Marinelli Carol Rozmowa w Rzymie

background image
background image

1

Carol Marinelli

Rozmowa w Rzymie

background image

2

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Niestosowne.

To było pierwsze słowo, które przyszło Matyldzie na myśl, kiedy

poczuła na sobie bezwstydne, świdrujące spojrzenie czarnych oczu.

Przyglądały się jej idealnie umalowanej twarzy, jasnoróżowej szmince, na

którą uparła się kosmetyczka, aby podkreślić nowy, blond kolor jej

włosów. Mężczyzna, którego spytała o drogę, zamiast zwolnić i jej pomóc,

po przelotnym, pełnym gniewu spojrzeniu ruszył jak gdyby nigdy nic

przed siebie.

Niestosowne, ponieważ zwykle, kiedy pyta się kogoś o drogę,

zwłaszcza w szpitalu, spodziewać się można choćby grzecznego skinięcia

głową i uśmiechu.

- Gdzie?

Mimo że wymówił tylko jedno słowo, jego akcent świadczył o tym,

że angielski nie był jego ojczystym językiem. Zdenerwowanie Matyldy na

jego reakcję nieco zmalało.

Może przyszedł tutaj w odwiedziny do chorego krewnego, może

właśnie dopiero co przybył do Australii z...

R S

background image

3

Przez ułamek sekundy usiłowała wyobrazić sobie, skąd mógł

pochodzić. Wyglądał na kogoś z rejonu Morza Śródziemnego, może był

Grekiem albo Hiszpanem...

- Dokąd chce pani trafić? - warknął, zwalniając w końcu nieco i

Matyldzie udało się namierzyć jego akcent. Był Włochem!

- Chciałabym wiedzieć, gdzie jest pomieszczenie funkcyjne - odparła

z wolna, powtarzając zadane już wcześniej pytanie i nie mogąc uwierzyć w

to, że jedyna osoba, którą spotkała w korytarzu szpitalnym, niemal nie

mówiła po angielsku. Ten wysoki mężczyzna, którego zaczepiła, był

najwyraźniej poirytowany jej pytaniem. - Usiłuję się tam dostać na

otwarcie ogrodu szpitalnego... - Zerknęła na zegarek i westchnęła. - W

zasadzie to miałam tam być już pięć minut temu.

- Merda! - Spojrzał na zegarek i Matylda pomyślała, że słowo to

musiało być przekleństwem, chociaż nie znała włoskiego.

Cofnęła się raptownie i popatrzyła na niego szeroko otwartymi

oczami. Po czym odwróciła się z zamiarem znalezienia drogi na własną

rękę. Wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że prośba o przysługę nie była

mu w smak, ale teraz zachował się po prostu niegrzecznie. Nie miała

zamiaru stać i czekać, aż łaskawie przetłumaczy jej, co powiedział. Sama

znajdzie ten przeklęty pokój!

- Przepraszam - dogonił ją dwoma susami, ale Matylda nie

przystanęła; ta agresywna bańka z testosteronem była ostatnią rzeczą,

jakiej potrzebowała tego ranka.

- Nie, to ja przepraszam, że panu zawróciłam głowę - rzekła Matylda

przez ramię, przyciskając guzik windy, w nadziei że jak najszybciej się

stąd wydostanie. - Najwyraźniej jest pan zajęty.

R S

background image

4

- Przeklinałem siebie, nie panią. - Skrzywił się lekko i wzruszył

szerokimi ramionami w przepraszającym geście. To nieco złagodziło

sytuację. Jego angielski był doskonały, pomyślała Matylda. Po prostu sam

akcent był silny i, co musiała z ociąganiem przyznać, bardzo zmysłowy. -

Ja także miałem zjawić się na otwarciu ogrodu. Zupełnie zapomniałem o

przesunięciu czasu. Moja sekretarka postanowiła sobie zrobić urlop

macierzyński.

- Jakże nieroztropnie z jej strony! - wymruczała zgryźliwie Matylda

pod nosem, zanim weszła do windy.

- Słucham?

Zarumieniła się i wpatrywała w dal, zmuszona czekać, aż on

przyciśnie guzik, bo nadal nie miała bladego pojęcia, gdzie znajdowało się

pomieszczenie funkcyjne.

- Nie do końca zrozumiałem, co powiedziałaś.

- Nic nie mówiłam - skłamała Matylda, pragnąc, aby ziemia

rozstąpiła się i ją pochłonęła lub przynajmniej żeby ta przeklęta winda

zechciała wreszcie ruszyć. Było w nim coś niepokojącego, coś niezwykle

wyzywającego w sposobie bycia, w głosie, w oczach, coś bardzo

niestosownego.

Znowu przyszło jej na myśl to słowo. Tym razem jednak nie miało

ono nic wspólnego z jego poprzednim niegrzecznym zachowaniem, za to

wiele z ciemną, oliwkową skórą dłoni, którą przycisnął guzik i na której

dostrzegła pod białym mankietem koszuli błysk niezwykle drogiego

zegarka. Gorzkawy zapach jego wody kolońskiej drażnił jej nozdrza.

Spojrzała na niego ukradkiem, po raz pierwszy dokładnie rejestrując jego

rysy.

Był zdumiewająco przystojny.

R S

background image

5

Myśl ta oszołomiła ją. Od czasu zerwania z Edwardem nie patrzyła

na mężczyzn w taki sposób, raczej w ogóle niewiele poświęcała im uwagi.

Dzień, w którym zakończyła ich związek, był dniem, w którym jej

hormony zapadły w zimowy sen. No, może nie w sen, ale gdyby

stwierdziła, że je odczuwa, byłoby to lekką przesadą. Jej stan można było

określić mianem obojętności; była całkowicie odporna.

Aż do teraz!

Nigdy w życiu nie była tak blisko z kimś tak przystojnym. Wyglądał

niczym postać ze zdjęcia zdolnego fotografa od czubka kruczoczarnych

włosów po odziane w drogie, skórzane buty stopy. Wydawał jej się nieco

znajomy, starała sobie przypomnieć, gdzie mogła już widzieć tę twarz, i

była pewna, że na ekranie telewizora, bo gdyby spotkała go gdzieś na ży-

wo, z pewnością nie umknęłoby to jej uwagi.

Boże, ale było gorąco.

Matylda poprawiła dekolt bluzki i modliła się, żeby winda jechała

szybciej. Nagle zdała sobie sprawę, że wstrzymuje oddech. W końcu winda

stanęła i drzwi się otworzyły, więc mogła delikatnie wypuścić powietrze.

Mężczyzna zachował się zaskakująco po dżentelmeńsku i przepuścił ją w

przejściu. Jednak Matylda, wychodząc przed nim i czując się dość

niepewnie, nieprzyzwyczajona do wysokich obcasów, zapragnęła, aby za-

chowywał się równie niegrzecznie jak przedtem. Jaka szkoda, że nie mogła

iść skryta za plecami tego złośliwego obcego człowieka. Była absolutnie

pewna, że te czarne oczy oceniały ją w typowo męski sposób.

Niemal czuła na sobie ich żar, kiedy przeniósł spojrzenie na dolną

część raczej niewiele zakrywającego, nowego grafitowego kostiumu. I

gdyby nogi mogły płonąć, to Matylda zaświeciłaby się cała z zawsty-

dzenia, kiedy poczuła jego wzrok na swoich najlepszych pończochach.

R S

background image

6

- Och! - Popatrzyła na tablicę ogłoszeń i zamarła, kiedy on stanął tuż

obok, czytając na głos widniejący tam napis „Otwarcie zostanie zor-

ganizowane na dachu".

- To ma większy sens - stwierdził, unosząc z zaciekawieniem

idealnie łukowate brwi, widząc jej ewidentne zdenerwowanie. - Chodzi mi

o to, że otwarcie dotyczy właśnie ogrodu na dachu, a nie pokoju

funkcyjnego.

- Tak, ale... - Matylda przełknęła słowa i ruszyła za nim korytarzem.

Fakt, że od kilku tygodni wykłócała się o to, by przemówienia odbyły się

w ogrodzie, a nie w nieciekawym pomieszczeniu, nie miał z tym

człowiekiem nic wspólnego. Administrator zdecydował, że krótkie

przyjęcie z szampanem i przemowy odbędą się tutaj, a potem miało

nastąpić przejście na dach, gdzie dyrektor wykonawczy Hugh Keller miał

przeciąć wstęgę.

Logistyczna strona przemieszczenia kilkuset osób o różnym stanie

zdrowia kilkoma windami na dach nie wzbudziła protestów i u nikogo

oprócz Matyldy - aż do teraz.

Jednak gniew szybko jej minął, a na jego miejscu pojawiło się

podenerwowanie podobne do tego, jakie poczuła całkiem niedawno. Spo-

coną dłoń zwinęła w pięść i nerwowo zagryzała dolną wargę, kiedy ostry

dźwięk oznajmił przybycie windy.

Nie chciała wchodzić do środka.

Nie chciała znowu tej dręczącej, klaustrofobicznej przestrzeni. O

mały włos, a odwróciłaby się i uciekła; w myślach poszukiwała gorącz-

kowo jakiejś wymówki - może wyjście do toalety albo jakiś telefon, który

miała wykonać - jednak widziała niecierpliwe tupanie nogą i jego palce już

R S

background image

7

na przycisku, a biorąc pod uwagę swoje spóźnienie, zdecydowała, że nie

ma wyboru.

Niestosownie.

Kiedy z ociąganiem weszła za nim do windy, w jego myślach

pojawiło się to słowo. Niestosownie - tak się czuć i w taki sposób myśleć.

Dante poczuł podniecenie w powietrzu, kiedy drzwi się zamknęły i

winda ruszyła. Jednak nie chodziło wyłącznie o jej zmysłowy, kobiecy

zapach, który poczuł, ale raczej o jej obecność. Usiłował znaleźć słowa

oddające jego uczucia względem tej kruchej kobiety, ale nie mógł ich

znaleźć w żadnym z dwóch języków, nie umiał w jednym słowie zawrzeć

tego, co poczuł.

Była boska.

Dobre i to na początek - jasnoblond włosy były odrzucone do tyłu;

bystre, zielone oczy otaczały gęste rzęsy, a szminka, którą nałożyła rano,

zniknęła bez śladu, odsłaniając pełne, czerwone usta, które wydawały się

niemal zbyt pulchne dla jej delikatnej, anielskiej twarzy. Dante złapał się

na myśli, czy aby nie odbyła wizyty u chirurga plastycznego, ponieważ nie

miała najmniejszej zmarszczki. Lekko zadarty nosek idealnie pasował do

całości oblicza. Z pewnością była kobietą dbającą o siebie. Oczy miała

mocno umalowane, włosy lśniące i pachnące - z pewnością spędzała

mnóstwo czasu w salonie piękności. Dante od dawna nie przyglądał się z

aż tak bliska kobiecej twarzy.

Od bardzo dawna.

Wiedział, że nieładnie jest się gapić, niestosownie było czuć

pożądanie do kobiety, którą widzi pierwszy raz w życiu i której imienia

nawet nie zna.

R S

background image

8

Do kobiety, która nie jest jego żoną.

Winda zadrżała i Dante zobaczył, jak dziewczyna wykrzywia twarz,

ukazując spod pulchnych warg idealnie białe zęby. Jego teoria o chirurgii

plastycznej odeszła do lamusa!

- Utknęliśmy! - Spojrzała na niego zdumiona i rozpaczliwie zaczęła

przyciskać guziki, ale

Dante był szybszy. Jego dłoń zakryła jej rękę i odsunęła palec, który

już sięgał do przycisku awaria.

Poczuła dawno uśpione zmysły, a jej wewnętrzny system alarmowy

głośno brzęczał. Czuła bliskość jego ciała, a to powodowało, że zaczęło jej

się kręcić w głowie; muśnięcie suchej skóry jego palców wprowadziło ją w

stan paniki większy niż awaria windy.

- Nie utknęliśmy. Winda czasem się tu zatrzymuje, zobacz... - Puścił

jej palce, a winda nagle ruszyła. Po raz pierwszy Matylda dostrzegła na

jego palcu złotą obrączkę, co jednocześnie ją uspokoiło, ale i

rozczarowało. Zwykła obrączka powiedziała jej, że ten chodzący kawał

testosteronu był już zajęty, i Matylda poczuła się głupio, nie tylko z

powodu paniki, jaką poczuła, ale z powodu intensywności świeżo

rozbudzonych uczuć. Skrzywiła się w przepraszającym uśmiechu.

- Przepraszam, po prostu nie mogę się doczekać, kiedy tam dotrę.

- Chyba jesteś spięta.

- Bo to prawda - przyznała Matylda. Wiedza, że jest żonaty,

pozwoliła jej nieco opuścić obronną gardę; była przekonana, że źle zin-

terpretowała fakty, że jej wybuchowa reakcja na niego w żadnym razie nie

była wzajemna; niemal udało jej się przekonać samą siebie, że wszystko to

z powodu tremy przed otwarciem.

R S

background image

9

- Nie znoszę takich imprez... - zaczęła, a on niemal podskoczył,

całkowicie się z nią zgadzając.

- Ja też nie - rzekł. - Mam setki spraw do załatwienia, a zamiast tego

będę stał w jakimś głupim ogrodzie na dachu szpitala i opowiadał

wszystkim, jak bardzo się cieszę.

- Głupim? Uważasz, że ogród jest głupi? - Była oburzona i odwróciła

się ku niemu, zdając sobie sprawę, że pewnie nie ma pojęcia, że to ona jest

projektantką ogrodu. Ale nie o to chodziło, nie miał pojęcia, z kim rozma-

wia, wypowiedział swoją arogancką opinię, nie zastanawiając się, do kogo

kieruje te słowa. Dante jednak uniknął jej cierpkich słów, ponieważ w tym

momencie drzwi windy stanęły otworem.

- Nie martw się, mam nadzieje, że to długo nie potrwa.

Wywrócił oczami, być może spodziewając się pełnej współczucia

odpowiedzi lub gładkiego zakończenia tego przelotnego spotkania, ale

Matylda poklepała go po ramieniu.

- Masz pojęcie, jak wiele pracy trzeba włożyć w stworzenie takiego

ogrodu?

- Nie - odparł bezczelnie. - Ale wiem co do grosza, ile to kosztuje, i

szczerze mówiąc, uważam, że jest wiele innych rzeczy, których potrzebuje

szpital.

- Pacjentom taki ogród sprawi wiele przyjemności - rzuciła

poruszona Matylda, ale na nim nie wywarło to najmniejszego wrażenia.

- Może - przyznał - ale gdybym był chory, o wiele bardziej

zależałoby mi na nowoczesnym sprzęcie medycznym niż świadomości, że

czeka na mnie ogród, jeśli w ogóle udałoby mi się tam dotrzeć.

- Nie o to chodzi.

R S

background image

10

- A o coś w ogóle chodzi? - skrzywił się. - Wyrażam tylko swoje

zdanie, a ponieważ ogród powstał w głównej mierze z moich pieniędzy,

uważam, że mam do tego pełne prawo.

- Twoich pieniędzy?

- Mojej firmy - przytaknął. - Z początku byłem przeciwny, słysząc,

że szpital ma zamiar przeznaczyć dotację na ten cel, ale potem jakiś

nowicjusz podał tak śmiesznie niską cenę w przetargu, że postanowiłem

się zgodzić. Nic dziwnego, że firma projektująca ogrody ogłasza teraz

upadłość, ale szpital ma ogród, a ja wyszedłem na bohatera. - Wszystko to

mówił tonem wyższości z wyraźnym akcentem, tak że Matylda ledwo

nadążała za wypowiedzią, a jej złość sięgnęła zenitu, kiedy usłyszała:

- Nigdy nie patrz darowanemu kucykowi w zęby.

- Koniowi - powiedziała, idąc za nim wzdłuż rampy dla

niepełnosprawnych, którą kazała zainstalować na miejsce betonowych

stopni i która prowadziła do wyjścia na dach.

- Mówi się: darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby... - Słowa

zamarły na jej ustach, kiedy wyszli na zewnątrz.

W przestrzeń, która stanowiła dzieło jej wyobraźni.

Pusty, betonowy dach szpitala stał się dostępny po przeniesieniu

lądowiska dla helikopterów na dach nowo otwartego budynku pogotowia.

Szpital ogłosił przetarg publiczny na zagospodarowanie miejsca jako

przestrzeni wypoczynkowej dla pacjentów, personelu i szpitalnych gości.

Matylda była projektantką ogrodów i do tej pory większość zleceń

zawdzięczała przychylności narzeczonego Edwarda, znanego handlarza

nieruchomości, którego bogaci klienci z radością przeznaczali spore sumy

pieniędzy na urządzenie terenów zieleni. Ponieważ jednak związek ten

R S

background image

11

zaczął się rozpadać, pragnienie Matyldy, aby przejść na swoje, raptownie

się potęgowało. Pomimo dezaprobaty Edwarda założyła własną firmę i

zaczęła żmudną pracę.

Już za drugim podejściem udało jej się wygrać przetarg na

zagospodarowanie dachu. Była w siódmym niebie. W duchu wyobrażała

sobie, jak wyglądać będzie w zieleni pusty betonowy plac.

Teraz stały tam donice z drzewkami, teren wyłożono kolorowymi

mozaikami, wkoło dolatywał szum wody.

Tłumił on odgłosy miasta i umożliwiał prywatność prowadzonych w

zaciszu roślinności rozmów. Hugh Keller słuchał przemowy Matyldy,

która odważnie gestykulowała, opowiadając o swojej wizji. Opowiadała o

obrazie, który każdy mógł wyraźnie widzieć, a którego centrum stanowiły

fontanny, wystrzelające w niebo w różnych odstępach czasu, odbijając

promienie słońca i zieleń ogrodu. Wizja ta była teraz rzeczywistością. W

niedługim czasie Hugh przeciął wstęgę, fontanny wytrysnęły w górę i

ogród został oficjalnie otwarty.

Ze wszystkich stron zaczęto wołać jej imię i Matylda cieszyła się z

tej chwilowej popularności oraz z tego, że udało jej się wymówić od

towarzystwa mężczyzny, z którym tu przyszła. Z pewnością nic nie

zauważył, pomyślała, przyjmując gratulacje i biorąc w dłoń kieliszek

szampana; była na siebie zła, że w dniu tak wielkiego sukcesu zamiast

koncentrować się na nawiązywaniu kontaktów i zadowoleniu ze zwy-

cięstwa, ciągle przywołuje na myśl to przelotne spotkanie.

Był po prostu niegrzeczny i tyle, przypomniała sobie, uśmiechając

się do nadchodzącego w jej stronę Hugh.

Bardzo niegrzeczny, może i przystojny i pociągający, ale nieznośnie

niegrzeczny i...

R S

background image

12

- Cześć, Hugh. - Matylda ucałowała starszego pana w policzek i

skierowała myśli ku odbywającemu się wydarzeniu. Pilnie słuchała Hugh,

który przypominał jej o podziękowaniu burmistrzowi i sponsorom, ale jej

myśli i wzrok podążały bezwiednie ku twarzy mężczyzny, który wzbudził

w niej sprzeczne uczucia. Patrzyła, jak stoi na skraju tłumu, zajęty

rozmową i sprawiający wrażenie niedostępnego i niepasującego do reszty.

Musiał wyczuć, że go obserwuje, ponieważ raptownie spojrzał w jej

stronę. Nagle jej koncentracja na słowach Hugh spadła do zera, a gwar

rozmów w ogrodzie przycichł. Mężczyzna patrzył na nią, a ona, czując, że

się rumieni, odważnie przytrzymała jego spojrzenie. Rozsądek nakazywał

jej zakończenie tej sprawy, oderwanie wzroku i odwrócenie się plecami,

ale teraz rozsądek zdawał się pracować w trybie wyciszonym i nie

dopuszczał do głowy ostrzeżeń, pozwalając jej koncentrować się na

smakowitym obrazie.

- Kiedy wszystko się uspokoi, będziemy mieli okazję porozmawiać. -

Ktoś stuknął ją łokciem i Matylda wróciła na ziemię. Hugh spojrzał na nią

z zatroskaniem.

- Nic ci nie jest?

- Przepraszam cię, Hugh - Matylda rzekła trochę głośniej,

spoglądając na złotą obrączkę na palcu nieznajomego i odwracając się do

niego w znaczący sposób plecami; uśmiechnęła się przepraszająco. - Nie,

nic mi nie jest, zupełnie wyleciało mi z głowy, o czym ostatnio mówiłeś.

Jestem kłębkiem nerwów, cały czas boję się, czy wszystko jest w po-

rządku...

- Wszystko wygląda cudownie, Matyldo - uspokajał ją Hugh, co

sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej winna. - Wykonałaś doskonałą

robotę. Nie mogę uwierzyć, co za zmiana! Ze zwykłego dachu uczyniłaś

R S

background image

13

prawdziwą oazę. Cieszę się, że będą mogli z tego miejsca korzystać

pacjenci, im się to najbardziej należy.

- I ja się cieszę - uśmiechnęła się Matylda. - Zatem o czym chciałeś

porozmawiać?

- O pracy, chociaż słyszałem, że ostatnio jesteś bardzo zajęta.

- Jedynie dzięki tobie. Jaka to praca?

Ale teraz Hugh był daleko myślami i uśmiechał się do burmistrza,

który szedł w ich stronę.

- Może porozmawiamy po przemówieniach?

- Oczywiście - zgodziła się Matylda. - Z przyjemnością. - Z większą

przyjemnością, niż się to zdawać mogło Hugh. Od tygodni bała się tego

przemówienia. Strona biznesowa prowadzenia działalności nie była w

rzeczy samej mocną stroną Matyldy; przygotowała się jednak jak najlepiej.

Poszła do kosmetyczki, zrobiła make-up i fryzurę. Zwykłe szorty i

koszulkę zastąpiła zgrabnym kostiumikiem i diabelnie niewygodnymi

szpilkami. Kiedy rozpoczęły się przemówienia i nadeszła jej kolej,

pewnym ruchem chwyciła mikrofon i rozległ się pisk systemu

nagłaśniającego. Spojrzała na znudzone i zaciekawione twarze, ale

widziała w tłumie tylko jedną z nich. Czekała, jaka będzie jego reakcja.

Zastanawiała się, jak zareaguje, kiedy dowie się, kogo obraził. Ale on

nawet nie patrzył. Jego uwagę przykuwała kruczoczarna osóbka namiętnie

z nim flirtująca, Matylda rozpoczęła swą pierwszą dorosłą przemowę,

podziękowała osobom, o których wcześniej wspomniał Hugh, i wzięła

głęboki oddech.

- Kiedy po raz pierwszy spotkałam się z Hugh, aby porozmawiać o

ogrodzie, było oczywiste, że szpital potrzebuje miejsca odpoczynku.

Miejsca, dokąd można pójść i znaleźć chwilę spokoju oraz zebrać myśli i

R S

background image

14

rozkoszować się zapachami innymi od tych szpitalnych. Dzięki pomocy

wielu osób udało mi się chyba osiągnąć zamierzony cel. Szpital to

stresujące miejsce nie tylko dla pacjentów i ich krewnych, ale także dla

personelu. Urządzając to miejsce, miałam na myśli przestrzeń, która stanie

się okazją do zapomnienia o codzienności. Mam nadzieję, że mi się to

udało.

Matylda mogła powiedzieć jeszcze mnóstwo rzeczy, ale

zdecydowała, że czas, aby do głosu doszła matka natura. I zakończyła

przemowę prosto z serca płynącym:

- Życzę wiele radości!

Matylda poczuła wielką dumę, słysząc zachwyt gości na widok

fontann. Dzieci zaczęły piszczeć z podniecenia. Tylko jedno dziecko nie

przyłączyło się do ogólnej wesołości. Z niewyjaśnionego powodu Matylda

podeszła do tej małej dziewczynki.

- Śliczne, prawda? - Kucnęła przy niej i wyciągnęła ręce. Po jej

dłoniach spłynęły strużki wody. - Zobacz, możesz dotknąć.

W tym momencie nadszedł Hugh i Matylda niechętnie opuściła

dziewczynkę.

- To moja wnuczka, Alex - przedstawił ją Hugh. - Chyba cię

polubiła.

- Jest wspaniała - uśmiechnęła się Matylda, ale w głowie zrodziło się

mnóstwo pytań, dlaczego dziecko stoi jak zaczarowane i nie biega z

pozostałymi; zdawała się nie zwracać uwagi na inne dzieci ani na własnego

dziadka; była całkowicie pogrążona we własnych myślach.

- Ile ma lat?

- Dwa - odparł Hugh, przecierając czoło chusteczką.

- Dobrze się czujesz? - spytała Matylda widząc szarość jego twarzy.

background image

15

- Nic mi nie będzie - odparł. - Ostatnio kiepsko się czuję. To właśnie

o Alex chciałem z tobą porozmawiać.

- Myślałam, że chodzi o pracę... - zamilkła, oboje spojrzeli na ciągle

stojącą nieruchomo dziewczynkę. Na jej buzi jednak pojawił się szeroki

uśmiech; była oczarowana widokiem fontann, ale nadal nie chciała

dołączyć do ogólnej zabawy. Matylda z żalem domyśliła się, o co chodzi.

- Ma pewne problemy - rzekł Hugh wzruszonym głosem. - Ponad rok

temu miała wypadek samochodowy i chociaż z początku zdawało się, że

nic jej nie jest, jej stan stopniowo zaczął się pogarszać. Dni niemal

całkowitej ciszy przeplatają się z dniami pełnymi wybuchów i niepokoju.

Lekarze nieśmiało mówią, że może być dzieckiem autystycznym. Moja

żona Katrina i ja jesteśmy przerażeni...

- Naturalnie. - Matylda uśmiechnęła się współczująco, było jej

przykro słyszeć, przez co musiał przechodzić Hugh. Był miłym, łagodnym,

przyjacielskim człowiekiem i chociaż od miesięcy sporo rozmawiali, nie

wspomniał ani słowem o swoich osobistych problemach. Ale Matylda

także nie dzieliła się swoimi.

- Powiedziałem zięciowi zeszłej nocy, że razem z żoną chcemy dać

Alex prezent. Na tyłach jego posiadłości znajduje się niewielki ogrodzony

teren, na którym można z powodzeniem urządzić miejsce podobne do tego,

nie na taką wielką skalę, oczywiście, i bez sadzawek, kamieni i murków...

- Coś bezpiecznego.

- Właśnie - westchnął Hugh z ulgą. - Takie, gdzie nie zrobi sobie

krzywdy, gdzie będzie mogła spokojnie pobiegać i posiedzieć. Wiem, że

jesteś bardzo zajęta, ale jeśli któreś ze zleceń ci wypadnie, miej mnie,

proszę, w pamięci. Nie chcę cię naciskać, Matyldo, ale widziałem radość

na twarzach dzieci, kiedy uruchomiono fontanny. Gdyby podobny ogród

R S

background image

16

mógł pomóc Alex... - głos mu się załamał, ale Matylda wiedziała, że nie

usiłuje w ten sposób zyskać jej współczucia. Hugh nigdy by tak nie

postąpił.

- Mój zięć uważa, że to strata czasu i nic nie pomoże Alex, ale ja

sądzę, że przynajmniej będzie miała ogród, który da jej nieco przyjem-

ności. Jestem pewien, że go przekonam, uwielbia Alex.

- Hugh, muszę dowiedzieć się nieco szczegółów i obejrzeć miejsce,

zanim będę mogła się ostatecznie zdeklarować, ale mam dwa tygodnie

wolne przed rozpoczęciem kolejnego projektu, więc może się uda. Gdzie

mieszka Alex?

- Mount Eliza - odparł Hugh z lekkim uśmieszkiem. Nie miał on nic

wspólnego z lokalizacją, Mount Eliza była ekskluzywną dzielnicą tuż nad

Zatoką Port Phillip, ale odległość od miasta oznaczała, że dzień pracy

Matyldy zostanie znacznie okrojony. - Przed wypadkiem był to ich letni

dom, ale od tej pory... słuchaj, a może byłoby ci łatwiej, gdybyś tam

zamieszkała? Jest tam mnóstwo pokoi.

- Inaczej chyba nie dam rady - przyznała Matylda. - Pracownicy

przychodzą o świcie, a ja muszę być na miejscu, aby im wszystko pokazać.

- Zatem nie ma żadnego problemu - zapewnił ja Hugh.

- Z przyjemnością podejmę się tego zlecenia.

- Naprawdę?

- Jasne. - Matylda uśmiechnęła się szeroko, radość na twarzy Hugh

utwierdziła ją w słuszności wyboru.

- Czuję się okropnie, że nie zdążysz nawet wypocząć.

- Tak jest, jak się ma własną firmę. Jestem pewna, że nadejdą też

chudsze czasy, nie zawsze zlecenia płyną strumieniem, a to akurat nie bę-

dzie wielką pracą. Muszę tylko znać kilka szczegółów i uzyskać

R S

background image

17

pozwolenie twojego zięcia - nie mogę kopać na jego ziemi i sadzić roślin,

jeśli będzie miał coś przeciwko temu.

- Tutaj nie damy rady tego omówić. - Hugh uśmiechnął się

przepraszająco. - Zresztą to nie na miejscu, powinnaś cieszyć się świętem,

może przy kolacji dziś wieczorem? Zobaczę, czy mój zięć będzie mógł

przyjść, jest tutaj, od razu go zapytam.

- To dobry pomysł - odparła Matylda, kucając znowu, aby pobawić

się z Alex, i odwróciła głowę w stronę, w którą skierował się Hugh.

Uśmiech zamarł na jej twarzy, kiedy dostrzegła mężczyznę, który zabrał

jej dzisiaj tyle psychicznej energii.

- Dante! - Hugh przywołał go, nie wyczuwając najwyraźniej jej

napięcia. Dante podszedł, nie zwracając na nich uwagi, jego wzrok

utkwiony był w Alex.

Matylda poczuła tkliwość w sercu, kiedy kucnął przy dziewczynce;

cicho zaczął przemawiać do córeczki.

- Porozmawiam z Dantem i zarezerwuje stolik na wieczór. - Hugh

był zbyt zadowolony, aby dostrzec zszokowany wyraz twarzy Matyldy.

Udało jej się jedynie skinąć głową.

Ledwie spędziła z nim dwie minuty w windzie, a teraz ma być jego

gościem!

Jest mężem i ojcem, przypomniała sobie Matylda.

Uspokoiła się nieco, tłumacząc sobie, że to, co zaiskrzyło między

nimi, stanowiło jedynie wytwór jej wyobraźni.

A nawet jeśli się jej nie zdawało, był żonaty i o tym nie zapomni ani

na sekundę!

R S

background image

18

ROZDZIAŁ DRUGI

Nie chciała tego robić.

Idąc do restauracji, miała szczerą chęć wykręcić się na pięcie i uciec.

Nie znosiła formalności, które poprzedzały projektowanie ogrodów.

Oglądania planów, rozmawiania o kwotach, harmonogramach, a fakt, że

nie widziała nawet ogrodu, sprawiał, że była to kompletna strata czasu.

Jednak Matylda szybko zorientowała się, że tego typu spotkania stają się

coraz częstsze. Pierwsze spotkania z potencjalnymi klientami odbywały się

w biurach lub restauracjach, a nawet jeśli zapraszano ją do domu, Matylda

zorientowała się, że oczekuje się od niej skutecznego, sprawnego, lecz

krótkiego spotkania.

Jednak tego wieczoru to nie formalne aspekty sprawiały, że czuła

mrowienie w brzuchu.

Przystanęła na moment za filarem przy wejściu do restauracji i

wyjęła z torebki lusterko. Poprawiła szminkę i ułożyła kosmyk włosów.

Doskonale znała prawdziwy powód niepokoju.

Konfrontacja z Dantem.

Na sam dźwięk tego imienia czuła skurcze w żołądku. Wolała, żeby

był bezimienny, aby to przelotne spotkanie nie przerodziło się w nic

więcej, aby móc wygnać z głowy myśli o tym człowieku.

A teraz miała dla niego pracować!

Może właśnie ta kolacja była tym, czego jej było trzeba. Pocieszona

tą myślą ruszyła ku restauracji. Hugh też będzie. To jej dodawało odwagi.

Uwagę Matyldy zwrócił imponujący srebrny samochód

podjeżdżający pod wejście lokalu; kierowca wyszedł ze środka i otworzył

R S

background image

19

tylne drzwi. Matylda zrobiła krok w tył i skryta w cieniu obserwowała, jak

ze środka wynurza się pełna dostojeństwa postać Dantego. Nie miała

zamiaru pogrążać się z nim w luźnej konwersacji, zanim do stolika nie

dołączy Hugh.

Był oszałamiający, westchnęła Matylda, czując się jak podglądaczka,

kiedy patrzyła, jak idzie. Nie tylko ona jedna tak myślała. Ludzie wokół

również skierowali ku niemu swą uwagę, jakby był jakąś znaną

osobistością. Ale w chwili kiedy kierowca już miał zamknąć drzwi, a

odźwierny przywitać Dantego, przeraźliwy pisk dobył się z wnętrza

samochodu, a na jego dźwięk odwróciły się wszystkie głowy.

Szczególnie Dantego.

Nawet z tej odległości widziała napięcie na jego twarzy. Wrócił do

samochodu, z którego wyłoniła się postać młodej kobiety przytrzymującej

rozwścieczoną naprężoną sylwetkę jego córeczki. Dante zabrał przerażoną

córeczkę z rąk kobiety i starał się ją uspokoić. Przytulał ją, koił

spokojnymi słowami, chwycił ją za nadgarstki, kiedy próbowała go bić, a

jej ząbki w grymasie wyglądały niczym zęby dzikiego zwierzątka. Matylda

nigdy nie widziała takiej złości, nigdy nie była świadkiem takiego

wybuchu agresji i nie mogła pojąć, że bohaterką tej sceny może być mała

dziewczynka.

- Tej małej należy się porządne lanie - odezwała się jakaś starsza

kobieta, której nikt o zdanie nie pytał. Matylda przełknęła ostry komentarz.

Zastanawiała się, czy może jakoś pomóc, ale wybuch złości skończył się

równie nagle, jak zaczął. Dante oddał dziecko kobiecie, pocieszywszy

najpierw dziewczynkę, i ze zmartwioną twarzą patrzył, jak obie wsiadają

do samochodu, po czym zniknął w restauracji. Matylda pchnęła drzwi,

nadal wstrząśnięta tym, co zobaczyła, rozejrzała się po lokalu w

R S

background image

20

poszukiwaniu Hugh, ale kiedy kelner podprowadził ją do stolika, znowu

poczuła przemożne pragnienie ucieczki.

Był to stolik dla dwojga.

Jednak zamiast potężnej sylwetki Hugh, przy stoliku napotkała

surową twarz Dantego; wstał, kiedy zjawiła się w pobliżu. Gdyby Matylda

nie była świadkiem sytuacji przed chwilą, nigdy nie uwierzyłaby, że

dopiero co przeżył coś podobnego. Nic w jego postawie nie zdradzało

niedawnych sensacji.

Widziała kątem oka ciekawskie spojrzenia innych, skierowane

zdecydowanie nie w jej stronę; słyszała strzępy rozmów...

- To ktoś znany...?

- Wygląda znajomo...

Wyglądał znajomo z powodu swojej perfekcji - ten facet mógł być

modelem w kolorowym żurnalu; pasował do niego zegarek za dziesięć

tysięcy dolarów oraz szofer i luksusowa limuzyna.

Zdecydowanie nie należał do mężczyzn, z jakimi Matylda jadała

wcześniej kolacje.

A już na pewno nie sam na sam.

- Witaj, Matyldo. - Maniery miał idealne, zaczekał, aż usiądzie, a

potem sam zajął miejsce; cierpliwie czekał, aż zamówi coś do picia. Do

restauracji przyszła pieszo, cieszyła się z nowych butów, a teraz mogła

zamówić dżin z tonikiem, który, jak miała nadzieję, pomoże jej pozbyć się

tremy.

- Hugh przeprasza, ale nie mógł przyjść, rozbolała go głowa po

otwarciu i odprowadziłem go do biura, gdzie... - Dante pstryknął palcami,

usiłując przypomnieć sobie słowo. - Gdzie lekko zasłabł.

- O mój Boże...

R S

background image

21

- Nic mu nie jest. Miał za wysokie ciśnienie od kilku miesięcy;

lekarze usiłowali ustawić mu leki, ale te, które brał ostatnio, chyba

obniżyły ciśnienie za bardzo; dobrze, że byliśmy w szpitalu, kiedy to się

stało, wystarczyło zadzwonić po lekarza.

- A zatem nie jesteś lekarzem? Dante spojrzał na nią zaskoczony.

- Ależ nie, skąd ten pomysł?

- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - Wydawało mi się, że znasz

dobrze teren szpitala.

- Spędziłem tam dość dużo czasu - odparł i Matylda mogła jedynie

domyślić się, że pewnie ma na myśli Alex. On jednak nie powiedział nic

więcej, tylko skierował rozmowę z powrotem na temat Hugh. - Teraz

odpoczywa w domu, ale nie czuł się na siłach, aby przyjść. Przykro mu, że

nie mógł się zjawić, zwłaszcza że zwrócił się do ciebie z tym zadaniem tak

nagle. Próbowałem się do ciebie dodzwonić...

- Mam wyłączony telefon, nie sprawdzałam.

Idiotka, skarciła się w myślach. Usiłował odwołać to spotkanie,

przełożyć je, a ponieważ jej telefon milczał, Dante, zamiast być w domu z

córką, był zmuszony wynająć opiekunkę i zjawić się w lokalu, podczas

gdy w ogóle nie był zwolennikiem idei ogrodu.

Matylda pociągnęła łyk drinka i przyjrzała się bogatej karcie dań. Na

jej twarzy malował się wyraz zażenowania na myśl, że jest ostatnią osobą,

z jaką Dante chciałby spędzić ten wieczór.

- Zgodziłem się na ogród - Dante przerwał krępującą ciszę. - Hugh

powiedział, że muszę się z tobą spotkać, aby wyrazić zgodę. Czy mam coś

podpisać?

- To nie jest sprawa rozwodowa. - Matylda podniosła wzrok i po raz

pierwszy tego wieczora popatrzyła mu prosto w oczy. - Nie potrzebuję

R S

background image

22

pisemnej zgody. Chciałam tylko się upewnić, czy będziesz zadowolony, że

rozpocznę prace w ogrodzie.

- To żaden problem - rzekł Dante, co z pewnością było odległe od

poczucia zadowolenia. - Przyniosłem plany, abyś je zobaczyła, zakreśliłem

te miejsca, o których wspominał Hugh.

- Czy mogę przyjąć zamówienie?

Kelner stanął przy stoliku, ale Matylda pokręciła głową.

- Proszę nam dać jeszcze chwilę.

Kelner oddalił się. Dante zajął się objaśnianiem menu.

- Ja wezmę to, co zwykle, gnocchi, ale słyszałem, że mają tutaj

wybornego łososia tasmańskiego...

- Jestem pewna, że jest przepyszny - przerwała mu Matylda. -

Naprawdę umiem sama czytać menu, Dante. I nie ma potrzeby odgrywać

tej szopki.

- Szopki?

Matylda wywróciła oczami.

- Udawać - wyjaśniła, ale Dante wpadł jej w słowo.

- Umiem mówić po angielsku, Matyldo, dlaczego nazywasz to

szopką?

- Ponieważ oboje wiemy, że nie chcesz ogrodu i że pewnie zgodziłeś

się tylko dlatego, że Hugh źle się czuje. Usiłowałeś się ze mną skon-

taktować, aby odwołać spotkanie. Przepraszam, że nie przyszło mi do

głowy zerknąć na telefon. Może więc oszczędzę nam obojgu niewygod-

nego wieczoru, dopiję drinka, wezmę plany i zadzwonię jutro umówić się

na obejrzenie twojej posiadłości. Nie musimy z tego tytułu celebrować

całego posiłku.

- A zatem nie chcesz jeść?

R S

background image

23

- Nie chcę marnować twojego czasu. - Przełknęła z trudem ślinę, nie

wiedząc, czy poruszyć temat, który zaprzątał głowy ich obojga. - Wi-

działam, jak przyjechałeś, Alex wyglądała na bardzo zmartwioną... więc

jestem pewna, że kolacja jest ostatnią rzeczą, jaka teraz zaprząta ci głowę.

- Alex często się martwi - odparł Dante spokojnym tonem. - A biorąc

pod uwagę, że jest już po ósmej, a ja pracowałem cały dzień, kolacja jest

akurat tą rzeczą, która zaprząta obecnie moją głowę.

Pstryknął palcem na kelnera i złożył krótkie zamówienie.

- To, co zwykle.

- Oczywiście, a dla pani?

- Dla pani? - powtórzył Dante, uśmiechając się lekko.

- Dla mnie łosoś, poproszę. Przepraszam, że byłam niemiła,

odniosłam takie wrażenie po rozmowie z Hugh. Że dzisiejsze spotkanie

jest ostatnią rzeczą, jakiej pragniesz.

- To dziwne, bo ja odniosłem to samo wrażenie po rozmowie z nim. -

Uśmiechnął się, wyraźnie zakłopotany.

- Skąd ta myśl?

- Hugh zakazał mi absolutnie cię denerwować. Powiedział, że jesteś

zajęta na kilka miesięcy naprzód i że zgodziłaś się zająć ogrodem w

ramach urlopu.

- Tak... Ale...

- Powiedział mi także, że wyświadczasz mu przysługę, ponieważ

poparł twoją ofertę przetargową i czułaś się zobowiązana.

- Nie wszystkie zobowiązania są złe - przerwała mu Matylda. -

Zgodziłam się pracować w czasie urlopu, tak, i czułam się zobowiązana

wobec Hugh z powodu zaufania, z jakim poparł moją propozycję, ale mogę

cię zapewnić, że wykonam tę pracę z wielką przyjemnością.

R S

background image

24

- Przyjemnością? - spojrzał na nią z niedowierzaniem

- Tak - przytaknęła. - Tak się składa, że lubię swoją pracę, Dante.

Chciałam się tylko upewnić, czy nie będzie ci przeszkadzało, że tam

jestem.

- Nie przeszkadza mi.

- Ponieważ Hugh jest chory?

- Czy to ma jakieś znaczenie?

- Dla mnie ma. Wkładam w to całe serce i chcę, aby moje wysiłki

były doceniane. Jeśli ty i twoja żona zgadzacie się wyłącznie ze względu

na Hugh, to robicie to z niewłaściwego powodu. Będę także potrzebować

sporo wiedzy na temat upodobań twojej córki, bo to miejsce ma być

specjalnie dla niej, ale też musi podobać się całej rodzinie.

- Zgoda. - Dante wzruszył lekko ramionami. - Przyznaję się, że nie

wierzyłem w ideę ogrodu, ale skoro ma to pomóc mojej córce, zgadzam się

spróbować, w końcu próbowałem już wszystkiego innego...

- Wyjaśniłam wyraźnie Hugh, że ogród ten nie będzie jakimś

cudownym lekarstwem, ale z pewności idealnie ją wyciszy, da ukojenie,

ulgę.

- Skoro tak... - rzekł powoli Dante i po raz pierwszy w jego głosie nie

było słychać wyniosłości. Matylda poczuła dreszcz, słysząc tkwiący w nim

ból. - Będzie wart wszystkie pieniądze.

- Może wezmę plany i się im przyjrzę, a potem w niedzielę

mogłabym porozmawiać o Alex z twoją żoną.

- Moja żona nie żyje.

Nie rozwinął wypowiedzi. Nie dodał nic więcej. Jego ton był

opanowany, rysy pozbawione emocji, nie było w nich bólu, który widziała,

kiedy mówił o córce.

R S

background image

25

- Nie wiedziałam, tak mi przykro - rzekła Matylda.

Nie machnął dłonią, nie pokręcił głową, nie dał żadnego znaku

mówiącego, że powinna była to wiedzieć i Matylda pogrążyła się w

zawstydzeniu.

Tymczasem podano jedzenie, a Dante zaczął doprawiać gnocchi solą

i pieprzem, aż Matylda nie wytrzymała i wymówiła się wizytą w toalecie.

Pochyliła się nad umywalką i zamknęła oczy.

- Cholera - przeklęła samą siebie i pożałowała każdego bezdusznego

słowa, które wypowiedziała. Poprawiła makijaż i przyjrzała się własnemu

odbiciu w lustrze w złoconej ramie, aż jej serce nieco się uspokoiło.

Stwierdziła, że przeprosi go raz jeszcze. Nie, zostawi to w spokoju,

oczywiście, że zakładała, że jego żona żyje. Ma córkę i nosi obrączkę. Nie

miała za co przepraszać. Dlaczego zatem uciekła? Dlaczego nie chciała

wracać?

- Wszystko okej? - spytał Dante, kiedy usiadła na miejscu.

- Tak. Nie jestem dobra w takich rzeczach.

- W jakich rzeczach?

- Kolacjach służbowych. A powinnam, bo byłam już na niejednej.

- Myślałem, że dopiero co rozpoczęłaś działalność.

- Bo tak jest, ale mój narzeczony był agentem nieruchomości...

- Och - skrzywił się Dante, a na twarzy Matyldy pojawił się

nielojalny uśmieszek wobec Edwarda.

- Był dobry, bardzo dobry. To dzięki niemu

wystartowałam. Sprzedawał opuszczone posiadłości, zaniedbane, z

zarośniętymi ogrodami, w tym momencie wkraczałam ja...

- I dodawałaś kilka zer do ceny sprzedaży... - rzekł suchym tonem.

- Z początku to nie było tak.

R S

background image

26

- Z początku tak zawsze jest.

- A więc czym się zajmujesz? - spytała Matylda, nabierając ryż,

kiedy Dante urwał kawałek chleba i zanurzył go w occie balsamicznym.

Żałowała, jak zwykle w restauracji, że nie zamówiła tego co on.

- Jestem adwokatem. Specjalizuję się w sprawach karnych.

Ręka Matyldy zamarła w drodze do ust. Uśmiechnęła się.

- Teraz, jak mi to powiedziałeś, chyba zaczynam kojarzyć twoje

nazwisko. - Wypiła łyk wina i przypomniała sobie popołudniowy artykuł z

gazety. - Dante Costello, to ty broniłeś tego chłopaka, który...

- Możliwe. - Wzruszył ramionami.

- Ale...

- Bronię spraw nie do wygrania. I zwykle wygrywam.

- Domyślam się, że dotacja dla szpitala miała na celu złagodzić twój

wizerunek.

- Dobrze się domyślasz.

Jego arogancja nie zdenerwowała jej. Jego szczerość była czymś

zdrowym.

- Daję dotacje niekiedy z dobrymi intencjami, a niekiedy ponieważ...

- Ponieważ?

- Właśnie jak to ujęłaś, chcę złagodzić swój wizerunek, Matyldo.

Lubiła, kiedy wypowiadał jej imię. W jego głębokim, włoskim

akcencie brzmiało przepięknie. Jednak najważniejsze, że teraz po raz

pierwszy zobaczyła, jak się śmieje. Było to niesamowite doświadczenie, bo

nagle spod maski wyłonił się nieco inny mężczyzna.

Jedli w błogiej ciszy, nastrój nieco się rozluźnił i Matylda wreszcie

przeszła do sedna sprawy.

- Pomogłoby mi nieco, gdybyś opowiedział mi o upodobaniach Alex.

R S

background image

27

- Uwielbia wodę - rzekł bez wahania. - Także... ale tego nie da się

wstawić do ogrodu...

- Powiedz.

- Mąkę, bawi się mąką i ciastem.

- Faktury mają kojące działanie - rzekła Matylda, widząc, jak Dante

mruga ze zdumieniem oczami. - Odkryłam to, szukając materiałów do

ogrodu; wiele dzieci autystycznych... - Skrzywiła się na własną

niedelikatność. - Tak mi...

- Proszę, nie przepraszaj mnie znowu - wpadł jej w słowo. - To już

się robi nudne, tak czy inaczej, to raczej ja powinienem cię przeprosić.

Zakłopotałem cię, wspominając o żonie. Domyślasz się chyba, że nie

bardzo umiem mówić o tym ludziom. Jestem raczej dość oszczędny w sło-

wach. - Uśmiechnął się i Matylda odwzajemniła uśmiech, milcząc i mając

nadzieję, że cisza pozwoli rozwinąć się sytuacji. Spojrzała w jego piwne

oczy i wiedziała, że zaraz zacznie mówić. - Piętnaście miesięcy temu

miałem normalną, zdrową córeczkę. Niemal już chodziła, uśmiechała się,

dawała buziaki, machała, zaczynała mówić. Wtedy wraz z żoną miały

wypadek. Dwie godziny zajęło, zanim udało się wyciągnąć je z auta... -

Matylda poczuła, jak ogarnia ją dreszcz, podczas gdy on przywoływał z

pamięci chłodne, makabryczne szczegóły zdarzenia; w tym jednym

momencie rozumiała go. Wiedziała, że musi z siebie wszystko wyrzucić,

zrozumiała maskę, jaką nosi, zrozumiała, jak bardzo musi go prześladować

horror przeszłości i brutalność rzeczywistości. - Jasmine była nie-

przytomna. Zmarła po przywiezieniu do szpitala. - Wypił łyk drinka, nie

po to, by zwilżyć usta, pomyślała Matylda, lecz by zrobić przerwę w zbyt

emocjonalnej opowieści. - Z początku oprócz drobnych obrażeń wydawało

R S

background image

28

się, że Alex nic nie jest. Zatrzymano ją w szpitalu na kilka dni na

obserwację, ale wydawała się zdrowa...

Dante skrzywił się i zmrużył oczy, patrząc prosto na Matyldę, ale

ona wiedziała, że wcale jej nie widzi.

- Kiedy to mówię, zdaje mi się, że wtedy niezbyt uważnie

wszystkiemu się przyglądałem...

- Musiałeś mieć sporo na głowie - dodała łagodnie Matylda i po

chwili wahania Dante skinął głową.

- Często zastanawiam się, czy czegoś nie przeoczyłem. Alex

wydawała się okej, ale kilka miesięcy później, dwudziestego drugiego

września, zaczęła krzyczeć... pamiętam tę datę, ponieważ to urodziny

Jasmine. To były trudne dni, ale ten był wyjątkowo trudny... Szykowałem

się na cmentarz, zupełnie jakby Alex wiedziała. Mówię, że krzyczała, ale

to nie była zwykła złość, to była prawdziwa histeria, pełna wściekłości.

Godzinami ją uspokajałem. Wezwaliśmy lekarza, który powiedział, że ona

wyczuwa mój żal i że wszystko będzie w porządku, ale już kiedy to mówił,

wiedziałem, że to nie jest normalne, że coś jest źle. Niestety miałem rację.

- To się ciągnęło? Dante skinął głową.

- Za każdym razem było coraz gorzej. Radziłem się wielu lekarzy,

Hugh był zmartwiony, Katrina wszystkiemu zaprzeczała...

- Zaprzeczała?

- Nie chciała przyznać, że mamy problem. Ja też czasem tak robiłem,

ale nie mogłem udawać, że wszystko jest okej, a Katrina zaczęła tak się

zachowywać... - Pociągnął łyk drinka. - Po kilku miesiącach zabrałem

Alex do domu do Włoch. Pomogło mi towarzystwo rodziny, ale Hugh i

Katrina byli zdruzgotani, stracili córkę i teraz wydawało im się, że chcę im

R S

background image

29

zabrać wnuczkę. Nie miałem jednak wyboru i przez jakiś czas z Alex było

lepiej, ale nagle niespodziewanie wszystko wróciło.

- Więc wróciłeś?

- Jak na razie jestem z powrotem w Australii i staram się podjąć

decyzję. Mam dużą rozprawę, która rozpoczyna się za tydzień, więc nadal

pracuję, ale nie biorę żadnych nowych spraw. Teraz rozumiesz, dlaczego

nie widzę sensu w odnowieniu ogrodu, ponieważ nie wiem nawet, czy

Alex będzie tu, aby się nim cieszyć. Ale myślę, że Hugh i Katrina mają

nadzieję, że jeśli coś zrobią, cokolwiek, aby polepszyć sprawy, istnieje

większa szansa na to, że zostanę.

- A jest taka? - Matyldę samą zaskoczyło to pytanie.

- Moja rodzina jest we Włoszech. Mam dwóch braci i trzy siostry,

wszyscy mieszkają nieopodal

Rzymu. Alex miałaby mnóstwo kuzynów do zabawy, a ja miałbym

więcej rodzinnego wsparcia, nie musiałbym polegać na Katrinie i Hugh,

ale... to nie chodzi o mnie.

Matylda chciała jednak wiedzieć więcej.

- A co z twoją pracą?

- Mam szczęście - uśmiechnął się sucho. - Zawsze ktoś pakuje się w

tarapaty, tutaj czy we Włoszech, a bycie dwujęzycznym to duża zaleta.

Mogę pracować w każdym z tych krajów.

- Nie przeszkadza ci to? - Matylda wiedziała, że przekracza granice

grzecznej konwersacji, że nie powinna dociekać, ale jej ciekawość była

silniejsza. Ledwie zauważyła, że kelner uzupełnił kieliszki z winem. -

Obrona tego rodzaju osób, to mam na myśli.

- Wierzę w zasadę domniemania niewinności.

- Ja też, ale nie powiesz mi chyba, że ten facet, który zabił...

R S

background image

30

- Ten facet został uznany za niewinnego w obliczu sądu - przerwał

jej Dante.

- Wiem - odparła Matylda.

Nie była orłem z prawa, ale trzeba by chyba żyć na pustyni, aby nie

wiedzieć o słynnych sprawach, jakie prowadził Dante Costello. Były to

naprawdę duże sprawy i nawet jeśli ten człowiek, o którym czytała, był

naprawdę niewinny, z pewnością inni, których bronił Dante, nie byli. Jego

praca była tak odmienna od jej, że słuchając, siedziała jak zaczarowana.

- Czy kiedykolwiek żałujesz, że wygrałeś?

- Nie - odparł stanowczo.

- Nigdy? - Patrzyła, jak jego wargi zaciskają się.

- Nigdy.

Poczuła dreszcz. Niemal widziała go w todze i peruce,

nieporuszonego, bez miłosierdzia, z ustami wydętymi w pogardliwym

grymasie podczas odrzucania niezbitych dowodów. Każdy skończyłby

rozmowę w tym miejscu, ale nie Matylda.

- Nie wierzę ci.

- Wobec tego nie masz pojęcia, o czym mówisz.

- Wiem, że nie, a mimo to ci nie wierzę.

To powinien był być koniec. Powinna była wrócić do jedzenia i

zagłębić się w miłej konwersacji, ale zamiast tego jego słowa zmroziły ją.

- Jesteś dumna ze wszystkiego, co zrobiłaś?

- Nie ze wszystkiego - przyznała Matylda. - Ale z pewnością nie jest

to nic wielkiego. A co to ma do rzeczy?

- Wszystko. Każdy z nas ma swoje mroczne tajemnice, wszyscy

mamy rzeczy, które potoczyłyby się inaczej, gdyby móc cofnąć czas.

Różnica pomiędzy moimi klientami a zwykłym człowiekiem polega na

R S

background image

31

tym, że oni prowadzą publiczne życie. Słowa, które wypowiedzieli w

gniewie, wracają do nich rykoszetem, moment słabości kosztuje o wiele

więcej, niż jest wart.

- Ale przecież jeśli nie zrobili nic złego, nie mają się czego obawiać.

- Nie, jeśli dobrze wykonam swoją pracę. Muszę wierzyć w

niewinność moich klientów.

- Nawet jeśli wszystko wskazuje na to, że tak nie jest?

- Och, Matyldo - uśmiechnął się sztucznym uśmieszkiem. - Nie

powinnaś wierzyć we wszystko, co jest napisane w gazetach.

- Nie wierzę, mówię tylko, że nie ma dymu bez ognia...

Zarumieniła się, ale Dante jedynie się uśmiechnął.

- To ty zaczęłaś wypytywać mnie o pracę, nie moja wina, że nie

podobają ci się odpowiedzi, dobrze, to teraz ty opowiedz mi o tym, co

takiego zrobiłaś, że masz wątpliwości co do mojej profesji.

- Nic złego nie zrobiłam, przykro mi, że muszę cię rozczarować.

- Ja nigdy się nie rozczarowuję. I wiem, że masz swoje tajemne

sekrety, każdy je ma.

- Okej - westchnęła z rezygnacją Matylda. - Ale jeśli spodziewasz się

jakiegoś skandalu, to się rozczarujesz. Jest jedna mała rzecz z dzieciństwa.

- Z pewnością nie tak mała, skoro nadal o tym myślisz i się

rumienisz.

- Nie rumienię się.

- To opowiadaj, co się stało.

- Ukradłam kilka czekoladek na obozie szkolnym. Wszyscy tak robili

- dodała niemal natychmiast.

- A ty sądziłaś, że wyjdziesz na idiotkę, jeśli postąpisz inaczej?

R S

background image

32

- Coś w tym stylu - wymruczała Matylda, teraz rumieniąc się na

całego.

- I zamiast zrobić tak, jak chciałaś sama, dostosowałaś się do reszty,

mimo że wiedziałaś, że tak się nie robi.

- Właśnie, przepraszam, jeśli cię rozczarowuję.

- Nie rozczarowujesz, wiele się można dowiedzieć o ludziach z ich

wspomnień z dzieciństwa. Teraz postąpiłabyś podobnie. Nie mówię, że

ukradłabyś tabliczkę czekolady, po to, żeby nie zwracać na siebie uwagi,

ale z pewnością nie lubisz konfrontacji.

Matyldę zaszokował ten trafny osąd.

- Moja praca polega w części na doprowadzeniu osoby do

konfrontacji z własną skrytą prawdą.

- Ja nie mam ukrytych zmartwień - rzekła z pewnością siebie

Matylda.

- Znasz siebie samą bardzo dobrze.

- To prawda.

- Czy zatem mogę? Tak z ciekawości czy mogę zadać ci kilka pytań?

- Mieliśmy rozmawiać o ogrodzie.

- Oto plany. - Podał jej zwój papierów. - Możesz robić, co ci się

żywnie podoba.

- Ale dlaczego?

- Lubię przekonywać ludzi. - Dante wzruszył ramionami. - A ty

jeszcze nie dałaś się przekonać. Musisz tylko szczerze odpowiedzieć na

pewne pytania.

Podano deser i Matylda lekko się zawahała. Miała plany, ale Dante

zdecydowanie nie był w nastroju do dyskusji o roślinach, więc sensownie

byłoby się wycofać. Zjadła główne danie, była grzeczna i teraz mogła

R S

background image

33

odejść, nie było powodu, by przedłużać to spotkanie. Oprócz jednego. Że

chciała, aby ten wieczór trwał dalej.

Przyznała się do tego sama przed sobą.

Zapragnęła zagrać w jego grę.

- Robią tu przepyszny mus czekoladowo-orzechowy, z gorącym

sosem malinowym - kusił ją Dante.

- Brzmi cudownie - odparła Matylda, a kiedy kelner zniknął, jej

roziskrzony wzrok napotkał spojrzenie Dantego. Poczuła ekscytację na

myśl, że ich spotkanie przenosi się na kolejny poziom i nie po raz pierwszy

tego dnia zastanowiła się, co takiego było w Dantem Costello, co aż tak ją

poruszało.

ROZDZIAŁ TRZECI

- Odpowiesz szczerze?

Nie uśmiechał się teraz, a jego głos był ściszony i pomimo pełnej

restauracji Matylda czuła się tak, jakby byli zupełnie sami.

Jego piwne oczy bacznie obserwowały jej twarz. Czuła się niemal,

jakby ją osaczał.

- Obiecałaś, że będziesz odpowiadać zgodnie z prawdą.

- Nie jestem w sądzie - roześmiała się nerwowo Matylda.

- Jeśli mamy zamiar grać, musimy trzymać się zasad.

- Dobrze, ale naprawdę myślę, że jesteś...

- Wszyscy mamy tajemnice. Weźmy na przykład twojego eks...

- Edward nie ma tu nic do rzeczy.

R S

background image

34

- Jeszcze jedna kolacja służbowa, jeszcze jeden klient, któremu

trzeba zaimponować, jeszcze jeden ogród do odnowienia i może zdobę-

dziesz jego uwagę, może pewnego dnia...

- Nie jest mi to potrzebne - powiedział Matylda przez zaciśnięte

zęby. - Nie wiem, do czego zmierzasz, ale nie mieszaj w to Edwarda.

- Jeszcze świeże blizny?

- Nie - odparła suchym tonem. - Edward i ja rozstaliśmy się kilka

miesięcy temu. Już mam to całkowicie za sobą.

- Kto zerwał?

- Ja - odparła Matylda, odzyskując pewność siebie. Ta wiadomość z

pewnością wygna z jego głowy obraz biednej i porzuconej kobiety.

- Czemu? - spytał prosto z mostu, ale Matylda pokręciła głową.

- Nie jestem przygotowana na odpowiedź na to pytanie. Miałam

swoje powody, a na wypadek gdybyś był ciekaw, nie chodziło o osobę

trzecią.

- Życzyłaś mu kiedykolwiek śmierci?

- Słucham? - była zszokowana.

- Czy szczerze możesz powiedzieć, że ani razu nie życzyłaś mu

śmierci?

- Albo jesteś szalony, albo... zadajesz się z szalonymi ludźmi! Nigdy

nie powiedziałam, że...

- Wzywam jako świadka twoją koleżankę i zapewniam cię, że jej

wersja wydarzeń tamtego wieczoru całkowicie różni się od twojej.

- Jakiego wieczoru? - skrzywiła się Matylda.

- Tego wieczoru - odparł z całkowitą pewnością. - Twoja

przyjaciółka dokładnie pamięta rozmowę, w której wyraziłaś wyraźnie

pragnienie śmierci Edwarda.

R S

background image

35

Przestań, pomyślała Matylda. Umiał przepytywać, umiał znaleźć

słaby punkt, ale Matylda nie miała zamiaru dać mu satysfakcji. Nie po-

zwoli się złamać.

- Nadal nie wiem, co masz na myśli.

- Zatem pozwól, że odświeżę ci pamięć. Mówię o wieczorze, kiedy

powiedziałaś, że chciałabyś, aby Edward umarł. Powiedziałaś tak, prawda,

Matyldo?

Zaprzeczenie byłoby czystym kłamstwem. Nagle przeniosła się w

czasie o dwa miesiące wstecz, czuła brutalne słowa Edwarda, jakby

słyszała je po raz pierwszy.

- Może gdybyś nie była taka oziębła, nie musiałbym szukać innych

kobiet.

Te słowa prześladowały ją i upokarzały, poniżały jako kobietę, i

kiedy wybiegła z domu prosto do Judy, zdążyła już uwierzyć w słowa

Edwarda. W to, że ponosi winę za rozpad ich związku, w to, że gdyby była

bardziej seksowna, weselsza, Edward nie musiałby flirtować z innymi i nie

musiałby aż tak jej poniżać. Dante w jakiś sposób też o tym wiedział.

- Powiedziałaś tak, prawda?

- Powiedziałam, tak się czasem mówi w złości.

- A ty byłaś bardzo zła, prawda?

- Nie, byłam zmartwiona i zdenerwowana, ale złość to nieco za dużo.

- I tyle wystarczyło, aby życzyć mu śmierci?

- Dobra - syknęła Matylda. - Byłam wściekła, każdy na moim

miejscu by był, gdyby usłyszał... tak, powiedziałam, że życzę mu śmierci,

ale istnieje ogromna różnica pomiędzy słowami a faktyczną chęcią

wprowadzenia ich w czyn.

R S

background image

36

Kręciło jej się w głowie od tych emocji, czuła się, jakby jakiś

czarownik wyciągał na wierzch jej przeszłość, jej tajemnice, i nie chciała

już tego dłużej ciągnąć.

- Czy możemy na tym poprzestać? - rzekła, ledwie łapiąc oddech.

- Kiedy tylko zechcesz. W końcu to tylko zabawa!

Deser był boski, słodki mus pysznie kontrastował z wyrazistym

malinowym sosem, ale Matylda była zbyt roztrzęsiona, aby w pełni się nim

delektować.

- Smakuje ci deser?

- Jest smaczny, nie jestem aż tak głodna, chyba już pójdę do domu.

- Przepraszam, jeśli zepsułem ci apetyt. Boże, ale on był bezczelny!

- Nie, nie przepraszasz, w zasadzie wydaje mi się, że właśnie to

miałeś zamiar zrobić - wypaliła.

Sięgnęła po torebkę i zabrała plany.

- Przyjadę do twojego domu w niedzielę po południu. Spojrzę na

plany jutro, ale dopóki nie zobaczę ogrodu, nie będę mogła powiedzieć nic

konkretnego.

- Powiedzieliśmy już wszystko, co konkretne. - Uśmiech Dantego

był niemal współczujący, kiedy podniosła się z krzesła, nie musiał

rozwijać tematu. Oboje wiedzieli, o czym mówi.

- Jak sama powiedziałaś, istnieje wielka różnica pomiędzy tym, co

się mówi, a tym, co się robi. Chciałem tylko to udowodnić.

- Wobec tego możesz to uznać za udowodnione. Dobranoc, Dante.

Nie spieszyła się, Dante miał sporo czasu, aby do niej dołączyć.

- Jak daleko musisz iść?

R S

background image

37

Usłyszała głos Dantego, który pojawił się za jej plecami, a jego

zapach podrażnił jej nozdrza, czuła, że musiał być blisko już od jakiegoś

czasu. Szła pewnym krokiem, nie odzywając się.

- Jadam tutaj często, przysyłają mi rachunek raz na miesiąc i tym

zajmuje się sekretarka. Podwieźć cię do domu?

- Mam mieszkanie za mostem. - Matylda wskazała w stronę

wieżowców stojących po drugiej stronie rzeki. - To zaledwie pięć minut

drogi spacerem.

- Wobec tego potowarzyszę ci - rzekł Dante. - Nie powinnaś iść tędy

sama o tej porze.

- Naprawdę, nie ma takiej potrzeby... to rzut beretem.

- Ja jednak wolałbym cię odprowadzić, jeśli ci to nie przeszkadza.

Szczerze mówiąc, wolałaby iść przez most sama niż w jego

towarzystwie.

- Ja również mam tutaj niedaleko mieszkanie.

Matylda była pewna, że z pewnością jest to apartament, który w

niczym nie może równać się z jej lokum wielkości pudełka do butów.

- Jakoś trudno mi uwierzyć w to, że masz mieszkanie - powiedział

Dante. - Biorąc pod uwagę twoją pracę, wydawało mi się, że wybierzesz

raczej życie w domku z ogrodem.

- Taki mam plan, właśnie wystawiłam mieszkanie na sprzedaż.

Nigdy tak naprawdę go nie lubiłam.

- Więc dlaczego je kupiłaś?

- Bo to była spora okazja. Dobra lokalizacja, idealna do pracy. Nie

mówiłam ci, że przez parę ostatnich lat spotykałam się z agentem

nieruchomości?

R S

background image

38

- Dobrze, że nie wspomniałaś o doskonałym oświetleniu i cudownej

panoramie.

- Tylko dlatego, że mieszkam na drugim piętrze. Dojazdy z Mount

Eliza do miasta są chyba czasochłonne?

- Zwykle nie jeżdżę do pracy; latam helikopterem.

- No tak. - Matylda wywróciła oczami.

- To nie jest mój helikopter - słyszała w jego głosie nutki

rozbawienia. - To taki rodzaj taksówki, wolę spędzić godzinę lub dwie

więcej w domu niż w samochodzie. Często jednak korzystam z

apartamentu, zwłaszcza jeśli mam na głowie jakąś dużą sprawę.

- Tutaj masz trochę spokoju.

- Tak, bardzo angażuję się w pracę i muszę się skupić. Ale to nie

jedyny powód. Prasa niekiedy bywa okrutna. Wolę trzymać ich z dala od

rodziny.

Minęli już most i teraz szli wzdłuż ciemnego brzegu rzeki.

- To tutaj - rzekła Matylda, kiedy zbliżyli się do wieżowca. Dam już

sobie radę.

- Jestem pewien, że tak, ale byłaś moim gościem i odprowadzę cię

bezpiecznie pod same drzwi.

Musiał koniecznie teraz chwalić się manierami? Matyldę to

zastanowiło. Od kiedy się spotkali, był wyłącznie niegrzeczny. Teraz było

nieco za późno na rycerskość.

Ale nie miała siły się kłócić. Wzruszyła z rezygnacją ramionami.

Ucieszyła się, że mieszka na drugim piętrze i mogą iść schodami, zamiast

znowu tkwić razem w ciasnej windzie.

- Zawsze chodzisz po schodach?

R S

background image

39

- Tak, to dobre ćwiczenie - skłamała. - Dziękuję za wieczór, był

bardzo udany.

- Naprawdę? - Dante uniósł brwi. - Chyba ci nie wierzę.

- Starałam się być grzeczna, skoro już odprowadzasz mnie pod same

drzwi.

Nie spodziewał się chyba zaproszenia na kawę?

Jak uda jej się spędzić dwa tygodnie w jego towarzystwie, skoro

wystarczył jeden wieczór, aby zmieniła się w galaretę? Musiała wziąć się.

w garść, stanąć na bezpiecznym gruncie, udawać, że jej nie onieśmiela,

udawać, że aż tak bardzo jej nie porusza.

- Dziękuję za plany, Dante, nie mogę doczekać się rozpoczęcia prac.

- W ten bezpośredni sposób Matylda postanowiła zakończyć to służbowe

spotkanie. Jednak kiedy jego dłoń dotknęła jej ręki, natychmiast tego

pożałowała. Był to drugi raz, kiedy miała z nim fizyczny kontakt. Tym

razem jednak chłód metalowej obrączki nie uspokoił jej, przypomniał jej o

bólu, jaki musiał kryć się za tym nieprzeniknionym wzrokiem.

Nigdy nie spotkała osoby, którą tak trudno byłoby rozszyfrować,

nigdy nie pokazała tyle z siebie komuś, kto w zamian pokazał jej tak

niewiele. Chciała jednak wiedzieć więcej.

- Interesujesz mnie, Matyldo.

- Myślałam, że cię nudzę.

- Och nie. - Pokręcił głową, a ona utkwiła wzrok w jego

hipnotyzującym spojrzeniu, oczarowana zmysłowymi rysami jego twarzy.

- Skąd ci to przyszło do głowy?

- Ja tylko...

R S

background image

40

- On cię naprawdę skrzywdził, prawda? Poniżał cię do momentu,

kiedy nie wiedziałaś już sama, kim jesteś, nie wiedziałaś nawet, czego ty

sama chcesz.

Skąd on to wiedział? Tak łatwo ją przejrzał. Czyżby była taka

przewidywalna?

- A kiedy wyssał już z ciebie ostatnią kroplę, odrzucił cię...

Pokręciła przecząco głową, zadowolona, że mylił się chociaż co do

jednego.

- Nie. To ja zerwałam.

- Postawiłaś kropkę nad i. To już i tak było skończone.

Miał racje. Oczywiście, że było skończone. Nadal czuła przerażającą

samotność, która wypełniała jej serce przez wiele nocy przed tym ostatnim

wieczorem.

- Dobrze mi bez niego.

- Lepiej niż dobrze - rzekł Dante, a ona wstrzymała oddech. Między

nimi narastało pożądanie, a mimo to wyraz jego twarzy był zupełnie

nieprzenikniony. Gra wstępna rozpoczęła się już kilka godzin temu,

pocałunek wydawał się rzeczą nieuniknioną. Powinna się była zatrzymać i

normalnie tak by postąpiła. Jednak przez sekundę przypomniała sobie

ostatnie próby randkowania, kiedy obawiała się tego właśnie momentu lub

całowała się tylko po to, aby udowodnić sobie, że jest godna pożądania.

Powinna była to przerwać, ale jej ciało mówiło co innego.

Musnął wargami jej policzek i zaczął szukać jej ust. Tyle emocji, tyle

odczuć, które zalewały ją nieprzebraną falą. Nie opierała się, wsunęła palce

w jego włosy, przyciągnęła jego twarz do swojej. Ogarnął ich płomień tak

żarliwy, że nie mieli drogi ucieczki od jego gorąca. Jego pocałunek był

tym, czym być powinien, był taki, za jakim tęskniła.

R S

background image

41

Do tej pory. Teraz chciała więcej, chciała, aby ugasił ten ogień w jej

wnętrzu.

- Powinienem iść.

Słowa te spadły na nią znienacka, Matylda nie dała rady nawet

skinąć głową. Poczuła napływające zawstydzenie. Wystarczyło, by kiwnął

palcem, a zaprosiłaby go do środka.

Co było w tym mężczyźnie? Nigdy nie czuła czegoś podobnego,

takiego uzależniającego uczucia, a nie znała go nawet dwóch dni.

- Do zobaczenia w niedzielę - jego głos był całkiem spokojny, ale

dłonie nadal trzymał na jej drżącym ciele. Skinęła niemo głową. - Wziąłem

je dla ciebie z restauracji. - Podał jej czekoladki. - Wiem, że sama miałaś

na to ochotę!

- Ukradłeś je?

- Och nie - roześmiał się. - Po co miałbym je kraść? Były tam po to,

żeby je zabrać.

R S

background image

42

ROZDZIAŁ CZWARTY

Matylda nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Z łatwością

znalazła drogę i kiedy w nią skręciła, aż wstrzymała oddech z wrażenia.

Przed nią rozciągała się piękna panorama Zatoki Port Phillip. Przygryzła

wargi, spoglądając na imponujące wille otoczone wspaniałymi ogrodami i

miała ochotę wyjąć notatnik i zanotować kilka uwag.

Nagle myśl o długich wieczorach spędzanych na unikaniu Dantego

wydała się jej łatwiejsza do zniesienia. Wjechała na krawężnik i

przeczesała ręką włosy, czując nagle pokusę zawrócenia prosto do domu.

Obudziła się w sobotę po niespokojnej nocy i była w ciągłym stanie

pobudzenia, zwłaszcza po przeczytaniu w gazecie o nowym wielkim

procesie, który ma się rozpocząć przed sądem Melbourne i w którym

weźmie udział jako obrońca nie kto inny, a sam Dante Costello. Artykuł w

dużej mierze poświęcony był jego osobie.

Mimo to Matylda wiedziała niewiele więcej; twarz, patrząca na nią

z gazety, wcale nie przypominała tego mężczyzny, który trzymał ją w

ramionach i który z taką łatwością obudził jej kobiecość, prawdziwego

Dantego, jakiego niewątpliwie wtedy dostrzegła.

Matylda wiedziała, że rozsądnie byłoby zadzwonić do Hugh i

powiedzieć, że nie da rady podjąć się zadania. Ale wiedziała też, że lojal-

ność wobec Hugh nie ma nic wspólnego ze sposobem, w jaki dała się

obezwładnić Dantemu. Nie mogła myśleć o niczym innym.

- Ostrożnie - wypowiedziała na głos to słowo i powtarzała je w

myślach raz za razem, kiedy powoli wyjeżdżała z powrotem na ulicę,

kierując się w stronę posiadłości Costellego.

R S

background image

43

Podjazd był surowy niemal jak jego właściciel, otoczony cyprysami i

prowadził ku wielkiej willi w stylu śródziemnomorskim. Białe ściany

sprawiały, że niebo zdawało się bardziej błękitne, przez wielkie okna do

środka musiały wlewać się promienie słońca. Surowe zarysy domu

łagodziły rośliny pnące, bluszcze, ciężkie kwiaty bzu zwisające wokół

wejścia niczym kiście winogron, wymieszane z jaśminem i kontrastujące z

jego nieco grubszymi gałązkami dawały w efekcie obezwładniający widok.

- Witaj! - Hugh otworzył drzwi. - Matyldo, to moja żona Katrina. -

Przedstawił wysoką, elegancką kobietę. Jej zimne oczy patrzyły na

Matyldę, jakby oceniając zwykłą, bawełnianą sukienkę i sandały, które

miała na sobie, z wyraźną dezaprobatą.

- Nie spodziewałam się, że tak wyglądasz... nie wyglądasz jak

ogrodnik - roześmiała się.

- Matylda jest projektantką, Katrino - rzekł Hugh.

- Jednak udzielam się w pracy ogrodniczej, lubię, aby wszystko od

początku do końca było dopilnowane.

- Cudownie - uśmiechnęła się Katrina, ale jej oczy pozostały

chłodne. - Chodź, przedstawię cię Dantemu.

Matylda już miała powiedzieć, że zdążyli się poznać. Jednak nic nie

powiedziała, gdyż najwyraźniej ani Hugh, ani Dante nie wspomnieli

Katrinie o kolacji. Przyglądała się jej ukradkiem. Nie wiedziała, co o niej

myśleć. Była ładna, miała długie włosy o zadziwiającym odcieniu blond,

przyprószone trochę siwizną, i chociaż miała już powyżej pięćdziesiątki,

na jej twarzy nie było widać śladu zmarszczek.

Było w niej jednak coś wyniosłego, jakiś chłód, który onieśmielał

Matyldę.

Wnętrze domu było równie imponujące jak jego fasada.

R S

background image

44

Hugh wrócił do samochodu przynieść walizki Matyldy, a obie

kobiety weszły do pokoju. Białe sofy stały pośród mebli z ciemnego

drewna, wielkie lustra optycznie jeszcze bardziej zwiększały

pomieszczenie i odbijały błękit oceanu. Na ścianach widniały niezliczone

fotografie Jasmine.

Matylda poczuła się nieswojo i jej policzki zarumieniły się, kiedy

przypomniała sobie pocałunek Dantego.

- Moja córka - napomknęła Katrina. - Dobrze, że Alex może ją

widzieć, a i dla Dantego jest to spore pocieszenie.

- Była bardzo piękna - odezwała się Matylda.

- I mądra - dodała Katrina. - Miała i urodę, i inteligencję, była

cudowną żoną i matką. Nikt z nas nigdy nie pogodzi się z jej stratą, a

zwłaszcza Dante. Nigdy nie widziałam człowieka tak zdruzgotanego

żalem. On ją po prostu uwielbiał. Wiesz, że w dniu jej śmierci wysłał

kwiaty do jej biura. Była sobota, ale ona musiała wpaść do pracy po

dokumenty. Zabrała z sobą Alex. Dante musiał obdzwonić wszystkie

kwiaciarnie w Melbourne, żeby dostać jaśmin, w zimie to było nie do

pomyślenia, ale Dante, jak to on, wytrzasnął kwiaty spod ziemi. Zrobiłby

dla niej wszystko.

Matylda poczuła ulgę, kiedy przeszła do kuchni, po ataku Katriny

spotkanie z człowiekiem, którego tak się obawiała, stanowiło dla niej miłą

odmianę. Poczuła się, jakby widziała go pierwszy raz.

Zupełnie nie przypominał mężczyzny, którego poznała. Nie

spodziewała się, że przywita ją w garniturze, ostatecznie była niedziela, ale

jakoś trudno było jej wyobrazić go sobie w dżinsach i T-shircie. A już na

pewno nie w wytartych dżinsach i pogniecionym, niedbale wsuniętym w

nie podkoszulku. I na pewno nie wyobrażała go sobie przy masywnym

R S

background image

45

kuchennym stole, zagniatającego ciasto. Alex wpatrywała się w rytmiczną

pracę rąk ojca.

- Dante, Alexandra - zawołała Katrina. - Przyszła Matylda.

Spojrzała na nią tylko jedna para oczu. Alexandra była nadal

pochłonięta ciastem.

- Dzień dobry - jego powitanie było pospieszne, natychmiast

powrócił uwagą do córki, posypując mąką ciasto, które ugniatali.

- Dzień dobry - odparła Matylda. - Robicie chleb...?

- Nie. - Dante wstał, wycierając ubrudzone mąką dłonie w spodnie. -

Wyrabiamy ciasto i bawimy się mąką.

- Aha.

- Robimy to od pory lunchu.

Już miała wydać z siebie kolejne ach, ale przygryzła język,

wdzięczna Katrinie za kontynuację jej dziwacznej przemowy.

- To jedno z ulubionych zajęć Alex - wyjaśniła Katrina.

- Była smutna po lunchu - wszedł jej w słowo Hugh. - Wiesz, jakie

są dzieci.

- Hugh, może pokażesz Matyldzie ogród?

- Hugh ma odpoczywać - stwierdził Dante. - Sam oprowadzę

Matyldę.

- Dobrze. A ja pójdę i sprawdzę, czy w domku letnim dla Matyldy

wszystko jest przygotowane.

- Letni domek? - skrzywił się Dante. - Kazałem dla niej przygotować

pokój gościnny.

- Cóż, domek letni byłby o wiele lepszy dla Matyldy. Miałaby trochę

prywatności, a Alex mogłaby czuć się nieswojo, gdyby ktoś obcy kręcił się

po domu, bez urazy, Matyldo.

R S

background image

46

- W porządku - odparła Matylda, chociaż z trudnością przywołała na

twarz uśmiech. - Nie ma dla mnie znaczenia, gdzie będę spać. Będę długo

pracować, muszę tylko mieć miejsce do spania i jedzenia...

- W domku letnim jest urocza mała kuchenka, kazałam zaopatrzyć

lodówkę, będzie ci bardzo wygodnie.

- To twoja wina - powiedział Dante, kiedy znaleźli się sami na

zewnątrz.

- Co takiego? - Matylda zamrugała oczami.

- Że zostałaś wygnana do letniego domku. Jesteś za ładna jak dla

Katriny - uśmiechnął się.

- Ach - zachichotała nerwowo. - Chyba mnie za bardzo nie polubiła.

- Spodziewała się zobaczyć ogorzałą na twarzy, żującą gunię

dziewuchę o krótkich włosach. Mam najbrzydszą służbę na świecie, każdą

z osób osobiście wybierała Katrina.

Matylda roześmiała się zaskoczona jego słowami.

- Wczorajsze gazety chyba nie polepszyły atmosfery - stwierdziła,

odnosząc się do łańcuszka kobiet, z którymi spotykał się Dante od śmierci

żony, ale ten tylko wzruszył ramionami.

- Z przelotnymi znajomościami nawet Katrina umie sobie poradzić.

Ostre słowa zaskoczyły Matyldę. Spodziewała się, że złagodzi ich

surowe brzmienie uśmiechem, pokaże, że to żart, ale Dante szedł dalej,

więc ciągnęła konwersację.

- Czy twoi teściowie mieszkają tutaj z tobą?

- Boże, nie. Mieszkają kilka kilometrów stąd. Teraz jednak szukamy

nowej niani, najlepiej takiej po sześćdziesiątce, z drewnianą nogą i Katrina

musi dorzucić swoje trzy grosze. Czy mi się to podoba, czy nie, w tej

chwili jest mi potrzebna do opieki nad Alex... - przerwał i ogarnęła ich

R S

background image

47

cisza. Znajdowali się przy wielkim basenie otoczonym przeźroczystą

ścianką. Matylda nie mogła się nadziwić wielkości basenu.

- Możesz korzystać, kiedy będziesz miała ochotę.

- Dzięki - odparła Matylda, wiedząc, że tak się nie stanie. Myśl o

rozbieraniu się do kostiumu w towarzystwie Dantego nie była szczególnie

kojąca.

- A oto ogród - rzekł, kiedy podeszli do bramy. - Jest okropnie

zarośnięty, zapuszczony, usiłowałem go oczyścić, ale mój ogrodnik się

starzeje. Ledwie starcza mu sił na wykonanie regularnych zajęć. Aha i

jeszcze jedno... rachunek wystaw na mnie.

- Zatrudnił mnie Hugh.

- Hugh nie będzie płacił za moje sprawy, zatem rachunek prześlij do

mnie, Matyldo.

Nie chciała tego zrobić i nie miało to nic wspólnego z pieniędzmi.

Od strony finansowej nie miało to dla niej żadnego znaczenia, ale myśl, że

będzie w ten sposób niejako zatrudniana przez Dantego była dla niej

niewygodna.

- Potrzebujesz zaliczki? Żeby zapłacić podwykonawcom, nie wiem,

jak się umawiałaś z Hugh...

- Umawiam z Hugh - poprawiła go. Najwyraźniej nie był

przyzwyczajony do odmowy. Potrzebna jej była zaliczka, ale nie miała

zamiaru ulec i nie miała zamiaru pozwolić, aby dyktował jej warunki. -

Prowadzę interesy z Hugh. Jeśli chcesz się z nim rozliczać, to twój wybór.

Co dziwne, nie kłócił się.

Otworzył bramę do ogrodu i pomimo jego opowieści Matylda po-

myślała, że tak właśnie wygląda piękno.

R S

background image

48

Wypielęgnowane ogrody Dantego były cudowne, ale dla Matyldy nic

nie mogło równać się z naturalnym pięknem przyrody zarośniętego

ogrodu. Był sporych rozmiarów, pośrodku rosła wielka wierzba płacząca,

która musiała mieć ponad sto lat. Ogród stanowił malowidło pełne głębi

zaakcentowanej mnogością barw, krzewów i drzew, które miały zakwitnąć,

kiedy jej już tutaj dawno nie będzie.

- Mnóstwo alejek, które rozchodzą się od wierzby, wzdłuż nich

żywopłoty i każda prowadząca do innej panoramy, specjalne miejsce dla

Alex... - rozmarzyła się Matylda.

- Dasz radę coś z tym zrobić?

Nie odpowiedziała, tak była pochłonięta myślami.

- Zamek, zaczarowany zamek jak w bajce. Znam kogoś, kto robi

przepiękne domki dla dzieci. Teraz użyjemy torfu, ale potem każda ścieżka

będzie inna; przy jednej posadzimy stokrotki, przy innej bratki...

- Wyrobisz się w czasie?

- Nawet w krótszym. Więcej będę mogła powiedzieć jutro, jak się tu

nieco oczyści. O szóstej przyjedzie ekipa, będzie nieco hałasu, ale to tylko

jutro...

- Okej, Katrina bierze jutro Alex do siebie. Będziesz miała swobodę.

Przykro mi, że się przez nią źle poczułaś.

- Nic się nie stało. To nic wielkiego.

- Chodź, pokażę ci domek letni, nie będziesz musiała sobie gotować,

miło by było, gdybyś wpadała na...

- To żaden problem - przerwała Matylda.

- Tak chyba będzie lepiej.

- Po tym, co stało się w piątek?

R S

background image

49

- Nie sądzę, żeby Katrina to zaakceptowała, gdyby wiedziała. Nie

wie nawet, że jedliśmy razem kolację.

- To nie jej sprawa - rzekł Dante, ale Matylda pokręciła głową.

- Ale ona uważa inaczej.

- Matyldo - spojrzał na nią przenikliwie ciemnymi oczami - powiem

ci to, co powiedziałem Katrinie. Nie interesuje mnie związek, jakikolwiek

związek. Na razie jestem w żałobie po stracie żony, żony i szczęścia mojej

córeczki. Lubię kobiety, lubię piękne kobiety i jak sama widziałaś w

gazecie, lubię ich towarzystwo.

- Czuła się, jakby wbijał jej nóż w serce. - Ale zawsze są to

znajomości, które nie mają dalszego ciągu. Jeśli w piątek dałem ci odczuć

inaczej, to przepraszam.

- Nie dałeś mi odczuć inaczej - głos niemal zamierał jej w gardle.

W ułamku sekundy zrozumiała, co Dante jej oferuje. Mogła go mieć

przez chwilę, dzielić jego łóżko, ale nie serce. Matylda wiedziała, że nie da

rady tak zrobić, że ukojenie jego bólu jedynie wznieci jej własny. - To był

tylko pocałunek, Dante. Od chwili zerwania z Edwardem byłam na kilku

randkach z pocałunkami... znasz powiedzenie o żabie, która po pocałunku

zmienia się w księcia? Jeden pocałunek wystarczy, Dante...

- Rozumiem - uśmiechnął się krzywo.

- To się więcej nie powtórzy.

- Chciałem tylko to wyjaśnić.

- Dobrze, cieszę się, że to zrobiłeś.

- A mnie jest przykro, że ci się nie podobał pocałunek. - Dał jej

wyraźnie do zrozumienia, że nie interesuje go nic więcej oprócz

przelotnego romansu, a to była ostatnia rzecz, jakiej jej teraz było trzeba. -

Ponieważ myślałem, że...

R S

background image

50

- Czy możesz mi pokazać, gdzie będę mieszkać? - Matylda wpadła

mu w słowo. Odwróciła się raptownie i ugrzęzła nogą w krzakach jeżyn.

- Ostrożnie - rzekł Dante, ale już było za późno. Kolce wbiły się w

gołą łydkę.

- Nic mi nie jest.

- Leci ci krew.

- To tylko zadrapanie.

Dante jednak wyjął chusteczkę, opadł na kolana i zaczął opatrywać

zadrapanie.

- Przycisnę chwilę, to zatrzyma krwawienie, a potem zabiorę cię do

letniego domku. - Jego głos brzmiał zupełnie normalnie, jego ciało było

odprężone, a ona czuła zawrót głowy, podczas gdy jego palce dotykały

gołej łydki. - Tam chyba jest apteczka.

- Nic mi nie jest - wyjąkała.

- Oczywiście, to tylko zadrapanie, ale... - Jego głos zamarł, kiedy na

nią spojrzał, a ona odwzajemniła spojrzenie i poczuła się jak sarna w

matni. Wiedziała, że on czuje, jak bardzo podniecone jest jej ciało, czuje

zapach rozgrzanej skóry, wiedział, że skłamała, kiedy powiedziała, że go

nie chce. - Matyldo... - W jego głosie czaiło się pożądanie, dzięki Bogu, że

się odezwał i dał jej tę krótką chwilę, aby odsunąć nogę. Odwróciła się z

płonącymi policzkami i ruszyła desperacko w stronę bramy, pragnąc

więcej przestrzeni, dystansu, aby zebrać myśli, zanim ciało znowu ją

zdradzi.

Kiedy drzwi zamknęły się za Dantem, Matylda nie rozejrzawszy się

nawet wokół, rzuciła się na łóżko. Skryła twarz w dłoniach, chowając swój

wstyd, pewna, że Dante był jego świadkiem.

R S

background image

51

Co się z nią działo? Według Edwarda nawet nie lubiła seksu, a tutaj

zachowywała się jak ogarnięta powodzią hormonów rycząca małolata,

zastanawiając się nad romansem z mężczyzną, który pragnął tylko jej ciała.

Po raz pierwszy przyjrzała się pomieszczeniu. Było tu cudownie.

Skośny sufit z drewna cedrowego; budynek stał na tyłach posiadłości, kie-

dyś musiał być po prostu wielką szopą, ale teraz w imponujący sposób

przebudowaną. Była tu niewielka kuchnia i mała łazienka z prysznicem, w

głównym pomieszczeniu znajdowało się wielkie łóżko, telewizor i

odtwarzacz CD. Janet, jej gosposia, dostarczyła bagaże i wypełniła zapasa-

mi lodówkę.

- Pan Costello prosił, aby zapytać, czy będzie mu pani towarzyszyć

przy kolacji. Podajemy o wpół do ósmej, kiedy mała Alex jest już w łóżku,

z wyjątkiem wtorków i czwartków. Wtedy mam zajęcia z Biblii...

- Nie - odparła Matylda. - To znaczy proszę przekazać, że nie

przyjdę.

- Przyniosę pani kolację tutaj.

- Nie ma takiej potrzeby, zjem kanapkę albo skoczę do któregoś z

barów.

- Jak pani chce, ale jeśli będzie pani czegokolwiek potrzebować,

proszę zadzwonić.

Kiedy Matylda została sama, przebrała się w ubranie robocze -

spłowiałe dżinsowe szorty oraz luźną koszulkę, do tego skarpetki i para

solidnych butów. Ruszyła w stronę ogrodu uzbrojona w notatnik i taśmę

mierniczą, gotowa przeobrazić swoją wizję w rzeczywiste plany. Zatraciła

się na całe godziny, jak zwykle, kiedy była we wstępnej fazie projektu, a

gdy ostatnie promienie słońca schowały się za drzewami, była gotowa na

długi, chłodny prysznic.

R S

background image

52

Byle nie lodowaty!

Niestety, kręcenie kurkami nic nie dało, system ogrzewania wody

najwyraźniej szwankował. Matylda owinęła się ręcznikiem i drżąc z zimna,

skuliła na łóżku. Powinna była zadzwonić do Janet i powiedzieć o awarii,

ale w tej sytuacji nic nie było oczywiste, a już na pewno ostatnią rzeczą,

jakiej chciała, był spacer po trawniku w ogrodzie Dantego z kosmetyczką

pod pachą. Matylda skrzywiła się; była na posiadłości wartej miliony, a

musiała myć się jak żebraczka.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Boże, ależ było gorąco.

Matylda napełniła butelkę wodą z kranu i przyjrzała się terenowi

pracy.

Był rześki poranek. Matylda, przyzwyczajona do pracy na świeżym

powietrzu, ubrała się „na cebulkę", nałożyła mnóstwo kremu z filtrem,

ciężkie buty, szorty, koszulkę, bluzę oraz kapelusz. O świcie przywitała

całą armię pracowników. Pieniądze nie stanowiły problemu, ale czas

owszem, potrzeba było mnóstwo rąk do sprawnego oczyszczenia ogrodu.

Praca szła żwawo i poranek szybko mijał. Późnym popołudniem czuła już

przypieczone słońcem barki. Podwykonawcy w końcu odjechali,

zostawiając za sobą ogołoconą połać ziemi, z wyjątkiem masywnej

wierzby.

Matylda upiła potężny łyk wody i rozpoczęła inspekcję terenu,

obejrzała płot, ciesząc się, że jest w dobrym stanie.

R S

background image

53

Wymagał jedynie drobnych napraw, ale tego wieczoru była już i tak

zbyt zmęczona, by zrobić cokolwiek. Tak naprawdę marzyła tylko o tym,

aby zostawić swoje rzeczy i pojechać do domu, ale przypomniała sobie o

bezpieczeństwie pozostawionego sprzętu i zarzuciła tę myśl.

Opryskała sobie wodą twarz, a następnie zdjęła kapelusz i wylała resztę

zawartości na głowę.

- Matyldo. - Podskoczyła, słysząc znajomy głos. - Przestraszyłem

cię, przepraszam, że cię nachodzę.

- Wcale mnie nie przestraszyłeś. Ostatecznie to twój ogród, już się

zbierałam.

Była brutalnie świadoma tego, jak wygląda, cała umorusana błotem,

z mokrą koszulką. Zajęła się zbieraniem narzędzi. Dante podszedł bliżej.

- Pomyślałem, że przyprowadzę Alex, żeby obejrzała ogród, zanim

pójdzie spać.

Teraz ogród przypominał bardziej plac budowy, pomyślała Matylda.

Dante podszedł wraz z Alex do niewielkiej kępy trawy w pobliżu wierzby.

Miał na sobie szorty i adidasy, bez skarpetek, co tylko podkreślało jego

smukłe, wysportowane łydki. Ciało miał niezwykle wysportowane, a

przecież nie był typem sportowca, całe dnie spędzał w biurze, zastanowiła

się Matylda.

- Cześć, Alex. Wiem, że teraz jest tu okropny bałagan, ale za kilka

dni będzie prześliczny ogród.

Alex nie zwracała w ogóle uwagi na otoczenie. Wzrok miała

nieobecny, utkwiony gdzieś w oddali.

- Sporo dziś zrobiłaś - rzekł Dante. - Co będzie teraz?

R S

background image

54

- Nudne rzeczy. Jutro przychodzą hydraulik i elektryk, potem będą

betonować, a potem mam nadzieję zacznie się wyłaniać jakiś konkretny

kształt.

Chciała spytać, jak mu minął dzień, chciała nieco przedłużyć tę

rozmowę, ale celowo się wstrzymała; to Dante musiał wykonać teraz

pierwszy krok, ona i tak już się wystarczająco najadła wstydu. Cisza

jednak była wszechogarniająca i Matylda poczuła wręcz ulgę, kiedy Dante

skierował się ku Alex.

- Idziemy do łóżka, młoda damo. Czułość w jego głosie poruszyła

Matyldę.

Alex opierała się i zaczęła piszczeć, wyginając małe ciałko na

wszystkie strony. Matylda otworzyła szeroko oczy, widząc tak olbrzymią

wściekłość, jednak Dante, najwyraźniej przywykły, chwycił nadgarstki

dziewczynki i mocno przycisnął rączki do jej boków.

- Nie - rzekł stanowczym tonem. - Nie bijemy.

Uniósł Alex delikatnie, lecz stanowczo, i tuląc do piersi jej wijące się

ciałko, zaczął ją uspokajać. Dziewczynka powoli słabła, aż w końcu

ucichła.

- Wierz mi lub nie, ale chyba właśnie otrzymałaś komplement.

Zwykle nie muszę jej nawet prosić, żeby wyszła z ogrodu. Może jednak

polubi to miejsce. Zabiorę ją i położę spać. Skończyłaś już?

- Niedługo, muszę tylko spakować rzeczy.

- Zapraszamy cię na kolację.

- Nie, dziękuję - Matylda po prostu odmówiła, bez wdawania się w

zbędne wyjaśnienia.

- To żaden kłopot - naciskał Dante - podgrzeję tylko posiłek. Janet

we wtorki i czwartki chodzi do Anonimowych Alkoholików.

R S

background image

55

- Powiedziała, że...

- Każdy ma swoje tajemnice, pamiętaj; przyjdź - zaproponował

ponownie.

- Nie. - Tym razem nawet nie starała się być miła. Odwróciła się i

zabrała do sprzątania rzeczy. Alex nie tylko miała oczy ojca, miała także

jego osobowość. Oboje potrzebowali bliskości i oboje w jakiś sposób ją

odtrącali. Usłyszała z oddali zamykającą się furtkę.

Chłodny prysznic to niezły pomysł, przekonywała się Matylda. Cały

dzień nie mogła wytrzymać z upału. Potrzebowała nieco ochłody.

Włosy miała sztywne od pyłu, dłonie czarne od ziemi, a skórę niemal

tak opaloną jak Dante.

Zagryzła wargi i zanurzyła się w zimnych strumieniach wody. W

końcu zakręciła kurki i owinęła się ręcznikiem, przeklinając niczym

ogrodnik, jakiego miała nadzieję zobaczyć Katrina, Matylda otworzyła

drzwi i wpadła na kogoś.

- Kiedy miałaś mi zamiar powiedzieć? Słyszałem, jak piszczysz -

odezwał się Dante.

Matylda stanęła jak zamurowana.

- Szpiegujesz mnie? - Czuła się zawstydzona i zagrożona. Wlepiła

wzrok w walkie-talkie które trzymał w dłoni.

- To elektryczna niania - wyjaśnił z cierpliwością, jakby mówił do

niepełnosprawnej umysłowo. - Janet zostawiła notkę z wiadomością o

wodzie, właśnie ją przeczytałem, więc spakuj, proszę, swoje rzeczy, bo się

przenosimy.

- Naprawdę nie ma takiej potrzeby - nalegała Matylda, obnażona i

bezbronna. - Jutro przychodzi hydraulik...

R S

background image

56

- Matyldo, moja córka śpi w domu sama, więc proszę cię, po prostu...

ubierz się i chodźmy. Przyjdę po twoje rzeczy później.

Co nie pozostawiało jej zbytniego wyboru.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Matylda siadła do wielkiego stołu raczej ponura i nieśmiała. Cała

jadalnia ozdobiona była freskami, a na stoliku migotał monitor elektrycz-

nej niani. Poczuła, że się rumieni, omal nie oskarżyła tego człowieka o

nękanie. Wybąkała coś w ramach przeprosin, ale reakcją Dantego było

jedynie nalanie jej solidnego kieliszka wina.

- Czerwone będzie dobre?

- Wspaniałe - skłamała Matylda, ale upiwszy łyk, ze zdumieniem

stwierdziła, że jest naprawdę wspaniałe. Trzymając wielki kielich w dłoni,

wpatrywała się w jego piękny kolor, byle tylko nie patrzeć na Dantego.

- Nie masz doświadczenia z dziećmi, prawda?

- Nie, wcale, oprócz mojej koleżanki Sally...

- Ma dziecko?

- Nie, ale kilka razy myślała, że jest w ciąży.

Zdołała go rozbawić. Dostrzegła w uśmiechu idealnie białe zęby.

Sama też nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

- Przed urodzeniem Alex niemowlę widziałem tylko w telewizji,

moja matka była najmłodsza z rodzeństwa, więc wszyscy kuzyni są o wiele

starsi, a ja byłem najmłodszy i rozpuszczony.

- Wyobrażam sobie.

R S

background image

57

- Nagle pojawiła się ta mała istotka i mam wiedzieć wszystko.

- Sama byłabym przerażona.

- I ja byłem i nadal niekiedy jestem.

Uśmiech zniknął z jej twarzy. Widok Dantego jako samotnego ojca

poruszał ją bardziej, niżby chciała.

- Musi być ci ciężko.

- Bo jest. W przyszłym tygodniu mam dużą sprawę, ale potem będę

musiał podjąć decyzję.

- Czy wracać do Włoch? Przytaknął.

- Każdy lekarz mówi, że Alex potrzebuje ustalonego porządku i

systematyczności, teraz mam kłopot, żeby jej to zapewnić, Katrina chce

pomagać, ale... ona chce wskrzeszać Jasmine, nie chce, żeby cokolwiek

zakłócało pamięć jej córki, co jest zrozumiałe, tylko że czasami...

- Trochę przesadza?

- O wiele bardziej niż trochę. Pokażę ci pokój gościnny, już

przygotowano, a potem możemy coś zjeść.

- Wezmę tylko kanapkę - odparła Matylda, ale Dante zignorował ją i

poprowadził na górę po schodach w stronę wielkich drzwi na końcu

korytarza.

Najwyraźniej pojęcie pokoju gościnnego w wydaniu Dantego

znacznie różniło się od wyobrażeń Matyldy.

Dopiero kiedy weszli do środka, Matylda zrozumiała, jak dalece

została relegowana przez Katrinę. Centralnym punktem pokoju było wiel-

kie, masywne łoże ze śnieżnobiałą pościelą; stało dumnie na samym

środku i można było z niego patrzeć prosto na wielkie okna, które Matylda

do tej pory widziała jedynie od zewnątrz, z okien zaś rozciągała się

R S

background image

58

przepiękna panorama zatoki. Matylda pomyślała, że chyba umarła i

znalazła się w niebie.

- Nie zasnę - westchnęła rozmarzona. - Całą noc będę patrzeć na

zatokę, a potem nie będę miała sił do pracy w ogrodzie. Tu jest cudownie.

- I jest też ciepła woda - rzekł żartobliwie Dante.

- Wygłupiasz się. - Matyldzie podobała się zmiana, jaka w nim

zaszła.

Na oknach nie było zasłon ani firanek.

- Nikt tu nie zajrzy - rzekł Dante, widząc jej minę.

- Nikt oprócz przepływających marynarzy z ładunkiem do Tasmanii.

- Okna są przymglone. Obiecuję, że nikt cię nie zobaczy.

- Dobrze.

- To co teraz zjemy?

Teraz już nawet nie usiłowała się kłócić.

Podczas kolacji, czy była to wina nastroju, czy alkoholu, Matylda

poruszyła temat jej niedawnego rozstania, ale kiedy Dante spytał, w jaki

sposób do tego doszło, wzruszyła ramionami i rzekła:

- Naprawdę nie wiem. Długo byliśmy bardzo szczęśliwi, jego kariera

się rozwijała, nagle zaczęły się kłótnie.

- To się nigdy nie zaczyna nagle, Matyldo.

- A skąd ty to wszystko wiesz?

- To moja praca, muszę wiedzieć co nieco o ludzkiej psychice.

- W końcu spędzał tyle czasu w pracy, że nie miał już czasu na nic

innego, wmawiał mi, że to moja wina, że nie może... - Przymknęła oczy.

- Co miało być twoją winą?

- Nieważne, to był powód, dla którego wszystko się rozpadło.

- Jasne.

R S

background image

59

W powietrzu zawisła cisza. Nagle odezwał się Dante.

- Faceci tacy jak Edward zwykle nie mają kontaktu z własnymi

uczuciami, raczej sprawiają, że inni czują się źle, niż uznają, że sami mają

problem.

- On mówił, że to moja wina.

- Nie spodziewał się chyba, że będziesz namiętna w sypialni, kiedy

permanentnie cię ignorował? To nie jest możliwe - oddać się całkowicie

komuś, o kim nic nie wiesz i do kogo nie masz zaufania.

Poczuła napływające do oczu łzy.

- To on miał problem, nie ty.

- On mówił to samo, tylko że o mnie. A co u ciebie?

- U mnie? - Skrzywił się Dante.

- Co z twoim związkiem?

- A co ma być?

- Wspomniałeś coś, że nie był idealny...

- Nie, powiedziałem, że nie wszystkie związki są idealne, ale nie

miałem na myśli mojego.

Matylda wiedziała, że kłamie, i wiedziała także, że tymi słowami

zamyka temat. Odsłoniła się przed nim po raz pierwszy od dawna i nie

chciała zostać teraz odtrącona.

- Powiedziałeś, że chcesz naprawić swoje problemy, Dante, to jakie

one są?

- Jakie to ma teraz znaczenie? Jak powiedziałaś, zawsze są dwie

wersje, nie mogę podawać swojej, kiedy Jasmine już nie ma, by się mogła

wybronić.

- Masz rację. - Matylda przygryzła dolną wargę. - Jeśli chce się być

blisko kogoś, trzeba oddać też jakąś cząstkę siebie.

R S

background image

60

- A ty chcesz być blisko?

- Powiedz mi o tym, co czujesz...

- A którą część piekieł chcesz zwiedzić?

Nic nie powiedziała, tylko popatrzyła na niego, jak powoli odstawia

kieliszek na stolik, opiera łokcie na kolanach, przeczesuje palcami włosy.

Jego ból był tak namacalny, tak widoczny, że Matylda czuła go niemal

przez skórę.

- Zawsze jest... - Nie zdążył nawet zacząć, kiedy rozległ się

przeraźliwy krzyk. Chwycił intercom i wstał. - Muszę do niej zajrzeć, a po-

tem chyba się położę. Mam jeszcze stertę papierów do przejrzenia.

Dobranoc, Matyldo.

- Może ci przy niej pomogę.

- Ona nie lubi obcych.

- Dante... - powiedziała do jego oddalających się pleców Matylda i

dodała szeptem: - Nie rób ze mnie obcej.

R S

background image

61

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Kiedy tylko helikopter Dantego poderwał się z idealnie

przystrzyżonego trawnika, Katrina już zarządziła prace dla hydraulika.

Matylda oczyma wyobraźni już widziała swoje rzeczy z powrotem

przenoszone do domku gościnnego. Obudziło ją piękne słońce i

przeciągała się jak kot, nie mogąc wyjść z łóżka.

- Białe mrówki! - Katrina omal nie zakrztusiła się przy śniadaniu,

kiedy hydraulik wsunął głowę przez drzwi. - Z pewnością można naprawić

rury, a mrówki usuniemy, kiedy... - Słowo zawisło w powietrzu i Matylda

skupiła całą uwagę na cukiernicy, a Katrina ciągnęła zwykłym tonem: -

Załatwcie sprawę z wodą, wszystko nie musi być zrobione dzisiaj.

- Obawiam się, że nie da rady, mur nie wytrzyma nowego systemu.

Trzeba będzie wymienić partie ścian - to będzie nie lada zadanie.

Nie tylko to duże zadanie zdominowało kilka kolejnych dni.

Katrina praktycznie wprowadziła się do domu Dantego i wychodziła

dopiero późnym wieczorem, kiedy on wrócił z pracy. Matylda ledwie ją

zauważała, całą energię poświęcała tworzeniu ogrodu.

Teraz problemy zaczynały się piętrzyć. Wielka wierzba miała

masywnie porozgałęziane korzenie i Matylda musiała pozmieniać plany

ścieżek, aby je skutecznie ominąć. Dzień skończył się dyskusją z

hydraulikiem i elektrykiem w kwestii rozmieszczenia rur do fontann.

Potem okazało się, że białe mrówki przeniosły się na tylną ścianę domku

gościnnego.

Pod koniec dnia Matylda była w stanie ledwie dowlec się do domu,

podgrzać posiłek i udać do pokoju.

R S

background image

62

- Mamy chyba kreta na sterydach - powiedział Dante, widząc spiętą

minę Matyldy, kiedy udał się któregoś dnia do ogrodu zobaczyć, jak

postępują prace.

- Wręcz przeciwnie, wszystko idzie zgodnie z planem, ale przy takiej

pracy zawsze wyskakuje coś niespodziewanego. Ale wydaje mi się, że

wreszcie wszystko jest opanowane.

- Zjesz z nami kolację?

- Nami?

- Przychodzą Katrina i Hugh.

- Nie, dzięki.

- Przepraszam, że mnie ostatnio nie było, musiałem przygotowywać

się do procesu.

- Opowiedz mi o tym.

- Zanudziłbym cię na śmierć, naprawdę cię to interesuje?

- Bardzo, nie znam się na tym zupełnie, ale jestem bardzo ciekawa.

- Wiesz jednak, że nie mogę o tym z tobą rozmawiać.

- Wiem, adwokat nie rozmawia o procesie z ogrodnikiem...

- Z nikim o tym nie mogę rozmawiać.

- Wiem, mam płatną telewizję i oglądam czasem procesy -

zażartowała Matylda.

- Jesteś stuknięta - roześmiał się Dante, ale w tym momencie rozległ

się dźwięk komórki i Dante zaczął suchym tonem wydawać polecenia do

telefonu.

- Poszła do ciebie!

Minęło całe piętnaście minut, kiedy Dante wreszcie skończył

rozmowę, a Matylda ledwo mogła utrzymać Alex na rękach. Postawiła ją i

R S

background image

63

zebrała trochę stokrotek, z których zrobiła dla dziewczynki mały

wianuszek. Dante ukucnął przy nich i patrzył się z otwartymi ustami na

scenę, która Matyldzie wydawała się całkiem normalna.

- Słucham?

- Alex sama do ciebie poszła.

- Nie jestem aż taka straszna, Dante.

- Nie rozumiesz. Ona do nikogo nie podchodzi. Widziałaś wtedy, jak

chciałem ją stąd zabrać, co się działo.

- Może jest już gotowa, aby na nowo zacząć ufać... może to się musi

dziać stopniowo, kolejnym razem będzie jeszcze łatwiej. Pozwól jej się

pobawić przez chwilę, porozmawiaj ze mną, Dante, może cię to zdziwi, ale

to pomaga.

- Nie sądzę.

- Ale ja tak - powiedziała z przekonaniem Matylda, patrząc, jak

dziewczynka bawi się kwiatkami.

- Pamiętasz naszą rozmowę w restauracji? - Ostrożnie dobierał

słowa. - Pytałaś, czy kiedykolwiek żałuję wygranej, a ja powiedziałem, że

nie. Skłamałem.

- Wiem.

- Nie w sensie profesjonalnym oczywiście. Na salę sądową zawsze

wchodzę po to, by wygrać, inaczej by mnie tarn nie było, ale czasem

pojawia się takie uczucie...

- Żalu?

- Niepokoju. Niepokoju, że tak dobrze wykonuję swoją pracę. Jest

jeszcze druga strona medalu. Są sprawy, które liczą się bardziej. Liczą się,

ponieważ...

R S

background image

64

- Ponieważ gdybyś wygrał, nie czułbyś tego niepokoju? - Domyśliła

się, że Dante chciał jej powiedzieć, że człowiek, którego broni, jest

niewinny i w tym wypadku ta sprawa liczyła się bardziej od innych.

- Wygrasz, zawsze przecież wygrywasz. Twój klient nie mógłby

mieć lepszego obrońcy.

- Matyldo, nie mówimy o moim kliencie, nie masz pojęcia, o czym

mówisz.

- Ależ mam.

- Nie znasz się na prawie.

- Być może, ale już mi powiedziałeś, na co cię stać i co możesz

zrobić, nawet jeśli nie masz przekonania, że... gdybym wpakowała się w

tarapaty, chciałabym być broniona przez najlepszego.

- Ale czy ja jestem najlepszy dla niego?

- Oczywiście, pomyśl o tym, co osiągnąłeś do tej pory, i wyobraź

sobie, ile możesz osiągnąć, jeśli naprawdę w kogoś wierzysz. Będzie

dobrze - powtórzyła Matylda i tym razem on nie zaprzeczył, tylko skinął

głową w podziękowaniu.

- Czas już spać, Alex - powiedziała Matylda, wyciągając ręce do

dziewczynki i chociaż Alex nie odwzajemniła gestu, nie protestowała

wcale, kiedy Matylda wzięła ją na ręce i ruszyła w stronę bramy.

- Lubi cię - skomentował Dante.

- Bo mnie się da lubić.

- Wiem o tym - odparł Dante.

I była to po prostu najmilsza rzecz, jaką od niego do tej pory

usłyszała.

R S

background image

65

ROZDZIAŁ ÓSMY

- Przepraszam, że przeszkadzam.

- Okej. - Matylda usiłowała usiąść. Dante odwiedził ją w ciągu dnia;

ubrana była w krótkie szorty i skąpy top i leżała na kocu z zamkniętymi

oczami. Dante był absolutnie ostatnią osobą, jakiej się w tej chwili

spodziewała. Ubrany był w ciemny garnitur, ale nie był tak spięty jak

podczas ostatniej rozmowy. W ręku trzymał papierową torbę, krawat miał

poluzowany, a zza ciemnych okularów nie widać było wyrazu jego oczu.

- Sporo zrobiłaś.

- Zbliżamy się ku końcowi, w przyszłym tygodniu powinno być

gotowe, jeśli utrzymamy takie tempo. Mogę zatem zrobić sobie przerwę -

zauważyła Matylda.

- Nic nie mówiłem!

- Może i nie mówiłeś, ale ja to słyszałam, mam prawo do przerwy,

Dante, dla twojej informacji - pracuję od samego świtu...

- Nie musisz się przede mną tłumaczyć.

- Nie, nie muszę.

- To, jak sobie organizujesz czas, to całkowicie twoja sprawa. Nie

krytykuję cię. Sam widzę godziny pracy, które włożyłaś w ten ogród. A

teraz nie mów mi nawet, że nie spałaś: nie słyszałaś, jak nadchodzę, leżałaś

na plecach z zamkniętymi oczami.

- Medytowałam, słyszałam, jak idziesz, tylko... nie myślałam akurat

o tym. Często medytuję, kiedy muszę się skupić, sam powinieneś

spróbować.

R S

background image

66

- Mam problemy z zaśnięciem po północy, a co. dopiero w ciągu

dnia.

- Właśnie, mówiłam ci już, że nie spałam, medytacja to czasem

najlepszy sposób, by znaleźć odpowiedź na nurtujące nas pytanie.

- Być może. - Dante wzruszył ramionami. - Ale ja będę trzymał się

zwykłych metod, przyszedłem zapytać, czy nie masz ochoty na lunch.

Przyniosłem rogaliki z delikatesów.

- Delikatesów?

- Czemu cię to dziwi?

- Nie wiem, tak po prostu, dlaczego jesteś w domu o tej porze?

- Mieszkam tu - zażartował. - Cały ranek czytałem ważny dokument

związany z procesem, a nie udało mi się dobrnąć dalej niż na drugą stronę.

Moja sekretarka nie umie rozróżnić spraw ważnych od nieważnych.

- Nie rozumiem.

- Każdy, kto chce ze mną rozmawiać, mówi, że to pilne, i ona łączy

każdą rozmowę, postanowiłem więc zastosować twoje metody pro-

wadzenia biznesu.

- Jakie metody?

- Wyłączenie telefonu i udawanie, że mnie nie ma. Dzisiaj Katrina

zajmuje się Alex, może popracuję trochę w domu, ale najpierw muszę

zjeść lunch.

- Nie słyszałam helikoptera!

- Przyjechałem autem.

Jedli w niezmąconej ciszy i raptem usłyszała słowa Dantego.

- Myślałem o tobie.

- O mnie?

R S

background image

67

- O tym, jak bardzo lubię z tobą rozmawiać. - Zdjął okulary i

uśmiechnął się leniwie. - I miałaś rację, to dobra chwila na relaks.

Jednak relaks nie był słowem, które mogłoby opisać stan Matyldy w

tej chwili.

Był tak blisko, że gdyby przesunął nogę, dotknąłby jej kolana, a

gdyby poruszył głową, pocałowaliby się. Poczuła przypływ pożądania, ale

tym razem to Dante zdawał się powstrzymywać.

Matylda raptownie odwróciła głowę przerażona, że dostrzeże w jej

oczach nagą żądzę. Wypiła spory łyk wody z butelki i rzekła:

- Spróbuj medytacji, jeśli chcesz się odprężyć.

- To nie zadziała.

- Nie, jeśli masz takie podejście... pooddychaj, o tak, połóż się na

plecach i zamknij oczy.

- Teraz?

- Teraz, po prostu się połóż.

- A potem?

- Zamknij oczy i po prostu spokojnie oddychaj. - Popatrzyła na jego

piękną twarz, miał ciemne oczy, niezwykle długie rzęsy przysłaniały

błękitne cienie zmęczenia. Nos miał idealnie prosty i idealnie

proporcjonalny do reszty twarzy, która była bezbłędna. Perfekcyjna.

Perfekcjonista zauważyłby, że się nie ogolił, ale delikatny zarost

jedynie dodawał męskości jego mocno zarysowanej szczęce, tak musiał

wyglądać nad ranem po upojnej nocy.

- Musisz się zrelaksować - powiedziała Matylda. Jej słowa stanowiły

zaprzeczenie postawy całego ciała; ledwie mogła spokojnie oddychać. -

Wykorzystaj mięśnie przepony i wdychaj nosem, a wydychaj ustami.

- Słucham? - Otworzył jedno oko.

R S

background image

68

- Oddychaj mięśniami brzucha - wyjaśniła. - Nie poruszaj klatką

piersiową. Pamiętasz, jak Alex była mała, a ty patrzyłeś, jak śpi? Dzieci

potrafią się zrelaksować, instynktownie wiedzą, jak właściwie oddychać.

- Tak? - zademonstrował Dante.

- Prawie, daj, pomogę ci, napieraj na moją dłoń. - Usiadła i

odruchowo wyciągnęła rękę, aby go poinstruować. Pokazywała to wielu

znajomym, wiedziała, jak to zrobić, jednak teraz jej ruchy były pełne

wahania, dotknęła jego płaskiego brzucha, wiedząc, do czego to może pro-

wadzić, chciała się cofnąć, ale jednocześnie nie mogła się opanować, aby

go nie dotknąć, poczuć...

Jej dłoń spoczywała na jego brzuchu, ale gest ten był dla niej zbyt

intymny, czuła jego ciepło, czuła, jak zamiera jego oddech. Bolały ją palce,

tak bardzo chciała rozpiąć jego koszulę i poczuć pod dłonią nagą skórę.

Skoncentrowała się na wskazówkach.

- Moja ręka nie powinna się poruszyć. Wciągnij powietrze nosem za

pomocą mięśni przepony, a potem wypuść ustami. Tak właśnie. Wstrzymaj

oddech i pozwól lecieć myślom.

Czuła cytrynowo-bergamotowy zapach jego wody kolońskiej, jego

oddech był tak blisko i po kilku sekundach, które zdawały się trwać

wiecznie, Matylda poczuła, jak cień jego głowy przesłania jej słońce, a

chłodne wargi dotykają jej ust.

- Jesteś piękna, bella - powtarzał to raz za razem, z twarzą tuż przy

jej twarzy, oddychając nierówno, szybko, a ona czuła się teraz przepeł-

niona siłą, czuła jego pożądanie. - Co ty ze mną wyprawiasz, seksowne

stworzenie.

R S

background image

69

To prawda, dzięki niemu poczuła się seksowna. Jej ciało reagowało

na jego słowa, opadł obok niej i przytulił ją do siebie, a świat stał się

jeszcze piękniejszy dzięki temu, co właśnie miało miejsce.

- Jesteś taka piękna, Matyldo, tamte słowa... - zachichotał.

- Musiałam je usłyszeć. - Uśmiechnęła się Matylda. - To chyba

najmilsze, co usłyszałam kiedykolwiek.

Roześmiał się niewymuszonym śmiechem i dobrze było widzieć go

nieco odmienionego, odprężonego i Matylda wiedziała tylko, że pragnie

jeszcze więcej.

- W końcu masz odpowiedź na swoje pytanie.

- Jakie pytanie?

- To był problem Edwarda, nie twój - pocałował ją czule.

- Albo ty jesteś takim cudownym kochankiem.

- Och, to też - Uśmiechnął się. - Wiesz, ludzie czasem w gniewie

mówią rzeczy, których wcale nie myślą.

- Być może - rzekła łagodnie. - W gniewie mają odwagę powiedzieć

to, czego normalnie by się bali.

Słońce zaszło za chmury, jego twarz nagle pociemniała i Matylda nie

wiedziała, czy to z powodu słów, jakie powiedziała, czy tego, co usłyszeli.

Na żwirowym podjeździe zazgrzytały opony. Odskoczyli od siebie niczym

dzikie koty.

- Dante! - rozległ się przenikliwy głos Katriny. Matylda zdołała się

ubrać w rekordowym tempie i niemal przewróciła się, nakładając buty,

serce waliło jej jak młotem, kiedy furtka do ogrodu stanęła otworem.

- Widziałam twój wóz, co ty tutaj robisz? - Katrina bez pardonu

zwróciła się do Dantego.

R S

background image

70

- Usiłuję nadgonić lekturę, ale chciałem zobaczyć, jak idą prace w

ogrodzie, zanim zamknę się na resztę dnia. Jak Alex?

Katrina najpierw nie odezwała się ani słowem, podejrzliwie

przyglądając się to Matyldzie, to znów Dantemu.

- Śpi w aucie, zaraz ją przyniosę.

- Pójdę ci pomóc - zaoferował się Dante.

Katrina jednak zdążyła już się oddalić, nie spojrzawszy nawet w tył.

- Myślisz, że się domyśliła?

- Na pewno nie. - Dante pokręcił głową, ale na jego twarzy drgały ze

zdenerwowania mięśnie, a dłonie zacisnął w pięści. - Dlaczego miałaby

pomyśleć, że nas cokolwiek łączy?

Matyldę zaskoczyła zmiana, jaka w nim zaszła. To już nie był ten

mężczyzna, który przed chwilą jeszcze trzymał ją w ramionach, w jego

miejsce pojawił się nieprzystępny człowiek, taki, jakiego spotkała po raz

pierwszy.

- Może domyśliła się, że się kochaliśmy albo że zbliżyliśmy się do

siebie w ciągu ostatnich dni.

- Nie. - To pojedyncze słowo zabolało ją jeszcze bardziej.

- Zatem o co w tym wszystkim chodziło? - spytała Matylda,

wykonując zamaszysty ruch ręką, pokazując miejsce, w którym ją znalazł,

gdzie się z nią kochał, kazał skonfrontować z własnymi obawami. - Co

tutaj zaszło, Dante?

- Seks. - Spojrzenie ciemnych oczu użądliło w samo serce, a

ostrzegawczy ton głosu oznajmił, że przekroczyła granicę.

- To było coś więcej i ty doskonale o tym wiesz - wydyszała

Matylda, zszokowana jego oschłością. - Dante, proszę, nie rób tego... -

R S

background image

71

Usiłowała sięgnąć ręką do jego ramienia, ale on cofnął się, jakby była

zakażona, jakby się jej brzydził.

- Zatem dobry seks.

Teraz Matylda schowała się do skorupki, pozamykała wszystkie

bramy i nie miała zamiaru nigdy więcej wpuścić przez nie tego

mężczyzny.

- Nie, Dante, to nie był dobry seks. Dobry seks to nie tylko sam akt,

dobry seks to także to, jak się czujesz po, a teraz nie przypominam sobie,

żebym kiedykolwiek czuła się gorzej.

Musiała to powiedzieć, wiedziała, że on zaraz pójdzie i jeśli nie

wykrztusi z siebie tych słów prawdy, niechybnie się nimi udusi.

- Nie wiem, jaki masz problem, i nie wiem, dlaczego niszczysz coś,

co mogłoby być tak wspaniałe. Może to usprawiedliwisz, sądząc, że nie

jestem na tyle inteligentna, żeby grać według twoich zasad, albo że w

niczym nie dorównuję twojej żonie, ale to już całkowicie twoja sprawa. I

szczerze mówiąc, nic mnie to już nie obchodzi.

Zdołał jedynie zamrugać, ale wiedziała, że musiała go zaskoczyć,

wiedziała, że chociaż odepchnął ją jeszcze bardziej, jej słowa dotarły do

samego wnętrza.

Ciągnęła zatem dalej.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że uprawiałam z tobą seks,

Dante, ale wyjaśnijmy sobie jedno, może straciłam nieco swojej godności,

ale ty straciłeś o wiele więcej...

To Matylda odeszła, Matylda ruszyła w stronę domu i wykrzyczała

przez ramię:

- Właśnie straciłeś mnie!

R S

background image

72

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Jego oschłość i emocjonalne opuszczenie jej po chwili intymności,

jaką wspólnie dzielili, sprawiły, że. bolesna decyzja stała się stosunkowo

łatwa, nie chciała odejść od Dantego, potrzebowała tego po prostu.

Dzielenie z nim domu, uczestniczenie w jego życiu i jednoczesne ciągłe

odrzucenie były torturą nie do zniesienia. Matylda obdzwoniła wszystkich

znajomych, którzy pomogliby jej przyspieszyć zakończenie prac, i tym

samym jak najszybciej wydostać się z sytuacji, w której się znalazła.

Były to jedne z najbardziej wyczerpujących chwil w jej życiu.

Matylda była wdzięczna niebu za nawał pracy i co wieczór kładła się cała

obolała do łóżka i jedyne, na co mogła się zdobyć, to ucieczka w długi,

niespokojny sen ze świadomością, że zaraz po przebudzeniu pojawi się ból

- Nie wierzę własnym oczom - powiedział późnym sobotnim

wieczorem Hugh, nalewając

jej kieliszek szampana w ogrodzie, gdzie zjawił się z Katriną po

kolacji. Wpatrywał się w zdumieniu w ogród, który był niemal na

ukończeniu, niczym przebudzona Królewna Śnieżka, a zarośnięta dzikość

stanowiła odległe wspomnienie. Tutaj znajdował się raj dla dzieci - la-

birynt żywopłotu, tajemne ścieżki, miękki torf oraz mnogość małych

światełek ozdabiających rozłożystą wierzbę. - Co o tym sądzisz, Katrino?

- Jest bardzo ładnie - odpowiedź Katriny nie była zbyt wylewna, ale

Matyldy wcale to nie interesowało. Jedyne, na czym jej zależało, to

świadomość, że za mniej niż dwanaście godzin już jej tutaj nie będzie i

R S

background image

73

będzie mogła zacząć zbierać w całość kawałki swojego życia, które Dante

z taką łatwością porozbijał w pył.

- Oczywiście najważniejsza jest opinia Alex.

Jakby na zawołanie otworzyła się furtka, Matylda nawet nie

spojrzała w stronę Dantego, skupiła uwagę na Alex, która szła spokojnie

obok ojca, trzymając go za rękę. Wyglądała cudownie, ubrana w

bawełnianą piżamkę i urocze pantofelki w kształcie kotków. Śliczną buzię

okalały umyte blond loczki. Nagle jej zwykle nieobecne oczy zapaliły się z

ciekawości, a na poważnej twarzyczce pojawił się uśmiech. Matylda

włączyła przysiek i rozpoczął się taniec fontann. Alex aż wstrzymała

oddech z wrażenia.

Podbiegła do strumieni wody, tak jak zrobiłaby to większość dzieci.

W przypadku Alex to było coś niezwykłego.

- Chyba się jej podoba - mogła wybaczyć proste słowa Hugh,

ponieważ po jego policzkach ciekły strumienie łez. Patrzył, jak jego

wnuczka biega radośnie pośród tryskających fontann, i w tym momencie

Matylda zrozumiała, że jej cierpienie miało jednak jakiś sens.

Zobaczyła, jak to zamknięte w sobie dziecko wyłania się ze swej

skorupy; nawet jeśli miało to trwać tylko chwilę, wiedziała, że jej pomysł,

jej wizja, dotarły do serca dziewczynki. Zwykła wesołość Matyldy,

stłumiona ostatnio zachowaniem Dantego, ponownie wyjrzała na świat,

kiedy obserwowała dzieło własnych rąk oczami dziecka.

Takiego dziecka jak Alex.

- Patrz! - Kucnęła koło Alex i szepnęła podekscytowanym głosem: -

Popatrz, co jest tutaj! - Rozdzielając zasłonę z gałązek wierzby, wpro-

wadziła dziewczynkę w głąb schronienia oświetlonego bajeczną

R S

background image

74

iluminacją. Była to oaza, w której mogła przebywać Alex. Jednak

magiczną chwilę zakłócił szelest liści i w środku pojawił się Dante.

- Możesz powycinać znaki w korze - jej głos stał się zupełnie

bezbarwny, kiedy zwróciła się do niego - lub powiesić tu lusterka albo

obrazki, a może kocyk i łóżeczko dla lalek byłyby dobrym pomysłem...

- Ona to uwielbia - rzekł Dante głosem wyzutym z emocji. - Po raz

pierwszy widzę ją tak szczęśliwą - dodał, patrząc na córkę.

- Nie jest tak źle, jak na głupi ogród - rzekła zgryźliwie Matylda.

Jednak ze względu na obecność Alex powstrzymała ton pełen pretensji i

żalu. - Muszę trochę posprzątać i dodać jutro kilka drobiazgów, ale przed

lunchem już mnie nie będzie.

- Przed lunchem? - W jego głosie pojawiła się iskierka

zaniepokojenia.

- Pewnie nie zdążę się spotkać z tobą jutro, ale napiszę kilka

wskazówek dla ogrodnika, ogród będzie wyglądał z czasem coraz lepiej.

Co dzień widać będzie zmiany. Wzdłuż ścieżek posadziłam mnóstwo

kwiatów, więc nie należy tu zbyt często przycinać trawy...

- Matyldo, musimy porozmawiać - przerwał jej, sięgając ręką ku jej

dłoni, jednak ona cofnęła się, zdeterminowana, by zachować się w tej

sytuacji z resztką godności.

Nie mogła jednak powstrzymać się, by na niego nie spojrzeć, ten z

pewnością ostatni raz. Jej wskazówki dla niego miały podwójne znaczenie

i Matylda wiedziała z wyrazu twarzy Dantego, że doskonale wszystko

zrozumiał.

- Nie, Dante, to ty musisz posłuchać, dzisiaj ten ogród wygląda

pięknie, ale jutro, kiedy zabiorę swoje rzeczy i już mnie nie będzie, możesz

dostrzec jego wyraźne niedociągnięcia, jutro w świetle dnia możesz zacząć

R S

background image

75

się zastanawiać, za co, do diabła, tyle zapłaciłeś, ponieważ światełka nie

będą się palić, a krzewy będą się wydawać chudsze niż wieczorem.

Zobaczysz wszystkie linie ścieżek i patyki podtrzymujące rośliny i...

- Nadal będzie dla mnie piękny - przerwał jej Dante - ponieważ już

dał mi więcej przyjemności, niż mogło mi się to zdawać możliwe.

Miał na myśli Alex, ponieważ jego ręce wykonały gest w kierunku

córki, ale patrzył w oczy Matyldzie, zupełnie jakby miał na myśli to, co

między nimi zaszło.

- Może będzie trzeba się trochę przyzwyczaić, ale teraz rozumiem, że

warto. Jeśli będę o niego dbał, opiekował się, doglądał, wówczas

odwzajemni się po dziesięciokroć.

- Tak by było - odparła łagodnym tonem Matylda wdzięczna, że

pojawili się Katrina i Hugh, którzy przerwali bolesną dla niej sytuację.

Cokolwiek Dante chciał powiedzieć, to było zbyt mało i zbyt późno,

i nawet ogród pełen kwiatów nie był w stanie tego zmienić.

- Dołącz do nas na drinka - zaproponował Hugh. - Dante zaraz

kładzie Alex spać...

- Mam jeszcze trochę roboty - uśmiechnęła się Matylda i pokręciła

głową. - Ale dzięki za propozycję.

- Chyba zostaniemy na noc - skrzywiła się Katrina. - Hugh wypił

zbyt dużo szampana, aby prowadzić.

- Tylko jeden kieliszek - zaprotestował nieśmiało Hugh, ale Katrina

już podjęła decyzję. Matylda miała na końcu języka, żeby się nie trudziła

pilnowaniem Dantego podczas jej ostatniej nocy w tym domu, ale zamiast

tego powiedziała dobranoc i skierowała się w stronę narzędzi, które trzeba

było poukładać.

R S

background image

76

- Naprawdę powinnaś pomyśleć o skończeniu pracy na dziś -

odezwał się Dante. - Nadchodzi burza, a wokół jest pełno niepochowa-

nych kabli, to może być niebezpieczne.

Nie potrudziła się nawet o odpowiedź, wdzięczna, że już sobie

poszli, furtka zamknęła się, a ona została sama.

Pomimo ogromnego zmęczenia, szesnastogodzinnego dnia pracy

Matylda wreszcie udała się pod prysznic i opadła na łóżko. Zmorzył ją sen,

ale przyśnił jej się Dante i obudzona leżała wpatrzona w zatokę,

obserwując ciemne chmury, które doskonale korespondowały z jej na-

strojem.

Nie mogła wygnać z myśli obrazu Dantego, bezustannie powracały

jego słowa; wiedziała, że niemal mu przebaczyła i że gdyby jej teraz

dotknął, z pewnością by mu uległa.

Z oddali korytarza dobiegł krzyk; Matylda słuchała, jak Alex płacze

przez sen. W pierwszym odruchu chciała pobiec do dziewczynki, ale

została w łóżku, wiedząc, że Dante musiał usłyszeć ją na intercomie.

Jednak wołanie Alex stawało się coraz głośniejsze i w końcu Matylda

poderwała się z łóżka. Płacz dziecka rozdzierał jej serce. Powinna zejść na

dół i powiadomić Dantego. Kiedy wyszła na korytarz w krótkiej nocnej

koszulce, krzyki Alex były tak głośne, że bez zastanowienia pchnęła drzwi

do pokoju dziecinnego. Chwyciła małe ciałko w objęcia, starając się ją

uspokoić.

- Cicho, kochanie - wyszeptała, kojąco głaszcząc dziewczynkę po

pleckach; dotknęła jej policzka, cały czas przemawiając do małej spo-

kojnym tonem, aż w końcu Alex zaczęła się uspokajać.

R S

background image

77

- Już dobrze, Alex - powtarzała to raz za razem, aż w końcu ciałko

dziewczynki odprężyło się. Zaczęła łagodnie kołysać ją w ramionach.

- Co się stało?

Była tak skupiona na Alex, że nawet nie zauważyła, jak wszedł.

Ze względu na Alex nie pozwoliła sobie na żaden gwałtowny ruch,

tylko nadal kołysała małą w ramionach.

- Płakała, miałam iść cię zawołać, ale...

Głos jej zamarł. Jak miała mu powiedzieć, że nie mogła przejść obok

wołającego dziecka?

- Myślałam, że ją słyszysz na intercomie.

- Nie działa, idzie burza, są jakieś zakłócenia. - Stał obok i myślała,

że weźmie od niej Alex, ale się myliła. Popatrzył na córkę, przeczesał

dłonią jej włoski i rzekł:

- Naprawdę się przestraszyła, a ty dałaś radę ją ukoić.

- Tylko ją przytuliłam - odparła Matylda - tak jak ty to robisz i cały

czas do niej przemawiałam.

- Nikt nie jest w stanie jej uspokoić, nikt oprócz mnie i niekiedy

Katriny.

Przez dłuższy czas stali w milczeniu, a krępująca cisza przerywana

była jedynie westchnieniami zmęczonego dziecka i delikatnym szlochem.

W końcu, kiedy się całkiem uspokoiła, Matylda odłożyła ją ostrożnie do

łóżeczka.

- Gorąco tutaj - zauważył Dante niezbyt spokojnym głosem.

Otworzył okno i do środka wdarł się upojny zapach jaśminu. Matylda cof-

nęła się, a Dante okrył lepiej Alex i czule ucałował ją w czoło. Dla

Matyldy to było zbyt wiele, uciekła niemal z pokoju i na korytarzu otarła

łzy z policzków.

R S

background image

78

Poczuła na ramieniu silny uścisk.

- Matyldo...

- Nie. - W jej głosie było błaganie, ponieważ wiedziała, co ma

nadejść. Wiedziała, że Dante znowu ją przeprosi, a ona była przerażona na

samą myśl, że mogłaby mu ulec. - Zostaw mnie w spokoju, Dante.

- Nie mogę tego zrobić. - Jego dłoń nadal spoczywała na jej

ramieniu, ale ją strząsnęła i odwróciła się do niego twarzą; nie mogła

powstrzymać przepełniającego ją gniewu. Świadoma bliskiej obecności

Alex, starała się mówić cichym głosem.

- Dlaczego ja? - wyszeptała z wściekłością, czując spływające po

policzkach łzy. - Dlaczego uwziąłeś się na mnie, skoro możesz mieć każdą,

której zapragniesz?

Doleciał ją szelest stóp Hugh i Katriny i głos zamarł jej w piersi. W

przerażeniu wlepiła w niego wzrok, świadoma tego, że stoi w piżamie i

wiedząc, jak to zostanie odczytane. Nie miała siły na konfrontację.

Refleks Dantego był błyskawiczny. Mocno chwycił ją za rękę i

jednym zwinnym ruchem wciągnął przez drzwi do jakiegoś pokoju. Wpad-

ła z deszczu pod rynnę.

Znajdowali się w jego sypialni. Zaczęła miotać się i okładać go pięś-

ciami, niemal jak Alex w napadzie złości.

- Wiedziałeś, co to dla mnie znaczy, wiedziałeś, co mi tym zrobisz.

Wiedziałeś, że sprawi mi to ból. Po co w ogóle zaczynałeś? Mogłeś mieć

każdą, po co wybrałeś akurat mnie?

- Cicho - uspokajał ją Dante, kroki na korytarzu zbliżały się coraz

bardziej, ale Matyldy już to nie obchodziło.

R S

background image

79

- Czemu? Boisz się, co powie Katrina? - Nie było dane jej skończyć.

Przytrzymywał obie jej dłonie, a jego usta mocno przywarły do jej warg i

nie pozwoliły na ani jedno słowo więcej.

- Dobranoc, Dante - rozległ się zza drzwi, z innego świata, głos

Katriny.

Ostrzegając Matyldę wzrokiem, odsunął usta i odparł bez jednego

ruchu:

- Dobranoc, Katrino.

Przebrała się miarka wstydu i wtedy Dante oznajmił:

- Nie muszę opowiadać się Katrinie, Matyldo. Ale szanuję ją. Jest

matką mojej żony i babcią mojego dziecka, nie postawię jej przed faktem

dokonanym bez wcześniejszego uprzedzenia o nowym związku.

- Jakim związku? - wypaliła z przekąsem Matylda, ale jej policzki

płonęły. Wiedziała, że Dante ma rację. - Seks bez zobowiązań to dla mnie

za mało, Dante.

Jej ciało jednak zdawało się twierdzić inaczej i całe aż drżało z

podniecenia jego bliskością.

- Dla mnie to też za mało - powiedział łagodnie Dante. -

Przynajmniej, od kiedy ty się pojawiłaś. - Już jej nie przytrzymywał

rękoma, ale teraz przybijał ją wzrokiem. - Dama, która pyta mnie o drogę,

dama, która wchodzi ze mną do windy, a potem w moje życie. To ja cię

chciałem znowu zobaczyć. Hugh powiedział, żeby odwołać kolację, ale to

ja się uparłem, aby tego nie robić.

Zamrugała powiekami, całkowicie zaskoczona, przepełniona

nieśmiałą nadzieją.

- Musiałem cię pocałować, przekonać się, że kiedy to zrobię, to

będzie koniec, ale nie... - Teraz Dante wyglądał na zmieszanego. - Jesteś

R S

background image

80

jak narkotyk. Potrzebuję cię coraz więcej, kochamy się i nadal wmawiam

sobie, że tego mi trzeba, zaspokojenia męskich żądzy, a potem, kiedy

ogród jest skończony, wówczas i z nami będzie koniec. Nie chcę tego czuć,

Matyldo...

- Dlaczego? Z powodu Jasmine?

Na jego twarzy pojawił się ból i przez ułamek sekundy pożałowała

słów, które wypowiedziała, ale w jakiś sposób czuła, że trzeba stanąć z tym

twarzą w twarz. Dante pokręcił głową.

- Alex jest tu najważniejszą osobą.

- Zawsze będzie - powiedziała Matylda. Była pewna, że nie jest to

koniec tematu i pomimo pozornej otwartości Dante nadal coś w sobie

skrywa. Była jednak pewna, że jeśli będą razem przez resztę życia, będą

mieli całe mnóstwo czasu, by znaleźć źródło jego bólu.

Czuła na plecach dłoń, która masowała ją w uspokajającym geście,

ale gest ten był jednocześnie niebywale erotyczny. Słyszała równomierne

bicie serca. Wdychała zapach męskości, czując delikatne usta krążące

wokół jej szyi.

Kochanie się z Dantem było zjawiskiem nie z tej ziemi, ale nic nie

mogło równać się z uczuciem, jakie ją ogarniało, kiedy tulił ją w ramio-

nach, kiedy czuła jego ciepło przy swoich plecach i jego gorącą dłoń na

swoim brzuchu, doświadczając wspólnoty dzielonego łoża.

I obietnicy, jaką przyniesie kolejny dzień.

R S

background image

81

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Dante!

Ledwie wypowiedziała to słowo, raczej uleciało wraz z oddechem,

otworzyła oczy, kiedy drzwi do sypialni uchyliły się. Stała w nich malutka

postać wpatrująca się w wielkie łoże i Matylda zrozumiała, że Alex nie

powinna jej zobaczyć. Wykręciła się w ramionach Dantego, starając się

skryć pod kołdrą, a tym samym jakoś go obudzić. Szturchnęła go łagodnie,

czując się niczym zbieg i czekając, aż Dante zajmie się opanowaniem

sytuacji.

- Alex, kochanie - czuła, jak odrzuca na bok kołdrę, szuka na

podłodze spodenek i wstaje z łóżka, a potem idzie do drzwi. - Czy coś cię

obudziło?

A ponieważ to była Alex, nie dostał odpowiedzi na swoje pytanie.

Matylda słyszała pocieszające słowa i to, jak Dante bierze dziecko na ręce i

wychodzi z pokoju. Poczekała, aż zamkną się za nimi drzwi. Włożyła

szlafrok

Dantego i czekała na niego w łóżku, lekko drżąc pomimo nocnego

upału.

- Nic jej nie jest? - Popatrzyła na niego zaniepokojona. - Chyba mnie

nie widziała, tak tutaj ciemno, usłyszałam, jak otwiera drzwi...

- Wszystko w porządku, dałem jej wody do picia i zasnęła znowu.

Nie wiem, co się z nią dziś dzieje... - Usiadł i objął ją ramieniem, ale ona

wyczuwała jego napięcie, wiedziała, że martwi się, co Alex mogła

zobaczyć.

R S

background image

82

- Słyszałam, jak otwiera drzwi i schowałam się, naprawdę nie sądzę,

żeby mnie widziała.

- Nie wydawała się zmartwiona, myślę, że chciało jej się po prostu

pić. - Odgarnął włosy z czoła i Matylda dostrzegła w nim teraz nie

kochanka, lecz ojca, którym na zawsze pozostanie.

- Pójdę do siebie.

- Nie. - Pokręcił głową i wyciągnął rękę, usiłując przytrzymać ją za

nadgarstek. Wiedziała, że nie chce, żeby szła, i sama też nie chciała iść, ale

czuła, że tak będzie właściwie.

- Dante, nic się nie dzieje, Alex może przyjść znowu i żadne z nas

nie wypocznie. Pójdę i położę się u siebie, tak będzie lepiej. Raz nam się

udało...

- Rozumiesz?

- Całkowicie - powiedziała łagodnie Matylda, obejmując dłonią jego

policzek. Czuła pod palcami szorstkość jego zarostu. - Musisz być tutaj ze

względu na Alex - wyszeptała.

Pocałowała go w policzek, wiedząc, że jest rozdarty między

pragnieniem a poczuciem obowiązku, i wiedząc, że będzie mu łatwiej, jeśli

pójdzie.

Poczuła się lepiej, mogąc umościć się we własnym łóżku owinięta

jego szlafrokiem, nadal ciepła od jego dotyku. To była najbardziej dorosła

decyzja w jej życiu.

To była miłość.

- Dante! - Brutalnie obudzona piskliwym krzykiem Matylda usiadła

w łóżku. W pierwszej sekundzie nie wiedziała, co się dzieje. Usiłowała

zebrać w całość wydarzenia ubiegłej nocy i zorientować się, co się dzieje.

R S

background image

83

- Gdzie ona jest?

Owinęła się szlafrokiem Dantego i wyszła z łóżka. Czuła, jak serce

wali jej młotem, słysząc przestrach w głosie Katriny, która czekała na

odpowiedź Dantego. Na jego odpowiedź, że Alex jest u niego w łóżku.

Matylda poczuła skurcz w żołądku, kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła

pobladłą, wykrzywioną w rozpaczy twarz Dantego..

- Alex nie ma w łóżeczku. Nie możemy jej nigdzie znaleźć.

Matylda wypadła z pokoju wprost na Dantego.

- Basen! - krzyknęli jednogłośnie.

Zaczęły ożywać najgorsze koszmary Dantego; Matylda pospieszyła

za nim, ledwie dotykając bosymi stopami podłogi. Biegła, przeskakując po

dwa stopnie naraz. Basen był ogrodzony i zamknięty, usiłowała

racjonalizować w myślach. Dante zawsze bardzo uważał na córkę, jej

bezpieczeństwo było dla niego na pierwszym miejscu; nie było

możliwości, aby Alex mogła się dostać na teren basenu. Dante był już nad

wodą, w końcu dogoniła go i zerknęła na błękitną powierzchnię. Nie było

tam nikogo. Oświetlona światłami zatoka migotała w oddali, olbrzymi

ocean rozciągał się tuż obok, a malutkiej dziewczynki nadal nigdzie nie

było.

- Dzwoń na policję. - Jego głos był spokojny, ale usta miał

zaciśnięte, a na jego twarzy grały mięśnie, spojrzał na zatokę i dodał: - Po-

wiedz, żeby zawiadomili straż przybrzeżną.

- Wczoraj w nocy nic jej nie było! - ostry ton głosu Katriny

niebezpiecznie zagrał na już i tak nadwerężonych nerwach Matyldy.

Policja zdążyła już przybyć, w tle słychać było szum radia, a oficerowie

rozpoczęli procedurę przesłuchiwania dorosłych, przeszukiwania domu i

R S

background image

84

ogrodu. Słychać było odgłos krążącego nad zatoką helikoptera. Spojrzała

na Dantego, który wrócił wraz z policjantami z plaży. Na widok jego

przytłoczonej rozpaczą sylwetki zapragnęła go przytulić, ale była

świadoma reakcji Katriny, więc się powstrzymała.

- Zaglądałam do niej, kiedy szłam do łóżka...

- Która to była godzina? - spytał policjant robiący notatki.

- Jedenasta, może dwunasta - odparła Katrina. - Dante był już u

siebie.

- Zatem to pani widziała ją jako ostatnia?

- Nie - powiedział Dante. - To ja widziałem ją ostatni. Była

niespokojna, kiedy szła spać, ale uspokoiła się potem i kilka godzin

później przyszła do mnie do sypialni.

- Wyszła z łóżeczka?

- Nauczyła się to robić. Chciało jej się pić, więc dałem jej wody i

przytuliłem na chwilę.

- Była zdenerwowana?

- Nie, nie wydaje mi się.

- Nie wydaje się panu? - spytał policjant i Matylda pomyślała, że

zaraz uderzy go za brak zrozumienia, ale Dante zdawał się nieporuszony.

- Moja córka ma problemy, problemy związane z zachowaniem. Nie

reaguje w zwykły sposób, nigdy do końca nie wiemy, co myśli, pańscy

koledzy mogą być kilka metrów od niej i wołać jej imię, a ona nie

zareaguje. Trzeba to im powiedzieć.

Oficer skinął głową do swego partnera, który po chwili wyszedł z

pokoju.

- Dał jej pan pić i co potem?

- Otworzyłem nieco bardziej okno.

R S

background image

85

- Coś jeszcze? Czy jeszcze wydarzyło się coś, co byłoby niezwykłe

tej nocy? Jakieś dziwne odgłosy, telefony, cokolwiek, nawet jeśli zdaje się

panu, że nie ma związku z zaginięciem pańskiej córki? Coś, co mogłoby ją

zdenerwować?

Dante spojrzał na Matyldę.

- Nie. - Jednak poczucie winy w jego oczach z powodu zatajenia

prawdy sprawiło, że wiedziała, co nastąpi za chwilę, jedyną osobą, której

chciał w tej sytuacji bronić Dante, była jego córka.

- Panie komisarzu, czy możemy wyjść na zewnątrz i porozmawiać?

- O czym? - zażądała wyjaśnień Katrina. - Czego nie chcesz nam

powiedzieć Dante? Co takiego stało się zeszłej nocy, czego nie możesz

powiedzieć przy mnie?

Matylda stała zmieszana, ale Katrina sama odpowiedziała sobie na to

pytanie:

- Ty dziwko - warknęła. - Masz na sobie szlafrok Dantego. Byłaś z

nim w łóżku, to dlatego ta mała uciekła w środku nocy.

- Nie sądzę, aby mnie widziała - odparła Matylda. - Oboje spaliśmy,

a ona otworzyła drzwi...

- I zobaczyła kobietę, która nie jest jej matką w łóżku własnego ojca!

Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś, Matyldo? Czy masz pojęcie,

jaką szkodę wyrządziłaś mojej wnuczce?

- Daj spokój, Katrino - rzekł Dante ostrzegawczym tonem.

- Z całą pewnością nie dam. Czy Alex was widziała? Weszła i

zobaczyła, jak...

- To nie było tak... - rzekła Matylda.

- Zamknij się! Zaniknij się, do diabła! Nie masz tu nic do

powiedzenia, ani słowa!

R S

background image

86

- Katrino - rzekł Dante, poszarzały na twarzy. - To nic nie pomoże...

- Oczywiście, że pomoże. W jaki sposób przespanie się z nią miało

pomóc twojej córce? Czy zhańbienie pamięci mojej córki pomoże Alex?

Mówiłam ci, mówiłam, żebyś trzymał swoje sprawy z daleka od Alex, a tu

nagle taka mała...

- Powiedziałem, dość! - Lodowaty ton przepełniony był taką złością,

że Katrina ucichła.

- Teraz musimy pomóc policji, kłótnie nic tu nie dadzą - wtrąciła się

Matylda.

- Ma rację - rzekł Dante do Katriny, komentując słowa Matyldy.

Jednak ból w jej piersiach rósł coraz większy i przelał się, kiedy

Dante zwrócił się do niej i rzekł:

- Myślę, że powinnaś teraz odejść, Matyldo.

- Odejść? - Pokręciła głową przerażona jego słowami. - Nie odtrącaj

mnie Dante, zeszłej nocy powiedziałeś...

- Zeszłej nocy byłaś jego dziwką - krzyknęła Katrina. - Powiedział

to, co chciałaś usłyszeć, żeby zaciągnąć cię do łóżka. Dante kochał moją

córkę. Jasmine jeszcze w grobie nie ostygła. Uważasz, że mogłabyś zająć

jej miejsce? Naprawdę uwierzyłaś w to, co ci mówił, w to, że zszarga jej

pamięć twoją osobą?

- Nikt nie ma zamiaru szargać pamięci Jasmine - wtrącił Dante.

- Nikt! Ponieważ jeśli naprawdę kochałeś moją córkę, ostatnia noc

była jedynie przygodą, niczym więcej, a ja wiem, że ją kochałeś!

- Kochałem. Ale teraz myślę tylko o Alex i o tym, że jej nie ma...

- Pozwól mi pomóc w poszukiwaniach - usiłowała ubłagać go

Matylda. - Dante, proszę...

R S

background image

87

- Chcesz pomóc? - Nie mogła odczytać wyrazu jego twarzy. - Jeśli

naprawdę chcesz pomóc, zrób, o co cię proszę, i jedź do domu. Tak będzie

lepiej.

- Lepiej dla kogo? - wyszeptała przerażona Matylda, znając

odpowiedź, jeszcze zanim padła.

- Lepiej dla wszystkich.

Spakowanie rzeczy zajęło jej dziesięć minut, ściągnęła walizkę ze

schodów i w dziesięć minut usunęła się z życia Dantego. Zaciskała zęby,

aby nie popłakać się z rozpaczy. Chciała go uderzyć, krzyknąć, nie mogła

uwierzyć, że znowu jej to zrobił, ale w jakiś sposób zdusiła te uczucia,

strach związany z zaginionym dzieckiem był silniejszy od wszystkiego

innego.

- Potrzebny nam pani numer telefonu - odezwał się policjant, który

podszedł do jej samochodu, kiedy zapaliła silnik. Napisała numer na kartce

papieru.

- Czy mogę pomóc? W poszukiwaniach?

- Proszę zaczekać - rzekł policjant, usłyszawszy coś przez radio.

- Znaleźli ją?

- Najpierw muszę powiadomić ojca dziecka. Matylda zatrzasnęła

drzwiczki i ruszyła u jego boku w stronę domu.

- Jak się czuje? Nic jej nie jest?

- Nie jestem pewien, znaleźli ją spacerującą po wydmach, zabierają

ją do szpitala...

- Ona niewiele mówi, muszę powiedzieć Dantemu.

R S

background image

88

- Proszę pani, naprawdę nie sądzę... myślę, że teraz powinna pani

zostawić ich samych; po kilku dniach emocje opadną, a teraz proszę po-

słuchać rady pana Costello i wracać do domu.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Wszystko było trudne, nawet sprzątanie maleńkiego mieszkania było

wysiłkiem ponad siły. Była zmęczona, ale musiała wszystko oczyścić i

zacząć żyć na nowo.

Bez Dantego.

Zaczęła odkurzać, mając nadzieję, że szum odkurzacza zagłuszy

niechciane myśli.

Dwa tygodnie wcześniej nawet nie wiedziała o jego istnieniu, a teraz

zajął wszystkie jej myśli, każdy oddech i każdy centymetr skóry. Była nim

przesiąknięta, zatopiona w nim, pragnęła go i nienawidziła jednocześnie.

Nie mogła uwierzyć, że Dante pozwoliłby jej odejść, nie

poinformowawszy nawet, czy jego córka żyje, czy nie, zakładając, że cały

świat żyje równie bezuczuciowo jak on, że emocje można włączać i

wyłączać na żądanie.

Była już w domu od czterech dni, a on przez te cztery dni nie

pofatygował się nawet, aby podnieść słuchawkę i powiedzieć jej, jak się

czuje Alex. Zasługiwała przynajmniej na to.

Przez pierwsze dwa wieczory obserwowała go na ekranie telewizora,

ale jego widok stawał się nie do wytrzymania; nie mogła go już oglądać

ani o nim czytać; musiała oderwać myśli i uspokoić się choćby na chwilę.

R S

background image

89

Wiedziała, że to na nic. Że zapracuje się na śmierć, wypełni

kalendarz sprawami do załatwienia, będzie wychodzić co wieczór ze

znajomymi i jedyne, co uzyska, to nadzieja, że ból z czasem minie.

Podeszła do garderoby i wyjęła z niej szlafrok Dantego, który w

pośpiechu spakowała wraz ze swoimi rzeczami. Czuła pod palcami jego

miękki materiał. Wtuliła w niego twarz, wciągając w nozdrza upojny

zapach. Przeżywała wszystko od początku, udrękę jego odrzucenia.

Poczuła ten ból, zniszczenie...

Alex!

Po raz pierwszy myśl o Dantem opuściła ją. Na jej ustach pojawiło

się imię jego córeczki. Po policzkach popłynęły łzy; myślała o malej i ko-

lejny raz analizowała sytuację. Coś nagle przyszło jej do głowy. Czyżby

problemy Alex były aż tak proste? Im dłużej o tym myślała, tym bardziej

to rozwiązanie stawało się sensowne. Musiała z kimś podzielić się tą

wiedzą.

Nie mogła połączyć się z Dantem, zadzwoniła więc do Hugh.

- Hugh, muszę porozmawiać z Dantem, ma wyłączony telefon, ale w

trakcie przerwy w procesie...

- Nie ma go w sądzie. Oglądałaś telewizję? Czytałaś gazety? Zarzuty

zostały oddalone, sprawa zakończyła się dwa dni temu...

- Dwa dni temu? Hugh, muszę pilnie z nim mówić, powiedz mi, jak

mogę go złapać?

- Jest we Włoszech. Prosił mnie, żeby nie dzwonić przez kilka

tygodni, że musi poukładać swoje sprawy, wiem, że jego gospodyni mnie

nie połączy i z pewnością nie połączyłaby też ciebie...

Wiedziała o tym, nie musiał tego dodawać.

- Hugh, czy mógłbyś podać mi jego adres?

R S

background image

90

- Nie wiem - czuła jego wahanie, Hugh bardzo pragnął powrotu

Dantego do Australii, i gdyby Matylda powiedziała coś, co mogłoby

sprawić, że wróci... - To chyba nie zaszkodzi, możesz do niego napisać, od

niego będzie zależało, czy przeczyta, czy nie.

Matylda wstrzymała oddech, notując adres Dantego, a następnie

wykonała drugi telefon tego dnia.

- Chciałabym zarezerwować lot do Rzymu.

- Na kiedy?

- Na najbliższy wolny poproszę.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

- Przykro mi, ale lot jest w całości zajęty.

- A kiedy jest najbliższy wolny?

- Mogę pani zarezerwować miejsce na jutro na jedenastą rano.

Równie dobrze mogła powiedzieć, że za sto lat.

Jeśli chciała jakiegoś znaku, właśnie go dostała. Usłyszała wyraźny

głos stewardessy.

- Możemy pani zaoferować zwrot.

- Nie chcę zwrotu. - Musiała zobaczyć się z Dantem, powiedzieć mu

to, czego nie mogła napisać, to co sama czuła, to, jaka była prawda. -

Muszę się koniecznie dostać na ten lot, to sprawa życia i śmierci.

- Wejście numer 10.

- Słucham? - Matylda zamrugała oczami, patrząc, jak jej walizka

otrzymuje zgrabną etykietkę.

R S

background image

91

- Niech się pani pospieszy - powiedziała kobieta. - Proszę iść na

pokład.

Matylda ruszyła przed siebie najszybciej, jak potrafiła. Prosto do

wejścia dla klasy ekonomicznej.

Nie miało znaczenia, czy on ją kocha, czy nie. Nie miało znaczenia,

że nie było jej stać na bilet, ani to, że leci na koniec świata. Jeśli chciała

znaku, właśnie go dostała. Robiła to, co należy. Nie dla siebie. Nie dla

Dantego. Dla Alex.

Rzym musi być najpiękniejszym miastem świata, pomyślała

Matylda, jadąc taksówką przez Wieczne Miasto. Zostawiła walizkę w ho-

telu i zanurzyła się w labirynt uliczek owianych rześką europejską jesienią,

a nie australijską wiosną.

Patrzyła, jak Rzym budzi się do życia, jak ulice zapełniają się

samochodami, skuterami i przechodniami, którzy mówili śpiewnym języ-

kiem i wpadali do małych kafejek na czarną jak smoła kawę. Matylda

włóczyła się po brukowanych uliczkach, niemych świadkach historii, po-

śród budynków stojących tu od stuleci i tych nowych, zbudowanych

zgodnie z wymogami najświeższej mody. Patrzyła na część świata

Dantego i wiedziała, że on jest blisko.

Wiadomość wysłana.

Matylda wpatrywała się w wyświetlacz komórki. Siedziała w kafejce

i zamówiła kolejną latte, obserwując dwudziestoletnią przepiękną

Włoszkę, która usiłowała pić, palić, czytać i wysyłać SMS-y jednocześnie.

Wysłała Dantemu wiadomość z informacją, gdzie jest, oraz krótką prośbą

o rozmowę.

R S

background image

92

Nie dostała jednak odpowiedzi i zaczęła zbierać się z miejsca. Zdała

sobie sprawę, że Dante mógł wcale nie być we Włoszech.

Może powinna była od razu napisać, że chodzi o Alex, może wyśle

jeszcze jednego SMS-a...

- Matyldo...

Podniesienie wzroku zajęło jej całe wieki. Wydawał się starszy,

nieco bledszy, a cienie pod powiekami świadczyły o ostatnich kłopotach.

Był nieogolony, co dawało mu nieco artystyczny wyraz. Miała tyle do

powiedzenia, ale nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Dante zamówił

kawę i biszkopty i podsunął jej talerzyk.

- Nie, dziękuję.

- Chyba myliłem się co do ciebie, nie boisz się konfrontacji.

- Miałeś rację, nie przybyłam tu na konfrontację, Dante. Niezależnie

od twojej opinii o mnie, mam własną na swój temat i uganianie się za

facetem, który mnie najwyraźniej nie chce, nie jest w moim stylu.

- Zatem co cię tu sprowadza? Skoro nie chodzi o nas, to po co jesteś

w Rzymie?

- Jestem tu z powodu Alex. Chyba wiem, co z nią jest nie tak, znam

powody, dla których jest taka nerwowa...

- Matyldo, konsultowałem się z najlepszymi specjalistami, Alex była

badana od stóp do głów, a ty po tygodniu znajomości z nią...

- Chodzi o jaśmin.

Te słowa sprawiły, że zamarł, zrozumiawszy, że chodzi o Jasmine.

- O zapach jaśminu. Pierwszego dnia, kiedy się zdenerwowała, kiedy

mówiłeś, że zadzwoniłeś po lekarza, byłeś w drodze na cmentarz.

- I?

- Miałeś z sobą kwiaty?

R S

background image

93

Kiedy nie odpowiedział, ciągnęła dalej:

- Zerwałeś jaśmin z ogrodu?

- Oczywiście, ale...

- Wysłałeś takie same kwiaty w dniu śmierci Jasmine, Alex była

uwięziona w samochodzie przez dwie godziny, uwięziona razem z tym

zapachem.

- Ale sam zapach nie może wywołać takiej reakcji...

- Kłopoty Alex zaczęły się na wiosnę, wtedy, kiedy kwitnie jaśmin,

Dante, zabrałeś ją do Włoch i poczuła się lepiej...

- Tak. Wszystko było w porządku aż do...

- Aż do kolejnej wiosny - dokończyła za niego Matylda. - Dante, ona

nie uciekła dlatego, że zobaczyła nas w łóżku, uciekła dlatego, że

otworzyłeś okno. Było parno i zapach wypełnił pokój.

- A ona usiłowała od niego uciec.

- Nie wiem tego - szepnęła. - Nie wiem, co ona myśli, ale wiem, że

mam rację, Dante.

- Powiedzmy, że masz. Ale co ja mam zrobić? Nie wykarczuję

jaśminu z całego świata ani nie dopilnuję, aby nigdy nie poczuła jego

zapachu.

- Dlaczego ty zawsze musisz być taki ekstremalny? Dlaczego dla

ciebie wszystko jest białe albo czarne? To nie działa, to wyjadę z kraju;

ona jest miła, więc ja będę podły. Alex reaguje na jaśmin, to się go

pozbędę. Uznaj to, Dante, a potem zobacz, jak sobie z tym radzić. Powiedz

lekarzom. - Wzruszyła ramionami, wyjęła portmonetkę, ale wsunęła ją z

powrotem do torebki. Mógł jej chociaż postawić kawę.

- Już idziesz? - skrzywił się Dante, kiedy wstała.

- Powiedziałam już to, co chciałam powiedzieć.

R S

background image

94

- To wszystko? Mogłaś napisać list albo zadzwonić.

- A przeczytałbyś? Odebrałbyś telefon? I uwierzył mi, nie widząc się

ze mną?

- Pewnie nie - przyznał Dante.

- No to sam widzisz.

- Chcesz, żebym uwierzył ci, że przeleciałaś pół świata tylko za

sprawą dziecka, które widziałaś może cztery razy w życiu?

- Nie chcę, żebyś uwierzył w cokolwiek, Dante. Mówię ci, że nie

przyleciałam tu, aby rozmawiać o nas. Wyszedłeś z mojego życia bez

słowa pożegnania, taki komunikat jest czytelny nawet dla mnie. Nie mam

zamiaru chwytać się skrawków i prosić cię, żebyś pozwolił mi wejść, albo

czekać, aż mi każesz odejść.

- Od początku mówiłem ci, że nie chcę związku - rzekł Dante przez

zaciśnięte zęby.

- Miałeś rację, ponieważ w związku chodzi o zaufanie i dzielenie się,

i dawanie, a ty nie umiesz żadnej z tych trzech rzeczy.

- Matyldo, mam chore dziecko. Wyświadczyłem ci przysługę,

odcinając się. Jak miałbym cię prosić o związanie twojego życia z nami?

Tak będzie lepiej...

- Ani się waż! - krzyknęła Matylda, aż oczy wszystkich zwróciły się

na nich. Nawet jeśli Włosi byli przyzwyczajeni do reakcji pełnych

temperamentu, to z pewnością nie o tej godzinie. - Ani się waż twierdzić,

co jest lepsze dla mnie, skoro nawet nie masz wystarczająco dobrych

manier, aby o to zapytać. Kochałam cię, a ty tego nie chciałeś. Dobrze, w

porządku, wyjedź z kraju, wyjdź z mojego życia bez pożegnania, ale nie

waż się mówić mi, co jest dobre, i że wyświadczasz mi przysługę, bo o nią

nie prosiłam. Przyjechałam tu, bo mi zależy na Alex, bo zdążyłam ją

R S

background image

95

pokochać. Pokochałam ją, bo jest częścią ciebie, i ty o tym doskonale

wiesz. Nie chciałeś mojej miłości, i o to chodzi, więc nie ubieraj tego w

wytłumaczenia i wymówki. Kochasz Jasmine i tak pozostanie.

- Kochałem Jasmine... Matyldo. - Chwycił ją za rękę, ponieważ

odwróciła się i chciała odejść. - Posłuchaj mnie.

- Nie, nie ma już nic do powiedzenia.

- Proszę cię.

Uspokoiła się. Uległa. Wyszli z kawiarni, a on poprowadził ją

zatłoczonymi uliczkami do Villa Borghese, zielonego raju w środku

miasta. Usiedli na ławce, po jej policzkach płynęły łzy z nadmiaru emocji.

- Kochałem Jasmine - rzekł powoli. - Ale nie tak.

- Nie jak? - wyszeptała, wpatrując się w jego dłoń, na której nie było

już obrączki.

- Nie tak - w głosie Dantego słychać było namiętność i emocje. - Nie

taką miłością.

Nie musiał dodawać nic więcej. Wiedziała, co ma na myśli,

wszechogarniająca miłość, przemożna i olbrzymia, taka, jaką przeżywa się

tylko raz w życiu.

Zobaczyła na jego twarzy ogromne poczucie winy; wziął ją w

ramiona, jakby musiał poczuć jej bliskość, aby kontynuować.

- Kłóciliśmy się w dniu jej śmierci, zawsze się kłóciliśmy. Kiedy ją

poznałem, była pochłonięta karierą i nie miała zamiaru zakładać rodziny

ani mieć dzieci, odpowiadało mi to. Nie musiałem tłumaczyć się z godzin

spędzanych w pracy ani ona też nie. I to działało, naprawdę, do czasu aż

Jasmine dowiedziała się, że jest w ciąży. Tego nie było w planie, żadne z

R S

background image

96

nas tego nie chciało, ale cieszyłem się, kochałem ją, a ona miała urodzić

moje dziecko, myślałem, że to wystarczy...

- Ale nie wystarczyło.

- Nie.

- Jasmine to nie wystarczało. Szybko wzięliśmy ślub i kupiliśmy ten

dom i przez kilka miesięcy było okej, ale potem Jasmine zaczęła żałować,

że dziecko zrujnuje jej karierę. Zaraz po porodzie chciała wrócić do pracy i

wtedy zaczęły się kłótnie. Starałem się być cicho, mając nadzieję, że kiedy

dziecko się urodzi, wszystko się zmieni, ale było inaczej. Zaangażowała

nianię i wróciła do pracy. W ciągu sześciu tygodni pracowała już na

pełnym etacie. Prawie nie widywała Alex. Rozumiem, że kobiety pracują,

rozumiem to, ale nie do tego stopnia, żeby odrzucały własne dziecko.

Kłótnie zaczęły eskalować...

- Ludzie się kłócą, Dante... - usiłowała go pocieszyć Matylda.

- Czuła się jak w pułapce, wiem to - ciągnął Dante. - Wiem,

ponieważ ja też tak się czułem. Żadne z nas nigdy się do tego nie

przyznało. Tego poranka w dniu wypadku znowu szła do biura, była

sobota, niani nie było i chciała, żebym został z Alex. Tylko że tym razem

to ja powiedziałem nie. Nie, ty jesteś jej matką i raz możesz się nią

zaopiekować. Ja wychodzę, powiedziałem, i że to nie w porządku, że Alex

zasługuje na lepszą matkę, powiedziałem wiele okropnych rzeczy... - Głos

mu się załamał.

- Dante, ludzie mówią w kłótniach okropne rzeczy, ty po prostu nie

miałeś okazji cofnąć wypowiedzianych słów.

- Chciałem tak zrobić, nie chciałem zniszczyć tego związku, nie

chciałem, żeby Alex pochodziła z rozbitej rodziny, zadzwoniłem do

gospodyni i dowiedziałem się, że Jasmine zabrała Alex z sobą. Wysłałem

R S

background image

97

jej kwiaty do biura, powiedziałem, żeby jej przekazać, że chcę, żeby

wróciła do domu... nigdy nie wróciła.

- O Boże, Dante. - Matylda wiedziała, że powinna być teraz silna, ale

mogła jedynie płakać. - Ona wracała do domu, Dante, dostała kwiaty,

wiedziała, że ją przeprosiłeś...

- Ale nie wystarczająco, ponieważ nadal byłem zły. Problemy nie

znikły i nawet gdyby nie umarła, nasze małżeństwo umarłoby prędzej czy

później.

- Tego nie wiesz, Dante. Nigdy nie miałeś okazji się dowiedzieć.

Nikt nie wie, co by się wydarzyło, może gdybyście porozmawiali...

- Może... wiesz, czego nie znoszę najbardziej? Współczucia, nie

znoszę, kiedy inni myślą, że na to zasługuję.

- Zasługujesz, to, że mieliście problemy, nie oznacza, że byliście

złymi ludźmi.

- Być może - westchnął. - Ale nie mogę rozwiać wyobrażeń Katriny i

Hugh i powiedzieć, że ostatnie miesiące ich córki nie były wcale

szczęśliwe...

- Nie musisz im nic mówić. - Ujęła jego dumną twarz w dłonie i

zmusiła, aby na nią spojrzał, łatwo było mu pomóc, zażegnać ten ból. - Nie

zrobiłeś nic złego. Nic - powtórzyła.

- Ale przypuśćmy, że wsiadłabyś do tej windy dwa lata temu,

Matyldo. Przypuśćmy, że po kolejnej awanturze wtedy pojawia się miłość

mojego życia.

- Nigdy nie zrobiłbyś tego Jasmine i wiesz to równie dobrze jak ja,

Dante, bo chociaż uczucie mogłoby się narodzić, nigdy nie zostałoby zrea-

lizowane. Ledwie teraz pozwalasz mu się ujawnić, więc tyle chyba o sobie

wiesz. Nie katuj się pytaniami, na które nigdy nie znajdziesz odpowiedzi.

R S

background image

98

Ty i Jasmine robiliście, co w waszej mocy, trzymając się faktów,

wystarczyło wam uczucia, aby nie odejść, wysłałeś jej kwiaty, a ona

wracała do domu. Wystarczy trzymać się prawdy.

Widziała, jak ból, który tkwił w nim, od kiedy zobaczyła go po raz

pierwszy, powoli znika i topnieje.

- A tak w ogóle jesteś bezczelny! - roześmiała się.

- Co ja takiego zrobiłem?

- Siedzisz i zastanawiasz się nad ewentualnością romansu ze mną.

Do twojej wiadomości panie Dante Costello, nigdy nie wdałabym się w

romans z żonatym mężczyzną.

- Chyba że to byłby twój mąż! - Dante ucałował jej twarz. - To były

oświadczyny, na wypadek gdybyś się nie domyśliła.

Matyld odwzajemniła pocałunek z taką namiętnością, że gdyby było

to w innym mieście niż Rzym, z pewnością zostaliby zaaresztowani.

- A to, gdybyś się nie domyślił, była odpowiedź na tak - uśmiechnęła

się Matylda, szczęśliwa, mogąc znowu znaleźć się w ramionach

najbardziej uroczego i najbardziej skomplikowanego i pięknego

mężczyzny na świecie.

R S

background image

99

EPILOG

- Nic ci nie jest?

Matylda stała w ogrodzie Alex i ocierała twarz z łez. Nadszedł

Dante, a ona nie chciała przysparzać mu dodatkowych zmartwień po cięż-

kim dniu.

- Wszystko w porządku - odparła, zmuszając się do uśmiechu, Alex

podbiegła natychmiast, jak zobaczyła ojca.

- Nie ma nic złego w byciu smutnym i nie kłóć się, bo to twoje słowa

- rzekł łagodnie Dante.

- To prawda, czuję się winna za to, że wtedy zdenerwowałam się

tym, że muszę odejść, chociaż wiedziałam, że to twój dom... i że tak będzie

ci łatwiej...

- To nasz dom - poprawił ją Dante, ale Matylda pokręciła głową.

- Najpierw był twój i Jasmine, więc nie mów mi, że ciebie to nie boli.

- Trochę, ale dawałem butelkę Joe, myśląc o naszym nowym domu, a

Alex biegała wokół i śmiała się, i liczyła swoje lalki, i przysięgam ci,

Matyldo, że czułem wyłącznie spokój. Wiem w sercu, że Jasmine

cieszyłaby się moim szczęściem...

- Powiedz mi, Dante, proszę, powiedz mi, o czym myślisz.

- Że ją kochałem; czy to okej mówić ci o tym?

- To więcej niż okej, tak powinno być.

- Teraz wiem, że Jasmine jest w spokojnym miejscu i jest dumna z

wyborów, jakich dokonałem, a dokonałem ich dzięki tobie.

Nie usiłowała już ukryć łez.

- Trzeba iść dalej i żyć od nowa z naszą małą rodzinką.

R S

background image

100

- To, że patrzymy w przyszłość, nie oznacza, że mamy odcinać się od

przeszłości - zapewniła go Matylda. - Nawet Katrina to zrozumiała.

To prawda. W trakcie burzliwych tygodni, jakie nastąpiły po

ujawnieniu ich miłości i decyzji, łatwo byłoby ją znienawidzić, ale w

końcu Matylda ujrzała Katrinę taką, jaka była, matkę w żałobie, matkę

przerażoną tym, że świat idzie naprzód i pamięć o jej córce zaniknie. Ale

powoli jej nastawienie zaczęło się zmieniać. Niezwykły postęp zdrowienia

Alex, szacunek Dantego, cierpliwość Matyldy zdobyły najchłodniejsze z

serc w okolicy.

- Musimy to zrobić - potwierdził Dante. - Musimy tworzyć nowe

wspomnienia, nowe ogrody i patrzeć w przyszłość. - Nie skończył, gdyż

mała dziewczynka z wielkim impetem rzuciła się w ich ramiona.

- Razem - uśmiechnęła się Matylda i obsypała oczka dziewczynki

milionem pocałunków. - Zrobimy to razem.

R S


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
242 Marinelli Carol Spacer w Rzymie
Marinelli Carol Kolory miłości
Marinelli Carol Zauroczenie
Marinelli Carol Własny kawałek raju(1)
(tom 40) Marinelli Carol Umowa z miliarderem
Marinelli Carol Ślub w Las Vegas
250 Marinelli Carol Ordynator i praktykantka
Marinelli Carol ĹĽona sycylijczyka
224 Marinelli Carol Ostatni reportaż Erin
Marinelli Carol Pielęgniarka z Australii
426 Marinelli Carol Nieprzespane noce
Marinelli Carol Zauroczenie
0605 Marinelli Carol Podróż do Hiszpanii
059 Marinelli Carol Biznesmen i dziennikarka
Marinelli Carol Miliarder i pielęgniarka
Marinelli Carol Miliarder i pielęgniarka
298 Marinelli Carol Mozna miec wszystko(1)

więcej podobnych podstron