MIDGE URE Pure
***
Midge Ure znany jest przede wszystkim jako człowiek, który w 1980 roku stanął na czele grupy Ultravox i przyczynił się do jej późniejszej chwały. Gdy w 1987
przestała istnieć, zaczął działać jako solista. Miał już na koncie udany album The Gift oraz dwa wielkie przeboje If I Was i That Certain Smile. Jesienią 1988 roku
przypomniał o sobie drugim longplayem - Answers To Nothing, dojrzalszym, ciekawszym, muzycznie bogatszym, pełnym niespodzianek (wspaniały duet z Kate Bush
w Sister And Brother). Upłynęły kolejne trzy lata - i oto mamy następną płytę, Pure. Podobnie jak poprzednie, Ure zrealizował ją m.in. z Markiem Brzezickim,
perkusistą Big Country, oraz pianistą Robbie'em Kilgore'em, a na wielu instrumentach zagrał sam.
Album rozpoczyna się w tonacji gospel (wstęp do I See Hope In The Morning Light), potem następuje raczej błahy utwór wydany też na singlu (Cold Cold Heart)... No
i zaczyna się. Wiele kompozycji, choćby Let It Go? czy Light In Your Eyes, przypomina najwspanialsze przeboje Ultravox. Wyróżniają się zwłaszcza Rising (typowa
elektroniczna "ściana dźwięku" i górujący nad nią TEN GŁOS!) oraz Tumbling Down (w rytmie walca). Trudno powiedzieć, które piosenki najbardziej spodobają się
publiczności, ale na pewno wiele z nich uraduje zaprzysiężonych miłośników Ure'a i Ultravox (wprawdzie czasy są inne i tamta muzyka także brzmi inaczej - ale to
wciąż TAMTA muzyka). Cieszę się, że na niektórych artystach można polegać – nie zaskakują wprawdzie niczym nowym, ale regularnie oddają w nasze ręce takie
płyty, na jakie czekamy. Po tylu latach Midge Ure to wciąż Midge Ure, o czym z satysfakcją donoszę.
TOMASZ BEKSIŃSKI
Tylko Rock 4/91