To Dobraczy ski byø bohaterem tamtego czasu
Lubi to!
Liczba osób, które to lubi : 36.
Zarejestruj si
, aby zobaczy co lubi
Twoi znajomi.
Jednym z najbardziej niezwykøych i bohaterskich epizodów okresu
okupacji niemieckiej w Polsce byøo uratowanie przez polskich
katolików kilkuset dzieci ydowskich (gøównie dziewczynek). Po
1989 roku mówi si o tym gøo no, ale wyø cznie w kontek cie
postaci Ireny Sendler (zm. 2008). Nic nie ujmuj c jej bohaterstwu,
nie sposób nie zauwa y , e dokonuje si w tej sprawie dosy
perfidnej manipulacji polegaj cej na caøkowitym przemilczeniu roli
innych osób zaanga owanych w ratowanie dzieci ydowskich z
getta. Dlaczego tak si dzieje? Bo osoby te „nie pasuj ”
ideologicznie o rodkom, które koncentruj si wyø cznie na Sendlerowej. O jakie osoby
chodzi? O Zofi Kossak, Jadwig Piotrowsk i Jana Dobraczy skiego.
Takich przekøama nie znajdziemy w wydanej niedawno ksi ce Ewy Kurek pt. „Dzieci ydowskie w
klasztorach. Udziaø e skich zgromadze zakonnych w akcji ratowania dzieci ydowskich w Polsce w
latach 1939-1945”. Baz ródøow tej ksi ki s relacje sióstr zakonnych, które zajmowaøy si w tym
czasie ydowskimi dziewczynkami. Ogóøem przechowywano je w 42 klasztorach na terenie Generalnego
Gubernatorstwa. Droga dziecka ydowskiego do klasztoru byøa taka: getto-miasto-klasztor. Irena
Sendler byøa czynna na pierwszym odcinku, czyli w getcie. Potem byøo kilka dni „kwarantanny”, czas na
wystawienie faøszywego wiadectwa chrztu i innych dokumentów, wreszcie droga do klasztoru. Na tym
wøa nie etapie kluczow rol odgrywaø Jan Dobraczy ski, dziaøacz Stronnictwa Narodowego,
pisarz katolicki, po wojnie zwi zany z PAX-em. To wøa nie sprawia, e na temat jego roli,
kluczowej zreszt , nigdy nikt nie napisze. Dobraczy ski nie istnieje w tzw. mainstreamie. A oto co
powiedziaø autorce pracy jeszcze w latach 80. XX wieku:
„Poniewa mój ojciec byø w przyja ni z dr Korczakiem, a telefony do getta jeszcze wtedy dziaøaøy, na
moj pro b ojciec zatelefonowaø do niego. Stan øo na tym, e Korczak pod dziur w murze, któr
dzieci wyszøy z getta, wy le ludzi ze swojego zakøadu. Na kilka minut przed godzin policyjn osobi cie
odprowadziøem dzieci pod mur getta. Wszystkie trafiøy za mur, a tym samym znikøy z oficjalnej listy
maøych ebraków.
Tamte wydarzenia powróciøy do mnie po dwóch latach, gdy jasnym staøo si , e Niemcy gotuj si do
likwidacji getta. W ród wielu wojennych problemów zaistniaø wtedy tak e problem ratowania
ydowskich dzieci. Dzi ki tamtej akcji „ ebraczej” poznaøem grup podlegøych mi søu bowo opiekunek
spoøecznych. Wiedziaøem, e zajmuj si kwesti ydowsk . Poinformowaøy mnie, e od pewnego czasu
pracuj nad tym, aby znale mo no wyprowadzenia z getta dzieci i oddawania ich pod opiek
polskich rodzin lub zakøadów opieku czych. Najwi ksz trudno ci , na jak napotykaøy w swej pracy,
byøa obawa ze strony prowadz cych sieroci ce zakonnic. Siostry nie wiedziaøy, czy mog zaufa
nieznanym sobie osobom. Zapewniøem opiekunki, e b d mogøy odprowadza dzieci do zakøadów, a ja
bior ju na siebie spraw , aby zakøady dzieci przyjmowaøy.
Mogøem podj si tego zadania. Ojciec mój przez 40 lat, do roku 1932, byø dyrektorem opieki
spoøecznej w Warszawie i z racji tego wspóøpracowaø blisko z rozmaitymi zakøadami zakonnymi. Jako
jego syn, byøem znany w domach zakonnych. Z tymi wøa nie zakøadami rozpocz øem wspóøprac przy
lokowaniu dzieci ydowskich w sieroci cach. Zawiadomiøem siostry, e b d do nich przysyøaø
ydowskie dzieci, oczywi cie na podstawie faøszywych dokumentów. Nie miaøem obowi zku osobistego
podpisywania skierowa do zakøadów, bo robiø to mój podwøadny, kierownik referatu. Umówiøem si
jednak z siostrami, e mój podpis na skierowaniu b dzie wiadczy o tym, e przysyøamy im dziecko
ydowskie. Akcja ratowania dzieci ydowskich zacz øa si wówczas na dobre.
Nie potrafi okre li liczby podpisanych przeze mnie skierowa . Od pa opiekunek wiem tylko —
zwøaszcza od pani Jadwigi Piotrowskiej, z któr wspóøpraca przerodziøa si w szczer przyja — e
byøo ich co najmniej trzysta. Sk d braøy si ydowskie dzieci? Byøy to najcz ciej dzieci, których rodzice
bøagali o ukrycie ich, sami za albo byli w getcie i czuli, e getto sko czy si le, albo ukrywali si poza
gettem i dziecko byøo dla nich balastem. Byøy te dzieci, które zostaøy przez swych rodziców
umieszczone w polskich rodzinach, a te poczuøy si zagro one i ze strachu szukaøy dla swych
podopiecznych bezpiecznego miejsca. Zdarzaøy si tak e rodziny czy osoby nieuczciwe, które wzi øy od
ydowskich rodziców pieni dze za ukrycie dziecka, a potem dla wyøudzenia dalszych pieni dzy
szanta owaøy ich. W tych ostatnich przypadkach dzieci ydowskie nale aøo po prostu wyrwa z r k
szanta ystów i zabezpieczy zarówno je same, jak i ich rodziców (…) Do mego biura przychodzili ró ni
ludzie. Przychodziøy te panie, o których wiedziaøem, e s ukrywaj cymi si ydówkami. Pewnego dnia
jedna z tych pa powiedziaøa mi, e chce ze mn porozmawia jaki doktor Marek, przedstawiciel
ludno ci ydowskiej. — Jak pani sobie wyobra a takie spotkanie? — zapytaøem. — Doktor Marek
wyjdzie z getta, ale chce, aby wskazaø pan jaki lokal, w którym b dziecie mogli si spotka —
powiedziaøa.
Dlaczego ratowaøem ydowskie dzieci? To proste. W moim domu rodzinnym panowaøa tolerancja. Nie
mieli my specjalnych konfliktów z ydami. Skoro jednak do takich kontaktów dochodziøo, nie byøy one
niczym niezwykøym. Rozmowy toczyøy si na rozmaite tematy, bez adnej wrogo ci. Tak e w szkole
miaøem kolegów ydów, a jeden z nich przez lata byø moim najlepszym przyjacielem. ydzi, z którymi
utrzymywali my kontakt, byli religijni w sposób — powiedziaøbym — normalny. Bo ydzi mozai ci
stronili od chrze cijan. My te nie interesowali my si ich religi . Niektóre ich obyczaje wydawaøy si
nam po prostu dziwaczne. Nie znam jednak adnych konfliktów na tle religijnym.
Poza tym, co powiedziaøem wy ej, dla nikogo nie jest tajemnic , e osobi cie wywodz si ze rodowisk
narodowych. rodowiska te cz sto s oskar ane o antysemityzm. W rzeczywisto ci — je li ju upiera
si przy nazywaniu tego zjawiska antysemityzmem — trzeba mówi o antysemityzmie ekonomicznym
rodowisk narodowych. Taki antysemityzm nigdy nie miaø nic wspólnego z antysemityzmem rasowym,
jaki pojawiø si w hitlerowskich Niemczech. Antysemityzm ekonomiczny w polskich rodowiskach
narodowych braø si st d, e w Polsce przed wojn byø bardzo du y, si gaj cy 12%, wska nik ludno ci
ydowskiej. W dziedzinie handlu udziaø ydów byø tak du e pewne dziedziny byøy caøkowicie w ich
r kach. Taka konkurencja ekonomiczna musiaøa wywoøywa konflikty. W tym sensie, rzeczywi cie,
byøem antysemit ekonomicznym.
Strona 1 z 2
My l Polska » To Dobraczy ski byø bohaterem tamtego czasu
2013-06-25
http://sol.myslpolska.pl/2013/06/to-dobraczynski-byl-bohaterem-tamtego-czasu/
Ale mój antysemityzm nigdy nie si gaø ch ci odbierania komukolwiek ycia! Dlatego nie ma
sprzeczno ci pomi dzy moim antysemityzmem a tym, e gdy trzeba byøo, ratowaøem ydów i
ydowskie dzieci. Ratowaøem je wi c przede wszystkim dlatego, bo byøy dzie mi, poniewa byøy
prze ladowane, poniewa groziøa im mier , poniewa byøy lud mi… Ratowaøbym ka dego zagro onego
mierci czøowieka. A dziecko — ka de dziecko — jest mi szczególnie bliskie. Tak mi nakazuje moja
religia katolicka. Nie liczyøem na adn nagrod czy cho by tylko søowne uznanie. Je li
mogøem ocali ycie kilkuset dzieci, uczyniøem to. Sam ten fakt jest dla mnie najlepsz i
wystarczaj c nagrod .
Kiedy sko czyøa si wojna, wiele ydowskich dzieci posøanych przeze mnie do zakøadów zakonnych
nadal tam si znajdowaøo. W sieroci cach panowaøa straszna bieda. Brak byøo ywno ci i odzie y.
Dowiedziaøem si , e do Warszawy przyjechali przedstawiciele organizacji ydowskiej Joint i przywie li
odzie dla dzieci ydowskich. Zwróciøem si do nich z pro b , aby rozdzielaj c przywiezione dary, wzi li
te pod uwag dzieci ydowskie znajduj si w zakonnych zakøadach. — Pan powiedziaø kiedy
doktorowi Markowi, e dzieci, które ukryli cie w zakonnych zakøadach, je li nie odbior ich rodzice,
zostan chrze cijanami, prawda? To we cie je sobie. To nie s nasze dzieci! — usøyszaøem od
przedstawicie” Jointu. To byøa zdumiewaj ca odpowied ! Przyznaj , e gdy to usøyszaøem, a mi dech
zaparøo”.
Dobraczy ski wspomina Jadwig Piotrowsk , z któr wspóøpracowaø, i która po wojnie tak e
zwi zana byøa ze rodowiskiem Bolesøawa Piaseckiego. W jej mieszkaniu na Lekarskiej 9 w
Warszawie byøa pierwsza siedziba „Søowa Powszechnego”. Piotrowska woziøa dziewczynki do
klasztorów, co wymagaøo wielkiej odwagi. Dobraczy ski opisaø jeden z takich epizodów w opowiadaniu
„Ewa”. Jest to tak e pokazane w ostatniej scenie filmu „W cieniu nienawi ci” (1986), kiedy gøówna
bohaterka przeje d a przez nieuwag przez granic GG i z ydowsk dziewczynk sp dza noc na stacji
ju na terenie Rzeszy. To wøa nie byøa Jadwiga Piotrowska. Pró no jednak szuka jej biogramu w
Wikipedii, a w biogramie Jana Dobraczy skiego nie ma ani søowa o jego roli w ratowaniu dzieci
ydowskich. Tymczasem Jadwiga Piotrowska pisaøa o jego roli tak:
„My l , e to Janek Dobraczy ski jest prawdziwym bohaterem
tamtego czasu. Bohaterem skromnym, a jednocze nie takim, którego
dziaøania, decyduj ce o powodzeniu caøo ci, ciche byøy,
nieefektowne. Ojciec Janka, jeszcze przed odzyskaniem niepodlegøo ci,
rozpocz ø prac w Wydziale Dobroczynno ci Warszawskiego Magistratu, byø
jego pierwszym naczelnikiem. Z racji swej funkcji — pami tajmy, i carskim
ukazem z 1864 roku na terenie Królestwa zniesione zostaøy wszystkie
zakony — stykaø si , mógø pomóc i pomagaø wielu zgromadzeniom
zakonnym. Ta jego dziaøalno trwaøa i pó niej, ju w Polsce niepodlegøej.
Janek, uksztaøtowany przez ojca, kontynuowaø jego dzieøo — zawodowe i spoøeczne; jako dziaøacz
katolicki cieszyø si bezgranicznym zaufaniem wøadz zakonnych.
Jako kierownik referatu w Zarz dzie Miejskim, Dobraczy ski formalnie i tak byø odpowiedzialny za
podlegø mu placówk i jej pracowników. Gdyby nast piøa wpadka — pierwszy zapøaciøby gøow .
Wøa nie w obawie przed prowokacj wymy liø prosty, ale dla niego zabójczy sposób. Caøy øa cuch
pomocy: faøszywa metryka ko cielna, umieszczenie dziecka w jakim zakonnym domu opieki,
warunkowane byøo jednym — skierowaniem osobi cie podpisanym przez Janka i opiecz towanym jego
piecz tk . Normalnie kierownik referatu nie podpisywaø takich papierów. Podpis Janka byø wi c
kluczem, prostym szyfrem, a zarazem sygnaøem dla zainteresowanych, e maj do czynienia z
dzieckiem, jak mówili my wtedy — specjalnej opieki i troski, z dzieckiem ydowskim. My byli my na
ogóø zakonspirowani dobrze, najlepszym dowodem jest to, e np. dopiero po wojnie poznaøam wielu
uczestników, czøonków sztafety dobrej woli w „ egocie”. Janek Dobraczy ski przez caøy czas byø na
celowniku, na wieczniku. Zdekonspirowany z samego zaøo enia, dziaøaj cy jawnie — wprost
prowokowaø mier . Nikt mu tego nie kazaø robi , jego dziaøanie byøo jego wøasnym pomysøem”.
Godzi si jeszcze wspomnie , e przypisywanie Irenie Sendler uratowanie 2.500 dzieci jest grub
przesad . Dobraczy ski i Piotrowska, którzy mieli o wiele wi kszy ogl d sytuacji, mówili o
300 uratowanych dziewczynkach. Wymagaøo to wielkiego po wi cenia i odwagi. Po wojnie
wiele organizacji ydowskich miaøo za zøe Dobraczy skiemu i innym ratuj cym, e tego dokonali. W
skrajnych przypadkach mówiono im, e lepiej, eby te dzieci zgin øy. Dobraczy ski dopiero w 1994
roku otrzymaø medal „Sprawiedliwy w ród narodów wiata”, tu przed mierci . Potem zapadøo na jego
temat gøuche milczenie. Postsolidarno ocenia ludzie wedle stosunku do niej, a „Gazeta Wyborcza” nie
lubi „endeków” i „paxowców”. I w ogóle, jak wytøumaczy ludziom, e ydowskie dzieci ratowali „polscy
antysemici”? Ksi ka Ewy Kurek oddaje sprawiedliwo prawdziwym bohaterom tamtych czasów, tak e
tym anonimowym, siostrom zakonnym. Warto t ksi k przeczyta .
Jan Engelgard
Ewa Kurek, „Dzieci ydowskie w klasztorach. Udziaø e skich zgromadze zakonnych w akcji ratowania
dzieci ydowskich w Polsce w latach 1939-1945”, Wyd. REPLIKA, Zakrzewo 2012, ss. 379.
Nr 25-26 (23-30.06.2013)
Na zdj ciu: Jan Dobraczy ski i Jerzy Hagmajer
Lubi to!
Liczba osób, które to lubi : 36.
Zarejestruj si
, aby zobaczy co lubi
Twoi znajomi.
Strona 2 z 2
My l Polska » To Dobraczy ski byø bohaterem tamtego czasu
2013-06-25
http://sol.myslpolska.pl/2013/06/to-dobraczynski-byl-bohaterem-tamtego-czasu/