Cabot Meg 07 Księżniczka imprezuje

background image

MEG CABOT

KSIĘŻNICZKA IMPREZUJE

PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 7

Tytuł oryginału

THE PRINCESS DIARIES, VOLUME VII, PARTY PRINCESS

background image

Mojej siostrzenicy Riley Sueham Cabot,

kolejnej księżniczce, która uczy się rządzić

background image

Nieuprzejmość i złość tych, którzy ją otaczali, nie mogła zrobić z niej osoby

nieuprzejmej i zlej. Księżniczka musi być uprzejma, powiedziała sobie.

Frances Hodgson Burnett Mała księżniczka

Przekład Wacława Komarnicka

background image

Papeteria Jej Wysokości

Księżniczki Amelii Mignonette

Grimaldi Thermopolis Renaldo

Szanowny Panie Doktorze Carlu Jung!
Zdaje sobie sprawę, że nigdy Pan nie przeczyta tego listu, przede wszystkim

dlatego, ze już pan nie żyje.

Ale i tak czuje się zmuszona napisać do pana, bo kilka miesięcy temu, w czasie

szczególnie trudnego okresu mojego życia, pewna pielęgniarka poinformowała mnie, że
powinnam się starać pełniej wyrażać moje uczucia.

Wiem, że pisanie listu do osoby zmarłej to niezupełnie to, o co chodzi, ale w obecnej

sytuacji mam obok siebie bardzo mało ludzi, z którymi mogłabym porozmawiać o moich

problemach. Głównie dlatego, że to właśnie ci ludzie są przyczyną moich problemów.

Prawdę mówiąc, doktorze Jung, od lat piętnastu i trzech kwartałów usiłuje

osiągnąć samorealizację. Pamięta pan samorealizację, prawda? To znaczy powinien pan -
w końcu to pan ją wymyślił.

Chodzi o to, że za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że jestem o krok od

samorealizacji, wydarza się coś takiego, co mi to wszystko psuje. Jak ten cały numer z

książęcym pochodzeniem. No bo dokładnie wtedy, kiedy uważałam, że już większym
dziwadłem być nie mogę -

PACH

! - okazuje się, że jestem jeszcze i księżniczką.

Zdaję sobie sprawę, że wielu ludziom wcale się nie będzie wydawało, że to jakiś

problem. Ale bardzo chętnie zobaczyłabym, jak

ONI

by zareagowali, gdyby każdą wolną

chwilę

ICH

życia zajmowały lekcje dworskiej etykiety udzielane im przez ich babkę o

wytatuowanych powiekach, gdyby napastowali ich paparazzi albo gdyby musieli

uczestniczyć w nudnych oficjalnych imprezach państwowych w towarzystwie ludzi, którzy
nigdy w życiu nie słyszeli o serialu The OC i nie mają pojęcia, co się ostatnio dzieje w

związku. Setha i Summer, którzy wiecznie się rozstają, a potem się godzą,.

Ale książęce pochodzenie to nie jedyna sprawa, która staje mi na drodze, kiedy

usiłuje osiągnąć samorealizacje. Jestem na przykład jedyna, pozostająca, przy zdrowych
zmysłach opiekunka, mojego małego brata - który ewidentnie ma pewne problemy

rozwojowe, bo w wieku dziesięciu miesięcy nadal nie potrafi chodzić, nie przytrzymując się
czyichś (zazwyczaj moich) dłoni (chociaż wykazuje niezwykły dla swojego wieku rozwój

background image

umiejętności werbalnych, ponieważ zna dwa słowa: „sa”, czyli samochód, i „Ok”, czyli kotek
- których używa wymiennie na określenie wszelkich przedmiotów, nie tylko samochodów i

kotów).

Ale to jeszcze nie wszystko. Dochodzi do tego fakt, że zostałam wybrana na

przewodnicząca, samorządu w swojej szkole... ale i tak ciągle jestem tam jedna, z najmniej
popularnych osób...

Albo to że wreszcie odkryłam, że mam prawdziwy talent (pisanie - w razie gdyby

Pan się nie zdążył zorientować z tego listu), ale nigdy nie będę mogła się poświecić

karierze pisarskiej, bo będę zbyt zajęta rządzeniem małym europejskim księstwem. Nie
żebym, jak mówi moja nauczycielka angielskiego, pani Martinez, która twierdzi, że w

wypracowaniach stale nadużywam przymiotników - kiedykolwiek miała się doczekać
publikacji, ani nawet chociaż zdobyć pracę jako asystentka scenarzysty na planie jakiegoś

serialu komediowego.

Na koniec dodam, że zdobyłam miłość mężczyzny swoich marzeń, po to tylko, żeby

teraz patrzeć, jak go pochłania bez reszty dystopia w filmach science fiction... Prawie nigdy
go już nie widuję.

Rozumie pan, do czego zmierzam? Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że

samorealizację mam w zasięgu ręki, okrutnym gestem wyrywa mi ją przeznaczenie. Albo

moja babka.

Ja się wcale nie skarżę, ja tylko mówię, że... No cóż, ile konkretnie musi znieść

człowiek, zanim może się uznać za kogoś, kto osiągnął samorealizację?

Bo ja totalnie uważam, że już chyba więcej nie dam rady znieść. Czy ma pan jakieś

wskazówki, które pomogłyby mi osiągnąć transcendencje przed ukończeniem szesnastego
roku życia? Bo bardzo by mi się przydały. Dziękuję.

Pańska przyjaciółka

Mia Thermopolis

PS Ach, tak. Zapomniałam. Pan nie żyje. Przepraszam. Z tymi wskazówkami to już

nieważne. Poszukam sobie w bibliotece.

Wtorek, 2 marca, po szkole, sala RZ

CODWUTYGODNIOWE POSIEDZENIE

CZŁONKÓW SAMORZĄDU SZKOLNEGO LiAE

background image

Obecni:

Mia Thermopolis, przewodnicząca

Lilly Moscovitz, wiceprzewodnicząca

Ling Su Wong, skarbniczka

Pani Hill, doradca samorządu z ramienia Rady Pedagogicznej

Lars van der Hooten, osobisty ochroniarz JKW M. Thermopolis

Nieobecni:

Tina Hakim Baba, sekretarz, wskutek konieczności nagłej przymiarki nowego

aparatu ortodontycznego, ponieważ stary został spuszczony w toalecie przez jej

młodszego brata.

(Co w sumie tłumaczy, czemu to ja piszę protokół. Ling Su nie może, bo ma

artystyczny charakter pisma, który bardzo przypomina lekarski charakter pisma, co znaczy, że

ludzkie oko nie jest go w stanie odczytać. A Lilly twierdzi, że ma zespół urazowy nadgarstka

po przepisaniu na komputerze opowiadania, które wysłała na doroczny konkurs krótkich form

literackich magazynu „Sixteen”.

Czy może powinnam raczej powiedzieć,

PIĘCIU

opowiadań, które wysłała na doroczny

konkurs krótkich form literackich magazynu „Sixteen”.

Nie wiem, skąd ona wzięła czas na napisanie

PIĘCIU

opowiadań. Ja ledwie znalazłam

czas, żeby napisać

JEDNO

.

Ale i tak uważam, że moje opowiadanie Nigdy więcej kukurydzy! jest całkiem niezłe.

Zawiera wszystko, co

POWINNO

się znaleźć w opowiadaniu: Miłość. Wzniosłość. Samobójstwo.

Kukurydzę.

(Czego więcej można by żądać?)

Wniosek o zatwierdzenie protokołu posiedzenia z dnia

15 lutego:

ZATWIERDZONY

.

S

PRAWOZDANIE

PRZEWODNICZĄCEJ

: M

ÓJ

WNIOSEK

O

TO

,

ŻEBY

SZKOŁA

POZOSTAWAŁA

W

CZASIE

WEEKENDÓW

OTWARTA

I

DOSTĘPNA

DLA

LICZNYCH

KÓŁEK

ZAINTERESOWAŃ

NAPOTKAŁ

ZDECYDOWANY

OPÓR

ZE

STRONY

SZKOLNEJ

DYREKCJI

. P

OSTAWIONO

NASTĘPUJĄCE

ZASTRZEŻENIA

:

KOSZT

WYNAGRODZENIA

ZA

NADGODZINY

DLA

BIBLIOTEKARKI

ORAZ

KOSZT

WYNAGRODZENIA

ZA

NADGODZINY

DLA

STRAŻNIKA

OCHRONY

PRZY

WEJŚCIU

DO

SZKOŁY

,

KTÓRY

MIAŁBY

SPRAWDZAĆ

,

CZY

WCHODZĄCY

DO

L

I

AE

FAKTYCZNIE

JEJ

UCZNIAMI

,

A

NIE

JAKIMIŚ

BEZDOMNYMI

Z

ULICY

.

background image

R

EPLIKA

WICEPRZEWODNICZĄCEJ

: S

ALA

GIMNASTYCZNA

JEST

OTWARTA

W

WEEKENDY

NA

POTRZEBY

TRENINGÓW

SPORTOWYCH

. S

TRAŻNIK

OCHRONY

NA

PEWNO

MÓGŁBY

SPRAWDZAĆ

LEGITYMACJE

UCZNIÓW

SPORTOWCÓW

TAK

SAMO

JAK

UCZNIÓW

,

KTÓRZY

NAPRAWDĘ

PRZEJMUJĄ

SIĘ

SWOIMI

STOPNIAMI

. P

OZA

TYM

NIE

MACIE

WRAŻENIA

,

ŻE

NAWET

ŚREDNIO

INTELIGENTNY

STRAŻNIK

OCHRONY

BĘDZIE

UMIAŁ

ODRÓŻNIĆ

BEZDOMNYCH

Z

ULICY

OD

UCZNIÓW

L

I

AE?

R

EPLIKA

PRZEWODNICZĄCEJ

NA

REPLIKĘ

WICEPRZEWODNICZĄCEJ

: W

IEM

. W

SPOMNIAŁAM

O

TYM

. D

YREKTOR

G

UPTA

PRZYPOMNIAŁA

MI

W

ODPOWIEDZI

,

ŻE

BUDŻET

TRENINGÓW

SPORTOWYCH

ZOSTAŁ

ZATWIERDZONY

JUŻ

JAKIŚ

CZAS

TEMU

,

A

NA

BIBLIOTEKĘ

W

WEEKENDY

BUDŻETU

NIE

MA

. I

ŻE

STRAŻNIKÓW

OCHRONY

ZATRUDNIA

SIĘ

PRZEDE

WSZYSTKIM

ZE

WZGLĘDU

NA

POSTURĘ

,

A

NIE

INTELIGENCJĘ

.

R

EPLIKA

WICEPRZEWODNICZĄCEJ

NA

REPLIKĘ

PRZEWODNICZĄCEJ

: N

O

CÓŻ

,

MOŻE

W

TAKIM

RAZIE

NALEŻY

PRZYPOMNIEĆ

DYREKTOR

G

UPCIE

,

ŻE

ZNAKOMITA

WIĘKSZOŚĆ

UCZNIÓW

L

ICEUM

IMIENIA

A

LBERTA

E

INSTEINA

NIE

UPRAWIA

SPORTÓW

,

NATOMIAST

POTRZEBUJE

TYCH

DODATKOWYCH

GODZIN

W

BIBLIOTECE

,

I

ŻE

BUDŻET

TRZEBA

ZWERYFIKOWAĆ

. I

ŻE

POSTURA

TO

NIE

WSZYSTKO

. R

EPLIKA

PRZEWODNICZĄCEJ

NA

REPLIKĘ

WICEPRZEWODNICZĄCEJ

NA

WCZEŚNIEJSZĄ

REPLIKĘ

PRZEWODNICZĄCEJ

:

B

OŻE

, L

ILLY

,

ZROBIŁAM

TO

. P

OWIEDZIAŁA

,

ŻE

SIĘ

JESZCZE

ZASTANOWI

.

(Dlaczego Lilly musi być taka wojownicza na tych naszych posiedzeniach? Przez to

wychodzę w oczach pani Hill na osobę pozbawioną jakiegokolwiek autorytetu).

Naprawdę myślałam, że Lilly już się pogodziła z tym, że nie zamierzam rezygnować z

pełnionej funkcji po to, żeby to

ONA

mogła zostać przewodniczącą. To było przecież całe

MIE

-

SIĄCE

temu i miałam wrażenie, że mi przebaczyła, kiedy namówiłam tatę, żeby wystąpił w jej

programie telewizyjnym, żeby mogła przeprowadzić z nim wywiad na temat europejskiej

polityki imigracyjnej.

I dobra, fakt, nie udało jej się w ten sposób uzyskać skoku wskaźnika oglądalności, jak

tego oczekiwała.

Ale Lilly mówi prosto z mostu; że to nadal jeden z najpopularniejszych programów

manhattańskiej kablówki ogólnego dostępu - zaraz po tym programie z udziałem Anioła

Piekieł, który demonstruje, jak gotować jedzenie na rurze wydechowej - nawet jeśli ci

producenci, którzy kupili prawa do jej programu, jeszcze nie zdołali sprzedać go żadnej

większej stacji.

S

PRAWOZDANIE

WICEPRZEWODNICZĄCEJ

: P

OJEMNIKI

DO

SEGREGOWANIA

ODPADÓW

JUŻ

PRZYJECHAŁY

I

ZOSTAŁY

UMIESZCZONE

OBOK

WSZYSTKICH

ZWYKŁYCH

KOSZY

NA

ŚMIECI

NA

TERENIE

SZKOŁY

. S

Ą

TO

SPECJALISTYCZNE

POJEMNIKI

PODZIELONE

NA

TRZY

SEGMENTY

:

PAPIER

,

BUTELKI

I

PUSZKI

,

Z

background image

WBUDOWANYM

MECHANIZMEM

ZGNIATAJĄCYM

W

CZĘŚCI

NA

PUSZKI

. W

YKORZYSTANIE

PRZEZ

UCZNIÓW

CZĘSTE

. P

OWSTAŁ

JEDNAK

PEWIEN

MAŁY

PROBLEM

Z

NAKLEJKAMI

.

R

EPLIKA

PRZEWODNICZĄCEJ

: J

AKIMI

NAKLEJKAMI

?

R

EPLIKA

WICEPRZEWODNICZĄCEJ

NA

REPLIKĘ

PRZEWODNICZĄCEJ

: T

YMI

NA

KLAPY

POJEMNIKÓW

,

Z

NAPISEM

:

„P

APIER

,

PUSZKI

I

BALETKI

”.

R.

PRZEWODNICZĄCEJ

NA

R

.

WICEPRZEWODNICZĄCEJ

: O

NE

MAJĄ

NAPIS

: „P

APIER

,

PUSZKI

I

butelki”,

NIE

BALETKI

”.

W

ICEPRZEWODNICZĄCA

: N

O

WŁAŚNIE

NIE

. R

OZUMIESZ

?

P

RZEWODNICZĄCA

: O

KAY

. K

TO

ZATWIERDZAŁ

NAPIS

NA

NAKLEJKACH

?

W

ICEPRZEWODNICZĄCA

: T

O

CHYBA

NASZA

SEKRETARZ

. K

TÓRA

JEST

DZISIAJ

NIEOBECNA

.

S

KARBNICZKA

: A

LE

TO

NIE

WINA

T

INY

,

ONA

PRZEŻYWA

TERAZ

STRASZNY

STRES

Z

TYMI

OCENAMI

NA

PÓŁOKRES

.

P

RZEWODNICZĄCA

: M

USIMY

ZAMÓWIĆ

NOWE

NAKLEJKI

. N

APIS

„P

APIER

,

PUSZKI

I

BALETKI

JEST

NIE

DO

PRZYJĘCIA

.

S

KARBNICZKA

: N

IE

MAMY

PIENIĘDZY

NA

ZAMÓWIENIE

NOWYCH

NAKLEJEK

.

P

RZEWODNICZĄCA

: S

KONTAKTUJ

SIĘ

Z

FIRMĄ

,

U

KTÓREJ

ZAMÓWIONE

BYŁY

NAKLEJKI

,

I

POINFORMUJ

ICH

,

ŻE

ZASZŁA

POMYŁKA

,

KTÓRĄ

TRZEBA

NATYCHMIAST

SKORYGOWAĆ

,

I

ŻE

PONIEWAŻ

TO

BYŁA

POMYŁKA

Z

ich

STRONY

,

NIE

POWINNI

ŻĄDAĆ

ZA

TO

ZAPŁATY

.

W

ICEPRZEWODNICZĄCA

: P

RZEPRASZAM

, M

IA

,

ALE

TY

PISZESZ

PROTOKÓŁ

TEGO

POSIEDZENIA

W

SWOIM

pamiętniku?

P

RZEWODNICZĄCA

: T

AK

. C

O

Z

TEGO

?

W

ICEPRZEWODNICZĄCA

: A

NIE

MASZ

TAKIEJ

SPECJALNEJ

KSIĘGI

PROTOKOŁÓW

POSIEDZEŃ

SAMORZĄDU

SZKOLNEGO

?

P

RZEWODNICZĄCA

: M

AM

. A

LE

W

PEWNYM

SENSIE

POSIAŁAM

. N

IE

MARTW

SIĘ

. P

RZEPISZĘ

PROTOKÓŁ

NA

KOMPUTERZE

PO

POWROCIE

DO

DOMU

. W

SZYSCY

DOSTANĄ

JUTRO

WYDRUKI

.

W

ICEPRZEWODNICZĄCA

: zgubiłaś

KSIĘGĘ

PROTOKOŁÓW

POSIEDZEŃ

SAMORZĄDU

SZKOLNEGO

?

P

RZEWODNICZĄCA

: N

O

CÓŻ

,

NIEZUPEŁNIE

. T

O

ZNACZY

MNIEJ

WIĘCEJ

WIEM

,

GDZIE

ONA

LEŻY

. T

YLE

ŻE

W

TEJ

CHWILI

NIE

MAM

DO

NIEJ

DOSTĘPU

.

W

ICEPRZEWODNICZĄCA

: W

IĘC

GDZIE

ONA

LEŻY

?

P

RZEWODNICZĄCA

: Z

OSTAWIŁAM

W

POKOJU

TWOJEGO

BRATA

W

AKADEMIKU

.

W

ICEPRZEWODNICZĄCA

: A

COŚ

TY

ROBIŁA

Z

KSIĘGĄ

PROTOKOŁÓW

POSIEDZEŃ

SAMORZĄDU

SZKOLNEGO

W

POKOJU

MOJEGO

BRATA

W

AKADEMIKU

?

P

RZEWODNICZĄCA

: P

O

PROSTU

BYŁAM

U

NIEGO

W

ODWIEDZINACH

,

OKAY

?

background image

W

ICEPRZEWODNICZĄCA

: T

O

wszystko,

CO

TAM

ROBIŁAŚ

? P

OSZŁAŚ

w odwiedziny?

P

RZEWODNICZĄCA

: T

AK

. P

ANI

SKARBNICZKO

,

CZEKAMY

TERAZ

NA

PANI

RAPORT

.

(Nie no, dajcie spokój. O co chodzi z tym „To

WSZYSTKO

?” Przecież wyraźnie widać, że

chodziło jej o

SEKS

. I to jeszcze przy pani Hill! Jakby Lilly nie wiedziała bardzo dobrze, na

czym stoimy z Michaelem w tej kwestii!

A może ona się denerwuje tym, że Nigdy więcej kukurydzy! jest lepsze niż jej

wszystkie opowiadania? Nie, to niemożliwe. Nigdy więcej kukurydzy! opowiada o

wrażliwym, młodym samotniku, który wpada w taką rozpacz z powodu alienacji, jakiej

doświadcza w pewnej ekskluzywnej szkole średniej na Upper East Side, do której go posłali

rodzice, oraz tym, że w szkolnej stołówce upierają się, żeby dodawać kukurydzy do chili,

ignorując jego częste prośby, żeby tego nie robiono, że w końcu skacze pod pociąg metra.

Ale czy to rzeczywiście lepsza fabuła niż w tych opowiadaniach Lilly, gdzie młodzi

ludzie obojga płci zaczynają się zapoznawać z własną seksualnością? Sama nie wiem.

Wiem jednak, że pismo „Sixteen” raczej nie publikuje opowiadań z niedwuznacznymi

scenami. Owszem, drukują artykuły o kontroli urodzin i historie dziewczyn, które złapały ja-

kąś chorobę przenoszoną drogą płciową albo zaszły w niechcianą ciążę, albo zostały

sprzedane jako białe niewolnice czy coś.

Ale nigdy nie nagradzają takich historii w tych swoich konkursach na opowiadanie.

Ale kiedy wspomniałam o tym Lilly, ona stwierdziła, że pewnie zrobią wyjątek, jeśli

opowiadanie okaże się szczególnie dobre, a jej opowiadania takie są - przynajmniej według

niej samej.

Mam tylko nadzieję, że oczekiwania Lilly nie są

ZA

BARDZO

nierealistyczne. Bo, okay,

pierwszą zasadą pisarską jest pisać o czymś, co się samemu zna z doświadczenia, i owszem,

nigdy nie byłam chłopakiem, nie nienawidziłam kukurydzy i nie czułam się na tyle

wyalienowana, żeby się rzucać pod pociąg metra.

Ale Lilly nigdy nie uprawiała seksu, a jej wszystkie

PIĘĆ

opowiadań mówi o seksie. W

jednym z nich bohaterka uprawia seks z

NAUCZYCIELEM

. Normalnie

WIDAĆ

, że ten kawałek nie

został napisany z własnego doświadczenia. Bo poza trenerem Wheatonem, który jest

zaręczony z mademoiselle Klein i nawet by nie spojrzał na żadną uczennicę, nie ma w tej

szkole ani jednego nauczyciela płci męskiej, na którym dałoby się choć na chwilę oko

zawiesić.

(No cóż, myślą tak wszyscy poza moją mamą, ewidentnie, skoro najwyraźniej uznała,

że pan G. jest rzekomo tak seksowny -

OCH

! - że nie zdołała mu się oprzeć). Raport

skarbniczki: Nie mamy już żadnych pieniędzy.

background image

(Zaraz. Co L

ING

S

U

POWIEDZIAŁA

PRZED

CHWILĄ

???????)

Wtorek, 2 marca, hotel Plaza,

lekcja etykiety

No cóż, no to już po wszystkim. Samorząd uczniowski Liceum imienia Alberta

Einsteina zbankrutował.

Jesteśmy spłukani.

Bez grosza.

Splajtowaliśmy.

Jesteśmy pierwszym samorządem w historii Liceum imienia Alberta Einsteina, który

wydał cały swój budżet w ciągu siedmiu miesięcy, kiedy zostały do przeżycia jeszcze trzy.

Pierwszym samorządem w historii, któremu nie wystarczy pieniędzy na wynajęcie

Sali imienia Alice Tully w Lincoln Center na uroczystość rozdania matur ostatniej klasie.

I najwyraźniej to moja wina, bo wyznaczyłam artystkę na skarbniczkę.

- Mówiłam ci, że nie umiem liczyć pieniędzy! - powtarzała raz za razem Ling Su. -

Mówiłam ci, że nie nadaję się na skarbniczkę! Mówiłam ci, żebyś mianowała Borisa skarb-

nikiem! Ale ty się upierałaś przy tej swojej Władzy w Ręce Dziewczyn. No cóż, tak się

składa, że ta dziewczyna jest przy okazji artystką. A artyści nijak się nie rozumieją na zesta-

wieniach bilansowych i wpływach ze składek! My mamy na głowie ważniejsze rzeczy. Na

przykład sprawiać, żeby sztuka stymulowała umysły i zmysły.

- Wiedziałam, że trzeba było wyznaczyć Shameekę na skarbniczkę - jęknęła Lilly.

Kilka razy. Chociaż przypomniałam jej, też kilkakrotnie, że tata Shameeki zapowiedział jej,

że wolno jej w jednym semestrze brać udział tylko w jednym zajęciu pozalekcyjnym, a ona

już zdecydowała się wybrać cheerleading zamiast udziału w samorządzie studenckim -

decyzja, która z pewnością będzie ją dręczyć po nocach, kiedy będzie się starała zostać

pierwszą kobietą afroamerykańskiego pochodzenia mianowaną do Sądu Najwyższego.

W gruncie rzeczy to nie jest wina Ling Su. To ja jestem przewodniczącą. Jeżeli czegoś

się w ogóle nauczyłam w tym całym książęcym interesie, to tego, że władzy towarzyszy od-

powiedzialność: można ją delegować, ile się chce, ale koniec końców TO TY zapłacisz cenę,

jeśli coś pójdzie nie tak.

Powinnam była uważać. Powinnam była trzymać rękę na pulsie.

background image

Powinnam była położyć szlaban na te hiperdrogie pojemniki do segregowania

odpadów. Powinnam była kazać im kupić zwykłe, niebieskie. To był mój pomysł, żeby

wybrać te z wbudowanym zgniataczem.

O

CZYM

JA

MYŚLAŁAM

??? Dlaczego nikt nie spróbował mnie powstrzymać?

O mój Boże, ja już wiem, co to jest.

To moja własna, prywatna Zatoka Świń.

Poważnie. Na historii dowiedzieliśmy się wszystkiego o Zatoce Świń - pewna grupa

strategów wojskowych jeszcze w latach sześćdziesiątych wymyśliła sobie taki plan, żeby

zrobić inwazję na Kubę i obalić Castro, i namówiła prezydenta Kennedy'ego, żeby się na to

zgodził. Tyle że po dotarciu na Kubę przekonali się, że wróg ma znaczną przewagę, a w

dodatku nikt nie sprawdził, czy góry, w których żołnierze mieli się bezpiecznie schronić, są

istotnie po tej stronie wyspy (były po przeciwnej).

Wielu historyków i socjologów przypisywało winę za Zatokę Świń wystąpieniu

zjawiska zwanego syndromem grupowego ogłupienia, które zachodzi wtedy, kiedy pragnienie

uzyskania jednomyślności przez wszystkich członków grupy doprowadza do tego, że nikomu

z nich nie chce się porządnie sprawdzić faktów - jak wtedy, kiedy NASA przed startem

promu kosmicznego Columbia nie chciała słuchać inżynierów, którzy ostrzegali przed

niebezpieczeństwem. Ale NASA udało się sztywno trzymać wyznaczonej wcześniej daty

startu.

I to jest najwyraźniej

DOKŁADNIE

to, co zaszło w przypadku naszych pojemników na

odpady.

Panią Hill - jak się nad tym zastanowić - powinno się nazwać wyzwalaczem syndromu

grupowego ogłupienia... No bo nie można powiedzieć, by wychodziła ze skóry, żeby nas

spróbować powstrzymać. To samo dotyczy Larsa, skoro już o tym mowa. Od czasu, kiedy

kupił sobie swojego nowego sidekicka, w ogóle przestał uważać na lekcjach, a teraz nie chce

pomóc w sensownym rozwiązaniu tego problemu, na przykład udzielając nam pożyczki w

wysokości pięciu tysięcy dolarów, których nam brakuje.

Moim zdaniem to jest zwykły wykręt, skoro będąc naszym doradcą, pani Hill jest

przynajmniej częściowo odpowiedzialna za to fiasko. Owszem, zgoda, ja jestem przewod-

niczącą i w ostatecznym rozliczeniu odpowiedzialność spada na mnie.

Ale przecież nie bez powodu mamy doradcę. Ja mam tylko piętnaście lat i dziesięć

miesięcy. Nie powinnam musieć sama się borykać z

CAŁYM

tym ciężarem. Pani Hill powinna

chyba przejąć chociaż

TROCHĘ

tej odpowiedzialności. Gdzie ona była, kiedy cały roczny budżet

background image

przepuszczałyśmy na najdroższe pojemniki do segregowania odpadów z wbudowanym

zgniataczem?

Powiem wam gdzie - podsycała swoje uzależnienie od swetrów haftowanych we wzór

amerykańskiej flagi poprzez oglądanie Home Shopping Network w pokoju nauczycielskim i w

ogóle nie zwracała na nas uwagi!

Och, świetnie. Grandmère właśnie się na mnie rozdarła.

- Amelio, czy ty w ogóle uważasz na to, co mówię, czy po prostu mówię do ściany?

- Oczywiście, że uważam, Grandmère.

A tak naprawdę to muszę zacząć uważać na lekcjach ekonomii. Może wtedy nauczę

się trochę mocniej trzymać w garści swój portfel.

- Ach tak - powiedziała Grandmère. - No to co ja mówiłam?

- Och. Zapomniałam.

- John Paul Reynolds - Abernathy Czwarty. Słyszałaś o nim kiedykolwiek?

O Boże. Znów to samo. Ostatni świr Grandmère? Kupuje sobie posiadłość nadmorską.

Tylko że, oczywiście, Grandmère nie wystarczyłoby, że jest właścicielką zwyczajnej

nadmorskiej posiadłości. A więc kupuje sobie wyspę.

Tak właśnie. Swoją własną wyspę.

A ściśle mówiąc, wyspę Genowia.

Prawdziwa Genowia nie jest wyspą, ale ta, którą kupuje Grandmère, jest. Leży u

wybrzeży Dubaju, gdzie pewna firma budowlana skonstruowała grupę wysp, które razem

tworzą kształt widoczny aż z pokładu promu kosmicznego. Na przykład kiedyś zrobili grupę

wysp w kształcie palmy i nazwali je Palma.

A teraz robią taką grupę pod nazwą Świat. Są tam wyspy w kształcie Francji i

południowej Afryki, i Indii, i nawet New Jersey, a oglądane z góry wyglądają zupełnie jak

mapa świata, o tak:

background image
background image

Oczywiście, wyspy nie są zbudowane w odpowiedniej skali. Bo wtedy wyspa

Genowia byłaby rozmiaru mojej łazienki. A Indie byłyby rozmiaru Pensylwanii. Wszystkie

wyspy mają w sumie mniej więcej ten sam rozmiar - dość duże, żeby umieścić na nich

potężną posiadłość z domkami dla gości i basenem - żeby ludzie tacy jak Grandmère mogli

sobie kupić wyspę w kształcie kraju, jaki sobie wybiorą, i mieszkać potem na niej, zupełnie

jak Tom Hanks w filmie Poza światem.

Tyle że on nie zrobił tego z wyboru.

Poza tym na jego wyspie nie było willi o powierzchni czterech i pół tysiąca metrów

kwadratowych, z supernowoczesnym systemem ochrony, klimatyzacją i basenem, w którym

jest wodospad, jak to będzie u Grandmère.

Ale Grandmère ma ze swoją wyspą pewien problem: nie jest jedyną osobą startującą

do przetargu.

- John Paul Reynolds - Abernathy Czwarty - powtarza teraz bardzo naglącym głosem.

- Nie mów mi, że go nie znasz. Chodzisz z nim do szkoły!

- Jakiś facet, z którym chodzę do szkoły, startuje do przetargu na sztuczną wyspę

Genowię? - Wydawało się to trochę niewiarygodne. Ja wiem, że mam najmniejszą

tygodniówkę w całym LiAE, bo tata się martwi, że mogłabym przemorfować w kogoś takiego

jak Lana Weinberger, która wszystkie swoje pieniądze przepuszcza na przekupywanie

bramkarzy, żeby ją wpuszczali do klubów, do których nie mogłaby wejść legalnie z racji zbyt

młodego wieku (tłumaczy to całkiem logicznie, pytając, że skoro Lindsay Lohan to robi, to

czemu ona ma nie móc?). Poza tym Lana ma też własną kartę American Express, którą płaci

za wszystko - od latte w Delikatesach Ho, po stringi w Agent Provocateur - a jej tata po prostu

co miesiąc spłaca kartę. Lana to taka

SZCZĘŚCIARA

.

Ale nieważne. Bo czy ktoś dostaje takie kieszonkowe, że może sobie kupić

WYSPĘ

?

- Nie ten chłopak, który chodzi z tobą do szkoły. Jego

OJCIEC

. - Grandmère zmrużyła

powieki, co zawsze jest złym znakiem. - John Paul Reynolds - Abernathy T

RZECI

bierze udział

w przetargu przeciwko mnie. Jego

SYN

chodzi z tobą do szkoły. Jest o klasę wyżej od ciebie.

Na pewno go znasz. Podobno ma ambicje teatralne, podobnie jak jego ojciec, który jest

kopcącym cygara, ordynarnym producentem.

- Przepraszam, Grandmère. Nie znam żadnego Johna Paula Reynoldsa - Abernathy'ego

Czwartego. I w sumie mam nieco poważniejsze zmartwienia niż to, czy ci się uda kupić tę

wyspę, czy nie - poinformowałam ją. - Prawdę mówiąc, jestem spłukana.

Grandmère się rozjaśniła. Ona uwielbia rozmawiać o pieniądzach. Bo to często

prowadzi do rozmawiania o zakupach, które są jej ulubionym hobby poza piciem sidecarów i

background image

paleniem. Grandmère jest najszczęśliwsza, kiedy może robić wszystkie te trzy rzeczy naraz.

Na jej nieszczęście, przy obowiązujących w Nowym Jorku przepisach dotyczących palenia

(określanych przez nią jako faszystowski dryl) jedyne miejsce, gdzie może pić, palić i

jednocześnie robić zakupy, to jej własny dom. Tyle że wtedy pozostają zakupy przez Internet.

- Czy chcesz coś sobie kupić, Amelio? Coś nieco bardziej modnego niż te okropne

wojskowe buciory, w których nadal chodzisz pomimo moich zapewnień, że nie podkreślają

one kształtu twoich kostek? Może takie urocze mokasynki z wężowej skóry od Ferragamo,

jakie ci pokazywałam któregoś dnia?

- Ja nie jestem spłukana

OSOBIŚCIE

, Grandmère - powiedziałam. Chociaż w sumie, to

jestem, bo dostając zaledwie dwadzieścia dolarów tygodniówki, z czego powinnam opłacić

wszystkie swoje rozrywkowe potrzeby, całą tygodniówkę tracę w czasie jednego wyjścia do

kina, jeśli zaszaleję, i na tabletki z ginkgo biloba, i na napój gazowany. Boże broń, żeby mój

tata

MNIE

zaproponował kartę American Express.

Tyle że, sądząc po tej historii z pojemnikami do segregowania śmieci, tata chyba miał

rację, nie dając mi dostępu do nielimitowanego kredytu.

- Chodzi mi o to, że zbankrutował samorząd Liceum imienia Alberta Einsteina -

wyjaśniłam. - Cały budżet wydaliśmy w siedem miesięcy zamiast w dziesięć. Teraz mamy

poważne kłopoty, bo powinniśmy zapłacić za wynajem Sali imienia Alice Tully na

czerwcową ceremonię wręczenia matur. Ale nie możemy, bo nie mamy żadnych pieniędzy. A

to znaczy, że Amber Cheeseman, która w tym roku ma wygłosić mowę na wręczeniu matur,

zabije mnie, i to najprawdopodobniej będzie długa i bolesna śmierć.

Wiedziałam, że zwierzając się z tego Grandmère, ponoszę pewne ryzyko. Bo fakt

naszego bankructwa to głęboko skrywana tajemnica. Poważnie. Lilly, Ling Su, pani Hill, Lars

i ja przysięgliśmy na własne życie, że nikomu nie powiemy prawdy o tym, że szkolny

samorząd ma pustą kasę, dopóki absolutnie nie uda się tego uniknąć. Ostatnia rzecz, jakiej

teraz potrzebuję, to postawienie w stan oskarżenia i śledztwo.

A wszyscy wiemy, że Lana Weinberger podskoczy na pierwszą okazję pozbawienia

mnie funkcji przewodniczącej samorządu. Tata L

ANY

sam bez zmrużenia oka wyłożyłby pięć

kawałków, gdyby uważał, że może tym wspomóc swoją ukochaną córunię.

Moi krewni? Niekoniecznie.

Ale zawsze zostaje pewna szansa - niewielka - że Grandmère jakoś się za mną wstawi.

Już to kiedyś zrobiła. A tak na marginesie, z tego co wiem, ona i Alice Tully mogły być

najlepszymi przyjaciółkami za czasów studiów. Może wystarczy, że Grandmère wykona

jeden telefon i będę miała Salę imienia Alice Tully wynajętą

ZA

DARMO

!!!!

background image

Tylko że Grandmère nie wyglądała tak, jakby miała zamiar w najbliższym czasie

wykonywać jakieś telefony w moich sprawach. Zwłaszcza kiedy zaczęła wydawać te

cmokające odgłosy językiem.

- Pewnie wydajesz wszystkie pieniądze na jakieś banialuki i bibeloty - powiedziała,

nawet nie do końca potępiającym tonem.

- Jeśli mówiąc banialuki i bibeloty - odparłam (zastanawiając się, czy te słowa

rzeczywiście istnieją, czy też nagle zaczęła mówić językami i skoro tak, to czy nie powinnam

wezwać jej pokojówki) - masz na myśli dwadzieścia pięć nowoczesnych pojemników do

segregowania odpadów, z osobnymi segmentami na papier, puszki i butelki oraz z wbudo-

wanym mechanizmem zgniatającym w części na puszki, nie wspominając już o trzystu

kompletach do elektroforezy dla laboratorium biologicznego, których w żaden sposób nie

mogę zwrócić, bo wierz mi, już o to pytałam, to tak.

Grandmère zrobiła taką minę, jakbym bardzo ją rozczarowała. Widać było wyraźnie,

że uważa pojemniki do segregowania odpadów za wyrzucanie pieniędzy w błoto.

A ja nawet nie

WSPOMNIAŁAM

o całym tym problemie z naklejkami: puszki i baletki.

- Ile potrzebujesz? - spytała zwodniczo swobodnym tonem.

Zaraz. Czy Grandmère miała zamiar zrobić coś niesłychanego - i poratować mnie

pożyczką?

Nie. Niemożliwe.

- Niewiele - powiedziałam, myśląc, że to zbyt piękne, żeby było możliwe. - Tylko pięć

tysięcy. - W sumie to pięć tysięcy siedemset dwadzieścia osiem dolarów, bo tyle Lincoln

Center życzy sobie od szkół za wynajęcie Sali imienia Alice Tully, która może pomieścić

tysiąc osób. Ale nie zamierzałam rozpraszać się szczegółami. Siedemset dwadzieścia osiem

dolarów już jakoś zbiorę, jeśli Grandmère będzie chciała wybulić pięć tysięcy.

Ale cóż. To było zbyt piękne, żeby się okazało prawdziwe.

- No cóż, a co szkoły robią w takiej sytuacji, kiedy muszą szybko zebrać pieniądze? -

Chciała wiedzieć Grandmère.

- Nie wiem - powiedziałam. Nie mogłam pozbyć się uczucia porażki. Poza tym

skłamałam (a to dopiero coś nowego...), bo doskonale wiem, co robią szkoły, które znajdą się

w naszej sytuacji i muszą szybko zebrać jakieś pieniądze. Już to przedyskutowaliśmy,

szczegółowo, podczas posiedzenia samorządu, po szokującej rewelacji Ling Su na temat stanu

naszego konta bankowego. Pani Hill nie chciała udzielić nam pożyczki (wątpię zresztą, żeby

miała pięć tysięcy dolarów odłożone w jakiejś skarpecie. Przysięgam, że nigdy nie widziałam,

żeby miała na sobie dwa razy to samo. A to oznacza bardzo wiele luźnych swetrów Quaker

background image

Factory, jak na jedną nauczycielską pensję), ale ochoczo pokazała nam katalog wysyłkowy

świec, który miała gdzieś pod ręką.

Poważnie. To była cała jej ta wspaniała rada. Żebyśmy sprzedawali świece.

Lilly tylko spojrzała na nią i powiedziała:

- Sugeruje pani, że mamy wspierać nihilistyczną walkę pomiędzy tymi, którzy lubią

mieć, a tymi, którzy lubią mieć jeszcze więcej, w stylu Czekoladowej wojny Roberta

Cormiera, pani Hill? Bo wszyscy ją przeczytaliśmy na angielskim i wiemy doskonale, co się

może zdarzyć, jeśli zakłóci się porządek świata.

Ale pani Hill z urażoną miną powiedziała, że możemy ogłosić konkurs na to, kto

sprzeda więcej świec, nie narażając świat na kompletny upadek wartości ani nie wykazując

się szczególnym nihilizmem.

Ale kiedy przejrzałam ten katalog świec i zobaczyłam te wszystkie zapachy -

Truskawki i śmietana! Wata cukrowa! Kruche ciasteczko! - i te wszystkie kolory, przeżyłam

swój własny, prywatny atak nihilizmu.

Bo szczerze mówiąc, wolałabym, żeby klasa maturalna zrobiła mi to, co Obi Wan

Kenobi zrobił Anakinowi Skywalkerowi w Zemście Sithów (tzn. żeby odcięli mi nogi

mieczem świetlnym i zostawili mnie, żebym spłonęła żywcem na skraju krateru z lawą), niż

zapukać do drzwi naszej sąsiadki, Ronnie, i pytać ją, czy byłaby zainteresowana kupnem

ślicznej świecy o zapachu truskawek ze śmietaną, odlanej w kształcie truskawki, za dziewięć

dolarów dziewięćdziesiąt pięć.

A wierzcie mi, klasa maturalna jest jak najbardziej

ZDOLNA

zrobić ze mną to, co Obi

Wan zrobił Anakinowi. A już szczególnie Amber Cheeseman, która została w tym roku

prymuską i która mogłaby bez trudu nakłaść mi po łbie, bo tak się składa, że chociaż jest o

wiele niższa ode mnie, ma brązowy pas w hapkido.

To znaczy mogłaby mi nakłaść, gdyby stanęła na krześle albo gdyby ktoś ją podniósł,

żeby w ogóle mogła mnie dosięgnąć.

To w tym momencie posiedzenia samorządu szkolnego zmuszona byłam powiedzieć

słabym głosem: „Wnioskuję o zamknięcie zebrania”. Na szczęście wniosek został jedno-

myślnie przyjęty przez wszystkich obecnych.

- Nasza doradczyni proponowała, żebyśmy sprzedawali w systemie domokrążnym

świece - powiedziałam z nadzieją, że Grandmère, zniesmaczona wizją wnuczki handlującej

po domach podobiznami owoców z wosku, z miejsca wręczy mi pięć tysięcy zielonych.

- Świece? - Grandmère

RZECZYWIŚCIE

miała nieco zniesmaczoną minę.

Ale z niewłaściwego powodu.

background image

- Moim zdaniem dużo łatwiej byłoby sprzedawać słodycze. Rodzice przeciętnego

ucznia Liceum imienia Alberta Einsteina mają w pracy całe hordy kolegów i znajomych,

którym można bez trudu wcisnąć batoniki - powiedziała.

Miała rację, oczywiście, ale kluczowe jest tu słowo „przeciętny”. Bo jakoś sobie nie

wyobrażam mojego taty, który w tej chwili jest w Genowii, ponieważ trwa sesja Parlamentu,

jak rozdaje wkoło formularze sprzedaży świec (czy czegokolwiek innego) i mówi:

„Słuchajcie teraz wszyscy, to zbiórka pieniędzy na szkołę mojej córki. Kto kupi najwięcej

świec, automatycznie otrzyma szlachectwo”.

- Zastanowię się nad tym - powiedziałam. - Dzięki, Grandmère.

A potem ona znów zaczęła gadać o Johnie Paulu Reynoldsie - Abernathym Trzecim i

o tym, że planuje urządzić to wielkie przyjęcie na cele charytatywne za tydzień od tej środy i

zebrać pieniądze na wsparcie dla genowiańskich hodowców oliwek (którzy strajkują w

proteście przeciwko zarządzeniom Unii Europejskiej zezwalającym hipermarketom na

zbytnie obniżanie cen), żeby zaimponować projektantom Świata oraz innym uczestnikom

przetargu na wyspy swoją niewiarygodną hojnością. (A tak w ogóle, to za kogo ona się

uważa? Za jakąś Angelinę Jolie z Genowii?)

Grandmère twierdzi, że potem wszyscy ją będą

BŁAGAĆ

, żeby zamieszkała na sztucznej

wyspie Genowii, a John Paul Reynolds - Abernathy Trzeci zostanie na lodzie, ple, ple, ple.

I łatwo jej mówić. No bo Grandmère niedługo będzie miała własną wyspę, na którą

będzie sobie mogła uciekać. A gdzie ja się schronię przed gniewem Amber Cheeseman, kiedy

odkryje, że swoje przemówienie do maturzystów wygłosi nie z mównicy w Sali imienia Alice

Tully, tylko przy barze sałatkowym w Outback Steakhouse na Zachodniej Dwudziestej

Trzeciej?

Wtorek, 2 marca, poddasze

Właśnie myślałam, że ten dzień gorszy już być nie może... Ale nie, proszę, kiedy tylko

weszłam do domu, mama podała mi pocztę.

Zazwyczaj lubię dostawać pocztę. Bo zazwyczaj w poczcie dostaję różne fajne rzeczy,

na przykład ostatni numer „Psychology Today”, dzięki czemu mogę sobie sprawdzić, na jakie

nowe zaburzenia psychiczne cierpię. I wtedy mam do czytania w wannie przed pójściem spać

coś jeszcze oprócz lektury, przerabianej na angielskim (w tym miesiącu: O, pionierzy! Willi

Cather. Ziew).

background image

Ale to, co wręczyła mi mama, kiedy weszłam do domu dzisiaj wieczorem, nie było

czymś fajnym

ANI

czymś, co mogłabym sobie poczytać w wannie. Bo było o wiele za krótkie.

- Dostałaś list z magazynu „Sixteen”, Mia! - powiedziała mama z wielkim

ożywieniem. - To na pewno w sprawie konkursu!

Ale ja od razu widziałam, że nie ma się czym ekscytować. Widać było, że ta koperta

zawiera złe wiadomości. Wyraźnie było widać, że w środku jest tylko jedna kartka. Gdybym

wygrała, na pewno załączyliby jakiś kontrakt, nie wspominając już o mojej nagrodzie

pieniężnej, prawda? Kiedy opowiadanie T.J. Burke'a o śmierci w lawinie jego przyjaciela,

Deksa, zostało wydrukowane w piśmie „Powder” w Aspen Extreme, wysłali mu

PRAWDZIWY

egzemplarz magazynu z jego nazwiskiem wypisanym wielkimi literami na okładce. To w ten

sposób się dowiedział, że mu coś wydano.

Koperta, którą podała mi mama, wyraźnie nie zawierała kopii magazynu „Sixteen” z

moim nazwiskiem wypisanym wielkimi literami na okładce, bo była zdecydowanie za cienka.

- Dzięki - powiedziałam, odbierając od mamy kopertę z nadzieją, że nie zauważy, że

zbiera mi się na płacz.

- I co tam piszą? - zapytał pan Gianini. Siedział przy jadalnym stole i karmił swojego

syna kawałeczkami hamburgera, mimo że Rocky ma zaledwie dwa zęby, jeden na górze, a

drugi na dole, i tak się składa, że żaden z nich nie jest trzonowy.

Ale zdaje się, że nikomu w mojej rodzinie nie robi to żadnej różnicy, że Rocky jeszcze

w zasadzie nie umie żuć stałego pożywienia. Nie chce jeść jedzenia dla dzieci - chce jeść albo

to co ja, albo to co Gruby Louie - więc je to, co akurat mają na obiad moja mama i pan G., a

więc z reguły jakąś potrawę mięsną. Pewnie to wyjaśnia, dlaczego Rocky mieści się w

dziewięćdziesiątym dziewiątym percentylu, jeśli chodzi o wzrost. Mimo moich nalegań mama

i pan G. upierają się karmić Rocky'ego stałą dietą składającą się z takich składników, jak

kurczak Generała Tso i lasagne z wołowiną. I argumenty? On to chyba

LUBI

.

Jakby mało było tego, że Gruby Louie je wyłącznie Wytworną Ucztę Kurczakowo -

Tuńczykową, mój młodszy braciszek też wyrasta na mięsożercę.

A pewnego dnia na pewno wyrośnie na kogoś tak wysokiego jak Shaquille O'Neal

wskutek tych wszystkich szkodliwych antybiotyków, którymi przemysł mięsny faszeruje

swoje produkty przed ubojem.

Chociaż obawiam się, że Rocky przy okazji będzie miał też intelekt Ptaszka Tweety,

bo mimo tych wszystkich kaset wideo z Małym Mozartem, które mu puszczałam, i wielu,

wielu godzin, które poświęciłam na czytanie mu klasyków takich jak Piotruś Królik Beatrice

Potter i Kto zje zielone jajka sadzone Doktora Seussa, Rocky nie wykazuje najmniejszych

background image

oznak zainteresowania czymkolwiek innym poza ciskaniem smoczkiem z całej siły o ścianę,

tupaniem po całym poddaszu (z parą rąk - zazwyczaj moich - które trzymają go w pionie za

szelki jego ogrodniczek Osh Koshes... ćwiczenie, które, tak przy okazji, zaczyna u mnie

powodować poważne bóle krzyża) i darciem się: „Sa!” albo „Ko!” jak najgłośniej się da.

Z całą pewnością można to uznać za objawy poważnego zapóźnienia w rozwoju

społecznym. Albo zespołu Aspergera.

Mama jednak zapewnia mnie, że Rocky rozwija się normalnie jak na prawie roczne

dziecko i że powinnam się uspokoić i przestać być takim dzieciolizem (moja własna matka

przejęła teraz określenie, które ukuła dla mnie Lilly).

Jednak pomimo tej zdrady, pozostaję superczujna na objawy wodogłowia. Bo nigdy

nic nie wiadomo.

- No i co tam piszą, Mia? - Mama zaciekawiła się listem. - Chciałam go otworzyć i

zadzwonić do ciebie do babki, żeby ci przekazać nowiny, ale Frank mi nie pozwolił.

Powiedział, że powinnam szanować twoje osobiste granice i nie otwierać twojej poczty.

Rzuciłam panu G. spojrzenie pełne wdzięczności - a trudno zrobić coś takiego, kiedy

człowiek usiłuje się nie rozpłakać - i powiedziałam:

- Dzięki.

- Och, przestań - powiedziała moja mama z wyraźnym niesmakiem. - Ja cię urodziłam.

Karmiłam cię przez sześć miesięcy. Powinnam móc czytać twoją pocztę. Co tam jest?

Tak więc drżącymi palcami rozdarłam kopertę, wiedząc z góry, co znajdę w środku.

I bez żadnych niespodzianek, zobaczyłam na kartce maszynopisu:

Magazyn „Sixteen”

1440 Broadway
Nowy Jork, NY 10018

Szanowna Autorko,

dziękujemy Ci za pracę nadesłaną do magazynu „Sixteen”.

Zdecydowaliśmy wprawdzie nie publikować jej, ale doceniamy Twoje

zainteresowanie naszym konkursem.

Z poważaniem

Shonda Yost

Redakcja Literacka

background image

Szanowna Autorko! Nawet nie chciało im się wypisać na maszynie mojego imienia i

nazwiska! Nie było tam żadnego dowodu, że ktoś z nich w ogóle

PRZECZYTAŁ

Nigdy więcej ku-

kurydzy!, a co dopiero zastanowił się poważnie nad jego znaczeniem!

Chyba mama i pan G. zauważyli, że nie podoba mi się to, co czytam, bo pan G.

powiedział:

- Jej, no to niefajnie. Ale następnym razem powalisz ich na kolana, tygrysku.

- Sa! - Rocky miał tylko tyle do dodania i rzucił kawałkiem hamburgera o ścianę.

A moja mama stwierdziła:

- Zawsze uważałam, że magazyn „Sixteen” poniża młode kobiety, bo prezentuje

wizerunki nieprawdopodobnie chudych i pięknych modelek, co może odbierać pewność

siebie młodym czytelnikom i pogłębiać ich kompleksy na punkcie własnego wyglądu. A poza

tym artykuły w „Sixteen” trudno byłoby określić jako pouczające. No bo, kogo to

OBCHODZI

,

jakie dżinsy lepiej podkreślają twój typ sylwetki, biodrówki czy te z wysoką talią? A może by

tak raz na odmianę nauczyć dziewczyny czegoś praktycznego, na przykład że jak robisz to na

stojąco, to i tak możesz zajść w ciążę?

Wzruszona troską moich rodziców - i mojego brata - powiedziałam:

- Nie ma sprawy. Zawsze można spróbować w przyszłym roku.

Chociaż naprawdę wątpię, żebym kiedykolwiek zdołała napisać lepsze opowiadanie

niż Nigdy więcej kukurydzy! To się już totalnie nie powtórzy, żeby coś mnie zainspirowało tak

jak widok Faceta, Który Nie Cierpi Kukurydzy w Chili. Siedział w stołówce LiAE i

wydłubywał kukurydzę ze swojego chili, ziarnko po ziarnku, z najsmutniejszą miną, jaką

kiedykolwiek widziałam na ludzkiej twarzy. Nigdy już nie będę świadkiem niczego równie

poruszającego. No, może pomijając minę Tiny Hakim Baba, kiedy dowiedziała się, że nie

będą już kręcić Joan z Arkadii.

Nie wiem, kto napisał to coś, co „Sixteen” uznało za najlepsze opowiadanie

konkursowe, i naprawdę nie mam ochoty się chwalić, ale jej opowiadanie

NIE

MOŻE

być tak

frapujące i przykuwające uwagę, jak Nigdy więcej kukurydzy!

I to

NIEMOŻLIWE

, żeby ona kochała pisarstwo tak jak ja.

Och, jasne, może jest w tym lepsza. Ale czy pisanie jest dla niej równie ważne jak

ODDYCHANIE

, tak jak dla mnie? Szczerze w to wątpię. Pewnie siedzi teraz w domu, a jej matka

mówi: „Och, Lauren, to przyszło dzisiaj do ciebie z pocztą”, a ona otwiera

ODRĘCZNIE

NAPISANY

list z magazynu „Sixteen”, przegląda swój kontrakt i mówi: „Hm, znów mi wydrukowali

opowiadanie. A co mnie to obchodzi. Naprawdę chcę tylko znaleźć się w drużynie

cheerleaderek i żeby Brian zaprosił mnie na randkę”.

background image

Widzicie,

MNIE

pisanie obchodzi

BARDZIEJ

niż cheerleading. Albo Brian.

No cóż, okay, nie bardziej niż Michael. Albo Gruby Louie. Ale już blisko.

Więc teraz ta głupia, zakochana w Brianie Lauren chodzi sobie i podśpiewuje: „La, la,

la, właśnie wygrałam konkurs na opowiadanie magazynu »Sixteen«. Ciekawe, co dziś leci w

telewizji?” I nawet się nie przejmuje tym, że jej opowiadanie przeczyta milion ludzi, nie

wspominając o tym, że będzie mogła spędzić cały dzień, towarzysząc prawdziwej żywej

redaktorce i zobaczyć, jak to jest w zabieganym, pełnym pośpiechu świecie twardego

dziennikarstwa dla nastolatek...

Chyba że to Lilly wygrała.

O Mój B

OŻE

.

A

JEŚLI

TO

L

ILLY

WYGRAŁA

???????

O dobry Boże w niebiesiech. Proszę, nie pozwól, żeby to Lilly wygrała konkurs na

opowiadanie magazynu „Sixteen”. Ja wiem, że to źle modlić się o takie rzeczy, ale błagam

Cię, Panie, jeśli istniejesz, czego wcale nie jestem pewna, bo pozwoliłeś im przestać puszczać

Joan z Arkadii i wysłać do mnie ten wstrętny list z odrzuceniem opowiadania,

NIE

POZWÓL

NA

TO

,

ŻEBY

SIĘ

OKAZAŁO

,

ŻE

TO

LILLY

WYGRAŁA

KONKURS

MAGAZYNU

„S

IXTEEN

NA

OPOWIADANIE

!!!!!!!!

O mój Boże. Lilly jest dostępna. Właśnie do mnie pisze na ICQ.

W

OMYN

R

ULE

: KG, odezwał się dziś do ciebie Mag. 16?

O Boże.

G

R

L

OUIE

: Hm. Tak. A do ciebie?

W

OMYN

R

ULE

: Tak. Dostałam najdurniejszy list odmowny pod słońcem.

A dokładniej mówiąc,

PIĘĆ

. Widać, że nawet nie

PRZECZYTALI

moich tekstów.

Dziękuję, Boże. Teraz w Ciebie wierzę. Wierzę, wierzę, wierzę. Już nigdy więcej nie

zasnę w czasie mszy w genowiańskiej kaplicy pałacowej, przysięgam. Chociaż zdecydowanie

nie zgadzam się z Tobą w całej tej kwestii grzechu pierworodnego, bo to

NIE

BYŁA

wina Ewy,

że ten gadający wąż ją nabrał, i och, tak, uważam, że kobiety powinny móc zostawać

kapłankami i że księżom powinno być wolno żenić się i mieć dzieci, bo, halo? Oni byliby o

wiele lepszymi rodzicami niż mnóstwo innych ludzi, jak ta pani, która zostawiła swoje

dziecko w samochodzie pod supermarketem, i silnik chodził, kiedy ona grała sobie w jakiegoś

pokera na wideo, a ktoś jej ukradł ten samochód, a potem wyrzucił dziecko przez okno

(dziecku nic się nie stało, bo siedziało w takim specjalnym foteliku samochodowym, który

sprężynuje, i dlatego zmusiłam mamę i pana G., żeby kupili dla Rocky'ego fotelik tej firmy,

chociaż on drze się, jakby go żywcem ze skóry obdzierali, za każdym razem, kiedy usiłują go

do niego wsadzić).

Ale i tak. Wierzę. Wierzę. Wierzę.

background image

G

R

L

OUIE

: Tutaj to samo. No cóż, to znaczy dostałam jeden list.

Ale mój też jest odmowny.

W

OMYN

R

ULE

: N

O

cóż, nie traktuj tego za bardzo osobiście, KG. To

pewnie zaledwie pierwszy z wielu listów odmownych, jakie dostaniesz
w nadchodzących latach. Jeśli naprawdę chcesz zostać pisarką. Nie

zapominaj, że niemal każda Wielka Książka, jaka dziś istnieje,
została gdzieś kiedyś odrzucona przez wydawcę. Może poza jedną

Biblią. W każdym razie zastanawiam się, kto wygrał.

G

R

L

OUIE

: Pewnie jakaś głupia dziewczyna o imieniu Lauren, która

wolałaby raczej znaleźć się w drużynie cheerleaderek, albo żeby
jakiś facet o imieniu Brian zaprosił ją na randkę, i w ogóle się nie

przejęła tym, że niedługo zostanie publikowaną autorką.

W

OMYN

R

ULE

: Hm... Okay. Dobrze się czujesz, Mia? Nie bierzesz tego

listu odmownego zbyt poważnie, mam nadzieję? W końcu to tylko ma-
gazyn „Sixteen”, a nie „New Yorker”.

G

R

L

OUIE

: Nic mi nie jest. Ale pewnie mam rację. Co do Lauren. Nie

uważasz?

W

OMYN

R

ULE

: Uhm, taa, jasne. Ale posłuchaj, to wszystko podsunęło

mi totalnie świetny pomysł.

Okay, kiedy Lilly mówi, że ma totalnie świetny pomysł, nigdy tak nie jest. To znaczy

pomysł nie jest świetny. Jej ostatnim świetnym pomysłem było, żebym startowała do

wyborów na przewodniczącą samorządu szkolnego, i sami popatrzcie, czym to się skończyło.

I nawet mnie nie proście, żebym wam opowiadała jak kiedyś, w pierwszej klasie pod-

stawówki, wrzuciła moją lalkę Strawberry Shortcake na dach letniego domu Moscovitzów

pod Albany, żeby sprawdzić, czy wiewiórki przyciągnie jej „bardzo jagodowy” zapach i czy

zaczną gryźć jej plastikową buzię.

W

OMYN

R

ULE

: Jesteś tam jeszcze?

G

R

L

OUIE

: Jestem. Jaki to pomysł? Nie będziesz wrzucała Rocky'ego

na żadne dachy, i nic mnie nie obchodzi, jak bardzo cię interesuje,
co mogą mu zrobić wiewiórki.

W

OMYN

R

ULE

: O czym ty gadasz? Dlaczego miałabym wrzucać Rocky'ego

na jakiś dach? Wpadłam na pomysł, żebyśmy założyły

NASZ

WŁASNY

magazyn.

G

R

L

OUIE

: C

O

?

W

OMYN

R

ULE

: Mówię poważnie. Założymy nasz własny magazyn. Nie

jakiś głupi, o całowaniu po francusku i kaloryferku Haydena
Christensena, jak w magazynie „Sixteen”, ale magazyn literacki, jak

Salon.com

. Tylko nie w Internecie. I dla nastolatków. W ten sposób

background image

upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze, będziemy

miały gdzie publikować swoje utwory. A po drugie, możemy sprzedawać
magazyn i zarobić tych pięć kawałków, których nam brakuje na

wynajęcie Sali imienia Alice Tully, i powstrzymać Amber Cheeseman
przed zamordowaniem nas.

G

R

L

OUIE

: Ale, Lilly... Żeby założyć nasz własny magazyn,

potrzebujemy pieniędzy. Wiesz o tym. Żeby zapłacić za druk i inne

takie. A my nie mamy ani grosza. To jest właśnie nasz problem.
Pamiętasz?

Boże. Może ja mam tylko trzy z minusem z ekonomii, ale nawet ja wiem, że żeby

założyć jakiś interes, potrzebny jest kapitał. W końcu oglądałam Adepta, na miłość boską.

Poza tym ja w sumie lubię co miesiąc oglądać sobie kaloryferek Haydena

Christensena w „Sixteen”. To sprawia, że prenumerata się opłaca.

W

OMYN

R

ULE

: Nie, jeśli namówimy panią Martinez, żeby została

naszym doradcą i pozwoliła nam korzystać ze szkolnej fotokopiarki.

Pani M.! W głowie mi się nie mieściło, że Lilly porusza w rozmowie ze mną temat

pani M. Pani Martinez - moja nauczycielka angielskiego - i ja

NIE

MAMY

wspólnego zdania,

jeśli chodzi o moją karierę pisarską. Chociaż przyznaję, ona sobie trochę odpuściła od czasu

tego całego zajścia na początku roku szkolnego, kiedy dała mi czwórkę.

Ale niewiele.

Ja wiem na przykład, że pani M. nie dostrzegłaby w Nigdy więcej kukurydzy! tego

przykuwającego uwagę studium psychologicznego postaci i poruszającego komentarza spo-

łecznego, które są w nim zawarte. Pewnie powiedziałaby, że opowiadanie jest

melodramatyczne i pełne banałów.

I dokładnie dlatego nie zamierzałam jej pokazywać tego opowiadania przed publikacją

w „Sixteen”. Tyle że teraz to chyba nigdy do tego nie dojdzie. To znaczy do publikacji.

G

R

L

OUIE

: Lilly, nie chciałabym psuć ci dobrego nastroju, ale

bardzo wątpię, czy uda nam się zebrać pięć kawałków ze sprzedaży

literackiego czasopisma dla nastolatków. Bo wiesz, nasi koledzy
ledwie mają czas na czytanie lektur, na przykład O, pionierzy!, a co

dopiero jakichś zbiorów napisanych przez uczniów opowiadań i
wierszy. Moim zdaniem potrzebny jest nam jakiś bardziej realny plan

zdobycia gotówki niż zarabianie na sprzedaży magazynu, który nawet
jeszcze nie powstał.

W

OMYN

R

ULE

: N

O

to co proponujesz w takim razie? Sprzedaż świec?

background image

A

AAAAAAAAACCCCCCCCCCHHHHHHHHHH

! B

O

wiecie, poza świecami w kształcie truskawek

są jeszcze świece w kształcie bananów i ananasów. I ptaków. Ptaków reprezentujących różne

STANY

. Na przykład, dla Indiany jest świeca - kardynał, bo kardynał jest ptakiem

reprezentującym Stan Twardych Ludzi.

Co gorsza - piszę to z wahaniem - jest nawet prawdziwa replika arki Noego, z parą

zwierząt każdego rodzaju (nawet z jednorożcami). Odlanymi w

WOSKU

.

Nawet ja nie zdołałabym wymyślić czegoś równie obrzydliwego.

G

R

L

OUIE

: Oczywiście, że nie. Po prostu uważam, że powinnyśmy się

trochę bardziej zastanowić nad całą sprawą, zanim zabierzemy się
do...

S

KINNER

B

X

: Cześć, Thermopolis. Jak leci?

M

ICHAEL

!!!! M

ICHAEL

DO

MNIE

pisze na ICQ!!!!!!

G

R

L

OUIE

: Przepraszam, Lilly, muszę spadać.

W

OMYN

R

ULE

: Dlaczego? Czy mój brat właśnie do ciebie pisze?

G

R

L

OUIE

: Taa ...

W

OMYN

R

ULE

: Och. Ja wiem, czego ON chce.

G

R

L

OUIE

: Lilly, MÓWIŁAM ci, że my CZEKAMY z seksem...

W

OMYN

R

ULE

: Nie o to mi chodziło, głupku jeden. Chodziło mi o to,

że... A zresztą nieważne. Napisz mi e - maila, jak już z nim
pogadasz. Ja mówię poważnie o tym magazynie, KG. To jedyna szansa,

żebyś zobaczyła swoje nazwisko w druku - poza stronami w „US Weekly”
- Sławni ludzie są tacy sami jak my!

G

R

L

OUIE

: Zaraz - ty wiesz, czemu Michael do mnie pisze na ICQ?

Skąd wiesz? Co się dzieje? Powiedz mi, Lilly...

W

OMYN

R

ULE

: (niedostępna)

S

KINNER

B

X

: Mia? Jesteś tam?

G

R

L

OUIE

: Michael! Jestem tu. Przepraszam. Mam podły dzień. Nie

mamy w oficjalnej kasie ani grosza, a „Sixteen” odrzuciło Nigdy wię-

cej kukurydzy!

S

KINNER

B

X

: Zaraz... Rząd Genowii nie ma kasy? Nic o tym nie

widziałem w Netszkapie. Jak do TEGO doszło?

To dlatego mój chłopak jest taki cudowny. Nawet jeśli nie rozumie nic z tego, co się

dzieje w moim życiu, to i tak się o mnie troszczy.

G

R

L

OUIE

: Chodziło mi o szkolny samorząd. Jesteśmy pod kreską na

pięć tysięcy. A „Sixteen” mnie odrzuciło.

S

KINNER

B

X

: „Sixteen” odrzuciło Nigdy więcej kukurydzy!? Jak

background image

mogli? Przecież to kapitalne opowiadanie!

Widzicie? Widzicie, dlaczego go kocham?

G

R

L

OUIE

: Dzięki. Ale chyba dla nich nie dość kapitalne, żeby je

opublikować.

S

KINNER

B

X

: No to są durni. A o co chodzi z tymi pięcioma

tysiącami pod kreską?

Wyjaśniłam Michaelowi pokrótce sprawę tych bezzwrotnych pojemników na odpady i

to, że zostanę porwana i poćwiartowana przez Amber Cheeseman, jak tylko się dowie, że

będzie wygłaszała swoją mowę na rozdanie matur w Hell's Kitchen, a nie w Lincoln Center.

S

KINNER

B

X

: Nie może być aż tak źle. Masz mnóstwo czasu, żeby

zorganizować pieniądze.

Zazwyczaj mój chłopak to najbystrzejszy z ludzi. To dlatego chodzi na uniwersytet

należący do Ligi Bluszczowej, gdzie zalicza program kursów, który nawet dla Stephena

Hawkinga, tego geniusza na wózku inwalidzkim, który odkrył miniaturowe czarne dziury -

oraz to, jak sprawić, żeby zakochała się w człowieku jego własna pielęgniarka - stanowiłby

wyzwanie, a co dopiero dla przeciętnego studenta.

Ale czasami...

No cóż, czasami po prostu N

IE

KUMA

.

G

R

L

OUIE

: Czy ty kiedykolwiek widziałeś Amber Cheeseman, Michael?

Może ona ma metr dwadzieścia wzrostu i gada głosem wiewiórki, ale

umie rzucić przez ramię faceta o wadze stu kilo w ułamku sekundy i
ma przedramiona tak duże jak gorylica Koko.

S

KINNER

B

X

: Hej, wiem. Mogłabyś spróbować sprzedawać świece.

Któregoś roku zrobiliśmy tak, żeby zebrać kasę na Klub Komputerowy!

N

IEEEEEEEEEEEEEEEEE

!!!!!!!! T

YLKO

NIE

TO

! T

Y

TEŻ

, M

ICHAEL

??!!!!!!!!!!!!

S

KINNER

B

X

: Są takie świece w kształcie truskawek. W grupach

terapeutycznych mojej mamy i taty każdy kupił po jednej. Pachną jak
prawdziwe truskawki.

A

AAAAAAAAAAAAAARRRRRRRRRRRRRRGGGGGGGGGGGGGGGG

-

GHHHHHHHHH

!

G

R

L

OUIE

: Super! Dzięki za wskazówkę!

Zmiana tematu. Już.

G

R

L

OUIE

: N

O

a jak TOBIE minął dzień?

S

KINNER

B

X

: Nieźle. Oglądaliśmy THX 1138 na zajęciach i

dyskutowaliśmy o jego wpływach na późniejsze filmy o dystopiach z
tej samej epoki, takich jak Ucieczka Logana, gdzie podobnie jak w

THX 1138 młody człowiek usiłuje umknąć ograniczeniom jedynego

background image

świata, jaki zna. A to mi przypomina... Co robisz w najbliższy

weekend?

Och, fajnie! Randka! Dokładnie czegoś takiego potrzebowałam, żeby się

rozchmurzyć.

G

R

L

OUIE

: Idę gdzieś z tobą.

S

KINNER

B

X

: Miałem nadzieję, że powiesz dokładnie coś takiego. Ale

może zamiast gdzieś iść, zostaniemy w domu? Mama i tata jadą za

miasto na jakąś konferencję, a Maya musi iść na pedikiur, więc
zapytali mnie, czy nie mógłbym przyjechać do domu na weekend i

zostać z Lilly - wiesz, przez to, co się stało ostatnim razem, kiedy
ją zostawili samą w domu.

No, ja się nie dziwię. Bo ostatnim razem państwo doktorostwo Moscovitz spuścili

Lilly z oczu, kiedy wyjechali na weekend do swojego letniego domu w Albany. Pozwolili

Lilly zostać samej, bo miała do oddania jakąś pracę o Aleksandrze Hamiltonie i potrzebowała

dostępu do Internetu, którego nie mają w swoim letnim domu, a Michael miał ostatnie

zaliczenia, a gosposia Moscovitzów, Maya, musiała pojechać do Republiki Dominikany, żeby

znów wyciągnąć z więzienia swojego siostrzeńca. Więc nikt z nich nie mógł z nią zostać, a

Lilly zaprosiła do siebie Normana, tego swojego prześladowcę, żeby zrobić z nim wywiad do

odcinka Lilly mówi prosto z mostu pod tytułem: Czemu tylko dziwadło, się mną interesują?

No cóż, Norman poczuł się urażony określeniem „dziwadło”, chociaż dokładnie tym

właśnie jest. Upierał się, że zdrowy podziw dla stóp jest w gruncie rzeczy jak najbardziej nor-

malny. A potem, kiedy Lilly poszła do kuchni przynieść im po puszce coli, zakradł się do

pokoju jej mamy i ukradł jej ulubione buty, szpilki od Manolo Blahnika!

Ale Lilly zauważyła obcas wystający Normanowi z kieszeni kurtki i kazała mu oddać

szpilki. Norman tak się wściekł z powodu tego wszystkiego, że założył teraz własną stronę

internetową

www.niecierpieLillyMoscovitz.com

, na której jest forum, i takie różne, gdzie

ludzie, którzy nienawidzą Lilly i jej programu, mogą zamieszczać różne teksty (a okazuje się,

że jest zadziwiająco wielu ludzi, którzy nienawidzą Lilly i jej programu). Poza tym jest też

trochę osób, które nawet nie wiedzą, kto to jest Lilly, ale dołączyły do forum, bo nienawidzą

wszystkiego i wszystkich).

Muszę powiedzieć, że po tym wszystkim jestem nieco zdziwiona, że państwo

doktorostwo Moscovitz w ogóle ją zostawiają bez rodzicielskiej opieki, nawet jeśli będzie tam

Michael.

G

R

L

OUIE

: Fajnie! Totalnie przyjdę! Co będziemy robić? Zrobimy

sobie maraton filmowy?

background image

Tylko, błagam, nie te obrzydliwe filmy, które musi oglądać w ramach tych swoich

ulubionych zajęć z science fiction. Już mnie zmusił do obejrzenia Brazil, jednego z

najbardziej przygnębiających filmów wszech czasów. Czy Blade Runner, kolejny kawał

dołującego kina, może pozostawać dużo w tyle?

G

R

L

OUIE

: Ooooch, to może obejrzymy sobie na DVD Buffy ze szkoły

średniej? Ja uwielbiam ten odcinek z balem maturalnym, na którym do-
staje tę błyszcząca parasolkę...

S

KINNER

B

X

: Myślałem raczej o tym, żeby zrobić imprezę.

Zaraz. Co? Czy on powiedział...

IMPREZĘ

?

GrLouie: Imprezę?

S

KINNER

B

X

: Taa. No wiesz. Impreza. Takie spotkanie, ludzie się

zbierają, żeby się razem bawić. W sumie tu w akademiku nie bardzo

możemy robić imprezy, bo nikt nie ma tak dużego pokoju, żeby weszło
do niego powiedzmy, tak z osiem osób. Ale w mieszkaniu moich

rodziców zmieści się ze trzy razy tyle. Więc pomyślałem sobie, czemu
nie?

Czemu nie? C

ZEMU

NIE

? Michael, bo my nie jesteśmy ludźmi imprezującymi. My

jesteśmy takimi ludźmi, którzy siedzą w domu i oglądają filmy na DVD. Czy on zapomniał,

co się stało, kiedy po raz ostatni zrobiliśmy imprezę? Albo, mówiąc dokładniej, co się stało

kiedy po raz ostatni JA zorganizowałam imprezę?

A poza tym wyraźnie czułam, że on nie mówi o cheetos i siedmiu minutach w niebie.

Mówił o imprezie dla

STUDENTÓW

. Wszyscy wiedzą, jak wyglądają

STUDENCKIE

imprezy.

Przecież oglądałam Menażerię (która razem z Golfiarzami należy do ulubionych filmów

wszech czasów pana G., i za każdym razem, kiedy któryś z nich leci w telewizji, one je

MUSI

oglądać, nawet jeśli puszczają je na jednym z tych kanałów, gdzie wycina się wszystkie

pikantniejsze kawałki, co pozbawia te filmy praktycznie wszystkich wątków).

G

R

L

OUIE

: Ja w żadnym razie i pod żadnym pozorem nie ubiorę się w

togę.

S

KINNER

B

X

: Nie taką imprezę, głuptasie. Po prostu normalną

imprezę, no wiesz, z muzyką i jedzeniem. W przyszłym tygodniu

zacznie się półsemestr i wszyscy muszą sobie przed zaliczeniami
upuścić trochę pary. A poza tym, wiesz, Doo Pak jeszcze nigdy nie

był na żadnej prawdziwej amerykańskiej imprezie.

Kiedy usłyszałam tę zadziwiającą nowinę na temat współlokatora Michaela z

akademika, moje twarde, nienawidzące imprez serce nieco zmiękło. Nigdy jeszcze nie był na

background image

żadnej prawdziwej amerykańskiej imprezie! Przecież to po prostu szokujące! O

CZYWIŚCIE

, że

musimy zorganizować imprezę choćby po to, żeby pokazać Doo Pakowi, jak wygląda praw-

dziwa amerykańska gościnność. Może mogłabym zrobić jakiś wegetariański dip.

S

KINNER

B

X

: A pamiętasz Paula? No cóż, właśnie przyjechał, tak

samo jak Felix i Trevor, więc oni też przyjdą.

Serce przestało mi mięknąć. To nie to, że ja nie lubię Paula, Feliksa czy Trevora,

wszystkich członków kapeli Michaela, Skinner Box, która na razie zawiesiła działalność.

Tylko tak się składa, że ja wiem, że chociaż Paul, klawiszowiec, przyjechał z Bennington,

gdzie studiuje, na wiosenne ferie, to Felix, perkusista, dopiero co skończył odwyk (nie żeby

było w tym coś złego, ja się w sumie cieszę, że znalazł pomoc, ale, halo? Odwyk w wieku

osiemnastu lat? No już bez przesady). A Trevor, gitarzysta, jest z powrotem w domu, bo go

wywalili z UCLA za coś tak skandalicznego, że nie chce nawet nikomu powiedzieć, co to

było.

Moim zdaniem to nie są tacy przyjaciele, którzy powinni cię odwiedzać w domu,

kiedy nie ma rodziców. Bo mogliby „przypadkiem” podpalić mieszkanie. Tylko tyle mówię.

S

KINNER

B

X

: I pomyślałem, że zaproszę jeszcze parę innych osób z

akademika.

Parę innych osób z akademika?

Serce jeszcze bardziej mi skamieniało. Bo wiedziałam, co to oznacza. Dziewczyny.

Bo w akademiku Michaela mieszkają też dziewczyny. Widuję je w holu, kiedy idę go

odwiedzić. Noszą głównie czarne ciuchy, nie wyłączając beretów -

BERETÓW

! - i cytują

fragmenty Monologów waginy, i nigdy nie czytają „US Weekly”, nawet w poczekalni u

lekarza. Wiem, bo raz kiedyś wspomniałam, że w którymś numerze widziałam Jessicę

Simpson bez makijażu, a one tak na mnie popatrzyły... Są zupełnie jak te dziewczyny z

Legalnej blondynki, które paskudnie traktowały Elle, kiedy poszła do szkoły prawniczej, bo

uważały, że jeśli ktoś jest blondynką i lubi ciuchy, to musi być głupi.

Ja sama też spotkałam się z podobną formą dyskryminacji ze strony takich dziewczyn,

bo skoro jestem blondynką, a na dodatek księżniczką, to one automatycznie zakładają, że

muszę być głupia. Normalnie wiem, z czym musiała się na co dzień borykać księżna Diana.

Nie wydaje mi się, żebym mogła sobie poradzić na imprezie wśród takich dziewczyn.

Bo takie dziewczyny wiedzą, jak się zachowywać na imprezach. Potrafią palić i pić piwo.

Nie cierpię palenia. A piwo śmierdzi tak samo paskudnie jak ten skunks, którego

kiedyś dziadek przejechał swoją półciężarówką, kiedy wracaliśmy do domu po wystawie

stanowej w Indianie.

background image

Co temu Michaelowi odbiło? No dajcie spokój, impreza! Przecież to tak do niego nie

pasuje.

Ale z drugiej strony studia to czas poszukiwania własnej tożsamości i odkrywania,

kim naprawdę jesteś i co chcesz robić w życiu.

O mój Boże! A jeśli on teraz postanowił, że będzie imprezować???? Imprezowanie

stanowi ogromną część doświadczeń studenta. Przynajmniej sądząc z tych wszystkich filmów

na Lifetime Channel, w których albo Kellie Martin albo Tiffani - Amber Thiessen grają

studentki prowadzące kampanię na rzecz zamknięcia klubu studenckiego, w którym ich

przyjaciółka czy współlokatorka z akademika została zgwałcona na imprezie i/lub udusiła się

na śmierć własnymi wymiocinami.

Ale to przecież nie jest ten rodzaj imprezy, o jaki chodzi Michaelowi. Prawda?

Zaraz. Rodzice Michaela

NIE

POZWOLILIBY

mu zorganizować takiej imprezy. Nawet

gdyby chciał. A przecież na pewno nie chce. Bo Michael nie cierpi stowarzyszeń studenckich

i mówi, że nic na to nie poradzi, ale nieufnością napawa go każdy heteroseksualny facet,

który zgadza się należeć do klubu nieprzyjmującego kobiet.

Skoro już mowa o państwu doktorostwu Moscovitz:

G

R

L

OUIE

: Michael, czy twoi rodzice o tym wiedzą? 0 tej imprezie?

S

KINNER

B

X

: Oczywiście. Myślisz, że zrobiłbym coś takiego, nie

pytając ich o zdanie? Wiesz, odźwierni totalnie by mnie zakapowali.

Och, jasne. Odźwierni. Odźwierni w apartamentowcu Michaela widzą wszystko i

wiedzą wszystko. Zupełnie jak Yoda.

A plotkują jak C - 3PO.

Ale zaraz. Czy państwu doktorostwu Moscovitz to nie przeszkadza? Że Michael

urządza studencką imprezę w domu, kiedy ich nie ma... a za to jest Lilly?

To zupełnie do nich niepodobne.

Nie, mnie się to totalnie w głowie nie mieści. Żeby robić imprezę, kiedy w domu nie

ma rodziców... To naprawdę duży krok naprzód. To zupełnie jak... dorośli.

S

KINNER

B

X

: Więc przyjdziesz, tak? Faceci próbowali mi wmawiać, że

nijak się nie zgodzisz. Przez to, że jesteś księżniczką.

!
G

R

L

OUIE

: Księżniczką? Ale o co im chodziło? S

KINNER

B

X

: Och, wiesz,

nic takiego. To znaczy, że jesteś raczej mało imprezowa.

Mało imprezowa? A co to w ogóle znaczy? Oczywiście, że jestem mało imprezowa.

Przecież Michael sam też jest mało imprezowy...

background image

A przynajmniej do niedawna tak było. Dopóki nie poszedł na studia.

O Boże. Może powinnam mu powiedzieć, że nie mam nic przeciwko imprezowaniu.

Tylko przeciwko gwałtom na randkach i wymiotom.

G

R

L

OUIE

: Ja przecież

LUBIĘ

imprezować. To znaczy w odpowiednich

okolicznościach. To znaczy lubię imprezować jak każda dziewczyna.

Bo to prawda. Nawet wcale nie kłamałam. Imprezowałam już. Może nie jakoś tak

ostatnio. Ale jestem pewna, że imprezowałam. Na przykład w czasie mojej imprezy urodzi-

nowej zaledwie w zeszłym roku.

I okay, skończyło się katastrofą, kiedy moja najlepsza przyjaciółka została przyłapana

na całowaniu się w szafie z pomocnikiem kelnera.

Ale mimo wszystko to jednak była impreza. Co znaczy, że jestem imprezową

dziewczyną.

No i dobrze, może nie imprezową w takim sensie, w jakim imprezową dziewczyną jest

Paris Hilton. Owszem, lubię red bulla i tak dalej. Cóż, może nie do końca, bo raz wypiłam

puszkę, którą wyciągnęłam z minibarku taty w apartamencie w hotelu Plaza, i skończyło się

na tym, że do czwartej rano nie mogłam zasnąć, tylko tańczyłam do muzyki disco z kablówki.

Ale kto by w ogóle chciał być podobny do Paris? Ona bardzo często nawet nie potrafi

powiedzieć, gdzie jest jej własny pies. Rozumiecie, z tym całym imprezowaniem trzeba

ZNAĆ

UMIAR

. Nie można imprezować przez

CAŁY

czas. Bo można wtedy zapomnieć, gdzie się

zostawiło swojego pieska rasy chihuahua. Albo ktoś mógłby puścić w obieg zawstydzające

wideo z twoim, ekhm, imprezowaniem.

Ogranicz liczbę imprez - i red bulla - a automatycznie ograniczysz liczbę

kompromitujących filmów wideo.

Tylko tyle chciałam powiedzieć.

S

KINNER

B

X

: Dokładnie coś takiego im powiedziałem. Świetnie! To

pogadamy później. Kocham cię....Nanoc!

S

KINNER

B

X

: (niedostępny)

O Boże. W co ja się wpakowałam?

background image

Papeteria Jej Wysokości

Księżniczki Amelii Mignonette

Grimaldi Thermopolis Renaldo

Szanowny Panie Doktorze Carlu Jung!
Zdaje sobie sprawę, że nadal pan nie żyje. jednakże ostatnio sytuacja jeszcze się

niespodziewanie pogorszyła, i to znacznie, i jestem obecnie przekonana, że

NIGDY

nie

zdołam przekroczyć bariery własnego ego i osiągnąć samorealizacji.

Po pierwsze, odkryłam, że puściłam z torbami samorząd szkolny, i wkrótce zostanę

zamordowana przez małą, ale niezwykle silna, prymuskę klasy maturalnej.

Potem moje opowiadanie odrzucił magazyn „Sixteen”.
A teraz jeszcze mój chłopak uważa, że przyjdę na imprezę, która, organizuje w

mieszkaniu swoich rodziców pod ich nieobecność.

I trudno mi go w sumie winić za to, że tak uważa, bo ja w pewnym sensie

powiedziałam, że przyjdę.

Ale powiedziałam, że przyjdę, bo gdybym odmówiła, to wydałabym się

psujozabawą i nieimprezową księżniczką.

Oczywiście, w żaden sposób bym się na to nie zgodziła, gdybym sobie nie

przypomniała, że w marcu Michael nie może jeszcze poruszać ze mną kwestii

SEKSU

, bo to

miesiąc temu wypadał wyznaczony czas na takie rozmowy. Więc nie grozi mi, że coś

TAKIEGO

będzie mu chodziło po głowie. No, wie pan, to znaczy w czasie imprezy.

Ale będę musiała udzielać się towarzysko wśród osób, których nie znam. Co w

gruncie rzeczy muszę robić przez cały czas w ramach obowiązków księżniczki Genowii.

Jednak udzielanie się towarzysko wśród studentów to zupełnie co innego niż

udzielanie się towarzysko wśród dygnitarzy i różnych członków rodzin królewskich. Na
przykład dygnitarze i członkowie rodzin królewskich nie powiedzą, ci oskarżycielskim

tonem, że twoja limuzyna w znaczącym stopniu przyczynia się do niszczenia warstwy
ozonowej, bo wielkie samochody, na przykład sportowe wozy i och, tak, limuzyny należące

do arystokracji, wytwarzają, o czterdzieści trzy procent więcej zanieczyszczeń
powodujących globalne ocieplenie i o czterdzieści siedem procent więcej spalin niż

przeciętny samochód, tak jak wytknęła mi to w zeszłym tygodniu jakaś dziewczyna przed
akademikiem Michaela, kiedy przyjechałam go tam odwiedzić.

background image

Czy można by trafu jeszcze

GORZEJ

?

Ja

NAPRAWDĘ

potrzebują samorealizacji. Tak, i to

NATYCHMIAST

. P

ROSZĘ

O

POMOC

.

Pańska przyjaciółka

Mia Thermopolis

Środa, 3 marca, godzina wychowawcza

W limuzynie, w drodze do szkoły dzisiaj rano, zapytałam Lilly, co też przyszło do

głowy jej rodzicom, żeby pozwolić Michaelowi na zorganizowanie w ich mieszkaniu wielkiej

imprezy, kiedy ich nie będzie w domu. A ona mi na to: „Nie wiem. Czyż jestem stróżem Ruth

i Morty'ego?”

Ruth i Morty to imiona rodziców Lilly. Uważam, że to z jej strony wielki brak

szacunku, że zwraca się do rodziców po imieniu. Nawet ja do nich nie mówię po imieniu, a

przecież prosili mnie o to milion razy.

Znam ich bardzo długo - niemal tak długo jak sama Lilly - ale nie umiem się do nich

zwracać inaczej niż: doktor Moscovitz. Czasem mówię: pan doktor Moscovitz albo pani

doktor Moscovitz (ale tylko za ich plecami), kiedy muszę jakoś zaznaczyć, o które z nich mi

chodzi.

Ale nigdy nie będę mówić do nich Ruth i Morty. Nawet wtedy, kiedy Michael i ja się

pobierzemy, a oni zostaną moimi teściami. Dla mnie na zawsze pozostaną państwem dok-

torostwem Moscovitz.

- Ale oni zdają sobie sprawę, że ty tam będziesz, prawda? - spytałam Lilly. - Na tej

imprezie?

- O Bosz - powiedziała Lilly. - Jasne. Co się z tobą dzieje?

- Nic. Ja tylko... Trochę się dziwię, że twoi rodzice pozwalają Michaelowi

zorganizować imprezę, kiedy nie ma ich w domu. To wszystko.

- Taa, niech będzie - mruknęła Lilly. - Moim zdaniem Ruth i Morty mają teraz

większe zmartwienia.

- Na przykład?

Ale nigdy się nie dowiedziałam. Bo dokładnie wtedy limuzyna trafiła na jedną z tych

wielkich dziur w asfalcie przed wjazdem na FDR i obie z Lilly podskoczyłyśmy na siedzeniu,

waląc się głowami w szyberdach.

I potem, kiedy dotarłyśmy do szkoły, Lilly kazała mi iść ze sobą do gabinetu

pielęgniarki, żeby nam dała zwolnienie z WF - u, bo pewnie mamy wstrząs mózgu.

background image

Ale pielęgniarka tylko nas wyśmiała.

Założę się, że dałaby nam zwolnienie, gdyby wiedziała, że każą nam grać w

siatkówkę. Z

NOWU

. Dlaczego my nie możemy uprawiać jakichś luzackich dyscyplin, jak

pilates czy joga, tak jak uczniowie z podmiejskich szkół z internatem?

To strasznie nie fair.

Środa, 3 marca, ekonomia

No dobra, więc po tym, co się stało wczoraj z pieniędzmi samorządu, zacznę jak

najuważniej słuchać na tych lekcjach:

Niedostatek - pewien stan napięcia powstającego między naszymi ograniczonymi

zasobami a naszymi nieograniczonymi potrzebami i pragnieniami. Niektóre przykłady

zasobów, których pragniemy i potrzebujemy, a które są ograniczone (występuje ich nie-

dostatek), to:

Towary

Usługi

Zasoby naturalne

Fundusze na wynajem sal koncertowych, w których można zorganizować ceremonię

wręczenia matur.

Ponieważ wszystkie zasoby są ograniczone w porównaniu z naszymi potrzebami i

pragnieniami, jednostki tak samo jak rządy muszą podejmować decyzje dotyczące

tego, jakie towary i usługi mogą zakupić, a z jakich muszą zrezygnować.

(Na przykład rząd może zdecydować, że społeczeństwo naprawdę potrzebuje

pojemników do segregowania odpadów z wbudowanym zgniataczem i z naklejką Papier,

puszki i butelki na klapie).

Wszystkie jednostki i rządy, z których każdy dysponuje różnym poziomem

(niedostatecznych) środków, tworzą część swojego systemu wartości wyłącznie na

podstawie problemu niedostatecznych zasobów.

(Gdyby tylko Amber Cheeseman zrozumiała, że recykling jest ważniejszy niż jej

przemówienie na uroczystości rozdania matur).

Zatem, ze względu na niedostatek zasobów, ludzie i rządy muszą podejmować decyzje

co do sposobu wydatkowania swoich środków.

(Ale przecież ja dokładnie to

ZROBIŁAM

!!! Zdecydowałam, jak wydatkować środki

LiAE - przeznaczając je na zakup pojemników do sortowania odpadów - a to się naraz

background image

obróciło przeciwko mnie!!! Bo wydatkowałam je nieprawidłowo!!! D

LACZEGO

NIE PISZA O

TYM W PODRĘCZNIKU????)

Środa, 3 marca, angielski

OMB, Mia! Słyszałam o tym, co się stało wczoraj na posiedzeniu! O tym całym braku

funduszy! W głowie mi się nie mieści, że te pojemniki do segregowania odpadów okazały się

na koniec takie drogie! A te naklejki Puszki i baletki! Nie mam pojęcia, jak to się stało! Tak

strasznie mi przykro! - Tina.

Nie ma sprawy. Naklejki Puszki i baletki zostaną wymienione. I znajdziemy jakiś

sposób, żeby je zdobyć. To znaczy pieniądze. Tylko nie mów o tym nikomu, dobrze?

Usiłujemy utrzymać to w sekrecie, dopóki nie podejmiemy konkretnych decyzji.

Totalnie! Żywej duszy nie powiem! Ale miałam taki pomysł. Jak zebrać pieniądze. Czy

ty widziałaś te zapachowe świece, które zbierała orkiestra na wycieczkę do Nashville?

NlE BĘDZIEMY SPRZEDAWAĆ ŚWIEC.

Ja tylko tak proponuję. Pomyślałam sobie, że one wyglądają całkiem fajnie. Są na

przykład takie milusie, w kształcie truskawek.

Ż

ADNYCH

ŚWIEC

.

Och, okay. Ale wiem, że mogłabym sprzedawać je na tony swoim ciotkom i wujkom w

domu, w Arabii Saudyjskiej.

Ż

ADNYCH

ŚWIEC

.

Okay! Rozumiem. Czy coś się stało? To znaczy poza tymi pieniędzmi? Bo nie obraź

się, ale wydajesz się trochę... przygnębiona. Przez te świece?

Nie chodzi o świece.

No to o co chodzi?

O nic. Rodzice Michaela wyjeżdżają na ten weekend z miasta i on urządza imprezę w

ich mieszkaniu, i chce, żebym przyszła.

No to powinnaś się cieszyć!

C

IESZYĆ

??? Czyś ty oszalała??? Tam będą

STUDENTKI

.

I co?

I co???Jak to: „ I co „??? Nie rozumiesz, Tina? Jeśli Michael zobaczy mnie na tle

stada studentek na imprezie, zda sobie sprawę, że ja nie jestem imprezową dziewczyną.

Ale Mia, ty

NIE

JESTEŚ

imprezową dziewczyną.

Ja to wiem! Ja tylko nie chcę, żeby M

ICHAEL

o tym wiedział!

Ale Michael wie, że ty nie jesteś imprezową dziewczyną. Wiedział o tym, że raczej nie

jesteś imprezowa, kiedy cię poznał. No bo przecież ty

NIGDY

nie byłaś imprezowa. Ty nawet

NIE

CHODZISZ

na imprezy. Takie dziewczyny jak Lana Weinberger -

ONE

chodzą na imprezy, ale

background image

nie takie dziewczyny jak my? Nas nawet

NIE

ZAPRASZAJĄ

na imprezy. My w sobotę wieczorem

siedzimy w domu i oglądamy to, co akurat leci na HBO. Albo czasem wychodzimy gdzieś ze

swoimi chłopakami, albo zostajemy na noc u przyjaciółek. Ale my nie chodzimy na

IMPREZY

.

Przecież nie jesteśmy

POPULARNE

.

Dzięki, Tina.

No cóż, wiesz, o co mi chodzi. I co w tym złego, że ktoś nie jest imprezową

dziewczyną? Dlaczego nie miałabyś po prostu pójść na tę imprezę, dobrze się bawić i

poznać nowych ludzi?

Bo sam pomysł, że muszę spędzić wieczór z bandą studentek, które będą uważały,

że jestem jakąś durnowatą księżniczką, sprawia, że pocą mi się ręce.

Uuu. Ale one nie będą uważały, że jesteś jakąś durnowatą księżniczką, Mia, kiedy cię

już poznają. Bo ty

NIE

JESTEŚ

żadną durnowatą księżniczką.

Halo, i ty mnie

ZNASZ

?

No cóż, dobra. Jesteś księżniczką. Ale na pewno nie jesteś durna. Dobra, ledwie

ciągniesz z geometrii. Czy to świadczy o durnocie?

No właśnie, ja dokładnie o tym mówię! Te dziewczyny są BYSTRE, chodzą na

uniwersytet, który jest w Lidze Bluszczowej, a ja... ledwie ciągnę z geometrii.

Jeśli naprawdę nie chcesz iść, to czemu nie powiesz Michaelowi, że twoja babka ma

dla ciebie na ten wieczór inne plany?

Nie mogę! Michael tak się ucieszył, kiedy się zgodziłam!!!! Nie chcę mu

ZNÓW

łamać

serca. Wystarczy, że muszę to robić co trzy miesiące, kiedy mnie pyta, czy zmieniłam zdanie

co do tego całego seksu (jakby była na to jakaś szansa. Rozumiem, on jest facetem, więc

nie oglądał chwytającej za serce historii niezamężnej nastoletniej matki zagranej przez

Kirsten Dunst - Ciężarna piętnastolatka na Lifetime Channel). Zresztą, nieważne. Ja mam

TYLKO

PIĘTNAŚCIE

LAT

. Nie jestem gotowa, żeby komuś oddać złotą gałąź mojego dziewictwa!

A przynajmniej nie do balu maturalnego! Na podwójnym puchowym łożu w hotelu

Four Seasons!

Dokładnie. I chociaż wiem, że Michael jest najwierniejszym i najuczciwszym z

chłopaków, to jeśli nie pójdę na imprezę, urok egzotycznych studentek, tańczących

sugestywnie na stoliku do kawy jego rodziców, może się okazać pokusą nie do odparcia

nawet dla

NIEGO

! Czy teraz już rozumiesz mój kłopot?

Hej, dziewczyny. Wiecie co?

Och! Cześć, Lilly!

Hm. Cześć, Lilly.

O czym gadacie?

O niczym.

O niczym.

background image

Taa, jasne. Widać, że gadacie o

NICZYM

. Ale nieważne. Chyba jednak znalazłam sposób

na rozwiązanie naszych problemów finansowych. Wiecie, kto się zgodził zostać doradcą

naszego nowego magazynu literackiego?

Lilly, totalnie doceniam twój entuzjazm w tej całej sprawie, ale magazyn literacki nie

wygeneruje takich przychodów, żebyśmy zdołały odrobić to, co już straciłyśmy. W sumie,

biorąc pod uwagę koszt druku i tak dalej, w efekcie tylko wydamy

JESZCZE

WIĘCEJ

pieniędzy,

których już nie mamy.

Magazyn literacki? To może być niezłe! I wtedy miałabyś gdzie opublikować Nigdy

więcej kukurydzy!, Mia.

Nie mogę pozwolić, żeby Nigdy więcej kukurydzy! ukazało się w szkolnym magazynie

literackim.

Och, pewnie twoje opowiadanie jest za dobre, żeby się ukazywać w zwyczajnym

szkolnym piśmie.

Wcale nie o to chodzi. Ja po prostu nie chcę, żeby Facet, Który Nie Cierpi, kiedy

Dodają Kukurydzy do Chili je przeczytał. No bo, dajcie spokój. On się w nim na koniec

ZABUA

.

Och, to by było

BARDZO

niezręczne! To znaczy, gdyby się zorientował, że to jest o nim.

Mogłabyś urazić jego uczucia.

Dokładnie.

Ciekawe, że wcale ci to nie przeszkadzało, kiedy chciałaś opublikować swoje

opowiadanie w „Sixteen”, magazynie o ogólnokrajowym zasięgu, który ma milion

czytelniczek.

Żaden szanujący się facet nie da się złapać z magazynem „Sixteen” w ręku, i ty o tym

wiesz, Lilly. Ale jest bardzo prawdopodobne, że przeczyta szkolny magazyn literacki!

Nieważne. Posłuchaj, pani Martinez bardzo spodobał się pomysł szkolnego mag. lit.

Pytałam ją tuż przed lekcją i powiedziała, że jej zdaniem to świetny pomysł, bo Liceum

imienia Alberta Einsteina ma gazetę, ale żadnego czasopisma literackiego, i że będzie to

znakomita okazja dla wielu artystów, poetów i prozaików naszej uczniowskiej społeczności,

żeby opublikowali swoje dzieła.

Hm, taa, ale jeśli nie weźmiemy od nich

OPŁAT

za drukowanie ich utworów, to nie

wiem, jakim cudem mamy cokolwiek zarobić.

Czy ty nie rozumiesz, Mia? Możemy brać pieniądze za wydrukowane egzemplarze.

Założę się, że sprzedamy

MNÓSTWO

egzemplarzy!

Dzięki, Tina. Brak jadu w

TWOJEJ

uwadze stanowi całkiem odświeżającą odmianę po

negatywistycznej postawie niektórych innych osób.

background image

Przepraszam. Naprawdę próbuję nie nastawiać się negatywnie. Ja tylko usiłuję być

praktyczna. Chyba lepiej wyszłybyśmy na sprzedaży świec.

Och, szkoda, że nie widziałaś takich ślicznych świeczek z arką Noego! Mają tam te

wszystkie zwierzątka, parami... Nawet maleńkie jednorożce! Czy jesteś

PEWNA

, że nie chcesz

wziąć pod uwagę sprzedawania świec, Mia?

Aaaaaaaaacccccccccchhhhhhhhhh!!!!

Och, przepraszam. Chyba jednak nie.

Środa, 3 marca, francuski

Słyszałam, co się dzieje - Shameeka.

K

TO

CI

POWIEDZIAŁ

????

Ling Su. Strasznie się tym martwi. Nie wie, jak to się mogło stać. No, że tak zawaliła

sprawę.

Ach, sprawę pieniędzy. No cóż, to w sumie nie jej wina. Posłuchaj, usiłujemy tak

trochę trzymać to w sekrecie. Więc czy mogłabyś nikomu o tym nie wspominać?

Totalnie rozumiem. Kiedy maturzyści to odkryją,

NIE

BĘDĄ

za szczęśliwi. A zwłaszcza

Amber Cheeseman. Może i jest mała, ale słyszałam, że silna jak goryl.

Taa, dokładnie o to mi chodzi. Dlatego usiłujemy nie rzucać się z tym w oczy.

Jasne. Będę milczeć jak grób.

Dzięki, Shameeka.

Cześć, dziewczyny. Czy to prawda? - Perin.

Czy co prawda?

Że samorząd studencki zbankrutował.

K

TO

CI

POWIEDZIAŁ

?

Hm, słyszałam o tym od recepcjonistki w sekretariacie, kiedy zaniosłam

usprawiedliwienie. Ale nie martw się, nikomu nie powiem. Ona mówiła, żeby nie powtarzać.

Och. No cóż. Tak. To prawda.

I zakładacie magazyn literacki, żeby pokryć straty?

A kto ci powiedział?

Lilly. Chciałam tylko powiedzieć, że chociaż moim zdaniem ten magazyn literacki jest

świetnym pomysłem, to kiedy w mojej poprzedniej szkole musieliśmy szybko zarobić trochę

gotówki, sprzedawaliśmy takie cudne zapachowe świeczuszki w kształcie prawdziwych

owoców, i zarobiliśmy majątek!

Jaki fajny pomysł! Co ty na to, Mia?

N

IE

!

background image

Środa, 3 marca, RZ

A dzisiaj w czasie lunchu Boris Pelkowski postawił swoją tacę obok mojej i

powiedział:

- Słyszałem, że jesteście bez grosza.

I ja kompletnie straciłam panowanie nad sobą.

- L

UDZIE

,

SŁUCHAJCIE

! - wrzasnęłam do wszystkich siedzących przy naszym stole. -

M

USICIE

PRZESTAĆ

O

TYM

PAPLAĆ

! U

SIŁUJEMY

UTRZYMAĆ

TO

W

SEKRECIE

!

A potem wyjaśniłam im, że bardzo sobie cenię własne życie i że wolałabym, żeby nie

zostało przedwcześnie zakończone przez rozwścieczoną maturzystkę prymuskę (brązowy pas

w hapkido, siła gorylicy w górnej części tułowia), (nawet jeśli zabijając i/lub okaleczając

mnie, wyrządziłaby mi w gruncie rzeczy przysługę, skoro wtedy nie musiałabym żyć w

upokorzeniu spowodowanym tym, że mój chłopak mnie porzuci, bo nie jestem imprezową

dziewczyną).

- Ona by cię nigdy nie zabiła, Mia - zauważył Boris pomocnie. - Lars by ją wcześniej

zastrzelił.

Lars, który prezentował ochroniarzowi Tiny, Wahimowi, wszystkie gry na swoim

nowym sidekicku, podniósł oczy, słysząc swoje imię.

- Kto planuje zabić księżniczkę? - spytał czujnie.

- Nikt - odpowiedziałam, zgrzytając zębami. - Bo zbierzemy pieniądze, zanim ona się

czegokolwiek dowie. J

ASNE

???

Chyba moja powaga naprawdę musiała zrobić na nich wrażenie, bo powiedzieli

chórem:

- Okay.

A potem, na szczęście, Perin zmieniła temat.

- Oho, wygląda na to, że znów dodali kukurydzy - powiedziała, pokazując palcem na

Faceta, Który Nie Cierpi kiedy Dodają Kukurydzy do Chili. Bo siedział sam na swoim

zwykłym miejscu, z obrzydzeniem wydłubywał kukurydzę z chili, a potem odkładał ją na

tacę.

- Biedny facet - westchnęła Perin. - Robi mi się przykro, wtedy widzę, jak siedzi tam

samotnie. Wiem, jak to jest.

Zapadła chwila bolesnej ciszy. Wszyscy wspominaliśmy, jak Perin siedziała samotnie

na początku roku szkolnego, bo była nowa. Dopóki jej nie zaadoptowaliśmy.

background image

- Rozumiem. - Tina zerknęła w stronę Faceta, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają

Kukurydzy do Chili. - Mnie to przypomina, że los, który go spotyka w opowiadaniu Mii,

mógłby go też spotkać w prawdziwym życiu.

!!!!!

- Może powinnyśmy go zaprosić, żeby z nami usiadł - powiedziałam. Bo ostatnia

rzecz, jakiej potrzebuję, na dodatek do wszystkiego innego, to poczucie winy, że przeze mnie

jakiś facet popełnił samobójstwo.

- Nie, dzięki - sprzeciwił się Boris. - Ja mam już dość problemów z trawieniem tego

paskudnego jedzenia, żeby jeszcze musieć to robić w towarzystwie prawdziwego dziwadła.

- Halo? - mruknęła pod nosem Lilly. - Poznajcie się. Kotle, to jest garnek. Który ci

przygania.

- Słyszałem. - Boris zrobił urażoną minę.

- Bo miałeś słyszeć - zanuciła śpiewnie Lilly.

A potem wyjęła plik ulotek ze swojego segregatora Hello Kitty. Widać zajrzała do

biura administracji i coś tam skopiowała. Zaczęła rozdawać kopie obecnym.

- Porozdawajcie to w czasie popołudniowych lekcji - powiedziała. - Mam nadzieję, że

do jutra dostaniemy tyle zgłoszeń, że pierwszy numer uda nam się złożyć jeszcze w tym

tygodniu.

Spojrzałam na jasnoróżową ulotkę. Widniało na niej:

H

EJ

,

WY

!

M

ACIE

POWYŻEJ

USZU

,

KIEDY

MEDIA

WAM

MÓWIĄ

,

CO

JEST

MODNE

,

A

CO

NIE

?

M

ACIE

DOŚĆ

TEJ

PAPKI

,

KTÓRĄ

NAM

CIĄGLE

WCISKAJĄ

CZASOPISMA

DLA

MŁODZIEŻY

I

GAZETY

NASZYCH

RODZICÓW

? C

HCECIE

CZYTAĆ

HISTORIE

NAPISANE

PRZEZ

WAS

SAMYCH

,

O

PROBLEMACH

,

KTÓRE

RZECZYWIŚCIE

DLA

WAS

WAŻNE

?

W

TAKIM

RAZIE

ZGŁASZAJCIE

WŁASNE

ARTYKUŁY

,

WIERSZE

,

OPOWIADANIA

,

KOMIKSY

,

MANGI

,

NOWELKI

I

ZDJĘCIA

DO

PIERWSZEGO

W

DZIEJACH

L

ICEUM

IMIENIA

A

LBERTA

E

INSTEINA

MAGAZYNU

LITERACKIEGO

R

ÓŻOWY

ODBYCIK

GRUBEGO

L

OUIE

!!! R

ÓŻOWY

O

DBYCIK

G

RUBEGO

L

OUIE

PRZYJMUJE

OBECNIE

UTWORY

DO

NUMERU

1,

ROCZNIK

I

.

O mój Boże.

O

MÓJ

B

OŻE

.

- Zanim zaczniesz się wypowiadać negatywnie w sprawie tytułu naszego magazynu,

Mia - odezwała się Lilly (chyba dlatego że musiała zauważyć, jak pobielały mi wargi) - chcia-

background image

łabym tylko zaznaczyć, że jest ogromnie kreatywna i oryginalna i nigdy nie będziemy musieli

się martwić, że jakikolwiek magazyn literacki na świecie mógłby mieć taką samą nazwę.

- Bo go nazwałaś od tyłka mojego kota!

- Tak - powiedziała Lilly. - Rzeczywiście. Dzięki filmom opartym na twojej biografii

twój kot jest sławny, Mia. Wszyscy wiedzą, kto to jest Gruby Louie. To dlatego nasz maga-

zyn będzie się sprzedawał. Bo kiedy ludzie zorientują się, że ma coś wspólnego z księżniczką

Genowii, będą go rozchwytywać jak gorące bułeczki. Ponieważ, z powodów dla mnie

tajemniczych, ludzie naprawdę się tobą interesują.

- Ale ten tytuł nie dotyczy

MNIE

! - jęknęłam. - On dotyczy mojego kota! I jego odbytu,

mówiąc dokładniej!

- Tak - powiedziała Lilly. - Przyznaj, że to trochę niepoważne. Ale właśnie dlatego

przyciągnie uwagę. Ludzie nie będą mogli przejść obojętnie. Postanowiłam, że na pierwszą

okładkę zrobię zdjęcie zadka Grubego Louie, a potem...

Dalej coś mówiła, ale ja nie słuchałam. N

IE

MOGŁAM

tego słuchać.

Dlaczego musi mnie otaczać tylu wariatów?

Środa, 3 marca, geografia i środowisko

Kenny właśnie mnie poprosił, żebym przepisała nasze ćwiczenia na temat stref

wulkanicznych. Nie chodzi o to, żebym od nowa miała odwalić całą

ROBOTĘ

(chociaż to i tak

nie byłoby „od nowa”, skoro w ogóle jej nie odrabiałam - to on ją zrobił), ale żebym

przepisała ćwiczenia na czystej kartce, która nie będzie poplamiona pizzą, tak jak ta praca,

którą dysponujemy obecnie. Bo Kenny odrabiał wczoraj lekcje przy obiedzie.

Wolałabym, żeby Kenny nieco bardzie uważał na nasze prace domowe. Dla mnie to

pewien kłopot, tak je przepisywać. Wiecie, Lilly nie jest jedyną osobą, której dokucza zespół

urazowy nadgarstka. W końcu to nie

ONA

musi wypisywać ludziom tryliony autografów za

każdym razem, kiedy wysiada z limuzyny przed hotelem Plaza. Ludzie zaczynają się tam

USTAWIAĆ

W

KOLEJCE

codziennie po południu, bo wiedzą, że będę jechała na lekcję etykiety do

Grandmère. Przez cały czas muszę mieć przy sobie pisak Sharpie tylko w tym jednym celu.

Wypisywanie raz za razem

Księżniczka Mia Thermopolis

to wcale nie bagatelka.

Szkoda, że moje nazwisko jest takie długie.

Może powinnam się przestawić na pisanie tylko:

JKW Mia

. Ale nie chciałabym się

wydać nadęta.

background image

Kenny właśnie pokazał mi ulotkę o Różowym Odbyciku Grubego Louie i spytał, czy

moim zdaniem jego traktat na temat brązowych karłów mógłby się nadawać do druku.

- Nie wiem - odpowiedziałam. - Ja nie mam z tym nic wspólnego.

- Ale to się nazywa jak twój kot - powiedział ze zdziwieniem.

- Taa - odparłam. - Ale ja i tak nie mam z tym nic wspólnego.

On mi chyba nie wierzy.

W sumie trudno go winić.

P

RACA

DOMOWA

Godzina wychowawcza: nie dotyczy

WF: UPRAĆ SPODENKI GIMNASTYCZNE!!!

Ekonomia: rozdział 8

Angielski: strony 116 - 132, O, pionierzy!

Francuski: écrivez un histoire comique pour vendredi

RZ: zdecydować, co na siebie włożę na

IMPREZĘ

Geometria: ćwiczenia

Geografia i środowisko: spytać Kenny'ego

Środa, 3 marca, hotel Plaza

Z Grandmère zdecydowanie coś jest nie tak. Zrozumiałam to w tej samej chwili, w

której weszłam do jej apartamentu. Była dla mnie

ZDECYDOWANIE

za miła. Powiedziała coś w

rodzaju: „Amelio! Jak się cieszę, że cię widzę! Siadaj! Poczęstuj się czekoladką!” i podsunęła

mi pod nos te trufle z Maison de Chocolat.

Och, jasne. Coś się kroiło.

Albo to, albo się upiła. Znowu.

LiAE naprawdę powinno zorganizować jakieś szkolenie na temat radzenia sobie z

dziadkami popadającymi w alkoholizm. Bo mnie by się przydało parę wskazówek.

- Mam dobre wiadomości - oświadczyła. - Chyba będę mogła ci pomóc w tych twoich

drobnych finansowych kłopotach.

Nie?! Niemożliwe!!! Grandmère zdecydowała się na pożyczkę? Och, dzięki ci Boże!

D

ZIĘKI

!

- Kiedy ja chodziłam do szkoły - ciągnęła - popularne było Mikado, wiesz?

Wystawiałyśmy to. Operetkę Gilberta i Sullivana. Dość trudna sprawa, zwłaszcza że byłyśmy

background image

szkołą żeńską, a w tej operetce jest aż tyle wiodących ról męskich. Pamiętam, że Genevieve -

no wiesz, ta, która kiedyś maczała mi ukradkiem końce warkoczy w kałamarzu - była

strasznie rozczarowana, że musi zagrać rolę Mikada. - Po twarzy Grandmère przemknął

złośliwy uśmieszek. - Wiesz, Mikado powinien być dość postawny. Pewnie Genevieve

złościła się, że obsadzono ją zgodnie z warunkami fizycznymi.

Okay. A więc najwyraźniej nie zapowiadało się na żadną pożyczkę, a Grandmère

chciała sobie tylko poprzynudzać trochę i powspominać, i zdecydowała, że ja tego

wszystkiego wysłucham.

Zastanawiałam się, czy w ogóle zauważy, że zaczęłam pisać SMS - y do Michaela.

Właśnie powinien kończyć zajęcia z analizy stochastycznej i optymalizacji.

- Ja, oczywiście, grałam główną rolę - ciągnęła Grandmère w zadumie. - Pierwsza

naiwna, Yum - Yum. Ludzie mówili, że byłam najlepszą Yum - Yum, jaką kiedykolwiek

oglądali, ale jestem pewna, że chcieli mi tylko pochlebić. Ale i tak, z moimi pięćdziesięcioma

centymetrami w talii, w kimonie wyglądałam wręcz absurdalnie zachwycająco.

SMS: Utknęłam u Gr.

- Nikt nie mógł się zdziwić bardziej niż ja, kiedy okazało się, że na widowni był

pewien reżyser z Broadwayu - señor Eduardo Fuentes, jeden z najbardziej wpływowych

reżyserów teatralnych swojej epoki - który podszedł do mnie po premierze i zaproponował,

żebym zagrała główną rolę w przedstawieniu, które właśnie reżyserował w Nowym Jorku.

Oczywiście, nawet tego nie brałam pod uwagę...

SMS: Tęsknię

- ...ponieważ wiedziałam, że przeznaczone mi są rzeczy o wiele ważniejsze niż kariera

w teatrze. Chciałam być chirurgiem albo może projektantką mody, jak Coco Chanel...

SMS: Kocham Cię

- Oczywiście, był zrozpaczony. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że trochę się

wtedy we mnie podkochiwał. Naprawdę wyglądałam nieźle w tym kimonie. Ale oczywiście

moi rodzice nigdy by się na to nie zgodzili. A gdybym

RZECZYWIŚCIE

pojechała z nim wtedy do

Nowego Jorku, nigdy bym nie poznała twojego dziadka.

SMS: Zabierzcie mnie stąd.

- Powinnaś była słyszeć moją interpretację Trzech młodych panien: Trzy młode panny

ze szkoły to my...

SMS: O mój Boże, ona teraz śpiewa, przyślijcie pomoc.

- ...zadziorne zwykle takie panny są...

Na szczęście w tym momencie Grandmère przerwała, bo złapał ją atak kaszlu.

background image

- Ojej! Tak. Pozwól, że ci powiem, że tamtego roku byłam prawdziwą sensacją.

SMS: To jest gorsze niż to, co mi zrobi AC, kiedy dowie się o $.

- Amelio, co ty wyczyniasz z tym telefonem komórkowym?

- Nic - powiedziałam, szybko naciskając klawisz: wyślij.

Grandmère nadal była rozrzewniona swoimi wspomnieniami.

- Amelio. Mam pomysł.

O nie.

Widzicie, znam dwie osoby, od których nigdy nie chcę słyszeć słów: „Mam pomysł”.

Jedna to Lilly.

Grandmère to ta druga.

- Możesz zerknąć? - pokazałam na zegar. - Już szósta. No cóż, chyba będę się zbierać.

Nie masz przypadkiem w planach kolacji z jakimś szachem albo coś? I czy czasem jutro nie

przypadają twoje urodziny? Na pewno chciałabyś poświęcić im chwilę refleksji...

- Siadaj, Amelio - rozkazała Grandmère swoim najbardziej przerażającym głosem.

Usiadłam.

- Uważam - powiedziała Grandmère - że powinniście wystawić musical.

A przynajmniej przysięgam, że to właśnie usłyszałam.

Ale przecież musiałam się przesłyszeć. Bo nikt przy zdrowych zmysłach nie

powiedziałby czegoś takiego.

Zaraz. Czy ja właśnie napisałam: „przy zdrowych zmysłach”?

- Musical? - Hm, Grandmère ostatnio ograniczyła palenie. Nie rzuciła, skąd! Ale

lekarz powiedział jej, że jeśli nie ograniczy, koło siedemdziesiątki nie będzie już wychodzić

spod namiotu tlenowego.

Więc Grandmère zaczęła ograniczać papierosy i pali tylko po posiłkach. A to dlatego,

że nie jest w stanie znaleźć namiotu tlenowego, który by pasował do któregoś z jej strojów od

wielkich projektantów.

Stwierdziłam, że widocznie plaster nikotynowy, który sobie przylepiła, zepsuł się, czy

coś, i wysyła czysty, nierozcieńczony dwutlenek węgla do jej krwiobiegu.

Bo to było jedyne wyjaśnienie, jakie mi przychodziło na myśl, tłumaczące czemu

mogła uznać, że to dobry pomysł, żeby Liceum imienia Alberta Einsteina wystawiło jakiś mu-

sical.

- Grandmère - powiedziałam - może powinnaś odkleić ten plaster. Powoli. A ja

tymczasem zadzwonię do twojego lekarza...

background image

- Nie bądź śmieszna, Amelio - prychnęła, oburzona sugestią, że mogłaby cierpieć na

jakieś zaburzenia z powodu tętniaka mózgu czy udaru, a przecież w jej wieku to wysoce

prawdopodobne, jak podaje Yahoo! Zdrowie. - To zupełnie normalny pomysł na zebranie

funduszy. Ludzie od wieków organizują amatorskie przedstawienia i koncerty, żeby zbierać

środki na różne cele.

- Ale, Grandmère... - zaczęłam wyjaśniać - Klub Dramatyczny już wystawia tej

wiosny jeden musical, Hair. Mają już próby i wszystko.

- I co? Odrobina konkurencji mogłaby ich nieco ożywić - powiedziała Grandmère.

- Och! - Jak ja miałam wyjaśnić Grandmère, że jej pomysł jest kompletnie nie na

poziomie? No, prawie tak zły jak handel świecami? Albo założenie magazynu literackiego i

nazwanie go „Różowym Odbycikiem Grubego Louie”?

- Grandmère, doceniam twoją troskę w sprawie mojego ekonomicznego błędu. Ale nie

potrzebuję twojej pomocy. Naprawdę, wszystko będzie dobrze. Sama znajdę jakiś sposób na

zarobienie gotówki. Lilly i ja już nad tym pracujemy, i obie...

- No to możesz powiedzieć Lilly - przerwała mi Grandmère - że wasze problemy

finansowe się skończyły, bo twoja babka ma zamiar wystawić spektakl, który sprawi, że

ludzie będą błagać o bilety, wszyscy liczący się w Nowym Jorku przedstawiciele środowisk

teatralnych zapragną mieć swój udział w tym przedsięwzięciu. To będzie zupełnie oryginalne

przedstawienie, żeby można było wylansować wasze niezliczone talenty.

Musiała mieć na myśli talenty Lilly. Bo ja nie mam żadnych zdolności w tym

kierunku.

- Grandmère - powiedziałam. - Nie. Mówię serio, naprawdę. Nie potrzebujemy twojej

pomocy. Poradzimy sobie, okay? Poradzimy. Cokolwiek zamierzałaś, daj sobie z tym spokój.

Bo przysięgam, jeśli znów się wtrącisz, zadzwonię do taty. Nie łudź się, że tego nie zrobię!

Ale Grandmère już się oddaliła, polecając pokojówce, żeby znalazła jej rolodeksa...

Najwyraźniej miała do wykonania kilka telefonów.

No cóż, powinno się dać ją bez trudu powstrzymać. Mogę po prostu powiedzieć

dyrektor Gupcie, żeby jej nie wpuszczała do szkoły. A przy tych wszystkich nowych

kamerach ochrony i tak dalej nie mogą twierdzić, że nie widzieli, jak wchodziła - ona się

nigdzie nie rusza bez limuzyny o wydłużonej karoserii i łysego miniaturowego pudla. Więc

nietrudno ją rozpoznać.

background image

Środa, 3 marca, poddasze

Lilly mówi, że Grandmère projektuje swoje uczucie bezradności wobec groźby

przebicia jej oferty zakupu sztucznej wyspy Genowia przez Johna Paula Reynoldsa -

Abernathy'ego Trzeciego na moje problemy z sytuacją finansową szkolnego samorządu.

- To klasyczny przypadek przeniesienia - tyle mi powiedziała Lilly, kiedy do niej

zadzwoniłam, żeby ją po raz ostatni błagać o zmianę nazwy tego jej literackiego magazynu. -

Nie rozumiem, czemu się tym tak przejmujesz. Jeśli tak ją to uszczęśliwia, to niech sobie

wystawi to małe przedstawienie. Ja chętnie zagram główną rolę... To dla mnie żaden problem

wziąć na siebie jeszcze jeden obowiązek poza funkcją wiceprzewodniczącej, rolą twórczyni i

prezenterki Lilly mówi prosto z mostu i wydawcy „Różowego Odbycika Grubego Louie”.

- Taa - powiedziałam. - W tej sprawie, Lilly...

- No cóż, to był mój pomysł, prawda? - przypomniała mi Lilly. - Czy nie ja powinnam

być redaktorem naczelnym? Ten magazyn będzie

HITEM

, tyle już mamy nadesłanych

świetnych utworów.

- Lilly - powiedziałam, mobilizując wszystkie swoje starannie pielęgnowane

umiejętności przywódcze i przemawiając głosem spokojnym, opanowanym, takim, jakim tata

przemawia w Parlamencie. - Nic mnie nie obchodzi, czy będziesz redaktorem naczelnym i tak

dalej. I uważam, że to świetnie, że się tym zajmujesz - że stwarzasz forum, na którym artyści i

pisarze z LiAE będą mogli wyrażać samych siebie. Ale czy nie sądzisz, że powinnyśmy się

skoncentrować na tym, jak zarobić tych pięć kawałków, których nam brakuje na uroczystość

rozdania...

- „Różowy Odbycik Grubego Louie”

ZAROBI

tych pięć kawałków - odparła Lilly z

pełnym przekonaniem. - Zarobi

WIĘCEJ

niż pięć kawałków. Powali na kolana rynek wydawni-

czy, który już nigdy nie będzie taki jak przedtem. Magazyn „Sixteen” straci znaczenie, kiedy

ludzie dostaną w ręce „Różowy Odbycik Grubego Louie” i przeczytają uczciwe, nieokrojone

kawałki z życia amerykańskich nastolatków, a potem 60 Minut zacznie się dobijać do moich

drzwi, błagając o wywiady, i nie wątpię, że Quentin Tarantino poprosi o prawa do

ekranizacji...

- Wow - powiedziałam, prawie nie słuchając. Czy ja jestem

JEDYNĄ

osobą, która

dostrzega

WIELKI

kłopot, w jakim się znajdziemy, kiedy Amber Cheeseman zorientuje się, że

nie mamy pieniędzy na opłacenie Sali imienia Alice Tully? - Te utwory nadesłane do redakcji

są dobre, tak?

background image

- Fantastyczne. Nie miałam pojęcia, że nasi koledzy ze szkoły są tacy

UTALENTOWANI

. A

Kenny Schowalter napisał odę do swojej prawdziwej miłości, która wycisnęła mi łzy...

- Kenny napisał jakąś odę?

- No cóż, on

TWIERDZI

, że to traktat na temat brązowych karłów, ale wyraźnie widać, że

to hołd złożony kobiecie. Kobiecie, którą kiedyś kochał i w tragicznych okolicznościach

utracił.

Hej! Kogo K

ENNY

kochał kiedyś i utracił? Poza...

Mną?

Ale nie mogłam pozwolić, żeby ta nowina zbiła mnie z tropu! Najważniejsze to nie

zbaczać z tematu. M

USIAŁAM

zmusić Lilly do zmiany nazwy jej magazynu literackiego.

Och, i zarobić pięć tysięcy dolarów...

Ooooch! Michael pisze do mnie na ICQ!

S

KINNER

B

X

: Hej! No więc o co chodziło z tą twoją babką? Naprawdę

śpiewała?

G

R

L

OUIE

: C

O

? Ach, tak. I nie tylko. Co u ciebie?

S

KINNER

B

X

: Super. Bardzo się cieszę, że przychodzisz w ten

weekend.

Okay, no więc moje życie tak totalnie już się skończyło. Myślałam, że Amber

Cheeseman stanie się przyczyną mojego zgonu, ale okazuje się, że umrę, zanim ona zdoła

odkryć, że przepuściłam pieniądze na jej uroczystość wręczania matur na przyjazne dla

środowiska pojemniki na odpady, bo będę musiała

SAMA

się zabić wcześniej, bo tylko w taki

sposób wykręcę się od pójścia na tę imprezę.

Bo ja

NIE

MOGĘ

iść na tę imprezę. N

IE

MOGĘ

. Widzicie, ja wiem, co się stanie, jeśli tam

pójdę: będę strasznie nieśmiała i zastraszona przez tych wszystkich inteligentniejszych, star-

szych ludzi i skończy się na tym, że będę siedziała sama w kącie, a Michael będzie do mnie

podchodził i pytał: „Czy wszystko w porządku?”, a ja będę odpowiadała: „Tak”, ale on będzie

wiedział, że kłamię, bo skrzydełka nosa będą mi latały (Notatka dla samej siebie: Czy on wie

o tym, że skrzydełka nosa mi latają, kiedy kłamię? Sprawdzić), a potem odkryje, że nie jestem

imprezową dziewczyną i że w sumie jestem tym totalnym społecznym wyrzutkiem, za jakiego

się uważam.

Poza tym ja nawet nie mam beretu.

Nie pozwolę, żeby do tego doszło. Po prostu mu powiem, że nie mogę przyjść.

Okay. No to jedziemy.

G

R

L

OUIE

: Michael, naprawdę mi przykro, ale...

background image

K

ASUJ

KASUJ

KASUJ

N

IE

MOGĘ

odmówić. Bo co, jeśli on to odbierze osobiście? Jeśli sobie pomyśli, że ja w

ten sposób

JEGO

odrzucam?

J

EŚLI

POSTANOWI

LECZYĆ

ZRANIONĄ

DUMĘ

W

RAMIONACH

JEDNEJ

Z

TYCH

WSTRĘTNYCH

DZIEWUCH

ZE

STUDIÓW

????

Zaraz. Muszę się jakoś pozbierać. Michael nie jest taki. On by mnie nigdy nie zdradził

z żadną dziewczyną, choćby mu się nie wiem jak narzucała. Owszem, Craig

ZDRADZIŁ

Ashley

z Manny w Degrassi, kiedy Ashley nie chciała uprawiać z nim seksu. To jednak nie znaczy,

że Michael zrobiłby tak samo. Bo on jest

LEPSZY

niż Craig. Który, tak przy okazji, cierpiał

wtedy na dwubiegunowe zaburzenie afektywne. A poza tym jest postacią fikcyjną.

Poza tym dziewczyny ze studiów nie noszą stringów. Bo uważają, że to seksistowskie.

Tina ma rację. Muszę być z nim po prostu uczciwa. Muszę się zebrać na odwagę i

powiedzieć to.

G

R

L

OUIE

: Michael, ja nie mogę iść na twoją imprezę, bo ja w sumie

w ogóle nie lubię imprez, a poza tym uważam, że totalnie się zanudzę
w towarzystwie studentów, zwłaszcza że wy ciągle gadacie o

dystopijnych filmach SF...

K

ASUJ

KASUJ

KASUJ

Nie mogę

TEGO

powiedzieć! O Boże. Co ja teraz zrobię????

G

R

L

OUIE

: Jasne! Nie mogę się doczekać!

Boże, jestem taką straszną kłamczucha.

S

KINNER

B

X

: A coś słyszałem, że ona w przyszłą środę wydaje jakieś

przyjęcie dla Boba Dylana?

G

R

L

OUIE

: Boba Dylana? Tego piosenkarza?

S

KINNER

B

X

: Taa. Bono i Elton John podobno też tam mają być.

Przez chwilę myślałam, że może Michael nawdychał się biernie za dużo dymu z

marihuany. W akademiku o to nietrudno.

A potem przypomniałam sobie o imprezie charytatywnej Grandmère w celu zebrania

pieniędzy dla genowiańskich hodowców oliwek.

G

R

L

OUIE

: Och, racja. Tak, to zabawne. Skąd się o tym

dowiedziałeś?

S

KINNER

B

X

: Z Netszkapy. Piszą, że organizuje coś pod nazwą Aide

de Ferme czy jakoś tak?

Pomoc dla farmerów. Powinnam była zgadnąć.

G

R

L

OUIE

: Och. Taa. Rzeczywiście.

background image

S

KINNER

B

X

: N

O

więc, czy jest jakaś szansa, żebyś mnie tam

przemyciła? Bardzo chciałbym zapytać Boba, czy nadal wierzy, że
jednostka potrafi zmienić znany nam świat za pomocą jednej piosenki.

Myślisz, że to się da zrobić? Obiecuję, że nie narobię ci wstydu w
obecności światowych liderów.

Och! Jakie to słodkie! Michael chce poznać sławnego człowieka! To takie do niego

niepodobne.

No, ale z drugiej strony, Bob Dylan nie jest taką znów przeciętną sławą. Przecież on

praktycznie wymyślił swój własny język. A przynajmniej tak to brzmi, ile razy Michael pusz-

cza jedną z jego płyt.

Poza tym Michaelowi na pewno przyda się trochę tej głębokiej muzycznej mądrości.

On nie ma chyba żadnego problemu ze zrozumieniem, co Bob Dylan mówi.

A dodatkowy bonus dla mnie: będę miała w przyszłą środę randkę!

I dobra, on mnie praktycznie wykorzystuje po to, żeby poznać Boba Dylana. Ale

nieważne.

Widzicie, to jest właśnie takie wspaniałe, kiedy ma się chłopaka. Jeszcze przed chwilą

był najgorszy dzień pod słońcem, a wystarczy, żeby chłopak cię gdzieś zaprosił i od razu:

pfff! Złe rzeczy znikają. Naprawdę, to potężna siła.

G

R

L

OUIE

: T

O

się chyba da załatwić.

Michael zaczął mi wtedy pisać bardzo miłe rzeczy, na przykład że jestem takim

skutecznym liderem, zarówno dla Genowii, jak i dla LiAE, i że nie może się doczekać

naszego spotkania w weekend, i co zrobi, kiedy mnie już

ZOBACZY

, i że jego zdaniem jestem

najlepszą pisarką na świecie, i że

Shonda Yost, redaktorka literacka magazynu „Sixteen”, jest chyba ćpunką na cracku,

skoro nie uznała Nigdy więcej kukurydzy! za najlepsze opowiadanie w tym swoim konkursie.

I to wszystko było bardzo miłe, ale naprawdę nie przyczyniało się w żaden sposób do

rozwiązania problemu, który

NAPRAWDĘ

mi ciążył:

Co ja mam zrobić z tą imprezą?

Ach, tak. I skąd wezmę pieniądze na wynajęcie Sali imienia Alice Tully?

background image

Czwartek, 4 marca, w limuzynie

w drodze do szkoły

Jestem tak strasznie zmęczona. Wczoraj wieczorem właśnie się kładłam do łóżka,

kiedy dostałam wiadomość na ICQ. Myślałam, że to Michael pisze, że mnie kocha. No,

wiecie, po raz ostatni przed położeniem się spać.

Ale to był B

ORIS

P

ELKOWSKI

. Akurat on, ze wszystkich ludzi na ziemi.

J

OSH

B

ELL

2 : Mia! Czy ja dobrze słyszę, że twoja babka organizuje

w przyszłą środę wieczorem imprezę, na którą zaprasza słynnego
skrzypka i mojego osobistego artystycznego idola, Joshuę Bella?

Na litość boską.

G

R

L

OUIE

: Joshua Bell chyba nie jest zainteresowany nabyciem wyspy

na Świecie wzniesionym u wybrzeży Dubaju, prawda?

J

OSH

B

ELL

2 : Nic mi o tym nie wiadomo. Mógłby sobie kupić Indianę,

wielki stan, z którego pochodzi, a tak się składa, że jest to też

miejsce narodzin wielu innych muzycznych geniuszy, włącznie z Hoagy
Carmichaelem i Michaelem Jacksonem. Gdyby to nie był jakiś za duży

kłopot, Mia - czy mogłabyś mnie wprowadzić na tę imprezę? Ja

MUSZĘ

go

poznać. Mam coś bardzo ważnego do powiedzenia Joshui Bellowi.

No cóż. Może i Boris jest teraz seksowny, ale nadal jest dziwny.

G

R

L

OUIE

: Chyba uda mi się znaleźć jakiś sposób, żeby cię tam

przemycić.

J

OSH

B

ELL

2: Och,

DZIĘKI

, Mia! Nawet nie wiesz, ile to dla mnie

znaczy. Jeśli cokolwiek kiedykolwiek mógłbym dla ciebie zrobić -

poza tym, żeby ćwiczyć w szafie na materiały piśmienne, bo już to
przecież robię - to daj mi znać!

Jakby to nie było wystarczająco niespodziewane, za chwilę odezwała się do mnie Ling

Su.

P

AINTURGIRL

: Hej, Mia! Słyszałam, że w środę wieczorem twoja babka

robi imprezę i będzie na niej Matthew Barney, ten kontrowersyjny

artysta konceptualny.

G

R

L

OUIE

: Niech zgadnę: Matthew Barney kupuje sobie wyspę na

Świecie u wybrzeży Dubaju.

P

AINTURGIRL

: Skąd wiedziałaś? Kupuje Islandię dla swojej żony,

Björk. Jest jakaś szansa, żebyś mnie tam wprowadziła, żebym go mogła
poznać?

background image

G

R

L

OUIE

: Nie ma sprawy.

P

AINTURGIRL

: Mia Thermopolis, jesteś wspaniała!

A potem pojawiła się wiadomość od Shameeki:

Beyonce_to_ja: Cześć, Mia!

G

R

L

OUIE

: Czekaj, już wiem: słyszałaś, że Beyonce przyjdzie na

imprezę, którą urządza moja babka w środę wieczorem, żeby zebrać

fundusze dla genowiańskich hodowców oliwek, i chciałabyś, żebym cię
tam przemyciła, żebyś mogła ją poznać.

B

EYONCE

_

TO

_

JA

: W sumie to Halle Berry. Kupuje Kalifornię. B

EYONCE

też tam będzie????

G

R

L

OUIE

: Możesz się uważać za osobę zaproszoną.

Beyonce_to_ja:Naprawdę???? Jesteś niesamowita!!!!!!!!!!!!

A potem Kenny:

E=MC

2

: Mia, czy to prawda, że twoja babka robi imprezę w

przyszłym tygodniu, na której pojawi się światowej sławy naukowiec,

doktor Rita Rossi Coldwell?

G

R

L

OUIE

: Chyba tak. Chcesz przyjść?

E=MC

2

: A MOGĘ? Dzięki wielkie, Mia.

G

R

L

OUIE

: Nie ma za co.

A potem Tina:

I

LUVROMANCE

: Mia, czy to prawda, że twoja babka robi imprezę, na

której będą te wszystkie sławy?

G

R

L

OUIE

: Tak. A kogo chcesz spotkać?

I

LUVROMANCE

: Wszystko jedno! K

AŻDA

sława mi odpowiada!

G

R

L

OUIE

: Zrobione. Wal jak w dym.

Iluvromance: Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! Sławni ludzie!!!

Jestem taka podekscytowana!!!!!!

I wreszcie, na koniec, Lilly:

W

OMYN

R

ULE

: Hej! Co ja słyszę? Twoja babka zaprosiła Benazir

Bhutto na jakąś imprezę w przyszłą środę?

O nie! Tylko nie to. Jeszcze i Benazir? Ciekawe, co ona kupuje? Sztuczny Pakistan?

G

R

L

OUIE

: Chcesz tam przyjść i ją poznać?

W

OMYN

R

ULE

: Wiesz, że tak. Ona i ja mamy parę spraw do omówienia.

Przede wszystkim jej poparcie dla talibanu w ciągu tych wszystkich

lat.

G

R

L

OUIE

: Czuj się zaproszona.

W

OMYN

R

ULE

: Super. Do zobaczenia jutro, KG.

background image

Chyba to wszystko, co napisałam do Carla Junga - no, wiecie, że zostałam

przewodniczącą szkolnego samorządu, ale nadal jestem bardzo niepopularna - okazuje się

nieprawdą. Jestem

CAŁKIEM

popularna.

Dzięki mojej

BABCE

.

Czwartek, 4 marca, godzina wychowawcza

Ja ją zabiję.

Mówiłam jej

NIE

. Osobiście i stanowczo powiedziałam jej, że

NIE

.

Jak ona może mi to robić?

Znowu?

Czwartek, 4 marca, WF

Powaga. Jak ona to w ogóle

ZROBIŁA

? Tak szybko?

One są wszędzie. Ściany są nimi oblepione. Otworzyłam swoją szafkę, i jedna spadla

mi w ręce.

P

OWTYKAŁA

JE

DO

WSZYSTKICH

SZAFEK

.

To musiało zająć

GODZINY

. Jak ona tego dokonała? Komu za

TO

ZAPŁACIŁA

?

Boże. To mógł być ktokolwiek. Nawet jakiś nauczyciel. Przecież ledwie zarabiają na

życie. Ja wiem, bo widziałam, jak w domu walały się czeki z wypłatą pana G.

No tak, więc są wszędzie. Jasnożółte ulotki z napisem:

P

RZESŁUCHANIE

DZISIAJ

O

15.30

H

OTEL

P

LAZA

W

IELKA

S

ALA

B

ALOWA

N

OWY

,

ORYGINALNY

MUSICAL

W

ARKOCZ

!

Z

APRASZAMY

WSZYSTKICH

N

IEPOTRZEBNE

ŻADNE

WCZEŚNIEJSZE

DOKONANIA

AKTORSKIE

Już podsłuchałam, że jacyś członkowie Klubu Dramatycznego - ci, którzy zajęci są

próbami do Hair - patrząc chmurnie spod oka i kolczyków w brwiach, mówią:

- Warkocz!? A co to jest Warkocz!? Nigdy nie słyszałem o tym musicalu. Czy to jakaś

nowa produkcja Andrew Lloyda Webbera?

Są wściekli, że ktoś wystawia spektakl - zwłaszcza taki, który ma w tytule włosy -

który mógłby odciągnąć ICH widownię.

background image

I nie mogę powiedzieć, żebym się im dziwiła.

Ale nie mam zamiaru wyrywać się z informacją, że to moja BABKA jest

winowajczynią. Bo wiecie, Amber Cheeseman nie jest jedyną osobą z tej szkoły, która mnie

zabije jednym ciosem kantem dłoni. Niektórzy z tych teatralnych typków... Oni wiedzą, jak

władać szablą i tak dalej. Znają

FECHTUNEK

.

A ja

NAPRAWDĘ

nie potrzebuję, żeby mi rapierem przeszyto serce, dziękuję uprzejmie.

Nawet mnie nie pytajcie, czy posługują się nunchaku.

Co tej Grandmère wpadło do głowy? Co to jest Warkocz!?

I dlaczego ona w ogóle nie potrafi

ODCZEPIĆ

SIĘ

I

NIE

WTRĄCAĆ

w

MOJE

ŻYCIE

? Przecież ja

już mam

DOSYĆ

problemów, dziękuję bardzo. Choćby dziś rano, kiedy weszłam do pokoju

Rocky'ego, żeby go pocałować na do widzenia przed wyjściem do szkoły, bardzo radośnie

pokazał na mnie palcem i wrzasnął:

- Sa!

Tak. Mój brat uważa, że jestem samochodem.

D

LACZEGO

JESTEM

JEDYNĄ

OSOBĄ

,

KTÓRA

DOSTRZEGA

,

ŻE

TO

MOŻE

BYĆ

ZWIASTUN

JAKIEGOŚ

POTENCJALNEGO

PROBLEMU

????

Czwartek, 4 marca, ekonomia

Okay, no więc teraz uważam:

Zadaniem ekonomii jest zrozumieć problem niedostatku. W jaki sposób zaspokoić

nieograniczone potrzeby ludzkości za pomocą ograniczonych i/lub niedostatecznych

dostępnych zasobów?

Nazywa się to użytecznością - korzyściami czy zaspokojeniem, jakie jednostka

wyciąga ze skonsumowania pewnego dobra lub usługi.

Im więcej konsumuje jednostka lub rząd, tym większa będzie łączna użyteczność.

A zatem użyteczność Grandmère musi być największa

NA CAŁYM WIELKIM ŚWIECIE.

Czwartek, 4 marca, angielski

O mój Boże. Lana wie.

background image

Nie wiem, skąd się dowiedziała, ale wie. Wiem, że wie, bo podeszła do mnie na

korytarzu i powiedziała:

- Wiem.

!!!!!!!!!!!!!!!!!

I powiedziała to bardzo znaczącym tonem. Rozumiecie?

Tyle że... Ja nie wiem, CO ona wie. Czy ona wie, że to Grandmère stoi za

konkurencyjnym musicalem?

Czy wie, że przepuściłam wszystkie pieniądze maturzystów?

Czy wie o tym, że - ach! - boję się, że Michael odkryje, że nie jestem imprezową

dziewczyną?

Ale skąd

MIAŁABY

to wiedzieć? Nie zwierzałam się z tego lęku nikomu - nikomu, poza

Tiną Hakim Babą, ale jej powiedzieć coś w sekrecie, to jak kamień w studnię. Ona

NIKOMU

nie

powie.

A już zwłaszcza nie L

ANIE

.

Zresztą, cokolwiek Lana wie, mówi, że nikomu nie powie...

...pod warunkiem, że spełnię jej żądanie.

J

EJ

ŻĄDANIE

!!!!

Powiedziała, że mam się z nią spotkać na klatce schodowej trzeciego piętra zaraz po

lunchu, wtedy powie mi, czego chce za zachowanie milczenia.

Nie wiem, skąd popularni ludzie wiedzą o klatce schodowej trzeciego piętra.

Myślałam, że to azyl wyłącznie dla geniuszków.

Boże, ciekawe, czego ona chce. No bo jeśli na przykład chce zostać moją najlepszą

przyjaciółką?

Poważnie! Jeśli ona chce, żebym udawała, że ją lubię, żeby jej zdjęcie mogło znaleźć

się w „US Weekly” obok mojego? Albo żebym ją zabrała na kolejny arystokratyczny ślub, na

który będę zaproszona, żeby mogła zawracać głowę księciu Williamowi? No, wiecie, ona

tylko

CZEKA

na okazję, żeby dopaść go na osobności i udowodnić mu, że jej imię jest naj-

częściej wypisywanym imieniem na ścianach męskiej toalety w LiAE (jak twierdzi Boris)?

Ale zaraz... A jeśli w ogóle nie o to chodzi? Jeśli ona wcale nie chce, żebym udawała,

że jestem jej przyjaciółką, ale zażąda, żebym zrezygnowała z funkcji przewodniczącej

samorządu szkolnego - żeby to

ONA

mogła zostać przewodniczącą????

To jest totalnie możliwe. Ona nigdy tak naprawdę

NIE

POGODZIŁA

SIĘ

z faktem, że ją

pokonałam w tych wyborach. Ona tylko

UDAWAŁA

, że jej to nie obchodzi - po swojej prze-

background image

granej opowiadała wszystkim, że funkcja przewodniczącej samorządu jest w sumie

obciachowa, i ona sama nie wie, co jej odbiło, że w ogóle startowała w wyborach.

Ale jeśli zmieniła zdanie? Jeśli

WCALE

nie uważa, że to obciach, i chce mi odebrać

moje stanowisko?

Chociaż, czy to by rzeczywiście było najgorsze? Przewodniczenie samorządowi to w

sumie masa roboty za darmo. Za te pojemniki na odpady nawet nie usłyszałam jednego

„dziękuję”.

Dobra, w naklejkach na klapach jest błąd, ale i tak...

Gdyby Lana zażądała mojego stanowiska, przynajmniej odzyskałabym znaczącą ilość

wolnego czasu. Wtedy może mogłabym popracować nad tą książką, którą miałam zamiar

zacząć pisać. Mogłabym przerobić Nigdy więcej kukurydzy! na powieść. Mogłabym

spróbować ją sprzedać jakiemuś prawdziwemu wydawcy. Nie musiałabym się martwić, że

Facet, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili ją przeczyta, bo kto w liceum ma

czas czytać coś dla przyjemności? Nikt.

I wtedy mogłabym zostać publikowaną autorką i wystąpić w Book TV, i wypowiadać

się wnikliwie na temat symbolizmu i innych takich.

Boże. Byłoby cudownie.

Ale zaraz. Lana

NIE

MOŻE

zostać przewodniczącą, nawet jeśli ja ustąpię ze stanowiska.

Jeśli ja ustąpię, Lilly, jako wiceprzewodnicząca, przejmie moją funkcję.

A więc to

NIE

TEGO

Lana chce. Musi chcieć ode mnie czegoś innego.

Tylko czego? Ja Nic nie mam. Ona na pewno o tym wie. Nic, poza tronem Genowii,

który mnie czeka któregoś dnia w przyszłości...

Czy to może być

TO

, czego ona chce? Nie mojego tronu, ale na przykład

KORONY

?

Ja nie mogę oddać mojego diademu. Tata by mnie zabił. Jest wart jakiś milion dolców

czy coś. To dlatego Grandmère musi go trzymać w skarbcu w Plaza.

Z

ARAZ

-

A

JEŚLI

ONA

CHCE

DOSTAĆ

M

ICHAELA

???

Ale dlaczego miałaby go chcieć? Nigdy go nie chciała. Kiedy jeszcze chodził do

LiAE, uważała chyba, że on jest zupełnie głupkowaty i niepociągający (czy ktokolwiek wyka-

zał się kiedyś

WIĘKSZĄ

ślepotą?)

Poza tym słyszałam, że ona się ostatnio spotyka z Daltonem z drużyny koszykówki.

L

EPIEJ

, żeby nie chciała Michaela, tylko tyle powiem. Dobra, może sobie wziąć mój

tron.

A

LE

NIE

MOJEGO

CHŁOPAKA

.

Mia, co się dzieje? - T.

background image

Nic! Czemu uważasz, że coś się dzieje?

Bo wyglądasz, jakbyś właśnie połknęła skarpetę.

Tak? Nie chciałam. Nic się nie dzieje. Zupełnie nic.

Och. Myślałam, że coś się stało z Michaelem. Rozmawiałaś z nim już? O tym, że nie

jesteś imprezową dziewczyną?

Uch. Nie.

Mia! Z facetami trzeba postępować stanowczo. Jak mówi Ms. Dynamite w Zgaś go! -

Rozumiem, że go kochasz/l że jest ci smutno/Ale to nie znaczy, że możesz zostać jego

podnóżkiem.

J

A

WIEM

!

Cześć, dziewczyny. Mamy

MASĘ

zgłoszeń do pierwszego numeru. Pani Martinez i ja

spotykamy się w czasie lunchu, żeby zdecydować, co pójdzie do druku, a co nie. Pierwszy

rocznik „Różowego Odbycika Grubego Louie” będzie

SUPER

.

P

ROSZĘ

,

ZMIEŃ

NAZWĘ

.

Nie mogę, bo

TAKA

jest nazwa tego magazynu. Jesteś jedyną osobą, której się nie

podoba. No cóż, poza dyrektor Guptą. Ale przecież

JEJ

opinia się nie liczy. A przy okazji, KG,

o co chodzi z tym całym Warkoczem!, który wystawia twoja babka?

Skąd wiesz, że to ona?

Och, a kto inny organizowałby przesłuchania w Plaza? Bosz. No? Co to jest?

Nie wiem. Kolejna intryga, za pomocą której moja szalona babka ma zamiar mnie

upokorzyć i zdenerwować.

Boże, a

TOBIE

kto nasikał do płatków dziś rano?

N

IKT

!!! Mam po prostu dosyć tego, że zawsze wtrąca się w moje życie!!!

Mia martwi się, że Michael odkryje, że ona nie jest imprezową dziewczyną.

T

INA

!!!!!!!!!!!!

No cóż, przepraszam, Mia. Ale to jest po prostu takie absurdalne. Nie sądzisz, że to

absurdalne, Lilly?

A co to jest imprezowa dziewczyna?

Oj wiesz. Jak Lana. Albo Paris Hilton.

Ach!!!! A dlaczego w ogóle miałabyś chcieć być podobna do Paris Hilton????

Nie chcę. To nie tym się martwię. Tylko...

Paris Hilton to jedna z tych kobiet, które są za ładne, żeby były prawdziwe. Zgodzisz

się, Tina?

Totalnie. Totalnie nie powinnaś myśleć, że

ONA

ci zagraża, Mia.

Ona mi nie zagraża! Ja tylko...

background image

Poczytaj to sobie:

K

OBIETY

,

KTÓRE

ZA

PIĘKNE

,

ŻEBY

NAPRAWDĘ

ISTNIEĆ

,

I

KTÓRE

POWINNY

ZOSTAĆ

ZESŁANE

WSZYSTKIE

RAZEM

NA

BEZLUDNĄ

WYSPĘ

,

ŻEBY

RESZTA

NORMALNYCH

LUDZI

PRZESTAŁA

MIEĆ

TAKIE

OKROPNE

KOMPLEKSY

Lilly Moscovitz

1. Paris Hilton. Zaraz - jest ładna, może jeść, na co ma ochotę, i nigdy nie tyje ani w

ogóle nie musi ćwiczyć, I

DO

TEGO

jest jeszcze dziedziczką fortuny? Czy na tej

ziemi nie ma żadnej

SPRAWIEDLIWOŚCI

? Okay, jest dobra dla zwierząt i

homoseksualistów i ewidentnie na tyle bystra, że znalazła sobie narzeczonego,

który spokrewniony jest z jedną z najbogatszych rodzin na świecie. Ale czy ona

kiedykolwiek próbowała wykorzystać swój rozum do czegoś więcej niż tylko

udział w telewizyjnym reality show? A co z lekarstwem na raka, Paris? Co ze

sposobem na przetwarzanie wody morskiej, żeby jej krople unosiły się w

atmosferę i zwiększały stopień odbijania promieni słonecznych, co obniży tem-

peraturę i zahamuje proces globalnego ocieplenia, a w rezultacie uratuje naszą

planetę? Dalej, Paris, wiemy, że mogłabyś to zrobić, gdybyś się postarała. Z

twoimi pieniędzmi i twoją głową naprawdę mogłabyś zmienić świat!

2. Angelina Jolie. Po prostu pozbądźmy się jej! Ona jest o wiele za piękna, z tymi

głupimi odętymi ustami i sterczącymi kośćmi biodrowymi. Nic mnie nie obchodzi

cała ta gadanina, że ukradła Brada Jennifer, ani ta adoptowana sierotka z Etiopii,

ani czy się kiedyś obściskiwała z własnym bratem, czy nie. Pozbądźmy się jej! Jest

za ładna!

3. Keira Knightley. O mój Boże. Jak ja jej

NIENAWIDZĘ

! Ona jest o

WIELE

za piękna, żeby

żyć! Już wystarczy, że miała okazję obściskiwać się z Orlando w Piratach, a teraz

jeszcze gra Elizabeth Bennett w kolejnej ekranizacji Dumy i uprzedzenia?

Przepraszam, ale ona się nie nadaje na Lizzie Bennett. Lizzie Bennett miała być

BYSTRA

, nie piękna. Przecież to cały sens tej historii - że Lizzie nie jest tradycyjnie

prześliczna, tak jak Kaira jest. B

OŻE

! Po prostu niech spada na wyspę!

4. Jessica Alba. Była znośna w głównej roli w tym postapokaliptycznym serialu

telewizyjnym Cień anioła. Przynajmniej nigdy nie musiałyśmy oglądać jej

background image

kaloryferka, bo w Seattle, gdzie toczyła się akcja serialu, jest za dżdżyście, żeby

można było nosić krótkie koszulki. A potem pojawił się ten mały filmik o

hiphopowej tancerce imieniem Honey, a potem Sin City i Fantastyczna Czwórka, i

pani Alba pokazywała nam

NON

STOP

CAŁY

swój

KALORYFEREK

. A potem jej imię

zaczęło się pojawiać w piosenkach Eminema. Czy nam to jest potrzebne? Czy

trzeba nam, żeby najwybitniejszy poeta naszych czasów rozwodził się o Jessice

Albie? Nie trzeba. Wynocha mi stąd.

5. Halle Berry. Czy muszę mówić coś jeszcze? Och, jasne, ona

USIŁOWAŁA

wyglądać

paskudnie w Monster's Ball - Czekając na wyrok. Szkoda, że jej się nie udało.

Halle Berry nie zdołałaby wyglądać paskudnie, nawet gdyby od tego zależało jej

życie. Wydaje się, że ona istnieje tylko po to, żeby nas, resztę kobiet, wpędzać w

poczucie niższości. Bye, bye, Halle Berry.

6. Natalie Portman. Pewnie

TRZEBA

obsadzić kogoś naprawdę pięknego w roli matki

księżniczki Lei. Ale i tak. Czy oni

MUSIELI

obsadzić kogoś tak niemożliwie

pięknego, że nawet te okropne kwestie w Ataku klonów - w tej części, w której

Amidala i Anakin tarzają się po wzgórzu wśród tych dziwacznych

krowopodobnych stworów - brzmią sensownie? Jasne, Natalie usiłowała się

zrehabilitować, grając różne role w filmach niezależnych, gdzie nie musiała

ubierać się w obcisłe kostiumy. Ale to nie ma znaczenia, na ile kolorów

przefarbuje sobie pani włosy, panno Portman. Nadal uważamy, że jest pani za

ładna, żeby żyć.

7. Shannyn Sossamon. Po Obłędnym rycerzu jeszcze miałam wątpliwości. Mówiłam

sobie tylko: jak ktoś tak śliczny mógł żyć w średniowieczu? Ale kiedy zobaczyłam

Żyć szybko, umierać młodo,

WIEDZIAŁAM

już: Shannyn Sossamon jest o wiele za

piękna, żeby grać dziewczynę, którą faceci rzucają i bez przerwy zdradzają. To by

się NIGDY

NIE

MOGŁO

ZDARZYĆ

. Pozbądźmy się jej!

8. Thandie Newton. Mogłam ją znieść w roli Audrey Hepburn w tej przeróbce

Szarady, bo Audrey Hepburn też była za piękna, żeby żyć, więc należało się

spodziewać, że aktorka grająca tę rolę też musiała być piękna. I mogłam ją jeszcze

znieść w przygodowym SF Kroniki Riddicka, bo przecież grała w sumie istotę z

obcej planety. Ale kiedy pokazała się jako dziewczyna doktora Cartera w Ostrym

dyżurze, wiedziałam, że przyszła pora - pora, żeby się jej pozbyć! Co Thandie

Newton robi w telewizji? Ona jest o wiele za ładna, żeby występować w telewizji!

Powinna się trzymać filmów na duży ekran! I nie ma mowy, żeby jakiś lekarz z

background image

Chicago pojechał sobie do Kongo i wrócił z T

HANDIE

N

EWTON

. Okay??? Kobiety,

które wyglądają jak ona,

NIE

JEŻDŻĄ

DO

K

ONGO

. Proszę mi ją zabrać z oczu!

9. Nicole Kidman. Okay, i kim niby jest ta Nicole Kidman? Mam uwierzyć, że jest

istotą ludzką? Bo moim zdaniem ona może być jedną z tych istot z obcej planety,

które wychodzą z ludzkich skór w filmie Kokon. Pamiętacie? Bo Nicole

promieniuje pięknem i światłem w taki sam sposób jak ci kosmici. Hej, może ona

jest jedną z tych istot z kosmosu, na które czekają scjentolodzy, tych, które mają

rzekomo po nas tu wrócić, żeby nas uratować (no cóż, a przynajmniej wszystkich

swoich wyznawców scjentologów), zanim zniszczymy naszą planetę, nadmiernie

eksploatując jej zasoby. Może to dlatego Tom Cruise się z nią ożenił. Nicole

Kidman, phone home! Powiedz statkowi - matce, żeby się pospieszyli!

10. Penélope Cruz. Kolejna kosmitka! Chociaż nie jaśnieje aż tak jak Nicole, Penélope

jest zdecydowanie za piękna, żeby być człowiekiem. Może to dlatego Tom Cruise

tak długo się z nią spotykał! On

MYŚLAŁ

, że ona może być kosmitka, jak Nicole, ale

potem się okazało, że Penélope po prostu wygrała na loterii genowej i jest z natury

taka prześliczna. Co się stanie, kiedy Tom Cruise odkryje, że Kate Holmes też nie

jest kosmitka? Czy ją też porzuci? I

LE

ZOSTAŁO

JESZCZE

NIEZIEMSKO

PIĘKNYCH

KOBIET,

Z KTÓRYMI MÓGŁBY SIĘ OŻENIĆ/SPOTYKAĆ T

OM

? Dlaczego statek -

matka scjentologów nie pośpieszy się i nie wróci, żeby

JE

WSZYSTKIE

STĄD

ZA

-

BRAĆ

?????

Czwartek, 4 marca, francuski

Nieważne. To takie bezsensowne.

Odprężenie - każda międzynarodowa sytuacja, w której wcześniej wrogie sobie

narody, ale nie zaangażowane w otwartą wojnę, „ocieplają” swoje stosunki i ich

wzajemne groźby się zmniejszają.

Boże, byłoby cudownie, gdyby Lana chciała odprężenia.

background image

Czwartek, 4 marca,

klatka schodowa trzeciego piętra

Okay, no więc ja tu jestem, a Lany nie ma.

Powiedziała: po lunchu. Jestem pewna, że tak właśnie powiedziała.

Teraz jest po lunchu.

N

O

WIĘC

GDZIE

ONA

JEST

???

Boże, jak ja

NIENAWIDZĘ

tego całego skradania się. T

AK

TRUDNO

mi było pozbyć się tych

ludzi. To znaczy nie Lilly, bo ona miała spotkanie z panią Martinez. Ale mam na myśli Tinę i

Borisa, i Perin, i wszystkich. Musiałam im powiedzieć, że idę tu, żeby na osobności

zadzwonić sobie do Michaela.

A Tina zrozumiała to tak, że ja chcę zadzwonić do Michaela i powiedzieć mu, że nie

jestem imprezową dziewczyną. Powtarzała co chwila: „Bądź dzielna, mała!”, aż wreszcie

Shameeka zaczęła pytać: „Dziewczyny, o czym wy

GADACIE

?”

Ale Tina

MA

rację. Muszę przestać okłamywać Michaela i powiedzieć mu prawdę.

Tylko muszę wymyślić, jak mu to powiedzieć, żeby nie wydać swojego mrocznego sekretu -

że nie jestem imprezową dziewczyną.

Ale

JAK

??? Jak mam to zrobić? Można by pomyśleć, że taka notoryczna kłamczucha

jak ja nie będzie miała trudności z wymyśleniem jakiejś wymówki, która pozwoliłaby mi się

wykręcić z tego wszystkiego... Na przykład że muszę w ten weekend wziąć udział w jakiejś

specjalnej książęcej uroczystości.

Szkoda, że żadna koronowana głowa ostatnio nie umarła. Jakiś królewski pogrzeb

byłby idealną

WYMÓWKĄ

.

A skoro nikt ostatnio nie wyciągnął nóg, to może jakiś... ŚLUB?

Taa! Mogłabym powiedzieć, że jedna z moich kuzynek z rodu Grimaldich znów

wychodzi za mąż i

MUSZĘ

pojechać na ten ślub. Michael na pewno by mi uwierzył, bo przecież

nie czyta żadnych czasopism, które podają tego typu wiadomości... Chyba że spróbuje to

sprawdzić w Netszkapie.

Może po prostu wyślę mu SMS - a. Taa, zaraz mu napiszę SMS - a i powiem: „Sorki,

muszę jechać na weekend do Genowii! Żałuję, ale obowiązek wzywa! Może następnym ra-

zem!”

Tyle że wziąwszy wszystko pod uwagę, chyba byłoby prościej, gdybym zwyczajnie

przestała kłamać. Bo niedługo nie będę w stanie spamiętać wszystkich tych moich historyjek,

pogubię się w nich i...

background image

K

TOŚ

IDZIE

!!!

T

O

L

ANA

!!!

Czwartek, 4 marca, RZ

Okay. To było niesamowite.

A więc

FAKTYCZNIE

chodziło o pieniądze. A ściślej, o to, że ich nie mamy. To miała na

myśli Lana, kiedy powiedziała, że wie.

A na koniec, w zamian za milczenie, chciała tylko, żebym ją zaprosiła na imprezę

Grandmère. Tę ze zbieraniem funduszy dla genowiańskich hodowców oliwek.

Powaga.

Byłam tak zaszokowana - wiecie, ja się naprawdę spodziewałam, że Lana poprosi

mnie o coś, co mi skomplikuje życie o

WIELE

bardziej niż zwykłe zaproszenie na jakąś imprezę

- że powiedziałam:

- Dlaczego miałabyś chcieć iść

NA

TO

? Ty

TEŻ

chcesz poznać Boba Dylana?

Lana tylko popatrzyła na mnie jak na idiotkę (nic nowego) i odparła:

- Och, nie. Ale będzie tam Colin Farrell. Bierze udział w przetargu na Irlandię.

Wszyscy to wiedzą.

Wszyscy poza mną, jak widać.

Ale i tak udawałam, że wiem. Powiedziałam:

- Ach. Racja. Jasne. Taa. Okay.

A potem powiedziałam, że załatwię jej zaproszenie.

- D

WA

zaproszenia - syknęła Lana, prawie tak samo jak Gollum syczał „mój ssskarbie”

we Władcy Pierścieni. - Tri - sha też chce pójść. - Trisha Hayes jest największą popleczniczką

Lany, coś jak Igor dla doktora Frankensteina. - Chociaż jeśli jej się wydaje, że to

ONA

poderwie Farrella, to się chyba naćpała.

Nie komentowałam tej ewidentnej rysy na ich bezwarunkowej, siostrzanej, wzajemnej

miłości. Zamiast tego powiedziałam:

- Och, taa, okay, dwa zaproszenia.

Ale wtedy, bo przecież nie potrafię utrzymać języka za zębami, dodałam:

- Ale, hm, jeśli nie pogniewasz się, że pytam... Skąd wiesz? No, o pieniądzach?

Znów się skrzywiła i powiedziała:

- Sprawdziłam w sieci, ile kosztowały te głupie pojemniki na „puszki i baletki”. A

potem parę liczb do siebie dodałam. I wiedziałam, że musicie być bez grosza.

background image

Boże. Lana jest jeszcze bardziej przebiegła, niż kiedykolwiek mi się wydawało.

Przebiegła

ORAZ

O

wiele lepsza z matematyki niż ja.

Może to ona

POWINNA

była zostać przewodniczącą.

W tym momencie należało się pożegnać. Zamiast tego musiałam powiedzieć:

- Aha, Lana. Mogę cię o coś zapytać?

A ona zmrużyła oczy:

- Co?

Nie mogłam uwierzyć w słowa, które wymknęły mi się z ust:

- Jak się, hm, imprezuje?

Na co Lana szeroko otworzyła wysmarowane błyszczykiem usta.

- Jak się co?

- No, wiesz - powiedziałam. - Imprezuje. Wiem, że ty chodzisz na wiele, hm, imprez.

Więc tak się tylko zastanawiałam... Na przykład co się na nich

ROBI

? W jaki sposób się, no,

imprezuje?

Lana tylko potrząsnęła głową, a jej proste jak druty jasne włosy (ona nigdy nie musi

się martwić, że jej włosy będą przypominały znak drogi podporządkowanej), zalśniły w

świetle jarzeniówek.

- Boże - powiedziała. - Ty jesteś kompletnie niedorozwinięta.

Ponieważ była to niezaprzeczalna prawda, nic nie odpowiedziałam.

Najwyraźniej to był właściwy ruch, bo Lana kontynuowała:

- Po prostu tam idziesz. I, oczywiście wyglądasz fantastycznie. A potem łapiesz jakieś

piwo. Jeśli muzyka jest do przyjęcia, tańczysz. Jeśli jest tam jakiś fajny chłopak, podrywasz

go. To wszystko.

Zastanowiłam się nad tym.

- Nie lubię piwa - powiedziałam.

Ale Lana mnie zignorowała.

- I ubierasz się w coś seksownego. - Przemknęła spojrzeniem od moich glanów aż po

czubek głowy, a potem dodała: - Chociaż w twoim przypadku to może być niełatwe zadanie.

A potem odeszła zamaszystym krokiem.

To nie może być aż tak proste. To znaczy imprezowanie. Po prostu idziesz, pijesz,

tańczysz i hm... podrywasz? Ta informacja w niczym mi nie pomaga. Co robisz, jeśli grają

szybkie utwory? Czy powinnaś je tańczyć? Wyglądam, jakbym miała jakiś atak, kiedy usiłuję

tańczyć szybko.

background image

I co powinnaś zrobić z tym całym piwem, kiedy tańczysz? Odstawiasz je na stolik do

kawy czy co? Czy po prostu trzymasz je i tańczysz? A jeśli tańczysz szybko, to czy ono się

nie rozleje?

I czy powinnaś przedstawić się wszystkim obecnym w pokoju? Grandmère upiera się,

że na przyjęciach powinnam zadbać, żeby z każdym z gości przywitać się osobiście, uścisnąć

mu rękę i zapytać o zdrowie. Lana nic o tym nie wspomniała.

Ani o ostatniej ważnej rzeczy: co powinnaś zrobić ze swoim ochroniarzem?

Boże. To całe imprezowanie jest jeszcze trudniejsze, niż mi się wydawało.

Czwartek, 4 marca, geometria

Właśnie przyszło mi do głowy coś okropnego. To znaczy jeszcze bardziej okropnego

niż te rzeczy, które zwykle przychodzą mi do głowy, na przykład że Rocky może cierpieć na

rozpad osobowości albo że to znamię na moim prawym biodrze mi rośnie i zamieni się w

stukilogramowy guz, jak ten, który urósł takiej pani, którą widziałam w dokumentalnym fil-

mie na Discovery Channel Zdrowie pod tytułem Stukilowy guz.

A mianowicie to, że Lana być może osiągnęła już samorealizację.

Poważnie. No bo ten szantaż przed chwilką na klatce schodowej - przecież to było

niemalże piękne. To było

KLASYCZNE

.

I okay, zrobiła to w sposób totalnie pokrętny i manipulatorski. Ale dostała to, co

postanowiła zdobyć.

Ona

NIE

MOGŁA

osiągnąć samorealizacji. Nie, to by było totalnie niesprawiedliwe.

Ale nie da się zaprzeczyć, że ona wie, jak zdobywać to, czego chce od życia. Podczas

gdy ja tylko dryfuję, przez cały czas wszystkich okłamując i zdecydowanie

NIE

DOSTAJĄC

tego,

czego pragnę.

Sama nie wiem. To znaczy, jasne, ona jest czystym, nieskażonym złem.

Ale trzeba by się nad tym zastanowić.

Przeciwległe kąty zewnętrzne - para kątów po zewnętrznej stronie dwóch prostych

przeciętych sieczną, ale leżących po przeciwnych stronach siecznej.

Czwartek, 4 marca, geografia i środowisko

Przed chwilą Kenny zapytał mnie, czy przepiszę nasz raport z ćwiczeń lepkości. Bo

cały zalał sosem Alfredo, kiedy wczoraj podczas kolacji uzupełniał odpowiedzi.

background image

To chyba niewielka cena za to, że nie muszę w sumie wiedzieć, co to jest ta lepkość.

P

RACA

DOMOWA

Godzina wychowawcza: nie dotyczy

WF: UPRAĆ SPODENKI GIMNASTYCZNE!!!

Ekonomia: pytania na końcu rozdziału 8

Angielski: strony 133 - 154, O, pionierzy!

Francuski: przepisać histoire

RZ: obciąć czarną aksamitną spódnicę do kolan na mikromini na

imprezę. Z

NALEŹĆ

BERET

!!!!

Geometria: rozdział 17, zadania ze stron 224 - 230

Geografia: a kto by się przejmował? Kenny odrobi.

Czwartek, 4 marca, Wielka Sala Balowa,

hotel Plaza

Mnóstwo ludzi przyszło na przesłuchania do musicalu. No, naprawdę

MNÓSTWO

.

Co jest dziwne, jeśli pamiętać, że nikt z Klubu Dramatycznego nawet nie może wziąć

udziału w przesłuchaniach do Warkocza!, bo wszyscy są zajęci próbami do Hair.

Co znaczy, że wszyscy ci ludzie, którzy pojawili się tu dzisiaj, to albo teatralni neofici

(co oznacza „początkującego albo świeżo nawróconego”, jak twierdzi Lilly), tak jak Lilly i

Boris, i Ling Su, i Perin (ale nie ma Shameeki, bo ona dostała pozwolenie tylko na jedne

zajęcia pozalekcyjne w semestrze).

Ale przyszedł też Kenny z paroma swoimi kumplami - naukowcami - geniuszkami. I

Amber Cheeseman, która podwinęła rękawy szkolnego mundurka, żeby się chwalić gorylimi

przedramionami.

Nawet Facet, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili się pokazał.

Och. Naprawdę nie wiedziałam, że w LiAE jest tylu aktorów z ambicjami.

Chociaż jak się nad tym zastanowić, aktorstwo to jedna z tych profesji, gdzie można

zarobić tonę pieniędzy, nie mając żadnej prawdziwej inteligencji ani talentu, jak to nam

dowiodło wiele gwiazd filmu.

Więc nawet można zrozumieć, czemu ta droga kariery pociąga tak wielu ludzi.

Grandmère zdecydowała się przeprowadzić to tak, jakby to było prawdziwe

przesłuchanie. Kazała swojej pokojówce porozdawać wszystkim wchodzącym formularze

background image

zgłoszeniowe. Mieliśmy je wypełnić, a potem stanąć i dać sobie zrobić zdjęcie polaroidem

przez szofera Grandmère, a potem podawać zdjęcie i formularz maleńkiemu, strasznie

staremu facetowi w wielkich okularach i z fularem na szyi. Staruszek siedzi za długim stołem

ustawionym jak w tym wideoklipie Jennifer Lopez I'm Glad do filmu Flashdance - na środku

sali. Grandmère zasiadła obok niego, ze swoim roztrzęsionym (mimo fioletowej zamszowej

kurteczki lotniczej) miniaturowym pudlem Rommlem na kolanach.

Podeszłam do niej, wymachując swoim formularzem i torbą od Number One Noodle

Son, w której wcześniej schowałam prezent dla niej.

- Ja tego nie wypełnię - poinformowałam ją, z rozmachem kładąc formularz na stole. -

To twój prezent urodzinowy. Wszystkiego najlepszego.

Grandmère wzięła ode mnie torbę - w środku były pikowane atłasowe wieszaki na

ubranie, zamówione specjalnie dla niej u Chanel (Nieważne. To tata podsunął mi ten pomysł -

i zapłacił za nie) i powiedziała:

- Dziękuję. Proszę, siadaj, droga Amelio.

Wiedziałam, że ta „droga” Amelia to było tylko z myślą o facecie siedzącym obok

niej, nie ze względu na mnie.

- W głowie mi się nie mieści, że to robisz - zaczęłam. - To znaczy... Czy naprawdę w

taki sposób chcesz spędzić urodziny?

Grandmère tylko machnęła na mnie ręką.

- Kiedy będziesz w moim wieku, Amelio - powiedziała - wiek stanie się czymś bez

znaczenia.

Och, nieważne. Ona jest po

SZEŚĆDZIESIĄTCE

, nie po dziewięćdziesiątce. Zamiast

atłasowych wieszaków powinnam była kupić jej jeden z tych T - shirtów, które widziałam

dziś w mieście, takich z napisem: K

RÓLOWA

S

CENY

i logo D

AIRY

Q

UEEN

.

Lilly pomachała do mnie, więc usiadłam z nią i z Tiną, i całą resztą. Lilly zaraz się

odezwała:

- No więc o co tu chodzi, KG? Robię z tego relację dla „Atomu”, więc niech to lepiej

będzie coś sensownego.

Lilly zawsze załapuje się na najlepsze zlecenia dla szkolnej gazety. Ja już totalnie

spadłam do pisania okazjonalnych artykulików - na przykład o koncercie szkolnej orkiestry

albo ostatnich nabytkach do biblioteki - bo jestem zbyt zajęta obowiązkami przewodniczącej i

księżniczki, żeby regularnie pisać i dotrzymywać terminów.

- Sama nie wiem - powiedziałam. - Chyba dowiem się wtedy, kiedy i ty się dowiesz.

background image

- Tak nieoficjalnie - nalegała Lilly. - No dawaj. Kto to jest ten mały koleś w

okularach?

Ale zanim zdążyła zapytać mnie o coś jeszcze, Grandmère wstała - zrzucając biednego

Rommla z kolan na posadzkę sali balowej, gdzie ślizgał się przez chwilę, zanim znalazł na

gładkiej nawierzchni oparcie dla swoich łapek - i powiedziała zwodniczo łagodnym głosem

(zwodniczo, bo Grandmère, oczywiście, nie jest łagodna):

- Witam. Dla tych, którzy mnie nie znają, jestem Clarissa, księżna wdowa z Genowii.

Niezmiernie się cieszę, widząc, że dzisiaj tylu z was przybyło na przesłuchania. Nie wątpię,

że nasz spektakl okaże się dla Liceum imienia Alberta Einsteina oraz dla świata teatru

ważnym, historycznym wydarzeniem. Ale zanim powiem na ten temat coś więcej, proszę mi

pozwolić przedstawić, bez dalszych ceregieli, znanego na całym świecie reżysera teatralnego,

señora Eduardo Fuentesa.

Señor Eduardo Fuentes! Nie! To niemożliwe!

A jednak... a jednak. To był ten najsłynniejszy reżyser, który tyle lat temu poprosił

Grandmère, żeby pojechała z nim do Nowego Jorku i zagrała główną rolę na Broadwayu!

Wtedy musiał być jakoś po trzydziestce. Teraz ma chyba ze

STO

lat. Jest taki stary, że

wygląda jak skrzyżowanie Larry'ego Kinga z rodzynką.

Señor Eduardo usiłował wstać z krzesła, ale był na to zbyt rachityczny i słaby, więc

tylko zdołał unieść się nieco ponad siedzenie. Grandmère natychmiast go posadziła nie-

cierpliwym pchnięciem, a potem ciągnęła swoje przemówienie. Prawie słyszałam, jak jego

kruche kostki trzaskają pod naciskiem jej dłoni.

- Señor Eduardo Fuentes wyreżyserował niezliczoną liczbę sztuk i musicali dla wielu

słynnych światowych scen, włącznie z Broadwayem i londyńskim West Endem - poin-

formowała nas Grandmère. - Powinniście wszyscy czuć się niezwykle zaszczyceni

perspektywą pracy z tak znakomitym i szanowanym profesjonalistą.

- Dziękuję - udało się wtrącić señorowi Eduardo Fuentesowi. Zamachał dłońmi i

zamrugał oczyma oślepionymi jasnym światłem lejącym się z sufitu sali balowej. - Dziękuję

bardzo, bardzo. To wielka dla mnie przyjemność patrzeć na tyle młodych twarzy,

rozjaśnionych ożywieniem i...

Ale Grandmère nie miała zamiaru pozwalać nikomu, nawet światowej sławy

reżyserowi po osiemdziesiątce, by skupiał uwagę na sobie.

- Panie i panowie - przerwała mu - weźmiecie udział, jak powiedziałam, w

przesłuchaniu do premierowego spektaklu, który nigdzie jeszcze nie był wystawiany. Jeśli

zostaniecie obsadzeni w tej sztuce, w gruncie rzeczy przejdziecie do historii. Niezmiernie się

background image

cieszę, witając was tu dzisiaj, ponieważ musical, którego fragmenty będziecie czytać, został

napisany prawie w całości - tu skromnie spuściła rzęsy - przeze mnie.

- Och, super - powiedziała Lilly, gorliwie bazgrząc w swoim reporterskim notatniku. -

Słyszysz to, KG?

Owszem, słyszałam. Grandmère napisała

SZTUKĘ

? Sztukę, którą my mamy wystawić,

żeby zebrać pieniądze na uroczystość rozdania matur LiAE?

Normalnie przepadłam. Przepadłam.

- Utwór ten - ciągnęła Grandmère, unosząc plik kartek, najwyraźniej scenariusz - jest

dziełem całkowicie oryginalnym i, mówię to bez fałszywego wstydu, genialnym. Warkocz! to

w sumie klasyczna historia miłosna, opowiadająca o parze młodych ludzi, którzy muszą

pokonać niezliczone trudności, aby być razem. Co sprawia, że Warkocz! jest jeszcze bardziej

frapujący, to fakt, że został oparty na historycznych wydarzeniach. Wszystko, co dzieje się w

tej sztuce,

KIEDYŚ

RZECZYWIŚCIE

SIĘ

WYDARZYŁO

. Tak! Warkocz! to historia niezwykłej młodej

kobiety, która, chociaż spędziła całe życie jako prosta dziewczyna z ludu, pewnego dnia

została nieoczekiwanie przywódczynią. Tak, poproszono ją, aby objęła tron małego kraju, o

jakim zapewne słyszeliście - Genowii. A imię tej dzielnej kobiety? Ależ oczywiście, to

sama...

Nie. O mój Boże, nie. Na rany boskie, nie. Grandmère napisała sztukę o mnie. O

MOIM

ŻYCIU

. J

A

SIĘ

ZABIJĘ

. J

A

SIĘ

...

- ...Rozagunda.

Zaraz. Co? R

OZAGUNDA

?

- Tak - ciągnęła Grandmère. - Rozagunda, prapraprapra - i tak dalej, babka naszej

obecnej księżniczki, która w obliczu zagrożenia wykazała się niezwykłą odwagą i została za

swoje wysiłki nagrodzona tronem kraju obecnie znanego jako Genowia.

O Mój Boże.

Grandmère napisała sztukę o życiu mojej przodkini Rozagundy.

I

CHCE

,

ŻEBY

MOJA

SZKOŁA

WYSTAWIŁA

.

T

AK

PUBLICZNIE

.

- Warkocz! jest właściwie historią o miłości; Ale opowieść o wielkiej Rozagundzie to

coś więcej niż zwykły romans. Ten utwór to... - Tu Grandmère przerwała, trochę dla drama-

tycznej pauzy, trochę po to, żeby popić wody ze szklanki stojącej przed nią na stole. Wody? A

może czystej wódki? Nigdy się nie dowiemy. Chyba że podejdę tam i pociągnę sobie spory

łyk. - ...

MUSICAL

.

O Mój Boże.

background image

Grandmère napisała

MUSICAL

O

życiu mojej przodkini Rozagundy.

Rzecz w tym, że ja uwielbiam musicale. Piękna i bestia to chyba moje ulubione

przedstawienie broadwayowskie wszech czasów, a to przecież musical.

Musical o księciu, na którego rzucono czar, i zaczytanej w książkach piękności, która

jednak nauczyła się go kochać.

N

IE

MÓWI

O

feudalnym podżegaczu wojennym i dziewczynie, która go udusiła na

śmierć.

Najwyraźniej nie byłam jedyną osobą, która zdała sobie z tego sprawę, bo Lilly

podniosła szybko rękę i zawołała:

- Przepraszam?

Grandmère zrobiła zaskoczoną minę. Nie przywykła, żeby jej przerywać, kiedy

ciągnie jedną ze swoich mówek.

- Proszę zaczekać z pytaniami, aż skończę - rzekła Grandmère, nieco zmieszana.

- Wasza Wysokość! - Lilly nie zwracała na to uwagi. - Czy chce nam pani powiedzieć,

że ta sztuka, Warkocz!, rzeczywiście opowiada historię prapraprapra... i tak dalej babki Mii,

Rozagundy, w roku 568 zmuszonej poślubić wodza Wizygotów Alboina, który podbił

Włochy na własność?

Grandmère najeżyła się jak Gruby Louie, kiedy skończy mi się Uczta Kurczakowo -

Tuńczykowa w Kawałkach i muszę mu dać jedzenie o innym smaku, na przykład Podroby

Indycze.

- Dokładnie to usiłuję wam wyjaśnić - powiedziała sztywno. - O ile pozwolicie mi

mówić dalej.

- Taa - powiedziała Lilly. - Ale

MUSICAL

? O kobiecie, którą zmuszono do małżeństwa z

mężczyzną, który nie dość, że morduje jej ojca, to jeszcze w noc poślubną każe jej pić wino z

czaszki zamordowanego ojczulka? A w rezultacie ona go zabija (to znaczy męża)? Nie uważa

pani, że ten materiał jest nieco

PRZYCIĘŻKI

na musical?

- A ten musical, którego akcja rozgrywa się w bazie wojskowej w czasie drugiej

wojny światowej. To nie jest

PRZYCIĘŻKI

temat? O ile pamiętam, nazywa się Południowy Pa-

cyfik. - Grandmère uniosła brwi. - A co z musicalem o wojnach wielkomiejskich gangów w

Nowym Jorku w latach pięćdziesiątych? West Side Story, taki chyba nosi tytuł...

Wszyscy obecni na sali zaczęli szeptać - wszyscy poza señorem Eduardo Fuentesem,

który chyba się zdrzemnął. Nigdy przedtem o tym nie pomyślałam, ale Grandmère miała w

pewnym sensie rację. Mnóstwo musicali ma w sumie dość poważne tło, jeśli się nad tym

background image

zastanowić. Cóż, gdyby się uprzeć, można by powiedzieć, że Piękna i Bestia opowiada o

straszliwie zniekształconym potworze, który porywa i więzi młodą dziewczynę z ludu.

To całkiem w stylu Grandmère zniszczyć jedyną opowieść, którą zawsze całym

sercem uwielbiałam.

- A może także - ciągnęła Grandmère ponad szeptami zebranych - może ten musical o

ukrzyżowaniu pewnego człowieka z Galilei... Taki utwór pod tytułem Jesus Christ Super-

star?

W całej sali balowej dały się słyszeć stłumione okrzyki zdziwienia. Grandmère dobiła

przeciwnika i dobrze o tym wiedziała. Teraz jedli jej z ręki.

Wszyscy, poza Lilly.

- Przepraszam - odezwała się znów Lilly - ale kiedy dokładnie ten, hm, musical ma

zostać wystawiony?

Dopiero wtedy Grandmère straciła nieco - zaledwie odrobinę - rezon.

- Za tydzień od dzisiaj - powiedziała z czymś, co mogę określić wyłącznie jako

udawany spokój.

- Ależ, Wasza Wysokość! - zawołała Lilly, przekrzykując szepty i okrzyki wszystkich

zgromadzonych, pomijając señora Eduardo Fuentesa, który, oczywiście, nadal drzemał. – Nie

może pani przecież oczekiwać, żeby obsada opracowała cały spektakl do przyszłego tygodnia.

My chodzimy do szkoły - mamy lekcje do odrabiania. Ja osobiście jestem redaktorką

szkolnego magazynu literackiego, którego pierwszy numer zamierzam wydać w przyszłym

tygodniu. Nie mogę zrobić tego wszystkiego

ORAZ

nauczyć się na pamięć całej sztuki.

- Musicalu - szepnęła Tina.

- Musicalu - poprawiła się Lilly. - To znaczy... jeśli dostanę rolę. To jest... to jest

NIEMOŻLIWE

!

- Nic nie jest niemożliwe - zapewniła nas Grandmère. - Czy potraficie sobie

wyobrazić, co by się stało, gdyby nieżyjący już John F. Kennedy uznał, że to niemożliwe,

żeby człowiek postawił stopę na Księżycu? Albo gdyby Gorbaczow powiedział, że

niemożliwe jest zburzenie muru berlińskiego? Albo kiedy mój mąż nieboszczyk w ostatniej

chwili doprosił króla Hiszpanii i dziesięciu jego partnerów do gry w golfa na uroczysty obiad.

Czy ja powiedziałam: „niemożliwe”? Przecież to by wywołało międzynarodowy skandal! Ale

słowa „niemożliwe” w moim słowniku nie ma. Kazałam kamerdynerowi wyłożyć jeszcze

jedenaście nakryć, kucharzowi rozwodnić zupę, a mistrzowi piekarskiemu ubić jeszcze

jedenaście sufletów. I obiad był tak wielkim sukcesem, że król i jego przyjaciele zostali na

background image

kolejne trzy dni, i przy stołach do bakarata przegrali setki tysięcy dolarów, które poszły na

dofinansowanie biednych głodujących sierot Genowii.

Nie mam pojęcia, co ta Grandmère wygaduje. W Genowii nie ma żadnych

głodujących sierot. W czasie panowania mojego dziadka też ich nie było. Ale nieważne.

- I czy ja już wspominałam - Grandmère rozgląda się po sali balowej, wypatrując

wdzięczniejszych słuchaczy - że za udział w przedstawieniu dostaniecie dodatkowe stopnie z

angielskiego? Już to załatwiłam z waszą dyrektorką.

Szepty, które przybrały już wątpiący ton, nagle rozbrzmiały nowym ożywieniem.

Amber Cheeseman, choć już podnosiła się do wyjścia - najwyraźniej ze względu na ko-

nieczność pamięciowego opanowania roli w tak krótkim czasie - zawahała się, zawróciła i

znów usiadła na swoim miejscu.

- Ślicznie - powiedziała Grandmère, wręcz promieniejąc na ten widok. - A zatem...

Może zaczniemy przesłuchania?

- Musical o kobiecie, która dusi mordercę swojego ojca własnymi włosami - mruczała

pod nosem Lilly, bazgrząc w notatniku. - No to teraz już nic mnie nie zaskoczy.

Nie była jedyną osobą wytrąconą z równowagi. Señor Eduardo też miał mocno

niepewną minę.

Ach nie, zaraz. On sobie tylko poprawiał maseczkę tlenową.

- Najważniejsze są oczywiście dwie role, Rozagundy i złego wodza, którego dusi

włosami, Alboina - wyjaśniła Grandmère. - Ale pozostają jeszcze role ojca Rozagundy, jej

pokojówki, króla Włoch, zazdrosnej kochanki Alboina i dzielnego kochanka Rozagundy,

kowalczyka Gustawa.

Zaraz. Rozagunda miała kochanka? Jak to się stało, że żadna z książek o historii

Genowii, które czytałam, nie wspomina o tym?

I gdzie on się podziewał, kiedy jego dziewczyna zabijała jednego z najbrutalniejszych

socjopatów, jacy kiedykolwiek chodzili po tej ziemi?

- A więc, bez dalszej zwłoki - zawołała Grandmère - zacznijmy przesłuchania!

Podniosła ze stołu dwa zgłoszenia z doczepionymi zdjęciami, nawet nie patrząc na

señora Eduarda, który leciutko pochrapywał.

- Czy mogę prosić na scenę Kennetha Schowaltera i Amber Cheeseman? -

powiedziała.

Tyle że, oczywiście, nie było tam żadnej sceny, więc na moment zapanowało

zamieszanie, zanim Kenny i Amber zorientowali się, gdzie mają stanąć. Grandmère wskazała

background image

im miejsce przed długim stołem, za którym drzemał señor Eduardo, a Rommel lizał sobie

intymne miejsca.

- Gustaw - powiedziała, podając Kenny'emu kartkę. A potem: - Rozagunda. - Podała

kartkę Amber.

- A teraz - oświadczyła Grandmère - próba!

Lilly obok mnie trzęsła się i usiłowała nie roześmiać głośno. Nie wiem, co ją tak

rozśmieszyło w tej całej sytuacji.

Chociaż w pewnym sensie zrozumiałam, czemu się śmieje, kiedy Kenny zaczął

mówić:

- Nie trwóż się, Rozagundo! Albowiem choć dziś w nocy oddasz mu swe ciało, wiem,

że twe serce moje zawsze będzie.

A już

NAPRAWDĘ

zrozumiałam, dlaczego Lilly się śmieje, kiedy zaczęła się muzyczna

część przesłuchania i Kenny został poproszony o odśpiewanie wybranej przez siebie piosenki

- jakiś facet akompaniował na fortepianie ustawionym w rogu sali - i zdecydował się

zaśpiewać Baby Got Bock Sir Mix - a - lot. Jakoś tak zaśpiewał to: „Trzęś, trzęś, trzęś tym

zdrowym tyłkiem, mała”, że łzy śmiechu popłynęły mi po twarzy (chociaż musiałam to robić

bardzo cichutko, żeby nikt nie zauważył).

Zrobiło się jeszcze gorzej, kiedy Grandmère powiedziała:

- Och, dziękujemy bardzo, młody człowieku.

Bo przyszła kolej na Amber, która wybrała sobie piosenkę Celine Dion My Heart Will

Go On z Titanica, piosenkę, do której Lilly ułożyła taki taniec, który pokazuje palcami,

oparty na „wodnym tańcu” z hotelu Bellagio w Las Vegas, gdzie wykonywany jest niemal co

godzinę w tej wielkiej fontannie przed wejściem do hotelu dla rozrywki turystów, spa-

cerujących wzdłuż Strip.

Śmiałam się tak bardzo (chociaż cicho), że nawet nie słyszałam, jak Grandmère

wywołała nazwisko kolejnej kandydatki do roli Rozagundy.

A przynajmniej dopóki Lilly nie trąciła mnie jednym z tańczących palców.

- Amelia Thermopolis Renaldo, proszę bardzo! - powtórzyła Grandmère.

- Wszystko fajnie, Grandmère - zawołałam, nie ruszając się z miejsca - ale ja nie

oddałam zgłoszenia. Pamiętasz?

Grandmère spojrzała na mnie złym okiem, a wszyscy inni wstrzymali oddech.

- No to po co tu siedzisz? - spytała lodowatym tonem. - Jeśli nie masz zamiaru brać

udziału w przesłuchaniu?

background image

Och, bo od półtora roku spotykam się z tobą codziennie w hotelu Plaza po lekcjach,

pamiętasz?

Ale zamiast tego odparłam:

- Jestem tu, żeby kibicować przyjaciołom.

Na co Grandmère powiedziała tylko:

- Nie strój sobie ze mnie żartów, Amelio. Ja nie mam na to cierpliwości ani czasu.

Wstawaj. Już.

Powiedziała to swoim najbardziej książęco - wdowim głosem - głosem, który świetnie

znam. To ten sam głos, którego używa na moment przed wyciągnięciem jakiejś totalnie że-

nującej historii z mojego dzieciństwa, żeby mnie publicznie upokorzyć - opowiadając na

przykład, jak uderzyłam klatką piersiową o boczne lusterko limuzyny, kiedy jeździłam na

rolkach na podjeździe pod jej chateau, Miragnac, a potem zauważyłam, że jakoś tak

opuchłam i pokazałam to tacie, a tata powiedział: „Och, Mia, to chyba nie jest opuchlizna.

Chyba zaczyna ci rosnąć biust”, a Grandmère przez całą resztę mojego pobytu u niej każdemu

opowiadała, że jej wnuczka wzięła własny biust za obrzmienia po uderzeniu.

Cóż, jak się nad tym zastanowić, nie była to wcale aż tak

WIELKA

pomyłka, skoro

dzisiaj nie jest o wiele większy niż wtedy.

Ale totalnie widziałam, że wywali tę historię przy wszystkich, jeśli nie zrobię tego, co

mi kazała.

- Dobra - powiedziałam przez zaciśnięte zęby i wstałam, a w tej samej chwili

Grandmère wywołała nazwisko kolejnego faceta, którego chciała posłuchać.

I tak się stało, że tym facetem był John Paul Reynolds - Abernathy Czwarty.

Który wstał i okazał się...

...Facetem, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili.

Czwartek, 4 marca,

w limuzynie w drodze do domu

Oczywiście, ona wszystkiemu zaprzecza. To znaczy Grandmère. Temu, że chce

wystawić tę sztukę - przepraszam,

MUSICAL

- żeby podlizać się Johnowi Paulowi Reynoldsowi

- Abernathy'emu Trzeciemu, obsadzając jego synka w głównej roli.

Ale czy jest jakieś inne wyjaśnienie? Czy ja

NAPRAWDĘ

mam uwierzyć, że ona robi to

po to, żeby pomóc mi wybrnąć z mojego małego finansowego kłopotu?

Taa. Jasne.

background image

Kiedy przesłuchania się skończyły, totalnie ją z tym skonfrontowałam.

- A jak to ja cię niby tym razem wprawiam w zażenowanie, Amelio? - chciała się

dowiedzieć, kiedy wszyscy już poszli i zostałyśmy tylko ja i ona, Lars i reszta jej personelu -

no i señor Eduardo, oczywiście, i Rommel. Ale oni obaj spali. Trudno było powiedzieć, który

chrapał głośniej.

- Bo masz zamiar dać - o mało go nie nazwałam Facetem, Który Nie Cierpi, kiedy

Dodają Kukurydzy do Chili - Johnowi Paulowi Reynoldsowi - Abernathy'emu Czwartemu

główną rolę w twojej sztuce tylko po to, żeby jego tata poczuł się wobec ciebie zobowiązany i

może odstąpił od przetargu na tę sztuczną wyspę Genowię! Ja

WIEM

, co ty knujesz,

Grandmère. W tym semestrze uczę się ekonomii, więc wiem wszystko o niedostatku i

użyteczności. Przyznaj się!

- Warkocz! to musical, nie sztuka - tylko tyle odpowiedziała mi na to Grandmère.

Ale

NIE

MUSIAŁA

mówić nic więcej. Samo jej milczenie jest już przyznaniem się do

winy! John Paul Reynolds - Abernathy Czwarty jest wykorzystywany!

Oczywiście, on nic o tym nie wiedział. A jeśli nawet wiedział, to mu to niespecjalnie

przeszkadzało. Dziwne, ale pomijając awersję do kukurydzy, Facet, Który Nie Cierpi, kiedy

Dodają Kukurydzy do Chili, jest całkiem pogodny. „J.P.” - poprosił Grandmère, żeby tak go

nazywała - jest prawie przerażająco wielki (trochę podobny do ochroniarza granego przez

Adama Baldwina (który wcale nie jest krewnym Aleca), ma przynajmniej z metr

osiemdziesiąt pięć. Jego miękkie brunatne włosy wyglądają na o wiele mniej zmierzwione i o

wiele bardziej błyszczące, kiedy nie patrzy się na nie w zdecydowanie niekorzystnym

oświetleniu stołówki.

A z bliska, jak się okazuje, J.P. ma też zadziwiająco niebieskie oczy.

Zobaczyłam je - oczy J.P. - z bliska, bo Grandmère kazała nam przerobić scenę, w

której Rozagunda właśnie udusiła Alboina i zaczyna od tego świrować, a Gustaw wpada do

sypialni, śpiesząc na pomoc swojej ukochanej, nie chcąc, żeby zniewolił ją jej świeżo

poślubiony małżonek, ale nie zdając sobie sprawy, że:

a) już upiła faceta do nieprzytomności, więc w ogóle nie mógłby jej zniewolić, i

b) zabiła go, kiedy zasnął, opity tą całą genowiańską grappą.

No cóż. Lepiej późno niż wcale.

Nie mam pojęcia, dlaczego Grandmère kazała mi brać udział w tej farsie zwanej

przesłuchaniem, skoro i tak widać wyraźnie, że ma zamiar obsadzić J.P. jako Gustawa - tylko

po to, żeby udobruchać jego ojca. Chociaż, szczerze mówiąc, J.P. był naprawdę dobry, w

aktorstwie

ORAZ

W

śpiewie (wykonał totalnie prześmieszną interpretację The Safety Dance

background image

Men Without Hats). I że obsadzi Lilly jako Rozagundę. No bo Lilly była zdecydowanie

najlepsza wśród dziewczyn (jej wersja Bad Boyfriend Garbage powaliła wszystkich na

kolana) i ma najwięcej doświadczenia w całym tym występowaniu, ze względu na swój

program telewizyjny i tak dalej.

Poza tym świetnie zabiła Alboina - co jest całkowicie zrozumiałe, bo jeśli jest w LiAE

ktoś, kto byłby zdolny udusić człowieka warkoczem, to na pewno jest to Lilly. Och, i może

Amber Cheeseman.

Ale przez cały czas mojego przesłuchania Grandmère się darła: „Mów wyraźnie,

Amelio!” albo: „Nie odwracaj się plecami do widowni, Amelio! Twoje pośladki nie są tak

wymowne jak twarz!” (Co wywołało atak zduszonych śmiechów z tej strony sali, gdzie

siedzieli moi przyjaciele).

I

WCALE

nie zrobiło na niej wrażenia moje wykonanie Barbie Girl Aquy (a już

zwłaszcza refren: C'mon Barbie/Let's go party, który w gruncie rzeczy jest mocno ironiczny,

biorąc pod uwagę moją kompletną niezdolność do tego. To znaczy do imprezowania).

Naprawdę o co w

TYM

WSZYSTKIM

chodzi? Przecież ona i tak nie ma zamiaru mnie

obsadzić, więc po co te krzyki? Zresztą co ja w ogóle wiem o aktorstwie? Poza tym małym

epizodem, kiedy grałam mysz w Lwie i Myszy w czwartej klasie podstawówki, raczej nie

jestem osobą, którą można by nazwać doświadczoną w sztukach dramatycznych.

To była totalna ulga, kiedy Grandmère wreszcie pozwoliła mi usiąść.

A potem, kiedy wracaliśmy na nasze miejsca, J.P. powiedział do mnie:

- Hej, to było śmieszne, nie?

A

JA

MU

NIE

ODPOWIEDZIAŁAM

ANI

SŁOWEM

!!!

B

O

TAKA

BYŁAM

ZASKOCZONA

!!!!!!!

Bo dla mnie J.P. jest Facetem, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili.

Nie jest żadnym Johnem Paulem Reynoldsem - Abernathym Czwartym. Facet, Który Nie

Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili nie ma

NAZWISKA

. On jest po prostu... Facetem,

Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili. Facetem, o którym napisałam opo-

wiadanie. Opowiadanie odrzucone przez magazyn „Sixteen”. Opowiadanie, które pewnego

dnia chciałabym przerobić na powieść.

Opowiadanie, pod koniec którego Facet, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy

do Chili rzuca się pod pociąg metra.

Jak ja mam rozmawiać z facetem, który rzuca się pod metro - nawet jeśli

BYŁA

to tylko

moja fikcja literacka?

background image

Co gorsza, wychodząc po przesłuchaniach, Tina (With You Jessiki Simpson) odezwała

się:

- Hej, wiesz co? Ten Facet, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili jest w

sumie niezły. Jeśli akurat nie świruje przy kukurydzy.

- Taa - zgodziła się Lilly. - Rzeczywiście. Jest niezły.

Czekałam, aż Lilly doda coś w rodzaju: „Szkoda, że jest takim dziwadłem” albo

„Gdyby nie ta cała kukurydza”. Ale ona tego nie zrobiła. N

IE

ZROBIŁA

TEGO

.

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Moje przyjaciółki uważają, że Facet, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do

Chili jest niezły! Facet, którego ja

ZABIŁAM

w swoim opowiadaniu!

I to wszystko wina Grandmère. Gdyby nie wbiła sobie do głowy, żeby kupić tę głupią

sztuczną wyspę, nigdy by jej nie wpadło na myśl, żeby napisać musical - a co dopiero go wy-

stawiać na scenie - dla mojej szkoły, a ja nigdy bym nie poznała Faceta Który Nie Cierpi,

kiedy Dodają Kukurydzy do Chili, nie mówiąc już o odkryciu, że przezywają go J.P., i że w

przeciwieństwie do postaci z mojego opowiadania

NIE

JEST

samotnikiem - egzystencjalistą, ale

w sumie całkiem fajnym facetem, który nieźle śpiewa i którego moje przyjaciółki uznały za

całkiem interesującego (i mają rację, rzeczywiście taki jest).

Boże, jak ja jej nienawidzę.

No cóż, fakt, źle jest nienawidzić ludzi.

Ale ja jej nie kocham, ujmijmy to w ten sposób. W sumie, na liście ludzi, których

kocham, Grandmère nie znajduje się nawet w pierwszej piątce.

CI,

KTÓRYCH

KOCHAM

,

PO

KOLEI

ZALEŻNIE

OD

TEGO

,

JAK

MOCNO

ICH

KOCHAM

1. Gruby Louie

2. Rocky

3. Michael

4. Moja mama

5. Mój tata

6. Lars

7. Lilly

8. Tina

9. Shameeka/Ling Su/Perin

background image

10. Pan G.

11. Pavlov, pies Michaela

12. Państwo doktorostwo Moscovitz

13. Młodsze rodzeństwo Tiny

14. Pani Holland, moja nauczycielka wychowania obywatelskiego z zeszłego półrocza

15. Buffy, postrach wampirów

16. Ronnie, nasza sąsiadka z przeciwka

17. Boris Pelkowski

18. Dyrektor Gupta

19. Rommel, pies Grandmère

20. Kevin Bacon

21 000. Pani Martinez

22 000. Odźwierny w hotelu Plaza, który kiedyś nie chciał mnie wpuścić do środka,

bo nie byłam wystarczająco elegancko ubrana.

23 000. Trisha Hayes

24 000 000. Lana Weinberger

25 000 000 000. Grandmère

I wcale się tego nie wstydzę. S

AMA

sobie na to zasłużyła.

Czwartek, 4 marca, poddasze

Zgadnijcie, co dzisiaj zrobił na kolację pan G.?

Och, tak. Chili.

Nie było w nim kukurydzy, ale zawsze.

Może

TO

JA

powinnam rzucić się pod pociąg metra.

Czwartek, 4 marca, poddasze

Wiedziałam, że zostanę zarzucona e - mailami w tej samej chwili, w której włączę

komputer. I miałam rację.

Od Lilly:

W

OMYN

R

ULE

: Czy twoja babka w ogóle zdaje sobie sprawę, że temat tej jej sztuczyny

praktycznie nie nadaje się dla widzów poniżej osiemnastego roku życia? Jest tam próba

gwałtu, nieumiarkowane spożywanie alkoholu, morderstwo, sceny przemocy - chyba jedyne,

czego

NIE

MA

, to przekleństwa, a to tylko dlatego że akcja toczy się w roku 568. I czy ty

background image

zauważyłaś, jak fałszowała Amber Cheeseman? Totalnie pobiłam ją na łopatki. Jeśli nie

dostanę roli Rozagundy, to będzie parodia sprawiedliwości. Zostałam

STWORZONA

do tej roli.

Od Tiny:

I

LUVROMANCE

: Fajnie było dzisiaj! Naprawdę chciałabym dostać rolę Rozagundy. Wiem,

że jej nie dostanę, bo Lilly tak dobrze wypadła na przesłuchaniu, że tę rolę na pewno ma w

kieszeni. Ale tak fajnie byłoby zagrać księżniczkę. Wiem, dla ciebie to nic, bo ty w

prawdziwym życiu grasz rolę księżniczki i tak dalej. Ale dla kogoś takiego jak ja. Wiem, że

Lilly ją dostanie. Mam tylko nadzieję, że nie dostanę roli kochanki Alboina. Nie chciałabym

grać jakiejś kochanki. Poza tym mój tata chybaby się nie zgodził.

Od Ling Su:

P

AINTURGIRL

: Okay, ja widzę, że Lilly dostanie rolę Rozagundy, ale jeśli przypadnie mi

rola kochanki, to chyba będę krzyczeć! Azjatyckie aktorki zawsze muszą odgrywać

seksualne niewolnice. Albo, co gorsza, zwyczajne służące... jak ta pokojówka Rozagundy.

Przydzielanie ról według kryteriów rasowych jest nie fair! Kategorycznie się na to nie

zgadzam. Mam nadzieję, że nie uważasz mojej interpretacji Hollaback Girl Gwen Stefani za

zbyt wojowniczą. Poza tym, czy twojej babce potrzebna będzie pomoc przy scenografii? Bo

ja totalnie dobrze maluję zamki i inne takie.

Od Perin:

I

NOIGO

G

RL

F

AN

: Ale dzisiaj było super! Chociaż nie wypadłam za dobrze. Byłam po

prostu zbyt zaskoczona. Wiesz, kiedy twoja Grandmère kazała mi czytać rolę Gustawa

zamiast Rozagundy. Zwłaszcza po tym jak zaśpiewałam Nas nie dogoniat Tatu. Ale to na

pewno dlatego, że na przesłuchanie zgłosiło się o wiele więcej dziewczyn niż chłopaków.

Chyba nie sądzisz, że ona mnie uważa za chłopaka, prawda???

Od Borisa:

J

OSH

B

ELL

2: Mia, jak sądzisz, czy twoja babka zgodziłaby się dodać do musicalu scenę,

w której Gustaw wyjmuje skrzypce i gra serenadę pod oknem Rozagundy? Bo ja naprawdę

uważam, że to by dodało przedstawieniu pewnej emocjonalnej głębi, gdyby tak się zdarzyło,

że to ja zagram Gustawa. Jeśli chodzi o historyczne realia, to rebec, instrument, z którego

wywodzą się skrzypce, znany był już pięć tysięcy lat przed naszą erą. ja wiem, że She Will

Be Loved Maroon 5's nie było najbardziej udanym wyborem, ale Tina powiedziała, że twojej

babce nie spodoba się jedyna inna piosenka, jaką pamiętam, to znaczy Eminema Cleaning

Out My Closet.

Od Kenny'ego:

C

ZERW

K

ARZEŁ

: Mia, zmartwiła mnie sugestia twojej babki, kiedy wracałem na swoje

miejsce po przesłuchaniu, że ktokolwiek zagra rolę Gustawa kowalczyka, powinien mieć na

twarzy nieco zarostu. To zabrzmiało prawie tak, jakby dawała do zrozumienia, że ja zarostu

background image

nie posiadam, podczas gdy ja

NAPRAWDĘ

mam zarost, tyle że bardzo jasny. Mam nadzieję, że

twoja babka nie będzie się kierowała uprzedzeniami wobec blondynów.

Od Shameeki:

B

EYONCE

_

TO

_J

A

: Wszyscy mówią wyłącznie o tych dzisiejszych przesłuchaniach!

Wygląda na to, że Lilly dostanie główną rolę (a to mi nowina). Szkoda, że nie mogłam tam

być. Czy to prawda, że był tam Facet, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili????

Poważnie. Jakby zapomnieli, że mają jeszcze jakieś inne zmartwienia poza tym, kto

dostanie role Gustawa i Rozagundy.

Na przykład że nadal jesteśmy spłukani.

Chyba to dla nich nie jest takie ważne, bo to nie oni przewodniczą samorządowi.

Jedną rzecz powiem na temat sztuki napisanej przez Grandmère: nie mogła lepiej

wybrać tematu. Ta historia doskonale ukazuje problemy koronowanych głów, a mianowicie,

że kiedy przychodzi do podejmowania decyzji o randze państwowej, człowiek jest całkiem

sam. Tak jak Rozagunda w tej sypialni tysiąc pięćset lat temu. Tak jak ja teraz. I cała

odpowiedzialność spada na mnie.

To wszystko za dużo dla jednej samotnej nastolatki. Potrzebuję, żeby mi ktoś pomógł,

żeby mi ktoś powiedział, co należy zrobić. Czy powinnam po prostu wyjaśnić sprawę z

Amber, zwierzyć się jej i od razu ponieść karę?

Czy może jest jakaś szansa, że uda mi się zdobyć pieniądze, zanim ona się połapie?

W takich chwilach zdaję sobie sprawę, jak w gruncie rzeczy niedostateczny jest mój

system rodzinnego wsparcia. No bo, ja nie mogę zwrócić się o radę w tej sprawie do mojej

matki. To ona jest odpowiedzialna za to, że co najmniej raz na miesiąc wyłączają nam

kablówkę, bo ona zapomina zapłacić rachunek - a przynajmniej tak było, póki pan G. się nie

wprowadził.

I nie mogę zwrócić się do taty. Jeśli odkryje, że totalnie zawaliłam sprawę budżetu

SZKOLNEGO

, nie będzie jakoś specjalnie zachwycony perspektywą przekazania mi budżetu

PAŃ

-

STWOWEGO

. Ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebuję, to seria wykładów mojego taty na temat

racjonalnego planowania komunalnego.

Już powiedziałam Grandmère i sami widzicie, co dobrego z tego wynikło. Do kogo

jeszcze mogłabym się zwrócić, poza Michaelem, naturalnie?

A wszyscy wiemy, jak bardzo pomocny

ON

się okazał w tej sprawie.

Skoro mowa o Michaelu, to jedyny dzisiejszy e - mail, który nie dotyczył przesłuchań

do Warkocza!, był właśnie od niego. A to też tylko dlatego, że on już nie chodzi do LiAE,

więc nie ma pojęcia o tym, co się tam dzieje:

background image

S

KINNER

B

X

: Hej, Thermopolis! jak leci? Zastanawiałem się, czy nie miałabyś ochoty

wpaść jutro na maraton filmów SF. Muszę kilka obejrzeć, żeby się przygotować do tych

dodatkowych zajęć z historii dystopii w filmach SF, a skoro w sobotę wieczorem mamy

imprezę, to pomyślałem, że powinienem je obejrzeć, póki jest jeszcze trochę czasu. Chcesz

posiedzieć ze mną?

Oczywiście, byłoby to bardzo niewłaściwe, gdybym powiedziała to, co

CHCIAŁAM

powiedzieć, a mianowicie: „Michael, kocham cię nad życie, żyję tylko dla ciebie, tylko dzięki

tobie zachowuję zdrowe zmysły w tych huraganach codzienności i nic nie sprawi mi większej

przyjemności niż obejrzenie z tobą jutro wieczorem paru filmików o dystopii w SF”.

Bo trochę głupio mówić takie rzeczy w e - mailach.

Ale tak właśnie myślałam.

G

R

L

OUIE

: Bardzo chętnie.

S

KINNER

B

X

: Świetnie. Możemy coś zamówić z Number One Noodle Son.

G

R

L

OUIE

: A ja mogę zrobić jakiś dip.

S

KINNER

B

X

: Dip? A po co?

G

R

L

OUIE

: Na imprezę! Czy na imprezach nie serwuje się dipów?

S

KINNER

B

X

: Och. Taa. Ale ja po prostu myślałem, że zamówię coś w

sobotę po południu.

Wyjechałam z tym dipem tylko po to, żeby okazać entuzjazm dla imprezy Michaela,

ale widać mój plan kompletnie spalił na panewce. Nie poddawałam się jednak, bo nie mogłam

pozwolić, by Michael się domyślił, że

WCALE

nie jestem tą imprezą zachwycona.

G

R

L

OUIE

: Dip domowej roboty to zawsze coś lepszego. Mogę go

zrobić i zostawić u ciebie na noc w lodówce, żeby się dobrze
przegryzł. Tak się cieszę na tę imprezę.

S

KINNER

B

X

: Ach. Okay. Jak sobie tylko życzysz. To do zobaczenia

jutro wieczorem.

G

R

L

OUIE

: Nie mogę się doczekać!

Chociaż, prawdę mówiąc,

MOGĘ

... i na imprezę, i na te filmy SF. Bo filmy, które

Michael musi oglądać na te zajęcia, to

PRAWDZIWY

koszmar. Dajcie spokój, Zielona pożywka?

Przepraszam, ale to obrzydlistwo.

Poza tym wiele z tych filmów zawiera naprawdę przerażające sceny, a przerażające

filmy już mi kompletnie pogięły psychikę. Poważnie. Moim zdaniem przerażające filmy są

odpowiedzialne za połowę, jeśli nie więcej, mojej nerwicy.

J

AK

MNIE

POGIĘŁY

PRZERAŻAJĄCE

FILMY

background image

1. Nie mogę znieść krzeseł odsuniętych od stołu, bo przypominają mi Ducha i muszę

je z powrotem przysuwać. To samo z wysuniętymi szufladami.

2. Nie mogę patrzeć na te czerwono - białe kominy fabryczne po przeciwnej stronie

FDR, żeby nie pomyśleć o biednym Melu Gibsonie w Teorii spisku.

3. Nie mogę przejść przez żaden most, żeby nie myśleć o Przepowiedni. To samo

dotyczy widoku fabryk chemicznych.

4. Po obejrzeniu Blair Witch Project, nie mogę już:

a) chodzić do lasu,

b) obozować na świeżym powietrzu,

c) wchodzić do ciemnych piwnic.

Nie mówię, że kiedykolwiek robiłam coś z tych rzeczy. Ale teraz

NAPRAWDĘ

nie mogę.

5. Przez długi czas nie mogłam oglądać telewizji, żeby nie wyobrażać sobie, że z

telewizora wyjdzie ta dziewczyna i zabije mnie jak w Kręgu i Kręgu 2.

6. Za każdym razem, kiedy widzę jakąś boczną aleję, spodziewam się, że leży w niej

trup. Ale to pewnie dlatego, że oglądałam za wiele odcinków Prawa i porządku, a

nie przez te filmy.

7. Nawet mi nie wspominajcie o wodzie gotującej się w garnku na kuchence (królik

Whitey w Fatalnym zauroczeniu).

8. Małe białe pieski = Skarb z Milczenia owiec.

9. Jakikolwiek supernowoczesny, pozbawiony okien budynek na odludziu, gdzie na

pewno pobierają organy od ludzi w śpiączce jak w filmie Coma.

10. Pola kukurydzy = film Znaki. I tak wszyscy zginiemy.

11. Po Titanicu już nigdy, przenigdy nie odważę się na morski rejs.

12. Ile razy widzę na drodze cysternę z benzyną, jestem pewna, że zginę, bo kiedy w

filmie pojawia się taka cysterna, zaraz wybucha.

13. Jeśli jedzie za nami ciężarówka z naczepą, zawsze zakładam, że będzie chciała nas

staranować jak w Pojedynku.

14. Nie mogę przejeżdżać przez Tunel Holland, żeby nie myśleć, że zacznie

przeciekać jak w Tunelu.

15. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdecyduję się na dzieci, a to przez Dziecko

Rosemary. Zdecydowanie nigdy nie zamieszkam w Dakocie. Nie wiem, jak Yoko

Ono to znosi.

16. Nigdy nie zaadoptuję dziecka dzięki Synalkowi.

background image

17. Nigdy nie dam sobie zrobić znieczulenia ogólnego, chyba że do jakiejś poważnej

operacji. Przez film Obudziła się w ciąży.

18. Owszem, omówiłam ten temat z mechanikami od napraw wind, i wiem, że jeśli się

nie umieści bomby na szczycie wagonika, jak w Speed - niebezpieczna prędkość,

to jest niemożliwością, żeby wszystkie podtrzymujące windę liny pękły naraz. Ale

i tak. Nigdy nic nie wiadomo.

19. Dzięki Szczękom nigdy więcej nie wypłynę na ocean.

20. Telefon? Na pewno dzwoni ktoś, kto się zaczaił w twoim własnym domu.

Widzicie? Mnie te filmy

POGIĘŁY

. Imprez też pewnie nie cierpię, tylko dlatego że tak

mnie straumatyzował film Zabójczy kurort, który oglądałam z Michaelem, spodziewając się,

że to jakaś komedia, jak Straż wiejska. Tymczasem okazało się, że to horror o młodych

ludziach, którzy giną w ośrodku wypoczynkowym, zazwyczaj w trakcie imprez.

Michael nie zdaje sobie sprawy, jak

WIELKIE

jest moje poświęcenie. No, że w ogóle się

zgadzam oglądać to, co zamierza mi jutro wieczorem puścić.

Podejrzewam nawet, że jednym z głównych powodów, dla których nie przekroczyłam

jeszcze własnego ego i do tej pory nie osiągnęłam samorealizacji, są psychiczne blizny po

obejrzeniu tych wszystkich filmów. Zastanawiam się, czy doktor Carl Jung wiedział o tym,

kiedy wymyślił samorealizację. Ale czy oni w ogóle

MIELI

wtedy, kiedy on żył, jakieś filmy?

background image

Papeteria Jej Wysokości

Księżniczki Amelii Mignonette

Grimaldi Thermopolis Renaldo

Szanowny Panie Doktorze Carlu Jung!
Cześć. Wiem, że nadal pan nie żyje, ale tak się zastanawiałam - kiedy pan wymyślał

te cala, samorealizacje, czy wziął pan pod uwagę filmy, które mogą, pogiąć ludzka,
psychikę? Bo bardzo trudno jest przekroczyć własne ego, kiedy bez przerwy myśli się o

takich rzeczach jak cysterny z benzyna, wybuchające na autostradach.

I co z nastolatkami? My mamy specyficzne troski i lęki, których dorośli wyraźnie są

zupełnie pozbawieni. Na przykład nigdy nie widziałam, żeby jakiś dorosły zamartwiał się z
tego powodu, że pewna prymuska z maturalnej klasy prawdopodobnie wyda na niego

wyrok śmierci.

I co z chłopakami? Na gałęziach jungowskiego drzewa samorealizacji nie ma ani

słowa o chłopakach. Ja rozumiem, że aby zebrać owoce życia (zdrowie, szczęście,
zadowolenie), trzeba zacząć pracą od korzeni {współczucie, miłosierdzie, zaufanie).

Ale czy naprawdę można ufać swojemu chłopakowi, kiedy na przykład planuje

zrobienie imprezy, na która zaprasza dziewczyny ze studiów, które często palą i prawie

bez przerwy cytują Nietzschego?

Ja wcale nie chcą pana krytykował, ani nic. Ja tylko naprawdę chciałabym to

wiedzieć. Czy pan kiedyś oglądał Come? To było naprawdę okropnie przerażające. I
wyobrażam sobie, że gdyby ją pan kiedykolwiek obejrzał, to mógłby pan zrewidować

niektóre ze swoich poglądów na samorealizacją. Na przykład całą tą kwestią zaufania.
Zgoda, wiem, że dobrze jest ufać własnemu lekarzowi - do pewnego stopnia.

Ale czy można naprawdę mieć jakąkolwiek pewność, że on nie ma zamiaru

specjalnie wywołać u człowieka śpiączki, żeby pobrać od niego organy i sprzedać je

jakiemuś bogaczowi z Boliwii?

Nie. Nie można. Wiec, rozumie pan? Na tej całej pańskiej teorii jest pewna rysa.

No i co ja mam z tym wszystkim teraz zrobić?

Nadal pańska przyjaciółka

Mia Thermopolis

background image

Piątek, 5 marca, w limuzynie w drodze do szkoły

Jeśli Lilly jeszcze raz zrobi jakąś uwagę o tym, że jej interpretacja Rozagundy sprawi,

że Julia Roberts w roli Erin Brockovich wyda się aktorką z amatorskiego teatrzyku, to chyba

eksploduje mi głowa, przestrzeli ten szyberdach i wyląduje w East River.

Piątek, 5 marca, godzina wychowawcza

Właśnie ogłosili przez radiowęzeł, że w południe zostanie wywieszona przy biurze

administracji lista z obsadą musicalu.

Takie to już moje szczęście. Atmosferę można by kroić nożem. I wcale nie tylko

dlatego, że wszyscy się denerwują, czy dostaną wymarzone role.

Ale Klub Dramatyczny dostaje kompletnego szału, że ktoś będzie wystawiał jakiś

konkurencyjny musical. Twierdzą, że skontaktują się z autorami Hair i zawiadomią ich o tym,

co robi Grandmère - bo wiecie, nazwa jej musicalu jest aluzją do ich przedstawienia.

Mam nadzieję, że to zrobią.

Chociaż jeśli Grandmère zostanie pozwana do sądu i będzie musiała przerwać prace

nad przedstawieniem, to ja znów będę musiała wrócić do sprzedawania świec, żeby zebrać

tych pięć tysięcy, które są mi potrzebne.

Z drugiej strony, nie ma żadnej gwarancji, że muzyczna wersja historii mojej

przodkini Rozagundy w ogóle zdoła zarobić pięć tysięcy dolarów. No bo kto by kupował bilet

na sztukę napisaną przez moją babkę? Raz wygłosiła przemówienie, żeby zebrać pieniądze

dla genowianskich jednostek policyjnych do spraw zwierząt. Wiecie, co powiedziała? Że

najlepszą rzeczą, jaką można zrobić dla zwierzęcia, jest unieśmiertelnienie go przez obdarcie

ze skóry i użycie jego futra jako uroczego chodniczka lub narzuty na tapczan.

Więc sami rozumiecie, co mam na myśli, kiedy to mówię.

Piątek, 5 marca, WF

Lana właśnie mnie zapytała, czy mam już dla niej te zaproszenia. Zapytała mnie o to,

kiedy wkładałam bieliznę po prysznicu po meczu siatkówki, a więc w chwili, kiedy człowiek

jest wyjątkowo odsłonięty i bezbronny.

Powiedziałam, że nie miałam jeszcze okazji się tym zająć, ale że się zajmę.

A Lana popatrzyła wtedy na moje majtki z Jimmym Neutronem i powiedziała:

- Jasne, dziwaku.

background image

I odeszła, zanim zdążyłam jej wyjaśnić, że noszę bieliznę z podobizną Jimmy'ego

Neutrona, bo on mi trochę przypomina mojego chłopaka.

Chodzi mi o jego geniusz. Nie o fryzurę.

Ale chyba to i tak nie ma znaczenia. Bardzo wątpię, żeby Lana zrozumiała - nawet

jeśli to

ONA

nosiła kiedyś piłkarskie spodenki swojego faceta pod szkolną spódnicą.

Piątek, 5 marca, ekonomia

Popyt = ile (ilościowo) jakiegoś produktu czy usługi chcą nabyć konsumenci.

Podaż = ile może zaoferować rynek.

Równowaga = kiedy popyt równa się podaży, mówi się, że gospodarka znajduje się

w równowadze. Ilość dóbr dostarczanych jest dokładnie równa ilości dóbr

pożądanych.

Nierównowaga = ile razy cena albo jakość nie odpowiada popytowi/podaży.

(A więc, w zasadzie, samorząd uczniowski LiAE znajduje się ostatnio w stanie

nierównowagi, bo nasze fundusze [zero] nie równają się popytowi - koszt wynajmu Sali imie-

nia Alice Tully - 5728,00 dolarów).

Alfred Marshall, twórca Zasad ekonomii (ok. 1890): „Ekonomia jest z jednej strony

nauką o zamożności, a z drugiej, ważniejszej strony, nauką o człowieku”.

Ha. A więc w ten sposób ekonomia staje się w zasadzie nauką

SPOŁECZNĄ

. Jak

psychologia. Bo w sumie nie dotyczy liczb. Dotyczy

LUDZI

i tego, co są gotowi dać (albo

zrobić), żeby dostać to, czego chcą.

Jak Lana, na przykład. Która była gotowa wykapować mnie przed Amber, gdybym jej

nie załatwiła tych zaproszeń na imprezę Grandmère.

To był klasyczny przykład podaży (ja miałam podaż) oraz popytu (jej popytu na

zaproszenia).

Cóż, wszystko to razem każe mi uznać, że Lana Weinberger być może wcale jeszcze

nie osiągnęła samorealizacji.

Ona jest po prostu naprawdę niezła z ekonomii!

background image

Piątek, 5 marca, angielski

Jeszcze jedna lekcja i pojawi się lista z obsadą! Och, mam taką nadzieję, że Boris

dostanie rolę Gustawa! On jej tak bardzo pragnie!

Ja też mam nadzieję, że ją dostanie, Tina! Mam nadzieję, że wszyscy dostaną te

role, których pragną.

A jakiej roli pragniesz

TY

, Mia?

Ja???? Żadnej!!! Przecież ja nawet nie oddałam fotografii ani nie wypełniłam

formularza, pamiętasz? W takich rzeczach jestem beznadziejna. To znaczy w aktorstwie i

takich różnych.

Ależ nie pomniejszaj się! Naśladowanie Chiary idzie ci naprawdę

ŚWIETNIE

. I uważam,

że jako Rozagunda byłaś znakomita! Nie masz ani odrobiny ochoty na tę rolę?

Nie, naprawdę. Ja jestem pisarką, nie aktorką. Pamiętasz??? Ja chcę

PISAĆ

teksty

które będą wypowiadać na scenie inni. No cóż, niezupełnie, bo na pisaniu dla teatru zupełnie

się nie da zarobić. Ale rozumiesz, o co mi chodzi.

Och, racja. To brzmi sensownie.

No cóż, mogę tylko powiedzieć, że jeśli nie dostanę roli Rozagundy, to wszyscy

będziemy wiedzieli, że to się stało przez słowo na N.

Nagość???? A gdzie tam są rozbierane sceny????

Nie, ty idiotko. N

EPOTYZM

. Faworyzowanie członków własnej rodziny.

Ale to się nie zdarzy, bo Mia wcale tak naprawdę nie uczestniczyła w przesłuchaniu i

ona nawet

NIE

CHCE

żadnej roli. Więc wszystko będzie dobrze, Lilly! O rany, mam nadzieję, że

wszyscy dostaniemy role, na których nam zależy - nawet jeśli to oznacza

BRAK

roli!

Podpiszę się pod tym!

Piątek, 5 marca, lunch

A

LTERNATYWNY

W

IOSENNY

M

USICAL

L

ICEUM

IMIENIA

A

LBERTA

E

INSTEINA

W

ARKOCZ

!

O

BSADA

:

Chór

Amber Cheeseman, Julio Juarez,

Margaret Lee, Eric Patel

Lauren Pembroke, Robert Sherman

Ling Su Wong

Ojciec Rozagundy

Kenneth Schowalter

background image

Pokojówka Rozagundy

Tina Hakim Baba

Król Włoch

Perin Thomas

Alboin

Boris Pelkowski

Kochanka Alboina

Lilly Moscovitz

Gustaw

John Paul Reynolds - Abernathy Czwarty

Rozagunda

Amelia Thermopolis Renaldo

P

IERWSZA

PRÓBA

DZISIAJ

O

15.30

H

OTEL

P

LAZA

, W

IELKA

S

ALA

B

ALOWA

Ja wiem, że powinnam korzystać ze swojej komórki wyłącznie w sytuacjach

awaryjnych. Ale w tej samej chwili, w której zobaczyłam tę listę, zrozumiałam, że to taka

właśnie sytuacja. P

OWAŻNIE

awaryjna. Bo Grandmère nie zdaje sobie sprawy z

POWAGI

tego, co

zrobiła.

Zadzwoniłam do niej na komórkę.

- Halo, dodzwonili się państwo do Clarissy, genowiańskiej księżnej wdowy. Albo

robię zakupy, albo znajduję się obecnie w salonie piękności, więc nie mogę odebrać telefonu.

Proszę zostawić wiadomość i swój numer po sygnale, a postaram się wkrótce oddzwonić.

Boże, ale jej nagadałam. To znaczy jej skrzynce głosowej.

- Grandmère! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, obsadzając mnie w głównej roli w

swoim musicalu? Wiesz, że nawet nie chciałam brać udziału w przesłuchaniach do niego i że

nie mam absolutnie żadnego talentu aktorskiego!

Tina, stojąca obok mnie, cały czas ciągnęła mnie za rękaw i mówiła:

- Ale twoja interpretacja Barbie Girl była świetna!

- No cóż, okay, może i umiem śpiewać - wrzasnęłam do telefonu - ale Lilly jest o

wiele lepsza! Lepiej oddzwoń do mnie natychmiast, żeby to wszystko odkręcić, bo popełniasz

OGROMNY

błąd. - Ten ostatni fragment dodałam ze względu na Lilly, która wprawdzie przyjęła

to wszystko bardzo spokojnie (po przeczytaniu listy zniknęła na długą chwilę w łazience), ale

nadal miała czerwone obwódki wokół oczu, kiedy dołączyła do nas w kolejce po lunch.

- Nie martw się - powiedziałam do Lilly. - Rola Rozagundy jest ci przeznaczona,

naprawdę.

Ale Lilly udawała, że jej to nie obchodzi.

- Nieważne. I tak mam dosyć roboty. Nawet nie wiem, skąd bym wzięła czas, żeby

nauczyć się na pamięć tego tekstu.

Co jest po prostu absurdalne, bo Lilly ma fotograficzną pamięć wzrokową i prawie sto

procent pamięci słuchowej (co sprawia, że strasznie trudno się z nią kłócić, bo czasami wy-

background image

ciąga rzeczy, które powiedziałaś tak z pięć lat temu i nawet nie pamiętasz, że coś takiego

mówiłaś. Ale

ONA

pamięta. I to dokładnie).

To jest tak okropnie nie w porządku! Jeśli ktokolwiek zasługuje na główną rolę w

Warkoczu!, to właśnie ona!

- Przynajmniej grając kochankę Alboina - powiedziała Lilly bardzo dzielnie - będę

miała tylko parę linijek tekstu... „Czemu chcesz się żenić z nią, która ciebie nie pragnie, kiedy

mogłeś mieć mnie, która cię uwielbiam?” - czy coś takiego. Więc zostanie mi dużo czasu na

sprawy, które

NAPRAWDĘ

się liczą. Na przykład „Różowy Odbycik Grubego Louie”.

Dobra, naprawdę żal mi Lilly, bo ona totalnie zasługuje na rolę Rozagundy.

A

LE

I

TAK

CIĄGLE

NIE

CIERPIĘ

TEJ

NAZWY

!!!

Piątek, 5 marca,

lunch, trochę później

No więc wszyscy teraz ześwirowali, bo w drodze powrotnej z kolejki do naszego stołu

zatrzymałam się przy miejscu, gdzie J.P. siedział sam jak palec i zaprosiłam go, żeby się do

nas przysiadł.

Nie wiem, o co im chodzi. Zachowują się, jakbym nagle zdarła z siebie ubranie i

zaczęła przy wszystkich tańczyć hula. A tylko powiedziałam naszemu znajomemu facetowi, z

którym w najbliższej przyszłości będziemy spędzać sporo czasu, że może z nami siedzieć

przy lunchu, jeśli ma ochotę.

A on podziękował.

I po chwili John Paul Reynolds - Abernathy Czwarty stawiał swoją tacę z lunchem

obok mojej.

- Och, cześć J.P. - przywitała go Tina.

Rzuciła ostrzegawcze spojrzenie Borisowi, bo to on tak ostro się sprzeciwiał, kiedy

zaproponowałam, że zaproszę do nas J.P., wtedy kiedy był jeszcze dla nas Facetem, Który

Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili.

Ale Boris roztropnie powstrzymał się od wygłaszania uwag na temat osób

nienawidzących kukurydzy.

- Dzięki - powiedział J.P., wślizgując się na miejsce, które mu zrobiliśmy przy stoliku.

Nie, żeby był gruby. On jest po prostu... duży. Wiecie, naprawdę wysoki i tak dalej.

- I co sądzisz o tym falafelu? - J.P. spytał Lilly, która wyglądała na zdziwioną, że

mówi do niej facet, z którego przez ostatnie dwa lata, no cóż, kpiliśmy sobie.

background image

Ale jeszcze bardziej się zdziwiła, kiedy zobaczyła, że oboje na swoich tacach mają

dokładnie to samo: falafel, sałatkę i czekoladowy napój Yoo - hoo.

- Jest niezły. - Spojrzała na J.P. z nieco dziwnym wyrazem twarzy. - Jeśli dodasz do

niego dość dużo tahini.

- Wszystko jest dobre - odpowiedział J.P. - jeśli się doda dużo tahini.

Ś

WIĘTE

SŁOWA

!!!!!!

Boris oczywiście odezwał się z wielce niewinną miną:

- Nawet kukurydza?

Tina rzuciła mu kolejne ostrzegawcze spojrzenie...

...ale było za późno. Zło już się stało. Boris najwyraźniej nie umiał nad sobą

zapanować. Zaczął złośliwie śmiać się w chusteczkę, udając, że wydmuchuje nos.

- No cóż - powiedział J.P, pogodnie chwytając przynętę - tego nie wiem. Ale może

gumki do ścierania też.

Perin rozjaśniła się na te słowa.

- Zawsze uważałam, że gumki mogą być smaczne po usmażeniu - powiedziała. - No

bo czasami, kiedy jem kalmary, właśnie to mi się przypomina. Smażone gumki. Więc założę

się, że z tahini też by dobrze smakowały.

- Och, jasne - odparł J.P. - Usmaż coś, a od razu robi się smaczne. Zjadłbym nawet

jedną z tych serwetek, gdyby ją usmażyć.

Tina, Lilly i ja wymieniłyśmy zaskoczone spojrzenia. J.P., jak się okazuje, jest

nawet... zabawny.

W taki dowcipny, a nie dziwaczny sposób.

- Moja babka robi czasami smażone pasikoniki - wtrąciła się Ling Su. - Są całkiem

zjadliwe.

- Widzicie - powiedział J.P. - Mówiłem wam. - A potem, patrząc na mnie, dodał: -

Nad czym tak pilnie pracujesz, Mia? Coś do oddania na następnej lekcji?

- Nie zwracaj na nią uwagi - parsknęła Lilly. - Ona po prostu pisze w swoim

dzienniku. Jak zwykle.

- A więc to jest dziennik? - powiedział J.P. - Zawsze się trochę zastanawiałem. - A

potem, kiedy rzuciłam mu pytające spojrzenie, dodał: - No cóż, ile razy cię widzę, nie odry-

wasz nosa od tego notesu.

Co może oznaczać tylko jedno: przez ten cały czas, kiedy my obserwowaliśmy Faceta,

Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili, on obserwował nas!

background image

Co jeszcze dziwniejsze, otworzył swój plecak i wyciągnął liniowany notes Mead z

czarną marmurkową okładką, całą pokrytą napisami: N

IE

ZAGLĄDAĆ

! P

RYWATNA

WŁASNOŚĆ

!

Z

UPEŁNIE

TAKI

SAM

JAK

MÓJ

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

- Je też jestem fanem liniowanych notesów Mead - wyjaśnił. - Tylko że ja nie piszę

pamiętnika.

- A co w nim jest, w takim razie? - spytała Lilly, jak zawsze gotowa zadawać

wścibskie pytania.

P.J. zrobił nieco zażenowaną minę.

- Och od czasu do czasu coś twórczo napiszę. To znaczy nie wiem, czy to jest

naprawdę twórcze. Ale, wiesz, nieważne. Próbuję.

Lilly zapytała go natychmiast, czy ma coś, co chciałby opublikować w pierwszym

numerze „Różowego Odbycika Grubego Louie”. Przerzucił parę kartek, a potem spytał:

- A może to?

I odczytał głośno:

N

IEMY

FILM

J.P. R

EYNOLDS

- A

BERNATHY

C

ZWARTY

Przez cały czas widzi nas

Cicha maszyna śledcza Gupty

Jakaż to mucha ma tyle oczu?

Za każdym zakrętem korytarza następna niespodzianka.

Szpiedzy Gupty nie są tak silni

Bo wiemy, że ich władza opiera się na strachu

Gdybym miał wybór, nie byłoby mnie tutaj

Niestety czesne mi opłacili aż do końca roku.

Wow. To znaczy... Wow. To było w sumie... Totalnie dobre. Nie rozumiem do końca

tego wiersza, ale moim zdaniem mówi chyba o tych kamerach ochrony i o tym, że dyrektor

Gupcie się wydaje, że wie o nas wszystko, chociaż tak nie jest. Czy coś.

Tak naprawdę nie wiem, o czym jest ten wiersz. Ale na pewno jest dobry, bo Lilly

była pod prawdziwym wrażeniem. Próbowała namówić J.P., żeby dał go do druku w

„Różowym Odbyciku Grubego Louie”. Chyba uważa, że w ten sposób można przywalić całej

szkolnej dyrekcji.

background image

Boże. Nieczęsto spotyka się faceta, który pisze wiersze. Albo w ogóle coś czyta.

Pomijając instrukcję do Xboksa.

Jakie to dziwne, pomyśleć, że Facet, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do

Chili, jest pisarzem, jak ja. A jeśli przez cały ten czas, kiedy ja pisałam opowiadania o J.P., on

pisał opowiadania o

MNIE

? Na przykład jeśli napisał opowiadanie Nigdy więcej wołowiny! - o

tym, jak dodali mięsa do wegetariańskiej lasagne, a ja przypadkiem zjadłam odrobinę i

dostałam ataku prawdziwej furii?

Boże. To by było trochę... przykre.

Piątek, 5 marca, RZ

Grandmère oddzwoniła zaraz po dzwonku sygnalizującym koniec przerwy na lunch.

- Amelio - powiedziała świętoszkowatym tonem. - Chciałaś ze mną rozmawiać?

- Grandmère, co ty sobie myślisz, obsadzając mnie w tym swoim musicalu? - spytałam

ostro. - Wiesz, że ja nie chcę w nim występować. Przecież nie wypełniłam zgłoszenia na

przesłuchanie, pamiętasz?

- Czy to wszystko? - Grandmère wydawała się rozczarowana. - Myślałam, że masz

korzystać ze swojej komórki wyłącznie w sytuacjach awaryjnych. Mnie się raczej nie wydaje,

żeby to była sytuacja awaryjna, Amelio.

- No cóż, i tu się mylisz - poinformowałam ją. - To

JEST

sytuacja awaryjna. Poważny

kryzys w naszych stosunkach: twoich i moich.

Grandmère chyba uznała, że to szalenie zabawna uwaga.

- Amelio - powiedziała - przypomnij mi, na co się skarżyłaś najbardziej od momentu,

kiedy odkryłaś, że jesteś księżniczką?

Musiałam się zastanowić.

- Że wszędzie chodzi za mną ochroniarz? - spytałam szeptem, żeby Lars nie

podsłuchał, bo nie chciałam urazić jego uczuć.

- A co jeszcze?

- Że nigdzie nie mogę pójść, żeby nie wlekli się tam za mną paparazzi?

- Zastanów się jeszcze raz.

- Że w czasie wakacji muszę chodzić na te sesje Parlamentu zamiast pojechać na obóz,

jak moi przyjaciele?

- Lekcje etykiety, Amelio - powiedziała Grandmère. - Nienawidzisz ich i nie cierpisz.

No cóż, domyślasz się?

background image

- Czego?

- Lekcje etykiety zostają zawieszone na czas trwania prób do Warkocza! Co o tym

myślisz?

W jej głosie niemal było słychać to całe samozadowolenie. Była totalnie przekonana,

że mnie przegadała.

Nie miała pojęcia, że moja lojalność wobec przyjaciół przerasta moją nienawiść do

lekcji etykiety!

- Niezła sztuczka - poinformowałam ją. - Ale wolałabym się uczyć mówić w

pięćdziesięciu tysiącach języków „Proszę mi podać masło” niż patrzeć, jak Lilly nie dostaje

roli, na którą zasługuje.

- Lilly nie jest zadowolona ze swojej roli? - spytała Grandmère.

- Tak! Ona jest najlepszą aktorką z nas wszystkich, powinna dostać główną rolę! A ty

jej dałaś tę głupią rólkę kochanki Alboina, gdzie ma wszystkiego ze dwie linijki tekstu!

- W teatrze nie ma marnych rólek, Amelio - powiedziała Grandmère. - Są tylko marni

aktorzy.

Co? Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi.

- Nieważne, Grandmère - mruknęłam. - Jeśli chcesz, żeby ta twoja sztuka się udała,

powinnaś była obsadzić Lilly w głównej roli. Ona...

- A czy ja już wspominałam - przerwała mi Grandmère - jak bardzo się ucieszyłam, że

miałam okazję poznać koleżankę, Amber Cheeseman?

Krew mi w żyłach normalnie stężała i stanęłam jak wryta przed wejściem do sali RZ, z

telefonem przytkniętym do ucha.

- C - co?

- Ciekawe, co powiedziałaby Amber - ciągnęła Grandmère - gdybym jej przy okazji

wspomniała, że przepuściłaś pieniądze przeznaczone na jej ceremonię rozdania matur na

pojemniki do segregacji odpadów.

Byłam tak zaszokowana, że nic nie powiedziałam, tylko stałam tam, a Boris usiłował

mnie ominąć z futerałem na skrzypce w ręku, mówiąc:

- Hm, przepraszam, Mia.

- Grandmère - powiedziałam z trudem, bo w gardle kompletnie mi zaschło. - Nie

zrobisz tego.

Jej odpowiedź wstrząsnęła mną do głębi:

- Och, zrobię.

G

RANDMÈRE

,

CHCIAŁAM

KRZYKNĄĆ

,

NIE

MOŻESZ

SZANTAŻOWAĆ

SWOJEJ

JEDYNEJ

background image

WNUCZKI

!!!!!!!!!!!! C

O

SIĘ

Z

TOBĄ

DZIEJE

????????

Ale, oczywiście, nie mogłam. Wykrzyczeć tego. Bo byłam już w sali RZ. Z komórką

przy uchu.

I chociaż to

JEST

rozwój zainteresowań, i wszyscy na tych zajęciach i tak są

niesłychanie dziwaczni, to nie można tam chodzić po klasie i wrzeszczeć do telefonu.

- Pomyślałam, że to zmieni twój punkt widzenia - mruczała do telefonu Grandmère. -

Ja, oczywiście, nic nie powiem twojej małej przyjaciółeczce na temat stanu szkolnej kasy. Ale

w zamian za to ty mi pomożesz rozwiązać mój obecny kryzys, grając główną rolę w

Warkoczu. Faktem jest, Amelio, że jako potomkini Rozagundy nadasz tej roli pewien rys

szczególnej autentyczności, czego nie mogłaby zrobić twoja przyjaciółka Lilly - poza tym, tak

przy okazji, jesteś o wiele atrakcyjniejsza niż Lilly, która w pewnym oświetleniu przypomina

często takiego pieska z małą, płaską mordką.

Mopsa! A ja myślałam, że tylko ja to zauważyłam!

- Do zobaczenia na próbie dziś po południu - gruchała Grandmère. - Och, i jeśli wiesz,

co dla ciebie dobre, młoda damo, nikomu nie wspomnisz o naszej małej umowie. N

IKOMU

,

włącznie z twoim ojcem. Zrozumiano?

A potem odłożyła słuchawkę.

!!!!!!!!!!!!!!!!

W głowie mi się to nie mieści. Naprawdę nie mieści. Cóż, w głębi ducha chyba

zawsze to wiedziałam. Ale ona nigdy przedtem nie zrobiła tego tak

JAWNIE

.

Jednak muszę to chyba powiedzieć, skoro taka jest prawda:

Moja babka to

ZŁY

CZŁOWIEK

. Tak. Zły.

Bo jaka kobieta posunęłaby się do

SZANTAŻU

, żeby wymusić coś na własnej wnuczce.

Już wam mówię jaka:

NIEDOBRA

.

Albo Grandmère jest może socjopatką. To by mnie w najmniejszym stopniu nie

zdziwiło. Wykazuje wszelkie objawy. Może tylko poza częstym łamaniem prawa.

Ale chociaż Grandmère nie łamie może praw federalnych, to z pewnością przez

CAŁY

czas łamie prawa wszelkiej przyzwoitości.

Kiedy skończyłam rozmawiać z Grandmère, poczułam na sobie wzrok Lilly,

obserwującej mnie znad komputera, na którym składała pierwszy numer „Różowego

Odbycika Grubego Louie”.

- Coś nie tak, Mia? - spytała.

background image

- Ta rola Rozagundy - wyjaśniłam jej. - Przykro mi, ale Grandmère nie chce ustąpić.

Mówi, że muszę ją zagrać albo powie Sama Wiesz Komu Sama Wiesz Co i ona mi skopie

tyłek jak stąd do wieczności.

Ciemne oczy Lilly zalśniły za okularami.

- Och, tak powiedziała, tak? - Lilly nie wydawała się zdziwiona.

- Naprawdę mi przykro, Lilly - powiedziałam całkowicie szczerze. - Byłabyś o wiele

lepszą Rozagundą niż ja.

- Nieważne. - Lilly pociągnęła nosem. - Wystarczy mi moja rola. Naprawdę.

Ale ja widziałam, że ona tylko stara się być dzielna. A w środku cierpi.

I nie dziwię się jej. To wszystko jest zupełnie bez sensu. Jeśli Grandmère chce, żeby to

przedstawienie odniosło sukces, to czemu nie chce obsadzić najlepszej dostępnej aktorki?

Czemu upiera się, żeby ta rola przypadła

MNIE

, chyba najgorszej aktorce w całej szkole - może

z wyjątkiem Amber Cheeseman?

Och, no cóż. Kto pojmie, dlaczego Grandmère robi choć połowę z tego, co robi?

Wyobrażam sobie, że kryje się za tym jakaś logika.

Ale my, zwykli śmiertelnicy, nigdy jej nie zrozumiemy. To przywilej zarezerwowany

wyłącznie dla innych kosmitów ze statku - matki, który podrzucił tu moją babkę z tej złej

planety, na której się urodziła.

Piątek, 5 marca, geografia i środowisko

Przed chwilą Kenny spytał mnie, czy nie przepisałabym naszej pracy domowej na

temat masy molowej, bo wczoraj wieczorem, odrabiając lekcje, poplamił ją sosem

seczuańskim.

Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Może to resztki szaleństwa szarpiącego mną po

rozmowie z Grandmère. Może część

JEJ

podłości przeniosła się na mnie czy coś takiego. Nie

wiem, jak inaczej to wyjaśnić.

W każdym razie cokolwiek to było, zdecydowałam się zastosować do tej sytuacji

teorię ekonomii. Pomyślałam sobie: dlaczego nie? Cała ta samorealizacja w moim przypadku

się nie sprawdziła. Czemu nie dać szansy staremu, poczciwemu Alfredowi Marshallowi?

Wszyscy inni to robią. Na przykład Lana.

I

ONA

zawsze dostaje to, czego

ONA

SAMA

chce. Tak jak G

RANDMÈRE

zawsze dostaje to,

na co

ONA

ma ochotę.

background image

Więc powiedziałam Kenny'emu, że nie zrobię tego, chyba że dzisiejszą pracę domową

też odrobi.

Spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie, ale powiedział, że odrobi. Chyba spojrzał na mnie

dziwnie dlatego, że i tak odrabia prace

CODZIENNIE

.

Ach, nieważne. Nie mogę uwierzyć, że aż tyle czasu mi zajęło odkrycie, jak działa

społeczeństwo. Przez cały ten czas myślałam, że potrzebuję jungowskiej transcendencji, żeby

osiągnąć spokój ducha i zadowolenie.

Ale Grandmère - i, o ironio, Lana Weinberger - pokazały mi, na czym polegał mój

błąd w myśleniu.

Otóż nie chodzi o to, że aby móc zebrać owoce radości i miłości, trzeba w sobie

obudzić i rozwinąć zaufanie i współczucie.

Nie. Tu chodzi o prawa popytu i podaży. Jeśli masz na coś popyt i potrafisz znaleźć

odpowiednią zachętę, żeby ludzie ci to dali, to wtedy oni zapewnią ci podaż.

I równowaga pozostanie stabilna.

To w pewnym sensie zadziwiające. Nie miałam pojęcia, że Grandmère jest takim

ekonomicznym geniuszem.

Ani że kiedykolwiek

JA

nauczę się czegoś od L

ANY

.

To w pewnym sensie rzuca nowe światło na wszystko.

I naprawdę mam na myśli - wszystko.

P

RACA

DOMOWA

Godzina wychowawcza: nie dotyczy

WF:

SPODENKI

GIMNASTYCZNE

!!! S

PODENKI

GIMNASTYCZNE

!!! S

PODENKI

GIMNASTYCZNE

!!!

Ekonomia: na poniedziałek przeczytać rozdział 9

Angielski: strony 155 - 175, O, pionierzy!

Francuski: vocabulaire 3éme étape

RZ: znaleźć taki stanik wodny, który mi kiedyś Lilly kupiła dla

żartu. Założyć go na imprezę.

Geometria: rozdział 18

Geografia i środowisko: a kto by się przejmował? Kenny odrobi!

H

A

!

background image

Piątek, 5 marca, Sala Balowa,

hotel Plaza

Pierwsza próba Warkocza! była czymś, co Grandmère nazwała „próbą czytaną”.

Mieliśmy przeczytać wspólnie scenariusz, w grupie. Każdy aktor czytał głośno swój tekst, tak

jakby występował na scenie.

Czy mogę tylko zauważyć, że próby czytane są szalenie nudne?

Pod scenariusz wetknęłam swój pamiętnik, żeby nikt nie widział, że zamiast słuchać

piszę. Chociaż trochę było mi niezręcznie wyciągać scenariusz spod notesu, kiedy przycho-

dził znak na jeden z moich tekstów.

Znak to ostatnia linijka poprzedzająca to, co ty sama masz potem powiedzieć.

Dowiaduję się dzisiaj mnóstwa rzeczy związanych z teatrem.

Na przykład tego, że chociaż Grandmère napisała dialogi do Warkocza!, nie napisała

do niego

MUZYKI

. Muzykę skomponował jakiś facet o imieniu Phil. Phil to ten sam gość, który

grał na fortepianie, akompaniując nam wczoraj w czasie przesłuchania. Grandmère, jak się

okazuje, zapłaciła Philowi masę pieniędzy, żeby napisał muzykę, która będzie pasowała do jej

tekstów.

Mówi, że wzięła jego nazwisko z tablicy ze spisem personelu Hunter College.

Ale Phil nie wygląda, jakby miał mnóstwo czasu, żeby się cieszyć niespodziewanym

napływem gotówki. Musiał zaliczyć nieprzespaną noc, żeby skomponować muzykę do War-

kocza! i wydaje mi się, że nie zdołał jeszcze odespać. W czasie próby czytanej z trudem

otwierał oczy.

I nie on jeden. Señor Eduardo

ANI

RAZU

nie otworzył oczu po pierwszej linijce tekstu

(wypowiadanej przez Rozagundę: „Och, a jużci, cóż to za radość mieszkać w tej sennej,

spokojnej wiosce tuż przy morskim wybrzeżu”

ZNAK

:

PIERWSZA

PIOSENKA

).

Możliwe, że señor Eduardo już nie żyje.

No cóż, to nie byłoby takie złe. Wszyscy mogliby mówić: „Umarł, robiąc to, co kochał

najbardziej”, jak w tym okropnym filmie w telewizji, gdzie dziewczyna spadła z drzewa i

skręciła kark tego samego dnia, kiedy dostała nowego konia.

Ach, nie, właśnie zachrapał. Więc jeszcze żyje.

No, moja linijka:

- Ach, Gustawie, nie śmiej zwać siebie wieśniakiem! Gdyż podkowy, jakie kujesz dla

naszych koni, dodają siły ich krokom, a miecze, jakie wykuwasz dla naszego ludu, dodają mu

odwagi w walce przeciwko tyranii!

background image

A potem była kolej, żeby J.P. powiedział swoją linijkę. Wiecie, J.P. nie jest złym

aktorem. I nie mogłam nie zauważyć, że pod

SWOIM

scenariuszem schował swój notes Mead.

Wiecie, co by było najdziwniejsze? Gdyby on pisał o

MNIE

w tym samym czasie, kiedy

ja piszę o

NIM

. Może J.P. to taka chłopięca odmiana mnie samej? Mamy naprawdę dużo

wspólnego - poza tym, że on nie jest z pochodzenia księciem.

Ale i tak porozmawiałam z nim trochę, zanim próba się zaczęła (bo widziałam, że

wszyscy pozostali go ignorują - no cóż, Boris i Tina byli zajęci całowaniem się, co robią teraz

o wiele częściej, bo Boris już nie nosi aparacika, a Lilly przeglądała z Kennym swoje notatki

redakcyjne do jego traktatu o brązowych karłach, a Perin usiłowała przekonać Grandmère, że

jest dziewczyną, a nie facetem, a Ling Su usiłowała nie dopuszczać do mnie Amber

Cheeseman (co mi obiecała jako członkini chóru). J.P. powiedział mi, że niespecjalnie

interesuje się aktorstwem - że zgłaszał się na przesłuchania do każdego przedstawienia

wystawianego w LiAE, bo jego mama i tata mają kompletnego świra na punkcie teatru i za-

wsze chcieli, żeby ich syn jakoś się związał z artystycznym biznesem.

- Ale ja bym wolał zarabiać na życie pisaniem - powiedział J.P. - Nie żeby, rozumiesz,

było wiele zajęć dla poety. Ale chodzi mi o to, że raczej wolałbym być pisarzem niż aktorem.

Bo aktorzy, jak się nad tym zastanowić, mają za zadanie tylko zinterpretować to, co napiszą

inni. Nie mają żadnej

WŁADZY

. Prawdziwa moc kryje się w słowach, jakie wypowiadają, a te

słowa napisał ktoś inny. To właśnie mnie pociąga. Być siłą, kryjącą się za Juliami Roberts i

Jude'ami Law tego świata.

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

To jest takie niesamowite!!!! Bo ja powiedziałam kiedyś niemal dokładnie to samo!!!!

Chyba.

I naprawdę rozumiem, co on czuje - ta presja, żeby coś robić tylko po to, żeby

uszczęśliwić rodziców. Przykład? Lekcje etykiety. Och, i niezawalanie geometrii, mimo że w

żaden sposób na nic mi się w przyszłości nie przyda.

Jedyny problem w tym, że chociaż startował do wszystkich spektakli wystawianych

przez LiAE, nigdy nie dostał żadnej roli. Uważa, że to przez koteryjne układy w Klubie

Dramatycznym.

- Myślę, że gdybym

NAPRAWDĘ

chciał dostać rolę w jakimś ich przedstawieniu -

powiedział mi - mógłbym spróbować wkręcić się do ich paczki - wiesz, siadać z nimi przy

lunchu, wystawać z nimi na schodach pod szkołą, przynosić im kawę z delikatesów, dać sobie

założyć kolczyk w nosie, zacząć palić papierosy aromatyzowane goździkami, takie rzeczy.

Ale prawdę mówiąc, ja nie cierpię aktorów. Oni są tacy pochłonięci sobą! Po prostu zmęczyła

background image

mnie rola widowni dla ich ciągłych spektakli, rozumiesz? Bo tak to w sumie wygląda, kiedy z

jednym z nich gadasz. Jakby specjalnie dla ciebie recytowali jakiś monolog.

- No cóż - powiedziałam, myśląc o wszystkich tych historiach o nastoletnich aktorach,

jakie czytałam w „US Weekly”. - Może to dlatego, że nie czują się pewnie. Wiesz, to się

zdarza większości nastolatków. Ten brak wiary w siebie.

Nie wspominałam, że ze wszystkich nastolatków, z jakimi kiedykolwiek rozmawiał

J.P., ja jestem prawdopodobnie

NAJMNIEJ

pewna siebie. Sądzę zresztą, że mam dość powodów,

żeby się czuć niepewnie. Bo ile znacie nastolatek, które nie mają zielonego pojęcia, jak się

imprezuje, i w dodatku są szantażowane przez własne babki?

- Może - powiedział J.P. - A może jestem zbyt krytycznie nastawiony. Prawdę

mówiąc, chyba nie należę do takich typów, które lubią się łączyć w grupy. Jestem raczej

typem samotniczym. W razie gdybyś nie zauważyła.

J.P. uśmiechnął się do mnie szeroko z tymi słowami, takim trochę nieśmiałym

uśmiechem. Zaczynałam w pewnym sensie rozumieć, o co chodziło Tinie i Lilly, kiedy

powiedziały, że on jest niezły. On

FAKTYCZNIE

jest niezły. W taki wielki, niedźwiedziowaty

sposób.

A co do aktorów, ma rację. Sądząc z tego, co widziałam, kiedy udzielali się w talk -

show, oni nigdy nie przestają mówić o sobie!

I okay. Rozumiem, że o to pyta prowadzący. Ale i tak.

Ups, znów moja kolej:

- Służko, przynieś mi najzacniejszej grappy z piwnic! Nauczę tego łajdaka, co to

znaczy igrać sobie z rodem Renaldo.

O Boże. Dopiero za dwie godziny zobaczę Michaela. Jeszcze nigdy bardziej nie

potrzebowałam poczuć zapachu jego szyi niż teraz. Oczywiście, nie mogę mu powiedzieć, co

mnie martwi - całej prawdy o tym, że nie jestem imprezową dziewczyną - ale przynajmniej

mogłabym znaleźć nieco pociechy, stojąc obok niego w kuchni jego rodziców, kiedy będę

robiła ten dip i słuchała pomruku jego głębokiego głosu, którym będzie opowiadał o teorii

chaosu czy czymś takim.

P

ROSZĘ

,

NIECH

TO

SIĘ

JUŻ

SKOŃCZY

.

Ups, znów moja kolej:

- W imię mojego ojca, ześlę cię lordzie Alboinie do piekła, gdzie miejsce twoje!

Taa! Powinszowania i życzenia szczęścia! Alboin nie żyje! Zaśpiewajmy finałową

piosenkę, a potem ukłon i kurtyna! Hura! Możemy wszyscy iść już do domu! Albo na randki!

Nie, zaraz. Grandmère ma jeszcze jakąś ostatnią uwagę:

background image

- Chciałabym wam wszystkim podziękować, że zgodziliście się dołączyć do mnie w

tej niezwykłej przygodzie, którą wspólnie przeżyjemy. Próby i spektakl Warkocza! powinny

stać się jednym z największych spełnień artystycznych, w jakich kiedykolwiek weźmiecie

udział. I uważam, że satysfakcja będzie o wiele większa, niż kiedykolwiek oczekiwaliście...

Miło, że przy tych ostatnich słowach spojrzała dokładnie na mnie. Czemu ona nie

powie prosto z mostu: „A Amber Cheeseman zabije cię za przepuszczenie całej kasy na

ceremonię rozdania matur”.

- Jednak abyśmy mogli osiągnąć nasz cel, musimy pracować, i to ciężko - ciągnęła. -

Próby będą się odbywać codziennie i będą trwały do późnego wieczoru. Będziecie musieli

poinformować rodziców, żeby nie oczekiwali was na obiedzie przez cały przyszły tydzień. I

oczywiście do poniedziałku opanujecie na pamięć swoje role.

Jej stwierdzenie wywołało jeszcze większe poruszenie i szepty. Rommel, który

najwyraźniej odczuł psychiczny niepokój przepełniający pomieszczenie, zaczął w sposób

nieopanowany wylizywać sobie intymne okolice, jak zawsze w chwilach stresu.

- Wasza Wysokość, nie sądzę, żeby udało mi się do tego czasu nauczyć tych

wszystkich włoskich zwrotów - powiedziała nerwowo Perin.

- Nonsens - oświadczyła Grandmère. - Nessum dolore, nessum guadagno.

Ale nikt w ogóle nie wiedział, co to znaczy, więc wszyscy zaczęli świrować.

Poza J.P. Powiedział głębokim, spokojnym, bardzo takim w stylu Bodyguarda głosem:

- Hej, ludzie, spokojnie. Chyba damy radę. To będzie nawet zabawne.

Potrwało parę chwil, nim jego słowa dotarły do zebranych. Ale kiedy tak się wreszcie

stało, Lilly, co najciekawsze, poparła go:

- Wiecie co? J.P. ma rację. Też uważam, że sobie poradzimy.

Na co Boris wybuchnął:

- Przepraszam, ale czy to nie ty skarżyłaś się, że nie wiesz, jak ci się uda uporać przez

weekend z pierwszym numerem szkolnego magazynu literackiego?

Lilly zdecydowała się zignorować tę uwagę. J.P. miał nieco zmieszaną minę.

- No cóż, nie przypominam sobie niczego takiego - powiedział - ale założę się, że uda

nam się jakoś spotkać jutro przed południem i może w niedzielę też, i zrobić jeszcze parę prób

czytanych, i do poniedziałku będziemy znali teksty na pamięć.

- Znakomity pomysł - powiedziała Grandmère, klaszcząc w dłonie na tyle głośno, że

señor Eduardo otworzył półprzytomne oczy. - Zyskamy więcej czasu na pracę z choreografem

i instruktorką śpiewu.

background image

- Choreografem? - Boris zrobił przerażoną minę. - Instruktorką śpiewu? A dokładniej

mówiąc, ile czasu ma nam to zająć?

- Tyle - odpowiedziała gwałtownie Grandmère - ile będzie potrzeba. A teraz wracajcie

do domu i trochę odpocznijcie! Radzę, żebyście zjedli porządną kolację, musicie mieć siły na

jutrzejsze próby. Stek, średnio wysmażony, mała porcja sałatki i pieczony ziemniak z

mnóstwem masła i soli to idealny posiłek dla aktora, który chce zachować siły. Oczekuję, że

wszystkich was tu zobaczę jutro o dziesiątej: I zjedzcie porządne śniadanie - jajka na bekonie

i mnóstwo kawy! Nie chcę, żeby mi tu ktoś mdlał z wyczerpania! I udanej próby czytanej,

moi drodzy! Wspaniale! Pokazaliście tu wiele zdrowych, nieskażonych emocji! Dajcie sobie

teraz nawzajem oklaski!

Powoli, jedna po drugim, zaczęliśmy klaskać - było oczywiste, że jak tego nie

zrobimy, to Grandmère nigdy nas stąd nie wypuści.

Niestety, nasze oklaski zbudziły drzemiącego maestro. Czy tam reżysera. Czy jak go

zwać.

- Dziękuję! - Señor Eduardo obudził się już na tyle, żeby uznać, że oklaski są

przeznaczone dla niego. - Dziękuję wam wszystkim! Ale nie zdołałbym tego dokonać, gdyby

nie wasza pomoc. Jesteście zbyt uprzejmi.

- No cóż - powiedział do mnie J.P. - Do zobaczenia jutro rano, Mia. Nie zapomnij

zjeść tego steku! I bekonu!

- Ona jest wegetarianką - przypomniał mu Boris, nadal zły, że opuści tyle godzin gry

na skrzypcach.

- Wiem. To był żart. Przecież po tym cyrku, jaki odstawiła w stołówce z tym mięsem

w wegetariańskiej lasagne, chyba cała

SZKOŁA

wie, że ona jest wegetarianką.

- Ach, taa? - powiedział Boris. - I kto to mówi? Facet, Który Nie Cierpi, kiedy...

Musiałam zatkać Borisowi usta dłonią, zanim zdążył dokończyć.

- Dobranoc, J.P. - rzuciłam. - Do zobaczenia jutro!

A potem, kiedy wyszedł z sali, puściłam Borisa i wytarłam rękę w serwetkę.

- Boże, Boris - jęknęłam. - Ależ ty się ślinisz.

- Mam problem z nadmiernym wydzielaniem śliny - poinformował mnie.

- T

ERAZ

mi mówisz?

- Hej, Mia - zaczepiła mnie Lilly, kiedy szłyśmy do wyjścia. - Coś za mocno

reagujesz. I w ogóle, co się z tobą dzieje? Podoba ci się ten cały J.P. czy co?

background image

- Nie - odpowiedziałam obrażona. Jezu, przecież ja się spotykam z jej bratem już od

półtora roku. Powinna już do tej pory

WIEDZIEĆ

, kto mi się podoba. - Ale moglibyście przy-

najmniej miło go traktować.

- Mia po prostu czuje się winna - stwierdził Boris - bo go uśmierciła w swoim

opowiadaniu.

- Nieprawda - rzuciłam.

Ale jak zwykle, strasznie kłamałam. Bo czuję się winna, że uśmierciłam J.P. w swoim

opowiadaniu.

I niniejszym przysięgam, że nigdy już nie uśmiercę w swoich utworach żadnej postaci

wzorowanej na żywym człowieku.

Chyba że będę pisała książkę o Grandmère, oczywiście.

Piątek, 5 marca, 10.00 wieczorem,

salon Moscovitzów

Okay, te filmy, które muszę oglądać z Michaelem... Są tak przygnębiające! Dystopijna

science fiction to po prostu nie dla mnie. Już samo

SŁOWO

„dystopijny” działa mi na nerwy. Bo

dystopia to

PRZECIWIEŃSTWO

utopii, która oznacza społeczeństwo idealne albo totalnie

pokojowe. Jak ta utopijna społeczność, którą usiłowano zbudować w New Harmony w

Indianie, gdzie mama mnie kiedyś zaciągnęła, kiedy usiłowałyśmy na trochę uciec od babci i

dziadka w czasie wizyty w Versailles (tym w Indianie).

W New Harmony wszyscy usiedli razem i zaplanowali coś w rodzaju idealnego

miasta, z tymi wszystkimi ładnymi budynkami i ładnymi ulicami, i ładnymi szkołami, i tak

dalej. Wiem, że to brzmi odpychająco. Ale wcale takie nie jest. New Harmony jest całkiem

luzackie.

Dystopijne społeczności natomiast

NIE

luzackie. Nie ma tam ładnych budynków,

ulic ani szkół. Wyglądają bardzo podobnie do tego, jak wyglądało Lower East Side, zanim

wprowadzili się tam ci wszyscy zamożni geniusze od firm komputerowych i otworzyli te

wszystkie bary tapas i apartamenty na wynajem za trzy tysiące dolarów miesięcznie bez opłat.

Wiecie, takie miejsca, gdzie najwięcej jest stacji benzynowych i barów ze striptizem, a od

czasu do czasu, na dokładkę, jakiś diler narkotyków sterczący na rogu ulicy.

To w takich społecznościach żyli prawie wszyscy bohaterowie dystopijnych filmów

SF, które dziś oglądaliśmy.

background image

Człowiek Omega? Dystopijne społeczeństwo spowodowało plagę, która omal nie

zabiła całej ludności i wszystkich (poza Charltonem Hestonem) zamieniła w zombie.

Ucieczka Logana? Utopijne społeczeństwo, które zamienia się w dystopijne, kiedy

wychodzi na jaw, że dla wyżywienia populacji za pomocą ograniczonych zasobów, jakie im

pozostały po wojnie nuklearnej, rząd zmuszony jest zabijać obywateli w dzień ich

trzydziestych urodzin.

2001: Odyseja kosmiczna jest następna w kolejce, przynajmniej kiedy już wyjdę z

łazienki, ale poważnie obawiam się, że więcej już dziś nie zniosę.

Znoszę to wszystko jedynie dlatego, że mogę się zwinąć w kłębek obok Michaela na

kanapie.

I że w czasie nudnych kawałków się całujemy.

I że w czasie przerażających kawałków chowam twarz na jego piersi, a on mnie ściśle

otula ramionami i mogę sobie powąchać jego szyję.

I chociaż w normalnych warunkach zupełnie by mi to wystarczyło, to pozostaje ten

drobiazg, że kiedy sprawy między Michaelem i mną zaczynają się robić

NAPRAWDĘ

namiętne -

na tyle że on naciska guzik pauzy na pilocie - słyszymy Lilly, która po przeciwnej stronie

korytarza wrzeszczy:

- Przeklinam cię, Alboinie, boś jest ordynarnym psem, za jakiego zawsze cię miałam!

Chciałabym tylko zaznaczyć, że czasami trudno dać się porwać chwili. Na przykład

kiedy twój jedyny ukochany bierze cię w ramiona, a ty słyszysz, jak ktoś drze się:

- Poślubisz zatem tę pospolitą genowiańską dziewkę, chociaż mogłeś mieć mnie,

Alboinie? Fi!

I może dlatego Michael poszedł właśnie do kuchni przynieść trochę popcornu.

Wygląda na to, że 2001: Odyseja kosmiczna to może być nasz jedyny sposób na zagłuszenie

niekoniecznie słodkich tonów, które dobiegają z pokoju, gdzie Lilly i Lars ćwiczą jej rolę.

Chociaż - biorąc pod uwagę że tak się teraz staram zbyt często nie kłamać - powinnam

chyba przyznać, że nie tylko wojownicze okrzyki Lilly powstrzymują mnie przed poświę-

ceniem Michaelowi pełnej uwagi, z punktu widzenia całowania. Prawdę mówiąc, ta cała

impreza ciąży mi niczym ten bananowy wąż Britney w czasie rozdania nagród VMA.

To mnie ciągle dręczy. Naprawdę. Zrobiłam ten dip - francuski cebulowy, z torebki

Knorra - i wszystko, żeby tylko myślał, że nie mogę się doczekać jutrzejszego wieczoru.

Ale jest dokładnie odwrotnie.

background image

Chociaż przynajmniej mam pewien plan. Dzięki Lanie. Mniej więcej wiem, co

zamierzam robić w czasie imprezy. I mam już strój. No cóż, w pewnym sensie. Chyba

obcięłam tę spódnicę

NIECO

za krótko.

Chociaż Lana pewnie powiedziałaby, że nie ma za krótkiej mini.

Ooooch, Michael wrócił i niesie popcorn. Czas na całowanie!

Sobota, 6 marca, 00.00

Niewiele brakowało: kiedy wróciłam dziś o północy od Moscovitzów, mama na mnie

czekała (no cóż, niezupełnie czekała

NA

MNIE

. Oglądała sobie tę trzyczęściową Ekstremalną

chirurgię na Discovery Zdrowie, o facecie z niesamowicie wielkim znamieniem na twarzy,

którego nawet ośmiu chirurgów nie mogło do końca usunąć. A on nie mógł włożyć maski na

tę stronę twarzy, jak facet z Upiora w operze, bo to znamię miało takie górki i dołki, i

odstawało za bardzo, żeby jakąś maskę dało się dopasować. Więc Christine powiedziałaby:

„Och, totalnie widzę te blizny pod twoją maską, głupku”. Poza tym on i tak na pewno nie

dysponuje podziemnym lochem, do którego mógłby ją zawlec. Ale nieważne).

Chociaż usiłowałam wśliznąć się do środka po cichutku, mama mnie przyuważyła,

musiałyśmy więc odbyć tę rozmowę, której naprawdę wolałabym uniknąć:

Mama (naciskając „mute” na pilocie): Mia, co ja słyszę? Twoja babka wystawia jakąś

sztukę o twojej przodkini Rozagundzie i obsadza cię w głównej roli?

Ja: Aha. Taa. No właśnie.

Mama: W życiu nie słyszałam czegoś bardziej absurdalnego! Czy ona sobie nie zdaje

sprawy, że ty ledwie ciągniesz z geometrii? Nie masz czasu na granie głównej roli w żadnej

sztuce. Musisz się skoncentrować na lekcjach. Masz już dość zajęć pozalekcyjnych z tym

samorządem szkolnym i lekcjami etykiety. A teraz jeszcze to?

Ja: Musical.

Mama: Co?

Ja: To jest musical, nie sztuka.

Mama: Nic mnie nie obchodzi, co to jest. Jutro dzwonię do twojego ojca i mówię mu,

żeby położył temu kres.

Ja (przerażona, bo jeśli ona to zrobi, to Grandmère totalnie puści farbę do Amber

Cheeseman na temat pieniędzy, a ja oberwę łokciem w grdykę. Ale tego też nie mogę mamie

powiedzieć, więc muszę skłamać. Znowu!): Nie! Nie rób tego! Proszę, mamo! Ja naprawdę...

och... mnie się to naprawdę podoba.

background image

Mama: Co ci się podoba?

Ja: Ta sztuka. To znaczy musical. Ja naprawdę chcę w nim wystąpić. Teatr to moje

życie.

Mama: Mia, czy ty się dobrze czujesz?

Ja: Świetnie! Tylko nie dzwoń do taty, dobrze? On naprawdę w tej chwili jest bardzo

zajęty Parlamentem i wszystkim. Nie zawracajmy mu głowy. Naprawdę podoba mi się ta

sztuka Grandmère. Jest zabawna i w ogóle, i to dla mnie fajna szansa, żeby, hm, poszerzyć

swoje horyzonty.

Mama: No cóż... Sama nie wiem...

Ja: Proszę, mamo. Przysięgam, że moje stopnie się nie pogorszą.

Mama: No cóż. Niech będzie. Ale jeśli mi przyniesiesz do domu chociaż jedną tróję z

klasówki, to dzwonię do Genowii.

Ja: Och, dzięki mamo! Nie martw się, nie przyniosę.

A potem musiałam iść do swojego pokoju i pooddychać przez chwilę do papierowej

torebki, bo wydawało mi się, że zaczynam hiperwentylować.

Sobota, 6 marca, 14.00,

Sala Balowa, hotel Plaza

Okay, no więc aktorstwo jest chyba nieco trudniejsze, niż mi się wydawało. Tak,

napisałam niedawno, że ludzie zostają aktorami, bo to naprawdę łatwe zajęcie, za które

dostaje się kupę pieniędzy...

Może to i prawda. Ale okazuje się, że łatwe wcale nie jest. Trzeba pamiętać o całej

masie rzeczy.

Na przykład o układzie. To znaczy o tym, jak masz się poruszać po scenie,

wypowiadając swoje kwestie. Zawsze myślałam, że aktorzy po prostu to sobie wymyślają w

miarę grania.

Ale okazuje się, że reżyser mówi im, gdzie dokładnie mają stawać, a nawet przy

którym słowie w której kwestii mają zrobić krok. I jak szybko. I w jakim kierunku.

A przynajmniej jeśli tym reżyserem jest Grandmère.

Och, ona nie jest naszym reżyserem, oczywiście. A przynajmniej cały czas nas o tym

zapewnia. Señor Eduardo, usadzony w kącie i okryty pod samą brodę jakimś pledem, jest

WŁAŚCIWYM

reżyserem tej sztuki. To znaczy musicalu.

background image

Ale skoro on zapada w sen, gdy tylko uda mu się wykrztusić: „I... Gramy!” -

Grandmère była taka miła, że przejęła jego obowiązki.

Ja nie twierdzę, że to nie był jej plan od samego początku. Ale z całą pewnością nie

przyznaje się do tego.

W każdym razie oprócz tego całego tekstu musimy jeszcze zapamiętać układ ruchowy.

Ale ten układ to nie choreografia. Choreografia jest wtedy, kiedy tańczysz,

jednocześnie śpiewając piosenki.

Do tego Grandmère zatrudniła zawodową choreografkę. Ma na imię Piórko. Piórko

jest podobno bardzo znana, bo zrobiła choreografię do kilku broadwayowskich przebojów.

Teraz musi być u niej bardzo krucho z forsą, skoro zgodziła się robić choreografię do takiej

nudy jak Warkocz! Ale nieważne.

Piórko w niczym nie przypomina tych choreografów, których widziałam w filmach, na

przykład Honey albo Światła sceny. W ogóle się nie maluje, twierdzi, że jej trykot jest zro-

biony z konopi i ciągle nam każe znaleźć nasze centrum energetyczne i skoncentrować się na

energii chi.

Kiedy Piórko mówi takie rzeczy, Grandmère ma poirytowaną minę. Ale wiem, że nie

chce się drzeć, bo przy tak napiętych terminach trudno jej będzie znaleźć innego choreografa,

jeśli Piórko się obrazi i rzuci pracę, do czego tancerze najwyraźniej mają skłonności.

Ale Piórko nie jest taka zła jak nasza nauczycielka śpiewu, madame Puissant, która

zazwyczaj pracuje ze śpiewakami operowymi i która kazała nam wszystkim ustawić się i

wykonywać te ćwiczenia wokalne, czy wokalizy, jak ona je nazywa, które obejmowały

wyśpiewywanie: „Moja mamoooo, moja droooga” ciągle od nowa na coraz bardziej

wznoszącą się nutę, póki nie poczuliśmy, że „drga nam coś u podstawy nosa”.

Zauważyłam, że Grandmère darzy madame Puissant

WIELKĄ

aprobatą. A przynajmniej

nie przerywa jej co chwila. Jakby tego wszystkiego nie było dosyć, musieliśmy jeszcze

przetrwać przymiarkę kostiumów, a w moim przypadku również przymiarkę peruki. Bo

oczywiście Rozagunda musi mieć ten niesamowicie długi warkocz, ponieważ taki jest, w

sumie, tytuł sztuki.

To znaczy musicalu.

Mówię po prostu, że wszyscy martwili się opanowaniem pamięciowym swoich

RÓL

na

czas, a tu okazało się, że do wystawienia sztuki - to znaczy musicalu - potrzeba o

WIELE

więcej

niż tylko nauczyć się roli na pamięć. Trzeba opanować układ ruchów i choreografię, nie

wspominając nawet o tych wszystkich piosenkach i o tym, jak się nie potykać o własny

warkocz (to znaczy o kawałek liny, ponieważ warkocz nie jest jeszcze gotowy i Grandmère

background image

przyczepiła mi do głowy jedną z tych aksamitnych lin, które zagradzają Palmiarnię, żeby

ludzie się tam nie wpychali, kiedy jest jeszcze zamknięta przed południem.

Chyba trudno się dziwić, że dokucza mi lekka migrena. Chociaż nie gorsza niż ta,

której dostaję, kiedy wciskają mi na głowę mój diadem.

W tej chwili J.P. i ja mamy krótką przerwę, bo Piórko ćwiczy z chórem choreografię

do piosenki Genowia, którą mają śpiewać wszyscy poza nami. Okazuje się, że Kenny nie

dość, że nie umie grać ani śpiewać, nie umie też tańczyć, więc zajmuje im to bardzo dużo

czasu.

Ale to mi nie przeszkadza, bo mam dzięki temu czas, żeby zaplanować strategię

imprezową na dzisiejszy wieczór i porozmawiać z J.P., który, jak się okazuje,

SPORO

wie o te-

atrze. To dlatego, że jego ojciec jest słynnym producentem. J.P. kręcił się po kulisach sceny

od małego i spotkał mnóstwo sławnych ludzi.

- John Travolta, Antonio Banderas, Bruce Willis, Renée Zellweger, Julia Roberts... w

sumie w zasadzie wszyscy, których warto poznać - odparł, kiedy go zapytałam, co miał na

myśli, mówiąc „mnóstwo sławnych ludzi”.

Nieźle! Założę się, że Tina zamieniłaby się z J.P. w nowojorską minutę, nawet jeśliby

to oznaczało zamianę w chłopca.

Zapytałam J.P, czy są jacyś sławni ludzie, których

NIE

poznał, a chciałby, ale on

wymienił tylko jednego: Davida Mameta, sławnego dramatopisarza.

- No, wiesz - powiedział. - Glenngary Glen Rose. Seksualna perwersja w Chicago.

Oleana.

- Och, jasne. - Jakbym naprawdę wiedziała, o czym on mówi.

Powiedziałam mu też, że to i tak robi wrażenie - to, że poznał prawie wszystkich z

Hollywood.

- Taa - zgodził się. - Ale jak się nad tym zastanowić, to sławni ludzie są tylko ludźmi,

jak ty czy ja. To znaczy jak ja, w każdym razie. Bo ty - no cóż, jesteś sławna. Musisz często

się z tym spotykać. No, z tym, że ludzie myślą, że jesteś - sam nie wiem... Kimś

niepowtarzalnym. A tak naprawdę tak nie jest. To tylko taki sposób postrzegania ciebie przez

publikę. To musi być naprawdę trudne.

Czy kiedykolwiek padły z czyichś ust prawdziwsze słowa? Popatrzcie tylko, z czym

się borykam w tej chwili: z tym przekonaniem, że nie jestem imprezową dziewczyną. Kiedy z

całą pewnością nią

JESTEM

. Przecież idę dziś wieczorem na imprezę, prawda?

I okay, totalnie się tego boję i musiałam poprosić o radę w tej sprawie najpodlejszą

dziewczynę w całej szkole.

background image

Ale to nie znaczy, że nie jestem imprezową dziewczyną.

W każdym razie J.P, oprócz tego, że poznał wszystkich sławnych ludzi na świecie

(poza Davidem Mametem), był na wszystkich spektaklach, jakie kiedykolwiek wystawiono,

włącznie z - nie mogłam uwierzyć własnym uszom - Piękną i Bestią.

I posłuchajcie tylko: to jest także jego ulubiony musical.

Nie mieści mi się w głowie, że po tak długim czasie, kiedy widziałam w nim

wyłącznie jako Faceta, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili - tego dziwaka ze

stołówki - on okazuje się takim naprawdę fajnym, luzackim facetem, który pisze wiersze o

dyrektor Gupcie i lubi Piękną i Bestię, i chciałby poznać Davida Mameta (ktokolwiek to jest).

Ale to chyba tylko wskazuje, jak nasz obecny system szkolnictwa, przeładowany i

anonimowy, utrudnia dorastającej młodzieży przełamanie przyjętych z góry założeń na temat

kolegów i poznanie prawdziwego człowieka, który skrywa się pod nadaną mu etykietką, czy

to jest Księżniczka, Geniuszek, Aktorka, Mięśniak, Cheerleaderka, czy Facet, Który Nie

Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili.

Ups. Próba chóru się skończyła. Grandmère woła teraz główne postacie.

Co oznacza J.P. i mnie. Gramy mnóstwo wspólnych scen. A póki nie przeczytałam

scenariusza Warkocza!, nie przyszło mi nawet do głowy, że Rozagunda

MIAŁA

chłopaka.

Sobota, 6 marca, 18.00,

w limuzynie w drodze do domu z hotelu Plaza

O mój Boże, jestem taaaaaka zmęczona, że z trudem otwieram oczy. Aktorstwo jest

STRASZNIE

trudne. I kto by przypuszczał? Bo wiecie, te dzieciaki z Degrassi sprawiają, że

wydaje się takie proste. Ale oni chodzą do szkoły i wszystko, przez cały czas kręcenia tego

programu. Jak oni to

ROBIĄ

?

Oczywiście, nie muszą śpiewać, poza tymi odcinkami, w których jest przesłuchanie do

jakiejś kapeli czy coś. Okazuje się, że śpiewanie jest jeszcze trudniejsze niż

AKTORSTWO

. A ja

myślałam, że to rzecz, z którą będę miała najmniej kłopotów, a to ze względu na moje

intensywne prywatne treningi, w razie gdybym musiała brać udział w karaoke w czasie trasy

objazdowej, jak Britney w Crossroads.

No cóż, muszę wam tylko powiedzieć, że darzę całkiem nowym szacunkiem Kelis, bo

żeby umieścić na swojej płycie tę jedną, idealną wersję Milkshake, musiała ją przećwiczyć

pięć tysięcy razy. Madame Puissant kazała mi przećwiczyć „piosenkę Rozagundy”

PRZYNAJMNIEJ

tyle samo razy.

background image

A kiedy już całkiem zachrypłam i nie mogłam śpiewać wysokich nut, kazała mi złapać

od spodu za fortepian, na którym akompaniował mi Phil, i

CIĄGNĄĆ

W

GÓRĘ

!

- Proszę śpiewać z przepony, księżniczko! - wrzeszczała co chwila madame Puissant. -

Żadnego oddychania klatką piersiową. Z

PRZEPONY

! Nie z klatki! Ś

PIEWAĆ

Z

PRZEPONY

! W

GÓRĘ

!!!

P

ODNIEŚ

TEN

FORTEPIAN

!!!

Byłam bardzo zadowolona, że przynajmniej poprzedniego dnia pomalowałam

paznokcie świeżym lakierem (żeby mnie mniej kusiło obgryzanie). Bo przynajmniej

ZA

TO

nie

mogła się na mnie drzeć.

A choreografia? Dajcie spokój. Niektórzy ludzie pogardzają cheerleaderkami (no

dobrze, ja też pogardzałam - pominąwszy Shameekę - ale już nie pogardzam). To jest

TRUDNE

!!! Zapamiętanie tych wszystkich kroków??? O mój Boże! Mogłabym teraz

powiedzieć: „Piórko, zabierz sobie całą moją chi, bo ja już nie zrobię ani jednego palce—

pięta więcej!”

Ale Piórko nie miała dla mnie ani odrobiny miłosierdzia - a jeszcze

MNIEJ

dla

Kenny'ego, który nie potrafiłby wykonać przejścia palce - pięta nawet za cenę własnego

życia.

I wiecie co? Jutro wszyscy mamy się stawić o dziesiątej rano na kolejną dawkę tego

samego.

Boris powiedział dzisiaj wieczorem, kiedy wszyscy wychodziliśmy:

- W życiu nie musiałem tak ciężko pracować na jakiś dodatkowy stopień.

Co było bardzo trafną uwagą. Ale, jak zauważyła Ling Su, lepsze to niż sprzedawanie

po domach jakichś świec.

I wtedy musiałam ją uciszyć, bo niedaleko stała Amber Cheeseman!

Tyle że J.P. usłyszał, jak uciszam Ling Su, i zaczął pytać:

- Co? Po co ta wielka tajemnica? Możesz mi powiedzieć, przysięgam, że zabiorę ją ze

sobą do grobu.

Rzecz w tym, że kiedy ludzie spędzają ze sobą wspólnie tyle godzin, tak jak my,

odkąd zaczęły się te próby, w pewien sposób... pojawia się więź. To znaczy, nie da się tego

uniknąć. Po prostu

TYLE

czasu spędzacie w swoim towarzystwie. Nawet Lilly, która ma

zdecydowanie antytowarzyskie tendencje, wrzasnęła, kiedy wkładaliśmy płaszcze:

- Hej, ludzie! O mało nie zapomniałam! Wieczorem jest u mnie impreza! Powinniście

totalnie przyjść, rodzice są za miastem!

background image

Uznałam, że to z jej strony dość śmiały krok - w końcu to impreza Michaela, a nie jej,

i nie wiem, czy będzie bardzo zachwycony, kiedy pojawi się cała banda dzieciaków ze szkoły

średniej (pomijając mnie, oczywiście).

Ale, rozumiecie, to przykład na to, jak się do siebie zbliżyliśmy.

I wyjaśnia też, czemu poczułam, że powinnam powiedzieć J.P. prawdę - że nasz

szkolny samorząd ma trochę za mało gotówki, żeby opłacić ceremonię rozdania matur i że to

przede wszystkim dlatego wystawiamy Warkocz!

Wydawało się, że J.P. jest zaskoczony czy wręcz zaszokowany - ale nie tym, jak w

pierwszej chwili myślałam, że tak namieszałam w naszym budżecie.

- Naprawdę? - spytał. - A ja tu sobie przez cały czas myślałem, że to taki wyszukany

podstęp ze strony twojej babki, która chce wyrolować mojego tatę z tego przetargu na

sztuczną wyspę Genowię.

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Po prostu gapiłam się na niego z otwartymi ustami, dopóki nie zaśmiał się i nie

powiedział:

- Mia, nic się nie przejmuj. Nikomu nie powiem. O tych pieniądzach na rozdanie

matur

ANI

O

spisku twojej babki.

Ale wtedy ja się bardzo zaciekawiłam i zaczęłam go wypytywać:

- A w ogóle dlaczego twój tata chce kupić tę wyspę?

- Bo może - odpowiedział J.P., i wcale przy tym nie żartował, chyba po raz pierwszy,

odkąd go poznałam. On w sumie nigdy nie wygląda, jakby się czymś martwił czy przejmował

- pomijając kukurydzę, oczywiście.

Od razu zrozumiałam, że dla Johna Paula Reynoldsa - Abernathy'ego Czwartego temat

Johna Paula Reynoldsa - Abernathy'ego Trzeciego był niemiły. Więc przestałam się dopyty-

wać. Właśnie tego typu rzeczy człowiek się uczy w czasie lekcji etykiety - jak zmieniać

temat, kiedy nagle sytuacja robi się niezręczna.

- No cóż, to do zobaczenia jutro - powiedziałam.

- A wybierasz się na imprezę do Lilly? - chciał wiedzieć.

- Och - odparłam. - Tak.

- No to może do zobaczenia jeszcze dziś.

Co było bardzo słodkie. No wiecie, że J.P czuje się w naszym towarzystwie na tyle

swobodnie, że mógłby chcieć przyjść na imprezę do Lilly. Nawet jeśli nie wie, że to impreza

Michaela, a nie Lilly.

background image

W każdym razie mam teraz o wiele poważniejsze zmartwienia niż J.P. i Lilly, i

Grandmère, i jej diaboliczne spiski w celu uzyskania panowania nad pewną wyspą.

Niedziela, 7 marca, 1.00 w nocy, poddasze

Tak mi wstyd. Poważnie. Jestem

ZAŻENOWANA

DO

BÓLU

. Chyba nigdy w życiu jeszcze się

tak nie wstydziłam.

Zgoda, wiem, że już to wcześniej mówiłam, ale tym razem naprawdę mówię serio.

Przez chwilę naprawdę mi się tam wydawało, że ten mój plan działa. To znaczy mój

plan dowiedzenia Michaelowi, że naprawdę jestem imprezową dziewczyną.

Nie do końca rozumiem, co poszło nie tak. W

SZYSTKO

sobie zaplanowałam. Zrobiłam

DOKŁADNIE

tak, jak mówiła Lana. Kiedy tylko dojechałam do mieszkania Lilly i Michaela,

przebrałam się z ciuchów, które miałam na próbie, w ubranie imprezowe;

- czarne rajstopy,

- czarną aksamitną spódnicę (przekształconą w mini - brzegi były trochę nierówne, bo

Gruby Louie łapał mnie za nożyczki, kiedy ją obcinałam, ale nieważne, i tak wyglądała

dobrze),

- czarne martensy,

- czarny top, który mi został po Halloween, kiedy przebrałam się za kota, a Ronnie,

sąsiadka z mieszkania obok, powiedziała, że wyglądam jak króliczek „Playboya” o płaskiej

klatce piersiowej, więc nigdy go już więcej nie wkładałam,

- czarny beret, który moja mama nosiła kiedyś, kiedy wykonywała akty

obywatelskiego nieposłuszeństwa ze swoimi znajomymi Guerrilla Girls,

- wodny stanik, którego oczywiście wcale tak bardzo nie napełniałam, bo bałam się

przecieków.

Poza tym użyłam czerwonej szminki i seksownie roztrzepałam sobie włosy, jak

Lindsay Lohan, kiedy wychodzi z nowojorskich klubów, takich jak Butter, świeżo

uniknąwszy spotkania ze swoim byłym, Wilmerem.

Ale zamiast od razu powiedzieć: „Bardzo seksowne” na widok mojego nowego stroju,

Michael - który otwierał drzwi pierwszym przychodzącym gościom - tylko uniósł brwi,

patrząc na mnie, jakby był czymś nieco zaniepokojony.

A Lars aż podniósł oczy znad swojego sidekicka, kiedy przechodziłam, i zaczął coś

mówić, ale potem najwyraźniej zmienił zdanie, bo wrócił do opierania się o ścianę i oglądania

różnych rzeczy w sieci.

background image

A wtedy Lilly, która zajmowała się szykowaniem kamery, żeby sfilmować zabawę do

odcinka swojego programu Lilly mówi prosto z mostu o dynamice męsko - damskich relacji w

nowoczesnym środowisku wielkomiejskim, odezwała się:

- A ty niby za kogo się przebrałaś? Za mima?

Ale zamiast się na nią wściekać, tylko odrzuciłam głowę, tak jak robi to Lana, i

powiedziałam:

- Też się przyczepiłaś!

Bo usiłowałam zachowywać się dojrzale przy znajomych Michaela, którzy właśnie

wchodzili.

I chyba mi się udało, bo Trevor i Felix się odezwali:

- Mia?

Zupełnie jakby mnie nie poznali. A Paul rzucił:

- Fajne patyki.

Co pewnie miało być komplementem na temat moich nóg, które wyglądają na bardzo

długie, kiedy mam na sobie krótką spódnicę.

Nawet Doo Pak powiedział:

- Och, księżniczko Mio, wyglądasz znakomicie bez tych rybaczek.

A J.P. - który pojawił się nieco później, w tej samej chwili co Tina i Boris -

powiedział:

- Pani, twoja piękność zawstydziłaby nawet najurokliwszy zachód słońca nad Morzem

Śródziemnym.

Co jest jedną z kwestii z naszej sztuki, ale nieważne, i tak było miłe.

I z tymi słowami złożył mi dworski ukłon, też prosto z naszej sztuki. To znaczy z

musicalu.

Michael był jedyną osobą, która nic nie powiedziała. Ale stwierdziłam, że po prostu,

był zbyt zajęty puszczaniem muzyki i dbaniem, żeby wszyscy goście poczuli się swobodnie. I

nie był za bardzo zachwycony, że Lilly zaprosiła Borisa i tych innych, nie pytając go najpierw

o pozwolenie.

Więc próbowałam mu jakoś pomóc. No, żeby sprawy toczyły się gładko. Podeszłam

do paru dziewczyn z jego akademika, które właśnie weszły - a żadna z nich nie nosiła beretu

ani nawet jakichś specjalnie seksownych ciuchów - i powiedziałam:

- Cześć, jestem dziewczyna Michaela, Mia. Macie ochotę na dip?

Nie wspominałam, że sama zrobiłam ten dip, bo nie wydaje mi się, żeby jakaś

prawdziwie imprezowa dziewczyna sama robiła dip. Na przykład wątpię, żeby Lana kie-

background image

dykolwiek zrobiła jakiś dip. Zrobienie dipu było z mojej strony złym posunięciem, ale takim,

które łatwo zatuszować, bo przecież nie musiałam mówić ludziom, że sama go zrobiłam.

Studentki powiedziały, że żadnego dipu nie chcą, nawet kiedy je zapewniłam, że

zrobiłam go z niskotłuszczowego majonezu i kwaśnej śmietany. Bo ja wiem, że studentki za-

wsze zwracają uwagę na linię, żeby nie przybrać tych przysłowiowych siedmiu kilogramów

studentki pierwszego roku. Chociaż tego im

NIE

powiedziałam, oczywiście.

Ale nie miałam zamiaru pozwolić, żeby ich odmowa spożycia dipu mnie przygnębiła.

Przecież chodziło mi tylko o to, żeby jakoś nawiązać z nimi rozmowę.

Tylko że one jakby nie miały większej ochoty ze mną rozmawiać. A Boris z Tiną

całowali się na kanapie, a Lilly pokazywała J.P., jak działa jej kamera. Więc właściwie nie

miałam z kim rozmawiać.

No więc tak jakoś zdryfowałam do kuchni i wzięłam sobie piwo. Stwierdziłam, że to

właśnie zrobiłaby imprezowa dziewczyna. Bo Lana tak mi powiedziała. Zdjęłam kapsel

otwieraczem, który leżał gdzieś na wierzchu, i ponieważ widziałam, że wszyscy inni piją

piwo prosto z butelki, też się tak napiłam.

O mało się nie zakrztusiłam. Bo piwo smakowało jeszcze gorzej, niż pamiętałam.

Chyba gorzej niż pachniał ten skunks, którego dziadek potrącił samochodem.

Ale skoro nikt inny się nie krzywił, próbowałam nad sobą zapanować i zdecydowałam

się popijać bardzo małymi łykami. Dzięki temu piwo było nieco znośniejsze. Może to w taki

sposób piwosze sobie z tym radzą. Popijając bardzo małymi łyczkami. Więc popijałam

małymi łyczkami, aż zauważyłam, że J.P. trzyma kamerę Lilly i celuje we mnie. I w tym

samym momencie schowałam to piwo za siebie.

J.P. opuścił kamerę. Z bardzo zażenowaną miną powiedział:

- Przepraszam.

Ale nie z takim zażenowaniem, jakie ja sama poczułam, kiedy Lilly, która stała obok

niego, odezwała się:

- Mia, a co ty wyrabiasz?

- Nic - warknęłam zirytowanym głosem. Bo wyobrażałam sobie, że tak by się poczuła

imprezowa dziewczyna, gdyby jakaś przyjaciółka pytała ją, co robi. Chyba że byłaby im-

prezową dziewczyną z Girls Gone Wild, bo w takim przypadku po prostu podniosłaby

spódnicę do kamery.

Ale ja uznałam, że nie jestem tego typu imprezową dziewczyną.

- Pijesz? - Lilly wydawała się zaszokowana. No cóż, może bardziej rozbawiona niż

zaszokowana. - Piwo?

background image

- Próbuję się po prostu dobrze bawić - odpowiedziałam. Byłam boleśnie świadoma

spoczywającego na mnie spojrzenia J.P. Dlaczego miałabym z tego powodu czuć się

niezręcznie, nie mam pojęcia. Ale tak było. - Myślisz, że będąc w Genowii, nic nie piję?

- Jasne - powiedziała Lilly. - Toast szampanem z zagranicznymi dygnitarzami. Wino

do obiadu. Ale nie piwo.

- Nieważne. - Odsunęłam się od niej. I wpadłam prosto na Michaela, który się

odezwał:

- A, hej, więc tu jesteś.

- Och, no tak - odpowiedziałam, znów odrzucając włosy bardzo swobodnie i zupełnie

jak imprezowa dziewczyna. - Po prostu dobrze się bawię.

- A od kiedy ty pijesz piwo? - chciał wiedzieć Michael.

- Boże, Michael - odparłam ze śmiechem. - Nieważne.

- Mnie też powiedziała to samo - Lilly poinformowała brata, odbierając kamerę J.P. i

wycelowując obiektyw prosto w nasze twarze.

- Lilly - powiedział Michael. - Przestań filmować. Mia...

Ale zanim zdążył powiedzieć to, co miał do powiedzenia.

Party Shuffle na jego komputerze (podłączył głośniki w pokoju rodziców do swojego

twardego dysku) zaczęło odtwarzać pierwszą nieco wolniejszą piosenkę tego wieczoru -

Speedof Sound Coldplay - więc się odezwałam:

- Och, uwielbiam tę piosenkę.

I zaczęłam tańczyć, tak jak mi powiedziała Lana.

Prawdę mówiąc, wcale nie jestem nawet taką znów fanką Coldplay, bo w gruncie

rzeczy nie pochwalam, że lider tej kapeli pozwolił swojej żonie, Gwyneth Paltrow, nazwać

ich córeczkę Apple. Co się stanie z tym biednym dzieckiem, kiedy pójdzie do liceum?

Wszyscy będą się z niej wyśmiewać.

Ale chyba piwo, skunksowate czy nie, podziałało. Bo już wcale nie czułam się ani

trochę tak skrępowana jak wtedy, zanim zaczęłam je popijać. W sumie poczułam się nawet

dobrze. Chociaż byłam jedyną tańczącą osobą w tym całym pokoju.

Ale stwierdziłam, że nie ma sprawy, bo często się zdarza, że jak jedna osoba zacznie

tańczyć, tańczą potem wszyscy. Po prostu czekają tylko, aż ktoś przełamie lody.

Ale tańcząc, nie mogłam nie zauważyć, że nikt do mnie nie dołącza. A przede

wszystkim Michael. Stał tam tylko i gapił się na mnie. Tak samo Lars. I Lilly, chociaż ona to

robiła przez obiektyw kamery. Boris i Tina przestali się całować i zaczęli się na mnie lampić.

background image

Te dziewczyny ze studiów też się na mnie gapiły. Jedna z nich pochyliła się i szepnęła coś do

drugiej, a tamta zachichotała.

Stwierdziłam, że są zazdrosne, bo ja przynajmniej zadałam sobie jakiś trud, żeby się

ubrać na imprezę, z beretem i wszystkim, i tańczyłam dalej.

I to wtedy J.P. przyszedł mi na ratunek. On też zaczął tańczyć.

Niezupełnie tańczył ze mną, bo mnie nie dotykał ani nic. Ale jakoś tak podszedł do

miejsca, gdzie tańczyłam, i zaczął przesuwać nogami, tak jak zwykle tańczą wielcy faceci,

jakby nie chcieli na siebie zwracać zbytniej uwagi.

Byłam taka podekscytowana, że ktoś wreszcie zaczął tańczyć, że jakoś tak

zachybotałam się (Piórko nauczyła nas nazywać to „shimmy” - to znaczy wtedy, kiedy tak

trochę kręcisz ramionami) bliżej niego, i uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. A on

odpowiedział uśmiechem.

Rzecz w tym, że potem już chyba tańczyliśmy ze sobą. To znaczy tak się jakoś

zdarzyło, że tańczyłam z innym facetem. Na oczach mojego chłopaka. Na imprezie wydanej

przez mojego chłopaka.

Co pewnie należy uznać za paskudne.

Chociaż wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. W tamtej chwili byłam w stanie

myśleć tylko o tym, jak głupio się czułam, kiedy nikt nie chciał ze mną tańczyć i jak

szczęśliwa byłam, że J.P. - w przeciwieństwie do moich innych tak zwanych przyjaciół - nie

zostawił mnie tam samej jak palec, tańczącej na środku przy wszystkich... a już zwłaszcza

przy Michaelu.

Który nawet mi nie powiedział, że ładnie wyglądam. Ani że mu się podoba mój beret.

A J.P. powiedział, że wyglądam piękniej niż najurokliwszy zachód słońca nad

Morzem Śródziemnym. J.P. podszedł do mnie i zaczął ze mną tańczyć.

A Michael tylko tam stał.

Kto wie, jak długo J.P. i ja tańczylibyśmy - podczas gdy Michael tylko tam stał -

gdyby wtedy drzwi wejściowe nie otworzyły się i nie stanęli w nich pan doktor i pani doktor

Moscovitz.

I okay, Michael przecież dostał ich pozwolenie na zorganizowanie imprezy, i wcale

się o to nie gniewali ani nic.

Ale i tak!!! Weszli do środka akurat wtedy, kiedy tańczyłam! Z

INNYM

FACETEM

! To

było niesłychanie żenujące!!! R

ODZICE

Michaela!!!!

Byłam prawie tak samo zawstydzona jak wtedy, kiedy weszli, a Michael i ja

całowaliśmy się na kanapie, w czasie ferii zimowych (no cóż, robiliśmy coś

WIĘCEJ

, nie tylko

background image

się całowaliśmy. Odchodziło tam trochę akcji pod T - shirtem, ale nad stanikiem. Co,

przyznaję, dla dziewczyny, która nie zamierza uprawiać seksu aż do swojego balu

maturalnego, jest nieco ryzykownym zachowaniem. Ale nieważne. Prawdę mówiąc, na tyle

się zajęłam tym całowaniem, że nawet nie zauważyłam, co Michael robi z rękami, a potem

było już nieco za późno. Bo wtedy już mi się to

PODOBAŁO

. Więc właściwie, pomyślałam sobie,

DZIĘKI

BOGU

, że państwo doktorostwo Moscovitz weszli akurat wtedy. Bo kto wie,

GDZIE

zna-

lazłyby się ręce Michaela za moment?

Teraz byłam jeszcze

BARDZIEJ

ZAŻENOWANA

niż

WTEDY

, wierzcie mi lub nie. Przecież ja

tańczyłam! Z innym facetem!

I nawet nie wiem, czy to zauważyli, bo powiedzieli:

- Przepraszamy, nie przeszkadzajcie sobie.

I szybko przeszli korytarzem do swojego pokoju, zanim ktokolwiek z nas zdążył się

choćby przywitać.

Ale i tak za każdym razem, kiedy pomyślę, co

MOGLIBY

zobaczyć, robi mi się na

zmianę zimno i gorąco - właśnie tak podobno czuł się Alec Guiness, kiedy oglądał samego

siebie w tej scenie z Gwiezdnych Wojen: Nowa nadzieja, gdzie Obi Wan mówi o uczuciu

silnego zakłócenia Mocy, jakby miliony głosów zakrzyknęły w strachu i nagłe ucichły.

Co gorsza, jak tylko państwo doktorostwo Moscovitz poszli - ja totalnie przestałam

tańczyć, kiedy ich zobaczyłam, w gruncie rzeczy sparaliżowało mnie - podeszła Lilly i

szepnęła:

- Czy ty usiłowałaś tańczyć seksownie, czy co to było? Bo wyglądałaś trochę tak,

jakby ci ktoś wrzucił kostkę lodu za bluzkę a ty byś ja próbowała wytrząsnąć zza ubrania.

Tańczyć seksownie! Lilly uznała, że ja tańczyłam seksownie! Z J.P.! Na oczach

Michaela!

Po tym, oczywiście, nie mogłam już utrzymać mojej maski imprezowej dziewczyny.

Po prostu odeszłam sobie i usiadłam w kącie na kanapie.

A Michael nawet do mnie nie podszedł zapytać, czy ja rozum straciłam, ani nie

poszedł wyzwać J.P. na pojedynek, ani nic. Zamiast tego poszedł za rodzicami, pewnie żeby

sprawdzić, czy wrócili wcześniej, bo coś się stało, czy też może ta konferencja skończyła się

wcześniej.

Siedziałam tam przez jakieś dwie minuty, słuchając, jak wszyscy wkoło mnie śmieją

się i dobrze się bawią, i czułam, że dłonie zaczynają mi się pokrywać zimnym potem. Byłam

otoczona ludźmi - otoczona nimi! - ale przysięgam, jeszcze nigdy w życiu nie czułam się

bardziej samotna. Seksowne tańce! Ja tańczyłam seksownie! Z innym chłopakiem!

background image

Nawet Lilly przestała mnie filmować, widocznie uznawszy, że Doo Pak, po raz

pierwszy próbujący chipsów Cool Ranch Doritos, jest o wiele ciekawszy niż mój dojmujący

wstyd.

J.P. był jedynym, który potem odezwał się do mnie chociaż słowem - poza Tiną,

siedzącą na kanapie po przeciwnej stronie, która pochyliła się i powiedziała:

- Bardzo ładnie tańczyłaś, Mia.

Zupełnie jakbym tam odstawiła jakiś występ czy coś.

- Hej - powiedział J.P., podchodząc do miejsca, gdzie sobie usiadłam. - Chyba o tym

zapomniałaś.

Trzymał w ręku moje w trzech czwartych puste piwo! Substancja odpowiedzialna za

to, że sobie w ogóle wyobraziłam, że to może być dobry pomysł, jeśli sobie seksownie po-

tańczę z innym chłopakiem!

- Zabierz to ode mnie! - jęknęłam i schowałam głowę w kolanach.

- Och - powiedział J.P. - Przepraszam. Och... Nic ci nie jest?

- Nie - powiedziałam w stronę własnych ud.

- A czy mogę cokolwiek dla ciebie zrobić? - spytał.

- Czy możesz wywołać wir czasoprzestrzennego kontinuum, żeby nikt nie pamiętał,

jaką idiotkę przed chwilą z siebie zrobiłam?

- Hm. Obawiam się, że nie. A jak zrobiłaś z siebie idiotkę?

To było z jego strony bardzo słodkie - udawał, że nic nie zauważył i tak dalej. Ale

poczułam się od tego jeszcze gorzej.

I to dlatego zrobiłam ostatnią rzecz, która wydawałaby mi się możliwa: zabrałam

swoje rzeczy - i ochroniarza - i wyszłam stamtąd, zanim ktokolwiek mógł zobaczyć, że pła-

czę.

I płakałam przez całą drogę do domu.

I teraz mogę tylko mieć nadzieję, że J.P. kłamał i że naprawdę wie, jak wywołać wir w

czasoprzestrzennym kontinuum, który sprawi, że wszyscy obecni na tej imprezie zapomną, że

ja tam w ogóle byłam.

A zwłaszcza Michael.

Który do tej pory musiał się już zorientować, że jestem, w najgorszym tego słowa

znaczeniu, dziewczyną imprezową.

O Boże.

Chyba potrzebna mi aspiryna.

background image

Niedziela, 7 marca, 9.00 rano, poddasze

Żadnych SMS - ów od Michaela. Żadnych e - maili. Żadnych telefonów.

To już oficjalne: jest tak zniesmaczony, że nawet nie chce mnie znać.

I ja mu się nic a nic nie dziwię. Poszłabym rzucić się ze wstydu w wody East River,

gdybym nie miała próby.

Przed chwilą zadzwoniłam do Zabar i korzystając z karty kredytowej mamy (hm, bez

jej wiedzy, bo ona nadal śpi, a pan G. zabrał Rocky'ego na spacer, żeby kupić sok

pomarańczowy), zamówiłam bajgle i wędzonego łososia, którego mają dostarczyć do

apartamentu Moscovitzów, w ramach moich przeprosin.

Nikt nie może się długo gniewać, jak dostanie bajgla „ze wszystkim” z Zabar.

Prawda?

Seksowne tańce! Co ja sobie

WYOBRAŻAŁAM

????

Niedziela, 7 marca, 17.00,

Wielka Sala Balowa, hotel Plaza

Niepotrzebnie się w ogóle martwiliśmy, że nie zdołamy się nauczyć na pamięć ról do

poniedziałku. Już znam swoją na wyrywki, tyle razy przećwiczyliśmy całość.

I stopy strasznie mnie bolą po tych wszystkich (wcale nie seksownych) tańcach.

Piórko mówi, że wszyscy musimy zdobyć coś, co się nazywa buty do jazzu. Jutro ma nam

przynieść kilka par.

Tylko że do jutra to mi stopy odpadną.

Poza tym gardło mnie boli od tego całego śpiewania. Madame Puissant kazała nam

popijać rozpuszczoną witaminę C na gorąco.

Phil, akompaniator, wygląda, jakby miał za moment paść. Nawet Grandmère zaczyna

opadać z sił. Tylko señor Eduardo, drzemiący na swoim krześle, sprawia wrażenie wypoczę-

tego. No cóż, señor Eduardo i Rommel.

O Boże. Kazała im jeszcze raz przećwiczyć Genowio, moja Genowio. N

IENAWIDZĘ

tej

piosenki do szaleństwa. Dobrze, że ja w tym numerze nie występuję. Czy ona nie widzi, że

doprowadza nas na sam skraj załamania? Mój Boże, czy nie ma jakichś zasad, które określają,

ile godzin dziennie można zmuszać dziecko do pracy?

background image

Och, nieważne. Przynajmniej nie muszę myśleć o upokorzeniach wczorajszego

wieczoru. W pewnym sensie. To znaczy Lilly nadal wykorzystuje każdą okazję, żeby

poruszyć ten temat: „Och, Mia, wielkie dzięki za bajgle” albo: „Hej, Mia, może udałoby ci się

wpleść ten seksowny taniec w scenę zabijania Alboina” lub: „A gdzie twój beret?”

Na co wszyscy, którzy tam nie byli, zaczynają pytać: „O czym ona mówi”, a Lilly

tylko się uśmiecha szalenie znacząco.

No i jeszcze pozostaje kwestia Michaela. Lilly mówi, że jego tam nawet nie było, żeby

móc

ODEBRAĆ

te bajgle, kiedy zostały dostarczone. Wczoraj wieczorem po imprezie wrócił do

akademika, bo rodzice byli już w domu i nie potrzebowali, żeby pilnował Lilly.

Wysłałam mu chyba ze trzy SMS - y z przeprosinami, że taki ze mnie głupek.

Ale dostałam wyłącznie to:

M

USIMY

POGADAĆ

.

Co, oczywiście, może oznaczać tylko jedną rzecz...

Och, zaraz. J.P. podał mi przed chwilą karteczkę. Karteczkę dlatego, że nieco

wcześniej, kiedy pochylił się do mnie, żeby powiedzieć, że sznurowadło glana mi się

rozwiązało, nawrzeszczeli na nas za szepty.

J.P.: Nie jesteś na mnie wściekła, prawda?

Ja: A czemu miałabym być na ciebie wściekła?

J.P: Za to, że z tobą tańczyłem?

Ja: A czemu miałabym się wściekać na ciebie za to, że ze mną

TAŃCZYŁEŚ

?

J.P: No cóż, gdybyś miała przez to kłopoty ze swoim chłopakiem czy coś.

Zaczynało coraz bardziej wyglądać na to, że totalnie je mam - Ale to nie była niczyja

wina, tylko moja... A z pewnością nie J.P.

Ja: Nie. To było z twojej strony bardzo

MIŁE

. Dzięki temu nie czułam się największym

dziwadłem we wszechświecie, jestem taka

GŁUPIA

. W głowie mi się nie mieści, że wypiłam to

piwo. Byłam po prostu taka zdenerwowana, wiesz. Że nie jestem wystarczająco imprezową

dziewczyną.

J.P.: No cóż, jeśli to jakaś pociecha, wyglądałaś, jakbyś świetnie się bawiła. Nie tak

jak dzisiaj. Dzisiaj wyglądasz - no cóż, właśnie dlatego pomyślałem, że może jesteś na mnie

wściekła. Albo ze względu na wczorajszy wieczór, albo może przez to, co powiedziałem

wcześniej, kiedy wspomniałem o tej awanturze, którą zrobiłaś wtedy w stołówce.

Ja: Nie. Dlaczego miałabym się o to gniewać? To przecież prawda. Z

ROBIŁAM

awanturę, kiedy odkryłam, że dodali mięsa do lasagne. Miała być wegetariańska.

background image

J.P.: Wiem. Oni

WSZYSTKO

potrafią schrzanić w tej stołówce. Czy ty widziałaś

kiedykolwiek, co oni robią z chili?

Ja: Chodzi ci o to, że czasem dodają kukurydzy?

J.P.: Taa, dokładnie. To jest po prostu nie do przyjęcia. W chili nie powinno być

kukurydzy. To nienaturalne. Nie sądzisz?

Ja: No cóż, tak naprawdę nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Ja na

przykład lubię kukurydzę.

J.P: No cóż, a ja nie. Nigdy jej nie lubiłem, odkąd... zresztą nieważne.

Ja: Odkąd co?

J.P: Nie, nic. Naprawdę. Nic ważnego.

Ale oczywiście teraz

MUSIAŁAM

się dowiedzieć.

Ja: Nie ma sprawy, możesz mi powiedzieć. Ja nikomu nie powtórzę ani słowa,

obiecuję.

J.P.: No cóż, to tylko... Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że jedyny sławny człowiek,

którego chciałbym spotkać to David Mamet?

Ja: Taa...

J.P.: No cóż, moi rodzicie kiedyś go poznali. Byli u niego w domu na obiedzie ze

cztery lata temu. A ja byłem taki podekscytowany, kiedy się o tym dowiedziałem, że

zachowywałem się - no wiesz, tak jak się człowiek zachowuje, kiedy na dwanaście lat i

uważa, że cały świat kręci się dokoła niego: „A powiedziałeś mu o mnie, tato? Powiedziałeś

mu, że jestem jego największym fanem?”

Ja: Taa. I co powiedział twój tata?

J.P.: Powiedział: „Tak, synu, twoje imię faktycznie padło w czasie rozmowy”.

Okazuje się, że owszem, mój tata mu o mnie opowiedział. Opowiedział mu o tym, jak to było,

kiedy po raz pierwszy nakarmili mnie w dzieciństwie kukurydzą.

Ja: Taa?

J.P: I jak bardzo się zdziwili następnego ranka, kiedy w mojej pieluszce znaleźli całe

jej ziarna. Kukurydzy znaczy.

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

No tak, coś takiego zdarzyło się za pierwszym - i jedynym - razem, kiedy

nakarmiliśmy Rocky'ego kukurydzą. Więc

DOKŁADNIE

wiem, jakie to obrzydliwe.

Ja: O

OOOOOOOOOOHHHHHHHHHHH

! Ups. To znaczy przepraszam. To musiało być

straszliwie żenujące. To znaczy dla ciebie. Że powiedzieli coś takiego o tobie twojemu

idolowi. Nawet jeśli

BYŁEŚ

tylko dzieckiem wtedy, kiedy to się wydarzyło.

background image

J.P: Żenujące? Myślałem, że umrę ze wstydu! Od tamtej pory ani razu nie zdołałem

przełknąć kukurydzy!

Ja: Och, w takim razie wszystko jasne.

J.P: Co jasne?

Ja: Nic. No ta twoja awersja do kukurydzy.

J.P.: Taa. Rodzice. Oni potrafią człowiekowi namieszać, wiesz?

Ja: Mów do mnie jeszcze.

J.P.: Żyć się z nimi nie da. Nie ma się za co żyć bez nich. A skoro przy tym jesteśmy,

co powiesz na taki wiersz:

Płacą za twoje jedzenie

Dach nad głową i szkołę

W zamian chcą decydować

Czy ci na cokolwiek pozwolą.

Nie masz żadnej kontroli

Władzy nad swym życiem

Przynajmniej do osiemnastki

Gdy wreszcie możesz uciec.

Ja: To jest świetne! Powinieneś wysłać ten wiersz do magazynu Lilly!

J.P.: Dzięki. Może go zgłoszę - razem z wierszem o dyrektor Gupcie. A ty będziesz

miała coś swojego w tym numerze? To znaczy w magazynie Lilly?

Ja: Nie.

Bo, oczywiście, jedyna rzecz, jaką ostatnio napisałam (poza notatkami w pamiętniku)

to Nigdy więcej kukurydzy! A ja już powiedziałam Lilly, że nie może tego opublikować. Z

czego teraz bardzo się cieszę, bo naprawdę nie wydaje mi się, żeby J.P. mógł być zachwycony

moim opowiadaniem. Cóż, biorąc pod uwagę historię, którą mi właśnie opowiedział o tym,

DLACZEGO

nie lubi kukurydzy...

O Boże. Grandmère mnie woła do sceny duszenia.

Chciałabym, żeby ktoś

MNIE

udusił. Bo wtedy ja i Michael już nie musielibyśmy gadać.

Bo po prostu bym już nie żyła.

Niedziela, 7 marca, 21.00, poddasze

W głowie mi się to nie mieści. Czemu wszystko musi się układać coraz gorzej? Po

pierwsze, nadal nie udało mi się skontaktować z Michaelem. Nie odbiera komórki i nie ma go

background image

w sieci, a Doo Pak mówi, że nie ma go też w pokoju i że on nie ma pojęcia, gdzie może być

„Mike”.

Taa, a ja mam o tym całkiem niezłe pojęcie - może być gdziekolwiek, byle dalej ode

mnie.

Takie już moje szczęście, że z dwojga rodzeństwa Moscovitzów pisze do mnie bez

przerwy na ICQ akurat to, od którego ja chciałabym się znaleźć jak najdalej. Właśnie dosta-

łam odpowiedź od Lilly na moje przypomnienie, żeby czasem nie zamieszczała Nigdy więcej

kukurydzy! w swoim magazynie.

W

OMYN

R

ULE

: Och, przepraszam, ale ten tekst zostaje. To mój

najlepszy kawałek. A przy okazji, wkładasz na tę imprezę swój beret?

G

R

L

OUIE

: Czy ty się wreszcie odczepisz z tym głupim beretem? I na

jaką imprezę? 0 czym ty w ogóle mówisz? Lilly, nie możesz
opublikować mojego opowiadania bez mojej zgody. A ja cofam zgodę na

publikację.

W

OMYN

R

ULE

: I

MPREZĘ

A

IDE

DE

F

ERME

,

KTÓRĄ

ORGANIZUJE

TWOJA

BABKA

. I nie możesz

cofnąć zgody. Bo kiedy jakiś kawałek jest już raz złożony do biura
redakcji „Różowego Odbycika Grubego Louie”, staje się własnością

„Różowego Odbycika Grubego Louie”.

GrLouie: Okay, a) przestań tak go nazywać, b) Ten magazyn nie

ma żadnego biura redakcji. Biuro redakcji mieści się w twojej
sypialni. A Aide de Ferme jest przyjęciem na cele charytatywne, a

nie imprezą.

W

OMYN

R

ULE

: Miałam na myśli biuro redakcji w sensie przenośnym. A

teraz na poważnie. Skoro ty nie będziesz nosiła beretu, to ja mogę
włożyć?

To okropne. Biedny J.P.

I co się

DZIEJE

z rodzeństwem Moscovitzów? Ja mogę zrozumieć, czemu Michael ma

mnie dość, ale dlaczego Lilly zachowuje się tak dziwacznie w sprawie tego opowiadania?

Gdybym nie była tak wycieńczona, zawróciłabym limuzynę i pojechała najpierw do

Lilly, żebym mogła jej wbić do głowy nieco rozumu, a potem do Michaela, żeby móc go

przeprosić osobiście.

Ale jestem zbyt zmęczona, żeby zrobić cokolwiek poza prysznicem i pójściem do

łóżka.

background image

Poważnie, nie mam pojęcia, jak Paris Hilton to robi - występy w telewizji,

projektowanie własnej biżuterii i kosmetyków

ORAZ

imprezowanie co wieczór do późnych

godzin? Nic dziwnego, że wtedy zgubiła swojego psa i myślała, że został porwany...

Chociaż szanse, że kiedykolwiek zgubię Grubego Louie są raczej znikome, bo on jest

o wiele za ciężki, żeby go nosić ze sobą na małej poduszeczce, tak jak Paris nosi Dzwonecz-

ka. Poza tym gdybym kiedyś próbowała coś takiego zrobić, chybaby mi pazurami poorał

twarz.

Poniedziałek, 8 marca, godzina wychowawcza

No więc dzisiaj rano znów „pożyczyłam” kartę kredytową mojej mamy i zamówiłam

dla Michaela takie wielkie ciastko z dostawą do domu. Tym razem zadbałam o to, żeby je wy.

słać do niego do akademika. Kazałam ciastkarzowi ozdobić podwójnie czekoladowe ciastko o

średnicy trzydziestu centymetrów napisem z lukru: Przepraszam.

Zdaję sobie sprawę, że wysyłanie komuś ciastka - nawet o średnicy trzydziestu

centymetrów z napisem z lukru: Przepraszam - jest żałośnie nieadekwatnym sposobem

wyrażania skruchy, że tańczyło się seksowne tańce z innym facetem.

Ale nie stać mnie na to, żeby zamówić dla Michaela to, na co naprawdę ma ochotę, to

znaczy wycieczkę promem kosmicznym.

Kiedy już zamówiłam ciastko, wyszłam ze swojego pokoju i znalazłam Rocky'ego,

który obiema piąstkami trzymał za futro Grubego Louie i wrzeszczał:

- Kii! Kii! Kii!

Biedny Gruby Louie wyglądał, jakby przed chwilą pożarł skarpetę.

Ale tak naprawdę przełykał własny impuls pochlastania pazurami mojego młodszego

braciszka na wstążki. Gruby Louie to taki dobry kot, on po prostu

POZWALAŁ

, żeby Rocky go

trzymał za futro.

Ale to nie znaczy, że nie miał na swojej pomarańczowej mordce wyrazu czystej

paniki. Widziałam, że jeszcze parę sekund i nie wytrzyma.

Oczywiście przyszłam mu z pomocą i zawołałam:

- Mamo! Czy nie mogłabyś popilnować swojego dziecka

PRZEZ

JEDNĄ

JEDYNĄ

MINUTĘ

?!

Ale, oczywiście, mama nie zdążyła jeszcze wypić kawy, więc była zupełnie niezdolna

do kontrolowania swojego dziecka, a co dopiero dostrzeżenia, że cokolwiek się dzieje, pomi-

jając Diane Sawyer na ekranie telewizora, w który była wpatrzona.

background image

Ona nie ma zielonego pojęcia, jakie to szczęście, że nadeszlam w samą porę. Gdyby

Gruby Louie

RZECZYWIŚCIE

stracił panowanie nad sobą i rzucił się na Rocky'ego, mały mógłby

dostać gorączki od zaniedbanych kocich zadrapań i umrzeć. Gorączka po kocich zadrapaniach

to superpoważna i totalnie lekceważona dziecięca choroba. Jeśli się nie uważa, może

spowodować anoreksję.

Nie sądzę, żeby w przypadku Rocky'ego ktoś zauważył anoreksję, bo on ma rozmiary

przeciętnego czterolatka, chociaż nawet nie skończył jeszcze roku.

Właściwie, gdyby Rocky, tak jak Gruby Louie, był pomarańczowy, wyglądałby

zupełnie jak Oompa Loompa.

Poważnie nie mam pojęcia, jak, mając na głowie mojego małego braciszka, przyjaciół,

rodziców, obowiązki księżniczki, babkę i te kłopoty z seksownymi tańcami, kiedykolwiek

zdołam osiągnąć samorealizację.

Poniedziałek, 8 marca, WF

Lana podeszła do mnie, kiedy przed chwilą byłam pod prysznicem, i zapytała, gdzie są

jej zaproszenia na imprezę charytatywną Aide de Ferme. Byłam taka zmęczona - i przed-

ramiona tak mnie bolały od duszenia Borisa, nie mówiąc już o waleniu w tę głupią piłkę do

siatkówki, chociaż trafiłam w nią tylko ten jedyny raz... Bo przez resztę czasu po prostu się

uchylałam, kiedy widziałam, że na mnie leci - że powiedziałam:

- Przestań sikać w gacie, przekazałam sekretarce babki, odpowiedzialnej za imprezę,

listę nazwisk moich znajomych, okay? Ty i Trish dostaniecie zaproszenia. Masz się tam tylko

pojawić.

Miała taką nieco zaskoczoną minę. Chyba byłam trochę ostra.

Coraz wyraźniej widzę, że aktorki spotykają się z wieloma fałszywymi oskarżeniami.

Na przykład te, które rzekomo mają „temperamencik”. Cameron Diaz i tak dalej. Jeśli ma

POŁOWĘ

tego stresu co ja, to nie dziwię się, że świruje i kopie fotografów, i rozwala im aparaty.

To tylko dowodzi, że to, co czasem uważamy za naganne zachowanie, może być po

prostu objawem totalnej frustracji spowodowanej tym, że ktoś jest zmuszany do wysiłku prze-

kraczającego jego fizyczne i umysłowe możliwości.

Tylko tyle powiem.

Poniedziałek, 8 marca, ekonomia

Elastyczność

background image

Elastyczność to stopień, w jakim krzywa popytu lub podaży reaguje na zmianę cen.

Elastyczność różni się dla różnych produktów w zależności od tego, jak niezbędny

jest dany produkt konsumentowi.

Wydaje mi się, że w oczach Michaela straciłam wiele na elastyczności po tym całym

seksownym tańcu na imprezie.

A może to przez ten beret.

Poniedziałek, 8 marca, angielski

Wszyscy są zbyt zmęczeni, żeby choćby wymieniać notatki. Poza tym ewidentnie nikt

z nas nie czytał w weekend O, pionierzy!

Pani Martinez mówi, że naprawdę ją rozczarowaliśmy. Proszę się ustawić w kolejce,

pani M., proszę się ustawić w kolejce.

Poniedziałek, 8 marca, lunch

J.P. znów z nami siedzi. Jest jedyną osobą przy naszym stole (a przynajmniej z osób

grających w sztuce - to znaczy w musicalu), która nie popada w katatonię z wyczerpania.

Nawet napisał nowy wiersz. Oto on:

Zawsze chciałem

Zagrać w sztuce

Ale radość wartkiego tekstu

Z dnia na dzień maleje

Więc teraz jestem tu

Chcę zawrócić

Mam dość układów

Mam dosyć prób

Niech ktoś mi pomoże

Usłyszy moje prośby

Zabierze mnie z tego wariatkowa

To znaczy musicalu Warkocz!

background image

Zabawne. Pośmiałabym się, gdyby przepona tak bardzo mnie nie bolała od

podnoszenia tego głupiego fortepianu.

Nadal ani słowa od Michaela. Wiem, że ma właśnie zaliczenie z historii dystopii w

filmach SF. Więc to by wyjaśniało, czemu do mnie nie zadzwonił z podziękowaniem za ciast-

ko.

Z powodu zaliczeń. Wcale nie dlatego, że nie chce nigdy więcej w życiu ze mną

rozmawiać, ani oglądać mnie na oczy po tym moim seksownym tańcu.

Mam nadzieję.

Poniedziałek, 8 marca, RZ

Dobra, ona oszalała.

Poważnie. Co się z nią dzieje? Spodziewa się, że wszyscy jej pomożemy poskładać

ten jej głupi magazyn literacki - dosłownie, bo właśnie wtargała do środka trzy tysiące

siedemset kartek, które najwyraźniej mamy ułożyć stronami i pospinać zszywaczem - ale

nadal nie chce wycofać Nigdy więcej kukurydzy!

- Lilly - powiedziałam. - P

ROSZĘ

. My teraz znamy J.P My się z nim

PRZYJAŹNIMY

. Nie

możesz puścić tego opowiadania. To na pewno urazi jego uczucia! Przecież ja mu się kazałam

ZABIĆ

pod koniec.

- J.P. jest poetą. - Tylko tyle odpowiedziała mi Lilly.

- I

CO

Z

TEGO

? C

O

TO

MA

DO

RZECZY

?

- Poeci przez cały czas się zabijają. To fakt statystyczny. Spośród wszystkich literatów

poeci mają najkrótszą średnią długość życia. Jest o wiele bardziej prawdopodobne, że zabije

się poeta niż prozaik. J.P. prawdopodobnie zgodziłby się z twoim zakończeniem Nigdy więcej

kukurydzy! - bo to i tak droga, którą kiedyś w przyszłości wybierze.

- Lilly!

Ale ona się nie ugięła.

Odmówiłam segregowania stron i spinania zszywaczem z powodów etycznych, więc

zmusiła do tego Borisa.

Widać, że on nie ma na to ochoty. Jest zbyt zmęczony, żeby ćwiczyć na skrzypcach.

Wiecie co? Zaczynam się zastanawiać, czy sprzedawanie świec nie byłoby prostsze.

Poniedziałek, 8 marca, geografia i środowisko

Kenny nie był wczoraj wieczorem zbyt zmęczony, żeby zrobić nasze ćwiczenia.

background image

Ale

BYŁ

zbyt zmęczony, żeby je uchronić przed poplamieniem sosem marinara.

Przepisałam je za darmo. Oficjalnie zrezygnowałam już z metod Alfreda Marshalla.

Może one działają stosowane przez Grandmère i Lanę, ale w moim przypadku nie przynoszą

nic dobrego.

Nadal ani słowa od Michaela. A jego zaliczenia z historii dystopii w filmach SF już

powinno się było skończyć.

To już chyba oficjalna informacja.

On mnie nienawidzi.

P

RACA

DOMOWA

Godzina wychowawcza: nie dotyczy

WF: U

PRAĆ

SPODENKI

GIMNASTYCZNE

!!! W

GŁOWIE

MI

SIĘ

NIE

MIEŚCI

,

ŻE

ZAPOMNIAŁAM

!

Ekonomia:??? Jestem zbyt zmęczona, żeby się przejmować

Angielski: mtg (mam to gdzieś)

Francuski: mtg

RZ: i co jeszcze?

Geometria: mtg

Geografia i środowisko: mtg (Kenny mi powie)

Poniedziałek, 8 marca,

w limuzynie w drodze do domu z hotelu Plaza

To jest normalnie niewiarygodne.

Naprawdę. Już za wiele tego dobrego. Po tym wszystkim...

Okay. Muszę się wziąć w garść. M

USZĘ

SIĘ

WZIĄĆ

W

GARŚĆ

.

Zaczęło się stosunkowo niewinnie. Wszyscy leżeliśmy tam sobie na podłodze sali

balowej, wykończeni po ostatniej próbie.

A potem ktoś - to chyba była Tina - powiedział:

- Hm, Wasza Wysokość? Moi rodzice chcieliby wiedzieć, gdzie będą mogli kupić

bilety na to przedstawienie, żeby mogli je na pewno zobaczyć.

- Nazwiska wszystkich waszych rodziców już zostały umieszczone na liście gości -

odparła Grandmère ze swojego miejsca, gdzie siedziała i paliła papierosa (najwyraźniej po-

zwala sobie teraz na palenie po próbach, tak samo jak na palenie po posiłkach). - Na środę.

background image

- Na środę? - zapytała Tina z nieco dziwną intonacją.

- Zgadza się - odpowiedziała Grandmère, wydychając obłok niebieskiego dymu. Señor

Eduardo lekko zakaszlał przez sen, kiedy mijała go ta chmura.

- Ale czy nie w środę wieczorem ma się odbyć to przyjęcie charytatywne Aide de

Ferme? - spytał ktoś inny, chyba Boris.

- Zgadza się - odpowiedziała znów Grandmère.

I wtedy to do nas wreszcie dotarło.

Pierwsza poderwała się na nogi Lilly.

- CO? - wykrzyknęła. - Chce nam księżna kazać występować w tej sztuce przed tymi

wszystkimi ludźmi, którzy przyjdą na księżny

IMPREZĘ

?

- To musical - odpowiedziała mrocznym tonem Grandmère - - Nie sztuka.

- Powiedziała pani, kiedy pytałam w zeszłym tygodniu, że będziemy wystawiać

Warkocz! dokładnie za tydzień! - krzyknęła Lilly. - A to był czwartek!

Grandmère zaciągnęła się papierosem.

- Ojej - powiedziała bez najmniejszego śladu poruszenia. - No to się pomyliłam o

jeden dzień, tak?

- Ja nie mam zamiaru - powiedział Boris, prostując się na całą swoją wysokość - dać

się udusić włosami jakiejś dziewczyny na oczach Joshui Bella.

- A ja nie mam zamiaru - oświadczyła Lilly - grać czyjejkolwiek kochanki na oczach

Benazir Bhutto - nieważne, ile czasu wspierała taliban!

- Nie chcę grać jakiejś pokojówki na oczach sławnych ludzi - zaprotestowała słabo

Tina.

Grandmère bardzo spokojnie zgasiła papierosa na pustym talerzyku, który ktoś

zostawił na klapie fortepianu. Widziałam, że Phil nerwowo spogląda na kopcący niedopałek.

Najwyraźniej tak samo się obawia raka płuc od biernego palenia jak ja.

- A więc - powiedziała Grandmère, a jej przepalony gitanami głos niósł się bardzo

donośnie w pustej sali balowej - to są podziękowania, jakie otrzymuję za to, że do waszego

nudnego, przeciętnego, zwyczajnego życia wprowadziłam nieco blasku i sztuki.

- Uhm - odezwał się Boris. - W moim życiu jest już miejsce dla sztuki. Nie wiem, czy

jest pani tego świadoma, księżno, ale jestem koncertującym skrzypkiem i...

- Próbowałam - obwieściła Grandmère, ignorując Borisa - zrobić coś, aby ubarwić

wasze nudne życie, waszą codzienną szkolną harówkę. Próbowałam podarować wam coś

znaczącego, czego moglibyście wyglądać z niecierpliwością. I tak mi się odpłacacie.

background image

Odmawiając podzielenia się tym, nad czym tak ciężko pracowaliśmy, z innymi. Co z was za

AKTORZY

????

Popatrzyliśmy na nią w osłupieniu. Bo przecież nikt z nas nie uważał się za aktora.

- Czy nie zostaliście - pytała ostro Grandmère - zesłani za tę ziemię z boskim

zobowiązaniem do podzielenia się swoimi talentami z innymi? Ośmielacie się

KWESTIONOWAĆ

ten boski plan,

ODMAWIAJĄC

światu prawa do obejrzenia waszych artystycznych wysiłków? Czy

TO

właśnie chcecie mi powiedzieć? Że pragniecie sprzeciwić się

WOLI

BOSKIEJ

?!

Tylko Lilly miała dość odwagi, żeby się odezwać.

- Och. Wasza Wysokość, nie sądzę, żebym sprzeciwiała się woli Bogini, o ile Ona

rzeczywiście istnieje, stwierdzając, że nie mam ochoty zrobić z siebie idiotki przed bandą

światowych liderów i gwiazd kina.

- Za późno! - wykrzyknęła Grandmère. - Już to zrobiłaś! Bo tylko

OSIOŁ

czuje się jak

OSIOŁ

! I w ogóle skąd ci się wzięło to określenie? Prawdziwa artystka nigdy nie wstydzi się

swojej pracy. N

IGDY

.

- Świetnie - powiedziała Lilly. - Nie wstydzę się. Ale...

- Ten spektakl - ciągnęła Grandmère - w który wszyscy włożyliście tyle trudu, jest

zbyt ważny, żeby się nim nie podzielić z tyloma ludźmi, ilu nam się tylko uda zgromadzić. A

jaka okazja byłaby po temu bardziej stosowna niż przyjęcie na cele charytatywne, żeby zebrać

fundusze dla biednych hodowców oliwek z Genowii? Czy wy tego nie widzicie? Warkocz!

niesie przesłanie - przesłanie nadziei - i jest szalenie ważne, żeby ludzie - a zwłaszcza

genowiańscy farmerzy - to przesłanie usłyszeli. W obecnych mrocznych czasach nasz

spektakl pokazuje, że w ostatecznym rozliczeniu źli nie zwyciężą i że nawet najsłabsi spośród

nas mogą odegrać ważką rolę w udaremnieniu ich zapędów. Gdybyśmy mieli odmówić

ludziom tego przesłania, czy w gruncie rzeczy nie przykładalibyśmy ręki do zwycięstwa zła?

- O Chryste! - usłyszałam, jak mruczy pod nosem Lilly.

Ale na wszystkich pozostałych te słowa zrobiły spore wrażenie.

Dopóki do nich nie dotarło, że środa wieczorem to już pojutrze.

A kilkoro z nas - no cóż, Kenny - nadal nawet nie opanowali choreografii.

I właśnie dlatego Grandmère powiedziała, że mamy się przygotować na to, że jeśli

będzie trzeba, jutrzejsza wieczorna próba potrwa do samego rana.

Przemowa Grandmère

RZECZYWIŚCIE

robiła spore wrażenie. My naprawdę

NIE

MOŻEMY

pozwolić, żeby złoczyńcy zwyciężyli.

Nawet jeśli tymi złoczyńcami jesteśmy... no cóż, my sami.

background image

I to dlatego powiedziałam przed chwilą Hansowi, żeby mnie zawiózł do Eagle Hall,

akademika, w którym mieszka Michael. Mam zamiar wybłagać od niego przebaczenie, nawet

jeśli będę musiała tarzać się po podłodze, jak Rommel, kiedy się zorientuje, że czas na kąpiel.

Poniedziałek, 8 marca, w limuzynie

w drodze do domu z akademika Michaela

O mój Boże! O Boże!

Tylko tyle przychodzi mi na myśl.

A poza tym: ależ ze mnie idiotka.

Poważnie. No bo wszystkie wskazówki miałam w zasięgu ręki, a po prostu nie

umiałam ich złożyć w całość.

Okay, może jak to wszystko spiszę sobie jakoś porządnie, to będę to umiała jakoś

przetrawić.

No więc weszłam do Eagle Hall, gdzie mieszka Michael, i zadzwoniłam do jego

pokoju z recepcji. Był akurat u siebie - dzięki Bogu. Wydawał się nieco zdziwiony, kiedy

usłyszał mój głos w słuchawce, ale powiedział, że zaraz zejdzie na dół, bo ochroniarze bardzo

pilnują, żeby do akademika nie dostał się ktoś niepowołany. Wpuszczają tylko mieszkańców.

No i ich gości, ale wtedy mieszkaniec akademika musi zejść na dół, a gość zostawia w

recepcji legitymację i tak dalej.

Brałam to za dobry znak, że Michael w ogóle zgodził się zejść po mnie na dół i wpisać

do książki odwiedzin.

Póki go nie zobaczyłam.

I wtedy zrozumiałam, że nie ma w tym nic dobrego.

Bo Michael miał

NAPRAWDĘ

smutną minę. To znaczy

NAPRAWDĘ

smutną.

Owszem, wiedziałam, że on ma w tym tygodniu zaliczenia. To już w zasadzie

wystarczy, żeby człowieka przygnębić.

Ale Michael nie wyglądał, jakby go przygnębiały zaliczenia.

Wyglądał, jakby miał depresję, bo właśnie się przekonał, że jego dziewczyna jest

kompletną wariatką i będzie musiał z nią zerwać.

Mimo wszystko pomyślałam sobie, że może się mylę. Projektuję coś na niego, czy

jakoś tak.

Więc przez całą drogę na górę, w windzie powtarzałam sobie, co mu mam powiedzieć.

Jak mam się zachować, kiedy wyciągnie sprawę seksownych tańców. I piwa. Miałam nadzie-

background image

ję, że bez większego trudu zdołam go przekonać, że cierpiałam wtedy na chwilowe

zaburzenia równowagi hormonalnej. Powinno się udać, bo teraz jestem już lepiej

przygotowana do aktorstwa, po całym ostatnim tygodniu.

Poza tym, cóż, jestem największą kłamczucha na świecie.

Ale ta sprawa z J.P. To mogło się okazać trudniejsze do wyjaśnienia. Bo sama nie

byłam pewna, czy to w ogóle rozumiem.

A potem, kiedy znaleźliśmy się na piętrze Michaela, Lars dyskretnie usiadł sobie w

kąciku telewizyjnym, gdzie leciał jakiś mecz, a my poszliśmy do pokoju, który na szczęście

okazał się pusty, bo współlokator Michaela, Doo Pak, był na spotkaniu Stowarzyszenia

Studentów Koreańskich.

- A więc - zaczęłam, kiedy już usiadłam na porządnie zasłanym łóżku Michaela.

Usiłowałam mówić zupełnie swobodnie. Chociaż wcale nie czułam się swobodnie. W gruncie

rzeczy czułam się tak, jakby cała krew w żyłach zamieniała mi się w lód. Gdyby ktoś mi w

tym momencie odrąbał ramię, jestem pewna, że rozprysłoby się na tysiące kawałków zamiast

krwawić, jak jeden z tych zamrożonych facetów w kriogenicznym więzieniu w Człowieku

Demolce (to też dystopia w filmie SF).

Bo nagle byłam pewna, że Michael ze mną zerwie, ponieważ w czasie jego imprezy

okazałam się takim niedojrzałym dziwadłem.

I zanim się zorientowałam, co robię, usłyszałam własne słowa:

- Słuchaj, przepraszam cię za ten głupi seksowny taniec. Naprawdę, naprawdę

przepraszam. A między mną a J.P. nic hie ma. Poważnie. Chodziło tylko o to, że ja

ZEŚWIROWAŁAM

. Bo wiesz, wszystkie te superinteligentne dziewczyny ze studiów...

Michael, który usiadł naprzeciwko mnie na krześle przy biurku, zamrugał oczami.

- Seksowny taniec?

- Tak - powiedziałam. - Ten, który zatańczyłam z J.P.

Michael uniósł brwi.

- A więc to właśnie było to? Seksowny taniec?

- Tak.

Czułam, że policzki zaczynają mnie palić. Czy mogłabym tylko powiedzieć, że kiedy

Buffy wykonała seksowny taniec w Bronze, żeby wywołać zazdrość Angela w jednym

odcinku, to - jestem pewna - Angel poszedł i zabił potem kilka wampirów tylko po to, żeby

odreagować seksualną frustrację? A tymczasem

MÓJ

chłopak nawet nie zauważył, że na jego

oczach tańczę seksowny taniec.

background image

Usiłowałam nie zastanawiać się nad tym, co to może oznaczać dla przyszłości naszego

związku. Ani jak to świadczy o moich uzdolnieniach. W kierunku seksownego tańca znaczy.

- To nie była do końca moja wina - upierałam się. - No cóż, to znaczy ten seksowny

taniec owszem. Ale zaprosiłeś mnie na imprezę, wiedząc, że będę tam najmłodszą i najmniej

inteligentną osobą. I spodziewałeś się, że

JAK

ja się poczuję? Byłam totalnie zastraszona!

- Mia - odezwał się Michael nieco suchym tonem. - Zdecydowanie nie byłaś tam

najmniej inteligentną osobą. A poza tym jesteś księżniczką. I

TY

byłaś zastraszona?

- No cóż - powiedziałam. - Może i jestem księżniczką, ale i tak zdarza się, że bywam

zastraszona. Zwłaszcza przez starsze dziewczyny. Studentki. Które znają się na... studenckim

życiu. I bardzo mi przykro, że zachowałam się jak głupek. Ale czy to, co zrobiłam, jest

naprawdę takie niewybaczalne? Przecież ja tylko wypiłam

JEDNO

piwo i zatańczyłam jakiś

seksowny taniec z innym facetem. I ściśle rzecz biorąc, nawet nie tańczyłam z nim, tylko w

pewnym sensie naprzeciw niego. I okay, może koniec końców nie wypadło to zbyt

seksownie. I zdaję sobie teraz sprawę, że ten beret był pomyłką, To wszystko było totalnie

niedojrzałe, wiem. Ale... - czułam, że oczy napełniają mi się łzami. - Ale i tak mogłeś do mnie

zadzwonić, zamiast urządzać dwa ciche dni!

- Ciche dni? - powtórzył Michael. - O czym ty mówisz? Wcale nie urządzałem ci

cichych dni, Mia.

- Przepraszam - powiedziałam, walcząc z napływającymi łzami - ale zostawiłam ci

chyba z pięćdziesiąt wiadomości, a poza tym wysłałam ci bajgle

ORAZ

to gigantyczne ciastko,

a dostałam od ciebie tylko tego tajemniczego SMS - a: musimy porozmawiać...

- Daj spokój, Mia. - Michael miał teraz trochę rozzłoszczoną minę. - Byłem zajęty...

- Zdaję sobie sprawę z tego, że twoje zajęcia z historii dystopii w filmach SF są

szalenie absorbujące - przerwałam. - I wiem, że zachowywałam się jak idiotka na twojej

imprezie. Ale mogłeś przynajmniej...

- Mia, ja nie byłem zajęty nauką - teraz on mi przerwał. - I owszem, na mojej imprezie

zachowywałaś się jak idiotka. Ale to też nie o to chodzi. Rzecz w tym, że usiłowałem się

uporać z rodzinną katastrofą. Moi rodzice... Moi rodzice postanowili się rozejść.

Och. Co??????

Gapiłam się na niego, oniemiała. Uznałam, że musiałam się przesłyszeć.

- Słucham?

- Tak. - Michael wstał i odwróciwszy się do mnie plecami, przegarnął dłonią włosy. -

Moi rodzice postanowili dać sobie spokój. Powiedzieli mi w dzień imprezy.

background image

Odwrócił się do mnie i zobaczyłam, że chociaż próbował tego nie okazywać, jest mu

przykro. Bardzo przykro.

I to wcale nie dlatego, że jego dziewczyna nie jest imprezową dziewczyną. Ani

ZA

BARDZO

imprezową. Wcale nie z powodu którejś z tych dwóch rzeczy.

- Powiedziałbym ci wtedy - odezwał się. - Gdybyś jeszcze została. Ale kiedy

wyszedłem z ich pokoju, ciebie już nie było.

Patrzyłam na niego z przerażeniem, zdając sobie sprawę z całej głupoty, jaką się

wykazałam tamtego wieczoru. Uciekłam z jego imprezy, zawstydzona tym, że dałam się

przyłapać rodzicom Michaela na seksownym tańcu z innym facetem, i założyłam, że on też

tak samo tę sprawę traktował... bo z jakiego innego powodu tak sobie wyszedł i mnie tam

zostawił samą?

Ale teraz zrozumiałam, że miał bardzo ważny powód, żeby tak wtedy zniknąć.

Rozmawiał z rodzicami. Którzy wcale nie mówili mu, że powinien zerwać ze swoją

dziwkowatą, seksownie tańczącą dziewczyną.

Nie, oni go informowali, że się rozstają.

- Wcale nie pojechali na konferencję w ten ostatni weekend - ciągnął Michael. -

Okłamali mnie. Pojechali na maratonową sesję z terapeutą małżeństw. To była taka ostatnia

próba przekonania się, czy potrafią się jakoś dogadać. Która się nie udała.

Gapiłam się na niego. Czułam się tak, jakby ktoś mnie kopnął w żołądek. Nie bardzo

mogłam złapać oddech.

- Ruth i Morty? - Usłyszałam własny szept. - Rozstają się?

- Ruth i Morty - potwierdził. - Rozstają się. Wróciłam myślami do czegoś, co

powiedziała Lilly tego

dnia, kiedy walnęłyśmy się głowami w szyberdach limuzyny. Powiedziała, że chyba

Ruth i Morty mają teraz ważniejsze zmartwienia.

Rzuciłam Michaelowi skołowane spojrzenie.

- Czy Lilly wie?

- Rodzice czekają na odpowiedni moment, żeby jej powiedzieć - odparł Michael. -

Nawet mnie nie chcieli nic mówić, ale... no cóż, czułem, że coś jest nie w porządku. W

każdym razie oni chyba uważają, że ten magazyn, nad którym pracuje Lilly, i ta wasza

sztuka...

- Musical - poprawiłam.

background image

- ...którymi wydaje się w tej chwili strasznie przejęta, no cóż, pomyśleli, że powiedzą

jej o tym później. Ja niekoniecznie zgadzam się z ich decyzją, ale postanowili załatwić to po

swojemu. Więc proszę, nic jej nie mów.

- Ona chyba wie. W limuzynie któregoś dnia... powiedziała coś takiego.

- Nie zdziwiłbym się. Musi przynajmniej coś podejrzewać. Przez cały rok widziała w

domu ich kłótnie, podczas gdy ja byłem tu, w akademiku, nieco na uboczu.

- O Boże - westchnęłam, czując przypływ współczucia dla Lilly. Nagle w pewien

sposób zrozumiałam, czemu się tak dziwnie zachowywała. Na przykład z tym magazynem

literackim. No bo skoro wiedziała, że jej rodzice się rozchodzą, to by wyjaśniało jej wahania

nastroju i ogólne świrowanie.

Szkoda, że nie miałam żadnej takiej wymówki dla

WŁASNYCH

świrów.

- Michael - powiedziałam. - Nie miałam pojęcia. Zachowałam się tamtego wieczoru

jak kompletna wariatka. Myślałam, że czujesz do mnie niesmak. Że cię rozczarowałam. Bo

nie jestem imprezową dziewczyną.

- Mia - Michael pokręcił głową, prawie jakby

ON

SAM

też nie mógł uwierzyć, że to się

wszystko dzieje. - Byłem na ciebie wściekły. Ja wcale nie chcę imprezowej dziewczyny. Ja

tylko chcę...

Ale zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć, drzwi się otworzyły i do środka wszedł Doo

Pak, tak samo pogodny jak zawsze... a zwłaszcza na mój widok.

- Och, cześć, księżniczko! - zawołał. - Tak sobie pomyślałem, że tu jesteś, bo

widziałem Larsa przy telewizorze! Jak się dzisiaj czujesz? Dziękuję ci bardzo za to wielkie

ciastko z przeprosinami. Mike i ja jedliśmy je przez cały dzień.

Miałam zamiar powiedzieć: „Nie ma za co”. Miałam zamiar powiedzieć: „U mnie

świetnie, Doo Pak. A jak u ciebie?”

Chociaż

WCALE

NIE

TO

chciałam powiedzieć. C

HCIAŁAM

powiedzieć:

- Spadaj, Doo Pak! Spadaj stąd! Michael, skończ to, co zacząłeś mówić. C

HCESZ

TYLKO

CZEGO

???

Bo wiecie, to zabrzmiało jak coś trochę ważnego - zwłaszcza biorąc pod uwagę to

„byłem na ciebie wściekły”, które usłyszałam tuż przedtem.

Ale wtedy zadzwonił telefon i Doo Pak go odebrał i powiedział:

- O, dzień dobry pani Moscovitz! Tak, Mike jest tutaj. Chce pani z nim rozmawiać?

Trzymaj, Mike.

I chociaż Michael pokazywał ręką, jakby podrzynał komuś gardło, i szeptał: „Nie ma

mnie tu”, było już za późno. Musiał wziął słuchawkę i powiedzieć:

background image

- Uhm, mama? Taa, cześć. Nie, to nie jest dobry moment, czy mógłbym oddzwonić do

ciebie później?

Ale słyszałam, jak jego matka brzęczy i brzęczy w ten telefon.

A Michael, jak zawsze posłuszny syn, słuchał. A ja tam siedziałam i myślałam:

państwo doktorostwo Moscovitz się rozchodzą? To

NIEMOŻLIWE

. T

O

nie do przyjęcia. To jest po

prostu coś

NIENATURALNEGO

, żeby oni się rozstawali. To zupełnie tak, jakby... no cóż, jakbyśmy

rozstawali się my z Michaelem.

Co być może właśnie się dzieje. Bo widzicie, wcale nie powiedział wyraźnie, że mi

wybacza. Za ten cały numer z J.P. Przyznał, że był wtedy na mnie wściekły, ale nie

powiedział, czy

JESZCZE

jest.

O mój Boże. Czy żeby Moscovitzowie nie byli jedyną parą, która się właśnie rozstaje?

Ale tego oczywiście nie mogłam się w żaden sposób dowiedzieć. A przynajmniej nie

w tamtej chwili, bo Michael nadal trzymał słuchawkę przy uchu i mówił:

- Mamo. Mamo, ja wiem. Nie martw się.

I wtedy zrozumiałam, że dzieje się z nim - i z nami - coś takiego, czego żadne ciastko

z napisem: Przepraszam nie załatwi.

I zrozumiałam też, że nic więcej nie mogę teraz na to poradzić.

I dlatego wstałam i wyszłam. Bo co innego mogłam zrobić?

background image

Papeteria Jej Wysokości

Księżniczki Amelii Mignonette

Grimaldi Thermopolis Renaldo

Szanowny Panie Doktorze Carlu Jung!
Wiem, że nadal pan nie żyje. Ale moje sprawy pogorszyły się jeszcze bardziej.

I teraz nie martwię się już tak bardzo o to, czy uda mi się przekroczyć własne ego i

osiągnąć samorealizację.

Teraz martwię się o moich przyjaciół.
Och, mam też sporo własnych problemów, oczywiście. Ale właśnie się

dowiedziałam, że rodzice mojego chłopaka się rozstają. Doktorze Jung, to może załamać
takiego człowieka w rozkwicie młodości jak Michael. Nie tylko najwyraźniej rozdziera mu

to serce, ale poza tym może wywołać poczucie odrzucenia, które może rzutował na

MÓJ

związek z nim. Bo jeśli, wzorując się na przykładzie rodziców, Michael uzna, że

zakończenie jakiegoś związku

JEST

sposobem na rozwiązanie istniejącego w nim konfliktu?

To się totalnie może zdarzyć. Wiem, bo widziałam to raz w jakimś filmie.

A w naszym związku

WŁAŚNIE

TRWA

konflikt, wywołany odtańczeniem przeze mnie

seksownego tańca w zupełnie nieodpowiednim momencie.

Czy sprawy mogłyby się potoczyć

JESZCZE

GORZEJ

?

P

ROSZĘ

PRZYSŁAĆ

JAKĄŚ

POMOC

.

Pańska przyjaciółka

Mia Thermopolis

Poniedziałek, 8 marca, północ,

poddasze

Wiecie, co mi to przypomina? Nigdy więcej kukurydzy! Poważnie. Ten fragment, w

którym bezimienny główny bohater spaceruje ulicami Manhattanu, otoczony ludźmi, a

przecież ostatecznie tak strasznie, zupełnie sam. Tak samotny, że zdaje sobie sprawę, że nie

pozostaje mu już nic innego, tylko rzucić się pod pociąg metra.

Co, jak się nad tym zastanowić, jest szalenie egoistycznym postępkiem, bo ten biedny

maszynista kierujący pociągiem do końca życia będzie miał uraz.

background image

W każdym razie moje życie nagle zaczęło imitować moją

SZTUKĘ

!!! Poważnie!!! Moja

fikcyjna opowieść zaczyna się zamieniać w prawdę - tylko nie z J.P. jako głównym

bohaterem.

A

LE

ZE

MNĄ

.

Jak tylko wsiadłam do limuzyny, wysłałam Michaelowi długą wiadomość z sidekicka

Larsa, mówiąc mu, jak bardzo go kocham i jak strasznie mi przykro, i ze względu na jego

rodziców, i na to, że okazałam się taka niedojrzała i skoncentrowana na sobie. I na ten

seksowny taniec.

Naprawdę spodziewałam się, że kiedy dojadę do domu, dostanę bardzo długiego e -

maila, że on mnie też kocha i że przebacza mi za to, że w czasie imprezy zachowywałam się

tak idiotycznie.

Ale on nie odpisał.

Wcale.

W głowie mi się to nie mieści. Co ja mam

TERAZ

zrobić? Już mu wysłałam ciastko z

napisem: Przepraszam. Nie mam pojęcia, co jeszcze zrobić. Kupiłabym mu tę przejażdżkę

promem kosmicznym, gdybym myślała, że to coś pomoże. Ale nie wydaje mi się.

Poza tym nie stać mnie na przejażdżkę promem kosmicznym. Nie mogę sobie nawet

pozwolić na

ZABAWKĘ

- model promu kosmicznego.

Jakby tego wszystkiego było mało, w głowie ciągle mi brzmią ostatnie słowa

Michaela: „Mia, ja nie chcę imprezowej dziewczyny. Ja chcę tylko...”

On chce tylko

CZEGO

?

Prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Ale nie mogę przestać się martwić, że

czymkolwiek jest to coś, czego chce Michael, ja tym nie jestem.

I w tej chwili trudno mi nawet mieć do niego pretensje.

Wtorek, 9 marca,

w limuzynie po drodze do szkoły

Kiedy Lilly wsiadła do limuzyny, powiedziała:

- O mój Boże, a

TOBIE

CO

się stało?

A ja odpowiedziałam:

- Ale o co ci chodzi?

A ona na to:

background image

- Wyglądasz beznadziejnie. Co jest, w ogóle w nocy nie spałaś czy co? Twoja babka

cię zabije, dziś wieczorem mamy próbę kostiumową.

Więc najwyraźniej jeszcze nie wie, że ja wiem o jej rodzicach. Możliwe nawet, że

Michael się pomylił i Lilly sama o nich też nie wie. Nie do końca.

Chyba że faktycznie jest tak dobrą aktorką, za jaką się uważa.

A to znaczy, że nie mogę jej powiedzieć, dlaczego wyglądam beznadziejnie. Lilly

chybaby mnie

ODRUCHOWO

zabiła za to, że wiem, że jej rodzice się rozchodzą, zanim

ONA

W

ogóle się o tym dowiedziała. Poza tym Michael prosił, żebym to zachowała dla siebie.

Chyba mógłbym jej powiedzieć, że moim zdaniem Michael i ja rozstajemy się ze

względu na mój seksowny taniec z J.P.

Ale czy to nie za wiele spraw, z którymi musiałaby się w tej chwili uporać? No bo

jeśli ona

WIE

O

swoich rodzicach? Czy to naprawdę fair z mojej strony, żebym oczekiwała, że

upora się z ich rozstaniem

ORAZ

Z

moim? Jeśli w ogóle to jest właśnie to, co się w tej chwili

dzieje między mną a Michaelem?

Nie. To by było nie fair.

Więc zamiast powiedzieć jej prawdę, odezwałam się tylko:

- Nie wiem sama. Chyba się przeziębiłam.

- No to padaka - powiedziała Lilly. A potem opowiedziała mi, jak udało jej się

poukładać stronami i zszyć niemal dwadzieścia egzemplarzy magazynu. Zostało już tylko

dziewięćset osiemdziesiąt. Bo oczywiście Lilly uważa, że każda osoba ze szkoły kupi jeden

egzemplarz.

Nie zawracałam sobie głowy spieraniem się z nią. Po pierwsze, w środku czułam

kompletną pustkę, jakby zupełnie mnie to wszystko nie obchodziło.

A po drugie, ona znów była dla mnie totalnie wredna, kiedy ją

JESZCZE

RAZ

poprosiłam,

żeby usunęła z magazynu Nigdy więcej kukurydzy! Powiedziała:

- Ciekawe, gdzie byśmy byli dzisiaj, gdyby Woodward i Bernstein poprosili „Post” o

wycofanie artykułu o Watergate? Ha? Gdzie byśmy teraz byli?

Ale opublikowanie afery Watergate jest czymś

ZUPEŁNIE

innym niż opublikowanie

Nigdy więcej kukurydzy! To pierwsze mogło obalić prezydenturę. To drugie urazi czyjeś

uczucia.

Nieważne. Lilly powiedziała:

- Twój kawałek jest

NA

OKŁADCE

. Dokładnie pod napisem „Różowy Odbycik Grubego

Louie”. „Opowiadanie napisane przez naszą własną księżniczkę z LiAE, Mię Thermopolis”.

Nie mogę go

USUNĄĆ

, nie przerabiając

OKŁADKI

. I spisu treści. Musiałabym na nowo

background image

zaprojektować okładkę, a potem ją wydrukować, i skopiować tysiąc stron OD

NOWA

. N

IE

ZROBIĘ

tego. Po prostu

NIE

.

Powiedziałam jej, że pomogę kopiować. Ale ona tylko pokręciła głową.

Nie mogę uwierzyć, że gotowa jest urazić uczucia przyjaciela, tylko dlatego że nie

chce jej się stać przy fotokopiarce przez chwilę dłużej. I to po tym wszystkim, co dla niej

zrobiłam. Na przykład chroniąc jej wrażliwą psychikę przed prawdą na temat jej rodziców, a

także prawdopodobnie na temat Michaela i mnie.

Och.

Wtorek, 9 marca, godzina wychowawcza

Nadal nie mieści mi się to w głowie. Bo przecież to zupełnie tak, jakby rozstawali się

Wilma i Fred Flinstonowie. Albo Homer i Marge Simpson. Albo Lana Weinberger i Josh

Richter.

No cóż, chociaż nie byłam zrozpaczona, kiedy

ONI

się rozstali.

B

YŁABYM

ZROZPACZONA

,

GDYBYM

SIĘ

DOWIEDZIAŁA

,

ŻE

SIĘ

ROZSTAJĄ

:

Sarach Michelle Gellar i Freddie Prinze

Junior Kelly Ripa i Mark Consuelos

Jessica Simpson i Nick Lachey

Scooby Doo i Shaggy

Melissa Etheridge i Tammy Lynn Michaels

Bruce Springstin i Patti Scialfa

Russel i Kimora Lee Simmons

Ben Affleck i Matt Damon

Danny DeVito i Rhea Perlman

Will i Jada Pinkett Smith

Królowa Elżbieta i książę Filip

Tom Hanks i Rita Wilson

Kevin Bacon i Kyra Sedgwick

Gwen Stefani i Gavin Rossdale

Ellen DeGeneres i Portia de Rossi

background image

Hermiona i Ron

Jay - z i Beyonce

Tea Leoni i David Duchovny

Sandy i Kirsten Cohen

Tina Hakim Baba i Boris Pelkowski

Moja mama i pan G.

W głowie mi się nie mieści, że Moscovitzowie się rozstają. Przecież to

PSYCHIATRZY

ze

szkoły

JUNGOWSKIEJ

. Jeśli oni nie potrafią stworzyć udanego związku, to jaka nadzieja po-

zostaje dla reszty z nas?

background image

Papeteria Jej Wysokości

Księżniczki Amelii Mignonette

Grimaldi Thermopolis Renaldo

Szanowny Panie Doktorze Carlu Jung!
No cóż, już teraz rozumiem. Totalnie wszystko rozumiem.

Trochę mi to zajęto. Ale prawda wreszcie do mnie dotarła.
To zabawne, że przez cały ten czas uważałam, że transcendencja mnie uszczęśliwi.

Że poznając swoje prawdziwe ja, uzyskam na koniec to całkowite szczęście. O kurcze, ale
mnie pan nabrał. Musiał się pan zaśmiewać do rozpuku w niebie, czy gdzie tam pan teraz

jest. Bo przez cały czas pan wiedział, nie? Znał pan prawdę.

A prawda jest taka, że nie ma żadnego jungowskiego drzewa samorealizacji. Nie

ma żadnego przekraczania swojego ego. Państwo doktorostwo Moscovitz dowiedli tego
właśnie swoim rozstaniem.

Prawda jest taka, że jesteśmy wszyscy zupełnie sami.
A potem się umiera.

Niech się pan nie martwi, Już zrozumiałam.
Więcej listów już do pana nie napiszę. Żegnam na zawsze.

Pańska była przyjaciółka

Mia Thermopolis

Wtorek, 9 marca, ekonomia

Użyteczność marginesowa = dodatkowa satysfakcja albo ilość użyteczności uzyskana

z każdej dodatkowej jednostki konsumpcji. Użyteczność marginesowa zmniejsza się z

każdym dodatkowym zwiększeniem konsumpcji danego dobra.

Innymi słowy, im mniej czegoś masz, tym bardziej tego pragniesz.

Zjawisko, które znam aż za dobrze.

background image

Wtorek, 9 marca, angielski

Mia, nic ci nie jest? Wyglądasz, jakbyś zaczynała na coś chorować.

Och, u mnie świetnie, Tina. Po prostu świetnie.

Och.

Okay, kłamię. Michaelowi jest przykro ze względu na ten seksowny taniec, który

wykonałam z J.P. Ale

JESZCZE

BARDZIEJ

jest mu przykro z powodu, który nie ma nic wspólnego

ze mną. Jaki to powód - nie mogę ci powiedzieć. Już mu przesłałam ciastko z napisem:

Przepraszam. Nie wiem, co jeszcze mam zrobić.

Mia, nic więcej nie powinnaś robić. Chłopcy różnią się od dziewczyn. Nie lubią

rozmawiać o swoich uczuciach. Prawdopodobnie najlepiej będzie zostawić go w spokoju.

Jakikolwiek jest ten powód, Michael znów będzie sobą, kiedy się z tym upora. Jak Boris i

jego Bartók.

Naprawdę tak myślisz? Tak trudno jest po prostu siedzieć tu i nic nie robić! I kto

NIE

LUBI

mówić o swoich uczuciach????

Ja wiem. Ale chłopcy tacy właśnie są. Trochę jak wybryk natury.

O czym rozmawiacie?

O niczym.

O niczym

Och, jasne. Znów o niczym. Nieważne. Słuchajcie. Lunch. Pomożecie mi składać?

Jasne.

N

IE

'.!!! J.P.

ZOBACZY

TO

OPOWIADANIE

O

NIM

!!!! On z nami teraz siedzi przy lunchu!

Taa, a tak w ogóle to o co ci chodzi? Czy to już ci zostanie na zawsze, czy tylko

dopóki nie wystawimy tego musicalu?

Moim zdaniem chodzi o to, że ktoś tu leci na Mię.

CO????

Tak uważasz?

To

NIEPRAWDA

!!!!

Nie wiem sama, Mia. Jest ta sprawa z seksownym tańcem. I ja widzę, że on się na

ciebie bardzo często gapi, kiedy nie patrzysz.

Hm, a skąd wiesz, że nie gapi się NA

MNIE

, Tina?

Och... No cóż, to

MOŻLIWE

, że on gapi się na ciebie, Lilly. Ale naprawdę uważam, że...

A czy ty

CHCESZ

, żeby on się na ciebie gapił, Lilly?

T

EGO

NIE

POWIEDZIAŁAM

. Pytałam tylko, skąd Tina ma taką pewność, że

NIE

CHODZI

O

mnie. Przecież bardzo często siadamy razem. Możliwe, że to

NA

MNIE

on leci, nie na Mię.

background image

O mój Boże. Tobie się podoba J.P.

N

IEPRAWDA

!!!!!!!

Tak, prawda. Totalnie ci się podoba.

O

MÓJ

B

OŻE

,

A

BARDZIEJ

NIEDOJRZAŁE

MOGŁYBYŚCIE

JESZCZE

BYĆ

??? N

IE

ZAMIERZAM

JUŻ

WIĘCEJ

BRAĆ

UDZIAŁU

W

TEJ

ROZMOWIE

.

O mój Boże. On jej się totalnie podoba.

Tak! Jasne, że tak?

To zadziwiające. J.P. nie wygląda na faceta w jej typie.

Bo jest przystojny, mówi po angielsku i pochodzi z zamożnej rodziny?

Racja. Ale on

JEST

kreatywny. I wysoki. I bardzo dobrze tańczy.

No to ja tego nie rozumiem. Jeśli on jej się podoba, dlaczego miałaby puszczać moje

opowiadanie, skoro to urazi jego uczucia?

Nie wiem. Kocham Lilly, ale nie mogę powiedzieć, żebym ją rozumiała.

Taa. Można to odnieść do

WSZYSTKICH

Moscovitzów.

Och, Mia. I co zrobisz w kwestii Michaela?

Ja? Nic. No bo co ja mogę zrobić?

Tak dobrze znosisz to obecne ochłodzenie waszych stosunków. To znaczy pomijając

fakt, że masz taką minę, jakbyś miała za moment zwymiotować.

Bo ja

WYMIOTUJĘ

, Tina. Tyle że wewnętrznie.

Wtorek, 9 marca, lunch

Dzisiaj przy lunchu J.P. odezwał się:

- Nic ci nie jest, Mia?

A ja na to:

- Nie. Dlaczego?

A on na to:

- Bo straciłaś kolory.

A ja na to:

- K

OLORY

? Ale o czym ty mówisz?

A on na to:

- Sam nie wiem. Po prostu nie wyglądasz dobrze

To mi nie brzmi jak słowa wypowiedziane przez kogoś, kto żywi do mnie skrywaną,

płomienną namiętność.

Więc Tina na pewno jest w błędzie. Jemu podoba się Lilly.

background image

Byłoby fajnie, gdyby zaczęli się spotykać. Bo wtedy Lilly miałaby jakiś powód do

radości, kiedy już się dowie prawdy o rodzicach. I o Michaelu, i o mnie.

A poza tym wtedy Lilly miałaby mniej czasu, żeby próbować mnie psychoanalizować

w stołówce, tak jak to zaczęła robić przed chwilą:

Lilly: Co się dzieje, K.G.? Dlaczego nie skończyłaś swojego Diabelskiego Doga?

Ja: Bo nie mam ochoty na Diabelskiego Doga.

Lilly: A odkąd to ty nie miewasz ochoty na Diabelskiego Doga?

Ja: Od dzisiaj. Wystarczy?

Reszta stolika:

- Ooooooooooooooo!

Ja: Przepraszam. Nie chciałam być niemiła.

Lilly: Rozumiem. Wszyscy wiemy, że coś jest nie tak, Thermopolis. Zeznawaj.

Ja: W

SZYSTKO

JEST

w

PORZĄDKU

! J

ESTEM

TYLKO

ZMĘCZONA

,

OKAY

?

J.P.: Hej, czy ktoś chce obejrzeć moje odciski? Od tych nowych jazzowych butów?

Popatrzcie tylko.

Czy to tylko moja wyobraźnia, czy J.P. usiłował odwrócić uwagę Lilly, żeby przestała

się mnie czepiać?

Boże, on jest

TAKI

miły.

M

USZĘ

odebrać Lilly to opowiadanie. Tylko jak? J

AK

????

Wtorek, 9 marca, RZ

No cóż. To nie wyszło mi najlepiej.

I okay, może powinnam była po prostu dać sobie spokój z tym tematem, czy on jej się

podoba.

Ale i tak nie musiała mówić pani Hill, że próbowałam sabotować jej magazyn, a

potem zabierać to wszystko i własnoręcznie zszywać w pokoju nauczycielskim.

W moich żyłach krąży krew wielu pokoleń silnych, niezależnych kobiet. Jak jedna z

nich poradziłaby sobie z tą sytuacją? To znaczy, poza uduszeniem Lilly.

Wtorek, 9 marca, klatka schodowa, trzecie piętro

Kenny wziął przepustkę do łazienki i parę minut później ja też wzięłam przepustkę do

łazienki, i oboje zerwaliśmy się z geografii i środowiska, i spotkaliśmy się z Tiną, która urwa-

background image

ła się z geometrii, i z Borisem, który zwiał z angielskiego, i z Ling Su, która uciekła z

malarstwa, i schowaliśmy się tutaj, żeby przećwiczyć choreografię, która nadal nam nie

bardzo wychodzi.

Mam wyrzuty sumienia z powodu tej ucieczki i rozumiem, że wykształcenie to rzecz

ważna.

Ale tak samo ważne jest niezrobienie z siebie idioty na oczach Bono.

Wtorek, 9 marca, Wielka Sala Balowa, hotel Plaza

Kiedy dziś po południu weszliśmy do sali balowej, stroiła tam instrumenty cała

orkiestra symfoniczna.

A poza tym dokoła biegali wszyscy ci dźwiękowej i oświetleniowcy, którzy

wrzeszczeli:

- Raz, dwa, trzy, próba mikrofonu. Raz, dwa, trzy, próba mikrofonu.

I była też scena.

Tak. Prawdziwa scena.

Zupełnie jakby ekipa programu Odmienimy twój dom pojawiła się tu w nocy i

skonstruowała tę wielką scenę, z kompletem ruchomych dekoracji, włącznie z murami zam-

kowymi, plażą, sklepikami wioskowymi i kuźnią kowalczyka.

To było niewiarygodne.

Tak jak podły humor Grandmère, kiedy weszliśmy.

- Spóźniłaś się! - wrzasnęła się na mnie.

- Och, taa, przepraszam, Grandmère - powiedziałam. - Na Piątej Alei był wypadek z

udziałem powozu zaprzężonego w konia.

- Karygodny brak profesjonalizmu! - darła się Grandmère, która najwyraźniej

zdecydowała się zignorować moje tłumaczenie. - Gdyby to był prawdziwy broadwayowski

show, wszyscy byście wylecieli na bruk! W teatrze nie ma żadnych wymówek dla spóźnień!

- Hm - powiedział J.P. - Ten koń wpadł do dziury w asfalcie. Dziesięciu taksówkarzy

go wyciągało. Ale nic temu koniowi nie będzie.

Ta informacja sprawiła, że Grandmère przeszła kompletną metamorfozę. Czy raczej

sprawiła to

OSOBA

, która jej przekazała tę informację.

- Och, John Paul - uśmiechnęła się. - Nie zauważyłam, że tu stoisz. Pozwól tu, mój

drogi, poznasz panią kostiumolog. Będziesz miał przymiarkę swojego stroju.

!!!!!

background image

Jezu!!! Nieważne, kto się podoba J.P., ja czy Lilly. Przynajmniej wyraźnie widać, kto

podoba się G

RANDMÈRE

.

Włożyliśmy wszyscy swoje kostiumy i zaczęliśmy próbę kostiumową. Żeby naszych

głosów nie zagłuszyły wszystkie te sekcje smyczków i rogów, i inne takie, musieliśmy sobie

przyczepić te małe mikrofony, zupełnie jakby to było jakieś profesjonalne przedstawienie.

Czułam się naprawdę dziwnie, śpiewając do mikrofonu -

PRAWDZIWEGO

, a nie zrobionego ze

szczotki do włosów, bo tak zazwyczaj sobie śpiewam. Nasze głosy naprawdę się

NIOSŁY

.

Jestem w pewnym sensie zadowolona, że ćwiczyłam z madame Puissant podnoszenie

fortepianu tyle razy. Bo przynajmniej trafiam te wszystkie wysokie nuty.

Ale ta nasza próba na klatce schodowej nie pomogła Kenny'emu opanować

choreografii. Nadal jest beznadziejny. Zupełnie jakby jego stopy nie miały połączenia z resztą

nóg czy coś i nie przyjmowały komend wydawanych przez mózg. Grandmère kazała mu

stawać za plecami chóru w czasie numerów tanecznych.

A teraz wygłasza „uwagi dla aktorów”. To właśnie robi po każdej próbie. W czasie

trwania przedstawienia robi notatki i zamiast nas zatrzymać, żeby coś powiedzieć, odczytuje

nam swoje notatki po zakończeniu całości. W tej chwili instruuje Lilly, żeby nie podnosiła

trenu sukni

OBIEMA

rękami, kiedy schodzi po stopniach zamku, witając Alboina. Dama, mówi

Grandmère, unosi tren sukni

JEDNĄ

ręką.

- Ale ja nie jestem damą - mówi Lilly. - Jestem prostytutką, zapomniała księżna?

- Kochanka - poprawia Grandmère - nie jest prostytutką, młoda damo. Czy Camilla

Parker - Bowles była prostytutką? A madame Chang Kaj - szek? Evita Peron? Nie. Niektóre z

tych najważniejszych kobiecych wzorców do naśladowania zaczęły karierę jako czyjeś

kochanki. Ale to nie znaczy, że się kiedykolwiek prostytuowały. I bardzo proszę się ze mną

nie sprzeczać. Będziesz używała tylko

JEDNEJ

DŁONI

, unosząc tren sukni.

A teraz przeszła do J.P. Oczywiście,

ON

wszystko robi idealnie.

Chociaż ja naprawdę nie wiem, jak podlizywanie się dzieciakowi Johna Paula

Reynoldsa - Abernathy'ego Trzeciego ma go skłonić do odstąpienia od przetargu na sztuczną

wyspę Genowię.

A z drugiej strony, ja już sobie darowałam próby domyślania się, co się kryje za

postępowaniem Grandmère. Ta kobieta to zdecydowanie enigma owinięta tajemnicą. Dokład-

nie wtedy, kiedy wydaje mi się, że już ją rozszyfrowałam, ona wychodzi z jakimś nowym

zwariowanym spiskiem.

Więc teraz powinnam chyba przyjąć wobec niego obojętną postawę. Grandmère nigdy

mi nie zdradzi prawdziwych motywów kierujących jej postępowaniem - na przykład dlaczego

background image

tak się upiera, żebym grała Rozagundę ja, a nie ktoś, kto naprawdę zrobiłby to dobrze. To

znaczy Lilly.

I nigdy mi nie zdradzi, dlaczego niby to uprzedzająco miłe traktowanie J.P. miałoby

jej pomóc wygrać tę jej wyspę. Właśnie przed chwilą musieliśmy wysłuchać, jak mówiła:

- Naprawdę podobał mi się ten dyskretny ukłon, którym zakończyłeś ostatni numer,

John Paul. Ale czy mogłabym ci coś zasugerować? Moim zdaniem, byłoby uroczo, gdybyś po

ukłonie porwał Amelię w ramiona i ją pocałował, odchylając jej tułów do tyłu. - Piórko,

kochanie, pokaż mu, co miałam na myśli...

Z

ARAZ

. C

O

?????

Wtorek, 9 marca, w limuzynie,

w drodze do domu z hotelu Plaza

O

MÓJ

B

OŻE

!!!!!!!!!!!!!! J.P.

MUSI

MNIE

POCAŁOWAĆ

!!!!!!!!!!

W

TEJ

SZTUCE

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

T

O

ZNACZY

W

MUSICALU

!!!!!!!!!!!!!!!!!

W głowie mi się to nie mieści. Przecież tego pocałunku nawet nie ma w scenariuszu.

Grandmère najwyraźniej dodała go, bo - sama nie wiem, po co. On tu niczego

NIE

WNOSI

. Jest

tylko głupim pocałunkiem na koniec między Rozagunda i Gustawem.

Wątpię, żeby to było w ogóle historycznie uzasadnione.

Ale z drugiej strony to, że wszyscy mieszkańcy miasteczka i król Włoch zbierają się

razem po tym, jak Rozagunda zabiła Alboina i śpiewają o tym, jacy są szczęśliwi, że on już

nie żyje - to też raczej mało historycznie uzasadnione.

Grandmère

WIE

, że serce oddałam innemu mężczyźnie - nawet jeśli w obecnej chwili

nie układa się między nami najlepiej.

- Na miłość boską, Amelio - powiedziała, kiedy do niej podeszłam,

CICHO

, bo

oczywiście nie chciałam, żeby J.P. wiedział, że nie jestem w stu procentach

ZA

tym

całowaniem. Nie chcę zdradzać swojego chłopaka, całując innego faceta - a zwłaszcza faceta,

który patrzył, jak wykonuję seksowny taniec niecały tydzień temu - ale nie chciałam też ranić

uczuć J.P. Więc cicho zapytałam, czy postradała zmysły.

- Ludzie oczekują pocałunku między głównymi bohaterami na koniec musicalu -

ucięła Grandmère. - Byłoby okrucieństwem ich rozczarować.

- Ale Grandmère...

- I proszę cię, nie opowiadaj mi, że uważasz pocałunek z Johnem Paulem za taką

wielką zdradę twojego uczucia do Tamtego Chłopaka. - „Tamten chłopak” to określenie

background image

Grandmère dla Michaela. - To się nazywa

AKTORSTWO

, Amelio. Czy uważasz, że sir Lawrence

Olivier miał pretensje, kiedy jego żona, Vivien Leigh, musiała całować się z Clarkiem Gable

w Przeminęło z wiatrem? Z całą pewnością nie. On rozumiał,

Że to

GRA

AKTORSKA

.

- Ale...

- Och, Amelio, przestań! Ja nie mam na to czasu! Mam milion rzeczy do załatwienia

przed jutrzejszym przedstawieniem, trzeba wydrukować programy, spotkać się z ludźmi z

cateringu. Ja naprawdę nie mam czasu stać tu i sprzeczać się z tobą. Macie się pocałować i

basta. Chyba że chcesz, żebym zamieniła parę słów z pewną członkinią chóru...

Rzuciłam spanikowane spojrzenie w stronę Amber Cheeseman. Nie mam wyjścia, i

Grandmère to wie.

Może dlatego miała na twarzy ten nieznaczny, zarozumiały uśmieszek, kiedy

zamaszyście odeszła obudzić señora Eduarda i odesłać go do domu.

A jakby tego wszystkiego było mało, kiedy przed chwilą wyszłam przed hotel i

ruszyłam w stronę limuzyny, z cienia wyłonił się J.P i zawołał mnie po imieniu.

- Och - powiedziałam zaskoczona. On na mnie czekał? No cóż, najwyraźniej. Tylko...

Po co? - Co się stało? Trzeba cię podwieźć do domu? Możemy cię podrzucić, jeśli chcesz.

Ale J.P. powiedział tylko:

- Nie, nie potrzebuję podwiezienia. Chcę z tobą porozmawiać. W sprawie pocałunku.

!!!!!!!!!!!!!!

Okay. No więc wcale od

TEGO

nie zaczęłam świrować.

Ale nie mogłam tego okazywać ani nic, bo w limuzynie czekała na mnie Lilly, i ona

totalnie widziała nas stojących na tym czerwonym dywanie, i opuściła okno, i zawołała:

- Hej, chodźcie! Muszę jechać do domu i spinać magazyn!

Boże, ona czasami bywa denerwująca.

- Posłuchaj, Mia - powiedział J.P., kompletnie ignorując Lilly, na co sobie jak

najbardziej zasłużyła. - Wiem, że masz teraz kłopoty ze swoim chłopakiem i że one się

zaczęły częściowo przeze mnie... nie, nie próbuj zaprzeczać. Tina już mi powiedziała.

Naprawdę się o ciebie martwiłem, bo przez cały dzień byłaś taka przygnębiona, więc

wydusiłem to z niej. Więc posłuchaj. Nie musimy się całować. Kiedy będziemy tam na scenie

w czasie przedstawienia, i tak możemy właściwie robić to, co chcemy. Bo przecież twoja

babka nie będzie mogła nas powstrzymać. Więc chciałem ci tylko powiedzieć, że jeśli nie

chcesz, to nie musimy. Ja się nie obrażę ani nic. Totalnie cię rozumiem.

O

MÓJ

B

OŻE

!

background image

Czy ktoś kiedyś na całym świecie powiedział komuś coś milszego?????

To było takie przemyślane i dojrzałe. W przeciwieństwie do tego, jak ja go

potraktowałam!

I chyba dlatego to zrobiłam.

Wspięłam się na palce i pocałowałam Faceta, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają

Kukurydzy do Chili, w policzek.

- Dziękuję ci, J.P. - powiedziałam. J.P. zrobił szalenie zaskoczoną minę.

- Za co? - spytał lekko łamiącym się głosem. - Ja tylko powiedziałem, że nie musisz

mnie całować, jeśli nie masz na to ochoty.

- Wiem. - Uścisnęłam mu rękę. - To dlatego cię pocałowałam.

I wskoczyłam do limuzyny.

Gdzie Lilly natychmiast zarzuciła mnie pytaniami:

Lilly: Co to miało być?

Ja: Powiedział, że nie muszę go całować.

Lilly: No to dlaczego go pocałowałaś?

Ja: Bo pomyślałam, że jest taki miły.

Lilly: O mój Boże. On ci się podoba.

Ja: Tylko jako przyjaciel.

Lilly: A odkąd to całujesz swoich przyjaciół płci męskiej? Borisa nigdy nie całowałaś.

Ja: Och. Czy ty słyszałaś kiedykolwiek, że on ma problem z nadmiernym

wydzielaniem śliny? Ja nie wiem, jak Tina to znosi.

Lilly: Co się między wami dzieje, Mia? Między tobą i J.E?

Ja: Nic. Mówiłam ci, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.

I chociaż wiedziałam, że nie powinnam tego tematu poruszać, bo Lilly wkrótce

usłyszy fatalne nowiny na temat rozstania jej rodziców - jeśli w końcu ktoś się zdecyduje jej o

tym powiedzieć - ale totalnie go poruszyłam. Bo byłam już taka wściekła.

Ja: Ciekawszym pytaniem jest, co się dzieje między

TOBĄ

a J.P.?

Lilly: M

? Ja go nie całowałam. Ani nie tańczyłam z nim seksownych tańców. Ja go

tylko lubię jak przyjaciela, tak jak ty

TWIERDZISZ

, że go lubisz.

Ja: No to dlaczego nie usunęłaś tego opowiadania, które o nim napisałam, ze swojego

magazynu? Przecież ty wiesz, że to zrani jego uczucia. Gdybyś naprawdę go lubiła jak przy-

jaciela, czemu miałabyś chcieć go zranić?

Lilly: Przecież to nie ja go zranię. To ty go zranisz. Ja tego opowiadania nie

napisałam.

background image

Boże. Czemu ona musi mi to wypominać?

Środa, 10 marca, północ, poddasze

Żadnych e - maili od Michaela.

I żadnych innych wiadomości.

Zdaję sobie sprawę, że on ma w tej chwili dużo na głowie i że w zasadzie nie może się

koncentrować na mnie i na

MOICH

potrzebach. Nie spodziewałam się, że wrócę do domu i

znajdę wielki bukiet róż z wetkniętą karteczką z napisem: Kocham cię.

Ale jakiś telefon z informacją, że nadal jeszcze ze sobą chodzimy, byłby mile

widziany.

Taa. Ale nic takiego nie nastąpiło. Wróciłam o domu, gdzie wszyscy już spali. Znowu.

Rola aktorki oddanej swojej sztuce to nie przelewki. Teraz już wiem, jak musi się czuć

Meryl Streep, kiedy na czworakach wraca wieczorem do domu po próbach kolejnego na-

gradzanego Oscarem filmu. Już nigdy nie będę myślała, że aktorstwo to łatwy chleb.

W każdym razie idę za radą Tiny i dam Michaelowi trochę przestrzeni. Tak jak ona

daje ją Borisowi, kiedy musi nauczyć się jakiegoś nowego Bartóka.

I nie mogę powiedzieć, żebym miała do Michaela pretensje o to, że do mnie nie

dzwoni ani nie e - mailuje. Bo najwyraźniej nie jestem najbardziej stabilną emocjonalnie

osobą, jaką zna. Nie wiem, o czym myślałam, usiłując dowodzić, że jestem dziewczyną

imprezową, skoro to oczywiste, że nią nie jestem. W gruncie rzeczy usiłowałam po prostu

manipulować Michaelem, a to nigdy nie jest dobry pomysł. Chyba że nie Grandmère albo

Laną, które są mistrzyniami sztuki manipulacji - a zwłaszcza manipulacji w zakresie popytu i

podaży.

Ale to nie znaczy, że postępują właściwie.

Poważnie. Nawet jeśli

UMIESZ

coś zrobić dobrze, to jeszcze nie znaczy, że

POWINNAŚ

to

robić.

Weźmy na przykład moje opowiadanie. No bo, jasne, umiem pisać.

Ale czy to mi daje prawo, żeby pisać opowiadania o ludziach, którzy faktycznie żyją i

którzy mogliby to opowiadanie przeczytać, i mogłoby im się zrobić przykro?

Nie. To, że

MASZ

jakąś władzę, jeszcze nie znaczy, że powinnaś jej

UŻYWAĆ

. Albo, w

każdym razie,

NADUŻYWAĆ

.

background image

Bo to właśnie robią Grandmère i Lana w ramach tego całego ekonomicznego

działania. Jeśli człowiek ma już tyle szczęścia, że

POSIADA

jakiś talent - jak mój, do pisania - to

jest jego moralnym obowiązkiem wykorzystywać ten talent

W

DOBRYM

celu.

I teraz już rozumiem, dlaczego tak wyszło z Michaelem. No wiecie, kiedy tańczyłam

ten seksowny taniec. Bo usiłowałam manipulować ludźmi. I to się na mnie zemściło! Bo

manipulowanie jest niedobre. Jest złe.

Jestem złym człowiekiem nadużywającym wiedzy ekonomicznej. Jestem...

K

TOŚ

DO

MNIE

PISZE

NA

ICQ!!!!!!!!!!!!!!!

N

IECH

TO

BĘDZIE

M

ICHAEL

.

N

IECH

TO

BĘDZIE

M

ICHAEL

.

N

IECH

TO

BĘDZIE

M

ICHAEL

.

N

IECH

TO

...

Och. To Lilly.

W

OMYN

R

ULE

: Wiesz, naprawdę nie powinnaś była go całować, skoro

nawet nic do niego nie czujesz. A jeśli on nabierze fałszywych

wyobrażeń? Już z nim seksownie tańczyłaś, a teraz jeszcze zaczynasz
go całować? Jak na osobę tak. bardzo przejmującą się jego uczuciami,

z całą pewnością czegoś tu sobie nie przemyślałaś do końca.

G

R

L

OUIE

: Ach, tak? No cóż, jak na kogoś, kto go lubi wyłącznie

jako przyjaciela, zdecydowanie bardzo się przejmujesz tym, że
mogłabym mu się podobać.

W

OMYN

R

ULE

: Tylko dlatego że

MYŚLAŁAM

, że spotykasz się z moim

bratem. Ale najwyraźniej jeden facet ci nie wystarczy. Musisz mieć

WSZYSTKICH

.

GrLouie: Co??? Co ty wygadujesz? J.P. Mi się nie podoba .

W

OMYN

R

ULE

: Jasne, że nie. Założę się, że gdybym widziała w tej

chwili twój nos, latałyby ci skrzydełka.

G

R

L

OUIE

: OMB, ja

NIE

kłamię. Lilly, ja kocham twojego brata i

TYLKO

twojego brata. A ty to

WIESZ

. C

O

się z tobą

DZIEJE

?

W

OMYN

R

ULE

: (niedostępna)

O Boże. To dobrze, że rodzice nie powiedzieli jej jeszcze o swoim rozstaniu. Jeśli ona

tak reaguje, kiedy jeszcze o tym

NIE

WIE

, to nie chcę się nawet zastanawiać, jak zacznie się

zachowywać, kiedy się

DOWIE

.

background image

Chyba że ona

WIE

, jak podejrzewa Michael, i tylko

UDAJE

, że nie wie. To by w

znacznym stopniu wyjaśniało jej obecne zachowanie.

Ale nieważne, przynajmniej wiem, co mam teraz robić. Moja misja jest, nareszcie,

jasna. Ogarnęło mnie uczucie spokoju.

A nie, zaraz, to tylko Gruby Louie zasnął mi na stopach.

Ale i tak jest nieźle. Bo mam plan.

Wiem jak powstrzymać J.P. przed przeczytaniem Nigdy więcej kukurydzy! Nie wiem,

co zrobię z całą resztą bałaganu w tym moim życiu.

Ale wiem, co mam zrobić z „Różowym Odbycikiem Grubego Louie”.

I prawdę mówiąc, moim zdaniem i Carl Jung, i Alfred Marshall przyjęliby ten plan z

aprobatą.

background image

Papeteria Jej Wysokości

Księżniczki Amelii Mignonette

Grimaldi Thermopolis Renaldo

Szanowny Panie Doktorze Carlu Jung!
Cześć. Przepraszam za mój ostatni list. Mnie wtedy trochę... wie pan... odbito.

No cóż, o tym wszystko powinien pan wiedzieć. W końcu całą swoją karierę

poświecił pan na badania nad takimi psycholami jak ja.

W każdym razie chciałam tylko powiedzieć, żeby się pan nie martwił. Sprawy

układają się lepiej. Chyba wreszcie coś zrozumiałam. No wie pan, te całą kwestie

transcendencji. To nie chodzi o to, co się dzieje

WEWNĄTRZ

człowieka. To chodzi o to, że liczy

SIĘ

,

TO

, CO UZEWNĘTRZNIASZ.

Nie, nie, nie chodzi mi o rozbieranie się. Ale mam na myśli to, co się przekazuje dalej

w świat. Chodzi o to, żeby być miłym dla innych i mówić prawdę, a nie kłamać przez cały

czas, i wykorzystywać swoje zdolności do czynienia dobra, a nie zła. Na przykład jeśli twój
chłopak robi imprezę, powinnaś po prostu iść i postarać się dobrze bawić, a nie oszukiwać i

manipulować, żeby on sobie pomyślał, że jesteś imprezową dziewczyną.

A jeśli twoja przyjaciółka ma zamiar opublikować w magazynie opowiadanie, które

naprawdę mogłoby zranić czyjeś uczucia, to powinnaś ją powstrzymać.

Racja?

W każdym razie bardzo poważnie zamierzam przez resztę swojego życia Mówić

Prawdę i Robić Dobre Uczynki. Naprawdę tak zamierzam. Bo wiem już, że tylko w taki

sposób zdołam osiągnąć samorealizację i że ludzie tacy jak moja babka czy Lana, którzy
uciekają się do kłamstw i szantażu, i nadużywania praw podaży i popytu, nigdy nie

osiągną duchowego oświecenia.

W każdym razie, skoro teraz przysięgłam już iść Drogą Prawdy i tak dalej, czy sądzi

pan, że jest jakaś szansa, że ta cześć mojej samorealizacji, która przyjdzie wskutek
robienia wszystkich tych dobrych uczynków, mogłaby oznaczać, że uda mi się uprosić

mojego chłopaka, żeby mi wybaczył, że byłam taką idiotką? Bo ja za nim naprawdę
tęsknie.

Mam nadzieję, że nie proszę o zbyt wiele. Uczciwie nie chcę być samolubna. Tylko że

wie pan. Ja go kocham i tak dalej.

background image

Pańska pełna nadziei przyjaciółka

Mia Thermopolis

Środa, 10 marca,

godzina wychowawcza

A więc Lilly najwyraźniej nie ma zamiaru się do mnie odzywać. Nie czekała na mnie

dziś rano pod swoim domem, żebym ją zabrała i podwiozła do szkoły. A kiedy podbiegłam i

nacisnęłam domofon ich mieszkania, nikt nie odpowiedział.

Ale wiem, że nie leży w domu chora, bo przed chwilą widziałam ją pod delikatesami

Ho, jak płaciła za swoją sojową latte.

A kiedy do niej pomachałam, odwróciła się tyłem.

Więc teraz

OBOJE

Moscovitzowie mnie ignorują.

To bardzo fajny początek mojego pierwszego dnia na Drodze Prawości.

Środa, 10 marca, WF

Okay, ja wiem, że urywanie się z WF - u nie jest może najbardziej bezpośrednią drogą

do przekroczenia własnego ego.

Ale ja to robię naprawdę w dobrej sprawie!

Nawet Lars tak uważa. Co jest dogodne, bo będę potrzebowała jego pomocy, żeby to

wszystko przenieść. Bo ja nie mam takiej siły w przedramionach, żeby dźwigać trzy tysiące

siedemset kartek papieru.

A przynajmniej nie naraz.

Środa, 10 marca, ekonomia

Okay, a więc pewnie czeka mnie jeszcze spory kawał do przejścia na tej Drodze

Prawości. No bo ja totalnie myślałam, że robię dobrze.

Z początku.

Totalnie pamiętałam kombinację zamka szyfrowego Lilly z czasów, kiedy dostała

grypy i musiałam przynieść jej książki.

A kiedy otworzyłam drzwi do jej szafki, stos kopii „Różowego Odbycika Grubego

Louie”, numer 1, rocznik I leżał tam sobie i czekał na sprzedaż w czasie dzisiejszego lunchu.

Tak łatwo było je zabrać.

background image

No cóż, niezupełnie tak

ŁATWO

, bo swoją wagę miały. Ale Lars i ja podzieliliśmy stos

magazynów między sobą i zaczęłam się gorączkowo rozglądać, szukając jakiegoś miejsca,

gdzie moglibyśmy je ukryć - jakiegoś miejsca, gdzie Lilly nigdy by ich nie znalazła, bo to

przecież jasne, że będzie szukać jak wściekła - kiedy wpadły mi w oko drzwi do męskiej

łazienki.

Rozumiecie? Przecież nie będzie ich tam szukać!

No wiec Lars i ja władowaliśmy się tam, z tym wielkim naręczem papieru, a ja ledwie

zdążyłam zarejestrować fakt, że w męskich łazienkach w LiAE nie ma luster nad umywal-

kami ani drzwi w kabinach w toalecie (co jest moim zdaniem kompletnie seksistowskie, bo

czy chłopcy nie potrzebują prywatności albo czy nie chcą czasem sprawdzić, czy włosy im się

dobrze układają?), zanim zdałam sobie sprawę, że nie jesteśmy tam sami.

Bo przy jednej z umywalek stał John Paul Reynolds - Abernathy Czwarty i wycierał

dłonie w papierowy ręcznik!!!!!!

- Mia? - J.P spoglądał to na mnie, to na Larsa. - Och, cześć. Co jest grane?

Oboje z Larsem zamarliśmy bez ruchu.

- Hm, nic - odpowiedziałam.

Ale J.P. mi nie uwierzył. Najwyraźniej.

- Co to jest to wszystko? - zapytał, wskazując na wielkie naręcza papierów, pod

którymi oboje się uginaliśmy.

- Hm - powiedziałam, rozpaczliwie szukając jakiejś wymówki.

A potem przypomniałam sobie, że podobno mam kroczyć Drogą Prawdy i że

przysięgłam na pamięć doktora Carla Junga, że już nigdy nie skłamię.

No więc nie miałam wyboru i musiałam powiedzieć:

- No cóż, prawdę mówiąc, to są kopie mojego opowiadania dla „Różowego Odbycika

Grubego Louie”, które wykradłam z szafki Lilly i mam zamiar schować w męskiej łazience,

bo nie chcę, żeby ktokolwiek je przeczytał.

J.P. uniósł brwi.

- Dlaczego? Uważasz, że opowiadanie nie jest dobre?

N

APRAWDĘ

chciałam powiedzieć: tak.

Ale skoro przysięgłam mówić od tej pory wyłącznie prawdę, zmuszona byłam,

powiedzieć:

- Niezupełnie. Prawdę mówiąc, napisałam to opowiadanie o, hm, o tobie. Ale to było

kiedy cię jeszcze nie znałam! I ono jest naprawdę głupie, i żenujące, i ja nie chcę, żebyś je

przeczytał.

background image

J.P. uniósł brwi

JESZCZE

WYŻEJ

.

Ale nie wyglądał, jakby się złościł. Wyglądał - w sumie, wyglądał, jakby mu to

wszystko pochlebiło.

- Napisałaś o mnie opowiadanie, hm? - Oparł się o jedną z umywalek. - Ale nie

chcesz, żebym je przeczytał. No cóż, rozumiem twój dylemat. Ale i tak nie wydaje mi się,

żeby ukrywanie ich, nawet w męskiej łazience, zdało egzamin. Ona na pewno poprosi kogoś,

żeby tu sprawdził, nie sądzisz? To jest pierwsze miejsce, w którym bym poszukał, na miejscu

Lilly.

Rzecz w tym, że kiedy to powiedział, zrozumiałam, że ma rację. Schowanie tych kopii

w męskiej łazience nie powstrzyma Lilly przed znalezieniem ich.

- No to co ja mam z nimi zrobić? - zajęczałam. - To znaczy gdzie ja mam to schować,

żeby ona tego nie znalazła?

J.P. zastanawiał się nad tym przez moment. A potem wyprostował się i powiedział:

- Idźcie za mną.

I wyminął nas, wychodząc z łazienki na korytarz.

Popatrzyłam na Larsa. Wzruszył ramionami. A potem poszliśmy za J.P. do holu, gdzie

zobaczyliśmy, że wskazuje nam ręką...

...jeden z pojemników do segregacji odpadów. Jeden z tych zamówionych przeze

mnie, na którym widniał napis: P

APIER

,

PUSZKI

I

BALETKI

.

Skuliłam ramiona z rozczarowaniem.

- Ona tu totalnie zajrzy - jęknęłam. - Tu jest nawet napisane

PAPIER

.

- Nie - powiedział J.P. - jeśli włożymy je do zgniatacza.

I zużyty papierowy ręcznik, którym wytarł sobie ręce, wrzucił do części pojemnika na

puszki...

...w którym zgniatacz natychmiast obudził się do życia i zaczął swoje zgniatanie,

rozdzierając papierowy ręcznik na strzępki.

- Voilà - powiedział J.P. - Twój problem został rozwiązany, raz na zawsze.

Ale kiedy wreszcie wewnętrzne urządzenie do zgniatania puszek ucichło, spojrzałam

na stos magazynów trzymany na rękach.

I wiedziałam, że nie będę mogła tego zrobić. Po prostu nie mogłam. Niezależnie od

tego, jak strasznie nie podobała mi się ta okładka i kryjące się pod nią opowiadanie mojego

autorstwa, wiedziałam, że nie mogę zniszczyć czegoś, nad czym Lilly tak ciężko pracowała.

- Księżniczko? - Lars przestąpił z nogi na nogę pod ciężarem stosu magazynów i

wskazał w stronę korytarzowego zegara. - Zaraz będzie dzwonek.

background image

- Ja... - Spojrzałam znad połyskujących różowo okładek magazynu na J.P. i znów

opuściłam oczy. - Ja nie mogę tego zrobić, J.P. Przepraszam, po prostu nie mogę. Byłoby jej

tak przykro... A ona w tej chwili przechodzi naprawdę trudny okres. Nawet jeśli sama jeszcze

o tym nie wie.

J.P. pokiwał głową.

- Hej - powiedział. - Ja rozumiem.

- Nie - sprzeciwiłam się. - Chyba nie rozumiesz. Moje opowiadanie o tobie jest

naprawdę bardzo głupie. To znaczy

NAPRAWDĘ

głupie. I wszyscy je przeczytają. I dowiedzą się,

że to o tobie. Co przyznaję, robi

ZE

MNIE

idiotkę, nie z ciebie durnia. Ale ludzie mogą... no...

wiesz... Śmiać się. Kiedy przeczytają. A ja naprawdę nie chcę urazić twoich uczuć, tak samo

jak nie chcę urazić uczuć Lilly.

- O mnie tak bardzo bym się nie martwił - powiedział J.P. - Jestem samotnikiem,

pamiętasz? Nie obchodzi mnie, co o mnie myślą ludzie. Poza nielicznymi wyjątkami.

- No to... - Skinęłam w stronę trzymanego naręcza papierów. - Jeśli je odłożę, skąd je

wzięłam, a Lilly zacznie je sprzedawać podczas lunchu, nie przejmiesz się?

- Ani trochę - powiedział J.P.

I nawet pomógł Larsowi i mnie wepchnąć je z powrotem do szafki Lilly.

A potem zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli wylewać się na korytarz i musieliśmy

powiedzieć sobie do widzenia, żeby się nie spóźnić na następną lekcję.

A najsmutniejsze jest to, że Lilly nigdy się nawet nie dowie, jak bardzo J.P. dla jej

dobra się poświęcił. On ją

TOTALNIE

lubi. To takie

OCZYWISTE

.

Środa, 10 marca, angielski

Hej, denerwujesz się dzisiejszym wieczorem? Naszym wielkim debiutem? Ja tam się

denerwuję!

Mówiąc prawdę, nie miałam okazji nawet się nad tym zastanowić.

Serio? O mój Boże - Michael nadal się do ciebie nie odezwał?

Nie.

Pewnie ma zamiar cię zaskoczyć wielkim bukietem róż po dzisiejszym

przedstawieniu!

Szkoda, że nie mieszkam w Tinalandii.

background image

Środa, 10 marca, lunch

Weszłam do stołówki i ona tam była. W kiosku, który sobie urządziła, pod tymi

wszystkimi szyldami, które reklamowały dzisiejszą sprzedaż pierwszego numeru nowego

szkolnego magazynu literackiego.

Wiedziałam, że muszę się zachować. Ze względu na trudną sytuację domową Lilly.

Albo na to, że sytuacja stanie się niedługo trudna, nawet jeśli Lilly tego jeszcze w tej chwili

nie wie.

Więc podeszłam do niej i się odezwałam:

- Proszę jeden egzemplarz.

A Lilly odparła bardzo urzędowym tonem:

- Będzie się należało pięć dolarów.

Totalnie nie mogłam uwierzyć własnym uszom.

- P

IĘĆ

DOLARÓW

??? Ż

ARTUJESZ

SOBIE

???? Na co Lilly powiedziała:

- No cóż, wydawanie magazynu nie jest rzeczą tanią. To ty ciągle nudziłaś, że musimy

odrobić te pieniądze, które przepuściliśmy na pojemniki na odpady.

Wyłuskałam z kieszeni pięć dolarów. Ale miałam wątpliwości, czy pismo jest tego

warte.

Nie było. Poza moim opowiadaniem i traktatem Kenny'ego o brązowych karłach było

tam parę mang, jeden z wierszy J.P. i... wszystkie pięć opowiadań, które Lilly napisała na

konkurs magazynu „Sixteen”. Wydrukowała

PIĘĆ

własnych opowiadań w swoim magazynie!

Nie wierzyłam własnym oczom. Dobra, wiem, że Lilly ma o sobie całkiem niezłe

mniemanie, ale...

Dokładnie wtedy weszła dyrektor Gupta. Ona

NIGDY

nie wchodzi do stołówki. Plotka

głosi, że kiedyś wdepnęła w resztki lasagne i tak ją to zbrzydziło, że nigdy więcej już nie

postawiła stopy w stołówce.

Ale dzisiaj weszła do stołówki i nie zwracając uwagi na żadne potrawy, w jakie

mogłaby wdepnąć, podeszła prosto do kiosku Lilly!

- Oho - powiedziała do mnie Ling Su. - Wygląda na to, że ktoś podpadł.

- Może Gupcie nie podoba się ilustracja na okładce - zasugerował Boris.

- Och. Myślę, że prędzej nie odpowiada jej to opowiadanie autorstwa Lilly -

powiedziała Tina, podnosząc swój egzemplarz. - Czy wy to

CZYTALIŚCIE

? T

O

jest totalnie nie

dla ludzi poniżej osiemnastego roku życia!

background image

W zasadzie nie przeczytałam żadnego z tych opowiadań Lilly. Ona mi tylko o nich

opowiadała. Ale nawet pobieżny rzut okiem na treść pokazał mi, że...

Och, taa. Lilly podpadła, i to bardzo.

Wszystkie egzemplarze „Różowego Odbycika Grubego Louie” zostały skonfiskowane

przez trenera Wheetona, który przyniósł sobie w tym celu wielki czarny plastikowy worek na

śmieci...

- To jest odebranie nam prawa wolności wypowiedzi! - wołała Lilly, kiedy dyrektor

Gupta wyprowadzała ją ze stołówki. - Ludzie, nie siedźcie tak! Wstańcie i protestujcie! Nie

pozwólcie się stłamsić!

Ale wszyscy siedzieli tylko na swoich miejscach i żuli. Uczniowie LiAE są totalnie

przyzwyczajeni do tłamszenia.

Trener Wheeton, zauważywszy egzemplarz magazynu Lilly w moich rękach, podszedł

do mnie i powiedział:

- Przepraszam, Mia. Zadbamy, żebyś odzyskała pieniądze.

Wrzuciłam go do worka.

Bo co innego miałam zrobić?

J.P. i ja popatrzyliśmy na siebie.

Nie jestem pewna, czy mi się to nie przywidziało, ale wydawało mi się, że on się

ŚMIAŁ

.

Cieszę się, że

KTOŚ

umie znaleźć w tym wszystkim coś zabawnego.

A wtedy Tina wzięła mnie na bok.

- Słuchaj, Mia - powiedziała cicho. - Nie chciałam nic mówić przy reszcie, ale chyba

coś właśnie zrozumiałam. Kiedyś czytałam taki romans, gdzie bohaterka i jej zła siostra

bliźniaczka, obie naraz zakochały się w tym samym facecie, bohaterze książki. I ta zła

bliźniaczka robiła różne rzeczy, żeby ta bohaterka źle wypadła w jego oczach. To znaczy w

oczach bohatera.

- Taa?

Ale co to miało wspólnego ze mną, zastanawiałam się. Ja nie mam siostry bliźniaczki.

- Widzisz, pamiętasz, jak prosiłaś Lilly, żeby usunęła Nigdy więcej kukurydzy!, a ona

nie chciała się na to zgodzić, chociaż wiedziała, że to urazi uczucia J.P.

Do czego ona zmierzała?

- Taa?

background image

- No cóż, a jeśli Lilly odmówiła wycofania twojego opowiadania, dlatego, że

CHCIAŁA

,

by J.P. je przeczytał? Bo wiedziała, że jeśli je przeczyta, to wścieknie się na ciebie i potem już

cię nie będzie lubił. A wtedy będzie mógł polubić

zamiast ciebie.

Najpierw chciałam powiedzieć: „Nie, Lilly nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła”.

Ale wtedy przypomniałam sobie ostatnie słowa, które do mnie wypowiedziała w

czasie jazdy limuzyną do domu z Plaza:

„To nie ja go zranię. To ty go zranisz. To nie ja napisałam to opowiadanie”.

O mój Boże! Czy Tina mogła mieć rację? Czy Lilly lubi J.P., ale myśli, że on woli

mnie? Czy to dlatego była taka uparta i nie wycofała Nigdy więcej kukurydzy!?

Nie. To przecież niemożliwe. Bo Lilly

NIE

ZACHOWUJE

SIĘ

dziwnie i zaborczo w

sprawach chłopaków. Ona po prostu taka nie jest.

- Ja nie mówię, że ona to robiła

ŚWIADOMIE

- powiedziała Tina, kiedy o tym

wspomniałam. - Ona prawdopodobnie nawet sama przed sobą

NIE

PRZYZNAŁA

SIĘ

, że lubi J.P.

Ale

PODŚWIADOMIE

to może być powód, dla którego nie chciała wycofać twojego opowiadania.

- Nie - powiedziałam. - Daj spokój, Tina. To szaleństwo.

- Naprawdę? - spytała Tina. - Zastanów się nad tym, Mia. C

ZEGO

Lilly ostatnio nie

przegrała, konkurując z tobą? Najpierw przewodnicząca samorządu. Potem rola Rozagundy.

A teraz to. Ja tylko mówię, że to by wiele wyjaśniało.

No cóż, to by rzeczywiście wiele wyjaśniało. Gdyby było prawdą. Ale nie jest. J.P.

wcale mnie nie lubi w taki sposób, a Lilly wcale w taki sposób nie lubi

JEGO

.

A nawet gdyby tak było, to ona nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła. Bo to ona jest

siódmą w kolejności osobą na liście osób, które kocham najbardziej na całym świecie. I je-

stem pewna, że na jej liście jestem trzecia. Albo może czwarta. To dlatego, że ona nie ma

chłopaka, młodszego rodzeństwa, macochy ani ojczyma, ani żadnych zwierząt.

Środa, 10 marca, RZ

Lilly wróciła. Wygląda naprawdę blado. Najwyraźniej, dyrektor Gupta zadzwoniła do

jej rodziców.

Którzy przyjechali do szkoły. Na spotkanie.

Nie wiem, o czym rozmawiali na tym spotkaniu. Ale najwyraźniej Lilly ma

przedstawić zawartość następnego numeru „Różowego Odbycika Grubego Louie” pani Marti-

nez, zanim pozwolą jej go sprzedawać. Bo Lilly wcale nie pokazała pani Martinez swoich

opowiadań.

background image

Ani mojego.

Ani nazwy magazynu. Którą zmieniono na Zyn.

Tak po prostu. Zyn.

Co brzmi, jak powiedziałam Lilly, chcąc być miła, całkiem chwytliwie.

Lilly nie odpowiedziała mi nic. Żadnego: „dzięki” ani „przepraszam”.

A ja nie mówię do niej nic w rodzaju: „Chcesz pogadać?” „Przepraszam”.

I żałuję, że nie mogę.

Ale po prostu boję się tego, co usłyszę w odpowiedzi.

Środa, 10 marca, klatka schodowa,

trzecie piętro

Dla mnie to chyba jakiś dzień bicia rekordów w łamaniu szkolnych zasad. Bo Kenny i

ja totalnie zerwaliśmy się z geografii i środowiska i jesteśmy tu teraz z Tiną, po raz ostatni

ćwicząc choreografię przed wieczornym przedstawieniem.

Kenny mówi, że tak się denerwuje, że chce mu się wymiotować. Tina też.

Ja? Mówiąc prawdę - a jest to teraz moją życiową misją, aby mówić

WYŁĄCZNIE

prawdę

- mogłabym zwymiotować własne jelita, tak jestem przerażona.

Bo dzisiaj wieczorem będę musiała zrobić coś, czego nie zrobiłam jeszcze nigdy w

życiu. To znaczy pocałować chłopaka.

To znaczy innego chłopaka niż Michael.

No cóż, okay, pomijając Josha Richtera, ale on się nie liczy, bo to było zanim Michael

i ja zaczęliśmy ze sobą chodzić.

Wychodzi na to, że dzisiaj wieczorem będę zdradzać swojego chłopaka.

I okay, ja wiem, że to nie jest prawdziwa zdrada, skoro to tylko sztuka - to znaczy

musical - i my tylko gramy role, i wcale się sobie nawzajem nie podobamy ani nic.

Ale mimo wszystko. Ja będę całowała

INNEGO

MĘŻCZYZNĘ

. Mężczyznę, przed którym

zaledwie w zeszłą sobotę wykonywałam seksowny taniec. Na oczach mojego chłopaka.

A nawet jeśli Michael się nie dowie o tym całowaniu,

JA

BĘDĘ

WIEDZIAŁA

.

Co ja mogę na to poradzić? Jak mam nie czuć, że go w pewien sposób zdradzam?

Zwłaszcza jeśli skończy się na tym - i to jest to, czego boję się najbardziej - że mi się

SPODOBA

. T

O

znaczy całowanie J.P.

O Boże. W głowie mi się nie mieści, że to w ogóle

NAPISAŁAM

.

background image

O

CZYWIŚCIE

, że mi się nie spodoba. Ja kocham tylko jednego chłopaka, Michaela.

Nawet jeśli on w obecnej chwili niekoniecznie to uczucie odwzajemnia. N

IGDY

by mi nie

sprawiło przyjemności całowanie się z kimś innym. N

IGDY

.

O Boże. D

LACZEGO

ON

DO

MNIE

NIE

DZWONI

?????

Środa, 10 marca, prapremiera spektaklu

Jeszcze nie zadzwonił.

A tu jest taka masa ludzi.

Mówię poważnie.

Nie mogę ich w sumie rozpoznać, bo Grandmère nie pozwala nam wyglądać zza

kurtyny. Mówi:

- Jeśli wy możecie widzieć widownię, to widownia widzi was.

Twierdzi, że to nieprofesjonalne pokazywać się w kostiumie przed rozpoczęciem

spektaklu.

Biorąc pod uwagę, że to amatorska produkcja, Grandmère ma kompletnego bzika na

punkcie naszego profesjonalizmu.

Ale i tak widzę, że jest tam ze dwadzieścia pięć rzędów krzeseł, a w każdym jest ze

dwadzieścia pięć miejsc, i wszystkie są zajęte. A to by dało razem... pięć tysięcy widzów!

A nie, zaraz. Boris mówi, że to tylko sześćset dwadzieścia pięć osób.

Ale to i tak

MNÓSTWO

ludzi. I nie

WSZYSCY

z nich mogą być naszymi krewnymi, prawda?

Najwyraźniej tam gdzieś siedzą jacyś

SŁAWNI

LUDZIE

. Według Netszkapy, w której to sobie

sprawdziłam tuż przed wyjściem do Plazy, bilety na przyjęcie charytatywne Aide de Ferme

Grandmère są wyprzedane - donacje dla genowiańskich hodowców oliwek płynęły szerokim

strumieniem przez cały tydzień od gwiazd filmu i muzyków rockowych. Najwyraźniej

impreza charytatywna Grandmère - ze swoim muzycznym hołdem złożonym genowiańskiej

historii - jest

NAJMODNIEJSZYM

miejscem, w jakim się można znaleźć dziś wieczorem.

Mogę się totalnie mylić, ale wydaje mi się, że widziałam Prince'a - to znaczy artystę,

kiedyś znanego jako Prince - który właśnie się domagał miejsca przy przejściu.

A

REPORTERZY

? Jest ich tu na pęczki, skuleni koło orkiestry, z kamerami gotowymi do

akcji. Już widzę jutrzejsze nagłówki wybite wielką czcionką na pierwszej stronie „Post”:

K

SIĘŻNICZKA

GRA

KSIĘŻNICZKĘ

. Albo co gorsza: K

SIĘŻNICZKA

SIĘ

KŁANIA

.

Aż się wzdrygnęłam.

background image

Jak znam życie, zrobią J.P. i mnie zdjęcie w czasie pocałunku i to zdjęcie wybiorą

sobie na stronę tytułową.

I Michael je zobaczy.

A wtedy

TOTALNIE

ze mną zerwie.

Okay, jestem taką płytką osobą, że zamartwiam się, że mój chłopak ze mną zerwie,

kiedy on obecnie przechodzi najboleśniejszy chyba kryzys osobisty swojego życia i najwy-

raźniej ma o wiele poważniejsze zmartwienia niż przejmowanie się swoją głupią dziewczyną

- licealistką.

I dlaczego ja się w ogóle tym martwię, kiedy powinnam się koncentrować na

występie? Przynajmniej według Grandmère.

Wszyscy za kulisami są

NAPRAWDĘ

zdenerwowani. Amber Cheeseman stoi w kącie i

robi sobie jakąś rozgrzewkę hapkido, bo to uspokaja. Ling Su wykonuje ćwiczenia

oddechowe, których się nauczyła na jodze w Y. Kenny chodzi tam i z powrotem, mrucząc:

- Palce - pięta - obrót. Palce - pięta - obrót. Jazzowe ręce, jazzowe ręce, jazzowe ręce.

Palce - pięta - obrót.

Tina pomaga Borisowi powtórzyć rolę. Lilly siedzi cicho zupełnie sama i usiłuje nie

zaplątać się w długi biały tren swojego kostiumu.

Nawet Grandmère znów złamała swoje zasady i pali papierosa, mimo że ostatni

posiłek jadła parę godzin temu.

Tylko señor Eduardo jest spokojny. To dlatego że śpi na krześle w pierwszym rzędzie,

a obok niego drzemie jego równie wiekowa żona. To były jedyne dwie osoby, które

rozpoznałam, zanim Grandmère przyłapała mnie na zerkaniu.

Dwie minuty do podniesienia kurtyny.

Grandmère właśnie zwołała nas wszystkich do siebie. Gasi papierosa i mówi:

- No cóż, dzieci. Stało się. Nadeszła chwila prawdy. Wszystko, nad czym z takim

trudem pracowaliście przez ostatni tydzień, zmierzało właśnie do tej chwili. Czy odniesiecie

sukces? Czy będziecie się potykać i zrobicie z siebie głupków przed rodzicami i przyjaciółmi,

nie wspominając o sporej liczbie sławnych gości? Tylko wy o tym zadecydujecie. To zależy

wyłącznie od was. Ale zrobiłam dla was wszystko, co możliwe. Napisałam coś, co

prawdopodobnie jest najlepszym musicalem wszech czasów. Na materiał nie możecie zwalać

winy. Tylko na samych siebie, od tej chwili. A teraz, dalej, dzieci. Wasza kolej rozwinąć

skrzydła, tak jak ja kiedyś - i polecieć! A więc lećcie, dzieci! L

EĆCIE

!

A potem mówi do walkie - talkie, które ma przy sobie, a którego nikt z nas wcześniej

nie zauważył:

background image

- Na litość boską, już siódma, grajcie wreszcie tę uwerturę.

I odzywa się muzyka...

Środa, 10 marca, prapremiera spektaklu

O mój Boże, oni szaleją z zachwytu! Poważnie! Jeszcze w życiu nie słyszałam, żeby

widownia tak głośno klaskała! Dostają

KOTA

! A my nawet jeszcze nie doszliśmy do finału!

Wszyscy radzą sobie tak

ŚWIETNIE

! Boris nie zapomniał tekstu - i odśpiewał swoją

Piosenkę watażki idealnie:

Będę zabijał i rabował

Robię to przecież co dzień

Żadnej roboty innej nie chcę

Ach jak ja lubie mordować

Chór:

Jedziemy lasem w noc czy w dzień

A na mój widok, w oczach kmieci

Pojawia się paniczny łęk

Ach, jak ja kocham takie życie!

A Kenny wcale nie pokręcił choreografii. No cóż, okay, trochę pokręcił, ale nie na tyle

żeby ktoś zauważył.

I można by było usłyszeć brzęczenie muchy, kiedy Lilly śpiewała swoją piosenkę!

Skąd miałam wiedzieć

Kiedy matka mu mnie sprzedawała

Że pewnego dnia nauczę się

Kochać go tak bardzo?

Choć on tylko gwałci i plądruje

Dla mnie zawsze było cudem

Że gdy skończy wojenne rzemiosło

Do mnie wraca po miłość i pociechę

background image

Trzymała tę widownię w garści! Jej głos aż

DRŻAŁ

, pełen znaczeń, zupełnie jak uczyła

ją madame Puissant! I pamiętała, żeby tren unosić tylko jedną ręką, kiedy wchodziła na

schody.

A J.P. praktycznie dostał owację na stojąco za piosenkę kowalczyka.

Jak ktoś taki jak ona

Pokochał takiego jak ja?

Choć mogła mieć każdego

Wzięła mnie na swojego?!

Jak ona mogła

Pokochać mnie?

A ta piosenka, którą śpiewam, zanim duszę Borisa, była taka

POTĘŻNA

!!! Normalnie

słyszałam, jak ludzie na widowni - ci, którzy nie są zaznajomieni z genowiańską historią - aż

sapnęli, kiedy śpiewałam: „Więc tym warkoczem/otoczę w krąg/gruby kark jego/niech

sczeźnie drań”. Poważnie.

Chociaż zmierzch kończy już dzionek

Co jutro przyniesie nie wie z nas nikt

Leżę tu na łożu nienawiści

I czekam na chwilę swego przeznaczenia...

Chór:

Ojcze, Genowio, razem będziem walczyć

Ojcze, Genowio, przyszłość powstaje dziś!

Przeżegnam się i polecę

Panu Śmierć ojca pomszczę, to przysięgłam

I tym warkoczem okręcę mu szyję

Poranek zoczy, że zło już nie żyje!

I wtedy, kiedy śpiewałam ten drugi refren: „Ojcze, Genowio, razem będziem walczyć/

Ojcze, Genowio, przyszłość powstaje dziś!”, jestem prawie pewna, że słyszałam, jak

Grandmère - G

RANDMÈRE

, uwierzycie? - cicho chlipnęła!

No cóż, okay, może to tylko lekki nieżyt nosa. Ale i tak.

background image

Och, czas już na wielki finał! No tak. Pora na wielki pocałunek.

Naprawdę mam nadzieję, że Tina się myli i że J.P. wcale mnie w taki sposób nie lubi.

Bo nieważne, co się stanie, moje serce należy do Michaela, i tak już będzie zawsze. Nie, żeby

pocałowanie kogoś w czasie przedstawienia - to znaczy musicalu - było zdradą. Bo totalnie

nie jest. J.P i ja tylko...

A w ogóle

GDZIE

jest J.P? Powinniśmy trzymać się za ręce i wybiec razem na scenę, z

wyrazem radości na twarzach, a potem on ma mnie pocałować.

Ale jak ja mogę trzymać go za rękę i wbiec z nim na scenę, kiedy jego tu

NIE

MA

????

To jakieś szaleństwo. Był tu po ostatnim numerze. Gdzie on się...

Och, wreszcie idzie.

Zaraz - to ktoś przebrany w kostium J.P. Ale to nie jest J.P.

Środa, 10 marca, wielkie przyjęcie

O mój Boże. W głowie mi się nie mieści, że TO się w ogóle dzieje.

Poważnie. To było jak sen. Bo kiedy wyciągnęłam rękę do J.P, żeby wybiec z nim na

scenę, zorientowałam się, że trzymam za rękę M

ICHAELA

.

- M

ICHAEL

? - nie powstrzymałam okrzyku. Chociaż nie wolno nam rozmawiać, bo

nasze mikrofony mogą to wyłapać. - A co ty tu...?

Ale Michael przyłożył palec do ust, pokazał na mój mikrofon, a potem złapał mnie za

rękę i zaciągnął na scenę...

Dokładnie tak, jak robił to J.P. w czasie prób.

A potem, kiedy wszyscy śpiewali: „Genowio! Genowio!”, Michael, przebrany w

kostium J.P., porwał mnie w ramiona, przechylił w tył i dał mi najdłuższy filmowy pocałunek

w usta w całym moim życiu.

Nikt nie zauważył, że to nie J.P., dopóki nie przyszła kolej na ukłony na proscenium,

kiedy wszyscy się chwytamy za ręce i kłaniamy widowni.

- Michael! - zawołałam znowu. - Co ty tu robisz?

W tym momencie nie musieliśmy już się przejmować mikrofonami, bo widzowie

klaskali tak głośno, że i tak nic by nie usłyszeli.

- Jak to co tu robię? - zapytał Michael z szerokim uśmiechem. - Czy ty naprawdę

myślałaś, że będę stał bezczynnie, kiedy ty się będziesz całowała z jakimś innym gościem?

I to wtedy minął nas J.P. i powiedział:

- Cześć, stary. Niezły numer.

background image

I wyciągnął dłoń, którą Michael lekko przyklepał.

- Zaraz - powiedziałam. - Co tu się dzieje?

I to wtedy weszła między nas Lilly i objęła mnie ramieniem za szyję.

- Och, K.G. - powiedziała. - Wyluzuj.

I wtedy opowiedziała, jak ona i jej brat - przy pomocy J.P. - wymyślili ten plan, żeby

Michael i J.P. zamienili się w czasie finału, żeby to Michael, a nie J.P. mógł być tym, który

mnie pocałuje.

I dokładnie tak potem zrobili.

Ale jak im się udało zrobić to za moimi plecami, nigdy się nie dowiem. Nie no, serio.

- Czy to znaczy, że mi wybaczasz tamten seksowny taniec? - zapytałam Michaela,

kiedy już pozdejmowaliśmy brody i warkocze i zostaliśmy sami za kulisami. Wszyscy inni

już zeszli na widownię, gdzie gratulowały im rodziny - albo różne sławne osoby, o których

poznaniu marzyli.

Ale na co mi sławni ludzie, skoro osoba, którą podziwiam najbardziej na świecie, stała

DOKŁADNIE

NAPRZECIWKO

MNIE

?

- Tak, wybaczam ci tamten seksowny taniec - powiedział Michael, mocno mnie

obejmując. - Jeśli ty mi wybaczysz, że ostatnio byłem takim nieobecnym chłopakiem.

- To nie twoja wina. Martwiłeś się rodzicami. Totalnie rozumiem.

Na co on odpowiedział po prostu:

- Dzięki.

I to mi kazało zrozumieć, właśnie tam i wtedy, że tworzenie dojrzałego związku nie

ma nic wspólnego z piciem piwa i seksownymi tańcami. Ma natomiast wiele wspólnego z

możliwością liczenia na to, że druga strona nie zerwie z tobą, tylko dlatego że pewnego

wieczoru zatańczyłaś z jakimś facetem na jakiejś imprezie, ani nie weźmie tego do siebie

osobiście, jeśli nie możesz dzwonić tak często, jakbyś chciał, bo jesteś zajęty radzeniem sobie

z zaliczeniami i rodzinnym kryzysem.

- Naprawdę mi przykro, Michael - powiedziałam - mam nadzieję, że między twoimi

rodzicami sprawy się jakoś ułożą. I, hm, tak serio... To, co się zdarzyło na twojej imprezie...

To piwo, ten beret, ten seksowny taniec... nic takiego się już więcej nie powtórzy.

- No cóż, ten seksowny taniec to mi się w sumie całkiem podobał - przyznał Michael.

Wybałuszyłam na niego oczy.

- N

APRAWDĘ

?

- Naprawdę. - Michael pochylił się, żeby mnie pocałować. - Jeżeli mi obiecasz, że

następnym razem zatańczysz go tylko dla mnie.

background image

Obiecałam. No coś

TAKIEGO

.

A kiedy wreszcie Michael odsunął głowę, żeby zaczerpnąć powietrza, powiedział

nieco drżącym głosem:

- Mia, prawdę mówiąc, ja nie chcę imprezowej dziewczyny. Ja zawsze chciałem tylko

ciebie.

Och. A więc to

TO

zamierzał wtedy powiedzieć.

- A teraz może byśmy zdjęli te głupie kostiumy i dołączyli do zabawy? Co ty na to? -

spytał Michael.

A ja powiedziałam, że bardzo chętnie.

Środa, 10 marca, nadal wielkie przyjęcie

Teraz trwają mowy. Przemawiają twórcy Świata. I dopiero po jakiejś minucie

przypomniałam sobie, że przecież właśnie po to Grandmère zorganizowała swoją imprezę.

Nie po to, żeby zebrać pieniądze dla genowiańskich hodowców oliwek ani nawet nie po to,

żeby wystawić sztukę. To znaczy musical.

Tylko żeby podlizać się ludziom, którzy będą decydować, kto dostanie którą wyspę.

Jak tu zdecydować, kto bardziej zasługuje na Irlandię: Bono czy Colin Farrell? Jak rozstrzyg-

nąć, kto powinien dostać Anglię - Elton John czy David Beckham?

Chyba ostatecznie sprawę rozstrzygnie to, kto zaoferuje więcej pieniędzy. Ale i tak

cieszę się, że nie muszę być osobą, która będzie musiała podjąć tę decyzję, gdyby,

powiedzmy, oferty okazały się równe.

Ale

WIEM

, że zdecydowano już, kto dostanie Genowię. To się stało dość oczywiste,

kiedy J.P., totalnie czerwony i onieśmielony, został zaciągnięty do miejsca, gdzie stałam w

pobliżu Grandmère, przez wielkiego, łysiejącego, palącego cygaro faceta.

- Tu jest! - huknął wielki łysiejący facet - jak się szybko zorientowałam, John Paul

Reynolds - Abernathy Trzeci, czyli tata J.P. - Młoda dama, którą pragnąłem poznać,

księżniczka Genowii, osoba odpowiedzialna za to, że mój tu obecny chłopak wylazł ze swojej

skorupy!!! Jak się masz, kochana?

Byłam pewna, że tata J.P. ma na myśli Grandmère. No, wiecie, bo to ona obsadziła

J.P. w swoim spektaklu, co, jak sądzę, można uznać za „wyciągnięcie go ze skorupy”.

Ale, ku swojemu zdziwieniu, zobaczyłam, że pan Reynolds - Abernathy Trzeci

spogląda

NA

MNIE

, a nie na Grandmère.

background image

Grandmère miała taką minę, jakby poczuła jakiś niemiły zapach. Pewnie chodziło o to

cygaro.

Ale powiedziała tylko:

- John Paul. To jest moja wnuczka, jej wysokość księżniczka Amelia Mignonette

Grimaldi Thermopolis Renaldo (Grandmère zawsze przestawia moje nazwiska. To sprawa

między nią a moją mamą).

- Miło mi pana poznać - powiedziałam, wyciągając rękę...

Która zupełnie zniknęła w wielkiej, mięsistej łapie Johna Paula Reynoldsa -

Abernathy'ego Trzeciego.

- No wspaniale - powiedział, pompując energicznie moją dłonią z góry na dół, a J.P.

stał obok ojca z rękoma wciśniętymi głęboko w kieszenie z taką miną, jakby chciał umrzeć. -

No wspaniale. Bardzo się cieszę, mogąc poznać dziewczynę, która - przepraszam,

księżniczkę, która - jest pierwszą osobą w tej snobistycznej szkółce, która zaprosiła mojego

chłopca do stołu na lunch!

A ja tam tylko stałam, spoglądając to na J.P., to na jego ojca. W pewien sposób nie

mieściło mi się to w głowie. Nikt w LiAE nie zaprosił nigdy J.P. do swojego stołu w czasie

lunchu.

Z drugiej strony, on sam powiedział, że niechętnie się przyłącza do ludzi. I

NAPRAWDĘ

dziwnie zachowywał się w sprawie tej kukurydzy w chili. A jeśli się nie zna kryjącej się za

tym historii... cóż, można to uznać za dziwactwo. Przynajmniej dopóki się go lepiej nie

pozna.

- Proszę tylko spojrzeć, ile to dla niego zmieniło! - ciągnął pan Reynolds - Abernathy

Trzeci. - Jeden mały lunch i chłopak dostaje główną rolę w szkolnym musicalu! I nawet ma

teraz przyjaciół! Przyjaciół studentów! Jak się nazywa tamten facet, J.P.? Ten, z którym

wczoraj cały wieczór przegadałeś przez telefon? Mike?

J.P. twardo wbijał wzrok w podłogę. Nie miałam mu tego za złe.

- Taa - powiedział. - Michael.

- Właśnie, Mike - ciągnął pan Reynolds - Abernathy Trzeci. - A tu mamy księżniczkę.

- Uszczypnął mnie w podbródek. - Dzieciak sam jadał lunch, odkąd zaczął się uczyć w tej

szkole dla zarozumialców. Miałem zamiar go przenieść, gdyby to dłużej potrwało. A teraz

jada lunche z księżniczką! Coś niebywałego. Clarisso, masz niezwykle udaną wnuczkę!

- Dziękuję ci, John Paul - powiedziała Grandmère z wdziękiem. - A sama chciałabym

zaznaczyć, że masz uroczego syna. Jestem pewna, że daleko zajdzie w życiu.

background image

- Cholerna racja, że zajdzie - powiedział pan Reynolds - Abernathy i teraz uszczypnął

w podbródek J.P. - Jada lunche z księżniczkami. No cóż, chciałem tyko podziękować. Aha, i

powiedzieć ci, że wycofałem się z przetargu na tę wyspę - jak ona się nazywa? A, racja!

Genowia! „Razem zwyciężymy!” Świetny tekst, tak przy okazji. W każdym razie, co to ja...

Aha, jest cała twoja, Clarisso, ze względu na to, jaką przysługę twoja mała wnuczka

wyrządziła mnie i temu mojemu dzieciakowi.

Grandmère wybałuszyła oczy tak, że omal jej nie wyszły na szypułkach. Rommel też,

tak mocno go ścisnęła.

- John Paul, jesteś zupełnie pewien? - spytała Grandmère.

- Stuprocentowo - odparł John Paul Reynolds - Abernathy Trzeci. - To pomyłka, że w

ogóle startowałem do tego przetargu. Nigdy nie zależało mi na Genowii, ale trzeba było tej

dzisiejszej sztuki, żebym zdał sobie z tego sprawę. To ta druga, ta gdzie mają wyścigi

samochodowe...

- Monaco - podpowiedziała Grandmère chłodno, wyglądając, jakby zwąchała coś

jeszcze obrzydliwszego niż dym z cygara. Ale ona tak

ZAWSZE

wygląda, kiedy ktoś wspomina

najbliższych sąsiadów Genowii.

- O, to to. - Tata J.P. miał minę pełną wdzięczności. - Muszę sobie zapamiętać. Kupuję

ją dla mamy J.P., wiesz, jako prezent na rocznicę ślubu. Ona uwielbia tę aktorkę, tę, która

była tam księżną, jak jej tam było?

- Grace Kelly - podpowiedziała Grandmère jeszcze zimniejszym tonem.

- No właśnie. - Pan Reynolds - Abernathy Trzeci złapał syna za ramię. - Chodź, mały -

powiedział. - Podjemy sobie, zanim ci, ekhm, ludzie - gapił się prosto na Cher, która fak-

tycznie miała na sobie dość skąpy strój, ale niewątpliwie jest człowiekiem - wszystko nam

pożrą.

Kiedy tylko znaleźli się poza zasięgiem słuchu, odwróciłam się do Grandmère i

powiedziałam:

- Okay, przyznaj się. W

CALE

nie wystawiłaś tej sztuki, żeby zabawić masy, które

przyszły, żeby zebrać pieniądze na genowiańskich hodowców oliwek, ale żeby ojciec J.P.

zaciągnął u ciebie dług wdzięczności i zdecydował się odstąpić od przetargu na sztuczną

wyspę Genowię, tak?

- Może z początku - powiedziała Grandmère. - Ale później, przyznaję, trochę mnie

porwał nurt wydarzeń. Wiesz, Amelio, jak się raz połknie bakcyla, to on już zostaje w orga-

nizmie. Nigdy nie zobojętnieję całkowicie na urok sztuki dramatycznej. A zwłaszcza nie

background image

teraz, kiedy - spojrzała w stronę tych wszystkich reporterów i krytyków teatralnych, którzy

czekali, aż złoży swoje oświadczenie - musical okazał się takim sukcesem.

- Nieważne - powiedziałam. - Odpowiedz mi jeszcze tylko na jedno pytanie. Dlaczego

to było dla ciebie takie ważne, żebyśmy się pocałowali z J.P. na koniec? I na odmianę

powiedz mi prawdę, a nie te bzdety o widowni, która domaga się pocałunku na zakończenie

musicalu.

Grandmère poprawiła Rommla w ramionach, żeby móc się przyjrzeć swojemu odbiciu

w wykładanej brylantami puderniczce, którą wyciągnęła z torebki.

- Och, na litość boską, Amelio - powiedziała, sprawdzając, czy makijaż jest nadal

idealny. - Masz prawie szesnaście lat i w całym twoim życiu całowałaś się tylko z jednym

chłopakiem.

Odkaszlnęłam.

- Z dwoma, tak po prawdzie - powiedziałam. - Pamiętasz Josha...

- Pfuit! - powiedziała Grandmère, zamykając z trzaskiem puderniczkę. - W każdym

razie jesteś o wiele za młoda, żeby poważnie traktować tamtego chłopaka. Księżniczka musi

pocałować wiele żab, zanim stwierdzi na pewno, że znalazła swojego księcia.

- I ty miałaś nadzieję, że John Paul Reynolds - Abernathy Czwarty okaże się moim

księciem... - powiedziałam. - Bo w przeciwieństwie do Michaela ma bogatego tatę... I ten tata

stawał przeciw tobie w przetargu o sztuczną wyspę Genowię.

- Taka myśl przemknęła mi przez głowę - powiedziała wymijająco Grandmère. - Ale

na co ty narzekasz? Oto twoje pieniądze.

I jakby nigdy nic wręczyła mi czek na dokładnie pięć tysięcy siedemset dwadzieścia

osiem dolarów.

- Pieniądze, które rozwiążą twój niewielki finansowy problem - ciągnęła Grandmère. -

To tylko mały procent tego, co udało nam się dzisiaj zebrać. Genowiańscy farmerzy nie

zauważą, że czegoś brakuje.

W głowie mi się zakręciło.

- Grandmère! Mówisz poważnie?

Już nie muszę się martwić, że Amber Cheeseman wbije mi przegrodę nosową w płat

czołowy mózgu! To tak, jakby sen stał się rzeczywistością.

- Widzisz, Amelio! - Grandmère bardzo była z siebie zadowolona. - Ty pomogłaś

mnie, ja pomogłam tobie. Tak się postępuje w rodzie Renaldich.

Co mnie w sumie rozśmieszyło.

background image

- Ale ja ci załatwiłam twoją wyspę - powiedziałam, czując, że rośnie we mnie bąbelek

triumfu. Tak, triumfu. - To ja zaprosiłam J.P., żeby siadał z nami przy lunchu, i to dlatego

jego tata wycofał się z przetargu. Wcale nie musiałam się zniżać do skomplikowanych

łgarstw ani do szantaży czy duszenia warkoczem, co jest, jak rozumiem, drogą Renaldich. Ale

jest jeszcze inna droga, Grandmère. Może będziesz miała ochotę kiedyś ją wypróbować.

Nazywa się: „Bądź dla ludzi miła”.

Grandmère spojrzała na mnie i zamrugała zdumiona.

- A gdzie by była Rozagunda, gdyby była miła dla lorda Alboina? Uprzejmość -

powiedziała - do niczego cię w życiu nie doprowadzi, Amelio.

- Au contraire, Grandmère - powiedziałam: - Uprzejmość załatwiła ci sztuczną wyspę

Genowię, a mnie pieniądze, których potrzebowałam...

I pozwoliła odzyskać chłopaka, dodałam w duchu.

Ale Grandmère tylko przewróciła oczami i powiedziała:

- Czy moje włosy wyglądają jak trzeba? Idę teraz do fotografów.

- Wyglądasz świetnie - odparłam.

Bo co mi szkodzi zachować się miło?

Jak tylko Grandmère pochłonął tłum reporterów, zbliżył się J.P., który przyniósł mi

kieliszek musującego cydru. Wzięłam go od niego z wdzięcznością i napiłam się. Od całego

tego śpiewania człowiekowi chce się pić.

- A więc - powiedział J.P. - To był mój tata.

- On cię chyba naprawdę kocha - powiedziałam dyplomatycznie. Bo nieuprzejmie

byłoby powiedzieć: Boże, miałeś rację! On jest żenujący! - Pomijając kwestię kukurydzy.

- Taa - powiedział J.P. - Chyba. Nieważne. Zła na mnie?

- Zła na ciebie? - zawołałam. - Dlaczego ty mnie zawsze pytasz, czy jestem na ciebie

zła? Jesteś chyba najfajniejszym facetem, jakiego znam!

- Poza Michaelem - przypomniał mi J.P, oglądając się na Michaela, który ucinał sobie

pogawędkę od serca z Bobem Dylanem... Niedaleko miejsca, w sumie, gdzie Colin Farrell

ignorował Lanę Weinberger i Trishę Hayes. Które zgodnie odymały usta z tego powodu.

- No cóż, oczywiście - powiedziałam do J.P. - Poważnie, to było

TAKIE

SŁODKIE

, to co

dla mnie zrobiłeś... I dla Michaela. Naprawdę nie wiem, jak mam ci dziękować. Nie wiem,

czy zdołam ci się kiedykolwiek odwdzięczyć.

- Och - uśmiechnął się J.P. - Jestem pewien, że coś wymyślisz.

background image

- Ale mam jedno pytanie. - Wreszcie zebrałam się na odwagę, żeby zapytać go o coś,

co nie dawało mi spokoju już od jakiegoś czasu. - Jeśli tak strasznie nie lubisz kukurydzy, to

po co w ogóle

BIERZESZ

to chili w stołówce?

- No cóż, nie cierpię kukurydzy. Ale uwielbiam chili.

- Och. Okay. To do zobaczenia jutro - powiedziałam i lekko pomachałam mu ręką na

pożegnanie. Chociaż w ogóle tego nie rozumiałam.

Ale, wiecie, doszłam do wniosku, że i tak w sumie rozumiem mniej więcej z

piętnaście procent tego, co do mnie mówią ludzie. Na przykład to, co przed chwilą

powiedziała do mnie Amber Cheeseman przy barze z kawiorem:

- Wiesz, Mia, po tym wszystkim, co o tobie czytałam, myślałam, że się okażesz

sztywna jak kij. A z ciebie jest naprawdę imprezowa dziewczyna!

Tak więc chyba określenie „imprezowa dziewczyna” bywa przez ludzi różnie

rozumiane.

A sekundę później jakoś tak chyłkiem podeszła do mnie Lilly. Gdybym nie znała

prawdy - no wiecie, o jej rodzicach - mogłabym powiedzieć:

- Hej, Lilly! A co ty wyrabiasz, podchodząc tak chyłkiem? To do ciebie nie pasuje.

Ale skoro wiedziałam, że musi się czuć przygnębiona - teraz widać już było wyraźnie,

że wie - powiedziałam tylko:

- Cześć.

- Cześć. - Lilly patrzyła przez salę na Borisa, który potrząsał dłonią Joshui Bella tak

mocno, że mógł ją za chwilę połamać. Za nim stały dwie osoby, które mogły być wyłącznie

panią i panem Pelkowskimi, oboje uśmiechali się promiennie do idola swojego syna, a

ZA

NIMI

moja mama i pan Gianini oraz rodzice Lilly przysłuchiwali się uważnie czemuś, co im

opowiadał Leonard Nimoy. - Jak leci?

- W porządku - powiedziałam. - Rozmawiałaś z Benazir?

- Nie pokazała się - odparła Lilly. - Ale ucięłam sobie miłą pogawędkę z Colinem

Farrellem.

Uniosłam brwi.

- Naprawdę?

- Taa. On się ze mną zgadza, że IRA należy rozbroić, ale ma dość radykalne poglądy

na temat tego, jak powinno się to zrobić. Ach, a potem pogadałam sobie jeszcze z Paris

Hilton.

- A o czym rozmawiałaś z Paris Hilton?

background image

- Głównie o procesie pokojowym na Bliskim Wschodzie. Chociaż powiedziała też, że

mam świetne buty - powiedziała Lilly.

I obie spojrzałyśmy na czarne kozaki Converse, na których narysowała mnóstwo

srebrnych gwiazd Dawida, żeby podkreślić swoje żydowskie pochodzenie, i które włożyła

specjalnie na dzisiejszą okazję.

- Są ładne - przyznałam. - Słuchaj, Lilly. Dzięki. Za to, że pomogłaś mi wyprostować

sprawy z Michaelem.

- Od czego ma się przyjaciół? - Lilly wzruszyła ramionami. - I nie martw się. Nie

powiedziałam Michaelowi, że pocałowałaś J.P.

- Ależ to nic nie znaczyło! - zawołałam.

- Nieważne - powiedziała Lilly.

- Nie znaczyło - upierałam się. I wtedy, bo wydało mi się, że to będzie właściwe,

dodałam: - Słuchaj. Naprawdę mi przykro ze względu na twoich rodziców.

- Wiem - powiedziała Lilly. - Powinnam była... Ja już od jakiegoś czasu wiedziałam,

że coś się między nimi nie układa. Morty, odkąd skończył szkołę podyplomową, coraz

bardziej odchodził od neopsychoanalitycznej szkoły psychiatrii. On i Ruth od lat się o to

kłócili, ale do kryzysu doszło po artykule w „Psychology Today”, w którym jungowskim

psychiatrom oberwało się za esencjalizm. Ruth uważa, że postawa Mortyego wobec

neopsychoanalizy jest wyłącznie efektem kryzysu wieku średniego i że Morty zaraz zacznie

kupować sobie ferrari i jeździć na urlopy do Hamptons. Ale Morty upiera się, że jest na

krawędzi dokonania znaczącego przełomu. Żadne z nich nie chce ustąpić. Więc Ruth popro-

siła Morty'ego, żeby się wyprowadził, dopóki nie uporządkuje swoich priorytetów. Albo nie

wyda tej pracy.

- Och - powiedziałam. Bo nie miałam pojęcia, jak na to zareagować. Czy pary się

faktycznie rozpadają z takich powodów? Słyszałam już o ludziach, którzy się rozwiedli, bo

jedna osoba wiecznie gdzieś gubiła nakrętkę od pasty do zębów.

Ale żeby się rozstawać ze względu na różnice metodologiczne w pracy?

No, nieważne. Przynajmniej nigdy nie będę się musiała martwić, że to spotka

Michaela i mnie!

- Ale i tak nie powinnam była dusić tego wszystkiego w sobie - ciągnęła Lilly. -

Powinnam była ci powiedzieć. Przynajmniej łatwiej byłoby ci zrozumieć, dlaczego

zachowywałam się ostatnio jak taka idiotka.

- Ale przynajmniej - powiedziałam śmiertelnie poważnie - miałaś jakąś wymówkę. Że

świrowałaś i tak dalej. A jaką ja mam?

background image

Lilly się roześmiała. O to mi chodziło.

- Przepraszam, że nie chciałam wycofać twojego opowiadania. Miałaś absolutną rację.

To było wredne wobec J.P. Nie wspominając, że obraźliwe w stosunku do twojego kota.

- Taa. - Obejrzałam się za siebie, gdzie J.P. stał niedaleko Doo Paka, który bez tchu

opowiadał o czymś Eltonowi Johnowi. - J.P. to naprawdę fajny facet. I wiesz co...? - No cóż,

czemu nie? Na razie uprzejmość jeszcze mnie nie zawiodła. - ...Wydaje mi się, że mu się

podobasz.

- Zamknij się - warknęła Lilly. Wcale nie takim apatycznym głosem, jakim odzywała

się do tej pory. - Ja już sobie dałam spokój z facetami. Nic nie wnoszą w moje życie, poza

kłopotami i bólem serca. Właśnie przed chwilą mówiłam Davidowi Mametowi...

- Zaraz - przerwałam. - Tu jest David Mamet?

- Taa - powiedziała Lilly. - Kupuje sobie sztuczną wyspę Massachusetts czy coś. A

co?

- Lilly - odezwałam się z ożywieniem. - Podejdź do J.P. i powiedz mu, że chcesz go

komuś przedstawić. A potem zaprowadź go do Davida Mameta.

- Dlaczego?

- Nie pytaj. Po prostu to zrób. Przysięgam, że nigdy tego nie pożałujesz. Założę się, że

zaraz potem zaprosi cię na randkę.

- Naprawdę uważasz, że ja mu się podobam? - spytała Lilly, przyglądając się J.P.

niepewnie.

- Zdecydowanie - odparłam.

- No to spróbuję - powiedziała Lilly z nagłą determinacją. - Od razu.

- Trzymam kciuki.

I poszła.

Ale nie udało mi się zobaczyć, jak zareagował J.P., bo w tej samej chwili Michael

podszedł do mnie i objął mnie w talii.

- Cześć. Jak Bob? - spytałam.

- Bob - powiedział Michael - to niesamowity luzak. A co u ciebie?

- A wiesz co? Świetnie.

I raz w życiu, dla odmiany, nie kłamałam.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 07 Księżniczka imprezuje
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 07 Księżniczka imprezuje
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki Księżniczka imprezuje
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki Księżniczka imprezuje
Cabot Meg 07 3I4 Walentynki księżniczki
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 07 i trzy czwarte Walentynki
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 07 i pół Urodziny Księżniczki
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 07 i pół Urodziny Księżniczki
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 07 i trzy czwarte Walentynki
Cabot Meg 07 1I2 Urodziny księżniczki
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 07 i pół Urodziny Ksężniczki
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 07 i trzy czwarte Walentynki
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 07 i pół Urodziny Księżniczki

więcej podobnych podstron