Matthews Jessica Prawdziwa perla

background image

Jessica Matthews

Prawdziwa perła

Mecical duo 215

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Amy Wyman zdawała sobie sprawę, w jak dziwacznej znalazła się sytuacji. Zatrzymała

się przed salą konferencyjną i wziąwszy głęboki oddech, otarła dłonie o obszerne spodnie
kostiumu. Wiedziała, że nie uda się jej wejść niepostrzeżenie i że rzuca się w oczy jak paw w

gromadzie wróbli.

Oczywiście, miała prawo tu być. Na tej wyjątkowej w dziesięcioletniej historii ośrodka

uroczystości powinna była zjawić się przynajmniej godzinę temu, kiedy to, z chwilą
powiększenia personelu o dwóch lekarzy rodzinnych: Ryana Gregory’ego i Joshuę Jacksona,
dotychczasowa poradnia ginekologiczno-położnicza przekształciła się w centrum medyczne z

prawdziwego zdarzenia.

Ambitne plany doktora Hyde’a dotyczące rozwoju placówki obejmowały zatrudnienie

kardiologa, onkologa i dermatologa. Chociaż Bóg jeden wie, czy w tym miasteczku
południowo-wschodniego zakątka Kansas potrzebni są tego typu specjaliści. Wiele osób
zadawało sobie również pytanie, czy w ogóle uda się ich tu zatrzymać. Jedyne pole golfowe
zostało wygospodarowane z pastwiska, a na życie kulturalne składały się występy lokalnego
jazz bandu i prowincjonalnego teatru. Przyszłość pokaże.

Mijały minuty, a Amy wciąż stała pod drzwiami, zbierając się na odwagę przed

zrobieniem czegoś, co bez wątpienia będzie wielkim, jeśli nie humorystycznym, wejściem.

Wciąż się wahała. Chociaż dzisiejsze spotkanie miało być oficjalnym powitaniem

obydwu nowo przyjętych lekarzy, doktor Jackson, któremu Amy podlegała, rozpoczął pracę
już prawie miesiąc temu. Gdyby więc na to spotkanie nie przyszła, nie powinien poczuć się
tym dotknięty.

Z drugiej jednak strony szef ośrodka, doktor Hyde, wyciągał surowe konsekwencje za

każdą nieobecność, jeśli winowajca nie był w stanie przedstawić wiarygodnego
usprawiedliwienia, na przykład świadectwa zgonu. Amy, dyplomowana pielęgniarka od

niedawna zatrudniona w przychodni, nie miała ochoty doświadczyć tego na własnej skórze.

Gdyby tylko dzieciaki na pediatrii tak do niej nie lgnęły... Gdyby tylko mała Cindy Chism

tak bardzo nie rozpaczała, ponieważ jej mama nie mogła jej dziś odwiedzić... Gdyby tylko
była w stanie cofnąć zegar o pół godziny, aby zdążyć się przebrać i przyłączyć do kolegów.

Przydałaby się teraz czarodziejska wróżka;

Tak starannie ułożony przez Amy program zupełnie się rozsypał, jednak uspokojenie

Cindy było dla niej ważniejsze niż spotkanie z personelem szpitala. Wzięła głęboko oddech,
poprawiła perukę i wśliznęła się do środka. Z ulgą zauważyła, że jej przyjaciółka, Pamela
Scott, siedzi w tylnym rzędzie obok pustego krzesła. Amy zajęła je, starając się być jak

najmniej widoczna, chociaż zdawała sobie sprawę, że jest to tak samo realne jak wielka

wygrana na loterii.

Pam, czterdziestoletnia rozwódka, która z uporem polowała na trzeciego z kolei

małżonka, pochyliła się ku niej.

– Spóźniłaś się – wyszeptała.

background image

– Tak wyszło.
– Fajny kostium.
Amy uśmiechnęła się szeroko.
– Dzięki. Sama go zrobiłam. Straciłam coś?
– Wkrótce sama się przekonasz.
Amy, zaintrygowana enigmatyczną odpowiedzią przyjaciółki, obrzuciła badawczym

spojrzeniem siedzące z przodu osoby. Rozpoznała czterech lekarzy, a następnie, w drodze
eliminacji, ustaliła, która z pozostałych osób jest doktorem Gregorym.

Po chwili zauważyła, że nieznajomy obserwuje ją z równym zainteresowaniem. Biorąc

pod uwagę jej wygląd, nie uważała, żeby było w tym coś dziwnego, chociaż spodziewała się
ujrzeć na jego twarzy jeśli nie rozbawienie, to przynajmniej cień uśmiechu, którym zwykle
reagowano na jej widok. Tym razem jednak było inaczej. Jedna brew lekarza powędrowała do

góry, podczas gdy reszta twarzy pozostała nieruchoma, chociaż w spojrzeniu, które zdawało
się przeszywać ją na wylot, była wyraźna dezaprobata.

Szkoda, pomyślała. Nie miała sobie niczego do wyrzucenia. Jeśli nowemu lekarzowi nie

podoba się jej spóźnienie czy też jej wygląd, to jego problem. Nie ma obowiązku składać mu
żadnych wyjaśnień.

Tymczasem doktor Hyde skończył przemówienie i poprosił doktora Gregory’ego, by

powiedział od siebie kilka słów. Kiedy Gregory wstał, Amy pomyślała, że musi mieć co
najmniej metr osiemdziesiąt wzrostu, a więc o dwadzieścia centymetrów więcej niż ona.

Głos miał głęboki i matowy, co Amy zawsze uważała za bardzo zmysłowe, włosy

ciemnobrązowe o rdzawym odcieniu – gęste i falujące, a rysy twarzy tak wyraziste, jakby
wyrzeźbione. Szeroki uśmiech, jaki pojawił się na jego ustach, gdy pozdrawiał audytorium,
znacznie łagodził surowy wyraz twarzy, ale sprawiał wrażenie wymuszonego.

Ponownie zerknęła w jego kierunku. Był bardzo przystojny, a kiedy się uśmiechał, każda

kobieta mogła stracić dla niego głowę. Miała wrażenie, że jego palący wzrok podniósł
temperaturę na sali przynajmniej o dziesięć stopni. Ciekawe, pomyślała, jakie ma podejście
do chorych. Podejrzewała, że reprezentuje on ten typ lekarza, który lepiej sobie radzi z
chorobą niż z pacjentem.

Ze współczuciem pomyślała o nieszczęsnej pielęgniarce, której przyjdzie z nim pracować.

Z pewnością szef tego rodzaju nie toleruje żadnego błędu, a tym bardziej nie zaprzyjaźnia się
z personelem. Ciekawe, czy pełne powściągliwości zachowanie jest dla niego typowe, czy też
wynika z obawy przed zbyt szybkim odkryciem się. Sądząc po sposobie, z jakim rozglądał się
dookoła, nie wątpiła, że dokonał już oceny wszystkich i że ta ocena nie wypadła najlepiej.

Jego strata, zdecydowała. Jeśli nie lubi relaksu, dobrej zabawy i śmiechu, to nic jej do

tego.

Teraz jedynym jej problemem był spływający do oczu makijaż. Marzyła wiec, by jak

najszybciej wsiąść do samochodu i wrócić do domu.

Podczas swojej zawodowej kariery Ryan często uczestniczył w różnych spotkaniach i

uroczystościach, nigdy jednak nie zdarzyło mu się, by w ich trakcie na sali pojawiał się klaun.

Nigdy, aż do dziś.

background image

Siedząc wraz z innymi lekarzami i obserwując zgromadzone na sali osoby, w pewnej

chwili zauważył, jak jakaś postać w ogromnych brązowych butach przemyka w stronę
pustego krzesła w ostatnim rzędzie. Siedząca obok kobieta uśmiechnęła się i coś do niej
szepnęła, ale z jej zachowania nie wynikało, że pojawienie się tej osoby czy też strój były
czymś niezwykłym.

Sytuacja stawała się coraz bardziej intrygująca.

Phillip Hyde, szef ośrodka, obiecał mu owacyjne powitanie. Dotychczas wszystko

przebiegało zgodnie z oczekiwaniami: przyjazne twarze, życzliwi ludzie, poncz i ciasteczka.
Jednak udział klowna? Ponownie skierował wzrok na tę tak bardzo bulwersującą postać,
zastanawiając się, czy to kobieta, czy mężczyzna.

Peruka w barwach tęczy, wymalowany farbami szeroki uśmiech, obszerny kostium w

kropki^ i paski w kontrastowych, ostrych kolorach utrudniały określenie płci. Jednak
delikatne rysy twarzy i drobna budowa ciała sugerowały, że pod tym dziwnym strojem i
jaskrawym makijażem ukrywa się kobieta.

Obawiał się, że ta tajemnicza postać może mieć podobne nastawienie do pracy jak jego

poprzednia pielęgniarka, do której stracił zaufanie, gdy się przekonał, że sprawy osobiste są
dla niej ważniejsze niż pacjenci.

Postanowił jednak nie zaprzątać sobie więcej głowy klaunem i uważnie rozejrzał się po

sali w poszukiwaniu kobiety o rudawoblond włosach. Jak dotychczas żadna nie odpowiadała
opisowi przydzielonej mu przez Hyde’a pielęgniarki. Właściwie był nawet zadowolony, że
nie przyszła. Wystarczy, że spotka się z nią jutro... i skonfrontuje swoje przewidywania z
rzeczywistością.

Nadzorowanie pracy nieuchwytnej dziś panny Wyman nie było dla niego szczytem

marzeń i chociaż nie ukrywał swych zastrzeżeń, Phillip Hyde upierał się, że asystująca
lekarzowi pielęgniarka jest koniecznością, a nie luksusem.

– Jeszcze będziesz mi za to wdzięczny – utrzymywał.
Ryan nie wydawał się jednak przekonany. Jedyną rzeczą, za którą z pewnością będzie

„wdzięczny”, to wzięcie na siebie dodatkowych obowiązków do czasu, aż uzna, że może już
tej osobie zaufać. Teoretycznie Phillip ma rację. Pielęgniarka to prawa ręka lekarza.
Przejmując proste przypadki, pozwala mu spokojnie zająć się bardziej skomplikowanymi, lak
przynajmniej słyszał od wielu lekarzy, którzy z uznaniem wyrażali się o swoich
współpracownicach.

Niestety, jeśli chodzi o pielęgniarki, jego doświadczenia nie były tak pozytywne.

Zdarzyło mu się już pracować z taką, która zwracała się do niego z każdym drobiazgiem, co
sprawiło, że miał przy niej dwa razy tyle pracy. Inna znowu była jej całkowitym
przeciwieństwem, co w efekcie wpędziło go w nie lada kłopoty. Obawiał się, że któryś z tych
scenariuszy mógłby się znów powtórzyć.

Chociaż wolałby sam zdecydować o wyborze pielęgniarki, musiał na okres próbny

zaakceptować tę, którą polecił mu szef. Pocieszał się tylko, że w ciągu kilku najbliższych
tygodni dziewczyna albo potwierdzi swoje kwalifikacje, albo będzie musiała odejść.

Szkoda, że jego pielęgniarką nie będzie ta siedząca w pierwszym rzędzie

background image

pięćdziesięcioletnia kobieta, ubrana w nienaganny biały komplet i stosowne białe obuwie.
Reprezentowała ona poprzednie pokolenie pielęgniarek i w najwyższym stopniu budziła
zaufanie.

– A teraz sądzę, że doktor Gregory zechce powiedzieć od siebie kilka stów – rzekł Phillip

Hyde.

Ryan, nagle oderwany od swoich myśli, uśmiechnął się niepewnie do audytorium.
– Cieszę się, że jestem w Mapie Comers i że będę mógł uczestniczyć w realizacji

ambitnych planów waszej placówki. Ośmielam się liczyć na waszą życzliwą cierpliwość,
zanim zdołam wdrożyć się w obowiązujące procedury i wszystkich poznać.

Na chwilę zatrzymał wzrok na klaunie, po czym ponownie oddał głos szefowi.
– Jak widzicie, doktor Gregory, w przeciwieństwie do mnie, nie jest zbyt gadatliwy –

zauważył z uśmiechem doktor Hyde. – Może powinienem poprosić go o prowadzenie
wszystkich naszych spotkań.

– Brawo! – zawołał jakiś donośny głos.
Rozległ się zduszony chichot i Phillip Hyde uśmiechnął się szeroko.
– Ktokolwiek to powiedział – rzekł, nie przestając się uśmiechać – zgłosi się na ochotnika

do sprzątania.

Siedzący w środkowym rzędzie mężczyzna w okularach bez oprawek głośno westchnął, a

gdy jego koledzy, chichocząc, zaczęli z niego kpić, wzruszył jedynie ramionami.

– Ryan, czy chcesz obejrzeć teraz twoje królestwo? – zapytał Phillip.
– Oczywiście. – Te dwie godziny, kiedy znajdował się w centrum zainteresowania,

wystarczająco go znużyły. Chciał jak najszybciej poznać swoje miejsce pracy, żeby móc
wreszcie umieścić gdzieś swoje książki i inne osobiste rzeczy.

Ryan ruszył za Phillipem, ale nie mógł oderwać wzroku od krzykliwej postaci

pochłoniętej rozmową ze stojącą obok niej kobietą.

– A propos, kim jest ten klaun? Mam nadzieję, że nie czeka nas jeszcze jakiś występ?
Fhillip zaśmiał się rubasznie.
– Przepraszam, stary, ale mam wrażenie, że będziesz miał okazję dobrze ją poznać w

ciągu najbliższych dni.

Ryan uniósł brwi.
– Wygrałeś prawdziwy los na loterii – ciągnął Phillip Hyde. – Josh nadzorował jej pracę

w ciągu ostatnich kilku tygodni. Przedtem pracowała pod kierunkiem doktora George’a
Garretta w jego przychodni. Doktor Garrett w ubiegłym miesiącu odszedł na emeryturę, tak
więc szybko zaproponowałem jej pracę, zanim zdążył to zrobić ktoś inny.

– Jest aż tak dobra? Phillip skinął głową.
– Przeniosła się do Mapie Corners jakieś pół roku temu, ale, jak sądzę, zna więcej ludzi w

mielcie niż ci» którzy mieszkają tu od lat. Profesjonalny marketing nie zapewni ci tyłu
pacjentów co ona.

– Niezwykle towarzyska osoba – zauważył z przekąsem Ryan. Nawet z tej odległości

docierało do niego jej niepokojąco atrakcyjne zabarwienie głosu. Podejrzewał, że, o ile dla
niego najlepszą formą spędzania wolnego czasu była kolacja w cichym, ustronnym miejscu i

background image

dobry film, to dla niej prawdopodobnie taniec przy krzykliwej muzyce, aż do świtu.

– Nie w tym rzecz. Jest w niej po prostu coś, co przyciąga ludzi. Doktor George nie mógł

się jej nachwalić. Praktycznie sama prowadziła całe jego biuro. Nie ma takiej sprawy, której
nie potrafiłaby załatwić.

– Dobre sekretarki zawsze są w cenie. Phillip zaśmiał się rubasznie.
– Przekonasz się, że ta dziewczyna jest więcej niż sekretarką. To przecież twoja

pielęgniarka.

– Co powiedziałaś? – Amy spojrzała na Pam ze zdumieniem. – To niemożliwe. Ktoś

popełnił horrendalny błąd.

– Masz pracować pod kierunkiem doktora Gregory’ego – powtórzyła spokojnie Pam.
– To jakaś pomyłka. Musiałaś coś pokręcić. – Pracowała z doktorem Jacksonem od

prawie czterech tygodni. Nie mieściło się jej w głowie, że mogła zostać przydzielona do

innego lekarza.

– Obawiam się, że to prawda. – Pam pokręciła głową. – Doktor Jackson ma dwie

pielęgniarki, a doktor Gregory żadnej. Wybrano więc ciebie, żeby mu pomóc.

– To tylko na jakiś czas, prawda? – Zacisnęła dłonie, jakby w ten sposób chciała odpędzić

złe moce.

– Z tego, co mówił doktor Hyde, wynika, że na stałe. Ale mogę się mylić.
Amy zmrużyła oczy.
– Jeśli to jakiś kawał...
– Czy ja wyglądam na kogoś, kto żartuje? Poza tym to ty jesteś klaunem, nie ja.
Amy ponownie spojrzała na mężczyznę od dłuższego czasu pochłoniętego rozmową z

doktorem Hydem. W chwilę później zauważyła zdumienie na jego twarzy i uniesione na znak

dezaprobaty brwi. Pojawiając się tak późno, i do tego w kostiumie klauna, najwyraźniej nie

wywarta na nim zbyt dobrego wrażenia.

– Spójrz tylko, jak spurpurowiał – zauważyła. – Musiał się dowiedzieć, kim jestem. –

Odwróciła się, by nie widzieć malującej się na jego twarzy niechęci. Czuła, że ten pierwszy,
aczkolwiek jedynie wizualny kontakt nie wróży niczego dobrego. – Myślę, że najwyższy czas
dyskretnie się wycofać.

– Uważasz, że to rozsądne? – zapytała Pam. – Moim zdaniem, skoro już tu jesteś,

wszystkim wyda się dziwne, szczególnie jemu, jeśli wyjdziesz, nie przedstawiając się.

– Nie widziałaś wyrazu jego twarzy. Z pewnością nie byłby zachwycony, gdyby jakiś

błazen podszedł do niego i nieoczekiwanie zawołał: „Cześć! Jestem Amy i bardzo się cieszę,
że będę z tobą leczyć pacjentów”. Nie wygląda na kogoś, kto mógłby to uznać za zabawne.

– Daj spokój. Chyba nie masz zamiaru się poddać? To przecież zupełnie do ciebie

niepodobne.

– Wcale się nie poddaję. Wybieram jedynie pole bitwy.
– Cóż, jak się zdaje, nie możesz już tego zrobić.
– A to dlaczego?
– Ponieważ on właśnie idzie w twoim kierunku – mruknęła Pam, uśmiechając się szeroka

– Halo, doktorze Gregory! Jak to miło, że będzie pan u nas pracował.

background image

Skinął głową w jej stronę.
– Pam, nieprawdaż?
Podczas gdy jej przyjaciółka wdzięczyła się do doktora Gregory’ego, Amy żałowała, że

nie może spotkać się z nim w innych okolicznościach. Postanowiła jednak robić dobrą minę
do złej gry. A wszystko przez to, że jej przyjaciółka. Sunny, która zwykle odgrywała rolę
klauna, w ostatniej chwili poprosiła ją o zastępstwo.

– A to jest Amy – rzekła Pam, wskazując na nieszczęsnego klauna. – Zechcecie mi

wybaczyć? Widzę tam kogoś, kogo chciałabym złapać, zanim wyjdzie, a wy macie pewnie
sobie wiele do powiedzenia.

Amy doskonale wiedziała, dlaczego Pam tak się spieszy, spojrzała więc na przyjaciółkę

wymownie, po czym odwróciła się do doktora Gregory’ego.

– Miło mi pana poznać – powiedziała, wyciągając do niego rękę.
Ryan zawahał się. Ukryta w rękawiczce dłoń najwyraźniej nie budziła jego zaufania.
– Nie chowa tam pani jakiejś pułapki? Na przykład syreny alarmowej lub czegoś, co

wydaje równie nieznośny hałas?

Zesztywniała. Musiał ją wziąć za zawodowego błazna, a nie za kogoś, kto chociaż sa

chwilę chce oderwać chore dzieciaki od ich problemów. To nie wróżyło dobrze ich
współpracy.

– Nic panu me grozi, doktorze – zapewniła, podnosząc do góry ręce.
Ujął jej dłoń. Ciepło, które natychmiast przeniknęło przez cienką bawełnianą rękawiczkę,

zaniepokoiło ją.

– Jak na lekarza ma pan zadziwiająco gorące dłonie.
Te słowa wymknęły się, zanim zdążyła je zatrzymać. Jako klaun często mówiła dziwne

rzeczy, aby wywołać na czyjejś twarzy uśmiech. Tym razem jednak na tym facecie musi
wywrzeć wrażenie swoimi prawdziwymi umiejętnościami, a nie aktorstwem.

– To prawda. Dziękuję.
Nagle poczuła mrowienie w palcach, które po chwili wraz z falą ciepła popłynęło w górę

aż do serca. Zdumiona tak szybką reakcją odetchnęła głęboko, wciągając w płuca mieszaninę
zapachu drzewa sandałowego, kawy i czegoś niezwykle męskiego.

Boże mój! Będzie w kłopocie, jeśli ten zapach uznała za... seksowny. Uwolniła jego dłoń.

Nagle zdała sobie sprawę, o ile jest od niej wyższy. W ciągu dwudziestu siedmiu lat życia
zdążyła się przekonać, jak wielu ludzi uważa, że inteligencja człowieka jest proporcjonalna
do jego wzrostu. Ta myśl nie dawała jej spokoju.

Z drugiej strony, jeśli ktoś potrzebuje odprężenia, to tym kimś jest z pewnością Ryan

Gregory. Zdecydowała się . podjąć wyzwanie. Musi wywołać uśmiech na jego twarzy. Od
czego w końcu jest klaunem?

Czuła, że w tym stroju może sobie pozwolić na zadawanie pytań, jakich normalnie nie

odważyłaby się zadać, i mówić rzeczy, jakich normalnie nie odważyłaby się mówić.

– Nie śmieje się pan zbyt często, doktorze Gregory? Wzruszył ramionami, ale po jego

oczach widać było, że to pytanie go dotknęło.

– Jedynie wtedy, gdy uważam, że jest ku temu powód.

background image

– Zawsze jest pan taki zasadniczy?
– A pani zawsze jest taka wścibska* jeśli chodzi o kolegów?
– W tej chwili nie jesteśmy kolegami – zauważyła. – Ja jestem klaunem, chyba pan nie

zapomniał?

– To niemożliwe, żebym mógł zapomnieć. Jak często ujawnia się to pani alter ego?
– Niezbyt często. Zastępuję w tej roli moją przyjaciółkę, gdy ona sama nie może jej

pełnić. Przychodzi do szpitala raz w tygodniu i większość czasu spędza na pediatrii.

– Ach, tak. – Umilkł na chwilę, jakby zastanawiał się nad czymś. – Jakie sztuczki pani

pokazuje?

– Łatwiej pokazać, niż powiedzieć. – Amy potrząsnęła długą, czarną pałeczką, którą

wyciągnęła z kieszeni obszernych spodni, i natychmiast na jej końcu pojawiły się bajecznie
kolorowe, jedwabne kwiaty.

– Ładne – stwierdził, ale w jego głosie nie słychać było żadnych emocji.
Ta część Amy, która utożsamiała się z klaunem, oczekiwała czegoś więcej niż jedynie

zdawkowego komplementu. Podała Ryanowi pałeczkę, obserwując, jak ostrożnie bierze ją do
ręki.

– Nie wybuchnie, nie musi się pan obawiać.
– Dzięki za zapewnienie.
– Dzieciaki bardzo lubią sztuczki z chusteczkami.
Mówiąc to, z innej kieszeni wyciągnęła żółty kawałek materiału, do którego przywiązany

był niebieski, do niebieskiego czerwony, aż w końcu u jej stóp utworzyła się całkiem spora
barwna sterta. Teraz odwiązała ostatnią chusteczkę i udając, że wyciera w nią nos, zwinęła
dłoń w pięść i przy pomocy wskazującego palca wsunęła chusteczkę do środka, po czym
machnęła ręką i otworzyła palce, ukazując pustą dłoń.

Normalnie dzieci wydają wtedy różne, wyrażające podziw okrzyki, podczas gdy dorośli

nie potrafią ukryć zdumienia. Na twarzy doktora Gregory’ego nie widać było nic, nawet
uśmiechu, tylko w oczach na chwilę pojawił się błysk zainteresowania.

– Sprytne – zauważył.
Nie wiedziała, czy słowo „sprytne” oznacza krok naprzód w stosunku do poprzedniego

„ładne”.

– Kiedy wyciągnie pani królika z kapelusza?
– Jestem klaunem, a nie magikiem – odparła cierpko. – Jeśli jednak chciałby pan ujrzeć

jakieś zwierzę, zrobię, co się da. – Jej ręka ponownie utonęła w przepastnych spodniach. Po
chwili wydobyła z niej nieduży, czerwony balonik i zaczęła go nadmuchiwać. Wkrótce
balonik zamienił się w pociesznego pudelka. – I co pan na to?

Ryan przyglądał mu się przez chwilę, po czym położył go na krześle.
– Całkiem nieźle, ale chyba pani przyzna, że w nadmuchiwanych pudlach trudno dostrzec

coś niezwykłego?

Zacisnęła zęby. Nic tak nie wyprowadza klauna z równowagi jak ktoś ostentacyjnie

nudzący się podczas przedstawienia.

– Pewnie pan zrobiłby to lepiej?

background image

Kąciki jego ust leciutko drgnęły. Było to trochę za mało na uśmiech, ale ponieważ w jego

oczach pokazały się jednocześnie zabawne błyski, uznała, że cel został osiągnięty.

– Czy to wyzwanie? zapytał.
– Tak. Chętnie dodam coś do mojego repertuaru. Wyciągnął rękę do jej lewego ucha, a

gdy

cofnął,

między

kciukiem

a

palcem

wskazującym

pojawiła

się

dwudziestopięciocentówka.

– Co pani na to?
Zręczność jego palców zaskoczyła ją. Nie zdołała jeszcze opanować techniki wyciągania

monet z różnych dziwnych miejsc, chociaż pracowała nad tym od dłuższego czasu.

– Jestem pod wrażeniem.
Podrzucił do góry monetę, po czym złapał ją w powietrzu i, ująwszy oburącz prawą dłoń

Amy, wcisnął do niej pieniążek.

– Co to ma być? – zapytała.
– Pani napiwek.
Amy gwałtownie cofnęła rękę.
– Przepraszam, ale z zasady nie przyjmuję napiwków.
– Doskonale. Proszę więc w zamian przyjąć dobrą radę. Spojrzała na niego z

zaciekawieniem.

– Nie mam zwyczaju ulegać iluzji – oznajmił podejrzanie słodkim głosem. – Proszę to

zapamiętać, a nasza współpraca ułoży się bez zarzutu.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Amy zamarła. Bez trudu odczytała to, co było ukryte między wierszami, i w jej głowie

odezwały się dzwonki alarmowe. To nie ma nic wspólnego ze sztuczkami klauna. Aluzja
doktora Ryana Gregory’ego bez wątpienia odnosi się do jej umiejętności zawodowych.
Zirytowała się.

Przypomniała sobie swojego profesora sprzed lat, który nie rozróżniał żadnych odcieni

szarości i który zawsze przestrzegał zasad, nie pozostawiając marginesu na błąd, litość czy
drugą szansę. Doktor Gregory był pod tym względem bardzo do niego podobny. Oparła
dłonie na biodrach i spojrzała na niego z furią.

– Co właściwie mi pan sugeruje? – zawołała. – Że jestem niekompetentna? Ze nie jestem

szczera ani rzetelna? No, śmiało, niech pan to powie!

– Niczego nie sugeruję. Stwierdzam jedynie fakt Spojrzała na niego drwiąco.
– Dlaczego nie powie pan wprost, o co panu chodzi? Zawahał się.
– Nie byłem szczególnie zachwycony pracą moich ostatnich dwóch pielęgniarek.
– Zakłada pan więc, że tak samo będzie ze mną.
– Niczego nie zakładam – odparł. – Co znaczy, że mam zamiar uważnie przyglądać się

pani pracy do czasu, aż nabierzemy do siebie zaufania.

– Aż uzna pan, że jednak coś potrafię – poprawiła go. Wzruszył ramionami.
– Uważam, że kilka miesięcy wystarczy, żeby poznać swoje mocne i słabe strony.
Amy pomyślała, że bardziej go interesują te słabe.
– Patrząc na szklankę, widzi pan, że jest w połowie pusta, a nie w połowie pełna, prawda?
– Nie rozumiem.
– Nieważne. Dotąd nikt nie skarżył się na moją pracę.
– Nie powinno być więc żadnych problemów, nie sądzi pani, panno Wyman? – spytał,

krzyżując ramiona.

Jego protekcjonalny ton doprowadzał ją do furii.
– Nie, nie powinno – powiedziała przez zęby.
– Widzę, że zdążyliście się już poznać – zauważył Phillip Hyde, podchodząc do nich. –

Doszliście do porozumienia?

– Tak – zapewnił Ryan bez szczególnego entuzjazmu.
– Byłem tego pewien – ciągnął rozpromieniony Phillip. – Nie chciabym wam przerywać,

Ryan, ale reporter z „Mapie Corners News” pragnie z tobą porozmawiać. Możesz poświęcić
mu parę minut?

Amy cofnęła się.
– Proszę się mną nie krępować. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, co na tym etapie powinno

być wyjaśnione. Chyba zgadza się pan ze mną, doktorze Gregory?

– Mniej więcej, jednak wrócimy jeszcze do tej rozmowy. Zmusiła się do uśmiechu, ale

nie odpowiedziała. Gdy szła w stronę wyjścia, tuż przy drzwiach złapał ją Joshua.

– Bardzo żałuję, że cię straciłem – wyznał. – Kiedy sugerowałem szefowi, aby poszukał

background image

dla Ryana kogoś takiego jak ty, nie przyszło mi nawet na myśl, że może mi zabrać ciebie.

Uśmiechnęła się.
– Może powinieneś go przekonać, że mocno przesadziłeś.
– Próbowałem, ale tego nie kupił – odparł ze smutkiem. – Mimo wszystko polubisz

Ryana. Wiesz, był już na stażu, kiedy ja zaczynałem dopiero studia. Niewiele mówi, ale
możesz mi wierzyć, że widzi wszystko. – Poklepał ją po ramieniu. – Nie martw się, będzie
dobrze.

Nie martw się, powtarzała sobie, wychodząc na dwór. Tym razem nikt by jej nie

zatrzymał, zbyt wiele miała do przemyślenia. Jej ukochana praca nieoczekiwanie stała się
problemem z koszmarnego snu.

Widzi wszystko...

Czuła, że wpada w panikę. Pod względem medycznym nic nie można jej było zarzucić.

Zawsze postępowała zgodnie z procedurą. Interes pacjenta i troska o jego zdrowie były dla
niej najważniejsze. Zdarzało się jednak, że naciągała nieco obowiązujące przepisy. Od czasu
do czasu chodziła na wizyty domowe i bywało, że „zapominała” wystawić rachunek za
usługę, jeśli chorego nie było stać na jego zapłacenie.

Miała poważne wątpliwości, czy doktor Gregory będzie tak samo wyrozumiały jak doktor

Garrett. Joshua Jackson zaś nie znał jej ha tyle długo, aby odkryć jej „dobre uczynki”.

– Zaczekaj! – dobiegł do niej głos Pam.
Amy otworzyła drzwi samochodu i wśliznęła się do środka, przysięgając sobie, iż

jedynym ustępstwem, jakie zrobi na rzecz przyjaciółki, będzie opuszczenie bocznej szyby.

– Wołałaś mnie? – zapytała.
– Jak było? – Pam nie mogła powstrzymać ciekawości.
– Interesująco – odparła lakonicznie Amy. – Poznaliśmy się, a teraz jadę do domu.
– Daj spokój! – Pam spojrzała na nią i z wyrzutem. – Chcę znać szczegóły. Co myślisz o

doktorze Gregorym?

– Jest za wcześnie na wydawanie opinii.
– No dobrze. Jakie jest więc twoje pierwsze wrażenie? Wygląda na silnego i spokojnego

faceta. Uwielbiam przystojnych, małomównych mężczyzn. – Westchnęła. – Przypominają mi

Cary Granta. Ten nowy to facet, którego bez namysłu zabrałabym ze sobą.

– Dlaczego więc nie przejdziesz do niego? Ja mogłabym pracować dla doktora Brooksa.
Pam zmarszczyła brwi.
– Aż tak źle?
Amy odwróciła twarz, by uciec przed wzrokiem przyjaciółki.
– To zależy, co rozumiesz pod słowem „źle”. Mój dyplom i doświadczenie nie znaczą dla

niego nic.

– Czy ty czasem trochę nie przesadzasz?
– Nie sądzę. On ma zamiar nie spuszczać mnie z oka.
– To chyba zrozumiałe, przecież cię nie zna.
– Masz rację. Jak byś się jednak czuła, gdyby doktor Brooks śledził każdy twój ruch?
– Nie będzie tak źle, jak myślisz – pocieszała ją Pam.

background image

– Tak? Szkoda, że nie słyszałaś rady, jakiej mi udzielił. Mam się podporządkować,

powiedział to jasno i dobitnie. Uprzedził mnie również, że będzie mnie obserwował
przynajmniej przez parę miesięcy, rozumiesz?

Pam uśmiechnęła się.
– Wiesz, co jest twoim problemem, Amy?
– Jestem pewna, że mnie oświecisz.
– Za bardzo przyzwyczaiłaś się do niezależności. Zastanów się nad tym. Doktor Garrett

wybierał się na emeryturę, nie bardzo więc interesował się tym, co robisz. A doktor Jackson
miał tyle pracy, że nie był w stanie zajmować się tobą.

– Może to i prawda, ale oni mi ufali.
– On też ci zaufa. Daj mu tylko trochę czasu.
– Zanim to się stanie, zamieni moje życie w prawdziwe piekło. A mówiąc o piekle... –

poprawiła perukę, czując, że skóra pod nią zaczyna ją nieznośnie piec – muszę zrzucić ten
kostium, zanim zupełnie się rozpuszczę.

Pam pogładziła ją po ramieniu i uśmiechnęła się ze współczuciem.
– Rzeczywiście, twoja twarz już się rozpływa.
– Ojej! Dzięki!
– Możesz na mnie liczyć. Tymczasem nie przejmuj się tym, co ten facet gadał. Kiedy

tylko jego grafik się zapełni, nie będzie miał czasu myśleć o tobie.

– Masz chyba rację. Widziałam listę zgłoszeń na pierwszy tydzień. Będzie zajęty od rana

do wieczora.

– Widzisz? Dobrze znam psychikę mężczyzn. Najlepszym sposobem uzyskania tego, co

chcesz, jest pozwolić im uwierzyć, że to oni tego chcą.

– Tak sądzisz?
– Uwierz mi. To zawsze działa. Wytrzymaj przez parę dni. Udawaj, że akceptujesz jego

reguły gry. Do następnego piątku udowodnisz, że jesteś nieoceniona, i wszystko będzie jak
dawniej.

Po powrocie do domu Amy powtarzała te słowa jak zaklęcie. Teoria Pam wydawała się

słuszna. Cierpliwość nie była jednak jej najsilniejszą stroną.

A może powinna przenieść się gdzie indziej? Po namyśle doszła jednak do wniosku, że

rezygnacja z posady nie jest dobrym rozwiązaniem. Zbyt wiele ma do stracenia. Sześć
miesięcy zajęło jej znalezienie wymarzonej pracy w mieście, które zdążyła już polubić, i nie
chciała zrywać więzów, które ją łączyły z mieszkającymi tu ludźmi.

Hipoteza Pam musi być prawdziwa i Amy postanowiła to udowodnić. Najpierw

wyprowadziła na spacer swego ulubieńca, cocker spaniela Mindy, a potem, zrezygnowawszy
z kąpieli w basenie sąsiadów, cały wieczór spędziła na przeglądaniu protokołów
zatwierdzonych przez doktora Jacksona. Jeśli w ciągu najbliższych dni chce osiągnąć sukces,
nie może dać nowemu szefowi powodu do narzekania na nią. Postanowiła olśnić go
sumiennością i dobrą organizacją.

We wtorek rano dłużej niż zwykle przeglądała rzezy w szafie. W końcu zdecydowała się

na błękitny, dopasowany kostium i bluzkę z wzorzystego materiału. Zrobiła też bardzo

background image

delikatny makijaż, pamiętając, iż nieco bardziej śmiały upodobniłby ją do małej dziewczynki
udającej dorosłą, po czym upięła włosy w mały kok. Niech no doktor Gregory spróbuje dziś
znaleźć w niej coś, do czego będzie się mógł przyczepić, pomyślała.

W pracy zjawiła się jak zwykle pół godziny przed pacjentami. Idąc do swego królestwa

prawą odnogą korytarza w kształcie litery U, z satysfakcją patrzyła na skrzydło budynku,
które po ostatnim remoncie prezentowało się wyjątkowo okazale. Podzielony na trzy sekcje
korytarz okrążał łukiem część centralną, w której mieściła się poczekalnia dla pacjentów i
recepcja.

Przedmiotem największej dumy Amy był pokój pielęgniarki. W uwolnionej od leków

szafce umieściła różne rzeczy, które, aczkolwiek potrzebne, nie musiały znajdować się w
każdym pomieszczeniu, gdzie przyjmowano chorych. Ponieważ sama pobierała krew, robiła
zastrzyki oraz wykonywała mnóstwo prostych zabiegów, była szczęśliwa, że mogła
wygospodarować dla swoich potrzeb trochę miejsca. Pielęgniarki z innych części budynku
bardzo jej tego pokoju zazdrościły.

Doktor Gregory również powinien docenić jej wysiłki. Oczywiście, na jego reakcję

będzie musiała trochę poczekać. Większość lekarzy przed przyjściem do przychodni
odwiedza swoich leżących pacjentów, tak więc, zanim jej nowy szef zjawi się w drzwiach,
ona już będzie pochłonięta praca.

Szybko się jednak okazało, jak bardzo się myliła.
– Co to znaczy? Zostałam przeniesiona? – rzuciła w kierunku recepcjonistki.
Tess, trzydziestopięcioletnia efektowna brunetka, wyglądała na znacznie bardziej

zaaferowaną niż zwykle o ósmej rano, kiedy milczały jeszcze telefony.

– Właściwie nie zostałaś przeniesiona – wyjaśniła. – Zostałaś tylko... ściśnięta.
– Ściśnięta? A co to znaczy?
– To znaczy, że będziesz musiała podzielić się miejscem z doktorem Gregorym.
Praca z doktorem Jacksonem zepsuła ją. Jego pokoje były małe, objęła więc w posiadanie

pomieszczenia nieco dalej. Jeśli potrzebowała jego opinii, był w zasięgu ręki, a jednocześnie
miała poczucie niezależności.

Liczyła, iż nic się pod tym względem nie zmieni. Wszystko jednak wskazywało na to, że

było to wyłącznie jej pobożne życzenie. Uwaga nowego szefa, że musi poznać jej wszystkie
mocne i słabe strony, nabierała teraz zupełnie nowego znaczenia. Pracując tak blisko niej,
będzie mógł rzeczywiście kontrolować każdy jej ruch.

– Nie szkodzi, potrafię zadowolić się połową powierzchni – odparła Amy. – Mam dwie

siostry. Nauczyłam się dzielić wieloma rzeczami.

Dziwny wyraz twarzy Tess zaniepokoił ją.
– Chyba zatrzymałam połowę?
– Niezupełnie. Twoje będą trzy pokoje na lewo.
– Trzy?! – zawołała Amy, czując, jak rośnie jej ciśnienie. Dotychczas miała prawo do

ośmiu, a nawet do dziewięciu pomieszczeń, jeśli doliczyć pokój pielęgniarki. Najwyraźniej
doktor Gregory ma zamiar przejąć większość pacjentów.

Tess skinęła głową.

background image

– W porządku – rzekła Amy z pozornym spokojem. Czuła, że kluczem do dobrej

współpracy z doktorem Gregorym jest zachowanie spokoju. – A więc do roboty.

W tej samej chwili w holu pojawili się Harry i Eldon, odpowiedzialni za drobne naprawy

i konserwacje w budynku.

– Halo, piękne panie! – zawołał jeden z nich. – Mamy przenieść jakąś lodówkę i dwie

gablotki. Gdzie je postawić?

– Lodówkę? – zdziwiła się Amy.
Mieli tylko jedną i powinna zostać tam, gdzie była dotychczas, w specjalnym

pomieszczeniu, które dopiero niedawno urządziła. Jeśli zaś chodzi o gablotki, to nie
wyobrażała sobie, by mogła się bez nich obejść.

– Te rzeczy są w piątce – rzekła Tess. – Przenieście je do starego gabinetu w końcu holu.
Harry pokręcił głową. _
– Wątpię, żeby wszystko się tam zmieściło.
– Co się nie zmieści, wstawcie do magazynu – dodała.
– W porządku. – Harry ruszył za Eldonem pchającym platformę na kółkach, która służyła

do przewożenia cięższych rzeczy.

– Gabinet w końcu holu? – zawołała Amy. – Przecież tam z trudem mieszczą się dwie

osoby. A co z moim pokojem?

– Doktor Gregory chce tam mieć swoje biuro.
– Jak to? A rzeczy, które tam są?
– Porozmawiaj z nim. Powiedział, że należy je umieścić we wszystkich pomieszczeniach,

a nie tylko w jednym.

– Ale tam nie ma miejsca – denerwowała się Amy. – Poza tym co z rzeczami, które są

potrzebne, ale rzadko używane?

Tess podniosła do góry ręce.
– Ja tu nie decyduję! Robię jedynie to, co mi każą.
– Wybacz, ale nie mam zamiaru bezmyślnie wykonywać jego rozkazów – oznajmiła z

naciskiem Amy. – Co to jest, dyktatura? Mógł to przynajmniej ze mną przedyskutować,
zanim zaczął przewracać wszystko do góry nogami.

Tess podniosła głowę i jej twarz nagle spurpurowiała. Amy poczuła wyrzuty sumienia, że

wyładowała złość na bogu ducha winnej kobiecie.

– Wybacz. To nie na ciebie powinnam napadać, lecz raczej na doktora Gregory’ego.
– To bardzo interesujące – usłyszała głęboki głos tuż przy uchu. – Może powinniśmy

porozmawiać o tym w jakimś bardziej... ustronnym miejscu.

Tess nerwowo zachichotała, podczas gdy Amy zamarła, starając się otrząsnąć z szoku.

Nie miała wątpliwości, że Ryan wszystko słyszał i chociaż znała odpowiedź, zapytała:

– Stoi za mną, tak?
Tess skinęła głową, po czym pod pretekstem, że musi dopilnować Harry’ego i Eldona,

szybko się ulotniła.

Najwyższy czas zmierzyć się ze smokiem. Amy odetchnęła głęboko i odwróciła się, by

powitać szefa.

background image

Spojrzał na nią ze zdumieniem, jakby zaskoczony tym, co zobaczył, a co poprzednio

maskował makijaż klauna, po czym marszcząc brwi, zapytał:

– Czy pani na pewno ma dwadzieścia siedem lat?
– Jeśli wierzyć metryce, to owszem.
Jego twarz przybrała surowy wyraz, jak wczoraj, gdy go ujrzała po raz pierwszy.

Zastanawiała się, co mogłoby tę kamienną twarz wyprowadzić z równowagi. W jej uszach
wciąż jednak brzmiały rady przyjaciółki: Wytrzymaj chociaż parę dni. Aby osiągnąć swój cel,
on musi uwierzyć, że jest to jego cel. A więc musi wytrzymać. Zanim jednak zdołała
pozbierać myśli, Ryan Gregory rzekł:

– Wspomniała pani coś o dyktaturze? Odetchnęła głęboko, chcąc zachować spokój.
– Ponieważ te zmiany w równym stopniu dotyczą pana, jak i mnie, byłoby miło, gdyby

wcześniej omówił je pan ze mną.

– Miałem taki zamiar, ale nie pracowała pani wczoraj, a po spotkaniu dosyć szybko

wyszła. Poza tym nie sądziłem, że interesuje panią, gdzie będzie moje biuro.

Że ją interesuje? Oczywiście, że interesuje. Chciała, aby był jak najdalej od niej.

Najchętniej w samym końcu skrzydła.

Ten pokój pielęgniarski to była jej duma i nagle jednym pociągnięciem ten facet wszystko

zniszczył.

Ryan tymczasem uśmiechnął się przepraszająco.
– Pielęgniarki zawsze skarżą się, że cały dzień są na nogach. Pomyślałem więc, że w ten

sposób zaoszczędzę pani chodzenia.

Chciała mu powiedzieć, że ten sam efekt mógł osiągnąć, wybierając inne pomieszczenie,

ale w porę przypomniała sobie radę Pam i zdecydowała się na niewinne kłamstwo.

– Jestem doprawdy wzruszona pana troską, ale martwię się, gdzie teraz to wszystko

upchniemy.

– Jestem pewien, że jakoś damy sobie radę – odparł pojednawczym tonem. – Jeśli ma

pani jakieś sugestie, wezmę je oczywiście pod uwagę.

Jedyna sugestia, która cisnęła się jej na usta, spowodowałaby pewnie jej natychmiastowe

zwolnienie, toteż powiedziała:

– Jestem zaskoczona, że chce pan mieć swój gabinet w środku ruchliwego korytarza. Nie

będzie pan miał tu spokoju.

– Lubię być tam, gdzie się coś dzieje.
Żeby cię lepiej widzieć, moja droga, rzeki wilk do Czerwonego Kapturka. Ten fragment

znanej bajki dla dzieci idealnie pasował do sytuacji.

– A propos! Nie jestem zbyt przywiązany do terytorium. Jeśli potrzebuje pani więcej

pokoi niż trzy, to może pani skorzystać z moich, jeśli akurat któryś będzie wolny. Pracujemy
razem i nie możemy działać przeciw sobie. Nasi pacjenci muszą być pewni, że oboje
troszczymy się o ich zdrowie.

– Jak to możliwe, kiedy ma pan zamiar śledzić każdy mój ruch?
– Na zaufanie trzeba zapracować.
– Zapracowałam na dyplom.

background image

– Ale to ja ponoszę moralną i prawną odpowiedzialność za nadzór nad pacjentami.
Amy czuta, jak od zaciskania zębów zaczynają boleć szczęka. Wiedziała, że go nie

przekona. Jeśli on ma zamiar zaglądać w każde chore gardło czy bolące ucho, to nie będzie
się nad nim użalać.

Wytrzymaj. Znowu odetchnęła głęboko. Stosowanie się do tej rady leży w jej najlepszym

interesie.

– Proszę wiec robić to, co uważa pan za stosowne.
– Wiem, że przeniesienie do mnie było dla pani zaskoczeniem. Ważne jest jednak, czy,

pracując od czasu do czasu ze mną, potrafi pani sprostać pozostałym obowiązkom?

– Dam radę – wymamrotała.
– Doskonale. Potrzebujemy jeszcze jednej pielęgniarki. Gdyby mogła pani kogoś polecić,

byłbym wdzięczny.

Już miała mu powiedzieć, by się zwrócił z tym do kadr, ale w porę ugryzła się w język.

Szybko przebiegła w myśli listę potencjalnych kandydatek.

– Dora Wells wchodzi ewentualnie w grę. Ma około czterdziestki i, jeśli dobrze

pamiętam, jej starszy syn jesienią wyjechał do college’u. Będzie mogła pracować w pełnym
wymiarze godzin.

– A zatem Dora Wells – powtórzył. – Ktoś jeszcze?
– Na razie tylko ona przyszła mi do głowy. Zrobię rozeznanie.
– Doskonale.
Przez jakiś czas milczeli. Kiedy Harry i Eldon wywieźli jedną z gablotek, Amy zacisnęła

pięści. Zawsze uważała siebie za osobę wyjątkowo zgodną, ale doktor Gregory budził w niej
najgorsze instynkty. Czując, że powiedzieli już sobie wszystko, chciała odejść, by gdzieś poza
zasięgiem jego wzroku lizać swoje rany, gdy usłyszała za plecami:

– Nie jestem pani wrogiem, Amy. Odwróciła się i, patrząc mu w oczy, powiedziała:
– To się dopiero okaże, doktorze Gregory. Zacisnął usta i skinął głową, jakby chciał w ten

sposób potwierdzić, że przyjmuje wyzwanie.

– Co się stało? – zapytała Tess, kiedy Amy z ponurą twarzą usiadła przy biurku. – Boli

cię głowa?

– Jeszcze nie, ale wkrótce pewnie rozboli.
– Czy doszłaś do porozumienia z doktorem Gregorym?
– Jeśli masz na myśli mój pokój, to nie. We wszystkich innych kwestiach... jest pewien

postęp.

– Cieszę się. – Tess odetchnęła z wyraźną ulgą. – Nie mam ochoty codziennie wkraczać

do strefy zagrożonej wojną.

– Ja również, ale bądź na to przygotowana – ostrzegła Amy. – Wszystko jest możliwe.
Tess westchnęła.
– Mam nadzieję, że nie będę musiała pełnić roli arbitra.
– Może i tak się zdarzyć – odparła z uśmiechem Amy, po czym nagle spoważniała. –

Byłoby mi dużo łatwiej, gdybym mogła go rozgryźć. Ten człowiek to dla mnie prawdziwa
zagadka.

background image

– Co masz na myśli?
– Sama nie wiem. Wydaje się taki poważny, stanowczy i wobec wszystkich nieufny, a

jednocześnie potrafi powiedzieć, że musimy być dla siebie partnerami. Poprosił mnie nawet o
sugestię, kogo zatrudnić na drugą pielęgniarkę. Zupełnie nie wiem, który z tych facetów jest

prawdziwy.

– Wkrótce się przekonasz – odparta Tess, wręczając jej kartę pacjenta. – Tymczasem

przyjmij Biythe Anderson..

– Rozumiem, że to sygnał, żeby się wziąć do roboty. Tess spojrzała na nią ze

współczuciem.

– Życzę ci szczęścia. Amy uśmiechnęła się blado.
– Dzięki. Myślę, że przyda się nam obu.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

– Jak ręka? – zapytała, uśmiechem witając pacjentkę. Korpulentna, kobieta o

przyprószonych siwizną włosach wyciągnęła przed siebie wspartą na temblaku dłoń.

– Prawie już nie bolą – rzekła, zginając palce.
– Odpoczynek i środek przeciwzapalny mogą zdziałać cuda.
– To prawda. Kto jednak mógł się spodziewać, że pracując w ogrodzie, nabawię się

zapalenia ścięgna. – Blythe pokręciła głową. – Przez całe życie sadzę, wyrywam chwasty i
podlewam i nigdy nie miałam żadnych problemów.

– Nie lubię o tym mówić, ale w miarę, jak się starzejemy, mamy coraz więcej kłopotów

ze zdrowiem – powiedziała Amy, umieszczając na jej ramieniu rękaw do pomiaru ciśnienia.

– Wiem, ale bardzo mi się nie podoba, że nie mogę już robić wszystkiego, co chciałabym.

W tym pięćdziesięcioletnim ciele jest wciąż dwudziestopięcioletnia dusza.

Amy roześmiała się.
– Szczęściara z pani. Ja czasem mam takie dni, kiedy chciałabym być na emeryturze. –

Odnotowała ciśnienie i zdjęła rękaw z ramienia pacjentki. – Co mogę dla pani zrobić?

Blythe nagłe spoważniała.
– Znowu mam zakażenie dróg moczowych. Podczas tego weekendu zauważyłam pewne

wskazujące na to objawy. Zaczęłam się leczyć domowym sposobem, to znaczy sokiem z
żurawiny błotnej, i czekałam do dziś, aż zacznie działać.

– Naturalnie, nie zaczął.
– Niestety. Chyba powinnam pójść do specjalisty.
– Obawiam się, że tym razem tak. Jednak przedtem zbadamy mocz. – Amy wyjęła z

szafki sterylny pojemnik i podała go kobiecie. – Oczywiście wiesz, co z tym zrobić?

– Wolałabym nie wiedzieć – mruknęła Blytbe, kierując się w stronę znajdującej się w

holu łazienki.

Kiedy Amy weszła do recepcji, aby sprawdzić, czy są do niej pacjenci, Tess podała jej

kilka kart.

– To do doktora Gregory’ego.
– Rodzina? – zapytała Amy, widząc te same nazwiska. Tess skinęła głową.
– Właśnie przenieśli się do miasta. Szukają lekarza rodzinnego.
– Doskonale.
Kiedy Amy wywołała nazwisko Inman, zgłosiła się doskonale ubrana młoda kobieta z

dwuletnim chłopczykiem i pięcioletnią dziewczynką.

– Jestem Lucinda Inman, a to moje dzieci, Tyler i Theresa – poinformowała wyniośle

kobieta, wchodząc do gabinetu.

Brylant na jej lewej dłoni był chyba wielkości Gibraltaru, a znakomicie obcięte włosy

zdradzały rękę dobrego fryzjera. Jasnoniebieskie szorty i idealnie dobrana bluzka bez
rękawów uwydatniały pięknie opaloną skórę i zgrabną sylwetkę. Dzieci, ubrane równie
dobrze jak matka, tuliły się do niej i nieufnie patrzyły na Amy.

background image

– Właśnie przenieśliśmy się tu z Topeki – ciągnęła Lucinda. – Szukamy lekarza

rodzinnego.

– Dobrze pani trafiła – odparta Amy i uśmiechnęła się do małej dziewczynki, która

chowała się za krzesłem matki. Amy otworzyła pierwszą kartę, aby przejrzeć odnotowane tam
informacje. – Jakieś poważniejsze choroby? – zapytała.

– Jesteśmy zdrową rodziną – zapewniła kobieta. – Uprawiamy sporty i prawidłowo się

odżywiamy.

– A dzieci?
– To, co zawsze w ich wieku. Przeziębienia, ból ucha, zapalenie gardła. Theresa w

styczniu miała usunięty wyrostek robaczkowy. Poza tym żadne z nas nie było w szpitalu.

Amy szybko przejrzała pozostałe karty. Nie zauważyła nic szczególnego, chociaż

Lucinda wspomniała o chorobie serca i raku płuc u krewnych ze strony matki. Zakreśliła tę
informację na czerwono, by doktor Gregory zwrócił na to uwagę.

– Chyba istotnie wszystko w porządku.
– Jesteś lekarzem? – zapytała dziewczynka.
– Nie, jestem pielęgniarką.
– Robisz zastrzyki?
Amy roześmiała się, widząc, jak dziewczynka nieśmiało wysuwa się zza krzesła Lucindy.
– Tak, ale ty przecież nie jesteś chora, prawda? Nie robię zastrzyków, jeśli ktoś nie jest

chory – zapewniła Amy.

– A pan doktor?
– Też nie.
Dziewczynka odetchnęła z ulgą i ponownie schowała się za krzesło matki. Amy

uśmiechnęła się szeroko.

– Zaraz przyślę tu doktora, żebyście mogli z nim porozmawiać. – Wsunęła karty przez

otwór w drzwiach do gabinetu obok i poszła wywołać kolejnego pacjenta.

Był nim Dean Woods, agent obrotu nieruchomościami.
– Nie muszę pytać, co panu dolega – zażartowała, widząc jego zaczerwienione i

zapuchnięte oko.

– Wyrównywałem wczoraj przycinarką brzegi trawnika. W pewnej chwili w powietrze

uniosła się chmura kurzu i zmieszane z ziemią strzępy trawy uderzyły mnie w twarz.

– Czy przemył pan natychmiast oczy?
– Oczywiście. Na początku trochę mi to nawet pomogło, ale pod wieczór ból się nasilił i

oko zaczęło puchnąć.

– Ponownie wiec je przemyjemy, żeby usunąć ewentualne obce ciała, a później przepiszę

krople z antybiotykiem i za kilka dni oko będzie zdrowe. Zostawię pana teraz na chwilę –
dodała, wychodząc z pokoju.

Po drodze odebrała próbkę moczu Blythe i skierowała się do pokoju pielęgniarskiego,

zapominając, że nie należy już do niej. Dopiero kiedy weszła do środka, zorientowała się w
pomyłce. Masywne, orzechowe biurko, którego tu wcześniej nie było, zajmowało prawie całą
powierzchnię pokoiku, a za nim siedział Ryan Gregory. Podniósł głowę znad papierów i

background image

spojrzał na nią ze zdumieniem.

– Przepraszam – mruknęła. – Zapomniałam, że to już nie jest mój... pokój.
Jeden z kącików jego ust leciutko zadrżał.
– Nie szkodzi. Zawsze będzie tu pani mile widziana.
– Jest tu kobieta z dwójką dzieci, do pana.
– Już idę – odparł, odsuwając się wraz z fotelem od biurka. Amy wróciła do maleńkiego

pomieszczenia, do którego przeniesiono część rzeczy z jej dawnego pokoju. Na szczęście
Harry i Eldon zdołali jakoś upchnąć gablotę z najbardziej niezbędnymi rzeczami. Dzięki temu
szybko znalazła potrzebne jej odczynniki, włożyła do nich próbkę Blythe i po dwóch
minutach odczytają wynik potwierdzający zapalenie dróg moczowych.

Weszła do pokoju, w którym czekała Blythe, i zamarła.
– Doktorze Gregory – powiedziała, zastanawiając się, czy wie, że Blythe jest jej

pacjentką.

– Blythe opowiedziała mi właśnie swoją historię – wyjaśnił, odwróciwszy się do niej. –

Czy są już wyniki?

Amy z trudem opanowała irytację wywołaną jego bezceremonialną ingerencją.
– Pozytywne na proteiny, leukocyty i bakterie.
– Wizyta u urologa wydaje się rzeczywiście konieczna. Jakie antybiotyki ma pani zamiar

zastosować?

– Ponieważ te symptomy pojawiły się już po raz trzeci, chcę użyć sulfa i trimethoprim –

odrzekła chłodno.

– Dobra decyzja. Jest pani w dobrych rękach, Blythe. Miło mi, że mogłem panią poznać.

– Uśmiechnął się tak czarująco, że Amy zaniemówiła z wrażenia. Gdyby to do niej chciał się
tak uśmiechać! Pewnie upłynie wiele wody, zanim poczuje się jak doceniany
współpracownik, a nie ktoś, kogo trzeba bez przerwy pilnować.

Blythe zatrzepotała rzęsami.
– Cała przyjemność po mojej stronie, doktorze. Doktor Gregory skinął głową w kierunku

Amy, jakby chciał powiedzieć, że może już zająć się pacjentką.

– Czyż on nie jest cudowny? – westchnęła Blythe, gdy za doktorem zamknęły się drzwi.
– Prawda?
Jeśli nawet Blythe wyczuła sarkazm w jej głosie, to nie dała tego po sobie poznać.
– Zaraz poczułam się lepiej. Czy zamówicie mi wizytę u specjalisty, czy mam to zrobić

sama?

– Tess wszystko załatwi i zawiadomi panią – odparta Amy. – Ja wypiszę receptę. Jaka

apteka?

– Taylora.
Amy wypisała na formularzu diagnozę wraz z prośbą o konsultację z urologiem.

Zakreśliła również zrobione badania, tak by Tess mogła wystawić towarzystwu
ubezpieczeniowemu rachunek.

– Proszę, oto recepta. Proszę też pić dużo wody.
Po odprowadzeniu pacjentki Amy zatrzymała się przy recepcji.

background image

– Nie wiesz czasem, Tess, gdzie ostatecznie wylądował mój roztwór izotoniczny soli?
– Sprawdź w gabinecie doktora Gregory’ego. Poprosił Harry

f

ego, żeby wstrzymał się z

przeniesieniem drugiej gablotki, zanim nie znajdziesz dla niej miejsca.

Dziwne, że nie zauważyła jej wcześniej. Najwyraźniej obecność lekarza działa na nią tak

rozpraszająco, że gdyby w kącie stał brunatny niedźwiedź, też by go nie zauważyła Tym,
razem postanowiła być bardziej ostrożna. Kiedy weszła do dawnego pokoju pielęgniarskiego,
z ulgą stwierdziła, że jest pusty. Szybko podeszła do gablotki i wyjęła z niej budę z
roztworem soli, po czym, ulegając nagłej pokusie, rozejrzała się po gabinecie.

Masywne biurko zarzucone było papierami, wśród których stała filiżanka po kawie

ozdobiona malunkiem przedstawiającym budynek Kapitolu. Na jednej ze ścian kilka fotosów
przedstawiających historyczne miejsca Waszyngtonu otaczało zdjęcie Cmentarza
Wojskowego Arlington.

Wiedząc, że pacjent czeka, jeszcze raz zlustrowała pokój, zabrała potrzebne do irygacji

przedmioty i wyszła.

– Już jestem. Przepraszam, że trochę to trwało, – rzekła w chwilę później do Deana, po

czym zatrzymała się gwałtownie, widząc przy nim doktora Gregory’go.

– Nic nie szkodzi – odparł Dean. – Doktor i ja pogadaliśmy sobie trochę.
– To miłe – zauważyła, zmuszając się do uśmiechu.
– Oko jest czyste – oznajmił po chwili Ryan, gdy Amy je przemyła. – Amy wypisze panu

antybiotyk w kroplach. Proszę je stosować przez dziesięć dni.

– Naturalnie. Dziękuję, doktorze.
Po chwili obaj panowie wyszli, a Amy natychmiast zadzwoniła do Dory Wells.
– Dora! – zawołała, gdy tylko uzyskała połączenie. – Mam dla ciebie propozycję. Pracuję

teraz z doktorem Gregorym i...

– Czy to ten nowy facet, którego zdjęcie było w naszej gazetce? – przerwała jej Dora.
– Właśnie. Potrzebujemy pielęgniarki do biura i pomyślałam o tobie, jeśli jesteś

zainteresowana.

– Oczywiście, że tak. Zastanawiałam się właśnie, jak damy sobie radę z wysłaniem

Dallasa do college’u. Szpital obiecał przenieść mnie na pełen etat, ale na popołudniową
zmianę. Nie bardzo mogę sobie na to pozwolić z dwójką młodszych dzieci.

– U nas nie będzie z tym problemu – zapewniła ją Amy. – Jestem pewna, że zdołamy cię

zastąpić, jeśli będziesz musiała wyjść wcześniej.

– A więc zgoda! – zawołała Dora. – Co mam podpisać?
– Przyjdź i porozmawiaj z doktorem Gregorym. To do niego należy ostatnie słowo, ale ja

już ciebie poleciłam.

– No, no! Jestem pod wrażeniem.
– Co masz na myśli?
– Wygląda na to, że owinęłaś go sobie wokal palca.
– Niezupełnie. – Gdyby tylko Dora wiedziała... – To nie ten typ.
Po rozmowie z koleżanką Amy nie kryła zadowolenia. Dora była nie tylko doskonałą

pielęgniarką. Współpracowała z wieloma lekarzami, wśród których zdarzały się osoby dosyć

background image

nerwowe, a nawet przykre, mogłaby więc dać sobie radę z doktorem Gregorym. Gdyby tylko
ona mogła to samo powiedzieć o sobie...

Pod koniec dnia czuła się tak zużyta jak stary kapeć, który Mindy uwielbiała gryźć. Tess

wyglądała niewiele lepiej.

– Przyjęliśmy dziś prawie dwa razy więcej pacjentów niż zwykle – zauważyła Amy.
– Sądzisz, że o tym nie wiem? – westchnęła Tess. – Nie miałam nawet chwili na

uporządkowanie dokumentów, a nie mogę zostać dłużej, żeby to zrobić.

– Chyba powinniśmy zatrudnić kogoś do papierków.
– Pat nie zgodzi się na pełen etat – ostrzegła Tess.
– Pewnie nie – przyznała Amy. – Może jednak zaakceptowałaby studenta na kilka godzin

dziennie. Pomyślałam o twojej córce.

Tess rozpromieniła się.
– Wspaniale. W ubiegłym miesiącu skończyła szesnaście lat i weszła w tak zwany trudny

okres. Ostatnio wszystko wyprowadza ją z równowagi. Praca dobrze jej zrobi.

– W takim razie pogadaj z Pat.
– Dobrze. – Tess sprzątnęła biurko i wyłączyła komputer. – Jakie masz plany na wieczór?
– Chyba zostanę i zastanowię się, gdzie przenieść tę moją gablotkę, która wciąż stoi w

gabinecie doktora.

– To miło, że się na to zgodził.
– Byłoby jeszcze milej, gdyby zdecydował się na gabinet w końcu korytarza.
– Chętnie bym ci pomogła, ale Carrie gra dziś w baseball. To bardzo ważny mecz.
– Ho ho! Życzę dobrej zabawy – odezwał się doktor Gregory, nieoczekiwanie pojawiając

się w drzwiach.

– Od razu widać, że nie ma pan dzieci – roześmiała się Tess. – Poród jest niczym w

porównaniu ze stresem przeżywanym przez rodzica, którego pociecha bierze udział w
zawodach.

Ryan uśmiechnął się szeroko i ten uśmiech sprawił, że jego twarz nagle zmieniła się nie

do poznania. Amy ze zdumieniem spostrzegła, że przed nią stoi normalny człowiek, a nie
ktoś, dla kogo praca jest jedynym sensem życia.

– Będę o tym pamiętał – odparł i uśmiech zniknął z jego twarzy tak samo szybko, jak się

pojawił.

Tess pospiesznie chwyciła torebkę.
– Wychodzę. Zobaczymy się jutro.
– A pani nie idzie do domu? – zapytał, kiedy umilkły kroki Tess.
– Jeszcze nie. Mam parę rzeczy do zrobienia. Na przykład muszę znaleźć nowe miejsce

dla mojej, gablotki.

– Chyba nie chce pani przenosić jej sama?
– Mogłabym, ale jeśli, to zrobię, Eldon i Harry mogą się poczuć dotknięci. Opróżnię ją

tylko, żeby była gotowa na rano.

– W porządku. A wiec do zobaczenia.
– Dobranoc.

background image

Kiedy jego kroki umilkły w holu, opadła z westchnieniem na krzesło. Przeżyła jakoś ten

pierwszy dzień. Następne powinny być dużo łatwiejsze.

Ryan bezmyślnie gapił się na kartony książek leżące pod ścianą salonu i zamiast zająć się

ich rozpakowaniem, marzył o Amy. Ślicznej, jasnowłosej Amy Wyman. Zawsze bardziej mu
się podobały brunetki, ale burza rudoblond włosów Amy sprawiła, że zmienił gust. Od chwili,
gdy ją zobaczył w holu, nie mógł przestać o niej myśleć.

Nie miała klasycznej, posągowej urody, ale z pewnością nawet w największym dumie

przyciągała wzrok. Jej pełna dolna warga była zbyt prowokująca, a jedwabiste jasne włosy,
upięte w ciasny węzeł, aż kusiły, by je rozpuścić. Chociaż... kołyszący ruch bioder i żywe
spojrzenie szmaragdowych oczu zapewne pociągały mężczyzn najbardziej. On był jednym z
nich.

Błękit Pacyfiku, zdecydował, patrząc w ich wzburzoną otchłań. Oczekiwał, że go

przeprosi za swe niezbyt eleganckie uwagi albo przynajmniej zarumieni się w poczuciu winy.
Zamiast tego podniosła buńczucznie głowę i nawet nie drgnęła, gdy na nią patrzył.

Dobrze wiedział, o co miała pretensję. Być może powinien wstrzymać się parę dni z tymi

zmianami, ale wydawało mu się idiotyczne przenosić się dwa razy. Najpierw do pokoju w
końca holu, , a potem do tego, który mu najbardziej odpowiada. A wszystko po to, by
zachować się wobec niej kurtuazyjnie.

Musiał przyznać, że nie próbowała żadnych babskich sztuczek, by wpłynąć na zmianę

jego decyzji. Gdyby tak zrobiła, szybko przekonałaby się, że do tego nie wystarczy ładna
buzia i kapryśne usta, nawet gdyby miał ochotę je całować. I chociaż zazwyczaj unikał
konfliktów, tym razem prawie nie mógł się doczekać tych burzliwych rozmów, które z
pewnością będą efektem ich licznych konfrontacji.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Amy zrzuciła tenisówki i z lubością zagłębiła się w fotelu. To był niezwykle długi tydzień

i kiedy w końcu przyszedł piątek, czuła się wykończona. Na szczęście Dora za tydzień
rozpoczyna pracę. Pomyślała, ze pięć dni wykonywania obowiązków za dwie osoby to
wszystko, na co ją obecnie stać. Po chwili uświadomiła sobie, że tak naprawdę to nie
zmęczenie fizyczne jest powodem jej wyczerpania, lecz współpraca z doktorem Gregorym.
Ten człowiek zdawał się być wszędzie. Ilekroć z kimś rozmawiała, była niemal pewna, że
kiedy się odwróci, zobaczy doktora Gregory’ego. Często zaglądał do jej pacjentów, by się
przedstawić, lecz Amy nigdy nie wiedziała, jakie były jego prawdziwe intencje.

Na szczęście zawsze akceptował jej diagnozy. Mimo to za każdym razem napięcie, jakie

temu towarzyszyło, kosztowało ją wiele zdrowia. Rada Paro, w zasadzie słuszna,
zaowocowała głębokim stresem. Amy. była otwarta i szczera, toteż hamowanie reakcji i
powstrzymywanie się od komentarzy przyprawiło ją o uporczywy ból głowy. Nie lubiła
podlizywania się ani mówienia dwuznacznikami, więc ceną, jaką jej organizm zapłacił za
postępowanie wbrew naturze, było wyczerpanie.

Głośne szczekanie i drapanie w drzwi na patio wyrwało ją teraz z zamyślenia i

uświadomiło, iż jest takie stworzenie, które bezgranicznie jej ufa. Zwlokła się z fotela i
powędrowała do kuchni. Mindy siedziała na kamiennym schodku z nosem rozpłaszczonym o
szybę. Amy przesunęła stoi, aby dostać się do drzwi, otworzyła je szeroko i, przykucnąwszy,
objęła falującą masę psiego futra.

– Jak minął dzień, Mindy? Mindy polizała ją po twarzy.
– Może zrezygnujemy dziś ze spaceru? Tak wciąż gorąco. Machając ogonem, Mindy

pobiegła w kierunku salonu, po czym obejrzała się na Amy, jakby chciała ją o coś poprosić.

– Dostaniesz jeszcze jedno ciastko, jeśli zostaniemy w domu – kusiła Amy, lecz jej

ulubienica nie zamierzała dać się przekupić. – No dobrze, ty uparte stworzenie – westchnęła
Amy. – Zaczekaj, mech się przynajmniej przebiorę.

Zamieniła kostium na ciemnozielone szorty i białą górę bez rękawów, po czym chwyciła

wieczorne wydanie gazety i przypiąwszy smycz do obroży Mindy, pozwoliła jej wyprowadzić
się z domu.

Mieszkała tu już od kilku miesięcy, ale wciąż nie mogła się nadziwić, jakim cudem trafiła

na tak urocze miejsce. Najchętniej zamieszkałaby gdzieś nad wielkimi jeziorami, lecz
tymczasem musiała pozostać w mieście. Tu najbliższym naturalnym zbiornikiem wodnym był
staw w pobliskim parku, i chętnie tam chadzała. Poza tym uliczki w tej okolicy nosiły nazwy

jezior, co Amy uznała za niezwykle romantyczne. Tak czy owak domek z dwiema
sypialniami przy ulicy Ontario odpowiadał jej potrzebom i, co ważniejsze, możliwościom
finansowym.

Mieszkańcami osiedla byli przeważnie ludzie młodzi, którzy nie zdążyli jeszcze założyć

rodziny. Hałaśliwe przyjęcia bywały czasem dosyć uciążliwe, ale przynajmniej Amy
wiedziała, że jest otoczona ludźmi, którzy się nie nudzą. Jeśli o nią chodzi, to do szczęścia

background image

wystarczała jej na ogół wanna pełna wody i pachnącej piany, w której po całym dniu pracy
zmywała zmęczenie i wszystkie troski. A jeśli później była w stanie wykrzesać z siebie
jeszcze trochę energii, wpadała do mieszkającej w pobliżu Jodie Mitchell na barbecue.

Teraz podążała za Mindy, która jak zwykle ciągnęła ją do parku. Po kilku minutach Amy

odpicia smycz i zachwyconej Mindy rzuciła zmiętą w kulę gazetę. Zabawa trwała jakiś czas,
aż Amy uznała, że powinny wracać do domu.

Po powrocie ze spaceru przygotowała psu jedzenie, a sama ze szklanką lemoniady stanęła

przy prowadzących na park) drzwiach i spojrzała na dom, który znajdował się dokładnie z
tyłu jej posesji. Od kilku tygodni dom stał pusty, ponieważ jego poprzedni właściciele,
państwo Clayton, przenieśli się do stanu Iowa, ale dziś w jego oknach paliły się światła.

Nagle przy drzwiach wejściowych rozległ się dzwonek i Amy, przesunąwszy

pieszczotliwie dłonią po głowie psa, ruszyła w ich kierunku. Na werandzie stała Jodie,
rudowłosa piękność z lokalnej stacji telewizyjnej. Miała na sobie obcisłe, białe spodnie i
skąpą trykotową bluzkę, która odsłaniała płaski brzuch. Gruby złoty naszyjnik, długie
kolczyki w kształcie kol i złote sandałki na wysokich obcasach stanowiły efektowne
dopełnienie całości.

– Przyjdziesz do mnie na party, prawda? – zapytała, wchodząc do środka.
– Trochę później, kiedy się wykąpię.
– Czy możesz ograniczyć ten czas do piętnastu minut? Chciałam cię prosić o przysługę.
Amy jęknęła w duchu. Jodie była bardzo miła, ale zbyt często używała słowa

„przysługa”.

– Wiem, wiem. Pewnie zapomniałaś kupić lody i chcesz, żebym przyniosła parę pudełek.
Rudowłosa dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo.
– Mam na myśli coś bardziej gorącego.
– Nie sądzisz, że w tej temperaturze kawa to nie najlepszy pomysł?
– No... chodzi mi o coś zupełnie innego.
– To był ciężki tydzień. Mów jaśniej, z łaski swojej.
– Dobra! Spotkałam niedawno twojego nowego sąsiada i zaprosiłam go na party.

Chciałabym, żebyś go przyprowadziła.

– Przecież może przyjść sam. Wystarczy, żeby wyszedł przed dom, a zobaczy wszystko

jak na dłoni.

– No tak, ale ja czuję, że sam nie przyjdzie. Nie wygląda na człowieka zbyt

towarzyskiego.

– Jeśli nie chce przyjść...
– Czy może być lepszy sposób na poznanie sąsiadów? – upierała się Jodie. – To dla jego

dobra. Każdy powinien wiedzieć, kto mieszka w sąsiedztwie. Nigdy nie wiadomo, co może
się wydarzyć.

Amy spojrzała na nią spod oka.
– Więc sama pójdź po niego.
– Mam się narazić na zazdrość Wayne’a? – przeraziła się Jodie. – Nie ma mowy. Ostatnio

nie jest w dobrym nastroju.

background image

– Mogłabyś poprosić kogoś innego... – Amy z żalem pomyślała, że w tej sytuacji będzie

miała czas jedynie na szybki prysznic.

– Nie. Ty masz niesamowity dar wyciągania łudzi ze skorupy. Poza tym jaki mężczyzna

odmówi pięknej blondynce?

Amy roześmiała się. Uważała siebie za atrakcyjną, ale piękną? Przesada.
– Proszę cię, zrób to dla mnie – powtórzyła Jodie. Amy czuła, że jej opór słabnie.
– A więc mam go tylko przyprowadzić?
– Cóż... mam nadzieję, że przedstawisz go wszystkim i podrzucisz komuś, z kim będzie

mógł porozmawiać. Nie chciałabym, żeby czuł się obco. Wygląda na człowieka bardzo
spokojnego i raczej nieśmiałego.

– Jak mam to zrobić, skoro go nie znam? – nie ustępowała Amy. – Nie znam go, a ty

owszem.

– Nikt nie zrobi tego tak dobrze – nalegała Jodie. – Obydwoje pracujecie w służbie

zdrowia, więc może przynajmniej pogadać na tematy zawodowe.

– A co on właściwie robi? – spytała zaintrygowana Amy.
– Jest lekarzem.
– Lekarzem? – Nagle coś ją tknęło. – Jak się nazywa? Jodie spojrzała na nią spod oka.
– Greg czy coś w tym rodzaju.
Amy nagle poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła, – Może Ryan Gregory?
– Rzeczywiście. Skąd wiesz?
– Pracuję z nim.
– Co za zbieg okoliczności!
– Tak. Kto by pomyślał?
Amy uznała, że jej odczucia są odległe od entuzjazmu Jodie. Czy może jednak ignorować

swego sąsiada, skoro mieszka dosłownie za płotem? Chyba nie ma wyjścia. Chciała pomóc
przyjaciółce, chociaż wcale nie była z tego powodu szczęśliwa.

– Dobrze – rzekła w końcu bez przekonania.
– A więc liczę na ciebie. Zaczynamy grilla o wpół do ósmej. Mam nadzieję, że się nie

spóźnisz.

– Wpół do ósmej – powtórzyła Amy.
Po kilku minutach wyszła spod prysznica, szybko się wytarła i wciągnęła na siebie

eleganckie szorty w kolorze khaki oraz bawełnianą bluzkę bez rękawów w kolorze zgniłej
zieleni. Wysuszyła włosy, przypudrowała nieco policzki, wpięła w uszy delikatne srebrne
kolczyki w kształcie kół, po czym spryskała się swoją ulubioną wodą kolońską.

Masz tylko przedstawić go sąsiadom, powtarzała sobie, stojąc przed lustrem w holu.

Dalej niech sobie radzi sam.

– Życz mi powodzenia – powiedziała do Mindy, drapiąc ją pieszczotliwie za uszami.

Mindy położyła głowę na łapach i ziewnęła szeroko. – Szczęściara – rzuciła Amy z
wymownym westchnieniem i wyszła na patio. Z oddali dobiegały dźwięki muzyki, głośny
śmiech i plusk wody.

Rezygnując z przejścia do frontowych drzwi, prześliznęła się przez furtkę w bocznej

background image

ścianie ogrodzenia dzielącego obydwie posesje i z determinacją skierowała w stronę werandy.

Wciągnęła głęboko powietrze dla dodania sobie odwagi i już podnosiła rękę, by zastukać

w metalową framugę, gdy nagle go ujrzała. Stał przy oknie w ciemnobrązowych szortach i
kremowej koszulce polo.

Przywołała na twarz uśmiech, w nadziei, że zdoła ukryć zmieszanie. Najchętniej

uciekłaby stąd gdzie pieprz rośnie, lecz było już za późno. Musi odegrać swoją rolę do końca.

Ryan zaś nie wierzył własnym oczom. Nie miał pojęcia, że Amy gdzieś tu mieszka.

Początkowo postanowi! nie iść na barbecue, ale później zmienił zdanie. W końcu ci ludzie
jego sąsiadami. Oczywiście wcale nie miał zamiaru spędzić całego wieczoru na piciu piwa i
słuchaniu głośnej muzyki. Telefon z biura zleceń miał mu dać pretekst do wyjścia około wpół
do dziewiątej.

Teraz jednak, gdy ujrzał Amy, był zadowolony, że jeszcze do biura zleceń nie zadzwonił.

Oczywiście, ona również będzie na tym party i mógłby spróbować naprawić jakoś to, że
niezbyt elegancko traktował ją przez cały tydzień.

Mówiąc szczerze, kobieta, która pracowała z nim w przychodni, w niewielkim tylko

stopniu przypominała tę, która zbliżała się właśnie do jego drzwi. Miał niezły zamęt w
głowie: najpierw ujrzał ją w stroju klauna, następnie w roli pedantycznej pielęgniarki, a teraz
szła do niego niezwykle atrakcyjna młoda kobieta.

– Co za niespodzianka! – powiedział, otwierając drzwi. – Nie miałem pojęcia, że pani tu

mieszka.

– Prawie od sześciu miesięcy – odparła.
– A więc ten brązowy cocker spaniel należy do pani?
– Mindy? Mam nadzieję, że panu nie przeszkadza?
– Ależ skąd. Jest bardzo sympatyczna. Za każdym razem, gdy wychodzę, biegnie do

ogrodzenia i domaga się pieszczot.

– No tak, ona się już chyba nigdy nie zmieni – powiedziała ze śmiechem, po czym

dodała: – Na prośbę Jodie mam dopilnować, żeby pan trafił na przyjęcie.

– Nie jest wiec najlepszego zdania o moich umiejętnościach nawigacyjnych.
Amy zmieszała się.
– Nie chodziło jej o to, że mógłby się pan zgubić.
– Bała się, że nie przyjdę?
W oczach Amy pojawiły się wesołe iskierki.
– A miała rację?
– I tak, i nie – odrzekł wymijająco.
– Wszyscy pragną pana poznać, ale jeśli nie chce pan iść, to przeproszę Jodie w pana

imieniu.

Najwyraźniej nie zamierzała go namawiać. Na jej miejscu zrobiłby pewnie to samo.

~ Co pani im powie? – spytał z zaciekawieniem.
– Jest pan lekarzem. Nagłe wezwanie do chorego nikogo nie zaskoczy.
– Pod warunkiem, że nie będzie mnie w domu.
– To prawda. – Uśmiechnęła się szeroko. – Będzie pan musiał spędzić wieczór po

background image

ciemku.

– Sam? To niezbyt atrakcyjna perspektywa. – Co innego, gdyby mu towarzyszyła,

pomyślał.

– A wiec co pan postanowił?
– W imię dobrych stosunków z sąsiadami, pójdę. Przynajmniej na chwilę. Czy

powinienem coś zabrać?

– Tylko siebie.
– Mam w lodówce butelkę wina. Spojrzała na niego spod oka.
– Nie wygląda pan na kogoś, kto lubi wino.
– Nie? – spytał z wyraźnym rozbawieniem.
– Nie. Moim zdaniem pija pan raczej szkocką z wodą, ewentualnie martini. Mocne trunki.
– Właściwie rzadko piję alkohol. Wino trzymam na specjalne okazje, i trochę ze

względów zdrowotnych. Czerwone wino, na przykład, pobudza pracę serca.

– Dziś wieczorem może pan zapomnieć, że jest lekarzem – powiedziała Amy. – Jodie

znana jest z dobrej kuchni. Każdy kęs gwarantuje zatkanie kilku arterii, ale kubki smakowe
pozwolą o tym zapomnieć.

Ryan bez żalu rozstał się z wizją kolacji w domu, nawet kosztem niewielkiego

podniesienia poziomu cholesterolu.

– Jeśli zostawię lekarski fartuch w domu, będzie mi pani mówiła po imieniu?
– Zgoda.
Uśmiechnął się i gestem zaprosił ją do wyjścia.

Od strony domu Jodie dobiegały dźwięki rocka, a w powietrzu unosił się zapach

pieczonego – mięsa. Ryan szedł za Amy, pokonując labirynt furtek, dzięki którym szybko
przechodzili z jednej posesji na drugą.

Kiedy Amy otwierała ostatnią furtkę, Ryan mobilizował wszystkie siły, by nie pokazać po

sobie, jak bardzo nie lubi takich imprez. Na twarzy Amy malowało się zadowolenie, toteż
uznał, że spotkanie z przyjaciółmi sprawia jej radość, a sposób, w jaki ci ludzie ją witali,
zdawał się świadczyć, iż oni tę radość podzielają.

Przyrzekł sobie, że będzie panował nad emocjami i postara się zapamiętać nazwiska i

twarze gości, lecz gdy Amy ujęła go za rękę i poprowadziła do pierwszej grupki, zapomniał o
swych przyrzeczeniach i myślał tylko o tym, jak. wspaniale ta drobna dłoń pasuje do jego
dłoni. Przez chwilę zapragnął nawet wrócić do domu i bliżej poznać Amy, zamiast jej
sąsiadów.

– Przyszedł pan! – zawołała rozpromieniona Jodie.
– Przysłała pani eskortę, więc nie mogłem odmówić – rzekł z uśmiechem i wyciągnął

butelkę wina. – To dla pani.

– Och, to nie jest konieczne, ale dzięki. Proszę się czuć jak u siebie i częstować tym, na

co ma pan ochotę. Beczką z piwem opiekuje się Wayne, a tam, w tej skrzyni z lodem, są
napoje chłodzące – oznajmiła, po czym zniknęła w tłumie.

– Czy ona zawsze jest taka? – zdziwił się Ryan.
– Właściwie tak – roześmiała się Amy. – Nie potrafi spokojnie ustać. Chodźmy, poznaj

background image

parę osób.

Prawie godzinę trwało, zanim Amy poznała go z gośćmi przyjaciółki. Ryan uprzejmie

rozmawiał ze wszystkimi, odpowiadał na zadawane mu pytania, i w końcu na jego twarzy
pojawiło się znużenie. Amy właściwie wcale się temu nie dziwiła. Pytania były bardzo
drobiazgowe, niektóre dość prywatne, i mogły irytować.

– Teraz możesz się trochę odprężyć – powiedziała, podając mu papierowy talerz z

jedzeniem.

Jej rola, zgodnie z umową, w zasadzie była skończona, jednak nie miała jakoś ochoty go

zostawić. Po upływie pewnego czasu widziała w nim nie tylko małomównego szefa, lecz
także interesującego człowieka. Zastanawiała się, jak wpłynie to na jej pracę w poniedziałek.
Teraz nie chciała jednak o tym myśleć. Chciała się bawić i widzieć, że on chce tego również.

– Tak myślisz? – zapytał. – W pewnej chwili obawiałem się, że ta ostatnia dama zechce

mi zajrzeć w zęby.

Amy roześmiała się.
– Eve poluje na potencjalnego zięcia. Widziałam, jak jej oczy zalśniły, kiedy usłyszała, że

jesteś samotny.

– Ja też. Modliłem się nawet w duchu, żeby się odezwał mój pager. Do śmierci będę

twoim dłużnikiem, że mnie od niej uwolniłaś.

– Cieszę się, że mogłam pomóc.
– Mamy bardzo interesujących sąsiadów – zauważył, obserwując kłębiący się przy

basenie tłum. – Gdybym przyjął wszystkie zaproszenia na ryby, nad jezioro, na kręgle, grę w
piłkę i tak dalej, nie mógłbym pracować do końca października.

– Oni chcą, żebyś się dobrze wśród nich czuł.
– Bardzo to sobie cenię – odparł. – A wracając do interesujących sąsiadów. Coś mi się

zdaje, że Wayne zbyt dosłownie potraktował opiekę nad tą beczułką z piwem.

Amy spojrzała we wskazanym przez niego kierunku. Wayne, rozwodnik około

czterdziestki, który ostatnio zabiegał o względy Jodie, szedł wężykiem wzdłuż basenu,
zataczając się i wymachując rękami.

– Dziwne – mruknęła Amy. – Zwykle nie pije tyle, żeby... – Zanim zdążyła dokończyć,

Wayne chwycił się nagle za gardło, po czym pośliznął się i wpadł do wody.

Ci, którzy byk najbliżej, wybuchnęli śmiechem, jednak Amy wcale nie uznała tego za

zabawne. Szybko ruszyła w stronę Wayne’a, ale zanim przecisnęła się przez tłum, Ryan już
był przy nim. Po chwili, posługując się klasycznym chwytem ratowniczym, zaczął holować
topielca do brzegu. Śmiech nagle zamarł, tylko głos z płyty kompaktowej wciąż śpiewał o
utraconej miłości.

– Wyłączcie to! – zawołała Amy, chwytając Wayne’a za kołnierz, podczas gdy Ryan

usiłował wypchnąć go do góry.

Dziesiątki gotowych do pomocy rąk wyciągnęły się w ich stronę i wkrótce Wayne leżał

na brzegu. Jego usta były sine, twarz śmiertelnie blada. Amy przyłożyła palce do tętnicy

szyjnej, szukając oznak oddechu. W chwilę później pojawił się przy niej Ryan.

– Puls ledwo wyczuwalny. Nie oddycha! – zawołała.

background image

– Czy ktoś widział, co się stało? – spytał Ryan.
– On coś jadł – odezwał się jakiś mężczyzna – i jednocześnie opowiadał dowcip, kiedy

więc wstał i zaczął się dziwnie zachowywać... pomyśleliśmy, że to część dowcipu.

– Co mu jest? – zawołała z przerażeniem Jodie.
– Mógł się czymś zadławić. Odsuńcie się – mruknął Ryan. Goście posłusznie się cofnęli i

Ryan zaczął uciskać brzuch nieprzytomnego mężczyzny. Jeśli Wayne rzeczywiście się czymś
zadławił, to należy to jak najszybciej usunąć.

Uciskanie jamy brzusznej nie przyniosło jednak efektu.
– Podnieście go – polecił Ryan.
Znajdujący się najbliżej mężczyźni unieśli Wayne’a do takiej pozycji, żeby Ryan mógł

stanąć za nim i zastosować manewr Heimlichą. Po kilku uderzeniach kawałek mięsa jak
pocisk wyskoczył z ust mężczyzny, a za nim wylało się trochę wody. W chwilę później do
płuc ruszyło powietrze i Wayne znowu zaczął oddychać.

– Połóżcie go teraz – polecił Ryan. – Słyszy mnie pan, panie Wayne?
Mężczyzna skinął głową.
– Czuje pan ból w klatce piersiowej?
– Trochę.
– Może pan mówić?
– Taak – zachrypiał Wayne. – Gardło mnie boli.
– Nie wątpię. Odpocznie pan trochę i wszystko będzie w porządku.
– Okropnie mi głupio – wymamrotał.
– I słusznie – burknęła Jodie, ale w jej oczach pokazały się łzy. – Zadławić się kawałkiem

hamburgera, i do tego prawie się utopić. Od dziś będę ci wszystko przecierała.

– Ależ Jodie – zaprotestował nieśmiało Wayne. – To mogło się przytrafić każdemu.
– Ale się nie przytrafiło.
– Doktorze, czy mogę usiąść?
– Oczywiście. – Ryan pomógł mu przyjąć wygodną pozycję. – Jak się pan czuje?
– Dobrze. Czy możemy wrócić do gości?
– Naturalnie, ale pan niech jeszcze trochę posiedzi. To był szok i organizm musi mieć

czas, aby z niego wyjść.

Wayne skinął głową.
– Rzeczywiście. Moje nogi są dziwnie słabe.
– Czy jest pan pewien, że z Waynerh wszystko w porządku? Jest taki blady – spytała z

niepokojem Jodie.

– Nie zaszkodzi, jeśli zgłosi się na pogotowie – odrzekł Ryan. – Wprawdzie wątpię, żeby

woda dostała mu się do płuc, ale lepiej się upewnić.

– Nic mi już nie jest – upierał się Wayne i chociaż jego głos wydawał się silniejszy, to

jednak ręka, kiedy ocierał czoło, wyraźnie drżała.

– Jeśli poczuje pan ból w piersiach albo zaczną się kłopoty z oddychaniem, proszę

zawołać. Będziemy w pobliżu.

Kiedy oddalili się, większość gości poszła za ich przykładem. Po chwili głośny śmiech

background image

zmieszał się z muzyką i powróciła atmosfera radości i beztroski.

– Może pobiegniesz do domu, żeby się przebrać? – zasugerowała Amy.
– Jest ciepło. Szybko wyschnę. Wayne i Jodie będą się czuli pewniej, jeśli zostaniemy.
Jego troska o gospodarzy zaskoczyła Amy. Czy to jest ten sam człowiek, który tak

niedawno ostrzegał ją, że będzie śledził każdy jej krok?

Godzinę później Amy poczuta, że poziom adrenaliny wyraźnie jej spada i zmęczenie

ponownie daje o sobie znać.

– Przyjęcie trwa w najlepsze – powiedziała do Ryana – ale ja idę już spać. To był długi

dzieli.

– Odprowadzę cię. Nigdy nie wiadomo, kto kryje się w ciemnościach. Poza tym ja też

muszę iść. Szorty mam wciąż mokre.

Podziękowali Jodie za zaproszenie i dyskretnie się wymknęli.
– A więc wszystko dobre, co się dobrze kończy – zauważyła Amy, kiedy zatrzymali się

przed jej domem – Dzięki za wprowadzenie mnie w środowisko.

– Mimo że musiałeś wystąpić w roli lekarza? Wzruszył ramionami.
– To przecież mój zawód.
– Teraz będziesz zapraszany na wszystkie imprezy.
– Mam nadzieję, że nie – odparł, komicznie krzywiąc twarz.
– Dlaczego? Nie lubisz poznawać mnóstwa ludzi, korzystać z zimnego bufetu i słuchać

głośnej muzyki?

– Rzecz nie w tym, że nie lubię przyjęć – odparł. – Po prostu są inne rzeczy, które lubię

bardziej.

– Na przykład?
– Na przykład to. – Pochylił się nagle i nieoczekiwanie pocałował ją.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Amy całowała się już wiele razy, lecz ten pocałunek był do innych niepodobny. Świat

nagle zawirował. Czuła, jak fala gorąca oblewa jej ciało. Powoli zaczynała tracić poczucie
rzeczywistości. Przymknęła oczy, jakby liczyło się dla niej tylko to, co było w zasięgu
ramion.

Ciepło emanujące z ciała Ryana otoczyło ją niczym kokon. Przyciągnął ją do siebie.

Podniosła ręce i wplotła palce w jego włosy. Jego dłonie przesuwały się po jej ciele, budząc
pożądanie, które domagało się spełnienia.

Nagle zaszczekał pies i Amy drgnęła. Ryan powoli podniósł głowę. Kiedy otworzyła

oczy, ujrzała na niebie budzącą się ze snu gwiazdę. Miała wrażenie, jakby ją również ktoś
wyrwał ze snu. Jej dobry nastrój prysnął.

– To jest właśnie to, co chciałem robić – rzekł Ryan, wypuszczając ją z ramion.
– Naprawdę? – Zawsze uważała, że potrafi dostosować się do każdej sytuacji, jednak ten

pocałunek nieco wytrącił ją z równowagi.

– Naprawdę. – Nacisnął klamkę od furtki. – Lepiej już wejdź do środka.
– A powinnam?
Delikatnie popchnął ją w stronę wejścia.
– Owszem. Inaczej zrobię coś niezbyt mądrego i zaproszę cię na kawę.
– Co w tym złego? Uśmiechnął się.
– Nie będziemy pili kawy, Nic nie będziemy pili, chyba że zostaniesz na śniadanie.
Aluzja wcale nie była zawoalowana i Amy z ulgą pomyślała, że ciemności pozwalają jej

ukryć rumieniec, który nagle zabarwił jej policzki.

– To skomplikowałoby nam życie – przyznała. Nie dodała jednak, że ten pocałunek już to

zrobił.

Skrzypnęła zamykana furtka.
– Dobranoc, Amy – powiedział miękko. – Śpij dobrze. Teraz, kiedy dotknęła nieba,

wątpiła, czy jej się to uda.

W sobotę Ryan siedział na werandzie, czytał gazetę i pił kawę. Chociaż dzień zapowiadał

się upalnie, nie chciał tracić porannego słońca, a jeszcze bardziej okazji do porozmawiania z
sąsiadką. Jego cierpliwość wkrótce została nagrodzona. Amy otworzyła drzwi na patio i
wypuściła Mindy. Po chwili napełniła miseczkę wodą, a drugą jedzeniem dla psa, i ziewnęła
szeroko. Najwyraźniej dopiero wygrzebała się z łóżka. Miała na sobie białe szorty i obcisłą
koszulkę, która uwydatniała szczupłą talię.

– Dzień dobry! – zawołał, składając gazetę.
Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła, usiłując jednocześnie uporządkować

potargane od snu włosy, lej koszulka powędrowała do góry, ukazując wspaniałe kształty.
Szkoda, pomyślał Ryan, że byłem wczoraj aż takim dżentelmenem. Rozsądek podpowiadał

mu jednak, że postąpił słusznie. Jego dotychczasowe związki zawsze miały krótki żywot i

background image

nawiązywanie kolejnego ze swoją pielęgniarką z pewnością nie byłoby najmądrzejsze.

– Dzień dobry – odpowiedziała.
Zbiegł po schodkach i podszedł do furtki.
– Masz jakieś wieści od Jodie i Wayne’a?
– Nie. Widocznie wszystko w porządku, ponieważ zabawa trwała aż do drugiej.
Do drugiej piętnaście, chciał sprostować. Najwyraźniej Amy miała takie same problemy

ze snem jak on. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, widział tylko ją. W końcu wyprowadził
rower i jeździł przez niemal godzinę. Gdy wrócił do domu, padł na łóżko wyczerpany, jednak
nawet wtedy nie mógł przestać o niej myśleć.

Tymczasem Mindy skończyła jeść i pobiegła do furtki, usiłując wetknąć nos w siatkę

ogrodzenia. Ryan przykucnął i pogładził ją po łbie.

– Czy ona zawsze jest taka przyjazna?
– Obawiam się, że tak. Poprzedni właściciele tego domu bardzo ją rozpuścili. Pewnie

pomyślała, że masz dla niej jakiś smakołyk albo że chcesz otworzyć furtkę i trochę ją
popieścić.

– Przykro mi, Mindy – powiedział. – Nic dla ciebie nie mam, ale jeśli chodzi o

pieszczoty, to myślę, że się nie zawiedziesz. – Nacisnął klamkę i Mindy z radosnym piskiem
przecisnęła się przez furtkę, zanim Ryan zdążył ją otworzyć.

– Masz może psa? Widzę, że je lubisz.
– Miałem psa w dzieciństwie. Pewnej nocy wykopał jednak dziurę pod ogrodzeniem i tyle

go widziałem. Potem miałem akwarium. Przynajmniej nie musiałem się bać, że rybki uciekną
– rzekł z szerokim uśmiechem.

– Cóż, Mindy potrafi się naprzykrzać. Gdyby miała ci przeszkadzać...
– Nie. Poszalejemy trochę, a później ją do ciebie odeślę. Jakie masz plany na dziś?
– Niestety, muszę wyjść. Tess zabiera dziś najstarszą córkę na zakupy do Topeki, a ja

mam zostać z dwójką jej maluchów.

– Nie będę cię więc zatrzymywał. – Przeniósł wzrok na Mindy, która obwąchiwała

krzewy azalii w pobliżu furtki. – Czas na ciebie, Mindy. Odwiedź mnie znowu. Życzę ci
miłego weekendu, Amy.

– Dzięki, ja tobie również.
Zmusił się, by odejść, chociaż bardzo chciał ją teraz przytulić. Amy bardzo go pociągała,

ale obawiał się ponownego rozczarowania. Przeciwieństwa być może się przyciągają, lecz po
tym, co przeżył, nie sądził, by związek przeciwieństw miał szansę trwać długo.

Jednakże w poniedziałek rano, gdy punktualnie o ósmej Amy pojawiła się w przychodni,

nie był już tego taki pewien.

– Dzień dobry – przywitała go z uśmiechem.
Jej bajecznie kolorowy kostium przypominał opakowanie bożonarodzeniowego prezentu.

Obszerne spodnie i luźna bluza skutecznie kryły kuszące kształty, które miał okazję
podziwiać parę dni temu. Ryan zacisnął palce na stetoskopie, jakby to była lina ratunkowa, i
starając się opanować emocje, odpowiedział:

– Dzień dobry. Jak minął weekend?

background image

– Pracowicie. A tobie?
– Również.
Tess wychyliła głowę zza kontuaru recepcji.
– Jeśli wy dwoje macie zamiar obijać się przez cały dzień, to nic z tego. Już otrzymałam

trzy zgłoszenia od pacjentów, którzy chcą być przyjęci jak najszybciej.

– Chyba lepiej będzie, jak pójdę do siebie – roześmiała się Amy.

Gdy Amy zniknęła w swym pokoiku, Ryan się zamyślił. Jego sytuacja była nie do

pozazdroszczenia. Jako jej zwierzchnik powinien ją kontrolować, czy jest to jednak możliwe

teraz, gdy jedyną rzeczą, jakiej pragnął, było wyjąć spinki z jej włosów, rozpiąć jej bluzę i
przytulić do niej? Zauważył, że z każdym dniem coraz bardziej jej pożąda. W tej sytuacji
jedynym wyjściem jest ograniczyć do minimum ich fizyczne kontakty, a to oznacza, że nie
będzie mógł jej kontrolować tak, jak by chciał. W ciągu minionego tygodnia nie znalazł
wprawdzie nic, co mógłby jej zarzucić, lecz do pełnego zaufania wciąż było jednak daleko.
Na razie nie miał pojęcia, co ma z tym wszystkim zrobić.

Dwa tygodnie później Amy przyjęła od Pam zaproszenie na lunch, doskonale zdając

sobie sprawę, że przyjaciółka liczy na damskie ploteczki. Potrzebowała rady Pam, ale nie
chciała odkrywać własnej duszy. Niektóre sprawy były jeszcze zbyt świeże, aby się nimi
dzielić.

Ledwie kelnerka postawiła przed nimi miseczkę z salsą i koszyczek z kukurydzianymi

chipsami, Pam przystąpiła do ataku.

– Jak tam w pracy? – zapytała. – Czy doktor Gregory wciąż tak cię pilnuje?
– I tak, i nie – odparła Amy, nabierając na chips gęsty sos. – Dalej zagląda do moich

pacjentów, zanim zdążę wejść do gabinetu, chociaż muszę przyznać, że ostatnio zdarza mu
się to coraz rzadziej.

– A jak przyjmują to pacjenci?
– Są zachwyceni jego troską, ale ja doskonale wiem, co się za tym kryje.
Czy jednak naprawdę wie? Od czasu tamtego pocałunku oczekiwała, że sprawy inaczej

się ułożą, jednak Ryan zachowywał się tak, jakby się nic nie wydarzyło. Najwyraźniej
oddzielenie spraw osobistych od zawodowych nie sprawia mu problemu. Gdyby tak ona
mogła powiedzieć to samo o sobie!

– To twardszy orzech do zgryzienia, niż sądziłam – rzekła Pam. – Chyba jednak odrobinę

zmiękł. Daj mu trochę czasu.

– W takim tempie prędzej doczekam się emerytury niż tego, że kiedyś mi zaufa.
Pam znowu się roześmiała.
– Dobrze ci idzie. Tylko nie bądź taka niecierpliwa.
– Niestety, cierpliwość to cnota, jakiej nigdy nie posiadałam.
– Może więc powinniście szczerze ze sobą porozmawiać. Przecież pracujecie razem już

chyba miesiąc?

– Trzy tygodnie – poprawiła ją Amy. – Może rzeczywiście powinnam z nim

background image

porozmawiać, ale trochę się boję.

– Ty? Boisz się? Co z tobą, dziewczyno?
– Po prostu postępuję zgodnie z twoją radą – zakpiła Amy, zachowując prawdziwy

powód dla siebie. Ryan Gregory, mężczyzna, był obiektem jej marzeń i nie chciała, żeby

Ryan Gregory, lekarz, te marzenia zniszczył.

– Jeśli wkrótce się nie zmieni, zmienimy plan. Tymczasem rób swoje. I pamiętaj, kropla

draży skałę...

Amy rzeczywiście nie należała do osób cierpliwych. Po lunchu wróciła do przychodni z

mocnym postanowieniem, że porozmawia z Ryanem, gdy wyjdzie ostatni pacjent. Kiedy
weszła do recepcji, Tess wzywała ją gestem dłoni.

– Co się stało? – zapytała – Rozmowa do ciebie na dwójce. Judith Wentworth.
– Odbiorę u siebie. – Po chwili wcisnęła pulsujący guzik. – Halo, Judith! W czym mogę

pomóc?

– Jason wciąż skarży się na ból gardła. Pomyślałam, że zapytam, czy są już wyniki z

laboratorium.

– Zaraz sprawdzę i dam pani znać.
Gdy zadzwoniła do laboratorium, dowiedziała się, że u chłopca stwierdzono

paciorkowcowe zapalenie płuc. Chciała wpisać wyniki do karty, ale nie mogła jej znaleźć w
odpowiednim miejscu. Przejrzała wszystkie pozostałe segregatory, jednak także bez efektu.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni zdarzyło się to już czwarty raz i Amy coraz bardziej się tym
denerwowała. Ma ostatnio dużo pracy, jednak wcale to nie znaczy, że zaczyna sobie z nią nie
radzić. Ciekawe, dlaczego te karty tak znikają?

– Jakiś problem... Amy? – usłyszała znajomy głos. Odwróciła się. To zawieszenie głosu

przed wymówieniem jej imienia zastanowiło ją. Odniosła wrażenie, że zwracanie się do niej
po imieniu nieco go krępuje.

– Problem? – powtórzyła z udanym spokojem. – Dlaczego tak myślisz? – Nie chciała się

przyznać, że nie może znaleźć karty pacjenta, tym bardziej iż była pewna, że dwa dni temu
włożyła ją na miejsce. On tylko czeka, by wytknąć jej jakiś błąd.

– Wyglądasz, jak by to powiedzieć, na trochę spiętą.
– Zamyśliłam się – odparła, po czym szybko zmieniła temat. – Potrzebujesz czegoś?
– Widziałaś wyniki sonogramu Rhei Drakę?
– Jeszcze nie. Zadzwonię, jeśli chcesz.
– Poproś, żeby przesłali je faksem. Pani Drakę ma na dziś wyznaczoną wizytę.
Po telefonie do laboratorium zadzwoniła do pani Wentworth– Wymaz z gardła

potwierdził obecność pneumokoków – poinformowała ją.. – A czy Jason wciąż ma
temperaturę?

– Tak, chociaż acetominophen skutecznie ją obniża. Jest niby lepiej niż było, jednak

martwię się, ponieważ zwykle są kłopoty, kiedy łyka tabletki, – Proszę dalej podawać mu
środki przeciwbólowe i pamiętać, żeby dużo pił. Po kolejnych dwudziestu czterech godzinach
brania antybiotyku powinna nastąpić zdecydowana poprawa.

Po odłożeniu słuchawki Amy zapisała treść rozmowy na odpowiednim formularzu i

background image

położyła go na biurku. Dołączy go do historii choroby chłopca, gdy znajdzie się jego karta.
Jeśli, oczywiście, jakiś zły duch jedynie włożył ją w nieodpowiednie miejsce, a nie sprawił,
że zniknęła na zawsze.

– Co ty tara mruczysz o jakichś złych duchach? zapytała Tess, zatrzymując się przy jej

biurku.

– Gdybym wierzyła w czary, pomyślałabym, że to miejsce jest nawiedzone – mruknęła ze

złością Amy. – Nie mogę odnaleźć karty. Znowu, – Syna Wentworthów?

– Tak. Miałam ją w ręku parę dni temu, kiedy poleciłam zrobić wymaz z gardła. Nie

mogę pojąć, co się z nią stało.

– Pamiętasz, gdzie ją potem odłożyłaś?
– Tam gdzie zawsze. Do tego pojemnika.
– A więc Molly już zdążyła ją odłożyć na miejsce.
– Przejrzałam cały segregator.
– Przecież nie mogła się rozpłynąć w powietrzu. Zapytam Molly, kiedy przyjdzie –

obiecała Tess.

– Dzięki.
– Nie martw się, na pewno wszystko się wyjaśni. Molly ma zdumiewającą łatwość

zapamiętywania nazwisk. A poza tym chciałam cię zawiadomić, że masz dziś po południu
kilku dodatkowych pacjentów.

– Chcesz powiedzieć, że nie mam co liczyć na wyjście o piątej? Mój samochód od dawna

domaga się zmiany oleju.

– Nie będzie tak źle. Ciekawa jednak jestem, kiedy wreszcie zamienisz tego grata na jakiś

nowszy model.

– Masz problem z samochodem? – zapytał Ryan, który nagle wyrósł jak spod ziemi.
– Jak ty to robisz, – że zjawiasz się tak bezszelestnie? Wzruszył ramionami.
– Po prostu nie zwracasz na mnie uwagi.
Wprost przeciwnie, pomyślała. Nawet nie wyobrażał sobie, jak bardzo jego obecność na

nią działała. Czuła go każdą komórką swego ciała. Nawet teraz miała ogromną ochotę
położyć mu ręce na ramionach i popatrzeć mu głęboko w oczy.

– A więc co z twoim samochodem? – powtórzył.
– Nic. Jest stary.
– Ma już prawie dwadzieścia lat – dodała Tess. – Nie sądzi pan, doktorze, że najwyższy

czas kupić nowy?

– Dlaczego? – zdziwiła się Amy. – Czy tylko dlatego, że na liczniku ma ponad sto tysięcy

mil? To toyota i nie mam z nią żadnych problemów, no, prawie żadnych. Poza tym, doskonale
się rozumiemy. Dopóki jest na chodzie, nie pozwolę tym brudnym mechanikom grzebać w jej
brzuchu. To bardzo skromna i bardzo dystyngowana dama.

Uśmiech na twarzy Ryana stawał się coraz szerszy i Amy z satysfakcją pomyślała, że

wreszcie go z niego wykrzesała.

– Jesteś niepoprawna! – rzekła Tess, gdy zostały same.
– Masz rację, ale i tak mnie lubisz.

background image

Tego dnia dobry humor nie opuszczał już Amy aż do końca dyżuru. O czwartej Molly

złapała ją na korytarzu.

Amy, dzwoniła jakaś Georgia Carter i pytała, czy mogłabyś wypisać jej receptę.

Powiedziała, że wszystko wiesz.

Amy przypomniała sobie tę pacjentkę. Poprzednio była pod opieką doktora Garretta i w

ubiegłym tygodniu zgłosiła się na coroczne badania kontrolne.

– Zaraz się tym zajmę – odparła Amy. Podeszła do biurka i wyjęła z szuflady bloczek

recept. – Czy mogłabyś przynieść jej kartę?

– Oczywiście. – Molly zniknęła w boksie recepcyjnym i po kilku minutach wróciła z

dokumentem. Amy przejrzała wpis po ostatniej wizycie pacjentki i wypisała receptę.

– Czy pani Carter przyjdzie ją odebrać? Molly skinęła głową.
– Powiedziała, że wpadnie pod koniec dnia. Nie chcę być wścibska, ale na co ten łęk?
– Na depresję.
– Czy to znaczy, że ona jest bez przerwy w dołku?
– To nie takie proste. Zdarzają się sytuacje, które ją tak przytłaczają, że nie może dać

sobie z nimi rady.

– Od czasu do czasu każdemu to się zdarza.
– To prawda, ale Georgia nie może wtedy normalnie funkcjonować.
– To znaczy?
– Och, na przykład nie jest nawet w stanie zmusić się, żeby wstać z łóżka i pójść do

pracy. – Amy podała jej kartę Georgii. – Czy możesz ją odłożyć do segregatora? I jeszcze

jedno. Szukałam dziś po południu karty Jasona Wentwortha, ale nie mogłam jej nigdzie
znaleźć.

– Był tu parę dni temu, prawda? Jestem pewna, że wkładałam ją na miejsce. – Molly

przymknęła oczy, jakby chciała coś sobie odtworzyć w pamięci, i po chwili powtórzyła: –
Tak, jestem pewna.

– Jeśli wpadnie ci w ręce, to połóż ją u mnie na biurku, dobrze?
– Nie ma sprawy. – Molly odwróciła się, chcąc odejść, gdy nagle coś przyszło jej do

głowy. – Czy sprawdziłaś w gabinecie doktora Gregory’ego?

– Nie. Nie rozumiem, dlaczego miałaby tam być. Przecież Jason to nie jego pacjent Molly

wzruszyła ramionami.

– Czasem doktor prosi mnie o karty przed schowaniem ich do segregatora. Jestem pewna,

że to on ma kartę Jasona.

Zdumienie, ból, a w końcu złość przepełniły jej serce. Sądziła, że Ryan wreszcie zaczyna

jej ufać. Jakże się myliła! Ryan zmienił jedynie taktykę: zaczął ją kontrolować po kryjomu.
Nie mogła tego dłużej tolerować.

Zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę jego gabinetu. Najwyższy czas oczyścić pole.

Spotkała go, kiedy wychodził od pacjenta.
– Musimy porozmawiać – oznajmiła krótko.
– W moim gabinecie?
– Tak. – Chciała mu to powiedzieć w cztery oczy. Po wejściu do pokoju podeszła do

background image

okna, on natomiast zatrzymał się przy drzwiach.

– Jesteś zdenerwowana.
– A ty niezwykłe spostrzegawczy – wyrzuciła z siebie. – Chciałabym wiedzieć, dlaczego

karty moich pacjentów trafiają na twoje biurko? Czy nazwisko Wentworth mówi ci coś?

– Tak. – Podszedł do biurka i ze sterty leżących tam kart wyciągnął jedną i bez słowa jej

podał.

– Dlaczego jest u ciebie? Sprawdzałeś moją diagnozę i leczenie, tak? Nie masz do mnie

zaufania?

– Na początku nie miałem – przyznał.
– A teraz masz?
– Powiedzmy, że moje zaufanie rośnie.
– Mimo to wciąż jesteś niezadowolony.
– Trzeba czasu, żeby poznać czyjeś dobre i złe strony. Jego chłodny ton doprowadzał ją

do furii.

– Ile czasu? Przez ile obręczy muszę przeskoczyć, zanim otrzymam „zaliczenie”?
– Nie rozumiem, o co ta awantura. W ciągu dwóch tygodni przejrzałem cztery karty, a to

zaledwie jeden procent przyjętych przez ciebie pacjentów.

– Po prostu nie jestem przyzwyczajona, że mi się nie ufa.
– Biorąc pod uwagę twoją przeszłość...
– Moją przeszłość? – Postąpiła krok do przodu. – Co chciałeś przez to powiedzieć?
– Z twojego życiorysu wynika, że nigdzie nie zagrzałaś zbyt długo miejsca. Rzuciłaś

studia medyczne w trakcie pierwszego roku. Po szkole pielęgniarskiej...

– Znam swój życiorys – przerwała mu gwałtownie. – Potrzebowałam trochę czasu, żeby

znaleźć swoje miejsce na ziemi. Studia medyczne nie były dla mnie.

– Jednak nawet gdy już to miejsce znalazłaś, nie potrafiłaś na nim wytrwać dłużej niż rok.
– Nie możesz mieć do mnie pretensji, że doktor Garrett zamknął praktykę.
– Nie mogę – przyznał. – A ty nie możesz mieć pretensji do mnie, że zastanawiam się, jak

długo tu zostaniesz.

Jej były chłopak i siostry często jej powtarzali, że jest nieobliczalna i że sama nie wie,

czego chce. Pod wieloma względami mieli rację. Amy ciągle czegoś szukała, chociaż zawsze

bezskutecznie. W końcu uznała, że najwyższy czas, by zapuścić gdzieś korzenie, i
zdecydowała się zrobić to w Mapie Corners. Zanim poznała Ryana, to miasteczko zdawało się
spełniać jej oczekiwania. Teraz nie była już tego taka pewna, ale upór i duma nie pozwalały
jej ugiąć się przed Ryanem.

– Nie mam zamiaru stąd odejść – oświadczyła.
– Nie uciekniesz, kiedy znajdziesz coś bardziej atrakcyjnego?
– Nie. Jeśli jednak kiedyś się na to zdecyduję, to nie będzie to miało żadnego związku z

jakością mojej pracy.

– Może mieć – powiedział spokojnie. – Ludzie często rezygnują, kiedy nie mogą się

wydostać z dołka, który sami pod sobą wykopali.

Stanęła przed nim i spojrzała na niego wyzywająco.

background image

– Nie będzie żadnych dołków. Przekonasz się o tym, kiedy będziesz odchodził na

emeryturę, a ja pożegnam cię tortem i wręczę na pamiątkę złoty zegarek.

Uśmiechnął się lekko.
– Liczę na to.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Po tej rozmowie Amy długo nie mogła dojść do siebie. Wróciwszy do domu, poszła z

Mindy do parku. Potrzebowała wysiłku fizycznego, który wymagać będzie koncentracji.
Najpierw do głowy przyszedł jej jogging, lecz z powodu wysokiej temperatury mięśnie
szybko odmówiły jej posłuszeństwa. W końcu zatrzymała się i zaczęła bawić z Mindy w
aportowanie.

Wróciła w myślach do dzisiejszej rozmowy z Ryanem, po której z furią wypadła z jego

gabinetu. Jeśli nawet Tess lub Dora coś spostrzegły, to żadna nie odważyła się tego
skomentować. Amy zdążyła się przekonać, że Ryan jest dobrym i troszczącym się o
pacjentów lekarzem. Coś jednak sprawiło, że w stosunku do niej był nieufny i sceptyczny.

Oczywiście wiedziała o jego złych doświadczeniach z poprzednimi pielęgniarkami, nie

mogła się jednak pogodzić z tym, że nieufność wobec nich przenosi na nią. Żałowała, że
wpadła do niego jak burza. Gdyby się do tej rozmowy przygotowała, jej argumenty miałyby
wtedy zupełnie inną wagę.

Minęła godzina. Czuła, jak pot ścieka jej po twarzy, a prawa ręka drętwieje z

przemęczenia. Najwyższy czas wracać do domu. Dużo by dala za możliwość zanurzenia się w
basenie...

Teraz, kiedy złość już minęła, mogła bardziej obiektywnie ocenić sytuację. Oczywiście

nie miała złudzeń, że jej dzisiejsza tyrada będzie miała jakiś wpływ na stosunek Ryana do
niej. Ten człowiek wierzył jedynie w czyny. Nie miała więc wyjścia, jak tylko pracować bez

zarzutu.

Spojrzała na Mindy, która, merdając z zadowoleniem ogonem, upuściła u jej stóp

zwiniętą w kulę gazetę.

– No dobrze – skapitulowała Amy. – Rzucę ci jeszcze raz, a potem wracamy.
Zmęczona dłoń nie była już jednak tak precyzyjna i papierowy pocisk poleciał zbyt blisko

asfaltowej ścieżki.

Mindy wyskoczyła w górę, chcąc go złapać, i Amy zamarła z przerażenia, widząc, jak jej

ukochany pies zderza się z biegaczem, który nieoczekiwanie wyłonił się zza zakrętu. Głośny
okrzyk ofiary i skowyt psa zlały się w jedno, gdy obydwoje runęli na ziemię. Po chwili Mindy
z trudem stanęła na drżących łapach i zaczęła obwąchiwać mężczyznę, który leżał w poprzek
ścieżki.

– O mój Boże! – zawołała Amy, klękając przy nim. – Tak mi przykro. – Rozpoznała

Ryana i serce podeszło jej do gardła. – Czy coś ci się stało? zapytała, dotykając jego rąk i
nóg, aby sprawdzić, czy nie ma jakichś złamań.

– Myślę, że tylko się potłukłem – odparł zduszonym głosem.
Amy poczuła bezbrzeżną ulgę.
– Leż spokojnie, aż zaczniesz normalnie oddychać. – Jej ręce delikatnie dotykały jego

głowy. Nie dawała jej spokoju myśl o ewentualnym wstrząsie mózgu. – Wpadłeś na Mindy,
kiedy chciała złapać rzuconą przeze mnie papierową kulę. Na szczęście nie wyczuwam

background image

żadnych guzów i nie widzę żadnych ran. Masz twardą głowę.

– Szczęściarz ze mnie.
– Co z twoim karkiem?
– Jest trochę sztywny.
– A reszta? Nie zauważyłam złamań. Ryan poruszył rękami i nogami.
– Trochę boli, ale żyję.
– Czy możesz usiąść? – zapytała, a kiedy skinął głową, podała mu rękę. – Masz zawroty

głowy?

– Trochę. – Zgiął jedną nogę, drugą zostawił wyciągniętą w poprzek ścieżki. – Jak to

możliwe, że mając dookoła tyle innych miejsc, wybrałaś do zabawy aż tak niebezpieczne?

– To był przypadek.
– Powiedzmy. – Przyjął jej wyciągniętą dłoń, ale zanim zdążyła mu pomóc wstać, zza

zakrętu wypadł nagle jakiś chłopak na skuterze i Amy miała zaledwie ułamek sekundy, by
odciągnąć Ryana w bezpieczne miejsce. Było to, oczywiście, za mało. Tym razem Amy
znalazła się pod Ryanem, chłopak poleciał w przeciwnym kierunku, a skuter wylądował na
boku kilka centymetrów od stopy Ryana, podczas gdy Mindy, zaciekle ujadając, biegała
dookoła, jakby chciała uczestniczyć w jakiejś nowej, wymyślonej przez ludzi grze.

Amy poczuła w nozdrzach zapach trawy i męskiego potu.
– To nie moja wina – powiedziała, spodziewając się, że Ryan obwini ją również i o ten

wypadek.

– Hej, proszę pana, coś się panu stało? – z niepokojem zawołał chłopak, pochylając się

nad nimi.

– Jasne r – odburknął Ryan.
– Ale co ci jest? – przeraziła się Amy. – Jeśli zsuniesz się ze mnie, to będę mogła...
– Nie mogę. – W jego głosie słychać było ból. – Nie mogę mszyć nogą.
– Dobra, spróbuję to zrobić sama.
Ryan usiłował jej pomóc, unosząc tułów i podpierając się na łokciu, aż w końcu Amy

zdołała się spod niego wyśliznąć.

– Co z tobą? – zapytała chłopaka, który na szczęście miał na głowie kask, a na łokciach i

kolanach ochraniacze.

– W porządku, ale z nim chyba nie jest najlepiej. Amy szybko odwróciła się do Ryana.
– Która to... ? – Urwała w pół słowa i z przerażeniem patrzyła na kostkę nogi. W jednym

miejscu złamana kość wybrzuszyła skórę i stopa była dziwnie skręcona.

Ryan usiłował podźwignąć się na łokciu.
– Jak to wygląda?
– Ojej, proszę pana! Wygląda tak, jakby chciała odpaść.
– Chcę to zobaczyć.
Amy zmusiła go, żeby się położył.
– Złamałeś nogę w kostce.
– Nic nie czuję – sapnął. – Bardzo to źle wygląda?
– Przez jakiś czas na pewno nie będziesz” biegał.

background image

– Cholera jasna!
Po chwili dobiegł ich odgłos szorującego po asfalcie metalu, a potem toczących się kół.
– Dobra nowina! – zawołał chłopak. – Mój skuter jest w porządku.
– Przynajmniej on wyszedł z tego cało.
– Mój brat złamał latem nogę w kostce – dodał chłopak. – Dopiero po roku mógł znowu

grać w kosza.

– Jakie to szczęście, że nie gram w kosza – mruknął Ryan. – Jak się nazywasz,

przyjacielu?

– Lukę Wagner.
– Posłuchaj, Lukę. Obawiam się, że będziesz musiał wezwać pomoc.
– Nie masz komórki? – zdziwiła się Amy. – Ciekawa jestem, jak ktoś w razie wypadku

może się z tobą skontaktować.

– Nie muszę być dziś pod telefonem. Wbrew temu, co sądzisz, nie pracuję dwadzieścia

cztery godziny na dobę. A skoro już mówimy o komórce, to gdzie jest twoja?

– W samochodzie. Przed domem. Ryan spojrzał na chłopca wymownie.
– Nie ma wyjścia, Lukę. Musisz wsiąść na ten swój skuter i dotrzeć do najbliższego

telefonu.

– Dlaczego? – zawołał ze zdziwieniem chłopiec. – Mogę przecież zadzwonić stąd. –

Sięgnął do tylnej kieszeni szortów i wyciągnął z niej telefon komórkowy.

Już po kilku minutach – przejmujący odgłos syreny zwrócił uwagę nielicznych o tej porze

spacerowiczów i po chwili w alejce ukazała się karetka pogotowia. Amy przypięła smycz do
obroży Mindy i poprosiła Luke’a, by jej przypilnował, a sama podeszła do sanitariuszy i
szybko poinformowała ich o stanie Ryana. Wkrótce znalazł się w karetce.

– Przyjadę, jak tylko odprowadzę Mindy do domu – powiedziała do Ryana – Nie

musisz...

– Muszę – przerwała mu.
Gdy karetka odjechała, poprosiła Luke’a o numer telefonu na wypadek, gdyby Ryan

chciał skontaktować się z jego rodzicami, po czym wróciła do domu, w błyskawicznym
tempie wzięła prysznic i po niespełna dziesięciu minutach była już w drodze do szpitala.

– Jak się czuje doktor Gregory? – zapytała dyżurną pielęgniarkę.
– Jest teraz na prześwietleniu. Jeśli pani chce, może pani zaczekać w jedynce. Zaraz

powinien być z powrotem.

– Czy wezwała pani doktora Feldmana? – Amy wiedziała, że Feldman jest nie tylko

doskonałym lekarzem, ale również jedynym tutaj chirurgiem ortopedą, zawsze więc ma dużo
pracy.

– W tej chwili operuje, ale jak tylko będzie wolny, natychmiast przyjdzie.
Amy, nie mogąc spokojnie usiedzieć, krążyła po pokoju tam i z powrotem, aż w końcu

usłyszała znany jej odgłos koi i po chwili dwie pielęgniarki wwiozły Ryana do środka.

– Jednak przyjechałaś!
– Przecież ci obiecałam.
– Zawsze można zmienić zdanie.

background image

Wzruszyła ramionami, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo ją to dotknęło.
– Moja macocha zawsze nam powtarzała, że należy robić, co się mówi, i mówić, co się

myśli.

– Mądra zasada – przyznał. – Pod warunkiem, że potrafimy się do niej stosować.
– Wbrew pozorom to wcale nie jest takie trudne – powiedziała miękko.
– To dlatego przyjechałaś?
– Jesteś tu nowy i nie chciałabym, żebyś się czuł samotny. – To oczywiście prawda. Nie

powiedziała jednak, że czuje się winna i że martwi się o niego. Chcąc zmienić temat,
zapytała: – Go stwierdził radiolog?

– Złamanie.
Spojrzała na niego z irytacją.
– Powiedz mi to, czego nie wiem.
– Sądząc po zdjęciu, doktor Feldman będzie musiał użyć dużo metalu.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, do pokoju wszedł ortopeda i zbliżywszy się do Ryana,

zaczął porównywać jego odkrytą stopę z obrazem na zdjęciu rentgenowskim.

– Doskonała diagnoza Powinien był pan, kolego, iść na ortopedię – stwierdził. – Trzeba

będzie istotnie zastosować kilka śrub i płytkę łączącą. Tętno jest w normie, a więc
przynajmniej wiemy, że nie ma urazu naczyniowego. Co z bólem?

Ryan skrzywił się.
– Nie najgorzej.
– Kiedy jadł ostatnio jadł?
– W porze lunchu.
– Mógłbym pana operować dziś wieczorem, ale mam już kogoś wyznaczonego wcześniej.

Może więc jutro rano?

– Doskonale.
– Potrącenie przez skuter, tak?
– Głupi wypadek. Zaczęło się od psa, ale nie będę pana zanudzał szczegółami.
Doktor Feldman zaśmiał się rubasznie.
– Coś. mi mówi, że ta historia wcale nie jest nudna. Proszę tymczasem wypoczywać,

spotkamy się jutro. Jakieś pytania?

– Kiedy będę mógł wrócić do pracy?
– Dziś mamy środę, tak? Powiedzmy, że w następny poniedziałek. Piątek może być” zbyt

ryzykowny.

– A więc w poniedziałek. – – Może mieć pan problemy z utrzymywaniem się na nogach

przez dłuższy czas – ostrzegł doktor Feldman: – Nie jest łatwo chodzić o kulach z nogą w
gipsowej opasce.

– Dam radę.
– Mówi pan jak ktoś, kto uważa, że jest niezastąpiony. Nie od razu jednak będzie pan w

stanie funkcjonować jak dotychczas. To musi trochę potrwać. – Uśmiechnął się szeroko. –
No, muszę już iść i poskładać innego połamańca.

– Czy jest ktoś, komu chciałbyś przekazać wiadomość? – zapytała Amy, gdy ortopeda

background image

wyszedł z pokoju.

– Z powodu tak drobnego zabiegu?
– Pomyślałam, że jest ktoś, kogo może interesować, co się z tobą dzieje:
– Dzięki, ale nikogo takiego nie ma. Moi rodzice są rozwiedzeni. Gdyby któreś z nich

zdecydowało się przyjechać, drugie czułoby się w obowiązku zrobić to samo, a nie utrzymują
ze sobą kontaktów. Nie zawiadomię więc żadnego.

– To przykre – powiedziała, patrząc na niego ze współczuciem. – Moja przyrodnia

siostra, Marta, i rodzona siostra, Rachel, miałyby do mnie żal, gdybym ich nie zawiadomiła.
Właściwie to one wychowały mnie po śmierci macochy.

– Co się stało z twoim ojcem?
– Był przy nas jedynie fizycznie. Myślę, że załamał się po stracie obydwu żon i w efekcie

po kilku latach zmarł. Rachel, Marta i ja zawsze byłyśmy dla siebie jak rodzone siostry.
Muszę ci kiedyś opowiedzieć, jak z Rachel doprowadziłyśmy do spotkania Marty z jej
dziadkiem. – Uśmiechnęła się do wspomnień. – Jednak dosyć o mnie. Jesteś pewien, że nie

ma nikogo, kto mógłby cię potrzymać za rękę?

– Dam sobie radę.
– Wobec tego chyba nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli znowu przyjdę, żeby się

upewnić, czy Feldman nie zoperował ci czasem niewłaściwej kostki?

– Wolne żarty – jęknął, usiłując powstrzymać śmiech.
Trochę później, gdy zasnął podczas oglądania wieczornych wiadomości, Amy okryła go

troskliwie. Na tle szpitalnego wnętrza wyglądał tak bezbronnie, że nie mogła się oprzeć, aby
go delikatnie nie pocałować na dobranoc. Jak bardzo jej uczucia do niego zmieniły się w
ciągu tych kilku godzin!

Wcześnie rano wróciła z kilkoma osobistymi rzeczami i zmianą bielizny. Zanim zabrano

go na blok operacyjny, w pokoju zjawił się doktor Hyde.

– Chyba nie masz nic przeciw temu, że się tu wkradłem? – zapytał. – Muszę dbać o moją

inwestycję.

Ryan uśmiechnął się.
– Im więcej, tym weselej. Czy to Feldman cię zawiadomił?
– Ja to zrobiłam – wtrąciła Amy. – Pomyślałam, że ktoś musi wiedzieć, dlaczego dziś nie

będzie cię w pracy.

– Denerwowałbym się, gdybyś tego nie zrobiła – rzekł doktor Hyde. – Masz już

załatwiony transport do domu?

– Ja go zabiorę – odparta Amy, zanim Ryan zdążył się odezwać.
– Doskonale. – Phillip Hyde, zadowolony, że przynajmniej tę sprawę ma z głowy, zwrócił

się do Amy: – Będę cię o wszystkim informował na bieżąco.

– Będę wdzięczna.
– Nie musisz mnie odwozić, Amy – rzekł Ryan, kiedy zostali sami.
– Wiem, ale chcę. Jesteśmy przecież sąsiadami. Poza tym nie dyskutuj ze mną. Nigdy nie

miałeś operacji?

– Nigdy.

background image

Ja w dzieciństwie wiele razy trafiałam do szpitala. Byłam prawdziwym utrapieniem.

Ciągle coś wymyślałam.

– Och! Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
– Naprawdę? W każdym razie nawet nie zliczę, ile razy łamałam kości, spadając z

drzewa, skacząc z huśtawki lub robiąc najdziwniejsze akrobacje na rowerze.

– Widzę, że byłaś odważna. Roześmiała się.
– Nie, nie o to chodzi. Widzisz, ja po prostu chciałam za każdym razem spróbować

czegoś nowego. Zmierzam do tego, że strach przed nieznanym jest często gorszy niż samo
nieznane.

– Ja wiem, co mnie czeka, Amy. Jestem lekarzem.
– To prawda – przyznała. – Jednak to zupełnie inaczej, kiedy się jest pacjentem. My,

ludzie związani z medycyną, czasem wiemy za dużo.

– Taak. Chwyciła go za rękę.
– Będzie dobrze, zobaczysz. A kiedy Feldman skończy, przyjdę, żeby ci o wszystkim

szczegółowo opowiedzieć.

– Obiecujesz?
– Obiecuję.
W chwilę później Ryana zabrano na blok operacyjny, a Amy miała przed sobą to, co

zawsze przychodziło jej najtrudniej. Czekanie.

– Już myślałem, że nie przyjedziesz.
Amy uśmiechnęła się, słysząc to pełne niecierpliwości powitanie, gdy parę minut po

piątej zjawiła się w szpitalu.

– Dotarłam tu rano na resztkach paliwa, a ponieważ nie sądzę, żebyś był w stanie pchać

mój samochód aż do domu, musiałam podjechać na stację benzynową.

– Mogłaś zadzwonić.
– Mogłam – przyznała – ale pięć minut spóźnienia...
– Piętnaście.
– Ty chyba czujesz się nie dopieszczony! Chociaż biorąc pod uwagę, jakim jesteś zrzędą,

personel powinien dziękować Bogu, kiedy się ciebie pozbędzie. Nie bez powodu mówi się
zresztą, że najgorsi pacjenci to lekarze.

– Strasznie zabawne.
– Mówiąc poważnie, nie rozumiem, dlaczego tak spieszno ci do pustego domu. Tu

będziesz miał przynajmniej...

– Co pięć minut ktoś wchodzi do mojego pokoju, żeby mi zmierzyć temperaturę lub

zapytać, czy mam dosyć środków przeciwbólowych.

– Po prostu dobrze wypełniają swoje obowiązki.
– Tak? I dlatego chcą mi pomagać nawet przy ubieraniu?
– No, to w ramach rekompensaty za trudy – zażartowała.
– Czyżbyś znowu występowała w roli klauna? Roześmiała się.
– Dziś nie zastępuję Sunny.
– Wiem. Była tu po południu. W pierwszej chwili myślałem, że to ty, ale szybko

background image

zorientowałem się w pomyłce.

– Naprawdę? Po czym poznałeś?
– Ty inaczej pachniesz.
– Pewnie nie powinnam pytać”, ale czy „inaczej” to znaczy że dobrze czy źle?
Wzruszył ramionami.
– To zależy, czy się lubi zapach lekarskiego gabinetu. Wolałaby, by kojarzył ją sobie z

zapachem kwiatów czy powietrzem po burzy...

– Przypomnij mi, żebym wpisała perfumy na listę prezentów pod choinkę – powiedziała

chłodno, po czym, nie chcąc usłyszeć’ czegoś podobnie niemiłego, zmieniła temat. – Jak
twoja kostka?

– Boli.
– Czy starasz się trzymać ją w górze? Spojrzał na nią z irytacją.
– Uważasz, że mogę robić coś innego?
– Przepraszam ^ odparła bez cierna skruchy. – Wypocząłeś trochę?
– Jak można odpocząć w szpitalu? Ciągle ktoś czegoś ode mnie chciał, jakby naprawdę

nie mieli tu nic innego do roboty. W międzyczasie oglądałem telewizję, słuchałem rozmów na
korytarzu i czekałem, żebyś mnie od tego uwolniła.

Nawet sienie dziwiła, że tak narzekał. Większość pacjentów twierdzi, iż tylko we

własnym domu może odpocząć.

– Powinieneś docenić ich troskę.
– Niepotrzebna mi troska. Chcę ciszy i spokoju.
– Będziesz je miał. Jesteś gotowy? – Zauważyła stojącą w kącie torbę na kółkach, którą

mu przywiozła z domu.

– Już od trzeciej.
– A co z formalnościami?
– Wszystko podpisałem w trzech egzemplarzach.
Amy zerknęła na bukiecik stokrotek i dwa kwiaty w doniczce stojące na stoliku.

Wiedziała, że podczas jego pobytu na chirurgii przyniesiono ich znacznie więcej.

– Co stało się z resztą twoich kwiatów? – zapytała.
– Dora je zabrała do domu opieki.
Ciekawa była, dlaczego zostawił sobie właśnie stokrotki. Żółte i białe kwiatki w

wazoniku w kształcie bucika przy mężczyźnie takim jak Ryan wyglądały krucho i delikatnie.

– Stokrotki to również i moje ulubione kwiaty. Chrząknął jedynie w odpowiedzi, po

czym, jakby chciał zmienić temat, zapytał:

– Możemy już iść?
Uśmiechnęła się i zebrała jego rzeczy. Po chwili w pokoju zjawił się sanitariusz. Pomógł

Ryanowi usiąść na wózku, zwiózł go windą na dół, po czym podjechał do zaparkowanego w
pobliżu samochodu. Gdy usadowił Ryana na tylnym siedzeniu, Amy zapaliła silnik, włączając
jednocześnie klimatyzację. Widziała, jak Ryan opiera głowę o drzwi i z westchnieniem
zamyka oczy.

– Boli cię? – zapytała.

background image

– Nie. Rozkoszuję się odzyskaną wolnością.
– Nie przesadzaj. Nie byłeś przecież w więzieniu.
– Nic nie poradzę, że tak się czułem. Nie mogłem wykonać żadnego ruchu, żeby ktoś

natychmiast nie ofiarował się z pomocą.

– Niech ci się nie zdaje, że w domu będziesz robił, co łechcesz – ostrzegła. – Dałam

słowo Feldmanowi, że nie pozwolę ci się przemęczać. I wyegzekwuję to, jeśli będzie trzeba.

Po upływie pół godziny Ryan, z pomocą kul, które Amy wyjęła z bagażnika, wszedł

wreszcie do swojego domu. Zmęczenie podróżą dało o sobie znać, z rozkoszą więc wyciągnął
się na stojącej w salonie kanapie.

W tym czasie Amy wniosła do środka jego torbę i kwiaty, po czym włączyła klimatyzację

i na stojącym przy kanapie stoliku położyła wieczorne wydanie gazety, postawiła butelkę
zimnej wody i spore, płaskie pudełko.

– Na powitanie przyniosłam ci coś słodkiego.
Jego oczy rozbłysły, a ręka błyskawicznie zanurzyła się w pudle oblewanych czekoladą

karmelków.

– Skąd wiedziałaś, że je lubię?
– Zauważyłam puste opakowanie w koszu na śmieci. Najwyraźniej ulubione słodycze i

znajome otoczenie zrobiły swoje, ponieważ jego twarz wyraźnie się wypogodziła.

– Czy potrzebujesz czegoś jeszcze?
Ryan zastanawiał, się, jak by się zachowała, gdyby jej wyjaśnił, czego tak naprawdę chce,

a to niewiele miało wspólnego z podaniem gazety, kapci czy czegoś do picia. Zdawał sobie
sprawę, że to nie było realne, zapytał więc jedynie:

– Co w przychodni?
– Doktor Feldman powiedział...
– Wiem, wiem. Ty jednak obiecałaś, że kiedy wyjdę ze szpitala, będziesz mnie o

wszystkim informowała.

– Cóż, mieliśmy dużo pracy – przyznała, siadając przy nim. – Tess dzwoniła do

pacjentów, którzy mieli na dziś wizytę, proponując przełożenie jej na następny tydzień albo

zgłoszenie się do mnie. Mniej więcej połowa zdecydowała się zaczekać.

– A druga połowa?
– Ja ich przyjęłam.
– Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć?
– Właściwie nie. Prawie wszystkie przypadki były proste: infekcje, wrastający paznokieć,

zatrucie pokarmowe.

– Powiedziałaś „prawie”. Jak mam to rozumieć?
– Przyszła do mnie kobieta około czterdziestki, która zauważyła u siebie niebolesny

guzek w dolnej części szyi.

– Tarczyca?
– Tak sądzę. Poleciłam zrobić badanie krwi i hormonalne. Powinniśmy mieć wyniki na

początku przyszłego tygodnia.

– Jakieś inne objawy?

background image

– Ciągłe zmęczenie. Jednak pacjentka nie była pewna, czy to nie na skutek zbyt dużej

ilości obowiązków.

– Trzeba zrobić biopsję.
– Tak myślałam.
– Nowotwór w innej części ciała mógł dać przerzuty na tarczycę – rzekł Ryan po chwili

milczenia. – Czerniak, rak piersi...

– Właśnie dlatego chciałam z tobą o tym porozmawiać. Czy mam ją jutro wysłać do

doktora Jacksona, czy też skierować od razu do doktora Perry’ego na biopsję?

– Sam ją obejrzę w poniedziałek.
– Mam nadzieję, że nie będziesz siedział w przychodni przez cały dzieli.
– Przyjdę rano i zobaczę, jak długo wytrzymam. Amy spojrzała na niego spod oka.
– Coś mi się zdaje, że swoim kolegom też nie ufasz?
– To nie kwestia zaufania, lecz odpowiedzialności.
– Nie możesz pracować przez cały tydzień dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Zdaję sobie z tego sprawę.
– Dlaczego więc nie chcesz, żeby ją zbadał doktor Jackson lub doktor Perry?
– Ponieważ – odezwał się cicho – tam, gdzie ostatnio pracowałem, jeden z moich

kolegów źle zdiagnozował mojego pacjenta. Niewiele brakowało, a ten chłopiec by nie żył.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Od dawna podejrzewała, że nieufność Ryana ma jakieś dramatyczne podłoże, – Co się

stało?

– To skomplikowana i dosyć paskudna historia.
– Takie przypadki zazwyczaj są paskudne – powiedziała miękko. – Mam dużo czasu, nie

krępuj się więc.

Sięgnął po butelkę z wodą, jakby chciał choć na chwilę odsunąć moment retrospekcji.

r

Moja pierwsza pielęgniarka nie potrafiła samodzielnie podjąć żadnej decyzji, ale draga była
jej przeciwieństwem. Wszyscy wyrażali się o niej w samych superlatywach; wkrótce wiec i ja
obdarzyłem ją pełnym zaufaniem.

W końcu wziąłem urlop i wyjechałem z przyjaciółmi na tydzień na narty. Ustaliłem z

kolegą, że zajmie się każdym przypadkiem, z którym nie poradzi sobie moja pielęgniarka, i
wyjechałem do Nowego Meksyku w przekonaniu, że zostawiam pacjentów pod dobrą opieką.
Pewnego dnia zgłosiła się do przychodni kobieta z kilkunastoletnim synem uskarżającym się
na bóle brzucha. Ten chłopiec był już u nas kilka razy z podobnymi objawami i za każdym
razem nie stwierdzaliśmy żadnych nieprawidłowości. Po kilku godzinach ból zwykle mijał
tak samo szybko, jak się pojawiał.

Ryan, krzywiąc twarz, zmienił pozycję. Amy bez słowa wzięła z kanapy poduszkę i

podłożyła mu ją pod nogę.

– Kiedy się zjawił w piątek moja pielęgniarka doszła do wniosku, że to dalszy ciąg tej

samej historii, i nie zrobiła żadnych badań. Dała chłopcu jedynie dwie aspiryny i powiedziała

jego matce, żeby przyszła w poniedziałek. W późnych godzinach popołudniowych chłopak
poczuł się gorzej i matka przywiozła go znowu, nalegając na konsultację z lekarzem.

– Czy pielęgniarka odesłała go do twojego kolegi? Skinął głową.
– Badanie krwi wykazało, że liczba leukocytów lekko wzrosła. Mój kolega, znając

historię chłopca, zlekceważył ten objaw, a moja pielęgniarka przepisała jedynie środek
przeczyszczający i zlekceważyła szybko rosnącą temperaturę.

Amy zmarszczyła brwi.
– Jak mogła to zrobić? Wzruszył ramionami.
– Miała plany na wieczór i nie chciała ich zmieniać.
– To okropne!
– O północy rodzina chłopca przywiozła go na pogotowie. O drugiej był już na sali

operacyjnej.

– Co stwierdzono?
– Wyrostek robaczkowy pękł w chwili, gdy chirurg zaczął go usuwać. Chłopak wyszedł z

tego jedynie dzięki ogromnej ilości antybiotyków, ale bardzo długo musiał leżeć w szpitalu.

– I ty się o to obwiniasz.
– W jakimś” stopniu tak. Moi pacjenci ufali mi, że wyjeżdżając, zostawiam ich pod dobrą

opieką.

background image

– Przecież to zrobiłeś. Pokręcił głową.
– Niestety, nie. Przekonałem się o tym dopiero po powrocie. Czułem się jak idiota, kiedy

odkryłem, ze moja pielęgniarka lubi chodzić na skróty, gdy tylko jej obowiązki zawodowe
kolidują z przyjemnościami.

Teraz wreszcie zrozumiała przyczyny jego rezerwy.
– A ten lekarz? – zapytała.
– Po tym incydencie zastanawiałem się, czy potrafię dalej u niego pracować. Problem

sam się rozwiązał miesiąc później, gdy facet nie dotrzymał warunków mojego kontraktu.
Zrozumiałem wtedy, dlaczego w jego praktyce jest taka duża rotacja.

– Przyjechałeś więc do Mapie Corners. Ryan skinął głową.
– Nie chciałem zostawiać moich pacjentów, ale, zgodnie z klauzulą kontraktu, nie

mogłem na tym terenie otworzyć własnej praktyki. Kobieta, z którą byłem wówczas
związany, nie chciała zrozumieć, dlaczego nie potrafię, jak to ona określiła, „iść z prądem” i
musieliśmy się rozstać. Oferta Phillipa spadła mi wtedy jak z nieba, ale tamtej nauczki nigdy
nie zapomnę.

– Tak mi przykro – powiedziała. – Jednak w obecnej sytuacji musisz nam zaufać. Nie

możesz przecież robić wszystkiego sam. Rozumiem powody, dla których jesteś taki ostrożny
– ciągnęła. – Zauważ jednak, że pracujemy razem już prawie od miesiąca. Widziałeś mnie z
pacjentami, sprawdzałeś ich karty i o ile wiem, zainstalowałeś nawet ukrytą kamerę.

Uśmiechnął się szeroko, co Amy uznała za dobry znak.
– Czy masz jakieś zastrzeżenia do mojej pracy?
– Nie, nie mam – odparł po chwili milczenia.
– Czy możesz mi wiec zaufać? Znowu się zawahał.
– Powiedzmy... – mruknął w końcu bez entuzjazmu.
– Zobaczysz, nie zawiodę cię.
– Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać.
– Nigdy tego nie robiłam – odparła urażonym tonem. Coś nieuchwytnego zalśniło na

moment w jego oczach, po czym nieoczekiwanie powiedział;

– Zgoda.
W tej właśnie chwili odezwał się jej pager.
– Mogę skorzystać z twojego telefonu, Ryan? Zostawiłam swój w samochodzie.
– Czuj się jak u siebie w domu. – Zauważył, że bez trudu trafiła do kuchni, gdzie

znajdował się aparat telefoniczny.

Jej niski, ciepły głos płynący do słuchawki przypominał płynny miód. Chociaż bardzo

lubił samotność, teraz pragnął, żeby Amy z nim została. Jej obecność działała na niego
uzdrawiająco.

– Muszę iść – oznajmiła. – Potrzebujesz czegoś?
– Poduszki – powiedział szybko. – Jest w sypialni. Pierwsze drzwi...
– Na prawo – dokończyła, zmierzając w tym kierunku. Po chwili wróciła z dwiema

poduszkami. – Pochyl się do przodu.

Bez słowa wykonał jej polecenie. Pachniała kwiatami, słońcem i kobietą.

background image

– Teraz dobrze? – zapytała, popychając go delikatnie na oparcie. Jej twarz znalazła się

nagle blisko jego głowy.

– Skłamałem.
– Nie chcesz poduszek? – Zmarszczyła brwi.
~ Wcale nie pachniesz jak gabinet lekarski. Przypominasz mi wiosnę.
– Miło mi to słyszeć. – Uśmiechnęła się i chciała wyprostować, ale Ryan chwycił ją za

ramiona.

– Czy pocałowałaś mnie wczoraj wieczorem? Czuła, jak jej policzki oblewają się

szkarłatem.

– Myślałam, że śpisz.
– Tylko drzemałem.
– Ja... Ja myślałam, że...
Uśmiechnął się od ucha do ucha, z satysfakcją obserwując, jak bardzo jest zmieszana.
– Chciałabyś zrobić to jeszcze raz?
W jej oczach pokazały się figlarne błyski.
– Czy to pytanie retoryczne, czy też prośba o powtórkę przedstawienia?
– Praktyka czyni mistrza – rzekł. Zmrużyła lekko oczy i odęła usta.
– Jak dużo leków dziś zażyłeś?
– Biorąc pod uwagę stan mojej kostki – odparł z poważną miną – niezbyt dużo.
– W takim razie... – Przysunęła się trochę bliżej i Ryan, chcąc jeszcze bardziej zmniejszyć

dzielącą ich przestrzeń, podniósł głowę i dotknął jej ust. Jego wszystkie myśli, jego uczucia,
jego całe ciało nie należały już do niego, lecz do kobiety, która się nad nim pochylała.

Po chwili Amy odsunęła się, usiłując pozbierać myśli. ~ Chyba lepiej już pójdę, bo

inaczej...

– Przyjdź na kolację – powiedział. – Weź Mindy, jeśli potrzebujesz przyzwoitki.
– To może trochę potrwać – ostrzegła.
– Mogę poczekać. Nie jestem jeszcze głodny. Powiedzmy o ósmej, dobrze?
– Doskonale. Kupię po drodze pizzę.
Obserwował, jak odchodzi, i poczuł się porzucony. Wiedział, że nie miał powodu tak się

czuć, ponieważ Amy została wezwana do pacjenta. Poza tym, spędziwszy dzień w szpitalnym
pokoju, w którym było tak ruchliwie i gwarno jak podczas odpustu, tęsknił za ciszą i

spokojem.

Patrząc na zabrane ze szpitala kwiaty, nagle zdał sobie sprawę, dlaczego nie mógł się z

nimi rozstać. Te białe i żółte stokrotki w śmiesznym wazoniku kojarzyły mu się z ubraną w
buty klauna Amy. Pomyślał, że ten niedawny pocałunek to początek niebezpiecznego igrania

z ogniem. Amy nie należy do kobiet, które, decydując się dzielić z nim jego niezbyt ciekawe
życie, mogą być długo szczęśliwe. Jego ostatnia przyjaciółka robiła wszystko, by go zmienić,
ale niedobrze się to dla nich obojga skończyło.

Byłby głupi, gdyby zdecydował się połączyć z Amy węzłem małżeńskim, skoro istniejące

między nimi różnice uniemożliwiają jakikolwiek kompromis. Co nie znaczy, żeby
przynajmniej przez jakiś czas nie mógł cieszyć się jej towarzystwem.

background image

Za sto osiemnaście minut powinna być z powrotem.
Źle spał w szpitalu, więc teraz ogarnęła go przemożna ochota na drzemkę. Przejście do

sypialni zajęłoby mu zbyt dużo czasu, zasnął więc w salonie na kanapie. Gdy się obudził i
spojrzał na zegar, ze zdziwieniem stwierdził, że minęły trzy godziny. Pomyślał, że Amy
wyszła, nie chcąc go budzić. Chwycił kule i z ogromnym trudem pokonał drogę do kuchni,
ale nie zauważył tam żadnych śladów jej obecności.

Zapadał zmrok, a mimo to w oknach sąsiedniego domu nie paliło się żadne światło.

Doszedł do wniosku, że widocznie Amy otrzymała jeszcze jedno wezwanie. Wrócił na
kanapę i z ulgą opadł na poduszki. Wiedział, że przez jakiś czas nie będzie mógł
funkcjonować w pracy tak jak przedtem. Pocieszał się tylko myślą, że Amy dotychczas go nie
zawiodła, Może najwyższy czas, by jej zaufać? Zaklął pod nosem. Gdyby ale ten przeklęty
skuter, nie musiałby teraz podejmować tej wciąż ryzykownej decyzji. Los jednak zdecydował

inaczej. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że tym razem nie będzie musiał tego żałować.

Włączył telewizor, ale na żadnym kanale nie znalazł niczego, co by go zainteresowało.

Nagle zadzwonił telefon.

– Czy jest Amy? – zapytała Dora.
– Nie – odpowiedział. – Jednak spodziewam się jej lada moment. Chcesz zostawić jakąś

wiadomość?

– Niee.
Ton jej głosu zaniepokoił go.
– Co się stało? – zapytał.
– Nic – odparła szybko. – Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
Jednak jej głos sugerował coś zupełnie innego.
– Powinna być tu od pół godziny. Myślałem, że zadzwoni, ale jak dotąd nie zrobiła tego.

– Nagle w słuchawce usłyszał jakiś dźwięk, który przypominał łkanie. – Dora, powiedz mi, co
się stało! – zażądał stanowczym głosem.

– W korku i tak się pan dowie.
– Wyduś to wreszcie, Dora – powtórzył, nie kryjąc irytacji.
– Amy zostawiła mi wiadomość na sekretarce. Pytała, czy pojadę z nią do pewnej rodziny

na południowych krańcach miasta. Nie mogłam jej odpowiedzieć, ponieważ nie było mnie w
domu. Przypuszczam, że skontaktowała się z kimś innym.

Chociaż mieszkał w Mapie Corners zaledwie od paru tygodni, nieraz ostrzegano go, by

dla własnego bezpieczeństwa unikał po zmroku jazdy do południowej dzielnicy miasta. Nie
przywiązywał do tych ostrzeżeń zbyt wielkiej wagi, ale teraz przeraził się.

– Pojechała do chorego? – Jej spóźnienie nabierało teraz zupełnie innej, złowieszczej

wymowy.

Narastała w nim panika i jednocześnie złość, że przez niepotrzebną brawurę Amy być

może naraziła się na niebezpieczeństwo. Kiedy wróci, musi się z nią stanowczo rozmówić.
Jeśli wróci...

Szybko odgonił od siebie tę myśl. Nie wyobrażał sobie, by ktoś mógł jej wyrządzić

krzywdę. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że nie pojechała sama.

background image

– Jestem pewna, że skoro zdecydowała się jechać, to musiała mieć ważne powody.
– Czy mogła wziąć kogoś ze sobą?
– Nie wiem. – Dora milczała przez chwilę. – Czy ma pan, doktorze, policyjną

krótkofalówkę?

– Nie.
– Ja też nie, ale znam kogoś, kto ma. Zobaczę, co się da zrobić.
Ryan odetchnął głęboko. Nie chciał snuć dramatycznych wizji, ale nie mógł nie myśleć o

powodach, dla których Amy wciąż nie dzwoniła. Chyba że nie jest w stanie zadzwonić.

Chciał wsiąść do samochodu i szukać jej, lecz nie mógł prowadzić po takiej dawce

środków przeciwbólowych. W poczuciu bezsilności patrzy! na nogę, przeklinając nieszczęsny
skuter.

– Bądź ze mną w kontakcie, Doro – poprosił.
Po przerwaniu połączenia przez jakiś czas trzymał w ręku słuchawkę. W swoim życiu

wierzył niewielu tylko ludziom, Amy wierzyła wszystkim. Na Boga! W co ona się wplątała?!

Amy klęczała na dywaniku przykrywającym zniszczone linoleum w domu Mullenów i

odwijała prowizoryczny bandaż, którym stopa dziesięcioletniego Tony’ego owinęta była od
kostki aż do palców. Ciemnowłosy chłopiec o oczach czarnych jak noc siedział spokojnie na
krześle, zaciskając kurczowo ręce z obu stron siedzenia, jakby w ten sposób chciał zmniejszyć
ból. Sądząc po wycieku ropy z głębokiego rozcięcia, które biegło przez podbicie stopy, i
czerwonych pręg dookoła, chłopak musiał bardzo cierpieć.

– Jak dawno to się stało?
– Prawie tydzień temu – odparła Shawna, matka chłopca. Ciężkim warunkom życia i

mężowi pijakowi zawdzięczała, że w wieku trzydziestu lat wyglądała na znacznie więcej.
Pomimo widocznej biedy dzieci sprawiały wrażenie czystych, chociaż ich ubrania były
zniszczone. Kuchnię oddzielono od tak zwanego „saloniku” przez ustawienie dwóch

sfatygowanych foteli i kanapy, toteż łatwo można było zauważyć, że Shawna utrzymywała
swoje małe królestwo w czystości.

– Czym się skaleczyłeś? – zapytała Amy.
– Blaszaną puszką – odparł chłopiec drżącym głosem.
– Gdybym to mówiła im tylko raz – wtrąciła jego matka. – Powtarzam to tysiące razy,

żeby się nie bawiły przy śmietniku, ale czy one tam słuchają! – Shawna spojrzała na
gromadkę dzieciaków, które, zawstydzone, spuściły głowy.

– Czy ta puszka była zardzewiała?
– Chyba tak...
– Kiedy Tony był szczepiony na tężec?
– Parę lat temu. Czy on będzie miał szczękościsk?
– Nie, ale trzeba założyć kilka szwów i jak najszybciej podać antybiotyki. Powinnaś była

zgłosić się z nim do mnie szybciej – rzekła Amy w nadziei, że Shawna, gdy coś podobnego
zdarzy się innym dzieciom, nie popełni już takiego błędu.

– Nie mogłam, ale robiłam mu opatrunki i myślałam, że wszystko będzie dobrze.

background image

Amy spojrzała na gromadkę dzieci tłoczących się w maleńkiej kuchni. Najstarsze z nich,

dziewczynka, miało dwanaście lat, najmłodsze, chłopczyk, około czterech. Wszystkie były
bose i spalone przez słońce od ciągłego przebywania na powietrzu.

– Obawiam się, że z chłopcem nie jest dobrze – oznajmiła Amy, starając się oczyścić

ranę. – Rozwinęła się infekcja i potrzebna jest szybka interwencja lekarza.

– Może wystarczą jakieś proszki lub maść...
– Nie wystarczą – powtórzyła z naciskiem Amy. – Tony musi natychmiast otrzymać

antybiotyk w zastrzyku, jeśli chcemy uratować mu stopę. Przy jego cukrzycy nie można

lekceważyć tej rany i liczyć, że samo przejdzie.

Shawna załamała ręce i z łękiem spojrzała w kierunku zamkniętych drzwi.
– Naprawdę trzeba go zabrać do szpitala?
– Naprawdę – powtórzyła Amy. – Im dłużej będziemy zwlekać, tym mniejsze będą

szanse na uratowanie chłopca.

– Nie mam jak go tam zawieźć – odparła Shawna przez łzy.
– Mam tu samochód – uspokoiła ją Amy, po czym szybko owinęła stopę Tony’ego

wyjętym z torby czystym bandażem. – Jeśli ktoś z was weźmie moją torbę, to zaprowadzę
Tony’ego do anta. – Pomogła chłopcu wstać, ale zanim zdołali ruszyć się z miejsca,
zamknięte dotychczas drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wtoczył się Yancy Mullea.

– Co tu się dzieje?! – ryknął, poprawiając dżinsy na opasłym brzuchu. – Człowiek nie

może nawet spokojnie pospać.

Shawna i gromadka dzieci zamarły z przerażenia.
– Staraliśmy się być cicho, Yancy. Wracaj do łóżka.
– Już się obudziłem! – zagrzmiał. Po chwili, trąc nie ogoloną twarz, zmrużył oczy, ze

zdumieniem patrząc na Amy. – A kim ty, do diabła, jesteś?

– Nazywam się Amy Wyman – odparła, czując w powietrzu odór alkoholu. – Pańska żona

wezwała mnie do syna. Jestem pielęgniarką.

Mężczyzna spojrzał na Tony’ego.
– Co z tobą, chłopcze?
– N... nic – wyjąkał mały. Yancy machnął na niego ręką.
– To wynoś się stąd i czymś zajmij.
Kiedy Tony chciał wykonać jego polecenie, Amy chwyciła go za ramię i przyciągnęła do

siebie.

– Tony ma groźną ranę. Muszę go zabrać do szpitala. Yancy spojrzał z furią na żonę.
– Znowu wezwałaś jednego z tych zbawicieli świata, żeby się wtrącał w nie swoje

sprawy?

– Tony jest chory – odparła Shawna, spuszczając wzrok.
– Za bardzo się z nim cackasz. Przecież wydałem już moje ciężko zarobione pieniądze na

lekarstwo, które podobno było nu potrzebne. Insulina czy coś takiego. – Splunął na

nieskazitelnie czystą podłogę.

– Tony jest cukrzykiem – przerwała mu Amy – i właśnie ze względu na jego chorobę ta

infekcja jest taka groźna.

background image

– To daj mu jakieś proszki lub zastrzyk.
– Chłopiec potrzebuje leczenia szpitalnego. Zabieram go rozwścieczony Yancy ruszył w

jej kierunku.

– Diabła tam zabierasz! Nie możesz wziąć dzieciaka bez mojej zgody.
Jednak Amy nie miała zamiaru ustąpić.
– Pańska żona już się zgodziła – odparła, starając się zachować spokój.
– Diabła tam zgodziła! – ryknął mężczyzna i Amy pomyślała, że tak ryczeć może jedynie

rozwścieczone zwierzę.

– Panie Mullen – zaczęła – Tony może umrzeć bez właściwego leczenia.
Jeszcze bardziej zmrużył oczy.
– To ty tak twierdzisz.
– W porządku – odrzekła. – Zawieziemy go więc na pogotowie. Tam lekarz z pewnością

powie to samo.

– Nie będę płacił za żadne pogotowie ani za lekarzy. To banda szarlatanów.
– Oni uratują mu życie. Tony nie może tu zostać. Yancy odwrócił się z furią do żony.
– Czy nie mówiłem, żebyś mu wymoczyła stopę w roztworze siarczanu magnezu?

Gdybyś mnie posłuchała, nie byłoby teraz problemu.

– Zrobiłam to, Yancy, ale nie pomogło – odparła Shawna drżącym głosem.
– Tony’emu potrzebne są antybiotyki i moczenie nogi nic tu nie pomoże. Chyba nie chce

pan, żeby syn stracił stopę?

– Moi rodzice zawsze stosowali taką wodę i obywali się bez tych wszystkich

napuszonych konowałów.

– Mieli szczęście.
Yancy oparł muskularne ręce na brzuchu.
– Co było dobre dla nich, jest również dobre dla mnie i dla mojej rodziny.
Amy nawet na chwilę nie przyszło do głowy, że mimo całej tej słownej agresji Yancy

mógłby komukolwiek zrobić krzywdę.

– Jeżeli pan uważa, że sprawiam kłopot – powiedziała – to wkrótce przekona się pan, co

znaczą prawdziwe kłopoty, gdy zawiadomię opiekę społeczną, że nie zgadza się pan na
leczenie dziecka.

W oczach mężczyzny pokazały się dziwne błyski.
– Nic nikomu nie powiesz – rzekł, kręcąc głową.
– Myli się pan, panie Mullen – odparła Amy. – Powiem wszystko, jeśli Wyjdę stąd bez

Tony’ego, a ponieważ naraża pan zdrowie i życie dziecka, policja zapuka do pana drzwi,
zanim zdąży pan otworzyć następną puszkę piwa.

– Blefujesz.
– Nie, nie blefuję.
– Doskonale, ja też. Gdzie moja strzelba?
– Lepiej niech pani idzie – szepnęła Shawna, gdy Yancy zniknął w sypialni. – Schowałam

ją, ale w końcu ją znajdzie. Zawsze tak jest.

– Nie wyjdę bez Tony’ego. Poza tym, on również i dla was jest niebezpieczny.

background image

– Nie zrobi nam krzywdy. Niech pani już idzie. – Popchnęła ją w stronę wyjścia.

Czteroletni chłopiec rozpłakał się i najstarsza dziewczynka zaczęła go uspokajać.

Chociaż Tony ważył około czterdziestu kilogramów, Amy jakoś doniosła go do wyjścia.

Gdy była już przy drzwiach, do jej uszu dobiegł charakterystyczny szczęk ładowanej broni.

– Powiedziałem ci, nigdzie nie pójdziesz z moim synem. Dzieciarnia w pośpiechu

wybiegła na zewnątrz, zostawiając Amy, Tony’ego i Shawnę z rozjuszonym mężczyzną.

Na widok wymierzonej w nią strzelby Amy nagle poczuła suchość w gardle. Wciąż

jednak nie miała zamiaru ustąpić. Ludzie tacy jak Yancy Mullen są silni jedynie w stosunku
do tych, których uważają za słabszych od siebie. Chciała wierzyć, że Shawna miała rację,
twierdząc, iż Yancy ich nie skrzywdzi.

~ Tony potrzebuje lekarza – powtórzyła.
– Siadaj! – wrzasnął mężczyzna, odsuwając ją od drzwi. – Jeśli moja żona uważa, że

możesz mu pomóc, to bierz się lepiej do roboty.

– Zrobiłam, co mogłam. Tu więcej nie zdziałam.
– No to mamy kłopot. Ty nie możesz wyjść stąd z chłopakiem, a bez mego też nie chcesz

wyjść, no to czuj się tu jak u siebie w domu. Jeśli jest taki chory, jak gadasz, to zostaniesz tu
przez jakiś czas.

– On bez antybiotyków z tego nie wyjdzie! – zawołała Amy ze złością. – Dlaczego nie

pojedzie pan z nami, aby na własne uszy usłyszeć, jaka jest prawda?

– Wy, konowały, zawsze trzymacie razem.
– Zadzwonię do mojego przyjaciela... Yancy przerwał jej w pół słowa.
– Do nikogo nie będziesz dzwonić. Lepiej usiądź i zamknij się.
Amy, widząc, że nie trafią do niego żadne argumenty, podprowadziła chłopca do kanapy i

usiadła obok niego. Musi się jakoś stąd wydostać. Jeśli któreś z dzieci Mullenów znalazło
telefon i zadzwoniło na policję, to wkrótce będzie wolna, ale jeśli nie, to musi sama coś
wymyślić.

– Podaj mi jeszcze jedno piwo! – zawołał Yancy ze swojego stanowiska przy kuchennym

stole, skąd miał doskonałe pole obserwacji.

Shawna podeszła do lodówki, wyjęła puszkę i postawiła ją na stole, po czym ponownie

usiadła na kanapie i przygarnęła do siebie chłopca. Mężczyzna otworzył puszkę i wypił
połowę jej zawartości.

– To będzie długa noe – oświadczył, po czym ponownie podniósł puszkę do ust.
Amy spojrzała na zegarek. Zbliża się wpół do ósmej, Ryan nie będzie się o nią martwił do

dziewiątej. Gdyby tylko mogła do niego zadzwonić...

Tymczasem Yancy opróżni puszkę i zgniótł ją w potężnej dłoni.
– Chcesz jeszcze jedną? – zapytała Shawna.
– Daj. Nie ma co robić – mruknął.
Shawna wyjęła z lodówki dwie puszki i postawiła je przed nim. Zanim doszła do kanapy,

Yancy osuszył już drugą i zabierał się do trzeciej.

– Zaraz będzie miał dosyć – szepnęła Shawna. – Niech pani wtedy ucieka.
Nagle do ich uszu dobiegło wycie syreny i Amy odetchnęła z ulgą. Niestety, jej radość

background image

trwała krótko, gdy syrena umilkła gdzieś w oddali. Yancy podniósł się i chwiejnym krokiem
podszedł do okna.

– Ciekawe, co się stało? Cholerni sąsiedzi! Gliny bez przerwy muszą się tu szwendać.
Amy wciąż się łudziła, że stróże prawa zostali jednak wezwani do nich, ale kiedy Yancy

wrócił na swoje miejsce przy stole wyraźnie uspokojony, jej optymizm zgasł.

Kilka minut później jakiś głos zawołał nagle:
– Yancy Mullen! Tu policja. Odłóż broń i wyjdź z domu z podniesionymi rękami.
Mężczyzna zerwał się na równe nogi, klnąc przy tym siarczyście.
– Co, u diabła? – Podszedł do okna i zawołał: – Nie liczcie na to! Nie mam zamiaru

wychodzić!

– Wypuść więc osoby, które przetrzymujesz – wołał ktoś przez megafon.
– Nie ma mowy. Lepiej się tu nie zbliżajcie!
– Wypuść wszystkich. Porozmawiamy! – powtarzał głos.
– Dobra, posłuchajcie więc tego! – Odciągnął spust i strzelił w sufit.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Shawna krzyknęła przeraźliwie, Tony rozpłakał się, a Amy, widząc, jak ogromny płat

tynku leci na nich z góry, zasłoniła sobą chłopca. Pomyślała, że jeśli nawet wyjdzie z tego
cało, Ryan i tak ją zamorduje za to, że sama pojechała na tę wizytę.

Ogarnęło ją przerażenie, że może go już nigdy nie zobaczyć. Tylko spokojnie, powtarzała

sobie. Musi znaleźć jakieś wyjście albo przynajmniej zachować ich wszystkich przy życiu,
zanim policji uda się obezwładnić tego szaleńca.

Kiedy chmura pyłu nieco opadła, z niepokojem spojrzała na Tony’ego i Shawnę.
– Nic wam nie jest?
Tony wciąż pociągał nosem, ale jego matka pokręciła tylko głową. Przez parę minut nic

się nie wydarzyło. Amy odetchnęła głęboko i natychmiast zaniosła się kaszlem, gdy
przesycone kurzem powietrze dostało się jej do płuc.

W końcu Yancy, nie kryjąc zadowolenia, odezwał się:
– Pokazałem im, nie?
– Ty głupku, chcesz nas pozabijać? – powiedziała Shawna przez łzy. – Chciałyśmy tylko

zawieźć Tony’ego do szpitala. Teraz będziesz miał Jiiezte kłopoty.

Amy położyła jej rękę na ramieniu.
– Nie prowokuj go – szepnęła. – Kiedy się trochę uspokoi, może potrafimy go jakoś

przekonać.

Ssawna z rezygnacją skinęła głową i tuląc do siebie szlochającego synka, zaczęła mu

szeptać coś do ucha.

Minęła godzina, później druga. Yancy wciąż odmawiał wypuszczenia kogokolwiek z

domu. Powoli zapadał zmrok. Ostatnie promienie słońca zgasły, a wraz z nimi nadzieja Amy

na szybkie uwolnienie.

– Zapal światło – rozkazał Yancy i jego żona posłusznie włączyła stojącą z tyłu lampę.
Napięcie w pokoju wciąż rosło i Amy wątpiła, czy okropny. ciężar, jaki czuła w żołądku,

kiedykolwiek ustąpi. Rozcierała kark i poruszała ramionami, zastanawiając się, kiedy brygada
antyterrorystyczna wkroczy do akcji. Nagle drzwi wejściowe i drugie z tyłu domu otworzyły
się jednocześnie i do środka wtargnęła grupa specjalna z bronią gotową do strzału. Akcja była
tak niespodziewana, że Yancy nie miał nawet czasu, by chwycić leżącą na stole strzelbę.

– Nie ruszaj się! – zawołał jeden z policjantów, podczas gdy dwaj inni zajęli pozycje

osłaniające zakładników.

Uznając swą porażkę, Yancy poddał się i dwaj policjanci natychmiast wykręcili mu do

tyłu ręce i założyli kajdanki.

– Czy ktoś jest ranny? – spytał kierujący akcją oficer. Głos Amy zdawał się równie

drżący jak jej kolana.

– Dzięki Bogu, już po wszystkim. Nic nam nie jest. Jednak chłopca trzeba jak najszybciej

przewieźć do szpitala.

– Karetka czeka przed domem – poinformował oficer. Dramat nareszcie się skończył.

background image

Policjanci wyprowadzili Yancy’ego do policyjnego wozu. Pozostałe dzieci Shawny rzuciły
się do domu, niepewne, co zastaną. Ich matka, nie mogąc opanować łez, otworzyła ramiona i
mocno je do siebie przytuliła. Amy również miała ochotę się rozpłakał, ale ktoś musiał
porozmawiać z policją i zająć” się Tonym.

– Zadzwoniliśmy na policję, mamo – powiedziała jedna z dziewczynek – Tatuś chyba

oszalał, prawda?

– Tak, kochanie, ale nie mówmy już o tym. – Shawna otarła palcami łzy. – Chodźcie,

odprowadzimy Tony’ego do karetki.

– Ja go zaniosę, proszę pani – rzekł jeden z policjantów. Wziął chłopca na ręce i wyszedł

z domu, otoczony gromadką dzieci.

– Co masz zamiar zrobić? – zapytała Amy Shawnę. – Nie możecie dalej tak żyć.
~ Wiem – odparła z westchnieniem. – Wciąż się łudziłam, że on się zmieni, ale teraz już

w to nie wierzę. Najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy i znaleźć jakieś rozwiązanie.

– Zwróćcie się do ośrodka pomocy rodzinie – rzekła Amy. – Jeśli chcesz, policja

umożliwi ci nawiązanie kontaktu.

– Tak zrobię – odparła kobieta.
Amy wyszła z domu, obejmując ramieniem szczupłą sylwetkę Shawny, nie do końca

przekonana, kto kogo podtrzymuje. Nagle w ciemnościach ktoś zawołał jej imię i Amy
przystanęła, by rozejrzeć się dookoła. Ku jej zdumieniu z mroku wyłonił się Ryan i
posługując się kulami, wolno zmierzał w jej kierunku.

Kiedy znalazł się w zasięgu padającego z ganku wątłego światła, wyraz jego twarzy

powiedział jej wszystko. Świadomość, przez co musiał przejść, by się tu znaleźć, sprawiła, że
z trudem powstrzymywane łzy popłynęły serdecznym strumieniem.

Widząc, jak odrzuciwszy jedną z kol, wyciąga do niej rękę, zostawiła Shawnę i rzuciła się

do niego. Po raz pierwszy od chwili, gdy weszła do domu Mullenów, przestała być
opanowaną, dzielną Amy. Ryan trzymał ją w ramionach, aż przestała drżeć, a fontanna
zalewających ją tez zamieniła się w wąską strużkę.

– Słyszałem strzał – powiedział.
– Nic nam się nie stało – zapewniła. – Tak bardzo się bałam, że już nigdy cię nie zobaczę.
– Ja również się bałem. Spojrzała na niego badawczo.
– Skąd wiedziałeś, co się stało? ł jak się tu dostałeś?
– Dora zadzwoniła, a to, jak się tu dostałem, jest nieistotne. Powiedz mi, Amy, czy ty

zupełnie straciłaś rozum? – Teraz, kiedy nic już jej nie groziło, chciał wykrzyczeć cały swój
lęk i ból.

– Nie. Ja...
– Mogłaś zginąć. Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
– Nie przypuszczałam, że coś takiego może się stać.
– Mimo to powinnaś mi była powiedzieć.
– Dziękuję ci bardzo. Nie musisz na mnie krzyczeć. Dosyć już dziś przeżyłam.
Odetchnął głęboko.
– Przepraszam, ale, na Boga, czy ty masz pojęcie, przez co ja przeszedłem? – spytał

background image

załamującym się głosem.

Nagle ją pocałował, ale w tym pocałunku nie było nawet cienia namiętności, a jedynie

serdeczna tkliwość i potrzeba utwierdzenia się w przekonaniu, że jest cała i zdrowa. Znowu
mocno ją objął, jakby się bał, że odejdzie. Po chwili podniósł głowę i jeszcze raz spojrzał na
nią uważnie.

– Naprawdę dobrze się czujesz?
– Naprawdę.
Fizycznie rzeczywiście czuła się dobrze ale emocjonalnie? Tego nie była pewna.
– To ja powinnam ci zadać to pytanie. Co za pomysł, żeby tu przyjeżdżać. Dziś rano

byłeś operowany i powinieneś odpoczywać.

– Odpoczywałem, czekając na ciebie – odparł. – Możemy już wracać do domu?
– Jeszcze nie. Policja czeka na moje zeznanie, Tony’emu trzeba załatwić przyjęcie do

szpitala, a Shawnie zapewnić...

– Złóż więc to zeznanie, a ja w tym czasie zadzwonię do Jacksona, żeby zajął się

chłopcem.

– A co z Shawną i dziećmi?
– Wiem od szefa policji, że Yancy jakiś czas spędzi w areszcie. Shawna na razie nie musi

się martwić o siebie i dzieci. Mogą spokojnie zostać w domu.

– Tak, ale zanim odjadę, chcę być tego pewna. Zostawiła na chwilę Ryana i podeszła do

matki Tony’ego.

Sąsiedzi zgodzili się zawieźć ją <ło szpitala i przypilnować pozostałe dzieci. Po

zapewnieniu ich, że Tony wkrótce znajdzie się pod troskliwą opieką, rozejrzała się dookoła w

poszukiwaniu Ryana. Stał oparty o maskę samochodu policyjnego i rozmawiał z jakimś

funkcjonariuszem.

– Panno Wyman, czy może nam pani opowiedzieć, co się stało? – zapytał policjant, kiedy

Amy do nich podeszła.

Po godzinie Amy była wreszcie wolna.
– Może w końcu się dowiem, jak się tu dostałeś? – zapytała, idąc z Ryanem do

samochodu.

– Wykorzystałem swoje znajomości i zabrałem się z załogą karetki na wypadek, gdyby

ktoś potrzebował lekarza. Teraz mam zamiar zabrać się z tobą. Gdybyś jednak nie czuła się na
sitach prowadzić, jeden z policjantów obiecał, że nas odwiezie.

– Czuję się zupełnie dobrze – powtórzyła, starając się opanować lekkie drżenie rąk.
W milczeniu podjechali przed dom Ryana.
– Zaparkuj po swojej stronie – powiedział. – Przejdę ten kawałek.
– Nie bądź dziecinny. Przejechałam przez całe miasto, to z pewnością potrafię również

zawrócić.

– Jesteś trochę blada. Na pewno dobrze się czujesz? – zapytał ponownie, gdy zatrzymali

się przy jego podjeździe.

– Pytałeś mnie już o to chyba ze sto razy. Naprawdę, nic mi nie jest – Jeśli jednak

dojdziesz do wniosku, że dobrze by było pogadać, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.

background image

Skinęła głową i zapytała:
– Czy chcesz, żebym odprowadziła cię do drzwi?
– Dam sobie radę – odparł, gramoląc się z samochodu. – Dobranoc.
– Dobranoc – odpowiedziała, marząc jedynie o tym, by jak najszybciej znaleźć się w

domu.

Po chwili z ulgą zamykała za sobą drzwi. Skoncentrowanie się na rutynowych

czynnościach na chwilę odgoniło złe myśli. Gdy jednak weszła do sypialni, ponownie
ogarnęło ją przerażenie. Widok Yancy’ego biorącego do ręki strzelbę nie pozwalał jej zasnąć.

W końcu poddała się, wstała z łóżka, przeszła do saloniku i chociaż zegar wskazywał

drugą w nocy, zadzwoniła do szpitala, by zapytać o stan zdrowia Tony’ego.

– Jest pani drugą osobą, która o to pyta – zauważyła dyżurna pielęgniarka. – Pięć minut

temu dzwonił doktor Gregory.

A więc on również nie może zasnąć, pomyślała Amy.
– Matka chłopca śpi w jego pokoju – poinformowała pielęgniarka. – Chce pani z nią

porozmawiać?

– Proszę jej nie budzić. Wpadnę jutro rano.
Odłożyła słuchawkę i skuliła się w rogu kanapy, tuląc do siebie ogromnego pluszowego

misia i wsuwając palce stóp pod ciepłe ciało Mindy. Pomyślała, że ma za sobą okropny
wieczór i że nigdy nie będzie w stanie go zapomnieć.

– Jak sądzisz, Mindy, powinnam zadzwonić do Ryana? – zapytała nagle.
Mindy natychmiast zerwała się i wymownie spojrzała w stronę kuchni.
– Rozumiem, że jesteś za – rzekła Amy i uśmiechnęła się, widząc, jak jej ulubienica

ochoczo zeskakuje z kanapy i biegnie w stronę patio. – Ja tylko dzwonię! – zawołała, biorąc
słuchawkę. – Nie idziemy z wizytą, Mindy.

Zanim jednak zdążyła wybrać numer, usłyszała energiczne pukanie do drzwi na patio.

Kiedy uchyliła żaluzje, ujrzała po drugiej stronie wspartego na kulach Ryana, trzymającego
piersiówkę w skórzanym etui.

– Zauważyłem, że zapaliłaś światło – powiedział, pokonując próg. – Nie możesz zasnąć?
– Nie – przyznała, nie kryjąc radości, że go widzi.
– Tak myślałem i dlatego przyniosłem coś, co ci w tym pomoże. – Podniósł do góry

butelkę.

– Alkohol zawsze wywołuje u mnie koszmary. Nie chcę zalewać nim problemów.
– Ktofflówi o zalewaniu? ^ rzekł, kierując się w stronę szafek przy zlewie. – Dostaniesz

jedynie łyk koniaku w celach absolutnie zdrowotnych. Gdzie trzymasz szkło?

– W szafce po prawej stronie.
Wyjął małą szklaneczkę do soku i wlał do niej około trzydziestu gramów alkoholu.
– Wypij do dna – powiedział.
Zmierzyła wzrokiem bursztynowy płyn, po czym wypiła go jednym haustem i niemal

natychmiast zaniosła się kaszlem. , – No jak, lepiej ci? – spytał z uśmiechem.

– Nie powiedziałabym – wykrztusiła z trudem.
– Zaraz zrobi ci się cieplej – zapewnił. – A teraz czas do łóżka – oświadczył głosem nie

background image

znoszącym sprzeciwu.

– Nie wyjdziesz jeszcze, prawda?
– Zaczekam, aż zaśniesz. Co ty na to? Spojrzała na niego z wdzięcznością.
– Sypialnia jest po tamtej stronie holu. Jesteś pewien, że kieliszek koniaku nie przydałby

się również i tobie? A może chcesz herbaty?

Najwyraźniej bała się zamknąć oczy i robiła wszystko, żeby ten moment oddalić.
– Będę cały czas przy tobie – obiecał.
Przeszedł za nią przez salon, minął hol i wreszcie dotarł do sypialni. Białe, koronkowe

firanki, odrzucona liliowa narzuta na łóżko, odsłaniająca jasno-różowe prześcieradło, i kilka
rzuconych na podłogę poduszek – wszystko to wskazywało, że w tym pokoju mieszka
kobieta. Idealnie dopasowana serweta przykrywała nieduży, okrągły stolik, a bukiecik
świeżych kwiatów przepełniał powietrze zapachem, który Ryanowi kojarzy! się z Amy.

– Zostawiam dla ciebie lewą stronę – powiedział.
Miał zamiar posiedzieć przy niej, nigdzie jednak nie widział niczego, na czym mógłby

usiąść. Nie miał więc wyboru i musiał się ulokować na jej łóżku. Walcząc z nagłą suchością
w gardle, oparł kule o ścianę i z żalem pomyślał o łyku koniaku, z którego wcześniej tak
nierozważnie zrezygnował.

Kiedy się schylił, aby w końcu ułożyć się na łóżku z poduszką wetkniętą pod plecy, nie

potrafił powstrzymać westchnienia ulgi. Po chwili Amy zgasiła stojącą przy łóżku lampkę i
wśliznęła się pod narzutę.

– To jakieś szaleństwo, ale cała się trzęsę.
Pokonując głos rozsądku, wyciągnął się przy niej i bez słowa objął. Jej jedwabiste włosy

rozsypały się na jego ramieniu, gdy ufnie kładła głowę na jego piersi. Delikatnie muskał
palcami jej policzki, szyję, plecy, czując, jak bardzo jest spięta. W końcu drżenie powoli
zaczęło ustępować.

– Skąd wiedziałeś, że nie mogę spać? – zapytała.
– Ja też „nie mogłem zasnąć. – Wciąż miał w uszach ten straszny odgłos wystrzału.

Nigdy w życiu nie czuł się tak bezradny jak wtedy. – Dzwoniłem nawet do szpitala, aby
zapytać, jak się czuje Tony. Powiedzieli, że wszystko w porządku.

– Musiałam dzwonić tuż po tobie, ponieważ pielęgniarka powiedziała mi to samo.
– Dzwoniłem, bo ten chłopiec ostatnio wiele przeżył. Chyba należałoby sprowadzić do

niego psychologa.

– Nie pomyślałam o tym – przyznała ze skruchą. – Bardziej skoncentrowałam się na jego

stanie fizycznym, zapominając o psychice. Jakie to miłe z twojej strony.

Uśmiechnął się.
– To przecież moja praca. Postaram się rano posiać do Tony

ego psychologa.

– Bardzo się cieszę, ale powiedz mi w końcu, dlaczego nie mogłeś zasnąć. Czy noga cię

bolała?

Pokręcił głową.
– Wciąż prześladowała mnie myśl, że Yancy mógł trafić nie w sufit, ale w ciebie.
Usiadła i z przekorą w głosie zapytała:

background image

– Dlaczego, doktorze Gregory? Jestem doprawdy zaskoczona pańską troską.
– To proste. Niełatwo dziś znaleźć dobrą pielęgniarkę. – Doskonale jednak wiedział, że

prawda była inna. Bał się, że może stracić kogoś więcej niż tylko pielęgniarkę. Czyżby to
była więc miłość, czy jedynie zauroczenie? Powinien był zastanowić się nad tym wcześniej,
kiedy go jeszcze tak nie omotała i gdy mógł bardziej nad sobą panować. – Niech ci to tylko
nie uderzy za bardzo do głowy.

W świetle księżyca widział, że Amy się uśmiecha.
– Możesz być spokojny – odpowiedziała i znowu się do niego przytuliła.
– Jak to się stało, że taka subtelna dziewczyna zdecydowała się występować w roli

klauna?

– Sunny wspomniała pewnego dnia, że szuka kogoś, kto mógłby ją od czasu do czasu

zastąpić. Pomyślałam, że może być zabawnie, i zgodziłam się. Jednak opanowanie trików
wcale nie było takie proste.

Ryan przypomniał sobie, ile godzin spędził, zanim nauczył się triku z monetą.
– Wiem.
– Kto nauczył cię tej sztuczki, którą mi pokazałeś?
– Moja mama. Lubiła popisywać się w towarzystwie. – Najwyraźniej nie chciał jednak

rozmawiać o swojej rodzinie, ponieważ szybko zmienił temat – Opowiedz mi coś o
Mullenach.

Zesztywniała nagle, ale trwało to tylko chwilę.
– U Tony’ego stwierdzono cukrzycę wkrótce po moim przyjeździe do Mapie Corners.

Jego ojciec nie uwierzył, że chłopiec jest chory, i nie chciał płacić za insulinę. Dzięki dobrym
układom z opieką społeczną udało mi się objąć Tony’ego ubezpieczeniem.

– O co więc ta cała awantura? Yancy nie musi przecież wydać ani grosza na leczenie.
– To prawda, ale ten facet nie lubi, jak ktoś wtrąca się do jego spraw rodzinnych. Shawna

poprosiła więc, żebym przyjeżdżała do nich, kiedy go nie ma w domu.

– Jednak był.
– Tym razem tak. Gdybym przyjechała następnego dnia rano, pewnie bym go nie zastała.

Nie mogłam jednak czekać, wiedząc, jak wygląda noga chłopca.

– Powinnaś była wziąć ze sobą kogoś z nas lub...
– Na przykład kogo? – przerwała mu. – Ty absolutnie nie wchodziłeś w grę. Dora nie

mogła jechać, a Josh był nieosiągalny. Liczyłam na to, że Yancy się nie obudzi.

– Nigdy więcej nie pakuj się w coś takiego.
– Uhm – mruknęła.
– Mówię poważnie, Amy.
– Wiem, ale nie mogę odmówić komuś pomocy tylko dlatego, że się boję.

Prawdopodobieństwo, że coś takiego się powtórzy, jest jak jeden do miliona – Oby tak byto –
mrukną}. – Masz również inne wezwania?

– Od czasu do czasu, ale tam sytuacja jest zupełnie inna.
– Chcę ci wierzyć. Wczoraj skróciłaś mi życie przynajmniej o dziesięć lat.
– Sobie również:

background image

Przez jakiś czas w sypialni słychać było jedynie ciche posapywanie Mindy, śniącej swoje

psie sny. Ryan czuł, jak jego powieki stają się coraz cięższe.

– Chyba koniak zaczyna działać – szepnęła Amy.
– To dobrze. – Starał się zmobilizować resztki energii, by wstać, ale nic mu z tego nie

wyszło. Za chwilę, pomyślał. Wkrótce Amy zaśnie, a on pójdzie do swojego zimnego,
pustego łóżka.

– Opowiedz mi o swoich rodzicach – poprosiła.
– Nie ma zbyt wiele do opowiadania. Rozwiedli się i teraz są z pewnością o wiele

bardziej szczęśliwi. Nie mieli do siebie za grosz zaufania i kiedy o tym myślę, nie mogę
pojąć, że zdecydowali się na małżeństwo. – Ojciec często mu powtarzał, że pożądanie i
miłość to nie to samo. Sam jednak przekona) się o tym zbyt późno i Ryan przysiągł sobie, że
nie popełni tego samego błędu.

– Może nie mogli odnaleźć niczego, co stanowiłoby podstawę do zbudowania trwałego

związku.

– Może. Matka zarzucała ojcu, że nie podziela jej zainteresowań, a on odpłacał jej tym

samym. Spędzali ze sobą coraz mniej czasu, aż w końcu matka zdecydowała się na rozwód.

– Szkoda Widziałam w twoim gabinecie rycinę przedstawiającą cmentarz w Arlington.

Czy to miejsce ma dla ciebie jakieś szczególne znaczenie?

– Mój dziadek jest tam pochowany. Spędziłem z nim kiedyś całe łato i ten okres

wspominam jako najpiękniejszy w moim życiu. Bardzo za nim tęsknię.

Dziadek był jedyną osobą, której mógł się zwierzyć z każdego kłopotu. Jego radę, by

poślubił kogoś, kogo mógłby zaakceptować wraz z jego wadami, Ryan wziął sobie głęboko
do serca. Pozostał samotny, żeby uniknąć tej całej szopki, która zaczynała się małżeństwem, a
kończyła rozwodem, i w której uczestniczyli już prawie wszyscy jego przyjaciele.

Jednak teraz, kiedy leżał obok Amy, po raz pierwszy zdał sobie sprawę, ile ta ostrożność

go kosztuje.

– Cieszy mnie, że miałeś z kim pogadać – wymruczała. Otoczony ciepłem jej ciała, czuł,

jak powoli odpływa w sen.

Jego ostatnim świadomym życzeniem było, żeby ta noc nigdy się nie skończyła.

Obudził ją świergot kardynała, który uwił sobie gniazdo w pobliżu okna sypialni. Zanim

otworzyła oczy, wiedziała, że to już ranek. Wbrew wcześniejszym obawom spała doskonale i
wiedziała, że zawdzięcza to Ryanowi.

Leżał obok niej pogrążony w głębokim śnie. Pomyślała, że pod skorupą chłodnego i

zasadniczego faceta kryje się czarujący, czuły człowiek. Ich wczorajsza rozmowa pomogła jej
wreszcie zrozumieć przyczyny jego rezerwy wobec ludzi.

Ostry dźwięk telefonu zdmuchnął jej z oczu resztki snu. Wysuwając się spod

obejmującego ją ramienia, zauważyła, że słońce jest już wysoko na niebie, a wskazówki
zegara nieubłaganie zbliżają się do dziewiątej. Klnąc pod nosem, wzięła do ręki słuchawkę.

– Przyjdziesz dziś do pracy? – zapytała Tess.
– Zaspałam – odparła, przecierając oczy i ziewając.

background image

– Nie wiesz czasem, czy doktor Gregory dziś przyjdzie? Mam tu pacjentkę, która chce się

z nim widzieć.

Amy spojrzała spod oka na mężczyznę, który, wsparty na łokciu, uważnie ją obserwował.

Bardzo jej się podobał z włosami w nieładzie i cieniem świeżego zarostu.

– Nie bardzo wiem, jakie ma plany.
Ryan, jakby się domyślając, że o nim mowa, przysunął się bliżej i szepnął jej do ucha:
– Powiedz, że przyjdę po południu. Jeśli ktoś nie może zaczekać, niech go wyśle do

Josha.

Głos Tess mówił do jej drugiego ucha:
– Może powinnam sama do niego zadzwonić?
– Nie, nie dzwoń. Odeślij pacjentkę do doktora Jacksona. Jeśli doktor Gregory ma

przyjść, to z pewnością pojawi się nie wcześniej niż po południu.

– Dlaczego nie powtórzyłaś jej tego, co powiedziałem? – zapytał, kiedy odłożyła

słuchawkę.

– Ponieważ zastanowiłoby ją, jak to się stało, że znam twoje plany, skoro parę sekund

wcześniej nie miałam o nich pojęcia. Chyba że chcesz rozgłosić, gdzie spędziłeś tę noc.

– Dobry pomysł – zauważył. – Jak ci się spało?
– Cudownie. A tobie?
– Najlepiej od dnia wypadku. Przepraszam, że nie wyszedłem, ale sam nie wiem, jak to

się stało, że zasnąłem.

– Nie masz za co przepraszać – roześmiała się. – Przynajmniej miałam przy sobie

grzejnik. – Zastanawiała się, czy zaróżowienie na jego twarzy świadczy o zakłopotaniu, czy
jest jedynie grą słonecznego światła.

– Mam nadzieję, że nie przygniotłem cię tym gipsem? – spytał, zmieniając temat.
– Nie.
Ryan najwyraźniej nie bardzo wiedział, jak się zachować w takiej sytuacji. Jego niepokój

był zdumiewający i nieco staroświecki, tym bardziej że sytuacja nie miała nic wspólnego z
tym, co świat zwykle nazywa rankiem po szaleńczej nocy.

Opuścił stopy na podłogę i chwycił za kule.
– Lepiej już pójdę.
Zanim jednak zdążył wstać, Amy go pocałowała.
– A to za co? – spytał ze zdumieniem.
– Za kilka rzeczy – rzuciła lekko. – Przede wszystkim za to, że byłeś tu, kiedy cię

potrzebowałam. Poza tym... – wzięła głęboki oddech i wyrzuciła z siebie: – bardzo tego
chciałam.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Twarz Ryana powoli rozjaśniała się w uśmiechu.
– Cieszę się, ze to powiedziałaś. Ja również tego chciałem. Początkowe wątpliwości, czy

nie postąpiła zbyt impulsywnie, szybko zniknęły.

– Co robisz w weekend? – zapytała.
– Nie mam pojęcia. – Spojrzał wymownie na swoją nogę. – Och, z pewnością znajdzie się

jakiś bieg na dziesięć kilometrów, w którym mógłbym uczestniczyć.

– Bądź poważny – obruszyła się.
– Pewnie zajmę się czymś w domu.
– A co powiedziałbyś na koncert na świeżym powietrzu?
– Świetnie.
– Wobec tego postanowione. Spotkamy się o szóstej trzydzieści.
– Myślę, że wcześniej – odparł, sięgając po kule. – Przyjadę do pracy, jak tylko się

pozbieram.

– Po co? – zdziwiła się. – Przecież doktor Jackson ma cię zastąpić.
– Potraktuj to jako próbę generalną przed następnym tygodniem – odparł, kierując się w

stronę kuchni.

– W porządku, ale bądź ostrożny.
– Nie martw się. A może to ty powinnaś wziąć wolne? Spojrzała na niego ze zdumieniem.
– Z jakiego powodu?
– Słyszałaś o szoku pourazowym?
– Mam przecież to już za sobą. Dzięki tobie.
– Dobrze, ale jeśli...
– Znam twój numer telefonu. Adres też. – Przez chwilę obserwowała, jak podpierając się

kulami, Ryan wolno idzie w kierunku furtki łączącej ich posesje, po czym wzięła szybki
prysznic i tuż po wpół do dziewiątej z promiennym uśmiechem na twarzy zjawiła się w
przychodni.

– Wygląda na to, że ten dłuższy niż zwykle sen dodał ci energii – zauważyła Tess.
– O tak, z pewnością.
– Słyszałam o wczorajszym wieczorze. To musiało być dla ciebie straszne.
– To prawda. Jednak wszystko dobrze się skończyło.
– A co z chłopcem?
– Nie rozmawiałam jeszcze z doktorem Jacksonem, ale zaraz to zrobię.
– Przyjdź, kiedy skończysz. Jest do ciebie kilku pacjentów. Odłożyłam ich karty.
– Dobrze. Za chwilę wrócę. – Weszła do swojego pokoju i zadzwoniła do Josha. –

Powiedz, jak się czuje Tony?

– Czekam na wyniki posiewu – odrzekł. – Badanie metodą Grama wykazało bogatą florę

bakteryjną, zastosowałem więc antybiotyk o szerokim działaniu. Zadzwonią do mnie z

laboratorium, kiedy odczytają wynik. Jeśli odkryją coś nietypowego, skorygujemy leczenie.

background image

Laboratorium powinno wykryć bakterie gramdodatnie w ciągu sześciu godzin. Dotychczas w
żadnej z próbek nie stwierdzono wzrostu poziomu bakterii. Gdyby Tony znalazł się w szpitalu
trochę później...

Na myśl, że Tony przy swej cukrzycy miałby zmagać się jeszcze z posocznicą, przeszył ją

dreszcz. Wprawdzie najnowsza generacja antybiotyków jest w stanie zdziałać cuda, ale w grę
wchodzi przecież tyle różnych odmian...

– Śledzimy również poziom cukru we krwi – ciągnął Josh. – Podniosłem dawkę insuliny i

wkrótce przekonamy się, jakie będą tego skutki.

– Dzięki. Nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli zajrzę do niego od czasu do czasu?
– Przecież to twój pacjent. Wpadaj, kiedy chcesz.
Gdy odłożyła słuchawkę, zrozumiała, co czuł Ryan, kiedy przekazywał pacjenta w inne

ręce.

Godziny przedpołudniowe jak zwykle minęły Amy na zajmowaniu się cieknącymi

nosami, bólami głowy, gardła i uszu. Gdy po przyjęciu ostatniej pacjentki wchodziła do

recepcyjnego holu, wpadła na Ryana.

– A więc udało ci się? – powiedziała. Trzymając się kul, spojrzał na nią z zakłopotaniem.
– Z trudem. Czy wiesz, ile czasu zajęło mi wzięcie prysznica i ubranie się? Będę musiał

wstawać dwie godziny wcześniej, żeby się nie spóźnić.

– Sześć tygodni szybko minie – pocieszała go.
– Nie tak szybko, jak bym chciał. Będę u siebie, gdybyś mnie potrzebowała.
– Aha, ta kobieta, która dzwoniła wcześniej, ma przyjść o drugiej.
– Czy wiesz, dlaczego zapisała się na wizytę? . Pokręciła głową.
– Nie mam zielonego pojęcia. Wkrótce się przekonasz. Dziesięć minut po drugiej wszedł

do jej pokoju.

– Kto jest dobrym gastroenterologiem? – zapytał.
– Jest dwóch – odparła Amy. – Hoskins i Paige. Mają u nas konsultacje dwa razy w

miesiącu. Nie potrafię powiedzieć, który z nich jest lepszy. Dlaczego pytasz?

– Pamiętasz tę pacjentkę, która dzwoniła dziś rano? Trzeba jej zrobić wziernikowanie

okrężnicy. W jej rodzinie były przypadła raka i ona chce się przebadać.

– A Dora? Wskazała któregoś?
– Według niej Hoskins jest przystojniejszy, ale poza tym każdy z nich jest tak samo

dobry.

– Musimy wiec uwierzyć jej na słowo.
– Dobrze. Który więc zgłosi się pierwszy, ten wygra. Amy uśmiechnęła się z satysfakcją.

Wyraźnie robi postępy, skoro doktor Gregory prosi ją o opinię na temat specjalisty.

Reszta dnia minęła spokojnie, lecz Amy nie mogła się doczekać wieczoru. Kiedy więc

ostatni pacjent zniknął w holu, szybko wyciągnęła torebkę z dolnej szuflady biurka.

– Co za pośpiech! – zawołała Tess, unosząc brwi.
– Och, mamo! – jęknęła Molly. – Nie widzisz, że dziewczyna idzie na randkę?
– Rzeczywiście – przyznała Amy.
– Kim jest ten seksowny facet? – dociekała Molly. Amy zawahała się.

background image

– A kto mówi, że jest seksowny?
– Nie mogę sobie wyobrazić, żebyś mogła umówić się z kimś, kto nie jest seksowny.
Dobrze że Ryan tego nie słyszy, pomyślała Amy. Ta uwaga mogłaby przewrócić mu w

głowie.

– Zabieram doktora Gregory’ego na koncert. Postanowiłam wyciągnąć go z domu –

dodała niepewnie.

Molly pokręciła głową.
– O Chryste! Nie rozumiem, dlaczego, mając takiego faceta, tracisz czas na słuchanie

jakiejś dziwacznej muzyki.

– Klasyczna muzyka jest piękna – zauważyła Tess, patrząc z dezaprobatą na córkę. – Czy

wiesz, że dzieci, które słuchają Mozarta, mają wysoki iloraz inteligencji?

– Przecież powiedziałam, że to dziwaczna muzyka – dodała Molly, żując gumę.
– Właściwie – wtrąciła pojednawczo Amy – mamy zamiar posłuchać jazzu.
– Weź koniecznie parasol – poradziła Tess. – Jeśli wierzyć prognozie, będzie padał

deszcz.

– Ryzyko dwadzieścia pięć procent – roześmiała się Molly – a to znaczy, że na niebie nie

będzie ani jednej chmurki.

– Dzięki za radę – odparta Amy, kierując się w stronę drzwi. – Muszę już iść, jeśli nie

mamy się spóźnić.

O wpół do siódmej prawie cała zawartość szafy leżała już na łóżku, a Amy wciąż nie

mogła się zdecydować, co ma na siebie włożyć. W końcu wybrała szorty w kolorze khaki,
odpowiednią w kolorze bluzkę z krótkimi rękawkami i sandałki.

Kiedy wskazówki pokazały szóstą trzydzieści, w drzwiach stanął Ryan ubrany w brązowe

sportowe spodnie i granatową koszulkę polo.

– Chyba się nie spóźniłem? – powiedział. – Zapomniałem zapytać, czy będą nam

potrzebne rozkładane krzesełka.

– Pomyślałam o tym – odparła Amy, podchodząc do opartych o ścianę dwóch

turystycznych fotelików. – Wprawdzie są tam ławki, ale ja nie lubię siedzieć na słońcu.

– Chętnie bym je od ciebie wziął, ale ledwie radzę sobie z tym. – Wskazał ręką kule.
– Nic nie szkodzi – odparła z uśmiechem Amy. Włożyła foteliki i kule Ryana na tylne

siedzenie jego auta i już miała podjąć się roli kierowcy, ale w porę się od tego powstrzymała.

Determinacja, z jaką Ryan siadał za kółkiem, wskazywała, że mógłby nie docenić jej intencji.

Kiedy przyjechali na miejsce, przed muszlą koncertową zebrało się już wiele osób. Słońce

wciąż jeszcze mocno grzało, ale na zachodzie nieoczekiwanie pojawiły się chmury, a wiatr z
każdą chwilą przybierał na sile.

– Chyba będzie padało – zauważył Ryan.
– Ryzyko dwadzieścia pięć procent – odparła, powtarzając słowa Molly. – Przejdzie

bokiem.

Mimo że celowo wybrała miejsce na uboczu, wciąż ktoś do nich podchodził, by się

przywitać i chwilę porozmawiać.

– Phillip miał rację – rzekł w pewnej chwili Ryan, nachylając się do Amy. – Powiedział,

background image

że znasz tu wszystkich. Powoli zaczynam w to wierzyć.

– Nie bądź niemądry.
– W jaki sposób ich poznałaś?
– Lubię spotykać się z ludźmi i staram się postępować tak, żeby oni również chcieli

spotykać się ze mną.

– Czy myślałaś o karierze w public relations?
– Tak, ale zdecydowałam, że więcej dobrego mogę zrobić w medycynie. Spójrz! –

zawołała nagle, widząc, że na podium zjawił się dyrygent. – Za chwilę zaczną grać.

Zespół nie był zły, biorąc pod uwagę, że nie składał się z profesjonalistów. Jednak

koncert me trwał długo. Po kilku minutach niebo zasnuło się chmurami, wiatr z niesamowitą
siłą zgiął gałęzie drzew i nagle dookoła zapanowały ciemności, które od czasu do czasu
rozświetlały zygzaki błyskawic, Huk pioruna poprzedził pierwsze krople deszczu. Wkrótce
pojedyncze krople zamieniły się w ulewę. Zgromadzeni przed muszlą koncertową ludzie
rzucili się do swoich aut.

Ryan wyciągnął z kieszeni kluczyki i podał je Amy.
– Biegnij – powiedział. – Spotkamy się przy samochodzie.
– Nie zostawię cię – zaprotestowała, pośpiesznie składając krzesełka – szkoda więc czasu

na dyskusję.

Kuśtykał tak szybko, jak tylko mógł, mimo to, gdy dotarli do auta, byli kompletnie

przemoczeni.

– Wsiadaj! – zawołała Amy, otwierając drzwi od strony kierowcy. – Staraj się nie

zamoczyć gipsu.

– Chyba już na to za późno.
Amy szybko okrążyła samochód, wrzuciła wszystkie rzeczy na tylne siedzenia, po czym

wśliznęła się na miejsce przy kierowcy.

– Szkoda, że tak to się skończyło – powiedziała.
– Będą jeszcze inne okazje. Teraz trzeba się szybko wysuszyć, nie sądzisz?
– To ty jesteś lekarzem – odparła, szczękając zębami.
Ulewa rozszalała się w najlepsze. Ryan włączył wycieraczki i ruszył w stronę domu.

Zdecydował, że zabierze Amy do siebie. Minął jej podjazd i zatrzymawszy się przed swoim,
uruchomił pilotem drzwi do garażu.

– Nie podwieziesz mnie do domu? – zapytała, obserwując podnoszące się do góry ciężkie

drzwi.

– Zaczekasz u mnie, aż przestanie padać.
– I tak już przemokłam.
Nie musiała mu o tym przypominać. Jej bluzka przylepiła się do ciała niczym druga

skóra.

– Chyba nie chcesz ryzykować pośliźnięcia na betonie i połamania kości, czy też

porażenia przez piorun.

Jakby na potwierdzenie jego słów niezwykłe silna błyskawica na kilka sekund rozjaśniła

niebo.

background image

– Dobra, dobra. Przekonałeś mnie – rzekła szybko.
– Grzeczna dziewczynka.
– Nie będę miała w co się przebrać...
– Znajdę ci coś – zapewnił.
Po przeszukaniu szafy w ręce wpadł mu welurowy szlafrok, którego nie nosił od lat.

Przerzucił go sobie przez ramię, po czym odwrócił się i zamarł. Tuż za nim stała Amy.

Jej ubranie przywarło do ciała, stając się prawie przezroczyste, długie włosy pozlepiały

się w pasma, a krople wody lśniły na jej skórze niczym perły.

Była piękna.
– Ręczniki są w łazience – , rzekł, pokonując nagłą suchość w gardle. – Weź gorący

prysznic albo kąpiel.

– Najpierw muszę sprawdzić twój gips. Bardzo przemiękł?
– Prawdopodobnie.
– No, dalej, bohaterze. Ściągaj spodnie – rozkazała, podchodząc jeszcze bliżej.
– Mogę to zrobić sam.
– Doskonale. Masz suszarkę do włosów?
– Nie. Zaczekaj. Sprawdź w łazience.
Po kilku minutach wróciła ubrana w jego szlafrok. W ręku trzymała suszarkę, z której

najwyraźniej zdążyła już zrobić użytek, ponieważ jej włosy były prawie suche. Podała mu
gruby, kąpielowy ręcznik i przyklęknęła przy nim, chcąc sprawdzić, w jakim stanie jest jego

opatrunek.

– No i jak? – zapytał po chwili.
– Myślałam, że będzie gorzej. Jakie to szczęście, że włożyłeś spodnie, a nie szorty.

Wystarczy trochę podsuszyć i będzie dobrze. – Skierowała strumień gorącego powietrza na
rozmoczony nieco gips.

Ryan spojrzał w dół i znowu poczuł suchość w gardle. Wycięcie przy szyi rozchyliło się,

ukazując nagie ramię, kremową skórę i wspaniałe piersi. Gdy Amy zmieniła pozycję, poły
szlafroka znowu się rozchyliły, ukazując tym razem nagie udo. Z jego ust bezwiednie wyrwał
się jęk.

– Za gorąco? – zapytała, podnosząc głowę.
– Nie. Po prostu... kończ już.
Kontynuowała pracę, jakby nie dostrzegając, co się z nim dzieje. Dyskretnie otarł kropie

potu, które nagle pojawiły mu się na czole. Amy podciągnęła szlafrok, aby zasłonić ramię,
efekt był jednak taki, że natychmiast odsłoniło się drugie. Usiłował patrzeć na stojące na
toaletce rodzinne zdjęcie, liczyć leżące przy portfelu monety, odgadnąć, ile wody kolońskiej
zostało jeszcze w butelce, ale żadne z tych zajęć nie potrafiło przyciągnąć jego uwagi na
dłużej.

W końcu opuścił stopę.
– Wystarczy – rzekł, próbując stanąć na zdrowej nodze.
– Co się stało? – zapytała, patrząc na niego uważnie.
– Nic – mruknął, ale jego wzrok mówił sam za siebie. Podążyła za nim i nagle rumieniec

background image

zabarwił jej twarz. Zerwała się na równe nogi i mocniej zacisnęła węzeł paska.

– Ja... ja nie chciałam...
– Wiem.
– To nie o to chodzi, że nie uważam ciebie za atrakcyjnego mężczyznę. Wprost

przeciwnie.

Wyciągnął rękę i odgarnął jej z twarzy włosy. O medycynie mógł prawie z każdym

rozmawiać godzinami, ale kiedy w grę wchodziły jego uczucia, coś go natychmiast
blokowało. Jednak podziw dla jej urody widać było w każdym jego spojrzeniu.

Amy zaczerwieniła się, ale nie cofnęła. Był nawet pewien, że widzi tęsknotę w jej oczach,

taką samą tęsknotę, jaką on czuł gdzieś głęboko. Pochylił wolno głowę i uniósł brwi, patrząc
na nią badawczo. Miała jeszcze szansę, żeby się wycofać. W odpowiedzi przymknęła oczy.

Dotknął ustami jej ust, rozwiązując jednocześnie pasek od szlafroka. Jego dłonie

delikatnie przesuwały się po jej nagiej skórze, podczas gdy wargi muskały twarz.

– Jesteś pewna? – wymruczał wprost do jej ucha.
– Tak – szepnęła cicho.
Burza tymczasem rozszalała się na dobre. Strugi deszczu gnane wiatrem z furią uderzały

w okna i dach i Ryan miał wrażenie, że burza namiętności, jaka szalała w nim, osiągnęła ten
sam poziom. Myśląc jedynie o tym, by jak najszybciej znaleźć się z Amy w łóżku, odwrócił
się, automatycznie przenosząc ciężar ciała na chorą nogę. W tej samej chwili upadł na
materac, przygniatając sobą Amy. Zirytowany klął swoją niezręczność i ostry ból w kolanie.

– Czy coś ci się stało? – spytała z lękiem.
– Nie jestem pewien.
– Zaraz sprawdzę. Nie ruszaj się. – Ostrożnie wysunęła się spod niego, po czym pochyliła

się nad nim i, zawiązawszy mocniej szlafrok, przesunęła dłońmi wzdłuż jego lewej nogi.

– Czujesz gdzieś ból? – zapytała.
– Tylko w kolanie.
– Czy możesz nim poruszyć?
Powoli wyprostował nogę, po czym przewróci! się na plecy.
– W porządku. To tylko mięśnie. Rozmasowała bolące miejsce.
– Co powiesz na okład z lodu?
– Nie trzeba. Ból już ustępuje. – Obserwował ją uważnie. – Chciałabyś” wrócić do tego,

co przerwaliśmy?

Nie była pewna, czy rzeczywiście nic mi się nie stało, ale nie chciała się do tego

przyznać.

– Może powinniśmy zaczekać?
– Gdybym tylko się tak nie spieszył... – Potarł z zakłopotaniem nos. – Bardzo żałuję.
– Nie przejmuj się – powiedziała cicho. – Może to tylko wyjdzie nam na dobre.
Była w nim zakochana, ale czy on to uczucie odwzajemniał? Dla niej miłość to

bezgraniczne zaufanie, a on miał z rym kłopoty. Oczywiście wiedziała, że jej pożąda.
Widziała to w jego oczach. Ryan potrafił rozmawiać na wszystkie tematy z wyjątkiem uczuć.
Nie szkodzi, pomyślała, Czas działa na jej korzyść. W końcu przekona go, że zasługuje na

background image

jego zaufanie.

– Jesteś pewna?
– Oczywiście. Poza tym nie chciałabym ciągnąć cię na pogotowie i wyjaśniać, w jaki

sposób uszkodziłeś sobie kolano. Słyszysz już te plotki?

– Gotów jestem zaryzykować.
– A ja nie – odparła, siadając na skraju łóżka. – Pomyśl tylko. Do zdjęcia gipsu pozostało

ci tylko pięć tygodni i pięć dni.

– Jest wiele bezpiecznych sposobów – nie ustępował.
– Och, nie wątpię. Jednak nie mam zamiaru odpowiadać za opóźnienie w twojej

rekonwalescencji.

– Jesteś okropna.
– Chcę jedynie, żebyś był w dobrej kondycji przy następnej okazji.
– Możesz na mnie liczyć. – Jego oczy nagle zalśniły.
– Cieszę się – odparta, po czym, jakby czymś zaskoczona, przechyliła na bok głowę. –

Posłuchaj!

– Nic nie słyszę.
– Przestało padać.
– Domyślam się, że chcesz już iść do domu. Uśmiechnęła się, widząc, jak bardzo był

rozczarowany.

– Chcę.
– Nie musisz. Zostań na noc.
Serce Amy mówiło tak, ale rozum mówił nie.
– Z tobą? Tutaj?
– Oczywiście. Przecież wczoraj tak właśnie było. Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Po tym, co się między nami wydarzyło, uważasz, że moglibyśmy leżeć obok siebie i po

prostu spać?

– Chyba nie.
Pochyliła się i musnęła ustami jego czoło. Nie dotknęła jego ust, bojąc się, że mogłoby jej

nie starczyć sił, aby mu jeszcze raz się oprzeć.

– Lepiej już pójdę. Chwycił ją za rękę.
– Zobaczę cię jutro, prawda?
– Spróbuj mi tylko w tym przeszkodzić!

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

W poniedziałek, po przyjęciu kolejnego pacjenta, Ryan kuśtykał korytarzem do pokoju

lekarskiego.

– Duże mamy opóźnienie? – zapytał Dory.
– Prawie trzy godziny.
– To lepiej, niż sądziłem – odparł świadom, jak bardzo przeliczył się z siłami.
– Czy zdaje pan sobie sprawę, doktorze, że prawdopodobnie nie wyjdziemy stąd przed

siódmą? – zauważyła Dora.

– Wiem.
– Amy mogłaby przejąć od pana kilku pacjentów – rzuciła od niechcenia.
– Pomyślę o tym.
– Tylko niech pan nie myśli zbyt długo. Takie piękne, letnie wieczory nie zdarzają się

często. Chciałabym mieć okazję się nimi nacieszyć. Panu by się to również przydało.

Chwycił kolejną kartę.
– Powiedziałem już, że pomyślę.
Zanim zniknęła za drzwiami, mruknęła coś na temat upartych ludzi. Po przyjęciu

kolejnego pacjenta Ryan znowu wyszedł na korytarz. Może Dora ma rację, pomyślał.
Wszystkie dzisiejsze przypadki nie były skomplikowane i Amy z łatwością by sobie z nimi
poradziła.

– Dora! – zawołał.
Dora wychyliła głowę z pokoju.
– Tak?
– Gdzie Amy?
– Gdzieś tu powinna być. Dlaczego pan pyta, doktorze?
Ryan skrzywił się. Z przeciążenia bolała go już zdrowa noga, ale i ramiona zaczynały

odmawiać posłuszeństwa. Był wściekły, że musi to zrobić, nie miał jednak wyboru.

– Znajdź ją – rzucił krótko. – Niech przyjdzie do mojego pokoju. Ty także. Natychmiast!
Dora spojrzała na niego spod oka.
– Zaraz będziemy – zapewniła.
I rzeczywiście. Zaledwie zdążył dotrzeć do swego gabinetu i z ulgą opaść na fotel, Dora i

Amy przekroczyły próg.

– Chciałem wam powiedzieć, że pani Obermeyer już jest po biopsji.
– Co podejrzewa chirurg? – spytała z niepokojem Amy.
– Nie byłby zaskoczony, gdyby biopsja wykazała złośliwość guza. Chwalił cię, że

zwróciłaś na to uwagę.

Amy rozpromieniła się.
– Miło mi to słyszeć, ale czy tylko po to nas tu wezwałeś? Zawahał się. To, co miał

powiedzieć, wcale nie było łatwe.

– Potrzebuję pomocy – wydusił wreszcie.

background image

– Naprawdę? – Amy spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Nie udawaj, że jesteś zaskoczona.
– No, nie wiedziałam, że sam się do tego przyznasz.
– No więc przyznałem się. Dora, zapytaj moich pacjentów, czy nie będą mieli nic przeciw

temu, że zbada ich Amy. Czekali tak długo, że chyba niewielu odmówi.

– Doskonały pomysł! – zawołała Dora. – Nie rozumiem, dlaczego sama na to nie

wpadłam.

Jej niewinny ton nie zmylił Ryana, powstrzymał się jednak od komentarza, marszcząc

jedynie brwi. Dora w odpowiedzi obdarzyła go promiennym uśmiechem.

– Lepiej weź się do roboty, zanim zmienię zdanie.
– Już idę – odpowiedziała, krzywiąc twarz w pełnym przekory uśmiechu.
Amy przysiadła na skraju biurka.
– Co się stało, że w końcu przyznałeś się do słabości?
– Jestem zmęczony, a ci ludzie siedzą tu znacznie dłużej, niż powinni.
– Czy to ma znaczyć, że chcesz mi powierzyć swoich pacjentów?
– Przecież poprosiłem cię, żebyś mi pomogła, prawda? Szeroki uśmiech rozjaśnił jej

twarz.

– Zobaczysz, nie zawiodę cię – obiecała.
– Jestem pewien, że świetnie dasz sobie radę. A teraz do roboty, zanim wycofam się z

tego wspaniałego pomysłu.

– Pańskie życzenie, doktorze, jest dla mnie rozkazem – zawołała, rzucając się < do drzwi.
Miał tylko nadzieję, że postąpił właściwie.

Po wyjściu z pokoju Ryana Amy wprost nie posiadała się z radości. Nareszcie ujrzała

światło w tunelu. Zanim doktor Feldman zdejmie mu gips, Ryan przekona się, ze Amy jest
niezastąpiona.

– Doktor Gregory nie wygląda najlepiej – powiedziała, zatrzymując Dorę w korytarzu. –

Czy mogłabyś przynieść mu filiżankę kawy i trochę tych słodkich ciasteczek od Tess?
Powinien trochę doładować swoje baterie.

– Nie ma sprawy – odparła. – Gdybyśmy jednak mogły skończyć przed wpół do siódmej,

byłabym ci wdzięczna.

– Spróbuję – obiecała Amy.
Jej pierwszym pacjentem był ośmioletni chłopiec, na którego ramionach i szyi pojawiły

się czerwonawe zmiany skórne.

– Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło – oznajmiła matka chłopca.
Amy uważnie obejrzała łuszczące się plamki.
– Czy to cię swędzi? Chłopiec kiwnął głową.
– Czy masz w domu jakieś zwierzęta?
– Kotka – odpowiedział Brandon.
– Czy twój kotek jest może chory? Traci sierść’?
– Skąd pani wie? – zdziwiła się kobieta. – Leczymy go właśnie na grzybicę.

background image

– A więc wszystko jasne. Wasz ulubieniec podzielił się swoim problemem z opiekunem.
– Brandon ma grzybicę? – zawołała z przestrachem kobieta. – Słyszałam, że ludzie

zarażają się grzybicą, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że mój syn...

Amy przysunęła się do stołu badań i ujęła Brandona za rękę. Chłopiec z lękiem spojrzał

na skalpel.

– Wiem, że to wygląda groźnie – powiedziała. – Nie musisz się jednak bać. Ja tylko

zeskrobię trochę skóry z tych plamek, a potem umieszczę te drobinki w specjalnym
pojemniczku. To nie będzie bolało.

Chłopiec cofnął się i zacisnął ramiona. – A nie będzie leciała krew?
– Nie. Poczujesz jedynie, jakby cię coś połaskotało. Brandon z determinacją wyciągnął

rękę. Amy ostrożnie zebrała skrawki skóry z zainfekowanego miejsca i umieściła je w
maleńkim pojemniczku.

– No i co? – zapytała. – Bolało?
– Miała pani rację. Nic nie bolało, – Uśmiechnął się szeroko, ukazując szczerbę po

przednim zębie.

– Wyślę te próbki do laboratorium, ale ponieważ grzyby rosną powoli, na wyniki trzeba

będzie poczekać parę tygodni. Tymczasem zapiszę małemu krem przeciwgrzybiczy. Należy
go stosować jeszcze dwa tygodnie po zniknięciu plam. – Matka chłopca skinęła głową. –
Proszę z nim przyjść, jeśli w ciągu trzech tygodni nie będzie widać poprawy.

– Oczywiście.
Przyjęcie pozostałych pacjentów przebiegło równie sprawnie i wkrótce ostatni z nich

opuścił przychodnię.

– Jestem pod wrażeniem – rzekła Dora. – Piętnaście po szóstej i możemy się zwijać. A

już się bałam, że nie wyjdziemy przed dziesiątą.

– Przesadzasz – mruknął Ryan. – Nie byłoby tak źle. Dora zerknęła na niego spod oka.
– Nigdy nie wiadomo – zauważyła. – Czy tak samo będzie jutro rano?
Amy spojrzała na Ryana, czekając na jego odpowiedź. W głębi duszy była wdzięczna, że

Dora go o to zapytała, ponieważ sama nigdy by się pewnie na to nie zdobyła.

– Jak sądzisz, Amy, wciśniesz do swojego grafiku kilku dodatkowych pacjentów? –

zapytał nieoczekiwanie.

– Nie ma sprawy. Zrobię wszystko, żeby ci pomóc – zapewniła, chociaż najchętniej

krzyczałaby z radości.

– Oczywiście wtedy, kiedy uznam, że sobie nie radzę.
– Oczywiście.
Do domu wróciła później niż zwykle, a mimo to znalazła czas, by pobawić się z Mindy,

wpaść do Ryana na sandwicza, i w końcu usiąść z nim na tarasie przy miseczce ulubionego
popcornu i obserwować lśniące na niebie gwiazdy.

– Doceniam to, co zrobiłeś dzisiaj – powiedziała, głaszcząc łeb leżącej obok nich Mindy.

– Doskonale wiem, jak ciężko ci było powierzyć mi swoich pacjentów.

– Nadszedł czas – odparł krótko.
Intuicja podpowiedziała jej, że Ryan nie chce o tym rozmawiać, i chociaż wolałaby

background image

usłyszeć, że po prostu wierzy w jej umiejętności, szybko zmieniła temat.

– O czym marzysz? Co chciałbyś zrobić, kiedy zdejmą ci gips? – zapytała.
Jego twarz rozjaśnił uśmiech. Zastanawiał się, jak by zareagowała, gdyby się przyznał, o

czym naprawdę marzy.

– A jak myślisz?
– Pewnie chciałbyś potańczyć – odparła bez zastanowienia.
– Mam dwie lewe nogi.
– Moglibyśmy zapisać się na kurs tańca.
Przypomniał sobie Freda Astaire’a i Ginger Rogers, jak tańczą otoczeni tłumem

podziwiających ich osób, i ciarki przeszły mu po plecach.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
– Może więc urządzilibyśmy przyjęcie nad wodą. Jodie nie miałaby nic przeciwko temu,

żebyśmy skorzystali z jej basenu. Podczas upałów to najlepszy sposób, żeby się ochłodzić.

– Równie dobrze można posiedzieć w cieniu drzew.
– Dobrze. Skreślam więc również spływ tratwą po spienionych falach górskich potoków.

A co powiesz o tonących w słońcu plażach?

– To już jest jakiś pomysł – ożywił się. – Niestety, na razie nie mam co liczyć na urlop.
– Myślę, że doktor Hyde i inni koledzy nie mieliby nic przeciw temu, żebyś wyjechał na

parę dni.

– Zapominasz, że ja już miałem wolne dni.
– Daj spokój. To był wypadek i Hyde to rozumie.
– On we mnie zainwestował i musi mu się to zwrócić.
– Przecież wiesz, że żartował. Nigdy nie poświęci zdrowia partnera dla forsy.
– Być może, ale ja nie jestem jeszcze pełnoprawnym partnerem i nie mogę pozwolić

sobie na coś, co mogłoby zniweczyć „moją szansę.

– Jeśli doktor Hyde złożył ci ofertę, to się z niej nie wycofa.
– Chyba nie, ale wolę być pewny. Poza tym dlaczego rozmawiamy właśnie o tym?

Myślałem, że będziemy rozmawiać o uczczeniu pewnego zdarzenia.

– I rozmawiamy – zapewniła Amy. – A ty masz jakiś pomysł na uczczenie tego dnia?
– Właściwie nie – odparł. – Nie jestem zbyt zabawowy.
– Hm – mruknęła. – Muszę się nad czymś zastanowić, ale nie martw się. Cokolwiek

wymyślę, będzie wesoło. .

– Tylko, błagam, nic ekstrawaganckiego. Roześmiała się ~ A więc ma to być kulturalna

rozrywka, ale nie taka, która wymagałaby szczególnej aktywności. Zabawna, lecz nie

ekstrawagancka. Jakie to szczęście, że ten dzień będzie dopiero za pięć tygodni.

– To tobie na tym zależy* – zauważył. – Mnie najbardziej odpowiadałby spokojny

wieczór w domu.

– Ależ taki wieczór mamy właśnie teraz. Potrzebujemy czegoś zupełnie innego. A

zmieniając temat, czy wiesz, że Tony dochodzi już do siebie? Wkrótce powinien wrócić do
tomu.

– Co z jego ojcem? Czy wciąż jest w areszcie?

background image

– Chyba tak. Shawna lada dzień wystąpi o rozwód.
– Nie jestem zwolennikiem rozwodów, ale czasem chyba nie ma wyjścia.
– Ciekawa jestem, czego ty oczekujesz od żony?
– Żeby dzieliła moje zainteresowania – przyznał po chwili namysłu. – Żebym miał z nią o

czym rozmawiać, żeby kochała podróże i grała w szachy.

– Szachy? – zdziwiła się. – Nawet nie bardzo wiem, jak się nazywają figury, a jeszcze

mniej, jak się nimi gra.

– Mogę cię nauczyć.
Spojrzała na niego spod oka i uśmiechnęła się.
– Jeśli ty zgodzisz się zapisać na lekcje tańca.
– Nie lubisz się poddawać?
– Nie bardzo.
– Rozwój intelektualny nie jest więc dla ciebie ważny?
– No wiesz – zaprotestowała. – Lubię koncerty, czytam, chodzę do muzeów. Chociaż

czasem wolę coś bardziej... spontanicznego. Tobie to również by nie zaszkodziło.

– Ostatnio, kiedy byłem, jak to określiłaś, spontaniczny, zostałem potrącony przez

pędzącego na skuterze małolata.

Zachichotała.
– Wiesz, to nawet było zabawne.
– Cieszę się, że przynajmniej ciebie to bawi.
– Śmiech zabija łzy. Zawsze.
I tym się właśnie różnimy, pomyślał. Czy angażując się tak bardzo w ten związek, nie

dozna zawodu? Zaczynał podejrzewać, że Amy traktuje go jak swego rodzaju wyzwanie, jak
kogoś, kogo postanowiła zmienić, przerobić na coś, czym nigdy nie będzie.


– Jesteś w stanie w to uwierzyć? – złościła się Pam, idąc z Amy korytarzem. – Zostaliśmy

bez rękawiczek. Jest jakiś bałagan w dostawach i do jutra nie możemy liczyć na żadną
przesyłkę. Mogę pożyczyć od ciebie parę paczek?

– Zajrzyj do gablotki po lewej stronie i obsłuż się.
– Dzięki. – Pam obserwowała ją przez chwilę. – Dawno nie widziałam cię w takiej

formie. Tryskasz energią.

– Życie jest piękne – odparła Amy.
Od dziesięciu dni czuła, że wszystkie jej marzenia zaczynają się realizować. Ryan

obdarzał ją coraz większym zaufaniem, a ich stosunki układały się znakomicie. Była nawet

pewna, że się w niej zakochał, nawet jeśli nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy.

– A wiec doktor Gregory docenił wreszcie, jaką ma przy sobie perłę? Dobra robota, Amy.

Widzisz? Potrzebna ci była jedynie odrobina cierpliwości.

– Nie jestem pewna, czy to zasługa mojej cierpliwości, czy też raczej jego złamanej nogi.

Tak czy owak, jest wspaniałe.

– Bardzo się z tego cieszę, Amy. Chciałabym pogadać z tobą dłużej, ale muszę już iść.

Doktor Brooks nie jest w najlepszym humorze, odkąd jego eksżona wystąpiła do sądu o

background image

podniesienie alimentów. Wpadnie w furię, kiedy odkryje, że zostaliśmy bez rękawiczek.

Parę minut później do pokoju weszła Molly. Jej opuszczone ramiona i zaczerwienione

oczy zaniepokoiły Amy.

– Co się stało, Molly? – zapytała. – Nic.
– Daj spokój, przecież widzę.
– No cóż, wiesz, że mój chłopak i ja zerwaliśmy w ubiegłym tygodniu?
Amy doskonale to pamiętała. Molly chlipała przez całe popołudnie i zużyła całą górę

chusteczek higienicznych.

– Rozmawialiśmy o tym, żeby do siebie wrócić, i nagle odbyłam, że dziś wieczorem się z

kimś umówił.

Amy pogłaskała ją po ramieniu.
– Och, skarbie, tak mi przykro.
– Najgorsze, że ta dziewczyna, z którą się umówił, to taka szara mysz. Wiesz, z tych, co

wiecznie się uczą i nie mają pojęcia o życiu. Chcę umrzeć.

– Rozmawiałaś z mamą?
– Ona mnie nie zrozumie.
– Chyba się mylisz. Każda z nas przez to przeszła. Molly pociągnęła nosem i otarła dłonią

twarz.

– Mogłabym dzisiaj wziąć wolne?
– – Pracujesz ze swoją mamą. Decyzja należy wiec do niej.
– Powiedziała, że się zgadza, jeśli ty się zgodzisz.
– W porządku. Tylko nie siedź w domu i nie zamartwiaj się. Zadzwoń do jakiejś

przyjaciółki. Idź do kina.

– Dzięki. Może tak zrobię. A więc do poniedziałku.
– Molly wygląda na załamaną – powiedziała po chwili Amy, wchodząc do recepcji.
– Wiem – westchnęła Tess. – Myślałam, że się już z tym pogodziła, i nagle wyszła na jaw

ta historia. Obawiam się, że ten weekend nie będzie dla nas najlepszy.

– Miejmy nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.
– Co z Molly? – spytał Ryan, stając obok nich. – Biegła jak szalona. Niewiele brakowało,

a by mnie przewróciła.

– Ma kłopoty z chłopakiem – :. wyjaśniła Amy.
– Och! Tylko tyle?
– Tylko tyle? – powtórzyła Amy. – Czy to nie wystarczy?
– Cóż, myślałem, że to coś poważnego. Doprawdy, mężczyźni potrafią być czasem tacy

tępi!

– Dla niej to jest poważne – zauważyła Amy.
– Jeśli tak sądzisz. Widziałaś już wyniki badania prenatalnego Melissy Homer?
Tess podała mu kilka kartek.
– Dzięki – odparł. – Właśnie na to czekałem.
– Co masz w planie na dziś wieczór? – zapytała Tess, kiedy ponownie zostały same.
– Pranie i domowe porządki.

background image

– Nie wychodzisz nigdzie z doktorem? – Widząc zdziwione spojrzenie Amy, dodała z

odrobiną złośliwości: – Chyba nie sądziłaś, że utrzymasz to w tajemnicy?

– Nie, Poza tym nie planowaliśmy niczego, ponieważ on musi być dziś pod telefonem.
– A co z weekendem?
– Rozmawialiśmy o wyjeździe do Wichity. Moja siostra zdobyła bilety do teatru Crown

Uptown.

– O, a co grają?
– Nie mam pojęcia, ale z pewnością coś dobrego.
– Kiedy będziesz się dobrze bawić, pomyśl . choć przez chwilę o swojej biednej

koleżance, siedzącej w domu z ponurą jak chmura gradowa nastolatką.

– Pomyślę – obiecała Amy.
Wyprawa do Wichity miała podwójny ceł. Oprócz tego, że Amy marzyła o wyjeździe z

Mapie Comers z Ryanem, chciała się przy okazji przekonać, czy jej niepokój o siostrę jest

uzasadniony. Kiedy ostatnio rozmawiała z nią przez telefon, odniosła wrażenie, że Rachel coś
przed nią ukrywa. Wprawdzie wspominała o problemach w pracy, lecz Amy podejrzewała
coś bardziej osobistego. Miała również nadzieję, że im więcej czasu będzie spędzała z
Ryanem, tym szybciej on zrozumie, iż niezależnie od dzielących ich różnic mogą być ze sobą
szczęśliwi.

Ryan złożył starannie gazetę. Z przykrością musiał przyznać, że znudziło go własne

towarzystwo. Zdesperowany zszedł do ogrodu, otworzył boczną furtkę i namówił Mindy, by
przyszła do niego na taras. Nie potrafił ukryć zawodu, że Amy wciąż nie przychodzi, chociaż
wskazówki zegara powoli zbliżają się do wpoi do dziewiątej. Jak długo można sprzątać dom,
w którym mieszka tylko jedna osoba, jeśli nie liczyć psa?

Nagle odezwał się jego pager i Ryan, widząc na wyświetlaczu numer szpitalnej izby

przyjęć, natychmiast się z nią połączył.

– Mamy podejrzenie przedawkowania leku u jednej z pańskich pacjentek –

poinformowała dyżurna pielęgniarka. – Jej matka prosiła, żeby pana wezwać.

– Jak się nazywa pacjentka?
– Molly Michaels.
– Zaraz będę.
Usiłował dodzwonić się do Amy, ale telefon wciąż był zajęty. Mógł wprawdzie do niej

pójść, ale straciłby w. ten sposób cenne minuty. Spróbuje połączyć się z nią później.
Pozostawił Mindy w ogrodzie i w ciągu kilku minut był w szpitalu.

– Molly przybyła w stanie silnego pobudzenia – poinformowała go doktor Jenkins,

dyżurująca na oddziale nagłych wypadków. – Jej przyjaciółka powiedziała, że Molly miała
halucynacje, i dlatego ją tu przyprowadziła. Oprócz wymienionych symptomów

stwierdziliśmy senność i tachykardię.

Tylko jedno wyjaśnienie przychodziło mu do głowy.
– Przedawkowanie jakiegoś narkotyku?
– Zarówno matka dziewczyny, jak i jej przyjaciółka stanowczo to wykluczyły, a

background image

przeszukanie jej ubrania nie dało żadnego rezultatu. Poleciłam wykonanie przesiewowego
badania moczu na obecność alkoholu, paracetamolu i salicylanów. Molly znajduje się pod
tlenem i kroplówką i jest przez cały czas monitorowana. Jeśli rzeczywiście coś wzięła,
musimy wiedzieć co. Jak najszybciej.

– Zobaczę, może czegoś się dowiem – odparł, kierując się w stronę poczekalni w

poszukiwaniu Tess.

Siedziała wraz z przyjaciółką Molly pod drzwiami oddziału nagłych wypadków. Zerwała

się na jego widok.

– Jak ona się czuje? Co jej jest? Nie wierzę w to, co powiedziała doktor Jenkins. Moja

córka nie bierze narkotyków.

– Ma objawy zatrucia chemicznego. Żeby ją z tego wyciągnąć, musimy wiedzieć, co

zażyła.

– Nie mam pojęcia. – Oczy Tess wypełniły się łzami.
– Molly nie mogła brać narkotyków. Po prostu nie mogła – z uporem powtarzała

przyjaciółka Molly.

– Jednak musiała coś wziąć. Celowo albo przez przypadek. Może aspirynę albo

paracetamol?

– Nie mam pojęcia – odparła Tess. – Wyrosła już z wieku, kiedy mnie pytała, czy może

wziąć jakiś lek, który kupuje się bez recepty.

– Gdzie byłyście? – zapytał dziewczynę. – Czy to możliwe, że ktoś wsypał jej coś do

drinka?

– Poszłyśmy do McDonalda, a później na spacer.
– Jej kieszenie były czyste. Może miała ze sobą torebkę?
– No cóż... rzeczywiście. Jest w moim samochodzie.
– Czy mogłabyś ją przynieść?
Dziewczyna bez słowa skierowała się do wyjścia.
– Uważa pan, że coś tam będzie? – zapytała Tess.
– Modlę się, żeby było.
Po kilku minutach dziewczyna wróciła z małą torebką na ramię i podała ją Ryanpwi.
– Czy wolno nam to robić? – spytała z niepokojem.
– Usiłujemy ratować jej życie, a nie czytać jej pamiętnik. – Zanurzył dłoń w torebce i po

chwili wyjął z niej jakąś fiolkę. Z przyklejonej do niej etykietki wynikało, że zawiera silny lek
antydepresyjny. Na etykietce było wypisane nazwisko Molly.

– Nie wiedziałem, że bierze leki antydepresyjne – powiedział ze zdumieniem.
– Ja też. – Tess wyglądała na równie zaskoczoną. – Kto mógł jej to przepisać?
Odpowiedź również znajdowała się na etykietce i serce Ryana zamarło, kiedy głośno

odczytał nazwisko: Amy Wyman.

– Amy? Nasza Amy?
Ryan skinął głową, usiłując zrozumieć, dlaczego Amy ten lek przepisała, i do tego w

takiej dawce.

– Nie wierzę – oznajmiła Tess bezbarwnym głosem. – To jakaś pomyłka. Amy nigdy by

background image

czegoś podobnego nie zrobiła.

– A jednak... – powtórzył cicho Ryan. Po chwili wręczył fiolkę doktor Jenkins. – Znamy

już winowajcę – powiedział.

Doktor Jenkins przeczytała nalepkę.
– To dosyć silna dawka jak na dziewczynę w jej wieku, nie uważa pan? – zapytała, po

czym, nie czekając na odpowiedź, zwróciła się do krzątających się w pobliżu pielęgniarek. –
Potrzebny jest nam zestaw do płukania żołądka i wielokrotna dawka węgla aktywowanego.
Zadzwońcie do laboratorium, żeby zrobili dodatkowe badanie krwi na obecność TCA. Do

roboty!

Podczas gdy personel błyskawicznie przystąpił do wykonywania jej poleceń, Ryan

jeszcze raz porozmawiał z Tess i ponownie zadzwonił do Amy. Tym razem uzyskał
połączenie i. zostawił wiadomość na sekretarce, po czym zdecydował się czekać, jaka będzie
reakcja Molly na pierwszą dawkę węgla.

Pól godziny później Amy wpadła do szpitala jak burza.
– Tess powiedziała mi, że Molly zatruła się lekiem antydepresyjnym. Jak to się stało?
– Ty mi to powiedz – rzekł ponuro Ryan.
– Dlaczego to ja miałabym coś o tym wiedzieć?
– Ponieważ to ty jej ten lek przepisałaś.
– Nie zrobiłam tego.
– Możesz zaprzeczać, ile chcesz – odparł – jednak jest tu twoje nazwisko. Czarno na

białym. – Pokazał jej fiolkę.

Powoli osunęła się na stojące w pobliżu krzesło.
– Nigdy jej tego nie przepisywałam. Musisz mi uwierzyć.
– Więc jak to wyjaśnisz?
– Nie mam pojęcia.
– Była załamana i ty...
– Rozmawiałam z nią, ale nie dałam jej recepty i nawet nie sugerowałam, że potrzebuje

tego leku.

– Sądząc po dacie, ma to już od pewnego czasu – ciągnął. – Dlaczego wybrałaś właśnie

ten lek, skoro są inne, nie wywołujące efektów ubocznych? I dlaczego przepisałaś taką
ogromną dawkę?

– Nie wierzysz więc, że mówię prawdę? – zapytała.
– Ta etykietka mówi sama za siebie. Amy zerwała się nagłe. Jej oczy błyszczały.
– Ta etykieta kłamie – rzuciła z gniewem i nie oglądając się za siebie, wyszła na korytarz.
Po chwili, starając się zachować spokój, weszła do maleńkiego pokoiku, w którym leżała

Molly.

– Ja nie przepisałam jej tego leku – powiedziała głucho do siedzącej przy jej łóżku Tess.
– Kiedy doktor Gregory oznajmił, że to ty, nie mogłam w to uwierzyć – przyznała Tess. –

Jednak sama powiedz, jak mogłaby dostać te tabletki bez recepty i dlaczego tam jest twoje

nazwisko?

Amy miała jedną pacjentkę, która przyjmowała leki antydepresyjne, i przypomniała sobie

background image

dziwne zainteresowanie Molly tym lekiem.

– Nie jestem pewna, ale...
– Czy doktor Gregory ma aa ten temat jakąś hipotezę?
– Ma – odparta Amy z goryczą. – On po prostu uważa, że to ja przepisałam jej te tabletki.
– Może gdybyś mu wyjaśniła, że tego nie...
– On mi nie uwierzył – przerwała jej Amy.
– Jak on mógł! Jesteście tak blisko ze sobą... – Twarz Tess wyrażała bezgraniczne

zdumienie.

Amy wzruszyła ramionami.
– To proste. Cały czas czekał, kiedy się potknę.
– Powinien lepiej cię znać.
– Powinien, ale nie zna – odparła, udając, że to jej wcale nie dotknęło.
Tess nagle pochyliła się ku niej i zniżając głos do szeptu, powiedziała:
– To okropne, ale przyszło mi do głowy, że Molly mogła zrobić coś, czego nie powinna.

Miała przecież dostęp do wielu rzeczy, łącznie z receptami. Czy nie sądzisz... ?

– Poczekajmy, co Molly powie.
– Słusznie. Miejmy nadzieję, że wszystko się wtedy wyjaśni.
Nagłe Molly poruszyła się. Jej powieki drgnęły, a dłoń powoli podniosła się do czoła.
– Mamo? – odezwała się na wpół sennym głosem.
– Tak, skarbie. Jestem tutaj.
– Nie czuję się dobrze.
– Wiem. – W oczach Tess zalśniły łzy.
– To był przypadek. Przysięgam.
– Wypoczywaj – szepnęła Tess. – Później porozmawiamy. Widząc, że dziewczyna

odzyskuje świadomość, Amy odetchnęła z ulgą.

– Pójdę już. Jeśli będę potrzebna, natychmiast dzwoń.
– Dzięki, że przyszłaś – odparta Tess.
Mijając siedzącego w recepcji Ryana, Amy wyprostowała się, obrzucając go jednocześnie

pełnym goryczy spojrzeniem. Nie wiedziała, co było gorsze, czy to, że jej nie wierzył, czy też,
że pozwolił jej wyjść bez słowa.

Ból odrzucenia był tak dotkliwy, że czuła się jak sparaliżowana. To, co ich łączyło, a co

stanowiło dla niej bezcenną wartość, dla niego najwyraźniej nie znaczyło nic. Dobrze, że nie
zdążyła mu jeszcze powiedzieć, jak bardzo go kocha. Teraz byłoby jej jeszcze trudniej.

Gdy dotarła do domu, zapaliła jedynie maleńką lampkę, podświadomie czując, że

półmrok bardziej pasuje do jej nastroju, po czym z niepokojem rozejrzała się dookoła. Mindy
zwykle czekała na tarasie z nosem rozpłaszczonym o drzwi, aż zostanie wpuszczona do
środka. Tym razem jej tam nie było.

Otworzyła drzwi do ogrodu, spodziewając się, że pies zaraz się zjawi. Po kilku minutach

zaniepokojona zapaliła na zewnątrz światło i wtedy zauważyła, że furtka łącząca posesje jej i
Ryana jest otwarta. Kiedy uważnie rozejrzała się, w półmroku zobaczyła Mindy. Jej
ulubienica siedziała po drugiej stronie i najwyraźniej była ogromnie z siebie zadowolona.

background image

– Zdrajczyni! – mruknęła Amy, po czym ostrym głosem zawołała psa. Mindy

przeciągnęła się, ale nie ruszyła z miejsca. Jednak Amy nie miała zamiaru ustąpić.

Podeszła do furtki i ponownie zawołała. Tym razem Mindy podeszła do niej ze

spuszczonym łbem i podkulonym ogonem. Amy ze złością zatrzasnęła furtkę. Najchętniej
zawiesiłaby na niej kłódkę dla podkreślenia, że sąsiad jest tu niemile widziany.

Weszła do domu i błyskawicznie spakowała podręczną torbę. Nie miała ochoty jechać’ do

Wichity, lecz uznała, że zmiana otoczenia dobrze jej zrobi.

Niechciane łzy napłynęły jej do oczu, ale szybko je otarła. Nie będzie płakała z powodu

utraty mężczyzny, który nie miał do niej zaufania i który przy pierwszej okazji uwierzył w to,
co najgorsze. Mimo to po chwili łzy cichym strumieniem popłynęły jej po policzkach.
Opłakiwała wszystko, co tego wieczoru utraciła.

Przychodnia nigdy już nie będzie takim miłym miejscem pracy jak przedtem. Nie

wyobrażała sobie, jak w takiej atmosferze będzie mogła dalej pracować. Teraz, bez aprobaty

Ryana, nie będzie jej wolno przepisać nawet aspiryny.

Czuła, jak narasta w niej złość. Tess jej uwierzyła, a on nie! Oczywiście, zdarzało się jej

popełniać błędy, ale zawsze potrafiła się do nich przyznać. Jeśli spodziewał się, że teraz
postąpi podobnie, to srogo się zawiedzie. W tym przypadku nie jest winna Postanowiła, że
porozmawia z doktorem Hyde’em i albo uzyska zgodę na przeniesienie, albo wręczy mu
swoją rezygnację.

Nie chciała już walczyć o odzyskanie tego, co dziś utraciła. Bez wzajemnego zaufania nie

może być mowy o miłości. Najwyższy czas, aby przestała się nad sobą użalać i raz na zawsze
wykreśliła Ryana ze swojego życia.

Odejście nie stanowiło dla niej problemu. Robiła to już nieraz i zawsze potem szybkę

dochodziła do siebie, chociaż zdawała sobie sprawę, że tym razem rekonwalescencja może
nie nastąpić szybko: Ryan zbyt wiele dla niej znaczył. Dużo wody upłynie, zanim jej rany się
zagoją, jeśli to w ogóle nastąpi.

– Porozmawiajmy teraz o tych tabletkach – rzekł Ryan do Molly następnego ranka.
Chociaż dziewczyna wciąż jeszcze była oszołomiona, to jednak większość innych

niepokojących objawów albo uległa złagodzeniu, albo całkowicie ustąpiła. Zupełnie inaczej
było z nim. Przez całą noc nie zmrużył oka, usiłując znaleźć wyjaśnienie, skąd wzięło się na
recepcie nazwisko Amy. Chciał jej wierzyć, ale fakty były nieubłagane.

Nie mógł jednak zapomnieć wyrazu jej oczu i podniesionej wysoko głowy, gdy mijała go,

wychodząc ze szpitala. A może jej wina wcale nie jest taka oczywista? Powoli w jego głowie
zaczynały się rodzić wątpliwości i właśnie dlatego postanowił rano porozmawiać z Molly.
Molly odwróciła wzrok.

– Musimy?
– Tak, musimy. Czy wiesz, co to za tabletki? Skinęła głową.
– Antydepresyjne.
– A ty masz depresję, tak? , – Czasami.
– Ile tych tabletek wzięłaś?
– O jedną więcej niż napisane jest na fiolce. Nigdy ich przedtem nie brałam, ale Amy

background image

powiedziała mi kiedyś, że przepisuje się je tym, którzy tak, są przytłoczeni swoimi
problemami, że nie potrafią normalnie funkcjonować. Ja właśnie znalazłam się w takiej

sytuacji. Myślałam, że te tabletki mi pomogą.

– I Amy się na to zgodziła?
Unikając jego spojrzenia, pokręciła głową.
– Przecież wypisała receptę.
– Wypisała – powiedziała cicho Molly – ale...
– Ale co?
– Ale ona wypisała tę receptę dla kogoś innego. Pewnego popołudnia jakąś kobieta miała

się zgłosić po odbiór recepty. Nie znałam tego leku, Amy wyjaśniła mi więc, po co się go
bierze. Pomyślałam, że fajnie by było mieć takie proszki, jeśli będę w depresji. Wtedy
właśnie to zrobiłam. Zasłoniłam nazwisko pacjentki i zrobiłam fotokopię recepty. Wyglądała
lepiej niż oryginał.

– I poszłaś z nią do apteki.
– Tak. Będę miała kłopoty, prawda?
Odetchnął głęboko. Dziewczyna wyjaśniła jego wątpliwości i oczyściła Amy. Teraz

wiedział wreszcie, jak się czuje skazaniec. Amy nigdy mu nie wybaczy.

– Obawiam się, że tak – odparł. – To, co zrobiłaś, jest sprzeczne z prawem, i do tego

bardzo niebezpieczne. Mam nadzieję, że dostałaś nauczkę i raz na zawsze zapamiętasz, jakie
są skutki zażywania leków, które nie są dla ciebie.

– To prawda – wyszeptała. – Przysięgam jednak, że już nigdy się to nie powtórzy.
– Zaufanie to krucha rzecz – powiedział. – Raz utracone bardzo trudno odzyskać.
– Wiem, ale naprawdę nigdy, przenigdy już tego nie zrobię. Wstał i sięgnął po stojące

obok kule.

– To dobrze, bo jeśli zrobisz, to przełożę cię przez kolano bez względu na to, ile masz lat.
Twarz Molly rozpogodziła się.
– Zgoda.
Opuścił szpital w podłym nastroju. Powinien był uwierzyć Amy i razem z nią zastanowić

się, jak mogło do tego dojść, zamiast brać na siebie rolę zarówno prokuratora, jak i sędziego.
Musi spróbować z nią porozmawiać, przeprosić ją i błagać o drugą szansę. Tak bardzo
pragnął, aby ich stosunki znowu były takie jak dawniej, jednak wiedział, że długo przyjdzie
mu na to czekać. Bez względu na to, jakie były jej wady, wszystkie bladły, gdy pomyślał, że
miałby żyć dalej bez niej. To była miłość. Prawdziwa i głęboka.

Wokół domu Amy nie dostrzegł żadnych oznak życia. Przypomniał sobie o wspólnych

planach wyjazdu do Wichity i domyślił się, że Amy z tych planów nie zrezygnowała. W tej
sytuacji nie miał innego wyjścia, jak czekać na jej powrót.

W ponurym nastroju kręcił się po domu i tylko jego kule głucho stukały w przejmującej

ciszy. Myśl o Amy, która tak niedawno leżała zwinięta w kłębek na jego kanapie, sprawiała

mu ból. Dom bez niej nie przypominał mu już domu.

Zapewne Amy poprosi o przeniesienie do doktora Jacksona, jednak on nie miał zamiaru

się na to zgodzić. Zdawał sobie sprawę, że w wielu wypadkach jego postępowanie nie było

background image

właściwe, ale zrobi wszystko, co w jego mocy, by to naprawić.

Wczesnym rankiem w poniedziałek Amy zjawiła się w gabinecie doktora Hyde’a z

postanowieniem definitywnego załatwienia nurtującej ją sprawy.

– Chciałabym się przenieść – . oznajmiła spokojnie.
– Dlaczego? – spojrzał na nią badawczo.
– Doktor Gregory i ja ogromnie różnimy się temperamentem. Nie zgadzamy się pod

wieloma względami.

– Aha! Może potrzeba wam więcej czasu, aby się dotrzeć.
– Mieliśmy dużo czasu. Po prostu nie jestem w stanie pracować z nim dłużej.
Zmarszczył brwi.
– To zabawne, ale Ryan wcale tak nie uważał, kiedy rozmawiał ze mną wczoraj.
Ta wiadomość ogromnie ją zaskoczyła, ale starała się tego nie ujawniać.
– Przykro mi, ale wciąż uważam, że lepiej będzie, jeśli się rozstaniemy.
– Hm. – Znowu spojrzał na nią uważnie. – Czyżby miało to coś wspólnego z

wydarzeniami podczas ostatniego weekendu?

Zawahała się. Roztrząsanie tej sprawy nie było dla niej zbyt przyjemne. Pokonując

bolesny opór, powiedziała:

– Doktor Gregory mi nie ufa.
– Jesteś tego pewna?
– Absolutnie.
– Ryan kilkakrotnie poważnie się sparzył. Może tak naprawdę nie chodzi tu o brak

zaufania, lecz o nadmierne poczucie odpowiedzialności. Jeśli tak nie jest, to dlaczego
usiłował wziąć na siebie całą winę?

– Zrobił to? Dlaczego? – spytała ze zdumieniem Amy. Doktor Hyde wzruszył ramionami.
– Ponieważ i ty, i Molly pracujecie dla niego. Zapytał również, czy ten incydent będzie

miał wpływ na naszą współpracę. Oczywiście zaprzeczyłem. To nie jego wina, że Molly
zachowała się tak nieodpowiedzialnie.

– Nie, to z pewnością nie jego wina – przyznała, przypominając sobie, jak postąpił jego

poprzedni partner. Ryan z pewnością brał na siebie więcej, niż powinien. Czy ona w jego
sytuacji zachowałaby się podobnie?

Chyba jednak nie, pomyślała. Ryan nie powinien uważać, że takie zachowania, z jakimi

miał do czynienia w przeszłości, są normą, ponieważ normą nie są. Gdyby nie był taki uparty,
zrozumiałby, jak bardzo się myli.

– Najbardziej mnie u niego zdumiewa to bezgraniczne oddanie pracy. Jestem przekonany,

że jesteś tego samego zdania.

Nie mogła się z nim nie zgodzić. Ryan unikał rutyny, każdemu pacjentowi poświęcał

maksimum uwagi i troski.

Doktor Hyde podniósł się.
– Weź to wszystko pod uwagę, zanim podejmiesz ostateczną decyzję. Oczywiście, jeśli

naprawdę uważasz, że nie możesz dłużej z nim pracować, i jeśli on zgodzi się na twoje

background image

odejście, zobaczę, co się da zrobić. W przeciwnym razie...

– Jestem pewna, że się zgodzi. – Pewnie pomoże jej nawet opróżnić biurko i przenieść

rzeczy na nowe miejsce.

Gdy szła wolno korytarzem prowadzącym do jej skrzydła, w pewnej chwili spostrzegła

Ryana. Poruszał się zdecydowanie za szybko jak na kogoś, kto posługuje się kulami. Na jego
twarzy widać było determinację, lecz kiedy ją zobaczył, determinację zastąpił typowy dla
niego spokój.

– Dzień dobry, Amy – powiedział. – Jak minął weekend?
– Nie pamiętam przyjemniejszego. – Prawda jednak była taka, że siostry były w nie

najlepszym nastroju i w efekcie Amy wróciła do Mapie Corners w takiej samej formie, w
jakiej go opuszczała Już na pierwszy rzut oka widać było, że Ryan nie czuł się wcale lepiej.
Zmarszczki wokół ust się pogłębiły, a cienie pod oczami zdradzały niewyspanie.

– Widziałaś się z Tess? Albo z Molly? – zapytał.
– Dzwoniłam do nich wieczorem.
– To chyba wiesz, co się stało?
– Tak. – Odetchnęła głęboko i rzekła szybko: – Zanim coś dodasz, chcę cię uprzedzić, że

rozmawiałam z doktorem Hyde ‘em.

– Tak przypuszczałem. – Milczał chwilę, porządkując myśli. – Bardzo bym chciał z tobą

pomówić.

Niewiele miała mu do powiedzenia, ale uznała, że lepiej załatwić to na osobności.
– Może wyjdziemy na patio?
– Doskonale.
Ten niewielki wewnętrzny dziedziniec powstał po dobudowaniu drugiego skrzydła do

głównego budynku. Przy sprzyjającej pogodzie pracownicy czasem jadali tam lunch, a
palacze wychodzili na papierosa. O tej porze jednak patio było puste. Amy poczekała, aż
Ryan usiądzie na którymś z metalowych krzesełek, po czym sama zajęła miejsce naprzeciwko
niego.

– Doktor Hyde zgodził się przenieść mnie do innego lekarza, jeśli ty się nie sprzeciwisz –

rzekła bez ogródek.

– Ale ja się sprzeciwiam. Całym sercem.
– Jak to? Przecież mi nie ufasz. Dlaczego chcesz mnie zatrzymać?
– Bo cię kocham, Amy.
Tak długo czekała na te słowa! Poczuła dławienie w gardle i zaczęła szybko mrugać

powiekami, żeby powstrzymać palące łzy. Pokręciła głową.

– Nie, nie kochasz. Nie możesz mnie kochać, jeśli mi nie ufasz. Czy nie rozumiesz, że to

niemożliwe?

– Przyznaję ci rację. Byłem głupi.
– Nareszcie to do ciebie dotarło – zakpiła.
– Intuicja mówiła mi, że nie mogłaś popełnić takiego błędu, ale ja wierzyłem faktom, a te

wydawały się oczywiste. Teraz wiem, że za szybko cię oskarżyłem.

Wiedziała, że Ryan czuje się okropnie, nie miała jednak zamiaru tak łatwo mu wybaczyć.

background image

– Powiedz mi coś, czego nie wiem.
– Kocham cię, Amy.
Czuła, że jej opór słabnie, mimo to wciąż się nie poddawała.
– Powiedziałeś mi kiedyś, że na zaufanie trzeba zasłużyć. Czy nie uważasz, że strasznie

dziwnie to teraz brzmi?

– Wiem. I dlatego mam zamiar ci udowodnić, że traktuję tę deklarację bardzo poważnie.

Podświadomie zawsze broniłem się przed rozczarowaniem. Jednak największy zawód
spotkałby mnie, gdybym pozwolił ci odejść. Ja tobie naprawdę ufam, Amy. Moje serce ufało
ci od początku, tylko moja głowa nie chciała się do tego przyznać.

– Naprawdę wierzysz w to, co mówisz? – A jeśli on mówi jedynie to, co jego zdaniem

ona chciałaby usłyszeć...

– Naprawdę. Jeśli ty możesz ufać ludziom, nawet po tym, co cię spotkało w domu

Mullenów, to ja mogę się również tego nauczyć. Zwłaszcza gdy będę miał taką nauczycielkę

jak ty.

Pokręciła wolno głową.
– Nie wiem, czy to możliwe. Jesteśmy tacy różni...
– Możemy sprawić, że nie będzie nam to przeszkadzało – tłumaczył. – Naturalnie, zdaję

sobie sprawę, że to niemożliwe, abyśmy dzielili te same zainteresowania, ale jestem gotowy
do kompromisu, jeśli ty jesteś gotowa do niego również.

Czuła, jak lód wokół jej serca zaczyna się rozpuszczać.
– Naprawdę jesteś gotowy? Skinął powoli głową.
– Doprawdy nie wiem, co powiedzieć.
– Może po prostu: „Przebaczam ci, że okazałeś się takim idiotą”? Albo: „Nie będę już

więcej myślała o odejściu”.

Amy bardzo chciała te słowa powtórzyć, ale jeszcze dręczyły ją resztki wątpliwości.
– A jeśli kiedyś coś podobnego znowu się przydarzy? Wtedy też najpierw wydasz sąd, a

dopiero potem zaczniesz pytać?

– Wierzę, że tak nie będzie – zapewnił żarliwie. – Gdyby jednak zdarzyło mi się kiedyś o

tym zapomnieć, to liczę na ciebie, że mi przypomnisz.

Łzy napłynęły jej do oczu, – Och, Ryan! – zawołała.
Wstał i podpierając się jedną kulą, pokuśtykał do niej, po czym wolną ręką przyciągnął ją

do siebie.

– A więc dasz mi drugą szansę? Nie musiała się zastanawiać.
– Tak. Tylko jej nie zmarnuj.
– Nie ma mowy. – Otarł palcami łzy z jej twarzy. – Gdyby cię to jeszcze interesowało, to

już wiem, co chcę robić, kiedy Feldman uwolni mnie od gipsu.

Przechyliła do tyłu głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
– Ciekawa jestem, jakież to intelektualne, kulturalne i niezbyt ekstrawaganckie zajęcie

wymyśliłeś.

Uśmiechnął się szeroko.
– Tańce na naszym weselu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
215 Matthews Jessica Prawdziwa perła
Matthews Jessica Prawdziwa perła
454 Matthews Jessica Ślub ordynatora
239 Matthews Jessica Skarb Boydów
Matthews Jessica Nie rzucaj slow na wiatr M118
089 Matthews Jessica Dla dobra dziecka 2
327 Matthews Jessica Ocalone życie
M296 Matthews Jessica Dzień radości
Matthews Jessica Jestes zbyt blisko
Matthews Jessica Harlequin Medical 501 Potrójne szczęście
Matthews Jessica Miasto nadziei
239 Matthews Jessica Skarb Baydow
454 Matthews Jessica Ślub ordynatora
296 Matthews Jessica Dzień radości
Matthews Jessica Labirynt życia
100 Matthews Jessica Czas ukojenia
333 Matthews Jessica Walentynkowe zaręczyny
239 Jessica Matthews Skarb Boydów

więcej podobnych podstron