Fragment wywiadu-rzeki „
Jezuita. Papież Franciszek
”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.
Fragment wywiadu pochodzi ze strony:
http://jezuita-franciszek.pl/
Strona 1
Jezuita. Papież Franciszek
Wywiad rzeka z Jorge Bergoglio
Wszelkie prawa zastrzeżone.
© 2013 Dom Wydawniczy Rafael
Fragment pochodzi ze strony
http://jezuita-franciszek.pl/
Książka dostępna na:
http://gloria24.pl/jezuita-papiez-franciszek-wywiad-rzeka-z-jorge-
bergoglio-22615
Niezwykły wywiad z Papieżem Franciszkiem. Wywiad, w którym on sam przedstawia się
światu. Autorom udało się uzyskać zaufanie „ojca Bergoglio” i skłonić do bardzo szczerych, osobistych
zwierzeń, nie tylko na temat jego życiowej drogi. To jedyny wywiad rzeka, jakiego udzielił obecny
papież.
W książce m.in.:
•
Babcia Rosa i płaszcz z kołnierzem z lisa
•
„Dobrze by było, żebyś poszedł do pracy…”
•
„W ten sposób naśladujesz Jezusa”
•
Wiosna wiary (poniżej!)
•
Edukacja i wychowanie w cieniu konfliktu
•
„Jorge Wspaniały”
•
Wyzwanie: wyjść do ludzi
•
“Lubię też tango”
•
Trudna droga do braterstwa
•
Ciemna noc Argentyny
•
Powody, dla których warto wierzyć w przyszłość
Fragment wywiadu-rzeki „
Jezuita. Papież Franciszek
”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.
Fragment wywiadu pochodzi ze strony:
http://jezuita-franciszek.pl/
Strona 2
ROZDZIAŁ CZWARTY
Wiosna wiary
Była to dla Jorge Bergoglia wielka łaska, którą otrzymał zupełnie nieoczekiwanie. Wszystko
zdarzyło się 21 września. Tak jak wielu młodych ludzi, on również – mając wtedy około 17 lat –
przygotowywał się do wyjścia z kolegami na świętowanie Dnia Ucznia . Po drodze postanowił wstąpić
do kościoła. Był praktykującym katolikiem, należał do parafii San José de Flores w Buenos Aires.
W świątyni spotkał nieznajomego księdza, który wywarł na nim głębokie wrażenie swoim
uduchowieniem, zdecydował się więc u niego wyspowiadać. Wielkie było jego zdumienie, gdy
zorientował się, że nie jest to zwykła spowiedź, ale spowiedź, która budzi z uśpienia jego wiarę.
Pozwoliła mu ona odkryć powołanie do życia konsekrowanego. Przeżycie to było tak mocne, że
zrezygnował z pójścia na stację kolejową, gdzie miał się spotkać z kolegami, i wrócił do domu z
mocnym przekonaniem: „Chciałbym... muszę zostać kapłanem”.
„W czasie tej spowiedzi przydarzyło mi się coś dziwnego. Nie wiem, co to było, ale to coś
odmieniło moje życie; rzekłbym, że Bóg «zaatakował mnie, gdy miałem opuszczoną gardę»” –
wspomina kardynał ponad pół wieku później. Bergoglio próbuje dziś na swój sposób interpretować
tamto zaskoczenie. „Było to zdziwienie, oszołomienie spotkaniem. Wtedy dotarło do mnie – mówi –
że ktoś na mnie czeka. Tym właśnie jest religijne doświadczenie: zdumieniem spowodowanym
spotkaniem z osobą, która na ciebie czeka. Od tamtej chwili Bóg jest dla mnie tym, który
«wyprzedza». Szukasz Boga, a potem okazuje się, że to On pierwszy ciebie szuka. Chcemy Go spotkać,
ale to On pierwszy wychodzi nam naprzeciw”. Kardynał dodaje, że nie samo „oszołomienie związane
ze spotkaniem” odkryło przed nim powołanie do kapłaństwa, ale pełen miłosierdzia sposób, w jaki
Bóg złożył mu propozycję. Sposób ten stał się później źródłem inspiracji w jego posłudze.
Jednak nie od razu wstąpił do zakonu. „Temat zamknął się dla mnie w tamtym momencie” –
wyjaśnia. Młody Jorge skończył szkołę średnią i zaczął pracę w laboratorium zajmującym się analizą
chemiczną żywności. Nikomu nie powiedział o swej decyzji. Choć był pewien, że ma powołanie do
życia konsekrowanego, w kolejnych latach przeżywał kryzys dojrzewania, który przyniósł mu w życiu
wiele chwil samotności. Bergoglio mówi, że była to „bierna samotność”, kiedy cierpi się pozornie bez
przyczyny czy też na skutek jakiegoś kryzysu lub straty, w przeciwieństwie do „czynnej samotności”,
którą odczuwa się w obliczu podejmowania przełomowych decyzji. Doświadczenie to nauczyło go
współżycia z samotnością. W końcu, gdy miał 21 lat, zdecydował się wstąpić do seminarium.
Ostatecznie wybrał zakon jezuitów.
Dlaczego Ksiądz Kardynał wybrał właśnie jezuitów?
Właściwie nie wiedziałem, w którą stronę iść. Tylko powołanie było dla mnie jasne. W końcu,
po pewnym okresie spędzonym w seminarium archidiecezjalnym w Buenos Aires, wstąpiłem
do Towarzystwa Jezusowego, przyciągnięty ich charyzmatem. Byli wtedy jakby forpocztą
Kościoła – mówiąc slangiem wojskowym – ale korzystali z tej siły, zachowując jednocześnie
Fragment wywiadu-rzeki „
Jezuita. Papież Franciszek
”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.
Fragment wywiadu pochodzi ze strony:
http://jezuita-franciszek.pl/
Strona 3
posłuszeństwo i dyscyplinę. Zafascynowało mnie też ich ukierunkowanie na misje. Z biegiem
czasu poczułem pragnienie wyjazdu do Japonii, gdzie jezuici od dawna realizują bardzo ważne
dzieła. Ale ze względu na poważne problemy zdrowotne towarzyszące mi od lat
młodzieńczych nie uzyskałem zgody. Niektórzy w naszym kraju pewnie czuliby się
„wybawieni”, gdyby jednak przełożeni mnie tam wysłali, prawda...? (Śmiech)
Jak rodzina Księdza Kardynała zareagowała na wieść o powołaniu?
Najpierw powiedziałem o tym ojcu, który przyjął to bardzo dobrze, a nawet odczuł z tego
powodu radość. Zapytał tylko, czy jestem absolutnie pewien decyzji. Potem on powiedział to
mamie, która – jak dobra mama – miała już pewne przeczucia, a jednak zareagowała inaczej.
„No, nie wiem, ja cię w tym nie widzę... Lepiej trochę poczekaj... Jesteś najstarszy... Popracuj
jeszcze trochę... Skończ studia” – powiedziała. Prawdę mówiąc, mama była trochę zła z
powodu mojej decyzji.
Trzeba przyznać, że wiedział Ksiądz Kardynał, komu najpierw przekazać wiadomość...
Chyba czułem, że ojciec lepiej mnie zrozumie. W naszej rodzinie matka ojca była w sprawach
religijnych bardzo silnym punktem odniesienia, a ojciec odziedziczył po niej tę religijność, tę
siłę ducha, tak samo jak odziedziczył ogromne cierpienie związane z wykorzenieniem. Potrafił
więc przeżywać moją decyzję z radością. Mama natomiast poczuła, że coś traci.
Co było potem?
Kiedy wstępowałem do seminarium, mama mnie nie odprowadzała, nie chciała. Przez wiele
lat nie potrafiła zaaprobować mojej decyzji. Nie byliśmy skłóceni. Ja jeździłem do domu,
natomiast ona nigdy nie przyjeżdżała do seminarium. Kiedy ostatecznie zaakceptowała
sytuację, zrobiła to, zachowując zdystansowaną postawę. Gdy byłem w nowicjacie w
Cordobie, odwiedzała mnie. Trzeba przy tym pamiętać, że była kobietą religijną,
praktykującą. Uważała tylko, że to wszystko wydarzyło się zbyt szybko, że taka decyzja
wymaga wiele czasu, żeby dojrzeć. Matka była też jednak osobą konsekwentną. Pamiętam,
jak pod koniec uroczystości święceń kapłańskich klęczała przede mną, prosząc o
błogosławieństwo.
Może myślała, że to nie Księdza droga... że Ksiądz Kardynał nie zajdzie daleko...
Nie wiem. Pamiętam tylko, że kiedy o mojej decyzji powiedziałem babci, która już o
wszystkim wiedziała, ale udawała, że nie wie, ta odparła: „No, cóż, jeśli Bóg cię woła, niech
będzie błogosławiony”. Potem dodała od razu: „Ale, proszę, pamiętaj, że drzwi domu zawsze
stoją przed tobą otworem i nikt nie będzie ci niczego wyrzucał, jeśli zdecydujesz się wrócić”.
Jej postawa, którą dziś moglibyśmy nazwać „powstrzymującą”, wobec kogoś, kto
przygotowuje się do przejścia bardzo istotnej próby, była dla mnie ważną lekcją. Nauczyła
mnie, jak postępować z osobami, które mają dokonać jakiegoś przełomowego kroku.
Jak by nie było, decyzji tej Ksiądz Kardynał nie podejmował pośpiesznie, wstąpił do seminarium
dopiero po czterech latach.
Fragment wywiadu-rzeki „
Jezuita. Papież Franciszek
”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.
Fragment wywiadu pochodzi ze strony:
http://jezuita-franciszek.pl/
Strona 4
Powiedzmy, że Bóg dał mi jeszcze kilka lat swobody. To prawda, że – tak jak cała moja rodzina
– byłem praktykującym katolikiem. Ale nie tkwiłem całym sercem w sprawach religijnych.
Miałem też pewne zainteresowania polityczne, choć nie wykraczały one poza sferę
intelektualną. Czytałem „Nuestra Palabra” i „Propósitos”1 – czasopisma partii
komunistycznej. Gorliwie śledziłem artykuły jednego z wybitnych jej członków, znanego
przedstawiciela świata kultury, Leonidasa Barletty; rozbudziły we mnie świadomość
polityczne. Ale komunistą nigdy nie byłem.
Jak Ksiądz Kardynał myśli, ile w tym było jego własnej decyzji, a ile wyboru ze strony Boga?
Powołanie do życia konsekrowanego to wezwanie Boga skierowane do serca, które na nie
czeka, świadomie lub nie. Zawsze porusza mnie fragment z brewiarza, który mówi o tym, że
Jezus spojrzał na Mateusza jakby jednocześnie „okazując miłosierdzie i wybierając”. W czasie
pamiętnej spowiedzi poczułem, że Bóg patrzy na mnie w taki właśnie sposób. Chce też,
żebym zawsze patrzył tak na innych: z wielkim miłosierdziem i jakbym wybierał ich dla Niego;
nikogo nie wyłączając, bo wszyscy są wybrani, by żyć miłością Boga. „Okazuję miłosierdzie i
wybieram” – takie hasło biskupie przyjąłem w dniu konsekracji. Jest ono też jednym z
głównym aspektów mojego religijnego doświadczenia: służba miłosierdziu i wybieranie ludzi,
którym daje się pewną propozycję. Potocznie można by to ująć w słowach: „Popatrz, zostałeś
wezwany po imieniu i ukochany; zostałeś wybrany i jedyne, o co Bóg cię prosi, to żebyś
pozwolił się kochać”. Taką propozycję ja otrzymałem.
Dlatego Ksiądz Kardynał mówi, że Bóg zawsze „wyprzedza”?
Tak, dokładnie. Prorokowi Jeremiaszowi Bóg mówi o sobie: „Jestem gałązką migdałowca”.
Migdałowiec jest drzewem, które jako pierwsze kwitnie na wiosnę, zawsze „wyprzedza” inne
rośliny. Jan mówi: „Bóg pierwszy nas umiłował; w tym przejawia się miłość, że nie my
umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował”. Moim zdaniem doświadczenie religijne,
które nie niesie w sobie tej dawki zaskoczenia, zdziwienia, że ktoś nas wyprzedził z miłością, z
miłosierdziem, jest zimne, nie angażuje nas całkowicie; jest doświadczeniem odległym, które
nie wznosi na poziom transcendencji. Choć – trzeba to przyznać – przeżywanie tej
transcendencji jest dziś niezmiernie trudne z powodu zawrotnego tempa życia i zmian oraz
braku perspektywicznego spojrzenia, to jednak w doświadczeniu religijnym ważne są
momenty zatrzymania się, miejsca, w których „woda stoi”. Duże wrażenie wywierały na mnie
zawsze słowa Ricarda Güiraldesa z powieści Don Segundo Sombra: że woda była zawsze
odbiciem jego życia. Gdy był mały, przypominał strumyk szemrzący wśród kamieni, jako
dojrzały mężczyzna upodobnił się do rwącej rzeki, starca zaś symbolizuje stateczna woda
stojąca.
Ma Ksiądz Kardynał jakieś pomysły, jak sobie stworzyć taki zbiornik z wodą stojącą?
Rekolekcje są takimi sztucznie tworzonymi zbiornikami ze stojącą wodą – rytm dzienny
zwalnia i pojawia się przestrzeń na modlitwę. Ale uwaga: sztucznie tworzy się samą
przestrzeń, a nie treść rekolekcji. Rekolekcje, w czasie których słuchalibyśmy jakiejś kasety,
coś w stylu religijnego behawioryzmu, i szukalibyśmy odpowiednich bodźców do uzyskania
potrzebnej nam odpowiedzi, nie przyniosłyby efektu, nie uspokoiłyby serca. Spotkanie z
Bogiem musi płynąć z wewnątrz. Muszę stanąć w obecności Boga i, wspomagany Jego
Fragment wywiadu-rzeki „
Jezuita. Papież Franciszek
”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.
Fragment wywiadu pochodzi ze strony:
http://jezuita-franciszek.pl/
Strona 5
słowem, posuwać się naprzód w tym, w czym On chce. W gruncie rzeczy chodzi tu o kwestię
modlitwy; należy ona moim zdaniem do tych aspektów życia, którymi trzeba się poważniej
zająć.
Brak takich momentów zatrzymania to tylko problem braku czasu czy też chodzi o to, że człowiek
wierzący odsuwa na bok swoje potrzeby duchowe?
Odsuwa je na bok, aż kiedyś trafia na skórkę od banana i ląduje na ziemi. Jakaś choroba,
kryzys, rozczarowanie, coś, co miałem zaplanowane, powodowany żądzą sukcesu, a nie
wyszło... Przypomina mi się pewna scena, którą widziałem kiedyś na lotnisku i która napełniła
mnie smutkiem. Miała ona miejsce w takiej chwili, gdy wszyscy pasażerowie, i ci z klasy
ekonomicznej, i z klasy biznes, są przemieszani, bo czekają przy taśmach na swoje bagaże. To
taki moment, kiedy wszyscy jesteśmy sobie równi i wszyscy na coś czekamy, bo ta taśma
czyni nas równymi. W pewnej chwili jeden z pasażerów, znany przedsiębiorca w dojrzałym
wieku, zaczął przejawiać niecierpliwość, bo jego walizki ciągle nie było widać. Nawet nie
starał się ukryć irytacji i robił taką minę, jakby mówił: „Nie wiecie, kim ja jestem; nie
rozumiem, dlaczego muszę czekać jak pierwszy lepszy”. Zdziwiło mnie, że osoba w dojrzałym
wieku traci cierpliwość.
To ludzie młodzi, którzy mają całe życie przed sobą, zwykle najczęściej są niecierpliwi...
Ponieważ wiedziałem, jakie ten człowiek prowadzi życie, jak bardzo pragnie powtórzyć mit
doktora Fausta, jak bardzo chciałby mieć zawsze 30 lat, poczułem smutek, że nie potrafi
skorzystać z mądrości charakterystycznej dla starszego wieku. Zamiast dojrzeć jak dobre
wino, zepsuł się jak wino kiepskie. Ogarnął mnie więc smutek na widok osoby, która odniosła
tyle sukcesów, a poniosła klęskę w sprawie fundamentalnej; może mieć wszystko, żyć w
dostatku, ciągnąć za wszystkie sznurki, a zarazem rozzłościć się z powodu opóźnienia bagażu.
W gruncie rzeczy jest to człowiek samotny; jedna z tych osób, którym Pan daje możliwość
bycia szczęśliwymi w Nim i z Nim – choć nie są księżmi ani zakonnicami – a które żyją tak, że
wszystko krąży wokół nich, i stają się zepsutym winem zamiast dojrzałym. Często korzystam z
metafory dojrzałego wina, uciekam się do niej, mówię o dojrzałości religijnej i dojrzałości
ludzkiej, które są ze sobą związane, bo jeśli ktoś w swoim człowieczeństwie zatrzymuje się na
poziomie nastolatka, w wymiarze religijnym dzieje się z nim to samo.
Czym według Księdza Kardynała powinna być modlitwa?
Moim zdaniem powinna być w pewnym sensie doświadczeniem poddania się, oddania, gdy
cała nasza istota wchodzi w obecność Boga. To tam odbywa się dialog, słuchanie, przemiana.
Modlić się to patrzeć na Boga, ale przede wszystkim czuć, że On patrzy na nas. Czasem
doświadczenie religijne pojawia się, gdy na przykład modlę się na różańcu lub psalmami albo
kiedy z wielką radością i zaangażowaniem odprawiam Eucharystię. Ale najgłębsze
doświadczenie religijne przeżywam, gdy staję, nie wyznaczając sobie żadnego czasu, przed
tabernakulum. Niekiedy zasypiam na siedząco, pozwalając, by On na mnie patrzył. Czuję się
wtedy, jakbym był w rękach innego, jakby Bóg brał mnie za rękę. Myślę, że w modlitwie
chodzi o dojście do transcendentnej inności Boga, który jest Panem wszystkiego, ale zawsze
szanuje naszą wolność.
Fragment wywiadu-rzeki „
Jezuita. Papież Franciszek
”, data wydania w Polsce: 15.05.2013r.
Fragment wywiadu pochodzi ze strony:
http://jezuita-franciszek.pl/
Strona 6
Jak Ksiądz Kardynał robi przed Bogiem rachunek sumienia ze swego życia i swojej służby?
Nie chcę tu niczego udawać, ale to prawda, że jestem grzesznikiem, którego Boże
miłosierdzie ukochało w sposób uprzywilejowany. Od lat młodzieńczych życie stawiało mnie
na pozycjach związanych z zarządzaniem: tuż po święceniach zostałem mianowany mistrzem
nowicjatu, dwa i pół roku później – prowincjałem. Wszystkiego musiałem się uczyć w marszu,
na własnych błędach. A błędów popełniłem tysiące; błędów i grzechów. Byłoby z mojej strony
hipokryzją, gdybym dziś prosił o przebaczenie za wszystkie grzechy i zniewagi, jakie mogłem
kiedykolwiek popełnić. Dziś proszę o wybaczenie grzechów i zniewag, które faktycznie
popełniłem.
Co najmocniej Ksiądz Kardynał sobie wyrzuca?
Najbardziej boli mnie to, że wiele razy nie byłem wyrozumiały i obiektywny. W czasie
porannej modlitwy, w czasie próśb, modlę się o bycie wyrozumiałym i obiektywnym, po czym
proszę jeszcze o całą serię rzeczy związanych z moimi odstępstwami i słabościami. Chcę
kierować się miłosierdziem, interpretować wszystko z dobrocią. Ale powtarzam, zawsze
byłem kochany przez Boga, który podnosił mnie z moich upadków na drodze, pomagał mi ją
pokonywać, szczególnie na najtrudniejszych odcinkach, i tak się uczyłem. Czasem, gdy
natykam się na jakiś problem, mylę się, robię źle i muszę wrócić, prosić o wybaczenie. To
wszystko jednak służy dobru, bo pomaga mi rozumieć pomyłki innych.
Wiele ludzi myśli zapewne, że człowiek, który zostaje kardynałem, wszystko widzi jasno...
To nieprawda. Nie znam wszystkich odpowiedzi ani wszystkich pytań. Zawsze stawiam sobie
nowe pytania, zawsze pojawiają się nowe pytania. A odpowiedzi trzeba wypracowywać sobie
pod wpływem różnych sytuacji, a także na nie czekać. Przyznaję, że na skutek mojego
temperamentu zazwyczaj pierwsza odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy, jest błędna. W
konkretnej sytuacji pierwsze rozwiązanie, jakie wymyślę, to coś, czego właśnie nie można
zrobić. To dziwne, ale tak się dzieje. Mając tę świadomość, nauczyłem się nie ufać swojej
pierwszej reakcji. Gdy już się uspokoję i rozważę wszystko w samotności, zaczynam się zbliżać
do tego, co należy zrobić. Ale od samotności decyzji nikt nie jest wolny. Można prosić innych
o radę, lecz ostatecznie decyzje podejmuje człowiek sam. A podejmowanymi decyzjami
można wyrządzić wiele krzywdy. Człowiek łatwo może postąpić niesprawiedliwie. Dlatego tak
ważne jest powierzać się Bogu.
W dalszej części wywiadu m.in. o:
•
Testamencie babci Papieża
•
Najważniejszym liście, który ciągle nosi w brewiarzu
•
Historii młodych lat
•
Tańczeniu tanga, zakochaniu, młodzieńczych pasjach
•
Problemach w kościele (od problemów z powołaniami po pedofilię)
•
Pomocy bezbronnym
•
Misji życiowej.
Czyli wiele podpowiedzi do głębszego poznania Ojca Świętego.