Derek Prince
Bóg jest swatem
Spis treści
O autorze
Wstęp
Szkoła życia
1. Głosy oblubienicy i oblubieńca
2. Lydia
3. Ruth
Boża ścieżka wiodąca do małżeństwa
4. Brama
5. Cztery postawy, które trzeba w sobie rozwijać
6. Osiem wskazówek
7. Przygotowania mężczyzny do małżeństwa
8. Przygotowania kobiety do małżeństwa
9. Rola rodziców i pastorów
Szczególne sytuacje
10. Rozwód i ponowne małżeństwo
11. Celibat
Historia Ruth
12. „Spotkajmy się w Hotelu Króla Dawida”
O autorze
Derek Prince urodził się w Indiach. Jego rodzice byli Brytyjczykami. Kształcił się w dwóch
najbardziej prestiżowych brytyjskich instytucjach naukowych: Eton College i Cambridge University.
W bardzo młodym wieku został profesorem filozofii na Uniwersytecie Cambridge. Powołany do
Armii Brytyjskiej podczas II wojny światowej zabrał ze sobą Biblię, aby studiować ją jako „książkę
filozoficzną”. Pewnej nocy, gdy był sam w pokoju w baraku, stanął w rzeczywistości Jezusa
Chrystusa, a kierunek jego życia całkowicie się zmienił.
Od tego czasu – obecnie już od ponad 40 lat – Derek Prince usługiwał jako pastor, doradca,
pedagog i nauczyciel biblijny na czterech kontynentach. Intensywnie pracował z młodymi ludźmi z
różnym rasowym pochodzeniem. Dzięki jego osobistej posłudze w kościołach i na konferencjach,
tysiące ludzi zostało uzdrowionych i uwolnionych ze złych duchów.
Derek Prince jest uznawany na polu międzynarodowym jako jeden z wiodących nauczycieli
biblijnych naszych czasów. Jego program radiowy „Today with Derek Prince” jest nadawany w ponad
60 stacjach w Stanach Zjednoczonych, Chinach, Indiach, Środkowej i Południowej Ameryce, na
Bliskim Wschodzie i w niektórych częściach Afryki, Australii, Nowej Zelandii oraz na wyspach na
Pacyfiku i na Karaibach. Jest autorem ponad 20 książek, z których większość została przetłumaczona
na kilkanaście języków. Setki jego nauczań nagranych na kasetach audio dociera w każdy region
ziemi, włącznie z krajami komunistycznymi i muzułmańskimi.
W tej książce Derek Prince opowiada historie swoich dwóch małżeństw. Biorąc małżeństwo ze
swoją pierwszą żoną Lydią, w Jerozolimie na końcu II wojny światowej, stał się ojcem ośmiu
dziewczynek w swoim domu dziecka. Sześć z nich to Żydówki, jedna Arabka i jedna Angielka.
Później w Kenii adoptowali afrykańską dziewczynkę.
W 1978 roku trzy lata po śmierci Lydii, Derek Prince ożenił się z obecną żoną Ruth. Jej trzy
adoptowane żydowskie dzieci powiększyły rodzinę do 12 dzieci, z wieloma wnukami i prawnukami.
W rozdziałach 8 i 12 Ruth opowiada swoją własną historię.
Dzisiaj Derek i Ruth Prince mają dwa domy: jeden z Fort Lauderdale na Florydzie, a drugi w
Jerozolimie w Izraelu.
Wstęp
Najlepiej przedstawię tę książkę wyjaśniając, czym ona nie jest.
Po pierwsze nie jest to książka zawierająca tylko teorię czy teologię. Nie dzielę się tutaj tylko
abstrakcyjną prawdą, ale wręcz przeciwnie, jest ona bezpośrednio i mocno zakorzeniona w
doświadczeniach mojego własnego życia.
Ogólnie rzecz biorąc przez ponad 40 lat była to ścieżka, na której dokonałem najważniejszych
odkryć w świecie duchowym, które nigdy do mnie by nie przyszły, gdybym siedział za biurkiem
snując abstrakcyjne rozważania. W większości przypadków były one zarówno wywołane, jak i
potwierdzone przez przeżywane przeze mnie sytuacje. Dopiero później, gdy nad nimi rozmyślałem w
świetle Biblii, dostrzegałem podłoże duchowych zasad, których Bóg mnie uczył.
W drugim i trzecim rozdziale tej książki opisuję drogę, po której Bóg prowadził mnie do
małżeństwa – najpierw z Lydią, później z Ruth. W każdym przypadku ścieżka, po której Bóg mnie
prowadził, zgadza się dokładnie z podstawowym biblijnym wzorem wchodzenia w małżeństwo.
Za pierwszy razem nie rozumiałem, co tak naprawdę Bóg zrobił. Kiedy jednak wzór się
powtórzył w drugim małżeństwie, zacząłem uświadamiać sobie, że w przypadku każdego małżeństwa
Bóg działał według tego samego wzoru, który sam ustanowił na początku ludzkiej historii – wzoru,
który On nakazał, aby pozostał niezmieniony dopóki ludzka historia nie osiągnie swojego końca. To
jest boski cel wchodzenia w małżeństwo, który jest głównym tematem tej książki.
Muszę też powiedzieć, że ta książka nie próbuje położyć planu zakładania rodziny, czy życia
rodzinnego. Obecnie jest dostępnych wiele doskonałych książek na te tematy. Moim celem jest raczej
przedstawienie kroków, które prowadzą do powodzenia w małżeństwie. Mężczyzna i kobieta, którzy
szukają Bożego kierownictwa dopiero po zawarciu małżeństwa w kościele, są podobni do człowieka,
którego Jezus określił jako budującego swój dom na piasku. Bardzo często takie małżeństwo nie
przetrzyma testów i presji, których z pewnością doświadczy.
Ta książka pomoże ci odpowiedzieć na niektóre z najważniejszych pytań, naprzeciw których
stawia cię życie: Skąd mogę wiedzieć, czy Bożą wolą dla mnie jest małżeństwo? Jeśli jest to Bożą
wolą, to jak mogę się przygotować do małżeństwa? I jak mogę znaleźć współmałżonka, którego Bóg
mi przeznaczył?
W rozdziale 8 Ruth daje sugestie szczególnie dla kobiet, jak przygotować się do małżeństwa.
Ponownie w ostatnim rozdziale Ruth dzieli się osobistymi szczegółami jej własnych przygotowań do
małżeństwa ze mną.
Rozdział 9 daje szczególne rady dla rodziców, które pomogą im przeprowadzić dzieci przez ten
trudny i niebezpieczny okres w życiu, w którym będą się zmagać z emocjonalnymi i duchowymi
problemami związanymi z wyborem przyszłego współmałżonka.
Ten sam rozdział daje twórczy materiał pastorom, doradcom, nauczycielom czy usługującym
młodzieży i wszystkim innym sługom Bożym, którzy chcą wprowadzić Jego lud w życie pełne
spełnienia i owocności. Nie ma żadnej innej dziedziny, w której byłyby bardziej potrzebne zdrowe,
biblijne wskazówki niż w stosowaniu Bożego wzoru małżeństwa we współczesnym życiu.
Rozdziały 10 i 11 oferują bardzo potrzebną pomoc wielu milionom, którzy są postawieni
naprzeciw szczególnym, krytycznym problemom w całej dziedzinie małżeństwa: tym, którzy przeszli
przez agonię rozwodu oraz tym, którzy zostali przeznaczeni do życia bez małżeństwa.
Jest jeszcze jedna kategoria ludzi, do których ta książka może przemówić: tym, którzy cieszą się
prawdziwym życiowym romansem z elementem niepewności! Ruth i ja mamy nadzieję, że będziesz
zadowolony z tej części naszej historii. I pamiętaj, że ta niepewność nie zostanie rozwiązana dopóki
nie osiągniesz ostatniego rozdziału napisanego przez Ruth: „Spotkajmy się w hotelu Króla Dawida”!
Derek Prince
Jerozolima
Szkoła życia
1.
Głosy oblubienicy i oblubieńca
A z żebra, które wyjął z człowieka, ukształtował Pan Bóg kobietę i przyprowadził ją do
człowieka.
(1 Moj 2,22)
Na scenie ludzkiej historii Bóg pojawił się najpierw w roli swata. Cóż za głębokie i ekscytujące
objawienie!
Czy będzie to zbyt wiele zasugerować, że Ewa przyszła do Adama prowadzona pod rękę przez
samego Pana, podobnie jak dzisiaj oblubienica jest prowadzona przez ojca pod rękę główną nawą
kościoła? Czy ludzki umysł może poznać głębię miłości i radości, która wypełniała serce wielkiego
Stwórcy, jak jednoczył mężczyznę i kobietę podczas pierwszej ślubnej ceremonii?
Z pewnością to wyjaśnienie jest jedną z niezliczonych wskazówek, że Biblia nie jest dziełem
tylko ludzkiego autorstwa. Mojżesz jest ogólnie akceptowany jako autor zapisu stworzenia. Jednak
bez ponadnaturalnej inspiracji, nigdy nie odważyłby się otworzyć ludzkiej historii sceną tak
zdumiewającej intymności – pomiędzy Bogiem a człowiekiem, a później między mężczyzną i kobietą.
Portret Boga, który maluje tutaj Mojżesz, jest zupełnie innego typu niż religijna sztuka, którą
kojarzymy z kościołami i katedrami. Bardzo wątpię, aby portret Mojżesza mógł znaleźć miejsce na ich
murach czy witrażach.
Ludzka historia nie tylko zaczyna się od małżeństwa, ale również zostało przeznaczone, aby
osiągnęła punkt kulminacyjny także w małżeństwie. Jan na Patmos namalował nam tą scenę w
Księdze Objawienia 19,6-9:
I usłyszałem jakby głos licznego tłumu i jakby szum wielu wód, i jakby huk potężnych
grzmotów, które mówiły: Alleluja! Oto Pan, Bóg nasz, Wszechmogący, objął panowanie.
Weselmy się i radujmy się, i oddajmy mu chwałę, gdyż nastało wesele Baranka, i
oblubienica jego przygotowała się; i dano jej przyoblec się w czysty, lśniący bisior, a bisior
oznacza sprawiedliwe uczynki świętych. I rzecze do mnie: Napisz: Błogosławieni, którzy
są zaproszeni na weselną ucztę Baranka.
(Obj 19,6-9)
Widowisko, które krótko przedstawia nam Jan, jest pełne triumfu, chwały i uwielbienia,
świętowania i wspaniałości, prawie nieopanowanej radości. Najcudowniejsze jest to, że sam Bóg,
Stwórca i Władca wszechświata kieruje całą ceremonią zaślubin swego własnego Syna. Jak ona
upływa, niebo i ziemia mieszają się razem w symfonii uwielbienia i chwały, jakiej wszechświat nigdy
wcześniej nie słyszał.
Jest to charakterystyczne dla ograniczeń Biblii, że nie próbuje opisać uczuć niebiańskiej
Oblubienicy i Jej Oblubieńca, ponieważ żaden ludzki język nie posiada słów potrzebnych do opisania
tego. Jest to święta tajemnica, zarezerwowana dla samego Pana i dla tych, którzy pilnie „się
przygotowali”.
Od 1 Księgi Mojżeszowej do Objawienia, od pierwszego wydarzenia w ogrodzie Eden do
ostatniego wydarzenia na niebiosach, centralnym tematem ludzkiej historii jest małżeństwo. Podczas
tego trwającego przedstawienia, sam Bóg nie pozostaje tylko odległym widzem. To On inicjuje
działanie i to właśnie w Nim dochodzi do punktu kulminacyjnego. Od początku do końca On jest
całkowicie i osobiście zaangażowany.
Kiedy Jezus przyszedł na ziemię, aby człowiek mógł poznać Boga, Jego postawa wobec
małżeństwa doskonale zgadzała się z postawą Ojca. Podobnie jak Ojciec otworzył ludzką historię
małżeństwem, tak samo Jezus rozpoczął swoją publiczną służbę na weselu w Kanie Galilejskiej.
Kiedy skończyło się wino w środku zabawy, Maria zwróciła się do Jezusa o pomoc. On odpowiedział
zmieniając około 150 galonów (ok. 570 litrów – przyp. tłum.) wody w wino.
Było to również niezwykłe wino! Gospodarz wesela po spróbowaniu go, wziął pana młodego na
bok i powiedział: „Każdy człowiek podaje najpierw dobre wino, a gdy sobie podpiją, wtedy gorsze; a
tyś dobre wino zachował aż do tej chwili” (J 2,10).
Co sprawiło, że Jezus uczynił swój pierwszy cud w takich warunkach? Jaką ważną prawdę w ten
sposób zademonstrował? Odpowiedź jest bardzo prosta: pokazał w ten sposób, jak bardzo troszczy się
o sukces małżeństwa. Wino skończyło się, oblubieniec i oblubienica byliby publicznie upokorzeni, a
wesele skończyłoby się w smutku. Aby zapobiec takiemu nieszczęściu, Jezus po raz pierwszy na ziemi
uwolnił swoją działającą cuda moc.
Co więcej Jezus był tak ostrożny, aby nikt z gości nie wiedział, co się stało. Nie zwrócił na siebie
uwagi. Pokazał, że w każdym małżeństwie jest tylko jedno prawdziwe miejsce, na które należy
zwrócić uwagę: oblubienica i pan młody. Chociaż to Jezus uczynił cud, to publiczne uznanie
skierowało się na pana młodego.
W późniejszej publicznej służbie nauczania, Jezus konsekwentnie podtrzymywał plan
małżeństwa ustanowiony w dziele stworzenia przez Ojca i dlatego odrzucał standard małżeństwa
obecny w Jego czasach. Kiedy został zapytany przez niektórych faryzeuszy o rozwód, odpowiedział:
„Czyż nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści
człowiek ojca i matkę i połączy się z żoną swoją, i będą ci dwoje jednym ciałem. A tak już nie są
dwoje, ale jedno ciało. Co tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza” (Mt 19,4-6).
W hebrajskim Starym Testamencie tytuł księgi, którą nazywamy Genesis (1 Księga
Mojżeszowa), jest wzięty z początkowych jej słów: „Na początku”. Odpowiadając faryzeuszom w ten
sposób, Jezus celowo skierował ich do księgi Genesis, a w szczególności do sposobu, w jaki Bóg
połączył Ewę z Adamem. Innymi słowy podtrzymał plan małżeństwa ustanowiony tam przez Ojca
jako ciągle prawomocny w tamtych czasach i jako jedyny ustanowiony przez Boga standard
małżeństwa. Nie zgodził się i nie dał pozwolenia na jakikolwiek niższy standard.
Faryzeusze przeciwstawili się cytując rozporządzenie dane w Prawie Mojżeszowym, które
pozwalało na rozwód z innych powodów niż niewierność małżeńska. Jezus wtedy odpowiedział:
„Mojżesz pozwolił wam odprawiać swoje żony ze względu na zatwardziałość serc waszych, ale od
początku tak nie było” (Mt 19,8). Ponownie Jezus skierował ich do początku – czyli do wzoru
ustanowionego na początku 1 Księgi Mojżeszowej. Był to jedyny wzór, który akceptował.
Jakiekolwiek odejście od tego wzoru nie było wolą Ojca, ale zaledwie ustępstwem dla zatwardziałego
serca nieodrodzonego człowieka.
Ta rozmowa Jezusa z faryzeuszami daje nam, chrześcijanom, ważne wnioski. Boski standard
małżeństwa, ustanowiony przez Boga w dziele stworzenia, jest dla nas wciąż prawomocny. Każde
umniejszenie tego standardu jest tylko ustępstwem dla zatwardziałego serca nieodrodzonego
człowieka.
Chrześcijanie, którzy narodzili się na nowo z Ducha Bożego, są „nowym stworzeniem” i już
dłużej nie podlegają temu, co narzuca im stara, nieodrodzona natura. Więc dla dzisiejszych chrześcijan
boski standard małżeństwa to ten, który Bóg ustanowił w dziele stworzenia i który został podtrzymany
przez Jezusa w całej Jego służbie.
Opis z 1 Księgi Mojżeszowej objawia cztery bardzo ważne prawdy o małżeństwie, które do tej
pory mają zastosowanie. Po pierwsze idea małżeństwa pochodzi całkowicie od Boga. Adam nie miał
w tym swego udziału, to nie on stworzył cały plan, a nawet nie prosił o takie zaopatrzenie. To Bóg, nie
Adam, zdecydował, że Adam potrzebuje żony. Adam nie był świadomy swojej potrzeby. Po drugie to
Bóg stworzył Ewę dla Adama. Tylko Bóg wiedział, jakiego współtowarzysza potrzebował Adam. Po
trzecie to Bóg przyprowadził Ewę do Adama. Adam nie musiał iść jej szukać. I po czwarte, to Bóg
określił sposób, w jaki Adam i Ewa mieli się ze sobą połączyć. Ostatecznym celem ich związku była
doskonała jedność: „Dlatego opuści mąż ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją, i staną
się jednym ciałem” (1 Moj 2,24).
Jeśli, jak pokazywał Jezus, Boży wzór małżeństwa pozostał niezmieniony dla dzisiejszych
chrześcijan, to czwarta przedstawiona powyżej prawda ciągle stosuje się w naszym życiu. Co tak
naprawdę pociąga to za sobą?
Mówi ona o tym, że chrześcijanin ma wchodzić w związek małżeński nie w wyniku swojej
decyzji, ale w wyniku Bożej decyzji.
Mówi ona też o tym, że chrześcijanin ma zaufać Bogu zarówno w wyborze jak i przygotowaniu
dla niego żony, jakiej potrzebuje. Z drugiej strony chrześcijanka będzie ufała Bogu, że przygotuje ją
mężowi, którego Bóg jej przeznaczył.
Mówi ona o tym, że chrześcijanin, chodząc w Bożej woli, ma wiedzieć, że Bóg przyprowadzi do
niego kobietę, którą wybrał i przygotował dla niego. Z drugiej strony chrześcijanka ma pozwolić Bogu
poprowadzić ją do męża, dla którego On ją przygotowywał.
Oznacza również to, że ostateczny cel dzisiejszego małżeństwa jest wciąż taki sam, jak był dla
Adama i Ewy – doskonała jedność. Tylko ci, którzy spełnią pierwsze trzy wymagania, mogą
oczekiwać również radości wypełniania się ostatecznego celu.
Niektórzy mogą być skuszeni do odrzucenia tych zasad jako staromodnych lub „zbyt
duchowych”. W Królestwie Bożym nigdy nie będzie jakiejkolwiek dewaluacji waluty, tak samo jak
nie ma żadnej „erozji” wartości i standardów. Dla tych, którzy naprawdę idą za Jezusem, wymagania
są dokładnie takie same, jak były za czasów Jezusa. Ale – dzięki Bogu – są również nagrody!
Dla mnie te zasady nie są tylko abstrakcyjnymi teoriami. W obu moich małżeństwach sprawdziły
się bardzo dokładnie, co przedstawię w dwóch następnych rozdziałach. W każdym przypadku decyzja
małżeństwa pochodziła od Boga, nie ode mnie. Osobiście nawet nie szukałem małżeństwa. W każdym
przypadku Bóg wybrał mi żonę, przygotował ją dla mnie i przyprowadził ją do mnie. Najważniejsze w
tym wszystkim jest to, że w każdym z tych małżeństw był wyprodukowany taki stopień jedności,
jakim cieszy się niewiele współczesnych par.
To wszystko nie jest wynikiem podążania za pewnymi wyrafinowanymi teologicznymi teoriami
np. jak mężczyzna powinien wchodzić w małżeństwo. Stało się to raczej przez suwerenne
prowadzenie i panowanie Ducha Świętego w moim życiu. Wielokrotnie nie byłem nawet świadom
tego, że Duch Święty to sprawiał. Stopniowo, jak rozmyślałem nad kierunkiem swojego życia w
świetle Pisma, zobaczyłem w każdym z moich małżeństw, jak Bóg działał całkowicie w zgodzie ze
wzorem, jaki sam ustanowił „na początku”. Dzielę się teraz tymi zasadami, ponieważ wiem, że
działają. Nie mogę życzyć moim znajomym wierzącym większej radości, jaką one sprawiły we mnie.
Krótka analiza biblijnego wzoru małżeństwa stoi w ostrym kontraście ze standardami
współczesnego świata – a nawet z tymi akceptowanymi przez wiele odłamów w Kościele.
Powszechny pogląd odnośnie małżeństwa w każdej kulturze i cywilizacji jest zazwyczaj dokładnym
barometrem pokazującym jej moralny i duchowy klimat. Upadek kultury jest wyznaczony przez
upadek jej szacunku dla małżeństwa. I na odwrót odnowienie kultury jest wyznaczone przez
odpowiednie odnowienie biblijnych wartości małżeństwa.
Jest wiele różnych fragmentów w Biblii, które przedstawiają, jak na małżeństwo wpływa czas
upadku i czas odnowienia. W Księdze Jeremiasza 25,10-11 Bóg ostrzega Judę przed spustoszeniem,
jakie zostanie sprowadzone przez zbliżającą się inwazję Nebukadnezara: „I sprawię, że zamilknie u
nich głos radości i głos wesela, głos oblubieńca i głos oblubienicy, ustanie turkot żaren i blask
pochodni. I cała ta ziemia stanie się rumowiskiem i pustkowiem…”
Apostoł Jan maluje podobny obraz spustoszenia w czasach ostatecznych spowodowanego przez
antychrześcijański system znany jako „Wielki Babilon”:
I już nie rozbrzmi w tobie gra harfiarzy ani muzyków, ani flecistów, ani trębaczy, już też
nie będzie u ciebie mistrza jakiegokolwiek rzemiosła, ani już nie usłyszy się u ciebie huku
młyna: I nie zabłyśnie już w tobie blask świecy, i nie usłyszy się w tobie głosu oblubieńca
ani oblubienicy.
(Obj 18,22-23)
Jedna widoczna cecha w centrum obu powyższych opisów upadku i spustoszenia to ustanie
głosu oblubienicy i oblubieńca. Kultura, która nie czyni radosnego świętowania małżeństwa centrum
swojego sposobu życia, została już skazana na zatracenie lub jest na drodze do zatracenia.
W równej mierze prawdą jest także odwrotna sytuacja. Odnowienie kultury będzie naznaczone
przez odnowienie małżeństwa jako źródła radości i przyczyny świętowania. W Księdze Jeremiasza
33,10-11 Bóg obiecuje odnowienie Judy i Izraela przy końcu czasów:
Tak mówi Pan: Na tym miejscu, o którym wy mówicie: To pustkowie bez ludzi i bez
bydła, w miastach judzkich i na ulicach Jeruzalemu, które są spustoszone, bez ludzi, bez
mieszkańców i bez bydła, słychać będzie jeszcze głos wesela i głos radości, głos
oblubieńca i głos oblubienicy, głos tych, którzy przy składaniu dziękczynnej ofiary w
domu Pana mówią: Dziękujcie Panu Zastępów, gdyż Pan jest dobry, gdyż jego łaska trwa
na wieki! Odwrócę bowiem los kraju jak niegdyś - mówi Pan.
(Jr 33,10-11)
Również w tym obrazie – zarówno spustoszenia jak i odnowienia – oblubienica i oblubieniec są
w centrum. Według biblijnych standardów odnowienie ludu jest niekompletne, dopóki nie zabrzmi
„głos oblubienicy i oblubieńca”.
Różne siły mogą podminowywać biblijne fundamenty małżeństwa. Na przykład świecki
humanizm prezentuje małżeństwo jako rodzaj społecznego kontraktu, w którym obie strony są wolne
do dyktowania swoich własnych warunków oraz mogą je modyfikować lub unieważniać zgodnie ze
swoją wolą i nastawieniem. Ludzie w ten sposób podchodzący do małżeństwa nigdy nie doświadczą
ani fizycznego, ani duchowego spełnienia obiecanego w Biblii tym, którzy pójdą za jej wzorem.
Z drugiej jednak strony formalna religia bez Bożej łaski może mieć prawie tak samo szkodliwy
wpływ na małżeństwo. Biblia objawia, że zarówno romans jak i pasja są integralną częścią
małżeństwa. Pięknie i żywo zostało to wymalowane w Pieśni nad Pieśniami. Małżeństwo, które mija
się z tymi cechami, jest według biblijnych standardów poważnie niekompletne. Romans bez pasji
kończy się frustracją. Pasja bez romansu jest czymś niewiele większym niż żądza, jest lekko zakrytą
żądzą.
Przez wieki Kościół często nie pokazywał biblijnego obrazu pełnego małżeństwa, obejmującego
każdą dziedzinę ludzkiej osobowości – duchową, emocjonalną i fizyczną. Seks był traktowany jako
niefortunna konieczność, prawie odejściem od Stwórcy, który wymaga za to pewnego rodzaju
przeprosin. Jednak tak naprawdę nie jest to punkt widzenia Stwórcy. On stworzył mężczyznę i kobietę
jako istoty płciowe, a później, po dokładnym zbadaniu, stwierdził, że wszystko jest „bardzo dobre” –
włączając ich płciowość.
Dzisiaj na całej ziemi Bóg odwiedza i odnawia swój Kościół przez Ducha Świętego. To
odnowienie musi być ogłaszane, jak zawsze to było z boskim odnowieniem, przez „głos oblubienicy i
oblubieńca”. Kościół nie może doświadczyć pełnego i przekonywującego odnowienia, dopóki
ponownie nie przyjmie biblijnego wzoru małżeństwa. Nie może to obejmować tylko ceremonii
małżeńskiej i życia po ślubie. Musi zacząć się tam, gdzie małżeństwo zawsze się zaczyna – od kroków
wiodących do ślubu.
Zasada ta odnosi się do prawie każdej formy ludzkich działań. Proces przygotowań jest
zazwyczaj bardzo istotnym czynnikiem do udanego zakończenia. Na przykład para, która decyduje się
budować dom, musi przejść przez miesiące przygotowań, zanim otrzymają klucz i przejdą przez
frontowe drzwi. Muszą oni wybrać miejsce, zatrudnić architekta i wykonawcę, przedyskutować plany
różnego rodzaju i podjąć niezliczoną ilość decyzji dotyczących każdego szczegółu stylu czy wystroju.
Para, która nie interesuje się swoim domem aż do czasu odebrania klucza, jest skazana na frustrację i
rozczarowania po zamieszkaniu tam.
Jeśli odnosi się to do domu budowanego z cegły, z kamienia czy z drewna, to o ileż bardziej
odnosi się to do domu budowanego z żywych kamieni – ludzi, stworzeń o niezmierzonej złożoności,
ale również o niezmierzonym potencjale?
Nie, szczęśliwe małżeństwo nie zaczyna się od ceremonii zaślubin. Jego fundamenty są położone
znacznie wcześniej – po pierwsze w starannym przygotowaniu charakteru i później we właściwym
dobraniu mężczyzny i kobiety, których Bóg przeznaczył do siebie nawzajem.
Para, wchodząc w małżeństwo nieprzygotowana i źle dobrana, jest skazana w najlepszym
przypadku na ciągłą frustrację i częściej niż rzadziej na całkowitą porażkę. Z drugiej strony
chrześcijanin i chrześcijanka, którzy pozwalają Duchowi Świętemu kształtować się i prowadzić
biblijną ścieżką prowadzącą do małżeństwa, mogą spoglądać naprzód z pewnością, że ich życie
małżeńskie będzie pełne spełnienia i wzajemnej radości.
2.
Lydia
Na samym początku ludzkiej historii Bóg ustanowił pewną zasadę: „Niedobrze jest człowiekowi,
gdy jest sam. Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego” (1 Moj 2,18).
Żaden mężczyzna sam w sobie nie jest kompletny. Każdy mężczyzna potrzebuje towarzystwa.
Aby zaspokoić tę potrzebę, Bóg ustanowił małżeństwo i dał Adamowi żonę. Małżeństwo to najbliższa
i najintymniejsza forma związku, jaką może mieć dwoje ludzi. Jest ona tak bliska, że prawdziwie
dwóch staje się jednym.
W Liście do Efezjan 5 Paweł nazywam małżeństwo „tajemnicą”, a w Pieśni nad Pieśniami
Salomon przyrównuje je do „zamkniętego ogrodu”. Żadna dziedzina nauki, czy to psychologia, czy
teologia, nie może ani odkryć tej tajemnicy, ani otworzyć zamkniętego ogrodu. Klucz ma sam Bóg i
daje go tylko tym, którzy idą za Nim ścieżką wiary i posłuszeństwa.
Nieżonata czy niezamężna osoba może otrzymywać najlepsze rady; może czytać wszystkie
najbardziej rekomendowane książki; może łączyć się z parami małżeńskimi; może uprawiać seks poza
małżeństwem, ciągle jednak pozostaje na zewnątrz – niewtajemniczona. Jest coś w małżeństwie, co
nie może zostać wytłumaczone, można tego jedynie doświadczyć.
Z tego powodu chciałbym podzielić się bardzo osobistą historią swojego małżeństwa z Lydią.
Bóg suwerennie i ponadnaturalnie poprowadził mnie do żony, którą wybrał i w ten sposób umieścił w
mojej ręce klucz do otwarcia drzwi tej tajemnicy. Ktoś kiedyś powiedział, że najlepszą szkołą na
świecie jest szkoła życia – ale jest ona również najdroższa!
Do roku 1940 po wielu latach studiów miałem bezpieczną posadę profesora filozofii na
Cambridge University. Wtedy bezwzględnie zostałem wyrwany z mojego akademickiego środowiska i
zanurzony w wir II wojny światowej. Zostałem powołany do armii brytyjskiej jako pomocnik w
szpitalu wojskowym. Wziąłem ze sobą Biblię, którą miałem zamiar przeczytać jako „książkę
filozoficzną”. Wtedy zupełnie odrzucałem wszelkie teorie o boskim natchnieniu.
Pewnej nocy około dziewięciu miesięcy później w pokoju w baraku wojskowym, otrzymałem
bezpośrednie, osobiste objawienie Jezusa Chrystusa. W następnym tygodniu w tym samym pokoju
doświadczyłem czegoś, co wiedziałem, że musi być napełnieniem Ducha Świętego. Zanim miałem
czas, aby przeanalizować to, co się działo, usłyszałem sylaby jakiegoś dziwnego języka wychodzące z
moich ust. Brzmiały orientalnie – coś jakby język chiński lub japoński.
Choć nie miałem pojęcia, co mówiłem, w jakiś sposób zdawałem sobie sprawę, że komunikuję
się bezpośrednio z Bogiem. Wewnętrznie miałem cudowne uczucie uwolnienia od strachu i presji, o
których istnieniu nawet nie zdawałem sobie wcześniej sprawy. Nagle zrozumiałem, że przeszedłem
przez próg do całkowicie nowego świata.
Następnej nocy leżąc na swoim słomianym materacu (według armii na łóżku), zacząłem
ponownie wypowiadać dziwne słowa w nieznanym języku. Tym razem uderzył mnie ich rytm, który
brzmiał poetycko. Po tym, jak ustały, nastąpiła krótka przerwa, a następnie zacząłem jeszcze raz
mówić po angielsku. Nie wybierałem jednak słów, ale w swoich słowach zauważyłem powtarzanie się
rytmu słów, które wypowiadałem w nieznanym języku. Zauważyłem, że mówię do siebie w drugiej
osobie, ale słowa nie pochodziły ode mnie. W postawie bojaźni zauważyłem, że Bóg używał moich
własnych ust, aby do mnie mówić.
W pięknym poetyckim języku Pan malował obraz, przez który kładł przede mną swoje cele. Ten
obraz zawierał sceny i wizerunki, które nigdy nie mogłyby powstać w mojej własnej wyobraźni. Moja
pamięć nie mogła też ich wszystkich zatrzymać. Jednak w moim umyśle pozostały na stałe wyryte
słowa: „To będzie jak mały strumień. Mały strumień stanie się rzeką, rzeka stanie się wielką rzeką;
wielka rzeka stanie się morzem; a morze stanie się wielkim oceanem…” W jakiś sposób wiedziałem,
że te słowa zawierają w sobie klucz do Bożego celu w moim życiu.
W następne dni rozmyślałem nad tymi doświadczeniami i dziwiłem się z powodu tego, co
powstało w mojej głowie. Bardzo mocno w moim umyśle została też wypisana nazwa: Palestyna –
wtedy nazwa części Bliskiego Wschodu, obecnie podzielona pomiędzy Izrael i Jordanię. Nie
rozumiałem wszystkiego, co Bóg mówił mi o swoim planie odnośnie mojego życia, ale miałem silne,
stałe przekonanie, że było to w jakiś sposób połączone z Palestyną i Palestyńczykami.
Kilka tygodni później moja jednostka została wysłana za morze na Bliski Wschód. Domyślałem
się, że naszym celem była Palestyna. Jednak kolejne trzy lata spędziłem na pustyniach Egiptu, Libii i
Sudanu. Zostałem otoczony przez pustkowia, zarówno naturalne jak i duchowe. Jedynym
niezawodnym źródłem siły była Biblia, którą przeczytałem kilkanaście razy. Ale mimo otaczającego
mnie wszędzie pustkowia odczułem, że Bóg zaczął realizować swój plan dla mojego życia i że będzie
on w jakiś sposób związany z Palestyną.
W Sudanie spotkałem znajomego żołnierza, który był chrześcijaninem i spędził jakiś czas w
Palestynie. Podczas wspólnej rozmowy powiedział mi: „Jeśli chcesz prawdziwego duchowego
błogosławieństwa, jest mały dom dziecka w Palestynie na północ od Jerozolimy, który musisz
odwiedzić. Został on założony przez Dunkę. Jeżdżą tam żołnierze z całego Bliskiego Wschodu, a Bóg
spotyka się z nimi w cudowny sposób.”
Uznałem to za dziwne, że żołnierz musi iść do domu dziecka, aby otrzymać błogosławieństwo.
Jednak zapamiętałem tę informację. Wspomnienie Palestyny coś we mnie poruszyło. Byłem już
również zmęczony pustyniami i tęskniłem do zmiany otoczenia.
Pewnego dnia, niespodziewanie otrzymałem słowo, że zostanę przeniesiony do Palestyny.
Miesiąc później znalazłem się w małym magazynku zaopatrzeniowym w Kiriat Motzkin na północ od
Hajfy. Miałem niewiele obowiązków, dzięki czemu mogłem spędzać wiele czasu na modlitwie.
Przy pierwszej okazji odwiedziłem dom dziecka i szybko zrozumiałem, czemu żołnierze z tak
wielu miejsc tutaj przyjeżdżali. Atmosfera była przesiąknięta niewidzialną obecnością, która osiadała
jak rosa na zmęczonych przez stres i monotonię pustynnej wojny mężczyznach. Odczułem, jak mój
duch został obmyty z kurzu trzyletniego przebywania na pustyni.
Kobieta kierująca domem przedstawiła się jako Lydia Christansen i gorąco mnie przywitała.
Była typową Skandynawką – blondynką i miała niebieskie oczy. Przy filiżance kawy krótko
opowiedziała, jak przyjechała do Jerozolimy z Danii szesnaście lat wcześniej i rozpoczęła swoją
służbę biorąc jedno umierające żydowskie dziecko z sutereny.
Od tego skromnego początku do tego
momentu urosła wielka „rodzina” złożona z dzieci różnych ras.
„Nigdy nie przyjechałam szukać dzieci” – powiedziała mi Lydia. „Wzięłam tylko te, które
wiedziałam, że Pan przysłał do mnie.”
W odpowiedzi zacząłem dzielić się z nią, jak Pan objawił mi się w pokoju w baraku i napełnił
mnie Duchem Świętym. Następnie opisałem kolejne trzy lata, które spędziłem na pustyni z Biblią jako
jedynym źródłem siły i kierownictwa.
„Nie jestem w pełni świadomy, co mnie czeka w przyszłości”, podsumowałem, „ale czuję, że
Bóg ma plan dla mojego życia i że ten plan związany jest z czymś do zrobienia w Palestynie.”
Lydia zasugerowała, że powinniśmy pomodlić się o to, na co tak długo czekałem. Szybko się z
tym zgodziłem. Ku mojemu zdziwieniu Lydia zawołała niektóre z małych dziewczynek, aby
przyłączyły się do nas w modlitwie. Cztery lub pięć z nich przyszło szybko do pokoju i zajęło swoje
miejsca. Lydia powiedziała kilka słów po arabsku – wyjaśniając, jak założyłem, o co mamy się
modlić. Wtedy każda dziewczynka uklękła naprzeciw swojego krzesła. Lydia i ja również
uklęknęliśmy.
Jak tylko zaczęliśmy się modlić, odczułem, że przychodzę na spotkanie z Bogiem. W pewnym
momencie usłyszałem obok siebie jedną z dziewczynek śpiewającą czysto i melodyjnie. Z początku
myślałem, że są to słowa arabskie, ale później zdałem sobie sprawę, że były w innym języku. Po
chwili inna dziewczynka przyłączyła się do niej również w innym języku. Odczułem, że mój duch
został wzniesiony pod wpływem tego ponadnaturalnego uwielbienia na nowy poziom jedności z
Panem. Choć nie rozumiałem, o co się modliły, wiedziałem, że cała moja przyszłość została
bezpiecznie złożona w Bożych rękach.
1
Lydia opowiada swoją historię w książce Spotkanie w Jerozolimie (1975), wydanej przez Chosen/Zondervan.
Po powrocie do medycznego magazynku zdałem sobie sprawę, że moje myśli często wracały do
tego małego domku w Ramallah. Gdzieś w moim umyśle ciągle słyszałem czyste dziecięce głosy
wzniesione w uwielbieniu. Zdecydowałem się regularnie modlić o Lydię. W ciągu kilku godzin, które
spędziłem w jej domu, zauważyłem, jak wielkie ciężary musiała nosić, nie mając żadnej pomocy z
wyjątkiem jednaj arabskiej pokojówki. Poza tym skąd miała pieniądze, aby wyżywić i ubrać wszystkie
te dzieci? Wspomniała przecież, że nie została wysłana przez żadną misyjną organizację.
Pewnego dnia, będąc sam pośród długich rzędów pojemników zawierających lekarstwa,
poczułem szczególne pobudzenie do modlitwy o Lydię. Przez chwilę modliłem się po angielsku,
później Duch Święty przejął inicjatywę i dał mi jasną silną modlitwę w nieznanym języku. Po krótkiej
przerwie przyszło tłumaczenie na angielski. Ponownie, jak pierwszej nocy, to Bóg mówił do mnie
przez moje własne usta: „Połączyłem was… pod tym samym jarzmem i zaprzęgiem…”
Przyszło więcej, ale były to słowa, które się mnie uchwyciły. Co one oznaczały? Te słowa
musiały się odnosić do Lydii, bo o nią się właśnie modliłem. Czy Bóg połączył nas oboje razem? Jeśli
tak, to w jaki sposób i w jakim celu?
Kilka miesięcy później armia przeniosła mnie jeszcze raz – tym razem do prawdziwego szpitala
w hospicjum Augusta Victoria na Górze Oliwnej, na wschód od Jerozolimy. Stąd bardzo łatwo można
było dojechać do Ramallah autobusem. Moje wizyty w domu dziecka stały się częste, a moja przyjaźń
zarówno z Lydią, jak i z dziećmi stała się głębsza.
Do końca mojej służby w armii pozostał już tylko niecały rok. Zacząłem być coraz bardziej i
bardziej przekonany, że Bóg kierował mnie do zakończenia służby wojskowej w Palestynie i
rozpoczęcia tutaj służby dla Niego na pełen etat. Ale jakiego typu służby – i z kim?
Były dwa kościoły Pełnej Ewangelii w Jerozolimie, z których przywódcami się zaprzyjaźniłem.
Czy powinienem zaoferować któremuś z nich swoją służbę? Oczywiście był jeszcze dom dziecka w
Ramallah. Tam właśnie miałem najbliższe relacje. Ale kim miałbym być w domu dziecka?
Oprócz tego było jeszcze pytanie dotyczące mojego zaopatrzenia finansowego. W Wielkiej
Brytanii, zanim poznałem Pana, nawet nie chodziłem do kościoła, tym bardziej nie usługiwałem.
Chrześcijanie mnie tam nie znali, więc z jakiego powodu mieliby mnie zaopatrywać?
Miałem przyjaciela-chrześcijanina o imieniu Goeffrey, pracującego w jednostce medycznej w
Jerozolimie, o którego pomoc zabiegałem w modlitwie. Wiedziałem, że Goeffrey jest czuły na głos
Pana. Był również zaprzyjaźniony zarówno z oboma kościołami Pełnej Ewangelii, jak i z domem
dziecka. „Potrzebuję wiedzieć, do którego z tych kościołów Pan chce, abym się przyłączył” –
powiedziałem mu.
Goeffrey sam pracował blisko z jednym z kościołów Pełnej Ewangelii i oczywistym dla niego
było to, że będzie to również dobre miejsce dla mnie. Był jednak gotów modlić się ze mną i po tym,
jak modlił się o każdy z kościołów Pełnej Ewagnelii, zaczął modlić się o Lydię i dom dziecka.
„Panie”, powiedział, „pokazałeś mi, że ten mały dom będzie jak mały strumień, a ten strumień
stanie się rzeką, a ta rzeka stanie się wielką rzeką, a ta wielka rzeka stanie się morzem…”
Nie słyszałem już kolejnego słowa, którym modlił się Goeffrey! Byłem obezwładniony
ekscytacją i bojaźnią. Goeffrey powtórzył dokładnie słowo w słowo to, co Bóg powiedział mi o mojej
przyszłości tamtej nocy w baraku w Wielkiej Brytanii, ale on odniósł te słowa do Lydii i domu
dziecka. Przez te wszystkie lata nie dzieliłem się tymi słowami z nikim innym. Goeffrey mógł je
dostać tylko od Boga.
„Dziękuję ci”, powiedziałem do Goeffrey’a, kiedy skończył się modlić. „Wierzę, że wiem, co
Bóg chce, abym uczynił.” Ale nigdy nie powiedziałem mu, skąd wiem!
Miałem wiele do rozważenia. Jeszcze w Wielkiej Brytanii Bóg przemówił do mnie o mojej
przyszłości i dał mi obraz małego strumienia ciągle się powiększającego. Później w magazynie w
Kiriat Motzkin, gdy modliłem się o Lydię, Bóg powiedział, że On „połączył nas razem pod tym
samym jarzmem i tym samym zaprzęgiem”. Teraz odkryłem, że Bóg dał Goeffrey’owi dokładnie ten
sam obraz o powiększającym się strumieniu, jaki dał mi Bóg, tylko że odnoszące się do Lydii i domu
dziecka.
Przypomniałem sobie o dwóch powiązanych wyrażeniach, których Bóg użył w Kiriat Motzkin:
Pod tym samym jarzmem i tym samym zaprzęgiem. Zaprzęg obrazuje dwa zwierzęta pracujące razem
w bliskiej relacji. Ale co z jarzmem? Nagle uświadomiłem sobie, że jest to obraz używany w Biblii
regularnie do opisu dwóch ludzi zjednoczonych w małżeństwie. Czy to właśnie Bóg miał na myśli?
Zacząłem rozmyślać o różnicach i trudnościach. Lydia pochodziła z całkiem odmiennej kultury.
Miała silny charakter, była naturalnym przywódcą. Stając twarzą w twarz z niekończącymi się
trudnościami, zbudowała dzieło, którym zarobiła sobie na szacunek chrześcijańskiej społeczności.
Została już użyta w wielu własnych bitwach. Czy będzie chciała się poddać głowie w domu,
mężczyźnie znacznie młodszemu i mniej doświadczonemu niż ona? Czy będzie to dla niej praktyczne?
Między nami była ponadto różnica wieku. Ja miałem nieco ponad 30 lat, a Lydia, niesamowicie
żywa i aktywna osoba, była w średnim wieku. Małżeństwo dwóch ludzi o takiej różnicy wieku
nieuchronnie postawi nas przed niezwykłą presją.
Musiałem rozpatrzyć jeszcze jedną rzecz. Byłem jedynakiem. Moja edukacja była całkowicie
intelektualna. Chociaż mogłem budować filozoficzne teorie o ludzkości, to niewiele wiedziałem o
dzieleniu życia z prawdziwymi osobami. Czy mógłbym stać się ojcem dziewczęcej rodziny –
dziewczynek, których rasowe i kulturowe środowiska tak bardzo różniły się od mojego? Czy będzie to
w porządku narzucać tym dziewczynkom takiego ojca?
To wszystko leżało po negatywnej stronie. Pozytywna strona mogła być podsumowana jednym
krótkim stwierdzeniem: Bóg powiedział. Jasno, ponadnaturalnie odkrył swój plan – najpierw wszystko
mnie samemu, a później przez znajomego chrześcijanina potwierdził tak samo jasno i tak samo
nadnaturalnie. Nie przyszło to w wyniku moich modlitw czy nawet moich pragnień. Całe objawienie
miało swoje źródło wyłącznie w suwerennej woli Bożej. Jeśli odrzuciłbym Boża wolę tak jasno
objawioną, to jak mógłbym oczekiwać Jego błogosławieństwa w przyszłości?
Byłem rozdarty pomiędzy ekscytacją i strachem: ekscytacją na myśl, że Bóg miał tak jasno
wyznaczony plan dla mojego życia; strachem, że to zadanie może okazać się tak trudne. Ostatecznie
zdałem sobie sprawę, że nie będę mógł zrozumieć tego z wyprzedzeniem. To nie było tym, o co Bóg
mnie prosił. Prosił mnie, abym zobowiązał się w wierze do planu, który On objawił, a później
pozwolił Mu zrobić rzeczy, których sam nie mógłbym zrobić.
Ostatecznie doszedłem do miejsca zobowiązania. Jak dotąd obejmowałem to tak, jak rozumiałem
Boży plan dla mojego życia. Zaufałem Bogu, że mi objawi w Jego czasie i na Jego sposób wszystko,
czego jeszcze nie rozumiałem.
Od tego momentu moja relacja z Lydią układała się coraz lepiej. Nasza przyjaźń była już bliska i
ubogacająca nas obu. Ale teraz weszła w nową intymność i ciepło, które były coraz mocniejsze za
każdym razem, gdy ją odwiedzałem. Również względem dzieci zaczynałem czuć pewien rodzaj
rodzicielskiej troski, której nigdy wcześniej nie znałem. Ostatecznie musiałem sam sobie przyznać:
byłem zakochany w Lydii i zakochany w jej ósemce dzieci.
Kilka miesięcy później było już dla mnie oczywiste i normalne zapytać Lydię, czy ożeni się ze
mną, a dla niej równie normalne odpowiedzieć tak. Pobraliśmy się na początku 1946 roku, około
miesiąc przed moim opuszczeniem armii.
W tym samym roku przeprowadziliśmy się z Ramallah do Jerozolimy, gdzie pochłonął nas
burzliwy ciąg wydarzeń, które okazały się bólami porodowymi państwa Izrael. Nasze życie było
często w niebezpieczeństwie. Musieliśmy przeprowadzać się cztery razy – dwa z nich w nocy. Wojna i
głód były ciągle wokół nas. Jednak Bóg chronił i zaopatrywał nas na takie sposoby, które ciągle nas
zadziwiały. Dzielenie tych wszystkich doświadczeń jako rodzina związało nas więzami bliższymi niż
te, które są w wielu typowych rodzinach – więzami, które do dzisiaj trzymają.
Z Jerozolimy przeprowadziliśmy się do Londynu, gdzie przez osiem lat pracowałem jako pastor
zboru. Pod koniec tego okresu jedna ze starszych dziewczynek dorosła i opuściła dom. Wszystkie
oprócz jednej wyszły za mąż. Z dwoma najmłodszymi dziewczynkami Lydia i ja przenieśliśmy się do
Kenii, gdzie usługiwałem przez pięć lat jako dyrektor Teacher Training College for Africans (College
Szkolący Afrykańskich Nauczycieli). W Kenii dwie wcześniej wymienione dziewczynki opuściły nas,
aby rozpocząć swoje kariery i wyjść za mąż. Również w Kenii adoptowaliśmy Jesikę, sześcioletnie
dziecko afrykańskie, która została naszą dziewiątą córką.
W 1962 roku Lydia, Jesika i ja przeprowadziliśmy się do Ameryki Północnej, najpierw do
Kanady, a później do Stanów Zjednoczonych, gdzie ostatecznie się osiedliliśmy. Tutaj właśnie Bóg
otworzył przed nami możliwość służby w każdej części kraju, a później w wielu innych narodach.
W międzyczasie rodzina stale rosła w liczbę i rozprzestrzeniła się na wiele części świata:
Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Australii. „Słońce nigdy nie gaśnie nad naszą
rodziną” – czasami komentowała to Lydia. Mały strumień, który wypłynął w Ramallah stawał się
otaczającą cały świat rzeką.
Przez te wszystkie lata Lydia i ja mieliśmy jedno główne źródło siły, które nigdy nas nie
zawiodło: naszą jedność. W naszym osobistym życiu modlitewnym ciągle byliśmy upoważnieni do
domagania się spełnienia obietnicy z Ewangelii Mateusza 18,19: „Nadto powiadam wam, że jeśliby
dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego, który
jest w niebie.” Nie ma możliwości, aby policzyć konkretne modlitwy, które spełniały się na podstawie
tej obietnicy.
Również w naszej publicznej służbie, gdy modliliśmy się przez długie godziny o chorych i
strapionych, nasza jedność doprowadzała nas do zwycięstw, których żadne z nas nie mogłoby odnieść
samemu. Znajomy usługujący razem z nami kiedyś to skomentował: „Oboje pracujecie razem,
jakbyście byli jedną osobą.”
W 1975 roku po prawie 30 latach Bóg zabrał Lydię do domu. Oddała Mu ponad 50 lat żmudnej,
bezinteresownej służby. Odpowiednie wyrazy uznania względem niej są zawarte w Księdze
Przypowieści Salomona 31,28-29:
Jej synowie nazywają ją szczęśliwą, jej mąż sławi ją, mówiąc:
Jest wiele dzielnych kobiet, lecz ty przewyższasz wszystkie!
Im więcej rozmyślam o swoim małżeństwie z Lydią, tym bardziej zdumiewam się nad Bożą
nieskazitelną mądrością. W momencie, gdy braliśmy ślub, nie miałem pojęcia o sposobie życia, jaki
nas czekał. Nie miałem więc podstawy do wybierania sobie żony, ponieważ nie miałem
podstawowych informacji, na podstawie których sam mogłem dokonać inteligentnego wyboru. Z
drugiej strony patrząc wstecz na dzieła, próby i bitwy, które miały miejsce w ciągu tych trzydziestu
lat, jestem przekonany, że Lydia była jedyną kobietą na świecie, która w tym wszystkim mogła być
wystarczającym dla mnie pomocnikiem.
Jak cudowne było to, że Bóg dokładnie wiedział, jakiego rodzaju żony będę potrzebował; że
przez tak wiele lat przygotowywał ją dla mnie; że umieścił ją na ścieżce, na której celowo mnie
prowadził i że wyznaczył ją dla mnie jako pomocnika, którego dla mnie wybrał. Za każdym razem,
gdy o tym myślę, skłaniam swoją głowę w uwielbieniu i mówię z Pawłem:
O głębokości bogactwa i mądrości, i poznania Boga! Jakże niezbadane są wyroki jego i nie
wyśledzone drogi jego!
(Rz 11,33)
3.
Ruth
Po śmierci Lydii doświadczyłem takiej samotności, jakiej nigdy sobie nawet nie wyobrażałem.
Strata bliskiej osoby jest czymś, czego od czasu do czasu doświadcza prawie każdy z nas. Jednak tak
niewielu ludzi, nawet chrześcijan jest tak naprawdę na to przygotowanych. Przez ten czas poznałem
nową miarę mojej potrzeby Ciała Chrystusa.
Przez te lata zostałem przyciągnięty do bliskiej relacji z czterema innymi nauczycielami
biblijnymi: Donem Bashamem, Ernem Baxterem, Bobem Mumfordem i Charlesem Simpsonem.
Wspólnie zobowiązaliśmy się dzielić modlitwą, radą i przyjaźnią. W ten sposób wzajemnie się
wspieraliśmy i wzmacnialiśmy.
Pociecha, jaką otrzymałem od braci w tych godzinach samotności, pomogła mi zamienić smutek
w wielką radość i zwycięstwo. Nadszedł dzień, w którym mogłem powiedzieć razem z Dawidem:
„Zmieniłeś skargę moją w taniec. Rozwiązałeś mój wór pokutny i przepasałeś mię radością…” (Ps
30,12).
Latem 1977 roku cała piątka weszła w skład międzynarodowej grupy charyzmatycznych
liderów, zarówno katolickich jak i protestanckich, którzy pojechali na pielgrzymkę do Ziemi Świętej.
W Jerozolimie miałem przywilej przyłączyć się do świętowania pięćdziesięciolecia kapłaństwa przez
belgijskiego kardynała Suenensa. Kiedy reszta grupy wyjechała, zdecydowałem się zostać w Izraelu
przez jeszcze jeden tydzień. Ten czas przeznaczyłem na szukanie Pana, czy już nadszedł dla mnie
czas, aby zwrócić ponownie swoje oblicze na Jerozlimę. Wiedziałem, że moja służba tutaj jeszcze nie
została zakończona.
Wykorzystałem również okazję odwiedzenia biura organizacji, która tłumaczyła i sprzedawała
moje książki w Izraelu i nie tylko. Będąc tam przypomniałem sobie o liście, który otrzymałem od nich
jakiś czas wcześniej, zakończony ręcznie napisaną notką: „Chcę podziękować Ci za twoją służbę.
Przez całe lata wiele ona dla mnie znaczyła. Ruth Baker.”
Czułem, że powinienem skorzystać z okazji i wyrazić swoją wdzięczność. Recepcjonistka
powiedziała mi jednak, że Ruth Baker od dwóch miesięcy ma poważnie uszkodzony kręgosłup, a
przez to nie może pracować i cały czas jest w domu.
Bóg dał mi szczególny dar wiary do usługiwania ludziom z problemami kręgosłupa. Większość z
osób, o które się modliłem, była uzdrawiana – niektórzy natychmiastowo, inni stopniowo. Nie
przyjechałem do Jerozolimy, aby chodzić do chorych, ale czułem, że byłbym ze swojej strony
niewdzięczny, gdybym chociaż nie zaoferował swojej pomocy.
„Czy myślicie, że chciałaby ona, abym się o nią pomodlił?” – zapytałem w biurze. Cały zespół
odpowiedział jednomyślnie i entuzjastycznie, że tak i wyjaśnił, jak do niej trafić.
Młody mężczyzna o imieniu David oddał do mojej dyspozycji samochód i zawiózł mnie na drugi
koniec Jerozolimy pod wskazany adres. Po tym, jak przez czterdzieści minut jeździliśmy po wąskich i
niedostatecznie oznaczonych uliczkach nie znajdując jej mieszkania, powiedziałem do Davida:
„Musimy być poza Bożą wolą. Wracajmy do domu.”
W momencie, w którym David zawracał, spojrzałem jeszcze raz na numer domu po drugiej
stronie ulicy. To był właśnie ten budynek, którego szukaliśmy!
Znaleźliśmy kobietę leżącą na dywanie w saloniku. Ujrzałem na jej twarzy napięte spojrzenie
bólu tak powszechne u ludzi z bólami pleców. Po przekazaniu kilku instrukcji, jak uwolnić wiarę,
położyłem swoją rękę na jej głowie i zacząłem się modlić. Wtedy nieoczekiwanie Pan dał mi dla niej
słowo prorocze, które zawierało zarówno zachętę, jak i kierunek. Na podstawie światła, które
zobaczyłem na jej rysach twarzy, mogę powiedzieć, że zostało ono powiedziane do jej wewnętrznych
potrzeb. Rozmawialiśmy przez kilka minut i zacząłem zbierać się do wyjścia z poczuciem spełnionego
obowiązku.
Przez resztę tygodnia wychodziłem bardzo rzadko, koncentrując się na szukaniu Bożej
odpowiedzi dotyczącej mojej przyszłości. Jednak nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Nadszedł ostatni
dzień mojego pobytu w Jerozolimie, a jeszcze nic nie usłyszałem od Boga. Następnego dnia wcześnie
rano miałem wyjechać z lotniska Ben Gurion.
Ten nocy położyłem się spać około 23.00, ale nie mogłem spać. Nagle zdałem sobie sprawę, że
bariery opadły i znalazłem się w bezpośrednim kontakcie z Bogiem. Więcej nie myślałem już o
spaniu. Przez resztę nocy Bóg do mnie mówił. W większości słyszałem Jego głos mówiący w moim
duchu w cichym autorytecie, który nie mógł pochodzić z jakiegokolwiek innego źródła, tylko od
samego Boga.
Przypomniał mi kierunek, jaki moje życie miało do tego momentu. Przez mój umysł przeszło
wiele przypadków i zbiegów okoliczności, w których Bóg interweniował, aby mnie chronić i
prowadzić. Przypomniał mi również różne obietnice, które dał mi przez lata – te które już się
wypełniły, jak i te, które jeszcze pozostawały niewypełnione. Zapewnił mnie, że jeśli nadal będę
chodził w posłuszeństwie, wszystkie zostaną wypełnione.
We wczesnych godzinach rannych dziwny ale żywy obraz pojawił się przed moimi oczyma.
Zobaczyłem wzgórze stromo wznoszące się przede mną, wzgórze, które przypominało mi jedno
zbocze na górę Syjon w południowo-zachodniej części Starego Miasta w Jerozolimie. Zygzakowata
ścieżka wiła się na wzgórze z samego dołu na sam szczyt.
Instynktownie wiedziałem, że reprezentuje to mój powrót do Jerozolimy. Przez całą drogę będzie
się ona stopniowo wspinać w górę. Będzie wiele ostrych zwrotów, najpierw jedna droga, a później
inna. Jeśli jednak ukierunkuję swoją głowę i wytrwam, to dojdę do miejsca, które Bóg wyznaczył mi
w Jerozolimie.
W tym obrazie najbardziej uderzył mnie widok postaci kobiety, siedzącej przede mną na ziemi w
miejscu, w którym ta ścieżka zaczynała się wspinać w górę. Rysy jej twarzy były europejskie, miała
blond włosy. Była jednak ubrana w strój orientalny w kolorze trudnym do zdefiniowania, ale w
przeważającej mierze zielony. Najbardziej uderzyła mnie jej niezwykła postura. Jej plecy były wygięte
do przodu w nienaturalnej, nadwerężonej pozycji, sugerującej ból. Nagle rozpoznałem ją. To była
Ruth Baker.
Dlaczego Bóg przyprowadził tę kobietę przede mnie i w tak dziwnym kontekście? Zanim jeszcze
sformułowałem to pytanie, znałem już odpowiedź. Nie przyszło to do mnie przez jakikolwiek proces
rozumowania, nie było to nawet słowo od Boga. To było gdzieś tam, umieszczone w takim miejscu
mojego umysłu, do którego wątpliwości nie mają dostępu. Bóg zamierzył, aby ta kobieta została moją
żoną.
Z taką samą pewnością wiedziałem, dlaczego kobieta siedziała dokładnie w miejscu, gdzie
ścieżka zaczynała się piąć w górę. Nie było żadnej innej drogi, aby wejść na tę ścieżkę. Poślubienie jej
miało być pierwszym krokiem w stronę mojego powrotu do Izraela. Bóg nie pozostawił mi żadnej
innej możliwości.
Cała seria emocji zalała mojego wewnętrznego człowieka – zdumienie, strach, ekscytacja. Przez
chwilę byłem nawet kuszony złością na Boga. Jak On mógł mnie postawić przed taką sytuacją? Czy
On naprawdę prosi mnie, abym poślubił kobietę, którą tylko raz spotkałem, o której nic nie
wiedziałem? Czekałem, aby sprawdzić, czy Bóg ma coś do dodania w tej kwestii – np. jakieś
wyjaśnienie. Ale nie przyszło nic więcej.
Zauważyłem, że muszę działać z nadzwyczajną uwagą. Byłem dobrze znaną osobą w pewnych
kręgach chrześcijańskich. Jeśli zrobiłbym teraz jakieś głupie posunięcie, szczególnie w dziedzinie
małżeństwa, przyniósłbym hańbę Panu i stał się przeszkodą dla Jego ludu. Zdecydowałem się nikomu
nie mówić, co się stało. Chciałem po prostu nosić tę sprawę przed Panem w modlitwie i szukać
dalszych wskazówek od Niego.
Po powrocie do Stanów Zjednoczonych przez miesiąc modliłem się – szczerze, poważnie i
ciągle. Nic się nie zmieniło. Ta wizja nie odeszła z mojego umysłu. Jeśli coś w ogóle się stało, to stała
się ona jeszcze żywsza. Pod koniec miesiąca nadal czułem, że Bóg nie pozostawił mi żadnej
alternatywy – chciał, abym poślubił Ruth Baker.
Ostatecznie powiedziałem sobie: „Wiara bez uczynków jest martwa. Jeśli naprawdę wierzę, że to
Bóg objawił mi swoją wolę, to lepiej zacznę działać.” Usiadłem więc i napisałem krótką wiadomość
do Ruth Baker do Jerozolimy, sugerując jej, że jeśli kiedykolwiek wróci do Stanów Zjednoczonych, to
może być zainteresowana odwiedzeniem społeczności chrześcijańskiej w Kansas City. Ludzie w tym
miejscu mają szczególną miłość do Izraela i są również głęboko ze mną związani.
Chwilę po tym, jak wysłałem maila, otrzymałem odpowiedź. Ruth ze swoją córką miała właśnie
zamiar wyjechać na jakiś czas z Izraela do Stanów Zjednoczonych. Była wdzięczna za moje
zainteresowanie i że istotnie chciałaby odwiedzić społeczność chrześcijańską w Kansas City. Podała
kilka terminów, które by pasowały w jej planach oraz numer telefonu, pod którym będzie osiągalna w
Maryland.
Natychmiast do niej zadzwoniłem i ustaliłem datę jej wizyty w Kansas City. Osobiście miałem
wkrótce usługiwać w Południowej Afryce, ale tak wszystko ustawiłem, żeby być w Kansas City przez
pierwsze dwa dni pobytu Ruth, a następnie bezpośrednio stąd pojechać do Południowej Afryki.
Liderem społeczności w Kansas City był David, młody człowiek, który woził mnie w
Jerozolimie. Ruth ze swoją córką oraz ja nocowaliśmy w jego przestronnym domu. Drugiego dnia
Ruth zorganizowała ze mną spotkanie dotyczące problemu, który ostatnio powstał w Jerozolimie.
Kiedy weszła, powiedziałem jej komplement odnośnie sukienki, którą miała na sobie założoną.
„Jest w arabskim stylu”, odpowiedziała. „Kupiłam ją w Starym Mieście.” Następnie wyjaśniła, że uraz
jej pleców sprawia, że odczuwa mocny ból, gdy siedzi przez dłuższy czas na zwykłym krześle. Za
moją zgodą usiadła na podłodze, z plecami opartymi o ścianę i z kolanami skierowanymi w jedną
stronę.
Nieświadomie mój umysł skierował się na kobietę, którą widziałem tamtej nocy, siedzącą na
początku ścieżki na wzgórze. Nie tylko przede mną znajdowała się ta sama kobieta; ale miała ubraną
taką samą sukienkę w niezwykłym stylu i kolorze oraz siedziała dokładnie w takiej samej pozycji,
która była cichym świadectwem bólu. Każdy szczegół się zgadzał!
Nie mogłem mówić. Mogłem jedynie pełen szacunku wpatrywać się w nią. Wtedy gorący prąd
ponadnaturalnej mocy przelał się przez moje ciało i zostałem napełniony niewyrażalną miłością do
kobiety, która pozornie była dla mnie ciągle nieznajomą osobą. Przez kilka krótkich chwil
siedzieliśmy w ciszy. Później, wysiłkiem woli, rozkazałem swoim emocjom i zacząłem pytać się o
problemy, które spowodowały, że chciała szukać mojej rady.
Przez resztę naszej rozmowy, mój umysł działał jednocześnie na dwóch poziomach. Z jednej
strony zaoferowałem swoją poradę względem problemów Ruth, a z drugiej strony próbowałem
zrozumieć to, co działo się w moim wnętrzu.
Zanim następnego dnia wyjechałem do Południowej Afryki, krótko zapytałem się Ruth o jej
przyszłość. Zaplanowała, aby wrócić do Jerozolimy na żydowski Nowy Rok i Yom Kippur (Dzień
Odkupienia), który w tym roku przypadał na koniec września. Zbiegiem okoliczności miałem już
zorganizowany powrót z Południowej Afryki przez Izrael, planując zatrzymać się kilka dni w
Jerozolimie. Zapragnąłem, aby być tam w święto Yom Kippur.
Przez cały czas swojej służby w Południowej Afryce zastanawiałem się, co dalej zrobić w
sprawie Ruth. Dwie rzeczy były dla mnie teraz jasne: Bóg zamierzył, abym się z nią ożenił oraz to, że
byłem w niej zakochany. Miałem teraz do zrobienia następny krok. Zdecydowałem się wysłać Ruth
telegram, prosząc ją o spotkanie na śniadaniu o 9.00 w hotelu Króla Dawida w Jerozolimie dzień
przed Yom Kippur.
Moja służba w Południowej Afryce zakończyła się weekendem w kościele w Pretorii, gdzie
otrzymałem hojny dar miłości w południowoafrykańskich randach. Prawo walutowe nie pozwalało mi
wywieźć tych pieniędzy z kraju. Aby wymienić taką kwotę w dolary, musiałbym stracić wiele czasu.
Wtedy przypomniałem sobie, że Afryka Południowa jest znana ze swoich diamentów. Pod wpływem
chwilowego impulsu zdecydowałem się na zakup jednego z nich.
Zostałem skierowany do sklepu jubilerskiego w Pretorii, którego właścicielem był członek
kościoła. Pokazał mi pełen asortyment diamentów, omawiając cechy każdego z nich. Ostatecznie
wybrałem jeden, który wydawało mi się, że błyszczy bardziej brylantowymi odcieniami niż pozostałe.
Sprzedawca opakował go bardzo ostrożnie w kawałek papieru, składając go kilka razy i powiedział
mi, abym niósł go w kieszeni. Wyglądało to na zwyczajną uwagę, jak nosić diamenty, więc
wykonałem jego instrukcje.
Gdy miałem wychodzić ze sklepu zauważyłem piękną złotą broszkę z podwójnymi oczami
tygrysa. Sprzedawca podał mi cenę i policzyłem randy, które mi jeszcze zostały. Okazało się, że
akurat mi wystarczy, więc kupiłem również tę broszkę i zapakowałem ją jak prezent.
Dwa dni później o godzinie 8.45 zająłem miejsce w lobby hotelu Króla Dawida w Jerozolimie.
Wybrałem miejsce na wprost obrotowych drzwi wejściowych. Jedno pytanie wypełniało mój umysł:
Czy Ruth przyjdzie na spotkanie?
Dokładnie o 9.00 weszła przez drzwi obrotowe. Wstałem i przywitałem ją, następnie
poprowadziłem ją do dużego pokoju jadalnego, gdzie wyszukane śniadanie było przy bufecie.
Zdziwiłem się, że nasza rozmowa płynęła w wolności od samego początku. Opisałem różne
spotkania, które prowadziłem w Afryce Południowej. Później włożyłem rękę do kieszeni i
wyciągnąłem ładnie opakowaną broszkę z oczami tygrysa. „Przywiozłem Ci pamiątkę z Południowej
Afryki” – powiedziałem.
Ruth otworzyła paczkę i wyciągnęła broszkę. „Jest piękna!” – wykrzyknęła. „Naprawdę nie
wiem, jak Ci dziękować.” Jej oczy rozbłysły i lekki rumieniec pojawił się na jej policzkach.
Przypomniały mi się klejnoty, które Izaak przesłał Rebece przez sługę Abrahama – i wszystko, co się
stało po ich przyjęciu.
Po śniadaniu poszliśmy do głównej synagogi na King George Avenue, aby dostać bilety na
nabożeństwa Yom Kippur. Kiedy wracaliśmy do hotelu, zaproponowałem, abyśmy spędzili resztę
poranka na leżakach przy basenie oraz poprosiłem Ruth, aby opowiedziała mi o niej samej i łańcuchu
wydarzeń, który przywiódł ją do Jerozolimy. Jak przypuszczałem, nić cierpienia przebiegała przez jej
opowieść, osiągając swój punkt kulminacyjny w miłosierdziu i łasce Boga, który przyprowadził ją do
siebie i powołał do służenia Mu w Izraelu.
Byłem szczególnie zainteresowany odpowiedzią na jedno pytanie: Jak skończyło się jej
małżeństwo? Jeśli rozwodem, jak przypuszczałem, to z jakiego powodu? Wcześniej w swojej służbie
zrobiłem uważne studium biblijne na temat rozwodu i ponownego małżeństwa. Doszedłem do
wniosku, że osoba, która oddala małżonka na podstawie udowodnionej niewierności ma oczywiste,
biblijne prawo do ponownego małżeństwa bez jakiegokolwiek znamienia winy czy poczucia niższości.
Teraz, gdy słuchałem historii Ruth, byłem zadowolony, że jej przypadek zalicza się do tej kategorii.
Naturalnie przedłużyła się nam ta rozmowa aż do lunchu. Ale jak przypuszczałem, siła Ruth
ostatecznie kończyła się. Nie mogła już więcej mówić. Nadeszła moja kolej!
Po chwili wahania opowiedziałem jej tak jasno jak tylko mogłem o wizji, którą miałem, o
ścieżce na górę z nią siedzącą na jej początku.
„To właśnie dlatego zaprosiłem cię na spotkanie w Kansas City”, kontynuowałem, „dlatego też
zaprosiłem cię na dzisiejsze spotkanie. Wierzę, że Bożym celem dla nas jest małżeństwo i wspólna
służba.” Po krótkiej chwili dodałem: „Nie możesz jednak decydować na podstawie objawienia, które
Bóg mi dał, sama musisz to usłyszeć od Niego.”
Prosto i spokojnie Ruth odpowiedziała, że Bóg już wcześniej mówił jej o tym. „Po naszym
spotkaniu w Kansas City”, powiedziała, „powiedziałam Panu, że jeśli poprosisz mnie, abym za ciebie
wyszła, to powiem ‘Tak’.” Od tej chwili wiedzieliśmy, że zobowiązaliśmy się względem siebie.
Wieczorem po nabożeństwie w synagodze powiedziałem Ruth o mojej relacji z czterema innymi
nauczycielami. „Zdecydowaliśmy się nie podejmować żadnych ważnych osobistych decyzji bez
wzajemnej konsultacji”, wyjaśniłem. „Z tego też powodu nie mogę pójść dalej w zobowiązaniu
względem ciebie, dopóki nie porozmawiam ze swoimi braćmi. Jednak wierzę, że Bóg objawił swój
plan prosto i doprowadzi go do końca.”
Podczas kolejnego dnia postu, spędziliśmy z Ruth wiele czasu razem, czekając na Boga i
ponownie oddając swoje życie Jemu, dla Jego celów. Im bliżej podchodziliśmy do Pana, tym bliżej
czuliśmy się również względem siebie.
Wczesnym rankiem następnego dnia opuściłem Jerozolimę. W samolocie miałem czas, aby
pomyśleć o wszystkim, co się stało. Jakie to cudowne, pomyślałem, że Bóg tak zaaranżował
ustanowienie naszej relacji w największe święto żydowskiego kalendarza i zapieczętował to w
modlitwie i poście!
Zaraz po powrocie do Stanów Zjednoczonych podzieliłem się nowym zdarzeniem z Charlesem
Simpsonem, chociaż minął ponad miesiąc zanim mogłem spotkać się z wszystkimi czterema
przyjaciółmi-nauczycielami. Spędziliśmy pół dnia rozmawiając o moim małżeństwie z Ruth. Gdy
opowiedziałem historię o tym, jak Bóg prowadził mnie, uświadomiłem sobie jak wiele z tego było
subiektywne i ponadnaturalne. Dla mnie to wszystko było tak realne i żywe. Dla innych mogło to po
prostu wyglądać nierealne i dziwne.
Były jeszcze inne problemy. Przez złamanie małżeństwa – jak ja to widziałem – zgrzeszono
przeciwko Ruth, ale ona nie zgrzeszyła. Pomimo to w kręgach chrześcijańskich słowo rozwód prawie
zawsze wiąże się z negatywną reakcją, która niekoniecznie przyjmuje właściwe spojrzenie na biblijną
interpretację. Dla mnie, jako znanego nauczyciela biblijnego, poślubienie rozwiedzionej kobiety
mogło stać się obrażeniem niektórych ludzi.
Dodatkowo Ruth była częściową inwalidką. W takim razie byłaby zdecydowanie bardziej
ciężarem niż błogosławieństwem dla mojego aktywnego stylu służby. Osobiście byłem przekonany, że
proces uzdrowienia w życiu Ruth już się rozpoczął. Muszę jednak dodać, że nie było żadnego
widocznego dowodu popierającego moje przekonanie.
Moi bracia oczywiście bardziej troszczyli się o mnie niż o Ruth. Obawiali się, że nieodpowiednie
małżeństwo na tym etapie mogło skompromitować całą moją służbę i udaremnić cały Boży cel na
resztę mojego życia. Po długiej dyskusji powiedzieli mi, że w tym momencie nie mogą poprzeć
mojego małżeństwa z Ruth. Na moją prośbę dali mi list, podpisany przez nich wszystkich, który
krótko, lecz delikatnie, przedstawiał ich punkt widzenia.
W tym momencie zostałem postawiony przed niektórymi z najcięższych decyzji w swoim życiu.
Moja relacja ze znajomymi nauczycielami nie miała znaczenia legalnego kontraktu i nie była w swojej
strukturze denominacyjna. Każdy z nas mógł wycofać się w każdym momencie, jeśli uważał, że to jest
słuszne. Czy powinienem skorzystać z tej możliwości? Rozważając to nie martwiłem się zbytnio o to,
co mogą powiedzieć moi bracia, ale o to co sam Bóg na to powie. Według mnie nie ma nic
ważniejszego w życiu niż Boża przychylność.
Przypomniałem sobie Psalm 15 i obraz człowieka, który znalazł Bożą przychylność, a w
szczególności zdanie, że taki człowiek: „choćby złożył przysięgę na własną szkodę, nie zmieni jej” (w.
4). Zobowiązanie, od którego człowiek odstępuje, jeśli przestaje mu się podobać, wcale nie jest
zobowiązaniem. Oprócz tego w godzinie straty bliskiej osoby przyjąłem wsparcie, które dali mi moi
bracia. Czy mogłem przyjąć ich pociechę, gdy była mi na rękę, a odrzucić ich radę, kiedy sprzeciwiała
się ona moim pragnieniom?
Nic nie zmieniło się w moich uczuciach do Ruth. Ciągle byłem przekonany, że jest ona dla mnie
cennym darem od Boga. Czy Bóg mógłby prosić mnie, abym z niej zrezygnował? Pamiętam, jak Bóg
dał Abrahamowi Izaaka, następnie prosił, aby Abraham oddał go z powrotem w ofierze na Górze
Moria. Dopiero po tym, jak Abaraham udowodnił, że był gotów ponieść ofiarę, Bóg uwolnił swoje
pełne błogosławieństwo zarówno na Abrahama – składającego ofiarę, jak i na Izaaka – samą ofiarę.
Napisałem kiedyś książkę na ten temat zatytułowaną: The Grace of Yielding
się). Jeśli sam nie poddałbym się temu nauczaniu, zostałbym potępiony w swoim własnym sercu jako
ten, kto głosi innym to, do czego sam nie został przygotowany w praktyce. Zauważyłem, że moje
2
Wydana przez Derek Prince Ministries, Fort Lauderdale, Florida (1977). W języku polskim książka ta została wydana
przez Instytut Dereka Prince’a (przyp. tłum.).
przekonania nie pozostawiły mi wyboru. Musiałem poddać się decyzji moich braci i powiedzieć o tym
Ruth.
Z ciężkim sercem zadzwoniłem do Ruth, aby jej to zakomunikować. Jedyną pociechą, jaką
mogłem jej zaoferować, był mój przyjazd do Jerozolimy w ciągu dwóch tygodni, ponieważ musiałem
spotkać się z kilkoma przywódcami w związku z planowanym wyjazdem. Obiecałem dokładniej
wyjaśnić jej całą sprawę osobiście. Dwa tygodnie później ponownie spotkaliśmy się na śniadaniu w
hotelu Króla Dawida. Z pozoru nasze spotkanie było zaskakująco bez emocji. Powiedziałem Ruth o
wszystkim, co wiedziałem i pokazałem jej list od swoich braci.
„Czuję, że powinniśmy zerwać ze sobą wszelkie kontakty,” powiedziałem, „z wyjątkiem
kontaktu, jaki możemy mieć przez modlitwę.” Ruth zapewniła mnie, że rozumie moją decyzję i że się
ze mną zgadza. Nie potrzebowaliśmy jakichkolwiek słów, aby pokazać, że nasze uczucia względem
siebie się nie zmieniły. Śniadanie się skończyło, odprowadziłem Ruth do taxi i patrzyłem na samochód
aż nie zniknął mi w ruchu ulicznym.
W następnych dniach ponura zima osiadła na mojej duszy. Życie było tak puste, każde zadanie
było harówką. Wydawało się, że moi najbliżsi przyjaciele byli daleko ode mnie.
Później niespodziewanie pewne słowa uformowały się w moim umyśle i osiadły tam: Co umiera
jesienią, zostanie wzbudzone do życia wiosną. Nie rozumiałem tego w pełni, ale rozpaliło to w mojej
duszy nową iskrę nadziei.
Pod koniec roku jechałem do Australii, aby tam usługiwać. W samolocie, wysoko nad
Pacyfikiem, moje oczy spoczęły na wersecie Biblii, która leżała na moich kolanach: „Z krańców ziemi
wołam do ciebie w słabości serca: Wprowadź mnie na skałę wyższą ode mnie!” (Ps 61,3). Wywarło to
na mnie wrażenie, gdyż względem Izraela Australia jest najdalszym, zamieszkiwanym krańcem ziemi.
Kraniec ziemi, rozmyślałem. To właśnie tam zmierzam! Przeczytałem raz jeszcze te słowa. „Z
krańców ziemi wołam do ciebie…” Czy właśnie dlatego Bóg zabiera mnie do Australii? Nie, aby
usługiwać innym, ale szukać Boga w modlitwie w swoim życiu?
W ciągu tygodni spędzonych w Australii modlitwa przybrała dla mnie nowy wymiar.
Wypełniłem wszystkie swoje zobowiązania względem służby, ale resztę swojego czasu poświęciłem
na modlitwę. Punkt kulminacyjny nadszedł, gdy spędzałem tydzień w Adelajdzie, kiedy miałem
usługiwać tylko wieczorami. Każdego dnia zamknięty w małym klimatyzowanym pokoju gościnnym
pastorskiego budynku, cały oddałem się modlitwie. Wiele czasu spędziłem leżąc przed Bogiem twarzą
ku ziemi.
Miałem wrażenie, że miałem przedrzeć się przez długi ciemny tunel. Miejsce uwolnienia i
wypełnienia było przygotowane dla mnie na dalekim końcu, ale nie mogłem się tam dostać inaczej,
jak tylko przejść przez tunel. Mój postęp mógł być mierzony godzinami spędzonymi na modlitwie. W
końcu ostatniego dnia tygodnia, nadeszło wspaniałe uwolnienie. Odczułem, że doszedłem do światła
na końcu tunelu.
Od tego momentu wiedziałem, że moja przyszłość z Ruth jest pewna. Nie było już więcej walki,
zmagania się i strapienia. W duchowej rzeczywistości sprawa została zakończona. Mogłem tylko
czekać z cichym zaufaniem, że zacznie to pracować w naturalnej rzeczywistości.
W kolejnych miesiącach czułem się, jakbym oglądał żywą szachownicę, na której ręka mistrza
układała jeden pionek po drugim na właściwym miejscu. Pozostawiłem Ruth opowiedzenie tej części
naszej historii z jej perspektywy, co robi na końcu tej książki. Wystarczy powiedzieć, że Bóg działał
bardzo potężnie w sercach moich przyjaciół nauczycieli tak samo jak w moim. Zagwarantował
również Ruth całkowite uzdrowienie, co do którego Mu ufaliśmy.
W kwietniu 1978 roku Ruth i ja ogłosiliśmy nasze zaręczyny, a w październiku wzięliśmy ślub.
Charles Simpson prowadził ceremonię i wraz z innymi nauczycielami oddał nas Panu. Jakże potężnie
odczuliśmy Bożą przychylność nad nami!
Z Ruth obok mnie moja służba wkroczyła w nową fazę. W wieku 63 lat mogłem łatwo
oczekiwać na stopniowe zmniejszanie moich sił i zasięgu. Jednak okazało się, że cała moja służba
zaczęła rozrastać się na sposoby, których nie oczekiwałem. Przez kilka lat – przy pomocy radio,
książek, kaset i osobistej usługi – dosięgłem większości planety. Najbardziej ekscytujące było to, że
mój program radiowy dotykał miliony ludzi, którzy nie usłyszeliby o Bożym Słowie w jakikolwiek
inny sposób.
Niezawodna miłość Ruth i całkowita zgoda dały mi siłę i pewność do wzięcia nowych wyzwań,
które Bóg ciągle stawiał przede mną. Jednak podstawą naszego sukcesu w służbie było
wstawiennictwo. W tym osiągnęliśmy całkowitą „zgodę” – harmonię w duchu, która wytworzyła
modlitwę nie do pokonania.
Gdy Ruth i ja wspólnie działaliśmy, Bóg nadawał nowy wymiar mojej służbie uzdrawiania.
Często teraz nauczam ponad godzinę, później oboje usługujemy chorym przez cztery czy pięć godzin,
kiedy to Bóg podtrzymuje prawdziwość świadectwa prawdy słowa, które wcześniej głosiłem. Zanim
kończyła się taka sesja, Ruth i ja czasami kładliśmy ręce na innych parach i przekazywaliśmy im taki
sam rodzaj ponadnaturalnej służby, którą Bóg nam dał.
Rozwój naszej służby powodował konieczność długich i żmudnych podróży do coraz większej
ilości krajów. Byliśmy wystawiani na problemy spowodowane przez ciągłe zmiany klimatu, jedzenia i
kultury. W takich sytuacjach Ruth przewidywała moje potrzeby szybciej niż ja i niezmiennie wpadała
na zadziwiające pomysły, aby je zaopatrzyć.
Również w innych dziedzinach takich jak zarządzanie i twórcze pisanie, Bóg wyposażył Ruth
umiejętnościami, które zaspokajały potrzeby, z których nawet nie zdawałem sobie sprawy, że mogą
powstać. Coraz bardziej i bardziej dziwiłem się, jak jej możliwości uzupełniały moje, dokładnie jak
rękawiczka pasuje do ręki. Podobnie jak w pierwszym małżeństwie Bóg ponownie dał mi „pomocnika
odpowiedniego dla mnie”. W ciągu tych lat pomiędzy moimi małżeństwami, natura moich potrzeb
zmieniła się. Ale sposób, w jaki Bóg je zaspokoił w drugim małżeństwie był dla mnie tak bezbłędny
jak w pierwszym.
W każdym przypadku Bóg pracował zgodnie ze swoim planem małżeństwa, ustanowionym na
początku ludzkości. Tak jak było z Lydią, tak samo było z Ruth. Bóg przewidział dokładnie taką żonę,
jakiej potrzebowałem; ostrożnie ją dla mnie przygotowywał; umieścił ją na ścieżce, którą mnie
prowadził; i wskazał mi ją jako pomocnika, którego dla mnie wybrał.
Również w każdym przypadku działanie Bożego planu sprawiło zjednoczenie dwóch w jedno,
czyli w Jego ostateczny cel dla małżeństwa.
Boża ścieżka wiodąca do małżeństwa
4.
Brama
W pierwszym rozdziale krótko naszkicowałem biblijne zasady wchodzenia w małżeństwo. W
kolejnych dwóch rozdziałach opisałem, jak moje osobiste doświadczenie małżeńskie – najpierw z
Lydią, a później z Ruth – było zadziwiająco zgodne z biblijnym wzorem. Ponieważ zrozumienie tych
zasad jest podstawą do wszystkiego, o czym będziemy dalej mówić, przedstawię je bardziej
szczegółowo:
1. Sam Bóg zapoczątkował małżeństwo na początku ludzkości. Mężczyzna nie ma swojej części
w planowaniu małżeństwa. Bez Boskiego objawienia, mężczyzna nie może tego zrozumieć,
więc tym mniej może stać się częścią tego doświadczenia.
2. Decyzja, że mężczyzna miał się ożenić, pochodziła od Boga, nie od człowieka.
3. Bóg wiedział, jakiego rodzaju pomocy potrzebuje mężczyzna. Mężczyzna tego nie wiedział.
4. Bóg przygotował dla mężczyzny kobietę.
5. Bóg przedstawił kobietę mężczyźnie. Mężczyzna nie musiał chodzić i jej szukać.
6. Bóg uświęcił naturę ich wspólnego życia. Jego ostatecznym celem była jedność.
7. Jezus podtrzymał pierwotny Boży plan dla małżeństwa jako obowiązujący wszystkich, którzy
stają się Jego uczniami. Do dzisiaj jest to ważne.
Standard małżeństwa, jaki Bóg w ten sposób ustanowił, jest wysoki, ale nie nieosiągalny. Na
całym świecie są chrześcijanie pochodzący z różnych ras i kultur, którzy mogą zaświadczyć, że Boży
plan działa. Każdy gotowy spełnić warunki chrześcijanin może doświadczyć działania tych zasad w
swoim własnym życiu.
Co więc trzeba spełnić? Jest jeden bardzo ważny warunek, który jest jakby bramą na progu
życia, który Bóg przygotował dla swojego ludu. Wszyscy, którzy chcą wejść w Jego plan, muszą
przejść przez tę bramę. Stosuje się to szczególnie do Bożego planu dla małżeństwa, ale również
dotyczy każdej innej dziedziny życia chrześcijańskiego.
W Liście do Rzymian 12,1 Paweł stawia nas twarzą w twarz z tą bramą: „Wzywam was tedy,
bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu, bo
taka winna być duchowa służba wasza.” W jedenastym rozdziale Listu do Rzymian Paweł naucza o
bezgranicznym miłosierdziu Bożym względem ludzkości i pełnym Jego zaopatrzeniu, które dał
wszystkim ludziom, Żydom i poganom, poprzez śmierć Jezusa Chrystusa. Teraz dochodzi do
odpowiedzi, której Bóg wymaga od każdego z nas. To jest proste i przyziemne: oddać swoje ciało
Bogu jako ofiarę żywą.
Jest to ofiara, której Bóg od nas wymaga, aby wykonać Jego plan. Dlaczego jednak Paweł
podkreśla, że jest to żywa ofiara? Ponieważ w ten sposób chce pokazać kontrast ze
starotestamentowymi ofiarami, które najpierw były uśmiercane, a dopiero później martwe kładzione
na ołtarzu. W Nowym Testamencie Bóg wymaga, aby każdy wierzący oddał swoje ciało jako całość
na Jego ołtarzu – ma to być jednak żywe ciało, które jest aktywne i oddane w służbie dla Niego.
Jednak w Nowym Testamencie, podobnie jak w Starym, Bóg wymaga całkowitego i szczerego
poddania się.
Oddać swoje ciało Bogu oznacza, że już dłużej nie rościsz sobie praw do jego posiadania i
kontrolowania, już dłużej nie decydujesz, dokąd ma ono iść, co ma jeść i w co masz się ubierać, czy
jaki rodzaj usługiwania ma być prowadzony. O tym wszystkim ma decydować teraz Ten, któremu
poddałeś się w całkowitą i ostateczną kontrolę. Ponieważ jest On twoim Stwórcą, wie lepiej niż ty, co
może osiągnąć w twoim poddanym ciele i przez nie.
Pierwszy wynik tego poddania się jest taki, że On uświęca twoje ciało. W Ewangelii Mateusza
23,19 Jezus przypomina faryzeuszom, że to ołtarz uświęca (czy czyni świętą) ofiarę na nim
umieszczoną, a nie odwrotnie. Odnosi się to do twojego ciała, gdy jest ono umieszczone na Bożym
ołtarzu. Przez ten akt zostaje ono uświęcone, uczynione świętym, oddzielonym dla Boga.
Ma to szczególne znaczenie dla rozważań o małżeństwie, ponieważ jest ono jednością, w której
dwa ciała stają się jednym. Od samego początku Bóg mówił: „Ci dwoje staną się jednym ciałem”.
Jakiż bezcenny przywilej doprowadzić do takiej jedności ciało, które zostało uczynione świętym!
Niestety wielu młodych ludzi dzisiaj nadużywało, hańbiło i zanieczyszczało swoje ciało przez
narkotyki, zakazany i nienaturalny seks lub przez wiele innych niszczących praktyk. Czy tacy ludzie
mogą jeszcze wnieść w małżeńską jedność ciało, które zostało uczynione świętym, które już nie jest
źródłem hańby? Tak. Przez ołtarz dany w śmierci Jezusa na krzyżu, Bóg oferuje święte ciało nawet
tym ludziom, ponieważ krew Jezusa przelana na ołtarzu „oczyszcza nas od wszelkiego grzechu” (1 J
1,7).
Paweł ostrzega chrześcijan w Koryncie, że w niebie nie ma miejsca dla „wszeteczników, ani
bałwochwalców, ani cudzołożników, … ani chciwców, ani pijaków…” (1 Kor 6,9-10). Kończy tą listę
stwierdzeniem: „A takimi niektórzy z was byli; aleście obmyci, uświęceni, i usprawiedliwieni w
imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego” (w. 11).
Później Paweł pisze do tych samych ludzi: „albowiem zaręczyłem was z jednym mężem, aby
stawić przed Chrystusem dziewicę czystą” (2 Kor 11,2; kurysywa dodana). Paweł przedstawia tutaj
niewiarygodną przemianę – z głębi upadku do nieskazitelnej sprawiedliwości i świętości! Taka jest
moc krwi Jezusa względem tych, którzy złożyli swoje ciała na Jego ołtarzu.
W Liście do Rzymian 12,2 Paweł opisuje drugi wynik ofiarowania swojego ciała na Bożym
ołtarzu: „A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego,
abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe.”
W odpowiedzi na twoje poddanie, Bóg uczyni dla ciebie coś, czego nie możesz osiągnąć żadnym
wysiłkiem swojej woli: On odnowi twój umysł, On zmieni sposób twojego myślenia, czyli twoje cele,
wartości, postawy i priorytety. Wszystko będzie przyprowadzone do miejsca Bożej woli.
Ta wewnętrzna zmiana zostanie wyrażona w twoim zewnętrznym postępowaniu. Już nie
będziesz „dostosowany”, działając jak nieodrodzeni ludzie wokół ciebie. Będziesz „przemieniony” i
zaczniesz demonstrować w swoim zachowaniu naturę i charakter Boga.
Do momentu, gdy zaczniesz doświadczać odnowienia swojego umysłu, jest wiele cudownych
rzeczy, które Bóg zaplanował dla ciebie, których nie możesz odkryć. W Liście do Rzymian 8,7 Paweł
nazywa stare, nieodnowione umysły cielesnymi (w polskich tłumaczeniach Biblii mowa jest o zamyśle
ciała – przyp. tłum.), czyli jest „wrogi Bogu; nie poddaje się bowiem zakonowi Bożemu, bo też nie
może.” Bóg nie objawi swoich tajemnic czy nie otworzy swoich skarbów przed wrogim umysłem.
Kiedy jednak twoje ciało zostaje odnowione, zaczniesz odkrywać wszystko, co Bóg zaplanował dla
twojego życia.
Rozwijanie Bożego planu przed twoim umysłem będzie stopniowe. Paweł do opisu używa trzech
słów: dobre, miłe i doskonałe.
Twoim pierwszym odkryciem będzie to, że Boży plan względem ciebie zawsze jest dobry. Bóg
nigdy nie planuje czegoś złego czy szkodliwego dla swoich dzieci. Gdy to odkryjesz, będziesz
prawdopodobnie musiał odrzucić kłamstwa diabła. Diabeł będzie bardzo konsekwentny i stanowczy w
pokazywaniu ci, że pełne poddanie Bogu będzie kosztowało cię wszystko, co cię interesuje i
ekscytuje. On będzie szeptał negatywne myśli do twego umysłu: „Będziesz musiał odrzucić wszystko,
co ci się podoba… Nie będziesz lepszy od niewolnika… Ten sposób życia nie pozostawia miejsca na
zabawę… Stracisz wszystkich swoich przyjaciół… Twoja osobowość nigdy się nie rozwinie…” itd.
W rzeczywistości prawda jest zupełnie inna. Boży plan nie jest tylko dobry, ale jest również
miły. Pełne poddanie się Bogu jest bramą do życia wypełnionego wyzwaniami i przyjemnościami,
które nie mogą być poznane w żaden inny sposób. Przez lata spotkałem wielu chrześcijan, którzy
poddali się właśnie w taki sposób. Jeszcze nie spotkałem nikogo, kto by tego żałował. Z drugiej strony
znam chrześcijan, przed którymi postawiono wyzwanie poddania się, ale je odrzucili. Prawie bez
wyjątku skończyli we frustracji i niespełnieniu.
Gdy będziesz dalej szedł w odkrywaniu Bożego planu, wyjdziesz ponad dobre i miłe aż do
doskonałego. W całości Boży plan jest doskonały i kompletny. Nie ma w nim żadnych niedopatrzeń.
Dotyczy on każdej dziedziny twojego życia, zaspokaja każdą potrzebę, zaspokaja każde pragnienie.
Jeśli małżeństwo jest częścią Bożego planu dla ciebie, to możesz Mu ufać, że On wypracuje
każdy szczegół, zarówno w tobie, jak i w przeznaczonej ci osobie. On połączy cię z osobą, która
dokładnie pasuje do ciebie, abyście razem mogli doświadczyć takiego małżeństwa, jakie Bóg
pierwotnie zaprojektował. To będzie na wyższym poziomie niż największe marzenie świata.
Prawdopodobnie nigdy nie poddałeś się Bogu całkowicie. Nigdy nie „ofiarowałeś swojego ciała
jako żywej ofiary”. Możliwe, że nigdy nie wiedziałeś o tym, że Bóg tego od ciebie wymaga. Teraz
jednak widzisz, że stoisz przed tą bramą – bramą całkowitego poddania. Pragniesz poznać to, co leży
po drugiej stronie, ale ciągle się obawiasz. Zacząłeś już słyszeć w swoim umyśle szept diabła.
Rozumiem, co czujesz. Ponad 40 lat temu stałem przed tą samą bramą, doświadczyłem tych
samych wewnętrznych rozterek – pragnienia poznawania wszystkiego, co leży po drugiej stronie;
strachu tego, co może mnie to kosztować. Mój umysł był zalany pytaniami: Co powiedzą moi
przyjaciele? A moja rodzina? Co się stanie z moją karierą uniwersytecką? Ostatecznie podjąłem
decyzję. Oddałem całe swoje życie Bogu.
Od tego czasu nigdy nie żałowałem tej decyzji czy bycia kuszonym, aby ją porzucić. Otwarło to
drogę do życia, które okazało się bogatsze, pełniejsze, bardziej ekscytujące niż kiedykolwiek
marzyłem, że jest to możliwe. Włączone w to były żony, które Bóg dla mnie przygotował w dwóch
szczęśliwych małżeństwach. Jedno mogę powiedzieć z pełną gwarancją: Boży plan działa!
Nie mogę zmusić cię do przejścia przez tę bramę. Nawet Bóg nie może tego zrobić. Mogę ci
jednak pokazać, jak przez nią wejść. Wszystko, co jest potrzebne to decyzja i podążająca za nią prosta
modlitwa. Jeśli jesteś gotów podjąć decyzję, możesz pomodlić się następująca modlitwą:
Panie Jezu, dziękuję Ci, że na krzyżu oddałeś samego siebie jako ofiarę za moje grzechy,
aby zostało mi przebaczone i abym miał życie wieczne. Ze swojej strony oddaję Ci teraz
siebie. Składam swoje ciało jako żywą ofiarę na Twoim ołtarzu.
Od teraz należę całkowicie do Ciebie. Uczyń mnie takim, jakim chcesz, abym był;
zaprowadź mnie tam, dokąd chcesz, abym poszedł. Otwórz swój plan dla mojego życia.
Teraz zapieczętuj swoją decyzję przez podziękowanie Panu. Dziękuj Mu, że usłyszał i przyjął
cię. Dziękuj Mu za to, że całe życie teraz należy do Niego. Jesteś Jego odpowiedzialnością. On dla
ciebie otworzy każde drzwi Jego woli. On wypełni każdy plan i cel, jaki przygotował dla twojego
życia.
Wszystkim tym, którzy uczynili to całkowite zobowiązanie względem Boga – zarówno tym,
którzy zrobili to przez czytanie powyższego tekstu, czy zrobili to wcześniej – mogę zagwarantować:
Jeśli będziecie czytać dalej tę książkę i podążać za radą, którą oferuje odnośnie małżeństwa,
odkryjecie, co Bóg zaplanował dla tej dziedziny w twoim życiu, a Jego plan wypełni się. Pamiętaj
jednak od teraz nie podejmujesz własnych decyzji. Szukasz Bożych decyzji i czynisz je swoimi.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą musicie zapamiętać: Bóg daje najlepsze tym, którzy pozostawili
Jemu wybór.
5.
Cztery postawy, które trzeba w sobie rozwijać
Teraz, gdy twój umysł został odnowiony przez Ducha Świętego, możesz przejść do następnych
dwóch dziedzin, w których będziesz potrzebował doprowadzić swoje życie do Bożych wymagań –
twoje postawy i twoje uczynki. Ten rozdział skupi się na postawach, a następny na uczynkach.
Ważne jest to, aby ustawić je w odpowiednim porządku: najpierw postawy, później działanie. W
całym ludzkim zachowaniu postawy poprzedzają i określają działanie. Ignorowanie postaw i
skupienie się na uczynkach jest podobne do stawiania wozu przed koniem.
Jezus w kazaniu na górze kładł na to największy nacisk. Prawo Mojżesza skupiało się głównie na
zewnętrznych uczynkach takich jak morderstwo czy cudzołóstwo, podczas gdy Jezus kładł nacisk na
wewnętrzne postawy: złość, nienawiść lub pożądliwość serca. Właściwe uczynki będą nieuchronnie
podążać za właściwymi postawami, podobnie jak złe postawy nie mogą przynieść dobrych uczynków.
Wierzę, że są postawy w czterech konkretnych dziedzinach, które musisz w sobie rozwijać, jeśli
chcesz wejść w Boży plan dla twojego małżeństwa: po pierwsze twoja postawa względem
małżeństwa; po drugie twoja postawa względem siebie; po trzecie twoja postawa względem innych
ludzi i po czwarte bardziej szczegółowo twoja postawa względem rodziców.
Trzecia z wymienionych kategorii, czyli twoja postawa względem innych ludzi będzie
oczywiście głównym czynnikiem wyznaczającym twoją postawę względem współmałżonka, którego
Bóg ci przeznaczył.
Najpierw przyjrzyjmy się postawie względem małżeństwa. Są tutaj wymagane dwie rzeczy:
szacunek i pokora.
Czy jesteś przygotowany, aby podejść do małżeństwa z szacunkiem, którego ono wymaga? Czy
widzisz je jako świętą tajemnicę, uformowaną w wieczności w umyśle Boga i objawioną człowiekowi
dla jego niezmierzonej korzyści i błogosławieństwa?
Każdy chrześcijanin, który chce rozmyślać o małżeństwie, powinien wielokrotnie czytać słowa
Pawła do Efezjan (5,25-32):
Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie,
aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, aby sam sobie przysposobić
Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty i
niepokalany. Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje
żonę swoją, samego siebie miłuje. Albowiem nikt nigdy ciała swego nie miał w nienawiści,
ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół, gdyż członkami ciała jego jesteśmy.
Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, i połączy się z żoną swoją, a tych dwoje będzie
jednym ciałem. Tajemnica to wielka, ale ja odnoszę to do Chrystusa i Kościoła.
Czy widzicie, co mówi tutaj Paweł? Ludzkie małżeństwo jest ziemskim odpowiednikiem relacji
pomiędzy Chrystusem a Jego Kościołem. Jedność, którą ma mężczyzna ze swoją żoną, jest
zapowiedzią jedności pomiędzy Chrystusem i Jego Kościołem – jedności, w której Bóg – Stwórca i
człowiek – stworzenie zostaną złączeni w intymną, doskonałą, wieczną jedność. Tylko ponadnaturalna
łaska Boża może wprowadzić mężczyznę i kobietę we wzajemną relację, które jest zapowiedzią
czegoś tak wielkiego i tak świętego.
Pełne czci rozmyślanie nad tą tajemnicą musi nieuchronnie doprowadzić każdego z nas do
miejsca, w którym przyznajemy: „Panie, nie mogę nawet pojąć wszystkiego, co przygotowałeś dla
mnie w małżeństwie. Tym bardziej nie mogę tego osiągnąć swoimi własnymi wysiłkami. Więc w
pokorze wkładam swoje ręce w Twoje i proszę Cię, abyś mnie nauczał i prowadził.”
Jeśli uczynisz to swoją postawą, możesz odpocząć w zapewnieniu zawartym w Psalmie 25,9:
„[Bóg] prowadzi pokornych drogą prawa I uczy ich drogi swojej.” Na Jego ścieżce i w Jego czasie
Bóg sam umieści klucz w twoim ręku.
Być może w tym miejscu chcesz powiedzieć: „To jest dla mnie zbyt wzniosłe, zbyt trudne. Nie
jestem ani godny ani zdolny do osiągnięcia tego.”
Taka reakcja nie musi być koniecznie zła. Jest wiele nieszczęśliwych małżeństw, ponieważ
biorąc ślub nie zwrócili swojej uwagi na wszystko, czego będzie się od nich wymagać. Niestety nie
jest to prawda tylko względem niewierzących, ale również i wielu chrześcijan.
W tym miejscu jesteś postawiony naprzeciw drugiej ważnej rzeczy: swojej postawy względem
siebie. Poczucie własnej wartości jest jednym z najważniejszych elementów tworzenia sukcesu w
twoim życiu, nie wykluczając małżeństwa. Jest to również jedna z wielu bezcennych korzyści
dostępnych dla nas przez wiarę w Chrystusa. Ale być może jeszcze jej nie odkryłeś.
Wiele osobistych problemów może wchodzić do twojego umysłu: „Miałem nieszczęśliwe
małżeństwo”. „Moi rodzicie się rozwiedli.” „Nigdy w niczym nie odniosłem sukcesu.” „Nie czuję się
bezpiecznie z innymi ludźmi, szczególnie względem płci przeciwnej.” „Naprawdę nie widzę, co ma
dla mnie życie.” I tak dalej.
To wszystko może być prawdą, ale jeśli jesteś chrześcijaninem, to już to nie ma znaczenia.
Posłuchaj, co mówi Paweł: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare
przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17).
Przez nowonarodzenie stałeś się nowym stworzeniem. Bóg nie bierze cię takiego, jakim jesteś i
nie robi paru poprawek i ulepszeń. On uczynił cię zupełnie nowym, zarówno wewnątrz jak i na
zewnątrz. Tak mocno, jak Bóg się o ciebie troszczy, twoje stare grzechy i upadki nie są tylko
przebaczone; ich zapis został całkowicie wykasowany. Dostałeś zupełnie nowy początek. Powinieneś
przyjąć to przez wiarę i działać zgodnie z tym.
Naturalną rzeczą jest to, że osoba, która od początku wzrasta w samoakceptacji i wartości siebie,
opiera swoje życie na miłości, trosce i dyscyplinie otrzymanej od rodziców. Z takim pochodzeniem
jest bezpieczna w swojej tożsamości, wie, kim jest i skąd przyszła. Od czasu drugiej wojny światowej
wiele się jednak zmieniło z powodu słabości i winy ojców. Również matki ponoszą winę, choć czasem
bez powodzenia starają się wypełnić rolę zarówno brakującego ojca jak i matki. Jako rezultat takiego
stanu rzeczy mamy do czynienia z pokoleniem osieroconych dzieci, które dorastały nosząc na sobie
paraliżujące poczucie niedoskonałości i braku bezpieczeństwa.
To jest jeden z głównych powodów rozpadu wielu małżeństw i innych bliskich relacji. Trudno
jest żyć z ludźmi nie czującymi się bezpiecznie, którzy nie mogą odpocząć w relacji, ale ciągle
potrzebują czegoś do podbudowania ich poczucia własnej wartości. Ale nic nie wystarczy na długo.
Tacy ludzie nie wiedzą, jak przyjąć miłość, zatem też nie potrafią jej dać. Drugie z Największych
Przykazań zobowiązuje nas do kochania swojego bliźniego tak, jak kochamy samych siebie. Jeśli nie
nauczyliśmy się kochać samych siebie, nie mamy nic do zaoferowania swojemu bliźniemu.
Przez wiarę w Chrystusa Bóg zaopatrzył nas w swoje lekarstwo na tak w dzisiejszym świecie
powszechny stan. On dał nam Ojca niebieskiego, On adoptował każdego z nas osobno jako Jego
dziecko. On „zaakceptował nas w umiłowanym”, czyli w Jezusie. Już dłużej nie jesteśmy sierotami ani
porzuconymi dziećmi, ale jesteśmy częścią najlepszej rodziny we wszechświecie – częścią Bożej
rodziny. I ponieważ Bóg nas zaakceptował, możemy również zaakceptować samych siebie. Cokolwiek
mniej oznacza po prostu niewiarę.
Prawnie to wszystko jest prawdą od momentu narodzenia się na nowo. Musimy jednak
praktycznie rozwijać w sobie to, kim staliśmy się w Bożej rodzinie. Aby to osiągnąć, musimy spędzić
długie godziny wpatrując się w lustro Bożego Słowa. To właśnie w ten sposób zaczynamy stopniowo
widzieć siebie, szczegół po szczególe, co oznacza być dzieckiem Boga. Gdy wpatrujemy się w to
boskie lustro, Duch Boży pracuje w nas, przemieniając nas na podobieństwo tego, na co patrzymy.
Jest to proces, który Paweł opisuje w 2 Liście do Koryntian 3,18: „My wszyscy tedy, z
odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam
obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem.”
Gdy będziesz miał już właściwą postawę względem siebie, opartą na relacji z Bogiem jako
Ojcem, jesteś gotowy, aby rozważyć trzecią główną sprawę: swoją relację z innymi ludźmi.
Na początku ludzkiej historii bunt przeciwko Bogu i wynikający z tego upadek zamknął
człowieka w ciasnym więzieniu ego. Od tego czasu skupianie się na sobie stało się jednym z
najbardziej oczywistych skutków wpływu diabła na ludzkie życie. Służąc uwolnieniem tym, których
dręczyły złe duchy, zauważyłem, że tacy ludzie są prawie zawsze skupieni na sobie. Oni lubią siedzieć
godzinami na sesjach doradczych i rozwodzić się aż do znudzenia nad każdym szczegółem ich
problemów. Oni nie wiedzą, że im więcej mówią o sobie, tym mocniejsze stają się kraty ich więzienia.
Jeden wielki skutek odkupienia w Chrystusie jest naszym uwolnieniem z więzienia własnego
ego. Identyfikowanie się z Chrystusem pozwala nawiązać kontakt z innymi ludźmi tak, jak On to
robił. W prostym ziemskim języku Paweł wyjaśnia, jak to działa: „Niechaj każdy baczy nie tylko na
to, co jego, lecz i na to, co cudze. Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w
Chrystusie Jezusie…” (Flp 2,4-5).
Są dwa główne powody zerwanych i nieszczęśliwych małżeństw: brak uznania i brak czułości z
jednej lub obu stron. To z kolei prowadzi do zerwania komunikacji.
Te podstawowe problemy mogą doprowadzić do różnego rodzaju konsekwencji, zależnie od
temperamentów tych ludzi. Jeden z najbardziej oczywistych objawów to seksualna niewierność;
kłótnie i sprzeczki; każda ze stron idzie swoją własną drogą i buduje odizolowane i odseparowane
życie. Wszystkie to objawy mają jedną wspólną cechę: udaremniają Boży ostateczny cel dla
małżeństwa, czyli jedność.
Boża łaska w odkupieniu daje nam dwa pozytywne lekarstwa: uznanie i wdzięczność. Uznanie
jest wewnętrzną reakcją, a wdzięczność zewnętrzną. Razem działają jako smar, który może utrzymać
dwoje ludzi płynących ze sobą w zgodzie.
Wykonuj więc obie! Podchodź do każdej sytuacji i relacji z pozytywnym nastawieniem. Patrz na
wszystko, co jest dobre, małe czy wielkie. Kiedy znajdziesz coś dobrego, upewnij się, że wyraziłeś
swoje uznanie. Sprawi to, że staniesz się osobą, z którą łatwo się żyje. Praktykuj to w każdej swojej
relacji, jaką będziesz miał w życiu, a robiąc tak, będziesz zbierał owoce zgodnego małżeństwa.
Załóżmy, że szczerze modliłeś się o współmałżonka, a twój Ojciec niebieski wysłuchał twojej
modlitwy. Możesz Mu zaufać, że przygotuje ci dokładnie takiego współmałżonka, jakiego
potrzebujesz, właściwego w każdym szczególe. Ale ponieważ On jest tak kochającym Ojcem, nie
odda jednego ze swoich drogich dzieci tobie jako współmałżonka, dopóki nie będzie miał pewności,
że będziesz ją (lub jego) traktował tak, jak zasługuje na to każde Boże dziecko.
Pozostaje do omówienia jeszcze jedna ważna postawa: twoja postawa względem swoich
rodziców. Możesz być zdziwiony, że znalazło się to jako jedno z wymagań udanego małżeństwa.
Apostoł Paweł cytuje piąte przykazanie i komentuje jak następująco:
Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom swoim w Panu, bo to rzecz słuszna. Czcij ojca swego i
matkę, to jest pierwsze przykazanie z obietnicą: aby ci się dobrze działo i abyś długo żył na
ziemi.
(Ef 6,1-3)
Paweł wskazuje, że pierwsze cztery przykazania nie są związane z żadną obietnicą. Ale do
piątego przykazania, mówiącego o stosunku względem rodziców, Bóg dodał szczególną obietnicę:
„aby ci się dobrze działo…” Obietnica jednak posiada warunek: jeśli chcesz, aby ci się dobrze działo,
musisz czcić swoich rodziców. Jeśli jednak nie będziesz czcił swoich rodziców, nie możesz
oczekiwać, że będzie ci się dobrze działo.
Noś w swoim umyśle, że można czcić swoich rodziców, nie zgadzając się z nimi we wszystkich
punktach lub nie popierając wszystkiego, co robią. Możesz mocno nie zgadzać się z nimi w niektórych
kwestiach, a jednak mieć względem nich postawę pełną szacunku. Czcić swoich rodziców w ten
sposób oznacza również czcić samego Boga, który dał to przykazanie.
Jestem przekonany, że właściwa postawa względem rodziców jest zasadniczym wymogiem
otrzymania Bożego błogosławieństwa w życiu osobistym. Przez wszystkie lata, w których dzieliłem
się z chrześcijanami nauczaniem, pasterzowaniem, doradztwem itd., nigdy nie spotkałem osoby, która
miałaby złą postawę względem swoich rodziców i cieszyła się Bożym błogosławieństwem. Taka
osoba może być gorliwa w wielu dziedzinach chrześcijańskiego życia, aktywna w kościele, energiczna
w służbie. W niebie może czekać na nią miejsce. Jednak ciągle czegoś brakuje w jej życiu:
błogosławieństwa i przychylności Bożej.
Z drugiej strony widziałem wielu chrześcijan, których życie diametralnie się zmieniało, kiedy
rozpoznawali złą postawę względem rodziców, pokutowali z tego i dokonali koniecznych zmian.
Pamiętam pewnego mężczyznę, który przez całe życie żywił gorycz i nienawiść do swojego ojca.
Chociaż jego ojciec już nie żył, ten człowiek pojechał setki mil na cmentarz, gdzie był pogrzebany
jego ojciec. Klęcząc przy grobie, wylewał swoje serce przed Bogiem w głębokiej skrusze i
upamiętaniu. Nie wstał z kolan, dopóki nie był pewien, że jego grzech został przebaczony i że został
uwolniony od jego skutków. Od tego momentu całe jego życie zmieniło się od frustracji i porażki do
zwycięstwa i spełnienia.
Wiele młodych par zmaga się z problemami w swoim małżeństwie, których źródła nie mogą
znaleźć. Oddali swoje życie Panu i sobie nawzajem. Pomiędzy nimi panuje szczera, prawdziwa
miłość. Jest jednak coś, czego im brakuje – Bożej przychylności. W takich przypadkach zawsze
proponuję, aby sprawdzili postawę względem swoich rodziców i uczynili wszystkie zmiany, o jakich
mówi Biblia. Często zmienia to małżeństwo pełne zmagania w pełne sukcesu.
W obecnym czasie, kiedy to jest tylu złych rodziców, trzeba przyznać, że wielu młodych ludzi
ma uzasadnione żale. Często wychowywali się w podzielonych, targanych sporami domach, bez
miłości, troski czy dyscypliny, których oczekuje każde dziecko od swoich rodziców. Jednak nie
usprawiedliwia to złych postaw uraz i buntu. Co więcej takie postawy są wyjątkowo szkodliwe dla
tych, którzy je pielęgnują – na dłuższą metę bardziej śmiertelne niż fizyczne dolegliwości jak np. rak.
Pewnego razu doradzałem młodemu mężczyźnie, który zaręczył się ze śliczną chrześcijanką.
Szczerze kochał swoją narzeczoną, ale czasami ta postawa zmieniała się w nienawiść i wściekłość,
granicząc nawet z przemocą. Zdziwił się, gdy zacząłem pytać się go o postawę względem jego ojca, a
nie względem jego narzeczonej. Przyznał, że nienawidził swojego ojca i buntował się przeciwko
niemu od dzieciństwa. Przekonałem go, aby wyznał to jako grzech, odłożył swój bunt i przebaczył
ojcu. Od tego czasu nie miał problemu w relacji ze swoją narzeczoną. Gdyby nie został uwolniony ze
złej postawy względem swojego ojca, to ostatecznie zrujnowałoby to jego małżeństwo.
Podsumowując chcę powiedzieć, że rozwijanie w sobie właściwej postawy względem rodziców
nie oznacza od razu wskazywania wysokiego poziomu duchowości. To tylko wskazanie własnego
interesu.
„Przypuśćmy, że rodzice prosiliby mnie o zrobienie czegoś złego, czegoś niezgodnego z Biblią”,
może zapytać ktoś młody. „Czy oznacza to, że muszę im być posłuszny?”
Odpowiedź to zdecydowane nie. Jeśli naprawdę jest jasno postawiony wybór pomiędzy
posłuszeństwem Bogu, a posłuszeństwem rodzicom, to nasza odpowiedź musi być taka sama, jak
Piotra przed Sanhedrynem: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29)! Z drugiej strony
jednak, jeśli jest to tylko prośba, aby młoda osoba odłożyła własną wolę w jakiejś sprawie, w której
nie ma mowy o nieposłuszeństwie względem Boga, to posłuszeństwo rodzicom jest wymagane.
Główną kwestią nie jest posłuszeństwo, ale uległość. Posłuszeństwo to uczynek, ale poddanie to
postawa. Nawet w sytuacji, w której młody chrześcijanin widzi, że posłuszeństwo rodzicom oznacza
nieposłuszeństwo względem Boga, ciągle może mieć postawę uległości. Może powiedzieć swoim
rodzicom: „W tej sprawie moje sumienie nie pozwala mi zrobić tego, o co mnie prosicie, ale ciągle
szanuję was i czczę.”
Często bywa tak, że postawa szacunku i uległości u młodej osoby powoduje zmianę postawy
jego rodziców. Poddaństwo toruje Bogu ścieżkę do interwencji, podczas gdy niesubordynacja ją
zamyka.
Na zakończenie pamiętajcie ostrzeżenie Jezusa zawarte w Ewangelii Marka 4,24: „Jaką miarą
mierzycie, taką wam odmierzą, a nawet wam przydadzą.” Sposób, w jaki odnosisz się do innych –
rodziców, rodziny, przyjaciół i znajomych chrześcijan – określi sposób, w jaki oni będą odnosić się
względem ciebie. Co więcej określi to sposób, w jaki Bóg będzie odnosił się do ciebie. Taka sama
miara, jaką mierzysz, będzie zastosowana względem ciebie.
6.
Osiem wskazówek
Czy bacznie przyjrzałeś się na fundamentalne postawy, które pozwolą ci budować udane
małżeństwo? Jeśli tak, to czas już rozważyć pewne uczynki, które musisz praktykować na co dzień,
jeśli chcesz znaleźć i podążać ścieżką, która prowadzi do takiego małżeństwa, jakiego pragniesz.
Ten rozdział mówi o ośmiu, bazujących na Biblii, uczynkach. Jednak zanim zaczniesz o nich
czytać, musisz zrozumieć, że nie stanowią one żelaznych reguł. Sukces w chrześcijańskim życiu nie
zależy tylko od stawiania i wykonywania reguł. Tak naprawdę ludzie, którzy żyją w ten sposób,
zazwyczaj spotykają się z frustracją. Dzieje się tak z powodu niezrozumienia różnicy pomiędzy
prawem i łaską.
Prawo działa przez zewnętrzne zasady, wygrawerowane na kamiennych tablicach. Łaska działa
na podstawie prawa wypisanego przez Ducha Świętego w ludzkim sercu. Tylko Duch Święty, który
jest nazwany „palcem Bożym” może dotrzeć do zakamarków ludzkiego serca i wypisać tam prawo
życia. Bez Ducha Świętego łaska nie może działać i chrześcijaństwo staje się tylko systemem
moralności, czymś zbyt wzniosłym, aby ludzie mogli temu sprostać o własnych siłach.
Moje myśli wracają do domu w Ramallah, gdzie Lydia i ja żyliśmy zaraz po ślubie. W jednym
kącie salonu stała pnąca roślina doniczkowa z delikatnymi, lśniącymi liśćmi. Po arabsku nazywała się
ona dahabiya – „złota roślina”. Przez lata zarastała ścianę w kącie, w którym została zasadzona i
zarosła sufit aż do przeciwnego rogu.
Lydia bardzo prosto sprawiła, żeby roślina w ten sposób rosła. Na ścieżce, po której chciała, aby
rosła ta roślina – najpierw na ścianie, później na suficie – wbijała małe gwoździe ze swoimi główkami
wystającymi o ułamek cala. Z powodu jakiegoś instynktu, danego przez Stwórcę, roślina sięgała
łodygą do każdego kolejnego gwoździka, owijając się wokół niego, a następnie szła do następnego. W
ten sposób gwoździki wyznaczały ścieżkę, po której rozrastała się roślina.
Chciałbym, abyście użyli dalszej części nauczania w tym rozdziale tak, jak ta roślina używała
gwoździków wbitych w ścianę i sufit. Patrz na nie nie jak na zasady, ale jak na wskazówki. Przez
zachętę i moc Ducha Świętego w sobie sięgaj do każdej kolejnej wskazówki. Praktykuj ją w swoim
codziennym życiu dopóki nie będziesz pewien, że ją chwyciłeś. Wtedy zwróć się i chwyć kolejną
wskazówkę. Pamiętaj, że będzie to wymagało wiele wytrwałej modlitwy.
W Księdze Kaznodziei Salomona 12,11 autor używa podobnego obrazu odnośnie rodzaju
nauczania, jaki przygotował do ludu Bożego: „Słowa mędrców są jak kolce, a zebrane przypowieści są
jak mocno wbite gwoździe; dał je jeden pasterz.”
Jeśli się teraz zwrócisz do tych wskazówek, patrz na nie jak na kolce zachęty w twoim
chrześcijańskim życiu i jak gwoździe, do których możesz dotrzeć i których możesz się trzymać
łodygami swojej wiary. Pamiętaj też, że wszystkie one dane są przez jednego Pasterza twojej duszy,
który ciebie kocha i dał ci pełne zaopatrzenie dla twojego dobrego samopoczucia.
Wskazówka nr 1: „Słowo twoje jest pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim” (Ps
119,105).
Paweł opisuje tutaj, jak możemy znaleźć Bożą ścieżkę dla naszego życia. Światłem, którego
potrzebujemy, jest Boże Słowo. Tak długo, jak jesteśmy posłuszni Słowu w każdej sytuacji, nigdy nie
zbłądzimy ze ścieżki, którą Bóg nam wyznaczył. Możemy nie widzieć, dokąd ta ścieżka nas
doprowadzi, ale możemy odpocząć w pewności, że w Bożym czasie zawiedzie nas do wypełnienia
Jego planu dla naszego życia.
W innym miejscu napisałem:
Będą takie momenty, kiedy świat wokół nas będzie w całkowitej ciemności. Nie będziemy
mogli widzieć dalej niż na kilka stóp. Przed nami będą nierozwiązane problemy, a za rogiem
będzie mogło czyhać na nas niebezpieczeństwo. Jednak pośród tego wszystkiego mamy
gwarancję: jeśli szczerze słuchamy Bożego Słowa tak, jak jest nam objawione w każdej
sytuacji, to nigdy nie będziemy chodzić w ciemności. Nigdy nie postawimy naszych stóp na
zdradzieckim miejscu, które spowoduje potknięcie się i upadek w zranieniu i nieszczęściu.
Ta gwarancja jednak odnosi się tylko do jednej szczególnej dziedziny: miejsca, na którym
mamy postawić następny krok. Bóg nie obiecuje nam, że będziemy mogli widzieć dalej, niż na
jeden krok. Dalej możemy nie wiedzieć, co nas czeka – ale to nie jest nasze zmartwienie.
Wszystko, czego Bóg od nas wymaga, to zrobienie następnego kroku w prostym
posłuszeństwie Jego Słowu.
Nasze największe niebezpieczeństwo to przyglądanie się zbyt daleko w ciemności. Robiąc
tak możemy ominąć miejsce naszego następnego kroku, które jest jedynym oświetlonym
miejscem.
Możesz więc odpocząć w pewności, że posłuszeństwo Bożemu Słowu utrzyma cię na ścieżce,
która prowadzi do małżeństwa zaplanowanego dla ciebie przez Niego.
Wskazówka nr 2: „Jeśli zaś chodzimy w światłości, jak On sam jest w światłości, społeczność mamy
z sobą...” (1 J 1,7).
Ta wskazówka naturalnie następuje po poprzedniej, która mówiła o chodzeniu w świetle Bożego
Słowa. Tutaj z kolei mamy konsekwencję chodzenia w świetle: „Mamy społeczność z sobą”.
Posłuszeństwo Bożemu Słowu automatycznie gromadzi chrześcijan razem i umożliwia im wzajemną
społeczność.
Odwrotna sytuacja też jest prawdą. Chrześcijanie, którzy nie mają przyjaźni z innymi
chrześcijanami nie chodzą w świetle. Jest jakaś dziedzina w ich życiu, w której nie są posłuszni
Bożemu Słowu. Jedynym wyjątkiem są ci chrześcijanie, którzy w wyniku okoliczności od nich
niezależnych są odcięci od społeczności z innymi chrześcijanami. Tak działo się ze mną przez
miesiące pod koniec mojej służby na pustyni w Północnej Afryce. Innym przykładem są chrześcijanie
uwięzieni za wiarę.
Jednak wyjąwszy te przypadki, społeczność z innymi wierzącymi jest niezbędna do odnoszenia
sukcesu i wzrostu w życiu chrześcijańskim. Jest to zarówno test jak i wynik chodzenia w świetle
Bożego Słowa.
Jeśli nie zabiegamy o społeczność z innymi wierzącymi, z kim mamy ją mieć? Jest tylko jedna
alternatywa: z niewierzącymi. Biblia mocno nas przed tym ostrzega:
Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z
nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda
między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym?
(2 Kor 6,14-15)
Paweł nie mówi nam, że mamy być chłodni i wrogo usposobieni względem naszych sąsiadów
niechrześcijan. On po prostu ostrzega nas, że nie możemy pozwalać sobie na ustanawianie z
niewierzącymi bliskich relacji, które powinniśmy mieć z wierzącymi. Oczywiście ma na myśli różne
rodzaje relacji. Ale pierwsze słowo, którego używa – jarzmo – jest regularnie używane do relacji
małżeńskiej. Przede wszystkim Paweł ostrzega nas, że zawsze będzie źle dla chrześcijanina wychodzić
za mąż lub żenić się z niechrześcijaninem.
Nie mogę powiedzieć tego wystarczająco stanowczo wszystkim nieżonatym i niezamężnym
chrześcijanom. Nie jesteś wolny do poślubiania niechrześcijanina. Nie wolno ci nawet brać tego pod
uwagę. Zdecyduj się od tego momentu, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, że małżeństwo z niewierzącym
jest poza Bożym planem dla twojego życia.
3
Cytat z Chords of David’s Harp (Akordy z harfy Dawida), 1983, wydanej przez Chosen/Zondervan.
Najlepsza ochrona przed złymi relacjami to dobre relacje. Ostrożnie pielęgnuj relacje i
przyjaźnie z wierzącymi. W większości przypadków małżeństwo wynika z istniejących relacji. Jeśli
zbudowałeś silną relację z innymi chrześcijanami, to prawdopodobnie nie bierzesz pod uwagę
małżeństwa z niechrześcijaninem.
Twoim najbezpieczniejszym kierunkiem jest podjęcie teraz dobrej decyzji o rodzajach relacji,
które chcesz pielęgnować. Następnie potwierdź swoją decyzję przed Panem używając słów psalmisty:
„Jestem przyjacielem wszystkich, którzy się ciebie boją I przestrzegają ustaw twoich” (Ps 119,63).
Wskazówka nr 3: „… ci, których Duch Boży prowadzi, są dziećmi Bożymi” (Rz 8,14).
Nowy Testament pokazuje nam dwa różne sposoby, przez które Duch Święty czyni nas
członkami Bożej rodziny. Po pierwsze, aby stać się dziećmi Bożymi, musimy być narodzeni na nowo
z Jego Ducha. Aby stać się dojrzałymi dziećmi Bożymi, musimy być prowadzeni przez Jego Ducha.
Wielu chrześcijan, którzy narodzili się na nowo z Ducha Świętego, nigdy nie nauczyło się być
prowadzonymi przez Niego. Wynika z tego, że nigdy nie doszli do duchowej dojrzałości ani nie
znaleźli pełni Bożego planu dla swojego życia.
Sprawdź, jak to odnosi się do twojej potrzeby znalezienia właściwego współmałżonka.
Powiedzmy, że żyjesz w Stanach Zjednoczonych, prawie 300-milionowym narodzie. Albo mieszkasz
w Wielkiej Brytanii, w której żyje 56 milionów ludzi. Pośród tych milionów, Bóg przygotowuje ci
konkretną osobę, aby była twoim współmałżonkiem. Może to być osoba, której jeszcze nie spotkałeś,
której imienia jeszcze nawet nie znasz. Dodaj do tego jeszcze możliwość, że może nie mieszkać w tym
samym kraju (co było prawdą w obu moich małżeństwach). Jak znajdziesz taką osobę? Przysłowiowe
szukanie igły w stogu siana ledwie oddaje złożoność problemu.
Boże Słowo daje odpowiedź: bądź prowadzonym przez Ducha Świętego. Tylko On wie, kim i
gdzie jest osoba, którą Bóg ci przeznaczył. Musisz nauczyć się, jak dać się prowadzić Duchowi
Świętemu.
Są tutaj dwa kluczowe słowa: zależność i wrażliwość. Po pierwsze uznaj całkowitą zależność od
Ducha Świętego. Jeśli On nie będzie cię prowadził, to nie wypełnisz Bożego celu. Wyrób sobie nawyk
szukania Jego kierownictwa w każdej sytuacji i przy podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji, małej czy
wielkiej. Czasami decyzje, które uważasz za mało istotne, są najważniejsze i na odwrót. Szukanie
kierownictwa Ducha Świętego nie oznacza koniecznie angażowania wielkich religijnych słów. Często
oznacza po prostu zwrócenie się na chwilę do Niego w wewnętrznych myślach.
Po drugie trenuj w sobie wrażliwość na Ducha Świętego. On nie jest sierżantem prowadzącym
musztrę. On nie będzie wydawał ci rozkazów. Jego kierownictwo jest zazwyczaj bardzo delikatne, On
mówi „cichym głosem”. Jeśli twoje uszy nie są na to nastawione, nie usłyszysz Go.
Pozwólcie, że zaproponuję wam konkretną modlitwę, którą Ruth i ja modlimy się prawie
każdego dnia: „Panie, pomóż nam być zawsze we właściwym miejscu we właściwym czasie.”
Modlimy się w ten sposób, wiedząc, że tylko Duch Święty może sprawić, aby tak się działo.
Wyniki są często bardzo interesujące! Jednego popołudnia, kiedy nasza córka Jesika mieszkała
w Jerozolimie, Ruth i ja poszliśmy do centrum miasta, aby zrobić zakupy. Kiedy szliśmy wzdłuż
głównej ulicy, powiedziałem do Ruth: „Czuję, że powinniśmy przejść na drugą stronę ulicy.”
Zrobiliśmy to i szliśmy dalej. W ciągu minuty weszliśmy na zaprzyjaźnione z Jesiką małżeństwo. Byli
w Jerozolimie dopiero pół dnia i chcieli spotkać się z nią, ale nie znali ani adresu, ani numeru telefonu.
W tym czasie Jesika była w domu, czując potrzebę przebywania z chrześcijanami.
Przez to spotkanie przyjaciele Jesiki mogli spotkać się z nią i spędzili razem wieczór. To
spotkanie nie miałoby miejsca, jeśli Ruth i ja nie przeszlibyśmy ulicy we właściwym momencie. Kto
nas pokierował w ten sposób? Oczywiście Duch Święty!
Wyobraź siebie w podobnej sytuacji. Jedziesz ulicą szukając miejsca, aby zjeść hamburgera. Są
dwa miejsca po przeciwnych stronach ulicy. W jednym z miejsc obsługuje młoda osoba, której jeszcze
nigdy nie spotkałeś, ale którą Bóg przygotowuje, aby była twoją żoną. „Coś” szturcha twoją rękę i
skręca kierownicą i zjeżdżasz na parking po lewej stronie. Wewnątrz zawierasz znajomość z młodą
osobą, która podobnie jak ty modliła się o wybór małżonka. W swoim czasie odkrywacie, że dla was
obojga było to spotkanie od Boga.
Kto „szturchnął” twoją ręką? Duch Święty. Ale jeśli nie odpowiadasz na to szturchnięcie,
możesz minąć się z Bożym planem dla twojego życia. Nie wystarczy się tylko modlić. Musisz również
pozwolić Duchowi Świętemu prowadzić cię do odpowiedzi na modlitwę.
Czasami Duch Święty prowadzi nas w sposób dramatyczny i ponadnaturalny. Innym razem
prowadzi nas przez szturchnięcie czy szept. Musimy być otwarci na oba sposoby działania. Jeśli nie
będziemy otwarci na działanie ponadnaturalne, to ustanawiamy ograniczenia na Boży plan dla naszego
życia. On mógł zaplanować dla nas coś tak daleko wybiegającego ponad nasze naturalne oczekiwania,
że mogło to zostać objawione nam tylko ponadnaturalnie – np. przez wizje lub przez proroctwo. Jeśli
jednak szukamy tylko dramatycznych i nadnaturalnych przeżyć, to z drugiej strony możemy minąć się
z delikatnym szturchnięciem czy szeptem. To nie my decydujemy, jak Duch Święty ma działać.
Musimy być wrażliwi na Niego bez względu na to, jak nas prowadzi.
Wskazówka nr 4: „Czujniej niż wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło
życia!” (Przyp 4,23).
Jest pewne główne miejsce ludzkiej osobowości decydujące o ludzkim przeznaczeniu, które
Biblia nazywa sercem. To, co rządzi twoim sercem, określi kierunek twojego życia. Musisz strzec
swego serca czujniej niż wszystkiego innego. Odnosi się to w szczególności do tych, którzy czują coś
więcej do osoby płci przeciwnej.
Ciągle bądź czujny szczególnie względem tego, co wchodzi do twojego serca. W naszej
współczesnej kulturze, szczególnie młodzi ludzie są bombardowani ciągłym wpływami, które
podkopują biblijne standardy seksu i małżeństwa. Działają przez nauczanie w szkołach, przez media,
presję rówieśników i na wiele innych, trudnych do wychwycenia, sposobów. Jeśli chcesz znaleźć
Boży plan dla twojego małżeństwa, musisz ustawić straż wokół swojego serca, która zabroni dostępu
wszystkim niebiblijnym i niechrześcijańskim standardom.
Innym wpływem, przed którym musimy strzec swoje serca, jest fantazjowanie. W pewnym
szczególnym okresie dojrzewania normalne jest mocne oddawanie się fantazjom. Ale nie pozwól, aby
rozwinęło się to w nałóg fantazjowania. Jeśli masz do tego skłonności, stanowczo się temu
przeciwstaw i zmuś się do stanięcia naprzeciw rzeczywistości. W przeciwnym wypadku dojdziesz do
miejsca, w którym ciężko jest rozróżniać pomiędzy fantazją a rzeczywistością. Kiedy w takim
przypadku dojdzie do małżeństwa, będziesz miał stworzony w sobie nierealny, subiektywny obraz
osoby, która ma być twoim współmałżonkiem.
Może to wpłynąć na ciebie w jeden z dwóch sposobów. Po pierwsze osoba, którą Bóg ci
przeznaczył może nie odpowiadać obrazowi twojej fantazji i możesz nie chcieć zaakceptować Jego
wyboru. Możesz również przyłożyć obraz swojej fantazji do prawdziwej osoby i ją poślubić – tylko po
to, by po ślubie odkryć, że prawdziwa osoba jest zupełnie inna od tej, jaką sobie wyobraziłeś i nie jest
osobą, którą Bóg ci przeznaczył.
Nie bądź mniej czujny względem rzeczy, które wypuszczasz na zewnątrz swojego serca. Nie
oddawaj się flirtom lub powierzchownym relacjom z osobami płci przeciwnej. Może być ekscytujące
poruszyć czyjeś emocje i pozwolić, aby twoje emocje były również poruszone. Pewnego dnia jednak
może się okazać, że twoje emocje wymknęły się spod twojej kontroli. Podobnie, jak uczeń
czarnoksiężnika, który odkrył zaklęcie do uwalniania wody w powódź, ale nie zna zaklęcia, aby to
odwrócić, możesz odkryć, że uwolniłeś emocje, których nie możesz odwołać. Wynikiem może być
emocjonalne wplątanie się relację z osobą, której Bóg w żaden sposób nie przewidział na twojego
współmałżonka.
Musimy więc podążać za bezpieczną zasadą: najpierw odkryj osobę, którą Bóg dla ciebie
wybrał, następnie uwolnij swoje emocje względem tej osoby. W ten sposób nie będziesz musiał
odwoływać powodzi.
Wskazówka nr 5: „Czego od wieków nie słyszano, czego ucho nie słyszało i oko nie widziało oprócz
ciebie, Boga działającego dla tego, który go oczekuje” (Iz 64,4).
Może to być najtrudniejsza wskazówka: Bądź przygotowany na czekanie! Izajasz mówi nam w
tym fragmencie, że we wszechświecie jest tylko jeden prawdziwy Bóg i jedną z Jego wyróżniających
się cech jest to, że On „działa dla tego, który Go oczekuje”.
Nie zawsze Bóg wymaga od wszystkich swoich dzieci, aby długo czekały na małżonka. Są tacy,
którzy znajdują swojego wybranka bardzo szybko i bez oczekiwania wchodzą w szczęśliwe
małżeństwo, które trwa przez całe życie. Jest to jedna z tych dziedzin, w której każdy z nas musi
uniżyć się przed suwerennością Boga. Jeśli On połączy nas z wybraną osobą szybko, oddaj Mu za to
chwałę. Jeśli jednak wymaga od nas czekania, oddaj Mu taką samą chwałę. Bóg dzieli się z każdym z
nas zgodnie z tym, jak nas zna i zgodnie z Jego szczególnym zamysłem dla życia każdego z nas.
Jeśli nie jesteś jednym z tych, od których Bóg wymaga, aby czekali, bądź świadom tego, że Bóg
wymaga od wielu swoich wybranych sług, aby długo czekali na wypełnienie Jego obietnicy lub celu.
Abraham czekał aż do wieku 100 lat na narodziny Izaaka, swojego obiecanego syna. Mojżesz czekał
80 lat, w tym 40 na pustyni, aby stać się wyzwolicielem Izraela. Dawid czekał około 15 lat od
momentu namaszczenia na króla do objęcia władzy. Izrael czekał wiele stuleci na Mesjasza. Kościół
czekał prawie dwa tysiąclecia na powrót Jezusa – i jeszcze ciągle czeka.
Bóg używa oczekiwania na wykonanie wielu celów w naszym życiu. Po pierwsze czekanie
sprawdza naszą wiarę. Tylko ci, którzy naprawdę wierzą w Boże zaopatrzenie są przygotowani na
czekanie na nie. Apostoł Piotr ostrzega nas, że jak złoto jest oczyszczone przez ogień, tak samo wiara
musi być oczyszczona przez próby (zob. 1 P 1,6-7). Tylko wiara zaliczająca testy jest uznawana przez
Boga jako prawdziwa.
Po drugie czekanie oczyszcza nasze motywy. Jeśli Bóg wymaga od nas czekania na małżonka,
musisz zapytać sam siebie: Czemu chcę się ożenić czy wyjść za mąż? Czy dlatego, że Bóg tego chce
czy dlatego, że ja chcę tego dla siebie? Czy jestem pobudzony przez Bożą czy przez swoją wolę?
Czekanie da ci odpowiedź na twoje pytanie.
Po trzecie oczekiwanie buduje nasz charakter i czyni go dojrzałym. Jakub nam mówi: „…
doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość, wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła
doskonałego, abyście byli doskonali (ang. dojrzali) i nienaganni…” (Jk 1,3-4). Osoba, która nauczyła
się czekać, nie jest już na łasce zmiennych nastrojów i emocji. On lub ona posiedli zaufanie i
stabilność. W Bożym czasie te cechy okażą się niesamowicie wartościowe w budowaniu silnego,
szczęśliwego małżeństwa.
Wskazówka nr 6: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do
ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje” (J 12,24).
Jezus poszerza zasadę, która działa w całej przyrodzie, również na życie Bożego ludu. Krótko
mówiąc ostrzega nas: Bądź przygotowany na śmierć i zmartwychwstanie.
Podobnie jak poprzednia wskazówka, ta nie odnosi się do wszystkich, którzy znaleźli Boży plan
dla swojego małżeństwa. W moim przypadku miało to miejsce przy drugim małżeństwie, ale nie przy
pierwszym. Zamieściłem ją tutaj, ponieważ nauczyłem się na własnej skórze, jaka jest ona ważna. Po
poznaniu Ruth wiedziałem, że Bóg umieścił w moim sercu „ziarno” miłości do niej, a jednak
patrzyłem, jak wpada ono w ziemię i umiera. Jeśli nie zrozumiałbym i nie zaakceptował tej zasady,
mógłbym nigdy nie mieć wiary, aby przejść przez to do momentu zmartwychwstania, które Bóg dla
mnie przygotował.
Zmagając się w tym czasie z Bożym postępowaniem, wołałem: „Panie, czemu dajesz nam coś i
później prosisz, abyśmy Ci to z powrotem oddali? Dlaczego tak wiele z tych rzeczy, które
błogosławisz, musi przejść przez śmierć i zmartwychwstanie?”
Czuję, że Bóg dał mi następującą odpowiedź: Ponieważ gdy coś wzbudzam, wzbudzam to na
sposób taki, jaki chcę, żeby było, a nie tak, jak to było początkowo.
Tak właśnie było w relacji pomiędzy Ruth i mną. Przejście przez śmierć i zmartwychwstanie
dało mi głębię i bezpieczeństwo, jakiej w innym przypadku nigdy bym nie miał. Jeśli Bóg będzie
chciał przeprowadzić cię przez podobne doświadczenie, ufam, że nasze świadectwo może dać ci
zachętę, jakiej potrzebujesz.
Wskazówka nr 7: „Droga głupiego wydaje mu się właściwa, lecz kto słucha rady, jest mądry” (Przyp
12,15). „Głupiec gardzi karceniem swojego ojca, lecz kto zważa na napomnienia, postępuje
roztropnie” (Przyp 15,5).
Wspominałem już w poprzednim rozdziale na temat rozwijania właściwych postaw ważność
błogosławienia rodziców. Daje to fundament do budowania sukcesu w każdej dziedzinie życia, a
szczególnie w małżeństwie. Jeśli nawet ty i twoi rodzice nie zgadzacie się całkowicie w każdej
dziedzinie, warto okazać wiele cierpliwości i samo-powściągliwości, aby budować na fundamencie ich
błogosławieństwa.
Ponad szczególnym błogosławieństwem rodziców, ważne jest dla ciebie szukanie rady
pobożnych ludzi takich jak pastorzy lub inni liderzy w kościele, którzy są starsi od ciebie w latach i w
wierze. Tacy ludzie przeszli już drogę, która leży przed tobą i znają jej sidła i niebezpieczeństwa.
Mieli również możliwość wdrapać się na góry i stąd mieli szerszy punkt widzenia na krajobraz
dookoła. Możesz bardzo skorzystać z ich perspektywy.
Panuje tendencja pośród młodych ludzi, aby zwracać się po radę tylko do swoich rówieśników.
Jednak rada rówieśników zazwyczaj bazuje tylko na teorii lub w najlepszym przypadku rozumie. Oni
ciągle muszą jeszcze sprawdzać, czy ich teorie działają w prawdziwym życiu. Szukanie rady od
starszych ludzi, którzy osiągnęli sukces w dziedzinach życia, w których potrzebujesz porady, jest
oznaką mądrości i pokory. Jeśli zaczniesz czynić to regularnie, pomoże ci to zachować swoje stopy na
ścieżce wiodącej do wypełnienia Bożego planu w twoim życiu.
Wskazówka nr 8: „…roztropna żona jest darem Pana” (Przyp 19,14). „Kto znalazł żonę, znalazł coś
dobrego i zyskał upodobanie u Pana” (Przyp 18,22).
W tych przypowieściach przeplatają się dwie prawdy: pierwsza to Pan obdarza roztropną żoną i
druga jest taka, że dar jest znakiem Jego specjalnego upodobania względem tego, który ma go
otrzymać. Salomon prezentuje te prawdy z perspektywy mężczyzny, ale jest oczywiste, że te wnioski
są również prawdą dla kobiety. Również dla niej dar właściwego małżonka przychodzi od Pana i jest
oznaką Jego upodobania.
Prowadzi to do ważnego, praktycznego wniosku zarówno dla mężczyzny jak i kobiety. Jeśli
chcesz, aby Pan dał ci takiego współmałżonka, jakiego potrzebujesz, jedną rzecz musisz zrobić ponad
wszystkimi innymi – musisz pilnie szukać Bożej przychylności. Jego satysfakcja musi być twoją
najwyższą ambicją. Podchodź do każdej sytuacji i każdej decyzji zadając sobie jedno główne pytanie:
Co będzie się podobało Panu? Jeśli pilnie będziesz szukał tego, w czym Bóg ma upodobanie, On z
kolei da ci to, co sprawi przyjemność tobie.
Paweł opisuje takie podejście do życia i Bożą odpowiedź na nie: „Rozkoszuj się Panem, a da ci,
czego życzy sobie serce twoje!” (Ps 37,4). Jeśli będziesz miał największą satysfakcję w samym Bogu,
On odpowie na dwa sposoby. Najpierw wszczepi w twoje serce te pragnienia, które zgadzają się z
Jego najlepszą wolą dla ciebie. Później poprowadzi cię do ich wypełniania.
Wszystkie wcześniejsze wskazówki mogą być podsumowane w tej jednej ostatniej: Uczyń Boże
upodobanie najważniejszą rzeczą w swoim życiu, a będziesz mógł w ufności pozostawić Mu wybór,
przygotowanie i zaopatrzenie w małżonka.
7.
Przygotowania mężczyzny do małżeństwa.
Przejście do stanu małżeńskiego jest jedną z najważniejszych i stawiających największe
wymagania zmian w życiu człowieka. Każdy, kto chce odnieść w tym sukces, zrobi ostrożne i
gruntowne przygotowanie. Próba przejścia tego bez odpowiednich przygotowań jest podobna do
skakania w głęboką wodę bez nauczenia się najpierw pływania. Wyniki są zwykle katastrofalne!
Każdy, kto przygotowuje się do handlu lub zawodu takiego jak stolarz czy lekarz, potrzebuje
jasnego obrazu tego, kim ma się stać zanim zacznie przygotowania. Tak samo jest z małżeństwem.
Osoba przygotowująca się do ślubu musi mieć jasny obraz roli, którą będzie musiała wypełnić.
Z oczywistych powodów przygotowanie mężczyzny będzie się różniło od przygotowania
kobiety. W tym rozdziale przedstawię główne przygotowania, które wierzę, że musi podjąć
mężczyzna. W następnym rozdziale Ruth uczyni to samo dla kobiet. Każde z nas będzie mówiło na
podstawie doświadczenia dwóch małżeństw.
Jaka jest rola mężczyzny w małżeństwie? Naturalną koleją rzeczy jest to, że początkowa rola
męża jest krokiem do drugiej równie wyzywającej roli – ojcostwa. Obie role można opisać pojedynczą
frazą – głowa rodziny.
Paweł prezentuje pojęcie głowy przez przyrównanie go do natury samego Boga i relacji w
Trójcy: „A chcę, abyście wiedzieli, że głową każdego męża jest Chrystus, a głową żony mąż, a głową
Chrystusa Bóg” (1 Kor 11,3).
Paweł opisuje schodzący łańcuch bycia głową, który zaczyna się w niebie i kończy w rodzinie:
Bóg Ojciec jest głową Chrystusa; Chrystus jest głową mężczyzny (męża); i mężczyzna (mąż) jest
głową kobiety (żony).
W tym łańcuchu Chrystus i mąż mają podwójną relację – względem kogoś ponad i poniżej. W
ten sposób Chrystus reprezentuje Boga Ojca (ponad Nim) przed mężczyzną (poniżej Niego); a
mężczyzna z kolei reprezentuje Chrystusa (ponad nim) przed swoją żoną (poniżej niego).
Mamy tutaj jasny biblijny obraz roli mężczyzny, który stał się również ojcem: on reprezentuje
Chrystusa przed swoją żoną i rodziną. Jakaż to olbrzymia odpowiedzialność – i jaki święty przywilej!
Jak możesz przygotować siebie na takie budzące respekt wyzwanie?
Kluczem w życiu Jezusa była Jego relacja z Ojcem. On wyrażał ją na różne sposoby: „nie może
Syn sam od siebie nic czynić, tylko to, co widzi, że Ojciec czyni; co bowiem On czyni, to samo i Syn
czyni” (J 5,19). „Kto mnie widział, widział Ojca… Słowa, które do was mówię, nie od siebie mówię,
ale Ojciec, który jest we mnie, wykonuje dzieła swoje” (J 14,9-10).
W podobny sposób twój sukces jako głowy rodziny będzie zależał od twojej relacji z Jezusem.
Uczyń Go źródłem swoich słów i uczynków. Polegaj na Jego sile i mądrości w tobie, a nie w swoich
własnych. Pozwól Mu żyć Jego życiem przez ciebie.
Jakie są niektóre z aspektów Jego życia, które najbardziej będą objawione w tobie jako mężu i
ojcu?
Po pierwsze Jezus jest Kochankiem i Oblubieńcem swojego Kościoła. Wszystkie Jego inne
służby wypływają z głębokiej, czystej fontanny Jego miłości. Pozwól Mu otworzyć tą fontannę w
twoim sercu. Nie bój się być czułym. Jest to oznaka siły, a nie słabości. „Miłość jest mocna jak
śmierć” (Pnp 8,6). „[Miłość] wszystko zakrywa (ang. zawsze chroni), wszystkiemu wierzy,
wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi. Miłość nigdy nie ustaje (ang. nigdy nie zawodzi)…” (1
Kor 13,7-8).
Popatrz na czułość, z jaką Pan mówi do Izraela w Księdze Jeremiasza 31,3: „Miłością wieczną
umiłowałem cię, dlatego tak długo okazywałem ci łaskę”. To właśnie przez tę czułość Jezus
przyciągał do siebie swój lud. Pozwól Mu włożyć miarę tego w ciebie. Przez to On przyciągnie do
ciebie twoją oblubienicę dokładnie tak samo, jak On przyciąga Kościół do siebie.
W naszym współczesnym, dynamicznym, cynicznym społeczeństwie zostało bardzo niewiele
prawdziwej czułości. Stało się to prawie zapomnianą cechą. W każdej kobiecie ciągle jest coś, co
pragnie czułości. Ona odpowie na to tak jak kwiat otwiera swoje płatki na słońce.
Czułość idzie ręka w rękę z romansem. Jeśli chcesz obraz obu tych cech powiązanych ze sobą,
przestudiuj księgę Pieśni nad Pieśniami. Ta piękna, często odrzucana księga wiele może nauczyć Boży
lud na temat miłości, zarówno Bożej jak i ludzkiej. Pamiętam, jak Lydia kiedyś zauważyła: „Za
każdym razem, gdy czuję się blisko Pieśni nad Pieśniami, wiem, że jestem na wysokim poziomie w
swoim duchowym życiu.”
Przez kilka tygodni przed poślubieniem Ruth czytałem Pieśń nad Pieśniami kilkakrotnie.
Studiowałem jej różne części – kochanek, Szulamitka, przyjaciele. Wierzę, że to pomogło mi
zbudować taki rodzaj relacji, która cieszy Ruth i mnie.
Romans sam w sobie nie jest jakimś szczególnym rodzajem działalności. Jest on cechą
sprawiającą, że inne czynności stają się bardziej ekscytujące i przyjemniejsze. Może to być
zilustrowane czymś tak prostym, jak jedzenie. Romans nie jest jakimś szczególnym daniem dodanym
na koniec posiłku. Jest on przyprawą dodaną do każdego dania. Może on dodać szczególnego smaku
ekscytacji do tak zwykłych czynności jak robienie zakupów, podróży do kościoła czy wieczornego
spaceru.
Pozwólcie, że powiem coś z własnego doświadczenia. Pomagałem rosnąć dziewięciu córkom z
różnych rasowych środowisk, byłem dwa razy żonaty, znam kultury i style życia z wielu różnych
części świata. Nie wierzę, że jest gdziekolwiek na świecie kobieta, która nie doceniałaby romansu i
czułości. Czemu masz mieć monotonne małżeństwo? Podążaj za celem Jezusa i dąż do małżeństwa,
które będzie podobne do tego, jakie On planuje mieć ze swoim Kościołem.
Inną cechą miłości Jezusa jest oddanie samego siebie: „…Chrystus umiłował kościół i wydał zań
samego siebie” (Ef 5,25). Udane małżeństwo musi podążać za tym standardem. Składa się ono z
dwóch żyć położonych za siebie nawzajem. Najpierw mąż, podobnie jak Jezus, kładzie swoje życie za
żonę. Później z kolei żona, podobnie jak Kościół, kładzie swoje życie za męża. Od tego momentu
każde znajduje swoje spełnienie w życiu drugiego. Kluczem do takiej relacji jest zrozumienie tego, że
biblijne małżeństwo bazuje na przymierzu.
Oddanie siebie nie jest jednak naturalne dla upadłej ludzkiej natury, ale musi być rozwinięte.
Najpierw jest potrzebna decyzja, później trzeba to wypracować w swoim codziennym życiu, dopóki
nie stanie się to częścią twojego charakteru. Nie czekaj z oddawaniem siebie do momentu małżeństwa.
Może to sprowadzić wiele niepotrzebnych cierpień na ciebie i twoją żonę.
Kiedy poślubiłem Lydię miałem niewiele doświadczenia wzajemnych ustępstw w bliskiej relacji,
ponieważ nie miałem żadnych braci i sióstr. Patrząc wstecz widzę, że sprawiło to niepotrzebne
problemy Lydii i dzieciom. Dzięki Bogu za łaskę, którą dał nam wszystkim, abyśmy przeszli przez te
problemy. Trzydzieści trzy lata później, kiedy ożeniłem się z Ruth, powiedziałem jej, że wychodzi za
bardziej przygotowanego męża niż na początku Lydia!
Dostaniesz wielki zwrot ze swojego małżeństwa, jeśli już teraz nauczysz się dawać siebie w
relacjach, które masz z tymi, którzy cię otaczają. Jeśli ciągle żyjesz w domu, poświęć się w małych
uczynkach. Wynieś śmieci, nawet jeśli nie jest jeszcze twoja kolej, pomóż przy zmywaniu, aby twoja
siostra mogła wyjść ze swoim przyjacielem, opiekuj się młodszym bratem, aby twoi rodzice mogli
spędzić ze sobą wieczór.
Również w kościele jest wiele możliwości służby. Odwiedzaj chorych, umyj samochód pastora,
zgłoś się do sprzątania miejsca spotkań w soboty wieczorem, pomagaj wdowom czy osobom
niepełnosprawnym zrobić zakupy. Wszystkie te zewnętrznie małe uczynki pomogą ci budować w
sobie dającą siebie naturę Jezusa, która pewnego dnia wzbogaci twoje małżeństwo i uczyni cię
wzorem dla twoich dzieci.
4
Wyjaśniłem, jak to działa w książce The Marriage Covenant (Przymierze małżeństwa), wydanej przez Derek Prince
Ministries, Fort Laudardale, Florida (1978).
Obraz Jezusa jako Oblubieńca zawarty w Liście do Efezjan 5,25-26 pokazuje inny aspekt Jego
służby – Nauczyciela. On wydał samego siebie za Kościół, „aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą
wodną przez Słowo”. Nauczanie Bożego Słowa musi uczynić Kościół czystym i świętym, pasującym
do Oblubienicy Chrystusa.
Mamy tu kolejny sposób, w jaki będziesz mógł reprezentować Jezusa przed swoją żoną i
dziećmi: Daj im ten rodzaj nauczania Biblijnego, który dopasuje ich do bycia częścią Jego
Oblubienicy. Jeśli Bóg pobłogosławi twój dom dziećmi, to nauczanie ich będzie twoim jednym z
najważniejszych zadań. „A wy, ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu dzieci swoich, lecz napominajcie i
wychowujcie je w karności, dla Pana” (Ef 6,4).
W wielu dzisiejszych rodzinach nauczanie biblijne jest często zrzucane na matkę. Jest to
sprzeczne z Bożym porządkiem. Matka ma oczywiście swoją rolę do spełnienia, ale główna
odpowiedzialność spoczywa na ojcu. W domu, gdzie tylko matka daje duchowe instrukcje, chłopcy
mogą dojść do wniosku, że „Biblia jest książką dla kobiet”. Kiedy osiągną okres dojrzewania, mogą
łatwo stwierdzić, że nie ma im nic więcej do zaoferowania.
Jak możesz przygotować się do odegrania roli nauczyciela w swoim domu?
Najważniejsze jest to, abyś nabył ogólną wiedzę biblijną. Jeśli jest to możliwe, uczęszczaj do
kościoła, w którym jest nauczane zdrowe Słowo Boże. Może ono być uzupełniane w różny sposób:
książki, kasety, kursy korespondencyjne, seminaria, konferencje, programy radiowe itd.
Z tego miejsca idź do systematycznego zgłębiania studium na temat podstawowych wielkich
doktryn wiary chrześcijańskiej. Potrzebujesz zbudować solidny fundament. Skup się na takich
księgach jak List do Rzymian, Galacjan, Efezjan, Hebrajczyków. Różne rodzaje materiału dostępne są
z tych samych powyżej przedstawionych źródeł. Przygotuj się na ciężką pracę!
W tym samym czasie proś Boga, aby otworzył ci drzwi do sytuacji, w których będziesz mógł
zacząć dzielić się z innymi wiedzą, którą zdobywasz. Jest wiele możliwości: grupy domowe, grupa
studentów, szkoła niedzielna, służba wśród ubogich. Nauczanie innych jest najlepszym sposobem do
ocenienia, jak wiele już się nauczyłeś.
To wszystko przygotuje cię do wypełnienia roli nauczyciela w swoim domu. Już teraz
powinieneś być wykwalifikowany do nauczania podstawowych prawd. Poza tym poprzez swoje
własne studium będziesz musiał odkryć inne źródła nauczania, takie jak wymienione powyżej. Sięgnij
po podstawy biblijne w takiej kolejności, w jakiej będziesz musiał wyłożyć je w życiu swojej rodziny
Służba Jezusa jako Nauczyciela jest blisko związana z kapłańską służbą Jezusa jako
Wstawiennika. Autor Listu do Hebrajczyków mówi nam, że po Jego wniebowstąpieniu, Jezus wszedł
do miejsca najświętszego, za drugą zasłonę, aby objawić się jako Najwyższy Kapłan wstawiający się
za nami: „Dlatego też może zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo żyje
zawsze, aby się wstawiać za nimi” (Hbr 7,25).
W reprezentowaniu Jezusa przed swoją żoną i rodziną musisz nauczyć się łączyć role
kapłańskiego wstawiennika i nauczyciela. Jako nauczyciel będziesz reprezentował Boga przed swoją
rodziną. Jako wstawiennik będziesz reprezentował rodzinę przed Bogiem. Nie ma większej służby, w
jakiej możesz się znaleźć. Poniżej jest kilka dróg do przygotowania się na to.
Po pierwsze starannie studiuj biblijne wzory tego rodzaju służby wstawienniczej. Odkryj
rezultaty, jakie są przez nią produkowane w każdej sytuacji. Podam kilka znanych przykładów:
Abraham wstawiał się za swojego bratanka Lota i Sodomę (1 Moj 18,16-33); Mojżesz wstawiał się za
Izraelem po tym, jak zrobili i uwielbiali złotego cielca (2 Moj 32,1-14); Mojżesz i Aaron wstawiali się
za Izraelitami umierającymi z powodu plagi (IV Moj 16,41-50).
Rozmyślaj nad tym, co Bóg powiedział odnośnie Izraela w Księdze Ezechiela 22,30: „Szukałem
wśród nich męża, który by potrafił wznieść mur i przed moim obliczem stanąć w wyłomie, wstawiając
się za krajem, abym go nie zniszczył, lecz nie znalazłem.” Gdziekolwiek Bóg cię umieści, możesz
nauczyć się być „mężem, który stoi w wyłomie” za innych.
Stwierdzisz, że jest to porywające nauczyć się kapłańskiego błogosławieństwa, które Aaron i
jego synowie mieli ogłaszać nad Izraelitami (4 Moj 6,24-27). Kiedy staniesz się kapłanem dla całej
rodziny, będziesz miał wzór błogosławienia ich, który będzie jednym z największych twoich
przywilejów!
Drugi sposób, aby przygotować się do roli kapłańskiego wstawiennika jest praktykowanie
regularnego osobistego życia modlitewnego (jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś). Bądź systematyczny,
poświęć na to swój najlepszy czas. Proś Boga, aby wkładał w twoje serce ludzi, za których chce, abyś
się modlił. Mogą to być członkowie twojej rodziny czy kościoła, współpracownicy lub inni znajomi.
Powinieneś również wliczyć w to osoby usługujące Bogu, którzy pomogli tobie i podobnie pomagają
innym. Często dobrze jest zrobić listę ludzi, o których będziesz się regularnie modlił. Weź za nich
osobistą odpowiedzialność przed Bogiem.
Po trzecie regularnie bierz udział w spotkaniach modlitewnych. Nauka modlitwy z innymi
pomoże ci przezwyciężyć skrępowanie i lepiej cię wyposaży do modlitwy we właściwym czasie z
twoją żoną i dziećmi. Modlitwa powinna stać się tak naturalna w życiu twojej rodziny jak jedzenie czy
zabawa.
Jest jeden ważny, przynoszący duże korzyści efekt uczenia się służby kapłańskiego
wstawiennika: bardzo ci to pomoże w innych rolach, w których będziesz reprezentował Jezusa. Tak
naprawdę twój sukces w służbie modlitewnej będzie najprawdopodobniej określał rozmiary twojego
sukcesu właśnie w tych innych dziedzinach.
Najlepszym podsumowaniem twojej odpowiedzialności reprezentowania Jezusa w domu jest
pojęcie przedstawione na początku tego rozdziału: być głową. Co to praktycznie mówi o twojej roli?
Pozwólcie, że odpowiem pytaniem na pytanie: Jaka jest funkcja fizycznej głowy w relacji z
resztą ciała? Przyjmuje trzy formy: przyjmowanie informacji z każdej części ciała, podejmowanie
decyzji i dawanie poleceń. Każda część ciała ma prawo do komunikowania się z głową, ale głowa jest
odpowiedzialna za przyswajanie informacji, które otrzymuje, i następnie podejmowanie właściwych
działań.
Wskażę ci teraz prostą ilustrację roli, jaką będziesz miał do wypełnienia jako głowa domu. Po
pierwsze musisz być otwarty na komunikację z każdym członkiem swojej rodziny – każda potrzeba,
każde zranienie, każda presja, każdy twórczy i budujący pomysł. Po drugie musisz być w stanie
połączyć wszystkie te informacje i zdecydować się na właściwe działanie, które musi podjąć cała
rodzina. Chociaż przyjmujesz decyzje od pojedynczych osób, twoja decyzja musi być najlepsza dla
rodziny jako całości. Po trzecie po podjęciu decyzji musisz zainicjować odpowiednie działanie, które
członkowie rodziny mają spełnić.
Czego to wymaga od ciebie? Po pierwsze wrażliwości – zdolności zauważania potrzeb i uczuć
innych, aby przewidzieć problemy i niebezpieczeństwa, aby przyjąć i zatwierdzić budujące pomysły.
Po drugie mądrości do podejmowania decyzji, które dotyczą nie tylko twojego życia, ale również
życia innych. Po trzecie siły charakteru i widzenia celu, który twoje decyzje mają osiągnąć, dodając do
tego współpracę innych, jeśli to konieczne.
W 1 Liście do Tymoteusza 3,4-5 Paweł przyrównuje odpowiedzialność starszych kościoła do
odpowiedzialności męża i ojca w swoim domu: „[Człowiek,] który by własnym domem dobrze
zarządzał, dzieci trzymał w posłuszeństwie i wszelkiej uczciwości, bo jeżeli ktoś nie potrafi własnym
domem zarządzać, jakże będzie mógł mieć na pieczy Kościół Boży?” Czasownik przetłumaczony jako
zarządzać oznacza „stać na czele czy przed”. Jest to pozycja męża i ojca. On idzie na początku
rodziny, on przewodzi. Również kiedy zło lub niebezpieczeństwo zagraża rodzinie, on staje naprzeciw
niemu, stając pomiędzy nimi a tym zagrożeniem. To wszystko może być podsumowane w jednym,
kluczowym słowie: liderstwo, przywództwo.
Obecnie w prawie każdej grupie społecznej brakuje skutecznych przywódców. Są również złe
siły – zarówno naturalne jak i nadnaturalne – które przeciwstawiają się takiemu przywództwu i
szukają sposobów podkopania go tam, gdzie może powstać. Główną konsekwencją jest rozłam życia
rodzinnego w strachu. Boży plan dla małżeństwa i domu zależy od odnowienia przywództwa
przedstawionego w Biblii.
Jeśli postanowisz być takim przywódcą w domu, musisz już wcześniej się uzbroić, aby umieć
zwyciężyć przeciwności. Będziesz płynął pod prąd współczesnej kultury. Ale w końcu taka jest
różnica pomiędzy rybą żyjącą i martwą: żywa ryba może płynąć pod prąd, a martwa może jedynie
unosić się z prądem.
Są dwa fundamenty, na których takie przywództwo musi się opierać: odpowiedzialność i
wierność. Normalnie są one z początku nabywane w pozornie małych i nieważnych funkcjach. Raz
nabyte mogą zapewnić podstawę sukcesu w każdej dziedzinie życia. Bez nich prawdziwy sukces nie
jest możliwy. Jezus powiedział: „Kto jest wierny w najmniejszej sprawie i w wielkiej jest wierny, a
kto w najmniejszej jest niesprawiedliwy i w wielkiej jest niesprawiedliwy” (Łk 16,10).
Pamiętam młodego mężczyznę (będę nazywał go Arturem), który głęboko wpadł w uzależnienie
narkotykowe. Później cudownie spotkał Jezusa i został uwolniony. Jednak moce jego umysłu i woli
były prawie całkowicie zniszczone przez narkotyki. Pastor zaprosił Artura do swojego domu i zaczął
proces rehabilitacji. Pastor położył nacisk na pewną instrukcję: we wszystkim, o co będziemy cię
prosić, abyś zrobił, szukaj pomocy Jezusa i bądź wierny.
Po około dwóch latach Artur otrzymał pracę w firmie handlowej. Jego odpowiedzialności były
najprostsze i najbardziej służebne: mycie podłogi, opróżnianie koszy na śmieci itp. Do każdej z nich
Artur stosował zasadę swojego pastora: szukaj pomocy Jezusa i bądź wierny. Stopniowo jego
wierność przynosiła mu awanse, a każde kolejne stanowisko było bardziej odpowiedzialne od
poprzedniego. Ponownie stawał się normalnym członkiem społeczeństwa.
Po kilku kolejnych latach w firmie Artur stwierdził, że potrzebuje opuścić firmę i zacząć
praktykować bardziej wyspecjalizowane powołanie. Kiedy zaczął wyjaśniać swojemu szefowi, o co
prosi, szef bardzo krótko uciął jego wypowiedź. „Nie możesz odejść! Jesteś jedyną osobą w firmie,
której mogę zaufać. Zostań ze mną, a nauczę cię wszystkiego, abyś przejął cały interes, kiedy odejdę.”
Artur zbierał żniwo z ziarna, które zasiał przez swoją wytrwałą wierność.
Obserwacje Salomona na temat wierności są bardzo pouczające. W Przypowieściach Salomona
28,20 mówi on: „Człowiek spolegliwy (ang. wierny) ma obfite błogosławieństwo”, a w rozdziale 20,
werset 6 pyta: „kto znajdzie człowieka niezawodnego (ang. wiernego)?” W zarządzaniu swoim
wielkim królestwem, Salomon przyznał się do potrzeby wiernych ludzi. Nawet z najlepszymi ludźmi
w Izraelu do swojej dyspozycji, on musiał szukać tego, który spełni jego wymagania.
Dokładnie taki sam opis odpowiedzialności i wierności może być rozwijany w prawie każdej
sytuacji. Józef był wierny najpierw w domu Potyfara, a później w więzieniu. Wynikiem był awans.
Tak będzie prawie zawsze!
Ludzie pytają się mnie, gdzie otrzymałem szkolenie przygotowujące do służby. Czasami
odpowiadam: „Jako pielęgniarz w Armii Brytyjskiej stacjonującej w Północnej Afryce”. Miałem
akademickie szkolenie zanim poznałem Pana. Tak naprawdę traciłem intelektualną równowagę.
Potrzebowałem doświadczenia w stawaniu naprzeciw trudności w sytuacjach z prawdziwego życia i w
przyjmowaniu odpowiedzialności za potrzeby innych.
Przez cały rok na pustyni byłem przywódcą tego, co Armia Brytyjska nazywa „oddziałem”
ośmiu noszowych. Naszym domem była trzytonowa ciężarówka, którą dzieliliśmy z jeszcze dwoma
kierowcami. Nasza jedenastka – żyjąc, jedząc, śpiąc i dzieląc wspólnie trudności – była znana jako
„Pionierzy Prince’a”.
Przez cały ten czas miałem jednego stałego towarzysza: moją Biblię. Wszędzie nosiłem ze sobą
wydanie kieszonkowe. Zawsze, gdy nie byłem czymś zajęty, czytałem ją. Byłem zdumiony, gdy
odkryłem, jak bardzo jest praktyczna. Opisywała wszystkie sytuacje, w których się znajdowałem oraz
wszystkie problemy, które przeżywałem. Zawsze też pokazywała mi Bożą odpowiedź. Do końca
mojego pobytu na pustyni miałem dobrą, całkowitą wiedzę biblijną, która zapewniła solidny
fundament dla każdej późniejszej fazy mojego duchowego rozwoju.
Przez pięć lat spędzonych w armii, po tym jak poznałem Pana, utrzymywałem spójne
chrześcijańskie świadectwo. W sprawie sumienia stawałem często przeciw innym żołnierzom a nawet
oficerom nade mną. Kiedy zakończyłem swoją służbę, ocena charakteru w moich dokumentach była
najwyższa, jaką może przyznać Armia Brytyjska: Wzorowy. Miało to chyba większe znaczenie niż
jakikolwiek dyplom teologiczny, jaki mógłbym kiedykolwiek otrzymać.
Oczywiście twoje życie nie będzie miało dokładnie takiego samego wzoru, jak moje. Bóg
traktuje każdego z nas indywidualnie. Dzięki Bogu, że tak robi! Ani Kościół, ani świat nie potrzebuje
„masowo-produkowanych” chrześcijan. Z drugiej strony są pewne ogólne zasady, które dotyczą
prawie wszystkich.
Ponad wszystko oddaj się całkowicie Bogu (dzieliłem się tym w rozdziale 4). Następnie ufaj Mu,
że będzie cię prowadził ścieżką, która wypełni Jego szczególny plan dla twojego życia. Werset, który
zawsze sprawdzał się w moim życiu, to Księga Przypowieści Salomona 3,6: „Pamiętaj o nim na
wszystkich swoich drogach, a On prostować będzie twoje ścieżki!”
Po drugie patrz na każdą sytuację, w której się znajdujesz jako specjalnie zaaranżowaną przez
Boga, aby wyćwiczyć cię i rozwinąć w tobie pewne aspekty twojego charakteru i osobowości. Możesz
znaleźć się w różnych nieoczekiwanych i nieprzyjemnych okolicznościach, ale nie narzekaj. Pamiętaj
Józefa w więzieniu! Muszę powiedzieć, że nie miałem radości przez większość czasu spędzonego na
pustyni, ale dziękuję Bogu za to, że w ten sposób wyposażył mnie we wszystko potrzebne do
późniejszego życia.
Po trzecie uczyń Biblię największym priorytetem do studiów. Nigdy nie pozwól, aby cokolwiek
innego wyszło ponad to. Szukaj interpretacji każdego etapu swojego doświadczenia w świetle Biblii.
Będziesz zdziwiony, jak wiele światła to wnosi.
W dziedzinie edukacji polecam szukania takich studiów, które będą zgodne z drogą, którą
wierzysz, że Bóg przeznaczył dla ciebie. Osobiście nie jestem zwolennikiem edukacji dla samej
edukacji. „Wieczny student” jest często żałosną postacią. Najmądrzejszy człowiek na świecie
powiedział o takim stylu życia: „Pisaniu wielu ksiąg nie ma końca, a nadmierne rozmyślanie męczy
ciało” (Kazn 12,12). Czasami również wydaje się, że nie ma końca zdobywania stopni naukowych!
Normalnie twój duchowy rozwój powinien znaleźć pełen wyraz w uporządkowanym życiu
społeczności zapewnianej przez kościół lokalny. Tutaj pod właściwym prowadzeniem pastora,
doświadczysz ciągłego rozwoju w trzech powiązanych ze sobą dziedzinach: w twoim zrozumieniu
Słowa Bożego, twoich ćwiczeniach do Bożej służby oraz w oczyszczeniu i wzmocnieniu twojego
chrześcijańskiego charakteru. Ten sam proces, który czyni cię mężem Bożym przez przygotowanie do
wszelkiego dobrego dzieła (2 Tym 3,17), również przygotuje cię do bycia głową w swoim domu.
8.
Przygotowania kobiety do małżeństwa
Z perspektywy Ruth
Jak mogę się przygotować do małżeństwa?... Nie wiem, czy ktokolwiek i kiedykolwiek mnie
poprosi!... Nie wiem, jakiego typu mężczyznę mogę poślubić… Każda relacja, jaką kiedykolwiek
miałam, nie powiodła się… Nie ma żadnego chrześcijańskiego kawalera, który spełnia moje
oczekiwania… Wzięcie ślubu to ryzyko. Nie widzę zbyt wielu udanych małżeństw, nawet w Kościele…
Czy warto próbować przygotować się, jeśli może się to nigdy nie wydarzyć?... Nie chcę marnować
swojego życia na czekanie i zastanawianie się…
Wiele niezamężnych kobiet mówiło mi tego typu rzeczy. Wszystkie obiekcje są uzasadnione.
Młode kobiety stają obecnie naprzeciw okoliczności i problemów specyficznych dla tego tysiąclecia.
Od czasów Ewy do obecnych czasów przeznaczenie kobiet było jasne: albo wyjdzie za mąż i
wychowuje dzieci, albo jeśli nikt jej nie wybrał, zostaje w domu w powiększonej rodzinie i pomaga
tym, którzy jej potrzebują. Bardzo się to zmieniło za ludzkiej pamięci, a szczególnie od czasu
„wyzwolenia” kobiet.
Bez wątpienia wyzwolenie kobiet przyniosło wiele korzyści. Wiele kobiet zostało wyzwolonych
z wyzysku czy niewoli, które w niektórych przypadkach mogłyby być zakwalifikowane jako
niewolnictwo. Niestety ogólny bilans wykazuje tyle samo pasywów, co i aktywów. Wskaźnik
rozwodów gwałtownie wzrósł, liczba małżeństw obniżyła się, miliony dzieci zostało usuniętych, inne
dzieci są niechciane lub niekochane, życie rodzinne pogorszyło się, a wiele kobiet jest
niezadowolonych i niespełnionych.
W obliczu tego wszystkiego ciężko jest dzisiaj młodej kobiecie zrozumieć, jak przygotować się
do małżeństwa. We wcześniejszych pokoleniach córki były uczone przez mamy i babcie w
codziennym życiu. Dzisiaj jednak rzadko się to zdarza. Kobieta, która miała nieudane małżeństwo nie
może nauczyć swojej córki przez danie przykładu. Często sama matka nie była uczona, ponieważ
małżeństwo jej matki również było nieudane. Co więcej kobieta, która ciężko pracowała cały dzień,
aby zarobić na życie, często ma mało czasu i sił, aby poświęcić się uczeniu swojej córki robót
domowych.
Część naturalnych przygotowań do małżeństwa jest wynikiem obserwacji rodziców, np. role
każdej z płci oraz wzajemny stosunek pomiędzy ojcem i matką. Dziewczynka, która dojrzewa w
rozbitym domu, nie może obserwować swojej matki w roli żony. Jeśli nie ma ona ciągle
mieszkającego z nią ojca, zostaje pozbawiona możliwości bliskiej naturalnej więzi z mężczyzną.
Dziewczynka potrzebuje docenienia ze strony swojego ojca, gdy zaczyna podejmować kroki w
kierunku dojrzałości, zarówno dla poczucia własnej wartości, jak i do przygotowania do relacji ze
swoim mężem.
Zamiast przyjmować praktyczne przygotowanie do małżeństwa współczesna dziewczyna jest
bombardowana przez humanistyczne i feministyczne filozofie w szkole, w telewizji, w czasopismach.
Jest uczona, jak uczynić się atrakcyjną. Oczekuje się od niej zrobienia kariery i oferuje się jej wiele
możliwości do nauki – ale nikt jej nie uczy, jak odnieść sukces jako żona.
Możemy zapytać: Czy jest możliwe dla młodej kobiety, aby współcześnie przygotować się do
małżeństwa? Czy w społeczeństwie, które tak bardzo się zmieniło, warto nawet próbować się
przygotować? Czy nie powinna po prostu zaryzykować?
Moja odpowiedź jest następująca: Dla tych, którzy chcą spędzić czas i spróbować, chcą
„zapłacić cenę”, przygotowanie do małżeństwa przyniesie niezliczone korzyści. Bez względu na to,
czy kobieta w końcu wyjdzie za mąż czy nie, przygotowanie do małżeństwa może umożliwić jej
znalezienie spełniania w życiu.
Ponadto wyniki nie są ograniczone do życia na ziemi. Bóg miał już plan przygotowania
Oblubienicy dla swojego Syna, Pana Jezusa, jeszcze zanim stworzył świat. Biblia daje żywy obraz
punktu kulminacyjnego obecnego wieku: wesela Baranka.
Na długo przed jakimkolwiek pomysłem poślubienia Dereka stwierdzenie zawarte w Objawieniu
Jana 19,7: „i oblubienica jego przygotowała się” stało się dla mnie wyzwaniem i inspiracją. Pan
objawił mi samego siebie, kiedy byłam czterdziestoletnią, rozwiedzioną kobietą i napełnił mnie
niesamowitą miłością do Niego. Byłam zadziwiona, że On może mnie tak mocno ukochać, że On
zaakceptował mnie taką, jaka byłam i że ma szczególny plan do mojego życia.
W tym fragmencie jednak zauważyłam, że Jego plan nie daje mi tylko tymczasowego szczęścia.
On chce ze mną dzielić wieczność! Moja odpowiedzialnością było uczynić się gotową, aby być
częścią Jego oblubienicy.
Dało mi to zupełnie nowe spojrzenie na mój stan niezamężny. Odkrywanie swojego charakteru i
uczenie się życia pełnego satysfakcji, które na tym się nie kończy, ale prowadzi do czegoś
zdecydowanie większego. Od tego momentu znalazłam pełne spełnienie w służeniu swojemu
ukochanemu Panu z całego serca.
Kilka lat później niespodziewanie i w niesamowity sposób On wprowadził do mojego życia
Dereka i wkrótce zauważyłam, że jestem przygotowana do poślubienia swojego ziemskiego
oblubieńca. (Dzielę się tą historią w rozdziale 12.) Później odkryłam i nadal jeszcze odkrywam, że te
same wartości, które czynią kobietę podobającą się Panu, czynią ją również podobającą się mężowi.
Jeśli zaczniesz przygotowywać się do małżeństwa na ziemskim poziomie z sercem zwróconym
do Pana Jezusa, pamiętając, że twoim ostatecznym przeznaczeniem jest być częścią Jego pięknej
oblubienicy, wtedy będziesz doświadczać nie tylko tymczasowego szczęścia, ale wiecznej rozkoszy.
Przygotowanie do małżeństwa przygotuje cię również dla Jezusa.
Moim głównym celem w tym rozdziale, skierowanym szczególnie do kobiet, jest pomoc w
wyraźniejszym zobaczeniu celu i skierowaniu cię, abyś stała się typem kobiety, która będzie
uzupełniać czy czynić pełnym mężczyznę, dla którego Bóg cię stworzył. Zaoferuję sprawdzone,
praktyczne sugestie, wzięte z Biblii, z własnego doświadczenia i z doświadczeń innych kobiet.
Te sugestie powinny poprawić jakość twojego życia jako kobiety niezamężnej, bez względu na
to czy uczysz się jeszcze w szkole, żyjesz w domu czy sama się utrzymujesz. Mogą one być
zastosowane do twojej sytuacji bez względu na to, czy jesteś panną, wdową czy rozwódką oraz bez
względu na to czy masz 14 czy 54 lata. Cechy charakteru są wieczne.
W moim przypadku rozpoczęłam przygotowania w czasie, w którym aktywnie realizowałam
karierę zawodową i wychowywałam dzieci. Później służyłam Bogu na pełen etat w Jerozolimie, ale
zawsze miały zastosowanie te same zasady. Mam nadzieję, że moje wskazówki pobudzą cię do
szukania sposobów budowania swojego charakteru i poprawieniu swojej własnej osobowości w
sposób odpowiedni tylko dla ciebie. Dwanaście poniżej przedstawionych przeze mnie sugestii w
żadnym wypadku nie wyczerpują tego tematu!
Przede wszystkim musimy zobaczyć, jak Bóg patrzy na kobietę. Zanim ją stworzył, opisał ją w
następujący sposób: „Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego” (1 Moj 2,18; kursywa dodana).
Natura kobiety wyraża się i ma swoje spełnienie w pomaganiu.
Przez całą Biblię Bóg ciągle wypełnia swój obraz kobiety. Ze swoich notatek opracowałam
dwudziestosześcio punktową „Charakterystykę pomocnika”. Wiele kobiet myśli, że Biblia jest książką
męską, o mężczyznach i dla mężczyzn. Ja jednak widzę, że jest wypełniona praktycznymi
wskazówkami i zachętami dla każdej osoby i dla każdej dziedziny życia.
Charakterystyka pomocnika
Ogólne
W domu
Kobiece
Duchowe
mądra
miła
wierna
lojalna
spokojna
pracowita
rozważna
silna
troskliwa (dla domu i rodziny)
zdolna
skromna
czysta
cicha i pokornego serca
bezcenna
ufna
pełna modlitwy
prorocza
usługująca
pobożna
bojąca się Pana
honorowa
godna zaufania
łaskawa
odważna
hojna
dobra
Warto zauważyć, że tylko sześć z dwudziestu sześciu cech odnosi się w szczególności do domu,
a tylko jedna (troskliwość o dom i rodzinę) jest ograniczona do domu. Innymi słowy możesz rozwijać
je zanim będziesz miała swój własny dom i stosować je będąc zarówno gospodynią domową, jak i
prowadząc aktywne życie zawodowe.
Poproś Ducha Świętego, aby pokazywał ci, które z tych cech są obecnie dla ciebie najważniejsze
i zacznij szukać sposobów do ukształtowania ich w swoim charakterze.
Teraz przejdę do moich dwudziestu sugestii:
1. Przygotuj się do roli pomocnika. Kiedy Bóg stworzył kobietę, miał w tym konkretny cel.
Bóg stworzył kobietę jako osobę inną niż mężczyzna, ponieważ ma ona do spełnienia inne funkcje.
Nie są one mniej ważne, lecz inne. On stworzył kobietę, aby była „pomocą odpowiednią dla niego
[mężczyzny]” (1 Moj 2,18). Według mnie niektóre z głównych problemów dwudziestego wieku
odnoszą się bezpośrednio do sfrustrowanej kobiecości. Miliony kobiet nie mogą wypełnić celu, do
którego zostały stworzone.
Mogę o tym zaświadczyć z własnego życia. Odnosiłam sukcesy jako kobieta czynna zawodowo.
Zarówno przed jak i po uzyskaniu stopnia naukowego po ukończeniu studiów, każda zmiana pracy
była dla mnie awansem. Byłam sekretarką, kierowniczką, nauczycielką, asystentką kierownika i
administratorką w Stanie Maryland, odpowiedzialną za dwa miliony rocznego budżetu. Nigdy jednak
nie byłam w pełni usatysfakcjonowana. Dopiero gdy wyszłam za Dereka znalazłam głęboką
satysfakcję, która przyszła przez pomaganie, ponieważ do tego stworzył mnie Bóg.
Jednak patrząc wstecz stało się dla mnie jasne, że potrzebowałam wszystkich tych doświadczeń,
aby być pomocnikiem Dereka. Nie były to stracone lata, ale były to lata przygotowania.
Jeśli chcesz być dobrą żoną, musisz stanąć naprzeciw faktu, że Bóg nie zmienił swoich
standardów ani swoich zamiarów. Musisz w swoim sercu zdecydować, że chcesz być tym, kim Bóg
cię stworzył. Dopiero wtedy możesz zacząć myśleć, jak to osiągnąć. Nie zaczynaj od znalezienia
właściwego mężczyzny; zacznij od samej siebie.
Dopóki nie wyjdziesz za mąż, nie możesz dokładnie poznać, jakiego rodzaju pomocnikiem
będziesz musiała być. Określi to powołanie i temperament twojego męża. Jednakże normalnie główną
rolą żony w pomaganiu swojemu mężowi jest tworzenie dla niego domu. To jest prawdą bez względu
na powołanie męża oraz bez względu na pracę żony. Ogólnie żona robi zakupy, przynosi jedzenie do
domu, gotuje je i podaje do stołu. Robi pranie i utrzymuje dom w czystości, jest odpowiedzialna za
odpowiedni jego wystrój. Gdy dzieci są małe, wiele z jej czynności koncentruje się w domu. Kobieta
jest odpowiedzialna względem Boga i swojego męża za kształtowanie oraz formowanie charakterów
dzieci, które są jej powierzone.
To właśnie z jej domu mąż wyjeżdża w świat, aby odnieść sukces lub przegrać, aby być
spełnionym lub sfrustrowanym. Żona, która tworzy atmosferę miłości i zachęty, pokoju i stabilności,
może oczekiwać dzielenia się w błogosławieństwach i nagrodach wypływających z powodzenia
swojego męża.
To, czy zajmowanie się domem jest interesujące i wyzywające czy nudne i ponure zależy od jej
postawy. Współczesne urządzenia i wyposażenie kuchni może zarówno „wyzwolić” ją od domu czy
rzucić jej wyzwanie nowego wyższego poziomu kreatywności. Jeśli przygotujesz swoją postawę już
teraz i zobaczysz swój przyszły dom jako miejsce wyrażania swojej miłości i wdzięczności względem
Boga i swojego męża, zrobisz pierwszy krok w kierunku szczęśliwej, pełnej sukcesu i spełnienia żony.
Inne strony twojej roli jako pomocnika będą się rozwijać, gdy nauczysz się funkcjonować ze swoim
mężem jako zespół.
Żona, która realizuje swoją własną karierę albo pracuje, aby pomóc zaopatrzyć rodzinę, zawsze
znajdzie się w stanie napięcia pomiędzy swoją główną rolą jako pomocnika a swoją drugorzędną rolą.
Żonglowanie dwoma rolami jest niekończącym się wyzwaniem. Najbardziej znaczącą radę, jaką mogę
dać, to abyś jasno widziała swoje priorytety i zrobiła, co w twojej mocy, aby zachować swoją główną
rolę na pierwszym miejscu.
Żona w Przypowieści Salomona 31,10-31 daje przykład kobiety, która wzięła wizję bycia
pomocnikiem. Mamy tu kobietę biznesu, która zarządza sprawami rodzinnymi tak dobrze, że jej mąż
może zasiąść w przywództwie miasta. Ona kupuje i sprzedaje. Wyciąga współczujące ręce do
biednych. Mówi z mądrością. A jej mąż ma w niej pełne zaufanie (wers 11).
2. Rozwijaj swoją relację z Panem. Twój Ojciec niebieski ma plan dla twojego życia, który jest
„dobry, miły i doskonały” (Rz 12,2). Możesz poruszać się szybciej w kierunku tego planu poprzez
świadomy wybór zbliżania się do Boga i słuchania, co osobiście do ciebie mówi dzień po dniu. Jeśli
jednak nie masz jeszcze bogatej relacji z Panem, potrzebujesz nauczyć się, jak zbliżyć się do Niego w
swoim codziennym cichym czasie.
Chcę podkreślić, że nie ma dokładnego wzoru, który działa dla każdego. Wszyscy się różnimy;
każdy z nas odnosi się do Boga według swoich własnych osobowości. Chcę jednak podzielić się
bardzo osobistymi doświadczeniami z okresu przed poślubieniem Dereka. Być może któryś z moich
przykładów wskaże ci właściwy kierunek.
Zakładam, że jesteś osobą nowonarodzoną, która całkowicie i szczerze oddała swoje życie Panu.
Jeśli nie zrobiłaś tego pierwszego zasadniczego kroku, a naprawdę chcesz być przygotowana dla
swojego męża, sugeruję, abyś przerwała dalsze czytanie tego rozdziału i wróciła do rozdziału
czwartego „Brama”.
Podam teraz siedem szczególnych wskazówek:
a. Pamiętaj, że relacja wymaga czasu. Musimy chcieć spędzać czas z Panem, uwielbiać Go, czytać
Jego Słowo, modlić się, czekać na Niego. Bez tego nigdy w pełni się nie rozwiniemy. Jest zbyt wielu
„opóźnionych w rozwoju chrześcijan” – cennych dusz, które żyją nowym życiem korzystając ze
wszystkich Bożych, dostępnych dla nich źródeł, ale którzy nigdy się nie zdyscyplinowali, aby być
częścią tego bogactwa.
Pamiętaj, że żadna kobieta nie może dać swojemu mężowi więcej, niż jest w niej. Pełnia piękna i
potencjału w kobiecie nigdy nie będzie wykorzystana, jeśli nie jest ona rozwinięta duchowo. Teraz jest
czas, aby położyć trwały fundament, na którym będziesz budować przez całe swoje życie bez względu
na to, czy będziesz zamężna, czy nie.
b. Daj Bogu swój najlepszy czas. Dla większości z nas jest to wczesny ranek, zanim staniemy
naprzeciw świata. Niezamężne kobiety mogą nauczyć się skupiać na Jezusie, naszym niebiańskim
Oblubieńcu. Jeśli raz poznamy Go w ten sposób, nie będziemy mogły robić nic mniej niż wyrażać
swoją miłość do Niego jako najważniejszą rzecz w swoim życiu. Prawie każdego dnia od momentu, w
którym poznałam Jezusa w 1970 roku, nie mówię do nikogo innego, zanim nie porozmawiam z
Panem. On pomaga mi przygotować się na cały dzień. Nawet jeśli musiałam wyjść z domu do pracy o
7.30, wstawałam o 5 rano, ponieważ nie mogłam oszukać Pana.
c. Zacznij od dziękczynienia i uwielbienia. Każdy dzień zaczynam od podziękowania Mu za Jego
miłość, za krew Jezusa, za piękno stworzenia, za przywilej służenia Mu. Zwracam swoją twarz ku
Niemu, otwieram swoje usta i śpiewam. On mówi: „Daj mi oglądać swoje oblicze, daj mi usłyszeć
swój głos, gdyż słodki jest twój głos i pełna wdzięku twoja postać” (PnP 2,14).
Mamy bardzo osobistą relację. Nie jestem wielką śpiewaczką, ale Panu podoba się, kiedy
śpiewam dla Niego. Przypominam sobie pieśni z kaset uwielbieniowych. Noszę ze sobą cienki
śpiewnik do łazienki i przypominam sobie stare hymny, kiedy myję swoje zęby i robię makijaż. Mam
zróżnicowany repertuar i używam go, jak Duch Święty mnie prowadzi.
d. Zanim zaczniesz się modlić, czytaj Biblię. Uszanujemy Boga, jeśli pozwolimy Mu mówić zanim my
zaczniemy mówić do Niego. Wiele zyskałam trzymając zakładki w dwóch miejscach: czytaniem
Nowego Testamentu od rana i Starego Testamentu wieczorem. Przez pewien czas czytam po kawałku
z ksiąg historycznych, z Psalmów i ksiąg prorockich i Nowy Testament (na każde z tych miejsc
potrzebuję trzy zakładki).
e. Zachowuj listę modlitewną, szczególnie gdy modlisz się sama. Mnie osobiście pomogło to w
skupieniu swojego umysłu i pozostaniu w skupieniu na celu. Uczyniłam prostą listę imion i sytuacji,
pogrupowanych w kategorie – np. o zbawienie, o uzdrowienie, o kierownictwo, o duchowych
przywódców, o szczególne części Kościoła, o narody. Jedna ważna wskazówka: Nie poświęcaj całej
swojej modlitwy na ludzi z problemami. Módl się również o tych, którzy mają wpływ na Królestwo
Boże. Derek i ja polegamy na codziennych modlitwach zanoszonych o nas przez inne osoby w Ciele
Chrystusa; błogosławimy ich każdego dnia w naszych osobistych modlitwach.
Kiedy modlę się sama, mam również mały notatnik z wersetami, które zostały mi powiedziany w
szczególnych sytuacjach i ze słowami proroczymi od Pana. Całymi dniami przez wiele miesięcy,
kiedy byłam półkaleką, były one dla mnie źródłem zachęty. Inna rzecz: nie wahaj się modlić o samą
siebie. Nie grzęźnij w bagnie własnych problemów, ale proś Boga, aby pomógł ci zwyciężyć w tych
dziedzinach. On jest gotowy do słuchania i odpowiadania, ponieważ On chce uczynić nas na obraz i
podobieństwo swojego Syna.
f. Nie ograniczaj Boga do cichego czasu. Ciągle mam relację z Panem – ciągle mam otwartą linię
komunikacyjną z Panem. Kiedy byłam sama, miałam Pismo lub kasety z nauczaniem biblijnym ciągle
przy sobie, a więc nigdy nie byłam samotna. W wolnych chwilach napełniałam swój umysł wersetami
biblijnymi lub czytałam o Bogu. Szczególnie nauczyłam się komunikować z Panem, gdy moje ręce
były zajęte, ale mój umysł był stosunkowo wolny – zmywanie naczyń, prasowanie, ubieranie się,
jechanie samochodem. Wszystkie te nawyki z życia przed ślubem wzbogaciły (i ciągle ubogacają)
moje małżeństwo.
g. Sprawdź i upewnij się, że Bóg jest na pierwszym miejscu. Bóg nienawidzi letniości. „A tak, żeś letni,
a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich” (Obj 3,16). Ktoś kiedyś powiedział: „Jeśli
kiedykolwiek byłeś bliżej Jezusa, niż jesteś obecnie, zszedłeś na złą drogę”. Ludzie schodzą na złą
drogę malutkimi, prawie niezauważalnymi krokami. Sprawdzaj siebie zanim coś takiego się stanie.
Jest długa, twarda droga powrotna, a tylko kilku ją przeszło. Nie strać tego, co masz!
3. Rozwijaj wierność i lojalność. Nie możesz zacząć praktykować wierności i lojalności w dniu,
w którym wychodzisz za mąż. Jeśli najpierw z całego serca nie oddałaś się Panu, a później jakiejś
osobie lub sprawie, nie będziesz przygotowana, aby oddać się swojemu mężowi.
Jeśli jesteś zatrudniona, to czy jesteś wierna względem swojego pracodawcy? Czy jesteś
najemnikiem, który liczy godziny i szuka wymówek do wzięcia wolnego? Jeśli żyjesz w rodzinie, to
czy bierzesz odpowiedzialność za swoje obowiązki, czy zawsze trzeba tobie przypominać? Czy jesteś
lojalna względem swojej rodziny? Kiedy składasz obietnicę, to czy jej dotrzymujesz, czy znajdujesz
wymówki, aby od niej odstąpić?
Czy jesteś wierna swojemu zborowi lub grupie modlitewnej? Czy możesz być zależna, działając
w różnych projektach, do których się zgłosiłaś?
Przeczytaj przypowieść o siewcy w Ewangelii Mateusza 13 i spraw, aby twój umysł był glebą,
na której dobre nasienie przyniesie dobre żniwo.
4. Rozwijaj w sobie poczucie własnej wartości. Wiele kobiet wychodzi za niewłaściwego
mężczyznę lub zawodzi w swoich małżeństwach z powodu zbyt niskiej samooceny. Jesteś dzieckiem
Boga. Jezus uczynił cię bardzo wartościową osobą i tak bardzo cię ukochał, że umarł za ciebie! Nowy
Testament i Psalmy są wypełnione wersetami, które zachęcają wierzących, aby patrzyli na siebie tak,
jak Bóg na nich patrzy. Poświęć czas na ich zapamiętanie, aby móc w każdej chwili mieć do nich
dostęp, bez względu na to, czy masz Biblię przy sobie, czy nie. Oto kilka z nich:
„My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana,
zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest
Duchem.”
(2 Kor 3,18)
„Gdyż w nim mieszka cieleśnie cała pełnia boskości i macie pełnię w nim; On jest głową
wszelkiej nadziemskiej władzy i zwierzchności.”
(Kol 2,9-10)
„Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie.”
(Flp 2,13)
„Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do
których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili.”
(Ef 2,10)
Głównym działaniem szatana przeciwko wierzącym jest oskarżenie, a innym zniechęcenie.
Naszą najlepszą odpowiedzią, podobnie jak w przypadku Jezusa, jest Boże Słowo. Gdy czytasz i
modlisz się, Duch Święty może pokazać ci dziedziny, w których potrzebujesz się zmienić czy
udoskonalić. Kiedy tak się dzieje, nie poddawaj się potępieniu czy rozczulaniu nad sobą. Proś raczej
Pana, aby ci pomógł i wyćwiczył twoją wolę i abyś mógł doprowadzić te sprawy do końca. Jeśli
potrzebujesz uwolnienia od złych duchów lub jeśli jest przekleństwo nad twoim życiem, które nigdy
nie zostało złamane, szukaj duchowej porady. Ten, kogo Syn uwolnił jest prawdziwie wolny!
Ważnym rezultatem rozwijania poczucia własnej wartości jest możliwość dania większej zachęty
i zbudowania mężowi. W ten sposób będziesz mogła pomóc mu rozwinąć w pełni jego potencjał.
Rzadko kiedy spotyka się mężczyznę, który potrafi rozwinąć się ponad oczekiwania swojej żony. Jej
opinia o nim jest zasadnicza do odniesienia sukcesu przez niego.
Żona, która widzi cały potencjał swojego męża, może zachęcić go, modlić się o niego, a
następnie ekscytować się oglądaniem, jak Bóg prowadzi go do spełniania.
5. Chciej się uczyć. Ponowne spojrzenie na Przypowieści Salomona 31 powinno zachęcić cię do
rozwijania się w tak wielu dziedzinach, w ilu tylko możesz. Jeśli jeszcze się uczysz (zarówno w szkole
średniej jak i na studiach), to upewnij się, że poświęcasz czas również na praktyczne umiejętności:
szycie, gotowanie i odżywianie, opieka na dziećmi, zarządzanie gospodarstwem domowym,
urządzanie domu, układanie kwiatów, robótki ręczne. Pozwól Duchowi Świętemu, aby cię prowadził
w szczególne dziedziny: taniec, muzyka, fotografia, garncarstwo, wyroby z drewna. On dokładnie wie,
co będziesz musiała umieć, aby pomagać swojemu mężowi. (Możesz nawet spotkać swojego
przyszłego męża na jakimś kursie!) Doceń wartość sportu i sprawności fizycznej.
Jeśli już pracujesz a nigdy nie miałaś możliwości zdobyć tych praktycznych umiejętności, uczyń
to swoim priorytetem. Sprawdź lokalne szkoły dla dorosłych, znajdź gospodynię domową, u której
mogłabyś praktykować lub której mogłabyś pomagać jeden czy dwa wieczory w tygodniu, użyj swojej
inicjatywy! Jeśli będziesz zwlekać, sama możesz być powodem do opóźnienia spotkania swojego
małżonka. Bóg chce cię przygotować!
Dopóki większość twojej odpowiedzialności nie będzie pociągać za sobą opieki nad dziećmi,
powinnaś nauczyć się tak dużo, jak tylko możesz z wyprzedzeniem. Większość młodych kobiet ma
możliwość opiekowania się dziećmi, ale niektóre kursy odkrywania wczesnego dzieciństwa czy nawet
psychologii młodych uzupełnią twoje praktyczne umiejętności. Pilnie unikaj pasywnych zajęć, które
pozostawią cię pustą, a twoje zmysły znudzone, a szczególnie oglądania telewizji. Jesteś pięknym
stworzeniem z życiem Bożym umieszczonym w tobie. Możesz nigdy nie odzyskać straconego dnia –
czy straconej godziny. Jak najbardziej odpoczywaj, ale odpoczywaj w sposób, który będzie cię
budował. Używaj już teraz swojego czasu mądrze. Gdy zwiększy się liczba twoich odpowiedzialności,
twój wolny czas się skurczy. Teraz masz możliwość zainwestować swój czas w działania, które będą
przynosić ci korzyści przez całe życie, bez względu na to czy będziesz żoną czy nie.
6. Chciej usługiwać. Nie ma lepszego sposobu dla kobiety w wyrażaniu swojej miłości do męża
niż usługiwanie mu. To jak ona mu usługuje będzie zależało od jej osobowości i kariery, ale kochająca
żona będzie poznawać swojego męża i uczyć się zaspokajać jego potrzeby zanim o nie poprosi.
Utrzymywanie waszego domu jako wyraz swojej miłości do swojego męża i jako usługiwanie mu
sprawi, że nie będzie to harówką.
Jak możesz się z wyprzedzeniem przygotować do usługiwania swojemu mężowi? Przez
usługiwanie innym z zadowoleniem w sercu! Derek i ja byliśmy pobłogosławieni przez lata naszego
małżeństwa przez wiele młodych kobiet, które usługiwały nam w naszym domu. Oglądałam, jak
rozkwitały, gdy ich pewność siebie we własne możliwości wzrastała. Słowa Jezusa w Ewangelii
Łukasza 16,10-12 są tak odpowiednie dla niezamężnych kobiet. Jeśli jesteś gotowa usługiwać innym,
być wierną w małych rzeczach i nad czyjąś własnością, Bóg we właściwym czasie da ci twoje własne.
Nie ograniczaj siebie do oczywistych dziedzin służby – odwiedzania chorych i wykonywania
prac wolontariuszki w szpitalu czy w kościele. One są ważne, ale szukaj również sposobów, przy
których będziesz mogła podnosić swoje umiejętności.
Proś Pana, aby pokazał ci te umiejętności, które przygotują cię do pomagania mężowi. One
oczywiście nie będą ograniczone do prac domowych. Jedna z najszczęśliwszych żon, jakie znam,
cieszyła się, gdy mogła stać się księgową swojego męża, gdy zaczynał prowadzić interes, a do tego
czasu miała już trening. Inny przykład, żona pastora projektuje i ubiera siebie i ich dziewczęcą część
rodziny. Ze swoimi wykwalifikowanymi palcami może kopiować pomysły, które widzi w drogich
salonach mody. Jej mąż zbiera komplementy za swój piękny dom oraz rodzinę i błogosławi je w
zamian.
Kilka lat temu Derek i ja podjęliśmy się budowy domu w Jerozolimie. Mieliśmy bardzo
aktywne, zajęte życie przez służbę i irytowałam się z powodu czasu i energii, które zabierało nam
planowanie, kupowanie i wyposażanie domu 6000 mil od nas. Zebrałam konieczne umiejętności wiele
lat wcześniej, ale uważałam je za mniej istotne niż pewne inne rzeczy. Moja postawa zmieniła się
przez jedno zdanie, które wypowiedział Derek: „Być może jest to część twojego przygotowania do
wieczności; być może Pan będzie chciał, abyś umeblowała galaktykę w wieczności!” Teraz, kiedy już
w nim mieszkamy, ciągle dziękuję Bogu, że miałam przywilej urządzać piękną, pełną pokoju
świątynię, w której możemy się modlić i pisać. Kiedy zaczniesz widzieć swoją służbę jako
przygotowanie do wieczności, cała twoja perspektywa się zmieni!
W codziennym życiu ucz się traktować ludzi tak, jakbyś chciała być traktowana. Duża część
sztuki usługiwania polega na staromodnych dobrych manierach – liczenia się z innymi i myślenia o
innych. Niektórzy z najbardziej kochających młodych kobiet i mężczyzn, jakich spotkałam, to ci
którzy pracowali jako kelnerzy czy kelnerki.
Mogę szczerze powiedzieć, że zadanie, które najbardziej mnie satysfakcjonuje, to usługiwanie
Derekowi. Zanim jeszcze się pobraliśmy, zaczęłam szukać sposobów do zdjęcia z niego ciężarów. Od
czasu ślubu nauczyłam się brać odpowiedzialność za wszystkie praktyczne detale codziennego życia.
Staram się utrzymać życie maksymalnie nieskomplikowane dla niego, bez względu na to czy jesteśmy
w domu, czy usługujemy i jesteśmy w podróży. Kiedy podróżujemy, mam w swojej walizce różne
urządzenia i zapasy, aby dać Derekowi maksymalny komfort w każdej sytuacji.
Ciągle śmiejemy się, kiedy przypomnimy sobie incydent na lotnisku w Londynie kilka lat temu.
Byliśmy w podróży do Belfastu i robiono gruntowne przeszukanie wszystkich naszych bagaży. Oficer
ochrony potrząsnął głową w zdziwieniu nad urządzeniem do zamykania drzwi (mieliśmy kilka
sytuacji, kiedy grupa dzieci wpadła przez nasze drzwi bez pukania) i korek do wanny (jeden z naszych
czterech hoteli miał zły korek do wanny).
Kiedy oficer ochrony zobaczył czajniczek do herbaty, zaczął się nami coraz bardziej
interesować. Wyjaśniłam, że poza Wielką Brytanią większość hoteli nie zapewnia możliwości
przygotowania herbaty w pokojach i zawsze wożę go ze sobą, aby móc zapewnić swojemu mężowi
poranną herbatę.
Na końcu otworzył małe torebki z bawełny, zawierające suszone owoce, orzeszki i zapytał:
„Proszę Pani, czemu Pani wozi to ze sobą?” Wyjaśniłam, że czasami obsługa hotelowa nie jest
dostępna, i zawsze staram się mieć coś przy sobie na wypadek, gdyby mój mąż był głodny. Zamknął
moją walizkę, spojrzał na mnie i powiedział: „Jesteś najlepiej przygotowaną kobietą, jaką
kiedykolwiek widziałem!”
Staram się pilnie robić tylko te rzeczy dla Dereka, których nikt inny nie mógłby zrobić. Całą
resztę powierzam komuś innemu. Jeśli staję się zbyt zajęta taką ilością szczegółów, nie mogę być
wystarczająco elastyczna, aby być pomocna natychmiast. Jedną z moich głównych odpowiedzialności
jest chronienie go przed niepotrzebnymi przerwami i przed ludźmi, którzy bez wyraźnej potrzeby
żądają, aby się z nim widzieć.
7. Chciej dostosowywać się do priorytetów swojego męża. Biblia mówi o „dawnych świętych
niewiastach, które ufały Bogu i dopasowywały się do planów swoich mężów” (1 P 3,5 – tłumaczenie z
języka angielskiego z Living Bible). Obowiązkiem żony jest być elastyczną, gotową do
przystosowania się do pragnień męża, ponieważ on jest głową (1 Kor 11,3) i nadaje kierunek, w jakim
ich wspólne życie popłynie. Żona powinna być królową w domu, ale mąż jest królem!
Podziwiam Rebekę, która opuściła swój dom, rodzinę i kulturę, aby pójść ze sługami w nieznaną
przyszłość i poślubić mężczyznę, którego jeszcze nie poznała. Okazała ona wiarę i zdolności
przystosowawcze. Podziwiam również Sarę, która pozostawiła bezpieczeństwo Ur i podróżowała ze
swoim mężem przez większość swojego życia. Urodzenie dziecka w wieku 90 lat musiało wymagać
od niej znaczących zmian w jej stylu życia!
Elastyczność jest potrzebna nie tylko przy wielkich posunięciach, ale również w małych
rzeczach codziennego życia. Byłam „rannym ptaszkiem”, a Derek jest osobą siedząca w nocy. Ale
dzięki łasce Bożej zmieniłam się, abyśmy mogli zachować ten sam rozkład dnia. Nauczyłam się
również drzemać z nim po południu; mamy więc dwa dni każdej doby.
Mamy również trzy różne style życia – jeden w domu w Jerozolimie, gdzie żyjemy spokojnie,
spędzamy większość czasu na wstawiennictwie i pisaniu; drugi na Florydzie, gdzie jesteśmy
zaangażowani w wiele czynności organizacji Derek Prince Ministries i w kościele, w którym Derek
jest starszym; i kolejny, kiedy podróżujemy kilka miesięcy każdego roku, aby usługiwać. Dziękuję
Bogu za każdy dzień, w którym uczyłam się być elastyczną zanim poznałam Dereka! Byłoby zbyt
późno, gdybym czekała z tym, aż wezmę ślub.
Przypatrywałam się wielu młodym kobietom, które zmieniały swoje uczesanie i styl ubierania
się, sposób w jaki gotowały i sposób zabawy, aż się dopasowały do pragnień ich mężów. Sprawianie
przyjemności swojemu mężowi przyniesie ci znacznie więcej błogosławieństw niż sprawianie
przyjemności sobie samej.
8. Ucz się modlić i wstawiać za innych. „W każdej modlitwie i prośbie zanoście o każdym
czasie modły w Duchu i tak czuwajcie z całą wytrwałością i błaganiem za wszystkich świętych i za
mnie…” (Ef 6,18-19).
Bóg szuka wstawienników. Gdy spędzasz codziennie czas z Bogiem, proś Go, aby pokazał ci, co
jest w Jego sercu, aby móc się o to modlić. Gdy będziesz uczyć się wstawiennictwa, nie będzie ci
brakowało rzeczy, o które będziesz mogła się modlić. Bóg przypomni ci ludzi i sytuacje w twoim
umyśle, a ludzie będą prosić cię twoje modlitwę.
Są dwie różne korzyści dla niezamężnej kobiety, która jest wstawienniczką. Po pierwsze odciąga
to jej umysł od niej samej, jej problemów i niezamężnego stanu (jeśli jest to dla niej problemem). Po
drugie przygotuje to ją do wstawiania się o swojego męża. Znam dwie młode kobiety, których
mężowie byli dobrymi, ale nie nadzwyczajnymi mężczyznami, które zaczęły się modlić i wstawiać o
swoich mężów dwie-trzy godziny każdego dnia. Dwa lata później obaj mężczyźni odnosili wybitne
sukcesy, osiągnęli powodzenie duchowe i w swoich karierach. Duża część sukcesu męża będzie
zależała od twoich możliwości wstawiennictwa.
Proś Boga, aby połączył cię z innymi, podobnie myślącymi o modlitwie kobietami. „Nadto
powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają
ją od Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 18,19). Modlitwa z inną osobą przygotuję cię do modlitwy
w jedności z twoim mężem.
Mam wielki dług względem dwóch holenderek, które poznałam w Jerozolimie, które wstawiały
się razem w wielkiej jedności. Pewnego dnia podczas miesięcy mojego inwalidztwa, gdy odwiedziły
mnie, modliły się spontanicznie do Boga, aby dał mi partnera modlitewnego. Nieco ponad rok później
wyszłam za mąż za Dereka. Ich modlitwa została wysłuchana w sposób, jakiego żadna z nas nie
oczekiwała!
9. Naucz się właściwie troszczyć o swoje ciało. Większość młodych kobiet zaniedbuje swoje
ciało. Jeśli nie mają dużych problemów zdrowotnych, wkładają ogromny wysiłek, aby sprostać
wymaganiom życiowym. Miałam 32 lata, kiedy moja macocha upomniała mnie: „Musisz nauczyć się
oszczędzać swoją siłę. Nie zawsze będziesz ją miała.” Zaśmiałam się. Byłam taka silna. Sześć lat
później żałowałam, że nie posłuchałam. Z każdym dziesięcioleciem jest coraz trudniej odnowić swoją
siłę. Bóg uczynił kilka cudów względem mnie od 1968 roku, ale ciągle muszę przykładać szczególną
uwagę do odżywiania się i ćwiczyć, aby móc odpowiedzieć na wymagania Bożego powołania.
Bóg powiedział Derekowi ponad dwadzieścia lat temu: „Jeśli chcesz wypełnić służbę, którą dla
ciebie mam, będziesz musiał mieć silne, zdrowe ciało, a ty masz nadwagę”. Nie każdy otrzymuje tak
osobiste kierownictwo, ale nie jest to mniej trafne dla ciebie i dla mnie. Potrzebujemy mocnych,
zdrowych ciał, aby wypełnić Boży plan dla naszego życia.
Wiemy dzisiaj, że nie jest miłością dawanie swoim mężom i dzieciom słodyczy oraz dużych
deserów – czy nawet wielkich soczystych steków. W ciągu ostatnich piętnastu lat sposób odżywiania
mocno skierował się ku naturalnemu jedzeniu i odejściu od białego cukru, białej mąki, czerwonego
mięsa i tłuszczów. Wielu mężczyzn i kobiet w średnim wieku, którzy cierpieli na choroby serca lub
inne kardiologiczne problemy, znajdują pomoc w diecie i ćwiczeniach.
Młodsi ludzie mogą korzystać z tego, co już jest wiadome i w ten sposób uniknąć błędów i
chorób poprzednich pokoleń. American Institute for Cancer Research (Amerykański Instytut Badań
nad Rakiem) donosi, że często można zapobiec rakowi przez właściwą dietę i używanie konkretnych
witamin i minerałów.
Karmienie rodziny i odkrywanie dobrych nawyków żywieniowych jest odpowiedzialnością
żony. Im więcej możesz się nauczyć przed ślubem i im więcej przepisów wydoskonalisz, tym bardziej
będziesz gotowa, aby utrzymać męża oraz dzieci w sile i dobrej kondycji.
Teraz jest również czas na rozwijanie swojego ciała przez ćwiczenia fizyczne czy uprawianie
sportu. Jednym z najlepszych sposobów na zwyciężenie nudy i frustracji jest aktywność fizyczna.
Później odkryjesz, że wspólne uprawianie sportu jest jednym z najbardziej satysfakcjonujących
sposobów wspólnego odpoczynku męża i żony. Przygotuj się już teraz i rozwijaj różne umiejętności
sportowe: pływanie, jazdę na nartach, windsurfing, nurkowanie, jogging, badminton, tenis.
W naszym wieku Derek i ja spacery i piesze wycieczki uznajemy jako najlepszą formę
aktywności fizycznej. Chodzenie za rękę, jak to robimy, jest prawdziwą tajemnicą do utrzymania
jedności, zarówno fizycznej jak i duchowej. „Czy idzie dwóch razem, jeżeli się nie umówili (ang.
zgodzili)?” (Am 3,3).
Jest wiele dobrych książek na temat odżywiania się i uprawiania sportu. Wymienię tylko dwie z
nich: Aerobic for Women autorstwa Betty Cooper oraz The Pritkin Program for Diet and Exercise
autorstwa Nathana Pritkina.
Super korzyść: sprawne fizycznie i odpowiednio się odżywiające młode kobiety mają dużo
łatwiej podczas bycia w ciąży i pracy oraz mają zdrowsze dzieci.
10. Obserwuj postawę żon w przykładnych małżeństwach. Jednym z moich pierwszych
odkryć po nawróceniu były pewne chrześcijanki, które miały postawę względem swoich mężów,
jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. Byłam pod wrażeniem i uznałam za wyzwanie ich kobiecość i
oddanie swoim mężom. Wyglądały na całkowicie usatysfakcjonowane swoimi rolami i spełnione w
swoim sposobie życia.
Nawet chociaż nie myślałam wtedy o ponownym zamążpójściu, nie mogłam przestać
obserwować ich postawy. Zauważyłam wtedy, że potrzebuję tych samych cech, jakie widziałam w
nich, aby przygotować się dla Jezusa, mojego Oblubieńca.
Poszukaj zamężnych kobiet, poproś Ducha Świętego, aby pokazał ci cechy odpowiednie dla
ciebie (i rzeczy do uniknięcia!). Nie staraj się być kopią którejś z nich. Jeśli masz swoją osobowość,
możesz posiąść cichego i spokojnego ducha bez stawania się myszką. Niektóre naturalnie ciche
kobiety są po prostu znudzone – albo mogą być całkiem zgorzkniałe lub mieć ostry język. Cichy i
spokojny duch to postawa.
Wiedz, że pewnego dnia możesz być wzorem dla innej kobiety, jeśli pilnie przygotowujesz się i
dalej się rozwijasz po ślubie. Chcesz móc powiedzieć: „Bądźcie naśladowcami moimi, jak i ja jestem
naśladowcą Chrystusa” (1 Kor 11,1).
11. Ufaj Bogu, bądź gotowa czekać. Derek mówił już o tym w rozdziale 6: „Osiem
wskazówek”. Wspominam o tym jeszcze raz, ponieważ zaufanie jest jedną ze szczególnie kobiecych
cech wymienionych na początku tego rozdziału. Bóg cię kocha. „Nie odmawia tego, co dobre, tym,
którzy żyją w niewinności” (Ps 84,11). Jeśli spełnisz Jego warunki, On będzie się troszczył o ciebie
bez względu na to, czy jesteś zamężna, czy nie.
Zbyt często kobiety wychodzą za mąż z powodu strachu, że nigdy nie będą miały innej szansy.
Później dopiero dowiadują się, że lepiej pozostać niezamężną niż poślubić niewłaściwego mężczyznę.
Ich życie zaczyna stawać się katastrofą, a często również życie ich dzieci i wnuków.
Znam kobiety, które doszły do spełnienia w swoim życiu osobistym i karierach zanim Bóg
przyprowadził je do ich doskonałego małżonka. Jedna droga mi przyjaciółka miała 39 lat, gdy wzięła
ślub, spotkałam ją, gdy miała 69 lat, doskonała żona swojego męża. Inna kobieta, rozwódka, była
przez 21 lat sama, gdy później w wieku 58 lat spotkała wdowca. Rzadko widziałam doskonalszą parę!
Każda z tych kobiet minęłaby się z Bożą wolą, jeśli poślubiłaby niewłaściwego mężczyznę lub
pozostała w całkowicie samotnym życiu. Bóg miał je w swojej opiece, ponieważ zaufały Mu.
12. Ustal sobie cele; ustanów sobie priorytety. Twoje cele i priorytety nie będą dokładnie
takie same jak moje. Bóg przygotowywał mnie do wyjścia za Dereka, a ciebie będzie przygotowały do
tego, abyś stała się doskonałą pomocą dla kogoś, kto może być zupełnie inny. Musisz ustalić swoje
własne, osobiste cele. Jednak niezależnie od celów, zasady pozostają te same.
Wróć do „Charakterystyki pomocnika”, następnie przejrzyj powyższe punkty od 1 do 11. Proś
Pana, aby pomógł ci znaleźć te, które są odpowiednie dla ciebie, dziedziny, w których nie spełniasz
oczekiwań lub cech, których nigdy wcześniej nie rozpatrywałaś. Najpierw zrób listę tych
długoterminowych celów.
Z tej listy wybierz kilka krótkoterminowych celów, które mogłabyś spokojnie osiągnąć w
ciągu najbliższych trzech miesięcy, sześciu miesięcy i następnego roku. Bądź realistką. Rozważ swoje
obecne możliwości. Nie próbuj przebiec maratonu w następnym tygodniu, jeśli nigdy nie biegałaś
dalej niż od lodówki do telewizora. Weź pod uwagę swoje obecne odpowiedzialności: studia, pracę,
któregoś z rodziców, o którego jesteś odpowiedzialna czy dzieci z poprzedniego małżeństwa. Jeśli
byłaś chora lub przestałaś dbać o zdrowie i dobre odżywianie, powinnaś uczynić dbanie o swoje ciało
wysokim priorytetem.
Później, jak już ustalisz swoje cele, powinnaś ustanowić swoje priorytety, które będą cię do
nich prowadzić. Nie próbuj zrobić wszystkiego od razu. Z drugiej strony jednak Duch Święty może
poprowadzić cię do pracowania nad więcej niż jedną dziedziną w tym samym czasie.
Rzeczą, która może pomóc, jest zapisywanie, jak korzystasz ze swojego czasu. Bądź szczera.
Później przejrzyj ją i ustal, co jest najważniejsze (1, 2, 3, itd.). Zacznij wykorzystywać czas zgodnie z
tym porządkiem ważności. Dodaj swoje nowe cele we właściwe miejsca. Jeśli zmienisz swoje
priorytety, twoje życie zacznie się zmieniać.
Kiedy to zrobiłam wiele lat temu, dwie z pierwszych rzeczy, które musiały zająć niższe
pozycje, to były puste rozmowy (nawet te o duchowych sprawach) i bezowocne sesje doradcze.
Często wiele godzin doradzałam ludziom, którzy nie spełnili warunków wzrostu duchowego.
Jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem z tego, jak wykorzystujemy swój czas i z każdego
bezużytecznego słowa, jakie wypowiadamy. Nie chcę stać przed Bogiem i słyszeć, jak mówi: „Mogłaś
to robić lepiej.”
9.
Rola rodziców i pastorów
Normalne jest to, że rodzice interesują się, za kogo wychodzą ich dzieci. W różnych kulturach i
okresach historii było to wyrażane na różne sposoby. W niektórych formach judaizmu za wybór
współmałżonka byli odpowiedzialni rodzice. Wśród niektórych kultur arabskich i azjatyckich ma to
miejsce do tej pory.
Większości ludzi naszej Zachodniej kultury taki zwyczaj wydaje się średniowiecznym i
śmiesznym autokratyzmem. Zanim jednak zaakceptujemy taki osąd, powinniśmy poświęcić trochę
czasu na ocenę jego rezultatów. Na podstawie efektów Zachodnia kultura nie może wskazać na żaden
inny system, ponieważ żadna inna kultura w ludzkiej historii nie wyprodukowała tak dużego odsetka
nieszczęśliwych i rozbitych małżeństw, z całą listą ich złych społecznych konsekwencji.
Czy jest jakiś jeden sposób ustanawiania związków małżeńskich, który jest lepszy od innych?
Skłaniam się do odpowiedzi, że nie. Są jednak pewne konkretne zasady, które zawsze mają
zastosowanie i mogą dobrze stosować się w różnych kulturach i systemach społecznych. Rodzice
mogą postępować według tych zasad na korzyść swoich dzieci, a dzieci mogą stosować je w swoim
własnym życiu. W obu przypadkach wynik będzie zależał raczej od zasad, które są stosowane, a nie
od ludzi, którzy je stosują.
Podstawa sukcesu może być podsumowana jednym słowem: szacunek. Ma to trzy różne aspekty:
szacunek względem Boga i Jego Słowa; szacunek względem małżeństwa; i szacunek względem
ludzkiej osobowości. Dzieliłem się każdym z tych aspektów w poprzednich rozdziałach tej książki.
Gdzie tego typu szacunek jest zastąpiony przez złe postawy i motywy (takie jak pożądliwości, żądzę,
pychę czy egoistyczne ambicje), tam żaden system nie będzie dawał udanych małżeństw.
Biblia pokazuje znaczny stopień elastyczności w sposobie wejścia w małżeństwo przez jej
główne postaci. Na przykład Abraham zaakceptował odpowiedzialność za znalezienie oblubienicy dla
swojego syna Izaaka i w tym celu posłał swojego sługę do Mezopotamii. Sługa otrzymał szczegółowe
warunki wyboru, ale koniec końców polegał na modlitwie o objawienie kobiety, którą Bóg wybrał
(zobacz 1 Moj 24,12-14). W pełni się to zgadza z zasadami przedstawionymi dalej w tej książce.
Dwaj synowie Izaaka, Ezaw i Jakub, sami wybrali sobie żony, a Ezaw wbrew pragnieniom
swoich rodziców. Jakub zrobił zgodnie ze wskazówkami swoich rodziców, ale w rzeczywistości
dokonał swojego własnego wyboru i negocjował warunki swoich dwóch małżeństw ze swoim wujem
Labanem. Znamienne jest to, że syn, który zaaprobował wskazówki swoich rodziców, odniósł większy
sukces niż ten, który za nimi nie poszedł.
W okresie Sędziów, Samson sam wybrał za żonę Filistynkę, przeciwnie do pragnień swoich
rodziców. Samson przekonywał swoich rodziców, aby to oni ustalili warunki małżeńskie w jego
imieniu. Jego wybór żony był sprzeczny zarówno z Prawem Mojżeszowym jak i radą rodziców. To
naprowadziło go na kurs, w którym ostatecznie poniósł porażkę.
Bez względu na szczególny system zawierania małżeństw, jasne jest, że rodzice mają zarówno
głęboką troskę jak i ważną odpowiedzialność, aby widzieć, że ich dzieci mają udane małżeństwa. Jak
rodzice w naszej współczesnej kulturze powinni przystąpić do osiągnięcia tego celu? Poniżej
przedstawiam pięć szczególnych sposobów, w jaki rodzice mogą przyczynić się do sukcesu w
małżeństwach swoich dzieci.
1. Modlitwa. Dniem, w którym rozpoczynamy się modlić, aby Bóg wyznaczył małżonków dla
twoich dzieci, jest dzień ich narodzin. Taka modlitwa jest inwestycją długoterminową, ale przynosi
ogromne zyski. Znacznie lepiej jest modlić się z wyprzedzeniem, niż czekać, aż nastąpi jakiś kryzys i
wtedy zacząć się modlić w desperacji. Często może to nie przynieść większych korzyści niż
zamknięcie drzwi stajni po tym, jak koń już zdążył ponieść.
Pewna para, którą znam, zaczęła modlić się o małżonków dla każdego ze swoich dzieci w dniu,
w którym się urodzili. Dzisiaj, po ponad trzydziestu latach, cała piątka ich dzieci to chrześcijanie, a ich
współmałżonkowie również są chrześcijanami. Co więcej droga do ich małżeństw nie była naznaczona
wieloma presjami czy bolesnymi przeżyciami, przez które przechodzi obecnie wielu młodych ludzi.
2. Przykład. Jeśli chcesz, aby twoje dzieci szukały najlepszych Bożych rzeczy dla małżeństwa,
spraw, aby widziały taki standard. Nie ma efektywniejszego sposobu niż danie przykładu. Oferowanie
im samych zasad, których nigdy nie widzą w praktyce jest bardziej podobne do produkowania
negatywnych rezultatów niż pozytywnych. Tragicznym jest fakt, że wielu młodych ludzi nie widziało
szczęśliwego małżeństwa. W efekcie podchodzą do małżeństwa z cynizmem i rozczarowaniem. Każde
małżeństwo, które rozwija taką postawę, jest praktycznie skazane na porażkę jeszcze zanim przysięga
zostanie złożona.
W rozmowach z młodymi ludźmi o ich problemach i w obserwowaniu małżeństw, które są
udane, doszedłem do wniosku, że jest pewien element, którego dzieci pragną bardziej niż
czegokolwiek innego, choć mogą nawet nie być tego świadome. Tą rzeczą jest harmonia. Jeśli
harmonia zaczyna się u rodziców, to naturalnie popłynie z nich na charakter i zachowanie dzieci. Jeśli
jednak rodzice nie mogą osiągnąć pomiędzy sobą harmonii, to jest mała nadzieja dla ich dzieci.
Atmosfera harmonii w domu robi więcej w zaspokajaniu potrzeb dzieci, niż wiele materialnych
korzyści, które dzisiaj są uważane wręcz za nieodzowne. Przez lata mojego pastorstwa w Londynie,
razem z Lydią często mieliśmy niewiele pieniędzy. Pamiętam, że kupowałem żyletki pojedynczo,
ponieważ nie mogłem pozwolić sobie na nabycie całej paczki! Wiele lat później zapytałem jedną ze
swoich córek, co czuła, gdy byliśmy biedni. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem i powiedziała: „Nigdy
nawet nie pomyślałam, że ty i mama jesteście biedni!”
Jest jeszcze jedna korzyść płynąca z harmonii pomiędzy rodzicami: umożliwia im modlitwę o
swoje dzieci takim rodzajem modlitwy, na który Bóg zobowiązał się odpowiedzieć. Jego obietnica jest
zawarta w Ewangelii Mateusza 18,19: „Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi
uzgodnili (dosłownie: zharmonizowali) swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego,
który jest w niebie.”
3. Trening. W Liście do Efezjan 6,4 (zacytowanym już w rozdziale 7) Bóg wkłada na ojców w
swoich domach odpowiedzialność za ćwiczenie dzieci na Bożych drogach: „A wy, ojcowie, nie
pobudzajcie do gniewu dzieci swoich, lecz napominajcie i wychowujcie (ang. trenujcie i instruujcie) je
w karności, dla Pana.”
Nie chcę przez to powiedzieć, że ojciec musi nieść tą odpowiedzialność sam i że matka nie ma w
tym swego udziału. Ojciec ma główną odpowiedzialność, aby zainicjować proces trenowania dzieci i
ustanawiania ogólnych wzorów i celów. Ale w tej strukturze również matka ma niezwykle ważny
wkład do wykonania. Przecież w większości dzisiejszych rodzin to ona jest osobą, która spędza
większość czasu z dziećmi – szczególnie gdy są jeszcze małe i łatwowierne. Każdego dnia ma ona
niezliczone możliwości do potwierdzania i wprowadzania w życie zasad ustanowionych przez ojca.
Jeśli patrzy ona na siebie jako biblijnego pomocnika, to nie ma innej dziedziny, w której jej pomoc
byłaby ważniejsza, niż w trenowaniu dzieci.
Główny nacisk powinien być kładziony na trening a nie tylko na nauczanie. Nauczanie to
przekazywanie dzieciom prawd, które potrzebują wiedzieć. Trening to oglądanie, że one stosują te
prawdy w codziennym życiu. Dzieci mogą otrzymywać nauczanie w różnych miejscach: kościele,
szkółce niedzielnej a nawet w świeckiej szkole. Jednak dom jest głównym miejscem, w którym
powinny przyjmować trening.
W rozdziałach od 5 do 8 Ruth i ja wyjaśniliśmy różne aspekty postaw i zachowań, które
umożliwią młodej osobie znaleźć właściwego małżonka i zbudować udane małżeństwo. Ale żadna z
nich nie pojawi się nagle przez jakiś szczęśliwy zbieg okoliczności w życiu młodej osoby w chwili, w
której on lub ona jest postawiona przed faktem małżeństwa. Takie postawy i zachowania mogą być
jedynie zdobyte przez lata starannego treningu. Rodzice, którzy prowadzą swoje dzieci w tego typu
treningu pomagają im położyć fundament do szczęścia w życiu małżeńskim.
4. Związek. Tego typu trening nie ma miejsca w szkole, nie może też być ukończony przez
szczególnie przygotowany wykład. Szkoła czy wykład są zbyt teoretyczne i pozostawia to u młodych
ludzi wrażenie, że przekazane im rzeczy nijak mają się do codziennego życia. Tego typu rzeczy
przekazuje się najlepiej przez niezobowiązującą, codzienną relację w sytuacjach, które nie są ani
„religijne” ani „akademickie”.
W V Księdze Mojżeszowej autor radzi rodzicom w Izraelu, jak przekazywać swoim dzieciom
przykazania Pana: „Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o nich mówił, przebywając w
swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając.” Rada ta jest powtórzona prawie dokładnie tak samo w
V Księdze Mojżeszowej 11,19. Wprowadzanie w życie zaleceń Mojżesza to proste, codzienne
działania w życiu rodzinnym.
Jakie będą tego odpowiedniki w naszej dzisiejszej kulturze? Syn pomagający swojemu ojcu
kosić trawę czy wykonywać drobne naprawy przy samochodzie. Matka w kuchni ze swoją córką,
pokazująca jej, jak piec ciasteczka, czy w saloniku pokazująca jej, jak wywabić plamę z dywanu. Inne
działania angażujące całą rodzinę to wakacje na campingu czy odwiedzanie miejsc ważnych w historii
narodu. Być może najbardziej oczywistym miejscem do przyjaźni i treningu jest jedzenie przy stole –
to jeden z powodów, dlaczego ważne jest wspólne jadanie posiłków.
W jakiejkolwiek lub we wszystkich tych sytuacjach rodzice mają nieograniczone możliwości do
wpajania swoim dzieciom zasad dobrego zachowania, łącząc to z praktycznymi zasadami
skrupulatności i porządku w pracy. W międzyczasie rodzice mogą przeplatać podstawowe prawdy
Bożego Słowa w sposób, który poprowadzi dzieci do zrozumienia obowiązków w życiu.
Jakakolwiek by nie była to sytuacja, jest jedno podstawowe, niezmienne wymaganie. Jest nim
czas – czas, kiedy rodzice są razem ze swoimi dziećmi w naturalnej, luźnej atmosferze. Czas mądrze
inwestowany w dzieci w ich najbardziej ufnym etapie rozwoju da rezultaty, które będą trwały przez
resztę ich życia i do samej wieczności.
5. Rada. Gdy dzieci przechodzą z okresu dojrzewania w dorosłość, ciągle mają potrzebę
przyjaźni z rodzicami, choć może stać się to bardziej nieregularne z powodu prawa do nauki czy
pracy. Młodzi dorośli szukając swojej własnej ścieżki przez świat, kształtując swój własny styl życia,
podejmując swoje własne decyzje są prawdopodobnie mniej świadomi swojej potrzeby rodziców,
choć tak naprawdę może ona być dużo większa.
Na tym etapie możliwości treningu znacznie się zmniejszą. Pojawi się tutaj jednak inna potrzeba:
rada. Przejście z treningu do rady wymaga od rodziców innej postawy. Trening może być
wprowadzany w życie; rada może być jedynie oferowana. (Rodzicom często jest trudniej uczynić tą
zmianę niż dzieciom!)
Wiele zależy od relacji, jaką dotychczas zbudowali rodzice ze swoimi dziećmi. Jeśli jest to
relacja wzajemnej miłości, zaufania i szacunku, wtedy dzieci naturalnie będą przychodzić do swoich
rodziców po poradę, gdy spotkają się z problemami albo będą mieli do podjęcia ważne decyzje.
Wcześniej czy później najbardziej krytyczną decyzją będzie wybór małżonka.
Jak rodzice mogą się przygotować do dania właściwej porady? Po pierwsze muszą być uzbrojeni
w jasne biblijne zrozumienie Bożego planu względem małżeństwa. Tylko to może dać siłę i
stabilność, której potrzebują ich dzieci.
Jeśli plany dziecka są zgodne z Bożym wzorcem, zadanie rodziców jest proste: zaoferowanie
ciągłego kierownictwa i zachęty. Kiedy jednak dziecko myśli o małżeństwie niezgodnym z zasadami
biblijnymi, rodzice muszą oczekiwać od Pana szczególnej łaski i siły.
Łaska pozwoli im dzielić zmaganie i udrękę, przez które w tym czasie przechodzi młoda osoba.
Siła pozwoli im kontynuować podtrzymywanie Bożego standardu w obliczu silnej presji, aby
zaakceptowali mniej niż najlepsze dla ich dzieci. Cała sprawa będzie najprawdopodobniej
rozstrzygnięta przez modlitwę i rodzaj duchowego fundamentu położonego w życiu ich dziecka we
wcześniejszym życiu.
Główna odpowiedzialność za pokierowanie młodych ludzi do udanego małżeństwa w
normalnych warunkach spoczywa na rodzicach. Kiedy jednak członkowie rodziny chodzą do kościoła,
prawdopodobnie pastorskie przywództwo również w to będzie zaangażowane. Jaką odpowiedzialność
noszą w takiej sytuacji pastorzy? I jak mogą ją wypełnić?
Przede wszystkim pastorzy muszą być ostrożni, aby nie wchodzić pomiędzy rodziców a ich
dzieci. Dopóki rodzice są gotowi akceptować odpowiedzialność za swoje dzieci, rola pastora
ogranicza się do kierowania i wzmacniania rodziców, ale nie do przejęcia ich funkcji. Małżeństwo lub
droga do małżeństwa jednego z dzieci czasem powoduje silne napięcia w rodzinie. Kiedy jest to
możliwe, rodzina powinna radzić sobie z nimi razem, jako jedno. Wzmocni to więzy pomiędzy nimi
na lata, które nadejdą.
Może się jednak zdarzyć, że rodzice nie będą potrafili sami poradzić sobie z sytuacją i zwrócą
się do swojego pastora o pomoc. Jeśli tak się zdarzy, to niezmiernie istotną rzeczą jest to, aby pastor i
rodzice stali razem. Z drugiej strony rodzice powinni szanować i podążać za radami swojego pastora,
chyba że zaprzecza to ich głębokim przekonaniom. Z drugiej strony pastor powinien zrobić wszystko,
co w jego mocy, aby uszanować i podtrzymywać pozycję rodziców w rodzinie.
Rodzice i pastor, stojąc razem w ten sposób, mogą ochraniać drogocenne młode życie od
starannie zaplanowanych sideł diabelskich. Jeśli diabeł może insynuować podział i brak zgody
pomiędzy nimi, to może też odnieść sukces w zdobywaniu owiec z owczarni Pańskiej.
Niestety w wieku złamanych więzów rodzinnych wielu młodych ludzi nie może oczekiwać od
swoich rodziców efektywnego kierownictwa czy instrukcji odnośnie małżeństwa. Dokąd powinni się
oni zwrócić? Przede wszystkim do Pana! On słyszy wołanie każdej duszy, która szczerze Go szuka.
Ci, którzy zwracają się do Boga i oddają Mu swoje życie, prawdopodobnie zostaną pokierowani
przez Niego do miejsca społeczności chrześcijańskiej, pod pewnego rodzaju efektywną opiekę
pastorską. W tym miejscu naturalnie będą szukać pastorskiego prowadzenia w poradach i instrukcjach,
które powinni przyjąć od rodziców. Pastor może znaleźć się w miejscu przyjęcia odpowiedzialności
rodzicielskiej natury dla młodych ludzi, które nie są jego naturalnymi dziećmi. Będzie sprawował
względem nich zarówno rolę pastora i rodzica.
Każdy Boży sługa, który jest gotowy do zaakceptowania tej odpowiedzialności, będzie mocno
chwalony. Doświadczy niezwykłych obciążeń, ale również niezwykłego błogosławieństwa! Jednak
zanim zdecyduje się na zajęcie tej pozycji, musi być pewien dwóch ważnych rzeczy. Po pierwsze, że
rodzice oddali możliwość zaakceptowania ich odpowiedzialności i okazało się, że nie są w stanie lub
nie chcą tego zrobić. Po drugie, że młoda osoba zrobiła wszystko, co mogła, aby ustanowić właściwą
relację z rodzicami. (Mówiłem o tym w rozdziale 5 przy omawianiu właściwej postawy.)
Odpowiedzialność spoczywająca na pastorach polega na zaopatrzeniu swojego ludu w
gruntowne, biblijne wskazówki dotyczące małżeństwa i wszystkich jego aspektów. Powinno ono objąć
wspólne odpowiedzialności obu rodziców i dzieci. Bardzo korzystne może być przeprowadzanie
każdego roku seminariów dla młodych ludzi w kościele, którzy przechodzą z okresu dojrzewania w
dorosłość, zatytułowane mniej więcej jako: „Twarzą w twarz z małżeństwem” czy „Jak znaleźć
współmałżonka”. Przewiduję, że znalazłoby ono entuzjastyczną odpowiedź, a ponadto mogłoby
pomóc w rozwiązaniu wielu szczególnych problemów, z którymi stykają się młodzi ludzie. Z
pewnością lepiej jest zamknąć drzwi stajni zanim konie uciekną!
Ten rodzaj służby pasuje do obrazu światowej sytuacji, gdy obecny wiek dobiega końca. W
końcowych wersach Starego Testamentu Bóg czyni deklarację:
Oto Ja poślę wam proroka Eliasza, zanim przyjdzie wielki i straszny dzień Pana, i zwróci
serca ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom, abym, gdy przyjdę, nie obłożył ziemi
klątwą.
(Mal 3,23-24)
Bóg stawia nas naprzeciw trzech spraw o ogromnej pilności. Po pierwsze krytycznym socjalnym
problemem końca okresu będzie spór pomiędzy rodzicami i dziećmi, kończący się rozbitymi domami.
Po drugie dopóki ten problem nie zostanie rozwiązany przyniesie to przekleństwo na ziemię. I po
trzecie Bóg wzbudzi specjalną służbę, aby dać swoje rozwiązanie tego problemu.
Oczywiście odpowiedzialnością Kościoła jest to, aby być częścią tego rozwiązania!
Szczególne sytuacje
10.
Rozwód i ponowne małżeństwo.
Rozwód jest jednym z głównych współczesnych problemów społecznych. Jego szkodliwy
wpływ wychodzi daleko poza samo małżeństwo. Jeśli mają oni dzieci, przeżywają one wielki
emocjonalny stres. Często w ten sposób pozostawia się je z wypaczonym, negatywnym obrazem
małżeństwa i rodziny.
Ponad indywidualnymi, bezpośrednimi wpływami rozwód jest głównym środkiem nacisku
używanym przez siły zła, aby złamać życie rodzinne i przez to zagrozić całej społecznej strukturze.
Każda kultura i cywilizacja, która otwarła drogę na rozwiązłe, niekontrolowane rozwody, wykuła
narzędzie na swoją własną zgubę. Jak został przez to zasiany wiatr, tak też z pewnością będzie zebrana
trąba powietrzna.
Tragiczne jest to, że rozwody stały się prawie tak samo pospolite w chrześcijańskich kościołach
jak w świecie niechrześcijańskim. Również tutaj ostateczną konsekwencją musi być nieuchronnie
rozpad Kościoła.
Co sprawiło, że rozwody stały się tak powszechne pośród chrześcijan? Można przytoczyć dwa
powody. Po pierwsze niewłaściwe spojrzenie na małżeństwo, dla którego Kościół porzucił standardy
Boże zawarte w Biblii, a w ich miejsce przyjął standardy światowe. Ktoś opisał to przy pomocy
następującego „podobieństwa”: Statek na morzu jest w porządku; morze w statku jest złe. Kościół w
świecie jest w porządku; świat w Kościele jest zły.
Drugi główny powód napływu rozwodów pomiędzy chrześcijanami jest taki, że wielu w
najlepszym przypadku otrzymało niedostateczne przygotowanie do małżeństwa. Weszli w małżeństwo
z brakiem czystego zrozumienia jego natury czy obowiązków. Również bardzo często nie otrzymali
wskazówek i treningu, które umożliwiłyby im wypełnienie tych warunków. Wynik jest podobny do
pary na morzu w łodzi, która nie wie, jak wiosłować ani sterować.
Moim szczerym pragnieniem i modlitwą w tej książce jest przygotowanie konstruktywnego
rozwiązania na oba te problemy – ignorancję dotyczącą natury małżeństwa i brak przygotowania.
Przez wieki kościół nie stanął naprzeciw rzeczywistego problemu rozwodów lub narzucał
niesprawiedliwe i niebiblijne przepisy. Prawdopodobnie jednym z głównych problemów było
wprowadzenie celibatu duchowieństwa. Odpowiedzialni za ustanawianie przepisów wiedzieli z
wyprzedzeniem, że oni sami nigdy nie będą musieli ich przestrzegać. Jezus równie dobrze mógłby
powiedzieć o takich ludziach, jak powiedział o faryzeuszach za Jego czasów: „Bo wiążą ciężkie
brzemiona i kładą na barki ludzkie, ale sami nawet palcem swoim nie chcą ich ruszyć” (Mt 23,4).
Podobnie jak faryzeusze, przywódcy kościoła wymyślali wyszukane sposoby omijania swoich
własnych przepisów, kiedy im to odpowiadało. Dla bogatych czy wpływowych, „unieważnienie” daje
praktycznie te same rezultaty co rozwód bez naruszania listu prawnego.
Bóg nigdy nie zamierzył, aby małżeństwo kończyło się rozwodem. Źródłem rozwodu zawsze
było ludzkie odejście od Bożych dróg i standardów. Nie ma usprawiedliwienia za traktowanie
rozwiedzionych w sposób bezwzględny czy niebiblijny.
Bóg nigdy nie zamierzył, aby ludzie okradali się nawzajem. Kradzież, podobnie jak rozwód, jest
dziełem grzechu w ludzkim sercu. Pomimo to względem kradzieży panuje jedność i zarówno Kościół
jak i społeczeństwo uznają za swój obowiązek, aby z nimi się rozprawiać w sprawiedliwy i
rzeczywisty sposób. Żadna rozsądna osoba nie przyjmie takiego sposobu myślenia: „Kradzież jest zła,
więc musimy ustanowić prawo przeciwko obu stronom. Będziemy więzić zarówno osobę, która
ukradła, jak i osobę, która została okradziona.” Oczywiście byłaby to parodia sprawiedliwości!
Jednak w sprawie rozwodów Kościół często przyjmuje podobny punkt widzenia, odrzucając
rozróżnienie pomiędzy stroną niewinną a winną. „Rozwód jest zły”, deklaruje Kościół, „nałożymy
więc taką samą karę na obie strony. Zabronimy obu stronom ponownego małżeństwa.” Tak naprawdę
niewinna strona została okradziona z czegoś cenniejszego niż posiadłości materialne; a kara nałożona
na taką osobę jest bardziej surowa niż czas fizycznego uwięzienia.
Wielu religijnych ludzi ma skłonności do kwestionowania zwrotu niewinna strona. Czy nie są
obie strony rozwodu winne? Czy nie powinny one być traktowane tak samo? Jest to tak samo
nierozsądne, jak sugerowanie, że obie strony kradzieży są winne i powinny być traktowane tak samo.
Niektórzy mogą też zapytać: „Czy Biblia nie pozwala na rozwód z pewnych powodów?”
Natychmiastową odpowiedzią na to pytanie jest jasne i niedwuznaczne tak. W czasach Ezdrasza, kiedy
niektórzy Żydzi naruszyli Prawo Mojżeszowe i poślubili kobiety z okolicznych narodów pogańskich,
Ezdrasz nie tylko pozwolił im na rozwód, ale nawet nakazał im to zrobić (Zob. Ezd 9-10).
Aby otrzymać biblijną perspektywę na sytuacje, w których jedna ze stron małżeństwa może
zostać zwolniona z więzów małżeńskich, konieczne jest porównanie trzech faz Bożych kontaktów z
ludzkością: okresu przed Prawem Mojżeszowym; okresu pod Prawem Mojżeszowym i okresu
rozpoczętego przez Jezusa w Ewangelii.
Okres przed Prawem Mojżeszowym. W Izraelu przed Mojżeszem karą za cudzołóstwo była
śmierć. Zostało to zilustrowane w życiu Judy. W pewnym momencie Juda miał seksualne stosunki z
kobietą, która, jak wierzył, była prostytutką, ale która była tak naprawdę jego synową Tamar. Tamar
była zaręczona z najmłodszym synem Judy – Szelą. Relacja narzeczeństwa była porównywalna do
samego małżeństwa, a jej naruszenie było uważane za cudzołóstwo.
Trzy miesiące później odkryto, że Tamar była w ciąży. Juda natychmiast odpowiedział:
„Wyprowadźcie ją i spalcie!” (1 Moj 38,24). Kiedy odkrył, że osobiście był odpowiedzialny za jej
ciążę, nie wymagał już, aby została wydana na śmierć. Mimo wszystko ten incydent czyni jasnym, że
karą za cudzołóstwo w tym czasie była śmierć.
Kara śmierci nałożona na winną stronę małżeństwa automatycznie uwalniała niewinną stronę do
ponownego małżeństwa.
Okres pod Prawem Mojżeszowym. Pod Prawem Mojżeszowym obowiązkową karą za
cudzołóstwo, zarówno dla mężczyzny jak i kobiety, była śmierć (zob. V Moj 22,22-24). Ponownie
kara śmierci na winnej stronie automatycznie uwalniała stronę niewinną do ponownego małżeństwa.
Często ludzie cytują oświadczenie Pawła z Listu do Rzymian 7,2: „Albowiem zamężna kobieta
za życia męża jest z nim związana prawem…” Zapominają jednak dodać, że to samo prawo, które
wiąże żoną z jej mężem za życia, przez narzucenie kary śmierci na drugą stronę, jeśli jest winna
cudzołóstwa, automatycznie uwalnia niewinną stronę do powtórnego małżeństwa.
Co więcej, Nowy Testament konsekwentnie podkreśla, że Prawo Mojżeszowe musi zawsze być
pojedynczym, pełnym systemem, wszystkie wymagania są jednakowo ważne. Na przykład:
„Ktokolwiek bowiem zachowa cały zakon, a uchybi w jednym, stanie się winnym
wszystkiego.”
(Jk 2,10)
„Napisano bowiem: Przeklęty każdy, kto nie wytrwa w pełnieniu wszystkiego, co jest
napisane w księdze zakonu.”
(Gal 3,10)
Nielogicznym i niebiblijnym jest przestrzeganie wymagań prawa, które wiąże kobietę z jej
mężem za życia, ale rezygnować z wymagań tego samego prawa, które automatycznie uwalnia ją
poprzez karę śmierci, jeśli jej mąż dopuścił się cudzołóstwa.
Okres rozpoczęty przez Jezusa w Ewangelii. W Nowym Testamencie Jezus wyraźnie
zaaprobował rozwód z powodu niewierności małżeńskiej:
„A Ja wam powiadam, że każdy, kto opuszcza żonę swoją, wyjąwszy powód
wszeteczeństwa, prowadzi ją do cudzołóstwa, a kto by opuszczoną poślubił, cudzołoży.”
(Mt 5,32)
A powiadam wam: Ktokolwiek by odprawił żonę swoją, z wyjątkiem przyczyny
wszeteczeństwa, i poślubił inną, cudzołoży, a kto by odprawioną poślubił, cudzołoży.
(Mt 19,9)
Greckie słowo przetłumaczone tutaj jako „wszeteczeństwo” to porneia. Ogranicza to grzechy
seksualne do osób bez ślubu. Jednak w całym greckim Nowym Testamencie słowo porneia używane
jest do opisania każdej formy zakazanego i nienaturalnego seksu. Poniżej jest kilka definicji słowa
porneia danych przez znane autorytety.
“Oznacza lub zawiera cudzołóstwo.”
Exposition Dictionary of New Testament Words
Autorstwa W. E. Vine’a
„Prostytucja, nieczystość… każdy rodzaj nieprawych stosunków seksualnych…
cudzołóstwo objawia się jako wszeteczeństwo… Seksualna niewierność zamężnej
kobiety…”
A Greek-English Lexicon of the New Testament
Autorstwa Arndta i Gingricha
„Zakazane stosunki seksualne w ogóle…”
Thayer’s Greek-English Lexicon
W Nowym Testamencie porneia razem z jej pokrewnym czasownikiem porneuo jest użyta
między innymi w poniższych przypadkach, które obejmują więcej, niż grzech seksualny uczyniony
przez osoby przed ślubem.
W Dziejach Apostolskich 15,20.29 przykazano pogańskim chrześcijanom, aby wstrzymywali się
od poreia – oczywiście nie tylko od seksualnych grzechów osób niezamężnych czy nieżonatych.
W 1 Liście do Koryntian 5,1 Paweł opisuje mężczyznę żyjącego z żoną swojego ojca jako
porneia. Tutaj słowo to zawiera zarówno kazirodztwo jak i cudzołóstwo.
W 1 Liście do Koryntian 5,9-11 Paweł przykazuje wierzącym, aby nie przestawali z
chrześcijanami, którzy są winni porneia. Oczywiście nie ogranicza tutaj tego do nieżonatych, czy
niezamężnych osób. Paweł używa porneia i porneuo w podobny sposób w 1 Liście do Koryntian 10,8
i 2 Liście do Koryntian 12,21.
W wersie 7 swojego listu, Juda używa słowa porneia do opisania seksualnych występków
Sodomy i Gomory. Głównym grzechem obu tych miast był homoseksualizm i nie ma tutaj żadnych
sugestii, że dotyczy on tylko osób bez ślubu.
Jest więc jasne, że słowo porneia zawiera wszeteczeństwo, homoseksualizm, bestialstwo,
kazirodztwo i cudzołóstwo; i że Jezus zaaprobował rozwód (tam, gdzie to ma miejsce) do wszystkich
lub jakiegokolwiek z tych przyczyn.
W ten sposób prawo i ewangelia doszły do tego samego rezultatu odnośnie porneia: uwalania
ono niewinnego partnera ze swoich zobowiązań małżeńskich.
Jest jednak różnica. Pod prawem uwolnienie było zapewniane przez obowiązkową karę śmierci
wykonywaną na winnej stronie. W ewangelii niewinny partner jest wolny zarówno do roszczenia
sobie praw uwolnienia przez rozwód, jak i do zaoferowania winnemu partnerowi alternatywy
przebaczenia i pojednania, jeśli da wystarczający dowód nawrócenia.
Czy osoba, która otrzymała rozwód z biblijnych powodów, tym samym zostaje uwolniona do
ponownego małżeństwa? Ani język ani kultura Biblii nie daje żadnej sugestii, że osoba może być
prawnie wolna tylko do rozwodu a nie do zawarcia ponownego małżeństwa. Przeciwnie, wolność do
zawarcia ponownego małżeństwa jest wyraźnie ustanowiona zarówno w Starym jak i Nowym
Testamencie.
Pod Prawem Mojżesz mówi, że jeśli mężczyzna prawnie rozwodzi się ze swoją żoną i odprawia
ją, ona staje się wolna do poślubienia innego (5 Moj 24,1-2). Oczywiście Mojżesz nie akceptuje
cudzołóstwa.
W 5 Księdze Mojżeszowej 24,3-4 Mojżesz mówi, że jeśli drugi mąż takiej kobiety rozwiedzie
się z nią lub umrze, pierwszemu mężowi nie wolno jej ponownie poślubić. Nazywając mężczyznę,
któremu była ona najpierw poślubiona jej „pierwszym” mężem, Mojżesz jasno sygnalizuje, że
pierwsze małżeństwo zostało prawnie rozwiązane.
W Nowym Testamencie Paweł mówi: „Jesteś związany z żoną? Nie szukaj rozłączenia. Nie
jesteś związany z żoną? Nie szukaj żony. A jeśli się ożeniłeś, nie zgrzeszyłeś…” (1 Kor 7,27-28).
Wskazuje to na to, że osoba, która jest (biblijnie) uwolniona od partnera w małżeństwie i
następnie ponownie bierze ślub nie zgrzeszyła. Za osobą, która uzyskuje rozwód na uzasadnionej i
biblijnej podstawie, a następnie wykorzystuje swoje prawo do ponownego małżeństwa, nie podąża
żadne znamię winy czy niższości. Taka osoba nie jest „niższej klasy” chrześcijaninem.
Na poziomie ludzkim sprawa rozwodowa normalnie rozwiązuje się w sądzie, zarówno religijnie
jak i świecko. Jednak ponad tymi wszystkimi ludzkimi decyzjami leżą Boże zasady sprawiedliwości,
które nigdy się nie różnią. Jedna taka zasada podąża przez całą Biblię: niewinny nigdy nie może być
ukarany jak winny ani winny jak niewinny.
W V Księdze Mojżeszowej 25,1 autor zwięźle tłumaczy i podsumowuje podwójną
odpowiedzialność sędziów – uniewinnić niewinnych i skazać winnych. W Przypowieściach Salomona
17,15 Salomon wskazuje, że jakiekolwiek odstępstwo od tej zasady spotka się z silną Bożą
nieprzychylnością: „I ten, kto uwalnia winnego, i ten, kto skazuje niewinnego, obaj są ohydą dla
Pana.” Podobnie na liście tych, którzy wywołują Boży gniew są ci, o których mówi Izajasz: „Biada
tym, (…) którzy uniewinniają winowajcę (…), a niewinnym odmawiają sprawiedliwości” (Iz 5,22-23).
Nałożenie tej zasady na sprawę rozwodu jest oczywiste. Nakładanie tej samej kary na stronę
winną porneia i na niewinną, zaprzecza naturze sprawiedliwości.
Ludzie czasami argumentują, że są dwie strony rozpadu małżeństwa i nie jest możliwe poznać,
który partner jest naprawdę winny. Ale to przysłania prawdziwe pytanie w tej sprawie. Nie chodzi o
to, czy był egoizm, brak wrażliwości czy kłótnie po obu stronach. Pytanie jest proste: czy jedna ze
stron dopuściła się grzechu porneia, a druga nie? W wielu dzisiejszych przypadkach jeden z partnerów
otwarcie przyznaje się do swojej winy.
Przynajmniej Bóg oczywiście przewiduje możliwość postanowienia winy po jednej ze stron,
wyłączając w drugą; ponieważ pod Prawem Mojżeszowym zarządził śmierć tym, którym
udowodniono cudzołóstwo.
W pewnym sensie małżeństwo jest legalnym kontraktem, w który wchodzi się przez przysięgę.
Zakres kontraktu jest ustanowiony przez przysięgę, którą się składa. Przysięga małżeńska ogólnie
dzisiaj używana brzmi mniej więcej tak: „Ślubuję Ci wierność… zachowam samego siebie tylko dla
ciebie [w seksualnym związku]… dopóki nas śmierć nie rozłączy.”
W tej przysiędze są dwa główne elementy: klauzula użytkowa („zachowam samego siebie tylko
dla ciebie”) i klauzula czasowa („dopóki nas śmierć nie rozłączy”). Te dwa człony są związane ze
sobą i nie mogą być egzekwowane osobno. Jeśli jeden z partnerów złamie klauzule użytkową przez
porneia, drugi partner jest automatycznie zwolniony z klauzuli czasu.
Pozwólcie, że przedstawią prostą światową analogię. Smith dzierżawi swoją posiadłość
Brownowi na pięć lat od 1986 do 1991 roku. Wnosi jednak pewną klauzulę użytkową: Brown nie
może używać jego własności jako magazynu alkoholi wysokoprocentowych. Jeśli Brown będzie
przestrzegał klauzuli użytkowej i powstrzyma się od używania własności Smitha jako magazynu
alkoholi wysokoprocentowych, to Smith musi przestrzegać klauzuli czasu, nie może zerwać umowy
dzierżawy przed 1991 rokiem. Jeśli jednak Brown złamie klauzulę użytkową używając własność
Smitha jako magazynu alkoholi wysokoprocentowych, wtedy ten automatycznie jest zwolniony od
klauzuli czasowej i może natychmiast zerwać umowę dzierżawy.
Podobnie, kiedy jedna strona małżeństwa zrywa klauzulę użytkową przez porneia, druga strona
jest przez to zwolniona z klauzuli czasu – „aż do śmierci”.
Według rozporządzeń Nowego Testamentu jest jeszcze jedna sytuacja, w której chrześcijanin
może być uwolniony z więzów małżeńskich. Zostało to opisane przez Pawła w 1 Liście do Koryntian
7,10-15:
Tym zaś, którzy żyją w stanie małżeńskim, nakazuję nie ja, lecz Pan, ażeby żona męża nie
opuszczała, a jeśliby opuściła, niech pozostanie niezamężna albo niech się z mężem
pojedna; niech też mąż z żoną się nie rozwodzi. Pozostałym zaś mówię ja, nie Pan: Jeśli
jakiś brat ma żonę pogankę, a ta zgadza się na współżycie z nim, niech się z nią nie
rozwodzi; i żona, która ma męża poganina, a ten zgadza się na współżycie z nią, niech się z
nim nie rozwodzi. Albowiem mąż poganin uświęcony jest przez żonę i żona poganka
uświęcona jest przez wierzącego męża; inaczej dzieci wasze byłyby nieczyste, a tak są
święte. A jeśli poganin chce się rozwieść, niechże się rozwiedzie; w takich przypadkach
brat czy siostra nie są niewolniczo związani…
W wersach 10-11 Paweł opowiada o przypadku dwóch wierzących, zaślubionych sobie
nawzajem. Przez swoje wtrącone zdanie – „nakazuję nie ja, lecz Pan” – sygnalizuje, że ten przypadek
został objęty przez Jezusa w Jego nauczaniu zapisanym w Ewangelii. Stanowisko jest jasne i
niedwuznaczne: żadna ze stron nie jest wolna do rozwodu z wyjątkiem niewierności małżeńskiej. (Od
momentu w którym Jezus ustanowił ten wyjątek w ewangelii, Paweł nie musiał powtarzać tego w
podanym wyżej fragmencie.) Jeśli jednak rozwiodą się, są zobligowani do pozostania bez ślubu,
jedynie mogą ponownie wyjść za siebie.
W wersach 12-15 Paweł mówi o przypadku wierzącego zaślubionego z niewierzącym. Przez
zwrot – „mówię ja, nie Pan” – Paweł wskazuje, że ten przypadek nie ma pokrycia w Ewangeliach
Jezusa. Po pierwsze Paweł umieszcza na osobie wierzącej obowiązek do szukania i podtrzymywania
pokoju w małżeństwie i przyprowadzić niewierzącego współmałżonka do wiary w Chrystusa. Jeśli
jednak niewierzący odrzuca tę propozycję i nie chce kontynuować małżeństwa, ale opuszcza
wierzącego, wtedy wierzący jest wolny od więzów małżeńskich i przez to uwolniony do wejścia w
nowe małżeństwo. Są jednak dwa warunki, które muszą być spełnione. Po pierwsze wszystkie
wymagania prawa cywilnego muszą być spełnione, a po drugie nowy współmałżonek musi być
wierzącym w Chrystusa.
Porównaliśmy dwa przypadki opisane w Nowym Testamencie: kiedy jedna ze stron małżeństwa
jest winna zdrady małżeńskiej i kiedy wierzący jest opuszczony przez niewierzącego z powodu wiary
w Chrystusa. W każdym z tych przypadków, kiedy wszystkie związane z tym warunki zostaną
spełnione, wierzący ma prawo do rozwodu i w konsekwencji do ponownego małżeństwa.
Czytelnikom, którzy chcą pełniejszego studium na temat rozwodów i ponownego małżeństwa,
polecam książkę Guya Duty „Divorce and Remarriage” (Rozwód i ponowne małżeństwo). Autor,
który zmarł w 1977 roku był wyświęconym duchownym American Assemblies of God, omawia
dokładnie każdy aspekt tego tematu logicznie, z prawną dokładnością, która nie pozostawia żadnych
wątpliwości.
Są jednak jeszcze inne przypadki rozwodu, które nie pokrywają się wyraźnie z Nowym
Testamentem. Z jednej strony nie można ignorować tych przypadków, z drugiej strony nie można być
dogmatycznym, kiedy Biblia nie wyjaśnia ich dokładnie. Prawdopodobnie najlepszym sposobem dla
szczerego chrześcijanina jest powiedzieć z Pawłem: „nakazu Pańskiego nie mam, ale wyrażam zdanie
jako ten, który dzięki miłosierdziu Pańskiemu zasługuje na wiarę” (1 Kor 7,25).
Co z tymi, którzy mieli nieudane małżeństwa i rozwiedli się w przeszłości, którzy później
przychodzą do Chrystusa po zbawienie? Jak Bóg na nich patrzy?
Odnośnie sprawy przebaczenia Biblia jest całkowicie niedwuznaczna (chwała Bogu!). Na
przykład w Ewangelii Matuesza 12,31 Jezus mówi: „Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i
bluźnierstwo będzie ludziom odpuszczone, ale bluźnierstwo przeciw Duchowi nie będzie
odpuszczone.” „Każdy grzech” włącznie z cudzołóstwem i wszystkimi innymi dewiacjami
seksualnymi. Jedynym wyjątkiem jest bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu.
W Dziejach Apostolskich 13,39 Paweł mówi do Żydów: „I że w nim każdy, kto wierzy, bywa
usprawiedliwiony w tym wszystkim, w czym nie mogliście być usprawiedliwieni przez zakon
Mojżesza.” Zauważ, jak jest to pełne! Każdy jest usprawiedliwiony ze wszystkiego. Zawiera to w sobie
cudzołóstwo i wszelkie inne formy grzechów seksualnych.
Ponownie w 1 Liście do Koryntian 6,9-11 Paweł pisze do wierzących w Koryncie:
Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie
się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani
mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa
Bożego nie odziedziczą. A takimi niektórzy z was byli; aleście obmyci, uświęceni, i
usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego.
Ta okropna lista przestępców zawiera w sobie cudzołożników oraz osób dopuszczających się
perwersji seksualnych. Przez wiarę w Chrystusa nie zostało im to tylko przebaczone, ale również
zostali usprawiedliwieni, uniewinnieni, uznani za sprawiedliwych w sprawiedliwości samego Boga. W
Bożych oczach wygląda to tak, jakby nigdy nie zgrzeszyli. Na pewno uwolniło ich to do zupełnie
nowego startu w każdej dziedzinie ich życia, włączając w to małżeństwo. Żaden cień winy czy
potępienia z ich przeszłości nie może pójść za nimi w nowe życie.
Ci, którzy kwestionują prawo takich pokutujących wierzących do zupełnie nowego startu w
życiu, są w niebezpieczeństwie ignorowania ostrzeżenia danego przez Piotra w Dziejach Apostolskich
10,15: „Co Bóg oczyścił, ty nie miej za skalane”.
Przypadki, w których chrześcijanie są postawieni wobec faktu rozwodu, są tak liczne i
skomplikowane, że nie jest możliwe omówienie ich wszystkich w szczegółach. Poniżej są tylko trzy
przykłady.
Przypadek nr 1. Dwóch niezbawionych rozwodników bierze ślub, mają dzieci i następnie
przyjmują zbawienie. Czy można im powiedzieć: „Żyjecie w cudzołóstwie. Musicie zerwać swoje
małżeństwo i następnie wrócić do swoich byłych współmałżonków lub pozostać bez małżonka.” Co
stałoby się z dziećmi?
Czyż nie byłoby bardziej zgodne z zasadami Ewangelii powiedzieć: „Bóg dał ci nowy początek.
Rób wszystko, aby odkupić zmarnowane lata i nie wracaj do swoich starych ścieżek.”
Przypadek nr 2. Niezbawieni ludzie pobrali się, następnie się rozwiedli, ale nie na podstawie
niewierności małżeńskiej. Po pewnym czasie mężczyzna ponownie się żeni i w ten sposób popełnia
cudzołóstwo według biblijnych standardów. Później kobieta przyjmuje zbawienie. Czy jest wolna na
podstawie tego, że jej wcześniejszy mąż popełnił cudzołóstwo?
Przypadek nr 3. Dwoje niezbawionych ludzi pobiera się, następnie rozwodzi (tak samo jak w
przypadku nr 2). Po rozwodzie tracą ze sobą kontakt. Kobieta nie wie, czy mężczyzna ponownie się
ożenił albo czy żyje z kobietą, która nie jest jego żoną. Później kobieta przyjmuje zbawienie. Czy
może ponownie wyjść za mąż? Czy musi wpierw udowodnić, że jej poprzedni mąż popełnił
cudzołóstwo? Co, jeśli nie może z nim nawiązać ponownie kontaktu?
Czyż nie musimy być bardzo ostrożni w rozsądzaniu tych lub podobnych przypadków?
Oczywista zasada, według której powinniśmy się kierować jest zawarta w Liście Jakuba 2,12-13: „Tak
mówcie i czyńcie, jak ci, którzy mają być sądzeni przez zakon wolności. Nad tym, który nie okazał
miłosierdzia, odbywa się sąd bez miłosierdzia, miłosierdzie góruje nad sądem.”
Powyższy szkic, chociaż krótki, zawiera niektóre z głównych prawnych aspektów rozwodu, jakie
dotyczą chrześcijan. Jednak skutki rozwodu wychodzą daleko ponad całkowicie prawną
rzeczywistość. Prawie zawsze zawierają głębokie, niemal śmiertelne zranienia emocjonalne.
W Księdze Izajasza 54,6 Pan pokazuje młodą kobietę, która się rozwiodła: „Gdyż Pan uzna cię
znów za małżonkę, niegdyś porzuconą i strapioną w duchu. Bo czy można wzgardzić małżonką
poślubioną w młodości?” Ten rodzaj cierpienia nie jest ograniczony do kobiet, które są po rozwodzie.
Często mężczyźni cierpią tak głęboko, jak kobiety.
W powyższym wersecie z Księgi Izajasza Pan definiuje dokładną naturę rany. Jest nią
odrzucenie. Jednak w Bożej cudownej łasce daje On lekarstwo na tę ranę. Jest ono zapewnione przez
zastępczą ofiarę Jezusa na krzyżu, gdzie Jezus znosił zamiast ciebie całe zło, które bunt przyniósł na
rasę ludzką. Końcową agonią, która spowodowała Jego śmierć, było odrzucenie.
Prorok Izajasz obrazuje Jezusa jako „wzgardzonego i opuszczonego przez ludzi, męża boleści”
(Iz 53,3). Jednak największym odrzuceniem nie było to, które spotkało Go ze strony ludzi, ale ze
strony Boga, Jego Ojca. On przeszedł przez to, ponieważ stał się grzechem ludzkości. W efekcie Boża
sprawiedliwość wymagała, aby odwrócił swoje oblicze od swojego Syna i zamknął swoje uszy na Jego
wołanie w agonii.
To ostateczne odrzucenie przez Ojca opisane jest w Ewangelii Mateusza 27,46: „A około
dziewiątej godziny zawołał Jezus donośnym głosem: Eli, Eli, lama sabachtani! Co znaczy: Boże mój,
Boże mój, czemuś mnie opuścił?” Po raz pierwszy w historii świata Ojciec nie odpowiedział na
wołanie Swojego Syna. Śmierć Jezusa, która nastąpiła zaraz po tym była spowodowana raczej
odrzuceniem niż fizycznym efektem ukrzyżowania, które nie spowodowałoby tak szybkiej śmierci.
Później Piłat, nie rozumiejący efektu odrzucenia, „zdziwił się, że [Jezus] już umarł” (Mk 15,44).
Po rozdzierającym wołaniu Jezusa do swojego Ojca Mateusz kontynuuje swój zapis: „Kiedy
Jezus znowu zawołał donośnym głosem, oddał ducha” (wers 50 – tłum. z języka ang.).
Cierpienia Jezusa były ceną za uzdrowienie ludzkości. „Jego ranami jesteśmy uleczeni” (Iz
53,5). W tym jest zapewnione uzdrowienie ran odrzucenia. Jezus doznał odrzucenia na naszą korzyść,
abyśmy mogli być z niego uzdrowieni.
Jeśli przez rozpad małżeństwa doświadczyłeś rany odrzucenia, poniżej są trzy proste kroki, przez
które możesz otrzymać uzdrowienie.
Po pierwsze uznaj, że jesteś zraniony. Nie próbuj zakrywać swojej rany. Bądź gotowy odsłonić
ją na miłosierne oczy swojego niebiańskiego Ojca.
Po drugie połóż swoją wiarę w uzdrowienie wyłącznie w zastępczej ofierze Jezusa. Zastosuj
słowa Izajasza osobiście do siebie: „Jego ranami jestem uleczony”. Za każdym razem, gdy zaczniesz
odczuwać ból, powtarzaj słowa: „Jego ranami jestem uleczony”. Powtarzaj to dopóki uzdrowienie nie
stanie się bardziej realne niż ból.
Po trzecie odrzuć gorycz i urazę przeciwko byłemu współmałżonkowi. Przebaczenie do drugiej
strony przychodzi przez decyzję, nie emocje. Nie musisz tego czuć, ale musisz tego chcieć. Wołaj o
pomoc Ducha Świętego, abyś podjął i utrzymał decyzję przebaczenia. Pamiętaj, że przebaczenie, które
otrzymujesz od Boga jest współmierne do tego, jakie ofiarujesz innym (zob. Mt 6,14-15).
Doradzałem kiedyś kobiecie, której mąż przez piętnaście lat czynił jej życie nieszczęśliwym
życie, a następnie porzucił ją i dzieci. Namawiałem ją do przebaczenia mu.
„On zrujnował piętnaście lat mojego życia”, wykrzyknęła oburzona, „a ty prosisz, abym mu
przebaczyła?”
„Dobrze, jeśli chcesz, aby ci zrujnował jeszcze resztę twojego życia”, odpowiedziałem, „po
prostu zachowuj urazę do niego.” Wspomniałem jej jeszcze, że osoba, która czuje urazę cierpi bardziej
niż ta, która rani.
Patrząc w ten sposób, przebaczenie osobie, która nas zraniła, nie jest ani sentymentalizmem ani
wzniosłą duchowością. Jest po prostu oświeconym własnym interesem.
Kiedy przeszedłeś przez te kroki, odwróć się plecami do zranień przeszłości. Na nowo oddaj całe
swoje życie i przyszłość Panu. On ma plan dla twojego życia, który nie może być udaremniony przez
ludzką złośliwość czy demony. Podążaj za przykładem Pawła: „zapominając o tym, co za mną, i
zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany
przez Boga w Chrystusie Jezusie” (Flp 3,13-14).
Zapewniam was, że osobiście usługiwałem wielu rozwiedzionym, którzy podążając tymi
krokami, otrzymali uzdrowienie swoich zranień i odnowili wiarę w życie pełne owoców i spełnienia.
11.
Celibat
Małżeństwo jest naturalną ścieżką życia zarówno dla mężczyzn jak i kobiet. Bóg jednak nie
prowadzi wszystkich swoich dzieci normalną drogą. Dla chrześcijan najważniejszym celem życia na
tej ziemi nie jest ślub; celem jest pełnienie woli Bożej. Jezus ustanowił tą zasadę raz na zawsze w
Ewangelii Jana 4,34: „Jezus rzekł do nich: Moim pokarmem jest pełnić wolę tego, który mnie posłał, i
dokonać jego dzieła.” Dla samego Jezusa Boża wola nie zawierała małżeństwa podczas Jego życia w
ciele na ziemi. Jezus raczej patrzy w przyszłość na dzień, kiedy będzie świętował swoje małżeństwo
ze swoją Oblubienicą – Kościołem!
Jako chrześcijanie musimy ciągle przypominać sobie, że pełnej doskonałości nie osiągniemy w
obecnym życiu na ziemi. Nie możemy pozwolić sobie zakochać się w niczym, co jest dosłownie
doczesne. Apostoł Jan ostrzega nas: „I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę
Bożą, trwa na wieki” (1 J 2,17). Trwała satysfakcja i spełnienie w życiu ma tylko jeden pewny,
niezmienny fundament: znaleźć i wypełnić Boża wolę.
Przypuśćmy, że Boża wola dla twojego życia nie zawiera małżeństwa. Przypuśćmy, że prosi cię,
abyś zaczekał, podobnie jak Jezus, na ślub Baranka. Co wtedy?
Być może jest to fakt, z którym nigdy szczerze się nie zmierzyłeś. Po prostu uczyniłeś
małżeństwo swoim celem i dążyłeś do niego – ale na razie bez sukcesu. Mówisz: „Modliłem się i
modliłem o żonę [lub męża], ale Bóg nie odpowiedział.” Czy zapominasz, że nie również jest
odpowiedzią?
Jeśli spotkałeś się z tym faktem, ważne jest to, abyś odłożył swoje własne plany i pomysły i
otworzył swoje serce na Boga. Często kiedy Bóg jest gotowy do nas mówić, nie jesteśmy gotowi
słuchać tego, co On ma do powiedzenia. Bóg rzuca nam wyzwanie w Psalmie 46,11: „Przestańcie i
poznajcie…” Powinniśmy na to odpowiedzieć słowami z Psalmu 85,9: „Chciałbym teraz słyszeć, co
mówi Bóg, Pan…”
Przyjście do miejsca wewnętrznego spokoju, w którym będziesz mógł słyszeć Boga, wymaga
czasu, poświęcenia i samodyscypliny. Może to oznaczać mniej czasu spędzonego przed telewizorem,
czy mniej rozmów telefonicznych z przyjaciółmi, czy spotkań ze znajomymi. Może to wymagać
odłożenia czasopism i spędzenia kilku godzin samemu z Biblią. Ale jakiekolwiek będą wymagania,
pamiętaj, że nic nie zastąpi słuchania głosu Bożego. Koszt może wydawać się wysoki, ale nagroda
przekroczy koszt!
Jednej rzeczy możesz być pewien. Jeśli Bożym planem jest to, abyś nie brał ślubu, nie znajdziesz
prawdziwego pokoju i satysfakcji tak długo, jak będziesz dążył do małżeństwa. Jeśli nawet mimo
wszystko uda ci się wziąć ślub, to nigdy nie pokonasz swojej wewnętrznej frustracji. Wręcz
przeciwnie prawdopodobnie ona jeszcze wzrośnie, a twój współmałżonek może również stać się jej
ofiarą.
Może się również tak zdarzyć, że szczerze szukałeś Boga w sprawie małżeństwa i nie dał ci
wyraźnej odpowiedzi. Nie dał ci partnera, ale też nie pokazał, że Jego wolą jest, abyś pozostał
kawalerem (lub pozostała panną). Jeśli tak się dzieje, to powinieneś podążać za radą Dawida z Psalmu
37,7-8: „Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję. (…) Nie gniewaj się, gdyż to wiedzie do
złego.” Z całego serca poświęć się służbie Bożej w swoim obecnym stanie i pozostaw przyszłość w
Jego rękach. Twoja postawa cichego zaufania utrzyma cię otwartym na kierownictwo Pana, które
może dać ci później na twojej ścieżce.
Dla każdego nieżonatego chrześcijanina i niezamężnej chrześcijanki jest ważne, aby stanęli
naprzeciw faktu, że celibat może być Bożą wolą dla jego czy jej życia. Osoba, która w ten sposób
rozstrzygnęła tę sprawę dla własnej satysfakcji, ma wewnętrzny pokój, który sprawia, że łatwiej jest
dostrzec Bożą wolę w innych sprawach. Z drugiej strony osoba, której umysł jest ciągle zaprzątnięty
myślami o małżeństwie, może minąć się z Bożym prowadzeniem w jakiejś innej dziedzinie i w ten
sposób przyjąć niewłaściwy kierunek w swoim życiu.
Z jakich powodów chrześcijanin może potrzebować pozostać sam? Można je podzielić na dwie
kategorie: naturalne i duchowe. Naturalny powód w większości przypadków odnosi się zarówno do
chrześcijan jak i niechrześcijan. Pochodzą one ze sposobu życia danej osoby lub z występujących
okoliczności bez odniesienia do jakiejkolwiek bezpośredniej Bożej interwencji. Duchowe powody z
drugiej strony dotyczą szczególnego powołania chrześcijanina lub pola jego służby.
Naturalne powody celibatu mogą być z kolei podzielone na trzy kategorie: fizyczną,
psychologiczną i socjologiczną. Fizyczne powody odnoszą się do sposobu rozwoju ludzkiego ciała,
psychologiczne do rozwoju ludzkiego umysłu i emocji, a socjologiczne do rodzaju społeczeństwa, w
jakim żyją dane osoby. Ponieważ nie jest to książka o którejkolwiek z tych dziedzin: medycyny,
psychologii czy socjologii, nie będę wchodził w szczegóły problemów, które mogą powstać.
Chrześcijanie zmagają się z osobistymi problemami w każdej z tych dziedzin, jednak zrobią
dobrze modląc się, aby Bóg im doradził przez wykwalifikowanych profesjonalistów. Jeśli to możliwe
taka osoba powinna być chrześcijaninem lub co najmniej sympatyzować z tradycyjną etyką judeo-
chrześcijańską.
W tym miejscu wystarczy tylko rzucić okiem na kilka typowych przykładów naturalnych
przyczyn celibatu. W sferze fizycznej oczywistymi przypadkami mogą być ci, którzy mają wrodzone
defekty, np. zespół Downa czy porażenie mózgowe, czy ci, którzy przechodzili poważne rany, jak np.
ludzie kalecy. Są również tacy, których narządy seksualne nie rozwinęły się wcale lub rozwinęły się
nieprawidłowo. W wielu takich przypadkach – ale oczywiście nie we wszystkich – Pan może pokazać,
że najlepiej dla takiej osoby jest pozostać bez współmałżonka.
W dziedzinie problemów psychologicznych są tacy, których nazywa się „niedorowiniętymi”.
Niektórzy z nich zakwalifikowani byliby jako opóźnieni w rozwoju. Prawie każda organizacja
chrześcijańska ma co najmniej jedną taką osobę. Często znajdują się oni wśród najszczęśliwszych i
najbardziej kochanych członków. Są również tacy, którzy medycznie są zakwalifikowani jako
schizofrenicy czy nawet osoby psychotyczne. Poza głębią swojego zmagania, manifestują wgląd i
pobożność godną świętych. Jednak dla nich i innych im podobnych celibat wydaje się często Bożym
planem.
Jest wiele socjologicznych sytuacji, które mogą stanowić powody do pozostania w celibacie.
Jeden taki przykład wydarzył się w rodzinie Ruth. Jej babcia zmarła w młodym wieku, pozostawiając
sześcioro dzieci. Najmłodsze, dziewczynka o imieniu Caroline miała wtedy około 6 lat. Kilka lat
później ojciec Caroline ponownie się ożenił. Caroline pozostała w domu, aby opiekować się nim i
swoją macochą. Kiedy Caroline miała 40 lat, zmarł jej ojciec. Ale w tym samym czasie jej macocha
była unieruchomiona przez artretyzm. Caroline czuła, że jej obowiązkiem było dalej opiekować się
swoją macochą, dopóki ona nie umrze, co się stało prawie dwadzieścia lat później. Caroline żyła przez
resztę swojego życia pozostając niezamężną, wcześniej wiernie wypełniwszy swoje biblijne obowiązki
względem swoich rodziców.
Są również społeczności w różnych częściach świata, w których liczba chrześcijańskich
kawalerów jest mniejsza niż panien w odpowiednim przedziale wieku. W takiej sytuacji wiele z
chrześcijańskich kobiet może mądrze zdecydować, że lepiej będzie pozostać panną i oddać się z
całego serca Panu niż być zaprzągniętą pod nierówne jarzmo z mężczyzną, który nie podjął
właściwego duchowego zobowiązania. Takie oddane panny są źródłem olbrzymiej duchowej mocy w
wielu lokalnych społecznościach.
Ktoś może zapytać: „Czy Bóg nie może cudownie uzdrowić ludzi z różnego typu fizycznych i
psychologicznych problemów wcześniej wymienionych?” Oczywiście, może. Istotnie, widziałem
wielu ludzi dotkniętych i zmienionych mocą Bożą, włączając osoby z zespołem Downa, paralityków,
schizofreników, psychotyków i upośledzonych umysłowo.
Od razu muszę jednak powiedzieć, że widziałem jeszcze większą liczbę takich ludzi, którzy nie
zostali uzdrowieni. Taki sam rodzaj modlitwy był oferowany tym, którzy byli uzdrowieni i tym, którzy
nie byli uzdrowieni. Nie było żadnego powodu wierzyć, że ci, którzy zostali uzdrowieni, byli bardziej
uświęceni i pobożni niż ci, którzy nie zostali uzdrowieni.
Jakie jest więc wytłumaczenie? Myślę, że wystarczające wyjaśnienie znajdujemy w 5 Księdze
Mojżeszowej 29,29: „To, co jest zakryte, należy do Pana, Boga naszego, a co jest jawne, do nas i do
naszych synów po wieczne czasy, abyśmy wypełniali wszystkie słowa tego zakonu.” Powód tego, że
Boże wybrane dzieci – nawet Jego najbardziej efektywni słudzy – nie są uzdrawiani, należy do
rzeczywistości „zakrytych rzeczy”, czyli takich, którymi Bóg nie chce podzielić się z nami w obecnym
czasie. Nauczyłem się uginać przed Jego suwerennością i mówić, jak mówił sam Jezus: „Zaprawdę,
Ojcze, bo tak się tobie upodobało” (Mt 11,26).
Nauczyłem się również z doświadczenia i obserwacji prawdy Bożego zapewnienia skierowanego
do Pawła: „Dość masz, gdy masz łaskę moją” (2 Kor 12,9). Kiedy te słowa zostały powiedziane,
Paweł znajdował się w sytuacji, w której mocno cierpiał, a z której Bóg go nie uwolnił. Zamiast tego
Bóg zapewnił łaskę, która umożliwiła mu triumfować w cierpieniu.
W takich przypadkach Boża łaska działa na jeden z dwóch sposobów. Może ona cudownie
uwolnić nas od cierpienia lub może pozostawić nas w tym cierpieniu, ale obrócić cierpienie w
zwycięstwo. To, w jaki sposób działa Boża łaska, zależy w każdym przypadku od suwerenności Jego
woli. Jednak którykolwiek sposób działania Bóg wybierze, Jego łaska jest zawsze wystarczająca. Ktoś
wyraził to w ten sposób: Boża wola nie umieści mnie w miejscu, w którym Boża łaska nie mogłaby
mnie utrzymać.
Błędem jest przypuszczenie, że chrześcijanie, którym cierpienia nie pozwalają wziąć ślubu,
nigdy nie osiągną poziomu szczęścia i radości, którymi cieszą się inni chrześcijanie. Może się to
wydawać dziwne, ale często bywa wręcz odwrotnie – wielu chrześcijan w jakiś sposób upośledzonych
osiągają większa miarę spokoju i zadowolenia niż ci uważani za „normalnych”. Prawda jest taka, że
prawdziwy pokój i spełnienie przychodzą tylko do tych, którzy nauczyli się ukorzyć przed suwerenną
Bożą wolą, bez względu na to czy oznacza to uzdrowienie, czy jego brak. Często ten rodzaj poddania
przychodzi szybciej do „upośledzonych” chrześcijan niż do tych, którzy cieszą się pełnym
umysłowym i fizycznym zdrowiem.
To samo dotyczy chrześcijan, którzy z powodu okoliczności w swojej rodzinie lub społeczności,
zdecydowali się nie pobierać. Często dowodzą, że są szczęśliwsi i bardziej owocni w służbie Bożej,
niż niektórzy chrześcijanie po ślubie.
Przejdziemy teraz z naturalnych do duchowych przyczyn celibatu. Nowy Testament stawia nas
naprzeciw dwóch różnych możliwości. Pierwsza jest wynikiem suwerennego, ponadnaturalnego
Bożego objawienia; druga jest osiągana z ludzkiej woli poprzez ofiarę samowyrzeczenia. Dobrym
przykładem celibatu objawionego nadnaturalnie jest apostoł Paweł. Oto jak opisuje powód swojego
stanu bezżeństwa: „A wolałbym, aby wszyscy ludzie byli tacy, jak ja [czyli w celibacie], lecz każdy
ma własny dar łaski od Boga, jeden taki, a drugi inny” (1 Kor 7,7). Dla Pawła celibat nie był ofiarą,
ale darem od Boga. On był szczęśliwy w tym stanie. Gdyby się ożenił, byłby nieszczęśliwy.
Greckie słowo, przetłumaczone tutaj jako „dar łaski” to charisma. Liczba mnoga to charismata.
Z tego słowa pochodzi współczesne słowo charyzmatyk.
Charisma jest jednym z wyróżniających się pojęć Nowego Testamentu i istotny element jego
wyjątkowego objawienia. Został on utworzony z korzenia słowa charis, z dodatkową końcówką ma.
Charis oznacza piękno, przychylność i łaskę; a szczególnie odnosi się do sposobu, w jaki Bóg dzieli
się z tymi, których zaakceptował jako swoje dzieci na podstawie wiary w Jezusa Chrystusa. Na łaskę
nigdy nie można zarobić. Łaska działa wyłącznie z wolnej, suwerennej decyzji samego Boga.
Dodanie końcówki ma zamienia ogólne znaczenie na konkretne. Charis to ogólnie „łaska” bez
względu na to, jaką przyjmuje formę, natomiast charisma to pojedyncza, specyficzna forma łaski,
dana indywidualnemu chrześcijaninowi do wykonywania Bożego suwerennego celu w swoim życiu.
Przez ostatnie dziesięciolecia ruch charyzmatyczny (jak jest nazywany) przyprowadził lud Boży
na całym świecie do nowej świadomości miejsca charyzmatu w życiu chrześcijanina. Jednym z
głównych wyników, jaki to przyniosło, było ponowne skonfrontowanie Kościoła z ponadnaturalnym
wymiarem chrześcijaństwa. Szczególna uwaga została położona na dziewięć charyzmatów, czy darów
duchowych, wymienionych w 1 Liście do Koryntian 12,8-10.
Wielu charyzmatykom wydaje się, że dostępne są tylko te charyzmaty. Jest to jednak dalekie od
prawdy. Wyliczyłem 22 szczególne manifestacje Bożej łaski wspomniane w Nowym Testamencie,
wszystkie nazwane charyzmatami. Jednym z nich, wymienionym przez Pawła w 1 Liście do Koryntian
7,7 jest celibat. Kiedy nauczałem o charyzmatach, czasami ostrzegałem chrześcijan, że jeśli proszą
Boga tylko o niektóre charyzmaty, bez wymieniania ich z nazwy, może się zdarzyć, że pobłogosławi
ich charyzmatem celibatu! Większość z nich nawet nie wie, że on również jest charyzmatem.
Ta prosta analiza słowa charisma pokazuje dwie ważne rzeczy dotyczące natury celibatu Pawła.
Po pierwsze i najważniejsze, był to suwerenny dar od Boga. Był on czymś, na co Paweł nie zarobił i
nie mógłby zarobić. Nie była to również decyzja, do której sam doszedł. Bóg w swojej niezbadanej
mądrości obdarował Pawła swoim darem. Paweł, ze swojej strony przyjął go i używał go w celu, w
którym Bóg mu go dał.
Po drugie celibat Pawła był na wyższym poziomie niż naturalny. Nie było to coś, co osiągnął
własnymi zabiegami. Nie był to też wynik wymagającego kursu ascezy. Oczywiście zachowanie daru
nietkniętym i używanie go w Bożym celu wymaga samodyscypliny. Jednak żadna ilość
samodyscypliny nie mogłaby wyprodukować tego daru. Przychodzi on tylko przez ponadnaturalne
Boże obdarowanie.
Ważne jest również zobaczyć, że bezżeństwo Pawła nie oddzieliło go od Ciała Chrystusa, czy
nawet od presji i wyzwań życia w tym świecie. On ciągle był pośród ludzi – zarówno ludu Bożego, jak
i ludzi z tego świata. Sam Paweł napisał o darach duchowych: „A w każdym różnie przejawia się
Duch ku wspólnemu pożytkowi” (1 Kor 12,7). To samo stosowało się także do jego daru celibatu. Nie
była to tylko wąska ścieżka do jego własnej duchowej doskonałości. Celem celibatu było wyposażenie
go w najbardziej efektywny sposób do budowania całego Ciała Chrystusa.
W 1 Liście do Koryntian 9,5-6 Paweł przeciwstawia służbę swoją i Barnaby oraz innych
apostołów: „Czy nie wolno nam zabierać z sobą żony chrześcijanki, jak czynią pozostali apostołowie i
bracia Pańscy, i Kefas? Czy tylko ja i Barnabasz nie mamy prawa nie pracować?” Na podstawie tego
fragmentu możemy powiedzieć, że Barnaba, podobnie jak Paweł, był nieżonaty. Jednak jasne jest, że
obaj byli wyjątkami pośród apostołów. Pozostali mieli żony, które zazwyczaj podróżowały z nimi w
podróżach, w których usługiwali.
Oczywiście była bezpośrednia zależność pomiędzy celibatem Pawła i szczególnymi presjami, a
wymaganiami służby wyznaczonej przez Boga. Było to kluczowe narzędzie do tego, co miał zrobić.
Jeśli Paweł ożeniłby się, nieuchronnie nastąpiłby jeden z dwóch rezultatów: albo jego małżeństwo
byłoby klęską, albo nie wykonałby zadania dla swojego życia.
Łatwo jest mi wierzyć, że John Wesley został obdarowany przez Boga podobnym darem, ale nie
dostrzegł go. Jego małżeństwo mogło być jedynym poważnym błędem w jego życiu. To raczej
utrudniło, zamiast pomóc, jego służbie i historia pokazuje, że nie dostarczyło mu osobistego szczęścia
czy spełnienia. Jednak ważne jest dla Bożych sług, aby potrafili dostrzec szczególny rodzaj powołania,
który potrzebuje mieć dar celibatu.
W Ewangelii Mateusza 19,12 Jezus wspomina drugi typ celibatu, który również ma miejsce w
życiu chrześcijańskim: „Albowiem są trzebieńcy (eunuchowie), którzy się takimi z żywota matki
urodzili, są też trzebieńcy (eunuchowie), którzy zostali wytrzebieni przez ludzi, są również trzebieńcy
(eunuchowie), którzy się wytrzebili sami (dosł. uczynili samych siebie eunuchami) dla Królestwa
Niebios.”
Jezus opisuje, że eunuchowie to ludzie, którzy nie są zdolni do normalnych związków
seksualnych. Mówi o trzech różnych drogach, w jakich może do tego dojść. Niektórzy takimi się
urodzili; niektórzy są takimi uczynieni przez ludzkie działanie (czyli przez kastrację); i niektórzy
doszli do tego stanu przez decyzję swojej własnej woli.
Ci ostatni robią to „dla Królestwa Niebios” – aby móc poświęcić się bez zastrzeżeń służbie w
Bożym Królestwie. Chociaż słowo eunuch jest normalnie ograniczone do mężczyzn, to jednak
właściwe będzie włączyć w tę kategorię zarówno mężczyzn jak i kobiety, którzy ze względu na Boga i
Jego Królestwo zrzekli się małżeństwa i oddali samych siebie do szczególnej formy służby
chrześcijańskiej w stanie celibatu. Oczywiście historia Kościoła przez wieki daje niezliczoną ilość
przykładów tego typu „eunuchów”.
Jednak ludzie w tej trzeciej kategorii nie zostali obdarzeni ponadnaturalnym charyzmatem
celibatu. Jest to wskazane przez Jezusa, który używa słów, że oni sami uczynili siebie eunuchami. Ich
stan jest wynikiem ich własnej decyzji, a nie wynikiem suwerennego działania Boga. Tacy ludzie, nie
tak jak Paweł, mogliby być szczęśliwi w małżeństwie. Dla nich celibat reprezentuje ofiarne
samowyrzeczenie, osiągnięte i utrzymywane przez siłę ich własnej woli.
W duchowej rzeczywistości celibat może więc przyjść w jeden z dwóch sposobów: jako
charyzmat suwerennie dany przez Boga lub jako decyzja ludzkiej woli. W obu przypadkach rezultaty
są połączone z wewnętrznym, zawiłym mechanizmem ludzkiej osobowości.
Różne formy motywacji i wyrażania, które stanowią osobę mogą być przyrównane do liczby
rzek, które wszystkie zasilają jedno jezioro. Jeśli jedna z rzek jest zatamowana, to odpowiednio więcej
wody będzie uwolnione z pozostałych. Jedna z głównych rzek ludzkiej osobowości jest normalnie
wyrażona w seksie małżeńskim. Jeśli jednak w życiu chrześcijanina zostaje zatamowana rzeka seksu,
to odpowiednio więcej duchowej, intelektualnej i emocjonalnej energii może zostać uwolnione do
innych form wyrazu – takich jak wstawiennictwo, nauka, twórczość artystyczna lub służba ubogim.
Trafnie zostało to podsumowane przez Selwyn Hughes w analizie miejsca seksu w życiu
chrześcijańskim:
Zrzeknięcie się seksu dla Boga łamie jego tyranię i moc. Alexis Carrel mówi, że ludzie,
którzy robią największe dzieła w świecie, mają silny popęd seksualny, ale zdegradowali
seks na końcowe pozycje listy rzeczy, dla których żyją. W małżeństwie popęd seksualny
musi być skierowany na prokreację i danie przyjemności dla swojego współmałżonka.
Poza małżeństwem popęd seksualny musi być oczyszczony i skierowany do twórczości
w Królestwie Bożym. Pamiętaj, że ludzie o silnym popędzie seksualnym mogą potężnie
usługiwać.
Czy jest jakaś szczególna grupa chrześcijan, którzy zawsze muszą zachowywać celibat? Czy jest
to wymagane np. od wszystkich powołanych do służby pastorskiej? Nowy Testament nic o tym nie
mówi. Zostało jedynie wskazane, że wśród apostołów tylko dwóch (czyli Paweł i Barnaba) miało ten
szczególny dar. (Można nawet zakwestionować, czy Barnaba powinien być wliczony.)
Na liście wymagań dla nadzorców (tradycyjnie tłumaczonych jako biskupi), Paweł mówi:
„Biskup zaś ma być … mężem jednej żony…, który by własnym domem dobrze zarządzał, dzieci
trzymał w posłuszeństwie i wszelkiej uczciwości” (1 Tym 3,2.4). Jest to dalekie od wymagania
celibatu, Paweł zakłada, że nadzorca (czy biskup) powinien być żonatym mężczyzną z rodziną.
Moje własne doświadczenie i dokonywane latami obserwacje zapewniają mnie, że jest to mądre i
praktyczne wymaganie. W doradzaniu niezamężnym kobietom i małżeństwom pastor często
potrzebuje szczególnego wejrzenia, które może dać mu żona ze swojej innej perspektywy. Potrzebuje
on również ochrony żony w sytuacjach, w których w innym przypadku mógłby być wystawiony na
seksualne pokusy. To niesprawiedliwe dla usługującego musieć spędzać wiele czasu z kobietami
zarówno doradzając im, jak i modląc się o nie. Wiele niepożądanych i pogmatwanych relacji może się
rozwinąć z takich sytuacji.
Niewątpliwie są to jedne z przyczyn, czemu judaizm wymaga, aby rabini byli żonatymi
mężczyznami. Pod tym względem pozycja żydowska jest bliższa Biblii niż tradycyjne chrześcijańskie
nauczanie, które wymaga celibatu u wszystkich duchownych.
Celibat oczywiście ma szczególne miejsce w Bożym zaopatrzeniu dla Jego usługujących. Może
przyjść zarówno jako suwerenne charyzmatyczne obdarowanie od Boga lub przez decyzję podjętą w
modlitwie w życiu indywidualnego chrześcijanina. Nie jest to jednak standardowym wymaganiem dla
wszystkich Bożych usługujących w jakiejkolwiek szczególnej dziedzinie.
5
Cytowane z „Every Day With Jesus” na piątek, 27 lutego 1984.
Jeśli chodzi o wybór pomiędzy małżeństwem a celibatem, każda osoba powołana do
jakiejkolwiek służby, potrzebuje odkryć w tej dziedzinie Boża wolę.
Historia Ruth
12.
„Spotkajmy się w Hotelu Króla Dawida”
Moja ręka zadrżała. Moje serce podskakiwało, gdy stałam przy mojej skrzynce pocztowej w
Jerozolimie. Otwarłam telegram. „Spotkajmy się w hotelu Króla Dawida o 9.00 20. września. Prince.”
Wypuściłam powietrze i przeczytałam telegram ponownie. Derek Prince naprawdę przyjeżdżał
do Jerozolimy na święto Yom Kippur (Dzień Pojednania – najświętszy dzień w żydowskim
kalendarzu) i chciał się ze mną zobaczyć!
Szybko wróciłam do swojego pokoju w pobliskim hospicjum i padłam na kolana obok wąskiego
łóżka, otworzyłam Biblię obok telegramu. „Panie, czy oznacza to właśnie to, co myślę, że oznacza?”
Modliłam się. „Uspokój bicie mojego serca. Pomóż mi usłyszeć Twój głos, czekać na Twoje
kierownictwo.”
Gdy czekałam przed Nim, zaczął przychodzić pokój – ciche zapewnienie, że Bóg wprowadzał
mnie w plan, do którego mnie przygotowywał.
Ciągle dręczyło mnie inne pytanie: Jak Derek Prince, którego uważałam za męża Bożego,
mógłby zwrócić się do mnie – rozwódki? Co jeśli wyobrażałam sobie rzeczy i to wcale nie Pan mówił
do mnie przez te wszystkie ostatnie miesiące? Co jeśli zostałam zwiedziona? Co jeśli pozwoliłam
swojej nadziei wzrosnąć, uwolnić moje emocje i być później ponownie zranioną? Czy odważę się mu
zaufać? Albo jakiemukolwiek mężczyźnie?
Bardzo żywo pamiętam pewną noc z 1965 roku. Rzucałam się i przewracałam na swoim łóżku
ciągle płacząc. Moje nadzieje i sny o „szczęśliwym życiu od tej pory” rozpadały się przed moimi
oczyma. Moje serce było rozdarte, moje emocje pogmatwane. Tej nocy chciałam mieć nadzieję, że
mogę zbudować nowe życie, znaleźć satysfakcję i spełnienie. Jednak strach wzrastał we mnie – strach,
że już nigdy nie będę kochana i nie będę mogła kochać, a reszta mojego życia będzie spędzona w
samotności lub co gorsza w kolejnym rozbitym małżeństwie.
Byłam, jak mówi Biblia „małżonką porzuconą i strapioną na duchu – żoną poślubioną w
młodości i odrzuconą” (Iz 54,6 – tłum. z języka angielskiego). W wieku 21 lat poślubiłam Żyda i
przyjęłam jego religię, odwracając się od mojego dziedzictwa i kultury. Oddałam siebie bez
jakichkolwiek zastrzeżeń relacji, która według mnie miała trwać przez całe życie. Następnie po
trzynastu latach wszystko się skończyło. Nie zadowalałam go już więcej i nie chciał mnie. Znalazł
inną kobietę. Nasze małżeństwo się skończyło.
W końcu mój szloch ustąpił i zasnęłam. O świcie zaczęłam realizować decyzję, która jakoś
została podjęta podczas mojego snu. Pozostanę sama. Już nigdy nie pozwolę być narażoną na emocje i
działania innej osoby. Zachowam powierzchowne relacje i nie pozwolę nikomu zbliżyć się na tyle,
aby zranić mnie ponownie.
Było to w roku 1965. Teraz był 1977 i musiałam zdecydować, czy odważę się zaryzykować
kolejny intymny związek? Ponieważ byłam kobietą, musiałam czekać na ruch mężczyzny, zanim
przekonam się, że w ogóle jest taka możliwość. Ten telegram był pewnym znakiem, że Derek Prince
wykonał taki ruch.
Mogłabym uniknąć ryzyka. Nie musiałam odpowiadać. Jedynym adresem, jaki miał, była moja
skrzynka pocztowa. Jeśli nie spotkałabym się z nim w hotelu Króla Dawida, byłby to koniec całej
historii. Ale czy to podobałoby się Bogu? Czy ośmieliłabym się być nieposłuszna wewnętrznemu
głosowi, który mówił: Właśnie z tego powodu przywiodłem cię do Jerozolimy. Właśnie na to
przygotowywałem cię przez całe twoje życie.
Cicho czekałam, aż przyjdzie pełen pokój. Wiedziałam, że mogę ufać swojemu Bogu, który
objawił mi się przez Jezusa, Mesjasza. Powiedziałam więc: „Panie, niech wykona się Twoja wola w
tej sprawie. Nie wiem, co jest przede mną, ale Ty wiesz, więc ufam Tobie.”
Nigdy w ten sposób nie podejmowałam decyzji. Urodzona w dużej rodzinie podczas kryzysu,
będąc obdarzona inteligentnym umysłem i silnym ciałem, nauczyłam się szybko myśleć na swoją
korzyść, brać inicjatywę, polegać na swoich własnych możliwościach. Wielokrotnie zawodziłam,
upadając w swoich własnych oczekiwaniach. Moja odpowiedź była zawsze taka sama: Zdecyduj,
więcej się ucz, ciężej pracuj, zrób to lepiej następnym razem. Czasami byłam prawie przytłoczona
przez emocjonalne bitwy, których nie mogłam przezwyciężyć siłą woli czy samodyscypliną. Ale
nigdy nie przyszło mi do głowy, aby poprosić Jezusa o pomoc.
Kościołowi Luterańskiemu w Michigan, gdzie się wychowałam, jakoś nie udało się wszczepić
we mnie idei osobistej relacji z Bogiem. Było wiele działań – szkółka niedzielna, kolacje kościelne,
klasy konfirmacyjne, grupy młodzieżowe. Ale nigdy nie rozumiałam zmartwychwstania i często
gubiłam się myśląc, że Jezus i Marcin Luter posiadali w przybliżeniu ten sam status. Dużo później
dowiedziałam się, że mój młodszy brat jako chłopiec spotkał Jezusa w tym kościele, więc
prawdopodobnie z własnej winy nie pojęłam tego, co było tam nauczane. W każdym razie odeszłam
tak szybko, jak to było możliwe, stwierdzając, że religia nie ma mi nic do zaoferowania.
Kilka lat później służąc jako sierżant w Amerykańskich Marines, spotkałam pewnego Żyda i
wyszłam za niego. O dziwo, gdy studiowałam, aby zmienić swoją religię, odkryłam Boga, którego
nigdy nie znałam w kościele Luterańskim – nie w osobisty sposób, ale otrzymałam zapewnienie, że
jest Bóg, który troszczy się o wszechświat, i który z własnych powodów położył swoją rękę na
narodzie żydowskim. Było to we wczesnych latach pięćdziesiątych, zaraz po Holokauście. Zmagałam
się wtedy ze zrozumieniem szczególnego powołania nad narodem żydowskim – pozornie kochanego
przez Boga, ale cierpiącego jak żaden inny lud na ziemi.
Rabbi powiedział mi: „Czy jesteś pewna, że chcesz przejść przez to wszystko, co nastąpi po
zmianie religii? Niełatwo jest być Żydem? Nikt cię nie rozumie, możesz skończyć w komorze
gazowej. Wyszłaś już za swojego męża. Nikt nie będzie miał nic przeciw tobie, jeśli nie dokończysz
przemiany. Bądź naprawdę pewna!”
Moja odpowiedź była prosta: znalazłam więcej w Judaizmie niż jak wierzyłam, mogłabym
znaleźć w religii. Przybrałam więc imię Ruth, „córka Abrahama” i stałam się postrzegana jako
konserwatywna Żydówka. Nauczyłam się na pamięć hebrajskich modlitw sabatowych i świątecznych.
Nauczyłam się gotować szczególne posiłki, przygotowywać dom na święta. W rytuałach było
bezpieczeństwo i miara pokoju, a jeszcze więcej w relacjach w bliskiej żydowskiej społeczności.
Mieliśmy czworo żydowskich dzieci przez adopcję, ponieważ nie mogłam mieć dzieci. Jedno z
nich, córka, została pogrzebana na żydowskim cmentarzu w Portland w stanie Oregon. Pewnego ranka
znalazłam ją martwą w jej łóżku, w „żłóbku śmierci”. Jakoś nowa wiara przeprowadziła mnie przez
szok i żal.
Wielokrotnie się przeprowadzaliśmy podczas naszego małżeństwa, zawsze z powodu kariery
męża. Nasza kotwica, utrzymująca nas zarówno w lokalnych synagogach jak i innych żydowskich
rodzinach w mieście, była zbyt krótka. Wyglądało na to, że reprezentujemy typową żydowską rodzinę,
mającą powodzenie, aktywną politycznie i w lokalnej społeczności, zajętą socjalnym życiem.
Zagorzale dążyłam do żydowskiej edukacji dzieci. Często woziłam je wiele mil do szkoły i
próbowałam osłonić je od presji przeważającego chrześcijańskiego społeczeństwa.
Wtedy pewnego dnia mój mąż wrócił z wyjazdu służbowego. Rozpakował się i zostawił papiery
ze swojego portfela na komodzie. Mój wzrok został przyciągnięty przez paragon motelowy: Pan i
Pani Baker. Podniosłam go zszokowana. Nie było jednak błędu. Rzeczy zaczęły układać się w
logiczną całość: wyjazdy „służbowe” przedłużone na weekendy, małe zainteresowanie dziećmi,
krytycyzm względem mnie, ocenianie mnie według nieznanych standardów. Mój mąż znalazł inną
kobietę.
Kiedy doszłam do siebie po tym szoku, poszłam do zaufanej przyjaciółki (kilka lat starszej ode
mnie) po radę. Jej rada była bezbłędna: nic nie mów, uczesz się, kup nową bieliznę, ugotuj ulubione
jedzenie i zdobądź go z powrotem.
Przez kilka miesięcy udawałam, że nic nie wiem, witałam go z otwartymi ramionami za każdym
razem, gdy wracał do domu, zabiegałam o jego względy. Podobało mu się to, ale mimo to
kontynuował również drugą relację. W tym czasie dowiedziałam się, kim była ta kobieta. Perspektywa
przeprowadzenia się do innego miasta dała mi nadzieję, dopóki przypadkowo nie dowiedziałam się, że
ona również się przeprowadziła. Następnie powiedział mi, jak bardzo dzieci ją pokochały. To było za
dużo – kiedy zabierał dzieci na wycieczki beze mnie, zabierał również i ją! Poszłam do prawnika.
Kolejne trzy lata były udręką. Nasze całe życie rozpadło się. Przystając na jego prośbę, aby nie
rozwodzić się na podstawie cudzołóstwa ze względu na jego karierę, zgodziłam się na legalną
separację, by rozwieźć się w rutynowy sposób. Podzieliliśmy majątek, a dzieci i ja przenieśliśmy się
do starszego, mniejszego domu, jednak ciągle sąsiedztwie. Nadal studiowałam i chciałam ukończyć
swój college.
Nasze ustalenia były polubowne, a ja nie wiedziałam, że kiedy przeniesie się poza stan (poza
jurysdykcję sądu), będzie mógł przestać płacić alimenty i inne opłaty na dzieci.
Wyglądało, jakbym straciła wszystko z wyjątkiem swoich dzieci. Nie miałam męża, nie miałam
pieniędzy, nie miałam nadziei – a teraz muszę stoczyć prawną bitwę. Więc podjęłam decyzje,
ubiegałam się o pożyczkę z college’u, przezwyciężyłam swoją dumę i znalazłam niepełnoetatową
pracę sprzedając kosmetyki od domu do domu. Moim celem była pensja, którą mogłam zarobić, kiedy
skończę swoją szkołę.
Moje dzieci cierpiały jeszcze mocniej. Pozbawione ojca, miały teraz matkę, która ciągle była
zbyt zmęczona lub zbyt zajęta. Wielokrotnie nocami patrzyłam na nie, jak leżą w łóżkach i wewnątrz
wołałam: „Dlaczego, Boże? Dlaczego?” One były tak piękne. Wzięliśmy je do domu z wielką
nadzieją. Teraz jednak nie mogłam być dla nich zarówno matką i ojcem. Nawet nie mogłam być dla
nich tak dobrą matką, jaką chciałam być. Działałam więc w ten sposób dalej dzień po dniu, robiąc
wszystko, co mogłam najlepszego w swoich okolicznościach.
Nagle uderzyła w nas prawdziwa katastrofa: zachorowałam. Rozwód dopiero co się zakończył,
alimenty znów były płacone, prawie ukończyłam studia, więc myślałam, że będę mogła trochę
odpocząć – a teraz to! Operacja była wynikiem skręcenia kostki, później okropny atak grypy. Moja
sytuacja wyglądała na beznadziejną.
Pewnego popołudnia położyłam się na łóżku i wołałam do Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba:
„Gdzie jesteś, Boże? Czy nie troszczysz się o mnie? Nie mogę zatroszczyć się sama o siebie i swoje
dzieci. Już nie mogę. Pomóż mi!”
Nagle cała atmosfera w moim pokoju stała się jakby naelektryzowana. Była tutaj Obecność,
potężna, pocieszająca, pełna pokoju. Jezus uzdrowił mnie. Wiedziałam, że to był Jezus. Jako Żydówka
nawet nie wierzyłam w Jezusa – ale On i tak mnie uzdrowił! Później Obecność odeszła. Mój pokój
ponownie stał się normalny. Leżałam tam jeszcze oszołomiona przez kilka minut, następnie wstałam,
aby sprawdzić swoją siłę. Kiedy dzieci wróciły ze szkoły, byłam w kuchni robiąc ciasteczka.
Cudownie było znów czuć się dobrze. Z powrotem „zanurkowałam” w swoje codzienne
działania i szybko stałam się zajęta przez prawie 18 godzin dziennie. Nie chciałam zatrzymać się na
wystarczająco długo, aby myśleć. Wnioski z objawienia się Jezusa były zbyt duże, abym mogła stawić
im czoła.
Widziałam siebie jako nowoczesną Ruth, całkowicie oddaną Bogu Izraela i ludowi Izraela. Teraz
uwierzyłam w Jezusa. Co mogłabym zrobić? Moje doświadczenie było najbardziej nadzwyczajne, o
jakim kiedykolwiek słyszałam. Myślałam, że byłam pierwszym Żydem, który kiedykolwiek uwierzył
w Jezusa jako Mesjasza. Nie miałam pojęcia, że pojedynczy Żydzi na całym świecie również spotkali
się z powstałym z martwych Mesjaszem.
Wiedziałam tylko, że Jezus mnie uzdrowił i że w Niego uwierzyłam. Ale nie mogłam o tym
mówić. Moi żydowscy przyjaciele byliby urażeni, jeśli wspomniałabym imię Jezusa. Zdecydowałam
się nie czytać Nowego Testamentu, który dostałam od nowego przyjaciela, chrześcijanina, któremu
opowiedziałam swoją historię. Bałam się szukać czegokolwiek więcej z powodu mojej lojalności
względem judaizmu i narodu żydowskiego.
Przez dwa lata uciekałam od Boga, nie okazałam wdzięczności Temu, który mnie uzdrowił,
zatwardziłam swoje serce i nie myślałam o duchowych rzeczach. Całą swoją energię skierowałam na
wychowanie swoich dzieci, rozwijanie kariery, realizowanie działań społeczności i zachowanie
swojego społecznego życia. Dążyłam do tego, aby mój umysł był zajęty przez cały czas, dniem i nocą.
Wszystko szło dobrze aż do 1970 roku. Wtedy właśnie po raz kolejny miałam problemy ze
zdrowiem. Została zaplanowana operacja woreczka żółciowego. Ból był straszliwy. Zaczęłam się bać.
Przypomniałam sobie długą chorobę dwa lata wcześniej i ulgę, kiedy Jezus mnie uzdrowił i dzięki
temu mogłam wrócić do produktywnego życia. Nie mogłam zobaczyć żadnej podstawy, na której
mogłabym teraz oczekiwać ponownego cudu. Nie dałam Jezusowi nawet tyle szacunku, co swojemu
doktorowi, czy nawet nie zrobiłam żadnego wysiłku, aby dowiedzieć się, co On nauczał o życiu w
zdrowiu. Jak niewiele wiedziałam o miłosierdziu i Bożym współczuciu!
Dzień przed operacją przeczytałam książkę Dona Bashama Face Up with a Miracle, daną mi
przez mojego przyjaciela chrześcijanina. Po raz pierwszy zobaczyłam swoją potrzebę Zbawiciela – nie
tylko uzdrowienia, po którym mogłam dalej żyć po swojemu, ale oczyszczenia z grzechu i otrzymania
nowego życia kierowanego przez Boga. W szczególności zobaczyłam potrzebę mocy Ducha Świętego
w życiu – ponieważ w tej chwili zobaczyłam, że nie mogę pokonać wszystkich przeszkód samą siłą
woli i ciężką pracą. Moje rozbite bólem ciało powiedziało mi, że muszę dokonać radykalnej zmiany
swojego sposobu życia.
W szpitalu skłoniłam swoją głowę, zamknęłam oczy. Jezus powiedział: „Tego, który do mnie
przychodzi, nie wyrzucę precz” (J 6,37). Prosto w pokorze przyszłam do Niego. Powiedziałam:
„Przebacz mi grzechy przeciw Tobie, chodzenie własnymi drogami. Wejdź do mojego serca.” A On to
zrobił. To nie było skomplikowane ani emocjonalne, gdy werbalnie zgodziłam się z Jezusem i
potrząsnęliśmy rękoma na zapieczętowanie tego.
Następnie powiedziałam Jezusowi: „Jeśli chrzest w Duchu Świętym jest od Ciebie i chcesz,
abym to miała, ja też tego chcę.” Mój nowy Mistrz wziął mnie za słowo i obce sylaby zaczęły płynąć z
moich ust. Szeptem, aby nie być słyszaną, zaczęłam się modlić w nowym języku, którego nigdy się
nie uczyłam, języku danym mi z nieba. Było to jak szemrzący strumień. Długo w nocy leżałam
szepcząc sylaby, które we mnie wzbierały i ze mnie wypływały. Wyglądało to, jakby przepływały one
przeze mnie jak strumyk płynie po kamieniach: każdy dźwięk, każda sylaba czyniły mnie coraz
czystszą.
Następnego dnia poddałam się operacji. Trzy tygodnie później wróciłam do pracy. Uzdrowienie
było szybkie; mój powrót do zdrowia dziwił mnie. Tymczasem zaczęłam czytać Biblię z głodem,
jakbym nigdy niczego nie wiedziała. Po bezemocjonalnym początku, zakochałam się w Jezusie. Nic
mnie nie zaspokajało, jedynie Jego Słowo i modlitwa w moim nowym języku.
Miałam teraz inny problem. Zmagałam się z konfliktem pomiędzy wymaganiami mojej pracy w
świeckiej organizacji i moją nową miłością, która każdego dnia coraz bardziej wzrastała.
Pewnej nocy, cztery miesiące później, Jezus wziął mnie krok dalej. Pokazał mi jasno, że muszę
Mu się poddać całkowicie. Było to dla mnie zmaganiem, ponieważ moja wola była dobrze rozwinięta i
silna. Ostatecznie przyznałam, że moje życie nie było olbrzymim sukcesem. Ukończyłam college z
wyróżnieniem jednocześnie wychowując dzieci i pracując na niepełny etat. Perspektywa mojej kariery
była wspaniała. Jednak moje zdrowie zawiodło mnie dwa razy w ciągu dwóch lat. Zauważyłam też, że
coraz gorzej daję sobie radę ze swoim nastoletnim synem. Potrzebowałam wewnętrznego pokoju,
który znalazłam w Jezusie. Uważałam, że nie ma żadnej alternatywy.
Mimo że mój umysł ciągle mi mówił: „Co jeśli? Co jeśli?”, poddałam się aktem swojej woli. W
swojej sypialni 21 lutego 1971 roku powiedziałam Panu: „Mam 40 lat, jestem silna, jestem zmęczona,
mam rozbite małżeństwo, mam dzieci, które mają problemy – nie wiem, co przeze mnie możesz
zrobić. Jednak w czymkolwiek chcesz mnie użyć, jestem Twoja, oddaję Ci siebie.” A On mnie przyjął.
Dwie noce później podczas modlitwy Bóg mi odpowiedział. Prawie wypadłam z łóżka. Nikt mi
wcześniej nie mówił, że Bóg w obecnych czasach mówi do ludzi. Po raz kolejny myślałam, że jestem
pierwszą osobą, której się to kiedykolwiek przydarzyło. Wzbudziło te we mnie wiele szacunku.
Dziwiłam się, dlaczego byłam wybrana na takie doświadczenie. Przez 20 minut zadawałam pytania o
swoim życiu, a On odpowiadał mi. On z kolei wymagał ode mnie pewnych konkretnych zmian w
moim życiu. Powiedział mi, że oczekuje posłuszeństwa i zasygnalizował, że będzie mnie prowadził
tak długo, jak będę Mu wiernie posłuszna, bez względu na to, czy będę rozumiała Jego wolę czy nie.
Rozmowa trwała dopóty, dopóki nie zapytałam się jeszcze o coś innego. Nie upomniał mnie, po
prostu nie odpowiedział. Szybko nauczyłam się tej lekcji: Nie bądź ciekawska!
Nowe życie, które podjęłam następnego dnia, zadziwiło mnie. Wątpliwości i obawy znikły.
Mogłam dokonać każdej zmiany, o którą Bóg mnie poprosił w całkowitej pewności, że On stanie za
mną. Przez te wszystkie lata, które spędziłam sama, stałam się osobą bardzo niezależną. Teraz, w
ciągu jednej nocy, nauczyłam się nowej zależności od Ducha Świętego. Wiedziałam, że nie mogę być
posłuszna Panu, dopóki nie usłyszę Jego głosu; święta bojaźń i strach sprawiał, że ciągle szukałam Go,
żeby nie zawieść przez brak uwagi. Dopiero później zauważyłam, że otrzymałam dar Ducha Świętego
– dar wiary. Z tym darem mogłam wyjść z pozycji, w której byłam i czekać, aby Bóg umieścił mnie w
miejscu, w którym On chciał.
Przez kolejne miesiące, każdy dzień był przygodą, gdy uczyłam się słuchać Bożego głosu i
działać w posłuszeństwie. On nauczył mnie elastyczności, aby zmienić kierunek w odpowiedzi na
Ducha Świętego. On dał mi swoją miłość, płynącą we mnie i przeze mnie na innych.
Moja nowa praca jako administrator do spraw tworzenia nowych miejsc pracy w stanie
Maryland, wymagała częstych wyjazdów, a mój samochód stał się poruszającą się świątynią. Do tej
pory, kiedy wchodzę do samochodu, moim pierwszym pragnieniem jest śpiew. Pan dał mi głos do
uwielbiania Go i wypełnił moje serce pieśnią. Śpiewałam w Duchu i śpiewałam ze zrozumieniem.
Modliłam się w Duchu, ale też modliłam się ze zrozumieniem.
Moja relacja z Jezusem była bardziej rzeczywista niż moje ziemskie relacje. Codziennie Go
szukałam, a On nigdy nie kazał mi na siebie czekać. Radość jedności z Nim była większa niż
jakakolwiek ziemska emocja, tak że nawet nie potrafię tego opisać. Przypuszczam, że mógłbyś
powiedzieć, że był to czas zalecania się do mojego niebiańskiego Oblubieńca, przedsmak
prawdziwego miesiąca miodowego, który zacznie się od uczty weselnej Baranka.
Gdy relacja stawała się coraz głębsza i uczyłam się rozpoznawać Jego głos coraz bardziej,
odpowiadając natychmiast na Jego wskazówki, Jezus poprowadził mnie do modlitwy wstawienniczej.
Zaczęłam mówić Mu bardzo naturalnie o ludziach i sytuacjach, które martwiły mnie, a On pokazywał
mi, jak się modlić. Z początku byłam zaskoczona jasnymi odpowiedziami na modlitwę; następnie
zdałam sobie sprawę, że sprawia Mu przyjemność odpowiadanie na modlitwy osoby, która spełnia
Jego warunki.
Kiedy rozkoszowałam się Panem, jak wspomina autor Psalmu 37,4, On wypełniał mnie coraz
bardziej i bardziej sobą. Zaspokajał również moje potrzeby przez ludzi: dał mi dojrzałe chrześcijańskie
pary jako przyjaciół; inne niezamężne kobiety, z którymi mogłam się modlić; młodych mężczyzn jako
przyjaciół, aby zapewnić męski punkt widzenia bez emocjonalnego zaangażowania czy
kompromisów; pastora z prawdziwie pasterskim sercem; namaszczonych nauczycieli (jednym z nich
był Derek Prince) przez książki, kasety i konferencje. Moje życie było wypełnione.
Później w 1974 roku podczas mojego pierwszego pobytu w Jerozolimie, Bóg powołał mnie do
Izraela. Brzemię Izraela przyszło podczas pierwszego czytania Biblii, kiedy czytałam Księgę Izajasza i
Jeremiasza. W tym momencie zrozumiałam narodzenie się państwa Izrael, i zaczęłam modlić się
każdego dnia do Boga o odbudowanie Jeruzalemu i uczynienie go sławnym na ziemi (Iz 62,6-7).
Wojna Yom Kippur w 1973 roku rozdarła moje serce. Chciałam zrobić coś więcej niż tylko się
modlić, chciałam pomóc.
Ciągle jednak byłam nieprzygotowana, gdy Bóg wyraźnie do mnie przemówił, abym zostawiła
za sobą wszystko i przeniosła się do Izraela. Pamiętając noc w 1971 roku, kiedy Mu się poddałam,
wiedziałam, że On będzie mną kierował tak długo, jak będę posłuszna temu, co rozumiem. Myślałam,
że znam Jego głos. Ciągle jednak to było ryzykiem. Było to tak dalekie od tego, o czym kiedykolwiek
myślałam, że będę robić. Po raz kolejny mój umysł zapytał: „Co jeśli…? Co jeśli…?”
Ale Bóg nie powiedział nic więcej. To była decyzja, którą musiałam podjąć. Ostatecznie
powiedziałam: „Tak, Panie. Jeśli Ty tego chcesz, to również i ja tego chcę.” Wróciłam do domu,
szukałam potwierdzenia u swojego pastora i następnie zaczęłam działać w posłuszeństwie.
Dotąd był to największy test mojej wiary. Nie wszystkie przygotowania szły gładko. Mój były
mąż, który powtórnie się ożenił i miał nową rodzinę, dowiedział się o mojej nowej wierze w Mesjasza.
Położył każdą przeszkodę, jaką tylko mógł, na mojej drodze, kiedy poprosiłam o zgodę na zabranie
naszej najmłodszej córki Eriki ze sobą do Izraela. Kiedy czas wyjazdu opóźniał się, wróg zaczął
szeptać: „Czy Bóg naprawdę powiedział…?” Musiałam rozróżnić pomiędzy naturalnymi problemami,
opozycją szatana a Bożym testem mojej postawy.
Nauczyłam się patrzeć na Jezusa w nowych wymiarach. Oddałam swój dobytek, zrezygnowałam
z pracy, wyprowadziłam się z domu. Gdy opóźnienie przeciągnęło się do 6 miesięcy, szukałam w
Słowie odnowienia prawdy. Odpowiedź przyszła przez wiele wersetów: Ufaj Mi.
Kiedy Bóg przez test osiągnął to, co zamierzył, zabrał mnie do Jerozolimy. Był to chwalebny
powrót do domu. Nie tylko wprowadził mnie i Erikę do ziemi moich adoptowanych rodziców, ale
również potwierdził swoją wierność. Miałam 44 lata, byłam silna, zdrowa i napełniona radością. Jezus
tak wiele dla mnie zrobił w ciągu czterech lat. Teraz przyprowadził mnie do Jego miasta – miasta
Wielkiego Króla! Jak mogłam chcieć czegoś więcej? Prawdziwie rozkoszowałam się Nim.
Dwa i pół roku później leżałam w swoim domu w Jerozolimie unieruchomiona przez pęknięty
dysk w swoich plecach, którego nie można było wyleczyć. Mój kręgosłup, krzywy od dzieciństwa, już
dłużej nie zdołał nosić mojego ciała. Mijały miesiące ciągłego bólu bez ani chwili ulgi. Opuszczałam
swoje łóżko na godzinę, dwie dziennie, ale nie było żadnego dowodu poprawy.
Pewnego popołudnia kartkowałam swój notatnik, w którym zapisywałam swoje rozmowy z
Panem. Znalazłam wpis z 4 listopada 1976 roku, w którym zastanawiałam się, jak mogę bardziej
podobać się i służyć Panu i po raz kolejny oddałam Mu siebie. Na papierze napisałam kontrakt
uznający to, co On zrobił dla mnie przez krew Jezusa i jak daleko zaprowadził mnie od tego dnia w
1971 roku, kiedy całkowicie Mu się poddałam. Ze swojej strony stwierdziłam, że oddałam Mu się
całkowicie; a resztę papieru pozostawiłam pustą, aby On wypełnił ją swoimi warunkami. Podpisałam
ją na górze strony.
Teraz leżałam na łóżku. To był „warunek”, którego nie przewidziałam. Myślałam, że po tym, jak
mnie zbawił, będzie mnie utrzymywał w zdrowiu dla Jego służby. Teraz bezradnie leżałam w ciągłym
bólu.
Z drugiej pozytywnej strony, moja relacja z Nim była pełna chwały. Od wczesnego ranka do
późnego wieczora pozostawałam w obecności Jezusa. Leżąc w swoim łóżku mogłam trzymać Biblię
tylko tak długo, aby czytać krótkie fragmenty. Przez te miesiące używałam kaset z nagraną Biblią.
Uzdrowienie, którego pragnęłam, nie przychodziło, ale wewnętrzna rozmowa z nim i słodkość Jego
obecności pozostały niezłamane.
Następnie pewnego dnia do moich drzwi zapukał Derek Prince. Był w Jerozolimie, usłyszał o
mnie i przyszedł zaoferować mi swoją modlitwę o uzdrowienie moich pleców. Byłam zszokowana.
Chociaż byłam bezpieczna w miłości Jezusa, ciężko było uwierzyć, że On mógł przysłać człowieka o
takiej pozycji do mojego domu, aby się o mnie modlił.
Na szczęście nie byłam onieśmielona Derekiem. Przez 20 lat angażowania się w amerykańskiej
polityce, w kręgu moich znajomości znaleźli się senatorzy, kongresmeni i gubernatorzy. Jak większość
mojego pokolenia miałam ogromny respekt dla ludzi będących w pozycji autorytetu, ale w tym samym
czasie mogłam czuć się odprężona i naturalnie zachowywać się względem nich.
Zaprosiłam jego i młodego mężczyznę, który razem z nim przyjechał. Rozmawialiśmy, najpierw
o mojej chorobie, później o Jerozolimie. Spojrzałam na Dereka z prawdziwym zmartwieniem i
współczuciem. Wyglądał znacznie starzej niż na swoje 62 lata. Jego ramię było w gipsie, złamane
przy upadku. Jego żona zmarła dwa lata wcześniej, a ja ciągle mogłam zobaczyć żal i samotność na
jego twarzy. Ciężko było mi uwierzyć, że był to ten silny, pełen życia mężczyzna, którego kilka lat
wcześniej słyszałam tak potężnie nauczającego.
Zaoferował swoją modlitwę o mnie. Wiedziałam, że miał szczególną służbę „wydłużania nóg”,
ponieważ stało się to ze mną na dużym spotkaniu w 1971 roku. W tamtym czasie Derek nie rozumiał
jeszcze w pełni daru wiary, który dał mu Bóg, ale teraz wyjaśnił mi, że poprzez dziękowanie Bogu za
dotknięcie mnie mam „trzymać włączoną wtyczkę” do Bożej, działającej cuda mocy.
Kiedy Derek podniósł moje stopy, powiedział: „One są doskonale równe! Czy ktoś już się o nie
modlił?”
„Tak”, odpowiedziałam, „Ty w 1971 roku”.
Zaśmiał się. „Zrobiłem dobrą robotę!” Stanął obok mnie, położył swoje ręce na moje ramiona.
Wtedy ku memu zaskoczeniu, zaczął prorokować. Słowo było zachętą od Boga, mówiącą mi, że
jestem drzewem przez Niego zasadzonym i nic mnie nie wyrwie. Najbardziej zadziwiło mnie to, że
Bóg dał mi prawie dokładnie to samo słowo prywatnie niecały tydzień wcześniej, a ja zapisałam je w
swoim notatniku.
W drzwiach Derek odwrócił się jeszcze i powiedział: „Bądź cały czas podłączona! Cały czas
dziękuj Bogu.” Później dodał: „Módl się o mnie. Jadę do Monachium w Zachodnich Niemczech w
następnym tygodniu. Nie jest to łatwe miejsce do nauczania.” Następnie wyszedł.
Położyłam się z powrotem do łóżka i leżałam tam dziękując Bogu. Ciągle byłam przytłoczona
tym, że Bóg przysłał właśnie jego. Ceniłam sobie życzliwość i wrażliwość Dereka na Ducha Świętego.
Ponad wszystko doceniłam znak od Pana, że On wysłuchał moich modlitw i chce mnie uzdrowić.
Nie stało się nic dramatycznego. Kiedy ból stawał się bardzo przenikliwy, wołałam: „Dziękuję
Ci, Jezu, że twoja czyniąca cuda moc działa w moim ciele.” Jednak cały czas miałam niewiele sił.
Mogłam wykąpać się i ubrać, ale niewiele więcej. Wykonywałam ćwiczenia zalecane przez
fizjoterapeutę. Od czasu do czasu pływałam w publicznym basenie, moja słabość była wzmacniania
przez wodę.
Moja córka, wtedy siedemnastoletnia, przygotowywała się do powrotu do Stanów
Zjednoczonych, aby pójść do college’u, niechętnie opuszczając mnie w inwalidztwie. Ostatecznie
zgodziłam się towarzyszyć jej do Stanów Zjednoczonych i zaplanowałam to tak, aby wrócić do
Jerozolimy na dzień przed Rosh Hashana (żydowski Nowy Rok). Linie lotnicze zapewniły wjazd
wózkiem inwalidzkim i łaskawie przydzieliły mi cztery miejsca, abym mogła przez całą drogę leżeć.
Tydzień przed odlotem do Stanów Zjednoczonych otrzymałam niespodziankę – list napisany
własnoręcznie przez Dereka Prince’a, w którym wspomniał o grupie w Kansas City, która jest bardzo
zainteresowana Izraelem. Zaprosił mnie, abym odwiedziła ich, jeśli będę kiedyś w Stanach. Jakiż to
typ człowieka, pomyślałam. Zobaczył moją potrzebę odpoczynku i powrotu do zdrowia. Nie miałam
wątpliwości, że nie miał na myśli nic więcej. Nigdy nie pomyślałam o nim jako o mężczyźnie do
wzięcia. Jeśli tak by było, prawdopodobnie bym zareagowała zupełnie inaczej.
Nie chciałam wychodzić za kogokolwiek. Moja relacja z Jezusem była całkowicie
satysfakcjonująca. Żyłam, aby Mu się podobać. Przez te miesiące braku aktywności, odkryłam, że
wstawiennictwo jest najefektywniejszą służbą, jaką mogę Mu dać. Każdego dnia oddawałam się
modlitwie – za każdego i każdą sytuację, którą włożył w moje serce. Wiele się modliłam, szczególnie
o Izrael, a odpowiedzi widziałam na własne oczy. (Na inne jeszcze cały czas przychodzą odpowiedzi.)
Napisałam notatkę Derekowi z podziękowaniem, dałam mu numer telefonu do Maryland, gdzie
mógł mnie zastać i zaplanowałam przybycie do Kansas City na 20. czerwca na 12 dni. Ledwo co
dotarłam do Maryland, a on już zadzwonił! Byłam oszołomiona. Zapytał o zdrowie i powiedział mi, że
zobaczymy się w Kansas City. Kilka dni później zadzwonił ponownie. Jego głos brzmiał tak
przyjacielsko, tak ciepło. Znałam go jako osobę publiczną z olbrzymim autorytetem. Jego normalność
zadziwiła mnie.
W międzyczasie zaczęłam stawać się coraz silniejsza. Przyjaciele zabrali mnie na swoje pole
campingowe i zostawili swoją przyczepę campingową, abym mogła przez kilka dni poleżeć sama w
słońcu, popływać i przede wszystkim szukać kierownictwa Boga odnośnie przyszłości. Miałam wrócić
do Izraela bez swojej córki. Moje zasoby finansowe były ograniczone, więc musiałam mieć jasność
względem Bożej woli.
Opuściłam swoje miejsce odosobnienia będąc pewna, że moją odpowiedzialnością względem
Boga będzie kontynuowanie wstawiennictwa, a On już przygotował sposoby zaopatrzenia mnie. Nie
widziałam jak, ale miałam w tym pokój.
Gdy przyjaciele zabrali mnie z powrotem do swojego domu, powiedzieli, że Derek dzwonił do
mnie jeszcze raz. Cóż takiego mógł ode mnie chcieć? Plan podróży był doskonale jasny. Może chciał
odwołać zaproszenie?
Kiedy jednak oddzwoniłam do niego, on po prostu zapytał o moje zdrowie. Powiedziałam, że
odpoczywałam i pływałam.
„Jesteś dobrą pływaczką?” – zapytał.
Odpowiedziałam twierdząco, ale jednocześnie myśląc: Cóż za pytania zadaje nauczyciel biblijny
kobiecie?
Wtedy powiedział: „Dzwonię, aby ci powiedzieć, że mój samolot przyleci do Kansas City pięć
minut po twoim. Będę tam tylko 2 dni. 23 sierpnia muszę lecieć do RPA.”
Kiedy zeszłam na dół po naszej rozmowie telefonicznej, moja przyjaciółka powiedziała do mnie
zagadkowo: „Czy możesz w wolności powiedzieć, co on ma na myśli?”
„To było dziwne”, odpowiedziałam. „Wyglądało jakby chciał mnie poznać, nawet zapytał, czy
jestem dobrą pływaczką!”
Ona spojrzała na mnie. „Czy nie uważasz, że jest coś więcej?”
Spuściłam swoje oczy. „Boję się o tym myśleć.”
Przez kolejne kilka dni przynosiłam tę sprawę przed Panem. Nie mogłam zrozumieć, czemu
Derek Prince zwracał się do mnie. Wspomniał, że szuka Bożej woli, czy to był czas dla niego, aby
wrócić do Jerozolimy. Zastanawiałam się, czy Bóg nie chce użyć moich umiejętności sekretarki do
pracy dla niego w tym mieście. Jednak nie byłam w stanie pracować. Na ziemi nie mogłam
komukolwiek nic zaoferować. Wszystko co miałam, to zdolność do modlitwy i w tym oddałam się
Panu.
Czytałam książkę Dereka Kształtowanie historii przez modlitwę i post (Shaping Hisotry through
Prayer and Fasting) i słuchałam niektórych jego nauczań o modlitwie wstawienniczej. Być może Bóg
sygnalizował, że mamy się razem modlić. Ale nie mogłam sobie tego wyobrazić. Tak wiele rzeczy
było niejasnych. Ostatecznie pozostawiłam to Panu i poleciałam do Kansas City wolna od wszelkich
schematów i oczekiwań.
Samolot Dereka miał opóźnienie, więc jego przyjaciel usadowił Erikę i mnie na tylnym
siedzeniu samochodu razem ze swoją żoną, a następnie wrócił po Dereka i jego bagaż. Kiedy Derek
szedł w naszym kierunku, ponownie wyglądał na bardzo żywą osobę, jaką widziałam na
konferencjach biblijnych kilka lat wcześniej, wyglądając co najmniej dziesięć lat młodziej niż w
Jerozolimie dwa miesiące wcześniej.
Usiadł na przednim siedzeniu, a gdy odwrócił się, aby się z nami przywitać, popatrzył na mnie
długo i wnikliwie. Zewnętrznie zachowywałam spokój, ale wewnątrz zadrżałam. Moje wewnętrzne
pytanie do Pana dało tylko jedną odpowiedź: Zaufaj Mi.
Erika i ja byłyśmy gośćmi w przestronnym mieszkaniu jego przyjaciela. Ze względu na moje
plecy Derek poprosił go o położenie dla mnie materaca na podłodze. Jego praktyczność i zrozumienie
zaskoczyły mnie. Później dowiedziałam się, jak troszczył się o znacznie starszą od siebie Lydię w
ostatnich latach jej życia. Był zupełnie inny, niż sobie wyobrażałam.
Widywałam go niewiele przez te dwa dni. Jadaliśmy z całą rodziną i mieliśmy tylko jedną
prywatną rozmowę, w której zapytałam się o jego radę odnośnie sytuacji w Jerozolimie. W naszej
rozmowie trzymał się tego tematu, jednak dał mi dwie swoje najnowsze książki i napisał na nich dla
mnie dedykacje – na jednej Z modlitwą, a na drugiej Z miłością (w umyśle wstawiłam chrześcijańską,
aby wyszło Z chrześcijańską miłością).
Ostatniego wieczoru przed jego wyjazdem usiadłam po jego prawicy. Kiedy spojrzałam na
niego, zdałam sobie sprawę, że nie czuję absolutnie nic. Miałam ogromny szacunek względem niego
jako męża Bożego i namaszczonego nauczyciela biblijnego, ale nie oczekiwałam, że spotkam go
jeszcze kiedyś. Czułam się zaszczycona uwagą, którą mi okazał, ale założyłam, że na tym koniec.
Następnego ranka jak wyjeżdżał na lotnisko, zwrócił się do mnie z pytaniem: „Czy ostatecznie
zdecydowałaś się wrócić do Jerozolimy?” Powiedziałam, że będę tam na Rosh Hashana. On
powiedział, że planował przyjechać tam na Yom Kippur i być może moglibyśmy się zobaczyć. O co
chodziło?
W ciągu kolejnych dziesięciu dni pływałam, spacerowałam i ćwiczyłam, dbając o ciągłą
wewnętrzną relację z Panem. Za domem był mały strumyk z drewnianym mostkiem. Wyszłam w nocy
i w świetle księżyca chodziłam po nim tam i z powrotem rozkładając przed Panem myśli swego serca.
Wiedziałam, że muszę być posłuszna Księdze Przypowieści Salomona 4,23: „Czujniej niż
wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia!”
Nie mogłam sobie pozwolić na uwolnienie swoich emocji zarówno, aby mieć nadzieję, jak i się
bać. Wyglądało na to, że Bóg chce, abym została żoną Dereka, ale z kolei Derek nie dał mi żadnego
tego typu znaku– z wyjątkiem dedykacji w książce. Tak czy inaczej słyszałam właściwie, musiałam
zdecydować, co zrobię, gdy okaże się, że właśnie o to chodzi. Z jednej strony byłby to ogromny honor
być żoną Dereka – ale też wielka odpowiedzialność. Jeśli był to Boży plan, więc musi zamierzać mnie
uzdrowić i uczynić mnie fizycznie tak silną, jak duchowo.
Po raz kolejny policzyłam swoje koszty. Moje ostatnie dziecko opuszczało gniazdo. Byłam
gotowa cieszyć tak dużą osobistą wolnością, jakiej nie znałam od 25 lat, być odpowiedzialną tylko i
wyłącznie za siebie. Co więcej nie zamierzałam wychodzić ponownie za mąż. Minęło już 20 lat od
czasu, gdy mąż mnie zostawił, siedem lat od momentu, gdy spotkałam Jezusa. Moje życie z Panem
było pełne i satysfakcjonujące. Ale… Jeśli Bóg chce, abym wyszła za mąż, jak mogłabym to
odrzucić?
Wtedy zostałam zalana pytaniami: Czy mogę ryzykować dopuszczając kogoś innego do mojego
serca i życia? Nawet bardziej przerażające: Czy mogę być dobrą żoną? Co jeśli nie będę mogła
przystosować się do jego sposobu życia i nawyków? Co jeśli po tych wszystkich latach nie będę
mogła położyć jego potrzeb ponad moimi? Co jeśli nie będę elastyczna? Wiedziałam, że dużo
podróżuje. Co jeśli nie będę mogła dotrzymać mu tempa? Moje plecy są już silniejsze, ale
zdecydowanie jeszcze nie było z nimi dobrze. Co z moją prywatnością i godzinami spędzonymi z
Panem, które bardzo wysoko sobie cenię? I co się stanie z reputacją Dereka Prince’a, jeśli ożeni się z
rozwódką?
Nie otrzymałam jasnych odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Wyglądało, że są inne
„warunki” tego kontraktu: muszę zrezygnować ze swojej własnej woli w tej dziedzinie i zaufać Bogu
bez otrzymanych i pewnych odpowiedzi.
Zanim opuściłam Kansas City mogłam powiedzieć Panu: Jeśli Derek Prince poprosi mnie, abym
się z nim ożeniła, zrobię to. Nie powiedziałam tego z powodu miłości do Dereka Prince’a, ale z
powodu miłości do Pana i chęci podobania się Jemu. Zachowywałam i chroniłam swoje serce.
Cóż za chwalebny czas spędziłam w Jerozolimie! Stałam w hospicjum oglądając Stare Miasto.
Mój pokój miał balkon, na którym spędzałam długie wieczory. Moje nowe poddanie się Panu
wprowadziło mnie w większą intymność z Nim. Biblia była listem miłosnym do mnie. Trzy wieczory
pomiędzy Rosh Hashana i Yom Kippur czuwałam całą noc na balkonie. O dziwo nie stawałam się
śpiąca.
Ponieważ moje plecy były silniejsze, mogłam wychodzić na długie spacery po ukochanym
mieście. Ciągle dziękowałam Bogu za Jego uzdrowieńczą moc i obecność.
W dniu, w którym miałam spotkać się z Derekiem w hotelu Króla Dawida, wstałam wcześnie z
pieśnią na ustach: „Pokój, pokój, cudowny pokój zstępuje od Ojca z góry…” Ubrałam się starannie i
kilka minut przed dziewiątą przeszłam krótki dystans do hotelu, w którym byliśmy umówieni.
Kiedy przeszłam przez drzwi obrotowe, Derek wstał i wyszedł naprzeciw, aby mnie przywitać.
Uścisnęliśmy sobie ręce i poszliśmy do sali jadalnej. Śniadanie w hotelu Króla Dawida to okazały
bufet, a my zrobiliśmy kilka wędrówek, aby spróbować różnych przysmaków. Derek zaśmiał się, gdy
zobaczył, jak nakładam marynowanego śledzia, wyjaśniając, że on tego nie lubi i nigdy nie mógł
zrozumieć miłości Lydii do marynowanych ryb. Teraz zobaczył, że mam ten sam gust.
Rozmawialiśmy o jego wyjeździe do RPA. Później włożył rękę do kieszeni i wyciągnął małe
pudełeczko. „Przywiozłem ci pamiątkę z RPA.”
Otworzyłam je. Wewnątrz była piękna złota broszka z okiem tygrysa. To nie była mała
pamiątka. Ten człowiek nie żartuje, pomyślałam, przykładając baczną uwagę do wszystkiego, co
mówił.
Wiedząc, jak często chodzę do synagogi w sabat i święta, Derek zapytał, czy nie chciałabym iść
tego wieczoru na nabożeństwo Kol Nidre. Poszliśmy do Hechal Shlomo, głównej synagogi w
Jerozolimie i zarezerwowaliśmy dwa bilety. Po wyjściu na zewnątrz spojrzeliśmy na bilety. Na obu
było napisane po hebrajsku Prince.
„Myślę, że będziesz musiała pójść jako pani Prince”, zaśmiał się Derek.
Moje serce przestało bić. Co się dzieje? Pytałam Pana. Jak szybko on się porusza? Nie dostałam
odpowiedzi.
Jak zaczęliśmy schodzić stromym zboczem, złapałam rękę Dereka, aby się na chwilę podeprzeć.
Nie puścił jej! Schodziliśmy więc ręka w rękę na ulicy w Jerozolimie w biały dzień pod rękę! Tak
szybko, jak tylko mogłam zrobić to dyskretnie, uwolniłam swoją rękę. Powiedziałam „Tak” Panu, ale
nie chciałam, aby ktoś zawracał mi w głowie, nawet Derek Prince!
Derek jednak nie dał żadnego sygnału do zakończenia naszego spotkania. Kiedy doszliśmy
ponownie do hotelu Króla Dawida, zapytał mnie formalnie, czy zaszczycę go swoim towarzystwem do
końca dnia. Przystałam na jego propozycję, więc usiedliśmy na fotelach przy basenie w zacienionym
miejscu.
„Opowiedz mi o sobie”, powiedział, gdy usiedliśmy. „Kim byli twoi rodzice? Jaka była twoja
rodzina? Gdzie chodziłaś do szkoły? Chcę wiedzieć o tobie jak najwięcej. Nic nie pomijaj.”
Bóg dał mi olbrzymią łaskę. Z natury jestem szczerą osobą. Mogę widzieć rzeczy z własnego
punktu widzenia, ale nigdy nie zniekształcam ani nie zwodzę. Więc godzina po godzinie opowiadałam
mu swoją historię. Pytał się o mojego byłego męża, moje przyjęcie judaizmu, powodów rozwodu.
Rozmawiało się z nim bardzo łatwo i miło.
Minął poranek. Powiedziałam mu, że przestrzegam żydowskiej praktyki postu od zachodu słońca
do zachodu słońca w Yom Kippur, a Derek powiedział, że chciałby się do mnie przyłączyć. Mimo że
nie byliśmy jeszcze głodni po obfitym śniadaniu, zdecydowaliśmy około godziny 14.00 iść do sali
jadalnej na obiad, aby wzmocnić się przed postem.
Gdy jedliśmy, Derek dalej zasypywał mnie pytaniami. W końcu powiedziałam: „Nie mogę
więcej mówić. Kończą się moje siły.”
„Tak bardzo mnie zainteresowało to, co mówiłaś”, przepraszał mnie. „Nie zdawałem sobie
sprawy, jakim było to obciążeniem. Byłem względem ciebie nie fair.”
Wtedy zaczął mi opowiadać o swoich zmaganiach się po śmierci Lydii, o szukaniu woli Bożej na
resztę swojego życia; o swoich wątpliwościach, czy powinien wrócić do Jerozolimy – miasta, które
opuścił w 1948 roku.
Do tego momentu nasza rozmowa była przyjacielska, ale nieco formalna. Teraz, gdy mówił,
bariery runęły, a ja zdałam sobie sprawę, że opowiadał mi o swoich najskrytszych myślach. Co
najważniejsze nieświadomie wyjawił przede mną głębię swojej osobistej relacji z Panem. Chociaż był
odnoszącym sukcesy przywódcą chrześcijańskim z wielkim duchowym autorytetem, to szukał u Pana
siły i kierownictwa w taki sam osobisty sposób, jak ja!
Później Derek zaczął mówić mi, dlaczego zaprosił mnie najpierw do Kansas City, a teraz do
hotelu Króla Dawida. Kiedy opisywał swoją ostatnią noc w Jerozolimie w czerwcu, odłożyłam swój
widelec i przyglądałam się mu. Chociaż był zewnętrznie spokojny, jego głos nabrał cienia ekscytacji, a
jego oczy zabłysły. Opisał strome wzgórze, jakie widział w wizji oraz kobietę na jego początku.
„Ty byłaś tą kobietą”, zakończył, patrząc na mnie. „Zrozumiałem, że Bóg mówił mi, że jeśli
mam wrócić do Jerozolimy, pierwszym moim krokiem ma być poślubienie ciebie!” Zrobił przerwę,
następnie szybko dodał, że nie oczekuje ode mnie odpowiedzi na jego objawienie, ale że muszę sama
szukać Pana.
Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy moje serce przyśpieszyło. Teraz jednak się uspokoiło.
Przyszedł całkowity wewnętrzny pokój. Wszystko znalazło się na swoim miejscu. Na wszystkie
pytania, które mnie dręczyły – dlaczego Derek Prince się mną interesuje? Dlaczego ze wszystkich
kobiet na świecie, odszukał właśnie mnie? Jak mógłby rozważać kandydaturę rozwiedzionej kobiety?
– teraz miałam odpowiedź.
Czekał, aż zacznę mówić. Powiedziałam prosto: „Teraz rozumiem”.
„Co masz na myśli?” – wykrzyknął.
Spuściłam swój wzrok. „Myślałam, że Bóg mówi mi, że być może poprosisz mnie o rękę, ale nie
mogłam zrozumieć, dlaczego miałbyś wybrać właśnie mnie. Nie znałeś mnie, ani nie wiedziałeś nic o
mnie. Teraz rozumiem – inicjatywa pochodzi od Boga.”
Wtedy spojrzałam w jego oczy i w tym momencie pokochałam go.
Myślę, że nigdy nie skończyliśmy tego obiadu. Usiedliśmy w holu. Spacerowaliśmy po parku i
siedzieliśmy na ławce, patrząc na Stare Miasto. Pokazał mi diament, który miał w swojej kieszeni
zawinięty w kawałek białego papieru. Zanim wróciłam do swojego pokoju w hospicjum, aby odpocząć
i przebrać się, wypiliśmy jeszcze ostatnią filiżankę herbaty przed rozpoczęciem postu. Później
poszliśmy do synagogi i zajęliśmy dwa różne miejsca – ja na balkonie dla kobiet, a on w głównym
pomieszczeniu razem z mężczyznami. Gdy się rozstawaliśmy, bardzo dokładnie określił miejsce, w
którym spotkamy się ponownie po nabożeństwie Kol Nidre.
Na balkonie uspokoiłam swoje serce. Przez cały dzień byłam porwana przez wielką wodę. Teraz
mogłam spokojnie na wszystko spojrzeć. Zamknęłam swoje oczy, gdy znane mi hebrajskie wersety i
melodie przepływały przeze mnie. Odpoczywając w obecności Pana, cicho oddałam Mu swoje życie,
Jego celom i teraz dołączyłam: „Nawet poślubiając Dereka Prince’a”.
Yom Kippur jest najświętszym dniem w żydowskim kalendarzu. Pomiędzy Rosh Hashana i Yom
Kippur nawet niereligijni Żydzi zazwyczaj szukają zgody z sąsiadami i robią dobre uczynki, aby być
pewnym, że są „zapisani w Księdze Życia na następny rok”.
Niczego nie można przyrównać do święta Yom Kippur w Jerozolimie. Ustaje cały ruch
samochodowy z wyjątkiem rzadko przejeżdżających samochodów służb ratowniczych. Nie ma radia
ani telewizji; całe miasto jest ciche; słychać, jak szczekają psy i płaczą dzieci. Nie ma żadnego ruchu
samochodowego, który zagłuszałby te dźwięki, można chodzić nawet środkiem ulicy.
Gdy wracaliśmy z synagogi, teraz pod rękę, Derek powiedział: „Muszę powiedzieć ci coś
jeszcze”. Poszliśmy do ławki w parku i usiedliśmy w świetle księżyca, a mury oświetlone reflektorami
znajdowały się na wprost nas.
W spokoju wigilii Yom Kippur Derek powiedział: „Czy rozumiesz, że nie jestem jeszcze wolny,
aby poprosić cię o rękę?” Przytaknęłam. Wiedziałam o relacji, jaką miał z innymi nauczycielami.
„Zgodziliśmy się, że nie będziemy podejmować znaczących decyzji życiowych bez skonsultowania
się ze sobą”, powiedział mi. „Nie mógłbym im nic powiedzieć, nie wiedząc, jaka będzie twoja
odpowiedź. Teraz muszę się z nimi skonsultować. Spotkam się z nimi pod koniec października.” Teraz
był wrzesień. Został jeszcze ponad miesiąc! „Będę się modlić o to” – odpowiedziałam.
Następnie wstaliśmy i poszliśmy w kierunku hospicjum. Derek patrzył na mnie czule. „Wierzę,
że wszystko będzie w porządku”, powiedział. „Nie bój się. Wierzę, że Bóg każdemu z nas wyraźnie
pokazał swoją wolę. Przyjmijmy to w wierze. Nie mogę zaprosić cię jutro na śniadanie, ale zapraszam
cię na spotkanie o 9 rano i spędzenie tego dnia razem. Wyjeżdżam wcześnie kolejnego dnia.”
Był to początek naszej relacji: dzień uroczystej modlitwy i postu. Na końcu dnia oddaliśmy
siebie nawzajem oraz naszą przyszłość Panu i pożegnaliśmy się.
Miałam wielu przyjaciół w Jerozolimie, ale żadnego, z którym mogłabym podzielić się tym, co
się stało w Yom Kippur. Już od siedmiu lat Jezus był moim jedynym powiernikiem. Wylewałam przed
Nim swoje serce i czekałam na Jego radę.
W mojej relacji z Jezusem nie było nic mistycznego; była to słodka rozmowa z bliskim
przyjacielem. Nauczyłam się przez te lata czekać na Jego kierownictwo w codziennym życiu – kiedy i
gdzie iść na zakupy; kiedy zadzwonić; kiedy podejmować się różnych zadań. Posłuszeństwo w tych
codziennych sprawach zbudowało we mnie zaufanie przy podejmowaniu dużych decyzji. Teraz, po
miesiącach pół-inwalidztwa, jeszcze bardziej zależałam od Niego. Szukałam Jego rady we wszystkim.
Ciągle nie mogłam dłużej siedzieć czy stać, a więc także nie mogłam pracować. Jednak duży
przelew bankowy z Europy zapewnił mnie, że mój Ojciec niebieski czuwał, abym miała wszystkiego
pod dostatkiem. Otrzymałam kasety o wojnie duchowej ze spotkań Dereka z RPA, które rzuciły nowe
światło na moje zadanie. Modliłam się.
Kiedy czekałam na spotkanie Dereka z innymi nauczycielami, kilka razy przeprowadziliśmy
krótkie rozmowy telefoniczne. Następnie na początku listopada usłyszałam ponownie jego głos – był
bardzo bezbarwny. Radość i entuzjazm odeszły. Powiedział, że nie zgodzili się na nasz ślub, ponieważ
stwierdzili, że rozwijanie relacji ze mną byłoby dla niego niemądre.
Łamiącym się głosem dodał: „Mam już kupiony bilet do Jerozolimy i przyjadę za dwa dni.
Przyjadę, aby osobiście powiedzieć ci o wszystkim i pożegnać się.” To było wszystko.
Rzuciłam się na podłogę przed Panem i zawołałam: „Czemu, Panie? Czemu mi to robisz?
Czemu dałeś mi taką miłość, a następnie wymagasz ode mnie takiej rzeczy? Byłam zaspokojona Tobą.
Nie szukałam męża. Czemu wprowadziłeś Dereka w moje życie, a teraz robisz mi to?” Poczułam
jakby Jego ramiona objęły mnie i Jezus w niesamowity sposób powiedział: Ufaj Mi.
Prawdziwa wiara jest zawsze na skraju niewiary. Czasami miałam całkowitą pewność, że Boże
drogi są najlepsze; ale czasami wątpiłam w Jego miłość i wołałam o świeży znak. Wtedy 13 listopada
dał mi to, o co się modliłam i w czym miałam nadzieję: cud, który natychmiast dokończył moje
uzdrowienie. Gdy uwielbiałam Pana na dużym spotkaniu, Jego moc przeszła przeze mnie.
Natychmiast cały ból opuścił moje ciało; Jego siła wypełniła mnie.
Zatraciłam się w uwielbieniu, w radości Jego obecności. Po miesiącach ciągłej agonii,
łagodzonej tylko odrobinę przez leki, wolność od bólu była prawie jak uwolnienie od własnego ciała!
Zostałam sprowadzona z powrotem na ziemię przez klepnięcie mnie w ramię. Prowadzący na
platformie zobaczył mnie, moją jaśniejącą twarz i przysłał kogoś, aby zapytał, co robi Bóg. Czy wyjdę
złożyć świadectwo?
Gdy szłam na podwyższenie, moje mięśnie czuły się jak jedwab. Stanęłam przy mikrofonie i
łkając, prawie nie mogłam wypowiedzieć słowa. Całe podwyższenie napełniło się turystami – obcymi,
mogłam też widzieć drogich przyjaciół z Jerozolimy, którzy modlili się o mnie przez te siedem
długich miesięcy. Ich twarze jaśniały, jakby jupitery były skierowane na nich. Nie pamiętam, co
powiedziałam, ani jak opisałam to, co się stało w tamtym momencie, ale później spojrzałam na nich i
powiedziałam: „Dziękuję wam. Dziękuję wam, moi przyjaciele, i dziękuję Tobie, Panie Jezu!”
Później zobaczyłam Bożą cudowną mądrość. Przez wezwanie mnie do zaświadczenia o cudzie,
On wypchnął mnie do złożenia publicznego wyznania. Wierzę, że to naprawdę ukończyło moje
uzdrowienie. Gdybym nie została skonfrontowana z prośbą o zaświadczenie o cudzie, mogłam stracić
uzdrowienie za pierwszym razem, gdy poczułam kolejne ukłucie bólu.
Niektórzy ludzie mówili mi przez te długie miesiące: „Domagaj się uzdrowienia”. Ale nie
mogłam. Teraz uzdrowienie było moje! Okazjonalne bóle nie straszyły mnie, ponieważ wiedziałam, że
była to część procesu. Później prześwietlenie wykazało, że Bóg zrobił więcej niż tylko uzdrowienie
mojego pękniętego dysku – On wyprostował mój krzywy kręgosłup. Czułam się, jakbym miała nowe
plecy!
4 dni później spotkałam się z Derekiem na śniadaniu w hotelu Króla Dawida. Jego twarz była
śmiertelnie blada i trzęsły mu się ręce. Chciałam go dotknąć, aby go pocieszyć. Cicho modliłam się o
niego, gdy mówił. Nic więcej nie mogłam zrobić.
Otworzył swoją walizkę i wyjął list, który mi wręczył, podpisany przez czterech nauczycieli.
„Rozumiesz”, powiedział, „Zobowiązałem się pytać ich o wszystkie ważne decyzje. To jest ważna
decyzja. Muszę dotrzymać swojego słowa.”
Dał mi swój plan podróży na następne kilka miesięcy i poprosił mnie o modlitwę o niego, gdy
będzie usługiwał. Następnie niespodziewanie wyciągnął słoik domowej marmolady, przysłanej mi
przez jego córkę Annę. Wewnętrzny głos powiedział: Masz przyjaciela.
Jedyną rzeczą, która rozjaśniła nasze spotkanie, była moja opowieść o cudownym uzdrowieniu
moich pleców. Derek był bardzo wdzięczny Bogu. Widział, że Bóg troszczy się o mnie. Dalej nie było
już nic więcej do powiedzenia. Zaprowadził mnie do taksówki i pomachał mi na pożegnanie. Był to
koniec tego rozdziału mojego życia.
Co kobieta robi w takiej sytuacji? Zajęłam się czymś innym. Każdego dnia silniejsza, mogłam w
końcu siedzieć na krześle, ponownie zapisałam się na kurs hebrajskiego ulpani. Sześć dni w tygodniu
zanurzałam się w studiowanie języka.
Nie mogłam się z nikim podzielić swoim złamanym sercem. W bezsenne noce płakałam w
ramionach Jezusa, później wstawałam, aby przejść z uśmiechem cały dzień, radując się ze swojego
uzdrowienia. Poznałam nowych przyjaciół na lekcjach oraz spotykałam się ze starymi przyjaciółmi.
Starałam się nie robić zbyt dużo rzeczy, przy których mogłabym myśleć lub spekulować.
Również się modliłam. Spędzałam godziny, noce, tygodnie, modląc się, poszcząc, wstawiając się
– nie tylko za Dereka, ale o Izrael i naród żydowski. Dzień po wyjeździe Dereka do Jerozolimy
przybył prezydent Egiptu Sadat. Na każdym rogu ludzie mówili, że „w końcu jest pokój”! To był
krytyczny moment. Modlitwa o Izrael odciągała moje myśli ode mnie samej.
Ale to nie było łatwe. Obiecałam być posłuszna Panu, jeśli tylko usłyszę Jego głos. Otworzyłam
swoje serce na Dereka, ponieważ wierzyłam, że właśnie to było Bożą wolą. Jezus rozbił twardą
skorupę, którą zbudowałam wokół siebie w 1965 roku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo
stałam się czuła.
Miałam dwie możliwości: mogłam zatwardzić swoje serce ponownie i nigdy nie pozwolić
komukolwiek, aby się do mnie zbliżył. Mogłam też zaufać Jezusowi, aby uzdrowił moje złamane serce
tak samo, jak uzdrowił moje chore plecy.
Dokonałam wyboru. Księga Przypowieści Salomona 3,5-6 stała się moim wyznaniem.
Zdecydowałam się zaufać Panu z całego serca. Nie próbowałam zrozumieć, uznałam Jego na każdej
ścieżce mojego życia. Zaufałam Mu, aby kierował moimi drogami.
Kiedy zaczęłam się modlić o plan podróży Dereka, stała się dziwna rzecz: odeszła desperacja, a
przyszła nadzieja. Był to kolejny rozdział. W szczególności wyróżnił się jeden tydzień, w którym
Derek był w Adelajdzie w Australii. Pewnego dnia, gdy byłam na lekcji, zaczęły spływać łzy po mojej
twarzy. Pełna zażenowania przeprosiłam za siebie. Po uspokojeniu się w damskiej toalecie, wsiadłam
do autobusu i pojechałam do domu. Ponownie popłynęły niekontrolowane łzy. Łkając w swoim
pokoju, zaczęłam się modlić na językach. Mijały godziny, a brzemię nie odchodziło.
Nie było to dla mnie nowym zjawiskiem. Doświadczyłam takich bólów porodowych w duchu
wiele razy w związku z Izraelem zarówno przed jak i po mojej emigracji. Rzadko znałam powód przed
jego pojawieniem się – atak terrorystyczny, kryzys rządowy, początek wojny. Tym razem wiedziałam,
że było to związane z Derekiem.
Trzy dni później napisałam w swoim dzienniku: „Dzięki Bogu, Adelajda skończyła się!”
Odczułam, że w świecie duchowym coś się wydarzyło.
Rozpoczęła się w Jerozolimie wczesna wiosna. Przeprowadziłam się do jednopokojowego
mieszkania w centrum miasta. Wtedy otrzymałam telegram: „Przyjeżdżam do Jerozolimy z wycieczką
luterańską. Spotkajmy się w hotelu Króla Dawida na śniadaniu.” Zaczynał się nowy rozdział!
Kiedy się spotkaliśmy, natychmiast zauważyłam, że Derek także przeżył spotkanie z Panem.
Miał nową łagodność w swoim głosie, przemianę w całym swoim zachowaniu. Usiedliśmy przy
bufecie i rozmawialiśmy oczekując, aż kelner przyniesie herbatę. Następnie, jak zwykle, Derek
przeszedł do istoty: „Modliłem się w Adelajdzie. Nadal wierzę, że Bożą wolą dla nas jest małżeństwo.
Czy coś ci pokazał?”
Opowiedziałam mu o doświadczeniu, które miałam podczas jego pobytu w Adelajdzie oraz o
mojej nieoczekiwanej, niewytłumaczalnej nadziei. Byliśmy zadziwieni pracą Ducha Świętego.
Oddzieleni największą odległością na ziemi modliliśmy się w pełnej zgodzie.
W wierze, ufając, że Bóg wykona dzieła, wykorzystaliśmy ten czas, aby się lepiej poznać.
Podczas naszych spacerów po Jerozolimie Derek entuzjastycznie wyrażał się o mojej sile i
sprawności. Poznał mnie jako inwalidkę, a teraz byłam aktywna i pełna energii. Razem odwiedziliśmy
duchowych przywódców w Jerozolimie, którzy byli moimi przyjaciółmi. Wiedziałam, że „on mnie
sprawdzał”, obserwując, jak się do nich odnosiłam i jak oni mieli stosunek względem mnie.
Pewnego dnia spotkaliśmy się ze starszą kobietą mieszkającą w Jerozolimie od wielu lat, gorliwą
wielbicielką Dereka. Odnośnie tej sytuacji zaczęła prorokować: „Bóg obserwował cię. Byłeś
wspaniałym mężem dla Lydii. Zasługujesz na najlepsze. On dał ci Ruth.”
Derek jej podziękował, ale ostrzegł ją, że nic nie zostało załatwione. „Moje usta są
zapieczętowane!” powiedziała i wyszła tak nagle, jak się pojawiła.
Kiedy Derek wrócił do Stanów Zjednoczonych, gdzie miał się ponownie spotkać z pozostałymi
nauczycielami, wróciłam do swoich studiów. Była to jednak wiosna, moje serce było oświecone.
Trudno było się skupić. Później zadzwonił do mnie Derek, miał rozradowany głos. Pozostali
nauczyciele również się modlili i Bóg dał im zupełnie inne spojrzenie. Derek miał przyjechać na
wycieczkę do Izraela w kwietniu. Poczyniliśmy plany. Derek nie był jeszcze gotowy do przeniesienia
się do Jerozolimy i poprosił mnie, abym opuściła to miasto do czasu, aż Bóg nie uczyni tego jasnym,
że mamy się tam przeprowadzić.
Kiedy spotkałam się z Derekiem na lotnisku Ben Gurion, był to początek nowego rozdziału
mojego życia. Byłam anonimową żydowską wierząca żyjącą w Jerozolimie. Teraz zostałam pchnięta
w centrum zainteresowania charyzmatycznego świata. Gdy tylko ogłosiliśmy nasze zaręczyny małej
grupce przyjaciół Dereka, członkowie wycieczki zwrócili na nas swoją uwagę. Robili nam zdjęcia w
każdym miejscu, do którego poszliśmy. Pewna kobieta podeszła do mnie, stanęła w kolejce
czekających na lunch i powiedziała: „Słyszałam, że Derek Prince ponownie się żeni. Czy to właśnie z
tobą?” Z uśmiechem przyznałam, że właśnie ze mną.
Zanim Derek odleciał do Stanów Zjednoczonych pojechaliśmy na miejsce, z którego można
obserwować całą Jerozolimę. Patrząc na miasto rozmyślaliśmy o wszystkim, co zrobił Bóg. Później
modliliśmy się: „Panie, osadź nas w Jerozolimie na Twój sposób i w Twoim czasie.”
Modliłam się w ten sposób z mieszanymi uczuciami. Była to dla mnie kolejna śmierć, położenie
swojej woli. Jerozolima była dla mnie czymś więcej niż tylko miastem, w którym żyłam – było to
miasto, do którego w szczególny sposób powołał mnie Bóg. Było ono też moją miłością daną mi przez
Boga. Musiałam ufać Bogu, aby pracować razem w dwójkę na Jego sposób i w Jego czasie. Było dla
mnie oczywiste, że oblubienica musi opuścić swój dom i zamieszkać w domu swojego oblubieńca.
Podczas gdy ciężko było mi opuścić Jerozolimę, przebywanie z Derekiem nie było dla mnie
poświęceniem. Chociaż spędziliśmy ze sobą tylko kilka dni i to w dużych odstępach czasu, to jednak
Duch Święty łączył nas ciągle pogłębiającymi się więziami. Odłożenie naszej relacji i pozwolenie, aby
umarła, zaprowadziło nas w kierunku Pana, czyniąc nas bardziej zależnymi od Niego. Ponieważ
dotknęliśmy Pana w naszym złamaniu, teraz mogliśmy dać sobie dużo więcej. Każdy moment
spędzony razem był dla nas skarbem.
W czerwcu opuściłam Jerozolimę i przeniosłam się na Florydę. Derek na zaręczyny dał włożył
mi na palec pierścionek z południowoafrykańskim diamentem. (Nazywamy go „diamentem wiary”,
ponieważ Derek kupił go w wierze dla kobiety, którą ledwie znał.)
Nasz ślub podczas żydowskiego Święta Namiotów pomieszał tradycję żydowską i
chrześcijańską. Charles Simpson prowadził ceremonię zaślubin, a inni nauczyciele położyli na nas
swoje ręce i błogosławili nam. Cóż za chwalebna uroczystość! Wróciliśmy do Jerozolimy na miesiąc
miodowy, a kilka miesięcy później przyjechaliśmy tutaj, aby studiować hebrajski na uniwersytecie.
Być żoną Dereka i być w Jerozolimie było dla mnie jak cudowne marzenie. Pan zaczął nas tam
prowadzić w kierunku wspólnego wstawiennictwa z mocą przewyższającą nasze indywidualne życie
modlitewne.
Teraz stało się dla mnie jasne, że całe moje życie było przygotowaniem na żonę Dereka. Jest on
przyjacielem Żydów i zaangażował się w odnowienie państwa Izrael. Dwadzieścia pięć lat wcześniej
Bóg skierował mnie do judaizmu. Moje utożsamianie się z Żydami i moje zrozumienie ich zwyczajów
i tradycji są nieocenionym nabytkiem dla niego.
Przez te wszystkie lata spędzone w Jerozolimie poznałam miasto jak swój własny ogródek –
sklepy, parki, ciche małe uliczki. Wiele się również nauczyłam o kulturze Bliskiego Wschodu, tak
odmiennej od amerykańskiej czy brytyjskiej – żydowskim sposobie myślenia, zwyczajach, punkcie
widzenia, praktykach biznesowych. Derek po 30 latach wrócił do zupełnie zmienionego miasta i
dlatego skomentował, że Bóg zaopatrzył go w osobistego przewodnika!
Zanim przyjechałam do Jerozolimy, nigdy nie byłam poza Stanami Zjednoczonymi, choć dużo
podróżowałam w samym państwie. Lata spędzone w tym wielonarodowościowym mieście pomogły
mi przygotować się na różne sytuacje i kultury, z którymi miałam się zetknąć w naszych podróżach.
Widzę teraz, że moją główną odpowiedzialnością jest otaczać Dereka cichą i pełną pokoju
atmosferą, aby mógł wyzwolić z siebie wszystko, co Bóg w niego włożył. Lydia zainwestowała w
niego całą swoją duchową wiedzę, mądrość i doświadczenie. Gdy stawała się starsza, Derek się nią
opiekował. Teraz inwestuję siebie w niego – troszcząc się o niego, ochraniając go przed
niepotrzebnymi przerwami, pomagając mu w każdy możliwy sposób, aby był wolny do szukania Pana
oraz przynoszenia świeżego, namaszczonego, proroczego nauczania do Ciała Chrystusa. Tak się
dzieje, gdy jesteśmy w naszym domu w Jerozolimie, w naszej bazie na Florydzie czy podróżach kilka
miesięcy w roku. Wymaga to rozmaitych umiejętności rozwiniętych przez całe życie.
Co najważniejsze Bóg przeprowadził mnie przez cierpienie, chorobę, próby, złamanie serca i
życie pełne modlitwy i wstawiennictwa – tak trudne dla samotnej kobiety – do głębi zależności od
Ducha Świętego, która obejmuje wszystkie dziedziny mojego życia. Ta zależność od Ducha Świętego
pozwala mi mieszać swoje myśli i osobowość z Dereka bez zagrożenia dla integralności swojej
osobowości. Myślę, że rozumiem, co Adam miał na myśli mówiąc, że Ewa „jest kością z kości moich
i ciałem z ciała mojego” (1 Moj 2,23). Polegam na Duchu Świętym, że pokaże mi, kiedy mam być
dostępna dla Dereka a kiedy się wycofać, kiedy mówić, a kiedy być cicho, kiedy się poddać, a kiedy
wyrazić swój punkt widzenia, kiedy szukać jego opinii, a kiedy używać swojego własnego osądu.
Ponadnaturalny dar wiary, który Bóg dał mi na początku, połączony z zaufaniem, które przyszło
przez siedem lat chodzenia z Nim, przygotowały mnie na rozmiar odpowiedzialności jako żona
Dereka. „Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu” (Hbr 11,6) oraz bez wiary nie można być żoną
Dereka.
Kiedy się pobraliśmy, ustanowił mnie pełnym partnerem Derek Prince Ministries. Było to
skromne działanie, tworzenie kaset oraz publikowanie jego książek, zatrudniając kilkanaście osób. Od
tego momentu rozwój służby stał się bardzo mocny. Wyglądało to w ten sposób, jakby Bóg nie mógł
uwolnić swojego pełnego planu dla służby do momentu, w którym nie dał Derekowi mnie jako jego
pomocy.
Trzy miesiące po naszym ślubie Derek rozpoczął swój program radiowy: Today with Derek
Prince (Dzisiaj z Derekiem Princem). Do 1985 roku otoczył on cały świat, włączając w to
tłumaczenia, które sięgnęły całe komunistyczne Chiny w jej trzech głównych dialektach: mandaryński,
kantoński i amoy. Hiszpańska wersja jest nadawana w całej Południowej i Centralnej Ameryce, a
obecnie jest przygotowywana również wersja rosyjska.
Materiały Dereka, które były sprzedawane w wielu językach w Zachodnim świecie, zostały
rozdane za darmo poprzez nasz program Global Outreach tym, którzy nie mogli za nie zapłacić.
Przywódcy chrześcijańscy w krajach trzeciego świata i za Żelazna Kurtyną przekazują to nauczanie do
swoich własnych ludzi w ich własnych językach. Oddziały Derek Prince Ministries zostały otwarte w
Wielkiej Brytanii, Afryce Południowej, Australii i Nowej Zelandii.
Mały strumień stał się rzeką; rzeka stała się morzem; a morze stało się potężnym oceanem. Bóg
połączył Dereka i Lydię w tym samym jarzmie i uprzęży, aby orali i siali. Teraz, w późniejszych
latach życia Dereka, Bóg połączył mnie z nim, aby przynieść pełnię Bożego planu dla jego życia:
owocowanie i wspólne zbieranie.
Na naszej uroczystości ślubnej obdarzył mnie swoim nazwiskiem i przyrzekł dzielić się ze mną
wszystkim, co Bóg daje mu: honor, autorytet i majątek. Darzę to wszystko wielkim szacunkiem,
wiedząc, że pewnego dnia odpowiem przed Bogiem za wszystko, co otrzymałam „Komu wiele dano,
od tego wiele będzie się żądać” (Łk 12,48). Moim pewnym zabezpieczeniem jest to, że podobam się
Panu w sposób, w jaki usługuję Derekowi i jego służbie.
Dla młodych ludzi, którzy gorliwie pragną wziąć ślub i którzy wątpią w Bożą miłość do siebie,
ponieważ nie mają jeszcze partnera, pewną odpowiedzią jest fragment z Psalmu 37: „Rozkoszuj się
Panem, a da ci, czego życzy sobie serce twoje!” (wers 4).