– 1 –
Warszawa 2010
Lewica
przy
O
krągłym Stole
Pod redakcją Janusza Reykowskiego
– 2 –
Ksika zostaa wydana dziki wsparciu nansowemu
Fundacji im. Róy Luksemburg
Egzemplarz bezpatny
ISBN 978-83-60197-93-6
Redakcja i korekta
Joanna Warecka
Projekt okadki
Tomasz Fabiaski
Przygotowanie do druku
Ignacy Nyka
Druk i oprawa
Zakad Wydawniczy DrukTur Sp. z o.o.
01-201 Warszawa, ul. Wolska 43
tel. 22 321 85 03
e-mail: wydawnictwo@druktur.pl
– 3 –
SPIS TRECI
J
ANUSZ
R
EYKOWSKI
WSTP . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
A
NDRZEJ
W
ERBLAN
TO
„OKRGEGO
STOU”
. . . . . . . . . . . . .
11
J
ERZY
U
RBAN
SKI
I
POLITURA
. . . . . . . . . . . . . . . . .
23
M
ARIUSZ
G
ULCZYSKI
KAPITA POLITYCZNY
„OKRGEGO
STOU”
I
JEGO
WROGOWIE
. . . . . . . .
31
J
ANUSZ
R
EYKOWSKI
„OKRGY
STÓ”
A
JAKO
DEMOKRACJI
. . . . . . . .
77
J
AN
O
RDYSKI
, R
OBERT
W
ALENCIAK
ROZMOWA
Z
JÓZEFEM
CZYRKIEM
. . . . . . . . . . .
97
J
AN
O
RDYSKI
, R
OBERT
W
ALENCIAK
ROZMOWA
ZE
STANISAWEM
CIOSKIEM
. . . . . . . . 125
INDEKS
NAZWISK
. . . . . . . . . . . . . . . . . 143
– 4 –
– 5 –
WSTP
Ocena „Okrgego Stou” dokonywana bywa z rónych perspektyw.
Chyba najwiksz popularnoci cieszy si perspektywa wyraajca stano-
wisko strony, która moe uwaa si za zwycisk – perspektywa „strony
solidarnociowej”.
W zasadzie nie ma w tym nic dziwnego – historia, niemal z reguy, pisana
jest przez zwycizców. Przynajmniej przez ich pierwsze pokolenie – dopiero
póniej zaczynaj przebija si inne stanowiska. Zwycizcy maj skonno
do tego, aby walk, któr stoczyli przedstawia jako zmagania dobra ze zem.
Zo jawi si jako potne. Im potniejsze i groniejsze zo, tym zasugi zwy-
cizców bardziej doniose. Ale nie zawsze skonno do takiego ujmowania
historii wyraaj ci, którzy walczyli w pierwszych szeregach. Raczej ci, któ-
rzy walczyli w drugich i dalszych. Lub nie walczyli, lecz kibicowali.
Jest te i druga perspektywa. Mniej popularna, ale goszona z duym
tupetem. Jest to perspektywa ludzi, którzy „Okrgemu Stoowi” byli prze-
ciwni. Rwali si do walki, ale historia nie daa im do walki okazji. Ludzie
ci uwaaj, e zostali oszukani i zdradzeni. Tak samo jak ci, którzy uznali,
e nie skosztowali owoców zwycistwa – cho powinni. Niechtnie mówi
o zwycistwie. Wol mówi o gupocie i zdradzie.
Dla tych, którzy o „Okrgym Stole” myl jako o zwycistwie dobra nad
zem, i dla tych, którzy uwaaj go za zdrad, same obrady i porozumienia
s albo niewygodne, albo wrcz zasuguj na potpienie. Niewygodne jest
„paktowanie ze zem”, bo prawdziwa cnota ze zem nie paktuje (chyba,
e nie byo to a tak wielkie zo). Dlatego te nie s za bardzo skonni do
czczenia rocznicy tych obrad. Czwarty czerwca jest dla nich duo lepsz
dat ni pity lutego albo pity kwietnia. Bo czwarty czerwca jest moralnie
jednoznaczny – to data zwyciskiego zakoczenia rzeczywistej walki. Oko-
licznoci, które stoczenie tej walki umoliwiy, mog przesuwa si w cie.
– 6 –
Wszake jest te inna jeszcze perspektywa – perspektywa ludzi, którym
zaleao, aby w naszym kraju zaszy zasadnicze zmiany – aby Polska wy-
zwolia si z okowów radzieckiego socjalizmu – ale zdawali sobie spraw
z tego, e byo to zadanie trudne i niebezpieczne. Mieli wiadomo, e
w przeszoci wyzwolecze aspiracje Polaków skaniay ich wielokrotnie do
podejmowania wysików zbrojnych, które koczyy si klsk i nieszcz-
ciem, a przegranym nie pozostawao nic innego ni apoteoza walki i m-
czestwa. Wszake tym razem wyzwolecze aspiracje Polaków realizowane
byy w zupenie inny sposób. Bez walki zbrojnej, za to bardzo skutecznie.
Z tego punktu widzenia „Okrgy Stó” mia znaczenie przeomowe. Stano-
wi wyjtkowe historyczne dowiadczenie Polaków.
Powstaje pytanie, dziki czemu wyzwolecze aspiracje Polaków udao
si zrealizowa i to bez przelewu krwi? Ci, którym „Okrgy Stó” si nie
podoba, maj na to prost odpowied – odpowied w duchu historycznego
fatalizmu. Twierdz, e zdecydowaa o tym sytuacja obiektywna – system
by na krawdzi upadku i waciwie sam upad. Aktorzy tego wydarzenia
realizowali narzucone im przez okolicznoci role, a wynik nie mia wiele
wspólnego z ich zamiarami i dziaaniami. A ich dziaania, jeli nawet zmo-
dy koway nieco ów wynik, to w ten sposób, i ograniczyy zakres i gbo-
ko zmian – osabiy ich wyzwoleczy efekt (std zarzut „zdrady”).
Trzeba przyzna, e dynamika zmian, jakie rzeczywicie zaszy, nie
bya przewidziana w scenariuszach, jakie mieli w gowach twórcy i reali-
zatorzy „Okrgego Stou”. Ale ogólny kierunek tych zmian – uzyskanie
politycznej podmiotowoci przez „Solidarno”, demokratyzacja kraju,
odejcie od gospodarki centralnie sterowanej – byy przez autorów i rea-
lizatorów przewidywane i akceptowane. Zaskoczeniem byo tempo i g-
boko tych zmian.
Istniay obiektywne warunki, które stworzyy moliwo dla dokona-
nia tych zmian. Ale moliwo i rzeczywisto to nie to samo. Goszenie,
post factum
, i co musiao si sta, poniewa si stao, opiera si na nader
uproszczonej (jeeli nie prostackiej) wizji wiata. Przecie kada sytuacja
moe przeksztaca si w róny sposób. Który z tych sposobów zostanie
zrealizowany zaley, w duym stopniu, od tego, jak zachowuj si ludzie,
którzy si w tej sytuacji znaleli. Dotyczy to take sytuacji w Polsce w kocu
lat 80. O sytuacji tej mona powiedzie, z du doz pewnoci, e zawieraa
potencja gbokich zmian – system w jego dotychczasowych formach nie
móg si utrzyma. Ale z tego nie wynika, e jego przeksztacenie musiao
przynie Polsce wolno i demokracj.
– 7 –
To, e przynioso, ma bardzo wiele wspólnego z wysikami ludzi, którzy
byli akuszerami zachodzcych zmian. Pierwszorzdn w tym zasug trze-
ba przypisa tym rodowiskom, które z determinacj i powiceniem, nie
ogldajc si na ponoszone przez siebie koszty i wyrzeczenia, gosiy idee
demokratycznej przebudowy naszego kraju i walczyy o urzeczywistnienie
tej idei. Chodzi tu o demokratyczn opozycje i o przywódców „Solidarno-
ci”. Ich o arna walka godna jest najwyszego szacunku.
Ale szacunek dla tej walki i ludzi, którzy j toczyli, nie przekrela auto-
matycznie tych, którzy te denia w jaki sposób starali si ogranicza.
W wyniku ustale jataskich Polska znalaza si w okrelonej geopo-
litycznej sytuacji – znalaza si pod kontrol mocarstwa, które w sposób
agresywny realizowao swe imperialne cele. Mocarstwo to narzucio Polsce
pewn wersj lewicowego projektu – radzieck wersj socjalizmu (nota bene,
przez dugi czas cieszcego si wielka estym wielu rodowisk Zachodu –
w tym wybitnych intelektualistów). Równoczenie mocarstwo to stao si
gwarantem realizacji bardzo wanych dla Polski narodowych celów. Tak
wic nie tylko bezporednia dominacja, ale i polska racja stanu wizaa nasz
kraj ze wschodnim ssiadem.
Ludzie, którzy po II wojnie wiatowej przejli wadz w Polsce, wyka-
zywali wobec tej sytuacji róne postawy. Jedni, identy kujc si z celami
dominujcego mocarstwa, starali si je konsekwentnie i bezwzgldnie re-
alizowa. Mieli oni zdecydowan przewag przez stosunkowo krótki czas.
Przewag t utracili w 1956 roku, ale zachowali powane wpywy niemal
przez cay okres realnego socjalizmu – prawie do koca. Drudzy, z wik-
szym lub mniejszym powodzeniem, wpywy radzieckiego socjalizmu starali
si ogranicza, wprowadzajc coraz wicej zmian i mody kacji. Prowadzio
to do postpujcego „zmikczania” systemu, do poszerzania obszarów wol-
noci – tak w sferze symbolicznej, jak i ekonomicznej.
Poszerzanie obszarów wolnoci nie dokonywao si spontanicznie. Wy-
nikao z wysików rónych rodowisk i rónych grup, które broniy swoich
praw i walczyy o ich zwikszenie – rodowisk zwizanych z Kocioem ka-
tolickim, chopów, naukowców, ludzi kultury, robotników. Z czasem walka
ta przybieraa coraz bardziej zorganizowan form – form opozycji demo-
kratycznej. Walka toczya si wic na paszczynie wadza – spoeczestwo
(a cilej – róne jego grupy), ale nie tylko. Równie w samym systemie wa-
dzy i w jej otoczeniu stale zmagay si dwie tendencje – ta do podtrzymania
i ta do ograniczenia wpywu radzieckiego socjalizmu na Polsk. Rezultatem
tych zmaga – w obu wspomnianych tu paszczyznach – byy postpujce
– 8 –
(cho niekonsekwentnie) zmiany klimatu spoecznego w Polsce. Klimat ten
bardzo róni si od klimatu panujcego u wikszoci naszych ssiadów.
Dobitnym wiadectwem tych rónic s uzyskane w tym okresie osignicia
polskiej kultury, nauk spoecznych, pozycja Kocioa, zakres swobód indy-
widualnych i innych.
Wanym warunkiem caego tego procesu by fakt, e denie do zmiany
– do poszerzania zakresu wolnoci – wystpowao nie tylko po stronie spo-
eczestwa, ale miao te swoich sojuszników wewntrz systemu wadzy na
rónych jej szczeblach i w rónych jej odgazieniach. Ale nawet „sojuszni-
cy zmian” wewntrz systemu wadzy nie byli gotowi do zbyt daleko idcych
przeksztace istniejcego systemu.
Niektórzy wspóczeni historycy z krgu IPN ten opór wobec grun-
townych zmian usiuj wyjania wskim politycznym interesem „komu-
nistycznych wadz” oraz ich wasalstwem wobec radzieckiego imperium.
Nie mona zaprzeczy, e w systemie wadzy byli ludzie, którym ten za-
rzut mona zasadnie postawi. Ale nie ma podstaw do tego, aby go uogól-
nia.
W rzeczywistoci ludzie wadzy i szerzej – ludzie w jaki sposób wspie-
rajcy system, czuli si podwójnie skrpowani. Krpowao ich przekonanie,
e projekt socjalistyczny, cho w radzieckiej wersji gboko uomny i zde-
formowany, wart jest „wysików naprawczych” – mia on wane emancypa-
cyjne efekty dla szerokich rzesz spoeczestwa i sprzyja, gównie w swych
pocztkowych fazach, procesom modernizacji. Drugim powodem skrpo-
wania bya polska racja stanu – niepewno, jakie mog by losy kraju, jeeli
zwizek Polski ze wschodnim ssiadem osabnie, a dojdzie do radziecko-
-niemieckiego porozumienia. Uwaano, e polska racja stanu wymaga
utrzymania równowagi w Europie i e zaamanie tej równowagi na nieko-
rzy Wschodu moe dla Polski le si skoczy.
Wszake spraw fundamentaln byo przekonanie o bezporednim za-
groeniu interesu narodowego. Przekonanie to miao mocne podstawy, po-
niewa opierao si na wiedzy, e dominujce mocarstwo nie toleruje zbyt
daleko idcych zmian i e ma narzdzia do tego, aby zmiany te zniszczy
niszczc te osignity poziom wolnoci.
Historia PRL – z perspektywy, któr tu przedstawiam – jawi si jako
proces postpujcej realizacji wolnociowych aspiracji Polaków. Proces ten,
acz zawierajcy dramatyczne zwroty, okresy regresu, tragiczne czasy sta-
nu wojennego, przynosi Polakom coraz wicej wolnoci. By on rezultatem
dziaania si zewntrz i wewntrz systemowych.
– 9 –
Mona kwestionowa ten sposób ujcia, poniewa stawia on jakby na
jednej paszczynie o arn, pen powice walk ludzi Demokratycznej
Opozycji i dziaania czonków establishmentu, którzy adnych znaczcych
o ar ponosi nie musieli. Rzeczywicie, moralna warto dziaa tych, któ-
rzy przeciw systemowi czynnie walczyli, nie moe by porównywana z mo-
raln wartoci dziaa wewntrzsystemowych. Ale jeli idzie o porównanie
politycznej wartoci tych dziaa, to sprawa ma si inaczej. W tym wypad-
ku wkad w polepszanie sytuacji w kraju mona kadej ze stron przydzieli
w bardziej równych proporcjach. Zwracali na to uwag tak wybitni autorzy,
jak profesor Zbigniew Peczyski (z Oxfordu) i profesor Andrzej Walicki
(z Notre Dame University w USA).
Z przedstawionego tu punktu widzenia „Okrgy Stó” nie jest tak za-
skakujcym wydarzeniem, jak to si czsto o nim mówi. By on niemoliwy
do wyobraenia z perspektywy ludzi, którzy angaujc si w walk przeciw
systemowi demonizowali swoich przeciwników. Ten proces demonizacji wy-
stpowa, i to z wielka si, po obu stronach. Ale jeli sytuacj rozpatrywa
z wikszego dystansu, bez bitewnego zacietrzewienia, to mona dostrzec,
e „Okrgy Stó” to uwieczenie pewnego dugotrwaego procesu – procesu
stopniowego wyzwalania si z narzuconej nam formy adu – od radzieckie-
go socjalizmu. Wyzwolenie to udao si osign w momencie, gdy impe-
rialna kontrola okazaa si dostatecznie osabiona. To by wanie moment,
gdy denia rónych politycznych aktorów mogy si spotka.
Piszc tu o spotkaniu de, nie zamierzam bagatelizowa rónic midzy
stronami. Byy to przecie rywalizujce ze sob siy polityczne, o rónych
wizjach wiata. Na pierwszy rzut oka mogo wydawa si, e z jednej strony
stali „lekkomylni marzyciele”, a z drugiej „pragmatyczni i konserwatywni
reformatorzy”. Ale w rzeczywistoci okazao si, e pierwsza ze stron wcale
nie bya lekkomylna, a druga – tak konserwatywna. Dlatego mimo sprzecz-
noci, mona byo si porozumie co do kierunku przemian w kraju i co do
kroków, które zostan podjte dla realizacji tych przemian.
Tom niniejszy powicony jest, w gównej mierze, okolicznociom, któ-
re do „Okrgego Stou” doprowadziy. Okolicznoci te przedstawiane s
z okrelonej perspektywy – z perspektywy ludzi, którzy w przygotowaniu
i realizacji tego wydarzenia brali czynny udzia po stronie przy „Okrgym
Stole” okrelanej jako partyjno-rzdowa. Perspektywa ta bya dotychczas
duo rzadziej i skromniej przedstawiana ni perspektywa strony solidarno-
ciowej. Pena i sprawiedliwa ocena tego tak znaczcego momentu w pol-
skiej historii wymaga spojrzenia na z rónych stron.
– 10 –
Przedstawienie tej perspektywy nie jest atwe, poniewa w ostatnim
dwudziestoleciu zrobiono wiele, aby w opinii publicznej zohydzi wszyst-
ko, co mogo si w jaki sposób wiza z obalonym reimem. Sama próba
artykuowania odmiennych racji moe narazi na zarzut obrony historycz-
nie skompromitowanego systemu zniewolenia lub te za prób odbierania
zasug tym, którzy do obalenia systemu z tak wielkim powiceniem si
przyoyli.
Ksika ta nie ma komukolwiek odbiera zasug. Ma przedstawi obraz
wiata i denia tych, którzy znajdowali si w stosunku do „Solidarnoci”
po drugiej stronie stou.
Janusz Reykowski
– 11 –
A
NDRZEJ
W
ERBLAN
TO „OKRGEGO STOU”
U kolebki „Okrgego Stou” stay – i o jego przebiegu i powodzeniu decy-
doway – zmiany w sytuacji wewntrznej i zewntrznej, jakie zarysoway si
w latach 80. ubiegego wieku. Po dwudziestu latach „Okrgy Stó” doczeka
si nieco lepszej prasy i mniejszej falsy kacji ni uprzednio, przewaa jed-
nak silny subiektywizm i polonocentryzm. Wewntrzne czynniki s idealizo-
wane, a znaczenie zewntrznych – minimalizowane lub ignorowane.
I
Po kryzysie 1980–81 i stanie wojennym sytuacja spoeczna i stosunki po-
lityczne w Polsce zmieniy si drastycznie. Kryzys niezmiernie osabi rz-
dzc PZPR, a stan wojenny faktycznie, a po czci równie formalnie, j
zdetronizowa, odsuwajc od rzeczywistej wadzy w pastwie. Na plan pierw-
szy wysuno si wojsko, cilej mówic – korpus o cerski, oraz administracja
pastwowa i gospodarcza, które – w porównaniu z poprzednim stanem rzeczy,
typowym dla pastw realnego socjalizmu – uzyskay znaczn niezaleno
od instancji partyjnych. Supremacja wojska bya pocztkowo sankcjonowana
prawem stanu wojennego w postaci rzdów komisarzy wojskowych. Sam stan
wojenny wprowadzano w tajemnicy przed instancjami partyjnymi, nawet wie-
lu czonków biura politycznego dowiedziaa si o tym ex post z telewizji – oka-
zali si wic gorzej poinformowani od dowódców dywizji i puków.
Póniej, gdy socrealistyczne otoczenie zaniepokojone t polsk wersj
socjalistycznego bonapartyzmu nalegao na przywrócenie „normalnoci”,
czyli dominacji partii, nowy stan rzeczy zosta utrzymany w nieco zakamu-
owanej postaci: wojsko wkroczyo do komitetów partyjnych, generaowie
– 12 –
obejmowali stanowiska sekretarzy KC, a take szefostwa kluczowych wy-
dziaów (kancelaria sekretariatu, kadry). Instancje partyjne istniay, zjazdy
i konferencje si odbyway, kierownicza rola partii formalnie obowizy-
waa, ale w rzeczywistoci prym wiody ju inne koterie – dawny aparat
partyjny odda pole wojskowym i technokratom. XI Nadzwyczajny Zjazd
PZPR z zapaem rozlicza dawnych aparatowych liderów i wykrela ich
z list wyborczych, natomiast przykadnie gosowa za mundurami. Woj-
skowi czonkowie komitetu centralnego, aczkolwiek niezbyt liczni, byli
w stanie zablokowa kad decyzj, z któr si nie zgadzali, lub wymusi
podan. W czerwcu 1981 roku ich stanowisko zadecydowao o zignoro-
waniu radzieckiego wezwania do odsunicia Stanisawa Kani i Wojciecha
Jaruzelskiego, co w konsekwencji utorowao Jaruzelskiemu drog do peni
wadzy. Podobnie 17 stycznia 1989 r. na X Plenum KC trójka generaów
– Wojciech Jaruzelski, Czesaw Kiszczak, Florian Siwicki i cywil Mieczy-
saw Rakowski, który si do nich przyczy, grob podania si do dymisji
przeamaa sprzeciw wikszoci wobec „Okrgego Stou” i legalizacji „So-
lidarnoci”. W kwestiach programowych te zmiany w ukadzie rzdzcym
pocztkowo nie powodoway zasadniczych rewizji, wojsko i administracja
nie miay bowiem pomysu na jakie gbsze reformy i innowacje. Wród
zawodowych o cerów przewaay naturalne dla tego rodowiska skonnoci
etatystyczne, w administracji za – technokratyczne. Kontynuowano kurs
gierkowskiej ekipy, tyle e w gorszych uwarunkowaniach zewntrznych,
bez moliwoci kredytowych na Zachodzie, a zatem z gorszymi wynikami.
Zmniejszy si jednak wyranie i tak ju niewielki zapa ideologiczny, przy-
byo pragmatyzmu i skonnoci do racjonalnych kompromisów. Ostatecz-
nie wygasy resztki posttotalitarne, reim sta si w caej peni – jak okrela
to Andrzej Walicki – patriarchalno-autorytarny.
Od 1985 r., kiedy wraz z objciem rzdów w ZSRR przez Michaia Gor-
baczowa zmniejszya si zewntrzna presja ideologiczna na Jaruzelskiego,
wpyw tendencji pragmatyczno-technokratycznej na ksztatowanie polityki
zdecydowanie si wzmocni. Rzecznicy tej tendencji opowiadali si za ocie-
pleniem stosunków z Zachodem, nie obawiali si urynkowienia gospodarki
i szerszego dopuszczenia innych ni pastwowy sektorów wasnociowych,
ani te gwarancji dla chopskiego rolnictwa. Gotowi byli poszukiwa na tej
podstawie kompromisów – przynajmniej z czci opozycji. Nie byli zwo-
lennikami cichej restauracji kapitalizmu, jednak inaczej ju de niowali so-
cjalizm, utosamiali go przede wszystkim z gwarantowanym przez pastwo
bezpieczestwem socjalnym, utrzymaniem zrónicowania dochodowego
– 13 –
w akceptowalnych spoecznie granicach i równoci szans edukacyjnych.
By to rodzaj socjalnego etatyzmu, daleki od doktrynalnego marksizmu-
leninizmu. W zakresie ustroju politycznego dopuszczano na razie myl
o legalizacji czci opozycji za cen jej wspópracy z reimem, a rezygnacj
z policyjnych represji wobec pozostaej czci. Ogromne, w istocie nadmier-
ne nadzieje pokadano w Kociele, wobec którego zdecydowano si pój na
wszelkie moliwe ustpstwa. Liczono na jego moderujc rol i tradycyjny
realizm, ponadto hierarchiczna struktura duchowiestwa budzia u wojsko-
wych zaufanie – przeceniali jej zwarto i zdyscyplinowanie.
Ekipa Zbigniewa Messnera reprezentowaa to nastawienie w wymiarze
umiarkowanym, rodowisko skupiajce si wokó Rakowskiego szo o wiele
dalej. adna z tych grup nie miaa wikszoci w tradycyjnym aktywie par-
tyjnym, wybieranym na zjazdy i konferencje, nawet w skadzie KC, ale mia-
y posuch i zrozumienie Jaruzelskiego oraz jego najbliszych wojskowych
wspópracowników, a to decydowao.
II
Obóz solidarnociowy te zmienia si szybko i gruntownie. Ju latem
i jesieni 1980 r. okazao si, e „Solidarno”, cho wci masowa, staje si
politycznie jaowa, wadzy przej nie moe, a do realistycznie osigalnego
kompromisu te nie jest zdolna. Miaa wielk si destrukcyjn i paraliuj-
ca, a prawie adnej kreatywnej. Owocowao to rozczarowaniem spoecznym
i odpywem poparcia. Stan wojenny, który napotka na zaskakujco saby
opór i okaza si w miar agodny, pogbi rozkad i przebudow solidarno-
ciowej opozycji. Szybko wygas ruch masowy o zabarwieniu populistycz-
no-socjalistycznym (oczekujcy nie tyle zmiany ustroju, co realizacji jego
utopijnych egalitarnych obietnic). Przetrwaa legenda i wokó niej zorga-
nizowaa si nielegalna i pólegalna opozycja polityczna o kierunku anty-
komunistycznym. Od pocztku ten antykomunizm by wielonurtowy, od
socjaldemokratycznego i liberalnego poprzez umiarkowanie katolicki do
wyranie restauracyjnego i odwetowego, ultrasowskiego. Pocztkowo prym
wiedli rzecznicy umiarkowania i kompromisu, lewicowi i liberalni. Nie prze-
waali liczebnie, byli w mniejszoci, lecz koniunktura wewntrzna i mi-
dzynarodowa rokowaa im na razie zdecydowanie wiksze szanse. Po obu
wic stronach – wadzy i opozycji – umocniy si i wysuny na czoo siy
pragmatyczne oraz skonne do kompromisu.
– 14 –
III
Waniejsze od wewntrznych byy jednak przemiany w skali geopoli-
tycznej. Zwizek Radziecki wyranie przegrywa zimn wojn, gospodarczo
nie wytrzymywa ciaru wycigu zbroje, dodatkowo wda si w zbdn
wojn afgask oraz kosztowne „imprezy” ekspansjonistyczne w Afryce.
Straci de nitywnie Chiny, swego najwaniejszego sojusznika. Europejskie
kraje socjalistyczne – zamiast wsparciem – staway si ciarem, hegemo-
nistyczne mocarstwo musiao je zasila tanimi surowcami oraz doktryn
Breniewa gwarantowa wewntrzna stabilizacj. Imperium ldowe zbu-
dowane przez J. Stalina wyranie osabo, stao si kosztowne, a ponadto
w nowych realiach nie stanowio ju warunku bezpieczestwa macierzyste-
go supermocarstwa, którego wystarczajc podstaw stwarzaa równowaga
strategicznych arsenaów nuklearnych i rakietowych. Ta równowaga zreszt
sprawiaa, e równie Stany Zjednoczone nie mogy „skonsumowa” prze-
wagi, jak osigny na polu zimnej wojny.
Sytuacja ZSRR pogarszaa si, stawaa si wyranie stagnacyjna, ale taki
stan rzeczy móg trwa jeszcze wiele lat, gdyby nie pojawienie si ekipy
Gorbaczowa. Ufna w owo strategiczne bezpieczestwo imperialnej metro-
polii, zdecydowaa si ona podj prób modernizacji gospodarczej i poli-
tycznej swego kraju przy zachowaniu podstawowych zasad ustroju. By to
plan mao precyzyjny i raczej utopijny, ale pocigajcy. Przewidywa uwol-
nienie zasobów marnowanych w wycigu zbroje i ekspansji imperialnej
i wykorzystanie ich dla modernizacji, std gotowo zakoczenia zimnej
wojny na warunkach uznania poraki i szerokiej ugody z drug stron. Pi-
sana cz tej ugody sprowadzia si do powstrzymania wycigu zbroje,
znacznej redukcji arsenaów nuklearnych i konwencjonalnych, wycofania
si z Afganistanu, Afryki i Kuby. Niepisan, ale w wietle póniejszego za-
chowania si obu stron raczej oczywist czci porozumienia rozejmowego
by kontrolowany demonta adu pojataskiego w Europie. Takie niepisane
kontrakty s w polityce zjawiskiem czstym i znaczcym. Sdz, e w tej
dziedzinie inicjatywa naleaa w wikszej mierze do ZSRR ni do Zachodu.
Inaczej mówic, Zachód otrzymywa wicej ni si spodziewa, a chwilami
by wrcz zaskakiwany.
Nie mamy dostpu do dokumentacji wewntrznych debat kremlowskich
z lat 1987–89, ale wydaje si, e gówny przedmiot zainteresowania – obok
unormowania stosunków z USA – stanowiy Niemcy. Do wczenie w w-
skim krgu musiaa tam uksztatowa si atmosfera sprzyjajca zjednoczeniu
– 15 –
tego kraju, zapewne stopniowemu i ewolucyjnemu. Eduard Szewardnadze
w rozmowie z Hansem-Dietrichem Genscherem wyzna, e po raz pierwszy
opowiedzia si za zjednoczeniem Niemiec ju w 1986 r. Ta sprawa zreszt
powracaa w powojennej polityce radzieckiej przy okazji kadego powanego
kryzysu (wiosn 1953 r. zaraz po mierci Stalina i póniej, w 1963 r., niedu-
go po blamau rakietowym N. Chruszczowa na Karaibach). Otwarcie na
Niemcy i nadzieja na ich usamodzielnienie wobec Stanów Zjednoczonych
wydaway si potencjalnie wielk rezerw radzieckiej polityki zagranicznej.
Jej wykorzystanie wymagao jednak zapewnienia zjednoczonemu niemiec-
kiemu mocarstwu poczucia bezpieczestwa, a w konsekwencji take wyco-
fania si z wasalnego uzaleniania innych rodkowo-europejskich pastw
realnego socjalizmu. Andrzej Paczkowski w kwerendach prowadzonych
w Fundacji Gorbaczowa odnalaz ju 1986 r. dokumentalne wiadectwa za-
powiedzi wycofania si z „doktryny Breniewa”. W dyskusji na biurze po-
litycznym Gorbaczow potraktowa t doktryn jako anachronizm, wyrazi
si, e teraz takie „rodki” ju „nie przejd”. Niezalenie od tego, co i na
ile realnie kalkulowano, a na ile tylko instynktownie wyczuwano, brano na
pewno pod uwag dobroczynny wpyw rezygnacji z imperialnych aspiracji
w Europie rodkowej na cay ukad stosunków z Zachodem.
Tak czy inaczej, wydaje si bezsporne, e pod koniec lat 80. XX wieku
oba hegemoniczne supermocarstwa w ramach dealu koczcego zimn woj-
n co najmniej milczco zaoyy pewien demonta adu pojataskiego.
Obie strony liczyy na ewolucyjny, kontrolowany przebieg tego procesu,
z formami przejciowymi i porednimi. Ze wzgldu na bro masowego ra-
enia obawiay si przewrotów gwatownych.
Polska w tej sytuacji idealnie nadawaa si do rozpoczcia procesu i do –
jak to póniej wielokrotnie okrela Gorbaczow – jego eksperymentalnego
wypróbowania. Tu grunt by przygotowany i wystarczao jedynie przyzwoli
i zachci. W innych miejscach trzeba byo inicjowa, a nawet brutalnie
popycha. Nie wiemy do dzi w jakim zakresie hegemoniczne mocarstwa
informoway swych przyjació w Warszawie i oddziayway na ich plany.
Kiedy odpowiednie raporty w Moskwie i Waszyngtonie zostan ujawnione,
ale skrzepy informacji s ju dostpne – zarówno o rozmowach polskiego
establishmentu z radzieckimi prominentami, jak te o rónych kontaktach
amerykaskich z opozycj. By jeszcze jeden wany kana sterowania wyda-
rzeniami – Watykan Jana Pawa II.
Warto zwróci uwag, e na dwa miesice przed polskim „Okrgym Sto-
em”, 7 grudnia 1988 r., Gorbaczow w przemówieniu na Zgromadzeniu Ogól-
– 16 –
nym ONZ o cjalnie uchyli doktryn Breniewa. Nie prónowa i w innej,
waniejszej kwestii. Na midzynarodowej konferencji naukowej w Miedze-
szynie pod Warszaw w 1999 r. rosyjscy i wgierscy uczestnicy zgodnie ujaw-
nili, e kluczowa dla destabilizacji NRD decyzja o otwarciu dla enerdowskich
turystów drogi do RFN przez Austri zapada latem 1989 r. po konsultacjach
Budapesztu z Moskw. Wgry zatem nie dziaay na wasn rk. Ta fatalna
dla NRD zmiana ich polityki okazaa si te zaskoczeniem dla pastw za-
chodnich. Podobnie jak w padzierniku 1989 r. Gorbaczow zaskoczy Zachód
bezporedni ingerencj, inicjujc zastpienie Ericha Honeckera przez Ego-
na Krenza, który w par tygodni póniej – te ku zaskoczeniu rzdu RFN,
a na pewno w porozumieniu z Gorbaczowem – obali Mur berliski.
IV
W dwadziecia lat po obradach „Okrgego Stou” w rodowiskach poso-
lidarnociowych rywalizuj dwie opinie na jego temat.
Wedug jednych bya to zmowa „czerwonych” z „róowymi” (w skrajnej
wersji ludzi Kiszczaka z agentami Kiszczaka). Rzdzca w PRL nomenkla-
tura oddaa wadz polityczn w zamian za gwarancje nietykalnoci prawnej
(tzw. gruba kreska) i swobod uwaszczania si na majtku narodowym.
Powsta postkomunistyczny potworek, hybryda o nazwie III RP.
Wedug innych byo to kompromisowe porozumienie o pokojowym, bez
stosowania przemocy z obu stron, oddaniu przez PZPR wadzy obozowi
posolidarnociowemu, co umoliwio zmian ustroju na kapitalistyczny. Ta
druga opinia przyja si i jest wielbiona na Zachodzie. Do niej te doczyo
SLD. Jako dziedzic tego nurtu PZPR, który w trybie demokratycznym odda
wadz, czuj si w poowie „ojcem-zaoycielem” III RP, tym bardziej, e
dwukrotnie w niej wygrywali wybory i przez osiem lat sprawowali wadz.
Obie legendy eksponuj rol czynnika wewntrznego, polskiego, i w tym
sensie s jednostronne i faszywe, cho ta czarna bardziej ni ta biaa.. Pol-
ska bya pierwsza, zapocztkowaa przemiany ustrojowe i demonta Jaty.
Zrobia to po myli globalnych hegemonów tego procesu, za ich wiedz
i przyzwoleniem, a w znacznej mierze równie pod ich dyskretnym nadzo-
rem. Czynnika wewntrznego – inicjatyw i porozumie strony rzdzcej
i opozycyjnej – nie wolno, oczywicie, niedocenia. Mia on znaczenie ka-
pitalne, Polska okazaa si do przemiany najlepiej przygotowana, nie wy-
magaa specjalnego „zewntrznego” pchnicia, wystarczyo przyzwolenie,
– 17 –
nawet tylko domylne. Ponadto ukad stosunków wewntrznych w Polsce –
swoisty impas, jaki wytworzy si midzy wadz i opozycj, oraz przewaga
tendencji pragmatycznych nad ideologicznymi po obu stronach – wybitnie
sprzyja podanemu przez supermocarstwa dziaaniu ewolucyjnemu.
Bezporednia tre porozumie „Okrgego Stou” take przeczy obu
postaciom legendy. Przed dziesiciu laty pod prezydenckim patronatem
Aleksandra Kwaniewskiego wydano w piciu opasych tomach najistotniej-
sz dokumentacj tego okresu: stenogramy obrad licznych zespoów, czyli
„podstolików”, korespondencj stron, uchway, protokoy rozbienoci. Ta
skdind nudna, ale pouczajca lektura prowadzi do wniosku, e obie le-
gendy „Okrgego Stou” powstay na podstawie interpretacji póniejszych
zdarze, których w 1989 r. nikt nie jeszcze bra pod uwag...
Strona zwana rzdow, a cilej jej wpywowa liberalnie i reformator-
sko nastawiona cz, szacowaa wpywy posolidarnociowej opozycji na
umiarkowane, a ryzyko zwizane z jej legalizacj – do przyjcia. W plu-
ralizmie zwizkowym, czyli rezygnacji z partyjnej kurateli nad zwizkami
zawodowymi, dostrzegano nawet poyteczny czynnik modernizacji. Peny
pluralizm polityczny, czyli wybory rywalizacyjne, przewidywano za cztery
lata. Liczono, e postpeerelowski ukad zdoa do tej sytuacji si przystoso-
wa i nie bdzie w rywalizacji bez szans. Zamierzano podzieli si realn
wadz za cen pokoju spoecznego i stworzenia zaplecza dla reform go-
spodarczych – ju zreszt proklamowanych i zadekretowanych przez rzd
Rakowskiego. Upadku socjalizmu nie zamierzano powodowa, cho takie
ryzyko wkalkulowano, ale odraczano w czasie. Liczono na wystarczajcy dla
przystosowania i amortyzacji zmian okres przejciowy.
Strona zwana opozycyjn te nie mierzya zbyt wysoko i daleko. Jej postu-
laty ogniskoway si wokó legalizacji bardzo ju osabionej „Solidarnoci”,
z masowego ruchu przeksztaconej w kadrow antyreimow parti o rónym
stopniu antykomunistycznych emocji. W pocztkowej fazie rokowa wyka-
zywaa ona nawet niewielkie zainteresowanie propozycjami reform wadz
centralnych, sposobem wybierania parlamentu i czciowego w nim udziau,
wiksz wag przywizywaa jednak do pluralizmu politycznego w samorz-
dach terytorialnych, a take do przywrócenia przynajmniej czci reform li-
beralnych z 1981 r., np. ogranicze zakresu cenzury. Na drugim posiedzeniu
zespou do spraw reform politycznych Bronisaw Geremek tak to uj:
„Dla strony rzdowej najwaniejszym elementem tych przemian wyda-
je si by reforma samego centrum. By moe, e nieco inaczej w chwili
obecnej rozkadamy akcenty naszych postulatów, kierujemy bowiem uwag
– 18 –
w stron prawa i sdów, w stron stowarzysze, rodków spoecznej komu-
nikacji i w stron samorzdu terytorialnego. Model demokracji, jaki mamy
na uwadze, stawia sobie, czy ma na celu, stworzenie pewnej caoci ustro-
jowej, która otwieraaby perspektywy dalszych przemian, a z drugiej strony
chroniaby cay system polityczny przed destabilizacj i dawaaby obu stro-
nom niezbdne gwarancje”.
Innymi sowy: obie strony przemiany ustrojowe projektoway ewolucyj-
nie i ostronie, obalania komunizmu w sensie odsuwania PZPR od wa-
dzy, przynajmniej w perspektywie kilku lat, nie brano pod uwag, wydawao
si to bowiem cakowicie nierealne. W tej sprawie nie wida istotniejszych
rónic w do licznej reprezentacji rodowiska solidarnociowego. Bracia
Kaczyscy niczym tu si nie wyróniaj, nie kwestionuj stanowiska B. Ge-
remka i T. Mazowieckiego.
Jak wiadomo, strona rzdowa zaproponowaa – obok kontraktu w wy-
borach do sejmu – wolne wybory do senatu oraz gwarantujcy stabilno
i cigo urzd prezydenta. W ordynacji wyborczej do izby wyszej prze-
widziano znaczny przywilej dla województw rolniczych i tych z mniejsz
populacj – miay one wybiera tylu senatorów co liczebnie wiksze woje-
wództwa, zurbanizowane i przemysowe. Liczono, e w tych rolnych po-
parcie dla wadzy bdzie przewaajce. Okazao si to zudzeniem i to dla
obozu wadzy fatalnym, w systemie proporcjonalnym otrzymaaby w sena-
cie ponad dwadziecia mandatów, a tak pozostaa bez adnego. Opozycja
take tego nie przewidywaa, póniejszym swoim sukcesem okazaa si za-
skoczona nie mniej od strony rzdowej. Nie byo te mowy o rozliczeniach.
Kilka miesicy przed tym, zanim Mazowiecki w sejmie powie o „grubej
kresce”, solidarnociowi uczestnicy rokowa zgodnie odegnywali si od
„dyskursu procesowego o przeszoci”, jak wyrazi si Geremek. Przedsta-
wicielom rzdu nie przyszo do gowy zaproponowa obustronnej amnesti,
takiego wielkiego „grzechów odpuszczenia”, ze stanem wojennym wcznie.
Zdaje si, e ówczesna strona rzdowa „grzechów” wymagajcych amnestii
po swej stronie nie dostrzegaa. Porozumiano si zatem jedynie w sprawie
abolicyjnej amnestii dla opozycji.
Midzy bajki woy trzeba take tez o porozumieniu w sprawie uwasz-
czenia nomenklatury i w ogóle o zgodzie na restauracj kapitalizmu. Przy
okrgym stole Leszek Balcerowicz i jego póniejsza ekipa byli nieobecni.
W zespole do spraw polityki gospodarczej rej wodzili po stronie rzdowej
Wadysaw Baka z zespoem, a po stronie opozycyjno-solidarnociowej ka-
toliccy zwolennicy „spoecznej gospodarki rynkowej” Witolda Trzeciakow-
– 19 –
skiego i Andrzeja Wielowieyskiego oraz samorzdów pracowniczych Jacka
Kuronia. W rezultacie w „Porozumieniu” jako naczeln zasad „nowego adu
ekonomicznego” wpisano „rozwój samorzdnoci i partycypacji pracowni-
czej”. Zapowiedziano utworzenie „ogólnokrajowego przedstawicielstwa
samorzdów pracowniczych” o szerokich penomocnictwach w sprawie po-
lityki gospodarczej. Tu strona rzdowa niemiao oponowaa. Przewidziano
wprawdzie te swobodne ksztatowanie si struktury wasnociowej i rozwój
stosunków rynkowych, ale najdokadniej i w szczegóach opisano reformy
funkcjonowania przedsibiorstw pastwowych, nie pozostawiajc wtpliwo-
ci, e na dugo pozostan podstaw gospodarki. Prywatyzacj tych przed-
sibiorstw dopuszczono, ale obwarowano wielu zabezpieczeniami, poddano
kontroli parlamentu z jednej strony, a referendów pracowniczych z drugiej.
Z wiksz sympati potraktowano wasno grupow i spódzielcz. Ogrom-
nie rozbudowano gwarancje pastwa socjalnego i ochron status quo w tej
dziedzinie. Zapisano: „respektowana bdzie zasada penego zatrudnienia”.
Wprowadzono indeksacj pac i emerytur. Zagwarantowano wszystkie przy-
wileje branowe, stanu górniczego, nauczycieli, kolejarzy itp. Strona soli-
darnociowa zastrzega, e nie akceptuje ustawy „o niektórych warunkach
konsolidacji gospodarki narodowej” z lutego 1989 r., w której rzd Rakow-
skiego otwiera szeroko rynek i swobod dziaalnoci gospodarczej.
Przewaaa zatem wizja zreformowanego i wiatego socjalizmu, a nie
restauracji kapitalizmu, masowej wyprzeday majtku narodowego inwe-
storom zagranicznym oraz dzikiego uwaszczania si starej i nowej nomen-
klatury. Obóz posolidarnociowy odstpi od ewolucyjnych i umiarkowanych
ustale i zamiarów dopiero póniej, pod wpywem nowej sytuacji, w par
miesicy po „Okrgym Stole”. Zwycistwo wyborcze okazao si wiksze
ni oczekiwano, a co waniejsze – porozumienia radziecko-amerykaskie
w sprawie demontau Jaty o wiele dalej idce.
V
Warto te zauway, e latem 1989 r. oba hegemoniczne mocarstwa
czuway nad ewolucyjnym przebiegiem polskich przemian. O radzieckich
interwencjach niewiele wiemy, amerykaskie byy jawne. Prezydent Geor-
ge Busch (senior) osobicie zaangaowa si w montowanie odpowiedniej
(jednoosobowej!) wikszoci w Zgromadzeniu narodowym, niezbdnej dla
wyboru gen. Jaruzelskiego na prezydenta. Dzisiejsze tsknoty spónio-
– 20 –
nych radykaów posolidarnociowych za relacyjnym rozstaniem si z PRL
s kompletnym anachronizmem. Takie próby nie zyskayby wówczas przy-
zwolenia „hegemonów”, a mieli oni dostateczne wpywy dla przeforsowania
swego stanowiska. Stany Zjednoczone zdecydowanie obstaway przy mode-
lu ewolucyjnym i kompromisowym. Latem 1989 r. przy okazji konferencji
naukowej w Moskwie mieszkaem w jednym hotelu z Arnoldem Horelikiem
z think-tanku Rand Corporation. Tumaczy mi, dlaczego Stany Zjednoczo-
ne obawiaj si wymknicia spod kontroli przeobrae demokratycznych
w krajach realnego socjalizmu, a zwaszcza „krwawego odwetu” na starym
reimie. Szo gównie o los pierestrojki Gorbaczowa. Wybuch antykomu-
nistycznego radykalizmu w Polsce lub na Wgrzech czy w NRD ogromnie
wzmocniby przeciwników Gorbiego i mógby zapewni im sukces. Byli oni
wtedy jeszcze o wiele potniejsi ni latem 1991 r. Proces przemian zostaby
na pewien czas powstrzymany, Stanom Zjednoczonym pozostaoby jedynie
protestowanie. Uspakajaem argumentem, e nie widz w Polsce znacz-
cych si prcych do radykalnej rewolucji antykomunistycznej, model okr-
gostoowy mia za sob spoeczestwo. Wikszo, cho w 65 procentach
popara w czerwcu 1989 r. obóz posolidarnociowy, odruchowo ciya ku
modelowi poredniemu, ku jakiej symbiozie starego i nowego, zwaszcza w
sferze spoeczno ekonomicznej, ale nie tylko. Miay o tym rycho zawiad-
czy wahania wyborczych nastrojów na rzecz partii postpeerelowskich.
Jedynie w Rumunii sprawy potoczyy si inaczej, ale trzeba mie na
uwadze kilka szczególnych okolicznoci. Rumunia bya stosunkowo mniej
istotna, leaa na uboczu wielkich strategicznych interesów. Ponadto bya
od duszego czasu najbardziej w tej stre e niezalena, wadze nie podlega-
y wpywom radzieckim, a znaczcej opozycji, na któr mogyby oddziay-
wa Stany Zjednoczone, te nie byo. Rebeli, która zmiota reim, rzdzi
ywio. Dyktatora i jego on nie zlinczowa jednak wzburzony tum, lecz
zastrzelili w odlegej bazie lotniczej spiskujcy o cerowie, niewykluczone,
e za podszeptem wywiadu radzieckiego wanie! Po to, aby uatwi okie-
znanie ywiou, co zreszt udao si nienajgorzej.
VI
Próby deprecjacji wiodcej roli i decyzyjnej siy przywódców polskiego
korpusu generalskiego, kontrolujcych w latach 80. armi i policj, w pro-
cesie „Okrgego Stou” sprowadzaj si albo do ignorowania faktów pod-
– 21 –
stawowych, albo do zwyczajnej manipulacji motywowanej politycznie. Nie
mniej bdne jest przypisywanie decydentom ówczesnej wadzy niskich po-
budek w rodzaju „utrzymania si u obu”. Gdyby im przywieca gównie
lub wycznie lub tylko wzgld na utrzymanie wadzy, „Okrgy Stó” byby
ostatnim pomysem, jaki zawitaby w gowie. Równie ahistoryczne byo-
by te przypisywanie im gotowoci do oddania wadzy antykomunistycznej
opozycji.
Byo prociej: rzdzcy Polsk wojskowi i technokraci, pokonujc opór
tradycyjnego partyjnego establishmentu bardziej wyczuwajc ni znajc
niepisane porozumienie supermocarstw w sprawie ewolucyjnego i kon-
trolowanego demontau pojataskiego podziau Europy, podjli wia-
domie i przemylanie reform polityczn zmierzajc do demokratyzacji
i podzielenia si wadz z opozycj lub jej czci jako oson prorynko-
wej reformy gospodarczej. Mieli na widoku rodzaj systemu poredniego,
mieszanego, swoist „ark przymierza midzy dawnymi i nowymi czasy”.
Podejmowali eksperyment obarczony bardzo duym ryzykiem, na szcz-
cie nie do koca uwiadamianym, ale te rokujcy spore szanse na po-
wodzenie. Gównie i przede wszystkim ze wzgldu na to, e lea na linii
oczekiwa hegemonów sceny geopolitycznej i móg liczy na ich czynne
wspódziaanie.
Sukces polskiego eksperymentu zapewnia dalsze kontynuowanie, a po
czci wrcz bezporednie inspirowanie tego procesu w innych krajach,
przede wszystkim zjednoczenie Niemiec. Gdyby w Polsce sprawa si po-
lizna, na przykad w kierunku modelu rumuskiego lub innej erupcji
przemocy, proces caego demontau Jaty zostaby zapewne powstrzyma-
ny, przede wszystkim w ZSRR, by moe kosztem obalenia Gorbaczowa
lub wymuszenia na nim zmiany polityki. Stany Zjednoczone musiayby po-
przesta na mniejszym i now faz odprenia w zimnej wojnie ograniczy
do rozbrojenia. Jaka poprawa w stosunkach Wschód – Zachód bya zapew-
ne nieunikniona ze wzgldu na postaw i interesy wielkich pastw zachod-
nioeuropejskich, a take na szybko dojrzewajcy kon ikt w Zatoce Perskiej.
Operacja „Pustynna Burza” przy zantagonizowanym Zwizku Radzieckim
byaby zbyt wielkim ryzykiem.
Dalszy bieg wydarze, zwaszcza rozpad ZSRR w 1991 r., przekroczy
drastycznie granic wyobrae i zamiarów tych, którzy inicjowali proces
przemian.
Mona powiedzie, e sprawy wymkny si spod kontroli – zawsze tylko
czciowo, gdy na przykad nad losem broni nuklearnych zawsze panowa-
– 22 –
no, ale dziao si to dopiero wtedy, kiedy zasadnicze przemiany ju stay si
nieodwracalne. Ponadto na dobro ich protagonistów po stronie radzieckiej
(polskiej rzdowej te!) trzeba zapisa, e w adnym momencie nie podej-
mowali próby ich powstrzymania lub odwrócenia. Strona za zachodnia,
z amerykask wcznie, a do penego ustabilizowania sytuacji w latach
1993–94, starannie podtrzymywaa starania o ewolucyjny i pokojowy prze-
bieg procesów.
– 23 –
J
ERZY
U
RBAN
SKI I POLITURA
Przed „Okrgym Stoem” byem przez kilka godzin treserem czci ne-
gocjatorów partyjno-rzdowych. wiczenia bojowe odbyway si w paacu
koo Otwocka pod Warszaw. Siedem lat wczeniej Lech Wasa by w nim
przez jaki czas internowany. Z tego powodu genius loci okaza si fatalny.
Poowa negocjatorów udawaa ludzi z „Solidarnoci” i atakowaa poli-
tyk wadz, a reszta graa swoj waciw rol i dawaa odpór. Po czym za-
mieniano si zadaniami. Okazao si, e nasi towarzysze – jako opozycja
– argumentowali rzeczowo, wnikliwie, dotkliwie. Przemawiali z wigorem,
niektórzy z zapaem, a nawet z pasj. Wcielanie si w antagonistów sprawia-
o im przyjemno. Bronili za wadzy schematycznie, sloganami, lkliwie,
blado, bez przekonania, pod przymusem.
Wspominajc tamte wydarzenia po 20 latach sdz, e przedstawiciele
wadzy – subowo bdc jej wojownikami – mentalnie stali ju po stronie
demokracji, pluralizmu, swobód, wolnego rynku, kapitalizmu, parlamen-
taryzmu. Tylko jeszcze sami nie wiedzieli, kim s, i e to, czemu maj si
opiera, wkrótce wspiera zaczn.
W rozwaaniach o genezie „Okrgego Stou” nie bierze si na ogó pod
uwag faktu, e naprzeciw opozycjonistów zasiedli w wikszoci ludzie „uk-
szeni” ju przez demokracj. „Realsocjalici” tylko z urzdu. Ludzie ju
rozczarowani PRL-em, otwarci na inny sposób mylenia, wartoci, ustrój
ni ten, który formalnie wci reprezentowali. Negocjacje do gadko prze-
biegy a do samego nau, bez dramatycznych zerwa (z wyjtkiem pro-
ceduralnego kon iktu), obustronnej demonstracji siy (np. z jednej strony
strajków, a z drugiej de lad wojskowych).
Wród wielu tego przyczyn pomijana jest znów jedna, bardzo znaczca.
„Okrgy Stó” poprzedzia dugotrwaa ewolucja pogldów elity wadz PRL.
– 24 –
W duym stopniu nastpio ich zblienie do przekona opozycji. Obrona
resztek PRL miaa raczej charakter rytualny, taktyczny lub pragmatyczny.
Nie bronilimy odrbnej wizji pastwa i spoeczestwa, ale resztek rów-
nowagi nansowej, a gównie tego, eby rozbiórka PRL odbywaa si stop-
niowo, a nie raptownie. Negocjatorzy z PZPR mentalnie wyrywali si ju
do innego ustroju, jakiego zblionego do zachodnioeuropejskich wzorów,
cho niedookrelonego. Inaczej by nie mogo w nastroju schyku realnego
socjalizmu, gdy rzd Rakowskiego faktycznie ju tworzy kapitalizm.
Konwergencja przekona ogarniaa – w rónym oczywicie stopniu –
przedstawicieli PRL, co zaleao m.in. od ich wieku, drogi yciowej i my-
lowych horyzontów. Take od indywidualnych rachub. Np. generaowie
Jaruzelski czy Kiszczak mieli poczucie odpowiedzialnoci za struktury, któ-
rymi kierowali, a byli te w wikszym stopniu winiami swych nawyków
politycznych ni A. Kwaniewski czy J. Reykowski. Wayo i to przecie,
na ile schyek PRL stanowi osobist przegran, zaamanie si drogi ycio-
wej czy zamknicie kariery, a na ile za dokonujce si zmiany otwieraj
bardziej kuszce szanse osobiste. Gdyby jakim cudem realny socjalizm
umocni si i trwa, ludzie pokroju i w wieku Kwaniewskiego raczej ju nie
pragnliby robi kariery w jego obrbie. Sygnalizowaa to odmowa przysze-
go prezydenta wejcia w skad nowego kierownictwa PZPR – wola pozosta-
wa szefem sportowców, ale u Mazowieckiego.
Nie tylko zreszt tak modzi jak Kwaniewski – reprezentanci resztek
PRL – dyli ju do odegrania roli w innym systemie wadzy i wasnoci.
Przy „Okrgym Stole” take wic dla siebie samych wspótworzyli inn
Polsk, podobnie jak ekipa „Solidarnoci”. W kadym razie podobiestwo
de i osobistych rachub przedstawicieli wadzy i opozycji wynikao ze
zbliania pogldów, a nie na odwrót, jak to przedstawia dzisiejsza propa-
ganda.
Skrajna prawica pielgnuje mit tajnej zmowy zawartej w Magdalence
pomidzy czerwonymi a róowymi. Wanie zblienie pogldów i de,
o którym opowiadam, uatwia wiar w takie bujdy. Ludzie o spiskowym
pogldzie na wiat wszelkie przemiany polityczne wyobraaj sobie jako
odzwierciedlenie tajnych sprzysie.
Obok ewolucji pogldów i rachub ludzi starego reimu, sukces „Okrge-
go Stou” wspomoga take symetryczna sabo stron zasiadajcych do roz-
mów i cechujce oba obozy poczucie wasnej saboci. W 1989 r. przywódcy
opozycji wiedzieli o tym, e mizerne s struktury, bdce ich politycznym
zapleczem. Nie byli te pewni rozmiarów poparcia spoecznego dla swych
– 25 –
de. Podobnie jak wadza, postrzegajca rozkad lub bierno, dezorien-
tacj i nastrój wyczekiwania podlegego jej aparatu. Obie strony wiedziay
te o saboci kontrpartnera, cho raczej przeceniay jego si ni swoj wa-
sn. Dopiero w toku obrad opozycja gwatownie nabieraa mocy. Dziao si
to szybciej, ni umiaa zda sobie z tego spraw. Wadza za saba. Tempo
zmiany ukadu si na sw niekorzy przyspieszyo zreszt kierownictwo
PZPR, popeniajc bd taktyczny. W trakcie rozmów wstpnych w Magda-
lence ekipa Wasy pragna, jak wiadomo, uzyska legalizacj „Solidarno-
ci” i organizmów a liowanych, zapaci za to kontraktem wyborczym – i to
wszystko. Bdnie sdzia, e to Zwizek jest dla niej wany, a nie wybory,
cho okazao si potem, i na odwrót: wygranie wyborów dao jej wadz,
a „Solidarno” nie odzyskaa swej potgi i znaczenia z 1981 roku.
Kontrakt taki, jakiego z pocztku chciaa ekipa Wasy, jako z góry usta-
lony, mona byo zawrze na jednym posiedzeniu przy „Okrgym Stole”.
Kierownictwo PZPR zawinszowao sobie jednak dugotrwaych obrad przy
stolikach i podstolikach. Zafundowao przeciwnikowi trzymiesiczn kam-
pani polityczn gruntownej krytyki PRL, prowadzon w telewizji, radio
i prasie. Jej efektem bya wanie zmiana pocztkowego ukadu si i wyrwa-
nie wikszoci spoeczestwa ze stanu biernej obojtnoci.
W kadym razie tylko sabi partnerzy, i to majcy poczucie swej nikej
mocy, mogli zasi przy „Okrgym Stole” i zawrze gadko porozumienie,
prowadzce wkrótce do zmiany wadzy i ustroju. W 1981 r., nawet gdyby
w ZSRR rzdzi ju M. Gorbaczow, a nie L. Breniew, aden trway kontrakt
nie móg by zawarty. „Solidarno” skupiaa wówczas 9 milionów radyka-
lizujcych si czonków i obaliaby kad ekip przywódcz, która paktuje
i skania si do kompromisu. Podobnie upadoby kade kierownictwo PZPR,
idce na ugod podobn do zawartej w 1989 r. W saboci tkwi niekiedy po-
tencja sprawczy, którego nie doceniaj wielbiciele siy.
Kiedy „Okrgy Stó” przez niemal trzy miesice obradowa, zmianie
ulegy nie tylko proporcje mocy „gadajcych” stron, ale równie niepostrze-
enie ewoluowa ukad si wewntrz wadz PRL. Nie dostrzeg tego aden
z historyków, bo te chodzi mi o zjawisko trudno uchwytne. W okresie
spotka w Magdalence, w dzisiejszym paacu Lecha Kaczyskiego stopnio-
wo podwyszya si pozycja gównych negocjatorów partyjno-rzdowych
w stosunku do kierownictw instytucji, jakie reprezentowali. Aparat partyjny
jako grupa nacisku traci sw potg, a najwaniejsz tak si stawali si
gówni uczestnicy rozmów. Podobnie w czasie wojny wzrasta znaczenie i sa-
modzielno dowódców liniowych. Negocjatorzy codziennie np. wystpo-
– 26 –
wali w telewizji, stajc si twarz wadzy. Podejmowali decyzje w granicach
udzielanych im upowanie, ale dramaturgia negocjacji wymagaa od nich
coraz wikszej samodzielnoci. W rezultacie ich posunicia byy czsto ak-
ceptowane przez kierownictwo partyjne nie z góry, ale po fakcie. Tworzyli
wic fakty dokonane, poszerzajce zasig czy gbi kompromisu. Stanowili
wic grup nacisku, sprzyjajc zmianom politycznym. Potencja wadzy
przesuwa si na ich rzecz. Historycy wyraajcy pogldy „Solidarnoci”
pisz, e – wedle zaoe rzdzcych – wadza nadrzdna przej miaa
z Biura Politycznego do urzdu prezydenta, którym mia zosta Wojciech
Jaruzelski. W rzeczywistoci ju w czasie „Okrgego Stou” wymykaa si
z jego rk.
Ewolucja pogldów druyny partyjno-rzdowej bya udziaem tylko tych
jej czonków, którzy pogldy mieli, wic si nimi mogli powodowa. Nie
naley jej wic myli ze zmian postaw. Wzmagajca si ugodowo wobec
opozycji miaa i inne róda ni pogldy. Przedstawiciele Zjednoczonego
Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego przyczyli si
do solidarnociowców nie po wyborach, kiedy dokonali tego formalnie, ale
ju przy „Okrgym Stole”. To zjawisko jest znane i odnotowane. Wiado-
mo, e jego gównym motorem bya potrzeba odwetu na PZPR za lata pod-
rzdnoci.
Dziaacze zwizkowi z OPZZ nie pojmowali, o co naprawd toczy si
gra przy „Okrgym Stole”. Mniemali, e wadze polityczne PRL negocjuj
z konkurencyjnym wobec nich zwizkiem zawodowym, rywalizujc z nim
musz wic przelicytowywa dania pacowe i socjalne „Solidarnoci”. Nie
rozumieli, e istot rzeczy s polityczne negocjacje, a paszczyzna zwizko-
wa to raczej kostium sceniczny, w kadym razie drugorzdna paszczyzna
sporów. Oni wic te nie wspierali wadz PRL – swojego stwórcy; autono-
mizowali si w sposób politycznie bezmylny.
Obserwowaem twardych aparatczyków PZPR redniego szczebla, mo-
ich dotd wspótowarzyszy krzykliwej walki z opozycj, jak przy stolikach
i podstolikach, w jakie pczkowa stó gówny, okazywali olizg czoobit-
no wobec kontrpartnerów, by potem na zamknitych naradach we wa-
snym gronie zmienia twarz – powraca do swej tradycyjnej roli partyjnego,
niezomnego elbetonu. Pry minie wobec przeciwnika wtedy, gdy tych
muskuów nie widzia. Podobnie z dziennikarzami telewizyjnymi i radio-
wymi, których nadzorowaem. Jakkolwiek by nie dobiera akredytowanych
przy „Okrgym Stole”, nie sposób ich byo skoni do polemik z czonkami
ekipy Wasy lub choby do zadawania im niewygodnych pyta. Nie inter-
– 27 –
pretuj tego zjawiska jako efektu wyrachowania, objawu ucieczki szczurów
z toncego okrtu. Krytyka PRL prowadzona przez opozycj przy „Okr-
gym Stole” miaa du moc i wiarygodno. Racje obroców wadzy zna-
mionowaa zwietrzao, rytualno, w najlepszym razie ciasny pragmatyzm.
Sympatia dziennikarzy przenosia si od ich chlebodawców ku politykom
bardziej przekonujcym, którzy zaczli im imponowa.
Nie bez znaczenia by te opisywany przez wielu uczestników wydarze
szok, wynikajcy z osobistego zetknicia si z czonkami opozycji. Ich po-
znanie wywoywao kompleksy niszoci. Nazwiska, które dotd byy po-
litycznymi symbolami zagroe, za, nagle identy koway realne osoby:
ebskie, uprzejme, niekiedy przyjazne i sympatyczne. Wcielenia korzystnie
kontrastoway wic z abstraktami, co w ogóle jest rzadkoci. Zagraajce
Polsce „bestie” okazyway si uprzejmymi dentelmenami.
Ten psychologiczny szok skaniajcy towarzyszy do opuszczenia kity,
do przypodchlebstwa zaprawionego zaenowaniem, w aden sposób nie
by moim udziaem. Wikszo warszawskich „antykomunistów”, zarówno
odwiecznych, jak i tych last minute, znaem od dziesitków lat. Osobicie
i z lektur. Nawet Kuro i Michnik, nie mówic ju o Dziewanowskim, Brat-
kowskim czy Mazowieckim – byli to dla mnie tylko polityczni wrogowie,
ale nie symboliczne bestie. Stosunkowo duej si z nimi stykaem, a nie-
kiedy lepiej znaem ni wielu wojowników z mojej wasnej druyny. Penic
przy „Okrgym Stole” róne drugorzdne suebnoci, to z rozbawieniem,
to ze zoci, ale chodnym okiem obserwowaem róne pozy, wygibasy
i ewolucje. „Teraz mog ci ju rk poda” – owiadczy z namaszczeniem
mój dawno przeszy przyjaciel, którego spotkaem w roli czowieka „Soli-
darnoci”, a ja zdbiaem, gdy do gowy mi nie przyszo, e kiedykolwiek
czegokolwiek nie chciaby mi podawa.
Fronty i szyki zaamyway si i mieszay przy „Okrgym Stole” z tego
take powodu, e materia i istota sporów bya niekontrastowa lub o krót-
kim terminie wanoci. Druyna Wasy powiadaa, e chce pluralizmu
politycznego, wolnoci dziaania i sowa, wolnego rynku, niezawisej spra-
wiedliwoci, swobód zwizkowych itd. itp. Wszystkiego tego w szybkiej
ewolucji. Nie dopowiadaa dania zmiany ustroju. Nasza strona odpowia-
daa, e pragnie tego samego, ale przemiany powinny by powolniejsze,
tu i ówdzie zawone. Zmian ustroju take pozostawialimy w domyle.
Oni o niej nie mówili, ebymy atwiej mogli przekn ich cele. My, eby
przed swoj baz polityczn zamaza sens tego, na co przystajemy. Eki-
pa intelektualistów z „Solidarnoci”, w zasadzie zmierzajc do demokracji
– 28 –
i kapitalizmu, przedstawiaa postulaty spoeczno-gospodarcze o charakte-
rze socjalistyczno-populistycznym. Byy to np. niekiedy utopie w postaci
wizji fabryk kierowanych przez samorzdy pracownicze, co prowadzioby do
wytwórstwa prowadzonego wedle interesu producentów, a nie konsumen-
tów. Nasi kontrpartnerzy chcieli administracyjnie nakazanego podnoszenia
pac w lad za wzrostem cen na uwalnianym rynku. Nazywano to indeksa-
cj. Partia i rzd opieray si, broniy regu wolnorynkowych w zakresie cen
i pac, lkajc si zaamania budetu i in acji. To raczej my wic pod wodz
PZPR torowalimy drog przyszym, nieprzewidywanym jeszcze reformom
Balcerowicza. Antagonici za, mimochcc, popierali elementy gospodarki
nakazowo-planowej, postpujc wbrew polityce swego wasnego przysze-
go rzdu, który powsta w rezultacie wyborów, na jakie solidarnociowcy
z obrzydzeniem zgadzali si przy „Okrgym Stole”. Gdyby specjalici od
spraw gospodarczych ówczesnej opozycji przedstawiali w toku negocjacji
i potem w kampanii wyborczej swoje prawdziwe zamiary – nazwane póniej
planem Balcerowicza – wynik wyborów 4 czerwca 1989 r. byby inny, ni to
si stao. W kadym razie wadze PRL nie przegrayby politycznie 100:0.
Elektorat oszukano, ale nie bez korzyci dla kraju, a na dalsz met i dla
jego ludnoci. Nie tylko autorytaryzm, ale i demokracja mydl oczy w imi
skutecznoci.
Ultraprawicowe, nacjonalistyczne grupy opozycyjne, które nie zasiady
przy „Okrgym Stole”, ju wtedy, jak i przez nastpne dwadziecia lat go-
siy teori zmowy elit. Realnie jednak spory z przedwionia 1989 r. byy
bezadn szarpanin. Brakowao nawet paszczyzny do zmowy. aden plan
przekazania wadzy nie istnia i nie mógby by omawiany. Zgodnie wyty-
czano tylko kierunek ewolucji politycznej, tak samo zgodnie nie wiedzc
jeszcze, kiedy i do czego ona ostatecznie doprowadzi.
Uwaam za nieprawd take póniejsze, niekwestionowane przez a-
den odam centroprawicy twierdzenie, e rezultatem pokojowego paktu
zawartego przy „Okrgym Stole” byo uwaszczenie si na pastwowym
mieniu komunistycznej nomenklatury. Tez t potwierdzay badania socjo-
logiczne przeprowadzone w latach 90. Jednake ich wyniki opieray si na
pojciowym szachrajstwie. Kierownicy organizmów gospodarczych w PRL
(w dzisiejszym jzyku zwani menederami), osigajc stanowiska pewnego
szczebla, wpisywani byli do lokalnej lub centralnej nomenklatury partyj-
nej. W trakcie procesu zmiany stosunków wasnociowych liczni sporód
nich – od prezesów gminnych spódzielni po dyrektorów wielkich przedsi-
biorstw przemysowych i handlowych – rzeczywicie czsto przechwytywali
– 29 –
na wasno czstki majtku publicznego. Któ jednak mia zapocztko-
wywa prywatne biznesy, jak nie gospodarczy fachowcy, których cechowaa
znajomo rzeczy i ludzi? W kraju nie istniaa adna inna spoeczna baza
przedsibiorczoci. Moe jeszcze tylko grupa drobnych prywaciarzy z cza-
sów PRL. Najczciej trwae sukcesy w biznesie osigali zreszt reemigranci
z Zachodu, tacy jak Solorz lub Büchner. Rzadkoci natomiast byo uwasz-
czanie si sekretarzy partii, pukowników SB, byych ministrów, wojewodów
itp., czyli dotychczasowych dzierycieli wadzy politycznej i administracyj-
nej. Typowe natomiast dla III RP byo i jest uwaszczanie si pozbawionych
kwali kacji gospodarczych zwizkowych dziaaczy „Solidarnoci” szczebla
zakadowego.
Mylna teza, e kon ikt „Okrgego Stou” wprowadzi nomenklatur
PRL w obrb zamonoci, ma swe ródo nie tylko w manipulowaniu ter-
minem „nomenklatura”. W przededniu ustrojowej transformacji niektó-
rzy umiarkowani czonkowie opozycji (o ile dobrze pamitam m.in. Stefan
Bratkowski) gosili pomys, eby wadz w Polsce wykupi z rk jej dziery-
cieli i w zamian za przejcie rzdów zapaci im uwaszczeniem na majtku
pastwowym. Skusi elit polityczn PRL zamian jej pozycji na uczest-
nictwo w elicie zamonoci. Chocia ta propozycja nie bya przedmiotem
adnych rozmów, ani te nie urzeczywistniano jej w jakiejkolwiek formie,
póniejsi krytycy pokojowej transformacji uznali t wyimaginowan trans-
akcj za rzecz dokonan. Porczne bowiem byo dla nich przedstawianie
„czerwonych” jako bezideowych, sprzedajnych drapieców. I pobudzano
w ten sposób czynnik zawici ludzkiej, bardzo przydatny do zohydzania
ludzi PRL. Niech do bogatych miaa wic wspomaga róne procedury
spoecznego wykluczania „wacicieli Polski Ludowej”.
W poowie lat 40. XX wieku zaoyciele socjalizmu gosili, e w nowej
Polsce ma by dobrze tym, którym wczeniej byo le, le za tym war-
stwom, którym w II RP byo dobrze. Jednego i drugiego dokonano w bardzo
ograniczonym zakresie. Prawicowo-radykalni krytycy „Okrgego Stou”
(czyli nastpnej zmiany ustroju, ale dokonywanej w drodze porozumienia)
take marzyli o tym, aby tym, którym w PRL byo le, w suwerennej Polsce
stao si pysznie, i aby zrobi jak najgorzej tym, którym dobrze si wiodo
w realnym socjalizmie. I znów, jak zawsze w Polsce, niezbyt si to udao.
Duch „Okrgego Stou” okaza si trwaym amortyzatorem hulanek ducha
odwetu.
* *
*
– 30 –
JERZY URBAN
Autor by formalnie rzecznikiem prasowym strony partyjno-rzdowej
przy „Okrgym Stole”. W rzeczywistoci rol t speniali czciej kierow-
nicy grup negocjujcych. Uczestniczy w pracach „podstolika” do spraw
mediów. Zasiada w rzdzie M. Rakowskiego jako minister bez teki. By te
w tym okresie przewodniczcym Komitetu ds. Radia i Telewizji.
– 31 –
M
ARIUSZ
G
ULCZYSKI
KAPITA POLITYCZNY
„OKRGEGO STOU”
I JEGO WROGOWIE
Rocznica dwudziestolecia obrad Okrgego Stou oywia spór o susz-
no tego sposobu zastpowania w Polsce autokratycznego systemu przez
demokratyczno-rynkowy. W sporze tym niky jest gos totalnie negujcych
celowo ówczesnych przemian – cho nie brakuje i takich. Istotniejsze s
opinie przeciwstawnie oceniajcych ówczesne zdarzenia:
– traktujcych zarówno sposób, jak i skutki transformacji za jednoznacznie
korzystne – powód do satysfakcji i dumy z zapocztkowania demokra-
tycznymi metodami demokratycznej transformacji oraz trwale uytecz-
ny wzorzec pozytywnego przezwyciania skon iktowa i mobilizowania
zgodnej wspópracy, motywowanej wspóln trosk o polsk racj stanu
i los Polaków;
– potpiajcych Okrgy Stó za kompromisowy sposób zapocztkowania
demokratyczno-rynkowych przemian – bez ukarania odsuniciem od
wpywów w polityce i ekonomice wszystkich penicych funkcje kierow-
nicze w uprzednim systemie, a zatem i bez konsekwentnego zwycistwa
obozu samookrelajcego si postsolidarnociowym nad – okrelanym
potocznie – postkomunistycznym.
Czy warto wdawa si w ten toczcy si od dwudziestolecia spór – cho
wicej ni prawdopodobne, e szanse na wypracowanie wspólnego w tej ma-
terii pogldu s adne? Dowodem fakt, i rónice w ocenach nie s prost
kontynuacj ówczesnych podziaów politycznych i nasilaj si miast sab-
n. Jego stronami staj si bowiem ju nie tylko bezporedni uczestnicy
ówczesnych zdarze, ale i politycy wywodzcy si z modszego pokolenia.
– 32 –
Sdz, e wcza si w ten spór warto i trzeba, gdy „paliwem” pod-
sycajcym go s nie tyle kwestie bezpowrotnie minionej i przesdzonej
przeszoci, lecz polskiej teraniejszoci i przyszoci. W przeciwstawnych
ocenach zapocztkowanej Porozumieniami Okrgego Stou ustrojowej
transformacji zawiera si bowiem kwintesencja dwu diametralnie rónych
typów kapitau politycznego:
– demokratycznego – opartego na potencjale zaufania do zinstytucjonali-
zowanych zasad kompromisowego uzgadniania zachowa wspózale-
nych spoecznoci wedle regu gry o sumie dodatniej; bd
– autorytarnego – zasadzajcego si na preferowaniu zaufania do przywód-
czych person i formacji politycznych, traktujcych polityk jako walk
o to, kto nad kim zapanuje wedle regu gry o sumie zerowej.
Od tego zatem, jaki sposób pojmowania polityki bdzie zyskiwa prze-
wag w wiadomoci Polaków, zaley w istotnej mierze trwao i jako
polskiej demokracji.
Po to, by wczanie si w ten dyskurs z pozycji politologa nie sprowadza-
o si do wspierania doranych politykierskich przepychanek, lecz byo po-
mocne w racjonalizacji politycznych dziaa, niezbdne jest zastosowanie
si do podstawowych teoriopoznawczych zasad. Z których gówna to wykry-
wanie, co w przebiegu ówczesnych zdarze i we wspóczesnych ich ocenach
ma charakter nie incydentalny, lecz powtarzalny – podobny do zblionych
sytuacji w polskiej przeszoci oraz w dziejach innych spoeczestw. Na
takiej bowiem tylko podstawie mona wysnuwa z dowiadcze „Okrgego
Stou” i ustrojowej transformacji wnioski pomocne w ksztatowaniu demo-
kratycznej kultury, racjonalizowaniu zachowa i porzdkowaniu polskiej
sceny politycznej – czyli wcza si w nurt de niowania walorów kapita-
u politycznego wypracowanych zgodnym trudem aktywnych uczestników
okrgostoowych obrad i pokojowej transformacji, stanowicych funda-
mentalny zaoycielski kapita wspóczesnej polskiej demokracji.
Wprowadzone tu pojcie kapitau politycznego jest pomocne w de nio-
waniu charakteru jednego z gównych wspózalenych elementów, warun-
kujcych funkcjonalno wspóczesnych spoeczestw.
Skadaj si na:
– kapita spoeczny – zasady samoorganizacji opartej na wzajemnym za-
ufaniu i samozaradnoci;
– kapita ekonomiczny – reguy wspódziaania w zaspokajaniu potrzeb
bytowych;
– 33 –
– kapita przyrodniczy – stan zasobów ekologicznych i zdolnoci do ich
reprodukowania;
oraz
– kapita polityczny – okrelajcy demokratyczny bd autokratyczny spo-
sób uzgadnia zachowa wspózalenych spoecznoci, skadajcych si
z grup o interesach nie tylko tosamych i zbienych, ale i sprzecznych.
Pojcia te, stosowane we wspóczesnej literaturze naukowej
1
, okazuj si
istotnie pomocne w zrozumieniu i wyjanianiu kwestii bdcych przedmio-
tem analizy tego tekstu.
Gównymi walorami demokratycznej wersji kapitau politycznego jest
skonno i zdolno do przezwyciania sprzecznoci interesów i pogldów
za pomoc negocjacji i porozumie oraz lojalnego wspódziaania w ich reali-
zacji. Koniecznym warunkiem skutecznoci takiej polityki jest uznanie rów-
noprawnoci wszystkich partnerów oraz uznanie dialogu i kompromisów za
podstawowy sposób uzgadniania zachowa wspózalenych spoecznoci.
Zwycistwo tych zasad przesdzio o sukcesie Porozumie Okrgego
Stou, z których najwaniejszym byo dokonanie po raz pierwszy w dziejach
ludzkoci penej zmiany ustrojowej nie w drodze rewolucji, lecz refolucji. Tym
rónicej si od wczeniejszych tego typu przemian, e wprawdzie równie
gbokiej i szybkiej jak rewolucje, lecz dokonanej w drodze pokojowych poro-
zumie i reform, bez towarzyszcej z reguy rewolucjom hekatomby krwi.
2
Nie znaczy to bynajmniej, e proces tych przemian by sielank – polity-
ka zawsze jest rywalizacj sprzecznych interesów i pogldów, potgujcych
si nieuchronnie w czasach tej rangi przeobrae ustrojowych. Lecz o sku-
tecznym dokonaniu tej zmiany przed dwudziestu laty w drodze negocjacji,
koncyliacji i wspódziaania, najpierw w Polsce, a potem i w innych ssiedz-
kich krajach, przesdzia waciwa wspóczesnym demokracjom, równo-
uprawniajcym i upodmiotowiajcym wszystkich, skonno i zdolno do
przezwyciania skon iktowa „bez zbdnej przemocy”
3
.
Uksztatowany w tamtych czasach typ kultury politycznej moe by zatem
zasadnie uznany za wzorzec demokratycznego kapitau politycznego, tym
cenniejszy, e wypracowany i sprawdzony w ekstremalnych warunkach prze-
zwyciania skrajnego skon iktowania i ewidentnej zapaci ekonomicznej.
1
Por. R.H. Robbins, Globalne problemy a kultura kapitalizmu, Pozna 2008, s. 12 i n.; F. Fu-
kuyama, Zaufanie. Kapita spoeczny drog do dobrobytu, Warszawa 1997.
2
Autorem stosowanego tu konsekwentnie terminu „refolucja”, de niujcego specy czn
istot zmian ustrojowych w Polsce i w innych pastwach Europy rodkowej na przeomie lat
80. i 90. ub. w., jest T.G. Ash. Zob.: T.G. Ash, Wiosna obywateli, Londyn 1990, s. 9.
3
B. Crick, W obronie polityki, Warszawa 2004, s. 45.
– 34 –
O pokojowym charakterze tej historycznej zmiany przesdzio konse-
kwentne uwzgldnianie trzech fundamentalnych pewników.
Pierwszego – e jestemy na siebie skazani, bowiem wszyscy obywate-
le s penoprawnymi wspómieszkacami domu pt. Polska. Od nas zaley,
czy to wspózamieszkiwanie uczynimy znonym, sympatycznym, czy prze-
ksztacimy je – jak ju nieraz bywao – w polskie pieko.
Drugiego – e nasz byt i pomylno zale od funkcjonalnoci polskiej
spoecznej gospodarki rynkowej. Ten wspózaleny system dziaa wedle
regu kojarzcych rywalizacj ze wspódziaaniem – ale tym sprawniej, im
bardziej przewaa wspódziaanie, stymulowane nie tylko przez przymus
ekonomiczny i zachty konsumpcyjne, ale i powszechno de do naro-
dowego sukcesu.
I trzeciego – e Polska ma wspóczenie realne szanse przyspieszenia
rozwoju gospodarczego i postpu cywilizacyjnego. Ale równie realne s
zagroenia zaprzepaszczenia tych niepowtarzalnych szans w warunkach
przewagi antagonizmów i walk nad zaufaniem i wspódziaaniem. Nega-
tywny wariant dalszego biegu historii Polski – dla wszystkich Polaków, a co
istotniejsze dla ich potomków – niekoniecznie musi spowodowa zewntrz-
na agresja czy kataklizm przyrodniczy. Wystarczy zaprzepaci szanse po-
stpu w kulturze wspózamieszkiwania i wspódziaania, by zatru sobie
wzajemnie ycie, wytraci tempo rozwoju i nakrci spiral wynikajcych
z tego niewygód, niedostatków, antagonizmów i kon iktów. Historia ob tu-
je w przykady stagnacji, regresu i upadku spoeczestw, które nie sprostay
waciwym swym czasom wymogom postpu i zagryzy si same.
To fundamentalne podstawy – autentycznie i realnie, a nie tylko formal-
nie – demokratycznego kapitau politycznego, stanowicego kapita zaoy-
cielski wspóczesnej polskiej demokracji. Ich przestrzeganie i stosowanie
skania do polityki preferujcej równoprawno, negocjacje, kompromisy
i wspódziaanie, zgodnej z reguami gry o sumie dodatniej – z której wszy-
scy uczestnicy maj szans w rónej mierze pro towa.
Zwycistwo demokratycznych sposobów dokonywania zmian ustro-
jowych byo w tamtych czasach wynikiem nie tylko skompromitowania
waciwego dla uprzedniego reimu autorytarnego charakteru rzdów, ale
i ewidentnego bankructwa dominujcych w przeszoci konfrontacyjnych
metod. To sprawiao, e zarówno w trakcie obrad „Okrgego Stou”, jak
i w pocztkach transformacji, dominowaa atmosfera sprzyjajca partner-
skiemu negocjowaniu i kompromisowemu rozstrzyganiu spornych kwestii
– bez skonnoci do wykluczania czy wzajemnego deprecjonowania. W re-
– 35 –
zultacie demokratyczna transformacja dokonywaa si konsekwentnie de-
mokratycznymi metodami.
Wypracowane i sprawdzone wówczas zasady mog i winny by pomocne
w de niowaniu nie tylko podstawowych waciwoci demokratycznej, ale i –
alternatywnie – autokratycznej wersji kapitau politycznego, zasadzajcego
si na dzieleniu Polaków na lepszych i gorszych, wykluczaniu i potgowaniu
skon iktowa wewntrznych i z ssiednimi nacjami po to, by panowa nad
skóconym i zastraszonym narodem. Powodujcego traktowanie polityki
jako gry o sumie zerowej, w której wygrana jednych powoduje nieuchronnie
przekrelajc moliwo kompromisów i wspódziaania przegran innych.
Warto zatem przeanalizowa, co umoliwio w Polsce refolucyjne, poko-
jowe zastpienie autorytarnego systemu politycznego i nakazowo-rozdziel-
czej gospodarki przez diametralnie inn – demokratyczno-rynkow. I co
z wykreowanych wonczas sposobów i zasad polityki moe i winno by trwa-
wartoci, pomocn take wspóczenie w przezwycianiu skon ikto-
wa wynikajcych z nasuwajcego si nieuchronnie na Polsk globowego
kryzysu ekonomicznego? A take co stanowi moe zagroenie dla polskiej
demokracji i bytu spoecznego przez recydyw rzdów autorytarnych?
Pierwszoplanow cech ówczesnych zdarze – tosam z podobnej ran-
gi ustrojowymi przeksztaceniami w przeszoci – byo to, i poprzedza je
nie tylko „ruch mas” buntujcych si przeciwko temu, co niekorzystne dla
nich w aktualnym systemie, lecz odgrywajcy nie mniej istotn rol „ruch
umysów” – artykuujcych powody tego niezadowolenia, projektujcych
wizje podanych zmian i pozyskujcych ich zwolenników w szerszych kr-
gach spoecznych.
Dowiadczenia przeszoci dowodz, e sam „ruch mas” owocuje tylko
niszczycielskimi rebeliami, wypalajcymi si bezpodnie, jak np. bunt nie-
wolników pod wodz Spartakusa w staroytnym Rzymie, rebelie kozackie
w Pierwszej Rzeczypospolitej czy w carskiej Rosji chopskie bunty Stieki
Razina i Pugaczowa. Zwyciskie okazyway si jedynie te rewolucje, które
wyprzedzao i którym towarzyszyo intelektualne wsparcie w postaci dys-
put, angaujcych nie tylko wskie grupki spiskowców, ale i szersze oraz
wielorako zrónicowane opiniotwórcze rodowiska.
Polskie przemiany, zapocztkowane robotniczymi strajkami 1980 roku,
nie s nalizoway si bezskutecznie i dramatycznie – jak uprzednie polskie
robotnicze bunty – w istotnej mierze dziki temu, e wyprzedza je, towa-
rzyszy im i stymulowa je „ruch umysów”. Dla bezkrwawego przebiegu
tych zmian szczególnie istotna bya rola dysput o charakterze mediacyj-
– 36 –
nym – z udziaem wielorako zrónicowanych i skon iktowanych wonczas
Polaków, odbywanych w latach 80. w rónego typu inicjatywach spoecz-
nikowskich i instytucjonalnych. Takich, jak dziaajca od 1981 do 1989 r.
Grupa Dialogowa „Consensus”, „Warsztat Opinioznawczy” funkcjonujcy
w latach 1983–89 w ramach Centrum Badania Opinii Spoecznej, spotkania
„okrgostoowe” w 1984 i 1985 r., Grupa Studyjna, zajmujca si w latach
1987–88 programowaniem reform politycznych, miesicznik „Konfronta-
cje”, który sta si – w szczególnie istotnym w polskiej najnowszej historii
czasie 1988–89 – forum upublicznianej w stutysicznym nakadzie wymia-
ny pogldów intelektualistów z obozu funkcjonujcej ówczenie nielegalnie
„Solidarnoci” i z obozu ówczesnej wadzy, a w konsekwencji – inspiratorem
idei Paktu Antykryzysowego, bdcego bezporednim „zaponem” Okr-
gego Stou. Te inicjatywy, i wiele innych im podobnych, byy forpocztami
przygotowujcymi klimat, atmosfer i tematyk okrgostoowych obrad
i nalizujcych je Porozumie, zapocztkowujcych w Polsce – a i w innych
ssiedzkich krajach – refolucyjn transformacj.
Motywem zapocztkowania i kontynuowania dyskusji o drogach wyjcia
z kryzysu i skon iktowa w tego typu mediacyjnych inicjatywach byo prze-
konanie, e:
– Polacy, jakkolwiek s dramatycznie skon iktowani, s na siebie skazani
obiektywn koniecznoci wspóegzystowania w tym samym pastwie;
– przezwycienie kryzysu gospodarczego i skon iktowa politycznych
wymaga gbokich reform;
– adna ze stron kon iktu nie ma gotowej recepty adekwatnego do potrzeb
zreformowania Polski, rokujcej niezbdne poparcie i zaangaowanie
wikszoci
Polaków;
– projekty reform winny powstawa nie w ciszy gabinetów orodków wadzy,
lecz w publicznych dysputach dlatego, e jest to warunkiem koniecznym
ujawnienia i uwzgldnienia rónych, w tym i sprzecznych interesów i racji,
a zatem i wynegocjowania programów rokujcych zgodn ich realizacj.
Istotnym aspektem takiego pogldu byo waciwe intelektualistom prze-
konanie, e im bardziej pomysy i projekty koniecznych reform bd spraw-
dzane „na rozum”, tym wiksze szanse na uniknicie negatywnych skutków
wery kowania ich bezporednio w praktyce spoecznej „na ludziach”.
Zasadnicz treci tych polsko-polskich dysput, odbywajcych si
w rónych formach od pocztku lat 80. XX wieku, byo de niowanie przy-
czyn i natury kryzysu gospodarczego oraz wynikajcego ze kon iktu spo-
ecznego, a take poszukiwanie jakociowo odmiennych, ni w przypadku
– 37 –
uprzednich polskich kon iktów, sposobów ich przezwycienia. Wymagao
to zastpienia waciwych uprzednim polskim kryzysom emocjonalnych,
pozbawionych intelektualnego namysu remediów, przez dysputy zmierza-
jce do zrozumienia przyczyn i natury kryzysu oraz porozumienia w spra-
wach skutecznych sposobów usunicia nie tylko jego objawów, ale i róde
w sposób rokujcy zabezpieczenie przed nawrotami w przyszoci.
Okreliem te dysputy w relacjonujcej je publikacji – do której zain-
teresowanych ich treci odsyam
4
– mianem forpoczt „Okrgego Stou”,
bo przygotowyway one intelektualne przesanki mediacyjnych, negocjacyj-
nych i kompromisowych form i metod, zwieczonych Porozumieniami za-
wartymi przy tym historycznym „meblu”.
Wiedza o treciach i formach proreformatorskiej i proporozumieniowej
aktywnoci polskich rodowisk opiniotwórczych w latach 80. XX wieku jest
mao upowszechniona, przeoczana i zazwyczaj przemilczana bd niedoce-
niana w publikacjach traktujcych o tamtym okresie. Dzieje si tak z kilku
powodów.
Jednym jest to, i uczestnikami tych form aktywnoci byli gównie nie li-
derzy polityczni, lecz intelektualici. Byli oni i s mniej znani, bo nie zwykli
zabiega o uznanie, jak skonni s to czyni politycy, a i nie staj si podob-
nie jak ci ostatni obiektami medialnych ataków, zapewniajcych te swoist
popularno. Nie na nich zatem skierowana bya wówczas, a i potem, uwaga
zajmujcych si t problematyk mediów, publicystów i naukowców.
Drugim, nie mniej wanym powodem, bya celowa niespektakularno
medialna ówczesnych dysput. Celowa zarówno dlatego, bo sprzyjao to rze-
czowoci – zapobiegao przeradzaniu si w walki polityczne miast poda-
nego rzeczowego namysu, w którym istotne byo poszukiwanie pokojowych
sposobów przezwyciania skon iktowa i kryzysu, a nie zdeprecjonowanie
i pokonanie przeciwników. A i po to, by zapobiega propagandowemu wy-
korzystywaniu dysput z udziaem skon iktowanych stron dla legitymizacji
ówczenie rzdzcych.
Po transformacji ustrojowej, gdy zaniky ówczesne naturalne bariery
ograniczajce wiedz o forpocztach „Okrgego Stou”, s one nadal prze-
oczane i zapominane, powodujc odspoecznienie wizji tych procesów –
upowszechnianie opinii, e o wszystkim od pocztku do koca przesdziy
we wasnym gronie wskie polityczne elity. Z przeoczaniem bd przemil-
4
M. Gulczyski, Kreowanie demokracji. Z dysput o celach i metodach polskiej transformacji,
Warszawa 2009.
– 38 –
czaniem, e w procesach, które doprowadziy do Porozumie Okrgego
Stou i zapocztkowania ustrojowej transformacji, aktywne odamy spoe-
czestwa uczestniczyy nie tylko w formie protestu czy aplauzu, ale take
namysu o optymalnych sposobach przezwycienia wyniszczajcych Pol-
sk i Polaków skon iktowa.
Wypenianie tej luki w obrazie procesów polskiej transformacji jest ko-
nieczne z dwojakich powodów.
Raz, bo przeoczanie i przemilczanie tej strony prawdy o dugiej i trudnej
drodze do Porozumie Okrgego Stou sprzyja kamstwom transformacyj-
nym
5
– prostackim opiniom, i porozumienia te byy efektem podzielenia
si wadz i pro tami liderów „Solidarnoci” z szefami ówczesnego reimu
przy kielichu w Magdalence.
I dwa, bo powoduje gubienie tego, co winno by trwale najcenniejsze
z dowiadcze polskiej demokratycznej refolucji, wzbogacajce nasz kul-
tur polityczn o takie istotne cechy, jak:
– empatia – zdolno dostrzegania i skonno uwzgldniania interesów
i racji wspózalenych partnerów;
– umiejtno agodzenia i przezwyciania sprzecznoci i uzgadniania
zachowa pozytywnymi metodami perswazji, negocjacji i kompromisów
miast negatywnymi rodkami manipulacji, przymusu i przemocy;
– poczucie odpowiedzialnoci za wspólny los przez angaowanie si myl
i czynem w obywatelsk dziaalno polityczn.
Na koniec tej skrótowej relacji z dysput i inicjatyw mediacyjnych po-
przedzajcych obrady i Porozumienia Okrgego Stou, potrzebna jest
odpowied na nasuwajce si zapewne nie znajcemu tamtych realiów,
modszemu Czytelnikowi pytania.
Pierwszym pytaniem, z jakim si spotykam relacjonujc studentom hi-
stori tego okresu, jest: co skaniao intelektualistów ze skon iktowanych
wonczas orientacji politycznych do angaowania si w mediacyjne dysputy.
Twierdz, i gówn determinant bya wysza w tych rodowiskach wiado-
mo trzech alternatywnych scenariuszy dalszego biegu wydarze. Ich sed-
no zde niowa wyrazicie Adam Michnik w pierwszym dniu obrad Zespou
ds. Reform Politycznych Okrgego Stou, stwierdzajc, i Polsce grozi
moe albo dalsze tonicie w skon iktowaniu, samodegradacji i beznadziej-
noci w sposób opisany przez Tadeusza Konwickiego w Maej Apokalipsie,
5
T trafn nazw wraz z uzasadniajc j argumentacj zaproponowa Janusz Lewandow-
ski w: Kamstwa transformacyjne, „Gazeta witeczna” 26–27.01.2008.
– 39 –
albo potgowanie potencjau gniewu i nienawici groce zastpieniem
jednej autokratycznej dyktatury przez inn autokracj wzorem Iranu. Po-
zytywn alternatyw moe by wzorowane na pofrankistowskiej Hiszpanii
konsensusowe przechodzenie „od form autokratycznych ku formom takiej
demokracji, która nie bdzie si realizowaa kosztem gwacenia interesu ko-
gokolwiek”
6
. To wanie wiadomo drastycznoci zagroe wynikajcych
z dwu pierwszych scenariuszy oraz szans wygrania kryzysu stwarzanych
przez trzeci bya gówn motywacj skaniajc angaujcych si w opisy-
wane tu dysputy do preferowania kompromisowego wyjcia.
Równie czste i wane pytanie jest o to, co umoliwiao tego typu aktyw-
no w czasach panowania systemu autorytarnego i rzdów represywnych?
Wszak musiaa si ona odbywa za przyzwoleniem ówczesnych rzdzcych,
nie blokujcych jej rodkami represji, a niekiedy i umoliwiajcych wspiera-
niem logistycznym przez zwizane z ówczesn wadz organizacje i insty-
tucje – w szczególnoci CBOS i od poowy lat 80. PRON, zapewniajce nie
tylko formaln legalizacj, ale i rodki niezbdne do organizowania duych
spotka i dziaalnoci wydawniczej.
Odpowied na to pytanie, po to by zbliaa, a nie oddalaa od prawdy,
musi by zoona.
Generalnie o moliwoci i celowoci mediacyjnej dziaalnoci przes-
dza fakt, e w obozie ówczesnej wadzy przewaao nie skrzydo konser-
watywne, okrelane wonczas mianem „betonu”, grupujce skonnych do
bezwzgldnego zdawienia wszelkiej opozycji rodkami represji z pomoc
si zbrojnych z zewntrz, lecz skrzydo okrelane mianem reformatorów.
Opowiadajcych si za traktowaniem kon iktu jako wewntrznej polskiej
sprawy i agodzeniem sposobów jego przezwyciania.
Zyskiwaniu przewag reformatorów w obozie wadzy sprzyjaa domina-
cja w „Solidarnoci” strategii wymuszania zmian metodami obywatelskiego
nieposuszestwa i porozumie z wadz. Bez prowokowania rzdzcych
rebelianckimi wystpieniami typu znanego z uprzednich polskich kon ik-
tów palenia komitetów partyjnych, lecz samoorganizowania si zgodnie
z hasem Jacka Kuronia: „Nie palcie komitetów – zakadajcie wasne”
i otwartoci na negocjacje i kompromisy.
Byo to zgodne z odczuciami wyraanymi coraz powszechniej we wszyst-
kich aktywnych politycznie, proreformatorskich rodowiskach – zarówno
6
Stenogram z obrad Zespou ds. Reform Politycznych Okrgego Stou w dniu 10.02.1989,
maszynopis powielony, s. 41.
– 40 –
w obozie wadzy, jak i w „solidarnociowej” opozycji. Tworzyo klimat nie
tylko sprzyjajcy, ale stymulujcy i wymuszajcy zastpowanie konfrontacji
przez negocjacje. Pierwotnie w postaci ostronych, kuluarowych sonday,
rozmów i konsultacji, a z czasem pertraktacji, z których zrodzia si obo-
pólna decyzja politycznych reprezentantów ówczesnej wadzy i opozycji
o o cjalnym przystpieniu do rozmów przy „Okrgym Stole”. „Meblu”,
którego bezsporne historyczne znaczenie okazao si tak znaczne, e w pó-
niejszych interpretacjach przesaniao to istotny fakt, i zarówno jego idee,
cele, metody pertraktacji, a i sama nazwa nie zrodziy si z dnia na dzie,
lecz byy rezultatem dugotrwaego, wielowtkowego procesu z udziaem
wielu, bardzo wielu Polaków.
Trzeba to przypomina i wypomina przeoczajcym i przemilczajcym,
bowiem bez zrozumienia, i proces zmian ustrojowych by rezultatem
dugotrwaego dogadywania si rónorodnych rodowisk, motywowanego
obustronnie trosk o dobro Polski i wszystkich Polaków – a nie zwycistwe
i zapanowaniem jednych nad drugimi. „Okrgy Stó” i Trzecia Rzeczpo-
spolita mogyby istotnie uchodzi za efekt gabinetowej zmowy polityków
zabiegajcych o prostacko rozumian wadz i pro ty – jak interpretuj to
wspóczenie ci, którym zalepienie wrogoci bd osobist dz wadzy
uniemoliwia dostrzeenie i docenienie wyszych motywów u innych.
Na zwycistwo refolucyjnej tendencji wpyna te prawdopodobnie wa-
ciwa Polakom cecha, zde niowana przez Wojciecha Gieyskiego jako
„pewien osobliwy rys w polskiej kulturze politycznej, który mona nazwa
»skonnoci do niewyartykuowanych lub niedopowiedzianych kompromi-
sów«. Wszelkie antagonizmy, nawet najostrzejsze, s jakby przepuszczane
przez zmikczajcy ltr. Moe to wynika ze »sowiaskiej spolegliwoci«,
moe z wiekowego dowiadczenia zbiorowego, albo z intuicji, e dla ocale-
nia bytu i tosamoci narodu nie naley dopuszcza do zbytnich napre
politycznych i spoecznych, preferujc rozwizania poowiczne”
7
. Dobitnym
dowodem tej cechy jest zachowanie Polaków w dramatycznym momencie
Polskiego Padziernika ’56. Lechosaw Godzik – ówczesny niekwestiono-
wany robotniczy przywódca, odpowiadajc po latach na pytanie, co byo
najbardziej udane w jego yciu, stwierdzi: „To, e ludzie nie wyszli wtedy
na ulice. W 1956 r. swój czas wykorzystalimy maksymalnie – osignli-
my to, co byo moliwe. Moglimy pomacha szabelkami, to byoby nawet
7
W. Gieyski, w: Jakie powinny by rezultaty reform w PRL. Wypowiedzi w szóstej ankiecie
Warsztatu Opinioznawczego
, Centrum Badania Opinii Spoecznej, Warszawa, maj 1988, s. 105.
– 41 –
duo atwiejsze ni zapanowanie nad nastrojami. Mielibymy teraz wystawio-
ne fajne pomniki. A tak, nie przekroczylimy granicy, za któr byoby powsta-
nie, a potem rozpacz i znów odbudowa kraju. Alternatyw – i w 1956 r., i po
13 grudnia 1981 r., i w 1989 r. – byo powstanie zbrojne. Po co rozlewa krew?
Weszlimy na drog ostronego rozmontowywania systemu, a jej zwiecze-
niem by »Okrgy Stó«. Mona si spiera o szczegóy, ale to byo jedyne
rozwizanie”
8
. „Szkoda, e aden historyk ani psycholog spoeczny nie zaj
si tym frapujcym zjawiskiem” – puentowa swój wywód o koncyliacyjnych
skonnociach Polaków Gieyski. Szkoda – dodajmy – e ta cenna skon-
no, potwierdzona przypomnianymi przez Godzika bezspornymi faktami,
jest niedoceniana po wygaszeniu skon iktowa, a nawet zdaje si sabn
i zamiera w czas pokoju i rozwoju.
Istotnym czynnikiem zewntrznym sprzyjajcym moliwoci i efek-
tywnoci pokojowych metod przezwyciania polskich skon iktowa byy
zmiany zachodzce wonczas w Zwizku Radzieckim. Pierwotnie, za rzdów
Breniewa, gówn rol odegraa klska w Afganistanie – zniechcajca sku-
tecznie do zbrojnej interwencji w Polsce. W drugiej poowie lat 80. czyn-
nikiem przesdzajcym byy gorbaczowowskie reformy okrelane mianem
„gasnost’i” i „pierestrojki”, bdce nieudan prób przezwycienia nie-
efektywnoci radzieckiego systemu.
Te czynniki cznie powodoway osabianie pozycji i kurczenie wpywów
konserwatywnych si w obozie wadzy, okrelane wonczas „kruszeniem be-
tonu”, a zatem zmniejszanie ich monoci blokowania oddolnych, wielora-
kich dziaa mediacyjnych. A o tym, e próby blokowania byy, wiadcz
liczne dowody. Takie jak usuwanie w latach 1980 i 1981 z partii i pracy an-
gaujcych si w reformatorski ruch „struktur poziomych” w PZPR, ostry
atak reprezentantów „betonu” w Biurze Politycznym w 1983 r. na organi-
zatorów „Warsztatu Opinioznawczego”, próby ingerencji w tre Raportu
o stanie i potrzebach porozumienia w poowie lat osiemdziesitych
, a po odmo-
wie ich uwzgldnienia – niedopuszczenie do drukowania w innej ni ksero
formie i do publicznej sprzeday, ingerencje cenzury usuwajce fragmenty
tekstów i cae artykuy z „Konfrontacji”, wstrzymanie nakadu tego pisma
z wywiadem Bronisawa Geremka i zezwolenie na sprzeda po osobistej
decyzji gen. Jaruzelskiego. Do listy tej trzeba dopisa krytyki, z jakimi si
spotykali uczestniczcy w mediacyjnych przedsiwziciach we wasnych
rodowiskach – zarzuty o kolaboracj z „komuchami”, bd konszachty
8
A. Bikont, Inaczej bym siebie nie lubi, „Gazeta Wyborcza” z 29.05.2008.
– 42 –
z „solidaruchami”, obawy przed „utrat twarzy”. Przykadem atmosfery
z tamtych lat jest zarzut modego „solidarnociowego” zacietrzewieca
na spotkaniu „Consensusu”, i skonno do porozumienia ludzi starsze-
go pokolenia bierze si z wyniesionego z dowiadcze wojny lku przed
radykalnymi formami walki. Ripost na taki zarzut bya konstatacja prof.
Andrzeja Tymowskiego – onierza AK odznaczonego za bohatersk walk
w Powstaniu Warszawskim w batalionie „Parasol”: „Sdziem, e gupota
ma granice – okazuje si, e bywa czasami bezgraniczna”.
Szczciem dla Polski i Polaków gór w tamtych czasach wzili dosta-
tecznie rozwanie-odwani, a nie skonni do radykalnych metod „bojowcy”
z obydwu stron, przesdzajc o bezkrwawym charakterze polskiej refolucyj-
nej transformacji. Niebahym tego powodem byo i to, e wikszo prze-
ciwników kompromisowych, „okrgostoowych” metod ujawnia skonno
do walecznoci dopiero wtedy, gdy transformacja ju si dokonaa i rady-
kalizm niczym innym nie grozi spónionym zapalczywcom („bojowcom
13 godziny” – jak ongi mawiano), jak opini zde niowan przed laty przez
prof. Tymowskiego.
Wszystko to trzeba byo bra „w koszty” angaowania si w tego typu
przedsiwzicia. Motywujc si nadziej na racjonalno i perspektywiczn
skuteczno porozumiewawczych dziaa. I zasad, któr gosi prof. Ty-
mowski: „Jeli wierzysz w swoj prawd, go j z kadej dostpnej ambony.
Bo wana jest prawda, a nie ambona”.
Najistotniejszym aspektem prawdy goszonej z wyej zaprezentowanych
i im podobnych „ambon” byo wówczas przekonanie o koniecznoci gbo-
kich, konsekwentnych reform i moliwoci ich dokonania w sposób najbar-
dziej skuteczny, a najmniej dla Polaków dotkliwy – w drodze porozumienia
reformatorów ponad ówczesnymi podziaami. „Kody pod nogi” rzucane
organizatorom i uczestnikom mediacyjnych poczyna wiadcz, e wyma-
gao to nie tylko rozwagi, empatii niezbdnej dla zrozumienia racji inaczej
politycznie usytuowanych i mylcych, ale i odwagi. Wprawdzie innej, ale
czstokro nie mniejszej ni zaangaowanych w bezwzgldne zwalczanie
przeciwników. Wane, e w ostatecznym rachunku ten typ rozwagi i od-
wagi okaza si najbardziej podny, bo wieczcy wielorakie, podejmowane
w mikroskali próby wzajemnego zrozumienia si i porozumienia skon ik-
towanych Polaków – pokojowymi Porozumieniami Okrgego Stou w skali
makro. Zapocztkowujcymi zjednoczenie si zwolenników gruntownych
reform polskiego systemu politycznego i ekonomicznego nie tylko w ga-
daniu – co byo gówn cech opisanych wyej przykadów mediacyjnej ak-
– 43 –
tywnoci, lecz w dziaaniu – co byo warunkiem koniecznym skutecznoci
polskiej pokojowej refolucji.
Drug, równie istotn prawidowoci tej rangi przemian ustrojowych
jest to, i zakadany pierwotnie ich zakres bywa skromniejszy, skoncentro-
wany bardziej na usuniciu negatywów istniejcego systemu ni na gene-
ralnym jego przeksztaceniu. Najdobitniejszym jej potwierdzeniem jest
fakt, e zmiany postulowane przez Rousseau, Woltera, Diderota i innych
Encyklopedystów zakaday wszak tylko ulepszenie francuskiej monarchii
absolutnej – a przyczyniy si do jej obalenia i zastpienia w ostatecznym
efekcie demokratycznym republikaskim systemem.
W Polsce omawianego okresu, a równie i w innych krajach przechodz-
cych podobn demokratyczn transformacj, te nie bya ona prostym wcie-
laniem opracowanych a priori programów, lecz stopniowym dojrzewaniem
warunków obiektywnych i subiektywnej wiadomoci uczestników trans-
formacji do coraz odwaniejszych i gbszych przeksztace ustrojowych
i cywilizacyjnych. Bya rezultatem realizacji de i zamysów nie jednej
z uczestniczcych w tym procesie si, lecz wypadkow wielu rónych, nie
tylko wzajemnie zgodnych i zbienych, ale i sprzecznych orientacji, z któ-
rych najskuteczniejsze okazyway si nie te, które usioway narzuci innym
swój dogmatycznie pojmowany plan, lecz te, które klaroway programy swe-
go dziaania i swoje zachowanie stosownie do zmieniajcych si dynamicz-
nie okolicznoci.
Ewidentnym dowodem uniwersalnoci tej historiozo cznej prawidowoci
jest fakt, i zarówno w czasie Porozumie Sierpniowych 1980 r., jak i Poro-
zumie Okrgego Stou w 1989 r. aktywni w tym procesie po obu stronach
– tak „solidarnociowej, jak i zwanej „koalicyjno-rzdow” – wicej wiedzieli,
co chc usun z dotychczasowego systemu, ni jaki system chc stworzy.
Sedno stanu wiadomoci na pocztku obrad trafnie odzwierciedla opinia
Stanisawa Cioska w rozmowie z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem:
„To jest wielka, historyczna zmiana. Wy nie wiecie, co z tego bdzie; mylicie,
e my wiemy. My te nie wiemy. Wy chcecie dobrze i nam nie wierzycie, my
chcemy dobrze i wam nie wierzymy. Ale jestemy na siebie skazani”
9
.
Co byo wiadome i zgodnie oceniane „na wejciu”, to wiadomo za-
paci cywilizacyjnej, bezskutecznoci reform gospodarczych nakazowo-roz-
dzielczego systemu oraz groby kolejnej fali kon iktów spoecznych – o tyle
groniejszych ni uprzednie, e wymykajcych si spod kontroli osabionej
9
A. Michnik, H. uczywo, Nasz stó, „Gazeta witeczna” z 14–15.02.2009.
– 44 –
represjami „Solidarnoci” i bez szans na spacy kowanie powtórk stanu
wojennego. Obydwie strony byy wiadome, e s zbyt sabe, by przezwy-
ciy skon iktowanie i samodzielnie zreformowa skutecznie gospodark
– i to byo podstawow motywacj obustronnej skonnoci do kompromiso-
wego porozumienia.
W trakcie obrad raczej unikano sporów ideologicznych – koncentro-
wano si na pragmatycznym dogadywaniu si w sprawie konkretnych re-
form i instytucjonalnych form ich realizacji. Zakadane pierwotnie zmiany
w systemie politycznym sprowadzay si do zastpienia monokratycznego
systemu przez pluralistyczny, umoliwiajcy zinstytucjonalizowanie bez-
kon iktowych metod przezwyciania sprzecznoci. Bez de niowania, jaki
bdzie ustrojowy efekt tych przemian. Próba odpytania w pierwszym dniu
obrad Stolika Politycznego „solidarnociowej” strony przez jednego z ne-
gocjatorów strony „koalicyjno-rzdowej”, czy opowiada si za socjalizmem,
spotkay si z cierpk odpowiedzi Tadeusza Mazowieckiego, e jeli za
takim jak w Szwecji – to tak, a takim jak w Kampuczy – to oczywicie nie,
oraz z ostr reprymend wspóprzewodniczcego prof. Bronisawa Gerem-
ka, zdejmujc skutecznie ten poziom negocjacji z porzdku obrad.
10
Domylnie jednak treci obrad i Porozumie Okrgego Stou byo
reformowanie ówczesnego systemu przez konsekwentn demokratyzacj,
a nie jego obalanie. Interpretowane bd jako powrót do zasad demokracji
ludowej proklamowanych przez Manifest Lipcowy w 1944 roku, bd do
idei polskiego Padziernika 1956 r., bd skojarzenie humanitarnych treci
socjalistycznych idei z wszystkim co funkcjonalne z dorobku innych forma-
cji, z demokratycznym kapitalizmem wcznie.
To, i zmiany dokonane w nastpstwie tych Porozumie rozsadziy ramy
systemu politycznego PRL, zastpujc autokratyczny system przez demo-
kracj bez przymiotników i etatystyczny system nakazowo-rozdzielczy pry-
watyzowan kapitalistyczn gospodark rynkow bez ogranicze, byo nie
rezultatem Porozumie Okrgego Stou, lecz procesów determinowanych
przez zapocztkowane przez nie okolicznoci oraz zmiany zachodzce
w otoczeniu Polski. To one sprawiy, i „historia zerwaa si z uwizi”, skut-
kujc zmianami gbszymi i istotniejszymi ni zakadane pierwotnie przez
inicjujce je siy. Nie jest to niczym nowym w ludzkich dziejach, lecz po-
twierdzeniem ogólnej, wyej zde niowanej prawidowoci.
10
Stenogram z obrad Zespou ds. Reform Politycznych Okrgego Stou w dniu 10.02.1989…
,
dz. cyt.
– 45 –
Niesprecyzowanie ustrojowej wizji podanego kierunku przemian wy-
nikao z powodów rónej natury.
Znane i uznawane powszechnie s ówczesne zewntrzne uwarunkowa-
nia. W szczególnoci ograniczenia wynikajce z przynalenoci Polski do
bloku radzieckiego, którego przyspieszajcej si erozji nie przewidywaa
wikszo znaczcych obserwatorów.
Mniej dostrzegane i doceniane s motywy wstrzemiliwoci w ucila-
niu ustrojowego charakteru przemian, wynikajce ze zrónicowa interesów
i pogldów ówczesnych aktywnych politycznie si w Polsce. Zrónicowa
nie pokrywajcych si bynajmniej z podziaem na dwie ukadajce si stro-
ny: solidarnociow i „koalicyjno-rzdow”. Istotniejszymi byy wewntrzne
rónice w kadym z tych obozów, skaniajce do taktycznego akcentowania
tego, co je czy, z przemilczaniem kwestii rónicych. To te cecha waci-
wa epokom gbokich przemian, gdy niezadowolenie z traccego funkcjo-
nalno systemu jednoczy róne siy spoeczne – nie tylko od zarania mu
przeciwne, lecz i zwizane z nim w rónym czasie i mierze.
W Polsce w analizowanym okresie opozycyjne wobec obozu rzdzcego
siy wymuszajce zmiany skaday si z reprezentantów rónych grup inte-
resów i pogldów na podany kierunek przeobrae.
Byli wród nich pokrzywdzeni przez tzw. realny socjalizm – zarówno
dawniej uprzywilejowani ziemianie i buruazja, jak i liczne o ary Wielkie-
go Terroru, który w odniesieniu do Polaków zapocztkowa si od represji
radzieckich na terenach zajtych po 17 wrzenia 1939 r., obejmujc ca za-
mieszka tam inteligencj. Aktywizujcy si wówczas politycznie z tej gru-
py byli wiadomi, e nie zyskaj szerszego poparcia dla rewanu za doznane
krzywdy oraz postulatów przywrócenia stosunków uprzywilejowujcych ich
pozycj i majtnoci.
Drug, nie mniej liczn grup stanowili rozczarowani do barbarzyskiej,
autokratycznej formy realnego socjalizmu – odchodzcy od akceptacji tej
formacji ustrojowej w poowie lat 50. intelektualici i inteligencka, w szcze-
gólnoci studencka, modzie. Motywowani zarówno uwiadamianiem dra-
stycznej sprzecznoci midzy humanitarn treci ideologii socjalistycznej
a autokratyczn form jej realnego socjalizmu, jak i coraz oczywistsz nie-
zdolnoci tego ustroju skorzystania z szans nowej fazy postpu cywiliza-
cyjnego, okrelanego wonczas mianem Rewolucji Naukowo-Technicznej.
W tej formacji intelektualnej istotne byo dowiadczenie poowicznoci
efektów polskiego Padziernika 1956 r. i klski Marca 1968 r. – dramatycz-
nych prób ucywilizowania, demokratyzacji polskiego socjalizmu. A take
– 46 –
tego, i w Polsce zduszenie tych prób odbyo si bez interwencji radzieckiej
– wystarczyo przyzwolenie, a nawet i poparcie robotnicze dla pacy kacyj-
nych poczyna wadz. Std silna skonno do kreowania projektów prze-
mian rokujcych szersze, w szczególnoci robotnicze, poparcie.
Gówn si wymuszajc zmiany byli zawiedzeni zablokowaniem szans
awansu cywilizacyjnego w socjalizmie. Okazali si nimi – paradoksalnie –
gównie ci, którzy stanowili pierwotnie sukces tej formacji, jakim byo prze-
ksztacenie plebejuszy w wykwali kowan, wyksztacon klas robotnicz.
W miar bowiem jak masy spoeczne wyrastay z plebejskiej zapyziaoci,
wzrastay ich aspiracje do ycia lepszego, na poziomie pokrewnym spoe-
czestwom wyej rozwinitym, a zatem i rozwoju otwartego na zdobycze
cywilizacyjne ludzkoci – tak w procesie produkcji, jak i konsumpcji. Wy-
ksztacay si równie denia do podmiotowoci politycznej, zastpowania
ukadu paternalistyczno-poddaczego – partnersko-demokratycznym. Ten
nowy ksztat i poziom aspiracji wchodzi w kolizj z moliwociami ich reali-
zacji w warunkach ustroju zasadzajcego si na autokratyzmie aktywokracji
i rozdzielczoci niedoboru. Std miejsce wczeniejszego usatysfakcjonowa-
nia z sierminego awansu i wynikajcego ze poparcia dla socjalistycz-
nego ustroju i jego wadz zastpowao zawiedzenie i opozycyjno. A jako
e autokratyczny system nie stwarza demokratycznych mechanizmów
dobijania si o zmiany, std niezadowolenie robotnicze znajdowao ujcie
w powtarzalnych masowych ywioowych buntach – poczynajc od Czerw-
ca 1956 r. przez Grudzie 1970, Czerwiec 1976, a po Sierpie 1980 r. Oka-
zao si, e „robotnicy o tyle róni si od caej reszty [opozycji – MG], e
w socjalizmie realnym tylko oni jedni potra si skutecznie przeciwstawi
wadzom partyjno-pastwowym”
11
. W robotniczych masach silne byo jed-
nak nie tyle niezadowolenie z socjalistycznych ideaów równoci i bezpie-
czestwa spoecznego, ile z nieskutecznoci ich realizacji – artykuowane
w do popularnym wówczas hale: „Socjalizm tak – wypaczenia nie”. Ma
racj gen. Jaruzelski przypominajc, e „robotnicy nie zgodziliby si na to,
by do postulatów gdaskich dopisa punkt 22 »prywatyzacja«, punkt 23
»reprywatyzacja« i punkt 24 »moliwo bezrobocia«”
12
.
To sprawiao, e „solidarnociowy” sojusz tak zrónicowanych si by
moliwy dziki akcentowaniu bardziej tego, przeciwko czemu w traccym
11
J. Kuro, Wiara i wina. Do i od komunizmu, Warszawa 1989, s. 202.
12
Genera Wojciech Jaruzelski mówi o przeomie 1989 r. Mnie si ta Polska podoba, „Polityka”
z 18.02.1989.
– 47 –
ewidentnie funkcjonalno realnym socjalizmie si zgodnie wszyscy buntu-
j – ni tego, za jakim porzdkiem spoecznym si opowiadaj. „»Solidar-
no« skupiaa od pocztku ludzi bardzo rozmaitych przekona, których
czya walka z komunizmem. (…) w »Solidarnoci« nie prowadzono na
ogó sporów midzy rozmaitymi orientacjami na temat przyszego ksztatu
wolnej Polski, poniewa rónice te nie miay wówczas praktycznego zna-
czenia i prawie nikt ich do koca nie dopowiada”
13
. I z tego gównie, a nie
z niedostatków wyobrani wzi si fakt, e do „Okrgego Stou” „solidar-
nociowa” strona „przystpia bez spójnej wizji programu reform gospodar-
czych, a nawet bez uzgodnienia podstawowych poj”
14
.
Z tego, co dobrze wiadome i udokumentowane, treci obrad „Okrge-
go Stou” byo konsekwentniejsze reformowanie socjalizmu, a nie przywra-
cania kapitalizmu. „Nikt z nas, trzewo mylcych przywódców i doradców
potnego zwizku z lat 1980–81 lub coraz bardziej kadrowego podziemia
z lat 1982–88, nie spodziewa si tak rychego rozpadu imperium radzieckie-
go i upadku komunizmu” – konstatuje Karol Modzelewski. – „Mylelimy
realistycznie: jak wyrwa spod komunistycznej kontroli obszary spoecznej
niezalenoci, jak wymusi czciowe reformy, które umoliwiyby wspóist-
nienie komunistycznej wadzy pastwowej z niezalenym ruchem spoecz-
nym przy znacznym zakresie swobód. W tych ramach rozwaalimy take
moliwy zakres reform gospodarczych”
15
. Wspólnym mianownikiem wik-
szoci projektowanych i postulowanych wtedy zmian bya demokratyzacja
polityczna i urynkowienie gospodarki, z poszukiwaniem sposobów uspraw-
niania w ten sposób, a nie obalania socjalizmu. Dowodem fakt, i „program
wyborczy Komitetu Obywatelskiego z 1989 r. w sprawach gospodarczych
gosi co zupenie innego, ni przyjty wkrótce program stabilizacyjny”
16
.
Innego typu niejednolito cechowaa negocjatorów reprezentujcych
stron zwan „koalicyjno-rzdow”.
Znane, bo atwo postrzegane, byy podziay na obstajcych za zachowa-
niem autorytarnego systemu – zwanych potocznie mianem „betonu”, oraz
opowiadajcych si za konsekwentnym przezwycianiem autorytaryzmu
– okrelanych mianem reformatorów.
Wnikliwsza analiza pozwala na zde niowanie trojakiej natury motywów
opowiadania si za realnym socjalizmem, a mianowicie:
13
K. Modzelewski, Dokd od komunizmu?, Warszawa 1993, s. 21.
14
W. Gadomski, Miaa by gospodarka mieszana, „Gazeta na Okrgy Stó” z 4.04.2006.
15
K. Modzelewski, Dokd od komunizmu?, dz. cyt., s. 29.
16
Tame, s. 16.
– 48 –
– przywizania do humanitarnie pojmowanych wartoci socjalistycznej ide-
ologii,
– poczucia odpowiedzialnoci za penione w tym systemie role spoeczne,
– traktowania organizacyjnej a liacji do partii rzdzcej jako najistotniej-
szego aspektu swych wizi spoecznych.
Zachowanie tak zrónicowanych rodowisk zwizanych do koca formal-
nie i realnie z obozem rzdzcym determinowane byo przez bezsporny
fakt pogbiajcej si dysfunkcjonalnoci systemu – coraz bardziej puste
póki w sklepach i delegitymizacja de nomine robotniczej partii powtarzalny-
mi, dramatycznymi robotniczymi protestami. Osabiao to racje obroców
autorytarnej wersji realnego socjalizmu – rekrutujcych si gównie z kate-
gorii okrelonej mianem „ludzi organizacji”. I skaniao do opowiadania si
za demokratyczno-rynkowymi zamianami rodowisk zwizanych z socjali-
zmem z motywów ideowych oraz z tytuu penienia istotnych ról spoecz-
nych. Ze wiadomoci, e wobec ewidentnej klski wszystkich kolejnych
prób reformowania nakazowo-rozdzielczej, autokratycznej wersji socjali-
zmu, ortodoksyjna obrona tego ustroju byaby – jak to wówczas okrelano
– obron idei przed rozumem, sprzeczn z interesami Polski i Polaków.
Dla opowiadajcych si za socjalizmem z motywów ideowych istotna
bya wiadomo deprecjacji humanitarnych walorów tego nurtu przez au-
torytarn praktyk polityczn. Bezskuteczno wszystkich kolejnych prób
przezwycienia w Polsce autorytarnej deformacji – wykreowania „socja-
lizmu z ludzk twarz” – podejmowanych zarówno w pocztkach Polski
Ludowej, w czasach „odwily” po Padzierniku ’56, a i w postaci demokra-
tyzujcych system reform w latach 80. XX w., skaniaa rodowiska opo-
wiadajce si za socjalizmem z motywów ideowych do popierania zmian
rokujcych konsekwentne zastpienie autorytaryzmu przez demokracj.
Z rachubami, e stworzy to wiksze ni w autorytaryzmie szanse zabiega-
nia o realizacj humanitarnych walorów tej ideologii.
Dla zaangaowanych w realny socjalizm ze wzgldu na penione odpo-
wiedzialne role spoeczne opowiadanie si za zmianami byo motywowane
wiadomoci pogbiajcej si dysfunkcjonalnoci tego systemu i rachuba-
mi na peniejsze wykorzystanie swych talentów po wyzwoleniu ekonomiki
z krpujcego nakazowo-rozdzielczego gorsetu.
Tak si przedstawiay motywacje opowiadania si za porozumieniem
i pokojowymi przemianami proreformatorskiego nurtu polskiej lewicy.
Nurtu, bez którego rozwanej, a pierwotnie i odwanej aktywnoci, nie
uksztatowayby si warunki umoliwiajce Porozumienia Okrgego Stou
– 49 –
i wynikajce z nich wspódziaanie wrogich uprzednio obozów politycznych
w transformacji ustrojowej, której efektem jest wspóczesna polska demo-
kracja. Znamienne, i wikszo z najbardziej aktywnych intelektualnie
zwolenników proreformatorskiego nurtu demokratycznej lewicy po trans-
formacji ani nie zmienia o 180 stopni swej orientacji ideowo-politycznej,
ani nie zauczestniczya w strukturach wadzy politycznej czy biznesowej,
angaujc si spoecznikowsko w kreowanie demokracji z tosamych jak
uprzednio pozycji.
Porozumienia Okrgego Stou byy wypadkow stanu umysów i za-
chowa wynikajcych z wielorako zrónicowanej kon guracji si zarówno
po stronie „solidarnociowej”, jak i „koalicyjno-rzdowej”. Std zarówno
wstrzemiliwo w precyzowaniu ustrojowej wizji zakadanych zmian, jak
i wpisanie w Porozumienia Okrgego Stou propozycji najrónorodniejsze-
go autoramentu – tak rodem z socjalizmu, jak kapitalizmu, zarówno real-
nych, jak i nierealnych. Z milczco przyjtym zaoeniem, e mdrzejsza
od sygnujcych projekty tych przeobrae, a z pewnoci decydujca, oka-
e si – jak zazwyczaj – praktyka.
Efektem przypomnianych wyej zrónicowa interesów i pogldów ak-
tywnych politycznie si polskiej spoeczestwa bya eklektyczno treci
Porozumie Okrgego Stou. Wpisane w ich tre zostay nie tylko postu-
laty zmian koniecznych i moliwych, lecz i odzwierciedlajcych bardziej
ówczesny stan pragnie ni realnych moliwoci realizacji. Z lektury opa-
sego tomu
17
wynika, e do wyrazicie zostay zaprojektowane tylko re-
formy systemu politycznego, rokujce zastpowanie autorytarnych regu
i instytucji przez demokratyczne.
W kwestiach gospodarczych porozumienia miay charakter eklektyczny,
zawieray bowiem postulaty zakadajce kojarzenie zasad kapitalistycznej
gospodarki rynkowej z obron i rozszerzaniem socjalnych „zdobyczy so-
cjalizmu”. W rezultacie projekty wynegocjowane przez pitnacie obradu-
jcych odrbnie zespoów roboczych „Okrgego Stou” nie ukaday si
w spójn cao. Mniej istotne, na ile stanowiy cznie konstrukcj logicz-
n pod wzgldem ustrojowym. Bardziej kopotliwe, e okazywao si to
sprzeczne z realiami i moliwociami najsprawniejszej gospodarki, a tym
bardziej polskiej, znajdujcej si wówczas w stanie gbokiego kryzysu.
17
Podpisanego przez Sygnatariuszy i przekazanego uczestnikom obrad oraz mediom
w skserowanej formie i broszurowej okadce – w czym uwiecznia si siermino odchodz-
cej epoki.
– 50 –
Najwyrazistszym tego wiadectwem jest fakt, i postulaty zaangaowania
budetu pastwa w nansowanie rónych sfer ycia spoecznego, uzgod-
nione w pitnastu odrbnie pracujcych zespoach, sumoway si nie w 100
procentach, ale w wielokrotnie wikszej, icie fantastycznej skali. I nie byo
szans na urealnienie tych postulatów przez porozumienie midzy porozu-
miewajcymi si odrbnie zespoami. Przecignoby to w nieskoczono
obrady i wtpliwe, czy byoby zwieczone zracjonalizowanym porozumie-
niem.
Najrozsdniejsz zatem decyzj, zaproponowan przez Zespó powoany
do zredagowania Porozumie
18
, byo ograniczenie si do opatrzenia wst-
pem zbioru ustale wszystkich podzespoów, bez ingerowania w ich tre.
Wpisano zatem w grub ksig pt. Porozumienia Okrgego Stou projekty
uzgodnione w rónych zespoach. Zarówno spójne i realne, jak i sprzeczne
wzajemnie, a i wewntrznie, zakadajc zasadnie, e porozumienie w spra-
wie reform politycznych pozwoli na póniejsze urealnienie i dopracowanie
reform w kwestiach gospodarczych.
W póniejszej praktyce okazao si, e bya to decyzja suszna. Pierw-
szoplanowe bowiem i w peni wykonalne okazay si ustalenia w sprawie
reform politycznych. Inne byy wery kowane wraz ze zmianami realiów
w procesie ustrojowej transformacji – przyspieszonym gwatownie po pod-
pisaniu Porozumie.
Kwestii zmiany kierunku transformacji ustrojowej nie przesdzi bynaj-
mniej automatycznie wynik wyborów 4 czerwca 1989 r. Wprawdzie wik-
szo z gosujcych opowiedziaa si przeciwko politykom identy kowanym
z uprzednim systemem, nie oznaczao to jednako równie powszechnego
opowiedzenia si za sprywatyzowan gospodark rynkow. W badaniach
opinii przeprowadzonych przez CBOS po wyborach, w odpowiedzi na py-
tanie o oczekiwania powyborcze, najwicej – 43% – wskazao na popraw
warunków ycia obywateli, 35% – uzdrowienie gospodarki, 12% – zapew-
nienie spokoju w kraju, 5% – demokratyzacj systemu politycznego, a zale-
dwie 4% – obalenie socjalizmu.
19
W obiektywnej ocenie ówczesnych postaw
naley uwzgldni, i w wyborach tych wzio udzia 62% uprawnionych
– do duo nie skorzystao z pierwszych od dawna moliwoci, ograniczo-
nego wprawdzie kontraktem „okrgostoowym”, ale jednak wyboru midzy
18
W skadzie: Artur Bodnar, Mariusz Gulczyski, Marcin Król, Jacek Kuro, Karol Mo-
dzelewski, Jerzy J. Wiatr oraz Leszek Grzybowski i Piotr Pacewicz jako sekretarze.
19
E. miowski, Dlaczego nie gosowali, „Panorama” z 25.07.1989.
– 51 –
kandydatami reprezentujcymi alternatywne opcje polityczne. I cho wik-
szo z gosujcych, bo okoo 60%, wskazaa tam, gdzie umoliwia to kon-
trakt, na kandydatów Komitetu Obywatelskiego „Solidarno”, to pozostae
40% gosujcych opowiedziao si jednak za kandydatami reprezentujcymi
rzdzc wówczas koalicj.
Dane te, jak i inne ówczesne wiadectwa dowodz, i stan umysów
i pomysów na ustrojowy kierunek przeobrae by wówczas niejednoznacz-
ny. Obok zwolenników bezwzgldnej aplikacji leseferystycznych regu, do
liczni byli przeciwnicy takiej zmiany, obawiajcy si drastycznych skutków
spoecznych transplantacji kapitalizmu. Obawy te byy bynajmniej nie bez-
zasadne, skoro artykuowane przez tak wybitnych znawców, jak nestor ame-
rykaskich ekonomistów John K. Galbraith, stwierdzajcy w artykule Jaki
kapitalizm dla Wschodniej Europy?
, i po kryzysie socjalizmu potrzebna jest
ewolucyjna adaptacja do nowych wymogów rozwoju cywilizacyjnego, a „nie
dramatyczne pogrenie w prymitywnym kapitalizmie. Jest to droga, któr
nikt dotychczas nie kroczy”
20
. Tosamy by sens wypowiedzi na ten temat
Adama Michnika – wówczas posa z ramienia Komitetu Obywatelskiego,
który stwierdza, e celem reform jest „wyzwolenie si od stalinizmu i zbu-
dowanie systemu, który odpowiadaby wymaganiom ycia. Niekiedy syszy
si opinie, e powinien to by system kapitalistyczny. Dla mnie to absurd.
Na tym podou spoecznym nie mona zbudowa systemu, który jest pro-
duktem absolutnie innej rzeczywistoci spoecznej. (…) nie ma obecnie
takiego cudownego modelu, który naley po prostu wcieli w ycie”
21
.
Pierwotnie za najdalej idc koncepcj uchodzio „przeksztacenie prze-
waajcej czci sektora pastwowego w uspoeczniony w rónych formach
nieprywatnej wasnoci zespoowej, jak prawdziwe przedsibiorstwa samo-
rzdowe, spódzielnie, pracownicze spóki kapitaowe, przedsibiorstwa
komunalne, przedsibiorstwa organizacji spoecznych itp.”
22
. Zarówno w in-
teligenckich rodowiskach demokratycznej lewicy, jak i wród robotników,
ywotne byy nadzieje na zmiany przezwyciajce wypaczenia autorytarne-
go socjalizmu przez wykreowanie formacji opartej na rzeczywistym, nie eta-
tystycznym uspoecznieniu wasnoci, samorzdnym ni zarzdzaniu przez
zaogi oraz wolnej od waciwych kapitalizmowi, gbokich, dziedziczonych
20
J.K. Galbraith, Which capitalism for Eastern Europe?, „Harper’s Magazine” Nr 4, April
1990.
21
A. Michnik, yjemy w nowej epoce…, „Zmiany” z 8.10.1990.
22
T. Kowalik, W kierunku socjalistycznej gospodarki mieszanej, [w:] Rola i funkcjonowanie insty-
tucji samorzdowych w systemie politycznym
, Warszawa 1989, s. 128.
– 52 –
przez pokolenia, zrónicowa statusu materialnego i pozycji spoecznej.
Opinie tego typu, do popularne w tamtym czasie, powodoway, e w po-
cztkach transformacji „najbardziej prawdopodobne wydawao si utrzyma-
nie gospodarki mieszanej z dominujc pozycj sektora pastwowego”
23
.
Wczajc si w te dysputy, staraem si uprzytomnia Rodakom, e
Polska jest wspólna – nie jest i by nie powinna uwaana za wasno któ-
rejkolwiek z opozycyjnych wzgldem siebie stron. I e kryzysowa sytuacja
gospodarcza „narzuca wymiar strategiczny porozumienia: stworzenia wa-
runków do przeksztacenia wczorajszych wrogów, dzisiejszych partnerów
»okrgego stou«, a wkrótce i w parlamencie – w jutrzejszych sojuszników
w dziele cywilizacyjnego postpu Polski. W jednoczcym si, pomimo po-
dziaów, europejskim Wspólnym Domu nie ma i by nie moe dobrego
miejsca na polskie Wspólne Mieszkanie, jeli nie zastpimy obecnego zan-
tagonizowania i tracenia energii w bezpodnej walce o to, kto kogo pokona
i wyeliminuje – porozumieniem w sprawie kto z kim i jak winien wspó-
y i wspódziaa. Nie zamieniajmy wic tego Mieszkania w »komunak«
zamieszka przez skóconych lokatorów”. I apelowaem, by odoy na
bok bezpodne spory o nazw zmiany ustrojowej, lecz wspólnie tworzy
„stwarzajcy ludziom wiksz szans osignicia satysfakcji z ycia w pracy
i poza prac. Bo nie chodzi przecie o nazwy, a o poytek spoeczny. Mó-
wiem wszak w jednym z wczeniejszych wywiadów, e ustrój moe si nazywa
kum-pakum
, byleby si w nim ludziom dobrze yo. I w tak rozumianym post-
pie znale mog swe miejsce wszyscy i wszdzie. I tylko wtedy, gdy okae
si, e »okrgy stó« przeksztaci si w »okrgy warsztat« zgodnej pracy
– wygrana Polski i Polaków stanie si pewna”
24
.
Gównym spornym problemem w trakcie obrad „Okrgego Stou” i poczt-
ków realizacji Porozumie nie by – wbrew wspóczenie dominujcym opi-
niom – problem wadzy, lecz wspóodpowiedzialnoci za losy Polski i Polaków.
Sednem ówczesnych kontrowersji byo to, czy relegalizowana „Soli-
darno” ma si ograniczy do roli wywierania wpywu na rzdzcych czy
zyskujc moliwo wspódecydowania w parlamencie, winna równie
przyjmowa wspóodpowiedzialno wczajc si w struktury rzdowe.
Wadza bya wówczas „gorcym karto em”, którym najbardziej odpo-
wiedzialni z ówczenie rzdzcych chcieli si podzieli z „solidarnociow”
23
W. Gadomski, Miaa by gospodarka mieszana, dz. cyt.
24
Po „okrgym stole”. We wspólnej Polsce… Rozmowa Teresy Kwaniewskiej z prof. Mariuszem
Gulczyskim z Instytutu Pastwa i Prawa PAN
, „Interpress” Nr 74, z 19.04.1989.
– 53 –
stron, determinowani wiadomoci, e s zbyt sabi, by konsekwentniej
zreformowa gospodark. Opór strony „koalicyjno-rzdowej” przeciwko
ograniczeniu zmian do relegalizacji „Solidarnoci” wynika z racjonalnej
oceny, e moe to nie zwikszy, lecz zmniejszy moliwo gruntowniej-
szych reform na skutek zagroenia ich nieuchronn eskalacj da paco-
wych, rokujcych powtórk katastrofy gospodarczej z lat 1980–81.
Dowodów na to, i w formacji „koalicyjno-rzdowej” silna bya wiado-
mo niezdolnoci samodzielnego udwignicia tego ciaru i wynikajce
std wygasanie apetytów na rzdzenie, jest a nadto. Patrzcym z perspekty-
wy wspóczesnych walk o wadz i zwizanych z ni pro tów ambicjonalnych
i materialnych umyka z pola widzenia, i obiektem ówczesnych trosk byo
przede wszystkim stworzenie skutecznej proreformatorskiej koalicji, a nie
walka o utrzymanie si przy wadzy. Oczywistym, a nagminnie przeoczanym
tego dowodem jest fakt, i wikszo z zaangaowanych w obrady Okrgego
Stou reprezentantów „koalicyjno-rzdowej” strony nie kandydowaa w wyne-
gocjowanych wyborach, mimo wyranego, uprzywilejowujcego t formacj
65-procentowego parytetu. A take i to, i kandydujcy z tej opcji musieli
si podda rygorom demokratycznej wery kacji, bowiem wyboru midzy wy-
typowanymi przez wadze partyjne a zyskujcymi miejsce na listach dziki
zdobyciu poparcia odpowiedniej liczby wyborców. I last but not least – najoczy-
wistszym dowodem byo skuteczne storpedowanie pomysów uniewanienia
wyborów i bezkolizyjne przekazanie rzdów reprezentantom „Solidarnoci”
oraz lojalne ich osanianie i wspieranie dopóki to byo potrzebne.
Strona „solidarnociowa” bya do dugo oporna wobec propozycji
uczestnictwa w strukturach rzdzcych, odrzucajc je bynajmniej nie bez-
zasadnie. Bo zarówno z naturalnego odruchu, by win za „posprztanie”
wzili na siebie ci, co „namiecili”, jak i z obaw, czy jako formacja niedo-
statecznie dowiadczona w rzdzeniu zdoa wyprowadzi Polsk z dra-
matycznego kon iktowo-cywilizacyjnego zapltania. Potwierdza to Karol
Modzelewski, przypominajc, e by przeciwnikiem tworzenia rzdu pod
auspicjami „Solidarnoci”, podobnie jak wielu innych liderów zwyciskiego
w wyborach ruchu. Wcznie z Tadeuszem Mazowieckim, który w opubli-
kowanym w „Tygodniku Solidarno” artykule „tumaczy, e nie powinni-
my formowa rzdu, midzy innymi dlatego, e w dramatycznej sytuacji
gospodarczej strona solidarnociowa nie miaa adnego programu ekono-
micznego”
25
.
25
K. Modzelewski, Pknita Polska, „Gazeta witeczna” z 1–2.03.2008.
– 54 –
Byem bodaj pierwszym z wypowiadajcych si publicznie na ten te-
mat, dostrzegajcym w wyniku wyborów nie zaamanie procesu porozu-
mie, lecz pomylne rokowania dla losów polskich reform. Powodowane
przez fakt, e taki werdykt wyborczy Polaków przesdzi o koniecznoci
wczenie si obozu „solidarnociowego” w struktury wadzy nie w roli sil-
nej opozycji parlamentarnej – co byo zakadane przed wyborami przez
obie strony Porozumienia, lecz jako wspórzdzcych, wspóodpowiedzial-
nych za skuteczno reform. wiadectwem tekst wywiadu komentujcego
wynik wyborów – dostrzeonego natychmiast przez wielu zagranicznych
obserwatorów i zasugujcego na przypomnienie choby z tego powodu, e
trafnie prognozujcego dalszy bieg zdarze. Stwierdziem w nim, i – po
pierwsze – w wyborach 4 czerwca 1989 roku „przejawia si suwerenna wola
narodu. Suweren – czyli naród, tam, gdzie móg wskazywa swoje preferen-
cje, w przewaajcej wikszoci przypadków wybra kandydatów Komitetu
Obywatelskiego »Solidarno«”. I na pytanie „Czy z tego powodu mona
si martwi albo rozpacza?” stwierdziem, i „o rozpaczy mona by mó-
wi, gdyby Polacy przegrywali z jak inn nacj. Natomiast 4 czerwca byo
inaczej – jedni Polacy przegrali z drugimi Polakami, co w demokratycznych
pastwach jest na porzdku dziennym. Nie trzeba wic zaamywa rk, tyl-
ko zakasa rkawy i zabra si do roboty.” A jako e wygrana „Solidarnoci”
wiadczy, e „przegraa ona komfort pozostawania na pozycji recenzenta
obozu rzdzcego”, musi „odoy postaw recenzowania dziaalnoci dru-
giej strony, zdobywania punktów za wszelk cen, wytykania, e »im nie
udaje si rzdzi«, na rzecz wspóodpowiedzialnoci”
26
.
Przyszy bieg dziejów jest dobrze znany i raczej wiernie przedstawiany
w rónych publikacjach. Po krótkotrwaej próbie utworzenia przez PZPR
wraz z koalicjantami rzdu z Czesawem Kiszczakiem na czele, powsta rzd
Tadeusza Mazowieckiego, dysponujcy parlamentarn wikszoci dziki
koalicji „solidarnociowego” Komitetu Obywatelskiego ze Zjednoczonym
Stronnictwem Ludowym i Stronnictwem Demokratycznym. Zapocztko-
wujcy skutecznie proces gbokich reform – nie tylko demokratyzujcych
system polityczny, ale i urynkowiajcych i prywatyzujcych system gospo-
darczy. Z poparciem nie tylko koalicji rzdzcej, ale i parlamentarzystów
oraz prezydenta z PZPR, dysponujcych jeszcze znaczcymi wpywami
formalnymi i realnymi w strukturach wadzy pastwowej.
26
Jestemy na siebie skazani. Rozmowa Dariusza Szymczychy z prof. Mariuszem Gulczyskim
z Instytutu Pastwa i Prawa PAN
, „Sztandar Modych” z 9–11.06.1989.
– 55 –
Bezkolizyjne przejmowanie wadzy byo uwarunkowane wówczas w istot-
nej mierze tym, i w uczestniczcych w tym procesie obydwu formacjach
politycznych dominowali traktujcy problem wadzy w kategoriach wspó-
odpowiedzialnoci za ca narodow wspólnot, a nie tylko, czy gównie,
stronniczych interesów swego ugrupowania i wasnych wodzowskich am-
bicji. Przesdzio w decydujcej mierze to, i – jak trafnie wyrazi Tadeusz
Mazowiecki – tymi, „którym dane byo ksztatowa histori Polski (…) kie-
rowa nie sam smak wadzy, lecz smak suby wyej cenicej dobro pastwa
i narodu ni partyjn skuteczno”
27
Moliwo i konieczno przemian powodujcych nie reformowanie
socjalizmu, lecz kreowanie kapitalizmu ujawnia si nie przed i w trakcie
obrad „Okrgego Stou”, lecz dopiero po podpisaniu Porozumie i wygra-
nych grosso modo dla „Solidarnoci” wyborach. I byo to zaskoczeniem dla
wikszoci sygnatariuszy i aktywnych uczestników tego procesu. Potwier-
dzio to po raz „enty” odwieczn prawidowo, e cho to ludzie tworz
swoj histori, to tworz j nie dowolnie i samowolnie. Wynik ostateczny
przemian ustrojów politycznych i gospodarczych zaley nie tylko od wie-
dzy, woli i zdeterminowania promotorów i realizatorów tych zmian, lecz od
wielorakich okolicznoci i uwarunkowa.
O generalnej zmianie kierunku przeobrae – z kolejnej próby reformo-
wania socjalizmu na restaurowanie kapitalizmu – przesdziy nie intelektu-
alne pomysy i polityczne umowy, lecz zmieniajce si diametralnie realia,
z których gówne to:
– wynik wyborów 4 czerwca 1989 roku, pozbawiajcy rzdzcych z socja-
listycznego nadania poparcia legitymizujcego dalsze sprawowanie przez
nich wadzy i obarczajcy stron „solidarnociow” wiksz ni przewidy-
wa kontrakt okrgostoowy odpowiedzialnoci za losy Polski;
– spotgowanie kryzysu gospodarczego, objawiajcego si galopujc in a-
cj w nastpstwie prób skojarzenia przez rzd premiera Rakowskiego
regu rynkowych z socjalistycznymi metodami, wymuszajce zrezygno-
wanie rzdu „solidarnociowego” z gospodarki mieszanej i zdecydowanie
si na konsekwentnie kapitalistyczn ekonomik rynkow;
– upadek socjalistycznych systemów we wszystkich pastwach tego bloku;
urealnienie moliwoci integrowania Polski z Uni Europejsk i z NATO,
stwarzajcych szans kreowania kapitalizmu nie w partackiej wersji, lecz
wyej rozwinitej, rokujcej szybki awans cywilizacyjny Polski i Polaków.
27
T. Mazowiecki, O Bronku, czyli o Polsce, „Gazeta Wyborcza” z 22.07.2008.
– 56 –
Stwarzao to cznie konieczno i moliwo zmiany zasad gospodaro-
wania z socjalistycznych na kapitalistyczne.
Zmiana staa si konieczna, bo socjalistyczna formacja okazaa si nie-
reformowalna. Ewidentnym tego dowodem byy poowiczne skutki prób
reformowania socjalizmu – nie tylko w Polsce, ale i w innych pastwach
o tosamym systemie, wcznie z klsk gorbaczowowskiej „pierestrojki”,
s nalizowanej rozpadem Zwizku Radzieckiego.
Restauracja kapitalizmu okazaa si podana na skutek przemian, jakie
zachodziy w tym czasie nie tylko w Polsce, ale i w otaczajcym wiecie.
Istotnym tego powodem bya nie tylko niereformowalno socjalizmu, ale
i zmiany zachodzce wówczas w kapitalizmie, który okaza si po raz kolej-
ny zdolny do samoreformowania – wyzwalania z uwikania w kolonializm,
wojny z ruchami narodowowyzwoleczymi, rasizm, i zyskiwania przez to
bardziej „ludzkiej twarzy”.
Niemniej wane dla refolucyjnego, pokojowego zapocztkowania i prze-
biegu tej istotnej zmiany celów przeobrae w Polsce – nie w krwawy spo-
sób jak w Rumunii, Zwizku Radzieckim, Jugosawii – byo to, e strona
przegrana w tych wyborach nie próbowaa broni swych pozycji i ogranicza
zakresu transformacji bdcymi jeszcze w jej dyspozycji rodkami przemo-
cy, ale pogodzia si z przegran i wczaa si we wspieranie odmiennego
ustrojowo, lecz uznanego za korzystny dla Polski procesu kreowania kapita-
listycznej demokracji rynkowej. Stao si tak w istotnej mierze dziki temu,
e cho pierwotn intencj prosocjalistycznej orientacji byo wprawdzie
reformowanie socjalizmu – lecz nie za wszelk cen i nie na przekór woli
spoecznej; a zatem i skonno do uszanowania tej woli wyraonej aktem
wyborczym – zgodnie z kontraktem zawartym przy „Okrgym Stole”.
Te trzy czynniki cznie przesdziy, i horyzont przeobrae ustrojo-
wych zapocztkowanych Porozumieniami Okrgego Stou zmieni si dia-
metralnie z zakadanego pierwotnie reformowania socjalistycznego systemu,
na restaurowanie w Polsce kapitalistycznej wersji demokracji i gospodarki
rynkowej. Zmiany budzcej pierwotnie przesadne nadzieje natychmiasto-
wej poprawy warunków bytowych ogóu Polaków na tosame jak w najwyej
rozwinitych pastwach Zachodu – i dlatego przez wikszo popieranej.
U innych obawy spoecznych kosztów, w szczególnoci spotgowania bez-
robocia. Obawy zasadne, jak si do szybko okazao, lecz bez realistycznej
alternatywy dla programów restaurowania kapitalizmu i zorganizowanych
si politycznych zdolnych do zablokowania takiej zmiany. I to sprawio, e
nad realnymi, lecz bezprogramowymi i bezwolnymi obawami, gór wzio
– 57 –
skojarzenie moliwoci, koniecznoci i nadziei, przesdzajc o podobnie
refolucyjnym jak demokratyzacja, kapitalistycznym charakterze reform go-
spodarczych.
Zmienio to zasadniczo ustrojowe realia. Nie tylko w Polsce, ale w caym
byym socjalistycznym obozie. A jako e na realia nie przystoi si obraa
i nie wolno ich lekceway, zmienio to charakter pyta, które wymagay
odpowiedzi.
To, i przyszy bieg wydarze spowodowa, e rezultatem refolucyjnej
transformacji byo nie zakadane pierwotnie zreformowanie autorytarnego
socjalizmu, lecz generalne zastpienie tej formacji przez demokratyczny
kapitalizm, nie przesdzio sporów o cele, przyczyny i metody tej ustrojo-
wej przemiany.
Pierwszym spornym problemem bya i jest kwestia, czy nie suszniejsze
byoby miast transplantowania kapitalizmu, konsekwentniejsze zreformo-
wanie socjalizmu – jeli nie w peni, to chocia w formie jakiej „trzeciej
drogi”, kojarzcej waciw ideologii socjalistycznej wraliwo spoeczn
z efektywnoci gospodarki rynkowej? Odpowiadajc na t wtpliwo –
formuowan czstokro w formie zarzutu o zdrad socjalistycznych ide-
aów, twierdz, i w wietle póniejszych dowiadcze – nie tylko polskich,
lecz ogólnowiatowych, trzeba przyzna racj tym, którzy twierdzili, e
usprawnianie systemu przez kreowanie innej wersji socjalizmu byo po
prostu nierealne. Z tego prostego powodu, e wszelkie projekty gbszych
reform socjalistycznej formacji zakaday zastpienie uprzedniego ekspery-
mentu – jakim by autorytarny socjalizm, przez nastpny, nigdzie i nigdy
nie sprawdzony eksperyment. Którego idealistyczne zaoenia byyby naj-
prawdopodobniej wypaczane w praktyce z prozaicznego powodu, i spo-
eczestwa kieruj si w yciu powszednim nie tyle ideaami, co wasnymi
interesami. Te za s zazwyczaj zrónicowane, w tym i sprzeczne, tak jak
róne jest pooenie i pogldy jednostek i duych grup, z których skadaj
si wszelkie narodowe i wielonarodowe spoeczestwa. Bez sensu s zatem
zarzuty o zdrad ideaów socjalistycznych i obwinianie o przywracanie kapi-
talistycznych regu. Przywracane s wszak nie tylko tam, gdzie zmiana doko-
naa si w drodze Porozumienia, ale i gdzie autorytarny system rozpad si
i upad w bardziej dramatycznych okolicznociach. Nie byo i nadal nie ma
lepszego wyjcia – bo trudno za takowe uzna podtrzymywanie przemoc
nepotycznych despotii w Korei Pónocnej i na Kubie, naduywajcych ewi-
dentnie humanitarnego w ideowych zaoeniach miana socjalizm. Utopijno
wszelkich projektów gbszego reformowania realnego socjalizmu sprawia,
– 58 –
e pozostay one na – przysowiowo cierpliwym – „papierze”. W praktyce
nie tylko polskiej transformacji, lecz we wszystkich innych pastwach post-
socjalistycznych – z Rosj i Chinami wcznie – eksperyment autorytarnego
socjalizmu jest zastpowany przez reguy gospodarki rynkowej.
Powszechna w skali globu praktyka dowodzi bowiem, e jedyn, spraw-
dzon alternatyw „do wzicia” by, i jest nadal, system demokratyczno-
rynkowy. Przyznajcy si otwarcie, e opiera si nie na ideaach, lecz na
ludzkich interesach. I dysponuje dziki temu sprawdzonymi w praktyce
wielu spoeczestw metodami przezwyciania sprzecznoci interesów
i uzgadniania wspózalenych zachowa: rynkowymi – w ekonomice i demo-
kratycznymi – w polityce. Rónicy si od idealnego i realnego socjalizmu
tym, e otwarcie goszcy, i jest wprawdzie efektywniejszy ni wszystkie
inne, lecz niedoskonay jak wszystko, co ludzkie. I reformowalny dziki
przyznawaniu si do swych niedoskonaoci i otwartoci na krytyk. Wa-
ciwa reguom rynkowym bezwzgldno wobec sabszych ekonomicznie
moe by i bywa agodzona tym skuteczniej, im bardziej rynek skojarzony
jest z demokracj polityczn. agodzona peniej tam, gdzie demokratycz-
na lewica socjalistyczna pamita o swoich powinnociach reprezentowania
i obrony interesów wiata pracy i potra wypracowywa nowe metody
zabiegania o ich realizacj. Gdzie nie popada w tosam jak w autorytar-
nym socjalizmie skonno do zapominania o humanitarnych wartociach,
którymi winna si kierowa, i o interesach sabszych ekonomicznie grup
spoecznych, którym winna suy. Co – jak dowodzi polska, i nie tylko pol-
ska, praktyka – wci nie najlepiej si udaje partiom samookrelajcym si
w demokracjach rynkowych jako lewicowe.
Drugim spornym problemem jest ocena przyczyn, które sprawiy, e
nowatorski, refolucyjny sposób transformacji zapocztkowa si w Polsce.
Twierdz, i przesanki tych procesów wynikaj w istotnej mierze z odmien-
noci polskiej wersji realnego socjalizmu. W odrónieniu od pozostaych
pastw tzw. demokracji ludowej nie dokonaa si kolektywizacja rolnictwa
– a zatem i totalne upastwowienie ekonomiki. Nie wyeliminowano te
wpywów Kocioa katolickiego – a zatem i nie nastpio totalne podporzd-
kowanie spoeczestwa o cjalnej, ateistycznej ideologii. Std w odniesieniu
do Polski mona mówi o trwajcych midzy 1948 a 1953 rokiem proce-
sach totalitaryzacji – nie dokoczonych i zwichnitych wraz z XX Zjazdem
KPZR i mierci Bolesawa Bieruta, lecz nie o ustanowieniu totalitarnych
porzdków w penym tego sowa znaczeniu. Detotalitaryzacja w Polsce za-
pocztkowaa si najszybciej i najskuteczniej „odwil” z lat 1954–56. Pa-
– 59 –
nujcy w nastpnych latach reim klasy kowa si do miana autorytarnej
dyktatury. Odnosi si to take do rzdów generaa W. Jaruzelskiego, który
„w przeciwiestwie do reimów totalitarnych (...) 1) nie próbowa wywo-
dzi swego prawa do istnienia z wszechogarniajcej i narzucanej wszyst-
kim ideologii; 2) nie podporzdkowywa swej dziaalnoci jakiemukolwiek
pozytywnie sformuowanemu ideologicznemu celowi, podkrela raczej
respektowanie norm prawnych i w tym kontekcie mówi nawet o »socjali-
stycznym konstytucjonalizmie«; 3) nie próbowa upolitycznia wszystkich
dziedzin ycia umysowego i kultury; i wreszcie 4) cakowicie porzuci pró-
by odgórnego mobilizowania mas, wybierajc w zamian tradycyjn taktyk
trzymania mas z dala od polityki. W ramach »socjalistycznego konstytu-
cjonalizmu« powoa do ycia Trybuna Konstytucyjny i stanowisko rzecz-
nika praw obywatelskich; w ostatnim okresie swego istnienia zdecydowa
si równie na eksperymenty z gospodark rynkow. Oznaczao to zdecy-
dowane porzucenie aspiracji totalitarno-komunistycznych, okopanie si na
pozycjach niepewnego siebie i samoograniczajcego si autorytaryzmu”
28
.
Wród bezporednich przyczyn refolucyjnej metody transformacji wy-
mienia si zasadnie zmian uwarunkowa geopolitycznych powodowan
przez radzieck „pierestrojk” i „gasnost’”, zdominowanie ekipy rzdz-
cej w kocówce PRL-u przez polityków o reformatorskiej i patriotycznej
orientacji, moderacyjn rol Kocioa i koncyliacyjn postaw liderów „So-
lidarnoci”. Twierdz, i do tej listy trzeba doda fakt, i realny socjalizm
upad w sposób refolucyjny tam, gdzie elity polityczne zwizane zarówno
z obozem wadzy, jak i opozycji byy zdominowane nie przez doktrynerów
– zadufanych w swoje idee i racje oraz zamknitych na wyznawane przez
innych, lecz wiatych patriotów – zdolnych do kojarzenia pryncypialnoci
w kwestiach wyznawanych przez siebie systemów wartoci, z uznawaniem
walorów innych, byle humanitarnych systemów ideowych. Std braa si
skonno traktowania zmian ustrojowych mniej w kategoriach walki o wa-
dz, a bardziej w kategoriach kreowania adu spoecznego rokujcego lepsz
ochron i realizacj wartoci bliskich rónym nurtom ideowym, bez prób
narzucania arbitralnie jednego z nurtów wszystkim innym. Zauwamy, e
tam, gdzie dominowali w tym czasie doktrynerzy i cyniczni pragmatycy –
np. w Rumunii czy Jugosawii, dramatycznie polaa si krew.
Ostatni z kwestii spornych jest wtpliwo, czy nie suszniejsze byo-
by dokonanie zmiany ustrojowej w Polsce w rewolucyjny sposób – przez
28
A. Walicki, Marksizm a skok do królestwa wolnoci, Warszawa 1996, s. 508.
– 60 –
odsunicie si od wadzy i wpywów wszystkich zwizanych z uprzednim
reimem. Spór to czysto teoretyczny, oczywistym jest bowiem, e w 1989
roku taki scenariusz by utopi – lud si nie rwa wonczas na barykady,
a i potencjalni wodzowie zbrojnego powstania ujawnili si z tego typu
skonnociami poniewczasie, wspóczenie jest zatem tylko jaowym „gdy-
baniem”. Wczam si we z konstatacj, i wiedza o tej rangi zmianach
w przeszoci nie przemawia za wysz jakoci rewolucyjnych sposobów
nad reformatorskimi. Waciwy rewolucjom krwawy rewan na uprzednio
rzdzcych przeradza si z reguy w brutalne rozprawy w gronie rewolucjo-
nistów, tworzc nowy rachunek krzywd, zaczadzajcych atmosfer spoecz-
n i utrudniajcych konieczne dla rozwoju zgodne wspódziaanie.
Patrzc z perspektywy tych sporów na proces polskiej demokratycznej
refolucji twierdz, e nie przynosi wstydu projektujcym i organizujcym
te przemiany w Polsce lat 80., i mylili si co do skali czy kierunków prze-
obrae ustrojowych i mody kowali ich programy w trakcie przemian,
a tym bardziej, e nie forsowali z bezwzgldn konsekwencj swych zamy-
sów i projektów. Twierdz, e mona i trzeba to uzna nie za ich win, lecz
zasug. Bo historia dowodzi, e wicej ludzkiego nieszczcia powodowali
doktrynerzy absolutnie przekonani o jedynej susznoci swych projektów
uszczliwiania klasy, rasy, narodu i ludzkoci i forsujcy bezwzgldnie ich
wdraanie. Bardziej uyteczni okazywali si otwarci na uwzgldnianie nie
tylko wasnych, ale i cudzych racji i skonni do poszukiwania wespó z ina-
czej mylcymi mniej ambitnych, lecz bardziej poytecznych sposobów
zmniejszania ludzkiej niedoli.
Kolejn uniwersaln prawidowoci wszelkich tej rangi transformacji
ustrojowych jest to, i zaczynaj si one wprawdzie zastpowaniem auto-
rytaryzmu demokratycznymi zasadami i instytucjami, lecz do szybko
i nieuchronnie poddane bywaj próbie autokratycznej recydywy. Dowiad-
czenie dziejów ludzkoci dowodzi, e tego typu przemiany dokonuj si
z reguy w procesie, skadajcym si z czterech nastpujcych po sobie
faz:
1) rewolucyjnej zmiany i przebudowy systemu;
2) kon iktu w onie si dokonujcych zmiany na skutek rozziewu midzy
obietnicami rewolucji a jej pierwszymi rezultatami;
3) prób przywrócenia autorytarnych rzdów rónicych si od obalonego
systemu gównie tym – kto rzdzi, a nie – jak rzdzi;
4) ukonstytuowania jakociowo funkcjonalniejszej formacji – oczywicie
– 61 –
pod warunkiem przezwycienia negatywnych tendencji dwu przednich
faz rewolucyjnych przeobrae.
29
Realny postp osigaj tylko te spoecznoci, które s w stanie przezwy-
ciy tego typu tendencje i skutecznie ukonstytuowa trwalej demokra-
tyczny system.
Dowodów na to dostarcza historia a nadto – zarówno obcych, np.
z czasów trudnych, nacechowanych dramatycznymi regresami procesów
ksztatowania demokratycznych systemów we Francji i innych pastwach
Zachodu, jak i rodzimych – z czasów Drugiej Rzeczypospolitej. W której
po wyzwoleniu spod bera i knuta trzech absolutyzmów i ukonstytuowaniu
zgodnym wysikiem zrónicowanych wielorako Polaków demokratycznego
systemu, nastpi po puczu w maju 1926 r. autorytarny regres w postaci
sanacyjnej dyktatury. Maskowanej wprawdzie formalnie demokratycznym
wystrojem, lecz w istocie zgodnej z zasadniczymi reguami autorytarnego
typu rzdów. Nie jest chyba przypadkiem, e do tego sanacyjnego wzor-
ca odwouj si wspóczesne formacje polityczne i politycy o podobnych
skonnociach.
W Polsce wspóczesnej przewagi si demokratycznych bray si w istot-
nej mierze z dominacji w spoecznych nastrojach potpiania uprzedniego
reimu nie tylko za niefunkcjonalno gospodarcz, ale i za represywno
oraz brak swobód i wolnoci. Sprzyjao to marginalizowaniu skonnoci do
zastpowania jednego autorytaryzmu przez inny. Aczkolwiek nie brako
tego rodzaju skonnoci czci polityków i ugrupowa opozycyjnych wobec
uprzedniego reimu, o czym mona si byo wkrótce przekona w czasie
„wojny na górze”. Ujawnio si wówczas, e autorytaryzm moe mie w Pol-
sce nie tylko „komuchow gb”, e zagroenia t dewiacj mog pyn
take z wrcz przeciwnej ideologicznie strony. Brak szerszego spoecznego
poparcia dla takich tendencji przesdzi wówczas o ich wypaleniu i utrzyma-
niu prodemokratycznych tendencji. Niezamierzonym bene cjentem tych
„wojen” rozsadzajcych „solidarnociowy” obóz okazaa si socjaldemokra-
tyczna formacja.
Silniejszy nawrót autorytarnych tendencji ujawni si w postaci tzw.
IV RP. O realnoci ówczesnego zagroenia regresem od demokracji wiad-
czya praktyka dwuletnich rzdów PiS, dowodzca wyrazicie, i ich celem
jest wykreowanie systemu rzdów wodzowskiej partii dominujcej, preferu-
29
Szerzej zob.: M. Gulczyski, Panorama systemów politycznych wiata, Warszawa 2004,
s. 64 i n.; tene, Nauka o polityce, Warszawa 2007, s. 194–200.
– 62 –
jcej omnipotencj pastwa, ograniczajcej samorzdno i samozaradno
obywatelsk, zastpujcej demokratyczne reguy podziau i równowaenia
organów wadzy pastwowej przez zasady typowe dla systemów centrali-
stycznych i hierarchicznych, potgujcej represywne sposoby zwalczania
patologii miast wykrywania i usuwania ich przyczyn, upartyjniajcej aparat
pastwowy i samorzdowy.
30
Najwyrazistszym dowodem odchodzenia od regu demokracji w kie-
runku autorytaryzmu bya w czasach rzdów PiS patologizacja funkcji po-
lityki, nacelowanej nie na agodzenie i przezwycianie sprzecznoci, lecz
na potgowanie istniejcych i kreowanie nowych skon iktowa wewntrz-
nych i z ssiednimi nacjami. Sprzeczno tego typu polityki z zasadami de-
mokratycznego kapitau politycznego wyraaa si w otwartym negowaniu
pozytywnych walorów konsensusu wypracowanego przy „Okrgym Stole”
i w czasie pokojowej transformacji.
Nie naley demonizowa skutków zmian ustrojowych dokonywanych za
rzdów PiS-u. Byy to zmiany wprawdzie wyraziste i intensywne, lecz pyt-
kie i atwe do usunicia. Odchodzenie od demokratycznych standardów
nastpowao gównie w stylu i metodach rzdzenia PiS i jego koalicjantów.
I okazywao si moliwe w istotnej mierze dlatego, i nie zostay zrealizowa-
ne zadania waciwe dla trzeciej fazy ustrojowej transformacji: wypenienia
demokratycznej formy instytucjonalno-prawnej umocowanej w Konstytu-
cji Trzeciej Rzeczypospolitej adekwatnym poziomem spoecznej samoor-
ganizacji, obywatelskiej aktywnoci i kultury politycznej.
31
Konstytucyjne
ograniczenia – traktowane wprawdzie przez liderów PiS jako niewygodny
gorset, lecz respektowane niechtnie ze wzgldu na niemono „polunie-
nia” powodowan niedostatkiem mandatów w Sejmie i uwarunkowaniami
wynikajcymi z przynalenoci do Unii Europejskiej – uniemoliwiy trwal-
sze i gbsze zmiany ustrojowe. Nie wolno jednako lekceway powodowa-
nych przez te zmiany objawów psucia pastwa i politycznych obyczajów.
Mog one bowiem pogbia i utrwala te negatywne cechy polskiego sys-
temu politycznego – w szczególnoci partyjnego, które stay si powodem
zwycistwa PiS w 2005 r. Zwycistwa wówczas wzgldnego – bo bazujcego
na poparciu zaledwie 11 procent uprawnionych do gosowania. Lecz mog-
30
Szerzej zob.: M. Gulczyski, Krajobraz polityczny po „IV RP”, w: D. Waniek (red.), Kra-
jobraz polityczny po wyborach 2007
, Warszawa 2009.
31
Por. J. Kuciski (red.), Szanse i zagroenia procesu konsolidacji systemu politycznego III Rze-
czypospolitej Polskiej
, Warszawa 2005; A. Kostarczyk (red.), III Rzeczpospolita w trzydziestu od-
sonach,
Warszawa 2004.
– 63 –
cego si sta ródem trwalszego wpywu tej orientacji na ksztat polskiego
systemu politycznego, a zatem i ksztat Polski oraz losy Polaków – czego
wiadectwem jest wzgldna przegrana w wyborach 2007 r., bo z poparciem
wikszym ni przed dwu laty, wynoszcym 17 procent caego elektoratu.
I z zachowaniem istotnych przyczóków – wrcz bastionów – „IV RP”
w postaci: po pierwsze – urzdu prezydenckiego, oraz – po drugie – PiS-u
silniejszego w opozycji ni uprzednio w rzdach, którego przywódca otwar-
cie deklaruje zamiar skuteczniejszego kreowania „IV Rzeczypospolitej kie-
dy Prawo i Sprawiedliwo wróci do wadzy”
32
.
Mona uzna za pomylny dla polskiej demokracji fakt, i rzdy formacji
o tego typu skonnociach przypady na okres pomylnej, a nie kryzysowej
koniunktury gospodarczej. By to w istocie falstart, bowiem ten typ polityki
okazywa si raco sprzeczny z nastrojami spoecznymi, powodujc odsu-
nicie tej formacji od rzdów w przedterminowych wyborach. Motywacj
odsunicia tak rzdzcych od wadzy wyrazi najzwilej przypadkowy tak-
sówkarz konstatujc, i gosowa przeciw kreatorom „IV RP” dlatego, bo
„za du nerwów w kraju robili – potrzeba spokoju”.
W tej lapidarnej ludowej konstatacji zawarta jest jednak nie tylko infor-
macja dotyczca przeszoci, ale i przestroga na przyszo. Ostrzeenie
przed moliwoci zmiany zachowa przecitnego wyborcy, gdy spokój
zostanie zburzony nie sztucznie – przez rozmijajcych si z pomyln
koniunktur i nastrojami spoecznymi polityków, lecz obiektywnie – przez
kryzysow sytuacj. Stwarzajc sprzyjajcy grunt dla formacji skonnych
i zdolnych do podgrzewania „nerwówy” i wykorzystywania jej dla wypy-
nicia na fali niezadowolenia spoecznego – jak to wielekro si w prze-
szoci rónych spoeczestw zdarzao. Z dramatycznymi z reguy skut-
kami dla tych spoecznoci, a niekiedy i dla ich midzynarodowego oto-
czenia. Trzeba zatem docenia realno autorytarnej recydywy, groby
wzrostu jej szans tym bardziej, im mniej skuteczne oka si siy skon-
ne i zdolne do wykreowania demokratycznej wersji programu przezwyci-
enia kryzysu.
Recydywy autorytarnych tendencji trzeba si obawia tym bardziej, e
wynikaj one nie tylko z subiektywnych skonnoci konkretnych polityków
czy ugrupowania politycznego. Byy one i s nadal ufundowane na silnych
w Polsce ostaociach postszlacheckiej kultury politycznej oraz uksztato-
wanego na takim podglebiu kombatanckiej strukturze systemu partyjnego.
32
J. Kaczyski, Cakiem odnowiony jestem, „Gazeta witeczna” z 28.02–1.03.2009.
– 64 –
Demokracje pastw o silnych mieszczaskich tradycjach zasadzaj si
na realnym uznaniu równoprawnoci czonków spoeczestwa i skonnoci
do stosowania w polityce zasad podobnych do regu gospodarki rynkowej:
miarkowania rywalizacji, by nie przeradzaa si we wrogo wykluczajc
moliwo wspódziaania i preferowania kompromisowych metod prze-
zwyciania sprzecznoci interesów.
Demokracje postszlacheckie – a takie s gównie polskie dowiadczenia
i nawyki wyniesione z przeszoci – zakadaj rónicowanie spoecznoci
wedle uprzednich zasug na lepszych i gorszych oraz preferowanie przy-
musu i przemocy, a nie kompromisu w rzdzeniu. Demokratyzm ma
w tym typie charakter ograniczony, zawarowywany realnie dla elit rekruto-
wanych wedle kryteriów kombatanckich, poczony z arbitralnym podpo-
rzdkowywaniem spoeczestwa decyzjom wadzy. Ten typ uksztatowa
si najpeniej w Polsce w czasach demokracji szlacheckiej w Pierwszej Rze-
czypospolitej. Wspóczenie znany jest z powtarzalnych prób odtwarzania
podziaów spoeczestwa na lepszych i gorszych oraz zawarowania prawa
do panowania wedle kryterium przeszych zasug – dla byych legionistów
za rzdów sanacji, KPP-ców i PPR-ców za PRL-u, postsolidarnociowców
po ostatniej ustrojowej transformacji.
Sprzeczno tego typu kultury politycznej z zasadami penych demokra-
cji jest jednym z powodów zaliczania Polski do kategorii demokracji wadli-
wych
33
. Najwyrazistszym tego dowodem jest niemono ukonstytuowania
systemu partyjnego wedle kryteriów rónicy wspóczesnych interesów, a nie
zaprzeszych kombatanckich podziaów. Twierdz od lat konsekwentnie, i
z ywotnoci tradycji i nawyków z czasów Pierwszej i Drugiej Rzeczypospoli-
tej wyniko zdominowanie w czasach Trzeciej RP polskiej sceny politycznej
przez partie legitymizujce si zasugami i winami z czasu bezpowrotnie
minionej polsko-polskiej wojny, miast podziau na lewic, prawic i cen-
trum wedle wspóczesnych interesów gównych odamów polskiego spoe-
czestwa i programów zgodnego z nimi ukierunkowywania przyszoci.
Z tradycji i nawyków postszlacheckiej kultury politycznej bierze si te
skonno do pojmowania polityki jako walki o to, kto nad kim zapanuje,
miast zgodnie z reguami wspóczesnych, równouprawaniajcych wszyst-
kich demokracji – kto z kim i w jakich istotnych dla wszystkich kwestiach
si dogaduje i wspódziaa. Chocia ten drugi typ przesdzi o sukcesie Po-
33
Por. L. Kekic, The Economist Intelligence Unit’s index of democracy, http://www.economist.
com/media/pdf/DEMOCRACY_INDEX_2007_v3.pdf
– 65 –
rozumie Okrgego Stou i pokojowej transformacji, nie spowodowa wy-
plenienia tradycyjnej polskiej skonnoci do traktowania polityki bardziej
jako walki ni partnerskiej rywalizacji i wspódziaania.
Jednym z przejawów takich skonnoci jest traktowanie przez cz
polityków z postsolidarnociowej formacji historycznego kompromisu,
zapocztkowanego „Okrgym Stoem”, nie jako powodu do satysfakcji
i chway, lecz wstydliwego, niekiedy wrcz bdnego incydentu. Usprawie-
dliwianego w najlepszym wypadku ówczesn saboci „solidarnociowej”
opozycji – narzucajc konieczno porozumienia, uznawanego po latach
za taktycznie suszne, lecz bdnie traktowane jako trwae zobowizanie do
wspódziaania z postkomunistami na równych prawach. W gorszym za
wydaniu traktowanego jako niewybaczalny bd liderów „solidarnociowej”
formacji, okrelany mianem zgniego kompromisu.
Takie pojmowanie i traktowanie historycznego kompromisu zawartego
przy „Okrgym Stole” jest sprzeczne z jedn z koronnych zasad demo-
kracji, tym m.in. rónicych si od znanych z bezkompromisowoci au-
tokratycznych systemów. „Poczucie winy waciwe tym, którzy zawieraj
kompromisy jest” – wedle klasyka amerykaskiej politologii T.V. Smitha
– „najwikszym wewntrznym zagroeniem demokratycznego sposobu
ycia”
34
.
Alternatyw kompromisowoci jest – wedle tego teoretyka – waciwa
formacjom autorytarnym bezkompromisowo, skonno do zaostrzania
kon iktów wewntrznych i z ssiednimi nacjami po to, by panowa w ten
sposób nad skóconym i zastraszonym narodem. Najbliszym w czasie Pol-
skim potwierdzeniem tej reguy byy dwuletnie rzdy PiS-u, którego lider
uchodzi – zdaniem teoretyka z tego obozu – za „mistrza kreowania no-
wych sytuacji przez kontrolowany kryzys i kon ikty”
35
.
Dowiadczenie wspóczesnych demokracji, równouprawniajcych
wszystkich czonków wspózalenej spoecznoci dowodzi, e kto jest nie-
zdolny do kompromisu, ten nie kwali kuje si do bezkolizyjnego uczest-
nictwa w demokratycznych reguach i procedurach. Kompromis bowiem
bywa niezbdny do stworzenia funkcjonalnej koalicji rzdzcej, do zyska-
nia maksymalnego konsensu – take z opozycj – w sprawach istotnych
dla bytu i rozwoju narodowego (jak np. konstytucja czy zintegrowanie
z midzynarodow wspólnot ekonomiczn bd obronn). A i w sprawach
34
T.V. Smith, The Compromise Principle in Politics, Urbana 1941, s. 29.
35
M.A. Cichocki, Nie bdmy jamnikami Europy, „Gazeta witeczna” z 10–11.05.2008.
– 66 –
bardziej powszednich, im szerszy konsens zbudowany na kompromisie,
tym powszechniejsza akceptacja decyzji wadczych i szanse na bezkolizyjne
rzdzenie. Funkcjonalno demokratycznych systemów wymaga, by by to
kompromis nie typu „ frontowego” – ograniczony do „wspóbojowników”,
lecz otwarty dla wszystkich partnerów sceny politycznej. Z uhonorowaniem
skali ich wpywów mierzonej poparciem wyborczym. I z wykluczaniem
z negocjacji i porozumie tylko odrzucajcych demokratyczne reguy i pro-
cedury.
Taki wanie typ kompromisowoci przesdzi o sukcesie Porozumie
Okrgego Stou i refolucyjnym, pokojowym charakterze demokratyczno-
rynkowej transformacji. Z dowiadcze nacji, w których w owym czasie za-
brako skonnoci i zdolnoci do konsekwentnego stosowania si do tych
regu, gdzie byy krwawe rewolty. Z przestrzegania demokratycznej zasady
dotrzymywania zobowiza zrodzonych z kompromisu wyniko te trakto-
wanie w demokratycznej Polsce polityków zwizanych z byym reimem jako
równoprawnych z wszystkimi obywatelami partnerów. Alternatyw bowiem
byoby wystrzelanie elit zwizanych z upadym reimem po zmianie ustroju
– co byoby moliwe tylko w nastpstwie krwawej rewolucji i nadaoby no-
wemu charakter zbrodniczy, bd pozbawienie ich peni praw politycznych
przez ustanowienie kategorii „liszeców” – typowe dla rzdów totalitarnych.
Quarto non datur
. Nie jest przypadkiem, lecz przejawem autorytarnej posta-
wy, e zwolennikiem wykluczania, sprzecznej z elementarnymi zasadami
demokracji, by i jest konsekwentnie lider PiS-u, który twierdzi, e uczest-
nictwo w strukturach wadzy przed 1989 rokiem winno skutkowa delegity-
mizacj takich polityków, jak L. Miller czy A. Kwaniewski „na zawsze”
36
.
Po czystkach, jakich dokona ten polityk w szeregach wasnej partii, mona
wierzy, e gdyby móg, nie zawahaby si dokona takich wyklucze wobec
wszystkich, którzy stanliby mu na drodze do wadzy.
ywotno kombatanckiej bezkompromisowoci i podziaów identy ko-
wanych bardziej rodowodem liderów poszczególnych formacji ni reprezen-
tacj wspóczesnych i przyszociowych interesów jest gówn przyczyn
nieprzezwycialnej od dwudziestu lat uomnoci polskiego systemu par-
tyjnego.
Nie skutkowao to istotniejszymi dla Polski i Polaków negatywami, dopó-
ki rozwój gospodarki wiatowej i polskiej by skutecznie napdzany i regu-
lowany przez neoliberaln doktryn. Powodowao to bowiem zmniejszanie
36
J. Kaczyski, Cakiem odnowiony jestem, dz. cyt.
– 67 –
roli polityki w yciu spoecznym, a zatem i mniejsze znaczenie tego, co
si w tej sferze dziao
37
. I nie zakócao funkcjonalnoci gospodarki, gdy
wszystkie liczce si formacje polityczne stosoway si do regu neolibe-
ralnej polityki – niezalenie od samookrelania si jako prawicowe, cen-
trowe czy lewicowe. Funkcjonalno polskiej ekonomiki po transformacji
dokonanej grosso modo wedle neoliberalnych zasad nie skaniaa partii do
intensy kacji prac nad wykreowaniem oryginalnych programów. Sprzyjao
to przekonaniu, e wystarczy pragmatyczna socjotechnika rzdzenia we-
dle prostej do prostactwa formuy: „zrobimy to samo co poprzednicy, tylko
lepiej”. W rezultacie kada z kolejno rzdzcych w minionym dwudziesto-
leciu formacji zasugiwaa na pochwa bardziej za to, i wcale lub mao
zepsua w samoczynnym funkcjonowaniu gospodarki wedle neoliberalnych
regu, ni za to, co w tej sferze zrobia.
To sprawiao, e do niedawna archaiczno kombatanckiej struktury sys-
temu partyjnego bya mniej istotna. Dla zwolenników i sympatyków dosta-
tecznymi wyrónikami, pomocnymi w wyborze, do której partii przynalee
i na któr gosowa, by gównie rodowód ich liderów oraz obyczajowe ak-
centy ich programów – takie jak stosunek do religii i tolerancji wiatopogl-
dowej, aborcji, zapodnie in vitro, eutanazji, mniejszoci homoseksualnych
itp. Kwestii bezspornie istotnych dla rodowisk nimi zainteresowanych,
lecz mniejszociowych pod wzgldem siy wyborczej oraz wtórnych wobec
problemów warunków bytowych i interesów gównych odamów polskiego
spoeczestwa. Obserwowana wspóczenie nadinterpretacja wagi tych pro-
blemów jest ewidentnym dowodem bezradnoci wobec kryzysu i ucieczki
polityków od najistotniejszych kwestii bytowych polskiego spoeczestwa.
Przezwycienie kombatanckiej struktury i skon gurowanie systemu
partyjnego wedle kluczowych wspóczesnych i przyszociowych interesów
staje si nie tylko podane, ale wrcz konieczne dopiero wspóczenie –
w obliczu ewidentnych zagroe kryzysow sytuacj w ekonomice i grob
ponownego zaostrzenia politycznych sprzecznoci i kon iktów w skali po-
dobnej jak przed trzydziestu i dwudziestu laty.
Kryzys sprawia, e groba podobnego jak w czasach Drugiej Rzeczy-
pospolitej zwichnicia procesów kreowania w Polsce demokracji staje si –
37
Ewidentnym tego dowodem jest przegrana PiS-u w 2007 roku, powodowana w istotnej
mierze przez przesadne, agresywne upolitycznianie ycia spoecznego w czasie pomylnej ko-
niunktury gospodarczej oraz wygrana PO dziki zgodnemu z ówczesnymi nastrojami minima-
lizowaniu i wyciszaniu politycznej aktywnoci.
– 68 –
bardziej ni do niedawna – realna. Wynika z coraz oczywistszego faktu, e
jest to kryzys podobnej rangi i charakteru, jak Wielka Depresja lat 30. XX
wieku. Podobny do tamtego nie tylko pod wzgldem gbokoci i globowe-
go zakresu, lecz – co bardziej istotne – zdezawuowania sedna wszystkich
dotychczasowych teorii ekonomicznych. Zarówno liberalnych, jak i inter-
wencjonistycznych – a wic i znanych z dotychczasowej praktyki metod
ukierunkowywania aktywnoci gospodarczej. Zasadnie zatem stwierdza
minister Jacek Rostowski, e jest „to po transformacji druga próba dla
Polski”
38
.
Kryzys ten potwierdza po raz kolejny uniwersaln prawidowo histo-
riozo czn, e systemy spoeczne nie s ponadczasowo efektywne, lecz
zuywaj si i wymagaj mody kacji, bd nawet zastpienia przez inne.
Dotyczy to równie i dominujcych w ostatnich czasach wersji gospodar-
ki rynkowej – zarówno opartych na zasadach keynesowskiego wariantu
interwencjonizmu pastwowego, jak i freedmanowskiego neoliberalizmu.
Gona w kocu lat 80. teza, i wraz z upowszechnianiem si demokra-
cji rynkowych koczy si historia – celowo i moliwo zmian sposobów
organizacji bytu spoecznego
39
, sfalsy kowaa si wkrótce podobnie, jak
wszystkie wczeniejsze utopie.
Kryzys ten zacz si jako kryzys nansowy – najpierw funduszy inwe-
stycyjnych i banków w objawowej postaci niezdolnoci spacenia kredytów
na zakup domów i mieszka w USA, a nastpnie lawinowych spadków no-
towa na wszystkich wiatowych giedach.
De niowany by pierwotnie gównie jako kryzys w sferze nansowej
i w teje sferze koncentrowane byy najpierw rzdowe remedia. Wkrótce
jednak okazao si, e jest to kurowanie skutków, a nie przyczyn – równie
niepene i nieskuteczne, jak zbijanie gorczki, miast wykrywania gbszych
przyczyn choroby organizmu.
Wiele przemawia za tym, i wprawdzie gbia tego kryzysu jest podobna
do Wielkiej Depresji zapocztkowanej w 1929 roku, lecz jego róda i cha-
rakter s zasadniczo inne.
Tamta Wielka Depresja miaa charakter kryzysu nadprodukcji – prze-
wagi poday nad popytem, któr mona byo przezwyciy zwikszaniem
siy nabywczej mas, ukierunkowywanej zgodnymi z zasadami keynesow-
skiej ekonomii instrumentami interwencjonizmu pastwowego.
38
J. Rostowski, To po transformacji druga próba dla Polski, „Gazeta Wyborcza” z 13.02.2009.
39
F. Fukuyama, Koniec historii, Pozna 1996.
– 69 –
Wedle wnikliwszych prognostów i obserwatorów wspóczesnych tenden-
cji kryzysowych, ich ródem jest nie tyle kryzys nadprodukcji, ile kryzys
nadkonsumpcji
40
w trojakim wymiarze:
1. Nadkonsumpcji powyej wartoci wypracowanej przez korzystajcych
z dostpnoci do dóbr nie dziki realnej wartoci swych zasobów, lecz
kredytom bez realnego pokrycia w dochodach. Zaznalimy skutków po-
dobnej próby dobrobytu na kredyt w drugiej fazie epoki Gierka – w wersji
usprawiedliwionej wprawdzie realnymi godami sierminego realne-
go socjalizmu, lecz z kryzysogennymi skutkami. Tym razem efekty
ycia ponad stan ujawniy si najpierw w USA w upowszechnianiu luk-
susów fundowanych na spekulacjach nansowych i nadmiernym zadu-
aniu konsumentów, a nastpnie rozlay si na inne regiony wiata.
Wyrazistym tego dowodem fakt, i poczynajc od 2005 roku Amery-
kanie po raz pierwszy od Wielkiego Kryzysu wydali wicej pienidzy,
ni zarobili. Stopa ich oszczdnoci spada poniej zera.
2. Nadkonsumpcji powyej realnych potrzeb – trafnie nazwanej przez
Alana Greenspana ju w pocztku XXI wieku mianem „irracjonalnej
nadob toci”, czego najwyrazistszym przejawem byo produkowanie
i importowanie coraz wicej nowych produktów i kreowanie nowych
potrzeb, powodujcych upowszechnianie popytu nie tylko realnego, ale
w coraz wikszej mierze prestiowego i przewagi zuycia „moralnego”
nad realnym w spoeczestwach bogatych.
3. Nadkonsumpcji ponad moliwoci reprodukcji kapitau przyrodniczego
planety. Coraz wicej jest oczywistych dowodów, e potgowanie wyci-
gu w przerabianiu przyrody na towary przez upowszechnienie mode-
lu konsumpcji z najwyej rozwinitych pastw na ca ludzko, staje
si „bomb ekologiczn” skutkujc nie polepszaniem, lecz pogarsza-
niem warunków egzystencji i rabowaniem zasobów niezbdnych dla eg-
zystencji przyszych pokole.
Skutkuje to spotgowaniem trojakiego rodzaju zagroe:
– kapitau przyrodniczego – przez nadmiern intensy kacj przerabiania
przyrody na towary;
– kapitau spoecznego – przez potgowanie nierównoci warunków byto-
wych zarówno w skali pastw, jak i globowej;
40
Prognozowaem grob tej rangi i charakteru globowego kryzysu w opublikowanym
przed siedmiu laty tekcie. Zob. M. Gulczyski, Zwiastuny II Wielkiej Depresji i III wojny wia-
towej?
, „Kontrpropozycje” 2002, nr 1, s. 7–30.
– 70 –
– kapitau politycznego – rujnowania równowagi politycznej przez silniej-
sze od rzdów ponadnarodowe korporacje, kierujce si w pogoni za mak-
symalizacj zysków wasnymi, ciasnymi, doranymi interesami.
41
Wicej ni prawdopodobne, e przezwycienie owych zagroe w spo-
sób rokujcy rewitalizacj tych trzech typów kapitau bdzie wymagao
podobnej jak w latach 30. mody kacji zarówno teorii, jak ekonomicznej
i politycznej praktyki.
Wymaga to poegnania si nie tylko z nadziejami na samoczynne przy-
wrócenie przez „niewidzialn rk rynku” oywienia gospodarczego, ale
i z rachubami na skuteczno interwencjonizmu pastwowego wedle za-
sad keynesowskiej ekonomii. „Nie ma powrotu do sytuacji sprzed kryzysu”
– konstatuje amerykaski noblista Paul Krugman. I krytykuje koncepcje
i programy oparte na zaoeniu, e „gdy dodatkowe pienidze wpuszczone
na rynek kosztem de cytu budetowego dodadz gospodarce wigoru, moe-
my od razy wróci do starych dobrych czasów”. Zalecajc, by zarówno rzd,
jak i obywatele w jakociowo nowej sytuacji kroili swe wydatki na miar do-
chodów.
42
Wskazywa to moe, e racjonalniej zachowuje si wspóczenie
polski rzd, starajc si agodzi spoeczne skutki kryzysu bez pogbiania
de cytu, ni amerykaskie administracje Busha i Obamy, starajce si rato-
wa nanse prywatne kosztem publicznych.
Prawdopodobnie wiele czasu minie, nim pojawi jakociowo nowe teo-
rie, a zatem i zdolno oraz skonno do programowania i realizowania
w nowatorski sposób praktyki w wiatowej i polskiej ekonomice i polityce.
W czasach uprzedniej Wielkiej Depresji skuteczne wykreowanie i aplikacja
demokratycznych metod interwencjonizmu pastwowego trwao kilka dekad
i osigno pen i szersz efektywno dopiero w pocztku lat 50. XX w. – po
przezwycieniu skutków dramatycznych zagroe demokracji przez agre-
sywny totalitaryzm. Jest wielce prawdopodobne, e Polska zostanie równie
naraona na tendencje autorytarne silniejsze ni wszystkie dotychczasowe.
I od tego, która z orientacji okae si silniejsza – demokratyczna czy auto-
kratyczna – zalee bdzie w istotnej mierze nasza przyszo. Tak samo, jak
zalea los rónych narodów w czasach pierwszej Wielkiej Depresji:
– inny w pastwach, w których – jak w Szwecji, Stanach Zjednoczonych
Ameryki Pónocnej czy Wielkiej Brytanii – zwyciya socjocentryczna
orientacja w polityce i prosocjalny interwencjonizm w gospodarce;
41
R.H. Robbins, Globalne problemy a kultura kapitalizmu, dz. cyt., s. 502 i n.
42
P. Krugman: Ameryki ycie po bace, „Gazeta Wyborcza” z 2.01.2009.
– 71 –
– diametralnie odmienny w hitlerowskich Niemczech, faszystowskich Wo-
szech i Japonii, gdzie zdominowanie przez autokratyczn orientacj skut-
kowao promilitarnym interwencjonizmem i agresj;
– a jeszcze inny np. w Argentynie, gdzie zwycistwo w latach 40. XX w.
autorytarnych rzdów populistycznej Partii Sprawiedliwoci Juana Peròna
spowodowao zaprzepaszczenie na dziesiciolecia szans tego pastwa na
rozwój i pokój wewntrzny.
Dowiadczenia te potwierdzaj kolejn uniwersaln prawidowo, i
kryzysy tej rangi to zarówno zagroenie, jak i szansa. Mona na nich zarów-
no przegra, jak i wygra.
Ewidentnym dowodem zasadnoci tej tezy jest fakt wygrania uprzedniej
Wielkiej Depresji przez demokracje dziki racjonalniejszemu skojarzeniu
wzrostu gospodarczego z postpem spoecznym. A z polskiego najbli-
szego nam dowiadczenia – wygrania na przezwycieniu kryzysu lat 80.
XX w. przez demokratyczn, pokojow transformacj.
Przegrywaj te spoecznoci, które daj si uwie i zdominowa przez
autorytarne formacje, a zatem i przez ich destruktywn polityk.
Kryzys wystawia wszystkie formacje polityczne i polityków na najostrzej-
sz prób: sprawdza ich skonno do mylenia nie tylko, i nie gównie,
o swych szansach utrzymania czy zdobycia wadzy, lecz o odpowiedzialno-
ci za los Polski i wszystkich Polaków. A zatem i ich zdolno do tworzenia
w obliczu groby kryzysowej zapaci antyautorytarnej koalicji reformator-
skiej ponad partyjnymi i ideologicznymi podziaami – wzorem porozumie
sprzed dwudziestolecia.
To sprawia, e warto i trzeba odwoa si do tych dowiadcze „Okrge-
go Stou”, które umoliwiy wspódziaanie w przezwycianiu kryzysowo-
kon iktowej sytuacji. To, i pojawia si ponownie podobna potrzeba, jest
raczej oczywiste. Napicia spoeczne s w kryzysowej sytuacji nieuchronne
i wicej ni prawdopodobne, e bd si nasila w najbliszych latach. Do-
wiadczenia z kryzysowych okresów polskiej niedawnej przeszoci winny
by pomocne w zapobieganiu bezpodnej i dramatycznej w skutkach eska-
lacji niezadowolenia spoecznego oraz w agodzeniu jego kosztów dziki
spoecznej solidarnoci i wspódziaaniu.
Nike, wrcz adne s szanse, e inicjatywa przezwycienia komba-
tanckich podziaów i bezkompromisowoci w obliczu kryzysowych wyzwa
wyjdzie od dotychczasowych „kustoszów” muzealnej kon guracji polskiej
sceny politycznej. Wyrazistym tego wiadectwem informacja, i prezyden-
towi Lechowi Kaczyskiemu „jest bliska idea wspópracy elit postsolidarno-
– 72 –
ciowych. Przecie w wyniku kryzysu caa elita postsolidarnociowa moe
zosta zmarginalizowana. To nie jest tak, e wyborcy, którzy odejd z PO,
zaczn gosowa na PiS”
43
. Nie zagosuj te – najprawdopodobniej – na
uwikane w personalne, kombatanckie ukady i podziay partie lewicowe.
Wiele przemawia za tym, i tego typu postsolidarnociowe i postkomuni-
styczne garby istotnie dopiero grób wyprostuje.
Nadziei na zmian jakoci i kon guracji polskiej klasy politycznej mona
upatrywa w tym, e kryzys wymusi dojcie do gosu teoretyków i polityków
z modszego pokolenia spoza dotychczasowych ukadów. Uprawdopodobnia
t prognoz zarówno ograniczanie przez kryzys moliwoci karier bizneso-
wych, jak i nieuchronny wzrost roli polityki w yciu spoecznym, skaniajcy
w wikszej mierze take i najzdolniejszych do politycznego zaangaowania.
O tyle lepszych ni modsza cz kadry politycznej z uprzedniego naboru,
e potencjalnie wolnych od wpisywania si w przestarzae postkombatanc-
kie podziay, zdolnych do narzucania racjonalniejszej optyki kon gurowa-
nia sceny politycznej wedle wspóczesnych i przyszociowych interesów
gównych si polskiego spoeczestwa. A zatem skonnych i zdolnych do
mylenia podobnie jak w czasach „Okrgego Stou” – w kategoriach kto
z kim si porozumie i zjednoczy we wspómyleniu i wspódziaaniu nie-
zbdnym, by nie tylko przeczeka czy przezwyciy kryzys, ale wygra go
przez wypracowanie efektywniejszych sposobów organizowania spoecznej
aktywnoci. Podobnie jak wygray uprzedni Wielk Depresj spoecznoci
konsekwentnie stosujce i wzbogacajce demokratyczny kapita polityczny
i spoeczny.
Dla teoretyków i polityków o orientacji lewicowej autentycznie – a nie tylko
koniunkturalnie i formalnie – winno to by sygnaem, e sytuacja kryzysowa
jest podobnie jak w latach 30. wyzwaniem i szans dla lewicy. W zaczynajcej
si licytacji antykryzysowych programów, lewicowi politycy i teoretycy musz
si jednoznacznie samookreli wobec trojakiej natury opcji.
Pierwszej – zauczestniczenia w populistycznej licytacji z PiS-em, kto
wicej naobiecuje ludowi, a w rezultacie bardziej zrujnuje gospodark i za-
przepaci szanse na rozwój wzorem Argentyny.
Drugiej – odcinania kuponów w postaci parlamentarnych posad od dewa-
luujcych si „marek” typu SLD, UP czy SdPl, za czym zdaje si opowiada
znaczna cz obecnych liderów. Mimo i poytki z takiego zachowania ma-
lej, czego ewidentnym dowodem brak wzrostu notowa partii lewicowych.
43
A. Glapiski, Do euro tak, byle nie za szybko, „Gazeta Wyborcza” z 5.03.2009.
– 73 –
Naturalna to reakcja na wypywajce z tej strony informacje o zajmowaniu
si tych partii gównie sob i personalnymi roszadami, miast spoecznymi
problemami.
I trzeciej – zaangaowania si w kreowanie nowatorskiego antykryzyso-
wego programu i szerokiej antykryzysowej koalicji, jednoczcej wszystkich
chtnych i zdolnych do wspómylenia i wspódziaania ponad zaprzeszy-
mi, archaicznymi ju podziaami.
Ostatnia z tych opcji jest najtrudniejsza, wic najmniej ma zwolenników.
Lecz od tego gównie, czy okae si dominujca, zaley przyszo nie tylko
lewicy, ale i Polski.
Dobrym zapocztkowaniem tego typu dyskursu moe by opublikowa-
ny przez „Krytyk Polityczn” zbiór tekstów polskich i obcych autorów pt.
Kryzys
.
Pomocne w tym te moe by przypomnienie, jak z podobnej rangi
problemami radzili sobie szwedzcy socjaldemokraci i brytyjscy laburzyci,
programujc i realizujc skutecznie strategie „domu ludu” oraz „pastwa
dobrobytu”
44
.
A take wykorzystanie okazji, jak stwarza dwudziestolecie polskiej refo-
lucyjnej transformacji, dla przypomnienia tych dowiadcze, które okazay
si wtedy skuteczne w przezwycieniu skon iktowa i groby cywilizacyj-
nej zapaci, mog zatem i winny by pomocne w podobnym mobilizowaniu
wspómylenia i wspódziaania w kolejnej kryzysowej sytuacji.
Wczam si w ten dyskurs z prób zde niowania sedna rónicy midzy
waciwociami uprzednich interwencjonistycznych teorii ekonomicznych
i politycznych strategii a wspóczesnymi potrzebami nowatorskiego myle-
nia i dziaania.
Jest znane i uznane, e wspóln ide uprzednich teorii i praktyki byo
kreowanie „spoeczestwa dobrobytu” – przezwycianie skon iktowa
spoecznych i pobudzanie aktywnoci gospodarczej przez upowszechnianie
dostpnoci dóbr masowej konsumpcji. Strategia ta spowodowaa przezwy-
cienie waciwych uprzedniej fazie kapitalizmu kon iktogennych, rewol-
tujcych masy pracujce waciwoci, powodowanych przez fakt, i by to
ustrój wprawdzie wysoce efektywny ekonomicznie, lecz korzystny nie dla
caych narodów. Pozytywnym efektem tej strategii byo przezwycienie
tej sprzecznoci – z poytkiem zarówno dla pokoju spoecznego, warun-
44
Zob. W. Lamentowicz, Reformizm szwedzki, Warszawa 1977; S. Zawadzki, „Pastwo do-
brobytu”. Doktryna i praktyka
, Warszawa 1970.
– 74 –
ków bytowych mas, jak i dla nakrcanej przez wzrost ich siy nabywczej
koniunktury gospodarczej.
Potwierdzeniem reguy, e nic nie jest absolutnie i w nieskoczono
doskonae, byo ujawnianie si negatywnego rewersu strategii „spoecze-
stwa dobrobytu”. Jego pierwotnie najwyrazistszym przejawem byo to, i
ten typ kapitalistycznego postpu okazuje si korzystny nie dla wszystkich
narodów. To sprawia, e efekt demonstracji wzorców dobrobytu uksztato-
wanych w najwyej rozwinitych pastwach euroamerykaskiej cywilizacji
przestaje by ich „mikk si” – staje si ródem ich saboci. Rewolucja
informatyczna powoduje bowiem, e powszechno wiedzy o tym, e inni
opywaj w dostatki, staje si przysowiow „koci w gardle” dla pozba-
wionych realnych szans na podobne luksusy. „Pojawienie si przemonego
denia, którego nie mona zaspokoi, którego obiektem bdzie okrelony
produkt bd cywilizacja, stanowi realne zagroenie falami frustracji i pro-
testu’’
45
. Rewoltuje to nieuchronnie najpierw na peryferiach – na umownym
Poudniu naszego globu, skazanym na ogldanie dobrobytu innych przez
telewizyjn „szyb”. Kryzys sprawia, e bdzie rewoltowa w coraz wikszej
mierze take i w centrach konsumpcyjnej cywilizacji.
Skania to w wikszej ni uprzednio mierze do namysu nie tyle nad mo-
liwoci upowszechnienia na cay glob wzorców „spoeczestwa dobrobytu”,
ile nad sensownoci i celowoci takiej formy postpu. Dostrzegania, i
spowodowa on swoist konsumenck „rewolucj kulturaln”, pobudzajc
irracjonaln „maksymalizacj produkcji i konsumpcji dóbr.” Stymulowaa
ona „transformacj wartoci duchowych i intelektualnych ze wspierajcych
tradycyjnie oszczdno, skromno i umiarkowanie, na taki system warto-
ci, który propagowa wydawanie pienidzy i ostentacyjne obnoszenie si
ze swym bogactwem”. W wietle antropologicznej wiedzy o ludzkiej natu-
rze i obyczajach – stwierdza kategorycznie autor fundamentalnego dziea
o tej problematyce – tak pojmowana i traktowana konsumpcja „nie ma so-
bie równych, jest wynaturzeniem”. Powoduje bowiem degradowanie ulega-
jcych jej do pozycji i roli konsumentów, wprzgnitych w pogo za tym, by
coraz wicej mie, kosztem by.
46
Sdz, i pozytywnego wyjcia z tego kryzysu upatrywa naley nie
w upowszechnianiu na ca ludzko konsumenckiego „spoeczestwa do-
brobytu”, lecz w wykreowaniu teorii i praktyki ufundowanej na idei „spoe-
45
F. Sisci, Risky Business: Exporting the American Dream, „Asia Times”, March 15, 2002.
46
Zob. J.H. Robbins, Globalne problemy a kultura kapitalizmu, dz. cyt., s. 16–48.
– 75 –
czestwa dobrostanu” – zdolnego do wzbogacania walorów ludzkiego ycia
przez zrównowaenie „mie” z „by”. Uwzgldniajcego konieczno ta-
kiego rachunku spoeczno-ekonomicznego, który zastpi niepohamowane
przerabianie przyrody na towary przez racjonalniejsze ukierunkowanie ak-
tywnoci gospodarczej na zwikszanie szans przeycia i satysfakcji z ycia
wspóczesnych i przyszych pokole caych i wszystkich narodów. Wiem, e
brzmi to utopijnie – lecz nie bardziej ni do niedawna utopi wydawao si
zniesienie nierównoprawnoci stanowych, klasowych, rasowych, religijnych
i narodowych.
Nie jest przypadkiem, lecz potwierdzeniem kolejnej uniwersalnej prawi-
dowoci, e fale opozycji wobec ideologii postpu ufundowanego na eska-
lacji konsumpcjonizmu, które zaczy si od pokojowych form protestu
ekologistów i alterglobalistów, zaowocoway destrukcyjnymi, terrorystycz-
nymi ruchami, których programy s proste a do prostactwa: zburzy sa-
mozadowolenie z systemu, którego nie daje si zaadaptowa. Patrzc z tej
perspektywy, mona i trzeba dostrzec nie tylko negatywy, ale i pozytywy
w motywowanych islamem oporach przeciwko upowszechnianiu stylu y-
cia identy kowanego najwyraziciej z tym, co si okrela mianem american
way of life
. By moe tkwi w tym podobnie racjonalne jdro, jak w pier-
wotnych formach reakcji protestanckiej na degeneracj feudalizmu. Skut-
kowaa ona – przypomnijmy – pocztkowo gównie negacj „grzesznoci”
feudalnego rozpasania i wojnami religijnymi, lecz w ostatecznym rachunku
zaowocowaa swoist „rewolucj kulturaln”, na której – wedle Maxa We-
bera – ufundowany zosta kapitalizm.
47
Wiedza o powtarzalnoci zachowa
w podobnych sytuacjach, skania do prognozowania, e negatywne reakcje
bd si w kryzysowej sytuacji nasila nieuchronnie, dopóki zabraknie pro-
gramów i dziaa rokujcych przezwycienie ich przyczyn.
Dowiadczenia przeszoci skaniaj te do obaw przed nawrotem ten-
dencji nie tylko terroryzmów antypastwowych, ale i rmowanych przez
pastwa. Determinowanych przez skonno do pobudzania koniunktury
gospodarczej przez popyt militarny i pacy kowanie niezadowolenia spo-
ecznego przez skierowanie agresji na inne rasy i nacje. Przestrzegaem
przed tym w przywoanym wyej artykule prognozujc, e ludzkoci gro-
zi moe nie tylko kryzys, ale i kolejna wiatowa wojna. Przypominam t
przestrog z rachub, e wiadomo tragizmu skutków wypynicia na fali
Wielkiej Depresji autorytaryzmów i militaryzmów moe i winna mobilizo-
47
Zob. M. Weber: Szkice z socjologii religii, Warszawa 1995.
– 76 –
wa konsekwentnie prodemokratyczne siy do pooenia tamy recydywie
takich tendencji w ponownie kryzysowej sytuacji.
Patrzc z zaprezentowanej tu szerszej perspektywy ogólnoludzkich
i polskich dowiadcze – obchodów dwudziestolecia Porozumie Okrgego
Stou i ustrojowej transformacji – s one dobrym probierzem, pomocnym
w wartociowaniu angaujcych si w to teoretyków, polityków i formacji.
S pomocne w ujawnianiu, i traktowanie tej rocznicy jako okazji do
uczczenia zwycistwa w Polsce równouprawniajcej wszystkich demokracji,
stwarza szanse, by staa si ona witem wszystkich Polaków. Obchodzo-
nym wspólnie ze spoecznociami wielu innych pastw, które w 2. poowie
XX wieku wyzwoliy si z rónorakich – nie tylko komunistycznych – znie-
wole. Moe to sprzyja mobilizowaniu wszystkich zdolnych i chtnych do
wspódziaania w przezwycianiu wspóczesnego kryzysu i skon iktowa.
Umoliwiaj te demaskowanie, e skonno do deprecjonowania zawar-
tego wonczas historycznego kompromisu, witowania nie tyle zwycistwa
demokracji, lecz tylko i gównie „obalenia komunizmu”, sprzyja zyskiwaniu
przewag przez siy proautorytarne. Zaczynanie bowiem oceny pocztków
transformacji od stwierdzania, e przed dwudziestu laty to tylko „Solidarno”
wygraa, a zatem sygnatariusze z drugiej strony winni by pozbawieni prawa
do satysfakcji, prowadzi nieuchronnie do licytacji win i zasug take wewntrz
postsolidarnociowej formacji. Potwierdza to wprawdzie bardziej – póki co –
maostkow skonno do zachowa typu „jeli nie zdoasz przewyszy – pró-
buj poniy”, ni z prawidowo, e rewolucje „zjadaj wasne dzieci”. Lecz
spotgowanie przez kryzys skon iktowa moe stworzy warunki nadajce
groniejszy wymiar takim tragifarsowym, jak dotd, poczynaniom.
Trzeba ostrzega przed t potgujc wrogoci i podziay licytacj.
Dowiadczenie uprzedniej Wielkiej Depresji dowodzi bowiem, e wygry-
waj w ostatecznym rachunku nie spoecznoci skonne do walk wewntrz-
nych i z ssiednimi nacjami, lecz zdolne do przezwyciania skon iktowa
i zgodnego wspódziaania. Trzeba zatem wykorzystywa kad okazj –
take i rocznicow – dla demaskowania polityków i formacji potgujcych
wewntrzne i zewntrzne skon iktowania. I dla ostrzegania, e tego typu re-
media na kryzys bywaj bardziej szkodliwe ni leczona przez nie choroba.
Warto wic i trzeba angaowa si w obron pozytywnych walorów pol-
skiej demokracji – w szczególnoci za stanowicych jej zaoycielski kapi-
ta polityczny dowiadcze „Okrgego Stou”. De niowa kim zacz s jego
wspóczeni przyjaciele oraz wrogowie. I dlaczego przyjaciele s pomocni,
a wrogowi szkodliwi dla polskiej teraniejszoci i przyszoci.
– 77 –
J
ANUSZ
R
EYKOWSKI
„OKRGY STÓ”
A JAKO DEMOKRACJI
1
Wielkie zwycistwo obozu Solidarnociowego w wyborach 1989 roku zo-
stao uznane przez znaczn cz tego rodowiska i osób z nim sympaty-
zujcych za ostateczny dowód jego absolutnej moralnej i politycznej racji
oraz historycznej nieomylnoci. Przekonanie to umacniane byo przez po-
wszechne poparcie, jakie dziaalno „Solidarnoci” zdobya na Zachodzie.
Dla Zachodu zwycistwo wyborcze „Solidarnoci” i powstanie rzdu Tade-
usza Mazowieckiego byo jednym z kluczowych etapów na drodze do de-
kompozycji tzw. realnego socjalizmu, a wic do zniszczenia „komunizmu”
jako jego gównego wroga.
To przekonanie o swych absolutnych racjach wywaro zasadniczy wpyw
na sposób interpretacji obrad „Okrgego Stou” przez osoby z obozem
solidarnociowym zwizane. Wedug tej interpretacji „Okrgy Stó” by
ostatni, zakoczon zwycistwem faz zmaga mdrych i nieugitych
bojowników wolnoci z totalitarnym, znienawidzonym przez wikszo
spoeczestwa reimem. Obrady „Okrgego Stou” przedstawiane s jako
proces „wyszarpywania” od przedstawicieli tego reimu rozmaitych konce-
sji majcych suy narodowi. Dziki nieugitoci i rozwadze negocjatorów
„Solidarnoci” ustalenia „Okrgego Stou” doprowadziy do pokojowego
rozmontowania „komunistycznej dyktatury”.
Sdz, e wikszo uczestników tamtych wydarze nie ma wtpliwo-
ci, e rozmontowanie panujcego w owym czasie systemu byo dobre dla
Polski. Nie ma take wtpliwoci, e pena powicenia walka dziaaczy
1
W rozdziale niniejszym wykorzystaem obszerne fragmenty swego referatu wygoszone-
go na sesji z okazji dwudziestej rocznicy rozpoczcia obrad „Okrgego Stou”, która odbya
si w Sali Kolumnowej Sejmu RP 5 lutego 2009 roku.
– 78 –
opozycji demokratycznej o takie ideay, jak wolno, prawa obywatelskie,
praworzdno, demokracja, suwerenno zasuguje na najwyszy szacu-
nek – szacunek tym wikszy, e w imi tych ideaów dziaacze opozycji na-
raali si na przeladowania i ponosili dotkliwe koszty osobiste. Nie mona
te poddawa w wtpliwo, e walka ta w istotny sposób przyczynia si
do przeksztacenia Polski w kraj demokratyczny. Ale uznanie tych wszyst-
kich prawd nie musi prowadzi do wniosku, e interpretacja historii przed-
stawiana przez wikszo przedstawicieli tego obozu jest w peni trafna
i sprawiedliwa. Mona raczej odnie wraenie, e jest to interpretacja, któ-
ra suy potwierdzaniu wasnego tytuu do chway (zreszt niewtpliwego)
i wasnych roszcze do hegemonii w polskim spoeczestwie – hegemonii
moralnej, ideologicznej i politycznej. Chyba wanie dlatego ci czonkowie
obozu solidarnociowego, którzy tak interpretacj w jakim stopniu kwe-
stionuj (a najbardziej prominentnym tego przykadem jest Adam Mich-
nik) spotykaj si z niezwykle gwatownymi atakami i oskareniami ze
strony swych wasnych „towarzyszy broni”.
Jest oczywiste, e interpretacja historycznych wydarze dokonywana
z rónych perspektyw ideologicznych i wiatopogldowych wyglda ró-
nie. Przyblienie do prawdy osiga si w drodze konfrontacji perspektyw.
W tym tekcie zamierzam przedstawi sposób ujmowania dowiadczenia
„Okrgego Stou” inaczej, ni jest to czynione przez autorów reprezentuj-
cych dyskurs w tym zakresie dominujcy.
Sdz, e punktem wyjcia dla oceny znaczenia „Okrgego Stou” po-
winna by analiza okolicznoci, które do niego doprowadziy.
I. OKOLICZNOCI,
DZIKI KTÓRYM DOSZO DO ROZMÓW
Mówic o okolicznociach, które przyczyniy si do uksztatowania
zawartych porozumie mam na myli trzy czynniki: sytuacj gównych
uczestników OS tj. strony rzdowej i strony Solidarnociowej, stan spoe-
czestwa i panujce w nim nastroje oraz nastawienia i dziaania wielkiego,
niezalenego podmiotu – Kocioa Katolickiego.
S
YTUACJA STRONY RZDOWEJ I SOLIDARNOCIOWEJ
Do czsto i nie bez racji powiada si, e obie te strony przystpoway
do negocjacji w poczuciu wasnej saboci.
– 79 –
Co si tyczy strony rzdowej, to jej poczucie saboci wynikao z dwóch
fundamentalnych powodów. Jednym byo przekonanie, e naprawa coraz
gorzej funkcjonujcej gospodarki nie jest moliwa bez radykalnych proryn-
kowych reform – reform bardzo kosztownych dla spoeczestwa. Konse-
kwentna realizacja takich reform grozia wybuchem powanych spoecznych
kon iktów, których bez uycia przemocy na szerok skal nie daoby si
opanowa.
Drugim powodem saboci bya wiadomo, e system polityczny
w jego ówczesnej formie nie jest w stanie radzi sobie z istnieniem poli-
tycznej opozycji, zjawiska dla monocentrycznego porzdku bardzo niebez-
piecznego. System ten zwalcza opozycj przez kilkadziesit lat rozmaitymi
rodkami, a ta cigle odradzaa si jak feniks z popioów. Nawet stan wojen-
ny jej nie zniszczy.
Tak wic obóz rzdowy znalaz si na rozdrou. Byli w nim ludzie, którzy
uwaali, e wszelkie kopoty wynikaj ze saboci i niekonsekwencji wadzy.
Jeli wic okae si stanowczo, nie tak jak w trakcie „operetkowego sta-
nu wojennego”, to mona bdzie kraj wyprowadzi na prost. Wikszo
obozu rzdowego, a przede wszystkim jego przywódca – Wojciech Jaruzel-
ski, tak polityk „nagiej przemocy” wykluczaa. Wprawdzie logika stanu
wojennego w sposób naturalny dawaa przewag rodowiskom reprezen-
tujcym ten pierwszy typ mylenia, ale polityka personalna prowadzona
w latach 80. przez Generaa prowadzia do ich stopniowego osabienia.
Warto zauway, e móg j konsekwentnie prowadzi dlatego, e da si
pozna jako „skuteczny pogromca” opozycji.
Jeli rezygnuje si z polityki przemocy (która moga by usprawiedliwiona
jedynie w sytuacji wiszcych nad krajem miertelnych niebezpieczestw),
to trzeba wej na drog porozumie. W takim wypadku partnerów poro-
zumie szuka trzeba wród tych, którzy ciesz si zaufaniem w spoecze-
stwie.
Co si tyczy ówczesnej opozycji, to i ona miaa powody do tego, by od-
czuwa zarówno swoj si, jak i swoj sabo.
„Solidarno”, cho osabiona, miaa bardzo duy kapita sympatii
w spoeczestwie; jej czoowi przywódcy, cho nie majcy tej co poprzed-
nio „politycznej mocy sprawczej”, mieli nadal wielu potencjalnych zwolen-
ników, pozostawa nadal liczny aktyw, a poza tym „Solidarno” bya silnie
wspierana przez Koció katolicki – potn organizacj obejmujc cay
kraj.
– 80 –
Ale te róne dane wskazyway, e autorytet Lecha Wasy i innych przy-
wódców „Solidarnoci” stopniowo sab
2
(byo tak do czasu jego synnej
telewizyjnej debaty z Alfredem Miodowiczem, bo wtedy nastpi zwrot
w jego popularnoci). Zdolno mobilizacyjna ruchu malaa – odzew spo-
eczny na wezwania do dziaa zbiorowych by coraz mniejszy. Saba te
aktywno wielu ogniw „Solidarnoci”. Dowiadczenie koca lat 80. wska-
zywao, e istnieje pewien potencja rewolucyjny wród modego pokolenia
– wród studentów i modych robotników – ale nie traktuje ono przywód-
ców „Solidarnoci” z takim naboestwem, jak pokolenie wczeniejsze.
Etos „Solidarnoci”, jak te polityka jego przywódców, opieray si,
w zasadzie, na ideologii ewolucyjnych zmian realizowanych drog pokojow
(cho byy okresy odchodzenia od tej polityki – tak np. wyrane przejawy
odchodzenia pojawiy si pod koniec roku 1981). Ale w ramach tego ruchu
czy na jego obrzeach dziaay grupy radykalne, które liczyy na to, e przyj-
dzie stosowny moment do rozprawy z komunistycznym wrogiem. Przedu-
anie si istniejcej sytuacji, nieefektywno polityki prowadzonej przez
wadze podziemnej „Solidarnoci” grozio zmian ukadu si wewntrz opo-
zycji i uzyskaniem przewagi przez elementy radykalne.
Istnienie radykalnych tendencji i po stronie wadzy, i po stronie opozycji
stwarzao grob konfrontacji o nieobliczalnych konsekwencjach. Jest oczy-
wiste, e odpowiedzialni przywódcy pastwa, jak te przywódcy opozycji,
musz liczy si z takimi grobami i stara si im zapobiega. Natomiast
ludzie o mentalnoci radykaów nie widz nic zego w takiej konfrontacji,
a nawet myl o niej z nadziej – jeli do niej nie dojdzie nie kryj zawodu.
W obu obozach zdawano sobie spraw, e istniejca sytuacja midzyna-
rodowa stwarza szanse na dokonanie pewnych zmian politycznych i gospo-
darczych w naszym kraju.
Gorbaczow i polityka pierestrojki zdaway si otwiera historycznie
wyjtkow moliwo rozwizywania polskich spraw midzy samymi Po-
lakami. Panowaa jednak wielka niepewno co do zakresu swobody, jak
ówczesna sytuacja zapewniaa. A poza tym któ móg zagwarantowa, e
sytuacja taka utrzyma si przez duszy czas? (Amerykanie wcale nie byli
pewni, e si utrzyma). Kto móg zapewni, e Gorbaczowa nie spotka los
2
Tak np. midzy 1984 a 1988 r. zmniejszya si liczba deklarujcych zaufanie do Lecha
Wasy o ok. 7%, a zwikszya liczba deklarujcych brak zaufania, cho i tak znajdowa si
on na czwartej pozycji wród osób, do których zaufanie badano. W. Adamski i K. Jasiewicz,
Dynamika postaw kontestacyjnych...
, w: Polacy 88 Dynamika kon iktu i szanse reform, Centralny
Program Bada Podstawowych, Warszawa 1989.
– 81 –
Chruszczowa, który z dnia na dzie straci swe przywódcze stanowisko?
Czy mona byo z pewnoci liczy na to, e konserwatywne siy w Zwizku
Radzieckim we wspópracy z orodkami przywódczymi wszystkich naszych
ssiadów nie przystpi do kontrataku? Czy zbyt daleko idce zmiany lub
powana destabilizacja w Polsce nie mogyby si sta czynnikiem kontratak
taki uprawdopodabniajcym?
3
.
Myl, e tego rodzaju pytania musieli sobie zadawa mniej lub bardziej
otwarcie, zarówno Lech Wasa i jego otoczenie, jak przywódcy strony rz-
dowej (cho w o cjalnych gremiach nigdy temat ten nie by poruszany – on
„wisia w powietrzu”).
Wszystkie powysze okolicznoci usposabiay obie strony do poszuki-
wania porozumie. Dlatego idea paktu antykryzysowego zgoszona przez
Bronisawa Geremka i idea „Okrgego Stou” zgoszona w imieniu gen.
Jaruzelskiego spotkay si z pozytywnym odzewem.
S
TAN SPOECZESTWA
O nastrojach i postawach Polaków w latach 80. do duo wiemy nie tyl-
ko na podstawie potocznych opinii, wasnych obserwacji i wspomnie, ale
równie na podstawie wielu rónych bada socjologicznych prowadzonych
systematycznie przez Instytut Filozo i i Socjologii PAN, przez CBOS,
a take w katedrach socjologii rónych uniwersytetów. W tym okresie ogra-
niczenia wolnoci nie dotyczyy treci prowadzonych bada, tylko moli-
woci ich publikowania. Bez ingerencji cenzury mona byo wydrukowa do
100 egzemplarzy raportu czy opracowania. Opierajc si na tym materiale
mona powiedzie, e w wiadomoci spoeczestwa zaszy w latach 80.
pewne charakterystyczne zmiany:
– spadaa akceptacja scentralizowanej wadzy, wzrastaa – dla wadzy de-
mokratycznej; tak np. jeszcze w roku 1980 powyej 40% respondentów
wyraao poparcie dla adu monocentrycznego (np. zwikszenie kon-
troli wadzy nad spoeczestwem, decydowanie silnej wadzy centralnej
o wszystkich najwaniejszych sprawach), cho zarazem wikszo opo-
wiadaa si za adem demokratycznym
4
;
3
W tym kontekcie warto wspomnie o zdarzajcych si wizytach w Moskwie pewnych
czynnych dziaaczy politycznych – wizytach, które nie byy uzgadniane z kierownictwem
PZPR. Podejrzewano, e s to próby nawizywania kontaktów z tymi krgami w systemie
wadzy ZSRR, które stanowi opozycj wobec Gorbaczowa.
4
L. Kolarska, A. Rychard, Wizje adu spoecznego, w: Polacy 80., Wyd. Instytut Filozo i
i Socjologii PAN, Warszawa 1981.
– 82 –
– spadao poparcie dla gospodarki planowej, wzrastao dla wolnego rynku
(np. dla rónicowania dochodów, dla prywatyzacji zakadów pracy, nawet
dla bezrobocia, cho w we wczesnych latach 90. ten trend si odwróci)
5
;
– bardzo obniya si wiara, e ulepszony socjalizm stwarza szanse popra-
wy bytu ludzi.
Pod koniec lat 80. panowa w spoeczestwie silny niepokój dotyczcy
warunków ycia. Narasta pesymizm co do moliwoci ich poprawy, niewia-
ra, e reformy proponowane przez wadze doprowadz do zmian na lepsze.
Tak np. w listopadzie 1988 r. swój nastrój w takich kategoriach, jak apatia,
rezygnacja, niepewno jutra, opisywao 89% respondentów!
6
W tym samym okresie na pytanie, jakie s najwaniejsze problemy dla
Polski i Polaków, na dwóch pierwszych miejscach wymieniano „Przezwyci-
enie kryzysu... stabilizacja gospodarcza” oraz „Spokój w kraju, stabilizacja
polityczna, porozumienie narodowe”
7
.
Biorc pod uwag róne zgromadzone w owym czasie dane mona po-
wiedzie, e mimo caego niezadowolenia z istniejcej sytuacji, niskiego
zaufania do wadz, rozczarowania wobec systemu, pesymizmu co do przy-
szoci, w spoeczestwie jako caoci nie byo nastrojów rewolucyjnych –
z wyjtkiem pewnych grup modziey. Wród modziey, tak robotniczej,
jak studenckiej, potencja buntu wydawa si do znaczny.
R
OLA KOCIOA KATOLICKIEGO
Autorytet Kocioa by w owym okresie bardzo wysoki. Tak np. na py-
tanie: „Czy dziaalno Kocioa jest zgodna z interesem spoeczestwa?”
w kilku badaniach prowadzonych w roku 1988 odpowiedzi „tak” wybierao
od 74 do 84% respondentów (na takie samo pytanie dotyczce PZPR „tak”
odpowiedziao 38%), a 44% uwaao za podane, aby powstaa w Polsce
wspódziaajca z Kocioem partia polityczna. Za niezgodn z interesami
spoeczestwa dziaalno Kocioa uznao 8%, a PZPR – 42%
8
.
Ten bardzo wysoki autorytet Kocioa, co niewtpliwie miao zwizek
z osob polskiego papiea Jana Pawa II, zosta w tym czasie zaangaowa-
5
Wyniki z rónych bada zestawione w: J. Reykowski (red.), Wartoci i postawy Polaków
a zmiany systemowe
, Wyd. IP PAN, Warszawa 1993, s. 18.
6
S. Kwiatkowski, Szkicownik z CBOS-u, Tyczyn 2004, s. 787.
7
Tame, s. 794.
8
Jest prawdopodobne, e liczby charakteryzujce krytycyzm wobec PZPR s zanione, bo
cz respondentów moga odczuwa obawy przed wyraeniem swego stanowiska. Niemniej,
proporcje odpowiedzi s uderzajce.
– 83 –
ny w dziaania na rzecz porozumienia narodowego. Koció namawia obie
strony do podjcia rozmów, stwarza warunki do spotka midzy przedsta-
wicielami stron, a w pewnym momencie stawa si swoistym gwarantem
porozumie. Co si tyczy ówczesnych wadz, to miay one znacznie wi-
cej zaufania do kocioa, wielkiej instytucji z tysicletni tradycj, ni do
„Solidarnoci” – postrzeganej jako organizacja niedowiadczona, mao zro-
zumiaa, niezbyt odpowiedzialna. Fakt, e za „Solidarnoci” sta Koció
katolicki, uatwia podjcie negocjacji i sprzyja, w pierwszym okresie, ich
pomylnemu przebiegowi
9
.
Patrzc z opisanej tu perspektywy na zaistniae wtedy okolicznoci, do-
chodzimy do wniosku, e stwarzay one wyjtkowe szanse. To od ludzi od-
grywajcych ówczenie wiodce role – od ludzi wadzy, ludzi opozycji, ludzi
Kocioa – zaleao wykorzystanie lub niewykorzystanie tych szans. Tak si
szczliwie zoyo, e szanse te zostay wykorzystane. Jest to fakt, w naszej
historii, nieczsty.
II. NIEPRZEZWYCIALNE SPRZECZNOCI?
Wykorzystanie szans dla pokojowego przeksztacenia systemu wymaga-
o przezwycienia ogromnych trudnoci o charakterze psychologicznym.
Oto do wspólnego stou mieli zasi ludzie, midzy którymi wystpoway
przepastne rónice.
Dzielia ich ideologia: jedna strona czua si reprezentantem demokra-
tycznych aspiracji spoeczestwa, druga uwaaa, e broni bezpieczestwa
pastwa, jego racji stanu.
Dzieliy ich interesy. Mapa rónic interesów nie bya jasno narysowana,
ale nader wyranie mona dostrzec sprzeczno interesów midzy tymi,
którzy sprawuj wadz, a tymi, którzy chcieliby t wadz ograniczy.
A moe wrcz odebra.
Dzieliy ich osobiste dowiadczenia. Po stronie solidarnociowej wyst-
powali ludzie, którzy mieli za sob kilka lub kilkanacie lat walki w imi wy-
znawanych przez siebie wartoci; walk t okupili wielkimi o arami – wielu
z nich byo wizionych i przeladowanych. Teraz mieli usi do stou z tymi,
którzy reprezentuj stron odpowiedzialn za te przeladowania. Wszake
9
Z pewnym alem mona skonstatowa, i w ostatnich latach pojawiay si ze strony nie-
których przedstawicieli Kocioa gosy dystansujce si od tego dowiadczenia.
– 84 –
po drugiej, czyli „partyjno-rzdowej”, stronie stou spotykali ludzi, którzy
pamitali, e byli przez swoich obecnych oponentów poddawani gwatow-
nym i, jak sdz, niesprawiedliwym czy wrcz oszczerczym atakom.
Byli wobec siebie gboko nieufni. Ci, którzy reprezentowali stron
solidarnociow, mieli w pamici dugie dowiadczenie historyczne, któ-
re wskazywao, e „wadza komunistyczna” nie dotrzymuje umów, dziaa
podstpnie i w sprzyjajcych okolicznociach bezwzgldnie rozprawia si
z przeciwnikami. Albo te rónymi obietnicami ich przekupuje i przeciga
na swoj stron. Ci, którzy znajdowali si po stronie „wadzy”, skonni byli
uwaa, e ich przeciwnicy mog zachowa si nieodpowiedzialnie. Przez
dugi czas myleli o nich jako o niebezpiecznych, inspirowanych z zewntrz
awanturnikach, mogcych przynie krajowi nieobliczalne szkody.
I jedni, i drudzy mieli w swym politycznym zapleczu liczne grupy, które
wobec drugiej strony odczuway lk i wrogo, grupy niewierzce w adne
porozumienia. Grupy te oczekiway od swoich przedstawicieli stanowczo-
ci i bezkompromisowoci.
Przedstawiony tu opis sprzecznoci miedzy stronami jest w rzeczy samej
list nieprzezwycialnych przeszkód na drodze do osigania jakichkolwiek
porozumie. Zreszt, nie jest wykluczone, e list tych sprzecznoci dao-
by si wyduy. Czym wic mona tumaczy, e – mimo tych wszystkich,
tak gbokich, sprzecznoci – doszo do owocnych negocjacji i do podpi-
sania porozumie – porozumie, które zawieray wspólnie zaakceptowany
plan fundamentalnej przebudowy naszego kraju?
10
Uwaam, e odpowied
na to pytanie ma znaczenie nie tylko dla lepszego zrozumienia przeszoci.
Ma znaczenie take dlatego, e konieczno przezwyciania sprzecznoci
w imi nadrzdnego interesu to sytuacja, która w demokratycznym spoe-
czestwie wystpuje bardzo czsto.
Dowiadczenie „Okrgego Stou” wskazuje, e ludzie znajdujcy si na
przeciwnych politycznych biegunach, walczc i rywalizujc ze sob, mog
take, w centralnych dla kraju sprawach, znajdowa rozwizania oparte na
porozumieniu. Sdz, e moliwo osigania takich porozumie miaa
dwa gówne róda: jednym byo nastawienie umysowe partnerów obrad,
drugim – pewne specy czne zasady i praktyki, jakich w trakcie obrad prze-
strzegano. Doprowadzio to do powstania pewnej specy cznej okrgosto-
10
Jak wiadomo, plan ten w toku realizacji uleg gbokiemu przeobraeniu, ale nie powin-
nimy si temu dziwi. Przecie jest chyba regu, e wielkie ludzkie przedsiwzicia prawie
nigdy nie przebiegaj zgodnie z zamiarami i przewidywaniami tych, którzy je planowali i ini-
cjowali. W omawianym tu przypadku, ostateczny rezultat przerós czyjekolwiek oczekiwania.
– 85 –
owej konstrukcji, która – jak sdz – miaa decydujcy wpyw na osignite
rezultaty.
Spróbuje przedstawi tu gówne elementy owej konstrukcji, tak jak je
postrzegaem.
III. OKRGY STÓ JAKO SPECYFICZNA FORMA
OSIGANIA POLITYCZNYCH POROZUMIE
P
UNKT WYJCIA – NASTAWIENIE STRON
Przebieg jakichkolwiek negocjacji zaley w ogromnym stopniu od nasta-
wienia stron. Kiedy rozmawia maj ze sob ludzie, których dziel gbokie
sprzecznoci, którzy sobie nie ufaj i maj wobec siebie zadawnione urazy,
to w sposób niemal naturalny traktuj debat jako pole walki. W takiej de-
bacie bardzo szybko gasn próby rozwizania czegokolwiek. Dominujcym
celem uczestników jest zadanie ciosu przeciwnikowi – wykazanie, e ma
on niskie kwali kacje moralne, e to, do czego dy, jest ze i szkodliwe, e
zasuguje na krytyk i potpienie. Albo te chodzi o to, aby zmusi go do
ustpstw – grob lub podstpem. Rozmowy prowadzone z takim nasta-
wieniem s przygotowaniem do konfrontacji.
Wszake mona przyj zupenie inne nastawienie. Zakada, e roz-
mowy su unikniciu konfrontacji, poszukiwania sposobów rozwizania
kon iktu, skonstruowania jakiego kompromisu. Tak wic mona przyj
nastawienie na porozumienie.
Sdz, w rozmowach „Okrgego Stou” obie strony przyjy nastawie-
nie na porozumienie. Strona solidarnociowa, niemal od swoich narodzin,
gosia, e dy do zmian w kraju, ale zmiany te chce osiga w sposób po-
kojowy – a wic w drodze porozumie i uzgodnie. Stanowisko to byo wie-
lokrotnie powtarzane, zarówno w okresie pierwszych 16 miesicy, jak te
w okresie stanu wojennego. Oczywicie zupenie czym innym jest gosi
jakie stanowisko, a czym innym – umie i mie moliwo realizowania go
w praktyce. W rzeczywistoci przez dugi czas, od podpisania porozumie
sierpniowych, nastawienia takiego nie udao si realizowa. A ponadto cz-
sto si zdarza, e rozwijajcy si proces rewolucyjny, np. taki jak w Pol-
sce w 1981 r., uniewania swe pocztkowe zaoenia. Ale to nie nastpio
11
.
11
Cho nie wiemy, co mogoby si sta, gdyby nie stan wojenny.
– 86 –
W roku 1989 gówny nurt „Solidarnoci” by nadal przywizany do przeko-
nania, e zmiany w Polsce maj dokonywa si w sposób pokojowy. Byo to
zgodne z dominujcymi nastrojami polskiego spoeczestwa. W owym cza-
sie ogromna wikszo Polaków chciaa zmian, ale – zmian pokojowych.
Równie i po stronie tzw. partyjno-rzdowej zdecydowan przewag
zdobyo nastawienie na porozumienie. Mona tylko przypomnie, e nie-
jako symbolicznym przejawem siy tego nastawienia bya demonstracyjna
groba podania si do dymisji Wojciecha Jaruzelskiego, Mieczysawa Ra-
kowskiego, Czesawa Kiszczaka i Floriana Siwickiego w wypadku, gdyby
Komitet Centralny PZPR nie zaakceptowa idei legalizacji „Solidarnoci”
i negocjowania z ni.
D
EFINICJA SYTUACJI NEGOCJACYJNEJ
Sytuacj negocjacyjn mona de niowa w róny sposób. Bardzo cz-
sto jest ona de niowana jako targ. Pocztkowo rozmowy „Okrgego Stou”
przez róne osoby te tak byy de niowane. W zwykych targach kada ze
stron stara si przechytrzy drug: da jak najmniej, uzyska jak najwicej.
Po stronie „Solidarnoci” czsto mona byo spotka pogld, e zadaniem
tych negocjacji jest dobicie targu ze stron rzdow. Tak wic gównym
celem „Solidarnoci” miao by doprowadzenie do legalizacji Zwizku, a za
t legalizacj moe „zapaci” pewnymi politycznymi koncesjami, a wic
zgodzi si na udzia w niedemokratycznych wyborach. Chodzio o to, aby
zapaci jak najmniej.
Ujmowanie „Okrgego Stou” jako pewnego rodzaju targu wystpowao
równie i po drugiej stronie. Przypominam sobie wczesne narady tzw. szta-
bu, który mia dawa wytyczne delegacji partyjno-rzdowej
12
. W trakcie tych
narad od dowiadczonych polityków otrzymywaem wskazówki, co zrobi,
aby uzyska sukces w negocjacjach, osigajc dla swojej strony jak najwi-
cej, dajc w zamian jak najmniej. Uwaaem, e rady takie nie uwzgldniay
tego, co miao by istot „Okrgego Stou” – uzyskania porozumienia co
do kierunku naprawy kraju.
Bardzo szybko okazao si, e ta prosta de nicja sytuacji – jako targu
o legalizacj „Solidarnoci” – nie pasuje wcale do tego, co przy „Okrgym
Stole” naprawd si dzieje. Dyskutowano tam m.in. o dziaaniu aparatu
sprawiedliwoci, o dostpie do mediów, o samorzdnoci, o wolnych wy-
12
Sztab ten dziaa okazjonalnie i wkrótce w ogóle przesta si zbiera.
– 87 –
borach do senatu, o ekonomicznej reformie, o zwizkach modziey. Tak
wic debatowao si tam si o gruntownych zmianach caego spoeczno-
politycznego systemu. Wprawdzie w kadej z tych spraw wystpoway ró-
nice zda, nieraz bardzo gbokie, ale ich rozwizywanie nie polegao na
zwykym targowaniu si – do czsto debatowano nad znalezieniem opty-
malnych rozwiza.
Wiele debat midzy negocjatorami wynikao nie z tego, e wystpoway
midzy nimi jakie zasadnicze rónice co do oceny susznoci proponowa-
nych przez stron solidarnociow rozwiza, ale istniay znaczne rónice
co do oceny ich politycznych konsekwencji w aktualnych warunkach.
Tak np. zasadnicza tre postulatów „Solidarnoci” dotyczcych samo-
rzdnoci lokalnej czy zmian w prawie u wikszoci negocjatorów strony
partyjno-rzdowej nie budzia istotnych zastrzee, ale stanowiy one dla
nich powany problem polityczny – chodzio o zdolno systemu politycz-
nego w jego ówczesnym ksztacie do przyswojenia proponowanych zmian.
Negocjatorzy obawiali si, e nawet najsuszniejsze zmiany mog dopro-
wadzi do negatywnych rezultatów, jeeli wzbudz gwatowny sprzeciw
znaczcych si spoecznych lub wpywowych instytucji pastwa. Wród
negocjatorów „Solidarnoci” wiadomo tego rodzaju ogranicze bya na
ogó bardzo maa.
Przebieg wielu dyskusji wskazywa, e sytuacji negocjacyjnej nie mona
byo de niowa wycznie jako zmaga przeciwników stojcych po dwóch
stronach barykady. Rzecz nie sprowadzaa si do tego, kto lepiej wyjdzie
na tych negocjacjach. Do najwaniejszych naleay zupenie inne pytania
– zastanawiano si, jakie zmiany naley i mona wprowadzi w kraju, aby
otworzyy si przed nim nowe moliwoci rozwojowe? Jak usun róne,
istotne wady istniejcego systemu? Jak unikn powanych zagroe na
drodze ku zmianom?
Taka de nicja sytuacji rozmów oznaczaa, e – niezalenie od istotnych
rónic midzy stronami – byy pewne cele nadrzdne akceptowane przez
obie. Obie strony uznaway, e reforma kraju ma mie demokratyczny
charakter. Obie uznaway, e fundamentem demokratycznej reformy jest
odrodzenie „Solidarnoci” jako organizacji autonomicznej. Obie liczyy si
z tym, e reforma ma by przeprowadzona w taki sposób, aby nie zmobili-
zowa jej wrogów do przeciwdziaania – w szczególnoci chodzio o to, aby
zbyt gwatowne zmiany w Polsce nie doprowadziy do zagroenia pierestroj-
ki. Obie strony uwaay za konieczne liczenie si ze stanem wiadomoci
zaplecza politycznego drugiej strony – uznawano, e nie naley forsowa
– 88 –
takich rozwiza, które w oczach zwolenników drugiej strony byyby nie-
akceptowalne.
Akceptujc te ogólne cele, strony róniy si w wielu zasadniczych kwe-
stiach. Zachowawczej postawie strony partyjno-rzdowej przeciwstawia si
reformatorski impet strony solidarnociowej.
W tym kontekcie warto przywoa pewn kwesti, która dla negocja-
torów ze strony „Solidarnoci” miaa znaczenie fundamentalne. Otó po-
dejrzewali oni, e prawdziwym celem strony „komunistycznej” moe by
„wessanie” „Solidarnoci” do istniejcego systemu i podporzdkowanie jej
– a wic pozbawienie jej podmiotowoci. Podejrzenia te oparte byy na wie-
dzy o przeszoci – o tym jak partie komunistyczne przeksztacay niezale-
ne organizacje w swoje satelity. Negocjatorzy „Solidarnoci” bardzo starali
si o to, aby ewentualne uzgodnienia z ówczesn wadz nie zagroziy ich
politycznej podmiotowoci.
Wiele lat póniej rozmawiaem o dowiadczeniach „Okrgego Stou”
z Bronisawem Geremkiem. Pytaem go, czy pewne jego dziaania nie wy-
nikay z tego, e musia liczy si ze stanem wiadomoci szerokiego krgu
dziaaczy „Solidarnoci”. Odrzuci to moje przypuszczenie. Powiedzia, e
jego gównym problemem i gównym ródem lku byo co innego: bardzo
si ba, aby nie doszo do takich ustale, które mogyby uczyni z „Solidar-
noci” sojusznika autorytarnego systemu. I o uniknicie takiej sytuacji dba
przede wszystkim.
Ale wtedy, w 1989 r., nie byo takich zamiarów po drugiej stronie –
nie byo przynajmniej wród gównych autorów i realizatorów negocjacji.
Uwiadamiano sobie, e próby przeksztacania „Solidarnoci” w jak sate-
lick organizacj nie tylko, e nie mog si powie, ale dla reformy kraju
miayby efekt samobójczy. Wiedziano, e trudne zadanie przebudowy pol-
skiej gospodarki moe by zrealizowane tylko wtedy, gdy znajdzie popar-
cie cieszcej si szerokim spoecznym autorytetem niezalenej organizacji.
Taki autorytet miaa „Solidarno”. Gdyby staa si ona zalena od wadzy,
adnej roli nie mogaby odegra.
wiadomo tego faktu maj i dzi wrogowie „Okrgego Stou” i wrogo-
wie ówczesnego kierownictwa „Solidarnoci” – ludzi cieszcych si w pol-
skim spoeczestwie wielkim autorytetem i szacunkiem. Chcc dla swoich
politycznych celów szacunek ten podway, staraj si dowodzi, ze ówcze-
sna „Solidarno” skumaa si z wadz.
Ta absurdalna teza moe tra do przekonania tym, którzy nie potra
zrozumie, e nawet w sytuacji gbokiego kon iktu i gbokich sprzecz-
– 89 –
noci mog istnie pewne wysze wartoci podzielane przez obie strony.
Wanie wiadomo, e s takie wartoci, zabezpiecza ludzi przed destruk-
tywnymi kon iktami. Brak takiej wiadomoci sprzyja temu, aby wdawa
si w walk „na mier i ycie”.
Kon ikty, jakie rozgryway si przy „Okrgym Stole”, nie przybray
destruktywnego kursu. Przeciwnie, doprowadziy do konsekwencji kon-
struktywnych. Doprowadziy, jak sdz, wanie dlatego, e obie strony
respektoway pewne nadrzdne wartoci – wartoci stojce ponad ich par-
tykularnymi celami. Uwzgldniajc te wartoci, zaczy de niowa obrady
„Okrgego Stou” nie tylko jako targ, ale równie jako debat, która ma
doprowadzi do wytyczenia planu zasadniczej reformy kraju. W niczym to
nie zmienia faktu, e midzy stronami istniao wiele zasadniczych rónic
i dochodzio do powanych kon iktów.
R
ACJONALNA ANALIZA PROBLEMÓW I POSZUKIWANIE
OPTYMALNYCH ROZWIZA
Taka zoona de nicja sytuacji sprawiaa, e strony okazay si zdolne do
przekraczania ogranicze, jakie wynikaj z zadawnionego, gbokiego kon-
iktu. W kon ikcie rzecz naturaln jest denie kadej z nich do postawie-
nia na swoim. Kiedy jednak dostrzega si równie istnienie pewnych celów
nadrzdnych, to uczestnicy rozmów staj si zdolni do tego, aby racjonalnie
zastanawia si nad tym, jakie s najlepsze sposoby realizacji tych celów.
Byo w trakcie rozmów niemao sytuacji, kiedy strony tak perspektyw
racjonalnej analizy przyjmoway.
Racjonalne podejcie do problemów jest bardzo utrudnione, kiedy w trak-
cie debat pojawiaj si kwestie majce silny adunek emocjonalny. Jednym
ze sposobów zapobiegania temu, by debata przybraa emocjonalny charak-
ter, byo unikanie tematów, które dotyczyy przeszoci. Dlatego przy Sto-
le Politycznym uzgodniono, e w toku debat sprzecznoci, które dotycz
oceny przeszoci, nie bd dyskutowane. Obie delegacje zaakceptoway to
uzgodnienie, zdajc sobie spraw, e w przeszoci byo wiele takich zda-
rze, które mogy uruchomi bardzo silne uczucia i aktualizowa wrogie
antagonistyczne nastawienia, niszczc szanse na osignicie porozumienia.
Dla niektórych osób nie byo to atwe. Jednake udawao si uzyska zgod
na to, e gównym celem tych negocjacji jest znalezienie dobrych rozwi-
za dla najwaniejszych problemów kraju – gównym celem jest przyszo,
a nie rozliczenie przeszoci.
– 90 –
Nie znaczy to, e ocena przeszoci nie jest wanym spoecznym zada-
niem. Ale nie jest to zadanie politycznych negocjacji. Trzeba takiej oceny
dokonywa w innych warunkach, przy pomocy innych narzdzi.
Z
ASADY PROWADZENIA ROZMÓW
Nastawienie na porozumienie i rozpoznanie, e mimo sprzecznoci s
pewne nadrzdne cele, którym obie strony chc suy, nie wystarcz do
pomylnego przebiegu negocjacji. Bardzo istotn przesank ich powodze-
nia jest sposób, w jaki uczestnicy rozmów odnosz si do siebie, jak siebie
wzajemnie traktuj, co czyni, aby uprzedzenia i ze emocje nie zdomino-
way sytuacji negocjacyjnej.
W negocjacjach „Okrgego Stou” stosowane byy, spontanicznie, pew-
ne zasady, które miay uatwia osiganie porozumie.
Pierwsz z nich bya zasada równoci stron. Od samego pocztku cile jej
przestrzegano – nawet w najmniejszych detalach. Tak np. ustalono, e dele-
gacje maj skada si z równej liczby czonków – kiedy tu przed obradami
jedna z grup wchodzcych w skad delegacji partyjno-rzdowej zadaa, aby
zwikszy dla niej liczb miejsc przy stole politycznym, co naruszaoby usta-
lony z „Solidarnoci” parytet, wybucha wielka wewntrzna awantura.
Gdy odbyway si spotkania w Magdalence suby ruchu pilnoway, aby au-
tobusik wiozcy delegacj „Solidarnoci” spod paacu prymasowskiego do Mag-
dalenki mia takie samo prawo do pierwszestwa przejazdu ulicami Warszawy,
jak autobusik strony partyjno-rzdowej – zreszt oba wyglday tak samo. W ten
symboliczny sposób podkrelony by jednakowy równy status obu delegacji.
Zasada równoci przestrzegana bya cile w trakcie obrad. Tak np. przy
stole politycznym uzgodnilimy, e kady z przewodniczcych kieruje ob-
radami przez taki sam odcinek czasu (dwie godziny), e pierwszy przewod-
niczy Bronisaw Geremek, bo jego nazwisko zaczyna si na wczeniejsz
liter alfabetu, e gos zabieraj na przemiennie czonkowie obu delegacji.
Obie strony miay mie t sam ilo czasu na przedstawienie swoich
stanowisk w trakcie specjalnych programów telewizyjnych.
Mona by wymieni wicej tych przykadów. Cho wiele z tych regu
miao prosty techniczny charakter, ale wszystkie razem miay wspólne zna-
czenie – strony s równymi partnerami negocjacji.
Zasada równoci jest czsto przez negocjujce strony kwestionowana,
poniewa okazywanie wasnej przewagi ma pomóc w uzyskaniu od prze-
ciwnika podanych koncesji. Na szczcie w obradach „Okrgego Stou”
zasada ta kwestionowana nie bya.
– 91 –
Bardzo wana bya zasada poszanowania partnera. Osignicie porozu-
mienia staje si niemoliwe, jeli partnerzy traktuj si lekcewaco, jeli
si wzajemnie obraaj, jeli staraj si wykazywa drugiej stronie, e s
od niej lepsi, mdrzejsi, silniejsi, e to oni i tylko oni reprezentuj prawd
i suszno. W trakcie obrad „Okrgego Stou” zdecydowanie unikano tego
rodzaju postaw. cile trzymano si zasady szacunku dla partnera.
Musz przyzna, e przy stole politycznym zdarzyo si kilka odstpstw
od tej zasady. W takiej sytuacji kady z przewodniczcych podejmowa kro-
ki, aby takie zachowania czonków wasnej delegacji zahamowa.
Zasada poszanowania partnera znajdowaa wyraz nie tylko w sposobie
wzajemnego odnoszenia si. Przejawiaa si take w przestrzeganiu podej-
mowanych w trakcie rozmów zobowiza. W tym czasie strona, któr repre-
zentowaem, w ogóle nie braa pod uwag moliwoci wprowadzania partnera
w bd, przekazywania mu jakich oszukaczych informacji, manipulowania
nim. Wycofywanie si z podjtych zobowiza czy ich wiadome przekrca-
nie nie wchodzio w gr, przynajmniej wród gównych decydentów ze stro-
ny partyjno-rzdowej. Tak postrzegaem stanowisko gen. Jaruzelskiego.
Mona doda, e lojalno wobec istoty porozumie „Okrgego Stou”,
a wic wobec reform, które maj doprowadzi do budowy demokratycznego
pastwa, wykazywali take posowie PZPR do tzw. Sejmu kontraktowego,
wybrani tam w wyniku osignitych porozumie.
ywiem przekonanie, e i partnerzy ze strony solidarnociowej negocju-
j w dobrej wierze. Fakt, e w ostatecznym rozrachunku nasz kraj przybra
zupenie inny ksztat ni ten, który planowano przy „Okrgym Stole”, nie
wynika z wiaroomstwa ówczesnego kierownictwa „Solidarnoci”, lecz z lo-
giki procesu historycznego. Przywódcy „Solidarnoci” nigdy nie ukrywali,
e ich prawdziwym celem jest demokratyczna przebudowa. Godzili si na
ograniczenia tego celu ze wzgldu geopolityczne okolicznoci. Zmiana tych
okolicznoci musiaa wpyn na zmian stawianych sobie celów.
W swoich wystpieniach z okazji dwudziestolecia „Okrgego Stou” Lech
Wasa wyraa publicznie swe poczucie dyskomfortu zwizanego z tym, e –
jak twierdzi – w negocjacjach tych postpowa nieuczciwie – chcia oszuka
partnera i to mu si udao. Jestem skonny traktowa t wypowied jako swo-
ist form obrony przed atakami ze strony czci wasnego obozu. Rezultaty
„Okrgego Stou” – ostatecznie tak róne od treci jego zapisów, ale zgodne
z deniami strony solidarnociowej i bardzo wielu Polaków – nie mog by
traktowane jako wynik dobrze zaplanowanych dziaa. Jak wiadomo, stro-
na solidarnociowa przystpowaa do „Okrgego Stou” z bardzo minima-
– 92 –
listycznymi celami – chodzio jej o legalizacj „Solidarnoci” jako zwizku
zawodowego(!). Demokracja w Polsce bya wtedy celem bardziej odlegym,
-a drogi do niej mao sprecyzowane. To logika debat „Okrgego Stou” i logi-
ka rozwijajcego si procesu spoecznego doprowadziy ostatecznie do oba-
lenia systemu i wprowadzenia w Polsce demokracji i gospodarki rynkowej.
Cho wiele rodowisk postsolidarnociowych stara si temu zaprze-
czy, przeksztacenia, dziki którym stao si to moliwe, doszy do skutku
w wyniku dziaa obu stron, a nie tylko jednej. Dlatego te zadowolenie ze
zmian, jakie si w Polsce dokonay, wykazuj nie tylko rodowiska zwizane
z „Solidarnoci”, ale take ich dawni przeciwnicy. Niedawno da temu wy-
raz take Wojciech Jaruzelski w wywiadzie dla „Polityki” udzielonym Jac-
kowi akowskiemu.
Przyjto, e w obradach „Okrgego Stou” musi by przestrzegany wymóg
jawnoci. Elementarna wiedza na temat negocjowania poucza, e negocjacje
prowadzone na oczach szerokiej publicznoci rzadko kocz si sukcesem,
Bezporednia presja, jakiej podlegaj negocjatorzy, utrudnia im racjonaln ana-
liz wszystkich zoonych problemów, jakie w trakcie rozmów si wyaniaj. Ale
z drugiej strony ci, których negocjacje dotycz, maj prawo wiedzie, co i dla-
czego jest ustalane. „Okrgy Stó” by skonstruowany w taki sposób, aby spe-
ni oba warunki: zapewni negocjatorom niezbdny poziom odgraniczenia od
nacisku zewntrznego, ale zarazem dokadnie informowa opini publiczn.
Gówne obrady odbyway si przy trzech tzw. stoach (politycznym,
zwizkowym, ekonomicznym) pod obserwacj dziennikarzy reprezentuj-
cych obie strony. Wyniki tych obrad byy bieco relacjonowane w prasie,
a take przedstawiciele obu delegacji przedstawiali je w telewizji. Wtedy,
gdy negocjacje natra ay na powane przeszkody kierownictwa obu dele-
gacji, spotykay si na zamknitych posiedzeniach w Magdalence. Przyjto
cile przestrzegan regu: ustalenia poczynione w Magdalence s nastp-
nie przedstawione na obradach odpowiedniego stou i ponownie dyskuto-
wane. W Magdalence nie zawierano adnych tajnych porozumie.
Kiedy dzi, z perspektywy 20 lat, zastanawiamy si nad zasadami, na
których opieraa si konstrukcja obrad „Okrgego Stou”, to moe nam si
wyda, e zasady te sformuowali wybitni teoretycy nauk spoecznych –
ci, którzy pooyli podwaliny pod teori demokracji deliberatywnej, tacy
jak Habermas, Gutman i Thompson, Dryzek i inni. W rzeczywistoci byo
chyba odwrotnie. Praktyka „Okrgego Stou” wyprzedzia teori delibera-
cji. Mona j rozpatrywa jako prekursora deliberatywnego podejcia do
demokratycznego procesu.
– 93 –
IV. SPORY O OCEN „OKRGEGO STOU”
Przedstawiona wyej charakterystyka „Okrgego Stou” spotyka si ze
strony rónych rodowisk z gwatown krytyk. Najgoniej wypowiadaj
si ci, którzy przedstawiaj „Okrgy Stó” jako zdradzieckie porozumienie
elit zawarte albo z gupoty (to gównie o kierownictwie „Solidarnoci”), albo
z wyrachowania (to gównie o ówczesnej wadzy). Porozumienie to, zdaniem
tych krytyków, byo niepotrzebne i szkodliwe. Niepotrzebne, bo system
w krótkim czasie sam by wkrótce upad, a szkodliwe dlatego, bo umoliwia-
o ono „mikkie ldowanie” funkcjonariuszom przegranego reimu. Niektó-
rzy krytycy s bardziej stanowczy. Twierdz, e „Okrgy Stó” to po prostu
zdrada solidarnociowych ideaów.
Krytyka ta, czyli opowie o zdradzie solidarnociowych elit, jest naj-
bardziej popularna wród nieco modszego pokolenia polityków, dziaaczy
i publicystów nalecych do nurtu radykalnych antykomunistów. S to
w wikszoci osoby, które wczyy si do ycia politycznego w okresie
gbokiego kryzysu realnego socjalizmu lub po jego upadku. Wspódziaa
z nimi ta cz starszego pokolenia aktywistów opozycji, która zostaa przez
rozwój wypadków odsunita na boczny tor.
Wydaje si, e owa „opowie o zdradzie” wzbudza pewne wtpliwoci
i niepokoje take wród niektórych wspóautorów i kibiców porozumie
„Okrgego Stou”. Ich obronne wypowiedzi brzmi czasami tak, jakby
sami zadawali sobie pytanie: czy rzeczywicie warto byo prowadzi te ne-
gocjacje? Czy ówczesna ostrono i swego rodzaju polityczny minimalizm
nie byy przesadne? Moe naleao wybra inn drog walki?
„Opowie o zdradzie” opiera si na zaoeniu, e to, co si stao, a wic
upadek systemu i powstanie niepodlegego demokratycznego pastwa, tak
czy inaczej, musiao si sta. Zaoenie to jest typowym przejawem znie-
ksztacenia poznawczego, które w psychologii okrela si angielskim termi-
nem hindsight, tumaczonym na jzyk polski jako bd pewnoci wstecznej
– ludzie po zajciu jakiego wydarzenia wykazuj skonno do mylenia, i
to, co si stao, byo od pocztku oczywiste, e musiao si sta. Ten bd
pewnoci wstecznej wynika nie tylko z pewnych uomnoci umysu. Bardzo
czsto jest to tzw. bd umotywowany, popeniany tym atwiej, im bardziej
opaca si go popeni. W tym wypadku teza, e system sam by upad (bo
upad), a wic przywódcy „Solidarnoci” poszli faszyw drog, ma okrelo-
n funkcj polityczn – suy delegitymizowaniu elit, które objy wadze
w III-ej RP i j budoway. Ta delegitimizacja ma otwiera drog nowym
elitom, które Trzeci RP odrzucaj i chc budowa czwart.
– 94 –
M
YLENIE KONTRFAKTYCZNE
Jak wiemy, nastpstwem zawartych przy „Okrgym Stole” porozumie
by proces polityczny, który w krótkim czasie doprowadzi do likwidacji
scentralizowanego, autorytarnego systemu. Krytycy „Okrgego Stou”
uwaaj, e upadek systemu by nieuchronny, a wic caa operacja z „Okr-
gym Stole” nic nie jest warta. Wszake taki pogld wynika nie tyle z wiedzy,
co z braku wyobrani – braku politycznie motywowanego.
Jeli wic mielibymy zastanawia si nad tym, co mogoby by, a wic
rozway rzecz w trybie mylenia kontrfaktycznego, to nasuwa si kilka ró-
nych potencjalnych scenariuszy.
Jednym z potencjalnie moliwych scenariuszy przebiegu wydarze bez
„Okrgego Stou” jest odgórna budowa kapitalizmu politycznego z zacho-
waniem lub bez zachowania socjalistycznej frazeologii – tak jak w Chinach
lub Chile. Budowa taka wymagaaby uycia przemocy na szerok skal.
Przyjcie tego scenariusza byoby bardziej prawdopodobne przy innej kon-
guracji polityczno-personalnej na szczytach wadzy. Niektórzy mówi
dzi, e taki wariant nie by moliwy. Ale czy ci sami ludzie dwadziecia
kilka lat temu mówiliby, e moliwy jest wariant „Okrgego Stou”?
Drugi scenariusz to naga zmiana na szczytach wadzy w ZSRR (co
w rodzaju puczu Janajewa tylko wczeniej, lepiej i mdrzej przeprowadzone-
go) i zbiorowa kontrakcja ssiadów dla przywrócenia „socjalistycznego po-
rzdku” w Polsce. Byby to jednak nie tyle socjalistyczny porzdek, co pity
rozbiór Polski. Szanse tego scenariusza mona byoby znacznie zwikszy,
doprowadzajc do gwatownych, konfrontacyjnych zmian w naszym kraju.
Oczywicie, e taki scenariusz byby nieszczciem nie tylko dla Polski, ale
i dla wiata. Ale wiat widzia ju niejedno nieszczcie.
Trzeci scenariusz to rewolucyjne obalanie reimu. Moe nie w 1989 r.,
a troch póniej, kiedy zwikszyaby si liczebno buntujcej si modzie-
y – modziey, której morale nie dotkn i nie zama stan wojenny. Wród
niej mogaby uksztatowa si grupa „szwoleerów”, którzy daliby haso do
powstania. Takie powstanie mogoby skoczy si zwycistwem lub klsk.
Bez wzgldu na to, jakby si skoczyo, spowodowaoby to znaczne o ary.
Moe bardzo znaczne. Ale konsekwencj takiego scenariusza byyby nie
tylko o ary. Taki przebieg wydarze musiaby mie istotne konsekwencje
dla losów demokracji w Polsce: kiedy lud przemoc obala tyrani, to niemal
zawsze otwiera drog nowej tyranii.
Porozumienia Okrgego Stou miay t szczególn cech, e pooyy
podstawy pod budow demokracji – moe cigle jeszcze dosy uomnej, nie
– 95 –
bardzo sprawiedliwej i niezbyt efektywnej. Demokracji, która z pewnoci
wymaga udoskonalenia. Ale demokracji rzeczywistej.
Ostatnio pojawi si inny rodzaj krytyki kierowanej pod adresem uczest-
ników „Okrgego Stou”. Uczestnikom postawiony zosta zarzut, e tworz
oni legend wokó siebie sugerujc, e to oni dokonali wielkiego dziea prze-
ksztacenia Polski z autorytarnej w demokratyczn, podczas gdy w trakcie
obrad nikomu si nie nio, e stanie si to, co si stao. Tak wic, jak napi-
sa prominentny dziennikarz „Gazety Wyborczej”, „nie naley utosamia
efektów z intencjami”
13
. Dokonaa si wielka zmiana, ale osoby zaangao-
wane w negocjacje „Okrgego Stou” nie mog przypisywa sobie zasug
z tego powodu, poniewa charakteru tych zmian ani nie planoway, ani nie
przewidyway.
Mona zgodzi si z Autorem, e efektów z intencjami utosamia nie
naley. Nie naley te przypisywa sobie zasug, które przypadaj historii.
Ale nie trzeba tworzy adnej legendy, aby stwierdzi, e kluczow cech
dowiadczenia „Okrgego Stou” byo osignicie porozumienia midzy
gboko zantagonizowanymi stronami. To wanie porozumienie nadao
kierunek i dynamik spontanicznie rozwijajcym si procesom.
Dlatego warto jest, jak myl, analizowa warunki, dziki którym porozu-
mienia midzy gboko zantagonizowanymi siami politycznymi okazuj si
moliwa. Bo – jak si okazuje – takie porozumienia mog by czynnikiem
sprawczym pozytywnych zmian spoecznych. Nawet wtedy, gdy owe zmiany
znajduj si poza horyzontem umysowym uczestników porozumie.
V. UWAGA KOCOWA
Powiada si, e dowiadczenie „Okrgego Stou” to zjawisko unikalne,
dotyczce pewnego szczególnego kontekstu historycznego. I tylko tak po-
winno by traktowane. Myl, e pogld taki opiera si na ujmowaniu tego
dowiadczenia w nazbyt konkretny sposób. Tymczasem ma ono pewne ce-
chy ogólne, które wykraczaj poza ówczesne tu i teraz.
W rzeczy samej powane kon ikty s „chlebem codziennym” demokra-
tycznego spoeczestwa. Stale musi ono si z nimi zmaga. S to kon ik-
ty ideologiczne (np. dotyczce aborcji, zapodnienia in vitro czy lustracji),
kon ikty interesów (np. w sprawie emerytur pomostowych), kon ikty wy-
13
P. Pacewicz, Legendy „Okrgego Stou”, „Gazeta Wyborcza” z 6.02.2009.
– 96 –
obrae o wiecie (np. o to, co moe przynie nam wprowadzenie euro).
W kon ikty te zaangaowane s róne grupy, takie jak partie polityczne,
zwizki zawodowe, korporacje zawodowe, organizacje przemysowców
i wiele innych. Bardzo czsto grupy takie ywi wobec siebie gbokie urazy
i zupenie sobie nie ufaj. W grupach tych jest te niemao radykaów, któ-
rzy pr do konfrontacji.
Jak pastwo demokratyczne radzi sobie z takimi kon iktami? Niektórzy
wierz, e waciwym sposobem ich rozwizania jest bezwzgldna walka
polityczna toczona zgodnie z zasadami demokratycznego parlamentary-
zmu, a zwycizca w tej walce dyktuje pokonanemu warunki pokoju. Znaczy
to, e politycznie silniejszy narzuca rozwizania politycznie sabszemu.
A ten, który w danym momencie okazuje si sabszy, czeka na okazj, aby
si odegra. Liczy na to, e w demokracji fortuna koem si toczy.
Wielu wspóczesnych polskich polityków i publicystów zdaje si uwaa,
e wiat polityki to pole bitwy, na którym „nasza strona” zmaga si z nie-
bezpiecznym przeciwnikiem. Przeciwnika tego musi pokona i zniszczy.
W naszych czasach, w takim kraju jak nasz nie chodzi o zniszczenie zycz-
ne, ale o polityczne i symboliczne, a czasami take ekonomiczne.
Wspóczesna myl polityczna coraz czciej zwraca uwag na powane
ograniczenia tego sposobu rozwizywania kon iktów w demokratycznym
spoeczestwie. Wielu autorów podkrela, e jako demokracji zaley
w niemaym stopniu od tego, czy aktorzy polityczni s w stanie rozwi-
zywa wyaniajce si kon ikty w drodze negocjacji i porozumie. Otó
mona powiedzie, e „Okrgy Stó” jest modelem osigania takich poro-
zumie. Sdz, e ci, którym zaley na podwyszeniu jakoci demokracji,
powinni powanie przyjrze si dowiadczeniu „Okrgego Stou”. Dowodzi
ono, e najpowaniejsze kon ikty mog by konstruktywnie rozwizywane,
jeeli polityczni aktorzy przyjm odpowiednie nastawienia i wypracuj od-
powiednie procedury porozumiewania si.
Uwaam, e powany namys nad dowiadczeniem „Okrgego Sto-
u” moe by pomocny w deniach do podwyszenia jakoci demokracji
w naszym kraju.
– 97 –
J
AN
O
RDYSKI
, R
OBERT
W
ALENCIAK
ROZMOWA Z JÓZEFEM CZYRKIEM
– Kiedy doszed pan do wniosku, e tak dalej by nie moe? e socjalizm si nie
obroni?
– Pozwolicie panowie, e nasz rozmow zaczn od kilku osobistych
uwag. Po pierwsze, utrata wzroku pozbawia mnie moliwoci korzystania
z dokumentów, musz polega na pamici 80-latka, a ta pami w tym wieku
bywa zawodna. Nie bez znaczenia s te moje lewicowe przekonania, które
mog by uznane za przyczyn stronniczoci w moich ocenach. I druga
uwaga – dowiadczenia trzydziestoletniej pracy w subie zagranicznej na-
uczyy mnie ocenia wydarzenia, fakty nie z jednostkowego punktu widze-
nia, tylko jako przejaw okrelonych procesów. Globalnych, regionalnych…
Nauczyy mnie te krytycznie patrze na zjawisko polonocentryzmu jako
grone dla wyrabiania sobie waciwej oceny pozycji i roli midzynarodowej
Polski, zmniejszajce realizm, a co za tym idzie – skuteczno naszej poli-
tyki. Jeli za chodzi o panów pytanie – to sdz, e nie ma jakiego jednego
tylko wydarzenia, jednej tylko daty, która by oznaczaa pocztek przekona-
nia o nieuchronnym zaamaniu si ustroju w Polsce. To by proces. Cho
samokrytycznie przyznaj – z duym opónieniem odczytywalimy znaki
czasu, a zwaszcza ich dynamik. I to zarówno my – w obozie rzdzcym,
jak ruch opozycyjny.
– Nie czulicie, e narasta konieczno zmiany?
– Nie docenilimy znaczenia procesu zmiany w midzynarodowym
ukadzie si zwizanym z wejciem na scen dynamicznie rozwijajcego
si i reformujcego pastwa chiskiego. Pojawienie si Chin w charakterze
kandydata na trzecie supermocarstwo oznaczao zmian bipolarnego do-
tychczasowego ukadu USA – ZSRR. Stworzyo to sytuacj korzystn dla
pokoju, znacznie zmniejszajc czy wrcz uniemoliwiajc globalny kon ikt
– 98 –
mocarstw. Zgodnie z zasad – gdzie si dwóch bije, trzeci korzysta. Ukad
trójstronny z góry ogranicza moliwo kon iktu kadego z tych czonków
trójkta. Jeliby USA zdecydoway si na kon ikt z Chinami, to oczywicie
korzystaby na tym Zwizek Radziecki. Ani dla Chin, ani dla Ameryki to by
si nie opacao… I tak po kolei.
– A dwóch na jednego?
– Trójstronny kon ikt oznaczaby totalne zagroenie dla cywilizacji
wiatowej, wszyscy by si wzajemnie wyniszczyli. Zaczo si wic poszuki-
wanie dróg wyjcia z okresu zaostrzonej Zimnej Wojny. Temu wszystkiemu
towarzyszyo jeszcze jedno zjawisko, którego równie nie dostrzeglimy
w por. Zahamowaniu ulegy moliwoci rozwojowe krajów socjalistycz-
nych, a zwaszcza Zwizku Radzieckiego. Te procesy zmuszay do szukania
dróg wyjcia. Podobne procesy zachodziy, cho niedostrzegalnie, w USA.
– Jak je szukano?
– Przyznam, e stosunkowo wczeniej dowiedziaem si o tych proble-
mach rozwoju ekonomicznego Zwizku Radzieckiego i to z tak wiarygodnego
róda, jakim by ówczesny czonek Biura Politycznego KPZR – Michai Sier-
giejewicz Gorbaczow. Poznaem go na kongresie Portugalskiej Partii Komuni-
stycznej w Porto w 1984 roku. Zrobi na mnie wielkie wraenie jako czowiek,
którego w kadrze radzieckiej nie spodziewaem si znale. By cakowitym
zaprzeczeniem dotychczasowych dziaaczy radzieckich, którzy w swoich mi-
sjach zawsze przybierali, nawet bezwiednie, postur genera-gubernatora.
I rozmowa z nimi najczciej przybieraa charakter ni to przesuchania, ni
to pouczania, czy te obu tych metod wcznie. Gorbaczow zaprosi nasz
delegacj na obiad do swojej rezydencji, by to may hotelik, który wynajto
dla delegacji radzieckiej. By gocinny, wesoy… A jak zacz opowiada po-
lityczne dowcipy, które znalimy jako Radio Erewa, to boki zrywa… Gdy
ju si egnalimy, to rzuci – jak bdziecie w Moskwie, zajrzyjcie do mnie,
pogadamy. On by ju wtedy sekretarzem ds. midzynarodowych. Szed do
góry. I cay czas pilotowany by przez Andropowa. To by jego czowiek.
– I pojecha pan do Moskwy.
– Pojechaem. Przyj mnie. I zapyta – co sycha? Ale zauwayem, e
sucha mnie jednym uchem. To si czsto zdarzao, e jak aparat radziecki
przygotowa swoich ludzi do rozmów, to ich tak nasyci wiedz, e my mo-
glimy si dowiadywa od nich, a nie ich informowa.
– Wic pewnie szybko zacz mówi on…
– Ano zacz… To si ciesz – mówi – e staracie si przezwyciy
trudnoci, yczymy wam wszystkiego najlepszego, mówi to w peni od-
– 99 –
powiedzialnoci, e nas to cieszy, dlatego e sami znajdujemy si w co-
raz trudniejszej sytuacji. Wanie dostaem najwiesze dane z urzdu
statystycznego. Okazuje si, e rozwój ekonomiczno-spoeczny, wzrost
gospodarczy, który notowalimy bez przerwy od czasów zakoczenia woj-
ny, skoczy si. Wkroczylimy w faz stagnacji. Wprawdzie statystyki
wskazuj, e rocznie mamy wzrostu 1 procent, 2 procenty, ale my przecie
mamy dowiadczenie Lejzorka Rotszwanca, jak si sporzdza statystyki dla
kierownictwa, eby gowy nie leciay. Wic z tych statystyk to my moemy
z góry zaoy, e jest 1–2 procent, ale minus, a nie plus. I mówi dalej –
co to oznacza, jeeli pastwo, naród, wchodzi w taki degresywny stan? To
znaczy, e grozi mu gboka zapa, gboki kryzys. Nie moemy do tego
dopuci, musimy szuka dróg wyjcia. I w tym kierunku bdziemy dzia-
ali, i bdcie przygotowani, e nie wasze kopoty bd dla nas gówne, ale
bdziemy musieli si zaj naszymi wewntrznymi sprawami.
– Powiedzia, jak zamierzaj to robi?
– Stwierdzi, e nie ma opracowanych planów wyjcia z sytuacji, e mu-
sz te prace przyspiesza. I – dalej mówi – bd one szy w kierunku „usko-
rienia”. I zacz wykada, jak oni to „uskorienie” bd robi. Po pierwsze,
przywróci wydajno i dyscyplin pracy, która jest straszna. Po drugie, bd
musieli si zabra, to jest niepopularne, za gówn chorob spoeczn – za
alkoholizm. I tak dalej. I e równie bacznie pod tym wzgldem obserwuj
polskie próby i wysiki opanowania kryzysu spoeczno-gospodarczego.
– Oni sobie ju wtedy zdawali spraw, e przegrywaj wycig zbroje?
– Oczywicie, e sobie zdawali. Sam Gorbaczow wtedy przyzna – su-
chajcie, my przy tym poziomie rozwoju nie wytrzymamy narzuconego nam
tempa zbroje. Bdziemy przegrywa ten wycig, ukad si bdzie si zmie-
nia i bd rosy zagroenia na arenie midzynarodowej. I mówi: dotychczas
ogromnym wysikiem ponosilimy wspóodpowiedzialno za utrzymanie
równowagi bezpieczestwa, równowagi strachu. Jeeli ta równowaga ule-
gnie zachwianiu, wywoa to okrelone rachuby w obozie imperialistycznym
i moe doprowadzi do cikich zaburze midzynarodowych. Bo moe za-
równo kusi imperializm do dziaa przeciwko ZSRR, jak i zmusza ZSRR
do dziaa obronnych. Wic musimy, zanim ten stan nastpi, dokona ta-
kich zmian w stosunkach midzynarodowych, eby paszczyzna dziaania
si agresywnych, jastrzbi, nie tra aa na podatny grunt.
– Jak to rozumie?
– A jakie byy wówczas gówne napicia? Wycig zbroje, Afganistan, po-
dzia Niemiec, podzia Europy… To byo wskazanie, w których obszarach
– 100 –
moe doj do zmiany. e Moskwa bdzie próbowaa budowa oparty na
innych zasadach ad midzynarodowy. Wróciem do Warszawy pod wielkim
wraeniem tego, co usyszaem. Po pierwsze, dowiedziaem si, jaka jest
waciwie sytuacja w Zwizku Radzieckim. e Zwizek Radziecki dojrzewa
do koniecznych zmian. I e formu tych zmian poszukuje. Wic czekaj nas
ogromne zmiany jeli chodzi o polityk radzieck.
– Opowiedzia pan gen. Jaruzelskiemu o tej rozmowie z Gorbaczowem?
– Dokadnie mu j zreferowaem. Dodajc, e – moim zdaniem – jest to
przyszociowy czowiek w ukadzie kierowniczym ZSRR. Powiedzia: a to
ciekawe… I poleci mi zaproszenie Gorbaczowa do Warszawy. Ale zanim to
si zmaterializowao, przeszo przez biurokracj partyjn…
– Obserwowa pan odtd pilnie Gorbaczowa?
– Tak. Po tej rozmowie zrozumiaem, e to jest przyszy przywódca
ZSRR. Który widzi problemy i nie boi si o nich mówi.
– A nie zaskoczyo Pana, e by wobec pana tak otwarty? W tamtym czasie
przywódcy ZSRR mówili drtwa nowomow i raczej nie zwierzali si sojusznikom
ze swoich waha, przemyle.
– Gorbaczow, gdy z nim wówczas rozmawiaem, nie by jeszcze sekreta-
rzem generalnym. Dopiero do cisego kierownictwa wchodzi. Wic mia
wiksz swobod. Móg snu wizje. Póniej, gdy zacz kierowa ZSRR,
rzeczywicie by bardziej oszczdny w sowach. Wery kowa swoje pogldy
z praktyk rzdzenia. Na pocztku rozpocz program „uskorienia”. Ale ten
etap trwa stosunkowo krótko. Gorbaczow szybko zrozumia, e to nie wy-
starcza, eby pchn rozwój Zwizku Radzieckiego, zwaszcza jego ekono-
miki, na nowe tory. Wtedy wystpi z programem pieriestrojki. By to drugi
etap jego przemyle i reform, którymi chcia kierowa. Kiedy zrozumia,
e i to nie wystarcza – rozpocz polityk gasnost’i. A to ju by przeom
natury politycznej i ideologicznej.
– Zwizku Radzieckiego nie uratowa…
– Tam popeniano te same nieomal bdy co u nas… Gorbaczow dzia-
a ze znacznym opónieniem, nie wyprzedza rozwoju, nie zapobiega
kon iktom… le rozgrywa kon ikt gruziski, litewski... To przecie byy
absolutne bdy. Natomiast najsprawniej mu szo, i chyba tutaj upatrywa
gówne szanse osigni i skutków korzystnych dla Zwizku Radzieckie-
go, na paszczynie midzynarodowej. Bo to jest i wyjcie z Afganistanu,
zejcie z paszczyzny militarnej konfrontacji, powcignicie imperialnych
ambicji, redukcja wycigu zbroje. Prawdopodobnie ju wówczas trway
tajne negocjacje i rokowania, co zrobi z problemem niemieckim. Jak uo-
– 101 –
y now sytuacj europejsk, eby nie stwarzaa napi, tylko odwrotnie…
Tu w sukurs Gorbaczowowi przyszy interesy amerykaskie. W tym czasie
gospodarka amerykaska zacza mie równie pewne trudnoci i ekono-
mici wskazywali, e jej gównym konkurentem jest gospodarka zachodnio-
niemiecka. e zarówno w stosunkach Ameryka – Niemcy, jak i na innych
rynkach, konkurencja niemiecka wypiera Amerykanów. Wic ekonomici
amerykascy zaczli postulowa, eby kierownictwo amerykaskie pomy-
lao jak zahamowa ekspansj niemieck. Wtedy zrodzia si koncepcja,
e najlepiej bdzie, gdy ekspansj RFN skieruje si do wewntrz. To zna-
czy na tereny zacofanej NRD. I e w ten sposób amerykaska gospodar-
ka otrzyma niezbdny oddech. No, ale eby tego dokona, to trzeba byo
wpierw porozumie si ze Zwizkiem Radzieckim na temat zjednoczenia
Niemiec. Wynika z tego, e nieprawd jest, e o procesach zblienia nie-
miecko-radzieckiego Amerykanie nie wiedzieli, e to si dziao przeciwko
Ameryce…
– Wszyscy mieli interes…
– Otó te znaki czasu naleao widzie i odczytywa. Mymy ich nie
widzieli.
– A z czego to wynikao? Z niedoinformowania? Czy z tego, ze bylicie niewol-
nikami starych schematów mylowych, starego porzdku?
– I jedno, i drugie wpywao na ten stan rzeczy. Nazwijmy to naiwno-
ci. Mymy naiwnie wierzyli, e Amerykanie nie bd chcieli wzmacnia
Niemiec Zachodnich, dajc im przyzwolenie na zjednoczenie, i tak samo
naiwnie wierzylimy, e Zwizek Radziecki nie ruszy swojej 300-tysicznej
armii znad aby z powrotem za Bug… To by niemal dogmat.
– Francuzi i Anglicy te nie bardzo rwali si do zjednoczenia Niemiec.
– Tak, byli przeciw. Mitterrand jedzi na Wschód, spotyka si z Gor-
baczowem w Kijowie… Faktem jest, e o tym nowym mylenia, o zbiegu
interesów najwikszych mocarstw, mymy w ogóle nie wiedzieli. Ja dowie-
dziaem si o tym troch przypadkowo, od ambasadora Szwecji. Od cza-
su do czasu spotykalimy si dla przedyskutowania rónych spraw; to by
ciekawy czowiek, socjaldemokrata, dowiadczony w sprawach midzynaro-
dowych, miaem wraenie, e pracowa take dla wywiadu. Bo wprawdzie
rezydowa w Warszawie, ale czsto jedzi do Kijowa, do Miska, obserwo-
wa cay Wschód. Wtedy spotkalimy si na obiedzie, w pewnym momencie
zaczlimy mówi o zjednoczeniu Niemiec, i ja wtedy powiedziaem, e
przecie zjednoczenie Niemiec jest nierealne. Bo ani Zwizek Radziecki
tego nie chce, ani Amerykanie, bo przecie to by zmienio ukad si, a sto-
– 102 –
sunki midzy Wschodem a Zachodem, jeli maj by pokojowe, od tego
ukadu si zale. A on wtedy powiedzia wprost: ma pan stary sposób my-
lenia i star wiedz. Bo my na przykad wiemy, e Amerykanie... – i tu
mi to wszystko co powiedziaem wczeniej wyoy. Z cyframi, i tak dalej.
Szwedzi doskonale o wszystkim wiedzieli. A nam nikt o tym nie powiedzia.
Ani nam, ani NRD-owcom…
– Pan wtedy z tym wszystkim poszed do Generaa, i Generaowi opowie-
dzia…
– Opowiedziaem to Generaowi. Genera na to powiedzia, e to jest bar-
dzo ciekawe, ale on w to nie moe uwierzy, poniewa – jak z jego rozmów
z Gorbaczowem – wynikao, Zwizek Radziecki nie myli o rozwizaniu
problemu niemieckiego za ycia obecnych generacji. Sdz, e gówni part-
nerzy tych rozmów – Niemcy Zachodnie, Amerykanie, Francuzi, Anglicy,
Zwizek Radziecki – umówili si, e maj by one trzymane w tajemnicy.
I nigdzie ta tajemnica nie wycieka. Owszem, byy komentarze, przypusz-
czenia, natomiast nikt nie mówi, e jest gotowy uzgodniony plan.
– Kiedy nastpuje ten moment, e wy ju wiecie, e nastpia zmiana polityki
Gorbaczowa, e jest wielki przeom, e ju wiadomo, e bdzie inaczej?
– W peni z konsekwencji tego nie zdawalimy sobie sprawy. W ogóle
jednym z wielkich obcie polskiej polityki by nasz polonocentryzm.
– Co by byo, gdyby zamiast Gorbaczowa sekretarzem generalnym zo-
sta na przykad Romanow? Jak sytuacja by si potoczya?
– Myl, e niekorzystny stan spoeczno-gospodarczy Zwizku Radziec-
kiego tak by si pogbi, e to by si skoczyo albo jak prób przejcia na
now formu stalinizmu, komunizmu wojennego, albo gbokim kryzysem
politycznym, który by zmusi do reform, do zmian, cznie z rezygnacj
z pastwowoci radzieckiej.
– Czyli z wariantem rozwizania ZSRR, tak jak to miao miejsce w roku 1991
w Biaowiey. A który wariant byby bardziej prawdopodobny?
– Myl, e najpierw mielibymy komunizm wojenny. A dopiero drugim
etapem byyby gbokie wstrzsy, które doprowadziyby do reform.
– Czy ten komunizm wojenny byby grony dla wiata?
– Pytacie panowie, czy to byby komunizm wojenny typu ofensywnego,
grocy – wobec pogarszajcej si dla ZSRR sytuacji – rzuceniem na jed-
n kart wszystkiego? Otó w armii radzieckiej, z tego co wiem, byy dwa
kierunki. Pierwszy mówi, e jeli nam co zagrozi, co nas skae z góry na
przegran, to my musimy pierwsi uderzy. Tak by zapobiec zym dla nas
– 103 –
tendencjom. I pokrzyowa je tak, e wyjdziemy z tego poranieni, ale nie
zginiemy cakiem, albo nawet i wygramy. Drugi kierunek mówi tak – nie
moemy ryzykowa takiego niebezpieczestwa. W takiej sytuacji trzeba si
ju nie elazn kurtyn, ale chiskim murem odgrodzi od wiata. I mczy
si ze z sytuacj tak dugo, a wyzdrowiejemy. Wydaje mi si, e w tym
czasie w armii radzieckiej silniejsze byo skrzydo, które si opowiadao za
drugim rozwizaniem. Za odgrodzeniem si chiskim murem, pozbyciem
si niewdzicznych sojuszników, którym trzeba pomaga, a którzy tylko
trudnoci sprawiaj. Bo Zwizek Radziecki – argumentowali – ma takie re-
zerwy wewntrzne, e wystarczy ebymy tylko przywrócili – to co byo
w uskorieniu – porzdek, ad, dyscyplin, to wyjdziemy z kryzysu.
– A Polska w tej koncepcji po której stronie muru bya?
– Nie mam tu penej orientacji. Obserwowaem mojego szefa pod tym
ktem widzenia, to byo ciekawe. W roku 1984 bya rocznica PKWN i ge-
nera Jaruzelski mia w Chemie wystpienie programowe. Oznaczao ono
pene poparcie tego skrzyda, które w tym czasie dominowao w ZSRR.
Myl, e genera spenia to, co musia, z sojuszniczego obowizku. A w tle
– szuka rónych rozwiza. Cho ostronie, z wczonymi hamulcami. Po
tym, jak Gorbaczow doszed do wadzy i zadzwoni do Sacharowa i odwoa
go z zesania, i przyj go u siebie, namawiaem Jaruzelskiego, eby zaprosi
do siebie Was. eby zjedli obiad, pogadali, pikne zdjcie telewizyjne
eby poszo, e si szuka rozwiza. Nie zgodzi si.
– Mona odnie wraenie, e w pierwszych latach epoki Gorbaczowa Polska
pozostawaa gdzie z tyu. Wemy X Zjazd PZPR – od pótora roku w Moskwie
by ju Gorbaczow, a Zjazd by jak za Czernienki…
– Mymy ten Zjazd zmarnowali. To by ostatni czas, kiedy mona byo
podj konieczne reformy. Niestety, powanym bdem okazao si refe-
rendum w sprawie przyjcia reformy prof. Sadowskiego. Bo przegrana
w referendum nie tylko oznaczaa zawieszenie tego planu, ale te wizaa
kierownictwu pastwa rce w przyszych dziaaniach. Wic zamiast reformy
mielimy tzw. atestacj stanowisk. Bd! Ciki bd! Jak mona zwraca
si do klasy robotniczej z hasem, eby stana na czele ruchu, który – chcc
nie chcc – uderzy w interesy tej klasy? Bo có znaczya atestacja – e ma
si obliczy, ile ludzi trzeba wyrzuci na bruk! Ta akcja musiaa si zaama.
A nawet gdyby si powioda, to i tak nie ratowao to ekonomiki kraju. Bo nie
dlatego gospodarka le dziaaa.
– Dlaczego, jeli chodzi o gospodark, w latach 80. nic si nie udawao? I prze-
chodziy takie pomysy jak atestacja?
– 104 –
– To wynikao z tego, e nasza armia, kadra wojskowa, byy izolowane
od tematyki ekonomicznej. Znacie moe ekonomistów zwizanych z woj-
skiem? Bo ja znam ludzi kultury, sztuki, którzy byli powizani z wojskiem,
ale ekonomistów nie znam…
– Jest po zjedzie, po atestacji, koczy si rzd Messnera, jest 1987 rok, genera
Jaruzelski dokonuje zmian w kierownictwie, do Biura Politycznego wchodzi Ra-
kowski. Co to oznacza. Dodajmy – w lutym 1988 roku mamy wywiad Bronisawa
Geremka w „Konfrontacjach”, w maju 1988 jest paski wywiad w „Trybunie” za-
tytuowany Nie ma odwrotu od reform i demokratyzacji…
– Daem to bez uzgodnienia z generaem. Trzeba powiedzie, e genera
ani mnie nie zgani, ani nie pochwali. Rozumiaem wic, e jeeli mnie nie
zgani, to przyzwala, e ley to gdzie w jego polu mylenia.
– Z ówczesnego punktu widzenia rozmowy z „Solidarnoci”, czy próby podzie-
lenia si wadz byy straszliwym wyomem w doktrynie. Dowiadczenie podpo-
wiadao, e nie zgodziliby si na to towarzysze radzieccy. Czy wic – mielicie ich
zgod? Po drugie, czy mielicie na to zgod wasnego zaplecza politycznego?
– Istotny wpyw na polityk, zarówno nasz, jak i opozycji, stwarzaa
sytuacja patowa. Po prostu, opozycja bya za saba, eby nas obali. A rzd
i partia byy za sabe, nie miay poparcia spoecznego, eby przeprowadzi
reformy, które musiay ludzi co kosztowa. Oto caa tajemnica.
Jeli za chodzi o wiadomo obozowych ograniczników… e te ogra-
niczniki zostay przez rozwój sytuacji bardzo zagodzone, e ich ostro
si zmienia, to nie dostao si do wiadomoci ani partii, ani spoecze-
stwa. Niby co si czuo, e Zwizek Radziecki ma swoje problemy, ale to
wszystko oparte byo na przypuszczeniach, a nie na znakach czasu. Zresz-
t, te znaki czasu bardzo si zmieniay. Przypomnijmy sobie czasy „Soli-
darnoci”. Wtedy teoria, e radzieccy nie wejd do Polski, bo zaangaowali
si w Afganistan, wic nie chc otwiera kolejnego frontu, wygldaa nawet
wiarygodnie. Ale bya absolutnie nieprawdziwa. W tym sensie, e Zwizek
Radziecki, eby wej do Polski, nie potrzebowa niczego. Mia 300 tys.
onierzy za Odr, mia kilkadziesit tysicy onierzy w Polsce, mia swoje
lotniska, czno… Poza tym, wystarczyoby zakrci kurki gazowe… Ale
z najwysz powag politycy „Solidarnoci” t teori gosili. e nie wejd,
e nie sta ich i tak dalej… Sta ich byo! Jakby tylko sytuacja w Polsce wy-
mkna si spod kontroli, uruchomiliby to bezsprzecznie. Bo wtedy kwestia
bezpieczestwa militarnego i militarnej ekspansji bya czoowym proble-
mem polityki wewntrznej i zagranicznej Zwizku Radzieckiego. Wtedy.
Ale to si szybko zaczo wykrusza…
– 105 –
– Gdy zaczli przegrywa „zimn wojn”…
– Oni jeszcze w roku 1979, 1980, wyobraali sobie, e siami inwazyj-
nymi szybciutko obejm Afganistan, powstanie tam sojuszniczy Pusztuni-
stan, który otworzy im drog na Ocean Indyjski, zao tam baz dla oty
radzieckiej i wreszcie Zwizek Radziecki bdzie mia dostp do mórz po-
udniowych. e ju nie bd musieli si kania jakim co sabszym krajom
arabskim, eby im pozwolili skorzysta z portów, bd mieli wasne wyjcie
na morza. Tak sobie wyobraali.
– A gdy zaczli przegrywa?
– Mówiem panom o mojej rozmowie z Gorbaczowem… I gdy w Zwiz-
ku Radzieckim zaczy tworzy si róne pogldy co do wyjcia z kopotów,
które naród czu, to nie jest gupi naród przecie, to równie zaczli przy-
glda si bliej Polsce; i ta Polska zacza dla nich by niezwykle interesu-
jcym obiektem. Takie swoiste dowiadczalne laboratorium.
– Wiedzielicie o tym?
– Wiedzia o tym Jaruzelski, czu to. Nieraz mówi – jestemy dla nich
poligonem dowiadczalnym. W ramach takiego traktowania dziaay na te-
renie Polski obie te siy – i proreformatorskie, i konserwatywne, które chcia-
y przez Polsk oddziaywa na utrzymanie si ustroju i dotychczasowej
polityki w ZSRR i w caym obozie. Te konserwatywne siy w polskiej opinii
publicznej, wydaje mi si, byy przeceniane, czy te oceniane jako faktycz-
ny, rzeczywisty wyraz radzieckich interesów i radzieckich tendencji.
– A jak personalnie u nas si rozkadao? Siy proreformatorskie i konserwatyw-
ne? Kto gdzie by?
– Musz przyzna, e do koca nie wiem. To jest ocena, która by bazowa-
a na domysach… Na przykad oceniaem pewnych ludzi, e byli przeciw-
ko idei „Okrgego Stou”, a oni póniej zachowali si zupenie rozsdnie.
– A Miodowicz? Spotkalimy si z opini, e zachowanie OPZZ przy „Okr-
gym Stole” nie do koca byo autonomiczne – oni reprezentowali pewien nurt
obecny w Zwizku Radzieckim.
– Tak mi si wydawao. Nie móg wywiad radziecki zostawi na uboczu
takiego ruchu jak „Solidarno”. Jak si ten ruch rozwija, w którym kierun-
ku dy. OPZZ byo przy tej okazji jednym z czynników do wspódziaania
i do obserwacji, i do oddziaywania na „Solidarno”. W ambasadzie ra-
dzieckiej by specjalny czowiek ds. kontaktów ze zwizkami zawodowymi,
czyli z OPZZ. Oni byli w staym kontakcie. Stanowisko Miodowicza pod
ktem uznania „Solidarnoci”, czyli kursu na demokracj w Polsce byo nie-
– 106 –
przychylne. Ale, z drugiej strony, to nie byo tak do koca. Bo on si opowia-
da za tym, eby zachowa monopol jednoci zwizków zawodowych, czyli
monopol OPZZ, ale pod hasem monopolu jednoci zwizkowego ruchu
robotniczego. Natomiast, prosz bardzo, chcecie rozwija demokratyczne
formuy – to mona wyrazi zgod na tworzenie partii politycznych.
Taka postawa, jak sobie tumacz, braa si te z ideologicznego przeko-
nania o wiodcej roli klasy robotniczej w budowie socjalizmu. W tym czasie
mielimy w ZSRR okres osabienia roli partii i tam zwizki zawodowe mu-
siay rosn w si i broni ruchu zwizkowego jako nienaruszalnego, bo to
jest ruch klasy robotniczej, którego nie wolno dzieli, bo to by osabiao jego
si. Oni myleli o zwizkach zawodowych nie jako o pasie transmisyjnym
partii do mas, ale jako o dominujcym ruchu. Tu chcieli odgrywa jak
rol. Ja sobie tak to wyobraam. W kadym razie wierzy w to Miodowicz.
– Jedn z kluczowych cezur w procesie przechodzenia do demokracji bya te-
lewizyjna rozmowa Miodowicz–Wasa. Podobno by pan przekonany, e bya
w tym rka Moskwy.
– Jestem o tym przekonany z kilku wzgldów. Byy opory w Biurze Po-
litycznym wobec tej rozmowy, przewaaa opinia, eby si na ni nie zga-
dza. Ten brak zgody wynika z kilku przyczyn. Byli tacy, którzy uwaali, e
po prostu Miodowicz nie da rady broni pozycji obozu partyjno-rzdowe-
go, bo si nie da obroni zej sytuacji. Ona obiektywnie bya za. Wic co tu
mówi? Byli te tacy, którzy uwaali, e w ogóle Miodowicz nie jest zdolny
do tego, eby merytorycznie da sobie rad… A trzeci to byli tacy, którzy
mówili, e nie wolno stwarza Wasie takich honorów, eby przed telewizj
narodowi gosi swoje pogldy, bo to ju jest kapitulacja przed „Solidarno-
ci”. Wszystko jedno, kto czym si kierowa – dominowao przewiadcze-
nie, eby si nie godzi na t rozmow.
– A si zgodzilicie…
– Do mnie przychodzili dziaacze, o których wiedziaem, e byli zwykle
nosicielami pogldów radzieckich. Oni prosili mnie, ebym pomóg Mio-
dowiczowi uzyska zgod na dyskusj z Was. Bo to bdzie korzystne, bo
Miodowicz powie, i tak dalej. Gdyby oni nie mieli instrukcji, e maj po-
móc Miodowiczowi w uzyskaniu zgody na debat, to by do mnie nie przy-
chodzili. Wic nie tylko domylam si ogólnie, ale wiem to osobicie, na
podstawie tych faktów, e to musiao by stanowisko zgodne z radzieckim
punktem widzenia. I tu mam kopot – realnie biorc namawianie na zgod
dyskusji Miodowicza z Was leao bardziej w interesie „Solidarnoci”
ni Miodowicza. Wiec jeeli rzeczywicie Miodowicza popiera jaki obóz
– 107 –
w Zwizku Radzieckim, to jaki? Czy taki co by za przyspieszeniem prze-
mian, czy wrcz przeciwnie?
– A jak pan sdzi?
– Ja mylaem i tak, i siak. Ale gotów jestem zaakceptowa tez, e to
stanowisko OPZZ leao w interesie i jednych, i drugich. I tych, którzy
chcieli reform, bo chcieli, eby Wasa wreszcie wyszed na wiat, eby pro-
ces zmian ruszy. A drudzy odwrotnie – liczyli, e Miodowicz tak zgnbi
Was, e si ten proces zaamie. I dlatego wydaje mi si, e ze strony
radzieckiej zachta moga pyn i ze strony jednych, i drugich.
– A ruch pod tytuem stworzenie rzdu Rakowskiego – jakie mia spowodowa
fakty polityczne i jakie nastpstwa? Co to miao by?
– Stao si wiadome i odczuwalne w spoeczestwie, e rzd Messnera
nie da rady wybrn z sytuacji. Na konieczno jego odwoania nalegaa
te trójka Pooga, Ciosek, Urban. A dlaczego Rakowski? Genera oceni,
e Rakowski ma odwag, e jest miay, e wszed miao w konfrontacj
z Was. By czowiekiem znanym w wiecie. Take w wiecie kultury.
A jak przyszo co do czego, to potra miao, w artykule w „Trybunie”, za-
atakowa ten wiat, e si da zbaamuci „Solidarnoci” i e na polsk inte-
ligencj przypada znaczna cz winy za to, co si stao. No, ze wszystkich
bdów, które popeni Mieczysaw Rakowski, ten by najmniej przez mnie
oczekiwany… On by przecie nieo cjalnym przywódc tego rodowiska!
– A odda to Michnikowi.
– I Kuroniowi… Ale Jaruzelski wierzy, e ma dojcia do tych rodowisk,
a w kadym razie zna si na nich, atwiej mu bdzie uzyska tam aprobat
ni komukolwiek innemu. I wreszcie, chyba dla generaa byo wane, e
Mietek w ówczesnym czasie nie posiada wasnego mocnego zaplecza we-
wntrznego. Czyli e nie moe doprowadzi do jakiego rozbicia jednoci
ówczesnego kierownictwa. e bdzie to lojalny wspópracownik.
– Co ambasady zachodnie w latach 1987–89 wysyay do swoich central?
Co wam mówiy nasze placówki?
– Przyznaj, e w tej sprawie stosunkowo na czas odczytaem znaki
czasu. Wprawdzie nie z jakim specjalnym wyprzedzeniem, ale w czasie
waciwym. Nie byem wtedy ministrem, byem przewodniczcym komisji
spraw zagranicznych Sejmu i jaki taki spowodowaem dwukrotny wyjazd
do Stanów Zjednoczonych. A to byo ju po „Okrgym Stole”, a przed wy-
borami w Polsce. Kwiecie, maj 1989. W Waszyngtonie zorganizowano mi
kilka ciekawych imprez. Po pierwsze, rozmowy z tymi, którzy zajmowali si
– 108 –
problemami ustrojowo-polityczno-ideologicznymi. Czyli przewidywaniem,
w jakim kierunku sytuacja si rozwija. Po drugie, stworzono mi moliwo
dialogu z koami gospodarczymi – dyskusj. Po trzecie, zorganizowano mi
spotkanie z dziennikarzami. Mogli pyta co i jak. No i przede wszystkim,
przyj mnie, jako przewodniczcego komisji spraw zagranicznych, nie tyl-
ko przewodniczcy parlamentu, ale i sam prezydent George Bush.
– A znaki czasu?
– Dlaczego je pojem? Uwaaem, e Amerykanów w tej chwili interesu-
je odpowied na pytanie: w którym kierunku Polska po wyborach pójdzie?
W jakim kierunku pójd przemiany? I czy Amerykanie maj si nastawia
na poparcie czy odwrotnie? Staraem si odpowiada w sposób najbardziej
korzystny dla Polski. Podkreliem, e obecne kierownictwo w Polsce stoi na
drodze szukania porozumienia z inaczej mylcymi. Jest to proces trudny,
bo wymaga od rzdzcej partii, eby odesza od dotychczas stosowanego
monopolu wadzy, czyli bya skonna t wadz si podzieli. I od poczucia
omnipotencji wadzy, e wadza mona wszystko. I wreszcie, eby przyja
kardynaln zasad polskiej polityki zagranicznej – a mianowicie, e nie Jata
jest winna zu, tylko interpretacja Jaty. Tym samym, nie powinnimy ob-
cia Ameryki grzechem Jaty i zdrady Polaków. Powinnimy jednoczenie
przyj, e w nowym geopolitycznym ukadzie Europy i wiata, w systemie
bezpieczestwa opartym o równowag strachu czy siy, dla czonków wspól-
noty midzynarodowej znaczenie zasadnicze ma nie tyle sympatyzowanie
z tym czy z owym czonkiem tej rywalizacji, ile dbanie o to, eby nie nast-
pia naga zmiana równowagi si, prowadzca do tego, e ten kto przegrywa,
to ratuje si wojn, albo ten który wygrywa i ma przewag, te narzuca swoje
stanowisko. W zwizku z tym, dla nas wane s stosunki ze wschodnim s-
siadem – bo jest blisko, jest wielki i ma szereg moliwoci nacisku na Polsk,
ale take ze wzgldu na to, jak praktykuje zasad równowagi i bezpiecze-
stwa. I zwizku z tym nie powinnimy by antyamerykascy, tylko stara
si rozumie polityk amerykask. I twardo broni przyjaznych stosunków
i ze Zwizkiem Radzieckim, i z Amerykanami. I bdziemy si opowiada
za zblieniem tych dwóch supermocarstw. Jak to mówiem Amerykanom,
to widziaem, e oczy przecieraj, bo jeszcze nikt z tej strony wiata tak do
nich nie mówi. A gdy przekazaem Bushowi zaproszenie Jaruzelskiego, to
podzikowa mi szczerze. Odpar, e bdzie si stara jak najszybciej do nas
przyjecha. I przyjecha, ju po wyborach, eby poprze Jaruzelskiego na
prezydenta. eby w Polsce nastpio porozumienie si politycznych.
– A dziennikarze? O co pana pytali?
– 109 –
– A na przykad o to, co bdzie, jak przegramy wybory. Odpowiedziaem
im, e wpierw musimy zaczeka na wyniki wyborów. Ale jeli w ich wyniku,
eby utworzy rzd, trzeba bdzie zawrze koalicj – to j zawrzemy. Po-
wstanie koalicyjny rzd. Znamy równie dowiadczenie Izraela, gdzie nie
mona byo zawrze koalicji, wiec rzdzono na zmian, rok Likud, a rok
Partia Pracy. Oni mnie suchali i patrzyli po sobie. Jak to? Zamiast przysi-
ga, e wadzy nie oddamy, takie rozwaania snuj?
– A dlaczego pan snu takie rozwaania?
– Bo tak uwaaem.
– Tak atwo pogodzi si pan z polityczn porak, z tym, e trzeba bdzie
odda wadz?
– Przed wyborami bano si gównie „Solidarnoci”, bo „Solidarno” to,
bo owo. A ja tumaczyem – ludzie kochani, nie „Solidarno” jest wana.
Owszem, oni dostan gosy, poniewa my nie rozwizujemy podstawowych
trudnoci spoeczno-ekonomicznych kraju. A sytuacja jest kryzysowa, co-
raz gorsza. Po wiecu pod Rzeszowem byem tam w ramach kampanii, pod-
szed do mnie robotnik w gumiakach. I mówi: Panie sekretarzu, co pan
nam tu obiecuje, co wy, to nie tego, a popatrz pan… I zdejmuje gumiaka
i pokazuje – w onucach jestem. Dlaczego? Bo nie mog dosta skarpetek,
nie ma skarpetek w caym województwie. I innych towarów te. I wymie-
nia cay szereg towarów podstawowego zaopatrzenia, których w rzeszow-
skim województwie przed wyborami nie ma. Wróciem w przekonaniu, e
mamy wybory przegrane. Bo ludzie bd gosowali ze zoci, z wciekoci.
Przeciwko rzdzcym, którzy nie potra zaatwi problemu skarpetek! Jak
widziaem, e brakuje pasty do zbów, papieru toaletowego, to mnie tra-
a szlag! Mylaem – kto tym rzdzi! Przeciwnik rzdzi, który chce przed
wyborami zdenerwowa naród, ebymy przegrali?
– I trzeba byo odda wadz…
– Trzeba byo odda wadz. Ja jestem czowiekiem, który dojrzewa
w 1945, 1946 roku, kiedy walka polityczna nie bya niczym nowym. Mia-
a ona ostrzejsze formy. Bo si strzelano. Byo referendum, potem wybo-
ry. Miaem profesora z mojej rodzinnej wsi, Jana Marszaa, który w czasie
okupacji by organizatorem powiatowym tajnego nauczania. Chodziem do
niego na lekcje matematyki.
– W jakim powiecie?
– acut. Po wyzwoleniu mieszkaem w bursie dla modziey wiejskiej.
To byo w paacu Potockiego, bya tam oraneria, na dole byy palmy, ptaszki
wiergotay, papuki, a na górze byy kiedy pokoje dla suby. Ze 20 pokoi
– 110 –
i tam bya bursa. Ja mieszkaem w pokoju omiosobowym, z Józkiem Tejch-
m. Doskonale si znalimy. Zakadalimy „Wici”. Kierownikiem tej bursy
by mój profesor, Jan Marsza. On by taki troch nasz opiekun, miaem
do niego najwicej miaoci, pochodzi z mojej wsi, by moim rodakiem.
I przychodz do niego i mówi, powiedzcie mi, jak my, Wiciarze, mamy
gosowa? Akurat wtedy 18 lat emy wszyscy pokoczyli i mielimy prawo
gosowa. To on tak chodzi po tym pokoju, chodzi, i mówi: Gosujcie, jak
wam dyktuje sumienie. Ale co dalej? – ja pytam. A dalej – on mówi – to tak:
osobicie uwaam, e najlepiej dla Polski byoby, gdyby opozycja przegra-
a. To go zapytaem: dlaczego, przecie my jestemy za PSL? A on mówi
– bo ja jestem czowiekiem sprzed wojny. I ja pamitam, e te siy, które
dzisiaj jako opozycja rw si do wadzy, wtedy, kiedy t wadz miay, nie
przeprowadziy ani jednej koniecznej dla spoeczestwa i narodu polskiego
reformy i zmiany. I boj si, e jeeli one dzisiaj dojd do wadzy, znowu
w Polsce adnej faktycznej reformy, któr wymaga rozwój naszego kraju
i spoeczestwa – nie przeprowadz. Trzeba, eby wygraa – mówi – lewica
(mówic jzykiem dzisiejszym), ale w stosunku takim: 49 proc. dostanie
opozycja, a 51 proc. lewica. eby moga przeforsowa projekt reform, ale
bya pod takim naciskiem i kontrol opozycji, eby panowaa demokracja,
i de facto, taki rozwój, który by odpowiada moliwie najszerszym warstwom
politycznym i spoecznym. I ten profesor Marsza tak mi da dyrektyw.
Ja jej nigdy nie zapomniaem – jako mdroci czowieka, który przey ka-
pitalizm, póniej wojn, póniej rewolucj i tak dalej. Pamitaem o tym
nawet podwiadomie. Dla mnie nie byo, e jestem partyjny, wic musz
klaska; ja patrzyem, czy to bdzie dobre dla Polski. To samo byo z wybo-
rami 1989 roku. Gdybymy wygrali je i nie mieli adnego konceptu wyjcia,
to co by to Polsce dao? A nie mielimy koncepcji! Czy mielimy ludzi, eki-
p, która to zrobi? Nie mielimy takiej ekipy. Nasza ekipa, nasza formacja
bya wypalona, i musiaa nastpi zmiana.
– Kiedy pan doszed do wniosku, e lepiej odda wadz? W roku 1988?
W 1989?
– Ja wówczas mówiem moim rozmówcom z najwyszego szczebla,
z Jaruzelskim wcznie – e nasza formacja, nasza ekipa, jej podstawowym,
najwaniejszym zadaniem jest polityczne zakoczenie stanu wojennego.
I odejcie. To, e trzeba zakoczy stan wojenny – wszyscy si ze mn zga-
dzali. To, e trzeba odej – nikt nie powiedzia „tak”. Nie powiedzia te
„nie”. Wic pewnie faktycznie liczono si z tym, e trzeba to bdzie zrobi,
ale nie wolno si na to nastawia, ani tym bardziej gono mówi.
– 111 –
– Jaki wic mielicie cel proponujc opozycji rozmowy? Czy chcielicie odda
jej wadz? Wic chodzio o to, eby zrobi to w sposób bezpieczny, bo Moskwa,
i kontrolowany? Czy te chcielicie wadz zachowa, wcigajc opozycj do wspó-
rzdzenia? Co jej dajc?
– Nie byo jednolitego pogldu. Mona powiedzie, e kierownictwo,
po pierwsze, rzeczywicie dyo do proreformatorskiej koalicji. Bo to, e
trzeba reformowa, zmienia, to byo oczywiste. Natomiast to, co miao
by politycznym efektem tej koalicji – o tym nie byo mowy. Tego nikt nie
wiedzia.
– Koció by trzecim uczestnikiem „Okrgego Stou”. Jak doszo do tego, e
postawilicie na Koció? Czego po tym manewrze si spodziewalicie?
– Jeli chodzi o nasz Koció, to na mnie wiksze wraenie zrobiy róni-
ce w Episkopacie natury nie ideologiczno-politycznej, tylko natury pokole-
niowej, generacyjnej. To si troch wie te i z tradycj polskiego Kocioa
jako takiego. Koció krakowski, który ogosi patronem Polski w. Stani-
sawa – biskupa mczennika, sta na gruncie wyszoci wadzy kocielnej
nad wadz pastwow. Tak byo te i przed wojn. Natomiast Koció war-
szawski by bardziej propastwowy. Te rónice gównie dotycz podstawo-
wej kwestii – czy waniejsz wartoci z punktu widzenia narodu, a zatem
i Kocioa, jest posiadanie w Polsce pastwa, z polskim jzykiem, kultur
i tak dalej, czy te waniejsze jest pytanie: czyje to ma by pastwo, jakie to
ma by pastwo? Otó Wyszyski reprezentowa pierwsz lini. Bo on by
czowiekiem wychowanym przed I wojn wiatow i najwyszym nakazem,
wartoci dla jego pokolenia byo odtworzenie i budowa niepodlegego pa-
stwa polskiego. Natomiast dla Kocioa krakowskiego problem odbudowy
pastwowoci oczywicie by wany, ale jakiego mistycznego pragnienia
samodzielnoci tam nie byo. W warunkach c.k. austriackiej monarchii oni
si dobrze czuli. W Austrii przedstawiciele arystokracji polskiej speniali
wane funkcje, premiera, ministra nansów…
– Czy ten podzia by widoczny w latach 80.?
– Ta rónica bya odczuwalna. Papie nawoywa do nowej ewangeli-
zacji, do walki z rónymi „dewiacjami” ycia spoeczno-ekonomicznego,
w tym z komunizmem. Czyli – interesoway go sprawy ustrojowo-politycz-
no-ideologiczne. A Wyszyski zaj znacznie bardziej wywaone stanowi-
sko. Przypominam sobie jedn z rozmów z Wyszyskim. Dotyczya ona
spraw niemieckich, Wyszyski wybiera si do Niemiec, wic zayczy sobie
ze mn rozmowy, ale pod jej koniec zeszlimy na sprawy polskie. I wtedy
– 112 –
powiedzia – panie ministrze, chciabym panu powiedzie, e ja osobicie
znam pana Was, to bardzo uczciwy czowiek, to dobry polski patriota
i naley mu pomóc, bo nie ma atwego ycia. Prosz to przekaza panu Kani
(Stanisaw Kania by wtedy I sekretarzem). Ja to przekazaem oczywicie,
Kania powiedzia – tak, to ciekawe... Ja, domylajc si, e jeeli kontrkan-
dydatami Wasy byli Gwiazda, Walentynowicz, Michnik, Kuro, to nawet
specjalnie nie dziwi si, e Wyszyski wola Was. A propos suchania
Kocioa – po wydarzeniach w Gdasku, pod koniec sierpnia, Wyszyski
na Jasnej Górze wygosi to synne kazanie, w którym przestrzeg przed
awanturnictwem i tak dalej… Par miesicy póniej, gdy miaem okazj
z nim rozmawia, zadaem mu pytanie: Eminencjo, „Solidarno” zajmuje
takie stanowisko, i takie dziaania forsuje, które stoj w sprzecznoci ze
stanowiskiem zajtym przez Eminencj w wystpieniu na Jasnej Górze…
To pytanie zadaem i pamitam to dzi – Wyszyski tak patrzy na mnie,
patrzy i mówi: wie pan, ja te jestem zdziwiony. Co si stao? Ja patrz na
nich i im mówi. Rzeczy suszne, trzewe, realne, a widz, e oczy s za-
mglone, niczego nie chwytaj, nie rozumiej. Otó – mówi – spotykam si
ze zjawiskiem takim, e oni po prostu zamykaj si przede mn.
Póniej i inni hierarchowie kocielni podobnie mówili. W Poznaniu by
arcybiskup Stroba. I na podobne pytanie odpowiedzia: Panowie, wy prze-
cie popeniacie jeden bd. Jak Koció zajmuje stanowisko, które odpo-
wiada nastrojom spoecznym, to jest chwalony, popierany i tak dalej. Ale
jak Koció chce swoje stanowisko zaprezentowa i do tego stanowiska
przekona, to wcale nie jest tak, e ludzie to automatycznie przyjmuj. Po
prostu – mówi – nie suchaj nas. Wic nie oczekujcie od nas rzeczy nie-
moliwych…
– Z tego wynika, e sia Kocioa polegaa nie na tym, e potra narzuci spo-
eczestwu co, tylko z tego, e wyczuwa wiatr nastrojów spoecznych, e szed
rami w rami z tymi nastrojami. A wy dlaczego wolelicie rozmawia z Kocioem
a nie z „Solidarnoci”?
– Nigdy nie byo tak, e byy rozmowy z Kocioem, a nie byo z „Solidar-
noci”. Rozmowy z Kocioem zawsze byy nacelowane na to, eby wpyn
na „Solidarno”. To nie byo tak, e mymy si chcieli uoy z Kocioem
poza „Solidarnoci”. Zreszt, te dwa przykady, które podaem, wraenia
Wyszyskiego i Stroby, pokazuj, e oni te mieli poczucie, e ich wadcze
moliwoci si kurcz. Chciabym rozwaania o tych rónicach zakoczy
pytaniem: czy racj mia Wyszyski i linia Wyszyskiego, czy racj mia
Wojtya – papie? Otó powiedziabym, e mia i jeden, i drugi. Do pewne-
– 113 –
go etapu rozwoju naszej sytuacji, kiedy istniaa groba wymknicia si tych
wszystkich spraw spod kontroli, cznie z tzw. midzynarodow bratni po-
moc, to niewtpliwie racj mia Wyszyski. I trzeba mu by wdzicznym,
e t lini prezentowa. Natomiast wtedy, kiedy rozwój sytuacji nie tylko
w Polsce, ale i w Zwizku Radzieckim, po dojciu Gorbaczowa do wadzy,
zacz si zmienia, to oczywicie racje przechylay si w kierunku Jana
Pawa II. I on to stara si w peni wykorzysta.
– Jak pan ocenia na przestrzeni tych lat rol papiea w tym, co dziao si
w Polsce?
– Zaczn jednak od kardynaa Glempa. Popiera go prymas Wyszyski.
Byo to jego yczenie wobec Stolicy Apostolskiej, wic zrobili prymasem ar-
cybiskupa, ale z kardynaem sporo poczekali, eby da wyraz, e specjalnie
opinii Wyszyskiego nie podzielaj. Pamitam, jak Kazimierz Barcikowski
wysany 12 grudnia przed godzin 24.00 do siedziby Episkopatu dobija
si do bramy, chcc si dosta do prymasa i poinformowa go, e o póno-
cy wprowadzony bdzie stan wojenny. Tam byo wszystko pozamykane na
gucho, no ale jako si dosta, chyba nie przed pónoc, ale dopiero po,
i poinformowa prymasa. Glemp ubolewa, ale prosi, eby nie robi rzeczy,
które mog drogo kosztowa i Polsk, i Koció… Ale jego prawdziwa rola
uwydatnia si wtedy, kiedy zabito ksidza Popieuszk. To bya wiadoma
prowokacja, by Koció katolicki postawi zdecydowanie przeciwko wadzy
i wepchn nawet na miejsce „Solidarnoci”, bo Kocioowi wadza niewiele
zrobi. Dziaaczy „Solidarnoci” mona potrzyma w miejscach internowa-
nia, a ksiy przecie nie. Otó – Glemp nie da si sprowokowa. To byo
jego stanowisko. Jego decyzja, on to broni. De facto, Glempowi zawdzicza-
my, e wtedy nie doszo do takiego zaostrzenia stosunków pastwo – Ko-
ció, e si nie pozbieramy. Oddaem sprawiedliwo Glempowi – by to
czowiek bardzo dobrze yczcy krajowi.
– Ze szkoy Wyszyskiego.
– To bya szkoa Wyszyskiego. Myl do dzisiaj, e Wyszyski wiedzia,
dlaczego chce, eby zosta Glemp prymasem Polski. Na niego postawi.
I on zda wówczas ten egzamin.
– A Jan Pawe II? Jeli chodzi o lata 80.?
– Trzeba przyzna, e Jan Pawe II wczeniej ni my odczyta znaki cza-
su. I przewidujc rozwój sytuacji i w Polsce, i w wiecie, opowiedzia si za
zmianami. Hasa, których uy, miay wprawdzie religijny charakter, ale de
facto
jasno oddaway jego polityczne przekonania i intencje. Dlatego jego
rola w rozwoju opozycji, w tym solidarnociowej, bya bardzo istotna. I mo-
– 114 –
derujca. Przypisywanie mu jednak roli zwycizcy komunizmu w Polsce
byoby historycznym uproszczeniem.
– Jak wyglday kontakty Jan Pawe II – genera Jaruzelski?
– Nie znam treci rozmów Wojciecha Jaruzelskiego z Janem Pawem II.
A przy kadej wizycie byy spotkania w cztery oczy. Co tam oni si uma-
wiali? Nie wiem. Pamitam tylko taki incydent – w roku 1983, po jego roz-
mowie, bardzo dugiej, na Wawelu, Jaruzelski zawoa mnie i Milewskiego,
bo wzi nas do Krakowa. I waciwie nic o rozmowach nie powiedzia. Ale
mnie zaskoczy, bo zacz bardzo ostro wystpowa przeciwko polityce Ko-
cioa, e co to, XXI wiek na progu, a tu takie rzeczy… Gównie chodzio
o takie postulaty, jak aborcja, rodki antykoncepcyjne. Bo on ma inne wy-
mogi czasowe.
Wtedy powiedziaem – ja bym uwaa, e trzeba unika takich tematów,
które s nie do rozwizania. Tylko trzeba koncentrowa si na sprawach,
które su temu, co Koció okrela jako dobro wspólne. I tak dalej. Jaru-
zelski nieco by tym zaskoczony. Milewski patrzy na mnie jak na gupie-
go. Na tym si ta rozmowa urwaa. Wicej emy do tego nie wracali. Ale
z faktu, e mnie potem Jaruzelski nie zruga, wynikao, e mu to nawet
odpowiadao. e zwolniem go z obowizku dalszych wywodów… Co mia
powiedzie – Milewski do Moskwy zameldowa.
– Rozmowa waszej trójki bya rozmow z Moskw…
– Tak to byo…
– Gdyby papieem w tym czasie nie by Karol Wojtya, czy sytuacja
w Polsce by inaczej wygldaa?
– Po pierwsze, Koció by de facto porednikiem w rozmowach z „So-
lidarnoci”. Bez porednictwa Kocioa tych rozmów by si nie udao
zorganizowa. I prowadzi. Po drugie, w latach 80. sytuacja ewoluowaa.
Problemy, które dominoway, to znaczy Zwizek Radziecki, Breniew, ar-
mia, to wszystko po Gorbaczowie, po jego wizytach, tracio na ostroci.
Wic na pierwszy plan zaczy wysuwa si inne sprawy. Dotyczce roz-
woju, zwaszcza gospodarczego, socjalnego. I na to lewica nie bya w stanie
odpowiedzie. Dlatego bya skazana na przegranie.
– Jak w 1987, 1988 roku wyglda w Polsce system wadzy? Kto rzdzi? Jak
te krgi wadzy wyglday?
– Genera by zdecydowanie ponad. Jeden wielki samotnik. Myl, e
dlatego, e w latach, kiedy czowiek si formuje, nie móg szczerze z nikim
pogada. I w tym pancerzu dotrwa do koca. Wszyscy, którzy byli z nim
w dobrych stosunkach – byy momenty, e takiego zaszczytu i przyjemno-
– 115 –
ci i ja dostpowaem – wyczuwali barier. Gdy rozmawiaem z nim, nigdy
nie byem pewny, czy go przekonaem. Wiadomo byo, e wymienilimy
pogldy. Ale nie robi Generaowi z tego powodu jakiego zarzutu. To bya
cecha, to by charakter.
Genera polega na najbliszym otoczeniu wojskowym. Siwicki nie an-
gaowa si w polityk, pilnowa wojska. Kiszczak – pilnowa MSW, Jani-
szewski – administracji. Potem by drugi krg ludzi, w którym Genera
wery kowa swoje przemylenia. Na zasadzie – co wy na to? A trzeci krg
to byli ludzie, którym zleca konkretne zadania. Mówi – prosz to zrobi.
– A partia?
– Genera partii nie czu.
– By z wojska, wic jak mia czu…
– W tym czasie zarówno wojsko, jak i bezpieczestwo i inne róne or-
ganizacje, polityczne i spoeczne, odnosiy si krytycznie do ówczesnej roli
partii. W szczególnoci krytykowany by monopol partii w polityce doboru
kadr. Zarzucano instancjom partyjnym i aparatowi partyjnemu lekcewae-
nie zdania i stanowiska fachowców, ekspertów, wadz rónych organizacji.
Genera wiedzia o tym, zapewne te krytyczne odczucia podziela. Ale, jak
mi si wydaje, nie widzia moliwoci zmiany. Nie mia koncepcji tej zmia-
ny. Chyba nie zauway, e stan wojenny z jednej strony uchroni parti,
ale z drugiej strony rozbroi, stworzy jej takie poczucie bezpieczestwa,
e przestaa si poczuwa do odpowiedzialnoci za dalszy rozwój sytuacji.
No, mamy t tarcz, która nas chroni, ale i my nic nie moemy, bo przecie
wadza naley do kogo innego… Wic aparat szemra, e rzdzi wojsko,
jego bierno to by taki objaw niezadowolenia.
– A bezpieka? Bya mocna?
– W radzieckim modelu budownictwa socjalizmu suby bezpiecze-
stwa odgryway szczególn rol. Ta rola z dawnego okresu zakonserwo-
waa si w powanej mierze a do ówczesnych czasów. Polegao to na tym,
e Suba Bezpieczestwa traktowaa si jako najwaniejsza w pastwie
sia. Bya podobnie jak kiedy w Kociele wita Inkwizycja. Miaa prze-
konanie, e to ona jest powoana do tego, by gwarantowa prawidowy
z punktu widzenia ideologicznego i politycznego rozwój sytuacji w Polsce.
Nie uwaaa partii za przewodni si w takim procesie. Ani tym bardziej
administracji.
– Balicie si jej?
– Bezpieka moga zniszczy kadego. Kwitami. A jeeli ich nie byo – to
potra a je zmajstrowa. wiadków moga znale.
– 116 –
– Czy nie byo u was strachu, e oddacie opozycji wadz, a oni was pozamykaj
do wizienia? Nie mielicie obaw o bezpieczestwo?
– Moe gdzie tam obawa bya, ale jak to si mówi – gra si takimi kar-
tami, jakie si ma do dyspozycji. Otó wydaje mi si, e popenilimy par
bdów, w tak zwanej naiwnoci. M.in. za bardzo wierzylimy w porednic-
two Kocioa. I e Koció – poredniczc w osigniciu jakiego porozu-
mienia – niejako bierze na siebie rol gwaranta, e to zostanie dotrzymane.
Podczas gdy Koció si tego absolutnie ani nie podejmowa, ani nic nie
przyrzeka… Ja sam troch ulegem temu nastrojowi, e przecie ten cay
obóz nie odway si pój przeciwko uzgodnieniom, które zostay ustalone
równie za wiedz i bogosawiestwem Jana Pawa II.
– Papie o wszystkim wiedzia?
– No jasne, e wiedzia!
– Dlaczego MSW nie bronio socjalizmu w roku 1989?
– Uwaam, e my nie doceniamy ani stanu wiedzy, ani wiadomoci, ani
samowiadomoci sub wojskowych , bezpieki. To byli ludzie, niezalenie
od ich charakterów, poamanych czy nie poamanych, którzy to jednak spo-
ro wiedzy posiadali, widzieli, jak wyglda zagranica, wiat widzieli inaczej.
I zaczynali si ba, w którym to kierunku prowadzi. Gdy – po pierwsze
– stracili zaufanie do kierowniczej roli partii. Bo ta kierownicza rola par-
tii waciwie streszczaa si tylko do tego, e KC mogo mianowa, mogo
odwoa – i to te na gówne stanowiska… Dam wam przykad – naszym
attaché w Turcji by pewien pukownik, potem by on kierownikiem wydzia-
u wojskowego w MSZ. Ja byem ministrem. I pewnego dnia on przychodzi
do mnie i otwartym tekstem mówi: co si tutaj dzieje, ja w tej Turcji to nie
zdawaem sobie sprawy, jak tu jest! Ci bonzowie w tym KC to bez kija nie
przychod! Nawet jeli wysuchaj, to na pewno nic nie zrobi! Aparat pa-
stwowy, fachowców – to maj za nic! Jak materia do rozstawiania! Trzeba to
zmieni! Taka kierownicza rola partii do niczego si nie nadaje! I tak dalej.
Z tego wynika, e w wojsku, w wywiadzie wojskowym, bo by to pracownik
wywiadu wojskowego, bya bardzo krytyczna ocena kierowniczej roli partii.
Departament I MSW równie by bardziej podatny na rozumienie potrzeby
i koniecznoci zmian. To, e na placówkach 4 czerwca zwyciya opozy-
cja, o tym najlepiej wiadczy. Bo przecie na tych placówkach zdecydowana
wikszo to byli pracownicy albo wspópracownicy wywiadu. Takich nieza-
lenych, niezorganizowanych wielu nie byo. Czyli trzeba si dopatrywa
i w bezpieczestwie, i w wojsku nie si, które miay (i chciay) broni stare-
go porzdku i starego ustroju, tylko si, w których dominowaa wiadomo,
– 117 –
e trzeba co zmieni. Ja o tym jestem wicie przekonany. Znaem wielu
inteligentnych ludzi wywiadu, i wojskowego, i cywilnego, eby nie zdawa
sobie sprawy z tych nastrojów. A skd si to wziy te elaboraty dla Jaruzel-
skiego trójki Ciosek – Pooga – Urban? To si wzio z przypadku? To jest
wyraz pewnych tendencji, ocen, które narastay w pastwie i jego subach.
– Narastay, czy byy kreowane?
– Jedno i drugie. Bo gdyby Genera sobie tego nie yczy, to tych rapor-
tów by nie byo. A byy i speniay funkcj w kreowaniu nastrojów w krgach
decyzyjnych.
– Teoretycznie moglicie wybra model chiski. Bierzemy ludzi za twarz i robi-
my kapitalizm, ale bez demokracji…
– Model chiski w ogóle w Europie si nie nadaje, a w Polsce zwaszcza.
I Koció za mocny, i inne tradycje, i tak dalej. To trzeba mie Konfucjusza,
który uczy posuszestwa dla wadzy. A nie mie witego biskupa, który
wojowa z królem.
– Pascy rozmówcy po stronie „Solidarnoci”. Jak pan ich ocenia?
– Najbliej stykaem si z Geremkiem. On mia w „Solidarnoci” spra-
wy midzynarodowe, czno z Bruksel, a ja z natury rzeczy byem jego
partnerem. Niewtpliwie inteligentny, niewtpliwie mylcy, nie tylko krót-
kookresowo, ale i perspektywicznie. No i zawsze taki – na dwoje babka wró-
ya. Jak o nim póniej mówili – e jak jest na schodach, to nie wiadomo,
czy wchodzi, czy schodzi. Mia par swoich saboci. Chcia odegra, jako
najinteligentniejszy w tej grupie, gówn rol. Czy mu si udao? Pamitam
w Sejmie, kiedy by szefem OKP, podszedem do niego. To by czas, e
jakie gupie krytyki byy pod adresem Jaruzelskiego, wic poszedem inter-
weniowa, eby go przestali si czepia. Na zasadzie: krytykujcie go za to,
co zrobi, albo za to, czego nie zrobi, a nie tak w ogóle. Geremek si ze mn
zgodzi. – Zgadzam si z panem, tak, to prawda – mówi. – Tylko wiecie co?
Przestacie si tym tak martwi. Ja tu mam wiksze problemy na gowie.
Z Was midzy Gdaskiem i Warszaw rozrywaj si nici i kon ikt si
nam szykuje. I co to dopiero bdzie!
– A Stelmachowski?
– Rozmowy z nim byy powane, szczere. Tak mi si wydawao. Bliej
poznalimy si, kiedy on mnie zaprosi do Klubu Inteligencji Katolickiej,
bym przedstawi informacje o polityce kierownictwa. Tam nastpio pierw-
sze przetarcie. Oczywicie, cae to zebranie byo pene nieufnoci, niewia-
ry… Powiedziaem wówczas kilka spraw zasadniczych – e odchodzimy od
zasady omnipotencji partii, e odchodzimy od zasady monopolu pogldów.
– 118 –
Oni uznali, e to jest nowe podejcie, tak przynajmniej podsumowujc to
spotkanie mówi Stelmachowski. Ze Stelmachowskim miaem duo spo-
tka. To zaczo si po wymianie artykuów – Geremka w „Konfrontacjach”
i moim w „Trybunie”. Geremek mówi – pakt antykryzysowy, a ja – koalicja
proreformatorska. Latem 1988 roku, w lipcu, przyszed do mnie Stelma-
chowski. I poinformowa, e zosta upowaniony przez wadze kocielne
i przez „Solidarno”, przez Was, eby by przedstawicielem tych dwóch
instytucji do rozmów z naszym przedstawicielem. e oczywicie my go wy-
znaczymy, ale nie ukrywaj, e chcieliby, ebym to ja nim by. Zreferowa-
em to Generaowi. Nie by zaskoczony. Zgodzi si, e trzeba te kontakty
utrzymywa: to si zajmij, skoro oni chc i zaszo to tak daleko. I tak zacz-
limy przygotowywa rozmowy „Okrgego Stou”. Przyjeda do mnie, do
KC, Stelmachowski, i punkt po punkcie ustalalimy… A do etapu takiego,
e wyznaczono stoliki, podstoliki... Stelmachowski przedstawi mi tezy wy-
stpienia Wasy na pierwszym posiedzeniu Okrgego Stou, tak jak oni
to sobie wyobraali. I poprosi o tezy naszego wystpienia. Prosi te, eby
da odpowied w sprawie skadu osobowego do stolików i podstolików. My
z Cioskiem krzywilimy si na udzia dwóch osób, bo MSW absolutnie nie
chciao si zgodzi na Michnika i Kuronia… Alemy tego nie zablokowali.
I nie wiem, kto to zauway, chyba MSW. Wic na Biurze Politycznym zle-
cono mi, bym poinformowa Stelmachowskiego, e na tych dwóch panów
to my si nie zgadzamy. Jak to przekazaem, Wasa si wciek i powiedzia
– to s nasi ludzie do rozmów, a nie ich, to co oni maj nam rozkazywa. No
i na tym rozmowy si zakoczyy.
– Cay proces zatrzymano na pó roku z powodu dwóch nazwisk?
– To byo w momencie powoywania rzdu Rakowskiego. Moe Genera
chcia poczeka na jego efekty? e jak bd udane, to do rozmów usidzie-
my majc mocniejsz pozycj? Jak to wojskowy – cay czas si asekurowa.
Przecie byo tak, e Kiszczak prowadzi rozmowy po swojej linii, ja – po
linii Stelmachowskiego. Midzy nami nie byo adnego kontaktu…
– Dlaczego pan z jednej strony, a z drugiej Kiszczak? Dlaczego jedna osoba tego
nie robia?
– Niech pan kogo zapyta o stosunki midzy gen. Kiszczakiem a gen.
Jaruzelskim. Pamitacie ten artyku ony gen. Kiszczaka w paryskiej „Kul-
turze”? O mu. Dla nas to by sygna, e mamy na szczytach wadzy ry-
walizacj. A jeeli to jest rywalizacja, to da tylko jednemu rywalowi prawo
do przygotowania tak kluczowej operacji, nie zabezpieczajc si z drugiej
strony, to byoby nie tak. To byby bd. Tak sdz.
– 119 –
– Czy podobne mylenie towarzyszyo gen. Jaruzelskiemu, gdy wybiera Mie-
czysawa Rakowskiego na nastpc Zbigniewa Messnera?
– Genera chyba czu, e Kiszczak obawia si Rakowskiego jako kandy-
data do najwyszych stanowisk. Prawdopodobnie zaleao mu na tym, eby
to tak rozegra, aby z jednej strony nie byo jakiego rozbicia w kierownic-
twie, ale te, eby w kierownictwie nie doszo do zmiany ukadu si. Wic
postawi na Rakowskiego.
– Ku rozczarowaniu Kiszczaka…
– Kiszczak mia wtedy ambicj zostania premierem. wiadczyo o tym
wiele sygnaów. Przeledcie panowie ówczesne wydawnictwa MSW, biule-
tyn codzienny. Kiedy dotyczy spraw resortu. A w tych latach, 1987–88,
najwicej byo w nim informacji o pracy rónych organów rzdowych, nie-
zwykle krytycznych. To przygotowywao w opinii tych, którzy te biuletyny
dostawali, wskiego grona, przekonanie, e Messner musi odej.
– Wic porak Kiszczaka bya nominacja Rakowskiego na premiera…
– To bya poraka. A e kon ikt Kiszczak – Rakowski istnia, to mi po-
wiedzia sam Kiszczak, kiedy byem u niego z gratulacjami, gdy zosta wy-
brany na urzd premiera, jeszcze przed powoaniem rzdu, w roku 1989. Po
czerwcowych wyborach. On mówi: no wiesz, niestety, sytuacja nie wyglda
tak, by mi gratulowa. S bardzo silne opory, wszyscy, nawet ci, co mi wcze-
niej przyrzekli – bo on chcia stworzy rzd mieszany, koalicyjny – wycofuj
si. I dalej mówi: Rakowski mi to przyblokowa. Ja na to: a co przybloko-
wa? A on: jak to co? Zobacz, artyku w „Trybunie Ludu” jest jego; zobacz,
co pisze… On uwaa, e Rakowski mu zablokowa moliwo utworzenia
takiego rzdu, który mia pracowa w formule proreformatorskiej koalicji,
przez niego opracowanej. Wyranie mi to powiedzia.
– A jaki by stosunek Rakowskiego do rozmów „Okrgego Stou”… Dystanso-
wa si od nich. Mówi o zastawionym stole…
– Mietek Rakowski mia wszystkie parametry – i polityczne, i intelektu-
alne, i midzynarodowe, by peni funkcje w cisym kierownictwie, w tym
równie premiera. Ale, podobnie jak Gorbaczow, przystpi do tego bez
caociowej koncepcji. Na zasadzie gestów – dajemy paszporty, uwalniamy
ceny artykuów rolnych, wchodzimy na wolny rynek…
– Warto to doceni…
– Prawdopodobnie chcia, eby jego dziaania, jego ofensywa, sprawiy,
e to on stanie na czele rozmów z opozycj. Std wzio si jego cierpkie
stwierdzenie, e jego mniej interesuje „Okragy Stó”, a bardziej syty stó.
To nie bya jaka postawa sprzeciwu wobec rozmów, tylko rezerwy – bo
– 120 –
dlaczego „Okrgy Stó” mia by bez niego? To byo przecie dziwne, bo
on by premierem, on odpowiada za sprawy kraju, za sprawy gospodarki.
Ja si w tym dopatrywaem faktycznej, widocznej rywalizacji Rakowskiego
z Kiszczakiem. Kiszczak by w grze na stanowisko premiera, po Messne-
rze, a tu zablokowa go Rakowski. Wic ich rywalizacja rozegraa si wokó
„Okrgego Stou”. Kto ma by partnerem i gównym rozmówc opozycji?
Kto ma za „Okrgy Stó” odpowiada? Wic te wszystkie oceny, e Rakow-
ski, gdy zosta premierem, przesta by reformatorem – to nieprawda. On
by zawsze na czele reform. A tym atwiej mu to przychodzio, e – niestety
– w ogóle nie zna si na ekonomii.
– A rywalizacja midzy Jaruzelskim i Kiszczakiem?
– Z punktu widzenia polityki bya to rzecz naturalna. Natomiast budzi
wielkie uznanie forma czy formua tej rywalizacji. Nigdy obaj nie mówili
le o sobie, nie obrzucali si rónymi epitetami, nie spiskowali przeciwko
sobie. To bya wzorowa rywalizacja. Cho troch mnie gorszyo, e panowie
nie potra li si wczeniej dogada, e co takiego trwa…
– Chyba niewiele brakowao, by Kiszczak na sam koniec j wygra. Gdy
gen. Jaruzelski wycofa si z kandydowania na stanowisko prezydenta, wierzy
pan, e nieodwoalnie? Sdzi pan, e prezydentem zostanie genera Kiszczak
?
– Jaruzelski nigdy nie mówi, e wycofuje si nieodwoalnie. Pamitam,
byo posiedzenie Biura Politycznego, to ju byo po wyborach. I z posie-
dzenia wywoa mnie mój wspópracownik, Janusz Mrowiec. To byo pilne,
przyszed zreferowa mi swoj rozmow z Geremkiem, który by ju wtedy
szefem OKP. Geremek powiedzia mu, e z jego wylicze wynika, e kan-
dydatura Jaruzelskiego w Zgromadzeniu Narodowym padnie, natomiast
szanse ma Kiszczak. Gdy to usyszaem, wywoaem Jaruzelskiego. I mu
to wszystko powtórzylimy. Na co Genera powiedzia, ebymy w trójk
weszli na posiedzenie Biura i to zreferowali. Mrowiec to powtórzy. Na co
Genera powiedzia wtedy – w tej sytuacji uwaam, e Kiszczak powinien
by prezydentem.
– A Kiszczak co na to?
– Siedzia obok, nic nie mówi. A skd si to wzio? Wczeniej, ju po
wyborach, bya rozmowa u biskupa Bronisawa Dbrowskiego. By Wasa,
by Geremek, by Bronisaw Dbrowski, by ksidz Orszulik i by Kiszczak.
Chyba sam. I tam si zastanawiano, kto ma by prezydentem. I w dysku-
sji wypowiedzia si Wasa, e Kiszczak bardzo pomóg, przeprowadzi
Okrgy Stó, i e on by si opowiada za tym, eby to Kiszczaka wybra
– 121 –
prezydentem. W toku tej rozmowy miaa miejsce taka scenka, e Wa-
sa zrywa si ze swojego siedzenia, podchodzi do Kiszczaka, wyciga rk
i woa: Panie prezydencie, gratuluj panu!
– A czy pan wtedy, podczas posiedzenia Biura Politycznego, wiedzia o tym
wczeniejszym spotkaniu u Bronisawa Dbrowskiego?
– Wtedy jeszcze nie wiedziaem. Wtedy, podczas posiedzenia Biura,
wszyscy przyjlimy, cho z wewntrzn rezerw, stanowisko Jaruzelskiego
dotyczce Kiszczaka. Wic Genera doda, e trzeba w tej sprawie prze-
prowadzi konsultacje w kierownictwie partii. Przeprowadzono je tak, e
nie byo formalnego posiedzenia KC, tylko pracowano w grupach. Kady
z czonków Biura mia do obsuenia jedn grup. Kady musia poinfor-
mowa, e Solidarno zapowiedziaa, e generaa Jaruzelskiego nie poprze,
e nie ma szans, natomiast szanse ma Kiszczak. I e Genera ju si zgodzi
na Biurze, e trzeba wysun Kiszczaka. I teraz prosimy was o ustosunko-
wanie si do tej sprawy. Ale konsultacje z czonkami KC wykazay, e zdecy-
dowana ich wikszo jest za tym, eby prezydentem by jednak Jaruzelski.
Wtedy, gdy te wyniki otrzymalimy, Jaruzelski zapyta mnie, co mamy
z tym robi?
– I co pan odpowiedzia?
– e trzeba poinformowa innych – Dbrowskiego, „Solidarno”, e
owszem, dostalimy sygna, e oni woleliby, eby prezydentem by nie Ja-
ruzelski, a Kiszczak, ale mamy kopot, bo wikszo KC opowiada si za
Jaruzelskim. e to on powinien by naszym kandydatem. Jaruzelski mnie
wysucha i zdecydowa: dobrze, id, powiedz im.
– I poszed pan…
– Najpierw spotkaem si z Geremkiem. Udalimy si na dugi spacer
po Powsinie. Dwa tematy omawialimy. Chodzio o formu rzdów koalicji
proreformatorskiej oraz o prezydentur. I tam mi Geremek powiedzia, e
zbada szerzej sytuacj w klubie i wychodzi na to, e pan przewodniczcy
Wasa w rozmowie u biskupa Dbrowskiego chyba zbyt optymistycznie
oceni, e Kiszczak moe przej bez kopotów. I e raczej wszystko wska-
zuje na to, e moe by Jaruzelski. Z t informacj poszedem do Generaa.
Na to Genera zdecydowa – skoro taka rozmowa bya u Bronisawa D-
browskiego, trzeba sprawdzi u róde, gdzie ley prawda.
– I umówi si pan z Bronisawem Dbrowskim…
– Umówiem si na spotkanie z arcybiskupem Dbrowskim. By Or-
szulik, i – o dziwo – zastaem tam Geremka. Towarzyszy mi Ciosek. D-
browski potwierdzi, e byo wczeniejsze spotkanie z Was, powiedzia
– 122 –
o nim, opisa t scen z Was, jak gratulowa Kiszczakowi… Ja im z kolei
przedstawiem, e Biuro Polityczne zgodzio si na Kiszczaka, ale przepro-
wadzilimy konsultacje i one pokazay, e wikszo KC chce Jaruzelskiego.
I naszym kandydatem, kandydatem KC, jest Jaruzelski. Na to odezwa si
Geremek: – To stwarza now sytuacj. Ja sprawdziem raz jeszcze, jaki jest
stan ducha w klubie, w obliczeniach szans wyborczych jednego i drugiego
kandydata, no i musz tu powiedzie, e nastpia zmiana nastrojów. e
nie ma adnych gwarancji, e Kiszczak otrzyma poparcie. Wic jeli o cjal-
nie, jak rozumiem, zgaszacie Jaruzelskiego na kandydata na prezydenta, to
uwaam, e ma on szans na wybór. Nie tumaczy tego bliej. Ale w ka-
dym razie, w cigu paru dni, co si zmienio. Dzi moemy z góry zaoy,
e w wyniku stanowiska USA… Wróciem do Jaruzelskiego, powiedziaem
mu to, potem powtórzyem na Biurze Politycznym i tam stano, e jego
kandydatura na prezydenta zostaa uzgodniona.
– A Amerykanie kogo woleliby? Jak to wygldao na tle sytuacji midzynaro-
dowej?
– Amerykanie chcieli Jaruzelskiego. To byo wyrane. Bush po to si tu
wybra do Warszawy, eby go poprze. Podczas przyjcia w Bristolu, przy
wszystkich, o cjalnie, Bush namawia Jaruzelskiego, eby kandydowa. Bar-
dzo mu na tym zaleao.
– A Rosjanie? Kogo woleli?
– Przypuszczam, e to by ju taki etap stosunków Gorbaczowa z Ame-
rykanami, e ich typ co najmniej nie budzi sprzeciwu.
– Mówic jzykiem PiS, najpierw Kiszczak poprzez swoich agentów wpywu
ulokowanych w „Solidarnoci” przekona liderów opozycji do swojej kandydatury,
eby go poparli. A potem Amerykanie i Rosjanie, poprzez swoich agentów, przepro-
wadzili kontratak i przeforsowali Jaruzelskiego…
– Pozory myl. W ostatecznym rachunku o rozwoju sytuacji w Polsce
zdecydoway rzeczywicie nastroje najszerszych warstw spoeczestwa.
– Agentura to jest jedno z wielu narzdzi. Którego mona uy albo dobrze, albo
le. Gdyby Kiszczak nie zbudowa sobie mocnej pozycji przy „Okrgym Stole”,
jako osoba sympatyczna, otwarta, dca do porozumienia, to nie miaby szans,
eby walczy o prezydentur.
– On nie budowa jej dopiero przy „Okrgym Stole”. On budowa j cay
czas. To byo tak: w przemówieniach twardy jak cholera, ale caa wierchusz-
ka wiedziaa – wystarczy pój do Kiszczaka, dosta si, pogada – i sprawa
bdzie zaatwiona.
– 123 –
– Ci z „Solidarnoci” to wiedzieli? Koció te?
– Wiedzieli. Bo on wszystko zaatwia. Wypuszczenia, paszporty, ulgi…
– A dlaczego Amerykanie nie chcieli Kiszczaka?
– Bo si chyba bali. Bo do Jaruzelskiego ju mieli zaufanie. Wiedzieli,
e nie stworzy kon iktu z Rosjanami, kon iktu w Polsce. A tu nie byli na
sto procent pewni, na ile Kiszczak bdzie przewidywalny w swoich dziaa-
niach.
– Czy po 4 czerwca mona byo uniewani wybory?
– Algierczycy uniewanili wybory, w których wygrali islamici. A u nas?
– Nie badaem gbiej tej sprawy. Chocia po wyborach, jak si okazao,
jaki jest ten wynik, jakie zanosz si postulaty, byo szemranie. Ale gdzie
byo ródo – zabijcie mnie, nie wiem. Ani instytucjonalnie, ani personal-
nie. W kadym razie, zetknem si z takim szemraniem – e jeden do
drugiego mówi: obali te wybory, bo do niczego dobrego to nie prowadzi.
I raz Jaruzelski, pamitam to, zwoa narad. To byo w Belwederze, w Ra-
dzie Pastwa, by jeszcze wtedy jej przewodniczcym. Narada bya w ró-
nych sprawach, ale i o tym te pady sowa. Pamitam, e by obecny
gen. Janiszewski, pk Górnicki i który z modszych wspópracowników…
Ale nie pamitam, czy byli szefowie resortów siowych – Kiszczak i Siwicki.
Chyba nie. W tej dyskusji Janiszewski wystpi zdecydowanie za uznaniem
wyników wyborów, ja si wypowiedziaem równie za… I Jaruzelski abso-
lutnie si zgodzi, e wynik trzeba uszanowa… Na tym mój styk z t pro-
blematyk si skoczy.
– Czy uniewanienie wyborów byo moliwe?
– Zrozumiae jest, e takie wycofanie, uniewanienie wyborów, wymaga-
oby wprowadzenia nowego stanu wyjtkowego. No bo jak inaczej? A to ju
by si nie udao. To wiedzieli wszyscy. Sam zastanawiam si, dlaczego nie
pamitam, czy w tej naradzie w Belwederze byli Kiszczak i Siwicki. Wydaje
mi si, e nie byli. Wic ju to pokazuje, e do uniewanienia wyborów nikt
si nie szykowa.
– I w ten sposób obalilimy komunizm…
– Panowie, ten mit, e Polacy sami obalili komunizm, zadecydowali
o losach wiata, to si nie trzyma kupy. To jest nadty polonocentryzm. Jak
zawsze bylimy Chrystusem narodów i cierpitnikiem. A teraz te nadsta-
wiamy piersi do orderów.
Opozycja miaa w roku 1989 znaczn przewag. Oni mieli jeden jedyny
cel – obali i obj wadz. Mymy mieli bardziej skomplikowan gr – mu-
– 124 –
sielimy liczy si ze Zwizkiem Radzieckim, z ssiadami, z Zachodem,
z Kocioem, z wasnymi kadrami, no i z sam opozycj. Z bardzo z sy-
tuacj gospodarcz. Pilnowa, eby to si nie chybotao. Opozycja graa na
lepo. Troch lepiej t spraw widzia Geremek, bardziej wywaony by,
wydaje si – mimo wszystko – Wasa; z chopsk trzewoci, z chop-
skim instynktem wyczuwa, co jest moliwe, co jest realne. A ci romantycy,
cznie z Kuroniem…. Dla nas to bya skomplikowana operacja. Dla nich
– romantyczna rewolucja.
– 125 –
J
AN
O
RDYSKI
, R
OBERT
W
ALENCIAK
ROZMOWA ZE STANISAWEM CIOSKIEM
– Umówilimy si na wywiad, a przynosi pan z sob dwie torby ksiek i ma-
szynopisów…
– Ta pierwsza to notatki Alojzego Orszulika, który prowadzi z nami
rozmowy w imieniu Kocioa. To lektura podstawowa. Bardzo dokadnie
opisane tu s rozmowy, nie wiem…, chyba mnie nie nagrywa? Druga to
Peter Raina, który mia jaki dziwny dostp do wewntrznych kocielnych
dokumentów. A ta trzecia to tylko po to, jakby tu powiedzie…
– eby pozna warsztat historyka IV RP?
– To ksika Dudka. To ksigowy. On si grzeba w kwitach. O cjalnych.
A one nic nie oddaway. To byy dwa ycia – o cjalne kwity i te poufne,
i róne poufne rozmowy. Dudek czyta o cjalne kwity, ale ze mn nie roz-
mawia. Nie tylko ze mn, ale z nikim sporód tych, którzy uczestniczyli
w tej caej operacji. Wic co móg napisa?
– A te maszynopisy, które pan przyniós?
– A to jest, prosz panów, ten ówczesny drugi obieg.
– To znaczy…
– To s nasze raporty ze spotka Pooga – Urban – Ciosek, które posy-
alimy do generaa Jaruzelskiego.
– To podczas tych spotka, rozpoczlicie je w roku 1987, narodziy si pomysy
zmiany premiera, „Okrgego Stou”… Jak to si zaczo?
– Pocztek by taki, e... No wiecie, narzekania byy. Wszyscy narzekali.
W stoówce KC, wszdzie, kiedy to wszystko padnie. To by taki temat po-
wszechny. I ja ju miaem tego dosy... No, rce opuszczone… Wic trzeba
pomyle, jak z tego wybrn.
– Balicie si, e bdzie rewolucja i zaczn was wiesza…
– Mymy to pisali! Tutaj! e jak si zacznie, to ani „Solidarno” tego
nie opanuje, ani nikt. System si zaamywa, po prostu, i nie wiadomo byo,
– 126 –
jak si zachowa lud. Pamitam, jak z Gdul rozmawialimy w KC. Patrzyli-
my przez okno na ulic: „Wybierz sobie latarni”… A tam byy takie latar-
nie rozgazione, dwuosobowe. Akurat pasoway, na jednym ramieniu my,
na drugim „Solidarno”. Jak rozmawiaem, prywatnie, z wieloma ludmi
z „Solidarnoci” – oni si tego samego bali. e nie podoaj. e i ich, jako
zdrajców, zaprzaców, zaczn wiesza.
– Jak Dantona.
– Oczywicie, e tak. To bya bardzo powana historia.
– A zaczy si spotkania waszej trójki?
– Jak to bywa, przez przypadek… To bya taka historia, e trzeba byo
zdecydowa, czy jaki lm puci do emisji. Wic pojechalimy do MSW
to oglda. Rozmawialimy u Poogi. Ogldamy, rytualny koniaczek…
I rozpucilimy jzyki. Nastpnego dnia zebraem z Urbanem te myli
i posaem generaowi Jaruzelskiemu do przeczytania.
– A on kaza wam pracowa?
– A wanie e nie. Nic. Bez odpowiedzi.
– To skd nastpne spotkania?
– Delikatnie formuowalimy pogldy, pisalimy „w trosce o...”. A nie, e
dno i tak dalej. Genera to przeczyta i nic nie powiedzia. Wic chodzili-
my tacy niepewni... Po jakim czasie zaczepiem go, co sdzi? A tak, tak...
No, wy tylko tak opisujecie t sytuacj, ale co robi? A – mówi – moemy
pomyle. No i tak si zaczo. Tak wic, mylelimy, pisalimy, mylelimy,
pisalimy... Redagowa ostatecznie, znakomitym piórem i przenikliwym
umysem, Urban.
– Ciosek z Urbanem to bya dwójka. Jak Pooga zosta dokooptowany do tego
teamu?
– By na pocztku. Pierwsze spotkanie byo u niego. W sumie to si oka-
zao genialnym pocigniciem, e by Pooga. Przecie on neutralizowa t
si, która moga zniszczy... By w tym. Ale nie tylko to jest wane…
– A co jeszcze?
– Chc si pokoni polskiemu wywiadowi. Wywiad poprzez Poog do-
starcza nam rónych opracowa, analiz. Myl, e nie pisali tego tylko o -
cerowie. Podejrzewam, e oni zamawiali u wybitnych znawców ekspertyzy.
– Zachodnich znawców?
– Nie, polskich. U profesorów, uczonych, ekspertów. To byy wysokiej
jakoci materiay. A z nich wynikao jedno – e wiat si rozwija i posuwa
do przodu, a my idziemy w dó. W brutalny sposób diagnozowana sytuacja!
– 127 –
Oni rbali prawd. To ksztatowao nasz wiadomo. Genera to czyta.
Tak si ksztatowa pogld o potrzebie zmian...
– Jakich zmian?
– Ci eksperci nie pisali, co robi.
– A nie mylelicie o wprowadzeniu modelu chiskiego? Dekomunizujemy go-
spodark, zostawiamy symbole?
– Nie. Z prostej przyczyny, bo u Chiczyków puszczono gospodark, ale
zachowano siln struktur wadzy, pastwa. U nas pastwo byo zdemolo-
wane. Kto si go sucha?
– Bezpieki ludzie si nie bali?
– Jak si bali, skoro „Solidarno” kwita cay czas? Panowie! 10 milio-
nów w „Solidarnoci”! Kto si temu przeciwstawi? System by nie do ura-
towania.
– Nie byo szans na to, eby pastwo si wzmocnio? eby byo twarde?
– Nie. Bo tego pastwa ju w istocie nie byo! To co, bezpieka miaa rz-
dzi gospodark? Jak to sobie wyobraacie?
– Mieczysaw Rakowski twierdzi, e za póno zrobiono reformy, e mona
byo je wprowadzi wczeniej…
– Ja kocham Rakowskiego, byem jego fanem. Ale poróniem si
z nim wanie w tej sprawie, o której w tej chwili rozmawiamy. Pytam si
Rakowskiego, by ju „Okrgy Stó”, on wprowadzi wolno gospodarcz:
„Mietku, uwalniasz ceny, bdzie oczywicie ogromny nacisk na pace; jeli
nie przeciwstawisz si, bdzie szalejca in acja, która wpdzi du cz
narodu w ndz. Nie przeciwstawisz si naciskom na wzrost pac, bo jak b-
dziesz mia przeciwko sobie zwizki zawodowe, jedne, drugie, wasn par-
ti, wszystkich bdziesz mia przeciwko sobie – bdziesz musia ustpi.
Przyjdzie szalejca in acja, to ci naród rozsieka! Lud wyjdzie na ulice! Czy
ty bdziesz umia si temu przeciwstawi?” Notabene, tylko dziki „Okr-
gemu Stoowi”, „Solidarnoci”, Balcerowiczowi, ta osona i ten parasol by,
bo si Polacy jakby krpowali buntowa. A zanim si zorientowali... I wie-
cie, co mi Rakowski odpowiedzia?
– Co?
– Myla, myla, i mówi – naród mi zaufa. O, myl sobie, koniec. Zo-
baczyem siebie dzielcego los Rakowskiego. Nie mia on przecie adnych
szans. Podobnie jak cay system nie mia szans.
– A nie mona byo tak, jak mówi Rakowski – e najpierw zastawiony stó,
a póniej okrgy?
– 128 –
– A jak go byo zastawi? Byby suto zastawiony dla bardzo wskiej cz-
ci spoeczestwa. A ta cz, która by siedziaa pod stoem i koci obgryza-
a, w kocu by ten stó obalia. Tu nie byo sposobu. Rakowski by skazany
na porak. Musielimy przej przez kompromis „Okrgego Stou”. Fi-
lozo a nasza bya taka, eby nie oddawa wadzy. Podzieli si, wcign
„Solidarno” do wspórzdzenia i wspóodpowiedzialnoci. I nie udusi
jej. Ale uczyni Polsk lepsz. Pisalimy to wszystko w naszych raportach.
Bieg zdarze pokaza, e byy to pomysy utopijne. Mymy diagnozowali
sytuacj jako katastrofaln.
– A moe to byo tak, jak mówi Jadwiga Staniszkis? e bezpieka jako pierwsza
wymylia co takiego, e trzeba odda wadz, przekonaa was, e ta nadbudowa
polityczna si nie utrzyma, wic trzeba wiele zmieni, eby wszystko zostao po
staremu...
– Oj! Gdybymy mieli tak bezpiek! Czy mogo zosta po staremu?
Dzi wida anachronizm takich sztucznych konstrukcji mylowych. Spójrz-
cie na te maszynopisy. Macie najgbsz tajemnic naszego mylenia. Nikt
inny nie pisa i nie knu zmian. Pod spodem, pod tym, nic ju nie byo.
Prosz mi wierzy. Nic bardziej tajnego.
– A czy byy jakie interwencje towarzyszy radzieckich? W czasie „Okrgego
Stou”, przed, po? Oceny?
– Nie byo. Kompletnie nic nie byo.
– Nic nie mówili? Milczeli?
– Kompletnie milczeli.
– Jaki by powód tego milczenia?
– Ja te próbowaem tego dociec. Przecie rozmawialimy, gdy przyje-
dali, rozmawialimy w ambasadzie. I napotykalimy guche milczenie. Nie
byo ani tak, ani nie. Odnosiem wraenie, e my t polsk operacj prze-
prowadzamy w sali operacyjnej pozbawionej su tu. I kto nas oglda. Ale
wcale nie mówi, w któr stron tym skalpelem, gdzie i co.
– Oto stra przednia pierestrojki!
– No tak, to ju by Gorbaczow. Jedn z kluczowych spraw jest to, e
gdyby nie byo pierestrojki, to by nie byo zmian w Zwizku Radzieckim.
– I w Polsce?
– Pytacie, czy zmiany przeprowadzalimy pod dyktando Rosji? Otó se-
kwencja zdarze jest w moim przekonaniu inna. Podobno Stalin to mówi,
e socjalizm, komunizm pasuje do Polski jak siodo do krowy. e krowa
wierzga. Otó i 56 rok, i 68, 70, 76, 80 – to trzeba razem czyta. Cigle
byo to zrzucanie. A z drugiej strony, polscy komunici, jeli mona nas
– 129 –
komunistami nazywa, utrzymywali prywatn wasno ziemsk, Koció
funkcjonowa w caej rozcigoci. Nie zduszono alternatywnej myli w Pol-
sce. Przecie w Zwizku Radzieckim inaczej mylcych mona byo albo
w agrze spotka, albo w psychuszce. Albo na emigracji. Nie byo czego
takiego jak opozycja. A u nas ona narastaa cay czas. To by mikki to-
talitaryzm. Który sam si rozpada. W tym sensie polskie dowiadczenia
zawarcia ukadu z opozycj byy dla ZSRR mao przydatne, bo nie mieli tej
drugiej strony.
– W jakim stopniu wasze raporty – Cioska, Poogi i Urbana – wpyny na
polityk generaa Jaruzelskiego?
– Wpyny. A w jakim stopniu? Przynajmniej genera widzia, e jest
inne mylenie. W moim przekonaniu nadmiernie obawia si tych facetów
betonowych. Poniewa tak jak mymy mieli propozycje, tam nie byo ad-
nych.
– Byy – e trzeba twardo.
– No tak, si. Ale sia to ju raz bya. Rzeczywicie zapobiega katastro-
e. Ale co zmienia sia?
– Jeeli analizujemy lata 80. i ówczesn polityk, to wida, e genera Jaruzelski
próbowa rozmaitych metod. Twardo te próbowa.
– Stan wojenny – to bya gówna twarda metoda. No i co? Zmienia si
gospodarka? Nic. I to genera widzia. Mymy o tym te pisali.
– Wyranie wic wida, e genera Jaruzelski zmienia si, wyciga wnioski
z bdów. Nastpowaa ewolucja w jego myleniu.
– Przekazywa Jaruzelski wadz w rzdzie Messnerowi. Sala wietli-
kowa. Ministrowie. Genera. Mia taki zeszyt, przesznurowany, zalakowa-
ny, tam notatki prowadzi, w wojskowym szymelu. Wic jest uroczysto,
genera sumuje, robi bilans. Dugo mówi. No, towarzysze – mówi – jest
problem budownictwa mieszkaniowego. Nie rozwizalimy go. To wanie
przekazuj jako nierozwizan kwesti przyszemu premierowi. No tak,
i tutaj kartkuje ten zeszyt, którego marca czy maja, dat podaje, mówili-
my to i to, przekazywalimy obecnemu tu towarzyszowi Kukuryce, mini-
strowi budownictwa, eby ten problem w kocu rozwiza. I co towarzysze?
To nie koniec – mówi. Kartkuje dalej. Pó roku póniej, 15 padziernika czy
którego, powtórzylimy to samo towarzyszowi Kukuryce. I co towarzysze?
On wierzy jak w wojsku – wyda rozkaz i powinno by zaatwione.
– A potem si zmieni.
– Potem bardzo si zmieni. Niezwykle. Nauczy si regu cywilnego
funkcjonowania. Patrz na te maszynopisy, które mu posyalimy… Prze-
– 130 –
cie móg nas wyrzuci – Urbana, mnie, Poog – za wieszak do marynarki
i za okno. Za tak pisanin. e wszystko jest do niczego, e wszystko si
wali, e nie ma szans. A mymy coraz to mielej w tych kolejnych rapor-
tach... W kocu powiedzielimy, e to bdzie koniec socjalizmu, systemu.
Wtedy wciek si genera. To ju byo chyba o most za daleko. Zawoa nas,
to bya chyba jedyna powana rozmowa na temat naszych raportów. I nas
nawyzywa okropnie. Pooga przeraony, Urban nie, bo przechodzi w yciu
cisze opresje, ja, e pracy trzeba szuka… Ale e jako dam rad. Chyba
dwa dni miny, jak si fala strajków zacza, W Nowej Hucie, i tak dalej.
Zawoa nas genera i powiedzia: mielicie racj. To pokazuje wielko czo-
wieka. On potra si zmieni. Wyciga wnioski. Dlatego ogromnie szanu-
j generaa. Ponadto – czowiek z zasadami to jest.
– e jednak „kupi” wasze raporty?
– Pisalimy to wszystko, pisalimy, ale w sumie zawarto tego jest mniej
istotna. Istotne jest to, e mymy diagnozowali sytuacj jako katastrofaln.
e system trzeba byo zmieni. I ksztatowaa si potrzeba porozumienia.
A nie ucicia opozycji gowy.
– Bya wiadomo, e zmieniamy system, czy bya wiadomo, e ratujemy
wasne gowy, eby nas nie powiesili na latarniach?
– Jedno i drugie. Gdybycie poczytali nasze raporty, to gdzie na zaple-
czu mogyby by te latarnie. Mymy bali si te tego. e nas wszystkich
powywieszaj, cznie z naszymi partnerami. Ale tak naprawd, to moe
nieprzyzwoicie zabrzmi w dzisiejszej melodyce, nam o co wikszego cho-
dzio. Uwierzcie mi, e nam chodzio o wyjcie z sytuacji dla kraju.
– Mamy sytuacj tak: wiedzielicie, e istniejcy ustrój jest nie do uratowania,
e trzeba z niego wyj. Ale czy by punkt dojcia, jaka idealna Polska, do której
chcielicie zmierza? Czy te byo tak: rozpoczynamy odwrót, a jak bdzie – to si
zobaczy?
– Z ksiki Orszulika dojdziecie do wniosku, ja z nim rozmowy prowa-
dziem, on zapisywa to dokadnie, e chodzio o zmian systemu. Mymy
nawet z Orszulikiem tak teori sprzga wymylili. e sprzga uywa si
przy zmianie biegów, wic trzeba je zastosowa. Przy zmianie systemu,
ustroju, chodzio o kontraktowy sejm, o podzia mandatów 65–35, o przej-
cie. Bo nie wiedzielimy, jak si polski organizm zachowa w tym wszystkim.
Partia, ludzie, wszystko po kolei. I std ta formua kontraktowego Sejmu,
i tak dalej. I obietnica, e nastpne wybory bd cakowicie wolne. To bya
ta lozo a, któr emy przedstawili.
– 131 –
– Ale kto musia powiedzie partii: nie ma Boga, czyli nie ma socjalizmu, nie
wierzymy w socjalizm. Kiedy co takiego pado?
– Nigdy. Nikt tego nie powiedzia. Ani my, ani „Solidarno”.
– A byo w tle?
– Oczywicie, e byo. Na czym polegaa sprawa? Panowie, spójrzcie na
zapisy „Okrgego Stou” – to by naiwny socjalizm. Utopijny. Mieszka-
nia wszystkim, rewaloryzacja pac... Podpisalimy si pod naiwnym socja-
lizmem. Ja cigle potem wypytywaem, publicznie, Mazowieckiego: skd
wycie wyszli z t koncepcj dzikiego kapitalizmu? Jak to si stao?
– Kto tu wpuci kapitalizm?
– Technicznie – zacza to partia: Wilczek, Rakowski. Wczeniej ni
Sejm kontraktowy. Ale to byo tak, e niby wolno rynkowa, ale socjalizm.
Otó socjalizm sam umar, mona by powiedzie. Niezauwaalnie. Taka
bya uroda tych czasów.
– Czy podczas rozmów o przekazaniu wadzy mylelicie te o ludziach aparatu
partyjnego? O waszych onierzach?
– Przykro mi powiedzie, ale nie. Moe bylimy bezduszni? Moe naiw-
ni? Wydawao nam si, e skoro my rozmawiamy w ten sposób, zawieramy
ugod, porozumienie, to rzecz naturaln i automatyczn jest to, e nie
bdzie si nas wiesza, rozstrzeliwa, do wizienia wsadza.
– Zagwarantowano to wam?
– Nigdy nie byo to artykuowane. Mnie by do gowy nie przyszo pyta
si Mazowieckiego czy Orszulika, czy kogo, co z nami bdzie? Absolutnie
nie. Ponadto mymy konstruowali system, w którym przejciowo bdzie pa-
rytet. Uczestniczymy we wadzy, wic si tej czci wadzy nie wiesza. Wic
nie byo w ogóle tematu. Ani razu z nikim nie rozmawiaem na ten temat.
Co wicej – nawet przez myl mi to nie przyszo.
– Moe wydawao wam si, e wcigniecie „Solidarno” do wspódziaania,
a i tak bdziecie dalej wszystko kontrolowa. Zwaszcza e strajki przed „Okr-
gym Stoem” pokazay, e „Solidarno” jest saba.
– Ale wyniki czerwcowych wyborów wzbudziy moje zdumienie. e jest
taka determinacja w odrzucaniu starych porzdków. Przegralimy nawet
gdzie w ambasadzie w Mongolii. Sama partia miaa dosy samej siebie.
– Partia bya naiwna? Sama sobie sznurek ukrcaa?
– No nie, zawara porozumienie. Pewien ukad. Panowie, siedzicie w fo-
telach, w eleganckim pomieszczeniu. Ja nie siedz w pasiaku i z kul u nogi.
Siedzi przed wami czowiek wolny. Nie z duchem rozmawiacie. A móg by
scenariusz rumuski. Albo te móg by scenariusz inny.
– 132 –
– To znaczy…
– Miaem wiadomo te i tego, e gdyby wygraa inna opcja, e gdyby-
my poszli na twardo, to te papiery, które posyaem generaowi, to byby
dla mnie sznur. Ja byem wicie przekonany, e moemy za to zapaci
najwysz cen. Bo trzeba ludowi zdrajców pokaza.
– Byy siy w partii, realne siy, które chciay na twardo? Twarde skrzydo?
– Ja tego nie odczuwaem wprost, ale byy. A propos jednak twardych si:
pamitacie Panowie t dramatyczn, ponad dwugodzinn przerw w trans-
mitowanym przez telewizj zakoczeniu obrad Okrgego Stou? Napraw-
d grozio zawaleniem caej tej mozolnie wznoszonej konstrukcji. I wiecie,
czyj gos przeway, by odstpi od twardego, wanie naszego, stanowiska?
Byo to wykrzyczane generaowi do suchawki przez Kazimierza Cyprynia-
ka: „Bdziemy mie krew narodu na rkach!”. Staem obok, przekazujc
mu suchawk. A Kazimierz Cypryniak to jeden z tych twardych wanie,
partyjne sumienie, szef komisji kontroli partyjnej. Posany przez generaa
do „Okrgego Stou”, by pilnowa doktryny. Byy, jak wida, róne oblicza
i granice owej twardoci. Koczc dygresj: to mogo by tylko i wycznie
jako narzdzie twardych w Zwizku Radzieckim. Wic musiaoby by naj-
pierw odwrócenie sytuacji w ZSRR, a potem u nas. A e moga si odwró-
ci, to byo oczywiste. Gdyby taki pucz Janajewa by o kilka lat wczeniej,
a dzi wiemy, e byo to moliwe... W kadym razie niemal modlilimy si
o zdrowie Gorbaczowa.
– Czy nie byo tak, e wprowadzajc stan wojenny genera Jaruzelski rozbi
przede wszystkim PZPR?
– Tak, 100 procent racji. Z prostej przyczyny – nie daa partia sobie rady,
musiaa wojsko woa.
– Jaka wic bya sytuacja pod koniec lat 80.: mielicie sab parti, której nie
trzeba byo si obawia. I sab „Solidarno”, skócon w dodatku…
– Takiej wiadomoci, e ona jest cakiem saba, to nie mielimy. Jeli
nawet zycznie nie byo w niej 10 milionów ludzi, tylko 3 miliony, to i tak
byy to 3 miliony. I w legendzie ya. I by opór. Nawet jak kto wystpi
z „Solidarnoci”, to nie by to nasz czowiek.
– Mówi pan, e beton w PZPR by saby, niewidoczny. Wic jak zin-
terpretowa olbrzymi opór partii podczas plenum styczniowo-lutowego PZPR
w 1989 roku? Kiedy genera Jaruzelski zada od partii zgody na uznanie „Soli-
darnoci” i „Okrgy Stó”, ale eby je uzyska musia zagrozi dymisj…
– Do dzi mam projekt uchway KC, gdzie sowo „Solidarno” jest wie-
lokrotnie gumk wytarte. Bo na plenum to sowo albo wchodzio, albo byo
– 133 –
wycierane. Dziura w kartce prawie z tego wysza. W kocu pozostao sowo
„Solidarno”. Ale zostao dziki zdeterminowaniu generaów Jaruzelskie-
go i Kiszczaka, Rakowskiego, Siwickiego... e podadz si do dymisji. Tutaj
strach zajrza w oczy.
– Dlaczego strach? Zawsze mona wybra nowych…
– Panowie, ten genera wprowadzi stan wojenny. Byli z nim i Siwicki,
i Kiszczak. Partia miaa instynktownie poczucie swojej saboci. e prze-
graa. e ju nie rzdzi. e nie ma rzdu dusz. Rzdzi si. I naraz te siy
mówi: no to cze, sami bdziecie teraz.
– Nie byo wiceministra w MSW czy w MON, który by to wzi i poprowa-
dzi?
– Ale nie... Zauwamy atmosfer na sali. Wtedy by strach.
– Nie byo alternatywy? e wybierze si nastpców?
– Nie, nie. Genera zagra va banque. wietnie.
– Czy musia tak zagra?
– Musia.
– Czyli tam te by opór. Wewntrz PZPR. Bo gdyby mia rzd dusz w PZPR,
to nie musiaby grozi dymisj, tylko by spokojnie zakomunikowa swoj wol.
– To nie byy takie czasy, eby kto mia bezgraniczne poparcie. Ale jed-
noczenie prawda jest taka, e „Solidarno” nie chciaa zmiany systemu.
Oni wcale nie mówili, e chc wprowadzi kapitalizm. Oni tylko walczyli
z parti, wic z metod realizacji. Nawet wadzy nie chcieli przecie, bali si
tej wadzy, odpowiedzialnoci, e nie potra , e zrujnowana gospodarka.
– Nie chcieli, bo si bali, e chytrzy komunici wcign ich w jakie ukady,
skompromituj i wszystko zostanie po staremu.
– Wcign w puapk, w wilczy dó! Oczywicie, tego si obawiali. A si
na tym placu boju prc do zmian bya partia.
– Kawaek partii.
– No nie, na plenum to ona to przegosowaa.
– Przegosowaa pod szantaem. Kiedy genera Jaruzelski zagrozi dymisj.
Spróbujmy odtworzy ówczesny stan ducha tamtej partii – mamy tu i niech do
ustroju, i niech do samej siebie, ale i obaw przed zmian, obaw przed „Solidar-
noci”, wiele rónych uczu…
– Wtedy by taki system, e przed plenum KC przeprowadzano tzw.
konsultacje. A byo to normalne plenum KC, w tym samym skadzie, tylko
e za stoem nie siedziao prezydium i Biuro Polityczne, tylko siedzia sam
genera i wyznaczony do referowania i prowadzenia sprawy czonek kierow-
– 134 –
nictwa. Wtedy ja byem tym, który te sprawy referowa i odpowiada na ten
pytania. Tam si kotowao. Wierzcie mi, to si burzyo, jakie byy krzyki!
auj, e nic si z tego nie zachowao, ale wtedy byo tak – towarzysze,
uczciwie postpujemy, tego nie nagrywamy, to s nasze wewntrzne sprawy,
adnych protokoów z tego nie ma. My tylko dyskutujemy. Wic byo to
autentyczne.
– I co partia mówia?
– Partia krzyczaa. Partia wya. Ci ludzie, nawet instynktownie, zdawali
sobie spraw, e to jest wystawienie ich na niechybn porak. Przecie
wiedzieli o wasnych sabociach; wiedzieli, e speniaj tylko urzdy, ale
nie maj do tego rzdu dusz. Myl, e w wyniku tych midzy innymi dys-
kusji genera wypracowa pogld, jak postpi na plenum, zagrania z dymi-
sj. Poniewa tu znowu rzdzi strach.
– Raz przestraszy naród wprowadzajc stan wojenny, a teraz przestraszy
swoich…
– Genera chcia zmian. Gdyby nie chcia, to by nas powywala. I ju.
– To wycie go namówili?
– Nie tylko przecie my. On si sam przekonywa. Mia tysice rozmów,
czyta – kocha czyta – mia twarde, brutalne analizy. W wiecie mia spo-
tkania. Z Thatcher, z Bushem, z Mitterrandem, z Gorbaczowem, z pa-
pieem... Wpyw miaa te sytuacja, bieg zdarze. Jeeli widzielimy, e
rozwijamy si coraz wolniej, a wiat coraz szybciej, e nie ma pomysu…
Pierwszy etap reformy gospodarczej, i nic. Drugi etap reformy gospodar-
czej, i nie chce si ta gospodarka rusza. Jak w tym dowcipie: nie ma zbio-
rów, to plenum si zbiera.
– Czy bya taka moliwo, e nie oddajecie wadzy i dalej stary system trwa,
jest coraz gorzej, coraz biedniej, ale zmian nie ma? S przykady, które pokazuj,
e tak mona dugo trwa.
– Bya taka techniczna moliwo. Ale w teorii. Otó w polityce niezwy-
kle istotne s motywacje. A nasze dotyczyy nie tylko partyjno-osobistych
karier. W sumie, o Polsk chodzio.
– Patetycznie to zabrzmiao…
– Ale skd! Jak koczyem misj w Moskwie, jedn z ostatnich moich
rozmów bya rozmowa z Aleksandrem Jakowlewem, ju dzi nie yjcym.
On by takim ródem intelektualnym pieriestrojki, gasnost’i. Mózgowiec.
Pochodzi z dalekiej wsi, wygld mia taki muikowaty, ale pera intelektu
i szlachetnoci charakteru. Wielki rozum, wielkie serce. Samorodek. I py-
taem go, dlaczego wycie to zrobili, ten demonta socjalizmu, przecie
– 135 –
mielicie wojsko, armi, rop, mineray, moglicie to jako przey. Plus
jeszcze naród, który nie buntowa si. To mogo trwa. I on mówi tak do
mnie: „Byem ambasadorem przez 10 lat w Kanadzie. Wiesz, ten imperia-
lizm kanadyski zupenie jest inny ni ten imperializm amerykaski. Nie jest
taki okrutny, nieludzki, jest dla czowieka. To taki system, w którym ludzie
s dla siebie dobrzy. I wspólnie duo rzeczy robi. Bogac si w miar spra-
wiedliwie i yje im si dobrze. Jakie zaufanie do ludzi jest, tam si inaczej
oddycha. I przyroda. Zupenie jak nasza. Pikna, ogromna, te zimy. I tak si
zastanawiaem – wszystko jak u nas. I u nas te ludzie chcieliby by ycz-
liwi, otwarci, Sowianie”. I mówi dalej: „I takie nieszczcie, taki koszmar
u nas, a oni tak kwitn! Trzeba byo to zmieni”.
– Jak czytalicie wtedy „Solidarno”? Jak ich widzielicie?
– Ja tego nie rozumiaem. Miaem dwa ogldy Solidarnoci. Pierwszy –
gdy byem I sekretarzem KW w Jeleniej Górze.
– Walczya z panem tamtejsza „Solidarno”. Wypominaa, e zamówi pan
sobie do garnituru dwie pary spodni. Uznano to za wielkopask fanaberi.
– A za wszystko zapaciem. Nie tylko to zreszt. A to wanna z krysztau,
a to buda dla psa z mahoniu. Boe, mój may pudelek, Kajtek, w budzie...
I tego rodzaju gupoty. To byy takie czasy, e prominenci, e krysztaowe
wanny. Ale niewane. W Jeleniej Górze próbowaem swoje róne ideay re-
alizowa.
– Mody sekretarz chcia si pokaza.
– Chciaem ciga inwestycje. Tak poznaem w Warszawie, w Komisji
Planowania, wszystkie wycieraczki przed gabinetami, bo tam si wszystko
zaatwiao, takie rczne sterowanie. Chciaem ciga modych ludzi… Ru-
szy region. A tu mur. Wci zderzaem si z rónymi ukadami.
– W Warszawie?
– Tam, w Jeleniej. Gminna spódzielnia, to by dopiero ukad... Tam byy
ukady prawdziwe! Notabene, ich wcale nowe czasy nie ruszyy. I tu nagle
dowiaduj si, e jest nowa sia. „Solidarno”. Moe to bdzie co cie-
kawego? Nie miaem strachu w sobie, przeciwnie, pewn nadziej. Nawet
wyszlimy do nich, sal im zaatwilimy, chcielimy powcha, co to jest.
I szybko podpisalimy porozumienie, jak si potem okazao, jedyne, i w do-
datku zapisana tam bya kierownicza roli partii. To nie by aden podstp.
Wpisalimy to z automatu. Nawet nikt nam nie kaza w KC. Ale oni z „So-
lidarnoci” okropnie potem si tego wstydzili. Tej kierowniczej roli partii.
I nienawi do mnie bya, i ó.
– Podwójnie wic pan zapunktowa. U liberaów i u twardych…
– 136 –
– Midzy innymi chyba dlatego zostaem ministrem ds. zwizków za-
wodowych. Bo jak zaatwi tak spraw na poziomie województwa, to moe
zaatwi i na szczeblu centralnym? A ja zaatwiem, bo zmagaem si ze
skostnia rzeczywistoci. Byem sam, cignem zaledwie paru podob-
nych sobie ludzi – nazywali mnie Studentem, e z chowu ZSP. Szukaem
wic innych moliwoci… I na „Solidarno” jako tak liczyem… A potem
mnie rozczarowaa. Mylaem, e taki walec przyjdzie i te ukady lokalne,
miejscowe, które tak przeszkadzay, zgniecie.
– I nie zgnietli.
– Weszli w te ukady, przejli je po prostu. Mimo caej szlachetnej
idei samorzdnoci lokalnej. Tam, na dole, nowa nomenklatura powstaa,
w miejsce partii z Kocioem, matk nasz ojczyst… Sam ju dzi nie
wiem, zestarzaem si, moe taka jest uroda ycia, e to wiatraki i nie ma
z tym co walczy. A drugi mój ogld to bya ta „Solidarno”, któr zasta-
em w Warszawie.
– Jako minister ds. zwizków zawodowych…
– Resorty, jak miay kon ikty pacowe, albo jakie inne, to szu... – na
ministra ds. zwizków zawodowych. Wic negocjowaem jak gupi – po
nocach, po niedzielach. Poniewa Solidarno cigle okupowaa pomiesz-
czenia, wic wydzielono mi specjalne pokoje, od Alei Szucha, takie do oku-
powania, eby po gmachu URM si nie pltali. Wtedy przeyem swoje,
wtedy ta „Solidarno” wydawaa mi si si okropn, nieokieznan. Cigle
podpalali! A potem Wasa jedzi i gasi. Wic nigdy nie byo wiadomo,
czy przyszli gasi, czy podpala. To byo co okropnego. Wic miaem takie
dwa ogldy „Solidarnoci” i narastao we mnie poczucie, e oni coraz mniej
mog wpywa na bieg zdarze. To byo prawdziwe! Teraz opowiadaj, e to
agentura bya w Solidarnoci, e MSW kierowao, eby wywoywa prowo-
kacje, a potem Okrgy Stó by tak zrobiony – e agenci z wadz. Panowie,
gdyby bya moliwo wpywania przy pomocy jakiej agentury na ten cay
bieg zdarze, to by si jej uyo! Zamiast czogów i tysicy onierzy. Wic
bzdury totalne!
– Ilu tam agentów bezpieka miaa.
– I co mogli? Nie znaem tych agentów. Tamto pastwo byo porzd-
nie zorganizowane: ten kto nie móg, to nie zna agentury. Nawet ja, który
w KC po mierci Popieuszki odpowiadaem za MSW, nie znaem agentów.
Natomiast poznaem rozmiar si i moliwo oddziaywania podziemnej
policji. Wiedziaem ilu ich tam jest i co mog zrobi.
– 137 –
– A co mog zrobi?
– Mog rzuci kamie i spowodowa niekontrolowany bieg zdarze. e
jaki inny odbity kamie spowoduje lawin, która równie i ich zmiecie.
A to bya lawina wanie.
– „Solidarno”?
– Nie tylko „Solidarno”. To byo odrzucenie starego niesprawnego sys-
temu. „Solidarno” na tej lawinie pyna. Ale nie miaa na ni znaczcego
wpywu.
– A Koció?
– Koció te si ba, e nie da rady. To organizowao jego mylenie.
– Wic co Koció chcia ugra? Mia za partnerów sab wadz i sab So-
lidarno. Pewnie nieprzypadkowo w 1985 roku pojawia si ustawa o relacjach
Pastwo – Koció…
– Dooyem rki do tego. Dalimy wielkie przywileje Kocioowi.
– Ale za co? Co Koció chcia?
– Wszyscy chyba przeceniali moliwoci swych partnerów. Pamitam,
jak zacz si „Okrgy Stó” i Michnik wyzywa mnie i innych od czerwo-
nych pajków. To odpowiedziaem mu: „Panie Adamie, co pan opowiada,
nie ma czerwonego pajka, on pusty w rodku, much nie apie. Przecie
gdyby on apa muchy, to by was dawno powyapywa. A wy tu w Paacu
Namiestnikowskim jestecie...”.
– Skd si braa wasza skonno do Kocioa?
– Hierarchia i instytucja bardziej rozumiaa i traktowaa jako bardziej
przewidywaln drug hierarchi i instytucj. Wadza nie moga zrozumie
tej ywioowoci „Solidarnoci”. I dobrze oceniaa, e oni trac coraz to bar-
dziej wpyw na bieg zdarze. I tego, paradoksalnie, si obawiaa... Panowie,
w tym czasie, wszyscy si nawzajem przeceniali. Ale gdy wszyscy zaczli si
siebie ba – by moliwy kompromis.
– Wy i Koció – to byy dwie zhierarchizowane instytucje, które w zwizku
z tym dobrze si rozumiay…
– Prosta jest zasada przetrwania Kocioa, jak w tym porzekadle:
„Koció opakuje zmarego, ale do trumny si z nim nie kadzie”. Za-
chowuje dystans. Tak samo tutaj byo. Miaem mas rozmów z ludmi Ko-
cioa. I mog powiedzie, e Koció by bardzo wstrzemiliwy, gdy chodzi
o wybory, o „Okrgy Stó” i podzielenie si wadz z „Solidarnoci”. Bo nie
wiedzia, jaka bdzie ta nowa wadza. Jakby przeczuwa, e lepiej byo mu
z komunistami ni z nie wiadomo kim...
– 138 –
– Z KOR-em, z Kaczyskimi, z ksidzem Zaleskim, do wyboru, do koloru…
– Oni to chyba przewidywali. I to ludzie z Watykanu, mylcy kategoria-
mi dugich procesów historycznych, a nie zdarze biecych. Ale Koció
– myl, e na polecenie polskiego papiea – siad przy „Okrgym Stole”.
Oczywicie, literalnie tego nie wiem, ale bez zgody papiea nie byoby to
moliwe.
– Droga do „Okrgego Stou” wioda wic poprzez nawizane wspódziaania
z Kocioem. Pierwszym krokiem bya ustawa Pastwo – Koció.
– Ustaw Koció zaatwi sobie ogromnie duo. Ona usadowia Koció
w znakomitym miejscu.
– A czy co wicej, oprócz ustawy, Koció chcia?
– Wtedy nie. Ale dosta takie miejsce, plus obietnic konkordatu, e
starczyo. Usytuowany zosta dobrze do dalszej walki.
– Uzyska potwierdzenie roli mediatora.
– To byo automatyczne. Mymy przecie po porednictwo udawali si
do Kocioa. Gówne rozmowy byy z Kocioem. Bo to bya w naszych
oczach instytucja odpowiedzialna.
– Nie z Was, z jego ludmi?
– Kluczowe rozmowy byy z Kocioem. Poniewa do Kocioa biegali
ludzie „Solidarnoci” i pytali o zdanie, a mymy to przecie wiedzieli. Nikt
si zreszt z tym nie kry. Taka bya prawda. I jak si kto teraz wypiera tej
roli, to jest zaprzaniec. Bdzie w piekle siedzia. Sucham teraz niektórych
biskupów, którzy jakby si dystansuj od tamtych czasów. A rola Kocio-
a bya fundamentalna! Nie zapomn, jak na plebani w Wilanowie emy
z Kiszczakiem wstawali, zrywajc wszystko. O sowo „Solidarno”. To
byy spotkanie jeszcze przed styczniowym plenum KC. I biskup Gocow-
ski zycznie nas usadza na powrót za stoem, imieniem boskim zaklina.
I prosi. I siedlimy w kocu. I sprawy potoczyy si dalej. Koció odegra
zasadnicz rol.
– Czyli waniejsze od Magdalenki byy spotkania w Wilanowie?
– To sprawy nieporównywalne. Magdalenka bya ustaleniem ostatnich
konkretnych zapisów. Wola zostaa wyraona w rozmowach z Kocioem.
– Pan by delegowany do rozmów z Kocioem.
– Tak. Zostaem czonkiem komisji wspólnej… Szefem naszej strony by
Kazimierz Barcikowski.
– „Okrgy Stó” by wic efektem kocowym. Dokonaniem tego, co postano-
wiono i uzgodniono wczeniej…
– 139 –
– Gdyby Koció tego nie chcia – czytaj: Jan Pawe II – to by nie byo
„Okrgego Stou”. Ewidentnie. Jestem wicie przekonany, e odegra on
w tym decydujc rol, tak jak w okieznaniu polskiego Kocioa w procesie
przyczenia Polski do Unii Europejskiej – Jan Pawe II. Bez jego wiedzy,
bez jego zgody, bez jego woli, „Okrgego Stou” by nie byo. Panowie, ile
mymy godzin w Episkopacie u Bronisawa Dbrowskiego przesiedzieli! Ile
razy ja tam byem! W istocie, fundamentem do ukadania sobie przyszego
kompromisu to byy rozmowy z Kocioem.
– A jaka bya rola „Solidarnoci”?
– Oni te ufali Kocioowi. Koció im dawa schronienie.
– I zarekomendowa „Okrgy Stó”.
– Tak. Oczywicie. Koció si nieco zapiera tej roli w chwili, gdy nast-
pi obkaczy atak na „Okrgy Stó”, a przecie odegra fundamentaln
rol. Z przyczyn oczywistych Jaruzelski i my wszyscy bardziej ufalimy pry-
masowi i hierarchom kocielnym, anieli ludziom nie wiadomo skd.
– Mundurowi ufali mundurowym…
– Oczywicie! Instytucja – instytucji. Dlatego wam przyniosem Rain
i Orszulika, bo tam znajdziecie odpowied na pytania, gdzie lea ciar
sprawy. Nie wadza – „Solidarno”, a wadza – Koció. I dopiero potem
– „Solidarno”. Instynktownie bardziej ufalimy Kocioowi. Mao kto na
ten aspekt zwraca uwag, ale ja byem przy tym i wiem komu ufaem. I dla-
tego tak wielk rol przypisuj Kocioowi. Bo mymy nie wiedzieli, jak t
„Solidarno” okiezna, kto tam jest…
– Kto jest wany, kto co moe…
– Ponadto te ich decyzje zapaday w taki nieoczekiwany sposób… Tam
cigle si kotowao. Nie mona byo wczeniej si porozumie. Nie wiado-
mo byo, co zwyciy, a co przepadnie.
– Kto by wany ze strony Kocioa w rozmowach? Orszulik? Gocowski?
– Technicznie i operacyjnie, tak sam to okrela ks. Orszulik. Publicznie
teraz przyznaje, e sporzdza z rozmów dokadne notatki, które sane byy
do Watykanu. Pewnie stamtd byy instrukcje zwrotne. Tej wiedzy wów-
czas nie miaem. Notabene, po „Okrgym Stole” obdarzony sakr biskupi.
Razem czsto rozmawialimy. Wielk, moraln rol odgrywa arcybiskup
Bronisaw Dbrowski, sekretarz Episkopatu.
– Kto wymyli pierwszy podzielenie si wadz?
– Tu musz pokoni si generaowi. Technicznym pomysodawc byem
ja. 60 : 40 w Sejmie. Taki podzia mandatów. To wymyliem, za co zostaem
– 140 –
potem, susznie zreszt, zrugany. Ostatecznie byo 65 : 35. Orszulik te
o tym pisze.
– A senat wymyli Kwaniewski?
– Senat – ja, wolne wybory do senatu – Kwaniewski. Kwaniewski
w pewnym momencie negocjacji podda nas, jeli chodzi o cakowicie wol-
ne wybory do Senatu, ale to umoliwio drugiej stronie zachowanie twarzy
i przystpienie do ugody.
– Jak sobie wyobraalicie to wspórzdzenie? e premierem bdzie Kiszczak,
i bdzie mia paru ministrów z „Solidarnoci” w rzdzie?
– Rzd mia by PZPR, by moe z udziaem rónych ministrów. Ale
dawalimy opozycji te 35 procent w sejmie. I prawo do krytyki...
– I do strajkowania…
– Dalimy ogromn ustaw o zwizkach zawodowych, z wielkimi przywi-
lejami dla strajkujcych...
– Tak jak sobie wyobraalicie, e to bdzie dziaao? Jeeli w latach 1980–81
nie dziaao, a teraz dawalicie im wicej, ni wtedy mieli… Koegzystencja „Soli-
darnoci” i PZPR bya niemoliwa. Jacek Kuro opisa to na przykadzie poci-
gów – e te z PZPR jed po lewych torach, a te z „Solidarnoci” po prawych.
Katastrofa jest nieunikniona.
– Wtedy! W 1981 roku. A mymy teraz, w 1989 roku, prosz bardzo, do
naszego pocigu wstawili „Solidarno”. Przecie to na tym polegao – oni
weszli w system. I si zgodzili, e maj 35 procent.
– Strajkami by was zaatwili…
– …i powiedzielimy, e nastpne wybory bd wolne. Panowie, to jest
clou
sprawy! Prosz bardzo, wygrywajcie. To co, mao odwana koncepcja?
– To byo rozcignicie przekazywania wadzy w czasie. Odroczenie egzekucji.
– Oczywicie, byem gboko przekonany, e to bdzie odroczenie egze-
kucji. Przecie nigdy nie wymylibym koncepcji 60 : 40, a potem 65 : 35,
i sejmu kontraktowego, gdybym wierzy, e my moemy w demokratycz-
nych, wolnych wyborach wygra! Bo wtedy bym zaproponowa wolne wy-
bory. Wic jak kto mówi, e mymy byli naiwni i gupi, e wierzylimy
w nasze zwycistwo – to jest idiota. Poniewa caa nasza ówczesna koncep-
cja wiadczya o tym, e si boimy przegranej. Ludzie mieli nas do. Sama
partia miaa, paradoksalnie, do samej siebie. wiadomie t myl powta-
rzam. Prosz spojrze na wyniki gosowania na placówkach dyplomatycz-
nych i w obwodach zamknitych. Bylimy zuyci i wiedzielimy to.
– A oni jak kombinowali? e wejd i si zobaczy?
– 141 –
– Jak to w Polsce – jako to bdzie. Byle wsi na konia. e naród nas
poprze, Koció nas poprze i wygramy wybory. Sensownych pomysów na
rzdzenie krajem nie mieli. Kluczow spraw dla „Solidarnoci” nawet nie
byy wolne wybory do senatu. Ale to, e nastpne wybory bd wolne. I e
oni mog swoim ludziom powiedzie: teraz razem przeczekamy, ale potem,
uywajc twardego sownictwa z pola ówczesnej walki, damy im tak w dup,
e si nie pozbieraj. W wolnych, demokratycznych wyborach.
– Ale oni bez Kocioa by w to nie weszli?
– Oczywicie. Koció te ich organizowa.
– Kto by w miar blisko wadzy, troch zna si na polityce, to widzia, w któr
stron to zmierza. Czonkowie KC, sekretarze wojewódzcy, wysza administracja
– na pewno to widzieli. Dlaczego tak atwo zgodzili si na oddanie wadzy?
– Partia si opieraa, ale w sumie przegosowaa. Innego, rozumnego
wyjcia przecie nie byo. Najistotniejsze, e to wanie partia odrzucia
w istocie wariant siowy osaniajcy dryfowanie systemu. Miaa wiadomo
tego, co si stanie. To nie bya gupia partia.
– Oni wiedzieli, e daj gow pod topór?
– My wynegocjowalimy, e idziemy na ugod, porozumienie. A tego
partnera, z którym si zawiera ugod, nie zgadza si, na mio bosk.
To tylko w rewolucjach. A przecie mymy zastpili rewolucj. Mymy,
w moim przekonaniu, tej formacji, która Polsk rzdzia pó wieku, dali mo-
liwo przejcia do takiej spokojnej politycznej emerytury. I to jest klucz.
– I tym samym obudzilicie przynajmniej cz Polski. Z apatii, z wewntrznej
emigracji.
– Wic jednak, panowie, wychodzi, e ta formacja nie bya taka gupia.
Bo w sumie mymy byli motorem sprawczym tego wszystkiego. Genera
stan na wysokoci zadania. A wiecie, e jeszcze po czerwcowych wyborach
byy takie moliwoci, eby je uniewani? Dostawalimy róne rady – jak
to zrobi, nawet nie wyobraacie sobie od kogo. Ale Genera powiedzia:
nie. Ja uwaam, e potwierdzilimy klas tej formacji. Ona miaa pikn
mier.
– 142 –
– 143 –
Baka Wadysaw 18
Balcerowicz Leszek 18, 28
Barcikowski Kazimierz 113, 139
Bierut Bolesaw 58
Bodnar Artut 50
Bratkowski Stefan 27, 29
Breniew Leonid 14, 25, 41, 114
Bush George 19, 48, 70, 122, 134
Chruszczow Nikita S. 15, 81
Ciosek Stanisaw 43, 107, 117–118,
121, 125–126, 129
Cypryniak Kazimierz 132
Czernienko Konstantin 103
Danton Georges J. 126
Dbrowski Bronisaw, bp 120–121,
139
Diderot Denis 43
Dryzek John 92
Dudek Antoni 125
Dziewanowski Kazimierz 27
Galbraith John K. 51
Gdula Andrzej 126
Genscher Hans-Dietrich 15
Geremek Bronisaw 17–18, 41,
44,
81, 88, 90, 104, 117–118,
120–122,
124
Gieyski Wojciech 40–41
Gierek Edward 69
Glemp Józef, kard. 113
Gocowski Tadeusz, bp 138–139
Gorbaczow Michai S. 12, 15–16,
20–21, 25, 80–81, 98–103, 105,
113–114, 119, 122, 128, 132,
134
Godzik Lechosaw 40–41
Górnicki Wiesaw 123
Greenspan Allan 69
Grzybowski Leszek 50
Gulczyski Mariusz 50
Gutman Myron 92
Gwiazda Andrzej 112
Habermas Juergen 92
Honecker Erich 16
Horelik Arnold 20
Jakowlew Aleksander 134
Jan Pawe II 15, 82, 113–114, 116,
139
Janajew Gienadij I. 132
Janiszewski Micha 115, 123
Jaruzelski Wojciech 12–13, 19, 24,
26, 41, 59, 79, 81, 86, 90, 92,
100, 103, 105, 107–108, 110,
INDEKS NAZWISK
– 144 –
114, 117–123, 126, 129,
132–133,
139
Kaczyscy Jarosaw i Lech 18, 138
Kaczyski Lech 25, 71
Kania Stanisaw 12, 112
Kiszczak Czesaw 12, 16, 24, 54,
86, 115, 118-123, 133, 138, 140
Konfucjusz 117
Konwicki Tadeusz 38
Krenz Egon 16
Król Marcin 50
Krugman Paul 70
Kukuryku Stanisaw
Kuro Jacek 19, 27, 39, 43, 50,
107, 112, 118, 124, 140
Kwaniewski Aleksander 17, 24,
66,
140
Lewandowski Janusz 38
Marsza Jan 109–110
Mazowiecki Tadeusz 18, 24, 27,
44, 53-55, 77, 131
Messner Zbigniew 13, 104, 107,
119-120,
129
Michnik Adam 27, 38, 43, 51, 78,
107, 112, 118, 137
Milewski Mirosaw 114
Miller Leszek 66
Miodowicz Alfred 80, 105–107
Mitterand Francois 101, 134
Modzelewski Karol 47, 50, 53
Mrowiec Janusz 120
Obama Barack 70
Orszulik Alojzy, ks. 120–121, 125,
130–131,
139–140
Paczkowski Andrzej 15
Peczyski Zbigniew 9
Peron Juan 71
Popieuszko Jerzy, ks. 113, 137
Pooga Wadysaw 107, 117,
125–126,
129–130
Pugaczow Jemieljan 35
Raina Peter 125, 139
Rakowski Mieczysaw F. 12, 17, 19,
24, 30, 55, 86, 104, 107, 118–120,
127–128, 131, 133
Razin Stieka 35
Reykowski Janusz 24
Rostowski Jacek 68
Rotszwanc Lejzorek 99
Rousseau Jean J. 43
Sacharow Andriej D. 103
Sadowski Zdzisaw 103
Siwicki Florian 12, 86, 115, 123,
133
Smith T.V. 65
Solorz-ak Zygmunt 29
Stalin Józef 14–15
Staniszkis Jadwiga 128
Stelmachowski Andrzej 117–118
Stroba Jerzy, abp 112
Szewardnadze Eduard 15
Tejchma Józef 110
Thatcher Margaret 134
Thompson Ewa M. 92
Trzeciakowski Witold 18
Tymowski Andrzej 42
Urban Jerzy 107, 117, 125–126,
129–130
– 145 –
Walentynowicz Anna 112
Walicki Andrzej 9, 12
Wasa Lech 23, 25–26, 80–81,
90, 103, 106–107, 112,
117–118, 120–122, 124, 136,
138
Wiatr Jerzy 50
Wielowieyski Andrzej 19
Wilczek Mieczysaw 131
Wolter zob. Voltaire
Wojtya Karol zob. Jan Pawe II
Wyszyski Stefan, kard. 111–113
Voltaire (wac. Francois M. Aro-
uet)
43
Zaleski Isakowicz Tadeusz, ks. 138
akowski Jacek 92
– 146 –