SarahMorgan
Pałaczpiasku
ROZDZIAŁPIERWSZY
Piach,piach,wszędzienic,tylkopiach.
Ojciecniemógłbyjejwywieźćwbardziejodludnemiejsce,nawetgdybyjąwysłał
naksiężyc.Choćgdybytobyłomożliwe,Bellaniemiaławątpliwości,żebezwahaniapodpisałbyczek.
Uśmiechnęła się gorzko na tę myśl, zanurzając bose stopy w rozgrza-nym piasku i wpatrując się w
bezkresnyhoryzont.Zdrugiejstrony,czułasiętutaj,jakbynaprawdębyłanaksiężycuczynaMarsie,
więccozaróżnica.
Dlaczego musiał odesłać ją właśnie do centrum medytacji o śpiewnej, arabskiej nazwie w samym
środkupustyni?DlaczegoniemógłwybraćjakiegośsympatycznegospanaPiątejAlei?
-Bella?
Słyszącgłosswojego„duchowegoprzewodnika",Bellaażjęknęłazżaluirozczarowania.
Czytojuż?Przecieżdzieńsięnawetjeszczeniezaczął.
Odwróciła się niechętnie. To nie jego wina, przypomniała sobie stanowczo. Nie powinnam
wyładowywaćnanimswojejzłościifrustracji.
-Zawszetakwcześniewstajesz,Atif?
TLR
-Przedświtemjestnajlepszyczasnamedytację.
Bellastłumiłaziewnięcie.
-Osobiściewolęzacząćdzieńodfiliżankimocnejczarnejkawy.
-Możeszowielelepiejzacząćdzień,jeślitylkopostaraszsięskupićnatym,cocięotacza-pouczyłją
Atif.-Niemanicpiękniejszegoilepiejnastrajającegoodpatrzenianawschódsłońcanapustyni.Nie
czujesz,jakprzepełniacięspokój?
-Szczerzemówiąc,czuję,żejeszczechwilaioszaleję-wymruczała.
Bezwiednie sięgnęła do kieszeni, szukając swojego iPhone'a, ale przypomniała sobie zaraz, że został
skonfiskowany. Podobnie zresztą jak komputer i iPod. Wszystko, co mogłoby jej pozwolić na
skomunikowaniesięzeświatemzewnętrznym.Bezsilniezacisnęłapustądłoń.Czująclekkieukłucie,po
chwili przyjrzała się swoim paznokciom, pełna dezaprobaty. Gdyby miała wybierać między filiżanką
kawyamanikiurem,bezwahaniazdecydowałabysięnatodrugie.
-Mieszkasztutajnastałe?
-Przebywamtu,dopókiniepoczuję,żeczasruszyćdalej.
-Jaruszyłabymdalejpokilkuminutach,gdybymtylkomogła!Jestemtudopierooddwóchtygodni,a
czujęsię,jakbymdostaławyrokdożywocia.
Jakojciecmógłjejtozrobić?Toprzezniegobyłaterazzupełnieodciętaodświata.
Pozostawiona sama sobie właśnie wtedy, gdy najbardziej potrzebowała wsparcia i bliskości drugiego
człowieka.
Szokujące odkrycie, jakie zrobiła zaledwie dwa tygodnie temu, dokonało w niej ogromnych
emocjonalnychspustoszeńipozostawiłojąkompletnieotępiałą.Wiedziała,żejużnigdyniebędzietaka
jakdawniej.Poczułarozdzierającyból.
Niepowinnaśbyłategorobić,Bella.
PodobniejakciekawskaPandora,otworzyłapudełkoiuwolniłacałezło.Terazpła-ciłazatoogromną
cenę.
-Pozwalasz,abysilneemocjetrzymałycięwswoichszponach,niczymsęp-zauważyłAtifspokojnym
tonem,któregozawszeużywałpodczassesjimedytacyjnych.-
Jesteśzłanaojca,aleonwysłałciętutajdlatwojegodobra.
TLR
-Wysłałmnietutajzakarę,boniemógłjużdłużejznieśćmojegowidoku-stwierdziła,obejmującsię
ramionami. Jak mogła drżeć w tak gorącym miejscu? - Cała rodzina nie mogła już na mnie patrzeć.
Zszargałamnaszenazwiskoireputację.Nieporazpierwszyzresztą.
Niktsięjednakaniprzezchwilęniezastanowił,jaktoobrzydliwewydarzenieod-biłosięnaniej.Nikt
niewziąłpoduwagęjejuczuć,atojeszczepogłębiłojejpoczucieosamotnienia.
Przypominającsobiewszystko,cosięwydarzyłotegowieczoru,zanimsięzaczął
dorocznybalorganizowanyprzezjejojca,Bellapoczułauciskwgardle.Niewiedziała,jakjejsiostra
Oliwiaczułasiępotymwszystkim.Niestety,odebranojejprawonawetdotego,abymogłabronićsamą
siebie.Oczywiścieniepowinnamówićtakichrzeczy,alegdybyOliwiazachowałasięinaczej...
- Czy mógłbyś zwrócić mi na chwilę telefon? Muszę wysłać wiadomość. Tylko jedną. Proszę. -
Poczuła, że koniecznie musi się skontaktować z siostrą i to jak najszybciej. - A może mogłabym
skorzystaćzkomputera?Oddwóchtygodniniesprawdzałampocztymejlowej.
-Wiesz,żetoniemożliwe.
- Ale ja tu oszaleję, Atif! Dookoła tylko piach i ta wszechogarniająca cisza! - Rozejrzała się i
zatrzymała swój wzrok na kilku pomalowanych na biało budynkach, które dostrzegła w oddali w
ubiegłym tygodniu. - Te budynki, tam, wyglądają na stajnie. Może mogłabym wybrać się na konną
przejażdżkę?Choćnagodzinkę.
-Testajnienienależądocentrummedytacji.Sąprywatnąwłasnością.
-Dziwnemiejscenatrzymaniekoni-stwierdziłacicho,dostrzegającstrażnikówkręcącychsiędookoła
stajni. Dlaczego potrzebni są uzbrojeni strażnicy w stajniach na odludziu? - Skoro więc nie mogę
pożyczyćkonia,czymógłbyśmioddaćmójiPod?By-
łobymiłatwiejsięzrelaksować,gdybymmogłaposłuchaćmojejulubionejmuzyki.
-Milczeniejestzłotem.
-Tutajwszystkojestzłotem-odburknęłasfrustrowana.Spojrzałajeszczeraznamieniącesięwsłońcu
wydmyiprzyszedłjejdogłowyszalonypomysł.-Czymożeszmicośpowiedziećotymmieście,które
mijaliśmywdrodzetutaj?
TLR
-RządzinimszejkAl-Rafid.Jestsłynneimazasobąbogatąprzeszłość.
-Naprawdę?-spytałaniezobowiązująco,choćjedyne,cojąinteresowało,tojakszybkomogłabysiędo
niegodostaćiczymajątamdostępdoszerokopasmowegointernetu.
- Szejk jest bardzo zdolnym władcą. Mimo że mają nieograniczony dostęp do ogromnych złóż ropy
naftowej, nie zapomina o przeszłości i tradycji swojego pustynnego plemienia. Obok
najnowocześniejszych budynków, jakie można zobaczyć na Manhatta-nie, znajdują się tam perły
arabskiej architektury. Oczywiście najpiękniejszy jest pałac Al-Rafid, ale nie można go zwiedzić, bo
mieszkawnimszejkZafikzrodziną.Bardzochroniswojąprywatność.
-Maszczęście,żemożemieszkaćwmieście.Najwidoczniejteżnienawidziwszechobecnegopiachu.
- Wręcz przeciwnie. Szejk Zafik kocha pustynię. Nie zapomniał o swoich korze-niach. Każdego roku
spędzasamotnietydzieńnapustyni.Tojestjegoczasmedytacji.
Spoczywananimogromnyciężarodpowiedzialności.
Odpowiedzialność.
Czytoniebyłoostatniesłowo,jakieusłyszałaodojca,zanimznalazłasięnawy-gnaniu?
-Tentwójszejkmateżjużpewnieosiemżonikilkudziesięciupotomków.
-JegoWysokośćjeszczeniewybrałsobieżony.Zresztą,jegoprzeszłośćjestdośćskomplikowana.
-Topewnieitaknicwporównaniuzmoją.
- Matka szejka była uwielbianą przez wszystkich księżniczką. Niestety zmarła, gdy Zafik był jeszcze
dzieckiem.
-Umarła?-Bellapoczułaznajomeukłuciebóluwsercu.Onateżstraciłamatkę,gdybyłajeszczemałą
dziewczynką. Bella pomyślała nagle, że chce się dowiedzieć czegoś więcej o tym szejku. - Czy jego
ojciecożeniłsięponownie?
- Tak, ale oboje zginęli w tragicznym wypadku samochodowym, gdy Jego Wysokość był zaledwie
nastolatkiem.
Straciłwięcdwiematki.
TLR
Bellapatrzyłaprzedsiebiezamyślona,podziwiając,jakwschodzącesłońceozłacapiaskipustynicoraz
silniejszym blaskiem. Czuła jakąś dziwną bliskość z tym tajemni-czym szejkiem. Był gdzieś tam,
pośródtegomorzapustyni,woazieswojegozłotegopa-
łacu. Czy i on zastanawiał się, jaka była jego matka? Czy i on odkrył przypadkiem tajemnice, które
nigdyniepowinnybyłyujrzećświatładziennego?
Ale żal nie miał już teraz najmniejszego sensu. Przeszłości nie da się cofnąć ani odwrócić tego, co
zrobiła. Przez te wszystkie godziny, które spędziła na medytacji, Bella stanowczo unikała jednego
tematu.
Tematuwłasnejmatki.
Później.Późniejzastanowisięnadtymwszystkim.Terazbólbyłjeszczezbytświeży.
-Więctentwójszejk-zaczęła,odgarniającnieposłusznekosmyki,któreopadałyjejnaoczy-byłchyba
bardzomłody,gdyzostałwładcą.
-Miałwtedyosiemnaścielat.Aleodzawszeprzygotowywanogodotejroli.
-Biedak.Miałchybanieszczególnedzieciństwo.Chociażraczejniczegomuniebrakowało.Dlaczego
się jeszcze nie ożenił? Skoro ma ropę naftową, musi być bajecznie bogaty. A może jest tak brzydki i
odpychający,żeżadnagoniechce?
- Jego Wysokość niedawno skończył trzydzieści lat i jest uważany za jednego z najprzystojniejszych
mężczyzn.
-Więcdlaczego?-spytałaBella,przyglądającsiękątemokawielkiejjaszczurce,któraszybkosunęła
popiaskuwichstronę.
-Napewnokiedyśsięożeni,alenajwyraźniejniemapowodówdopośpiechu.
-Tozrozumiałe.Małżeństwotomożebyćprawdziwykoszmar.Mójojciecżenił
siętrzykrotnie.Powinnomujużwystarczyć,alektowie...-Bellawzruszyłaramionamizniechęcią.
-Musiszpozbyćsiętejzłości,Bella.Niepowinnaśpozwalać,abyemocjetobąkierowały.
-Takajużjestem-odpowiedziałabuńczucznie.-Spróbujżyćwrodziniezprzy-rodnimrodzeństwem,
trzemamatkamiiojcemtakimjakmój.Możewtedyzrozumiesz,TLR
jaktrudnozachowaćrównowagęducha.
- Właśnie wtedy, gdy życie stawia przed tobą największe wyzwania, musisz zachować równowagę.
Czaspoświęconymedytacjiwsamotnościtojakprawdziwaoaza,gdyzewsządotaczacięburzauczući
emocji.
-Niemamnicprzeciwkokilkudniomwspokojnejoazie-mruknęła.-Palmy,basen,wktórymmożna
sięwykąpać,żadnegopiaskuiuprzejmikelnerzyroznoszącydrinkizlodem.Tocałesłońcebyłobyo
wielebardziejznośne,gdybymmogłacieszyćsięnimpodparasolemzMargheritąwdłoni.
Atifpokręciłgłowązdezaprobatą.
-Zostawięcięteraz,Bella.Spróbujsięwyciszyć.Widzimysięodziewiątej.Joga,pamiętasz?
Joga.Och,jakwspaniale!
Bellapatrzyłazniemązłościązaswoimprzewodnikiem,któryzniknąłwnamiocie.
Mimożesłońceniebyłojeszczewysoko,wszystkosięwniejgotowało.Musiznaleźćsposób,byjak
najprędzejsięstądwydostać.
Odwróciła się, chcąc wrócić do swojego namiotu i obmyślić plan ucieczki, gdy nagle zauważyła coś
dziwnego.Wszyscystrażnicy,którzywcześniejkręcilisięprzystajniach,naglezniknęli.Planpowstałw
jej głowie z prędkością błyskawicy. Nikt jej tutaj nie znał, ale jeśli udałoby jej się dotrzeć do stajni i
wejśćtamzodpowiedniądoząpewnościsiebie,mogłobytowyglądać,jakbytampracowała.
Pozwalając sobie na chwilę fantazji, zobaczyła siebie, jak pędzi na końskim grzbiecie przez pustynię.
Szybko pokonała kilkaset metrów, brnąc w głębokim piachu i wysypując go konsekwentnie z
sandałków. Pewnym krokiem minęła znak przy wejściu kategorycznie zabraniający wstępu osobom
nieuprawnionym. Po chwili znalazła się w przestronnym i kosztownie urządzonym wnętrzu. Zdała
sobiesprawę,żewłaścicielstajninaniczymnieoszczędzał,abyzapewnićkomfortowewarunkiswoim
ulubieńcom. Rozejrzała się dookoła, czy ktoś nie zauważył jej wtargnięcia, ale w stajniach nie było
nikogo.
Bardzo dziwne, pomyślała. Gdzie się wszyscy podziali? Wiedziała z doświadczenia, że w stajniach
zawszepanujeruchinieustanniepracujewnichmnóstwoosób.JedenTLR
zkoniwysunąłgłowęzboksuizarżałzachęcająco.
Bellapodeszłabliżej.
-Jesteśtutajsama?Witaj,mojapiękna-dodała,zauważając,żemadoczynieniazwyjątkowejurody
klaczą. - Jak się dziś czujesz? Odbyłaś już swoją obowiązkową sesję medytacji? Wypiłaś filiżankę
ziołowejherbaty?
Końpołożyłpieszczotliwiełebnajejramieniu,aBellapoczułasięnagleowielelepiej.Takdobrze,jak
nie czuła się od wielu tygodni. Znajomy zapach konia uspokoił ją o wiele bardziej niż niezliczone
godzinyjogiimedytacjiwpozycjilotosu.
-Jesteśnaprawdęprzepiękna-stwierdziła,wchodzącdoboksuidokładnieogląda-jącklacz.-Czysta
arabska krew. Dlaczego ktoś trzyma cię na takim odludziu? Też masz pewnie dosyć tego więzienia.
Znamtouczucie.Swojądrogą,gdziesięwszyscypodziali?
Zostawiliciętutajzupełniesamą?
Bellę nagle ogarnęło złe przeczucie. Była niemal pewna, że za chwilę stanie się coś bardzo złego.
Rozejrzałasięuważniedookołaipotrząsnęłagłowąwzniecierpliwieniu.
- Nic się nie dzieje - stwierdziła uspokajającym tonem, odwracając się z powrotem do konia. - Jeśli
czegośsięnauczyłamwciągutychdwóchtygodninapustyni,totego,żetutajnicsięnigdyniedzieje.
Klacz przestępowała niecierpliwie z nogi na nogę, a Bella głaskała jej piękną sierść, podzielając to
naturalne pragnienie wolności. Miała ochotę wsiąść na grzbiet konia i gnać przed siebie, zostawiając
wszelkie nieprzyjemne myśli daleko w tyle. W sumie... dlaczego nie? A gdyby wybrała się konno do
najbliższegomiasta?Toniepowinnobyćdaleko.Pamiętaładrogę.Mniejwięcej...Agdyjużtamdotrze,
odeślekoniazpowrotem,zpodziękowaniamidlawłaściciela.
Miała nadzieję, że po tej eskapadzie Atif będzie na nią tak zły, że nie będzie już chciał dłużej za nią
odpowiadać. Wtedy będę wolna, pomyślała z nadzieją, przygotowu-jąc już klacz do podróży. Szalona
Bella,jakzwykleimpulsywnainieprzejmującasiękonsekwencjamiswoichdziałań.
-Wiesz,ludziezawszepodejrzewająmnieonajgorsze.Niemożemyichprzecieżrozczarować,prawda?
TLR
- Znowu, Zafik? Jeśli znów chcesz spędzić tydzień sam na pustyni, to zabierz ze sobą chociaż swoją
osobistąstraż.
-Jeślimiałbymzesobąstraż,toniebyłbymjużsam,prawda,Rachid?-odparłsuchoZafik,niepatrząc
na brata i nie przerywając pakowania. - To jedyny tydzień w całym roku, kiedy mogę się poczuć jak
mężczyzna,aniejakwładca.Typrzejmiesznatenczaswszystkieobowiązki.
Młodszybratszejkazbladł,jakbynaglepoczułsięprzygniecionyogromnymcię-
żaremodpowiedzialności.
- Może lepiej by było, gdybyś przełożył swoje wakacje? Wiesz, że negocjacje w sprawie wydobycia
nowoodkrytychzłóżropynaftowejsąwnajtrudniejszejfazie.
Oczekują,żeznacznieobniżymynaszeoczekiwania.
-Więcczekaichrozczarowanie.
- Naprawdę zamierzasz wyjechać właśnie teraz? W kluczowym momencie nego-cjacji? To najgorszy
możliwytermin.
- Mylisz się, Rachid - zauważył Zafik, uśmiechając się podstępnie. - Wręcz przeciwnie. To najlepszy
moment.
-Acozrobimy,jeśliwogólezrezygnujązwydobyciaiprzeniosąsięgdzieindziej?
-Niezrobiątego.
- Jak możesz być tego pewien? Skąd wiesz? Jak to możliwe, że zawsze wiesz, co należy zrobić? -
dopytywałsięRachid,patrzącnabratazzazdrością.-Wiesz,chciałbymbyćtaki,jakty.Niktniepotrafi
cięprzejrzeć.Nigdynieujawniaszinnymswoichemocji
-kontynuowałcicho,towarzyszącbratuwdrodzedostajnipełnychnajlepszychkoniwyścigowych.
- Nie można powiedzieć tego samego o moim ulubionym koniu - zauważył Zafik, podchodząc do
jednego z boksów, z którego dochodziło niecierpliwe rżenie. - Batal nigdy nie stara się kontrolować
swoichemocji.
-Prawdęmówiąc,wszyscywstajniachsięgoboją.
Zafikpogłaskałpieszczotliwieswojegofaworyta.Ogiernastroszyłuszyiniecierpliwieprzestępowałz
noginanogę.
-Mamwrażenie,żeBatalpotrzebujeparudniwolnościtaksamojakja.
TLR
- Czy ty się nigdy niczym nie przejmujesz? - zapytał Rachid, zdradzając swoją frustrację. - Czy
kiedykolwiekodczuwałeśniepokójiwątpliwości,któremnietowarzysząnieustannie?
Zafikzastanowiłsięchwilęicieńuśmiechupojawiłsięwkącikujegoust.Mógłsięprzyznaćbratu,że
jegodzieciństwobyłonieustannymtreningiempoczuciaodpowiedzialnościiobowiązku.
- Zaufanie pojawia się stopniowo, wraz z doświadczeniem - stwierdził krótko, kła-dąc ramię na szyi
ogiera,którymomentalniesięuspokoił.
-Konieikobiety-wyszeptałRachid,patrzącnabratazpodziwem.-Jaktytorobisz?
Zafikzignorowałpytanie,siodłającBatalaisprawdzającdokładnie,czyjestgotowydodługiejpodróży.
- Wrócę za pięć dni - rzucił krótko, dosiadając ogiera. - Masz możliwość, by zdobyć trochę
doświadczeniawrządzeniu.Niezmarnujtejszansy.
Niedającbratuanichwiliwięcejnaewentualnesprzeciwy,Zafikniepowstrzy-mywałjużdłużejBatala,
którygalopemopuściłstajnie,odrazukierującsięwstronępustyni.
-Widzę,żetobieteżspiesznoopuścićmurymiasta-wymruczałZafikradośnie,czującnagłyprzypływ
adrenaliny,wywołanynieskrępowanympędemnakońskimgrzbiecie.
Pustynia otworzyła się przed nimi, oferując schronienie przed przytłaczającymi problemami
związanymizrządzeniemkrajemiopiekowaniemsięmłodszymrodzeń-
stwem. Ich potrzeby, w miarę dorastania, stawały się coraz bardziej skomplikowane. Zafik był ich
opiekunem i czuł się wobec nich tak samo odpowiedzialny, jak wobec wszystkich mieszkańców
swojegomałegopaństwa.
Po jedenastu wyczerpujących miesiącach wywiązywania się ze swoich obowiąz-ków bardzo
potrzebowałzostawićtowszystkozasobąicieszyćsiękilkomadniamispokojuwsamotności,naktóre
wpełnizasługiwał,anaktórebardzorzadkosobiepozwalał.
Żadnychproblemów.Żadnychobowiązków.Tylkopustynia.
TLR
Zgubiłamsię.
Gorąco,pragnienie,piasek,palącesłońce,pragnienie,piasek...
Czyniepowinnajużdotrzećdomiasta?Jechałaodkilkugodzin,akrajobrazciąglewyglądałtaksamo.
Chyba oszalała, myśląc, że będzie w stanie sama znaleźć drogę do miasta. Jej gardło było bardziej
suche niż pustynia, serce waliło coraz słabszym rytmem, a oczy piekły ją niemiłosiernie. To, czego
najbardziej w tej chwili potrzebowała, to małej oazy z zimną wodą i palmami, w których cieniu
mogłabyschronićsięprzednieubłaga-nymsłońcem.Alewokółotaczałjąwyłącznienagrzanypiaseki
gorąco,którepotęgo-wałopragnieniezminutynaminutę.
Od dawna już przestała kierować koniem, który jednak nadal szedł przed siebie, jakby dążąc ku
wyraźnemucelowi.
-Przepraszamcię-wyszeptała,pochylającgłowęichowająctwarzwmiękkiejgrzywie.-Niedbamo
swójlos,alebardzoprzepraszam,żenaraziłamcięnatowszystko.
Szkoda,żeniemamprzysobienawigacjisatelitarnej.Zatrzymajsięjuż.Toniemasensu.Powinniśmy
siępoddać.
Klaczzarżałakrótkozdezaprobatąinadalszłaprzedsiebie.Bellabyłazbytsłabaiwykończona,aby
sięjejsprzeciwiać.Takbardzochciałojejsiępić,żebyłabywdzięcznachoćbyzakilkakropelziołowej
herbaty, której nie znosiła. Dotarło do niej, że powinna się przygotować na śmierć. Jej ciało zostanie
przysypaneprzezpiasekibyćmożeod-krytezakilkasetlatprzezpustynnycharcheologów.Czuła,jak
kręci jej się w głowie i mimo krańcowego wyczerpania, uśmiechnęła się, widząc już dramatyczne
nagłówkiwprasiebulwarowej:„SzalonaBellaBalfourzaginęłanapustyni".
Naglezrobiłojejsięciemnoprzedoczamiiostatniąrzeczą,jakązobaczyła,zanimzsunęłasiębezsilnie
zkonia,byłogromnyczarnycień,zbliżającysiędoniejnieuchron-nie.
Śmierć,pomyślałanawpółświadoma,iupadłanapiasekbezczucia.
TLR
ROZDZIAŁDRUGI
Zafikzeskoczyłzkoniaiwydałmucichyrozkaz.Ogierzatrzymałsięnatychmiastistanąłbezruchuz
dumnie uniesionym łbem. Rozpoznając w mgnieniu oka drugiego konia, jego niepokój obrócił się w
niepohamowanąfurię.-Amira...-Jegogłosbrzmiał
jednakłagodnie,gdypodchodziłpowolidoswojejulubionejklaczy,wyciągającrękęwuspokajającym
geście.-Cotyturobisz,takdaleko,pośrodkupustyni?
Klaczpozwoliłamuprzejąćlejce,któreZafikprzywiązałdoswojegosiodła.
Później, powtarzał sobie, starając się powstrzymać narastający gniew. Ktoś za to zapłaci. Teraz jego
priorytetembyłatadziewczyna.
Byłanajbardziejnieprawdopodobnymzłodziejemrasowychkoni,jakiegowidział.
Wystarczyłomujednospojrzenienajejbawełnianykostiumzespodniami,abysięzorientować,żenie
miałazielonegopojęciaoprzetrwaniunabezlitosnejpustyni.Niemiałażadnejochronyprzedpalącym
słońcem.
Zafik uśmiechnął się lekceważąco. Po tych wszystkich groźbach i ostrzeżeniach tylko na to ich było
stać?Niemogliznaleźćnikogolepszego,abyukraśćjegonajbardziejcennegokonia?
Zniecierpliwościąpomieszanązgniewemrozejrzałsię,szukającczegoś,cobyTLR
wskazywało,żedziewczynazabrałazesobązapaswody,aleniczegonieznalazł.Mruczącprzekleństwa
pod nosem, podniósł ją. Jej długie włosy rozsypały się na jego ramieniu niczym snop czystego złota.
Zafik nie był w stanie oderwać wzroku od kuszącego kształtu jej pełnych ust i nagle zapomniał o
wszystkim poza faktem, że trzyma w ramionach przepiękną i niezwykle pociągającą kobietę. Jej
powieki zatrzepotały i spojrzał w najbardziej błękitne oczy, jakie widział w życiu. Te oczy
przypominały mu kolor letnie-go nieba, lazur Morza Arabskiego i turkus jedwabiu sprzedawanego na
rynku w Al-Rafid. Jej wargi rozchyliły się i dziewczyna wyszeptała coś, ale było to zupełnie po-
zbawionesensu-cośoziołowejherbacie-apotemzamknęłaoczyiniepowiedziałajużnicwięcej.
Świadomy tego, że wciąż przygląda się jej pięknej twarzy, Zafik poczuł nagły przypływ gniewu i
niezadowoleniazsamegosiebie.Cozniegozamężczyzna?Trzymał
wramionachkobietę,którastraciłaprzytomność.Byłanaskrajuwyczerpania,aonmy-
ślałotym,żezapragnąłjejtakmocno,jakbezwątpieniaonapragnęłanajmniejszejkro-plipłynu.
Wrócił do swojego ogiera i wyjął butelkę z wodą. Dziewczyna musiała być skrajnie odwodniona.
Widziałtojużwcześniejwielerazy,zbytwiele.
-Pij!-nakazałjejostro,aleonanajwidoczniejniebyławstaniespełnićtegoroz-kazu.
Zastanawiając się, co takiego złego zrobił, że los ukarał go skrajnie wyczerpaną dziewczyną w
momencie,gdypowiniensięcieszyćsamotnością,Zafikwylałkilkakropelwodynajejustaipatrzyłz
satysfakcją,jakzlizujejełapczywie.Przynajmniejjestdlaniejjeszczeszansa.
Chciał, żeby żyła i stanęła przed sądem za kradzież jego konia. Musi zapłacić za to, co próbowała
zrobić.Ależebyutrzymaćjąprzyżyciu,musiałprzedewszystkimchronićjejorganizmprzedsłońcem.
Ajedynymmiejscem,wktórymmógłtozrobić,byłjegowłasnyobóz.Trzebapogodzićsięztym,co
nieuniknione,pomyślałZafikzrezygnacją.
Umieściłjejbezwładneciałonaswoimkoniuiusiadłzanią,oglądającsięnaklaczisprawdzając,czy
podążazanimi.
Wniecałedwadzieściaminutdotarlidojegoobozunapustyni,aletowystarczyło,TLR
żebyzrozumiał,żetanieprzytomnakobietadziałananiegowszczególnysposób.
Zsiadajączkoniapłynnymruchemiponowniebiorącjąnaręce,Zafikprzygryzł
wargę.Możepowinienbyłzostawićjąnapustyni...
Szejk puścił konie wolno, aby same znalazły sobie wodę i schronienie w cieniu małej oazy, i zaniósł
nieprzytomną dziewczynę do swojego namiotu. Położył ją delikatnie na macie, która służyła mu za
posłanie,izmarszczyłniecierpliwiebrwi,widząc,żeleżybezruchu.
Rozdarty między lękiem o nią a rozdrażnieniem, Zafik pochylił się i dotknął dłonią jej czoła. Gdy
poczuł,jakbardzobyłorozpalonezrozumiał,żejeślinieudamusięobni-
żyćjejtemperatury,będziemiałpoważnyproblem.
-Niewiem,kimjesteś,alenajwyraźniejmaszwięcejurodyniżrozumu-warknął
zdenerwowany,wychodzącznamiotu,abyprzynieśćchłodnejwody.
Tobybyłotyle,jeślichodziotydzieńspokoju,samotnościirefleksji.
Zafikzanurzyłswojądużąchustęwwodzie,poczymwróciłdonamiotuiprzemył
jej twarz i szyję. Wiedząc, że jej powrót do zdrowia zależy od schładzania i uzupełnienia płynów,
niechętnie rozpiął guziki jej tuniki z długimi rękawami. Następnie zdjął ją i przemył chłodną wodą
szczupłeramiona,starającsięniepatrzećnaeleganckibiustonosz,którystanowiłterazjedynąbarierę
międzynimaciałemdziewczyny.Zacząłmasowaćjejciałozwilżonymidłońmi,abyjaknajskuteczniej
schłodzićprzegrzanąskórę.Pochwilizrozumiał,żeijemuprzydasięzimnyprysznic...Pospiesznieiz
rezerwąwykwalifiko-wanegopielęgniarzazdjąłzniejbiałebawełnianespodnie.
-Atif?-wyszeptałaimięmężczyzny,aZafikzmarszczyłbrwi,zastanawiającsię,czynapustynibyłz
niąjeszczektoś.
Oczywiście.Musiałamiećwspólnika.Plan,abyuprowadzićjegokonia,niemógł
być przecież zrealizowany przez jedną samotną kobietę. Zafik spojrzał zniecierpliwiony na jej
zaróżowionepoliczki.Odkiedyprzestałlogiczniemyśleć?
Kierowany w równym stopniu troską, jak i pilną chęcią uzyskania informacji, uniósł jej głowę,
podsuwającdoustnaczyniezwodą.Cieńnamiotuichłódwodypowoliwracałyjejprzytomność.Gdy
tylkoZafikstwierdził,żejestwstanieodpowiedziećnajegopytania,podniósłjąponownieidelikatnie
potrząsnął,zmuszając,abyotworzyłaTLR
oczy.
- Kto jeszcze był z tobą? - spytał ostro, ale dziewczyna nie odpowiedziała. Starając się ignorować
gładkośćimiękkośćjejskóry,Zafikponowiłpytanie:-Czybyłaśsama?
Jej powieki uniosły się i spojrzała na niego tymi zachwycającymi błękitnymi oczami, które bez
wątpieniazostałystworzonepoto,abydoprowadzaćmężczyzndoszaleństwa.
-Koń-wyszeptałaztrudem,aZafikpoczułnarastającenapięcie.
-Wiemokoniu.Jacyśludzie?
Zwilżyłajęzykiemwargi,zanimodpowiedziała,jakbymówieniestałosiędlaniejnajtrudniejsząrzeczą,
jakąkiedykolwiekmusiałazrobić.
-Czyzkoniemwszystkowporządku?
Leżałabezwładnienawpółprzytomnawjegoramionach,amimotomartwiłasięokonia?Poruszony
przez chwilę tym zaskakującym faktem Zafik dopiero po pewnym czasie zrozumiał, że najwyraźniej
zdrowiekoniamusiałointeresowaćjązzupełnieinnychpobudekniżaltruistycznatroskaozwierzę.
-Wporządku,choćoczywiścieniedziękitobie.Tymrazemnieudałocisięwykorzystaćokazji.
-Wykorzystać?
-Jestwielepytań,naktóremusiszmiodpowiedzieć,alewszystkowswoimczasie.
Popierwsze,ktotojestAtif?
Jejoczyzamknęłysięponownie,alezdążyłwnichdojrzećniemywyrazrozpaczy.
-Proszę,nieodsyłajmnietamzpowrotem.
- Odesłać cię? Dokąd? - Przyzwyczajony do natychmiastowych odpowiedzi na swoje pytania Zafik
pomyślał,żewyciąganiezniejinformacjijestszczególniemęczące.
Cozamężczyznawysłałbykobietę,abyuprowadziłakonia?Amożeonauwiodłakogoś,abyosiągnąć
swójcel?
Poirytowany swoimi myślami Zafik ponownie przytknął naczynie do jej ust. Jej dłoń zacisnęła się na
jegonadgarstku,ajejpalącydotykwywarłnanimtaksilnewrażenie,żeomałonaczynieniewypadło
muzrąk.
TLR
-Jakmogłaśtegodokonaćbezniczyjejpomocy?Ktośprzecieżmusiałbyćztobą?
-Nie-zaprzeczyłasłabymgłosem.-Byłamsama.
Kładącjązpowrotemnamacie,Zafikzastanawiałsię,jakktośmógłukraśćkoniasamodzielnieibez
żadnego wsparcia. Wszelkie informacje, jakie do niego docierały, na temat groźby kradzieży jego
wartościowejklaczy,dotyczyłyzorganizowanychgrup,li-czącychconajmniejkilkanaścieosób.
-Śpijteraz-powiedziałspokojnie,wstająciwychodzącznamiotu.Potrzebował
chwilisamotności.Musiałtowszystkoprzemyśleć.-Sprawdzę,cozkońmi.
-Poczekaj!-zatrzymałago.-Kimjesteś?
Zafikuśmiechnąłsięcynicznie.Niktnigdywcześniejniezadałmutakiegopytania.
Jeszczerazspojrzałwzamyśleniunamłodąkobietęoblondwłosachijasnejcerze.Istniałamożliwość,
że ta nieznajoma, naiwna dziewczyna, która sądziła, że będzie mogła bezkarnie uprowadzić jego
najwartościowszegokonia,poprostuniemiałapojęcia,kimonjest.Comuzresztąodpowiadało.
Niktniewiedział,gdziesiędokładnieznajduje.Chciał,abytopozostałotajemnicą,szczególnieteraz,
gdychodziłoobezpieczeństwoAmiry.
-Jestemtwoimkoszmarem-odpowiedziałprzebiegle,unoszącpołynamiotu,abywyjśćnazewnątrz.-
Ipożałujeszdnia,wktórympostanowiłaśukraśćmojegokonia.
Wszystko wokół niej ze złota przemieniło się w nieskazitelną biel. Czyżby umarła i trafiła do nieba?
Bellazamrugałakilkarazyizdałasobiesprawę,żepatrzynapłótno.
Znajdowała się w namiocie. I było jej gorąco. Bardzo gorąco, zupełnie, jakby była w piecu z
zamkniętymidrzwiczkami.Jejsercebiłowprzyspieszonymtempie,gardłomiałakompletniezaschnięte
iniemiałapojęcia,jaksiętutajznalazła.Dojejświadomościdocierałyniejasnewspomnieniamęskiego
głosu,którykazałjejpić,isilnychdłoni,którezdejmowałyzniejubranie...
Zdejmowały z niej ubranie? Gdy zrozumiała, że jest prawie naga, nie licząc deli-katnej koronkowej
bielizny,rozejrzałasię,abyznaleźćcoś,czymmogłabysięokryć,gdynaglepołynamioturozchyliłysię
idośrodkawszedłmężczyzna.
Byłnagidopasa,ajegosilne,muskularneiopaloneramionalśniłykroplamiwody,jakgdybydopiero
cowyszedłzbasenu.JedynejegoubraniestanowiłbiałyręcznikluźnoTLR
zawiązanywokółbioder.PrzezmomentBellamiaławrażenie,żetohalucynacje,ponieważmiałaprzed
sobąnajprzystojniejszegoinajbardziejpociągającegomężczyznę,jakiegowidziaławżyciu.
- Może jednak faktycznie już nie żyję i trafiłam do nieba - mruknęła pod nosem żartobliwie, ale jej
towarzysznieodpowiedziałuśmiechem.
Jegociemneoczypatrzyłynaniązarogancjąinieukrywanąpogardą.
-Maszdziwnepojęcieoniebie.Amożepoprostuniezdajeszsobiesprawy,wjakichjesteśopałach.
-Chodziociebie-roześmiałasięBella,któranawetsłabaiwyczerpanabyławstaniedostrzeckomizm
sytuacji. - Wyobraź sobie te setki godzin, które spędziłam na przyjęciach, wypatrując przystojnego i
interesującegomężczyzny,aokazujesię,żespo-tykamgowłaśnietutaj,wsamymśrodkupustyni.
Pustynia.OBoże,wciążznajdowałasięnapustyni.Naglewszystkowróciłozprzerażającąjasnością.
-Słuchaj,niemampojęcia,gdziesięznajduję,aleproszę,obiecajmi,żenieza-proponujeszmiziołowej
herbatyimedytacjinadsensemmojegożycia.Bonieręczęzasiebie.
Bella nagle uświadomiła sobie, jak niekorzystnie musi w tym momencie wyglądać, i bezwiednie
przeczesaładłoniąwłosy,napotykającsuchąisplątanąmasę.
-Och,piasek.Wszędzietenpiasek.
-Właśniedlategotosięnazywapustynia.
-Tak,aleonjestnawetwmoichwłosach-zauważyłarozpaczliwie,czującjednocześnie,żejejsłynna
jedwabistaskórabardziejterazprzypominapapierścierny.Nicdziwnego,żetenmężczyznaniepatrzył
naniąwsposób,dojakiegobyłaprzyzwyczajona.
-Kilkagodzintemuznajdowałaśsięwobliczuśmierci,aprzejmujeszsięswoimiwłosami?-Pogardaw
jegogłosiemiałanacelunajwyraźniejjąobrazićisprawiła,żeBellapoczułasięjeszczegorzej.
- Nie masz pojęcia, co to znaczy być uwięzioną w tej dziczy bez czegoś tak pod-stawowego jak
odżywkadowłosów!-Chcączwilżyćwargi,BellaprzeciągnęłaponichTLR
językiemiichstankompletniejąprzeraził.-Mojeustasąstraszniepopękane!
- To normalne, gdy wybierasz się na przejażdżkę po pustyni bez odpowiedniego zabezpieczenia -
stwierdziłostroinieprzyjaźnie.
-Nieplanowałamsięzgubić!
-Taksiędzieje,gdykierujeszkoniawzłąstronę.
Bellamiałajużserdeczniedosyćjegocynicznychuwag.
-Powinieneśchybapopracowaćnadswoimimanierami.
-Mojemanieryzwykledostosowanesądoosoby,któraznajdujesięwmoimłóżku
-stwierdził,uśmiechającsięzjadliwie.
Bellaniebyłaprzyzwyczajonadotakdalekoposuniętejmęskiejobojętności.Do-myślałasię,żeskóra
spieczonasłońcemikompletniezniszczonafryzuraniedodająjejuroku.
Wystarczy mi pół godziny w basenie, z którego on właśnie wyszedł, pomyślała, i padnie mi do stóp.
Poradzęsobienawetbezlustra.
-Zawszesiętakprzejmujeszswoimwyglądem?Możepowinnaśpomyślećoważ-
niejszychsprawach,jaknaprzykładpokora.Powinnaśsięzastanowićnadlekcją,jakącidałapustynia.
Wyraźnazłośćwjegooczachkazałajejsięzastanowić,czymmogłagotakgłębo-kodotknąć.
-Pustynianauczyłamnie,żejużnigdywięcejniepowinnamopuszczaćmiasta.-
Czującsięcorazgorzejzminutynaminutę,Bellanaglezrozumiała,żebolijącałeciało.
To też prawdopodobnie efekt wielu godzin spędzonych na końskim grzbiecie. - Nie wydajesz się
zbytniozadowolonyzfaktu,żeżyję.
-Niezamierzałemspędzićmojejpierwszejnocynapustyniznawpółmartwąkobietą.
- Wolisz kompletne trupy? One przynajmniej z tobą nie dyskutują. - Rzut oka na jego surową i
nieprzyjaznątwarzwystarczył,abyBellazrozumiała,żeniemasensupy-taćgoolusterko.-Słuchaj,
przykro mi, że sprawiłam ci kłopot. Ale wystarczy, jeśli dasz mi coś na ten potworny ból głowy,
pokażeszmi,którędymogędojechaćdomiasta,izostawięcięwspokoju.
TLR
Odpowiedziałcośwniezrozumiałymjęzyku,aleztonuwywnioskowała,żebył
wściekły.
- Czy naprawdę twoja śmieszna eskapada niczego cię nie nauczyła? Jesteś na pustyni, a nie na
angielskiejwsi.Tutajniewybierasięnaprzejażdżkę.Aninawetnaspacer.
Bellaprzypomniałasobieciemnykształt,którypojawiłsięznikąd,izrozumiała,żetomusiałbyćon.
-Aletysięwybrałeś.
- Ja się tutaj urodziłem. Znam pustynię o każdej porze dnia i nocy. Ale nawet ja nie odważyłbym się
wybrać w drogę bez odpowiedniego przygotowania. Następnym razem, gdy postanowisz popełnić
przestępstwo,proponuję,abyślepiejtozaplanowała.Niemaszmapy,zapasowegoubraniaaniwody.Co
tysobiewogólemyślałaś?
- Chyba nie za długo nad tym myślałam - przyznała Bella, skarcona jego surowymi słowami i
zdziwionasłowem„przestępstwo".-Chciałampoprostudostaćsiędomiasta.
Źleoceniłamodległość.
-Tenjedenmałybłądmógłkosztowaćdważycia,gdybymsięniepojawiłwostatnimmomencie.
-Dwa?-Gdyzaczęłodoniejdocierać,comiałnamyśli,Bellaażusiadła,przepeł-
nionawinąiniepokojem.-Chceszpowiedzieć,żetenpięknykoń...Czywszystkoznimwporządku?
Przecieżpowiedziałeś...
- Przeżyje, ale na pewno nie dzięki tobie. Ta klacz jest niezwykle wartościowym zwierzęciem. -
Uśmiechnąłsięzironią.-Aleotymnapewnojużwiesz,prawda?Todlategojąwybrałaś.
- Wybrałam ją, bo wyglądała na przyjazną. - Bellę torturowała myśl o tym, do czego mogła
doprowadzić. O mało nie zabiła pięknego konia. Kompletnie zawaliła sprawę. Znowu. Ale przecież
nikogotojużniezdziwi.-Toarabskikończystejkrwi,prawda?Onesąbardzocharakterystyczne.
- Domyślam się, że doskonale znasz jej charakterystykę, bo skąd byś wiedziała, że kradniesz
właściwegokonia.
-Rozumiem,żejesteśnamniezły-przyznałaszczerze,poruszonajadowitościąwTLR
jego głosie. - Sama wiem, że trudno mi będzie sobie wybaczyć to, co zrobiłam. Nigdy specjalnie nie
naraziłabym żadnego zwierzęcia na niebezpieczeństwo. Kocham konie, nawet bardziej niż ludzi, jeśli
mambyćzupełnieszczera-dodałapokornie.-Naprawdęmyślałam,żewgodzinęudamisiędotrzećdo
miasta.
-Tamwłaśnienaciebieczekali?
-Kto?
-Twoiwspólnicy.
-Niemamżadnychwspólników.
-Więczamierzałaśodrazująsprzedać?
-Niezamierzałamjejsprzedać!-Bellausiadłanaposłaniu,obrażonatakąsugestią.
-Chciałamodesłaćjązpowrotemdostajni.
-Sądzisz,żeuwierzę,żeukradłaśklacztylkopoto,żebyjązpowrotemoddać?
-Nieukradłamjej!Ja...jatylkojąpożyczyłam.Nakrótko...Niejestemzłodziejką!
-Znalazłemcięwposiadaniuzwierzęcia,którenienależydociebie.Czyonauciekłazeswojejstajni?
-No...nie-przyznała,lekkoblednąc.
-Więcjąuprowadziłaś.
-Pożyczyłam.-Naserioprzerażona,Bellażałowała,żeniemasięjakbronić.
Alepochwiliprzypomniałasobie,żemaprzedsobąmężczyznę.Aonamapięknebłękitneoczy.Czyż
tonienajlepszabrońwtejsytuacji?Ustawiłaodpowiednioswójprofilipopatrzyłaprosto,napotykając
jegociemneinieprzejednanespojrzenie.
-Mogęwszystkowyjaśnić...
Zafikuniósłjednąbrew,krzyżującramiona.
-Naprawdęjestembardzociekaw,cowymyślisz.
Chybaniespojrzałnaniądokładnie.Bellaspróbowałaotworzyćoczytroszkęszerzej,aleonnawetnie
mrugnął. Chyba jednak siedziała za daleko. Ale przecież miała jeszcze swoje złote, długie włosy.
Spróbowała przerzucić je zalotnie za ramię, ale były tak potargane i pełne piasku, że ledwie drgnęły.
Gdy zrozumiała, że będzie musiała polegać raczej na sile logicznej argumentacji niż swojego uroku,
poczuła,żedrży.
-Byłamjakuwięzionawtymokropnymcentrummedytacjiwsamymśrodkupu-TLR
styni...nic,tylkojoga,ziołowaherbata...tomiejscedoprowadzałomniedoszaleństwa.
-Masznamyślinajnowocześniejszeświatowecentrummedytacjikontemplacyj-nej?
-Tak...toteż-przyznałaposłusznie,starającsiędyskretniepozbyćpiaskuzzapaznokci.-Wkażdym
razieniebyłotamnicpozapiaskiem.Nic,tylkopiasekipiasek...
-Bardzooryginalnie,prawda?Zwłaszcza,żejesteśmynapustyni-zadrwiłZafik.
- Musisz być taki nieprzyjemny? - Bella spojrzała na niego z wyrzutem. - Zaraz mi powiesz, że
uwielbiaszcałytenpiach.
-Mamzbytmałoczasu,abysięmócnimnacieszyć.
-Zbytmało?Aileczasupotrzeba,abysięnimnacieszyć?Ułameksekundy?Niechcęjużnigdywięcej
oglądać ani jednego ziarenka piasku. Właśnie dlatego pożyczyłam tego konia. Chciałam się stąd
wydostać.Chybajużnigdywięcejniebędęwstanienawetspojrzećnaplażę.Odtejporymogęliczyć
wyłącznienamiejskierozrywki.
-Więcpoprostuweszłaśdostajniiwzięłaśpierwszegokonia,którycisięspodo-bał?
-Szczerzemówiąc,tobyłodośćdziwne-przypominałasobieBella,marszczącswójzgrabnynosek.-
Wszyscy jakby nagle zniknęli. Na początku widziałam straże, ale potem... nikogo. Miałam wrażenie,
jakbysięmiałostaćcośzłego.Choćoczywiścietomogłabyćtylkomojaprzeczulonawyobraźnia.Co
takiegomiałobysięstać?
-Awięcwiesz,cotojestwyobraźnia?Trudnowtouwierzyć-zauważyłzgryźliwie,alepochwilicoś
przyciągnęłojegouwagę.-Awięcmówisz,żenikogotamnieby-
ło?Mogłaśpoprostuwyprowadzićkoniazestajniiodjechać?Niktcięniezatrzymał?
-Dokładnie.Moimzdaniemwłaścicielstajnipowinienzwolnićtychstrażników.
Cobybyło,gdybykoniepotrzebowałypomocy?
-Zgadzasię.
-Wkażdymrazie,zaczęłamjechaćwkierunkumiasta.Alenajwyraźniejniebyłtowłaściwykierunek.
Wszystkodookoławyglądałodokładnietaksamo.Dopieropopewnymczasiezorientowałamsię,żesię
zgubiłam.Gdybyśsięwtedyniepojawił...
-Byłabyśjużmartwa.
TLR
- Tak. Prawdopodobnie. - Zadrżała. - Więc jeszcze raz dziękuję. Miałam dużo szczęścia, że mnie
znalazłeś.
Zafik patrzył na nią przez dłuższą chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał, ale w końcu bez słowa
podszedł do dużej przenośnej torby i wyjął z niej ubranie. Gdy się zorientował, że Bella mu się
przygląda,spojrzałnaniąniechętnie.
-Możeszsięodwrócić?
- Dlaczego miałabym to robić? - spytała przewrotnie, wiedząc jednocześnie, że wkracza na bardzo
grząskigrunt.-Maszfantastyczneciało.
-Atyzaczynaszbardzoniebezpiecznągręjaknasamotnąibezbronnąkobietę.
Możeniejestemnajbardziejodpowiedninatwojegoopiekuna,habibiti.-Jegogłosstał
sięnaglemiękki,awjegooczachdostrzegłaniebezpieczneiskierki.
Byłzupełnieinnyniżmężczyźni,którychBellaspotykaładotejpory.Zaskakującakombinacjawładzyi
cywilizacjizpierwotnąsiłą.Prawdziwymężczyzna,pomyślała.W
dodatkuwprostnieprzyzwoiciepociągający.
-Chybazapomniałaś,żesięzgubiłaśiniemasznajmniejszegopojęcia,gdziesięznajdujesz.
-Niezgubiłamsię.Jestemztobą.
- I to cię nie niepokoi? - spytał zimnym tonem. - Mogę być przecież większym zagrożeniem niż
pustynia.Jesteśmytuzupełniesami.Niktcięnieuratuje.Niktnieusłyszytwojegowołaniaopomoc.
Bellawybuchłaśmiechem.
-Zupełnienieźlejaknaaktorafilmówgrozy.
- Chciałem tylko zwrócić twoją uwagę, że minimum ostrożności może zwiększyć twoje szanse
przeżycia.
-MieszkałamwLondynieiwNowymJorku.Wiemconiecooostrożności.
- Nie jesteś ani w Londynie, ani w Nowym Jorku. Jesteś w środku arabskiej pustyni z mężczyzną,
którego w ogóle nie znasz. Jeśli wyjdziesz z namiotu, czekają na ciebie węże i skorpiony, a także
zwierzętatakwielkie,żemogąciępołknąćwcałości.
Bellazadrżałamimowolnie,corazbardziejzaniepokojona.
TLR
-Przestańmniestraszyć.Chybaniechceszkobietyzatakiemhisteriiwswoimnamiocie.
-Wogóleniechcękobietywmoimnamiocie.
-Aha...-Uśmiechnęłasięznacząco.-Rozumiem.Jesteśgejem.
Jegospojrzeniewyrażałobezgranicznezdumienie.
-Niejestemgejem.Poprostuniepotrzebujęteraztowarzystwa.Bardzocenięsobiesamotność.
-Naprawdę?-spytałazniedowierzaniem.
-Czasnarefleksjęjestcennymdarem.
-Jeślichodziomnie,wolętowarzystwoludzi.
-Jaksięwięcznalazłaśwcentrummedytacji?
-Wysłanomnietam.
-Kto?
- Słuchaj, czy musimy o tym mówić? Mam już dosyć tego zastanawiania się nad sobą. Najwyraźniej
mamalergięnamedytacje.
Zafikspojrzałnaniąwtensampełendezaprobatysposóbjakjejojciec,gdywidziałagoporazostatni.
Zamknęłaoczy,czującsięcorazgorzej.
-Jaktwójbólgłowy?
-Jakibólgłowy?-Bellawolałabyumrzeć,niżprzyznaćsiędosłabości,szczególnieprzedkimśtakim
jakon.-Czujęsięświetnie.
-Powinnaświęcejpić-stwierdził,podającjejkubekzwodą.
-Wziąłeśzesobąpodwójnyzapaswody?
-Jestemprzygotowany.Wprzeciwieństwiedociebie.Pozatymnieodpowiedzia-
łaśnamojepytanie.Ktowysłałciędocentrummedytacjinapustyni?
-Mójojciec-stwierdziłalakonicznie,pijąckolejnyłykwodyizastanawiającsię,jakwielebędziejej
jeszczepotrzebować,abyuśmierzyćbólgłowy.-Miałamsięodna-leźć.
-Awzamianzatosięzgubiłaś-uśmiechnąłsię.
Bella po raz kolejny musiała przyznać, że nigdy nie spotkała tak przystojnego mężczyzny. Liczył się
oczywiścienietylkojegowygląd.Emanowałczymśszczególnym,TLR
atmosferąwładzy,pewnościsiebieisiły.
-Kimtywogólejesteś?-spytał.
Bellaotworzyłaszerzejoczyzezdziwienia.Niktnigdywcześniejjejotoniepytał.
Każdyjąznał.Każdyjejruchbyłśledzony,fotografowanyikrytykowany.Nawetci,którzynigdyjej
niespotkali,uważali,żejądobrzeznają.Każdymiałwyrobionąopinięnajejtemat.Najczęściejzłą.
Aletutaj,pośródpiaskówpustyni,niktjejnieznał.
WtymsamymmomencieBellazrozumiała,żeniktniewie,gdzieonasięznajduje.
Nikt jej nie śledził, czekając, aż się potknie. Dziennikarze, którzy zawsze jej towarzyszy-li,
prawdopodobniesiedzieliterazznudzenizaswoimibiurkami,zastanawiającsię,oczymnapisać.
Ogarnęłojąniezwykłepoczuciewolnościiswobody.
-Jestem...Kate-odparła,uśmiechającsięszeroko.-Aty,jesteś...?
-AktotojestOliwia?Iczegoniepowinnarobić?
Bellanagleprzypomniałasobie,dlaczegoodesłanojąnapustynię,ijejradośćgdzieśznikła.
-SkądwieszoOliwii?
-Majaczyłaśwgorączce.Całyczaspowtarzałaś:„Oliwia,nieróbtego,niemo-
żesz".KimjestOliwia?
- Kimś, kogo znam - wyszeptała Bella, drżąc na całym ciele. Zaczęła się zastanawiać, jak wiele
zdradziła.-Cojeszczemówiłam?-Czywypowiedziałateżimiędrugiejsiostry,Zoe?Czymówiłacoś
więcejotymtragicznymdniu?
-Nicwięcej.Czyktośwogólewie,żeopuściłaścentrummedytacji?
-Nie-stwierdziłakrótko,przypominającsobierozmowęzAtifem.-Alenapewnosiętegodomyślą.
-Wtedynapewnozacznącięszukać-stwierdziłsuchoZafik.-Atoostatniarzecz,jakiejchcemy.
-Jeślimnieznajdą,zabiorąmniezpowrotemiznówczekająmnietortury.-Naglezmarszczyłabrwi,
gdydotarłodoniej,coprzedchwiląusłyszała.-Chwileczkę,adlaczegoniechcesz,abymnieszukano?
Niepowinnociętomartwić,chybaże...niechcesz,TLR
abyktokolwiekwiedział,gdzietyjesteś.Askoroniechcesz,abywiedziano,gdziejesteś...-jejumysł
pracowałbynapewnolepiej,gdybynietenotępiającyból-toznaczy,żezwykleludziewiedzą,gdzie
cięznaleźć.Czylialbojesteśniebezpiecznymmordercą,albokimśważnym...
- Jeszcze nikogo nie zabiłem - parsknął Zafik. - A ty mówisz zadziwiająco dużo jak na osobę, która
dopieroprzedchwiląodzyskałaprzytomność.
- Zwykle bardzo szybko wracam do formy. - Bella usiadła i podciągnęła kolana, obejmując je
ramionami.Zawszelkącenęniechciałamupokazać,jakźlesięczuła.-Askoroniejesteśmordercą,
musiszbyćkimśsławnym.Totyjesteśtymszejkiem,prawda?
Dlategoniechcesz,abyktokolwiekodkrył,gdziejesteś.
-Cowieszoszejku?-zapytałostrożnie.
- Bardzo niewiele. Ale Atif opowiedział mi, że każdego roku spędzasz tydzień na pustyni. - Uniosła
głowę i spojrzała na niego ze zrozumieniem. - To dlatego nie chcesz, aby mnie szukano, prawda? To
jesttentwójtydzieńnapustyniichceszpozostaćzupeł-
niesam.
-Sporotychdomysłów.
- I wszystkie są prawdziwe. Zresztą wiem, co czujesz. Doskonale rozumiem potrzebę unikania ludzi.
Pozatymumiemdotrzymaćtajemnicy.Proponujęciukład.Nikomuniepowiem,żecięspotkałam,jeśli
itymnieniezdradzisz.
-Toniejestśmieszne.
- Mój ból głowy też nie. - Wyczerpana rozmową, Bella opadła na matę i zamknęła oczy. - Zrozum,
wystarczy, że pokażesz mi, którędy dojechać do Al- coś tam i zostawię cię w spokoju. Każde z nas
będziemogłowrócićdoswojegożycia.-ChociażBellaniemiałapojęcia,jaksięutrzymabezstałego
źródładochodów.Ojciecodebrałjejteżwszystkiekartykredytowe.
Gdybybyłausiebie,mogłabypoprostuzadzwonićdojednejzgazetizaproponowaćsesjęnaokładkę,
aletutaj,napustyni,raczejniewchodziłotowgrę.Czytutajktokolwiekzatrudniamodelki?
Ajeślinawet,toniktnieuznałbyjejzawystarczającoatrakcyjnąwjejobecnymTLR
stanie.Onnajwyraźniejtakżenie.
-Jeśliniemasznawetsiły,żebywstać,tojakchceszodbyćpodróżpopustyni?-
spytałZafik,biorącjązaramionaipomagającjejsiępodnieść.
-Wystarczy,jeślipożyczyszmikonia.Poradzęsobie.-Bellarozejrzałasiędooko-
ła, szukając czegoś, na czym mogłaby się oprzeć, ale jedyną opcją był stojący przed nią mężczyzna,
więc,niewielemyśląc,skorzystałazniej.-Naprawdęboskopachniesz-
wyszeptała,alewtejchwiliZafikodsunąłjągwałtownieizpowrotemusiadłanamacie.
Odsunąłjąodsiebie.Żadenmężczyznanigdywcześniejtegoniezrobił.Wszystkobyłonietak.
Kręciłojejsięwgłowieiczułasięokropniechora.Pozatymbyłazmężczyzną,któremunajwyraźniej
nieodpowiadałojejtowarzystwo.
-Pożyczmikoniaijużmnietuniema.
-Niepożyczęcikonia!
- Dlaczego? - spytała urażona. Gdyby tylko mogła mieć do dyspozycji swoją łazienkę i fryzjera, ten
aroganckimężczyznaniepotraktowałbyjejwtensposób.Zdecy-dowawszy,żepotrzebujewięcejdawki
jejzniewalającegouśmiechu,spojrzałananiego,mrugajączalotniepowiekami.-Maszdwakonie.Nie
bądźskąpy.
-Mójogierzrzuciłbycięwsekundę,aklaczjestzbytwartościowa,abypowierzyćjąkomuś,ktoniema
pojęciaokoniach.
Poruszonajegonieprzyjemnymtonem,Bellachciałazaprzeczyćiwyznać,żeakuratbardzodobrzezna
sięnakoniach,alezdecydowała,żeimmniejszejkbędzieoniejwiedział,tymlepiej.Zkażdąminutą
czuła się coraz gorzej i drażniło ją, że jest uwięziona gdzieś, w środku pustyni, na łasce obcego
mężczyzny,któryuważał,żejestzłodziejką.
-Chcępoprostuwrócićdomiasta.Napewnowystarczykilkagodzin...
-Owielewięcejniżkilkagodzin-uciąłkategorycznie.-Samaniedaszrady.
Bella spróbowała wstać i uświadomiła sobie, jak trudna jest sztuka uwodzenia, gdy ledwie się można
utrzymaćnanogach.Udałojejsięjednakpodejśćbliżejispojrzećprostownieprzejednaneoczyszejka.
-Awięcpomożeszmi?Proszę.Odwiezieszmniedomiasta?
TLR
Dotknęła dłonią jego ramienia, czując pod palcami twardość mięśni. Nieświado-mie, przeciągnęła
dłoniąpojegociele,zafascynowanajegofizycznąsiłą.Usłyszała,jakszejkodetchnąłgłęboko,awjego
oczach dostrzegła błysk pożądania. Bella uśmiechnęła się z triumfem. A więc udało się! Odzyskała
dawnąpewnośćsiebie,świadoma,żenawetbezfryzjerajestwstanieowinąćsobiekażdegomężczyznę
wokółmałegopalca.Jeszczechwila,adaszmitegokoniawprezencie,pomyślałazwycięsko,patrząc
naniegospodprzymrużonychpowiek.Wiedziała,żetospojrzeniejestniezawodne.Nawetbezswojego
ulubionegociemnogranatowegotuszumiałanadzieję,żezadziałabezpudła.
-Wiem,żemipomożesz-wyszeptała,przekonana,żesilnymężczyznanieodmó-
wisłabejkobieciewpotrzebie.Wystarczyło,jeśliBellawykorzystafakt,żebędziechciał
siępoczućjakprawdziwymężczyznaiudowodnićjejswojąwartość.-Samasobieztymnieporadzę-
dodała, wybierając odpowiednie słowa, aby podbudować jego ego, i podkreślając je odpowiednim
uśmiechem.
- Biorąc pod uwagę, że już raz musiałem cię ratować, nie musisz mi mówić, że sa-ma sobie nie
poradzisz.Samdotegodoszedłem-stwierdziłsucho.
Bellapoczuła,jakjejtwarzstajewogniuztłumionejzłości.Terazwpadławewłasnąpułapkę.Jeślimu
powie, że sama sobie doskonale radzi, nie uda jej się go przekonać, żeby jej pomógł. W tej sytuacji
musiaładalejgraćtąkartą.Pozostawałojejsięznimzgodzić.Mężczyźnitobardzolubią.
Ignorując ochotę, aby zetrzeć ten denerwujący uśmiech z jego twarzy, Bella ponownie zamrugała
powiekamiispojrzałananiegobezradnie.
-Maszrację.Nieporadzęsobie.Doniczegosięnienadaję.-Starającsięniemy-
śleć, że jej ojciec akurat zgodziłby się z ostatnim stwierdzeniem, Bella wpatrywała się w niego
intensywnie,mającnadzieję,żejejoczynapełniąsięłzami.
-Chybamaszjakiśproblemzoczami-stwierdziłbezlitośnie.-Topewniepiasek.
Powinnaśprzemyćjewodą.
Bellaniebyławstaniepowstrzymaćwybuchuśmiechu.
-Więcjednakmaszpoczuciehumoru.
-Czyjasięśmieję?
TLR
-Powinieneś.Dobrzebycitozrobiło.Jesteśzbytpoważny.Aledajmyjużspokój.
Flirt z tobą to naprawdę ciężka praca - stwierdziła beztrosko, choć poważnie zmartwił ją fakt, że
prawdopodobnieutraciłaswojąjedynąumiejętność.-Jeśliniechceszmipomóc,będęmusiałaporadzić
sobiesama.
-Bardzointeresujące.Potrafiszwmgnieniuokazmienićsięzbezradnejwniezależnąkobietę.Dobrze
wiesz,żejestemtwojąjedynąszansą,żebyśsięmogławydostaćżywaztejpustyni.
-Więcmipomóż-poprosiłasłodko,wracającdoswojegouroczegospojrzenia.
-Towłaśnierobiąinnimężczyźni,gdypatrzysznanichwtensposób?Padającidostópimówią„tak"?
Bellaczułasięcorazbardziejniepewniewtowarzystwietegotajemniczegoszejka.
Niereagowałnaniątakjakinnimężczyźni.Jejżyciesięrozpadło,aonastraciłajedynąumiejętność,
jakiej zawsze była pewna: działania na mężczyzn. To było wszystko, co umiała. Tylko do tego miała
talent.NiebyłatakamądrajakjejsiostraAnnie,anipo-słusznajakZoeczypraktycznairozsądnajak
Oliwia.
Miaładużebłękitneoczyiblondwłosy.Itonagleprzestałodziałać.Czującsięwyjątkowobezbronna,
Bellaodwróciławzrok.
-Rozumiem,żemnieniecierpisz.Wporządku.Todlamniebezznaczenia.Aledlaciebietopowinien
być jeszcze jeden powód, aby odwieźć mnie od miasta. Potem już nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Obiecuję,żeniesprawięcinajmniejszegokłopotu...
Zafikwybuchnąłwreszciegromkimśmiechem.
-Tosłowopowinnozostaćwymyślonetylkodlaciebie.Maszjewypisanenaczo-le.
- Więc im szybciej pozbędziesz się mnie ze swojego życia, tym lepiej - zaproponowała Bella
zachęcająco.
- Nie możesz nic na to poradzić, prawda? Po prostu musisz mnie kokietować. Mam ochotę dać ci
siedemjedwabnychszalitylkopoto,abyzobaczyć,jakdalekojesteśgotowasięposunąć,abyzdobyć
to,czegochcesz.
Bellaspojrzałananiegozniedowierzaniem.
-Czykobietynaprawdętańcządlaciebie?Zjedwabnymiszalami?
TLR
-Wszyscyrobią,coimkażę-odpowiedziałjedwabiściemiękkimgłosem,aBellapoczuła,żedziejesię
zniącośdziwnego.
-Toichproblem-stwierdziłaodważnie.-Janiebędęprzedtobątańczyć.
-Jestempanującymszejkiem.Jeślirozkażęcizatańczyć,tozatańczysz.
-Ajeśliodmówię?
-Jesteśupartainieostrożna-odpowiedział,patrzącnaniąnaglezpowagą.
- Masz rację - odpowiedziała dumnie, zmieniając taktykę. - To dlatego nie chcesz mnie tutaj. Jak
mówisz,sprawiamsamekłopoty.Więcdlaczegoniepożyczyszmikoniainiepozwoliszodjechać?
Patrzylinasiebieprzezdłuższąchwilę.
ApotemZafiknagleprzyciągnąłjądosiebieispojrzałjejprostowoczy.
-Odwiozęciędomiasta...
Zahipnotyzowanajegociemnymspojrzeniem,Bellawreszcieodetchnęłazulgą.
- Dziękuję ci! Bardzo ci dziękuję. Jesteś bardzo wspaniałomyślny. Wiedziałam to od momentu, w
którymcięzobaczyłam.Tacałatwojapoza...
-Czyzawszeprzerywaszinnym?
-Często-przyznałaskwapliwie,niemogącsięuwolnićspodurokujegospojrzenia.-Comówiłeś?A
tak,przerywaminnym.Tojednazmoichwieluwad.Alepracujęnadnią.
-Możepowinnaśpopracowaćbardziejsolidnie.Jakjużmówiłem,odwiozęciędomiasta...
-Słyszałam.Inaprawdę...-Bellapoczułanagle,jakZafikkładziejejpalecnaustachitodotknięcieją
zelektryzowało.
-...zakilkadni,gdyskończysięmójpobytnapustyni-dokończyłmiękko,uśmiechającsięłobuzersko.
-Tylkorazdorokumogępobyćsam.Niezrezygnujęztegoluk-susudlanikogo.Ajużnapewnonie
zmienięswoichplanówzewzględunakobietę.
Bellachciałacośpowiedzieć,alejegodłońwciążzamykałajejusta.
- Masz więc do wyboru: albo spróbujesz sama dotrzeć do miasta, co oznacza, że nie dożyjesz
następnegodnia,albozostaniesztuzemną,igdybędęwracał,zabioręciędoAl-Rafid.
TLR
ROZDZIAŁTRZECI
Zafikzdjąłdłońzjejust,mającnieodpartąochotęzastąpićjąswoimiwargami.
-Więc?Cowybierasz?
Był zły, ale ta złość skierowana była przeciwko jego własnej słabości. Mimo po-targanych włosów i
spierzchniętych warg była najbardziej pociągającą kobietą, jaką spotkał. Twarda dyscyplina i
samokontrola, jaką się szczycił, wydała mu się nagle zupełnie niewystarczająca. Zupełnie jakby się
wybrałnawojnęizorientował,żejegozbrojazro-bionajestzpapieru.
Abyćmożenigdywcześniejnieprzeszedłprawdziwejpróby?
Czy ten tydzień miał spędzić, zastanawiając się właśnie nad tym? Nad własną sła-bością? Czy lada
momentmiałsięprzekonać,żebył,mimowszystko,zupełnietakisamjakjegoojciec?
Jego podejrzenia, że była częścią spisku mającego na celu kradzież Amiry, zostały rozwiane jej
wyjaśnieniami.Zrozumiał,żepowinienraczejbyćjejwdzięczny,bowy-glądałonato,że„pożyczając"
klacz, zupełnie niechcący zapobiegła prawdziwej kradzieży. W tej sytuacji postanowił osobiście
zatroszczyćsięoswojąfaworytkędoczasupowrotudomiasta.
TLR
Cooznaczało,żemusiałsięzająćteżdziewczyną.
Zafikprzyglądałjejsięukradkiem,odgadującemocjemalującesięnajejtwarzy.
Była prawdziwą pięknością. Przypominała mu księżniczkę z bajki, którą czytał młodszej siostrze.
Nadąsanąksiężniczkę.Gdyzrozumiała,żenieudajejsięsamejwydostaćzpustyni,widział,żestarasię
pohamowaćswójtemperament.Byłabardzodumnaizastanawiałsię,coprzednimukrywa.
-Wynośsięstąd-warknęła.
Przyzwyczajony do najgłębszego szacunku, z jakim się do niego odnoszono, Zafik spojrzał na nią
zaskoczony.
-Tozwyklejakażęinnymsięwynosić-zauważył.
-Naprawdę?-spytałalekceważąco.-Każeszimskakać,aonipytają,jakwysoko?
-Cośwtymrodzaju.
Patrzyłananiegodumnieswoiminiebieskimioczami,którenajwyraźniejzostałystworzonepoto,aby
rzucaćmężczyznnakolana.
-Nocóż,szczerzemówiąc,niejestemzbytdobrawrobieniutego,czegosięodemnieoczekuje.Wręcz
przeciwnie.Właśniedlategoodesłanomnienapustynię.Doprowadzęciędoszaleństwa,jeślibędziesz
chciałmnietuzatrzymać.
Zafikpohamowałkolejnywybuchśmiechu.Jużprawiedoprowadziłagodoszaleństwa,aleoczywiście
niemiałzamiarusiędotegoprzyznać.
-Takcispiesznodowięzienia?
-Dajspokój.Wiem,żeźlezrobiłam,pożyczająctwojegokonia,ale...
-Niechodziokonia.-Zafikmachnąłręką,niemówiącjej,żeakuratzatojestjejbardzowdzięczny.-
Chodziopozbawionyszacunkusposób,wjakisiędomniezwra-casz.
- Przynajmniej w więzieniu nie będą mi kazali medytować. Ani pić ziołowej herbaty. - Starała się
zaobserwowaćjegoreakcję,aleZafikniewydawałsięrozbawiony.-
Wolę,gdysięśmiejesz.Powinieneśrobićtoczęściej.Wtakimrazie,jakmamsiędociebiezwracać?
-WaszaWysokość.
-Wspaniale.Żadnychzbytnichformalności.Czymamrobićwszystko,comika-TLR
żesz,WaszaWysokość?-uśmiechnęłasięprzekornie.-Jestemwięctwojąniewolnicą?
Przepraszam,powinnampowiedzieć,jestemwięcWasząniewolnicą,WaszaWysokość?
Zafikzobaczyłnagleniepokojącyobrazprzepięknejblondynki,ubranejwyłączniewjedwabneszale,ze
złotymiobręczamiurąkistóp,poddańczoczekającejnakażdyje-gogest.
-Niezastanawiałemsięnadtym,alejesttojakaśopcja.
Jego odpowiedź wyraźnie ją zaniepokoiła. Widząc ten niebezpieczny błysk w oku, Zafik prawie
pożałowałswojegoultimatum.
-Poradzimysobieświetnie,oilebędzieszprzestrzegaćpodstawowychzasad.
-Ajakieżonesą?-spytała,odrzucająckosmykizczoławdzięcznymruchem.-
Mamrobićwszystko,comikażesz,WaszaWysokość?
-Tak.-Zauważył,żezachwiałasięlekkoinagleprzypomniałsobie,jakwielegodzinbyłanarażonana
palącesłońce.Musiałasięczućfatalnie,amimotostarałasiętoprzednimukryć,co,musiałprzyznać,
byłogodnepodziwu.-Powinnaśpićwięcejwody.
Tobardzoniebezpieczne...
-Możeijesteśszejkiem,aleczymógłbyśprzestaćmirozkazywać?Tobudzimojenajgorszeinstynkty-
stwierdziłacicho,aleposłuszniesięgnęładrżącądłoniąpokubek.-
Czuję się okropnie zaniedbana. Moje włosy są pełne piasku. Czy masz w tym namiocie łazienkę,
prysznicalbocośwtymrodzaju?
Zjakiegośpowodujejżartobliwytonrozpraszałgoniemniejniżjejurok.Wjegoobecnościwszyscy
bylizwyklebardzopoważniisztywni.Żadnychżartów.
-Owszem,owszem.Tojestwpełniluksusowowyposażonaoaza.Nazewnątrznamiotujestbasen.
-Mamnadzieję,żejesttamteżbar,gdzieserwujądrinkizkolorowymiparasolka-mi?Aprzebieralnia?
Chybażemamsięrozbieraćpublicznie...
-Tuniemanikogo.Jestemtylkoja.
- Rozumiem. W takim razie proszę, żebyś mnie nie podglądał. A co z tymi wszystkimi wężami,
skorpionamiiinnymizwierzętami,któremiałymniepożreć,jaktylkoopuszczęnamiot?
TLR
Powstrzymał się od stwierdzenia, że to ona jest prawdopodobnie najbardziej niebezpiecznym
stworzeniemwokolicy.
-Niesądzę,abyśsiędałapożreć.
-Todobrze,boniemamzamiarustanowićkolacjidlajakiegośwygłodniałegowielbłąda.
-Wielbłądysąroślinożerne.
- Proszę, nie mów mi już więcej o roślinach. Nie chcę o nich słyszeć, nie chcę ich pić ani jeść.
Domyślamsię,żeniemasztutajprzypadkiemjakiejśsukienki?Amożelusterko?Suszarkędowłosów?
-Możeszupraćswojeubraniewoazie-odpowiedział,złynasiebie,żejejuśmiechdziałananiegoz
takąsiłą.-Wyschnąszybko,jeślipołożyszjenasłońcu.
-AwmiędzyczasiemamparadowaćnagoprzedobliczemWaszejWysokości?
- W międzyczasie pożyczę ci coś - wymamrotał Zafik, który szczególnie zareagował na obraz, jaki
naglepojawiłsięwjegogłowie.Zastanowiłsię,czyprzypadkiemnieprzydałabymusiękolejnazimna
kąpiel.Jegolibidowymykałosięnajwyraźniejspodkontroli.-Itrzymajsięzdalaodsłońca.
Bellazanurzyłasięcałapodwodę.Spalonasłońcemskórapiekłająniemiłosiernie,aleczułasięowiele
lepiej, od kiedy mogła zmyć z siebie cały piasek. Wiedziała jednak, że to nie wystarczy, aby znów
mogła się poczuć atrakcyjna. W namiocie nie było lustra, ale obojętność szejka powiedziała jej
wszystko,cochciaławiedzieć.Musiaławyglądaćprzerażająco.Jakjakieśpiaskowemonstrum.Gdyby
zastanowiłasięchoćchwilę,topo-stąpiłabyinaczej.Niepowinnabyłapróbowaćgoprzekonywać,aby
zabrałjądomiasta,przedkąpielą.
Wciążniemogłauwierzyć,żechcejątuzatrzymaćprzezcałytydzień.Rozejrzałasię,aleniemogłago
nigdzie dostrzec. A może przyglądał jej się z ukrycia? Bella zanur-kowała ponownie i spróbowała
pozbyćsiępiaskuzwłosów.
Pomimo rozczarowania, że nieprędko wróci do miasta, musiała przyznać, że oaza jest przepiękna.
Basen znajdował się w cieniu palmowych drzew. Bezchmurne niebo od-bijało się w lustrzanej
powierzchniwody,acałykrajobrazstanowiłyzłotepiaskoweTLR
wydmy,przybierająceciepłyodcieńczerwieniwzachodzącymsłońcu.Zaskoczona,musiałastwierdzić,
żeporazpierwszyodbardzodawnapoczułasięzrelaksowana.
Szejkniemiałnajmniejszegopojęcia,kimonabyła.NapewnonigdyniesłyszałorodzinieBalfourani
oskandalu,jakiwywołała.Cozresztąbardzojejodpowiadało.
Wsumie,niebardzomiaładokądpójść.Niechciaławrócićdocentrummedytacji,niemogłateżjednak
wrócićdodomu.Niktjejtamniechciał.Kompletniesiępogubiła.
Łzynapłynęłyjejdooczu.Bellanigdyjeszczenieczułasiętaksamotna.
Nagleusłyszałapluskwodyizrozumiała,żeniejestażtaksama,jakjejsięwydawało.Wypłynęłana
powierzchnięizobaczyła,żetoogierszejkagasiswojepragnienie.
-Hej!-zawołałaprzyjaźnie.-Czynaprawdęjesteśtakiniebezpieczny?Wcalenatoniewyglądasz.
Nadźwiękjejgłosukońnastroszyłuszyinapiąłmięśnie.
-Wporządku.Rozumiem.Jesteśnietylkoniebezpieczny,aleteżpoważnyjaktwójpan.Uspokójsię.
Nicciniezrobię-przekonywałałagodnie,podpływającdoniegoiwy-ciągającrękę.
-Niedotykajgo!-usłyszałamęskigłos.-Możecięskrzywdzić.
Bellazamarła,aleniezestrachuprzedkoniem.
-Czytymniepodglądałeś?
-Patrzyłemnabasen.Ponieważmaszniesamowitąłatwośćsprawianiakłopotów,pomyślałem,żemuszę
naciebieuważać.
-Tonienależydotwoichobowiązków.
- Wiem. Ale jeśli umrzesz tutaj, na pustyni, będę musiał zabrać twoje ciało do miasta, co nie bardzo
pasujedomoichplanów.
-Och,dziękuję-parsknęłaipodpłynęławjegokierunku,zapominając,żejestnagaodpasawgórę.
Gdyzauważyłajegospojrzenieiuświadomiłasobie,jakwielkiewrażenienanimwywarła,oparłasię
pokusiezasłonięciaswoichpiersi.
-Przestańsięnamniegapić.
-Jeśliniechciałaś,żebymnaciebiepatrzył,totrzebabyłosięnierozbierać.
-Niemamubrańnazmianę-zauważyłaostro.-Będęalbonagawbasenie,albowTLR
namiocie.Wybieraj.
-Nieznaszznaczeniasłowa„wstyd"?
-Jeślicisięniepodoba,proszęniepatrzeć,WaszaWysokość-odparowała,aleniemogłaniedostrzec
błyskupożądaniawjegooczach.
Zrozumiała, że jego niechęć spowodowana była tym, że wywierała na nim silniejsze wrażenie, niż
chciał przyznać. Nic nie dawało jej większej pewności siebie jak fakt, że mężczyzna nie może się jej
oprzeć,nawetwbrewsobie.
Wyszła z wody i zawiązała włosy w ciasny węzeł, wyciskając z nich wodę. Mimo że nie patrzyła na
szejka,wiedziała,żeonniespuszczazniejwzroku.Czułanasobieje-gospojrzenie.
-Musiszsięuspokoić-mówiławolno,podchodzącdoogiera.-Nicciniezrobię.
Zwierzępatrzyłonaniąuważnie,alegdywyciągnęładłońwjegostronę,naglesiępoderwało.Wjednej
chwiliszejkznalazłsięmiędzyniąakoniem.Uspokajającogierajednymstanowczymrozkazem,wziął
jązarękęizaprowadziłdonamiotu.
-Jesteśnajbardziejprowokującą,upartą...
-Nieodpowiedzialną,samolubnąibezmyślnąosobą-dokończyłapomocnieBella,czującjegomocny
uścisknaswoichnadgarstkach.
Naglebezuprzedzeniaszejkpocałowałją,obejmującdłońmijejnagieplecyitrzymającjąmocno.
Gdy Bella poczuła jego wargi na swoich, nagle wszystko dookoła niej przestało istnieć. Nigdy
wcześniej nie przeżyła czegoś podobnego. Nigdy nawet nie byłaby w stanie wyobrazić sobie tego,
czegowłaśniedoświadczała.
PochwilijednakZafikgwałtownieodsunąłjąodsiebie,trzymającnaodległośćwyciągniętychramion.
Bellaniebyłapewna,cosięzniądzieje.Nierozumiała,dlaczegonagleszejkprzestałrobićcoś,czego
takmocnopragnęłaicobyłotakieprzyjemne.
Gdyby ktokolwiek wcześniej zapytał ją, czy wie, czym jest pocałunek, odpowiedziałaby twierdząco.
Dopieroterazzdałasobiesprawę,żebyłobytokłamstwo.
Nigdywcześniejniktjejnietakpocałował.Niewtensposób.
Wszystko,cowydarzyłosięprzedtympocałunkiem,niemiałonajmniejszegozna-TLR
czenia.Byłobladymodbiciemprawdziwejnamiętnościipożądania.Ktogonauczyłca-
łowaćwtensposób?
-Ubierzsię!-warknąłZafik,aBellazastanawiałasię,dlaczegojestnaniązły.
Ją przepełniały różne emocje, ale na pewno nie złość. Postanowiła jednak nie sprzeciwiać mu się.
Zauważyła,żeprzygotowałdlaniejbiałą,długątunikę,którąwcią-
gnęłaprzezgłowę.
-Wspaniale!Ostatnikrzykmody!-zakpiła,unoszącpołytunikisięgającejjejażdostóp.-Maszmoże
nożyczki?Złamięsobiekark,jeślibędępróbowaławtymchodzić.
-Zaskoczyłoją,żejejgłosbrzmizupełnienormalnie.
Szejk odwrócił się w jej stronę i bez słowa wyjął duży nóż. Zanim Bella zdążyła powiedzieć choć
słowo,jednymcięciemskróciłjejtunikę.Terazsięgałaznacznieponiżejkolan.Chciałagopoprosić,by
skróciłjąjeszczetrochę,aleniezdążyła,boZafikwyszedłznamiotu,niepatrzącnanią.
Cozrobiłanietak?Toprzecieżonjąpocałował,nieprawdaż?Wżadnymwypadkuniepowinienwięc
jej za to winić. Poirytowana, Bella usiadła na macie, dotykając palcami warg. Były spierzchnięte i
popękane.Zupełniejakpapierścierny,pomyślałaznieza-dowoleniem.
Czującsiębardziejbezbronna,niżchciałabyprzyznać,starałasięjakotakoułożyćfryzurę.Znadzieją
rozejrzała się wokół, szukając czegoś, co mogłoby posłużyć jej za lustro. Typowe, pomyślała ponuro.
Spotkała mężczyznę ze swoich najśmielszych snów, a nie ma przy sobie nawet lusterka albo pary
porządnych szpilek i tuszu do rzęs. Nic dziwnego, że wolał wyjść z namiotu. Pewnie woli patrzeć na
swojekonie.Jejdumawciążjednakniemogłaznieśćmyśli,żejąodsiebieodepchnął.Zwykletoona
musiałasięopędzaćodmężczyzn.
Trudno,jeśliniechcenamniepatrzeć,będziesięmusiałodwrócić,pomyślała,wychodzącznamiotu.
Bólgłowyznówstawałsięniedozniesienia,aleniechciałagoprosićopomoc.
-Przygotowałemciherbatę.
Zafiksiedziałprzyognisku,którerozpaliłnieopodalnamiotu.
TLR
- Jeśli to ziołowa herbata, to dziękuję. Nie masz nic innego do picia? Może choć jedną lampkę
szampana?
-ToherbataBeduinów-stwierdził,niereagującnażart.
-Cotozaherbata?-spytała,siadającobokniegoistarającsięmuniepokazać,jakźlesięczuje.
-Zliściherbaty,cukruipustynnychtraw-odpowiedział,nalewającciemnego,pa-rującegonapojudo
kubkaipodającjej.-Mabardzospecyficznyaromat.Spróbuj.
-Wypiłamwięcejherbatywciąguostatnichdwóchtygodniniżwciągucałegomojegożycia.-Bella
wzięłaodniegokubekipowąchałapodejrzliwie,apotemspróbo-wała.-Smakuje...inaczej.Szczerze
mówiąc,niesądziłam,żektośtakijaktypijewieczoremherbatę.
-Beduinimająwzwyczajuczęstowaćherbatąswoichgości,zktórymidzieląsięwiadomościami.Przy
herbaciepotrafiąteżopowiadaćfantastycznehistorie.
-Opowiedzmiwięcjakąśhistorię.Alezeszczęśliwymzakończeniem.-Bellamiałajużdosyćdramatu
wprawdziwymżyciu.-OpowiedzmioBeduinach.Sąnoma-dami?Takiesątwojekorzenie?
-Szejkjestpraktycznieszefemplemienia.
- Ma więc pełnię władzy. Jest wszechmocny i wszystkowiedzący? - Bella uśmiechnęła się, ale Zafik
pozostałpoważny.-Nieśmiejeszsięzbytczęsto,prawda?
Powinieneśpoznaćmojegoojca.Doskonalebyściesięrozumieli.Awięcpochodziszzarystokratycznej
rodziny? - spytała, zmieniając nagle temat. Pewne wspomnienia były wciąż zbyt bolesne. - Jak to się
stało,żetakdoskonalemówiszpoangielsku?
- Chodziłem do szkoły w Anglii. Mój ojciec świetnie rozumiał konieczność pogo-dzenia naszej
wielowiekowejtradycjizwymogamiwspółczesnegoświata.
Bella rozejrzała się dookoła, uświadamiając sobie sprawę, że zapadła noc. Niebo rozświetliło się
tysiącembłyszczącychpunkcików,którymprzypatrywałasięwzachwycie.
-Sątaknisko,żemogłabymponiesięgnąć.NigdywAngliiniewidziałamtylugwiazd.
TLR
-Zbytwielesztucznegoświatła.
Amożewcześniejnigdyniezatrzymałasięnachwilę,abyspojrzećwrozgwież-
dżoneniebo?
- Wygląda naprawdę wyjątkowo. Zupełnie jak jedna z moich sukien. Ciemnogranatowy jedwab
wyszywanyperłamiigórskimikryształami.
-Czywogólemyśliszoczymśinnympozawłasnymwyglądem?
-Ładnywyglądtoczęśćmojejpracy-stwierdziławobronie,alepochwilizaczęłasięzastanawiać,czy
niepowiedziałazbytwiele.
-Anaczympolegatwojapraca?
-Nowiesz...takietam...-Miaławielkąochotępowiedzieć,żejestlekarzemalboprawnikiem.Coś,co
zmazałoby ten lekceważący wyraz jego twarzy. Wiedziała, że nie będzie pod wrażeniem, gdy powie
mu, że większość dnia spędza, odsypiając nocne przyjęcia, na których jej głównym zadaniem jest
odpowiednio prezentować najnowsze suknie od znanych projektantów. - Szczerze mówiąc, właśnie
zastanawiamsięnadzmianąpracy.
-Tobardzoważneznaleźćczas,abyprzemyśleć,jaksięchcespędzićżycie.Każdytegopotrzebuje.
- Zgadzam się - przyznała, świadoma, że nigdy wcześniej nie przyszło jej to do głowy. - Właśnie
dlategotujesteś?
-Tentydzieńnapustynipozwalamiodpocząćodmęczącejcywilizacji.
-Żyjeszwięczgodnieznaturą?Aogieńrozpalasz,pocierającpatyki?
-Używamzapałek-stwierdziłponuro.
- Jestem rozczarowana - zażartowała, ale szejk nie zareagował. - Naprawdę lubisz być z dala od
cywilizacji?
- Życie na pustyni jest bardzo trudne, ale proste. Jeśli mam co jeść i pić, mogę się cieszyć ciszą i
towarzystwemmoichkoni.
-Zauważyłeś,żedoskonalesiędogadują?
-Bardzodobrzesięznają.
-Chceszpowiedzieć,żeznaszklacz,którąwzięłam?
-Tak,toAmira.Należydomnie.
TLR
-Awięctotyjesteśwłaścicielemstajni?-spytała,przypominającsobiestrażni-ków.
-Zadajeszzbytwielepytań-stwierdził,dolewającjejherbaty.-Powinnaścośzjeść.Niejadłaśprzecież
przezcałydzień-zauważył,podającjejpółmisekzjedzeniem.
-Umieszgotować?-spytałazaskoczona.
-Cowtymdziwnego?
-Musiszmiećcałąarmiękucharzy.Niesądziłam,żesiętymwogólezajmujesz.
Chybajestempodwrażeniem.Cototakiego?Gulaszzwielbłąda?
-Ryżzwarzywami.
Uderzonajegonieprzyjemnymtonem,Bellamimowolnieprzestałajeść.
-Myślisz,żejestemtuzupełniezbędna,prawda?
-Staramsięwogóleotobieniemyśleć-odpowiedziałobojętnie,patrzącwogień.
-Nietakwyobrażałemsobiemójpobytnapustyni.Miałemnadziejęnakilkadniwspokojuirefleksji.
-Toniewporządku!Przecieżniezabraniamcimedytować.
-Naprawdętakmyślisz,habibiti?-spytałznutąszyderstwawgłosie.
-Niebędęciprzeszkadzać.Obiecuję.Poprosturóbwszystko,cozwyklerobisz,gdyjesteśsam.
-Właśnietorobię,aleniestety,jesteśtuzemną.
-Możeszmnieignorować.
-Możeszmipowiedzieć,jaktozrobić?Niełatwocięignorować.
Tongłosu,jakimtopowiedział,zadziałałnaBellęniczymdelikatnapieszczota.
-Naprawdę?
-Kobietatakpięknajaktydoskonalewie,jakiewrażeniewywieranamężczy-znach.
-Tyniemaszzbytwielkichproblemów,żebymisięoprzeć.
-Nienawidzę,gdyktośpróbujemnąmanipulować.Wiem,żewszystko,corobisz,wynikazestarannie
przygotowanegoplanu,abyosiągnąćzałożonycel.
-Wporządku.Nicjużwięcejniepowiem-zapewniła,szczerzezaskoczonajegoTLR
przenikliwością.
- Czy to naprawdę możliwe? - spytał z ironią. - Jesteś jedną z tych kobiet, które nie znają znaczenia
słowa„cisza".
Jegouwagibyłytymbardziejprzykre,żeczułasięnaprawdęźle.Nagleprzeraziłojąto,żeznajdujesię
gdzieśwśrodkupustyni,zupełniesamaztymobcym,nieprzyjemnymmężczyzną.
-Idźspać-stwierdziłkrótkoZafik,wyjmującjejkubekzdłoni.-Jutropoczujeszsięlepiej.
Czy to możliwe? Czy kiedykolwiek poczuje się lepiej? Ostatkiem sił doszła do namiotu i upadła na
matę.Zamknęłaoczy,alepochwiliusłyszała,żeZafikwchodzidonamiotu.Jużmiałacośpowiedzieć,
aleonprzykryłjątylkokocem.
-Śpij.Jutronapewnopoczujeszsięlepiej.
-Icowtedy?-spytała,nieotwierającoczu.
-Wtedybędziemysięmusielinauczyćspędzaćczasrazem,habibiti-powiedział
miękko.-Ioilenienauczyszsię,czymjestcisza,będzietodlamniedużewyzwanie-
dodałześmiechem.
TLR
ROZDZIAŁCZWARTY
Zafikwskoczyłnakoniairuszyłwkierunkupustyni.Ogierniósłgoszybkoipłynnie,zniesamowitą
prędkością.ZwyklepierwszejnocynapustyniZafiknatychmiastza-padałwgłębokiimocnysen,ale
tymrazemprzezkilkagodzinpatrzyłnagwiazdy,ma-jącgłowępełnąniespokojnychmyśli.
Oczywiściepowódjegobezsennościdrzemałspokojniewnamiocieobok.
Jegonamiocie.
Martwiącsięojejzdrowie,zaglądałdoniejkilkarazytejnocy.Weśniejejtwarztraciłaswójzwykły
kpiąco-zacietrzewionywyraz,świadczącyomocnymcharakterze.
Wydawała się bardzo bezbronna, z rozsypanymi włosami, skulona na posłaniu i obejmująca się
ramionami,jakbysięchciałachronić.
Starającsięodpędzićtenobraz,ZafikpopędziłBatalawgłąbpustyni.Zwykleszybkajazdapozwalała
mu się uwolnić od wszelkich niepotrzebnych myśli, ale najwidoczniej złotowłosa bogini miała moc
odebraniamunawettejprzyjemności.Zimneką-
pielewbasenierównieżnieprzynosiłyukojeniajegorozpalonymzmysłom,bowciążtowarzyszyłmu
obrazpółnagiejpiękności.
Tymrazempokusaprzybrałakształtyprzepięknejkobiety,stwierdziłposępnie.
TLR
Czywłaśnietomusiałprzeżywaćjegoojciecwobliczumacochy?Czyzakażdymrazem,gdyulegałjej
zachłannymżądaniom,musiałzesobąwalczyćwpodobnysposób?
PorazpierwszyZafikpoczułnićsympatiidlawłasnegoojca,aleszybkopostarałsięotymzapomnieć.
Mężczyzna zawsze ma wybór, niezależnie od tego, z jak kuszącą i po-ciągającą kobietą ma do
czynienia.Aprawdziwytestjegomęskościpoleganadokonaniuwłaściwychwyborówniewtedy,gdy
nie czyhają na niego żadne pokusy, ale właśnie wtedy, gdy są one najsilniejsze. I on nie zamierza
dokonywaćtakichsamychwyborówjakjegoojciec.Jegoosądsytuacjinigdyniebędziewykrzywiony
przez uczucia do nawet najpiękniejszej kobiety na ziemi. Tym bardziej że ta Kate zupełnie nie była
typem kobiety, który cenił i szanował. Nie miała pojęcia, czym jest szacunek i skromność.
Przyzwyczajonydokobiet,dlaktórychnajwiększymzaszczytembyłogozobaczyćczyusłyszeć,Zafik
niemógłsobieporadzićzeswobodnąipełnązaczepnościpostawątejnieposłusznejAngielki.
Następny dzień każe jej spędzić w namiocie. Powinna unikać słońca po tym, jak o mało nie dostała
porażenia.Pozatymzadbaoto,byniezdejmowałajużwięcejtunikipodczaspobytuznimnapustyni.
Jeśli już musi ze mną zostać, to nauczy się odpowiednio zachowywać, postanowił, wpatrując się w
pierwszepromieniesłońcawschodzącegonapustyni.
Przekonany,żeznalazłwyjścieztejtrudnejdlaniegosytuacji,pełenufnościza-wróciłdoobozu.Nagle
Batalpoderwałsię.Zafikmusiałużyćcałejswojejsiły,abyutrzymaćgowryzach.Dopierogdyogier
stanąłspokojnie,Zafikrozejrzałsię,bysprawdzić,cogotakrozdrażniło.
W cieniu namiotu stała piękna kobieta, a jej ociekające wodą włosy wskazywały, że właśnie wzięła
kąpiel.
-Przepraszam,niewiedziałam,żepojechałeśnaprzejażdżkę-powitałagospokojnie.
Wyglądałaowielelepiejniżpoprzedniegodnia,ajejskóraprzybrałaciemnozłotyodcień.
Jednakjegouwagęprzyciągnąłnatychmiastjejubiór.PorazpierwszywżyciuTLR
młodyszejkniebyłwstaniewymówićanisłowa.
-Cozrobiłaśztuniką?!-wyjąkałwreszcie.
-Trochęjąpoprawiłam-stwierdziła,roztrzepującswojezłotewłosy.-Byłastanowczozadługa.
- Jej długość była idealna! - wykrzyknął, a Bella spojrzała na niego z najbardziej olśniewającym
uśmiechem,choćwjejoczachwyczytałwyzwaniedowalki.
-Jeślitocięobraża,zawszemożeszodwieźćmniedomiasta-zaproponowałalekko.
Awięctakibyłjejplan.Próbowałazawszelkącenęwyprowadzićgozrównowagi.
Icałkiemnieźlejejsiętoudawało.Zafikniemógłuwierzyć,jakjejsięudałoprzeobrazićzwykłątunikę
w coś, co wyglądało na sukienkę od francuskiego projektanta. Skróciła ją o ponad metr, odsłaniając
swoje kształtne uda. Z pustynnych traw i małych palmowych liści uplotła cieniutki paseczek, który
podkreślałjejszczupłątalię,aodpowiednioufor-mowanydekoltodsłaniałwięcej,niżpowinien.
Biorąc głęboki oddech, Zafik starał się opanować burzę emocji, jaką wywołał jej widok. Musiał
przyznać,żejegoplan,abypozostałaprzyzwoicieokryta,spaliłnapa-newce.Wyglądałajakkusicielka
prostozgreckiegomitu.
Zażenowany sposobem, w jaki jego nieposłuszne ciało wciąż reagowało na jej bliskość, spróbował
sobieprzypomniećdrugącześćplanu,abyutrzymaćjąwryzach.
-Dziśpozostanieszwnamiocie-nakazałgłosemnieznoszącymsprzeciwu,agdyBellauniosłabrwiw
niemymzdziwieniu,wjejprzepięknychbłękitnychoczachbłysnęłyiskierkihumoru.
-Pozostajemipowiedzieć:„Takjest,WaszaWysokość"?
-Wystarczy:„Tak,WaszaWysokość".
Uśmiechnęłasięskruszona.
-Problempoleganatym,WaszaWysokość,żenigdyniebyłamdobrawrobieniutego,czegoinniode
mnieoczekiwali.
-Wtakimrazie-stwierdziłZafik,patrzącnaniąwyzywająco-nakazujęciniewchodzićdonamiotui
przechadzaćsiętutajpółnago,dopókistądniewyjedziemy.
Bellawybuchłazaraźliwymśmiechem.
TLR
-Widzisz,tonictrudnego.Wystarczyszczyptapoczuciahumoru.Wreszciesięuśmiechasz.
Naprawdęsięuśmiechał?Zafikzsiadłzkoniaipodprowadziłgodobasenu,abymógłsięnapić.Mimo
świadomości, że jego sytuacja nie poprawiła się w żadnym stopniu, musiał przyznać, że było coś
orzeźwiającegowprzebywaniuzkimś,ktoniemówił
mudokładnietego,cochciałusłyszeć.
-Jaktwójbólgłowy?
- Czuję się już lepiej, dzięki. Mam wyrzuty, że zabrałam ci jedyne łóżko. Na pewno nie było ci
wygodnie.
-Spałemjakkamień-skłamałZafik,niechcącprzyznaćnawetprzedsamymsobą,żetakobietabyław
stanieodebraćmusen.-Gotowanaśniadanie?
- Jak najbardziej. Umieram z głodu. Potem mam zamiar się wykąpać, nago oczywiście, a wieczorem
możemysięwybraćnakonnąprzejażdżkępopustyni.
-Specjalniemnieprowokujesz.
- Nie, po prostu jestem sobą. A jeśli ci się to nie podoba, możesz przecież w każdej chwili odwieźć
mniedomiasta.Wtedybędzieszmiałkilkadnidlasiebie,wciszyispokoju.Sprawiamcisamekłopoty.
-Zdolnośćradzeniasobiezkłopotamijestprawdziwymtestemmęskiegocharakteru-odparłZafik,z
satysfakcjąobserwujączaskoczenienajejpięknejtwarzy.-Ajauwielbiamtegorodzajutesty.
Oczywiście,niemiałzamiaruzdradzić,żenigdywcześniejnieprzeszedłtakiegotestu.Nigdywcześniej
nieczułtaksilnejpotrzeby,abyposiąśćpięknąkobietę.Poirytowanywłasnymimyślami,Zafikocenił
jejszczupłąfigurę.
-Niewyglądasznakogoś,ktojadaśniadania.
- Spalam mnóstwo kalorii - zapewniła pospiesznie, jakby nie był pierwszą osobą, która robi jej tego
typu uwagę. - Mam wszystko pod kontrolą, zapewniam cię. Nie jestem bulimiczką. Nie stosuję też
żadnejdrakońskiejdiety.
-Czytowłaśniemówisięotobie?
-Nie-zaprzeczyłazbytszybko.-Wkażdymrazieniedbamoto,comówiąinni.
TLR
Jestemszczupła,boprowadzęaktywneżycie.
Zafikprzymknąłoczyimomentalnieniebezpieczneobrazyzajęłyjegoumysł.
-Idęsięwykąpać.Ichciałbymtozrobićsam-zaznaczył,znikającwnamiocie,abysięprzebrać.
-Takjest,WaszaWysokość.Obiecujęniepodglądać.
Niewątpliwiejestnanajlepszejdrodze,abydoprowadzićgodoszaleństwa.
Zadowolona, że jej plan powiódł się tak idealnie, Bella odpoczywała w cieniu palmy, wachlując się
dużymliściem.Wtymtempieszejkodwieziejądomiastajeszczeprzedobiadem.Musiałaprzyznać,że
dawnonieczułasiętakdobrze.Ostatniejnocyporazpierwszyodwieludnispałaspokojnie,bezzłych
snów.
Nikt nie był bardziej zdziwiony od niej. Przecież wciąż była na pustyni. Problemy, z którymi tutaj
przyjechała,niezniknęły.Więcdlaczego?Cosięzmieniło?
Nagleusłyszałapluskwodyizobaczyłaszejka,któryrozgarniałwodęsilnymiirytmicznymiruchami,
przemierzającbasenrazporaz.Miałanadzieję,żebędziezły,gdysięzorientuje,żejestobserwowany.
Może wtedy wreszcie będzie mogła wrócić do cywilizacji. Liczyła, że nastąpi to dość szybko, ale do
tego czasu postanowiła się świetnie ba-wić. Jak często miała okazję, aby podziwiać tak wspaniale
zbudowanegomężczyznę?
Bellaobserwowałakażdynajmniejszyruchopalonegoiwysportowanegociała,odktó-
rego aż biła siła i zdecydowanie. Zupełne przeciwieństwo bladych, artystycznych typów, z którymi
zwykle miała do czynienia. Nie tylko pod względem wyglądu, ale także charakteru i zachowania. A
pozatymZafikbyłciągletakipoważny.
Bella zmarszczyła brwi. Zupełnie nie w jej typie. Więc dlaczego wciąż tu siedzi i patrzy na niego?
Zamiasttegopowinnazadbaćosiebie.Trudnojednakbyłosiętymza-jąć,niemająclustra.Spojrzałana
tunikę,którąZafikzostawiłnabrzegubasenu,inaglewpadłanapewienpomysł.Spoglądającnaniegoi
sprawdzając, czy wciąż płynie tyłem do niej, Bella podeszła do jego rzeczy i wyjęła nóż z pochwy
przymocowanej do skórza-nego pasa. Błyszczący metal szerokiego ostrza zalśnił w słońcu, a Bella
uśmiechnęłasięzadowolona,szukającodpowiedniegokątanachylenia.
-Cotywyprawiasz?
Złapananagorącymuczynku,spojrzałananiegozpoczuciemwiny.ZauważyłaTLR
wściekłośćmalującąsięnajegotwarzy.
-Bawięsiętwoimnożemiprzyglądamsię,jakpływasz-odpowiedziała,uśmiechającsięsłodko.
Bezsłowazacząłpłynąćwjejstronę,rozgarniającwodęsilnymi,zdecydowanymiruchami.
NawspomnieniejegopocałunkuBellapoczuła,jakjejsercezaczynamocniejbić.
Instynkt podpowiadał jej, że powinna jak najszybciej uciekać, ale wiedziała, że nie ma przy nim
najmniejszychszans.
Zafik wyszedł z basenu, a widok jego wspaniałego ciała zaparł jej dech w piersiach. Chciała coś
powiedzieć,alezorientowałasię,żeniejestwstaniewydobyćzsiebieżadnegodźwiękuwkonfrontacji
ztaksilnieskondensowanąmęskością.
-Miałaśmnieniepodglądać-zauważyłzezłością,podchodzącdoniej.
-Niemamnicinnegodoroboty.NiemamaniswojegoiPhone'a,anikomputera...
niematunawetinternetu.
-Ibeztychrzeczyniejesteśwstaniesięniczymzająć?Tylkotechnologiazapewniacirozrywkę?
-Zgadzasię.Dziękitejtechnologiimogęutrzymywaćkontaktzprzyjaciółmi.Askoromitoodebrano,
pozostajeszmity.
-Niejestemtwoimprzyjacielem.
- Nie, ale jesteś człowiekiem, a to już coś, jak na początek. Poza tym patrzenie na ciebie sprawia mi
prawdziwąprzyjemność-wyszeptała,przeciągającsięzmysłowo.
Wiedziała, że podejmuje niebezpieczną grę, ale naprawdę była zdesperowana i jedyne, na czym jej
zależało,tożebyszejkjaknajszybciejodwiózłjądomiasta.
- Specjalnie mnie prowokujesz - zauważył, wyjmując nóż z jej dłoni i pomagając jej wstać. - Co
zamierzałaśzrobićznożem?
-Nicgroźnego.Chciałamtylkowykorzystaćgojakolusterko.
-Lusterko?
- Tak, ostrze jest tak doskonale wypolerowane, że można się w nim przejrzeć, a ja... już od dwóch
tygodniniemammożliwościspojrzećwlustro!Poprostuchciałamsprawdzić,jakichszkóddokonałoto
palącesłońcenamojejcerze.
TLR
Zafik,zaskoczony,schowałnóż.Nigdywcześniejnieprzyszłomudogłowy,żemożnawykorzystaćgo
wtensposób.Lusterko...
-Posłuchaj-parsknęłaBella-byćmożepustyniatodlaciebierajnaziemi,aledlamnietocośzupełnie
odwrotnego.Niemogęrobićtużadnejzrzeczy,którezwyklerobię.
-Spędzaszdzień,przeglądającsięwlusterku?
Bellazadrżaładelikatnie,jakbynaglepadłnaniącień.
-Spróbujpożyćprzezjakiśczasmoimżyciem,zanimzacznieszmnieoceniać-
burknęła cicho. - Jeśli wyjdę z domu bez odpowiedniego makijażu, zaraz wszyscy podejrzewają, że
jestemchoraalbobioręnarkotyki,albowłaśnieprzyjęlimnienaodwyk.
Cokolwiekwłożę,spotykasiętoznatychmiastowąoceną.Ludziesązłośliwi.
-Ktojestzłośliwy?
Bella ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy przyznała, jak bardzo ranią ją plotki w
prasiebulwarowej.
-Przyjaciele-stwierdziłaniejasno.-Irodzina.
-Przyjacieleirodzinakrytykująto,jakwyglądasz?Sązłośliwi?
-Nieważne-podsumowała,ucinająctematmachnięciemręki.-Tonaprawdęniemaznaczenia.Chodzi
oto,żepewneprzyzwyczajeniastałysięmojądrugąnaturą.
Chciałampoprostusprawdzić,czyskóranieschodzimiznosa.
-Ajeślischodzi?
-Wtedyniepowinnamsięnikomupokazywać.
-Twojeżyciejestnaprawdędziwne.
Bellażyławtensposóbodtakdawna,żejużprzestałasięnadtymzastanawiać.
Czytonaprawdębyłodziwne?
- Powinnaś przestać przejmować się tym, jak wyglądasz, i raczej nauczyć się, czym jest skromność -
zawyrokował Zafik. - A także posłuszeństwo. Zakazałem ci na mnie patrzeć. Nie wystawiaj mnie na
próbę,habibiti,bozemnąniewygrasz.
-Och,mójdrogi,naprawdęciprzeszkadzam?-spytała,zalotniemrugającpowiekami.
-Tak-odpowiedziałostro,obejmującjąmocnowtaliiiprzyciągającdosiebie.-
TLR
Alewtejsytuacji,zamiastodwieźćciędomiasta,będęciętrzymałbliżejprzysobie.
Pamiętajotym,Kate,zanimposunieszsięzadaleko.
Kate?
Kto to, u licha, jest Kate? Bella już otworzyła usta, aby mu powiedzieć, że przynajmniej powinien
zapamiętaćjejimię,alewtedywłaśniezdałasobiesprawę,żesamaprzedstawiłasięjakoKate.Tutaj,
wśródgorącychpiaskówpustyni,BellaBalfournieistniała.Naglepoczuła,żewtejanonimowościbyło
cośodświeżającego.
-Dlaczegomiałbyśmnietrzymaćbliżej,skorociprzeszkadzam?
- Ponieważ zamierzam cię nauczyć, jak się należy zachowywać - odpowiedział, uśmiechając się
zabójczo.-Musiszsięnauczyćszacunku.
-Jakzamierzasztozrobić?Przełożyszmnieprzezkolanoidaszmiklapsa?-spytałażartobliwie,choć
jejsercezaczęłobićprzyspieszonymrytmem.-Tojużnieteczasy.
Mamydwudziestypierwszywiek.
-Jesteśnapustyni,atutajczasstoiwmiejscu.Askorojużtakzależycinatym,abymisięprzyglądać,
jakpływam,możeszrówniedobrzedomniedołączyć.-Bezostrzeżeniapociągnąłjązasobąirazem
wpadlidobasenu.
Bella nie zdążyła zareagować i tafla wody zamknęła się nad nią. Po chwili jednak wypłynęła na
powierzchnię,parskajączezłością.
-Zamierzaszmnieutopić?Dlaczegotozrobiłeś?-spytała,wciążkaszląc,abypozbyćsięwodyzpłuc.
- Potrzebowałaś trochę ochłody - uśmiechnął się ironicznie Zafik. - Przestań mnie prowokować. Nie
zamierzamcięodwozićdomiasta.Zostaniesztuzemną.
Bellastarałasięwycisnąćwodęzwłosów,splatającjewciasnywęzeł.Jejubraniazupełnieprzemokłyi
poczuła nagłą potrzebę okrycia się, co było dość śmieszne, bo nigdy wcześniej nie była pruderyjna.
Wręcz odwrotnie. Była przyzwyczajona do tego, że mężczyźni przyglądali jej się otwarcie i nigdy
wcześniejjejtonieprzeszkadzało.Aletenmężczyznabyłinny.
Podeszłabliżejiignorującwewnętrzneostrzeżenie,instynktowniespróbowałaTLR
wykorzystaćswojąnaturalnąprzewagę.
-Ajeślipiękniepoproszę,WaszaWysokość?Zrobięwszystko,żebyśmniestądzabrał.
Zafikprzyciągnąłjądosiebiegwałtownymruchemispojrzałgłębokowjejbłękitneoczy.
-Graszwbardzoniebezpiecznągrę-ostrzegł.
Bellaspróbowałasięuwolnić,alewodpowiedziZafikprzytrzymałjąjeszczemocniej.
-Puśćmnie.Niejestemwtwoimtypie,atynapewnoniejesteśwmoim.
WodpowiedziZafikwziąłjąnaręce,nacomubezwiedniepozwoliła.
- Gdzie mnie zabierasz? - wymruczała, świadoma emocji, jakie budzi w niej dotyk jego dłoni na jej
udach i nagich plecach. Nigdy wcześniej nie spotkała mężczyzny, który mógłby podnieść ją z taką
łatwością.
-Jesteśmysamipośrodkupustyni,habibiti.Mogęrobićwszystko,comisiępodoba.Itakiwłaśniemam
zamiar.
- I co to niby ma znaczyć? Chcesz udowodnić, że to ty tu rządzisz? Mam dla ciebie nowinę, Wasza
Wysokość.Niejestemposłusznądziewczynką.
-Czaswięcdaćcinauczkę-podsumował,wchodzączniądonamiotuikładącjąnamacie.
- Nie możesz tak po prostu... - próbowała zaprotestować, ale Zafik przerwał jej, całując ją bez
ostrzeżenia.
Gdy tylko poczuła, jak jego wargi dotknęły jej ust, wszystkie tamy puściły i tłumione pożądanie
uwolniło się z wielką, prymitywną siłą. Rozchyliła wargi i z westchnieniem rozkoszy zareagowała na
pieszczotę jego chłodnego języka. Bezwiednie objęła go ramionami, przyciągając do siebie bliżej, i
odpowiedziałanapocałunek,zupełnietracączmysły.
A więc jej pragnął! Jej, nie Belli Balfour. Pragnął jej jako kobiety, a nie z powodu nazwiska czy
rodzinnychkoneksji.Sprawił,żeczułasiępięknaigodnapożądania-nieTLR
mógłsięjejoprzeć.
Jęknęła cicho, gdy poczuła, jak rozpina jej biustonosz, a jego dłonie pieszczą jej piersi. Jego dłoń
przesunęła się niżej, a Bella zamknęła oczy, drżąc coraz bardziej z narastającego podążania. Gdy
wreszcie dotknął jej tam, wstrząsnął nią nagły spazm i ukryła twarz w jego szyi, wdychając jego
cudowny,męskizapach.
- Jesteś naprawdę przepiękna - stwierdził zachrypniętym głosem, a potem jednym, pewnym ruchem
zdjąłzniejostatniączęśćkoronkowejbielizny.
Leżąc przed nim zupełnie naga, Bella poczuła się lekko niepewnie, ale po chwili Zafik przykrył ją
swoimciałem,dającjejdziwnepoczuciebezpieczeństwa.Jegopieszczotybyłyzupełnieinneodtych,
jakich kiedykolwiek doświadczyła. Przyjemność, jaką jej sprawiały, przekraczała wszelkie granice.
Bella uświadomiła sobie, że nigdy wcześniej nie pragnęła żadnego mężczyzny tak mocno. Czuła
wewnętrznypożar,którytylkoonmógługasić.
-Proszę...-wyszeptałabłagalnie.-Proszę...
Zafik wyszeptał coś w niezrozumiałym języku i spojrzał na nią swoimi ciemnymi oczami,
przepełnionymipożądaniem.Jednymsilnymruchemwypełniłją,sprawiając,żepołączylisięwjedno.
Jegooddechstałsięciężkiinierówny,jakbywalczył,abyutrzymaćnadsobąkontrolę.
Bellaczułasiętakwspaniale,żeledwiemogłaoddychać.Gdywszedłwniąponownie,wbiłapalcew
jegoramionaiwygięłasiękuniemu,poddającsięjegozdecydowanymimocnymruchom.Pragnienie
było tak silne, że podążała za nim szybciej i szybciej, aż wreszcie poczuła wszechogarniające i
niezwykle intensywne spełnienie. Jej ciałem wstrząsały dreszcze ekstazy, które stopniowo stawały się
corazsłabsze,alenawetwtedyniechciaławypuścićgozobjęć.Poprostuniemogła.Chciałazostaćw
jegoramionachnazawsze.Wgłębiduszypoczuła,żecośsięzmieniło,aleniemogłazrozumiećanico,
ani dlaczego. Jedyne, czego była pewna, to że właśnie doświadczyli czegoś absolutnie
niewiarygodnego.Czułasięnietylkopożądana,aleteżważnadlaniego.
Promieniesłońcazjawiłysięwnamiocieprzezuchylonąpołęprzywejściu,TLR
ogrzewającich,zupełniejakbysłońceuśmiechałosięzaprobatą.Bellapodniosładłońipogładziłajego
włosy,którewtymświetlemiałyprawieciemnogranatowy,głębokipo-
łysk.Zafikmusiałpoczućtendotyk,bopodniósłgłowęispojrzałnanią.Był
najwyraźniej tak samo zaskoczony jak i ona. Bella zrozumiała, że pośród tego wszystkiego, co się
ostatnio wydarzyło, to była pierwsza rzecz, która wydała jej się prawdziwa i dokładnie taka, jak
powinnabyć.Wiedziała,żetojedenznajważniejszychmomentówwjejżyciu.Inaglezapragnęła,aby
Zafikpoprostująprzytulił.Tylkotegopotrzebowała.Objęciajegosilnychramion.
Głaszcząc jego wspaniałe, złotobrązowe ciało Bella zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu
czujesięnieśmiała.
Zafikpatrzyłnaniąprzezchwilęwmilczeniu,ażwreszcieuśmiechnąłsięzsatysfakcją.
-Awięcpotrafiszbyćposłuszna-stwierdziłszyderczo,aBellaspojrzałananiegozaskoczona,boze
wszystkichrzeczy,jakiespodziewałasięusłyszeć,tabyłanajmniejoczekiwana.
Nagle cała fala przyjemności gdzieś odpłynęła i poczuła gorzki wstyd. Jak mogła pomyśleć, choćby
przez moment, że dzieliła z nim coś szczególnego? Czy tak bardzo potrzebowała pociechy, że
wymyśliła sobie to wszystko? Powoli odsunęła się od niego, starając się kontrolować oddech i
wyglądać,jakgdybynigdynic.Niechciałamupokazać,jakbardzozraniłyjąjegosłowa.
Więctylkootomuchodziło?Pokazać,żepotrafijązdominowaćniczymprymitywnysamiec?Myślała,
żewłaśnieprzeżylicośszczególnego,ajemuprzezcałyczaschodziłotylkooto,abyjejpokazać,gdzie
jestjejmiejsce.Aonanietylkopoddałamusiębezsłowasprzeciwu,alenawetbłagałago,abysięznią
kochał.
Bellanaglepoczułasięprzerażającopusta,owielebardziejniżprzedtem.
-Toniejestkwestiaposłuszeństwa-stwierdziła,starającsię,abyjejgłosbrzmiał
jak najbardziej obojętnie. On nie może się dowiedzieć. - Raczej lenistwa. Ja nie musiałam nic robić.
Szczerzemówiąc,niemusiałeśsięażtakbardzowysilać.
Zafik patrzył na nią uważnie przez dłuższy moment, po czym odsunął się i gwałtownie wstał. Każdy
jegoruchzdradzałpewnośćsiebie.Bellaniemogłasięoprzeć,TLR
aby nie podziwiać jego wspaniałego ciała. Ale Zafik odwrócił się i zaczął się ubierać bez słowa w
przeciwległymkońcunamiotu.
Jaknajdalejodniej.Jakwszyscyinni.
Szybkootarłałzę,któraniespodziewaniepotoczyłasiępopoliczku.Gardłomiałaściśniętetakmocno,
że ledwie była w stanie oddychać. Poczuła nagłą potrzebę, aby porozmawiać ze swoją siostrą
bliźniaczką.Aleniebyłotakiejmożliwości.Nietylkodlatego,żeOliwiazostałaodesłanadoAustralii,
aleBellaniebyłapewna,czysiostrawogólebędziechciałazniąkiedykolwiekrozmawiać.Odtamtego
okropnegodnianiezamieniłyzesobąanisłowa.
Bella patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem. Czego się spodziewała? Że wypełni wewnętrzną
pustkę chwilą erotycznego zapomnienia? Sądziła, że może liczyć na coś więcej? Była kompletnie
beznadziejna,jeślichodziłoozwiązkizmężczyznami.
Wszystkie,bezwyjątku.Zawszemyślała,żesamaświetniesobieporadzi,aledopieroterazzrozumiała,
żetoniejestto,czegonaprawdęchciała.
-Gdzieidziesz?-spytała,zanimzdążyłaugryźćsięwjęzyk.Zafikspojrzałnaniąbezsłowa,alejego
wzrokbyłzimnyitwardy.Bellazadrżała,czując,jakogarniająlęk.-
Czyzrobiłamcośzłego?
Chciałanatychmiastcofnąćwypowiedzianesłowa,alebyłojużzapóźno.Zafiknieodpowiedział,idąc
wstronęwyjściaznamiotu.Bellapoczuła,jakłzypaląjąpodpowiekami.
-Nieważsiętakpoprostuwyjść!-krzyknęła,aZafikodwróciłsię.Mężczyzna,zktórymjeszczeprzed
chwilądzieliłanajbardziejintymneprzeżycia,spojrzałnaniąmiażdżącymwzrokiem.
-Tobyłbłąd-stwierdził,biorącgłębokioddech.
- Wreszcie się zgadzamy - rzuciła Bella, starając się zachować resztki godności i przykrywając się
prześcieradłem.-Totwojawina.
Cośdziwnegorozbłysłowjegooczach.
-Mogłaśmnieodepchnąć.
-Jak?Nieprzyjmujeszprzecieżodmowydowiadomości.
Zafikcofnąłsię,jakbygouderzyła.
TLR
-Gdybyśpowiedziała„nie",zatrzymałbymsię.
Bellapoczuła,jakkrewwypływajejnapoliczki.
Czymiałamuwyznać,żeniebyławstaniemyśleć,niemówiącomówieniu?
Miałamupowiedzieć,żeabsolutnieniechciałapowiedzieć„nie"?
-Ależ,WaszaWysokość-zdziwiłasięteatralnie-niewiedziałam,żemamprawopowiedzieć„nie".
-Odkiedyto,kimjestem,madlaciebiejakiekolwiekznaczenie?-spytał,zdrwiącymuśmiechem.-To
sięwięcejniepowtórzy.
Bellapoczuła,jakjejpewnośćsiebieulatniasiębłyskawicznie.Tobybyłotyle,jeślichodzioto,żejest
atrakcyjnaipożądana.Tobybyłotyle,jeślichodzioprzekonanie,żeprzeżylicośszczególnego.
- Nie ma sprawy, jeśli chodzi o mnie - parsknęła, ale mówiła już tylko do siebie, bo Zafik wyszedł z
namiotu,zostawiającjąsamą.
TLR
ROZDZIAŁPIĄTY
- Nigdy wcześniej nie miałam przygody na jedną noc, wiesz, Amiro? - zwierzyła się Bella pięknej
klaczy, przytulając się do jej szyi i głaszcząc ją pieszczotliwie. - Gazety drukowały te wszystkie
fikcyjnehistorienamójtemat,botozapewniałoimwysokąsprzedaż,amnienieprzeszkadzałotoaż
takbardzo.Alegdybysiętylkodowiedzieli,jakmałomamdoświadczeniawtychsprawach,tobyłby
dlanichprawdziwyszok.Niejestemtaka,jaktwójpan,którynapewnomożesięposzczycićtysiącami
damskichtrofeów.
Końparsknąłlekko,odwracającgłowęizachęcającojąszturchając.
-Niemogęcięzabraćnaprzejażdżkę-przyznałaBellapokornie,cieszącsię,żeklaczreagujenaniąw
tensposób.-Pamiętasz,cosięstałoostatnimrazem?Prawieumarłaśzwycieńczeniainiezamierzam
tegoryzykowaćporazdrugi.Niechodzinawetomnie,aletyjesteśnaprawdęwyjątkowa.-Pogłaskała
Amiręzwdzięcznością,alepochwiliusłyszałazasobątętentkopytiodwróciłasięwnapięciu.
Szejk,naswoimwysokimipotężnymogierze,wyglądałjeszczebardziejspektakularnie.Prawdziwiepo
królewsku, w swojej pełnej powagi i elegancji pozie. Jego dłonie pewnie trzymały wodze, a Bella
poczuładreszczpodniecenianawspomnienieTLR
tychdłoni,którejeszczeniedawnobłądziłypojejnagimciele.
-Miłaprzejażdżka,WaszaWysokość?-Ponowniewłożyłanasiebietunikę,aleterazżałowała,żetak
bardzojąskróciła.Porazpierwszywolałabybyćubranawcoświęcejniżwtękusąkoszulkę.
-NaimięmamZafik.
- Ach... więc mogę zwracać się do Waszej Wysokości po imieniu, bo uprawialiśmy seks, tak? Mam
terazprawodoszczególnychprzywilejów?
-Darujsobietęnonszalancję.
- No cóż, przykro mi, jeśli ci się to nie podoba, ale naprawdę nie mam pojęcia, co powiedzieć w tej
sytuacji.-Bellaodgarnęławłosyztwarzywściekłymruchem.Gdybytylkomogłaspędzićkilkagodzin
w spa, zanim stanęłaby z nim ponownie twarzą w twarz. Bariera makijażu dodałaby jej odwagi i
pewności siebie, których teraz tak bardzo jej brakowało. - Gdyby to się wydarzyło w mieście, nie
musielibyśmysięjużwidywać.
-Wmieścietobysięnigdyniezdarzyło.Tamniezapominam,kimjestem-
warknął.-Niezapominamomoichobowiązkach.
-Twojeżyciemusiwięcbyćszczególnieekscytujące-stwierdziłaniezobowiązująco,strzepującpiasek
ztuniki.-Przykromi,żeprzezemniezapomniałeśoswoichobowiązkach.
Pojejsłowachnastąpiładłuższachwilaciszy,ażwreszcieszejkwestchnąłcicho.
-Niepowinnocibyćprzykro.Byłaśwspaniała.
PrzezmomentBellamyślała,żesięprzesłyszała.
Powolipodniosławzrokispojrzałananiego,zmocnobijącymsercem.
-Słucham?
- Musisz zrozumieć, że utrzymuję surową dyscyplinę - zapewnił poważnie. - Nie jestem
przyzwyczajonydotego,abytracićnadsobąkontrolę.
-Naprawdę?Jarzadkomamnadsobąkontrolę.Wzasadziejestembardzoimpulsywnąosobą.
- Jeśli o to chodzi - uśmiechnął się - wierzę ci bez zastrzeżeń. Poddajesz się swoim emocjom bez
problemu.
TLR
-Podczasgdytyciąglejetłumisz.-Bellaprzypomniałasobiezimnywyrazjegotwarzypotym,jaksię
kochali.-Niemawątpliwości,żeniepasujemydosiebie.
Rozumiemwięc,żewzwiązkuztymjesteśjużgotowy,abyodwieźćmniedomiasta.
-Toniejestto,copostanowiłem-odpowiedział,biorącgłębokioddech.
-Słuchaj,tomiałbyćtwójtydzieńodpoczynkuirelaksu,więcniechceszchyba,żebymsiętukręciła,
krępująccięnakażdymkroku,prawda?
-Zgadzasię.Tojestmójtydzieńrelaksuipowinienemgospędzićtak,jakmisiępodoba.
-Acotonibymaznaczyć?Cocisiępodoba?
-Tymisiępodobasz.
-Słucham?-Bellazamarła.
- Bardzo mi się podobasz. Jesteś namiętna i posłuszna, gdy już przestaniesz ze mną walczyć.
Zamierzam więc zatrzymać cię w moim łóżku do końca mojego pobytu na pustyni - zawyrokował,
uśmiechającsięztriumfem.
-Twójosobistyharemnawakacjach,otocichodzi?
-Jednakobietatonieharem,choćmaszwystarczającozapału,abyobdzielićnimconajmniejdziesięć
kobiet.
-Nie,chwileczkę...-zaczęłaBella,cofającsięiopierającoAmirę,klaczjednakpopchnęłajądelikatnie
prostowramionaszejka,któryzsiadłzeswojegokonia.
JegosilneręcezacisnęłysięnajejtaliiiBellajęknęłabezwiednie,czującogarniającąjąfalępożądania.
-Niejesteśwmoimtypie.Jateżniejestemwtwoim.Tojestzupełnienierozsądne.
- Zgadzam się - przyznał, pochylając się, aby ją pocałować - ale myślę, że przestaliśmy się już
przejmowaćtym,cojestrozsądne.-Bezostrzeżeniapodniósłjąiwziąłnaręce,jakpoprzednimrazem.
-Gdziemniezabierasz?
-Zpowrotemdołóżka-odpowiedział,niosącjąwkierunkunamiotu.Gdybylijużwśrodku,położyłją
namacieiściągnąłjejtunikęprzezgłowę,niedającszansnaopór.-
Jeślimuszęcięmiećpodsobą,byśsięstałasłodka,delikatnaikobieca,towłaśniewtenTLR
sposóbspędziszswójpobytnapustyni.
Bellawykrzyknęłacichoisięgnęłazpowrotemposwojątunikę.
-Niezłeprzedstawienie,aletochybawynikzbytdługiegoprzebywanianasłońcu,WaszaWysokość-
zaprotestowała.
Zafik odrzucił jej tunikę daleko i szybko sam pozbył się swojej, patrząc na nią z niebezpiecznym
błyskiemwoku.
-Dlaczegozemnąwalczysz?
Walczącnajsilniejzwłasnympodnieceniem,Bellarozejrzałasięponamiocie,oceniającswojeszanse
ucieczki.
-Raz,tobyłbłąd.Dwarazy,tobędzieporażka.
-Jeślizamierzaszuciec,wiedz,żesprowadzęcięzpowrotem.
Bella spojrzała na niego i wpadła w zasadzkę jego zniewalającego uśmiechu. Jej ciało ogarnięte było
pożądaniemtaksilnym,żeledwiemogłaoddychać.
-Niejestemtwojąniewolnicą.
-Nie-stwierdził,wyjmującnóż.-Jesteśirytującąiwyzywającąkobietą.Itojestbardzopociągające.-
Wjegogłosieusłyszałatęelementarną,prymitywnądominacjęiBellazrozumiała,żeporazpierwszy
wżyciumadoczynieniaztakimmężczyzną.
-Pococinóż?-spytałapodejrzliwie.-Zamierzaszgroźbamizmusićmniedouległości?
-Niemartwsię,kochanie.Zadrugimrazemniebędzieszzemnąwalczyćbardziejniżpoprzednio.
- Ten twój cały rytuał jaskiniowca nie robi na mnie wrażenia. Wolę mężczyzn, z którymi można
przynajmniejoczymśporozmawiać.
- A ja wolę kobiety, które wiedzą, kiedy lepiej się nie odzywać - odparował, kładąc nóż na ziemi. -
Obserwowałem cię, od kiedy tu jesteś, aż do momentu, kiedy znalazłaś się pod moim ciałem. I to
ostatnienajbardziejprzypadłomidogustu.
Bellazacisnęłazęby,przypominającsobie,jakłatwomuuległa.
Podniosłagłowęispojrzałananiegowyniośle.
-Tobyłotylkotakieprzedstawienie,abypodbudowaćtwojeego.-SpróbowałaTLR
wstać,aleZafikprzytrzymałjąmocnoizpowrotempołożył.
-Mówisztaktylkodlatego,żejesteśzdenerwowana.Alenaprawdęniemaszsięczegoobawiać.
- Nie boję się. Ja... - Ale szejk przerwał jej, całując ją namiętnie i wprawiając jej serce w rozkoszne
drżenie.
Starała się jednak skoncentrować wszystkie swoje siły na tym, by mu nie pokazać, że robi to na niej
jakiekolwiekwrażenie.Odsunęłasięwięc,starającsięprzybraćznudzonywyraztwarzy.
-Zaraz...miałamcośnibypoczuć?-AlejejdrżącygłoszdradziłjąiZafikuśmiechnąłsięztriumfem.
-Czytykiedykolwiekjesteśszczera,jeślichodziouczucia?Nawetchoćbywobecsiebiesamej?
Nie,pomyślałaBella,przypominającsobie,ilerazyzostałazraniona.Nigdy.
-Janicnieczuję-wyszeptała,aZafikpocałowałjąponownie.
-Ostatnimrazemwszystkowydarzyłosięzbytszybko.Tymrazembędzieinaczej.
Chciałbympowolidoprowadzićciędoszaleństwa.Wielerazy.
Jegogłos,jegospojrzenie,jegopocałunkinajejustach,szyiipiersiachpaliłyjąisprawiły,żejęknęła,
poddającsiępożądaniu.
-Niepatrztaknamnie-poprosiła,alejejgłosniebrzmiałprzekonująco.
Niechciała,żebyprzestałnaniąpatrzeć.Uwielbiała,kiedywłaśnietaknaniąpatrzył.NiejaknaBellę
Balfour, zabawową panienkę z rozlicznych przyjęć i imprez, ale jak na niezwykle pociągającą i
atrakcyjnąkobietę.
-Jeśliniechcesz,bymnaciebiepatrzył,niepowinnaśmniebyłazachęcać-
wyszeptał,aBellamocnowciągnęłapowietrze,zelektryzowanadotykiemjegodłoni.
-Niemożesz...
-Oczywiście,żemogę-odpowiedział,pieszczącjąwnajbardziejintymnymmiejscu.-Powiedz„nie"i
przestanę.Tegowłaśniechcesz?
Bellaspojrzałananiegobezradnie.Czułasięjakzłapanawpułapkęwłasnegopożądania.
-Jeślizamierzaszmiprzerwać,tolepiejsiępospiesz,kochanie,bomamnaciebieTLR
ogromnąochotę.
Bellabyłazupełniezahipnotyzowanajegospojrzeniem.Powinnapowiedzieć„nie".
Naprawdępowinnatozrobić.Alewtymwłaśniemomencienieobchodziłojąjuż,copowinna,aczego
nie. Nie miało znaczenia, że nie mieli ze sobą nic wspólnego. Pragnęła go tak mocno, że aż się tego
obawiała.
Widzącdesperacjęwjejoczach,Zafikuśmiechnąłsięzzadowoleniem,aostatniąmyśląBellibyło,że
przynajmniejbrytyjskiebrukowcenigdyniepoznająszczegółówtejhistorii.
-Czyktośkiedykolwiekpowiedziałci,żejesteśniewiarygodniewspaniała?
-Nie-wyszeptałaBella.Niktnigdytakoniejniemyślał.-Powieszmi,dlaczegotrzymasznóżprzy
łóżku?
-Muszęmiećgoblisko,habibiti.Jesteśmynapustyni.Tutajzawszeczyhająjakieśniebezpieczeństwa.
On sam jest największym niebezpieczeństwem, pomyślała Bella, nie poznając samej siebie. Czy to
naprawdę ona przeżywała to wszystko? Leżała spokojnie i posłusznie obok silnego i dominującego
mężczyzny? To niewątpliwie pustynia ma na nią taki zły wpływ. Ale tym razem nie popełniła tego
samego błędu, próbując się do niego przytulić. Nie mogłaby znieść ponownego odrzucenia.
Wystarczyłojednospojrzenienaniego,żebypożądanieponowniejąogarnęło.
Zafikpochyliłsięnadniąidelikatniepocałował,aBellazadrżaławoczekiwaniu.
-Głodna?
- O tak.. - zaczęła przeciągle, ale po chwili zorientowała się, że Zafik mówi o jedzeniu. - Ja... tak.
Jedzenie.Oczywiście.
Zafikpatrzyłnaniąuważnie,leżącobokopartynałokciu.
-Zwyklenietakspędzammójczasnapustyni.
-Mampowiedzieć,jakbardzomiprzykroztegopowodu?-spytałaBellaprzekornie.-Jesteśprzecież
naurlopie.
-Nigdyniejestemnaurlopie.Obowiązkinieznikajątylkodlatego,żesięonichniemyśli.
TLR
-Powinieneśnaprawdęsięzrelaksować.Ajeślijużotymmowa-Bellanagleprzewróciłagonaplecy,
wykorzystującmomentzaskoczenia-jesteśterazwmojejwładzy.
-Naprawdętakmyślisz,habibiti?-spytał,chwytającjąmocnozaramiona.
-Poddajsięalbozostanieszukarany.Gdyztobąskończę,zapomnisznawetoswoimharemie.
-Tyjesteścałymharememwjednejosobie-zaśmiałsięZafik,przyciągającjądosiebie.-Idoskonale
wiesz,jakdoprowadzićmniedoszaleństwa.
-Toprawda,czasemmisiętoudaje-przyznałaBella,uśmiechającsięobiecująco.
Zafikdolałtrochęmlekadomocnejherbatyipodziwiałwschódsłońcanabezkresnejpustyni.Cosięz
nimdziało?
Minął już kolejny dzień i noc, a wyszli z namiotu tylko raz, aby popływać w przy-jemnie chłodnym
basenie.Zupełniestraciłpoczucieczasu.Zapomniałoswoichpowinnościachiobowiązkach.Nicsiędla
niegonieliczyło,zwyjątkiemtejpięknej,pociągającejiwspaniałejdziewczynywjegołóżku.
-Niemów-usłyszałzasobągłosBelli.-Napewnomyśliszsobieteraz,żeniepowinniśmytegorobić.
Zafik odwrócił się i o mało nie wypuścił filiżanki z dłoni. Mimo braku wszelkich udogodnień, do
którychbyłaprzyzwyczajona, Bellawyglądałaprzepięknie. Jejzłotewłosy błyszczaływpromieniach
wschodzącego słońca niczym płynny miód, a oczy miały błękit bezchmurnego nieba i były
przepełnionewewnętrznymświatłemiszczęściem.Nigdyniespotkałtakpełnejżyciakobiety.
-Wyglądaszzaskakującoradośniejaknakogoś,ktoniemożesięwydostaćzpustyni-zauważył.
-Jestemradosna-powiedziałaprosto,obejmującgoramionami.-Pustyniastajemisięcorazbardziej
bliska.Polubiłamniektórychjejmieszkańców.
Jego zmysły natychmiast zareagowały na zapach włosów i ciepło płynące z jej ciała. Zafik nie był
przyzwyczajony do tego, aby traktowano go z taką poufałością. Ta Kate nie miała najmniejszego
pojęcia,jakpowinnasięwobecniegozachowywać.
TLR
Aonrównieżniewiedział,jakpowinienzachowywaćsięwobecniej.Walczącznaturalnątendencjądo
trzymanialudzinadystans,wreszciepodniósłramiona,aleBellajużsięodsunęła,urażonajegobrakiem
reakcji.
-Awięc?-spytałajużniecochłodniejszymtonem.-Cobędziemydzisiajrobić?
Chciał ją do siebie przytulić, ale lata surowej dyscypliny i ukrywania własnych emocji przeważyły i
postanowiłskupićsięnapraktycznejstronieżycia.
-Musiszcośzjeść.
-Czaswięcnaśniadanie?Jużstraciłamrachubę-przyznała.
Zafikocenił,jakwysokoznajdujesięsłońceirozważałwduchu,czymielibyczasnaprzejażdżkępo
pustyni,zanimzrobisięzbytgorącodlakoni.
- Zjemy, a potem wybierzemy się na przejażdżkę po pustyni. - Nie miał pojęcia, dlaczego to
zasugerował,alenaglesamotnajazdawydałamusięowielemniejinteresującaniżwtowarzystwietej
wspaniałejkobietyuboku.
-Czypotrafisztylkowydawaćrozkazy?-spytała,nalewającsobieherbatyimleka.
-Mmm...wspaniała.Smakujezupełnieinaczejniżta,którąpijęwdomu.
-Dobrzejeździszkonno?
-Niespadnę,jeśliotosięmartwisz-zauważyłazprzekąsem.-Jeżdżękonnooddziecka.
-Biorącpoduwagętwójostatniwyczyn,chybaniemaszsięzabardzoczymchwalić.
- Jazda nie była problemem. Po prostu źle wybrałam kierunek. Pustynia wygląda tak samo, w
którąkolwiekstronęspojrzeć.
-Wręczprzeciwnie,krajobrazjestbardzozróżnicowany,jeślitylkomasięoczyszerokootwarte.
- Właśnie z tym miałam problem - przyznała Bella, próbując ciepły chleb o wyglądzie mącznego
placka,któryprzygotowałdlaniejZafik.-Jedzeniejestnaprawdęwspaniałe!
Zafikniemógłodwrócićodniejoczu.Siedzącprzednamiotem,wswojejkrótkiejTLR
tunice, wyglądała niczym pogańska bogini. Teraz, gdy nie wypróbowywała już na nim swoich
wdzięków,byładlaniegoowielebardziejpociągająca.Aonzaproponował,abyspędzilirazemdzień.
Chybakompletnieoszalał.
-Myślę,żemożeszwłożyćswójbawełnianykostiumzespodniami.Będziechronił
twojenogi.Pozatymtrzymajsiębliskozamnąijedźpomoichśladach.
-Acosięstanie,jeślisięoddalę?
-Amiramożewpaśćwgłębokąwydmęizłamaćsobienogę-odpowiedziałostroizobaczyłprzerażenie
malującesięnajejtwarzy.
-Wporządku.Będęjechałapotwoichśladach.
-Awięczrobisztobardziejzewzględunakonianiżnamnie?-Ponowniemusiał
sięzastanowić,czydobrzejąocenił,biorączaaroganckąisamolubną.Nawetjeśliniezdawałasobiez
tegosprawy,częstoujawniała,żepodtąwyzywającązbrojąukrywawrażliwąnaturę.
-Zawszelepiejsobieradziłamzkońminiżzludźmi.Sąbardziejprostolinijne.
Zafik zastanowił się przez chwilę, co miała na myśli. Szykując uprząż dla Amiry, wyglądała bardzo
młodo i niewinnie. Przypominając sobie po raz kolejny, że w jego życiu nie było miejsca dla takiej
kobietyjakona,Zafikzająłsięogierem.
-Musiszowinąćszalemustainos-nakazał,podającjejszerokąchustęzjedwabiu.
Pomógłjejowinąćjądookołatwarzy,abychronićjąprzedpiaskiem.
Bellazmrużyłaoczyispojrzałananiegouwodzicielskospoddługichrzęs.
-Czywyglądamterazwystarczającotajemniczo?Mogłabymzatańczyćtanieczsiedmiomaszalami?
Zafikzacisnąłmocnoszalizrobiłkrokwtył.
-Tojakaśobsesjaztymharememitańcem-uśmiechnąłsię.
Nigdywcześniejniemusiałtakbardzowalczyć,abyzachowaćnadsobąkontrolę.
Zrozumiał, że nigdy wcześniej nie został poddany prawdziwej próbie. Wsiadł na konia i spojrzał na
Bellę,któratrzymałasięprosto,głaszczącAmirę.
-Więc,dokądjedziemy?
-Pokażęci,żeświattocoświęcej,niżmożeszznaleźćwswoimkomputerze,TLR
internecieczytelefonie.Pokażęcipustynię.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Amirauderzałarytmiczniekopytamiwpustynnądrogę,zamieniającpiasekwzłotypył,któryotaczałje
wszędzie. Przed nimi potężny ogier szejka wyznaczał tempo i Bella starała się trzymać jak najbliżej
niego. Czuła się fantastycznie, siedząc na końskim grzbiecie, a ta jazda przez pustynię była dla niej
najbardziejekscytującymiradosnymprzeżyciem,jakiegodoświadczyła.
Każdegorankaiwieczoruwciąguostatnichtrzechdniwybieralisięrazemnaprzejażdżkępopustyni.
Gdyniebylinaprzejażdżce,kochalisięalbokąpaliwoazieirozmawiali,odpoczywającwcieniupalm.
NigdywcześniejBellanieczułasiętakwolnaiswobodna.
Puściła wodze Amiry, aby zmniejszyć odległość między nią a szejkiem. Przez ostatnie dni patrzyła i
uczyła się. Za każdym razem sprawdzała, czy w pobliżu nie ma zdradzieckich głębokich wydm,
pamiętającotym,czegonauczyłjąZafik.Klaczzaczęłapędzićtakszybko,żewiatrzerwałBelliszal,
którychroniłjejustainos.Doganiającogiera,Bellauśmiechnęłasięszeroko,widzącwoczachszejka
rozdrażnienieijawnądezaprobatę.
Zafikzatrzymałkonia,aBellarozkaszlałasięgwałtownie,gdypiasekwypełniłjejTLR
nozdrzaigardło.
-Pij-nakazał,podającjejwodę.
Posłuszniewypiłaispojrzałanaszejka,którywpatrywałsięwbezkresnyhoryzont.
-Kochaszpustynię,prawda?
-Tojedynemiejsce,gdziemogębyćsobąiniemuszęprzednikimodpowiadać.
- Myślałam, że to ty wydajesz rozkazy. Nie możesz po prostu im powiedzieć, żeby zostawili cię w
spokoju?
-Jestemodpowiedzialnyprzedmoimipodwładnymi,atakżeprzedwłasnąrodziną.
Rodzina.Odpowiedzialność.
-Alepowinieneśmyślećteżosobie-zauważyła,wiercącsięniepewnienakoniu.
-Właśniedlategopozwalamsobienatychpięćdniwsamotnościnapustyni.
Pięćdni,pomyślałaBella,czującdziwnyściskwżołądku.Zostałjeszczejedendzień.
-Nocóż,niezbytdługiewakacje.Powinieneśrenegocjowaćswojąumowęopracę.
Idlaczegomaszbyćodpowiedzialnyzaswojąrodzinę?Niemogąsamiosiebiezadbać?
-Nasirodzicenieżyją.Moimłodsibraciaisiostrypolegająnamnie.
-Wyglądanato,żekażdynatobiepolega.Askorotakbardzozależycinarodzinie,czemusięjeszcze
nieożeniłeś?Niechceszmiećwłasnychdzieci?
-Mojepotrzebysądrugorzędnewobecpotrzebmoichpoddanych.Jeślimiałbymwybór,nigdybymsię
nie ożenił. Ale oczywiście, kiedyś będę musiał wybrać sobie żonę i będziemy mieli dzieci. To
konieczność.
-Noproszę-zakpiłaBella.-Skoropodchodziszdotegoztakimentuzjazmem,nicniemożecisięnie
udać.Napewnowybierzeszwłaściwąkandydatkę.-Kogośzupełnieinnegoodniej,kogoś,ktoniemiał
szalonegocharakteruaniniepohamowanegotemperamentu.
-Zgadzasię.
-Aco,jeślinieudacisięwniejzakochać?
-Miłośćniejestniezbędnymwymogiem.Jestempewny,żewybiorękogoś,kogobędęceniłiszanował.
Tomiwystarczy.
TLR
-Aonawyjdziezaciebiedlatwojegostatusu.Niedlatego,żeciękocha,aledlatego,żejesteśszejkiem.
-Wracającmyślamidoodkrycia,któregodokonałaprzedbalem,Bellaniemogłapowstrzymaćsięod
cierpkiejuwagi.-Acozwaszymidziećmi?
Jakmyślisz,jakonebędąsięztymczuły,gdydorosną?Czymyślisz,żetodobrzedladziecka,gdysię
dowie, że ojciec nigdy nie kochał matki? A co z twoją żoną? Nie obawiasz się, że może się w kimś
zakochaćimiećromans?
-Niematakiejmożliwości-zawyrokował,patrzącnanią,zaciekawiony.-Możeszmipowiedzieć,co
ciętakirytuje?
-Nicmnienieirytuje-odpysknęła.-Toniemojasprawa.Możemyjużjechać?
-Wydajeszsięmiećstanowczepoglądynamałżeństwo.Byłaśzamężna?-spytał
ostrożnie.
-Nie.Tegobłęduakuratniepopełniłam.-Ichybatylkotego,pomyślałasmutno,zawracającAmiręw
stronęoazy.
Niepowinnabyłasięodzywać.Totylkoprzywołałonieprzyjemnewspomnienia.
Ironialosu,pomyślała.Jeszczeprzedczteremadniaminiemogłasiędoczekać,kiedyopuścipustynię.
Terazsiętegobała.
-Nigdyniebyłaśzamężna,ajednakbyłaśwcześniejzmężczyzną.
- Nie, byłam dziewicą, dopóki cię nie spotkałam - żachnęła się, zaskoczona, że przejmuje się jego
dezaprobatą.
Od kiedy potrzebowała czyjejkolwiek aprobaty? Dorastała, rozczarowując wszystkich po kolei.
Powinnasiębyłajużdotegoprzyzwyczaić.
Przerażonanagłymimpulsem,abywyznaćszejkowiwszystko,BellapopędziłaAmirę.
Co się z nią stało? Dlaczego przejmuje się facetem, który nie ma pojęcia o jej życiu i nigdy jej nie
zrozumie? Nie chciała pamiętać o tym, że była Bellą Balfour. Nie chciała zepsuć sobie ostatnich
pięknychchwilnapustyni.
Pięknychchwilnapustyni?
Bella nagle ściągnęła wodze, zatrzymując klacz gwałtownie i rozejrzała się dookoła, jakby widziała
pustynięporazpierwszy.Patrzyłanawijącesięwzory,TLR
wyrzeźbionenazłotympiasku,płaskorzeźbywydmiprawdziwąwspaniałośćscenerii,którająotaczała.
Pomyślałaozachodachsłońcaioniezliczonychgwiazdach,którelśniłyniczymdiamentynanocnym
niebie,takblisko,jakbymogłaponiesięgnąć.
-Cosięstało?-spytałzaniepokojony,zatrzymującsięobokniej.-Znówpiasek?
Tak,piasek.Aletymrazemzupełnieinaczej,niżtegooczekiwała.
-Tujest...pięknie-wyszeptaławzachwycie.-Zupełniejakbyśmybylijedynymiludźminaziemi.
-Jeszczekilkadnitemutocięprzerażało.Szczególnie,żeniemożnatudostaćodżywkidowłosówani
lustra.
-Wiem.Todziwne,prawda?-spytała,śmiejącsię.-Terazchybanaprawdępotrzebujęterapii.
-Czasnapustynispędzonynarefleksjijestświetnąterapią.Powieszmi,cocięgnębi?
Bellanieośmieliłasięprzyznać,żelękasiępowrotudocywilizacji.
-Czyniechciałbyś,abyżyciejużzawszebyłotakieproste?-spytałarozmarzona.
-Niepozwalamsobiemyślećwtensposób,bowiem,żeniematakiejopcji.
-Nigdyniemyśliszosobie.
-Owszem.Podczasostatnichkilkudnimyślałemtylkoosobie.
-Myślałeśrównieżomnie-wyszeptała,aZafikwyciągnąłdłońwjejkierunku.
-Powiedzmi,cojestnietak?
Porazpierwszydotknąłjejniepoto,abywzbudzićwniejpożądanie,aleabyjąpocieszyć.Najgorsze
jednakbyłoto,żezrobiłtotylkodlatego,żetaknaprawdęniewiedział,kimonajest.Gdybyodkrył,że
maprzedsobąBellęBalfour,gdybyusłyszał
wszystkieplotki,odwróciłbysięodniejnatychmiast.
-Dlaczegocośmiałobybyćnietak?-spytała,zabierającdłoń.
-Bardzomałoopowiedziałaśmioswoimżyciu.
-Jestemtupoto,abyuciecprzedmoimprawdziwymżyciem,zupełniejakty.-
Klaczzarżałaiprzestąpiłaniecierpliwieznoginanogę,jakbyczułanapięcieswojegojeźdźca.
TLR
-Mówiłaś,żetotwójojciecciętutajwysłał...
- Tak, to zupełnie w jego stylu. - Zaśmiała się wymuszenie, posyłając szejkowi jedno ze swoich
spojrzeń,którezwyklesprawiało,żemężczyźnitraciliorientacjęwkonwersacji.
AleZafikspojrzałnaniąostrzegawczo.
-Oileniechceszskończyćzakopanapouszywpiasku,niepróbujjużnamnietychswoichsztuczek.
- Nie próbuję żadnych sztuczek - skłamała, świadoma, że nie jest w stanie manipulować tym
mężczyzną.-Mójojciecwysłałmnietutaj,ponieważpotrzebowałamodpocząć.Powiedzmi,dlaczego
konieznosząztakąłatwościątenupałipiasek?
Zafikbezmrugnięciaokiemzaakceptowałnagłązmianętematu.
-Arabskiekoniesąprzyzwyczajonedoniezwyklewymagającegootoczenia.
-Batalgodniereprezentujetęwspaniałąrasę.
- Twoja klacz również. Beduini zawsze wybierali klacze. Były dla nich bardziej wartościowe.
Pozwalały bezgłośnie podejść przeciwnika, podczas gdy ogier mógłby w najmniej odpowiednim
momencienarobićhałasuizdradzićichobecność.
- Nie miałam pojęcia, że Amira jest tak wartościowa. Teraz rozumiem, dlaczego byłeś na mnie
wściekły, gdy zobaczyłeś, jak o mało nie doprowadziłam jej do śmierci z pragnienia i wyczerpania.
Przepraszamcię.
- Nie przepraszaj. Szczerze mówiąc, powinienem ci chyba nawet podziękować za tę impulsywną
decyzję.Najwyraźniejstrażzawiodła.Mamcodotegopewnepodejrzenia...
-Tak?-Bellazastygławoczekiwaniu.-Tonaprawdębyłodziwne.Widziałamsporostraży,apokilku
minutachniebyłotamzupełnienikogo.
-Amirajestnajbardziejwartościowymkoniem,jakiegoposiadam.
-Dlaczegowięcumieściłeśjąwstajniachpośrodkupustyni?
- Właśnie dlatego. - Zafik zawahał się przez moment. - Konie arabskie są moją pasją. Oczywiście,
bardzokosztowną.Mojekonieodnoszązwycięstwawgonitwachiniektórzysąotobardzozazdrośni.
Za kilka tygodni odbędzie się doroczna gonitwa o Puchar Al-Rafid, jedna z najsłynniejszych we
wszystkichkrajacharabskich.ZwycięzcaTLR
wygrywaowielewięcejniżtylkopucharimiędzynarodowyprestiż.
-IAmiraweźmieudziałwtejgonitwie?-spytałazaintrygowana.
-Nie,Batal.Onwygratęgonitwę.
-WięccotomawspólnegozAmirą?
-Tradycjanakazuje,żezwycięzcaotrzymujenajlepsząklaczzestadninyprzegranego.Jeśliprzegram,
stracęAmirę.
Bellapoczułaprzerażenienamyśl,żetakiwspaniałykońmiałbytrafićwobceręce.
-Icozamierzaszztymzrobić?
-Oczywiścieniezamierzamprzegrać-odpowiedziałzpewnościąsiebie.-Alepodejrzewam,żemogą
próbowaćpozyskaćAmiręwinnysposób.
-Więcmusiszzapewnićjejodpowiedniąochronę!
- Tam była ochrona - uśmiechnął się Zafik. - Ale najwyraźniej nie taka, jakiej się spodziewałem.
Gdybyśsiętamwtedyniepojawiła...
-Myślisz,żektośchciałjąukraść?Toprzerażające!Gdybymtylkoichspotkała...
-Myślę,żetobysiędlaciebiedobrzenieskończyło.
-Tobysiędlanichdobrzenieskończyło,jeślibymwiedziała,żechcąjąukraść.
-Tyteżjąukradłaś-zauważyłcelnie,aleBellawzruszyłaramionamiwobronnymgeście.
-Nie,niedokońca.Jajątylkopożyczyłam.Najakiśczas.Tozupełniecoinnego.
-Twójkodeksmoralnywydajesięlekkoniejasny.
-Towszystkoprzeztedwatygodniespędzonewcentrummedytacji.Prawiepopełniłamprzestępstwo-
usprawiedliwiała się Bella żartobliwie, głaszcząc Amirę. - A więc ukryłeś ją w tych niepozornych
stajniach w środku pustyni, aby ją chronić. Ale ktoś się dowiedział i zamierzał ją ukraść. Najprościej
byłoby,gdybyBatalniewygrał
gonitwy,prawda?Więcwtejsytuacjicośmożegrozićimobu.
-Natowygląda-przyznałponuro.
- Ale skoro Amira jest tak wartościowa, nie powinnam jej dosiadać - zauważyła pokornie, a Zafik
roześmiałsię.
-Myślisz,żepozwoliłbymcinato,gdybymniemiałzaufaniadotwoichTLR
umiejętnościjeździeckich?Doskonalesobiezniąradzisz-stwierdziłciepło.-Niezostawiłacięsamej
napustyni.Masznaturalnydariwiesz,jakzniąpostępować.
-Naprawdętakmyślisz?-spytała,szczerzeucieszonapochwałą.
- Oczywiście. Poza tym, gdy jesteś z końmi, jesteś bardziej naturalna i mniej się przejmujesz swoim
wyglądem.
Czyżby? Zaskoczona tą uwagą Bella zmarszczyła brwi w zastanowieniu i musiała przyznać, że to
prawda.Alewiedziałateżdlaczego.Toszejksprawił,żeczułasiępiękna.
Przynimporazpierwszyniepotrzebowałalustra.
-Zanimzaczęłamchodzićdocollege'u,nieprzejmowałamsiętym,jakwyglądam.
Większośćczasuspędzałamwstajniach,zkońmi.Tobyładlamnieprawdziwatortura,gdymusiałamje
opuścić.
-Miałaśwłasnegokonia,gdybyłaśdzieckiem?
BellapomyślałaolicznychstajniachwposiadłościrodzinyBalfour,pełnychrasowychwierzchowców.
-Owszem.Gdybyłamdzieckiem,tobyłamojapasja.Brałamteżudziałwtymkonkursie...-zawahała
się na chwilę. - Nie wiem, czy macie tutaj coś takiego. Konkurs trwa trzy dni. Ujeżdżanie, gonitwa i
skoki.
Czy powinna była mówić mu o sobie tak wiele? Gdy miała szesnaście lat, wybrano ją nawet do
reprezentacjijuniorów.Gdybynieto,żesamazniszczyłaswojąszansę...
- To wszystko wymaga ogromnej pracy i dużego doświadczenia - przyznał, patrząc na nią z
szacunkiem.-Tutajprzedewszystkimmamygonitwy.Tonaszatradycjaodstuleci.Mamyteżgonitwy
napustyni.
-Czytoniejestzbytciężkiedlakoni?
-Tosąkrótkiedystanseikoniebiegnąwcześnierano,gdyjestjeszczechłodno.
-AleskoroktośpróbowałukraśćAmirę,tojakterazbędzieszmógłzapewnićjejbezpieczeństwo?
-Jestbezpieczna,gdyjestznami,tutaj.
Znami.Bellaniebyłapewna,czyszejkbyłświadomtego,cowłaśniepowiedział.
Wciąguostatnichkilkudnistalisięjednąekipą.Nagledotarłodoniejcoś,cojąprzeraziło.Skoroten
mężczyznaniebyłdlaniejodpowiedni,atożycieniebyłojejTLR
prawdziwymżyciem,todlaczegonaglezapragnęłazostaćnapustyninazawsze?
-Bataltakżejestwspaniałyminiezwyklewartościowymkoniem.Ażdziwne,żeniktniepróbowałgo
ukraść.
-Słyniezeswojegoniepohamowanegotemperamentu.Niktobcyniebyłbywstaniegodosiąść.
-Ajamyślę,żetobardzomiłyiułożonykoń.
-Toprawda,żeprzytobiezachowujesięwyjątkowopoprawnie-przyznałZafik.-
Tokomplement.Bataldoskonaleznasięnaludziach.
-Awidzisz!Jestem...
-Jesteśnajbardziejszaloną,zmysłowąiuwodzicielskąkobietą,jakąwżyciuspotkałem.
Nocóż,niebyłytomożenajlepszekomplementy,alezawszelepszetoniżnic.
-Alemożepowinieneśkogośpoinformować,żeAmirajestztobą-zaproponowa-
ła,zmieniająctemat.-Inaczejmogąmyśleć,żenaprawdęzostałaskradziona.
-Jużtozrobiłem.
-Wjakisposób?
-Użyłemtelefonu.
-Aleprzecieżpowiedziałeśmi...
-Mamtelefonsatelitarny.Przymojejpozycjiniemogęsobiepozwolićnacałkowitąutratękontaktu,na
wypadeknieprzewidzianych,kryzysowychsytuacji.
-Niemoglibyporadzićsobiebezciebie?
-Niejestempewien.Zastępujemniemójbrat.
- Nie mów mi. Na pewno zawsze był zazdrosny, że to ty jesteś starszy i masz całą władzę. Może
właśnieterazzbieratwoichprzeciwnikówibędziepróbowałcięobalić.
Możetojemuzależy,abyBatalprzegrałgonitwę-improwizowała.
- Mój brat czuje wyłącznie ulgę na myśl o moim powrocie. - Zafik spojrzał na nią rozbawiony. - Ta
czasowaodpowiedzialnośćbardzomuciąży.Jestnadwrażliwyibrakujemupewnościsiebie.Pozatym
toonjestodpowiedzialnyzamojestajnie.
-Nadwrażliwyimałopewnysiebie?Inaprawdęjesttwoimbratem?-ironizowała.
TLR
-Jestsynemmojegoojcaijegodrugiejżony.
-Ach!Awięctyrównieżmiałeśzłąmacochę?
-Również?Miałaśzłąmacochę?
BellapomyślałaoTillyiLillianizarumieniłasię.
-Nie-przyznałacicho.-Niebyłytakiezłe.
Ale żadna z nich jej nie kochała. Nawet własny ojciec ledwie znosił jej widok. A teraz wiedziała już
dlaczego.Całaprawdawyszłanajawwdniubalu.
-Więctotwójprzyrodnibrat?
-Rachidjestmoimbratemwpełnymznaczeniutegosłowa-odpowiedział,marszczącbrwi.-Razem
sięwychowaliśmy.
To była więc zupełnie inna sytuacja, pomyślała smutno. Nie każda rodzina musi kryć tajemnice i
kłamstwa.
-Awięctwojamacochakochałataksamowasobu?
-Proponuję,byśmyzostawilitentemat-uciąłostro.-Powinniśmyjużjechać.
- Rozumiem, że też nie był ulubieńcem twojej macochy - zwierzyła się Bella Amirze i ruszyła za
szejkiem.
Gdydotarlidooazy,zsiedlizkoniiodrazuwskoczylidobasenu.
-Czekałemnatocałydzień-przyznałZafik,przyciągającjądosiebie.
Bella pocałowała go zachłannie, przerażona siłą własnego pożądania. Nigdy nie zapomnę pustyni,
pomyślałajeszcze,zanimpoddałasiężarowi,któryporwałichoboje.
-Spójrznamnie-poprosiłnagleZafikiBellaspojrzałaprostowjegooczy.
Uświadomiła sobie, że nigdy wcześniej nie doświadczyła takiego poczucia wspól-noty i intymności.
Nigdy wcześniej nie patrzyła w oczy mężczyzny, który się z nią kochał. Nigdy nie czuła tego, co
właśnieteraz.Tobyłoniezwykleprawdziwe.
Alejakmogłobyćprawdziwe,skoroobojemieliwkrótcewrócićdoprawdziwegożycia?Jakmogłobyć
prawdziwe,skoroszejknawetniewiedział,kimonanaprawdęjest?
Zafik trzymał w ręku telefon satelitarny, słuchając przestraszonego głosu swojego młodszego brata.
Cierpliwieoddzielałproblemodproblemu,znajdującrozwiązanieiTLR
wydając polecenia stanowczym tonem. Zawahał się tylko raz, gdy Rachid spytał go z błaganiem w
głosie,czyniemógłbyskrócićswojegopobytunapustyniiwrócićdzieńwcześniej.Zafikzacisnąłdłoń
nasłuchawce.Fakt,żeniechciałwrócićwcześniejdodomu,byłdlaniegobardzowymowny.
Jestemsłaby,pomyślałchmurnie,kończącpołączenie.Fakt,żewogóleuległ
kobiecie,byłjużoznakąsłabości.
-Zkimrozmawiałeś?
Zafikusłyszałzasobąpogodnygłosiodwróciłsię,czujączłośćprzemieszanązpoczuciemwiny.Bella
stałaprzywejściudonamiotuiwyglądałaniezwyklekusząco.
Pragnienia,jakiewnimbudziła,utwierdziłygotylkowprzekonaniu,żepodjąłwłaściwądecyzję.
-Mójbratmusiałpilniezemnąrozmawiać.-Zafikwiedział,żezachwilębardzojązraniizaskoczyło
go,jakbardzoźlesięztymczuł.
-Oczym?Czycośsięstało?-spytała,podchodzącbliżejiprzytulającsiędoniego.
Zafik pochylił głowę i spojrzał w jej bezkresne błękitne oczy. Poczuł, jak narasta w nim niechęć do
siebiesamego.Czytobyłowłaśnieto,comusiałczućjegoojciec?
Stanowczymgestemodsunąłsięodniej,jakbyuciekałprzedszkodliwymuzależnieniem.
-Zafik?Cosięstało?Dlaczegopatrzysznamniewtensposób?
-Spełnisiętwojemarzenie,habibiti.Zabieramcięzpowrotemdocywilizacji.
-Jakto?Kiedy?-spytała,zaskoczonanagłymlękiem,jakijąogarnął.
-Natychmiast-odpowiedziałkrótko.
Zanimznówpoddasięswoimpragnieniomidokońcastracinadsobąkontrolę.
- Ale myślałam, że mamy przed sobą jeszcze jeden dzień? - W jej drżącym głosie usłyszał panikę. -
Mówiłeśprzecież,żebędziemytutajprzezpięćdni.
Awięcskrupulatniejeliczyła.
-Jestempotrzebnywpałacu.
-Ale...
-Toniepodlegadyskusji!-uciął,niepatrzącnanią.Ogarnąłgowstydnamyśl,żejejwpływnaniego
jesttakwielki.Nawetniebyłwstaniespojrzećjejwoczy,wobawie,TLR
abynieulec.-Musimywrócićdomiastaprzedzmierzchem.
-Takszybko?Moglibyśmyspędzićtujeszczejednąnociwyjechaćwczesnymrankiem...-Zafikmusiał
zewszelkichsiłwalczyćzpragnieniemwzięciajejwramiona.
-Pójdęprzygotowaćkonie.
Tym razem się nie podda. Zmusił się, aby zignorować jej opuszczone bezradnie ramiona i szybko
wyszedłznamiotu.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Koniemijałyzakurzoneulice,przyktórychznajdowałysięniezliczonestraganyzapełnionekolorowymi
jedwabiami,pachnącymiprzyprawamiibłyszczącąbiżuterią.
Wreszcie przejechali przez kamienny łuk i znaleźli się za wysokim murem otaczającym pałacowe
zabudowania. Od momentu, gdy wjechali do wspaniałego pustynnego miasta Al-Rafid, towarzyszyły
imstrażeiBellazatęskniłazaprostymżyciem,któreprowadzilinapustyni.Dumniewyprostowanyna
swoim wspaniałym ogierze, Zafik emanował po-tęgą i władzą. Bella nigdy nie czuła się bardziej od
niegooddalonaniżwłaśnieteraz.Niepomagałojejteżto,żeszejkniespojrzałnaniąanirazu,odkiedy
wjechalidomiasta.PopewnymczasieznaleźlisięnapięknymdziedzińcuiZafikzsiadłzkonia.
-Odesłanotutajtwojerzeczyzcentrummedytacji.Jestteżoczywiściepaszportipieniądze.Spełniłosię
twojeżyczenie.Wróciłaśdocywilizacji.NiezamierzamcięoskarżaćokradzieżAmiry.Jesteśwolnai
możeszodejść-stwierdziłobcymtonem.
Odejść?
Bellapoczuła,jakogarniająpanika.
Awięcodsyłałją?
Przezmomentpomyślała,żemusiałasięprzesłyszeć.NiemógłprzecieżterazTLR
twierdzić,żemiędzynimiwszystkoskończone.Przezostatnieczterydnibylizesobątakblisko,jakto
tylko było możliwe. Dzielili się wszystkim. No, prawie wszystkim, przyznała niechętnie,
przypominającsobie,jakmałopowiedziałamuosobie.Porazpierwszybyłojejdaneżyć,jakbybyła
normalnąosobą,aniepostaciąwykreowanąprzezmedia.Inigdyniebyłaszczęśliwsza.
Amożeonniezrozumiał,żeonaniechceodchodzić?Tylerazymuprzecieżpowtarzała,żenienawidzi
pustyniipragniewrócićdocywilizacji.Możeniedotarłodoniego,żezakochałasięwpustyniiwnim?
Bellazamarła,przerażonawłasnymimyślami.
Toniemogłabyćprawda!Niemogłasięzakochać.Tomężczyźnitracilidlaniejgłowy,anieodwrotnie.
-PannoBalfour?
Słyszącswojenazwisko,Bellaodwróciłasiębezwiednieizobaczyłastarszegomężczyznę,którysięjej
przyglądał. Wiedział, kim była. Spojrzała nerwowo w stronę szejka, ale on był zajęty rozmową z
otaczającymigoludźmiidopieroterazzrozumiała,jakważnąbyłosobą.Napustynimiałaprzedsobą
poprostusilnegomężczyznę.Tutaj-
prawdziwego władcę. Przypomniała sobie poważnego mężczyznę, który ją uratował, ale który po
pewnym czasie zaczął się uśmiechać i potrafił namiętnie kochać. Zapragnęła, aby znów się do niej
uśmiechnął.
-JestemKalif,głównydoradcaJegoWysokości.Proszępójśćzamną.Musimyza-
łatwićwszelkieformalności.
-Jakieformalności?-spytałaniechętnie,wciążwypatrującszejka.
-Dotyczącepanipowrotudodomu.
Formalności,którepozwoląjaknajprędzejusunąćjązżyciaszejka.Najwyraźniejniebyłaodpowiednią
dla niego kobietą. Świadoma, że nie pozostawiono jej żadnego wyboru, Bella niechętnie zsiadła z
konia.
-Dobrze.Dziękuję.
Starającsięzachowaćcałągodność,najakąbyłojąstać,ruszyłazaKalifem,nieoglądającsięzasiebie.
-Tutajznajdująsięwszystkiepanirzeczy-poinformowałdoradca,wprowadzającTLR
jądoprzestronnegoijasnegopokoju.
Bella spojrzała na swoją markową walizkę i miała wrażenie, jakby wróciła z innego życia. Kilka dni
temu oddałaby wszystko, aby mieć do niej dostęp, ale teraz? Komputer, telefon, kosmetyki i stylowe
kostiumy - nie potrafiła sobie przypomnieć, do czego to wszystko było jej potrzebne. Zrozumiała, że
jedyne,czegoterazpotrzebowała,tobyćrazemzszejkiem.
Kalifchrząknąłznacząco.
-Paniopiekunwcentrummedytacjiprosił,abyprzekazaćpaniwiadomość.
-Jaką?
-Powiedział,żemanadzieję,żeznajdziepanispokój.
-Jestembezszans,jeśliotochodzi-mruknęłaBella,zamykającwalizkęgwał-
townymruchem.
BellaBalfour?
Zafik przebiegł artykuł szybkim spojrzeniem i odłożył gazetę, biorąc do ręki kolejną. We wszystkich
pismachnagłównejstroniemógłpodziwiaćpięknąblondynkęobłękitnychoczach,ubranąwsuknięod
najlepszego projektanta i wybierającą się na doroczny bal organizowany przez jej rodzinę. Ledwie
rozpoznał w niej dziewczynę, która jeszcze wczoraj galopowała z nim przez pustynię, z wyrazem
szczeregoszczęściawoczach.
Kalifchrząknąłdyskretnie.
-Onapochodzizeznanejrodziny,WaszaWysokość.Toniejestzwykła,anoni-mowadziewczyna.
Zafikzaśmiałsięgorzko,odsuwającodsiebiekolorowemagazyny.Królowabalu.
Ikona mody. Wystarczył rzut oka na te artykuły, aby zrozumieć, jak wiele ta dziewczyna miała
wspólnegozjegomacochą.Beznajmniejszychwyrzutówsumieniaflirtowałaznimiposzładołóżka.
Dotegopodałamufałszyweimię.Nicztego,comówiłaczyrobi-
ła, nie było szczere. Poczuł, jak narasta w nim niebezpieczna zaciętość. Po raz pierwszy w życiu
dopuściłdosiebiekogośtakblisko.Iwłaśnietenktośmusiałsięokazaćtakąkobietą.
-Wydawcymusielisięczućjaknawłasnejprywatnejpustyni,gdynaglezniknęłaiTLR
przestaładostarczaćimmateriałudopublikacji.Dziwimnietylko,żerodzinajejnieszukała-przyznał
cichymgłosem.
-Wydajesię,żereputacjapannyBalfourjestbardzoszczególna,WaszaWysokość.
Zapewnejejzniknięciepotraktowanojakkolejnąekstrawagancję.
Zupełniejakbyjużsłyszałtegorodzajuuwagi.Omłodejibeztroskiejdrugiejżonieswojegoojca.
-GdziejestterazpannaBalfour?
- W gościnnych apartamentach, Wasza Wysokość. Najbliższy lot do Anglii jest dopiero jutro. Będzie
mogłaodpocząćprzedpodróżą.Wydawałasiębardzoprzybita.
-Przybita?Czymymówimyotejsamejkobiecie?
Kalifzawahałsię.
-Zauważyłem,żebyłabardzoblada.Poprosiłemlekarzapałacowego,abyjązbadał.
Najwidoczniejzrozumiała,żejejkłamstwawreszciewyszłynajaw.To,żenadalprzebywaławpałacu,
przeszkadzałomubardziej,niżchciałprzyznać.Prawdopodobniewłaśnieterazznajdowałasięnagapod
prysznicem i woda chłodziła jej piękne ciało, jak mógł to wielokrotnie obserwować przez kilka
ostatnichdni.
-Dziękuję,Kalif.Możeszodejść-powiedziałmiękko.
-Takjest,WaszaWysokość.
Gdydoradcaopuściłsalę,Zafiknadalwpatrywałsięwzachwycającądziewczynę,uśmiechającąsiędo
niego z kolorowych magazynów. Czy to naprawdę było takie dziwne, że rzucił się na nią niczym
niewyżyty samiec? Bella Balfour była przecież wyjątkowo piękną kobietą. Ale zrozumiał, że
przemówiładoniegonietylkojejuroda.
Podziwiałjejenergięipogodęducha,aszczególnierozczulałagojejbezradność.
Pragnąłjejtakmocno,jakżadnejinnejkobiety,aonaniebałasięstawićmuczoło.Niebałasięteżgo
okłamać.Anirazu,podczaswszystkichintymnychmomentów,jakierazemprzeżyli,niezdradziłamu,
kim naprawdę jest. To powiedziało mu o niej więcej niż tysiąc słów. Była tylko rozpieszczonym
dzieckiem,bezżadnegopojęciaoodpowiedzialności.Starającsięotymniezapomnieć,Zafikszybko
wziąłprysznic,przebrałsięiTLR
przygotował na swoje kolejne spotkanie. Fakt, że ona wciąż była w jego pałacu, był dla niego
ogromnymciężarem.Niezamierzałjejjużoglądać.JutroBellaBalfourwrócidoswojegożyciaicała
pokusazniknierazemznią.Tobyłaostatniarzecz,jakiejterazpotrzebował.
Bella siedziała skulona na szerokim parapecie, patrząc na pustynię przez wielkie rzeźbione okno. Jej
twarz była mokra od łez i gdy usłyszała, jak otwierają się drzwi, nie odwróciła głowy, aby nikt nie
zobaczył,żepłakała.
-Naprawdęniepotrzebujęlekarza,aledziękujęzatroskę-powiedziałaszybko.
- Jeśli powiedziano, że ma cię zbadać lekarz, to tak właśnie będzie - usłyszała zimny głos szejka i
poczuła,jakogarniajązłość.
-Wynośsię!Niemamcinicdopowiedzenia.Jesteśskończonymdraniem.-Usłyszałatrzaśnięciedrzwi
i przez chwilę zastanawiała się, czy wyszedł, ale na dźwięk jego energicznych kroków w jej stronę,
jeszczebardziejskuliłasięwsobie.
-Mógłbymwtrącićciędowięzieniazatenbrakszacunku.
-Takwłaśniepostępujeszzkobietami,którychjużniechcesz?Wtrącaszjedociemnicy?
-Niematużadnejciemnicy-warknął.
-Ostrożnie,Zafik,jeszczetrochę,astracisztęswojącennąkontrolęnadwłasnymiemocjami-zadrwiła,
niepatrzącnaniego.-Pocoprzyszedłeś?
-Chcęwiedzieć,dlaczegomnieokłamałaś.
-Nieokłamałamcię.Poprostuniepowiedziałamcicałejprawdy.
-Przestańsięzachowywaćjakrozpieszczonadziewczynkaiodpowiedznamojepytanie!
-Zostawmniewspokoju.
-Dlaczegosiędąsasz?
-Niedąsamsię.Myślę.
-Tomusibyćdlaciebiezupełnienowedoświadczenie-ironizował.
-Awięcjużwszystkoomniewiesz.Wystarczyłycinagłówkiwgazetach.
TLR
-Dlaczegopowiedziałaś,żenazywaszsięKate?
-PonieważchociażprzezmomentchciałamprzestaćbyćBelląBalfour,rozumiesz?
-Bellaodwróciłasię,abynaniegospojrzeć,inatychmiasttegopożałowała.
Szejkwyglądałwspaniale.
Porazpierwszywidziałagowdoskonaleskrojonymgarniturze.
-Ładnykrawat-mruknęłaiszybkoodwróciłagłowę,aleniedośćszybko,abyZafikniezauważyłłez
najejpoliczkach.
-Pomóżmizrozumieć-poprosiłgłuchymgłosem.-Chcęwiedzieć,dlaczegoznalazłaśsięnapustyni.
Dlaczegouciekłaśidlaczegomnieokłamałaś.
-Tojużniemaznaczenia.Dlaczegopoprostuniepójdzieszwypełniaćswoichważnychobowiązków?
Tojużkoniec.Niebędziemydotegowracać.
- Jesteś na pierwszej stronie każdego angielskiego brukowca - wyszeptał. - Dlaczego piszą o tobie
„SzalonaBella"?
Słyszącznajomeokreślenie,Bellapochyliłasię,jakbyjąuderzył.
-Skorojużwiesz,topowinnobyćdlaciebiejasne,dlaczegoniepowiedziałamci,kimjestem.
-Aledlaczegoznalazłaśsięnapustyni?
-Przysłałmnietutajmójojciec,abymsięzastanowiłanadwłasnymżyciem.
-Toakuratchybaniebardzocisiępowiodło.
-Zgadzasię-stwierdziłazrezygnowanymtonem.-Mojeżycietojednawielkapo-rażka,podkażdym
względem.Tegowłaśniesiępomnieoczekuje,więcdlaczegomia-
łobybyćinaczej?-Czułasięcorazbardziejbezbronnaipotrzebowałajaknajszybciejzostaćsama,aby
sięwspokojuwypłakać.-Międzynamijużwszystkoskończone,więckażdeznaspowinnowrócićdo
własnegożycia,WaszaWysokość.
Odpowiedziałajejniezręcznacisza.
- Myślałem, że znajdę cię przed komputerem albo rozmawiającą przez telefon. Ro-biłaś wszystko, co
mogłaś,abymzabrałciędocywilizacji.
Bellaprzygryzławargęnamyślotym,jakjeszczeniedawnorobiławszystko,comogła,abyjejtutajnie
zabierał.Jakmamupowiedzieć,żenic,cowydarzyłosięwjejTLR
życiudotejpory,niebyłoaniwczęścitakbolesnejakto,żeodsyłałjądoAnglii.
-Spójrznamnie,Kate!-wykrzyknął.-Toznaczy...Bella.
Cośwtoniejegogłosukazałojejsięodwrócićiwjednejsekundziezobaczyławjegooczachtensam
szczerybólisamotnecierpienie.
-Zafik...-Głosjejsięzałamał.
-Nie!-krzyknął,cofającsię.-Toniejestmożliwe.
Bellapoczuła,jakpękajejserce.
-Oczywiście,żenie.Głupiajestem.
-JutrowracaszdoAnglii.Lotjestjużzarezerwowany-stwierdziłcicho,idącwstronędrzwi.
Bellęogarnęłapanika.Dopieroterazdoniejdotarło,żeZafiknaprawdęodsyłajądodomu.
-Nie!-Zapomniałaprzezmoment,żepowinnabyćzimnaiobojętna.Zapomniała,żemiałaudawać,że
nieobchodzijąto,cosięstało.Zapomniałaowszystkimpozatym,żeszejkodsyłajądoAnglii.
Inaglezdałasobiesprawę,jakspokojnieidobrzeczułasięnapustyni.Dowiedzia-
ła się o sobie czegoś zupełnie nowego. Odkryła swoją nieznaną stronę. A teraz miała wrócić do
dawnego życia, pełnego luster i odżywek do włosów, makijażu i kosztownych kreacji od światowych
projektantów.Jednasesjazdjęciowapozwolijejzarobićtyle,abymogłaszalećprzezkilkatygodni.Z
powrotem stanie się „Szaloną Bellą Balfour". Znów będzie prześladowana przez fotoreporterów. Nie
będziesięliczyło,conaprawdępowiedziałaczyzrobiła.Itakkażdybędzieoniejmyślałjaknajgorzej.
Jakzwykle.
Na myśl o tym poczuła się chora. Nie chciała już wykorzystywać własnego nazwiska do tego, by
zarabiaćpieniądze.Niechciałajużwogólegoużywać.
-Cokolwiekbyłomiędzynami,jużsięskończyło-stwierdziłbrutalnieZafik,aleBellaniemyślałajuż
owłasnejgodnościidumie.
- Nie odsyłaj mnie! - krzyknęła, zeskakując z okna, podbiegając do niego i wbijając palce w jego
ramiona.
Aleszejkodsunąłjąodsiebie.
-Tobyłtylkoseks,Bella.Nicwięcej.Nieudawaj,żetakizwiązektodlaciebiecośTLR
nowego.
Niemyślałanawetotym,abywyprowadzićgozbłędu.
-Tynierozumiesz...-zaczęłałamiącymsięgłosem.-Błagamcię,Zafik,nieodsy-
łajmnie.
-Jakto?-zakpiłbezlitośnie.-Niebędziejużuwodzicielskichuśmiechów?
-Niewinięcię,żemyśliszomniewtensposób-wyszeptałaBella.-Aleteraznaprawdęjestinaczej.
Toniejestżadenteatr.Janaprawdęniemogęwrócić.Prasaniedamispokoju.Mojarodzinadośćjuż
przeszła.Chcęimzejśćzdrogi.
-TojedźipozwiedzajEuropę.
-Niemampieniędzy-przyznałazewstydem.
-Awięcniechodziorodzinę.Chceszodemniepieniędzy?-wywnioskowałszyderczo.
- Nie! - zaprotestowała, wycierając zamaszyście łzy, które znów zdradziecko pojawiły się na
policzkach.-Nieotoproszę.Chciałabym,żebyś...dałmipracę.
-Pracę?-Zafikrzuciłjejniedowierzającespojrzenieiwreszciewybuchnąłśmiechem.-Jakąpracę?
Jego brak wiary w jej umiejętności sprawił jej ogromną przykrość, ale od kiedy wiedział, kim jest
naprawdę,zakładałtosamocowszyscy.
- Zapewniam cię, że tutaj nie znajdziesz pracy, w której mogłabyś wykorzystać swoje unikalne
zdolności.
Naglepostanowiła,żejeszczemupokaże,nacojąstać.
- Potrzebujesz kogoś do pracy w swoich stajniach - stwierdziła. - Proszę, wysłuchaj mnie przez
moment. Dobrze radzę sobie z końmi, sam tak mówiłeś. Pozwól mi zajmować się Amirą. Będę jej
strzec.Będęspaławjejboksie.Zrobięwszystko,tylkopozwólmituzostać.
-Posadawmoichstajniachłączysięzciężkąpracąidyscypliną.Atyniemaszotymnajmniejszego
pojęcia.
-Potrafięciężkopracować!
-Kiedyostatnirazwstałaśopiątejrano,abyposprzątaćstajnie?
-Nigdy-przyznałaszczerze-ale...
TLR
-Bella,tyniewytrzymaszanijednegodniawmoichstajniach.
- Daj mi tę pracę, a udowodnię ci, że się mylisz - zapewniała żarliwie. - Proszę, nie odsyłaj mnie do
domu.
Widziała niezdecydowanie w jego oczach i odwróciła wzrok. Nie chciała, aby znów ją posądzał, że
próbujenimmanipulować.
-ZgłośsiędoYousifa-stwierdziłkrótkopochwiliciszy.-Wszystkocipokaże.
Alejeśliposkarżysięnaciebiejeden,jedynyraz,tomiwystarczy,abyodesłaćciędoAngliipierwszym
samolotem,zrozumiałaś?
-Dziękuję-wyszeptałaBella,oddychajączulgą.
-Totwojajedynaiostatniaszansa,pamiętaj.
Praca była naprawdę wyczerpująca. Bella była na nogach już o piątej rano. Dużo ją to kosztowało,
szczególnie że atmosfera nie była zbyt sprzyjająca. Wszyscy pracujący w stajniach przyglądali jej się
podejrzliwie, na czele z Yousifem, który tylko czekał na jej potknięcie. Ale obiecała szejkowi, że
pokaże,nacojąstać,ipostanowiławytrwać.Przy-dzielonojejczterykoniedoopieki,łączniezAmirąi
Batalem, i doskonale zdawała sobie sprawę, jak wielka odpowiedzialność na niej spoczywała.
Zajmowała się przecież naj-lepszymi i najbardziej wartościowymi końmi szejka. Po pewnym czasie z
niemałym za-skoczeniem zdała sobie sprawę, że kocha tę pracę. Przypominała jej lata dzieciństwa,
którebyłyradosneinieskomplikowane.Zastanawiałasiętylko,czyktokolwiekinformowałszejka,jak
dobrzepracuje.
-TotyopiekujeszsięAmirą?
Bella odwróciła się zaniepokojona i spojrzała na młodego mężczyznę patrzącego na nią z
nieukrywanymzachwytem.Rozpoznałamłodszegobrataszejkaiwyprostowałasięinstynktownie.
-Tak,WaszaWysokość.
- Wiesz, że to nasza najwspanialsza klacz? Batal musi wygrać gonitwę, bo w prze-ciwnym razie ją
stracimy.
-Batalnapewnowygra.Tonajszybszykoń,jakiegokiedykolwiekwidziałam.
TLR
-Jestszybki,aleteżtrudny.Przedchwiląwidziałem,jakzrzuciłKamala.
-Niemożliwe!Dlaczego?Czynicmusięniestało?
- Zabrano go do szpitala. Nie będzie już mógł dosiadać Batala. Przynajmniej nie w tegorocznej
gonitwie.
-Więcbędziegomusiałtrenowaćktośinny-zasugerowałaBella,obawiającsięoprzyszłośćAmiry.
-Bataljestniebezpieczny.Niewiem,czyznajdziesięinnyjeździec.Kamalbył
najlepszy z nich wszystkich. A jeśli on nie może dosiadać Batala, to nie widzę nikogo innego, kto
mógłbyposkromićtegoogiera.
-Szejkniemaztymnajmniejszegoproblemu.
-Toprawda,aleszejkowiniewolnobraćudziałuwgonitwie.
PrzezostatniedwatygodnieBellastarannieunikałamyśleniaonim.Niestarałsięzniąskontaktować
ani zobaczyć. Zupełnie jakby to, co było między nimi, nigdy nie miało miejsca. Miraż na pustyni,
pomyślałasmutno.
Nagle usłyszała hałas w boksie ogiera. Natychmiast zapomniała o szejku i pobiegła zobaczyć, co się
stało.KsiążęRachidbezwahaniapodążyłzanią.
-Bataljestdziśwwyjątkowozłymhumorze.Zupełniejakmójbrat,odkiedywró-
ciłzpustyni-zaśmiałsięRachid.
-Niewiadomo,cogoopętało-przyznałYousif,starającsięuspokoićwierzgają-
cegoogiera.-JegoWysokośćniemaostatnioczasu,abygowyprowadzać.PozanimtylkoKamalnie
bałsięgodosiadać.Aleteraz,gdywylądowałwszpitalu,mamypoważ-
nyproblem.
-Jamogęgotrenować-odezwałasięBella.
-Tozbytwielkieryzyko-zaprotestowałYousif,któremupotakiwałzaskoczonyksiążę.
-Dlakogo?Dlamnieczykonia?
-Jesteśkobietąiniedaszradygoutrzymać.Niejesteśwystarczającosilna.Pozatym-dodałYousif-to
niewłaściwe, aby kobieta brała udział w gonitwie. Zawołaj Hassana. Powiedz mu, że będzie teraz
trenowałBatala.Jeślinie,możesięwynosić.
TLR
Bella chciała powiedzieć, że jej zdaniem Hassan bardziej ceni sobie własne życie niż tę pracę, ale
przezornie milczała. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na to, aby się tutaj komukolwiek
sprzeciwiać. Jej własny los wisiał na włosku. Przytaknęła więc bez słowa i wyszła ze stajni, aby
odszukaćjeźdźca.
-Hassan-uśmiechnęłasiędomłodegomężczyzny,któryjakojedenzniewieluodnosiłsiędoniejze
szczerąsympatią-dajmiswojeubranie.
-Wybieraszsięnabalprzebierańców?-zażartował.
- Nie. Zamierzam ocalić ci życie i pracę. Ale potrzebuję twojego ubrania. Potem musisz się gdzieś
ukryćnakilkagodzin.Chodzioto,żebywszyscyzobaczyli,jaktrenu-jeszBatala.
-Nigdyniedosiądętejbestii!Pococimojeubranie?
-Tojadosiądę„tębestię",dziękiczemuniestraciszpracy.
-Chybaoszalałaś.Niemożeszdosiadaćogiera.Jesteśkobietą-zaprotestował.
-Dajspokój.Umiałamjeździćnakoniu,zanimnauczyłamsięchodzić.Pozatymniktinnysięnatonie
zdecyduje.Bataldobrzemniezna,bosięnimopiekuję.Możepozwolimisiędosiąść.
-Alekobietaniepowinna...
- Zapominasz, że nie będę kobietą. Będę tobą, Hassan. Nikt nie powinien zauważyć różnicy. - Bella
szybkim ruchem związała włosy w ciasny węzeł i schowała je pod czap-ką. Luźne spodnie jeźdźca i
szerokabluzaukryłyjejkobiecekształty.-Jakwyglądam?
-Jesteśpewna,żechcesztozrobić?
Bella pomyślała o Amirze. A potem pomyślała, jak bardzo cierpiałby szejk, gdyby stracił swoją
ukochanąklacz.
-Absolutnie.
TLR
ROZDZIAŁÓSMY
Zafikbębniłniespokojniepalcamipoblaciestołukonferencyjnego,tylkowpołowieprzysłuchującsię
niekończącym się dyskusjom na temat cen ropy naftowej i strategii inwestycyjnych. Nigdy wcześniej
jego obowiązki nie wydawały mu się bardziej uciążli-we, a atmosfera w pałacu bardziej dusząca.
Spojrzał przez okno. Mógł z niego obserwować wybieg dla swoich koni i bieżnię, którą wybudował
przedkilkomalaty.Musiał
przyznać,żewszystkospełniałonajwyższeświatowestandardy.
Jeden z koni właśnie trenował bieg i Zafik natychmiast rozpoznał swojego ulubionego ogiera. Ze
smutkiemprzypomniałsobie,jakdwatygodnietemuBatalzrzucił
jeźdźca.Kamalnadalprzebywałwszpitalu.PotymwypadkudałwyraźneinstrukcjeYousifowi,żenikt
innyniepowiniendosiadaćBatala.Próbowałprzyzwyczaićsiędomyśli,żegonitwajestjużprzegrana.
StraciswojąukochanąAmirę.Alejednakktoś-niemógłsięztegomiejscazorientowaćkto-trenował
Batala.Ktokolwiektobył,radziłsobienadwyrazdobrze,prowadzącogieralekkąręką.
-ToHassan-podpowiedziałbratuRachid,idączajegowzrokiem.-TrenujeogieraodupadkuKamala.
-Dałemwyraźneinstrukcje,żenikomupozamnąniewolnogodosiadać.
TLR
-Byłeśbardzozajęty.Niemiałeśczasu,abysięzorientowaćwinnychmożliwo-
ściach.Wszystkimsięzająłem.
Zafik,którydoskonalewiedział,żepowódunikaniaprzezniegostajnimadługieblondwłosyibłękitne
oczy,poczułtępyból.Słodkapokusatowarzyszyłamunieustannieodpowrotuzpustyni.Walczyłznią
wszystkimisiłami,starającsięzachowaćnadsobąkontrolę.
- Powinieneś odpowiednio wynagrodzić Hassana. Nie przypuszczałem, że ma tak wyjątkowe
umiejętności.Byćmożegonitwaniejestjeszczestracona.
-Wszyscybyliśmyzaskoczeni-przyznałRachid,uśmiechającsiętajemniczo.
Zafik spojrzał na brata zaintrygowany. W ciągu ostatnich kilku tygodni jego brat wydawał się coraz
bardziejpewnysiebieiangażowałsięwewszystkoznowymentuzjazmem.Costałozatązmianą?Czy
fakt, że przez kilka dni musiał rządzić samodzielnie? Szejk wrócił pamięcią do wspaniałych dni na
pustyni i nagle poczuł, że choćby go-dzina spędzona na końskim grzbiecie bardzo dobrze mu zrobi.
Ostatnioniemógłjużwytrzymaćwpałacu,aobowiązkiciążyłymujaknigdydotąd.
- Czy wszystko w porządku, Zafik? Wydajesz się ostatnio roztargniony. Martwisz się o gonitwę? -
spytałztroskąRachid,kładącdłońnaramieniubrata.
- Wszystko w porządku - zapewnił i zdał sobie sprawę, że ostatnio bardzo mało czasu poświęcał
swojemu rodzeństwu. - Nie widziałem Sahry od mojego powrotu z pustyni. Odniosłem wrażenie, że
unikaoficjalnychkolacji.Couniej?
-Robicomoże,abycisięnienarazić.
-Dlaczego?Ocojejchodzitymrazem?-spytałzaniepokojony,znającażzadobrzemotywacjeswojej
przybranejsiostry.-Suknie?Diamenty?WenecjaczyNowyJork?
-Niewszystkiekobietysąjakmojamatka-stwierdziłcichoRachid,aZafiknaglepożałowałswoich
słów.
-Rachid...Przepraszam.Niechciałem...
- Nie musisz mnie przepraszać. Ja to powiedziałem, nie ty. Poza tym nie musisz mnie już dłużej
chronić. Jestem dorosły, Zafik. Czas stanąć z prawdą twarzą w twarz. Ty mnie tego nauczyłeś.
Kochałemmojąmatkę,aleniebyłemślepynajejwady.Terazwi-TLR
dzę,jakieszkodywyrządziłaprzezswojeekstrawagancje.AleSahraniejesttakajakona.
Jeśliznajdzieszchwilę,abyzniąspokojnieporozmawiać,zauważysz,żebardzosięzmieniła.
Zmieniłasię?Wyglądanato,żewokółzaszłowielezmian,którychniezauważył.
-Awięcjeślinaczymśjejzależy,czemumnieotoniepoprosi?
-Bosięboi,żepowiesz„nie".
-Atywiesz,ocochodzi?
-Chciałabymiećwłasnegokonia.
-Konia?-spytałzniedowierzaniem,kompletniezaskoczony.-PrzecieżSahrapa-nicznieboisiękoni.
-Prawdęmówiąc,jeździcodziennieprzezostatnichkilkatygodni.
-Cojątakzmieniło?Jakiśwyjątkowoprzystojnydżokej?
-Bella-stwierdziłkrótkoRachid.-OstatniospędziławieleczasuzSahrąiuczyłająjeździć.Jestnie
tylkopięknaidzielna,alestałasięteżinspiracjądlanaszejsiostry.
Sahrachcebyćtakajakona.
- Bella? Bella Balfour? - spytał ostrym tonem. - A więc taką wymówkę sobie znalazła, aby uniknąć
ciężkiejpracy?
-Myliszsię.Bellapracujeciężejniżktokolwiekinny.UczySahrę,gdywypełnijużswojeobowiązki.
AmiraiBatalnigdyniebyłybardziejzadbane.Czywiesz,żeonanawetśpiwboksieAmiry,bosięboi,
że ktoś mógłby próbować ją ukraść? Yousif starał się ją przekonać, że klacz jest bezpieczna, ale na
próżno.
-Yousifpowinienbyłmipowiedzieć,żemazniąproblemy.
-Yousifjąuwielbia.Jakzresztąwszyscypozostali.
- Najwyraźniej to bardziej utalentowana kobieta, niż sądziłem - zadrwił, domyśla-jąc się, jakich
sztuczekużyłaBellanajegopodwładnych.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - zapewnił żarliwie Rachid. - Ostatnio pracowała nad udoskonaleniem
programu treningowego. Wszyscy doceniają jej zaangażowanie. I jest jedyną osobą, która może się
zbliżyćdoBatala.
-Dlaczegowcześniejmiotymniepowiedziałeś?-spytałzwyrzutem,nakazującsobiepilnąinspekcję
stajni.
TLR
- Domyślam się, że myśl o niej nie sprawia ci przyjemności. Fakt, że musiałeś z nią spędzić czas na
pustyni,napewnopostawiłcięwbardzotrudnejsytuacji.
-Comasznamyśli?-spytał,zaskoczony,żektośmógłodgadnąćjegogłębokoukryteemocje.
- Widać, że nie darzysz jej sympatią. W dodatku właśnie przez nią nie mogłeś mieć spokoju choćby
przez te kilka dni w roku. Ale jeśli chodzi o jej pracę, to sprawdza się wyśmienicie. Naprawdę
zaangażowałasięwprogramtreningowyBatala.Myślę,żema-myjeszczeszansę.
-Batalwygra,oileznajdziesięjeździec,którydaradęutrzymaćsięwsiodle.Pozatym,jakimprawem
onaingerujewtreningmojegoogiera?-spytałrozdrażniony.
- Ona doskonale zna się na koniach. Wiesz, że gdy miała szesnaście lat, była w brytyjskiej
reprezentacji?
Nie,zapomniałaotymwspomnieć.
-Wygrała?
-Nie,wybuchłjakiśskandalizostałazdyskwalifikowana.
-Oczywiście.Jakmogłobybyćinaczej.
-Niebądźdlaniejtakisurowy-broniłjejRachid.-Niemiałałatwegożycia.
-Skądtytylewieszojejżyciu?-spytałpodejrzliwie.-Niedałeśsięchybauwieśćjejblondwłosomi
uwodzicielskimspojrzeniom.UważajRachid,niewiesz,jakaonajestnaprawdę.
-Amożetotyniewiesz?Tonaprawdęprzemiła,szczeradziewczyna.
Zafik zmarszczył czoło i zastanowił się chwilę. Młody chłopiec stał się pewnym siebie mężczyzną w
ciągukilkuostatnichtygodni.Możliwewytłumaczenietejzmianyprzeraziłogo.Nie!
-Jakdalekotozaszło?-spytałgroźnie.
-Nietwojasprawa-uciąłRachid.
-Odpowiedz!
-Bellaniejestmnązainteresowana.-Wzruszyłramionami.-Alegdybytylkoby-
ła...
-Niemaszpojęcia,kimonajest.Jestotwartaiodważna.-Widzączdumionespoj-TLR
rzeniebrata,Zafikuświadomiłsobie,żewymieniasamezaletyBelli.-Pozatymniekon-trolujeswoich
emocji.Zachowujesięjakrozpieszczonadziewczynka-dokończył.
-Towłaśniemisięwniejpodoba-przyznałRachid.-Ludzieutrzymująwobecnasogromnydystans.
Onajestbezpośrednia.Zawszemówito,comyśli.Nieboisięgło-
śnozaprotestować,jeślisięzczymśniezgadza.
-StarczyjużtejrozmowyoBelliBalfour-uciąłZafik.
Najwyższyczas,abyosobiściesprawdził,cosiędziejewjegostajniach.
CałaobolałapokolejnymwyczerpującymtreninguzBatalem,Bellaopadłabezsił
namiękkiesianowboksieAmiry.Jużzasypiała,gdynagleusłyszała,jakktośwszedłdostajni.Wstała,
starającsięnienarobićhałasu,isięgnęłapowidły,którezawszestaływkącie,nawszelkiwypadek.
PrzyszlipoAmirę.
Nieświadomaniebezpieczeństwaklaczjadłaspokojnie,podczasgdyBellastarałasięjąobejść,takaby
w razie niebezpieczeństwa stanąć między nią a złodziejem. Gdy zobaczyła, jak męska dłoń otwiera
drzwiczkiboksu,niewahałasiędłużej.
-Wynośsięstąd!-zawołałanajgroźniej,jakpotrafiła.-Wiem,pocotujesteś.
Mambroń.Jeszczekrok,astrzelę.
-Skorowiesz,pocotujestem,todlaczegochceszdomniestrzelać?Pozatymnie-
łatwochybastrzelaćwidłami.
Rozpoznającsarkastycznytonszejka,Bellapoczułaogromnąulgę.
-Awięctoty!Przestraszyłeśmnie-przyznała,odkładającwidłypodścianę.-Ba-
łamsię,żektośprzyszedłpoAmirę.Coturobisz?
-Doszłodomnie,żeśpiszwstajni.
-Tomadlaciebiejakiekolwiekznaczenie?
- Co ty wyprawiasz, Bella? Pracujesz całymi dniami, śpisz w stajni... Udało ci się już zauroczyć
wszystkichdookoła,łączniezmoimbratem.Wcotygrasz?
-Toniejestżadnagra-odpowiedziała,urażonajegosurowąiniesprawiedliwąoceną.-Jatunaprawdę
pracuję, choć tobie się pewnie wydaje, że spędzam czas na flir-towaniu z każdym mężczyzną. -
Spojrzałananiegowyzywająco,unoszącgłowę.
TLR
WjednejchwiliZafikznalazłsięprzyniejicałymciałemprzyparłjądomuru.
- Nie wiem, jak daleko to zaszło, ale mój brat jest młodym i niedoświadczonym mężczyzną.
Szczególnie,jeślichodziokobietytakiejakty.
Uderzonajegocynizmem,Bellaniebyładłużejwstaniesiępowstrzymać.
-Towszystkonanic,prawda?!Mogępracowaćcałymidniami,robićwszystko,cowmojejmocy,aby
nikt nie miał powodu się na mnie skarżyć. Połamałam już wszystkie paznokcie, głowy nie myłam od
tygodniaicałajestemwsierści...-Wporęsięzatrzymała,byniepowiedzieć„twojegoogiera".-Jeśli
tobie się wydaje, że mam jeszcze energię na flirtowanie czy uwodzenie kogokolwiek, to bardzo się
mylisz.
-Alemójbrat...
- Twój brat radzi sobie lepiej, niż ci się wydaje. Bardzo chciałby robić więcej, ale ty jesteś tak
doskonały, że czuje się przytłoczony. Powinieneś scedować na niego więcej obowiązków. To właśnie
pomogłobymunabraćpewnościsiebie.
-Skądtymożeszotymwiedzieć.
-Bowiem,jaktojestnicnierobić!Ajeśliniewierzysz,żektośjestwstaniesobieporadzić,towcale
muniepomagasz.Wiemcośotym.
Puściłjągwałtownieiodsunąłsię,aBellanaglepoczułapustkęwokółsiebieiuświadomiłasobie,jak
bardzozanimtęskniła.
- Wielokrotnie rozmawiałam z Rachidem - przyznała. - Możesz mi nie wierzyć, ale mamy sporo
wspólnego.Obojemieliśmyekstrawaganckąmatkę,którąkochaliśmy,aktórąwszyscykrytykowali.
-Tobardziejskomplikowane...-zacząłZafik,aleBellaprzerwałamugwałtownie.
-Naprawdę?Sześćtygodnitemuodkryłam,żemojamłodszasiostraniejestcórkąmojegoojca.Moja
matkaokazałasiękimśinnymniżosoba,którąkochałam.Mójojciecmnienienawidzi,mojamłodsza
siostra mnie nienawidzi i nawet moja bliźniaczka od-wróciła się do mnie plecami. Nie wiem, co
mogłobybyćbardziejskomplikowane.
- Jestem pewien, że twój ojciec cię kocha - zaczął po dłuższym milczeniu. - A twoja siostra może po
prostuniemogłasięztobąskontaktować.
TLR
-Mójojciecniemożeznieśćmojegowidoku,zapewniamcię.Zabardzojestempodobnadomatki.
-Musiałabyćniezwyklepięknąkobietą-powiedziałmiękkoZafik.
- Ale to najwyraźniej nie dało jej szczęścia. Poślubiła mężczyznę, którego nie kochała. Zależało jej
tylkonanazwiskuBalfourinapieniądzach.Nicdziwnego,żetomał-
żeństwobezmiłościtakźlesięskończyło.Spotkałainnegomężczyznę,zakochałasięizmarła,wydając
naświatmojąmłodsząsiostrę,Zoe.-Bellazamilkłanachwilę,przypominającsobietenfatalnydzień.-
Skandal wybuchł przed dorocznym balem organizo-wanym przez mojego ojca. Razem z Oliwią
wpadłyśmy na pomysł, aby pogrzebać w rzeczach matki, jej ubraniach i biżuterii. Miałyśmy nadzieję
znaleźćcościekawego.Trafiłyśmynajejpamiętnik.Niechciałamnikomumówić,jaknaprawdębyło,a
już szczególnie Zoe. Ale Oliwia upierała się, że prawda powinna wyjść na jaw. Kłóciłyśmy się tak
zacięcie,żeniezauważyłyśmyciekawskiegodziennikarza,któryskwapliwienotował.
Następnego dnia wszystkie gazety opisywały „Sekret rodziny Balfour". Zoe poznała prawdę w
najgorszymożliwysposób.Tomojawina.
-Tonietwojawina,żedziennikarzwłamałsiędowaszegodomu.
-Powinnambyłatoprzewidzieć!Wiedziałam,jacysądziennikarze.Śledząmnieoddziecka.Wkażdym
raziemójojciecbyłprzekonany,żezrobiłamtospecjalnie.Dlategowłaśnieodesłałmnienapustynię.
SzalonaBella.Tylkonatomniestać.
-Rozmawiałaśzojcem,odkiedytujesteś?
-Nie,byłamzbytzajęta.-Nieprzyznałasię,żeniedzwoniłazlęku,żeznówzostanieodrzucona.
Poza tym jedyne, co ją ostatnio zajmowało, to trening Batala. Muszę wygrać tę gonitwę, powtarzała
sobiezawzięcie.
Porazpierwszywżyciuniedopuści,abyktośpokrzyżowałjejplany.
TLR
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
- Bella, nie możesz wziąć udziału w gonitwie! To zbyt niebezpieczne! - Dżokeje z powątpiewaniem
kręciligłowami,gdytłumaczyłaimswójplan.
-Amacielepszypomysł?DotejporyudałomisięświetnieudawaćHassana.Niktsięniedomyśli,żeto
ja.
-Odkryjącię,jaktylkopodjedzieszpodtrybunęhonorową.
Bellaodruchowoskuliłasięwsobienamyśloszejku.Słyszała,żewłaśniewybrał
sięwkilkudniowąpodróżdoEuropy,abyspotkaćodpowiedniąkandydatkęnażonę.
Myśloinnejkobieciewjegoramionachbyłaprawdziwątorturą.
- Pomyślałam o tym. Jest na to sposób. Batal nie zatrzyma się pod trybuną po skończonej gonitwie,
tylko pojedzie prosto do stajni. Często tak robi, wszyscy są do tego przyzwyczajeni, więc nikt nie
będzienicpodejrzewał.Hassan,tybędzieszczekałnamniewstajniiszybkozamienimysięmiejscami.
Wrócisz pod trybunę i przeprosisz wszystkich, że nie dałeś rady od razu go uspokoić i okiełznać po
gonitwie.
-Tomisięniepodoba-stwierdziłprzezornieConnor,któryopuściłrodzinnąIr-landiędlawspaniałych
stajniszejka.-Niktznasniemawątpliwości,żeto,żeBatalzrzuciłKamala,toniebyłwypadek.Coś
alboktośprzestraszyłoogiera.Cobędzie,jeśliTLR
tosiępowtórzy?Możecisięstaćcośzłego.
-Przecieżniemogąniczrobićwobecnościtysięcywidzów!Niewobecnościsamegoszejka,prawda?-
Czy będzie już wtedy przy nim jego nowa księżniczka? - Poja-wimy się z Batalem w ostatnim
momencie, tłumacząc, że długie czekanie mogłoby go zniecierpliwić. Na kilkanaście sekund przed
startemnicjużniemożesięstać.
-Miejmytylkonadzieję,żeniespadniesz,zanimdotrzeciedomety-niepokoiłsięHassan.
-Nicminiebędzie-przekonywałaBella,nerwowopatrzącnazegarek.-Ileczasujeszczemamy?
-Innijeźdźcyzaczęlisięjużustawiaćnaliniistartu.Czywiesz,comaszrobić?
-Oczywiście.Musimyprzekroczyćlinięmetyjakopierwsi,inaczejszejkstraciswojąulubionąklacz-
stwierdziłarzeczowoinagledotarłodoniej,jakogromnaodpowiedzialnośćnaniejspoczywa.
A co będzie, jeśli wszystkich zawiedzie? Tak się to przecież zwykle kończyło. Co będzie, jeśli Batal
przegrazjejwiny?Jeślispadnie,zanimdotrądomety?
-Poprostujedź.Nieoglądajsięzasiebie.-Connorpocieszającościsnąłjejramię.
Ipostarajsięniemyślećoszejkuijegoksiężniczce,mówiładosiebiewduchu.
-Jesteśgotowa?-spytałHassan,pomagającjejwsiąśćnaBatala.
-Jaknigdywżyciu-zapewniła,czującpodsobąnapiętemięśnieogiera.-Idźsięgdzieśschować.To
przecieżtybierzeszudziałwgonitwie,pamiętasz?Nanasjużczas-
pożegnałasię,modlącsięwduchu,abymiećtojużzasobą.
Poprowadziła konia ze stajni prosto do linii startu. Gdy tylko Batal się pojawił, usłyszała gromkie
owacje.WszyscywAl-Rafidliczylinanią.Nerwowopoprawiłaszal,któryszczelnieowijałjejtwarz.
Jeślibysięzsunął,będziezgubiona.PrzyliniistartowejConnorwziąłodniejwodze.
- Szejk zaczynał się denerwować, że się nie pojawiasz. Powiedziałem mu, że nie chcieliśmy trzymać
Batalanastarciedłużejniżtokonieczne.Och,nie!-wykrzyknąłnagle.-Ontuidzie!Napewnochce
osobiścieżyczyćjeźdźcowipowodzenia.Jeślipodej-TLR
dziebliżej,zorientujesię,żetonieHassandosiadaogiera.
- Zatrzymaj go - nakazała natychmiast. - Powiedz, że nie chcę kusić losu lub co-kolwiek. Ile jeszcze
czasuzostałodostartu?
-Jednaminuta.
Connorwyszedłnaprzeciwszejka,abygozatrzymać,aBellapodjechaładoliniistartu,ściskająclejce
drżącymi dłońmi. W pewnej chwili dostrzegła nienawistne spojrzenie jednego z jeźdźców i poczuła
nagłylęk.Kłopoty,pomyślała,aleniemogłasięodezwać,abyniezdradzić,kimjest.Niemogłajużnic
zrobić. Batal zaczął drżeć niecierpliwie, a Bella wyprostowała się w siodle, zdeterminowana, że tym
razemzrobiwszystko,jaktrzeba.Ogiermógłwygraćbezproblemu,codotegoniemiaławątpliwości.
Aleczyonabędziewstanieutrzymaćsięwsiodle,tobyłazupełnieinnasprawa.
Nagletłumucichł,flagaopadłaiwszystkiekonieruszyły.
Batalwyrwałsiędoprzodu,aBellapozwoliłamuobjąćprowadzenie.Wiedziała,żewięcejryzykuje,
biegnąc na równi z innymi, gdyby ktoś chciał podstępem wysadzić ją z siodła. Uderzył ją silny pęd
powietrzaiczułatylkomiaroweuderzaniekopytoziemię,taksamosilnejakbiciejejserca.Słyszała
konie jadące za nimi, ale Batal błyskawicznie wyprzedził je wszystkie na bezpieczną odległość.
Naprzód,Batal.Naprzód!Gdyzakrę-
cilinapółmetku,Bellanakierowałakonianalinięmety.Naglepoczuła,jakcościężkiegouderzająw
nogę.Starałasięutrzymaćwsiodle,alewpełnymgalopieniemiałanatoszansiwkolejnejsekundzie
leżała już na ziemi. Czuła ogromny ból w prawym barku, jej noga była bezwładna i zaplątana w
strzemieniu. Bella zamknęła oczy, szykując się na śmierć. Ale nagle Batal zatrzymał się i parsknął
niecierpliwie.Bellazorientowałasię,żeżyje,aleulgatrwałatylkochwilę,poktórejusłyszałazbliżający
sięniebezpiecznietętentkońskichkopyt.
Stratująmnie,pomyślałaprzerażona.Ponowniezamknęłaoczy,alegdynicsięniedziało,pochwilije
otworzyłaizorientowałasię,żepatrzywprostnakońskibrzuch.
Ogierstanąłnadnią,ajegopotężnenogiutworzyłydlaniejochronnąklatkę,którągalo-pującekonie
omijały w bezpiecznej odległości. Batal ją uratował. W jej oczach pojawiły się łzy wdzięczności i
spróbowała wstać, ale ból był zbyt silny. Chwyciła się mocno nóg konia, tracąc już nadzieję na
zwycięstwo,alezdeterminowana,abydokończyćgonitwę.
TLR
W jednej chwili zrozumiała, że została podstępnie zaatakowana. Wściekłość działała jak częściowa
anestezja i pomogła jej się podnieść, ale nadal nie była w stanie wsiąść na konia. Był dla niej zbyt
wielki,apotłuczoneramięniepozwalałojejsiępodciągnąć.
-Przykromi-jęknęła.-Naprawdębardzomiprzykro,Batal.Niedamrady.-Łzynapływającedooczu
przesłoniły jej widok, ale wtedy, właśnie w momencie, gdy już się poddała, Batal zarżał
zniecierpliwionyiopadłobokniejnakolana.
Zanimjejświadomośćzdążyłazarejestrować,cosięstało,byłajużwsiodle,aBatalrozpędzałsięna
ostatniejprostej.Bólwramieniubyłniedozniesienia.Trzymałasięwsiodleostatkiemsił,modlącsię,
aby nie zemdleć. Instynktownie popędzała konia, choć wiedziała, że nie mają już prawdopodobnie
najmniejszych szans na wygraną. Ale Batal najwyraźniej myślał co innego. Wściekły, że inne konie
ośmieliły się go wyprzedzić, ruszył przed siebie niczym strzała. Mijał kolejne konie i Bella poczuła
iskierkęnadziei.
Zdeterminowany,abywygrać,Batalcorazmocniejiszybciejuderzałkopytamiotor.
Szybciej,modliłasięBella,jeszczemożemywygrać.DlaBatalanicniebyłoniemożliwe.
Przebiegłlinięmetyopołowędługościprzedinnymkoniem,któregojeździecpróbował
ichzdyskwalifikować.
Pamiętając, że muszą jak najszybciej wrócić do stajni, popędzała konia dalej, ale on zwolnił i
pomaszerował prosto przed honorową trybunę, na której stał szejk. Ostatkiem sił starała się go
zawrócić, ale Batal parsknął zniecierpliwiony i podszedł prosto do swojego pana. Wyprostował się
dumnie,jakgdybychciałpowiedzieć:oto,jaksięwygrywa.
Zafik zszedł z trybuny i podszedł do nich. Jego szeroki uśmiech był ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła
Bella,zanimstraciłaprzytomność.Usłyszałajeszczekilkaprzerażonychokrzyków,zanimosunęłasięz
konia.
-Kochamcię-wyszeptała,wpadającprostowramionaszejka.
Zafik od kilku godzin nie przestawał chodzić niecierpliwie po nowoczesnej, świetnie wyposażonej
szpitalnejsali,niespuszczającwzrokuzdziewczyny,leżącejnałóżku.
-Proszęsprowadzićinnegodoktora-nakazał.-Potrzebujęinnejdiagnozy.
Kalifzawahałsię.
TLR
-WaszaWysokośćwysłuchałjużpięciulekarzy.Wszyscyzgadzająsięwswojejopinii.PannaBalfour
uderzyłasięmocnowgłowęprzyupadku,aleskanerniewykazał
żadnychnieprawidłowości.Barknaszczęścieniebyłzłamanyizostałjużnastawiony.
Pozatymmakilkasiniaków,ale...
-Spadłazkoniawgalopie.ZBatala.-Nigdyniezapomnitegomomentu.
Nawet gdy myślał, że to Hassan, z przerażenia wstrzymał oddech. A gdy się zorientował, że była to
Bella...
- To niewątpliwe prawdziwy cud, że przeżyła - przyznał Kalif. - Gdyby Batal nie stanął nad nią i nie
ochroniłjejwłasnymciałem...Tobyłoniezwykłewidowisko.Ludzieniemówiąoniczyminnym.Ten
koń,zreputacjąniebezpiecznego,ochroniłdziewczynę,anawetprzyklęknął,abymogłagodosiąść.To
byłoabsolutnieniesamowite.
-Niemogęuwierzyć,żetoonaprowadziłaBatala-wyszeptałZafik.-Jakmogłemjejnierozpoznać?
- Wszystkich nas wyprowadziła w pole, Wasza Wysokość. Ale może dobrze się stało. Gdyby Wasza
Wysokość wiedział, że to ona, nie pozwoliłby jej wziąć udziału w gonitwie. I Batal nie mógłby jej
wygrać-wywodziłlogicznieKalif.-PoupadkuKamalaniktinnyniebyłwstaniedosiąśćogiera.To
bardzodzielnamłodakobieta.
-Tolekkomyślność-powiedziałochrypłymtonem.-Bellajestpoprostulekkomyślna.
Usłyszałzasobąhałasiodwróciłsię.Wejściewypełniałyzaniepokojonetwarze.
NaczelegrupystałjegobratRachidiSahra.ZanimiYousificonajmniejkilkunastuinnychjeźdźcówi
pracownikówstajni.
-Czycośjużwiadomo?-spytałzaniepokojonyRachidwimieniuichwszystkich.
-Odpoczywa-warknąłZafik.
-Martwiliśmysię.NawetBataljestbardzoniespokojny-wtrąciłsięYousif.-
Chybachciałbyjązobaczyć.
-Jateżchciałabymgozobaczyć-usłyszelisłabygłosizobaczyli,jakBellapróbujeusiąśćnałóżku.
-Nieruszajsię-nakazałZafik,aleonajużsiępodniosłaioparłszysięopoduszki,TLR
zaprosiławszystkichgestemdośrodka.
Widząc jej rozjaśnioną twarz, Zafik zdał sobie sprawę z czegoś niezwykłego. Bella zdobyła sobie
przyjaciół.
-Byłaśwspaniała-powiedziałRachid,awjegogłosiesłychaćbyłouznanie.-Cozakobieta!
-CzyzBatalemwszystkowporządku?-spytałaYousifa.
-Jestzsiebiebardzodumny.Chybawie,żedokonałczegośniezwykłego.Terazstaniesięjużzupełnie
nieznośny.
Bellauśmiechałasięsłaboisłuchałaopowieścioreakcjachtłumunajejwypadek.
-Wszyscymyśleli,żezginęłaś...
-...koniepędziływprostnaciebie...
-...Batalstanąłnadtobą...
-...wspaniałeporozumieniemiędzykoniemajeźdźcem...
- Przynajmniej Amira jest bezpieczna - wyszeptała Bella z radością w głosie, ale odpowiedziała jej
niepokojącacisza.-Ocochodzi?Przecieżwygraliśmy,prawda?
-Wygrałaś.Tylkotosięliczy-zapewniłYousif,wymieniającszybkiespojrzeniezszejkiem.
-Ocochodzi?-spytałanaglezaniepokojona.-Cojestnietak?
- Jesteś kobietą - przyznał wreszcie Yousif. - Niektórzy twierdzą, że Batal powinien zostać
zdyskwalifikowany,bodosiadałagokobieta.
-Co?!-Bellawyprostowałasięgwałtownieijęknęłazbóluirozgoryczenia.-Niemogątegozrobić!-
Odwróciła się w stronę Zafika, z desperacją w oczach. - Ty jesteś szejkiem. Nie możesz im na to
pozwolić!Batalwygrałgonitwę.Niemaznaczenia,ktogoprowadził.Towszystkomojawina.Gdybym
niezemdlała,niktbysięniedowiedział.
MiałamdoprowadzićgodostajniizamienićsięzHassanem.Towszystkomojawina...-
zakończyłapłaczliwie,ukrywająctwarzwdłoniach.
Rachidpodszedłbliżej,abyjąobjąćipocieszyć,aletegobyłojużzawiele,nawetjaknaszejka.
-Wyjdźciestąd!Wszyscy!-nakazałgroźnymtonem.-Bellaniepotrzebujeterazdodatkowegostresu.
TLR
-NiepozwólimzabraćAmiry-błagałaprzerażona,próbującwstaćzłóżka.-
Obiecajmi!
Zafikpodszedłdoniejnatychmiastiobjąłmocno,aonaprzytuliłasiędoniego.
-Musimycośzrobić.PrzecieżBatalwygrałgonitwę-przekonywałaBellazrozpa-czona.
Szejkwjednejchwilizauważyłrozszerzającesięzezdumieniaoczybrataisiostry,którzypospiesznie
opuścilisalę,zostawiającichsamych.
-Tobyłonaprawdęlekkomyślne,Bella-skarciłją,kładącponowniedołóżkaiprzykrywając.-Czemu
jesteśtakauparta?
-Niechciałambyćlekkomyślnaaniuparta-zapewniałagozełzamiwoczach.-
Chciałam zrobić to, co uważałam za najwłaściwsze. Nikt inny nie odważył się dosiąść Batala, a
musiałamuratowaćAmirę.Oczywiście,wszystkozepsułam.
-Niezepsułaś-przyznałZafik.-Jesteśbardzodzielna.Nigdyniespotkałemtakodważnejkobietyjak
ty.
-WięccobędziezAmirą?
-Myślisz,żenaprawdępozwolęjąsobieodebrać?
-Alejeślizasadyniepozwalają,abykobietabrałaudziałwgonitwie...
- Nie ma takich zasad. W ogóle nie ma w nich wzmianki o kobietach. I chyba czas najwyższy je
uaktualnić.
-Aleczytowystarczy,abyochronićAmirę?Niepierwszyrazpróbująjązdobyć.
-Maszrację.Mógłzginąćczłowiek.Adzisiajtymogłaśzginąć.Nakazałemwszczęcieśledztwa.Nigdy
więcejniepozwolę,abyktośzagroziłmoimkoniomijeźdź-
com. Mam już pewne podejrzenia. Gdy pomyślę o tym, co mogło się stać, gdyby ogier się nie
zatrzymał...
-Toprawda.Batalmnieuratował.Będęterazdbaćoniegozpodwójnymzaanga-
żowaniem,mimożeczasamibywanieznośny.
- Nie wrócisz już do stajni, habibiti. - Szejk podjął decyzję, która powinna przy-wrócić uśmiech na
pięknejtwarzyBelli.
-Zwalniaszmnie?-spytałazprzerażeniemwoczach.
-Niezwalniamcię.Będzieszmogłaspędzaćwstajniachtyleczasu,ilebędzieszTLR
chciała, ale będziesz mieszkać w pałacu. Ze mną - obwieścił Zafik, zadowolony ze swojego
rozwiązania.
Przecieżmogłaznimmieszkać.Dlaczegonie?
-Mieszkać...wpałacu?
-Tak.Ja...-zawahałsię.-Tęskniłemzatobą-przyznał.-Bardzozatobątęskni-
łem.
-Zafik...
- Nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Musisz na razie zostać w szpitalu i odpoczywać, aż sześciu
lekarzy potwierdzi, że możesz wrócić do pałacu. A potem wydamy wielkie przyjęcie na cześć
zwycięzcy.
-Sześciulekarzy?-spytałalekkooszołomiona.
-Chcęmiećpewność,żewszystkojestwporządku-stwierdziłstanowczo.-Musiszbyćwformiena
przyjęciu.TonajważniejszewydarzeniewAl-Rafid.Nigdywięcejpiaskuwewłosach,improwizowanej
tunikialbopaskazpalmowychliści.Wreszciebę-
dziesz mogła włożyć kreację, do jakich jesteś przyzwyczajona. Na pewno brakowało ci tego, odkąd
znalazłaśsięnapustyni.
-Niepodobamcisięzpiaskiemwewłosach?
-Czas,byśsięstałanapowrótBelląBalfour.Iabyśstanęłaumegoboku,habibiti.
TLR
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Cotowszystkomiałoznaczyć?Stanęłaumegoboku...Czymiałnamyślitojednoprzyjęcie?Amożei
całąnoc?Możemnóstwonocy?Czekała,ażwrócidotego,żepowiedziała„kochamcię",gdyspadałaz
Batala,aleZafiknajwyraźniejunikałtegotematu.
Ichzwiązekniemiałżadnejprzyszłości.Przecieżzacząłjużposzukiwaniaswojejksięż-
niczki.Oznaczałoto,żezacząłmyślećomałżeństwie.Cowięcmiałoznaczaćtenwieczórujegoboku?
Musiała przyznać, że troszczył się o nią wyjątkowo. Sprowadził do niej aż sześciu lekarzy, a potem
zamieszkaławnajpiękniejszymskrzydlepałacu.Poda-rowałjejprzepięknesuknieibiżuterię.
Włożyłaeleganckieszpilkiiporazostatnizerknęławlustro.Zarazpokolacjibę-
dziemiałaszejkatylkodlasiebie.Tęskniłazanimtakbardzo,żeledwomogłaoddychać.
Gdyszłakorytarzem,wszyscykłanialijejsięzszacunkiem.
-Totrochękrępujące-wyszeptaładoszejka,którynatychmiastzjawiłsięobokniej,podającjejramię.
-Onichcącipodziękować.
-Zato,żespadłamzkonia?
-Zato,żeryzykowałaśżycie,abyuratowaćAmirę.OnajesttutajtraktowanajakTLR
skarbnarodowy.Wydałanaświatjużparuzwycięzcówderby.Jesteśpiękna-wyszeptał
jejwprostdoucha,aBellazadrżaławoczekiwaniunato,comiałonastąpićpoprzyjęciu.
Wreszciebędziegomiałatylkodlasiebie.
Niebyłapewna,jakdługotrwałoprzyjęcie.Niebyławstanietknąćwystawnychpotrawitrudnojejsię
było skupić na rozmowach przy stole. Jedyne, o czym była w stanie myśleć, to że jest szaleńczo
zakochanawmężczyźnie,któryznajdowałsięobokniej.
Alejakieonżywiłdoniejuczucia?Napewnobyłjejwdzięczny,żeuratowałajegoukochanąklacz.Ale
czystałozatymcoświęcej?
Gdyminęlistrażeiweszlidoprywatnychapartamentówszejka,Bellazłapałagokurczowozaramię.
-Poczekajchwilę.Muszęcięocośzapytać.
-Pytaj,ocozechcesz.Alepospieszsię.Zbytdługoczekałemnatęchwilęiniechcętracićwięcejczasu
narozmowy.
-Czyzaprosiłbyśmnienaprzyjęcie,gdybymprzegrałagonitwę?
-Oczymtymówisz?
-Chcępoprostuzrozumieć,dlaczegotujestem.
-Jesteśtu-wyszeptał-ponieważodmawiałemsobieciebiezbytdługo.
-Acoztwoimiobowiązkamiipoczuciemodpowiedzialności?
-Mójzwiązekztobąniebędziemiałnatożadnegowypływu-zapewnił,całującjąiwywołującwniej
całąburzęuczućiemocji.
-Chwileczkę.-Odsunęłagodelikatnieodsiebie,przypominającsobie,jakądecyzjępodjęławjednąz
zimnych,bezsennychnocywstajni,gdywciążprzeżywaławszystko,cowydarzyłosięmiędzynimina
pustyni.
Miała się zmienić. Obiecała sobie, że nie pozwoli już, aby to instynkty nią kierowały. Tym razem
postara się przemyśleć swoje zachowanie. Jeśli chciałby od niej czegoś więcej niż tylko fizycznego
związku,towszystkowyglądałobynapewnoinaczej.
-Niemogęczekać-wyszeptał,przyciągającjądosiebieimocnocałując.
-Nie.Toniejest...Niemogę!-Odepchnęłagoodsiebieostatkiemsił.-Niechcębyćjednąztwoich
zabawekdomomentu,gdyznajdzieszsobiewłaściwąpannęmłodą,TLR
jaknakazująciobowiązkiwładcy.
-Nie?-spytałzniedowierzaniem,którewinnejsytuacjiprzyprawiłobyjąowybuchśmiechu.
-Wiem,żenieczęstospotykaszsięzodmową,aletakbędziedlanasnajlepiej.
-Byciezdalaodciebiedoprowadzamniedoszaleństwa.
-Więcdlaczegotrzymałeśsięodemniezdaleka?Czytozewzględunatwojegoojca?
-Skądwieszomoimojcu?
-Wiem,żeobawiaszsiębyćtakijakonidlategowoliszpoślubićkogoś,kogowybierzetwójrozum,a
nietwojeserce.Aja...niechcębyćtylkokochankąszejka.
-Chceszpowiedzieć,żenietęskniszzatym,cobyłomiędzynaminapustyni?
-Tobyłocośinnego-wyszeptała.-Byliśmytamzupełniesami,zdalaodprawdziwegożycia.
-Terazteżjesteśmysami.
- Nie, Zafik. Jesteś władcą Al-Rafid. I cena za chwile szczęścia z tobą mogłaby być dla mnie zbyt
wysoka. Tutaj wszyscy cię kochają i potrzebują. A kiedy nadejdzie odpo-wiednia chwila, wybierzesz
sobiewłaściwąkandydatkęnażonęimatkętwoichdzieci.Itoniebędęja,prawda?
Cisza,jakąusłyszaławodpowiedzinaswojepytanie,byłabardzowymowna.
-Niezrobiętegosamegobłęducomójojciec.
Czymogłazrobićcoś,abytoniebolałotakmocno?Możegdybysięjejudałowy-drzećsobieserce...
-Wtakimrazie...żegnaj,WaszaWysokość.
-Poczekaj!Jeszczenieskończyłem!
-Alejatak-wyszeptałaztrudem,kładącdłońnaklamce.-Spróbujmniezrozumieć.Niemaszpojęcia,
jakietodlamnietrudne,alemusiszmitrochępomóc.Pocomniewogólezapraszałeśnatoprzyjęcie?
Byłomilepiejwtwoichstajniach.
-Chceszpowiedzieć,żewolałabyśnadaltampracować?
-Wpewnymsensietak.Mogłamudowodnić,żejestemkimświęcejniżtylkoSza-TLR
loną Bellą. Że potrafię być zdyscyplinowana i odpowiedzialna. Zapomniałam już, jak bardzo kocham
konie. A tutaj odkryłam to na nowo. Odkryłam, że kocham czuć się za nie odpowiedzialna. Wreszcie
udałomisięcośosiągnąć.Tamjestmojemiejsceitampowinnamwrócić-dokończyładrżącymtonem.
Przytul mnie, błagała bezgłośnie, weź mnie w ramiona i powiedz, że nie możesz beze mnie żyć. Ale
szejk stał w miejscu, zimny i obcy, jakby chciał ją ukarać za to, że odrzuciła jego wspaniałomyślną
propozycję. Odwróciła się i wyszła z sali, powtarzając sobie, że przecież wcześniej czy później
zostałaby odrzucona. A jeśli czegoś była pewna, to przede wszystkim tego, że nie mogłaby być z
mężczyzną,któryjejniekochał.
YousifiRachidrozmawialiwłaśnieotrwającymśledztwie,gdynastępnegorankaBellawyszłazboksu
Amiry,przecierajączaspaneoczy.
- Przepraszam, chyba zaspałam - przyznała, nie zwracając uwagi na ich zaskoczone miny. - Za mało
spałam ostatniej nocy. To znaczy... - pospieszyła z wyjaśnieniem, wi-dząc ich znaczące uśmiechy -
wciążjestemtrochęobolałapoupadku.ChybabędęmusiałapoważnieporozmawiaćzBatalem.
-Niematakiejmożliwości-stwierdziłostrożnieYousif.-JegoWysokośćwybrał
sięwpodróżizabrałBatalazesobą.
-Nocóż,będęmusiałazamienićznimkilkasłówpopowrocie.
- Jego Wysokość nie wspomniał, kiedy wróci - wyjaśnił Yousif, najwyraźniej po-ruszony. - Jest w
prowincjiZamira.CelemwizytysąodwiedzinyuksiężniczkiYasminy.
Wszyscymająnadzieję,żewybierzejąnaswojąmałżonkę.
Bellapoczułanagłybólwcałymciele,zupełniejakbyjeszczerazspadłazkoniawgalopie.Musiałasię
jednakszybkootrząsnąć.Mężczyźnipatrzylinaniąwyczekująco.
-Nocóż...WtakimraziezabioręAmiręnaprzejażdżkę.
-Aleskoroniedoszłaśjeszczecałkiemdosiebiepoupadku...-próbowałzaopo-nowaćRachid.
-Comnieniezabije,tomniewzmocni-roześmiałasię,zlekkąnutkągoryczywgłosie.
AwięcpoichrozmowiepoprzedniejnocyZafikpojechałspotkaćswojąksięż-
TLR
niczkę... Jej myśli były w kompletnej rozsypce. Nie rozumiała tylko, skąd ten straszny ból, skoro
wiedziała,żeprędzejczypóźniejszejktowłaśniezrobi.
WsiadłanaAmiręiruszyłaprzedsiebie.Potrzebowałachwilisamotnościnapustyni.Aleniebyłasama.
Natychmiast pojawiły się wspomnienia dni spędzonych z szejkiem na pustyni, które torturowały ją
bezlitośnie.Ichwspólnerozmowy,śmiech,mi-
łość...
Bella zdała sobie sprawę, że pokochała wąskie i kamienne uliczki Al-Rafid. Pokochała pracę w
stajniachiswoichprzyjaciół,którychtamspotkała.Alenajbardziejinaj-mocniejpokochałaszejka.Czy
będziemogłanadaltumieszkaćipatrzeć,jakbierześlubzinnąkobietą?Tobyłabydlaniejtorturanie
dozniesienia.Łatwiejjejbędzieonimzapomnieć,gdywyjedziedalekostąd.Możemogłabypoprosić
ojca,abyjejpozwoliłpracowaćwswoichstajniach?Może,jeślibędziepracowaćwystarczającociężko,
niebędziemiałaczasunamyślenieoszejkuitenbólstaniesięchoćodrobinęlżejszy?
PopowrociezpustyniZafikznalazłwszystkichwstajnimocnozaniepokojonych.
-Bellaniewróciła-poinformowałgoRachid,gdywprowadzałBataladoboksu.
- Skąd nie wróciła? - spytał, uświadamiając sobie, że od dwóch dni nie myślał o nikim ani niczym
innym.
-Zpustyni.Wyjechałategosamegorankacoty.WzięłaAmiręiwybrałasięnapustynię.
-Pozwoliliściejej?-spytał,ztrudemstarającsięzachowaćcierpliwyispokojnytongłosu.
-Niepowiedziała,dokądsięwybiera.Dopierogdypopołudniuchcieliśmysprawdzić,czyjużwróciła,
znaleźliśmy kartkę w boksie Amiry. Napisała, że chciała ostatni raz zobaczyć pustynię, zanim nas
opuści.
-Jakmogłeśnatopozwolić?Onaniemapojęciaoprzeżyciunapustyni!
- Jest bezpieczna - wtrącił się Yousif. - Dzwoniła do nas wczoraj z telefonu sateli-tarnego, żeby nam
powiedzieć, że wszystko w porządku. Powiedziała, że jest gdzieś, w samym sercu pustyni, gdzie
odnalazłasamąsiebie.ChcetamspędzićswojeostatnieTLR
chwileprzedwyjazdem.
-Jakimwyjazdem?
-Bellapostanowiławrócićdodomu,doAnglii.
-Dlaczegomiałabytozrobić?-spytałszejkgłucho.
-Niepowiedziała.Stwierdziłatylko,żetakbędzienajlepiej.
Zafikbezsłowawskoczyłponownienaswojegoogieraiwyprowadziłgozestajni.
-Jadęponią.
Był przerażony na myśl o tym, jakie niebezpieczeństwo groziło Belli. Przed oczami pojawił mu się
obrazwyczerpanejkobietyzsuwającejsięzkoniawgorącypiasek.Zafikpopędziłkonia,modlącsię,
abyzdążyćjąuratować,zanimbędziezapóźno.
Bellależałaprzybaseniewcieniupalmowychdrzew,gdynagleusłyszałatętentkonia,którywzbijałw
powietrzechmurypiaskuswoimisilnymikopytami.
-Tojużkoniecnaszychwakacji,Amiro-wyszeptała.
Wiedziała, kto jest jeźdźcem. Czy tym razem zaaresztuje ją za ponowną kradzież jego ukochanej
klaczy? Gdy zobaczyła, jak szejk wjeżdża dumnie do oazy, zaczęła się zastanawiać, czy ból będzie
mniejintensywny,jeśliznajdziesiętysiącemilzdalaodniego.
- A gdzie twoja księżniczka? - spytała, siląc się na obojętność. - Nie była wystarczająco ładna i
posłuszna?
-Nawetpokilkutygodniachspędzonychwmoimkrajunienabrałaśszacunkudoprzerażającejwładzy
pustyni-stwierdziłpoważnymtonem,zsiadajączkonia.-Przyjechałemcioznajmić,żebioręślub.
Tesłowaspadłynaniąniczymdruzgocącycios.
-Przyjechałeśażtutaj,żebymitoosobiścieoznajmić?-spytała,mającochotęwyćzbólu.
-Powinnaśotymwiedzieć-stwierdziłkrótko.
Typowyfacet,pomyślałarozgoryczona.
-Nocóż,terazjużwiem.Możeszwięcwrócićdopałacuizostawićmniewspoko-TLR
ju.
-Wracaszzemną.
-Nie!-krzyknęła.-Proszęcię,Zafik.Jakochamtomiejsce.Pozwólmituzostaćjeszczejedenostatni
dzień-błagała,aletwarzszejkaniezdradzałażadnychemocji.
-JesteśpotrzebnawAl-Rafid.
-Toniewporządku!Czegoodemnieoczekujesz?Prezentuślubnego?-spytałałamiącymsięgłosemi
gwałtowniewytarłazdradzieckiełzy.-Życzęciwszystkiegonajlepszego.Naprawdęmamnadzieję,że
będzieszszczęśliwy,żetwojemałżeństwobędzieudane.Aleniemogęprzytymbyćinatopatrzeć.Nie
maszprawategoodemniewymagać.
-Owszem,mam.Ibędzieszprzytym.
Bellaspojrzałananiegozniedowierzaniem.
-Wiem,żenieobchodzącięmojeuczucia,alepomyśloswojejprzyszłejżonie.
Wyobrażaszsobie,jakonabędziesięztymczuła?
-Mamnadzieję,żebędziebardzodumnaiszczęśliwa,stojącumojegoboku.
- Oczywiście, że będzie. I nie chcę jej tego zepsuć. Nie potrzebujesz byłych ko-chanek jako
publiczności.Zostawmniewspokoju!-Odwróciłasięodniego,złanasiebiesamą,żeniejestwstanie
powstrzymaćswoichemocji.-Niemogętegozrobić.Niemogębyćnatwoimślubie.
-Tomamyproblem,habibiti-powiedziałmiękko-boniemogęsięożenić,jeśliciebietamniebędzie.
-Dlaczego?-parsknęła.
-Botyjesteśkobietą,którąchcęwziąćzażonę.
Bellawpatrywałasięwniegoprzezdłuższąchwilę,niemogącwydobyćzsiebiegłosu.
- Nie... - jęknęła. - Nie mogę. - Musi być silna. Musi pamiętać o wszystkim, czego się nauczyła.
Wiedziałajuż,jakchciałaprzeżyćwłasneżycie.-Nie,Zafik.
-Cosięstało?-spytałzdezorientowany.
-Mówię,żetoniemożliwe.
-Tosłyszałem.Aledlaczego?Wiem,żemniekochasz,więcnawetniepróbujza-TLR
przeczać.
-Tak,kochamcię,aletymnieniekochasz.Atojestdlamniebardzoważne.Niewyjdęzaciebiedla
pieniędzyalbostatusu.Ato,żejaciękocham,jużminiewystarcza.
Wyjdę za mąż tylko na równych i partnerskich warunkach, gdy moja miłość będzie w pełni
odwzajemniona.
-Bella...
-Niezależnieodtego,comówiąinni,niejestemtakajakmojamatka-wyszeptała.
-Niewyjdęzamążbezmiłości.Tymnienauczyłeś,jakmożewyglądaćtakieuczucie,iniezgodzęsię
na nic gorszego. Chcę mężczyzny, który będzie czuł to samo co ja, bo jeśli nie, to nie mamy
najmniejszychszans,abybyćrazemszczęśliwi.Wiem,jakwyglądamałżeństwobezmiłości.
Ciemneoczyszejkapatrzyłynaniąpochmurnie.
-Dlaczegomyślisz,żecięniekocham?
-No...możedlatego,żenigdymitegoniepowiedziałeś?
-Tyrównieżnie.
- Powiedziałam - zapewniła - wtedy, gdy spadałam z Batala, prosto w twoje ramiona. Powiedziałam
„kochamcię".Aledotądnieusłyszałamżadnejodpowiedzi.
-Myślałem...-Zafikodetchnąłgłęboko-myślałem,żechodziłociokonia.
-Sądziłeś,żetowyznaniebyłoskierowanedokonia?
- Zawsze rozmawiasz z nimi w ten sposób. Myślałem, że byłaś wdzięczna Batalowi i szczęśliwa, że
udałowamsięwygraćgonitwę.Nieskojarzyłem,żechodziłociomnie.
-Chceszpowiedzieć...-zaczęłaBellanieśmiało,podchodzącbliżej.-Chceszpowiedzieć,że...
-Kochamcię.Tak.Naprawdęciękocham.
- Ale przecież... zawsze uważałeś, że miłość to słabość - zauważyła, mimo że budziła się w niej
nadzieja.
-Myślę,żeto,costałosięmiędzymoimojcemijegodrugążoną,niebyłonarównychwarunkach,o
których mówiłaś, i to mój ojciec okazał się słabszy w tym związ-ku - stwierdził, marszcząc brwi. -
Przerażałomnieto,żeniebyłwstaniesięjejoprzeć.
Gdypatrzyłem,jakuleganiszczącejgopokusie,przysięgałemsobie,żeniepopełniętegoTLR
samegobłędu.
-Więcdlategobyłeśnamnietakizły,gdypróbowałamztobąflirtować?
-Postanowiłem,żeniedamsięzłapaćwtęsamąpułapkę.
-Ateraz?
-Kochamcię,BelloBalfour-wyszeptałszejk,obejmującjąwtalii.
-Aleczytwoipodwładnikiedykolwiekmniezaakceptują?Mnie?SzalonąBellę?
-DlamoichpodwładnychjesteśSzanowanąBellą-stwierdził,całującjądelikatnie.-Szczerzekochaną
iŚlicznąBellą.Jesteśwzoremiinspiracjądlakażdego,kogospotkasz.
-Nigdywcześniejniebyłamstawianazawzór-wyszeptałazprzejęciem.
-WszystkiedziewczętawAl-Rafidbędąsięstarałydociebieupodobnić.
-Aletewszystkieartykułynamójtemat...
-Tojużprzeszłość.Niepozwolę,abymęczyliciędziennikarze.Pozatymtutajludziewierząwto,co
samimogązaobserwować,aniewto,cowypisująbrukowce.
-Tehistorienamójtemat...toniewszystkoprawda-wyrzuciłaBella,zdecydo-wanabronićsięporaz
pierwszy w życiu. - Wystarczyło, abym się przywitała z jakimś mężczyzną, a prasa od razu robiła z
niego mojego kochanka. Tak naprawdę byłam wcześniej tylko z jednym mężczyzną - przyznała
nieśmiało. - To przez niego zostałam zdyskwalifikowana i nie mogłam wziąć udziału w zawodach.
Okazałosię,żezależałomutylkonamojejpozycjiipieniądzachmojegoojca.Agdyzerwałamznim,
zaczął
rozpowiadaćnamójtematniestworzonehistorieikomisjastwierdziła,żedawałabymzłyprzykład.
-Wierzęci.
-Naprawdę?-uśmiechnęłasię.-Niemaszpojęcia,jakdobrzesiętuczuję.Zupeł-
nie,jakbymbyławdomu.
-Jesteśwdomu.
-Znalazłamgotutaj,napustyni.Maszrację,tonietylkopiach.Chciałabym,aby-
śmy przyjeżdżali tu każdego roku na kilka dni. Moglibyśmy rozmawiać, patrzeć na gwiazdy i gnać
przezpustynnewydmy.Chciałabym,abywszyscywAl-Rafidbylizemniedumni.Dziękinim,tutajjest
dlamnienajważniejszemiejscenaziemi.
TLR
-Dlamnienajważniejszetobyćtam,gdzietyjesteś,habibiti-wyszeptałszejk,tu-lącjądosiebie.
-Jestemtwoja-uśmiechnęłasięwodpowiedzi.-Twojanazawsze.
DocumentOutline
��
��
��
��
��
��
��
��
��
��
TableofContents
Rozpocznij