Żamboch Mirosław Rasistowsko Szowinistyczna Bajka z Ekologiczno Homoseksualnym Podtekstem

background image

Miroslav Žamboch

RSBEHP

Rasistowsko-Szowinistyczna Bajka z Ekologiczno-Homoseksualnym

Podtekstem

przełożył Konrad Bańkowski

Dawno, dawno temu...

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za dwieście

pięćdziesięcioma sześcioma złomowiskami, na ziemiach małej, ale

rozwiniętej przemysłowo dyktatury, żył sobie pewien zręczny rzemieślnik.

Ożenił się ze sprytną lichwiarką, a po roku – dziw nad dziwy – urodził im

się syn (tu się nie ma z czego śmiać, przy tak rozwiniętym przemyśle, a co

za tym idzie, przy tak dużym zanieczyszczeniu środowiska, prawdziwą

rzadkością było, gdy spotkało się dwoje płodnych ludzi. A już tym

bardziej, jeśli byli przeciwnych płci).

Tak więc ich syn – Rozmaryna – rósł jak na drożdżach. Wielkim

szczęściem mutacje, którym ulegał, nie były zbyt uciążliwe, ba!, niektóre

nawet wydawały się być całkiem przydatne. W wieku lat sześciu poznał

podstawy kowalstwa, gdy miał lat siedem, kuźnia ojca nie miała już przed

nim żadnych tajemnic, a w wieku lat ośmiu powziął twardą decyzję, że jak

dorośnie, zostanie rusznikarzem. Pod wpływem nalegań rodziców

ukończył uniwersytet, dzięki czemu jego wrodzona intuicja została

uzupełniona dokładną wiedzą techniczną. Jeszcze w wieku młodzieńczym

background image

zdobył niemałą sławę jako projektant, a przy tym twórca

najoryginalniejszych i najsolidniejszych egzemplarzy broni, jakże

przydatnej, gdy trzeba bronić takich wartości, jak pozycja społeczna. Na

przykład, dla pewnej czcigodnej mieszczki wykonał tak cienką platynową

igłę, że nawet najlepszy sądowy patolog nie zdołał wykryć miejsca

nakłucia. Dzięki temu szczęśliwa wdowa sporo zaoszczędziła na

adwokatach.

Niestety, życie nie składa się wyłącznie z dni radosnych. Przyszedł

czas, że różne okoliczności zmusiły Rozmarynę do podjęcia poważnej

decyzji. Pewnego dnia, przy obiedzie, odstawił garniec z piwem, nie

dopiwszy nawet do dna, i rzekł:

– Hej, tatku mój! Nasz Dyktator, daj mu, Panie Boże, długi żywot, nie

jest już tak mocny, jak był dawniej. Wywierają na niego naciski ci

przeklęci humaniści i inna zielona hołota. Nałożył na nasz rusznikarski

cech nowe podatki. Boję się, że będzie tylko coraz gorzej. Co prawda,

mamuśka gotuje wspaniale, a i burdele są u nas pierwszorzędne, ale czy mi

się to podoba, czy nie muszę w świat wyruszyć.

Zapłakali rodzice, a nawet łzę uronili. Matka udziergała synkowi tak

gęstą kolczą koszulkę, że powstrzymałaby nawet kulę

z dwudziestkidwójki, zaś tatko, po chwili krótkiego wahania, zdradził

synowi kilka swych kontaktów zagranicznych i podał mu numer konta

z oszczędnościami na czarną godzinę. Sam Rozmaryna na trzy dni

zamknął się w swoim warsztacie, a kiedy z niego wyszedł, opierał się

o najlepszy karabin maszynowy, jaki świat kiedykolwiek widział. Do tego

na plecy miał zarzucony potężny plecak.

Początkowo wędrował bez przeszkód. Nikt nie miał ochoty zastępować

background image

drogi dwumetrowemu bydlakowi, któremu do półtora cetnara wiele nie

brakowało. Aż pewnego razu, po dwudniowej ulewie, gdy szedł przez

moczary, napotkał staruszka. Biedak pośliznął się, upadł i ugrzązł nie

mogąc się wyswobodzić. Rozmaryna postanowił, że staremu pomoże

i ukróci jego cierpienia. Już, już miał nabój w komorze, już, już mierzył do

starucha, kiedy ten w cudowny sposób zdołał się wykaraskać i stanąć na

powierzchni mokradła.

– Dobrześ, chłopcze, wychowany. Chciałeś mnie, staremu, pomóc,

muszę ci to wynagrodzić.

Zanim Rozmaryna zdążył nacisnąć spust, zaczarowany dziadek rzucił

w jego stronę garść granatów obronnych i rozpłynął się w powietrzu. Jakże

przydała się kolczuga od mamy! Była długa do kolan, więc Rozmaryna,

używając jej jak fartucha, lecące granaty połapał. Z jednym mu się nie

udało. Granat nie eksplodował jednak i Rozmaryna obejrzał go

z niesmakiem poszukując nazwy fuszera, który go wyprodukował. Potem,

ruszył w dalszą drogę.

Po wielu, wielu miesiącach wędrówki dotarł do miasta w całości

zaciągniętego czarnym suknem. Strażnicy u bram spoglądali na niego

nieufnie, ale gdy im przyjacielsko skinął lufą, puścili go bez trudu. Szybko

dowiedział się, skąd ta żałoba. Sąsiedzkie Zjednoczone Przymierze

Kurdupli, Niebieskoskórych, Zieleniaków i Jaskiniowców porwało jedyne

dziecko tutejszego władcy, królewnę Samogonkę. Załamany król obiecał

ją samą za żonę i pół królestwa temu, kto ją uratuje.

Rozmaryna natychmiast wyczuł w tym szansę dla siebie. Kosztem

niebotycznych łapówek, na które poszły całe zasoby z tatowego konta,

dostał się aż do finałowej tury przetargowej, w wyniku której wyłaniano

background image

wybawców księżniczki. Tu się jego szczęście, niestety, skończyło. Król

właśnie podpisywał urzędowe zezwolenie na uratowanie księżniczki.

– Wstrzymaj się, o mądry i przepotężny monarcho! – krzyknął

Rozmaryna.

Króla nie powstrzymały ani same słowa, ani siła głosu. Poirytowany

próbował zdmuchnąć krew, która mu z uszu kapała na pergamin.

– Czego chcesz? – wychrypiał, nawet na Rozmarynę nie spojrzawszy.

– Uratować twą córkę. Za obiecaną nagrodę, ma się rozumieć.

Król splunął pogardliwie i palcem wskazał na górę mięsa wznoszącą

się pośrodku sali.

– Myślisz, że będziesz lepszy niż on?

Rozmaryna uważnie obejrzał tonowego kolosa. Sądząc z koloru

włosów, miał do czynienia z bękartem smoka i ludzkiej samicy.

Świadczyło o tym również tępe spojrzenie.

– Owszem, królu. Jestem lepszy. Decyduje inteligencja...

– Zgadzam się, zgadzam! – zapiszczało coś, co początkowo

Rozmaryna wziął za pogięty globus. Dopiero teraz uświadomił sobie, że

koło niego stoi człowieczek – liliput z gigantyczną głową, którą w pionie

podtrzymywały skomplikowane rusztowania z drutu.

– Co powiesz na odwzorowanie sześciowymiarowego modelu

przestrzeni w zerowymiarowej płaszczyźnie menelaejskiej? – spytało to

coś triumfalnie, wpatrując się w Rozmarynę ohydnie inteligentnymi,

żółtymi oczami. Rozmaryna z obrzydzeniem machnął stalową kolbą

karabinu i ustąpił o krok, by nie zmoczyć butów w rosnącym jeziorku

substancji szarej.

– ...inteligencja, w połączeniu z siłą, ma się rozumieć. – dokończył swą

background image

wcześniejszą wypowiedź.

Król w zamyśleniu podrapał się w rowku.

– Może i masz rację, ale tę robotę obiecałem już jemu – kiwnął ręką

w stronę drakoida. – Wiesz, nie chciałbym go zirytować. No, chyba, że go

przekonasz...

Rozmaryna podszedł do właśnie mianowanego obrońcy księżniczki

i wdał się z nim w półgodzinną przyjacielską pogawędkę. Po tym wreszcie

Stwór zwrócił na niego uwagę, więc Rozmaryna, zacieśniając tę świeżą

przyjaźń, zaprosił go wieczorem na wspólną kolację. Na pierwszy rzut

zaserwował jabłka granatów z siekanym nadzieniem. Tym razem

podarunek od zaczarowanego dziadka nie zawiódł.

Następnego dnia rano, z papierami profesjonalnego wybawiciela

księżniczki przekroczył granicę państwową z Przymierzem, do którego

w międzyczasie przystąpili również Cyganie.

Już po jakichś piętnastu kilometrach na Rozmarynę zaczęły wpadać

pierwsze oddziały wroga. Po godzinie bolał go już palec od ciągłego

naciskania spustu. Lufa karabinu rozgrzała się jak samo piekło, ale

nieprzyjaciół nie ubywało. Rozmaryna nie zwracał uwagi na ból i gorąco,

i wciąż śmiało postępował naprzód. Tymczasem oddziały zmieniły się

w pułki, pułki w armie, a armie w całe chmary. Rozmaryna strzelał ile sił,

zamek nie nadążał powracać do pozycji wyjściowej. Pociski dum dum,

wysokoenergetyczne naboje magnum i pociski pełnopłaszczowe czyniły

rzeź straszliwą, ale kurduple, czerwoni, niebieskoskórzy, zieleniacy

i pozostała ludzka hołota wciąż napierali i byli coraz bliżej. Krzyczeli,

jęczeli, ruszali uszami, drapali się w kroku i robili mnóstwo innych, nie

dających się opisać rzeczy.

background image

Przed południem Rozmaryna zdał sobie sprawę, że karabin maszynowy

nie wystarczy, i że nadszedł czas na jego najwspanialsze dzieło. Jednym

ruchem sięgnął do zawieszonego na plecach wora (sporym ułatwieniem

okazał się sześciostawowy łokieć) i wyciągnął swoje tajne arcydzieło –

zaczarowany kulomiot. Sześć luf ze zubożonego uranu błysnęło głęboką

czernią, olej hydrauliczny pachniał odurzająco, irydowy celownik

rozjarzył się jak samo słońce. A gdy na lewe ramię nawinął niemal

nieskończony pas z wielkokalibrowymi, odłamkowymi nabojami, to ci był

dopiero widok!

Nieprzyjaciele zawyli z przerażenia i w ostatniej, szalonej próbie

rzucili się na nieustraszonego Rozmaryna. Dum, dum, dum, dum

poniosło się, z początku majestatycznie, a potem coraz szybciej i szybciej.

Nawet najpodstępniejsze i najpodlejsze ataki nie zdołały Rozmarynie

zagrozić. Kroczył niepowstrzymanie wciąż przed siebie, aż pod wieczór

dostrzegł Świnburg, stolicę Przymierza. Całą noc mu zajęło przebicie się

do samego miasta, gdzie więziona była nieboga Samogonka. Wreszcie

dotarł do więzienia a wzrok jego padł na delikatne piękno księżniczki.

– Jakże się cieszę, że to właśnie ty! – westchnęła, gdy ją przygarnął do

swego torsu.

Rozmaryna stanął trochę bokiem i zlikwidował oddział niebieskich,

którzy próbowali dostać się do środka przez okno.

– Kocham cię – wykrzykiwał pomiędzy strzałami.

– Muszę ci coś wyznać, kwiatuszku – księżniczka z pewną taką

nieśmiałością szepnęła mu do uszka. – Jestem facetem.

Rozmaryna uśmiechnął się i zalotnie pogłaskał go po tyłku.

– Przecież to niczemu nie przeszkadza. Nikt z nas nie jest doskonały...

background image

Rozmaryna z księżniczkiem urządzili się w Świnburgu. Po tygodniu

wyprawili wesele, na którym i ja byłem, miód i wino piłem. Nawet

zaczarowanego dziadka granatowego udało im się odnaleźć i zaprosić.

Poza tym Rozmaryna mógł oddać ojcu pieniądze, i to z niemałym

procentem, a mamusi kupił nowe szydełko, bo stare jej się pogięło, kiedy

dziergała mu kolczugę.

Koniec i bomba, a kto czytał, ten trąba.

A jeśli nie zabrakło im amunicji, to żyją tam sobie szczęśliwie do dziś.

PS. Tylko tej kupy dzieciaków nie mogę wam zagwarantować, bo

inżynieria genetyczna była wtedy jeszcze w powijakach.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bajka ekologiczna JarosĹ'aw Furgalski
Zamboch Miroslav Wilk samotnik t1
Bajka ekologiczna, JarosĹ'aw Furgalski
bajka ekologiczna, inscenizacje przedszkolne
Zamboch Miroslav Koniasz Wilk Samotnik t2
Bajka ekologiczna JarosĹ'aw Furgalski
Zamboch Miroslav Agent JFK 1 Przemytnik
Zamboch Miroslav Krawędź żelaza t 1
2013 04 05 Kamienie na szaniec książka o przyjkaźni bez homoseksualnych podtekstów
Zamboch Miroslav Na ostrzu noża t 2
CZERWONY KAPTUREK- ekologia-6l, Ekologiczny Czerwony Kapturek - bajka
Ekologiczna bajka o Smoku Bazylim
Miroslav Zamboch Wilk Samotnik Tom I
EKOLOGIA MIROSŁAWSKI OPRACOWANE PYTANIA
ekologiczna bajka o smoku bazylim
Powstanie świata-bajka o atomach, ekologia

więcej podobnych podstron