wy mię zwiecie wzgardliwie "pewną częścią ciała"?
Kto me imię wymówi - ten nieprzyzwoity?
Na tronie faraonów jam już królowała!
Jam siedziła w rydwanie złotym Afrodyty!
Wieki mijały, dawne bóstwa umierały...
Zgasła Grecji, Rzymu legenda promienna...
Ja przetrwałam: tak miękka, a twardsza od skały,
Przetrwałam całe dzieje ludzkości - niezmienna.
Czy to królewski pałac, czy kmiecia chałupa,
Jam jest na każdym miejscu, chociaż pogardzana...
Rymują mnie poeci pięknie - do biskupa!
Śród możnych świata tego - jam pierwsza sadzana.
Czy Sejm, czy pyszny Senat, czy Ministrów Rada,
Undo, Ende, Enpeer, Pepees, czy Be-Be,
Choć buzia czesto gada - lecz kto na czym siada?
I kto tam "ma interes"? I kto "ma potrzebę"?
Zawiść przeto nie daje innym częściom ciała
Ani chwili spoczynku... Z zawiście tej szydzę!
Mówią, że mnie ze wstydu ludzkość tak schowała?...
23
To fałsz! Insynuacja! Ja się ludzi wstydzę!
Chodziłam jak westalka ongi, cała w bieli...
Jaśniałam różanością rozkosznej charyty...
A dzisiaj się zamknęłam w obcisłych szat celi,
Aby nie patrzeć na ten świat - nieprzyzwoity!
Poniewierana wskutek przestępstwa czy grzechu,
Jakież spełniałam czyny, jakież srogie zbrodnie?
Gdy pragnę pełną piersią zaczerpnąć oddechu,
Dławi mnie kąt więzienny - bezlitosne spodnie!
Kto z was w mojej obronie stanąć się odważy?
Kto pokaże mię światu bez osłonek - gołą?
Kto nazwie mię serdecznie "młodszą siostrą twarzy"
I z miłością ojcowską ucałuje w... czoło?
Upośledzona, cierpieć muszę za miliony...
Przodkami mymi były dawne bohatery...
Siadam na tronach - sama będąc bez korony!
A moję sławne imię to: cztery litery!
MÓJ NAGROBEK
Nie zostawił spadkobierców
Ani łzy na swoim trupie,
Bowiem wiele spraw miał w sercu,
Ale jeszcze więcej w dupie.
LIST DO JEDNEJ PANI
Pożegnajmy się, aby nie widzieć się więcej,
Mimo pani wdzięku, urody i szarmu.
Bo pani "za to" nie bierze pieniędzy,
A ja nie mam zwyczaju mieć kurwy za darmo.
SEX APPEAL
Już starożytni Rzymianie
I wysportowani Grecy
Stawiali na pierwszym planie
Konflikt męsko-kobiecy.
Co w czasach kamiennych młotów
Jak i dziś, gdy rządzi saksofon,
Wiele przynosi kłopotów,
Mężom i filozofom.
Ta sprawa niezwykła, choć zwykła,
Wikła się bardzo z bliska.
Więc weźmy do ręki przykład
Nie wymieniając nazwiska.
Młoda uczciwa małżonka
Zdradzała swego kochanka
Z szoferem, co nosem siąkał
I łyżki zostawiał w szklankach.
Kochanek na zdrad jej dowody
Na próżno przepraszał... całował.
A szofer nie golił brody,
Pił wódkę i kochał jak kowal.
I tu się przed nami otwiera
Przykładu cel i zagadka,
Bo właśnie owego szofera
Już rzadziej zdradzała mężatka.
Na dwa się rozbiły obozy
Znajome - łakome szczegółów,
24
Czy ona z nim tak dla pozy,
Czy też dla jego muskułów.
Sprzeczano się nad tym na serio,
Wreszcie zgodzono na tyle,
Że wszystko to jest koszonerią
Zmieszaną z sex appealem...
Naiwna i cwana
Pyta naiwna cwaną: - Na cóż dupa zda się?
Gdy ta milczy, naiwna znowu naprzykrza się.
Rzecze jej tedy cwana: - Wedle mego zdania
Dupa nie tylko służyć musi do dawania,
Boć wszystkie cne matrony dobrze o tym wiedzą,
Iż majątek zrobiły na tym, na czym siedzą.
Stary i młoda
Brał się stary do młodej, chcąc se pofoglować,
Ta widząc się w złym razie dalej go strofować:
"Dyć nie przystoi panie z twą starczą urodą
I kiepską kondycyją obłapywać młodą."
Rzecze stary: "Przystoi, a toć żem nie młody
Nie znaczy, że nie mogę z młodym iść w zawody.
Ty mi ino rzyć wypnij, przekonasz się zasię,
Czy młody, czy też stary twardszy jest w kutasie."
GRZECH
W klasztornej sieni ksieni
Widzi z oburzeniem wielkim,
Jak pocieszają się wspólnie serdelkiem
Chóry niewiniątek
W sam Wielki Piątek.
Ze swej sieni ksieni gniewnie na nie warczy:
"Czyż w Wielkim Poście marchew wam nie starczy?"
POEMAT O SIKANIU PO PIWIE
Poranek wczesny.
Jadę pospiesznym
Wprost do Warszawy
Załatwiać sprawy.
Pociąg o czasie -
Ja w drugiej klasie.
Wagon się kiwa,
Pije trzy piwa.
Łódź - Niciarniana,
W pęcherzu zmiana.
Pęcherz nie sługa,
A podróż długa.
Ruszam z tej stacji
Do ubikacji.
Kto zna koleje -
Wie, jak się leje.
To co trzęsie sie
W Los Angelesie,
Formę osiąga
W polskich pociągach.
Wyciągam łapę,
Podnoszę klapę,
Biada mi biada,
25
Klapa opada.
Rzednie mi mina,
Trza klapę trzymać.
Łokieć, kolano,
Trzymam skubaną.
Celuje w szparkę,
Puszczam Niagarkę,
Tryska kaskada,
Klapa opada.
Fatum złowieszcze-
-wszak wciąż szczę jeszcze.
Organizm płynno
Spełnia powinność.
Najgorsze to, że
Przestać nie może.
Toczę z nim boje
Jak Priam o Troję,
Chce się powstrzymać
-Ratunku nie ma.
Pociąg się giba,
A piwo spływa.
Lecę na ścianę
Z mokrym organem,
Lecąc na drugą -
Zraszam ja strugą,
Wagonem szarpie -
Leje do skarpet.
Tańcząc czardasza
Nogawki zraszam.
O straszna męka,
Kozak, Flamenco,
Tańczę, cholera
Wzorem Astair’a.
Miota mną, ciska,
Ja organ sciskam.
Wagon się chwieje,
Na lustro leje,
Skład się zatacza,
Ja sufit zmaczam.
Wszędzie Łabędzie
Jezioro będzie.
Odtańczam z płaczem
La Kukaraczę,
Zwrotnica, podskok
Spryskuje okno,
Nierówne złącza-
-buty nasączam,
Pociąg hamuje
Drzwi obsikuję
I pasażera
Co drzwi otwiera
Plus dawka spora
Na konduktora.
Resztka mi kapie
Na skrót PKP.
Wreszcie pomału
Brnę do przedziału.
Pasażerowie
Patrz spod powiek.
Pytania skąpe
26
"Gdzie pan wziął kąpiel?"
Warszawa, Boże!
Nareszcie dworzec!
Na peron spływam,
Walizkę trzymam,
Odzież wyżymam.
Ach urlop błogi
Od fizjologii.
Ulga bezbrzeżna.
Pociąg odjeżdża,
Rusza maszyna
Hen w dal
Po szczy...
Po szynach.
GENEZIS (suplement)
Jak zwykł był mawiać przodek Adam
gdy już opuścił ciasny Eden
i wybudował domek dla dam:
"Co dwa pokoje to nie jeden"
Przepędził lato, potem zimę
i w związku ze skróceniem dnia
nieco przerobił swą maksymę:
"Co trzy pokoje to nie dwa"
Niestety nawet z tymi trzema
wciąż miewał niespokojne sny
więc zastosował stary schemat:
"Co cztery izby to nie trzy"
Lecz jeszcze czasem się zdarzało,
że go dopadał smutek szczery,
więc stwierdził: "Cztery to za mało.
Co pięć sypialni to nie cztery"
Miał temperament jak wiatr halny,
więc nie żałował starych kości
i liczba jego izb mieszkalnych
dążyła do nieskończoności
A kiedy już wyciągnął nóżki
to odsunęły się zasuwki
i wyszły wiążąc swe fartuszki
liczne jak mrówki pokojówki.
WIOSENKA, WIOSENKA...
czyli ballada abstrakcyjna o budzącej się do życia przyrodzie
Chuj cichutko się rozćwierkał wśród soczystej świeżej trawy.
Purpurowe jądra brzęczą jak dzwoneczki, dla zabawy.
Tęsknie piczka poszeptuje i maciczną szyjką kręci,
To łechtaczką zafurkocze i zalotnie trzmiela znęci.
Orgazm przysiadł na listowiu i z erekcją cicho gwarzy,
Aż jej srom na lica wypełzł i po zgrzanej chodzi twarzy.
Tam słowiki miesiączkują, iskrzą się płodowe wody,
W tataraku męcząc prącie, bawi się sadysta młody.
Przez zagajnik penisowy kurwa wdzięcznie mknie w pierwiosnkach,
A kukułki pokrzykują: "Chuj, chuj! Wiosna! Chuj, chuj! Wiosna!.
27
REGULAMIN PRACY SOCJALISTYCZNEJ
Przełożonych się nie lękaj,
Mało pracuj - dużo stękaj.
Nie przejmuj się swoją pracą,
Bo i tak ci gówno płacą.
Nie krytykuj, nie podskakuj,
Siedź na dupie i przytakuj.
Nie przejmuj się swoją rolą,
Bo cię szybko wypierdolą.
Jak pracujesz w niskiej grupie,
Wolno ci mieć wszystko w dupie
W pół do czwartej bierz kapotę,
Sraj na szefa i robotę.
Tak dożyjesz starczej renty,
Nawet w dupę nie kopnięty.
Abyś głodem nie przymierał,
Rentę będziesz sam pobierał.
Ani dużo, ani mało,
Byle na polewkę stało.
A gdy przyjdzie życia kres,
Powiesz wszystkim: - Srał was pies.
Solidarność
Dziad bija dziada
Dziad bije babę
Baba bije dziada
Baba bije babę
Dzieci biją dzieci
Baby biją dzieci
Dziady biją dzieci
Wszyscy biją zwierzęta.
Niech żyje solidarność!!!
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
PAULINKA KRETYNKA
O idiotyzmach, jakimi niegdyś "moralni" wierszokleci karmili młodocianych swych czytelników, niech
świadczy wiersz pt. "Paulinka" zamieszczony w Warszawskim "Światowidzie" w r. 1835 (tom I, str. 41):
Pięcioletnia Paulinka uprzejma i miła
mimo innych przymiotów bardzo skromną była.
Raz, gdy ślicznie z pamięci wierszyk powiedziała,
chciał ją ktoś pocałować, lecz buzi nie dała.
Dlaczego? bo się cienia nieskromności lęka:
Ten ktoś, był to mężczyzna, a ona panienka.
"Wolno ci - rzecze ojciec - to przyjaciel domu."
"Ależ tato! buzi się nie daje nikomu."
"On już w podeszłym wieku, któż ci płochość przyzna?"
Na to skromna panienka: "Przecież to mężczyzna."
Anioł czuwa nad tobą, niewinna dziecino,
Wszystkie wdzięki przygasną, ozdoby przeminą,
Ten powab przetrwa wieki, strzeż go całe życie,
Bo skromność najpiękniejszą zaletą w kobiecie