EMMA I MAX
Tłumaczenie: BLOMBUS
- Oo Christmas tree, oo Christmas tree dlaczego nie znam tych pieprzonych
słów. Jee dada da, jee dada da, nikt nie zna tych pieprzonych słów. - Za sobą mogła
usłyszeć chichot swojej wspólniczki Becky. Zatrzymała się przy wieszaniu
wiecznie zielonego wianka nad ich kominkiem. – Nie no proszę cię. Znasz je?
- Nie. Dlatego nie śpiewam.
Emma pokręciła głową, nie mogąc schować swojego szczęśliwego uśmiechu.
Max zasugerował, że ma coś czym chciałby się z nią podzielić więc nie mogła się
doczekać by się dowiedzieć co to było. – Kiedy znowu zamykamy?
- Emma! – Becky pokręciła głową. – Wigilia jest nadal za dwa dni.
- Do czego zmierzasz?
- Nie powiedziałaś, że Max zasugerował, że ma wtedy coś dla ciebie?
- Owszem.
- Więc dlaczego teraz jesteś taka przeszczęśliwa?
- No hej! Max i niespodzianki. – Zawiesiła wianek, przekręcając go
nieznacznie zanim cofnęła się z zadowolonym kiwnięciem głowy. – Ostatnim
razem mnie zaskoczył gdy okazało się, że jestem jego partnerką i rozważał wspólne
kicie zamieszkanie - Pochyliła głowę, przypatrywała się wiankowi i przekręciła go
ostatni raz. – A ze względu na to sparowanie niespodzianka nie będzie czymś w
stylu ‘z tamtą laską mam dziecko’, więc nie może być tak źle, prawda?
Becky milczała.
Emma odwróciła się i popatrzyła na przyjaciółkę, nagle zaniepokojona. –
Prawda?
Becky wzruszyła ramionami i opuściła głowę.
- Becks! – Teraz Emma się zaniepokoiła. Becky wyglądała na rozdartą i
cholernie winną. - On nie powie mi tego – Powie?
- Oh, nie! Nie, oczywiście, że nie. – Becky zaśmiała się nerwowo. – Nie ma
mowy. – Popędziła na zaplecze. – Potrzebuję więcej świecidełek!
Emma mrugnęła. Strach ugrzązł w jej żołądku jak ołowiana bryła. O nie.
Jaką miał dla niej niespodziankę?
Max patrzył na małą czarną skrzynkę i uśmiechnął się. – Powinno zadziałać.
- Jezu, nienawidzę montować tych rzeczy. – Simon stał, napinając swoje
plecy zanim zadrżał.
- Ale będzie tego warte gdy tylko zadziała. – Adrian podał kawę, popijając z
gorącego kubka gdy wszyscy mieli już swoje. – Poza tym, włączysz to i będzie
wyglądać zajebiście.
- Myślisz, że spodoba się dziewczynom? – Simon kucnął, trzymając gorący
kubek dwoma rękoma. Było cholernie zimno.
- Lepiej niech się spodoba.- Max sięgnął za wtyczkę. – Gotowi?
- Gotowi.
- Zaświeć.
Max włączył.
Jego dom zaświecił jak kolorowy burdel. Czerwone, zielone, niebieskie i
białe światełka migotały wesoło. Wiklinowy renifer, ze świecącym środkiem,
ruszał głową w górę i w dół w mechanicznej precyzji. I wielka kula… w której
znajdował się obracający się Mikołaj i wirujący papier, który miał robić za śnieg.
Było nawet rozpromienione dziecię Jezus, bezpieczne w swoim plastikowym
ż
łobku. – To wygląda jak, hmm.
- Jakby Rudolf narzygał na cały twój dom.
Spojrzał gniewnie na Adriana. Facet był na tyle mądry, by unieść swoje ręce
i się wycofać.
- Dzięki Bogu kupiłem białe światełka. – Głowa Simona zanurkowała do
płaszcza gdy poleciała na niego śnieżka.
- Zamknij się – Max przypatrywał się swojemu ogrodowi, marszcząc brwi. –
Być może trochę przesadziłem.
- Do czego kierujesz to ‘przesadziłem’? Do tych specjalnych niebieskich
ś
wiecidełek z Nomi? Bo wydaje mi się, że tam byliśmy.
Max odwrócił się do Simona i warknął. – Dupek.
- Emma może być zazdrosna. – Simon zamachał swoimi rzęsami w Max’a
stronę, zarabiając sobie kolejną śnieżkę.
- Nie mamy czasu by to naprawić. Nadal musimy urządzić moje i Adriana
miejsce.
Max gderał i zmierzał do swojego Durango, martwiąc się jak jego Curana
zareaguje na to co zrobił z ich domem. Emma nie była z tych, które bały się
wyrazić swoją opinię. Wsiadł to samochodu, podwożąc swoich kumpli do domu
Simona.
Miał tylko nadzieję, że będzie skłonna zrozumieć to co próbował
powiedzieć.
I może przymknie oko na niektóre rzeczy. Śnieżna kula o wysokości sześciu
stóp. Jeśli ją usunę to będzie dobrze.
Teraz udekorujemy dom Simona. Poklepał torbę kolorowych lampek na
miejscu pasażera. Białe lampki mój dupku.
- Co do kurwy nędzy?- Emma wysiadła ze swojego PT Cruiser’a i gapiła się
na dom, który teraz dzieliła z Max’em. Wyjęła komórkę i zadzwoniła do Becky. –
Becks?
- Tak?
- Jarający Mikołaj ozdabia mój dom.
- Co? Czekaj. Przyjadę za kilka minut.
Emma rozłączyła się i gapiła jak jej dom świeci jaskrawo w nocy.
Wyobrażała sobie piękny stary dom w migoczący białych lampkach, Choince
widocznej za zasłoną. Być może wianek zdobiący kominek z dwoma skarpetami,
złotej dla niej i srebrnej dla Max’a.
To czego sobie nie wyobrażała było żarzące się dziecię Jezus i przerażająca
ś
nieżna kula.
Za nią zamknęły się drzwi samochodu. – Mój Boże. Kto pojechał na
lampkową wyprzedaż do Nomi?
Kobiety spojrzały na siebie. – Max.
- O mój Boże. Simon i Adrian są z nim cały dzień. – Becky rzuciła się do
samochodu. – Zadzwonię do ciebie!
Machała gdy jej komórka zadzwoniła. – Słucham?
- Emma?
- Cześć Sheri.
- Wiesz gdzie są chłopacy?
- Nie. Dlaczego?
- Muszę zabić Ariana.
- Emma przegryzła wargę. – Ozdobili twój dom?
- Skąd wiesz?
- Zgadłam. – Emma nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać.
- Potrzebuję swoich ciemnych okularów by spokojnie patrzeć na trawnik.
- Na swoim mam świecące w ciemności dziecię Jezus. I myślę, że prom
kosmiczny mógłby z łatwością wylądować na moim podjeździe, jest takie
ś
wiecące.
- O rany.
Jej telefon zawibrował. – Czekaj, mam kolejny telefon.
- Zabiję go.
- Ty też Becks?
- Tak
- Sheri również.
- Do Franka?
- Już jadę. – kliknęła i przekazała Sheri miejsce spotkania, oferując jej
podwózkę.
- Dobra.
Emma wsiadła do samochodu. – Za chwilkę będę. – Rozłączyła się i
odjechała spod domu, zastanawiając się jak martwe ciało Lionka wyglądałoby w
ś
nieżnej kuli.
- Co oni sobie do jasnej cholery wyobrażali? – Becky wgryzła się w
hamburgera z dziko zmarszczonymi brwiami. Emma zastanawiała się czy
wyobrażała sobie tyłek Simona.
- Stało się – Sheri, najspokojniejsza z trójki, wzięła łyk ze swojego shake z
podwójnej czekolady. Sheri ustawowo była ślepa. Różnica między tym co widziała
a tym jak naprawdę przedstawiał się widok mówiła co Adrian wyczynił z ich
domem.
- Więc, co my z tym zrobimy?
- Nie mam pojęcia.
- Nie wiem.
Emma wgryzła się w swojego hamburgera myśląc ciężko. – Możemy po
prostu część tego usunąć.
- Taa, ale pomyśl o tym – Sheri wychyliła się do przodu z przygnębiającym
wyrazem twarzy. – Jak długo według ciebie zajęło im montowanie tego?
Emma i Becky spojrzały na siebie z przerażeniem w oczach. – Masz rację.
Musimy ich zmusić by to zdjęli.
- Nie, nie tak! Myślisz, że każdy z nich chciał wpakować się w kłopoty
montując te wszystkie rzeczy jednego popołudnia w trzech domach jeśli nie
myśleliby, że nie sprawi nam to przyjemności? Muszą być teraz wykończeni.
Becky zapadła się z powrotem na oparcie – Cholera, ona ma rację.
Emma oparła się pragnieniu by trzasnąć jej głowę o stół Formica. – Do
diabła.
- A no.
- Musimy z tym żyć.
- A w następnym roku samodzielnie powiesić ozdoby.
- Amen. – Trzy kobiety brzęknęły razem szklankami.
- Frank!
- Hej Emma, co mogę dla ciebie zrobić?
- Ja, nie my, potrzebuję coś na wynos
Trzy torby wylądowały na stole. Spojrzała na ten słodki, szeroki uśmiech
Franka. – Tak myślałem, że chcesz.
Nie było jej tu. W garażu nie było jej samochodu a na blacie w kuchni nie
leżała jej torebka. W sypialni nie było jej zapachu. – Kurwa, może jednak
przesadziłem.
Nie mogła tak naprawdę wyjąć łyżki do grejpfruta. Mogłaby?
Jego uszy uchwyciły dźwięk otwieranych drzwi od garażu. Wziął głęboki
oddech, nalewając swojej partnerce kieliszek wina. Gapił się na gustownie
ozdobioną Choinkę i westchnął. Miał jedynie nadzieję, że złagodzi to jej nastrój.
Jeśli nie to był martwym koteczkiem.
Emma weszła do kuchni z białą torbą w dłoni. Zapach świeżych
hamburgerów i frytek wydobywał się z torby, sprawiając, że w jego brzuchu
zaburczało. – Cześć, skarbie.
- Max.
Oj, nie dobrze. Ten ostrożny ton w głosie zapowiadał kłopoty. – Wina? –
Trzymał kieliszek patrząc jak się zbliża. – Mam kłopoty?
Napiła się, podając mu do rąk białą torbę. – Nie zamierzam cie okłamywać.
Myślałam o tym – Ruszyła w stronę blatu i usiadła, wysuwając dla niego krzesło. –
Ale nie. – Uśmiechnęła się zmęczona. – Wiem przez co przeszedłeś robiąc to
wszystko dla mnie. Dla nas. – Położyła swoją dłoń na jego, a jego serce jęknęło. –
Ale w następnym roku zrobimy to razem inaczej zmierzysz się z konsekwencjami.
Zaśmiał się na widok jej blasku mrużących oczu, grzebiąc z zapałem w
torbie – Tak najdroższa.
Uśmiechnęła się, sącząc wino podczas gdy jadł. Rozmawiali o jej
gorączkowo spędzonym dniu i o jego mniej. Kiedy przyszedł czas na odpoczynek,
zaciągnął ją do salonu.
- O rany.
Uśmiechnął się szeroko z satysfakcją gdy zbliżyła się do drzewka stojącego
blisko kominka. Ustawienie domu uniemożliwiało jej zobaczenie tego z kuchni.
Udekorował je w bieli i złocie, białe lampki migotały ochoczo tuż obok
trzaskającego ognia. Dwie białe i złote tradycyjne skarpety szczyciły kominek, na
jednej widniało jego imię, na drugiej jej. – Oh, lwiątku. Jest doskonałe. –
Odwróciła się do niego, podejrzenie zaświeciło w jej ślicznych brązowych oczach.
– Skoro potrafiłeś zrobić to tak, to dlaczego tamto wygląda tak jak wygląda?
Wskazała przez frontowe okno.
- Niespodzianka?
Przekrzywiła głowę, nieco zmieszana. Ale wyglądała teraz jak ciekawy kot,
którym była. Usiadł na podłodze przed kominkiem i poklepał pled obok siebie.
- Ukrywasz coś.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo znam cię lwiątku. Masz ten zadowolony męski ‘ wiem coś czego ty nie
wiesz’ wyraz twarzy.
Był to powód do radości posiadania swojej partnerki. Mimo, że byli ze sobą
jedynie od dwóch miesięcy to ona znała go lepiej niż ktokolwiek inny. Wzruszył
ramionami próbując wyglądać na niewinnego gdy sączył wino.
- Max.
Objął ją ramionami, zachwycony kiedy przytuliła się do niego. Nie ważne
jak bardzo była zła, zawsze się do niego przytuliła. – Słucham?
- Czy to jest część mojej bożonarodzeniowej niespodzianki?
Pocałował ją w zuchwały nos – Po co czekać do Bożego Narodzenia? –
Otworzyła szeroko oczy gdy kiwnął w stronę drzewka. – Tam jest coś specjalnie
dla nas. Zobaczysz jeśli dasz radę to znaleźć. – Uśmiechnął się pobłażliwie gdy
praktycznie odbiegła od niego, rzucając się na drzewko i oglądając go cal po calu.
- Ahah! Delikatnie wyciągnęła z drzewka złoty ornament ze szkła. Na
przedzie wyryty był napis Max i Emma 2009. – Hę?
- Przypatrz się.
Obróciła to w swojej dłoni, jej palce pogłaskały zawias. – Max?
- Otwórz.
Mocowała się z zatrzaskiem drżącymi rękoma. W środku, wtulony w
aksamit, znajdował się okrągły diamentowy pierścionek.
- Wyjdź za mnie.
Uniosła głowę, jej oczy były oszołomione, łzy się w nich zebrały. – Przecież
już się mnie pytałeś, pamiętasz?
Pokręcił głową. – Nie w ten sposób. – Wstał z podłogi i uklęknął. Wyjął z
ornamentu pierścionek, przytrzymując go. – Żaden ogień, żadne wino, żadne
iskrzące się lampki.
- Oh, Max. – Jedna krystaliczna łza popłynęła po jej policzku.
Wyciągnął rękę i przetarł ją. – Dyskusja w Durango nie jest sposobem, w
jaki chciałem spytać swoją partnerkę o rękę. – Machnął ręką na to co zrobił
tamtego dnia. – Będą chwile, w których będę cię drażnił. Chwile, w których
doprowadzał do szaleństwa. Chwile, w których przesadzał i będziesz chciała mnie
zabić.
- I chwile, w których będziesz dotykał mojej j duszy.
Kiwnął głową. – Kocham cię Emmo. – Wsunął jej pierścionek na palec. –
Powiedz tak.
- Oh, lwiątku. Dzisiaj wieczorem sobie poużywasz.
Odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się gdy rzuciła mu się w objęcia. – To nie
znaczy ‘tak’.
- Chcesz ‘tak’? – Jej oczy zamieniły się w złote gdy spojrzała na niego spod
swoich rzęs.
Jego słoneczno- błękitne oczy również zmieniły się w złote. Oblizał swoje
wargi, uśmiech nadal unosił kąciki. – Powiedz to Emma.
Zamruczała, trącą jego klatę piersiami. Diamentowy pierścionek migotał w
blasku ognia.
- Zmuś mnie.
- Z przyjemnością.
Emma sapnęła gdy Max polizał jej szyję, kończąc na płatku jej ucha.
Zacisnęła zęby, zdeterminowana by dotrwać do końca tej gry, w końcu
sapiąc. Zamierzała się cieszyć z wykręcania się od powiedzenia mu ‘tak’.
Kochanie się z tą kobietą staje się coraz lepsze i lepsze. Zrzucili powoli swoje
ubrania, jego Curana drażniąc go gdy blask płomieni ozdabiał jej piersi. Max
uszczypał Emmy pierś, chichocząc miękko kiedy szepnęła. – O rany. – zagarnął
ustami jej sutek, smakując ją, drażniąc ją ale zostawiając najlepszą część na
później.
Boże, uwielbiał jej piersi. Mógł spędzić wieczność z twarzą schowaną
między nimi.
- Jesteś psem czy kotem?
Spojrzał na nią gniewnie z nosem schowanym w szczelinie.
- Wąchasz.
Poderwał głowę. – Nie prawda!
- I to jak!
- Nie wącham. – Wziął głęboki oddech. – Napawam się darem swojej
partnerki.
- Masz na myśli to , że się ślinisz.
- Nie ślinię się.
Wzruszyła ramionami, jej rozkoszne piersi podskoczyły. – Skoro tak
mówisz, lwiątku. – Delikatnie ziewnęła. – Daj mi znać gdy skończysz podziwiać
moje atuty. – Zamknęła oczy ale ej usta uniosły się w kącikach.
Oj nie, nie waż się. Max połaskotał Emmę, kochając sposób w jaki pisnęła i
wiła pod nim. Miłość i śmiech rozświetlały te jej ciemne oczy, był to widok, który
nigdy mu się nie znudził.
- Nadal chce ci się spać?
Zanim odpowiedziała liznął gwałtownie jeden z jej nabrzmiałych sutków. –
Uh…
- Nie spiesz się – Zaczął ssać, drażniąc go swoim językiem.
- Nie. Nie, rozbudziłam się.
Brzmiała na zadyszaną. Dobrze. – Cieszę się, że to słyszę. – dorwał się do
drugiego sutka, traktując go w ten sam sposób.
I wtedy zrobiła to co zawsze wzbudzało w nim dzikość. Odrzuciła do tyłu
głowę i w bok, obnażając gardło, trzymając ręce nad głową. Gest wrażliwej
uległości zawsze wzbudzał w nim zwierzę.
Patrzył jak jej klatka piersiowa się zgięła, oferując mu do ust jej piersi.
Skorzystał z okazji, karmiąc się nimi, jego palce zagłębiły się w wilgotnym gorącu
jej wnętrza. Jej biodra wygięły się w łuk, akceptując jego zaproszenie gdy pieprzył
ją trzema palcami.
Jęczała przegryzając swoje usta, będąc na krawędzi orgazmu.
Zatrzymał się, wyciągając palce z jej wnętrza i odsuwając usta od jej piersi. –
Masz mi coś do powiedzenia?
Jej złote oczy się zwęziły. – Pieprz mnie.
Zachichotał, zachwycony żądaniem w jej głosie. – Nie całkiem, moja
Curano. – Palcami głaskał jej łechtaczkę i zajęczała. – Więc?
- Zerżnąć cię?
- Wkrótce. – Przyłożył swojego penisa do jej wnętrza. Biorąc go w dłoń
głaskał główką w górę i w dół jej łechtaczkę, sycząc od doznania goniącego po
jego kręgosłupie.
- No więc?
- ‘Zerżnij nas’ brzmi schizofrenicznie. Chyba, że ménage trois-ish.
1
Warknął, wsuwając główkę swojego penisa do jej cipki. – Żadnych ménage
trois-ish.
- Dobrze.
Zaczął wsuwać się do niej z seriami płytkich pchnięć, nie wchodząc do niej
zupełnie.
Pisnęła – Błagam?
- Błagasz o co?
Warknęła, chwytając go za uszy. – Błagam zerżnij mnie zanim wyjmę
łyżeczkę do grejpfruta!
Odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się, ciskając sobą ją tak mocno, że jego
moszna klepała głośno jej tyłek. – Boże, kocham cię.
Warknęła, wyciągając biodra. – Teraz, lwiątku.
- Wszystko dla mojej Curany – Zaczął ją pieprzyć szybkimi, mocnymi
pchnięciami, nie będąc już dłużej w nastroju na zabawy. Był bardziej w nastroju,
ż
eby dojść.
Ale nie zanim nie nakłoni jej do wypowiedzenia tego słowa. Sięgnął dłonią
do jej łechtaczki, głaskając ją w równym tempie ze swoimi pchnięciami, wysyłając
ją na krawędź orgazmu.
- Tak! O Boże, tak!
Uczucie jej orgazmu doprowadziło również jego na krawędź. Jego zęby
przebiły znak na jej szyi, wysyłając ją jeszcze głębiej w spiralę orgazmu. Rozlał się
w niej, jego skurcze wykręciły każdą ostatnią kroplę gdy gwiazdy zaświeciły mu
pod powiekami.
Opadł na nią wyczerpany, sapiąc i kochając uczucie jej drżącej pod nim.
Była cudem, który udało mu się odnaleźć.
1
Z francuskiego – trójkącik.
Emma głaskała zwilżone potem włosy swojego partnera. – Tak.
Uśmiechnął się przy jej szyi, mrucząc.
- Tak przy okazji, nie sądzisz, że białe lampki wzdłuż tyłka małego Jezusa są
troszkę świętokradzkie?
- Emma!
Zachichotała.
O tak. Życie jest naprawdę dobre.
KONIEC
KONIEC
KONIEC
KONIEC