background image

Fragment wywiadu-rzeki „

Jezuita. Papież Franciszek

”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.

 

Fragment wywiadu pochodzi ze strony: 

http://jezuita-franciszek.pl/

  

Strona 1 

 

 

Jezuita. Papież Franciszek  

Wywiad rzeka z Jorge Bergoglio 

Wszelkie prawa zastrzeżone.  

© 2013 Dom Wydawniczy Rafael 

Fragment pochodzi ze strony 

http://jezuita-franciszek.pl/ 

Książka dostępna na:  

http://gloria24.pl/jezuita-papiez-franciszek-wywiad-rzeka-z-jorge-

bergoglio-22615

 

 

 

Niezwykły  wywiad  z  Papieżem  Franciszkiem.  Wywiad,  w  którym  on  sam  przedstawia  się 

światu. Autorom udało się uzyskać zaufanie „ojca Bergoglio” i skłonić do bardzo szczerych, osobistych 

zwierzeń,  nie  tylko  na  temat  jego  życiowej  drogi.  To  jedyny wywiad  rzeka,  jakiego  udzielił  obecny 

papież. 

 

W książce m.in.: 

 

Babcia Rosa i płaszcz z kołnierzem z lisa 

 

„Dobrze by było, żebyś poszedł do pracy…” 

 

„W ten sposób naśladujesz Jezusa” 

 

Wiosna wiary (poniżej!) 

 

Edukacja i wychowanie w cieniu konfliktu 

 

„Jorge Wspaniały” 

 

Wyzwanie: wyjść do ludzi 

 

“Lubię też tango” 

 

Trudna droga do braterstwa  

 

Ciemna noc Argentyny 

 

Powody, dla których warto wierzyć w przyszłość 

 

 

 

 

background image

Fragment wywiadu-rzeki „

Jezuita. Papież Franciszek

”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.

 

Fragment wywiadu pochodzi ze strony: 

http://jezuita-franciszek.pl/

  

Strona 2 

 

 

ROZDZIAŁ CZWARTY 

Wiosna wiary 

 

Była  to  dla  Jorge  Bergoglia  wielka  łaska,  którą  otrzymał  zupełnie  nieoczekiwanie.  Wszystko 

zdarzyło  się  21  września.  Tak  jak  wielu  młodych  ludzi,  on  również  –  mając  wtedy  około  17  lat  – 

przygotowywał się do wyjścia z kolegami na świętowanie Dnia Ucznia . Po drodze postanowił wstąpić 

do kościoła. Był praktykującym katolikiem, należał do parafii San José de Flores w Buenos Aires.  

 

W  świątyni  spotkał  nieznajomego  księdza,  który  wywarł  na  nim  głębokie  wrażenie  swoim 

uduchowieniem,  zdecydował  się  więc  u  niego  wyspowiadać.  Wielkie  było  jego  zdumienie,  gdy 

zorientował  się,  że  nie  jest  to  zwykła  spowiedź,  ale  spowiedź,  która  budzi  z  uśpienia  jego  wiarę. 

Pozwoliła  mu  ona  odkryć  powołanie  do  życia  konsekrowanego.  Przeżycie  to  było  tak  mocne,  że 

zrezygnował  z  pójścia  na  stację  kolejową,  gdzie  miał  się  spotkać  z  kolegami,  i  wrócił  do  domu  z 

mocnym przekonaniem: „Chciałbym... muszę zostać kapłanem”.  

 

„W  czasie  tej  spowiedzi  przydarzyło  mi  się  coś  dziwnego.  Nie  wiem,  co  to  było,  ale  to  coś 

odmieniło  moje  życie;  rzekłbym,  że  Bóg  «zaatakował  mnie,  gdy  miałem  opuszczoną  gardę»”  – 

wspomina  kardynał  ponad  pół  wieku  później.  Bergoglio  próbuje  dziś  na  swój  sposób  interpretować 

tamto zaskoczenie. „Było to zdziwienie, oszołomienie spotkaniem. Wtedy dotarło do mnie – mówi – 

że  ktoś  na  mnie  czeka.  Tym  właśnie  jest  religijne  doświadczenie:  zdumieniem  spowodowanym 

spotkaniem  z  osobą,  która  na  ciebie  czeka.  Od  tamtej  chwili  Bóg  jest  dla  mnie  tym,  który 

«wyprzedza». Szukasz Boga, a potem okazuje się, że to On pierwszy ciebie szuka. Chcemy Go spotkać, 

ale to On pierwszy wychodzi nam naprzeciw”. Kardynał dodaje, że nie samo „oszołomienie związane 

ze  spotkaniem”  odkryło  przed  nim  powołanie  do  kapłaństwa,  ale  pełen  miłosierdzia  sposób,  w  jaki 

Bóg złożył mu propozycję. Sposób ten stał się później źródłem inspiracji w jego posłudze.  

 

Jednak nie od razu wstąpił do zakonu. „Temat zamknął się dla mnie w tamtym momencie” – 

wyjaśnia. Młody Jorge skończył szkołę średnią i zaczął pracę w laboratorium zajmującym się analizą 

chemiczną  żywności.  Nikomu  nie  powiedział  o  swej  decyzji.  Choć  był  pewien,  że  ma  powołanie  do 

życia konsekrowanego, w kolejnych latach przeżywał kryzys dojrzewania, który przyniósł mu w życiu 

wiele chwil samotności. Bergoglio mówi, że była to „bierna samotność”, kiedy cierpi się pozornie bez 

przyczyny czy też na skutek jakiegoś kryzysu lub straty, w przeciwieństwie do „czynnej samotności”, 

którą  odczuwa  się  w  obliczu  podejmowania  przełomowych  decyzji.  Doświadczenie  to  nauczyło  go 

współżycia  z  samotnością.  W  końcu,  gdy  miał  21  lat,  zdecydował  się  wstąpić  do  seminarium. 

Ostatecznie wybrał zakon jezuitów. 

 

Dlaczego Ksiądz Kardynał wybrał właśnie jezuitów? 

Właściwie nie wiedziałem, w którą stronę iść. Tylko powołanie było dla mnie jasne. W końcu, 

po pewnym okresie spędzonym w seminarium archidiecezjalnym w Buenos Aires, wstąpiłem 

do  Towarzystwa  Jezusowego,  przyciągnięty  ich  charyzmatem.  Byli  wtedy  jakby  forpocztą 

Kościoła  –  mówiąc  slangiem  wojskowym  –  ale  korzystali  z  tej  siły,  zachowując  jednocześnie 

background image

Fragment wywiadu-rzeki „

Jezuita. Papież Franciszek

”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.

 

Fragment wywiadu pochodzi ze strony: 

http://jezuita-franciszek.pl/

  

Strona 3 

 

posłuszeństwo i dyscyplinę. Zafascynowało mnie też ich ukierunkowanie na misje. Z biegiem 
czasu poczułem pragnienie wyjazdu do Japonii, gdzie jezuici od dawna realizują bardzo ważne 
dzieła.  Ale  ze  względu  na  poważne  problemy  zdrowotne  towarzyszące  mi  od  lat 
młodzieńczych  nie  uzyskałem  zgody.  Niektórzy  w  naszym  kraju  pewnie  czuliby  się 
„wybawieni”, gdyby jednak przełożeni mnie tam wysłali, prawda...? (Śmiech) 

Jak rodzina Księdza Kardynała zareagowała na wieść o powołaniu? 

Najpierw  powiedziałem  o  tym  ojcu,  który  przyjął  to  bardzo  dobrze,  a  nawet  odczuł  z  tego 
powodu radość. Zapytał tylko, czy jestem absolutnie pewien decyzji. Potem on powiedział to 
mamie, która – jak dobra mama – miała już pewne przeczucia, a jednak zareagowała inaczej. 
„No, nie wiem, ja cię w tym nie widzę... Lepiej trochę poczekaj... Jesteś najstarszy... Popracuj 
jeszcze  trochę...  Skończ  studia”  –  powiedziała.  Prawdę  mówiąc,  mama  była  trochę  zła  z 
powodu mojej decyzji.  

Trzeba przyznać, że wiedział Ksiądz Kardynał, komu najpierw przekazać wiadomość... 

Chyba czułem, że ojciec lepiej mnie zrozumie. W naszej rodzinie matka ojca była w sprawach 
religijnych bardzo silnym punktem odniesienia, a ojciec odziedziczył po niej tę religijność, tę 
siłę ducha, tak samo jak odziedziczył ogromne cierpienie związane z wykorzenieniem. Potrafił 
więc przeżywać moją decyzję z radością. Mama natomiast poczuła, że coś traci.  

Co było potem? 

Kiedy wstępowałem do seminarium, mama mnie nie odprowadzała, nie chciała. Przez wiele 
lat  nie  potrafiła  zaaprobować  mojej  decyzji.  Nie  byliśmy  skłóceni.  Ja  jeździłem  do  domu, 
natomiast  ona  nigdy  nie  przyjeżdżała  do  seminarium.  Kiedy  ostatecznie  zaakceptowała 
sytuację,  zrobiła  to,  zachowując  zdystansowaną  postawę.  Gdy  byłem  w  nowicjacie  w 
Cordobie,  odwiedzała  mnie.  Trzeba  przy  tym  pamiętać,  że  była  kobietą  religijną, 
praktykującą.  Uważała  tylko,  że  to  wszystko  wydarzyło  się  zbyt  szybko,  że  taka  decyzja 
wymaga wiele czasu, żeby dojrzeć. Matka była też jednak osobą konsekwentną. Pamiętam, 
jak  pod  koniec  uroczystości  święceń  kapłańskich  klęczała  przede  mną,  prosząc  o 
błogosławieństwo.  

Może myślała, że to nie Księdza droga... że Ksiądz Kardynał nie zajdzie daleko... 

Nie  wiem.  Pamiętam  tylko,  że  kiedy  o  mojej  decyzji  powiedziałem  babci,  która  już  o 
wszystkim wiedziała, ale udawała, że nie wie, ta odparła: „No, cóż, jeśli Bóg cię woła, niech 
będzie błogosławiony”. Potem dodała od razu: „Ale, proszę, pamiętaj, że drzwi domu zawsze 
stoją przed tobą otworem i nikt nie będzie ci niczego wyrzucał, jeśli zdecydujesz się wrócić”. 
Jej  postawa,  którą  dziś  moglibyśmy  nazwać  „powstrzymującą”,  wobec  kogoś,  kto 
przygotowuje  się  do  przejścia  bardzo  istotnej  próby,  była  dla  mnie  ważną  lekcją.  Nauczyła 
mnie, jak postępować z osobami, które mają dokonać jakiegoś przełomowego kroku.  

Jak  by  nie  było,  decyzji  tej  Ksiądz  Kardynał  nie  podejmował  pośpiesznie,  wstąpił  do  seminarium 

dopiero po czterech latach.  

background image

Fragment wywiadu-rzeki „

Jezuita. Papież Franciszek

”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.

 

Fragment wywiadu pochodzi ze strony: 

http://jezuita-franciszek.pl/

  

Strona 4 

 

Powiedzmy, że Bóg dał mi jeszcze kilka lat swobody. To prawda, że – tak jak cała moja rodzina 

–  byłem  praktykującym  katolikiem.  Ale  nie  tkwiłem  całym  sercem  w  sprawach  religijnych. 

Miałem  też  pewne  zainteresowania  polityczne,  choć  nie  wykraczały  one  poza  sferę 

intelektualną.  Czytałem  „Nuestra  Palabra”  i  „Propósitos”1  –  czasopisma  partii 

komunistycznej.  Gorliwie  śledziłem  artykuły  jednego  z  wybitnych  jej  członków,  znanego 

przedstawiciela  świata  kultury,  Leonidasa  Barletty;  rozbudziły  we  mnie  świadomość 

polityczne. Ale komunistą nigdy nie byłem. 

Jak Ksiądz Kardynał myśli, ile w tym było jego własnej decyzji, a ile wyboru ze strony Boga? 

Powołanie  do  życia  konsekrowanego  to  wezwanie  Boga  skierowane  do  serca,  które  na  nie 

czeka, świadomie lub nie. Zawsze porusza mnie fragment z brewiarza, który mówi o tym, że 

Jezus spojrzał na Mateusza jakby jednocześnie „okazując miłosierdzie i wybierając”. W czasie 

pamiętnej  spowiedzi  poczułem,  że  Bóg  patrzy  na  mnie  w  taki  właśnie  sposób.  Chce  też, 

żebym zawsze patrzył tak na innych: z wielkim miłosierdziem i jakbym wybierał ich dla Niego; 

nikogo nie wyłączając, bo wszyscy są wybrani, by żyć miłością Boga. „Okazuję miłosierdzie i 

wybieram”  –  takie  hasło  biskupie  przyjąłem  w  dniu  konsekracji.  Jest  ono  też  jednym  z 

głównym aspektów mojego religijnego doświadczenia: służba miłosierdziu i wybieranie ludzi, 

którym daje się pewną propozycję. Potocznie można by to ująć w słowach: „Popatrz, zostałeś 

wezwany  po  imieniu  i  ukochany;  zostałeś  wybrany  i  jedyne,  o  co  Bóg  cię  prosi,  to  żebyś 

pozwolił się kochać”. Taką propozycję ja otrzymałem.  

Dlatego Ksiądz Kardynał mówi, że Bóg zawsze „wyprzedza”? 

Tak,  dokładnie.  Prorokowi  Jeremiaszowi  Bóg  mówi  o  sobie:  „Jestem  gałązką  migdałowca”. 

Migdałowiec jest drzewem, które jako pierwsze kwitnie na wiosnę, zawsze „wyprzedza” inne 

rośliny.  Jan  mówi:  „Bóg  pierwszy  nas  umiłował;  w  tym  przejawia  się  miłość,  że  nie  my 

umiłowaliśmy  Boga,  ale  że  On  sam  nas  umiłował”.  Moim  zdaniem  doświadczenie  religijne, 

które nie niesie w sobie tej dawki zaskoczenia, zdziwienia, że ktoś nas wyprzedził z miłością, z 

miłosierdziem, jest zimne, nie angażuje nas całkowicie; jest doświadczeniem odległym, które 

nie  wznosi  na  poziom  transcendencji.  Choć  –  trzeba  to  przyznać  –  przeżywanie  tej 

transcendencji  jest  dziś  niezmiernie  trudne  z  powodu  zawrotnego  tempa  życia  i  zmian  oraz 

braku  perspektywicznego  spojrzenia,  to  jednak  w  doświadczeniu  religijnym  ważne  są 

momenty zatrzymania się, miejsca, w których „woda stoi”. Duże wrażenie wywierały na mnie 

zawsze  słowa  Ricarda  Güiraldesa  z  powieści  Don  Segundo  Sombra:  że  woda  była  zawsze 

odbiciem  jego  życia.  Gdy  był  mały,  przypominał  strumyk  szemrzący  wśród  kamieni,  jako 

dojrzały  mężczyzna  upodobnił  się  do  rwącej  rzeki,  starca  zaś  symbolizuje  stateczna  woda 

stojąca.  

Ma Ksiądz Kardynał jakieś pomysły, jak sobie stworzyć taki zbiornik z wodą stojącą? 

Rekolekcje  są  takimi  sztucznie  tworzonymi  zbiornikami  ze  stojącą  wodą  –  rytm  dzienny 

zwalnia  i  pojawia  się  przestrzeń  na  modlitwę.  Ale  uwaga:  sztucznie  tworzy  się  samą 

przestrzeń,  a  nie  treść  rekolekcji.  Rekolekcje,  w  czasie  których  słuchalibyśmy  jakiejś  kasety, 

coś  w  stylu  religijnego  behawioryzmu,  i  szukalibyśmy  odpowiednich  bodźców  do  uzyskania 

potrzebnej  nam  odpowiedzi,  nie  przyniosłyby  efektu,  nie  uspokoiłyby  serca.  Spotkanie  z 

Bogiem  musi  płynąć  z  wewnątrz.  Muszę  stanąć  w  obecności  Boga  i,  wspomagany  Jego 

background image

Fragment wywiadu-rzeki „

Jezuita. Papież Franciszek

”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.

 

Fragment wywiadu pochodzi ze strony: 

http://jezuita-franciszek.pl/

  

Strona 5 

 

słowem, posuwać się naprzód w tym, w czym On chce. W gruncie rzeczy chodzi tu o kwestię 

modlitwy;  należy  ona  moim  zdaniem  do  tych  aspektów  życia,  którymi  trzeba  się  poważniej 

zająć.  

Brak takich momentów zatrzymania to tylko problem braku czasu czy też chodzi o to, że człowiek 

wierzący odsuwa na bok swoje potrzeby duchowe? 

Odsuwa  je  na  bok,  aż  kiedyś  trafia  na  skórkę  od  banana  i  ląduje  na  ziemi.  Jakaś  choroba, 

kryzys,  rozczarowanie,  coś,  co  miałem  zaplanowane,  powodowany  żądzą  sukcesu,  a  nie 

wyszło... Przypomina mi się pewna scena, którą widziałem kiedyś na lotnisku i która napełniła 

mnie  smutkiem.  Miała  ona  miejsce  w  takiej  chwili,  gdy  wszyscy  pasażerowie,  i  ci  z  klasy 

ekonomicznej, i z klasy biznes, są przemieszani, bo czekają przy taśmach na swoje bagaże. To 

taki  moment,  kiedy  wszyscy  jesteśmy  sobie  równi  i  wszyscy  na  coś  czekamy,  bo  ta  taśma 

czyni  nas  równymi.  W  pewnej  chwili  jeden  z  pasażerów,  znany  przedsiębiorca  w  dojrzałym 

wieku,  zaczął  przejawiać  niecierpliwość,  bo  jego  walizki  ciągle  nie  było  widać.  Nawet  nie 

starał  się  ukryć  irytacji  i  robił  taką  minę,  jakby  mówił:  „Nie  wiecie,  kim  ja  jestem;  nie 

rozumiem, dlaczego muszę czekać jak pierwszy lepszy”. Zdziwiło mnie, że osoba w dojrzałym 

wieku traci cierpliwość.  

To ludzie młodzi, którzy mają całe życie przed sobą, zwykle najczęściej są niecierpliwi... 

Ponieważ  wiedziałem,  jakie  ten  człowiek  prowadzi  życie,  jak  bardzo  pragnie  powtórzyć  mit 

doktora  Fausta,  jak  bardzo  chciałby  mieć  zawsze  30  lat,  poczułem  smutek,  że  nie  potrafi 

skorzystać  z  mądrości  charakterystycznej  dla  starszego  wieku.  Zamiast  dojrzeć  jak  dobre 

wino, zepsuł się jak wino kiepskie. Ogarnął mnie więc smutek na widok osoby, która odniosła 

tyle  sukcesów,  a  poniosła  klęskę  w  sprawie  fundamentalnej;  może  mieć  wszystko,  żyć  w 

dostatku, ciągnąć za wszystkie sznurki, a zarazem rozzłościć się z powodu opóźnienia bagażu. 

W  gruncie  rzeczy  jest  to  człowiek  samotny;  jedna  z  tych  osób,  którym  Pan  daje  możliwość 

bycia szczęśliwymi w Nim i z Nim – choć nie są księżmi ani zakonnicami – a które żyją tak, że 

wszystko krąży wokół nich, i stają się zepsutym winem zamiast dojrzałym. Często korzystam z 

metafory  dojrzałego  wina,  uciekam  się  do  niej,  mówię  o  dojrzałości  religijnej  i  dojrzałości 

ludzkiej, które są ze sobą związane, bo jeśli ktoś w swoim człowieczeństwie zatrzymuje się na 

poziomie nastolatka, w wymiarze religijnym dzieje się z nim to samo.  

Czym według Księdza Kardynała powinna być modlitwa? 

Moim zdaniem powinna być w pewnym sensie doświadczeniem poddania się, oddania, gdy 

cała nasza istota wchodzi w obecność Boga. To tam odbywa się dialog, słuchanie, przemiana. 

Modlić  się  to  patrzeć  na  Boga,  ale  przede  wszystkim  czuć,  że  On  patrzy  na  nas.  Czasem 

doświadczenie religijne pojawia się, gdy na przykład modlę się na różańcu lub psalmami albo 

kiedy  z  wielką  radością  i  zaangażowaniem  odprawiam  Eucharystię.  Ale  najgłębsze 

doświadczenie  religijne  przeżywam,  gdy  staję,  nie  wyznaczając  sobie  żadnego  czasu,  przed 

tabernakulum. Niekiedy zasypiam na siedząco, pozwalając, by On na mnie patrzył. Czuję się 

wtedy,  jakbym  był  w  rękach  innego,  jakby  Bóg  brał  mnie  za  rękę.  Myślę,  że  w  modlitwie 

chodzi o dojście do transcendentnej inności Boga, który jest Panem wszystkiego, ale zawsze 

szanuje naszą wolność.  

background image

Fragment wywiadu-rzeki „

Jezuita. Papież Franciszek

”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.

 

Fragment wywiadu pochodzi ze strony: 

http://jezuita-franciszek.pl/

  

Strona 6 

 

Jak Ksiądz Kardynał robi przed Bogiem rachunek sumienia ze swego życia i swojej służby? 

Nie  chcę  tu  niczego  udawać,  ale  to  prawda,  że  jestem  grzesznikiem,  którego  Boże 
miłosierdzie ukochało w sposób uprzywilejowany. Od lat młodzieńczych życie stawiało mnie 
na pozycjach związanych z zarządzaniem: tuż po święceniach zostałem mianowany mistrzem 
nowicjatu, dwa i pół roku później – prowincjałem. Wszystkiego musiałem się uczyć w marszu, 
na własnych błędach. A błędów popełniłem tysiące; błędów i grzechów. Byłoby z mojej strony 
hipokryzją, gdybym dziś prosił o przebaczenie za wszystkie grzechy i zniewagi, jakie mogłem 
kiedykolwiek  popełnić.  Dziś  proszę  o  wybaczenie  grzechów  i  zniewag,  które  faktycznie 
popełniłem. 

Co najmocniej Ksiądz Kardynał sobie wyrzuca? 

Najbardziej  boli  mnie  to,  że  wiele  razy  nie  byłem  wyrozumiały  i  obiektywny.  W  czasie 
porannej modlitwy, w czasie próśb, modlę się o bycie wyrozumiałym i obiektywnym, po czym 
proszę  jeszcze  o  całą  serię  rzeczy  związanych  z  moimi  odstępstwami  i  słabościami.  Chcę 
kierować  się  miłosierdziem,  interpretować  wszystko  z  dobrocią.  Ale  powtarzam,  zawsze 
byłem kochany przez Boga, który podnosił mnie z moich upadków na drodze, pomagał mi ją 
pokonywać,  szczególnie  na  najtrudniejszych  odcinkach,  i  tak  się  uczyłem.  Czasem,  gdy 
natykam  się  na  jakiś  problem,  mylę  się,  robię  źle  i  muszę  wrócić,  prosić  o  wybaczenie.  To 
wszystko jednak służy dobru, bo pomaga mi rozumieć pomyłki innych.  

Wiele ludzi myśli zapewne, że człowiek, który zostaje kardynałem, wszystko widzi jasno... 

To nieprawda. Nie znam wszystkich odpowiedzi ani wszystkich pytań. Zawsze stawiam sobie 
nowe pytania, zawsze pojawiają się nowe pytania. A odpowiedzi trzeba wypracowywać sobie 
pod  wpływem  różnych  sytuacji,  a  także  na  nie  czekać.  Przyznaję,  że  na  skutek  mojego 
temperamentu zazwyczaj pierwsza odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy, jest błędna. W 
konkretnej  sytuacji  pierwsze  rozwiązanie,  jakie  wymyślę,  to  coś,  czego  właśnie  nie  można 
zrobić.  To  dziwne,  ale  tak  się  dzieje.  Mając  tę  świadomość,  nauczyłem  się  nie  ufać  swojej 
pierwszej reakcji. Gdy już się uspokoję i rozważę wszystko w samotności, zaczynam się zbliżać 
do tego, co należy zrobić. Ale od samotności decyzji nikt nie jest wolny. Można prosić innych 
o  radę,  lecz  ostatecznie  decyzje  podejmuje  człowiek  sam.  A  podejmowanymi  decyzjami 
można wyrządzić wiele krzywdy. Człowiek łatwo może postąpić niesprawiedliwie. Dlatego tak 
ważne jest powierzać się Bogu. 

W dalszej części wywiadu m.in. o: 

 

Testamencie babci Papieża 

 

Najważniejszym liście, który ciągle nosi w brewiarzu 

 

Historii młodych lat 

 

Tańczeniu tanga, zakochaniu, młodzieńczych pasjach 

 

Problemach w kościele (od problemów z powołaniami po pedofilię) 

 

Pomocy bezbronnym 

 

Misji życiowej. 

Czyli wiele podpowiedzi do głębszego poznania Ojca Świętego.