1
Miranda Lee
Biznesmen z Polski
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Leah przepłynęła za jednym zamachem dwadzieścia długości basenu.
Zadowolona z wyczynu, chwyciła metalową drabinkę i wyszła z wody. Jej
wzrok spoczął przy tym na lewym udzie poznaczonym brzydkimi głębokimi
bliznami.
Tym razem Leah nie odwróciła spojrzenia. Zmusiła się do obejrzenia blizn w
blasku poranka.
W ciągu ostatnich dwóch lat nieco zbladły, ale nigdy się ich nie pozbędzie,
tego była pewna. Z ciężkim westchnieniem sięgnęła po ręcznik.
Było jej głupio, że tak cierpi z powodu kilku blizn, bo wypadek, który je
spowodował, kosztował przecież życie jej matki.
Nic nie mogło się równać z tą tragedią, nawet odejście Carla w kilka miesięcy
po wypadku.
Leah mocno tarła udo ręcznikiem, przypomniawszy sobie wyraz twarzy męża,
gdy po raz pierwszy uważnie przyjrzał się jej nodze. W jego oczach widziała zgrozę
i obrzydzenie.
Wynajdywał rozmaite preteksty, by z nią nie spać, gdy wróciła ze szpitala do
domu, aż wreszcie wyjawił, że żąda rozwodu, bo się zmieniła.
Leah nie zaprzeczała. Długi, bolesny pobyt w szpitalu sprawił, że odnalazła w
sobie inną istotę, bardziej wrażliwą i współczującą.
Carl twierdził, że stała się zbyt poważna. Argument, że przecież straciła
matkę, zupełnie do niego nie trafiał.
Nie opuścił mnie z powodu zmiany charakteru, pomyślała z goryczą. Winne
były blizny i utykanie.
To drugie wprawdzie ustąpiło, ale blizny na nodze zostaną. Na sercu również.
W końcu jednak pogodziła się z odejściem Carla. Jaka kobieta pragnęłaby być
żoną mężczyzny, który nie toleruje w niej skazy?
R S
3
Przed wypadkiem wszyscy jej powtarzali, że jest doskonała.
Leah była piękną naturalną blondynką o ślicznych zielonych oczach, lśniących
zębach i gładkiej cerze, a do tego miała wspaniałą figurę. Wyrosła w przekonaniu,
że dobre geny się jej należą, podobnie jak życie na wysokiej stopie.
Jedyna córka jednego z największych inwestorów giełdowych w Sydney miała
zawsze wszystko, czego tylko zapragnęła. Wychowano ją na wdzięczną małą
księżniczkę, która sądziła, że ma świat u stóp. Praca zarobkowa nie leżała w planach
Leah Bloom. Dysponowała wyznaczoną przez ojca dużą sumą pieniędzy i kartą
kredytową. Po co się męczyć od ósmej do czwartej w jakiejś nudnej pracy?
Na pytanie, z czego żyje, Leah odpowiadała, że jest początkującą pisarką.
Ukończyła kiedyś kurs kreatywnego pisania, kupiła komputer i zaczęła tworzyć
nowelkę, będącą czymś w rodzaju poszerzonego zapisu jej cotygodniowych zajęć.
Po pewnym czasie uznała, że było to puste i jałowe.
Nic dziwnego, skoro takie było jej życie, wypełnione zakupami,
podwieczorkami dobroczynnymi i wizytami w salonach piękności. Gdy skończyła
dwadzieścia jeden lat, miała za sobą więcej premier i przyjęć, niż mogła spamiętać.
Miłość i małżeństwo z Carlem wydawało się przybraniem tego niekończącego
się tortu. Był przystojny i bogaty. Bardzo bogaty. Rodzina Leah nie znała innych
ludzi.
Gdy się pobierali, Carl miał lat trzydzieści i był dziedzicem fortuny, zbitej na
diamentach. Leah była o siedem lat młodsza.
Ich małżeństwo trwało ledwie pół roku, gdy zdarzył się wypadek. Zbyt krótko,
by Carl zdążył się odkochać. Leah dawno doszła do wniosku, że była dla niego
trofeum, uwieszoną ramienia ozdobą, cenną tylko wówczas, gdy była doskonała.
Zostawił ją, bo teraz miała skazę.
- Pani B. mówi, że śniadanie będzie za dziesięć minut! - zawołał z balkonu
ojciec.
R S
4
Ubrany w ulubiony jedwabny szlafrok i pięknie opalony Joachim Bloom nie
wyglądał na swoje sześćdziesiąt dwa lata. Dużo ćwiczył i miał gęste, starannie
ufarbowane włosy.
- Tylko dlatego przyjeżdżam tu na weekendy - odparła. - Pani B. genialnie
gotuje.
To było, rzecz jasna, kłamstwo. Lubiła wracać do rodzinnego domu.
Jednak nie chciała w nim mieszkać na stałe. Joachim Bloom był nazbyt
dominującą osobą. Żona zawsze mu ustępowała, a Leah nie chciała tego robić.
- Akurat! - prychnął ojciec. - Jesteś za chuda.
- Nigdy nie dość szczupłości - przypomniała.
- Ani bogactwa - dodał sentencjonalnie. - Córciu, muszę z tobą o czymś
porozmawiać, więc przebieraj nogami.
- Zdrową czy chorą? - wypaliła.
Z nawyku udawała przed ojcem, że wcale się nie przejmuje bliznami i nie
dlatego przestała chodzić na plażę, a pływała wyłącznie w domowym basenie, gdzie
nikt jej nie mógł zobaczyć.
- Bardzo śmieszne - mruknął.
Leah ruszyła do swojej sypialni, jednej z sześciu w dwupiętrowym domu z
widokiem na zatokę, wartym kilka milionów dolarów.
Po śmierci matki ojciec chciał go sprzedać, ale Leah mu to wyperswadowała.
Cieszyła ją możliwość przebywania wśród jej rzeczy, bo czuła wówczas jej
obecność.
Taki piękny dom, myślała z żalem, wchodząc po kręconych schodach na górę.
Gdy stała pod prysznicem, przyszło jej na myśl, że ojciec postanowił jednak
go sprzedać. Nie mogła mu na to pozwolić.
Po chwili zbiegała na dół, ubrana w obcisłe dżinsy i różowy top na
ramiączkach.
R S
5
Serce siedzącego już w jadalni Joachima drgnęło na widok córki. Jakaż była
podobna do matki! Wyglądała jak młodsza kopia Isabel.
- Jeśli wracasz do pomysłu sprzedania domu - rzuciła Leah, zajmując miejsce
przy stole - możesz o tym zapomnieć.
Jednak miała inny charakter. Jej matka była miłą, łagodną kobietą, nigdy się
nie sprzeciwiała.
Leah również kiedyś była taka. Ostatnie pół roku ją zmieniło, stała się bardziej
niezależna. A także bezpośrednia i asertywna.
Trudno ją za to winić, pomyślał. Carl opuścił ją, gdy go potrzebowała. Co za
podły tchórz, niewart nawet splunięcia.
Po tym jego córka mogła się albo załamać, albo wytworzyć grubszą skórę.
Joachim był dumny, że umiała wziąć się w garść.
- Nie martw się, nie chodzi o dom. Wiem, jak bardzo go lubisz - odparł ze
śmiechem.
- Więc w czym rzecz, tato? - spytała, biorąc grzankę ze srebrnego półmiska. -
Nie zamierzasz chyba rozmawiać o mojej pracy? Sądziłam, że jesteś dumny, że
znalazłam sobie zajęcie.
„Zaskoczony" byłoby lepszym określeniem. Gdy Leah wspomniała, że szuka
pracy, zdumiony ojciec zapytał, co takiego mogłaby robić.
- W dzisiejszych czasach nawet kelnerki muszą mieć doświadczenie! -
powiedział jej wówczas.
Leah zrozumiała jego sceptycyzm, gdy zasiadła do pisania CV. Niewiele
mogła w nim zamieścić, poza przeciętnym świadectwem maturalnym (księżniczka
Leah nie zamierzała tracić czasu na studia) oraz kursem kreatywnego pisania. Nie
miała absolutnie żadnych kwalifikacji, jeśli nie liczyć obycia towarzyskiego, urody i
ograniczonej umiejętności obsługi komputera.
Stąd też jedyną pracą, jaką znalazła, było zajęcie recepcjonistki, bynajmniej
nie w jednej z bogatych firm w śródmieściu. Pracowała dla niedużej wytwórni
R S
6
kosmetyków, której fabryka i biura mieściły się na terenach przemysłowych w
zachodnim Sydney.
- Ależ jestem dumny! - odparł ojciec. - Szalenie.
Wejście pani B. z tacą jajecznicy, podsmażanych pomidorów i bekonu
przerwało ich rozmowę.
- Wygląda przepysznie - pochwaliła Leah.
W głębi serca cieszyła się, że zjada obfite śniadania pani B. tylko raz w
tygodniu, inaczej miałaby pupę wielką jak autobus.
- Tylko proszę wszystko zjeść - napomniała ją gosposia. - Robi się pani za
chuda, panienko.
- Nie złapiesz kolejnego męża z takim zabiedzonym wyglądem, wiesz? - dodał
ojciec.
Leah zmilczała i zabrała się do jedzenia. Gdy pani B. wyszła z jadalni,
odłożyła sztućce i spojrzała na ojca.
- Nie zamierzam powtórnie wychodzić za mąż, tato.
- Jak to? Dlaczego?
- Wiesz dlaczego.
- Nie każdy mężczyzna jest taki jak Carl - mruknął ojciec. - Jesteś piękną
młodą kobietą, Leah. Powinnaś mieć męża i dzieci.
- Nie chcę o tym dyskutować, tato. Wspomniałam o tym tylko dlatego, żeby
nie wysłuchiwać ponownie tego rodzaju komentarzy.
- Jeszcze zmienisz zdanie - odparł ojciec. - Pewnego dnia spotkasz
właściwego mężczyznę, zakochasz się w nim i tyle. Wspomnisz moje słowa.
Leah stłumiła westchnienie. Przez całe życie wspominała słowa ojca. Bardzo
go kochała, ale jego władczy charakter działał jej na nerwy.
- Przejdźmy do rzeczy - zaproponowała, biorąc z talerza plaster chrupkiego
bekonu i wsuwając go sobie do ust. - O czym chciałeś ze mną porozmawiać? Raczej
nie o moim powtórnym zamążpójściu. Przypuszczam, że chodzi o pieniądze.
R S
7
Nawiasem mówiąc, nie kłopocz się dyktowaniem mi, co mogę, a czego nie mogę
robić ze swoim majątkiem. To moje pieniądze i mogę nimi dysponować. Jeśli
zechcę je rozdać, mam do tego prawo. Nie robię tego na razie. Inaczej byłoby mi
trudno związać koniec z końcem.
- Nie dziwi mnie to - odparł ojciec. - Jak słyszę, zarabiasz marne grosze.
- Robotnice z fabryki zarabiają jeszcze mniej - zauważyła. - Niektóre z nich
utrzymują z tego rodzinę. Moim celem jest utrzymywanie się wyłącznie z pensji.
Dobrze mi zrobi, jak się dowiem, jak żyje mniej uprzywilejowana część
społeczeństwa. Więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zakończyła, żując ze
smakiem bekon.
- Zjedz śniadanie. Widzę, że ci smakuje. Możemy rozmawiać przy kawie.
Ciekawość Leah sięgała zenitu, gdy sięgnęła po kawę.
- Hm? - zagadnęła, upiwszy kilka łyków. - Mów wreszcie, o co chodzi.
- Co wiesz na temat przejęcia Beville Holdings?
- Co? Czy to już pewne? - spytała zaalarmowana Leah.
Do tej pory krążyły takie plotki, ale sporo jej kolegów naprawdę się martwiło.
Leah nieraz słyszała, że w firmach, które zostały przejęte, zwyczajowo
przeprowadzano „restrukturyzację" . Rozmawiała o tym nawet z nowym przed-
stawicielem handlowym, miłym mężczyzną, który miał żonę i dzieci. Powiedział jej,
że nowy zarząd zazwyczaj przyjmuje zasadę „kto przyszedł ostatni, pierwszy
wylatuje", bez względu na umiejętności. Peter chyba tak właśnie stracił pracę, więc
bardzo się tym martwił.
- Owszem, dokonano przejęcia - potwierdził ojciec. - Jest na ten temat artykuł
w dziale gospodarki niedzielnej gazety. Plus zdjęcie nowego szefa, Jasona Pollacka.
- Jason Pollack - powtórzyła. Nazwisko nic jej nie mówiło, a przecież od
dawna w rodzinnym domu przysłuchiwała się dyskusjom biznesowym.
- Mało kto o nim słyszał - wyjaśnił ojciec. - Facet rzadko bywa w mediach.
- Pozwól. - Leah chwyciła podaną przez ojca gazetę.
R S
8
- Boże! - wykrzyknęła, spodziewając się ujrzeć fotografię mężczyzny w
średnim wieku, do tego znacznie tłustszego.
Tytani biznesu rzadko byli tak młodzi. I tak szczupli.
I tak szalenie przystojni.
W trzewiach Leah coś drgnęło, gdy spojrzała w oczy Jasona Pollacka. Były
piwne, głęboko osadzone, w oprawie ciemnych prostych brwi. Miał lekko falujące
czarne włosy, gładko zaczesane do tyłu. Żadnego przedziałka. Prosty nos,
kwadratowa linia szczęki, dołeczek w brodzie.
- Czy to stare zdjęcie? - spytała.
- Nie - odparł ojciec. - Facet ma ledwie trzydzieści sześć lat. Bardzo
przystojny, prawda?
- Owszem - odparła. - Jeśli ktoś lubi ten typ. - Ona chyba lubiła, bo nie mogła
oderwać od niego oczu.
A przecież w niczym nie przypominał Carla, blond olbrzyma w typie
nordyckim.
Jason Pollack ze swoją subtelną urodą i doskonałą sylwetką wyglądał raczej
jak model.
A jednak nikt nie wziąłby go za modela. Było w nim coś władczego,
królewskiego. Dojrzałość w spojrzeniu - oraz inteligencja - były dla Leah zarówno
atrakcyjne, jak i irytujące.
Nie chciała widzieć w nowym szefie Beville Holdings niczego atrakcyjnego,
podobnie jak w żadnym innym mężczyźnie.
- Jakim cudem jest tak bogaty w tak młodym wieku? - spytała oschle. - Wiem,
że to nie są stare pieniądze. Gdyby było inaczej, z pewnością bym go już gdzieś
spotkała.
- To imigrant z Polski, jego matka zmarła przy porodzie, przybył tu z ojcem.
Wychował się na przedmieściach, nie kończył nawet studiów. Po ukończeniu szkoły
zaczął karierę handlowca.
R S
9
- Musiał być świetny, skoro zrobił majątek - zauważyła.
- Pewnie tak. Poza tym w wieku dwudziestu kilku lat wżenił się w pieniądze.
Poślubił wdowę po swoim pierwszym pracodawcy, właścicielu sieci sklepów
WhizzBiz Electronics. Zrobił to już w rok po jego śmierci. Kilka lat później ona
zmarła na raka, zostawiając majątek ukochanemu mężowi. Trzeba przyznać, że
wcześniej zdołał znacznie zwiększyć obroty WhizzBiz. Po śmierci żony sprzedał
całą sieć za gigantyczną sumę. Stało się to znakiem firmowym Jasona Pollacka.
Kupuje firmy w kłopotach, stawia je na nogi, a potem sprzedaje. Ale tylko wtedy,
gdy uważa, że można firmę uzdrowić - mówił dalej ojciec, podczas gdy Leah nie
odrywała oczu od zdjęcia młodego biznesmena.
- W artykule przytacza historię firmy, której według niego nie można było
uratować. Wobec tego ją zlikwidował, wyprzedając wszystko, co się dało, żeby
zmniejszyć straty.
- I nie zważając na biednych pracowników - dodała złośliwie.
- Przeciwnie, wypłacił im więcej, niż im się należało.
- Mógł sobie na to pozwolić - warknęła, przebiegając wzrokiem resztę
artykułu.
Facet był wart tryliony, sądząc po rezydencji, znajdującej się na najwyższym
piętrze eleganckiego wieżowca w samym centrum Sydney.
- Owszem, ale nie był do niczego zobowiązany - zauważył ojciec. - Jason
Pollack cieszy się reputacją przyzwoitego człowieka. Firma Beville Holdings od
dwóch lat nie miała zysków. O tym właśnie chciałem z tobą porozmawiać. Czy da
się ją uzdrowić, czy nie?
- Czemu chcesz wiedzieć? - spytała Leah, marszcząc brwi.
- Posiadam ładny pakiet akcji. Kupiłem je dwa lata temu, w skrajnym dołku.
Chcę wiedzieć, czy ich wartość wzrośnie.
- Tu piszą, że już wzrosła.
R S
10
- Jeśli Pollack dokona swojego słynnego cudu, będzie to znacząca suma.
Powiedz mi, córciu, czy da się uratować firmę, czy też nowy szef ją rozprzeda?
- Skąd mam wiedzieć? - odparła, odkładając gazetę, żeby przestać wreszcie
patrzeć na piekielną fotografię.
- Daj spokój, Leah. Ludzie lubią ci się zwierzać, nieraz widziałem. Pracujesz
tam już osiem miesięcy. Jestem pewien, że wiesz, co się dzieje. Wprawdzie nie
miałaś ochoty studiować, ale to nie znaczy, że nie odziedziczyłaś po mnie
inteligencji i sprytu.
- Małżeństwo z Carlem o tym nie świadczy.
- To co innego. Miłość potrafi ogłupić najmądrzejszą osobę. Proszę o twoją
szczerą opinię. Czy moje zyski mogą wzrosnąć?
Leah zastanowiła się głęboko.
Ojciec miał rację. Ludzie lubili się jej zwierzać. Zwłaszcza po wypadku stała
się prawdziwie współczującą osobą, bo kiedyś umiała słuchać, ale była to raczej
kwestia dobrych manier.
Leah wiedziała, na czym polegały kłopoty Beville Holdings. Bez trudu można
by je naprawić. O ile nowy szef wiedział, gdzie ich szukać i czyich wskazówek
słuchać.
- Firma ma znakomite produkty - oznajmiła, ostrożnie dobierając słowa - ale
jest źle zarządzana. Uważam, że wartość twoich akcji wzrośnie.
Bystra dziewczyna z tej mojej córki, pomyślał z uśmiechem Joachim. Bystra,
piękna i nieprzeznaczona do trawienia życia w recepcji podrzędnej firmy. Ani do
samotności.
Ojciec rozumiał, że postępek męża głęboko ją zranił, ale życie toczyło się
dalej.
Leah miała ledwie dwadzieścia sześć lat, czas, by znów zaczęła się umawiać
na randki. Jednak trzeba z nią postępować subtelnie. Może zrobi jej niespodziankę i
urządzi przyjęcie w następną sobotę, zaprosi kilku starych znajomych, ludzi, których
R S
11
lubiła. Pomiędzy nimi znajdzie się miejsce dla kogoś nowego, przystojnego
młodzieńca, który wywrze na niej odpowiednie wrażenie.
Kto by się nadał?
Joachim nie mógł sobie przypomnieć nikogo odpowiedniego. Z
westchnieniem wziął do ręki gazetę, a jego wzrok spoczął na zdjęciu Jasona
Pollacka. Jakiś głos szepnął mu, że powinien zaprosić właśnie jego.
Pierwsza reakcja Joachima była negatywna. Tylko nie ambitny drań, który
ożenił się dla pieniędzy. Gdyby nie uważał tego za śmieszne, pomyślałby, że
szepcze do niego Isabel. Nigdy nie lubiła Carla i uważała, że Leah powinna wyjść za
mąż za zupełnie innego mężczyznę. Silnego, który wszystko zawdzięcza sobie.
Isabel nie myliła się co do Carla.
Jason Pollack był silnym mężczyzną, pomyślał Joachim. Majątek zawdzięczał
tylko sobie. Przydałaby mu się nowa żona, młodsza, która obdarzyłaby go
potomstwem.
Głos w jego głowie nalegał.
Okej, odszepnął w duchu.
Tylko nie mów Leah, dodał tajemniczy głos.
Joachim zerknął przez stół na córkę.
- Co tam? - spytała.
- Nic... Nic.
Ale kości zostały rzucone. Zaprosi Pollacka na kolację, nie mówiąc o tym
Leah. Pozostaje mu niełatwe zadanie nakłonienia jej do udziału w przyjęciu.
Był pewien, że zdoła ją jakoś namówić.
R S
12
ROZDZIAŁ DRUGI
Leah skręciła na podjazd do siedziby Beville Holdings, przystanęła przy budce
strażnika i uśmiechnęła się do Teda, który tego ranka miał służbę. Zazwyczaj
oddawał jej uśmiech i naciskał klawisz, który unosił szlaban w górę, żeby mogła
przejechać.
Dziś jednak opuścił szybę i gestem pokazał jej, żeby opuściła swoją.
- Przyszedł - rzekł konspiracyjnym tonem. - Nasz nowy szef.
- Co? - Żołądek Leah skurczył się. Spodziewała się wprawdzie, że Jason
Pollack pojawi się w firmie, ale nie natychmiast.
- Nie czytałaś o przejęciu firmy we wczorajszej gazecie? - zdziwił się Ted.
- Mm... nie, nie czytałam - odparła, nie chcąc się zdradzać ze swoją wiedzą.
Nie odgrywała wprawdzie w pracy roli słodkiej idiotki, ale też starannie
unikała wyjaśnień, kim naprawdę jest. Podobało jej się, że traktują ją jak zwykłą
dziewczynę z klasy robotniczej z Gladesville. Nikt z kolegów z firmy nie odwiedził
jej dotąd w apartamencie z widokiem na ocean ani nie połączył jej nazwiska -
Johannsen - z dynastią właścicieli kopalń diamentów.
- Szef nazywa się Pollack i przyjechał jakąś godzinę temu, żeby się rozejrzeć
w fabryce. Jestem pewien, że wkrótce uda się do was do biura, więc lepiej się nie
spóźnij.
- Jakie robi wrażenie? - spytała Leah, nie umiejąc powstrzymać ciekawości.
- Nie najgorsze. Chyba dobrze się spisałem. Podjechał przed siódmą do bramy
i powiedział, kim jest, a ja i tak poprosiłem go o dowód. Chyba mu się spodobało.
- To dobrze. Czym on jeździ?
- Ma sportowy wóz, ciemnogranatowy.
Leah skrzywiła wargi. Typowe. Ojciec twierdził wczoraj, że Jason Pollack nie
jest typem playboya, choć mieszka w luksusowym apartamencie na szczycie
wieżowca.
R S
13
Ale faceci nie umieją się powstrzymać. Daj takiemu pieniądze, a z pewnością
nie wybierze małego, skromnego samochodu. Bogaci wybierają auta, które mają
odzwierciedlać ich osobowość i władzę.
Leah w swoim czasie krążyła po Sydney czerwoną limuzyną najwyższej klasy,
którą dostała od ojca na dwudzieste pierwsze urodziny. Gdy podjęła pracę,
zamieniła ją na biały używany hatchback, nie chcąc, żeby zaklasyfikowano ją jako
bogatą. Chciała być lubiana za to, jaka jest, a nie za swoje pieniądze.
- Dzięki za ostrzeżenie, Ted - powiedziała, ruszając na parking dla personelu,
nadzwyczaj dziś zastawiony.
Stały tam auta wszystkich dyrektorów; niezwykły widok w poniedziałkowy
poranek. Pewnie wszyscy wiedzieli już o przejęciu.
Jedyne wolne miejsce było obok ciemnogranatowego sportowego auta.
Po chwili wahania Leah postawiła tam swój samochód. Ze zdenerwowania
burczało jej w brzuchu.
Na Boga, to tylko facet! Spotykała już równie przystojnych i bogatych
mężczyzn, prawda? Do diabła, nawet za jednego wyszła!
Okej, fotografia Jasona Pollacka wywarła na niej wielkie wrażenie. No i co z
tego?
Gdy tylko go pozna, jego bez wątpienia nieznośna osobowość od razu zadziała
jej na nerwy.
Musiała jednak przyznać, że wybór samochodu świadczył, iż Jason Pollack
nie jest zwykłym pozerem. Carl wybrałby z pewnością coś bardziej spek-
takularnego, w kolorze złota lub srebra. Ostatnio widziała go zresztą w srebrnej
limuzynie.
Leah podeszła do drzwi od strony pasażera, żeby wyjąć torebkę, a przy okazji
rzucić okiem na wnętrze sportowego auta.
Na skórzanych siedzeniach nic nie leżało, podobnie jak na podłodze. Nic, co
zdradziłoby cechy charakteru Jasona Pollacka. Może poza jedną - był niesamowicie
R S
14
porządny. Ani śladu plamki czy śmiecia. Auto lśniło w porannym słońcu z zewnątrz
i wewnątrz.
Tacy ludzie byli zazwyczaj bardzo krytyczni i autorytarni.
- Lepiej się rusz, dziewczyno - mruknęła do siebie, zamykając samochód.
Ruszyła w kierunku prostokątnego ceglanego budynku, który został przed
rokiem świeżo odnowiony.
Patrząc na Beville Holdings, trudno było orzec, że firma nie przynosi zysku.
Raczej wprost przeciwnie.
Leah przeszła przez pusty o tej porze hol prosto do łazienki. Jej zegarek
pokazywał ósmą dwadzieścia trzy. Miała pięć minut do rozpoczęcia pracy na
stanowisku recepcjonistki, gdzie powinna wyglądać na spokojną i opanowaną.
Wcale się tak nie czuła.
Jason podziękował brygadziście za pomoc i opuścił teren fabryki. Nie chciał,
by mężczyzna towarzyszył mu do biurowca; pragnął się nad wszystkim zastanowić.
Najlepiej mu się myślało, gdy był sam.
Kroczył z wolna dobrze oznakowaną drogą, rozmyślając, co czyni. Zamierzał
kupić firmę produkującą szampony, żele do kąpieli, balsamy nawilżające. Co, u
diabła, wie o takich produktach?
Nic.
A jednak uważał, że sprzedaż to sprzedaż. Wystarczy dobra reklama i przyjdą
wyniki.
Sądząc po najnowszych danych, firma Beville Holdings nie miała dobrej
reklamy. Albo to, albo mieli zbyt wysokie ceny. A może zarząd nie był skuteczny.
Jason żałował, że nie zrobił dokładniejszych badań rynku, zanim w zeszły
piątek kupił kontrolny pakiet akcji.
Nigdy dotąd nie kupił firmy z powodu snu. Na Boga, miał sen i kupił akcje!
R S
15
Przyśniło mu się to w ubiegłą sobotę, kiedy zerwał z Hilary. Było mu przykro,
naprawdę nie zamierzał jej skrzywdzić.
Spotkali się około pół roku temu na kolacji, w której Jason musiał
uczestniczyć. Nudził się straszliwie, dopóki Hilary nie mrugnęła do niego, siedząc
po przeciwnej stronie stołu. Była w jego wieku, szczupła, bardzo piękna,
inteligentna i pewna siebie. Tej nocy wylądował w jej łóżku. Była jego pierwszą
kobietą od śmierci Karen, przed czterema laty. Jego libido w końcu pokonało żałobę
i powróciło do życia, a skoro tak się stało, nie zamierzało już dłużej siedzieć w
ukryciu.
Patrząc wstecz, Jason się dziwił, że aż tak długo zachował celibat. Seks
zawsze był dla niego bardzo ważny.
Po raz pierwszy odkrył cielesne rozkosze w wieku szesnastu lat. Jego
partnerka miała lat dziewiętnaście i już sporo wiedziała. Mieszkała w sąsiedztwie,
więc pewnego upalnego lata spędził u niej wiele sobotnich popołudni. Gdy się
wyprowadziła, Jason był przez pewien czas nieszczęśliwy. W tym wieku łatwo
pomylić pożądanie z miłością.
Ostatecznie doszedł do siebie i od tej pory już zawsze miał dziewczynę.
Jednak nigdy się nie zakochał.
Dopóki nie spotkał Karen.
Z uśmiechem pomyślał o żonie.
Tym razem kobieta starsza od niego o piętnaście lat. Ona miała czterdzieści
dwa, on - dwadzieścia siedem. A jednak było im ze sobą cudownie. Byli bardzo
szczęśliwi.
Oczywiście wszyscy myśleli, że ożenił się z nią dla pieniędzy. Hilary pewnie
nie uwierzyła, gdy mówił, że kochał swoją żonę.
Nic zatem dziwnego, że skoro sypiał z Hilary przez pół roku w każdy
weekend, spodziewała się, że się jej oświadczy.
R S
16
Od początku ich znajomości wyrażał się jasno - nie interesuje go ponowne
małżeństwo.
W ubiegłą sobotę zaczęła go naciskać, by się z nią ożenił. Choć była
atrakcyjna, nie kochał jej, i tyle.
Hilary wybiegła od niego, mówiąc, że nie chce go więcej widzieć. Nie mógł
zasnąć, więc zażył jedną z tabletek, jakie lekarz przepisał mu po śmierci żony,
mocno przedatowaną. Jednak nie przejął się tym, chciał tylko zasnąć.
Przyśniła mu się Karen, mówiąc - jak tyle razy przed śmiercią - że nie
powinien cierpieć, że pewnego dnia spotka kobietę, która obdarzy go potomstwem i
cudownym życiem.
Głupi sen, Jason bowiem wiedział, że to niemożliwe.
A potem, tuż przed przebudzeniem, miał bardzo dziwny i żywy sen.
Jechał na wieś i nagle pośrodku przystrzyżonego padoku ujrzał wielki
billboard z blondynką. Sfotografowano ją od tyłu, od bioder w górę, nagą. Efekt był
niezwykle erotyczny. Była szczupła, ponętnie zbudowana, miała porcelanowobiałą
skórę i proste, lśniąco złote włosy, opadające na nagie plecy. W wyciągniętych
przed siebie ramionach trzymała na tle błękitnego nieba butelkę szamponu, z
którego emanowały złociste promienie. Poniżej biegł napis:
ZACZYNAJ DZIEŃ Z BLASKIEM SŁOŃCA.
Zagapiony na blondynkę Jason we śnie zjechał z szosy, co go obudziło. Z ulgą
stwierdził, że to tylko sen, ale nie mógł o nim zapomnieć. Blondynka towarzyszyła
jego myślom.
Nigdy dotąd nie widział takiej reklamy. Słyszał o marce Blask Słońca, jednak
sądził, że to środki czyszczące, a nie szampony.
Wieczorem zadzwonił do znajomej agencji reklamowej, z której usług czasem
korzystał, i wypytał o szampon i reklamę.
Nikt nic o niej nie wiedział.
R S
17
W całodobowym supermarkecie Jason ustalił, że markę Blask Słońca
produkuje firma Beville Holdings. Dalsze badania dowiodły, że jest to spółka córka
firmy angielskiej, nieduża, ale z silną pozycją na rynku. Jednak ostatnie dwa lata
były dla niej ciężkie, nie przynosiła spodziewanych zysków.
- Minął tydzień i jestem tutaj - mruknął pod nosem Jason. - Jako właściciel
rzekomo upadającej firmy.
Stwierdził, że stoi przed głównym wejściem do biurowca. Nie wierzył w
karmę ani w przeznaczenie. Był człowiekiem praktycznym.
Nie mógł jednak zaprzeczyć, że w ostatnim tygodniu postępował odwrotnie.
Gdy tylko ustalił, że firma produkująca Blask Słońca naprawdę istnieje, postanowił
kupić jej akcje, nie bawiąc się w rynkowe analizy.
Bob uważał, że pomieszało mu się w głowie.
Gdyby jednak zawsze słuchał Boba, nigdy nie dokonałby żadnego zakupu.
Bob był świetnym asystentem, ale brak mu było umiejętności podejmowania ryzyka.
Biznesmeni muszą je czasem podejmować. Z reguły są tego doskonale
świadomi. Jason musiał przyznać, że zachował się sprzecznie ze zdrowym
rozsądkiem.
Projekt mógł się okazać interesujący, Jason w to wierzył. Prawdziwe
wyzwanie. Ostatnio nadmiernie ulegał rutynie.
Sukces będzie zależał od tego, co uda mu się tu odkryć. Jeśli źródłem
problemów była sprzedaż i marketing, zadanie mogło okazać się trudne.
Wysokie odprawy były jedynym sposobem pozbycia się kiepskiego
kierownictwa, a to dużo kosztowało.
Podobnie jak ten wystrój, uświadomił sobie, postawiwszy stopę na miękkim
dywanie, który pokrywał posadzkę obszernego holu. Uniósł brwi na widok
kompletu mebli z kremowej skóry i akwarel w kosztownych ramach, które wisiały
na ścianach. Bardzo nowoczesna recepcja była pusta.
R S
18
Sprawdzał właśnie na zegarku godzinę - była ósma dwadzieścia siedem - gdy
kątem oka dostrzegł ruch. Z damskiej toalety szybkim krokiem wyszła dziewczyna.
Serce Jasona na moment stanęło.
Była piękną blondynką, ubraną w jasnozieloną sukienkę, która opinała
doskonale kształtne piersi i biodra, ukazując cudownie długie nogi. Kobieta
wyraźnie drgnęła na jego widok, ale po sekundzie odrzuciła wspaniałe włosy do tyłu
i prowokująco kołysząc biodrami, ruszyła w jego stronę.
- Dzień dobry, panie Pollack - rzekła, podając mu rękę. - Przepraszam, że pana
tu nie powitałam, ale zaczynam pracę punktualnie o ósmej trzydzieści.
A więc wiedziała, kim jest. Pewnie widziała zdjęcie we wczorajszej gazecie,
uświadomił sobie, ujmując jej dłoń w obie ręce i napawając się jej oszałamiającym
pięknem.
- Znakomicie, panno... hm...
- Johannsen - podpowiedziała. - Leah Johannsen. Jestem recepcjonistką w
Beville Holdings.
Jason wiedział, że wiele firm zatrudnia w recepcji ładne dziewczyny, ale ta
piękność się tu marnowała. Ze swoją urodą mogłaby być modelką. Te oczy. Te usta.
Te cudowne włosy. Jedwabiste i lśniące, opadały kaskadą na plecy...
Chciałoby się ich dotknąć. Owinąć wokół...
Jason skarcił się w duchu za te myśli. Tego rodzaju erotyczne fantazje nie były
jego zwyczajem.
Jednak trudno mu było przestać o tym myśleć. Zerknął na jej lewą dłoń w
poszukiwaniu obrączki.
Zdumiał go przypływ adrenaliny na widok jej pustych palców. Kobiety nie
wywierały na nim dotąd aż takiego wrażenia.
Ta dziewczyna nie była zwyczajnie ładna. Była doskonała.
Nagle jej zapragnął. Silniej, niż kiedykolwiek pragnął Hilary.
R S
19
Zresztą z Hilary chodziło o regularny seks. Mogła mu tego dostarczyć każda
dziewczyna.
Natomiast tej pragnął prawdziwie. Szeptał mu o tym namiętny, ochrypły głos
w jego głowie. Pragniesz jej i będziesz ją miał, niech się dzieje, co chce!
ROZDZIAŁ TRZECI
Leah miała wrażenie, że zanim Jason Pollack puścił jej dłoń, minęła cała
wieczność.
Winna temu była oczywiście jej rozigrana wyobraźnia. Czas znacznie zwolnił,
odkąd wyszła z damskiej łazienki i ujrzała nowego szefa przed stanowiskiem
recepcji.
Zdjęcie w gazecie kłamało. Zresztą jak dwuwymiarowa fotka, ukazująca
ramiona i głowę, mogłaby prawdziwie pokazać takiego mężczyznę?
Jego oczy miały władczy wyraz, to się zgadzało. Natomiast z ciała emanował
magnetyzm, któremu nie potrafiła się oprzeć.
Na moment straciła dech. Nie była w stanie się poruszyć. Uratowała ją duma
zmieszana z odrobiną irytacji, wyrywając z chwilowego bezwładu i kierując ku
niemu w stanie względnego opanowania. Zdołała nawet ocenić - i docenić - jego
gust w doborze stroju.
Miał na sobie ciemny jednorzędowy garnitur szyty na miarę, który leżał na
nim doskonale. Ciemnogranatowa koszula podkreślała oliwkową cerę. Srebrnoszary,
perfekcyjnie zawiązany krawat znakomicie pasował do całości, podobnie jak
elegancki zegarek, srebrny z czarnym skórzanym paskiem.
Leah wyobrażała sobie, że zdoła podać mu rękę na powitanie bez żadnych
konsekwencji.
Lecz gdy obie jego dłonie ujęły jej rękę, doznała wstrząsu i ledwo wyjąkała
swoje nazwisko.
R S
20
A przecież nigdy się nie jąka! Ani nie zalewa jej fala tego rodzaju uczuć,
jakich doznała przy nim...
Kiedy spojrzał jej głęboko w oczy, w środku zupełnie się roztopiła. Gdy
zerknął - dosyć znacząco - na jej lewą rękę, chciała zawołać, że tak, jest wolna i
chętnie zrobi wszystko, czego on zapragnie, kiedykolwiek i gdziekolwiek miałoby
się to stać.
Uczucie całkowitego podporządkowania jego woli, jakiego doznała, było dla
niej szokiem. Leah nigdy dotąd czegoś takiego nie przeżyła. Nawet w stosunku do
Carla, którego przecież kochała.
To nie ma nic wspólnego z miłością, uświadomiła sobie, gdy Jason Pollack
puścił jej dłoń.
Brak kontaktu z nim pozwolił jej trochę się opanować. Gdyby tylko przestał
tak na nią patrzeć, byłaby w stanie naprawdę wziąć się w garść.
Leah wiedziała, że podoba się mężczyznom. Jason Pollack był tego dobrym
przykładem. Gdyby jednak pokazała mu lewe udo, jego zainteresowanie nią pewnie
by się rozwiało.
Wspomnienie blizn wywarło pożądany efekt. Przywróciło ją brutalnie do
rzeczywistości, bo przypomniało, że Jason Pollack ożenił się kiedyś ze starszą od
siebie kobietą dla pieniędzy, podobnie jak Carl z nią wyłącznie dla jej urody. Leah
już nigdy nie zwiąże się z zimnym, pozbawionym sumienia facetem, który ma
zamiast serca chip komputerowy.
Nawet jeśli jest najbardziej seksownym mężczyzną, jakiego w życiu spotkała!
- Muszę zająć stanowisko pracy, panie Pollack - oznajmiła oschłym tonem. -
Jest ósma trzydzieści. - Odwróciła się na pięcie i sztywno pomaszerowała za swój
kontuar, nie patrząc już więcej na niego.
Wciąż jednak czuła na sobie jego palące spojrzenie.
Na szczęście w tej samej chwili wpadł do holu Jim Matheson.
R S
21
- Panie Pollack! Tu pan jest! Właśnie zadzwonili z fabryki, że wyszedł pan od
nich już jakiś czas temu. Leah, czemu nas nie poinformowałaś, że pan Pollack tu
czeka? - warknął na nią Jim.
- Dopiero wszedłem - odparł nowy szef, zanim Leah zdążyła zacząć się
bronić. - Proszę mi mówić po imieniu, Jason. Nie lubię zbędnych ceremonii. Ty
jesteś...?
- Jim. Jim Matheson, dyrektor sprzedaży na kraj w Beville Holdings.
I najgorsza kreatura w firmie, dodała w duchu Leah. Matheson zalecał się do
niej już pierwszego dnia, ale szybko go ustawiła. Nie zapomniał jej tego i zawsze
był wobec niej opryskliwy.
- Jim - rzekł ciepło nowy szef, podając mu rękę na powitanie. - Miło cię
poznać. I ciebie także, Leah - dodał, obdarzając ją lekkim uśmiechem, który niósł
kilka doskonale dla niej czytelnych przekazów.
Pierwszy - jestem zainteresowany.
Drugi - nie zwiodłaś mnie ani na moment swoim pozornym chłodem.
I trzeci - później do ciebie wrócę.
Po plecach Leah przebiegł dreszcz, gdy obserwowała, jak obaj mężczyźni idą
korytarzem do biur marketingu. Czuła, że szef zaprosi ją na kolację. Będzie się
chciał z nią umówić, a ona nie znajdzie dość siły, żeby odmówić.
Nadeszła pora lunchu, ale nie nastąpiło nic, czego Leah się spodziewała.
Przede wszystkim ani razu tego ranka nie widziała już Jasona Pollacka. Siedział w
gabinecie Jima, odbywając spotkania z kierownikami poszczególnych działów.
Powiedziała jej o tym dziewczyna zatrudniona jako goniec, która zawsze o
jedenastej zastępowała ją w recepcji, żeby Leah mogła się napić herbaty.
Mandy nie spotkała osobiście wielkiego człowieka, ale słyszała pogłoski, że
jest obłędny. Dla osiemnastoletniej Mandy o zaraźliwym śmiechu, dziewczyny
pulchnej i wesołej, wszyscy przystojni mężczyźni byli „obłędni".
R S
22
Poranną przerwę na herbatę Leah spędziła w kantynie, słuchając ploteczek
dziewczyn z fabryki, które pracowały od siódmej do trzeciej i miały akurat przerwę
na lunch. Już po chwili miała dość entuzjastycznych uwag o boskiej urodzie nowego
szefa.
Wróciła na swoje stanowisko, myśląc z irytacją, jak straszliwie zarozumiały
musi być Jason Pollack, świadom przecież swojego wyglądu.
Około dwunastej trzydzieści dwie pracownice kantyny zaniosły do gabinetu
Jima tace z kawą i przekąskami. Gdy stamtąd wyszły, wyglądały tak, jakby miały
zaraz zemdleć z ekstazy.
- Ależ on jest seksowny! - Leah podsłuchała słowa jednej z nich. - I
uśmiechnął się do mnie!
- Do mnie też się uśmiechnął, skarbie - odparła sucho starsza z dwóch kobiet. -
Niezły czaruś z niego. Ale nie miej złudzeń, tacy faceci nie chodzą z kelnerkami -
dodała.
Ani z recepcjonistkami, dopowiedziała z nagłym rozczarowaniem Leah.
Co za głupota, tak się podniecać z byle powodu. Wcześniej wcale nie
próbował jej podrywać, po prostu jest typem tak zwanego czarującego mężczyzny.
Przecież zaczynał karierę jako znakomity przedstawiciel handlowy.
Odkąd Leah zaczęła pracę w Beville Holdings, poznała takich wielu.
Większość z nich była przystojna i właśnie czarująca. Uwielbiali flirtować. Każdy z
nich usiłował zaprosić Leah na kolację, łącznie z żonatymi.
Oprócz Petera, tego, który miał chorą żonę. On nigdy nie próbował się z nią
umówić, dlatego tak bardzo go lubiła. Był przyzwoitym facetem, uczciwym i ciężko
pracującym, w przeciwieństwie do niektórych tutaj. Jeśli Jason Pollack zamierza go
zwolnić, już ona mu to wyperswaduje.
Będzie walczyła jak lwica. W sumie co ma do stracenia? Okej, może stracić
pracę. Żadna katastrofa, ma dużo pieniędzy. A biedny Peter znalazłby się w
poważnych kłopotach.
R S
23
Ale Leah nie odeszłaby po cichu. Zawlokłaby Uroczego Księcia do sądu
pracy, gdyby ją zwolnił. Albo gdyby zwolnił Petera! Już ona by się postarała, żeby
pożałował, że w ogóle pomyślał o kupieniu Beville Holdings! Właśnie tak!
- Zjesz ze mną lunch, Leah?
Gwałtownie wyrwana z zamyślenia Leah ujrzała przed sobą rudowłosą Trish.
Dziewczyna wyglądała na zmartwioną. Trish była sekretarką Jima, atrakcyjną
dwudziestokilkulatką, która zasługiwała na lepszy los niż sypianie z żonatym
szefem.
Leah lubiła ją najbardziej ze wszystkich dziewczyn z Beville Holdings. Często
jadły razem lunch na trawniku albo siadywały obok siebie w pubie, podczas
firmowych wypadów na drinka w każdy piątek.
Trish twierdziła, że chce mieć męża i dzieci, ale nie słuchała rad Leah, żeby
zerwać z Jimem i znaleźć sobie kogoś bardziej odpowiedniego. W ostatniej
rozmowie zwierzyła się Leah, że Jim obiecał porzucić dla niej żonę, kiedy dzieci
będą starsze.
Słynna wymówka!
Leah nie miała ochoty na kolejne zwierzenia, ale Trish była sekretarką Jima, z
którym Jason Pollack spędził całe przedpołudnie. Złościło ją wprawdzie jej
zainteresowanie nowym szefem, ale nie potrafiła sobie odmówić porcji aktualnych
ploteczek.
- Zaraz do ciebie przyjdę - odparła. - Tylko włączę sekretarkę i pobiegnę do
toalety.
Usiadły przy jednym z drewnianych stołów, ustawionych w cieniu kępy
wierzb za budynkiem. Dławiąca wilgotność stycznia wreszcie minęła, podobnie jak
letnie burze, i zapanowała piękna lutowa pogoda, ściągając do Sydney masy
turystów.
Trish przyniosła swój lunch z domu, natomiast Leah zamawiała go w kantynie
- kanapka z sałatką bez masła, niskotłuszczowa babeczka i czarna kawa bez cukru.
R S
24
- Nowy szef siedzi wam na głowie, co? - zagadnęła, gdy tylko usiadły.
- Uhm - odparła Trish, rozpakowując kanapkę z szynką i pomidorem. - Pod
rozbrajającym uśmiechem kryje się twardy facet i do tego niesamowicie bystry.
Zadał Jimowi kilka podchwytliwych pytań. Jim chyba się trochę martwi.
- Nic dziwnego - stwierdziła oschle Leah.
- Co masz na myśli?
- Dobrze wiesz, Trish. Marnuje się tutaj mnóstwo pieniędzy. Na przykład na
piekielnie drogie przyjęcie świąteczne w zeszłym roku. Albo konferencja
przedstawicieli handlowych w jednym z najdroższych hoteli Australii. Poza tym
odnowienie całego biurowca i wymiana samochodów służbowych zaledwie po roku
używania, przy czym szefostwo kupiło dla siebie najnowsze modele. Jak się to
zestawi, sprawy nie wyglądają najlepiej.
Leah mogłaby dodać, że nowa kierowniczka działu nie otrzymała posady ze
względu na swoje doświadczenie zawodowe.
Trish nie była jedyną kochanką Jima. Jakim cudem nie dowiedziała się jeszcze
o Shelley, pozostawało tajemnicą. Prawie wszyscy w firmie o tym wiedzieli, poza
Trish.
Leah nie miała serca jej o tym powiedzieć. I tak niedługo się dowie, co za
padalec z tego Jima.
- Facet taki jak Jason Pollack raz-dwa doprowadzi tu wszystko do ładu -
rzuciła Leah, pstrykając palcami.
- Jim może wylecieć - odparła Trish.
To była przyjemna myśl. Leah wierzyła, że dranie powinni dostawać za swoje.
Niestety, rzadko tak się działo. Ponoć Carl był bardzo szczęśliwy z nową
narzeczoną, początkującą aktorką o zapewne doskonałej urodzie.
A Jim... Był dostatecznie sprytny, żeby się wykpić z kłopotów. Albo dostać
odprawę, a potem inną dobrze płatną robotę. Był przystojny, ledwie skończył
czterdziestkę, kariera przed nim.
R S
25
Jego głupiutka żona wprost go uwielbiała.
Nie, dranie rzadko dostawali za swoje, pomyślała z goryczą Leah. Weźmy
nowego szefa. Musiał być naprawdę cyniczny, żeby się ożenić ze starszą od siebie
wdową, po prostu dla pieniędzy. A potem ona w krótkim czasie umiera, zostawiając
mu majątek i wolność.
Co za wygodny układ!
- Przyznam, że się martwię - bąknęła Trish, która nawet nie zaczęła jeść.
Leah poczuła przypływ sympatii do niej.
- Ty nie musisz się martwić - rzekła, poklepując ją po ramieniu. - Nie zrobiłaś
nic złego.
- Nie? - Oczy Trish napełniły się łzami. - Sypiałam z żonatym mężczyzną. To
nie w porządku. Wiem, że rodzina go kocha, a ja chciałam go im odebrać. Moja
matka spaliłaby się przeze mnie ze wstydu...
Leah podała jej papierową serwetkę.
- Zerwij z nim, Trish - poradziła. - Daj sobie szansę związania się z kimś
innym.
- Dobrze ci mówić - mruknęła Trish, patrząc na nią załzawionymi oczyma. -
Możesz mieć każdego faceta, jakiego zechcesz. Jesteś śliczna, a nawet się mocno nie
malujesz.
- Uroda to nie wszystko, jak się okazuje. Nie ma recepty na szczęśliwy
związek. Mój pierwszy mąż mnie porzucił.
- Co?! - zawołała ze zdziwieniem Trish. - Nie wiedziałam, że byłaś mężatką!
Leah unikała wzmianek o Carlu. W podaniu o pracę wpisała „wolna". A
podczas pogawędek z koleżankami umiejętnie kierowała rozmowę na ich problemy,
nie swoje.
Na ewentualne pytania odpowiadała, że skończyła z jednym, a jeszcze nie
zaczęła z kolejnym chłopakiem. Jeśli ktokolwiek był ciekaw, jak spędziła weekend,
wyjaśniała, że odwiedziła owdowiałego ojca. Przyznawała się do utraty matki w wy-
R S
26
padku samochodowym, ale nigdy nie wspominała o mężu. Ani o znienawidzonych
bliznach.
- Jak długo trwało twoje małżeństwo? - spytała Trish.
- Sześć miesięcy.
- Zostawił cię po pół roku?
- A jak myślisz, czemu jestem czasem cyniczna? - Leah uśmiechnęła się,
widząc zaskoczenie Trish.
- Wcale tak nie uważam. Sądzę, że jesteś miła.
- Pod powierzchnią kryje się zgorzkniała rozwódka! - odparła ze śmiechem
Leah.
- To wyjaśnia, dlaczego nie masz chłopaka. Już myślałam, że masz może
romans z żonatym facetem, ale wiem, że to nie w twoim stylu.
- Oczywiście, że nie - przyznała Leah. - Trish, nie wspominaj nikomu o moim
małżeństwie.
- Czemu? Ludzie się tobą interesują.
- Jak to? Dlaczego?
- Bo widać, że jesteś za dobra na tę robotę, Leah. Twój wygląd, sposób
rozmowy i poruszania się... Pewnie chodziłaś do jednej z tych szkół, które uczą
dobrych manier, co? Jestem pewna, że kiedyś chciałaś być modelką albo aktorką.
- Ja... ee... rzeczywiście skończyłam kurs dla modelek - przyznała Leah.
Babcia zrobiła jej taki prezent na szesnaste urodziny.
Kochana babcia. Ona także już nie żyła.
- Jedz - napomniała koleżankę, nie chcąc już o tym myśleć. - I pozbądź się
Jima.
- Spróbuję - obiecała Trish z niepewną miną.
Leah wróciła do pracy w kiepskim nastroju. Rozmowa o związkach była
przygnębiająca, zwłaszcza o takich, które nie miały szans na trwanie.
R S
27
Jason Pollack się nie pokazał. Według informacji Mandy, siedział teraz w
dziale kadr. Około czwartej Leah rozglądała się nerwowo z nadzieją, że będzie
wychodził, ale nic z tego. Pozostała kilka minut dłużej na swoim stanowisku, po
czym po wpół do piątej wyszła z biura.
- Mogę mieć każdego faceta, jakiego zechcę? - mruknęła z irytacją, kierując
się na opustoszały parking.
Stało na nim jeszcze kilka samochodów szefostwa i ciemnogranatowy
sportowy wóz.
W sumie nie pragnęła znajomości z Jasonem Pollackiem, powiedziała sobie w
duchu. Musiałaby być szalona. Facet taki jak on nadawał się do przypadkowego
szaleństwa, a ona nie była tym zainteresowana.
Nigdy nie lubiła przypadkowych związków. Seks nie był dla niej aż tak
ważny.
Niektórzy uważali, że jest oziębła. Inni jakoś tolerowali jej odmowy, bo
widocznie zależało im bardziej na jej pieniądzach.
A potem pojawił się Carl.
Leah po raz pierwszy się zakochała i bardzo chętnie poszła z Carlem do łóżka.
Zaciekawiło go mocno, że była jeszcze dziewicą.
Leah zastanawiała się czasem, czy to jej brak erotycznego doświadczenia
przyczynił się do rozpadu ich związku. Musiała przyznać, że nie była zbyt dobra w
sprawach łóżkowych.
Otworzyła drzwi hatchbacka i czekała, żeby wnętrze się ochłodziło. Nagle
przyszło jej na myśl, że Trish trzymała się Jima ze względu na cudowny seks.
Ciekawe.
Czy jednak satysfakcja seksualna mogła być aż tak boska, żeby tracić głowę,
dawać się wykorzystywać i godzić z tym, że to do niczego nie prowadzi?
- Czy czekasz na mnie?
R S
28
Upał w samochodzie był niczym w porównaniu z gorącem, jakie zalało ją
całą, gdy ujrzała przed sobą Jasona Pollacka.
Wyglądał równie świetnie jak rano. Może nawet lepiej.
- Ależ skąd! - zaprzeczyła gwałtownie, napawając się jego widokiem. -
Czekam, aż samochód się trochę przewietrzy.
Zmrużył oczy.
- Szkoda - mruknął.
Co miała na to odpowiedzieć?
Zamknął drzwi hatchbacka od strony pasażera, które blokowały mu dostęp do
sportowego auta, i spojrzał na nią ponad niskim dachem.
- Zatem straciłbym tylko czas, zapraszając cię dziś wieczorem na kolację? -
spytał prowokacyjnie.
Pragnęła za wszelką cenę potwierdzić, ale...
- Chodzi tylko o kolację, panie Pollack? - rzuciła z lekką kpiną.
- Ależ oczywiście, panno Johannsen - odparł przeciągle, natomiast jego oczy
mówiły zupełnie co innego. Gdyby zgodziła się przyjąć zaproszenie, umieściłby ją
w swoim menu jako deser. - Jeśli to wszystko, czego ty chcesz - dodał.
To ją otrzeźwiło, powrócił zdrowy rozsądek.
- Ja chcę tylko, panie Pollack - rzuciła ostrym tonem - żeby zostawił mnie pan
w spokoju. Proszę mi więcej nie proponować prywatnych spotkań, inaczej oskarżę
pana o molestowanie. Czy wyrażam się jasno?
Nie czekała na odpowiedź. Wśliznęła się za kierownicę, zatrzasnęła drzwi i
włączyła silnik.
Na szczęście parking był niemal pusty, bo zważywszy na gwałtowność, z jaką
cofała, z pewnością w coś by uderzyła. Ruszyła z piskiem opon, zdążywszy jeszcze
zobaczyć w lusterku, że Jason Pollack stoi przy swoim aucie z irytująco nieprzenik-
nioną miną.
R S
29
Podczas dłuższej niż zwykle jazdy do domu, na skutek korków, miotały nią
sprzeczne emocje.
Żal, że już się nie dowie, jak to jest kochać się z obłędnym Jasonem
Pollackiem. Lecz także ulga, że nie będzie musiała obnażać przed nim swoich blizn.
Leah nie mogła znieść myśli, że mógłby spojrzeć na nią takim wzrokiem jak
Carl.
Najbardziej jednak wkurzała ją arogancja nowego szefa.
Założył - tylko dlatego, że był jej szefem, przystojnym i bajecznie bogatym -
że blondynka z recepcji poleci na każde zawołanie. Nawet nie zapytał, czy ma
chłopaka! Pewnie wcale go to nie obchodzi!
Gdy dotarła do domu, zaczęła się trochę martwić. Czy zechce ją zwolnić pod
byle pretekstem? Jutrzejszy dzień mógł się okazać pełen kłopotów.
- Pożałuje, jeśli zechce mnie wywalić - mruknęła, podchodząc do lodówki i
wyjmując z niej butelkę schłodzonego verdelho. Drink na pocieszenie z pewnością
jej się przyda. - Facet nie wie, z kim ma do czynienia - mamrotała, otwierając wino.
- Bardzo się zdziwi!
R S
30
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Pan Pollack chce cię widzieć w sali konferencyjnej.
Leah zesztywniała w swoim skórzanym fotelu.
Chwila, której się przez cały dzień obawiała, właśnie nadeszła.
Gdy Jason Pollack przyjechał rano w towarzystwie swojego asystenta,
potężnego ciemnowłosego mężczyzny około czterdziestki, grzecznie się z nią
przywitał. Od tej pory nie widziała żadnego z nich. Według informacji Trish, z którą
znów jadła lunch, obaj spędzili przedpołudnie na przeglądaniu wyników sprzedaży
za ostatnie dwa lata, a po południu zamierzali rozmawiać z szefami działu reklamy.
O czwartej Leah nabrała pewności, że uniknie konfrontacji po swoim
wczorajszym występie na parkingu. Najwyraźniej się pomyliła.
- Czemu on chce się ze mną widzieć? - spytała gońca, wstając z ociąganiem.
- Nie mam pojęcia - odparła Mandy, wzruszając ramionami. - Jestem tylko
posłańcem. Może chce się z tobą umówić - dodała z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Bardzo śmieszne.
Zwalczyła pokusę sprawdzenia przed lustrem, jak się prezentuje. Nie chciała
ulegać próżności i tej cząstce siebie, która uważała szefa za superatrakcyjnego
mężczyznę. Nie gapiła się na niego, gdy przybył rano do firmy, ubrany w
nienaganny garnitur w dyskretne prążki, śnieżnobiałą koszulę i bordowy krawat. W
kieszonce marynarki tkwiła chusteczka w tym samym kolorze.
Zerknęła tylko, podobnie jak on na nią. I powiedziała grzecznie „dzień dobry",
to było wszystko.
Wzięła głęboki oddech, wyprostowała ramiona i ruszyła długim korytarzem
do sali konferencyjnej.
Drzwi były złowieszczo zamknięte, co powiększyło jej zdenerwowanie. Miała
nadzieję, że szef nie będzie sam.
Zastukała zdecydowanie, choć ręka jej drżała.
R S
31
- Proszę - odparł głęboki męski głos.
Jeszcze jeden głęboki wdech i nacisnęła klamkę drewnianych drzwi.
Był sam. Siedział za długim wypolerowanym stołem, który stał wzdłuż
wysokich okien z widokiem na wypielęgnowany trawnik. Okna wychodziły na
zachód, a blade o tej porze promienie słońca wpadały przez nieosłonięte szyby,
oświetlając kruczoczarne włosy, a resztę twarzy pozostawiając w cieniu.
Leah z irytacją zauważyła, że kurczy jej się żołądek. To przez niego
zachowuję się tak głupio, pomyślała gniewnie.
Jason uzbroił się przeciw jej urodzie.
Jakże daremna próba!
Gdy tylko weszła, zabrakło mu tchu na widok gracji, z jaką się poruszała.
Uznał, że brała lekcje baletu albo była modelką. Miała doskonałą figurę, właściwie
wszystko w niej było doskonałe.
Miała na sobie jasnoróżową, bardzo kobiecą sukienkę z lekkiego materiału,
która pięknie podkreślała jej wspaniałe kształty. Zakrywała wszystko, niczego nie
ukrywając. Włosy miała luźno upięte, co u kobiet zawsze mu się podobało. Gdy się
zbliżyła, poczuł zapach jej perfum, czarujący i jakby waniliowy.
Cieszył się, że siedzi za stołem, bo jego ciało było gotowe okazać pełnię
zachwytu.
- Chciał pan mnie widzieć, panie Pollack - odezwała się lodowatym tonem.
Jason pożałował, że ją wezwał. Tracił tylko czas, dręczył się bez potrzeby.
Musiał się co do niej pomylić. Sądził, że ona się z nim droczy, gdy rano odeszła od
niego z pozorną obojętnością.
Nawet niezbyt miłe spotkanie na parkingu zdawało się świadczyć, że to dalsza
część gry. Jason był celem podbojów wielu pięknych i ambitnych kobiet, poznał
niektóre ich sztuczki. Jedne były bardziej, inne mnie subtelne, ale wszystkie
udawały początkowo brak zainteresowania, choć mowa ciała wysyłała odmienny
przekaz.
R S
32
W czasie jazdy do domu desperacko starał się przekonać siebie samego, że
panna Johannsen należy do tego rodzaju kobiet. Jednak w czasie samotnej kolacji
doszedł do wniosku, że ma stałego chłopaka i nie chce kłopotów. Była tak piękna,
że pewnie nie mogła się opędzić od mężczyzn.
Myśl, że Leah Johannsen ma chłopaka, z którym być może mieszka, dręczyła
go przez pół nocy.
O świcie niewyspany Jason postanowił, że po raz drugi już się nie wygłupi.
Od tej pory będzie ją ignorował, tak jak ona jego.
Strategia byłaby skuteczna, gdyby Bob nie powiedział mu przy herbacie, że
piękna blondynka z recepcji Beville Holdings nie ma obecnie chłopaka.
Dlatego Jason po nią posłał.
Błąd, jak się okazało. Przypomniał sobie tylko, jak za nią szaleje, choć ledwie
ją zna.
Mimo iż wiedział, że wywiera wrażenie na kobietach, nie miał nadziei, że
Leah Johannsen do nich należy. Kobiety, którym podobał się jakiś mężczyzna, nie
patrzyły na niego tak lodowatym wzrokiem.
- Proszę usiąść - powiedział grzecznie, wskazując jej krzesło.
- Jest dziesięć po czwartej - warknęła, nie ruszając się z miejsca. - O wpół do
piątej wychodzę do domu.
Chyba jednak miała mu za złe jego niezbyt subtelne wczorajsze zaproszenie.
Z drugiej strony ktoś mógłby jej wyjaśnić, że grożenie szefowi skargą o
molestowanie nie jest dobrym początkiem dalszej kariery.
- To nie zajmie dużo czasu - odparł ostrym tonem.
- Świetnie - rzuciła i usiadła wyprostowana jak struna.
- Chciałbym przeprosić za wczorajsze zajście na parkingu - oznajmił przez
zaciśnięte zęby.
Przeprosić! Ostatnia rzecz, jakiej Leah się spodziewała.
R S
33
- To było niegrzeczne i niewłaściwe z mojej strony - dodał, używając tych
samych słów, jakimi to w duchu określiła. - Przykro mi, Leah. Rozumiem, że to
musi być nieprzyjemne, wiecznie odrzucać niechciane propozycje. Tak piękna
dziewczyna jak ty jest narażona na awanse mężczyzn. To podwójnie irytujące, kiedy
czyni tak nowy szef. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
Leah siedziała bez ruchu, kompletnie oszołomiona. Przez cały dzień obawiała
się zwolnienia. Nie spodziewała się żadnych przeprosin.
Mężczyźni tacy jak on rzadko w ogóle przepraszali!
- To wszystko, Leah - zakończył nagle. - Dziękuję, że przyszłaś.
Gdy podnosiła się z miejsca, serce waliło jej jak młotem. Zapragnęła
powiedzieć mu coś miłego, co złagodziłoby wyraz napięcia na jego twarzy. Ale co?
Ja również przepraszam. Przesadziłam. Z chęcią poszłabym z tobą wczoraj na
kolację. Ale obawiałam się, że będziesz chciał pójść ze mną do łóżka, więc będę
musiała się rozebrać, a wtedy zobaczysz moje blizny i...
Przeszedł ją dreszcz; myśli wymknęły się spod kontroli.
- Wezwę cię na rozmowę pod koniec tygodnia - dodał obojętnym tonem. - W
sprawach zawodowych - zapewnił. - Mam zamiar porozmawiać ze wszystkimi
pracownikami Beville Holdings. Nie masz chyba nic przeciw temu?
- Oczywiście, panie Pollack. - Dzięki Bogu jej głos zabrzmiał normalnie!
- Mów mi Jason - poprosił. - W interesach preferuję mówienie sobie po
imieniu.
- Jason - powtórzyła.
Mocne imię dla mocnego mężczyzny. Powoli zapominała, czemu go
właściwie nie lubiła.
Ach, tak. Ożenił się dla pieniędzy, prawda? A teraz znów był kawalerem,
playboyem z penthouse'em i sportowym autem oraz oczami, które zdradzały chęć
dopisania jej do listy podbojów.
Usta przepraszały, ale płonące oczy mówiły co innego.
R S
34
Jason Pollack był nią nadal zainteresowany. Faceci tacy jak on nie wycofywali
się z wdziękiem. Zdobywali to, co chcieli, wszelkimi środkami.
A on miał ich wiele. Pieniądze. Pozycja. Władza. I więcej seksapilu niż
jakikolwiek inny mężczyzna.
Czuła, że się topi pod jego spojrzeniem, traci resztki rozsądku.
Zastanawiała się, jak by to było być jego dziewczyną? Jeść z nim, sypiać. Po
prostu z nim być.
W jej umyśle pojawiły się obrazy - erotyczne, rozwiązłe.
Zdołała odwrócić się na pięcie i odejść, zaciskając dłonie w pięści.
- Miłego wieczoru, Leah - zawołał za nią. - Do zobaczenia rano.
Jason wciąż jeszcze rozmyślał o niejasnym przekazie, jaki posyłało mu ciało
Leah, gdy do sali wszedł Bob z naręczem plastikowych teczek.
- Jak poszło z czarującą panną Johannsen? - zagadnął, siadając na krześle
opuszczonym przez Leah.
- Tak sobie - odparł Jason.
W sumie lepiej, niż się spodziewał. Wreszcie znów ujrzał w jej oczach tę
iskrę, przez moment był to nawet snop iskier.
- Umówiłeś się z nią?
- Jeszcze nie.
- Masz w oczach ten szczególny blask - zauważył Bob. - Jak wtedy, gdy ci na
kimś zależy. Jednak nigdy dotąd nie miało to związku z dziewczyną.
- Zawsze jest pierwszy raz - orzekł sentencjonalnie Jason. Nigdy dotąd nie
spotkał takiej dziewczyny.
Przyszło mu nagle na myśl, że Karen polubiłaby Leah.
Nie cierpiała kobiet, które padały mu do stóp, a spotykał głównie takie.
Karen była pierwszą kobietą, która początkowo odrzuciła jego zaloty.
R S
35
Trzy miesiące cierpliwych zabiegów zajęło mu przekonanie jej, żeby się z nim
umówiła. Martwiła ją różnica wieku między nimi oraz opinia innych ludzi,
zwłaszcza gdy umieściła go w zarządzie WhizzBiz Electronics.
Jason zastanawiał się, co takiego przeszkadza w nim Leah. Wyczuwał, że jest
jakiś problem. Jako doświadczony sprzedawca był wrażliwy na mowę ciała.
Może Leah wyznawała zasadę, żeby nie mieszać przyjemności z pracą. A
może się sparzyła, jak w zeszłym roku Bob, i bała się umawiać na randki.
Musi się o niej więcej dowiedzieć.
Bob podał mu niebieską teczkę, a resztę położył sobie na kolanach.
Jason z ciekawością zaczął przeglądać dokumenty Leah. Wyrzuty sumienia
uspokoił stwierdzeniem, że jako szef ma prawo znać kwalifikacje swoich pracownic.
Zwłaszcza tych, które ci się podobają, zakpiła jego podświadomość.
- Mam też dokumenty Trish - wyznał nagle Bob. - No wiesz, sekretarki
Mathesona.
- Po co, na Boga? - zdumiał się Jason. Trish wcale mu się nie podobała.
- Jest miła. Lubię ją.
- Wiesz, że ma romans z Mathesonem, prawda?
- Uhm. Połapałem się w tym. Tyle że on jest żonaty, a ja nie. Faceci tacy jak
on to podrywacze, którzy nie opuszczą żony. Trish nie jest jego jedyną kochanką,
jestem tego pewien.
Uwaga Boba zapaliła w głowie Jasona czerwone światełko. Przeglądając
papiery Leah, spostrzegł, że nie miała kwalifikacji do zajęcia swojego stanowiska.
Szczerze mówiąc, do żadnej pracy.
A to oznaczało...
Wyobraził sobie Mathesona, który bierze ją na swoim olbrzymim biurku albo
skórzanej sofie w gabinecie, i poczuł się chory.
R S
36
Na szczęście w sukurs przyszła mu logika. Czy dziewczyna, która tak
zdecydowanie go odrzuciła, przespałaby się z takim palantem jak Matheson, żeby
dostać kiepską pracę w recepcji?
Z pewnością nie. Gdyby taka była, nie odrzuciłaby jego zaproszenia na
kolację.
Nie, z tym wiązała się jakaś głębsza tajemnica. Leah Johannsen nie tylko nie
miała odpowiednich kwalifikacji, ale też nie była wcześniej nigdzie zatrudniona. Co
właściwie robiła, zanim zaczęła pracować w firmie Beville Holdings?
- Okej, przyjrzę się temu później - zadecydował. - A teraz powiedz mi o
swoich pierwszych wrażeniach w związku z Beville Holdings.
- Według mnie problem leży w zarządzaniu, zarówno w dziale sprzedaży, jak i
reklamy - odparł Bob. - Jednak sprzedaż jest zdecydowanie najgorsza. Jim
Matheson jest beznadziejny, definitywnie będzie musiał odejść. Nie mam w tym
żadnego własnego interesu - dodał pospiesznie.
- To dobrze, bo na razie nie zamierzam go zwalniać. Muszę się najpierw
dowiedzieć, co zepsuł. Czy zleciłeś badanie rynkowe produktów firmy?
- Dostanę raport pod koniec tygodnia.
- Świetnie. Jutro znowu przyjdziesz tu ze mną.
- Dziękuję. W tym również nie mam żadnego własnego interesu. Po prostu nie
cierpię zostawać sam w biurze i odbierać telefonów. Nudzi mnie to.
Biuro znajdowało się w apartamencie Jasona, nowocześnie wyposażone, z
dostępem do podgrzewanego prywatnego basenu. Obaj mężczyźni pływali w nim
codziennie.
Po sprzedaniu WhizzBiz Electronics Jason uznał, że wynajmowanie pomie-
szczeń biurowych to strata pieniędzy i czasu. Sprzedał więc wielki dom, w którym
mieszkał z Karen, i kupił całe górne piętro nowoczesnego wieżowca w centrum
Sydney.
R S
37
Kosztowało go to piętnaście milionów dolarów, ale jego wartość pewnie się
teraz podwoiła.
- Biedaczek. - W głosie Jasona nie było sympatii. - Były jakieś ważne
telefony?
- Nic ważnego, zaproszenia na imprezy, których nie znosisz. Jedno było
ciekawe. Joachim Bloom zaprasza cię do siebie na kolację w sobotę wieczorem.
Powiedziałem mu, że oddzwonię.
- Joachim Bloom... - powtórzył w zamyśleniu Jason. - Brzmi znajomo. Czym
on się zajmuje?
Największą zaletą Boba jako asystenta była wiedza na temat wszystkich i
wszystkiego - w dziedzinie finansów - w Australii. Czytał każdy miesięcznik o
sprawach gospodarczych oraz dział gospodarki w każdej gazecie codziennej.
- Jest inwestorem giełdowym i doradcą. Stare pieniądze, które udało mu się
znacząco pomnożyć. Zawsze na liście dwustu najbogatszych Australijczyków. Jeśli
zechcesz przejąć małą firmę, o której nic nie wiesz, facet ci wszystko opowie. O
Beville Holdings dowiesz się od niego więcej w czasie jednego wieczoru niż tutaj
przez cały tydzień.
- Trochę za późno, nie sądzisz? - zauważył Jason.
Nie przepadał za proszonymi kolacjami, ale nie chciał też być w sobotę sam,
żeby nie zacząć czasem myśleć o Hilary. Nie zależało mu już na niej, tylko na
pewnej blondynce...
- Gdzie mieszka nasz pan Bloom? - spytał.
- Vaucluse.
- Dobry adres. Okej, oddzwoń i powiedz, że przyjdę.
Bob zajął się telefonem, podczas gdy Jason włożył teczki do aktówki.
Wkrótce zaprosi ją na rozmowę. Ale nie od razu.
W piątek, postanowił. Do tego czasu dowie się, jak z nią postępować.
Do piątku zdążysz się wykończyć, szepnął w jego głowie zmartwiony głos.
R S
38
Zajmę się pracą, postanowił.
- Bloom oczekuje cię w sobotę o dziewiętnastej trzydzieści. Obowiązuje
smoking.
- Smoking! Dobry Boże, kogo on się spodziewa? Królowej?
- Śmietanki towarzyskiej Sydney, jak przypuszczam.
- Więc czemu zaprosił właśnie mnie? Nie należę do tych kręgów.
- Mam odmówić?
- Nie, nie, pójdę. Przynajmniej będzie świetne jedzenie. I wina.
- Aha, pytał, czy przyjdziesz z osobą towarzyszącą, więc powiedziałem, że
nie. Hilary to już historia, prawda?
- Bez wątpienia.
- I dobrze.
- Nie lubiłeś jej? - Jason nie przepadał za omawianiem z Bobem życia
osobistego, ale tym razem nie dało się tego uniknąć. Hilary często wpadała do
penthouse'u w ciągu dnia, gdy Bob tam pracował.
- Była z tobą dla pieniędzy - oświadczył stanowczo.
- Przecież miała własny majątek. - Po rozwodzie dostała dużą sumę od byłego
męża. Ponadto miała ładny dom w Harboard Beach, gdzie Jason spędził wiele
weekendów.
- Niektóre kobiety zawsze chcą więcej.
Jason przypomniał sobie jej wściekłość na wieść, że się z nią nie ożeni. Być
może nigdy go nie kochała. Bob miał dobrą intuicję.
- Może masz rację. Idziemy. To był długi dzień.
Stanowisko recepcji było już puste. Samochodu Leah także nie było.
Ciekawe, gdzie ona mieszka. Jason uświadomił sobie, że dowie się tego z
teczki z dokumentami.
Nie mógł się już doczekać, kiedy znajdzie się w domu, żeby ją przejrzeć.
R S
39
ROZDZIAŁ PIĄTY
Gdy Leah otwierała drzwi do swojego mieszkania, zadzwonił telefon. Rzuciła
torebkę na komódkę z marmurowym blatem i pobiegła do salonu.
- Tak?
- Cześć. Słyszę, że brak ci tchu.
Ojciec.
- Właśnie weszłam. Możesz poczekać, aż naleję sobie kieliszek wina?
- Jasne.
Leah poszła do kuchni i wróciła z kieliszkiem verdelho, które napoczęła
wczoraj wieczorem. Usiadła w ulubionym fotelu tuż obok stolika z telefonem.
- Jestem - rzuciła, upiwszy kilka odświeżających łyków.
- Stresujący dzień?
- Nie - skłamała. - Jestem tylko zgrzana i zmęczona korkami.
- Dzwonię, żeby cię uprzedzić, że w sobotę wydaję proszoną kolację. Będzie
jakiś tuzin gości.
- Okej - odparła. - Posiedzę sobie w pokoju i poczytam.
- Nie, chciałbym, żebyś mi towarzyszyła. Dlatego dzwonię.
- Och, tato, wiesz, że przestało mnie to interesować.
- Wiem, wielka szkoda. Świetnie potrafisz zabawiać gości, zupełnie jak twoja
matka.
- Mama była cudowna na przyjęciach, prawda?
- Owszem - zgodził się z nią ojciec. - Masz to po niej. Chodzi o to, że
zaprosiłem pewnego dżentelmena. Chciałbym, żebyś usiadła obok niego przy stole.
Wyświadczysz mi przysługę.
- Kto to jest? Tylko nie jakiś obleśny stary miliarder, tato. Nie mam ochoty
spędzić wieczoru, odsuwając jego łapy pod stołem.
- O co mnie podejrzewasz? - roześmiał się ojciec.
R S
40
- Gdy w grę wchodzą pieniądze, potrafisz być bezwzględny. No więc co to za
tajemniczy gość?
- Ma wszystko oprócz mnie jako swojego maklera.
- Skoro nie chcesz zdradzić jego nazwiska, podejrzewam, że jest obleśny i
stary.
- Ależ skąd!
Leah przewróciła oczami. Większość klientów ojca była multimilionerami po
sześćdziesiątce, którzy wciąż uważali, że są darem bogów dla kobiet, mimo łysiny i
obwisłego brzucha.
- Obiecaj, że nie jest nazbyt odpychający.
- Absolutnie nie, daję słowo.
- Pewnie chcesz, żebym się wystroiła.
- Zawsze wyglądasz pięknie, ale owszem, panów obowiązuje smoking.
Leah uwielbiała kiedyś wytworne przyjęcia i szykowne stroje. Suknie od
znanych projektantów i sznury pereł.
Teraz wydawało jej się to pretensjonalne i napuszone.
Lecz kochała ojca i nie chciała go zawieść. Rzadko ją o coś prosił.
Wobec tego w sobotni wieczór wystroi się jak najpiękniej, usiądzie koło
starego bogacza i będzie go zabawiała rozmową.
- Dobrze - powiedziała.
- Kochanie, bardzo ci dziękuję. Jestem pewien, że będziesz się dobrze bawiła.
Zamawiam potrawy w tej samej firmie, którą lubiła mama. Poza tym otworzę kilka
butelek najlepszych win z mojej kolekcji.
- Wielkie nieba! - Potencjalny klient musi być naprawdę bogaty.
- Kolacja jest o dziewiętnastej trzydzieści, ale zakładam, że przyjedziesz do
mnie wcześniej.
Leah spędzała soboty w Westmead Hospital, odwiedzając oddziały dziecięce i
bawiąc się z małymi pacjentami. Po wypadku leżała w tym właśnie szpitalu, gdzie
R S
41
mogła się przekonać, że wielu ludzi cierpi znacznie bardziej od niej. Jednak
największe współczucie budziły w niej chore dzieci.
Były takie dzielne. Czasem było jej głupio, że ona skarży się na ukryte pod
ubraniem blizny, podczas gdy one mają łyse czaszki i wcale się nie przejmują.
Zazwyczaj opuszczała szpital około czwartej i jechała do Vaucluse, gdzie
przybywała na piątą.
- Postaram się przyjechać o czwartej - powiedziała. - Muszę mieć czas, żeby
się wystroić. Mam ci pomóc z kwiatami? Albo nakryciem stołu?
- Nie, masz tylko pięknie wyglądać.
Leah wykrzywiła usta. Carl tak zawsze do niej mówił. Był to pusty
komplement, jakby nie miała w sobie nic poza urodą.
Była to zresztą prawda, jeśli chodzi o Carla. Nie cenił w niej intelektu, radości
życia ani duszy. Wyłącznie urodę.
A gdybym była brzydka, tato? - miała ochotę zapytać. - Na przykład łysa? Czy
nadal chciałbyś widzieć mnie u swego boku na eleganckiej kolacji? Czy ojciec
również kochał ją ze względu na urodę?
- Muszę coś zjeść - powiedziała stanowczo. - Rozmowa o jedzeniu
uświadomiła mi, że jestem głodna.
- Dobrze, córciu. Do zobaczenia w sobotę. Kocham cię. - Odłożył słuchawkę.
Kochał ją, Leah o tym wiedziała.
W końcu był jej ojcem.
Żaden inny mężczyzna nie kochał jej naprawdę, musiała z bólem przyznać.
Żaden z jej chłopaków. Ani Carl.
Prawdziwa miłość to coś więcej niż atrakcja seksualna. To bezwarunkowe
poświęcenie i oddanie. Kiedy jest ciężko, prawdziwa miłość nie odchodzi. Jest jak
opoka.
R S
42
Takiej miłości, uświadomiła sobie Leah, nie można znaleźć w piwnych
oczach, które miotały iskry, patrząc na nią. Jason Pollack nie chciał od niej oddania i
poświęcenia. Nie chciał być jej prawdziwą miłością, tylko kochankiem.
Trzeba stawić mu opór.
Niełatwe zadanie, zważywszy na przeżycia z dzisiejszego popołudnia.
Kiedy szef wykona kolejne posunięcie? Bo że to zrobi, była pewna na sto
procent.
Może powinna sama zrobić jakiś ruch. Na przykład zwolnić się i znaleźć sobie
inną pracę. Teraz już miała doświadczenie, powinno jej pójść łatwiej.
Tak, postanowiła. To dobre posunięcie. Trzeba się zwolnić.
Jutro w pracy napisze podanie. A kiedy Jason Pollack wezwie ją na rozmowę,
wtedy mu je przekaże.
R S
43
ROZDZIAŁ SZÓSTY
W piątek o czwartej Leah była już poważnie zaniepokojona. Jason nie wezwał
jej dotąd na rozmowę, choć w ciągu ostatnich trzech dni wszyscy inni przemierzali
korytarz w kierunku sali konferencyjnej. Na dziś wezwano wszystkich
przedstawicieli handlowych, którzy po rozmowie zatrzymywali się przy jej
stanowisku, oznajmiając jak jeden mąż, jak fantastycznym szefem jest Jason
Pollack.
Peter był także zadowolony z rozmowy, choć wyznał, że ma nadzieję, iż ktoś
poinformuje szefa lub jego asystenta, jak beznadziejną osobą jest terenowa
kierowniczka sprzedaży. Shelley kompletnie zniszczyła ich terytorium, osiągając
kiepskie wyniki.
O czwartej dwadzieścia pięć Leah porzuciła nadzieję na wręczenie swojej
rezygnacji.
Po części czuła ulgę. Nie zależało jej na kolejnej konfrontacji z Jasonem
Pollackiem.
Z drugiej strony wolałaby, żeby się to już skończyło. Teraz cały weekend
spędzi na rozmyślaniu o nim.
Zaczęła porządkować stanowisko pracy, szykując się do wyjścia, gdy zjawiła
się przy niej podekscytowana Trish.
- Nie idę dzisiaj do pubu - oznajmiła.
- Okej, zamierzałam pojechać prosto do domu.
Obawiała się, że nowy szef zechce pojawić się w pubie, skoro lubił
bezpośrednie kontakty z pracownikami. Nie chciała takiej sytuacji. Dostatecznie
męczące było witanie się z nim w niezliczonych sytuacjach, gdy przechodził obok
stanowiska recepcji. Zawsze się do niej uśmiechał, a ona musiała odpowiadać mu
tym samym. Jej usta po prostu jej nie słuchały, podobnie jak oczy. Nie gapiła się
wprawdzie na niego, ale była tego bliska.
R S
44
- Gdzie się wybierasz? - spytała.
- Nie zgadniesz! Bob chce się ze mną umówić.
- Jaki Bob? Aha, Bob prawa ręka.
- Tak. - Trish promieniała.
- To świetnie, Trish - rzekła Leah z ciepłym uśmiechem. - Bob wydaje się
miły.
- Bardzo. Już powiedziałam Jimowi, że z nami koniec. Wściekły pojechał do
domu.
- Nie widziałam, żeby wychodził - zdziwiła się Leah.
- Wyszedł bocznym wyjściem.
- Czy pan Pollack również wyszedł tamtędy? - spytała z nadzieją.
- Nie. Siedzi z Bobem w konferencyjnej. Lepiej zacznij go nazywać Jason. Nie
cierpi, jak się do niego mówi „panie Pollack".
- Nie muszę się tym przejmować, Trish. Postanowiłam się zwolnić.
- Co? Dlaczego? - Trish była wyraźnie zaniepokojona.
- Czas, żebym spróbowała nowych wyzwań.
- Ojej, będzie mi ciebie strasznie brakowało. Czy nie mogłabyś nowych
wyzwań poszukać tutaj? Bob mi mówił, że Jason planuje nową kampanię
reklamową, żeby zwiększyć sprzedaż. Mogłabyś się przydać.
- Nie sądzę - odparła Leah, pochylając się, żeby wyjąć torebkę z dolnej półki
kontuaru.
- Nie złożyłaś jeszcze podania o zwolnienie, co?
- O jakim zwolnieniu mowa?
Leah poderwała się gwałtownie. Jason zmierzał w ich stronę, tym razem bez
uśmiechu. Tuż za nim kroczył Bob, cały w uśmiechach na widok Trish.
- Leah mówi, że potrzebuje nowych wyzwań - odpowiedziała Trish, zanim
Leah mogła pozbierać myśli. - Jason, pewnie mógłbyś znaleźć dla niej coś w
reklamie, prawda?
R S
45
- Ani mi się śni zmuszać pannę Johannsen do czegoś, na co nie ma ochoty -
odparł szef, wyraźnie niezadowolony z jej pomysłu. - Lecz jeśli miałaby ochotę
spróbować, z pewnością można by to zorganizować. Nie chciałbym stracić tak
cennej pracownicy.
- Widzisz? - ucieszyła się Trish.
- Słyszałem, że wybieracie się z Bobem na kolację - zwrócił się do niej Jason.
- Może wobec tego pójdziecie, a ja zamienię kilka słów z Leah. Zamierzałem to dziś
zrobić, ale zabrakło mi czasu.
Leah nie miała ochoty na spotkanie z szefem, ale cóż było robić.
Bob z radością wykonał polecenie i po chwili zostali z Jasonem sami. Na
szczęście nie na długo, bo pracownicy zaczęli opuszczać firmę, żegnając się
grzecznie z szefem i wołając do Leah, że czekają na nią w pubie.
Po pewnym czasie hol opustoszał i Leah została sama ze swoim losem.
- W piątki wieczorem spotykasz się w pubie ze znajomymi? - zagadnął Jason.
- Zazwyczaj tak. Ale nie dzisiaj. - Wstała gotowa do wyjścia.
- Dlaczego?
- Trish nie wybiera się do pubu. Najczęściej siedzimy razem, nie mam ochoty
iść bez niej.
- Ja mógłbym ci towarzyszyć - zaproponował natychmiast.
- Wykluczone!
- Dlaczego?
- Nie lubię być obiektem plotek.
- Przecież się zwalniasz. A przynajmniej tak twierdzisz. - W jego głosie
słychać było lekką ironię.
- Jeśli coś mówię, to na poważnie - najeżyła się Leah. - Zwalniam się i nic
mnie nie powstrzyma.
Patrzył na nią z lekko przechyloną głową.
- Dlaczego się mnie boisz?
R S
46
- Wcale się nie boję. - Leah wyraźnie zesztywniała.
- Ależ tak, a przecież nie masz powodu. Nie chcę cię skrzywdzić, Leah. Lubię
cię. Nie, to za mało powiedziane. Bardzo mi się podobasz. Chętnie umówiłbym się z
tobą.
- Chętnie poszedłbyś ze mną do łóżka - warknęła.
Patrzył na nią z uśmiechem.
- Owszem - potaknął. - Czy to zbrodnia? Popatrz na to z mojego punktu
widzenia. Jestem wolny, ty także. Powiedziano mi, że obecnie nie masz nikogo.
Tak, przyznaję, że wypytywałem o ciebie. Tak właśnie robią mężczyźni, jeśli
kobieta ich zainteresuje. A ty mnie szalenie interesujesz.
- Dlaczego?
Patrzył na nią z bezbrzeżnym zdumieniem.
- A dlaczego nie?
- A czy ty obecnie kogoś masz? - spytała.
- Nie.
- Ciekawe, czemu tak trudno mi w to uwierzyć? - zadrwiła.
- Rozstałem się z dziewczyną przed kilkoma tygodniami.
Typowe, pomyślała. Koniec z dawną i zaraz nowa. Faceci w jego typie nigdy
nie pozostawali długo samotni. Zawsze mieli przy sobie kobietę. Piękną kobietę, nie
jakąś szarą myszkę.
- Umów się ze mną dziś wieczorem, Leah. Poznaj mnie lepiej. Nie jestem taki,
jak myślisz.
Ależ jesteś, zadrwiło sumienie Jasona. Nie interesuje cię prawdziwy związek z
tą dziewczyną. Nie chcesz się z nią żenić ani mieć z nią dzieci. Ona ma co do ciebie
całkowitą rację. Chciałbyś ją po prostu mieć w łóżku na każde zawołanie.
Pojawiło się w nim poczucie winy, ale nie tak silne jak pożądanie, które w
ostatnim tygodniu zmieniło się niemal w obsesję. Obecność Leah sprawiała, że nie
R S
47
mógł się skupić na pracy. Wynajdywał preteksty, żeby jak najczęściej przechodzić
obok stanowiska recepcji, pragnąc stwierdzić, czy zainteresowanie jest wzajemne.
Było. Wiedział, że tak.
Zwlekał z wezwaniem jej na rozmowę, bo sądził, że uspokoi jej obawy
względem siebie. Nie zadziałało. Zamierzała się zwolnić.
- Jeśli się mnie nie boisz i chcesz się zwolnić, to nie ma powodu, żebyś nie
spotkała się ze mną dziś wieczorem. Mam rację? - spytał w desperacji.
- A może mi się nie podobasz - warknęła. - Czy jego wysokość o tym nie
pomyślał?
Zacisnął szczęki. Gdyby nie dzielił ich kontuar, chwyciłby ją w ramiona i
zamknął usta pocałunkiem.
Niestety, mógł ją tylko przeszywać wzrokiem.
Ona także nie spuszczała wzroku.
Gdyby tylko wiedział, czemu ona się opiera. Jej dokumenty niewiele mu
zdradziły. Wciąż była dla niego zagadką.
Przybycie ekipy sprzątaczek okazało się zbawienne.
- Musimy porozmawiać - oznajmił stanowczo Jason. - Na osobności. Chodź ze
mną.
Leah zerknęła na dwie sprzątaczki, które kompletnie ją zignorowały. Musiała
pójść za nim, chyba że chciała wywołać niepotrzebną scenę.
Poszła za nim do sali konferencyjnej, myśląc sobie, że zanim sprzątaczki tam
dotrą, upłynie cała wieczność. Będzie z nim długo sam na sam.
- To jakiś nonsens - oznajmił, zamykając z trzaskiem drzwi. - Twoje
zwolnienie to nonsens. To także - prychnął, wykonując niecierpliwy gest w jej
stronę.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - odpaliła, choć przypuszczała, że ma na
myśli torebkę, którą trzymała przed sobą niczym tarczę.
R S
48
Zaczął chodzić po pokoju, mamrocząc pod nosem i mierzwiąc sobie włosy
palcami.
- Co się z tobą właściwie dzieje? - spytał wreszcie. - Mówisz jedno, a twoje
oczy zupełnie coś innego. Podobam ci się czy nie?
Leah przełknęła głośno ślinę. Nie spodziewała się tak bezpośredniego pytania.
- Powiedz mi prawdę, Leah. Nie opowiadaj jakichś głupstw.
Wyprostowała się na całą wysokość, podziwiając zarazem, jak on wspaniale
wygląda, gdy się gniewa.
- Jesteś bardzo przystojnym mężczyzną - oznajmiła, czując, jak ogarnia ją
pożądanie.
- Chcę wiedzieć jedno: czy pragniesz mnie tak samo, jak ja ciebie, do diabła? -
warknął.
- Ja... ja... - Nie mogła dalej mówić. Ani słowa. Ani tak. Ani nie. Nic.
Zaschło jej w ustach. Umysł przestał działać.
Brak odpowiedzi niesamowicie ucieszył Jasona. I wzbudził w nim żądzę.
Musiał dotknąć Leah. Pocałować ją.
Ruszył do niej, a wówczas zamrugała i leciutko rozchyliła wargi.
Ale nie odwróciła się i nie uciekła.
Nie wiedział, czemu się go bała ani czy nadal się boi. Zresztą nie obchodziło
go to, patrzył tylko w jej oczy.
Czekała na niego, pragnęła go tak samo, jak on pragnął jej.
Odrzucił torebkę, którą się zasłaniała, i chwycił ją w ramiona.
Jęknął, gdy zetknęły się ich wargi, i objął ją mocniej. Triumf zmieszał się z
oszałamiającą ekstazą. Pocałunek trwał całą wieczność. Nie gra wstępna, lecz
samoistne doświadczenie, okraszone muzyką jej rozkosznych jęków.
Jason wiedział, że należy do niego. Nie musiał niczego przyspieszać. Szybki
numerek w sali konferencyjnej nie leżał w jego zamiarach. Chciał ją mieć. Dziś
wieczorem. Przez całą noc.
R S
49
A to tylko początek.
- Jesteś taka piękna... - szepnął z twarzą zanurzoną w jej włosach, i
natychmiast poczuł, że zesztywniała.
Co znowu złego uczynił? Wyrwała się z jego ramion, twarz miała zarumie-
nioną i udręczone oczy.
- Przepraszam - wyjąkała - ale nie mogę tego zrobić. Nie dotykaj mnie! -
krzyknęła, gdy próbował się do niej zbliżyć. - Jeśli podejdziesz, zacznę krzyczeć.
Co się, u diabła, dzieje z tą dziewczyną?
- Jesteś szalona, wiesz o tym?
- Tak - odparła z dziwnym uśmieszkiem. - Chyba tak. - Nachyliła się, żeby
podnieść rzuconą byle gdzie torebkę.
W panice pomyślał, że Leah odejdzie, a on już nigdy jej nie zobaczy. Chwycił
ją za ramię, nie dbając o konsekwencje.
- Nie możesz wyjść bez żadnych wyjaśnień.
Rozpacz w jej oczach ustąpiła miejsca furii.
- Nie muszę ci się tłumaczyć - prychnęła. - Idę teraz do domu i radzę, żebyś
mnie nie zatrzymywał.
Chciał zapytać, czy przyjdzie w poniedziałek, ale uciekła, jakby gonił ją sam
diabeł.
Jason nigdy dotąd nie czuł się tak bezradny. A może raczej sfrustrowany.
Logika podpowiadała, żeby pozwolić jej odejść. Dziewczyna miała poważne
problemy z mężczyznami.
Lecz gdy tylko wspomniał, jak trzymał ją w ramionach, wiedział, że tego nie
zrobi.
To jeszcze nie koniec, pomyślał. O, nie.
R S
50
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Zbliżając się do podanego w dokumentach Leah adresu, powiedział sobie raz
jeszcze, że to zły pomysł.
Na próżno. Jego działaniem nie kierował zdrowy rozsądek.
Kupując Beville Holdings, opierał się na wskazówkach ze snu. Jadąc do Leah,
uległ ciemnej stronie swojej natury, niepomny, że dziewczyna wcześniej go
odrzuciła.
Nie, to nie było odrzucenie, raczej ucieczka. Kiedy ją całował, oddawała mu
pocałunki. Potem stało się coś, co kazało jej uciec. Jakaś myśl. Może lęk. Mimo
paniki nadal go pragnęła, był tego całkowicie pewien.
Albo chciał tak myśleć.
Gdy skręcił w jej ulicę, zbliżała się ósma wieczór. Sumienie jak zwykle
przegrało walkę z pożądaniem.
Tak więc znalazł się w Gladesville, każdą komórką ciała pragnąc znów
trzymać ją w ramionach. Skutki zimnego prysznica, jaki wziął po powrocie do
domu, już dawno się ulotniły. Musiał ją mieć, tak jak musiał oddychać.
Nie spocznie, póki tego nie dokona. Użyje wszelkich środków i metod. Każdej
taktyki i broni.
Zdziwił się na widok budynku, w którym mieszkała Leah. Nie tego się
spodziewał.
Wiedział, że Gladesville w ciągu ostatniej dekady stało się dość modnym
przedmieściem, lecz większość bloków w tej okolicy została zbudowana pół wieku
temu ze zwykłej czerwonej cegły. On natomiast stał przed bardzo nowoczesnym,
otynkowanym na kremowy kolor budynkiem.
Co więcej, znajdował się on naprzeciw portu Sydney.
R S
51
Każdy adres nad wodą był szalenie ceniony i podwyższał wartość mieszkania.
Jason widział również elegancko ubranego portiera w obszernym, dobrze
oświetlonym foyer, co świadczyło o ekskluzywności.
Leah nie mogłaby sobie pozwolić na wynajęcie tu mieszkania za swoją
pensyjkę. Może mieszkała z kilkoma koleżankami.
O tym nie pomyślał, podobnie jak o portierze, który zagradzał mu drogę.
Okazało się, że pomysł niespodziewanych odwiedzin był całkowicie
chybiony. I skazany na porażkę.
Powrót do domu z podkulonym ogonem nie wchodził w grę.
Szkoda, że nie rozpytał więcej o Leah w firmie. Z dokumentów także niewiele
się dowiedział.
Jason chciał wiedzieć, co robiła ze swoim życiem, zanim w wieku dwudziestu
pięciu lat podjęła pracę w Beville Holdings. Chyba coś więcej niż kurs kreatywnego
pisania?
W podaniu o pracę nie wypełniła rubryki „najbliższy krewny".
Może była sierotą albo uciekła z domu. Może kiedyś była niegrzeczną
dziewczynką, mającą na sumieniu rzeczy, o których lepiej nie wspominać
przyszłemu pracodawcy.
Nie... Dziewczyna z przeszłością nie broniłaby się przed zalotami szefa.
Uległaby mu bez wahania.
W głębi serca wcale nie chciał, żeby miała za sobą jakieś ekscesy. Poczuł się
chory na myśl, że mogłaby uprawiać seks z Jimem Mathesonem. W gruncie rzeczy
spodobało mu się, że nie chciała mu łatwo ulec. Był tylko ciekaw, czemu
zaprzeczała ich wzajemnej fascynacji. To nie miało sensu, było szalone.
Co robić? Wracać do domu czy zaryzykować i zadzwonić? Oprócz adresu
miał jej numer telefonu.
Komórka sama wskoczyła mu do ręki. Nie mógł wrócić, nie dowiedziawszy
się niczego.
R S
52
Leah zawiązała pasek jedwabnego szlafroka, po czym zaniosła do kuchni
kieliszek chablis i wylała letnie wino do zlewu.
Co teraz? - zadała sobie pytanie.
Gdy wróciła z pracy do domu, nie była w stanie skupić się na niczym.
Jedzenie nie wchodziło w grę. Przemierzała apartament, wyzywając się od idiotek i
tchórzy. Wyszła na balkon i wpatrywała się w wodę, lecz tym razem nie przyniosło
jej to ukojenia.
Na koniec przygotowała sobie kąpiel, nalała kieliszek wina i leżała w
pachnącej pianie z nietkniętym trunkiem w dłoni, aż woda kompletnie ostygła, a
wino stało się letnie. Usiłowała nie myśleć, co czuła, gdy Jason ją całował.
Nieudane ćwiczenie.
Nie potrafiła myśleć o niczym innym.
Gdy jego usta dotykały jej warg, była w siódmym niebie. A jednak głupie
obawy zmusiły ją do wyrwania się z jego ramion i panicznej ucieczki.
Jason słusznie powiedział, że jest szalona. Porzucić taką rozkosz i obietnicę
jeszcze większej...
Teraz mogła to rozważyć na chłodno, co nie zmieniało diagnozy.
Jak długo lęk przed odrzuceniem i upokorzeniem będzie jej bruździł? Czy
naprawdę nie zamierzała już nigdy uprawiać seksu?
Dzisiejszego popołudnia okropnie namieszała, naprawdę będzie musiała
odejść z Beville Holdings. Nie może przecież pracować z tym mężczyzną.
- Nie powinnam była pozwolić mu się całować - mruknęła, idąc do kuchni po
nowy kieliszek wina. Ale było to takie przyjemne!
Dzwonek telefonu tylko ją rozzłościł.
- Czego znowu! - zawołała.
Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, a zwłaszcza z ojcem. Kto inny miałby
dzwonić w piątek wieczorem? Może to firma czyszcząca dywany, która chce ją
namówić do porządków.
R S
53
Tracą czas, jej dywany nie potrzebują czyszczenia.
Leah wbiegła do salonu i chwyciła komórkę.
- Tak? - rzuciła niecierpliwie.
- Leah?
Jej serce stanęło - to był on. Szef, Jason Pollack. Chciał ją znów doprowadzić
do szału.
Miotały nią sprzeczne emocje. Gniew mieszał się z podnieceniem.
Więc jej „nie" mu nie wystarczyło. Co za perwersyjnie radosna myśl!
- Skąd masz mój numer? - spytała.
- Z twoich dokumentów.
Facet nie miał sumienia, zupełnie jak Carl.
- Wiem, że nie powinienem dzwonić - mówił pospiesznie. - Naprawdę
mogłabyś mnie oskarżyć o molestowanie. Ale nie mógłbym zasnąć, nie do-
wiedziawszy się, jaki błąd popełniłem.
Leah była pod wrażeniem jego szczerości. Może jednak nie był zimnym
draniem.
- Nie popełniłeś żadnego błędu - zapewniła.
Cudownie całujesz, dodała w duchu.
- Więc co się stało? W jednej chwili jesteś moja, w następnej wybiegasz jak
oparzona. Czyżbyś się bała, że będę dążył do czegoś więcej?
Zadrżała na myśl, że mógłby ją położyć na stole konferencyjnym i podsunąć
sukienkę, odsłaniając blizny na udzie.
- W pewnym sensie...
- Nie zrobiłbym tego, Leah. Przecież w pobliżu były sprzątaczki.
Nie była tego taka pewna. Oboje wytwarzali taki seksualny żar, że wszystko
było możliwe.
Pragnęła go, mimo iż wiedziała, co to za facet.
R S
54
Może niezupełnie pozbawiony sumienia, ale bezwzględny i arogancki.
Zdobywca.
- Powiedz mi, w czym problem, Leah - nalegał. - Czuję, że nie chodzi tu o
mnie. To coś innego, prawda?
Chciała mu powiedzieć, ale się wahała. Bo gdyby Jason nie zareagował tak jak
Carl, nie miałaby przed nim żadnych środków obrony.
Nie mogłaby mu się oprzeć, gdyby mimo blizn nadal jej pragnął.
Leah za nic nie chciała zostać seksualną marionetką bogatego mężczyzny. Od
dwóch lat walczyła, żeby odrzucić przeszłość rozpieszczonej dziedziczki fortuny i
znaleźć w życiu jakiś sens. Dorosnąć i wziąć los w swoje ręce.
Nie zrezygnuje z poczucia niezależności i szacunku dla siebie tylko dlatego,
że jej ciało pragnie tego mężczyzny.
Jeśli wda się w romans z Jasonem - a bardzo tego chciała - będzie to
wyłącznie na jej warunkach. I tylko jeśli mu uwierzy, że nie przywiązuje wagi do jej
szpecących blizn.
Postanowiła nie mówić mu o wypadku przez telefon. Pokaże mu blizny, bez
ostrzeżenia. I będzie obserwowała wyraz jego oczu.
One powiedzą jej wszystko, co chciała wiedzieć.
- Musimy porozmawiać - rzuciła. - Czy możesz do mnie wpaść?
Jason zgiął się wpół z zaskoczenia, ale szybko się opanował.
- Kiedy? - spytał.
- Dzisiaj.
- Zaraz będę.
- Co? Jak to... - Leah wybiegła na balkon, omal nie upuszczając komórki.
Tuż pod nim stał sportowy wóz, a jego kierowca właśnie otwierał drzwi.
Wysiadł z telefonem przy uchu.
Był ubrany swobodnie, ciemny garnitur, który miał na sobie w pracy, zastąpiły
jasnokremowe płócienne spodnie i rozpięta pod szyją koszula, połyskująca fioletem
R S
55
w blasku latarni. Ciemne włosy wydawały się lekko wilgotne, pewnie niedawno brał
prysznic.
Gdy patrzyła nań z balkonu, żołądek dziwnie się jej skurczył.
- Adres wziąłem z twoich dokumentów - powiedział, zamykając drzwi i
podniósł głowę.
Ich oczy się spotkały, a Leah przełknęła głośno ślinę.
- Jesteś podstępny - wykrztusiła.
- A ty bardzo piękna - odparł ze spokojem.
Leah zacisnęła usta. A więc znów wrócili do jej tak zwanej urody. Tym razem
nie zamierzała uciekać. Sprawdzi, z jakiej gliny jest ulepiony Jason Pollack.
- Powiem portierowi, żeby cię wpuścił - oznajmiła. - Apartament 3a - dodała
niepotrzebnie, skoro Jason znał jej adres, telefon i Bóg wie co jeszcze.
W sumie nie było tego wiele, bo dobrze chroniła swoją prywatność przed
niepowołanymi oczami.
Jason nie mógł wiedzieć o jej małżeństwie z Carlem ani o jej majątku.
Ile powinnam mu zdradzić? - rozważała. Mężczyzna, który ożenił się kiedyś
dla pieniędzy, nie powinien znać jej sytuacji finansowej.
Jak mu jednak wyjaśnić istnienie tego apartamentu?
Dźwięk dzwonka przyprawił ją o atak paniki. Nie powinna tu sterczeć, tylko
coś na siebie włożyć. Otwieranie w cienkim szlafroku było kompletnie bezwstydne.
A przecież nie była bezwstydna!
Skoro jednak postanowiła być panią swego losu, nie było sensu się teraz
ubierać.
Zacisnąwszy mocniej pasek szlafroka, ruszyła do drzwi.
R S
56
ROZDZIAŁ ÓSMY
Jason nerwowo czekał na otwarcie drzwi. Czuł się jak uczniak na pierwszej
randce.
Gdy Leah zaprosiła go do siebie, nie chciał czekać na windę. Wbiegł na górę,
pokonując po trzy stopnie naraz, i stanął przed jej drzwiami z sercem galopującym
jak koń na wyścigach.
Gdy mu otworzyła, jego serce zamarło.
Zanim ożenił się z Karen, często spotykał w progu seksownie czy też skąpo
ubrane kobiety. Jedna nawet otworzyła mu naga.
Jednak widok Leah Johannsen, owiniętej w rodzaj jedwabnego kimona, trafił
go z siłą pioruna.
Widział wyraźnie, że nie ma na sobie stanika. Była równie podniecona jak on
albo... było jej zimno.
Zważywszy na gorące lato, w grę wchodziła chyba pierwsza opcja.
Jason nie wiedział, gdzie oczy podziać. Nie mógł spokojnie patrzeć na jej
stwardniałe sutki ani uwodzicielską twarz. Miękkie wargi i szminka, której smak
wciąż jeszcze czuł na języku...
Spojrzał ponad jej ramieniem na wnętrze apartamentu, stylowe i obszerne. Od
razu się zorientował, że Leah nie dzieli go z koleżankami. Mieszkała tu sama.
Jedyną niewiadomą było, jak mogła sobie na to pozwolić.
W jego umysł wdarło się nagle podejrzenie. Może ktoś opłacał jej czynsz... a
potem składał czasem wizyty. Może tu leżał problem. Miała już bogatego kochanka
i nie mogła wziąć sobie innego.
- Wejdź - rzekła, odsuwając się od drzwi.
Przechodząc obok niej, Jason zerknął na jej stopy z pomalowanymi
czerwonym lakierem paznokciami. Zanim noc się skończy, będzie je czuł wokół
pasa, niech się dzieje, co chce.
R S
57
Na tę myśl jego serce zabiło żywiej.
- Masz piękne mieszkanie - usłyszał swój głos, idąc po miękkim pluszowym
dywanie do elegancko urządzonego salonu z kompletem skórzanych mebli
pośrodku. - Jakim cudem możesz sobie na nie pozwolić?
Spojrzał na nią i zawstydził się swojej podejrzliwości.
- Kupiłam ten apartament za pieniądze, które dostałam w spadku kilka lat
temu - odparła chłodno.
- Rozumiem - powiedział.
Spadek musiał być poważny, pomyślał.
- Wątpię - warknęła, po czym podeszła do niskiego stolika, stojącego obok
kremowej sofy, i wzięła kieliszek wina.
- Wybacz, że na razie nie proponuję ci drinka - powiedziała, kilkoma łykami
opróżniając kieliszek. - Muszę nabrać odwagi - dodała, odstawiając alkohol.
Zanim zdążył otworzyć usta, żeby spytać, o co jej chodzi, jej ręka
powędrowała do paska.
Obserwował ją zaszokowany. Choć bardzo jej pragnął, nie chciał, żeby
rozbierała się przed nim. Chciał ją trzymać w ramionach, całować tak jak wcześniej,
kochać się z nią, do cholery!
Jednak Leah nie rozwiązała paska. Chwyciła go mocno jedną ręką, podczas
gdy drugą zsunęła na brzuch, jakby go przytrzymywała. Szybkim ruchem wysunęła
lewą nogę do przodu, odsłaniając ją mniej więcej do połowy uda. Jason patrzył na tę
bardzo kształtną nogę z ładnie zarysowaną łydką i szczupłą kostką.
Była to piękna noga, niemniej jednak zupełnie zwyczajna.
Leah wpatrywała się w jego oczy niczym jastrząb w swoją ofiarę, i czekała.
Widziała w nich szczere zdumienie, zmieszane z jakąś dziwną ulgą.
Czy Jason był ślepy? Przecież widział jej blizny!
Chyba ich jednak nie zauważył.
R S
58
Spojrzała na udo; najgorsze blizny zasłaniała pola szlafroka. Nie chcąc
odsłaniać ciała, zakryła za dużo blizn.
- Czy teraz je widzisz? - spytała, wysuwając nogę nieco dalej.
Zamrugał. Nic poza tym, tylko mrugnięcie, po czym na jego twarzy
odmalowało się zdumienie.
- Tak - odrzekł wreszcie. - Widzę.
- I? - nalegała, zdziwiona jego reakcją. Na pewno udawał, na pewno. Nikt nie
mógł patrzeć bez obrzydzenia na te ohydne białe szramy.
- Czy to jest właśnie twój problem? - spytał, patrząc jej w oczy. - Te drobne
ślady na udzie?
- Drobne ślady?! - niemal wykrzyknęła, cofając nogę, i owinęła się szczelniej
połami szlafroka. - To są blizny! Ohydne, wstrętne, olbrzymie blizny. Przestań
udawać, że nie!
- Pokaż mi jeszcze raz - rzucił z lekkim przestrachem. - Być może niezbyt
dobrze się im przyjrzałem.
Jego propozycja wyraźnie ją przeraziła. Zrobiło mu się jej żal. Przypomniał
sobie, jak Karen cierpiała z powodu blizn po mastektomii. Z trudem udawało mu się
ją przekonać, że mimo to jest dla niego atrakcyjna.
Serce mu się ścisnęło, gdy doszła do niego powaga sytuacji. Ta dziewczyna
była zbyt skrzywdzona przez los, by mógł ją wykorzystać tak, jak zamierzał. Nie
miał wobec niej szczerych intencji, musiał to przyznać sam przed sobą. Planował
raczej uwiedzenie, i to już dziś wieczorem, a potem zwykły romans.
Niektóre kobiety nie miały nic przeciw temu. Leah nie była chyba jedną z
nich.
- Nie są aż tak fatalne - powiedział miękko. - Początkowo nawet ich nie
zauważyłem.
- Akurat - bąknęła, obejmując się ramionami.
- Co się właściwie stało? - spytał nie wiedząc, co innego powiedzieć.
R S
59
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - warknęła.
- Tak - odparł stanowczo.
- Dwa lata temu miałam wypadek samochodowy.
- I?
- I nie chcę o tym mówić. Nie musisz mi współczuć. Widzę, że wołałbyś się
stąd zmyć. Naprawdę cię rozumiem. Już to przerabiałam z innym facetem. Liczy się
dla ciebie tylko fizyczna doskonałość, prawda? Nie lubisz towarów
wybrakowanych.
Jason wpatrywał się w nią uważnie. Jej blizny wcale go nie obchodziły. Nadal
uważał, że jest wyjątkowo piękna i godna pożądania.
Natomiast faktycznie pragnął się zmyć, ale z całkiem innego powodu. Zanim
zapomni o swoim sumieniu i ją skrzywdzi, tak jak zrobił to jakiś drań przed nim.
Pewnie jej powiedział, że jest teraz brzydka albo coś w tym rodzaju.
- Kto to był, Leah? - spytał.
- O kogo pytasz?
- O faceta, który naopowiadał ci bzdur o bliznach.
- Mój mąż, jeśli chcesz wiedzieć.
- Mąż! - A więc tym się zajmowała przez lata. Małżeństwem.
- Kiedyś byłam mężatką... ale nigdy więcej, zapewniam.
Jej pełne goryczy zapewnienie stanowiło pokusę. W końcu on także nie myślał
o ponownym małżeństwie. Nie z powodu zdrady, lecz dlatego, że kochał za mocno.
Tego właśnie potrzebowała Leah. Być kochaną tak bardzo jak Karen. Jason
wiedział, że nie ma już w sobie takiej miłości. Lecz być może jest gdzieś przyzwoity
mężczyzna, który mógłby jej pokazać, że życie nie kończy się z powodu
okrucieństwa jakiegoś półgłówka.
Gdyby ją zostawił, miałaby szansę spotkać takiego człowieka. Z nim tylko
zmarnuje czas.
Gdy podszedł do niej, poruszyła się zaalarmowana.
R S
60
- Co... co robisz? - wyjąkała, cofając się o krok.
- Chcę cię pocałować na pożegnanie - oparł, muskając wargami jej czoło. -
Nie z powodu blizn, Leah. Nadal uważam, że jesteś piękną, atrakcyjną kobietą. Z
powodu tego, że zasługujesz na kogoś lepszego niż ja.
- Nie pragniesz mnie już? - spytała z oczyma pełnymi łez.
- Teraz bardziej niż kiedykolwiek.
- Nie chcę, żebyś wychodził - zaszlochała i znienacka objęła go ciasno
ramionami. - Błagam, nie odchodź. Zostań dziś ze mną.
Odskoczył do tyłu, żeby spojrzeć głęboko w zalane łzami oczy.
- Nie mówisz tego poważnie.
- Tak. Tak...
Desperacja w jej głosie sprawiła, że zaczął tracić opanowanie.
Jak mógłby teraz odejść? Jej pewność siebie i poczucie własnej wartości
zostałyby zrujnowane na zawsze.
Zbliżył twarz do jej twarzy, przyrzekając sobie, że będzie to ich jedyny
wieczór. Da jej tę jedną noc. Da jej siebie. I otrzyma od niej coś bardzo ważnego i
pięknego.
Lecz rankiem odejdzie z jej łóżka i jej życia. Inaczej nie mógłby spojrzeć na
siebie w lustrze.
R S
61
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
On nadal mnie pragnie, wykrzyknęła w duchu Leah, gdy usta Jasona wpiły się
namiętnie w jej wargi.
Tym razem żadnych całusów w czoło. Prawdziwy głęboki pocałunek, który
wywołał w niej fale gorącego i tak silnego pożądania, że obawiała się, iż zemdleje.
Wydawało jej się, że nigdy nie będzie go miała dosyć.
- Nie, nie przerywaj - zawołała, gdy w końcu uniósł głowę.
Odpowiedział jej jego ochrypły śmiech.
- Nie musisz się tym martwić, piękna - wyszeptał, porywając ją w ramiona. -
Twoja sypialnia jest pewnie tam - dodał, niosąc ją korytarzem niczym małe dziecko.
Patrzyła na niego spojrzeniem pełnym uwielbienia. Jakiż był przystojny.
Doskonały w każdym calu, od ciemnych, głęboko osadzonych oczu po
niewiarygodnie namiętne usta.
Gdy czubkami palców musnęła jego pełną dolną wargę, zachwiał się i wpił w
nią płonący wzrok.
- Jeśli nie przestaniesz - jęknął głucho - i będziesz tak na mnie patrzyła, nie
zdołam się opanować.
- Wcale nie chcę, żebyś był opanowany - wyznała.
Wyrwało mu się krótkie przekleństwo, co tylko ją bardziej podnieciło.
Omal mu nie wykrzyczała, że tak, tego właśnie pragnie. Nie łagodności i
romantyzmu, lecz dzikiej i bezrozumnej pasji.
- Powiedz mi, że nie możesz dzisiaj zajść w ciążę.
- Nie mogę dzisiaj zajść w ciążę - powtórzyła posłusznie. Tak było - okres
skończył się jej akurat przed kilkoma dniami.
Prawdę mówiąc, niewiele ją to obchodziło. Nie obchodziło jej nic poza
namiętną miłością, której już nie mogła się doczekać.
- Wspaniale - mruknął Jason, wnosząc ją do sypialni.
R S
62
Wyglądała dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażał. Była przytulna, ładnie
urządzona i bardzo kobieca, wyłożona kremowym dywanem i pomalowana na
bladokremowy kolor. Mosiężne łóżko przy ścianie sprawiało wrażenie antyku.
Wysokie, dość szerokie, z lambrekinem z kremowej koronki, kremową satynową
narzutą i mnóstwem koronkowych i satynowych poduszek u wezgłowia. Na
zabytkowych nocnych szafkach, stojących po obu stronach łóżka, stały piękne
mosiężne lampy. Brzegi kremowych abażurów były wykończone frędzlami z
drobnych kryształków. Lampy oświetlały łóżko ciepłym blaskiem.
Jason niemal dosłownie płonął. Z Hilary, a nawet z Karen, którą przecież
kochał, nigdy mu się to nie zdarzyło.
Co mam zrobić, żeby jej nie skrzywdzić? - martwił się, niosąc ją na łóżko.
Czuł się wręcz boleśnie podniecony, krew płonęła mu w żyłach. Pragnął rzucić ją na
tę dziewiczą narzutę i po prostu to zrobić. Bez gry wstępnej, bez żadnych pieszczot.
- Czy masz coś pod tym szlafrokiem? - spytał, stawiając ją obok łóżka.
Potrząsnęła przecząco głową i przywarła do niego całym ciałem.
- Leah, mam nadzieję, że nie żartowałaś, bo właśnie tracę resztki opanowania -
wydyszał.
- To dobrze - oznajmiła, patrząc mu śmiało w oczy.
Jason nie potrzebował dalszej zachęty.
Zsunął jej szlafrok z ramion, nie troszcząc się o rozwiązanie paska. Niestety,
szata utknęła na jej krągłych biodrach, więżąc po bokach jej ramiona i ukazując parę
doskonale kształtnych piersi.
Były pełne, wysoko uniesione, z dużymi kręgami wokół sterczących różowych
sutków.
Musiał ich dotknąć, posmakować.
- Och, Leah, Leah - jęknął, układając ją pośrodku kremowej narzuty. - Nie
ruszaj się - rozkazał, gdyż usiłowała się wyzwolić z krępującego ją szlafroka. -
Zostań dokładnie tak, jak teraz leżysz.
R S
63
Wyglądała cudownie, rozciągnięta na zmysłowo gładkiej satynie, z zakrytą
dolną połową ciała i obnażonymi piersiami. Bladość nagiej skóry na tle czerwonego
jedwabiu była niewiarygodnie seksowna.
Jedno się tylko nie zgadzało - jej włosy. Powinna je mieć rozpuszczone.
Pochylił się nad nią i odpiął klamrę, przytrzymującą włosy. Kilka luźnych
pasm ułożył jej na piersiach, nie zakrywając jednak sutków.
Musnął leciutko jeden z nich klamrą. Wygięła się w łuk, wydając zdumione
westchnienie.
Widok jej sterczących sutków przypomniał mu o jego własnym pobudzeniu.
Na razie jednak myślał tylko o tym, by pieszczotami doprowadzać ją do szaleństwa.
Dotknął klamrą drugiego sutka.
- Podoba ci się to - mruknął, powtarzając pieszczotę ciągle od nowa.
Odpowiedzią była seria gardłowych jęków.
Wreszcie nie mógł już dłużej wytrzymać i niecierpliwie zaczął zdzierać z
siebie ubranie.
Patrzyła na niego bez słowa, a jej oczy mówiły mu, jak bardzo jej się podoba.
Jason miał naturalnie męską posturę, dar matki natury raczej niż praca na
siłowni. Jednak codziennie pływał i wykonywał sto przysiadów, dzięki czemu miał
silne mięśnie brzucha.
Był pewien zalet swego ciała i miłosnej techniki. Zazwyczaj godzinami
prowadził wyrafinowaną grę wstępną.
Wzrok Leah nakazywał mu jednak pośpiech, zapragnął natychmiast znaleźć
się w jej ciele.
Nagi znalazł się przy niej na łóżku, jego ręce pieściły jej nabrzmiałe piersi,
wargi wpiły się w jej chętne usta.
Sięgnął niżej, by rozsunąć jej szlafrok, potem uda, i zanim zdążył pomyśleć,
wdarł się w nią gwałtownie, jęcząc z rozkoszy.
R S
64
Ramiona miała unieruchomione przy bokach, za to nogi wolne. Natychmiast
oplotła nimi plecy Jasona. Uniosła przy tym dolną część ciała, co sprawiło, że
wszedł w nią jeszcze głębiej. Ledwie zdołał się opanować, by od razu nie skończyć.
Zwolnił rytm, usiłując wytrzymać, pragnąc na nią zaczekać. Gdy zaczęła go
rozkosznie przytrzymywać, dał za wygraną, drżąc na całym ciele.
Usłyszał, jak Leah woła jego imię i ściska go mocniej nogami.
Czuł fizyczny i emocjonalny triumf. Dziś w nocy nie chciał być egoistą.
Pragnął jej wynagrodzić upokorzenie i krzywdę, na jaką naraził ją ten pętak mąż.
Pragnął ją przekonać, że kilka blizn zupełnie się nie liczy.
Bo tak było.
Jason pierwszy ochłonął i patrzył teraz na jej twarz. Przymknęła oczy, ale
wargi miała rozchylone. Leciutko drżała. Na koniec opuściła nogi z zadowolonym
westchnieniem i uniosła powieki.
Uśmiechnął się do niej, a ona także obdarzyła go uśmiechem. Była odrobinę
zakłopotana, jak porządne kobiety, które pierwszy raz idą do łóżka z mężczyzną.
- Przepraszam, że byłem tak szybki - szepnął, opierając się nad nią na
łokciach.
- Nie byłeś.
- Od dawna nie byłaś z mężczyzną, prawda?
- Od dwóch lat.
- Rozumiem.
Przyszło mu na myśl, że dwa tygodnie temu kochał się jeszcze z Hilary.
Mężczyźni naprawdę się różnią od kobiet, pomyślał.
Czuł pokusę, żeby jej powiedzieć, że myślał ostatnio tylko o niej, że jest dla
niego kimś szczególnym. Świadczyłoby to jednak o zaangażowaniu emocjonalnym,
a tego chciał zdecydowanie uniknąć.
- Następny raz będzie dłuższy - rzekł przeciągle. - A za dziesiątym będziesz
mnie prosiła, żebym przestał.
R S
65
- Słucham?
- Nie wspominałem ci, że lubię się przechwalać?
- Nie - odparła ze śmiechem.
- Jestem samochwałą i draniem.
- Nie wierzę.
- Uwierzysz, piękna. Zobaczysz.
- Leah...
Leah powoli wynurzyła się na powierzchnię snu.
- Mmm...?
- Już rano - usłyszała dochodzący zza woalu jej leniwego zadowolenia głos
Jasona. - Muszę iść.
Otworzyła oczy i ujrzała całkowicie ubranego Jasona, który siedział na brzegu
jej łóżka.
- Wychodzisz? - spytała zaspana. - Ale... czy musisz się tak śpieszyć? Nie
mógłbyś zostać przynajmniej na śniadanie? Jest przecież sobota.
- Wiem - potaknął posępnie.
Wtedy dotarło do niej, co Jason chce jej powiedzieć. Wychodził od niej na
dobre.
- Powiedziałem ci wczoraj, że nie jestem facetem dla ciebie - wyjaśnił. -
Błagałaś, żebym został, więc zostałem.
Zamrugała ze zdumieniem. Brzmiało to tak, jakby został zmuszony do
zostania i zadowolenia kobiety wbrew sobie.
- To prawda - zgodziła się sucho.
- Nie zrobiłem nic, czego byś nie chciała - przypomniał.
Leah patrzyła na niego, myśląc, że ofiarowała mu znacznie więcej niż
kiedykolwiek Carlowi.
R S
66
Zresztą on także dał jej znacznie więcej niż Carl. Za drugim razem był
niewiarygodnie kochający i czuły. Potem również. Jej blizny wcale mu nie
przeszkadzały. W pewnej chwili nawet je pocałował.
Na wspomnienie wspólnego prysznica przeszedł ją dreszcz. Myli się
nawzajem, a ona zachowywała się kompletnie bezwstydnie. A potem dziko się
kochali.
Jeszcze później znów znaleźli się w łóżku, aż wreszcie Leah znużona usnęła.
A teraz ponownie ją odrzucił.
- Wspomniałeś o zerwaniu z dziewczyną - rzekła z pozornym spokojem, choć
w środku skręcało ją z rozpaczy. - Czemu nie mogę być na jej miejscu?
- Potrzebujesz mężczyzny, który będzie cię kochał. Ja nim nie jestem.
Zabolały ją jego słowa, że nie będzie mógł jej nigdy pokochać.
- Ale... to nie przez blizny, prawda? - spytała.
- Nie bądź śmieszna! Ile razy mam ci powtarzać, że mnie nie obchodzą? Jeśli
już musisz wiedzieć, chodzi o moją żonę, o której ty i cała reszta myślicie, że
ożeniłem się z nią dla pieniędzy. Kochałem Karen bezgranicznie - mówił dalej
zduszonym głosem. - Patrzenie, jak umiera, było nie do zniesienia. Sam chciałem
umrzeć.
- Przykro mi - wyjąkała Leah.
Zazdrość ukłuła ją w serce, a po niej poczucie winy, że tak źle go oceniała. Na
koniec okropne uświadomienie sobie, że cudowne przeżycia z wczorajszej nocy
nigdy się nie powtórzą.
Leah czuła, że potrafiłaby się w nim zakochać. Tylko po co, skoro on nigdy
nie odwzajemni jej uczuć?
- Mnie też jest przykro - rzekł, muskając grzbietem dłoni jej policzek.
Z jej oczu popłynęły łzy.
- Proszę cię, nie płacz. Ta noc była szczególna. I najlepiej tak to zostawmy.
Siedzieli w milczeniu, zatopieni we własnych myślach.
R S
67
- Nadal zamierzasz zrezygnować z pracy? - spytał wreszcie Jason.
- Tak - potaknęła. - Tak będzie najlepiej.
- Masz rację.
Dwa tygodnie wypowiedzenia będą koszmarne, pomyślała z westchnieniem
Leah.
- Dam ci dobre referencje - oznajmił.
Popatrzyła na niego zimno, po czym jednak się roześmiała.
- Mam nadzieję!
Mogłaby przysiąc, że dostrzega w jego oczach żal.
- Muszę iść - rzucił i szybko wstał.
Nie mogła już na niego patrzeć, chciała, żeby jak najszybciej zniknął, zanim
zaleje się łzami.
Skuliła się, gdy się nachylił, żeby ją pocałować w czoło. Nie takich pragnęła
pocałunków. Chciała, żeby został. Och... jak bardzo go pragnęła.
- Idź już! - prychnęła gniewnie.
Przypomniała sobie, jak mówił, że jest draniem i samochwałą. Chciała, żeby
tak było, ale nie była to prawda.
Usłyszała, że trzasnęły drzwi wejściowe. Co za koszmarny dźwięk.
Wtuliła twarz w poduszkę i zaszlochała.
R S
68
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Joachim poprawił krawat, po czym zastukał do drzwi pokoju Leah.
- Jest wpół do siódmej! - zawołał. - Zaraz pojawią się pierwsi goście, czekam
na ciebie w holu.
- Już idę!
Ledwie zdążył postawić stopę na miękkim błękitnym dywanie, rozłożonym na
marmurowej posadzce w obszernym holu, gdy ochroniarz przy bramie zawiadomił
przez interkom o przybyciu taksówki.
- Mam nadzieję, że to nie Pollack - mruknął Joachim.
Już miał pobiec po córkę, gdy ujrzał ją u szczytu schodów.
Jej widok odebrał mu mowę.
Ubrała się na czarno. Nigdy dotąd nie widział jej w tym kolorze. Mówiła, że
go nie lubi. Lecz przecież wspaniale pasował do jej jasnych włosów.
Suknia była długa, powłóczysta i w subtelny sposób bardzo seksowna. Luźna
góra została zebrana pod szyją w wysoki, okrągły kołnierz. Jednak od szyi do pasa
biegło z przodu rozcięcie, ukazując rowek między piersiami, gdy Leah się poruszała.
Barki i ramiona były odsłonięte, jej perłowa skóra połyskiwała na tle czerni
materiału.
Jedyną ozdobę stanowiły długie, zwisające do ramion diamentowe kolczyki,
które Joachim podarował jej na dwudzieste pierwsze urodziny. Kosztowały go
wtedy fortunę.
- Wyglądasz oszałamiająco - powiedział, gdy stanęła przy nim w holu.
- Cieszę się, że ci się podoba.
W jej głosie była ironia, co zdziwiło Joachima. Leah od przyjazdu była w
dziwnym nastroju. Przyznała, że nie odwiedziła dziś swoich podopiecznych w
szpitalu, twierdząc, że rano miała migrenę.
R S
69
A jednak nie wyglądała źle. Przeciwnie, lepiej niż kiedykolwiek. Można by
pomyśleć, że kłamała.
Czemu jednak miałaby kłamać? Co takiego robiła, że postanowiła się do tego
nie przyznawać?
- Czy to nowa suknia? - zapytał, otwierając drzwi pierwszym gościom.
Nie Pollack, zauważył z ulgą, lecz Hawkinsowie, długoletni przyjaciele domu.
Nigel był chirurgiem ortopedą, a Jessica jego niezbyt gadatliwą żoną. Akurat
wysiedli z taksówki.
- Nie - odparła Leah. - Carl kupił mi ją podczas podróży poślubnej. Uważał, że
jest seksowna.
Joachim musiał się zgodzić. Co innego, gdyby był pruderyjny.
A on taki nie był. Uważał, że piękne kobiety są stworzone do miłości. I
posiadania dzieci.
Ale nie z każdym mężczyzną.
Joachim pragnął, by drugi zięć był człowiekiem z charakterem.
Żywił pewne wątpliwości co do Jasona Pollacka, mimo nalegań głosu Isabel,
więc zanim wysłał zaproszenie, przeprowadził dyskretny wywiad, a teraz miał już
pewność, że Jason Pollack nie goni za majątkiem, mimo plotek na temat jego pierw-
szego małżeństwa.
Jego źródło - dziennikarz poczytnej gazety - wystawił Pollackowi doskonałe
świadectwo.
Gdyby jednak nie wywarł na Leah odpowiedniego wrażenia, Joachim był
gotów poszukać innych kandydatów. Nie zamierzał pozwolić, by jego ukochana
córka dłużej marnowała życie przez męża, który okazał się draniem.
- Masz nową fryzurę - zauważył, gdy Leah odwróciła się nieco, by wygładzić
na biodrach materiał obcisłej sukni. Sczesała je gładko do tyłu i wyprostowała tak,
że tworzyły na plecach lśniącą blond kurtynę. - Bardzo seksowna.
- Czy masz mi za złe, że wyglądam seksownie?
R S
70
- Ależ skąd. Tylko sądziłem, że nie chciałaś, żeby mój tajemniczy gość zaczął
cię podrywać.
- A jest do tego zdolny? - zakpiła.
- Każdy mężczyzna jest podrywaczem. O... Nigel i Jessie...
Leah postanowiła dobrze odegrać swoją dzisiejszą rolę.
Matka nauczyła ją właściwego zachowania. Leah automatycznie wiedziała, co
powinna powiedzieć i jak przyjąć komplement bez rumieńca albo jąkania.
Zaniepokoiła się przelotnie, że Nigel nie odrywa wzroku od jej biustu. Może
nie powinna była wkładać tej sukni. I to bez stanika.
Ale chciała poczuć dotyk jedwabiu na nagich sutkach. Przypomnieć sobie, co
Jason z nimi robił.
Zostało jej tylko to.
Wspomnienia.
Przybyło kilkoro gości naraz. Leah znała wszystkich, partnerzy ojca w
interesach i ich żony.
Potem przybył miejscowy polityk z drugą bardzo młodą żoną, po nim słynny
aktor telewizyjny z dziewczyną i agentką, którą Joachim znał z dawnych czasów.
Leah prowadziła gości do salonu, gdzie krążyli kelnerzy w białych kurtkach z
tacami drinków. Niektórzy zasiedli na pokrytych brokatem sofach, z których matka
Leah była niezwykle dumna. Inni wyszli na taras na tyłach domu, skąd podziwiali
widok na port.
Na czystym nocnym niebie świecił księżyc w pełni. Wieczór był ciepły, co
ucieszyło lekko ubraną Leah.
O ósmej piętnaście przybyli już chyba wszyscy poza tajemniczym gościem
ojca. Leah krążyła wśród gości, gawędząc i popijając szampana. Bawiła się lepiej,
niż przypuszczała. Zaczynało ją nawet ciekawić, kim będzie tajemniczy gość.
Kimś ważnym, skoro uznał, że może się spóźnić.
R S
71
- Może twój gość cię wystawił? - mruknęła, mijając ojca w drodze do kuchni.
Chciała się upewnić, że wszystko jest gotowe.
Zanim wyszła, zadzwonił dzwonek do drzwi.
Ojciec podszedł do niej, ujął pod łokieć i poprowadził do holu.
- To na pewno on - powiedział. - Wszyscy inni już są.
- Ależ on musi być bogaty, skoro aż tak ci na nim zależy! Nie martw się,
jestem gotowa na zabawianie starego łysonia. Dajcie go tu!
- Cieszę się, że odzyskałaś humor. Sądzę, że czeka cię niespodzianka.
Oboje uśmiechnęli się do siebie. Ojciec miał swoje wady, ale potrafił być
absolutnie uroczy.
Leah myślała właśnie, jak bardzo go kocha, gdy drzwi się otworzyły i ujrzała
przed sobą ostatniego mężczyznę, jakiego się spodziewała zobaczyć.
Stał przed nią Jason Pollack w efektownym czarnym smokingu, wręcz
zabójczo przystojny.
Otworzyła usta ze zdumienia.
On także wydawał się zaszokowany.
- Leah! - wykrztusił. - Dobry Boże.
- Leah? - powtórzył Joachim, przenosząc wzrok z Jasona Pollacka na córkę. -
Wy się znacie?
- My... eee... spotkaliśmy się w B... Beville Holdings w tym tygodniu.
Joachim nigdy w życiu nie słyszał, żeby jego córka się jąkała. I aż tak się
rumieniła.
Starszy pan nie był głupcem. Natychmiast poznał, że chodzi tu o coś więcej
niż zwykłe spotkanie w firmie. Intuicja podpowiedziała mu, że to nowy szef był
przyczyną wcześniejszego dziwnego zachowania Leah.
- Nie mówiłaś mi o tym - rzekł, udając, że niczego nie spostrzegł.
- Nie?
R S
72
Joachim uświadomił sobie, że gość podejrzliwie im się przygląda. Jason
Pollack nie miał przecież pojęcia, że Leah jest jego córką. Wysnuł więc błędny
wniosek co do łączących ich oboje stosunków.
Uznał Leah za kochankę Joachima.
I płonął z zazdrości.
Joachim był tym uradowany, ale uznał, że lepiej wyjaśnić sprawę.
- Leah to moja córka, panie Pollack - oznajmił z dumą, obejmując ją w pasie. -
Jest jedynaczką i moim oczkiem w głowie.
W oczach Pollacka zabłysła wyraźna ulga. Z twarzy Leah nie znikał
rumieniec.
- Posługujesz się nazwiskiem Johannsen - rzekł oskarżycielskim tonem. - A
nie Bloom.
- To nazwisko jej byłego męża - wyjaśnił Joachim, bo Leah nadal nie mogła
wykrztusić słowa. - Bogaty jak Krezus, ale podłego charakteru. Leah się z nim
rozwiodła. Ale dość o tym. Zaraz podamy kolację. Leah poczęstuje pana drinkiem.
Joachim lekko ścisnął córkę za ramię.
- Zostawiam pana Pollacka w twoich rękach, Leah, a sam sprawdzę w kuchni,
czy wszystko w porządku.
Bloom odszedł, zostawiając Jasona w stanie kompletnego oszołomienia.
Nie zamierzał tu dziś przychodzić. Nie miał ochoty na towarzystwo,
zwłaszcza obcych sobie ludzi. Ale głos Karen nie przestawał mu tłumaczyć, że
powinien się rozerwać, i to wygnało go wreszcie z domu.
Wbił się w smoking i zamówił taksówkę, powtarzając sobie, że przynajmniej
dobrze zje i wypije.
Na widok Leah u boku Blooma przeżył szok. Na myśl, że to jego kochanka,
zrobiło mu się słabo. Na szczęście Bloom to jej ojciec, bo inaczej mogłoby się to źle
skończyć.
R S
73
Uświadomił sobie, że jedna noc wystarczyła, by zrodziło się w nim poczucie,
że Leah należy wyłącznie do niego.
W duchu zaczął ją rozbierać z tej seksownej sukni. Widział ją przed sobą
nagą, jak ubiegłej nocy.
Przez cały dzień starał się o niej nie myśleć, a teraz znów dręczyła go swą
niezwykłą urodą.
Układanka była już chyba kompletna. Leah Johannsen była córką bogatego
człowieka, byłą żoną równie bogatego mężczyzny. Nic dziwnego, że nie musiała
dotąd pracować.
- Nie wiedziałam, że przyjdziesz - rzuciła nerwowo. - Musisz mi uwierzyć.
- Ależ wierzę - zapewnił. Gdyby było inaczej, nie byłaby aż tak zakłopotana.
- To sprawka mojego ojca - dodała.
- Rozumiem.
- Tata lubi myśleć, że wie, co dla mnie najlepsze. Bawi się w swata, choć mu
mówiłam, że nie interesuje mnie ponowne małżeństwo. Ani zakochiwanie się w
kimś!
- Nie? - Jason żałował, że nie wiedział o tym rano.
- Nie - odparła stanowczo. - Jestem tu dziś tylko dlatego, że ojciec mnie
poprosił. Miałam siedzieć obok jakiegoś miliardera, na którym chciał wywrzeć
wrażenie. Zasugerował, że to jakiś stary bogacz, z którym chce robić interesy.
Wiedział, że gdybym znała twoje nazwisko, nie zgodziłabym się mu pomóc.
- Dlaczego?
- Bo nie interesują mnie playboye, którzy się uważają za dar od Boga! -
warknęła.
Jason chciał zaprzeczyć, że nie jest taki, ale po namyśle uznał, że Leah ma
trochę racji. Hilary z pewnością tak właśnie by go określiła.
- I nie przypominaj mi wczorajszej nocy - dodała gniewnie. - Przyłapałeś mnie
na chwili słabości. Możesz mi wierzyć, że to się nie powtórzy.
R S
74
Jason przyjrzał się jej uważnie. Mowa jej ciała świadczyła o czymś zupełnie
innym.
Sam także zastanawiał się, jak zdoła przetrwać ten wieczór bez utraty kontroli
nad sobą.
- Cieszę się, że przyjęłaś mój punkt widzenia - rzucił lekko. Gdyby mu
okazała, że ma chęć na powtórkę, nie zdołałby jej się oprzeć. - A co z obiecanym
drinkiem?
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Cóż za piękny pokój.
Leah obrzuciła Jasona niechętnym spojrzeniem. Nie miała ochoty toczyć
uprzejmych pogawędek, sączyć szampana i udawać, że wieczór nie będzie
kompletną katastrofą. Najchętniej natychmiast by stąd wyszła.
Jaka szkoda, że Jason Pollack jest tak atrakcyjny. I przyzwoity, o ile było to
właściwe słowo. Może chciał się dziś rano zwyczajnie chronić przed dziewczyną,
która mogłaby się do niego przykleić. Komplikacje emocjonalne nie były mu
przecież potrzebne.
Seks jak najbardziej, ale nic poza tym.
Leah pożałowała, że nie umiała ukryć, iż chodzi jej o coś więcej.
- Dasz radę, Leah - rzekł cicho Jason, jakby czytając w jej myślach. - Jesteś
dzielną dziewczyną. Nie przejmuj się machinacjami ojca. Nie można mnie zmusić
do niczego, na co nie mam ochoty. Ciebie też nie. Mamy niezależne natury.
Pomyślała, że w istocie jest znacznie słabsza, niż sądził.
- Naprawdę podoba mi się ten pokój - dodał z uśmiechem, na widok którego
miała ochotę się rozpłakać.
Czemu nie wyszła za takiego mężczyznę, zamiast za Carla? Czemu najpierw
nie spotkała Jasona, zanim żona skradła mu serce na wieczność?
R S
75
- To był ulubiony pokój mojej matki - odparła.
- Czy mam rozumieć, że twoja matka nie żyje?
- Zginęła w tym samym wypadku, po którym zostały mi blizny.
- Tak mi przykro - rzekł ze szczerą sympatią w głosie. - Ja nawet nie znałem
matki, zmarła przy porodzie. Ja i tata byliśmy ze sobą bardzo blisko. Miałem
dwadzieścia kilka lat, gdy on także umarł, więc wiem, co to znaczy stracić ukochaną
osobę.
- Nie ma dnia, żebym za nią nie tęskniła.
- Wiem, co czujesz - mruknął. - Za nic nie można przywyknąć do takiej straty.
Leah podejrzewała, że Jason mówi o żonie. I że codziennie za nią tęskni.
- Opowiedz mi o matce.
- Była przemiłą kobietą, czasem aż nazbyt uległą. Cudowną żoną i matką.
Wszyscy ją kochali, ale niestety, była kiepskim kierowcą...
- Czy jesteś podobna do niej, czy do ojca?
- Ludzie mówią, że jestem niemal jej klonem. Oczywiście nie pod względem
charakteru - dodała. - Nie jestem aż tak uległa.
- Co ty powiesz... - zakpił Jason.
Leah już chciała się odciąć w odpowiedzi, gdy ojciec oznajmił, że podano
kolację. Leah rzuciła mu ostre spojrzenie.
- Chciałabym porozmawiać z tobą na osobności - warknęła.
- Podczas kolacji to nie będzie możliwe - odparł ze spokojem. - Ze względu na
rozkład miejsc przy stole.
Fakt. Ojciec siedział u szczytu długiego mahoniowego stołu, a Leah naprzeciw
niego, z Jasonem po prawej i żoną Nigela, cichą nieśmiałą kobietką, po lewej ręce.
Zmyślnie to ojciec zaplanował.
Pierwsze dwa dania były istną męką, i to wcale nie dlatego, że musiała
rozmawiać z Jasonem. Udało mu się absolutnie oczarować i wydobyć Jessicę z jej
zwykłej skorupy, tak że tryskała dowcipem.
R S
76
Zazdrość kąsała Leah na widok zalotnych spojrzeń, jakie rzucały Jasonowi
wszystkie kobiety przy stole. Chciała wrzasnąć, że należy on tylko do niej.
Co przecież nie było prawdą.
Wspomnienie jego łóżkowych wyczynów tkwiło w niej żywo i boleśnie.
Niemal czuła jego dłonie na piersiach i brzuchu. A sytuacja pod prysznicem...
- Wina twojego ojca są wyśmienite.
- Co? - Leah ocknęła się z głębokiego zamyślenia i mocno się zarumieniła.
Jason bez trudu odczytał mowę jej ciała. Jako znakomity sprzedawca musiał
być w tym specjalistą. Nie wątpił, że Leah nadal go pragnie, choć twierdzi inaczej.
Na deser podano czekoladową fantazję, której większość kobiet przy stole
odmówiła, choć z żalem. Jason wykorzystał chwilowe zamieszanie, by szepnąć
Leah kilka słów.
- Pojedz dziś ze mną do domu.
Zamrugała zaszokowana.
- Proszę - dodał, nie spuszczając z niej wzroku.
Patrzyła nań bez słowa.
Tak - było jedyną odpowiedzią. Pragnęła tego najbardziej na świecie. Więc
czemu się waha? Czemu ma ochotę ukarać go za poranne upokorzenie?
Leah zaczęła pojmować, dlaczego dumę uważa się za jeden z siedmiu
grzechów głównych, a nie za cnotę. Może być perwersyjna i niszcząca.
- Co wpłynęło na zmianę twojego nastawienia? - warknęła, nie troszcząc się,
czy ktoś ją usłyszy.
Jednak goście beztrosko gawędzili, a Jason wcale się nie obraził. Uśmiechnął
się do niej pogodnie.
- Ty - odparł. - I twoja suknia. Jestem tylko mężczyzną, a nie świętym.
- Aha.
- Czy to znaczy: tak?
R S
77
Skinęła twierdząco, niezdolna wyrzec choć słowa. W ustach jej zaschło,
utonęła spojrzeniem w jego przepastnych, uwodzących oczach, marząc, by kolacja
skończyła się jak najprędzej.
Ogrom jej pożądania zaskoczył ją samą. Czy pragnęła jego sztuki miłości, czy
też jego samego?
Nie dało się tego rozdzielić, pragnęła obu naraz.
Pewnie dlatego Trish wciąż wracała do Jima, choć wiedziała, że ich romans
nie ma przyszłości. Łączył ich cudowny seks.
Leah nie wyobrażała sobie czegoś doskonalszego od tego, czego zaznała
wczorajszej nocy z Jasonem. Co poczuje, gdy znów usłyszy o rozstaniu?
Bo Jason to powie, nie zechce się z nią związać, nie miała co do tego żadnych
wątpliwości.
Nie myśl o tym, nakazała sobie, sięgając po łyżeczkę do deseru.
Zazwyczaj uwielbiała czekoladę, ale teraz nie mogła się skupić na niczym
poza propozycją Jasona.
Spojrzała przez stół na ojca, z zapałem atakującego deser. Chyba poczuł jej
wzrok, bo także na nią zerknął.
Na jej wargach zaigrał ironiczny uśmieszek. Cokolwiek ojciec zaplanował, z
pewnością nie była to schadzka córki z tajemniczym gościem.
Ojciec poszukiwał nowego zięcia, a nie klienta.
Joachim Bloom wierzył w miłość, małżeństwo i rodzinę. Jeszcze zanim Leah
po raz pierwszy wyszła za mąż, wyrażał pragnienie posiadania wnuka, żałując, że
sam nie mógł mieć więcej dzieci.
Leah tym razem chętnie spełniłaby marzenie ojca. Lecz niestety, siedzący
obok niej mężczyzna nie miał zamiaru się z nią żenić ani się w niej zakochać. I na
pewno nie chciał mieć z nią dziecka. Wyraził się na ten temat całkowicie jasno,
zarówno rano, jak i dziś wieczorem. Jego propozycja kolejnego spotkania dotyczyła
wyłącznie seksu.
R S
78
Leah wiedziała, że ma szansę na jakikolwiek rodzaj związku z Jasonem
jedynie wtedy, gdy zdoła go przekonać, że jej także zależy tylko na udanym seksie.
Czy potrafi tego dokonać? Czy on jej uwierzy?
Dobrze, że zdążyła wspomnieć, iż nie zamierza ponownie wychodzić za mąż.
Musi jeszcze tylko wtrącić, że nie zamierza się również zakochiwać.
Kłopot w tym, że nie umiała kłamać.
- Nie lubisz czekolady? - zagadnął Jason.
Leah nie odważyła się spojrzeć na niego, by nie wyczytał z jej oczu, co
planuje.
- Chyba straciłam apetyt.
- Mam nadzieję, że nie jesteś na diecie?
- Nie, ale kiedy jestem zła czy zdenerwowana, nie mogę jeść.
- Czymś się denerwujesz? - spytał łagodnie.
- Nie - odparła krótko.
- Jeśli ja się czymś denerwuję, jem jak koń - oznajmił, wskazując pusty
talerzyk.
- A czymś się denerwujesz? - szepnęła uwodzicielsko.
- Nie - odszepnął.
Leah przełknęła ślinę. Jak zdoła przetrwać resztę wieczoru? Proszone kolacje
ojca zazwyczaj się przeciągały.
Po deserze goście przejdą do salonu na kawę i koniak, owoce i sery. Na koniec
pojawią się butelki wybornego porto ojca. Nikt nie wyjdzie przed północą, nie
będzie miał na to ochoty. Chyba że zamierza zaciągnąć swego seksownego szefa
prosto do łóżka i już tam zostawić.
Gdy goście wstali od stołu, Leah zaczęła gorączkowo poszukiwać miejsca,
gdzie mogłaby zostać z Jasonem sam na sam. Pragnęła spokojnie z nim
porozmawiać, zrezygnować z nerwowych szeptów i spojrzeń. Mógłby ją nawet
dotknąć, pocałować...
R S
79
- Zabieram Jasona do hangaru, żeby obejrzał sobie twój krążownik, tato -
oznajmiła. - Jest zainteresowany kupnem jachtu, a ty zamierzasz go sprzedać,
prawda?
- Oczywiście kupię tylko za dobrą cenę - wtrącił Jason, nieporuszony jej
nagłym pomysłem. Co za wspaniały i bystry mężczyzna!
- Chyba muszę podszkolić córkę w sztuce negocjacji - zażartował ojciec Leah.
- Nie zdradzaj ludziom swoich zamiarów, to ważne, prawda, Jason?
- Zazwyczaj tak - odparł gładko mężczyzna. - Choć czasem lepiej powiedzieć
szczerze, czego się chce. Zgodzi się pan?
- W rzeczy samej. - Ojciec Leah obrzucił oboje uważnym spojrzeniem. -
Pokaż Jasonowi łódź, Leah. Ale dyskusję o cenie pozostaw mnie.
Gdy tylko zostali sami, Jason pociągnął ją w ciemny kąt tarasu. Przycisnął
Leah do ściany i szepnął z wargami na jej ustach:
- Tego właśnie chcesz, prawda?
Pocałunek był długi i mocny. Serce tłukło się w piersi Leah jak oszalałe. Kto
wie, na co by pozwoliła, gdyby Jason nie pociągnął ją dalej za sobą. Po drodze do
hangaru milczeli. Co właściwie mieli sobie powiedzieć?
- Czy hangar jest zamknięty? - rzucił Jason.
- Tak, ale wiem, gdzie jest klucz.
- Nie wątpię.
Uświadomiła sobie, że jest rozgniewany. Albo niecierpliwi się, tak jak ona.
- Nie jesteś na mnie zły? - spytała.
- Raczej na siebie - odparł i pocałował ją jeszcze mocniej.
Zakręciło jej się w głowie i prawie zapomniała, po co tu przyszli.
- Klucz - rzucił przez zęby. - Gdzie jest ten diabelny klucz?
Drżącą ręką wyjęła ze skrytki czarną skrzyneczkę na magnes, w której leżał
poszukiwany przedmiot.
Drzwi otworzyły się ze zgrzytaniem.
R S
80
- Czy jest tu gdzieś światło?
- Musimy je zapalać?
- Owszem, jeśli mam obejrzeć jacht.
- Naprawdę chcesz go oglądać?
- Tylko koje.
- Och. Włączyła lampy.
W hangarze mieścił się tylko wąski biały jacht ojca, z kabinami pod
pokładem. Wypisane na burcie imię matki ostudziło namiętność Leah, podobnie jak
woń pleśni wewnątrz hangaru. Leah usłyszała lekki tupot zwierzęcych łap, coś
poruszyło się za stosem kartonów. Z piskiem chwyciła Jasona za ramię.
- Co się stało?
- Chyba mysz... a może szczur.
- Szczur...?
- Tak. Nienawidzę szczurów. - Mimo woli zadrżała.
Chciał jej wyjaśnić, że się myli. Lubiła szczury, nawet za jednego wyszła. A z
drugim miała mieć romans.
Od dzisiejszego ranka nic się nie zmieniło. Nadal miał dla niej tylko swoje
ciało.
Musiał ją mieć, ale niekoniecznie tutaj, w tym brudnym baraku. Mógł trochę
poczekać.
- Chodźmy - rzucił, chwytając ją za rękę.
- Dokąd?
Zamknął drzwi i schował klucz do skrzyneczki.
- Zabieram cię do mojego klimatyzowanego i wolnego od gryzoni
apartamentu.
- Teraz?
- Tak.
- Ale przyjęcie jeszcze się nie skończyło.
R S
81
- Dla nas tak.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Jakim cudem tego dokonałeś? - spytała Leah w taksówce wiozącej ich z
Vacluse do miasta.
- Czego? - odparł, przyciągając ją bliżej siebie.
- Wydostałeś mnie stamtąd za zgodą mojego ojca.
- To proste. Gdy poszłaś poprawić makijaż, powiedziałem mu prawdę.
- Powiedziałeś mu, że zamierzam spędzić z tobą noc?!
- Niedosłownie. Oznajmiłem, że zabieram cię do nocnego klubu. Twój ojciec
jest inteligentny, nie trzeba mu wszystkiego tłumaczyć.
- Ależ ty nic nie rozumiesz! Nie zamierzałam wracać po przyjęciu do siebie.
Ojciec spodziewa się mnie na śniadaniu.
- Więc zadzwonisz do niego rano. Powiesz mu, że nie wróciłaś do domu i nie
zjesz z nim śniadania.
Leah jęknęła głośno.
- Leah, kochanie - rzekł twardym tonem. - Jesteś piękną
dwudziestosześcioletnią rozwódką, mieszkającą w Sydney! Twój ojciec się
domyśla, że uprawiasz seks.
- Wcale nie - zaprzeczyła gwałtownie. - Wczorajsza noc była pierwsza od...
od...
- Wiem. Ale tylko dlatego, że przejmowałaś się bliznami. Już ci przeszło,
prawda?
- Tak uważasz?
- Oczywiście. - Na dowód powiódł pieszczotliwie dłonią po jej udzie.
Początkowo zesztywniała, po czym poddała się jego dotykowi.
Jeśli Jason nie przestanie jej pieścić, osiągnie rozkosz w pędzącej taksówce.
R S
82
Wciągnęła ze świstem powietrze, starając się myśleć o zwykłych rzeczach.
- Widzisz? - szepnął jej w ucho. - Jesteś uleczona. A my jesteśmy na miejscu.
Taksówka zatrzymała się przy krawężniku i Jason natychmiast cofnął dłoń.
Jęknęła głucho, wpatrując się weń z rozpaczą. Jason musnął jej wargi ustami.
- Jeszcze tylko chwila - szepnął i wysiadł z auta.
Szarmancko podał jej rękę, pomagając wysiąść.
Zapłacił szoferowi, a Leah zastanawiała się, czy zdoła ustać na nogach.
Kręciło jej się w głowie, nogi miała jak z waty.
Zachwiała się, ale zdążył ją podtrzymać.
- Wypiłaś za dużo wina - powiedział, prowadząc ją do wysokiego jak wieża
budynku.
Czyżby? Nie pamiętała. Dla niej kolacja odbyła się wieki temu.
Jason powiódł ją w kierunku wind i wsunął w otwór plastikową kartę.
- Chyba mi tu nie uśniesz, co? - zaniepokoił się nagle.
- Mam nadzieję.
- Zuch dziewczyna!
Jak bardzo pragnęła być jego dziewczyną!
- A cóż to za mina?
- Pocałuj mnie - poprosiła w odpowiedzi.
Był szczęśliwy, że może przestać rozmyślać o konsekwencjach i puścić wodze
swej żądzy.
Winda zatrzymała się bezszelestnie na najwyższym piętrze wieży. Drzwi
otworzyły się prosto na luksusowy apartament.
Jason niecierpliwie przycisnął ją całym ciałem do ściany. Ująwszy jej twarz w
dłonie, począł ją dziko całować.
Czując, że się zaraz udusi, oderwał wreszcie wargi od jej ust. Jednak tym
razem nie zamierzał czekać.
R S
83
Nie tracił czasu na zdejmowanie z niej ubrania. Rozpiął tylko spodnie i uniósł
jej suknię. Jednym ruchem zerwał z niej satynowe stringi i wszedł w nią
niecierpliwie.
Wyprostował się nieco i ujął jej twarz w dłonie.
- Nie chcę cię skrzywdzić - rzekł, czując, że Leah musi stać na czubkach
palców.
- W porządku.
- Nie jestem pewien - mruknął, owładnięty szalonym pożądaniem.
- Nie, nie - wydyszała, potrząsając głową. - Jest dobrze. Zrób to, Jason.
Jej błaganie jeszcze bardziej go roznamiętniło. Zaczął się w niej poruszać,
przysięgając sobie w duchu, że sprawi, iż ona już zawsze będzie go pożądała.
Zatrzyma ją u siebie przez cały weekend i będzie się z nią kochał bez przerwy.
Będzie go błagała o seks, co sprawi, że całkowicie podda się jego woli. W
poniedziałek rano nie będzie już mowy o rezygnacji z posady. Leah będzie na każde
zawołanie, zarówno w pracy, jak i tutaj. Będzie należała do niego, niezdolna mu
odmówić. Spełni się jego fantazja, w istocie fantazja każdego mężczyzny.
- Moja... - wydyszał, czując niebiańską wręcz rozkosz.
Jej głowa opadła na jego ramię. Leah otoczyła go ciasno ramionami.
- To było niesamowite - wymamrotała z satysfakcją. Jason zaniósł ją do
sypialni. - Ty jesteś niesamowity...
Poczuła, że cały zesztywniał, a nawet zwolnił kroku. Wiedziała, że musi
szybko naprawić swój błąd, bo jeśli nie, dzisiejsza noc znów będzie ostatnią.
- Jesteś znacznie lepszym kochankiem niż Carl, wiesz? - rzuciła z pozorną
swobodą, posyłając mu zalotny uśmieszek.
Roześmiał się na to - dobry znak.
- Więc lubisz porządny seks?
- Byłam kiedyś jedną z tych romantycznych kobiet, które sądzą, że istnieje
prawdziwa miłość. A potem zjawiłeś się ty i udowodniłeś, że się myliłam.
R S
84
- Naszym celem jest zadowolenie klienta. - Jego uśmiech był dziwnie
posępny.
- Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej.
- Co masz na myśli? - Zatrzymał się.
- No wiesz - odparła z lekceważącym wzruszeniem ramion. - Umiesz się
zabawić i dostarczyć pożądanej rozrywki. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Oboje nie
chcemy miłości i małżeństwa.
Nie była pewna, czy jej uwierzył.
- Aha, póki pamiętam - dodała. - Będziesz musiał używać prezerwatyw. W
tym tygodniu jest okej, ale za parę dni będzie niebezpiecznie.
Przestrach na jego twarzy świadczył dobitnie, że nie chce żadnych
konsekwencji. Ani więzi. Ani komplikacji.
- Zupełnie zapomniałem! Do diabła, co ty ze mną robisz, Leah?
- Co takiego? - odparła z uśmiechem zadowolenia.
- Dobrze wiesz co. Nadal cię pragnę.
- Mmm... ja także to czuję... - zamruczała. - I co zamierzasz z tym zrobić?
- Po kolei. Podoba mi się twoja suknia, ale zdecydowanie wolę cię bez niej. I
będziesz musiała zdjąć kolczyki. Mógłbym któryś połknąć i zostać oskarżony o
kradzież. A potem pójdziemy razem do jacuzzi.
- A potem?
- Nie wysilaj swojej pięknej główki, już ja o to zadbam - odparł, mierząc ją
roziskrzonym wzrokiem. Chwycił ją w ramiona i zaniósł do łazienki, która
wyglądała jak fotografia z magazynu wnętrzarskiego. - Lubię być szefem w pracy i
w sypialni.
Leah świetnie to rozumiała, ale nie przeszkadzało jej to. Jego autorytarna
postawa była ekscytująca. Carl kochał się z nią wyłącznie w łóżku.
Leah uświadomiła sobie, że jej mąż był kiepskim kochankiem. I niezbyt
namiętnym.
R S
85
Ale przecież nigdy jej nie kochał, prawda? Znaczyła dla niego niewiele więcej
od jednego z tych obrazów, wartych kilka milionów dolarów, jakimi tak chętnie
chwalił się przed wszystkimi. Nią także mógł się chwalić. Symbol statusu. Córka
Joachima Blooma.
Jason miał w nosie, czyją Leah jest córką. Pragnął jej, chociaż sądził, że jest
zwykłą dziewczyną, która musi zarabiać na życie.
Stali pośrodku pokoju, przytuleni do siebie. Leah otarła się o niego płaskim
brzuchem.
- Zróbmy to jeszcze raz, Jason - powiedziała, z trudem rozpoznając swój
ochrypły głos. - Na tym twoim wielkim łożu. Kąpiel może poczekać, ja nie.
- To chyba ja powinienem cię uwodzić - rzekł ze śmiechem.
- Więc się pospiesz i mnie uwiedź.
- Chyba ci mówiłem, że lubię być szefem.
- Zapomniałam.
- Tym razem ci wybaczę - odparł, kładąc ją ostrożnie na czarno-białej narzucie
w tygrysie oka.
Leah jęknęła z zaskoczenia, gdy podsunął do góry jej wąską suknię,
zakrywając jej tułów i głowę materiałem.
Nie podejrzewała, że może istnieć coś tak erotycznego. Nie widziała go, ale
czuła jego ciało.
Poruszał się w niej powoli i mocno, drażniąc ją, pieszcząc każdym ruchem.
Poczuła znowu to słodkie napięcie i wstrzymała oddech.
Przygryzła dolną wargę, gdy ujął ją za biodra i przyspieszył rytm. Nie tylko go
teraz czuła, lecz także słyszała. Miał urywany oddech, jego palce wpiły się brutalnie
w jej ciało. Będzie miała sińce, ale się tym nie przejęła.
Przypominał jej teraz dziką bestię.
A potem już go nie było. Zostawił ją z głową przykrytą materiałem sukni, bez
tchu.
R S
86
Usłyszała szum wody, ale nadal nie mogła się poruszyć. Na koniec wrócił i
delikatnie zdjął z niej suknię.
On także był teraz nagi. Uśmiechał się. Gdy położył się tuż przy niej i zaczął
pieścić jej sutki, Leah poczuła, że wcale nie ma dość.
- Puściłem wodę w jacuzzi - szepnął i zaczął jej zdejmować kolczyki. - Czy
chcesz zadzwonić do ojca? - Odłożył je na szklany blat nocnej szafki. - Mogłabyś go
uprzedzić, że nie wrócisz.
- Nie... chyba nie. Zadzwonię rano.
- Wiesz, że nie będzie się martwił. Powiedziałaś, że tego właśnie chciał.
Żebyśmy byli razem.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to ty byłeś jego tajemniczym gościem. Czytał o
tobie ostatnio w gazecie. Wywarłeś na nim duże wrażenie.
- Ale na tobie nie? W każdym razie nic nie zauważyłem.
- Teraz jestem pod wrażeniem, gdy cię lepiej poznałam.
Jego ręce wróciły do jej sutków. Pieścił je z wyrazem zamyślenia w oczach.
- Czy to wszystko, czego ode mnie chcesz, Leah? - zapytał. - Nie zaczniesz
pragnąć więcej, prawda?
Serce Leah ścisnęło się z żalu. Jakże chętnie wykrzyczałaby mu, że wręcz
przeciwnie. Ale seks był wszystkim, co chciał jej ofiarować.
- Chcę tego oraz czasem twojego towarzystwa. Od rozwodu byłam bardzo
samotna. To dla ciebie nie problem, prawda?
- Jasne. Ale jutro będę musiał zakupić zapas prezerwatyw. W portfelu mam
kilka na wszelki wypadek. I pewnie ze dwie gdzieś w łazience. Ale ty, piękna -
zaśmiał się - wymagasz odnowienia zapasów!
- Przyjmuję to za komplement - odparła z zalotnym uśmiechem.
Leah wiedziała, że romans z Jasonem może się skończyć jej złamanym
sercem. Lecz nie potrafiła się już z tego wyzwolić. Rozkosz była zbyt wielka.
R S
87
Już tęskniła za wspólną kąpielą w jacuzzi i pieszczotach, jakimi tam siebie
obdarzą.
- Lepiej sprawdź poziom wody - poradziła. - Nie chcemy tu potopu.
- Chodźmy oboje - zaproponował, biorąc ją w ramiona.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Rano Leah obudziła się pierwsza, z zaskoczeniem zauważając, jak naturalnie
jest leżeć u boku Jasona. Trwała bez ruchu przez minutę lub dwie, rozglądając się po
obszernej sypialni i myśląc, jak bardzo jej się nie podoba jego apartament.
Oczywiście był wielki. Wielki i nowoczesny, z mnóstwem szkła, czarnej skóry
i białych płytek, wykończeniami ze stali nierdzewnej i dywanami o geometrycznych
wzorach. Ściany były pomalowane na biało, obrazy głównie czarno-białe, nowo-
czesne przyćmione lampy. Żadnych zasłon, tylko przyciemnione szyby i
przesuwane drzwi, wychodzące na wyłożony szarym kamieniem taras.
Dekorator wnętrz wyraźnie nie przepadał za kolorem. Apartament sprawiał
zimne, bezduszne wrażenie.
Leah go nienawidziła.
Ale kochała mieszkającego w nim mężczyznę.
Zerknęła na jego rozciągnięte na obszernym łożu wspaniałe ciało, częściowo
zakryte czarnym satynowym prześcieradłem.
Dobrze było obserwować go śpiącego i zastanawiać się, co czyniło go dla niej
tak nieodparcie atrakcyjnym.
W jego twarzy wszystko było doskonałe. Wysokie, szerokie czoło. Proste,
symetryczne brwi. Ładna linia nosa. Kwadratowa szczęka. Śliczne usta.
Och tak, zwłaszcza usta, zmysłowa dolna warga i pięknie zarysowana górna.
Doskonała kombinacja męskości ze zmysłowością.
R S
88
Ale przyciągała ją nie tylko jego uroda. Choć kto wie? Przecież wcale go nie
znała, nie wiedziała o nim nic poza kilkoma informacjami z gazet i tego, co sam o
sobie powiedział.
Nieprawda! - zakrzyknęła jej podświadomość. Wiesz znacznie więcej!
Pracownicy bardzo go szanowali. Nie wykorzystywał wrażliwości kobiet.
Szczerze mówił o tym, czego chce lub nie chce.
I kiedyś zbyt mocno pokochał.
Widziała w jego oczach ból, gdy mówił o żonie. Znała ten rodzaj cierpienia.
Miała go w oczach, gdy myślała o mamie. I gdy Carl ją opuścił.
Strata to rzecz okropna, gdy komuś na kimś zależy. A Jasonowi zależało.
Pokazywało to dobry charakter mężczyzny.
Leah wstała i na palcach ruszyła do łazienki, gdzie zabrała się za oglądanie
obolałego ciała.
Miała siniaki na biodrach i piersiach. I fioletową malinkę na szyi.
Dotknęła jej zdziwiona, że nie boli, i wdzięczna za swe długie włosy, które
mogły zakryć dowód szalonej nocy.
Oczywiście u Jasona nie kłopotała się zakrywaniem sińców. Ciekawe, co
powie na widok tego, co jej zrobił ubiegłej nocy. Chętnie pokaże się przed nim
naga.
Nalegał, żeby się wczoraj przed nim odkryła, nie wkładała szlafroka, przestała
wstydzić blizn. Po pewnym czasie terapia zadziałała.
Odrzuciwszy włosy do tyłu, wróciła do sypialni i zerknęła na łoże.
Jason dalej spał.
Stalowy cyfrowy budzik na nocnej szafce pokazywał dziewiątą dziesięć. Pani
B. chyba jeszcze nie zajrzała do jej pokoju, by stwierdzić, że Leah nie wróciła na
noc. Zakładała, że młoda dama musi się wyspać po przyjęciu.
Leah zamierzała nieco później zadzwonić do ojca.
R S
89
Wciąż jeszcze była na niego zła za wczorajszy podstęp. Zaprosił Jasona, a jej
pozwolił myśleć, że tajemniczy gość jest bogatym staruchem. Naprawdę nie
powinien się mieszać do spraw innych ludzi. Trzeba mu dać nauczkę.
Leah zamierzała oznajmić ojcu, że została kochanką Jasona Pollacka. Była to
zresztą święta prawda.
W ciągu ich długiej nocy Jason zdążył ją poprosić, żeby nie składała
rezygnacji i wprowadziła się do jego luksusowego apartamentu. Odmówiła w obu
wypadkach. Widywać go codziennie w pracy i sypiać z nim co noc - to pachniało
nieszczęściem. Przeżyła odejście Carla. Odejścia Jasona nie przeżyje.
Lecz nie mogła zrezygnować z tej znajomości. Oznajmiła, że Jason mógłby
zostawać u niej na noc, jeśli miałby ochotę, podobnie jak ona u niego. Ale nie
chciała wiązać z nim całego życia. Zamierzała znaleźć inną pracę i zatrzymać swoje
mieszkanie. Bo wiedziała, że pewnego dnia - nie powiedziała mu tego głośno -
Jason będzie miał jej dość tak samo, jak swojej poprzedniej dziewczyny.
Ta myśl była przerażająca. O ileż jednak byłoby gorzej, gdyby pracowała i
żyła z tym mężczyzną dwadzieścia cztery godziny na dobę?
Leah westchnęła i podeszła do przeszklonej ściany, wychodzącej na wschód,
skąpanej teraz w promieniach porannego słońca. Uniósłszy ramiona w górę leniwym
gestem, przywarła całym ciałem do ciepłego szkła.
Wyglądała w tej pozycji niezwykle kusząco. Wcześniej nie zrobiłaby tego ze
skromności, ale od dziś była inną osobą. Bardziej zmysłową, świadomą swoich
potrzeb, otwartą.
Zdrowy rozsądek ostrzegał ją przed zbyt bliskim związkiem z mężczyzną,
który nigdy nie da jej tego, czego tak bardzo pragnęła: być jego żoną i matką jego
dzieci.
Jednak zdrowy rozsądek nie mógł jej dać tak słodkiej rozkoszy, nie potrafił
rozpalić jej ciała.
R S
90
Nie pozwalał także zapomnieć, że w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło i
nadal była samotna. Mogła przed Jasonem udawać, że wszystko w porządku... ale
wcale tak nie było.
- Boże, to przecież ona!
Na dźwięk głosu Jasona Leah odwróciła się na pięcie, mrugając gwałtownie,
by strząsnąć łzy z powiek.
Jason siedział w łóżku ze zdumioną i podekscytowaną miną, częściowo
przykryty czarnym prześcieradłem, za co była mu wdzięczna.
- Jaka ona? - spytała, wracając szybko do łóżka. Czuła się strasznie
zakłopotana swoją erotyczną pozą przy oknie.
- Dziewczyna z mojego snu.
- Z jakiego snu? - pytała dalej, zakrywając się szczelnie prześcieradłem.
- Miałem sen, zanim kupiłem Beville Holdings. Dziewczyna na billboardzie
reklamowała ich szampon. Została sfotografowana od tyłu, naga, z jej ramienia
spływało na plecy pasmo lśniących jasnych włosów. Wyglądała dokładnie jak ty
przed chwilą...
Przesunął dłonią po jej długich włosach i nagle wyraz jego twarzy zupełnie się
zmienił.
- Boże, co z twoją szyją? Czy to moja wina?
- A widziałeś w łóżku jeszcze kogoś?
- Czemu mnie nie powstrzymałaś?
- Czemu nie powstrzymałam także fal przypływu? - odparła ze śmiechem.
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem - mruknął ze zdumieniem.
- Mam też ślady na piersiach i udach, ale nie tak wyraźne.
- Czy makijaż je zatuszuje? - spytał nieoczekiwanie.
- Chyba tak. Ale nie zamierzam chodzić nago po mieście...
- To zależy.
- Od czego?
R S
91
- Od tego, czy zdołam cię namówić, żebyś została twarzą produktów Beville
Holdings.
- Co?
- Szykujemy nową kampanię reklamową... na podstawie mojego snu, o którym
ci właśnie opowiedziałem. Wczoraj rozmawiałem z Harrym; powiedział, że sukces
zależy od tego, czy uda mi się znaleźć odpowiednią modelkę.
- Co za Harry?
- Harry Wilde. Geniusz reklamy i mój przyjaciel.
- Nie jestem modelką, Jason.
- Jesteś piękniejsza od wielu z nich.
- Ale... co z bliznami?
- Nikt ich nie zobaczy, przyrzekam.
- Fotograf będzie widział.
- Nie musisz być naprawdę naga. Musisz tylko tak wyglądać od tyłu, od bioder
w górę. Możesz nosić długi sarong i zakryć sobie piersi.
- Sama nie wiem, Jason...
- Wypadniesz doskonale, Leah. Spodoba ci się, zobaczysz.
- Wątpię.
- Dobrze zarobisz. Lepiej niż na obecnym stanowisku.
- Pensja nie jest mi tak naprawdę potrzebna, Jason. Mam pieniądze po mamie
i...
- Leah, przecież lubisz na siebie zarabiać - przerwał. - Gdyby było inaczej, po
co w ogóle szukałabyś pracy?
- Chciałam się przekonać, czy uda mi się ją znaleźć.
- Więc się przekonałaś, moje gratulacje. A teraz czas na podjęcie nowego
wyzwania.
- Umiesz przekonywać, prawda?
- W tym się szkoliłem.
R S
92
- Stanowczo zbyt często dostajesz to, co chcesz.
- Ale nie od ciebie. Nie chcesz się nawet do mnie wprowadzić.
- Przeżyjesz to.
- Bardzo go kochałaś, prawda?
Pytanie Jasona wprawiło Leah w zakłopotanie.
- Zazwyczaj nie wychodzi się za mąż za kogoś, kogo się nie kocha - odparła
ostrożnie.
- To prawda.
- Ta rozmowa robi się dla mnie zbyt poważna. Wezmę prysznic, a potem
pójdę do tej twojej sterylnie białej kuchni i zrobię nam śniadanie.
- Nie podoba ci się to miejsce, prawda? - spytał, zanim zdołała mu uciec. - No
dalej, przyznaj się.
- Okej. Uważam, że to najzimniejszy i kompletnie pozbawiony duszy
apartament, w jakim miałam okazję przebywać.
- Też tak sądzę - odparł, chichocząc.
- Więc po co go kupiłeś?
- Bo był wygodny i stanowił dobrą inwestycję. A poza tym wówczas mi
odpowiadał - dodał z lekkim uśmiechem.
- Decyzje podejmowane po czyjejś śmierci nigdy nie są dobre - oznajmiła. -
Gdy mama umarła, ojciec chciał sprzedać dom. Przypuszczam, że kupiłby w zamian
coś podobnego. On także docenia dobre inwestycje. Walczyłam zębami i pazurami,
żeby tego nie robił. Teraz trochę się martwię, że chce sprzedać łódź, którą nazwał
imieniem mamy.
- Jeśli chcesz, mogę ją dla ciebie kupić.
- Nie będziesz mi niczego kupował, Jason - oznajmiła z powagą. - W każdym
razie niczego kosztownego. Kwiaty i czekoladki mogą być. Ale żadnych jachtów,
diamentów ani innych bajkowych prezentów, jakimi podstarzali bogacze obdarzają
swoje utrzymanki.
R S
93
- Nie jesteś moją utrzymanką - powiedział, pociągając ją na siebie. - Choć
chciałbym cię mieć na każde zawołanie.
- Ach tak?
- Właśnie tak - mruknął, zmuszając ją, żeby na nim usiadła z kolanami po jego
bokach.
- Zamierzałam wziąć prysznic - przypomniała mu. - Muszę też zadzwonić do
domu. Nie chcę, żeby tata się martwił.
- Później.
- Ja... naprawdę nie mam teraz ochoty na seks.
- Kłamiesz. Widzę to. Jeśli wolisz, możesz patrzeć na mój orgazm.
Leah poczuła, że kręci się jej w głowie. Nigdy dotąd tego nie robiła. Była
zawsze zbyt pochłonięta sobą, żeby się przyglądać. Jakie to będzie uczucie, nie
stracić opanowania, podczas gdy Jason zupełnie się zatraci?
- Zdajesz sobie sprawę - szepnęła - że nie jestem jedyną pracownicą Beville
Holdings, która sypia ze swoim szefem?
- Do diabła, Leah, Jim i Trish niewiele mnie teraz obchodzą.
- Miałam na myśli Shelley i Jima.
- Co jeszcze wiesz, czego ja nie wiem? - mruknął, unosząc brew.
- Ostatnio zarząd zmarnotrawił mnóstwo pieniędzy.
- Uważasz, że powinienem wszystkich zwolnić?
- Powinieneś dać im motywację do odejścia.
- Niezła jesteś! Powiedz tylko słowo, a dostaniesz awans.
- Skup się lepiej na kampanii reklamowej ze mną w roli głównej. Nie podoba
mi się idea sypiania z szefem.
- I tak nadal nim będę.
- Wcale nie. W przyszłym tygodniu zatrudnię się w agencji modelek. Będziesz
musiał się do nich zwrócić, jeśli mnie chcesz.
- Chcę ciebie - odparł, poruszając jej biodrami w górę i w dół.
R S
94
Owszem, chciał, pomyślała z goryczą. Teraz. Ale nie na zawsze.
- Nachyl się - polecił. - Oprzyj ramiona za moją głową.
- Nie. Przecież miałam tylko patrzeć.
- Rób, co mówię, Leah.
W tej pozycji jej piersi znalazły się nad twarzą Jasona. Ujął jeden z
nabrzmiałych sutków w swe wargi, a potem leciutko ugryzł.
Wyprostowała się szybko.
- Nie możesz mi tak robić - jęknęła bez tchu.
- Dlaczego?
- Bo mogę to za bardzo polubić.
- Mam nadzieję.
- Jesteś podstępny, drogi Jasonie.
- Nie mów, że tego we mnie nie lubisz - odparł z gardłowym śmiechem.
Zarumieniła się, nie po raz pierwszy od chwili, gdy wsiadła z nim do
taksówki.
- A ja lubię twój rumieniec - mruknął, gładząc jej zaróżowione policzki.
Powiódł palcami po jej piersiach i płaskim brzuchu, po czym delikatnie
dotknął złotawej kępki włosów między udami.
- Nie byłaś taka z żadnym mężczyzną, nawet z Carlem, prawda? - szepnął,
pieszcząc łagodnie jej ciało.
- Nie - wyznała z drżeniem.
- Tylko ze mną. Więc mogę cię mieć na każde zawołanie, Leah, ale tylko
dlatego, że ty sama tego chcesz. Rozumiesz? - Znów ujął ją mocno za biodra i zaczął
się z wolna poruszać. - Chcesz tego, prawda? Leah?
Nie odpowiedziała. Przymknęła tylko oczy.
R S
95
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Joachim Bloom właśnie skończył śniadanie, gdy rozległ się dzwonek telefonu.
Zanim odebrał, domyślił się, kto dzwoni.
- To ja, tato - powiedziała Leah.
- Słyszę - odparł ze spokojem. - Jak się domyślam, zostałaś na noc u Pollacka?
- U Jasona, tato. Mów na niego Jason. Tak, właśnie tam nocowałam. Czy pani
B. wspomniała coś na temat mojej nieobecności?
- Nie. Powiedziałem jej, że wybrałaś się do klubu z jednym z moich przyjaciół
i wrócisz dopiero dzisiaj.
- Wszystko przewidziałeś. Co na to pani B.?
- Nie jestem pewien, ona trochę mamrocze. Ale brzmiało to chyba jak
„najwyższy czas".
- Och...
- Czyżbyś była zdziwiona, że nie jesteśmy tym zaszokowani, Leah?
- Nie dziwię się, że ty nie jesteś w szoku. Ostatecznie celowo zetknąłeś nas ze
sobą, prawda? Bóg jeden zresztą wie po co. To chciałabym wiedzieć, tato. Czemu
wybrałeś dla mnie Jasona Pollacka?
Joachim wiedział, że odpowiedź: „Zasugerowała mi to twoja matka"
zabrzmiałaby głupio.
- Spodobał mi się na zdjęciu w gazecie - odparł. - Lubię ludzi, którzy sami do
czegoś w życiu doszli.
- Wspomniałeś, jakoby ożenił się dla pieniędzy.
- Tak? Nie przypominam sobie. Być może sama wyciągnęłaś taki wniosek. Co
sądzisz o nim teraz, skoro go lepiej poznałaś? Ożenił się dla majątku czy nie?
- Nie, zrobił to z miłości. Tak bardzo kochał żonę, że nie wyobraża sobie, by
mógł się zakochać lub ponownie ożenić.
Joachim poczuł gorycz rozczarowania. Chyba popełnił duży błąd.
R S
96
Należało mu się za dawanie wiary przekazom z zaświatów. Nigdy dotąd nie
wierzył w zjawiska nadnaturalne. Poczuł się nagle głupio, że posłuchał głosu w
swojej głowie. To nie była Isabel, napomniał się ostro. Jak mógł to sobie w ogóle
wyobrazić?
- Przykro mi, Leah. Czy bardzo jesteś na mnie zła?
- Nie jestem zła, tylko troszkę zirytowana. Powinieneś się nauczyć nie wtrącać
do czyjegoś życia. Jeśli będę chciała znaleźć męża, sama się tym zajmę. Czy
wyrażam się jasno?
- Całkowicie.
- Nawiasem mówiąc, ja i Jason bardzo się polubiliśmy. Więc się nie dziw, jeśli
brukowce zaczną nas nazywać parą. Podejrzewam, że w ciągu najbliższych tygodni
będziemy widywani razem w różnych miejscach. Aha, jeszcze jedno. Rezygnuję w
poniedziałek z posady w Beville Holdings i zaczynam karierę modelki.
- Modelki?! Ale... ale...
- Tak, wiem. Moje blizny. To jasne, że nie zamierzam reklamować kostiumów
kąpielowych. Ale nie martw się, swój pierwszy kontrakt mam już w kieszeni. Mam
być twarzą produktów Beville Holdings w nowej kampanii reklamowej.
- Żartujesz.
- Wcale nie. Bycie kochanką szefa ma swoje zalety.
- Kochanką!
- Kochanką. Dziewczyną. Jak wolisz.
Joachim usłyszał to wreszcie w głosie swojej córki. Wyraźny ból. Mógł być
tylko jeden powód. Leah zakochała się w Jasonie Pollacku.
Przez ułamek sekundy czuł bezmierną rozpacz. Lecz znowu głos w jego
głowie szepnął mu, że wszystko będzie dobrze.
Wbrew wszelkiej logice poczuł olbrzymią ulgę.
Nie trać wiary, kochany, szeptał ów głos.
Należał do Isabel. Joachim go rozpoznał.
R S
97
- To dobrze. - Musiał odchrząknąć, zanim się odezwał. - Jason to dobry
człowiek.
- Tato, czy ty coś piłeś?
- Tylko kawę.
- On chce ode mnie tylko seksu. Zdajesz sobie z tego sprawę czy nie?
- Wiele związków od tego się zaczyna, moja droga - odparł rozsądnie ojciec.
- On nadal kocha żonę!
- Być może. Miłość nie umiera z powodu śmierci. Ale ona nie żyje, Leah, a ty
jesteś żywa, podobnie jak Jason.
- Jason wie, czego chce, tato. Od początku był ze mną bardzo szczery.
- A kiedy był początek, moja droga?
- W piątek wieczorem. - Leah westchnęła. - Po pracy.
- Rozumiem. - W istocie Joachim nic nie rozumiał.
Nie trać wiary, Joachimie, szepnął głos.
- Po prostu go kochaj, Leah. Żaden mężczyzna nie zdoła ci się oprzeć.
- Och, tato - zaszlochała nagle Leah. - Ja go tak bardzo kocham. Nic takiego
do Carla nie czułam. Ja... ja...
- No, no, moje dziecko - pocieszył ją. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
- Nie będzie! - zawołała jego córka, pociągając nosem. - Muszę kończyć,
Jason zaraz wyjdzie z łazienki. Dziś już chyba nie wrócę. Zadzwonię do ciebie za
kilka dni - mówiąc to, pożegnała się i odłożyła słuchawkę.
Leżała z twarzą w pościeli, nasłuchując odgłosów prysznica. Jason gwizdał
radośnie i podśpiewywał. On był szczęśliwy, a ona płakała.
Nic dziwnego, dostał to, czego chciał, a ona nigdy tego nie dostanie.
Pora zakończyć ten związek, Leah, powiedziała sobie. Nie za kilka miesięcy
ani tygodni, tylko teraz, póki nie jest za późno.
R S
98
Lecz wiedziała, że brak jej odwagi, by to zrobić. Jak mogła rzec:
„Przepraszam, Jason", gdy on wyjdzie z łazienki, „ale zakochałam się w tobie, lecz
ty mnie nigdy nie pokochasz, więc dajmy sobie spokój".
Niemożliwe.
Nie, z uśmiechem będzie mu towarzyszyła. I każdego innego dnia, dopóki on
nie zechce zakończyć tej znajomości. To był teraz jej los.
Nie, to twój wybór, przypomniał jej umysł.
Być może. Ale czy miłość kiedykolwiek ma wybór? A jeśli tak, czy może to
być wybór właściwy?
W drzwiach do łazienki stanął ociekający wodą Jason, ubrany w ręcznik
okręcony wokół bioder.
- Tak sobie myślałem... - zaczął, odgarniając dłonią włosy z czoła.
- Tak? - Podparta na ręku Leah starała się wyglądać swobodnie.
- O tej twojej rezygnacji.
- O co chodzi? - spytała ze znużeniem.
Chyba nie będzie jej znów namawiał, żeby się z tego wycofała!
- Uważam, że to dobry pomysł. Nie potrafiłbym się skupić na pracy, gdybyś
była gdzieś obok. Ale jutro musisz jeszcze przyjść. Bob nie znajdzie tak od razu
zastępstwa.
- Mandy może to robić za mnie. Czasem mnie zastępuje.
- Na pewno?
- Tak.
- Najlepiej jednak przyjdź. - Odwrócił się, żeby wrócić do łazienki, ale znów
przystanął. - Dzwoniłaś do ojca?
- Tak.
- Założę się, że nie był wcale zaskoczony.
- Nie mylisz się, Jason - odparła chłodno.
- Widzisz? Niepotrzebnie się martwiłaś.
R S
99
- Opowiedziałam mu o moich dwóch nowych zajęciach.
- Dwóch nowych zajęciach?
- Tak. Modelki i kochanki.
- Do licha, Leah. - Jason obrzucił ją poirytowanym spojrzeniem. - Nie jesteś
moją kochanką. Twój ojciec jeszcze sobie pomyśli, że jestem gorszy niż ten pajac,
którego poślubiłaś. Jesteś moją dziewczyną.
- Jedną z wielu.
- Nieprawda - zaprzeczył z powagą. - Okej, miałem dużo dziewczyn, gdy
byłem młodszy. Ale od śmierci żony jesteś drugą z nich.
I pierwszą, na której mi naprawdę zależy, powinien był dodać, ale tego nie
zrobił.
- Żartujesz. - Leah gwałtownie usiadła.
- Wcale nie. Po śmierci Karen przez cztery lata nie spotykałem się z
kobietami. Nie chciałem. Około pół roku temu poznałem kogoś na przyjęciu i
uznałem, że koniec celibatu.
- To ta, z którą się ostatnio rozstałeś?
- Tak. Hilary. Była miła i ładna, ale pragnęła małżeństwa. Powiedziałem jej na
początku, że nie chcę się żenić ponownie, więc skoro nalegała, uznałem, że lepiej z
nią zerwać. Była zrozpaczona. Gdy spotkałem ciebie, obawiałem się tego samego.
Nie chcę już nikogo więcej krzywdzić. Ale skoro ty także nie pragniesz małżeństwa,
to wszystko w porządku. Wiesz co, muszę się jeszcze ogolić - dodał, pocierając
podbródek grzbietem dłoni. - Jeśli chcesz, możesz w tym czasie wziąć prysznic.
- O nie, nie, nie. - Leah pogroziła mu palcem. - Nie nabierzesz mnie na to.
Zaczekam, aż skończysz. Wezmę prysznic, ubiorę się i pojadę do domu.
- W co się ubierzesz, jeśli wolno spytać? Twoje stringi to przeszłość, a czarna
suknia nie nadaje się na strój dzienny.
- Na pewno masz w szafie coś, co mogłabym na siebie założyć.
- Nic nie mam - rzekł przebiegłe.
R S
100
- Więc będziesz musiał wyjść i coś mi kupić.
- Sama mówiłaś, że nie życzysz sobie żadnych prezentów poza kwiatami.
- Och, specjalnie się ze mną droczysz! W końcu i tak będę musiała trafić do
domu.
- Będziesz musiała poczekać do wieczora. Wtedy włożysz swoją czarną suknię
i odwiozę cię do domu. Nikt nie zauważy, że nie nosisz bielizny.
- Ty zauważysz.
- Tak, owszem - odparł z przebiegłym uśmieszkiem. - Z pewnością.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
- Ty i Jason?
Leah uśmiechnęła się na widok zaskoczenia Trish. A więc udało jej się w
ubiegłym tygodniu nie zdradzić, jak wielkie wrażenie wywarł na niej ich nowy szef.
- Owszem - potaknęła. - Ja i Jason.
Obie piły w bufecie poranną herbatę, a Leah czuła, że powinna jakoś wyjaśnić
Trish przyczynę rezygnacji.
- Ty szczęściaro! - zawołała Trish. - Założę się, że jest niesamowity w łóżku.
Nie, nie musisz odpowiadać. I tak widzę to po twojej minie. Więc to poważne? To
dlatego rezygnujesz z posady?
- Częściowo - odparła Leah i zaczęła opowiadać o propozycji udziału w
kampanii reklamowej. - Nie mogłabym tu dalej pracować, zwłaszcza gdyby się
rozeszło, że się spotykam z szefem. Wiesz, jaka byłaby reakcja. Wszystkie
dziewczyny rozprawiałyby tylko o tym, podobnie jak sprzedawcy. Plotki, zazdrość i
oskarżenia o faworyzowanie.
- Uhm. Coś takiego miało miejsce, gdy się rozeszło, że sypiam z Jimem.
Nawiasem mówiąc, chyba zostanie poproszony o rezygnację ze stanowiska.
- Wcale bym się nie zdziwiła.
R S
101
- Bob mówi, że Jason nie jest z niego zadowolony.
- Boże, zapomniałam, że w piątek spotkałaś się z Bobem. Jak wam poszło?
- Nieźle. To nie jest miłość od pierwszego wejrzenia, ale Bob to naprawdę
miły facet. Niedługo znów się umówimy.
- Cieszę się, Trish. Jim to była strata czasu dla dziewczyny, która chce mieć
męża i dzieci.
- Masz rację. Spójrzmy prawdzie w oczy, większość z nas tego właśnie chce.
- O tak - odparła z westchnieniem Leah.
Trish obrzuciła ją uważnym spojrzeniem.
- O co chodzi, Leah? Posmutniałaś.
- Nie, nie, jestem tylko zmęczona.
- Za dużo seksu - roześmiała się Trish.
- Być może.
- Szczęściara. Jim właśnie tym mnie skusił. Jest świetnym kochankiem. Nic
dziwnego, ma sporo praktyki - dodała kpiąco. - Wiedziałaś, że spotyka się
jednocześnie z Shelley?
- No cóż... tak - przyznała Leah. - Przykro mi, Trish. Nie chciałam ci tego
mówić.
- Takich facetów powinno się kastrować - rzuciła ostro. - Masz szczęście, że
znalazłaś kogoś takiego jak Jason.
- On też ma wady.
- Jak możesz tak mówić? Jest superprzystojny, bogaty, miły, jest fantastyczny!
O jakich wadach mówisz? - spytała podejrzliwie Trish.
- Nie chce się ponownie ożenić.
- Och. Och, rozumiem. Hm, to wielka szkoda.
- Tak. - Leah poczuła, jak ogarnia ją smutek.
- Może powinnaś skorzystać z własnej rady, Leah, i nie tracić czasu na faceta,
który nie da ci tego, czego ty pragniesz.
R S
102
- Zgadzam się z tobą, tylko... jest pewien problem. Bardzo go kocham.
- A może on zmieni zdanie. Jeśli ktoś może to sprawić, to tylko ty.
- Miło, że tak mówisz - odparła z uśmiechem Leah.
- Bo jesteś miłą osobą.
Leah musiała szybko zmienić temat.
- Czy sądzisz, że Mandy mogłaby mnie zastąpić?
- Jest trochę za młoda. Jason pytał mnie o to rano, więc mu powiedziałam, że
lepiej, żeby jeszcze poczekała na awans.
- Masz rację.
- Wygląda na to, że szybko nas opuścisz.
- Tak, za dzień lub dwa.
- Będzie nam ciebie brakowało. Zwłaszcza mnie.
- Możemy się przecież czasem spotkać.
Trish spojrzała na nią z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie, jeśli zamierzasz się umawiać z szefem na randki. Rola dziewczyny
miliardera to robota na pełen etat, i to po godzinach.
- To może nie być stała praca - rzekła Leah ze smutnym uśmiechem.
Trish dotknęła delikatnie przegubu jej dłoni.
- Zakochałaś się w nim na zabój, prawda?
Leah przez resztę dnia rozmyślała o tym określeniu.
„Zakochać się na zabój".
Brzmiało to tak, jakby uległa wypadkowi, jakby stało się z nią coś złego. W
pewnym sensie tak właśnie było.
Co dobrego mogło wyniknąć z relacji, od początku skazanej na
niepowodzenie? Jak ona ma to przetrwać?
O wpół do piątej Leah sprzątnęła biurko i opuściła gmach firmy. Jason
nalegał, żeby przyjechała do niego, ale uparła się, że w ciągu tygodnia będzie
R S
103
mieszkała u siebie w Gladesville. Uległa mu o tyle, że obiecała przyrządzić kolację.
Jeśli będzie chciał, będzie mógł u niej zostać na noc.
Oczywiście wyraził taką chęć.
Po drodze do domu zatrzymała się w supermarkecie i kupiła produkty na
kolację. Następnie w kiosku z gazetami nabyła pamiętnik. Niewielki notes, jaki
mogła nosić w torebce i zapisywać w nim myśli, które mogły jej przynieść pociechę,
gdyby udawanie stawało się nie do zniesienia. Bo jej życie miało być odtąd właśnie
tym.
Udawaniem.
Lecz w pamiętniku nie zamierzała niczego udawać. Będzie w nim zapisywać
prawdziwe uczucia i myśli. Napisze, jak bardzo kocha Jasona. Wyrazi swoje
nadzieje na przyszłość, choćby najbardziej daremne. Opisze swoje marzenia i sny. I
najskrytsze pragnienia.
O siódmej czekała swobodnie ubrana w niebieskie płócienne spodnie i bluzkę
w niebiesko-białe paski. Włosy związała w koński ogon, odświeżyła makijaż i
skropiła się perfumami. W lodówce chłodziła się butelka wina, a w elektrycznym
rondlu perkotało curry z kurczaka, przyrządzone na sposób japoński.
Zdążyła już wpisać kilka zdań do swojego pamiętnika.
Dzwonek do drzwi zabrzęczał punktualnie. Jason był człowiekiem
skrupulatnym.
Z mieszaniną lęku i ekscytacji poszła tworzyć. Dzisiejszy wieczór ustali ramy
ich relacji. Dziś będzie musiała odegrać rolę, którą - jak sądziła - Jason jej
wyznaczył.
Ułożywszy twarz w uprzejmy uśmiech, otworzyła drzwi.
- Wejdź, kochanie - powiedziała. - Kolacja już prawie gotowa.
R S
104
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Leah jechała windą na najwyższe piętro budynku, w którym mieszkał Jason,
jak czyniła to już wielokrotnie. Obecnie miała swoją własną kartę do drzwi.
Odkąd zgodziła się zostać dziewczyną Jasona, upłynęło sześć miesięcy.
Jason zawsze tak ją przedstawiał, jako swoją dziewczynę.
Leah uważała, że brzmi to lepiej niż „kochanka" . Jednak brukowce czasami
używały tego określenia.
Oboje stali się bardzo znaną parą, ich zdjęcia można było znaleźć na
kolumnach plotkarskich wszystkich kolorowych magazynów i gazet, zwłaszcza gdy
Leah została twarzą produktów Blask Słońca.
Nowa kampania reklamowa Jasona okazała się wielkim sukcesem. Firma
Beville Holdings stanęła mocno na nogi, miała nowy zarząd i recepcjonistkę. Była
nią Mandy. Leah była teraz wielce poszukiwaną modelką i lubiła swoje zajęcie,
choć przypuszczała, że jej popularność nie potrwa wiecznie.
Jej związek z Jasonem był pozornie bardzo udany. Często się spotykali,
bywali na przyjęciach i w restauracjach, na premierach i innych imprezach, na które
oboje zapraszano. Niekiedy Leah występowała u jego boku na przyjęciach, jakie
organizował w swoim penthousie.
Jednak Jason nie przepadał za obowiązkami, wynikającymi z pozycji
miliardera. Często spędzali spokojny weekend, Leah mogła odwiedzać w soboty
swoich podopiecznych w szpitalu dziecięcym, a potem pojechać do ojca. Jason
chętnie jej towarzyszył i oboje zostawali na noc w Vaucluse.
Pani B. go wprost uwielbiała. Ojciec także go lubił, choć Jason nie złożył mu
oferty zostania ukochanym zięciem. Wszyscy lubili Jasona.
Tak, ogólnie wszystko toczyło się pomyślnie.
R S
105
Jednak ostatnimi czasy Leah czuła na sobie niespokojny wzrok Jasona. Coś go
w niej jawnie niepokoiło. Nie odważyła się zapytać, o co chodzi, bo obawiała się
usłyszeć odpowiedź.
Czyżby już się nią znudził?
Dokładała wszelkich starań, żeby się go kurczowo nie trzymać, wyczuwając,
że Jason tego nie cierpi. I nigdy mu nie powiedziała, że go kocha. Nigdy. Nawet w
tych chwilach, gdy kochał się z nią tak łagodnie i czule, że niemal chciało jej się
płakać z emocji. Patrzył na nią uważnie, poruszając się w niej powoli, a ona miała te
słowa na ustach, lecz nigdy ich nie wypowiedziała.
Nigdy!
Gdy drzwi windy się rozsunęły, Leah na moment przystanęła. Z głębi
apartamentu dochodziły przytłumione głosy. Nie spodziewała się dziś wieczorem
żadnych gości. W piątki jedli zazwyczaj kolację w restauracji, znajdującej się na
parterze budynku, potem szli do jacuzzi, a później do łóżka.
Gdy zadzwonił do niej w porze lunchu, nie wspomniał o wizycie gości. Na
myśl o konieczności zabawiania jednego z wyrafinowanych biznesowych kolegów
Jasona Leah poczuła znużenie. Znużenie i zniechęcenie. No i obawę.
Z ciężkim westchnieniem przewiesiła torebkę przez ramię i wyszła z windy.
Na dźwięk zatrzymującej się windy Jason lekko zesztywniał.
To pewnie Leah. Piękna, intrygująca, tajemnicza Leah, która jak zwykle
przybyła spędzić z nim piątkowy wieczór.
- To pewnie Leah - oznajmił głośno Bobowi i Trish, którzy siedzieli w salonie.
Trish przycupnęła na brzegu czarnego skórzanego fotela, popijając powitalny
kieliszek szampana. Posłała stamtąd Jasonowi promienny uśmiech.
- Nie widziałam Leah od wieków, no chyba że w telewizji. I na tych pięknych
billboardach.
- Billboardy wyszły wspaniale, prawda? - zauważył Bob. - Czy wspomniałeś
Leah, że wpadniemy, Jason?
R S
106
- Nie. Pomyślałem, że zrobimy jej niespodziankę - odparł Jason swojemu
wyraźnie uszczęśliwionemu asystentowi.
Bob wyznał mu tuż po lunchu, że zadał Trish stosowne pytanie, ale jeszcze nie
kupił pierścionka. Oświadczyny miały charakter raczej impulsywny. Wobec tego
Jason w ramach prezentu zaręczynowego podarował przyjacielowi premię
finansową i wysłał oboje do jubilera po pierścionek. Kiedy Bob zadzwonił o szóstej,
że wespół z Trish udają się do jednej z najlepszych restauracji w mieście, żeby
uczcić wspaniałą okazję, Jason natychmiast zaprosił ich do siebie na kieliszek
szampana.
Jego pierwszą myślą było zadzwonić do Leah, ale zrobił to już dzisiaj
dwukrotnie. Telefony do niej były dla niego często niemiłym doświadczeniem. Leah
przyjmowała je inaczej niż inne kobiety czy dziewczyny, które kiedykolwiek miał.
Nawet Karen - najbardziej niezależna spośród znanych mu kobiet - lubiła, gdy
często do niej dzwonił. Zanim zostali małżeństwem, godzinami rozmawiali przez
telefon.
Leah natomiast najczęściej ucinała rozmowę, mówiąc, że ma coś do zrobienia
albo musi gdzieś wyjść. Jedyną okazją, żeby z nią porozmawiać w spokoju, były
piątkowe kolacje. Nawet przy takich okazjach jednak trzymała się głównie wyda-
rzeń bieżącego dnia, nigdy nie wspominając o przeszłości czy też - Boże broń! -
przyszłości.
Spojrzał ku drzwiom - stała w nich, wyglądając jak zwykle zachwycająco w
ciemnozielonej wełnianej sukni, która ciasno opinała jej ciało, podsycając jego
nigdy niezaspokojone pragnienie jej bliskości. Włosy upięła wysoko w ten
seksowny sposób, który wręcz uwielbiał.
Na alabastrowej szyi miała złoty naszyjnik - żaden z tych, które jej podarował
- pasujący do długich kolczyków, które zwieszały się z jej kształtnych uszu.
Odurzająca woń jej perfum zdawała się ją wyprzedzać, doprowadzając go na skraj
szaleństwa.
R S
107
- Trish! - wykrzyknęła. Jej piękna, lecz często nazbyt poważna twarz
rozpromieniła się na widok gości. - I Bob! Tak się cieszę, że to wy, a nie któryś z
tych starych nudziarzy od Jasona!
- Nie znam żadnych starych nudziarzy - zaprotestował, podając jej kieliszek
szampana. - Pomyliłaś mnie ze swoim ojcem.
- W żadnym razie. - Wzięła kieliszek i rzuciła torebkę na fotel. - Co takiego
czcimy?
- To! - zawołała Trish, zrywając się z fotela i machając jej palcem przed
oczami.
- Ojej, zaręczyłaś się! Cudownie! I jaki piękny pierścionek.
- Szef za niego zapłacił - wyjaśnił uradowany Bob, a Leah spojrzała na niego z
uśmiechem. Jednak jej oczy wyrażały powagę i smutek.
Jason żałował, że nie może odczytać przyczyny tych emocji. Leah miała takie
smutne oczy. Czy wspominała czas, gdy jej przyszły mąż obdarował ją
pierścionkiem zaręczynowym? Do wszystkich diabłów, czy nie mogłaby wreszcie
przestać o nim myśleć?
- Jaka niezwykła hojność, kochanie - powiedziała uprzejmie.
Jason zwinął się wewnętrznie w ciasną kulkę. Nie cierpiał, kiedy mówiła do
niego „kochanie" tym tonem. Brzmiało to tak powierzchownie. Tak... obojętnie.
Nie był jej ukochanym. Nigdy nim nie będzie.
Cóż za rozczarowująca myśl.
Jason nie potrafił wskazać konkretnego momentu, w którym zrozumiał, że się
zakochał w Leah. Być może był to piątek ubiegłego miesiąca, gdy nie mógł się do
niej dodzwonić na komórkę, a ona się spóźniała. Z zachodu przyszła okropna burza,
niosąc ulewę i grad, błyskawice i grzmoty. Jason biegał po zalanych deszczem
tarasach, martwiąc się straszliwie, czy Leah nie jest czasem jedną z mnóstwa osób,
które miały tej nocy wypadek na szosie. Gdy wreszcie do niego dotarła, miał już
właśnie wydzwaniać do wszystkich szpitali.
R S
108
Owszem, był wypadek. W tunelu wiodącym z portu. Leah utknęła w jego
najgłębszej części, gdzie zupełnie nie było zasięgu.
Jason przypomniał sobie, że poczuł niemal fizyczną ulgę na myśl, że nic jej się
nie stało. Natychmiast potem zapragnął porwać ją w ramiona i kochać się z nią
nieprzytomnie. Zaciągnął ją na najbliższy dywan i posiadł w dzikim szale. Nie trosz-
czył się nawet o użycie prezerwatywy. Gdy Leah powiedziała mu później, że będzie
musiała zażyć pigułkę „dzień-po", chciał jej powiedzieć, żeby tego nie robiła.
Jednak nie sprzeciwił się głośno.
Czuł się potem sfrustrowany, bo znów wykorzystał seks do wyrażenia swojej
miłości, zamiast o niej powiedzieć. Nadal zresztą tak czynił.
Lecz przecież Leah sprawiała wrażenie, że niczego innego nie oczekuje!
Karen mu powiedziała, że pewnego dnia znowu się zakocha. Wówczas jej nie
uwierzył. Jednak jego żona była bardzo mądrą kobietą. Wiedziała, że czas uleczy
jego rany.
Ile czasu potrzebuje Leah na uleczenie swoich ran? Jak długo Jason potrafi
znieść mękę kochania bez wzajemności? Stawało się to coraz trudniejsze, zwłaszcza
gdy obserwował zachowanie pary zakochanych.
Bob i Trish nieustannie musieli się dotykać, patrzyli na siebie oczyma pełnymi
uczucia, rozmawiali o cudownych planach.
Leah w ogóle nie chciała rozmawiać o przyszłości. Żyła wyłącznie dniem
dzisiejszym. Gdyby Jason nie wiedział o jej dobroczynnej działalności w szpitalu,
mógłby pomyśleć, że stała się egoistką.
- Wznieśmy toast za szczęśliwą parę - zaproponował Jason. - Wszystkiego
najlepszego!
- I za miłość! - wykrzyknęła Trish, stukając się kieliszkiem z Bobem.
Jason zdążył zauważyć reakcję Leah. Negatywną.
Był to jeden z tych momentów, gdy czuł, że nie może dłużej ciągnąć tego
związku. Nie w takiej postaci, w jakiej się to układało.
R S
109
Coś się musi zmienić. Miał nadzieję, że zrobi to Leah.
On chce ze mną zerwać - uświadomiła sobie Leah, gdy ich oczy się spotkały.
Serce jej się ścisnęło. Żołądek zamienił się w twardą kulę.
- Przepraszam na moment - wykrztusiła, odstawiając szybko kieliszek. -
Muszę... iść do łazienki.
Niemal biegiem rzuciła się do toalety dla gości. Zdążyła, zanim jej żołądek się
zbuntował. Zrobił to dzisiaj nie pierwszy raz, podobnie jak w ciągu minionego
tygodnia.
Wykonany po południu test ciążowy potwierdził jej obawy.
Nosiła pod sercem dziecko Jasona.
Leah dokładnie wiedziała, kiedy to się stało. Tej nocy, gdy szalała burza.
Powinna była pójść do lekarza zaraz następnego ranka. Nie zrobiła tego, po prostu
nie mogła.
A teraz była z Jasonem w ciąży. A on już jej nie potrzebował.
- Czy dobrze się czujesz, Leah? - spytał spod drzwi łazienki Jason.
- Tak, ja... - Leah oparła spocony policzek o zimną kafelkową ścianę. - Chyba
zjadłam coś, co mi nie posłużyło. Przepraszam, za moment wychodzę.
- Bob i Trish zamówili kolację na siódmą.
- Powiedz im, żeby nie czekali. Proszę. Być może zajmie mi to jeszcze chwilę.
- Dobrze.
Leah zatrzymała się w łazience tak długo, aż goście wyszli. Gdy wróciła do
salonu, w apartamencie panowała grobowa cisza. Jason stał pod przeszkloną ścianą,
odwrócony do niej plecami, z rękami w kieszeniach luźnych spodni. Mógł po prostu
obserwować światła miasta, ale Leah wiedziała, że jest inaczej. Szukał
odpowiednich słów, które miał jej powiedzieć.
Leah postanowiła mu pomóc.
- W porządku, Jason - rzekła chłodno. - Możesz mi to powiedzieć. Nie zrobię
żadnej sceny.
R S
110
- Niby co miałbym ci powiedzieć? - odparł, odwracając do niej pobladłą
twarz.
- Że z nami koniec.
- Czy chcesz, żebym właśnie to ci powiedział, Leah?
Nie umiała powstrzymać gwałtownego drżenia.
- Nie!
Jego twarz wyrażała kompletne zaskoczenie, co ją zdumiało.
- Nie chcesz?
Leah poczuła, że w środku topnieje, że opada z niej maska, którą nosiła
miesiącami.
- Czemu miałabym tego chcieć? - wykrzyknęła. - Kocham cię, Jason! Przez
cały czas cię kochałam.
Jason poczuł, że ogarnia go straszliwy gniew.
- Kochasz mnie? Chyba się nie spodziewasz, że ci uwierzę, co? Wiem, jak to
jest być kochanym przez kobietę, a ty, moja droga, zachowujesz się zupełnie
inaczej! Prawie ze mną nie rozmawiasz, nawet kiedy jesteśmy razem. Pragniesz
tylko, bym ci dawał rozkosz w łóżku!
- Tak, bo tylko to chciałeś mi ofiarować! - odcięła się z gniewem. - Jeśli
sądzisz, że przez te pół roku z tobą byłam szczęśliwa, Jason, to się głęboko mylisz.
Udawanie, że cię nie kocham, było piekłem. A jeśli mi nie wierzysz, to możesz
sobie o tym poczytać.
- Jak to „poczytać"? Co takiego?
- To.
Kompletnie oszołomiony Jason patrzył, jak Leah wyjmuje z torebki niewielki
notes w czarnej oprawie. Omal go nie upuścił, gdy rzuciła nim z daleka w jego
stronę.
- To pamiętnik - wyjąkał, obejrzawszy okładkę.
R S
111
- Owszem. Mój. Zapisywałam w nim po kilka zdań, kiedy tylko udawanie
stawało się nie do zniesienia.
- Ale czemu, na Boga, uważałaś, że w ogóle musisz udawać? - spytał
niebotycznie zdumiony.
Potrząsnęła niecierpliwie głową.
- A miałam cię za człowieka inteligentnego! - warknęła. - Przecież
powiedziałeś mi na samym początku, że nie możesz odwzajemnić mojej miłości,
właśnie dlatego!
- Fakt, mówiłem o tym - mruknął pod nosem.
Serce mu się ścisnęło, gdy jego wzrok spoczął na pierwszych zdaniach
pamiętnika.
„Muszę pamiętać, żeby nigdy nie zdradzić Jasonowi, że go kocham. Jeśli to
zrobię, on natychmiast ze mną zerwie. Ale tobie, pamiętniku, mogę o tym
powiedzieć. Kocham go. Kocham go. Kocham. Teraz muszę już pędzić. Za moment
Jason przyjdzie do mnie na kolację. Już nie mogę się doczekać".
Ostatnie pięć słów najbardziej wzruszyło Jasona. Przekartkował notes,
szukając wpisów z ubiegłego miesiąca, przekonany, że Leah musiała wspomnieć o
tej pamiętnej burzliwej nocy.
Tak! Znalazł właściwy wpis.
„Straszliwie późno dotarłam dziś do Jasona. W tunelu wydarzył się wypadek.
Początkowo myślałam, że naprawdę się o mnie martwił. Może mnie jednak kocha?
Ale nie, to było co innego. Jak zawsze chciał tylko seksu. Tym razem na dywanie.
Nawet się nie zabezpieczył. Potem chciało mi się płakać. Prawie to zrobiłam, kiedy
chętnie się ze mną zgodził, gdy wspomniałam, że będę musiała zażyć pigułkę dzień-
po. Nie chcę iść po nią do lekarza, ale chyba nie mam wyboru. Dobry Boże, jakie to
okrutne tak kochać...".
Podniósł wzrok z sercem przepełnionym smutkiem i żalem. Gdyby tylko
wiedział...
R S
112
Powoli uświadomił sobie potęgę miłości Leah, a wówczas jego serce zalała
niespotykana fala radości i uniesienia.
- Ona naprawdę mnie kocha, Karen - szepnął ledwo dosłyszalnie.
Tak, najdroższy, zdawało mu się, że usłyszał w odpowiedzi.
Była to niewątpliwie jego rozigrana wyobraźnia.
Nie miało to w sumie znaczenia, Jason bowiem wiedział, że Karen cieszy się z
jego szczęścia.
Wspaniała z niej była kobieta. Cudowna, odważna, wspaniała Karen.
- Mówiłeś coś? - spytała niepewnie Leah.
- Powiedziałem, że ja także cię kocham - odparł Jason, podchodząc do niej.
- Kochasz mnie? - Leah zamrugała powiekami.
- Tak - powtórzył z mocą.
- Więc czemu nigdy mi tego nie mówiłeś?
- Z tej samej przyczyny co ty - wyjaśnił, ujmując jej twarz w dłonie i
wpatrując się w jej smutne zielone oczy. - Myślałem, że nie chcesz, żebym cię
kochał. Sądziłem, że nadal kochasz swojego byłego męża.
- Ależ skąd. Nigdy tego nie twierdziłam! Wspomniałam tylko, że ludzie
najczęściej się żenią z miłości. Natomiast ty bez wątpienia twierdziłeś, że nadal
kochasz żonę.
- Bo tak jest. Lecz nie powstrzymało mnie to przed zakochaniem się w tobie,
Leah. Karen powiedziała mi przed śmiercią, że znajdę sobie odpowiednią kobietę,
młodszą, która mnie pokocha i da mi potomstwo. Ona sama nie mogła mieć dzieci.
Gdy była młodsza, chorowała na raka jajników.
- Och, jakie to smutne. Nie wiedziałam, że już wcześniej miała raka. Biedna
kobieta.
- Była cudowna i bardzo ją kochałem. Lecz ty jesteś równie wspaniała i
kocham cię do szaleństwa. Czy wyjdziesz za mnie i urodzisz mi dzieci?
- Cóż... tak, oczywiście. Ale...
R S
113
- Ale co?
- O Boże. Mam nadzieję, że nie będziesz się na mnie gniewał.
- Powiedz wreszcie, o co ci chodzi.
- O tę noc, gdy była burza - wypaliła.
- Tak, czytałem ten wpis.
- Ja... nie poszłam w końcu do tego lekarza.
- I?
- Zrobiłam dzisiaj test ciążowy - jest pozytywny.
Gdy Jason w końcu pojął, że zostanie ojcem, nie posiadał się z radości.
- Leah, to fantastycznie! - wykrzyknął, obejmując ją mocno ramionami. - Jakiż
jestem szczęśliwy! Będziemy mieli dziecko! - Odsunął się nieco i trzymał ją na
wyciągnięcie ramion. - Ślub weźmiemy najszybciej, jak się da. I poszukamy dla nas
domu. Wiem, że nie cierpisz tego penthouse'u.
- Nie jest taki zły - odparła. - Przyzwyczaiłam się. Ale to nie miejsce dla
dzieci. Nie chcesz tylko jednego dziecka, co, Jason? Ja chcę co najmniej dwoje.
- Ile tylko zechcesz!
- Nie do wiary, że wszystko się dobrze skończyło - powiedziała Leah ze łzami
w oczach. - Myślałam, że dzisiaj zerwiemy ze sobą.
- Nigdy. Zamierzałem sprawić, żebyś za mnie wyszła bez względu na to, czy
mnie kochasz, czy nie.
- Naprawdę? - Leah walczyła ze łzami. - Ale jak?
- Nie wiem. Przekupstwem i groźbami. Żartuję. Raczej perswazją i namową,
w tym jestem dobry. Dowiedziałbym się, czego pragniesz bardziej ode mnie, i
dałbym ci to w zamian za obrączkę na palcu. A, właśnie. Jutro rano pójdziemy po
pierścionek. Kupię ci największy, najbardziej błyszczący i najdroższy diamentowy
pierścień w całym Sydney!
- Aż tak ciężko przeżyłeś moją prośbę, żeby mi nie kupować żadnych
prezentów? - roześmiała się Leah.
R S
114
- To było straszne! Skoro teraz już mi wolno, zaszaleję, zarzucę cię
prezentami.
- Jest coś, co mógłbyś mi kupić. Właściwie dwie rzeczy...
- Jutro to załatwię. Powiedz, co masz na myśli.
Leah się uśmiechnęła. Kupna rodzinnego domu nie uda się załatwić w ciągu
jednego dnia. Lecz Leah była pewna, że ojciec im go sprzeda, razem z jachtem w
hangarze.
Jakże cudownie będzie wychowywać tam dzieci z Jasonem u boku jako
mężem. Tym razem prawdziwym mężem, kochającym i oddanym. Na którym
będzie mogła polegać. Który jej nie zawiedzie.
- To cię będzie kosztowało mnóstwo pieniędzy - rzekła kpiąco, znając
swojego ojca.
- Leah, jestem bardzo bogaty. Nie ma nic, czego nie mógłbym kupić.
Poza miłością - uświadomił sobie Jason. Prawdziwa miłość nigdy nie jest na
sprzedaż.
- Będziesz miał do czynienia z twardym negocjatorem - ostrzegła.
- Ja też potrafię być twardy. Powiedz mi tylko, czego pragniesz i kto to
sprzedaje.
Gdy mu wyjaśniła, z trudem powstrzymał uśmiech. Podczas ostatniej wizyty
w penthousie Joachim wyjawił, że bardzo chętnie zamieszkałby w takim miejscu.
Jego przyszły teść był gotów na wielką zmianę.
- To drobiazg, kochanie - oznajmił z szerokim uśmiechem. - Bułka z masłem.
R S
115
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Joachim przyklęknął, żeby umieścić róże koloru szampana w wazonie,
wbudowanym w marmurowy grób Isabel. Uwielbiała ten kolor kwiatów, odkąd
miała je w swym bukiecie ślubnym.
- Zrobiłem tak, jak chciałaś, kochana - mruknął - i miałaś rację. To mężczyzna
przeznaczony dla naszej małej Leah.
Przez kilka minut Joachim klęczał w milczeniu, rozmyślając o swoim
małżeństwie i o tym, jak zręcznie jego żona potrafiła go przekonać do swoich opinii.
Delikatnie, subtelnie, bez nalegania. Pozornie to on był głową rodziny. Sam
wcześniej również tak myślał.
Teraz nie był jednak tego taki pewien. Dopiero kiedy Isabel umarła, przekonał
się, jak bardzo cenił sobie jej rady. Była taka mądra. Miała niezwykłą intuicję.
Jednak Joachim nie zawsze się z nią zgadzał.
- Nigdy nie lubiłaś Carla, prawda? - szepnął. - Wspomniałaś o tym w dniu
ślubu Leah, ale cię nie słuchałem. Tym razem jednak było inaczej. Wczoraj Leah i
Jason wzięli ślub w domu. Teraz to ich dom. Uroczystość była skromna, pani B.
ugotowała pyszny obiad. Zostanie teraz z nimi jako gospodyni. A ja kupiłem
apartament Jasona. Musiałem coś zmienić w swoim życiu. Mam nadzieję, że to
rozumiesz, moja kochana. - Pewnie już wiesz o dziecku - mówił z uśmiechem dalej.
- To będzie chłopiec. Będziemy świetnymi kumplami. Pojedziemy na ryby, pod
namiot, popływamy jachtem. Tak, tak, lubię łowić ryby i mieszkać w namiocie. Nie
wszystko o mnie wiesz. Pewnie nie sądziłaś, że będę kiedyś tak z tobą rozmawiał.
Twierdziłaś, że jestem sceptykiem, który nie wierzy w Boga, niebo i życie
pozagrobowe.
Joachim wstał i otrzepał spodnie.
R S
116
- Oczywiście rozumiem, że już cię tu nie ma - mruknął. - Ale wierzę, że jesteś
blisko, i patrzysz z góry na mnie i Leah.
W oczach Joachima ukazały się łzy. Dość tego, nakazał sobie. Życie toczy się
dalej.
- Muszę już iść, Isabel. Mam mnóstwo pracy. Na przykład potrzebny mi
będzie samochód terenowy. Poza tym sprzęt rybacki i kempingowy. Tak, masz
rację. Muszę się jeszcze dużo nauczyć, ale to zrobię.
Już miał odejść, gdy jego wzrok przyciągnął napis na sąsiednim grobie.
POLLACK.
Wcześniej go nie zauważył. Ze zmarszczonymi brwiami przeczytał prostą
inskrypcję.
- Karen Pollack - wyrzekł na głos. - Ukochana żona Jasona Pollacka.
Cudowna, odważna, wspaniała kobieta.
Joachim bardzo długo patrzył na kamień nagrobny. Potem uśmiechnął się do
siebie i odszedł.
R S