327 Matthews Jessica Ocalone życie

background image
background image

Jessica Matthews

Ocalone życie

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Kłopoty?
To kro´tkie pytanie zadane niskim głosem sprawiło,

z˙e Nikki Lawrence, pochłonie˛ta dłubaniem spinka˛ do
włoso´w w dziurce od klucza, zastygła w bezruchu.
Poprzedniego dnia, kiedy oprowadzano ja˛ po szpitalu
Hope City, dowiedziała sie˛, z˙e pracuje tu niejaki doktor
Galen Stafford, i od tej chwili z niepokojem czekała na
nieuchronne zderzenie skomplikowanej teraz´niejszos´ci
z ich ro´wnie trudna˛ wspo´lna˛ przeszłos´cia˛.

To nie jest pomys´lny zbieg okolicznos´ci, uznała.

Dlaczego skierowano ja˛ do pracy akurat tam, gdzie jest
Galen?

Czy jakikolwiek podre˛cznik dobrych manier zawiera

pouczenie, jak nalez˙y przywitac´ sie˛ z człowiekiem,
kto´rego kiedys´ usiłowało sie˛ uwies´c´? Na dodatek bez-
skutecznie.

Szkoda, z˙e do tego spotkania doszło akurat teraz, gdy

jej szes´cioletni pacjent zaryglował sie˛ w klozecie.

Blef, tylko blef ja˛ uratuje. I nie be˛dzie to pierwszy

raz, kiedy Galen nie o wszystkim sie˛ dowie.

Wyprostowała sie˛, by popatrzec´ mu w twarz. Była

przekonana, z˙e tym razem be˛dzie juz˙ odporna na to
spojrzenie. Gdzie tam! Przez kilka sekund słabos´ci
miała przed oczami wyła˛cznie słodkie wspomnienia.

background image

Czuła, jak budzi sie˛ w niej dawne uczucie. W ostatniej
chwili ogromnym wysiłkiem woli przywołała inne emo-
cje: złos´c´ z powodu odtra˛cenia i wstyd.

Aby ratowac´ honor, ukryła wtedy swoje rany pod

promiennym us´miechem i przez kilka naste˛pnych tygo-
dni, do kon´ca wspo´lnego staz˙u, udawała, z˙e nic wiel-
kiego sie˛ nie stało.

Teraz pora na powto´rke˛.
– Czes´c´, dawno sie˛ nie widzielis´my – powitała go

przyjaz´nie, podczas gdy on omio´tł ja˛ uwaz˙nym spoj-
rzeniem.

– Nic sie˛ nie zmieniłas´.
– To niemoz˙liwe. Wszystko sie˛ zmienia.
– Fakt. Mnie przybyło kilka zmarszczek, pare˛ si-

wych włoso´w oraz troche˛ tłuszczu. – Poklepał sie˛ po
płaskim brzuchu.

– Bardzo ci z tym ładnie. – Jes´li wtedy wydawał sie˛

jej atrakcyjny, to teraz tez˙ nie miała szansy mu sie˛
oprzec´.

– Co sie˛ stało? Zamek sie˛ zatrzasna˛ł? – zapytał

w chwili, gdy usiłowała dłonia˛ zasłonic´ spinke˛.

– Moz˙na tak to nazwac´.
– Moge˛ wywaz˙yc´ drzwi, ale dyrektor administracyj-

ny by sie˛ ws´ciekł – mrukna˛ł Galen.

– Nie, nie. To nie jest konieczne – mrukne˛ła, wy-

czuwaja˛c, z˙e Galen nie ma nic przeciwko takiej meto-
dzie otwierania drzwi. – Poradzimy sobie. – Popatrzyła
na towarzysza˛ce jej dwie kobiety: piele˛gniarke˛ Lynette
oraz matke˛ Caseya Owensa. Liczyła, z˙e jej przytakna˛,
lecz obydwie wygla˛dały na bezradne.

– Jest tu jeszcze kilka innych toalet – zauwaz˙ył

Galen z błyskiem rozbawienia w oczach. – Wiem, z˙e

4

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

pracujesz tu od niedawna i byc´ moz˙e nie wiesz, z˙e w tym
skrzydle sa˛ jeszcze dwie.

Nikki usilnie starała sie˛ nie wyobraz˙ac´ sobie tego, co

nieziszczalne. Nie chciał jej wtedy, wie˛c nie ma co sie˛
łudzic´, z˙e teraz potraktuje ja˛ bardziej przychylnie. Prze-
szli na stope˛ kolez˙en´ska˛ i jemu to odpowiada.

– Wezwe˛ tu kogos´ – stwierdziła. – Masz duz˙o

roboty, wie˛c nie be˛dziemy cie˛ zatrzymywac´.

– Wcale mnie nie zatrzymujecie. – Jego chłopie˛cy

us´miech sprawiał, z˙e co starsi pacjenci nie mogli uwie-
rzyc´, z˙e jest dos´wiadczonym lekarzem. – Szedłem do
ciebie.

– Do mnie? Po co?
– Z

˙

eby zabrac´ cie˛ na lunch. Powspominac´ dawne

czasy.

– Jestem zaje˛ta.
– Włamywaniem sie˛ do klozeciku?
Westchne˛ła. Ten facet nie da jej spokoju, dopo´ki nie

wycia˛gnie z niej całej prawdy.

– Skoro juz˙ musisz wiedziec´ – zacze˛ła mocno ziryto-

wana – to zamkna˛ł sie˛ tam pewien szes´ciolatek.

– Pacjent?
– Tak.
– Co mu dolega?
– Boli go gardło – wyjas´niła pani Owens.
– Angina? – Galen zwro´cił sie˛ do Nikki.
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Uciekł, za-

nim zda˛z˙yłam go zbadac´.

– Ale heca! – Wyszczerzył ze˛by w łobuzerskim

us´miechu. – Pracujesz tu ledwie dwa dni, a juz˙ masz
fatalna˛ opinie˛ ws´ro´d naszych małych kliento´w!

– To moja wina – wtra˛ciła Lynette. – Zapytał mnie,

5

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

czy dostanie zastrzyk jak podczas poprzedniej wizyty,
a ja odpowiedziałam, z˙e zadecyduje o tym pani doktor.
Nim sie˛ obejrzałam, wybiegł z gabinetu i zamkna˛ł sie˛
w tej toalecie.

– Nik, na tym oddziale nuda jest zjawiskiem niezna-

nym! – Galen rozes´miał sie˛. – Kapitalne miejsce.

Splotła ramiona na piersi zła, poniewaz˙ posłuz˙ył sie˛

zdrobnieniem, kto´rym nazywał ja˛ w lepszych czasach.

– Nie widze˛ w tym nic zabawnego.
– Przepraszam, wiem, z˙e to mało s´mieszne, ale...
– Za jakis´ czas oboje be˛dziemy z tego z˙artowac´, ale

nie dzisiaj – powiedziała.

– Racja. – Spowaz˙niał. – Pro´bowałas´ kluczem?
– Mys´lisz, z˙e upierałabym sie˛ przy spince do wło-

so´w? Czekamy, az˙ ktos´ z administracji przyniesie zapa-
sowy klucz, ale chyba o nas zapomnieli.

– Jak długo on tam siedzi?
Nikki spojrzała na Lynette i pania˛ Owens.
– Ze dwadzies´cia minut.
– Pro´bowałas´ z nim negocjowac´?
Juz˙ miała cie˛ta˛ uwage˛ na kon´cu je˛zyka, lecz w pore˛

sie˛ pohamowała.

– Pro´bowałys´my. Wszystkie trzy. – Znowu zacze˛ła

dłubac´ spinka˛ w zamku, a po chwili odezwała sie˛ do
chłopca: – Casey, pora na lunch. W stoło´wce sa˛ dzisiaj
pyszne kotleciki z kurczaka. Mama powiedziała, z˙e je
uwielbiasz.

– Nie chce˛ kotleciko´w! – odparł chłopiec.
– A loda?
– Nie!
– A nie napiłbys´ sie˛ czegos´ zimnego? – kusiła go, nie

przestaja˛c majstrowac´ przy zamku.

6

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Tu jest zimne picie. – Chłopiec odkre˛cił kran.
Galen przykucna˛ł obok Nikki.
– Czy juz˙ kiedys´ otwierałas´ drzwi spinka˛ do wło-

so´w? – zapytał.

– Nie. Ale dawno temu, kiedy mo´j brat, Derek, doku-

czał mnie i mojej kolez˙ance, z˙eby dac´ mu nauczke˛,
zamkne˛łys´my sie˛ w jego pokoju. Kwadrans po´z´niej
dostał sie˛ tam za pomoca˛ spinki i nas przegonił. Ale juz˙
dał nam spoko´j. – Szarpne˛ła za klamke˛. Nic z tego.
– Cholera! – mrukne˛ła pod nosem.

– To moz˙e zaja˛c´ cały dzien´ – zauwaz˙ył Galen.
– Nie jestem s´lusarzem – odcie˛ła sie˛.
– Jes´li mały tak bardzo boi sie˛ zastrzyku, to czy

moz˙na mu obiecac´, z˙e go to nie spotka? – zastanawiał sie˛
Galen.

– Mys´lisz, z˙e nie pro´bowałys´my? – Poczuła sie˛

dotknie˛ta. – A jakz˙e! Nie uwierzył nam.

– Wobec tego ja spro´buje˛. Pogadam z nim jak me˛z˙-

czyzna z me˛z˙czyzna˛.

Jej dyplomatyczne zabiegi spełzły na niczym, a grze-

banie spinka˛ w zamku nie dawało rezultato´w, wie˛c nie-
che˛tnie wyraziła zgode˛. Galen zapukał do drzwi.

– Casey, tu doktor Stafford. Doskonale rozumiem,

dlaczego nie lubisz zastrzyko´w.

– Bo bola˛.
– Czy wyjdziesz z łazienki, jes´li obiecam ci, z˙e nie

be˛dziemy cie˛ kłuli?

– Tutaj jest fajnie.
Galen spojrzał najpierw na Nikki, potem na pania˛

Owens, kto´ra tylko wzruszyła ramionami.

– Jasne, ale twoja mama chce juz˙ jechac´ do domu.

Be˛dziesz tam siedział do wieczora?

7

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Za drzwiami zaległa cisza, jakby chłopiec rozwaz˙ał

te˛ moz˙liwos´c´.

– Czy tutaj sa˛ dziwne hałasy? – zapytał po namys´le.
– Całe mno´stwo – odparł Galen wesołym tonem.

– W szpitalu jest bardzo duz˙o ro´z˙nych odgłoso´w, bo
w tym miejscu pracuje sie˛ dzien´ i noc. Lepiej bys´ sie˛
wyspał we własnym ło´z˙ku.

Znowu cisza.
– Obiecuje pan, z˙e nie dostane˛ zastrzyku?
– Nie wiesz, co mu jest – szeptała mu Nikki do ucha.

– Co zrobimy, jez˙eli...

– Jes´li robi takie numery, to zare˛czam, z˙e nie jest

s´miertelnie chory – mrukna˛ł, po czym przemo´wił do
chłopca: – Obiecuje˛ ci, Casey, z˙e nie be˛dzie za-
strzyko´w.

– Na pewno?
– Na pewno.
– No dobrze. Mamo! Jak stane˛ na palcach na umy-

walce, to głowa˛ dotykam sufitu!

Na twarzy pani Owens malowało sie˛ przeraz˙enie.
– O Boz˙e! – je˛kne˛ła.
– Ile on ma wzrostu? – szepne˛ła Nikki do Lynette.
– Ma zadatki na koszykarza.
– Jes´li wczes´niej nie skre˛ci sobie karku.
Galen połoz˙ył palec na wargach.
– Stoisz na umywalce? – zapytał oboje˛tnym tonem.
– Tak. O, w rogu pod sufitem jest paje˛czyna. Mamo,

prawda, z˙e u nas w domu tez˙ sa˛ paja˛ki?

Pani Owens wzniosła oczy do nieba.
– Zostaw te˛ paje˛czyne˛ w spokoju – odezwał sie˛

Galen. – Złaz´, zanim zlecisz.

– Musze˛? Tu jest całkiem fajnie.

8

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Natychmiast! – krzykne˛li unisono Galen i pani

Owens.

– No dobra – mrukna˛ł chłopiec. – Auuu...!
Rozległ sie˛ pote˛z˙ny łoskot, po czym zapadła martwa

cisza. Pani Owens zasłoniła dłonia˛ usta, a Nikki roz-
paczliwie zacze˛ła szamotac´ sie˛ z zamkiem.

– Nikki, pospiesz sie˛ – ponaglał ja˛ Galen.
– Chyba widzisz, z˙e sie˛ staram!
Nagle Casey rozpaczliwie wrzasna˛ł:
– Mamaaa!
Z dwojga złego to lepsze niz˙ złowieszcza cisza.
– Jestem tutaj, synku – rzuciła pani Owens teatral-

nym szeptem. – Otwo´rz drzwi.

– Boli mnie re˛ka! I krew mi leci! – Po tym odkryciu

chłopiec rozryczał sie˛ na dobre.

– Trzeba wywaz˙yc´ drzwi – orzekł Galen. – Odsun´cie

sie˛. Dłuz˙ej nie moz˙na czekac´.

– Jeszcze chwile˛, dobrze mi idzie! – Nikki s´cia˛gne˛ła

brwi. Gdy rozległ sie˛ długo oczekiwany odgłos, prze-
kre˛ciła gałke˛. – Nareszcie!

Casey siedział na podłodze, przytulaja˛c do boku

potłuczone ramie˛. Na koszulke˛ w zielone paski kapała
krew.

– Mama!
Nikki podała Galenowi kła˛b papierowych re˛czniko´w

z dozownika. Ten prowizoryczny tampon posłuz˙ył mu
do zatamowania krwi ze skaleczenia na podbro´dku.

– Chyba wyrz˙na˛ł broda˛ w kubeł na s´mieci. Ma

szcze˛s´cie, bo mo´gł trafic´ znacznie gorzej. – Galen wzia˛ł
chłopca na re˛ce. – Idziemy do gabinetu, z˙eby zobaczyc´,
co sobie zrobiłes´. – Zerkna˛ł na Nikki. – Do ciebie czy do
mnie?

9

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– To mo´j pacjent. Zanies´ go do tro´jki.
– Jak sobie z˙yczysz...
– Teraz obejrzymy twoja˛ brode˛ – rzekła Nikki przy-

milnym tonem, gdy Galen połoz˙ył pochlipuja˛cego chłop-
ca na stole zabiegowym.

– Czy szwy be˛da˛ konieczne? – zapytała pani Owens.
– Przydałyby sie˛ – odparła Nikki. Jednak zabieg ten

nie obe˛dzie sie˛ bez igieł, nawet kilku. Szycie zatem
odpada. Złamanie obietnicy danej przez Galena nie-
chybnie spowoduje utrate˛ zaufania ze strony malca,
a zwaz˙ywszy na jego temperament, na pewno be˛dzie
cze˛stym gos´ciem w ambulatorium.

Pani Owens tylko westchne˛ła, Nikki natomiast za-

stanawiała sie˛ nad innym rozwia˛zaniem.

– Jest taki klej – zacze˛ła – kto´ry doskonale sprawdza

sie˛ na młodej sko´rze, ale nie wiem... – Rzuciła Galenowi
pytaja˛ce spojrzenie.

– Mamy go.
– To potrwa niecała˛ minute˛. Pod warunkiem, z˙e

Casey przez chwile˛ nie be˛dzie sie˛ ruszał.

Matka chłopca odetchne˛ła z wyraz´na˛ ulga˛.
– Dzie˛ki Bogu.
– Wada˛ tej metody jest to, z˙e moz˙e zostac´ wie˛ksza

blizna. Ale i tak nie be˛dzie jej widac´ w tym miejscu.
Prosze˛ wybierac´.

– Nie mam najmniejszych wa˛tpliwos´ci. Kleimy.
Lynette juz˙ przysuwała do stołu stolik z opatrunkami,

s´rodkiem dezynfekuja˛cym oraz klejem.

– Teraz oczyszcze˛ rane˛ – mo´wiła Nikki – a potem

skleje˛ oba brzegi, z˙eby przestała ci leciec´ krew.

Chłopcu niebezpiecznie zadrz˙ała dolna warga.
– Be˛dzie bolało?

10

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Moz˙e troche˛ łaskotac´, ale na pewno nie be˛dzie

bolało – pocieszyła go.

Chłopiec oparł sie˛ plecami o matke˛ i zacisna˛ł powie-

ki, szykuja˛c sie˛ na najgorsze. Kilka minut po´z´niej
us´miechał sie˛ szeroko.

– Nic nie czułem.
– A nie mo´wiłam?
– Ile potrwa gojenie? – zapytała matka.
– Klej zacznie sie˛ odlepiac´ mniej wie˛cej za tydzien´.

Pod spodem be˛dzie zagojona sko´ra. Nie be˛dzie zdej-
mowania szwo´w ani zmian opatrunko´w.

– Naprawde˛?
– To jest wypro´bowany s´rodek. Testowano go na

hokeistach. Skoro na nich sie˛ sprawdził, wytrzyma i na
Caseyu. – Nikki zwro´ciła sie˛ teraz do chłopca. – Otwo´rz
buzie˛, bo musze˛ obejrzec´ ci gardło.

Casey poszukał wzrokiem Galena.
– Bez zastrzyko´w – zastrzegł sie˛. – On mi obiecał.
– Pamie˛tam – powiedziała Nikki. – Obawiam sie˛, z˙e

miałam racje˛. Angina – orzekła po chwili.

– Czy to znaczy...? – Pani Owens z le˛kiem popa-

trzyła na synka.

– Podamy mu antybiotyk w postaci syropu. Działa

troche˛ wolniej, ale dos´c´ skutecznie. – Nikki pochyliła
sie˛ nad chłopcem. – Jak re˛ka?

– Boli.
– Wys´lemy cie˛ teraz na przes´wietlenie. Miałes´ juz˙

kiedys´ zdje˛cia robione w szpitalu?

Casey pokre˛cił głowa˛, po policzkach spłyne˛ły mu

łzy.

– To sa˛ specjalne zdje˛cia. Moz˙na na nich zobaczyc´,

co jest w s´rodku. I wcale nie bola˛. Jak zdje˛cia, kto´re robi

11

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ci mama aparatem fotograficznym. Nie be˛dziesz sie˛
wiercił? To dobrze. Idziemy. A moz˙e wolisz sie˛ przeje-
chac´?

– Tak!
– Wobec tego poprosimy o fotel na ko´łkach.
Gdy Lynette wywoziła go na korytarz, kompletnie

zapomniał o dolegliwos´ciach. W pewnej chwili nawet
poprosił:

– Jedz´my szybciej!
– Stuprocentowy chłopak – zauwaz˙yła Nikki, gdy

znikał im w głe˛bi korytarza.

– Załoz˙e˛ sie˛, z˙e wkro´tce znowu go zobaczymy –

mrukna˛ł Galen.

– Oj, chyba tak. Jak na dziecko, kto´re boi sie˛ bo´lu,

jest nieustraszony. – Uznała, z˙e powinna skoncentrowac´
sie˛ na rozmowie o pacjencie, by nie zwracac´ uwagi na
Galena, kto´ry nieodmiennie robił na niej piorunuja˛ce
wraz˙enie.

– Ale kiedy dzieje sie˛ cos´ emocjonuja˛cego, natych-

miast zapomina o bo´lu. Nauczy sie˛.

– Na bolesnych błe˛dach?
– Zapewne. Jaka jest twoja odpowiedz´?
– W jakiej kwestii?
– Lunchu.
– Jestem umo´wiona z Caseyem.
– Uporasz sie˛ z nim w po´ł godziny, a twoja przerwa

oficjalnie kon´czy sie˛ o wpo´ł do drugiej.

– Ska˛d wiesz?
– Bo tu pracowałem, zanim dostałem etat na urazo´w-

ce. – Spojrzał na zegarek. – Be˛dziemy mieli trzy
kwadranse.

– Nie powinnam... – Z jednej strony miała wielka˛

12

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ochote˛ przyja˛c´ zaproszenie, z drugiej przeczuwała, z˙e
be˛dzie to bardzo nierozsa˛dne posunie˛cie.

Po tamtym pamie˛tnym wieczorze starała sie˛ go

unikac´, co okazało sie˛ całkiem proste, zwaz˙ywszy na
fakt, z˙e zbliz˙ał sie˛ koniec ich staz˙u, a co za tym idzie
egzaminy, sprawdziany, rozmowy z przyszłymi praco-
dawcami oraz pacjenci. Nie bez znaczenia były roz-
miary szpitala s´w. Łukasza. Podobno pewien student,
kto´rego wysłano na patologie˛ z jakims´ wycinkiem do
zbadania, nigdy stamta˛d nie wro´cił. Niestety, tutaj nie
be˛dzie to takie proste. Tym bardziej z˙e do jej obowia˛z-
ko´w nalez˙y ro´wniez˙ zajmowanie sie˛ mniej skompliko-
wanymi przypadkami na urazo´wce oraz, w razie konie-
cznos´ci, wspieranie Galena. No ale jes´li sie˛ postara,
mogłaby ograniczyc´ te kontakty do absolutnie niezbe˛d-
nego minimum.

Tak zrobi.
– Nie wykre˛caj sie˛. Dzisiaj sa˛ sandwicze z pieczona˛

pole˛dwica˛, zielonym pieprzem i mozarella˛. Przeciez˙ za
nimi przepadasz.

– Pamie˛tasz? – zdumiała sie˛.
– Jak mo´głbym zapomniec´? Przeciez˙ po kaz˙dym

dyz˙urze szlis´my do bufetu, a ty zawsze zamawiałas´ to
samo. Idziemy?

– Powinnam przejrzec´ karty pacjento´w, kto´rych

mam przyja˛c´ po przerwie...

– To tylko po´ł godziny. Tyle moz˙esz mi pos´wie˛cic´.
– Naprawde˛ nie moge˛.
Galen s´cia˛gna˛ł brwi.
– Nadal jestes´ w szponach pracoholizmu – orzekł.
Tylko to ja˛ wo´wczas uratowało.
– Uwaz˙asz, z˙e to jest naganne?

13

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Ska˛dz˙e znowu. Ale nikomu nie musisz niczego

udowadniac´. Przyje˛to cie˛ tu z wys´mienita˛ opinia˛.

– A ty ska˛d to wiesz?
– Sprawdziłem. I nawet dodałem cos´ od siebie. –

Us´miechał sie˛ bezczelnie.

Ciekawe, co powiedział swoim przełoz˙onym? Moz˙e

lepiej tego nie wiedziec´.

– Na dobra˛ opinie˛ trzeba zapracowac´ – zauwaz˙yła.
– Racja, ale rezygnowanie z lunchu pierwszego dnia

nie jest najlepszym posunie˛ciem. Zapomniałas´ juz˙, z˙e
w sytuacjach stresowych organizm spala wie˛cej kalorii?

– Czy ja wygla˛dam na zestresowana˛? – Dumnie

uniosła głowe˛, na co on rzucił jej spojrzenie pełne po-
wa˛tpiewania.

– Pierwszy dzien´ w nowej pracy, przeprowadzka do

nowego mieszkania – wyliczał – pacjent, kto´ry zamkna˛ł
sie˛ w toalecie, spotkanie ze starymi przyjacio´łmi, wspo-
mnienia z przeszłos´ci... Uwaz˙asz, z˙e to nie stresuje?

– Moz˙e troche˛ – przyznała.
– Nie mam wie˛cej pytan´.
– Ale...
– Poza tym powinnas´ juz˙ wiedziec´, z˙e trzeba jes´c´,

kiedy nadarza sie˛ okazja, bo chociaz˙ to jest niewielki
szpital, czasami bywa tu tyle roboty, z˙e do kon´ca dyz˙uru
moz˙emy sobie tylko powa˛chac´ zapachy ze stoło´wki.
– Chyba juz˙ ja˛ przekonałem, pomys´lał. – Jes´li chcesz,
moge˛ wpisac´ do twoich akt adnotacje˛, z˙e kieruja˛c sie˛
poczuciem obowia˛zku, zamierzałas´ zrezygnowac´ z po-
siłku, ale ja sprowadziłem cie˛ na zła˛ droge˛.

Jes´li zjem z nim ten lunch, to moz˙e da mi s´wie˛ty

spoko´j. Oczywis´cie, pomoge˛ mu, jes´li zajdzie koniecz-
nos´c´, ale w takiej małej mies´cinie jak Hope na pewno

14

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

rzadko sie˛ zdarza tylu pacjento´w, z˙eby sam sobie z nimi
nie poradził.

– Zgoda. Po´ł godziny.
– Super. – Widac´ było, z˙e jest niezmiernie z siebie

zadowolony. – Umawiamy sie˛ w barku za pie˛tnas´cie
pierwsza. Jes´li nie zjawisz sie˛ do za dziesie˛c´ pierwsza,
przyjde˛ tu po ciebie. – Ruszył korytarzem, pogwizduja˛c
jaka˛s´ wesoła˛ melodyjke˛.

Patrza˛c za nim, zastanawiała sie˛, czy wystarczy jej

siły, by po raz drugi nie ulec jego urokowi.

15

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Wracał na swo´j oddział w ostroz˙nie optymistycznym

nastroju. Nie, w bardzo optymistycznym. Za wszelka˛
cene˛ musi wyjas´nic´ wszystkie nieporozumienia, kto´re
stane˛ły mie˛dzy nim a Nikki. To postanowienie rozbudził
w nim całkiem przypadkiem kolega, Jared Tremaine.

Nie podja˛łby tej decyzji, gdyby Jared nie poprosił go

o zaopiekowanie sie˛ Annie i gdyby Galen nie odkrył, z˙e
pomimo wzajemnej sympatii nic mie˛dzy nimi nie iskrzy.

Po tym spotkaniu obraz Nikki Lawrence nie dawał mu

spokoju. To z jej winy nie ma u swojego boku kandydatki
na z˙one˛, mimo z˙e skon´czył juz˙ trzydzies´ci lat.

Tylko Nikki potrafiła go rozs´mieszyc´, doprowadzic´

do szewskiej pasji, tylko przy niej czuł, z˙e jest w stanie
zawojowac´ cały s´wiat oraz z˙e posiada niewyczerpane
zasoby energii. Gdy go uwodziła, był tym przyjemnie
zaskoczony oraz bardzo che˛tny, dopo´ki nie posłuchał
głosu rozsa˛dku.

Spotykali sie˛ przez całe studia, chociaz˙ Galen dopie-

ro na trzecim roku dostrzegł w niej kobiete˛, a nie
kolez˙anke˛ studentke˛. Owszem, mo´gł zadziałac´ pod
wpływem impulsu, ale bał sie˛ zniszczyc´ jedyna˛ trwała˛
wartos´c´ w swoim z˙yciu: przyjaz´n´ Nikki.

Moz˙e nawet by zaryzykował, gdyby w gre˛ nie wcho-

dziła ro´wniez˙ przyjaz´n´ z Calvinem, jej kuzynem. Po-
znali sie˛ jeszcze w college’u i od razu przypadli sobie do

background image

serca mimo ogromnej ro´z˙nicy temperamento´w. Galen
był odwaz˙niejszy.

Cal wybrał geologie˛, Galen medycyne˛, lecz nadal

pozostawali w kontakcie. Gdy wysłano go na staz˙ do
S

´

wie˛tego Łukasza, dowiedział sie˛ od Cala, z˙e jego ku-

zynka Nikki tez˙ odbywa tam staz˙. Cal przekazał mu tak-
z˙e pros´be˛ jej braci, by otoczył ja˛ opieka˛ tak, by z˙aden
łajdak nie wykorzystał jej wraz˙liwej natury. Nie miał na
to najmniejszej ochoty, ale nie wypadało odmo´wic´.

Z czasem poznał ja˛ lepiej i zrozumiał, z˙e Nikki

zasługuje na me˛z˙czyzne˛, kto´ry dotrzymuje obietnic oraz
da jej dom z ogro´dkiem, a nie na kogos´ takiego jak on,
zainteresowanego jedynie przelotnymi miłostkami.

Po tym, jak ojciec ich opus´cił, gdy Galen miał szes´c´

lat, a siostra uciekła z domu dziesie˛c´ lat po´z´niej,
przestały go interesowac´ obietnice i zobowia˛zania,
zwłaszcza te, z kto´rych nalez˙y sie˛ wywia˛zywac´, jak
miłos´c´, honor i wiernos´c´ małz˙en´ska az˙ po gro´b. To
dlatego nie miał w zwyczaju umawiac´ sie˛ z kobietami
cze˛s´ciej niz˙ kilka razy.

Nie mo´gł zatem wia˛zac´ sie˛ z Nikki, poniewaz˙ nie

chciał znalez´c´ sie˛ w tej samej kategorii co dranie, przed
kto´rymi miał ja˛ osłaniac´. Czasami jednak wyobraz˙ał
sobie, jak by to było, gdyby był dla niej odpowiedni, ale
wtedy od razu mys´lał, z˙e nie potrafiłby dac´ jej uczucia,
kto´rego ona pragnie, z˙e jest do tego tak samo niezdolny
jak do przeprowadzenia operacji mo´zgu, poniewaz˙ jest
nieodrodnym synem swego ojca. Matka cze˛sto mo´wiła
mu, z˙e jest tak przystojny jak ojciec, lecz podejrzewał,
z˙e na tym podobien´stwa sie˛ nie kon´cza˛.

W cia˛gu ostatniego roku, a włas´ciwie w cia˛gu szes´ciu

miesie˛cy, bardzo sie˛ zmienił. Poczuł, z˙e nuz˙y go rola

17

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

donz˙uana oraz z˙e dojrzał do bardziej trwałej znajomo-
s´ci. Prawde˛ mo´wia˛c, nie przestawał mys´lec´ o Nikki.
Zastanawiał sie˛, jak ja˛ odnalez´c´, poniewaz˙ jako lekarz,
kto´ry zaste˛puje chorych lub nieobecnych medyko´w,
stale była w rozjazdach.

Zanim obmys´lił stosowna˛ strategie˛, los okazał mu

swa˛ przychylnos´c´. Szpital miejski w Hope rozpocza˛ł
poszukiwania lekarza na miejsce Jareda, kto´ry odbywał
rekonwalescencje˛ po katastrofie lotniczej.

Galen wykorzystał te˛ sytuacje˛ i przekonał dyrekcje˛,

by skontaktowała sie˛ z agencja˛, do kto´rej nalez˙ała Nikki
Lawrence. Szansa była niewielka, ale nalez˙ało spro´bo-
wac´. Na wszelki wypadek, gdyby Nikki nadal z˙ywiła do
niego uraze˛, zastrzegł sobie anonimowos´c´.

Kamien´ spadł mu z serca, gdy dotarło do niego, z˙e

Nikki sie˛ odnalazła i przyje˛ła propozycje˛ pracy w Hope
City. Miał nadzieje˛, z˙e tym razem zakon´czenie be˛dzie
zupełnie inne.

– Co ma byc´ takie ,,inne’’? – zapytała go piele˛gniar-

ka Fern Pyle, doganiaja˛c go na korytarzu.

– Och, nic takiego. Mo´wiłem tylko do siebie.
– Jestes´ na to za młody.
– Wiek to stan umysłu. – Galen us´miechna˛ł sie˛

szeroko.

– Wobec tego ja na pewno juz˙ nie powinnam tu

pracowac´ – zaz˙artowała Fern. – Przyszłam cie˛ zawiado-
mic´, z˙e mamy szes´cioosobowa˛ rodzine˛ z zatruciem
pokarmowym.

– Niech zgadne˛. Piknik na łonie natury?
– Blisko. Rodzinne spotkanie.
– Ile oso´b brało udział w tej uroczystos´ci?
– Nie pytałam.

18

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

To znaczy, z˙e moz˙e byc´ ich pie˛c´ razy wie˛cej. Per-

spektywa miłego lunchu z Nikki mocno zbladła.

– Uroki lata – mrukna˛ł. – Sezon zatruc´ pokarmowych.
– Poza tym dwie karetki wioza˛podejrzenie przedaw-

kowania oraz pe˛knie˛ty obojczyk. Be˛da˛ tu za dziesie˛c´
minut.

– Nie moz˙na was ani na chwile˛ zostawic´ samych!

– je˛kna˛ł. – Kiedy wychodziłem z urazo´wki, panował tam
anielski spoko´j.

– Co ja na to poradze˛? – Fern wzruszyła ramionami.

– Taka praca. Zajmiesz sie˛ wszystkimi, czy mamy
wezwac´ posiłki?

Priorytet nalez˙y sie˛ narkomanowi, kto´ry zapewne

be˛dzie wymagał interwencji lekarza. Perspektywa lun-
chu kompletnie sie˛ rozpłyne˛ła.

– Wezwijcie doktor Lawrence. Jak skon´czy ze swo-

im pacjentem w ambulatorium, zajmie sie˛ obojczykiem.

– A ci zatruci?
– Musza˛czekac´, az˙ kto´res´ z nas be˛dzie wolne. – Fern

przystane˛ła przy telefonie, lecz Galen ja˛ powstrzymał.
– Ba˛dz´ tak dobra i załatw mi dwa sandwicze z pole˛dwica˛.

– Az˙ dwa? Taki jestes´ głodny?
– Jak zwykle.
Fern popatrzyła na zegarek.
– O tej porze moz˙e ich juz˙ nie byc´ – zauwaz˙yła.
– Postaraj sie˛.
– Mys´lisz, z˙e znajdziesz czas na jedzenie?
Galen us´miechna˛ł sie˛. Lunch był tylko pretekstem do

spe˛dzenia czasu z Nikki. Jes´li be˛dzie ja˛ miał u swojego
boku, niewaz˙ne, czy uda mu sie˛ zjes´c´ cokolwiek.

– Wygospodaruje˛ kilka minut – os´wiadczył. – Nie

wolno zaniedbywac´ spraw istotnych.

19

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Okazało sie˛, z˙e Casey Owens złamał re˛ke˛, wobec

czego Nikki załoz˙yła mu gips i zaprosiła na naste˛pna˛
wizyte˛ za szes´c´ tygodni. Gdy chłopiec i jego matka
wyszli, pomys´lała, z˙e byłoby miło ro´wniez˙ Galena nie
ogla˛dac´ przez po´łtora miesia˛ca. Gdyby mogła zapom-
niec´ o tamtym wieczorze...

Przygotowywała sie˛ wtedy do egzaminu i stopniowo

wpadała w panike˛, poniewaz˙ im bardziej wczytywała sie˛
w notatki, tym głe˛bsze narastało w niej przes´wiadczenie,
z˙e widzi je po raz pierwszy. W takim stanie zastał ja˛
Galen. Poz˙aliła mu sie˛, a on obja˛ł ja˛ pocieszaja˛cym
gestem. Otoczona jego ramieniem us´wiadomiła sobie,
z˙e wkro´tce ich drogi sie˛ rozejda˛, a ich przyjaz´n´ po´jdzie
w niepamie˛c´.

Nadszedł czas, by wyjawic´, co do niego czuje. Nie

moz˙e przegapic´ tej szansy. Rozpie˛ła mu koszule˛ i zacze˛ła
go całowac´. Nie opierał sie˛ do chwili, gdy oboje byli
prawie całkiem rozebrani, i dopiero wtedy zaprotestował.

Zarzucił jej, z˙e go wykorzystuje, by ukoic´ swe le˛ki,

z˙e nie moz˙e wzia˛c´ tego, co ona mu proponuje, poniewaz˙
przestała przytomnie mys´lec´. Mo´wił cos´ o honorze
i obietnicy, kto´ra˛ dał jej kuzynowi, ale ona go juz˙ nie
słuchała. Jeszcze nigdy tak sie˛ nie obnaz˙yła. Emocjonal-
nie i fizycznie.

Potem jej wstyd zniszczył ich przyjaz´n´. Owszem,

przeprosili sie˛ nawzajem i zachowywali, jakby ten
incydent nie miał miejsca, ale to udawanie ani na jote˛ nie
umniejszyło jej zaz˙enowania ani nie podbudowało jej
samooceny.

Z ulga˛... oraz z˙alem odeszła ze szpitala s´w. Łukasza.

Na poz˙egnanie Galen z˙yczył jej powodzenia.

Teraz znowu sa˛ razem.

20

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Gdy pager wezwał ja˛ na urazo´wke˛, przypomniała

sobie o lunchu z Galenem, lecz gdy dotarła na miejsce, od
razu sie˛ zorientowała, z˙e wspo´lnego posiłku nie be˛dzie.

Zanim weszła do sali numer dwa, zatrzymała ja˛

ratowniczka, A. McCall, jak przeczytała na jej iden-
tyfikatorze.

– Czy moge˛ z pania˛ chwile˛ porozmawiac´? – zapyta-

ła. – To waz˙ne.

Nieco zdziwiona Nikki przytakne˛ła. Dziewczyna

przemo´wiła, gdy oddaliły sie˛ nieco od wo´zka, na kto´rym
lez˙ał młody człowiek głos´no domagaja˛cy sie˛ s´rodka
przeciwbo´lowego.

– Chciałam pania˛ ostrzec. To narkoman.
– Nie myli sie˛ pani?
– Nie. Ma kilka pseudonimo´w. Kiedy go tu przywio-

złam poprzednim razem, ulotnił sie˛, jak tylko zadziałał
zastrzyk, kto´ry mu zrobiłam w karetce. Jared... – Zaczer-
wieniła sie˛. – Doktor Tremaine miał do mnie pretensje˛.

– Nic dziwnego. Czy to na pewno jest ten sam

człowiek?

– Absolutnie. Ma charakterystyczne znamie˛ na szyi.

Pan Johnson... dzisiaj tak sie˛ nazywa... umie na z˙yczenie
zwichna˛c´ bark. S

´

wietnie to robi.

Nikki miała juz˙ do czynienia z takimi typami.
– Dzie˛ki, panno McCall.
– Mam na imie˛ Annie.
Podały sobie re˛ce.
– Jak tym razem udało ci sie˛ nie dac´ mu s´rodka

przeciwbo´lowego?

Ratowniczka chytrze sie˛ us´miechne˛ła.
– Wstrzykne˛łam mu so´l fizjologiczna˛, ale zanim tu

dojechalis´my, zacza˛ł sie˛ awanturowac´, z˙e nie działa.

21

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Powiedziałam mu wtedy, z˙e nie moge˛ zrobic´ drugiego
zastrzyku, bo juz˙ dostał maksymalna˛ dawke˛.

– Uwierzył?
– Nie miał wyjs´cia.
– Dzie˛ki. Teraz ja sie˛ nim zajme˛.
Nikki weszła do sali.
– Podobno zwichna˛ł pan sobie bark, panie Johnson

– zwro´ciła sie˛ do pacjenta.

– Potworny bo´l...
– Zaraz panu cos´ zaaplikuje˛, ale najpierw trzeba zro-

bic´ przes´wietlenie.

– Przes´wietlenie?
– Oczywis´cie. To zwichnie˛cie wygla˛da fatalnie. – Li-

czyła te˛tno w nadgarstku. Miarowe i silne, ale on nie
musi o tym wiedziec´. – Czuje˛, z˙e kra˛z˙enie jest zaburzo-
ne. Potrzebna jest konsultacja ortopedy. – Napisała no-
tatke˛ i podała ja˛ piele˛gniarzowi. – Ravi, zajmij sie˛ tym.

Zdziwiony piele˛gniarza zerkna˛ł na karteczke˛, po czym

skina˛ł głowa˛.

– Oczywis´cie, pani doktor.
– Teraz prosze˛ mi powiedziec´, jak to sie˛ stało –

zwro´ciła sie˛ do pacjenta.

– Juz˙ opowiadałem. Ratownikom.
– O kto´rej spadł pan z drabiny?
– Nie wiem. Godzine˛ temu.
– Chyba nie. – Wyprostowała sie˛. – Moz˙e wygla˛dam

na naiwna˛, ale nie jestem. To zwichnie˛cie nie nasta˛piło
godzine˛ temu. Mamy pana na naszej czarnej lis´cie!

– Nie wiem, o czym pani mo´wi.
– Jest pan na głodzie! Jest pan uzalez˙niony i potrze-

buje pomocy. Moge˛ sie˛ postarac´, z˙eby za dwie godzi-
ny został pan obje˛ty programem odwykowym...

22

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Me˛z˙czyzna zerwał sie˛ z lez˙anki.
– Obejdzie sie˛! – warkna˛ł rozws´cieczony.
– Moz˙emy panu pomo´c.
– Aha. Wy mi pomoz˙ecie! To przez jednego z was

zostałem c´punem. Gdyby mi porza˛dnie złoz˙ył re˛ke˛, nie
musiałbym faszerowac´ sie˛ lekami.

– Zacze˛ło sie˛ od recepty? – Niestety, zdarzaja˛ sie˛

i takie pomyłki bezdusznych lekarzy.

– Tak. – Rozejrzał sie˛ po sali. – Doka˛d poszedł ten

piele˛gniarz?

– Wezwac´ ochrone˛.
Me˛z˙czyzna błyskawicznie nastawił sobie zwichnie˛ty

bark i odwina˛ł mankiet cis´nieniomierza z drugiego
ramienia.

– Przykro mi, ale nie wezme˛ udziału w pani pro-

gramie – mrukna˛ł. Nikki zasta˛piła mu droge˛, nie zwaz˙a-
ja˛c na swo´j niewielki wzrost. Pacjent nie był wiele od
niej wyz˙szy, lecz człowiek na głodzie potrafi byc´ nad-
ludzko silny. – Z drogi, moja pani!

Nikki ani drgne˛ła.
– Niech pan da nam szanse˛. Chce pan dalej tak z˙yc´?

Zastanawiaja˛c sie˛ wcia˛z˙, kogo wykorzystac´?

Johnson odepchna˛ł ja˛ brutalnie i wypadł z sali. Nikki

straciła ro´wnowage˛, oparła sie˛ o wo´zek z lekami, po
czym rune˛ła na podłoge˛ pos´ro´d potłuczonego szkła.

– Co tu sie˛ dzieje?! – Do sali wpadł Galen, a za nim

przeraz˙ony Ravi oraz chudy jak tyka ochroniarz. – Cos´
ci sie˛ stało? – Galen pomagał jej sie˛ podnies´c´.

– Nic, nic. Łapcie go! – rzuciła pod adresem piele˛-

gniarza i straz˙nika. – Metr siedemdziesia˛t, osiemdzie-
sia˛t kilo, jasne włosy!

– Domagam sie˛ wyjas´nien´! – rykna˛ł Galen.

23

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Miałam pacjenta, kto´ry postanowił natychmiast sie˛

wypisac´. Wbrew moim zaleceniom.

– Domys´lam sie˛, ale co ty robisz na podłodze?
– Nie spodobała mu sie˛ moja propozycja wzie˛cia

udziału w programie odwykowym, wie˛c błyskawicznie
sie˛ ulotnił – wyjas´niła ze stoickim spokojem.

– A ty chciałas´ go zatrzymac´.
– Ktos´ powinien mu us´wiadomic´, jak be˛dzie wy-

gla˛dała reszta jego z˙ycia.

– Uz˙ył wobec ciebie przemocy i spokojnie sta˛d wy-

szedł. – Galen zacisna˛ł szcze˛ki.

– Nie, wybiegł.
– Jak on sie˛ nazywa?
– Dzisiaj Johnson, ale podobno ma kilka innych

ksywek.

– Wiem, kto´ry to. – Spojrzał na Raviego. – Jes´li

jeszcze raz tu sie˛ pokaz˙e, niezwłocznie wezwij ochrone˛.
Jasne? – Piele˛gniarz przytakna˛ł. – I przekaz˙ to reszcie
personelu.

– Tak jest, panie doktorze!
– A ty, Nikki, wysta˛pisz z oskarz˙eniem o napas´c´.
– Galen, daj spoko´j. Nie dotkna˛łby mnie, gdybym

nie stane˛ła mu na drodze.

– Co ci strzeliło do głowy?! Masz szcze˛s´cie, z˙e nie

skre˛cił ci karku.

Nikki poczuła sie˛ dotknie˛ta, poniewaz˙ drobna budo-

wa była jej bardzo czułym punktem. Nie dlatego, z˙e była
niz˙sza od wie˛kszos´ci kolez˙anek, ale dlatego z˙e w po-
wszechnym mniemaniu wzrost jest miernikiem kom-
petencji i zaradnos´ci. Jej kruchos´c´ dała jej prawie
dwumetrowym braciom asumpt do nadopiekun´czych
zachowan´ wobec małej siostrzyczki.

24

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Mo´j wzrost nie ma wpływu na to, jak pracuje˛. Z

˙

eby

leczyc´ ludzi, nie trzeba jak ty miec´ metra dziewie˛c´-
dziesie˛ciu, ani co rano robic´ stu pompek – powiedziała
z godnos´cia˛.

– Nie trzeba, ale czasami mie˛s´nie sie˛ przydaja˛.
Wro´cił ochroniarz.
– Niestety, pani doktor, ptaszek nam sie˛ wymkna˛ł.
– Trudno sie˛ dziwic´ – mrukne˛ła pod nosem, jedno-

czes´nie sie˛gaja˛c po notatnik, lecz jej re˛ka odmo´wiła
posłuszen´stwa.

Galen natychmiast to zauwaz˙ył i niezwłocznie przy-

sta˛pił do ogle˛dzin całego ramienia.

Nikki poczuła, jak pod jego palcami budza˛ sie˛ wszys-

tkie zakon´czenia nerwo´w, jak pojedyncze iskierki ła˛cza˛
sie˛ w fale˛ ognia. Owiana jego zapachem az˙ przymkne˛ła
powieki.

Niespodziewanie dotarł do niej wewne˛trzny krzyk

zdrowego rozsa˛dku. Nie wolno! Galen niepokoi sie˛ o nia˛
jak o kaz˙dego innego członka swego zespołu. Nie wolno
mu pokazac´, z˙e nadal ma nad nia˛ władze˛. Jest wpraw-
dzie dobrym lekarzem i przyjacielem, kto´ry odda jej
ostatnia˛ koszule˛, ale nie jest me˛z˙czyzna˛, kto´ry ma prawo
spe˛dzac´ jej sen z powiek. Dla tego człowieka opusz-
czonego najpierw przez ojca, a po´z´niej przez siostre˛,
trwały zwia˛zek z kobieta˛ jest ro´wnoznaczny z załoz˙e-
niem sobie pe˛tli.

– Nic mi nie jest! – piekliła sie˛. – To tylko sin´ce.
– Nalez˙ałoby ja˛ przes´wietlic´.
– Wykluczone. Nie zgadzam sie˛. Przyszedłes´ tutaj,

z˙eby sie˛ wtra˛cac´, czy chciałes´ mnie o cos´ zapytac´?

Widac´ było, z˙e nie jest zadowolony z jej oporu, ale

jednoczes´nie zdaje sobie sprawe˛, z˙e nic nie wsko´ra.

25

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Zaszedłem do ciebie, bo potrzebuje˛ drugiej opinii.

Mam pacjenta w s´pia˛czce. Bez wyraz´nej przyczyny.

– Zawsze jest jakas´ przyczyna. S

´

pia˛czka nie wy-

ste˛puje codziennie.

– Tyle to i ja wiem – obruszył sie˛, prowadza˛c ja˛ do

sa˛siedniego boksu. – Cos´ musiałem przeoczyc´, wie˛c chce˛,
z˙ebys´ go obejrzała i powiedziała mi, co o tym mys´lisz.

Na lez˙ance lez˙ał me˛z˙czyzna o azjatyckich rysach,

podła˛czony do kroplo´wki oraz tlenu. Serce pracowało
normalnie, lecz te˛tno i cis´nienie krwi były zdecydowa-
nie za niskie.

– Ska˛d sie˛ tu wzia˛ł? – zapytała.
– Znalazła go rano hotelowa sprza˛taczka, gdy przy-

szła posprza˛tac´ jego poko´j. Najpierw mys´lała, z˙e s´pi, ale
gdy weszła po raz drugi, zorientowała sie˛, z˙e nie zmienił
pozycji, wie˛c pro´bowała go obudzic´. Kierownik zmiany
wezwał pogotowie. Z pocza˛tku ratownicy podejrzewali
przedawkowanie, ale nie znalez´li w pokoju z˙adnych
proszko´w.

– Wiadomo, jak sie˛ nazywa?
– W recepcji figuruje jako Michael Kwan, ale ratow-

nicy nie zadawali wie˛cej pytan´. Teraz policja przeszukuje
poko´j w poszukiwaniu jakiegos´ dowodu toz˙samos´ci. Oni
ro´wniez˙ nie znalez´li z˙adnych substancji toksycznych.

Nikki wyliczała w mys´lach moz˙liwe przyczyny utra-

ty przytomnos´ci.

– Nie stwierdzono obecnos´ci alkoholu w organiz´-

mie, cukier w normie.

– Padaczka?
– Nie ma s´lado´w ataku.
– I na pewno nie jest to przedawkowanie?
– Nie ma jeszcze wszystkich wyniko´w testo´w tok-

26

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

sykologicznych, ale nie znalez´lis´my s´lado´w po igle,
poza tym narcan nie poskutkował.

– Mocznica?
Galen podał jej wste˛pne wyniki badania.
– Nie wygla˛da to dobrze, ale nie ma tu nic, co mo-

głoby wywołac´ s´pia˛czke˛.

– Nie jest to zakaz˙enie – stwierdziła, spogla˛daja˛c na

liczbe˛ leukocyto´w. – Rozwaz˙ałes´ moz˙liwos´c´ konsultacji
psychiatrycznej?

– W ostatecznos´ci. Bo to moz˙e byc´ udar.
– Włas´nie. – Uwaz˙nie przyjrzała sie˛ me˛z˙czyz´nie. –

Z

´

renice rozszerzone i nieruchome. Wygla˛da, jakby od

jakiegos´ czasu chorował. Jest blady, ma zwiotczała˛
sko´re˛. Zauwaz˙yłes´, z˙e to ubranie jest za obszerne?
Bardzo schudł. – Zamys´liła sie˛. – Mys´le˛, z˙e to jest cos´
pod sufitem. – Popukała sie˛ w czoło. – Wys´lijmy go na
tomografie˛.

– Juz˙ to zleciłem.
– Wobec tego niczego nie przeoczyłes´ – stwierdziła.
Kilkanas´cie minut po´z´niej radiolog wykrył u pacjenta

guza mo´zgu, a z laboratorium przekazano informacje˛, z˙e
zaz˙ył duz˙a˛ dawke˛ acetaminophenu. Nikt sie˛ nie dowie,
czy zrobił to celowo, czy po prostu chciał us´mierzyc´
silny bo´l głowy. Me˛z˙czyzna znalazł sie˛ o krok od
s´mierci, a pro´by podania mu antidotum nie zawro´ciłyby
go z tej drogi. Moz˙na było jedynie sprawic´, by umarł
w spokoju.

To juz˙ niedługo.
– Nie musisz tu siedziec´ – powiedział Galen, ponow-

nie zagla˛daja˛c do boksu. Wczes´niej wro´cił do siebie, by
zaja˛c´ sie˛ rodzina˛ z kłopotami z˙oła˛dkowymi.

– Musze˛. Kiedy policja odnajdzie jego rodzine˛, be˛de˛

27

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

mogła z czystym sumieniem powiedziec´ jego z˙onie,
rodzicom czy dzieciom, z˙e nie umarł w osamotnieniu.

Galen uszanował jej decyzje˛ i wyszedł na palcach.

Nikki zastanawiała sie˛, co sprowadziło pana Kwana do
tego miasta. Na pewno wiedział, z˙e ma guza mo´zgu,
poniewaz˙ nowotwo´r był tak pokaz´nych rozmiaro´w, z˙e
musiał dawac´ o sobie znac´.

Czy Kwan przyjechał do Hope w poszukiwaniu cudu,

czy tak jak ona, z˙eby pozamykac´ pewne sprawy?

Jakis´ czas temu zorientowała sie˛, z˙e wypatruje Gale-

na, z˙e widzi go w kaz˙dym przystojnym brunecie, wie˛c
postawiła sobie ultimatum, z˙e musi z tym skon´czyc´.
Nadeszła pora wypełnic´ pustke˛ w sercu czyms´ bardziej
osobistym niz˙ praca zawodowa. Jak na ironie˛ natkne˛ła
sie˛ w tym mies´cie na sprawce˛ tej pro´z˙ni.

Tok jej mys´li zburzyło głos´ne westchnienie pacjenta.

Ostatnie. Odszedł spokojnie. Moz˙e ta wiedza be˛dzie
pewna˛ pociecha˛ dla jego bliskich. Jes´li sie˛ znajda˛.

Wyła˛czyła aparature˛, zamkne˛ła mu powieki, zakryła

twarz i wyszła z sali.

Galen zatrzymał ja˛, gdy wracała do siebie.
– Dobrze sie˛ czujesz?
– Tak. Szkoda, z˙e umarł daleko od swoich. Masz

wiadomos´ci z policji?

– Wiem tylko tyle, z˙e trwaja˛ poszukiwania jego

krewnych. – Zawahał sie˛. – Chciałem nam załatwic´
kanapki z bufetu, ale juz˙ sie˛ skon´czyły.

– Nie szkodzi. I tak nie jem o tej porze.
– A wieczorem? Na przykład o o´smej?
– Jeszcze sie˛ nie rozpakowałam.
– To kolejny powo´d, z˙eby zjes´c´ cos´ poza domem

– nalegał.

28

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Nie dzisiaj.
– Okej. Za kilka dni?
– Moz˙liwe. – Była zbyt zme˛czona, by sie˛ spierac´.
– Wobec tego w pia˛tek – orzekł, jakby wyraziła

zgode˛, po czym dodał: – Dzie˛ki za pomoc. Pamie˛taj, z˙e
jes´li do czegos´ ci sie˛ przydam, wystarczy zadzwonic´.

– Jestem pewna, z˙e sobie poradze˛ – odrzekła, przy-

sie˛gaja˛c sobie, z˙e skorzysta z jego pomocy tylko w sy-
tuacji podbramkowej. W wielkomiejskich szpitalach
w cia˛gu jednego dyz˙uru przewija sie˛ tylu pacjento´w co
w Hope przez cały tydzien´, wie˛c praca tutaj na pewno
be˛dzie o wiele lz˙ejsza.

– Nie wa˛tpie˛, ale w kwestiach zawodowych mamy

słuz˙yc´ sobie oparciem. Nikki... – Powiedział to tak
zmienionym tonem, z˙e Nikki wzmogła czujnos´c´. – Czy
zastanawiałas´ sie˛ nad tym, co by sie˛ stało, gdybys´my
tamtego wieczoru poszli do ło´z˙ka?

– Po co miałabym sie˛ nad tym zastanawiac´?
– Bo przez cały rok nie daje nam to spokoju. Musimy

te˛ sprawe˛ doprowadzic´ do kon´ca.

– Galen, prawde˛ mo´wia˛c, juz˙ nawet nie pamie˛tam,

co sie˛ wtedy stało!

Ale kłamie!
– Oszukuj sie˛, ile wlezie, ale wiem, z˙e pamie˛tasz

kaz˙da˛ sekunde˛. Ja tez˙.

Odwro´ciła wzrok, by nie czytał w jej oczach.
– Moz˙e pamie˛tam – powiedziała z nieche˛cia˛ – ale

rozmawianie nic wtedy nie zmieniło, wie˛c i teraz nie ma
sensu. Spus´c´my zasłone˛ milczenia na ten incydent.

– Nikki, ja tak nie potrafie˛.
Podczas staz˙u zorientowała sie˛, z˙e jedna˛ z jego

gło´wnych cech jest piekielny upo´r. Albo zaraz da mu sie˛

29

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

przekonac´, albo on tak długo be˛dzie nalegał, az˙ ona
ulegnie. Lepiej, z˙eby stało sie˛ to na jej warunkach, a nie
jego.

– Niech ci be˛dzie. Ale sam powiedziałes´, z˙e przepro-

wadzka do innego miasta oraz pierwsze dni w nowej pracy
to bardzo stresuja˛ce wydarzenia, wie˛c daj mi troche˛ czasu,
zanim razem wybierzemy sie˛ do krainy wspomnien´.

– Zgoda – przytakna˛ł. – Ale nie za duz˙o.

Teraz, gdy Nikki sie˛ odnalazła, Galen pragna˛ł jak

najszybciej oczys´cic´ atmosfere˛. Zmarnowali cały rok,
ale poniewaz˙ Nikki be˛dzie tu przez dwa miesia˛ce, kilka
dni zwłoki nie zaszkodzi. Najwyz˙ej tydzien´.

Jes´li jej sie˛ wydaje, z˙e moz˙e go unikac´, to grubo sie˛

myli. Przystał na ten siedmiodniowy rozejm, ale nie
zapomni jej reakcji, gdy badał jej ramie˛. Zadrz˙ała,
poniewaz˙ jego palce cos´ jej przekazały. Wcale nie była
taka oboje˛tna, jak udawała. Nalez˙y wykorzystac´ to spo-
strzez˙enie, moz˙e nawet ja˛ odwiedzic´. Bez zaproszenia.

Czy jej sie˛ to podoba, czy nie, postanowił zaja˛c´

poczesne miejsce w jej z˙yciu. Udowodni jej, z˙e dokonał
przegrupowania prioryteto´w.

Adres Nikki wyłudził od jednej z dziewcza˛t w dziale

kadr. Nie zdziwił sie˛, z˙e wybrała mieszkanie na ostatnim
pie˛trze. Podczas staz˙u jej ulubionym miejscem odpoczyn-
ku był szpitalny dach, a w zła˛ pogode˛ hol na pie˛tnastym
pie˛trze, ska˛d rozcia˛gał sie˛ widok na całe miasto.

Gdy wbiegł na jej pie˛tro i nacisna˛ł dzwonek, od-

powiedziała mu cisza. Mo´głby poczekac´, ale jak długo?
To, z˙e jej toyota stoi na parkingu, wcale nie znaczy, z˙e jest
w domu. Mogła wyjs´c´ do sklepu, do pralni albo do parku.

Rozczarowany zszedł na parter. Postanowił obejs´c´

30

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

budynek, by sprawdzic´, czy Nikki nie siedzi na balkonie
i nie usłyszała dzwonka. Dostrzegłszy ja˛ na lez˙aku, bez
namysłu sie˛gna˛ł po kamyk i cisna˛ł nim w pre˛ty balustrady.

Nikki wychyliła sie˛.
– Czes´c´! – zawołał.
– Co ty tu robisz?
– Przyszedłem cie˛ odwiedzic´.
– Po co?
– Obejrzec´ ci ramie˛.
– Nic mu nie jest.
– Chce˛ sie˛ upewnic´.
– Uwierz mi na słowo. Nie wybierasz sie˛ na randke˛?
– Nie.
– Szkoda.
Nie przejmuja˛c sie˛ jej nieprzychylnym tonem, po-

słuz˙ył sie˛ innym pretekstem.

– Mam informacje na temat pana Kwana.
– Przekaz˙esz mi je jutro.
– Racja. – Odwro´cił sie˛, licza˛c, z˙e rozbudził jej

ciekawos´c´.

– Czekaj! – zawołała. – Jego rodzina sie˛ znalazła?
Przystana˛ł, starannie ukrywaja˛c zadowolenie, z˙e uda-

ło mu sie˛ ja˛ zwabic´ ta˛ przyne˛ta˛.

– Chcesz, z˙eby cały blok sie˛ o tym dowiedział?
Nikki przygryzła wargi.
– Dobrze, wejdz´ na go´re˛.
Bitwa sie˛ rozpocze˛ła.

31

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

W zadumie patrzyła, jak Galen znika za we˛głem domu.

Gdyby odwiedził ja˛kto´rykolwiek inny kolega ze szpitala,
bez wahania zaprosiłaby go na go´re˛, wie˛c dlaczego per-
spektywa jego wizyty napawa ja˛ taka˛ nieche˛cia˛?

Bo gdy go nie widze˛, nie zaprza˛ta moich mys´li. On

tez˙ o tym wie i dlatego posłuz˙ył sie˛ takim marnym
pretekstem. Przyszedł obejrzec´ moje ramie˛! – prychne˛ła
pod nosem.

Miał szcze˛s´cie, z˙e jest ciekawa historii pana Kwana,

bo inaczej juz˙ wracałby do siebie.

Przeczuwała, z˙e teraz nie be˛dzie jej tak łatwo unikac´

Galena jak w S

´

wie˛tym Łukaszu. Mine˛ły zaledwie dwa

dni, a juz˙ stało sie˛ dla niej jasne, z˙e granice mie˛dzy ich
oddziałami istnieja˛ tylko na papierze. Jej ambulatorium
jest cze˛s´cia˛ urazo´wki, wie˛c be˛dzie widywała Galena
nieustannie.

Jes´li zacznie go unikac´, personel natychmiast to za-

uwaz˙y i zaczna˛ sie˛ domysły oraz plotki. Nie daj Boz˙e,
z˙eby dotarli do prawdy...

W tej sytuacji wybo´r ma niewielki. Otworzyła drzwi,

za kto´rymi stał Galen z re˛ka˛ wycia˛gnie˛ta˛ do klamki.

– Szybki jestes´ – zauwaz˙yła, wpuszczaja˛c go do

s´rodka.

– Tylko wtedy, kiedy wiem, z˙e warto. – Us´miechna˛ł

sie˛ szeroko.

background image

– Mo´w, co wiesz o tym pacjencie.
– Nik, gdzie sie˛ podziała twoja gos´cinnos´c´? Dawniej

podejmowałas´ mnie butelka˛ piwa.

– Gdybym wiedziała, z˙e przyjdziesz... – Rzuciła mu

wymowne spojrzenie. – Masz do wyboru cole˛ albo
wode˛.

– Poprosze˛ cole˛.
Wszedł za nia˛ do kuchni i oparł sie˛ o blat pod

oknem. Jego pote˛z˙na sylwetka niemal kompletnie wy-
pełniła wolna˛ przestrzen´. Do tego stopnia, z˙e Nikki
nie mogła swobodnie sie˛ przemieszczac´ mie˛dzy szaf-
kami i lodo´wka˛.

– Chcesz usia˛s´c´ w salonie czy na balkonie? – za-

pytała.

– Gdzie wolisz. – Mimo to nie ruszył sie˛ z miejsca.

– Pamie˛tasz, jak w porze lunchu siedzielis´my na dachu,
nieopodal la˛dowiska dla s´migłowco´w, i obserwowalis´-
my ludzi, kto´rzy biegali na dole jak mro´wki?

Przejrzała jego taktyke˛, ale poniewaz˙ sama nieco

te˛skniła do ,,starych dobrych czaso´w’’, podje˛ła ten
wa˛tek.

– Niez´le sie˛ nabiegalis´my, kiedy s´migłowce la˛do-

wały – zauwaz˙yła. – To było bardzo dobre miejsce. Niby
daleko od szpitala, a praktycznie na jego terenie.

– A pamie˛tasz, jak na wieczornym dyz˙urze robilis´-

my sobie przerwe˛ na kolacje˛ na dziesia˛tym pie˛trze
i obserwowalis´my, jak zapada zmierzch i zapalaja˛ sie˛
latarnie?

– To było idealne miejsce do rozmys´lan´. Tobie tam

sie˛ podobało bardziej niz˙ na dachu.

Wzruszył ramionami.
– Dlatego, z˙e tam sie˛ nie bałem, z˙e spadne˛. – Za-

33

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

wahał sie˛, bacznie jej sie˛ przygla˛daja˛c. – Szukałem cie˛
– powiedział, zniz˙aja˛c głos. – Wierzyłem, z˙e w kon´cu
cie˛ odnajde˛.

Palcem s´cierała skroplona˛ pare˛ ze swej szklanki.
– Byłam bardzo zaje˛ta. Oboje bylis´my bardzo zaje˛ci.
Słaba wymo´wka. Nie chciała bardziej rozdrapywac´

ran i nie oczekiwała, z˙e Galen be˛dzie jej szukał. Lecz
informacja, z˙e chciał ja˛ znowu widziec´, dziwnie na nia˛
podziałała.

– Taaa... – Na szcze˛s´cie poprzestał na tym zdaw-

kowym komentarzu. – Widze˛, z˙e nadal lubisz wysoko
mieszkac´.

– Lubie˛ czuc´, z˙e jestem pod chmurami i jako pierw-

sza oddycham s´wiez˙ym powietrzem.

– Wro´belek wyobraz˙a sobie, z˙e jest orłem.
– Z dala od ludzi łatwiej mi sie˛ mys´li – sprostowała.

– Mniej sie˛ rozpraszam.

– I patrzysz na wszystkich z go´ry.
– Przy okazji. Chodz´my do salonu.
Galen usiadł w fotelu, ona na kanapie.
– Poznaje˛ te˛ narzute˛, ale mebli nie widziałem.
Nikki pogładziła puszysta˛tkanine˛. Ile ona łez osuszy-

ła, ile zwierzen´ wysłuchała. Dobrze, z˙e nie potrafi mo´wic´.

– Mieszkanie było umeblowane – wyjas´niła. – Nie

ma sensu co pare˛ miesie˛cy przenosic´ sie˛ ze wszystkimi
meblami. Wszystkie moje rzeczy kurza˛ sie˛ w miesz-
kaniu w Blue Springs.

– Czy to znaczy, z˙e rzadko tam bywasz?
– Tydzien´ lub dwa mie˛dzy kontraktami. Albo gdy

jest wyja˛tkowo długi weekend. – Po co ja mu to opowia-
dam? Nie tak sie˛ utrzymuje dystans! – Mo´w, co wiesz na
temat naszego nieboszczyka.

34

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Ale jestes´ niecierpliwa...
– Z tym tu przyszedłes´?
– Niezupełnie. Miałem obejrzec´ twoje ramie˛.
Wycia˛gne˛ła przed siebie re˛ke˛, poruszaja˛c palcami.
– Wszystko działa, widzisz? Teraz opowiadaj.
Galen us´miechna˛ł sie˛ leniwie.
– Jakis´ czas temu sie˛ rozwio´dł. Jego była małz˙onka

nie wiedziała o jego chorobie i była szczerze wstrza˛s´-
nie˛ta jego s´miercia˛. Podała mi adres jego lekarza.
Zadzwoniłem tam i dowiedziałem sie˛, z˙e pan Kwan
odwoływał wszystkie wizyty u onkologa.

– Chciał umrzec´.
– Na to wygla˛da, a szkoda, bo podobno był geniu-

szem komputerowym. Jego ciało zostanie przewiezione
do St Louis. Ponura sprawa, ale z˙ycie nie zawsze układa
sie˛ po naszej mys´li.

– To prawda. – Przypomniała sobie własne poraz˙ki.
– Jak miewaja˛sie˛ twoi bracia? – Galen zmienił temat

na znacznie mniej ryzykowny. – Nadal cie˛ pilnuja˛ jak
oka w głowie?

– Tak i nie. – Us´miechne˛ła sie˛ na wspomnienie

swoich kochanych braciszko´w. – Nauczyłam ich, z˙e nie
odbieram od nich telefono´w. Teraz to ja dzwonie˛ do
nich. Co tydzien´ do innego. Odwiedzamy sie˛. W tym
tygodniu szcze˛s´liwcem jest Derek.

– Odpowiada im taki układ?
– Nie do kon´ca, ale wreszcie zrozumieli, z˙e nie

z˙artuje˛. Opro´cz tego, z˙e jestem ich mała˛ siostrzyczka˛, na
dodatek prawie po´ł metra niz˙sza˛ od najniz˙szego z nich,
jestem tez˙ osoba˛ dorosła˛.

– Czy wiesz, z˙e byłem o ciebie zazdrosny?
– Nie. – Zdumiało ja˛to wyznanie. – Nie wiedziałam.

35

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Stale czułem sie˛ jak ktos´, kto jest na zewna˛trz. To

był jeden z powodo´w, dla kto´rego na pros´be˛ Calvina
przystałem na to, z˙eby sie˛ toba˛ opiekowac´. Poczułem sie˛
wtedy jak członek waszej rodziny.

– Nie miałam poje˛cia! Nawet jak spe˛dzałes´ z nami

s´wie˛ta? Nie wiedziałam...

Wzruszył ramionami.
– Bo nie miałas´ wiedziec´.
– Domys´lam sie˛, z˙e nadal nie masz informacji na

temat siostry.

– Z

˙

adnych. Teraz, po s´mierci mamy, Mary nie ma

jak do mnie dotrzec´. Nawet gdyby chciała.

Wspo´łczuła mu. Robił dobra˛mine˛ do złej gry, ale ona

wiedziała, z˙e cierpi.

– Dlaczego?
– Bo w naszym rodzinnym mies´cie mało kto wie, z˙e

przeprowadziłem sie˛ do Hope. – Rozpogodził sie˛. – Po-
patrz, jakie to dziwne. Wydawało sie˛, z˙e to ty osia˛dziesz
w jednym miejscu, a jez´dzisz po całym kraju, za to ja,
człowiek bez korzeni, zapus´ciłem je w Hope.

– Trudno mi uwierzyc´, z˙e wyniosłes´ sie˛ z Seattle.

Nie mogłes´ sie˛ doczekac´, kiedy tam wro´cisz.

– To fantastyczne miasto, ale w trakcie studio´w tyle

sie˛ napatrzyłem na ofiary noz˙owniko´w, napado´w, rany
postrzałowe... z˙e zapragna˛łem z˙yc´ w spokojniejszym
miejscu. Przeczytałem oferte˛ Hope City i uznałem, z˙e to
jest to. Dlaczego miałbym nie spro´bowac´? Przeprowa-
dziłem sie˛ tutaj na jesieni. A ty cia˛gle jestes´ w tej samej
agencji?

– Tak, ale tez˙ zmieniałam pracodawco´w. Mo´j po-

przedni szef nie był łatwym człowiekiem. Był stary
i uwaz˙ał, z˙e domena˛ kobiet jest wyła˛cznie połoz˙nictwo.

36

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Stale zmieniał zakres moich obowia˛zko´w. Z

˙

yłam na

walizkach, ale kiedy w kon´cu uznałam, z˙e mam tego
dosyc´, sprzedał przychodnie˛, a ja zostałam w nadziei, z˙e
moja sytuacja sie˛ poprawi. I sie˛ poprawiła.

– Mimo to nadal cze˛sto wyjez˙dz˙asz.
– Tak, ale rzadko na kro´cej niz˙ miesia˛c. Mo´j najdłuz˙-

szy angaz˙ trwał osiem tygodni, kiedy zaste˛powałam
lekarke˛ na urlopie macierzyn´skim.

– Az˙ rzuciło cie˛ do Hope. To nadzwyczajny zbieg

okolicznos´ci, z˙e sie˛ tu spotkalis´my.

Mo´wił to z tak niewinna˛ mina˛, z˙e Nikki nabrała

podejrzen´, z˙e nie do kon´ca było to zrza˛dzenie losu.
Przeciez˙ Galen znał nazwe˛ jej agencji.

– Moz˙liwe – stwierdziła cierpko. – Prawde˛ mo´wia˛c,

czuje˛, z˙e moja obecnos´c´ w Hope City to twoja robota.

– Nie moz˙esz miec´ mi za złe, z˙e potrzebowali

zaste˛pstwa. Nie przyczyniłem sie˛ do katastrofy samolo-
tu Jareda.

– Nie o wypadku Jareda mo´wie˛ – zdenerwowała sie˛.

– Mam na mys´li wybo´r lekarza, kto´ry miał go zasta˛pic´.

– To nie moja zasługa. – Wzruszył ramionami. –

Odegrałem zaledwie pos´lednia˛ role˛.

– Do czego to sie˛ sprowadziło?
– Podałem naszym kadrom nazwe˛ twojej agencji,

a podczas spotkania z jej przedstawicielem powiedzia-
łem, z˙e bylibys´my zadowoleni, gdyby to była doktor
Nikki Lawrence, ale nie otrzymalis´my z˙adnej obietnicy
z jego strony. Wiedzielis´my, z˙e musimy sie˛ zadowolic´
pierwszym lekarzem z agencyjnej listy.

Nikki przeczuwała, z˙e nie ograniczył sie˛ do tej

sugestii, ale nie zmieniało to faktu, z˙e ostateczna˛ decy-
zje˛ podje˛ła ona sama. Szef czasem jej cos´ polecał lub

37

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

pro´bował ja˛ nakłaniac´, lecz gdy odmawiała, nigdy nie
nalegał.

– Kiedy sie˛ dowiedziałam, z˙e szpital w Hope zaz˙y-

czył sobie mojej osoby, wydało mi sie˛ to bardzo dziwne,
bo nigdy tu nie byłam ani nikogo nie znam. Teraz
wszystko stało sie˛ jasne. Dlaczego tak ci zalez˙ało,
z˙ebym tu przyjechała?

– Bo mi ciebie brakowało.
– Przeciez˙ znasz mo´j numer telefonu i adres mai-

lowy.

Pokre˛cił głowa˛.
– To za mało.
– Jak to?
– Nie odbierałas´ moich telefono´w. Doszedłem do

wniosku, z˙e uznałas´, z˙e rozstalis´my sie˛ zbyt chłodno.

Zesztywniała, gdy do niej dotarło, z˙e Galen sprowa-

dził rozmowe˛ na temat, kto´rego chciała unikna˛c´.

– Ska˛dz˙e! – zaprotestowała. – Pamie˛tam, z˙e z˙yczy-

łam ci pomys´lnos´ci.

– Brzmiało to bardzo zdawkowo. Tak nie wygla˛da

poz˙egnanie przyjacio´ł. A kiedy czasami rozmawialis´my
przez telefon, tez˙ była to bardzo oficjalna wymiana
zdan´.

Przejrzał ja˛!
– Nasze drogi sie˛ rozchodziły – broniła sie˛. – To było

nieuniknione. Jeszcze rok, a wysyłalibys´my sobie tylko
kartki ze s´wia˛tecznymi z˙yczeniami.

– Tego sie˛ obawiałem, wie˛c postanowiłem cie˛ od-

nalez´c´.

– Dlaczego tak ci na tym zalez˙ało?
– Bo mi zalez˙ało i juz˙ – powiedział tonem upartego

dziecka. – Widzisz, zacza˛łem zastanawiac´ sie˛ nad tam-

38

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

tym wydarzeniem. Owego wieczoru rozumiałem twoje
zaz˙enowanie, ale byłem przekonany, z˙e to napie˛cie mie˛-
dzy nami z czasem osłabnie.

– I tak sie˛ stało.
– Nie, wcale nie. Cal donio´sł mi, z˙e za duz˙o pracu-

jesz. Wtedy zadałem sobie pytanie, dlaczego tak sie˛
zaharowujesz i dlaczego z nikim sie˛ nie spotykasz.

– Mam przyjacio´ł! – zaprotestowała.
– Zastanawiałem sie˛, jak sie˛ z toba˛ skontaktowac´,

wie˛c kiedy nadarzyła sie˛ okazja, natychmiast ja˛ wyko-
rzystałem.

– Mogłes´ to sobie darowac´.
– Nie mogłem. Błe˛dem było zwlekanie przez tyle

miesie˛cy z wyjas´nieniem tak waz˙nej sprawy.

Waz˙na sprawa? O Boz˙e, domys´lił sie˛! Najlepsza˛

obrona˛ jest atak. Tak przynajmniej twierdza˛ jej bracia,
znawcy futbolu.

– Powinienes´ od samego pocza˛tku mnie poinfor-

mowac´, z˙e tu pracujesz. Nie lubie˛, kiedy ktos´ mna˛
manipuluje.

– To nie była manipulacja – bronił sie˛ Galen. – De-

cyzja, czy przyjmujesz oferte˛ szpitala w Hope, czy nie,
nalez˙ała do ciebie. Ja tylko szepna˛łem sło´wko tu i tam.

– No włas´nie. I dlatego powinienes´ był...
– Skoro mowa o szczeros´ci... – Patrzył jej w oczy.

– Przyjechałabys´ do Hope, wiedza˛c, z˙e tu jestem?

Zape˛dził ja˛ w kozi ro´g: jes´li odpowie, z˙e zrezyg-

nowałaby z tej pracy, a tak na pewno by zrobiła, Galen
be˛dzie domagał sie˛ dalszych wyjas´nien´. Jes´li zaprzeczy,
powinna przedstawic´ mu wiarygodne przyczyny, dla
kto´rych podstawy ich przyjaz´ni legły w gruzach. Nawet
gdyby go nie pokochała, to ła˛czy ich tak duz˙o wspo´l-

39

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

nych przez˙yc´, z˙e ta znajomos´c´ po prostu nie mogła
w przyszłos´ci ograniczyc´ sie˛ do s´wia˛tecznych kartek.

Nagle poczuła, z˙e ta zabawa ja˛me˛czy. Jes´li powie mu

prawde˛, jest nadzieja, z˙e da jej s´wie˛ty spoko´j.

– Nie, nie przyjechałabym – odparła, nie spuszczaja˛c

wzroku z jego twarzy. – Bo przebywanie w twoim
towarzystwie sprawia mi ogromna˛ trudnos´c´.

– Trudnos´c´? Nie lubisz mnie za to, z˙e zachowałem

wtedy resztki rozsa˛dku?

– Czy cie˛ nie lubie˛? – Us´miechne˛ła sie˛ z przymusem.

– Pro´bowałam. Nawet wmawiałam sobie, z˙e tak jest,
ale... – zawahała sie˛ i odwro´ciła twarz.

– Wiedz, z˙e wcale nie chciałem wyjs´c´ – usłyszała za

plecami. – Chciałem byc´ z toba˛. Nawet nie wiesz, jak
bardzo.

Odwro´ciła sie˛ gwałtownie.
– Uciekałes´ ode mnie jak poparzony! Pewnie do tej

pory widac´ na jezdni s´lady twoich opon!

– Byłem zły. I uraz˙ony.
– Uraz˙ony?! Zarzuciłes´ mi, z˙e cie˛ wykorzystuje˛!
– A tak nie było?
– Nie! – zawołała.
– Czy to moja wina, z˙e wybrałas´ zły czas?! – krzykna˛ł.

– Ska˛d miałem wiedziec´, z˙e chcesz po´js´c´ ze mna˛do ło´z˙ka,
bo to jest dla ciebie takie waz˙ne? Z

˙

e to nie jest przypadek

albo kaprys, kto´rego be˛dziesz potem z˙ałowała?

Czuja˛c, jak wzbieraja˛ w niej emocje, wycelowała

palcem w jego piers´.

– Bo cie˛ kochałam!
Jej słowa zawisły w powietrzu. Ona go kochała?

W cia˛gu minionych miesie˛cy kilka razy przyszło mu to
do głowy, ale nie chciał robic´ sobie nadziei.

40

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Niczym echo powto´rzył jej wyznanie.
– Kochasz mnie? – W jego głosie brzmiało zdumie-

nie i zadowolenie.

Splotła ramiona na piersi i wyjrzała przez balkon.
– Kochałam. Czas przeszły.
Gdyby to była zamierzchła przeszłos´c´, pomys´lał, to

Nikki nie starałaby sie˛ tak usilnie mnie unikac´.

– Tego nie da sie˛ na zawołanie wygasic´.
– Moz˙liwe, ale miałam na to cały rok.
– Przepraszam, z˙e tego nie zauwaz˙yłem.
– Byłes´ zbyt zaje˛ty. Umawiałes´ sie˛ ze wszystkimi

dziewczynami, kto´re stane˛ły ci na drodze.

– Nieprawda.
– No, moz˙e nie ze wszystkimi – spus´ciła z tonu.

– Ale z ta˛ piele˛gniarka˛ z krzywymi ze˛bami, z ospowata˛
laborantka˛...

– Ej, chyba nie byłem az˙ taki niewybredny...
– Faktem jest, z˙e two´j czarny kajecik był cały zapi-

sany. A ja przez ten czas ukrywałam uczucia, zwłasz-
cza po tym, jak zobaczyłam ten płomienny pocałunek
na dobranoc, kto´ry wycisna˛łes´ na wargach naszej rudej
fizjoterapeutki.

– Nawet nie pamie˛tam, jak miała na imie˛.
– Nie szkodzi. Mnie za to ledwie muskałes´ w poli-

czek wyła˛cznie z okazji Nowego Roku, Boz˙ego Naro-
dzenia oraz moich urodzin.

– Nie ufałem sobie. Nie chciałem zniszczyc´ naszej

przyjaz´ni.

– Akurat. – Wzniosła wzrok do nieba. – I ten cel ci

przys´wiecał, kiedy zadawałes´ sie˛ z ta˛, jak jej tam...

– Nie obiecywałem jej kuzynowi, z˙e be˛de˛ osłaniał ja˛

przed podejrzanymi typami.

41

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Na dodatek ci sie˛ wydawało, z˙e sam jestes´ tym

podejrzanym typem.

– Owszem. Ktos´ musiał pilnowac´, z˙ebys´ nie zrobiła

głupstwa.

– I jeszcze jedno. – Wzie˛ła sie˛ pod boki. – Nic nie

poradze˛, z˙e moi bracia traktuja˛ mnie jak dziecko, ale po
tobie sie˛ tego nie spodziewałam. Nie miałes´ prawa decy-
dowac´ za mnie, z kim moge˛ sie˛ zadawac´, a z kim nie!

– Obiecałem to Calowi.
– Z

´

le zrobiłes´.

– Moz˙liwe. Ale kilka razy wycia˛gna˛łem cie˛ z tarapa-

to´w. Pamie˛tasz tego motocykliste˛, kto´ry zaprosił cie˛ do
siebie po tym, jak zszyłas´ mu rane˛? Juz˙ bylis´cie w holu,
kiedy cie˛ dopadłem. Albo schizofrenika, kto´ry osaczył
cie˛ w rogu ambulatorium, bo tak mu kazały głosy.

– Tak, kilka razy mnie uratowałes´. Ale tak samo bys´

sie˛ zachował, nawet gdyby Cal nie prosił cie˛ o przysługe˛.

Galen spojrzał jej prosto w oczy.
– Niecze˛sto zdarza mi sie˛ cos´ obiecywac´, ale wtedy

staram sie˛ dotrzymac´ słowa. Dlaczego nie dałas´ mi
sygnału, z˙e jestes´ zainteresowana? Taka niespodziewa-
na eskalacja...

– Jasne, to moja wina. Jakich sygnało´w oczekiwa-

łes´? Przeciez˙ razem spe˛dzalis´my wie˛cej czasu niz˙ osob-
no. Kiedy w kon´cu pokazałam ci, co czuje˛, zwiałes´.
Pamie˛tasz Serene˛? – Galen przytakna˛ł. – Kiedy z nia˛
zerwałes´, pomys´lałam, z˙e moz˙e nareszcie mnie zauwa-
z˙ysz, ale ty znowu zaja˛łes´ sie˛ inna˛.

– To dlatego nigdy nie powiedziałas´ dobrego słowa

o z˙adnej z dziewczyn, z kto´rymi sie˛ umawiałem.

– I tak na to nie zwracałes´ uwagi. Mys´lisz, z˙e byłoby

inaczej, gdybys´ wiedział, co do ciebie czuje˛?

42

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Chyba nie, wzia˛wszy pod uwage˛ role˛ opiekuna oraz

obietnice˛ dana˛ Calowi.

– Pragna˛łem cie˛, ale chciałem byc´ szlachetny i wo-

lałem nie zadzierac´ z twoimi brac´mi. Przyjaz´niłem
sie˛ z Calem, wie˛c on bardzo dobrze mnie znał. Prze-
czuwałem, z˙e nie byłby wniebowzie˛ty, gdybym wszedł
do jego rodziny. Twoi bracia tym bardziej nie byliby
zachwyceni.

– Ochroniłabym cie˛.
– Juz˙ to widze˛. – Oczami wyobraz´ni ujrzał wro´belka,

kto´ry broni swojego partnera przed szes´cioma olbrzymi-
mi se˛pami. – Zrobiliby ze mnie siekany befsztyk.

– Teraz to juz˙ jest bez znaczenia. Zmienilis´my sie˛,

mamy inne pogla˛dy i co innego czujemy.

– Nikki, mo´w za siebie. Jak mys´lisz, dlaczego tak mi

zalez˙ało, z˙eby cie˛ tu s´cia˛gna˛c´?

– To juz˙ koniec – oznajmiła oboje˛tnym tonem. – Nie

ma odwrotu.

Skoro pokochała go jeszcze na studiach, to niemoz˙-

liwe, by teraz tak łatwo przyszło jej z niego zrezyg-
nowac´. Jes´li tli sie˛ w niej choc´ jedna iskierka tego
uczucia, moz˙e jeszcze da sie˛ rozniecic´ z niej ogien´.
Chyba z˙e...

– Nie wierzysz mi? – zapytał.
Nikki zadumała sie˛.
– Nie jest to dla mnie takie oczywiste – odparła po

chwili. – Nasze stosunki musza˛ układac´ sie˛ poprawnie
przez kilka najbliz˙szych tygodni, ale nie ma potrzeby,
z˙ebys´ traktował mnie z przesadna˛ ostroz˙nos´cia˛. Potrafie˛
pogodzic´ sie˛ z prawda˛. Nigdy nie dałes´ mi odczuc´, z˙e
jestem dla ciebie kims´ wie˛cej niz˙ przyjacielem, na
kto´rego moz˙na liczyc´ w potrzebie.

43

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Galen zerwał sie˛ z fotela.
– Jak mam cie˛ przekonac´? Co mam zrobic´, z˙ebys´

uwierzyła, z˙e cie˛ pragne˛?

Bezradnie wzruszyła ramionami.
– Nie mam poje˛cia.
– Jest tylko jeden sposo´b. – Nie spuszczaja˛c z niej

wzroku, nerwowym ruchem zacza˛ł rozpinac´ guziki
koszuli.

– Co... co ty robisz? – wyja˛kała.
– Musimy dokon´czyc´ to, co zacze˛lis´my rok temu

– oznajmił. – Mys´lałem wtedy o tym, z˙e musze˛ za-
chowac´ sie˛ jak człowiek honoru, ale dzisiaj liczymy sie˛
wyła˛cznie my dwoje. Nie ma tu twoich braci, twoich
kuzyno´w, ani całej twojej rodziny. Jestes´my tylko ty
i ja.

Oblewaja˛c sie˛ rumien´cem, podnosiła sie˛ z kanapy.
– Galen, nie ro´b tego. To szalen´stwo...
– Nie, to jest jedyny rozsa˛dny ruch. – Rozpia˛ł ostatni

guzik, po czym ruszył w jej strone˛.

Nie dowierzała własnym oczom. Na twarzy Galena

malował sie˛ upo´r typowy dla człowieka zdecydowanego
na zwycie˛stwo.

– Galen, zastano´w sie˛, co robisz. – Cofne˛ła sie˛

zaniepokojona, a zarazem pełna oczekiwania. – Nic sie˛
nie zmieniło.

– Ja sie˛ zmieniłem. I dobrze to sobie przemys´lałem.

Chce˛ doprowadzic´ do kon´ca to, co zacze˛lis´my rok temu.

– To niemoz˙liwe. – Nadal go pragne˛ła, ale nie tak,

bez miłosnych wyznan´. I zdecydowanie nie po to, by
komukolwiek cokolwiek udowodnic´.

Zrobiła jeszcze jeden krok do tyłu, lecz dalej była juz˙

s´ciana. Znalazła sie˛ w potrzasku. Jej nozdrza łaskotał

44

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

jego zapach, a przed oczami miała jego obnaz˙ony tors.
Widziała w jego twarzy napie˛cie, ale był to ten sam
szlachetny człowiek co dawniej, i on nigdy, przenigdy
nie straci panowania nad soba˛. Wpatrywała mu sie˛
w oczy, usiłuja˛c cos´ w nich wyczytac´.

– Nie bo´j sie˛ – rzekł i lekko sie˛ us´miechna˛ł.
Niewiarygodne ste˛z˙enie adrenaliny w jej z˙yłach spra-

wiało, z˙e serce waliło jej jak młotem.

– Nie boje˛ sie˛ ciebie.
– Wiem.
Cokolwiek za chwile˛ sie˛ stanie, Galen nie zrobi tego

bez jej przyzwolenia. Ostroz˙nie dotkne˛ła jego policzka.

Ułamek sekundy po´z´niej poczuła jego wargi na

swoich ustach i znalazła sie˛ w us´cisku mocnych ra-
mion. Nie miała najmniejszej ochoty uciekac´. Niespo-
dziewanie dla samej siebie przestała mys´lec´ o tym, co
było. Włoz˙yła re˛ce pod jego koszule˛, by obja˛c´ go w pa-
sie, na co on wsuna˛ł noge˛ mie˛dzy jej uda i przylgna˛ł
do niej całym ciałem. Twardos´c´, kto´ra˛ poczuła na brzu-
chu, była bardziej wymowna niz˙ jakiekolwiek słowne
zapewnienia. Ten dowo´d przekonał ja˛, z˙e Galen mo´-
wił prawde˛.

Pragnie jej. Nie piele˛gniarek, laborantek i fizjotera-

peutek. One dla niego nic nie znaczyły.

Czy na pewno?
– Co sie˛ stało? – szepna˛ł, gdy sie˛ odsune˛ła.
– Od kiedy?
– O co pytasz? – S

´

cia˛gna˛ł brwi.

– Czy pragniesz mnie, bo jestem Nikki Lawrence,

czy poznałes´ juz˙ wszystkie kobiety w tym mies´cie
i szukasz nowej atrakcji? – zapytała bez ogro´dek.

– Czy mys´lisz, z˙e chciałoby mi sie˛ tak wysilac´, z˙eby

45

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

cie˛ tu s´cia˛gna˛c´, gdybym szukał wyła˛cznie nowej zaba-
wki? – Jej wa˛tpliwos´ci mocno go dotkne˛ły.

– Chce˛ ci wierzyc´ i bardzo sie˛ staram, ale...
Galen westchna˛ł.
– Ale jeden pocałunek ci nie wystarczy.
– Znam cie˛ dobrze – zacze˛ła po chwili wahania. –

Nigdy nie chciałes´ sie˛ wia˛zac´ i tego nie ukrywałes´. Nie
miej mi za złe, z˙e trudno mi uwierzyc´, z˙e w cia˛gu roku
zrobiłes´ zwrot o sto osiemdziesia˛t stopni. Znam cie˛ jako
faceta, kto´ry szybko sie˛ nudzi.

– Uwaz˙aj, bo zamierzam ci udowodnic´, z˙e tak włas´-

nie sie˛ stało.

– Czy chcesz przez to powiedziec´, z˙e dla jednej

kobiety podrzesz swo´j tajemny czarny kajecik? Dla
kobiety, na kto´ra˛ przez kilka lat nie zwracałes´ uwagi?

– Moz˙e to zabrzmi pompatycznie, ale tak. Jestem

zme˛czony brakiem korzeni i samotnos´cia˛ – wyznał
po´łgłosem.

– To jest bardzo istotny powo´d, dla kto´rego nie

powinienes´ marnowac´ czasu – brne˛ła. – Przyjechałam tu
na zaste˛pstwo, na dwa miesia˛ce. Nawet jes´li przez ten
czas uda ci sie˛ mnie przekonac´, to i tak sie˛ rozstaniemy.

– Oczywis´cie. Jes´li nie spro´bujemy – przyznał. – Nie

mamy nic do stracenia, a wszystko do wygrania.

Mam mno´stwo do stracenia, pomys´lała. Przede

wszystkim serce.

– Czes´c´, Nik, co u ciebie?
Us´miechne˛ła sie˛, słysza˛c w telefonie głos brata.

Wyobraziła sobie, z˙e i on, tak jak ona, siedzi w fotelu
przy biurku w swojej firmie. Derek był dwa lata od niej
starszy i robił kariere˛ jako przedstawiciel handlowy pew-

46

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

nej firmy produkuja˛cej sprze˛t sportowy. Jego najbardziej
ucieszyło pojawienie sie˛ Nikki, poniewaz˙ automatycz-
nie przestał byc´ najmłodszym dzieckiem i do tej pory
uwaz˙ał, z˙e jest zdecydowanie bardziej dorosły od niej.

– Nic nowego. Ratuje˛ ludzkie z˙ycie, jak zwykle.
– I dalej pracujesz po dwadzies´cia godzin na dobe˛?
Mimo z˙e pytanie brzmiało bardzo niewinnie, krył sie˛

w nim niepoko´j.

– Nie zapominaj, z˙e jestem teraz w Hope. Jes´li poli-

czyc´ wszystkich me˛z˙czyzn, kobiety, dzieci, psy i ko-
ty, to mieszka tu najwyz˙ej dwadzies´cia tysie˛cy ludzi.

– To znaczy, z˙e masz mniej roboty.
Rano przyje˛ła dziesie˛ciu pacjento´w z ro´z˙nymi doleg-

liwos´ciami, pocza˛wszy od migreny, a na skaleczeniach
skon´czywszy, oraz pie˛cioro dzieci i dwoje dorosłych,
kto´rzy ucierpieli w wypadku drogowym.

– W pewnym sensie – odrzekła.
– To dobrze. Mam wraz˙enie, z˙e jestes´ mniej ze-

stresowana. Cała rodzina sie˛ ucieszy, jak im przekaz˙e˛,
z˙e nasza siostrzyczka dochodzi do siebie.

Tak, siatka informacyjna rodziny Lawrence’o´w

funkcjonuje nie gorzej od FBI, pomys´lała z us´miechem.
Kwadrans po tym, jak sie˛ rozła˛cza˛, Derek przekaz˙e
wszystkim uaktualniony serwis na jej temat.

– Doszło moich uszu, z˙e Galen pracuje w Hope

– mo´wił brat. – To znaczy, z˙e jestes´ w dobrych re˛kach.

Cis´nienie krwi podskoczyło jej raptownie.
– Jak mam to rozumiec´?! – nastroszyła sie˛.
Jes´li skontaktował sie˛ z Galenem i znowu go po-

prosił, by jej pilnował, to jeszcze gorzko poz˙ałuje dnia,
w kto´rym wpadł na ten pomysł. Ona i Galen zawarli
rozejm i niepotrzebna jej niczyja ingerencja.

47

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Spokojnie, siostrzyczko. To nie była z˙adna aluzja.

Po prostu uwaz˙am, z˙e dobry z niego człowiek. Opano-
wany i godny zaufania.

Przekaz˙e te˛ opinie˛ Galenowi. Uwaz˙aja˛c sie˛ za nie-

grzecznego chłopca, ucieszy sie˛, z˙e przynajmniej Derek
ma o nim dobre mniemanie.

– Nik, nie moz˙esz miec´ nam za złe, z˙e sie˛ o cie-

bie niepokoimy – mo´wił obraz˙onym tonem, ale ona
czuła, z˙e udaje. – Tego twojego Hope nawet nie ma
na mapie.

– Zapewniam cie˛, z˙e jest – ofukne˛ła go, pamie˛taja˛c,

z˙e dla Dereka nie istnieja˛ miejscowos´ci licza˛ce mniej
niz˙ pie˛c´dziesia˛t tysie˛cy mieszkan´co´w. – Wszystko gra,
uwierz mi.

– W porza˛dku, ale rezerwuje˛ sobie prawo przyjecha-

nia do ciebie na inspekcje˛.

– Uprzedz´ mnie w pore˛, z˙ebym akurat nie była na

dyz˙urze. – Ocieplenie w stosunkach z Galenem moz˙e
lada dzien´ doprowadzic´ do erupcji. A kiedy to sie˛ stanie,
wolałaby nie denerwowac´ sie˛ niezapowiedziana˛ wizyta˛
Dereka.

– Jasne. Opowiedz mi teraz, jak wygla˛da nocne

z˙ycie w Hope.

– Wielkim wzie˛ciem cieszy sie˛ lodziarnia. W s´rody

wyste˛puje lokalny jazz-band, w czwartki sa˛ mecze fut-
bolowe, a w pia˛tki idzie sie˛ do kina.

– O kurcze˛! Nikki, kiedy ty masz czas na dyz˙ury

w szpitalu?

– Wyobraz´ sobie, z˙e mam! – zawołała rozbawiona.
– Doka˛d przenosisz sie˛ z Hope?
– Jeszcze nie wiem, ale sie˛ nie martw, nie be˛de˛ bezro-

botna. – Czuła, z˙e brat pyta o to, kiedy sie˛ ustatkuje,

48

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ale nie uznała za stosowne udzielic´ mu konkretnej
odpowiedzi. Swoje plany na przyszłos´c´ przedstawi ro-
dzinie, dopiero gdy be˛dzie miała absolutna˛ pewnos´c´,
z˙e jest ostatnia˛ kobieta˛ Galena.

– Mam nadzieje˛ – parskna˛ł s´miechem. – Rodzice by

sie˛ załamali, gdyby tyle lat studio´w miało po´js´c´ na
marne.

– Nie dopuszcze˛ do tego – obiecała rozbawiona,

a widza˛c Lynette w progu, dodała: – Derek, musze˛
kon´czyc´. Ucałuj wszystkich ode mnie. – Odłoz˙ywszy
słuchawke˛, zwro´ciła sie˛ do piele˛gniarki. – Co nas teraz
czeka?

– Trzymiesie˛czne niemowle˛ na rutynowa˛ kontrole˛.

Jego matka dopiero co sprowadziła sie˛ do Hope i jeszcze
nie wybrała lekarza pierwszego kontaktu. Czeka w gabi-
necie Bambi.

Był to poko´j przeznaczony dla dzieci. Na jednej ze

s´cian wymalowano dz˙ungle˛ oraz disnejowskiego jelon-
ka i jego mame˛.

– Dzien´ dobry, jestem doktor Lawrence – Nikki

przedstawiła sie˛ dwudziestoparoletniej kobiecie.

– Alice Martin. A to jest Emma.
Nikki zerkne˛ła na dziewczyneczke˛ ubrana˛ w biała˛

sukienke˛ z falbankami.

– Wytworny stro´j – zauwaz˙yła, zagla˛daja˛c w karte˛.
– Rano byłys´my u fotografa. To kreacja kupiona

specjalnie na te˛ okazje˛.

– Mała ma idealna˛ wage˛ i wzrost. Zbadam ja˛.
– Jest bardzo aktywna – powiedziała pani Martin.

– S

´

pi na pleckach, ale kiedy nie s´pi, kłade˛ ja˛na brzuszku.

– Słusznie.
– Przepada za muzyka˛, ka˛piela˛ i piszcza˛cymi zabaw-

49

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

kami. Wieczorami czytam jej do snu. To chyba dobry
sposo´b, bo przesypia do samego rana.

Nikki us´miechne˛ła sie˛. Ta kobieta jest całym sercem

oddana swojemu malen´stwu.

– Wyros´nie z niej prawdziwy mo´l ksia˛z˙kowy.
– Pani doktor, czy lubi pani dzieci?
– Uwielbiam. – Kon´cza˛c studia, musiała dokonac´

trudnego wyboru mie˛dzy pediatria˛ i traumatologia˛.

– Ma pani dzieci?
– Jeszcze nie, ale chciałabym miec´ duz˙a˛ rodzine˛.

– Osłuchiwała malen´kie serduszko. – Ma wszystkie
szczepienia?

– Tak, zaszczepiłam ja˛ tydzien´ temu, przed prze-

prowadzka˛.

Nikki rozpie˛ła pieluche˛.
– Teraz sprawdzimy, czy tutaj tez˙ wszystko jest

w porza˛dku – zwro´ciła sie˛ do dziecka.

W tej samej chwili zadzwoniła komo´rka. Pani Martin

sie˛gne˛ła do torby.

– Przepraszam – zacze˛ła sie˛ tłumaczyc´ – zapom-

niałam ja˛ wyła˛czyc´. Wyjde˛ na korytarz.

– A my nigdzie sie˛ nie wybieramy, prawda? – Nikki

us´miechne˛ła sie˛ porozumiewawczo do niemowle˛cia,
kto´re przygla˛dało sie˛ jej duz˙ymi niebieskimi oczkami.
– Nie martw sie˛. Mama zaraz wro´ci.

Gdy dziewczynka skrzywiła sie˛ i rozpłakała, Nikki

wzie˛ła ja˛ na re˛ce, po czym usiadła przy biurku i z dziec-
kiem na ramieniu wolna˛ re˛ka˛ zacze˛ła wpisywac´ swoje
uwagi do karty.

Upłyne˛ły dwie, trzy, cztery minuty. Po dziesie˛ciu

Nikki wyjrzała na korytarz. Był pusty. W drodze do
recepcji zagla˛dała do wszystkich pomieszczen´.

50

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Widziałas´ pania˛ Martin? – zapytała piele˛gniarke˛.
– Ostatni raz, kiedy ci ja˛ przekazywałam. Moz˙e jest

w toalecie.

– Nie ma.
– To dziwne.
– Co jest dziwne? – usłyszała za plecami głos Gale-

na. – Czyje to dziecko?

– To jest Emma, moja pacjentka. Jej matka znikne˛ła.
Galen zamrugał.
– Ludzie nie rozpływaja˛ sie˛ w powietrzu. Musi tu

gdzies´ byc´ – stwierdził z przekonaniem.

– Szukałys´my jej.
– Poszukajmy jeszcze raz.
Razem z rejestratorka˛ Jean obeszli całe ambulato-

rium, po czym rozdzielili sie˛, zagla˛daja˛c do szpitalnego
holu oraz izby przyje˛c´.

Po´ł godziny po´z´niej spotkali sie˛ przy stanowisku

rejestratorki. Przez ten czas kilkakrotnie usiłowali skon-
taktowac´ sie˛ telefonicznie z pania˛ Martin.

– Teraz wszystko jest jasne – orzekł Galen.
– Co jest dla ciebie takie jasne? – zapytała Nikki,

kołysza˛c Emme˛, kto´ra na dobre sie˛ rozpłakała.

– To dziecko zostało porzucone.

51

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

– Porzucone? Nie wierze˛ – szepne˛ła Nikki.
– Wolno ci, ale pani Martin znikne˛ła, a ty trzymasz

na re˛kach jej dziecko.

– To niemoz˙liwe – upierała sie˛ Nikki. – To rzeczy-

wis´cie wygla˛da podejrzanie, ale ona była wpatrzona
w mała˛ jak w obrazek. Nie zostawiłaby jej. Tyle mi
o niej opowiedziała.

– Naprawde˛? – Galen nie krył powa˛tpiewania. – Po-

wiedziałbym raczej, z˙e przekazała ci te wszystkie infor-
macje, z˙ebys´ lepiej znała jej dziecko. Dobrze wiedziała,
co robi.

Nikki poczuła ucisk w dołku.
– Uznałam, z˙e mam do czynienia z typowa˛ młoda˛

matka˛, kto´ra nie moz˙e sie˛ nachwalic´ dziecka. Nawet mi
do głowy nie przyszło...

– Nie zalez˙ało jej na tym, z˙ebys´ odgadła jej plan.
– Wie˛c ska˛d ten nagły telefon w najbardziej odpo-

wiedniej chwili?

– Miała wspo´lnika.
Nikki kre˛ciła głowa˛.
– Kto´ry wiedział, z˙e one sa˛ w moim gabinecie?

A gdyby przed nia˛ była cała kolejka pacjento´w? Ten
osobnik nie mo´głby o tym wiedziec´.

– Chyba z˙e był w pobliz˙u i wszystko widział. Ro´w-

nie dobrze mo´gł to byc´ zwyczajny zbieg okolicznos´ci.

background image

Nikki nie chciała wierzyc´, z˙e plan był az˙ tak mister-

ny. Czy kobieta, kto´ra kupuje dziecku s´liczna˛ sukienecz-
ke˛, by po´js´c´ z nim do fotografa, potrafiłaby podrzucic´ je
zupełnie obcej osobie? Chyba nie.

– Pani Martin nie wygla˛dała jak wyrodna matka

– os´wiadczyła. – Była dobrze ubrana, wypowiadała sie˛
bardzo starannie i była przeje˛ta rola˛ matki.

– Chwytasz sie˛ stereotypo´w.
– Moz˙liwe.
– Jest tez˙ druga moz˙liwos´c´. Mała Emma została

porwana.

– Co takiego?!
– Sprawczyni poczuła na karku oddechy nadcia˛-

gaja˛cych w pos´cigu policjanto´w i postanowiła pozbyc´
sie˛ dowodu rzeczowego, czyli dziecka.

Przeraz˙aja˛cy scenariusz. Ale czyta sie˛ o takich po-

rwaniach w gazetach.

– Wiem, z˙e pozory myla˛ – powiedziała Nikki po´ł-

głosem – ale wolałabym wierzyc´, z˙e pani Martin wybie-
gła na dwo´r, z˙eby odebrac´ ten telefon.

– Nie oszukuj sie˛. Pani Martin opus´ciła szpital, po-

zostawiaja˛c nam swoje dziecko.

– Moz˙e potra˛cił ja˛ samocho´d? – Nikki nie dawała za

wygrana˛. – Chodz´my na parking.

– Przez ten czas wyszło sta˛d i weszło tu sporo oso´b,

wie˛c ktos´ na pewno zauwaz˙yłby, z˙e lez˙y na ziemi.
Gdyby potrzebowała pomocy medycznej, mo´j pager bez
wa˛tpienia by mnie o tym poinformował. – Us´miechna˛ł
sie˛ krzywo.

– Dajmy pani Martin troche˛ czasu. Jestem przekona-

na, z˙e przedstawi nam wiarygodne wyjas´nienie swojego
tajemniczego zniknie˛cia.

53

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Za po´ł godziny zamykamy – przypomniała jej

Lynette.

– To znaczy, z˙e przez najbliz˙sze po´ł godziny nie

mamy nic do roboty. – Nikki zwro´ciła sie˛ do Galena.

– Musimy tylko znalez´c´ butelke˛ do karmienia nie-

mowla˛t – mrukna˛ł.

– To jest dla ciebie najwaz˙niejsze, prawda, słonko?

– przemawiała do Emmy, po czym przeniosła wzrok na
Galena. – W gabinecie stoi chyba torba z pieluchami.

Faktycznie, na podłodze stała pokaz´na torba podro´z˙-

na, podejrzanie wypchana.

– Sprawdz´, czy nie ma tam jej mieszanki – poleciła

Galenowi, lekko podrzucaja˛c Emme˛, aby odwro´cic´ jej
uwage˛ od burczenia w brzuszku.

Galen postawił torbe˛ na stole i zacza˛ł przegla˛dac´ jej

zawartos´c´.

– Masz szcze˛s´cie – rzekł po chwili, wyjmuja˛c butel-

ke˛ z mlekiem ze specjalnej izolowanej przegro´dki, kto´ra
miała słuz˙yc´ jako lodo´wka.

Nikki przeje˛ła ja˛ od niego i ruszyła w strone˛ stanowi-

ska Lynette, zastanawiaja˛c sie˛, gdzie ja˛ podgrzac´. Kilka
minut po´z´niej mała Emma łapczywie przyssała sie˛ do
smoczka.

– O rany, jaka ty jestes´ z˙arłoczna! Wolniej, bo chyba

nie chcemy, z˙eby cie˛ brzuszek bolał, jak mama po ciebie
przyjdzie.

– Jej mama nie przyjdzie. – Galen, z plikiem papie-

ro´w w dłoni, stana˛ł przed nimi. Miał wyja˛tkowo ponura˛
mine˛.

– Ska˛d ta pewnos´c´? – zapytała.
– Przeczytaj sobie. – Wskazał jej papiery.
– Co to jest?

54

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Znalazłem to w tej podrzuconej torbie. Dokumen-

ty, na mocy kto´rych stałas´ sie˛ jej tymczasowa˛opiekunka˛.

Nikki szeroko otworzyła usta.
– Pokaz˙. – Musiała sie˛ upewnic´. Tak, Galen sie˛ nie

pomylił, pomys´lała, przebiegaja˛c wzrokiem pierwsza˛
strone˛. Jej imie˛ i nazwisko widniało tam jako tym-
czasowej opiekunki dziewczynki. – O Boz˙e. To jakas´
pomyłka. Nie moge˛ zaja˛c´ sie˛ dzieckiem...

– Nicole Marie Lawrence to chyba ty. – Galen był

ro´wnie oszołomiony jak ona.

– Tak, ale...
– Pani Alice M. Martin wyznaczyła cie˛ na tym-

czasowego opiekuna swojej co´rki Emmy A. Martin.
Pocza˛wszy od dzisiaj.

– Dlaczego? Ja jej nie znam.
– To nieistotne. Zauwaz˙, z˙e ten dokument został

potwierdzony przez notariusza. Masz opiekowac´ sie˛
mała˛ do powrotu pani Martin lub przez trzy miesia˛ce
w zalez˙nos´ci od tego, co nasta˛pi pierwsze.

Opieka nad dzieckiem! Przez trzy miesia˛ce!
– I co dalej?
– O tym dokument nie wspomina. Domys´lam sie˛, z˙e

pani Martin zamierza wro´cic´ do tego czasu, albo wymy-
s´li cos´ nowego, bo inaczej Emma zostanie oddana do
adopcji.

Adopcja. To słowo natychmiast kazało jej zapomniec´

o wszystkich niewygodach zwia˛zanych z opieka˛ nad ta˛
słodka˛ kruszyna˛. Gdyby ona, Nikki, stane˛ła przed takim
samym wyborem jak pani Martin, bez wahania oddałaby
dziecko pod skrzydła lekarki, kto´ra teoretycznie powin-
na byc´ w stanie nim sie˛ zaja˛c´. Lecz to nie jest jej wybo´r!
Czuła sie˛, jakby s´niła jakis´ koszmarny sen.

55

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Galen, przeciez˙ ja za dwa miesia˛ce sta˛d wyjez˙-

dz˙am. Jes´li pani Martin do tej pory nie wro´ci...

– To znaczy, z˙e musisz zabrac´ Emme˛ ze soba˛. Chyba

z˙e postanowisz w ogo´le nia˛ sie˛ nie zajmowac´.

– Co ja mam robic´? Ty w ogo´le sie˛ tym nie przeja˛łes´.
– Wierz mi, czuje˛ sie˛ tak samo bezradny jak ty,

chociaz˙ moz˙e tego po mnie nie widac´. – Przysiadł
obok niej na kanapie i zacza˛ł przegla˛dac´ reszte˛ doku-
mento´w. – Ta kobieta bardzo starannie sie˛ przygotowa-
ła. Wyposaz˙yła cie˛ w kopie˛ aktu urodzenia małej, jej
ksia˛z˙eczke˛ zdrowia oraz adres i numer telefonu swoje-
go prawnika.

– Moz˙e on mi wyjas´ni, o co tu chodzi.
– Moz˙e. – Wyja˛ł gruba˛ koperte˛. – A moz˙e rozwia˛-

zanie zagadki znajduje sie˛ tutaj?

List był zaadresowany do Nikki.
– Potrzymam ja˛, z˙ebys´ spokojnie mogła to prze-

czytac´. – Wycia˛gna˛ł ramiona po dziecko i wprawnym
gestem zacza˛ł je klepac´ po pleckach. Chwile˛ po´z´niej
Emma wypus´ciła wielki ba˛bel powietrza. Chyba wie˛k-
szy od niej samej. Gdy Galen po´łgłosem cos´ małej
opowiadał, Nikki otworzyła koperte˛.

Droga Pani Doktor!
Na pewno juz˙ sie˛ Pani zorientowała, jak wielki cie˛z˙ar

odpowiedzialnos´ci złoz˙yłam na Pani barki. Jest mi
niezmiernie przykro, z˙e zostałam zmuszona wcia˛gna˛c´
Pania˛ w moja˛ dramatyczna˛ sytuacje˛ rodzinna˛. Zapew-
niam Pania˛, z˙e gdyby było inaczej, nigdy nie powierzyła-
bym Emmy opiece obcej osoby. Obserwuja˛c Pania˛przez
tydzien´...

56

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Nikki zawahała sie˛. Pani Martin mnie obserwowała?

Gdzie? Kiedy?

Obserwuja˛c Pania˛ przez tydzien´ i zastanawiaja˛c sie˛,

co robic´, zdałam sobie sprawe˛, z˙e jest Pani moja˛jedyna˛
nadzieja˛, jedyna˛osoba˛, kto´ra zagwarantuje mojej małej
bezpieczen´stwo i opieke˛. Niestety, na razie nie moge˛
wyjawic´ wie˛cej szczego´ło´w. Postaram sie˛ wszystko Pani
wyjas´nic´, gdy ponownie sie˛ spotkamy. Prosze˛ jedynie
o zachowanie dyskrecji w kwestii nazwiska Emmy oraz
sposobu, w jaki znalazła sie˛ pod Pani opiekun´czymi
skrzydłami. Jes´li nie moz˙e Pani zados´c´uczynic´ mojej
pros´bie, prosze˛ jak najpre˛dzej skontaktowac´ sie˛ z kan-
celaria˛ mecenasa Howarda Fincha.

Nikki, prosze˛, pilnuj mojego skarbu.

Dla nikogo nie było tajemnica˛, z˙e reaguje na zdrob-

nienie ,,Nikki’’, ale tylko Galen pozwalał sobie tak do
niej sie˛ zwracac´.

Prosze˛ codziennie powtarzac´ mojej małej, z˙e ja˛

kocham i z˙e wkro´tce do niej wro´ce˛. W waz˙nych spra-
wach prosze˛ kontaktowac´ sie˛ z mecenasem Finchem.
Zobaczymy sie˛ za trzy miesia˛ce, jes´li nie pre˛dzej. Zapew-
niam Pania˛, z˙e wro´ce˛, chyba z˙e stałoby sie˛ to fizycznie
niemoz˙liwe. Wo´wczas mecenas Finch przekaz˙e Pani
moje ostateczne polecenie.

Z powaz˙aniem, Alice M. Martin
P.S. Zała˛czam pienia˛dze na konieczne wydatki zwia˛-

zane z Emma˛.

Nikki zajrzała do koperty, gdzie znajdowała sie˛

57

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

mniejsza koperta. Odłoz˙yła ja˛ na bok i zacze˛ła czytac´
list z nagło´wkiem: Kancelaria Prawna, Finch&Brown.
Było to potwierdzenie listu pani Martin oraz numery
telefono´w biurowych i domowych mecenasa. Wpat-
rywała sie˛ w zapisane kartki, niewiele z nich rozumie-
ja˛c. Ma oto przed soba˛ plan pani Martin potwierdzony
przez notariusza, ale te wszystkie zabezpieczenia dobi-
tnie s´wiadcza˛, z˙e była to bardzo s´wiadomie podje˛ta
decyzja. Pozostaje jedynie odpowiedziec´ na najwaz˙-
niejsze pytanie, czy Nikki moz˙e wzia˛c´ na siebie taka˛
odpowiedzialnos´c´.

– Czego sie˛ dowiedziałas´? – spytał Galen, z niecier-

pliwos´cia˛ oczekuja˛c jej reakcji.

– Pani Martin zapewnia mnie, z˙e kocha i z˙e wro´ci.
– Pisze, dlaczego ci ja˛ podrzuciła?
Nikki pokre˛ciła głowa˛.
– Dasz mi ja˛?
– Nie ma mowy – odparł. Niemowle˛ spokojnie

spało, a on był zachwycony tym, z˙e ma na re˛kach
dziecko, kto´re nie płacze wniebogłosy z bo´lu ani ze
strachu przed człowiekiem, kto´ry je dotyka i przewraca.
– Co jeszcze jest tam napisane?

– Z

˙

e musiała tak posta˛pic´. Ze wzgle˛du na bezpie-

czen´stwo małej. Sam przeczytaj.

– Jak mys´lisz? Prawde˛ pisze, czy gra na uczuciach?
– Uwaz˙asz, z˙e nie powinnam dac´ sie˛ w to wcia˛gna˛c´?
– Czuje˛ sie˛ w obowia˛zku ostrzec cie˛, z˙e moz˙esz miec´

kłopoty.

– Innymi słowy, jes´li pani Martin ukrywa sie˛ przed

prawem...

– Oto´z˙ to. Z drugiej jednak strony... – Popatrzył na

us´pione malen´stwo. – Moz˙e rzeczywis´cie znalazła sie˛

58

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

w dramatycznej sytuacji, a ty jestes´ cze˛s´cia˛ tymczaso-
wego rozwia˛zania. – Zawahał sie˛. – Co zamierzasz?

– Nie mam zielonego poje˛cia. W głowie mi szumi.
– Zawsze moz˙esz odwiedzic´ tego mecenasa i od-

mo´wic´.

Spojrzała mu głe˛boko w oczy.
– Mys´lisz, z˙e powinnam sie˛ wycofac´?
Przegarna˛ł włosy wolna˛ re˛ka˛.
– Kusi mnie, z˙eby powiedziec´ ,,tak’’, ale podejrze-

wam, z˙e na to nie po´jdziesz.

– Słusznie. Nie moge˛ odmo´wic´. Emma to nie pacz-

ka, kto´ra˛ moz˙na przekazywac´ z ra˛k do ra˛k, az˙ w kon´cu
ktos´ ja˛ przyjmie.

Galen westchna˛ł. Miał nadzieje˛, z˙e Nikki w pełni

zdaje sobie sprawe˛, w co sie˛ angaz˙uje.

– Jestes´ przekonana, z˙e poste˛pujesz słusznie? Jak

be˛dziesz sie˛ nia˛ opiekowac´?

– Jak kaz˙da matka.
– Nie jestes´ na to przygotowana – zauwaz˙ył. – Nie-

mowle˛ wymaga mno´stwo oprzyrza˛dowania.

– To z˙aden problem. Pani Martin doła˛czyła koperte˛

z pienie˛dzmi. – Sie˛gne˛ła po mniejsza˛ koperte˛, a otwo-
rzywszy ja˛, az˙ je˛kne˛ła z wraz˙enia. – O matko! Pie˛c´
tysie˛cy dolaro´w...

Galen zagwizdał przez ze˛by.
– Zdecydowanie musisz porozmawiac´ z prawnikiem

tej damy. W trosce o swoje bezpieczen´stwo proponuje˛,
z˙ebys´my te dokumenty pokazali mojemu koledze pra-
wnikowi.

– Wa˛tpisz w ich moc prawna˛?
– Nie wiem, ale czy zaryzykowałabys´, gdyby były

sfałszowane? – Wzia˛ł do re˛ki list. – Kancelaria tego

59

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Fincha jest w Oklahoma City... To szmat drogi. Moz˙e
ten facet zrobił uprawnienia przez Internet, a biuro ma
w garaz˙u?

– Czy to moz˙liwe? – zadziwiła sie˛ Nikki. – Moz˙na

zostac´ prawnikiem przez Internet?

– Nie wiem, ale podejrzewam, z˙e za odpowiednia˛

sume˛ moz˙na dostac´ kaz˙dy dyplom. Zauwaz˙, z˙e nic nie
wiemy o tym prawniku, a sprawa jest zbyt powaz˙na,
z˙ebys´my mogli polegac´ na domysłach.

– Ja jestem przekonana.
– Wro´c´my wobec tego do tematu Emmy. Nie mo-

z˙esz przychodzic´ z nia˛ do pracy.

– Załatwie˛ jej opiekunke˛.
– Z dnia na dzien´? Nie chciałbym cie˛ martwic´, ale

dziewczyny w szpitalu z˙ala˛ sie˛ cze˛sto, z˙e bardzo trudno
jest znalez´c´ kogos´, zwłaszcza do niemowle˛cia.

– Kto powiedział, z˙e to be˛dzie łatwe?
Galen nie dawał za wygrana˛.
– A bezsenne noce i cała reszta? Nikt cie˛ nie zmieni,

kiedy przyjdzie ci wstawac´ do niej w nocy.

– Zarwane noce to dla mnie nie nowina. Pani Martin

napisała, z˙e Emma s´pi do samego rana.

Interesowało go przede wszystkim, do jakiego stop-

nia zaburzy to jego własne plany wobec Nikki, ale
instynktownie wyczuwał, z˙e ten drobiazg moz˙e okazac´
sie˛ poz˙ytecznym pretekstem. Nikki nie obejdzie sie˛ bez
pomocy.

– Musisz byc´ absolutnie pewna.
– Be˛de˛, jes´li sprawdzimy te dokumenty.
Wstał.
– Wez´ ja˛, a ja zadzwonie˛ do kancelarii Matta. – Jak

do twarzy jej z dzieckiem na re˛kach, przeszło mu przez

60

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

głowe˛. Mys´l, z˙e mo´głby miec´ z nia˛dzieci, tak podziałała
mu na wyobraz´nie˛, z˙e wdzie˛czny był temu, kto wymys´lił
lekarski fartuch. Oszaleje, jes´li szybko nie przełamie jej
wa˛tpliwos´ci. Cierpliwos´c´ zapewne jest wielka˛ cnota˛, ale
w konteks´cie Nikki zdecydowanie mu jej brakuje.

Wro´cił do niej za kilka minut.
– Matt czeka na mnie. Za godzine˛ wychodzi na mecz

swojego syna, a ja nie moge˛ zostawic´ izby przyje˛c´ –
oznajmił.

– Zasta˛pie˛ cie˛ – zaproponowała. – Poprosze˛ Lynette,

z˙eby została troche˛ dłuz˙ej, na wypadek gdyby przyszedł
jakis´ pacjent i nie be˛de˛ mogła siedziec´ przy Emmie.

– Ktos´ mnie wołał? – Piele˛gniarka stane˛ła w progu.
– Galen musi wyjs´c´ – wyjas´niła Nikki – wie˛c go

zasta˛pie˛ w izbie przyje˛c´. Zajmiesz sie˛ Emma˛?

– Jasne. Tylko zadzwonie˛ do domu i powiem dzie-

ciom, z˙e przyjde˛ po´z´niej.

– Nie be˛da˛ miały do ciebie z˙alu?
– Nie, jes´li obiecam, z˙e przywioze˛ hamburgery.
Nikki sie˛ rozpromieniła.
– Wobec tego ja stawiam!
– Jeszcze jedno. – Galen pogroził im palcem. – Nikt

nie moz˙e sie˛ dowiedziec´, jak Emma tu sie˛ znalazła.

– Nie rozumiem – zaja˛kne˛ła sie˛ Lynette.
Nikki opowiedziała jej wszystko w wielkim skro´cie.
– Zostałam jej tymczasowym opiekunem, wie˛c musi-

my wymys´lic´ jaka˛s´ wiarygodna˛historyjke˛ – dokon´czyła.

Jean, owdowiała rejestratorka, kto´ra pochłaniała na-

łogowo powies´ci kryminalne, a w telewizji ogla˛dała
wyła˛cznie programy policyjne i sensacyjne, natych-
miast sie˛ oz˙ywiła:

– Fantastyczna sprawa. Jak w telewizji. Moz˙e ta pani

61

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Martin ukrywa sie˛ przed policja˛? Albo uciekła od me˛z˙a,
kto´ry ja˛ maltretuje? Albo...

– Nikomu ani słowa – ostrzegł ja˛ Galen. – Z

˙

adnych

spekulacji. Jestem przekonany, z˙e nie kryje sie˛ za tym
z˙adna sensacja, wie˛c nie wyobraz˙ajmy sobie Bo´g wie
czego. Jes´li be˛dziemy zachowywac´ sie˛, jakbys´my cos´
ukrywali, ludzie natychmiast to zauwaz˙a˛.

– Jednak my cos´ ukrywamy – zauwaz˙yła Lynette. –

Ale nie pisne˛ ani sło´wka.

– A ja, buzia na kluczyk – oznajmiła Jean z powaga˛.
– Zatem wszystko jasne – orzekł Galen autorytatyw-

nym lekarskim tonem, kto´remu nikt nie odwaz˙y sie˛
sprzeciwic´. – Zajmijmy sie˛ swoimi sprawami. Przez
weekend zastanowimy sie˛, jak wyjas´nic´ s´wiatu, dlacze-
go Nikki opiekuje sie˛ Emma˛, i w poniedziałek przed-
stawimy wam te˛ wersje˛.

Lynette i Jean przytakne˛ły, po czym ruszyły zamkna˛c´

przychodnie˛, a Galen zwro´cił sie˛ do Nikki:

– Postaram sie˛ wro´cic´ jak najszybciej.
Us´miechne˛ła sie˛.
– Be˛dziemy czekały.

– Mo´w, czego sie˛ dowiedziałes´ – poprosiła, gdy po´ł-

torej godziny po´z´niej stawił sie˛ w jej mieszkaniu.

Wizyta u zaprzyjaz´nionego prawnika trwała dłuz˙ej,

poniewaz˙ Matt zasie˛gał opinii o mecenasie Finchu u kilku
kolego´w. Nikki zniecierpliwiona czekaniem pojechała do
siebie, gdy tylko przybył Ivan Tesler, zmiennik Galena.

– Howard Finch jest prawnikiem wielce szanowa-

nym w prawniczych kre˛gach Oklahoma City – oznajmił
Galen, rozgla˛daja˛c sie˛ po salonie. – Widze˛, z˙e nie
pro´z˙nowałas´.

62

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Nikki zda˛z˙yła juz˙ rozpakowac´ torbe˛ pozostawiona˛

przez Alice Martin. Kanapa oraz sto´ł były zastawione
rzeczami Emmy.

– Znalazłam tylko dwie pieluchy. Musimy jeszcze

dzisiaj pojechac´ do sklepu, bo do rana nie wystarczy.

– W porza˛dku. – Powio´dł wzrokiem po meblach. –

A gdzie jest ta, kto´ra ich potrzebuje?

– W ło´z˙ku – szepne˛ła. – Prawde˛ mo´wia˛c, w walizce.
– W walizce?
Zaprowadziła go do swojej sypialni, gdzie na pod-

łodze lez˙ała otwarta walizka wys´cielona mie˛kkimi re˛cz-
nikami i przes´cieradłem.

– Nic lepszego nie mam pod re˛ka˛. Jutro kupie˛ jej

ło´z˙eczko. Mys´le˛, z˙e jest jej tutaj bardzo dobrze, bo s´pi
jak susełek.

– Obudz´ ja˛, bo nie be˛dzie spała w nocy.
– Zaraz. – Wyszli z pokoju, zostawiaja˛c uchylone

drzwi. – Najpierw posłucham najnowszych wies´ci.

– Matt twierdzi, z˙e dokumenty sa˛ w porza˛dku. Em-

ma jest twoja. Tymczasowo. Chyba z˙e...

Wzmogła czujnos´c´.
– Z

˙

e co?

– Chyba z˙e zawiadomisz Fincha, z˙e nie moz˙esz sie˛

tego podja˛c´.

– Za po´z´no.
Teraz on przygla˛dał sie˛ jej badawczo.
– Za po´z´no?
– Juz˙ z nim rozmawiałam.
– I co?
– I upewniłam sie˛, z˙e podje˛łam słuszna˛ decyzje˛. Za-

trzymam Emme˛ zgodnie z wola˛ jej matki.

Decyzja zapadła jeszcze przed rozmowa˛z mecenasem

63

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Finchem, on tylko ja˛ w niej utwierdził. Uwagi o dzie-
cku przekazywanym jak paczka z ra˛k do ra˛k nie
sformułowała przypadkiem, jak Galen mo´głby sa˛dzic´.
Ona tez˙ we˛drowała od jednej rodziny zaste˛pczej do
drugiej, zanim nie adoptowali jej pan´stwo Lawrence.
Emma zapewne nic by z tego nie zapamie˛tała, lecz
Nikki nie do kon´ca była przekonana, czy dziecko
instynktownie nie poczuje sie˛ odrzucone. Aby mu
tego oszcze˛dzic´, postanowiła, z˙e zrobi wszystko, co
jest zgodne z prawem.

Galen był wyraz´nie sfrustrowany.
– Mys´lałem, z˙e zaczekasz z tym, az˙ wro´ce˛ od Matta.
– Musiałam zadac´ mu kilka pytan´, z˙eby sie˛ utwier-

dzic´ w tej decyzji. Finch zapewnił mnie, z˙e Alice zalez˙y
na jak najlepszej opiece nad dzieckiem i przepraszał, z˙e
nie moz˙e powiedziec´ wie˛cej, ale jest zwia˛zany tajem-
nica˛ zawodowa˛. Stwierdził, z˙e nie podja˛łby sie˛ tej
sprawy, gdyby była sprzeczna z prawem. Był bardzo
sympatyczny i przekonuja˛cy...

– A jaki miał byc´? – burkna˛ł Galen. – Przeciez˙ to

papuga. Adwokat musi byc´ przekonuja˛cy.

– Nie zadzwoniłam do niego, z˙eby wyrazic´ zgode˛.

Gdybys´ tu był, słyszałbys´, co mo´wie˛.

– Ale nie byłem. I o to chodzi!
– Co takiego?! – zapytała cicho. – Galen, uwierz, z˙e

mam troche˛ oleju w głowie. I nie złos´c´ sie˛, bo dowie-
działes´ sie˛ tego samego.

– A gdyby opinia Matta była inna? – Przeczesał

dłonia˛ włosy. – Nie dziwie˛ sie˛ twoim braciom, z˙e sie˛
boja˛, z˙e zrobisz cos´ nieprzemys´lanego.

Nikki wyprostowała sie˛ wojowniczo.
– Czy z˙ycie cie˛ nie nauczyło, z˙e czasami nalez˙y

64

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

zaufac´ instynktowi? I ja tym razem go posłuchałam.
Przepraszam, jes´li poczułes´ sie˛ uraz˙ony...

– Nie jestem uraz˙ony. Boje˛ sie˛ tylko, z˙e wpakujesz

sie˛ w kłopoty.

– Nie wpakuje˛.
– Nie moz˙na tego przewidziec´.
– Moz˙na. – Us´miechne˛ła sie˛ do niego. – Be˛dzie nas

chroniła moja intuicja i twoja podejrzliwos´c´.

– Moja podejrzliwos´c´?
– To był komplement.
– Jasne.
– Koniec z˙arto´w. Musimy wymys´lic´ z˙yciorys Em-

my. Ale najpierw... – Przechyliła sie˛, nasłuchuja˛c kwile-
nia, kto´re dobiegało z sypialni. – Odezwał sie˛ nasz
pagerek.

Podczas gdy Nikki przewijała Emme˛, Galen pod-

grzewał jej mieszanke˛, potem usiadł obok Nikki, kto´ra
karmiła mała˛.

– Masz jakis´ pomysł na wyjas´nienie, dlaczego nagle

masz dziecko?

– Mogłabym mo´wic´, z˙e to moja bratanica. Nikogo

nie powinno dziwic´, z˙e zajmuje˛ sie˛ dzieckiem brata.

– Przez trzy miesia˛ce?
– Bo jej rodzice sa˛ za granica˛.
– Dlaczego?
– Wykopaliska w Egipcie.
– Oklepane. A jak ktos´ cie˛ zapyta, co to za program?
Wzruszyła ramionami.
– Wiem tylko tyle, z˙e chodzi o jakies´ skorupy.
– Co be˛dzie, jes´li ktos´ sie˛ dowie, z˙e twoi bracia nie

maja˛ dzieci? Poza tym moz˙e wydac´ sie˛ dziwne, z˙e to ty
zajmujesz sie˛ Emma˛, a nie dziadkowie. Wyobraz´ sobie,

65

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

z˙e dociera do twoich rodzico´w informacja, z˙e w twoim
domu mieszka niemowle˛, rzekomo rodzina. Jestes´ przy-
gotowana na ich wizyte˛ oraz przesłuchanie?

– O matko. Masz racje˛. Derek juz˙ sie˛ zapowiedział,

a poniewaz˙ mu nie zakazałam, pozostali ro´wniez˙ mnie
nawiedza˛.

Galen kiwał głowa˛.
– Czyli wersja, z˙e to jest twoja bratanica, odpada.
– Na to wygla˛da.
– Dziecko przyjacio´łki?
– Znaja˛ wszystkie moje kolez˙anki. I zasypia˛ mnie py-

taniami na temat jej matki.

– Rodzinne koneksje wyeliminowalis´my, wie˛c musi

to byc´ dziecko kolez˙anki – przypomniał jej. – Nie ma
innego usprawiedliwienia jej obecnos´ci pod twoim da-
chem.

– Trudno. Zatem jest to dziecko mojej kolez˙anki,

kto´ra nazywa sie˛ Alice Martin. Nie znaja˛ jej, bo... zaraz
po szkole wyjechała i dopiero niedawno ponownie sie˛
spotkałys´my.

– Dlaczego powierzyła ci swoje dziecko?
– Bo jest w marynarce i wyjechała na szkolenie –

odrzekła błyskawicznie Nikki.

– Trzymiesie˛czne?
– Moz˙e to istotnie troche˛ długo. Masz lepszy po-

mysł?

– Nie, ale jes´li Alice wro´ci pre˛dzej, a twoi bracia

zrezygnuja˛ z odwiedzin, to włas´ciwie nie odgrywa to
wie˛kszej roli.

– Włas´nie. – Wstała, poklepuja˛c Emme˛ po pleckach.

– Teraz ruszamy po pieluchy.

– Moim autem – powiedział Galen. – Jest wie˛ksze.

66

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Naprawde˛ chcesz z nami jechac´? – zdumiała sie˛

Nikki.

– Oczywis´cie. Jes´li mys´lisz, z˙e pozwole˛, z˙ebys´ sama

borykała sie˛ z z˙yciem w nadchodza˛cych miesia˛cach, to
grubo sie˛ mylisz.

– Czy znowu wiesz lepiej, jak mnie uszcze˛s´liwic´? –

zapytała. – Czy ratujesz mnie przed sama˛ soba˛?

– Nic z tych rzeczy. Chciałem przez to powiedziec´,

z˙e pakujemy sie˛ w to razem.

67

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ROZDZIAŁ PIA˛TY

– Skoro juz˙ tu jestes´my, to moz˙emy rozejrzec´ sie˛ za

ło´z˙eczkiem – stwierdził Galen, wstawiaja˛c fotelik z nie-
mowle˛ciem do wo´zka na zakupy.

– Wolałabym kupic´ uz˙ywane, z ogłoszenia.
– A jes´li nic nie znajdziesz? Przyznasz sie˛ przed

pania˛ Martin, z˙e jej dziecko przez trzy miesia˛ce spało
w walizce?

– No nie, ale ło´z˙eczka sa˛ koszmarnie drogie...
– Zostawiła ci pienia˛dze. Choc´by były nie wiem

jakie drogie, to Emma musi miec´ ło´z˙eczko. Moge˛ sie˛
dorzucic´...

– Nie kwestionuje˛ koniecznos´ci zakupu ło´z˙eczka,

ale nie widze˛ powodu, z˙ebys´my mieli spieszyc´ sie˛
z kupnem czegos´, co stanie sie˛ niepotrzebne, kiedy Alice
ja˛ zabierze.

Nikki nie mys´lała, co be˛dzie za trzy miesia˛ce, lecz

Galen był tym z˙ywotnie zainteresowany. Miał nadzieje˛,
z˙e za jego sprawa˛ ło´z˙eczko wkro´tce im sie˛ przyda.
Marzyły mu sie˛ własne dzieci, zanim be˛dzie za stary, by
za nimi biegac´.

– Zgoda, ale chodz´my chociaz˙ poogla˛dac´. – Liczył,

z˙e gdy Nikki znajdzie sie˛ w dziale z wyposaz˙eniem dla
niemowla˛t oraz wysłucha jego wykładu na temat zalet
wynikaja˛cych ze spania na materacu, zmieni zdanie
i zmie˛knie. Zalety wynikaja˛ce ze spania na materacu?

background image

– zastanowił sie˛ i pospiesznie odsuna˛ł od siebie obraz
nie Emmy, lecz jej opiekunki.

– Moz˙emy popatrzec´ – stwierdziła Nikki – ale nicze-

go nie kupujemy. Chyba z˙e po obniz˙onej cenie.

– Jak sobie z˙yczysz. – Przyznał jej racje˛ niemal

pewny, z˙e juz˙ wygrał połowe˛ bitwy.

– Dlaczego tak sie˛ upierasz przy tym ło´z˙eczku? Jej

jest wszystko jedno, gdzie s´pi.

– Uwaz˙am, z˙e ło´z˙ko z prawdziwego zdarzenia jest

bezpieczniejsze. Emma spe˛dzi u ciebie wie˛cej niz˙ kilka
nocy. Masz byc´ jej matka˛ przez trzy miesia˛ce.

– Oj tak. – Wygla˛dała na nieco przestraszona˛ obo-

wia˛zkiem, jaki na siebie wzie˛ła. – A jes´li nie dam rady?
Co be˛dzie, jak popełnie˛ jakis´ bła˛d? Jak cos´ sie˛ stanie...

Słaby me˛z˙czyzna poradziłby jej, by sie˛ wycofała, po´ki

nie jest za po´z´no, ale Galen podejrzewał, z˙e Nikki
przez˙ywa typowe niepokoje młodej matki i jak na rycerza
przystało, postanowił pomo´c jej wyzbyc´ sie˛ tych le˛ko´w.

– Poradzisz sobie – zacza˛ł. – Jestes´ lekarzem. Dasz

sobie rade˛ w kaz˙dej sytuacji. Masz mnie do pomocy.
Zawsze moz˙esz mnie o nia˛ poprosic´. Pamie˛tasz, co ci
powiedziałem, zanim wyszlis´my od ciebie? Z

˙

e razem

sie˛ w to pakujemy.

Us´miechne˛ła sie˛ niepewnie.
– Na chwile˛ o tym zapomniałam.
– Wie˛c nie zapominaj. – Pokrzepiaja˛cym gestem

przygarna˛ł ja˛do siebie. Ona nawet nie ma poje˛cia, jak on
pragnie jej dotykac´, a poniewaz˙ nie moz˙e tego robic´ tak,
jak by chciał, musi zadowolic´ sie˛ takimi platonicznymi
gestami. – Kiedy mi wyjas´nisz, dlaczego przystałas´ na te˛
dosyc´ nietypowa˛ propozycje˛?

– Po´z´niej. Teraz zakupy.

69

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Galen stana˛ł jak wryty na widok rze˛do´w wieszako´w

z malen´kimi ubrankami oraz wyposaz˙eniem do dziecin-
nych pokoi.

– Dobrze, z˙e nie wysłałas´ mnie tu samego – sapna˛ł.
– Dlaczego?
– Za duz˙y wybo´r. – Wskazał na po´łki. – Pewnie bym

sie˛ zastanawiał z godzine˛, kto´re pieluchy wybrac´.

– Nieraz badałes´ niemowle˛ta. One sa˛ bardzo ro´z˙ne,

mniejsze i wie˛ksze, chudsze i grubsze. I maja˛ ro´z˙ne
pieluchy.

– Nie zwracałem uwagi na pieluszki – przyznał.

– Miały spełniac´ swoja˛ role˛. Nie patrzyłem, czy maja˛
falbanke˛ albo gumke˛, czy sa˛ niebieskie albo ro´z˙owe.
– Sie˛gna˛ł po pierwsze z brzegu opakowanie. – Albo z˙e
kropki zmieniaja˛ kolor, kiedy jest mokro.

– Odta˛d musisz zwracac´ uwage˛ na drobiazgi – po-

uczyła go. – Skoro mamy razem nia˛ sie˛ zajmowac´,
moz˙esz raz czy dwa byc´ zmuszony kupic´ pieluchy. Ba˛dz´
na to przygotowany.

– Tak jest, prosze˛ pani – odrzekł, staraja˛c sie˛ zapa-

mie˛tac´ kolor opakowania, kto´re włoz˙yła do wo´zka. –
Czterdzies´ci osiem wystarczy?

– Hm. Lepiej nie ryzykowac´.
Dołoz˙yła druga˛ paczke˛, a Galen w pamie˛ci podsu-

mował wydatek. Nic dziwnego, z˙e rodzice oddychaja˛
z ulga˛, kiedy dziecko przesiada sie˛ na nocniczek.

– Ide˛ do ubranek – poinformowała go – a ty przez

ten czas kup jej mieszanke˛.

– Kto´ra˛? – zapytał lekko przestraszony, poniewaz˙

w trakcie praktyki na pediatrii dowiedział sie˛ o istnieniu
kilkunastu producento´w oraz kilkudziesie˛ciu rodzajo´w
odz˙ywek dla samych tylko niemowla˛t.

70

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Nikki podała mu etykiete˛.
– Kup tyle, z˙eby wystarczyło na tydzien´ – poleciła.
– Ile ona je i jak cze˛sto?
– Wez´ cały karton.
– Karton? Dwadzies´cia cztery puszki? Ona pe˛knie!
– Faktycznie troche˛ za duz˙o. Po´ł kartonu.
– Po´ł kartonu – powto´rzył posłusznie, nadal przeko-

nany, z˙e to zdecydowanie za duz˙o. Ale on nie ma
zielonego poje˛cia o karmieniu niemowla˛t. Teorie˛ zna,
ale teoria nijak ma sie˛ do dos´wiadczenia.

Połaskotał Emme˛ pod bro´dka˛.
– Jak tak dalej po´jdzie – przemawiał do niej – to

zamienisz sie˛ w s´winke˛.

– Gdybys´ z˙ywił sie˛ samym mlekiem, tez˙ bys´ go

sporo wypijał – zauwaz˙yła Nikki.

– Moz˙liwe, ale naprawde˛ chcesz dwanas´cie puszek?
Wzruszyła ramionami.
– A ty chcesz tu wracac´ za trzy dni? A moz˙e wolisz,

z˙ebym obudziła cie˛ w s´rodku nocy i kazała jechac´ do
supermarketu po mleko?

– Dobrze, juz˙ dobrze. Jak po´ł kartonu, to po´ł kartonu.
Ruszył alejka˛ z etykieta˛ w re˛ce i mys´lami o Nikki

w głowie. Nie miałby nic przeciwko temu, by budziła go
w nocy, pod warunkiem, z˙e spałby wo´wczas wtulony
w nia˛, w jej obje˛ciach. Poczuł, jak wzbiera w nim bo´l,
kto´ry go dre˛czył, odka˛d Nikki tu przyjechała. Nie powi-
nien tak sie˛ katowac´, bo dopo´ki ona nie uwierzy, z˙e sie˛
zmienił, nie ma cienia szansy, by te marzenia sie˛ zis´ciły.

– Galen! Witaj! – zac´wierkał zalotny kobiecy głosik.

– Co tu robisz?

Tuz˙ obok stała Annabelle Sanders, blondynka, z kto´-

ra˛ spotkał sie˛ pare˛ razy jakis´ czas temu. Cholera!

71

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Robie˛ zakupy – odparł grzecznie, w duchu modla˛c

sie˛, by Annabelle znikne˛ła, zanim zobaczy ja˛ Nikki.

– Co u ciebie słychac´? Dawno cie˛ nie widziałam.
– Pracuje˛. Wiesz, jak to jest. Za duz˙o chorych, za

mało lekarzy.

– Nie słyszałes´, z˙e za duz˙o pracy, a za mało rozryw-

ki szkodzi zdrowiu? – zapytała, zalotnie przechylaja˛c
głowe˛.

Poprawiła mu kołnierzyk, jakby miała do tego prawo.

Po´ł roku temu nawet by tego nie zauwaz˙ył, ale teraz nie
z˙yczył sobie, by dotykała go inna kobieta niz˙ Nikki.

– Podobno. – Odsuna˛ł sie˛, by sie˛gna˛c´ po pierwsza˛

z brzegu puszke˛. To nie to. Odstawił ja˛ na miejsce.

– Jak znajdziesz chwile˛ czasu, zadzwon´ do mnie –

zaszczebiotała Annabelle.

– W tej chwili wa˛tpie˛, z˙eby to było moz˙liwe – odparł

wymijaja˛co.

– Szkoda. – Nagle zmruz˙yła powieki, jakby dopiero

teraz zdziwiła ja˛ jego obecnos´c´ w tym miejscu. – Galen,
mleko w proszku?

– Pomagam znajomej.
– Ach tak. – Ta odpowiedz´ najwyraz´niej ja˛ sa-

tysfakcjonowała. – Wygla˛dasz na zagubionego. Pomo´c
ci w czyms´?

Galen nagle sie˛ zorientował, z˙e Annabelle pracuje

w tym sklepie. Fantastycznie. Tylko tego brakowało.
Najpierw Trina, kelnerka w restauracji, teraz Annabelle.
Jes´li Nikki ja˛ zauwaz˙y...

– To two´j dział? – Oby nie.
– Nie, nie. Pracuje˛ w tym z bielizna˛. Ale kiedy cie˛

zobaczyłam, postanowiłam przywitac´ sie˛ z toba˛.

Ale zaszczyt! Na szcze˛s´cie dostrzegł w kon´cu etykie-

72

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

te˛, kto´rej szukał, wie˛c zacza˛ł ustawiac´ sobie puszki na
przedramieniu.

– Nie masz wo´zka – zauwaz˙yła Annabelle. – Pomo-

ge˛ ci to dz´wigac´.

Zanim zareagował, usłyszał głos Nikki.
– O, znalazłes´!
Odwro´cił sie˛ zły, z˙e jednego dnia jego przeszłos´c´

dwukrotnie zderzyła sie˛ z przyszłos´cia˛.

Przełoz˙ył puszki do wo´zka.
– Mamy juz˙ wszystko? – zapytał.
– Chyba tak – odparła Nikki spokojnie. – Przed-

stawisz mnie swojej znajomej?

Po tej wymuszonej prezentacji Annabelle pospiesz-

nie sie˛ poz˙egnała. Nikki wesoło pomachała jej re˛ka˛, po
czym ruszyli w strone˛ działu z mebelkami.

– Jakie to sympatyczne, z˙e cia˛gle spotykamy twoje

znajome – powiedziała niewinnym tonem.

Galen uznał, z˙e jak najszybciej nalez˙y zmienic´ temat.
– Jakiego ło´z˙eczka szukasz? – zapytał.
– Nie mam poje˛cia. Moz˙e takie? – Wybrała pierwsze

z brzegu.

Zrelaksowany oparł dłon´ na białej pore˛czy.
– Malowane czy bejcowane? – rzucił tonem znawcy.
– Bardziej podoba mi sie˛ bejcowane. Długo znasz

Annabelle?

– Kro´tko. A to?
Przyjrzała sie˛ uwaz˙nie.
– Ładne, ale za drogie – orzekła. – Nie potrzebujemy

tylu szuflad. Annabelle to twoja znajoma, czy była dla
ciebie kims´ wie˛cej?

– Kilka razy zaprosiłem ja˛ na kolacje˛ i raz do kina.

To metalowe ło´z˙eczko jest bardzo oryginalne.

73

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Nikki pokre˛ciła głowa˛.
– Pomimo tych zawijaso´w wygla˛da jak ło´z˙eczka

w szpitalu albo z˙łobku. Widza˛c ja˛ w akcji, odniosłam
wraz˙enie, z˙e nie miałaby nic przeciwko kolejnej wy-
prawie do kina.

Galen był zme˛czony ta˛ dwutorowa˛ wymiana˛ zdan´.
– Moz˙liwe, ale nic z tego. Podoba ci sie˛ ta kołyska?

– zagadna˛ł.

– Ładna, ale nie tego szukam. Czy w tym mies´cie sa˛

kobiety, z kto´rymi jeszcze sie˛ nie umawiałes´?

– Owszem, ty.
Us´miechne˛ła sie˛.
– Jak nazwiesz to, co robimy teraz?
– Moz˙e wydam ci sie˛ staros´wiecki, ale kupowanie

pieluch i spoz˙ywanie kolacji w towarzystwie niemow-
le˛cia nie ma nic wspo´lnego z randka˛.

– A moz˙e jednak?
– Wykluczone. – Co do tego nie miał wa˛tpliwos´ci.

– Prawdziwa randka to kolacja we dwoje, ty i ja. Bez tej
s´winki. – Zatrzymał sie˛ przy ostatnim modelu, kto´ry
odpowiadał wszystkim wymaganiom Nikki. Był w kolo-
rze drewna i, jako ostatni egzemplarz, za po´ł ceny. – Jak
ci sie˛ podoba?

– Interesuja˛cy – mrukne˛ła. – Czy poza mna˛ jest

w Hope jeszcze ktos´, kogo nie spotkał zaszczyt spe˛dze-
nia wieczoru z doktorem Staffordem?

– Owszem, ale nie kaz˙ pokazywac´ sobie listy, bo nie

znam ich nazwisk. Czy moz˙emy skupic´ sie˛ na ło´z˙eczku
dla Emmy, zamiast na moim dawnym z˙yciu erotycz-
nym? – Specjalnie dla niej połoz˙ył nacisk na słowie
,,dawnym’’.

Posłała mu nies´miały us´miech.

74

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Masz racje˛. Mamy kupic´ ło´z˙ko. Przepraszam za te

z˙arty, ale nie mogłam sie˛ powstrzymac´.

Czy ona mo´wi powaz˙nie?
– Czy wobec tego nie masz mi za złe tamtych

dziewczyn?

– Wcale tego nie powiedziałam – odrzekła z namys-

łem. – Ale jestem na tyle dojrzała, z˙e potrafie˛ pogodzic´
sie˛ z faktem, z˙e nie prowadziłes´ sie˛ jak mnich. Waz˙ne
jest to, co be˛dzie teraz.

Spodziewał sie˛ dłuz˙szego kazania, ale Nikki potrak-

towała go łaskawie.

– Trudno uja˛c´ to lepiej. – Obja˛ł ja˛braterskim gestem.
Popiskiwania Emmy przybierały na sile.
– Mam wraz˙enie, z˙e nasza dziewczynka poczuła sie˛

osamotniona – stwierdziła Nikki, gdy Galen nieche˛tnie
zabierał ramie˛.

– Znam ten bo´l – mrukna˛ł.
Nikki wyje˛ła mała˛ z nosiłek.
– Bardzo sie˛ spieszymy, skarbie – szepne˛ła. – Za-

płacimy za twoje nowe ło´z˙eczko i pe˛dzimy do domu.

Dom. Jak to ładnie brzmi.

W poniedziałek rano Nikki wpadła do szpitalnej przy-

chodni jak burza. Spo´z´niła sie˛.

– Przepraszam – kajała sie˛ przed Jean i Lynette.

– Przez cały weekend Emma była wzorowym dziec-
kiem, ale dzisiaj rano sie˛ zbuntowała.

– Dzieci doskonale wiedza˛, kiedy moz˙na sie˛ popi-

sac´. – Lynette us´miechne˛ła sie˛ wspo´łczuja˛co. – Moje tez˙
takie były. Kiedy nigdzie sie˛ nie spieszylis´my, były jak
aniołki, ale jak zalez˙ało nam na czasie, zawsze cos´
musiało sie˛ stac´. Co zrobiła?

75

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Lepiej nie pytaj. Powiem ci tylko, z˙e konieczna

była ka˛piel.

– Uff. – Lynette zmarszczyła nos.
– Tak, tak. Jak juz˙ stałys´my na progu, gotowe do

wyjs´cia. – Nikki przekazała swoja˛ torbe˛ Jean. – Kto jest
dzisiaj pierwszy?

– My – powiedziała Jean. – Nie pus´cimy cie˛ do

pacjento´w, dopo´ki sie˛ nie dowiemy, co mamy mo´wic´.

– Ze wszystkimi detalami – dodała Lynette. – Masz

czas, bo nikogo nie ma.

Nikki odetchne˛ła głe˛boko.
– Emma jest dzieckiem mojej znajomej, kto´ra jest

w wojsku i została wysłana na szkolenie. Przywiozła
mała˛ w pia˛tek i wro´ci po nia˛ za kilka miesie˛cy.

– Brzmi to wiarygodnie – przyznała Jean.
– Galen i ja tez˙ tak uwaz˙amy.
– Ale kto be˛dzie sie˛ nia˛ zajmował? – zaniepokoiła

sie˛ Lynette. – Znalazłas´ opiekunke˛?

– Zawiozłam ja˛ dzisiaj do szpitalnego z˙łobka.
– Podobno nie ma tam juz˙ miejsc.
– Tez˙ mi to powiedziano, ale Galen zna Susan

O’Conner, kierowniczke˛ z˙łobka. Zadzwonił do niej, no
i miejsce sie˛ znalazło.

Dowiedziawszy sie˛, z˙e pani O’Conner jest rozwie-

dziona, Nikki natychmiast powzie˛ła podejrzenie, z˙e
be˛dzie wie˛cej niz˙ szcze˛s´liwa, moga˛c wys´wiadczyc´ Ga-
lenowi przysługe˛, ale nie domagała sie˛ szczego´ło´w.
Wolała ich nie znac´, jes´li ma zaakceptowac´ przeszłos´c´
Galena.

Nie chciała tez˙ okazac´ sie˛ je˛dza˛ zazdrosna˛ o wszyst-

kie jego znajomos´ci. Jes´li faktycznie sie˛ zmienił, to ona
musi zdobyc´ sie˛ na zaufanie i wyjs´c´ mu naprzeciw.

76

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– To bardzo wygodne rozwia˛zanie – powiedziała

Lynette. – W wolnych chwilach be˛dziesz mogła tam
wpas´c´, z˙eby ja˛ przytulic´.

– Tez˙ tak sobie pomys´lałam. Podejrzewam, z˙e i Ga-

len be˛dzie tam cze˛sto zagla˛dał.

– Zdaje sie˛, z˙e jest bardzo przeje˛ty – wtra˛ciła Jean.
– Praktycznie cały weekend spe˛dził u mnie.
– Dobrze, z˙e go masz – mo´wiła Jean – zwłaszcza z˙e

kryje sie˛ za tym jakas´ tajemnica. Dobrze jest miec´ kogos´
na wypadek, gdyby miało wydarzyc´ sie˛ cos´ podejrzane-
go. W to moz˙e byc´ zamieszana mafia, terrorys´ci albo
narkotyki! Przeczytałam włas´nie taka˛ powies´c´...

– Nie dajmy sie˛ ponies´c´ fantazji – ostudziła ja˛ Nikki.

– Trzymajmy sie˛ naszej wersji, a be˛dzie dobrze. Jasne?

– Jak słon´ce – odparła Jean. – Nigdy bym sobie

nie wybaczyła, gdyby przeze mnie cos´ stało sie˛ tej
kruszynce.

– Wiem, wiem. – Nikki poklepała ja˛ po ramieniu. –

Jean, licze˛ na twoja˛ czujnos´c´. Informuj nas, jes´li ktos´ za
bardzo be˛dzie sie˛ nami interesował.

– Natychmiast was o tym zawiadomie˛ – obiecała

Jean, zachwycona powierzona˛ jej misja˛.

– Spe˛dzilis´cie weekend we troje – zacze˛ła Lynette.

– Czy moz˙na wiedziec´, co robilis´cie, czy sa˛ to informa-
cje s´cis´le tajne? – Przymkne˛ła jedno oko.

– O ile mianem tajnej akcji moz˙na okres´lic´ składanie

dziecinnego ło´z˙eczka oraz przesuwanie mebli. W nie-
dziele˛ Galen zjawił sie˛ z wo´zkiem pod pretekstem, z˙e
Emma musi lepiej poznac´ swoja˛ dzielnice˛. Długi był ten
spacer!

– On nie spuszcza was z oka – zauwaz˙yła Jean re-

fleksyjnym tonem.

77

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Po prostu pomaga mi przy Emmie – broniła sie˛

Nikki, mimo to zaczerwieniła sie˛ na wspomnienie co-
wieczornych wizyt Galena, jeszcze zanim Emma poja-
wiła sie˛ w ich z˙yciu.

– Moz˙liwe.
– Spe˛dza z nia˛ mno´stwo czasu. Karmi ja˛, bawi sie˛...
– Przewija? – Lynette wysoko uniosła brwi.
– Czasami.
Lynette splotła dłonie jak do modlitwy.
– Niemoz˙liwe – zdumiała sie˛. – Mo´j ma˛z˙ ani razu

tego nie zrobił, a mamy troje dzieci.

– Wspo´łczuje˛ ci.
– Spokojna głowa. Wnuki go nie omina˛.
– To bardzo ładnie ze strony doktora Stafforda,

prawda? – rozmarzyła sie˛ Jean. – I pomys´lec´, z˙e taka
kruszynka przemieniła naszego podrywacza w trosk-
liwego tatusia.

– No, no, dziewczyny, nie dajmy sie˛ ponies´c´ fantazji

– powto´rzyła Nikki.

– Ja ze swojej wyobraz´ni nie zrezygnuje˛ – os´wiad-

czyła Jean. – Z

˙

ycie jest strasznie monotonne. – Wstała,

by otworzyc´ wejs´cie dla pacjento´w. – Bierzcie sie˛ do
roboty, bo zaczyna dokuczac´ mi artretyzm. A wy juz˙
wiecie, co to znaczy.

– Zanosi sie˛ na deszcz? – zgadywała Nikki.
– Na najazd pacjento´w – poinformowała ja˛ Lynette,

a widza˛c jej zdziwiona˛ mine˛, dodała: – Tak, tak.
Z pocza˛tku tez˙ w to nie wierzyłam, ale to najlepszy
wskaz´nik. Sama zobaczysz.

Faktycznie. Pacjenci s´cia˛gali przez całe przedpołu-

dnie, az˙ Nikki zacze˛ła sie˛ zastanawiac´, jakim cudem
zmies´cili sie˛ w poczekalni. Chwile˛ wczes´niej widziała,

78

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

jak Lynette prowadzi kuleja˛ca˛ dziewczynke˛, a juz˙ do-
biegły jej uszu nerwowe okrzyki elegancko ubranego
me˛z˙czyzny, kto´ry z˙oła˛dkował sie˛ przy stanowisku rejes-
tratorki.

– Dlaczego nie be˛de˛ teraz przyje˛ty? Za dwie godziny

musze˛ byc´ w sa˛dzie!

– Niestety, przed panem jest kolejka, mie˛dzy innymi

osoby z powaz˙nymi skaleczeniami – tłumaczyła mu Jean.

– To niech sie˛ zgłosza˛ do izby przyje˛c´! Podobno

ambulatorium jest dla lz˙ej chorych.

Nikki z trudem sie˛ opanowała. Co z tego, z˙e ten

jegomos´c´ jest prawnikiem albo nawet se˛dzia˛?! Teraz
jest na jej terytorium i tutaj ona rza˛dzi.

– Czy moge˛ panu pomo´c?
– Mam nadzieje˛. Musze˛ zaraz byc´ przyje˛ty przez

lekarza.

– Nagły wypadek?
– Chce˛, z˙eby usunie˛to mi znamie˛.
– Ach, tak. – Nikki udała, z˙e rozwaz˙a ten przypadek.

– O ile bardziej powaz˙na jest pan´ska dolegliwos´c´ od
cierpienia tej dziewczynki z zakrwawiona˛ stopa˛, czy
tego młodego człowieka z gora˛czka˛ i bo´lem brzucha?

– Mam byc´ w sa˛dzie...
– Nasi pozostali pacjenci ro´wniez˙ doka˛ds´ musza˛ is´c´

– odrzekła aksamitnym głosem. – Prosze˛ usia˛s´c´ i za-
czekac´. Przekonuja˛c mnie, z˙e powinien pan znalez´c´ sie˛
na pocza˛tku kolejki, tylko marnuje pan mo´j czas.

Me˛z˙czyzna skapitulował. Wro´cił na swoje miejsce,

piorunuja˛c spojrzeniem cała˛ kolejke˛, a przede wszyst-
kim Nikki.

Ona tymczasem pospieszyła do zapłakanej dziew-

czynki.

79

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Dziadek ostrzegał mnie, z˙ebym nie wchodziła do

stodoły w cienkich butach – chlipała Lucy – a ja tylko
chciałam obejrzec´ kotki.

Nikki odwine˛ła bandaz˙.
– Czy ten gwo´z´dz´ był zardzewiały?
– Nie wygla˛dał na zardzewiały, kiedy zabrałem des-

ke˛ – mo´wił dziadek pacjentki. – Nie sprawdzałem. Jak
najszybciej ja˛ tu przywiozłem.

– One sa˛ takie s´liczne... – Lucy ocierała łzy. – Dzia-

dek obiecał mi takiego czarnego. Jak mama pozwoli,
zabiore˛ go do domu.

– Lucy co roku do nas przyjez˙dz˙a, ale skaleczyła sie˛

po raz pierwszy – tłumaczył sie˛ dziadek. – Powinienem
był przed jej przyjazdem usuna˛c´ wszystkie niepotrzebne
deski.

– To nie jest straszna rana – pocieszała ich Nikki,

nakładaja˛c opatrunek – a Lucy powinna w przyszłos´ci
bardziej uwaz˙ac´.

– Pierwszy raz mi sie˛ to zdarzyło.
– Wypadki chodza˛ po ludziach – zwro´ciła sie˛ do

dziadka. – Zapisze˛ jej antybiotyk. Moz˙e wie pan, czy
była szczepiona przeciwko te˛z˙cowi?

– Nie mam poje˛cia.
– Wobec tego, na wszelki wypadek, podamy jej

surowice˛. Lucy, przez jakis´ czas nie be˛dziesz mogła
opierac´ całego cie˛z˙aru na tej stopie, wie˛c ba˛dz´ ostroz˙na.
I wkładaj porza˛dne buty, jak be˛dziesz szła do stodoły.

– Be˛de˛ pamie˛tac´. Dostałam nauczke˛.
Naste˛pny pacjent, Arthur Richmond, uskarz˙ał sie˛ na

nudnos´ci i bo´l brzucha.

– Klasyczny przypadek zapalenia wyrostka robacz-

kowego – orzekła, zbadawszy sympatycznego brodacza.

80

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– O kurcze˛. Nie moge˛ miec´ zapalenia wyrostka!

W przyszłym tygodniu mam premiere˛. Jako statysta.

– Niech sie˛ pan poz˙egna z ta˛ mys´la˛. Pobierzemy

panu krew do badania, a zanim przyjda˛ wyniki, zbada
pana chirurg.

– Operacja! – je˛kna˛ł. – Nie chce˛ przez tydzien´ lez˙ec´

w szpitalu. Jak ja be˛de˛ wyste˛pował z nitkami powia˛za-
nymi w supełki?!

– To be˛da˛ zszywki. Moz˙e nawet i bez nich sie˛

obe˛dzie. Znam przypadki, kiedy chirurg dostał sie˛
do wyrostka przez pe˛pek. Jes´li nie be˛dzie z˙adnych
komplikacji, wyjdzie pan ze szpitala dwa, trzy dni
po operacji. Ale w s´rodku rana goi sie˛ dłuz˙ej – ostrzegła
niespokojnego pacjenta.

– Ojej. A to taka dobra fucha...
– Przykro mi, tak czasami bywa. – Poklepała go po

ramieniu. – Głowa do go´ry. Jest pan zdrowy. Poza tym
miał pan duz˙o szcze˛s´cia, z˙e wyrostek nie zachował sie˛
znacznie gorzej i, na przykład, nie perforował. Wtedy
rekonwalescencja byłaby długotrwała.

– Pewnie tak...
Us´miechne˛ła sie˛ do niego.
– Zaraz ktos´ przyjdzie pobrac´ krew – rzekła na

odchodnym.

W sa˛siednim pokoju czekał na nia˛ pan Pieniacz.
– Dzie˛kuje˛ za cierpliwos´c´. Gdzie jest to znamie˛?

– zapytała bez dłuz˙szych wste˛po´w.

– Na plecach. – Zdja˛ł koszule˛, ukazuja˛c muskularny

tors. – Gram z kolega˛w tenisa. I to on kazał mi zasie˛gna˛c´
opinii lekarza. Jestem bardzo zaje˛ty, teraz prowadze˛
bardzo powaz˙na˛ sprawe˛, ale dzisiaj kolega uparł sie˛, z˙e
musze˛ zrobic´ to natychmiast. Co pani o tym sa˛dzi?

81

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Wystarczył jej jeden rzut oka, by zorientowac´ sie˛, z˙e

znamie˛ nosi wszystkie cechy czerniaka.

– Czy moz˙e je pani od razu usuna˛c´?
– Nie – odparła. – Nie jestem dermatologiem.
– Inni lekarze usuwali mi ro´z˙ne znamiona. Dlaczego

pani nie moz˙e?

– Bo podejrzewam czerniaka.
– Czerniak? Rak sko´ry?
– Tak.
– Wobec tego jest to nagły przypadek i ma pani

obowia˛zek udzielic´ mi pomocy.

Zignorowała jego wojowniczy ton.
– Od jak dawna ma pan to znamie˛?
– Mniej wie˛cej od roku. – Nagle spokorniał. – Umre˛?
– To jest bardzo powaz˙na sprawa. Musi pan natych-

miast sie˛ tym zaja˛c´.

– Dlatego tu jestem!
– Musi pan zgłosic´ sie˛ do specjalisty.
– Dobrze. Do kogo?
– Prosze˛ sie˛ ubrac´, a ja przez ten czas zadzwonie˛

w kilka miejsc. Jak tylko pana zapisze˛ na wizyte˛, wro´ce˛.

Chwile˛ po´z´niej znowu rozmawiała z pacjentem.
– Doktor Everly ma u nas konsultacje dwa razy

w tygodniu. Be˛dzie przyjmował jutro i moz˙e pana
zbadac´ o trzeciej. Jes´li to panu nie odpowiada, be˛dzie
musiał pan pojutrze zameldowac´ sie˛ w jego klinice
w Oklahoma City.

– Jutro jestem zaje˛ty. A gdybym zgłosił sie˛ na jego

naste˛pna˛ konsultacje˛ w Hope?

– Czas odgrywa tu bardzo istotna˛ role˛. Komo´rki

rakowe nie przestana˛sie˛ rozprzestrzeniac´, poniewaz˙ pan
ma inne sprawy.

82

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Westchna˛ł.
– Wobec tego jutro o trzeciej.
Nikki wypisała skierowania na konieczne badania

oraz przes´wietlenie klatki piersiowej.

– Zanim pan wyjdzie, prosze˛ po´js´c´ do laboratorium,

gdzie piele˛gniarka pobierze panu krew, oraz na rent-
genologie˛.

– Nie moz˙na poczekac´ z tym do jutra? Musze˛ poro-

zumiec´ sie˛ z klientem, zanim...

– Widze˛, z˙e nie zdaje pan sobie sprawy z powagi

sytuacji. Doktor Everly musi miec´ wyniki tych badan´,
aby rzetelnie okres´lic´ pan´ski stan. W przeciwnym razie
moz˙e pan nie doz˙yc´ naste˛pnego klienta.

– Ide˛ do laboratorium – mrukna˛ł zdruzgotany.
Była tak pochłonie˛ta pacjentem, z˙e dopiero teraz

poczuła dziwny swa˛d. Ida˛c za nim, ruszyła w kierunku
urazo´wki. Zauwaz˙yła wo´wczas, z˙e w głe˛bi korytarza
zamykaja˛ sie˛ jedne z drzwi. Chyba do pokoju dla rodzin.
Uznawszy, z˙e to jakis´ nałogowy palacz nie zda˛z˙ył wyjs´c´
na dwo´r, zawro´ciła.

Nagła seria głos´nych eksplozji zmusiła ja˛ do ucie-

czki. Spogla˛daja˛c za siebie, by zobaczyc´ ich z´ro´dło,
ka˛tem oka dostrzegła pio´ropusz iskier, a ułamek sekun-
dy po´z´niej kłe˛by białego dymu.

Poz˙ar!

83

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ROZDZIAŁ SZO

´

STY

Błyskawicznie przypomniała sobie kolejnos´c´ działan´

w takiej sytuacji: ratuj, alarmuj, opanuj, ewakuuj. Ponie-
waz˙ tylko ona była bezpos´rednio zagroz˙ona, a dym zbyt
ge˛sty, by sama mogła nad nim zapanowac´, skoncent-
rowała sie˛ na dwo´ch pozostałych czynnos´ciach. Pe˛dem
pus´ciła sie˛ w strone˛ recepcji, gdzie przeraz˙ona Jean juz˙
wyskoczyła zza biurka.

– Co to za hałas? – zapytała.
– Pali sie˛ w korytarzu prowadza˛cym na urazo´wke˛

– poinformowała po´łgłosem rejestratorke˛. – Wypro-
wadz´ na dwo´r ludzi z poczekalni i wezwij pomoc. Ja
i Lynette ewakuujemy pacjento´w.

Ze słuchawka˛ przy uchu Jean spokojnym głosem

poleciła czekaja˛cym, by opus´cili budynek, podczas gdy
Nikki podbiegła do alarmu. Wła˛czywszy syrene˛, ruszyła
na poszukiwanie piele˛gniarki.

Lynette była w pierwszej sali. Mierzyła temperature˛

pacjentowi z zapaleniem wyrostka.

– Przykro mi, z˙e przychodze˛ ze zła˛ wiadomos´cia˛

– wysapała Nikki – ale musimy natychmiast opus´cic´
budynek.

– Opus´cic´? – je˛kna˛ł pan Richmond. – Dlaczego?

Dopiero co tu wszedłem.

– Mamy problem. – Nikki spojrzała na Lynette.
W tej samej chwili w głos´niku rozległ sie˛ komunikat:

background image

– Uwaga, uwaga. Alarm w przychodni ambulatoryj-

nej. To nie sa˛ c´wiczenia. Powtarzam: to nie sa˛ c´wicze-
nia.

– Co sie˛ stało? – zdziwił sie˛ pacjent.
– Mamy poz˙ar, ale prosze˛ sie˛ nie denerwowac´. Sy-

tuacja jest pod kontrola˛. Moz˙e pan usia˛s´c´?

– Nie mam wyjs´cia – ste˛kna˛ł.
Wzie˛ły go pod ramiona. Siedza˛c, popatrzył w strone˛

drzwi.

– Obawiam sie˛, z˙e nie wyjde˛ sta˛d o własnych siłach.
– Jestem pewna, z˙e sie˛ panu uda – zapewniła go

Nikki, mimo z˙e tez˙ miała spore wa˛tpliwos´ci. – Lynette,
ilu jeszcze mamy pacjento´w?

– Dwoje.
– Wyprowadz´ ich – poleciła jej. – Zostane˛ z panem

Richmondem. Mamy wo´zek?

– Chyba jest w magazynku.
– Idz´ po tamtych, a ja przyprowadze˛ wo´zek. Tamci

pacjenci moga˛ chodzic´?

– Sa˛ rozebrani, ale chodza˛cy.
– Niech cos´ na siebie narzuca˛ i wyjda˛. – Teraz zwro´-

ciła sie˛ do Artura Richmonda. – Prosze˛ zaczekac´. Zaraz
wracam.

– Zaczekam. Ale jez˙eli sie˛ nie połoz˙e˛, to wyla˛duje˛ na

podłodze.

Układaja˛c go, zastanawiała sie˛, czy wystarczy im

fotel na ko´łkach, z˙eby go ewakuowac´.

– Niech sie˛ pan trzyma.
– Nie stac´ mnie na nic innego – mrukna˛ł.
W magazynku wo´zka nie było, wobec tego Nikki

zawro´ciła, by nie tracic´ czasu na jałowe poszukiwania.
Zorientowała sie˛, z˙e dym zge˛stniał jeszcze bardziej.

85

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Posuwała sie˛ prawie po omacku, lecz w pewnej chwili
wpadła na cos´ twardego.

– Galen! – ucieszyła sie˛, mimo z˙e ze s´cia˛gnie˛tymi

brwiami i potarganymi włosami wygla˛dał jak bez mała
upio´r. – Co ty tu robisz?

Chwycił ja˛ za ramiona i obejrzał od sto´p do gło´w,

powoli sie˛ uspokajaja˛c. O poz˙arze dowiedział sie˛ dopie-
ro z komunikatu. Poczuł wtedy, z˙e serce w nim zamarło.

– To ja powinienem cie˛ o to zapytac´. – Zabrzmiało to

bardziej surowo, niz˙ zamierzał. – Masz byc´ na zewna˛trz,
ze wszystkimi.

– Ewakuuje˛ ostatniego pacjenta. Potrzebny mi wo´-

zek, ale nie moge˛ go znalez´c´.

– Nie moz˙na bez wo´zka?
– Wa˛tpie˛. On powinien lez˙ec´. Zapalenie wyrostka.
– Powinien byc´ u mnie, a nie w ambulatorium.
– Skarz˙ył sie˛ na bo´l brzucha. Czekalis´my na wyniki

analiz oraz na chirurga.

Galen wszedł do pokoju, w kto´rym lez˙ał pacjent.
– Nie ma wo´zka – oznajmił opanowanym tonem,

mimo z˙e był przeje˛ty sytuacja˛. – Da pan rade˛ is´c´ z moja˛
pomoca˛?

Pacjent podcia˛gna˛ł kolana pod brode˛.
– Nie dam rady – je˛kna˛ł.
– Moz˙e znajda˛ sie˛ gdzies´ nosze na ko´łkach? – Nikki

spojrzała pytaja˛co na Galena. – Nie chce˛ tarmosic´ go
bardziej niz˙ to konieczne.

Galen ocenił stan pana Richmonda i podja˛ł decyzje˛.
– Ty idz´, a ja zostane˛. W razie czego przełoz˙e˛ go

sobie przez ramie˛ i wyniose˛. Ty tego nie zrobisz.

– Nie znam tego szpitala. Nie wiem, gdzie moga˛ byc´

nosze. Ty idz´.

86

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Os´li upo´r, jaki Galen wyczytał na jej twarzy, uprzyto-

mnił mu, z˙e Nikki nie ruszy sie˛ z miejsca. Chyba z˙e
wynio´słby ja˛ na własnych plecach.

– Tracisz czas – ostrzegła go.
Wyszedł, piorunuja˛c ja˛ wzrokiem. Zamierzał obejs´c´

budynek, by dostac´ sie˛ na urazo´wke˛ od strony podjazdu
dla karetek, lecz gdy wyszedł na dwo´r, ws´ro´d krza˛taja˛-
cych sie˛ straz˙ako´w dostrzegł zespo´ł ratowniko´w, kto´rzy
włas´nie rozkładali nosze na ko´łkach. Na ich widok
ucieszył sie˛ bardziej niz˙ na widok sympatycznej Annie
McCall.

Podbiegł do niej.
– Czy nosze sa˛ wam teraz niezbe˛dne? – zapytał

prosto z mostu.

– Nie. Dlaczego pytasz?
– Bo sa˛ mi potrzebne! – Wyszarpna˛ł je z ra˛k Annie

i popchna˛ł w strone˛ wejs´cia.

W holu zagrodził mu droge˛ policjant.
– Chwileczke˛, panie doktorze. Dalej nie ma wste˛pu!
– W s´rodku jest lekarka i cie˛z˙ko chory pacjent. Mu-

sze˛ ich wyprowadzic´!

– Straz˙acy nimi sie˛ zajma˛.
Oczy Galena zrobiły sie˛ wa˛skie jak szparki.
– Niech sie˛ pan odsunie, bo staranuje˛ pana tym

wo´zkiem! Musze˛ tam wejs´c´! – rykna˛ł.

Policjant wcale nie przestraszył sie˛ tej pogro´z˙ki.

Najwyraz´niej miał spore dos´wiadczenie w stawianiu
czoła ro´z˙nym awanturnikom.

– Przykro mi, ale taki otrzymałem rozkaz.
– Na miły Bo´g, chłopie... – Galen s´cisna˛ł palcami

głowe˛. W tej chwili tylko w taki sposo´b mo´gł dac´ wyraz
swoim emocjom. Nagle za plecami usłyszał głos Annie.

87

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Dave, on jest ze mna˛.
– Przykro mi, Annie – powiedział sierz˙ant. – Nikogo

nie wolno mi tam wpus´cic´.

– Dave, nie wygłupiaj sie˛ – ofukne˛ła go ratowniczka.
Podszedł do nich szef straz˙ako´w z radiotelefonem

przy uchu. Przeszył cała˛ tro´jke˛ spojrzeniem małych,
czarnych oczek, groz´nie s´cia˛gna˛ł brwi i zapytał:

– O co chodzi?
– Wewna˛trz jest lekarka – tłumaczył zniecierpliwio-

ny Galen – oraz pacjent z zapaleniem wyrostka. Znaj-
duja˛sie˛ na drugim kon´cu korytarza i czekaja˛ na te nosze!

– Jazda! – mrukna˛ł pod adresem Annie i Galena.
Galen przemkna˛ł przez hol i wpadł na korytarz,

zgrabnie pokonuja˛c wszystkie zakre˛ty. W duchu błogo-
sławił wys´cigi noszy urza˛dzane przez studento´w medy-
cyny ku s´wie˛temu oburzeniu wykładowco´w. Odnio´sł
wraz˙enie, z˙e dym sie˛ przerzedził, co uznał za dobry
znak.

Wpadli do sali, gdzie czekała Nikki oraz pacjent.
– Pan´ski pojazd gotowy! – oznajmił Galen. – Przy-

prowadziłem ro´wniez˙ posiłki.

– Najwyz˙szy czas – odparła wesoło Nikki, us´mie-

chem witaja˛c Annie.

– Niepokoiłas´ sie˛?
Pokre˛ciła głowa˛.
– Wiedziałam, z˙e wro´cisz.
Tyle zaufania! Galen dumnie wypia˛ł piers´. Po raz

pierwszy od pamie˛tnej rozmowy sprzed tygodnia po-
czuł, z˙e posuna˛ł sie˛ o krok do przodu.

– Musiałem wro´cic´ – odparował. – Teraz bardzo

trudno o zaste˛pstwo.

– Dobrze to sobie zapamie˛taj – przykazała mu, po

88

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

czym zwro´ciła sie˛ do pacjenta. – Plan jest taki: musi pan
sie˛ przemies´cic´ z punktu A do punktu B. Przesunie sie˛
pan sam, czy mamy pana przenies´c´?

– Spro´buje˛ sie˛ przesuna˛c´.
W kon´cu, z pomoca˛ całej tro´jki, brodacz znalazł sie˛

na noszach, a Annie przypie˛ła go pasami.

– Gotowy? – zapytał Galen.
– Mhm.
– Wobec tego ruszamy.
– Uwaz˙ajcie na niero´wnos´ci – rzekła Nikki do Annie

i Galena, ostrzegaja˛c ich przed przeszkoda˛ w postaci
metalowej listwy na poła˛czeniu linoleum i wykładziny.

– Oj, tak – wymamrotał pacjent. – Cia˛gle nie moge˛

uwierzyc´, co mnie spotkało.

Nikki przez ramie˛ us´miechne˛ła sie˛ do Galena.
– Wyrostek czy poz˙ar? – zapytała.
– Jedno i drugie. Czekanie mnie wykan´cza. Chciał-

bym, z˙eby juz˙ było po wszystkim.

– Jak tylko sytuacja sie˛ uspokoi, be˛dzie pan pierwszy

na naszej lis´cie – obiecał mu Galen.

– Juz˙ mi lepiej. – Pacjent zasłonił twarz ramieniem.

– Dlaczego tego samego dnia, kiedy przyszedłem do
szpitala i okazało sie˛, z˙e trzeba mnie operowac´, musi
wybuchna˛c´ poz˙ar? W tym szpitalu?!

Zatrzymali sie˛ włas´nie na zadaszonym podjez´dzie.
– Niech pan to wykorzysta w teatrze – zasugerowała

mu Nikki.

– Jasne. Zaraz zaczne˛ robic´ notatki.
Galen obserwował zorganizowany chaos panuja˛cy

przed szpitalem. Nie wszyscy zmies´cili sie˛ pod dachem,
wie˛c woko´ł chorych na wo´zkach i noszach oraz pacjen-
to´w o kulach kre˛cili sie˛ lekarze i piele˛gniarki, podczas

89

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

gdy mobilni pacjenci oraz gos´cie z zaciekawieniem
przygla˛dali sie˛ akcji.

– Tutaj was zostawie˛ – powiedziała Annie. – Nie

zapomnij oddac´ mi mojego wo´zka, jak juz˙ nie be˛dzie ci
potrzebny – przypomniała Galenowi.

– Nie martw sie˛. Serdeczne dzie˛ki. – Us´miechna˛ł sie˛

do niej promiennie.

– Krzycz, gdybys´ jeszcze czegos´ potrzebował. – Po-

z˙egnawszy ich w ten sposo´b, Annie wro´ciła do swojego
zespołu.

– Udało sie˛ – stwierdził Galen.
– Zwina˛łes´ jej nosze? – zdziwiła sie˛ Nikki.
– Poz˙yczyłem – us´cis´lił. – To sie˛ nazywa miec´

szcze˛s´cie! Popatrz, jest juz˙ chirurg. – Wskazał na
me˛z˙czyzne˛ otoczonego wianuszkiem piele˛gniarek z in-
nego oddziału. – To mo´j dobry kolega, Collin Stevens.
Poznałas´ go?

– Jeszcze nie.
– Zaraz go tu przyprowadze˛.
– Hura – mrukna˛ł ponuro pacjent. – Nie ma to jak

chirurgiczna konsultacja na s´wiez˙ym powietrzu.

Galen odcia˛gna˛ł doktora Stevensa od grona adorato-

rek i przedstawił mu sytuacje˛.

– Alarm rozległ sie˛, kiedy do niego szedłem. Za-

stanawiałem sie˛ nawet, gdzie on wyla˛duje.

– Opiekuje sie˛ nim doktor Lawrence.
– Przyszedł na miejsce Jareda?
– To kobieta.
Collin Stevens popatrzył w strone˛ Nikki.
– Ładna. Wolna?
– Tak, ale ty nie jestes´ wolny.
Chirurg klepna˛ł Galena po ramieniu i rozes´miał sie˛.

90

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Prosze˛, prosze˛! Poczułes´ sie˛ odrobine˛ zagroz˙ony?
– Tylko odrobine˛ – przyznał Galen.
– Czyz˙by to była ta, kto´ra ci sie˛ wymkne˛ła?
Do tej pory Galen nie dostrzegł tego aspektu, ale

uznał go za nader istotny.

– Lepiej zbadaj naszego pacjenta. – Niezbyt dyplo-

matycznie zmienił temat.

Collin Stevens znowu parskna˛ł s´miechem, po czym

razem podeszli do Nikki. Po prezentacji przeistoczył sie˛
w profesjonaliste˛.

– Leukocyty? – zapytał.
– Jedenas´cie koma osiem. Bolesny prawy dolny

kwadrat – recytowała Nikki.

Doktor Stevens us´miechna˛ł sie˛ do pacjenta.
– Zajmiemy sie˛ panem, jak tylko ten cyrk sie˛ skon´czy.
– Sa˛dze˛, z˙e to dla mnie bardzo korzystna oferta –

powiedział me˛z˙czyzna, us´miechaja˛c sie˛ blado.

W tej samej chwili Galen zauwaz˙ył, z˙e Jean rozpacz-

liwie do nich macha, wie˛c ruszył w jej strone˛.

– Podsłuchiwałys´my, co mo´wili przez radiotelefon

– relacjonowała podekscytowana Lynette. – Straz˙acy
twierdza˛, z˙e to było podpalenie.

Galen poczuł chło´d na karku.
– Na pewno? Zakło´cenia bardzo zniekształcaja˛. Mo-

głys´cie sie˛ przesłyszec´.

– Wyraz´nie słyszałam, jak powiedział ,,podpalenie’’

– upierała sie˛ Jean. – Całej rozmowy nie dało sie˛ zro-
zumiec´, ale to słowo brzmiało wyraz´nie – powto´rzyła.
– Dobrze, z˙e doktor Lawrence nic sie˛ nie stało.

– Jak to?
– Była w korytarzu, kiedy zacze˛ło iskrzyc´. Biegiem

do mnie wro´ciła i zacze˛łys´my organizowac´ ewakuacje˛.

91

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Lynette przysune˛ła sie˛ bliz˙ej i zapytała, zniz˙aja˛c głos:
– Czy mys´li pan, z˙e to ma zwia˛zek z Emma˛?
Mimo z˙e wolałby traktowac´ ten poz˙ar jako przypa-

dek, ich podejrzliwos´c´ mu sie˛ udzieliła.

– Mam nadzieje˛, z˙e nie.
Gdy Galen konferował z Jean i Lynette, Nikki tylko

jednym uchem przysłuchiwała sie˛ rozmowie chirurga
z pacjentem. W kon´cu nie wytrzymała i, obchodza˛c
ekipe˛ telewizyjna˛, podeszła do nich.

– Co sie˛ stało? – zapytała.
– Jean twierdzi, z˙e słyszała, jak straz˙acy mo´wili

o rozmys´lnym podpaleniu.

– Jestes´ tego pewna? – Nie spuszczała wzroku z twa-

rzy rejestratorki.

– Tak jest.
Nagle rozbłysła jej w głowie pewna mys´l.
– Ide˛ do Emmy!
– Po´jdziemy razem – odezwał sie˛ Galen, chwytaja˛c

ja˛ za łokiec´. – Teraz cie˛ nie wpuszcza˛.

– Znajde˛ inne wejs´cie.
– Zaczekaj na oficjalny komunikat. Nie ma jeszcze

powodu wpadac´ w panike˛.

Zamieszanie przy wyjs´ciu przycia˛gne˛ło uwage˛ wszy-

stkich zebranych, zwłaszcza Nikki. Straz˙acy, kto´rzy
wczes´niej wpadli do budynku z zacie˛tymi twarzami,
teraz wychodzili us´miechnie˛ci. Pocho´d zamykał ich szef
oraz komendant policji miasta Hope.

– Moz˙na wracac´ – obwies´cił straz˙ak. – Sytuacja

opanowana.

– No widzisz – szepna˛ł Galen do ucha Nikki. – Juz˙

po strachu. Wszystko trwało zaledwie po´ł godziny.

Niewiele ja˛ to obchodziło. Czuła, z˙e teraz, kiedy

92

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

bezpieczen´stwo Emmy jest zagroz˙one, musi jak naj-
szybciej upewnic´ sie˛, z˙e mała jest cała i zdrowa.

Zamierzała wymina˛c´ szefa straz˙ako´w, by wejs´c´ do

s´rodka, gdy me˛z˙czyzna ja˛ zatrzymał.

– Pani doktor, komendant policji chce z pania˛ roz-

mawiac´.

Spojrzała na Galena, telepatycznie przekazuja˛c mu

polecenie, kto´re on, o dziwo, odebrał, jakby naprawde˛
potrafił czytac´ w jej mys´lach.

– Zobaczymy sie˛ za pare˛ minut – powiedział.
Pewna, z˙e Galen zajrzy do Emmy, zwro´ciła sie˛ do

komendanta:

– Jestem do pana dyspozycji.
Odeszli kilka kroko´w na bok, by nie tarasowac´

wejs´cia, po czym policjant przedstawił jej towarzysza˛-
cego im straz˙aka.

– To jest pan Thompson, specjalista od podpalen´.
To znaczy, z˙e Jean, szpitalny detektyw, miała racje˛!
– To pani zgłosiła poz˙ar, prawda?
– Dzwoniła do was moja rejestratorka, ale tak, to ja

pierwsza zobaczyłam dym.

– Czy zauwaz˙yła pani cos´ jeszcze?
– Raczej nie. Wydawało mi sie˛, z˙e czuje˛ dziwny

zapach spalenizny... Wyszłam na korytarz, ale nie za-
uwaz˙yłam niczego niezwykłego.

– Absolutnie nic?
– Ktos´ wchodził do pokoju dla rodzin – przypo-

mniała sobie.

Specjalis´cie od podpalen´ zals´niły oczy. Natychmiast

przez radiotelefon skontaktował sie˛ z kims´ i polecił mu
udac´ sie˛ do sali, o kto´rej mo´wiła Nikki.

– Czy jest pani w stanie rozpoznac´ te˛ osobe˛?

93

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Niestety nie. Widziałam jedynie drzwi, kto´re sie˛

zamkne˛ły. Odwro´ciłam sie˛, kiedy usłyszałam głos´ne
wybuchy, i ka˛tem oka zobaczyłam pio´ropusz iskier.

– Co było potem?
Wzruszyła ramionami.
– Kłe˛by białego dymu.
– Nie zauwaz˙yła pani niczego na podłodze?
Przypominała sobie te˛ scene˛. Patrzyła wtedy do go´ry.
– Nie, nie patrzyłam na podłoge˛.
– To wszystko. Dzie˛kuje˛ pani.
– Czy to znaczy... – zawahała sie˛ – z˙e to nie było

kro´tkie spie˛cie?

Me˛z˙czyzna pokre˛cił głowa˛, po czym otworzył dłon´.

Lez˙ała na niej plastikowa torebka, a w niej zetlały
kawałek sznurka oraz cos´, czego Nikki nie ogla˛dała od
wczesnego dziecin´stwa.

– Nie miało to nic wspo´lnego z elektrycznos´cia˛ – o-

znajmił spec od podpalen´. – Zwyczajne bomby dymne
i petardy.

Upewniwszy sie˛, z˙e Emma s´pi jak suseł w z˙łob-

kowym ło´z˙eczku, Galen pospiesznie wro´cił do am-
bulatorium.

– Jeszcze jej nie ma – poinformowała go Jean. –

Pewnie cia˛gle rozmawia z komendantem.

Natkna˛ł sie˛ na Nikki, gdy przechodził przez hol.
– Mała s´pi jak aniołek – zameldował z us´miechem.

– Wiem od Susan, z˙e nic sie˛ nie działo, opro´cz tego, z˙e
jeden młodzieniec strasznie wrzeszczał, poniewaz˙ nie
smakowało mu drugie s´niadanie. Wiesz cos´ nowego na
temat poz˙aru?

– Ktos´ odpalił kilka petard i bomb dymnych.

94

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Kto?
– Nie wiem, jak nazywa sie˛ ten chłopak. Kiedy

powiedziałam, z˙e widziałam zamykaja˛ce sie˛ drzwi do
pokoju dla rodzin, policja tam poszła i znalazła go
skulonego w ka˛cie.

– Moz˙e czekał, az˙ ktos´ przyjdzie go uratowac´?
– Z kilkoma pudełkami zapałek i zapasem petard?

– Pokre˛ciła głowa˛. – Wa˛tpie˛. Policja ro´wniez˙.

– Dlaczego on to zrobił? – zastanawiał sie˛ Galen.
Nikki spojrzała na grupke˛ ludzi, kto´rzy szli w ich

kierunku.

– Nie wiadomo. Oto i sprawca tego zamieszania.
Galen patrzył na ciemnowłosego młodzien´ca eskor-

towanego przez dwo´ch funkcjonariuszy.

– Ja go znam – szepna˛ł przeraz˙ony. – To syn Walta.
– Jakiego Walta?
– Walta Whittakera. Walt zgina˛ł w tej katastrofie

samolotowej, w kto´rej Jared został ranny. Doszły mnie
słuchy, z˙e Robbie nie moz˙e zaakceptowac´ s´mierci
ojca, ale z˙eby do tego stopnia... – Westchna˛ł. – Biedna
Julia.

– Ten młody człowiek ma powaz˙ne problemy.
– Po pogrzebie Walta zaniedbałem jego rodzine˛

– powiedział Galen w zadumie. – Moz˙e ten atak jest
forma˛ wołania o zainteresowanie ze strony kolego´w
ojca?

– A moz˙e rozładowaniem ws´ciekłos´ci na cały s´wiat.

Taka złos´c´ musi znalez´c´ sobie ujs´cie. Ma chłopak
szcze˛s´cie, z˙e nie wybuchł prawdziwy poz˙ar. Tyle jest tu
rzeczy i substancji łatwopalnych, z˙e wystarczy iskra,
aby wszystko poszło z dymem.

– Na te˛ okolicznos´c´ na pewno powoła sie˛ policja

95

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

oraz jego matka – zauwaz˙ył Galen, z ponura˛ mina˛
obserwuja˛c, jak syn kolegi wsiada do policyjnego auta.

– Obawiam sie˛, z˙e moje ambulatorium jest pod woda˛

– zmartwiła sie˛ Nikki.

– Nie wzie˛łas´ płetw?
– Ani butli, ani rurki.
– Nie martw sie˛. Kiedy tamte˛dy przechodziłem,

sprza˛taczki juz˙ tam sie˛ uwijały.

– To znaczy, z˙e i my powinnis´my wzia˛c´ sie˛ do roboty.
– Po´jdziemy dzisiaj na kolacje˛? – zagadna˛ł ja˛ znie-

nacka.

– Zalez˙y, na co masz apetyt.
– W Czerwonej Pagodzie jest wys´mienity bufet

orientalny.

– Doskonale. O kto´rej mamy byc´ gotowe?
– Miałem nadzieje˛, z˙e zostawimy Emme˛ w domu

– powiedział ostroz˙nie, obserwuja˛c reakcje˛ Nikki.

– Galen, ona jest za mała, z˙eby zostac´ w domu.
Podnio´sł wzrok do nieba.
– Przeciez˙ wiem. Moglibys´my wynaja˛c´ opiekunke˛.
– Za po´z´no. Juz˙ nie przyjmuja˛ zgłoszen´. Poza tym

mys´le˛, z˙e to troche˛ za wczes´nie, z˙eby zostawiac´ ja˛
z obca˛ osoba˛.

Nie spodziewał sie˛ entuzjazmu ze strony Nikki, ale

nie tracił nadziei.

– O kto´rej mała be˛dzie gotowa do wyjs´cia? – zapytał

szarmanckim tonem.

– Koło o´smej.
– Przyjade˛ o sio´dmej, zaraz po dyz˙urze.
– Po co?
– Z

˙

eby ci pomo´c. Be˛de˛ ja˛ zabawiał, z˙ebys´ mogła

spokojnie sie˛ wypindrzyc´.

96

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Wypindrzyc´? Zapamie˛taj sobie, mo´j drogi, z˙e ja

sie˛ nie pindrze˛!

– Zrozumiałem. Be˛de˛ o sio´dmej. – Odwro´cił sie˛, by

odejs´c´, gdy go zawołała. – Tak?

– Czy nadal masz ochote˛ na kolacje˛ bez Emmy?
Czy mnie uszy nie myla˛? Tak, tak, tak.
– Nie zapraszałbym cie˛, gdyby mi na tym nie zalez˙a-

ło – odparł, nie odrywaja˛c wzroku od jej twarzy, by
zorientowała sie˛, jak szczere sa˛ jego intencje.

– Odpowiada ci pia˛tek? Do tej pory na pewno znajde˛

opiekunke˛. Pod warunkiem, z˙e jestes´ zainteresowany.
Moz˙e nawet wybralibys´my sie˛ do kina?

– Czy jestem zainteresowany? Oczywis´cie.
– Wobec tego umawiamy sie˛ na pia˛tek – powiedzia-

ła, czerwienia˛c sie˛, jakby odgadła, jak silny trawi go
płomien´. Odeszła pospiesznie, a on stał oniemiały ze
szcze˛s´cia.

Cztery dni to prawie wiecznos´c´, ale cierpliwos´c´ po-

dobno zawsze jest nagradzana.

Nikki, pochłonie˛ta mys´lami o nadchodza˛cym wie-

czorze, szła po pracy do z˙łobka odebrac´ Emme˛. Jednak
zamiast ujrzec´ jak zawsze pogodne niemowle˛, zastała
rozkapryszonego bachora, z kto´rym Susan cierpliwie
spacerowała po sali.

– Płacze od dwo´ch godzin – oznajmiła Susan, z ulga˛

przekazuja˛c jej dziecko. – Pro´bowałys´my wszystkiego,
ale jedyna metoda, kto´ra jako tako działa, to noszenie jej
na re˛kach.

– Co ci jest, malutka? – zapytała ja˛ zaniepokojona

Nikki. – Masz kolke˛?

Niemowle˛ znowu zalało sie˛ łzami.
– Pojedziemy do domu i pobawimy sie˛ w wannie?

97

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Podsune˛ła małej te˛ propozycje˛, wiedza˛c, jak bardzo
lubi sie˛ ka˛pac´.

– Nie ma gora˛czki, wie˛c cokolwiek jej dolega, to nie

jest nic powaz˙nego – mo´wiła opiekunka. – Dlatego do
ciebie nie dzwoniłys´my.

– Rozumiem. Przykro mi tylko, z˙e naprzykrzała ci

sie˛ tyle czasu.

Susan sie˛ rozes´miała.
– To jest wielka zaleta takiego z˙łobka. Moz˙na do

woli cieszyc´ sie˛ tymi szkrabami, ale kiedy zaczynaja˛
marudzic´, oddaje sie˛ je rodzicom. Uwaz˙am, z˙e to ge-
nialne rozwia˛zanie.

Emma znowu zakwiliła.
– Juz˙ idziemy. Do jutra.
W drodze do domu Emma lamentowała przez cały

czas, az˙ Nikki rozbolały uszy. Okazało sie˛, z˙e podro´z˙
autem nie była w stanie jej ukoic´. Nie pomogła ka˛piel
ani wyprawa na balkon, by posłuchac´ wietrznych
dzwonko´w. Po raz pierwszy Emma odwro´ciła sie˛ od
butelki.

Rozpogodziła sie˛, dopiero gdy Nikki zacze˛ła chodzic´

z nia˛ po pokoju. We˛drowały tak, az˙ zadzwonił dzwonek
do drzwi.

– Przyszedłes´ wczes´niej – zauwaz˙yła Nikki.
– Nie miałem nic lepszego do roboty.
Trzymała Emme˛ na biodrze.
– Musimy zmienic´ plany – oznajmiła.
– Co sie˛ stało?
– Mała˛ boli brzuszek. Jes´li gdziekolwiek ja˛ wezme˛,

popsuje wszystkim cały wieczo´r.

Gdy Galen pochylił sie˛ nad Emma˛, ta pocia˛gne˛ła

noskiem.

98

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Co to ma znaczyc´? – Przeja˛ł ja˛ od Nikki. – Daj mi

ja˛ i ro´b, co masz robic´.

– Wyrzuca˛ nas z restauracji – ostrzegła go Nikki.
– Ubierz sie˛ i nie przejmuj.
– Jestes´ pewny?
– Idz´ juz˙.
Błyskawicznie wzie˛ła prysznic, po czym przebrała

sie˛ w kwieciste spodnie i czerwony top. Nagle zasko-
czyła ja˛ podejrzana cisza, wie˛c pos´piesznie wyszła
z sypialni, by ujrzec´ Galena usadowionego z cichutka˛
Emma˛ na balkonie.

– Jak to zrobiłes´? – Była troche˛ obraz˙ona, z˙e jej nie

udało sie˛ tego osia˛gna˛c´.

– Tajemnica handlowa.
– Nie wygłupiaj sie˛.
– Nie wiem. Trzymałem ja˛ na re˛kach i rozmawialis´-

my. O tym, co ja˛boli, czego oczekuje od z˙ycia, jak sobie
radzic´ z chłopcami i tak dalej.

– Jak sobie radzic´ z chłopcami?!
– Na te tematy nigdy nie jest za wczes´nie. I zapew-

niam cie˛, z˙e zrozumiała wszystko, co do niej mo´wiłem
– odparł dumnie.

– Oczywis´cie. – Jak on to robi, z˙e w cia˛gu paru minut

wszystkie kobiety, ła˛cznie z trzymiesie˛cznymi, prze-
mieniaja˛ sie˛ w ułoz˙one koteczki? – Ska˛d masz tyle
dos´wiadczenia z niemowle˛tami?

– Kto powiedział, z˙e mam jakiekolwiek dos´wiad-

czenie?

– Wie˛kszos´c´ me˛z˙czyzn, kto´rzy nie maja˛ kontaktu

z dziec´mi swoich krewnych, na widok niemowle˛cia
ucieka gdzie pieprz ros´nie. Mam pie˛ciu braci, wiem, co
mo´wie˛.

99

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– To nic wielkiego. Przez kilka tygodni byłem wo-

lontariuszem w szpitalu dziecie˛cym, kiedy zabrakło im
ludzi do przytulania niemowlako´w.

Nie dowierzała własnym uszom.
– Naprawde˛? Nawet o tym nie wspomniałes´.
– Nie wydawało mi sie˛ to takie waz˙ne.
Facet, kto´ry z własnej woli przytula niemowle˛? Samo

to wystarcza, by stał sie˛ obiektem poz˙a˛dania wszystkich
kobiet!

– Bo nie pasowało do twojego wizerunku playboya,

prawda?

– Ponieka˛d. Jak powiedziałem, robiłem to kro´tko

i uznałem, z˙e nie ma czym sie˛ chwalic´. Jestes´ gotowa?
– zapytał zmienionym tonem. – Emma obiecała mi, z˙e
be˛dzie grzeczna.

– Niezupełnie. Jean jest przekonana, z˙e w wiadomo-

s´ciach pokaz˙a˛ nasz szpital. Chce˛ zobaczyc´, kto z dnia na
dzien´ zrobi kariere˛ filmowa˛.

– Tez˙ chce˛ to obejrzec´, ale najpierw – je˛kna˛ł – musze˛

wygramolic´ sie˛ z tego fotela.

Nikki wła˛czyła telewizor w chwili, gdy ws´ro´d miga-

wek poprzedzaja˛cych serwis informacyjny pokazano
wo´z straz˙acki przed szpitalem.

– Nasze tematy dnia to poz˙ar w szpitalu miejskim

w Hope – mo´wił prezenter – inauguracja Kiermaszu
Regionalnego oraz propozycje radnych miejskich maja˛-
ce na celu ograniczenie zuz˙ycia wody. Zaczynamy od
wiadomos´ci z kraju...

– Wymienili nas – powiedziała, gdy wszedł do po-

koju – ale było tylko jedno uje˛cie.

– Moz˙e wie˛cej pokaz˙a˛ w trakcie wiadomos´ci.
– Mam nadzieje˛. Jean oszaleje z rados´ci.

100

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Juz˙ miała wyła˛czyc´ telewizor, gdy jej uwage˛ przycia˛-

gne˛ły słowa lektora:

– Proces Ralpha Archesa, włas´ciciela kasyna, ostate-

cznie rozpocznie sie˛ w przyszłym miesia˛cu w Emerson
County...

– Słyszałam o nim! – ucieszyła sie˛ Nikki. – Wszyst-

kie gazety o nim pisały.

– Nie mam o tej sprawie zielonego poje˛cia. Co on

zrobił?

– Rok temu wynaja˛ł płatnego zabo´jce˛, z˙eby zamor-

dował jego z˙one˛, a sume˛, kto´ra˛ mu wypłacił, wcia˛gna˛ł
w koszty reprezentacyjne firmy.

– Sympatyczny gos´c´.
Reporter mo´wił dalej:
– Gło´wnym s´wiadkiem jest ksie˛gowy, kto´ry zauwa-

z˙ył te˛ niezgodnos´c´ w trakcie rutynowego audytu. Na
podstawie jego zeznan´ ława przysie˛głych orzekła o wi-
nie Archesa. W trosce o bezpieczen´stwo s´wiadka i jego
rodziny przydzielono im policyjna˛ ochrone˛...

Kolejny obraz. Tym razem Arches opuszcza sale˛

sa˛dowa˛ po wysłuchaniu werdyktu przysie˛głych. Na
samym dole, w rogu ekranu, Nikki dostrzegła cos´, co
sprawiło, z˙e włosy stane˛ły jej de˛ba. Siwowłosy me˛z˙-
czyzna, stoja˛cy tyłem do kamery, wspierał sie˛ na ramie-
niu kobiety. Brunetki.

Nikki widziała te˛ kobiete˛ raz w z˙yciu przez pare˛

minut.

Była to matka Emmy.

101

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ROZDZIAŁ SIO

´

DMY

– O Boz˙e! Widziałes´? – zawołała, wskazuja˛c na

ekran.

– Kogo?
– Te˛ kobiete˛ w rogu!
– Jaka˛ kobiete˛?
Prezenter przeszedł juz˙ do naste˛pnej wiadomos´ci.
– Przegapiłes´ ja˛. Cholera, szkoda, z˙e tego nie na-

grałam na wideo!

– Kogo przegapiłem? Nikki, mo´w do rzeczy.
– Nie zobaczyłes´ matki Emmy. – Zacze˛ła nerwowo

chodzic´ po pokoju. – Niesamowite.

– Jestes´ pewna? To uje˛cie było na ekranie kro´cej niz˙

pie˛c´ sekund.

– To ona! Nie wierzysz mi?
– Powiedzmy, z˙e nie podaje˛ tego w wa˛tpliwos´c´.

Skoro uwaz˙asz, z˙e była podobna do kobiety, kto´ra˛
poznałas´ jako matke˛ Emmy, to nie mam nic do powie-
dzenia. – Zamys´lił sie˛. – Jes´li sie˛ nie mylisz...

– Nie myle˛ sie˛.
– To by wyjas´niało, dlaczego zobowia˛zano cie˛ do

dochowania tajemnicy. – Pogładził Emme˛ po gło´wce.
– Ale dlaczego ci ja˛ podrzuciła?

– Moz˙e bała sie˛, z˙e odmo´wie˛.
– Ale w lis´cie uwzgle˛dniła taka˛ moz˙liwos´c´.
Sprawa nadal była niezrozumiała. Nikki intuicyjnie

background image

wyczuwała, z˙e chodzi o cos´ innego, cos´, o czym dowie
sie˛, dopiero gdy pani Martin zjawi sie˛ ponownie.

– Jestem lekarzem, a nie psychoanalitykiem czy

psychologiem kryminalnym – powiedziała zniecierp-
liwiona. – Staram sie˛ nie oceniac´ z´le tej kobiety. Ona nie
porzuciła dziecka i nie uciekła. Zauwaz˙, z˙e wszystko
starannie przygotowała i poparła dokumentami pos´wiad-
czonymi przez prawnika.

– Dokumenty dokumentami, ale jej czyn s´wiadczy

o kompletnym braku odpowiedzialnos´ci – odrzekł. – Po-
za tym, dlaczego wybrała taka˛ mies´cine˛ jak Hope
i dlaczego nie zatrzymała Emmy, jes´li sa˛ pod ochrona˛
policji?

– Moz˙e mys´lała, z˙e w Hope mało kto be˛dzie inte-

resował sie˛ sprawa˛ Archesa. Ochrona policyjna nie daje
stuprocentowej gwarancji bezpieczen´stwa.

– Zapewne, ale z˙adna z twoich hipotez nie wyjas´nia,

dlaczego jej wybo´r padł na ciebie.

– Kiedys´ i tego sie˛ dowiemy. Podejrzewam, z˙e zoba-

czymy pania˛ Martin w dniu, w kto´rym zostanie ogło-
szony wyrok w sprawie Archesa.

– Czas pokaz˙e. – Galen nie krył sceptycyzmu, a Nik-

ki nie chciało sie˛ z nim sprzeczac´, poniewaz˙ nie miała
przekonuja˛cych argumento´w. – Ale jes´li okaz˙e sie˛, z˙e
racja jest po twojej stronie, potulnie wysłucham twojego
,,a nie mo´wiłam’’.

– Umowa stoi!
– Emma jest taka spokojna. Zasne˛ła? – zaniepokoił

sie˛ Galen.

Obeszła go, by popatrzec´ na buzie˛ Emmy.
– S

´

pi jak suseł – szepne˛ła. – Przysie˛gasz, z˙e nic jej

nie dałes´?

103

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– To jest skutek działania mojej czaruja˛cej osobowo-

s´ci. Promieniuje ze mnie anielski spoko´j, nie zauwaz˙y-
łas´ tego?

– Nie – skłamała. – Czy mam rozumiec´, z˙e w twoich

ramionach kobiety zapadaja˛ w głe˛boki sen?

– Tylko te, kto´re otrzymuja˛ specjalne zaproszenie.

– Us´miechna˛ł sie˛ od ucha do ucha. – Chcesz takie za-
proszenie?

O tak, bardzo, ale pod warunkiem z˙e be˛dzie to twoje

ostatnie takie zaproszenie, pomys´lała.

– Nie, nie! Po namys´le wycofuje˛ te˛ oferte˛ – powie-

dział. Zanim zdobyła sie˛ na cie˛ta˛ riposte˛, by zatuszowac´
wzbieraja˛ce uczucie odtra˛cenia, Galen po raz drugi
wytra˛cił ja˛ z ro´wnowagi. – Bo kiedy znajdziesz sie˛
w moich ramionach – zacza˛ł po´łgłosem – nie be˛dzie
mowy o zasypianiu.

Obserwował jej twarz, na kto´rej malowała sie˛ cała

gama uczuc´, pocza˛wszy od zazdros´ci przez rozczarowa-
nie do zakłopotania i zdziwienia. Przyszło mu do głowy,
z˙e podczas studio´w zupełnie inaczej ja˛ postrzegał. Ale
było to konsekwencja˛ jego o´wczesnych wobec niej
oczekiwan´ oraz przes´wiadczenia, z˙e nie ma prawa o niej
nawet marzyc´. Teraz marzył przez dwadzies´cia cztery
godziny na dobe˛.

Ucieszony tym, jak bardzo zbił ja˛ z tropu, z˙ałował, z˙e

nie moz˙e zademonstrowac´ jej, co by zrobił, gdyby była
w jego obje˛ciach, ale miał zaje˛te re˛ce, poniewaz˙ trzymał
Emme˛.

– Gdzie mam ja˛ połoz˙yc´? – zapytał.
– Jez˙eli połoz˙ymy ja˛ do ło´z˙eczka, nie be˛dziemy

mogli wyjs´c´...

Us´miechna˛ł sie˛ na widok jej niezadowolenia. Na

104

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

pewno nie z powodu odwołanej lub opo´z´nionej kolacji,
pomys´lał. Raczej dlatego, z˙e be˛da˛ sami w domu i be˛dzie
zmuszona stawic´ czoło problemom zwia˛zanym z jego
osoba˛ oraz podja˛c´ decyzje˛.

Postanowił nie nalegac´. Na razie wystarczy, by wie-

działa, z˙e te platoniczne gesty sa˛ preludium do tego,
czego on najbardziej pragnie. Be˛dzie tez˙ miała nad czym
sie˛ zastanawiac´ do czasu oficjalnej randki w pia˛tek.

– Dostosuje˛ sie˛... – mrukna˛ł nonszalancko. – Jestem

elastyczny.

Zaprowadziła go do gos´cinnego pokoju, gdzie razem

ułoz˙yli Emme˛ w ło´z˙eczku. Gdy znalez´li sie˛ z powrotem
w salonie, Galen pomys´lał, z˙e jak na dz˙entelmena
przystało, powinien juz˙ opus´cic´ jej progi, lecz nie
potrafił zdobyc´ sie˛ na to, poniewaz˙ zbyt mocno pragna˛ł
spe˛dzac´ z nia˛ wszystkie wieczory.

– Długo be˛dzie spała? – zapytał.
– Trudno powiedziec´. W z˙łobku marudziła kilka

godzin, wie˛c albo jest bardzo zme˛czona i be˛dzie spała
bardzo długo, albo jest to tylko kro´tka drzemka. – Zawa-
hała sie˛. – Galen... – podje˛ła takim tonem, z˙e był przy-
gotowany na najgorsze.

– Przepraszam, jes´li przedwczes´nie poruszyłem ten

temat, ale nie z˙ałuje˛. Nie z˙ałuje˛ tego, z˙e cie˛ pragne˛.

– Nie przepraszaj – rzekła po´łgłosem. – To mi

pochlebia.

Kamien´ spadł mu z serca.
– To znaczy, z˙e mnie nie wyrzucasz?
– Powinnam – us´miechne˛ła sie˛ – ale nie mam tyle

energii.

– Wobec tego na co masz ochote˛?
– Szczerze?

105

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Nie pytałbym, gdyby mnie to nie interesowało.
– Zamo´wic´ pizze˛ z podwo´jnymi pieczarkami, zna-

lez´c´ w telewizji jakis´ film, zasia˛s´c´ na kanapie i rozpus´cic´
włosy.

Zerkna˛ł na jej włosy ciasno spie˛te klamra˛. Troche˛

inaczej wyobraz˙ał sobie reszte˛ tego wieczoru, ale stac´ go
na cierpliwos´c´. Tym bardziej z˙e nie chciał, aby była
wyczerpana, zanim zacznie sie˛ z nim kochac´.

– Mys´le˛, z˙e wszystko da sie˛ załatwic´.
Kiedy Nikki przerzucała kanały w telewizorze, za-

mo´wił pizze˛. Nie lubił pieczarek, ale przeciez˙ moz˙na je
odłoz˙yc´ na bok. Przynio´sł jej cole˛, a sam ze szklanka˛
lemoniady usiadł przy niej na kanapie.

– Co ogla˛damy? – zapytał.
– Na razie nic. Film zaczyna sie˛ za dwadzies´cia

minut.

Miała juz˙ rozpuszczone włosy i pachniała gardeniami

oraz zasypka˛ dla niemowla˛t. Moz˙e jednak powinien
wyjs´c´?

– Rozmawiałem dzisiaj z Julia˛ Whittaker – powie-

dział, by nie mys´lec´ o ustach Nikki.

– Domys´lam sie˛, z˙e martwi sie˛ z powodu wyczynu

syna.

– Jest załamana. Chłopak jest w domu, ale juz˙ zadarł

z prawem.

– Grozi mu poprawczak? – zaniepokoiła sie˛.
– Raczej nie, ale na pewno dostanie kuratora. Sa˛d dla

nieletnich popiera idee˛ pracy na rzecz społecznos´ci
lokalnej, wie˛c prawdopodobnie be˛dzie musiał to od-
pracowac´.

– Psycholog?
– Zdecydowanie.

106

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Mam nadzieje˛, z˙e mu to pomoz˙e. – Westchne˛ła.
Galen ostroz˙nie poprawił sie˛, opieraja˛c ramie˛ na

oparciu kanapy, za plecami Nikki.

– Problem w tym – zauwaz˙ył – z˙e jak juz˙ raz dostał

sie˛ do systemu, to stro´z˙e prawa jeszcze długo be˛da˛ mieli
go na oku.

– Włas´nie, à propos systemu. Wcale sie˛ nie dziwie˛,

z˙e Alice Martin spisała tyle dokumento´w w sprawie
Emmy. Gdyby zwyczajnie ja˛ porzuciła, mała poszłaby
do rodziny zaste˛pczej, a ona nigdy by jej nie odzyskała.

– To prawda, ale ja nadal nie rozumiem, dlaczego

przystałas´ na jej propozycje˛, chociaz˙ jej nie znasz.

– Wydawało mi sie˛, z˙e to wiesz. – Mimo z˙e powie-

działa to swobodnym tonem, Galen wyczuł w nim
napie˛cie.

– Mo´wiłas´, z˙e nie moz˙esz pozwolic´, z˙eby Emma

przechodziła z ra˛k do ra˛k jak paczka, ale nie wyjas´niłas´,
dlaczego uwaz˙asz, z˙e ja˛ to czeka. To jest zreszta˛
zupełnie nieistotne, bo twoja decyzja jest dowodem
twojej dobroci. – Us´miechna˛ł sie˛. – Cal mnie przed tym
ostrzegł.

– Dlaczego me˛z˙czyz´ni w mojej rodzinie traktuja˛

dobroc´ jako wade˛, a nie zalete˛?

– Bo masz skłonnos´c´ do pos´wie˛cen´. Wykonuja˛c

zawo´d lekarza masz serce z kamienia, ale poza gabine-
tem jestes´ sama˛ dobrocia˛.

– Nieprawda.
– Wie˛c wytłumacz mi, dlaczego zatrzymałas´ Emme˛,

chociaz˙ wcale nie musiałas´. – Zmruz˙ył oczy. – A moz˙e
to cze˛s´c´ tajemnicy pani Martin?

– To nie jest tajemnica. I nie ma nic wspo´lnego

z Emma˛. – Widza˛c zdziwienie maluja˛ce sie˛ na jego

107

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

twarzy, dodała: – Zapewne nie wiesz, z˙e jestem dziec-
kiem adoptowanym.

Wsuna˛ł dłon´ mie˛dzy jej kurczowo splecione palce.
– Nie wiedziałem. Ale duz˙o ludzi jest adoptowa-

nych. To nic złego.

– Miałam dziesie˛c´ lat, kiedy znalazłam sie˛ w rodzi-

nie Lawrence’o´w. Bałam sie˛ ich. Byli ode mnie duz˙o
wie˛ksi. Długo oswajałam sie˛ z z˙yciem w domu pełnym
hałas´liwych chłopako´w.

Wyobraził sobie dziesie˛cioletnia˛ Nikki, chudziutka˛

i słodka˛.

– Nie miałas´ własnego rodzen´stwa? – zapytał.
– Jes´li nawet, to matka pozbyła sie˛ ich tak jak mnie.
– Co to znaczy?
– W dniu moich o´smych urodzin zostawiła mnie na

schodach kos´cioła katolickiego niczym niepotrzebny
bagaz˙.

Chciał poznac´ prawde˛, ale nie spodziewał sie˛, z˙e

be˛dzie tak przykra.

– Dwa kolejne lata spe˛dziłam w rodzinie zaste˛pczej,

dopo´ki Lawrence’owie mnie nie adoptowali. Sytuacja
Emmy jest inna, ale nie potrafiłabym przekazac´ jej
naste˛pnej osobie na lis´cie Alice Martin.

– Wiedziałas´, z˙e zostawi cie˛ pod tym kos´ciołem?
– Nie. Powiedziała, z˙e wro´ci, ale nie wro´ciła.
Domys´lał sie˛, z˙e tamta rozpacz juz˙ poszła w niepa-

mie˛c´, lecz wspomnienie pozostało.

– Moz˙e nie mogła.
Nikki pokre˛ciła głowa˛.
– Kiedy policja ja˛ odszukała, natychmiast podpisała

dokumenty, w kto´rych zrzekała sie˛ praw rodzicielskich,
z˙eby nie odpowiadac´ za naraz˙anie z˙ycia dziecka. To

108

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

chyba dobitnie s´wiadczy, z˙e nie zamierzała dotrzymac´
obietnicy.

– To bardzo przykre.
– Daj spoko´j. – Wzruszyła ramionami. – Gdybym

z nia˛ została, dzisiaj nie byłabym tym, kim jestem. To,
z˙e wyla˛dowałam w tej rodzinie, było najwie˛kszym u-
s´miechem losu.

– Rozumiem teraz, dlaczego oni sa˛tacy opiekun´czy.
– Nie wiem, czy bez nich bym sobie poradziła. –

Us´miechne˛ła sie˛ do wspomnien´. – Nie masz poje˛cia, ile
razy bili sie˛ z chłopcami, kto´rzy mi dokuczali.

– W obronie twojego honoru?
– Byli moimi aniołami stro´z˙ami. Potem nauczyli

mnie, jak sama mam sie˛ bronic´, ale dalej starali sie˛
ułatwiac´ mi z˙ycie. I dlatego, kiedy wyjechałam na stu-
dia, wcia˛gne˛li w to Cala.

A on zaprzepas´cił te˛ szanse˛. Łaska boska, z˙e nie

opowiedziała braciom o tym, co wydarzyło sie˛ tamtego
wieczoru, bo na pewno miałby teraz sztuczne ze˛by
i chodził o lasce.

– Utrzymujesz kontakt z matka˛? Ta˛ biologiczna˛.
– Widziałam ja˛raz, dwa lata po´z´niej. Zawiadomiono

nas wtedy, z˙e przedawkowała. – Mocno s´cisne˛ła jego
dłon´. – Teraz juz˙ chyba rozumiesz, dlaczego zatrzyma-
łam Emme˛.

Jej wczesne dziecin´stwo duz˙o mu wyjas´niło. Zro-

zumiał, dlaczego poczuła sie˛ tak mocno dotknie˛ta jego
szlachetnymi intencjami i dlaczego nie potrafiła uwie-
rzyc´ w przemiane˛, kto´ra w nim tak nagle zaszła. Do-
znawszy tak wielkiego zawodu ze strony rodzonej mat-
ki, stała sie˛ nieufna wobec wszystkich.

Tamtego wieczoru stracił wie˛cej, niz˙ mu sie˛ wtedy

109

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

wydawało. Odzyskanie po raz drugi jej zaufania nie
be˛dzie łatwe, ale skoro udało sie˛ to jej braciom, on nie
powinien tracic´ nadziei. To tylko kwestia czasu.

– Jak kaz˙dego dnia tak szybko be˛dziesz załatwiała

pacjento´w, to nikt nam nie uwierzy, z˙e potrzebujemy
jeszcze jednego lekarza – ostrzegła ja˛ Lynette w pia˛t-
kowe popołudnie.

– Przepraszam – odparła Nikki wcale nie skruszo-

nym tonem. – Po prostu chce˛ punktualnie skon´czyc´.

– Czeka cie˛ interesuja˛cy weekend?
– Wieczo´r. Ide˛ z Galenem na kolacje˛, a potem do kina.
– Z Emma˛?
– Zaszalałam i wynaje˛łam opiekunke˛.
– Rozumiem. Baw sie˛ dobrze.
Przez cały tydzien´ czekała na ten pia˛tek. Opowie-

dziawszy Galenowi swa˛ historie˛, poczuła przyjemna˛
lekkos´c´, jakby ogromny cie˛z˙ar spadł jej z ramion. Jes´li
obawiał sie˛, z˙e ,,nie jest jej wart’’, to poznawszy jej
biografie˛, powinien wybic´ to sobie z głowy.

– Nie chciałabym sie˛ wtra˛cac´... – zacze˛ła nies´miało

Lynette.

– Słucham.
– Na pocza˛tku doktor Stafford nie miał tu najlepszej

opinii.

– Moge˛ to sobie wyobrazic´.
– Ale na nia˛ nie zasłuz˙ył.
Jasne. A ja jestem kro´lowa˛ angielska˛!
– Dlaczego tak uwaz˙asz? – zainteresowała sie˛ Nikki.
– Wiem, z˙e co tydzien´ umawiał sie˛ z inna˛, ale mo´j

George tez˙ miał opinie˛ podrywacza. Uwierz mi, doktor
Stafford przy nim to mnich!

110

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Nikki znała łysieja˛cego, tłustawego George’a. Uwa-

z˙ała go za przemiłego gadułe˛. Jes´li rzeczywis´cie w mło-
dos´ci był niepoprawnym podrywaczem, to małz˙en´stwo
bardzo go odmieniło.

– Pare˛ miesie˛cy temu – cia˛gne˛ła piele˛gniarka – dok-

tor nagle sie˛ opamie˛tał. Niezalez˙nie od tego, jaka jest
jego przeszłos´c´, podejrzewam, z˙e jest taki jak George.
Kiedy trafi na te˛ jedyna˛, to sie˛ ustatkuje.

Nie była to zbyt subtelna aluzja, ale Nikki juz˙ zda˛z˙yła

sie˛ zorientowac´, z˙e dla Lynette Galen jest alfa˛ i omega˛.
I trudno temu sie˛ dziwic´. Uratował z˙ycie jej me˛z˙owi,
gdy ten dostał ataku serca.

– Co chcesz przez to powiedziec´?
– Jes´li jeszcze nie wiesz, co o nim mys´lec´, to przede

wszystkim nie wierz plotkom.

– Jes´li jakies´ do mnie dotra˛, postaram sie˛ pamie˛tac´

twoje słowa – obiecała jej Nikki.

Lecz gdy lez˙ała w wannie i szykowała sie˛ na przyj-

s´cie Galena oraz opiekunki do dziecka, poczuła, z˙e ta
chwila zbliz˙a sie˛ z pre˛dkos´cia˛ s´wiatła.

Galen wyjawił jej swoje intencje w poniedziałek.

Skłamałaby, twierdza˛c, z˙e tego nie pragnie.

Rozpaczliwie.
– Pytanie tylko – ubieraja˛c sie˛, przemawiała do Em-

my, kto´ra lez˙ała na s´rodku jej ło´z˙ka – czy potrafie˛ spo-
kojnie z nim sie˛ rozstac´, kiedy wygas´nie mo´j kontrakt.

Emma wydała z siebie jakis´ dz´wie˛k.
– Wiem, wiem. Powiedział, z˙e dojrzał do załoz˙enia

rodziny, ale czy mu sie˛ nie znudze˛? Jestem zupełnie inna
niz˙ jego dawne przyjacio´łki. – Przegla˛dała sie˛ w lustrze.
– Jestem niska i wyja˛tkowo przecie˛tna. On woli wysokie
i pie˛kne.

111

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Emma chrza˛kne˛ła.
– To prawda. Widziałam kilka z nich. Gdybys´my

razem nie studiowali i gdyby nie przyjaz´nił sie˛ z Calem,
nawet by na mnie nie spojrzał.

Emma cisne˛ła gryzakiem i rozdarła sie˛ wniebogłosy.

Ucichła, dopiero gdy Nikki włoz˙yła jej zabawke˛ do
ra˛czki.

– Moz˙e teraz jest troche˛ wyciszony, ale ma charakter

łowcy – poinformowała mała˛. – Jak juz˙ ma pewnos´c´, z˙e
dziewczyna wpadła w jego sidła, szybko sie˛ nia˛ nudzi.

Dlaczego nie cieszysz sie˛ tym, co on ci daje? – ode-

zwał sie˛ cichy, wewne˛trzny szept. Chcesz tego. Od
dawna.

– Moge˛ to potraktowac´ jako jeden ze sposobo´w

sprawdzenia, jakie sa˛jego zamiary. Uda mi sie˛ byc´ z nim
dłuz˙ej niz˙ innym albo nie, ale nie be˛de˛ tkwiła zawieszo-
na w pro´z˙ni. Znam go na tyle długo, z˙e od razu zauwaz˙e˛
oznaki znudzenia. Chyba byłoby lepiej dowiedziec´ sie˛
tego przed wygas´nie˛ciem kontraktu. – Westchne˛ła.
– A jes´li sie˛ okaz˙e, z˙e moja miłos´c´ mu nie wystarczy?
Boje˛ sie˛, z˙e drugiego takiego nie znajde˛.

Teraz tez˙ nie ma drugiego takiego. Poraz˙ona tym

odkryciem az˙ przysiadła na ło´z˙ku.

– Emmo, poradz´ mi, co mam robic´.
Niemowle˛ zatrzepotało ra˛czkami.
– Masz racje˛. Poczekam na rozwo´j sytuacji. Czegos´

takiego nie da sie˛ zaplanowac´ z wyprzedzeniem. Juz˙ raz
popełniłam taki bła˛d. Drugi raz tego nie zrobie˛.

To po co pojechałas´ po pracy do apteki? – szepna˛ł

złos´liwy głosik. Poboz˙ne z˙yczenia, odpowiedziała mu
w duchu. Niech sie˛ dzieje co chce. Ale jes´li juz˙ do
czegos´ dojdzie, dobrze byc´ na to przygotowanym.

112

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Wzie˛ła Emme˛ na re˛ce i przeszła do salonu, gdzie

razem czekały na gos´ci. Opiekunka zjawiła sie˛ kilkanas´-
cie minut po´z´niej, wie˛c Nikki nie miała juz˙ czasu na
czcze rozmys´lania. Gdy przekazała wszystkie instrukcje
Ruby, sa˛siadce z pierwszego pie˛tra, przyjechał Galen.

– Gdyby miała pani jakies´ problemy, prosze˛ dzwo-

nic´ do mnie.

– Nie omieszkam – oznajmiła starsza pani. – Z

˙

ycze˛

miłej zabawy.

Nikki zawahała sie˛, gdy tylko trzasne˛ły za nia˛ drzwi,

lecz Galen pocia˛gna˛ł ja˛ w strone˛ windy.

– Chodz´. Ona wygla˛da na dos´wiadczona˛ opiekunke˛.
– Dlaczego mam uczucie, z˙e robie˛ cos´, czego nie

powinnam? – je˛kne˛ła, gdy szli w strone˛ jego auta.

– Mo´wisz jak prawdziwa matka, kto´ra po raz pierw-

szy zostawia dziecko. Be˛dziemy pie˛c´ minut od domu.

– Moz˙liwe.
– Nikki, to jest nasza pierwsza randka, zapomniałas´?

Tylko ty i ja. Nikogo wie˛cej.

Czy zapomniała? Czeka na te˛ chwile˛ od kilkunastu

miesie˛cy. Nareszcie ma okazje˛ traktowac´ go jak kogos´,
kto jest wie˛cej niz˙ przyjacielem i kolega˛ z pracy,
a jednoczes´nie pokazac´ mu kobiete˛, kto´ra kryje sie˛ za
lekarskim fartuchem i dyplomem.

– Przez trzy godziny tylko my dwoje.
– Wobec tego nie marnujmy ani minuty.
Galen zaprosił ja˛ na kolacje˛ w ekskluzywnym klubie.

Na białym obrusie stała ro´z˙a i elegancki s´wiecznik,
a w rogu sali grał kwartet smyczkowy.

Nikki powiodła wzrokiem po otoczeniu.
– Nie jestem odpowiednio ubrana. Trzeba było mnie

uprzedzic´.

113

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Rozejrzał sie˛.
– One pokazuja˛ wie˛cej gołego niz˙ ty.
– Przeciez˙ wiesz, o czym mo´wie˛! – mrukne˛ła zi-

rytowana.

Galen unio´sł kieliszek, by wznies´c´ toast.
– Za najpie˛kniejsza˛ kobiete˛ w tym lokalu.
Jego pełne podziwu spojrzenie rozbroiło ja˛.
– Dzie˛kuje˛.
Podczas kolacji Galen zabawiał ja˛ opowies´ciami

z czaso´w, kiedy pracował w Seattle, a ona rewanz˙owała
mu sie˛ anegdotami ze szpitali, w kto´rych miała zaste˛pst-
wa. Była rozczarowana, gdy Galen oznajmił, z˙e juz˙
musza˛ wychodzic´, jes´li nie chca˛ spo´z´nic´ sie˛ na film.

Chciała nawet zaproponowac´, by odłoz˙yli te˛ atrakcje˛

na kiedy indziej, lecz gdy w kinie zgasły s´wiatła i Galen
ja˛ obja˛ł, cieszyła sie˛, z˙e w pore˛ ugryzła sie˛ w je˛zyk.

Przymkne˛ła powieki, by delektowac´ sie˛ jego obec-

nos´cia˛ tuz˙ obok i wdychac´ jego niepowtarzalny zapach.
Gdyby potrafiła zatrzymac´ czas, niezwłocznie by to
zrobiła.

Po´z´niej, kiedy jechali do niej, westchne˛ła głos´no.
– Zme˛czona? – zapytał.
– Nie. Z

˙

ałuje˛, z˙e nasza randka juz˙ sie˛ kon´czy.

– Be˛dzie naste˛pny pia˛tek.
To cały tydzien´! – pomys´lała.
– To prawda.
– Poza tym przed pia˛tkiem tez˙ be˛dziemy sie˛ widy-

wali – zauwaz˙ył. – U ciebie spe˛dzam tyle samo czasu co
u siebie.

– A propos. – Spojrzała w jego strone˛. – Kiedy po-

kaz˙esz nam, jak mieszkasz?

– Jak be˛de˛ miał czas zrobic´ porza˛dek.

114

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– O! Chcesz powiedziec´, z˙e jestes´ bałaganiarzem?
– Jestem porza˛dny inaczej.
– Rozumiem. Jes´li tak bardzo odcia˛gamy sie˛ od

obowia˛zko´w domowych, kto´res´ popołudnie pos´wie˛c´ na
sprza˛tanie, zamiast do nas przyjez˙dz˙ac´ – zaproponowała.

– Wykluczone. Wole˛ polubic´ kurz.
Zaparkował nieopodal wejs´cia do jej domu.
– Odprowadze˛ cie˛ pod drzwi – oznajmił.
Zgodnie z niepisana˛umowa˛wychodził od niej o dzie-

sia˛tej, kiedy Emma zasypiała. Teraz jednak Nikki chcia-
ła opo´z´nic´ te˛ godzine˛ policyjna˛, choc´by o kilka minut.

Weszli na palcach do mieszkania, w kto´rym panował

po´łmrok. Ruby ogla˛dała telewizje˛.

– Witajcie – powiedziała, wyła˛czaja˛c telewizor.
– Jak było? – zapytała Nikki, nie kryja˛c niepokoju.
– Nadzwyczajnie – odparła Ruby. – Emma jest

słodka.

Nikki us´miechne˛ła sie˛.
– Miewa bardzo złe dni.
– Prosze˛ sie˛ nie martwic´, jes´li be˛dzie spała duz˙o

dłuz˙ej, ale tak dobrze sie˛ bawiłys´my, z˙e sie˛ zagapiłam
i połoz˙yłam ja˛ dopiero godzine˛ temu.

Ruby zebrała swoje rzeczy, obiecała przyjs´c´ do Em-

my za tydzien´, po czym sie˛ poz˙egnała.

– S

´

pi jak suseł – oznajmiła Nikki, wro´ciwszy do

salonu.

– To znaczy, z˙e i mnie pora wychodzic´.
Nikki nagle poczuła sie˛ jak Kopciuszek, kto´ry wie-

dział, z˙e musi opus´cic´ bal, a wcale nie miał na to ochoty.
Miała podobne buty, wie˛c od razu stało sie˛ dla niej jasne,
dlaczego Kopciuszek zgubił trzewik. Po prostu zwlekał
do ostatniej chwili.

115

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Moz˙e masz ochote˛ na lody? – zapytała, czepiaja˛c

sie˛ pierwszego z brzegu pretekstu.

Popatrzył na nia˛ spod opuszczonych powiek.
– To bardzo dobry pomysł na taka˛ upalna˛ noc.
Przytakne˛ła, ka˛tem oka widza˛c, jak Galen nad nia˛ sie˛

pochyla.

– Prawde˛ mo´wia˛c, wolałbym cos´ słodszego – powie-

dział po´łgłosem.

– Na przykład co? – zapytała, czuja˛c jego oddech.
– Zaraz ci pokaz˙e˛.
Przycia˛gna˛ł ja˛ do siebie i zamkna˛ł jej usta pocałun-

kiem. Od dawna marzyła o takim pocałunku. S

´

wiat

przestał dla niej istniec´, liczył sie˛ tylko Galen.

Nagle odsuna˛ł od niej wargi i zacza˛ł jej sie˛ przy-

gla˛dac´ wzrokiem, w kto´rym gotowało sie˛ poz˙a˛danie na
zmiane˛ z uwielbieniem. Nie us´miechał sie˛, nic nie
mo´wił. Wyłoz˙ył juz˙ swoje argumenty i teraz czekał na
jej decyzje˛. Czekał, spodziewaja˛c sie˛ najlepszego, przy-
gotowany na najgorsze.

Rozsa˛dek nakazywał jej zastanowic´ sie˛, rozwaz˙yc´

konsekwencje, lecz ciało domagało sie˛ czegos´ wre˛cz
odwrotnego. Moz˙e Galen naprawde˛ sie˛ zmienił, a moz˙e
nie, ale czy czasami nie warto zaryzykowac´?

– Pare˛ dni temu złoz˙yłes´ mi pewna˛ propozycje˛ – za-

cze˛ła z wahaniem. – Czy nadal jest aktualna?

– Nieustaja˛co.
– Przyjmuje˛ ja˛.
– Zostane˛ do rana – ostrzegł ja˛.
– Tylko to wchodzi w rachube˛.

116

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ROZDZIAŁ O

´

SMY

Galen otworzył przed nia˛ ramiona. Od tej chwili

liczyło sie˛ dla niej tylko to, co do niego czuła. Gdy wsuna˛ł
dłonie pod jej sweter, przeszył ja˛ rozkoszny dreszcz.

– S

´

wiatło... – zda˛z˙yła szepna˛c´, zanim ja˛ pocałował.

– I trzeba zamkna˛c´ drzwi.

Wypus´cił ja˛z obje˛c´ i trzymaja˛c za re˛ke˛, zgasił s´wiatło

w salonie, a naste˛pnie zasuna˛ł zasuwe˛ w drzwiach.

Potem ona poprowadziła go do sypialni. Chciała wła˛-

czyc´ nocna˛ lampke˛ przy ło´z˙ku, ale ja˛ powstrzymał.

– Zaczekaj.
Spojrzała w jego strone˛? Czyz˙by znowu sie˛ rozmys´-

lił? Jes´li tak, to go udusi za to, z˙e rozbudził w niej taka˛
z˙a˛dze˛ i odmawia jej zaspokojenia.

– Dlaczego?
Sie˛gna˛ł do guziko´w jej swetra.
– Chce˛ cie˛ ogla˛dac´ ubrana˛ tylko w ksie˛z˙ycowa˛ po-

s´wiate˛ – szepna˛ł.

Ksie˛z˙ycowa pos´wiata? Dopiero teraz sie˛ zorientowa-

ła, z˙e na bezchmurnym niebie s´wieci ogromny ksie˛z˙yc.

– Przyszło mi do głowy... – Zawahała sie˛, bo Galen

juz˙ zdja˛ł jej bluzke˛.

– Co takiego? – Patrzył jej w oczy.
– Nic waz˙nego.
Nie odrywał wzroku od jej twarzy.
– Pomys´lałas´, z˙e znowu sie˛ wycofam.

background image

– Tak – powiedziała zgodnie z prawda˛.
– Nie obawiaj sie˛. Nie teraz.
Chwile˛ po´z´niej Galen pozbawił ja˛ stanika.
– Jestes´ pie˛kna. – Powio´dł re˛ka˛ po jej ramieniu.
Nikki takz˙e zapragne˛ła ogla˛dac´ go w s´wietle ksie˛z˙y-

ca. Wycia˛gne˛ła mu koszule˛ ze spodni, po czym szarp-
ne˛ła klamre˛ paska, lecz on przytrzymał jej dłon´.

– Jes´li chcesz, z˙ebys´my to zrobili powoli...
– Wcale nie chce˛! Zmarnowalis´my tyle czasu...
– To prawda.
– Poza tym – us´miechne˛ła sie˛ uwodzicielsko – po-

woli be˛dzie potem.

Ku obopo´lnemu zadowoleniu zacze˛li pospiesznie

s´cia˛gac´ z siebie ubrania. Nawet nie było wiadomo, czyje
re˛ce co rozpinaja˛, poniewaz˙ liczył sie˛ wyła˛cznie efekt
kon´cowy: najpie˛kniejszy akt ła˛cza˛cy dwie istoty ludzkie.

Gdy Nikki juz˙ lez˙ała na ło´z˙ku, ujrzała tuz˙ nad soba˛

twarz Galena. Przymkne˛ła powieki. Czekała, a on nie-
spodziewanie znieruchomiał. Miała ochote˛ tłuc pie˛s´-
ciami w materac.

– O co chodzi tym razem?
– Czy to nie jest dzien´, kiedy twoim braciom wolno

do ciebie dzwonic´?

– Nie. A nawet jes´li zadzwonia˛, to moga˛ sie˛ nagrac´.
– To dobrze. – Obsypywał pocałunkami jej twarz.

– Bo nie chce˛, z˙eby mi przeszkadzano.

Juz˙ miała mu wytkna˛c´, z˙e sam to robi, ale uzmys-

łowiła sobie, z˙e to by tylko przedłuz˙yło to nieznos´ne
oczekiwanie.

Ni sta˛d ni zowa˛d przed oczami stane˛ło jej pewne

siedmiokilogramowe potencjalne zakło´cenie. Zesztyw-
niała.

118

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Emma.
Galen podnio´sł głowe˛.
– Nic nie słysze˛ – powiedział.
– S

´

pi. W sa˛siednim pokoju. Moz˙e nie powinnis´my...

– Nic nie zauwaz˙y – zapewnił ja˛, całuja˛c w szyje˛.

– Gdyby na naszym miejscu byli jej biologiczni rodzice,
to jak mieliby zrobic´ jej siostrzyczki i braciszko´w?

– Masz racje˛.
– Jasne. I gdyby czuli to samo co ja do ciebie, to

pewnego dnia okazałoby sie˛, z˙e Emma ma bardzo liczna˛
rodzine˛.

Zanim jednak Nikki zda˛z˙yła cokolwiek powiedziec´,

zacze˛li wznosic´ sie˛ na wyz˙yny rozkoszy.

I choc´ Galen cze˛sto nazywał ja˛ wro´belkiem, tym

razem wzbiła sie˛ tam, gdzie kro´luja˛ orły.

Przez kolejne tygodnie poruszała sie˛ ws´ro´d lekkiej

mgiełki szcze˛s´liwos´ci. Dawniej zawsze odliczała czas
do kon´ca kontraktu, teraz miała inna˛ miare˛. Jej czaso-
mierzem stała sie˛ mała Emma... jej pierwszy s´miech,
pierwszy raz, kiedy przez cała˛ minute˛ utrzymała w ra˛cz-
ce grzechotke˛.

A Galen? Stał sie˛ cze˛s´cia˛ jej dnia codziennego, jak

Emma. Co sie˛ stanie, gdy jej kontrakt wygas´nie? Tym
bardziej z˙e nie zanosiło sie˛, by dyrekcja szpitala plano-
wała zatrudnienie trzeciego lekarza, mimo z˙e bardzo by
sie˛ przydał.

To znaczy, z˙e czeka ja˛ kolejne zaste˛pstwo. Wizja

romansu przez telefon nie była pocia˛gaja˛ca, lecz stano-
wiła lepsze rozwia˛zanie niz˙ wszelki brak kontaktu.

Zachwycał ja˛ nie tylko fizyczny aspekt tej znajomo-

s´ci. Po prostu uwielbiała byc´ z Galenem, poniewaz˙

119

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

potrafił ja˛rozbawic´ i natchna˛c´ optymizmem. Najbardziej
be˛dzie jej brakowało wspo´lnego omawiania szpitalnych
przypadko´w oraz wymiany pogla˛do´w. Najwaz˙niejsze
jednak było poczucie bezpieczen´stwa, jakie jej dawał,
mimo z˙e był to stan bardzo ryzykowny.

Nie wiem, co bym zrobiła, mys´lała, gdybym zacze˛ła

na nim polegac´, a on by mnie rzucił. Jego rekord wynosił
pie˛c´ tygodni z jedna˛ kobieta˛. To juz˙ niedługo. Tłuma-
czyła sobie, z˙e nie powinna sie˛ przejmowac´, z˙e i to
przez˙yje, skoro przez˙yła ucieczke˛ matki. Dzien´ dzisiej-
szy jest darem i przede wszystkim on sie˛ liczy. Nie warto
zaprza˛tac´ sobie mys´li tym, co dopiero be˛dzie.

Ale bez niego przyszłos´c´ jawiła sie˛ ponura.
I pusta bez Emmy.
Wzmianka o sprawie Archesa w lokalnej gazecie

uprzytomniła Nikki, z˙e jej czas jest policzony.

– Jak sa˛dzisz, ile potrwa ten proces? – zapytała pew-

nego dnia Galena, kto´ry akurat karmił Emme˛.

– Nie mam poje˛cia. Na pewno kilkanas´cie tygodni.

Nasz wymiar sprawiedliwos´ci jest bardzo opieszały.

– To znaczy, z˙e prawdopodobnie be˛de˛ zmuszona

rozstac´ sie˛ z moim małym gos´ciem pre˛dzej, niz˙ za-
kładałam.

– To nie jest wykluczone. Jak sie˛ na to zapatrujesz?
– Ciesze˛ sie˛, z˙e wro´ci do matki – powiedziała – ale

be˛de˛ strasznie za nia˛ te˛sknic´. Bez niej i bez jej rzeczy
be˛dzie tu przeraz´liwie pusto. – Rozejrzała sie˛ po pokoju.
– Nie ma co sie˛ oszukiwac´. Widzisz, strace˛ powiernice˛.
Ona zna wszystkie moje najskrze˛tniej skrywane sekrety.

– Che˛tnie ja˛ w tym zasta˛pie˛.
Atrakcyjna propozycja, lecz nie do zaakceptowania,

bo wie˛kszos´c´ tych sekreto´w dotyczy Galena. Przede

120

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

wszystkim dlaczego, gdy ich zaz˙yłos´c´ wkroczyła w no-
wy etap, ani razu nie wspomniał o wspo´lnej przyszłos´ci,
czego dawniej rzekomo tak pragna˛ł.

– To nie to samo co rozmowa ,,jak kobieta z kobie-

ta˛’’ – prychne˛ła. – Faceci do tego sie˛ nie nadaja˛.

– Szkoda.
– A co ty mys´lisz o jej wyjez´dzie? – zapytała.
– Opro´cz tego, z˙e nie be˛de˛ na wezwanie, gdy be˛dzie

miała muchy w nosie?

– Nie przesadzaj. Tylko raz zadzwoniłam do ciebie

o pierwszej w nocy! To nie moja wina, z˙e ona domaga
sie˛ ciebie, jak boli ja˛ brzuszek.

– Nie narzekam. Kaz˙dy pretekst jest dobry, z˙eby

spe˛dzic´ tu noc.

– Gdybys´ wprowadził sie˛ do mnie, nie musiałbys´

wyszukiwac´ z˙adnych preteksto´w – zauwaz˙yła pozornie
swobodnym tonem.

– Naprawde˛? W cia˛gu ostatnich dwo´ch tygodni nie-

spodziewanie odwiedzili cie˛ dwaj bracia. Byli zdumieni
obecnos´cia˛ Emmy. Jak by zareagowali na wiadomos´c´,
z˙e mieszkam z toba˛?

Edward i John zaakceptowali historyjke˛ o matce

Emmy, ale mimo to byli bardzo zaniepokojeni. Edward,
jako najstarszy, zaryzykował pytanie, jak Nikki radzi
sobie w pojedynke˛. Natychmiast mu odpowiedziała, z˙e
skoro moz˙e byc´ odpowiedzialna za ludzi, kto´rych z˙ycie
wisi na włosku, ro´wnie dobrze moz˙na powierzyc´ jej
opiece zdrowe niemowle˛.

Gdyby dowiedzieli sie˛ o jej romansie z Galenem, za-

sypaliby ja˛ pytaniami o jego intencje. Uwaz˙ali bowiem,
z˙e skoro cie˛z˙ko zapracowali na jej zaufanie, jej partner
tez˙ musi na nie zasługiwac´.

121

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Zniosłaby te pytania, gdyby sama znała jego zamiary.

Mimo z˙e z całego serca pragne˛ła usłyszec´ z jego ust te˛
przysie˛ge˛, Galen musi sie˛ na nia˛ zdobyc´ z własnej woli,
a nie pod presja˛ jej braci. Na razie chce jej udowodnic´,
z˙e potrafi byc´ wierny, ale czy nie zdaje sobie sprawy, z˙e
zaufanie i wiernos´c´ sa˛moz˙liwe wyła˛cznie na fundamen-
cie miłos´ci?

– To jest moje z˙ycie – oznajmiła wyniosłym tonem.
– Niemniej podlega ich aprobacie. Wiem, z˙e jestes´

skłonna z nimi walczyc´, ale ja nie. Nie chce˛, z˙eby przeze
mnie popsuły sie˛ twoje stosunki z rodzina˛.

Z jednej strony cieszyło ja˛ takie szlachetne podejs´cie,

lecz z drugiej, odmowe˛ zamieszkania z nia˛ traktowała
jako sygnał, z˙e Galen ma wie˛cej zastrzez˙en´ wobec idei
zwia˛zania sie˛ z nia˛, niz˙ pocza˛tkowo utrzymywał.

– Mo´wia˛c powaz˙nie... mys´le˛, z˙e powinnas´ sie˛ za-

stanowic´, co zrobisz, jes´li Alice Martin sie˛ nie pojawi.

– Wa˛tpisz w jej powro´t?
Wzruszył ramionami.
– Mało to tragedii widzielis´my na urazo´wce? To

bardzo romantyczny pomysł, z˙e ona musi ukrywac´ sie˛
przed kryminalistami, ale ta historia moz˙e nie skon´czyc´
sie˛ happy endem.

– Zadbała o przyszłos´c´ dziecka.
– Uwaz˙asz, z˙e moz˙na zaufac´ człowiekowi, kto´rego

w ogo´le sie˛ nie zna?

Wyczuła, z˙e w rzeczywistos´ci Galen pyta ja˛, dlacze-

go zaufała obcej kobiecie, a jemu nie potrafi.

– Tak mi podpowiada kobieca intuicja. Nie kaz˙ sobie

tego wyjas´niac´, bo nie umiem.

– A jes´li przyjdzie ci ja˛ komus´ oddac´?
Nie chciała brac´ pod uwage˛ takiego scenariusza. Mia-

122

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ła nadzieje˛, z˙e gdyby pani Martin znikne˛ła na dobre, sa˛d
przyznałby jej prawa opiekun´cze.

Zastanowiło ja˛, czy los małej Emmy moz˙e miec´

wpływ na jej przyszłos´c´, lecz zanim zda˛z˙yła zapytac´
Galena, czy zgodziłby sie˛ z dnia na dzien´ zostac´ ojcem
Emmy, on wyja˛ł butelke˛ z buzi niemowle˛cia.

– Emma juz˙ sie˛ poz˙ywiła – oznajmił. – Jes´li zaraz

wyjdziemy, zda˛z˙ymy do remizy na koncert Annie.

Waz˙ne pytania nalez˙y odłoz˙yc´ na kiedy indziej.
– Czy Emma nie rozpłacze sie˛, jak usłyszy dudy?

– zaniepokoiła sie˛ Nikki.

– Nie obawiaj sie˛. Annie gra bardzo ładnie.
Przed remiza˛ stało mno´stwo samochodo´w.
– No prosze˛, jaka frekwencja – powiedział, rozgla˛-

daja˛c sie˛ po dziedzin´cu i trawnikach, gdzie rozsiedli sie˛
amatorzy muzyki.

Nikki usiadła na rozkładanym fotelu.
– Chcesz przez to powiedziec´, z˙e koncerty Annie nie

zawsze cieszyły sie˛ tak powszechnym uznaniem? – spy-
tała z us´miechem.

– Oj, nie zawsze. – Nieopodal garaz˙y dostrzegł

Annie i Jareda, kto´ry podpieraja˛c sie˛ kulami, dotarł do
pierwszego rze˛du foteli, w kto´rym siedzieli straz˙acy.

Recital Annie trwał po´ł godziny. Przez ten czas Galen

zastanawiał sie˛ nad wymiana˛ zdan´, jaka miała miejsce
przed ich wyjs´ciem z domu. Nikki chce, by z nia˛
zamieszkał, a on nie ma nic przeciwko temu, zasad-
niczo. Jednak wymo´wka, z˙e nie chce antagonizowac´ jej
z rodzina˛, nie była jedynym kontrargumentem. Prawde˛
mo´wia˛c, najbardziej obawiał sie˛, z˙e nie sprosta oczeki-
waniom jej rodziny. Jakis´ czas temu na pewno nie
przyje˛liby go z otwartymi ramionami, lecz on postawił

123

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

sobie za punkt honoru udowodnic´ Nikki i jej braciom, z˙e
na nia˛ zasługuje.

Gdy koncert dobiegł kon´ca, publicznos´c´ nagrodziła

Annie gora˛cymi oklaskami, po czym zacze˛ła sie˛ roz-
chodzic´.

– Bardzo mi sie˛ podobało – oznajmiła Nikki, za-

gla˛daja˛c do Emmy, kto´ra juz˙ sie˛ obudziła, lecz za-
chowywała sie˛ wzorowo. – Nie miałam poje˛cia, z˙e dudy
moga˛ byc´ tak subtelne.

– Powiedz to Annie, sprawisz jej ogromna˛ przyjem-

nos´c´. – Podprowadził ja˛ do Annie i Jareda.

– Annie, byłas´ s´wietna.
– No, kilka razy sie˛ pomyliłam, ale robie˛ poste˛py.

Prawda, Jared? – Połoz˙yła Jaredowi dłon´ na ramieniu,
a on natychmiast przykrył ja˛ re˛ka˛.

– Annie robi kolosalne poste˛py. – Popatrzył na nia˛

z czułos´cia˛. – Przeciez˙ ci mo´wiłem, z˙e wystarczy do-
starczyc´ jej bodz´ca – zwro´cił sie˛ do Galena.

– To Jared wymys´lił te koncerty – rzekła Annie.

– Wygadał przed moimi kolegami z zespołu ratow-
niczego, z˙e gram na dudach, a oni zmusili mnie, z˙ebym
im zagrała. A potem kto´regos´ dnia siedziałam przed
domem i c´wiczyłam. Zanim sie˛ obejrzałam, wyszło paru
sa˛siado´w, a na ulicy zatrzymywali sie˛ przechodnie.

– Od dawna grasz?
– Zacza˛ł mnie uczyc´ dziadek, ale nie byłam tym

zachwycona. Dopiero gdy umarł, tak bardzo mi go
brakowało, z˙e znowu zacze˛łam c´wiczyc´.

– Czy to były szkockie piosenki, bo z˙adnego utworu

nie znałam – zapytała Nikki.

– Gaelickie. Dziadek lubił je najbardziej. Pewnie

byłby ze mnie dumny...

124

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Emma zakwiliła znudzona monotonnym widokiem,

wie˛c Nikki wzie˛ła ja˛ na re˛ce.

– To jest Emma? – zainteresowała sie˛ Annie. – Ga-

len cia˛gle nam o niej opowiada. Rozkoszna.

– Słodka. Galen jest jej najlepszym kolega˛. Czasami

marzy tylko o nim. – Nikki s´wietnie rozumiała te˛ mała˛
istotke˛, bo sama cierpiała na te˛ przypadłos´c´.

– To dobry chłopak – wtra˛ciła niespodziewanie An-

nie. – Duz˙o mu zawdzie˛czam.

– Jak to?
Nagle rozbrzmiał sygnał alarmowy, wie˛c wszyscy

jak na komende˛ wynies´li swoje fotele z podjazdu,
a straz˙acy ruszyli biegiem do swoich wozo´w.

– Musze˛ leciec´! – zawołała Annie, odkładaja˛c dudy

na krzesło, po czym wskoczyła do karetki.

Jared pokus´tykał na trawnik, a Galen przeja˛ł za-

płakana˛Emme˛ od Nikki, by ja˛utulic´. Pare˛ minut po´z´niej
wozy straz˙ackie na sygnale oraz ambulans ruszyły szosa˛
na zacho´d.

– Cze˛sto sie˛ to zdarza? – Nikki zagadne˛ła Jareda.
– Mniej wie˛cej raz na tydzien´ – odparł beztrosko.

– Nauczylis´my sie˛ z tym z˙yc´, chociaz˙ za kaz˙dym razem
mamy nadzieje˛, z˙e wie˛cej sie˛ to nie powto´rzy. Galen,
podobno masz pełne re˛ce roboty.

– Nie nudze˛ sie˛. Dobrze, z˙e mamy Nikki.
Jared pokiwał głowa˛.
– Zdejma˛ mi ten gips za dwa tygodnie. Chciałem od

razu wro´cic´ do roboty, ale ordynator sie˛ nie zgodził. Powie-
dział, z˙e moge˛ zaja˛c´ sie˛ wyła˛cznie papierkowa˛ robota˛.

– Stary, nie spiesz sie˛ – poradził mu Galen. – Mamy

Nikki. Na dodatek jest ładniejsza od ciebie i ma lepszy
charakter.

125

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Jared us´miechna˛ł sie˛.
– Wobec tego bawcie sie˛ dobrze – mrukna˛ł.
Galen wyja˛ł kluczyki do samochodu.
– Podwiez´c´ cie˛? – zapytał Jareda.
– Dzie˛ki, ale ja tu jakis´ czas zabawie˛.
– Czy macie cos´ przeciwko temu, z˙ebys´my na chwi-

le˛ wpadli do mnie, zanim was odwioze˛? – zapytał ja˛
Galen w drodze powrotnej. – Popsuł sie˛ programator
w zraszaczach na trawniku i włas´ciciel domu poprosił
mnie, z˙ebym je przed wieczorem wyła˛czył. Musiał wy-
jechac´ i wro´ci dopiero jutro.

– W ogo´le nam to nie przeszkadza. Posłuchaj, Annie

powiedziała, z˙e duz˙o ci zawdzie˛cza. O co to chodzi?

– Odegrałem pewna˛ role˛ w tym, z˙e sa˛ razem.
– Wyswatałes´ ich?
– To nie tak. Na pocza˛tku Jared i Annie bardzo sie˛

nie lubili. Annie nie zapłaciła rachunku za energie˛
elektryczna˛, ale z powodu pomyłki w adresach elektro-
wnia odcie˛ła Jaredowi pra˛d. Jared uznał, z˙e ktos´ powi-
nien sie˛ nia˛ zaja˛c´, i wybrał do tego mnie.

– Ciebie? Dlaczego?
Galen wzruszył ramionami.
– Bo sie˛ przyjaz´nilis´my.
Nikki poczuła ukłucie zazdros´ci, lecz w pore˛ sobie

przypomniała, z˙e ratowniczka nie wygla˛dała na osobe˛,
kto´ra jest zainteresowana Galenem.

– Ale ja mu powiedziałem, z˙e jes´li jej roztrzepanie

go niepokoi, to sam powinien sie˛ nia˛ zaopiekowac´.

– Zdaje sie˛, z˙e mu to niez´le idzie – zauwaz˙yła.
– O tak. Pobieraja˛ sie˛. W listopadzie, o ile dobrze

pamie˛tam. – Zahamował przed domem.

Budynek pochodził z lat siedemdziesia˛tych, wie˛c nie

126

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

nalez˙ał do najnowszych. Nie zdziwiło to Nikki, ponie-
waz˙ było dla niej jasne, z˙e młodego lekarza nie stac´ na
mieszkanie w nowoczesnym apartamentowcu.

– Zaczekajcie na mnie – polecił jej.
To mieszkanie jest zdecydowanie bardziej elegancko

urza˛dzone niz˙ to, kto´re wynajmował na staz˙u, uznała
Nikki, wchodza˛c do s´rodka. Postawiła na podłodze
fotelik z Emma˛ i zacze˛ła zwiedzac´ pomieszczenia.
Kuchnia wygla˛dała na mało uz˙ywana˛. Najwidoczniej
Galen nadal zadowala sie˛ jajecznica˛ na bekonie, grzanka˛
i zupa˛ z puszki.

W salonie dostrzegła regał z ksia˛z˙kami. Ciekawe, czy

ma teraz czas czytac´ powies´ci sensacyjne. Na po´łce obok
nich stały ksia˛z˙ki medyczne oraz kilka historycznych.

Na samym dole zauwaz˙yła album ze zdje˛ciami.

Przerzucaja˛c jego karty, zorientowała sie˛, z˙e sa˛ tam
zdje˛cia Galena w ro´z˙nym wieku. Zaintrygowana przy-
siadła z albumem na kanapie. Galen z mama˛ i tata˛, Galen
sam, byc´ moz˙e dlatego, z˙e tata juz˙ od nich odszedł,
a mama zrobiła zdje˛cie. Potem Galen z siostrzyczka˛,
s´licznym malen´stwem z ciemnymi włosami, duz˙ymi
oczami i słodkim us´miechem. Takim samym jak...

Us´miech Emmy!
Z zapartym tchem poro´wnywała niemowle˛ z foto-

grafii z niemowle˛ciem w foteliku. Gdyby nie ro´z˙ne u-
branka, dziewczynki byłyby identyczne! Kaz˙de naste˛p-
ne zdje˛cie utwierdzało ja˛ w tym przekonaniu. Us´miech-
nie˛ta dziewczynka na zdje˛ciu miała taki sam dołeczek
w prawym policzku!

Matka Emmy jest siostra˛ Galena. To oczywiste jak

słon´ce. Dlaczego nie oddała małej Galenowi, za-
miast podrzucac´ ja˛ nieznajomej lekarce? Nalez˙y z tego

127

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

wywnioskowac´, z˙e Alice Martin wiedziała, z˙e jej brat
mieszka w Hope.

Moz˙e bała sie˛, z˙e brat nie przyjmie jej dziecka? Moz˙e

z jakiegos´ powodu nie chciała go w to wcia˛gac´? A moz˙e
to wszystko to wymysły jej wybujałej wyobraz´ni? Moz˙e
zaraziła sie˛ od Jean?

Dalsze zdje˛cia wie˛kszej juz˙ dziewczynki rozwiały

wszystkie jej wa˛tpliwos´ci. Alice Martin, kto´ra przyszła
do ambulatorium, była po prostu starsza˛, bardziej do-
s´wiadczona˛ przez z˙ycie wersja˛ nastolatki ze zdje˛c´.

W głowie jej huczało. Czy powinna podzielic´ sie˛

z Galenem tym spostrzez˙eniem? Czy ma czekac´, az˙
Alice Martin sama sie˛ z nim skontaktuje? Ale jes´li Alice
tego nie zrobi, to czy ona, Nikki, be˛dzie mogła z˙yc´ ze
s´wiadomos´cia˛, z˙e nie przekazała Galenowi informacji
o jego siostrze?

Do salonu wszedł Galen.
– Juz˙ jestem. Były pewne problemy, ale woda juz˙ nie

leci i nie be˛dzie potopu. Co porabiałas´?

– Ogla˛dałam two´j rodzinny album. Nie gniewasz sie˛?
Wzruszył ramionami.
– Ska˛dz˙e. Dawno tam nie zagla˛dałem.
– Zauwaz˙yłam. Był mocno zakurzony. Twoja mama

zrobiła ci mno´stwo zdje˛c´.

– Domys´lam sie˛, z˙e był to jeden z przejawo´w macie-

rzyn´skiego zachwytu nad pierworodnym synusiem – od-
parł ze s´miechem.

– Moi bracia cierpia˛ na ten sam kompleks. Edward

jako pierwszy ma setki zdje˛c´, a Derek niewiele.

– A ty? Jestes´ ostatnia.
– Ale jestem jedyna˛ dziewczynka˛, wie˛c mam tyle

samo zdje˛c´ co pierworodny Edward.

128

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Musze˛ je kiedys´ obejrzec´.
– Sa˛ w Blue Springs, ale pewnego dnia ci je pokaz˙e˛

– obiecała. – Widziałam tez˙ fotografie twojej siostry.
Jak ona miała na imie˛?

– Mary.
Mary. Moz˙e zmieniła imie˛, by nikt jej nie ziden-

tyfikował? Czy wobec tego podpisane przez nia˛ doku-
menty maja˛ moc prawna˛? Skoro jednak widnieje tam
takz˙e podpis mecenasa Fincha, to ta sprawa nie moz˙e
byc´ podejrzana.

Mimo z˙e miała ochote˛ zasypac´ Galena pytaniami,

powstrzymała sie˛, by nie obudzic´ jego podejrzen´.

– Jedziemy? – zapytała. – Pora połoz˙yc´ ja˛ spac´.
Schylił sie˛ po fotelik, w kto´rym smacznie spała

Emma.

– Moz˙e to głupie, co powiem, ale uwaz˙am, z˙e ona

jest najpie˛kniejszym niemowle˛ciem, jakie widziałem.
Poza tym kogos´ mi przypomina...

Nie pozwoliła mu dokon´czyc´.
– Podobno kaz˙dy gdzies´ na s´wiecie ma swojego

bliz´niaka. Na twoim miejscu nie dra˛z˙yłabym tego tema-
tu – powiedziała, ida˛c w strone˛ drzwi. Uznała, z˙e zanim
znowu porusza˛ ten wa˛tek, powinna powaz˙nie przemys´-
lec´ wszystkie moz˙liwos´ci oraz konsekwencje.

– Emma miała dzisiaj tyle atrakcji, z˙e na pewno

be˛dzie spała do samego rana – zauwaz˙ył Galen, prze-
kre˛caja˛c klucz.

Nikki przytakne˛ła, ale prawde˛ mo´wia˛c, było jej to

oboje˛tne, poniewaz˙ w obliczu fakto´w, kto´re poznała
przed chwila˛, czuła, z˙e oka nie zmruz˙y.

129

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY

Rano Galen zaszedł do ambulatorium, by sprawdzic´,

czy Nikki nie jest juz˙ tak pochłonie˛ta własnymi mys´lami
jak poprzedniego wieczoru. Zauwaz˙ył to po raz pierw-
szy po koncercie Annie i uznał, z˙e przyczyna˛ była
wzmianka Jareda o jego che˛ci powrotu do pracy.

Czy to znaczy, z˙e upłyna˛ł juz˙ cały miesia˛c? Cztery

tygodnie, podczas kto´rych odnawiał znajomos´c´ z Nikki.
A te gora˛ce noce? – dopytywało sie˛ jego sumienie. To
chyba cos´ wie˛cej niz˙ odnawianie znajomos´ci.

Tak, przyznał w duchu, to zdecydowanie wie˛cej. I to

potwierdza jego wczes´niejsze podejrzenia, z˙e Nikki jest
kobieta˛ jego z˙ycia. Dzie˛ki niej przekonał sie˛, z˙e jednak
jest inny niz˙ jego ojciec, z˙e i on zasługuje na przychyl-
nos´c´ losu. Chce kaz˙dy dzien´ swojego z˙ycia spe˛dzac´
z Nikki.

Kocha ja˛.
Ale czy ona darzy go takim samym uczuciem? Do tej

pory koncentrowali sie˛ na dniu dzisiejszym, nie poru-
szaja˛c tematu jutra. Galen nie uwaz˙ał tego za konieczne,
poniewaz˙ wychodził z załoz˙enia, z˙e juz˙ poinformował
Nikki o swoich intencjach i od tej pory do niej nalez˙y
decyzja. Zamierzał z nia˛ o tym porozmawiac´ poprzed-
niego wieczoru, gdy dziecko zas´nie, ale speszyło go jej
nieobecne spojrzenie.

Zachowywała sie˛ jak pod koniec staz˙u, kiedy za-

background image

mkne˛ła sie˛ w sobie i udawała, z˙e nic złego sie˛ nie
wydarzyło. Zacza˛ł sie˛ obawiac´, z˙e ona boi sie˛ podja˛c´
decyzje˛ albo, co gorsza, boi sie˛ mu ja˛ przekazac´. Bez
najmniejszych obaw zajmował sie˛ trudnymi medycz-
nymi przypadkami, ale gdy w gre˛ wchodziło ryzyko
osobistego rozczarowania, stawał sie˛ le˛kliwy jak na
pierwszym roku studio´w.

Mo´głby na nia˛ naciskac´, lecz nie chciał usłyszec´ jej

odmowy. Jaki wpływ na jej decyzje˛ miałaby miec´
informacja, z˙e on ja˛ kocha? Gdyby udało mu sie˛
wycia˛gna˛c´ ja˛ na rozmowe˛, gdyby poznał jej argumenty,
mo´głby z nimi polemizowac´.

Ruszył do jej gabinetu. Siedziała w fotelu i patrzyła

przez okno. Wygla˛dała na bardzo zme˛czona˛.

– Emma dała ci w kos´c´? – zapytał.
Odwro´ciła sie˛ i z pochylona˛ głowa˛ zacze˛ła przekła-

dac´ karty pacjento´w.

– Tak. Poprosiłam Susan, z˙eby nie pozwoliła jej spac´

przez cały dzien´. Rano maluchy tak sie˛ tam darły, z˙e na
pewno nie zdoła zasna˛c´. – Nadal unikała jego wzroku.
– Susan twierdzi, z˙e to na zmiane˛ pogody.

– Ciekawe, co na to prognozy.
– Zobaczymy. Mnie to sie˛ wydaje całkiem praw-

dopodobne. – Stłumiła ziewnie˛cie.

– Powinnas´ napic´ sie˛ kawy.
– Mam zamiar.
– Kawa na moim oddziale jest mocniejsza niz˙ tutaj

– zauwaz˙ył.

– Jes´li kawa zaparzona przez Jean nie postawi mnie

na nogi, przyjde˛ do was.

– Po´jdziemy na lunch, czy wolisz sie˛ zdrzemna˛c´?

– zapytał pospiesznie Galen, wyjmuja˛c z kieszeni pager.

131

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Teraz che˛tnie bym sie˛ przespała, ale zobaczymy,

moz˙e po´z´niej sie˛ rozruszam.

– Musimy porozmawiac´, co be˛dzie po powrocie

Jareda.

– Juz˙? Chyba moz˙na jeszcze z tym troche˛ poczekac´?

– W jej głosie brzmiała nuta nieche˛ci. – Widze˛ tyle
problemo´w...

– Zapewniam cie˛, z˙e nie miałbym nic przeciwko

temu, z˙eby zostac´ ojcem Emmy. – Postanowił kuc´
z˙elazo po´ki gora˛ce.

– Domys´lam sie˛. – Us´miechne˛ła sie˛ z przymusem.
– Wie˛c o co chodzi?
– Prosze˛, daj mi jeszcze troche˛ czasu do namysłu.
Nie mo´gł jej odmo´wic´, wie˛c tylko pokiwał głowa˛

i wyszedł, by wro´cic´ do siebie na urazo´wke˛.

W s´rode˛ wieczorem Emma uznała, z˙e be˛dzie szcze˛s´-

liwa tylko w towarzystwie Galena, wie˛c gdy on układał
ja˛ do snu, Nikki usiadła na balkonie i pogra˛z˙yła sie˛
w rozmys´laniach. Przez trzy dni biła sie˛ z mys´lami na
temat Emmy oraz Alice Martin i teraz podje˛ła ostatecz-
na˛ decyzje˛. Nie ma serca podzielic´ sie˛ tymi podej-
rzeniami z Galenem.

Za bardzo go kocha.
Na pewno by udawał, z˙e nie zrobiło to na nim

z˙adnego wraz˙enia, ale byłoby mu bardzo przykro, z˙e
rodzona siostra zdała sie˛ na obca˛ osobe˛, z˙e nie miała do
niego zaufania.

Nie, to na Alice Martin spoczywa obowia˛zek ode-

zwania sie˛ do niego, a nie na niej. No tak, ale czy moz˙na
oczekiwac´ od Alice zaufania wobec Galena, jes´li ona,
Nikki, mu nie ufa?

To nie jest kwestia braku zaufania. Przeciez˙ wiado-

132

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

mo, jakie kobiety podobaja˛ sie˛ Galenowi: wysokie
długonogie blondynki, takie jak Susan.

Moz˙e miałaby mniej wa˛tpliwos´ci, gdyby wygla˛dała

jak te wszystkie jego Susany, Triny i Annabelle, ale tak
nie jest. Galen traktuje ja˛ jak nowos´c´, kto´ra niechybnie
kiedys´ mu spowszednieje.

– S

´

pi. Nareszcie – usłyszała za plecami.

– Czy zauwaz˙yłes´, z˙e jak jest bardzo zme˛czona,

akceptuje wyła˛cznie ciebie? Pewnie lubi silnych, milk-
liwych faceto´w.

– Moz˙liwe. Ale ostatnio to ty jestes´ milkliwa.
– Tak?
– Masz jakis´ konkretny powo´d?
– Niejeden.
– Na przykład?
– Rozmawiałam dzisiaj z agencja˛. Poprosiłam o mie-

sia˛c urlopu po tym, jak skon´czy mi sie˛ umowa z tutej-
szym szpitalem. Powołałam sie˛ na powody osobiste.

– I gdzie zamierzasz spe˛dzic´ ten urlop?
– Jak to gdzie? Tutaj.
Odetchna˛ł z ulga˛.
– Co sprawiło, z˙e nie chcesz sta˛d wyjechac´?
Po pierwsze, on. Była niemal pewna, z˙e mogliby byc´

bardzo szcze˛s´liwi, ale niepokoiło ja˛, z˙e nie jest to
stuprocentowa pewnos´c´. Po drugie, Emma. Jes´li za jakis´
czas ma sie˛ rozstac´ z tym dzieckiem, chce byc´ z nim jak
najdłuz˙ej.

– Bez sensu byłoby na cztery tygodnie wyrywac´

Emme˛ z jej dotychczasowego otoczenia – stwierdziła.

– To prawda. A gdyby nie ona, to gdzie bys´ sie˛

wybrała?

– Ale ona jest, wie˛c to chyba nieistotne?

133

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Przytakna˛ł, lecz nie wygla˛dał na przekonanego.
Naste˛pnego dnia Nikki miała sobie za złe, z˙e minio-

nego wieczoru po raz kolejny przemilczała, co czuje,
czekaja˛c, az˙ Galen wyzna jej dozgonna˛ miłos´c´. Czym
sie˛ kierowała?

W pia˛tek nadal zastanawiała sie˛ nad odpowiedzia˛ na

to pytanie, gdy zabrze˛czał jej pager. Zadzwoniła na
urazo´wke˛, gdzie poproszono ja˛, by stawiła sie˛ tam za
dziesie˛c´ minut.

Ubierała sie˛ do zabiegu, gdy wszedł Galen.
– To dzisiaj pierwszy wypadek drogowy – mrukna˛ł.
– Bo to pia˛tek. Wszyscy jada˛ na weekend.
– Zapewne nad jeziora. Tam jest najprzyjemniej

w taki upał.

– To nie dla mnie. Nie umiem pływac´.
– Naprawde˛? – zdumiał sie˛. – Dlaczego?
– Umiem, ale musze˛ widziec´ dno. Nigdy nie wiado-

mo, jakie potwory czaja˛ sie˛ w głe˛bokiej wodzie.

– Wa˛tpie˛, z˙eby w naszym jeziorze mieszkali krewni

Nessie!

– Nigdy nic nie wiadomo. – Spowaz˙niała. – Co nas

teraz czeka?

– To co zawsze. Urazy kre˛gosłupa, krwotoki we-

wne˛trzne...

– Ilu pacjento´w?
– Czterech. Trzech me˛z˙czyzn, jedna kobieta. W opi-

nii ratowniko´w stan faceta i dziewczyny z samochodu
osobowego jest bardziej powaz˙ny niz˙ ludzi, kto´rzy
jechali po´łcie˛z˙aro´wka˛.

– Radiologia zawiadomiona?
– I zmobilizowana. Laboratorium i respirator sa˛ juz˙

w drodze.

134

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Od strony drzwi na rampe˛ dobiegło ich wołanie

Raviego:

– Juz˙ jada˛!
Galen nacia˛gna˛ł maseczke˛ na twarz.
– Koniec leniuchowania – orzekł.
Dwudziestodwuletni me˛z˙czyzna na noszach skarz˙ył

sie˛ na bo´l woko´ł serca, wobec czego natychmiast zleco-
no przes´wietlenie klatki piersiowej oraz zatok, ponie-
waz˙ miał złamany nos. Jego wspo´łtowarzysz był po-
tłuczony i miał poraniona˛ twarz, co wymagało załoz˙enia
kilkunastu szwo´w. Badania laboratoryjne potwierdziły,
z˙e nic powaz˙niejszego mu nie dolega.

– Be˛de˛ miał szramy na twarzy? – zapytał.
– Jes´li sie˛ postaram, to nie – odparła Nikki.
– Byłes´ za ładny – odezwał sie˛ jego kumpel, kto´ry po

powrocie z przes´wietlenia lez˙ał na sa˛siedniej kozetce.

– Dean, mo´w sam za siebie – odcia˛ł sie˛ Todd. –

Przynajmniej nie be˛de˛ miał nosa jak krogulec.

– Zawis´c´ przez ciebie przemawia. Duz˙y nos jest

oznaka˛ me˛skos´ci, prawda, pani doktor?

– Nie przypominam sobie, z˙eby na studiach nas

o tym uczono – zauwaz˙yła Nikki.

– Wobec tego ktos´ powinien podja˛c´ takie badania

– stwierdził Dean.

Podczas gdy Nikki zakładała Toddowi szwy, me˛z˙-

czyz´ni nadal sie˛ przekomarzali, bez wa˛tpienia po to, by
rozładowac´ napie˛cie, poniewaz˙ obaj mieli s´wiadomos´c´,
z˙e zamiast na urazo´wce mogliby wyla˛dowac´ w kostnicy.

Gdy przyszła kolej na Deana, Nikki uwolniła go

z kołnierza ortopedycznego, po czym poleciła, by nicze-
go nie dz´wigał i oszcze˛dzał sie˛, dopo´ki pe˛knie˛te z˙ebra
sie˛ nie zrosna˛.

135

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Nie unieruchomi ich pani? – zapytał przez nos,

poniewaz˙ obie dziurki miał zatkane tamponami.

– Juz˙ sie˛ tego nie robi. Przez najbliz˙sza˛ dobe˛ zale-

cam okłady, na przemian zimne i gora˛ce. Jes´li wysta˛pia˛
jakies´ problemy, prosze˛ do nas przyjechac´.

– A nos?
– Zaraz sie˛ nim zajme˛. – Energicznym ruchem

nastawiła przemieszczona˛ chrza˛stke˛, po czym z uzna-
niem przyjrzała sie˛ swojemu dziełu.

– Au! – wrzasna˛ł pacjent.
– Chyba nie bolało? – zapytał kolega.
– Zajmij sie˛ soba˛ – warkna˛ł Dean do niego.
– Nos juz˙ jest nastawiony, ale kiedy opuchlizna

zejdzie, moz˙e nie byc´ idealnie ro´wny – ostrzegła go
Nikki, zakładaja˛c opatrunek.

Wre˛czyła im recepty na antybiotyk i wypus´ciła na

korytarz, gdzie czekali na nich zaniepokojeni człon-
kowie rodzin.

W drzwiach stana˛ł Galen.
– Jestes´ mi potrzebna – rzekł po´łgłosem.
– Co sie˛ stało?
– Ta dziewczyna... Melanie. Ma szesnas´cie lat. Jej

obraz˙enia nie wygla˛daja˛ na odniesione w wypadku.

– Co masz na mys´li? – zapytała Nikki.
– Jej chłopak traktował ja˛ jak worek treningowy –

oznajmił bez cienia wa˛tpliwos´ci.

– Wykorzystał ja˛?
– Ona wszystkiemu zaprzecza, ale na pewno wie˛cej

powie kobiecie.

Wzie˛ła od niego karte˛ pacjentki.
– Dzien´ doby, Melanie.
Dziewczyna juz˙ miała re˛ke˛ w gipsie. Pocia˛gne˛ła

136

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

nosem, ale nie odpowiedziała. Nad wycie˛ciem jej szpi-
talnej koszuli, na dekolcie, Nikki zauwaz˙yła kilka sin´-
co´w w ro´z˙nych odcieniach zieleni i fioletu.

– Niez´le cie˛ przekotłowało – zagadne˛ła ja˛ Nikki.

– To był powaz˙ny wypadek.

– Mhm.
– Doktor Stafford uwaz˙a, z˙e nie wszystkich tych

obraz˙en´ doznałas´ dzisiaj.

– No to co? – rzuciła opryskliwie Melanie.
– Czy to two´j chłopak...
– Nie pani sprawa.
– Jestes´ w szpitalu, wie˛c mam prawo o to zapytac´.
– On mo´wi – dziewczyna spojrzała w strone˛ Galena

– z˙e mam tylko złamana˛ re˛ke˛. Mam juz˙ gips, wie˛c moge˛
sobie is´c´.

– Jes´li two´j chłopak...
– On nie jest moim chłopakiem!
– Wobec tego kim?
Melanie wzruszyła ramionami.
– Znam Joego od tygodnia. Podwio´zł mnie.
– To on tak cie˛ posiniaczył – stwierdziła Nikki.
Melanie milczała, a Nikki i Galen wymienili spoj-

rzenia.

– Czy zrobił ci cos´ jeszcze?
– Nie – mrukne˛ła dziewczyna. – Chciał, ale...
– Ale ty nie chciałas´ – dokon´czyła za nia˛ Nikki. –

I dlatego cie˛ pobił?

Dopiero po chwili Melanie skine˛ła głowa˛.
– Trzeba zawiadomic´ twoich rodzico´w – powiedzia-

ła Nikki, na co dziewczyna niemal zerwała sie˛ na ro´wne
nogi.

– Nie!

137

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Dlaczego?
– Bo nie.
Teraz Galen wysuna˛ł sie˛ do przodu.
– Nie moz˙emy zatrzymac´ cie˛ w szpitalu, ale Joe

musi tu zostac´. Gdzie be˛dziesz mieszkac´?

– Cos´ znajde˛.
– Ska˛d jestes´?
– Niewaz˙ne. Gdzie jest moje ubranie?
Nie było z˙adnego powodu, by ja˛ hospitalizowac´, lecz

sumienie nie pozwalało Nikki wystawic´ szesnastolatki
na ulice˛. Pierwszy odezwał sie˛ Galen.

– W torbie na po´łce pod ło´z˙kiem. Zawołaj, jes´li be˛-

dziesz potrzebowała pomocy. Przys´le˛ ci piele˛gniarke˛.

Nikki wyszła za nim na korytarz.
– Nie moz˙emy pozwolic´ jej sta˛d wyjs´c´ – powie-

działa.

– Wiem.
– Ona nie ma doka˛d po´js´c´.
– Wiem.
– Co be˛dzie, jes´li zada sie˛ z typem gorszym od Joego?
– Nikki, ja to wszystko wiem. To nie jest mo´j

pierwszy dzien´ na nagłych wypadkach.

– Wobec tego co robimy? – zapytała Nikki nieco

spokojniejszym tonem.

– Po pierwsze, namo´wimy ja˛, z˙eby odezwała sie˛ do

rodzico´w. Jes´li to nam sie˛ nie uda, trzeba be˛dzie wezwac´
policje˛. Uciekła z domu i nie ma osiemnastu lat, wie˛c nie
mamy wyjs´cia.

– Jak nakłonisz ja˛, z˙eby zadzwoniła do rodzico´w?
– Nie wiem, ale spro´buje˛, tylko mi nie przeszkadzaj.
Wro´cili do pacjentki, kto´ra juz˙ sie˛ ubrała.
– Zanim wyjdziesz, musze˛ ostatecznie sie˛ upewnic´,

138

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

z˙e wszystko jest w porza˛dku – oznajmił, ujmuja˛c jej
nadgarstek, by policzyc´ te˛tno. – Sa˛dza˛c po twoim ak-
cencie, jestes´ z południa. Z Georgii?

Dziewczyna szeroko otworzyła oczy.
– Zgadł pan.
– To bardzo daleko sta˛d. Jadłas´ dzisiaj?
– N-nie.
– Wobec tego zapraszam cie˛ do bufetu. Ja funduje˛.
Melanie przyjrzała mu sie˛ podejrzliwie.
– Dlaczego jest pan dla mnie taki miły?
– Bo jestem sympatycznym facetem. Załoz˙e˛ sie˛, z˙e

nie jadasz regularnie.

– No nie, ale nie głoduje˛. Nie jestem dzieckiem

z Afryki – obruszyła sie˛.

– Skoro juz˙ mowa o dzieciach, to masz rodzen´stwo?

– Wyja˛tkowo długo wsłuchiwał sie˛ w jej serce, ale Nikki
sie˛ domys´liła, z˙e po prostu gra na zwłoke˛.

– Mam młodsza˛ siostre˛.
– Te˛sknisz do niej?
– Jasne. Byłys´my kumpelkami.
– Kiedy wyjechałas´ z domu?
– Miesia˛c temu.
– Wiesz co? Moja siostra uciekła z domu, kiedy

miałem tyle lat co ty – rzucił od niechcenia. – Do dzis´ sie˛
nie odnalazła. My tez˙ bylis´my kumplami.

– I do dzis´ pan jej nie widział?
– Do dzis´. Nasza mama płakała, a ja nie jadłem przez

kilkanas´cie dni, bo nie moglis´my zrozumiec´, dlaczego
nas porzuciła. Potem zamartwialis´my sie˛, z˙e cos´ jej sie˛
stało, z˙e umarła, a juz˙ nigdy sie˛ nie dowiemy, co kazało
jej od nas uciec. Modliłem sie˛, z˙eby wro´ciła. Albo
chociaz˙ zatelefonowała.

139

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Pewnie mys´lała, z˙e nie moz˙e – szepne˛ła Melanie.
– Wobec tego sie˛ myliła. Cokolwiek by zrobiła,

nigdy bys´my nie pozwolili jej odejs´c´ – os´wiadczył
Galen. – Jestem pewien, z˙e twoi rodzice tak samo mys´la˛
o tobie.

Melanie ogla˛dała swoje paznokcie.
– Moz˙e.
– Jes´li nie rusza cie˛ to, z˙e cierpia˛, to jasne, z˙e to nie

ma znaczenia. Moz˙e wcale cie˛ nie obchodzi, z˙e twoja
siostrzyczka płacze, a mama sie˛ zamartwia i wszyscy nie
s´pia˛ po nocach.

– Obchodzi mnie. Ale tata jest okropny. Nic nie

moge˛ zrobic´ bez jego pozwolenia. Oka ze mnie nie
spuszczał.

Przez mys´l przeszły Galenowi potworne podejrzenia.
– Bił cie˛? Dotykał tak, jak nie powinien?
– Nie. Nic z tych rzeczy. On kocha zasady. ,,Mela-

nie, nie ro´b tego, Melanie, nie ro´b tamtego’’ – przedrzez´-
niała ojca. – ,,Ona ma zły wpływ na ciebie, a on ma zła˛
opinie˛’’. Czułam sie˛ taka... przyduszona. Jakby nie
wolno mi było samodzielnie oddychac´ albo mys´lec´.

Jaka to ulga, z˙e nie jest to kolejny przypadek ojca

wykorzystuja˛cego seksualnie swoje co´rki.

– Mys´le˛, z˙e chciał cie˛ chronic´ – powiedział Galen.

– Ojcowie tacy sa˛.

– Cia˛gle mnie wypytywał, z kim sie˛ przyjaz´nie˛ i co

robimy. Nie miałam ani troche˛ prywatnos´ci!

– Wcale nie twierdze˛, z˙e robił to we włas´ciwy

sposo´b – mo´wił Galen, owijaja˛c jej ramie˛ mankietem
cis´nieniomierza. – Nie moz˙esz jednak miec´ mu za złe, z˙e
interesowało go, co sie˛ z toba˛ dzieje. Z

˙

ycie jest pełne

przykrych niespodzianek, ale pewnie juz˙ zda˛z˙yłas´ sie˛

140

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

o tym przekonac´. – Melanie przytakne˛ła. – Mys´le˛, z˙e cie˛
nauczyło, jak ostroz˙nie nalez˙y wybierac´ przyjacio´ł –
cia˛gna˛ł. – Chyba z˙e godzisz sie˛ na to, z˙eby facet cie˛ bił,
jes´li nie dasz mu tego, czego mu sie˛ zachciało.

Melanie przygryzła warge˛.
– A jez˙eli oni nie chca˛, z˙ebym wro´ciła do domu? Na

pewno uwaz˙aja˛, z˙e przynosze˛ im wstyd...

– Zapewniam cie˛, z˙e ze zmartwienia nie s´pia˛ po

nocach. Ale nie dowiesz sie˛, co czuja˛, dopo´ki sie˛ do nich
nie odezwiesz – stwierdził.

– Co ja im powiem?
– Zacznij od tego, z˙e jestes´ zdrowa i cała. Podej-

rzewam, z˙e juz˙ nic wie˛cej nie be˛dziesz musiała mo´wic´.

Dziewczyna była wyraz´nie rozdarta mie˛dzy che˛cia˛

powrotu na łono rodziny a strachem przed konfrontacja˛
z rodzicami.

– Wiesz co? – Galen zdejmował mankiet cis´nienio-

mierza. – Moge˛ do nich zadzwonic´, z˙eby zorientowac´
sie˛ w sytuacji. Jes´li sie˛ nie uciesza˛, odłoz˙e˛ słuchawke˛
i nie be˛dziesz musiała nic mo´wic´.

Twarz dziewczyny pojas´niała.
– Zrobi to pan? Dla mnie?
Sie˛gna˛ł po telefon.
– Podaj mi ich numer.
Nikki, wyczerpana emocjonalnym napie˛ciem i zara-

zem uszcze˛s´liwiona z takiego rozwoju wydarzen´, wy-
szła z pokoju.

Galen zawsze starał sie˛ bagatelizowac´ sprawe˛ znik-

nie˛cia swojej siostry, wie˛c dopiero teraz Nikki zrozu-
miała, jak bardzo cierpi, nic o niej nie wiedza˛c. Za-
tem ukrywanie przed nim podejrzen´ w kwestii toz˙sa-
mos´ci matki Emmy jest czystym okrucien´stwem, a przy-

141

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

zwolenie na to, by zwia˛zał sie˛ emocjonalnie z bratani-
ca˛ i zatajanie jej faktycznego pochodzenia – wre˛cz
nieludzkie.

Musi, po prostu musi, podzielic´ sie˛ z nim ta˛ wiedza˛.

Kiedy Alice vel Mary wro´ci, ona, Nikki, postara sie˛ byc´
tak przekonuja˛ca jak Galen teraz. Spro´buje wspia˛c´ sie˛
na szczyty elokwencji, by Alice vel Mary nie odeszła po
raz drugi.

Ma tez˙ niepodwaz˙alny argument w postaci małej

Emmy. Nie odda jej matce, dopo´ki Galen nie odzyska
siostry, kto´ra˛ stracił tyle lat temu.

142

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

ROZDZIAŁ DZIESIA˛TY

Nikki czekała pod drzwiami, poniewaz˙ miała zamiar

rozmo´wic´ sie˛ z Galenem, lecz zadzwonił jej pager, wie˛c
poprosiła, by przekazano mu, z˙e czeka na niego, i ruszy-
ła do ambulatorium.

– Co sie˛ dzieje? – spytała rejestratorke˛.
– Telefon. – Jean podała jej słuchawke˛. – Brat.
Czy cos´ sie˛ stało?
– Odbiore˛ u siebie.
– Czes´c´, siostrzyczko – To był Derek.
– Czes´c´. O co chodzi?
– Za dziesie˛c´ minut mam waz˙ne spotkanie, wie˛c

pomys´lałem, z˙e zda˛z˙e˛ do ciebie zadzwonic´. Co słychac´
w Hope?

– Wszystko w porza˛dku. Spe˛dze˛ tutaj urlop.
– Chyba z˙artujesz. Az˙ tyle tam atrakcji?
– Mam co robic´.
– Co u Galena?
– Po staremu. Dlaczego pytasz?
– Rozmawiam z toba˛.
– Derek, posłuchaj... – mo´wiła powoli, zastanawia-

ja˛c sie˛, czy rzeczywis´cie chce poznac´ jego opinie˛. – Czy
moge˛ cie˛ o cos´ zapytac´?

– Strzelaj.
– Dlaczego wy zawsze wszystko za mnie załatwiali-

s´cie?

background image

– Co ci przyszło do głowy? – zdziwił sie˛ Derek.
– Odpowiedz.
– Bo bylis´my od ciebie wie˛ksi.
– Ba˛dz´ powaz˙ny.
– Bo byłas´ słodka.
– Czy naprawde˛ byłam taka bezradna?
Tym razem Derek sie˛ zamys´lił.
– To nie była bezradnos´c´. Sprawiałas´ wraz˙enie...

zrezygnowanej. – Czekał na jej reakcje˛, ale ona mil-
czała. – Zachowywałas´ sie˛ tak, jakby nie nalez˙ało ci sie˛
to, co dla nas było oczywiste. – Nadal brak komentarza.
– Czy to znaczy, z˙e powinienem zwołac´ reszte˛ dzielnych
braci, z˙ebys´my wspo´lnymi siłami ujarzmili smoka,
kto´ry cie˛ ne˛ka?

Teraz Nikki sie˛ rozes´miała.
– Nie, serdeczne dzie˛ki! To było pytanie retoryczne.
– Wobec tego skoro nie zagraz˙a ci z˙aden smok,

udam sie˛ na moje biznesowe spotkanie. Czes´c´.

Zdecydowanie wolałaby, by bracia nie wyruszali na

wojne˛ ze smokami, poniewaz˙ te, z kto´rymi teraz stoi oko
w oko, musi pokonac´ sama. Czas uporac´ sie˛ z pierw-
szym.

– Jak wam poszło z rodzicami Melanie? – zapytała

Galena.

Odchylił sie˛ w fotelu, splo´tł ramiona na piersi i u-

s´miechna˛ł sie˛ szeroko.

– Juz˙ tu jada˛ – os´wiadczył. – Mam wraz˙enie, z˙e nie

rozwia˛zuje to ich wszystkich problemo´w, ale moz˙e
skłoni do wizyty w poradni rodzinnej.

– To bardzo optymistyczny pocza˛tek. Idziemy na

lunch? Musze˛ z toba˛ porozmawiac´.

– Z

˙

ałuje˛, ale obiecałem Melanie, z˙e zabiore˛ ja˛ do

144

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

bufetu. Fern dała jej kanapke˛, a ona omal nie zjadła jej
z folia˛. Czy to cos´ waz˙nego?

Uznała, z˙e pare˛ godzin zwłoki niczego nie zmieni.
– Moz˙e poczekac´. Wpadnij do mnie po południu.

Mys´le˛, z˙e jej rodzice be˛da˛ całowac´ ci stopy.

– Znam lepsze miejsca do całowania – odrzekł

z filuternym błyskiem w oku, a Nikki zaczerwieniła sie˛
po same uszy.

– Ja tez˙ – szepne˛ła.
Przerwe˛ na lunch spe˛dziła u Emmy, w z˙łobku,

a po´z´niej miała niezliczonych pacjento´w. Koło czwar-
tej, gdy zbierała sie˛ do domu, na korytarzu zatrzymała ja˛
Jean.

– Nie zgadniesz, co sie˛ stało – oznajmiła rejestrator-

ka czerwona z emocji.

– Jean, uspoko´j sie˛, bo dostaniesz apopleksji. Czy

w poczekalni siedzi jakis´ osobnik s´cigany listem gon´-
czym?

– To nie z˙arty – obruszyła sie˛ Jean. – I tak mi nie

uwierzysz, jak powiem ci, co sie˛ stało.

– Co sie˛ stało?
– Wro´ciła pani Martin.
Nikki serce podskoczyło do gardła.
– Jestes´ pewna?
– Oczywis´cie. Chce sie˛ z toba˛ widziec´.
– A pacjenci maja˛ czekac´?
– Jest tylko jeden. Z wysypka˛.
– Przyjme˛ go, zanim po´jde˛ do niej. Niech pani

Martin zaczeka w moim pokoju.

Pacjent cierpiał na zapalenie sko´ry wywołane sokiem

sumaka. Nalez˙ało przepisac´ mu mas´c´ sterydowa˛ oraz
płyn do przemywania poparzonych miejsc i pouczyc´

145

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

o koniecznos´ci uprania jego ubran´ tak, by nie pomiesza-
ły sie˛ z odziez˙a˛ pozostałych członko´w rodziny.

Wychodza˛c z sali, wzie˛ła głe˛boki wdech, poniewaz˙

nie była przygotowana na to, z˙e tak nagle straci dziecko,
do kto´rego zda˛z˙yła sie˛ przywia˛zac´.

Alice była w eleganckim kostiumiku i w butach na

wysokim obcasie. Mimo to nadal była bardzo podobna
do dziewczynki z albumu Galena.

– Witaj, Alice. – Nikki zamkne˛ła za soba˛ drzwi.

– A moz˙e witaj, Mary?

– Pani wie?
– Domys´liłam sie˛. Nie spodziewałam sie˛, z˙e wro´ci

pani tak szybko. Proces juz˙ sie˛ skon´czył?

– To tez˙ sie˛ przed pania˛ nie ukryło?
– Domys´liłam sie˛ – powto´rzyła Nikki. – Przypad-

kiem. Ogla˛dalis´my z Galenem wiadomos´ci, kiedy mig-
ne˛ły nam uje˛cia z procesu Archesa. Rozpoznałam pania˛.

– To znaczy, z˙e Galen tez˙ o tym wie.
Nikki pokre˛ciła głowa˛.
– Galen wie, z˙e zostawiła mi pani Emme˛, poniewaz˙

cos´ pania˛ ła˛czyło ze sprawa˛ Archesa. Nie podzieliłam
sie˛ z nim podejrzeniem, z˙e jest pani jego siostra˛.

Mary westchne˛ła.
– Nie mam poje˛cia, czy mam byc´ z tego zadowolona,

czy tego z˙ałowac´.

– Musi pani z nim porozmawiac´. Pokazac´ mu, z˙e

pani z˙yje oraz us´wiadomic´, z˙e Emma jest jego siost-
rzenica˛. Zrobi to pani, prawda? – Przypatrywała sie˛ jej
uwaz˙nie. – Włas´nie dzisiaj miałam zamiar powiedziec´
mu o pani oraz Emmie. Na pocza˛tku nie chciałam tego
robic´, ale zdałam sobie sprawe˛, z˙e on musi poznac´
prawde˛.

146

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Niespodziewanie w drzwiach stana˛ł Galen.
– O czym musze˛ sie˛ dowiedziec´? – W pierwszej

chwili zdziwił go skruszony wyraz twarzy Nikki. Dopie-
ro po chwili zorientował sie˛, z˙e nie jest sama. Na widok
jej gos´cia doznał szoku.

– Czes´c´, Galen – powiedziała.
– Mary?
– Tak, to ja.
Osłupiały wpatrywał sie˛ w kobiete˛, kto´ra była starsza˛

wersja˛ dziewczynki z jego wspomnien´. Zrobiła krok
w jego strone˛ i ułamek sekundy po´z´niej padli sobie
w ramiona.

– Wro´ciłas´ – szepna˛ł. – Po tylu latach... Straciłem

nadzieje˛...

– Ja tez˙.
– Jak mnie znalazłas´?
Uwolniła sie˛ z jego obje˛c´.
– To długa historia.
– Mary jest nasza˛ tajemnicza˛ Alice Martin – ode-

zwała sie˛ w kon´cu Nikki.

– To znaczy... – Spogla˛dał to na Nikki, to na Mary.
– Z

˙

e Emma jest twoja˛ siostrzenica˛ – dokon´czyła za

niego Mary.

– Nic z tego nie rozumiem. – Oszołomiony kre˛cił

głowa˛.

– Juz˙ mo´wiłam, z˙e to bardzo długa historia.
– Mam duz˙o czasu. – Przycia˛gna˛ł sobie krzesło, po

czym usiadł i zacza˛ł wpatrywac´ sie˛ w nia˛ jak urzeczony.
Bał sie˛ mrugna˛c´, aby ten obraz nie znikł.

Mary splotła dłonie na kolanach.
– Nie wiem, od czego zacza˛c´.
– Od pocza˛tku.

147

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Kiedy uciekłam z domu...
– Dlaczego to zrobiłas´?
– Byłam młoda i głupia i zaufałam niewłas´ciwemu

facetowi. Jim uwaz˙ał, z˙e w Kalifornii be˛dzie nam lepiej.

– Jim? James Bowman?! On był o krok od kryminału!
– Galen, daj jej mo´wic´ – upomniała go Nikki.
– Dosyc´ szybko sie˛ zorientowałam, z˙e Jim ma sporo

na sumieniu i nowe z˙ycie jest czcza˛ mrzonka˛, ale
popełniłam juz˙ tyle błe˛do´w, z˙e nie bardzo wiedziałam,
jak wyjs´c´ na prosta˛. Jim znikna˛ł i zostałam sama jak
palec, az˙ w kon´cu zaczepiłam sie˛ jako kelnerka w przy-
droz˙nej knajpie dla kierowco´w. Jej włas´cicielka wzie˛ła
mnie pod swoje skrzydła i dopilnowała, z˙ebym skon´-
czyła szkołe˛.

– Dlaczego sie˛ nie odzywałas´?
– Ty byłes´ ten zdolny. Wszyscy, zwłaszcza mama,

zawsze stawiali mi ciebie za przykład. Doszłam do
wniosku, z˙e odezwe˛ sie˛ dopiero, gdy zostane˛ kims´.
W kon´cu dowiedziałam sie˛, z˙e mama nie z˙yje, a ty
studiujesz medycyne˛. Chciałam, z˙ebys´ był ze mnie
dumny, wie˛c zapisałam sie˛ do college’u. Jestem dyp-
lomowana˛ sekretarka˛.

– Ska˛d wzie˛ła sie˛ Emma?
– Dostałam prace˛ w firmie Archesa. I tam poznałam

Henry’ego Lucasa. Kiedy okazało sie˛, z˙e Emma jest
w drodze, uznalis´my, z˙e pora sie˛ pobrac´. Ale Henry’emu
nie podobały sie˛ poczynania gło´wnego ksie˛gowego.
Podejrzewalis´my jakis´ przekre˛t. Pare˛ miesie˛cy po´z´niej
samocho´d Henry’ego spadł w przepas´c´ i Henry zgina˛ł.
Policja stwierdziła, z˙e ktos´ majstrował przy samocho-
dzie, a ja od razu wiedziałam, z˙e to nie był zwyczajny
wypadek drogowy.

148

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Kim jest ten starszy pan, z kto´rym zobaczyłam cie˛

w telewizji? – wtra˛ciła sie˛ Nikki.

– Ojciec Henry’ego. Przestraszyłam sie˛ i złoz˙yłam

zeznania w prokuraturze. Opowiedziałam wszystko, co
wiem o ksie˛gowos´ci oraz interesach Archesa, i zraz
potem przez wzgla˛d na bezpieczen´stwo swoje i Emmy
zacze˛łam uz˙ywac´ nazwiska Martin.

– I przyjechałas´ do Hope.
Przytakne˛ła.
– Prokurator uznał, z˙e lepiej be˛dzie, jes´li do procesu

zamieszkamy osobno. Trudno mi było sie˛ z nia˛ rozstac´,
ale Arches ma bardzo długie re˛ce. Pomys´lałam wtedy
o tobie, Galen, bo mało kto wiedział, z˙e mam brata. Gdy
policja dowiedziała sie˛, gdzie mieszkasz, przyjechałam
do Hope. Miałam zamiar prosic´ cie˛, z˙ebys´ zaopiekował
sie˛ Emma˛.

– Ale ostatecznie mi jej nie dałas´ – zauwaz˙ył lodo-

watym tonem.

– Miałam taki zamiar. – Poprawiła sie˛ na krzes´le.

– Ale im dłuz˙ej zastanawiałam sie˛ nad tym, jak zareagu-
jesz na pros´be˛ zaginionej siostry, tym wie˛ksze na-
chodziły mnie wa˛tpliwos´ci. Uprzytomniłam sobie, z˙e
skoro policja tak szybko cie˛ odnalazła, ludzie Archesa
ro´wniez˙ moga˛ wpas´c´ na two´j trop. Najwaz˙niejsze było
bezpieczen´stwo Emmy. I kiedy kre˛ciłam sie˛ koło szpita-
la, zastanawiaja˛c sie˛, co zrobic´, uznałam, z˙e lepszym
opiekunem be˛dzie doktor Lawrence. Zaplanowałam
skontaktowac´ sie˛ z toba˛ po procesie. Naprawde˛.

– Mogłas´ mnie o tym poinformowac´ przed procesem

– mrukna˛ł uraz˙onym tonem. – Mys´lałas´, z˙e nie zechce˛
zaja˛c´ sie˛ twoim dzieckiem? Z

˙

e wszystkim wygadam, z˙e

to moja siostrzenica? Nie miałas´ do mnie zaufania?

149

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

Mary zagryzła wargi, po czym wyrzuciła z siebie:
– Bałam sie˛, z˙e zrobisz cos´, przez co jej nie odzys-

kam.

– Z

˙

e ci jej nie oddam?!

– Kiedy ojciec od nas odszedł, zarzucałes´ mu brak

odpowiedzialnos´ci. Kiedy uciekłam z Jimem, wiedzia-
łam, z˙e i o mnie pomys´lisz to samo. Zostałes´ szanowa-
nym lekarzem, a ja zwyczajna˛ sekretarka˛. Bałam sie˛, z˙e
powołuja˛c sie˛ na moja˛ lekkomys´lnos´c´, odbierzesz mi
prawa rodzicielskie. Oddanie Emmy doktor Lawrence
uznałam za mniejsze zło.

Galen był zdruzgotany. Oto jego siostra postrzega go

jako zagroz˙enie. Ta sama siostra, kto´ra˛ uwielbiał, kto´ra˛
wychowywał, uwaz˙a, z˙e mo´głby odebrac´ jej najwie˛kszy
skarb. Jes´li rodzona siostra ma go za człowieka niegod-
nego zaufania, to czy on moz˙e oczekiwac´, z˙e zaufa mu
inna kobieta?

– Przepraszam – szepne˛ła Mary – za to, z˙e tak z´le

o tobie mys´lałam. Teraz to wiem, ale wtedy musiałam
byc´ przygotowana na kaz˙da˛ ewentualnos´c´, musiałam za
wszelka˛ cene˛ bronic´ tego, co mam po Henrym. Czy
potrafisz mi to wybaczyc´?

Galen bił sie˛ z mys´lami. Targaja˛ce nim emocje

wykluczały na razie wszelka˛ wielkodusznos´c´. Wbił
wzrok w Nikki.

– Byłas´ z nia˛ w zmowie?
– Nie! Zacze˛łam czegos´ sie˛ domys´lac´, dopiero gdy

ogla˛dałam two´j album.

Teraz poja˛ł, dlaczego ostatnio była taka zamys´lona.

Ukrywała przed nim prawde˛, zamiast nia˛ sie˛ z nim
podzielic´!

Zrobiło mu sie˛ duszno.

150

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Juz˙ jest po procesie? – zwro´cił sie˛ do Mary.
– Tak. Arches długo nie wyjdzie z wie˛zienia.
– Jakie teraz masz plany?
– Uwaz˙am, z˙e Emma powinna lepiej poznac´ swoje-

go wujka – powiedziała Mary, odwaz˙nie spogla˛daja˛c
mu w oczy.

Nie spodziewał sie˛ takiej odpowiedzi.
– To znaczy?
– Chciałabym zamieszkac´ w Hope. Jes´li wy tu tez˙

be˛dziecie.

Galen nie patrzył na Nikki. Jaki sens ma wia˛zanie sie˛

z kobieta˛, kto´ra nie darzy nas zaufaniem?

– Nie wyjez˙dz˙am z Hope. Masz gdzie mieszkac´?
– Dopo´ki nie znajdziemy jakiegos´ domu, zatrzyma-

my sie˛ w hotelu.

Mary nadal jest jego siostra˛, mimo z˙e tak boles´nie go

zraniła. Sie˛gna˛ł do kieszeni po pe˛k kluczy.

– To jest klucz do mojego domu. Moz˙ecie u mnie

mieszkac´, jak długo wam sie˛ spodoba. To nie jest pałac
– ostrzegł ja˛.

– Na pewno be˛dzie nam u ciebie bardzo dobrze.
Galen podszedł do drzwi.
– Musze˛ wracac´ do pacjento´w. Nikki poda ci adres

i powie, jak tam dojechac´. – W ostatniej chwili zdja˛ł
re˛ke˛ z klamki. – Ciesze˛ sie˛, z˙e wro´ciłas´.

Nie spogla˛daja˛c za siebie, z cie˛z˙kim sercem wyszedł

z pokoju. Skoro Nikki zataiła przed nim tak waz˙na˛
informacje˛, to czego jeszcze mu nie powie? Nawet przez
mys´l mu nie przeszło, z˙e spotka go z jej strony taki
zawo´d.

Nikki zmieszana spogla˛dała na Mary. Szkoda, z˙e nie

151

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

zda˛z˙yła przygotowac´ Galena na ten szok. Teraz straciła
wszystko.

– Poszło łatwiej niz˙ mys´lałam – odezwała sie˛ Mary.

– Sprawiłam mu duz˙a˛ przykros´c´, prawda?

– Nie wie˛ksza˛ niz˙ ja.
Jes´li teraz pozwoli mu odejs´c´, przepadnie wszystko,

co udało im sie˛ osia˛gna˛c´ przez miniony miesia˛c. Co
robic´? Walczyc´ o to, czy potulnie, w poczuciu winy,
zrezygnowac´?

– Pani go kocha.
– Tak. Musze˛ to wyjas´nic´! Jean zaprowadzi pania˛

do Emmy, do z˙łobka. – Z tym słowami wybiegła na
korytarz.

A jes´li Galen nie zechce jej wysłuchac´? Dogoniła

go przy drzwiach prowadza˛cych z ambulatorium na
urazo´wke˛.

– Galen, musze˛ z toba˛ porozmawiac´!
– Po co?
– Bo musze˛ cos´ ci wyjas´nic´.
– Szkoda fatygi.
Zasta˛piła mu droge˛.
– Nie miałam pewnos´ci, z˙e Alice jest twoja˛ siostra˛.
– Czy ty tez˙ obawiałas´ sie˛, z˙e wiedza˛c, z˙e Emma jest

moja˛ siostrzenica˛, stanowiłbym dla niej zagroz˙enie?

– Nie! Chciałam ci oszcze˛dzic´ rozczarowania!
– Nie miałas´ prawa tego przede mna˛ zatajac´. I pomy-

s´lec´, z˙e okazuja˛c ci uczucie, starałem sie˛ zdobyc´ two-
je zaufanie oraz miłos´c´... – Potrza˛sna˛ł głowa˛. – Jes´li
w twoim mniemaniu miłos´c´ polega na ukrywaniu tajem-
nic, to ja na to sie˛ nie pisze˛.

Wymowa tych sło´w ja˛ poraziła.
– Ty mnie kochasz?

152

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

– Mys´lisz, z˙e przeja˛łbym sie˛ tak twoja˛ dwulicowos´-

cia˛, gdyby było inaczej?

– Pro´bowałam ci to powiedziec´, ale ty poszedłes´ na

lunch z Melanie. Nie pamie˛tasz? A potem...

– Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. – Unio´sł

re˛ce w ges´cie zniecierpliwienia.

– Jes´li teraz mnie nie wysłuchasz, be˛dzie to dla mnie

sygnał, z˙e nie interesuje cie˛ powaz˙ny zwia˛zek. Jes´li
sobie tego nie wyjas´nimy, popełnimy ten sam bła˛d co
rok temu. Nie chce˛, z˙eby tak sie˛ stało.

Galen w zakłopotaniu potarł brode˛.
– Ja wiem – zacza˛ł – z˙e ty nie chcesz mi zaufac´,

poniewaz˙ boisz sie˛, z˙e pewnego dnia cie˛ porzuce˛ jak
twoja biologiczna matka. Wiem tez˙, z˙e sam mam sporo
na sumieniu. Chciałem ci udowodnic´, z˙e nie jestem jak
mo´j ojciec, z˙e potrafie˛ udz´wigna˛c´ cie˛z˙ar odpowiedzial-
nos´ci za rodzine˛.

– Skoro tak, to dlaczego nie wprowadziłes´ sie˛ do

mnie, kiedy ci to zaproponowałam?

– Bo przez cały czas chciałem byc´ taki jak twoi

bracia! – krzykna˛ł. – Ale juz˙ wiem, z˙e to niemoz˙liwe!
Do kon´ca z˙ycia nie zaufasz mi tak jak im!

Taki jak jej bracia? Nagle w jej umys´le wszystko

zacze˛ło układac´ sie˛ w logiczna˛ całos´c´. Rezygnuja˛c
z propozycji, kto´ra˛ złoz˙yła mu rok wczes´niej, chciał jej
udowodnic´, z˙e jest człowiekiem honoru. I teraz, dwana-
s´cie miesie˛cy po´z´niej, robi to samo!

– Czy zdajesz sobie sprawe˛, z˙e zatoczylis´my koło?

– zapytała po´łgłosem.

Unio´sł brwi.
– O czym ty mo´wisz?
– Rok temu twoje zasady kazały ci odejs´c´ ode mnie,

153

OCALONE Z

˙

YCIE

background image

a teraz nie pozwoliły ci ze mna˛ zamieszkac´. Ja nato-
miast, proponuja˛c ci wspo´lne mieszkanie, oczekiwałam,
z˙e wyrzekniesz sie˛ tego, co jest dla ciebie najwaz˙niejsze,
zasad. Oboje bezwiednie stwarzalis´my konfliktowa˛ sy-
tuacje˛. – Pokre˛ciła głowa˛. – I o to sie˛ spieramy. Nie
podzieliłam sie˛ z toba˛swoimi domysłami, to prawda, ale
dlatego, z˙eby oszcze˛dzic´ ci cierpienia. Okazało sie˛, z˙e to
tylko sprawy pogorszyło, ale przys´wiecał mi szlachetny
motyw. Nie moz˙esz miec´ mi tego za złe.

– Chyba nie – westchna˛ł.
– Poza tym wcale nie musisz byc´ lepszy od moich

braci. Masz nad nimi przewage˛, bo cie˛ kocham.

– To wystarczy? Nie musze˛ bardziej sie˛ starac´? –

Us´miechna˛ł sie˛ lekko.

– Oczywis´cie. – Podeszła bliz˙ej. – A poniewaz˙ ty

zwlekasz z zadaniem mi kluczowego pytania, ja je
zadam. Czy pos´lubisz mnie oraz moich pie˛ciu ws´cibs-
kich braci?

Porwał ja˛ w ramiona.
– Tak, Nikki! Bo jestes´ miłos´cia˛ mojego z˙ycia!

154

OCALONE Z

˙

YCIE


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
454 Matthews Jessica Ślub ordynatora
239 Matthews Jessica Skarb Boydów
Matthews Jessica Nie rzucaj slow na wiatr M118
089 Matthews Jessica Dla dobra dziecka 2
M296 Matthews Jessica Dzień radości
Matthews Jessica Jestes zbyt blisko
Matthews Jessica Harlequin Medical 501 Potrójne szczęście
Matthews Jessica Prawdziwa perla
215 Matthews Jessica Prawdziwa perła
Matthews Jessica Miasto nadziei
239 Matthews Jessica Skarb Baydow
454 Matthews Jessica Ślub ordynatora
296 Matthews Jessica Dzień radości
Matthews Jessica Labirynt życia
Matthews Jessica Prawdziwa perła
100 Matthews Jessica Czas ukojenia
333 Matthews Jessica Walentynkowe zaręczyny

więcej podobnych podstron