Tytuł oryginału:
I moved your cheese.
For those who refuse to live as mice in someone else’s maze.
Przekład: Dariusz Bakalarz
Projekt okładki: Michał Duława
Redakcja: Anna Ratuś
Redakcja techniczna: Paweł Żuk
Copyright © by 2011 Deepak Malhotra
Copyright © for the Polish edition
by Studio EMKA, Warszawa 2013
Wszelkie prawa, łącznie z prawem
do reprodukcji tekstów w całości lub w części,
w jakiekolwiek formie – zastrzeżone.
Wszelkich informacji udziela:
Wydawnictwo Studio EMKA
ul. Królowej Aldony 6, 03-928 Warszawa
Tel./fax 22 628 08 38, 616 00 67
ISBN 978-83-63773-20-5
Skład wersji elektronicznej:
Spis treści
PYTANIA DO PRZEMYŚLEŃ INDYWIDUALNYCH
PYTANIA DO PRZEDYSKUTOWANIA W GRUPACH I
KLUBACH KSIĄŻKI
PYTANIA DO PRZEDYSKUTOWANIA W ORGANIZACJI
(ZESPOLE)
UWAGI DLA NAUCZYCIELI I SZKOLENIOWCÓW
Dla Arii i Jaia…
tu jest to, co chciałbym, abyście wiedzieli
Kiedy jakaś książka sprzedaje się w ponad dwudziestu milionach
egzemplarzy, szacunek dla zdania czytelników narzuca obowiązek
wytłumaczenia, dlaczego ktoś chce podważać zawarte w niej
kluczowe przesłanie. Mam nadzieję zrobić to w skrócie we wstępie.
Jednak właściwe wyjaśnienie zawiera dopiero sama przypowieść.
Ta książka stanowi twór samodzielny i jako taki powinna być
czytana. Nic dziwnego jednak, że spotykam się z pytaniami, czy jest
to polemika z książką Spencera Johnsona Who Moved My Cheese
[Kto zabrał mój ser? (KZMS)] albo jej kontynuacja. Innymi słowy:
czy twierdzę, że przesłanie zawarte w KZMS jest nieprawdziwe albo
niepełne. Odpowiedź brzmi: i jedno, i drugie.
KZMS to atrakcyjna lektura dla każdego, kto ma kłopoty
z radzeniem sobie z nawet najmniejszymi zmianami w życiu.
Przypomina nam, że należy akceptować zachodzące zmiany, które
często pozostają poza naszą kontrolą, i trzeba znajdować siły, aby
iść dalej i umieć się przystosować. To przesłanie trafne
i niebanalne. Ale też niepełne. Nawet jeżeli akceptacja wydaje się
jedynym wyjściem, nie należy ograniczać się do ślepego
akceptowania zmian i gorliwego przystosowania. Powinniśmy dążyć
do zrozumienia, dlaczego ktoś wymusza na nas zmiany, jak
w przyszłości bardziej panować nad swoim życiem, czy dążymy do
właściwych celów i w jaki sposób dałoby się uciec z labiryntów,
które zawsze są zaprojektowane przez kogoś innego. A zatem –
skuteczna adaptacja to za mało, aby osiągnąć sukces albo szczęście.
Pod pewnymi względami przesłanie KZMS jest nie tylko niepełne,
ale wręcz niebezpieczne. Być może zanim powiemy komuś, że
mądrze jest automatycznie akceptować swoje ograniczenia,
należałoby się dwa razy zastanowić. Może jednak przyszłym
innowatorom, wynalazcom, przedsiębiorcom i liderom nie
powinniśmy sugerować, żeby zamiast tracić czas na zastanawianie
się nad przyczynami, mają zaakceptować narzucony im świat. Może
nie powinniśmy przekonywać ludzi, że są myszami goniącymi za
serem w labiryncie, który ktoś wcześniej zbudował. Wiem, że nie
takie przesłania miała głosić książka Spencera Johnsona, ale wielu
czytelników takie właśnie wyciąga wnioski.
Książka To ja zabrałem twój ser ma pomóc czytelnikom
kwestionować ograniczenia i zachęcić do podejmowania działań
zmieniających nie tylko ich postępowanie, ale także sytuację,
w jakiej się znajdują. Utrwalane od dawna reguły, silne normy
społeczne, deficyt zasobów i wysokie oczekiwania stawiane przez
innych sprawiają czasami, że człowiek nie docenia swojej zdolności
do panowania nad przeznaczeniem, kształtowania otoczenia
i przezwyciężania napotkanych przeszkód. W karierze zawodowej,
innowacyjności, przedsiębiorczości, twórczości, rozwiązywaniu
problemów i rozwijaniu działalności gospodarczej – a także
w rozwoju osobistym – sukces zależy właśnie od umiejętności
podważania założeń, zmieniania swojego środowiska i gry według
innych zasad… własnych.
Podobnie jak KZMS jest to książka o myszach mieszkających
w labiryncie. Tutaj rolę głównych bohaterów grają trzy specyficzne,
skłonne do przygód myszy: Maks, Zet i Wielki. Obserwując bieg
i przeplatanie się ich życia, odkrywamy, że zamiast reagować na
zmiany i gonić za serem, mamy szansę wydostać się z labiryntu albo
nawet przebudować go tak, jak nam się podoba. Możemy tworzyć
sobie takie otoczenie, jakie nam odpowiada, jednak najpierw
musimy pozbyć się często głęboko zakorzenionego przekonania, że
jesteśmy myszami w czyimś labiryncie. – Bo widzisz, Maks –
tłumaczy Zet – problem nie polega na tym, że mysz jest
w labiryncie, ale na tym, że labirynt jest w myszy.
Książka ta jest przeznaczona dla osób i przedsiębiorstw, które
czują się osaczone przez warunki, w jakich istnieją.
Dla ludzi, którzy ciężko pracują, lecz mają trudności
z odnalezieniem sensu i spełnienia w tym, co robią.
Dla tych, którzy uczestniczą w grze (czasem bardzo sprawnie),
której sobie nie wybierali.
Dla tych, dla których sukces oznacza nie tylko trzymanie się
starych zasad, ale także ich modyfikowanie.
A także dla tych, którzy poszukują inspiracji dla myśli o tym, co
mogą i co powinni robić z resztą życia. (Jeżeli nie jesteś pewien, czy
pasujesz do któregoś z tych opisów, też ją przeczytaj. Jest krótka!)
Maks, Zet i Wielki spędzili ze mną wiele czasu. Za każdym razem,
gdy wracam do ich przygód, czuję się od nowa zainspirowany. Nade
wszystko jednak mam nadzieję, że lektura tej książki wzbudzi
uśmiech na twej twarzy… I że wprawi cię w zadumę nad tym,
z czego właściwie się śmiejesz.
Nazwano ją rewolucyjną. Zawarta w niej wiedza rozeszła się po
całym labiryncie. Trudno byłoby znaleźć mysz, która przynajmniej
nie słyszała, co ta książka zawiera.
Wnioski były głębokie. A najważniejsze, że łatwo dawało się je
wyciągnąć. To cechuje każdą wielką prawdę, co potwierdzą
wszystkie myszy. Dlatego przesłanie tej książki zostało uznane za
najwspanialszą i najważniejszą z prawd. I było proste.
Przesłanie książki jest jasne: zmiany zachodzą. W takiej sytuacji
można albo siedzieć i narzekać, albo zmieniać się wraz z czasami.
Nie bać się zmian. Akceptować je. Wydarzenia w labiryncie
pozostają poza twoją kontrolą. Ale jesteś w stanie panować nad
swoimi reakcjami.
To, że każda mysz zrozumiała te wnioski, nie oznacza jeszcze, że
wszystkie potrafiły zastosować je w praktyce. Niektóre odniosły
stuprocentowy sukces. Nauczyły się, że zmiany są nieuchronne i nie
można ich kontrolować. Pogodziły się z tym, że nie są w stanie
panować nad prawami labiryntu – który nazwały przeznaczeniem –
i postanowiły się dostosować.
Wiele innych odniosło umiarkowane sukcesy. Nadal miewają chwile
strachu, stagnacji, przygnębienia i rozpaczy. Rzadziej jednak niż
w przeszłości. Te myszy znacznie poprawiły swój byt w labiryncie.
Trzeba jeszcze dodać, że niektóre myszy rzadko zastanawiają się
nad mądrościami zawartymi w mądrej książce. Generalnie zgadzają
się z nią, ale brakuje im czasu albo energii na wprowadzanie zmian.
W końcu trudno ze rwać ze starymi nawykami. Planują zastanowić
się nad nimi kiedy indziej… Może w przyszłym tygodniu… Może
w przyszłym roku…
Ogólnie życie w labiryncie stało się inne. Dawniej, gdy ser przenosił
się z jednego miejsca na drugie, myszy popadały w rozpacz. Nie
wiedziały, co się dzieje. Przeklinały swój los. Siedziały w miejscu,
gdzie przedtem był ser, i modliły się o jego powrót. Denerwowały
się i traciły dobre samopoczucie. Wpadały w złość i jeszcze bardziej
utrudniały sobie życie.
Teraz, po przeczytaniu tej książki, reagują inaczej. Zniknięcie sera
nadal stanowi traumę, nadal nie wiadomo, kto i dlaczego go
zabiera. Ale teraz myszy wyruszają na poszukiwanie nowych miejsc
z serem. Pierwsze na poszukiwania wyruszają te, które w pełni
przyjęły filozofię mądrej księgi.
Te, które mają opory wobec takiej filozofii, którym trudno zerwać
ze starymi nawykami, poruszają się wolniej. Jednak i one rozumieją,
że muszą zmieniać się wraz z czasem. I w końcu także wyruszają na
poszukiwanie nowego sera.
Myszy nauczone, że trzeba zmieniać się wraz z czasami,
z powodzeniem odnajdują nowe złoża sera. Znacznie szybciej niż
w przeszłości. Mądra księga mówi prawdę! Znajdują ser – więcej
i szybciej niż kiedyś. Jeśli jesteś myszą, na niewiele więcej możesz
liczyć.
I dlatego nie zastanawiają się już dłużej, gdzie podział się ser.
Wszyscy zgadzają się, że na to pytanie nie ma odpowiedzi. Nie snują
planów, że znajdą sposób na zatrzymanie sera. Tylko głupiec
uważa, że można przejąć panowanie nad przeznaczeniem. Przede
wszystkim jednak nie zadają już niemądrego pytania: „Kto zabrał
mój ser?”.
Życie znów jest proste. Wszystko sprowadza się do jednego
nieskomplikowanego równania:
Chcesz sera
+ Sera już tu nie ma
= Idź szukać sera gdzie indziej
W końcu dla myszy w labiryncie liczy się tylko ser.
Aż tu nagle…
Nagle pojawił się Maks.
A on był zupełnie inny.
W młodości Maks zapytał rodziców, po co istnieje labirynt. Nie
zrozumieli tego pytania. Kiedy nalegał, powiedzieli mu, że na pewne
pytania nie ma odpowiedzi, a labirynt po prostu jest i już. Gdy pytał,
dlaczego został zbudowany tak, a nie inaczej i dlaczego istnieje
w nim tak wiele ślepych uliczek, powiedzieli mu, żeby nie tracił
czasu na takie rozmyślania. Kazali mu skupić się na nauce
poruszania się po labiryncie. Mówili, że do sera nie dochodzi się
zadawaniem pytań. Trzeba po prostu pędzić najszybciej, jak się da.
Tłumaczyli, że labirynt został po prostu narzucony. Trzeba radzić
sobie z tym, co jest. Ostrzegali, że dla młodzieńca myślenie, iż może
być inaczej, jest bardzo niebezpieczne.
Ale Maks nie został obdarzony cnotą ślepego posłuszeństwa.
Nadal
dręczył
pytaniami
rodziców,
kolegów,
nauczycieli
i wszystkich, którzy popełnili ten błąd, że wdali się w dyskusję
z nim. Im dłużej pytał, tym dobitniej przekonywał się, jak niewiele
rozumieją inne myszy. Wiedzą dużo, ale rozumieją bardzo mało.
Pewnego razu Maksowi wpadła w ręce mądra księga. Rozsierdziła
go. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego cieszy się taką popularnością
i dlaczego wszyscy tak bezkrytycznie akceptują zawarte tam
przesłanie. Po przeczytaniu wszystkie myszy bez zbędnych pytań
zaakceptowały zmiany, bo w myśl przesłania tej książki są one
nieuchronne i nie można nad nimi zapanować.
Ale Maks był inny. On po lekturze doszedł do przeciwnych
wniosków.
Postanowił ustalić, kto zabrał ser. Postanowił dowiedzieć się,
dlaczego to zrobił. Postanowił odkryć, dlaczego labirynt jest taki,
jaki jest. I postanowił zmienić w nim wszystko, co mu się nie
podoba. I temu się poświęcił.
Minęło wiele, wiele czasu.
Zet za bardzo nie przejmował się serem. Jadł go, żeby podtrzymać
organizm przy życiu. Troszczył się o swoje ciało głównie dlatego, że
dzięki niemu funkcjonował jego umysł.
Chociaż niewiele osób odbyło z nim głębszą rozmowę, słynął ze swej
mądrości. Cieszył się popularnością, ale zabierał głos tylko
w bardzo ważnych sprawach i na czyjeś zaproszenie. Uwielbiał
towarzystwo, ale w nie mniejszym stopniu cenił sobie samotność.
Cechował go rodzaj magnetyzmu. Spojrzenie jego oczu i półuśmiech
hipnotyzowały słuchaczy. A słuchaczami były te myszy, które
przychodziły pobyć w jego towarzystwie, posłuchać jego słów
i poczuć przy nim pewne oczyszczenie. Nikt nie potrafił wyjaśnić,
skąd się bierze takie oddziaływanie Zeta.
Wszyscy jednak wiedzieli, że Zet różni się od innych myszy. Nie
przejmował się serem, nie uczył się nawigowania po labiryncie, nie
czuł się w obowiązku przestrzegać zwyczajów przyjmowanych przez
inne myszy. Ale było jasne, że kocha życie – swoje mysie życie –
bardziej niż jakakolwiek inna mysz.
W efekcie każdy, kto go poznał – lub chociaż o nim słyszał – czuł
wobec niego zarówno szacunek jak i pewną bojaźń. Szanowali go,
bo jego obecność – sam jego sposób bycia – inspirowała do działań,
by stawać się lepszymi. Bojaźń brała się stąd, że stanowił żywy
dowód, iż mysz kwestionująca wszystko, co według innych jest
ważne, może być szczęśliwa. A właściwie nawet szczęśliwsza niż
jakikolwiek inny mieszkaniec labiryntu.
Pewnego dnia wokół siedzącego w zakątku labiryntu milczącego
Zeta zebrała się niewielka grupka myszy. On uniósł wzrok
i zobaczył, że mają ochotę z nim porozmawiać. Przyzwyczaił się do
takich nieplanowanych, nieformalnych dyskusji. Przyzwyczaił się do
tego, jak się zaczynają, jak przebiegają i jak się zwykle kończą. Nie
spodziewał się niczego nadzwyczajnego.
I pewnie dlatego nazywają się niespodziankami.
Zaczęła jedna z młodszych myszy w grupie.
– Zet, rozmawialiśmy z przyjaciółmi o mądrej księdze. Mówiliśmy
o uczeniu się akceptowania zmian i o potrzebie unikania spekulacji
na temat „dlaczego zmiany zachodzą”. Wiesz, że zostało tam
powiedziane, że zmiany są nieuchronne i nie można nad nimi
zapanować… Cóż, z pewnością czytałeś mądrą księgę. Ale jeden
z moich znajomych mówił, że nie darzysz tej księgi specjalnym
szacunkiem. I nie wierzysz w zawarte tam przesłanie. I. muszę
powiedzieć… że tu się, moim zdaniem, mylisz. To znaczy…
Chciałbym oczywiście posłuchać, dlaczego tak uważasz. Wszyscy
mówią, że jesteś wielkim myślicielem i posiadłeś niezwykłą
mądrość. Jednak… Wiem jednak, że się mylisz. Jak możesz odrzucać
tak wielkie dokonanie naszej epoki. Każdej epoki! Mam nadzieję…
Mamy nadzieję, że powiesz nam coś na ten temat. To nieprawda,
tak? Wcale nie przeczysz, że zmiany są nieuniknione, prawda?
– Nie przeczę. – Zet się uśmiechnął. – Mądra księga się nie myli.
Zmiany są nieuniknione.
Młoda mysz wyraźnie poczuła ulgę. Chciała dziękować Zetowi.
Właśnie miała wyrażać swoją wdzięczność, gdy Zet przemówił:
– Nie przeczę – powtórzył. – Ale uważam, że to nieważne. Bez
znaczenia.
Młoda mysz struchlała. Już wolałaby, żeby Zet się z nią nie zgodził.
Trudno słuchać, że nasze myślenie zawiera jakiś błąd, ale o wiele
trudniej znieść bagatelizowanie naszego rozumowania.
– Jak możesz tak mówić?! – zakrzyknęła.
– Cóż… – rzekł Zet. – Pozwolę sobie zacząć od zadania pytania.
Mówiłaś, że zmiany są nieuchronne. Dlaczego uważasz, że to
twierdzenie jest takie ważne?
– Bo ono… Bo ono nam mówi, jak żyć. Wyjaśnia, co jest ważne, a co
nie. Tłumaczy, nad czym jesteśmy w stanie panować, a nad czym
nie. To nam pozwala obierać właściwy kierunek działania.
Podpowiada, jak najlepiej wykorzystać swój czas. – Młoda mysz
nabierała pewności siebie. – Uczy nas wydajności. Pomaga podnosić
swoją efektywność. I zapewne działa jeszcze innymi sposobami.
– Bardzo dobrze – powiedział Zet. – Imponująca lista.
Młodzieniec wyglądał na zadowolonego.
– Odpowiesz na jeszcze jedno pytanie? – zapytał Zet.
– Tak, oczywiście.
– Mówiłeś, że to twierdzenie wyjaśnia, co jest ważne – zaczął Zet. –
Powiedz mi zatem, co jest ważne? Dowiedziałeś się, w którym iść
kierunku? Do jakiego celu powinieneś dążyć, zdaniem mądrej
księgi? Kiedy jesteś wydajny w swoim działaniu? Według jakich
norm mierzona jest twoja efektywność?
Młodzieniec popatrzył na niego. Chciał odpowiedzieć na każde
pytanie po kolei. Był na to przygotowany i nagle… Olśniło go.
Odpowiedź była tylko jedna. Na każde z zadanych przez Zeta pytań
odpowiedź była taka sama. Milczał wstrząśnięty, do jakich
wniosków doszedł.
Wokół gromadził się coraz większy tłumek. Wszyscy wbijali wzrok
w młodą mysz. Czekali na odpowiedź. Ogarniał ich niepokój.
– Ser – odpowiedział młodzieniec. – Odpowiedź na wszystkie pytania
brzmi: ser. Dowiedziałem się z mądrej książki, że ważny jest ser, że
powinienem iść w jego kierunku i on jest moim celem. A my
panujemy tylko nad tym, jak szybko podążamy w kierunku sera.
Najlepsi z nas są bardzo skuteczni w jego znajdywaniu. Naszą
efektywność mierzy się jednym sposobem, istnieje jedna norma
określająca sukces: ile mamy sera. – A później, na zakończenie,
wypowiedział jeszcze jedno słowo. Nie była to odpowiedź na pytanie
Zeta. Raczej własna reakcja na konstatacje, które nagle go olśniły.
– Dlaczego – stwierdził dobitnie. Była to odpowiedź, konkluzja, a nie
pytanie.
Zet uśmiechnął się wyrozumiale.
W tłumie panowało coraz większe poruszenie. Myszy czuły się
zdradzone przez młodzieńca.
– Co to wszystko ma znaczyć? – krzyknął jakiś starszy osobnik. – Co
za sens ma ta dyskusja? Kim jesteś, abyś decydował, co jest ważne,
a co nie? Dlaczego zgadzasz się, że zmiany są nieuniknione,
niemożliwe do kontrolowania, a…
– Tego nie powiedziałem – przerwał Zet. – Nie zgadzam się, że nad
zmianami nie można panować.
– W takim razie jesteś głupcem – rzuciła starsza mysz.
– Być może.
– Co może być od tego ważniejsze? – mówiła dalej starsza. – Co
może być istotniejsze dla myszy? Chcesz nam bronić dążenia do
tego, co daje nam szczęście?
Zet nie spuszczał wzroku z młodzieńca, który wyszedł przed tłum
i się zbliżył.
– Nie chcę wam bronić dążenia do szczęścia – Zet odpowiadał
łagodnie starszej myszy, ale nadal zwracał się do młodzieńca. –
Chcę, żebyście znaleźli szczęście. Czy można dążyć do szczęścia,
jeśli samo dążenie cię nie uszczęśliwia?
– Nie – odpowiedział smutno młodzieniec. – Nie w labiryncie. Tutaj
jest tylko dążenie. Ono nie ma końca. Nieważne ile zgromadzisz
sera, nadal musisz biec. Tu nie znajdujesz szczęścia. Tu znajdujesz
tylko ser.
Tłum był w rozpaczy. Starsza mysz ruszyła do ataku.
– Piękne gadanie. Tylko nic niewarte. Mysz musi brać labirynt
taki, jaki jest. Musi nauczyć się jak najlepiej po nim poruszać. A gdy
ser znika, jedyna rzecz, na jakiej myszy zależy, to odnaleźć go gdzie
indziej. Co masz nam do zaoferowania w zamian?
Zet spojrzał na starszą mysz i się uśmiechnął.
– Cóż… Istnieje wiele ciekawszych i ważniejszych rzeczy do robienia
– powiedział rzeczowo. – Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego
zmiany są nieuchronne? Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego
labirynt jest taki, jaki jest? Jakim celom służy? Zastanawialiście się
kiedyś, dlaczego myszy całe życie poświęcają na szukanie sera?
Zastanawialiście się, kto zabrał ser, gdy nie znaleźliście go na
zwykłym miejscu?
To ostatnie zdanie wstrząsnęło tłumem. Co bardziej rozzłoszczone
myszy zaczęły pokrzykiwać:
– To strata czasu.
– Po co zadawać takie pytania?
– Niedorzeczność.
– Absurd.
– Dziecinada.
– Fantasmagorie.
– Nikt nie wie, kto zabiera ser.
– Na to nie ma odpowiedzi.
Nagle tłum zamilkł i zapadła krótka cisza.
Po chwili milczenie przerwał jakiś głos dobiegający z tyłu. Był
donośny, czuło się, że mówiący jest pewny siebie, a ton jego głosu
nie wyrażał żadnych namiętności. Ale padły starannie dobrane
słowa.
– Ja wiem, kto zabiera ser. I wiem, dlaczego to robi.
Myszy zebrane w tłumie ogarnęło zdziwienie. Wszyscy odwrócili
się, by zobaczyć, kto jest autorem tych słów. Dowiedzieć się, kto
poważył się na taką wypowiedź. I ujrzeli Maksa. Od prawie roku
nikt go nie widział. Wyglądał na rozradowanego.
Popatrzył na tłum i utkwił wzrok w Zecie. Zdawało się, że nikogo
oprócz niego nie dostrzega.
– Wiem, kto zabiera ser – powtórzył. – I opowiem ci o tym. – Mówił
tylko do Zeta.
Tłum stał w milczeniu. Generalnie taki wybuch głupoty powinien
spotkać się z powszechną pogardą, ale Maks miał w oczach coś, co
nie pozwalało na taką reakcję. Każda z myszy indywidualnie
zdawała sobie sprawę, że on mówi śmiertelnie poważnie. Jednak
jako grupa nie dopuszczali do siebie takiej ewentualności. Nie
wiedzieli, co o tym myśleć. Nie chcieli o tym myśleć. Każdy czekał,
aż pomyśli ktoś inny… Każdy czekał, aż ktoś z grupy zadecyduje, jak
zareagować. W końcu odezwała się z przekąsem starsza mysz.
– Co za cudowny absurd! Nie ma czasu na bajki. My tu prowadzimy
poważną dyskusję. To nieuprzejme z twojej strony, że nam
przeszkadzasz, nie sądzisz? Ale nie damy się podpuścić twoim
niemądrym słowom. Chodźcie, przyjaciele. Ta dyskusja donikąd nie
prowadzi. Poza tym robi się późno. Ja na przykład mam lepsze
rzeczy do roboty.
Starsza mysz wypowiadała się ze wspaniałą elokwencją. Zwłaszcza
jeśli weźmie się pod uwagę jej brak pewności siebie. Pozostałe
myszy były jej wdzięczne, że podjęła się tego zadania. Tłum powoli
się rozchodził. Wszyscy mieli wątpliwości, czy powinni odchodzić,
ale z czasem wątpliwości słabły i znikały. Po tygodniu całe
wydarzenie miało pójść w zapomnienie. Wyjątek stanowiła młoda
mysz.
Po odejściu tłumu pozostał tylko Zet. Nie poruszył się ani
o milimetr. Maks podszedł bliżej.
– Chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział Maks.
– A ja z pewnością chętnie wysłucham, co masz do powiedzenia –
odparł Zet.
– Minął cały rok – mówił dalej Maks. – Wiele wydarzyło się przez ten
czas. Dużo widziałem, dużo robiłem i dużo się nauczyłem. Zet,
jesteś pierwszą myszą, która zrozumie to, co mam do powiedzenia.
I co to oznacza. Chcesz posłuchać?
– Tak.
Maks podszedł bliżej i usiadł koło Zeta. Zwrócił uwagę, że Zet
wygląda bardzo młodo. Słyszał o nim i spodziewał się kogoś o wiele
starszego.
– Zacznę od początku mojej wyprawy… Uwierz, że wszystko, co
chcę powiedzieć, to najszczersza prawda. Chociaż to się wydaje
niemożliwe.
– Wiem – rzekł Zet.
Maks rozpoczął swoją opowieść.
– Rok temu obiecałem sobie pewną rzecz. Podjąłem decyzję i to
najtrudniejszą w życiu. Postanowiłem ustalić, dlaczego labirynt jest
zaplanowany tak, a nie inaczej. Chciałem odkryć, dlaczego znika
ser. Wtedy nie miałem powodów wierzyć, że uda mi się tego
dowiedzieć. Ale wiedziałem, że na podejmowanie prób jestem
w stanie poświęcić całe życie.
Przez kilka tygodni prowadziłem rozmowy, głównie ze starymi
myszami. Chciałem się dowiedzieć, czy znają odpowiedzi na moje
pytania. Nikt nie znał. I właściwie nikt nie rozumiał, dlaczego o to
pytam. Dla nich ciekawość u młodej myszy to rzecz naturalna, lecz
nie oznacza to jeszcze, że mysz jest w stanie swoją ciekawość
zaspokoić. I dlatego mówiły mi:
Nie wszystkie pytania rozpoczynające się od dlaczego mają swoje
odpowiedzi. A nawet jeśli mają, myszy nie mogą ich poznać. Bo nie
jest rzeczą myszy pytać, tylko akceptować. Ale ja tak nie mogłem.
W końcu doszedłem do takiego samego wniosku, do jakiego
dochodzą wszystkie młode myszy. Uznałem, że mysz w labiryncie
nigdy nie odpowie sobie na pytanie dlaczego? Jednak w odróżnieniu
od innych nie uczyniłem kolejnej, wydawałoby się, logicznej rzeczy
i nie przestałem dociekać.
Myślałem, że skoro labirynt narzuca ograniczenia wiedzy
i rozumienia, to w takim razie… Muszę wydostać się z labiryntu.
W pierwszej chwili sama myśl wydała mi się pozbawiona sensu.
Bo co to oznacza: wydostać się z labiryntu? Czy w ogóle istnieje
coś poza nim? Byłem jednak zdeterminowany, żeby znaleźć
odpowiedzi. I zacząłem sprawdzać, jak można się wydostać.
Wiedziałem już, że labirynt ma swoje krańce, a więc ściany, za
którymi nie ma żadnych przejść. Zacząłem szukać sposobów
przebicia się przez taką ścianę. To się okazało niemożliwe.
Spróbowałem więc zrobić podkop pod powierzchnią, bo
zastanawiałem się, czy istnieje coś pod spodem. Znów poniosłem
porażkę.
Doszedłem więc do wniosku, że droga jest tylko jedna: górą.
Większość myszy prawie wcale nie patrzy w innym kierunku niż
w prawo, w lewo, przed siebie i na dół. A i na dół tylko wtedy, gdy
po posiłku szukają okruchów sera. Oczywiście w dzieciństwie
wyciągamy szyję w inne strony, a także z ciekawością patrzymy
w źródło światła. Ale gdy przekonujemy się, że nie ma z tego żadnej
korzyści, rezygnujemy.
Postanowiłem
spojrzeć
do
góry
jeszcze
raz.
Zgodnie
z oczekiwaniami nie było na co patrzeć. Wydawało się, że ściany
wznoszą się do góry niemal w nieskończoność. Jednak nie dawałem
za wygraną. Patrzyłem do góry z niemal każdego miejsca
w labiryncie. Zajęło mi to kilka dni. I nagle mnie olśniło. Dokonałem
odkrycia.
Zauważyłem, że jeśli staniesz w korytarzu i zmierzysz długość
cienia rzucanego przez ścianę, a potem przejdziesz do korytarza
równoległego i znów zmierzysz długość cienia rzucanego przez
drugą ścianę, to okazuje się, że jest nieco krótszy. Co oczywiście
oznacza, że źródło światła znajduje się od strony pierwszej ściany
i że ściany nie wznoszą się w górę w nieskończoność. Nie ma w tym
nic szokującego. Jednak zastanawiając się nad tym problemem
przez kilka dni, odkryłem, że na podstawie długości cieni, odległości
między ścianami sąsiadujących korytarzy i odległości pomiędzy
każdą ze ścian a ścianą, która nie rzuca cienia, jestem w stanie
wyliczyć kąt, pod jakim światło wpada do każdego korytarza. Nie
było to łatwe, bo niewiele jest w labiryncie miejsc z trzeba
równoległymi do siebie ścianami, z których jedna nie rzuca cienia.
Ale gdy znalazłem takie miejsce, dokonałem kilku koniecznych
założeń i wyliczyłem kąty, mogłem ustalić wysokość ścian!
Przeliczyłem, co trzeba, i ustaliłem wysokość. Aby dosięgnąć
szczytu, potrzeba było czterech myszy stojących jedna na drugiej.
Znalazłem je, ale okazało się, że mysz jest za słaba, aby utrzymać
na sobie ciężar więcej niż jednej innej myszy. To poważny kłopot.
Wtedy zacząłem gromadzić ser. Ile tylko zdołałem znaleźć.
Usypałem z niego stos. Ale nie nadawał się. Nie był w stanie
utrzymać mojego ciężaru. Próbując wspiąć się na czubek, za
każdym razem grzęzłem w środku cały oblepiony serem.
Próbowałem nawet wspinać się po ścianie, używając zębów. Ale nic
z tego. Znów się nie udało.
I nagle, gdy już zaczynało brakować mi pomysłów, znalazłem.
Spotkałem mysz inną niż te, które dotąd znałem. Mysz wymykającą
się wszelkiej logice. Mysz, która zapewne jako jedyna była w stanie
rozwiązać mój problem…
Miała na imię Wielki.
Właściwie inaczej miał na imię, ale wszyscy właśnie tak się do niego
zwracali. Przyczyna była oczywista: on naprawdę był „wielki”.
Wcale nie był największą myszą w labiryncie. Nie miał
genetycznych predyspozycji do osiągniecia takiego wzrostu jak
inne. Ale z pewnością był najsilniejszą myszą w całym labiryncie.
Trudno było sobie wyobrazić jego krzepę – nikt nawet nie mógł się
z nim mierzyć. Był „wielki”, bo chciał być „wielki”. I dlatego, że na
to pracował.
Rzadko można zobaczyć mysz wykonującą ćwiczenia fizyczne.
W labiryncie to rzecz w praktyce niespotykana. Nie ma powodów do
ćwiczeń. Poszukiwanie sera stanowi wystarczającą próbę sił. Jednak
Wielki zbyt dużo nie jadał. Typowa mysz zjada każdy kawałek sera,
który znajduje, a Wielki zjadał tylko tyle, ile potrzebował do
rozwoju. Gdy kończył jeść, na ziemi często zostawały resztki sera.
Inne myszy się dziwiły. Dla nich koniec posiłku następował dopiero
wtedy, gdy nie było już nic więcej do zjedzenia.
Wielki, w odróżnieniu od innych, nawet nie poszukiwał jedzenia.
Nigdy nie musiał. Nie przejmował się tym, że gdy szedł jeść,
okazywało się, że sera nie ma. Codziennie trenował biegi
i przemierzał w labiryncie takie odległości, że co kilka godzin
mimowolnie natykał się na kawałki sera. Rzadko się zdarzało, że
niczego akurat nie znalazł. Wtedy po prostu nie jadł.
– Dlaczego nie idziesz dzisiaj na poszukiwanie sera? – pytali
znajomi.
– To zabawa nie dla mnie – odpowiadał skromnie.
Myszy szły bez niego.
Dlaczego więc wkładał tyle wysiłku w trenowanie mięśni? Dlaczego
tyle czasu poświęcał ćwiczeniom fizycznym? Dlaczego to go
zajmowało? Jaki miał w tym cel? Całe życie zadawano Wielkiemu te
pytania.
Zwykle nie odpowiadał. A jeśli już, to mówił tylko:
– Ja jestem celem.
Nikt się nie kwapił do zadania pytania, co przez to rozumie.
Wielki był myszą zadowoloną. Odkrył to, co dawało mu szczęście.
I tym się właśnie zajmował. Nie przejmował się, czy inni go
rozumieją. Nie liczyło się to, że inni, naśladując go, nie byliby
szczęśliwi. To odkrycie było ważne tylko dla niego. Inne myszy
mogło uszczęśliwiać coś innego. I Wielki nie widział w tym nic
złego.
Nie zwracał też uwagi na to, że mieszka w labiryncie. Nie miało to
dla niego znaczenia i w niczym nie ograniczało. Miał licznych
przyjaciół i wiele czasu, aby go z nimi spędzać. Ale najważniejsze,
że żył w warunkach, w których mógł realizować swoją pasję, a także
znajdować spokój i szczęście. Nie snuł więc opowieści o labiryncie.
Aż do chwili…
Pewnego razu Wielki zdał sobie sprawę, że w jego życiu coś się
zmieniło. Pierwszy raz zaczął myśleć o labiryncie, a właściwie
w ogóle dostrzegać jego istnienie. Ale do tego dojdziemy później.
Zanim do tego doszło, Wielki spotkał Maksa.
I w tym właśnie momencie przerwaliśmy opowieść Maksa.
Maks opowiadał dalej.
– Pewnego razu przyszedł do mnie Wielki i powiedział, że słyszał
o moich planach zrobienia czegoś szalonego. Uśmiechnął się na
dźwięk słowa „szalonego”, jakby chciał podkreślić swoją obojętność
wobec tego określenia. Nie znałem go wcześniej, nigdy o nim nie
słyszałem, ale jego widok mnie zaskoczył. Jeszcze nigdy nie
widziałem tak silnej myszy. Jak powiedział, że nazywa się Wielki,
nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
Opowiedział mi, że podsłuchał dwie myszy rozmawiające o „tym
kolesiu, Maksie”, który porywa się na coś niemożliwego.
Zainteresował się, gdy jedna z myszy powiedziała, że po – winienem
dorosnąć i zająć się szukaniem sera. A gdy druga dodała, że żyję
w swoim świecie, gram według własnych zasad i daję zły przykład
młodym, postanowił mnie odszukać.
Wielkiego nie interesowało, po co chcę wspiąć się na ścianę. Nie
pytał też, czy to możliwe. Zapytał za to, jaka jest wysokość tej
ściany według moich wyliczeń.
Powiedziałem, że cztery razy wyższa od myszy.
Po chwili namysłu Wielki stwierdził: – Chyba mogę ci pomóc.
Zapytałem go, w jaki sposób. Ciekawiło mnie, jaką ma propozycję.
Ale jego pomysł wydawał się niedorzeczny.
To go jednak nie zraziło, i wyłożył mi swój pomysł.
– Mogę cię podrzucić. Co ty na to?
Chociaż brzmiało to szalenie, wiedziałem, że Wielki mówi poważnie.
Do głowy przychodziło mi tylko jedno słowo: „Dziękuję”. Byłem mu
naprawdę dogłębnie wdzięczny.
– Zatem do dzieła – zaproponował z szerokim uśmiechem Wielki.
Ustawił się na tylnych łapach, plecami do ściany. Poprosił, żebym
rozpędził się najmocniej, jak potrafię, a gdy będę już przy nim,
podskoczył do góry. Zrobiłem, co kazał. Biegłem, biegłem, a potem
skoczyłem. Gdy byłem najwyżej, poczułem, że Wielki z całej siły
wypycha mnie za tylne łapy do góry. Zanim się zorientowałem,
miałem oczy powyżej ściany, a gdy zacząłem spadać, sięgnąłem
w kierunku ściany i udało mi się złapać. Wspiąłem się ostrożnie na
krawędź ściany i starałem się utrzymać równowagę.
I to było właśnie to… Mysz poza labiryntem. Mysz, która widzi
dalej, niż śniło się jakiejkolwiek myszy. Mysz, która zbliża się do
odpowiedzi na pytanie, jakie zadawały sobie niezliczone rzesze
myszy i dochodziły w końcu do wniosku, że udzielenie odpowiedzi
na pytanie: Kto zabrał mój ser? jest niemożliwe.
Ale ja nie zamierzałem na tym poprzestawać.
Maks opowiadał dalej.
– Są tam jeszcze inne „istoty”. Podobne do myszy, ale większe. Od
wielu myszy mądrzejsze, ale niektórym przedstawicielom naszego
gatunku nie dorównują mądrością. Nazywają się ludźmi. To właśnie
oni stworzyli labirynt, który istnieje dla ich przyjemności i zysku.
Służy ich celom.
Nasz świat, ten uważany za coś narzuconego z góry, nie jest niczym
szczególnym. Nie jest niczym nadanym z góry. Został
zaprojektowany tak, aby pasował do potrzeb i zainteresowań tych,
którzy nad nim panują. I to właśnie ci ludzie nadali labiryntowi taki
a nie inny kształt. Oni ustalili reguły i oni wyznaczają nam na grody
i kary. Są w stanie to robić, bo kochamy ser nade wszystko. Są
w stanie to robić, bo jesteśmy myszami w labiryncie. A myszy
w labiryncie myślą tylko o serze.
Od czasu pierwszej wyprawy poza labirynt, a podejmowałem ich
później wiele, dowiedziałem się bardzo dużo. Parę miesięcy
poświęciłem na naukę języka ludzi. Słuchałem tego, co mówią,
czytałem, o czym piszą. Dowiedziałem się, że nasz labirynt jest
jednym z wielu. Że istnieją inne myszy, inne istoty. Wszystkie różnią
się od siebie, choć w pewien sposób są też do siebie podobne.
Do przeżycia potrzebujemy pewnej ilości sera. Ale dowiedziałem
się, że nasze dążenia nie są powodowane pragnieniem zdobycia
większej ilości sera. W gruncie rzeczy posiadanie większej ilości
sera nas nie uszczęśliwia. Bo dla nas liczy się tylko zdobywanie
sera. Gdy zdobędziemy pewną jego ilość, przyzwyczajamy się do tej
sytuacji; i chcemy więcej.
Życie w labiryncie sprawia, że żadna ilość sera nie jest w stanie
zaspokoić myszy. Biegając po labiryncie, w gruncie rzeczy
poświęcamy nasze życie na poszukiwanie szczęścia i spokoju.
Docierając jednak do wytyczonych celów, nie znajdujemy ich.
Znajdujemy za to ser. Ale on znów nas rozczarowuje. Mimo to nie
kwestionujemy swoich przekonań na temat sera ani na temat tego,
co daje nam szczęście. Raczej nabieramy przyśpieszenia i szukamy
większych ilości sera. I pogoń trwa.
– Zet, zadałeś dzisiaj zgromadzonym myszom pytanie: Czy można
dążyć do szczęścia, jeśli samo dążenie cię nie uszczęśliwia?
Ile myszy ma odwagę, żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ile
gotowych
jest
przyjąć
odpowiedzi
sugerujące
zmianę
postępowania?
Prosisz myszy, żeby robiły rzeczy, których nigdy się nie uczyły.
Prosisz je, aby zadawały pytania i myślały, one jednak wolą
przyjmować wszystko jako dane z góry. Prosisz je, aby szukały
siebie, ale one są zajęte poszukiwaniem sera. Prosisz, aby żyły
swoim życiem, ale one są zajęte bieganiem po labiryncie.
Ty, Zet, prosisz je, aby były. A one zostały tylko nauczone robić.
Ale my myszy nie jesteśmy w tym odosobnione. To samo dotyczy
innych stworzeń. Nawet ludzi. Oni także mają swoje labirynty. Mają
też swój ser. Tylko nadają im inne nazwy. Dokonują odkryć na
temat myszy, ale nie widzą, że zachowują się podobnie jak one.
Ludzie również akceptują labirynt jako dany z góry. I uznają jego
ściany za niemożliwe do pokonania. Też odmawiają podejmowania
działań. I nie zadają sobie najważniejszych pytań.
Odkryłem, że zadawanie sobie pytania: „Kto zabrał mój ser?”, nie
jest ani głupie, ani niepraktyczne. Nad sytuacją można zapanować.
Ale nie mogą tego robić myszy w labiryncie. Bo mysz uznająca
labirynt za dany z góry – za więzienie – nie podejmuje decyzji sama,
tylko reaguje na to, co zaplanowali inni. Lecz jeśli ktoś nie
akceptuje faktu, że labirynt został narzucony z góry, jeśli
kwestionuje narzucone plany, to ma przed sobą jeszcze jedną
możliwość: może podjąć decyzję o działaniu.
Ja tak właśnie postąpiłem. Mówiono mi, że nie ma odpowiedzi na
pytanie dlaczego? Mówiono mi, że nie mam wyboru, tylko muszę
zaakceptować zmianę, że mam tylko gonić za serem. Mówiono mi,
że moje miejsce jest tylko w labiryncie, który został nadany z góry.
Cóż, udowodniłem, że jest inaczej.
Ale to nie wszystko. Dokonałem jeszcze jednego.
Nauczono mnie też, że jeśli ktoś sfrustrowany i zdezorientowany
zadaje z całą mocą pytanie: „Kto zabrał mój ser?”, to trzeba mu
powiedzieć, że to nieważne, bo liczy się tylko to, że sera nie ma.
Teraz mam inną odpowiedź na to pytanie. Gdy jakaś mysz zapyta na
głos: „Kto zabrał mój ser?”, to ja jej odpowiem na to pytanie.
Ale, Zet, odpowiem inaczej, niż myślisz. Bo teraz wszystko jest
inaczej. Ja to zmieniłem.
Odpowiem tej myszy: To ja zabrałem twój ser.
Jak już nauczyłem się języka ludzi, badałem ich przez wiele czasu.
Czytałem też, co piszą o labiryncie. Dowiedziałem się, w jaki sposób
go zaprojektowali i jaki mieli w tym cel. Dowiedziałem się, kiedy
zabierają ser i na jakiej podstawie decydują, gdzie go przenieść.
Znalazłem odpowiedzi na wiele pytań, które zadawałem sobie od
dzieciństwa. Odkryłem, dlaczego w labiryncie jest tak wiele
nieużywanych szlaków i dlaczego tak wiele dróg prowadzi do tego
samego miejsca.
Dowiedziałem się tych wszystkich rzeczy i one wyjaśniły mi, co się
dzieje w labiryncie. Ale mnie nie przekonały, bo ukazywały
niesprawiedliwość. Konstruktorzy labiryntu zaprojektowali go do
własnych celów i dla własnych korzyści. Tylko że oni w nim nie
mieszkają. A my tak. Zrozumiałem więc dlaczego, ale nie chciałem
tego zaakceptować.
Postanowiłem więc coś z tym zrobić.
Już po kilku tygodniach wiedziałem, jakie podjąć kroki. Każdego
wieczoru administratorzy, którzy zaprojektowali nasz labirynt,
zostawiali swoim asystentom instrukcje. Rano asystenci je czytali
i wprowadzali do labiryntu stosowne zmiany. Obserwowali
zachowania myszy aż do popołudnia i zapisywali swoje
spostrzeżenia w dzienniku. Wieczorem administratorzy czytali
informacje od asystentów i wydawali instrukcje na następny dzień.
Codziennie powtarzał się ten sam cykl. To okazało się bardzo
proste.
I właśnie wtedy wkroczyłem ja.
Zacząłem wprowadzać zmiany do instrukcji zostawianych przez
administratorów, a później także do informacji zapisywanych przez
asystentów w dzienniku. W ten sposób byłem w stanie wpływać na
zmiany zachodzące w labiryncie. Na początek powoli. Zaczynałem
od kilku drobnych poprawek: przesunięcie jednej ściany, zwykle
gdzieś w odległym zakątku. Po pewnym czasie nabrałem śmiałości.
Prawie całkowicie przeprojektowałem cały labirynt. Teraz jest
bardziej wydajny i inspirujący. Jest w nim więcej sera, chociaż nie
zawsze łatwiej go znaleźć.
Dlaczego to robiłem? Jaki miałem cel? Chciałem pomóc myszom
w zrozumieniu, czym naprawdę jest labirynt. Chciałem dać im
więcej czasu do oceny sytuacji i zdecydowania, którą wybrać
ścieżkę. Chciałem zachęcić je do myślenia. Zmotywować do
odkrywania, od czego tak naprawdę zależy ich szczęście. Zachęcić
myszy do odkrywania własnych celów.
Ale widzisz ten paradoks? Chcąc pomóc myszom osiągnąłem tylko
to, że labirynt działa tak, jak ja chcę, i służy moim celom – nie ich.
Myszy w labiryncie nie mają ani trochę więcej wolności niż
przedtem! Nowy labirynt jest lepszy od starego, ale myszy nadal
działają według cudzych reguł.
Ale tak być nie musi.
Jeśli jakaś pojedyncza mysz zadecyduje, że nie chce dłużej ślepo
gonić za serem, to może być wolna. Nie mam nad nią kontroli.
Wtedy moje reguły przestają się liczyć.
Jeśli ta mysz zdecyduje się – jak ja to zrobiłem kilka miesięcy
temu – opuścić labirynt, będzie wolna.
Jeżeli jakaś mysz uzna – tak jak ty dzisiaj – że są rzeczy ciekawsze
i ważniejsze niż pogoń za serem, będzie wolna.
Powiedz o tym wszystkim myszom z labiryntu. Jak myślisz? Jak
zareagują? Jeśli dotąd uważają, że nikt nie jest w stanie osiągnąć
wielkości, to podziękują ci za ukazanie takiej możliwości. Ale są też
myszy, które liczą na to, że osiągnięcie wielkości nie jest możliwe,
bo w ten sposób łatwiej mogą usprawiedliwiać swoje bezrefleksyjne
postępowanie. Powiedz takiej myszy, że wielkość jest możliwa,
a znienawidzi cię za to.
Wierzę, że pragnienie inspiracji jest silniejsze niż pragnienie sera.
A nawet jeśli się mylę, to nie mogę godzić się na labirynt, który
narzuca myszom przeświadczenie, że są małe i nieważne.
Nie mogę godzić się na labirynt, który przekonuje, że w słabości
i cierpieniu myszy tkwi mądrość i szlachetność.
Nie mogę godzić się na labirynt, który z góry narzuca pogoń za
serem.
Nie mogę godzić się na labirynt, który mówi młodym myszom, co
mogą osiągnąć, a czego nie mogą.
Sam byłem młodą myszą w takim labiryncie. I nie mam zamiaru na
to pozwolić.
I do tego właśnie dążę.
Tobie pierwszemu o tym mówię, bo wiem, że mnie zrozumiesz.
A wiem to z prostego powodu…
Przenosząc ser, zyskałem wpływ na wszystkie myszy. W ten sposób
mogłem zmieniać ich myślenie, ich uczucia, przekonania i kierunki
ich wędrówek.
Tobie, Zet, też zabierałem ser. Wiele razy. Ale ty się tym po prostu
nie przejmowałeś.
Maks skończył opowieść. Po jego minie było widać, że jest
zadowolony. Niczego nie chciał od Zeta. Nie oczekiwał aprobaty…
Nie liczył na jakąkolwiek reakcję.
– Dziękuję – powiedział Zet – że mi o tym opowiedziałeś. To była
naprawdę niezwykła podróż. Nie ma drugiej takiej myszy jak ty.
Zapadła już ciemność.
– Robi się późno – stwierdził. – Może porozmawiamy jeszcze jutro.
Przyjdziesz tutaj rano?
– Tak – odparł Maks.
Spodziewał się, że Zet wstanie, minie go i pójdzie korytarzem. Ale
Zet odwrócił się w stronę zaułka i ruszył prosto w stronę ściany…
Maks patrzył zdumiony. To był ślepy zaułek. Czyżby Zet planował
zostać tam na noc? A może coś mu się pomyliło?
Ale Zet szedł przed siebie.
Dokładnie w chwili, w której wsunął głowę w ścianę, Maks krzyknął
ostrzegawczo: – Stój!
A potem zobaczył, co się dzieje.
Na jego oczach Zet przeszedł przez ścianę. Z taką swobodą, jakby
jej wcale nie było. Jakby była zrobiona z powietrza. Jakby ściana
zupełnie się nie liczyła. A potem zniknął. Maks stał niemo
wpatrzony w ścianę.
Chwilę później z drugiej strony usłyszał głos.
– Masz rację, Maks – mówił Zet. – Można być wolnym. Jutro
opowiem ci swoją historię.
Zdumiony Maks usiadł. Wiedział, że Zet się uśmiecha.
Odpowiedział mu uśmiechem.
„A przez cały czas tylko ja mówiłem”, pomyślał z rozbawieniem.
Następnego dnia Maks wczesnym rankiem przybył na miejsce
spotkania. Całą noc nie spał. Mimo to czuł się bardziej rześki
i rozbudzony niż kiedykolwiek. Przyłapał się na tym, że wygląda
Zeta w długim korytarzu. Roześmiał się.
Każda inna mysz, myślał, musiałaby przyjść tutaj właśnie tym
korytarzem. Co innego Zet. On nie musiał niczego. On mógł pojawić
się zewsząd.
I wtedy zauważył Zeta. Nadchodził, jak każda inna mysz, od końca
korytarza. Maks znów się roześmiał.
Przywitali się, usiedli i Zet się odezwał.
– Maks, wczoraj, opowiadając mi swoją historię zaznaczyłeś, że
wszystko, co mi powiesz, to najszczersza prawda. „Nawet jeśli coś
wydaje się niemożliwe”.
– Zgadza się – przyznał Maks.
– Teraz ja zacznę od tego, że nie powiem ci o niczym, co jest
niemożliwe.
Maks skinął głową.
– Co byś powiedział na to – kontynuował Zet – gdybym ci oznajmił,
że twoje osiągnięcia nie różnią się niczym, zupełnie niczym, od
tego, co ci wczoraj pokazałem, przechodząc przez mur?
– Powiedziałbym, że być może – odparł Maks.
– Ale nie rozumiem, w jaki sposób?
– Maks, jak wyszedłeś z labiryntu? – zapytał Zet.
– Przeskoczyłem przez ścianę. Najpierw chciałem się wspiąć.
A jak mi się nie udało, z pomocą przyszedł mi Wielki. I wtedy
przeskoczyłem.
– Wszystko to prawda. Ale przejdźmy do dalszej części twojej
opowieści. Dlaczego jesteś jedyną myszą, która opuściła labirynt?
Dlaczego Wielki przyszedł ci z pomocą? W jaki sposób doszedłeś
w życiu do punktu, w którym byłeś w stanie przeskoczyć ścianę?
Maks zastanawiał się przez chwilę.
– Bo tylko ja próbowałem się wydostać – odpowiedział w końcu.
– Co więc ostatecznie zadecydowało o twoim sukcesie?
– Decyzja. Postanowienie. Myśl. Myśl o ucieczce.
– I wszystko inne zaczęło się właśnie od tego – dodał Zet.
– Tak.
– Miałeś myśl. Ona pokierowała twoimi czynami, które nadały jej
fizyczny kształt. Wizja została zrealizowana. Ze mną było tak samo.
Zrobiłem to, co uważałem, że jest dla mnie możliwe do zrobienia.
Zrobiłem to, co uznałem, że trzeba zrobić. Nie myślałem
o labiryncie i o ścianach tak jak inni. Mamy ze sobą wiele
wspólnego.
– Istnieje jednak pewna różnica – rzekł Maks.
– Ja zrobiłem coś, co jest… możliwe do zrobienia. A ty coś, co
z punktu widzenia fizyki jest niemożliwe. To podważa całą moją
wiedzę. Tak być nie powinno.
– Nie ma żadnej różnicy – mówił Zet. – Żadna mysz w labiryncie nie
pomyślałaby, że osiągnięcie tego, co tobie się udało, jest możliwe.
To wykraczało poza ich możliwości myślowe. Ale nie poza twoje.
– Zgoda. Mimo to jest różnica. Ja potrafię wyjaśnić, w jaki sposób
uciekłem z labiryntu. Zrobiłem to. A czy ty możesz mi wyjaśnić, czy
możesz mi opisać, jak przechodzisz przez ścianę?
– Tak. Mogę ci wytłumaczyć – odparł Zet.
Wszystko, co się dzieje, wszystko, co robisz, bierze początek
w twoich myślach. Weźmy dążenia materialne: jeśli chcemy zdobyć
kawałek sera, myśl popycha ciało w kierunku sera. Wprawdzie
pomiędzy myślami i ciałem nie ma związku fizycznego, ciało
reaguje, bo myśl twierdzi, że możliwe jest przeniesienie ciała
w jakiś określony i pożyteczny sposób. Popatrz na mysz zaraz po
urodzeniu, a zobaczysz, że nie rodzimy się z takim przekonaniem,
tylko musimy wyrobić je sobie dzięki regularnej praktyce
i przemyśleniom. To samo dotyczy innych naszych dążeń; także tych
niematerialnych. Jeśli koncentrujesz się na rozwiązaniu problemu,
nie istnieje fizyczny związek pomiędzy zamiarem osiągnięcia celu,
ponoszonym
pod
jego
wpływem
wysiłkiem
umysłowym
i ostatecznym rozwiązaniem. Od problemu do analizy rozwiązania
przechodzimy dzięki naleganiu umysłu. Trzeba to zrozumieć, trzeba
to sobie uświadomić. To wyjaśnia wszystko. Nigdzie nie ma
powiązań fizycznych. Wszystko wynika z nacisków wywieranych
przez umysł.
Maks przyglądał mu się uważnie. Rozważał każde słowo.
– Nieważne, czy ty myślisz, że przechodzenie przez ścianę jest
możliwe – mówił dalej Zet – W końcu znalazłeś swój sposób
opuszczania labiryntu. Musisz jednak zdać sobie sprawę, że taki
sam proces zachodził, gdy ty zaszedłeś dalej, niż jakakolwiek mysz
była w stanie pomyśleć. Odrzuciłeś założenia, reguły i ograniczenia,
które inni przyjmowali. Potrafiłeś zdobyć się na myśl – i wyrobić
w sobie przekonanie – że możesz dowiedzieć się więcej i możesz
zrobić więcej. I przeszedłeś do czynu. Ja zrobiłem tak samo.
Podważyłem
założenia.
Złamałem
zasady.
Zlekceważyłem
ograniczenia. Nie uwierzyłem, że cokolwiek jest nam dane z góry
raz na zawsze. Osiągnąłem nieoczekiwany wynik. Labirynt przestał
istnieć.
– Zatem… Zatem on tak naprawdę nie istnieje? – zapytał Maks. –
Dla nikogo?
– Istnieje. Dla większości myszy. Z nim wiąże się ich tożsamość i ich
całe życie. Wiele razy mówiłeś o nich: myszy w labiryncie. To zdanie
nie jest fałszywe. Jest jednak niebezpiecznie mylące.
– Jak to? – zapytał Maks.
Zet się uśmiechnął.
– Widzisz, Maks, problem nie polega na tym, że myszy są
w labiryncie, tylko na tym, że labirynt jest w myszach.
Przez niemal godzinę Maks i Zet siedzieli w milczeniu. Żaden z nich
nie miał nic więcej do powiedzenia. Żadnemu nie śpieszyło się do
odejścia.
Maks się zastanawiał. Starał się zrozumieć, uchwycić wszystko, co
wytłumaczył mu Zet. Wiedział, że zanim w pełni uświadomi sobie
i przyswoi to wszystko, co dopiero zaczynał pojmować, minie
jeszcze wiele czasu. Ale ta rozmowa dodała mu energii. Był
zadowolony.
Zet również się zastanawiał. Myślał o siedzącej przed nim
niezwykłej myszy, której udało się wydostać z labiryntu i przejąć
kontrolę nad swoim światem. Dowiedział się od Maksa czegoś, czym
nigdy wcześniej się nie przejmo – wał. A teraz, gdy już to wiedział,
chciało mu się śmiać… Oto siedział przed nim Maks, który swoimi
manipulacjami w dzienniku poza labiryntem sprawiał, że on co rano
znajdował przy swoim łóżku świeży kawałek sera.
Po pewnym czasie się rozstali. Spotkają się ponownie już jako
przyjaciele.
Każdy będzie szedł własną ścieżką. Ale będą sobie nawzajem
pomagali. Będą wymieniali się zdobywaną wiedzą. I będzie im
raźniej z myślą, że gdzieś w labiryncie, albo poza nim, jest mysz jak
żadna inna.
Dla Wielkiego był to dzień jak co dzień. Obudził się, przeciągnął
i ruszył na poranną przebieżkę. Mknął szybko przez labirynt swoją
tradycyjną drogą. Zwykle biegał godzinę, a potem zajmował się
treningiem siłowym.
Wytyczając drogę swojego porannego biegania, kierował się tylko
jednym kryterium: chciał osiągać największą prędkość, dlatego jego
droga prowadziła przez najrzadziej uczęszczane korytarze. W innym
wypadku musiałby się przeciskać przez tłum.
Jednak tego dnia zauważył pewną zmianę. W korytarzu, w którym
zwykle biegał, panował tłok. Po skończonym biegu zastanowił się
nad tym. Doszedł do wniosku, że od pewne go czasu rośnie
populacja zamieszkująca labirynt. Już wcześniej zwrócił na to
uwagę w innych częściach labiryntu, nigdy jednak nie dostrzegał
tego trendu tak wyraźnie, jak teraz. Bo tego dnia wpłynęło to na
jego bieganie.
Trzeba było coś z tym zrobić. Całe popołudnie chodził po labiryncie
i dokładnie go oglądał. Szczególną uwagę zwracał na najodleglejsze
korytarze. Gdy uznał, że widział już wystarczająco dużo, zaczął się
zastanawiać, jakie ma możliwości.
Najlepsza i tak była ta trasa, którą biegał dotychczas, chociaż mógł
wprowadzić do niej kilka udoskonaleń. Po godzinie opracował
optymalną drogę. Była niezła, ale pozostawiała wiele do życzenia.
Przez jakiś czas mógłby na niej trenować. Wkrótce jednak zrobi się
tłoczno nawet w opustoszałych dawniej korytarzach. To mu nie
odpowiadało.
Zastanawiał się nad całą sytuacją. Zwrócił uwagę, że po raz
pierwszy w życiu rozmyśla o labiryncie. Nigdy wcześniej nie
zaprzątał sobie nim głowy. Zupełnie go nie obchodził. Teraz jednak
rozplanowanie labiryntu, a nawet samo jego istnienie, stanęło na
drodze jego dążeniom. Nie mógł tego zaakceptować.
Labirynt był duży. Ale jednak nie dość duży.
Labirynt decydował o życiu. Ale nie o jego życiu.
Wprawdzie labirynt był wszystkim, co Wielki znał, jednak nie
wszystkim, co był sobie w stanie wyobrazić.
Decyzja zapadła.
Był późny wieczór. Wielki dotarł do jednego z krańców labiryntu.
Zbliżył się do ściany i dotknął ją delikatnie. Zrobił krok do tyłu,
a potem.. naparł na nią z całą mocą. I przebił dziurę na wylot.
Przeszedł przez nią i znalazł się poza labiryntem. Nie zamierzał do
niego powracać. Labirynt znów go przestał obchodzić.
Niektóre dążenia są po prostu zbyt ważne.
Czasami życiu nie da się narzucić ograniczeń.
Niektóre myszy są wielkie.
POCZĄTEK
Mam nadzieję, że opowieść podobała ci się i zainspirowała do
ponownego przemyślenia pewnych spraw, które uznajesz za
oczywiste. Niektórzy swoimi przemyśleniami i reakcjami mogą
podzielić się z przyjaciółmi albo kolegami z klubu książki
. Inni
mogą podyskutować o tej książce w swojej organizacji. Końcowy
rozdział zawiera materiał pomocny w inicjowaniu kolejnych
tematów do dyskusji i refleksji.
Wierzę, że każdy czytelnik w naturalny sposób sam wyciągnie
z tej książki dla siebie to, co dla niego najważniejsze. Poniższe
pytania nie mają ukierunkowywać w żadną stronę, nie służą też
porządkowaniu dyskusji. Chodzi w nich tylko o to, aby pobudzać do
myślenia. Można zaczynać od dowolnego pytania, przeskakiwać do
jednych, ignorować inne. Pierwsza lista pytań przeznaczona jest dla
tych, którzy będą prowadzić przemyślenia samodzielnie. Jak
sugerują Maks, Zet i Wielki, samodzielne myślenie to najważniejszy
aspekt rozwoju i nauki. Mimo to warto czasem posłuchać, jak inni
interpretują tę opowieść i jakie wyciągają z niej wnioski. Być może
zwrócili uwagę na coś, co tobie umknęło. A być może ty
wyciągnąłeś z niej naukę, której przemyślenie przydałoby się także
innym. Właśnie do takich refleksji motywują pozostałe listy pytań.
Obojętnie, czy siedzisz z grupą przyjaciół, ze współpracownikami
na sali konferencyjnej czy w klasie z uczniami, dyskusje
o przygodach Maksa, Zeta i Wielkiego pomogą ci wykrystalizować
i sprecyzować własne myśli. Podważanie cudzych interpretacji
może też prowadzić do zupełnie nowych wniosków, których nikt nie
wysnułby w pojedynkę. Słuchając różnorodnych interpretacji,
uczymy się doceniać wielość perspektyw, które pozwalają inaczej
spojrzeć na problemy i dostrzegać inne rozwiązania.
1. Wymień główne cechy Maksa, Wielkiego i Zeta. Które z nich
najbardziej ci imponują? Które byłyby dla ciebie najbardziej
pożyteczne, gdybyś je sobie przyswoił?
2. Kogo chciałbyś mieć za szefa: Maksa, Wielkiego czy Zeta?
Który z nich byłby najlepszym kolegą z pracy albo podwładnym?
Który – przyjacielem? Dlaczego?
3. Czy potrafisz sobie wyobrazić, że przechodzisz przez ściany,
chociaż wszyscy uważają to za niemożliwe? Czy potrafisz wyobrazić
sobie, że potrafisz uciec z labiryntu, chociaż innym do głowy nie
przychodzi nawet myśl o podejmowaniu takich prób? Jeśli tak, to
jak byś to zrobił?
A jeśli nie, to co cię przed tym powstrzymuje?
4. Wymień kilka labiryntów, w których znajdujesz się obecnie?
Sam je sobie wybrałeś? Chciałbyś z nich uciec? Jak to zrobić
w pozytywny, produktywny sposób?
5. Co Wielki ma na myśli, gdy w rozdziale pod tytułem „Wielki”
mówi: „To zabawa nie dla mnie”? A jaka zabawa jest dla niego?
6. Awco ty grasz? Czy to odpowiednia gra dla ciebie?
7. Jakiej rady udzieliłby ci Maks, gdybyś opowiedział mu o swoim
życiu?
8. Co powiedziałby Zet, gdybyś opowiedział mu o swoich
największych lękach i obawach?
9. Czy stworzyłeś jakieś labirynty dla innych ludzi? Czy są
w twoim życiu ludzie, którzy podążają drogami i zmierzają do
celów, które wyznaczyłeś ty, a nie oni sami? Czy to sprawiedliwe
i zasadne? Jeśli tak, to dlaczego? Jeśli nie, co mógłbyś, lub
powinieneś, zrobić inaczej?
10. Kto w twoim życiu skorzystałby najwięcej na posłuchaniu
o Maksie, Wielkim i Zecie? Dlaczego?
1. W jakich labiryntach ty i bliscy ci ludzie biegacie? Jak opisałbyś
te labirynty? Kto je zaprojektował? Co skłania ludzi do biegania?
Jakie korzyści przyniosłaby ucieczka?
2. Co w rozdziale „Labirynt jest w myszy” Zet rozumie pod
słowami: „Bo widzisz, Maks, problem nie polega na tym, że mysz
jest w labiryncie, ale na tym, że labirynt jest w myszy”? Uważasz, że
to prawda? Jeśli tak, to na czym to polega? Czy przychodzą ci do
głowy labirynty, które zdaniem ludzi są na zewnątrz, a w gruncie
rzeczy istnieją w nich? Jak można się z nich wydostać?
3. Maks, Wielki i Zet uciekli z labiryntu. Każdy z nich zrobił to
własnym sposobem. Jakie cechy posiadał każdy z nich? Czego
możemy nauczyć się z podejścia, które oni reprezentowali?
4. Czy uważasz, że Maks uciekłby z labiryntu, gdyby nie pomógł
mu Wielki?
5. Czy ty lub ktoś ci znany kiedykolwiek przechodził przez ścianę?
W jaki sposób? Czego to wymagało? Dlaczego nie każdy jest
w stanie tego dokonać?
6. Co myślisz o tym, jak Zet wyjaśniał swoje umiejętności? Czy
one mają dla ciebie sens? Wierzysz w to samo, co Zet?
7. Dlaczego Zet nie zawsze przechodzi przez ściany?
8. Czy sądzisz, że inne myszy też uciekną z labiryntu? A może nie
w przypadku każdej myszy jest to możliwe? Dlaczego?
9. Dlaczego Maks wrócił do labiryntu po tym, jak dowiedział się
tego wszystkiego?
10. Z którym przesłaniem tej książki zgadzasz się, a z którym nie?
1. Co powiedziałby Maks, gdyby przeanalizował twoją
organizację? Jakich udzieliłby rad?
2. Gdyby poprosić Zeta o ocenę założeń przyjmowanych w twojej
organizacji – spraw powszechnie uznawanych za oczywiste – jaką
wystawiłby opinię? Jakich rad by wam udzielił?
3. Dlaczego tak wiele myszy z labiryntu z takim skrępowaniem
podchodzi do spraw poruszanych przez Maksa i Zeta? Wiele z nich
wyraźnie pozbyło się strachu przed zmianami. Czego jeszcze się
boją?
4. Jak opisałbyś mocne strony Maksa, Wielkiego i Zeta? Które
z nich przeważają w twojej organizacji? Których brakuje? Jak
rozwijać i umacniać te mocne strony?
5. Jakie labirynty istnieją w twojej organizacji lub w jej otoczeniu?
Kto je zaprojektował? Dlaczego są takie trwałe? Które cele
przyjmowane jako oczywiste – odpowiedniki sera – warto
przemyśleć od nowa?
6. Co dokładnie stoi na przeszkodzie, by wprowadzić zmiany
w twojej organizacji? Czy można i należy je natychmiast zmienić?
Czy jeśli nie da się ich zmienić od razu, można i należy je zmienić
w dalszej perspektywie? Czy można dzisiaj wykonać posunięcia,
które w przyszłości zaowocują pozytywnymi zmianami?
7. Czy ludzie z takimi cechami, jakie posiadają Maks, Zet i Wielki,
mogą liczyć na sukces w twojej organizacji? A jeśli nie, to dlaczego?
8. Czy Maks, Wielki i Zet byliby dobrymi liderami? Jeśli tak, to
dlaczego nie mieli zwolenników?
9. Jakie cechy przywódcze dostrzegasz u Maksa, Wielkiego
i Zeta? Jakie cechy najtrudniej wyrobić?
10. Co w twojej organizacji byłoby odpowiednikiem zadawania
„śmiesznych” pytań typu: „Po co istnieje labirynt?”. Czy w twojej
organizacji można bezpiecznie zadawać i rozważać „śmieszne”
pytania? Czy twoja organizacja skorzystałaby na częstszym
zadawaniu takich pytań?
Podobnie jak wielu ludzi uwielbiam nauczać i stale szukam lepszych
sposobów na wywieranie pozytywnego wpływu na studentów.
Byłoby łatwiej, gdyby chodziło tylko o przedstawianie faktów,
strategii, struktur i odkryć naukowych. Dla wielu z nas równie
ważne – a może nawet ważniejsze – jest inspirowanie do głębszych
analiz i bardziej wnikliwych refleksji, a także wyposażanie
studentów w nawyki regularnego uczenia się i rozwijania – również
po opuszczeniu szkoły. Mam nadzieję, że ta książka pomoże
w podejmowaniu tych trudnych wyzwań. Taki jest jej cel. Podsuwam
pod rozwagę dwie sprawy:
Po pierwsze, którzy studenci skorzystają z lektury tej książki?
W rozmowach ze studentami i nauczycielami otrzymuję na to
pytanie dwie odpowiedzi. Jedna grupa twierdzi, że na dyskusjach,
do których prowokuje ta książka, skorzystają studenci z kierunków
nauczania dotyczących przywództwa, zachowań organizacyjnych,
politologii, przedsiębiorczości i strategii. Druga grupa twierdzi, że
największym błędem popełnianym przez studentów jest wybór
specjalizacji i pracy. Niejednokrotnie dokonują tego wyboru pod
wpływem zewnętrznej presji i cudzych oczekiwań, a nie po
starannym przeanalizowaniu własnych celów i pasji. To smutne, ale
wielu studentów przez długie lata – a nawet całe życie – realizuje
nie swoje marzenia. Ta książka ma pomagać w zachęcaniu ich do
rozważania tych spraw na jak najwcześniejszym etapie drogi
życiowej.
Po drugie, zdaję sobie sprawę, że wprowadzenie nowego
materiału do zajęć wiąże się z kosztami. Trzeba ustalić, do czego
zawarty tu materiał będzie pasował i jak opracować plan zajęć.
Radzę pod tym względem zdać się na studentów. Wprawdzie
zawarte tu pytania mogą skłaniać do inicjowania rozmów i dyskusji
na zajęciach, ale książka ta zalicza się tego rodzaju, przy których
mniej nauczania prowadzi do zdobywania większej wiedzy.
Z mojego doświadczenia wynika, że wystarczy studentom ją polecić,
a oni zajmą się resztą. Takie zajęcia zapadają w pamięć.
W ostatnim dziesięcioleciu w moich zajęciach uczestniczyło około
dziesięciu
tysięcy
właścicieli
przedsiębiorstw,
dyrektorów
i menedżerów. Głównie w Harvard Business School, w której
prowadzę zajęcia na kursach MBA i kursach zarządzania. Dużo
wiedzy
przekazuję
także
podczas
wizyt
konsultacyjnych
i treningowych organizowanych wewnątrz firm, działających
w różnych miejscach na świecie i reprezentujących prawie
wszystkie branże. Większość moich nauk i porad dotyczy negocjacji
oraz podejmowania strategicznych decyzji, ale mam też okazję
kierować dyskusjami dotyczącymi szerokiego spektrum problemów,
z którymi menedżerowie i dyrektorzy spotykają się na co dzień:
– Jak inspirować pracowników?
– Jak powinna wyglądać struktura bodźców motywacyjnych?
– Jak tworzyć kulturę sprzyjającą innowacyjności?
– Jak pozyskiwać najbardziej utalentowane osoby?
– Jak rozwijać najlepszych liderów?
– Jak wyróżniać się na tle swojej branży i w oczach klientów?
– Jak uzyskiwać jak największy zakres kontroli w warunkach,
w których jesteśmy zdani na niezależne od nas wpływy gospodarki
i konkurencji?
– Jaka struktura organizacyjna najlepiej pasuje do celów, do
których dążymy?
– Czy skupiamy się na nieodpowiednich celach?
Liczę, że ta książka pomoże zająć się niektórymi z tych
problemów i zmartwień. Mam do czynienia z dyrektorami oraz
menedżerami pracowitymi, inteligentnymi i kierującymi się
szczytnymi intencjami, którzy mimo to stale zmagają się z tego typu
problemami. A to dlatego, że do rozwiązania najdotkliwszych z tych
problemów intelekt, wysiłek i dobra wola są konieczne, ale same
w sobie nie wystarczają. Musimy także zrobić krok do tyłu
i przyjrzeć się poczynionym założeniom, aby na nowo zobaczyć
stare rzeczy, spróbować działać nie tylko intensywniej, ale także
innymi sposobami. A przede wszystkim stworzyć warunki,
w których ludzie stale zadają sobie pytanie dlaczego? Mam
nadzieję, że lektura, którą kończycie, pomoże wam w stworzeniu
takich warunków w waszej organizacji.
1. Co stanie się z Maksem, Wielkim i Zetem? Nie dowiedzieliśmy
się o tych trzech myszach wszystkiego. Mogę powiedzieć parę
rzeczy, co działo się dalej: kolejne przygody Maksa, Wielkiego
i Zeta rozgrywały się poza labiryntem. Ale odwiedzali także inne
tego typu konstrukcje. Ich życie nadal się splatało i to w coraz
bardziej interesujący sposób. W opowieści pojawili się nowi
bohaterowie. Akcja zaczęła robić się coraz gęstsza.
2. Co stanowiło inspirację do stworzenia tych trzech postaci?
Zaczęło się od Maksa, który pojawił się niemal natychmiast po
pierwszym przeczytaniu książki Kto zabrał mój ser? Stano wił
ucieleśnienie mojej intelektualnej i emocjonalnej reakcji na tę
lekturę. Oczywiście opowieść mogła powstać dopiero wówczas, gdy
Maks nieco „podrósł”, czyli dopiero wtedy, kiedy moje przemyślenia
i odczucia, wywołane książką S. Johnsona, nabrały cech dojrzałości.
A gdy już Maks był wystarczająco „dorosły”, aby zacząć sprawiać
kłopoty, poznał Zeta i Wielkiego. Ci dwaj znajdowali się tam,
w labiryncie, cały czas, ale ich historie były trudne do
wyartykułowania. Maksa potrzebowaliśmy, żeby spiąć wszystko
w całość i zainicjować konieczne dialogi. Wkrótce wszyscy trzej
stali się dla mnie wzajemnie niezbędni i nierozłączni, ponieważ
odkryłem, że mam do czynienia nie z trzema opowieściami, ale
z jedną. Dzieje Maksa nie mogły stanowić całości, tak jak sama
reakcja intelektualno-emocjonalna nigdy nie stanowi całości.
3. Którą postać lubisz najbardziej? Generalnie wygląda to trochę
tak, jak szukanie odpowiedzi na pytanie: które dziecko najbardziej
kochasz. Wszystkie jednakowo. Z drugiej strony zauważyłem, że to,
który bohater akurat najbardziej mi imponuje, zależy od tego, czym
akurat w życiu zajmuję swoje myśli.
4. O której postaci najtrudniej było pisać?
O Zecie. (A czasami o Wielkim).
Dziękuję wielu ludziom, którzy wywarli wpływ na ostateczny
kształt tej książki.
Na Harvard University pracuję w otoczeniu kolegów, którzy
inspirują mnie do osiągania znakomitych wyników i motywują do
wybitnych osiągnięć. Mam szczęście pracować w warunkach
i kulturze, które nie tylko zachęcają do rozwijania nowych
koncepcji, ale także do przekształcania ich w czyny.
Mojemu wydawcy, Berrett-Koehlerowi, przedstawili mnie dwaj
byli studenci: Ethan Willis i Randy Garn. Dziękuję wam za
wprawienie w ruch procesu, który doprowadził do opublikowania
tej książki. W wydawnictwie miałem zaszczyt pracować z zespołem
wspaniałych profesjonalistów. W szczególności dziękuję Steve’owi
Piersanti za entuzjazm dla mojego tekstu i jego znakomite uwagi
dotyczące
biznesu
książkowego.
Dziękuję
także
Jeevan
Sivasubramaniam, Kristen Frantz, Dianne Platner, Marii Jesusowi
Aguilo i wielu innym osobom z Berrett-Koehler za włożone w ten
projekt czas, energię i wiedzę.
Poza
tym
chciałbym
podziękować
wielu
znakomitym
nauczycielom, których miałem w życiu. Nigdy nie zdołam się
odwdzięczyć za to, co wyniosłem z zajęć teatralnych pana Lei-dera
w szkole średniej, ze szkoły sztuk walki Sifu Brown i z biura
profesora Murnighana z Kellogg School of Management, gdzie
pracowałem jako młody naukowiec. Na zawsze będę wdzięczny tym
i wielu innym nauczycielom, z którymi miałem do czynienia.
I w końcu najważniejsze. Mam ogromny dług wobec swojej
rodziny. Rodzice, Chander i Sudesh Malhotra, pokazali mi, jak
wyznaczać w życiu własną drogę, i – co ważniejsze – wspierali
każdy mój pomysł, każdą ambicję i każde dążenie. Mój brat, Manu
Malhotra, „przeszedł” w życiu tak wiele ścian, że nie wiem, czy
w ogóle jeszcze je zauważa. Moja żona, Shikha, nie tylko daje mi
siłę i wsparcie do poszukiwań tego, co leży poza labiryntem, ale
także pomaga mi burzyć ściany, na które nie mogę się wspiąć. Na
wiele uznania zasługują moje dzieci: gdy na nie patrzę, chce mi się
rozwiązywać największe problemy.
Deepak Malhot RA jest profesorem na Harvard Business School.
Zajmuje się negocjacjami, organizacją i działami rynkowymi.
Studentów MBA uczy strategii negocjacyjnych, prowadzi także
wiele innych zajęć, na przykład program Zarządzanie dla
właściciela/prezesa, Zmiana reguł gry, Rodziny w biznesie. Jest
autorem (wraz z Maksem Bazermanem) książki: Negotiation
Genius: How to Overcome Obstacles and Achieve Brillant Results at
the Bargaining Table and Beyond. W 2008 roku Międzynarodowy
Instytut Prewencji i Rozwiązywania Konfliktów przyznał jej nagrodę
Outstanding Book.
Deepak
koncentruje
swoje
badania
na
strategiach
negocjacyjnych,
podejmowaniu
strategicznych
decyzji,
pozyskiwaniu zaufania, eskalacji konkurencji i rozwiązywaniu
sporów etnicznych i międzynarodowych. Publikował swoje teksty
w czołowych czasopismach z dziedziny zarządzania, psychologii,
rozwiązywania konfliktów i polityki zagranicznej. Jego prace cieszą
się ogromnym zainteresowaniem mediów; Deepak często występuje
w CNBC. Zdobywa nagrody zarówno za prace badawcze jak
i pedagogiczne.
Zawodowo prowadzi szkolenia i doradztwo w firmach z całego
świata i dziesiątek branż. Często przemawia także przed gremiami
dyrektorów w na przykład Young Presidents’ Organization (YPO)
i Entrepreneurs’ Organization (EO).
Na Twitterze można śledzić wpisy
Deepaka Malhotry:
Adres oficjalnej strony Deepaka Malhotry:
adres strony I Moved Your Cheese
(To ja zabrałem twój ser)
Książki Deepaka Malhotry
z dziedziny negocjacji można znaleźć
na stronie internetowej:
Książka Spencera Johnsona ukazała się w polskim przekładzie pod tytułem: Kto zabrał
mój ser?, tłum. Artur Kurpiewski, Wydawnictwo Studio EMKA, Warszawa 2000 (kolejne
wydania: 2006, 2010, 2011, 2012).
Kluby książki są w USA bardzo popularną formą rozwijania czytelnictwa, umacniania
lokalnych wspólnot, dyskutowania o wybranych książkach. Inicjowane są przez
biblioteki, księgarnie, wydawnictwa czy inne placówki kultury. Stąd sugestia autora, że
ta książka mogłaby być przedmiotem rozmowy w jakimś klubie książki.