Szota Rustaweli
Rycerz
w tygrysiej
skórze
WEPCHIS TKAOSANI
Przełożył: Jerzy Zagórski
Tłumaczenie zachowuje zasadę poczwórnie zrymowanych
strof szesnastosylabowych s z a i r i ze średniówką w połowie
wiersza. Znak d pod numerem strofy oznacza, że strofa jest
pisana szairi dabali, czyli szesnastozgłoskowcem
sześcioakcentowym, znak m — że szairi magali, czyli
szesnastozgłoskowcem ośmioakcentowym.
Także w oryginale niekiedy rym pełny jest zastąpiony przez
asonans, choć rzadziej niż w tłumaczeniu.
Natomiast częściej niż w tłumaczeniu spotykają się rymy
składane z paru słów. W miarę możności przybliżając się do
tonacji oryginału, zwłaszcza w drodze rozróżnienia między
dabali i magali, na ogół zaniedbywanego przez innych
tłumaczy, również rosyjskich i niemieckich, trzeba było
jednak zrezygnować z rymów daktylicznych .przy dabali,
zbyt obcych naszemu uchu.
* Słowa i zwroty oznaczone w tekście gwiazdką zostały
objaśnione w przypisach umieszczonych na końcu książki.
WSTĘP
1 Ten, który Wszechświat zbudował, Pan Samowładny,
Stworzyciel,
d Który w istoty śmiertelne tchnął swego ducha i życie,
Ludziom dał ziemskie obszary, kwiecące się rozmaicie,
We władcach nam panujących ma swej postaci odbicie.
2 Boże jedyny, którego obrazem wszystkie stworzenia,
d Umocnij mnie, szatanowi nie wydaj dla pohańbienia.
Pozwól mi płonąć miłością do ostatniego westchnienia,
Racz ująć grzechom ciężaru, gdy stanę już w Twoich sieniach.
3 Któremu dzida, miecz, tarcza pasują zwyczajem starym,
d Lwu Słońca — różanolicej i kruczowłosej Tamary*
Jak ważę się hymn poświęcić w nadziei danku, nie (kary?
W zachwyt nie znany ciemnocie wprowadza widok tej pary.
4 Pięknej królowej Tamarze należny hołd oddać muszę.
d Nie pierwszy to raz jej chwałę celnie opiewać się (kuszę,
Mym piórem jest chwiejna trzcina, z agatu jezioro — tuszem,
Słuchającemu jak grotem przeszyte serce poruszę.
5 Jej rzęsom, brwiom i warkoczom dłużne jest moje natchnienie.
d Opiewam dwurzędu pereł w oprawie z rubinu lśnienie
I rzeźbionego w marmurze oblicza zarumienienie.
Cierpliwy młot ołowiany rozbija twarde kamienie.
6 Teraz potrzebny kunszt słowa, serce niech pieśni ośmiela,
d Ty wspomóż, którego łaska ludziom rozumu udziela;
Opisać chcę Awtandyla, Prydona i Taryjela:
Trzech bohaterów świecących wiernością dla przyjaciela.
7 Nad losem Taryjelowym niech łzy nam płyną bez przerwy.
d Czy się urodził ktokolwiek podobny, jemu współmierny?
Wiersz tocząc, ja, Rustaweli, poeta o sercu wiernym,
Znaną z ustnego przekazu opowieść nizam jak perły.
8 Taką rzecz ja, Rustaweli, tworzę dzięki mojej sztuce.
m Dla tej, którą wojsko słucha, tracę rozum, życie skrócę.
Dla z miłości szalejących po lekarskiej cóż nauce?
Niechaj ona mnie uzdrowi albo niech się w proch obrócę.
9 Opowieść perską okrywam poezji gruzińskiej szatą:
d Perłę sierocą, krążącą z rąk do rąk z żadną jej stratą,
Znalazłem i z pełną troską przybrałem wierszem bogato.
Piękna, dla której szaleję, niechaj zezwoli mi na to.
10 Widok tej, co wzrok oślepła, moim oczom się należy,
m Serce pełne miłowania pędem przestrzeń pól przemierzy.
Któż ubłaga ją o łaskę, co pożary me uśmierzy?
Celnym wierszem chcę rozsławić jak trzy kwiaty trzech rycerzy.
11 Każdy winien się pogodzić z losem, jaki mu się dostał:
m Niech pracują pracowici, a prowadzą wojny wojska,
Zakochany niech udręki namiętności skrytej pozna.
Potępiona być nie może utajona więź miłosna.
12 Sztuka wiersza od zaczątków mądrość w swych rejonach
mieści.
m Boska rzecz ujęta bosko słuchającym korzyść wieści,
Toteż sprawi radość temu, komu się należy cześć, i *
Powie, że wiersz dobry zawarł w krótkich słowach dużo treści.
13 Jak sprawdzeniem sił rumaka są przeszkody i przestrzenie,
m Jak rozmachem się wyróżnia konny piłkarz na arenie,*
Dzieło wielkie, styl bogaty u poety trzymam w cenie.
Sam wierszopis winien przerwać widząc słowa rozprzężenie.
14 Przyjrzyjcie się rymotwórcy, gdy biedzi się nad utworem
d I rady sobie nie daje z gruzińskich wierszy splendorem,
Czy mowy naszej nie skazi słów niedorzecznych doborem,
Czy w zręcznej dłoni rakietą dowiedzie sprawności sporej?
15 Kto przypadkiem parę skleił rymów i zabazgrał karty,
m Próżno mieni się poetą. Taki mistrz to wolne żarty.
Złoży wiersz, przyłoży drugi, choć sam widzi mało warty,
Bez wahania „moje lepsze" twierdzi niby muł uparty.
16 Są także pieśni innego rodzaju, gdy talent mały
d Nie umie tak słów powiązać, żeby do serca trafiały,
Jak lichym łukiem władając myśliwiec nie dość dojrzały
Tylko na drobną zwierzynę wypuszcza nieśmiałe strzały.
17 Trzeci rodzaj się nadaje, gdy zabawa jest wesoła,
m Uczta lub zaloty, albo dowcip wśród pojętnych koła.
Kiedy jest podany zręcznie, poklask taki wiersz wywoła,
Lecz poetą tylko ten, co trwałe dzieło stworzyć zdoła.
18 Nie należy na błahostki puste trwonić swych zdolności,
m Niech na zawsze już namiętność jedna w sercu twym zagości.
Trzeba w godnym jej zestroju złożyć klejnot swej twórczości
I nie czekać na zapłatę, ani nawet znak wdzięczności.
19 Tej, którą zawsze sławiłem, śpiewam w niezmiernym
zachwycie.
d Nie chowam głowy wstydliwie, ale się wielce tym szczycę.
Nielitościwa jak lampart, stała się droższa nad życie.
Niech imię jej nie nazwane znajdzie tu nieme odbicie.
20 Odzwierciedleniem sił wyższych jest wzniosła miłość
prawdziwa,
d By dać jej wyobrażenie, języka ziemskiego zbywa.
Szeroko rozpiętych skrzydeł siła do lotu podrywa,
Lecz temu, kto tego zaznał, niebiosów dar jarzmem bywa.
21 Nie do pojęcia ta miłość jest dla rozmownych mądrali,
d Spuchnie im język, ogłuchną ci, którzy będą słuchali,
Lecz nawet zmysłową miłość doceni się i pochwali,
Jeżeli do ukochanej wielbiciel tęskni z oddali.
22 „Zakochany" i „szalony" po arabsku jedno znaczy:
m „Medżnun" — po gruzińsku „midżnur"* wciąż na skraju jest
rozpaczy,
Jeden w bezowocnych wzlotach boskie szczęście swe zobaczy,
Drugi spodli swój charakter i w miłostkach duszę spaczy.
23 Zaiste piękny jak słońce powinien być midżnur prawy,
d Rozumny, majętny, hojny, młodzieńczy, chętny zabawy,
Rozważny, wymowny, grzeczny, przed silnym zaś bez obawy;
Kto nie posiada tych zalet — ten niewart midżnura sławy.
24 Piękna jest kochania sztuka, więc tak uczą nasze usta:
m Z służbą serca się nie łączy grzesznych przygód żądza pusta.
Nieprzebytą się przepaścią dzielą miłość i rozpusta,
Nie pogodzą się ze sobą z podniosłymi płaskie gusta.
25 Gdy kochanej zakochany wszystkie myśli swe poświęci,
m Przy rozłące wzdycha, tęskni, cudzołóstwo go nie znęci.
Choćby była najsurowsza — jednej wierny bez pamięci,
Już oziębłych pocałunków poszukiwać nie ma chęci.
26 Błądzi ten, kto do midżnura przyrównuje wiatrogłowa,
m Co go co dzień ta lub inna kusi wciąż przygoda nowa.
Dobre to jest dla młodzieży, co zabawić się gotowa,
Lecz inaczej prawy midżnur wobec pokus się zachowa.
27 Midżnur miłość zachowuje, póki w jego piersiach tchnienie.
m Powodzenie czy brak szczęścia umie przyjąć niewzruszenie,
Dla jedynej wszystko rzuci jak pustelnik w zapomnienie,
Życia — dymu ulotnego — mieć nie będzie w zbytniej cenie.
28 Utrzymanie tajemnicy pierwszym serca jest nakazem,
m Bo chełpienie się poczytać może dama za obrazę.
Midżnur się nie będzie kwapił z pustym uczuć swych pokazem,
Zniesie gniewy i kaprysy, byle z nią przebywać razem.
29 Jak uwierzyć temu, który nie szanuje wstydu lubej,
m Taki tylko szkodzi, głosząc wokół to, w czym widzi chlubę.
Ujmę sprawi jej i sobie. To są obyczaje grube.
Drugi nakaz więc: — nie czynić nic, co jej sprowadzi zgubę.
30 Nie rozumiem, co do oszczerstw zdradzieckiego trzpiota
pędzi?
m Gdy wynosisz ją pod niebo — po co krzywdzisz ją w
obłędzie?
Jeśli nisko ją szacujesz — czemu o niej trąbisz wszędzie?
Tylko dla złoczyńcy miodem osławianie jest i będzie.
31 Midżnurowi nie przyganią, jeśli łza mu z oka spadnie,
m A wędrować w samotności jest stosownie mu i ładnie,
Niechaj obraz ubóstwianej trwa w pamięci jego na dnie,
Lecz gdy znajdzie się wśród ludzi, niech nikt uczuć nie
odgadnie.
1 O ROSTEWANIE KRÓLU ARABSKIM
32 Władał Arabią Rostewan, król z Bożej łaski dostojny,
d Skromny i wielorycerny, przystępny i tęgozbrojny,
Łaskawy i sprawiedliwy, potężny, rządny i hojny,
I krasomówny, i w męstwie sam niezrównany w czas
wojny.
33 Prócz córki jedynej nie miał potomstwa czcigodny
rodzic.
d Jak światło światu świecące, co w słońca orszaku
chodzi,
Serca, umysły i dusze jednała, budząca podziw.
Mędrcowi dla jej chwalenia języków sto mieć się godzi.
34 Że imię jej Tinatina, niech będzie wiadome wszystkim.
d Kiedy rozkwitła, to słońce zaćmiła blaskiem
świetlistym.
Król zwołał radę wezyrów i bardzo był uroczysty,
Gdy się odezwał w te słowa do powierników swych
bliskich:
35 „Muszę się z wami naradzić, żeby z prawami być w
zgodzie.
d Gdy róża zwiędnie i żadna już siła jej nie odrodzi,
Opada, żeby dla nowej uczynić miejsce w ogrodzie,
A na mnie noc bez przebłysku czeka po słońca zachodzie.
36 Już zbliża się koniec życia, gnębi mnie starość ponura.
d Nie dzisiaj, to jutro umrę, takie ma prawa natura.
Cóż światło, jeżeli po nim na podół cień rzuca chmura.
Niech przejmie ster mego państwa od słońca jaśniejsza
córa".
37 Odrzekła rada wezyrów: „Nie trap się, królu, starością.
d Róża, gdy nawet uwiędnie, bardziej wzrok cieszy
pięknością
Niż inne kwiaty, nierówne jej barwą oraz wonnością.
Księżyc, gdy nawet ubywa, gwiazdy przewyższa
jasnością.
38 Jeszcze nie więdniesz nam, różo, lecz mierząc słowa na
wadze,
d Twe zdanie, choćby bolesne, nad każdym będzie w
przewadze.
Twoje spod serca życzenie należy mieć na uwadze.
Ze słońca ujarzmicielką najlepiej podziel swą władzę.
39 Jest przeznaczona przez Boga na królowanie dziewica.
d Bez fałszu możemy orzec, że godna swego rodzica.
Jaśnieje podobna słońcu czynami jak blaskiem lica,
Lwom dzieci rodzą się równe, czy samiec to czy samica".
40 Synem amir-spasalara był spaspet Awtandyl śmiały*,
d Zgrabny jak cyprys, w nim słońce i księżyc odbicie
miały,
Jeszcze gołowąs i na wskroś przejrzysty niby kryształy,
Drużyny rzęs Tinatany rozsądek mu zamącały.
41 Zatlił się w midżnura sercu płomień uczuć
ukrywanych.
m Przy rozłące jego lica więdły niby kwiat zerwany,
Przy spotkaniu każdym płomień znów rozjątrzał serca
rany.
Tym, dla których miłość śmiercią, trzeba współczuć
zakochanym.
42 Lecz kiedy władca obdarzył królewnę tronu
następstwem,
d Awtandyl się rozpogodził i poczuł ulgę w udręce.
Rzekł: ,,Patrzeć w jej lic kryształy będę okazji miał więcej
I może znajdę lekarstwo, które mi wróci rumieńce".
43 Władca arabski śle gońców z rozkazem po swej
krainie:
d „Ojcowską wolą przeznaczam królewski tron Tinatinie.
Kto się w opiekę jej odda, tego deszcz łask nie ominie.
Przybądźcie ujrzeć ją wszyscy, którzy sławicie jej imię!"
44 Na dwór chasowie* arabscy ściągają ze stron
najdalszych:
d Spaspet Awtandyl, a któż się na wojsko jego napatrzy,
I wezyr Sograt, co pierwszy się liczy wśród dworskiej
szlachty;
Tron ustawiwszy orzekli: „Od innych stokroć
wspanialszy!"
45 Ojciec wprowadza królewnę z licem siejącym
promienie.
d Sadza na tron, koronuje, sceptr — który władzy
znamieniem —
Wręcza i w płaszcz królewska odziewa własnym
ramieniem.
Wszystkich dziewica jak słońce ogarnia bystrym
spojrzeniem.
46 Odstąpiwszy wstecz, za królem, jego wojska pokłon
biły,
m Jej wstąpienie na tron głosząc wiwatami z całej siły.
Trąb i kotłów, i cymbałów zewsząd dźwięki słuch
cieszyły.
Z rzęs jak skrzydło kruka czarnych perły łez się potoczyły.
47 Dręczy ją myśl, czy jej wstąpić na tron ojcowski
przystoi?
d Kwitnące lico od płaczu łez strumieniami się poi.
Nalegał król: „Ojce winni wyznaczać następców swoich,
Gdybym to prawo naruszył, wart byłbym piekielnych
znoi".
48 Rozkazał: „Zaniechaj szlochów i mojej wysłuchaj rady.
d Dziś cię królową Arabii mianuję, pan samowładny.
Masz teraz twemu królestwu dać budujące przykłady,
Rozumna bądź w swoich czynach, skromna, krzew
słuszne zasady.
49 Promienie słońca padają na róże jak i na chwasty.
d Nie żałuj szczodrych darowizn dla możnych i z niższej
warstwy.
Hojnością z wrogów bez trudu przyjaciół czyni się
własnych.
Przypływ z odpływem się wiąże, niech morza prawd uczą
nas tych.
50 Jak rajski ogród topolą, król szczyci się dłonią
szczodrą;
d Hojnemu wszyscy posłuszni, a nawet zdrajcy go poprą.
Podjeść i popić jest lepiej, niż martwe gromadzić dobro;
Co rozdasz — wróci, a czego nie rozdasz — z tego cię
odrą".
51 Na słowa ojca uważa rozumna córka jedyna.
d Że z nauk nic nie uroni, wyraża wzrok jej i mina.
Zasiada król i ugaszcza, wesołą ucztę zaczyna.
Słoneczną twarzą zaćmiewa słoneczny blask Tinatina.
52 Na jej wezwanie oddany stróż Skarbów został
wezwany.
d Kazała mu: „Otwórz skarbiec pieczęcią twą pilnowany,
Zbiór mych dziedzicznych klejnotów niech będzie tutaj
podany!"
Przynieśli. Darzyła hojnie, był zapas niewyczerpany.
53 Dnia tego rozdała wszystko, co wyjmowano spod
klucza,
d Każdy, ubogi czy możny, suto się dobrem objuczał.
Następnie orzekła: „Spełniam, czego mnie ojciec naucza,
Niech nikt nie chowa nic z mienia, które mu rozdać
poruczam!"
54 Rozkazywała: ,,Z mych składów niechaj się każdy
wzbogaci,
d Wielki koniuszy tabuny rumaków niech doprowadzi".
Gdy lekką ręką dawała, nie bacząc, czy miarę traci,
Żołnierze otwarte .spichrze grabili niby piraci.
55 Jak na Turkach łup zdobyty jej bogactwa brali sobie:
m Czystej krwi arabskiej konie wykarmione przy jej
żłobie.
Podarunki rozsiewała jak ulewę przy potopie;
Z pustą dłonią nikt nie został, ani z mężczyzn, ani z
kobiet.
56 Ucztują i dzień przechodzi w uciechę niespostrzeżenie.
d W toastach i poczęstunkach pławi się wojsk
zgromadzenie,
Lecz władca opuścił głowę, twarz omroczyły mu cienie.
Zaczęto dokoła szeptać: „Jakie mu ciąży zmartwienie?"
57 Przy sobie siedząc: Awtandyl — tak strojny, aż oczy
mrużę —
d Wojsk spaspet o ruchach zwinnych jak tygrys o lwiej
posturze
I Sograt, który z urzędu i wieku ma wpływy duże,
Mówili: „Jaka rozterka twarz króla pogrąża w chmurze?"
58 „Władca wpada w przygnębienie" — szeptał wojska
wódz z Sogratem.
m „A tu nic się nie zdarzyło, co by zgryzot było warte".
Po czym ozwał się: „Spytajmy, skąd milczenie tak uparte,
I spróbujmy rozpogodzić jego jakimś dobrym żartem".
59 Jak uradzili, z Sogratem powstał Awtandyl wspaniały,
d Ponapełniali puchary, podeszli krokiem nieśmiałym,
Godnie ugięli kolana, a twarze się uśmiechały.
Zalśniły słowa wezyra godne największej pochwały:
60 „Tyś zasępiony, o królu, oblicze twe w smutku tonie.
d Masz rację: znikają skarby mnożone przez twoje dłonie;
Łaskawie hojnia królewna wszystko bez trudu roztrwoni,
Sam sobie napędzasz biedę, sadzając córę na tronie".
61 Król wysłuchał tej przemowy i spojrzawszy nań z
uśmiechem
m Dziwił się, że ten ma śmiałość takich żartów zostać
echem:
„Tym ci lepiej! — błogosławił córkę, z której miał
pociechę —
Posądzenie mnie o skąpstwo byłoby dopiero grzechem!
62 Nie to mnie smuci, wezyrze, tylko mi jedno dopieka,
d Że przyszła starość i taraz lat młodych dzielność ucieka,
A w całym kraju nie widzę jeszcze takiego człowieka,
Któremu może nad wojskiem być przekazana opieka.
63 Mam córkę jedynie, czuła ją otaczała tu troska;
d W tym życiu nietrwałym syna nie dała mi wola Boska.
Któż mi dorówna w grze w piłkę, w strzelaniu z łuku mi
sprosta,
Może poniekąd Awtandyl, co wychowankiem mym
został".
64 Słów królewskich śmiały rycerz słuchał milcząc z
poważaniem.
m Spuścił głowę, ale uśmiech twarz okrasił
nadspodzianie,
Od błyszczących jego zębów pada jasność na polanie.
Król zapytał: „Skąd ten uśmiech połączony ze
zmieszaniem?"
65 I dorzucił: „Nic do śmiechu tu nie widzę, klnę się
głową".
m Rycerz odrzekł: „Wytłumaczę, gdy mi dasz solenne
słowo,
Że nie przyjmiesz za obrazę tego, co wyjawię mową,
Za zuchwałość okazaną nie ukarzesz mnie surowo".
66 Król odrzekł: „Co chcesz, to powiedz, nic złego ci się
nie stanie.
d Przysięgam na Tinatinę, więc możesz mieć zaufanie".
Awtandyl tedy przemówił: „Przedłożyć śmiem takie
zdanie:
Przystoi ci większa skromność, nie chełp się z łuku
strzelaniem.
67 Twój proch, Awtandyl, jest także biegły w tej sztuce,
monarcho.
d Ogłoś rozkazem, że śmiał cię wyzwać na walkę otwartą.
Chełpiąc się: «Kto mi dorówna» sław rzucać na wiatr nie
warto.
Sprawę zręczności należy powierzyć szrankom, nie
żartom".
68 Odpowie król: „Nie pozwolę na dłuższe i puste spory.
d Spróbuj postawić mi czoło, gdyś do wyzwania był
skory.
Weźmiemy na świadków poczet dobranych rycerzy spory,
W polu okaże się, komu przypadną zwycięstw honory".
69 Pokłonieniem się Awtandyl uznał wniosek w tym
końcowy.
m Trysła radość i wesele, wokół chórem brzmiał śmiech
zdrowy.
Został wyznaczony zakład według zgodnej ich umowy:
„Pokonany będzie chodził trzy dni bez nakrycia głowy".
70 Zlecił myśliwcom monarcha: „Otoczcie pola, zarośla,
d By ku nam stada zwierzyny szeroka obława niosła.
Gotujcie się towarzyszyć!" do wojska wezwanie posłał.
Przerwali wesołą ucztę, puchar z wargami się rozstał.
II ROSTEWAN I AWTANDYL NA ŁOWACH
71 O świcie wyrusza rycerz jak lilii kwiat urodziwy,
d Ma strój purpurowy, lica — rubin z kryształem
prawdziwym,
W płaszczu złocistym i zbrojny, budzi zachwytu porywy;
Wzywając króla na łowy podjeżdża na koniu siwym.
72 Król wziął broń i dosiadł konia, polowanie się zaczyna;
m Posuwając się polami w krąg nagonka hałas wszczyna;
Zgiełk, wiwaty grzmią, myśliwi rozpierzchnęli się w
dolinach,
Wygra zakład ten, z rąk czyich gęściej padnie dziś
zwierzyna.
73 Nakazał król: „Niech z dwunastu myśliwców orszak
się składa.
d Podręczne strzały i łuki weźmie przyboczna gromada.
Gdy skończy się polowanie, ilość ubitą się zbada".
Ze wszystkich krańców doliny zerwały się zwierząt stada.
74 A było nieprzeliczonej zwierzyny tam zatrzęsienie.
d Pędziły skoczne gazele, kozły, onagry, jelenie.
Kto z was celniejszy, zobaczym, wasalu i suwerenie!
To mi jest łuk, to mi strzała i dłoni znać zaprawienie!
75 Konie ich spod kopyt kurzem blask słoneczny
zaćmiewały, m
Poraziwszy znów strzelali, krwi strumienie w dół
spływały.
Ledwie kołczan się opróżni, łowczy spieszą podać strzały.
Celne groty ogień życia w oazach zwierząt ugaszały.
76 Objechali cwałem pole, rażąc stada strzał posiewem.
m Na morderczą taką trzebież z niebios Bóg odpowie
gniewem.
Pola aż zarumieniły się zwierzęcej krwi rozlewem.
Podziwiają Awtandyla: „Jest topolą, rajskim drzewem".
77 Obława się zakończyła u kresu polnych obszarów,
d Rzeczka płynęła pod skarpą u stóp górskiego wiszaru.
Zwierzyna skryła się w gęstwie, gdzie koń się nie wedrze
w parów,
Znużeni współzawodnicy tam przeszli do butnych
swarów.
78 „Jam lepszy" — jeden drugiemu wmawiali po wiele
razy,
d Każdy się puszył ze śmiechem, pewny, że wygrał
zapasy.
Wreszcie zjawili się słudzy, by spełnić króla rozkazy,
Zażądał: „Powiedzcie prawdę, bez pochlebstw i bez
obrazy".
79 Odrzekli: „Powiemy prawdę. I na cóż kłamstwo się
nada?
d Nie dorównywał ci spaspet dotychczas, przyznać
wypada.
Teraz cię jednak przewyższył, choć zabij nas, trudna rada
—
Widzieliśmy, jak zwierzyna pokotem z jego rąk pada.
80 Razem dwadzieścia dziesiątków położyć wam się
udało.
d Awtandyl o sztuk dwadzieścia przewyższył cię, mówiąc
śmiało.
On ani razu nie chybił z kołczanu swojego strzałą,
A twoje z ziemi wyrywać często się nam przydarzało".
81 Jak w nardy* wygrana, wieść ta niespodziewaną
królowi
d Sprawiła radość, bo sprzyjał swojemu wychowankowi.
Śmiał się swobodnie, bo kochał spaspeta jak różę słowik.
Rosło mu serce, gdy uchem wieść o porażce swej łowił.
82 W cieniu drzew zsiedli z rumaków. Liście dawały
ochłodę.
d Jak zboże rosły opodal wojaka śpieszące pochodem.
Bliżej dwunastu dobranych lśniło pancerzy migotem.
Radując się spoglądali na las, na skały, na wodę.
III KRÓL ARABSKI SPOTYKA RYCERZA
ODZIANEGO W TYGRYSIĄ SKÓRĘ
83 Bystre oczy są myśliwców, nad potokiem więc dojrzały
m O posturze lwiej rycerza. Przy nim kary koń wspaniały;
Zbroję, siodło i wędzidło wielkie perły pokrywały,
Rosa łez różane lica otulała szronem białym.
84 Tygrysi błam włosem na wierzch ciało postawne
oblekał
d I z tejże skóry nakrycie głowy widniało z daleka;
W dłoni miał harap okuty, grubszy od ręki człowieka.
Dziwowi przyjrzeć się z bliska władca z drużyną był
ciekaw.
85 Do bohatera smętnego wysłaniec popędził cwałem.
d Przybysz ma oczy zamglone, płacze oparty o Skałę,
Z lic bursztynowych się toczą łzy jak świecące kryształy.
Goniec, gdy spojrzał nań z bliska, przystanął jak
skamieniały.
86 Nie ośmielił się przemówić goniec wylękniony wielce,
m Długo nań z podziwem patrzył, jakby mu zamarło
serce;
Podszedł: „Król nakazał, żebyś..." tyle zdołał bąknąć
wreszcie.
Rycerz wcale go nie słyszy, nawet zauważyć me chce.
87 Próżna z nim rozmowa wszelka, polecenia nie
wysłucha,
m Także wrzawa wojsk w wąwozach nie dociera mu do
ucha;
Jakby serce mu pożerał pożar, co od żagwi bucha,
By nabiegłe łzy powstrzymać, wszelka tama jest zbyt
krucha.
88 Bez śladu zniknęły z głowy daleko błądzące myśli.
d Powtórzyć rozkazy króla próbował goniec umyślny;
Nieznany był głuchy na nie, pytania w próżni zawisły,
Diamenty zębów ukryte w róży ust nawet nie błysły.
89 I powrócił poseł z niczym, nie spełniwszy polecenia:
m „Królu, rycerz ten się zdaje zatopiony w swych
marzeniach.
Nie wysłuchał nawet twego królewskiego zaproszenia,
Tylko mi oślepił oczy słonecznego blask promienia".
90 Zgniewał się król: ,,Za obrazę odmowę tę sobie liczę.
d Niech zbrojnych dwunastu schwyta zjawisko mi
tajemnicze!
Gdy dobrowolnie się stawić nie zechce przed mym
obliczem,
Przywleczcie go pojmanego żywcem, ja sobie tak życzę".
91 Wysłani, chrzęszcząc rynsztunkiem, podeszli na
dystans mały;
d Wtedy dopiero drgnął rycerz i strugi łez się przerwały.
Dokoła rzuciwszy wzrokiem ogarnął mnogie oddziały,
„Biada mi!" — krzyknął i zamilkł na wszystko
zobojętniały.
92 By z gorących łez osuszyć, rycerz dłonią przetarł oczy,
m Zmacał miecz i pełny kołczan, wnet animusz w sobie
poczuł.
Nie chcąc wdawać się w rozmowy z nikim, na
wierzchowca wisteoczył,
Pocwałował, myląc tropy, ścigającym wzrok zamroczył.
93 Gdy go podeszła obława, oręży się wszczęła mowa.
d Wrogom nie życzyłbym losu, jaki nieszczęsnym
zgotował.
Jednych na drugich zwalając ucieczkę sobie torował,
Kogo ciął w szyję harapem, spadała strącona głowa.
94 Król rozgniewał się, rozjuszył, posłał wojsko jego
śladem;
m Ten się nawet nie obejrzał na goniącą go gromadę,
Ale z tych, co dopędzali, nie pozostał żywy żaden.
Bił człowiekiem o człowieka. Któż potrafi dać mu radę?
95 Ruszają król i Awtandyl za tym rycerzem w pogoni.
d Śmiałek kołysze się w siodle niedbale, w przód ciało
kłoni,
Rumak — Merani* jak Pegaz blask słońca ściele na błoni;
Spostrzega ścigany jeździec, że oto król za nim goni.
96 Gdy wśród innych dojrzał króla, przybysz konia spiął
ostrogą:
m Jak znikł w jednej chwili — tego nie spostrzegło żadne
oko.
Czy się zapadł w głąb pod ziemię, czy na niebie znikł
wysoko?
Teraz po nim tropu znaleźć ścigający już nie mogą.
97 Śladów szukali na próżno. Wszystkich ogarnia
zdziwienie:
d Tak człowiek nie mógłby zniknąć! — Diabeł to czy
przywidzenie?
Płacz się należał zabitym, a rannym ran opatrzenie.
Oświadcza król: „Uczt wesołych ogłasza się
zakończenie".
98 Stwierdził: „Widać moje szczęście stało się nieznośne
Bogu,
m Przeto w gorycz mi obrócił mego życia słodycz błogą.
Na śmierć zranił, żadne siły mnie uleczyć już nie mogą.
Jednak dzięki Mu, jeżeli — to jest jego wolą srogą".
99 Po tych słowach się zasępił, z opuszczoną wrócił
głową.
m Pomnożyły się westchnienia, otrąbiono koniec łowom.
Zarzucono polowania. Roztrząsano sprawę ową;
Ktoś do Boga ciężko westchnął, ktoś przytaknął króla
słowom.
100 Król powrócił na pokoje zasmucony i zbolały,
m Tylko jeden doń Awtamdyl, niby syn, miał dostęp stały.
Domownicy się rozeszli, pałac opustoszał cały,
Zabroniono wszelkich zabaw, zmilkły pieśni i cymbały.
101 Gdy doszło do Tinatiny, że trawi udręka ojca,
d Do sal się jego udała godna rywalką być słońca.
Spytała dworzan: „Czy zasnął, czy spokój bezsenność
zmącą?"
Skarbnik oświadczył: „Król zasłabł, barwa lic jego
blednąca.
102 Teraz jedynie Awtandyl siaduje przy nim w pokoju.
d Król wciąż o dziwnym rycerzu rozmyśla w chmurnym
nastroju".
Na to królewna powiada: „Zostawmy go więc w spokoju,
Jak spyta, powiedz, że byłam przed chwilą u tych
podwojów".
103 Niebawem król zapytuje: „Powiedzcie, gdzie moja
córa,
d Troska i moja pociecha jak źródło ożywcze w górach".
Skarbnik rzekł: „Chciała (przed chwilą ciebie odwiedzić
w tych murach,
Odeszła od progu słysząc, że gnębi cię myśl ponura".
104 Na to krzyknął: „Bez niej pusto! Niechaj przyjdzie tu
co prędzej.
m Powtórz: »Czemuś zawróciła, ojcu żyć się nie chce
więcej.
Przybądź, okaż czułość serca, smutny nastrój niech
odpędzę.
Tobie powiem, czemu ulgi nie zaznaję w mej udręce»".
105 Szła Tinatina posłusznie stanąć przed ojca obliczem.
d Blaski księżyca zaćmiło słoneczne lico dziewicze.
Ojciec ją w czoło całuje, przy sobie sadowi, przy czym
Powiada: „Czemuś wątpiła, że ujrzeć cię sobie życzę?"
106 Córka mówi: „Władco, skoro los się zawziął w swej
srogości,
m Stawić się przed tobą nawet śmiałym braknie
zuchwałości!
Twój surowy gniew potrafi strącać gwiazdy z wysokości.
Lepiej czas poświęcić sprawom, niż zmartwieniom,
mówiąc prościej".
107 Odrzekł jej: ,,Choćby mnie dręczył smutek
najbardziej ponury,
d Na zawsze uzdrowić zdolne jest zobaczenie mej córy.
Nikną zmartwienia bez śladu, rozpędzasz na czole
chmury,
Gdy poznasz przyczynę bólu, zrozumiesz moje tortury.
108 Jak przybyły z innych światów zjawił się mym oczom
rycerz,
m Świat rozjaśnił swoim blaskiem aż po ziemi tej granice.
Lamentował, ale nad czym? — skrył przed nami
tajemnicę.
Nie powiedział, więc ruszyłem gniewny, myśląc, że go
schwycę.
109 Na mój widok dosiadł konia, otarł łzę i dłonią śmigłą
m Moim gońcom śmierć zgotował, jeśli który go
doścignął.
Po niezwykłym swym zjawieniu jak diabelskie czary
zniknął,
I dotychczas tego nie wiem, czy to jawa, czy to widmo?
110 Ciekawe, do jakich stworów może on być zaliczony?
Pokonał moje oddziały, wytoczył zdrój krwi czerwony.
Człowieka tak nagle oczom nie skryją tajne zasłony.
Mnie, szczęśliwemu dotychczas, odmawia dziś Bóg
obrony.
uo
111 Odtąd dla mnie dzieła boskie przepojone są goryczą;
m Zapomniane wobec udręk dni radości się nie liczą.
Nic nie zdarzy się, co można mienić szczęściem i
słodyczą.
Aż po kres tułaczki ziemskiej nie pocieszę serca niczym".
112 Odpowiada mu dziewica: „Skromną myśl wyrazić
mogę:
m Czy to godzi się królowi z zarzutami stać przed
Bogiem?
Tego, co łaskami darzy, jak o ciosy skarżyć srogie?
Czyż nie musi sprawca dobra być dla zła prawdziwym
wrogiem?!
113 Wysłuchaj: tyś królem królów, kraj, co twej władzy
się poddał,
Granice ma tak rozległe, że rozkaz może nie dotarł.
Roześlij więc wszędzie gońców, niechaj dowiedzą się o
tym,
Czy to jest rycerz śmiertelny, czy nieśmiertelna istota?"
114 Monarcha przyzwanych gońców na cztery słał świata
strony,
d Mówiąc: „Nie bójcie się trudów i zapuszczajcie zagony,
Wszędzie pytajcie, szukajcie, pomni na cel wytyczony.
Ślijcie mi listy, gdziekolwiek traficie na ślad zgubiony".
115 W drogę ruszyli wysłańcy, okrągły rok wędrowali,
W poszukiwaniu rycerza, czy kto go spotkał, pytali,
Nie widział nikt i nie słyszał. Kiedy wrócili z tych dali
Że ich zabiegi zawiodły, serca im kamień przywalił.
116 Wreszcie ważyli się mówić: „O królu, na wszystkich
lądach
d Nie spotkaliśmy rycerza, któregoś wytropić żądał,
Ani z żyjących nikogo, który by jego oglądał.
Myśmy bezradni, niech inny da sposób twa głowa mądra".
117 Król oświadczył: „Święta prawda z ust mej córki oto
padła,
m Bez wątpienia przejawiły się ułudne sztuczki diabła.
Wróg próbuje mi pokazać, że opieka nieb osłabła.
Pogrążymy to zmartwienie w strugach wina, w stosach
jadła".
118 Znów zaczęły się zabawy, w ucztach nastrój znikł
ponury:
m Weselili akrobaci i śpiewaków piękne chóry.
Nie liczono podarunków, nie mieściły gości mury.
Czy stworzony był przez Boga równie hojny ktoś z
natury?
IV TINATINA POSYŁA AWTANDYLA NA
POSZUKIWANIE RYCERZA W TYGRYSIEJ SKÓRZE
119 Gdy Awtandyl w lekkim stroju sam zajmując swą
sypialnię,
m Podśpiewywał i wesoło trącał w struny dźwięczną
czangę*,
Murzyn, sługa Tinatiny, zjawił się z wezwaniem nagle:
„Smukła topól, księżyc w nowiu widzieć cię u siebie
pragnie".
120 Że wieść ta dla Awtandyla spełnieniem marzeń —
przyznacie.
d Więc na wezwanie w odświętnej, cudownie barwionej
szacie
Spiesznie się stawił przed różą, która czekała w komnacie,
Szczęśliwy, że będzie blisko przy piękna jej majestacie.
121 Szedł śmiało Awtandyl na to spotkanie, które
zaszczyca,
d Tę ujrzy, przez którą często łzą gorzką zraszał swe lica;
Dziewica siedziała chmurna i piękna jak błyskawica,
Swym niezrównanym jaśnieniem ćmiła promienie
księżyca.
122 Płaszcz lity, gronostajowy okrywał jej kształtne ciało,
d Bezcenne przybranie głowy niedbale na bok spadało,
Z kopiami agatowymi wojsko rzęs wartę trzymało,
Otulał się mainmur szyi w warkoczy czerń doskonałą.
123 Pochmurna czekała, siedząc za purpurową zasłoną,
d Ale uprzejmy znak dała, by gościa usadowiono.
Siadł skromnie na taborecie ozdobnym sztuką cenioną.
Mógł twarzą w twarz ją oglądać*, zdjęty radością szaloną.
124 Dziewica się odezwała: „Niełatwo przychodzą sława.
d Wolałabym milczeć o tym, czemu sprzeciwia się głowa,
Ale czy ty się domyślasz, co znaczyć ma ta rozmowa?
Dlaczego dziś w zasępianiu oszaleć jestem gotowa?"
125 Rycerz odrzekł: „Czy mi starczy na odpowiedź dosyć
swady?
m Gdy do słońca się przybliży, księżyc wnet się staje blady.
Nie wiem, czy to sen, czy jawa? Nikną rozeznania ślady.
Sama wszystko powiedz. Może coś pomogą moje rady".
126 Przemówiła znowu dama ze swobodą i łaskawie:
m ,,Chociaż dotąd cię trzymałam z dala w manier złych
obawie
I zdumiejesz się, dlaczego wzywam cię w ukrytej sprawie,
Winnam najpierw ci wyjaśnić, w jakim smutku chwile
trawię.
127 Czy pamiętasz, jak na łowy wyruszyłeś z
Rostewanem?
m Rycerz zjawił się nad rzeczką, łzami oczy miał zalane.
To wspomnienie wciąż mnie dręczy, jakbym w piersi miała
ranę.
Znajdź go, obejdź wszystkie kraje, jakie ci pod niebem
znane.
128 Choć dotychczas ani słowem nie zdradziłeś mi się o
niej,
m Mogłam z dala się domyślać twej miłości utajonej,
Że łez gradem z mej przyczyny świat przed tobą się
przesłonił
I że wierność zaprzysięgłeś, zakochany i szalony.
129 Więc podwójny obowiązek oto dziś przed tobą staje:
m Tyś po pierwsze rycerz, z którym nikt się równy nie
wydaje,
A po drugie jesteś midżnur, pewność mam i nie utaję.
Znajdź tamtego mi rycerza, choćbyś zszedł najdalsze kraje.
130 Takim czynem miłość ku mnie jeszcze silniej rozpal w
sobie.
m Przegoń diabła, przynieś ulgę w niepokoju i żałobie.
Ja różami i fiołkami wierne serce przyozdobię
I jak słońce ciebie spotkam, żebyś ku mnie jak lew pobiegł.
131 Daję termin ci trzyletni na to, żebyś go doścignął;
m Kiedy znajdziesz go — powracaj z wieścią dobrą i
zaszczytną,
Gdy nie znajdziesz, to uwierzę, iż był widmem, które
znikło,
Po spełnieniu polecenia spotkasz różę nieprzekwitłą.
132 Klnę się tobie, że jeżeli inny mężem mym zostanie,
m Choćby słońcem był wcielonym w postać piękną
niezrównanie,
Niech na zawsze raj utracę, w piekła stoczę się otchłanie,
Niech twa miłość mnie zabije, nóż mi zatop w serca ranie".
133 Spaspet odrzekł: „Która skrywasz rzęs agatem swe
źrenice,
m Cóż się ważę odpowiedzieć, zali na rzecz inną liczę?
Śmierci już oczekiwałem, a ty mi przywracasz życie.
Ruszę wierny i posłuszny jako w służbach damy rycerz".
134 Ciągnął dalej: „Gwiazdo, którą stworzył Bóg jak
słońce jasną,
m Tobie poddać się nakazał wszystkim, jakie świecą,
gwiazdom;
Nie posiadam się ze szczęścia słysząc, że mnie darzysz
łaską.
Ty, co róże opromieniasz, nie dasz przecie, żebym
zgasnął".
135 Jeszcze raz przyrzekli sobie wierność zamierzonym
celom.
m Pokrzepili się na duchu tą rozmową w słowach wielu.
W bólu, który dręczył dotąd, radość ulgi teraz dzielą.
Białe zęby ich zabłysły jasnej błyskawicy bielą.
136 Usta ich po tysiąc razy słowa zaklęć powtarzały.
m Spróbowały smaku szczęścia rubin, agat i kryształy.
Szeptał rycerz: „Nad uczuciem władzę myśli postradały;
W niekłamane uniesienie wprawia widok twój wspaniały!"
137 Odszedł rycerz, choć niemiłym życie czyni mu
rozłąka.
m Wzrok zachodził mgłą. Na próżno poza siebie się
oglądał.
Kryształowy grad obsypał lic dorodnych róże w pąkach.
Sercem kłonił się ku sercu, jak miłosny kodeks żąda.
138 Rzekł: „Gwiazdo, z dala od ciebie kwiat róży uwiędnie
prędzej,
d Rubin zatraci purpurę i kryształ matowieć będzie.
Cóż czynić? Chociaż rozstanie serce pogrąża mi w męce,
Największym jest mi zaszczytem, że lubej życie
poświęcę".
139 Legł na łożu, nie obsycha z łez oblicze coraz bledsze,
m Trzęsie cały się i miota, jak osika drży na wietrze;
Ledwie zdrzemnie się, już (widzi zjawę lubej, oczy
przetrze,
Wzdrygnie się, zawoła głośno, w rozjątrzenie wpada
większe.
140 W rozpacz grążył się, nie widząc oddalonej Tinatiny;
m Posypały się perłami łzy na róże i rubiny.
Następnego dnia o świcie wstał, pięknością gasząc innych.
Konno ruszył do pałacu, by za słowem poszły czyny.
141 Pchnął przodem na dwór edżyba*, którego zwykle
posyłał,
d Ze słowem: „Śmiem twierdzić, królu, nie tajna mi rzecz i
miła,
Że cała ziemia po krańce przed mieczem twym się korzyła.
Trza teraz wszystkim przypomnieć, jak wielka jest nasza
siła.
142 Ruszę zbrojno i objadę kresy kraju dookoła,
m O twej córki koronacji wieść wśród wrogów lęk
wywoła:
Dla pokornych rzecz radosna, zaś dla krnąbrnych
niewesoła.
Będę dary słał z pokłonem często, jak posłaniec zdoła".
143 Król raczył mu w odpowiedzi przekazać
podziękowanie
d W wyrazach: „Lwie niezawodny, gotów na każde
wezwanie,
Jak męstwo twe, równie cenne na radach wojennych
zdanie.
Wyruszaj, ale nielekko przyjdzie nam przeżyć rozstanie".
144 Rycerz stawił się przed królem kłoniąc głowę, jak
przystało:
m „Władco, aż zdumiewa, czemu darzysz taką mnie
pochwałą?!
Kiedy znowu cię zaobaczę, Bóg rozjaśni noc mi całą.
Oby na twej twarzy szczęście moje szczęście podwajało".
145 Jak rodzony ojciec żegnał pocałunkiem go Rostewan.
m Wychowanka z wychowawcą lepszych cały świat nie
miewa.
Rycerz wyszedł i odjechał. — Dzień ich żalem się
zaćmiewa,
Rozczulony król nie wstrzymał łzy, co z oczu się wylewa.
146 Wyruszył w drogę Awtandyl, samotny śmiały
podróżny.
d Dwadzieścia dni tak wędruje, noc mu od dnia się nie
różni.
Niepomny na przyjemności, jakimi nęci świat próżny,
Myślami przy Tinatinie, jej swoje płomienie dłużny.
147 Gdy zajechał w swoje włości, radość wśród poddanych
wzniecił.
m Z pokłonami i darami szlachta wyszła mu naprzeciw.
Ale nie popasał długo ten, co niby słońce świeci,
Choć porywał szał radości doń garnących się jak dzieci.
148 Posiadał graniczny zamek obronny wrogom na
postrach,
d Wspierała go niedostępna z natury skała wyniosła.
Trzy dni schodzące na łowach rycerz w swych dobrach
pozostał,
Nim Szermadyna zawezwał, doradcę wiernego w troskach.
149 Oświadczył: „Mój Szermadynie, chwyta mnie wstydu
obawa,
d Że będąc mym powiernikiem we wszystkich dotychczas
sprawach,
Nic nie wiesz, jaka w mej piersi jątrzyła się rana krwawa.
Dziś ta, przez (którą cierpiałem, radością serce napawa.
150 Mnie zabija miłość z żądzą, którą budzi Tinatina.
Karmiąc się wrzącymi łzami w ogniu zwarzy się roślina.
Ukrywanie bólu serca jeszcze większy ból przyczynia,
Ale dała mi nadzieję — pełne szczęście się zaczyna.
151 Zleciła mi uroczyście: «Dowiedz się, gdzie jest ów
rycerz?
d Kiedy powrócisz, pragnienia twojego serca nasycę.
Choćby ktoś rajskim był drzewem, innego sobie nie
życzę».
Na uśmierzenie udręki balsamy to są lecznicze.
152 Jam po pierwsze rycerz, który obowiązku kroczy
drogą,
m A wasale suwerenom winni służyć, tak jak mogą,
Zaś po drugie ugasiła mi królowa mękę srogą.
Nie drżąc wobec przeciwieństwa trzeba się pożegnać z
trwogą.
153 W przyjaźni nas nie przewyższą suweren i wasal
żaden,
d Dlatego uważnie słuchaj, co tobie do uszu kładę:
Będziesz nad wojskiem i krajem miał pieczę, gdy ja
odjadę.
Komu jak tobie zaufam, któryś wierności przykładem?
154 Wiedź rycerstwo i wielmożów, trzymaj wojsko w
gotowości
m Na dwór gońców ślij, by stamtąd otrzymywać
wiadomości,
Listy w moim pisz zastępstwie, łącz daninę cenną z włości,
Żeby nigdy nie odczuli mojej tu nieobecności.
155 Tak jak ja się sprawuj dzielnie, i na wojnie, i na
łowach.
m Czekaj na mnie przez trzy lata, tajemnicę tę zachowaj.
Może wrócę i topoli nie uwiędnie gałąź zdrowa.
Gdy nie wrócę w tym terminie, z płaczem złącz żałobne
słowa.
156 Dopiero wtedy królowi złą wieść o mej śmierci
przynieś,
d Ostrożny bądź, pijanego udawaj przy tej nowinie,
Wytłumacz, że los mnie spotkał, który nikogo nie minie,
A z miedzią, srebrem i złotem biedakom rozewrzyj
skrzynię.
157 Wtedy dla mnie się postaraj być potrzebny jeszcze
więcej,
m Wspominając jak najczęściej nie pogrążaj w niepamięci;
Należycie opłacz, módl się za mą duszę najgoręcej.
Strzeż dzieł mego życia z troską czułej matki nad
dziecięciem".
158 Na te sława w osłupienie wpadł zafrasowany wasal,
m Potoczyła się spod oka łzy gorącej perła jasna,
Rzekł: „Bez ciebie moje serce ukojenia już nie zazna,
Wiem, że z tego nie ustąpisz, co ci każe wola własna.
159 Zastąp mnie... — Rozkazem takim nie kłoń sługi ku
żałobie.
m Jak patrona brzemię unieść? Jakże mam dorównać
tobie?
Miast samotnie cię wspominać lepiej spocząć w cichym
grobie,
Weź mnie z sobą, a ja siebie stróżem twego śladu zrobię".
160 Rycerz odrzekł: „Poznaj prawdę, która sensu nie
utraci:
m Midżnur wybrać ma samotność i wędrówkę wśród
pustaci.
Tylko za właściwą cenę kupiec perłę w targu da ci;
Dzidą trzeba zakłuć tego, kto się z długu nie wypłaci.
161 Któż od ciebie jest godniejszy serdecznego słuchać
jęku?
m Któż się może zrównać z tobą i pewniejszą być poręką?
Utwierdź tak granice, żeby kraj przed wrogiem nie czuł
lęku.
Może jeszcze tu powrócę, skoro wszystko w Bożym ręku.
162 Czy sam będę, czy z drużyną, co pisane — losy dadzą.
m Cóż samotność, gdy niebiańskie moce wokół się
zgromadzą?
Jak nie wrócę za trzy lata, to żałobę przywdziać radzę;
Dam ci pismo, poddające chasów moich pod twą władzę".
V ORĘDZIE AWTAWDYLA DO PODDANYCH
163 „Wielmoże i piastunowie, z wami mnie dola złączyła,
d Dzieci i wierni poddani, gromado sercu tak miła,
Wy, cienie moich zamiarów, których mi rada służyła,
Zgromadźcie się dookoła, słuchając słów Awtandyla.
164 Ja, patron wasz, jak testament odręczny wasalom
prawym
d To polecenie posyłam, o towarzysze mej sławy;
Przełożyć nad uczty z wami dziś muszę zamiar wyprawy,
A łuk i strzały w kołczanie dostarczą mi w drodze strawy.
165 Sprawa mnie pewna przymusza w daleką wyruszyć
drogę,
d Na rok samotnej wędrówki skazuje zrządzenie srogie,
Przeto na wszystkie was błagam, zaklinam, jak tylko mogę:
Do mego powrotu strzeżcie królestwa przed chciwym
wrogiem.
166 Jako mojego zastępcę zostawiam wam Szermadyna,
d Do czasu aż o mnie przyjdzie dobra czy smutna nowina.
Jak róża pielęgnowana niech przy nim kwitnie kraina,
A zbrodniarz niech w jego ręku będzie jak w ogniu
woszczyna.
167 Wiecie, że rośliśmy razem niby rodzony brat z bratem,
d Jakbym to ja sam był z wami, bądźcie posłuszni mu
zatem.
Kiedy zatrąbi na alarm — bojową wdziewajcie szatę.
Jeżeli już nie powrócę — to z nim opłakujcie stratę".
168 Zakończył orędzie pełne dobranych słów uroczystych.
d Na drogę się zaopatrzył, założył pas pozłocisty,
„W pole wyruszam" — oświadczył gotowym zań dążyć
wszystkim —
I, więcej już nie zwlekając, pożegnał dom swój ojczysty.
169 „Wracajcie do domu" — krzyknął. Odprawił wierną
drużynę. —
d „Obrońców mi nie potrzeba. Osiągnę cel albo zginę".
Znikł z oczu. Na bystrym koniu pogalopował w gęstwinę,
Na zgubę niebaczny pędził, bo w myślach miał Tinatinę.
170 Obszary pól przecwałował. Od wojska odległość
wzrasta.
d Nie dojrzy go żywa dusza, wytchnienia w pędzie nie
zazna.
Otuchę mogła mu przynieść tylko w miecz zbrojna dłoń
własna,
Za ukochaną tęsknota gnębiła go nieugasła.
171 Gdy nieobecność dowódcy zauważyło już wojsko,
d Twarze powlekły się smutkiem, okrył się mrokiem
nieboskłon.
W jęki i płacze zmienili łowów zabawę beztroską,
Ale daremnie pogonie mierzyły dal bezlitosną.
172 „Gdzie jesteś, nasza nadziejo, gdzie jesteś, nasz lwie
wspaniały,
d Kto cię potrafi zastąpić, kto będzie godny twej chwały?"
Naocznych świadków odjazdu tłumy poddanych pytały.
W sercach otwarły się rany i łez potoki wezbrały.
173 Szermadyn wezwał na radę najdostojniejszych
wielmoży
d I Awtandyla odręczne pismo zebranym przedłożył.
To było, jakby im serca przebito ciosami noży. Szermadyn
ból uszanował, ale obrady otworzył.
174 Rozległy się głosy: „Chociaż bez słońca świat
zaciemniony,
d Komuż innemu niż tobie tron mógłby być zawierzony?
U twego boku stoimy wiernie dla kraju obrony". Uznawszy
wasala księciem, należne bili pokłony.
VI AWTANDYL WYRUSZA
NA POSZUKIWANIE
RYCERZA W TYGRYSIEJ SKÓRZE
175 Mądry Ezros * i Dionos * niech potwierdzą starą
prawdę:
m „Kiedy szaty mróz im zwarzy — łez podwójnych róże
warte".
Już policzki nie z rubinu, nie topoli ma postawę,
Kto porzucił kraj ojczysty i wyruszył na wyprawę.
176 Awtandyl pola rodzinne opuścił galopem rączym,
d Minął granice Arabii, wędrował po krajach obcych.
Jak gdyby pół życia stracił, gdy się z królewną rozłączył;
Rzekł: „Gdybym przy niej pozostał, nie roniłbym łez
gorących".
177 Pokryła się barwna róża płatkami śniegu i szronem.
d Chwilami przebić swe serce kindżałem chciał
wyostrzonym.
Mówił: „Świat bóle pomnożył, uciechom kres położony;
Trzeba pożegnać się z fletem, i lutnią, i barbitonem".
178 Róża bez słońca swojego więdła wciąż bardziej i
bardziej.
d „Cierp" — mówił sercu, znajdując w tym przed obłędem
oparcie.
Sam obcy w krainach obcych wciąż poszukiwał uparcie.
Podróżnych się rozpytywał, komityw nie miał w pogardzie.
179 Wylane w poszukiwaniach łzy połączyły się z morzem.
d Ramię mu było wezgłowiem, a ziemia surowym łożem.
„Kochana,, przy tobie serce zostało w rozłąki porze —
Wspominał — a śmierć dla ciebie zastąpić mi szczęście
może".
180 Gdy objechał całą ziemię po dalekie świata końce,
m Miejsca, gdzie by jeszcze nie był, nie wskażecie mi pod
słońcem,
A nikogo nie napotkał, kto ma wieści trop dające —
Z trzech lat danych na wyprawę pozostały trzy miesiące.
181 Zaszedł w takie okolice, gdzie jałowa jest pustynia.
m Cały miesiąc nie napotkał żywej duszy w tych krainach.
W smutku swym nieutulonym Wis prześcignął i Ramina *.
Dniem i nocą bez ustanku ukochaną swą wspominał.
182 Dla wypoczynku wyszukał wierzchołek góry wysokiej,
d Skąd mógł na siedem dni marszu doliny ogarnąć okiem.
Pod górą płynęła rzeczka dająca się przebyć skokiem.
Dosięgał z obu stron wody las nad zwężonym potokiem.
183 Podszedł aż na skraj urwiska, spojrzał w dal, dni
porachował.
Pozostały dwa miesiące. Jęk z westchnieniem plątał słowa.
„Nie wypełnię polecenia — znowu w serce lęk wstępował —
Nikt zła w dobro nie przemieni, nikt nie zrodzi się na nowo!"
184 Zastanowiwszy się zaczął w zadumie roztrząsać sprawę:
d „Jeżeli zawrócę — po cóż traciłem czas na wyprawę?
Cóż się ośmielę rzec gwieździe, gdy z niczym się przed nią
stawię?
O tym, co miałem wytropić, nie dowiedziałem się nawet.
185 Gdy nie zawrócę i dalej czas na szukanie poświęcę,
d Zaś o tym, którego trapię, nie dowiem się wiele więcej,
Upłynie termin podany Szermadynowi w poręce.
Omyje łzami policzki, króla pogrąży w udręce.
186 Opowie o mojej śmierci, jak polecanie mu dałem.
d Oni rzecz smutną opłaczą żałobnie z obrządkiem całym,
Wtem wrócę żywy bez tego, co spełnić przyobiecałem!"
Rozważał sobie Awtandyl gnębiony myśli nawałem.
187 Rzekł: „Dlaczego, Boże, przeciw minie kierujesz swe
wyroki?
m Czemu w próżne i jałowe wędrowanie wiodą kroki?
Czemuś wygnał z serca radość, a zagnieździł ból głęboki?
Chyba już się nie wyczerpią nigdy moich łez potoki".
188 I znów siebie upominał: ,, Cierpliwości! Oby skonem
m Nie wystudzić swego serca przed terminem
wyznaczonym!
Nic bez Boga nie osiągną łzy daremnie wytoczone.
Nikt nie zmieni przeznaczenia, to się spełni, co sądzone.
189 Przemierzyłem całą ziemię, co pod niebem się roztacza,
m A zagadki, kim ten człowiek, rozwiązanie się odracza.
Niewątpliwie ten miał racje, kto uważał go za Kadża *.
Łzy pożytku nie przynoszą — po cóż tonąć w próżnych
płaczach".
190 Awtandyl zjechał z wyżyny, przebrnął przez rzekę i
gęstwę.
d Przez pola w cwał konia puścił, z tętentem splótł myśli
smętne.
Już czuł, że nic nie osiągnie siłą ramienia i męstwem.
Połacie lic kryształowych zarosły agatem gęstym.
191 Wrócić rycerz postanowił. Westchnął i do łez się
wzruszył,
m Drogi szmat ogarnął wzrokiem, z góry ku dolinie ruszył.
Cały miesiąc nie oglądał ani jednej żywej duszy
I nie płoszył srogich zwierząt spotykanych w dzikiej głuszy.
192 Choć we wzdychaniach i jękach Awtandyl zupełnie
zdziczał,
d Chciał jadła, jakiego synom Adama dyktuje zwyczaj.
Zwierzynę zbił strzałą dłuższą, niż jest Rostoma* prawica,
Obok zarośli zażgnięty krzesiwem ogień zasyczał.
193 Kiedy piekło się mięsiwo, puścił konia na pastwisko.
m Nagle jeźdźców jak spod ziemi sześciu podjechało blisko.
Myślał: „To są pewnie zbóje, komuż by do głowy przyszło
W niezbrodniczym się zamiarze w to zapuścić uroczysko".
194 Dzierżąc w ręku łuk i strzały podszedł do nich śmiałym
krokiem.
m Dwaj brodacze prowadzili gołowąsa z błędnym wzrokiem.
Ranny w głowę, z krwi upływu nieprzytomnym wodził
okiem.
A gdy oni lamentują, śmierć mu kryje lica mrokiem.
195 Rzecze rycerz: „Kim jesteście? Wziąłem was za
rozbójników".
m Oni na to: „Rzuć obawy, nam zaś pomoc na gwałt szykuj.
Gdy nie możesz, to w żałobie złącz się z bólem
nieszczęśników,
Opłacz to, co godne płaczu, zapuść zarost pustelników".
196 Podchodząc do smutnych mężów, kim są, Awtandyl
zapytał.
d Opowiedzieli przygodę, w ich głosach rozpacz wyczytał:
„Jesteśmy trzej bracia, wszystkich żałobą dusza spowita,
Choć nasza chatajska twierdza potężna i niezdobyta.
197 Słysząc, że te miejsca chwalą, przyjechaliśmy na łowy.
m Nad brzeg rzeki liczny poczet odprowadzał nas wojskowy.
Polubiwszy okolice, cały miesiąc łup wciąż nowy
Gromadziliśmy zwierzyny w polach i na górach owych.
198 Wyprzedzić innych myśliwców udało nam się we trójkę.
d Rozgrywka trzech o pierwszeństwo wynikła stąd
samorzutnie.
Każdy z nas: «Ciebie przewyższę», zaczął przechwalać się
butnie
Skoro nie było dowodów, sprzeczka zmieniła się w kłótnię.
199 Dźwigając skóry jelenie drużyna rankiem odeszła.
d Rzekliśmy: «Teraz spróbujmy, czyja jest dłoń
najsprawniejsza.
W rachunek wejdzie zwierzyna, by miara była pewniejsza,
Jedynie przez nas tropiona, nie przed innymi rozpierzchła».
200 więc każdy z nas trzech po jednym giermku przy sobie
zostawił.
d Nikt z odprawionych nie żywił podejrzeń ani obawy.
Na polach, w lasach i jarach zbieraliśmy haracz krwawy
W zwierzynie i w dzikim ptactwie, jakie się tylko pojawi.
201 Wtem się ukazał o smętnym obliczu rycerz nieznany.
d Jechał na wronym rumaku, na karym jak noc Meranim,
A był on od stóp do głowy w skórę tygrysa odziany;
Dotychczas nikt równie piękny przez ludzi nie był widziany.
202 Ledwie się dało wytrzymać spojrzenia jak błyskawice,
d Rzekłbyś, że słońce się jawi na ziemi, nie na błękicie.
Chcieliśmy pojmać go żywcem łamiąc zuchwalstwa granice
I oto jęczymy teraz łzy wylewając obficie.
203 Jako najstarszy radziłem nie ruszać tego junaka.
d Średni brat chciwym spojrzeniem ogarniał jednak rumaka,
A najmłodszego porwała do bitki ochota taka,
Że zaszliśmy jemu drogę, choć biła odeń powaga.
204 Jakby kryształ wraz z rubinem jego lica zaróżowił.
m Nam nadzieje się rozwiały, kiedy folgę dał gniewowi.
On nie raczył nawet spojrzeć, gardząc nami nie pozdrowił,
Na zaczepkę odpowiedzieć dał swojemu kańczugowi.
205 My, starsi, odeszliśmy na bok, by młody do walki stanął.
d Chwycił za ramię rycerza: «Stój!» krzyknął, ale wyzwany
Bohater nie dobył miecza, kańczugiem zadając ramy,
I z głowy naszego brata chlusnął krwi potok rumiany.
206 Tak posiekła jemu głowę ta kańczugiem tylko chłosta,
m Że jak trup bezduszny runął, padł i z ziemi już nie
powstał.
Tego zaś, co się rozprawił i na ziemię śmiałka posłał,
Z naszych oczu znikła postać nieprzystępna i wyniosła.
207 Gdy się powoli oddalał, oczy miał jak nie patrzące.
Spójrz! Odjeżdżając wygląda jak księżyc w pełni lub
słońce".
Zgnębieni pokazywali Awtandylowi pogromcę,
Który na wronym rumaku majaczył na horyzoncie.
208 Już Awtandyl traci powód, by wylewać łzy na darmo,
m Że nie próżno świat zwędrował, staje mu się rzeczą jawną.
Kto odnalazł, czego szukał, i osiągnął, czego pragnął,
Niech zapomni o mitręgach, które przeminęły dawno.
209 Rzekł im: „Samotnym wędrowcą jestem bez dachu nad
głową,
d By tego śmiałka odnaleźć, rzuciłem ziemię ojcową;
Zawdzięczam wam rozwiązanie zagadki, żyję na nowo!
Daj Bóg nie spotkać się nigdy wam z dolą równie surową.
210 Skoro się serca mojego marzenia spełnić udało,
d Niechże Bóg bratu waszemu pozwoli z ran tych wyjść
cało".
Wskazawszy miejsce biwaku rzekł: „Idźcie w spokoju
śmiało.
Dajcie mu w cieniu odpocząć, wam też by to się przydało".
211 Tak mówiąc wyruszył w drogę spinając konia ostrogą;
d Sokoły z ręki spuszczone tak szybko ruszają w pogoń.
Jak księżyc, gdy spotka słońce, słoneczne blaski ćmić mogą,
Tak on przygasił płomieni trawiących udrękę srogą.
212 Dążąc tropem, wciąż obmyślał, jakie ma być to
spotkanie.
m „Wzmóc szaleńca szał by mogło jakieś nierozważne
zdanie.
Rozumnemu w trudnej sprawie ku pomocy rozum stanie.
I nakaże znienawidzić myśli nieopanowanie.
213 Skoro, jak mi się wydaje, opętało coś go wściekle,
m Że do siebie nie dopuszcza, ani słowa nie wyrzeknie,
Gdy przybliżę się, do walki może dojdzie z nim zaciekłej.
Wtedy jeden z nas zwycięży, ale któryś z nas polegnie".
214 Czyżbym na próżnio się trapił? — Awtandylowi myśl
błyska —
d „Nie ma istoty żyjącej bez gniazda albo schroniska.
Gdzie pójdzie, w ślad za nim pójdę, choćbym przez mur się
przeciskał,
Trzeba poszukać sposobu, by wejść do jego siedliska".
215 Dwa dni i dwie noce deptał wciąż ślady po jego krokach.
Jak tamten nic do ust nie brał dzień jasny czy noc głęboka.
Obydwaj nie przerywali wędrówki na mgnienie oka.
Zraszając pola, płynęły ich łzy w rzęsistych potokach.
216 Pojawiła się pod wieczór skalna góra okazała.
m Kryła w ścianach swych pieczary, dołem rzeczka
przepływała,
Nie da się opisać gęstwy, jaka brzegi zarastała,
Jak wysokie rosły drzewa wspinające się po skałach.
217 Widząc, że jeździec przez rzeczkę podąża do skalnych
zboczy,
d Awtandyl ze swego rumaka w gęstwinie leśnej zeskoczył.
Uwiązał go, wszedł na drzewo, skąd mogły zobaczyć oczy,
Którędy tropiony przezeń ów smętny bohater wkroczy.
218 Ten w stroju z tygrysiej skóry poszukał w zaroślach
przejścia.
d Wyszła z pieczary dziewczyna w czerni, od nocy
mroczniejsza.
Potoki łez dojść do morza mogły z jej lic bez rumieńca.
Zeskoczył jeździec z rumaka, witając wziął ją w objęcia.
219 Mówił do niej: „Siostro Asmat, runął w morze most
nadziei,
m Dni mijają, nie znajdziemy tej, co żarem nas popieli".
Bił się pięścią w pierś i deszczem łzy lunęły mu z kolei.
Ze współczuciem go tuliła, płacz koili, jak umieli.
220 Las pociemniał od gęstwiny wyrywanych z głowy
włosów.
m Obejmując się nawzajem zawodzili w taki sposób,
Że się skały odzywały echem zrozpaczonych głosów.
Awtandyla zdumiewało zachowanie tych dwóch osób.
221 Dziewczyna łzy osuszyła, znów uśmiech lica zapłonił,
d Rozsiodłanego rumaka wiodła do żłobu dla koni
I, uwolniwszy rycerza z pancerza, pasa i broni,
Wstąpiła z nim do pieczary. Dzień okwitł. Mrok ich
przesłonił.
222 „Daj Boże", westchnął Awtandyl, „abym historię ich
odgadł".
d Ta w czerni i ciemnowłosa o świcie konia wywiodła,
Otarła skrajem welonu, ściągnęła popręgi siodła,
Po obrządzeniu wronego przyniosła zbroję i godła.
223 Nie miał rycerz ów zwyczaju pozostawać dłużej w
schronie.
m Łka dziewczyna, w pierś się bije, gęstwę włosów rwą jej
dłonie.
Wzajem się objęli, on ją pocałował, dosiadł konia.
Asmat, i tak zasmucana, w jeszcze większym smutku tonie.
224 Awtandyl przyjrzał się bystro, tak że go zawsze
rozpozna:
d Miał piękny wąs, nie miał brody, jaśniał jak słońce w
niebiosach.
Topoli aromat odeń fala powiewu przyniosła.
Zabiłby lwa równie łatwo jak lew schwytanego kozła.
225 Tąż oddalił się ścieżyną, którą był powrócił wczoraj,
m Przez zarośla się przesunął, w szczere pola się skierował.
Za drzewami go Awtandyl przytajony obserwował
Szepcząc: „Obym tej okazji teraz tylko nie zmarnował!
226 Bóg mi pomocy by nie mógł okazać bardziej przydatnej!
d Pochwycę dziewczynę. To mi wykryć zagadkę ułatwi;
Powiem o sobie jej całą prawdę do granic ostatnich,
I w nim nie zatopię miecza, i sam nie wpadnę do matni".
VII ROZMOWA AWTANDYLA Z ASMAT W PIECZARZE
227 Zszedł, uwolnił konia, który był do drzewa uwiązany,
m Wierzchem ruszył w skok do groty z wejściem u stop
skalnej ściany,
Z biciem serca doń wybiegło dziewczę z licem zapłakanym,
Myśląc, że powraca róża, której blask kryształów damy.
228 Spostrzegłszy, że to ktoś inny, niż zrazu jej się wydało,
d Rzuciła się do ucieczki skarżąc się drzewom i skałom.
Porwał ją jak kuropatwę, którą się w sidła schwytało.
Na krzyk przeciągły dziewczyny echo gór odpowiedziało.
229 Broniła się, nawet spojrzeć na niego z gniewu nie
mogła,
d Tak kuropatwa schwytana szamoce się w szponach orła.
Podniosła krzyk: „Taryjelu!" Wołała, że ktoś ją porwał.
Awtandyl na klęczkach błagał, składając dłonie jak w
modłach.
230 „Milcz!", błagał, „Jestem człek prawy i nie zagrażam ci
niczym!
d Kogoś jak róża i fiołek widziałem tutaj i liczę,
Że powiesz, kim jest ów cyprys kształtny z promiennym
obliczem?
Nie bój się, nic ci nie zrobię, zaprzestań tak głośno
krzyczeć!"
231 Płacząc odrzekła dziewczyna, w błaganiach kryła się
rada:
d „Puść mnie, jeżeli masz rozum, opanuj się, gdyś postradał;
Prośbą, co łatwo ci przyszła, tyś trudne pytanie zadał.
Próżne zabiegi, mnie nigdy przez usta nie przejdzie zdrada.
232 Uprosić mnie o zwierzenia — ta rzecz się w głowie nie
mieści.
d Najśmielsze pióro nie zdoła przekazać tej opowieści.
Na każde twoje pytanie sto razy „nie" się obwieści.
Śmiech lepszy niż płacz, lecz mojej nic nie pokona boleści".
233 „Dziewczyno, nie wiesz, kim jestem, jak wielem się już
nabiedził,
d By wieść żądaną otrzymać" — miał rycerz jej w
odpowiedzi —
„Niechże cię to nie obraża, że skorom ciebie wyśledził,
Nie puszczę wolno, dopóki nie wyznasz jak na spowiedzi".
234 Dziewczę się ozwało: „Czemuś zawędrował w to
pustkowie?
m Kiedy nie ma mego słońca, śmiesz obrażać w każdym
słowie.
Nudna rzecz gadanie długie, a więc krótko ci odpowiem:
Rób, co chcesz, a nic ode mnie nikt na świecie się nie
dowie!"
235 Znowu błagać ją rozpoczął, upadł znowu na kolana,
m Wreszcie próśb zaniechał widząc, jaka jest nieubłagana.
Z gniewu oczy krwią nabiegły, twarz się stała zagniewana
I zabłysła klinga noża do jej gardła przykładana.
236 Chwycił ją za włosy mówiąc: „Nie przepuszczę tej
obrazy!
m Czy chcesz, by pociekły znowu łzy daremne po mej
twarzy?
Lepiej wszystko mi opowiedz, nim śmiertelne zadam razy.
Jeśli nie, niech jak ja ciebie mego wroga Bóg porazi!"
237 Na to dziewczę: „Wymyśliłeś sposób zły, bo niecelowy.
m Jeśli mnie zostawisz żywą i przy zdrowiu — nie ma
mowy,
Żebym miała ci wyjawić bez obawy sekret owy,
A znów jak rozwiążesz usta, jeśli mnie pozbawisz głowy?"
238 Ciągnęła dalej: „Rycerzu, czemu mnie dręczysz
pytaniem?
d Dopóki żyję, tajemna historia ta pozostanie
I sama cię do zabójstwa przymuszę w oporze trwaniem.
Zniszczyć mnie niby list przykry, to bardzo łatwe zadanie.
239 Nie sądź, że śmierć minie przerazi i że ją przyjmę z
rozpaczą.
d Źródło mych łez zasypując położysz tylko kres płaczom.
Świat dla mnie to słoma, sprawy jego nie więcej mi znaczą.
Nie wiem, kim jesteś, jak mogę dawać odpowiedź
niebaczną?"
240 „Tą drogą nic nie osiągnę" — rycerz powiedział więc
sobie. —
d „W tej sytuacji pomyśleć trzeba o innym sposobie".
Uwolnił ją, usiadł z boku, załkał jak w ciężkiej żałobie,
Mówiąc: „Zraziłem cię do mnie i nie wiem teraz, co zrobię?"
241 Kobieta siedzi pochmurna, wzburzona jeszcze rozmową;
d Awtandyl płacze, z ust jego nie pada żadne już słowo;
Jezioro łez zatopiło mu różę ust purpurową,
Zmiękło więc serce kobiece i przemówiła na nowo.
242 Nad rycerzem zapłakanym użaliła się dziewczyna.
m Jeszcze tak jak z obcym obca milcząc usta swe zacina.
Rycerz mruknął: „Już gniew na mnie ustępować jej
zaczyna".
Jeszcze płacząc wstał, kolana swoje przed nią znów ugina.
243 Rzekł: „Wiem, że już nie możemy być jak siostra z
bratem szczerzy.
m Rozgniewawszy cię niegodny miana stałem się rycerzy.
Jednak proszę, niechaj teraz twoje serce mi zawierzy:
Powiedziano, że wybaczyć siedem razy grzech należy.
244 Chociaż głupio postąpiłem, co mi słusznie się przygania,
m Trzeba mieć dla zakochanych litość — zrozum więc
błagania.
Nigdzie nikt mi oprócz ciebie nie pomoże w mych
staraniach.
Oddam duszę za twe serce, cóż mam do ofiarowania!"
245 Gdy posłyszała dziewczyna, że miłość wyznaje rycerz,
d Ciężko wzdychając zalała się łzami, których nie zliczę,
Nie dało się rozpogodzić znów zapłakane oblicze.
Nareszcie Awtandylowi Bóg odjął serca gorycze.
246 Pomyślał: „Słuchając tego jej lica zmieniają barwę.
d Pewnie z miłości do kogoś roni gorące łzy krwawe".
Rzekł: „Midżnurowi współczuje i wróg, co ma z nim
rozprawę,
Bo midżnur sam szuka śmierci, porzucił przed nią obawę.
247 Jestem midżnur oszalały, wartość traci dla mnie życie.
m Słońce me rycerza tego nakazało mi wykrycie;
Stąd, gdziem bywał, nie doleci nawet obłok na błękicie!
A znalazłem tutaj serca wzajem wierne całkowicie.
248 Wrył się obraz jego rysów i z nadzieją się zespolił,
m Taki sam jak on szaleniec, błądząc grążę się w niedoli.
Uczyń jedno z dwojga: uwięź, albo wypuść mnie z niewoli.
Żyć mi pozwól, albo zabij, niechaj ból podwójnie boli".
249 Na to w głosie służebnicy znikły dawne tony ostre.
m Rzekła: „Takie właśnie słowa zrozumienie znajdą proste.
Przedtem w sercu siałeś wrogość, tracąc do mnie wszelki
dostęp.
Teraz we mnie przyjaciółkę masz i z sióstr najlepszą siostrę.
250 Skoro składasz nieodparte i solenne tak zaklęcie,
m Odtąd winnam choć przysługą wspomóc twoje
przedsięwzięcie,
I nie tylko być oddaną, osłaniając najzawzięciej,
Ale też za ciebie umrzeć, cóż uczynić mogę więcej?
251 Jeżeli nakłonisz ucha i pójdziesz za moją radą,
d Z poszukiwanym się spotkasz, przywiodę ku jego śladom.
W przeciwnym razie trop stracisz na przekór łez
wodospadom
I będziesz ten świat przeklinał, że płaci nadziei zdradą".
252 Odpowiedział rycerz: „Sprawa porównanie jedno budzi:
m Było tak: pewnego razu jedną drogą szło dwu ludzi.
Pierwszy wpadł do studni. Drugi, widząc jak ten wyjść się
trudzi,
Podszedł, schylił się nad studnią, ze współczuciem doń się
zwrócił,
253 Mówiąc: «Pójdę szukać sznura, byś mógł wywlec się po
sznurze,
m A ty zostań, towarzyszu, i poczekaj na mnie w dziurze».
Tamten w dole się roześmiał, krzycząc do tamtego w górze:
«Cóż mam zrobić, jak nie czekać teraz krócej albo dłużej».
254 O siostro, sznur na mą szyję w twoich znajduje się
rękach.
d Modły bym wznosił bez skutku, gdyby nie twoja poręka.
Wiesz, jakie balsamy koją szaleństwo, które mnie nęka.
Kłaść kompres na zdrową głowę, przesada byłaby wielka".
285 Na to dziewczę: „Podobają mi się słowa te, rycerzu,
m Sercu równie szlachetnemu chwała mędrców się należy.
Skoroś tyle mąk wycierpiał, kładąc szczęście swe w ofierze,
A spełniają się życzenia, słuchaj teraz, co ci zwierzę:
256 Historii tego rycerza tajemnej nikt nie odgadnie.
d Jeżeli sam nie opowie, nie dałbyś wiary mi żadnej.
Zaczekaj, aż sam się zjawi, opowie wszystko dokładnie.
Cierpliwy bądź, nie zwarz róży łzą, która na nią upadnie.
257 Powiem ci nasze imiona, jeśli to leży w twych celach:
d Szalony z miłości rycerz ten imię ma Taryjela,
Ja zaś nazywam się Asmat, którą żar mocny spopiela,
I każdej duszy udręka stokrotnie mi się udziela.
258 Więcej nic nie powiem o nim, który taką ma postawę,
m Że zaćmiewa sobą wszystkich, kiedy rusza na wyprawę.
Z mięsa zwierząt, które złowi, ja przyrządzam tutaj strawę.
Już miał wrócić. Nieobecność jego budzi mą obawę.
259 Błagam cię, nie odchodź, czekaj, pozwól mi na pewne
próby,
m By urządzić wam spotkanie, będzie to przedmiotem
chluby.
Poznam was i już postaram się, by ciebie on polubił.
Swe przygody ci opowie, a ty spełnisz swoje śluby".
260 Rycerz rady jej wysłuchał i dał wyraz swojej zgody.
m Rozejrzeli się. Z wąwozu doszedł uszu ich plusk wody.
Widzą z rzeki wychodzący księżyc w pełni swej urody,
Więc z powrotem, nie zwlekając, zawrócili bez przeszkody.
261 Dziewczę rzekło: „Bóg, rycerzu, zsyła tobie źródło
pociech,
m Ale stań się niewidzialny, schowaj się najgłębiej w grocie.
Sprostać jemu jeszcze żadnej nie zdarzyło się istocie;
Tak postaram się urządzić, żeby gniewu nie miał do cię".
262 Więc się Awtandyl pospiesznie skrył w groty zakątku
mrocznym,
d A tamten rycerz z kołczanem zdobnym z rumaka
zeskoczył.
Witając się łkali głośno, zdrój łez do morza się toczył;
Awtandyl to przez szczelinę oglądał na własne oczy.
263 Barwa kryształu się stała w kąpieli łez bursztynowa.
d Długo płakali, ten rycerz i w czerni dziewica owa.
Zdjęła mu zbroję, odniosła, konia odwiodła bez słowa.
Zamilkli, łzy im ucięła rzęs nożem czerń agatowa.
284 Przez szparę patrzył Awtandyl jak więzień, choć bez
łańcucha.
d Kobieta tygrysią skórę zasłała dla swego druha.
Gdy rycerz ów usiadł — znowu płaczem rosnącym
wybuchał
I krwawe łzy osiadały na rzęs agatowych łukach.
265 Dziewczyna wnet wykrzesała krzemieniem wątłe
ognisko.
d W nadziei, że się pokrzepi, przygotowała pieczyste.
Lecz kiedy podała, skubnął kawałek, zostawił wszystko.
I tego kawałka przeżuć sił nie miał, więc precz go cisnął,
266 Wreszcie do snu się ułożył, ale zdrzemnął się na krótko.
m Zadrżał, krzyknął i podskoczył, jak szaleniec coś tam plótł
on.
W piersi bił się i po głowie, klnąc na dolę swą okrutną.
Asmat do krwi twarz drapała ze współczucia jego smutkom.
287 „Cóż się stało?" — zapytała — „Co cię z drogi
zawróciło?"
m Odrzekł: ,,Króla mi jakiegoś spotkać w polu się zdarzyło,
Co polował otoczony ciężkozbrojnych wielką siłą.
Teren łowów jego mnóstwo naganiaczy obstawiło.
288 Widok ludzi mię zasmucił, ogień w sercu się rozpalił,
m Nie zbliżyłem się do króla, bom nad sobą sam się żalił,
Blady się ukryłem w lesie tak, by mnie nie odszukali.
Myśląc: «Jeśli mię ominą, znów o świcie pójdę dalej»".
269 Popłynęły pomnożone postokrotnie łzy dziewczyny.
m Rzekła: „Błądzisz w otoczeniu dzikich zwierząt wśród
gęstwiny.
Nie pozwalasz, by do ciebie mógł przybliżyć się ktoś inny.
Bez pożytku dla twej pani tak przepędzasz swe godziny.
270 Jakżeś mógł, w wędrówkach mierząc cały ziemski świat
dokoła,
m Nie wyszukać choć jednego, kto by cię pocieszyć zdołał,
Druhem był i strzegł od szaleństw, kiedy dola niewesoła.
Jeśli umrzesz, ona zginie bez korzyści żadnej zgoła".
271 Odrzekł jej: ,,Siostro, z twym sercem jest w zgodzie, co
posłyszałem,
d Lecz nie ma na moją ranę balsamu na świecie całym!
Któż znajdzie istotę, jakiej na świecie nie spotykałem?
Śmierć byłaby dla mnie szczęściem, bo duszę rozłączy z
ciałem.
272 Bóg nie stworzył zrodzonego pod tą samą co ja gwiazdą.
m Choćbym zwierzeń potrzebował i pociechy jego pragnął,
Nikt mych udręk nie podzieli, nie posłuży radą żadną
Oprócz ciebie, siostro, nie mam duszy, co mi jest
przyjazną".'
273 Dziewczę rzec się ośmieliło: „Gniew opanuj, bo się
trwożę.
m Skoro mnie wezyrem twoim każe być zrządzenie Boże,
Nie powinnam taić tego, co pociechę przynieść może.
Nie należy przebrać miary, błagam, nie trwaj w złym
uporze".
274 Rycerz odrzekł: ,,Co na myśli masz, dokładnie mi
wyjaśnij:
m Jak mam bez pomocy boskiej znaleźć druha do przyjaźni?
Cóż osiągnę, gdy Bóg mego chce nieszczęścia najwyraźniej?
Głowę mam tak zamroczoną jak zwierz, gdy się go
rozdrażni".
275 Dziewczyna znowu nalega: „Aż do znużenia ci radzę,
d Lecz jeśli ci przyjaznego człowieka tu przyprowadzę,
Który przyjemny ci będzie i równy tobie w odwadze,
Przysięgnij, że nad odruchem zabójstwa zachowasz władzę".
276 Rycerz odrzekł: „Jego ujrzeć będzie dusza bardzo rada.
m Na mą miłość, która sprawia, że wędruję na skraj świata,
Z mojej strony go nie spotka żadna gorycz ani strata,
Wszystko zrobię dlań, co dobre, i pokocham go jak brata".
VIII SPOTKANIE TARYJELA Z AWTANDYLEM
277 Dziewczyna wstała i poszła po tego rycerza w końcu.
d „Nie gniewa się", powiedziała doń tonem ośmielającym;
Za rękę jego powiodła, księżycem się zdawał lśniącym.
Gdy go Taryjel zobaczył, uznał, że równy jest słońcu.
278 Wyszedł naprzeciw Taryjel. Zdali się obaj podobni
d Do słońca albo księżyca, gdy lśni na niebie pogodnym.
Żadna topola nie może zgrabniejsza się wydać od nich.
Do czego mam ich przyrównać, gdy siedmiu planet są godni!
279 Choć nie znali się, bez wahań ucałować się poskoczą.
m Przez róż płatki rozchylone biele zębów blask roztoczą;
Szyje splotły się i w łkaniu wspólnym mgłą zachodzą oczy,
Ich szlachetnych lic rubiny wnet się w bursztyn przeistoczą.
280 Gdy odwrócili się, rycerz rycerza trzymał pod ramię;
d Usiedli razem, by długo popłakać rzewnymi łzami.
Usiłowała ich Asmat uciszyć tymi słowami:
„Nie zabijajcie się, błagam, słońca nie skryjcie mrokami".
281 Taryjela róża szronem zaszła, ale nie uwiędła.
m Rzekł do Awtandyla: „Ktoś ty, niechaj będzie mi odjęta
Tajemnica, skąd przybywasz, trafna droga twa czy błędna?
Mnie śmierć nawet zaniedbała i już o mnie nie pamięta".
282 Awtandyl odrzekł jak mówca, co styl swój udoskonalił:
d „Lwie Taryjelu, którego życzliwość dla mnie się chwali,
Jestem Arabem, w Arabii moje pałace w oddali.
Płomieniem nieugaszonym szalona miłość mnie pali.
283 Bo córkę mojego władcy miłuję, którą uznali
d Królową koronowaną za zgodą możnych wasali.
Widziałeś mnie, chociaż nie znasz, myśmy się raz już
spotkali:
Pamiętasz, jak uśmiercałeś gońców, co ciebie ścigali?*
284 Spostrzegliśmy ciebie w polu, gdy swoją zmierzałeś
drogą.
d Król mój, byś stawił się przed nim, nakazał przez gońców
srogo.
Kiedy wezwania zawiodły, posłaliśmy wojsko w pogoń.
W potyczce zaczerwieniłeś pola rumianą posoką.
285 Bez użycia miecza ściąłeś wszystkie głowy swym
kańczugiem.
m Dosiadł konia król, lecz ciebie z oczu stracił i ślad zgubił.
Znikłeś niby Kadż, wprawiając w przerażenie nasze sługi,
Gniew się mieszał z podejrzeniem, czy to nie diabelskie
sztuki?
286 Rozumiesz, król samowładny miał do frasunku powody.
d Poszukiwano cię wszędzie, rozkaz napotkał przeszkody.
Takich, co ciebie widzieli, nie było starych i młodych.
Posłała mnie ta, co słońce i eter gasi urodą.
287 Rzekła mi: «O tym rycerzu przepadłym przynieś mi
wieści.
d Gdy to zadanie wykonasz, spełnię pragnienie twe
wreszcie».
Zmusiła minie łzy wylewać trzy lata pełne boleści
Nie darząc uśmiechem nawet — czy to się w głowie
pomieści?
288 Dotąd taki, co cię widział, nie nawinął mi się żaden,
m Aż natknąłem się na Turków, którzy mieli z tobą zwadę.
Tyś jednego z nich do trupa upodobnił, tnąc harapem.
Jego bracia mi wskazali, jakim ciebie gonić śladem".
289 Tu Taryjel wspomniał sobie te potyczki w takich
sławach:
m „Chociaż było to już dawno, ślad w pamięci się zachował,
Gdy przy twoim suwerenie zobaczyłem cię na łowach,
Wspominałem w łzach tę, której urok zgubę mi zgotował.
290 Czego chcieliście ode mnie? Cóż ja was obchodzić
mogłem?
m Gdy cieszyliście się życiem, miałem lica od łez mokre.
Ośmieliliście się posłać, by mnie schwytać, sługi podłe,
Więc wam przyszło zbierać trupy, które w polu wam
rozwlokłem.
291 Obejrzałem się i widząc, że przybliża się twój patron,
m Nie podniosłem nań prawicy, przez wzgląd, że on jest
monarchą,
Lecz w milczeniu znikłem z oczu tak, że się i ślady zatrą,
Bo mój rumak niedościgły ani oczom, ani wiatrom.
292 Potrafię wielokroć szybciej, niż człowiek mrugnie
powieką,
d Przed każdym niebezpieczeństwem grożącym umknąć
daleko.
Nie zamierzałem tym Turkom uczynić także nic złego.
Ale niech tacy zuchwalcy zaczepek ze mną się strzegą.
293 Raduje mnie twe oblicze, przybywasz w dobrym
zamiarze.
d Wyglądasz mężnie: z postawy jak cyprys, jak słońce z
twarzy.
Poznałeś trud i cierpienie. Nadzieja je zrównoważy:
Czyż całkowicie przez niebo ktoś porzucony się zdarzy?"
294 Awtandyl odrzekł: „Mnie chwalisz, sam godzien
mędrców pochwały,
d Czyżby przymioty me innych zaletom dorównywały?
W zenicie jaśniejącego słońca obrazie wspaniały,
Odmienić łzy cię nie mogły, które strugami się lały.
295 W tym szczęśliwym dniu zapomnę o tej, co mi serce
rani.
m Jeśli to ci odpowiada, zrezygnuję ze służb dla niej.
Szafir* lepszy od emalii, choć jej też nikt nie przygani.
Chcę do śmierci zostać z tobą, nic mnie więcej już nie
mami".
296 Taryjel odrzekł: „Odczuwam twojego serca płomienie.
d Czym wywołałem uczucie, które wprowadza w
zdumienie?
Takie już prawo, że midżnur w midżnurze budzi wzruszenie.
Jak ci potrafię zastąpić z kochanką twą rozłączenie?
297 Wierna służba twojej pani celem stała się wyprawy.
m Bóg pozwolił ci mnie znaleźć i rycerzem zostać prawym,
Ale czemu się tu błąkam, żadne słowo nie przedstawi.
Jeśli rzecz opowiem, ogień zmieni w popiół mnie i strawi".
298 Asmat rzekła: „Lwie, czyż będą z łez mieć korzyść serca
ognie?
m Jak cię skłonię do mówienia czegoś z wolą twą
niezgodnie?
Ten szalony rycerz głowę da za ciebie niezawodnie,
Gdy się dowie, co cię jątrzy, z całych sił pomoże godnie.
299 Błagał mnie, żebym wyznała, cokolwiek wiem w
sprawie owej.
d Bóg dał ci mówić samemu, czyż ja to lepiej wysłowię?
Zapewne będzie stosowniej, gdy wprost od ciebie się dowie.
Opatrzność Boska kieruje losami najprawidłowiej".
300 Taryjel próbował stłumić żar pod popiołem się tlący.
d Do Asmat rzekł: „Jesteś świadkiem, jak dawno mi krew się
sączy
Z tej rany nieuleczalnej, która bez przerwy się jątrzy,
A teraz jeszcze podżega płomień ten rycerz płaczący".
301 Do rycerza zwrócił słowa: „Gdy się z kimś pobrata
człowiek,
m Albo kogoś nazwie siostrą, niech zań bez zmrużenia
powiek
Będzie gotów oddać życie i niedole przyjąć, bowiem
Bóg nie zbawia bez ofiary. Niech się stanie, rzecz
opowiem!"
302 Znów do Asmat: „Przynieś wodę, obok bądź na
zawołanie.
m Chluśnij na mnie i pierś oblej, gdy utracę rozeznanie.
Gdy zobaczysz, że umarłem, płacz i wzdychaj
nieprzerwanie.
Wydrąż dla mnie taki w ziemi grób, co się kolebką stanie".
303 Chciał przemówić, rozluźniwszy na swej szyi kołnierz,
który
m Zbyt uwierał. Sam, jak słońce zamroczone gęstwą chmury,
Zaciśniętych ust otworzyć nie mógł. Wreszcie ryk ponury
Wydał i lunęły z oczu łez gorących długie sznury.
304 Lamentował: „Utrącona ta, przez którą tracę zmysły;
m Moje życie i nadzieja, dusza, serce, wszystkie myśli.
Kto cię zrąbał, rajskie drzewo, cóż pomogą tu domysły?
Czemuż mnie, udręczonego, płomień całkiem nie
wyniszczył?"
IX TARYJEL OPOWIADA AWTANDYLOWI O SOBIE
305 Więc nadstaw ucha powieści o nadzwyczajnych
przygodach.
d W relacji mej się pojawi ustom niejedna przeszkoda.
Od tej, co rozum odjęła, spodziewać się łaski szkoda,
Ze smutku, którym spowiła, krew mi uciekła jak woda.
306 „Wiadomo, że siedem królestw ma Indii kraina rojna.
d Na sześciu tronach zasiadał Parsadan — postać dostojna
—
Władca bogaty, odważny, król królów i ręka hojna,
Z postaci lew, z twarzy słońce, niepokonany na wojnach.
307 Na siódmym siedział mój ojciec i postrach siał
należycie,
d Nazywał się Sarydanem, skłonności miał wojownicze.
Nikt nie śmiał się nań porywać otwarcie ani też skrycie.
Polował i na zabawach beztrosko trawił swe życie.
308 Samotność mu doskwierała, smutek rósł w sercu jak
gęstwa.
d Rzekł sobie: »Porozszerzałem granice przez me
zwycięstwa.
Wrogowie są odegnani, dowiodłem siły i męstwa.
Do Parsadana się udam w hołdzie z mojego królestwa».
309 Wyprawił do Parsadana więc z pismem wasalnym posła:
d «Już nad całymi Indiami władza się twoja rozrosła,
A teraz pragnę dać dowód w akcie, którego treść wzniosła,
Żem w służbie lojalnej tobie wiary na wieki pozostał».
310 Na tę wiadomość Parsadan ogromnie się uradował
d I posłał odpowiedź: «Bogu dziękuję za takie słowa,
Indyjski królu, coś ze mną na równych prawach panował;
Przybywaj, oddam honory, jak każe nam więź rodowa».
311 Tytuł mu dał amirbara* i kraj odpowiedni w lenno
d (w Indiach amirbar ma także nad wojskiem władzę
naczelną).
Gdy ojciec zasiadł na tronie, sprawował rząd ręką pewną.
Prócz cesarskiego tytułu miał pełnię władz suwerenną.
312 Mego ojca jak równego honorami władca darzył,
m Mawiał: "Stawiam zakład: nie ma takich wodzów nikt z
cesarzy».
Mocny w boju i na łowach postrach siał w szeregach
wrażych.
Równać z nim się nie ośmielę, jak nikt ze mną się nie waży.
313 Że nie mieli syna, cesarz wraz z małżonką los
przeklinał.
Przyszedł czas, że podzieliła żal wojskowa też drużyna.
Niech przeklęty ten dzień będzie, kiedym życie swe
zaczynał.
Cesarz orzekł: «Jest krwi naszej, więc wychowam go jak
syna ».
314 Cesarzostwo traktowali mnie jak swoje dziecko własne,
m Wychowując mnie na wodza i przyszłego kraju władcę.
Niejednego sprowadzali mędrca mi na wychowawcę.
Stałem się jak lew z postury, z twarzy zaś jak słońce jasne.
315 Asmat ty możesz być świadkiem, jak zwiądłem przez to
wygnanie.
d Ustępowało mi słońce, jak blednie noc, gdy świt wstanie.
«On wyrósł jak drzewo rajskie!» tak brzmiało powszechne
zdanie.
Z takiego jak niegdyś byłem, już tylko cień pozostanie.
316 Pięć lat miałem, gdy władczyni wreszcie dziecko
porodziła".
m Tutaj rycerz westchnął, po czym rzekł przez łzy: „To
córka była".
Asmat, widząc że szaleje, pierś mu wodą pokropiła.
Rzekł: „Już wtedy świat jak słońce rozjaśniała moja miła.
317 Hymnu godnego jej chwały słowami się nie wypowie.
d Parsadan triumfujący na ucztach wznosił jej zdrowie.
Z najróżniejszymi darami zewsząd przybyli królowie,
Skarbami rozdawanymi mienie mnożyło wojsk mrowie.
318 Uroczystość się skończyła. Wychowanie rozpoczęto.
m Jak część trzecia słońca blasku zajaśniało już jej piękno.
Cesarz z cesarzową równo traktowali nas, o wiem to!
Teraz imię tej ogłoszę, która serce spala męką!"
319 Rycerz stracił władzę zmysłów, chcąc wymówić imię
drogiej.
m Łka Awtandyl, tak przepala serce mu tamtego ogień.
Asmat wodą ocuciła Taryjela z tej pomroki.
Wtedy rzekł: „Ów dzień zaiste śmierci dla mnie był
wyrokiem!
320 Na imię Nestan-Daredżan* miała rosnąca dziewica. d U
siedmioletniej już urok i rozum wszystkich zachwycał.
Piękna nad słońce, podobna stawała się do księżyca.
Pęka mi serce z diamentu, skoro nie widzę jej lica.
321 Rosła, gdy ja się stawałem zdolny do noszenia broni.
m Cesarz widząc, że królewnie pora zasiąść już na tronie,
Ojcu mnie odesłał, w wieku, gdym za piłką sprawnie gonił.
A na łowach niby koty lwy padały z mojej dłoni.
322 Cesarz dla córki jedynej wspaniały pałac zbudował:
d Z szafirów oraz rubinów mozaiki miała alkowa.
Wśród kwiatów parku się basen z różaną wodą znajdował.
Tam zamieszkała ta, która stli mnie jak żagiew ogniowa.
323 Dniem i nocą dym z kadzielnic wonie sączył
nieprzerwanie.
m Nestan-Daredżan widziano to na baszcie, to w altanie.
Wdowie Dawar, swojej siostrze, co w małżeńskim niegdyś
stanie
Żyła w kraju Kadżów, cesarz zlecił córki wychowanie.
324 Ściany pałacu zdobiły brokaty i złotogłowie.
d Nikt z bliska nie mógł oglądać jej twarzy bladoróżowej.
Grą w nardy ją zabawiały Asmat i dwie pokojowe.
Smuklała kibić jak z góry Gabaon* drzewo cedrowe.
325 Cesarz chował mnie jak syna, miałem wtedy lat
piętnaście.
m Dnie spędzałem z nim i nocą zabawiałem go, nim zaśnie.
Z siłą lwa, urodą słońca byłem jak twór rajski właśnie.
Za strzelanie i zapasy chwalił mnie, kto na tym zna się.
326 Niosły me strzały niechybny pogrom zwierzynie i
ptactwu,
d A potem, wróciwszy z łowów, miotałem piłką na placu.
Nawykły do ciągłej zabawy sprawiałem uczty w pałacu.
Przez lic jej kryształ i rubin życie nietrwałe dziś tracę.
327 Zakończył życie mój rodzic, kto umarł, ten już nie
wskrześnie.
d Na dworze u Parsadana umilkły wesela i pieśni,
Radość porwała tych, którzy przed ojcem mym drżeli
wcześniej.
Kto wierny mu — lamentował, kto wróg — się cieszył
obleśnie.
328 Jak zamroczony spędziłem rok w izbie ciemnej jak
groby;
d Niepocieszony, trawiłem w lamentach okrągłe doby,
Aż rozkaz cesarza przyszedł przez znamienite osoby,
Oświadczał w nim: «Taryjelu, ogłaszam koniec żałoby!
329 Nas jeszcze bardziej napełnia bólem równego utrata».
d Obdarzył mnie stu skarbcami i wszystkie tytuły nadał,
Z przysługującą im władzą, jaką mój ojciec posiadał:
«Mianuję cię amirbarem i obowiązki nakładam».
330 Oblicze mi palił ogniem po ojcu żal niewygasły.
d Chasowie wyprowadzili z ciemnicy mnie na dzień jasny.
Cesarstwo wydali ucztę — znak uczuć dla mnie przyjaznych
—
I byłem witany przez nich, jakbym był dzieckiem ich
własnym.
331 Posadzili mnie przy tronach i jak syna ugościli,
m Tytułami mego ojca bez wahania obdarzyli.
Gdy wzdragałem się na siebie ciężar wziąć — nie ustąpili,
Aż zgodziłem się zostając amirbarem od tej chwili.
332 Od tego czasu minęło lat wiele. Pamięć się chwieje,
d Jednak, choć trudno to przyjdzie, opowiem ci moje dzieje.
Zdradziecki jest świat, przewrotny i zło nieustanne sieje,
A z jego płomienia iskry dotąd popielą nadzieję".
X OPOWIEŚĆ TARYJELA O JEGO MIŁOŚCI
333 Gdy już dobrze się wypłakał, rycerz wrócił do powieści:
m „Raz, wracając z polowania, cesarz taką rzecz obwieścił
Kładąc dłoń mi na ramieniu: «Córkę mą odwiedźmy
wreszcie*.
Że nie konam na wspomnienie tego, czy się w głowie
zmieści?
334 Cesarz zażądał dla córki bażantów jako prezentu.
d Jak na stos idąc, przyniosłem je bez żadnego wykrętu;
Marnościom świata daninę składam od tego momentu.
By przebić kamienne serce, trzeba mieć oszczep z diamentu.
335 Moim oczom się odsłonił park rozkoszny i wspaniały.
m Słodziej niż syrenim głosem różne ptaki tam śpiewały
I różanej wody zdroje z licznych fontann wytryskały,
A kotary brokatowe złotem na drzwiach opadały.
336 Wiedząc, że słońcu podobną oglądać obcemu wara,
d Na zewnątrz się zatrzymałem, władcę zakryła kotara.
Nic nie widziałem i tylko słuch słowa łowić się starał:
Wysyłał Asmat, by wzięła bażanty od amirbara.
337 Asmat uniosła zasłonę, stałem przed drzwiami
niepewny;
d Serce i mózg niby grotem przeszył mi widok królewny.
Gdy rzekła Asmat, bym podał bażanty, zawrzała krew mi.
Biada! Od czasu owego trawi mnie ogień bez przerwy.
338 Zgasła mi gwiazda przewodnia, co słońce swym
blaskiem ćmiła!"
d Runął podcięty wspomnieniem, wzdychając gorzko co
chwila.
Echo rozniosło w powietrzu płacz Asmat i Awtandyla.
Boleli: „Dłoń bohaterom pamiętną opuszcza siła".
339 Asmat go wodą skropiła i znów się Taryjel ocknął.
d Długo odezwać się nie mógł, ból serce uciskał mocno.
Usiądzie, westchnie głęboko, łzy z ziemią mieszać się
poczną.
Przemówi: — „Biada, wspomnienie o niej przenika mnie do
cna.
340 Ci, co budują na świecie nietrwałym z swojej zasady,
d Weselą się, lecz nie umkną jego potrzasków i zdrady,
Ci, którzy mu się oparli, dają chwalebne przykłady.
Wysłuchaj mej opowieści, choć opis to tylko blady.
341 Podałem bażanty. Więcej, co stało się, nie pamiętam,
d Nagle runąłem bez zmysłów, siły straciwszy do szczętu.
Gdy powróciłem do życia, słyszałem głosy lamentów;
Dworacy zbiegli się wokół jak przed odbiciem okrętu.
342 Leżałem w pałacu wielkim, krasiły pościel ozdoby,
d Płaczący nade mną cesarz z małżonką na znak żałoby
Policzki do krwi drapali; przyzwani do mej osoby
Mukrowie* orzekli: «Pewnie Belzebub sprawcą choroby».
343 Gdy otwarłem oczy, cesarz czule objął mnie ramieniem
m Przez łzy mówiąc: «Synu, synu, daj mi chociaż
wyjaśnienie».
Nic nie mogłem odrzec, zdjęty wielkim jak w konwulsjach
drżeniem.
Znow do serca krew uciekła wraz z pamięci zaciemnieniem.
344 Mukrowie wespół z mułłami* obstępowali mnie
kręgiem.
d Debatowali, wertując trzymaną w swych dłoniach księgę.
Bzdurzyli, że opętany jestem przez diabła potęgę.
Trzy doby bez tchu leżałem, gorączka wzmagała mękę.
345 Dziwowali się lekarze: «Skąd się takie bóle biorą?
m Leki mu nie pomagają, ma ze smutku duszę chorą».
Czasem nagle się zrywałem, w opętaniu bredząc sporo.
Cesarzowa tak płakała, że powstało z łez jezioro.
346 Trzy dni trwałem tak w pałacu na wpół żywy, na wpół
martwy.
m Gdym się ocknął, powróciła pamięć zdarzeń niezatartych;
Rzekłem: «Coś się ze mną dzieje, co poraża nie na żarty».
I modliłem się do Stwórcy o cierpliwość w ciosach
twardych.
347 Rzekłem: «Boże, nie opuszczaj i wysłuchaj mej
modlitwy,
m Daj mi oprzeć się cierpieniu, wróć mi siły dar zaszczytny.
Chcę być w domu, tu przez ludzi sekret może być wykryty».
Sprawił Bóg, że się poczułem lepiej i okrzepłem przy tym.
348 Gdym wstał, liczni przychodzili po wiadomość dla
cesarza.
m Otrzymawszy dobre wieści, cesarzowa przyszła nasza.
Cesarz przybiegł z gołą głową, na majestat swój nie zważał.
Chwali Boga — inni milczą; czyta się skupienie w twarzach.
349 Oboje siedli koło mnie, podali napój, co krzepi.
d Ozwałem się: «Mój partronie, teraz poczułem się lepiej,
Pragnąłbym dosiąść rumaka, by się rozejrzeć po stepie».
Przywiedli konie, z cesarzem ruszyliśmy obok siebie.
350 Zawadzając o brzeg rzeki, objechaliśmy w krąg pola;
m Mnie do domu, na dwór wrócić cesarzowi była wola.
Po powrocie źle się czułem, ból w dwójnasób mnie zabolał.
Rzekłem sobie: «Lepie j umrzeć, cóż jest warta taka dola?»
351 Kryształ w kąpieli łez tajał, w szafran się barwą
przetwarzał.
d Czułem, że dziesięć tysięcy noży mi w serce się wraża.
Do mej sypialni odźwierny wszedł w towarzystwie szafarza.
Zastanawiałem się: «Jaką wieść przynieść im się nadarza? »
352 Mówią: «Jest od Asmat sługa, czy ma wejść?»
Odrzekłem: «Zgoda.
m To ciekawe, z czym przychodzi? » Wszedł, miłosny list mi
podał.
Zaskoczyło mnie wyznanie, bo choć czuła jest i młoda,
Asamat nie w zamysłach moich — legł na sercu żal jak
kłoda.
353 Zdumiało mnie: « Jak się waży wyznanie czynić
niebacznie?»
d Nie mogę jej nie odpisać, bo to zrozumie opacznie.
Straciwszy nadzieję szkodzić od jutra obmową zacznie.
Odpowiedź miłosnym listem uznałem za lepszą znacznie.
354 Znów dni mijały i znowu gorzałem do wyniszczenia,
d Nie mogłem patrzeć na wojsko i na rycerskie ćwiczenia.
Dwór zaniedbałem, lekarze zabrali się do leczenia.
Zacząłem płacić za moje na ziemi tej zadłużenia.
355 Lekarze nie mogli pomóc, serce topiło się w cieniach
d I nikt nie widział, jakiego jest ono pastwą płomienia.
Uznali za apopleksję. Cesarz krwi zlecił puszczenia:
Zgodziłem się na to, żeby rozproszyć złe podejrzenia.
356 Po puszczeniu krwi leżałem smutny i samotny w łożu.
m Gdy mój sługa wszedł, znak dałem wzrokiem, żeby rzecz
wyłożył.
«Sługa Asmat znów...» Kazałem, żeby jemu drzwi otworzył.
Roztrząsałem: Co nas łączy, czego sobie życzyć może?!
357 Służący list mi doręczył, który przejrzałem niespiesznie,
d A z listu to wynikało, że chce mnie widzieć koniecznie.
Więc odpisałem: «Należy nie trwonić czasu, bo pierzchnie,
Nie posądź mnie o lenistwo, gdy wzywasz, przyjdę
bezsprzecznie».
358 Mówiłem sercu: czy groty Amora* zła nie sprowadzą,
d Jestem amirbar, Indowie są wszyscy pod moją władzą;
Gdy wzbudzę ich podejrzenia, po tysiąc razy rzecz
sprawdzą,
A, upewniwszy się, chodzić po ziemi tej mi nie dadzą.
359 Przybył wysłannik cesarski z pytaniem o moje zdrowie:
d Miał misję: «Czy dało skutek puszczenie krwi rycerzowi?
»
Rzekłem, że czuję się lepiej i niech cesarzowi powie,
Że będę rad, gdy ode mnie sam bezpośrednio się dowie.
360 Cesarz przyjął mnie w pałacu, mówiąc: «Nie smuć mnie
już, bracie!»
m Bez kołczana i bez pasa kazał sadzić na bachmacie.
Konno pognał z sokołami. Cóż bażanty? — Uciekacie!
Strzelcom godny cel pokazał, huknął wiwat po wiwacie.
361 A po powrocie do domu obaj wydaliśmy ucztę.
d Śpiewacy i muzykanci wtórzyli zabawie hucznej.
Cesarz rozdawał kamienie kosztowne, nie szkiełka sztuczne.
Obecni dnia tego mieli obarczyć czym bydło juczne.
362 Chociaż okazanie smutku nie leżało w mym rachunku,
m Na wspomnienie jej na nowo buchał ogień bez ratunku.
Zapraszałem mych pochlebców, wśród wesela, jadła,
trunków
W ucztach dążąc do ucieczki od cierpienia i frasunku.
363 Poufnie szepnął na ucho nadworny stróż kosztowności:
d «Jakaś dziewica zamierza do amirbara zajść w gości
Choć twarz pod czadrą ukrywa, domyślam się jej piękności »
Odrzekłem mu: « Do sypialni ją zaprowadzić najprościej».
364 Wstałem, brał za koniec uczty każdy, kto to zauważył.
m Rzekłem gościom: « Pozostańcie, zaraz tu się znów
pokażę».
Do sypialni się udałem, u drzwi sługa stał na straży.
Sercu hart nakazywałem, niechaj zbłaźnić się nie waży.
365 Wszedłem. Skłoniła się nisko. Wizytą byłem stropiony.
d Słyszę: «W godzinie szczęśliwej bądź panie
błogosławiony».
Dziwiłem się: «Któż to wybija przed zakochanym pokłony?
Niezręcznie poczyna sobie w miłości niedoświadczony».
366 Usiadłem na miękkiej sofie. |Przystąpić nie śmiała
blisko.
d Stała na skraju kobierca w postawie pełnej namysłu.
«Przybliż się tu — przemówiłem — jeżeli z miłością
przyszłaś».
Nic nie odrzekła. Milczenie pomiędzy nami zawisło.
367 Nareszcie się odezwała: «Wstyd serce mi spala srodze.
d To ty myślałeś, że w takim celu do ciebie przychodzę?
Lecz widząc, że potrafiłeś utrzymać skromności wodze,
Dziękuję Niebiańskiej Pani za pomoc daną niebodze.
368 Ze strachu drżę, by przed nikim nie zdradzić tej
tajemnicy.
d Przynoszę ci polecenie od pani promienniolicej.
Jedynie cesarskiej córce przystoi śmiałość dziewicy.
Przeczytaj list przekazany przez dłonie jej powiernicy»".
XI PIERWSZY LIST NESTAN-DAREDŻAN DO
ZAKOCHANEGO
369 Otworzyłem list od pięknej, która serca topi w żarze;
m Słońca promień pisał: «Lew mój niechaj rany nie pokaże;
Jestem twoja, nie umieraj, za szał pusty się obrażę.
Co mam jeszcze do dodania, niechaj Asmat ci przekaże.
370 Na względy me nie zasłużysz wzdychaniem i próżnym
płaczem,
d Lecz w hołdzie wybrance przynieś swą sławę rycerską
raczej.
Chataje* nam zalegają stale z należnym haraczem,
Już zgody na ich knowania i pychę nic nie tłumaczy.
371 Z dawna być chciałam twą żoną i teraz jest nie inaczej,
d Lecz los na rozmowę o tym dać sposobności nie raczył,
Spod baldachimu dostrzegłam, jakeś ty szalał z rozpaczy.
Zaiste nie było trudno domyślić się, co to znaczy.
372 Całą prawdę ci odsłaniam, niech jej uszy nie uronią:
m Zbuntowany lud Chatajow uśmierz twą karzącą dłonią.
Lepiej zamiast łzą — rumieńcem niechaj róże się zapłonią.
Cóż ma czynić więcej słońce. Niech promienie mrok
rozgonią!»
373 Toczyła ze mną rozmowę Asmat otwarcie i śmiało;
d Cóż mam powiedzieć o sobie? — granic radości nie miało
Serce tłukące się w piersi to biło, to zamierało.
Powrócił rubin policzków na licach równych kryształom.
XII PIERWSZY LIST TARYJELA DO UKOCHANEJ
374 List napisany jej ręką do powiek swych przyłożywszy
d Słałem odpowiedź: «Księżycu, coś blaskiem słońce
przewyższył,
Niech zadań ciebie niegodnych nie ześle mi Bóg Najwyższy.
Chyba to sen? Że ożyłem, jak wierzyć w to, nie
sprawdziwszy? »
375 Rzekłem Asmat: «To już wszystko, co potrafię jej
obwieścić;
m Dodaj, że jest jako słońce, które po poranku świeci,
Już w pomroku nie utonę, skoro mnie umiała wskrzesić;
Gdy się z zadań nie wywiążę, będę łgarzem i bez cześci!»
376 Asmat jeszcze dorzuciła: «Ona sobie tego życzy,
m Żeby nikt, z kim się zobaczysz, nie dowiedział się o
niczym:
— Niech odwiedza mnie udając, że na romans z tobą liczy,
I amirbarowi nakaż, niechaj strzeże tajemnicy».
377 Płynące z mądrości serca bardzo się słuszne wydało
d Zlecenie owej, na którą słońce spoglądać nie śmiało;
W rozmowach ze mną traciły jej słowa surowość całą,
A jej promienne spojrzenie jasności dnia zaćmiewało.
378 Przyniosłem Asmat szlachetne kamienie w złocistej
czarze.
d Rzekła mi: «To niepotrzebne, mam tych świecideł w
nadmiarze».
Wybrała tylko pierścionek, co drachmę* zaledwie waży:
«Wystarczy to na pamiątkę, przyjmuję ten jeden w darze».
379 Gdy odeszła ta, co z serca mi wyjęła groty srogie,
m Szczęście mroki rozproszyło, zgasł trawiący ducha ogień;
Do przyjaciół na biesiadę powróciłem żwawym krokiem
I z radości rozdawałem w podarunku skarby drogie.
XIII WYSŁANY PRZEZ GOŃCA LIST TARYJELA DO
CHATAJÓW
380 Taryjelowe wezwanie powiózł Chatajom posłaniec:
d «Boski Indyjski król królów, pan tronów i pomazaniec,
Którego wspaniałomyślność i hojność nie mają granic,
Domaga się od was hołdu, sprzeciw nie przyda się na nic.
381 Władco i równy mi bracie, pragniemy, byś zelżał w
pysze!
d Radzę, byś klęknąć przed Indii cesarzem ze świtą
przyszedł.
Jeżeli się nie pokwapisz, szczęk broni rozerwie ciszę.
Ostrzega przed krwi rozlewem Taryjel, który to pisze».
382 Poczułem na sercu ulgę, widząc, jak gońcy już gonią.
d Odpoczywałem w pałacu z nadzieją rozpłomienioną;
Wówczas mnie w życiu przelotnym los hojną obdarzył
dłonią,
Dziś zmysły miesza, że nawet zwierzęta ode mnie stronią.
383 Przedtem ujść z kraju myślałem, teraz rozterki ustały,
d Przyjaźni mnie zapraszali, biesiady się odbywały,
Ale szalone pragnienia weselić się przeszkadzały,
Niekiedy wpadałem w smutek, złorzecząc na świat
nietrwały.
XIV NESTAN WZYWA DO SIEBIE TARYJELA
384 Powróciwszy z sal cesarskich spoczywałem w swym
pokoju,
m Sen nie trzymał się powieki, ona myśl owładła moją.
Miałem list z obietnicami, w dobrym byłem więc nastroju,
Gdy przywołał strażnik pazia, coś mu szepnął, co ten pojął.
385 «Ktoś od Asmat», rzekł. Kazałem go poprosić w mą
sypialnię.
m Podał list, że ta przyzywa, która w serce wbija stal mnie.
Radość mroki rozproszyła, więzy mi ulżyły walnie,
Wyprawiłem się ze sługą, nic nie mówiąc naturalnie.
386 Wszedłem w ogród, tam spojrzenie żywej duszy nie
dosięgło,
m Wreszcie wyszło na spotkanie dziewczę z twarzą
uśmiechniętą
Mówiąc: «Dzięki mym zabiegom drzazgę w sercu masz
wyjętą;
Wejdź i spójrz na twoją różę niewyblakłą i niezwiędłą».
387 Z wysiłkiem ciężką kotarę dłoń odchyliła dziewczyny,
d Znajdował się tam baldachim przyozdobiony w rubiny;
Pod nim siedziała podobna słońcu, co grzeje doliny,
Rzuciły na mnie spojrzenie jej źrenic czarne głębiny.
388 Spoglądałem na nią długo, ale słowa nie wyrzekła,
m Tylko wzrok patrzący na mnie łaskawością przyoblokła;
Przywołała Asmat, której głos na ucho mi zaszeptał:
«Idź, wymówić słów nie może». Znów się stałem pastwą
piekła.
389 Odprowadzany przez Asmat wyszedłem, minąłem
kotarę,
d Dumając: «Zawodny świecie, budziłeś nadziei wiarę,
A teraz mi pełnię szczęścia zaćmiewasz jakby za karę.
Gorycz rozłąki odczuwa serce jak ciężką ofiarę».
390 Dodawała mi otuchy Asmat, gdyśmy szli przez ogród,
m Mówiąc: «Serca niech rozpaczą nie napełnia taki powrót.
Zamknij bramę beznadziejom, a wesele przypuść do wrót.
Mowę jej krępuje duma. Nie smuć się, lecz ciesz na
odwrót».
391 Rzekłem jej: «Siostro, twa troska lekarstwo na serce da
mi;
d Zaklinam, podtrzymuj związki, gaś ogień wiadomościami,
Nie zrywaj korespondencji, darz mnie częstymi listami;
Nie skrywaj, skoro się dowiesz czegoś ważnego czasami».
392 Dosiadłem konia, ruszyłem, ze źrenic zdrój łez się
toczył.
d W domu szalałem z miłości i zmrużyć nie mogłem oczu.
Kryształ i rubin policzków liliowym bzem się omroczył.
Wolałem noc i od światła trzymałem się na uboczu.
XV LIST CHANA CHATAJÓW W ODPOWIEDZI
TARYJELOWI
393 Taką odpowiedź przywiozło poselstwo chana Chatajów
d (Pogróżki i krnąbrne słowa z zuchwalstwem tam się
mieszają):
«Myśmy nie tchórze. Fortece potężne są w naszym kraju.
Posłuchu cesarze Indii niechaj gdzie indziej szukają.
394 Ja, chan Ramaz, piszę tobie, Taryjelu przezuchwały:
m Listu twego ton zdumiewa i nie czekaj zań pochwały!
Jak mnie, władcę licznych ludów, twoje słowa wzywać
śmiały?
Żeby już podobnych listów moje oczy nie widziały!»
395 Otrzymawszy tę odpowiedź ogłosiłem zaraz wojnę.
m Niby gwiazdy na niebiosach zewsząd wojska Indii rojne
Przybywały na wezwanie, chętne ruszyć w starcia zbrojne.
Ponapełniał rozgwar lasy i obszary pól spokojne.
396 Nie zatrzymując się w domach śpieszyły hufce junaków;
d Zrobiłem przegląd. Ucieszył oczy rynsztunek wojaków,
Sprawność i popisowość zwartego szyku w ataku,
Broń chorezmijska * i bystrość kawaleryjskich rumaków.
397 Podniosłem czarno-czerwoną chorągiew — cesarskie
godło.
d Kazałem nieprzeliczonym wojskiem siąść świtem na
siodło.
Ale współczułem sam sobie i kląłem swą dolę podłą:
«Jeżeli słońca nie widzę, cóż będzie minie w pochód
wiodło?»
398 Gdy do domu powróciłem, serca wzmogła się udręka.
m Trysły z oczu łzy gorące jak nurt, kiedy tama pęka.
«Losie — rzekłem — opanować jak niedosyt, który nęka!
Na cóż róża szaleńcowi, jeśli jej nie zerwie ręka?»
XVI SPOTKANIE TARYJELA Z NESTAN
399 Ku memu zdziwieniu przybiegł służący bijąc pokłony,
d Doręczył mi list od Asmat, poczułem się zaskoczony.
Pisała: «Wzywa cię słońce, którego jesteś spragniony,
Lepiej ci przybyć, niż w płaczu szukać przed losem obrony».
400 Cokolwiek będzie, jak mogłem nie pójść na takie
wezwanie?
d Minąłem bramę ogrodu, ciekaw, co dalej się stanie.
Asmat w tym miejscu co wtedy zjawiła się na spotkanie
i rzekła z uśmiechem: «Księżyc czeka na lwa powitanie».
401 Powiodła mnie do pałacu po kondygnacjach tarasów,
d Gdzie mi pojawił się księżyc w całej pyszności i blasku:
Wśród makat, kobierców siedząc odziana w szmaragd
atłasów
Biedaka oszałamiała postawą i lica krasą.
402 Wszedłem i na progu stojąc uciszałem żar płomienia,
m Radość rosła słupem światła, mrok już serca nie ocieniał.
Półleżąca przewyższała słonecznego blask promienia,
Zza zasłony posyłając ukradkowe mi spojrzenia.
403 Rozkazała: «Asmat, posadź tego, który przyszedł w
gości!"
m Przed poduszką równej w słońcu ta mi wnet poduszkę
mości.
Ogarnęła błogość serce, które los doświadczał dość, i
Sam się dziwię, że mi dusza nie uciekła z tej radości!
404 Rzekła: «Że wtedy milczeniem sprawiłam ból, budzi
wiarę.
d Ty więdłeś jak polne kwiaty, gdy słońce nie śpieszy z
darem.
Przerywał tamę narcyzów łez potok cierpień nadmiarem*,
Lecz tak postąpić kazała wstydliwość przed amirbarem.
405 Źle kobiecie się z uczuciem zdradzić, ma być
powściągliwa,
m Ale jeszcze gorzej, kiedy żywą miłość się ukrywa.
Uśmiechałam się, lecz serce utajony ból przeszywał.
Powiernica ci zdradziła, jak wygląda rzecz prawdziwa.
406 Odkąd uczucia swe znamy nawzajem wyznane szczerze,
d Solenne ci daję słowo: licz, że do ciebie należę,
Świadczę przysięgą na niebo w niezłomnej czyniąc to
wierze,
Gdy zdradzę, Bóg w proch mnie zetrze i niebios dziewięć
zabierze.
40T
Na bój wyrusz z Chatajami, rozgrom, aż się pokój zawrze,
m Niechaj Bóg ci da zwycięstwo, przed ciosami mocną
tarczę.
Lecz cóż ze mną, póki ciebie nie powrócą dni łaskawsze?
Daj mi serce niepodzielnie, moje także weź na zawsze!»
408 Na to rzekłem: «Ja dla ciebie w ogień skoczę, w bój
popędzę.
m Życie wracasz, mego serca nie skazujesz na śmierć
więcej.
Podobieństwo twe do słońca światłem, oczu moich będzie.
Siłę lwa poczułem w sobie. Twoim służbom ją poświęcę.
409 Ze śmiertelnych któż jest godny tego, czymś mnie
obdarzyła:
m Miłość nieoczekiwaną nagle niebo mi posyła.
Zorzą w sercu zamroczonym jasność oczu twych załamią.
Będę zawsze twoim, póki nie przykryje mnie mogiła».
410 Uroczysty ślub złożony przez nas był na Świętą Księgę
m I zaklęciem potwierdziła tym wierności swej przysięgę:
«Gdy z kimkolwiek oprócz ciebie jeszcze swoje życie
sprzęgnę
To, powtarzam, niechaj Boska kara śmierci mnie dosięgnie».
411 Jeszcześmy czas jakiś z sobą zamieniali czułe sława,
m Spożywaliśmy owoce i ciągnęła się rozmowa.
Przy rozstaniu z moich oczu struga łez trysnęła nowa.
Blask promieni przez nią sianych odblask w sercu mym
znajdował.
412 Choć było ciężko nie zostać dłużej przy lic jej
kryształach
d Świat się odnowił i radość moja granicy nie miała.
Jak słońce z eteru wschodząc jasność jej dla mnie pałała.
Aż dziwne to, że w rozłące serce okrzepło jak skała.
XVII WYPRAWA TARYJELA NA CHATAJÓW I WIELKA
BITWA
413 Rankiem dosiadłem rumaka, zadęły trąby i rogi.
d Nie omieszkując żołnierze porwali się w pochód srogi.
Lew, na Chataję ruszyłem, nikt nie zarzuci mi trwogi.
Wiodłem oddziały nie traktem, lecz przez szerokie rozłogi.
414 Minąłem granice Indii i wszedłem w głąb obcych
krajów,
d Naprzeciw wyjechał goniec Ramaza, chana Chatajów.
Przyniósł w poselstwie mi słowa, co serce uspokajają:
«Wasze indyjskie koźlęta wilkom dać radę zdołają!"
415 Ofiarował od Ramaza rzadkie skarby w wielkiej cenie,
m Mówiąc mi: «Niegodne ciebie byłoby nas wytrzebienie.
Szyje nasze już w arkanach, przyjm uległe przyrzeczenie.
Gdy nie zniszczysz nas, poddamy tobie głowy, dzieci,
mienie.
416 Przebacz mi winy, bo żalem serca się ponapełniały.
d Potraktuj nas po Bożemu, nie nachodź nas z wojskiem
całym.
Nie tratuj kraju, jak gdyby niebiosa się rozgniewały.
Poddamy twierdze i grody, wystarczy ci poczet mały».
417 Wezyrów swych na naradę zebrałem, zanim to zrobię.
d Zabrali głos: «Jesteś młody, więc śmiemy doradzić tobie:
Jacy są oni podstępni, sprawdziliśmy już na sobie —
Mogą cię zabić zdradziecko, nas pogrążając w żałobie.
418 Radzimy — wyrusz z gromadką dobraną i nieulękłą,
d A siły w ślad was kroczące niech łączność przez gońców
sprzęgną.
Gdy szczerość Chatajów sprawdzisz, możesz zawierzyć
przysięgom,
Jeżeli postawią opór — twe ciosy niech ich dosięgną».
419 Przyjąłem radę wezyrów słuszną i trafną w wywodach.
d Odpowiedziałem: «Ramazie, na twoje warunki zgoda;
Życie ci droższe od śmierci, a mury nam nie przeszkoda.
Zostawię wojsko, zaś sobie niewielką drużynę dodam».
420 Wybrałem trzystu rycerzy najwaleczniejszych,
uwierzcie,
d Ruszyłem z nimi, a z tyłu pozostać kazałem reszcie,
Dając im rozkaz: «W ślad za mną kierunek marszu obierzcie,
Trzymajcie dystans, gdy wezwę, wtedy na pomoc
pośpieszcie».
421 Trzeciego dnia nowy goniec od chana czołem uderzył.
d Przywoził mi w podarunku mnóstwo bezcennej odzieży —
Z słowami: «Pragnę cię ujrzeć przy sobie, wzorze rycerzy,
Zobaczysz, jak wiele darów podobnych ci się należy».
422 Goniec jeszcze miał przekazać: «Święte słowo, ręczę za
nie —
m Tak mi śpieszno się zobaczyć, że wyruszam na
spotkanie».
Dałem tę odpowiedź: «Przebóg, spełnię całe twe żądanie.
Niech jak syna z ojcem będzie szczere nasze powitanie!»
423 Jechałem tam, gdzie z ogromną gęstwiną graniczy
błonie,
d Kiedy zjawili się nowi wysłańcy chana w pokłonie.
przywodząc mi w podarunku od niego wspaniałe konie.
«Ujrzenia cię — oświadczyli — król chęcią prawdziwą
płonie».
424 I dodali: «Król powiedzieć każe: Idę ci naprzeciw,
m Jestem w drodze, spotkam ciebie jutro, ledwie dzień
zaświeci».
Porozmieszczać ich w namiotach wojłokowych jam polecił,
Ułożyli się wygodnie i zasnęli niby dzieci.
425 Może dobro wyświadczone dobrodzieja też wzbogacić.
m Jeden z gości mnie odciągnął na bok, by w sekrecie
zdradzić:
«Jestem tobie tyle winien, że mi trudno się odpłacić,
Nie dopuszczę więc do tego, żeby ciebie mieli zgładzić.
426 Ojciec twój w dzieciństwie moim trochę mną się
opiekował,
m Z uprzedzeniem więc przybywam dowiedziawszy się ich
knowań.
Nie chcę patrzeć, jak umiera piękne ciało, twarz różowa.
Wszystko ci odkryję, tylko przyjm spokojnie moje słowa.
427 Nie daj zwieść się, bo to ludzie i podstępni, i
zdradzieccy,
m Śpieszy im się, bo tajemnie zgromadzili sto tysięcy
Wojowników w jednym miejscu, w innym jeszcze trzykroć
więcej.
Los fatalny ci szybują, więc się ich należy strzec ci.
428 Król spotka cię z małym pocztem, na niego skierujesz
oczy,
d Schlebianiem cię zwodząc świta tajemnie zbroje
przytroczy,
Na sygnał dymem się wojsko poderwie, ciebie otoczy.
Jasne, co będzie, gdy tysiąc jednego zbrojnie obskoczy».
429 Poczułem dla niego wdzięczność, nie szczędząc zaklęć
w gawędzie:
d «Jeśli nie zginę, cokolwiek zapragniesz, to twoim będzie.
Lecz, by nie budzić podejrzeń, wracaj do swoich co prędzej,
Niech będę przeklęty, jeśli zapomnę cię mieć we względzie».
430 Nikomu się nie zwierzyłem, i na cóż puste gadanie.
Tu rad niczyich nie trzeba, a co się stanie — to stanie!
Choć wojsko było daleko, posłałem gońca z wezwaniem:
«Śpieszcie na pomoc, a pochód kierujcie na wzgórza i
granie».
431 Rano posłom przedstawiłem rzecz po myśli ich:
«Donieście
m Ramazowi, że wyruszam, by się z nim zobaczyć
wreszcie».
Drwiąc z niebezpieczeństwa szedłem na spotkanie pół dnia
jeszcze.
Czy odsunąć dzień sądzonej śmierci zdolni wy jesteście?
432 Aż z przełęczy widząc w dole niby chmurę kurzu kłęby
m Rzekłem sobie: «To zasadzka i Ramaza są podstępy".
Lecz porazi ciała wrogów ostra kopia, miecz nietępy.
Po czym przed drużyną moją odsłoniłem planu zręby. 433
Powiedziałem: «Bracia, widzę, ludzie ci uknuli zdradę,
m To powinno naszym dłoniom dodać sił przed ich
napadem!
Kto za króla swego ginie, tego duszy niebo rade. Wydajemy
bój Chatajom, czy są miecze od parady?!»
434 Surowym i dźwięcznym głosem kazałem przypiąć
pancerze;
d Kolczugi, naramienniki ponakładali rycerze,
Szykom wskazałem kierunek, w którym z impetem uderzę.
W ów dzień mój miecz wrażych trupów narąbać miał stosy
świeże.
435 Gdyśmy podeszli, na widok, że naszych zbroja okrywa,
d Znów z poleceniem od chana Chatajów goniec przybywa:
«Teraz już widać, że sprawa jest niedwuznacznie prawdziwa,
A was widzimy w puklerzach, więc ból mi serce
przeszywa».
436 Kazałem mu odpowiedzieć: «Wiem, co szykujesz mi w
duchu.
d Wasze podstępne knowania nie znajdą u mnie posłuchu.
Podług wojennej reguły daj rozkaz bitwy, mój zuchu,
Kiedy miecz wezmę do ręki, z was nie zostawię okruchów».
437 Gdy powrócił do nich goniec, już drugiego nie posłali.
m Odkrywając swoje karty wojsku sygnał dymem dali.
Wynurzyli się z kryjówek i dwa skrzydła sformowali.
Szeregami szli, lecz złego nic mi zrobić nie zdołali.
438 Wziąłem dzidę mi podaną i hełm nasunąłem dłonią.
m Żeby ich rozgromić w boju, rwałem się dobytą bronią.
Wysunąłem się nie bacząc, jak daleko moi gonią.
Niezliczone hufce wrogów stały masą niewzruszoną.
439 Gdy się ku nim przybliżyłem, zawołali, żem szaleniec.
m Twardoręki uderzyłem w główne wojska ich skupienie.
Jeźdźca z koniem wraz posłałem w śmierci bezsłoneczne
cienie.
Kopia prysła, miecz chwyciłem; płatnerzowi dajmy wieniec.
440 Jak jastrząb na kuropatwy spadałem na wrogów stada.
d Z poległych ludzi, i koni stos się niejeden układał.
Każdy, którego strąciłem, jak bąk się skręcał i padał.
Kwiat doborowych oddziałów spotkała straszna zagłada.
441 Gdy mnie wszyscy okrążyli, wnet się bój rozpoczął
srogi,
m Kogom zdzielił, padał na wznak i krwią znaczył ślad mej
drogi,
Rozsiekany z konia zwisał jak dwa worki na dwa boki.
Gdzie się tylko pojawiłem, brali w strachu za pas nogi.
442 O wieczorze im podała sygnał straż ze szczytu wzgórza:
m »Uciekajcie, niebo znowu przeciw nam się gniewem
wzburza:
Lękiem nas napawa chmura kurzu, w której świat się nurza.
Zniszczy nas, jak z tego sądząc, liczba wrogów bardzo
duża».
443 Moi żołnierze, co z dala zdążali kolumną zwartą,
d Na dany znak dołączyli się mocnym pochodem szparko.
Wspinali się gór stokami, doliny ich nie ogarną.
Gdy się jawili, z surm głosem przemieszał się bębnów
warkot.
444 Chatajów ogarniał popłoch, lecz któż przed nami
uciecze?
d Ich ziemi i fortec zbawić nie mogły żadne odsiecze.
Ramaza zwaliłem z konia, zmierzywszy się z nim na miecze,
Widziała ziemia, jak po niej jeńców związanych się. wlecze.
445 Moc była uciekających przez odwód nasz osaczana.
d Strącani z koni, litości błagali nas na kolanach.
Do snu podobna czekała nie śpiących noc nieprzespana.
Udziałem rannych są jęki, znużonych — droga nieznana.
446 Nadszedł na pobojowisku odpoczynek nasz i koni.
m Ja od miecza otrzymałem tylko lekką ranę dłoni.
Podchodzili, żeby wodza uczcić towarzysze broni.
Ale chęciom odpowiednich słów nie znajdywali oni.
447 Był aż nadmiar na jednego pochwał, jakie mi składali.
m Jedni z dala pozdrawiali, inni mnie w ramiona brali.
Łzy ronili wielmożowie, którzy mnie wychowywali,
Podziwiali spustoszenia i skuteczność mojej stali.
448 Żołnierze łup gromadzili w towarze i sztukach złota.
d Wracali z wielkim ładunkiem. Dawałem, komu ochota,
Zabarwić pola krwią wroga, gdy na nas jeszcze się miotał.
Bez walki do miast wkraczałem przez otwierane mi wrota.
449 Rzekłem Ramazowi: «Znam twe wiarołomstwo, więc co
prędzej
m Spróbuj winy swe odkupić, skoro jesteś teraz jeńcem.
Swoich twierdz nie obwarowuj, przekaż nam je w nasze
ręce,
Jak inaczej bym uwierzył, że nie knujesz zdrady więcej ?»
450 Odpowiedział Ramaz: «Teraz, gdy mi władza się
wymyka,
m Sprowadź mi któregoś z moich ludzi, ale dostojnika.
Wyślę go do twierdz, niech bramy ich załoga poodmyka.
Oddam wszystko w wasze ręce, jak przystało na lennika».
451 Dałem jemu dygnitarza oraz oddział do eskorty.
m Przed oblicze me stawili tych, co obsadzali forty.
Wszystkie twierdze mi poddali głosząc skruchę całej ordy.
Z ich skarbcami co porównam, jakie składy, jakie porty?
452 Wszedłem w zdobytą Chataję i objechałem ją kołem,
d Wręczali klucze od skarbców, poddając się bili czołem.
Uspokoiłem krajowców: «Do ognisk wracajcie społem,
Ja, słońce, was nie spaliłem i miast nie skryłem popiołem».
453 Nic utaić się nie dało zlustrowanym do dna skarbcom.
m Licząc, padłbym ze znużenia, takie było tam bogactwo.
Nagle mi się nawinęły szal i suknia cenna bardzo!
Nie uwierzyłbyś, że może być tak niezrównane tkactwo.
454 Z jakiej zrobione tkaniny, tej nie rozwiążę zagadki.
d Kto je zobaczył, ten musiał uznać za boski cud rzadki;
Poprzecznych ani podłużnych nitek nie wyczułby siatki;
Jakby kowany lub w ogniu spojony materiał gładki.
455 Dla niebu świecącej słałem woale, turbany, stroje,
d A dla cesarza najlepsze podarki zdobyczne moje.
Łupy dźwigały wielbłądów i mułów tysiączne roje.
I cieszył się cesarz z wieści, że triumf przyniosły boje.
XVIII LIST TARYJELA DO CESARZA INDII I
TRIUMFALNY POWRÓT
456 List napisałem: "Cesarzu, podziękuj przyjaznym losom!
d Uknuli zdradę Chataje, lecz zgubę to im przyniosło.
Z przyczyny tej z opóźnieniem wiadomość powierzam
posłom:
Ich król do niewoli wzięty, z nim łupy dla ciebie wiozą.
457 Skoro ład zaprowadziłem, uśmierzając kraj Chatajów,
m Pokonawszy buntowników wiozę skarby tego kraju.
Nie starczyłoby wielbłądów, ciężar woły też dźwigają.
Osiągnąłem to, co chciałem, i honory mi oddają".
458 Chan Chatajów był na koniu prowadzony do niewoli,
m Cesarz Indii zeszedł z tronu i powitać się pozwolił.
Sam bandażem mi przewiązał ranę, która już nie boli.
Czułem się od jego pochwał jakby w sławy aureoli.
459 Majdan pokryły namioty rozbite pośród murawy;
d By mógł porozmawiać ze mną i spotkać się, kto ciekawy,
Cesarz dnia tego na ucztę kazał dać pyszne potrawy,
A mnie posadził przy sobie darząc spojrzeniem łaskawym.
460 Noc zeszła na ucztowaniu, coraz weselszej zabawie.
d Nad ranem, rzuciwszy pole, do miasta weszliśmy w sławie.
Cesarz rozkazał: «Wojskowych zgromadźcie mi na
odprawie,
Przedstawcie mi Chatajczyka i jeńców wziętych w obławie».
461 Gdy Ramaza związanego postawiłem przed cesarzem,
m Cesarz nań ojcowskim okiem spojrzał, mając łaskę w
darze.
Obszedł się ze zdrajcą nie jak z kimś, kto by podlegał karze.
Wzniosły duch, wspaniałomyślność wobec jeńca też okaże.
462 Gościł chana chatajskiego i życzliwie go traktował,
m Przeciągała się rozsądna i kwiecista z nim rozmowa,
Zaś o świcie mnie przywołał i w przyjaznych spytał
słowach:
«Czy przebaczysz Chatajowi, z którymś w boju się
spróbował? »
463 Odrzekłem: «Jak Bóg łaskawy odpuszcza grzesznikom
winy,
d Bądź litościwy dla tego, kto upadł z własnej przyczyny».
Oświadczył więc Ramazowi: "Wracaj do swojej krainy,
Lecz obym już nie posłyszał, że knujesz haniebne czyny!»
414 W haraczu dziesięć tysięcy drachm srebrem od tego
czasu.
d Cesarz wyznaczył z dodatkiem chatajskich tkanin, atłasów,
Po czym przyodział Ramaza ze świtą przybocznych chasów,
Łaskę okazał, odprawił bez gniewu i dalszych kwasów.
465 Chan warunki przyjął kornie, zgiąwszy kark z
podziękowaniem.
m «Gdybym bunt swój miał powtórzyć, na tortury skaż
mnie, panie,
Świadkiem Bóg, że zmazać zdradę dalszym chcę
postępowaniem».
I odjechał. Jego świta odjechała cwałem za nim.
466 Odwiedził minie od cesarza człowiek o słońca rozświcie
d Z wezwaniem: «Już trzy miesiące mijają, jak cię nie widzę.
Z łuku na polach ubitą zwierzyną siebie nie sycę.
Choć wiem, że jesteś znużony, proszę o twoje przybycie".
467 Przybywając do pałacu przy gepardów szedłem sforze,
m Od sokołów się kłębiło na podwórzu i przy dworze.
Cesarz świecąc niby słońce już w łowieckim był ubiorze.
Na mój widok się ucieszył i pochwalił strój niezgorzej.
468 Tak cicho, żebym nie słyszał, powiedział do swojej
żony:
d «O, jakże raduje oazy Taryjel niezwyciężony,
Jasność potrafi sprowadzić on sercom w mrok pogrążonym,
Niech czyn, o który cię proszę, bezzwłocznie będzie
spełniony.
469 Bez ciebie coś umyśliłem, musisz dowiedzieć się o tym.
d Gdy córka nasza królową ma zostać zrządzeń obrotem,
Niech teraz to rajskie drzewo ukaże się przed narodem.
Posadź ją z sobą na tronie, zanim tu będę z powrotem».
470 Odbyły się łowy w polu i w gór przyległych obrębie.
d Mieliśmy sfory psów gończych, sokoły, łowne gołębie,
Ale wróciliśmy szybko, nie zapuszczając się głębiej.
Nawet nie graliśmy w piłkę jak w roztargnienia przystępie.
471 Ulice i dachy w mieście zapchała gawiedzi gęstwa.
d Strój festonami obszyty przywdziałem na znak
zwycięstwa.
Byłem jak róża blednąca, gdy rzeźwi ją rosa częsta.
Widząc mnie głowy tracili, powiadam to bez pochlebstwa.
472 Okrycie, które znalazłem, gdy twierdzęśmy zdobywali,
d Leżało na mnie jak ulał, wszyscy się mną zachwycali.
Cesarz zeskoczył z rumaka, do dworskiej weszliśmy sali,
Zadrżałem, blask jej oblicza jak słońce mi oczy palił.
473 Słońce jawiło się w sukni oranżowego koloru,
d W jej świcie liczną gromadą stawiły się damy dworu.
Pałac i całą dzielnicę rozjaśniał blask ich ubiorów.
Korale warg, perły zębów i róże lic do wyboru!
474 Rękę miałem na temblaku, w bitwie drasnął mnie grot
wraży.
m Zeszła z tronu cesarzowa, która nas łaskami darzy.
Macierzyński pocałunek ślad zostawił na mej twarzy.
Powiedziała: «Już na ciebie wróg się targnąć nie poważy».
475 W przyjemnym dla mnie sąsiedztwie przy sobie mnie
posadziła.
d Naprzeciw siadła słoneczna — sercem owładła bezsiła.
Ukradkiem patrzyłem na nią, zaś ona nic nie mówiła.
Gdy wzrok odrywałem od niej — pustka się życia jawiła.
476 Godne wysokich stanowisk zaczęło się ucztowanie.
d Rozradowanie podobne nie było nigdy widziane.
Z turkusu oraz rubinu świeciły czasze nalane,
Cesarz zatrzymał przy sobie nawet osoby pijane.
477 Chwytała mnie wielka radość, cieszyłem się jej
widokiem.
d Nawet gdy nie spoglądała, w nią patrząc ściszałem ogień.
Jak mogłem, szaleństwo serca skrywałem przed ludzi okiem.
Od oglądania kochanej cóż może być bardziej błogie?
478 Zawołał cesarz: «Dość pieśni! » Zamilkli skłoniwszy
głowy.
d Gdy dodał: «Jak mam wyrazić mą radość i cesarzowej?
My Taryjelu w triumfie, biada i hańba wrogowi.
Patrząc na ciebie, podziwiać cię wszyscy słusznie gotowi.
479 Za powrót w sławie wspaniałe należy ci się odzienie,
d Lecz widzę, że strój — co nosisz — zasłużył na
pochwalenie.
Otrzyma sto pełnych skarbców rycerz siejący promienie.
Nie krępuj się tak ubierać, jak ci dyktuje życzenie».
480 Wnet kluczy sto od stu skarbców na moje ręce
przyniosą.
d Skłoniłem się przed obojgiem, błogosławiłem ich losom.
Łaskawie mnie całowali słońca słońc — światła niebiosom.
Nie zdołałbym odpowiedzieć, jak wiele rozdali wojskom.
481 Znowu cesarz siadł do stołu, pieśń zabrzmiała z całą
mocą.
m Ucztowanie ubarwione lir i lutni grą uroczą.
Cesarzowa pożegnała nas, gdy dzień się spotkał z nocą,
I do zmroku głębokiego zabawiano się ochoczo.
482 Gdy sił do picia zabrakło, spać poszła biesiadna rzesza.
d Wróciłem do mej komnaty, mój rozum znów się pomieszał.
Nie w siłach byłem ugasić płomienia, który się krzesał.
Jedynie w pamięci tkwiący obraz jej rysów pocieszał.
XIX LIST MIŁOSNY NESTAN-DAREDŻAN
483 Wszedł sługa zapowiadając: «Przed chwilą do ciebie,
panie,
d Przyszła kobieta w zasłonie i prosi o wysłuchanie».
Zerwałem się, domyślając, kto zaraz przede mną stanie.
Gdy weszła, poznałem Asmat śpieszącą na powitanie.
484 Rad byłem na wieści od tej, przez którą z miłości
konam.
d Pocałowałem ją, nie chcąc, by mnie witała w pokłonach.
Sadzając ją przy tapczanie, dłoń jej trzymałem w mych
dłoniach.
Pytałem: «Czy powróciła do siebie topól zielona?
485 Opowiedz mi o niej wszystko i nie chcę słyszeć nic
więcej».
d Odpowiedziała: «Po prostu powiem, pochlebstwa
oszczędzę:
Spodobaliście się sobie dzisiaj oboje, to ręczę,
A teraz ona z tym listem do ciebie mnie śle co prędzej».
486 Asmat list wręczyła. Lepszej nie doczekałbym nagrody:
m «Jasne twe oblicze świeci jako diament czystej wody.
Na rumaku okazałym wzorem stałeś się urody.
Aż się lękam, że obfitych łez dostarczysz mi powody.
487 Żeby ciebie sławić, mowę Bóg uczyni mi bogatą,
m Jeśli zginiesz, to i moja śmierć nie będzie dla mnie stratą.
Słońce lwu hoduje róże i pogłębia blask agatom.
Że prócz ciebie nikt nie będzie miał praw do mnie, klnę się
na to.
488 Nie na próżnośmy płakali i poddali się udrękom.
m Ale nadszedł kres nareszcie i zgryzotom, i lamentom.
O to, które z nas piękniejsze, wszędy spór zawzięty
wszczęto*.
Daj mi zawój, któryś nosił, chcę w nim bardziej być ponętną.
489 Podaj mi zawój, który niedawno cię zdobił godnie.
d Ujrzawszy, jak mnie upiększa, ucieszysz się niezawodnie;
Ty załóż mój naramiennik, gdy cenisz pamiątkę po mnie,
Obyś już nigdy w swym życiu nie zaznał nocy podobnej».
XX PŁACZ TARYJELA I OMDLENIE
490 Taryjel jak zwierz zraniony wył w tysiąckrotnych
cierpieniach
d I wołał: „Tę bransoletę zdjęła ze swego ramienia!"
Zdjął ją, pokazał, a była to rzecz nie do ocenienia.
Dotknął jej wargą i zemdlał, jakby w martwego się zmieniał.
491 Straciwszy przytomność leżał jak martwy u wrót mogiły.
d Od ciosów pięści siniaki pierś mu w dwu miejscach
plamiły.
Krwi strużki się z rozdrapanych policzków Asmat sączyły.
Przez nią chluśnięta nań woda spłynęła ze szmerem miłym.
492 Wzdychał też Awtandyl widząc, że się druha myśli
mącą.
m Asmat Łkania pomnożyła, łez strugami skały drążąc.
Rycerzowi przywróciła zmysły wodą żar gaszącą.
Rzekł: „Czym żywy? A więc ze mnie krew doczesne dni
wysączą"
493 Podniósł się i mętnym wzrokiem spojrzał, lico mu
pobladło.
m Róża stała się szafranem, przybierając barwę zblakłą.
Długo na nich nie spoglądał, ani słowo z ust nie padło. Że
nie umarł, ale żyje, ciężar mu na sercu kładło.
494 Powiedział do Awtandyla: „Chociaż się mąci mi w
głowie,
d O sobie i o tej, co mnie wpędza do grobu, opowiem.
Nie znasz jej. Że ją spotkałem, jak szczęście moje wysławię?
Dziwię się, jak wtedy mogłem zachować życie i zdrowie?
495 Ucieszył mnie widok Asmat, wiernej jak siostra kobiety.
d Gdy list przeczytałem, ona dała mi tę bransoletę.
Włożyłem ją na swe ramię, a z głowy mej zawój zdjęty
Wręczyłem z czarnej tkaniny, której cenione zalety.
XXI ODPOWIEDŹ TARYJELA UKOCHANEJ
496 Odpisałem: «Słońce, promień twój świetlisty mnie
dopędził,
m Zapadł w serce, onieśmielał, choć to znak wzajemnej
chęci.
Ja, twym wdziękiem i urodą zachwycany bez pamięci,
Czymże mógłbym twojej duszy należycie się odwdzięczyć?
497 przywróciłaś niegdyś życie, z serca mi wyjmując noże,
m A ten dzień jedynie z tamtym porównany zostać może.
Niechaj twoją bransoletę na mym ręku zawsze noszę.
Takiej pełni szczęścia żadne nie dawały mi rozkosze.
498 Przyjmij zawój drogocenny, którym cię amirbar darzy.
m Szarfa ta ma czarną barwę, co się migotliwie jarzy.
Jeszcze ci dodaję suknię, w której będzie ci do twarzy.
W stałość mego uwielbienia niech się wątpić nikt nie waży».
499 Oddaliła się dziewica. Zanurzyłem się w snu mrokach,
m Ale drżałem, bo zjawiała mi się w snach promiennooka.
Gdym się ocknął, wszystko znikło i po życia już urokach.
Po kochanej ani słychu i dokoła noc głęboka.
XXII POWIADOMIENIE O ZARĘCZYNACH
NESTAN-DAREDŻAN
500 Ledwie dzień nadszedł, zostałem na dwór wezwany o
świcie.
d O zdrowie cesarskiej pary spytałem się przed przybyciem.
Czekali na mnie oboje, wielmożów trzech mając w świcie.
Gdym wszedł, prosili — bym usiadł, traktując mnie
należycie.
501 Oświadczyli: «Bóg na starość nam ubytku sił nie
szczędzi.
m Przeminęła nasza młodość, w czasu niewstrzymanym
pędzie.
Brak nam syna, ale córka blask bezsprzeczny sieje wszędzie,
Zatem nie bolejmy — godną następczynią tronu będzie.
502 Czas wyszukać męża, który byłby naszej córki godny,
m Który by nam odpowiadał i strzeżony przezeń tron był,
Który by obrońcą państwa do władania był sposobnym.
By wróg nie śmiał ostrzyć mieczy i zamiarów złych się
pozbył».
503 Odrzekłem: «Wiem, że przystoi męskiego mieć wam
następcę,
d Choć słońce zaćmiewa córka wielbiona jak najgoręcej.
Każdy za szczęście ogromne poczyta być waszym zięciem.
Wiecie, co macie uczynić! Cóż odpowiedzieć mam więcej?"
504 Zaczęto naradę, czułem, jak krew zastyga mi w sercu,
d Myślałem: «Trudno się wtrącać, ni czas, ni miejsce
protestów».
Cesarz odezwał się: «Jeśli szach i suweren Chorezmu
Dałby nam syna na zięcia — godnością któż równy jest
mu?»
505 Że wcześniej postanowili, to się wyraźnie widziało:
d Spojrzawszy na siebie, jęli zgodnie omawiać rzecz całą.
Mnie byłoby nie na miejscu swój sprzeciw ogłosić śmiało.
Zmieniłem się w proch i popiół, a serce mi łomotało.
506 Królowa rzekła: «Chorezmu szach włada potężnym
tronem:
d Godniejszy któż niż syn jego mieć córkę naszą za żanę?»
Czy mogłem podać w wątpliwość życzenie tak wyrażone?
Zgodziłem się, lecz myślałem, że ducha wtedy wyzionę.
507 Posłali gońca do szacha panującego w Chorezmie.
d Kazali rzec: «Bez dziedzica naszego państwa jesteśmy,
Jedyna córka ma zostać przy nas po swoim małżeństwie.
Niech zgodnie z naszym pragnieniem syn twój za żonę ją
weźmie».
508 Powrócił poseł bogatym obdarowany odzieniem,
d Widocznie szacha Chorezmu cieszyło spraw ułożenie.
Przekazał: «Bóg na nas zsyła gorących marzeń spełnienie:
Czyż mógłbym sięgnąć po lepszą synową własnym
ramieniem?»
509 Znowu po narzeczonego zastęp gońców pocwałował.
m «Nie zwlekając przybywajcie!» — brzmiały zaproszenia
słowa.
Na spoczynek, po grze w piłkę, przygarnęła mnie alkowa
I tam ból, nieuśmierzony, moje serce opanował.
XXIII NARADA TARYJELA Z NESTAN-DAREDŻAN I
DECYZJA
510 Już zamierzałem nóż w serce wbić sobie w rozpaczy
krwawej,
d Gdy przyszedł służący Asmat; poczułem zdrowia poprawę.
List przyniósł, w którym pisała: "Topoli równy z postawy,
Poleca ci moja pani, żebyś niezwłocznie się stawił».
511 Na koń siadam, w park zajeżdżam. Nie wiesz, jak ma
radość wzrasta!
m Gdy zbliżyłem się do baszty, u jej stóp ujrzałem Asmat.
Że płakała, to zdradzały śladów łez na twarzy pasma.
Smętny o nic nie pytałem. Chciała ujrzeć mnie przejasna.
512 Widząc smutek jej, cierpiałem, jakby mnie chwycono w
kleszcze,
m Nie darzyła mnie uśmiechem, choć czekałem, kiedy
wreszcie
Powie słowo — nie mówiła, tylko łzy padały deszczem.
Moich ran nie uleczyła raniąc mnie tym bardziej jeszcze.
513 Czułem, jak mi się nadzieje wymykają nie spełnione,
m Prowadziła mnie do baszty, uchyliła w drzwiach zasłonę.
Wszedłem, zobaczyłem księżyc, smutki pierzchły gdzieś na
stronę.
Blaski serce ogarnęły, lecz go nie stopiły one.
514 Promienie od niej bijące nie miały jasności dawnej.
d Mój dar, jej szal złoto tkany, zda się, niedbale opadnie.
Na sofie na wpół leżała w zielonej sukni jedwabnej.
Z piorunującym spojrzeniem, we łzach i obrazie jawnej.
515 Leżała jak rozwścieczona w szcezelinie skał tygrysica,
d Gdzież do mej rajskiej topoli blaskowi słońca, księżyca.
Gdy z sercem przebitym grotem spojrzałem w jej gniewne
lica,
Zalśniła spod nachmurzonej brwi w oku jej błyskawica.
516, Orzekła: «Żeś przyszedł, kłamco, w zdumienie
wprowadza czyste,
d O zdrajco, łamiący słowa przysięgi twej uroczystej!
Jednak Najwyższy na Niebie ześle ci męki wieczyste».
Wtrąciłem: «Jak się tłumaczyć, gdy nie wiem z czego zaiste?
517 Kiedy nie wiem, o co chodzi, jaką dać odpowiedź mogę:
m Czym zgrzeszyłem, jakim ciebie uraziłem głupim
krokiem?»
Na to ona: «Wiarołomco, jak kobiecym patrząc okiem
Mogłam się aż tak oszukać? Wstyd mi twarz zalewa ogniem.
518 Wiedząc, że Chorezmu książę to pretendent do mej ręki,
m Ty na radzie wyraziłeś zgodę w sposób nazbyt prędki,
Obietnicy nie pamiętasz, łamiesz słowa swej przysięgi.
Na nic zdadzą się wybiegi, już przejrzałam Bogu dzięki!
519 Czy pamiętasz, jak wzdychałeś, jakie łez wylałeś morze,
m Jak ci leki podawali to lekarze, to znachorzy?
Cóż z mężczyzny wiarołomstwem porównane zostać może?
Jak ty mną, ja tobą wzgardzę, zważ, kto na tym wyjdzie
gorzej!
520 Wiedz, ktokolwiek by Indiami władał w sposób
niezawisły,
m Drogą prawą czy nieprawą, ja mam władzy tytuł ścisły.
To nieodwracalne! Odejdź! Chyba postradałeś zmysły?
Jak do ciebie pasujące obłudniku masz zamysły!
521 Póki żyję, ty nie możesz zostać w Indiach w żaden
sposób.
Gdy sprzeciwisz się, wyzioniesz ducha od śmiertelnych
ciosów.
Równej mi nie znajdziesz, choćbyś ręką sięgał do
niebiosów»".
Przy tych słowach gorzko załkał i miał w sobie skargę głos
ów.
522 Rzekł: „Jej słowa posłyszawszy odzyskałem znów
nadzieję,
m Znowu oczy mogły widzieć, jakim pięknem promienieje.
Teraz ona utracona, dziw, że żyję i szaleję!
Czemu ze mnie krew wysącza zwodny świat, co się
rozwieje?!
523 Spojrzałem na jej wezgłowie i Pismo ujrzałem Święte.
d Z dłonią na księdze sławiłem Boga i Nestan, następnie
Z czcią przemówiłem: «O, słońce, palisz mnie, spal więc
doszczętnie,
Lecz póki żyję, wysłuchaj, nim znajdziesz powód potępień.
524 Jeśli w tym, co ci wywiodę, będzie tylko chytre
kłamstwo,
m Niech gniew niebios mnie dosięgnie i promienie słońca
zgasną.
Pozwól mi się wytłumaczyć, żeby sprawa była jasną».
Głową mi skanęła: «Powiedz, co masz na obronę własną? »
525 Przemówiłem: «Jeśli miałby w moje słowa fałsz się
dostać,
m Niech natychmiast Bóg piorunem gniewu raczy mnie
wychłostać!
Czyją twarz prócz twej przyrównam słońcu, a cyprysom
postać?
Gdy mi wbiłaś dziryt w serce, jakże mi przy życiu zostać?
526 Na naradę z wezyrami cesarz wezwał mnie do sali,
m Okazało się, że wcześniej już małżonka ci wybrali.
Gdybym tylko się sprzeciwił, mnie za gbura by uznali,
Lepiej było mi się zgodzić, czekać, co nastąpi dalej.
527 Jak sprzeciwić mu się mogłem, skoro słuchać nie miał
chęci?
m Nie rozumiał, że sceptr Indii nie zostanie bez następcy.
Tylko ja, Taryjel, z prawa tu dziedziczę i nikt więcej.
Nie wiem, kogo wezwie, ale tego próżno przyjazd nęci.
528 Pomyślałem, że niczego nie osiągnę taką drogą,
m Trzeba ład wprowadzić w myśli, co się porozpraszać
mogą.
Serce jak zwierz tysiąc razy rwało się ku polom w pogoń.
Chyba że mnie sama rzucisz, nie dam ci wyjść za nikogo!»
529 Duszę dałem w zastaw serca, czyniąc z twierdzy
targowisko.
m Zelżał deszcz, przez który róża była już zwarzenia bliską.
Koralami otoczonych pereł biel ujrzałem czystą.
Odezwała się: «Jak mogłam za prawdziwe brać to
wszystko?!
530 Odtąd nie wierzę w twą zdradę i dwulicowe działanie
d I niewdzięczności bezbożnej już więcej ci nie przyganię.
Proś Parsadana o dłoń mą i nad Indiami władanie.
Tron obejmiemy pospołu, lepsza to więź niż swatanie».
531 Gniew mijał i rozjątrzenie, łaskawość zabłysła w licach.
d Była jak słońce nad ziemią albo jak pełnia księżyca;
Przy sobie mnie posadziła — łaskawość taka zachwyca.
Gasząc palący mnie ogień rad udzielała dziewica.
532 Przemówiła: «Niech rozumny nigdy śpieszyć się nie
stara.
m Winien wybrać to co lepsze, zaś w spokoju słuszna miara.
Gdy nie wpuścisz zalotnika, cesarz wpadnie w gniew, a w
swarach
I w domowej wojnie Indie nam rozwieją się jak mara.
533 A gdy wpuścisz zalotnika, może się ożenić ze mną,
m Rozłączonym nam purpura zmieni się w żałobę ciemną,
Z ich radości dla nas bóle postokrotne się rozplenią.
Tak nie będzie, żeby został Pers indyjskich władcą plemion».
534 Rzekłem: «Nie pozwól ci, Boże, na z tym młodzieńcem
małżeństwo!
d Gdy w Indie z drużyną wkroczy, dam odpór wrogom jak
często.
Pokażę im swoją siłę, w bojowym zderzaniu męstwo,
Tak się rozprawię, że będą niezdolni umknąć przed klęską!"
535 Przemówiła: «Od kobiety kobiecego chciej odzewu:
m Za nic nie chcę być przyczyną nadmiernego krwi rozlewu.
Gdy się zjawią, jego zabij, innym oszczędź swego gniewu.
Gdzie zwycięża sprawiedliwość, liść suchemu wraca
drzewu.
536 Tak postąp, lwie, co przewyższasz rycerzy moc
znamienitych:
d Nie bierz ze sobą nikogo, zamorduj go w sposób skryty,
Niechaj nie padnie jak bydlę lub osioł nikt z jego świty.
Jak człowiek ma na sumienie wziąć krew niewinnie
zabitych?
537 Zgładziwszy go porozmawiaj z mym ojcem, twym
suwerenem,
d Powiedz mu: — Ja Persom Indii nie oddam za żadną cenę,
Dziedzictwa nie dam uszczuplić o drachmę, to moje mienie!
Jeżeli mi nie ustąpisz, w pustynię twój gród zamienię! —
538 Nie okazuj mu, że ze mną pragniesz złączyć się z
miłości.
m Cesarz wtedy nie odmówi uprawnieniom twym
słuszności,
Do twych żądań się przychyli i sam będzie ciebie prosić,
Żebyś wziął mnie pod opiekę i rzecz bardzo się uprości".
539 Ta porada i wskazówka zdały mi się doskonałe.
m Jąłem grozić mieczem wrogom, co zyskało jej pochwałę.
Poprosiła mnie, bym został, gdy żegnając się powstałem;
Chciałem objąć ją, lecz czułem, że to nazbyt jest zuchwałe.
540 Byłem jak szaleniec, kiedym żegnał ją po chwilach
zwłoki.
Asmat przodem szła, gorące wylewałem łez potoki.
Jednokrotną radość przerósł tysiąckrotnie ból głęboki.
Nie kwapiłem się z odejściem, więc powoli wlokłem kroki.
XXIV PRZYBYCIE DO INDII
KRÓLEWICZA CHOREZMIJSKIEGO
I ZAMORDOWANIE GO PRZEZ TARYJELA
541 Że w swaty jedzie królewicz, nadeszły przez gońca
wieści,
d Ale zalotnik nie wiedział, jakie go czeka nieszczęście.
Dbał cesarz uradowany o najgrzeczniejsze obejście,
Skinieniem głowy mu wskazał przy sobie poczesne miejsce.
542 Oświadczył: «Ten dzień mi daje pełnię ukontentowania!
d Urządzi się zaręczyny, którym by nikt nie przyganiał.
Pchniemy człowieka po skarby, w celu ich porozdawania.
Okażmy hojność, bo skąpstwo dowodem nieokrzesania».
543 Rozesłałem wszędy ludzi, żeby skarby dostarczyli.
m Narzeczony przybył także nie zwlekając ani chwili.
Nasi wyszli na spotkanie, Chorezmowie się zbliżyli.
Zgromadzonych wojak pomieścić nie mógł plac, gdzie się
tłoczyli.
544 Rozkazał cesarz: «Rozbijcie w polu namioty
niezwłocznie,
d Niech narzeczony tam trochę zatrzyma się i odpocznie.
Niech w twojej nieobecności witać go wojsko rozpocznie,
Wystarczy, że tu go spotkasz, tam będzie zanadto tłocznie».
545 Kazałem rozbić namioty ze szkarłatnego atłasu.
d Przybył zalotnik, zsiadł z konia. Nie postem był dzień
popasu.
Stawiły się na majdanie tłumy rycerstwa i chasów,
Oddziały wojska stanęły w szyku wskazanym zawczasu.
546 Posłusznie się oddaliłem, skoro spełniłem zadanie,
d Jechałem do swego domu, znużony długim niespaniem;
Wtem do mnie przystąpił z listem od wiernej Asmat
posłaniec:
«Co prędzej przybądź na pilne smukłej topoli wezwanie».
547 Na ten rozkaz, nie zsiadając z konia, wnet z powrotem
gonię.
m Widząc Asmat zapłakaną pytam, czemu we łzach tonie.
Rzekła: «Troski twoje dzielę, więc dlaczego pytasz o nie?
Jakąż być orędowniczką trzeba w twoich spraw obronie?! »
548 Weszliśmy. Gdy brwi ściągając siedziała, przy tym
widoku
d Słońce nie mogłoby jaśniej oświecać wszystkiego wokół.
Ozwała się: «Czemu zwlekasz, skoro przeciwnik u progu.
Jaką, kłamliwy oszuście, zdradę znów knujesz na boku?!»
549 Smętny szybko wychodziłem, brakło słów na
pożegnanie:
m Lecz zdołałem krzyknąć: «Ujrzą, jak miłować jestem w
stanie.
Małoduszny czeka z walką na kobiety podjudzanie!»
W domu już postanowiłem, że zabity gość zostanie.
550 Rycerzom stu rozkazałem: «Gotujcie się do rozprawy!»
d Dosiadłszy koni przez miasto przemknęliśmy niby zjawy.
W namiocie spał, wszedłem, zgrozę opisać — język
niemrawy!
Zabiłem bez krwi rozlewu, chociaż mnie kusił bój krwawy.
551 Napięte płótno namiotu rozpruło ostrze stalowe,
d Chwyciwszy zucha za nogi strzaskałem o słup mu głowę.
Z krzykiem zerwały się warty, jaki był wrzask, nie wysłowię.
Wsiadłszy na koń odjechałem w kolczudze karacenowej.
552 Na wieść tę podniósł się alarm, rzucono się za mną w
pogoń,
d Zmykałem, gdy doganiali, rąbałem na śmierć ich srogo.
Warowny gród posiadałem, co nieprzystępny był wrogom;
Cało do niego dotarłem, by się tam oprzeć z załogą.
553 Posłałem gońca, by wojska mi wierne zaalarmował:
d «Niech tu przybywa drużyna, która mi pomóc gotowa».
Pościg wysłany w ślad za mną i nocą nie ustępował,
Ale, poznawszy mnie, każdy poczuł, jak cenna mu głowa.
554 Kiedy na niebie różowość zmieniała barwę szafirów,
d Nad ranem cesarskie słowo przyniosło mi trzech wezyrów:
«Bóg świadkiem, żeś jak rodzony syn przy mnie chowany
wyrósł,
Dlaczego więc moją radość przygniatasz brzemieniem
kirów?
555 Dlaczegoś krwią niewinnego splamił mój czas
panowania?
d Gdybyś poprosił o córkę — dałbym ci ją bez wahania,
A ty okryłeś mnie hańbą za łaski i za nadania,
Zmuszając mnie swoim czynem, bym wydał wyrok
wygnania».
556 Odpowiedziałem: «Cesarzu, ja jestem jak skała twardy,
d Inaczej pewnie bym skonał z własnej do siebie pogardy.
Wiesz sam, że władca powinien w osądach nie zmylić
prawdy.
Nie córka twa moim celem, oświadczam w sposób otwarty.
557 Tronami i pałacami szczycą się Indii dzierżawy.
d Dynastie się przerzedziły. Tyś jeden dziedzic ich sławy,
Ale po tobie ja jestem jedyny następca prawy
I mnie po tobie korona należeć będzie z ustawy.
558 Bronię swych praw. Chorezmijczyk sięgał po diadem
cesarzy.
d Bóg tobie syna odmówił, córką cię tylko obdarzył.
Gdy weźmie tron cudzoziemiec, któż stanie na Indii straży?
Miecz chwycę, jeżeli obcy o tron pokusić się waży.
559 Mnie twa córka niepotrzebna, za mąż idzie niech
królewna,
m Indie moje są, nikomu nie odstąpię tego berła.
Kto na moje by się targnął, tego czeka zguba pewna.
Możesz zabić mnie, jeżelibym na pomoc kogoś wezwał».
XXV TARYJEL DOWIADUJE SIĘ O ZNIKNIĘCIU
NESTAN-DAREDŻAN
560 Gdy odeszli dygnitarze, już traciłem rozum w szale.
m Myśl mąciło, że nie było wiadomości o niej wcale.
Wspiąłem się na szaniec, żeby objął pola wzrok najdalej.
Przyszła straszna wieść, myślałem, że się chyba martwy
zwalę.
561 Zjawiło się dwoje pieszych, wyszedłem na ich
spotkanie.
d Sługa prowadził kobietę, nietrudne jej rozpoznanie:
To Asmat z włosem w nieładzie, w łzach krwawych, w
żałosnym stanie,
Bez tego uśmiechu, z którym szła zwykle na powitanie.
562 Gdy ujrzałem ją, zmartwiałem i pomieszał mi się rozum.
m Zawołałem: «Co się stało, za cóż nam płomienie stosu?»
Z płaczem się zwróciła do mnie, dobywając z trudem głosu:
«Mroczny cień Boskiego gniewu na sklepienie padł
niebiosów!»
563 Przybliżywszy się spytałem: «Co się stało, powiedz
prawdę!"
m Znów żałosny płacz ją chwyci i znów płomień ją ogarnie,
Długo ust nie otworzyła dławiąc w sobie bólu skargę,
Od krwi z twarzy rozdrapanej pierś przybrała krwawą barwę.
564 Po czym rzekła: «Powiem wszystko, nie chcę kryć, więc
uszu nadstaw,
m Lecz jak ciebie w tym pocieszę, tak odpłacić bądź mi
łaskaw;
Nie zostawiaj mnie na świecie, spraw, by życia kres już
nastał.
Wyzwól z bytu nietrwałego, oddaj Bogu jego zastaw*».
565 Rzekła: «Gdy o tym zabójstwie dotarła wieść do
cesarza,
d Uniósł się, ból i zgryzotę wzbudzała w nim praw obraza.
Natychmiast ciebie przywołać gromowym głosem rozkazał,
Szukali cię, nie znaleźli, cesarski gniew się pomnażał.
566 Gdy domysły, żeś za bramy miasta uszedł, się
sprawdziły,
m Cesarz orzekł: — Wiem, wiem dobrze, węzeł sprawy
niezawiły:
Kochał córkę mą, dlatego pola krwią się ubroczyły,
By od siebie wzrok oderwać, żadne z nich nie miało siły.
567 Klnę się, zabiję tę, która niegodna mej siostry miana!
d Miała mi córkę ku Bogu kierować, nie w sieć szatana!
Co mogli dać lub obiecać jej ci bezwstydni w swych
planach?
Wyrzeknę się Boga, jeśli nie będzie na śmierć skazana.
568 Cesarz nie miał w obyczaju przysięgania na swą głowę,
m Jeśli przysiągł, nie zwlekając spełniał, licząc się ze
słowem.
Ktoś, kto znał usposobienie jego, słysząc tę przemowę,
Biegłej w magii czarownicy Dawar doniósł rzeczy owe.
569 Ów bezbożnik nie omieszkał siostrze władcy rzec —
Dawarze:
m — Twój brat przysiągł na swą głowę, że cię na śmierć za
to skaże.
Zawołała: — Jam niewinna, widzi Bóg, że to potwarze;
Niechaj złączyć się nie uda zgubę mi niosącej parze! —
570 Od twego wyjazdu pani przejawia uczucia stałość;
d Szal, którym ją obdarzyłeś, stanowi z nią piękną całość.
Dawar użyła w lamentach przekleństw nad wszelką
zuchwałość:
— Czemu zabiłaś mnie, podła? Poznasz ty szczęścia
nietrwałość!
571 Rozpustna jawnogrzesznico, dlaczegoś go podjudziła
d Do tego, za co zapłacę krwią, która krąży w mych żyłach?
Mój brat rozkaże mnie zabić. I cóżem ci uczyniła?
Daj Bóg, byś twego wspólnika już nigdy nie zobaczyła. —
572 W swoje ręce ją schwytała, potargała długie włosy,
m Sińców, guzów moc nabiła, gniew straszliwy ją ponosił,
Ta nie mogła odpowiedzieć, tylko doszedł jęku głos i
Próżno ja, służąca w czerni, parowałam srogie ciosy.
573 Gdy nasyciły już Dawar guzy i sińce, i razy,
d Zjawili się dwaj służący podobni do Kadżów z twarzy.
Przywlekli skrzynię, niebaczni na etykiety nakazy,
Zamknęli w niej słońcu równą, zostając przy niej na straży.
574 Wyszli przez okno ku morzu, ze skrzynią znikła jej
warta.
d Dawar krzyknęła: — Za czyn ten kamieniowania jam
warta! *
Lepiej zabiję się sama, nim przyjdzie pomsta zażarta!
Nożem przebiła się, w strugach krwi osunęła się martwa.
575 Że dzidą się nie przeszyłam, jak można temu dać wiarę?
d Jak się należy zwiastunce tych wieści, wymierz mi karę!
Zaklinam ciebie, uwolnij od życia, co mi ciężarem!» Toczyła
z oczu łzy z żalu, które wezbrały nad miarę.
576 Odrzekłem: «Siostro, i za cóż cię zabić? Gdzież
zawinienie?
d Natomiast ja obietnicy dotrzymać swej powinienem.
Odtąd się zajmę po górach i morzach jej wyśledzeniem».
Stałem się twardy jak skała, serce zmieniło się w krzemień.
577 Ogarnęło mnie szaleństwo, naszły dreszcze, trzęsła
febra,
m Powiedziałem sercu: «Wytrwaj, żyj, bezczynny tylko
przegra,
Lepiej błąkać się, jej szukać, tropić, póki siły nie brak,
Czas wyboru był dla chętnych, żebym z nich eskortę
zebrał!»
578 Zaopatrzyłem się szybko i konia dosiadłem zbrojny.
Dobrałem stu sześćdziesięciu rycerzy zdatnych do wojny.
W porządnym i zwartym szyku przeszliśmy wrota warowni.
Przy brzegu widział, jak śpieszę, przewoźnik nawy
ładownej.
579 Wsiadłem w nawę i na morze wypłynęliśmy otwarte,
m W napotkanym każdym statku przebadałem, co zawarte.
Szał mój rósł, gdy zawodziły już nadzieje mało warte,
Widać Bóg mnie znienawidził i odwrócił losu kartę.
580 Przeszedł rok, a każdy miesiąc dłużył mi się jak
dwadzieścia,
m Nawet w snach mi się nie zjawił nikt, kto dałby o niej
wieści.
Prawie wszyscy z mego pocztu w drodze wyginęli wreszcie.
Rzekłem sobie: «Nie bluźń Bogu, gdy w wyrokach to
umieścił».
581 Gdy już miałem dość żeglugi, skierowałem się ku
brzegom,
m Żadne rady nie trafiały mi do serca zdziczałego;
Gdy w nieszczęściu towarzysze rozpraszają się daleko,
Pan Bóg całkiem opuszczonych nie zostawi bez niczego.
582 Już tylko Asmat i paru oddanych przy mnie zostało,
d Pocieszycieli serdecznych, służących radą wytrwałą.
Na wieść ważącą choć drachmę traciłem nadzieję całą.
Płacz mi radością był. Ulgę ronienie łez mi sprawiało.
XXVI JAK TARYJEL SPOTKAŁ NURADYNA-
PRYDONA
583 Jadąc nocą morskim brzegiem zanurzyłem się w ogrody,
m Wskazywały też na miasto z jednej strony w skałach
groty.
Nie pragnąłem spotkać ludzi, jątrzył ból jak ostre groty.
Widząc drzewa zsiadłem z konia dla spoczynku i ochłody.
584 U stóp drzew zasnąłem, słudzy chleb spożyli na uboczu,
m Potem wstałem rozdrażniony, serce smutku cień
zamroczył.
Zatarł sens i prawdę rzeczy długi czas, co się przetoczył
I, wilgocią rosząc pola, łzy roniły moje oczy.
585 Wtem obejrzałem się słysząc okrzyki głośne rycerza:
d Cały pokryty ranami gnał konno skarpą wybrzeża,
Z wyszczerbionego mu miecza spływała krew jeszcze
świeża,
W gniewie odgrażał się wrogom, że pomścić krzywdę
zamierza.
586 Cwałował na karym koniu, którego teraz dosiadam,
d Gnał rozjątrzony i gniewny szybko, jak pędzi huragan,
Posłałem sługę, bo dusza spotkać się z nim była rada,
Z wezwaniem: «Stój, lwie, odpowiedz, jaką ci krzywdę ktoś
zadał?»
587 Nic nie odrzekł służącemu, nawet jego nie wysłuchał;
m Szybko siadłem na rumaka i pomknąłem w stronę zucha,
Zawołałem: «Stój, chcę wiedzieć, c ci jest, więc nadstaw
ucha!»
Spojrzał na mnie, wstrzymał konia, snadź bratniego poczuł
ducha.
588 Przyjrzał mi się, westchnął: «Boże, przed cudownym
tworem stoję!»
m Po czym ozwał się: «Odpowiem teraz na pytanie twoje:
Miałem wrogów za koźlęta, że z nich lwy, dowiedli bojem:
Pokonali mnie zdradziecko, nim zdążyłem przywdziać
zbroję».
589 «Stań — rzekłem — z koni zsiądziemy, cień drzew
dostarczy ochłody.
d Nie ugnie się pod ciosami kling wojak mężny i młody».
Udał się ze mną. Syn z ojcem nie jadą tak pełni zgody.
Trwałem w podziwie na widok jego rycerskiej urody.
590 Miałem w świcie swej medyka, który mu opatrzył rany
m Tak, by więcej nie bolały po strzał grotach wyłuskanych;
Po czym go spytałem: «Ktoś ty, i napastnik czy ci znany?»
Zgodził mi się opowiedzieć, żaląc na los przeklinany.
591 Najpierw rzekł: «Kim jesteś — nie wiem, jaka miara
będzie szczera?
m Co tak ciebie uszczerbiło, któryś przedtem pełnią
wzbierał?
Która kwitła przy agacie, czemu różę żółć pożera?
Świecę, którą sam zapalił, czemu Bóg przygasił teraz?
592 Stąd blisko gród Mulhazanzar *, królestwa mego stolica,
d Ja jestem Nuradyn-Prydon, spotykasz tronu dziedzica.
Po drodze się zatrzymałeś w mojego państwa granicach.
Nieduży kraj, ale pięknem nieporównanym zachwyca.
593 Między ojcem mym i stryjem podziałowi z woli dziada
m Uległ kraj, na morzu wyspa ta w dziedzictwie mi
przypada.
Stryj zagarnął ją, synowie jego trapią mnie w napadach,
Przy nich został teren łowów, ustawiczna stąd więc zwada.
594 Wyruszyłem dziś na łowy tam, gdzie morski brzeg w
pobliżu;
m Mało wziąłem naganiaczy, by jastrzębia ścigać chyżej;
Rzekłem szczwaczom: — Zaczekajcie, nim powrócę,
towarzysze!
Miałem z sobą sokolników w liczbie pięciu co najwyżej.
595 Na łódce swojej przebyłem przesmyku morskiego fale;
d Licząc, że swego oszczędzą, nie bałem się krewnych
wcale.
Jeden nie sprosta gromadzie, tedy mą słabość uznali.
Podrażnił im przykro uszy krzyk mój w łowieckim zapale.
596 Naprawdę się rozjuszyli, jakbym to czynił im szkodząc.
d Cichaczem mnie osaczyli i odwrót odcięli łodzią.
Stryjeczni bracia dosiedli rumaków i z całą mocą
Rzucili się na mych ludzi, mieczami w garściach w nich
godząc.
597 Zobaczyłem błyski mieczów, posłyszałem ich wołanie,
m Poprosiłem przewoźników o łódź i uciekłem na niej.
Napastnicy niby burza przyśpieszyli swe ściganie,
Chcieli minie zatopić, ale w swoim się zawiedli planie.
598 Zaczęły mnie już dościgać inne przemożne oddziały.
d Nie mogąc zahaczyć z jednej, z różnych mnie stron
osadzały.
Gdy podejść nie mogli z przodu, w plecy miotali mi strzały,
Aż kołczan swój wypróżniłem i miecz mój prysnął w
kawały.
599 Kiedy mnie już okrążyli, wyskoczyłem konno z łodzi.
m Morze wpław przebyłem, budząc wśród patrzących na to
podziw.
Wszyscy moi towarzysze legli, gdzie ich cios ugodził,
Lecz gdy mnie próbował sięgnąć, prześladowca wnet
uchodził.
600 Niechaj więc teraz się dzieje, co spodobało się Bogu.
d Liczę na zemstę i sił mi wystarczy, by posiać trwogę.
Życie ich rano i wieczór nieznośnym uczynić mogę.
Przywołam kruki i wrony na stypę z ich ciał złowrogą».
601 Przypadł bardzo mi do serca rycerz ten i się spodobał.
m Powiedziałem: «Co ma stać się, niechaj stanie się bez
obaw!
Gdy przy twoim boku stanę, przyjdzie na nich ciężka doba,
Będą mieli powód zadrżeć, gdy złączymy siły obaj».
602 Dodałem: «Historia moja przekracza wszelkie pojęcie,
d Spokojniej opowiem wszystko, gdy czasu dość na to
będzie».
Powiedział: «Cóż by mi mogło zadowolenia dać więcej?
Do dnia mojej śmierci życie całe dla ciebie poświęcę». 602
Wprowadził mnie w gród przepiękny, choć domostw liczył
niewiele.
d Naprzeciw nas wyszło wojsko z głowami w sypkim
popiele:
Policzki ich rozdrapane, rany szarpane na ciele.
Całując rękojeść miecza witali go przyjaciele.
604 Przypadłem im też do gustu, chwalili moją urodę,
d Wznosili okrzyki: "Słońce, przynosisz dobrą pogodę!»
Weszliśmy w bramy, stwierdziłem, że gród jest bogatym
grodem:
Wszyscy mieszkańcy nosili brokaty przetkane złotem.
XXVII TARYJEL OKAZUJE POMOC PRYDONOWI
605 Kiedy ozdrowiał i, wstąpić już mógł na wojenną drogę,
d Wyposażyliśmy łodzie, galery oraz załogę;
Kto spojrzał na nas, podziwiał postacie piękne i srogie!
Opowiem ci o rozprawie, jaka odbyła się z wrogiem.
606 Stąd, że hełmy nadziewali — o zamiarach łacno
wniosłem,
m Nacierało napastniczych łodzi siedem, może osiem.
Nagle się rzuciłem na nich, pierzchli robiąc sprawnie
wiosłem,
Kiedy piętą wywróciłem łódź, kobiecym wyli głosem.
6O7 Gdy drugą łódź wywróciłem, za burtę chwyciwszy
dłonią,
d Był koniec ich wojowania, pokryli się morską tonią!
Reszta uciekła do portów w nadziei, że ich uchronią;
Wszyscy głosili mą sławę. Czy myślisz, że dbałem o nią?
608 Kiedy przebyliśmy morze, natarli konno z zakoli;
d Na nowo bój się zawiązał — komu los wygrać pozwoli?
Męstwo i sprawność Prydona mogłem podziwiać do woli.
Walczył jak lew z twarzą słońca i o posturze topoli.
609 Mieczem swoim zrzucił z konia obu swych stryjecznych
braci,
m Kalekami ich uczynił, bo z nich każdy rękę stracił;
Sam związawszy obu razem do niewoli uprowadził,
Zapłakali ich rycerze, byli dumni nasi chwaci.
610 W pościgu rozproszonego wojska deptaliśmy pięty.
d Bez zwłoki został przez naszych ich gród warowny zajęty;
Skruszyliśmy im golenie, zmienili się w safian zmięty.
Klnę się, że w jukach karawan nie zmieścisz skarbów tam
wziętych!
611 Prydon przejrzał skarbce, na nich poprzykładał swe
pieczęcie,
m Dwaj stryjeczni jego bracia do niewoli byli wzięci.
Za krew swoją ich krwi przelał na bitw polach jeszcze
więcej.
O mnie rzekli: «Że go stworzył, Boga sławić nam w
podzięce! »
612 Na powrót nasz do stolicy radosne tłumy czekały,
d Sztukmistrze widowiskami wzbudzali zachwyt niemały;
Mnie z Nuradynem śpieszono najwyższe głosić pochwały:
«Dotąd krew ciecze z ran, które wasze prawice zadały!"
613 Królem Prydona, mnie królem zaś królów przy
powitaniu
d Tytułowano, zgłaszając swe służby w wiernym poddaniu,
Lecz smutny byłem i nikt mnie nie zastał na róż zbieraniu:
Nie znali mojej historii, niełatwej w opowiadaniu.
XXVIII OPOWIEŚĆ PRYDONA O NESTAN-DAREDŻAN
614 Gdy na łowach ja z Prydonem o wybranej trafem porze
m Wiedliśmy rozmowę, jadąc grzbietem skarpy ponad
morzem,
Prydon rzekł: «Zdarzenie pewne tu z pamięci mej odtworzę:
Raz z tej grani coś ujrzałem, co w zdumienie wprawić
może».
615 Na pytanie, co to było, posłyszałem od Prydona:
m «Dnia pewnego zapragnąłem łowów i dosiadłem konia.
W morzu pływa on jak kaczka, a jak sokół mknie przez
błonia.
Wypatrzyłem stąd jastrzębia, co szybował w niebios toniach.
616 Co czas pewien z góry morze ogarniałem swym
spojrzeniem,
m Wtem daleko coś małego wynurzyły fal przestrzenie.
Co by mogło się szybkością zrównać z tym, nic nie
wymienię,
Lecz nie dało się rozpoznać, bo zmieniało położenie.
617 Rozmyślałem: Co to może być, czy ptak, czy jakieś
zwierzę?
m To łódź, na niej kryją skrzynię w stos piętrzące się
odzieże.
Wzrok wytężam, widzę ludzi tam na dziobie i przy sterze,
W skrzyni jaśniał księżyc, dałbym siódme niebo dlań w
ofierze.
618 Dwu drabów jak smoła czarnych na brzeg z tej łodzi
wyskoczy.
d Wiodą dziewicę. Dostrzegłem cudowną grubość warkoczy,
Co zrównać z tą błyskawicą, której blask ziemię otoczył?
Słoneczne promienie zbladły i mogły oślepnąć oczy.
619 Radość mię opanowała, drżałem w szczęściu i
zachwytach,
m Spodobała mi się róża szronem jeszcze nie okryta.
Na spotkanie ich pomknąłem, myśląc: — Godnie ich
powitam,
Któż na świecie zdoła umknąć, gdy mój wrony rwie kopyta!
—
620 Spiąłem rumaka ostrogą, tratując z chrzęstem burzany,
d Lecz nie zdołałem ich ubiec, choć pędził koń przynaglany.
Dopadłem brzegu morskiego, spojrzałem na wodne piany.
Zniknęła jak blask słoneczny za widnokręgiem schowany».
621 Na opowieść Prydonową płomień we mnie się rozjarzył,
m Obsunąłem się z rumaka jak liść wątły, gdy się zwarzy;
Powiedziałem, krwią czerwoną brocząc z poszarpanej
twarzy:
«Zabij mnie, bo los innemu ujrzeć drzewko to przydarzył! »
622 Choć Prydona takie słowa zaskoczyły i zdziwiły,
m Jednak bardzo mnie żałował i pocieszał jak druh miły.
Łez gorących perły gradem z oczu jego się toczyły,
Uspokajał mnie jak syna, czule błagał z całej siły.
623 «Biada mi — zawołał — nie to było opowieści celem!»
m Rzekłem na to: «Nie lamentuj, smutek nie zda się na
wiele!
To był księżyc mój, dlatego w ogniu cały się popielę;
Teraz tobie ja się zwierzę, skoro chcesz być przyjacielem».
624 Gdy zwierzyłem Prydonowi wszystko to, co mnie
spotkało,
m Rzekł: «Jak wstydzić mi się teraz trzeba za pomyłkę całą.
Jak tuś zbłądził, królu Indii, otoczony wielką chwałą?
Tobie tron i świetny pałac jako władcy mieć przystało».
625 Dalej mówił: «Czyją postać upodobnił Bóg cyprysom,
m Będzie chronł go przed ciosem, choć nie szczędził
przedtem zgryzot,
Ześle łaskę jak grom z nieba, gdy piorunów groty błysną,
Ból obróci w radość, nigdy nie napoi nas trucizną.
626 Powróciliśmy spłakani. Gdyśmy byli w dworcu sami,
m Powiedziałem do Prydona: «Któż prócz ciebie przyjaźń da
mi,
Skoro z woli Bożej nie ma równych ci pod niebiosami
I na ile cię poznałem, inny wybór mnie nie zmami.
627 Niewierny się nie okażę, jeżeli los mi pozwoli;
d Przyjdź mi z pomocą swym słowem i mądrze poradź w
niedoli —
Co czynić i jak postąpić, bym szczęście jej z mym zespolił,
Gdy nie podołam niczemu, chwilę żyć nie jest w mej woli».
628 Odrzekł: «Czy mógłbym spodziewać się darów od Boga
łaskawszych?
d Przybyciem do mnie, indyjski królu, fawory mi
świadczysz;
Jakichże mógłbym dobrodziejstw zapragnąć tego
zaznawszy?
Z pokorą stoję przed tobą jak sługa wierny na zawsze.
629 To miasto leży po drodze okrętom zewsząd płynącym,
d Z czym wieści licznych zbieranie o krajach obcych się
łączy,
Tutaj dowiemy się czegoś o żarze ciebie trawiącym,
Może Bóg ześle pociechę i twoje cierpienie się skończy.
630 Zaprawionych w swym rzemiośle roześlemy marynarzy,
m Niech odnajdą nam ten księżyc, co nadmiarem bólu darzy;
Odpędź myśl przygniatającą i cierpliwość staw na straży.
Nie ma takich cierpień, których wreszcie radość nie
przeważy! »
631 Wnet przywołał swych poddanych i rzecz była już
zaczęta —
m Wydał rozkaz: «.Przez odmęty wyruszajcie na okrętach,
Odszukajcie tę, dla której dusza ogniem mu zajęta;
Kto przetrzyma tysiąc nieszczęść, siedmiu, ośmiu nie
pamięta».
632 Rozesłał ludzi do wszystkich przystani na całym
świecie.
d Rozkazał: «Szukajcie wszędzie, może się o niej dowiecie».
Cierpienia moje zelżały, czas goi rany, jak wiecie,
Lecz dnia, gdym bez niej się cieszył, dotychczas się wstydzę
przecie.
633 Na miejscu dla suwerena tron uszykował mi Prydon,
d Rzekł: «Nie wiedziałem, że goszczę osobę tak znamienitą:
Tyś wielki władca indyjski, a któż by dorównał Indom,
Któż by wasalem być twoim nie uznał za rzecz zaszczytną».
634 Cóż dalej mam opowiadać? Bez wieści wrócili gońce,
d Ma próżno do miast przeróżnych odbyli drogi męczące;
Nie mieli nic do mówienia, nie wiedząc nic koniec końcem.
I znowu pociekły hojniej łzy z moich oczu nie schnące.
635 Odrzekłem tak Prydonowi: «Teraz się strasznie los
gmatwa
d Bóg świadkiem, że mówić o tym to dla mnie sprawa
niełatwa;
Bez ciebie noc i dzień jasny zdają się mrokiem bez światła,
Odeszła mnie wszelka radość, w serce się gorycz zakradła.
636 Skoro na wieści już o niej oczekiwania mam dosyć
d Proszę o zgodę na odjazd nie mogąc tu dłużej gościć!»
Słysząc to Prydon zapłakał, jął pole łzami z krwią rosić.
Powiedział mi: «Bracie, odtąd nie zaznam żadnej radości! »
637 Mimo starań nie zdołali mnie zatrzymać w żadnej
mierze.
m Z ugiętymi kolanami pochylali łby rycerze,
Całowali i chwytali mnie w objęcia, łkając szczerze:
«Zostań, służyć ci będziemy, póki śmierć nas nie zabierze!»
638 Powiedziałem im: «I dla mnie bardzo ciężkie to
rozstanie,
m Ale bez niej wszelka radość niemożliwa mi się stanie;
Nie wyrzeknę się więzionej, miejcie też współczucie dla
niej,
Nie zostanę, i daremne wszelkie jest zatrzymywanie".
639 Na odjezdnym hojny Prydon obdarował mnie tym
koniem
m Mówiąc: «Słońcolicy, daję Meraniego w dobre dłonie,
Wiem, że więcej ci nie trzeba darów, ani dbałbyś o nie.
Wyuczony koń się przyda na wyprawy i pogonie».
640 Odprowadzając mnie Prydon, że poznał mnie, nie
żałował,
d Rozstaliśmy się z westchnieniem, ja jego, mnie on całował,
Żołnierze płakali szczerze, z całego serca, bez słowa;
Tak żegna się piastun z uczniem, którego sam wypiastował.
641 Pożegnawszy się z Prydonem szukać Nestan się udałem,
m Przemierzyłem wszystkie morza, objechałem ziemię całą,
Lecz nikogo, kto ją widział, na swej drodze nie spotkałem.
Oszalałe całkiem serce bestiom się podobne stało.
642 Pomyślałem: «Te wędrówki morzem już się zbytnio
dłużą,
m Może lżej wśród dzikich zwierząt będzie zostać z serca
burzą ?»
Do sług moich i do Asmat słów rzuciłem garść niedużą:
«Zżymać się możecie na mnie, że zamęczam was podróżą».
643 Idźcie teraz, mnie zostawcie i o siebie się zatroszczcie,
m Nie zwracajcie już uwagi na łzy z moich oczu gorzkie! »
Gdy te słowa usłyszeli, ci, co byli w moim poczcie,
Rzekli: «Tego, co raczyłeś mówić, uszom naszym oszczędź!
644 Nie pragniemy mieć innego, niż ty, władcy i patrona!
m Oby Bóg nas nie pozbawili śladu kopyt twego konia.
Radość oglądania ciebie niech mam będzie nie wzbroniona!
»
Szczęście w mękę zamieniają, los obrotów swych dokonał.
645 Pomagać sobie i służyć nie zabraniałem nikomu,
d Ale mi ludzkie siedziby obrzydły i światła domów.
Wybrałem samotność. Tutaj zaszyłem się po kryjomu,
Gdzie mają swe uroczyska jelenie wśród skalnych złomów.
646 Dewy* piekielne wykuły pieczary te w skałach litych.
d Zdobyłem je na złych duchach w rozgromie okrutnej
bitwy.
Ale choć byli w kolczugach, polegli słudzy z mej świty,
Nietrwały świat mnie zasępił, zbrukał mnie błotem
niezmytym.
647 Od tego czasu przebywam w zdobytej na dewach grocie,
d Lecz szukam na polach śladu po utraconej istocie.
I chociaż wierna mi Asmat w lamentach nie szczędzi
pociech,
Wolałbym śmierć niespodzianą od życia w ciągłej tęsknocie.
648 Swym wyglądem przypomina luba piękną tygrysicę,
m Z racji tej tygrysia skóra mnie najmilszym jest okryciem.
Asmat smutek mój podziela, albo się zajmuje szyciem,
Po cóż klingę swą ostrzyłem, a się nie rozstałem z życiem?
649 Zabraknie słów mędrcom wszystkim na hołd, co się jej
należał!
d Gdy wspomnę ją, utraconą na zawsze, życia mi nie żal;
Odtąd przebywam wśród zwierząt, sam już podobny do
zwierza.
I Boga o śmierć zbawienną już tylko prosić zamierzam".
650 Bił się w twarz, policzki szarpał, niszcząc róży kolor
piękny,
m Rubin stał się bursztynowy, a kryształy całkiem pękły;
Z Awtandyla źrenic także strumieniami łzy pociekły;
Dziewczę klęcząc ubłagało, by ścichł wreszcie płacz
przewlekły.
651 Awtandylowi Taryjel, uspokajany przez Asmat,
d Rzekł: „Przez poznanie mych przygód dla ciebie nadzieja
wzrasta,
Możesz powtórzyć swej pani, jak moja historia straszna.
Jedź! Na spotkanie ze słońcem twoim stosowny czas
nastał..."
652 Awtandyl odrzekł: „Rozłąki z tobą ja chyba nie zniosę;
d Gdy się od ciebie oddalę, cóż mi osuszy łez rosę.
Nie gniewaj się na zuchwałość, prawda przemówi mym
głosem:
Niepocieszonej twej damie śmierć twoja byłaby ciosem.
653 Kiedy lekarz zachoruje, mimo całej swojej sztuki
m Wzywa, żeby go obejrzał i puls jemu zbadał drugi,
Ten ustalić, co za niemoc, Skąd gorączka będzie mógł,
Łatwiej innym pożyteczne dawać rady i nauki.
654 Słuchaj, co ci teraz powiem, jako mądry, a nie wariat:
m Nie raz, ale ze sto razy słuchać tego cię namawiam!
Człowiek z tak porywczym sercem zwykle krok fałszywy
stawia.
Teraz pragnę wrócić do tej, która płomień mój rozżagwia.
655 Gdy zobaczę się z kochaną, miłość jej się do mnie
wzmoże,
Powiem, czegom się dowiedział, cóż mi być ważniejsze
może;
Błagam, byś zrozumiał, zostań, niech cię strzegą Moce Boże,
A że z sobą nie zerwiemy, złóż przysięgę i ja złożę.
656 Póki nie wrócę, nie odjedź daleko od tej pieczary,
d Przysięgam nigdy nie złożyć z naszej przyjaźni ofiary.
Poświęcę siły i życie, by tobie dodawać wiary.
Może mi Bóg dopomoże uśmierzyć twoje pożary?"
657 Rzekł Taryjel: „Cudzoziemcze, przyjaźń nasza jest
wzajemną,
m Gdy jak z różą słowikowi ciężko rozstać ci się ze mną.
Jakże cię, topolo, rzucę w niepamięci otchłań ciemną?
Daj Bóg, żebym cię zobaczyć znów okazję miał przyjemną.
658 Gdy powrócisz i twa postać przed oczami znowu stanie,
m Nie ucieknę sercem w pola, jak jelenie albo łanie;
Gdy zawiodę cię i zdradzę, Bóg niech sędzią mym zostanie!
Twa obecność, twoja bliskość ulżą w smutku niesłychanie!"
659 Zaprzysięgli sobie wierność, z ufnym sercem się
zwierzali,
m Te topazy, te bursztyny, w słowach szczerzy, w myślach
śmiali,
Polubili się wzajemnie w nieustannym ogniu cali,
Urodziwi przyjaciele z sobą całą noc spędzali.
660 Awtandyla z Taryjelem łez zmieszanych powódź rosła;
m Wstał o świcie, ucałował druha, zanim z nim się rozstał.
Taryjela ból tak trawił, że nie wiedział, jak mu sprosta.
Łkać Awtandyl nie przestawał z oczu ginąc mu w zaroślach.
661 Rycerza odprowadzała Asmat ku nowej włóczędze.
d Klękała przed nim, płakała, w błaganiach wznosiła ręce,
Więdnąc jak fiołek prosiła, żeby powrócił co prędzej.
Awtandyl powiedział: ,,Siostro, kogóż prócz was wspomnę
więcej?
662 W domu długo nie zmitrężę, nigdy o was nie zapomnę,
m Byle on się nie oddalił stąd w jakowąś inną stronę.
Kiedy miną dwa miesiące i nie wrócę, wstydem spłonę.
Wtedy wiedzcie, że nieszczęście stało się nieodwrócone".
XXIX POWRÓT AWTANDYLA DO ARABII
663 Okolice te rzuciwszy tak się w smutku zapamiętał,
m Że różaną twarz poryła paznokciami dłoń zawzięta.
Krew z policzków ściekającą wietrząc biegły w trop
zwierzęta.
Szybko przebył długą drogę, pośpiech jeźdźca tak opętał.
664 Przybył tam, gdzie pozostawił swoje wojska i rycerzy.
m Zobaczywszy go, poznali, wiwatując jak należy.
Dobra wieść do Szermadyna przekazana gońcem bieży:
„Przybył, bez którego radość nam goryczy nie uśmierzy".
665 Wyszedł na spotkanie, objął, twarz do jego rąk pochylił,
m Pocałował, Łzy radości wylewane grunt zrosiły,
Mówił: „Boże, czy to jawa, czy też zjawa jest z mogiły,
Czyżem godny tego szczęścia, by cię oczy zobaczyły".
666 Rycerz skłonił się z szacunkiem, pocałował go w
policzki
m Mówiąc: „Bogu dzięki, że się nie zdarzyło złego nic ci".
Wielmożowie się kłaniali, całowali dostojnicy;
Radowała się starszyzna i wojacy pospolici.
667 Dotarli, gdzie jego zamek się wznosił na wysokości
d I całe miasto wyległo, by witać go i ugościć.
Wesoło zasiadł do uczty i sprosił niemało gości.
Język nie zdoła wyrazić całej dnia tego radości.
668 Szermadynowi się zwierzył jak zwierzchnik i jak
przyjaciel,
d Że znalazł rycerza, który słonecznej równy poświacie.
Powiedział mrużąc powieki, tak że łez nie rozpoznacie:
„Bez niego mi obojętne, w pałacu będę czy w chacie".
669 Wasal złożył sprawozdanie, jak się sprawa ma domowa:
m „Nie wie nikt o twym odjeździe, dotrzymałem ściśle
słowa!"
Dzień Awtandyl tam pozostał, odpoczywał i ucztował;
Dosiadł konia i odjechał, ledwie jutro świt zwiastował.
670 Dla uczty lub odpoczynku nie zbaczał do drogi końca,
Zaś przodem pchnął Szermadyna jako pomyślnych spraw
gońca;
— Trzy dni zajęła mu podróż zwykle dni dziesięć trwająca.
Już z góry lew się radował, że ujrzy rywalkę słońca.
671 Rozkazał powiedzieć: „Królu, chodzący w szczęściu i
sławie,
Ośmielam ci się przekazać to w uchybienia obawie:
Nie wiedząc nic o rycerzu, nie mogłem donieść nic prawie,
Teraz, gdy mi się powiodło, z radością wszystko objawię".
672 Król Rostewan, ten którego liczba wojsk jak piasek
mnoga,
m Z Szermadyna ust przyjmuje wieść, co jego sercu błoga:
Z wiadomością o rycerzu dziwnym już Awtandyl w
progach!"
Król rzekł: „Dowiem się nareszcie tego, o com prosił Boga".
673 Posłyszała z ust wezyra jaśniejąca Tinatina:
m Przybył rycerz z odpowiedzią. Ciesz się! Dobra to
nowina!"
Za co hojnie rozdawana była słynna z barw tkanina.
Gwiazd rywalka obdarzyła całą świtę Szermadyna.
674 Dosiadł konia król i ruszył rycerzowi na spotkanie,
m Słońcolicy to poczytał za faworów okazanie.
Zobaczenie się ich obu radowało niesłychanie.
Wyglądali na pijanych dostojnicy i dworzanie.
675 Zbliżywszy się rycerz z konia zeskoczył, by ukłon
złożyć.
d Rostewan go ucałował, szczęsny, że mógł tego dożyć.
Weseli, zadowoleni wstąpili w królewski dworzec,
Zebrani jęli z radością orszaki witalne tworzyć.
676 Lew nad lwami już przed słońcem słońc do ziemi ukłon
składa.
m Czułą wdzięczność rycerzowi róża jest objawić rada.
Kryształ, agat tak jaśnieją, że gwiazd jasność przy nich
blada.
Chyba jej z obłoków pałac, a nie ziemski mieć wypada.
677 Tego dnia wydano ucztę. Dań, napojów było dosyć,
m Król jak ojciec na rycerza wzrokiem patrzył się radosnym.
Obu ich zdobiły: zimę — śnieg, a różę — krople rosy.
Obaj perły niby drachmy rozdawali w szczodry sposób.
678 Gdy do domów biesiadnicy tłumnie się rozeszli
wreszcie,
m Król zatrzymał dostojników, naprzeciwko zaś umieścił
Awtandyla, by z ust jego wysłuchiwać opowieści,
Czego się dowiedział, jakie o nieznanym zebrał wieści.
679 „Gdy będę mówił wam o nim, nie dziwcie się mym
westchnieniom!
d Twarz jego porównać można tylko ze słońca promieniem,
Na jego widok wnet wszystko pogrąża się w zapomnieniu,
O biada róży więdnącej wśród cierni, gdzieś w oddaleniu.
680 Gdy swoją nielitościwość los człowiekowi okaże,
Szafranem zaćmi się kryształ i pęd kwitnący się zwarzy".
Na przyjaciela wspomnienie łez rosa błysła na twarzy
Awtandylowi, i wiernie jego historię przekaże:
681 Mieszka w pieczarach zdobytych na dewach, błądzi
pustkowiem,
d Służącą umiłowanej jedynie trzyma przy sobie;
Przyodział skórę tygrysią, w pogardzie ma złotogłowie;
Zapomniał o całym świecie, bez przerwy trawi go płomień".
682 Kiedy zakończył opowieść, jak poznał słońce przejasne
d I jakie jego trapiły nieszczęścia i z losem waśnie,
Miło mi było dłoń chrobrej róży pochwalić przyjaźnie:
Przy męstwie tak niezrównanym i czyjeż męstwo nie
zgaśnie?!
683 Sprawiało królewnie radość słuchanie tej opowieści;
d Rycerz w ten dzień poweselał, jadł ile tylko się zmieści.
U siebie zastał jej sługę, zwiastuna pomyślnej wieści:
Nakazywała mu przybyć. Jak język radość obwieści?
684 Szedł uszczęśliwiony rycerz, rozjątrzenie, gniew
odpadły,
m Z lwami w polach wędrujący lew z obliczem lwim
pobladłym,
Był ozdobą całej ziemi w pełni kras rozbłysku nagłym.
Serce sercu się oddało, skoro swe pragnienia zgadły.
685 Zasiadało na swym tronie słońce w pełni majestatu;
m Ta topola rajska, którą syci szczodry zdrój Eufratu,
Kryształ-rubin lic okalał włosów gąszcz i brwi z agatu.
Cóż ja? Niech ateńscy mędrcy jej pochwałę głoszą światu.
686 Rycerza naprzeciw siebie uprzejmie usadowiła.
d Siedzieli pełni zachwytu, spotkania chwilo tak miła!
W rozmowie dwornej i czułej z pytaniem się doń zwróciła:
„Czyś znalazł tego, którego zagadka tak nas dręczyła?"
687 Odrzekł: „Gdy los człowiekowi już się pomyślnie
układa,
d Kłopotów, jak dnia, co minął, pamiętać mu nie wypada.
Znalazłem drzewo zroszone wodami całego świata
I twarz podobną do róży, choć teraz niestety blada.
688 Ten cyprys z obliczem róży bezsilnie w posusze
więdnął,
d Skarżył się: «Oto straciłem kryształ z emalią szlachetną»
Płonę zań, na nim ten płomień wypala to samo piętno".
Po czym powtórzył bohater historię sobie pamiętną.
689 O zaznanych przy szukaniu mówił trudach i niedolach,
m Opowiedział, kogo znaleźć mu pomogła Boża wola:
„On usunąć się od ludzi i złudnego świata wolał,
Oszalały jak zwierz dziki płacząc błąka się po polach.
690 Obrazu jego przekazać słowami nie uda się mi.
d Kto widział go, temu już się nic nie spodoba na ziemi;
Patrząc nań oczy się mrużą jak od słonecznych promieni:
Róża się stała szafranem, teraz we fiołek się zmieni!"
691 Opowiedział szczegółowo, to co widział i co słyszał:
m Skały i pieczary są dlań schronem tak jak dla tygrysa;
Przy nim jest, dziewica, która go pociesza, ból ucisza".
Ach, mieszkańcom całej ziemi łzy wylewać los już pisał!
692 Gdy usłyszała dziewica, że spełnia się jej życzenie,
d Jej księżycowe oblicze zabłysło pełni jaśnieniem. Ozwała
się: „Jaką radę dać jemu na pocieszenie,
Jakie lekarstwo się nada na jego ran uleczanie?"
693 Odpowiedział tak Awtandyl: „Cóż jest wart, kto łamie
słowo?
m Na mnie liczy mój przyjaciel, gotów za mnie płacić
głową.
Obiecałem mu w terminie wrócić, niosąc pomoc nową.
Przysięgałem mu na ciebie, moja gwiazdo i królowo.
694 Nie powinien się oszczędzać nikt w obronie przyjaciela:
m Miłość drogą jest i mostem, spaja serca w wspólnych
celach,
Ból midżnura jak ból własny midżnurowi się udziela,
Gdy zań głowy nie nadstawię, radość nie da mi wesela".
695 Słoneczna rzekła: „Me serce czekało więc nie na darmo:
d Po pierwsze wracasz, spełniwszy pomyślnie misję ofiarną.
Po drugie — głębiej zapadło miłości twej do mnie ziarno —
To balsam dla mego serca, które z udręki już marło.
696 Los postępuje z człowiekiem jak Taros,* bóg zmian w
pogodzie.
d To świeci słońcem, to znowu w niebiosach gniewny grom
rodzi.
Dotąd mnie gniotła udręka, która dziś w radość przechodzi,
Gdy świat się przejaśnia, uldze w zmartwieniu cóż na
przeszkodzie?
697 Sprawdzoną twoją zaletą dotrzymywanie jest słowa.
d Prawy, kto trwałej wierności przyjacielowi dochowa.
Szuka dla niego ratunku, gdy czyha pułapka nowa,
Ale cóż pocznę, gdy słońce za horyzontem się schowa?"
698 Odrzekł rycerz: ,,Ja przy tobie ósmy ból do siedmiu
wprzęgam,
m Bezcelowo na lód chuchać, gdy panuje zima tęga,
Bezcelowe całowanie słońca, gdy się go nie sięga,
Gdy oddalam się od ciebie, tysiąckrotnie wzrasta męka!
699 Tam ciężko iść na wędrówkę, gdzie będą ognie spalały!
d Serce me stało się celem dla bystrej zabójczej strzały,
Już tylko trzeciej mi części żywota dni pozostały;
Chciałbym zamilczeć, lecz chwile tajenia mąk uleciały.
700 Wysłuchałem, co mówiłaś, i rozkazy twoje spełnię!
m Różę znajdziesz tylko w cierniach, więc nadziewam się na
ciernie!
Jednak, słońce, okaż dla mnie swego blasku całą pełnię,
Jakikolwiek znak nadziei niech otrzyma serce wierne!"
701 Rycerz godny i wymowny, z sercem wiernym i bez
zmazy,
m Jak mistrz wtajemniczający z promienistym słońcem
gwarzył.
Więc otrzymał na pamiątkę bransoletkę z pereł w darze.
Niechaj tedy Bóg Najwyższy pełnią szczęścia ich obdarzy.
702 Miło, gdy agat z kryształem, rubinem wraz się uładzi,
d Lub gdy się obok cyprysu topolę w ogrodzie sadzi,
Martwią się ci, co nie widzą, oglądający są radzi,
W rozłące niech zakochani wzdychają, żalą się bladzi.
703 Kiedy patrzyli na siebie, zupełne poczuli szczęście.
d Z sercem do głębi wzruszonym rycerz oddalił się wreszcie.
Obfitsze niż woda w morzu padały z oczu łez deszcze.
Mówił: „Niestety, krwią moją świat nie nasycił się jeszcze".
704 Odszedł w smutku, bił się w piersi, aż sińcami są
pokryte,
m Miłość skłania do płakania i rozbudza czułość przy tym;
Cień pokrywa ziemię wtedy, kiedy słońce chmurą skryte,
Rozłączenie z ukochaną jemu mrokiem jest, nie świtem.
705 Łzy z krwią zmieszane żłobiły lico i smutek ogarniał.
d Przemówił: „Kiedy brak słońca, zawodzi służba ofiarna.
Dlaczego mi serca diament wyszczerbia jej rzęsa czarna?
Dopóki jej nie zobaczę, ze światła pociecha marna.
706 Który mnie stworzyć topolą w Edenie wyrosłą raczył —
d Przemijający świat dziś mię przeszywa dzidą rozpaczy,
Nieugaszonym płomieniem teraz mi serce osaczył.
Już wiem, że sprawy światowe to bajka, co nic nie znaczy".
707 Po tych słowach łzy wylewał, opanować nie mógł
drżenia,
m Z głębi serca wydobywał głuche jęki i westchnienia,
Żal po stracie ukochanej wzrastał na myśl oddalenia.
Tak niestety świat nietrwały w całun się grobowy zmienia.
708 Powróciwszy rycerz jęczy i na przemian we łzach tonie,
m Nie rozstaje się z nią w myślach, jakby został przy
wielbionej;
Barwy jego twarzy bledną jak zielona ruń pod szronem,
Prędko widzi się na różach, że są słońca pozbawione.
709 O serce nienasycone, tęsknoto niepowstrzymana,
d Serce — spragnione radości, choć gorycz mu dobrze
znana,
Serce — oślepłe, któremu jest miara spraw odebrana,
Ciebie i śmierć nie uśmierzy, i nie znasz nad sobą pana!
710 Przypadające do serca powiedział sercu te słowa
d I perły pochwycił, które mu promień słońca darował,
Podobne jej zębom miała za bransoletkę królowa.
Łzy mu płynęły jak Bison*, gdy tuląc do ust je całował.
711 By go wezwać do pałacu, wstąpił doń posłaniec rano.
m Poszedł rycerz śmiały, godny, chociaż noc miał nie
przespaną.
Stał tłum widzów niecierpliwych, z tłoku w przód się
przepychano,
Król wybierał się na łowy, bębny, trąby szykowano)
712 Kiedy dosiadł król rumaka, jak tryumfy te przedstawię?
m Bębnów taki grzmot uderzył, że zagłuszył słowa prawie.
Zaćmił słońce lot sokołów, psy wietrzyły w gęstej trawie,
Krwią zalane były pola tego dnia i w tej obławie.
713 Ukończywszy polowanie powrócili z pól wesoło,
m Dostojnicy i książęta otoczyli ich dokoła;
Król zastawszy przystrojone izby zajął tron, przy stołach
Zadźwięczały liry, lutnie, któż opisać pieśni zdoła?
714 Bohater zasiadł przy królu, czas płynął pośród gawędy.
d W ustach lśnił kryształ z rubinem — połyskiwały tak zęby.
Szlachta słuchała z pobliska, dalej lud prosty się kłębił.
Zaś imię Taryjelowe słyszano głoszone wszędy.
715 Z ciężkim sercem wrócił rycerz, znowu łzami pola
zbroczył,
m Miłość jej mu się majaczy, ciągle omamiając oczy.
Wstawał, kładł się, jak mógł zasnąć, gdy go taki dur
zamroczył?
Czyje serce wyrozumie skargi, które ból wytoczy?
716 Powiedział kładąc się: "Czym ja uciszę serca rozpacze,
d Gdy ciebie, drzewo Edenu, wysmukła trzcino, utracę?
Drogowskaz ma, kto cię widzi, bez ciebie — drogi tułacze.
Nie mogąc ujrzeć na jawie, niech we śnie ciebie zobaczę!"
717 Gdy mówił to, łez potoki płynęły mu w obfitości;
d Znowu się zwrócił do serca: „Cierpienie źródłem
mądrości.
Co czynić, jeśli nie cierpieć, kiedy niedola zagości?
Kto dąży do szczęścia, musi zgodzić się i na przykrości".
718 Znowu powiedział tak: „Serce, choć śmierci pragniesz
nad miarę,
d Lepiej się z życiem pogodzić, poświęcić się na ofiarę,
Lecz kryj to, niechaj nie widzą, żeś ogarnięte pożarem —
Midżnura rzecz taić miłość, w milczeniu dochować wiarę".
XXX AWTANDYL PROSI ROSTEWANA O
POZWOLENIE NA ODJAZD I ROZMAWIA Z
WEZYREM
719 Rano ubrał się stosownie i opuścił dom bohater,
m Rozmyślając: „Oby miłość nie zdradziła się przed
światem".
Błagał serce o cierpliwość: „Okaż teraz, coś ty warte".
Siadł na koń i niby księżyc ruszył do wezyra kwater.
720 Wyszedł wezyr na spotkanie, mówiąc: ,,Słońca
zajaśniały
m Dziś promienie. Mnie przeczucia radość tę
zapowiedziały".
Złożył ukłon, głosząc chwałę godną tak godnego chwały.
Dobrze, gdy gość pożądany, a gospodarz nieospały.
721 Nieleniwie pomógł z konia zejść naszemu rycerzowi.
m Słali mu pod stopy dywan, jaki tkają Chatajowie.
Jakie światło słońce ziemi, takie rycerz niósł domowi.
Powiadali: ,,Wonie róży zefirowy niesie powiew".
722 Usiadł i prawdziwy serca dreszcz przez widzów
przeszedł grono,
m Nań patrzący wpaść w zdumienie uważali za swój honor.
Jęk niejeden się wyrywał, tysiąc westchnień uroniono.
Aż przerzedło zgromadzenie, gdy się rozejść polecono.
723 Gdy odeszli zgromadzeni, rycerz do wezyra rzecze:
m „Nie ukrywa siłę przed tobą nic z na dworze ważnych
rzeczy:
Król zasięga twego zdania i poradom twym nie przeczy,
Dowiedz się o mym cierpieniu, niech twa pomoc zeń uleczy.
724 Goreję tym samym ogniem, co druha mojego spala,
d Konam od chęci spotkania z rycerzem, co został z dala,
On oddałby za mnie życie, ja za to, by on ocalał;
Do nie liczących na korzyść i szczodrych miłość
pochwalam.
725 Żeby ujrzeć go, pragnienie chwyta serce niby w sieci,
m Tam zostało uwiązane, tutaj ból wyrazić chce ci.
Wszystkich spala on w pobliżu, tworząc go Bóg słońce
wzniecił,
Asmat zaś jest dla mnie bliższa niż rodzonej matki dzieci.
726 Gdy odjeżdżałem, złożyłem jemu przysięgę przed
Bogiem:
m «Że będę mógł w twarz ci spojrzeć, przyzna mi nawet, kto
wrogiem.
Odnajdę twe światło, skoro spowite masz serce mrokiem».
Już czas opuścić te strony, czuję, jak trawi mnie ogień.
727 Powiem tobie całą prawdę i nie chwaląc się nie skłamię,
m Płonę wstydem, że nie mogę jechać doń, gdy czeka na
mnie.
Sam szalejąc, szalonemu słowa, którem dał, nie złamię.
Gdzie i kiedy coś osiągnął ten, kto nosi kłamcy znamię!
728 Pójdź do Rostewana, powtórz bez wahania
najmniejszego,
m Klnę się tobie, wezyrowi, głowie dworu, szczęściem jego:
Nie zabroni — ruszę, wzbroni — cóż mu ze zniewolonego?
Więc mnie wspomóż, by płomienie nie strawiły serca mego.
729 Przekaż mu: «Któż z jasną twarzą ciebie, monarcho, nie
sławi,
d Jak cię uwielbiam, Stworzyciel Świata świadectwo
wystawi!
Ale ten rycerz jak cyprys sprawia, że płomień mnie trawi,
Nagle zawładnął mym sercem, ratunku nie pozostawił.
730 Teraz, królu, żyć bez niego nie potrafię w tej krainie,
m Serce przykuł mi bohater, pozostając cóż uczynię?
Jeśli mu się przydam, z tego i na ciebie sława spłynie,
Gdy nie przydam się, przynajmniej hańba zdrady mnie
ominie.
731 Niech mój odjazd twemu sercu nie przysparza zbyt
goryczy.
m Niechaj ze mną to się stanie, co Bóg sobie tylko życzy,
Niechaj powrót mój do ciebie za zwycięstwo ci policzy.
Gdy nie wrócę, panuj wiecznie, jarzmo wrogom nieś
zbrodniczym»".
732 Słonecznolicy powiedział tak wezyrowi: ,,Cóż więcej?
d Nim cię uprzedzi kto, przekaż wszystko królowi co
prędzej;
Uproś go, żeby mnie pruścił, okaż odwagę w wyręce,
Za tę przysługę dukatów złotych ci dam sto tysięcy".
733 Z uśmiechem odrzekł mu wezyr: „Nie chcę od ciebie
pieniędzy,
d Że darzysz mnie zaufaniem, zobowiązuje najwięcej.
Kiedy przekażę królowi tę sprawę, która cię dręczy,
Nadzieję mam, że z nawiązką on mi się za to wywdzięczy.
734 Klnę się, że mnie zamorduje, nie da nawet zrobić kroku,
m Ty zatrzymasz swoje złoto, ja w grobowym spocznę
mroku.
Człowiekowi nic droższego ponad życie, klnę się Bogu,
Myśl, co chcesz, a na spełnienie prośby twojej brak widoku.
735 Nie ma dróg za kresem życia, nikt ze śmierci nie uleczy.
m Król zabije mnie z słowami: «Jak śmiesz mówić takie
rzeczy?
Czemuś mu się nie sprzeciwił, o szaleńcze, i nie przeczył?"
Życie lepsze jest od śmierci, to niech pamięć ma w swej
pieczy. »
736 Gdyby nawet król cię puścił, nie da się omylić wojska!
m Czy cię zwolnią, czy się dadzą zmylić i pozbawić słońca?
Wnet ośmieli butnych wrogów wieść, że taki znikł obrońca.
Tak nie będzie, żeby jastrząb w ptaszku miał równego
gońca".
737 Rycerz załkał i rzekł: „Chyba serce przebić mi z
rozpaczy,
m O wezyrze, widać nie wiesz dobrze, co to miłość znaczy?
Czyś z wierności przysięgami nigdy spotkać się nie raczył?
Jeśli znane ci, jak możesz myśleć, że mi los wybaczy?!
738 Któż, gdy słońce się obraca, wie — co rządzi tym
obrotem?
m Lepiej mu pomóżmy w ruchu, w zamian dzień ogrzeje
potem!
Co mi sprawia ból, co radość, któż wie lepiej niż ja o tym?
Głupców rada człowiekowi może tylko być kłopotem.
739 Jakaż ze mnie to królowi oraz wojsku korzyść będzie?
m Teraz łzy bez przerwy leję i pogrążam się w obłędzie,
Muszę jechać. Jest probierzem ludzi wierność swej
przysiędze.
Cierpień mego przyjaciela chyba nie zniósłby nikt więcej.
740 Czy się zrównam sercem w bólu z tym, którego
opisałem?
m Na mym miejscu w wosk żelazo zmieni snę, nie w twardą
skalę.
Choćbym Dżeon* łez wylewał, nurty byłyby za małe,
Może kiedyś ci się przyda, że pomocy twej doznałem.
741 Jeśli król mnie nie wypuści, to odjadę stąd cichaczem,
m Serce w imię Taryjela na spalenie oddam raczej.
Skoro jeszcze cię nie wygnał, tobie łatwiej król wybaczy;
Słowo daj, że jesteś gotów za mnie w ręce pójść siepaczy!"
742 Wezyr odrzekł: „Mnie twój zapał obejmuje też
płomieniem,
m Patrzeć na twe łzy nie mogę, świat mi się okrywa cieniem.
Czasem mowa bywa lepsza, czasem lepsze jest milczenie.
Niechaj skonam, bylem tobie mógł słonecznym być
promieniem!"
743 Rzekłszy to wstał i wyruszył do pałacu wezyr prawy.
m Zastał króla w uroczystym stroju, aż bił blask jaskrawy.
Stropił się i nie potrafił mu przekazać przykrej sprawy,
Stał zmieszany i snuł myśli, które nie przynoszą sławy.
744 Król zobaczywszy wezyra chmurnego i milczącego,
d „Co ci się stało i czemuś ponury?" zapytał jego.
Ten odpowiedział: „Nic nie wiem, głowa mi pęka od tego,
Będziesz miał prawo mnie zabić na wieść, której usta
strzegą.
745 Niepokojem ani żalem ulgi sobie nie przyniosę,
m Najnikczemniej tchórzę, chociaż nie powinien tchórzyć
poseł.
Chce Awtandyl cię opuścić, błaga o to moim głosem,
Nie dba o nic, bo z rycerzem tamtym związał się swym
losem".
746 W przestrachu przed królem wszystko, co tylko
wiedział, odsłonił,
d Dodając: ,,Możesz zrozumieć z tego, co rzekłem tu o nim,
W jakim go stanie widziałem, jak się pogrążał w łez toni.
Przed sprawiedliwym twym gniewem teraz mię nic nie
uchroni".
747 Król, posłyszawszy te słowa, wielkim się gniewem
rozjarzył,
m Zbladł, dla obecnych straszliwy miał wyraz dostojnej
twarzy.
Zawrzasnął: „Głupcze, któż inny by się to mówić poważył!
Nikczemnikowi coś zawsze podłego zrobić się zdarzy.
748 Pośpieszyłeś mi się z wieścią, jakby mogła być wesoła.
m Tylko śmierć z rąk podłych zdrajców większy cios mi
zadać zdoła!
Jak nie zdrętwiał tobie język, o zuchwalcze ty bez czoła!
Taki dureń być wezyrem moim jest niegodny zgoła.
749 By oszczędzić suwerena, byłoby zamilczeć ładniej,
m Skoro słowo bezrozumne tu zabrzmiało tak nieskładnie!
Czemuż uszu nie zatkałem, by nie słyszeć nic dokładniej!
Jeśli teraz cię zabiję, krew na moją głowę spadnie".
750 Znów powiedział: „Gdybyś nie był wysłannikiem
Awtandylim,
m Klnę się życiem, że bym głowę ci odrąbał w jednej chwili!
Wynoś mi się, zły, przeklęty, mnie twój bezwstyd nie omyli!
To mi słowo, to mi ludzie, to mi kaszy nawarzyli!"
751 Chwycił krzesło i z zamachem rzucił, poszły drzazgi z
sprzętu.
m Chybił, ale wezyr poznał cios nie trzciny, lecz diamentu.
Jak o stracie tej topoli śmiałeś zawiadomić mię tu?"
Łzy gorące wezyrowi przeorały twarz do szczętu.
752 Wybiegł drżąc nieszczęsny wezyr, nie mógł znaleźć
słów niebożę,
m Jak obity lis uciekał, serce mu krajały noże;
Wszedł pogodny, wyszedł chmurny, zbezczeszczony był na
dworze.
Wróg wrogowi nie naszkodzi, jak sam sobie człowiek może.
753 Rzekł: „Czy sprawi Bóg, co z moim błędem zrównać by
się dało?
m Czemu zawiódł mnie rozsądek, kto przytomność zaćmił
całą?
Kto się ze swym suwerenem wda w rozmowę tak zuchwałą,
Ten się z moim losem spotka, choćby szczęście mu
sprzyjało".
754 Odchodził zganiony wezyr jak czarnym przybity losem;
d Do Awtandyla pochmurny złamanym przemówił głosem:
„Nie wiem, jak mam ci dziękować za tę przyjemność. To
ciosem
Dla mojej uczciwej głowy, znak hańby na niej dziś niosę".
755 Żartem prosi o należność, chociaż łza mu z oka płynie.
m Bierze dziw, że mimo wstrząsu może zdobyć się na kpiny:
„Kto nie daje, co obiecał, tego się o afront wini:
Powiedziane «Podarunek nawet w piekle cuda czyni».
756 Jak mnie zelżył, co powiedział, próżno mój języku głoś
ci:
m Ile mi przypisał głupstwa, ile złości i podłości!
Jako człowiek się nie liczę z brakiem w głowie
świadomości;
Dziw, że mnie nie zabił, że mu Bóg użyczył cierpliwości.
757 Przecież wiedziałem, co czynię, co zaszło — miało
przyczynę;
d Przewidywałem gniew jego, żal mój się wzmagał przez
winę;
Jak nikt przeznaczeniu swemu, gniewowi się nie wywinę!
Nie będę na próżno cierpiał, jeżeli za ciebie zginę".
758 Rycerz odrzekł: ,,Niemożliwe jest mi tu pozostać dłużej.
m Musi wtedy słowik skonać, kiedy kwiat uwiędnie róży.
Musi szukać dla niej rosy, przeto musi być w podróży,
A gdy znaleźć nie potrafi, to czym serce swe rozchmurzy?
759 Bezeń usiedzieć ni spocząć nie mogę w żadnym
sposobie,
Wolę się błąkać wśród zwierząt, do nich podobny się zrobię;
Jak bronią Rostewanowi służyłbym w takiej żałobie?
Lepiej niż tego, co nierad, nikogo nie mieć przy sobie.
760 Pójdę jeszcze raz do króla, chociaż jego gniew mnie
czeka,
m Może wreszcie to zrozumie, jaki sercu ból dopieka;
Gdy nadzieję zgody stracę, potajemnie stąd uciekam,
Jeśli umrę, niech przepada po mnie nawet ślad człowieka".
761 Po tych słowach wezyr kąsał podać obiad wyśmienity,
m Ugaszczając, przepięknemu piękne dary dawał przy tym,
Obdarował równo starców i młodzieńców z jego świty,
Po rozstaniu rycerz wrócił do swojego domu świtem.
762 Słońce z oblicza, z postury cyprys, sztuk sto tysięcy
gromadzi złota,
m Trzysta sztuk złoto tkanych atłasów, że budzi podziw
tkaczy robota,
Także sześćdziesiąt drogich rubinów, każdy z nich ognie
cudowne miota,
I dary owe śle do wezyra, który się w jego sprawie kłopota*.
763 Z tymi słowy: „Czy chcesz przyjąć, co należy się już
długo?
m Jakie tobie miłe dary odpowiedzą moim długom?
Gdy przeżyję, za cię oddam życie, będąc twoim sługą:
Czy za miłość dając miłość można płacić miarą drugą?"
764 Jak potrafię wspaniałego dobroczyńcy głosić chwałę?
m Oto człowiek godny zadań, których podjął się z zapałem!
Wspomaganiu się nawzajem trzeba oddać siły całe:
Przyda się brat i przyjaciel, kiedy człek pod bied nawałem.
XXXI ROZMOWA AWTANDYLA Z SZERMADYNEM
765 Rozsiewający promienie do Szermadyna powiada:
d „To dzień jest mojej nadziei, któremu jest dusza rada,
Dowód oddania dać możesz, ty który nie znasz, co zdrada".
Słuchacze i czytelnicy, pochwalić obu wypada!
766 Rzekł: „Nie zwolnił mnie Rostewan, prośbom nie
przychylił ucha;
m Nie wie, jakim ogniem płonę i jak gałąź życia krucha,
Nie potrafię żyć bez druha, czy to dom, czy puszcza głucha!
Komu kiedy Bóg wybaczy, kto praw jego nie posłucha!
767 Żeby jego nie opuścić, mam postanowienie twarde,
m Każdy łgarz i zdrajca zyska Boga gniew i ludzi wzgardę.
Gdy nie widzę Taryjela, serce krwawi jak rozdarte,
Od każdego stroni, dzikie i w stronieniu tym uparte.
768 Żeby wzmocnić więź przyjaźni, są wskazane trzy
zasady:
m Głównie wstręt czuć do rozłąki, za zbratanym dążyć w
ślady,
Nieustannie obdarzając nie dbać o zasobne składy,
Nie oszczędzać swych zabiegów, ani troski, ani rady.
769 Po cóż przedłużać rzecz, kończyć czas rozważanie to
całe!
d Tajemna ucieczka poda sercu lekarstwo wspaniałe.
Posłuchaj, co mówię, póki jestem obecny tu ciałem:
Niezłomnie postępuj według wskazówek, jakie dawałem.
770 Teraz przede wszystkim gotuj się do służby dla
królestwa,
m Wykaż całą umiejętność i wspaniałość, jaka jest twa,
Dobrze strzeż mojego domu i zwierzchnikiem bądź
rycerstwa,
Byś powodów zaufania tobie mnożyć nie zaprzestał.
771 Niech twa moc nieuszczuplona przed wrogami granic
strzeże,
m Dwulicowych powytracaj, nie skąp dóbr dla wiernych
szczerze!
Gdy powrócę, z mego długu się wywiążę jak należy.
Na przysłudze patronowi w żadnej się nie straci mierze".
772 Gdy posłyszał to Szermadyn, wylał strumień łez gorący.
m Rzekł: „Mnie nawet w samotności ból przerazić nie jest w
mocy,
Lecz co czynić, gdy bez ciebie serce mrok okrywa nocy.
Może przydam się w potrzebie, weź mnie z sobą ku pomocy.
773 Czy widziano, by w tak długą podróż ktoś się sam
oddalał?!
m Czy widziano suwerena, który szczędziłby wasala?!
Co ja tutaj będę robił, wspominając ciebie z dala?!"
Rycerz odrzekł: „Pozostaniesz, choćbyś tonął w łzach i
żalach.
774 Czyżbym podać mógł w wątpliwość twoje wierne mi
oddanie?
m Ale tak być musi, przyszedł na mnie czas nieubłaganie!
Komuż mógłbym dom powierzyć, któż mnie jest zastąpić w
stanie!?
Ucisz serce, musisz zostać, nieuchronne to rozstanie.
775 Skoro się stałem midżnurem, muszę wędrować polami.
d Kto kocha, samotnie miłość krwawymi zalewa łzami.
Wędrówka dolą midżnura, i cóż innego los da mi?
Że taki ten świat jest, uwierz, nie miniesz się z dowodami.
776 Wspomnij mnie, zachowaj wierność, kiedy już daleko
będę,
m W drodze siebie sam obsłużę, wrogów też się nie ulęknę.
Ten nie podda się nieszczęściu, czyje męstwo nieulękłe,
A czynami haniebnymi nie gardzących darzę wstrętem.
777 Ja nie jestem z tych, dla których świat ogórkiem jest
przejrzałym,
m Ale śmierć za przyjaciela zdaje mi się godną chwały.
Czy mam zwlekać, skoro zgodę mi na odjazd słońca dały?
Gdy opuszczam je, cóż znaczy dla mnie dom zostawić cały?
778 Teraz wręczam ci testament dla monarchy Rostewana,
m W nim polecam jemu ciebie, żeś osoba zaufana.
Jeśli umrę, nie zatajaj siebie, nie mnóż dzieł szatana,
Tylko zapłacz, niech zostanie po mnie struga łez wylana".
XXXII TESTAMENT AWTANDYLA PRZEKAZANY
KRÓLOWI ROSTEWANOWI
779 Zasiadł pisać swój testament, mieszcząc w nim o
wszystko troskę:
m Królu, tajne odjechanie było moim obowiązkiem!
Muszę spotkać się z tym, który serce spala jak gałązkę;
Wybacz mi, a pobłogosław biorąc wzór z dobroci Boskiej.
780 Wiem, że w końcu nie potępisz mnie, że trwam przy tym
zamiarze.
m Nie opuścić przyjaciela człowiekowi rozum każe;
Z dzieł Platona pouczenie to przytoczyć się poważę:
«Kłamstwo tudzież dwulicowość szkodzą ciału z duszą w
parze».
781 Kłamstwo jest źródłem nieszczęścia. W nim jest spokoju
utrata.
d Jakżebym zdradzić mógł tego, kto jest mi droższy od
brata?
Czynami nie potwierdzona mądrość niewiele jest warta.
Celem rozumu jest włączyć się w wyższy porządek świata.
782 Ty wiesz, co apostołowie napisali o miłości?
m Co głosili ku jej chwale, niech w umyśle twym zagości.
Rozdzwaniali na brzękadłach: «Miłość sięga wysokości».
Jeśli ty w to nie uwierzysz, jak uwierzą ludzie prości?
783 Który stworzył mnie i siłę dał mi, gdy się wróg zasadza,
m I którego stwory ziemskie wspiera niewidzialna władza,
Bóg w boskości nieśmiertelny, co w granicach świat osadza,
W jednej chwili jedno do stu, do jednego sto sprowadza.
784 Nic na świecie się nie stanie, czego Pan Bóg nie
zapragnie,
m Gdy im odjąć promień słońca, róża więdnie, fiołek
blaknie;
Oczy rwąc ów cudzoziemiec piękny oczarował tak mnie,
Jakżebym znieść życie zdołał, kiedy jego mi zabraknie!
785 Choć zagniewany, o przebacz nieposłuszeństwo
niegodne.
d Przez inny cel zniewolony, posłuchu ci dać nie mogłem;
Odjazd jedynym lekarstwem jest na palące mnie ognie,
Mniejsza mi o to, gdzie będę, byleby z wolą mą zgodnie!
786 Bezcelowe łzy, a smutek nie pomoże w żaden sposób;
m Nie uniknie nikt przygody przeznaczonej od niebiosów,
Mężnym mężom ból przystoi, gorycz i znoszenie ciosów,
Nikt, kto żywy, nie potrafi ujść przed kolejami losu.
787 Niech się spełni, co zgotował Bóg w zamysłach
tajemniczych,
m Wrócę i przestanie serce się spopielać od goryczy.
Znów zobaczę was w radości z mnóstwem planów i
zdobyczy;
To, że przydam się mu, będę za zysk wielki sobie liczył.
788 Zabij mnie, królu, jeżeli ten osąd mój kto podważy,
d Królu, czyż mogliby mój odjazd przedmiotem być twej
obrazy?
Nie mogę go zawieść. Gdyby tchórzostwa cień zauważył,
Na tamtym świecie bym nie śmiał pokazać mu jasnej twarzy.
789 Pamiętać o przyjacielu korzyść przynosi, nie szkodę;
d Podłemu kłamcy i zdrajcy z pogardą naplułbym w brodę!
Władcy z obliczem słonecznym oszukać przecież me mogę,
Gorszego cóż od mężczyzny, co zwleka z ruszeniem w
drogę?!
790 Cóż gorsze jest od mężczyzny, gdy w bitwie strach go
oblata,
d Kiedy go lękiem ogarnia możliwa życia utrata?
Czym lepszy tchórz od kobiety, co nić na osnowę wplata?
Sława największym jest skarbem wśród wszystkich dóbr
tego świata!
791 Śmierci nie wstrzyma drożyna wąska, wiodąca przez
skały,
d Słabemu i mocarzowi równe wymierza udziały,
Tak samo pójdzie do ziemi młodzieniec jak zestarzały.
Od haniebnego żywota lepsza jest śmierć godna chwały.
792 Królu, z pokorą oświadczyć rzecz pragnę następującą:
d Kto śmierci o każdej chwili nie czeka, myli się mocno;
To co ma spotkać każdego, przydarza się dniem i nocą.
Jeśli cię żywy nie ujrzę, podążę, gdzie zmarli błądzą.
793 Jeśli doczesny świat, niszcząc wszystko, i mnie też
obali,
d Nie opłakany przez ojca wędrowiec skonam gdzieś w dali,
Całunem nie spowinięty przez druhów i przez wasali,
Niech miłościwe twe serce wtedy nade mną się żali.
794 Posiadam ogromne dobra i majętności bez liku,
d Rozdaj ubogim bogactwa, wolnymi zrób niewolników
I wzbogać każdą sierotę, której chudoba w zaniku,
Niech wspomina mnie, błogosławiąc pamięć o swoim
zwierzchniku.
795 Wszystko, co niegodnym uznasz dla twojego skarbca
wzrostu,
m Daj na domy dobroczynne albo na budowę mostów,
Nie skąp i rozdawaj moje skarby hojnie i po prostu!
Żeby płomień mój ugasić, któż prócz ciebie mi pozostał?
796 Odtąd więcej nie otrzymasz z mojej strony żadnych
wieści,
m Że powierzam tobie duszę, niech ci korny list obwieści,
Diabeł sztuką nie pokona jej i nie zabierze części,
Przebacz, módl się za mnie, więcej list zmarłego nie
pomieści!
797 O Szermadyna cię błagam, co był mym oddanym sługą
—
d Bo rok ten, królu, dla niego goryczy znaczy się smugą —
Pociesz go twymi łaskami, do łask mych nawykał długo,
Nie dopuść, by z jego oczu łzy krwawe płynęły strugą.
798 Na tym się kończy testament, spisany mą własną dłonią;
d Mistrzu, z ciężarem na sercu odchodzę, gdzie losy gonią!
Nie bolej i nie przywdziewaj żałoby, ja nie dbam o nią,
Pozostań w szczęściu, wrogowie niech zadrżą przed twoją
dłonią!"
799 Gdy skończył, testament wręczył Szermadynowi, by
sprawy
d Mądrze przedstawił królowi, mówiąc: „Nie żywię obawy
Żeby ktoś więcej w usługach posiadał od ciebie wprawy"
Objął go, aż się rozpłakał, a łzy miały kolor krwawy.
XXXIII MODLITWA AWTANDYLA
800 Modlił się: „Boże Najwyższy, o Panie ziemi, niebiosów,
d Który nas darzysz łaskami, to znów nie szczędzisz nam
ciosów,
Niewysłowiony, moc wszelka ma posłuch dla twego głosu,
Władasz nad namiętnościami, jak je uśmierzyć — wskaż
sposób,
801 Błagam, Boże, który rządzisz na równinie i wyżynie!
m Ty stworzyłeś miłość, prawa jej ustalasz ty jedynie.
Świat rozłączył mnie z mym słońcem, piękną gwiazdą w mej
dziedzinie,
Nie wykorzeń uczuć sianych przez miłości mej sprawczynię.
802 Władco mój, co nie pozwalasz mieć przed sobą innych
panów,
m Panie szlaków i bezdroży, Boże cisz i huraganów,
Broń od burzy i martwoty, od śmiertelnych i szatanów.
Jeśli życie mi ocalisz, będę sługą Twoich planów".
803 Po modlitwie dosiadł konia, potajemnie minął bramy,
m Szermadyna zaś odesłał, biedak łzom otworzył tamy,
Łkał i szarpnął pierś, na skałach zostawały krwawe plamy;
Gdy patrona traci wasal, jaką mu pociechę damy?!
XXXIV KRÓL ROSTEWAN DOWIADUJE SIĘ O
POTAJEMNYM ODJEŹDZIE AWTANDYLA
804 Inną powieść rozpoczynam, Awtandyla śledząc w
drodze. —
m Dnia owego nie przyjmował król Rostewan gniewny
srodze;
Rano chmurny wstał, wzburzeniu, ogniem zionąc, puścił
wodze*
I wezyra kazał przyzwać, który bladł w śmiertelnej trwodze.
805 Gdy zobaczył, że do sali wchodzi wezyr tracąc śmiałość,
m Rzekł Rostewan: „Nie pamiętam, co mi wczoraj
powiedziałeś.
Z trudem spokój odzyskałem, tak mnie wczoraj
rozgniewałeś,
Przeto tak cię wyłajałem, choć znam twego serca stałość.
806 Może pomnisz, czego chciałem, za com ciebie tak
znieważał?
m Słusznie mędrcy powiadają: «Siecią nieszczęść jest
obraza».
Nigdy już tak nie postępuj i na swoje dobro zważaj.
Więc wyjaśnij mi dokładnie to, coś wczoraj mi przekazał".
807 Wezyr to samo, co wczoraj, wyłożył mową obfitą.
d Król, wysłuchawszy, przekazał odpowiedź krótką, nie
skrytą:
„Jeżeli nie oszalałeś, jestem żydowskim lewitą!
Całkiem się ciebie wyrzeknę, gdy jeszcze powtórzysz mi to".
808 Gdy wezyr szukał rycerza, z czego nie przyszła
pociecha,
d Słudzy ze łzami donieśli, że potajemnie odjechał;
Rzekł wezyr: „Już do pałacu więcej nie pójdę i niechaj
Rzecz donieść kto chce się waży, ja dalszych poselstw
zaniecham".
809 Skoro wezyr nie przychodził, umyślnego władca posłał.
m Ten, stwierdziwszy, co się stało, nie śmiał z wieścią wejść
rzecz prosta.
Podejrzenia to wzbudziło, dziesięćkrotnie wzrosła troska,
Rzekł: „Najpewniej zbiegł ten, który przeciw stu by sam się
ostał!"
810 Ze spuszczoną głową dumał, ciężar mu nie spadał z
serca,
m Westchnął, podniósł się i krzyknął słudze: „Niech ten
przeniewierca
Tutaj stawi się natychmiast, sprowadź go, niech rzecz
potwierdza!"
W drodze do pałacu wezyr bladł, strach niemal go uśmiercał.
811 Gdy wkraczał znowu do sali, przybite smutkiem miał
lica.
d Spytał król: „Czyż ubyło nam słońce wzorem księżyca?"
Wezyr wyjawił, co wiedział, odkryła się tajemnica:
„Słońce przestało nam świecić, pogoda już nie zachwyca".
812 Słysząc to zakrzyknął władca zdjęty żalem i rozpaczą;
m Lamentował: „O mój synu, już cię oczy nie zobaczą!" —
Drapać twarz i szarpać brodę ku zdumieniu widzów zaczął
—
"Gdzieżeś teraz, gdzież kolumny światła drogą twoją
znaczą?!
813 Nie wezmą cię za biedaka, dopóki na karku głowa,
d Lecz cóż ja czynić mam, synu, gdy w domu ból
zapanował!
Tyś mnie uczynił sierotą, po cóżem ciebie wychował?
Dopóki cię znów nie ujrzę, na żale nie znajdę słowa!
814 Kiedyż ujrzę, jak powracasz z łowów, tchnący
wesołością,
m Jak olśniewasz przy grze w piłkę swą zwinnością i
pięknością?
Nie usłyszę twojej mowy, żeby się nacieszyć dość nią.
Odtąd cóż uczynię z tronem oraz całą moją włością?
815 Byś umarł w podróży z głodu, o to nie boję się raczej,
d Nakarmią cię łuk i strzały, któż by śmiał myśleć inaczej,
I może Bóg miłosierny uciszy twoje rozpacze,
Ale jeżeli ty zginiesz, synu, któż po mnie zapłacze?!"
816 Gdy się wiadomość rozeszła, moc ludzi się zgromadziło,
d W pałacu dworacy brody szarpali, z niemałą siłą
Strzępiąc je, a tak się tłukli po głowach, że słychać było.
Wołali: „O my nieszczęśni, już słońce nas opuściło!"
817 Zobaczywszy dostojników rzekł król dając upust jękom:
m „Spójrzcie, już naszego słońca nas promienie nie
dosięgną!
Za grzech jaki, jaką krzywdę odszedł, skąd nie wróci prędko!
Kto te wojska poprowadzi, które miał pod swoją ręką?!"
818 A kiedy się wypłakali już wszyscy tam należycie,
Król spytał: „Czy sam odjechał, czy towarzyszy miał w
świcie?"
Wasal Szermadyn się zjawił w nie lada strachu i wstydzie,
Przedstawił testament płacząc, męczarnią mu było życie.
819 Rzekł: „Znalazłem ten testament, który w jego był
sypialni.
m Z głów i z bród tam rwali włosy słudzy wznosząc płacz
błagalny,
Potajemnie sam wyruszył, chciał, by z nim nie jechał w dal
nikt.
Zabijając mnie postąpisz słusznie, życia już nie żal mi!"
820 Odczytawszy ten testament łkali, po czym tymi słowy
m Król się ozwał: „Niechaj wojsko szat zaniecha
kolorowych,
Niech się zań pomodlą biedni i sieroty oraz wdowy,
By mu Bóg poszczęścił w drodze i powrócił do nas zdrowy!"
XXXV WYPRAWA AWTANDYLA NA POWTÓRNE
SPOTKANIE Z TARYJELEM
821 Gdy od słońca się oddala, księżyc wchodzi w jasną
pełnię,
m Gdy przybliża się, zamiera, od promieni jego blednie,
Ale róża z braku słońca traci barwę, schnie i więdnie,
Gdy nie widać ukochanej, w smutki wpada się poprzednie.
822 Zaczynam teraz opowieść, co z Awtandylem się stało:
d Wędrował z zarzewiem w sercu, a łez mu nie ubywało,
Co rusz oglądał się modląc, by słońce słońcem zostało,
A gdy odrywał spojrzenie, zatracał świadomość całą.
823 Nie mógł poruszyć językiem, z pamięci myśli uciekły,
d Łzy z oczu niepowstrzymane jak nurt Tygrysu mu ciekły,
Czasem spoglądał za siebie, czym żal uśmierzał przewlekły,
A kiedy konia przynaglał, nie widział, gdzie gna jak
wściekły.
824 Rzekł: „Ukochana, kto w dali od ciebie zmilknie, ten
podły,
d Serce do ciebie wracało, gdy myśli ku tobie wiodły,
Znów pragnę ciebie zobaczyć przez łez z mych oczu zdrój
szczodry,
Wielbiciel winien jak może składać kochance swej hołdy.
825 Co czynić mam, nim cię ujrzę, i jakże być mi
szczęśliwym?
d Zabiłbym się, gdyby nie to, że smutek by cię okrywał
Na wieść żałobną, że nie ma już więcej mnie pośród żywych,
Zaiste, oczy wypłaczę, póki w tej głuszy przebywam.
826 O słońce, które uznają za obraz słonecznej nocy*,
d Jedności jedni z jedynym, co wiecznotrwałe się toczy,
A w każdej chwili niebieskie ciała słuchają twej mocy,
Nie zmieniaj przeznaczeń, póki jej nie zobaczę na oczy!
827 Filozofowie cię dawni za obraz Boga uznali,
d Przyjdź mnie z pomocą, jeńcowi, skutemu w łańcuch ze
stali!
Kryształu z rubinem szukam, a nie zachowam emalii,
Niegdyś nie znałem spokoju przy niej, a teraz w oddali!"
828 Płakał i spalał się, tajał jak świece pod płomieniami,
d Śpieszył się, przed opóźnieniem dręczony był obawami,
Z nastaniem nocy zachwycał się wschodzącymi gwiazdami,
Przyrównywając je do niej, przemawiał do nich słowami.
829 Przemawiał tak do księżyca: „Zaklinam cię w imię
Boga,
d Ty, który sprawiasz, że miłość midżnurom bywa tak sroga,
Który na takie cierpienia użyczasz leku z wysoka,
Spraw, by do pięknej z oblicza jak ty przywiodła mnie
droga!"
830 Nocą się cieszył, dniem smucił i czekał zachodu słońca;
d Przy rzekach się zatrzymywał, patrzył, jak woda się zmąca,
Z nią się mieszała krew strugą z jeziora łez spływająca,
Znowu dosiadał rumaka i ruszał w drogę bez końca.
831 Topoli przyrównywany lamenty snuł pustelnicze.
d W dolinie przy skałach ubił i upiekł sobie kozicę:
Podjadł i ruszył z marsowym sercem, słonecznym obliczem,
Mamrocząc: ,,Straciłem różę, trawią mnie teraz gorycze!"
832 Nie potrafię słów powtórzyć wygłaszanych przez
rycerza,
m Jak przemawiał, lamentował, widok był wspaniały,
wierzaj,
Paznokciami szarpiąc róże siwych policzków krwią
oświeżał.
Kiedy wreszcie ujrzał grotę, ucieszony ku niej zmierzał.
833 Ledwie go ujrzała Asmat, już wybiegła na spotkanie
m I nie mogła zebrać myśli łącząc łzy z uradowaniem,
Rycerz z konia zsiadł, w objęcia chwycił ją z pocałowaniem,
Gdy się zjawi gość czekany, sprawia szczęście niezrównane.
834 Rycerz zapytał dziewicy: ,,W jakiej twój pan teraz
stronie?"
d Mogłaby struga dziewiczych łez morskie nasycić tonie.
Odpowiedziała: „Gdyś odszedł, obrzydło mu to ustronie,
Wyruszył, znikł z moich oczu i słuch zaginął już o nim".
835 Rycerz się zasmucił, jakby w serce grot mu kto
skierował.
m Do dziewicy rzekł: „Mężczyzna, siostro, tak się nie
zachowa.
Skoro ja go nie zawiodłem, czemu zawód mi zgotował?
Niemożliwą rzecz mi przyrzekł, po czym nie dotrzymał
słowa!
836 Bezeń pobyt na tym świecie jest już dla mnie bez
znaczenia,
m Jak mógł o mnie tak zapomnieć? Jak nie umiał znieść
cierpienia?
Jak on śmiał i jak się ważył nie dotrzymać przyrzeczenia?
Ale czy mam złu się dziwić pisanemu w przeznaczeniach!"
837 Znów powie dziewica: „Słusznie bolejesz jak najgoręcej,
d Ale nie uroń tej prawdy, której ci tu nie oszczędzę:
Czyliż nie trzeba mieć serca, by zostać wiernym przysiędze?
On stracił serce, prócz końca dni swoich nie chce nic więcej.
838 Z sercem świadomość i rozum wspólna zależność
zespala:
d Ono im drogę wskazuje, ono dążenia wyzwala;
Człowiek bez serca nie człowiek, od ludzi trzyma się z dala.
Nie możesz sobie przedstawić, jakim płomieniem się spala.
839 Gdy cię przyjaciel opuścił, masz rację do skarg niemałą,
d Ale jak tobie, mądremu, opowiem, co się z nim stało?
Język zdrętwieje i przyschnie, a serce będzie bolało:
Wiem to, zrodzona do nieszczęść, kogo me oko widziało.
840 O męce podobnej dotąd nie było w żadnej powieści,
d Nie tylko ludzie, kamienie zadrżałyby z tej boleści,
Łzy, co mu z oczu wyciekły, Tygrysu nurt ledwie zmieści.
Nietrudno w nie swojej wojnie być mądrym, sam rozum
wieści.
841 Kiedy odchodził w gorączce, miałam pytanie
najprostsze:
d «Co zrobi Awtandyl, gdy wróci, mów jego przybranej
siostrze?»
«Niech niegodnego odszuka i, gdzie przytaję się, dotrze,
Zostanę w tej okolicy, by słowa dotrzymać» — odrzekł.
842 «Przysięgi mej nie naruszę, nie złamię danego słowa,
d Doczekam terminu, który wytycza nasza umowa;
Jeśli mnie znajdzie martwego, niechaj mnie godnie pochowa,
A niech go wprawi w zdumienie, jeżeli życie zachowam! »
843 Od tego czasu mi słońce za wzgórz się skryło zakola;
d Łez tylko strugi wylewam zraszając nimi w krąg pola,
Od westchnień nieustających słabnie mi rozum i wola,
Już o mnie śmierć zapomniała, widocznie taka jest dola!
844 W Chinach na skale wyryte widnieje wskazanie srogie:
d «Kto przyjaciela nie szuka, ten sam dla siebie jest
wrogiem».
Który ćmił róże i fiołki, stał się szafranem ubogim.
Szukaj, jeżeli chcesz szukać, dowolną wybieraj drogę".
845 Rycerz rzekł: ,,Masz rację ganiąc moje niezadowolenie,
m Ale osądź, jak mu służę, ja podobnej sprawy jeniec!
Biegłem z domu na spotkanie, jak do źródła mkną jelenie,
Chcę go znaleźć błądząc w polach, gdzie prowadzi mnie
wspomnienie.
846 Rubinową perłę krytą kryształowej muszli blaskiem
m Porzuciłem wbrew pragnieniom jej i mym pragnieniom
własnym,
Zasmuciłem równych Bogu potajemnym swym odjazdem,
Wprowadziłem w serca zamęt w odpowiedzi na ich łaskę.
847 Mój z Bożej łaski suweren, krzewiciel życia najwyższy,
d Prószący śniegiem dobrodziejstw, ojcowsko
najmiłościwszy
Przeze mnie jest zapomniany! Zdradziłem go porzuciwszy.
Nie oczekuję niczego od Boga, aż tak zgrzeszywszy.
848 To wszystko postanowiłem dla niego poświęcić, siostro,
d Dążyłem tu dniem i nocą, wędrując drogą nieprostą,
A ten, czyj ogień mnie trawi, gdzieś zniknął. To rani ostro
I siedzę tutaj płaczący z obliczem porytym troską.
849 Siostro, na rozmowę dłuższą czas już nie pozwala. Jadę,
m Nie żałując, co się stało, zastosuję mędrców radę;
Ruszam, będę jego szukał, znajdę albo trupem padnę.
Skoro tak mi już pisane, Bogu w uszy skarg nie kładę!"
850 Nie powiedział więcej słowa. Z płaczem ruszył w drogę.
Minął
m Skały, przebył rzekę, wjechał przez zarośla na równinę,
Wiatr stepowy zmroził różę, co barwiła się rubinem.
„Czemuś zesłał mi męczarnie?" Skarżył się na los jedynie.
851 Mówił: „Boże, czym zgrzeszyłem wobec ciebie, o
Wszechwładny,
m Czemuś dał mi dożyć chwili, gdy przyjaciół nie ma
żadnych?
Sam za dwóch się troszcząc jestem jak w potrzasku
niezaradny.
Nie żal umrzeć mi, niech własna krew na moją głowę
spadnie!
852 Uderzając róż bukietem zranił serce mi przyjaciel.
m Za przysięgę dotrzymania jakąż miarą się odpłacił?
Zwodny świecie, z nim w rozłące moje życie jaki ma cel?
Jakaś inna nowa przyjaźń wiodłaby ku czci utracie".
853 Po czym tak sobie powiedział: „Niech głupcy od smutku
giną.
d Jaką to korzyść przyniesie, że łzy po policzkach płyną?
Lepiej rozsądnie wybierać niemylną drogę jedyną:
Teraz odszukać mam słońce smukłością podobne trzcinom".
854 Wyrusza rycerz tropiciel ze strugą łez tryskającą,
d Szuka, przyzywa i woła zuchwale i dniem, i nocą;
Przez trzy dni mnóstwo parowów, zarośli, lasów obchodząc,
Nic nie odnalazł, pochmurny błądził, nie wiedząc sam po co.
855 Mówił: „Boże, czym zgrzeszyłem i czym ciebie
zagniewałem,
m Czemuś dał mi tego dożyć, z jaką karą się spotkałem?
Rozsądź, Sędzio, i wysłuchać racz modlitwy mej wytrwałej:
Skróć dni mego życia, przemień w radość to, co
wycierpiałem!"
XXXVI AWTANDYL ODNAJDUJE OSZALAŁEGO
TARYJELA
856 Popłakując blady rycerz dotarł, skąd się rozprzestrzenia
m Widok na dolinę, w której nie brak słońca ani cienia,
Tam koń kary rozuzdany dał mu powód przypuszczenia,
Że właściwy trop. Rzekł sobie: ,,Gdzieś on tu jest bez
wątpienia".
857 Na rumaka widok serce mu zabiło i spogodniał,
m A tysiącokrotna radość poruszyła jego do dna;
Błysła róża, kryształ, agat, każde barwą, co ich godna,
I, nie tracąc z oczu konia, jak wichura na dół pognał.
858 Kiedy ujrzał Taryjela, aż się przeląkł nie na żarty:
m Ten jak bliski śmierci siedział, w rysach smutek trwał
uparty,
Rozczochramy włos na głowie, szaty, kołnierz miał rozdarty,
Nie odczuwał nic, przekroczył miedze, w których świat
zawarty.
859 Po jednej stronie lew leżał zabity i miecz skrwawiony,
d Po drugiej tygrys bez życia na ziemię też powalony;
Łzy gorzkie z oczu rycerza płynęły zdrojem zmąconym,
Przed ogniem pożerającym nie było sercu obrony.
860 Był całkiem jak bez pamięci, nie zdołał podnieść
powieki,
d Śmierć się do niego zbliżała, męka znikała na wieki,
Awtandyl doń po imieniu w nadziei zbudzenia rzekł, i
Gdy ten nie posłyszał, podszedł jak brat dla bratniej opieki.
861 Łzy otarł mu własną ręką, osuszył oczy rękawem,
d Siadł przy nim, znowu przemówił: „Nie widzisz na dobrą
sprawę,
Że jestem Awtandyl, który dla ciebie podjął wyprawę?"
Z mgłą w oczach oszołomiony Taryjel nie słyszał nawet.
862 Wszystko tak było, jak teraz podaję w sposób dokładny:
d Przywołał do przytomności, osuszył łzy, które spadły.
Gdy ten go poznał, całował w objęciach trzymając bratnich.
Że im podobnych nie było, niech świadczy Pan Bóg
Wszechwładny.
863 Wreszcie ozwał się Taryjel: „Nie zdradziłem ciebie,
bracie,
m Żywym widzisz mnie, przy słowie danym tobie trwam
uparcie,
Zostaw mnie, do śmierci będę łkał przy zmysłów mych
utracie,
Ale błagam cię, pochowaj, nie daj zwierzom na pożarcie".
864 Rycerz odrzekł: „Czemu w głowie twojej myśl fałszywa
błyska?
m Któż midżnurem nigdy nie był, nie znał żaru paleniska?
Lecz któż inny tak postąpi, w kim człowiecza tli się iskra?
Czemu siebie sam zabijasz, by twą duszę szatan zyskał? 865
Gdy masz rozum, zapamiętaj, w czym są zgodni wszyscy
mędrce:
m Nie przystoi płacz mężczyźnie, winien się wykazać
męstwem,
W przeciwnościach jak dom krzepki obmurować wiedzą
wnętrze,
Zadufanie w swym mniemaniu do nieszczęścia wiedzie
wprędce.
866 Jesteś mądry, ale na nic są dla ciebie mędrców rady,
m Cóż osiągniesz, kiedy wokół tylko zwierząt masz
gromady?
Gardząc światem, w rezultacie ukochanej zgubisz ślady.
Po co jątrzyć ranę, po co na łeb zdrowy kłaść okłady?
867 Kto nigdy nie był midżnurem i kogo to nie spalało?
d Któż cierpień nie zaznał, po kimś nie tęsknił istotą całą?
Cóż w tym dziwnego i czemu twa dusza opuszcza ciało?
Czy nie wiesz, że zerwać róży bez kolców się nie zdarzało!
868 Ktoś zapytał róży: «Czemu masz oblicze takie piękne,
m A zarazem ranią kolce, gdy po ciebie dłonią sięgnę?»
Rzekła: «Żeby podnieść wartość, utrudnienia są niezbędne,
Tańsze niż suszony owoc piękno, kiedy jest dostępne».
869 Jeśli róża, choć bezduszna i nieczuła, to odgadła,
m Czyja dusza zazna szczęścia, nim się cierpień nie najadła?
Czy słyszane, żeby było niezłośliwe dzieło diabła? Czemu
klniesz na świat mniemając, że twa dola bezprzykładna?!
870 Posłuchaj mnie, dosiądź konia, wyjedźmy z tego ostępu,
d Pomysły i zamierzenia ostrożną rozwagą skrępuj,
Czyń przeciw swoim odruchom, zachciankom nie daj
przystępu,
Nie radziłbym ci fałszywie, nie podejrzewaj podstępu".
871 Taryjel rzekł: ,,W odpowiedzi z trudem się język
poruszy;
d W zapamiętaniu sił braknie, by mowę przyjęły uszy;
Jak lekkie ci się wydają cierpienia przybitej duszy!
Na szczęście już śmierć się zbliża, okowy doczesne kruszy.
872 Konam z modlitwą, przy której wydaje się język niemy,
d Byśmy na świecie się tamtym spotkali tu rozłączeni,
Gdy ku radości wzajemnej tam znowu się odnajdziemy,
Pogrzebcie mnie, przyjaciele, na trumnę rzućcie garść ziemi.
873 Zakochanych jak rozłąka skłonić nie ma do rozpaczy!?
m Idę ku niej, potem do mnie ją idącą tam zobaczę,
Gdy spotkamy się, zapłacze ona i ja też zapłaczę.
Stu się ludzi poradź, ale słuchaj swego serca raczej.
874 Jednak wiedz o tym, co w oczy mówię ci prosto i
twardo:
d Zostaw mnie teraz w spokoju, już jestem pod śmierci
wartą.
Na cóż jest martwy? A komu szaleńca zachować warto?
Odchodzę stąd i już bramę w dziedzinę dusz mi otwarto.
875 Nic nie rozumiem, co mówisz, słuchać się nawet nie silę.
d Śmierć krąży nad oszalałym, a życie trwa tylko chwilę,
Sens bytu mi się przedstawia, jak nigdy bardziej zawile,
Odejdę tam, gdzie łzy moje rozproszą się w ziemskim pyle.
876 Któż mądry? Co mądre? Na cóż mądrość szalonym się
nada?
d Gdybym mógł myśli pozbierać, przydałaby się porada.
Gdy różę słońca pozbawisz, uwiędnie wnet i opada.
Nie dręcz mnie, zostaw w spokoju, gdy rozpacz nade mną
włada".
877 Awtandyl znowu tłumaczyć zaczął na różne sposoby:
d Śmierć nie przyniesie korzyści, głupotą nazwano to by,
Fałszywa to droga, nie bądź wrogiem swej własnej osoby".
Ale żadnego posłuchu dla słów daremnych nie zdobył.
878 Wreszcie odrzekł; „Skoro słowom mym opierasz się
bezwzględnie,
m Nie chcę strzępić już języka, który dotąd działał błędnie,
Jeśli śmierć wybrałeś, konaj, niech więdnąca róża zwiędnie!
Jednak dla mnie zrób cokolwiek" — błagał go do łez
namiętnie.
879 „Rzuciłem kryształ i różę, którą częstokół osłania
d Włosów jak agat indyjski. Odszedłem precz bez wahania,
Król mię nie zdołał zatrzymać mimo ojcowskie wezwania,
A ty mnie odtrącasz; nawet pociechy los mi zabrania.
880 Nie odsyłaj mnie w rozpaczy, jedno chociaż spełń
pragnienie,
m Dosiądź konia, niech, jak jedziesz wierzchem, ujrzę i
docenię,
Może wtedy mi ustąpi dziś ciążące mi strapienie.
Wtedy pójdę, sam zostaniesz i wykonasz zamierzenie".
881 Błagał: ,,Siądź na koń!", ośmiokroć prośby ponawiał
zawzięcie.
d A dobrze go znając wiedział, że smutek ulotni się w pędzie,
Agaty oczu się zmrużą, trzcina giętkości nabędzie.
Aż mu przywrócił nadzieję i spowodował ocknięcie.
882 Już przytomniej rzekł Taryjel: „Jadę, przywiedź mi
rumaka".
m Podał konia mu Awtandyl, bacząc, żeby zbyt nie skakał;
Ruszył w pole z nim, pozwolił, by kołysał koń junaka,
Jakiś czas jechali, wiemy, jak orzeźwia jazda taka.
883 Jak mógł, starał się rozerwać zajmującą go rozmową,
m Rozchylając usta, które miały barwę purpurową,
Starców słuch na te wywody mógł odmłodzić się na nowo;
Aż pogodził go z cierpieniem, dzięki pełnym pociech
słowom.
884 Gdy uzdrawiacz smutków spostrzegł, że tamtemu
niemoc prysła,
m Twarz, co róże przypomina, niewymownym szczęściem
błysła.
Lekarz zdrowych na umyśle i tych, którzy nie przy zmysłach,
Rzekł przytomnie temu, co miał nieprzytomną rzecz w
zamysłach.
885 Gdy zaczęła się rozmowa, tak Awtandyl rzekł bez osłon:
m „Pozwól o rzecz pewną spytać — tajemnicę jedną odsłoń:
Naramiennik tej, przez którą krwawisz raną dziś miłosną,
Czy dość cenisz? Powiedz, spokój to by duszy mej
przyniosło".
886 Odrzekł Taryjel: „Ten przedmiot zestawić się nie da z
niczym!
d On moim życiem, on moim westchnieniom dostarcza
przyczyn,
Przy nim świat z wodą i ziemią dla mnie się całkiem nie
liczy.
Słuchanie, czego się nie chce, gorszy ma smak od goryczy".
887 Awtandyl na to: „Liczyłem na taką właśnie odpowiedź,
d Lecz nie myśl, że twoim słowom przytaknę, o tym się
dowiedz:
Ważniejsze nie stracić Asmat, niż bransoletę zachować,
Nie chwalę wyboru, który wiedzie na błędny manowiec.
888 Masz naramiennik ze złota, to dzieło złotników proste.
d Bezduszne, nieme, nieczułe, na bóle najbardziej ostre,
A za nic masz Asmat, osądź, czy słusznie ma znosić los ten?
—
Biedaczka widziała Nestan, i masz w niej przybraną siostrę.
889 To wasza jest pośredniczka i twoja siostra przybrana,
d Urządzająca spotkania wasze i wam zaufana,
Piastunka wypiastowana, do Nestan tak przywiązana,
I tyś ją, biedną, porzucił? To czyn rycerza i pana!?"
890 Tamten znów oświadczył: „Wszystko, coś powiedział,
prawda święta:
m Godna troski Asmat, która na mnie patrząc ją pamięta;
Już nie chciałem żyć, zdążyłeś zgasić szał, co mnie opętał.
Chodźmy do niej, chociaż jeszcze moja głowa jak
wstrząśnięta".
891 Uzyskawszy zgodę rusza już Awtandyl z amirbarem.
Nie potrafiłbym należnych pochwał znaleźć na ich miarę.
Zęby ich jak perły, usta — róż rozkwitłych tworzą parę.
Żmiję z nory wyprowadzi język słodkiej mowy czarem.
892 Wiedząc to Awtandyl rzecze: „Dałbym wszystko, rozum
z duszą,
m Bylem wiedział, że zamiary samobójcze cię nie skuszą.
Ale z nauk najmądrzejszych głuchy korzyść ma niedużą —
Są jak skarby zakopane, co nikomu już nie służą.
893 Bólu, który cię przepełnia, bezcelowy żal nie zmienia!
m Czy ty nie wiesz, że nie umrze nikt bez woli
przeznaczenia?
Trzy dni słońca wyczekując wytrwa róża bez promienia.
Traf, porażka czy zwycięstwo są z Boskiego przyzwolenia".
894 Odpowiedział mu Taryjel: „Warta świata ta nauka,
m Mądry ma wskazówki w cenie, tylko głupi rad nie szuka,
Co mam czynić? Jak pokonać skrajną rozpacz, to mi sztuka!
Że podobne utrapienie znasz — twa rada nie oszuka.
895 Wosk roztapia się na ogniu i płomienia mu dodaje.
m A zaś woda gasi ogień i do wosku nie przystaje;
W tym innemu się współczuje, co samemu się doznaje,
Czemuś ty od razu nie zgadł, jak mi moje serce taje?"*
XXXVII OPOWIADANIE TARYJELA O TYM, JAK
ZABIŁ LWA I TYGRYSICĘ
896 Opowiem teraz dokładnie, jakie tu zaszło zdarzenie,
d A potem w mądrym swym sercu rzecz poddasz słusznej
ocenie;
Oczekiwanie na ciebie przygniotło ciężkim strapieniem,
Nie mogłem wytrzymać w grocie, ruszyłem konno w
przestrzenie.
897 Przejechawszy trzcin zarośla aż po skraj górskiego stoku
m Lwa ujrzałem z tygrysicą, z sobą w parze, bok przy boku;
Jak w igraszkach się wabiły, zaczajały się do skoku,
Aż tu nagła waśń zwierzęca obudziła mój niepokój.
898 Czułość w walkę się zmieniła, jak zwaśnieni zalotnicy
m Na śmiertelny cios nie bacząc wściekle się zaczęły bić, i
Pierzchła ona jak kobieta, kiedy lęk ją nagły chwyci.
Lew rozpoczął pogoń śladem przepłoszonej tygrysicy.
899 Postępek ten potępiając do lwa krzyknąłem: «Szaleńcze,
d Dlaczego ranisz kochankę? Haniebnie to i niewdzięcznie!
»
Rzuciłem się z gołym mieczem, cios wymierzony był
zręcznie.
Zwaliłem go ciosem w głowę, zwalniając z ziemskich
udręczeń.
900 Rzuciwszy miecz, tygrysicę chwyciłem w czułe objęcia,
d Dla tej, co spala mnie ogniem, jej przekazując zaklęcia,
Lecz ona z rykiem wraziła we mnie pazury zwierzęcia,
Nie wytrzymałem i w szale zabiłem ją bez mrugnięcia.
901 Gdy nie dały się okiełznać tygrysicy wściekłe bunty,
m Z całej siły nią grzmotnąłem o ziem, wpadłszy w szał
okrutny,
Nagle sobie przypomniawszy o mej z ukochaną kłótni
Chciałem się pożegnać z życiem. Dziwisz się, że jestem
smutny?
902 Oto, bracie, jest opowieść, z jakim się spotkałem losem,
m Nie dziw się stanowi memu, chyba życia już nie zniosę.
Rozłączyłem się z żywymi, śmierć nie bierze mnie pod
kosę".
To skończywszy rycerz westchnął i zapłakał wielkim
głosem.
903 Razem z nim Awtandyl płakał, w oczach potok łez
przybierał,
m Mówił: „Cierp, lecz nie umieraj, serca bardziej nie
rozdzieraj!
Bóg okaże miłosierdzie, choć doświadcza bólem nieraz,
Przedtem by nas nie połączył, gdyby chciał rozdzielić teraz.
904 Idą plagi za midżnurem, życiu kłody kładą w poprzek *,
m Lecz ten w końcu znajdzie ulgę, kto się wpierw bólowi
oprze;
«Miłość zbliża nas ku śmierci, zmusza się namęczyć dobrze,
Z uczonego czyni głupca, nieuczonych uczy mądrze»".
XXXVIII POWRÓT TARYJELA Z AWTANDYLEM DO
PIECZARY I CZEKAJĄCEJ NA NICH ASMAT
905 Wypłakawszy się, swe kroki skierowali do pieczary.
m Na ich widok wierna Asmat ucieszyła się bez miary,
Łkała drążąc łzami skały przy witaniu bratniej pary,
Całowali się, płakali, nie dawali oczom wiary.
906 Aż Asmat rzekła: „O Boże, którego potęga cała
d Nie da się słowem wyrazić, światłością słoneczną pała,
I rozum cię nie ogarnie, i każda miara za mała,
Że nie umarłam łzy lejąc za nich, niech będzie ci chwała!"
907 Taryjel powiedział: „Siostro, widziałaś, jak we łzach
tonę,
d Już taka dola — radości muszą być płaczem płacone,
To stare jak świat jest prawo, nie po raz pierwszy głoszone,
Współczuję tobie, choć w śmierci widzę przed bólem
obronę.
908 Z przytomnych kto, kiedy pragnie, wylewa wodę z
cysterny?
d Więc dziw, że sobie pozwalam na upływ łez niepomierny!
Zabija brak wody, zdroje niewyschłe płyną bez przerwy.
Stracona róża w rozkwicie! Strącane nizane perły!"
909 I Awtandyl także wspomniał swoje słońce miłowane,
m Mówił: „Luba, jak bez ciebie duch się z ciałem nie
rozstanie?
Gdy cię nie ma, moje życie budzi wciąż politowanie,
Gdybyż mógł ci ktoś powiedzieć o mych ogniach, mojej
ranie!
910 «Z zajściem słońca nie uwiędnę». — Czyżby róża
myśleć śmiała?
m Lub co spotka nas, gdy słońce będzie góra zakrywała?
Serce, dodaj mocy głowie i okrzepnij niby skała,
Może jeszcze ją zobaczysz, nie wypłaszaj duszy z ciała!"
911 Uspokojeni na duchu zmilkli, choć żar ich nie wystygł,
d Asmat za nimi do groty weszła w nastroju łez bliskim.
Tygrysią im pościeliła skórę jak dywan puszysty.
Obaj rozsiedli się na niej, przyjemnie gwarząc o wszystkim.
912 Raczyli się odpowiednio do pory pieczonym mięsem,
d Bez chleba był poczęstunek, z czar napełnianiem
nieczęstym *.
„Jedz", Taryjela prosili, lecz dania mu w gardle grzęzły,
Potrafił zaledwie przełknąć ważący coś drachmę kęsek.
913 Przyjemnie, kiedy człekowi człek miłe powiada rzeczy,
d Jeżeli słucha życzliwie, jeden drugiemu nie przeczy.
Z gorączki ogniem trawiącej rozmowa taka uleczy.
To wielka ulga się zwierzyć z tego, co serce kaleczy.
914 Całą noc spędziwszy razem owe lwy, ci bohaterzy,
m Rozmawiali z sobą, każdy się ze swoich zmartwień
zwierzył.
O świtaniu powtórzyli znów wymianę zwierzeń świeżych,
Utwierdzając słowem sojusz, co już przedtem ich
sprzymierzył.
915 Taryjel powiedział: „Na co te słowa płynące rzeką?
d Za to, coś dla mnie uczynił — Bóg cię otoczy opieką.
Wystarczy, że ci przysięgłem i byłem trzeźwy do tego,
Trzeba dochować przyjaźni, kiedy przyjaciel daleko.
916 Teraz wysłuchaj mej prośby, nie wzmagaj ognia
płomieniem;
d Ogarniający mnie pożar nie był krzesany krzemieniem,
Nie zgasisz go i sam spłoniesz, tych świata praw nie
odmienię,
Idź, powróć tam, gdzie przebywa twe słońce, siejąc
promienie.
917 Jest niełatwo mnie uzdrowić nawet temu, kto mnie
stworzył,
m Wiedzcie to, bo jak szaleniec błąkam się pośród bezdroży.
Przestrzegałem przedtem reguł, jakie rozum nam nałożył,
Przyszła kolej na nierozum, który moje głupstwo mnoży".
918 Awtandyl odrzekł: „Cóż mogę powiedzieć jaśniej i
prościej:
d Ty sam przytoczyłeś słowa pełne głębokiej mądrości.
Czyż zagojenie twej rany nie w Boga jest możliwości,
Który dał życie stworzeniom i siewcą jest roślinności?
919 I po cóż to było Bogu, dając wam takie postacie,
d Rozłączyć was raz na zawsze, byś łkał przy zmysłów
utracie?
Midżnura trapią nieszczęścia, rozważ to sobie, mój bracie,
Dech ze mnie chyba uleci, jeżeli się nie spotkacie.
920 Niegodzien miana mężczyzny, kto mężnie bólu nie
znosił,
d Kto ugiął się pod cierpieniem, nie zmilczał, lecz skargę
głosił.
Nie lękaj się, Bóg jest szczodry, choć skąpstwo na świecie
posiał,
Wysłuchaj, śmiem zauważyć, że kto nie słucha, ten osioł.
921 Zrozum to, co powiedziałem, niech wystarczy za
przestrogę;
m Z moim słońcem się rozstałem, żeby ku wam obrać drogę,
Oświadczyłem: «Gdy mam serce spopielone przez pożogę,
Jaka tobie ze mnie korzyść? Pójdę, i cóż dodać mogę!»
922 Rzekła: «Dzięki ci, że świecisz cnotą i odwagą
wszędzie,
m Pomoc jemu okazana dla mnie też przysługą będzie».
Odjechałem za jej wiedzą, trzeźwy, ale jak w zamęcie.
Gdybym teraz wrócił, powie, że mnie stawia w tchórzów
rzędzie.
923 Po co przedłużać rozmowę, lepiej wysłuchaj, co
powiem:
d Kto dokonywa dzieł trudnych, powinien mieć dobrze w
głowie;
Brak słońca czyni bezpłodnym uwiędłej róży pąkowie.
Jeżeli sam nie dasz rady, braterską pomoc stanowię!
924 Gdzie chcesz, przebywaj tymczasem, a z obyczajem
twym zgodnie,
d Jeżeli chcesz, czyń roztropnie, jeżeli chcesz —
nieroztropnie,
Lecz urodziwą posturę zachowaj z wdziękiem, i godnie,
Pokrzep się i nie umieraj, niszczącym się nie pal ogniem.
925 O nic więcej cię nie proszę: daj rok czasu na szukanie,
m A gdy zbiorę wieści, wrócę do tej groty na spotkanie.
Jako termin do powrotu róż wyznaczam rozkwitanie,
Niech ci widok róż sygnałem będzie jak psa ujadanie.
926 Jeśli termin ten przekroczę i nie wrócę do pieczary,
m Wiedz, że nie ma mnie wśród żywych i przeniosłem się na
mary.
Dla żałoby to niech będzie znak prawdziwie godny wiary.
Wtedy, jeśli chcesz, się raduj, jeśli chcesz — to płacz bez
miary.
927 Z tym wszystkim, co powiedziałem, niech się twój
umysł pogodzi!
d Porzucam ciebie i nie wiem, zginę na koniu czy w łodzi?
Mówię, nie jestem zwierzęciem, które bez słów się obchodzi,
Nie wiem, co Bóg da i niebo, gdy w wiecznym obrocie
chodzi".
928 Tamten orzekł: „Nie zadręczę już słowami cię wieloma,
m Także ty nie zechcesz słuchać, gdy rzecz długa, treść
znajoma;
Gdy przyjaciel się nie zgadza, zgódź się z nim, sens wielki to
ma,
W końcu każda zatajona rzecz okaże się wiadoma.
929 Gdy wnikniesz w to — pojmiesz, jakich powikłań otacza
krąg mnie.
d Jedno mi, czy się nie błąkać, czy dalej błąkać się ciągle;
Co przykazałeś, to spełnię, choć szał mój szczyty osiągnie,
Lecz cóż mam czynić, jeżeli czekanie zbyt się przeciągnie?"
930 Tak spotkanie się skończyło, zamienili przysiąg słowa,
m Siadłszy na koń, wyjechali, każdy zwierza ubił w łowach;
Powróciwszy zapłakali, żaden z nich łez nie żałował,
Myśl, że jutro się rozstaną, rozjątrzała ból od nowa.
931 Czytelnikowi tych wierszy niech łzą nabiegnie powieka!
d Co czynić ma serce, kiedy serca rozłąka serc czeka? *
Rozstanie się z przyjacielem zabójcze jest dla człowieka.
Kto tego nie zaznał, nie wie, jak na ten dzień się narzeka!
932 O świcie dosiedli koni. Kiedy żegnali dziewicę,
d Obu rycerzom i Asmat nabiegły łzami źrenice;
Jak łopocących sztandarów purpura padła na lice.
Te lwy, i przedtem zbieszone, biesiły się nieukrycie.
933 Wyszli z pieczary, w dal poszli, łzy wylewając obficie,
d Załkała Asmat: „Lwy, któż by opłakał was należycie!
Słońce przeziera i topi was niby gwiazdy w błękicie.
O biada, moja udręko, o biada, bolesne życie!"
934 Dzień z sobą spędzili, jadąc, rycerze ci nieodrodni,
d Dotarłszy do brzegu morza w miejscu na postój dogodnym;
W tę noc się nie rozłączali, zwierzając się z swoich ogni,
Płakali i rozpaczali, że rozstać się z sobą nie mogli.
935 Awtandyl do Taryjela przemówił: „Wyschły łez tonie,
d Czemuś się rozstał z Prydonem, który obdarzył cię
koniem?
Z nim można by coś przedsięwziąć ku twego słońca obronie,
Do niego więc ja się udam, wskaż, w której przebywa
stronie".
936 po Nuradyna-Prydona Taryjel Awtandylowi
d Opisał drogę słowami, jak da się najprawidłowiej,
,,Trzymając się brzegów morskich kierunek bierz ku
wschodowi,
Widząc go, o mnie opowiesz, ciekawy będzie tych nowin".
937 Ubitego kozła piekli w ogniu na wybrzeżu morskim,
m Pili, jedli tyle, ile przełknąć pozwalały troski;
Noc spędzili z sobą, leżąc pod osłoną drzew rozrosłych,
Bywa hojny, bywa skąpy ten zdradziecki świat łotrowski.
938 Obejmując się żegnali przed odjazdem wczesnym
świtem;
m Zmiękczy serca słuchających, co mówili sobie przy tym;
Diamentami roszą pola z oczu źródła łez obfite,
Długo trwali pierś przy piersi, obejmując się z zachwytem.
939 Z płaczem się rozstali drapiąc twarze, szarpiąc włosy w
strzępy,
m Jeden górą, drugi dołem odjechali przez ostępy.
Póki mogli siebie dojrzeć, krzykiem się żegnali smętnym.
Gdy ich ujrzy tak posępnych, nawet słońce się zasępi.
XXXIX ODJAZD AWTANDYLA DO PRYDONA
(Modlitwa do planet)
940 Świecie, kimżeś, co nam wróżysz, jakie twoje są
zwyczaje?
m Nieustannie jak ja płacze każdy, kto ci wiarę daje!
Poczętego gdzieś, gdzie zgubisz, w jakie zaprowadzisz
kraje?
Jednak o skazanych przez cię Bóg się troszczyć nie
przestaje.
941 Głosem do niebios opłakał Awtandyl brak Taryjela,
d Wołał: „Krwi znowu zdrój leję, który jej upływ
powiela.
Rozstać się trudno jest równie, jak trafić na przyjaciela.
Nie wszyscy ludzie jednacy, dystans ich wielki
rozdziela!"
942 Krwawymi łzami zwabione tłumnie szły za nim
zwierzęta.
d Paliła się żywym ogniem w sercu tęsknota zawzięta.
Zwidzenia go zamraczały, wciąż Tinatinę pamiętał:
W zarysie jej ust różanych nić pereł wpółodsłonięta.
943 Opadła zwiędnięta róża, zadrżała gałąź topoli,
d Kryształ z rubinem toczonym zmienił się w lazur
powoli.
Opierał się jeszcze śmierci, nie tracąc męstwa w niedoli.
Rzekł: „Czy mrok dziwi, gdym, słońce, porzucił cię z
własnej woli".
944 I zawołał tak do słońca: „Tyś obrazem Tinatiny,
m Jednakowo rozjaśniacie górskie szczyty i doliny.
Szalonemu wzrok radujesz i przykuwasz z tej przyczyny,
Ale czemu niespalone serce mam jak z chłodnej gliny?
945 Gdy jednego słońca zanik zimą wzmacnia mrozu
pęta,
m Ja, nieszczęsny, oba tracąc, jakżebym się nie zasępiał?
Tylko skały nic nie nęka, bo jest bólom niedostępna.
Nóż nie może ran zagoić, lecz rozjątrza i pogłębia".
946 W drodze wołał ku niebiosom na modlitwy
podobieństwo:
m „Mze * — wszechmocne Słońce, moc masz przed
mocami mieć pierwszeństwo,
Ty wywyższasz poniżonych, szczęściem wieńczysz za
męczeństwo,
Nie rozłączaj mnie z kochaną, dzień zwróć, nocy skończ
przekleństwo!
991 Zual * — dodaj, o Saturnie, łzy do łez, do cierni
ciernie,
m W mroku gęstym pogrąż serce, niech się przyozdobi
w czernie,
Niby osła mnie ciężarem strapień objucz niepomiernie,
Lecz jej powiedz: «Nie odtrącaj tego, który służy
wiernie!»
948 Musztar * — ty, Jowiszu, sędzio, w którym Boska
prawość gości,
m Wezwij serca na rozprawę, zbadaj siłę ich miłości,
Serca raz już zranionego nie rań znowu bez litości,
Utwierdź słusznym swym wyrokiem sławę swej
sprawiedliwości!
949 Marich * — walk planeto, Marsie, w bój na kopie
albo miecze
m Wzywam ciebie, niech strumieniem purpurowa krew
pociecze,
Ale powiedz mej królowej, że się z cierpień nie uleczę,
Póki w chłodnej samotności puste życie mi się wlecze.
950 Aspiroz * — planeto Wenus, ty miłości sojusznico,
m Perły zębów w ust koralu płomień w sercu moim sycą.
Dusz i ciał zawrotne piękno przekazujesz ty dziewicom,
Zwróć ku słudze posłusznemu litościwe swoje lico!
951 Otaryd* — planeto misji, z tobą zmówię się,
Merkurym,
m W moim jesteś położeniu, więźniu słońca, bądź mi
wtórem.
Z krwawych łez atrament uczyń, opisz ból mój liter
sznurem,
Ja, uschnięty niby trzcina, mogę być poręcznym piórem!
952 Mtware * — użal się, Księżycu, bo jak ciebie w noc
bezkresną
m Słońce mnie darzyło pełnią i przez słońce siły
sczezną,
Opisz jej udręki moje, jaką dolę mam bolesną,
Powiedz jej, by pamiętała: konam zniewolony przez nią.
953 Niech siedem planet potwierdzi świadectwem
budzącym wiarę:
d Mze, Zual, Musztar, Aspiroz, Marich, Otaryd i
Mtware,
Świadkowie pomykający nade mną nieba obszarem;
Może się od nich dowiedzieć, jakim spopielam się
żarem!"
954 Rzekł sobie w sercu: „Mazgajstwo nie daje korzyści
żadnej.
d Czemu chcesz skrócić swe życie? Czyżbyś pobratał się
z diabłem?
Doprowadzają do szału jej krucze włosy powabne.
Trudne jest cierpień znoszenie, ścierpienie szczęścia jest
łatwe.
955 Jeśli życia nie utracę, nie dam zgnębić się losowi,
m Jeśli słońce swe zobaczę, moja siła się odnowi".
Płacząc rycerz tak cudownie śpiewał, że aż słuchaczowi
Głos słowika mógł się wydać przy tym śpiewie głosem
sowim.
956 Chmara zwierząt zasłuchanych w krąg rycerza
otoczyła,
m Z wód kamienie wywołała czarodziejskiej pieśni siła.
Skarga stworzeń i żywiołów z jego skargą się złączyła,
Aż łez deszczem nieprzerwanym ziemia wokół się
zrosiła.
XL RZECZ O ODWIEDZINACH AWTANDYLA U
PRYDONA W SPRAWIE TARYJELA
957 Płacząc rycerz siedemdziesiąt dni przy morskich
jedzie brzegach.
m Wtem żeglarzy niespodzianie z dala pośród fal
spostrzega.
Gdy zbliżyli się, zapytał: „Ktoście, na odpowiedź
czekam,
Jak się zowie to królestwo, czyjej władzy lud podlega?"
958 Odrzekli mu: „O przepiękny z postaci tudzież
oblicza,
d Powiemy, choć dech zapiera rozmowa, która
zaszczyca:
Tu się od dziedzin tureckich Prydona kraj odgranicza,
Ten możny władca nas właśnie do swych poddanych
zalicza.
959 Nuradyn-Prydon jest królem, co naszą krainą włada,
d Pan mężny, szczodry, mocarny i konia zręcznie
dosiada.
Jego, pięknego jak słońce, nie zmoże przemoc ni zdrada,
On naszym jest suwerenem i światłem, co z niebios
pada".
960 Rycerz ozwał się: „O bracia, dobrą widzę w was
załogę,
m A waszego króla szukam, wskażcie mi do niego
drogę;
Mówcie, jak do niego trafię i jak prędko tam dojść
mogę?"
Marynarze szlak wskazali, postawiwszy na brzeg nogę.
961 Objaśnili: „Ta jest droga do Mulhazanzaru prosta,
m Tam przebywa król, którego łuk jest celny, klinga
ostra.
Starczy, o cyprysie kształtny, dziesięć dni, byś tam się
dostał,
Cudzoziemcze, jak w tuziemcach dla twej sprawy zapał
powstał?"
962 Rycerz odrzekł: „Aż dziw, bracia, czemu w takim
wy zachwycie,
m Czemu się spodobać mogły jak wybladła róża lice?
Niegdyś byłem nie znękany, jakim teraz mnie widzicie,
Wówczas oczy radowałem i upiększać mogłem życie".
963 Odeszli, rycerz ku nowym skierował swą drogę
dalom,
d Postura jego cyprysem, a serce szlachetną stalą,
W kłus płynny puścił rumaka, przyniosło to ulgę żalom,
Błysły narcyzy, łzy deszczem przemyły kryształ z
emalią*.
964 Kogo by spotkał na drodze, każdy pomocą mu
służył,
d Zbiegali się, by go ujrzeć, i zachwyt im oczy mrużył,
Ciężko im było go żegnać, puszczali go z trudem dużym,
Dawali mu przewodników, służyli radą w podroży.
965 Kiedy do Mulhazanzaru rychło długi szlak
przemierzył,
m Na równinie ujrzał oddział polujących tam żołnierzy,
Osaczywszy zewsząd pole, okrążyli jego też, i
Wypuszczali z krzykiem strzały, kosząc zwierza jak plon
świeży.
966 Nawinął się ktoś, więc zdołał zagadnąć go w
zadaniach paru,
d Zapytał: „Co tło za hałas, jaka przyczyna rozgwaru?"
Ten odpowiedział: „Nasz władca, Prydon król
Mullhazanzaru,
Wyruszył na polowanie z nagonką, stąd takie larum".
967 By do nich dołączyć, zdjęła rycerza ochota szczera.
d Ucieszył się. Jak opisać urodę mam bohatera!
Pobliskich jak słońce palił, mróz oddalonym doskwierał
Wydawał się trzciną giętką, patrzącym rozum odbierał.
968 Ponad samym środkiem wojska nagle się ukazał
orzeł;
m Rycerz konia spiął ostrogą i odważnie nań się złożył.
Wypuściwszy strzałę strącił ptaka, który spadł z
przestworzy.
Podbiegł, podciął orłu skrzydła i znów stopę w strzemię
włożył.
969 Ujrzawszy jego, łucznicy przerwali wnet strzał
miotanie,
d Krąg się rozerwał, podeszli patrząc na niego z
uznaniem,
Ze wszystkich stron obstąpili, niektórzy kroczyli za nim,
Ale nie mieli śmiałości zadać, kim on jest, pytania.
970 Było tam wzgórze na polu i Prydon znajdował się na
nim,
d Przy nim czterdziestu łuczników było, a sami wybrani.
Tam się skierował Awtandyl, z nim poszli wokół zebrani.
Prydon się zdumiał i zgniewał: „Co czynią moi
poddani?"
971 Prydon wysłał służącego: „Ruszaj, zobacz, co się
stało,
m Czemu pęka krąg nagonki, gna na oślep ciżbą całą?"
Sługa dotarł, ujrzał postać jako cyprys okazałą,
Stanął i wytrzeszczył oczy, mowę jemu odebrało.
972 Awtandyl wnet się domyślił: „To ktoś wysłany na
zwiady",
d Powiedział: „Swojego pana o mojej prośbie
powiadom:
Jestem wędrowcą tu obcym, rzuciłem swoją osadę,
Zbratałem się z Taryjelem, do ciebie w gościnę jadę".
973 Sługa powrócił do króla z potrzebną mu
wiadomością.
d Oświadczył: „Widziałem słońce świecące dzienną
jasnością,
Na jego widok, jak sądzę, mędrzec się żegna z
mądrością,
Pobratał się z Taryjelem, Prydona pragnie być gościem".
974 Słysząc imię Taryjela, Prydon poczuł się wzruszony,
m Łzy nabiegły mu do oczu, miał rytm serca
przyśpieszony,
Z rzęs się gęsty śnieg posypał, różę posrebrzyły szrony,
Z pozdrowieniem się zbliżali, powitalne śląc ukłony.
975 Na spotkanie to co prędzej Prydon zjechał z
wysokości,
m Rzekł na widok Awtandyla: „Czyż nie słońce tutaj
gości?"
Jeszcze więcej niż wysłannik znalazł pochwał w słów
hojności,
Obaj z koni zsiedli, obu popłynęły łzy z radości.
976 Nie zważając, że są obcy, dwaj objęli się mocarze,
m Każdy z nich drugiemu godny słów zachwytu się
okaże;
Łacno słońce zlekceważy, kto by przyjrzał się tej parze,
Zabij mnie, a nic takiego się nie znajdzie na bazarze.
977 Jakiegoż by się rycerza dało porównać z Prydonem!
d Jednakże przed Awtandylem z największym gnę się
pokłonem;
Nie widać gwiazd, gdy o wschodzie słońca zostają
przyćmione,
Świeca dniem światła nie daje, choć nocą świeci jej
płomień.
978 Siedli na koń, Prydon powiódł go w swój pałac
okazały.
m Polowanie się skończyło i zwierzęta spokój miały;
By zobaczyć Awtandyla, wojska tłumnie się zbierały,
Mówiąc: „Kto i jak powołał twór zaiste doskonały?"
979 „Wiem — do Prydona rzekł rycerz — żeś
niecierpliwy jest nowin,
d Chcesz wiedzieć, kim i skąd jestem, i czekasz, że ci
opowiem,
Od kiedy znam Taryjela, dlaczego bratem go zowię,
I on mnie bratem, choć zaszczyt przynosiłby wasalowi.
980 Jam Rostewana wasalem, z kraju Arabii
przybywam,
d Tam jestem wielkim spaspetem, Awtandyl ja się
nazywam,
Z możnego rodu, kształcony, jakbym był królem
prawdziwym,
Cześć wzbudzam, nikt się nie waży puszyć się przy umie
sprzeciwem.
981 Gdy pewnego razu konno król na łowy się
wyprawił,
m Zraszający łzami pola nam Taryjel się pojawił,
Nie chciał zbliżyć się na prośby, gdyśmy byli go
ciekawi,
Wzburzyliśmy się nie wiedząc, jaki ogień jego trawi.
982 Król w gniewie kazał żołnierzom, by za nim ruszyli
w pościg,
d Ale ten w walce natychmiast pokonał ich bez
trudności,
Spruł ducha jednym, a innym jak drzazgi zgruchotał
kości;
Że księżyc nie zmieni drogi, nabyliśmy wtedy pewności.
983 Król się porwał zagniewany, że go wojsko nie
pojmało,
m Dosiadł konia nieulękły i popędził cwałem śmiało.
Widząc, że to król, Taryjel schował swoją broń
wspaniałą,
Rumakowi puścił cugle, oko już go nie ujrzało.
984 Próżno szukaliśmy śladu, myśleliśmy, że jest
diabłem;
d Król zapadł w smutek, pożegnał się z napojami i
jadłem.
Nie mogłem się z tym pogodzić, że kim on jest, nie
odgadłem,
Ruszyłem w świat potajemnie, w poszukiwaniach nie
słabłem.
985 Przez trzy lata go szukałem, sen uciekał mi spod
powiek.
m W końcu na ślad wprowadzili przezeń ranni
Chatajowie.
Odnalazłem zwiędłą różę, jaką zdawał się ten człowiek,
Przyjął mnie, okazał miłość niby bratu i synowi.
986 W bitwie z krwi wielkim rozlewem pieczarę na
dewach zdobył,
d Tam z nim się Asmat znajduje i nie ma innej osoby;
Żar zadawniony go trawi bez przerwy przez wszystkie
doby,
Kto go opuścił, powinien głowę kryć barwą żałoby.
987 Ta dziewica, siedząc w grocie, łzami ból samotny
studzi,
m On zwierzynę dla niej łowi, jak lew dla swych lwiąt
się trudzi,
On, co miejsca nie zagrzeje, nieść jej jadła nie marudzi,
Nie chce z nikim się spotykać i prócz niej oglądać ludzi.
988 Zwierzenie się z tajemnicy zbliżyło z sobą nas obu,
d Mówił o sobie i o tej, dla której na wszystko gotów.
By jego męki opisać, język nie znajdzie sposobu,
Rozpacza, że tej nie ujrzy, która go wpędza do grobu.
989 Jak niepowstrzymany księżyc bez ustanku przez
świat goni,
m Nie zsiadając nigdy z konia, co go dostał z twojej
dłoni,
Mowy bliźnich nie chce słyszeć i jak zwierz od ludzi
stroni.
Biada temu, kto zań ginie, biada myślącemu o nim!
990 Los tego rycerza sprawia, że łzy gorącymi płaczę,
d Szalona wściekłość ogarnia, współczuje serce
bliźniacze,
Na morzach i lądach szukam leku na jego rozpacze,
Mych władców w smutku zastałem, wróciwszy z drogi
tułaczej!
991 Prosiłem, by mnie puścili, król się rozgniewał i
żalił!
d Żołnierzy swych porzuciłem, którzy mnie z płaczem
żegnali;
Zniknąwszy tajemnie, tamę stawiłem łez krwawej fali,
Szukam dla niego balsamu, wędrując tam i sam w dali.
992 On mi powiedział, jak było wasze braterstwo
zawarte,
d Patrząc na ciebie spostrzegam, że chwalił ciebie nie
żartem.
Jak mam to słońce w zenicie znaleźć, daj rady coś warte,
Radość widzącym ją z bliska, dalekim — serce
rozdarte".
993 Zgorączkowała Prydona ta Awtandyla przemowa;
d Zafrasowali się obaj, równy ich żal opanował,
Dręczą się serca, w pamięci Taryjel wstaje od nowa,
Gorący zdrój zrosił róże, próżno las rzęs go tamował.
994 Ogólny płacz wzniosło wojsko, polały się łzy
obficie,
d Jedni drapali policzki, inni zdzierali okrycie.
Po siedmioletniej rozłące Prydon przeklinał nieskrycie:
„Ach, fałsz i niestałość świata dwulicowego widzicie!"
995 Wołał Prydon: „Jak, istoto niezrównana, sławić
ciebie,
m Jesteś słońce ziemi, które zgania słońce z dróg po
niebie,
Dajesz bliskim swym natchnienie, niecisz radość wokół
siebie,
Światło ciał niebieskich, które spala i w popiołach
grzebie!
996 Od czasu rozstania z tobą życie jest źródłem
przykrości,
d Chociaż nie kwapisz się do mnie, pożądam twej
obecności.
Raduje cię oddalenie, a ja się grążę w żałości,
Życie mi stało się puste, świat się pogrąża w nicości!"
997 Prydon powiedział te słowa muzycznie łkającym
tonem,
d Ucichli, zamilkły głosy do śpiewu już zniechęcone.
Pięknem oblicza Awtandyl czar rzucał na
zachwyconych,
Krył czarnych jezior otchłanie pod agatową zasłonę.
998 Do miasta się skierowali, gdzie przystrojony był
pałac,
d W obrębie jego skupiała się władza państwowa cała;
Już stanowiska właściwe gromada sług zajmowała,
Zaś postać im Awtandyla wciąż w zachwyt serca
wprawiała.
999 Weszli, już dworacy tłumnie wszystkie miejsca
zapełniali:
m Dygnitarzy stu zasiadło po obydwu stronach sali;
Kiedy siedli obok siebie, któż by godnie ich pochwalił!
Kryształ-rubin lśnił migotem, to koralu, to emalii*.
1000 Zajęli miejsca za stołem, sorbet się polał obficie.
d Jak kuma kum, Awtandyla ugaszczał król należycie,
Wciąż nowe i nowe dania piętrzyły się smakowicie.
Widok rycerza przyprawiał patrzących o serca bicie.
1001 Okrągły dzień ucztowali, za stołem trzymając
wartę.
d O świcie był wykąpany Awtandyl, i rozpostarte
Przed nim atłasy i stroje wiele tysięcy drachm, warte,
Odziali go, opasali, nieoceniony był dar ten.
1002 Rycerz bawił tam dni trochę, choć ta zwłoka serce
ściska.
m Wraz z Prydonem szedł na łowy, uczestniczył też w
igrzyskach.
Bez ochyby, oo popadło, bił z daleka czy też z bliska,
Z łuku strzał celnością wszystkich i zawstydził, i
pozyskał.
1003 Aż; wreszcie rzekł do Prydona: ,,Posłuchaj, co ci
rzec muszę:
d Rozstanie z tobą zabija i mrokiem napełnia duszę,
Ale nie mogę dnia zwlekać, inne mnie trawią katusze,
W doniosłej i pilnej sprawie w daleką drogę wyruszę.
1004 Kto cię opuszcza, ma rację lejąc strumieniem łzy
hojnie,
d Lecz muszę dzisiaj odjechać, bo spala mnie inny
płomień;
Podróżnik błądzi zwlekając, dobrze, jeżeli to pojmie;
Zaprowadź mnie na brzeg morski, gdzieś ujrzał ten
słońca promień!"
1005 Prydon rzekł: „Odmawiać ciebie od odjazdu nie
przystoi,
m Inny oszczep cię przybija, wiem, co ciebie niepokoi,
Ruszaj, niech cię Bóg prowadzi i wrogowie sczezną
twoi,
Ale jak twą nieobecność znieść, niech rada twa uzbroi!
1006 Dodam: sam nie powinieneś na wyprawę iść tak
dużą;
m Mych rycerzy ci przydzielę, niech za orszak tobie
służą,
Muła z koniem objuczymy manatkami przed podróżą.
Gdy nie przyjmiesz, źle ci w drodze będzie, łzami myta
różo".
1007 Dostarczył mu czterech wiernych, zaufa serce tym
sługom,
d Obdarzył pełnym rynsztunkiem, nabiodrnikami,
kolczugą,
Dał złota sześćdziesiąt litrów* (z nadwyżką sypali mu
go)
I konia z rzędem takiego, jakiego szukać by długo.
1008 Krzepkonogi muł manatków dźwigał, ile grzbiet
utrzyma,
m Prydon konno odprowadzał Awtandyla pobratyma.
Ze zbliżeniem się rozłąki czuł, jak płomień go się ima,
Żalił się: „Nie znikaj, słońce, bo nas mrozem skuje
zima!"
1009 Rozniosła się wszędy smutna wieść o wyjeździe
rycerza.
d Wylegli z domów mieszczanie, tłum kupców zewsząd
przybieżał,
Głos ich lamentu był taki jak grom, gdy w niebie uderza,
Jęczeli: „Słońce nas rzuca i żalu nic nie uśmierza!"
1010 Po wydostaniu się z miasta zbliżyli się ku tym
brzegom,
d Gdzie niegdyś Prydon zabawiał i widział piękną wzrok
jego.
Tam się wytoczył nurt krwawy z jeziora łez obfitego
I Prydom opisał dzieje słońca w niewolę wziętego:
1011 „Tu niewolnicy, Murzyni, przybyli ze słońcem w
nawie,
d Białe ich zęby i wargi — rubiny w czarnej oprawie*;
Spiąłem ostrogą rumaka dążąc ku zbrojnej rozprawie,
Z dala mnie widząc pierzchnęli, łódź ptakiem się zdała
prawie".
1012 Obejmując się nawzajem czuli przybór łez rosnący,
m Całowali się, wybuchał płomień, który się nie
kończył;
Rozstawali się jak bracia pobratymcy nierozłączni,
Prydon został, zniknął rycerz, co poraża wzrok
patrzących.
XLI ODJAZD AWTANDYLA
NA POSZUKIWANIE NESTAN-DAREDŻAN
I JEGO SPOTKANIE Z KARAWANĄ
1013 Wędruje i marzy rycerz godny porównań z
księżycem,
d Wspomnienie o Tinatinie topi mu serce w zachwycie;
Rozmyśla: „Bez ciebie fałszem ten świat i przeklęte
życie!
Na moje rany ty jedna miałaś balsamy lecznicze.
1014 Dlaczego mnie trzech płomieni trawią bez przerwy
upały?
d Dlaczego mi w trzy okruchy rozpękło serce ze skały?
Jak od jednego dzirytu trzy rany naraz powstały?
Tyś jest przyczyną, że nabrał goryczy dla mnie świat
cały!''
1015 Z czterema tylko sługami Awtandyl jedzie nad
morzem,
d Lekarstwa dla Taryjela szuka z sił całych, jak może,
Potoki łez mu się leją o każdej dnia z nocą porze,
Świat cały jest mu jak słoma, niewart, by cenić go drożej.
1016 Gdzie by nie spotkał podróżnych, wszystkich
zahaczał pytaniem
d O słońce, którego szukał. Trwało sto dni wędrowanie,
Aż ujrzał juczne wielbłądy z sowitym obładowaniem.
Ponurość i troska postój mąciły tej karawanie.
1017 Nieprzeliczoną gromadą nad morzem się zatrzymali.
d Nie mogli, skonfundowani, ani stać, ani iść dalej,
Kiedy ich rycerz pozdrowił, należną cześć mu oddali,
Gdy spytał ich: „Skąd, wy, kupcy?" niezwłoczną
odpowiedź dali.
1018 Usam z swej mądrości znany był dowódcą
karawany,
m Gdy już rycerz został przezeń z honorami powitany,
Rzekli: „Ku radości naszej pada słońce na polany,
Z konia zejdź, a przedstawimy kłopot nasz nieopisany".
1019 Gdy z konia zsiadł, oświadczyli: „Jesteśmy kupcy z
Bagdadu,
d Mahometanie, moszcz winny nie miewa dla nas
powabu,
Do Króla Mórz wędrujemy, do jego portów i składów,
Z towarem pełnej wartości, nie łachmanami jedwabiu.
1020 Na brzegu morskim tu leżał człowiek już prawie bez
duszy,
d Po udzieleniu pomocy, gdy mu się język poruszył,
Spytaliśmy: «Ktoś ty, biedaku, czego szukałeś w tej
głuszy? »
Odrzekł: «Czy żyję? Śmierć znajdzie ten, co na morze
wyruszy.
1021 Z Egiptu — rzekł — karawana płynęła z konwojem
razem
d Przez morze, wioząc w ładunku barwionych jedwabi
masę,
Napadł nas okręt piracki z belką okutą żelazem;
Wybili wszystkich i nie wiem, jak sam się tutaj
znalazłem».
1022 Ty lwie i słońce, masz oto powód naszego postoju,
d Powrót by przyniósł nam straty niezmierne po próżnym
znoju;
Morzem zaś płynąc, zginiemy, nie starczy nam sił do
boju,
Nie mogąc zostać ni ruszyć, trudno nam zaznać spokoju".
1023 Rycerz odrzekł: „Kto rozpacza, przez głupotę czyni
głupio!
d Co zapisał los w rachunku, tego ludzie nie odkupią,
Wezmę waszą krew na siebie, niech się razy na mnie
skupią,
Miecz wyszczerbię na tych śmiałkach, którzy liczą, że
was złupią!"
1024 Otuchy dodał załodze i w radość wprawiło to ją,
d Stwierdzili: „Ten młody rycerz nie z takich, którzy się
boją,
Polega na sobie, serca niech nasze się uspokoją".
Weszli z ładunkiem na statek i podróż podjęli swoją.
1025 Posterowali bez trudu, pogoda sprzyjała żaglom,
d Wiódł ich Awtandyl zuchwały, a tacy do wypraw naglą.
Zjawił się okręt piracki z długą na maszcie swym flagą.
U dziobu taran żelazem okuty groził korabiom.
1026 Z krzykiem się zbliżali, wyjąc pośród zgiełku i trąb
ryku,
m Kupcy byli przerażeni, że piratów jest bez liku.
Rycerz ozwał się: „Nie drżyjcie przed zuchwalstwem
przeciwników,
Albo wszystkich ich wybiję, albo dziś mi pogrzeb szykuj!
1027 Opatrzności nie zwyciężą szable wojsk całego
świata;
m Jeśli los chce, już gotuje ostrze, które mnie rozpłata.
Nie osłonią tarcze, forty, dłoń bliskiego ani brata —
Kto to wie, nie traci ducha, choć zagrozi życia strata.
1028 Wyście kupcy, wam, lękliwym, sztuka wojny
nieznajoma,
m Baczcie, by was nie dosięgła strzała z dala
wypuszczona;
Spójrzcie, jak się sam rozprawię, jak w ruch puszczę lwie
ramiona
I okrętu pirackiego pokład spryska krew czerwona".
1029 Przywdział rynsztunek. Tygrysy tylko tak zwinne
być mogą.
d Przekładał z ręki do ręki żelazną maczugę srogą.
Stanął na dziobie okrętu, serce nie tknięte miał trwogą,
Porażał już jego widok, a miecz przynosił śmierć
wrogom.
1030 Ci uzbrojeni piraci nie przestawali wyć w szale,
d Okutym w żelazny lemiesz uderzyć starali się palem,
Nieustraszony stał rycerz na dziobie nawy zuchwale,
Przełamał taran maczugą, dłoń lwia nie zadrżała wcale.
1031 Pal prysnął, Awtandyl został na swym nietkniętym
okręcie;
d Dróg do ucieczki szukali piraci trwogą objęci,
Nie mogli się wymknąć, wrogów dokoła raził zawzięcie;
Nie został żaden zbir cały, padał pod ciosem lub cięciem.
1032 Tak nieustraszony gromił wojsko ich jak stado
kozłów,
m Tych o burtę roztrzaskiwał, tamtych zrzucał w toń z
pomostu,
Tłukł o siebie ich pęczkami po dziewięciu albo ośmiu,
Ranni kryli się wśród trupów, z ust nie dobywając głosu.
1033 Witał taki koniec walki, jaki sobie życzyć rościł.
m „Daruj życie nam!" błagali go, wzywając do litości.
Poddających się i rannych brał w niewolę w obfitości.
Sprawiedliwie rzekł apostoł: „Strach nakłania do
miłości".
1034 Siłą nie pusz się, człowieku, nie przechwalaj jak
pijany!
m Ludzka moc korzyści nie da Bożą mocą nie
wspieranym!
Wielkie drzewa mała iskra spala ogniem rozniecanym,
Gdy Bóg zechce, jednakowo razisz mieczem jak polanem.
1035 Tam Awtandyl wielkie skarby poodkrywał po
przygodzie.
Skrzyknął kupców rozproszonych, zwołał statki ich i
łodzie.
Usam, widząc to, weselał i nie myślał już o szkodzie.
Chwaląc jego przyrównywał do największych w swym
narodzie.
1036 Nie wystarczą, choćby nawet tysiąc się języków
miało,
m By opisać po tej bitwie Awtandyla piękność całą.
Krzyczą kupcy: „Panie, Tobie dzięki słać by należało:
Słońce, śląc promienie na nas, w jasność mroki
pozmieniało".
1037 Otoczyli go, całując ręce, twarz i stopy jego;
m Wychwalali go bez miary, słusznie pochwał tych
godnego,
Patrząc nań i mędrzec tracił rozum nie mniej od głupiego:
„Wszyscyśmy uratowani od nieszczęścia okropnego".
1038 Rycerz odrzekł: „Podziękujmy Bogu, twórcy
żywych istnień,
m I którego mocą z niebios dzieją się tu sprawy
wszystkie,
Od którego rzeczy tajne oraz jawne są zawisłe.
Mądry wierzy w przeznaczenie, chyba to jest oczywiste.
1039 Bóg jest waszym wierzycielem, krew użycza z
duszą w parze.
m Cóż ja jestem? Proch żałosny! Z własnej woli cóż
dokażę?
Obietnicę swą spełniłem, że piratów tych porażę,
I towarów pełen okręt uzyskałem niczym w darze".
1040 Przyjemnie, gdy dobry rycerz na wojnie wrogów
zwycięża,
d Kiedy przewyższa dzielnością swych towarzyszy oręża,
Za siebie się wstydząc, będą rozsławiać takiego męża,
Małe, chwalebne draśnięcie urody nie nadweręża.
1041 Tegoż dnia piracki okręt, aż do dna bez zwlekań
żadnych
m Przeszukali. Jak przeliczyć znajdujące się w nim
skarby!
Na swój znieśli je, a tamten opróżniwszy w sposób
składny
Porąbali i spalili, nie zmieniając drew na drachmy.
1042 Mógł Usam Awtandylowi przekazać kupców
życzenia:
d „Ty nas pokrzepiasz, bez ciebie moc nasza w wosk się
zamienia.
Wszystko co mamy — to twoje, nie może tu być
wątpienia,
Co nam wydzielisz, uznamy za dary z twojego mienia".
1043 Rycerz oświadczył: „O bracia, już przedtem wyście
słyszeli,
d Że Bóg potoki łez dostrzegł, któreście tutaj wylali,
On was ocalił, a ja się tu przyczyniłem niewiele!
Mnie koń mój wystarczy, na cóż mi dary te, przyjaciele?
1044 Gdybym się zechciał zajmować bogactwa
nagromadzaniem,
d Mam nieprzebrane zasoby wspaniałych makat i tkanin.
Cóż mógłbym robić z waszymi, w drodze was tylko
osłaniam.
Skłaniają mnie do wyrzeczeń inne, ważniejsze zadania".
1045 ,,Z tego, co teraz tu macie, a skarby to niezliczone,
d Niech każdy weźmie, co zechce, i nie poskąpią me
dłonie.
O jedno was tylko proszę, ufając, że was nakłonię:
Dla pewnej doniosłej sprawy ukryjcie mnie w swoim
gronie!
1046 Nie wyjawiajcie do czasu, że waszym panem nie
jestem,
d Żem zwierzchnik wasz, a nie rycerz, mówcie. Pod takim
pretekstem
W przebraniu będę udawał, że się zajmuję kupiectwem.
Nie zdradźcie mej tajemnicy, związani ze mną
braterstwem!"
1047 Ku radości karawany rzecz przybrała te koleje:
m Szli w pokłonach oświadczając: „To w nas budzi też
nadzieję,
Nam należy o to prosić, twoja prośba radość sieje,
Miło służyć temu, czyja twarz jak słońca twarz jaśnieje".
1048 Stąd w dalszą drogę ruszając odbili wnet od
wybrzeża,
d Sprzyjała pogoda, w żagle pomyślny powiew uderzał;
Awtandylowi składali hołd, jaki mu się należał,
Ofiarowując mu perły lśniące jak zęby rycerza.
XLII OPOWIEŚĆ O PRZYJEŹDZIE AWTANDYLA DO
GULANSZARO
1049 Olśniewający postacią Awtandyl morze przepłynął,
d Aż ujrzał gród otoczony sadów czereśni gęstwiną,
Tam kwiaty zdumiewające barw sto tysięcy rozwiną.
Jak piękno opisać, jak zachwyt wyrazić nad tą krainą!
1050 Gdy nawę trzema linami przymocowali przy sadach,
d Awtandyl w kupieckiej szacie towar na ławie rozkładał,
Najętych przezeń za drachmy przyszła tragarzy gromada,
Handlując rycerz udawał, że kupców kompanią włada.
1051 Tam, gdzie przybili do brzegu, wyszedł ogrodnik z
zagaju.
d Z zachwytem wpatrywał się w lica rycerza, które blask
dają.
Awtandyl spytał człowieka, co kłamać nie miał zwyczaju:
„Ktoście i jak się nazywa król panujący w tym kraju?
1052 Powiedz wszystko szczegółowo — ciągnął rycerz
zapytanie —
m Jakie cenią tu tkaniny, które tu towary tanie?"
Ten rzekł: „Twe oblicze zda się słońcem patrzącemu na
nie;
Co istotne ci rozpowiem, niefałszywe głosząc zdanie:
1053 Oto Królestwo Mórz. Objazd na dziesięć miesięcy
liczą.
d Portowy gród Gulanszaro* jest jego piękną stolicą.
Morzami dążą tu nawy, które ładunkiem się szczycą;
Panuje nam Melik Surchaw, mnożący plony zdobyczą.
1054 Tutaj się nawet starcowi młodzieńcza rześkość
udziela.
d Kraj wiecznych zabaw i pieśni, widowisk, uczt i wesela
Wciąż w barwnych kwiatach, bo zima od lata się nie
oddziela.
I budzi zawiść każdego, czy wroga, czy przyjaciela.
1055 Nigdzie tak się wielcy kupcy, jak w tym kraju, nie
wzbogacą,
m To kupują, to sprzedają, to zyskują, to znów tracą.
Przy obrotach biedak w miesiąc będzie miał handlować za
co,
Niemajętny w rok towary nagromadzi sobie pracą.
1056 Jako ogrodnik Usena wśród kupców
najznaczniejszego,
d Wszystko dokładnie opowiem, jakich porządków tu
strzegą:
Ogród, przy którym wasz postój wypadł, należy do niego;
Trzeba pokazać mu wszystko, nie ukrywając niczego.
1057 Kto przybywa z wielkich kupców, składa mu
należne dary,
m By ustalił, co na sprzedaż, miejsce targu, wagi, miary.
W słusznej cenie co piękniejsze dla królewskiej idzie
pary,
Po czym każdy bez przeszkody już rozkłada swe towary.
1053 Usena jest obowiązkiem przyjmować tak godnych
gości,
d Ustala, kto komu jaką kwaterę u siebie mości.
Lecz po cóż wspominać o tym w Usena nieobecności!
Spotykać i porozmieszczać — to jego są powinności.
1059 Za to w domu tyś małżonkę jego Fatmę Chatun*
zastał,
m Jest gościnna, gospodarna, niepochmurna i przyjazna,
Gdy zapowiem cię jak swego, przyjmie ciebie ta
niewiasta,
Na spotkanie kogoś wyśle, byś w dnia świetle wszedł do
miasta".
1060 Awtandyl powiedział: „Nuże! Co ma się zdarzyć,
niech zdarzy!"
d Z radością bieży ogrodnik, aż pot mu spływa po twarzy,
I powiadamia swą panią: „Zapewnić sługa się waży,
Przybędzie tu ktoś poczesny, który jak słońce się jarzy.
1061 To jakiś kupiec, przewodzi niemałej on karawanie,
d Jest jak siódmego dnia księżyc i cyprys wysmukły w
stanie,
W ozdobnym chodzi kaftanie i purpurowym turbanie,
Przywołał mnie, rozpytując o ceny tutejsze tkanin".
1062 Zaraz Fatma na spotkanie dziesięć sług raczyła
wysłać,
m Miejsce w karawanseraju uprzątnęła im do czysta.
Wszedł Awtandyl, kryształ-rubin, koral tak z emalią
błyska,
Lwa potęgę ma pięść jego, a dłoń uchwyt ma tygrysa.
1063 Poruszenie było w mieście i tłum wyległ
niezliczony,
m Tam i sam się gromadzili, nawołując z każdej strony.
Tych w szaleństwo wprawiał, tamtym się wydawał
upragniony,
Nie chcąc patrzeć na małżonków, poniżały mężów żony.
1064 Pod nieobecność Usena czyniła honory domu
d Dostojna małżonka Fatma, co nie uchybi nikomu.
Z ukłonem witała w progu, uprzejma dla nieznajomych,
Że gość nie wydał się przykry, nie było rzeczą kryjomą.
1065 Fatma trzymała się nieźle, choć miała już swoje lata:
d Zgrabna figura, włos czarny lico przystojne oplatał.
Nie gardzi tańcem i chętnie z pucharem swe usta brata.
Wytworność oraz bogactwo kupcowej widać po szatach.
1066 Owej nocy ugaszczała Fatma zucha bardzo długo;
m On wspaniałe złożył dary, każdy przyzna, że to cuda.
Fatmę drogo kosztowały obyż nie daremne trudy,
Pili, jedli, późną nocą na spoczynek gość się udał.
1067 Zaledwie świt się przejaśnił, rozłożył swoje towary.
d Najlepsze wybrał dla króla. Resztę przeznaczył na dary
Dla towarzyszy podróży, co który dźwignie na bary,
„Ale kim jestem — nakazał — nie puszczać mi z gęby
pary".
1068 Rycerz nasz w odzieży kupca, a nie w swojej
chodził szacie.
m Zapraszał do się Fatmę, to odwiedzał ją w komnacie,
Przedłużały się gawędy wyszukane w swym temacie;
Gdy opuszczał ją, konała jak Wis po Ramina stracie.
XLIII MIŁOŚĆ FATMY DO AWTANDYLA
1069 Lepiej nie zaznać kobiety, choć trudna to obietnica.
d Nie ma ratunku, gdy ona zapały twoje podsyca.
Przed niczym się nie powstrzyma i zdradzi ciebie
zwodnica.
Więc głównie strzeżona przed nią powinna być tajemnica.
1070 Przeniknęło w serce Fatmy pożądanie Awtandyla,
m Ogarniając ją płomieniem rosła tej miłości siła.
Próżno chciała kryć udrękę, ale jej nie utaiła,
„Co mi czynić, co da ulgę?" — mówiąc tak w łzach się
topiła. —
1071 „Powiem, wpadnie w gniew, odwiedzać rzadziej
będzie naturalnie!
m Gdy nie powiem, nie wytrzymam, większy ogień mnie
ogarnie.
Powiem, już mi wszystko jedno, czy umierać, czy żyć
marnie,
Jak ma lekarz leczyć kogoś, kto zataja swe męczarnie?"
XLIV LIST MIŁOSNY FATMY DO AWTANDYLA
1072 Biedaczka list napisała, żeby rycerza dosięgnął,
d Odsłaniający jej miłość, dający wyraz udrękom.
Chwyta za serce słuchaczy, wzrusza wymową namiętną.
Należy ten list zachować, nie podrzeć niebaczną ręką.
1073 O słońce! Skoro już ciebie Bóg raczył uczynić
słońcem,
d Cierpienie sprawiasz, nie radość, tym, którzy z tobą w
rozłące,
A tych, co w pobliżu ciebie, zamieniasz w żagwie
płonące,
Ogarnia duma i słodycz gwiazdy na ciebie patrzące.
1074 Twój widok wprowadza w zachwyt, budząc miłosne
cierpienie,
d Tyś różą, czemu słowikom nie służysz więc za
schronienie!
Przy pięknie twym więdną kwiaty, i moim grozi
więdnienie,
Skonam, jeżeli nie zdążą ożywić mnie słońca promienie.
1075 Bóg świadkiem, wyznać się bałam, co teraz
oświadczam właśnie.
d Lecz cóż mi, o dniu nieszczęsny, da ulgę, jak mówić
jaśniej?
Serce nie zdoła się oprzeć, gdy czarna je rzęsa draśnie,
Jeżeli możesz, poratuj, myśl mi się plącze i gaśnie.
1076 Dopóki mi nie odpowiesz na list pisany w rozterce,
d Czy zgodzisz się na mą prośbę, czy z siebie zrobisz
mordercę,
Dopóty będę znosiła to życie, choć boli serce,
Niech los rozstrzyga nareszcie, czy żyć mi, czy się
uśmiercę!"
1077 Fatma Chatum list wysłała napisany w dobrej
wierze.
m Przeczytawszy jak od siostry albo bliskiej, wyznał
szczerze:
,,Widać nie zna mego serca i do kogo ja należę,
Mając taką ukochaną, jak do tamtej ją przymierzę?"
1078 Rozważał: „Wrona cech wspólnych z różą zaiste nie
miewa!
d I nad nią słowik dotychczas trylu słodkiego nie śpiewał.
Co bredzi, czego szalona po liście tym się spodziewa!?
Każdego skarli czyn podły jak pusta bezpłodna plewa".
1079 Tak osądził w głębi serca bezlitośnie tę niebogę,
m Potem stwierdził: ,,Przecież nie mam do pomocy tu
nikogo,
A więc dla tej, której szukam, wyruszywszy w długą
drogę
Musi serce się pogodzić, że uczynię to, co mogę.
1080 Kobieta ta mieszka tutaj, odwiedza ją moc
podróżnych,
d Przyjmuje i oprowadza przyjezdnych w sposób usłużny;
Gdy jej wygodzę, rozpowie niemało mi rzeczy różnych,
Jeżeli mi się to przyda, będę nagrodzić ją dłużny.
1081 Kiedy kobieta pokocha, oddaje serce w całości.
d Cóż dla niej, przeklętej, hańba, wyzbywa się
wstydliwości.
Jeżeli się o czymś dowie — wygada bez wątpliwości.
Już lepiej, miast się uchylać, skorzystać z jej życzliwości.
1082 Kto los potrafi odmienić? Kto zmieni drogi gwiazd
naszych?
d Mam, czego nie pożądałem. Żądane rzadko się zdarzy.
Świat ziemski ma barwę mroku, ciemnością kolory
straszy.
Wylać się może jedynie to, co znajduje się w czaszy".
XLV AWTANDYL ODPOWIADA FATMIE
1083 Odpowiedział: „Przeczytałem list pochlebny mi
ogromnie.
m Uprzedziłaś mnie, bo jeszcze większym niż ty pałam
ogniem;
Czego chcesz, ja także pragnę: by przestawać z tobą
ciągle.
Warto spotkać się, jeżeli zgodna chęć ku sobie ciągnie".
1084 Nie opisać, jaka Fatmę ogarnęła na to radość,
m Odpisała: „Z braku ciebie moje serce łez już ma dość,
Teraz jestem sama, przybądź, by pragnieniom było
zadość.
Pośpiesz się i, gdy zapadnie noc, pod jej osłoną zagość".
1085 Tejże nocy, gdy mrok zapadł, rycerz z treścią listu
zgodnie
m Udał się do damy, aż tu zabiegł drogę goniec od niej
Z poleceniem: „Dziś nie przychodź, byłoby to
niedogodnie".
Rozdrażniony nie zawrócił, rzekł: ,,Do czego to
podobne!"
1086 Nie cofnął się zaproszony, choć zaproszenie
cofnięto,
d Fatma siedziała w rozpaczy, Awtandyl z posturą piękną
Wszedł i zobaczył kobietę zmieszaniem wielkim przejętą,
Chciała się jemu podobać, dawała zaś upust lękom.
1087 Siedli całując się, bawił rozmową i grzecznie
cmokał.
d Nagle ktoś w drzwiach się pojawił zgrabny i miły dla
oka,
Z nim sługa z tarczą i mieczem. Drgnął przybysz po kilku
krokach,
Gdy Awtandyla zobaczył: widać skalista tu droga.
1088 Widząc go Fatma zadrżała i z lęku zbladły jej usta.
d Ten zdumiał się, zobaczywszy, jaka się dzieje rozpusta;
Ozwał się: „Teraz nie będę przeszkadzał, kobieto pusta,
Lecz będziesz jutro żałować za zdrady twe i oszustwa!
1089 Zhańbiłaś mnie, rozpustnico, zmieszałaś mnie,
dziewko, z błotem,
d Lecz jutro za swój postępek otrzymasz słuszną nagrodę
I będziesz zębami szarpać swe dzieci morzona głodem,
Jeżeli tak nie uczynię, to możesz mi napluć w brodę!"
1090 Rzekłszy to pogłaskał brodę, szarpnął ją i wyszedł
drzwiami,
m Fatma jęła bić się w głowę, drzeć policzki
paznokciami;
Zaszemrały niby źródło łzy płynące strumieniami,
Gdy wołała: „Kamienujcie mnie, zasypcie kamieniami!"
1091 Przeszła w jęk: „Zabiłam męża, gubię dzieci bez
powrotu,
m Mienie rzucam na przepadłe, niezrównane me klejnoty,
Tracę bliskich, opiekunów, pod opieką mą istoty!
Dom wydałam na zniszczenie, wstyd mi nawet mówić o
tym!"
1090 Awtandyl zdumiony słuchał tego wszystkiego
ciekawie;
d Zapytał: „Co ci się stało i przed czym jesteś w obawie?
Czym ci zagroził ten człowiek, czym go pogrążasz w
niesławie?
Uspokój się, powiedz, kto to i w jakiej przybył tu
sprawie?"
1093 Odrzekła: „O lwie mój, rozpacz pozbawia minie
przytomności,
d Nie pytaj, nic nie odpowiem, tego powinno być dość ci;
Własnymi rękami dzieci zabiłam, żegnaj radości.
Na siebie śmierć sprowadziłam z mojej do ciebie miłości.
1094 To się zdarzy tylko temu, kto jęzorem próżno
plasnął,
m Tajemnicy nie dotrzymał, w głowie pusto ma i ciasno,
Opłakujcie mnie, bo wszystkim świadkom tego powiem
jasno:
Nie uleczy lekarz tego, który krew wypija własną!
1095 Teraz jedno z dwojga wybierz, trudno znaleźć radę
inną:
m Jeśli zdołasz, spraw, by nocą tajnie on z twej ręki
zginął,
Tak od zguby uratujesz mnie i cały dom z rodziną!
Gdy powrócisz, powiem wszystko, czemu łzy mi z oczu
płyną.
1096 Jeżeli nie, jeszcze nocą towary ładuj na osły,
d Opuszczaj te okolice, ruszaj, gdzie oczy poniosły,
By moje grzechy i tobie nieszczęścia też nie przyniosły,
Dzieci swe pożrę, jeżeli w pałacu mu dadzą posłuch".
1097 Gdy to posłyszał Awtandyl zuchwały z naturą
prawą,
d Podniósł się, piękny prawdziwie, i wziął do ręki
buławę.
„Nie wtrącić się do tej sprawy — rzekł — znaczy popaść
w niesławę".
By któryś dorównać mógł mu z śmiertelnych, rzućmy
obawę!
1098 Rzekł do Fatmy: „Daj jakiegoś sługę mi na
przewodnika,
m Niech mi tylko wskaże drogę, nie potrzeba pomocnika;
Nie dostrzegam w tym człowieku mnie godnego
przeciwnika,
Co się stanie, powiem, czekaj i niech twój niepokój
znika".
1099 Niewiasta dała mu sługę, by zaprowadził do celu,
d I dorzuciła: „Uciszysz ten płomień, co mnie spopiela,
Jeśli dworaka zabijesz, by z trosk mnie ocalić wielu;
On pierścień mój nosi, przynieś mi zastaw ten,
przyjacielu".
1100 Ruszył przez miasto Awtandyl o niezrównanej
posturze.
d Nad morzem stał dom, mieniła się czerwień z zielenią
w murze,
Na dole cudne komnaty, tarasy nad nimi w górze,
Spiętrzone kondygnacjami licznymi, piękne i duże.
1101 przewodnik tam zaprowadził słońcolicego rycerza;
d Szepnął: „To pałac osoby, którą odszukać zamierzasz".
Dodał wskazując: „Na górze taras otwarty dostrzeżesz.
Jeżeli nie siedzi na dole, zapewne tam będzie leżał".
1102 Dwu strażnikom u drzwi śpiącym ciche kroki
śmierć przyniosły.
m Podszedł ich Awtandyl cichcem, zanim z ust dobyli
głosy,
Pochwyciwszy ich za gardła z obu naraz dech wypłoszył,
Łeb o łeb roztrzaskał, aż się przemieszały z mózgiem
włosy.
1103 Dostojnik leżał samotnie, trawiła mu serce pomsta;
d Wszedł krwaworęki Awtandyl, swą siłą siejący
postrach;
Ten wstać nie zdołał, natychmiast tajemnie zabity został,
Na ziemię obalonego przeszyła go klinga ostra.
1104 Dla zapatrzonych nań — słońce, dla wrogów zaś —
bestia dzika,
d Palec z pierścieniem odkroił, zabiwszy wpierw
przeciwnika,
Ciało do morza przez okno rzucił, gdzie piach je połyka,
Nie czeka trupa mogiła ani cmentarna motyka.
1105 Nie rozniosła się wiadomość o zabójstwie famą
wrogą.
m Powróciła słodka róża, już spokojniej czuć się mogą!
Aż dziw, jak mógł potajemnie przelać tyle krwi tak srogo!
I którędy szedł niedawno, taką samą wrócił drogą.
1106 Kiedy u Fatmy się zjawił z dobrą nowiną lew
piękny,
d „Zabiłem go — rzekł — na zawsze słoneczny dzień mu
odjęty;
Twój sługa może przed Bogiem świadczyć bez żadnej
zachęty:
Oto mój kindżał skrwawiony i pierścień z palcem
obciętym.
1107 Teraz powiedz, skąd się brała twa obawa tak
okropna?
m Czym zagrażał ci ten człowiek, spala mnie ciekawość
do dna!"
Fatma mu do nóg upadła: „Spojrzeć w twarz jam ci
niegodna,
Płomień, który serce trawił, teraz będę zgasić mogła.
1108 Mnie, Usemowi i dzieciom śmierci się wymknąć
udało,
d Lwie, jak cię zdołamy teraz otoczyć należną chwałą?
Skoro możemy odetchnąć, że jego krew się przelało,
Przygotuj słuch: od początku opowiem historię całą.
XLVI FATMA OPOWIADA HISTORIĘ NESTAN-
DAREDŻAN
1109 W świątecznym dniu Nawroz*, wiosną, w tym mieście
wierni zwyczajom
d Kupcy, przerwawszy swój handel, w podróże nie
wyruszają,
Zapominając o siodłach, piękne ubiory wdziewają
I król z królową w pałacu wielkie przyjęcie wydają.
1110 My wielcy kupcy, winniśmy dworowi dary przynosić,
d On podarunki ma zwyczaj dawać podobnej wartości;
Przez dziesięć dni dźwięk cymbałów i lutni zabawia gości,
Na placu śpiewy, gra w piłkę i tętent grzmi kopyt końskich*.
1111 Mąż mój Usen wielkich kupców przyprowadza, idąc
przodem,
m Ja zaś ich małżonki sama zamiast mistrza dworu wiodę;
Dla królowej nasze dary przywiązania są dowodem,
Zabawiwszy się wracamy do swych domów korowodem.
1112 Nastał Nawroz, więc królowej niosłyśmy moc
podarunków,
m Obdarzyliśmy ich suto, oni nas też bez rachunku;
W jakiś potem czas do siebie wracaliśmy bez frasunku,
Przedłużały się zabawy, było na to dość warunków.
1113 Szłam pod wieczór do ogrodu, by odetchnąć tam w
altanie,
m Chcąc ugościć jak przystało, zaprosiłam z sobą panie.
Poszli za mną w ślad śpiewacy, słodko brzmiało ich
śpiewanie,
Zanuciłam jak dzieweczka, szal zmieniłam, uczesanie...
1114 W ogrodzie pawiloniki gdzieniegdzie przepiękne stały,
d Wysokie, dające z góry na morze widok wspaniały,
Towarzyszące mi panie także się tam skierowały,
Zasiadłyśmy znów do uczty, nie pomnąc o świecie całym.
1115 Ugaszczałam kupców żony miło jakby siostry moje,
m Wtem poczułam się nieswojo, dopełniając im napoje,
To spostrzegłszy biesiadniczki w drogi się rozeszły swoje,
Gdy zostałam sama, w sercu czułam jakieś niepokoje.
1116 Odemknęłam okno, żeby się wychylić na przestworze,
m Chciałam pozbyć się nudności, bo wzbierały coraz gorzej.
W dali widzę coś małego, płynącego poprzez morze,
Pomyślałam: ptak czy zwierzę? Co innego to być może?
1117 Z dali rzecz nie rozpoznana, łodzią się jawiła z bliska;
m Stanowili jej załogę czarni dwaj o czarnych pyskach;
Z dwu stron stali koło głowy, której kształt za burtą błyskał.
Gdy przybili, byłam świadkiem przedziwnego widowiska.
1118 Na ląd łódkę wytaszczyli, tam gdzie ogród sięga po
brzeg,
m Przyglądali, rozglądali się, czy tego kto nie spostrzegł,
Nie dojrzeli żywej duszy ani przed czym strach by ostrzegł;
Zaczajona, z tchem zapartym z domu ich widziałam dobrze.
1119 Z łodzi wynieśli coś w skrzyni, ze skrzyni tej
otworzonej
d Wyszła dziewica o kształtach, które z zachwytem wzrok
chłonie,
W czarnym zawoju na głowie, w stroju z materii zielonej.
Słońce by mogło się cieszyć, gdyby przyrównać je do niej.
1120 Gdy się ku mnie obróciła, padła jasność na kamienie,
m Blask oblicza jej rozświetlił z niebiosami razem ziemię;
Przymrużyłam oczy, chroniąc przed słonecznym
porażeniem,
Drzwi przymknęłam, żebym mogła widzieć ich
niepostrzeżenie.
1121 Znak dałam czterem służącym stojącym przy mnie na
straży:
d «Spójrzcie no, jakie w niewoli Indusów światło się jarzy?
Po cichu się podkradajcie, gdy się bez gwałtu nadarzy
Okazja kupna, zapłaćcie żądaną cenę sprzedaży.
1122 Jak nie dadzą, ją porwijcie, odbierając drabom życie,
m Przyprowadźcie siłą księżyc, sprawcie mi się należycie!»
Z góry na dół się spuścili lotem, niby błyskawice,
Próbowali targu, czarni odmawiali nieukrycie.
1123 Przyglądałam się przez okno, a gdy handlu nie dobili,
m Zawołałam: «Zabijajcie!", tedy głów ich pozbawili,
Trupy w morze powrzucali, a dziewczynę obstąpili,
Na spotkanie poskoczyłam, nie zwlekając ani chwili.
1124 Jak przed tobą ją wychwalę, jej urodę delikatną!
m Klnę się, skoro słońcem ona, niechaj blaski słońca
zblakną!
Kto wytrzyma jej promienie, odda rysy sztuką zdatną?
Jeśli spali mnie do szczętu, cóż, gotowa jestem na to!"
1125 Po tych słowach jęła Fatma pięścią swe okładać lica;
m Poczuł też Awtandyl, że mu zaszła gorzką łzą źrenica:
Siebie wzajem już niepomnych wprawia w szał ich ta
dziewica,
Śnieg puszysty na policzkach roztopiła łez krynica.
1126 Wypłakali się, rzekł rycerz: „Nie przerywaj, a kończ
prędzej!"
m Fatma jęła dalej mówić: ,,Otworzyłam serce więc jej,
Całą ją wycałowałam, aż się nie dawała więcej,
Usadzając ją na sofie, czułam, że się jej poświęcę.
1127 Zapytałam: «Powiedz, słońce, w jakim szczepie tyś
zrodzone,
m Skąd cię Negrzy sprowadzili, która władasz
nieboskłonem?» "
Odpowiedzi żadne słowo nie zostało wymówione,
Trysły źródłem stustrumiennym łzy z jej oczu wytoczone.
1128 Nnareszcie swego dopięłam rozmową i pytaniami;
d Nieutulony szloch przycichł, kryształ z rubinem się
splamił
Strugą z narcyzów płynącą agatowymi bruzdami,
mnie zamierało serce, gdy wiodłam za nią oczami.
1129 Rzekła mi: «Matko, tyś lepsza od mojej rodzonej
matki,
d Na cóż ci moja opowieść, bajędy warte przypadki,
Jestem nieszczęsna wygnanka, wplątana w losów splot
rzadki.
Byłoby grzechem dociekać Wszechwiedzącego zagadki».
1130 Nie należy słońca naglić, kiedy jeszcze wstać nieskore,
m Natarczywość nierozsądna naprowadza myśli chore,
Ma swój czas wszelaka prośba, by spotkała się z odbiorem.
Czemu wcześniej nie odgadłam, że mówiłam z nią nie w
porę?
1131 Przygarnęłam słońcolicą, wszystko darzą w niej
pochwałą;
m Klnę się słońcem, że jej światło ledwie ukryć się dawało,
Osłoniłam ją kotarą, która miała warstw niemało,
Grad łez warzył różę, oko zamieć śnieżną z rzęs miotało.
1132 Słońcolicą tę topolę umieściłam w moim domu,
m Urządziwszy jeden pokój dla niej całkiem po kryjomu.
Nie mówiłam z żywą duszą, by nie zdradzić się nikomu,
Dałam Negra na posługi, przykazując zmilczeć to mu.
1133 Jak opiszę ci, nieszczęsna, jej dziwaczne zachowanie,
m Dzień i noc lamentowała i łzy lała nieprzerwanie!
Gdy błagałam ją: «Uspokój się!» — wnet cichła na
wezwanie.
Gdy dziś bez niej trwam przy życiu, pozostało mi biadanie!
1134 Ilekroć do niej wstąpiłam — łzy wylewała bez
przerwy,
d Atramentowych odmętów dziryty z agatu strzegły,
Z tych jezior atramentowych wezbrane strumienie ciekły,
Przez ust korale różane błyskały bliźniacze perły.
1135 Od łez nieprzerwanych było czasu na słowa za mało,
d «Dlaczego tyś taka blada?» zapytać więc pozostało.
Łez krwawych potok wylała mająca topoli ciało,
Któż inny by to wytrzymał, gdy nie jest nieczułą skałą!
1136 Zaniedbała się w odzieży, spać nie chciała na pościeli,
m Wciąż w tym samym ją woalu, w jednej sukni tejż
widzieli,
Spała jak ci, którzy tylko ramię za wezgłowie mieli,
Tysiąc razy ubłagana, mniej zjadała niż niewiele.
1137 Jeszcze muszę ci opisać jej cudowny szal i szatę;
m Oglądałam różne rzeczy rzadkie, piękne i bogate,
Ale nie wiem, jak subtelne materiały poszły na te:
Mocne niby kuty metal, jak welony delikatne.
1138 Długi czas mój dom schronieniem był dziewicy tej
przecudnej,
m Przez ostrożność do małżonka odnosiłam się nieufnie,
Mówiąc sobie: «Gdy się dowie, powiadomi dwór obłudnie».
Ład wprowadzić w zatroskane myśli było coraz trudniej.
1139 Tak rozważałam: «Gdy przed nim zataję — jak jej
pomogę?
d Nie zgadnę, czego jej trzeba, kto poratuje niebogę.
Jak mąż mój się dowie, chyba zabije mnie, klnę się Bogiem,
A światło, które jest słońcu podobne, jak ukryć mogę?!
1140 cóż ja nieszczęsna, samotna, trawiona płomieniem
pocznę!?
d By nie obwinił mnie Usen, zwierzę się jemu niezwłocznie,
By przysiągł, że mnie nie wyda, będę zaklinać najmocniej.
Nie złamie słowa, by duszy nie zgubić w otchłani
mrocznej».
1141 Wdzięcząc się, do mego męża przyszłam sama na
rozmowę,
m Po pieszczotach rzekłam: «Coś ci zwierzę, tylko zaręcz
słowem,
Że nie piśniesz żywej duszy, złóż przysięgę, zanim
powiem».
Srogim zaklął się zaklęciem: «Niech o skały strzaskam
głowę!
1142 Co mi powiesz, nie powtórzę żywej duszy aż do
śmierci,
m Starcom, młodym, przyjaciołom ani wrogom
przeniewierczym».
Po czym wszystko powiedziałam Usenowi z miękkim
sercem:
«Chodź pokażę tobie godną słońca, co niech wzrok
potwierdzi».
1143 Powstał i ruszył w ślad za mną, we wrota pałacu
wkroczył.
d Oszołomiony drgnął, kiedy promienie słoneczne zoczył,
Zakrzyknął: «Jakie objawiasz mi dziwo i cud uroczy?
Jeśli śmiertelna, niech gniewem porażą mnie Boskie oczy!»
1144 Odrzekłam: «Że to śmiertelna, jest dla mnie ponad
pojęcie,
d Ponad to, co wyłożyłam już tobie, nie wiem nic więcej;
Spytamy razem, kim ona, jakim się para zajęciem,
Może coś powie o sobie przy bardziej czułej zachęcie?»
1145 Weszliśmy do niej we dwójkę, poprzednio
zapowiedzeni;
d Mówiąc: «Współczucie dla ciebie rzuca na pastwę
płomieni,
Powiedz, co może uleczyć księżyc z zaniku promieni?
Co stało się, że w szafranu kolor rubinu się zmienił?»
1146 Nie wiem, czy to posłyszała, czy też nie słyszała, a że
m Róża jej ust się zawarła, więc już pereł nie pokaże;
Żmije włosów się plątały, gdy wznosiła ogród twarzy,
Słońce połknął smok i światłem dzień się dla nas nie
rozjarzył!
1147 Do odpowiedzi ją skłonić nie mogła nasza przemowa:
d Siedziała jak tygrysica ponura, gdy wściekłość chowa.
Znów posmutniała, załkała, łzy się toczyły od nowa,
«Nic nie wiem, dajcie mi spoko j» — były jedyne jej słowa.
1148 Posadziliśmy ją obok, sporo wspólnych łez pociekło,
m Współczuliśmy jej, cóż robić po tym wszystkim, co się
rzekło!
Pocieszaliśmy ją, z trudem uciszając rozpacz wściekłą,
Skłonić jej nie było można, by owoców zjadła ździebko.
1149 Usen rzekł: «Nagradza ona stotysiąckroć losu razy!
m Któż by jej słoneczne lica śmiał całować bez obrazy.
Kto jej z bliska nie ogląda, cierpi sto dwadzieścia razy,
Jeśli dzieci mi są droższe, to niech Pan Bóg mnie porazi! »
1150 Od długiego zapatrzenia na nią naszło nas wzdychanie,
m Radowało oglądanie, zasmucało rozstawanie.
Zaniedbaliśmy kupiectwa przez jej ciągłe odwiedzanie,
Nasze serca się wyzwolić z sieci jej nie były w stanie.
137
1151 Czas przemijał, dnie i noce na przemiany biegły szparko,
m Usen rzekł: "Naszego króla dawno mi odwiedzić warto.
Jeśli zgodzisz się, to pójdę, będzie chyba rad podarkom".
Rzekłam: «Z Bogiem! Jak uważasz, postąp, drogę masz
otwartą! »
1152 Klejnotów i pereł tacę nasypał Usen do pełna.
d Błagałam: «We dworze spotkać spitych dworaków rzecz
pewna;
Zabijesz mnie, jeśli wydasz, że kryje się u nas piękna».
«Nie powiem, choćby po głowie razili miechem!» przysięgał.
1153 Udał się Usen do władcy ucztującego obficie,
d Usen — przyjaciel królewski, a król — to łask dostarczyciel,
Posadził go naprzeciwko i przyjął dar należycie,
Biada, gdy kupiec pijany. Pijakom czyż zawierzycie?
1154 Chociaż przed Usena przyjściem sporo kubków król
wychylił,
m Znów wypili i na nowo roztruchany napełnili.
Jak o Mekce, o przysiędze mąż zapomniał w jednej chwili!
Róża wronie, osłu rogi nie pasują, moi mili.
1155 Rzekł głupiemu pijakowi Usenowi możny władca:
m «Aż dziw bierze, skąd klejnotów tak wspaniałych tyś
dostawca?
Skąd rubiny, perły takie, chyba wie jedynie Zbawca,
Za dziesiątą część tych darów nie odpłacę, jakem znawca».
1156 Usen rzekł: «Dostojny władco!» przy czym się pokłonił
nisko —
m «Karmicielu istnień, słońce, co na niebie nam rozbłysło!
Posiadane złoto, skarby, skąd mi to bogactwo przyszło?
Cóż wyniosłem z łona matki? Ty mi darowałeś wszystko.
1157 Nie przystoi ci dziękować, to powiedzieć się odważę;
m Coś innego — narzeczoną mam dla twego syna w darze,
Będziesz wdzięczmy, gdy podobną słońcu oczom twym
pokażę,
Wtedy tobie panowanie jeszcze milsze się okaże».
1158 Cóż dalej ciągnąć? Naruszył przysięgę, opokę wiary,
d Powiedział, że znalazł dziewczę, które jest słońcu do pary.
Radość i ucztę dla serca król miał z Usena ofiary,
Kazał na dwór ją sprowadzić, spełniając kupca zamiary.
1159 Spokojnie siedziałam w domu, obca mi była obawa.
Wtem w drzwiach się ukazał zwierzchnik królewskich sług, z
nim obstawa:
Podwładnych mu sześćdziesięciu, jak każą królewskie prawa;
Weszli. Zdziwiłam się bardzo: «To jakaś poważna sprawa».
1160 Pozdrowili mnie i: «Fateno — rzekli — równy Bogu
każe
m Dziewczę do dwu słońc podobne od Usena przywieźć w
darze.
Tu ją sprowadź, a zabiorą w niedaleką drogę straże».
Zatrząsł Boski gniew górami i przemówił w gromów gwarze.
1161 Zdziwiona więc zapytałam: «O jaką idzie dziewicę?»
d Odrzekli: «Usen darował tę, której blask sieją lice».
Nastąpił dzień mojej zguby, zabiegi poszły na nice,
Zadrżałam. Nie mogłam ustać ni usiąść. Cóż warte życie!
1162 Zaszłam do niej, zobaczyłam tę przepiękną załzawioną,
m Powiedziałam: «Słońce, widzisz, los okrutny mi sądzono!
Niebios gniew się ku mnie zwrócił, szarpie do dna moje łono,
Zdradą król zażądał ciebie, serce moje uśmiercono!»
1163 Rzekła: «Choć bardzo mi ciężko, nie dziw się temu, o
siostro!
d Nieszczęsne losy nade mną zawsze cień jakiś rozpostrą.
Dobro by mogło zaskoczyć, nie zdziwi zło, rażąc ostro!
Zło nie jest dla mnie nowiną, lecz rzeczą starą i prostą».
1164 Łez przyborem jak perłami napełniła się źrenica,
m Wstała sercem nieulękła bohaterska tygrysica,
Radość dla niej nie radością i ból bólem nie przesyca.
Poprosiła mnie o woal, otuliła stan i lica.
1165 Poszłam do skarbca, którego wszystkie oceny za małe,
d Ile udźwignąć się dało, zgarnąwszy perły wspaniałe,
Sznurami ich, z których każdy wart tyle co miasto całe,
Tę opasałam, dla której konało serce sczerniałe.
1166 Rzekłam: «Może się gdzieś przyda zasób tego
zgromadzony? »
m Słońcolicą pokazałam sługom danym dla ochrony.
Król jej wyszedł na spotkanie, biły bębny, grały dzwony,
Szła milcząca i spokojna, z głową nisko pochyloną.
1167 Zewsząd zbiegali się patrzeć, hałas się łączył z tupotem,
d Nie mogła straż ich powstrzymać i ładu przywrócić potem;
Kiedy król ujrzał wchodzącą cyprysom równą istotę,
W zachwycie rzekł: «Jak, słoneczna, trafiłaś tu — powiedz o
tym?»
1168 Kto na nią spojrzał, sprawiała jak słońce, że oczy mrużył.
d Król orzekł: «Wiele widziałem, ale odkrywam dziw duży,
Bóg jeden to stworzyć zdołał, co człowiek już nie powtórzy!
W szaleństwie biegać po stepach powinni dla niej midżnurzy!»
1169 przy sobie ją posadziwszy rozpoczął miłą rozmowę:
d «Wyjaw mi, ktoś ty i jakie twe pochodzenie rodowe?»
Ona jak słońce pogodne nie odezwała się słowem,
Przytomna, cicho siedziała spuściwszy ze smutkiem głowę.
1170 Nie słuchała króla, choćby mówił nie wiem co ważnego,
m O czym innym rozmyślała, sercem była gdzieś daleko;
Róże warg zasznurowała, co dwurzędu pereł strzegą,
Zdumiewała widzów, któż by zdołał coś zrozumieć z tego?!
1171 Król rzekł: «Jak wyjaśnię sprawę, żebym serce swe
ukoił?
m Nic innego być nie może oprócz dwu przypuszczeń moich:
Albo w kimś tak zakochana, że o lubym ciągle roi,
A na sprawy pozostałe miejsca nie ma w myślach swoich.
1172 Albo to jest filozofka, zagadnienia wzniosłe zgłębia,
m Szczęście jej nie daje szczęścia, a nieszczęście nie dosięga;
Dola dla niej lichą bajką, nie rozgrzewa, nie oziębia.
Gdzieś daleko myśl szybuje jak wysoki lot gołębia. 1173 Daj
Boże, by syn mój wrócił tutaj po wojnie wygranej,
d Bym mógł mu przekazać słonce dla niego przygotowane,
I może przy nim nastąpi języka jej rozwiązanie.
Tymczasem niech blady księżyc z dala od słońca zostanie».
1174 Dodam ci, że syn monarchy, nieulękły rycerz prawy,
m Nienaganny w obyczajach, piękny z twarzy i postawy,
Wówczas był na wojnie, długo nie powracał z tej wyprawy,
Jemu tę swatano, którą z gwiazdą równam bez obawy.
1175 Zniesiono stroje kobiece dla przyozdoby jej ciała,
d Materia ich klejnotami usiana jak gwiazdy pała,
Z jednolitego rubinu na głowę diadem dostała,
Okrasił różę jej lica blask przejrzystego kryształu.
1176 Oświadczył król: «Niech ozdobną sypialnię ma
spadkobierca!»
d Wnet tron z czerwonego złota z Mahrebu * służba utwierdza;
Powstał pan wielkich obszarów, monarcha i samodzierżca,
I usadowił na tronie ją — radość każdego serca.
1177 Przyzwał dziewięciu eunuchów, przy drzwiach ustawił z
nich straże,
d Monarcha zasiadł do uczty, jak zwyczaj rodowy każe;
Za jasną jak słońce Usen szczodrą nagrodę wziął w darze,
Trąbiono i bito w bębny, w tryumfu hucznym rozgwarze.
1178 Przedłużali ucztowanie, czas upływał na toastach,
m Rozmyślała słońcolica: «Jak zabójczy los mną szasta!
W czyje ręce się dostanę, w jakich krajach, w jakich miastach,
Co mam począć, jak żyć teraz, bardzo ciężki los mi nastał!»
1179 Rozmyślała: «Nie dam zwiędnąć pięknej róży mej
kwiatowi,
m Może Pan Bóg dopomoże przeciwstawić się wrogowi!
Śmierć uprzedzać samobójstwem — czy przystoi to
mędrcowi?
Gdy mądremu źle się dzieje, niechaj się o rozum głowi».
1180 Przyzwała cicho eunuchów i rzekła: "Słuchajcie pilnie!
d W błąd wprowadzono was, kiedy kazano wartować przy
mnie,
Wasz patron na narzeczoną dla syna liczy omylnie,
Na próżno w trąby i bębny kazał uderzyć tak silnie.
1181 Nie nadam się na królową wam, inna mnie droga czeka;
d Niechaj mnie Bóg od waszego chrobrego zbawi człowieka!
Inne mi sprawy są bliskie, a wasza sprawa daleka,
Nie dla mnie jest życie z wami, tego się życia wyrzekam.
1182 Bez wahań sobie przeszyję kindżałem serce kobiece,
d Wtedy wasz pan was uśmierci, niedługo wam żyć na
świecie,
Lepiej gdy te kosztowności, które mam, sobie weźmiecie,
Dajcie mi ujść potajemnie, inaczej pożałujecie».
1183 Zdjęła perły i klejnoty, które ją opasywały,
m I z rubinu przejrzystego diadem lity i wspaniały
Darowała mówiąc: «Weźcie, proszę o to sercem całym,
Puśćcie mnie, waszemu Bogu zwróćcie dług dla jego chwały».
1184 Słudzy dowiedli, że mają natury bogactwa żądne,
d Wyzbyci strachu przed królem, jakby był byle heroldem,
Zdecydowali się puścić olśniewającą wyglądem.
Spójrzcie, jak złoto się staje diabelskiej pokusy żądłem.
1185 Tym, którzy je zbyt kochają, złoto nie daje radości,
d Aż do dnia śmierci im każe zgrzytać zębami z chciwości.
Przybywa albo ubywa, zaś chciwy na los się złości,
Tu przez nie dusza ugrzęźnie, nie wzleci ku wysokości.
1186 Eunuchowie jak należy jej życzenie wykonali,
m Jeden z siebie zdjął i dał jej strój, w jaki się odziewali,
Wyszła przez drzwi boczne, bowiem biesiadnicy byli w sali.
Tak przez węża nie połknięty cały księżyc się ocalił.
1187 Niewolnicy też uciekli razem z nią w osłonie cieniów.
m Zastukała do drzwi moich, Fatmą zowiąc po imieniu,
Wyszłam ku niej i poznałam, więc objęłam ją w zdumieniu!
Nie wstąpiła, odmawiając pogrążyła mnie w zmartwieniu.
1188 Mówiła mi: «Wykupiłam głowę za dary z twej dłoni,
d Niech Pan Bóg na wysokości, nie skąpiąc łask, cię osłoni!
Skoro nie możesz mnie ukryć, bez zwłoki odpraw na koniu,
Póki król nie wie i ludzi nie wysłał za mną w pogoni».
1189 Szybko w stajni odwiązałam konia, który mknie
najlepiej,
d Osiodłałam i z pomocą przyszłam szczęsnej w jej potrzebie.
Kiedy lwa dosiadło słońce najwspanialsze z gwiazd na niebie,
Żniw się zrzekłam i zniszczyłam szykowany plon dla siebie.
1190 Pod wieczór wieść się rozniosła, zaczęli szukać, jak
mogą,
d Ruszyli przetrząsać miasto i rozpoczęła się pogoń;
Pytana rzekłam: «Jeżeli zawdzięcza schron moim progom,
Niechaj zasłużę u króla na karę krwawą i srogą».
1191 Niczego nie mogli znaleźć i rady nie było na to,
d Dotychczas bliscy królowi boleją nad jej utratą,
Spojrzyj na dworzan i przyjrzyj się wdzianym żałobnym
szatom:
Od kiedy skryło się słońce, odtąd zagasło nam światło.
1192 Co czekało piękną gwiazdę, dalsza powieść cię zapozna.
m Teraz wspomnę, czemu dla mnie tamten człowiek stał się
groźny.
Kozą jego się zrobiłam, zaś on został moim kozłem.
Hańbę mężom lęk przynosi, zaś kobietom zad rozwiązły.
1193 Stary mąż mi nie wystarczał, poszukałam szczęścia obok,
m A Czasznagir * ten na dworze szanowaną był osobą.
Choć lubiłam go, lecz po nim nie okryję się żałobą,
Krew bym jego tak dziś piła, jak to wino piję z tobą!
1194 Po babsku i bez rozwagi zwierzyłam mu tajemnicę,
d Że wspomagałam w ucieczce przemyślną jak lis dziewicę.
Że mnie jak wroga oskarży, groził mi ten donosiciel.
Przez to, że jest wśród nieżywych — uratowane mam życie.
1195 Nie oszczędzał mi pogróżek, kiedy napotykał sprzeciw.
m Że już wrócił, nie wiedziałam, prosząc, żebyś mnie
odwiedził.
Przybył, dał znać, że przychodzi, a mnie taki strach obleciał,
Że zlecając, byś się wstrzymał, gońca pchnęłam ci naprzeciw.
1196 Nie zawróciłeś już z drogi i dotarł do mnie twój promień,
d Spotkawszy się wy oboje pobilibyście się o mnie;
Nie miałam wyjścia, dlatego tak się przelękłam ogromnie,
Nie tylko w słowach, lecz z serca śmierci mi życzył
niezłomnie.
1197 Gdyby żył, toby do dworu rychło doszła jego skarga,
m I zazdrością rozjątrzony rzecz by podał w mocnych
barwach.
Zemsta króla dom Usena by z powierzchni ziemi starła,
Oczekując na tortury dzieci z głodu bym pożarła.
1198 Niech Bóg ci łask nie poskąpi! — Czyż ja się
odwdzięczyć mogę —
d Tobie, gdy mnie uchroniłeś przed węża takiego wzrokiem,
Mogę fortunie zaufać, nie drżąc przed losu wyrokiem,
Ach, teraz wreszcie nie muszę obawiać się śmierci srogiej!"
1199 Awtandyl rzekł, wysłuchawszy; ,,W ksiąg sławnych
wpisano karty,
d Że odmieniony przyjaciel gorszy od wrogów otwartych.
Rozumny człowiek przed takim winien się strzec nie na żarty,
Możesz się go nie obawiać, teraz należy do martwych.
1200 Powiedz, gdy wiem, że z pomocą twoją znikła ta
dziewczyna,
m Jakie od niej miałaś wieści, w jakich może być krainach?"
Fatma znowu zapłakawszy w łzach opowieść tak zaczyna:
,,Promień zagasł, co jak słońce szerzył jasność na równinach!"
XLVII OPOWIADANIE FATMY
O UWIĘZIENIU NESTAN-DAREDŻAN
PRZEZ KADŻOW
1201 Zawodny świecie doczesny, szatańskie są twoje sprawy,
d Nikt się nie pozna, czy knujesz zdradziecko podstęp
nieprawy;
Gdzieś ukrył tę, którą z słońcem porówna się bez obawy?
Wiem teraz, że w końcu puste są z tobą wszelkie rozprawy!
1202 Rzekła Fatma: „Znikło słońce, pustka wzmaga
niepokoje,
m Tracę życie razem z duszą, wniwecz poszło dzieło moje,
Od owego dnia trawiących mnie płomieni nie ukoję,
I nie dadzą się osuszyć łez płynących z oczu zdroje.
1203 Dom obrzydł mi razem z dziećmi, bez serca się stało
serce,
d Marzyłam, że w snach wyśniona zjawić na jawie się zechce
*;
Usena, co słowo złamał, uznałam za przeniewiercę,
Nie waży się zbliżyć do mnie, bo wstręt przekleństwem
potwierdzę.
1204 Raz wieczorem, kiedy słońce się żegnało z firmamentem,
m Zatrzymawszy się przed karczmą drzwi ujrzałam
odemknięte;
Na wspomnienie jej ogarnął myśli me śmiertelny smętek,
Rzekłam sobie: «Przez mężczyznę dane słowo bądź
przeklęte».
1205 Wstąpiło tam trzech wędrowców z jakimś przejezdnym
biedakiem,
d Miał ubiór sługi, zaś oni podróżne i byle jakie;
Dobyli kupione w mieście za drachmy jadło wszelakie.
Wesoło gwarząc ze sobą pili i jedli ze smakiem.
1206 Słuchałam. Mówili: «Tutaj wesoło chwile mijają,
d A myśmy obcy podróżni, co w drodze się spotykają,
Żaden nic nie wie o innych, z jakiego przybywa kraju,
Niechaj historię każdego z obecnych wszyscy poznają».
1207 Gdy każdy z nich opowiadał, co tylko podróżnik może,
d Ów sługa się ozwał: «Bracia, opiszę wam cudo Boże.
Rozsypię przed wami perły, gdy wyście rozsiali zboże,
Daleko waszym powieściom do tego, co wam przedłożę.
1208 Jam sługa wielkiego władcy, który w Kadżetii * panował,
Aż powaleni chorobą umarli król i królowa.
Nie miała już opiekuna żadna sierota i wdowa,
Synów ich siostra zmarłego jak matka rodzona chowa.
1209 Dularducht*, będąc kobietą, wszakże jest twarda jak
skała,
d Oprócz niej tknąć jej rycerzy niczyja dłoń by nie śmiała;
Bratanków: Rosana z Rodią, otacza jej troska stała,
Kadżetii będąc władczynią, tytuł 'Mocarnej' przybrała.
1210 Nagle o śmierci za morzem jej siostry wieść się
rozszerzy,
d Zbolali wezyrzy radzą, co teraz czynić należy,
Skoro zagasła nad ziemią gwiazda i ciemność się szerzy!
Był mężny Roszak dowódcą wielu tysięcy żołnierzy.
1211 Roszak rzekł: — Udziału w płaczach dzisiaj sobie brać
nie życzę.
m W step wyruszę zaopatrzyć siebie w łupy rozbójnicze
I na czas do domu wrócę wzbogacony o zdobycze,
By królowej przy żałobie towarzyszyć, na co liczę. —
1212 Rzekł do wszystkich nas podwładnych: — Chodźcie ze
mną szlakiem znanym —
m Poprowadził stu wojaków osobiście dobieranych.
Rabowaliśmy w dzień jasny, w moc zuchwałe snując plany;
Zgarnęliśmy moc zdobyczy, łupiąc liczne karawany.
1213 Pewną bardzo ciemną nocą wielkim stepem jechaliśmy,
m Coś wspaniale zapałało, światła pośród pól zabłysły;
Czyżby słońce zeszło z niebios na powierzchnię ziemi niskiej?
Zaskoczeni tym zjawiskiem różne snuliśmy domysły.
1214 Jedni mówili: — To zorza — drudzy: — To księżyc
połyska. —
d Całym oddziałem ruszamy w celu zbadania zjawiska,
Z daleka je okrążając, zanim podeszliśmy z bliska.
Głos do nas doszedł przesłany z tego promieni skupiska.
1215 Głos się ozwał: — Ktoście, konni, swe imiona mi
wymieńcie,
m Z Gulanszaro do Kadżetii mam poselskie przedsięwzięcie!
—
Słysząc to podjechaliśmy, osaczając wkoło wieńcem,
Słońcolicy jeździec oczom się ukazał w tym momencie.
1216 Zapatrzyliśmy się w jasne oblicze błyskawicowe,
d Przestrzeni otaczającej dało słoneczną osnowę,
Ozwało się przyciszonym, starannie cedzonym słowem,
Blask zębów padł na częstokół rzęs, które są agatowe.
1217 Ze słońcem owym w układnej i słodkiej rozmowy toku,
d Że to nie goniec i kłamał, jasne zrobiło się oku.
Roszak rozpoznał kobietę, zajechał ją koniem z boku,
Schwytaliśmy ją w swe ręce nie dając zrobić ni kroku.
1218 Zwróciliśmy się: — Odpowiedz, jasna jak słońce, bądź
szczera:
d Czyjaś i ktoś ty, skąd jesteś, gwiazdo, co mroki rozdziera? —
Nie rzekła nic, tylko źródło gorących łez się otwiera.
Jak szkoda księżyca w pełni, kiedy wąż jego pożera!
1219 Jawnego ani skrytego nie było się od niej można
d Dowiedzieć nic, ani kim jest, nie dała po sobie poznać.
Ponuro się nachmurzyła milcząca, stroniąca od nas,
Jak aspis * swymi oczyma przykuła do siebie wzrok nasz.
1220 Roszak oświadczył: — Nie warto pytać, bo nic nie
odpowie,
d Jej dola widać niezwykła, trudno wyrazić ją w słowie;
Każda istota zazdrości losowi naszej królowej,
Której Bóg zawsze śle cuda trudne pomieścić się w głowie.
1221 Bóg posyła ją widocznie dla władczyni naszej w darze,
m Zawieziemy więc do pani, a nam wdzięczność swą okaże.
Ukrywając rzecz, wydani ulegniemy srogiej karze,
Z wykroczeniem wobec władzy wstyd niemały pójdzie w
parze.
1222 W dalsze rozprawy nie wchodząc wyraziliśmy swą
zgodę;
d Kierując się do Kadżetii wiedliśmy z sobą ją przodem.
Nie zwracaliśmy się do niej, dając od pytań swobodę.
Płakała gorzkimi łzami zraszając policzki młode.
1223 Prosiłem Roszaka: — Puść mnie, zasługi moje są dawne,
d A teraz do Gulanszaro udać się w sprawach mych pragnę. —
Puścił mnie, tutaj dostanę cenne tkaniny jedwabne,
Zaopatrzony odjadę i swoich w drodze dopadnę».
1224 Im bardzo się spodobała opowieść zbrojnego sługi,
d A mnie na taką wiadomość obeschły zaraz łez strugi.
Nadzieja mi zaświtała po tylu wysiłkach długich,
Przynajmniej na wagę drachmy doznałam od tego ulgi.
1225 Przywoławszy posadziłam koło siebie tego zucha
m I zwróciłam się doń: «Powtórz mi, coś mówił, a
wysłucham».
Więc to samo mi powtórzył, co już wpadło mi do ucha,
Ta opowieść przywróciła życie mi, dodając ducha.
1226 Mam dwu Murzynów na służbie, co z sztuk magicznych
pomocą
d Dzięki swym czarom potrafią się stać niewidzialni oczom;
Wezwawszy ich, do Kadżetii wysłałam: «Skoczcie ochoczo
I sprytnie zbierzcie mi wieści, co dzieje się tam z uroczą?"
1227 W trzy dni powrócili z wieścią, wnet byłam
powiadomiona:
d «Przy ruszającej za morze królowej teraz jest ona,
Rażąca jak słońce oczy każdemu z patrzących grona,
I pono z młodym Rosanem zastała już zaręczona.
1228 — Wydamy ją za Rosana — królowa Dularducht
stwierdza —
d Jeszcze nie czas na wesele, gdy płomień wstąpił do serca;
Gdy wrócę, weźmie za żonę to słońce mój spadkobierca. —
Do posług dano eunucha, siedzibą się stała twierdza.
1229 Wszystkim, co biegli są w magii, opiekę zleciła w
drodze,
d Bo szlaki są niebezpieczne, wrogowie zaczepni srodze.
Pozostawiła rycerzy młodych i mężnych w załodze,
Niewiele minęło czasu, od kiedy jest w tym pochodzie.
1230 Gród Kadżów sławę fortecy dotychczas ma niezdobytej,
d Zamek spoczywa na skale wysokiej, stromej i litej,
Tajemne wejście do wieży stanowi tunel przebity,
Tam będąc, gwiazda samotna spala patrzących z zachwytem.
1231 W tunelu stale czuwają żołnierze straż trzymający,
d Dziesięć tysięcy junaków wspaniale wyglądających,
W każdej z trzech bram do grodu waruje po trzy tysiące».
O serce, świat cię przygniata, nie wiem, co ciebie z nim
łączy!"
1232 Gdy słońcolicy i mocny Awtandyl te wieści poznał,
d Nie zdradził się, jak nowina ta jest dla niego radosna,
Przepiękny dziękował Bogu za łaskę, jakiej dziś doznał:
,,Z tą cudzoziemką przygoda cenną wiadomość przyniosła!"
1233 Rzekł do Fatmy: ,,Która we mnie pożądania budzisz
poryw,
m Wiadomości mi potrzebnych dostarczyłaś zapas spory,
Lecz wytłumacz mi dokładnie, co niejasne do tej pory:
Jak Kadżowie bezcieleśni w ziemskie się wcielili twory?
1234 Dla dziewicy tej współczuciem płonie moja dusza cała,
m Ale Kadżom bezcielesnym na cóż się kobieta zdała?"
„Nie od rzeczy twe zdumienie" — Fatma mu odpowiedziała
—
„Nie demony to, lecz ludzie, co kryjówki mają w skałach,
1235 Ta zbieranina zbójecka przeto Kadżami się zowie,
d Że wśród nich wtajemniczeni w magię są jasnowidzowie,
Dla wszystkich groźni, a sami czarami salwują zdrowie;
I przegra, i wzrok utraci ten, kto im wojnę wypowie.
1236 Oni jakąś czarnoksięską sztuką oczom wrogów szkodzą,
m Budząc wichry przeraźliwe każą w morzu tonąć łodziom
I po falach suchą stopą, jakby to był ląd, przechodzą,
Zechcą — ciemną noc rozjaśnią, zechcą — dzień uczynią
nocą.
1237 Dlatego im od sąsiadów nazwa się Kadżów dostała,
d A jednak są oni ludźmi takimi jak i my, z ciała".
Awtandyl wyraził wdzięczność: „Uciszasz ogień, co pała,
Taka opowieść to dla mnie pociecha całkiem niemała".
1238 Łzy wylewając Awtandyl ku Bogu słał dziękczynienie:
d „Przyjmij mą wdzięczność, o Panie, który łagodzisz
cierpienie,
Ty, który byłeś i jesteś niewyrażalny imieniem,
Niespodziewanie spływają na nas twej łaski strumienie!"
1239 Z łzami chwalił Boga rycerz, wieści miał pocieszające.
m Fatma, sądząc, że z jej racji, czuła ognie pałające.
Rycerz wstyd opanowywał, że ulega koniec końcem,
Fatma szyję mu objęła, całowała w usta słońce.
1240 Spędziła noc z Awtandylem Fatma. Leżeli objęci,
d Do szyi jej swą z kryształu przytulał zwodnik w niechęci,
Choć drżał i skrytym wspomnieniem o Tinatinie się dręczył,
Jak zwierz rozjuszone serce pognało tropem zwierzęcym.
1241 Do morza zdrój łez uchodził chyłkiem przez niego
ronionych,
d Łódź agatowa płynęła w atramentowych wód toni *.
Rozmyślał: ,,Spójrzcie, midżnurzy, będąc dla róży stworzony,
Bez niej, ja, słowik, na kupie nawozu siadłem jak wrony!"
1242 Jego łez potok kamienie rozmiękczyłby i rozkruszył,
d Płynął na pola różane z gąszczu agatów jak z kruży;
Fatma się rozkoszowała jak ptaszek, co sobie użył,
Zdaje się, że jest słowikiem wronie, gdy siądzie na róży.
1243 Wstał świt. Wykąpać się poszło słońce świecące
wspaniale;
d Niewiasta mu darowała liczne ubiory, woale,
Mnóstwo wonności, koszule, których biel śnieżną pochwalę.
Nadziej na siebie, co zechcesz, nie krępuj się przy tym wcale".
1244 Rzekł Awtandyl: „Moją sprawę dzisiaj ci odkryję w
końcu!"
m Do tej pory za regułę miał w kupieckiej być opończy;
Teraz z mężną swą postacią urok szat rycerskich złączył,
Dodał blasku swej urodzie, lew podobny stał się słońcu.
1245 Fatma jadłem stół zastawia, by pokrzepić Awtandyla;
m Wkroczył rycerz wystrojony, niepochmurna twarz świeciła.
Że nie odział się jak kupiec, Fatma patrząc się dziwiła:
Tak ci lepiej, jak cię pragnę do szaleństwa" — oświadczyła,
1246 Fatma z jego upiększenia była dumna i szczęśliwa,
m On jej nic nie odpowiedział, tylko uśmiech swój ukrywał:
Chyba daje się omamić, widać niezbyt przenikliwa!"
„Choć udawał miłość, innej drogi wyjścia nie znajdywał.
1247 Po posiłku się rozstali, rycerz na kwaterę własną
m Wrócił winem upojony, wesół, legł i słodko zasnął.
Ocknął się pod wieczór, pola opromienił sobą jasno,
Cicho wezwał Fatmę: „Przybądź, teraz jestem sam, niewiasto".
1248 Nadeszła Fatma, Awtandyl posłyszał jej głośne
westchnienia:
d „Teraz to ciało topoli zabije mnie bez wątpienia".
Dał jej poduszkę z atłasu dla obok usadowienia,
Cień od szałasu rzęs padał, ogród różany ocieniał.
1249 Awtandyl oświadczył: „Fatmo, wiem, że ci serce zabije,
d Wzdrygniesz się na tę wiadomość jak ukąszona przez żmiję,
Nie wiesz dotychczas, kim jestem, ale dziś prawdę odkryję,
Rzęsy z czarnego agatu sprawiły, że już nie żyję.
1250 Myślałaś ty, że kupiecka podlega mi karawana,
d A jestem spaspetem, wodzem potężnych wojsk Rostewana,
Przez króla wielkiego władza nad jego armią mi dana,
Twierdz, skarbców i arsenałów przed sobą oglądasz pana.
1251 Uważam cię za przyjazną, wierną, do dobra ochotną.
d Jedyna córka królewska jak słońce przyświeca lądom,
Ona to mnie unicestwia i spala swoim wyglądem,
Rzuciłem patrona mego dla wypełnienia jej żądań.
1252 Tej samej szukam dziewicy, którą ty miałaś w gościnie,
d Po wszystkich krajach. Ją słońce za swoją ma zastępczynię;
Widziałem lwa, który blady dla niej zabłądził w jaskinie,
Terając serce i siły, wyniszcza siebie jedynie".
1253 Awtandyl Fatmie więc wszystkie swoje przygody opisał,
d Historię o Taryjelu odzianym w skórę tygrysa;
Oświadczył: „Jesteś lekarstwem dla tobie obcego dzisiaj,
Dla trzepoczących rzęs gęstych o kruczych skrzydeł zarysach.
1254 Pośpieszmy, Fatmo, im pomóc położyć na losów szali,
d Uczynimy wszystko, co szczęście obojgu gwiazdom ocali,
Kto tylko dowie się o tym, postępek taki pochwali.
I może znów zakochani nie będą od siebie w dali.
1255 Wezwiemy maga na służbie i do Kadżetii wyślemy,
d Zawiadomimy dziewicę o wszystkim, co teraz wiemy,
I postąpiwszy, jak każe, gdy od niej wieść odbierzemy,
Bóg sprawi, że o pogromie Kadżow ci wieść przyniesiemy!"
1256 Fatma odrzekła: „Bóg łaskaw, że taka rzecz mnie
spotyka,
d Dziś posłyszana opowieść brzmi jak niebiańska muzyka!"
Wezwała jak kruk czarnego na służbie jej czarownika:
„Posyłam cię do Kadżetii, w daleką drogę pomykaj!
1257 Teraz okaże się, jakie twe czary mają znaczenie,
d W ognisku mojej zgryzoty co prędzej zagaś płomienie,
Słoneczną masz zawiadomić, że bliskie jest ocalenie".
Ten odrzekł: „Jutro przyniosę wieści na twe polecenie".
XLVIII LIST FATMY DO NESTAN-DAREDŻAN
1258 pisała Fatma: „O gwiazdo, słońce nad ziemską dziedziną,
d Dalekich od ciebie wprawiasz w takie wzruszenie, że giną,
Ty krasomówczyni, której miodowe słowa z ust płyną,
W postaci swej z kryształami się spoić dajesz rubinom!
1259 Choć mi nie dałaś z ust własnych posłyszeć historii
twojej,
d Lecz całą prawdę poznałam, frasunku serca nie koję;
Daj wieści Taryjelowi, trawi go szał z niepokojem,
Różą — on, ty stań się fiołkiem, spełnijcie pragnienia swoje.
1260 Tu szuka ciebie druh jego, zbratany przysięgą trwałą,
d Awtandyl, rycerz arabski w swym kraju okryty chwałą,
U króla ich Rostewana dowodzi on armią całą;
Budząca posłuch mądrością, napisz — co z tobą się stało?
1261 Sługa ten dlatego przodem jest wysłany po twój odzew,
m By wywiedział się o Kadżach, czy w Kadżetii są, czy w
drodze?
Chcemy się dowiedzieć, ilu tam wojaków jest w załodze:
Kto przy tobie straż sprawuje i strażników kto jest wodzem?
1262 Co tam dzieje się, przekaże — kiedy w te powróci
stromy,
m Twemu zaś ukochanemu daj znak jakiś umówiony!
Zamień w radość ten ból, który dotąd był nieutulony,
Jeśli zechce Bóg, połączę was dla siebie przeznaczonych!"
1263 Fatma list wręczyła temu, komu w magii nie brak
wprawy:
m „Oddaj pismo pani, którą z słońcem równam bez obawy!"
Ten czarodziej okrył ciało burką w barwie ciemnej trawy,
Wnet z tarasu nad tarasy poszybował lotem żwawym.
1264 Jak z łuku spuszczona strzała nabrał zawrotnej chyżości.
d Kiedy osiągnął Kadżetię, półmrok zwiastował ciemności.
Niepostrzeżenie ominął warty u wrót na baczności,
Tak słońcu o upragnionym przekazać mógł wiadomości.
1265 Przeszedł przez wrota zamknięte, jak gdyby stały
otworem,
d Negr czarnolicy, kosmaty — któremu burka ubiorem;
Zadrżało słońce, do obaw przed jakimś uszczerbkiem skore,
Róża się kryła szafranem — fiołek lazuru kolorem.
1268 Murzyn rzekł: „Za kogo masz mnie, czemu takie
zalęknienie?
m Sługa Fatmy jam do ciebie wyprawiony z uprzedzeniem;
Nech to pismo, że nie kłamię, służy ci za poświadczenie;
Nie uwiędnij wcześnie, różo, słońca świecą już promienie!"
1267 Zdumiała się słońcolica na tę wiadomość od Fatmy,
d Migdały oczu wyjrzały zza rzęs agatowych warty.
Niewolnik podał jej pisano, a gdy list został otwarty,
Z westchnieniem czytała, łzy jej gorące spadły na karty.
1268 Spytała sługę: „Objaśnij, kim jest ów mnie szukający,
d Komu wiadomo, że żyję i że po ziemi tej błądzę?"
Ten odpowiedział: ,,Powtórzę tyle, co wiem, będąc gońcem:
Po twoim wyjeździe od nas zaćmiło się nasze słońce.
1269 Od tego czasu jest Fatmy serce przeszyte grotami;
d Toczące się łzy z jej oczu w morze spływają strugami;
Już raz tu byłem, by wrócić do niej z o tobie wieściami,
Że płacz jej nieutulony, sam Bóg niech świadectwo da mi.
1270 A teraz się zjawił jakiś rycerz o pięknym obliczu,
d Nieszczęście twe opisała jemu nie kryjąc się z niczym.
On z ręką mężną, potężną odnaleźć cię sobie życzy,
Posłała mnie ona tutaj, że sprawię się szybko, liczy".
1271 Padło z ust dziewicy: „Wierzę, człeku, w całą twą
opowieść,
m Widać Fatma nie wie, jaki mnie pochwycił srogi łowiec?
Pewnie gdzieś mój ukochany brnie bez siły przez manowiec.
List napiszę, ale jak mi serce pała, sam jej powiedz".
XLIX LIST NESTAN-DAREDŻAN DO FATMY
1272 Pisała słoneczna: „Matko troskliwsza od wszystkich
matek!
d Widzisz co ze mną świat czyni, niosąc wolności utratę?
Do mych poniżeń i udręk dorzucił to na ostatek,
Lecz otrzymane dziś pismo daje nadziei zadatek.
1273 Wydarłaś mnie czarodziejom dwojgu nad morskim
wybrzeżem,
d A teraz do uwięzionych w twierdzy u Kadżów należę:
Mnie jednej całe mocarstwo i mnóstwo zuchwalców strzeże.
Dobrego nic nie zostało z nadziei mych i zamierzeń!
1274 Co do innych wiadomości, mogę dodać coś nowego:
m Jeszcze Kadżów monarchini nie wróciła z swą czeredą,
Lecz zuchwali wojownicy niezliczeni wciąż mnie strzegą.
Jak odnaleźć mnie? Zaiste nie da się osiągnąć tego.
1275 Daremne wysiłki tego, kto mnie odszukać się stara,
d Dręczy się, płonie, goreje, spopiela się dla mnie w żarach,
Lecz mu zazdroszczę, bo widział słońce, nie ostygł w ofiarach,
A życie bez Taryjela — za jakie winy to kara?
1276 Wówczas, milcząc ci o sobie, zachowałam rzecz w
skrytości,
m Nie mógł język wypowiedzieć bólu, który w sercu gości;
Błagam, uproś kochanego, listem śląc mu wiadomości:
Niech mnie szukać zaprzestanie, jeśli zdolny do litości.
1277 Niech po tym, co wycierpiałam, oszczędzi nowych
męczarni:
d Dwukrotnie umrę, jeżeli zobaczę jego wśród martwych.
Nie zdoła mnie nikt ocalić, to prawda, nie wymysł marny,
Gdy nie wysłucha cię, poraź mnie gradem kamieni czarnych.
1278 Prosiłaś o znak jakowyś, który potwierdzi mu słowa,
d Posyłam rąbek woalu, tego co mi podarował.
Została mi na pamiątkę przepiękna tkanina owa,
Chociaż koloru czarnego jak los, co mi się zgotował".
L LIST NESTAN-DAREDŻAN DO UKOCHANEGO
1279 Następnie do kochanego serdeczny list pisze z płaczem
d I w łzach obficie wylanych gasi płomienie rozpaczy!
List napisała, co serca mógłby poruszyć słuchaczy,
Przez uchylonych warg różę kryształy zębów się znaczą.
1280 „Mój miły, w tym co napiszę, zawarta o ciebie troska,
d Piszę nie piórem, lecz sobą, nasiąkła krwią każda głoska,
Z serc naszych z sobą złączonych pergamin dla listu powstał.
O serce, żałobne serce, na zawsze wierne pozostań!
1281 Spójrz tytko, mój ukochany, jakie ten świat dzieła
tworzy!
d Dla mnie jest zawsze noc ciemna, nawet gdy pała blask
zorzy.
Mędrcy to widzą. Wstręt czują. Pokochać jego nieskorzy.
Życie bez ciebie mi ciężar nie do zniesienia nałoży!
1282 Widzisz, jak nas rozdzieliły świata moce niespożyte?
m Radosnego już radosna nie zobaczę, nie powitam.
Cóż uczynić ma bez ciebie serce grotem twym przeszyte?
Rozum nam odsłonił wszystko, co się wydawało skryte.
1283 Klnę na ciebie się, o słońce, żeś ty żywy, nie sądziłam,
m A co do mnie, życie uszło ze mnie oraz cała siła;
Teraz, gdy się dowiedziałam, będę Stwórcę wciąż sławiła,
Cała boleść tymczasowa w radość mi się obróciła.
1284 Wystarczy mi twoje życie, by w sercu żywić nadzieję,
d W mym sercu, które jest w ranach, spopiela się i boleje!
Pamiętaj, że utracona przez ciebie, ja gdzieś istnieję,
A miłość posiana wzrasta pomimo losu koleje.
1285 Niczego więcej, kochany, listowi już nie powierzę;
d Język nie zdoła wyrazić, z słuchaczy nikt nie uwierzy.
Fatma wyrwała mnie magom, niech Boska troska ją strzeże!
Co znowu świat mi zgotował, pasuje doń w całej mierze.
1286 Dodał gorszą świat niedolę teraz znów do mej niedoli,
m Nic, czym mnie zadręczał dotąd, losu już nie zadowolił.
Znowu trudnym do zwalczenia Kadżom oddał do niewoli,
Wszystko, co się, miły, stało, sprawił los nie z naszej woli!
1287 W twierdzy wysokiej, gdzie oczy zaledwie sięgnąć się
ważą
d I droga wiedzie przez tunel, przebywam pod zbrojną strażą;
Czy dzień, czy noc, wartownicy należną czujność okażą,
Atakujących zabiją, prawdziwym ogniem porażą.
1288 Nie myśl, że sposób ich walki jak innych wojaków
bywa!
d Nie ścinaj mnie bólem gorszym od tego, co mnie przeszywa;
Na widok twej śmierci spłonę jak knot od iskry krzesiwa,
Zmiękcz serce twarde jak skała, z daleka do tego wzywam.
1289 Ty, ukochany, się nie trap, obawa tu się nie kryje.
d Topoli mojego ciała nie oddam w ręce niczyje.
Nie będę żyła bez ciebie, żałuję — że dotąd żyję,
Głową się rzucę ze skały albo się nożem przebiję.
1290 Na twe słońce, ja jedynie twoim pragnę być księżycem,
m Na twe słońce, nie dostanie nikt mnie — choćby z trzech
słońc licem!
Tutaj są ogromne skały, rzucę się i skończę z życiem,
Módl się za mą duszę, może skrzydła z niebios mnie
pochwycą.
1291 Do Boga pomódl się, może ulży i dolę odmieni,
d Wyzwoli z żywiołów: ognia, powietrza, wody i ziemi;
Niech poda mi skrzydła, wzlecę ku upragnionej przestrzeni,
Nocą i dniem zapatrzona w migot słonecznych promieni.
1292 Jesteś słońca część, bez ciebie jego jasność będzie wątła,
m Lecz się jego rydwan z tobą jak z przewodnią gwiazdą
spotka!
Wtedy ujrzę cię i światłem sercu memu będziesz w mrokach.
Jeśli miałam życie gorzkie, niechaj śmierć mi będzie słodka.
1293 Gdy powierzę tobie duszę, śmierć ciężarem być
przestanie,
m Ale nasza miłość skryta trwać w mym sercu nie przestanie;
Wspominanie o cierpieniu tylko jątrzy ranę w ranie;
Nad rozłąką więc doczesną próżne jest lamentowanie.
1294 Do Indii powracaj, pośpiesz mojemu ojcu z odsieczą,
d Wrogowie go osaczyli, pod żadną nie został pieczą;
Pocieszyć go w smutku po mnie jest najważniejszą dziś rzeczą.
Wspomnij mnie, której z tęsknoty za tobą łzy nie uleczą!
1295 Już skargi na los masz dosyć i niepotrzebne rozpacze;
d Zrozum, że prawda prawdziwa serca dla serca coś znaczy.
Umrę dla ciebie i tylko wrona nade mną zakracze, Dopóki
żyję, czekają mnie udręczenia i płacze.
1296 Oto znak — rąbek zawoju, twe ręce mnie nim darzyły!
d Odcięłam skrawek materii z jednego brzegu, mój miły,
Niechaj zostanie ci, w zamian dodając nadziejom siły.
Siedmiu nieb kręgi nad nami gniewnie swój tor odwróciły".
1297 Kiedy list do kochanego został wreszcie ukończony,
m Dołączyła skraj odcięty od zawoju z jednej strony.
Jawią ciężar, długość, barwę włosy z uwolnionej skroni,
Skrzydło krucze i topola sieją tchnienie błogiej woni.
1298 Nie zwlekając ruszył sługa, w Gulanszaro był niebawem,
m Wnet do Fatmy szedł, niewiele dni zużywszy na wyprawę;
Gdy Awtandyl załatwioną miał dla siebie ważną sprawę,
Wzniósłszy ręce, w przytomności pełnej, głosił Boga sławę.
1299 Rzekł do Fatmy: „W czas się spełnia sprawa dla mnie tak
istotna.
m Za twą wielką pomoc jakaż byłaby nagroda godna?
Już się kończy termin roczny, wzywa droga mnie powrotna,
By na Kadżów ich pogromcę przyprowadzić — teraz
pognam".
1300 Dama odrzekła: „Lwie, teraz większym zapałem goreję,
d Ze światłem się żegna serce i powód ma, że mrocznieje;
Pośpiesz się, nie troszcz się o mnie, szalony i tak szaleje —
Gdy was Kadżowie uprzedzą, na szturm się zmniejszą
nadzieje".
1301 Rycerz przywołał służących Prydona, których miał w
świcie,
d Oświadczył: „Dotychczas martwym, powraca nam teraz
życie —
(Jak odrodzeni to słysząc, byli w prawdziwym zachwycie) —
Zaciekłym nieprzyjaciołom rany zadane ujrzycie!
1302 Ode mnie wieść Prydonowi dobrze sprawdzoną
zanieście,
d Pilno mi w drogę, choć chciałbym zobaczyć się z nim
nareszcie,
Niech głos alarmu natęży, silniejszym go czyniąc jeszcze.
Rozdam, wam wszystkie tkaniny, jakie w tobołach
pomieszczę.
1303 Wielki dług ciążący na mnie chciałbym spłacić wam co
prędzej.
m Gdy się spotkam znów z Prydonem, odpowiednio się
odwdzięczę.
Co zdobyłem na piratach, niechaj zgarną wasze ręce,
Choć wiem, że się wydam sknerą, teraz dać nie mogę więcej.
1304 Nie jestem u siebie, więcej darować nie jestem w stanie".
d Pozostawiając im statek z ładunkiem przepięknych tkanin,
Oświadczył: „Zabierzcie wszystko, trzymajcie się drogi
znanej,
Doręczcie list Prydonowi, z którym jesteśmy zbratani".
LI LIST AWTANDYLA DO PRYDONA
1305 Napisał: „Wielki Prydonie, niech sprzyja ci powodzenie,
d Ty, królu królów z lwim sercem, słońce siejące promienie,
Ty, który z łaski niebiosów krwi wrażej toczysz strumienie,
Jako brat młodszy z daleka przesyłam ci pozdrowienie.
1306 Zaznałem niemało udręk, ale zebrałem z nich plony,
d Szczęśliwe ma uwieńczenie przeze mnie trud zamierzony,
Podobnej z oblicza słońcu teraz już los wyjaśniony,
A to do życia przywróci lwa, co już w grób był złożony.
1307 Król Kadżów to słońce więzi w twierdzy o mocnej
załodze.
d Moim pragnieniem tam dotrzeć, choć czeka walka po
drodze,
Z narcyzów deszcz kryształowy zwilża tam róże niebodze,
Kadżowie jeszcze ją szczędzą, lecz wojska ich liczne srodze.
1308 Już serce się ukoiło, łez rzeka płynąć przestała,
d Gdzie z bratem twym się jawicie, przeszkoda każda jest
mała;
Osiągniesz bez wątpliwości wszystko, co dusza by chciała,
I człowiek ci się nie oprze, i zmięknie w twym ręku skała.
1309 Wybacz, że nie mogę teraz cię zobaczyć. Czasu stratą
m Byłoby się zatrzymywać, kiedy księżyc jest za kratą.
Zobaczymy się już wkrótce, radość będzie nam zapłatą,
Nie potrafię rzec nic więcej: po bratersku pomóż bratu.
1310 Nie mogę się należycie z serca odwdzięczyć twym
sługom.
d Niech cię ucieszy, że zawsze śpieszyli z wierną posługą,
Nie potrzebuje pochwały, kto z tobą obcował długo,
«Podobny rodzi podobnych» — mędrcy tą świecą nauką".
1311 Skończywszy pisanie w rulon zwinął, zawiązał swój list,
i
d Wręczył go sługom Prydona, on — róża i fiołek istny,
Co stało się, kazał ustnie powtórzyć, a w sposób ścisły:
Rozchylił usta pąsowe, perły w nich zębów zabłysły.
1312 Wziął statek, który w kierunku właściwym dlań się
udawał,
d To słońce z licem księżyca w pełni uniosła w dal nawa,
Lecz Fatmę z sercem namiętnym porzucić — niełatwa sprawa;
Broczył krwią z rany serdecznej każdy, kto z nim się
rozstawał!
1313 Fatma z Usenem i służbą łzy wylewała gorące.
d Mówili: „Coś ty uczynił, spalając nas niby słońce?*
Czemu nas w mroku pogrążasz, pozostawiając w rozłące?
Spychają nas do mogiły twe ręce grób nam sypiące!"
LII ODJAZD AWTANDYLA Z GULANSZARO I
SPOTKANIE Z TARYJELEM
1314 Na statku dla podróżników Awtandyl morze przepłynął
d I szybkim kłusem samotnie cwałował z wesołą miną,
Był rad, że do Taryjela przybędzie z dobrą nowiną.
Ramiona wznosi ku Bogu, który nadziei przyczyną.
1315 Był lata początek, kiedy świeża się zieleń pojawia,
d Róże zakwitły, że czas na spotkanie — oznaka jawna.
Już wchodząc w gwiazdozbiór Raka słońca wóz tory
przestawiał.
Rycerza cieszyły kwiaty, których nie widział od dawna.
1316 Zagrzmiało niebo i z chmur się krople kryształu posiały;
d Róże całował ustami, co róże przypominały;
Powiedział: „Gdy na was patrzę, przytulam was sercem całym,
Bo w jego zastępstwie wyście rozmową mi radość dały".
1317 Co wspomni o przyjacielu, to łza mu gorzka popłynie.
d Do Taryjela kierował się szlakiem, co z grozy słynie,
Przez okolice nieznane, bezdroża oraz pustynie;
Lwy i tygrysy zabijał, gdzie tylko zwierz się nawinie.
1318 Z radością zakrzyknął widząc pieczary mu dobrze znane:
d „Wśród skał tych jest mój przyjaciel i leje łzy nieprzerwane.
Godny mu jestem wieść przynieść, gdy twarzą w twarz przed
nim stanę,
Lecz trudy pójdą na marne, jeżeli go nie zastanę.
1319 Jeśli wrócił, niewątpliwie długo w miejscu nie pozostał,
m Pewnie gdzieś po polach błądzi niby dziki zwierz w
zaroślach;
Będzie lepiej mi poszperać wśród zarośli, to rzecz prosta".
Rzekłszy to, zawrócił z miejsca, szukać śladu w trawach,
ostach.
1320 Puścił się kłusem łagodnym i śpiewał wesoło przy tym.
d Przyzywał go po imieniu, głosem radosnym powitał.
Naprzeciw wyjrzało słońce w promieni blasku obfitym:
Na skraju zarośli widniał Taryjel z mieczem dobytym.
1321 Taryjel lwa upolował, miecz krwią zbryzgany miał w
dłoni;
d Pieszo na skraju zarośli stał, zszedłszy na ziemię z konia;
Na okrzyk Awtandylowy nadstawił ucha zdumiony,
Spojrzał i poznał go, po czym skokiem ku niemu pogonił.
1322 Popędził do pobratymca Taryjel, miecz odrzuciwszy.
d Ten z konia zeskoczył szybko jak meteorów rozbłyski.
Nawzajem się całowali, szyje im splotły uściski,
Cukrowy głos słały róży roztulające się listki.
1323 Taryjel wybuchnął płaczem, sięgnął po pięknych słów
złoto.
d Krwawe strumyki czerwienią w gąszcz agatowy się wplotą,
Topolę zrasza* strugami niewyczerpanych łez potok.
„O cóż bym miał się zamartwiać, kiedy oglądam cię oto!"
1324 Taryjel płacze, Awtandyl przemawia doń uśmiechnięty;
d W ust rozchylonych koralu jak błyskawice lśnią zęby;
Powiada: „Mam wiadomości, które po myśli ci będą.
Na nowo zakwitnie róża, której już płatki przywiędły".
1325 Taryjel rzekł: ,,Większej, bracie, radości mi dziś nie
rokuj,
d Całe dostępne mi szczęście czerpię z twojego widoku.
Bóg nie ma lepszych balsamów, rozpowiadaniu daj spokój.
Cóż może się stać na ziemi bez w niebie pisanych wyroków!”
1326 Gdy Taryjel nie chciał wierzyć, już Awtandyl nie mógł
dłużej
m Wstrzymać się od zdania sprawy w swej niecierpliwości
dużej,
Wyjął i pokazał szal tej, czyjej usta są jak róże.
Poznał rzecz Taryjel, chwycił, jak się wzruszył — nie
powtórzę.
1327 Zobaczył, że to jej pismo i że materia ta sama.
d Do twarzy przytulił, upadł, jakby kto różę przełamał.
Dech stracił, spuściły głowy rzęs warty przy źrenic bramach*.
Nie wytrzymaliby tego ni Kaen*, ani Salaman*.
1328 Awtandyl widząc, że oto leży Taryjel bez ducha,
d Poskoczył, by w krasomówstwie biegłego ratować druha,
Lecz, pełnym ogniem wrącego, nie mógł docucić się zucha,
Bo dusza jego na wszystko prócz znaków przysłanych głucha.
1329 Awtandyl siadł przy nim, łkanie łącząc z pięknością
przemowy,
d Spłoszone kruki kędziorów sfruwały z kryształu głowy*;
Rubiny policzków ciosał ramienia młot diamentowy,
Aż źródła łez wytryskały, a kolor ich koralowy.
1330 Szarpał twarz i po policzkach spływał krwi mu wartki
strumień;
m „Co zrobiłem, nie uczyni nawet słaby na rozumie,
Na płomienie lejąc wodę tak pośpiesznie ich nie stłumię!
Nie wytrzyma serce, kiedy nań nadmierne szczęście runie.
1331 Zabiłem bliskiego sobie, co czynić mi z tą niesławą?
d Teraz za czyn nieostrożny oskarżam głowę głupawą!
Omylny nie może dobrze zajmować się trudną sprawą.
Zganiona ostrożność lepsza niż pośpiech okryty sławą!"
1332 Taryjel bez czucia na kształt osmalonego był głazu.
d Awtandyl powstał i wody poszukać poszedł do lasu,
Znalazł krew lwa, jej zaczerpnął, by zgasić płomień. Od razu
Obryzgał pierś przyjaciela, rubinem zabarwił lazur.
1333 Lwa pierś Awtandyl pokropił krwią wytoczoną z lwiej
żyły;
d Taryjel drgnął, rzęs indyjskie drużyny się poruszyły*,
Otworzył oczy i na to, by usiąść, znalazł dość siły.
Księżyca blask pobłękitniał, słońca go blaski przyćmiły.
1334 Róża, gdy zima jest, więdnie i pora opaść jej listkom,
d Uskarża się na posuchę latem, gdy słońce lśni blisko,
Słowiki nad nią zawodzą swe trele pięknie i czysto —
Żar spala, mróz ścina, ona w dwójnasób odczuwa wszystko.
1335 Serce człowieka ukoić niełatwo jest, szkoda mowy,
d Ból i wesele obudzić w nim mogą szał jednakowy,
Wieczne przeszkody mu stawia porządek życia surowy.
Kto doczesności zaufa, ten wrogiem jest własnej głowy!
1336 Taryjel znowu na pismo spojrzał zabójcze i lute,
d Chociaż to myśli mąciło, starał się list czytać z trudem;
Przezierające promienie ciemniały łzami zasnute.
Awtandyl powstał, nie zmilczał i doń przemówił z wyrzutem.
1337 Twierdził: „Niegodna mężczyzny jest twoja postawa
cała,
d Po cóż płacz? Teraz się raczej uśmiechać pora nastała:
Wstań, jedźmy odszukać piękną, co się znalazła w opałach!
Prędko zawiodę cię do tej, która twym celem się stała.
1338 Jak należy się radujmy, a po temu masz przyczynę,
m Potem siądźmy na koń, żeby do Kadżetii wpaść w gościnę.
Miecze drogę utorują, złom zalegnie ich dziedzinę,
Należycie się sprawimy zamieniając ich w padlinę".
1339 Zatem Taryjel przytomnie jął pytać się o dziewicę,
d A w oczach mu czarno-białe zażegły się błyskawice.
Rubinem skąpanym w słońcu zarumieniła krew lice.
Kto godny, niebo łaskami obsypie go należycie.
1340 Zacząwszy mówić, Taryjel Awtandylowi dziękował:
d „Godnego pochwał od mędrców, w jakich wychwalę cię
słowach!
Ty zraszasz jak potok górski kwiaty w dolinach, parowach,
A z oczu mych jak narcyzy* łez upływ tyś zatamował.
1341 Niech Bóg de za to nagrodzi, nie spłacę tej należności,
d Niechaj sam ciebie darami obsypie w swej wysokości!"
Siedli na koń i ruszyli do domu pełni radości
Przynieść ze świata wieść Asmat spragnionej też wiadomości.
1342 Przy wejściu do groty Asmat siedziała w stroju
niedbałym.
d Poznała, że to Taryjel z rycerzem na koniu białym —
Obaj śpiewali w głos, rzekłbyś, słowiki* natchnienie miały.
Skoczyła ku nim w koszuli, której się fałdy rozwiały.
1343 Dotychczas do groty zawsze powracał z płaczem, jak w
ranach,
d Zdębiała widząc, że śpiewa, twarz jego jest roześmiana.
Oszołomiona skoczyła, zachwiała się jak pijana,
Bo jeszcze do niej nie doszła wiadomość tak pożądana.
1344 Weszli razem uśmiechnięci, odsłaniając zębów biel, i
m Zawołali: „Asmat! Łaskę z niebios niosą nam anieli:
Trop księżyca straconego mamy, czegośmy pragnęli;
Los płomienie i ból tłumiąc umartwionych rozweseli!"
1345 Awtandyl zeskoczył z konia, pochwycił Asmat w
ramiona;
d Objęła topolę, gałąź okryła ją nachylona,
Szyję i twarz całowała, płakała wieści spragniona:
„Mów, czego się dowiedziałeś, z niecierpliwości już konam".
1345 Awtandyl więc podał Asmat list od topoli, co więdnie,
d Księżyca którego światło zatraca kolor i blednie,
Mówiąc: „Przeczytaj to pismo wychowanicy twej biednej,
Słońce przybliża się ku nam i mrok rozpędzany rzednie".
1347 Ujrzawszy list, Asmat zaraz poznała pismo jej ręki,
d Aż w osłupieniu zadrżała, jakby ogarnął ją lęk, i
Od stóp do głowy wstrząśnięta, wołała w zdumieniu wielkim:
„Co widzę, co słyszę, czyżby to prawda, coście mi rzekli?"
1348 Awtandyl odrzekł: „Bez obaw, prawdziwe wieści
podałem,
d Nam radość ofiarowana, odchodzi zmartwienie całe,
Słońce już ku nam powraca, rozprasza mroki zgęstniałe,
Nad złem zwyciężyło dobro, istnienie ma wiecznotrwałe!"
1349 Coś wesoło rzekł do Asmat władający Indii krajem;
m Rozpłakali się ze szczęścia obejmując się nawzajem;
Z kruczych piór kroplami rosy róża się zwilżona staje.
Bóg człowieka nie opuści, gdy mu człowiek wiarę daje.
1350 Niosąc Bogu dzięki mówił: „Nie mógł być nam bardziej
łaskaw,
m Rady wasze były trafne, teraz to jest sprawa jasna".
Wznosząc ręce, pełen szczęścia król indyjski w głos się
zaśmiał.
Weszli w grotę, siedli społem, ugościła jakoś Asmat.
1351 Taryjel do Awtandyla rzekł: „Wsłuchaj się w moje słowa,
Nie chcę, byś tego, co powiem, jak rzecz nieważną traktował:
Tutaj w pieczarach zdobytych, kiedym z Dewami wojował,
Zostały bogate skarby i broni skład się zachował.
1352 Nie oglądałem ich nigdy, jakież by były powody?
d Chodźmy zobaczyć, jak wielkie tam pozostały zasoby".
Przystali chętnie i Asmat poszła za nimi w głąb groty,
Czterdzieści drzwi wyłamali, łatwe dla obu przeszkody.
1353 Nikt skarbów, jakie znaleźli, nie widział na oczy dotąd:
d Drogich, szlachetnych kamieni, toczonych celną robotą,
Była też perła olbrzymia, jak piłka, którą gracz miota,
Któż by potrafił przeliczyć nagromadzone tam złoto?
1354 Izb czterdzieści pozapełniał dóbr przeróżnych skład
bogaty.
m Do służącej za zbrojownię też dostali się komnaty,
W niej oręże rozmaite jak w piwnicy marynaty,
Na zamkniętą pod pieczęcią skrzynię natrafiły chwaty.
1355 Na niej pod kurzem był napis: „Tu zapas oręży
świetnych:
d kolczug z hełmami i mieczy basryjskich* tnących diamenty,
Na ciężki dzień, gdy z Kadżami Dewy w bój wstąpią zawzięty,
Lecz kto jej wcześniej użyje — ten królobójca przeklęty!"
1356 Otworzyli wieko. W skrzyni zbroje trzy się znajdowały,
m Dla rycerzy trzech na boje zapas broni doskonały,
Miecze, hełmy i kolczugi niby w trumnach spoczywały,
Poskładane jak relikwie w szmaragdowe futerały.
1357 By wypróbować, z nich każdy przymierzył zbroicę
piękną,
d Misiurek nie da się drasnąć, ogniwa kolczug nie pękną;
Miecz ciosem przeciął żelazo jak nitkę bawełny cienką,
Za żadnych krain bogactwa tej broni się nie wyrzekną.
1358 Orzekli: „Znak niezawodny sprzyjającego nam losu,
d Widocznie spoczęło na nas spojrzenie Boga z niebiosów".
Wzięli na głowy i barki dwie zbroje dla dwojga osób,
Trzecią związali rzemieniem i Prydonowi zaniosą.
1359 Zagarnęli nieco złota, drogocennych pereł wielkich;
m Pieczętując wrót czterdzieści zatrzasnęli lochu wnęki.
Wyszli — rzekł Awtandyl: „Odtąd nie wypuszczę miecza z
ręki,
Tę noc spędzę jeszcze tutaj, ruszę śpiesznie w czas Jutrzenki".
LIII TARYJEL I AWTANDYL SPOTYKAJĄ SIĘ Z
PRYDONEM
1360 Skoro świt ruszyli z Asmat, do Prydona prąc rubieży.
m Przesiadała się kolejno na kulbaki dwu rycerzy,
Aż za złoto zakupili dla niej konia jak należy.
Przewodnikiem był Awtandyl. Czyż innemu się dowierzy?
1361 Napotkali Nuradyna tabun i stadniny wartę;
m Stada, które zobaczyli, były właściciela warte.
Rzecze Ind do Awtandyla: ,,Można się zabawić żartem:
Napadniemy ich, pomyślą, że to najście jest otwarte!
1362 Uprowadzimy stadninę, widząc to Prydon się rzuci
d Do boju, by pola zbroczyć krwią sobie nie znanych ludzi.
Wtem nas rozpozna. W zdumieniu gniew swego serca ostudzi
—
Przyjemna jest śmiała psota, gdy w śmiałkach śmiałość
rozbudzi".
1363 Zajęli najlepsze konie, wzbudzili popłoch w koniuchach;
d Ogień na alarm krzesany płomieniem ogniska buchał.
Wołano: „Na taki rozbój potrzeba nie lada zucha!
Pan stadnin tych mieczem kładzie na miejscu wrogów bez
ducha".
1364 Napinając swoje łuki, pędem się rzucali w pogoń,
m A koniuchy umykają, czyniąc zgiełk jak tylko mogą:
„Na ratunek, na ratunek, zabić nas nie dajcie wrogom!"
Z krzykiem wpadną do Prydona, z wieścią się nie kryjąc srogą.
1365 Prydon żwawo skoczył w siodło, zbrojnie ruszył im
naprzeciw.
d Pola skryły się hufcami, nawoływań zgiełk się wzniecił.
Na spotkanie szły dwa słońca, których blask wbrew zimie
świeci,
Kryjąc twarz dla niepoznaki pod szyszakiem w walk zamieci.
1366 Gdy był Prydon tuż, Taryjel krzyknął: „Tego mi
potrzeba!"
d Odpiął hełm i zażartował tak z uśmiechem: „Niechwalebna
Taka wrogość względem gości! Z mieczem witasz nas, o
nieba,
Czyżbyś był gospodarz skąpy, żałujący z solą chleba?"
1367 Prydon w lot zeskoczył z konia i pokłonem ich
pozdrowił.
m Oni chwycić go w ramiona pieszo szli ku Prydonowi,
Który wzniósłszy ręce składał Bogu dzięki, że są zdrowi.
Całowali ich wielmoże, widząc, kim śmiałkowie owi.
1368 Prydon spytał ich: „Z przybyciem czemuście zwlekali
długo?
m Wciąż czekałem, teraz jestem gotów śpieszyć wam z
przysługą!"
Rzekłbyś, że z księżycem słońca dwa się zeszły. Niezadługo
Odjechali, wzajem siebie okrywając blasku smugą.
1369 Zeszli na ziemię z rumaków u świetnych zamków
podwoi
d I Prydon tam Awtandyla posadził przy boku swoim.
Taryjel zasiadł na tronie, który aksamit przystroił,
A Prydon od sprzymierzeńców otrzymał swój przydział zbroi.
1370 Rzekli: „Nie mamy dla ciebie nic teraz oprócz tej broni,
d Ale gdzie indziej niemało cudownych bogactw się chroni".
On na to, nie tracąc czasu, do ziemi im się pokłonił:
„Od wszelkich skarbów na świecie droższy ten dar z waszych
dłoni".
1371 Odpoczywały tej nocy w gościnie Prydona chwaty;
d Dał im się w łaźni wykąpać, przyodział ich w nowe szaty,
Którymi mogą się szczycić najlepsze odzieży składy,
I wręczył im złoty puchar pełen klejnotów bogatych.
1372 Oświadczył: „Może się wydać, że jestem złym
gospodarzem
d I mądrych gości traktować jak nierozsądnych się ważę. Nie
godzi się zwlekać, w drogę wyruszyć sam rozum każe,
Jeśli Kadżowie uprzedzą, sprawa się trudna okaże.
1373 Po cóż nam wielu? Nieliczną, a doborową ja wolę
d Z trzystu żołnierzy drużynę; bez zwłoki ruszajmy w pole,
Z dłoniami na rękojeściach ukróćmy Kadżów swawolę,
Żeby co rychlej odzyskać zachwyt budzącą topolę.
l374 Znam Kadżetię, o potędze twierdzy tej się przekonacie,
m Jest na litej skale, w bramy jej nie wtargnie nieprzyjaciel.
Cichcem tylko można wejść tam, szturmem jawnym nie
wskóracie,
Nie da się zaś potajemnie kroczyć z wojskiem w licznym
składzie".
1375 Dali zgodę na to wszystko, bo znalazło u nich odzew.
m Pożegnali Asmat, Prydon podarunki dał niebodze.
Doborowych jeźdźców trzystu stanowiło orszak w drodze,
Bóg da w końcu tryumf temu, kogo wpierw doświadczył
srodze.
1376 Bez zwłoki przebyli morze zbratani trzej sojusznicy;
d Prydon znał drogi, dniem tedy i nocą im przewodniczył,
Aż orzekł: „Oto Kadżetia w najbliższej już okolicy;
Odtąd powinniśmy nocą posuwać się w mroku skryci".
1377 Zgodzili się przyjąć radę, zgodni we troje z Prydonem;
d Świt zatrzymywał, a nocą niosły ich konie naglone;
Zbliżywszy się gród ujrzeli i straże nieprzeliczone.
Gwar wartowników się wznosił nad skały wokół spiętrzone.
1378 U wrót tunelu waruje strażników dziesięć tysięcy.
d Przed lwami gród się odsłania i nad nim świecący księżyc.
Rzekli: „Przed trudnym zadaniem czas teraz głowy wytężyć —
Obrawszy lepsze sposoby stu zdoła krocie zwyciężyć!" —.
LIV RADA NURADYNA-PRYDONA
1379 Prydon doradził: „Słuchajcie, sądzę, że na tym się
znamy,
d Na szturm do miasta potrzeba wojsk więcej, niż posiadamy;
Twarzą w twarz stanąć do walki, przechwałki to i omamy,
Tysiąc lat mogą dać odpór, jeżeli zatrzasną bramy.
1380 Ćwiczyli mnie w zręcznych sztukach nauczyciele w
młodości,
d Nie zawodziły nauki, nabrałem sporej sprawności;
Po sznurze wspinam się szybko, aż oka zawodzi pościg,
Młodzieńcy na to patrzący mogliby mi pozazdrościć.
1382 A teraz ten, kto potrafi pętlę zarzucić najlepiej,
d Niech sznura długiego koniec o którąś basztę zaczepi,
Po linie w górę się wespnę, jakbym się przemknął po stepie,
W gród wchodząc już nie znajdziecie żywych obrońców tych
sklepień.
1382 Wtargnąć tam zbrojnie i z tarczą okaże się dla mnie
żartem;
d Do środka zeskoczę nagle, runę jak wicher na wartę,
Rozgromię wojsko, ujrzycie wrota na oścież otwarte
I pośpieszycie, gdzie będzie słychać zgiełk walki zażartej".
LV RADA AWTAWDYLA
1383 Awtandyl rzekł: „Nie zarzucą druhowie ci nic, Prydonie,
d Wiemy, że ran się nie lękasz i wierzysz w swoje lwie dłonie,
Lecz trudno pójść za twą radą, przygotowany wróg do niej.
Posłuchaj, jak odkrzykują się warty w zwartej obronie!
1384 Gdy będziesz wspinał się w górę, warty posłyszą chrzęst
zbroi,
d Sznur przetną na twoją zgubę, z pewnością tak sprawa stoi,
I Wszystko pójdzie na marne pomimo wysiłków twoich.
Ta rada się nie nadaje, tu inny sposób się kroi.
1385 Lepiej w miejscu niewidocznym skryjcie się. Tu sam
wystarczę,
m W bramy miasta podróżnika samotnego wpuszczą raczej.
Przyodzieję strój kupiecki, muła mego zaś obarczę
Tobołami, ukrywając hełm, kolczugę oraz tarczę.
1386 Gromadą wejść się nie uda, poznają pod okryciami,
d Sam jako kupiec się wślizgnę, przebranie straże omami;
Ukradkiem przywdzieję zbroję, nagle zaskoczę ciosami.
Bóg sprawi, szczodrze zaleję fortecę krwi potokami!
1387 Poradzę sobie bez trudu ze strażą wewnętrzną całą,
d Z zewnątrz wtargniecie we wrota, jak bohaterom przystało;
Rozwalę zawory, choćbym z oporną spotkał się skałą.
Kto lepszy sposób obmyśli, niechaj przedstawi go śmiało".
LVI RADA TARYJELA
1388 Taryjel rzekł: „Bohaterstwo was pcha do tego, nie
przeczę.
d Gorące serce rycerskie doradza podobne rzeczy;
Kusi was walka zażarta, nie próżne machanie mieczem,
Dobrze być z wami, bo w bitwach jawi się męstwo człowiecze.
1389 Ale pozwólcie wysłuchać w tej sprawie obaw niektórych:
d Gdy do niej wieść dojdzie o tym i spojrzy jak słońce z góry,
Was ujrzy w walce zażartej, a mnie chroniącego skórę?
Zhańbi mnie to, nie próbujcie rozpraszać myśli ponurych.
1390 Zamiast za waszą iść radą, niechaj mój projekt posłuży:
d Z trzech stron na czele stu zbrojnych, gdy z mroku świt się
wynurzy,
Każdy z nas, nagląc rumaki, uderzy z rozpędem burzy.
Wyjdą naprzeciw, uznając, że poczet napadł nieduży.
1391 Wstępując nagle w bój, odwrót przetniemy im
niespodzianie.
d Jeden z trzech wtargnie przez wrota, inni rzeź sprawią przy
ścianie,
Wytoczy krwawe potoki, kto się do środka dostanie,
Chwyćmy w dłoń oręż, co nieraz przyniósł zwycięskie
spotkanie".
1392 Na to Prydon rzekł: „Pojmuję, wszystko teraz jasne,
twierdzę:
m W pędzie do wrót któż się zmierzy z darowanym tobie
źrebcem;
Dając go nie przypuszczałem, że ujrzymy Kadżów twierdzę,
Bo poskąpiłbym ci daru, co przyznaję całym sercem".
1393 Przyjacieli ze swobodą bawił Prydon w sposób taki.
m Śmiały się za celny dowcip przyjmujące żart junaki,
Bo przekomarzania miały dla nich niezrównany smak, i
Nie zwlekając wiele, siedli na wspaniałe swe rumaki.
1394 I zamieniając znów słowa dowód ogłady dające,
d Wszyscy na plan Taryjela zgodzili się koniec końcem:
Po stu rozdzielili zuchów o bohaterskim wyglądzie,
Siedli na koń, przywdziewając kapice hełm skrywające.
LVII ZDOBYCIE KADŻETII
1395 Trzech bohaterów od słońca jaśniejszych obraz ożywię,
d Gdy siedmiu planet promienie zbiegły się na nich
szczęśliwie.
Koń wrony pod Taryjelem wędzidło gryzł niecierpliwie.
Sam widok porażał serca wrogom zamarłym w podziwie.
1396 Owych rycerzy zuchwałych porównam z górskim
potokiem,
d Co po gwałtownej ulewie wzbiera w wąwozie głębokim,
Huczy i grzmi, groźnie wyje, aż nieuchwytny już okiem,
Uspokojony, zamilknie dopiero w morzu szerokim.
1397 Chyba sam tylko Awtandyl z Prydonem mógłby iść w
parze,
d Lecz z Taryjelem nikogo porównać się nie odważę.
Pobledną gwiazdy przy słońcu, gdy się na niebie ukaże.
Słuchajcie powieści o tym, jak runął na plemię wraże.
1398 Czekało trzech pobratymców trzech bram fortecznych
zdobycie.
d Z nich każdy po stu rycerzy w swej doborowej miał świcie.
Cichy spoczynek przy wartach dało im nocy okrycie,
Naprzód z tarczami do boju ruszyli o wczesnym świcie.
1399 Sunąc w bezładnych gromadkach, podobni do
podróżników,
d Nie budząc żadnej obawy u twierdzy tej wartowników,
Spokojnie podeszli pod mury bez nawoływań, okrzyków,
Znienacka włożyli hełmy — już byli w bojowym szyku.
1400 Rozległ się poświst harapów, rumakom wbili ostrogi,
d Do szturmu pod tarcz osłoną runęli z krzykiem złowrogim.
Strażnicy padali trupem albo pierzchali wśród trwogi.
Rykły litaury na alarm i bój się rozpoczął srogi.
1401 Bóg w sprawiedliwym zdał gniewie Kadżetię na
zatracenie.
d Kronos* odwrócił oblicze, słońce okryło się cieniem,
Zgroza objęła krąg ziemski razem z niebieskim sklepieniem.
Tarasowało dolinę poległych ciał zatrzęsienie.
1402 Gromowy ryk Taryjela napełniał Kadżów postrachem.
d Miecz rąbał hełmy, kolczugi, rozpruwał pancerzy blachę.
Trzy bramy trzej bohaterzy wzięli za jednym zamachem
I weszli w jaskinię zbrodni, gmach oczyszczając za gmachem.
1403 Kiedy się spotkał zwycięski Awtandyl ze lwim
Prydonem,
d Wrogowie byli zmieceni potokiem krwi wytoczonym,
Lecz, tryumfując, szukali dokoła wzrokiem zdumionym:
„Co stało się z Taryjelem? W jaką zapędził się stronę?"
1404 Rzucili się z niepokojem ku trzeciej bramie fortecy,
d Lecz tylko pobojowisko krwawe tam było — nic więcej.
W stosach strzaskanych oręży deptali zabitych plecy, To
pokonanych złoczyńców leżało dziesięć tysięcy.
1405 Jak powalona niemocą przy rocie poległa rota,
d Szczątki oręży ugrzęzły w kałużach krwawego błota.
Obok upadły wyrwane z zawiasów podwójne wrota.
Widzimy — orzekli bracia — czyjej to dłoni robota".
1406 Dotarli podziemnym przejściem, ciasną przesieką wśród
martwych,
d Tam gdzie do słońca się kłonił księżyc przez smoka nie
zżarty.
Jej włosy się rozpuściły, on hełm swój odrzucił twardy.
I splotły się rajskie drzewa dwu ciał do siebie przywartych.
1407 Uściski i pocałunki gasiły w ich sercach burzę,
d Jak gdyby Musztar z Zualem zeszły się z sobą w lazurze.
Czyni ją jeszcze piękniejszą słońce, gdy padnie na różę.
Sercom boleśnie nękanym powrotną szczęśliwość wróżę.
1408 Oderwać się przytuleni od siebie nie byli w stanie,
d Różami warg rozwartymi całując się nieprzerwanie.
Gdy tamci się pojawili, zeszli się trzej pobratani,
Ze słońcem się powitali, jawiąc się jak na wezwanie.
1409 Słońce się ku nim skłoniło z miłym uśmiechem na
twarzy.
d Dostojna, uspokojona, pocałunkami ich darzy,
Z podziękowaniem łączyła pełne uznania wyrazy.
Odpowiadając schlebiali, przyjemniej, niżbyś wymarzył.
1410 Taryjel mógł się wydawać topolą w ziemię wrośniętą.
d Pytali wzajem o zdrowie po walce z mocą przeklętą,
Był cały, wiwatowali, nim jeszcze pancerze zdjęto,
Trzej bracia do lwów podobni, gdy zgubę niosą koźlętom.
1411 Trzystu walecznych liczyła wierna drużyna Prydona,
d Stu sześćdziesięciu zostało po bitwie z mężnego grona.
Więc kto był z wrogów przy życiu, ten mieczem dobity skonał,
A skarbów w ręce zwycięzców dostała się moc niezliczona.
1412 Tysiącznym mułom, wielbłądom i jucznym zwierzętom
innym
d Naładowano moc pereł i takich, co szlifem słyną,
Szlachetnych drogich kamieni, szafirów oraz rubinów,
A słońce z czcią należytą proszono do palankinu.
1413 Pozostawiwszy w Kadżetii sześćdziesiąt ludzi w załodze,
d Powieźli słoneczną, żadne im nie odbiorą jej moce.
|Do Państwa Mórz wyruszyli, choć to nie było po drodze,
Mówiąc: „Zobaczmy się z Fatmą, dłużni jesteśmy niebodze".
LVIII RZECZ O PRZYBYCIU TARYJELA DO KRÓLA
MÓRZ
1414 Do Króla Mórz przodem posłał fortunnej nowiny gońca,
d Kazał powiedzieć: „Przybywam, Taryjel, Kadżów pogromca,
Tę, której grot mnie przeszywa, wiozę podobną do słońca,
Pragnę cię godnie powitać jako patrona i ojca.
1415 Posiadam obecnie Kadżów krainę i majętności;
d Wszystkie te dobra zawdzięczam, o królu, twej łaskawości;
Zbawiła, mi słońce Fatma w siostrzanej swej troskliwości,
Nie lubiąc pustych obietnic, jaki dam dowód wdzięczności?
1416 Przybądź nas powitać, póki przebywamy w twoim kraju,
m Weź królestwo całe Kadżów we władanie z mego daru,
Wprowadź twą załogę, twierdzę jeszcze wzmocnij i obwaruj,
Śpieszno mi, nie mogę przybyć, więc mnie spotkać się
postaraj.
1417 Usenowi, małżonkowi Fatmy, każ, niech ją przywoła
m I tu przyśle, kogóż bardziej widok tej ucieszyć zdoła,
Którą sama ocaliła, a przy której gaśnie zgoła
Nawet słońce najjaśniejsze jako przy krysztale smoła".
1418 Gdy przyjął Król Mórz słanego przez Taryjela człowieka,
d Z całego serca się wzruszył słuchając wieści z daleka —
Dziękował Bogu, poznawszy, jak wielka jego opieka,
Niezwłocznie dosiadł rumaka i wezwań innych nie czekał.
1419 Żeby im sprawić wesele, zapełnić juki polecił,
d Wziął z sobą moc drogocennych kamieni i pięknych rzeczy,
— W dziesięciodniową wędrówkę z Fatmą wyruszył
naprzeciw,
Radosny, że lwa zobaczy i słońce, co lądom świeci.
1420 Naprzeciw Króla Mórz przodem ruszyli trzej przed
hufcami.
d Zsiedli z rumaków, by godnie go witać pocałunkami,
Wychwalał król Taryjela, który odpłacał tym samym.
Gdy ujrzał Nestan, podziwiał jasność bijącą od damy.
1421 Na jej widok Fatma czuła, jak ją trawi płomień błogi,
m I zaczęła jej całować ręce, szyję, twarz i nogi,
Mówiąc: ,,Jak dziękować Bogu, że się mrok rozprasza srogi!
Widać zło ma krótkie ścieżki, ale dobro trwałe drogi".
1422 Objąwszy Fatmę użyła słów czułych, nie szorstkich
Nestan:
d „Rozbite i rozstrojone serce Bóg dręczyć zaprzestał.
Teraz tak błoga w nim pełnia, jak przedtem pustka bolesna.
Nie ściętą mrozami różą w promieniach słonecznych jestem".
1423 Władca Mórz wyprawił gody najwspanialsze wśród
wspaniałych,
m Wynagrodził za Kadżetię, gościł przez dni siedem całych,
Szczodrze przezeń rozdawane dary wielką wartość miały,
Most czerwieńców rozsypanych stopy depcząc tratowały.
1424 Tam się piętrzyły górami tkaniny: atłas i brokat;
d Taryjel otrzymał diadem, którego cenna robota:
Z jednorodnego topazu, korundu o rzadkich cnotach,
I jeszcze tron z czerwonego, czystego, szczerego złota.
1425 Dla Nestan-Daredżan stroje przeznaczył, których tkanina
d Zdobna w korundy czerwone, lśni w badachszańskich *
rubinach.
Siedli przy stole promienni rycerz i piękna dziewczyna.
Patrzących na nich ogarniać na nowo płomień zaczynał.
1426 I Awtandyl, i Taryjel obdarzeni byli godnie:
m Otrzymali konie z rzędem drogocennym i dorodne.
A klejnoty szat rzucały osobliwej barwy ognie.
Rzekli więc: „Jak się odwdzięczyć? Niech cię łup wzbogaca
ciągle!"
1427 Taryjel wyraził wdzięczność, dobrawszy słów
wyszukanie:
d „Wielce raduje, o królu, po pierwsze z tobą spotkanie,
Po drugie tak bezcennymi darami nas obsypanie,
Że zajechaliśmy tutaj, dla nas korzystne się stanie".
1428 Król Mórz odrzekł: „Możny władco, lwie, co siejesz łask
promienie,
m Życiem dla nas twa obecność, śmiercią ciebie niewidzenie,
Jakie dary godne ciebie, skoroś piękna sam wcielenie,
Gdy odjedziesz, miły oczom, jakie znajdę pocieszenie?!"
1429 Taryjel Fatmie rzekł: „Siostrą rozum cię nazwać mi każe;
d Jestem ci winien tak wiele, że długu nic nie wymaże;
Wszystkie zdobyte w Kadżetii skarby ode mnie weź w darze,
Ofiarowuję ci teraz, przecież nie jestem handlarzem".
1430 Z ukłonami wyraziła Fatma, jak jest jemu wdzięczna:
m „Królu, widok twój pożary nieugasłe me powiększa.
Gdy odjedziesz, cóż się stanie z zachwyconą do szaleństwa?
Ach, szczęśliwy, kto przy tobie, ciebie nie oglądać — klęska!"
1431 Obydwaj promieniejący do Króla Mórz się ozwali,
d W ustach jak w muszlach perłowych kryształ się zębów
zapalił:
„Żegnając ciebie obecni nie mogą ukryć swych żali, Ale czas
nagli, więc pozwól, żebyśmy już odjechali.
1432 Ty byłeś naszą nadzieją, tyś ojca nam zastępował,
d Ale prosimy cię teraz, żebyś nam okręt darował".
Oświadczył król: „Dla was życie gotów bym oddać bez słowa,
Cóż, gdy wam spieszno, ruszajcie, miecz będzie drogę
torował!"
1433 Król korab na morskim brzegu nieskąpo im zaopatrzył.
d Kiedy odpływał Taryjel, odprowadzano go z płaczem.
Pięściami tłukli się w głowy, szarpali zarost brodacze,
Podniosły morze łzy Fatmy, wylane przez nią w rozpaczy.
1434 Samotrzeć więc pobratymcy przebyli morskie odmęty,
d Przysięgi dawne wznowili słowami zaklęć pamiętnych;
Pieśni i śmiech ich zdobiły, wyposażonych w talenty,
W kryształach lic się odbiły promienie ust uśmiechniętych.
1435 Wnet do Asmat wyprawili gońca, żeby zaniósł wieści
m O ich bojach jej i wszystkim możnym we Prydona mieście:
,,Zstąpi do was wkrótce słońce mocodajne gwiazdom,
wierzcie,
My dotychczas mrozem ścięci odtajaliśmy nareszcie".
1436 Ruszyli wybrzeżem morskim ze słońcem swym w
palankinie,
d Jak dzieci się radowali, że ich cierpienie już minie.
W bohaterskiego Prydona gdy się znaleźli dziedzinie,
Ze śpiewem ich spotykano, którego ciągle głos płynie.
1437 Tam wyszli im na spotkanie wszyscy wielmoże Prydona,
d Zaś Asmat pełna radości, od zmartwień już uwolniona,
Tak, że nie rozdarłby topór, tuliła Nestan w ramionach.
Cała jej wierność westlki została dziś uwieńczona.
1438 Nestan ją mocno objęła, twarzą przywarłszy do twarzy,
d Mówiła: „Wiemy, jak los mój na twoim życiu zaważył,
Bóg miłosierdzie okazał, nieskąpo łaskami darzy,
Twojemu sercu wiernemu odpłacić zbraknie szafarzy!"
1439 Asmat rzekła: „Chwała Bogu róża mrozem nie zwarzona,
m Rozum wreszcie odkrył sprawę, która była utajona,
Kiedy widzę cię w weselu, śmierć mi w życie przemieniona".
Z wszystkich zgód najlepsza zgoda poddanego i patrona.
1440 Z dostojników zgromadzonych każdy ich w pokłonach
sławił:
m „Skoro Bóg nas tak obdarzył, błogosławmy jego sprawy!
Oglądamy wasze lica, płomień więcej nas nie trawi,
Rany, które nam zadaje, Bóg uleczyć sam potrafi".
1441 Podchodzili, by całować go po rękach. Tymi słowy
m Król przemówił: „Bracia wasi poświęcili za nas głowy,
I zaiste wieczne szczęście osiągnęli czynem owym,
Sto dwadzieścia razy mnożąc sławę swoich cnót wojskowych.
1442 Choć mnie ich śmierć bohaterska bólem i żalem
napełnia,
d Wiem dobrze, iż oczekuje nagroda ich nieśmiertelna".
To rzekłszy cicho zapłakał, zmieszaną z deszczem śnieg biel
miał,
Z narcyzów Boreasz wionął, róża jak w styczniu uwiędła.
1443 Łzy na widok jego płaczu popłynęły z oczu wszystkich,
m Krewni ofiar lament wznieśli opłakując swoich bliskich;
Potem cichnąc rzekli: „Zdaniem mędrców siejesz słońca
błyski,
Nie do biadań, ale śpiewów dajesz powód oczywisty.
1444 Któż godny płaczu i żalu wielkiego, jaki widzicie!
d Lepiej niż chodzić po ziemi, jest oddać za ciebie życie!"
Znów ozwał się Prydon: „Królu, nie martw się, bowiem
Stworzyciel
Tysiącem radości straty te wynagrodzi sowicie!"
1445 Na wspomnienie tych co padli, lał Awtandyl łzy
rozpaczy.
m Pochwalili go, lecz rzekli: „Uśmiech dziś przystoi raczej,
Zabłąkany lew ze słońcem utraconym się zobaczył,
Już nie płaczmy opłakanych, lament nasz cóż dla nich znaczy".
1446 Przybyli tam, gdzie się wznosił gród wielki
Mulhazanzaru;
d Trąby i bębny huczały wśród radosnego rozgwaru,
Z cymbałów dobyto dźwięki wymyślne i pełne czaru,
Tłumnie sunęli mieszczanie z porzuconego bazaru.
1447 Kupcy zalegli uliczki, żołnierze pchali się w tłoku;
d Obszerny kordon stworzyli strażnicy z bronią u boku.
Tłum rodzin ze służbą wzrastał, budząc tym straży niepokój,
Błagano, by przepuściła ich dla lepszego widoku.
1448 Zeszli z rumaków przed wejściem w pyszne Prydona
komnaty,
d Naprzeciw wyszło sług mrowie w złocistych pasach
bogatych,
Czekały już podścielone dywanu szczere brokaty,
Lud i żołnierze chwytali rzucane złote dukaty.
LIX WESELE TARYJELA I NESTAN-DAREDŻAN
WYPRAWIONE PRZEZ PRYDONA
1449 Postawił białe z purpurą dla damy z rycerzem trony,
d Klejnotów na ich pokryciach był kolor żółto-czerwony;
Awtandylowi też został tron żółto-czarny wzniesiony,
Weszli, zasiedli, oglądał ich tłum z oddechem tłumionym.
1450 Wkroczyli piewcy, zabrzmiały wesołe i słodkie tony;
d Było wesele, jedwabnych tkanin stos cały spiętrzany
Rozdawał gościnny Prydon, gospodarz nieutrudzony;
Nestan-Daredżan okrasił uśmiech jej ust rozchylonych.
1451 Od szlachetnego Prydona bezcenne dary podają:
d Więc pereł dziewięć, a każda tak wielka jak gęsie jajo,
I kamień, którego ognie słoneczny blask rozsiewają,
Przy nim obrazy malarze nocą malować zdołają.
1452 Każdy otrzymał na szyję kolię kosztowną i piękną
d Ze szlifowanych kamieni szlachetnych, które nie pękną;
Przynieśli też tacę, którą niełatwo utrzymać rękom:
Dla Awtandyla lwa szczodry dar od Prydona z podzięką.
1453 Na tacy stos usypany pereł się wielkich znajdował.
d Awtandylowi podając przemówił król w szczerych słowach.
Brokaty i aksamity spiętrzały się aż do pował,
Z godnością niewymuszoną Taryjel mu podziękował.
1454 Trwało osiem dni wesele wyprawione przez Prydona;
m Moc bezcennych darów była każdej doby przynoszona;
Dniem i nocą harf i lutni szła muzyka nie ściszona.
Spójrzcie, jak pasują wzajem rycerz damie, jemu ona!
1455 Wreszcie Taryjel się ozwał: ,,Wyznać, Prydonie, ci
muszę:
d Jak starszy brat jesteś dla mnie, co w sercu mam, nie
zagłuszę:
Za ciebie bez zawahania oddałbym ciało i duszę,
Pomogłeś mi, gdy konałem, uleczyć serca katusze.
1486 Jak wiesz, Awtandyl nie wahał się dla mnie nadstawić
głowy,
d Teraz się jemu nawzajem odwdzięczyć jestem gotowy:
Zapytaj, czego mu trzeba, własnymi niech powie słowy,
Ukoił moje płomienie, chcę jemu zwrócić dług owy.
1457 Powtórz mu: «Jak wynagrodzę, żeś za mnie nie szczędził
skóry?
d Niechaj ci Bóg wynagrodzi łaską pisaną już z góry!
Jeśli nie spełnię twych pragnień, domyślić się łatwo których,
Obym nie ujrzał już domu, utracił pałac i mury.
1458 Jak ci przysłużyć się, powiedz, a wszystkie siły wytężę.
d Chcesz, do Arabii ruszajmy, obu wypadnie szlak tenże,
Układnym słowem działajmy, a gdzie potrzeba, orężem.
Gdy z damą cię twą nie złączę, nie będę dla swojej mężem»".
1459 Gdy Prydon Awtandylowi rzecz Taryjela powtarzał,
d Ten się uśmiechnął, wesołość twarz okrasiła mocarza,
Zawołał: „Na cóż mi pomoc, skoro mi nic nie zagraża!
Me słońce nie uwięzione, nie Kadże przy nim na strażach.
1460 Bo słońce me z Bożej łaski zasiada na możnym tronie,
d Jest wolne i niezależne, powszechną czcią otoczone,
Nie zagrożone przez Kadżów, ani przez magów gnębione,
Zawstydza mię chęć przysługi! Pomocne mi na cóż dłonie?
1461 Gdy zapisanych na niebie losów nastąpi spełnienie,
d Bóg zechce, a zmieni w radość ból serca i utrapienie.
Zawita do śmiertelnego słońce siejące promienie;
Bez tego próżne zabiegi, zawodne do celu dążenie.
1462 Idź, przekaż Taryjelowi moją odpowiedź co prędzej:
d «Czym zasłużyłem na wdzięczność, że łaskawości nie
szczędzisz?
Jam w łonie matki poczęty na sługę twojego przecież,
Niechaj Bóg w proch mnie obróci, gdy sławnym królem nie
będziesz!
1463 A więc ty rzekłeś: — Chcę ciebie połączyć z twą
ukochaną. —
d Może to świadczyć o serca dobroci, która jest znaną:
Tam zbędna jest pomoc miecza, i pola mowom nie dano,
Czekajmy, aż się wypełni, co w niebie nam zapisano.
1464 Takie jest moje życzenie, zmierzam do tego wytrwale,
d Żebyś na tronie indyjskim zasiadł w potędze i chwale
Przy gwieździe, której oblicze rozsiewa blaski wspaniale,
Zaś wrogów do wytrzebienia nie napotykał już wcale.
1465 Kiedy te serca mojego pragnienia spełnią się w końcu,
d Odjadę już do Arabii, przy moim znajdę się słońcu;
Gdy ona zechce, to stłumi pożar mnie ciągle trawiący.
Nie trzeba skwapliwych usług, posiłków ani obrońców»".
1466 Gdy Prydon Taryjelowi słowa rycerza powtórzył,
d Ten odrzekł: „I nie wróżbita — że tak nie będzie —
wywróży.
Jak on znajdował sposoby na przywrócenie mi duszy,
Niech teraz jemu podobnie dłoń pobratymcza posłuży!
1467 Powtórz jemu w mym imieniu, że ujmuję rzecz inaczej:
m «Nie opuszczę cię, nim twego suwerena nie zobaczę.
Myślę, że zabiłem sporo miłych jemu dojeżdżaczy,
Chcę przeprosić, nie odejdę — póki on mi nie przebaczy».
1468 Powiedz tak: «Już nigdy więcej w sprawie tej nie
bądźmy w sporze,
m Jutro ruszam nie zwlekając i zamiaru nie odłożę;
Król arabski słowom prośby mej sprzeciwić się nie może,
Wstawię się, by dał ci córkę i w ten sposób rzecz ułożę»!"
1469 Co mówił Taryjel, Prydon powtórzył Awtandylowi.
d Przekazał: „Nic tu nie wskórasz, nie zmieni, co postanowi".
Choć tego to zasmuciło i pożar w sercu się wznowił,
Rycerz powinien szacunek okazać zawsze królowi!
1470 Awtandyl do Taryjela podszedł i padł na kolana,
d Objął mu nogi, całował pokornie jak wasal pana,
Powiadał: „Naobrażałem w roku tym dość Rostewana,
Mocą takiego wyroku do niewierności nie skłaniaj.
1471 Od tego, co zamierzyłeś, niech strzegą wyroki Boże,
d Temu, co mnie wychował — czyż wiarołomstwem zagrożę!
Jak podnieść rękę na tego, co o mnie drżał w każdej porze?
Przeciwko suwerenowi czyż wasal miecz zwrócić może?
1472 Natenczas mnie z ukochaną rozdzielą srogie otchłanie,
m Jak się rozgniewa, rozzłości, serce jej mroczne się stanie,
Na wiadomości nieczuła nie wyjdzie mi na spotkanie,
Któż ją z żyjących na ziemi ubłaga o zlitowanie?"
1473 Ze śmiechem odrzekł Taryjel (jaśniał jak słońce na
niebie,
d Za rękę wziął Awtandyla, postawił naprzeciw siebie):
„Moc dobra zawdzięczam twojej pomocy danej w potrzebie,
Niech moje, szczęście i ciebie z niedoli także wygrzebie.
1474 Nie lubię, kiedy przyjaciel na skromność zbytnią się sili,
d Tak samo wiecznie ponurzy, wyniośli są mi niemili;
Jeżeli kto przyjacielem, niech serce ku mnie nachyli,
Bo jeśli nie, to najlepiej jest rozstać się od tej chwili.
1475 Wiem, że twa luba ci sprzyja, wysłuchaj więc serca
głosu,
d Ucieszą ją odwiedziny tego, kto świadkiem twych losów,
Po cóż by z królem mi było rozmawiać w nieszczery sposób?
Ale mię bierze ochota na zobaczenie ich osób.
1478 Tylko to chcę mu powiedzieć, sprawa będzie prośby
godna,
m Żeby tobie swoją córkę z własnej woli za mąż oddał.
Gdy ma koniec wieńczyć dzieło, trwać w rozłące niepodobna,
Bliskość siebie was okrasza, czemuż więdnąć więc z osobna".
1477 Gdy Awtandyl się przekonał: ,,Taryjela nie przemogę",
m Już się więcej nie sprzeciwiał i wyraził swoją zgodę;
Prydon ludzi odpowiednich wybrał, dobrych na przygodę,
I drużyną otoczony razem z nimi ruszył w drogę.
LX TRZEJ SOJUSZNICY PRZYBYWAJĄ DO PIECZARY I
WYBIERAJĄ SIĘ DO ARABII
1478 Skryte sprawy nam objawia Dionos — mędrzec godzien
wiary.
m Że jest Bóg dobroci siewcą, obce są mu złe zamiary,
Zło ukróca w jednej chwili, dobra daje trwałe dary,
Źródłem jest doskonałości ponad wszelkie ziemskie miary.
1479 Kraj Prydona opuściła trójka lwów i słońc wspaniałych,
m Wieźli z sobą słońcolicą, która ćmi wzrok osłupiałym,
Kruczych skrzydeł czerń trefiona otaczała lic kryształy,
Delikatną płeć rubiny badachszańskie nasycały.
1480 Niesiono w czasie podróży słoneczną tę w palankinie;
d W drodze bawiły ich łowy, krew wytaczali zwierzynie;
Cieszyli oczy patrzących w każdej mijanej krainie,
Nie wrogość ich spotykała, dary i hołdy jedynie.
1481 Zdawało się, że to słońce pośród księżyców błyszczało;
d Gwarząc swobodnie, rozsądnie jechali tak dni niemało,
Mijali wielkie obszary, gdzie ludzi się nie widziało,
Pod tą, gdzie schron miał Taryjel, wreszcie ujrzeli się skałą.
1482 Taryjel rzecze: „Mnie dzisiaj być gospodarzem wypada
—
d Wchodzimy, gdzie przebywałem w tym czasie, gdy szał mną
władał;
Asmat mięsiwem wędzonym będzie ugościć nas rada,
Ja dla was w darze jedwabie barwiste zaś porozkładam".
1483 Przybysze weszli do groty, którą głaz wielki ocieniał,
d Dla gości swych nakroiła Asmat pieczeni z jelenia;
Żartując po przyjacielsku snuli o czynach wspomnienia
I Bogu składali dzięki, że w radość smętek przemienia.
1484 Śmiejąc się spenetrowali wszystkie groty tej kamysze,
m Pod pieczęcią Taryjela z skarbcem odnaleźli niszę,
Nikt tych skarbów nie przeliczy, nikt tych bogactw nie opisze,
Choć, że brak im czegokolwiek, rzec nie mogą towarzysze.
1485 Wszyscy na równi dostali ozdoby i cenne sprzęty,
d Każdego z ludzi Prydona spotkały należne względy,
Kto tylko z wojaków z nimi był wówczas, stał się majętny,
Lecz mienia tam było tyle, że spichlerz zdał się nietknięty.
1488 Ozwał się Taryjel: „Trudna będzie mego długu spłata,
m Ale mówią: «Poczciwego jakaż w końcu czeka strata? »
Odtąd cały zasób, jaki jeszcze znajdziesz w tych komnatach,
Zabierz jako twój, i niechaj służy ci po wszystkie lata".
1487 Prydon nisko się kłaniając swoją wdzięczność tak
wysłowił:
m „Nie myśl sobie, żem utracił miarę rzeczy i sąd zdrowy!
Każdy wróg dla ciebie słomką, choćby był jak pień dębowy,
Ciebie widzieć wciąż — największą radość dla mnie to
stanowi!"
1488 Prydon spośród swoich ludzi gońców po wielbłądy
posłał,
m By do domu wszystkie skarby karawana ich powiozła;
I ruszyli do Arabii. Awtandyla tęskność niosła,
Był jak księżyc, który blednie, kiedy jasność słońca wzrosła.
1489 Po długotrwałej podróży weszli w Arabii rubieże,
d Napotykali wsie, miasta, zamki warowne i wieże,
Mieszkańcy mieli niebieskie albo zielone odzieże,
A wszyscy, że ich Awtandyl opuścił, płakali szczerze.
1490 Taryjel przodem człowieka posyła do Rostewana
d Z prośbą: „Przyjm, królu, życzenia, twa wielkoduszność jest
znana,
Ja, król indyjski, przybywam na dwór twój, Arabii pana,
Przedstawić pąk róży, która nie zwiędła i nie zerwana..
1491 Ujrzenie mnie na twej ziemi podówczas cię uraziło,
d Pomyłką był konny pościg i próba pojmania siłą,
Twoim żołnierzom się znamię mojego gniewu jawiło,
Wielu służącym ci z bronią życie się wtedy skończyło.
1492 Zbaczając z drogi, zajeżdżam teraz jak gość w twe
rubieże,
d W nadziei, że mi wybaczysz i gniew twój słuszny uśmierzę.
Że nie mam darów, zaświadczą Prydon i jego rycerze,
Ale jest ze mną Awtandyl — zastąpi je w pełnej mierze".
1493 Gdy przybył do Rostewana goniec pomyślnej nowiny,
d Jak język wysłowi radość władcy arabskiej krainy?
Potrójnie promiennym blaskiem jaśniała twarz Tinatiny,
Cień brwi i rzęs przyozdabiał kryształy lic i rubiny.
1494 Ozwały się bębny, słychać radosne nawoływanie,
d Zewsząd się wnet wysypali wojskowi na ich spotkanie.
Wyprowadzono wierzchowce, śpieszono się z ich siodłaniem,
Rycerze sprawni i mężni gromadnie siadali na nie.
1495 Dosiadł konia król, książęta też ruszyli z wojskiem całym
m Na spotkanie. Słysząc o tym tłumy zewsząd się zbiegały.
Wszyscy Bogu dziękowali, wszystkie głosy powtarzały:
,,Przeminęło zło, niebiosa szczęście tobie zgotowały!"
1496 Gdy się nawzajem dojrzały orszaki w spotkaniu owym,
d Awtandyl do Taryjela ściszonym przemówił słowem:
„Spójrz na równiny pokryte kurzawy tumanem płowym,
Na widok ten moje serce niepokój ogarnia nowy.
1497 Tam oto mój wychowawca nam na spotkanie wyjechał.
d Nie wyjdę naprzeciw, wstyd mnie ogarnia, sercu dopieka,
Nie znajdzie się nawet w bajce tak zhańbionego człowieka,
Przemów jak trzeba, a Prydon dołączyć słów nie zaniecha".
1498 Taryjel odrzekł: „Masz rację szanując swego patrona.
d Tu zostań i tam się nie zbliżaj, aż będzie rzecz załatwiona.
Udam się, powiem królowi, że się ukrywasz w tych stronach.
Połączę cię z twoim słońcem, da Bóg, że tego dokonam".
1499 Więc rozbił niewielki namiot Awtandyl mężny jak lew, a
d Tamże została z nim Nestan-Daredżan, co wzrok olśniewa,
Powiedziałbyś, że to wietrzyk lekki jej rzęsą powiewa.
Godny król Indii pojechał otwarcie, jak zwyczaj miewa.
1500 Prydon ruszył z nim. Przez pola spory czas ich niosły
konie,
m Król rozpoznał Taryjela po szczególnym ciała skłonie;
Zsiadł na ziemię, żeby oddać lwu jaremu cześć w ukłonie,
Godnie witał króla Indii — prawy ojciec w swoich gronie.
1501 Podszedł władcę ucałować pokłoniwszy się Taryjel;
m Król ku warg swych przyjemności objął go, całując w szyję;
I przemówił zachwycony, ze słów jego podziw bije:
,,Cudne słońce, przy rozłące z tobą dzień się mrokiem kryje".
1502 Król się zdumiał, jak urodą obdarzony ten szczęśliwie,
m Chwalił siłę jego dłoni, twarz oglądał mu w podziwie;
Prydon króla też powitał, pokłoniwszy się uczciwie
Władcy, który Awtandyla ujrzeć pragnął niecierpliwie.
1503 Gdy chwalił tak Taryjela, król w smutek zapadł na
chwilę,
d Więc ten powiedział: „O królu, zaraz ci serce umilę,
Aż oszałamia, jak możesz zalet przypisać mi tyle!
Czyż zdoła inny przewagę nad twoim mieć Awtandylem?
1504 Nie dziwne, że go nie widać, zwleka ze swoim
przybyciem!
d Chodźmy, usiądźmy, ten wzgórek dogadza nam należycie,
Przedstawię, czemu nie wiodę go przed królewskie oblicze,
Mam prośbę, jeśli pozwolisz, na twoją łaskawość liczę".
1505 Siedli królowie, drużyny objęły ich kręgiem ścisłym.
d Jak światło latarni lica Taryjelowi zabłysły;
Patrzący na jego wzięcie postradać by mogli zmysły;
Zaczął do króla przemowę przygotowaną z namysłem:
1506 „Królu, niewarta ma głowa zabiegać o twe wyroki,
d Ale, by błagać o niego, tu kierowałem swe kroki,
I prosi podobna blaskiem słońcu na niebie wysokim,
Która jest moją światłością, jutrzenką, co spędza mroki.
1507 Oboje cię upraszamy jednako błagalnym słowem:
d By zdobyć dla mnie lekarstwo, Awtandyl nadstawił głowę.
Niepomny, że nań spadały ciosy podobnie surowe;
Długa opowieść — nużąca, więc będę skracał przemowę.
1508 Wiesz, kochają się oboje, rycerz wierny i dziewica,
m Wspomnieć żal, jak biedakowi łzy po bladych płyną licach;
Na kolana padam: więcej ich płomieni nie podsycaj,
Daj mu córkę, byś krzepkiego i mężnego miał dziedzica.
1509 Już nie będę więcej mówił ani krótko, ani długo".
m Wyjął szal, owinął szyję (darowała luba mu go),
Powstał i padł na kolana, jakby był zwierzchnika sługą.
Scena ta zdumiała wszystkich, któż oglądał taką drugą?
1510 Król się stropił, Taryjela na kolanach widząc z bliska,
m Wstecz odstąpił, aż do ziemi się pokłonił bardzo nisko
I przemówił: „Możny władco, moja cała radość pryska,
Sprawia przykrość mi pokora tak niegodna stanowiska.
1511 Niepodobna zlekceważyć próśb takiego jak ty posła,
m Choćby nawet mojej córce śmierć i więzy przynieść los
miał,
Łez bym nie lał, gdybyś takie mi zlecenie z domu posłał;
Lepszy dla niej się nie znajdzie, choćby się do niebios
wzniosła!
1512 Żaden zięć od Awtandyla bardziej mi nie odpowiada;
m Sam tron córce przekazałem, godna tego krajem włada
Róża bliska rozkwitowi, podczas gdy mój kwiat opada.
Jakże mógłbym się sprzeciwić, skoro ona jemu rada!
1513 Gdybyś ją wyswatał słudze, nie powiedziałbym też
słowa.
m Któż prócz głupca ci zaprzeczy, rady twojej nie zachowa?
Czyżbym wybrał Awtandyla, jeślibym go nie miłował?
Wobec Boga to potwierdzę, fałszu nie zna moja mowa".
1514 Gdy Taryjel słowa króla te posłyszał, nie uronił
m Nic z ich treści ani sensu i do ziemi się pokłonił.
Król znów jemu oddał pokłon, podszedł, stał jak przemieniony,
Dziękowali sobie wzajem, smętek został rozproszony.
1515 Prydon skoczył na rumaka i popędził z wiadomością,
m Żeby także z Awtandylem się podzielić tą radością!
Przybył doń i wiódł do króla, który był życzliwy gościom,
Jednak ten się stropił blednąc przed królewską wysokością.
I516 Powstał król mu na spotkanie, z konia zsiadł i podszedł
rycerz,
m Ręką podtrzymywał chustę, która kryła mu oblicze.
Kiedy słońce skryją chmury, z zimna róża traci życie,
Ale jego piękność jakież zataiłoby okrycie?
1517 Król raczył go pocałować, więcej już łzy się nie lały,
d Awtandyl objął kolana królewskie, do stóp padały
Promienie z oczu. Monarcha orzekł: „Tak będąc wspaniały
I odznaczywszy się, czemu przede mną stoisz nieśmiały!?"
1518 Obejmując go, całując, król przemówił tak przed
światem:
m „Na trawiące mnie płomienie jakbyś strugi lał bogate;
Chodźmy, lwie, ze słońcem twoim wkrótce cię połączę zatem,
Z tą, co tabun rzęs gromadzi pod zrośniętych brwi agatem".
1519 Jego — lwa i bohatera — król za szyję obejmował,
m Obok siebie go posadził, zawiązała się rozmowa;
Słońcu temu panowanie pasowało, ani słowa,
Rośnie szczęście ludzkie, skoro uraz ślad się nie zachowa.
1520 Rzekł do króla rycerz: „Czemu puste się rozmowy toczą?
m Czyżbyś nie chciał widzieć słońca, całe to zwlekanie po co?
Radość sprawi z nią spotkanie, do pałacu wiedź uroczą,
Niech promienie swe rozsiewa, które blaskiem cię otoczą.
1521 Zaprosili Taryjela. Wszyscy trzej dosiedli koni.
m Wyglądali jak goliaci, słońca kolor lica spłonił;
Osiągnęli, czego chcieli, cwałowali teraz do niej,
Nie na próżno obnażone miecze brali do swych dłoni.
1522 Zsiadając opodal z konia, król szedł powitać dziewicę.
d Oczy znienacka porażał blask, co oblekał jej lice,
By go całować, wysiadła dama niesiona w lektyce.
Król oddał jej chwałę, patrząc w niewysłowionym zachwycie.
1523 Rzekł: „O słońce, twe jaśnienie w jakich mam rozsławić
słowach?
m Bez wątpienia by dla ciebie szał i mądrych opanował.
Z jakim bytem cię porównać, o słoneczno-księżycowa,
Niech z urodą się przy tobie róża oraz fiołek schowa".
1524 Blask od niej bijący wszystkie ludzkie porywał istoty,
d Jak słońce doprowadzała oczy do jawnej ślepoty;
Budziły zachwyt patrzących jej niezrównane przymioty,
Gdzie się zjawiała, podążyć nie brakło tłumom ochoty.
1525 Wszyscy do domu ruszyli usadowiwszy się w siodłach,
d Do siedmiu gwiazd przyrównując tę, która słońcem być
godna.
Urodę jej niedościgłą niejeden uczciłby w modłach,
Wkrótce ich droga bez przeszkód na dwór królewski zawiodła.
1526 Zastali już Tinatinę, olśniewającą nad życie;
d Jej pasowały korona, sceptr i z purpury okrycie.
Oblicza przybyłych blaskiem opromieniało jej lice;
Na salę wszedł król indyjski podobny słońcu w zenicie.
1527 Gdy Taryjel z swą małżonką damę grzecznie powitali,
m Ona ich ucałowała i rozmowę nawiązali.
Już nie przygasała jasność, roztaczana przez nich w sali,
Kryształ, rubin lic, rzęs agat — barw świeżością się zapalił.
1528 Prosiła ich Tinatina na tron wysoki królewski,
d Taryjel rzekł: „Sama zasiądź, jak uznał sędzia niebieski,
Dziś bardziej niż kiedykolwiek ten tron odpowiedni jest ci,
O słońce słońc, obok ciebie godnie lwa lwów się umieści".
1529 Razem podawszy jej rękę, na tron posadzili główny,
d Tuż obok niej Awtandyla, nad życie chciała być znów z nim;
Widzianych i nie widzianych nie bywa rozkoszy równych,
Że Wis i Ramin się wierniej kochali od nich, nie mówmy.
1530 Dama się zmieszała, widząc Awtandyla przy swym boku,
m Zbladła, serce jej zabiło, taki chwycił ją niepokój.
Król się ozwał: „Czemuś, dziecko, zawstydzona? Myśl
uspokój.
Mówią mądrzy: miłość w końcu nie da się pogrzebać w
mroku.
1531 Dzieci, niech tysiąc lat zsyła Bóg dni wam
błogosławione,
m Dolę szczęśliwą i wielkość, odsuwa zwady na stronę!
Niech niebo nie zmąci uczuć, jak samo jest niezmącone!
Doczekam się więc, że ziemią przysypią mnie wasze dłonie!"
1532 Prawy król rozkazał wojsku oddać cześć Awtandylowi:
m „Oto król wasz z Bożej Łaski, bo tak Pan Bóg postanowił,
Od dziś tron mój jego tronem, mnie wiek zbliża ku grobowi,
Służcie jemu jak mnie, wierni bezwzględnemu nakazowi".
1533 Z czcią pochylił nisko głowy rój wojaków i wielmoży,
m Mówiąc: „Myśmy prochem wobec Tego, co nas prochem
stworzył,
Który kornych powywyższa, hardych trupem wnet położy,
Wrogom ręce poprzetrąca, naszym sercom hart pomnoży".
1534 Rzekł Taryjel: „Że nadzieja krzepi, ducha — sprawa
prosta",
m Zaś dziewicy: „Was złączyłem, kończy się udręka ostra,
Twój małżonek moim bratem, bądź więc dla mnie tak jak
siostra,
Waszych zdrajców wiarołomnych upokorzę, siejąc postrach".
LXI WESELE AWTANDYLA I TINATINY WYDANE
PRZEZ KRÓLA ARABÓW
1535 Tego dnia zasiadł Awtandyl na miejscu dla panujących,
d Obok Taryjel, co godność z dwornym obejściem połączył,
Przy Tinatinie zaś Nestan, myśl na jej widok się mąci,
Rzekłbyś: zstąpiło na ziemię czworo słońc jasno świecących.
1536 Wnoszono dla licznych gości chleby i dania obfite,
d Jak mchu baranów i wotów na godną ucztę ubito,
Obsypywano darami, które witano z zachwytem,
Oblicza wszystkich pałały jak słońce jawione świtem.
1537 Z szafirów były tam czasze, zaś rubinowe szklanice,
d Cudownej barwy naczynia, rżnięty ich szlif znakomicie.
Wesele to sławiącemu wy, mędrcy, nie przyganicie,
Świadek powiedziałby sercu: „Tu zostań na całe życie!"
1538 Już zewsząd szli muzykanci, dały się słyszeć cymbały;
d Przy górach złota rubiny się badachszańskie spiętrzały,
Pijącym strumienie wina jak ze stu źródeł tryskały,
Od zmroku do jutrzni pito, godziny ranne mijały.
1539 Chromy, nędzarz bez jałmużny nie zostali, byli w
łaskach,
m Nieustanny napływ pereł rozrzucanych ciągle wzrastał.
Aż znużyło wszystkich zbierać grudy złota, w sztukach atłas:
Przez dni trzy dla Awtandyla drużbą był indyjski władca.
1540 Nazajutrz władca Arabów dzielnie ucztuje na nowo;
d Do Taryjela się zwraca z pochwalną dla Nestan mową:
„Tyś królem jest wszystkich królów, a twoje słońce królową,
Ślady stóp waszych winniśmy w ukłonach dotykać głową.
1541 Tedy, królu, być nie może, by nas równo posadzono".
m Tron królewski z drugim stolcem nieco dalej więc
wzniesiono,
Nieco niżej Awtandyla usadowił z jego żoną.
Najpierw stos dla Taryjela darów górą rósł piętrzoną.
1542 Arabski król bez różnicy ugaszczał, hierarchie nikły,
d Do tych, to znowu do tamtych podchodził jak człowiek
zwykły,
Obdarzał tak, że pochwały jego szczodrości nie milkły.
Przy Awtandylu siadł Prydon do królowania nawykły.
I543 Indyjskiej królewnie z mężem na znak miłości, szacunku,
d Jakby zięciowi z synową nie skąpił król podarunków,
Dziesiątej części ich ceny nie da się zmieścić w rachunku:
Purpury, sceptrów, diademów z kamieni w świetnym gatunku.
1544 Znowu obojgu niósł dary, miały ich godne zalety:
d Z ziemi Romejów dobytych tysiąc kamieni szlachetnych*,
Tysiąc jak jaja gołębie pereł dających blask świetny,
Tysiąc dorodnych rumaków tak rosłych jak górskie grzbiety.
1545 Prydonowi dziesięć szkatuł pełnych pereł podarował,
m Z drogocennym rzędem dziesięć też wierzchowców
doborowych.
Król indyjski złożył ukłon i swobodnie, w mądrych słowach
Całkiem trzeźwo podziękował, choć już wina zasmakował.
1546 Co tu przedłużać opowieść? Minęły cztery tygodnie.
d Bawili się nieprzerwanie ucztując i pijąc godnie.
Taryjel dostał rubiny przecudne i samorodne,
Które ich wprost zalewały blaskiem jak słońce pogodne.
1547 Taryjel podobny do róży, kiedy śnieżynki ją zroszą,
d Przez Awtandyla skierował wyrazy, co prośbę głoszą,
Do Rostewana: „Przebywać z tobą jest dla mnie rozkoszą,
Ale wrogowie najazdem moje królestwo pustoszą.
1548 Wiedza i sztuka wojenna nieuków na łeb pokona.
d Sądzę, że też zafrasuje was szkoda mi wyrządzona;
Odjeżdżam, żeby nie była przez zwłokę strata zwiększona.
Da Bóg, że znajdę się kiedyś znów pośród waszego grona".
1549 Rostewan odrzekł: „Skąd twoje onieśmielenie się bierze?
d Rozważ i postąp przezornie, czyń, co do ciebie należy,
Niech z tobą rusza Awtandyl na czele licznych żołnierzy,
Na wrogów i zdrajców niechaj karząca ręka uderzy".
1550 Powtórzył Taryjelowi Awtandyl królewską wolę.
d Ten odrzekł: „Mur kryształowy tym słowom staw! * Jak
pozwolę
Słońcu, gdy księżyc spotkało, porzucić miłe okole?"
Awtandyl na to rzekł z miejsca: „Nie wyprowadzisz minie w
pole!
1551 Chcesz, bym się tutaj zatrzymał i hańba niech na mnie
spada!
d Powiedz: «Z miłości do żony opuścił swojego brata».
Robiłbym sobie wyrzuty, że nas rozłączyła zdrada.
Kto przyjaciela poświęci, takiemu zaiste biada!"
1552 Śmiech Taryjela do róży z kryształem zdał się podobny;
d Oświadczył: „Bez ciebie los mój jest jeszcze bardziej
okropny.
Skoro tak chcesz, wyrusz ze mną, nie wiń o żart niestosowny".
Awtandyl przywołał wszystkich żołnierzy do walk
sposobnych.
1553 Niezwłocznie swych wojsk arabskich zgromadził siłę
potężną:
d Aż osiemdziesiąt tysięcy, a wszyscy z dobrym orężem.
Zbroje z Charezmu służyły zarówno koniom, jak mężom.
Królowi Arabów takie rozstania na sercu ciężą.
1554 Rozstając się jako siostry przybrane, dwie piękne panie
d Przysięgły sobie nawzajem solenne słów dotrzymanie.
Przywarłszy szyjami, piersią do piersi nierozerwanie,
Płakały, aż biły serca tym, którzy patrzyli na nie.
1555 Gdy księżyc się spotka z gwiazdą poranną na
nieboskłonie,
d Oboje świecą tak samo znikając w zachodniej stronie;
Gdy które zachodząc zwleka, niebo je wkrótce pochłonie,
Na górski szczyt trzeba wspiąć się, chcąc dojrzeć, czy jeszcze
płonie.
1556 Ten, który sprawił, że obie twarz mają podobnie piękną,
d Wbrew woli ich je rozdzieli, jego zrządzeniom ulegną.
Różami warg się całują, płaczą, łzy z oczu im ciekną,
Wszyscy zmuszeni je żegnać zaiste życie swe przeklną.
1557 Nestan-Daredżan mówiła: „Nie spotkać się lepiej było,
d Ze słońcem teraz rozstanie w mniejszy by smutek wprawiło.
Dowiaduj się o mnie, wieści o sobie w listach przesyłaj.
Jak mnie bez ciebie źle, tobie beze mnie także niemiło".
1558 Zaś Tinatina odrzekła: „Słońce siejące rozkosze,
d Nie podążając za tobą rozłąkę zaledwie znoszę!
Zamiast o długie dni życia Boga o śmierć teraz proszę!
Ty dożyj tyle lat, ile ja łez utęskniona zroszę!"
1559 Wymieniwszy pocałunki obie damy się rozstały:
m Zostającej od jadącej oczy się nie odrywały;
Ta się oglądała, płonąc. Słowem swym niedoskonałym
Nie potrafiłbym wyrazić im współczucia części małej.
1560. Zdawało się, oszaleje Rostewan, kiedy ich żegnał,
d Tysiące rozdzierających jęków i westchnień z ust biegło,
Jak z kotła wrzącego źródło gorących łez mu pociekło;
Taryjel stał się pochmurny, bladł i oblicze mu rzedło.
1561 Całował, głaskał i pieścił król róże lic Taryjela,
d Mówiąc: „Obecność twa radość dwudziestokrotną ośmiela,
Rozłąka z tobą rozpacze studwudziestokroć powiela,
Jak życiem przyjście, tak śmiercią odejście jest przyjaciela".
1562 Gdy już pożegnał się z królem, Taryjel dosiadł rumaka,
d Łez powódź pola zalała, bo każdy z żołnierzy płakał:
„Gdy słońce cię wyzwie w szranki, powieje nad nim twa
flaga".
Oświadczył: „Was opłakując stwardniałem jak skała naga".
1563 Ruszyło zaopatrzone ogromne wojsko z taborem:
d Taryjel, Prydon, Awtandyl wiedli je raźno, z humorem.
Na czele tysięcy luda na koniach słynnych doborem
Jechali samotrzeć, z sercem nawzajem do przysług skorym.
1564 Jechali tak trzy miesiące, niech takich jeszcze Bóg
stworzy!
d Witano ich, napastnika każdego pochód ich trwożył!
Postoje ich posilały na polu do rannej zorzy,
Przy winie, a nie maślance, głód biesiadników nie morzył.
LXII WESELE TARYJELA I NESTAN-DAREDŻAN
1565 Już Taryjel z piękną Nestan mogli ziścić swe pragnienia
—
m Ocalenie siedmiu tronów dawne smutki w radość zmienia.
Ich obecne szczęście niesie zapomnienie o cierpieniach,
Człowiek, który trosk nie zazna, szczęścia potem nie docenia.
1566 Spójrzcie: razem siedzi para, słońce nie lśni mocniej od
nich!
m W dźwięku trąb go pomazano i cesarzem stał się godnym,
Objął główne dowodzenie, klucze skarbców przezasobnych.
Powiadano i wołano: „Oto władca nieodrodny!"
1567 Prydonowi z Awtandylem trony dwa naszykowano —
m Po królewsku posadzono i należną cześć oddano,
Jeszcze takich Bóg nie stworzył, którzy godni ich się staną!
Wszystkim jawne ich przygody, opłacane często raną.
1568 Pili, jedli, rosła radość, krąg biesiadny się rozszerzał,
m Święcił dwór wesele w sposób, jaki jemu się należał!
Jednakowo podwajano dar na każdy łeb rycerza,
Dla żebraków zaś jałmużny nie zabrakło też w spichlerzach.
1569 Prydona i Awtandyla sławili wszyscy Indowie,
d „Wam zawdzięczamy dostatki'' — twierdzono przy każdym
słowie.
Życzenia ich jak patronów wypełniać byli gotowi,
Na ucztę nieustającą schodzili się ciągle nowi.
1570 Cesarz Indii rzekł do Asmat, która wiernie mu służyła:
m „Tego by nie zdziałał żaden mistrz i uczeń, coś zrobiła,
Przyjm królestwo siódme Indii, żebyś działem tym rządziła,
Na nim cię osadzę, będziesz miłym władcom sługa miła.
1571 Weź za męża, kogo zechcesz, bądź władczynią
suwerenną.
m Odtąd traktuj swe królestwo tylko względem nas jak lenno".
Asmat nogi mu całując rzekła: „Dla mnie nic tak cenną
Rzeczą nie jest, jak wam służyć i pomocą być codzienną".
1572 Czas jakiś trzej pobratymcy spędzili jeszcze w swym
gronie;
d Przy ucztowaniu podarki płynęły nieocenione:
I perły rzadkiej urody, i jakież dorodne konie!
Jednak Awtandyl pochmurniał z myślami przy lubej żonie.
1573 Że za Tinatiną tęskni, jasne już dla Taryjela.
m Stwierdzał: „Widać w sercu żal masz, który mnie się też
udziela;
Na myśl taką siedem zmartwień o ból ósmy się powiela.
Świat mi szczęścia pozazdrościł i dlatego nas rozdziela".
1574 Także Prydon się wymówił: ,,Wracać mi do domu pora,
m Często będę szukał drogi do twych dóbr i twego dworu,
Jakby od starszego przyjmę każdą służbę bez wyboru,
Pragnę tego tak jak źródła jeleń w głębi gęstych borów".
1575 Taryjel wyraził zgodę: „Wracaj doglądać swych włości,
d Lecz o mnie pamiętaj, często w te progi przybywaj w gości".
Do Awtandyla się zwrócił: „Bez ciebie cóż mi z radości?
Lecz gdy na Lwa czeka księżyc, trudno się oprzeć miłości!"
1576 Przesłał Ind Rostewanowi drogocenne też nakrycie
m Szlachetnymi kamieniami wysadzane znakomicie:
Przekaż jemu tę zastawę, spełń zadania należycie".
Rzekł Awtandyl na to: „Cóż mi warte jest bez ciebie życie?"
1577 Damie dama przekazała płaszcz i woal najstrojniejszy,
m W takie szaty się przyodziać któż by od niej był godniejszy?
I szlachetny jeden kamień. Nikt nie powie: „Znam cenniejszy".
Świeci niby słońce, nawet gdy go nocą się obejrzy.
1578 Pożegnał się i odjechał Awtandyl do swej ojczyzny,
d Rozłąka żywym płomieniem spalała rycerzy bliźnich;
Pola zrosiły się łzami, płakali Indowie wszyscy;
Awtandyl rzekł: „Odbierają mi życie świata trucizny".
1579 Krótko Awtandyl z Prydonem jechali tak siodło w siodło:
d Gdy drogi się rozłączyły, uronił każdy łzę szczodrą.
Co zamierzyli, zdołali osiągnąć właściwą modłą;
Awtandylowi w Arabii, gdy wrócił, dobrze się wiodło.
1580 Spotkać ozdobę królestwa szli Arabowie gromadnie.
d Nareszcie widział swe słońce, nastało spełnienie pragnień;
Zajął tron przy niej, cieszyło go szczęście, co na lud spadnie,
Koronę jego utwierdzał ten, który niebiańską władnie.
1581 Władcy trzej do siebie nigdy nie poczuli nienawiści,
m Odwiedzali się nawzajem, ich pragnienia los im ziścił,
Z nieposłusznych prawu kraje bezlitosny miecz oczyścił,
Rozszerzali swoje państwa i mnożyli z nich korzyści.
1582 Równo łaski rozsiewali jako śnieg na padół czarny,
m Przy obrońcach wdów i sierot już nie żebrał biedak marny,
Swoją owcę ssało jagnię, nie pozostał zbój bezkarny,
Pod władaniem ich spokojnie pasły się przy wilkach sarny.
ZAKOŃCZENIE
1583 Tak się skończyła opowieść jak senne nocą widzenie.
d Odeszli bohaterowie. Zawodne świata istnienie.
Jednemu życie się dłuży, a dla drugiego jest mgnieniem.
Ja Mesch * nieznany z Rustawi, twórcą tych pieśni się mienię.
1584 Poemat ten Dawidowi *, by cieszył, składam w ofierze,
d Który Gruzinów jest bóstwem, a słońcu — w służbach
rycerzem,
Na wschodzie i na zachodzie wśród przeciwników lęk szerzy,
Obraca w proch dwulicowych, a wiernych w opiekę bierze.
1585 Dawida czyny i męstwo jakim opisem wychwalę?
d Więc opowieści o władcach obcych, wsławionych wspaniale,
Zwyczaje i chlubne dzieła królów badając wytrwale,
Złożyłem i przetworzyłem wierszem rzeźbionym w krysztale.
1586 Nie można zawierzyć światu i pewnym być spraw
obrotu,
d Jak w okamgnieniu pod rzęsą przemija on bez powrotu.
Czego szukacie, co chcecie? Los wiecznie do zdrady gotów,
Dobrze, jeżeli nie zwiedzie na drogach obu żywotów.
1587 Jak Amirana * opiewa. Moses Choneli * w swym dziele,
d Abdula Mesyi * sławę Szawteli * czyni strof celem,
Dilargetowi * poświęca Sargis Tmogweli * sił wiele,
Ja, Rustaweli, łzy ronię, żegnając się z Taryjelem.
KAUKASKIE PRZĘSŁO RENESANSU
Czas, miejsce i sprawa.
Czas — koniec XII wieku; miejsce — kaukaskie pogranicze
Azji z Europą, integralny składnik kultury
śródziemnomorskiej; sprawa — jedno ze światowych arcydzieł
epickich o niezastąpionym znaczeniu.
Koniec XII i świt XIII stulecia, to znaczy sto lat przed Dantem,
czterysta przed Piotrem Kochanowskim, czyli tym, który jako
tłumacz kongenialny Goffreda. albo Jeruzalem wyzwolonej
Tassa i Orlanda szalonego Ariosta przerzuca ku Polsce
średniowieczne wątki, przefermentowane w renesansowej
filozofii, oraz umiejętności kompozycyjnej. Koniec XII wieku
to na przykład dla Francji dopiero trzecie stulecie wykluwania
się poezji starofrancuskiej z języka romańskiego, owocujące
już w pięknie dzieł, tworzonych przez autorów chansons de
geste, którym wszakże jeszcze daleko do zdecydowanej
kompozycji. W każdym razie i w poezji, i w życiu jest to nad
Rodanem, Loarą, Sekwaną i Oisą jeszcze średniowiecze, tak
samo jak nad Dunajem, Wełtawą, Wisłą i Dnieprem, Padem,
Tybrem, Renem i Tamizą. Tymczasem na kaukaskim
pograniczu Europy z Azją i na innych terenach Bliskiego
Wschodu średniowiecze trwało krócej i miało się skończyć
wcześniej. Renesans, jak wynika z jego nazwy, oznacza
twórcze nawiązanie do antyku grecko-rzymskiego. Dzięki
dłuższej trwałości Bizancjum niż Cesarstwa Zachodniego
związki ze starożytnością były na Bliskim Wschodzie trwalsze
niż w zachodniej Europie. Oczywiście i tam przez rozkład
Wschodniego Cesarstwa, oraz takie, powiedzmy, fakty, jak
spalenie Biblioteki Aleksandryjskiej, związki zostały
dostatecznie nadwerężone. Kultury arabska, perska, ormiańska
i gruzińska musiały więc pod koniec pierwszego tysiąclecia
naszej ery znaleźć się w sytuacji już nie kontynuowania
antyku, lecz nawiązywania doń, jakby łączenia rwących się
nici. Gdy zaś kultury perska i arabska przygasają pod
najazdami Turków seldżuckich, a Bizancjum się chwieje, w XI
i XII wieku wysuwa się jako kaukaski azyl cywilizacji,
zjednoczona pod dynastią Bagratydów i zespalająca się unią
personalną z północną Armenią, Gruzja, drzewo odrastające na
korzeniach antycznych królestw Iberii i Kolchidy. Owa Gruzja
— Sakartwelo — ma już wówczas za sobą ze trzy tysiące lat
kultury plemiennej, wiążącej się z Basenem
Sródziemnomorskim krwią i mitami takimi, jak o Prometeuszu
czy Jazonie i Medei. Od 355 roku jest chrześcijańska, zaś od V
wieku
dysponuje
własnym
odrębnym
trzydziestoośmioliterowym alfabetem oraz piśmiennictwem w
narodowym języku.
Za kanon kodyfikacyjny języka gruzińskiego, jakim,
powiedzmy, dla polskiego są dzieła Jana Kochanowskiego,
uważa się powstałe między rokiem 1189 a najdalej 1207 dzieło
Szoty Rustawelego, czciciela, doradcy, dygnitarza i ministra
skarbu (meczurczlet-uchucesi) królowej Tamary, Wepchis
tkaosani, co można by przetłumaczyć: „Tygrysio uskórzony",
„Tygrysioskóry" albo „Człowiek w tygrysiej skórze".
Wybierając tytuł Rycerz w tygrysiej skórze chciałem
podkreślić renesansowy charakter utworu, uważając, że Witeź
lub Wiciądz nawiązują do wcześniejszego średniowiecza.
Niektórzy sądzą, że nie idzie tutaj o skórę tygrysa, lecz
lamparta lub barsa. Opierają się przy tym na dawnych
ilustracjach do dzieła. Zachowane ilustracje są jednak z
późniejszego czasu, artyści nie byli naturalistami, mogło być
im obojętne, z jakiego modelu czerpią wzór do płaszcza ze
skóry zwierzęcej. Według słownika wepchwi to jest tygrys,
lampart to leopardi albo dziki, a bars to bars, albo także dziki.
Dzieło jest metaforyczne. Indie i Arabia są umowne, treść
odzwierciedla stosunki aktualne na Kaukazie, fabuła
zaczerpnięta rzekomo z Persji jest bardzo zmieniona w
stosunku do wątków niekoniecznie tylko perskich, lecz w
literaturze światowej odwiecznych. Pisząc tego swojego Cyda
Rustaweli stosował kamuflaż, z takim powodzeniem użyty
przez Diderota i tak rozpowszechniony w naszych czasach.
Światli iluminatorzy mogli uwzględniać i podkreślać
metaforykę.
Warunki historycznie, w jakich było stworzone to dzieło,
można sobie wyobrazić z raportów, jakie składali krzyżowcy,
widząc, nie bez podstaw, w chrześcijańskiej Gruzji sojusznika,
a w praktyce także azyl. Na przykład Francuz Gotier, kanclerz
antiochijskiego księstwa krzyżowców, pisze w roku 1121:
... Sułtan Aleppo przygotowuje pochód przeciw Dawidowi,
królowi Iberii, żeby, pokonawszy go, zająć się swobodnie
podporządkowaniem Jerozolimy i Antiochii, oraz
zniszczeniem chrześcijaństwa...
Przytoczona nazwa Iberii w starożytności dotyczyła Górnej
Gruzji w zlewiskach rzek Kury (po łacinie Cyrus, po gruzinsku
Mtkwari) i Aragwy. Tutaj została rozciągnięta na cały kraj,
zespolony pod rodzinną nazwą Sakartwelo, pochodzącą od
centralnej dzielnicy Kartli. W tymże XII stuleciu Anselus,
kapłan i strażnik Grobu Chrystusa, posyłając z Jerozolimy do
Paryża drogocenny krzyż, pisze:
Ten krzyż szczególnie cenił i wielbił król Gruzji Dawid, póki
żył. To ten sam Dawid, który wzorem swych przodków władał
wrotami kaspijskimi, tą zaporą przeciw Gogowi i Magogowi.
To samo czyni do dziś jego syn, którego kraj i państwo są, jak
by rzec, naszym przedmurzem przeciw Medom i Persom...
A w pierwszych latach XIII wieku rycerz de Bois pisze do
arcybiskupa Besancon:
... Posłuchaj ważnych nowin... Chrześcijanie z Iberii, mianem
Georgianie, niezliczoną konnicą i piechotą, mocno zbrojni,
wystąpili przeciw niewiernym i już, wzięli 300 fortec i 9
wielkich miast. Jedno z nich nad Eufratem uważa się za
najświetniejsze z miast pogańskich (Erzerum?). Idą na
oswobodzenie świętego Jeruzalem... Król ich ma lat 16,
podobny do Aleksandra (Wielkiego) męstwem, lecz nie wiarą.
Młodzieniec ów wiezie z sobą prochy swej matki, potężnej
królowej Tamary, by zgodnie z jej ostatnią wolą złożyć je u
Grobu Chrystusa, za zgodą czy wbrew zgodzie pogan...
Jeżeli dodamy, że pochód ten, spowodowany zabiegami
dyplomatycznymi papieża Honoriusza III, nie dał rezultatu,
trudno będzie oprzeć się skojarzeniu z pochodem w dwieście
lat później naszego Władysława Warneńczyka. Różnicę
stanowi, że Laszę Jerzego IV nie czekało zderzenie czołowe z
głównymi siłami Islamu, lecz cios w plecy, gdy trzeba było
zaniechać wielkiej ofensywy południowej wobec wtargnięcia
od północy forpoczt Goga i Magoga, to znaczy najprzód w
roku 1220 tatarskich rekonesansowych tumanów Dżebo i
Sabutaja, a z kolei pustoszących wszystko po drodze
rozbitków zniszczonego przez Tatarów potężnego państwa
Chorezmu z ich muzułmańskim władcą Dżeladynem (Dżelal-
ed-dynem), i wreszcie w latach 1230-1240 podboju i
podporządkowania sobie Gruzji przez ordę Batuchana na tych
samych zasadach co Ruś.
Tak runęła średniowieczna, a już witająca renesans Gruzja,
która pod rządami Dawidów i Tamary była rozległym
państwem od Kerczu po Trapezunt nad Czarnym Morzem, a w
Dżerbencie opierającym się o Morze Kaspijskie, czyli
kilkakrotnie większym niż obecna Republika Gruzińska wraz z
podległymi jej republikami Abchaską i Adżarską. Państwo to
miało 10 milionów mieszkańców, by po sześciu wiekach jarzm
tatarskich, perskich i tureckich, w chwili połączenia się z
Rosją, najprzód tylko unią personalną, szybko przekształconą
przez carat w ścisłą zależność, mieć z początkiem XIX stulecia
już tylko milion ludności. Dla orientacji dodać warto, że
dzisiejsza Socjalistyczna Republika Gruzińska ma ponad 4
miliony mieszkańców w tym około 3 milionów Gruzinów, i
cieszy się szeroko zakreślonym samorządem w ramach
Związku Radzieckiego.
Wspomnijmy, że za panowania Tamary dochód państwowy
Gruzji, nie licząc danin od krajów hołdowniczych, można
oszacować jako półtora raza większy niż ówczesnej arabskiej
Mezopotamii, prawie dwukrotnie większy niż Persji, z górą
dwukrotnie większy niż Anglii i trzykrotnie większy niż
Francji. Kraj miał już od stu lat regularnie funkcjonujące
uniwersytety, mianowicie Akademię w Gelati oraz Akademię
w Ikalto, na których wykładano nie tylko teologię
chrześcijańską, filozofię grecką, astronomię i matematykę
arabską, ale nawet wiedzę buddyjską tudzież inne nauki na
zasadach typowo renesansowej chłonności. Posiadał też bujną
sztukę i literaturę zarówno sakralną, jak świecką, zrazu, to
znaczy od V wieku, anonimową, ale już od X wieku
firmowaną przez autorów o dojrzałym kunszcie pisarskim, jak
Zosime, Zarzmeli, Merczuli, Golubanidze, Modrekili,
MiNczchi, Mtbewari, Goga z Nisu, Szawteli (autor Abdul
Mesyja, czyli Sługi Chrystusa) i wykwintny, liczący na
wysoko wykształconych czytelników Czachruchadze, autor
Tamariani. Także ówczesne zapisy gruzińskiej muzyki, w
ostatnich latach odcyfrowane, dowodzą, jak była rozwinięta i
bogata.
Można więc sobie wyobrazić rozmiar uszczerbku dla
ogólnoludzkiej kultury, jakim było przez następne 6 stuleci
grzebanie w popiołach i zgliszczach tego kraju, który przez
swoje usytuowanie w przestrzeni oraz przejęcie w swoim
czasie sztafety cywilizacyjnej stanowi ogniwo istotne między
Bliskim Wschodem i Europą, w równym stopniu Wschodnią,
jak Sródziemnomorsko-Zachodnią.
„Płomień rozgryzie malowane dzieje" — nie ze szczętem... nie
ze szczętem... mogli dodać do słów Mickiewicza jesienią roku
1966 goście na uroczystościach przypuszczalnego, ale
starannie wydedukowanego 800-lecia urodzin naczelnego
poety gruzińskiego, Rustawelego, godnego stanąć w
najpierwszym szeregu poetów epickich świata, oglądając
szczątki fresków, wykopaliska, pomniki architektoniczne i
zbiory muzealne narodu tak słusznie dumnego ze swojej
sztuki. Było tam nas ze sześciuset: mianowicie trzystu gości z
całego Związku Radzieckiego i trzystu gości zagranicznych ze
wszystkich stron świata.
„Pieśń ujdzie cało" — znów słowa Mickiewicza mogłyby
posłużyć za motto Jakiejś monografii o zachowaniu się
Wepchis tkaosani. W pożogach stuleci nie ocalały ani pierwszy
rękopis, ani pierwodruki. Ginęły także odpisy. Najlepszym
kustoszem była pamięć. Trudno ustalić, które z późniejszych
rękopisów były kopiami poprzednich, a które notowaniem z
pamięci. I teraz na towarzyszący uroczystościom turniej
recytacyjny zgłosili się, wśród innych, prosta mieszkanka wsi
oraz robotnik fabryczny, którzy umieli na pamięć cały poemat,
liczący sobie 6344 szesnastozgłoskowych i 4
dwudziestozgłoskowe wiersze. Na życzenie jurorów mogli
recytować od początku do końca albo na wyrywki. Na
przykład mówiło się jakieś zdanie wyrwane z tekstu, zaś oni
bez zająknienia recytowali dalej. Niegdyś tacy mistrze pamięci
przenosili tekst od kopii do kopii przez morza pożarów.
Mnemotechniczny walor okazywał się środkiem przekazu
trwalszym niż znaki na pergaminie i papierze „za panowania
panteizmu druku pod ołowianej litery urzędem", jak powiada
Norwid, która to zresztą hegemonia liter częściowo skłania
poezję naszych czasów do abnegacji wokalnej.
Czym był dla Gruzinów w ich trudnych stuleciach
przekazywany z ust do ust ten epos, lepiej niż autor tego
szkicu powie zmarły w roku 1966 w przeddzień uroczystości
Rustawelego, w których przygotowywaniu brał udział, poeta
Leonidze we wzruszającym wierszu okolicznościowym Do
księgi „Rycerz w tygrysiej skórze". Przekład tego wiersza
dedykuje tłumacz osieroconym przez poetę córkom Nestan i
Tinie, noszącym imiona bohaterek Rustawelego.
Pocałunki na stronicach
Kładąc, twoje zdania pije.
Tyś nie księga, lecz krynica,
Co z potężną siłą bije.
Tyś nie księga, tyś nam sztandar,
Jesteś ogród z rosą złotą
I podajesz, niezniszczalna,
Skrzydła poetyckim wzlotom.
Tyś nie księga, lecz poranek —
Narodowy przebłysk światła,
Wryta w serce ci oddane,
W głąb sumienia nam zapadła.
Czy na stole dla olbrzymów
Geniusz ciebie podpowiedział,
By gruziński lud otrzymał
Znicz aż taki na stulecia?
Przy pisaniu nie atrament,
Migotało złoto w piórze,
A w drukarniach każdą szpaltę
Oplatały barwne róże.
W narodowe smętne noce
Tyś pochodnia wiekom dana,
Poburzono nam grobowce —
Ale tyś nie pogrzebana.
Przed zagładą, nie w ponurych
Mrokach ślad się twój zachował,
Dojrzewałaś w łóz purpurach,
Połyskując w chat popiołach.
Przez płomienie nie pożarta,
Zajaśniałaś w ognia paszczach,
Nie rozwiałaś się na wiatrach,
Którym lasy to igraszka.
Wypisałaś nam na mieczach
Honorowy ryt zaciekły:
„Śmierć chwalebna stokroć lepsza
Od haniebnych dni przewlekłych".
Księgo, szłaś na ludu czele,
Z rogu nieśmiertelność głosząc,
Stworzył ciebie Rustaweli
Sławną z piękna, dźwięczną strofą.
Zorzy blask z nim razem pisał,
A wtórował łomot lawin,
Orzeł przyniósł pióro, tygrys,
Twój towarzysz walk — pergamin.
Wraca młodość każde zdanie,
Co się nigdy nie starzeje.
Pieśni wcześnie wyśpiewane
Nie przebrzmiały wieków siedem.
Zastukałaś w każde wrota,
Przebudziła się ojczyzna.
Tym przy ucztach pieśń się mota,
Tamtym rana się zabliźnia.
Wybranemu rycerzowi
Pomagałaś ty w opałach,
W dłoń włożyłaś miecz bojowy,
Z wojskiem szłaś, gdzie bitwa wrzała.
Niby słowa Ewangelii
Z ust do ust cię podawano,
Od wąwozów, skalnych szczelin
Poszłaś gór ojczystych granią.
Gościa tak miłego rade
Wsie i miasta powitały.
Pieśń, co naszym sercem włada,
Niech podbija ziemię całą.
Złotoskrzydła, strof wyrojem
Radość nieś całemu światu!
Tyś jest wiano matki mojej,
Miecz i tarcza mych pradziadów.
Dzieło Rustawelego budzi w szczególny sposób odzew swoją
piękną syntezą rycerskiego średniowiecza i wolnościowego
renesansu. Dzieło to czekało do dziś na wydanie pełnego
przekładu w naszym kraju, gdy na to już zdobyli się prócz
Rosjan, Ukraińców i innych narodów Związku Radzieckiego
Niemcy, Francuzi, Węgrzy, Włosi, Anglicy, Japończycy.
Niektóre z tych krajów mają nawet po kilka różnych
przekładów. Nie będę ukrywał, że po dniach nieprzerwanych
uczt, zachęcony gościnnością i zawartymi przyjaźniami,
dałem, być może nieoględnie, słowo honoru kolegom poetom
gruzińskim, że dokonam takiego pełnego przekładu, i to z
oryginału, czyli z języka niełatwego, o bardzo różnej
strukturze od indoeuropejskich, choć ze wspólnego
kaukaskiego pnia i bliższego indoeuropejskim niż
semitochamickim. Według terminologii Mikołaja Marra mowa
ta należy do grupy jafetyckiej, którą inni nazywają kaukasko-
baskijską, jako że Baskowie są prawdopodobnie resztką starej
migracji z Kaukazu, poprzedzającej imigracje indo-
europejskie. Biegle władający językiem gruzińskim i
wnikający w plemienne odcienie języków kaukaskich docent
dr Jan Braun twierdzi, że wyczuwa te pokrewieństwa. Nawet
nazwa Półwyspu Iberyjskiego zbyt przypomina prastarą Iberię
spod Kazbeku, żeby nie snuć domysłów na temat owej
migracji. Do zobowiązania należała obietnica wersyfikacji
podobnej do tej, jaką ma oryginał, co mi w Polsce potem
przysporzyło wiele kłopotów ze strony ignorantów. Słowo się
rzekło. Znalazłem nawet życzliwego wydawcę. A przede
wszystkim cierpliwego, dającego mi się uporać z narzuconym
sobie mozołem i rygorem.
Oczywiście nie jestem na tym polu pierwszy, choć chyba
pierwszy pokusiłem się o przełożenie całości wierszem. Już w
XIX wieku istniały fragmentaryczne polskie przekłady prozą.
W okresie międzywojennym zamierzył dokonać poetyckiego
przekładu Julian Tuwim, czego śladem są kolejne redakcje
przełożonego przezeń Wstępu. Posługiwał się tłumaczeniem
filologicznym na język rosyjski. Przystępował do tegoż
zadania Józef Łobodowski. W roku 1960 wydał w „Naszej
Księgarni" Igor Sikirycki poetycki skrót całości, oparty na
skróconym dla młodzieży szkolnej przekładzie rosyjskim
Zabołockiego. Jest to skrót do rozmiarów ćwierci eposu. W
owymże roku w Teatrze Rapsodycznym w Krakowie w
inscenizacji i opracowaniu dramaturgicznym Mieczysława
Kotlarczyka zostały wystawione zamówione u mnie przekłady
fragmentów, transkrypcje i słowo wiążące, który to materiał
stał się zawiązkiem wydanej w roku 1966 książki przez
Wydawnictwo Literackie w Krakowie. Rozmiar książki
odpowiadał też ćwierci eposu. W rezultacie na jubileusz
Rustawelego i Sikirycki, i ja mogliśmy udać się z
tłumaczeniami, wprawdzie niepełnymi, ale stanowiącymi
określone kompozycje, odmienne, więc do pewnego stopnia
uzupełniające się.
W swojej ówczesnej pracy opierałem się na trzech rożnych
przekładach rosyjskich: Petrenki, Nucubidzego i pełnym
Zabołockiego, oraz niemieckim Hupperta, ale konsultacja
filologiczna Jana Brauna, wprowadzonego w arkana nie tylko
współczesnego, ale także starogruzińskiego języka,
uprawomocniła w pewnym stopniu ścieżkę do oryginału,
którym oczywiście rozporządzałem. Na obronę tej mojej
niejako rekonesansowej pracy chciałbym wszakże przytoczyć,
że zestawiając różne przekłady mogłem domyślić się. co jest
przekazem wierniejszym, a co zdobnictwem i „watą", zaś
przekład Nucubidzego uchodził za dość dosłowny.
Na moje ówczesne postępowanie mogłem sobie pozwolić
tylko ze względu na tę skrótową kompozycję, którą
Wydawnictwo Literackie zdołało wydać na czas, tuż przed
uroczystościami jubileuszowymi. Do pracy nad całością
należało wziąć się bardziej na serio. Do tego prowadziła
pirwel, czyli po gruzińsku „po pierwsze", ściślejsza niż
przedtem współpraca z docentem Janem Braunem, merme —
„po wtóre", moje stopniowe zapoznawanie się z językiem
oryginału. Oryginał zaś posiadam w czterech różnych
wydaniach z różnego czasu. Za najbardziej obowiązujący tekst
należy uważać skodyfikowany w Akademickim Wydaniu
Jubileuszowym z roku 1966.
Pięciokrotnie już odwiedzałem Gruzję, zaopatrzyłem się w
odpowiednie materiały pomocnicze, a nawet udało mi się
zdobyć, prócz słowników gruzińsko-rosyjskich, słownik
języka starogruzińskiego. Osłuchałem się z tonacją mowy i w
miarę sił starałem się przegryźć przez gąszcz. Celowałem z
wielu punktów odniesienia, mając obecnie do dyspozycji,
obok czterech wydań oryginału, dziesięć przekładów na różne
języki. Czy udało mi się w tych warunkach osiągnąć
przybliżoną wierność, bo naturalnie wierność, a nie
zdobnictwo, było moim celem? Czy w ogóle w tłumaczeniach
poetyckich jest ona możliwa?
Jest możliwa, w pewnym ograniczonym oczywiście zakresie,
ale w zasadzie bynajmniej nie różnym od tej wierności, i to
tylko przybliżonej, bardzo względnej, przy rzucaniu własnego
utworu na papier tak skąpym szyfrem, jakim jest mowa pisana.
To tylko niektórym może się zdawać, że np. wiersz jest sam w
sobie utworem, skoro stał się skonkretyzowanym faktem na
papierze. Poeci doskonale wiedzą, że jest już tylko odbitką
wizji, fonii i całej otoczki wyobraźniowej, czego zanotowanie
może być mniej lub bardziej przybliżone, ale nigdy zupełne.
Więc się nie sprzeczajmy o przetłumaczalność poezji cudzej,
skoro zanotowalność własnej także jest bardzo względna.
Obok arkanów leksykalnych spotyka się tłumacz z arkanami
strukturalnymi wiersza. Budowy prozodycznej nie da się
odbić, jak w kalkomanii, ale nie można jej negliżować, skoro
należy do konstrukcji oryginału. Pan Tadeusz bez dystychów
trzynastozgłoskowych (z oczywistą dopuszczalnością takich
odpowiedników, jak francuski aleksandryn lub rosyjski
trzynastozgłoskowiec
anakatalektyczny
przeplatany
dwunastozgłoskowcem katalektycznym) i Beniowski bez
oktaw byłyby tym, czym Wepchis tkaosani bez kwadryn szairi.
Jest napisany strofami czterowierszowymi z jednym rymem,
czyli rymującymi się poczwórnie. Skoro zaś często ten czwarty
wers służy do filozoficznej sentencji lub innego
podsumowania treściowego, jakże pozostawić go bez tego
wiązadła czy podpórki, jaką jest często w poezji, a także w
przysłowiach ludowych, argumentowanie rymem, nie mniej
przekonywające od wywodu logicznego. Wszystkie linijki w
oryginale prócz czterech dwudziestosylabowych, czyli 6344,
mają po 16 sylab, lecz myliłby się, kto by sądził, że króluje w
nich katarynkowa monotonia. Niestety najlepsze
dotychczasowe przekłady na języki, które znam, nawet jeżeli
uwzględniają tę zewnętrzną czterorymową ramę, przecież nie
sygnalizują wewnętrznych urozmaiceń. Strofy Rustawelego
można bowiem przyrównać do podobnych kształtem
zewnętrznym paczek, których zawartość jest rozmaita nie
tylko z punktu widzenia treści, ale także prozodii.
Pierwsze i najważniejsze urozmaicenie to różnica między
szairi magali, czyli wierszem wysokim, i szairi dabali, czyli
wierszem niskim. Odpowiada to mniej więcej różnicy między
forte i piano w muzyce. Ośmioakcentowe z rymem żeńskim
szairi magali jest obudowane z trochejów, sześcioakcentowe z
rymem daktylicznym szairi dabali ze spondejów i daktyli.
Przypomina tok heksametru, z tym że wiersz stał się
sylabiczny, zaś każda połowa wiersza przedzielonego wyraźną
średniówką ma jeden spondej i dwa daktyle. Wzór magali jest
łatwy do naśladowania w każdym europejskim języku, toteż
posłużyli się nim, niestety w całości swej pracy, autorzy dwu
przekładów rosyjskich (Petrenko i Zabołocki w swoim
tłumaczeniu pełnym), ukraińskiego (Bażan) i niemieckiego
(Huppert), a z naszych Tuwim, podczas gdy Sikirycki w
książce z 1960 roku zastosował inną strofę, wypróbowaną
przez Zabołockiego w przekładzie skróconym, operując
trochejami, ale rezygnując z kwadryny. Wiem, że obecnie
Sikirycki, pracując nad całością, zastosował inną zasadę
wersyfikacyjną od mojej, co zresztą może wzbogacić nasze
spojrzenie na temat i być racją równoległych poczynań.
Sergiusz Culadze zachował w tłumaczeniu francuskim
graficzny układ strof, ale prozodię potraktował bardziej
liberalnie.
Wzór dabali jest trudniejszy do skalkowania w niektórych
językach, między innymi w rosyjskim i niemieckim. Z powodu
rymu daktylicznego nie da się również skalkować ściśle w
języku polskim. Ale możemy dlań znaleźć bliski odpowiednik
w pseudoheksametrze zbudowanym z trochejów i
amfibrachów, z tym że należy zachować sylabiczność
szesnastozgłoskową. Taki pseudo-dabali pozwoli nam
przynajmniej na jedno, to znaczy na pierwsze i zasadnicze
urozmaicenie wiersza Rustawelego, dotychczas negliżowane.
Dalsze urozmaicenia dotyczą rymów wewnętrznych, aliteracji,
szczególnego operowania homonimami, zestrojów
dźwiękowych i całej polifonii tak wyrazistej, że zagraniczni
uczestnicy uroczystości jubileuszowych, gdy oglądali
inscenizację teatralną Rycerza w tygrysiej skórze, twierdzili,
że — nie znając języka — prawie rozumieli treść. Oczywiście
nie ma mowy o niewolniczym naśladowaniu tych efektów,
warto jednak pamiętać o przekazaniu zasadniczej wewnętrznej
elastyczności z pozoru sztywnych strof. Że pamiętałem o tym,
pilny czytelnik może zauważyć ślady w odnośnikach do
tekstu.
Nie chciałem pójść na ułatwienie sobie zadania. Propozycję
pewnego wydawnictwa, żebym to przełożył prozą, uznałem za
barbarzyńską i źle adresowaną. Napisałem o tym w swoim
czasie w ,,Literaturze na Świecie", pytając retorycznie, czyżby
chciano prozy „poetyckiej", bo filologicznego tłumaczenia
mógłby dokonać językoznawca, nie poeta. Większą pokusę
stanowiłoby uproszczenie sobie pracy przez rezygnację z
czwórrymów. Na przykład nawet zachowując strofę
czterowierszową rymować ją łatwiej:
AABB albo ABAB, czy ABBA. To by zaoszczędziło mozołu.
Ale... zajrzałem do Goffreda albo Jeruzalem wyzwolonej
Torquata Tassa i znalazłem tam ku mej otusze słowa patrona
polskich poetów-tłumaczy — Piotra Kochanowskiego — do
czytelnika:
Masz, czytelniku łaskawy, partum otii non omnino otiosi (płód
wczasów niezupełnie bezczynnych), poema przedniejszego
włoskiego poety Torquata Tassa przeplatanym ośmiorakim
rymem (oktawą) — jakim je on sam pisał i jakim Włoszy,
Hiszpani i insze narody polerowańsze swoje heroika piszą —
po polsku przełożone. Wiersz w naszym języku
przytrudniejszy i podomno (podobno) uszom polskim, jako
nieprzywykłym — zwłaszcza póki się weń kto nie wczyta —
niesmaczny: jednak aby się pokazało, że język nasz nie jest
nad inszy uboższy i aby się szczęśliwym dowcipom do
ubogacenia go dalsza podała droga, atoć go posyłam, abyś
osądził, jeśli ujdzie. Zdrów bądź, a najdzieszli co do smaku, z
łaską przymi.
I pomyśleć, że gdyby Piotr Kochanowski, upraszczając sobie
pracę, zrezygnował z przeszczepienia na grunt polski oktawy
— po dwu stuleciach Juliusz Słowacki nie miałby czym pisać
Beniowskiego!
Drugą rzeczą, która się klarowała w ciągu kilkunastu lat
zajmowania się Rycerzem w tygrysiej skórze, było coraz
większe opieranie się bezpośrednio na oryginale, w miarę
własnego zapoznawania się, przynajmniej biernego, z
językiem gruzińskim i jego strukturą. Wieloletnia praca nad
tekstem pod okiem docenta doktora Jana Brauna sprawiła, że
opadały jak zwiędłe liście różne ozdoby i dodatki, które
przyplątywały się z początku pośrednio z cudzych przekładów.
Surowo trzeba było się odnieść do wszelkiej „waty" i
nadmiernego przepychu, który by nas przenosił ze strefy
gustów kaukaskich w strefę gustów perskich. Gdy powstawała
rozterka między wiernością a gładkością, opowiadaliśmy się
raczej za zgodnością z oryginałem. Chciałem uszanować
osobliwość faktury, najczęściej zatrącaną przy korzystaniu z
przekazów pośrednich, czy to w postaci tłumaczeń
filologicznych, czy artystycznych na obce języki.
Służyło mi pomocą i wskazówkami wiele osób
kompetentnych. Nazwisko wielokrotnie tu wymienionego Jana
Brauna widnieje w książce jako konsultanta filologicznego,
dodam, generalnego konsultanta. Pomogli mi wieli także
gruzińscy poeci i filolodzy, między innymi zmarły Szymon
Czikowani Beso Żgenti, Herakliusz Abaszydze, Grzegorz
Abaszydze, Jósef Noneszwili, profesor Szalwa Amiranaszwili.
Niektóre ślady tego czytelnik znajdzie w przypisach.
Zasadniczą stylistyczną pomoc okazała mi Wisława
Szymborska, ideał polskiej współczesnej poezji i stylistyki. Jej
radom zawdzięczam pościnanie co chropawszych sęków, jakie
były w tekście brulionów i brudnomaszynopisów, przy
znakomitym wyczuciu, że idzie przecież nie o tani połysk,
czyli bejc.
Nie wszystko, co się może wydać nie uprzedzonemu
czytelnikowi w moim przekładzie matowe, było przez
tłumacza nie zamierzone. Nie szło mi o sztampę, lecz o
wyodrębniające sygnalizowanie poetyki. Jeżeli na przykład
użyłem gdzieniegdzie rymów składanych, to dlatego, że w
nich się lubował Rustaweli. Jeżeli zastosowałem asonanse, to
czułem się usprawiedliwiony tym, że Rustaweli też czasem
nimi nie pogardzał, choć rzadziej od tłumacza i jeszcze
bardziej dbając, żeby były rymom jak najbliższe. Za to
współczesna poezja gruzińska posługuje się bardzo chętnie
asonansami, z tym że są muzycznie konsonansowe, a nie
dysonansowe. Starałem się zaś tłumaczyć językiem
współczesnym, to znaczy polszczyzną z XX wieku.
Polszczyzna z wieku XII i XIII byłaby czymś całkowicie
sztucznym, domyślnym i nieadekwatnym. Tyle że język
współczesny należało trochę klasycyzować, ze względu na
renesansowy i dworski ton oryginału. Zbyt kolokwialny język
mógłby wpadać w nieporozumienie z treścią.
Wydanie jubileuszowe Gruzińskiej Akademii Nauk, które
służy za podstawę tłumaczenia, nie zawiera pewnej ilości strof
z wydań poprzednich. Skrupulatne badania gruzińskich
rustawelologów doprowadziły do pewnych poprawek i
eliminacji, polegających na usunięciu fragmentów niegdyś
przypisywanych Rustawelemu, a niezgodnych z jego poetyką.
Nie jest rzeczą tłumacza roztrząsanie, czy szło tu o strofy
apokryficzne kopistów, wprowadzających niepowołane
uzupełnienia w ciągu wieków, czy też o późniejsze
rekonstrukcje fragmentów zaginionych. Usunięcie strof
obcego autorstwa spowodowało jednak pewne luki w fabule
czy też przeskoki. Dotyczy to głównie powrotu Taryjela do
Indii. Odjeżdżał, gdy cesarzem był Parsadan, wracał już sam
jako cesarz. Co się stało z Parsadanem, nie wiemy. Otóż te
strofy, zdaniem redaktorów wydania akademickiego
apokryficzne, mówiły, że weselny powrót Nestan-Daredżan z
Taryjelem zamącą wieść o śmierci Parsadana, co powoduje
odłożenie wesela jeszcze na rok. Następował też ponowny
najazd Chatajów na kraj osierocony przez Parsadana.
Chatajowie zostali ponownie pokonani przez Taryjela
wspomaganego przez Awtandyla i ponownie uzyskali
przebaczenie. Roczna żałoba mieszała się z radością
uratowanej ojczyzny. Czy zakwestionowane apokryfy służyły
rekonstrukcji, czy niepowołanym ubarwieniom i
logizowaniom fabuły, pozostawmy przyszłym studiom, tak jak
i niżej podpisany tłumacz nie uważa swej pracy za ostateczną.
1975 r.
Jerzy Zagórski
PRZYPISY
Tamara — Tamar, królowa, za której panowania (1178—
1212) Gruzja osiągnęła szczyt potęgi. Pierwszym jej
małżonkiem był książę Suzdalski (Rurykowicz), drugim
książę Osetyński (Bagratyda) — Dawid Soslan,
współpanujący z nią w latach 1189—1207. Poemat wyraźnie
z ukłonem pod adresem królowej Tamary jest formalnie
dedykowany w zakończeniu jej drugiemu małżonkowi, co by
określało czas powstania utworu. Ponieważ w poemacie nie
ma wzmianki o ich synu pierworodnym, królewiczu Laszy,
istnieją powody do uściślenia jeszcze większego, mianowicie
do uznania za czas powstania utworu pierwszych, a nie
końcowych lat współrządów Tamary z Dawidem Soslanem,
czyli bliżej roku 1189 niż 1207. W każdym razie przed
rokiem 1204, gdy przyszedł na świat następca tronu. Lwu
Słońca — różanolicej i kruczowłosej Tamary... .—
Dosłowniej byłoby: rubinowolicej i agatowowłosej (gacw-
balachsz, tma-giszerisa). Zaś dyplomatyczna formuła tej
strofy wiąże się ze skomplikowaną sytuacją autora na
dworze. Rustaweli był przecież ministrem finansów z faworu
królowej Tamary, dziedziczki tronu. Nazywa ją słońcem, zaś
jej lwem królewskiego małżonka Dawida Soslana z bocznej
linii Bagratydów, współrządzącego z żoną.
C z e ś ć, i — jako rym do mieści, wieści i treści. Rymy
składane są jedną z ulubionych form Rustawelego. Stąd
zapewne po wiekach sięgnął po nie Majakowski, który jako
gimnazjalista w Tbilisi dobrze znał jego dzieło w oryginale.
Tłumacz zastosował je nie tak często jak autor, ale jednak w
dostatecznej ilości, by zasygnalizować tę osobliwość
oryginału. Czytelnik natknie się na ten trop jeszcze w
kilkudziesięciu strofach.
l Jak rozmachem się wyróżnia konny piłkarz na a r e
n i e... — do konnej gry w piłkę (lelo) używano rakiet w
kształcie wydrążonych łopat (czogani).
Midżnur — zakochany, wyraz pochodzenia arabskiego:
medżnun — szaleniec, oszalały z miłości.
Amir — spasalar — naczelny wódz, będący jednocześnie
dygnitarzem dworskim, ministrem, wezyrem. Wyraz
pochodzenia arabskiego.
Spaspet — dowódca wojsk w polu. Wyraz pochodzenia
perskiego.
C h a s — tytuł przynależny wyższej (dworskiej) szlachcie.
W ówczesnej feudalnej hierarchii Armenii i Gruzji chasowie
mieli prawo udziału w radach królewskich oraz
samodzielność terytorialną.
N a r d y — do dziś popularna w Gruzji gra łącząca zasady
gry w kości i na szachownicy, zresztą o innym kształcie niż
używana w szachach i warcabach oraz odmiennych
prawidłach.
Merani — legendarny rumak, określenie bardzo rączego
konia, także nazwa konkretnego bieguna.
...trącał w struny dźwięczną czangę... — zachowuje
gruzińską nazwę muzycznego instrumentu.
Pochmurna czekała, siedząc za purpurową z a s ł o n ą...
-mógł twarzą w twarz ją oglądać... — Rzecz jasna, zasłona
była dostatecznie przejrzysta.
E d ż y b — sługa podręczny, umyślny goniec, posłaniec.
E z r o s — zdaniem Jordaniszwilego postać wspomniana w
Biblii, bohater apokryficznych życiorysów. Zdaniem
Sergiusza Culadze idzie tutaj o Ezrę, poetę arabskiego z
początku XII w., autora Dywanu, zbioru poezji. D i ono s —
Diwnis, Dionis, Dionizy, chrześcijański filozof z V w.,
Dionizy Aeropagita, Pseudo-Dionizy.
Wis i R a mi n — bohaterka i bohater powieści perskiej o
tymże tytule z XI wieku, autorstwa Fachred-Din Gurganiego,
prototyp Tristana i Izoldy.
Kadżowie — mityczne istoty o cechach diabolicznych i
ludzkich, czarownicy, demony, nieczyste duchy.
Rostom — Rustam, jeden z bohaterów poematu Firdusiego
Szach-name (Księga królów), odznaczający się wielkim
wzrostem, wzór męstwa i mądrości, prototyp Gargantui.
W oryginale mamy również ośmiorym, jedną z form
zdarzających się w poemacie. Tłumacz zastosował ją także
kilkakrotnie, choć nie trzymał się niewolniczo właśnie tych
samych miejsc. Czytelnik znajdzie ją w strofach 354—355,
370—371, 932—933, 970—971, 1449—1450.
S z a f i r... — W oryginale jest iagundi, czyli korund, termin
obejmujący kolorowe kamienie szlachetne: szmaragdy,
rubiny, szafiry, a z półszlachetnych topazy i ametysty będące
podobnie związkami glinu. Niestety dla nas korund jest
terminem zbyt fachowym, a ostatnio stosowanym najczęściej
do kamieni syntetycznych (sztucznych) o tymże składzie
chemicznym. Ponieważ w oryginale rubiny są często
wymieniane pod własną nazwą, i to w dwu odmianach: lali i
balachszi, zaś szmaragd, zurmuchti, sporadycznie, a szafir,
sapironi, ani razu, tłumacz uważał, że nie będzie herezją
wstawienie go tutaj, podobnie jak potem w strofie 1537.
Natomiast w strofie 1424, gdzie mowa o korundzie żółtym,
tłumacz domyślił się, że idzie o topaz, zaś w strofie 1425
korund czerwony uznał za rubin, tym razem pod trzecią
nazwą.
A m i r b a r — dowódca floty wojennej, naczelny admirał.
Nestan-Daredżan — imię bohaterki poematu Rustawelego,
cesarzówny indyjskiej, wywodzące się z języka perskiego.
Po persku nest andar dżehan znaczy „nie mająca sobie
równej".
Gabaon — okolica górzysta w Palestynie.
Mukrowie — lekarze i znawcy Koranu, tutaj także
znachorzy. Trudno znaleźć ścisły, odpowiednik.
Mułłowie — duchowni muzułmańscy.
Mówiłem sercu: czy groty Amora zła nie sprowadzą... — W
oryginale mowa tylko o grotach, ale są one oczywiście, jak
wynika z kontekstu, grotami Amora. Rustaweli często
stosował elizje, niekiedy tłumacz uważał za stosowne
rozwijać zdania dla większej jasności.
Chataja, Chataj — zdaniem niektórych północne Chiny,
innych kraina koczowników na peryferiach Chin, albo w
ogóle Chiny, w poemacie Rustawelego równie umowne jak
Indie lub Arabia. C h a t a j o w i e, C h a t a j e —
mieszkańcy Chatai.
Drachma — mała miara wagi, także drobna moneta.
Chorezm — Chorezmu, potężne w XII wieku państwo w
środkowej Azji, na terenach dzisiejszego Uzbekistanu i
Turkmenii, słynne z wyposażenia wojsk w znakomitą broń i
z wojowniczości. Kraj podówczas zaludniony przez
plemiona indoeuropejskie (irańskie) o kulturze
mahometańskiej, rozciągający swoją władzę na znaczną
część dzisiejszej Persji i blisko z nią związany pod względem
plemiennym.
404 (3) Przerywał tamę narcyzów łez potok... —
Metaforyczne określenie oczu jako narcyzów jest niemal
obowiązujące w poezji orientalnej.
488 (3)...wszędy spór zawzięty wszczęto. — Tłumacz starał
się zasygnalizować skłonność Rustawelego do aliteracji.
564 (4) oddaj Bogu jego zastaw. — Noneszwili tak właśnie
radził tłumaczowi przełożyć końcowy człon strofy (gmertsa
szensa miawale) wbrew Jordaniszwilemu, który by widział
tu raczej coś w rodzaju „wyświadcz mi przysługę (ulżyj mi)
na Boga".
574 (l i 2) ....ze skrzynią znikła jej warta — (rzaczownik), ...
kamienowania jam warta — (przymiotnik).
Rustaweli chętnie stosował rymy homonimowe. Tłumacz
skorzystał z tego jeszcze w strofach 583 i 1392.
592 (l) Mulhazanzar — legendarna kraina nad morzem.
646 (l) D e w y — mityczne potwory z ludowego eposu
gruzińskiego, złe duchy, demony, diwy z poematu
Firdusiego.
696 (l) T a r o s — Tarosi, hetycki bóg Tam, potem Tarawas,
władca nieba i zjawisk atmosferycznych.
710 (4) B i s o n — Bisoni, rzeka nazywana także Wison i
Fizon.
740 (3) D ż e o n — zdaniem Jordaniszwilego Geon —
dawna nazwa Nilu. Zdaniem innych, co pewniejsze, idzie tu
o inną rzekę, mianowicie wpadającą do Morza Aralskiego,
zwaną przez Arabów Dżihun lub Dżejon, przez Greków i
Rzymian starożytnych Oksusem, obecnie zaś Amu-darią w
Azji Środkowej, w zlewisku wód z Pamiru i Ałtaju.
762 Tę strofę Rustaweli napisał wyjątkowo
dwudziestozgłoskowcem ośmioakcentowym (5+5+5+5).
Tłumacz podkreślił ten kaprys autora.
804 (3) ... wzburzeniu, ogniem zionąc, puścił wodze —
Dosłowniej byłoby: zionął z twarzy płomieniem (adens pirit
alsa). Choć tłumacz jak ognia starał się unikać tzw. waty, tu
skapitulował.
826 (l) ... s ł o n e c z n e j n o c y. — Tłumaczenie dosłowne
(mzanisa gramisad). Zaskakujące contradictio in adiecto
tłumacz zostawia, uważając, że jest w stylu Rustawelego
obrazem o filozoficznym podkładzie — jednością w
przeciwieństwie (coincidentia opposźtorum).
895 (4) Czemuś ty od razu nie zgadł, jak mi moje serce taje?
— Tłumaczenie niemal dosłowne stara się przekazać
egzaltację: tawidagma rad ar id, guli czerni ragwar dnebis?
904 (l) ... życiu kłody kładą w poprzek... — Oryginał brzmi:
sacutrosd daanaglebs — doczesne życie zamraczają
(zatruwają). Inny idiom zastosowany przez tłumacza
pozwala mu zwrócić choć symbolicznie część długów
aliteracyjnych, zaciągniętych przy innych okazjach.
912 2) Bez chleba był poczęstunek, z czar napełnianiem
nieczęstym. — Trudną do przetłumaczenia grę słów: mun
upuroba puroba — bez chleba chlebowanie (uczta), zastępuje
tłumacz inną grą słów: poczęstunek — nieczęstym.
931 (2) Co czynić ma serce, kiedy serca rozłąka serc czeka?
— W oryginale w tym wersie serce jest odmieniane
czterokrotnie w jednym wierszu. Tłumacz ograniczył się do
trzykrotnego.
946(2) Mze — wszechmocne Słońce... — Tłumacz w
Modlitwie planet zdecydował się na zachowanie gruzińskich
nazw dla ciał niebieskich, jednocześnie dając w tekście ich
wykładnik. Podobnie czyni w sześciu następnych strofach. Z
u a l — planeta Saturn. Musztar — planeta Jowisz. M a r i c
h — planeta Mars. Aspiroz — planeta Wenus. O t a r y d —
planeta Merkury. M t w a r e — Księżyc.
Błysły narcyzy, łzy deszczem przemyły kryształ z emalią —
Tłumacz stara się naśladować ulubiony chwyt artystyczny
Rustawelego, aliterację.
...koralu... — w oryginale sati, co Jordaniszwili uporczywie
tłumaczy giszer — agat. Tymczasem w tekście Rustawelego
agat (giszeri) jest wymieniony pod swoją ścisłą nazwą. Sati
natomiast w języku gruzińskim jest nazwą czarnego
(ciemnego) koralu, w odróżnieniu od zwykłego, czerwonego
koralu — mardżani.
... sześćdziesiąt litrów... — Nie jest to żaden anachronizm. W
oryginale jest samoci litra.
Białe ich zęby i wargi — rubiny w czarnej oprawie (mowa o
Murzynach).
G u l a n s z a r o — baśniowa nazwa — miasto róż.
C h a t u in — chatum, dama, gospodyni, pani domu, forma
grzecznościowa w stosunku do kobiet wysoko i dobrze
sytuowanych.
N a w r o z — perskie święto Nowego Roku przypadające na
wiosnę.
... gra w piłkę i tętent grzmi kopyt końskich. — Tu nie ma
żadnych wątpliwości, że idzie o grę konno w piłkę — lelo,
M a h r e b — ogólna nazwa dla krajów północno-zachodniej
Afryki: Mauretanii, Maroka, Algieru i Tunisu.
Czasznagir — tłumaczymy zwyczajnie jako imię.
Jordaniszwili sądzi, że to nie imię, lecz stanowisko
podczaszego. Łatwo mieć takie wątpliwości, skoro w
pisowni gruzińskiej nie stosuje się liter wielkich, których
brak utrudnia decyzję.
Marzyłam, że w snach wyśniona zjawić na jawie się z e c h c
e... — Typowe dla poetyki Rustawelego powtarzanie w
odpowiednim kontekście wyrazów o tym samym pniu.
Podobnie w strofie 1248 cień ocieniał.
Kadżetia — kraina, gród i twierdza Kadżów.
Dularducht — imię kobiece brzmiące z perska, bo ducht po
persku znaczy córka.
A s p i s — gatunek egipskiego węża.
Łódź agatowa płynęła w atramentowych wód t o n i —
Dosłownie: W atramentowych odmętach płynęła gdzieś łódź
agatowa — szigan, melnisa morewsa, curaws giszrisa nam
sad — metafora na temat zdroju łez spływających do morza.
...Coś ty uczynił, spalając nas niby słońce? — W oryginale
Awtandyl w tej strofie nie jest porównywany do słońca, lecz
wprost nazwany słońcem. Brak rodzajów w języku
gruzińskim ułatwia metafory.
Krwawe strumyki czerwienią w gąszcz agatowy się w p l o t
ą...
Topolę zrasza... — Oczywiście chodzi o rzęsy, krwawe łzy i
postać.
... spuściły głowy rzęs warty przy źrenic bramach — Dla
jasności tłumacz odszedł od przekładu dosłownego: straż
agatowa opuściła głowy — modrika tawi giszrisa talaman.
K a e n — imię brzmiące podobnie do Kaina. Tutaj idzie o
Kaisa, bohatera poematu Nizamiego Lejla i Medżnun.
Salaman — bohater arabskiej baśni Salaman i Absal.
Spłoszone kruki kędziorów sfruwały z kryształu g ł .o w y...
— mowa o rwaniu włosów.
... rzęs indyjskie drużyny się poruszył y.. — oczywiście
znaczyć to ma, że zatrzepotały rzęsy Taryjela (Inda).
... z oczu mych jak narcyzy... — W oryginale nie ma
porównania. Wystarczyło Rustawelemu powiedzieć: „z
narcyzów", i każdy rozumiał, że idzie o oczy. Licząc na
osłuchanie już czytelnika z tą metaforą, tłumacz w
niektórych wypadkach (n,p. w strofie 1442) także rezygnuje
z porównania.
... s ł o w i k i.. — W oryginale iadoni, ówczesna nazwa
słowika, która przeszła obecnie na kanarka, podczas gdy
teraz słowika nazywa się bul-buli. Nazwa iadoni wywodzi
się z języka greckiego, bulbuli z perskiego.
B a s r a — miasto portowe w południowej Mezopotamii nad
Zatoką Perską, słynne w średniowieczu także z wyrobu
broni.
Kr o nos — w mitologii greckiej syn Uranosa, ojciec Zeusa,
w mitologii rzymskiej ojciec Jowisza Saturn. Może więc
tutaj chodzić o symbolicznego praboga.
Badachszan — okolica w Pamirze znana z dobywania
rubinów (tzw. badachszańskich — po gruzińsku balachszi).
Z ziemi Romejów dobytych tysiąc kamieni szlachetnych...—
W oryginale — atasi twali, naszobi romanulisa dedisa —
dosłownie: tysiąc drogich kamieni, dobytych z romejskiej
matki (ojczyzny). Romejami (Romanami) nazywano
wówczas na Bliskim Wschodzie Bizantyjczyków, podczas
gdy Łacinników — Frankami.
1550(2) ... Mur kryształowy tym słowom staw! (szecew
brolisa korebi) — Oczywiście mowa o zębach. Sens byłby
mniej więcej taki: trzymaj w tej sprawie język za zębami, nie
mów o tym.
1583 (4) M e s c h — mieszkaniec Meschetii, jednej z
południowych dzielnic Gruzji.
1584 (l) Dawid — powtarzające się imię królów gruzińskich
z dynastii Bagratydów (Bagrationich). Dawid Budowniczy,
twórca potęgi zunifikowanego państwa gruzińskiego, był
pradziadem królowej Tamary, Dawid Soslan z bocznej linii
Bagratydów, książę Osetyński, jej drugim mężem
(współpanującym z nią w latach 1189—1207).
1587 (l) Amiran (Daredżanisdze — syn Daredżan) —
bohater poematu Mosesa Chonelego. Ch o n e l i (Moses) —
poeta gruziński z XII w.
1587 (2)Abdul Mesyja— Sługa Chrystusa, bohater poematu i
tytuł dzieła Szawtelego.
Szawteli — poeta gruziński z XII wieku.
1587 (3) D i l a r g e t — bohater zaginionego poematu
gruzińskiego z XII wieku
Dilargetiani pióra Sargisa Tmogwelego.
T m o g w e l i (Sargis) — poeta gruziński a XII wieku.
SPIS TREŚCI
WSTĘP .................
I O ROSTEWANIE KRÓLU ARABSKIM ........
II ROSTEWAN I AWTANDYL NA ŁOWACH .......
III KRÓL ARABSKI SPOTYKA RYCERZA ODZIANEGO
W TYGRYSIĄ SKÓRĘ ...............
II TINATINA POSYŁA AWTANDYLA NA
POSZUKIWANIE RYCERZA W TYGRYSIEJ
SKÓRZE ..........
V ORĘDZIE AWTANDYLA DO PODDANYCH .......
VI AWTANDYL WYRUSZA NA POSZUKIWANIE
RYCERZA W TYGRYSIEJ SKÓRZE .............
VII ROZMOWA AWTANDYLA Z ASMAT W PIECZARZE .
. .
VIII SPOTKANIE TARYJELA Z AWTANDYLEM ......
IX TARYJEL OPOWIADA AWTANDYLOWI O SOBIE ....
X OPOWIEŚĆ TARYJELA O JEGO MIŁOŚCI .......
Xl PIERWSZY LIST NESTAN-DAREDZAN DO
ZAKOCHANEGO .
XII PIERWSZY LIST TARYJELA DO UKOCHANEJ .....
XIII WYSŁANY PRZEZ GOŃCA LIST TARYJELA DO
CHATAJOW
XIV NESTAN WZYWA DO SIEBIE TARYJELA .......
XV LIST CHANA CHATAJOW W ODPOWIEDZI
TARYJELOWI . .
XVI SPOTKANIE TARYJELA Z NESTAN .........
XVII WYPRAWA TARYJELA NA CHATAJOW I WIELKA
BITWA . .
XVIII LIST TARYJELA DO CESARZA INDII I
TRIUMFALNY POWRÓT
XIX LIST MIŁOSNY NESTAN-DAREDZAN ........
XX PŁACZ TARYJELA I OMDLENIE .........
XXI ODPOWIEDŹ TARYJELA UKOCHANEJ ........
XXII POWIADOMIENIE O ZARĘCZYNACH NESTAN-
DAREDZAN . .
XXIII NARADA TARYJELA Z NESTAN-DAREDZAN I
DECYZJA . .
XXIV PRZYBYCIE DO INDII KRÓLEWICZA
CHOREZMIJSKIEGO I ZAMORDOWANIE GO PRZEZ
TARYJELA . . .....
XXV TARYJEL DOWIADUJE SIĘ O ZNIKNIĘCIU
NESTAN-DAREDZAN
XXVI JAK TARYJEL SPOTKAŁ NURADYNA-
PRYDONA . . . . .
XXVII TARYJEL OKAZUJE POMOC PRYDONOWI .......
XXVIII OPOWIEŚĆ PRYDONA O NESTAN-
DAREDZAN ......
XXIX POWRÓT AWTANDYLA DO ARABII .........
XXX AWTANDYL PROSI ROSTEWANA O POZWOLENIE
NA ODJAZD I ROZMAWIA Z WEZYREM ...........
XXXI ROZMOWA AWTANDYLA Z SZERMADYNEM ......
XXXII TESTAMENT AWTANDYLA PRZEKAZANY
KRÓLOWI ROSTEWANOWI .................
XXXIII MODLITWA AWTANDYLA ...........
XXXIV KRÓL ROSTEWAN DOWIADUJE SIĘ O
POTAJEMNYM ODJEŹDZIE AWTANDYLA ............
XXXV WYPRAWA AWTANDYLA NA POWTÓRNE
SPOTKANIE Z TARYJELEM ................
XXXVI AWTANDYL ODNAJDUJE OSZALAŁEGO
TARYJELA .
XXXVII OPOWIADANIE TARYJELA O TYM, JAK ZABIŁ
LWA I TYGRYSICĘ .................
POWRÓT TARYJELA Z AWTANDYLEM DO PIECZARY I
CZEKAJĄCEJ NA NICH ASMAT ...........
XXXVIII XXXIX XL XLI
ODJAZD AWTANDYLA DO PRYDONA (MODLITWA DO
PLANET) ..................
RZECZ O ODWIEDZINACH AWTANDYLA U PRYDONA
W SPRAWIE TARYJELA .............
ODJAZD AWTANDYLA NA POSZUKIWANIE NESTAN-
DAREDZAN I JEGO SPOTKANIE Z KARAWANĄ .....
XLII OPOWIEŚĆ O PRZYJEŹDZIE AWTANDYLA DO
GULANSZARO
XLIII MIŁOŚĆ FATMY DO AWTANDYLA .........
XLIV LIST MIŁOSNY FATMY DO AWTANDYLA .......
XLV AWTANDYL OPOWIADA FATMIE .........
XLVI FATMA OPOWIADA HISTORIĘ NESTAN-
DAREDZAN ....
XLVII OPOWIADANIE FATMY O UWIĘZIENIU NESTAN-
DAREDZAN PRZEZ KADŻÓW ..............
XLVIII LIST FATMY DO NESTAN-DAREDZAN ........
XLIX LIST NESTAN-DAREDZAN DO FATMY .......
L LIST NESTAN-DAREDZAN DO UKOCHANEGO . . . .
LI LIST AWTANDYLA DO PRYDONA .........
LII ODJAZD AWTANDYLA Z GULANSZARO I
SPOTKANIE Z TARYJELEM ................
LIII TARYJEL I AWTANDYL SPOTYKAJĄ SIĘ Z
PRYDONEM . .
LIV RADA NURADYNA-PRYDONA ..........
LV RADA AWTANDYLA .......... '. .
LVI RADA TARYJELA ..............
LVII ZDOBYCIE KADZETII .............
LVIII RZECZ O PRZYBYCIU TARYJELA DO KRÓLA
MÓRZ . . .
LIX WESELE TARYJELA I NESTAN-DAREDZAN
WYPRAWIONE PRZEZ PRYDONA ..............
LX TRZEJ SOJUSZNICY BRZYBYWAJĄ DO PIECZARY I
WYBIERAJĄ SIĘ DO ARABII ............
LXI WESELE AWTANDYLA I TINATINY WYDANE
PRZEZ KRÓLA ARABÓW ................
LXII WESELE TARYJELA I NESTAN-DAREDZAN ......
ZAKOŃCZENIE ...............
KAUKASKIE PRZĘSŁO RENESANSU ........
PRZYPISY W OPRACOWANIU JANA BRAUNA I
JERZEGO ZAGORSKIEGO ...............