Sklepy cynamonowe
Sierpień
[Opowiadanie wstępne. Zarysowanie świata bohaterów.]
1
Lato w niewielkim mieście – lipiec, sierpień.
„Ciemne mieszkanie na pierwszym piętrze kamienicy w rynku”.
Adela wraca rano z zakupami. Wykłada z koszyka jarzyny, owoce
(czereśnie, morele), mięso. Wszystko to przypomina dziecku martwe
stwory morskie. Potem
służąca odsłania okna pokoi, sprząta i z powrotem zapuszcza zasłony.
Sobotnie popołudnie – spacer po starym rynku, opustoszałym w
upalnym dniu. W oczach chłopca każdy cień, mury, kwiaty żyją, mają
uczucia. Chylący się słonecznik czuje tragedię nadchodzących dni
żniwa.
2
Zarośnięte gąszczem traw i chwastów śmietnisko, na którym stoi stare
łóżko. Mieszka tu Tłuja – czarnowłosa, brudna, niedorozwinięta
dziewczyna, nie mogąca zapanować nad popędem. Wydaje zwierzęce
dźwięki, wykrzywia naznaczoną chorobą twarz. Narrator mówi o niej
„kretynka”.
Wspomnienie wizyty w domu matki Tłui, głupiej Maryśki, która
najmowała się do szorowania podłóg
. Narrator porównuje czas tej kobiety
do
„złej, sypkiej mąki wariatów, wysypującej się z głośnego młyna-
zegara”
(interesująca metafora).
3
Dom ciotki Agaty na przedmieściu. Agata –
„wielka i bujna, o mięsie płodnym i kobiecości pozbawionej
hamulców”,
to znaczy kobieta gadatliwa, pogardzająca mężem z powodu jego
wątłej sylwetki, jego cichości, niezdarności, słabego charakteru.
Marek – mąż, „o twarzy wyjałowionej z płci”, życiowy bankrut. Troje
dzieci: średnia Łucja – kilkunastoletnia, zawstydzona dojrzewaniem,
wrażliwa na punkcie swego panieństwa; najstarszy Emil – elegancko
ubrany, z jasnoblond wąsem, karciarz, wiele podróżował. Chłopiec-
narrator, najbardziej zaciekawiony kuzynem, wychodzi za nim z
pokoju. Oglądają zawartość portfela Emila – fotografie „nagich kobiet
i chłopców w dziwnych pozycjach”. Następuje chwila niejasnego
wzburzenia, wywołanego uśmieszkiem kuzyna, i nagłe zrozumienie.
Twarz
Emila z powrotem „zapada w nicość”. Nawiedzenie
< Wspomnienie o początkach i rozwoju choroby Ojca. Odtąd uwaga
narratora skupia się na wszystkim, co dotyczy właśnie Ojca. >
1
Okres jesienno-zimowy: krótkie, szare dni, kolorowe, rozległe noce.
Opis mieszkania rodziny narratora, w jednej z wielu podobnych do
siebie kamienic rynku. Nie wiadomo ile jest tu pokoi, które są
wynajęte lokatorom, a które i od kiedy są opuszczone. Chłopiec
często błądzi po labiryntach mieszkania czy całej kamienicy. Matka i
Adela coraz bardziej zaniedbują dom. Matka prowadzi sklep. Ojciec
zajmuje się rachunkami
, przesiaduje całe dnie w pokoju, schodzi do dolnych pokoi tylko
rano, by obudzić mieszkających tam subiektów.
Rozpoczyna się choroba Ojca. Wieczorami wpada w szał irytacji,
biega po mieszkaniu, krzyczy na żonę. W ciągu dnia pozostaje
spokojny, zaszywa się w swoim kącie nad stosem papierów, „liczy,
sumuje”. Narrator opisuje go
językiem stylizowanym na język Biblii. Ojciec to w oczach chłopca
prorok. Brodaty Demiurg odwiedza go wieczorami, rozmawiają.
Początkowo Ojciec jest zagniewany na Boga i jego krzyki są
wyrzutem, żalem do Boga.
„Był to dialog groźny jak mowa piorunów”.
Ostatnia scena to zmaganie się Ojca z fizjologicznymi objawami
choroby. Opis opróżnienia nocnika ma wciąż cechy stylizacji
biblijnej.
2
Z czasem Ojciec zaczyna szperać po kątach mieszkania, układać
godzinami bibeloty, zapomniane graty. Przebywa w coraz
dziwniejszych miejscach: przykucnięty na szafie, zgarbiony przy
łóżku. Domownicy przestają się orientować, gdzie jest Ojciec. Kiedy
się pojawia, wszyscy zauważają, że zmalał, zmizerniał, jeszcze
bardziej zdziwaczał. Ojciec żyje w swoim świecie, oderwanym już od
rzeczywistości.
„Przywykliśmy do jego nieszkodliwej obecności, do jego cichego
gaworzenia (…), którego trele przebiegały niejako na marginesie
naszego czasu”. „Cielesna powłoka i garść bezsensownych dziwactw”
Ojca zostają porównane do kupki śmieci, wyrzucanych codziennie
przez Adelę. Ptaki
Zima. Brudny, nieobfity śnieg zalega dachy ponurych, a czasem
przerażających domów, kościołów. Nad leniwym miastem unoszą się
stada wron. Ojciec pogrążony w swych dziwactwach zaczyna
interesować się zwierzętami. Sprowadza zza granicy zapłodnione jaja
ptaków i hoduje je w domu. Chłopiec podziela z Ojcem fascynację
pisklętami, ciekawi go
jednocześnie zachowanie Ojca, który karmi ptaki, bada ich rozwój
posługując się tomami ksiąg ornitologicznych. Jeden z kondorów
staje się bardzo podobny do Ojca. Przybiera niemal identyczny
wygląd, postawę:
ta sama materia ciała, ścięgien i pomarszczonej twardej skóry
, ta sama twarz
wyschła i koścista, (…). Nawet ręce, silne w węzłach, długie, chude
dłonie Ojca, z wypukłymi paznokciami, miały swój analogon w
szponach kondora.
Ojciec i jego „ptasie państwo” zajmują pomieszczenia na strychu
kamienicy, z których już od świtu dochodzi nieznośny hałas.
Pewnego dnia wkracza tam Adela z zamiarem generalnych
porządków. Otwiera okno, próbuje zmieść odchody ptaków. Ojciec –
„człowiek złamany, król-banita, który stracił tron i królowanie”
– nie oponuje. Adela ma nad nim nieograniczoną władzę (to nią był
zafascynowany przed ptakami). Manekiny
< Opowiadanie otwierające mini-cykl tekstów, będących wykładnią
doktryny filozoficznej artysty >
W dziwactwach Ojca, jego oderwaniu od codziennego życia jest coś z
walki o poezję, o kolory życia, o świadomość rzeczy wyższych w
świecie (kolory symbolizują sens; życie bez kolorów jest życiem
niskim, pozbawionym idei). Wtargnięcie Adeli było zatem
„bezmyślnym i tępym wandalizmem”. Jednak członkowie rodziny,
mimo że dzięki ptakom ich życiu nie zagrażała zimowa nuda, nie
oponowali podczas kapitulacji Ojca. Nikt nie chciał wziąć
odpowiedzialności za poczynania Ojca-proroka.
Tygodnie zaczynają upływać „pod znakiem dziwnej senności”: nie
zaścielone łóżka, wątły ogień w piecu, bezładne krzątanie się po
domu. Matka nie może poradzić sobie z toaletą i przeciąga ją do
obiadu. Dni są „bezimienne”. Na obiad ryba w galarecie, także dla
subiektów. Wieczorami przychodzą dziewczęta do szycia: Polda i
Paulina. Ustawiają w jadalni manekin, kroją materiały, przymierzają
fragmenty sukni. Barwna kobieca ceremonia zostaje zauważona przez
Ojca, który znajduje w niej kolejny przedmiot fascynacji. Słynny
fragment Sklepów cynamonowych:
Odsuwając pończoszkę z kolana Pauliny i studiując rozmiłowanymi
oczyma zwięzłą i szlachetną konstrukcję przegubu, Ojciec mój
mówił: – Jakże pełna uroku i jak szczęśliwa jest forma bytu, którą
panie obrały. Jakże piękna i prosta jest teza, którą dano wam swym
życiem ujawnić. (…) Gdybym, odrzucając respekt przed Stwórcą,
chciał się zabawić w krytykę stworzenia, wołałbym: – mniej treści,
więcej formy! Ach, jakby ulżył światu ubytek treści. Więcej
skromności w zamierzeniach, więcej wstrzemięźliwości w pretensjach
– panowie demiurdzy – a świat byłby doskonalszy!
Adela, która wchodzi do pokoju z kolacją, zastaje Ojca w
dwuznacznej pozie, ale dziewczyny obracają sytuację w żart. Traktat
o manekinach albo Wtóra Księga Rodzaju
< Przytoczenie wykładu Ojca na temat stworzenia świata, jego natury
i roli człowieka. >
Istnieje materia i duchy. Materia jest nieskończenie płodna,
formowalna w dowolny sposób, „lubieżnie podatna”, posłuszna.
Każdy duch może ją przekształcać, może z niej tworzyć. Nie tylko
Demiurg. Dlatego zabójstwo nie jest złem. Jest często konieczne dla
stworzenia kolejnych form bytu. Nazwane to zostaje „redukcją życia
do form innych i nowych” i nie jest grzechem.
Gloryfikacja materii jako istoty ukrywającej nieznane i
niewyczerpane nigdy zasoby energii życiowej – prowadzi do
pragnienia demiurgii. [c„Pragniemy rozkoszy twórczej we własnej,
niższej sferze” – mówi Ojciec. Nie zależy mu na konkurowaniu z
Bogiem, ale na samej możności doświadczenia nadawania życia
nowym formom. Ojciec nie chce tak jak Bóg stwarzać dzieł
misternych, doskonałych, wiecznych. Twory nowego demiurga mają
być tandetne, liche, tanie, stworzone dla jednego gestu, dla odegrania
jednej tylko, krótkotrwałej roli tych tworów.
„Chcemy stworzyć po raz wtóry człowieka, na obraz i podobieństwo
manekinu”
– kończy swój monolog Ojciec, nie wiadomo w czyim imieniu (w
całej prelekcji używa formy my). Narrator nazywa go „herezjarchą
natchnionym”.
Następuje teraz, poprzedzona prośbą o pobłażliwość czytelnika, scena
erotycznego kuszenia Ojca przez Adelę. Wyciągnięta stopa
dziewczyny przypomina syczącego węża. Polda i Paulina przypatrują
się. Traktat o manekinach. Ciąg dalszy
Celem nowego aktu Genesis nie jest żart. Nie można igrać z materią.
Jeśli materia zostaje wtłoczona w formę parodystyczną, jeśli jest
przedmiotem szyderstwa tłumu, oznacza to wielką niesprawiedliwość
demiurga. Nie zdaje on sobie wtedy sprawy, że za każdym razem, gdy
formuje materię, dokonuje na niej gwałtu. Materia jest żywa. Dla
przykładu drzewo, przekształcone przez człowieka piłą i heblem w
szafę, nie ma swojej dawnej twarzy
ze słojów. Nowa forma jest jego więzieniem. To smutne. Fragment
kończy się niewypowiedzianym przez Adelę rozkazem dla zamarłego
w bezruchu, stojącego przed nią, Ojca.
Traktat o manekinach. Dokończenie
< Ostatni fragment wykładu Ojca. Opis wyglądu nowych form życia,
o których marzy bohater >
Ponieważ materia ma tendencję do imitacji, a także powtarzania
zapamiętanych kształtów – nowopowstałe formy są tylko pozornie
podobne do istot żywych. Stanowią „pseudowegetację i
pseudofaunę”. Jak stworzyć takie prymitywne istoty? Wkładając
„pewne skomplikowane koloidy” do roztworu soli kuchennej.
Natomiast bogactwo form można uzyskać w specjalnych
środowiskach: starych mieszkaniach, które są „przesycone
emanacjami wielu żywotów i zdarzeń”. Mowa o „zużytych
atmosferach”, „humusie wspomnień, tęsknot, jałowej nudy”.
Ojciec opisuje dalej, jak wszedł kiedyś do dawno nie otwieranego,
zapomnianego pokoju. Zastał tam wybujałe wiosenne pędy i kwiaty,
kolorowe pleśnie i zieleń listowia. Wieczorem nie było śladu
fatamorgany.
Najbardziej interesują Ojca formy pośrednie, graniczne;
„fragmentaryczne postaci życia”. Są nimi choćby meble
zrobione z bliskich dawniej osób (przekształcona w lampę mumia
kochanki kapitana statku) lub inne zmiany formy (jak w historii brata,
który zamieniony przez chorobę w zwój kiszek gumowych, wciąż był
kochany i pieszczony przez swoją kuzynkę).
Przysłuchujące się tym prelekcjom Polda i Paulina mają już dość.
Proszą Adelę, by uciszyła Ojca. Palec służącej, który zawsze
rozśmieszał Ojca, tym razem go przeraża. Mężczyzna cofa się z
pokoju przed grożącą mu Adelą.
Nemrod
< Opowiadanie-metafora wzrastania, dojrzewania, na przykładzie
pieska Nemroda >Jest początek sierpnia. Przebudzony chłopiec-
narrator znajduje w kuchni szczeniaczka, przyniesionego przez starą
pomywaczkę. Sekret niedawno narodzonego życia zachwyca chłopca.
W czuły sposób narrator opisuje rozkoszny wygląd i zachowanie
Nemroda: łapczywe picie mleka, niezdarny chód, jego poznawanie
świata w zabawie (ogonkiem, ludzką ręką). Ale nie dojrzewa samo
zwierzę. Przede wszystkim dojrzewa życie w nim zamknięte. Życie
młode, wypuszczone z ciemnego łona matki, pełne jest „awersji i
zniechęcenia” wobec świata na zewnątrz. Potem zaczyna smakować
w wielości, zaspokaja ciągłą ciekawość. Wreszcie Nemrod zaczyna
rozumieć, że to, co poznaje niby pierwszy raz, jest powtórką, czymś,
co zaszło już nieskończenie wiele razy – w życiu pokoleń stworzeń
takich jak on. Rozwija się „poczucie przynależności, Ojczyzny”.
Piesek przyzwyczaja się też z czasem do wtargnięć sprzątającej
podłogę
Adeli. Na widok drepczącego owada wydaje swój pierwszy w życiu
szczek. Pan
< Przygoda w wiejskim ogrodzie – spotkanie mężczyzny. >
Wiejskie podwórze latem. Za parkanem, w najdalszym zakątku
między wychodkiem a kurnikiem, chłopcy znajdują przejście do
dzikiego ogrodu. Ogród jest piękny, ale ma też tajemnicze, groźne
miejsce za łopuchami. Uganiający się za motylem narrator zapuszcza
się w ten kąt i niespodziewanie spotyka tu kucającego mężczyznę. W
zupełnej ciszy dorosły i dziecko patrzą sobie w oczy. Twarz
nieznajomego pijaka albo włóczęgi zdaje się zaraz pęknąć od bólu,
czy może piekącego słońca. W końcu mężczyzna wybucha śmiechem
i ucieka.
Pan Karol
< Opis-rozważanie o życiu człowieka i życiu mieszkania. >
Sobota. Wuj Karol ma po południu odwiedzić żonę i dzieci
wypoczywających na letnisku pod miastem. Wrócił do mieszkania
późno. Od wyjazdu
żony nie sprzątał, nie ścielił łóżka. Śpi długo, właściwie podróżuje po
górach
i oceanach pościeli. Po przebudzeniu liczy wydatki, marzy.
Wsłuchuje się we własny oddech. Oddaje się dokładnej toalecie. Jego
mieszkanie toleruje go
tylko. Karol czuje się u siebie jak złodziej. Lustro jest jedynym
żyjącym tu elementem. W nim odbija się ktoś odwrócony plecami,
oddalający się w nieznany głąb zwierciadła, podczas gdy pan Karol w
milczeniu opuszcza mieszkanie. Sklepy cynamonowe
Ojciec pochłonięty jest już zupełnie przez niewidzialną i niesłyszalną
dla reszty świata sferę swoich myśli. Dla oderwania go od
„chorobliwych dociekań” Matka proponuje spacer. Wybierają się
razem z synem do teatru
. Wyobraźnia zafascynowanego kurtyną chłopca każe mu ożywić
maski, które namalowane są na błękitnym płótnie. W chwili, gdy
wszyscy niecierpliwie oczekują na spektakl, Ojciec zauważa brak
portfela. Matka wysyła chłopca do domu, by przyniósł zapomniany
przedmiot. Jest jasna, zimowa noc. Niezwykłe niebo, tajemniczość
miasta przypominają narratorowi o sklepach cynamonowych,
nazwanych tak ze względu na ciemny kolor boazerii wewnątrz.
„Słabo oświetlone, ciemne i uroczyste ich wnętrza pachniały
głębokim zapachem farb, laku, kadzidła, aromatem dalekich krajów i
rzadkich materiałów”.
W miejscach tych można było kupić najdziwniejsze drobiazgi, m.in.
ognie bengalskie, szkatułki czarodziejskie, chińskie odbijanki,
indygo, jaja owadów egzotycznych, korzeń Mandragory, mikroskopy,
lunety, a przede wszystkim niesamowite książki. Chłopiec postanawia
odwiedzić sklepy cynamonowe:
„Te prawdziwe szlachetne handle, w późną noc otwarte, były zawsze
przedmiotem moich gorących marzeń”
– mówi. Jednak noc igra krajobrazem i narrator gubi się w plątaninie
uliczek. Wreszcie rozpoznaje jeden gmach. To gimnazjum.
Wspomnienie nadobowiązkowych zajęć u profesora Arendta,
odbywających się nocną porą, zatrzymuje chłopca w budynku. Były
to lekcje rysunku, przepełnione sennością jednych i zaangażowaniem
innych uczniów. Profesor reprezentował wielkich starożytnych bogów
Olimpu, „więdnącego od lat
w tym muzeum gipsów”.
Przez przedsionek mieszkania dyrektora i jego pięknej córki narrator
wydostaje się na ulicę. W zamyśleniu bierze dorożkę, którą po chwili
sam musi powozić, bo dorożkarz przyłącza się do gromady swoich
kolegów. Bohater jedzie przez podmiejski las. Czuje się lekko i
szczęśliwie. Noc jest jasna, dziwnie wiosenna. Powóz mija wzgórza.
Gdy koń z trudem przebija się przez zaspy, narrator zauważa czarną
okrągłą ranę na jego brzuchu. Bohater-narrator rozmawia ze
zwierzęciem:
„– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – szepnąłem ze łzami. – Drogi mój
– to dla ciebie – rzekł i stał się bardzo mały, jak konik z drzewa.
Opuściłem go”.
Z tej fantastycznej przejażdżki chłopak wraca do miasta pełen sił,
radości, poczucia natchnienia. Spotyka kolegów z książkami. Razem
kierują się w stronę szkoły,
„niepewni, czy to jeszcze magia nocy srebrzy się na śniegu, czy też
świt już wstaje”.
Ulica Krokodyli
Mapa wyciągnięta w szuflady Ojca ilustruje całe miasto. Wyraźnie
odznacza się jedna dzielnica, okolice ulicy Krokodylej (Krokodyli –
zamiennie). Jest to „dystrykt przemysłowo-handlowy”, o charakterze
„pseudo- amerykańskiego komercjalizmu”. Wszystko w tej dzielnicy
ma jakąś wadę: budynki, wystrój wnętrz i wystaw
, dorożki, przechadzający się ludzie. Elementy tego krajobrazu są
tandetne, pozbawione kolorów, brudne, wątpliwego pochodzenia.
Rdzenni mieszkańcy miasta trzymają się z dala od ulicy Krokodyli,
jest to okolica „dezerterów moralnych”, szumowin, wyuzdanych
panien. Wizyta u krawca kończy się odkryciem składu wydawnictw
pornograficznych.
Tłum ludzi na tej ulicy jest bezkształtny, trudno wyłowić kompletną
ludzką sylwetkę. Trudno też oprzeć się czarowi tego miejsca, który
powoduje, że każda najmniejsza zachcianka człowieka urasta do
wielkich rozmiarów, kiełkuje i zapowiada rychłe spełnienie. Lecz jest
to największy fatalizm tej dzielnicy, tego czaru. Spełnienie nie
nadchodzi, okazuje się złudą i pryska jak bańka, rozsypuje się jak
płatki maku. Bo kiedy chce się wrócić do owego krawca, nigdy już
się tam nie trafi. Wszędzie podobne manekiny, wystawy, panienki.
Wszędzie jednolita tandeta. To miejsce jest imitacją pięknej i
szlachetnej, starej części miasta.
„Chwilami ma się wrażenie, że tylko na małym skrawku przed nami
układa się wszystko przykładnie w ten pointowany obraz bulwaru
wielkomiejskiego, gdy tymczasem już na bokach rozwiązuje się i
rozprzęga ta zaimprowizowana maskarada i, niezdolna wytrwać w
swej roli, rozpada się za nami w gips i pakuły, w rupieciarnię jakiegoś
ogromnego, pustego teatru”.
Na koniec narrator wyjawia czytelnikowi, że dzielnica ta w
rzeczywistości wcale nie odznacza się tak wielkim zepsuciem, ani
„wybujałością instynktu”. Iluzoryczność ulicy Krokodyli jest
kiczowata. Porównana zostaje do fotomontażu z wycinków
zeszłorocznych gazet. Karakony
< Narrator nie jest już wieku szkolnym. Rozmawia z Matką jako
dorosły mężczyzna. Opowiadanie z dużą dozą fantastyki. >
„Okres szarych dni”, zima. Ojca już nie ma, pozostał tylko wypchany
kondor, do złudzenia przypominający narratorowi zmarłego. W
czystym pokoju Ojca, w którym wszystkie meble
są poprzykrywane, narrator zastaje Matkę, leżącą w migrenie. Po
krótkiej rozmowie syn zaczyna wspominać ostatnie dni swego Ojca –
stopniową zamianę w karakona. Fascynacje nocnym życiem tych
owadów pochłaniały Ojca coraz bardziej. Zaczął dostawać plam na
skórze
, zmniejszał się, z czasem wyrósł mu karakoni pancerz i Ojciec zaczął
poruszać się
„wieloczłonkowym, skomplikowanym ruchem dziwnego rytuału”.
Narrator zaczyna zastanawiać się, czy Ojciec jego, zmieniony w
karakona, żyje jeszcze w którejś ze szpar podłogi
, albo czy może sprzątająca Adela znalazła go już martwego z nogami
do góry, tak jak mnóstwo pozostałych karakonów, znajdywanych co
rano w mieszkaniu. Wichura
Zimą miasto jest straszne. Każdej nocy odbywa się wędrówka jakichś
dziwnych istnień – poprzez strychy, piwnice, spiżarnie, komórki
i garderoby; przelewają się jak czarna rzeka, ożywiają naczynia i
sprzęty
domowe.
Tej nocy idzie przez miasto wichura. Narrator (znów chłopiec) nie
idzie do szkoły. Domownicy nasłuchują, co się dzieje na zewnątrz.
Wichura niszczy miasto. Matka i Adela zaczynają pakować pościel,
futra, kosztowności. Drżą szyby w oknach, ogień w piecu ledwie się
tli. Subiekt Teodor i starszy brat narratora postanawiają wyjść po
Ojca, bo pewnie został w sklepie z powodu wichury. Po szybkim
powrocie wyjaśniają, że nie mogli znaleźć drogi do sklepu ani w
ogóle poznać miasta. Do domu zaczynają schodzić się sąsiedzi.
Przybyła również ciotka Perazja, która po chwili wpada w furię
złości, kiedy Adela próbuje opalić pierze z żywego jeszcze koguta.
Później wszyscy wracają do swych zajęć: Adela tłucze w moździerzu
cynamon, Teodor i reszta domowników nasłuchują „proroctw
strychowych”.
Noc wielkiego sezonu
Dzieje się w trzynastym, fałszywym miesiącu roku. Są to
„dni-dziczki, dni-chwasty, jałowe i idiotyczne, (...) dni-kaczany, puste
i niejadalne – dni białe, zdziwione i niepotrzebne”,
białe kartki w księdze kalendarza lub stronice apokryfu. Ojciec siedzi
w sklepie. Rachuje, przelicza. Marzy o swoich ptakach. Bele
różnobarwnych materiałów, ułożone na półkach odcieniami,
sprawiają, że Ojciec jest dla narratora kimś, kto rządzi kolorami
świata. Na każdą porę roku, porę sezonu, czy dnia – ma on
odpowiedni kolor. Barwy współgrają z dźwiękami (synestezja w
języku opisuPora Wielkiego Sezonu to jesienne zakupy. Sklepiki i
kramy są wtedy otwarte do późna, zachęcają klientów „kolonialną
pstrokacizną”. Ojciec nasłuchuje przy witrynie sklepowej. Przewiduje
wielki tłum kupujących. Przeraża go to. Gorączkowo szuka
subiektów, ale ci zajęci są skradaniem się do pokoju Adeli. Flirciarze
idą po gzymsie kamienicy, by dostać się do służącej przez okno.
Wzburzony kupiec staje sam przed tłumem klientów. Krzyczą:
„Jakubie, handlować! Jakubie, sprzedawać!”.
Porównania biblijne: Ojciec – Mojżesz, sklep – dolina Kanaanu, góra
Synaj, handlowanie – czczenie Baala. W pomieszczeniu panuje
harmider, Ojciec spełnia kapryśne żądania ludzi. Wśród
odwiedzających sklep są mężowie Wielkiego Zgromadzenia,
pospolity lud, „gawiedź bez twarzy
i indywidualności”. Kiedy sytuacja się uspokaja, poszczególni klienci
jakby znikają po kątach sklepu, krzyki cichną – przestrzeń pod
sufitem wypełnia się barwnymi ptakami z dawnej hodowli Ojca.
Wzruszony mężczyzna podziwia fantastyczne ptasie pióra. Nagle
tłum zaczyna rzucać w ptaki kamieniami. Zwierzęta padają martwe na
podłogę
. Zrozpaczony Ojciec przygląda się im z bliska i znajduje obrzydliwe,
odrażające, chorobliwie zniekształcone twory albo tylko części
różnych ciał. Widzi „tandetną anatomię”, „wiechcie piór wypchane
starym ścierwem”, ale też zwyczajne przedmioty: pawie pióra,
wachlarze, „w które niepojętym sposobem tchnięto jakiśOjciec wraca
smutny do domu. Jest już świt. Rozczochrana Adela robi kawę w
młynku. Kot myje się w słońcu.