J
ACEK
W
IESIOŁOWSKI
Tristan, Hamlet et consortes
Wyjście poza podstawowe teksty późnośredniowiecznej literatury i piśmiennic-
twa w języku polskim, dojście do przekazów literackich wcześniejszych niż Kaza-
nia świętokrzyskie czy Psałterz Floriański, innych niż nieliczne dobre (Gall, Kadłu-
bek) lub choćby poprawne literacko (Kronika wielkopolska) teksty polsko-łacińskiej
historiografii, nawet opracowań naukowych sprzed czasów uniwersytetu kazimie-
rzowskiego, stanowi marzenie polskich historyków kultury średniowiecznej. Szanse
na odkrycie nowych tekstów są w praktyce żadne. Drobiazgową analizą możemy
tylko nadrabiać brak tekstów, najczęściej dziś już chyba przeinterpretowanych
w porównaniu z tekstami ościennych literatur. Nie potrafimy i nie możemy wyjść
poza podręcznikowy kanon. Lepsza znajomość porównawczej literatury może ze-
zwolić na chronologiczne przesunięcia dat powstania polskich przekładów podsta-
wowych tekstów literatury religijnej, będziemy też w stanie poprzeć takie datowa-
nia badaniem języka, ale na tym chyba kończą się możliwości badawcze w szeroko
pojętym zakresie literatury religijnej. Może jeszcze przełamanie oporów wobec
niemieckojęzycznej literatury śląskiej zezwoli na jakieś poszerzenie naszych hory-
zontów, ale poważniejszych możliwości zwiększenia bazy tekstowej nie posiadamy.
Pochodzenie polskich herbów było dwukrotnie w ostatnich latach przedmiotem
badań. Marek Cetwiński i Marek Derwich pisząc Herby, legendy, dawne mity (Wro-
cław 1989) odwoływali się do świata mitów i bogów, bajek i schematów fabular-
nych, interpretowanych wyrywkowo adoptowanymi metodami etnologii i antropo-
logii kultury. Nie negując metody badań, opracowanie tych Autorów przyniosło
bardziej wytrych niż klucz do rozwiązania problemu. W innym kierunku poszło
popularno-naukowe opracowanie Jerzego Piechowskiego Ukryte światła herbów
(Warszawa 1991) operujące w kręgu znaków, pojęć i symboli obecnych w kulturze
średniowiecznej, nie roszczące pretensji do generalnego wyjaśnienia pochodzenie
herbów, lecz wykorzystujące wybrano herby do mówienia o dawnej kulturze.
Ostatnio ukazało się też opracowanie Mariusza Kazadczuka o Staropolskich legen-
dach herbowych (Wrocław 1990) wraz z niewielką i niepełną antologią legend, bę-
dące pierwszym opracowaniem monograficznym tematu przez historyka literatury.
*
Przedstawiana przeze mnie propozycja jest próbą innego wykorzystań materiału
heraldycznego i legend herbowych, posłużenia się związkami miedzy romansem
rycerskim i heraldyką dla wzbogacenia naszej wiedzy o kulturze polskiego śre-
dniowiecza. Postawienie tezy o związkach polskiej heraldyki z europejskim roman-
sem, wymaga jednak najpierw odpowiedzi na pytanie: Czy romans europejski,
*
Streszczenie referatu wygłoszonego na zebraniu PTHer. w Warszawie dnia 24. I. 1993 r.
przekazywany przede wszystkim w językach narodowych, był znany w średnio-
wiecznej Polsce?
Dość nieoczekiwanie od dłuższego czasu gromadzą się różne, niejednakowej
wartości informacje, o możliwości poszerzenia znajomości świeckiej, głównie ry-
cerskiej literatury europejskiego średniowiecza. Pozwala to na wyjście poza kolejny
kanon łacińskiego romansu — o Aleksandrze Wielkim, Apoloniuszu królu Tyru,
Wojnie trojańskiej, Siedmiu mędrcach bądź Marchołcie czy Dziejach rzymskich —
będący jednak boczną odnogą średniowiecznego romansu europejskiego. Podsta-
wowe znaczenie przypisać chyba należy monumentalnemu, bodaj nie mającemu
swych europejskich odpowiedników Słownikowi staropolskich nazw osobowych,
który dzięki założeniom opracowanym przez prof. W. Taszyckiego, notował nie
tylko występowanie imienia, lecz także rejestrował chronologicznie występowanie
imion czy przezwisk w poszczególnych dzielnicach polskich, z kontekstem zezwa-
lającym na stanowe określenia. To pełne zestawienie ujawniło pokaźną grupę prze-
zwisk i imion nietypowych, niechrześcijańskich i niesłowiańskich, natomiast nie-
zwykle charakterystycznych dla romansu rycerskiego Francji, Niemiec czy Włoch.
Zestawienie z Martyrologium rzymskim a także polskimi, diecezjalnymi kalenda-
rzami średniowiecznymi, pozwala na ustalenie świeckiego charakteru imion i wy-
kluczenie ich religijnej genezy.
Opracowywanie drobnych przedmiotów rzemiosła artystycznego, czasem frag-
mentów architektonicznych czy fresków prowadzi do podobnych wniosków. W
skarbcach katedr krakowskiej i płockiej znajdują się wtórnie użyte fragmenty koron
turniejowych z połowy XIII w. — należące do księżnych Kingi, żony Bolesława
Wstydliwego i jej siostry Jolanty, żony Bolesława Pobożnego — ze scenami z Ere-
ka, wsławionymi przez poemat Chretien de Troyes i jego dalsze przeróbki i tłuma-
czenia. W połowie XIV w., na Śląsku, w kręgu dworu Bolka ks. świdnickiego, tak
blisko związanego z Kazimierzem Wielkim, spotykamy na fresku w Siedlęcinie
sceny z dziejów Lancelota z Jeziora, i przygód Iwajna z lwem, również sięgające
swą genezą do poematów Chretiena. W Krakowie w kościele Mariackim nieocze-
kiwanie spotykamy drobną rzeźbę przedstawiającą Filidę ujeżdżającą Arystotelesa,
mogącą pochodzić z poemaciku Henryka d’Andeli, a niekoniecznie ze zbioru eg-
zempli kaznodziejskich Jakuba de Vitry. Żaden z tych potwierdzonych dziełkami
sztuki tekstów czy żadna z tych fabuł nie zachowała się w jakimkolwiek: języku,
w zbiorach polskich bibliotek. Używanie imion Ereka i Iwona, nie mówiąc o Alek-
sandrze (Laksandrze), trzecim bohaterze przygody Arystotelesa, mamy poświad-
czone w zestawach słownika Taszyckiego. Zaznaczmy od razu, iż św. Iwo z Breta-
nii zm. w 1303 r., kanonizowany był w 1347 r., a błogosławionego Iwona z Char-
tres beatyfikowano dopiero w XIX w.
Nie mamy też trudności ze wskazaniem jokulatorów, rymarzy, którzy byliby po-
tencjalnymi przenosicielami fabuł romansu rycerskiego. Ich poczet rozpoczyna Ju-
rzyk, joculator ks. Władysława Odonica, zmarły przed 1235 r., zapewne rycerz pol-
ski, w każdym razie ziemianin, który swą wieś w kasztelanii ostrowskiej (lednic-
kiej) przekazał katedrze poznańskiej (KDW, 180). Niegdybając na temat; kto śpie-
wał kronikarzowi wielkopolskimu z kręgu Przemysła II pieśń o Walcerzu Wdałym
— jak dziś wiemy kontaminację francuskiego Waltariusa z niemieckim eposem o
Biterolfie i Dietleipie — ani czy romans rycerski był znany na dworze Jana z Łodzi,
przypomnijmy o obecności francuskiego poety Wilhelma de Machaut, ekssekretarza
Jana Luksemburczyka, autora m.in. „Zdobycia Aleksandrii” na zjeździe monarchów
w Krakowie w 1364 r. oraz o Janie i Ulryku istriones, występujących w rok później
na weselu Kazimierza Wielkiego z księżniczką Adelajdą (ZDM IV, 978). Byli więc
— co najmniej od drugiej ćwierci XIII w. odtwórcy, godni występowania na książę-
cych i królewskich dworach, mający w swym repertuarze romans rycerski o Walce-
rzu czy o Biterolfie, wśród których symbolicznie pierwszym jest ów Jurzyk-Jerzyk
znad jeziora Lednickiego. Imię Walcerza w latach osiemdziesiątych XIV w. było
szeroko rozpowszechnione wśród drobnej polskiej szlachty z łęczyckich zaścian-
ków szlacheckich, gdzie trudno przyjmować bezpośrednie przejęcie niemieckiego
Waltera. Herb Biterolfa, jednorożca, spotykamy jako Bończę wśród drobnej szlach-
ty mazowieckiej. Zaskakujące wykopaliska archeologiczne w Gnieźnie ujawniły
ostatnio zestawy płytek ceramicznych przygotowywanych do ozdobienia gnieźnień-
skiego zamku Odonica, wśród których znalazły się dalsze sceny z romansu rycer-
skiego, niejako ujawniające repertuar Jurzyka. Okazuje się, iż jeszcze przed utwo-
rzeniem zbioru Gesta Romanorum była znana historia o Androniku i lwie (Aulusa
Gelliusa Noctes Atticae), inne płytki ujawniają opowieść znaną z francusko-
włoskiego Ugona z Alwernii ze sceną zabójstwa nad Nilem rumaka Hugonowego
przez smoka, oraz opowieść typu włoskiego Guerino Meschino o podróży
do drzewa Słońca i krzewa Księżyca. Nie można wykluczyć ewentualności wystę-
powania na innej płytce sceny walki Orlanda z Almonte, władcą Saracenów w bi-
twie pod Aspromonte. Romanse orientalne nie dziwiłyby u Jurzyka, skoro jego pro-
tektor Odonic sprowadzał do swego księstwa nie tylko cystersów niemieckich, lecz
także związanych z nimi templariuszy a także joannitów do Gniezna, wspierał joan-
nitów poznańskich, wyrażał żywe poparcie dla idei krzyżowej, a prawdopodobnie
jako wygnane książątko brał udział w pielgrzymce do Ziemi Św. lub nawet w jednej
z późnych wypraw krzyżowych. Imiona Hugona i Orlanda-Rolanda są oczywiście
znane wśród średniowiecznej szlachty polskiej, zaś historię o Androniku poświad-
cza znana z Paprockiego legenda Prawdziców, wskazując kolejny trop poszukiwań,
którym są herby i legendy herbowe polskiej szlachty. Zaznaczmy marginesowo, że
druga z legend rodu Prawdziców. tzw. Prawdzic — pielgrzym jest związana z opo-
wieścią Marii de France o Eliducu i ożywieniu królewny.
Obok materiału onomastycznego, którego wiarygodność staje się coraz wyraź-
niejsza, jest to najbogatsze źródło do poznania recepcji romansu rycerskiego.
Optymalną dla badacza sytuacją jest równoczesna znajomość legendy herbowej,
nazwy i wyobrażenia herbowego oraz klejnotu, wszystkich tych elementów po-
świadczonych jak najwcześniej i jak najdokładniej. Niestety zwarty blok legend
znamy dopiero z późnych źródeł, wiele drobnych rodów heraldycznych nie posiada
w ogóle legend herbowych, nazwy herbów i zawołań nie doczekały się jeszcze
opracowania językoznawców i nie znamy zakodowanego w nich znaczenia. Klejno-
ty herbów polskich nie były stabilne i generalnie nie przypisywano do nich więk-
szego znaczenia, ulegały zmianom i symplifikacji w XVI i późniejszych wiekach.
Często nie znamy późnośredniowiecznych wyobrażeń napieczętnych czy wyobra-
żeń herbowych na nagrobkach bądź elementach architektonicznych. Mimo tych wad
materiału źródłowego możliwości badawcze są znaczne. Bartosz Paprocki w Gnieź-
dzie cnoty (s.704) przekazał legendę Wczeliców:
„Hołąb Ślęzak, mąż zacny, a wielkiej śmiałości
Objeżdżając wszytkiego świata szerokości
Chcąc, aby potem sława jego wiecznie żyła,
Prze męstwo po wszem świecie by go roznosiła.
Gdy był w ziemi murzyńskiej, o tym mu znać dano,
Iże misterstwo jego w igrze widzieć chciano.
Tego dziewka królewska w nim doświadczyć chciała,
By tylko w swym pałacu szachy raz z nim grała.
Przyszedł rycerz na pałac, by sławy przymnożył.
Ufając szczęściu swemu, namniej się nie trwożył.
Spyta panny przy wszytkich, a o cóż grać chcemy
Abo co za pociechę w zysku odniesiemy.
Panna rzekła: zaż nie wiesz, jaką korzyść mają
Ci, co z królewską córką śmiele szachy grają.
On rzekł: gdy mi powiedzą jako cudzoziemcowi,
Jam się zawsze uiścić gotów dłużnikowi.
Powiedziała mu panna: tą tablicą piękną
Ten, co przegra, ma wziąć w łeb aż się kości zlękną.
Nie straszna rycerzowi ona sztuka była,
Którą śmiele królewna na szanc posadziła.
Patrzą oni, co przedtem z nią w szachy grawali,
Srogie i nieuczciwe zyski odnaszali.
Stoją dworzanie kołem, król pośrzodku siedzi,
Patrzy, kogo fortuna łaskawie nawiedzi.
Rycerz nic nie rozpacza, ufając szczęściu swemu,
W czym się zaraz łaskawe okazało jemu.
Wygrał, a ona panna zawstydzona siadła,
On dał jej w łeb tablicą, tak aż się przepadła.
Pochwaliwszy rycerza król z śmiałości jego,
Darował znamienicie, tak jako zacnego.
A za herb osobliwie dał tę Szachownicę,
Pannę na hełm, dziewkę swą, wieczną niewolnicę.
Pola białe i złote, gdy mu ten herb dano,
Mężowi tak sławnemu nosić rozkazano.
Panna koronę złotą ma też mieć na głowie,
A biała tawtą czoło zawiązała sobie.
Krwawe krople po twarzy, po tawcie padają.
Tak właśni potomkowie ten herb nosić mają.”
Nie przeprowadzając szczegółowej analizy tej pięknej legendy, której elementy
prawdopodobnie wykorzystał Kochanowski do uzupełnienia poematu Vidy, ani nie
powtarzając szczegółowej analizy wcześniejszych jej śladów w uzupełnieniach
Długoszowych Klenodiów, ani też szczegółowej analizy heraldyczno-sfragistycznej,
stwierdzić można iż znajomość legendy jest poświadczona co najmniej od początku
XVI w., wyobrażenie herbowe przedstawiające u kruszoną („przepadła”) szachow-
nicę trzymana przez Murzynkę z głową owiniętą binda i wielkimi zausznicami,
znane jest na ziemiach polskich od samego początku XIV w., najstarsza pieczęć
dotyczy osoby występującej już w końcu XIII w. na dworze Henryka ks. głogow-
skiego, władcy wielkopolskiego po śmierci króla Przemysła, a następnie z pieczęci
wielkopolskich z XIV i XV w., a także z europejskich herbarzy notujących polską
szlachtę. Herbu tego używała drobna, najwyżej średnia szlachta z pogranicza wiel-
kopolsko-śląskiego. W rodzinach należących do rodu Wczeliczów spotykamy imio-
na i przydomki z romansów rycerskich Trojana, Rolanda (Rulata, Ruranta, Luranta)
u Pogorzelskich, przydomek Kamblan — nazwa rzeki nad którą Mordret pokonał
ostatecznie króla Artura i zniszczył świat rycerzy Okrągłego Siołu — u rodziny
Skoraczewskich, obok imion niemieckich o nierozpoznanej jeszcze genezie (Bry-
gant, Otmar, Swastergut, Westergut czy Fiol).
Legenda jest sfragistycznie, wszystkimi elementami charakterystycznymi — sza-
chownica, Murzynka, binda na głowie — potwierdzona dla obu stron pogranicza
wielkopolsko-śląskiego na przełomie XIII i XIV w. Wywodzi się bezpośrednio z
romansu z cyklu karolińskiego o Huonie z Bordeaux, powstałego według ostatniego
wydawcy w latach 1216-1229. Gra szachowa w romansach była kilkakrotnie
przedmiotem analizy romanistów i tylko jedna z przygód szachowych odpowiada
legendzie i ikonicznemu zapisowi w przedstawieniu herbowym. Huon, syn nieja-
kiego Juliusza Cezara i wróżki Morgany z romansu arturiańskiego zabija przypad-
kiem Karlota, syna Karola Wielkiego. Ceną za przebaczenie jest wyjazd do Babilo-
nu, skradzenie trzech pocałunków królewnie Esklaramundzie i przywiezienie —
prócz po tysiącu chłopców i dziewcząt, sokołów, chartów i niedźwiedzi — siwych
włosów z brody emira i jego czterech trzonowych zębów. Huon dokona tego dzięki
pomocy karła Oberona (Szekspir!), po drodze trafi na dwór emira Yvorie’a i stoczy
walkę na szachownicy z emirówną. Stawką gry jest noc z córką emira i potem ran-
kiem sto sztuk złota albo utrata głowy. Początkowo nasz bohater przegrywa, lecz
jego uroda robi wrażenie na emirównie, która poczyna przegrywać.
Do rozstrzygnięcia partii, przy wyraźnej już przewadze Huona, jednak nie docho-
dzi, wskutek napadu na zamek emira. Obserwująca walki pod zamkiem emirówna
żałowała swej przegranej, gdyż dzielny rycerz nawet jej nie zdążył uściskać czy
pocałować. Opowieść ta, prócz Francji potwierdzona tłumaczeniami niderlandzkimi
i angielskimi, jako opowieść jarmarczna trwała we Francji do XVIII w. Są też ślady
jej przekazywania w Niemczech. Na dotarcie z Francji poprzez Miśnię i Śląsk do
Wielkopolski potrzebowała nie więcej niż 70 lat.
Nieoceniony Paprocki w Herbach rycerstwa polskiego przekazał legendę rodu
Morów. „Tak to niektórzy twierdzą, żeby Polak jeden sprawami rycerskimi się ba-
wiąc w ziemi albo królestwie portugalskiem, gdy z przyległymi sąsiady na jednej
insule wojna się zaczęła, a wojska się ściągnęły, panowie oni niechcąc wielkiego
krwie rozlania widzieć między sobą. postanowili to, aby on dał jednego z wojska
swego, on także drugiego, któryby z onych dwu wygrał, ci ludzie mieli być pod
mocą tego króla. Wysłał król portugalski Polaka, on drugi Murzyna. Gdy do siebie
jechali w czółniech, odepchnął Polak swój na stronę. Pytał Murzyn: Czemuś to
uczynił? Powiedział: Cóż mi po dwu, dosyć będzie miał na jednem ten co wygra.
Wtedy do siebie skoczyli, przemógł prędko Polak Murzyna, uciąwszy mu głowę,
przyniósł do króla swego. Zatem się wojska rozjechały, rycerz od króla udarowan
i ten herb na czasy wieczne do tego mu przydan”.
Charakterystyczny dialog nie zostawia wątpliwości, skąd pochodzi fabuła. Kró-
lem „portugalskim” jest Marek władca Kornwalii, Murzynem (der Mohr) Morholt z
królewskiego irlandzkiego rodu, „insula jedna” to wyspa św. Samsona koło Tynta-
gielu, a „Polak jeden” to Tristan. Dialog ten znajduje się we wszystkich narodo-
wych przeróbkach opowieści o Tristanie — niemieckich Gotfryda ze Strasburga
i Eilharta z Oberge, włoskich Rusticiana z Pizy, Tavola Rotonda i kilku skróconych
wersjach Tristana, od 1226 r. istnieje tłumaczenie norweskie, dalej dwa przekłady
hiszpańskie, flamandzki i angielski, podobno był też zaginiony węgierski i jest fal-
syfikat czeski wyprodukowany przez Wacława Hankę. Przypomnijmy jeszcze prze-
kład białoruski z połowy XVI w. niedawno wydany. Morholt był sławnym i obec-
nym w romansie rycerzem, włączono go do rycerzy Okrągłego stołu we francuskich
i włoskich romansach, w Niemczech stał się jednym z wasali Ermanryka i zginął z
ręki Dytryka z Bern w bitwie pod Rawenną (Rabenschlacht). Walczył też, według
wersji Persiwala Wolframa von Eschenbach, za czasów Uterpendragona, ojca króla
Artura, był więc przeciwnik Polaka prawdziwym rycerzem internacjonałem. To
daje pewne pojęcie o sławie jaką zdobył przodek mazowieckich Morów.
W wypadku Morów nie mamy tak dobrego poświadczenia heraldyczno-
sfragistycznego jak u Wczeliczów. Główne skupisko rodzinne to Mazowsze i po-
granicze kujawskie bądź sandomierskie z wyraźnymi śladami migracji Mazurów.
Do tego rodu przypisuje się osobę arcybiskupa Mikołaja Trąby, który pierwotnie
używał herbu Mora — jednakże z głową Europejczyka o długich włosach, potem
herby Trąby przedstawiającego trzy trąbki, czyli herbu samego Tristana, używane-
go po rozstaniu się z Izoldą. O mazowieckich Morach można powiedzieć, iż była to
drobna szlachta żyjąca na przełomie XIV/XV w. w paru skupiskach w centrum Ma-
zowsza, w ziemiach warszawskiej, zakroczymskiej i wyszogrodzkiej. Spośród nich
jedna rodzina o charakterystycznym przydomku Szorc dopiero w XV w. przedosta-
ła się do średniej szlachty mazowieckiej, a inne spadły w szeregi mieszczaństwa
warszawskiego. Średniowieczny herb nie jest znany z przekazu, jedynie opisany w
zapiskach sądowych jako „Murzynowa głowa”. Dodajmy, iż głowa Morholta wy-
stępuje w heraldyce polskiej jako klejnot herbu Ołobok, używany przez polskiego
rycerza obieżyświata Staszka z Wrocimowic, dworzanina na dworze węgierskim
króla Ludwika, podróżującego do Rzymu, Compostelli, Malborka, najczęściej w
niejasnych agenturalnych misjach. Herb Ołobok z głową Morholta w klejnocie
wszedł do europejskich herbarzy.
Nieco dalej w przeszłość prowadzą badania imion. Altarystę Tristana spotykamy
w 1352 r. w Świdnicy, gdzie funduje ołtarz w kościele parafialnym, pochodził
przypuszczalnie z miejscowego patrycjatu. Dopiero z XV w. pochodzą kolejni
uchwyceni Tristanowie szlacheccy na Śląsku, w tym Tristan z Pogorzeli z polskiego
rodu Grzymalitów. W początku XV w. występował w kościańskim Tristan Czacha-
rowski (1401-1405), przypuszczalnie przybysz ze Śląska. W końcu XV w. spoty-
kamy następnego Tristana, również w wielkopolskim Kozielsku, w kcyńskim, być
może jest on potomkiem czeskiego dowódcy zaciężnych z czasów wojny trzynasto-
letniej Tristana z Workacza. Imię więc było znane od połowy XIV w. na Śląsku, od
początku XV w. w Wielkopolsce, jednak używane niezwykle rzadko.
Podobnie jest z imieniem Izoldy. Jednakże imiona żeńskie pochodzące z romansu
są w ogóle niezwykle rzadkie. Na Śląsku spotykamy w 1337 r., Izoldę, wdowę po
rycerzu Piotrze Strzale, w 1351 r. inna Izolda, żona rycerza Dzierżka z Byczenia
otrzymuje wraz z mężem od papieża odpust zupełny w godzinę śmierci. Imię to
było nadawane kobietom z rycerskich rodzin śląskich w pierwszej ćwierci XIV w.
Inną Izoldę spotykamy jako wdowę po Mikołaju sołtysie w podkrakowskiej Czar-
nejwsi w 1394 r., prawdopodobnie była ona patrycjuszka krakowską, a nie chłopką,
gdyż w Czarnejwsi znajdowały się patrycjuszowskie folwarki obok gospodarstw
kmiecych. Jednym z sąsiadów Izoldy z Czarnejwsi był Jan Parczefal (1368) z Kra-
kowa i jego syn rajca krakowski Hanko Barczwal. Jakaś Izoldowa występowała w
Przemyślu w 1445 r. Na szlachcianki polskie tegoż imienia nie udało się jeszcze
natrafić. W każdym razie materiał imienny pozwala na stwierdzenie znajomości
imion Tristana i Izoldy wśród mieszczaństwa i rycerstwa śląskiego w XIV w.,
wśród mieszczaństwa krakowskiego w drugiej połowie XIV w. oraz wśród szlachty
wielkopolskiej w XV w., poszerzając zasięg oddziaływania fabuły uzyskany z roz-
siedlenia Morów czy ewentualnie Ołoboków. Niezwykle istotne jest natomiast iż
imię Izoldy nadawano córkom na terenie Śląska i Polski, czyli przyjmowano opo-
wieść jako opowieść miłosną nie potępiając cudzołożnicy.
Paprocki przytacza też w Gnieździe cnoty (s. 85-86) legendę rodu małopolskich
Ossoriów pochodzącą z czasów Chrobrego:
„W Czechach służył mąż zacny, dla mężnych spraw jego
Dał jeden pan dziewicę, swą dziedziczkę za niego.
Po którego śmierci, gdy brał się z Czech wyjechać.
Nie chciał dóbr żony swojej tak zgoła odjechać.
Tego król i panowie, gdy się dowiedzieli.
On jego umysł srogo mu zapowiedzieli.
Gdy się pilnie napierał, wyjechać kazali.
Wszakosz mu skarbów z ziemie wywozić nie dali.
On, jako mógł, odbywał dóbr wszytkich ruchomych.
Czyniąc woli królewskiego dosyć panów onych,
Wierciał koła u woza i insze naczynie.
Lał złoto rozpuściwszy w tak tajemne skrzynie.
Tego żaden niepostrzegł. on za skarby ony,
Wyjechawszy zaraz z Czech w ojczyste strony.
Nakupił wiele imion, miast, wsi, inszych włości.
Żył tu czas długi w niemałej zacności.
A na znak fortuny swej i dowcipu swego.
Zjednał sobie taki cech u króla mężnego.
Koło całe przez dzwona, skąd złota dobywał.
Włożył miecz o tłuczony z szczym w potrzebie bywał”.
Ta dziwna historia ma również swe odniesienia romansowe. Saxo Grammaticus
w Gesta Danorum opisał m. in. dzieje Hamleta, posługując się podobno zaginioną
niemiecką Hamletsage. Według Saxa Hamlet przybywszy do Anglii, uzyskał
główszczyznę za straconego Guldensterna i Rozenkranza i wobec zakazu wywozu
złota, stopił kruszec umieszczając go w wydrążonych kawałkach drewna. Ożenił się
z tamtejszą księżniczką a wracając na dwór ojczyma zabrał ze sobą złoto ukryte w
drewnie. Według innej wersji (znanej mi tylko z drugiej ręki), w ten sposób prze-
wiózł nie tylko rzeczoną główszczyznę, ale też posag żony. Ta wersja o przewiezie-
niu posagu, stała u podstaw legendy Ossoriów. Herb Ossoriów znany jest tylko z
opisów w księgach sądowych od końca XIV wieku. Jedyna znana pieczęć pochodzi
z końca XV w. i odnosi się do mieszczanina, krakowskiego mistrza Mikosza z Kra-
kowa, przez co nie jest w pełni wiarygodna heraldycznie; przedstawia ona koło bez
jednego dzwona, lecz też bez krzyża charakterystycznego dla Ossoriów.
Nieco więcej można powiedzieć w oparciu o materiał imienny. Najstarszym zna-
nym Hamletem jest Hamlet Grzymalita z Oleśnicy i Cmachowa koło Wronek, pod-
koni poznański (1357-1361), potem kasztelan kostrzyński (1378-1407). W 1358 r.
Hamlet sprzedał część swego majątku Hektorowi z Pierwoszowa, w wyniku czego
Cmachowo przeszło w ręce Pierwoszowskich. W tym czasie spotykamy Hamleta,
plebana w kujawskim Przypuście (1367). W pierwszej połowie XV w. występuje to
imię wśród drobnej szlachty zakroczymskiej. Znajomość opowieści o Hamlecie
trzeba więc przesunąć na pierwszą połowę XIV w. i przyjąć wędrowanie tej opo-
wieści z Wielkopolski przez Kujawy na Mazowsze. Sprawa Hamleta wymaga jesz-
cze dokładniejszego zbadania.
Metoda postępowania przy znanych legendach herbowych wydaje się być prosta:
Identyfikacja fabuły, uchwycenie dzięki zasięgowi osadnictwa rodu terenów, na
których musiała być znana, pogłębienie obrazu analizą imion i środowisk, w któ-
rych były znane. Powstaje jednak pytanie, czy w wypadku braku legendy można
próbować dokonać analizy fabuły zawartej w tym zapisie ikonicznym, w rebusie
heraldycznym? W niektórych wypadkach chyba można, zwłaszcza gdy mamy do
czynienia z charakterystycznym motywem ikonicznym.
Herb Przyjaciel przedstawia banalny obraz — serce przebite strzałą, jedynie fakt
umieszczenia go na misie pozwala na poszukiwanie fabuły łączącej wymienione
elementy. Rzeczywiście te elementy spotykamy w opowieściach, znanych od XIII
wieku typu Herzessen, hearteaten, cuore mangiato. W samym Dekameronie wystę-
pują dwie takie fabuły, dalej przecież to fabuła znana z żywotów trubadurów, opo-
wieści o damie de Fayel i Gerardzie z Roussilon, czy o niemieckim poecie Reinma-
rze z Brandenburga. Wszędzie rycerz-poeta musi porzucić swą ukochaną, pilnowa-
ną przez zazdrosnego męża i udać się na wyprawę krzyżową, gdzie ginie a wierny
sługa niesie zabalsamowane serce do ukochanej. Przechwycony przez męża poda-
rek, dowód miłości, podany zostaje niespodziewającej się niczego żonie jako potra-
wa specjalna. Dowiedziawszy się prawdy, żona ginie śmiercią samobójczą. Przypa-
dek zdarzył, iż przy badaniach (K. Pacuskiego) nad rozsiedleniem drobnej szlachty
mazowieckiej h. Przyjaciel, okazało się, iż w połowie XIV w. nazywano ich Brud-
nymi misami, później Brudnakami, i ta skalana, brudna misa wraz z wizerunkiem
herbu pozwala na przyjęcie znajomości fabuły wśród rycerstwa mazowieckiego, na
pograniczu krzyżackim w początku XIV w.
Podobne możliwości interpretacyjne istnieją w przypadku innych herbów. Wy-
magają jednak dalszych badań. Z dużym prawdopodobieństwem można już wskazać
na opowieść zakodowaną w herbie Ślepowron, a także w młodszych od niego Kor-
winie i Jezierzy. Sam kruk jest ptakiem występującym w licznych, zróżnicowanych
fabułach. W mitologii germańskiej jest symbolem Wodana. Śladem wiodącym do
fabuły może być tylko pierścień trzymany w dziobie ptaka. Trop wiedzie nieocze-
kiwanie do postaci św. Oswalda męczennika, króla Northumbrii padłego w walce z
pogańskim królem Mercji w 643 r. W połowie XI w. relikwie św. Oswalda dotarły
na kontynent, co wzmogło kult. W 1165 r. obszerny żywot zaczyna się od przypo-
mnienia, iż rodzice świętego byli jeszcze czcicielami Wodana, a kończy się odnale-
zieniem resztek relikwi, uniesionych przez kruka wielkiego jak orzeł, na szczyt su-
chego drzewa, które od razu zazieleniło się. Rozprzestrzeniający się po Europie kult
liturgiczny świętego wspomagany był opowieścią typu Brautwerbung, powstałą
według germanistów ok. 1170 r. lecz zachowaną tylko w piętnastowiecznych prze-
róbkach z kręgu Ratyzbony (Münchener Oswald) i Śląska (Wiener Oswald).
W początkowych zabiegach o rękę pogańskiej królewny Oswalda wspiera mówiący
kruk, który w imieniu królewicza z pierścieniem w dziobie — nie bez dodatkowych
przygód — frunie nad morzem do królewny i namówi ją do wyboru nieznanego
sobie chrześcijańskiego królewicza. Opowieść przez długi czas czerpie wyłącznie z
repertuaru romansu awanturniczego i dopiero w końcu, ślubowaniem dziewiczego
małżeństwa i walka, z pogańskim królem nawiązuje do żywotu świętego Oswalda.
Śląskie pochodzenie jednej z zachowanych wersji opowieści dopuszcza tę opowieść
jako źródło polskiego wyobrażenia heraldycznego, tym bardziej że kult świętego
był dość żywy na Śląsku a rozpowszechnianie imienia Oswald wśród szlachty pol-
skiej szło właśnie od śląskiej granicy. Sprawa ta, niewątpliwie wymagająca dal-
szych badań, stwarza nadzieję na rozwiązanie pojawienia się kruka z pierścieniem
w dziobie w polskiej heraldyce.
Podobnie wydaje się, że został już uchwycony trop legendy Gieralta Osmoroga.
Geraldus jest bohaterem licznych romansów rycerskich. Jednakże ani fabuły fran-
cuskie o Gerardzie z Rousillon, ani Gerardzie z Vianne nie zawierają elementów
polskiej fabuły heraldycznej.
„Rycerz sławny Geraldus po przyjęciu wiary
Tu w tym zacnym królestwie, on swój zwyczaj stary,
Chwaląc bogi omylne, trzymał, gardził nową
Wiarą w Polszczę zaczętą Pana Krystusową.
Sławy wiecznej szukając, od Ducha natchniony
Zajechał tej to samej gwoli w cudze strony.
Będąc w Rzymie, że Duch Święty mu to zjawił
A do poznania Boga myśl w nim zaraz sprawił,
Z trzaskiem się rycerz okrzcił od Ojca świętego.
Dostał sobie klejnotu z potomstwem takiego.
Żałując za swój upór, wyznawał swe złości.
Gdzie potem wielkie skarby, insze majętności,
Rozdawając jałmużny, budował kościoły,
Na to wszytki dobra swe rozdzielił na poły”
(B. Paprocki, Gniazdo cnoty s.49-50).
Włoski adaptator rycerskich romansów, Andrea da Barberino, piszący w począt-
ku XV w. w swym l’Aspromonte opisał dzieje pewnego bohatera, w których odnaj-
dują się poganin Gierałt, żyjący wśród chrześcijan, jego pobyt w Rzymie i rozdarty
krzyż. Układ fabuły jest nieco inny. Gherardo da Fratta, czyli francuski Girard de
Vianne, wieczny opozycjonista wobec Karola Wielkiego, niechętnie udaje się z
pomocą Karolowi walczącemu z poganami pod Aspromonte. W nieuchronnych
nieporozumieniach dochodzi do walki Rolanda z synowcem Gierałta. Gierałt ob-
serwujący walkę z ogromnym krzyżem w ręku, widząc wygraną Rolanda, rozrywa
krzyż i przechodzi na stronę Saracenów, przyjmując ich wiarę. Pokonany kolejny
raz przez Karola Wielkiego, zostaje przesłany do Rzymu papieżowi Leonowi, który
nawraca grzesznika i odsyła uwolnionego do kraju. Sprawa wymaga jeszcze zbada-
nia i uchwycenia wersji pośredniczących między znaną fabułą z XIII w. a zanoto-
waną we Włoszech w początku XV w. W każdym razie prawdopodobnie wytłuma-
czy nam to formę rozdartego krzyża i obecność naszego Gieralta w Rzymie.
Możliwości badawcze, stworzone przez analizę legend i obrazu herbu, można bę-
dzie poszerzyć przez analizę klejnotów, na co wskazuje głowa Morhołta w klejnocie
herbu Ołobok Staszka z Wrocimowic. Ograniczenia nakłada tutaj niestabilność
klejnotów polskich herbów. Niektóre jednak wcześnie utrwaliły klejnot herbowy.
Doskonale jest poświadczony od końca XIV w. klejnot Śreniawitów, przedstawiają-
cy dwa rogi bawole z dzwonkami sokolimi lub jabłkami. W poszukiwaniu tak cha-
rakterystycznego znaku użyteczną stała się opowieść o rogu (Lai du cor) Roberta
Biquet z XII wieku. Wróżka Morgana przesłała na dwór króla Artura posłańca z
rogiem ozdobionym dzwoneczkami, z którego dźwięk mógł wydobyć tylko mąż
niezdradzany przez swą żonę lub kochankę. Opowieść ta należy do cyklu podstę-
pów Morgany, zamierzającej skompromitować szwagierkę Ginewrę, jak opowieść o
przepięknym płaszczu, układającym się tylko na ramionach cnotliwej niewiasty (Le
mantel mautaillie), czy wspaniałym rogu, z którego napój rozlewał się zawsze na
piersi kobiety zdradzającej męża bądź kochanka.
Zacytowane przykłady wskazują, iż można próbować odczytywać herby polskie,
a także ich klejnoty, oraz interpretować legendy heraldyczne jako świadectwo boga-
tej w Polsce kultury rycerskiej. Są to badania żmudne dla historyka, lecz rokujące
ogromne perspektywy badawcze i w konsekwencji zmuszające do gruntownej rewi-
zji naszego wyobrażenia o recepcji kultury i literatury Zachodu w XIII i XIV wieku.
Takiego prezentu od polskiej heraldyki nikt nie oczekiwał.