Kate Brian
MEGAN
PRZEWODNIK PO CHŁOPCACH
Prolog
Megan, musimy porozmawiać.
Megan Meade przełknęła łyk oranżady i wypuściła słomkę z ust. Serce jej
zamarło. Dlaczego rodzice wrócili z bazy tak wcześnie?
-
To mój pierwszy napój gazowany dzisiaj, przysięgam - powiedziała, odwracając się
do rodziców na skórzanym fotelu swojego ojca. Ale kiedy tylko na nich spojrzała,
zrozumiała, że nie zamierzają dyskutować o jej dziennej dawce cukru. Chodziło o coś
dużo poważniejszego.
Rodzice stali przed nią na środku salonu ich służbowego domu, z identycznymi
sztucznymi uśmiechami na twarzach. Byli w mundurach galowych - matka w khaki i w
ciemnych rajstopach, chociaż temperatura dochodziła do czterdziestu stopni w
teksańskim cieniu, ojciec z kołnierzem dopiętym tak ciasno, że kark zaczynał mu
czerwienieć.
- O Boże - wymamrotała Megan.
Odstawiła oszronioną szklankę i przygotowała się na najgorsze. Od zawsze była
dzieciakiem pary wojskowych, więc już się domyślała, co zaraz usłyszy. Mogła tylko
czepiać się nadziei, że to jednak nieprawda.
- Strzelec, czas pakować ekwipunek - oświadczył tata z wymuszonym, szerokim
uśmiechem. — Przenosimy się do Korei Południowej.
No i proszę. To uczucie przypominało Megan swobodne spadanie. Jakby wnętrzności
weszły w stan nieważkości i zaczęły lewitować w jamie brzusznej. Ścisnęła poręcze
fotela tak mocno, aż kostki jej zbielały. Żeby tylko nie zwymiotować.
- Co? - wykrztusiła. Jej głos dobiegał jak z oddali.
- Sporo czasu minęło od naszego ostatniego przeniesienia, prawda? - powiedział
ojciec rzeczowo. - To może być ciekawa przygoda.
Przygoda? Testował dzisiaj w bazie maski gazowe, czy co? Jak ktoś mógł wpaść na
pomysł, że dla niej to będzie przygoda?
Megan przez całe życie kursowała z miejsca na miejsce. Urodziła się w Rammstein, w
Niemczech, w jednej z największych amerykańskich baz wojskowych w Europie. Kiedy
miała pięć lat, tuż po tym, jak znalazła pierwszą przyjaciółkę, rodzinę przenie siono do
Turcji. Po kilku latach spędzonych na grze w piłkę nożną z chłopakami i uczeniu się
tureckiego od przyjaciółki, Medhy, przyszedł kolejny rozkaz przeniesienia. Wtedy po raz
pierwszy w życiu Megan wyjechała do kraju, który zaczęła uważać ojczyznę. Przez całe
gimnazjum się przeprowadzała, z Fort Carson w Kolorado do Fort Bragg w Karolinie
Północnej, a potem do Fort Leavenworth w Kansas. W żadnej z tych baz nie zagrzała
miejsca na tyle długo, żeby się z kimś naprawdę zaprzyjaźnić.
Dopiero tutaj, w Fort Hood, Megan wreszcie znalazła dom. Przez całe dwa lata
chodziła do liceum. Grała w szkolnej drużynie piłki nożnej, która zdobyła mistrzostwo
stanu. Niedawno dostała tymczasowe prawo jazdy. Miała prawdziwą przyjaciółkę, Tracy
Dale-Franklin. A w tym roku, pierwszego dnia szkoły, zamierzała porozmawiać z
Benem Palmerem. Wreszcie! Obmyśliła już dokładnie, co na siebie włoży, i trzysta
pięćdziesiąt jeden razy przećwiczyła słowa powitania przed lustrem. To miał być Rok
Megan. Więc dlaczego?
- Megan? Nic nam nie powiesz? - zapytała matka.
Taa, zaraz wam coś powiem, pomyślała Megan, wstając. Odwróciła się plecami do
rodziców i wyjrzała przez okno, obejmując się ramionami i mnąc w dłoniach brzegi, T-
shirtu. Co za niesprawiedliwość! Megan zawsze przecież była idealną, grzeczną córką.
Nigdy nie pyskowała. Nigdy nie okazywała rodzicom, że jest przygnębiona albo smutna,
albo, że uważa którąś z bardzo wielu wprowadzanych przez nich zasad za krzywdzącą.
Nigdy w życiu nie pozwoliła sobie na nieposłuszeństwo. I jako jedyna spośród uczennic
nie paradowała po bazie, w minispódniczce i koszulce odsłaniającej pępek na wzór
dyżurnych gwiazd popu. Czy rodzice nie zdawali sobie sprawy, jak im się poszczęściło?
Kiedy Megan z gniewem patrzyła przez okno na idealnie przycięty trawnik i świetnie
utrzymane klomby, czuła, że zbiera jej się na mdłości. Jakby oddziaływała na nią jakaś
zewnętrzna siła - wiedziała, że nijak nie zdoła powstrzymać tego, co miało nastąpić.
Odwróciła się i twardym wzrokiem spojrzała na rodziców. Wstrzymała oddech.
- Nie jadę - wypaliła.
Zebrała całą odwagę, żeby wypowiedzieć te dwa - raptem - słowa, a kiedy już raz
padły, sama nie mogła uwierzyć, że je wymówiła.
Wszyscy zamarli. Megan miała wrażenie, że znalazła się poza własnym ciałem. Tak
jak w zeszłym roku, kiedy słaniając się na nogach, wracała na ławkę ze wstrząśnieniem
mózgu w trakcie półfinałowego meczu o mistrzostwo stanu. Niby świadoma tego, co się
wkoło niej działo, a jakby nieobecna.
- Co proszę? - powiedział ojciec.
- Nie jadę - powtórzyła Megan. - Nie przeniosę się do Korei Południowej. — Nadal
nie mogła uwierzyć we własne słowa.
Matka i ojciec wymienili spojrzenia. Wydawało się, że oni też uważali, że jej tam
właściwie nie ma.
-
Przykro mi, Megan. Wiemy, że to dla ciebie trudne - powiedziała matka. - Ale
będziemy tam tylko dwa lata, a potem i tak wrócisz do kraju na studia.
Dwa lata. Dwa lata? Co za człowiek stawia słowo „tylko" przed słowami „dwa lata"?
-
Nie. Nie jadę - upierała się Megan, z każdą chwilą nabierając odwagi. Dziwiła się,
że ojciec jeszcze nie zaczął na nią naskakiwać. - Nie możecie mi tego zrobić. To moje
życie, a ja... Ja chcę je przeżyć tutaj! Z przyjaciółmi! A co z drużyną piłkarską? I... z
balem maturalnym? I...
Benem Palmerem z cudownymi dołeczkami w policzkach! - zajęczał cichy głos w jej
głowie.
-Megan...
-
Mam tego dosyć, mamo! Nienawidzę się przenosić. Nie chcę tego robić. Nigdy
więcej. Dlaczego mnie zmuszacie?
Ojciec Megan wziął głęboki oddech. Skrzydełka nosa rozszerzyły się, kiedy
wypuszczał powietrze. On i matka znów spojrzeli na siebie, porozumiewając się bez
słów, co im się często zdarzało.
-
No cóż, jest jeszcze jedno wyjście... - powiedziała matka na koniec.
Megan ledwie śmiała nabierać nadziei.
- Naprawdę?
-
My musimy jechać. "Twój ojciec i ja - stwierdziła matka, okręcając obrączkę na
palcu. - Ale jeśli naprawdę chcesz zostać...
- Mogę zostać z Trący? - palnęła Megan.
-
Nie... nie - zaprotestował ojciec. - Dale-Franklinowie już mają dość na głowie.
Wiesz o tym.
Megan wiedziała aż za dobrze. Starszy brat Trący, Joe, skończył liceum i zapisał się do
Szkoły Morskiej ku wielkiemu niezadowoleniu ojca służącego w wojskach lądowych.
Po wyjeździe Joego w domu z trzema sypialniami zrobiło się trochę luźniej, ale Trący
nadal musiała dzielić pokój z siostrą, Brianną,
a starszy z jej dwóch młodszych braci nadal gnieździł się w pokoju w suterenie.
-Więc, co?
-
No cóż, wczoraj wieczorem tata rozmawiał z Johnem McGowanem - odparła
matka.
-Johnem McGowanem? - powtórzyła osłupiała Megan. John McGowan był starym
przyjacielem ojca ze szkoły medycznej.
-
Powiedział, że on i Regina z chęcią zajmą się tobą, kiedy ja i tata będziemy w Korei
- ciągnęła matka, jakby nieświadoma, że właśnie przyprawiła Megan o zawrót głowy. -
Nie sądziliśmy, że będziesz zainteresowana takim rozwiązaniem. Mimo wszystko
wyjazd do Korei Południowej to świetna okazja poznania nowej kultury. Jeśli jednak...
jesteś głęboko przekonana...
-John McGowan - powtórzyła jeszcze raz Megan.
i- Tak, John McGowan - powiedział ojciec beznamiętnie. - Dobrze się czujesz?
Poszaleli? Najpierw chcą ją przenieść na Daleki Wschód, a potem proponują pobyt u
McGowanów w Bostonie, w Massachusetts? Z tymi wszystkimi...
-Trochę to potrwa, zanim chłopcy się przyzwyczają, ale jestem pewna, że jakoś się
dogadacie - dodała matka.
Chłopcy? Umysł Megan zalały liczne obrazy szczerbatych gnojków. Chłopców z
twarzami wysmarowanymi lepką czerwoną breją po lodach na patyku. Małe,
paciorkowate oczka śmiały się, kiedy zwabili ją za dom, żeby obejrzała ich nowego
„szczeniaczka". Potem została złapana na lasso i przywiązana do drzewa, żeby wreszcie
zawisnąć głową w dół na gałęzi. Wredni, mali tłusto włosi i chudonodzy chłopcy.
Chłopcy z robalami w kieszeniach. Chłopcy, którzy podnosili gumę do żucia z ziemi i
wkładali ją do ust, i ciągnęli Megan za włosy.
-
Ilu ich tam właściwie było? - spytała Megan i z dreszczem osunęła się na brzeg
kanapy.
Matka i ojciec zastanowili się nad odpowiedzią.
-
Siedmiu, jak ostatni raz liczyłem - odparł ojciec. - Niezła gromadka.
Tak. Niezła.
Oczywiście, teraz nie są już dzieciakami z brudnymi łapkami, prawda? Większość z nich była
mniej więcej w tym samym wieku, co ona, a to oznaczało, że teraz są - przełknęła ślinę - nasto-
letnimi chłopakami.
Megan zaczęła się pocić. Nastolatkowi« - jeszcze gorzej. Upapranym błotem dzieciakom
przynajmniej mogłaby przywalić po głowie kijem do wifileballu. Właśnie i tak zmusiła tłustego
Evana z włosami jak strąki - najgorszego z całej bandy - żeby ostatecznie dał jej spokój po
incydencie z lassem. Ale nastolatkowie - z nimi nie da sobie rady. Szesnaście lat już stuknęło, a
ona nadal miała przed sobą perspektywę odbycia pierwszej prawdziwej rozmowy z chłopakiem z
własnej klasy. Jak tu zamieszkać z siedmioma takimi?
-
No, więc masz wybór - podsumował ojciec. - Albo pojedziesz z nami do Korei, albo zostaniesz
w Stanach u McGowanów.
-
Muszę się zdecydować w tej chwili? — spytała, Megan.
-
Nie, kochanie, ale już niedługo - powiedziała matka, pochylając się, żeby przeczesać dłonią jej
jasnorude włosy. - Wyjeżdżamy za kilka dni. - Pocałowała córkę w czoło, a Megan spojrzała matce
w oczy, równie zielone, jak jej własne, tylko z kilkoma zmarszczkami w kącikach. - Będziemy za
tobą bardzo tęsknić, jeśli zdecydujesz się zostać.
Megan mechanicznie pokiwała głową.
-
Ale chcemy dla ciebie jak najlepiej, więc poprzemy każdą twoją decyzję - dodała matka.
Megan z trudem przełknęła ślinę. Dziś rano obudziła się z myślą, że nic ważnego nie ma do
roboty. Musiała tylko przećwiczyć rozmowę z Benem Palmerem i jak zwykle przebiec kilometr. A
teraz cały świat wywrócił się do góry nogami.
-
Dzięki - mruknęła wreszcie.
Matka uśmiechnęła się, mruganiem odpędzając łzy.
— Zastanów się nad tym i daj nam znać.
Matka i ojciec wyszli z pokoju. Zupełnie sama z siedmioma
chłopakami, a moi rodzice... w Korei. Nagle ucieczka do pracy
w cyrku zaczęła się Megan wydawać całkiem sensownym wyjściem z sytuacji.
Zakręcona: już za tobą tęsknię!!!
Strzelec5525: Trący! Ja jeszcze nie jestem nawet na lotnisku.
Zakręcona: W głowie mi się nie mieści, że mnie tu zostawiasz...
Strzelec5525: Nie z własnego wyboru.
Zakręcona: Napisz mi maila, jak tylko tam dojedziesz! 7 facetów!! Szczęściara.
Strzelec5525: Akurat. Przepadłam. Normalnie przepadłam.
Zakręcona: No cóż... Prawda.
Strzelec5525: Dzięki za wsparcie. Wrrr... JAK JA MAM SOBIE PORADZIĆ???
Zakręcona: Może WRESZCIE nauczysz się stawiać na swoim!!!
Strzelec5525: Ile razy mi to jeszcze powiesz?
Zakręcona: 5.345 654, chyba, że zaczniesz to robić.
Strzelec5525: HEJ! Postawiłam się MAMIE I TACIE!!!
Zakręcona: To już coś. Dobra. Myślałam o chłopakach. Pamiętasz, jak rok temu mój brat miał
intensywny kurs w Wenezueli?
Strzelec5525: Tam, gdzie go nauczyli mówić po hiszpańsku???
Zakręcona: Taa! Jedziesz na 2 tygodnie, a oni mówią tylko po hiszpańsku, wracasz i mówisz
biegle.
Strzelec5525:...???
Zakręcona: No cóż, to jak intensywny kurs z facetów!!!
Strzelec5525: No i... co? Mam się intensywnie szkolić z FACETÓW?
Zakręcona: No pewnie! Zobaczysz, o czym gadają, kiedy są sami. jacy są, jak MYŚLĄ!!! A POTEM
NAPISZESZ PRZEWODNIK PO FACETACH!
Strzelec5525: Pogięło cię.
Zakręcona: MÓWIĘ POWAŻNIE! Możesz złamać szyfr.
Strzelec5525: Faceci: linia awaryjna.
Zakręcona: No, wreszcie zaczynasz czaić! I będziesz mi przesyłać notatki, a ja
wrzucę je na swoją stronę w sieci. Strzelec5525: Podoba mi się to. Wchodzę.:-)
Zakręcona: Wiedziałam, że się zgodzisz! Strzelec5525: Życz mi szczęścia!!! Będzie
mi baaardzo potrzebne.
Zakręcona: Powodzenia! Buziaki! Strzelec5525: Buziaki!
Rozdział 1
Kiedy Regina McGowan podjechała swoim srebrnym volvem SUV-em na podjazd
wielkiego, zbudowanego w wiejskim stylu domu, Megan zobaczyła wkoło wyłącznie
chłopaków. Roiło się tam od nich. Siedmiu synów i ojciec biegali, śmiali się i popychali
na frontowym trawniku. Zajęci byli jakąś brutalną, pełnokontaktową grą. Dzielili się na
graczy w koszulkach i graczy cholernie dobrze wyglądających bez.
Megan krew aż zapulsowała w uszach. Zapomnijcie o wrednych, roześmianych,
małych potworach. Tych facetów dotknęła boska dłoń twórcy specyfików na
doskonałość. Przed oczami migały jej niewyraźne plamy wysportowanych, opalonych
ciał. Przez kilka sekund Megan nie mogła wyłowić wzrokiem żadnego konkretnego
osobnika, ale potem jeden z tych bez koszulki zdobył punkt i podskoczył, wyrzucając
ramiona w powietrze, krzycząc z radości i ściskając piłkę. Na cudownie umięśnionym
brzuchu widniały krople potu i źdźbła trawy. Od jego uśmiechu Megan przeleciał po
plecach dreszcz. Chłopak miał potargane blond włosy, kwadratową szczękę i
najpiękniejsze mięśnie ramion, jakie Megan kiedykolwiek widziała. Jeden z braci
klepnął go po plecach i wskazał ręką volvo. Chłopak obrócił się i spojrzał prosto na
Megan.
Reszta świata przestała istnieć.
-Jesteśmy na miejscu - oznajmiła Regina, wyłączając silnik. - Megan?
Chłopak uśmiechnął się wolno - pięknie, szczerze, radośnie.
- Megan?
Poczuła dotyk na ramieniu.
-Och! Hm... Taa? - Megan z trudem oderwała wzrok od Pana Idealnego i się
zarumieniła.
Brązowe oczy Reginy zamigotały rozbawieniem i współczuciem.
-
Możesz zamieszkać w samochodzie, jeśli chcesz, ale oni i tak znajdą sposób, żeby
cię dopaść.
-
Och... Hm... - Boże, czy ona mnie właśnie przyłapała na ślinieniu się do jednego ze
swoich synów? Ohyda!
-
Nie przejmuj się. Obiecali mi, że będą się zachowywać jak najlepiej - powiedziała
Regina, odpinając pas. Odrzuciła długie ciemne włosy za ramiona i pochyliła się w
stronę Megan. - Moja rada? Po prostu bądź sobą. I wszystko pójdzie dobrze.
Megan zmusiła się do uśmiechu. Regina zatrzasnęła drzwi samochodu. Bądź sobą. Taa.
Jasne. W przeszłości akurat dużo mi to dało.
Palce Megan drżały, kiedy sięgała do klamki. Zagryzła po kolei obie wargi, żałując, że
błyszczyk spakowała do walizki, poprawiła gumkę kucyka i wysiadła z samochodu. Jej
jasnoniebieska krótka koszulka lekko podjeżdżała w górę przy każdym ruchu, a Megan
aż za dobrze widziała, że kiedy z Reginą zbliżały się do grupy chłopców, kilka par oczu
natychmiast skoncentrowało się na obnażonym kawałku jej brzucha. Megan obciągnęła
koszulkę i skrzyżowała ramiona na piersiach.
-
Megan! Jak miło cię zobaczyć! - powiedział John, podchodząc, żeby się z nią
przywitać. Potrząsnął dłonią Megan i zrobił krok w tył, żeby się przyjrzeć dziewczynie.
John był wysokim blondynem z fryzurą trochę przydługą na czubku głowy, ale
utrzymywaną w miejscu dzięki jakiemuś środkowi sklejającemu włosy w skorupę.
Nosił T-shirt Boston Red Socks i długie szorty, a do tego prawie nowe tenisówki Nike.
Skórę miał ogorzałą i poznaczoną zmarszczkami, ale wyglądał raczej jak dojrzały
gwiazdor filmowy niż podstarzały tata.
- Taa... Ja też się cieszę - wymamrotała.
-
Ale się zmieniłaś - powiedział pan McGowan. — Kiedy cię ostatni raz widziałem,
nie rozstawałaś się z pluszowym misiem, pamiętasz? Jak on się nazywał? Pan Boo? Pan
Boony? .
Megan oblała się purpurą, kiedy chłopcy złośliwie zachichotali. To się nie mogło dziać.
To się nie mogło dziać. Pluszowy miś?
-John - odezwała się Regina ostrzegawczo.
-Ja naprawdę... nie pamiętam - skłamała Megan. Wszyscy się na nią gapili.
-
Och, na pewno pamiętasz! Za żadne skarby nie chciałaś się z nim rozstawać! -
huknął tubalnym głosem John. - Pan Binky? Pan...
- Boogie - poddała się.
Śmiech był ogłuszający.
-
Tak! Pan Boogie! Stale go zmuszałaś, żeby mi dawał buziaki - oświadczył radośnie
John. - Nadal masz tego pluszaka?
-Hm... nie - skłamała Megan. Pan Boogie tkwił głęboko schowany na dnie walizki.
-
Okay, chyba wystarczy już tych wspomnień. - Regina stanęła obok męża i
szturchnęła go w bok.
-
No, co? Staram się, żeby poczuła się jak w domu - zaprotestował John.
- A może wręcz przeciwnie — mruknęła Regina pod nosem.
Megan gapiła się pod nogi, usiłując zignorować spojrzenie
dziewięciu par oczu. Zwykle Megan koncentrowała na sobie uwagę tylko wtedy -
pomijając rodziców i Trący - kiedy znajdowała się na boisku do piłki nożnej. A takiej
widowni zawsze była błogo nieświadoma, bo podczas meczu reszta świata rozpływała
się dla niej w niebycie. Teraz miała wrażenie, że rzuca się w oczy bardziej niż ostra
wysypka na całym ciele.
-
To ja może zabiorę swoje rzeczy - powiedziała i zawróciła na pięcie. Odwrócona
plecami do facetów, skrzywiła się z zażenowaniem. Pan Boogie? Jakim cudem John
zapamiętał pana Boogie'ego? Otworzyła tylne drzwi SUV-a i zdecydowanym ruchem
wyciągnęła ze środka plecak i swój kask motocyklowy.
Zatrzasnęła drzwi, obróciła się szybko i... stanęła twarzą w twarz z samym Adonisem.
Czy raczej twarzą w pierś. Zaskoczona Megan cofnęła się o krok, potknęła i uderzyła
prosto w bok samochodu.
Au.
- Oj, przepraszam - powiedział.
-
Zero sprawy - stęknęła Megan. O Boże. „Zero problemu" albo „Nie ma sprawy"!
Czy aż tak trudno sklecić dwa słowa?
-
Przepraszam za tatę. Próbowaliśmy go sprzedać, ale nikt nie był nim
zainteresowany. - Uśmiechnął się leniwie. Miał niesamowicie ciepłe brązowe oczy.
Megan, oczywiście, parsknęła śmiechem. Z trudem powstrzymała się przed zatkaniem
sobie ust dłonią i ucieczką. To było o wiele gorsze niż wszystkie spotkania z Benem
Palmerem, które do tej pory jej się przytrafiły.
- Pomogę ci z bagażem - zaproponował.
-
Hm. Dzięki. - Megan zeszła mu z drogi i stanęła po przeciwnej stronie bagażnika.
-
Fajny rower - powiedział, spoglądając na srebrno-czarny maverick przymocowany
do stojaka na dachu. Jeszcze na lotnisku Megan i Regina pozbyły się pogiętego kartonu,
w którym rower został zapakowany przez linie lotnicze.
-Hm... dzięki - powtórzyła. Zarzuciła plecak na ramiona, a przypięty do niego kask
obijał jej się o biodro. Otworzyła drzwi bagażnika.
- To wszystko? - spytał.
- Taa - odparła Megan.
-
O rany. Myślałem, że dziewczyny zawsze zabierają za dużo rzeczy.
- Chyba nie jestem dziewczyną - odparła Megan.
Co? Coś ty powiedziała?
Obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów i się uśmiechnął.
- Patrz, a ja bym się nabrał.
Gdyby człowiek mógł się roztopić, Megan tu i teraz zamieniłaby się w kałużę u jego
stóp. Ten półnagi, seksowny, świetny towar, metr dziewięćdziesiąt wzrostu, właśnie z
nią flirtował! Z niewygadaną, chłopakowatą i piegowatą Megan Meade!
Wyciągnął z bagażnika siatkowy worek z piłkami i zarzucił go sobie na ramię. Drugą
ręką złapał ciężką walizkę. Megan zostawił tylko torbę z laptopem i mniejszą walizkę
pełną staników, majtek i piżam. Chociaż nie miał pojęcia, co jest w środku, Megan była
zadowolona, że nie musi patrzeć, jak chłopak wnosi do domu jej bieliznę.
-
Przy okazji, jestem Evan - powiedział i zatrzasnął klapę bagażnika.
Megan omal się nie zakrztusiła.
- Nie.
Evan się roześmiał.
-Hm... Tak.
- Ty jesteś Evan?
Tłusty, zasmarkany Evan z włosami jak strąki niepostrzeżenie zamienił się w boga o
filmowej urodzie i olimpijskich proporcjach?
-
Taa, owszem — powiedział, mrużąc oczy. — Czy to nie ty walnęłaś mnie kiedyś
po głowie kijem do baseballu?
-
Do wiffleballu - poprawiła Evana. - I o ile pamiętam, najpierw ty mnie powiesiłeś
na drzewie.
-
Ha. Zawsze mi się wydawało, że to był kij do baseballu - stwierdził Evan.
- Jestem potwornie silna - powiedziała.
Jasne. Przestań już gadać. Przestań... już... gadać!
Ale Evan, mimo wszystko, nadal się uśmiechał. Ruszyli przez trawnik w stronę
pozostałych członków rodziny.
-
A więc grasz w piłkę nożną, tak? - zagadnął Evan, kiedy się do nich zbliżali. - To
dobrze. Musisz być szybka, jeśli chcesz przetrwać w tym tłumie.
Megan spojrzała na młodych McGowanów, którzy zbili się teraz w stadko.
Najmniejszy przecisnął się między nogami braci, żeby się dostać do środka gromadki,
a potem między kolejną parą nóg wydostał się na zewnątrz.
-
Yo! Co znaczy ten „Strzelec"? - zapytał jeden z chłopaków, wyciągając szyję. Miał
płowe blond włosy, obcięte na Juliusza Cezara, i duży „brylantowy" kolczyk w lewym
uchu.
Megan popatrzyła na swój czarny kask, jakby zobaczyła go po raz pierwszy w życiu. Z
tyłu widniał napis w cudzysłowie: Strzelec.
- Och, to moje przezwisko - wyjaśniła Megan.
- Kiepskie - ocenił Młody Cezar.
-
Ona gra w nogę, kretynie - powiedział Evan, stawiając na ziemi torbę z piłkami.
- Evan! Jak się wyrażasz! - skarciła go Regina.
-
Sorry, ale powiedz mu, żeby przestał być dupkiem - odparł Evan.
Megan udało się uśmiechnąć.
-
Sama sobie radzę z wychowaniem dzieci, dziękuję ci uprzejmie - odpaliła Regina
ze znaczącym uśmieszkiem. Potem podeszła do Młodego Cezara i lekko trzepnęła go
dłonią w tył głowy.
Chłopcu wyrwało się dramatyczne „Au!" Zaczął energicznie rozcierać potylicę,
wykrzywiając twarz.
-
No, więc, chłopaki, przedstawicie się czy będziecie tu sterczeć jak stado baranów?
- zapytał ojciec.
Synowie coś mruknęli i rozluźnili zwarte szyki. Jeden z nich wystąpił naprzód. Był
tylko trochę niższy niż Evan. Miał tak samo atletyczną budowę, kręcone,
rozczochrane, ciemnoblond włosy i szaroniebieskie oczy. Nosił czarną koszulkę ze
słowem
SZTUKA wypisanym na piersi czcionką staroświeckiego kroju.
-
Cześć, mam na imię Finn - powiedział. Głos miał łagodny. Machnął dłonią na
powitanie. - Chyba jesteśmy rówieśnikami. Trzecia, tak?
- Taa - powiedziała Megan.
-
Super - odparł Finn z uśmiechem. - Hm, Evana już poznałaś — dodał, a potem
zwrócił się w stronę reszty klanu. - To Sean. - Wskazał niższego, mocniej
zbudowanego faceta z ciemnobrązowymi włosami, lekko zarośniętego.
Mimo upału Sean miał na sobie dżinsy, a na zewnętrznym prawym bicepsie
wytatuowane logo klubu harleyowców. Megan i jej tata w zeszłym roku odnowili dwa
harleye, a ona niedawno dostała tymczasowe prawo jazdy na motor. Sean mógł się
okazać bratnią duszą, choć na razie minę miał obojętną.
- To Doug - ciągnął Finn, wskazując na Młodego Cezara.
Blondas najwyraźniej uważał siebie za kolejne wcielenie Eminema. Na szyi nosił złoty
krzyż. Miał szerokie, umięśnione ramiona i, niestety, zaskakująco pulchny brzuszek.
Megan uśmiechnęła się do niego, ale on odwrócił wzroki cmoknął z niezadowoleniem.
- To jest Miller - powiedział Finn.
Miller miał po wojskowemu przycięte blond włosy i T-shirt New York Yankees z
karykaturą głównego zawodnika. Wpatrywał się w ziemię i tylko lekko skinął głową,
kiedy Finn wypowiedział jego imię.
-
To łan. - Finn wskazał pucołowatego dzieciaka, który z wyglądu bardzo
przypominał jej Evana zapamiętanego sprzed siedmiu lat.
- Cześć, łan - powiedziała Megan.
-
Cześć, Strzelec - odparł łan, zarechotał złośliwie i złapał się za brzuch.
O rany. Jest dokładnie taki jak Evan siedem lat temu.
Znikąd nadbiegł najmłodszy z braci, wydając odgłosy przypominające wycie silnika
samochodu. Wpadł głową prosto na kolana Evana i się roześmiał.
-
A to chuchro to Caleb - wyjaśnił Evan, podnosząc małego, jakby dźwigał worek
ziemniaków.
Caleb umościł się wygodnie w ramionach Evana, oparł głowę o jego tors i jednym
ramieniem objął brata za szyję. Czubkiem palca dotknął ust, uśmiechnął się
nieśmiało i powiedział:
- Cześć, Megan.
Megan wzięła głęboki oddech.
- Cześć, Caleb.
Trzech z siedmiu. Mogło być gorzej.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Tom-i-JeanMeade@yahoo.com
Temat: Aklimatyzacja
Cześć, Mamo i Tato!
Chciałam tylko dać znać, że wszystko w porządku. Na obiad mieliśmy grilla. Zjadłam też sałatkę.
Przysięgam. Chłopcy przyzwyczajają się do mnie, a John i Regina są naprawdę mili. Nie mogę się
doczekać, kiedy zobaczę nową szkołę, już za wami tęsknię, ludzie. Mam nadzieję, że lot był
spokojny! Napiszcie mi maila i zadzwońcie, jak tylko będziecie mogli.
Całuję,
Megan
Megan oparła się plecami o ścianę, siedząc w oknie swojej sypialni, z laptopem
otwartym na kolanach. O swojej nowej kwaterze mogła powiedzieć jedno - była
totalnie różowa. Różowe ściany, różowa narzuta na łóżko, różowy chodnik w
kształcie kwiatu na drewnianej podłodze. Regina nawet białą toaletkę przyozdobiła
kalkomaniami przedstawiającymi duże różowe kwiatki.
Było to przeciwieństwo wszystkich pokojów, w jakich Megan mieszkała do tej pory.
Ktoś energicznie zapukał do drzwi. Regina wsunęła głowę do pokoju. Megan lekko
się wyprostowała.
- Przyniosłam ci ręczniki - oznajmiła pani domu z uśmiechem, kładąc różowe
ręczniki na krawędzi łóżka. Rozejrzała się po pokoju i znieruchomiała, widząc nadal
nierozpakowane walizki. - Jak ci idzie?
- Dobrze, proszę pani. Dziękuję - odpowiedziała Megan automatycznie. Wiedziała,
że w końcu zabierze się do rozpakowywania, ale wtedy wszystko nabierze charakteru
czegoś nieodwracalnego. Najpierw musiała się przyzwyczaić. Przywyknąć do
różowego.
- Nie musisz mówić do mnie per pani. - Regina skrzyżowała ręce na piersi i
wzruszyła ramionami. - Czuję się wtedy stara.
- Och, dobrze proszę pa... - Megan ugryzła się w język. Cóż, trochę potrwa, zanim się
przyzwyczai.
- Pomyślałam sobie, że jutro wieczorem możemy pojechać na zakupy -
zaproponowała Regina. - Na pewno musisz sobie dokupić jeszcze jakieś rzeczy do
szkoły. Nowe ubrania... kosmetyki... może nową torbę?
O rany. Ta kobieta umiera z tęsknoty za damskim towarzystwem.
-Hm... Okay. Jasne - powiedziała Megan, chociaż miała już wszystko, czego
potrzebowała. Nie przepadała za robieniem zakupów, czego królowa wyprzedaży,
Trący, nijak nie mogła pojąć, ale zrozumiała, że warto było się zdobyć na poświęcenie,
kiedy Regina wynagrodziła jej odpowiedź jeszcze szerszym uśmiechem.
- Świetnie! Już wiem, dokąd cię zabrać. W centrum handlowym jest nowe skrzydło,
a ja od dawna mam ochotę je obejrzeć - powiedziała Regina. - Zjemy coś na mieście i
zrobimy sobie prawdziwy babski wieczór.
- Dla mnie bomba - mruknęła Megan. Nowe skrzydło w centrum handlowym?
Jedzenie na mieście?
-No to dobranoc - rzuciła Regina. - Daj mi znać, jeśli będziesz czegokolwiek
potrzebować.
- Regino? - odezwała się Megan, zatrzymując ją już w drzwiach. - Czy tu zawsze
jest... tak cicho?
Kobieta zmarszczyła brwi.
- W zasadzie nigdy. Chyba tobie zawdzięczamy ten chwilowy święty spokój. Moi chłopcy
pewnie nie bardzo wiedzą, jak się zachowywać, kiedy kręci się tu prawdziwa dziewczyna.
Dokładnie coś takiego chciałam usłyszeć. Megan poczuła dławiącą gulę w gardle. Po
cichym obiedzie, w czasie, którego John i Regina odwalali całą konwersację, chłopcy
zrejterowali do sutereny i od tamtej pory Megan nie widziała ich na oczy. Odbierała to jako
ewidentne wykluczanie. Nie tęskniła za badawczymi spojrzeniami, ale też nie chciała być
znienawidzona.
-Mam nadzieję, że nikogo nie... krępuję..
-Daj spokój - Regina machnęła ręką. - Być może po raz pierwszy od dwudziestu lat
prześpię całą noc. Dobranoc, Megan.
Kiedy drzwi się zamknęły, Megan westchnęła i jeszcze raz przeczytała wiadomość do
mamy i taty. „Chłopcy przyzwyczajają się do mnie". Czuła się trochę głupio, że nie mówi
rodzicom całej prawdy - że chłopcy ją ignorują i są wyraźnie wytrąceni z równowagi jej
obecnością - ale jaki to by miało sens? Kliknęła: „Wyślij".
Gdzieś w domu zaskrzypiała deska w podłodze i trzasnęły zewnętrzne drzwi, potem
wszędzie znów zapadła cisza. To miejsce zdecydowanie nie przypominało wariatkowa,
jakiego Megan się spodziewała.
Następnego ranka ostrożnie wyjrzała ze swojego pokoju. Zza jednych z zamkniętych
drzwi dobiegała muzyka, a drzwi do łazienki po drugiej stronie pustego korytarza stały
otworem. Teraz miała szansę.
Ściskając przy piersi rzeczy potrzebne pod prysznicem, wyszła na korytarz... w tym samym
momencie, w którym ze swojego pokoju wyłonił się Finn. Megan stanęła jak wryta.
Zmierzwione włosy sterczały mu z tyłu głowy. Miał na sobie przewiewne, spłowiałe szorty i
biały T-shirt. Więc to w takim stroju sypiają chłopcy.
-
Och... cześć. Wchodzisz? - spytał Finn.
-
Taa, jeśli można - mruknęła Megan. - To znaczy, nie muszę akurat teraz. Nie chcę się
wcinać.
-
Nie, idź pierwsza - odparł Finn. - Zastukasz do mnie, kiedy skończysz?
Jasne - powiedziała Megan. - Nie ma sprawy.
Po szybkim prysznicu, w czasie którego usiłowała nie zastanawiać się nad dziesiątkami
króciutkich jasnych i ciemnych włosków, czepiających się każdej powierzchni, Megan
owinęła włosy ręcznikiem i znów ubrała się w piżamę. Miała wrażenie, że w tej chwili coś
się dzieje na korytarzu. Wzięła głęboki oddech. Czy zawsze będzie się tak bała samego
chodzenia po tym domu?
Prostując ramiona, wyszła z łazienki i jej bosej stopy o mało nie przejechał zdalnie
sterowany samochód. W ostatniej chwili odskoczyła na bok i patrzyła, jak zabawka pruje
korytarzem i wjeżdża na prowizoryczną rampę. Oczy Megan rozszerzyły się z przerażenia,
kiedy zobaczyła, co czekało na samochód przy lądowaniu.
O... mój... Boże!
Zabawka walnęła w pudełko tamponów w pojedynczych opakowaniach. Przy uderzeniu
rozsypały się po całym korytarzu. Obok Megan pędem przebiegł łan, zaśmiewając się do
rozpuku i wymachując pilotem. Doug wyszedł ze swojego pokoju sprawdzić, co się dzieje,
podniósł jeden z tamponów i uśmiechnął się szyderczo.
-
Superchłonne? - zapytał, akurat kiedy z pokojów po przeciwnych stronach korytarza
wyjrzeli Evan i Finn.
-
Co to znaczy superchłonne? - spytał łan, marszcząc czoło.
-
Nawet nie chcę tego wiedzieć - odparł Doug, rzucając tamponem w stronę Megan.
Złapała go, czując, że temperatura jej ciała mogłaby wypalić dziurę w chodniku. Doug
zaśmiał się i ruszył na dół po schodach, a za nim pognał łan.
-
Nie przejmuj się - powiedział Evan z półprzytomnym uśmiechem.
-
Uch... kretynie. - Finn zerknął na bokserki Evana we wzór żab z kreskówki. Rozporek
bokserek był rozchylony. Finn zerknął na Megan.
Evan zawrócił do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Bynajmniej niezawstydzony.
-
Zaraz, ja... pomogę ci to posprzątać. - Finn przykucnął i zebrał kilka tamponów.
-
Nie! - Megan rzuciła się przed siebie, a Finn stracił równowagę i wylądował na tyłku.
Wyrwała mu z ręki tampony. - Wolałabym nie.
-
Ale ja mogę...
-
Nie. Poradzę sobie - zawołała Megan, niezgrabnie zbierając śliskie opakowania. -
Dzięki.
-
Okay - powiedział Finn.
Wstał i przez chwilę kręcił się w pobliżu, nie ułatwiając sytuacji zażenowanej Megan.
Wreszcie poszedł do łazienki i zatrzasnął drzwi. Megan z trudem powstrzymała łzy. Byli w
jej pokoju. Grzebali w jej rzeczach. A Evan widział jej tampony.
Trudno sobie wyobrazić gorszy poranek.
Megan weszła do pokoju i rzuciła wszystko na łóżko. .
Dobra, weź się w garść.
Westchnęła i zaczęła ściągać przez głowę górę od piżamy. Nagle dostrzegła kątem oka jakiś
ruch. Wrzasnęła. Doug i łan siedzieli teraz na dębie na podwórku i przez lornetki patrzyli w
jej okno.
-
Co wy robicie? - krzyknęła.
Doug zachichotał i pomachał do Megan.
-Jak ci się podoba mój pokój?
-
Twój pokój?
v Hej, nie ma sprawy, będę spał u Milla Ogórasa, skoro mogę sobie oglądać takie widoki -
odkrzyknął Doug ze śmiechem.
Megan opadła szczęka. Szarpnęła za sznurek koło okna, opuszczając żaluzję.
-
Dzieciaki! Śniadanie! - zawołała Regina z parteru. — Jeśli nie ruszycie tyłków, po
spóźniacie się!
Oddychaj głęboko. Złapała drewniane krzesło stojące przy biurku, wetknęła je pod klamkę
drzwi, jak to wiele razy widziała na filmach. Opadła na kolana, otworzyła swoją dużą
walizkę i nagle się zgarbiła. -Co, u...?
Jej ulubiony biały T-shirt pokrywały purpurowe plamy. Rozłożyła koszulkę. Na trzodzie
namazano dwa wielkie koła, każde z kropką w środku. Piersi. Sądząc po nieudolnym
rysunku, autorem był któryś z młodszych chłopców. Podobne bazgroły znajdowały się na
wszystkich ulubionych trzech T-shirtach. Czy John i Regina wiedzą, że ich synowie to
wariaci?
Po prostu oddychaj. Wrzuciła koszulki do kosza obok biurka. Włożyła swoją szarą
wojskową bluzkę, suszarką podsuszyła włosy i spięła je w kucyk. Nagle poczuła, że nie
może się doczekać, aż pójdzie do szkoły. Musiało tam być o niebo lepiej niż w tym domu.
Jak w ogóle mogła wczoraj wieczorem pomyśleć, że ten spokój i cisza są niepokojące?
Otworzyła drzwi szafy, żeby wyjąć tenisówki, i cofnęła się zaskoczona. Stał przed nią Caleb,
z głową owiązaną jej różowym stanikiem tak, że miseczki sterczały jak duże uszy.
-Ale cię przestraszyłem! - Caleb roześmiał się i pokazał jej język.
Serce Megan szybko waliło. Chciała go złapać, ale wymknął się bokiem.
-
Mam twój stanik! Mam twój stanik! - wrzeszczał, podskakując po całym pokoju.
-
Caleb! - ryknęła Megan, rzucając się na chłopca.
Gówniarz okazał się za szybki. Wymknął jej się z rąk, wyszarpał krzesło spod klamki i zwiał.
Megan pogoniła za nim na schody, ale Caleb usiadł okrakiem na poręczy i śmignął na dół,
gdzie zeskoczył, zanim Megan zbiegła dwa stopnie. Odwrócił się do niej, szeroko
uśmiechnął i pognał do kuchni.
-
Caleb! Nie! — jęknęła.
Na dole wszyscy pozostali chłopcy gadali, śmiali się i wsuwali śniadanie. Megan rzuciła się
w dół po schodach i przebiegła przez salon.
Wypadła zza rogu na korytarz w tej samej chwili, gdy Caleb miał już pchnąć wahadłowe
drzwi do kuchni.
-
Stój! — krzyknęła.
I nagle znikąd pojawił się Sean. Jedna ręką złapał małego facecika w talii i uniósł.
-
Puszczaj! Puszczaj! - wrzeszczał Caleb.
Sean zdarł Calebowi stanik z głowy. Megan stała jak wryta. Po prostu nie miała pojęcia, co
zrobić.
-
Trudno nad nim zapanować - powiedział Sean. To były pierwsze słowa, jakie usłyszała
od niego Megan.
-
Taa... Dziękuję - odparła i wzięła od Seana stanik. - Gdyby tam wszedł...
Sean przyglądał jej się przez chwilę. Brązowe włosy sterczały mu na głowie, a pod prawym
uchem miał plamę czarnozielonkawego smaru. Tak lekko zaniedbany Sean wyglądał
pociągająco. Ale było w nim też coś odpychającego. Może oceniający wzrok i niemal
zagadkowy wyraz twarzy, z jakim przyglądał się Megan. Jakby nie był do końca pewien, co
w ogóle przed sobą ma.
-Taa, no cóż... - mruknął. Potem zawrócił i poszedł przed siebie krótkim korytarzem.
Megan patrzyła, jak otwierał drzwi do garażu. Ostry zapach dymu papierosowego uderzył
ją w nos i przez chwilę mignął jej widok kilku facetów i dziewczyny rozpartych na starych
kanapach z salonu. Wszyscy ubrani byli na czarno. W kącie garażu stał zestaw perkusyjny,
otoczony wzmacniaczami i mikrofonami. Na moment, zanim drzwi się zamknęły, Megan
zobaczyła tylny błotnik harleya w odcieniu mięty. Boki motoru lśniły, jakby niedawno
został nawoskowany.
Megan oparła się o ścianę i wzięła głęboki oddech. Najwyraźniej chłopak grał w jakiejś
kapeli. I harley pewnie należał do niego. Może któregoś dnia zapyta o to Seana. Jeśli
kiedykolwiek przestanie przeszywać ją wzrokiem.
Na razie o wiele ważniejszym zadaniem było znaleźć bezpieczną skrytkę dla staników,
majtek i tamponów. Megan zignorowała burczenie w brzuchu, zawróciła od wejścia do
kuchni i poszła z powrotem na górę.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis pierwszy
Uwaga nr 1: Kiedy są piękni, wiedzą o tym, że są piękni.
Jak drugi pod względem wieku, Evan. Jest w maturalnej klasie. Uosobienie ideału. On
doskonale o tym wie. To widać po tym, jak się uśmiecha, kiedy się na niego gapisz. Nie
żebym się na niego gapiła. Absolutnie. W każdym razie jeszcze za wcześnie, żeby stwierdzić,
czy to ujemnie wpływa na jego zachowanie (przykład: Mike Blukowsi i jego problem z ego
rozmiarów obserwatorium astronomicznego).
Uwaga nr 2: Podoba im się ciało.
A zwłaszcza te części, których swoim zdaniem nie powinni oglądać. Na przykład fragment
między twoją krótką koszulką a paskiem spodni.
Uwaga nr 3: Bez najmniejszego oporu wracają do spraw, które mnie przyprawiłyby o
śmiertelne zażenowanie, gdyby role się odwróciły.
Na przykład Evan bez żenady przypomniał incydent z kijem do wiffleballu. Gdyby coś
takiego przydarzyło się mnie, przy każdym gaszeniu urodzinowych świeczek na torcie
życzyłabym sobie, żeby wszyscy o tym zapomnieli:
Uwaga nr 4: Oni plotkują.
Uwierzyłabyś? Podsłuchałam, jak na podwórku Finn i Doug gadali o jakiejś Dawn, która
rzuciła Simona dla Ricka. Plotkowali chyba przez DWADZIEŚCIA MINUT! Zupełnie jak
stare baby. Pamiętasz? Takie, które kiedyś robiły nam wykład, że młode kobiety nie
powinny nosić szortów? Zaraz, dobra, zbaczam z tematu.
Uwaga nr 5: Starsi tak słodko zajmują się młodszymi.
Grali w piłkę, kiedy tu przyjechałam, i Evan pozwalał się blokować Calebowi i łanowi. To
było taaakie słodkie. **wzdycha**.
Uwaga nr 6: Są hermetyczni.
No wiesz: przewracanie oczami, tajemnicze uściski dłoni, hermetyczni w stylu: „Nie
odzywaj się do nas, chyba że wiesz to czy tamto". Bardzo dobrze wyszkoleni w sztuce
wykluczania.
Uwaga nr 7: Nie mają żadnego szacunku dla czyjejś prywatnej przestrzeni.
Muszę dorobić zamek do drzwi swojego pokoju. NATYCHMIAST.
Uwaga nr 8: Chłopcy są niechlujni.
Nawet mnie nie proś, żebym opisywała stan łazienki. Zastanawiam się nad wezwaniem
służb neutralizujących materiały niebezpieczne. Powaga.
Uwaga nr 9: U nich na dole dzieją się różne dziwne rzeczy.
Taa, chyba jeszcze nie jestem gotowa, żeby ten temat rozwinąć.
Uwaga nr 10: Wiedzą, jak sobie robić wrogów.
Znakomicie.
Rozdział 2
Y
o, pacanie. Suń mi Cocoa PufFs!
- Co do...? Kto wypił cały sok pomarańczowy?
- Kawa gotowa! Kto chce?
Megan weszła do kuchni, rzuciła okiem na cyrk przy stole ze śniadaniem i podeszła do
Reginy stojącej obok wysepki na środku kuchni, gdzie parzyła się kawa.
-
Dzień dobry, Megan! - powiedziała Regina rześko. Spojrzała na jej strój: wojskowy
podkoszulek i obszarpane chłopięce dżinsy, i uśmiechnęła się z przymusem. - Widzę,
że jesteś... na luzie.
-
Tak - odparła Megan. - Mogę sobie trochę nalać? - Wskazała kawę.
-Jasne! Częstuj się - zachęciła Regina. - Jesteś teraz u siebie w domu.
A ja mam wrażenie, że ten dom należy do wariatów przy tamtym stole. Megan sięgnęła
po dzbanek. Nie mieściło jej się w głowie, że po tym, co młodsi McGowanowie zrobili
dziś rano, teraz spokojnie chrupią płatki, totalnie bez poczucia winy. I chyba nawet się
nie martwili, że ona wygada. Może po prostu widzieli, że nie jest skarżypytą.
-Słuchaj, Regino... Czyja naprawdę zajęłam pokój Douga? - spytała Megan, zniżając
głos.
- A co? Dokucza ci teraz za to? - zaniepokoiła się Regina.
- Nie, tylko... Nie chcę nikomu sprawiać kłopotu.
-
Proszę, nie zawracaj już sobie głowy — powiedziała Regina, dotykając dłoni
Megan. Nachyliła się do niej i szepnęła: - A tak między nami, Dougowi należało się
utarcie nosa.
Megan uśmiechnęła się z zakłopotaniem i nalała sobie kawy do kubka. Miller podszedł
do matki. Jedno ramię trzymał ściśle przy boku, a drugą dłonią chwycił się za łokieć,
więc jego ręce tworzyły cyfrę cztery na ciele. Wzrok wbijał w ziemię.
A temu co znowu? Od czasu przyjazdu Megan ani razu nie spojrzał jej w oczy. Megan
wiedziała, co to znaczy czuć się niezręcznie przy obcych, ale on był mistrzem w
okazywaniu tego.
- Cześć, Miller - spróbowała Megan.
Nie odpowiedział. Usiłując stłumić urazę; skupiła się na słodzeniu sobie kawy. Będzie
musiała po prostu przyjąć do wiadomości, że to nie jest jej najlepszy poranek. Dodała
do kawy śmietanki i zamieszała.
- To tak nie stoi.
Megan podniosła oczy. Miller intensywnie wpatrywał się w kartonik ze śmietanką i
ściskał ramię jeszcze bardziej kurczowo niż przedtem. Regina stała teraz odwrócona do
nich plecami i szukała czegoś w lodówce.
- Co? - zapytała Megan z walącym sercem.
-
To tak nie stoi - powtórzył. Na ułamek sekundy musnął Megan wzrokiem. Wtedy
po raz pierwszy zobaczyła jego oczy. Jasne, intensywnie niebieskie. - To tak nie stoi -
powiedział jeszcze raz. - Nie tak stoi.
Puls Megan zwariował.
- Przepraszam... Ale co tak nie stoi?
-
To tak nie stoi — po raz kolejny powtórzył Miller, a jego szyję aż po skronie oblał
rumieniec. Zaczynał mówić z coraz większym napięciem.
Megan cofnęła się o krok.
- Przepraszam. Ja nie...
-
Miller lubi, żeby wszystkie butelki i kartony stały według wysokości - wyjaśniła
Regina, kładąc dłonie na ramionach Millera.
Wydawało się, że chłopak trochę się uspokaja pod jej dotykiem.
- To tam nie stoi - wyjaśnił już łagodniejszym tonem.
- Och... okay - powiedziała Megan.
Miała wrażenie, że czuje pulsowanie każdej żyłki, kiedy Miller obserwował ją
badawczo. Rzeczywiście, wszystkie rzeczy na wysepce były ustawione według
wielkości: ekspres do kawy, dzbanek z mlekiem, pojemnik z kawą i cukiernica. Megan
lekko drżącą dłonią ustawiła kartonik ze śmietanką na poprzednim miejscu, między
pojemnikiem na kawę a cukrem.
Miller uśmiechnął się z satysfakcją.
-
Miller, to jest Megan - powiedziała Regina, przechylając mu się przez ramię. -
Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, że Megan przyjedzie z nami zamieszkać?
Powiedziałeś już „cześć"?
- Cześć - mruknął Miller w stronę podłogi.
- Hej - odparła Megan.
-
Wesz, że Joe DiMaggio nadal jest rekordzistą Zawodowej Ligi Baseballu za
największą liczbę meczów, w których kolejno zdobywał decydujące punkty, czyli
pięćdziesiąt siedem? - zapytał, na moment podnosząc na nią oczy. - Ustanowił go w
1941 roku, grając w barwach New York Yankees.
Megan znów spojrzała na Reginę, która zrobiła zachęcający gest.
- Naprawdę? — spytała. - Będę musiała sobie zapamiętać.
Miller skinął głową i popatrzył na matkę, a potem znów wbił
wzrok w podłogę i ruszył w stronę stołu ze śniadaniem. Megan nie miała pojęcia, gdzie
podziać oczy. Co to wszystko znaczyło? I dlaczego tak się przestraszyła?
-
Rodzice nie powiedzieli ci o Millerze? - spytała Regina przyciszonym tonem.
Megan cofnęła się o krok.
- Przepraszam. Ja nie...
-
Miller lubi, żeby wszystkie butelki i kartony stały według wysokości - wyjaśniła
Regina, kładąc dłonie na ramionach Millera.
Wydawało się, że chłopak trochę się uspokaja pod jej dotykiem.
- To tam nie stoi - wyjaśnił już łagodniejszym tonem.
- Och... okay - powiedziała Megan.
Miała wrażenie, że czuje pulsowanie każdej żyłki, kiedy Miller obserwował ją
badawczo. Rzeczywiście, wszystkie rzeczy na wysepce były ustawione według
wielkości: ekspres do kawy, dzbanek z mlekiem, pojemnik z kawą i cukiernica. Megan
lekko drżącą dłonią ustawiła kartonik ze śmietanką na poprzednim miejscu, między
pojemnikiem na kawę a cukrem.
Miller uśmiechnął się z satysfakcją.
-
Miller, to jest Megan - powiedziała Regina, przechylając mu się przez ramię. -
Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, że Megan przyjedzie z nami zamieszkać?
Powiedziałeś już „cześć"?
- Cześć - mruknął Miller w stronę podłogi.
- Hej - odparła Megan.
-
Wesz, że Joe DiMaggio nadal jest rekordzistą Zawodowej Ligi Baseballu za
największą liczbę meczów, w których kolejno zdobywał decydujące punkty, czyli
pięćdziesiąt siedem? - zapytał, na moment podnosząc na nią oczy. - Ustanowił go w
1941 roku, grając w barwach New York Yankees.
Megan znów spojrzała na Reginę, która zrobiła zachęcający gest.
- Naprawdę? — spytała. - Będę musiała sobie zapamiętać.
Miller skinął głową i popatrzył na matkę, a potem znów wbił
wzrok w podłogę i ruszył w stronę stołu ze śniadaniem. Megan nie miała pojęcia, gdzie
podziać oczy. Co to wszystko znaczyło? I dlaczego tak się przestraszyła?
Rodzice nie powiedzieli ci o Millerze? - spytała Regina przyciszonym tonem.
Megan z trudem przełknęła ślinę i odstawiła kubek.
-A o co chodzi?
-
On ma zespół Aspergera. To rodzaj autyzmu - wyjaśniła Regina. - Wiesz coś o
tym?
-
Nie bardzo - przyznała Megan, spoglądając na Millera, który rozmawiał z Finnem.
— Tb znaczy, słyszałam o autyzmie...
-
Przybiera rozmaite formy, ale w sumie jest zaburzeniem funkcjonowania
społecznego - poinformowała Regina, stając obok Megan. - U Millera chodzi o kilka
spraw. Po pierwsze, musi mieć wszystko poustawiane tak, jak chce, albo zaczyna się
denerwować, co przed chwilą sama widziałaś. Po drugie, niezbyt dobrze radzi sobie z
nowymi znajomościami, ale ciebie najwyraźniej polubił.
- Naprawdę? - spytała Megan.
-
Zazwyczaj nie odzywa się do nowo poznanej osoby co najmniej przez tydzień. Z
tobą potrwało to tylko od wczoraj do dziś rano - powiedziała Regina. - Po trzecie, jest
niesamowicie uzdolniony matematycznie i pamięciowo. Uwielbia statystykę.
Szczególną obsesję ma na punkcie...
-
New York Yankees - dokończyła Megan, patrząc na koszulkę chłopca ze zdjęciem
Dereka Jetera.
-
Właśnie. — Regina skinęła głową. - Możesz sobie wyobrazić, jak mój mąż, wierny
fan Red Soksów, przyjmuje fakt, iż jeden z jego synów jest wielbicielem tego imperium
zła - zachichotała Regina. - W każdym razie, jeśli będziesz miała jakiekolwiek pytania
na temat aspergera, po prostu daj nam znać. Miller to świetny dzieciak. Wymaga tylko
nieco więcej uwagi.
- Rozumiem - powiedziała Megan.
Kiedy Regina zajęła się porządkowaniem kuchni, Megan stanęła trochę z boku,
drobnymi łykami popijając kawę. Kiedy Caleb kichnął, Megan zauważyła z
zaskoczeniem, że Doug podtyka mu pod nos serwetkę i pomaga wydmuchać nos. Po -
tem zmierzwił Calebowi włosy i wstał wyrzucić serwetkę do kosza.
Okay, no więc może nie jest wcieleniem diabła. Oczywiście to nie zmieniało faktu, że
Megan więcej w swoim pokoju żaluzji nie podniesie.
Doug wziął ze stołu kubek i nalał sobie trochę kawy. Megan zwróciła uwagę, że
nogawki jego dżinsów były bogato ozdobione. Całe jedno udo pokrywał
skomplikowany rysunek jakiejś bohaterki anime z bujnymi włosami i wielkim biustem,
niemal rozsadzającym obcisły kombinezon. Na drugiej nogawce widniała postać
twardziela dzierżącego miecz. Prawdziwe dzieło sztuki, jak na bazgranie długopisem
po dżinsie:
- Na co się lampisz? - spytał Doug, unosząc brodę.
- Na nic - odpowiedziała Megan odruchowo.
Doug opuścił wzrok na swoje spodnie i uśmiechnął się złośliwie.
-Jara cię taki widok?
-
Sam to narysowałeś? - spytała Megan, usiłując przełamać lody.
-
Nie, półmózgu, dałem jakiemuś wałowi mazać po moich spodniach w zielonej
szkole - odparł, krzywiąc się.
- Doug! Jak się wyrażasz! - skarciła Regina.
Doug popatrzył na Megan z wyraźną pogardą.
-
Yo, jeśli znajdziesz w pokoju moje stare „Playboye", daj mi cynk. -1 odszedł, nie
oglądając się za siebie.
-
Doug! Douglasie Arnoldzie McGowanie! Wracaj natychmiast! - zawołała za nim
Regina. - Przepraszam cię, Megan.
- Nie ma sprawy - wymamrotała Megan.
Kiedy usiadła na końcu stołu i nalała sobie mleka do miseczki z płatkami, z całej siły
spróbowała się uspokoić. Ze wszystkich facetów w tym domu Doug wkurzał ją
najbardziej. Miała nadzieję, że jeśli ona będzie mu schodziła z drogi, to i on przestanie
się czepiać.
-
To wasza szkoła? - spytała Megan, wyglądając przez tylne okno starego,
pordzewiałego saaba Evana.
Tak jest - odparł Finn. - Liceum Baker w całej swojej krasie.
- Pod wrażeniem? - spytał Evan.
- No cóż, w pewnym sensie - odparła Megan.
Budynek wyglądał jak z broszury informacyjnej Uniwersytetu Harvarda. Była to
wielka, rozległa budowla z czerwonej cegły, z prawdziwą wieżą zegarową w jednym z
frontowych narożników. Potężne drzewa rosły wzdłuż alejek i ocieniały cały teren.
Dziesiątki błyszczących okien wyglądały na szemrzący strumień, który przecinał tylny
dziedziniec koło boiska do piłki nożnej ze świeżo skoszoną trawą. Na szczycie
odkrytych trybun powiewał wielki transparent z napisem: Liceum Baker: Kraina
Żbików.
Gdziekolwiek Megan spojrzała, roiło się od dziewczyn w plisowanych
minispódniczkach. Piszczały na widok koleżanek i ściskały się, rozpływając nad
wspomnieniami z wakacji. Kilku facetów w rdzawoczerwonych kurtkach szkolnej
reprezentacji pętało się na schodach przed podwójnymi drzwiami, obserwując okolicę.
Megan ulżyło, kiedy zobaczyła przechodzącą w pobliżu grupkę dziewczyn w dżinsach, z
których jedna niosła pod pachą piłkę do nogi. Bo przez chwilę już miała wrażenie, że
zapisała się do Liceum imienia Paris Hilton.
Evan z piskiem hamulców zaparkował saaba. Megan otworzyła drzwi i zarzuciła na
ramię niemal pusty plecak. Zabrała ze sobą tylko portfel, jeden zeszyt i korki do piłki
nożnej, tak na wszelki wypadek, gdyby zdarzyła się okazja wyjść na murawę. Widok
wyniosłego gmachu niemal zaparł jej dech w piersiach. Liceum w Teksasie, gdzie
poprzednio chodziła, było. parterowym budynkiem - sam chrom i biały tynk. A to
miejsce wyglądało, jakby w przeszłości wykształciło ojców narodu.
- Chodź - zawołał Finn. - Pokażę ci, gdzie jest sekretariat.
- Dzięki - powiedziała Megan.
- Nie myślałaś chyba, że tak cię porzucimy, co? - spytał Evan, cofając się o kilka
kroków i rzucając jej swój piękny uśmiech.
Megan zauważyła zaciekawione spojrzenia więcej niż tylko kilku dziewczyn, kiedy
wchodziła na frontowe schody między Evanem a Finnem. Evan przybił piątkę jakiemuś
chłopakowi.
Koleś miał wygląd środkowego obrońcy z drużyny futbolu amerykańskiego. Evan
obiecał mu, że zobaczą się na lunchu, a Megan się uśmiechnęła. Zawsze lepiej wchodzić
do środka w towarzystwie niż samej.
- Hej! Strickland! - zawołał Evan, kiedy znaleźli się w przytulnym holu, pełnym
gablot z trofeami sportowymi. - Czekaj! - Megan i Finn przystanęli. - Przepraszam,
muszę lecieć - powiedział do nich Evan. - To na razie. Powodzenia, Strzelec.
Evan podbiegł kilka kroków, żeby dogonić przyjaciół. Megan patrzyła za nim,
niezdolna oderwać wzroku. Wszyscy byli wysportowani i wszyscy na nią spojrzeli,
kiedy Evan witał się z nimi uściskiem dłoni i waleniem po plecach. Kiedy zauważyła ich
zainteresowanie, szybko się odwróciła.
- Nie gniewaj się na niego. Przecież musi przywitać się z kumplami - powiedział Finn
z delikatną nutką sarkazmu.
- Zwycięzcy w kategoriach: Najpopularniejsi... Najbardziej Wysportowani...
Kandydaci do Sukcesu? - spytała Megan.
- We wszystkich razem - odparł Finn.
Kiedy szli korytarzami, Megan zauważyła, że szafki są pomalowane na
rdzawoczerwony i złoty kolor, a wszędzie wiszą transparenty wzmagające „szkolnego
ducha". Ulotki porozlepiane na ścianach zachęcały uczniów do najrozmaitszej działal-
ności: klub fotograficzny, hokej na trawie, Amnesty International. Do wyboru, do
koloru.
- O, to tu. - Finn przystanął przed masywnymi drewnianymi drzwiami z napisem:
S
EKRETARIAT
G
ŁÓWNY
. - Nie daj się zastraszyć starej Betsy. To po prostu nieszczęśliwy
człowiek.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy - powiedział Finn z półuśmiechem, zawracając bez pośpiechu. -
Powodzenia!
Kiedy Finn już poszedł, Megan przez moment jeszcze stała w holu, obserwując
otoczenie. Jakaś dziewczyna z rudymi lokami przeszła obok w towarzystwie
przyjaciółek i rzuciła Megan zaciekawiony, ale całkiem przyjazny uśmiech.
No to znowu zaczynamy. Nowe miasto. Nowa szkoła. Otoczona przez tysiące obcych
ludzi mogła albo się załamać, albo spróbować poradzić sobie jak najlepiej.
W przypływie nagłej pewności siebie Megan wyprostowała się. Już wiele razy
przedtem przez to przechodziła. Oczywiście, wtedy zawsze miała przy sobie rodziców,
którzy ją wspierali, kiedy wracała do domu po nieudanym pierwszym dniu szkoły. Teraz
musiała sama zadbać o siebie. Zawróciła na pięcie i weszła do sekretariatu. Szkoła to
pestka. Mieszkanie z siedmioma chłopakami - to dopiero wyzwanie.
Trudnym momentem zawsze było wejście do stołówki. W klasach panował odgórny
podział. Najlepszym przyjaciółkom brakowało skrzydłowych, paczki kumpli były
pozbawione środkowych napastników. Ale w stołówce wszystko wracało do normy.
Każdy dryfował w stronę swojego stołu, a nowy uczeń rzucał się w oczy bardziej niż
gdziekolwiek indziej.
Megan wkroczyła do stołówki Liceum Baker uzbrojona w tę wiedzę i obładowana
większą liczbą podręczników, niż powinien dźwigać jakikolwiek człowiek czy juczny
muł. Szafkę dostała w przeciwległym krańcu budynku, z dala od wszystkich klas, w
których miała lekcje, więc nie miała czasu niczego tam odłożyć. W głowie huczało jej od
nazwisk nauczycieli i zadanych prac domowych. Zaczynała zdawać sobie sprawę, że być
może będzie musiała codziennie dźwigać ze sobą do domu cały ten chłam.
Przystanęła i rozejrzała się dokoła. Z kilkoma dziewczynami zawarła znajomość przed
południem, ale z żadną nie rozmawiała na tyle długo, żeby przysiąść się do niej do
stolika, a już z całą pewnością nie zamierzała się narzucać Dougowi, Finnowi czy
Evanowi.
Ulżyło jej, kiedy zobaczyła, że tuż za rozgardiaszem tego istnego pola minowego
standardowych, długich stołów znajdował się spokojny, niewielki dziedziniec pełen
starych piknikowych stolików i drewnianych ławek. Siedziało tam tylko kilkoro
odosobnionych samotników. Dla Megan wyglądało to jak sielanka.
Po wybraniu przy bufecie swojsko wyglądającej kanapki, paczki chipsów i napoju
gazowanego, Megan wycofała się przez drzwi na dziedziniec i usiadła na ławce przy
pierwszym z brzegu pustym stole.
Zgarbiona, z ciężką głową, powoli odwijała z folii kanapkę. Wystarczy tylko, że
przetrwa jeszcze kilka lekcji i znajdzie się na boisku do piłki nożnej, gdzie było jej
właściwe miejsce. Miała tylko nadzieję, że sekretarka dziś rano nie pomyliła się, kiedy
mówiła Megan, że drużyny sportowe nadal jeszcze przyjmują nowych kandydatów.
Betsy sprawiała wrażenie osoby, która jedyne, co wie na pewno, to że jest mądrzejsza od
Megan i wszystkich innych obecnych w pomieszczeniu. Wzdychała, ilekroć ktoś jej
zadał pytanie, jakby pytający sam powinien znać odpowiedź, ale potem przez kilka
minut poszukiwała w papierach właściwej informacji.
- Aha! Mam! - Wyjęła z segregatora na biurku skrawek papieru. - Pani Leonard jest
trenerką dziewczęcej drużyny piłki nożnej. Drużyna trenuje już od dwudziestego
sierpnia, ale nowe uczennice nadal są mile widziane na sprawdzianie kwalifikacyjnym.
Powinny zgłosić się na boisku za szkołą pierwszego dnia zajęć. - Zsunęła okulary na
czubek nosa i spojrzała na Megan z wyższością. — Mam nadzieję, że zabrałaś ze sobą
sportowe obuwie, moja droga.
- Nigdy się bez niego nie ruszam z domu — odparła Megan, poklepując swój plecak.
Teraz korki przywiązała do pętli na klapie plecaka, żeby w środku zrobić więcej
miejsca na liczne książki. Zastanawiała się, czy jakieś dziewczyny z drużyny zauważyły
na korytarzu te buty - czy wiedziały, że ona się pojawi na treningu. Czy były dobre? Czy
były za dobre, żeby mogła się dostać do drużyny?
Megan nagie zatęskniła za jedną z niezawodnych, wspierających rozmówek z ojcem.
Szkoda, że jest o kilka tysięcy kilometrów stąd.
Z trudem przełknęła ślinę. Nie będzie w tej chwili myślała o ro dzicach. Musi jeszcze
wytrzymać kilka godzin. Nie może się rozklejać.
Drzwi za jej plecami skrzypnęły i na dziedziniec wyszedł Miller, ściskając w rękach
tacę. Spojrzenie, jak zwykle, wbijał w ziemię. Ruszył prosto do stolika w prawym
tylnym rogu dziedzińca, postawił tacę i Usiadł. Z czarnego plecaka wyjął przenośne
radio i nasunął słuchawki na uszy. Tak się złożyło, że podniósł oczy i zobaczył, że
Megan go obserwuje. Przez ułamek sekundy żadne z nich nie drgnęło.
- Cześć, Miller - powiedziała w końcu Megan.
- Yankees graj¹ swój sto trzydziesty pi¹ty mecz w tym sezonie - odpar³, przekrêci³
ga³kê radia, z którego cicho zaskrzecza³ g³os komentatora.
Miller postawił odbiornik na stole i zaczął doprawiać miseczkę zupy solą i pieprzem z
plastikowych pojemników stojących na blacie. Megan zauważyła, że puszka z oranżadą,
butelka soku i paczka z chipsami były ustawione na tacy według wielkości. Chłopiec
wsunął sól i pieprz między przekąskę a butelkę soku i zadowolony rozsiadł się
wygodniej na ławce.
Zakręcona: Jak to, tam na dole dzieją się różne dziwne rzeczy??? Nie możesz tak
mnie zostawić bez żadnego wyjaśnienia III
Strzelec5525:0 mój Boże. Dziś rano Evan wyszedł ze swojego pokoju w bokserkach,
które mu się rozsunęły w rozporku. W bokserkach w żabki! Zakręcona: OCH!
HAHAHAHAHAHAHA! Ale tego tam nie widziałaś, co?
Strzelec5525: 0 rany! Nie! Nie patrzyłam. Zakręcona: Hej! Mieszkasz teraz w
Testosteronowie, lepiej się do tego przyzwyczaj!
Rozdział 3
Drużyna piłki nożnej już się zebrała na trybunach. Trenerka - wysoka, muskularna kobieta
z krótkimi ciemnymi włosami - stała plecami do Megan i przemawiała do zawodniczek.
Długo .trwał ten spacer przez boisko i zanim Megan zdążyła podejść do trybun, patrzyły na
nią już wszystkie dziewczyny. Postawiła torbę na ziemi obok dolnego stopnia trybun, a
trenerka przerwała w pół zdania.
-
Na pewno jesteś tą nową dziewczyną, o której tyle słyszałam - powiedziała, zerkając na
podniszczone korki Megan.
-
Chyba tak - odparła Megan. Najwyraźniej słusznie założyła, że kilka z jej przyszłych
koleżanek z drużyny zauważy na korytarzu te buty. - Nazywam się Megan Meade.
-
Leonard - przedstawiła się trenerka. - Na jakiej pozycji grasz, Megan?
-
Środkowego napastnika.
Ktoś parsknął śmiechem, za którym poszły następne salwy chichotu. Szepty, które się
zaczęły po jej podejściu, teraz się wzmogły, a kilka dziewczyn pokręciło głowami z
widocznym politowaniem. Ale trenerka zignorowała zachowanie podopiecznych.
-
Dobrze - powiedziała i skinęła głową. - Dziewczyny, może wznowimy grę i zobaczymy,
co potrafi Megan? Tina, ty zostajesz na ławce.
Rudowłosa dziewczyna, która uśmiechnęła się do Megan tego ranka, skrzywiła się i. z
powrotem usiadła na swoim miejscu, podczas gdy większość zawodniczek schodziła na
murawę. Tina podała Megan zwiniętą w kłębek czerwoną kamizelkę, którą Megan szybko
wciągnęła na T-shirt.
-
Dzięki - rzuciła Megan.
-
Taa. Połamania nóg - odparła Tina sarkastycznie.
I już po uśmiechach.
Megan wybiegła truchtem na boisko i dołączyła do innych czerwonych kamizelek.
Przywitała dziewczyny, stając na linii. Ze dwie z nich przybiły jej piątkę, ale się nie
przedstawiły. Na boisku wszystkie interesowały się już wyłącznie grą. Megan to się
podobało.
Trenerka wyszła na środek z piłką w ręku i stanęła między Megan a środkową
napastniczką przeciwnej drużyny. Ta druga zawodniczka była wysoką, opaloną dziewczyną
z szerokimi ramionami, wąską talią i zabójczymi nogami. Długie blond włosy, rozjaśnione
pasemkami, miała ściągnięte w gruby koński ogon. Nosiła zbyt ostry makijaż, ale z jej
twardego spojrzenia Megan wyczytała, że to nie żadna Barbie. Zanosiło się na całkiem
ciekawy mecz.
Piłka spadła na murawę, rozległ się gwizd, gra się zaczęła. Megan szybko przejęła piłkę i
ruszyła przez pole przeciwnika. Podała do dziewczyny po prawej i pobiegła przed siebie,
błyskawicznie mijając pierwszą z obrończyń, która aż się przewróciła, usiłując zawrócić.
Kilka sekund później Megan znów dostała piłkę. Musiała się mocno sprężać, ale sprawnie
przesłała ją dalej między nogami pomocniczki. Poprowadziła piłkę pod linię karną,
wykiwała kolejną obrończynię i pędem biegła do bramki, praktycznie nieatakowana.
Bramkarka, sądząc po minie, była całkowicie skołowana. Megan zrobiła zwód w lewo i
strzeliła w prawo. Dziewczyna nie miała najmniejszej szansy.
-
Gol! - zawołała trenerka Leonard, kiedy piłka śmignęła w róg bramki.
Koleżanki z drużyny czerwonych skupiły się wkoło Megan i przybiły jej piątkę. Poszło aż za
łatwo. Megan miała nadzieję, że główna bramkarka całej drużyny stoi na bramce po
przeciwnej stronie boiska.
-
Nieźle, Megan! - zawołała Leonard. - A reszta przynosi mi wstyd! Do roboty!
Tym razem środkowa napastniczka popatrzyła na Megan mocno spode łba, kiedy
ustawiały się na środkowej linii.
-
Szczęście początkującego! - rzuciła.
Megan ją zignorowała, wiedząc, że błyskotliwą odpowiedź znajdzie za pięć godzin - i to
taką, której nigdy by się nie odważyła głośno wypowiedzieć. Zamiast tego po prostu
stratuje tę dziewczynę.
Po gwizdku Megan znów dorwała się do piłki, ale tym razem Blondie odebrała ją
sprawnym wymykiem od tyłu. Stało się to tak szybko i niespodziewanie, że Megan aż się
roześmiała, goniąc za przeciwniczką.
-
Niezły ruch! - zawołała, nadal pod wrażeniem.
-
Lepiej się przyzwyczaj - odparła tamta.
Podała piłkę tuż obok Megan, która o dwie sekundy spóźniła się z blokadą. Partnerka z
zespołu poprowadziła piłkę w głąb pola, ale szybko ją straciła. Piłka poszybowała w
powietrze w stronę Megan. Leciała pod idealnym kątem do odbicia na główkę, więc Megan
wyskoczyła. Ale zanim jeszcze dotknęła czołem skórzanej powierzchni, została potrącona z
boku - uderzenie całym ciałem potrząsnęło nią gwałtownie i cisnęło o ziemię. Kiedy pod-
niosła wzrok, Blondie była już z piłką w połowie pola.
-
Uważaj j Hailey! - zawołała trenerka.
-
No nieźle - mruknęła Megan pod nosem, kiedy Hailey strzelała gola. - Ktoś tu się nie
opieprza.
Wiedziała, że akcja Hailey była rażącym faulem, za który w prawdziwym meczu dziewczyna
zarobiłaby żółtą kartkę, ale Megan podobało się, że blondyna nie boi się grać twardo. Każda
drużyna potrzebuje takich nieustraszonych zawodniczek. A z tego, co już zobaczyła, Hailey
miała wszelkie cechy świetnej napastniczki.
Może gra nawet lepiej niż ja. Przyzwyczaiła się do tego, że na boisku jest gwiazdą, ale z tą
dziewczyną śmiało mogła podzielić się sławą. Miała tylko nadzieję, że pozycja Hailey jako
środkowej napastniczki nie przeszkodzi jej w dostaniu się do składu.
Kilka minut później rozległ się gwizdek i wszystkie truchtem opuściły boisko. Megan
podbiegła do Hailey i wyciągnęła do niej rękę.
-
Fajnie grasz - powiedziała z uznaniem. - Nie miałam pojęcia, z której strony mnie
zajdziesz.
Hailey popatrzyła na dłoń Megan, jak na brudną szmatę.
-
Taa, jak większość dziewczyn. To dlatego przez trzy wata z rzędu jestem klasyfikowana
w rankingach stanowych. I nigdy nie odbierzesz mi mojej pozycji.
Zaszokowana Megan zwolniła i pozwoliła Hailey pobiec przodem, gdzie blondynka
przybiła piątkę Tinie i kilku innym dziewczynom.
-
Nie przejmuj się Hailey. Nikt jej nie lubi.
Inna zawodniczka, dziewczyna, która grała na prawym skrzydle w drużynie czerwonych,
dogoniła Megan. Miała silną budowę ciała. Większość jej długich do ramion, jasnych
włosów uwolniła się z kucyka i zwisała w strąkach wokół błyszczącej od potu twarzy. Megan
zauważyła tę dziewczynę już na boisku. To była jedna z szybszych zawodniczek.
-
One też nie? - spytała Megan, spoglądając w stronę kumpelek Hailey.
-
Przekupuje je - zażartowała blondynka. - Jako jej siostra odmawiam przyjmowania
pieniędzy i mówię to, co naprawdę myślę.
-Jesteś jej siostrą? - spytała Megan zaskoczona.
-
Tak, trudno uwierzyć. Jestem przecież o tyle od niej ładniejsza — powiedziała
dziewczyna, komicznie trzepocząc rzęsami. - W każdym razie nazywam się Aimee Farmer.
Młodsza siostra Hailey „Królowej Wiedźm" Farmer to ja.
-
Aha - powiedziała Megan, wymieniając z nią uścisk dłoni. -Ja jestem Megan.
-Wiem. Dziś po południu miałaś ze mną chemię - oznajmiła Aimee.
-
O Boże. Naprawdę? Przepraszam, nie pamiętam. Byłam w szoku po tym, jak o mało
nie spaliłam brwi koleżance w czasie eksperymentu.
Aimee parsknęła śmiechem.
-Nie było tak źle. A więc... Świetnie grasz. Gdzie się nauczyłaś?
-
Dorastając, grałam ciągle z chłopakami - wyjaśniła Megan, kiedy dotarły do linii
bocznej, gdzie reszta zawodniczek przyssała się już do butelek z wodą. - A w zeszłym roku
moja drużyna zdobyła mistrzostwo Teksasu.
-
O rany. Teksas. Duży stan.
-
No, całkiem spory.
-
Dobra, zróbmy teraz kilka ćwiczeń! - zawołała Leonard. - Megan, zajrzyj do mnie po
treningu. Musimy porozmawiać o twoim miejscu w drużynie.
-Jasne, trenerko.
-
Zdetronizuj moją siostrę, proszę — powiedziała Aimee pod nosem. - Będę cię kochać
do końca życia.
Megan roześmiała się, wracając z Aimee biegiem na boisko. Znajome, przyjemne ciepło
ogarnęło ją od stóp do głów. Pomyślała o Trący, przy której po raz ostatni doznała tego
uczucia. Megan miała wrażenie, że właśnie znalazła pierwszą przyjaciółkę.
-
No cóż, Megan, masz niezaprzeczalny talent, nie muszę ci tego mówić - powiedziała
trenerka Leonard, kiedy stały w holu na zewnątrz dziewczęcej szatni.
Z włosami nadal wilgotnymi po prysznicu, Megan zaplotła ramiona na piersi i usiłowała
opanować tremę. Musiała się dostać do tej drużyny. Bez treningów, ćwiczeń i meczów
będzie totalnie zagubiona.
-
Ale już jest środkowa napastniczka w składzie i to od trzech lat.
Megan mocniej objęła się ramionami.
-
Mam więc dla ciebie propozycję - mówiła dalej Leonard.
-Jaką.? - spytała Megan z nadzieją.
-Jak by ci się podobało przeniesienie na pozycję lewego napastnika? - spytała trenerka. -
Ta strona pola jest u nas trochę za słaba i moim zdaniem idealnie byś tam pasowała.
Megan wyszczerzyła wszystkie zęby w szerokim uśmiechu.
-Jasne, trenerko. Zrobię, co się da.
-
Świetnie. - Leonard klepnęła ją po ramieniu. — Cieszę się, że z nami jesteś, Megan.
Myślę, że z tobą w składzie daleko zajdziemy w tym roku.
- Dzięki.
-
No to do jutra. - Trenerka skinęła Megan głową odeszła.
Tak! Dzięki, dzięki, dzięki!
-
Hej! Udało się? - spytała Aimee, widząc niedorzeczny uśmiech na twarzy Megan,
kiedy wyszła z szatni chwilę później.
-
Taa. Lewa napastniczka - powiedziała Megan, dźwigając z ziemi swój plecak z
książkami. Wyszła z Aimee na słońce, czując się lżejsza od powietrza. Dostała się do
drużyny! Jej nowe życie już się oficjalnie zaczęło.
Nie mogła się doczekać, aż wróci do domu i natychmiast opowie o tym mamie i tacie.
Zaraz, do rodziców to ja zadzwonię, przypomniała sobie Megan ze smutkiem. Przez cały
dzień jej się to przytrafiało. Trudniej się będzie przyzwyczaić, że są tak daleko. Nie ma
sprawy. Porozmawiasz z nimi wieczorem. Będzie super.
Och, no cóż. A już myślałam, że ego Hailey trochę bardziej ucierpi. Tak bardzo na to
czekałam — wyznała Aimee ze śmiechem. - Ale cieszę się ze względu na ciebie. Hej...
podrzucić cię do domu?
-
W sumie byłoby...
Megan urwała na widok zjawiska, które całkowicie odebrało jej mowę. Samochód Evana
stał zaparkowany przy krawężniku szkolnego podjazdu, a sam Evan opierał się o błotnik,
patrząc na wspaniały frontowy trawnik, nie widząc Megan. Skrzyżował nogi w kostkach, a
jego jasne włosy połyskiwały-w słońcu.
Podniósł oczy, zauważył ją i się uśmiechnął. Przyjechał odebrać ją po treningu. W całym
życiu Megan nie wydarzyło się nic cudowniejszego.
Ale, o Boże. O czym ona będzie z nim rozmawiać przez całą drogę do domu? Jasne,
podwiózł ją i dzisiaj rano, ale obok niego siedział Flynn i we dwóch mieli sporo tematów do
rozmowy. Co ona teraz zrobi? Jak sobie z tym poradzić, żeby nie wyjść na idiotkę?
-
Hej, kochanie! - zawołał Evan. Hę?
Hailey truchtem wyminęła Megan i Aimee, omal nie przewracając własnej siostry, i runęła
po alejce prosto w ramiona Evana. Podniósł ją, przytulił i obdarzył długim, niemal porno-
graficznym pocałunkiem. Megan nie mogła od nich oderwać oczu.
On ma dziewczynę. Megan natychmiast straciła dobry humor. Oczywiście, że ma
dziewczynę. No, popatrz tylko na tego faceta.
Ale czemu to musiała być ta dziewczyna?
-
Moja siostra, specjalistka od publicznego okazywania uczuć - mruknęła pod nosem
Aimee.
-
Wynajmijcie sobie pokój! — zawołała któraś z przyjaciółek Hailey stojąca przy
drzwiach za plecami Megan, wywołując salwę śmiechu pozostałych zawodniczek z drużyny.
Hailey odkleiła się od Evana i rzuciła im wszystkim triumfujący uśmieszek. Wzięła Evana
za rękę i odciągnęła od samochodu, żeby wsiąść do środka. Chłopak otworzył przed nią
drzwi. Hailey, kiedy tylko dotknęła tyłkiem siedzenia, opuściła osłonę przeciwsłoneczną,
żeby w lusterku sprawdzić makijaż.
-
Hej, Megan. Jedziesz z nami? - zawołał Evan.
Hailey gwałtownie obróciła głowę i spiorunowała Megan wzrokiem.
-
Hm... owszem - odparła Megan, zmuszając się do ruszenia z miejsca. - Do zobaczenia
jutro - rzuciła do Aimee. Zwinęła wilgotne włosy w prowizoryczny kok i podeszła do samo-
chodu. Evan otworzył przed nią drzwi, ale nawet na niego nie spojrzała, kiedy wsiadała na
tylne siedzenie. Jak on mógł lubić Hailey Farmer? Przecież miał być ideałem.
-
No i jak ci minął pierwszy dzień? - spytał Evan, wyjeżdżając z parkingu.
-
W porządku — odparła Megan.
-Jak zawsze, jak zawsze - powiedziała jednocześnie Hailey i rzuciła Megan zjadliwe
spojrzenie we wstecznym lusterku.
Evan się roześmiał.
-
W sumie, Hails, pytałem Megan - p 'siedział, biorąc ją za rękę. - Wszyscy wiemy, jak
tobie poszedł pierwszy dzień.
On i Hailey wymienili spojrzenia i się roześmieli.
-
No cóż, udało jej się dostać do drużyny - zakomunikowała Hailey.
-
Świetnie, Megan. Gratulacje - zawołał przez ramię Evan.
-
Dzięki - powiedziała Megan.
-
No więc, na jakiej pozycji obsadziła cię trenerka? - dodała Hailey. - Wiadomo, że nie
będziesz grała na środkowej.
Megan spiekła raka i wpatrzyła się w okno.
-
Na lewym skrzydle - burknęła. Zobaczyła we wstecznym lusterku ukradkowy
uśmieszek Hailey.
-
Och, lewe skrzydło jest bardzo ważne - stwierdziła Hailey. - Będziesz moją
pomocniczką.
Megan przewróciła oczami i zagotowała się w środku. Jak zwykle nie zdobyła się na ciętą
ripostę, ale w obecności Evana czuła się z tym dziesięć razy gorzej. Dlaczego ona nie umie
się nikomu postawić?
-
Nie zwracaj uwagi na Hailey - powiedział Evan. - Piłka nożna to jej życie.
Hailey rzuciła Evanowi poirytowane spojrzenie, którego nie zauważył.
-
Gramy na linii ataku dość szybko - rzuciła przez ramię. - Mam nadzieję, że za nami
nadążysz.
-
Daj spokój, Hails. Leonard nigdy by jej nie wzięła, gdyby nie była dobra - wtrącił Evan.
Megan chętnie by go ucałowała. To znaczy, gdyby nie stały jej na drodze miliony
przeszkód, fizycznych i psychicznych.
-Ja nic nie mówię. - Hailey uniosła ręce. - Chciałam tylko ją uprzedzić, to wszystko.
-
Nie martw się o mnie - powiedziała Megan. - Moja drużyna była w zeszłym roku
mistrzem stanu.
I masz! Dobrze ci tak! - Uśmiechnęła się triumfalnie.
-
Naprawdę? - spytał Evan, oglądając się do tyłu. - Strzała, to niesamowite.
Uśmiech Megan jeszcze się poszerzył.
-
Strzała? Co za strzała? - spytała Hailey.
-
To przezwisko Megan - wyjaśnił Evan. - Właściwie, Strzelec, ale ja trochę je zmieniłem.
Moim zdaniem Strzała brzmi bardziej luzacko, nie sądzisz? Zerknął na Megan w lusterku.
-
Zdecydowanie - odparła Megan.
Hailey siedziała sztywno i wpatrywała się za okno, zaciskając zęby.
-Jak to miło, że macie już dla siebie przezwiska.
-
Czyja tu słyszę lekki sarkazm, Hails? - spytał Evan żartobliwie. Zatrzymał się na
czerwonym świetle, ujął jej dłoń i pocałował.
Hailey przewróciła oczami, ale mimo wszystko się uśmiechnęła.
-
Nie - powiedziała. - Skądże znowu. No i jak ci poszedł trening lacrosse?
Zakwalifikujecie się do finałów stanowych w tym roku?
- Wiesz, że jest mi to obojętne. - Evan nadal trzymał Hailey za rękę. - Lacrosse to zabawa.
Jeśli tylko zdołam się dostać do pierwszej piątki hokeja...
-Wiem! Wiem! Uczelnie będą się o ciebie zabijać! - odparła Hailey.
Evan i Hailey dalej gawędzili, a Megan czuła, że jest tu piątym kołem u wozu. Oparła się o
siedzenie i wyglądała przez okno, zastanawiając się, jak daleko od szkoły stoi dom Hailey.
Niezależnie, jak bardzo nie chciała zostać sama w samochodzie z Evanem, słuchanie
paplaniny szczęśliwej pary zakochanych było o wiele, wiele gorsze.
Od: Sirzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis drugi
Uwaga nr i: Kiedy na horyzoncie pojawia się jedzenie, chłopcy nie widzą niczego poza nim.
To jak program o lwach i gazelach na Animal Planet. Przed nosem mogłaby im przejść top
modelka, a oni nie zauważą. No dobra, może i zauważą. Nijak się nie da sprawdzić tej teo -
rii. Ale i tak w najwyższym stopniu koncentrują się na żarciu.
Uwaga nr 2: Łatwo się rozpraszają.
Evan miał mnie oprowadzić po szkole, ale zobaczył kilku kumpli i dał w długą.
Zdecydowałam się nie brać tej zniewagi do serca.
Uwaga nr 3: Wiedzą, jak się upozować.
Evan. Jego samochód. Kilka idealnie rozmieszczonych promieni słońca. Od niechcenia
opiera się o wóz. **wzdycha**. j
Uwaga nr 4: Mają dziwaczny gust, jeśli chodzi o kobiety.
Rozdział 4
N
o i jak, dobrze się bawiłaś? - spytała wieczorem Regina, otwierając drzwi.
-
Taa, jeszcze raz dzięki - powiedziała Megan. - Ale naprawdę nie musiałaś kupować mi tych
wszystkich rzeczy. - W rękach ściskała cztery torby na zakupy pełne ubrań i kosmetyków, bez
których Regina nie chciała wracać do domu.
-
Nie musiałam, ale chciałam - oznajmiła Regina. - Masz pojęcie, jaka to przyjemność spędzić
trochę czasu w damskiej części Gap?
Megan się roześmiała.
-
No cóż, wielkie dzięki.
-
Zawsze do usług - powiedziała Regina. - Idę zrobić herbatę. Napijesz się?
-
Nie, teraz pójdę wypakować to wszystko.
-
No to dobranoc, kotku - powiedziała Regina z uśmiechem.
-
Dobranoc.
Megan ruszyła korytarzem w stronę schodów, ale przystanęła, kiedy usłyszała głosy dochodzące z
sutereny. Brzmiało to tak, jakby Doug wykrzykiwał komentarze do rozgrywki futbolowej t gry
wideo.
-
•
I Megan przewodnik po chłopcach
Patrioci lana przejmują piłkę na swojej własnej linii -
recytował monotonnie Doug, zniżając głos i idealnie parodiując znanego komentatora sportowego.
- Czy łan, nasz szóstoklasista karierowicz, który do niedawna sączył soczki owocowe z dziecinnego
kubeczka z pokrywką, pobije zeszłorocznego mistrza i totalnego połamańca, Millera Killera?
Megan parsknęła śmiechem. To było nawet zabawne. I kto by się spodziewał?
-
A teraz Brady przystaje, żeby podać piłkę... Rozgląda się... Rozgląda...
Kolejne owacje, a potem Megan usłyszała klaśnięcie przybijanych piątek.
-
To niewiarygodne! - krzyczał Doug. - Ianowi przy pierwszej próbie udało się prze-piii-jęęęk-ne
podanie na aut. Jest tak wyluzowany jak poszewka na kołdrę. Nikt się tego nie spodziewał, a już
najmniej beznadziejna obrona Millera. Jeśli w ogóle można to nazwać obroną. Au!
Najwyraźniej Miller szturchnął Douga. Należało mu się. Megan się uśmiechnęła. Z jednej strony
miała ochotę iść na dół i włączyć się do akcji, z drugiej, nie chciała im się narzucać. Zmęczona, z
nagłym poczuciem osamotnienia, Megan poszła na górę, a za nią niósł się dźwięk hałaśliwych
rechotów.
-
Regina kupiła ci kosmetyki? - spytała matka przez telefon.
-Wiem, wiem. Mówiłam, żeby tego nie robiła, ale się uparła - odparła Megan, spoglądając na pół
tuzina kasetek i tubek na swoim biurku, których nigdy nie zamierzała użyć. Po prostu uważała, że
jej nie pasuje makijaż. Ten jeden jedyny raz, kiedy pozwoliła, żeby Trący ją „lekko podmalowała",
przeraziła się widokiem swojego wypacykowanego odbicia w lustrze i natychmiast popędziła zmyć
wszystko z twarzy.
Tylko się nie maluj za mocno - radziła matka. - Jesteś na to za ładna.
-
Dzięki - powiedziała Megan z uśmiechem. Była dumna ze swoich zielonych oczu i gęstych
jasnorudych włosów, ale przy zadartym nosie, piegach i braku wyraźnie zarysowanych kości
policzkowych wcale nie czuła się „za ładna".
-
No cóż, Reginie na pewno jest miło mieć tam w pobliżu dziewczynę - stwierdziła matka. - Ale
mówiłam jej, że nie powinna ci niczego kupować.
Megan spojrzała na torby leżące na podłodze. Zawstydziła się.
-
Nie kupiłyśmy aż tak dużo - mruknęła. -1 ona chyba naprawdę dobrze się bawiła. To znaczy,
bawiłyśmy się - poprawiła się szybko. Dla Megan był to istny maraton zakupowych szaleństw:
dwie godziny odgrywania modelki w centrum handlowym. Ale drożdżówka z cynamonem
zrekompensowała jej wszystko.
-
No dobrze, nie ma sprawy - powiedziała matka.
Megan się uśmiechnęła. Rozmowa okazała się nie aż tak bolesna. W pierwszej chwili, kiedy
usłyszała głos matki w słuchawce, coś ją ścisnęło za gardło, ale nie miała ochoty przecisnąć się
przez kabel telefoniczny na drugą stronę. Odebrała to jako dobry znak. Może już się zaczynała
przyzwyczajać do tego, że jest sama.
Na korytarzu trzasnęły drzwi; Megan drgnęła. Gdzieś na dole Caleb i łan darli się na siebie
nawzajem. W pokoju na poddaszu, nad głową Megan, Sean włączył jakiś jękliwy gitarowy kawałek
i rzucił się na łóżko, aż sprężyny zaskrzypiały, kiedy się na nim mościł.
-
Megan?
-
Przepraszam, mamo. Co mówiłaś? - spytała.
-
Ojciec chce wiedzieć, czy ktokolwiek w nowej drużynie piłkarskiej może dotrzymać ci kroku.
Megan zarumieniła się z radości. A jednocześnie poczuła ogromną tęsknotę. Dałaby wszystko,
żeby zobaczyć w tej chwili twarz ojca. No dobra, może to rozstanie nie było aż tak łatwe.
-Jedna dziewczyna jest naprawdę niezła - powiedziała. - Koszta też w porządku.
Ktoś zapukał do drzwi pokoju Megan, kiedy matka przekazywała nowiny tacie.
-
Proszę - zawołała Megan.
To był Evan. Oparł się o framugę drzwi, z rękami w kieszeniach. Miał na sobie wytarte bojówki,
biały T-shirt i idealnie podniszczoną, brązową zamszową kurtkę.
-
Hej - powiedział.
O Adonisie przecudnej urody.
-
Co? Megan? Jesteś tam jeszcze?
-
Mamo, muszę kończyć — powiedziała Megan.
-
Okay, kochanie. Pogadamy niedługo.
-
Dobrze, mamo. Pozdrów ode mnie tatę! - Przerzuciła nogi na drugą stronę łóżka i wstała.
-Cześć! Całuję!
-Ja też!
Rumieniec Megan przybierał coraz głębszy odcień purpury. Skończyła połączenie i rzuciła telefon
na łóżko.
-
Cześć - powiedziała, odważywszy się rzucić okiem na Evana.'
-Jedziemy z kilkoma facetami do Logan popatrzeć, jak startują samoloty - oznajmił. - Chcesz się
zabrać z nami?
-Och... hm...
Megan, aż ścisnęło w żołądku ze zdenerwowania, kiedy spojrzała na zegarek, grając na zwłokę.
Prawdopodobnie Evan pytał ją tylko dlatego, że rodzice kazali mu odnosić się do niej przyjaź nie.
Poza tym jutro miała szkołę. A jeśli McGowanowie wściekną się na nią za wychodzenie z domu o
tak późnej porze? Rodzice kładli jej do głowy milion razy, że McGowanowie robią Megan
ogromną przysługę. Nie chciała nadużywać dobrej woli uprzejmych gospodarzy. O wiele łatwiej
byłoby się wykręcić zmęczeniem po dniu w nowej szkole i powiedzieć, że musi iść spać.
-Jest trochę późno. - Och, jak ona nienawidziła tego dziecinnego tonu w swoim głosie.
-
I właśnie dobrze! - odparł. - Chodź. Będzie super. Poznasz moich przyjaciół. Spodobają ci się.
Megan z trudem spojrzała mu w oczy. Idealna twarz, na której rzeczywiście rysowała się
nadzieja. Wcale z nią nie pogrywał. Naprawdę chciał, żeby z nimi pojechała.
-
No chodź. Wiem, że tam w środku gdzieś się kryje niegrzeczna dziewczynka. - Evan rzucił jej
ten swój czarujący uśmiech.
Nie mógłbyś się bardziej mylić. Mimo wszystko nie mogła powstrzymać się od szerokiego
uśmiechu na te słowa. Czas skończyć z wizerunkiem ciepłej kluchy i zacząć ryzykować. Zobaczyła
w myślach Bena Palmera - chłopaka, w którym durzyła się przez dwa pełne lata, a nigdy do niego
nie powiedziała jednego sensownego słowa.
-
Dobrze. - Wstała i złapała z toaletki torebkę. Puls walił jej w uszach tak mocno, że prawie nie
słyszała, jak mówi: - Wchodzę w to.
Megan przytrzymywała się siedzenia, kiedy samochód podskakiwał na nieutwardzonej drodze,
wijącej się wśród drzew w stronę szczytu niewielkiego wzniesienia. Denerwowała się nie ze
względu na jazdę ani egipskie ciemności dokoła, ale tymi dwudziestoma minutami urywanej
rozmowy - pytań Evana i jej głupich, nic nieznaczących odpowiedzi. Nigdy w życiu tak często nie
słyszała „nie wiem" z własnych ust — frazy, którą powtarzała tylko dlatego, że wydawała się
bezpieczniejsza niż próby znalezienia ciekawszych słów. Megan nie mogła się doczekać, aż
wysiądzie z samochodu.
-A więc... tęsknisz za Teksasem? - Evan dzielnie próbował przerwać milczenie.
-
W
pewnym sensie — odparła Megan.
-Zostawiłaś tam kogoś? Przyjaciółkę... Chłopaka...? - spytał.
Megan roześmiała się nerwowo.
-
Nie. To znaczy... tak. To znaczy...
-
Przyjaciółkę czy chłopaka?
-
Przyjaciółkę. Tracy - dodała Megan. - Żadnego chłopaka.
-
Aha. To dobrze.
Megan zerknęła na jego profil. Uśmiechał się z zadowoleniem. Megan, przestań. On ma Hailey.
Piękną, perfekcyjnie wymalowaną, popularną, wysportowaną Hailey. Opanuj się.
Wreszcie dojechali na polanę, gdzie stało już kilka samochodów. Przednie światła saaba objęły
zaciekawione twarze. Faceci zmrużyli oczy, a potem uśmiechnęli się, kiedy rozpoznali, kto siedzi
za kierownicą. Hailey odbiegła truchtem od grupy ludzi. Jasne włosy powiewały za nią jak welon.
Znalazła się przy drzwiach Evana, zanim jeszcze wyłączył silnik.
-
Cześć, kochanie. - Przez otwarte okno chwyciła w dłonie jego twarz i dała mu szybkiego
całusa w usta.
Megan miała ochotę sama sobie przyłożyć. Kiedy Evan wspomniał o spotkaniu z przyjaciółmi,
myślała, że chodzi o kilku chłopaków. Nawet nie przyszło jej do głowy, że będzie tam Hailey.
Dziewczyna przeniosła wzrok z Evana na Megan.
-
Och. Cześć — powiedziała bezbarwnym tonem.
-
Hej - odparła Megan. - Jak leci?
-
Nieźle - mruknęła Hailey. - A u ciebie?
-
Też nieźle.
No dobra, oddychaj głęboko. Kilkanaście osób kręciło się wkoło saaba i otwarcie przyglądało się
Megan. Rozpoznała Tinę i jeszcze jedną zawodniczkę z drużyny - ładną, wysoką dziewczynę ze
Środkowego Wschodu z ciemnymi, kręconymi włosa-* mi. Evan i Hailey przeszli dokoła
samochodu i objęci stanęli po stronie Megan.
-
Ludzie! To jest Megan! - zawołał Evan. - Megan, to są ludzie.
-
Cześć, Megan! - zapiszczeli wszyscy razem, jak przedszkoli laki.
Megan roześmiała się i uniosła rękę.
-
Cześć.
-
Zorganizuję nam po piwie - powiedział Evan do Hailey. - Chcesz jedno? - spytał Megan.
-
Nie, dzięki.
-
Zaraz wracam. Evan odbiegł w stronę swoich kumpli, zostawiając Megan i Hailey razem.
Megan poczuła, że znów jest w stanie oddychać. Rzuciła okiem na Hailey.
Może Hailey dziś po południu po prostu poczuła się zagrożona. Mimo wszystko jesteś przecież
świetną zawodniczką i dziewczyną, która mieszka pod jednym dachem z jej chłopakiem. Ale wiele
was łączy. Może jeszcze się z nią dogadasz.
-A więc Hailey, jaki był rekord drużyny w zeszłym roku? - spytała. ,
-Wygrałyśmy więcej meczów, niż przegrałyśmy - odparła Hailey, wciskając dłonie do kieszeni
obcisłych dżinsów. - A co? Martwisz się, że nie jesteśmy dość dobre dla ciebie?
Megan spojrzała na nią zaskoczona.
-
Nie. Po prostu z tobą rozmawiam.
-
No cóż, dostałyśmy się do rozgrywek hrabstw, ale nie we- szłyśmy do finału - przyznała
Hailey. - Oczywiście trenerka uważa, że z tobą w składzie w tym roku nam się uda.
| - Dzięki.
-
Powiedziałam: „trenerka uważa".
W tym momencie samolot wzniósł się znad pasa startowego i przeleciał im tuż nad głowami tak
nisko, że Megan myślała, że maszyna zawadzi podwoziem o drzewa. Ryk był ogłuszający. Megan
widziała, że Evan i jego kumple wrzeszczą na cały głos, wznosząc wysoko pięści i puszki z piwem,
ale Wcale ich nie słyszała. Ona też miała ochotę wrzasnąć - na Hailey. Przypomniała sobie słowa
Tracy, że ma się postawić i obronić. Skoro zdołała postawić się rodzicom, to na pewno będzie
umiała się postawić tej dziewczynie. Ale na samą myśl o tym dłonie jej się spociły, a serce zaczęło
szybko walić.
Muszę jednak, coś zrobić. Megan usiłowała sama sobie dodać otuchy. Wejdzie mi na głowę, jeśli
nie zaryzykuję,
;
Kiedy tylko ryk silnika samolotu ucichł, Megan znów odwróciła się do Hailey.
-
Mogę cię o coś zapytać?
-Co?
-
Czyja ci coś zrobiłam? Obraziłam cię? - spytała Megan, —j Bo ja tylko próbuję jakoś się
odnaleźć w nowej szkole, może z kimś zaprzyjaźnić, pograć trochę w piłkę. Ale wydaje mi się, że
bardzo mnie nie lubisz.
Megan wstrzymała oddech, ledwie wierząc, że wypowiedziała swoje myśli w całkiem składnych
słowach. Na ułamek sekundy twarz Hailey złagodniała, a Megan zdała sobie sprawę, że to bardzo
ładna dziewczyna, jeśli nie ma naburmuszonej? miny. Wyglądało nawet, że powie jakieś ludzkie
słowo. Ale potem Evan oderwał się od tłumku znajomych z piwami w ręku i ruszył z powrotem w
stronę saaba. Hailey spojrzała na Evana, na Megan i wyciągnęła do niego rękę.
-
Chodź, kochanie - powiedziała, przytulając się do jego boku. - Znajdziemy sobie jakieś
spokojniejsze miejsce.
-
Super. - Evan wręczył Megan jedno piwo. - Strzała, idź się przedstawić ludziom. Faceci nie
mogą się doczekać, aż cię poznają - dodał i mrugnął porozumiewawczo.
-Och... no, dobrze.
Patrzyła bezradnie, jak Hailey odciąga Evana na bok. Grupa za jej plecami roześmiała się z
jakiegoś żartu. Hailey obejrzała się przez ramię i rzuciła Megan zwycięskie spojrzenie. Potem
razem z Evanem znikli między drzewami.
-
No dobra, to co my tu mamy w Bostonie? Drzewa, wodę, Red Soksów, oceanarium...
Megan zerknęła na Darnella Wilcoksa. Odliczał to wszystko na palcach dłoni i właśnie gapił się na
mały palec, jakby ten miał mu udzielić podpowiedzi. W drugiej ręce ściskał szyjkę do połowy
opróżnionej butelki budweisera - jak się orientowała Megan, jego piątej czy szóstej z kolei.
Darnell, przystojny chłopak w kurtce szkolnej reprezentacji, był kapitanem drużyny futbolu. Na
początku wieczoru okazał $się bystrym, przyjaznym i zabawnym facetem. Teraz, już ewidentnie
pijany, nadal wydawał się przyjazny i zabawny, tyle że bystrość umysłu gdzieś się ulotniła.
-
Historia - podsunęła Megan. - Nie zapominaj o historii.
-
Racja! - powiedział Darnell, a jego brązowe oczy zalśniły, kiedy spojrzał na Megan. — No, a
jaką historię ma Teksas?
Megan oparła się o dach oldskulowej corvetty Darnella i westchnęła.
-
Och, sama nie wiem, mamy Coronado, Alamo... Raz kiedyś ogłosiliśmy niepodległość... -
powiedziała i zerknęła na niego.
Darnell przyglądał jej się przez chwilę, mrużąc oczy z oszołomionym zaskoczeniem, jakby nagle
dostrzegł nieziemskie zjawisko.
-
Taa, no cóż, my mamy Bostońską Herbatkę, Bostońską Masakrę, Bostońskich...
Bostońskich...
-
Red Soksów! — krzyknął ktoś, wywołując w ciemnościach rundę aplauzu.
-
Tak! Dzięki! - powiedział Darnell, unosząc butelkę. - Bostońskich Red Soksów...
-Już ich wymieniłeś. - Megan ziewnęła.
-
Och, przepraszam. - Darnellowi trochę się plątał język. - Nudzę cię?
-
Nie. - Megan pokręciła głową. Był w sumie całkiem zabawny. Tyle tylko, że zrobiło się już
bardzo późno.
-
Taa... No cóż. Już sam siebie nudzę - powiedział Darnell i rozciągnął się na masce.
Wspólnie gapili się na niebo, po którym przeleciał kolejny samolot. Wszyscy pozostali krzyknęli z
entuzjazmem, ale Megan zacisnęła mocno oczy i zakryła uszy, chroniąc je przed hałasem.
-
Hej. Dobrze się bawicie? .
Megan otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą Evana. Co za| ulga! Nie widziała go od chwili, kiedy
odszedł z Hailey ponad dwie godziny temu. Teraz wreszcie się stąd wydostanie.
-
Możemy wracać? - spytała, ześlizgując się z maski samo-4 chodu. Zerknęła na Hailey,
zauważyła wyraźną malinkę tuż] obok jej obojczyka i odwróciła oczy. Serce zabiło Megan z
zazdrości. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, gdzie jeszcze zbłądziły usta Evana. Ale teraz,
oczywiście, nie mogła się powstrzymać, żeby o tym nie myśleć.
-Już? - spytała Hailey, sięgając po rękę Evana obiema dłoń-] mi. - Prawie z nikim jeszcze nie
pogadałam.
Taa? A czyja to wina?
Evan rzucił Megan błagalne spojrzenie, pod którym straciła; otuchę. Nagle poczuła się jeszcze
bardziej zmordowana niż
kil
ka sekund temu.
-
Wiecie co? Nie ma sprawy. - Megan chwyciła Darnella za rękę i podciągnęła półprzytomnego
chłopaka do pozycji siedzącej. - Ten oto Darnell odwiezie mnie do domu. Możesz przecież
prowadzić, Darnell, prawda? - spytała i walnęła go w piecyk tak mocno, że ześlizgnął się z maski
samochodu.
Kiedy stanął na ziemi, lekko się zachwiał, ale wyłowił kluczy-] ki z kieszeni kurtki.
-
Assso-lutnie - wybełkotał. - Tyko... Powiedz mi, gdzie mieszz-asz. - Wymierzył kluczykiem w
zamek drzwi samochodu i trafił w okno.
Megan uniosła brwi i spojrzała na Evana, a on odpowiedział rozbawionym spojrzeniem.
Najwyraźniej trochę mu zaimponowała. Megan prawie nie wierzyła, że się na to zdobyła. Ze
naprawdę mu się stawia. Kto by w ogóle pomyślał, że to możliwe?
Oboje wiedzieli, że nie jest na tyle głupia, żeby wsiąść do samochodu z Darnellem. To był tylko
blef Pozostawało pytanie! co w tej sytuacji zrobi Evan.
Zwrócił się do Hailey.
-
Chyba powinniśmy wracać.
Serce Megan zatrzepotało jak zwycięska flaga na wietrze.
Hailey zrzedła mina, ale dziewczyna szybko się pozbierała.
-Jasne, Pójdę po torbę.
-
A może... podrzuciłabyś do domu Damella?4 spytał Evan, całując Hailey w usta i spoglądając
na nią z zachwytem,
Wszyscy popatrzyli na zgarbioną sylwetkę Darnella, który obiema rękoma usiłował wprowadzić
kluczyk do zamka. Znów nie trafił, i -Evan...
-
Hails, mieszkasz dwa domy od niego - upierał się Evan. - A ktoś musi to zrobić.
Hailey obejrzała się na pozostałych, kiedy kolejny samolot wystartował i zagłuszył wszystkie
dźwięki.
-
Dobra, masz rację. - Westchnęła. Podeszła do Darnella i zarzuciła ramię na jego szerokie
plecy. - Nie ta strona samochodu, Di.
-Hę? - wymamrotał Darnell. - Ale ja odwożę Megan do domu.
-
Zmiana planów. Teraz ja się tobą zajmę - powiedziała Hailey. - No chodź.
Megan patrzyła, jak Hailey delikatnie prowadzi Darnella na siedzenie pasażera. Evan sięgnął po
kluczyki i otworzył drzwi. Kazem usadowili potężnego chłopaka w samochodzie. Potem I Hailey
przesunęła fotel tak, że Darnell nie musiał wbijać kolan w obudowę. Niewiarygodne. W tej samej
chwili, w której Megan gotowa była uznać, że ta dziewucha to wcielenie zła, ona zaczynała się
zachowywać jak człowiek.
-
Dobra, to do zobaczenia. - Hailey pocałowała Evana i wsiadła za kierownicę.
-Jedź ostrożnie - poprosił Evan i zarobił na uśmiech swojej dziewczyny.
-
Cześć, Hailey - zawołała Megan.
I Hailey ruszyła bez słowa, zostawiając Megan i Evana na drodze.
-
Miła osóbka - mruknęła Megan pod nosem.
Evan zerknął na nią z ukosa i zawrócił do swojego samochodu.
-
Chodź. Wracajmy do domu.
-1 jak, twoi rodzice nas zabiją? - spytała Megan, patrząc na; zegarek: kwadrans po pierwszej. — Bo
moi na pewno by to zro-1 bili.
-Nie martw się. Wszystko jest pod kontrolą— uspokoił ją! Evan.
Wyłączył światła, skręcając na spokojną ulicę McGowanów. Zaparkował samochód na samym
skraju podjazdu i zgasił silnik. Rozległo się cykanie setek świerszczy. W domu świeciła się! tylko
lampa w salonie.
-
Hej - szepnął Evan. - Dobrze się dzisiaj bawiłaś? Megan spojrzała na niego, a serce jej
gwałtownie załomotało.
Lekko nachylony, opierał się o deskę rozdzielczą. Z tak bliska' mogła zobaczyć zarost, który
kiełkował mu na brodzie.
-
Twoi przyjaciele są fajni.
-
Wiedziałem, że ich polubisz — mruknął, zaglądając jej w oczy; tak głęboko, że nie mogła
oderwać spojrzenia. - A oni polubią ciebie.
Megan z trudem przełknęła ślinę.
-
Naprawdę...?
-
No cóż, a jak tu cię nie lubić? - powiedział Evan z uśmiechem.
O Boże, on zamierzał ją pocałować. Tu, na środku podjazdu. A ona tak bardzo, tak bardzo tego
chciała. Czuła to każdą komórką swojego ciała.
Ale on ma dziewczynę. Hailey to może i suka, ale jest koleżanką z drużyny, i chociaż taka okazja
jeszcze nigdy wcześniej; się nie nadarzyła, Megan nie była dziewczyną, która kradnie chłopaków
innym sprzed nosa, nawet paskudnym przeciwniczkom.
-
Dobra, tylko pamiętaj. , .
Megan znieruchomiała.
-
...żeby bardzo cicho zamknąć drzwi - szepnął Evan.
Odwrócił się i wysiadł. Z Megan uszło powietrze.
Wysunęła się z samochodu. Bezszelestnie ruszyła za Evanem
po podjeździe i dokoła domu. Poza świerszczami słyszała tylko własny oddech. W każdej
sekundzie obawiała się, że nagle otworzy się jakieś okno albo rozbłyśnie światło, ale wszędzie
panował spokój, Evan chyba naprawdę wiedział, co robi.
Dotarł do tylnych drzwi i do połowy otworzył zewnętrzną ramę obitą siatką, zatrzymując ją
czubkiem zamszowego buta.
-
Lekcja numer jeden - szepnął. — Do tego miejsca nie skrzypi.
Megan się uśmiechnęła.
-Jasne.
Wyjął spod słomianki klucz.
-
Lekcja druga: korzystanie z tego klucza jest znacznie bardziej ciche niż wyciąganie z kieszeni
całego pęku.
Megan wstrzymała oddech, kiedy Evan otwierał drzwi. Z powrotem odłożył klucz pod wycieraczkę
i skinął głową na znak, żeby Megan poszła przodem. Przez długą chwilę stała bez ruchu, wpatrując
się w wąskie przejście między Evanem a framugą drzwi.
Musiała obrócić się bokiem, żeby przejść. Kiedy się prześlizgiwała do środka, całym ciałem otarła
się o Evana. Noga przy nodze, pierś przy piersi, policzek pochylony tuż przy jego nosie... Poczuła
gorący oddech Evana na swojej twarzy. Spodziewała się, że chłopak trochę się odsunie, żeby
zrobić dla niej więcej miejsca, ale ani drgnął.
Megan wreszcie dostała się do holu. Uśmiechnęła się, gdy owiało ją chłodne, świeże powietrze
kuchni, potęgując łaskoczące ciepło, jakie czuła w całym ciele. Evan odwrócił się do niej plecami,
cicho (domykając drzwi, a potem przekręcił klucz. W domu panowała całkowita cisza.
-
Tylne schody - powiedział cicho.
Jego głos przejął ją dreszczem od stóp do głów. Megan ruszyła za nim na palcach. Zatrzymał się
przy schodach, żeby puścić dziewczynę przodem. Megan postawiła stopę na pierwszym: stopniu i
zatrzymała się, zdając sobie sprawę, że powinna coś] powiedzieć. Może nawet zdoła wymyślić
jakieś fajne zdanie na pożegnanie.
Musiała wykorzystać tę szansę.
Odwróciła się raptownie, a Evan wszedł prosto na nią.
-
Och! - jęknął. Potknął się, cofnął o krok, odzyskując równowagę, i oparł się o ścianę.
Oboje się roześmieli i zakryli usta dłońmi. Megan cieszyła się? tą radosną chwilą z Evanem, sam
na sam w mrocznym domu,
j
w atmosferze czegoś zakazanego.
-
Co? - zapytał, a jego brązowe oczy zalśniły w łagodnym] świetle księżyca. - O co chodzi?
-Ja tylko... chciałam ci podziękować. No wiesz, że mnie dzisiaj ze sobą zabrałeś - powiedziała
Megan. - To... bardzo' miłe z twojej strony.
Evan uśmiechnął się i zajrzał jej głęboko w oczy. Nachylił się,! a Megan straciła oddech. To było
właśnie to. To było właśnie to. I nagle nie myślała już o Hailey ani o dwugodzinnej nieobecności
Evana. Mogła myśleć tylko o tym, że naprawdę chce; go pocałować. I że powinna spróbować
zaczerpnąć trochę tlenu. Jeśli to miał być jej pierwszy pocałunek, nie chciała przy- tym zemdleć.
Zamrugała i zamknęła oczy, kiedy Evan pochylał się coraz niżej. A potem, leciuteńko, dotknął jej
policzka. Poczuła, że Evan się odsuwa, i otworzyła oczy. Tuż przed nosem; zobaczyła jego
wyciągnięty palec.
-
Rzęsa - szepnął. - Pomyśl jakieś życzenie.
Serce Megan przyspieszyło. Zagryzła wargę, pomyślała życzenie i dmuchnęła.
-
Co tu się dzieje? - Schody zalało światło.
-Tato!
-
Czyja śnię, czy jest po pierwszej w nocy?! - zagrzmiał z góry John. Stal za barierką schodów,
więc nie mogli go dobrze zobaczyć, ale z samego tonu Megan wywnioskowała, że był strasznie
wkurzony.
-
Cholera - mruknął pod nosem Evan.
-
Kopiesz sobie jeszcze głębszą mogiłę, synu. - Słowa ojca zabrzmiały naprawdę groźnie.
-
O Boże - szepnęła Megan, zakrywając oczy.
-
Oboje natychmiast do swoich pokojów - powiedział John. - Porozmawiamy o tym jutro.
-
Przepraszam - szepnął bezgłośnie Evan do Megan.
-Już - mruknął John.
Evan minął ją i wbiegł na górę po schodach.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis trzeci
Uwaga nr 1: Chłopcy są przebiegli.
Evan zna masę trików, żeby dostać się do domu, kiedy jest późno (na pewno umierasz z
ciekawości, skąd o tym wiem).
Uwaga nr 2: Chłopcy tracą luz, kiedy stają twarzą w twarz z rodzicami.
W domu Evan już nie jest taki sprytny. Oczywiście, może gdyby nie przystanął na schodach, żeby
zdjąć mi rzęsę z policzka, nigdy byśmy nie dali się przyłapać (ach!!!!).
Uwaga nr 3: Chłopcy myślą tylko o jednym.
Niestety, Evan myśli akurat nie O MNIE (wielka szkoda). Ale, kto wie? Może jeszcze
niespodziewanie ten pociąg, wbrew rozkładowi jazdy, zatrzyma się na stacji Meganowo.:)
No dobra. Koniec z metaforami o tej późnej porze.
Rozdział 5
W środę po treningu Megan znów siedziała w oknie i przeglądała w Google listę stron o
syndromie Aspergera.
W sieci znalazła mnóstwo informacji o tym zaburzeniu, o którym
do wczoraj nic nie słyszała. Kliknęła na pierwszą ze stron i zaczęła czytać.
Na dole kapela Seana grała jakiś niedopracowany utwór, który brzmiał trochę
znajomo. Megan była niespokojna. W każdej sekundzie spodziewała się pukania do
drzwi, a potem surowej nagany.
Syndrom Aspergera to zaburzenie rozwoju charakteryzujące się stałym
upośledzeniem społecznych interakcji i rozwojem powtarzalnych schematów
zainteresowań, zachowań i działań. Tb brzmiało całkiem składnie. Ale co zrobić, żeby
Miller poczuł się przy niej swobodnie? Przewinęła opis przyczyn i porównań z
autyzmem i wreszcie znalazła fragment, który mógł jej się przydać. Zycie z Aspergerem.
Trzasnęły tylne drzwi. Megan lekko rozsunęła żaluzje, żeby wyjrzeć przez okno. Finn
przemaszerował przez podwórko i wszedł do szopy na narzędzia po przeciwnej stronie.
Megan patrzyła nadal i czekała, aż chłopak wyjdzie, ciekawa, czego mógł stamtąd
potrzebować. Czekała. I czekała. Finn się nie pokazywał. Czemu siedział w tej szopie?
-
Mamo! Mamo! Ian usiadł na mojej czapce Patriotów i nie chce mi jej oddać! -
rozdarł się Caleb na cały regulator.
-
To moja czapka! Nikt nie powiedział, że możesz ją sobie zabrać! - odwrzasnął łan.
-A właśnie że tata mi pozwolił! Mówił, że już z niej wyrosłeś, głupku!
Megan stłumiła śmiech.
-
Ian! Caleb! Do mnie na dół! - ryknął John, przerywając kłótnię. - Zresztą wszyscy
do salonu! Niech ktoś sprowadzi Finna z podwórka! Mamy rodzinną naradę.
Megan serce zamarło. Zastygła bez ruchu. Może jeśli nie będzie hałasować, zapomną,
że ona jest tutaj. Chłopcy zaczęli stękać i narzekać, ale sądząc z odgłosów z korytarza,
schodzili po schodach. Muzyka z garażu ucichła jak nożem uciął, a Miller wyszedł za
dom przyprowadzić Finna. Najwyraźniej rodzinne narady to była poważna sprawa.
Przez długi, dziwaczny moment Megan otaczała całkowita cisza. A potem się stało.
- Megan? Pozwól tu do nas, proszę! - zawołał John.
Zamknęła oczy. Odstawiła komputer na bok, wzięła głęboki
oddech i zeszła na parter. Już z góry schodów widziała cały salon i chłopców
siedzących na kanapach ustawionych w literę U, jak w poczekalni u lekarza.
Spojrzała na Evana, który patrzył jej prosto w oczy. W jakiś sposób udało mu się
spojrzeniem wyrazić: „Nic nie poradzę".
Megan zbiegła po kilku ostatnich stopniach, czując na sobie wzrok wszystkich
chłopców. Regina i John stali przed kominkiem, twarzami do synów. Na dużej,
środkowej kanapie zostało trochę miejsca między Finnem a Dougiem. Szybki rzut oka
na pokój i Megan wiedziała, że dokładnie tam będzie pasowała według wzrostu.
Najwyraźniej to Miller wyznaczał miejsca do siadania.
- Megan, siądź koło Finna, dobrze? - odezwała się Regina.
-Jasne - odparła, wycierając wewnętrzną stronę dłoni o dżinsy.
Wcisnęła się w ciasną lukę, a Doug przesadnie się odsunął, kolana zwracając w
przeciwną stronę, żeby żadna część jego ciała nie dotknęła żadnej części jej ciała. Przez
to musiała się niemal
i
przykleić do Finna.
- Przepraszam - powiedziała i się zarumieniła.
Finn odchrząknął.
- Nie ma sprawy - mruknął.
Położył rękę na oparciu kanapy, co dało obojgu odrobinę więcej miejsca. Megan objęła
się ramionami i ciasno założyła nogę. na nogę, starając się zrobić jak najmniejsza. Miała
nadzieję, że narada nie potrwa długo, bo nie zamierzała ruszyć ani jednym mięśniem.
-
Dobra, na pewno wszyscy wiemy, czemu tu jesteśmy - zaczął John. - Wasza matka i
ja zdajemy sobie sprawę, że staracie się, żeby Megan dobrze się u nas poczuła...
Doug wydał pomruk, który usłyszała tylko Megan, a Finn przesunął się nieznacznie,
wciskając się w oparcie kanapy. Serce
?
Megan waliło jak karabin maszynowy.
-No cóż, mieliśmy nadzieję, że nie trzeba będzie przeprowadzać tej rozmowy.
Myśleliśmy, że można wam, chłopcy, zaufać. Że będziecie świecić przykładem - ciągnął
John. - Ale zachowanie Evana zeszłego wieczoru zmusza nas do działania.
-
Nieźle, palancie - powiedział Doug, piorunując starszego brata spojrzeniem.
Megan zarumieniła się okropnie. Doug wyjął długopis, ściągnął zębami skuwkę i zaczął
poprawiać rysunek na dżinsach.
-A zatem, gdyby któryś z was, barany, miał jakieś inne pomysły co do nowej osoby
mieszkającej pod tym dachem, mama i ja możemy wam powiedzieć tylko jedno -
grzmiał John. - Dla was Megan nie jest dziewczyną.
. Doug zachichotał, a Megan usiłowała zapaść się pod kanapę. Wzrok wbiła w sęk
drewnianej podłogi na środku pokoju.
-
No to czym jest? - zapytał niewinnie Caleb, co rozśmieszyło Douga i kilku innych.
- Caleb - powiedziała Regina z łagodnym wyrzutem. - Twój ojciec próbuje wam
wytłumaczyć, że dopóki Megan mieszka z nami, macie ją traktować jak siostrę.
Jesteście wszyscy rodzeństwem, jasne?
Megan umierała z chęci spojrzenia na Evana. Zamiast tego zerknęła na prawo, na
lana, częściowo przesłoniętego wielkimi balonami z gumy do żucia. Potem
przeniosła wzrok na Seana, który spoglądał na zegarek. Wreszcie, z mocarnym
wysiłkiem, podniosła oczy na Evana. Patrzył prosto przed siebie, piętami wybijając
na podłodze nerwowy rytm.
- Megan? - odezwał się John. Odwróciła wzrok i
spojrzała na Johna. -Tak?
- Rozumiesz? - spytał John.
- Och. Tak, proszę pana. -A reszta? -
ciągnął John.
-
Taa, łapy precz od Megan. Kapujemy - powiedział Doug. - Możemy już iść?
-
Zaraz! Czy to również dotyczy Caleba? - wtrącił łan i zaczął się zaśmiewać z
własnego żartu.
-
Bardzo dowcipne, mądralo - skarciła go Regina. - Właśnie zarobiłeś tydzień
wynoszenia śmieci.
Doug wstał z miejsca.
-Jeszcze nie skończyliśmy - ostrzegł ojciec. Doug opadł z powrotem na kanapę z
przesadnym westchnieniem.
- Wiem, że przyzwyczailiście się rządzić tym domem, ale to się teraz zmieni -
przemawiał dalej John podniesionym głosem. - Rodzice Megan powierzyli swoją córkę
naszej opiece, a to zobowiązuje nas wszystkich. Od tej chwili zaczniecie przestrzegać
jej prawa do prywatności. Nie wolno wchodzić do pokoju Megan bez pozwolenia,
grzebać w jej rzeczach, a poza tym od teraz obowiązuje zakaz wspinania się na dąb na
podwórku.
- To nie fair! - zawołał Caleb.
- To jest drzewo do wspinania! - dodał Ian.
-Już nie - odparł ojciec. - I wprowadzamy godzinę policyjną.
-
Co? To już przegięcie! - wyrwało się Dougowi. - Sean nigdy nie miał godziny
policyjnej!
-
No cóż, sytuacja się zmieniła, odkąd Sean chodził do liceum - wtrąciła Regina.
- Taa, nie było tu Strzelca za strzelca - prychnął Doug.
-
Chcesz przez tydzień wynosić śmieci? - Johnowi zabłysły oczy.
O Boże. Oni mnie za to zabiją. Oni mnie zwyczajnie zabiją.
-
Godzina policyjna wypada o północy - poinformował John, spoglądając surowo na
każdego z synów po kolei. - I niech wam się nie wydaje, że mama i ja nie będziemy
tego egzekwować. Jeśli sądzicie, że już wiecie, co to znaczy szlaban... Tylko mnie
sprowokujcie. Idą nowe czasy, panowie. Lepiej się z tym pogódźcie.
- Tato! - zaprotestował Evan, pochylając się w przód.
-
Ev, jesteś ostatnią osobą, która powinna ze mną o tym dyskutować - odparł ojciec
stanowczo.
- No to pięknie - mruknął Doug pod nosem.
Finn klepnął go w potylicę, a Megan modliła się o bezbolesną śmierć. Jeśli ci faceci
jeszcze dotąd jej nie znienawidzili, teraz na sto procent to się stanie.
-
No dobra, moi drodzy. — Regina klasnęła w dłonie. — Siadamy do stołu.
Tego wieczoru Megan energicznie wyszorowała twarz morelowym peelingującym
żelem, który Regina zostawiła dla niej w łazience. Oglądało na to, że Regina nadal
usiłowała wyrabiać w podopiecznej kobiece cechy, czy Megan się to podoba, czy nie.
Ale to był najmniejszy z problemów dziewczyny - Evan ani razu nie spojrzał w jej
stronę podczas obiadu, a Doug ciągle ją kopał pod stołem. A zawsze, kiedy ktoś
podsuwał Megan półmisek, łan wrzeszczał: „Ręce precz!", i wybuchał śmiechem. Cała
ta sytuacja była totalnie upokarzająca.
Wszystko się ułoży, tłumaczyła sobie, wpatrując się we własne oczy w lustrze.
Niestety, sama w to nie wierzyła. McGowanowie właśnie zdusili w zarodku szansę na
zbliżenie się Megan i Evana, jakkolwiek ulotna była ta szansa wcześniej. Poza tym
sprawili, że Doug jeszcze bardziej nie cierpiał uciążliwej współlokatorki - a jeszcze
wczoraj uważała, że to już niemożliwe. Tyle dobrego, że John, ponaglany przez
Reginę, założył zamki w drzwiach jej pokoju i łazienki. W przeciwnym razie którejś
nocy mogłaby się obudzić i zobaczyć, jak Doug szykuje się, żeby ją udusić poduszką.
Megan opłukała twarz wodą i zakręciła kran. Hm. Okay, to nawet całkiem ładnie
pachnie. Kiedy zaczęła się wycierać, Usłyszała za ścianą głosy i zastygła w bezruchu.
Głosy dochodziły z pokoju Evana.
-
No, padaka - szepnął ktoś. - Odkąd to tak im odpaliło z tym przestrzeganiem reguł?
- Możesz zgadywać tylko raz - odparł inny głos.
Megan zadrżała i objęła się ramionami. Podeszła na palcach do sedesu i usiadła na nim,
żeby posłuchać.
-Jeszcze nie widziałem, żeby mama i tata brali coś aż tak serio - powiedział ktoś inny.
— Lepiej się, chłopaki, szykować na poważną rozprawę.
-Yo, dom mieliśmy rozpracowany jak ta lala - wtrącił Doug. - Teraz laska to schrzaniła.
Ja mówię, wymrozić ją, aż pęknie. Tak jej damy czadu, że będzie błagała o bilet do
Korei.
Megan przełknęła z trudem. Czy nikt się za nią nie wstawi? Finn? Evan? Ktokolwiek?
-
Wiedzieliście, że Yankees wystąpili w trzydziestu siedmiu Mistrzostwach Świata i
wygrali dwadzieścia sześć razy?
Megan uśmiechnęła się smutno.
- Taa, wiemy, ogórasie - uciął Doug. - Ale kto wygrał w 2004?
- Red Sox, ale...
-
A komu skopali wielkie, grube tyłki, żeby zwyciężyć? - spytał Doug.
- Drużynie Ymkees, ale...
- No to może się po prostu zamknij!
Megan odetchnęła głęboko. Rozwiesiła ręcznik na drążku i powoli, długo przyglądała
się własnemu odbiciu w lustrze. Gdyby ktoś postawił przed nią takie wyzwanie na
boisku do piłki nożnej, czekałby ją niezły ubaw. Ale tu... starcie jeden na siedmiu nie
wróżyło jej nic dobrego. Faceci nie tylko mieli przewagę własnego boiska, ale też
posługiwali się własnymi sekretnymi regułami. Megan działała po omacku.
Powinnaś tam po prostu wejść. Zaskoczyć ich na śmierć. Powiedzieć, że słyszałaś
wszystko i że nie wygonią cię stąd bez walki. Ale, oczywiście, nie zdobyła się na to.
Kiedy rozmowa w pokoju obok zeszła na tematy sportowe, Megan odwróciła się od
lustra. Zaczynała się zastanawiać, czy zamieszkanie z McGowanami nie było
największym błędem jej życia.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis czwarty
Uwaga nr 1: Chłopcy nie wiedzą, kiedy sobie odpuścić.
Rozdział 6
egan spięła nadal wilgotne włosy w kucyk i naciągnęła na głowę czerwony kaptur
bluzy. Słońce różowiało na porannym niebie, a z pokojów chłopców dobiegały
pierwsze odgłosy porannej krzątaniny. Złapała plecak, włożyła tenisówki i na palcach ruszyła
w stronę schodów.
M
Kuchnia była ciemna i cicha. Megan odetchnęła z ulgą. Otworzyła drzwi spiżarki,
zaopatrzonej jak schron na wypadek bombardowania. Tuzin pudełek płatków, przynajmniej z
pięćdziesiąt puszek zupy, rząd za rzędem opakowań zapiekanki z makaronu z serem,
krakersów, ciastek i precelków. Regina i John musieli chyba robić zakupy codziennie, żeby
wykarmić ten swój mały miot demonów.
Megan przejrzała półki, znalazła otwartą paczkę batonów z chrupkami i wzięła dwa. Potem
z lodówki porwała napój owocowy i ruszyła do tylnych drzwi. Nie ma to jak śniadanie w tra-
sie.
Jej rower stał obok sześciu innych pod metalowym zadaszeniem, które przedłużało dach
szopy. Wsadziła jeszcze nieodpakowany baton w zęby, wyplątała kierownicę roweru
spomiędzy innych i odprowadziła rower na podjazd. Wsunęła butelkę z napojem w uchwyt,
wskoczyła na siodełko i popedałowała w stronę szkoły.
Miała nadzieję, że po dwóch przejażdżkach na tylnym siedzeniu samochodu Evana, kiedy
niespecjalnie uważała na drogę, jakoś przypomni sobie, którędy jechać.
Kwadrans później Megan podskoczyła na krawężniku i przecięła trawnik, zmierzając
prosto w stronę stojaków na rowery pod szkołą. Ludzie już się zjeżdżali i kilka grupek stało
przed wejściem, gadając albo przeglądając nawzajem swoje notatki. Megan rozerwała
opakowanie drugiego batona i pociągnęła łyk napoju, wchodząc po schodach. Czuła się
dobrze - była niezależna. Komu potrzebni są chłopcy McGowanów? Mogła sama o siebie
zadbać. Wchodząc na najwyższy stopień, kątem oka zauważyła Hailey i kilka jej
przyjaciółek. Najwyraźniej ją obserwowały.
-A więc... Strzelec - zagaiła Hailey z uśmiechem. - Widzę, że już nie wykorzystujesz
mojego chłopaka jako szofera.
Megan nie była w nastroju. Przystanęła na długą chwilę i patrzyła Hailey prosto w oczy,
póki ta wreszcie nie odwróciła wzroku. Potem przyjrzała się po kolei dziewczynom, które za-
śmiały się z żartu Hailey. Dwie nie roześmiały się ani nie zareagowały. Do tych Megan się
uśmiechnęła, a potem wbiła zęby w baton i wyminęła je, wchodząc do budynku.
Tego popołudnia Miller już siedział przy stole na dziedzińcu, kiedy Megan wyszła ze
swoją tacą. Dowiedziała się z sieci, że jeśli chłopiec ma kiedykolwiek poczuć się przy niej
swobodnie, musi mu pokazać, że ona tu zostanie - że jest kimś, do kogo będzie musiał się
przyzwyczaić. Chociaż unikanie pozostałych McGowanów wydawało się niezłym planem,
jedyny sposób, żeby pomóc Millerowi, wymagał, żeby spędzać z nim trochę czasu. Mogła
zacząć teraz równie dobrze, jak w każdej innej
1
chwili.
Nie chciała naruszać prywatnej przestrzeni Millera, więc usiadła naprzeciwko niego, ale
najdalej jak się dało. W słuchawkach komentator ogłaszał zdobyty punkt i paplał o sytuacji na
boisku. Miller podniósł wzrok i przyjrzał się Megan wzrokiem bez wyrazu. Rumieniąc się
pod jego obojętnym spojrzeniem, opuściła oczy na własną tacę i zaczęła ustawiać przedmioty
według wielkości. Puszka z oranżadą, jabłko, minibuteleczka keczupu, miseczka z owocami.
Burgera i frytki trzymała przed sobą. Kiedy skończyła, znów podniosła oczy na Millera, a on
się uśmiechnął.
Cała twarz chłopca fantastycznie się rozświetliła. Megan odwzajemniła uśmiech, a Miller
znów zajął się lunchem. Właśnie ugryzła potężny kęs burgera, kiedy jakiś cień padł na tacę z
posiłkiem. Podniosła oczy i zobaczyła Evana, który stał obok stołu. Jeden policzek miała
wydęty jak Wiewiórka. Złapała serwetkę i zasłoniła usta, przeżuwając.
-Jak leci? - spytał Evan, siadając na sąsiednim krześle. Nie miał torby, książek ani lunchu. -
Cześć, Mills. - Skinął głową bratu.
Miller nastawił głośniej radio.
-Wiesz, to naprawdę super. Ze z nim tu siedzisz - powiedział Evan.
W promieniach słońca jego brązowe oczy miały niesamowite, złote, połyskujące plamki. Ale
nie dała się omotać. Stawiła opór.
-
Dlaczego wy z nim nie siadacie? - spytała, rozpierając się na krześle i zaplatając ramiona
na piersi. Dziwne, ale Evan już jej nie onieśmielał.
-
Wiesz, jak to bywa. - Wzruszył ramionami. — Co się stało dziś rano? Pojechałaś sama.
- Taa - mruknęła Megan oschle. - Pojechałam sama.
Nastąpiła długa cisza. Komentator w radiu obwieścił zdobycie przez kogoś punktu.
-
Słyszałaś nas wczoraj Wieczorem, prawda? - spytał Evan, pochylając się naprzód z
dłońmi zaciśniętymi między kolanami.
Megan rzuciła mu spojrzenie, które mówiło, że słyszała każde słowo. Evan spuścił głowę. -
Wiesz co? To nieważne - powiedziała, biorąc frytkę. - Po prostu będę wam schodzić z
drogi... Nikomu nie zamierzam zawracać głowy... I wszyscy zapomnicie, że tam w ogóle
mieszkam.
- Taa, kiepski pomysł - stwierdził Evan.
- Słucham? - Megan oblała się purpurą.
-
Słuchaj, ignorowanie moich braci to nie jest wyjście - powiedział Evan. - Zaufaj mi.
Mieszkam z nimi trochę dłużej niż ty. Będziesz ich ignorować, to oni mocniej przykręcą
śrubę.
-Och.
-
No wiesz, nie da się nas ignorować - dodał Evan. - W razie gdybyś nie zauważyła,
wszędzie nas pełno.
Megan parsknęła śmiechem, a potem spróbowała ukryć zmieszanie, popijając oranżadę.
- Nie możesz im pokazać, że mogą ci wejść na głowę, bo natychmiast to zrobią - doradził
Evan. - Jedyna rzecz, która na nich działa, to taktyka bezpośredniego ataku.
Megan zagryzła krawędź puszki z oranżadą.
- Megan? Jesteś tam? - Evan pomachał jej dłonią przed oczami.
Pokiwała głową i odstawiła puszkę.
-
Spróbuję - powiedziała ze wzrokiem wbitym w tacę. -tj. Dzięki za radę.
-
Taa, nie ma sprawy - odparł Evan, chwytając frytkę z jej tacy. - Nadal nie mieści mi się
w głowie, co wyprawiają rodzice. Wiesz, chodziło o tę godzinę policyjną. Założę się, że twoi
nigdy ci nie wyznaczali godziny powrotu.
Megan wzruszyła ramionami. Jej rodzice nigdy nie musieli wyznaczać takiej godziny. Sama
zawsze wracała do domu znacznie wcześniej niż jakakolwiek szanująca się nastolatka.
-
Nieważne. Niech to szlag - powiedział Evan. - Sean nigdy nie miał godziny policyjnej,
dlaczego nam dali szlaban? Im się wydaje, że teraz, kiedy tu jesteś, to my nagle
potrzebujemy zasad? - Skrzywił się drwiąco i sięgnął po kolejną frytkę. - Nie zamierzam do
żadnych się stosować.
Puls Megan nagle przyspieszył. Spojrzała na psotny uśmiech chłopaka. Kiedy Evan
powiedział, że nie będzie przestrzegał reguł. .. Czy to dotyczyło również zasady: „Ręce precz
od Megan"?
- Dobre frytki. Wezmę sobie coś do jedzenia— powiedział.
- Och, okay. No to... Do zobaczenia później.
Evan spojrzał na nią z zakłopotaniem.
-
Wezmę sobie coś do zjedzenia - powtórzył, a potem dodał: - wrócę tutaj - mówił powoli,
jakby zwracał się do kogoś, kto dopiero uczy się angielskiego.
- Och, okay - wymamrotała Megan.
Wyszedł z dziedzińca, a Megan patrzyła za nim z głupkowatym uśmiechem przylepionym do
twarzy. Evan chciał zjeść z nią lunch. Z własnego wyboru. To musiało coś znaczyć. I jeśli się
nie myliła, właśnie odbyli normalną rozmowę, przerwaną tylko jednym głupim parsknięciem.
Ten dzień zdecydowanie się poprawiał.
Kiedy Megan znów zabierała się do jedzenia lunchu, coś we wnętrzu stołówki przykuło jej
uwagę. Hailey właśnie gapiła się na nią gniewnie. Siedziała przy stole na środku
pomieszczenia i razem z przyjaciółkami i wszystkie otwarcie piorunowały ją wzrokiem.
Megan coś ścisnęło w żołądku i szybko odwróciła wzrok, udając, że nic nie zauważyła.
Niewiarygodne. Dlaczego Evan w ogóle chodził z kimś tak agresywnym? Wart jest czegoś
znacznie lepszego. Megan ugryzła spory kęs hamburgera.
Od tej pory wszystkie chwyty dozwolone. Zachichotała ze swojej nagłej śmiałości,
wyciągnęła z plecaka szkolne wydanie Hamleta i pochyliła zaczerwienioną twarz nad lekturą.
Słońce prażyło Megan w plecy, kiedy przejęła piłkę przy bocznej linii. Działała na czystej
adrenalinie. Krew spływała z rozciętego kolana, plamiąc skarpetę i ochraniacz na łydce.
Ramię miała pobrudzone ziemią i lada moment mogło jej zacząć ciec z nosa. Wiatr
rozwiewał Megan włosy, kiedy biegła boiskiem.
Ale widziała przed sobą jedynie bramkę. Czuła tylko oddech Hailey na karku. Dziewczyna
deptała jej po piętach.
Megan szykowała się do podania, ale w ostatniej sekundzie coś zaczepiło o jej kostkę i
runęła na murawę. Pomogło jej w tym zręczne pchnięcie dłonią między łopatki. Megan aż
odskoczyła głowa, kiedy resztą ciała uderzyła o ziemię. Bolało jak diabli, ale nie leżała długo.
Nie miała zamiaru dać się pobić Hailey, nieważne jak nieczysto grałaby ta dziewucha.
-
Hailey! Co ty, do diabła, wyprawiasz? - krzyknęła Ria Wilkins, podając Megan rękę.
Ria była niską, mocno zbudowaną zawodniczką obrony. Ona i Aimee przez cały mecz
osłaniały tyły Megan. Szybko się zorientowały, że Hailey usiłuje zabić Megan, ile razy ta
dorywa się do piłki.
- Bo co? - krzyknęła Hailey, zatrzymując się i biorąc piłkę w ręce. - Robię swoje.
- Przestań! Ewidentnie ją popchnęłaś! - zaprotestowałaś Aimee.
-
Dziewczyny, nie ma sprawy — powiedziała Megan, ze świstem wciągając powietrze. -
Gra była czysta.
-
Nie była, i dobrze o tym wiesz - odparła Ria. - Przepraszam, ale nikt normalny w czasie
treningów nie fauluje świetnego gracza z własnej drużyny.
- O co ci chodzi, Ria? - Hailey spiorunowała dziewczynę wzrokiem. - Chcesz powiedzieć,
że nie dbam o tę drużynę?
- Ty to powiedziałaś, nie ja - odparła Ria, odwzajemniając] gniewne spojrzenie.
Nagle wściekle zagwizdał gwizdek i trenerka Leonard weszła w środek raptownie rosnącego
kółka. Megan stanęła z boku i grzbietem dłoni otarła nos. Hailey była dzisiaj bardzo
agresywna, ale Megan oddawała pięknym za nadobne. W przeciwieństwie do Hailey grała
czysto, ale Hailey też najadła się sporo trawy. Łokieć miała posiniaczony, a twarz pobrudzoną
ziemią. To wszystko stanowiło część gry.
-
Dobra, dziewczyny, dość tego. Chyba dziś skończymy trening trochę wcześniej. -
Trenerka ogarnęła wszystkie zawodniczki groźnym spojrzeniem. - Podoba mi się energia,
jaką widzę na boisku, ale... Hailey, Megan, jeśli nie zaczniecie współpracować, i to szybko,
w czasie meczu sędziowie odeślą was na ławkę, zanim zdążycie powiedzieć zero do
dziesięciu - dodała, patrząc na obie dziewczyny. - Bez was na boisku nie grozi nam zbyt
wiele wygranych, więc proponuję, żebyście spróbowały się ze sobą dogadać.
- Tak, trenerko - powiedziała szybko Megan.
- Tak, trenerko - dodała Hailey.
-
Dobrze. Ale jeszcze zanim pójdziecie pod prysznic - zwróciła się Leonard do całej
drużyny - pragnę przypomnieć, że na naszym ostatnim sobotnim treningu przed meczem z
Hacketstown będziemy wybierać nowego kapitana. - Więc się zastanówcie, kogo
chciałybyście widzieć w roli lidera.
Prawie wszystkie spojrzały na Hailey, a ona najwyraźniej tego właśnie się spodziewała.
Megan wróciła myślami do swojej drużyny w Teksasie - w tym roku miała tam zostać
kapitanem. Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze, usiłując zignorować
ukłucie żalu w piersi.
- Dobra, teraz pod prysznice - zawołała trenerka.
Grupka się rozeszła i Vithya Jane, dziewczyna, którą Megan
poznała w Logan poprzedniego wieczoru, podeszła i przybiła Jej piątkę.
- Nieźle brykasz po boisku - powiedziała.
-
Dzięki - odparła Megan, zdziwiona, że jakakolwiek przyjaciółka Hailey chciała jej
pogratulować.
Vithya uśmiechnęła się i truchtem pobiegła za Hailey i Tiną. Aimee i Ria z obu stron
oflankowały Megan.
-
Trzeba by opatrzyć kolano. - Ria skrzywiła się, spoglądając na zakrwawioną nogę.
■ Ee, tam - mruknęła Megan. - To moja pierwsza blizna po Walce w barwach Żbików.
Aimee i Ria roześmiały się i we trzy paplały przez całą drogę powrotną do szatni.
Megan była pewna, że nic jej nie jest, dopóki nie zeskoczyła z roweru na podjeździe
McGowanów i nie poczuła, jak bardzo bolą ją mięśnie. Najwyraźniej potrzebowała trochę
więcej ćwiczeń rozciągających. Hailey dziś naprawdę dała Megan niezłą szkołę. W końcu ta
dziewczyna sprawi, że Megan będzie grać i jeszcze lepiej, zamiast znaleźć się na liście
rannych w akcji.
Tylne drzwi zamknęły się, kiedy Megan obchodziła dom.. Zobaczyła Finna, który przeszedł
przez podwórko i znów skierował się do szopy. Megan podprowadziła rower pod boczną)
ścianę i oparła go tam razem z innymi. Przystanęła na moment, nasłuchując. Nie słyszała
żadnego dźwięku. Nic. Co on tam robił?
Boże, mam nadzieję, że on nie przegląda stosu „Playboyów"!
Mimo tej odrażającej myśli nie mogła zapanować nad ciekawością. Poza tym miała
przecież przechodzić intensywny kurs.; A jego częścią jest odkrywanie, co robią faceci, kiedy
są sami w szopie, no nie?
Zbierając się na odwagę, Megan otworzyła drzwi. Finn obrócił się na pięcie, szeroko
otworzył oczy i nie odrywał od niej? spojrzenia. Ubrany był w niebieską koszulkę z napisem:;
Grzeczni Chłopcy Gfosują, poznaczoną śladami palców umazanych fioletową farbą. Włosy
miał trochę bardziej potargane niż zwykle.
-
O rany, całe życie przeleciało mi przed oczami - wysapał. Na śmierć mnie
wystraszyłaś.
- Przepraszam - powiedziała Megan.
Miała przeczucie, że powinna po prostu wyjść, ale była za bardzo zaskoczona, żeby się
poruszyć. Finn, dzięki Bogu, nie robił tam nic zdrożnego. Stał przed sztalugami, z paletą
malarską i pędzlem w dłoniach. Dokoła niego, przy ścianach i na podłodze, piętrzyły się
dziesiątki płócien, wszystkie niewykończone. Żaden obraz, jak widziała, nie został
namalowany do końca.
-
A niech mnie! - Finn zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. - Wałęsałaś się po kiepskich
dzielnicach?
Megan spojrzała na ranę na swoim lewym kolanie i siniak, który zaczynał fioletowieć na
łydce.
-
Nie. Byłam... na treningu - wyjaśniła. - Przepraszam, mam sobie iść?
-
Nie! Nie - Finn wytrzasnął skądś stołek. - Wejdź. Klapnij sobie. Wyglądasz, jakbyś tego
potrzebowała.
Megan uśmiechnęła się ostrożnie i weszła do szopy, bojąc się dotknąć czegokolwiek.
Prześliznęła się bokiem koło sztalug i usiadła na stołku, który zachwiał się pod jej ciężarem.
Megan wyrzuciła ramiona na boki, usiłując złapać równowagę, a Finn chwycił ją za rękę.
- Przepraszam. To grat - bąknął.
-
Nie ma sprawy - odparła Megan. Spojrzała na rękę, którą ściskał jej dłoń.
Teraz puścił, odchrząknął i klepnął się w udo.
-
Co, Hailey tak cię urządziła? - Finn zerknął na pokancerowane nogi. Wycisnął trochę
farby na paletę i pędzlem zmieszał kolory.
- Skąd wiesz? - spytała Megan.
-
Bo znam Hailey - odparł Finn, zdmuchując kosmyk blond włosów, który opadł mu na
oko. - W drugiej klasie podstawówki na imprezie z okazji czwartego lipca ukradła mi loda i
we- I tchnęła mnie do głębokiego basenu. Od tego czasu zawsze jej ||ę bałem.
■ Poważnie? - Megan uśmiechnęła się kpiąco.
••• Nigdy nie żartuję na temat lodów - odparł Finn z półuśmiechem.
Megan roześmiała się i zaczęła rozglądać wkoło. Na wpół Wykończony obraz najbliżej niej
ukazywał parę wdzięcznie złoconych dłoni. Ale palce nie zostały domalowane i kończyły się
białą plamą. Za nim stał obraz nagiego ramienia i szyi dziewoj czyny, która odwracała się od
patrzącego, ale jej włosów i rysów| nigdy nie dokończono. W sumie na każdym płótnie były
fragmenty postaci widziane pod najrozmaitszymi kątami, ale żaden obraz nie został
dokończony i nie stanowił tradycyjnego portretu en face.
-
Wiem, co myślisz - powiedział Finn, dotykając pędzlem] płótna, które miał przed sobą. -
Ten facet nigdy niczego nie kończy.
Megan się zarumieniła.
- Nie... Tylko że...
-Ja właśnie to sobie myślę, ile razy tu wchodzę - ciągnął Finn. - To takie dziwne. Mam
natchnienie i przychodzę tutaj, gotów natychmiast realizować swoją wizję, ale kiedy już mija
pierwsza! gorączka, zupełnie nie wiem, co robić dalej. - Finn włożył pędzel do kubka z wodą
i spojrzał na Megan przez ramię. - No| i jak, bardzo daje ci w kość?
- Kto?
- Hailey - odparł Finn.
Megan uśmiechnęła się złośliwie.
- Nie dzieje się nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić,
Finn odwrócił się od sztalug, żeby się do niej uśmiechnąć.
- Świetnie - powiedział.
Z jakiegoś powodu to proste słowo przyniosło Megan ulgę Może ze względu na sposób, w
jaki je wypowiedział. Jakby był z niej dumny. Albo jakby mu zaimponowała. Albo jakby
wcale Jego to nie dziwiło.
-
Może nawet każę jej zapłacić za tego twojego loda - zażartowała Megan.
-
Nie trzeba. Już wyrosłem z lodów - oznajmił Finn. - Teraz] wolę koktajle mleczne. -
Wsunął palce za szlufki dżinsów i podciągnął je wysoko. Oboje się roześmieli.
Finn podtrzymywał spojrzenie Megan, póki ona nie odwróciła wzroku. Nagle ogarnęło ją
przemożne i znajome poczucie, że nie wie, co teraz powiedzieć. Finn wydawał się całkiem
miłym facetem, ale jak reszta młodszych McGowanów, też brał udział w debacie: jak się
pozbyć Megan. Czy był dla niej uprzejmy tylko dlatego, że w pobliżu nie kręcił się żaden z
jego braci? Czy po prostu udawał?
Finn znów odchrząknął i spojrzał na nią spod oka. Megan rozmyślała o tym, co w szkole
powiedział jej Evan - że najlepiej radzić sobie z jego braćmi, stawiając im czoło. Może gdyby
to robić z każdym z osobna, byłoby prościej. Poza tym rozmowa z Finnem wydawała się
dziwnie łatwiejsza niż z kimkolwiek z pozostałych mieszkańców domu.
-
No więc... Ja... Słyszałam, jak o mnie rozmawialiście wczoraj wieczorem - zagaiła
Megan, spoglądając na własne dłonie.
Finn opuścił rękę, w której trzymał pędzel, i spojrzał na Megan, najwyraźniej zażenowany.
- Och, okay. Ty... Dobrze.
- Dobrze? - spytała.
Finn się zarumienił.
-
No tak. Zdarza mi się to czasami. Zamierzałem powiedzieć: „naprawdę?", ale chciałem
też dodać: „niedobrze"- wyjaśnił, odkładając pędzel i paletę na zabałaganioną półkę. - Po
prostu miewam takie skróty myślowe.
Megan się uśmiechnęła. Znała to uczucie.
-
A więc... słyszałaś nas... - Finn wepchnął dłonie w kieszenie dżinsów.
-
Taa, no więc... Wszyscy chcecie się mnie pozbyć... - zaczęła Megan.
-
My tylko... W pewnym sensie przyzwyczailiśmy się do tego, jak było przedtem.
-
Rozumiem. Naprawdę - przyznała Megan. - Ale nie wydalę się wam, że dla mnie to też
jest trudne? Nigdy nie musiałam mieszkać wśród tylu ludzi, moi rodzice wyjechali i, no cóż,
W razie gdybyś nie zauważył, wy, faceci, jesteście trochę...
- Dominujący? - spytał Finn.
- Dobre słowo - przytaknęła.
-
Słuchaj, wszyscy po prostu potrzebujemy czasu, żeby się przyzwyczaić. - Finn wzruszył
ramionami. - Spróbuj się tym nie przejmować.
Megan spojrzała Finnowi w szaroniebieskie oczy i uśmiechnęła się lekko.
-A więc... Nie jesteś z nimi.
Finn uśmiechnął się w odpowiedzi. Jemu też, jak Millerowi, w uśmiechu rozjaśniała się cała
twarz.
-Z tobą jest tutaj.... Powiedzmy... inaczej - stwierdził. - Ale o mnie się nie martw. Ja sobie
chyba poradzę.
Megan uniosła brwi.
- Och, doprawdy?
-
Taa - odparł spokojnie Finn, patrząc jej prosto w oczy. Doprawdy.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis piąty
Uwaga nr 1: Chłopcy nie mają problemu z zabieraniem ci jedzenia z talerza bez
pytania.
Mówię ci, o WSZYSTKIM decyduje ich żołądek!
Uwaga nr 2: Chłopcy nie zawsze wiedzą, co mówią.
Okazuje się, że Finn potrafi czasem pleść bez sensu, zupełnie jak ja.
Uwaga nr 3: Chłopcy POTRAFIĄ myśleć niezależnie.
Evan siedział ze mną w czasie lunchu, a Finn totalnie nie zgadza się z planem
„wymrożenia Megan". Może Doug wcale nie jest mózgiem całej „operacji piekło",
jak pewnie uważa.
Rozdział 7
egan odeszła od kolejki przy bufecie, z tacą i zwiniętym egzemplarzem
„Motocykla", wystającym z bocznej kieszeni szerokich bojówek. Jeśli znów
miała siedzieć na zewnątrz w towarzystwie milczącego Millera, to zamierzała zadbać 0
własną rozrywkę. Była zbyt bystra, żeby liczyć na towarzystwo Evana przez dwa dni z
rzędu.
M
- Megan! Tutaj!
Aimee pomachała do niej ze środka stołówki. Megan zerknęła na dziedziniec i
zobaczyła, że Miller już jest pogrążony w sprawozdaniu z meczu. Wczoraj nie odezwał
się do niej ani do Evana ani słowem. Niezależnie, jak bardzo chciała przełamać lody w
kontaktach z Millerem, uznała, że dla odmiany dobrze jej zrobi towarzystwo
dziewczyn. Ruszyła w kierunku Aimee, Rii i ich przyjaciółek.
-
Hej! - Aimee z uśmiechem klapnęła z powrotem na swoje krzesło.
- Cześć - odparła Megan. - Hej, Ria.
-Jak leci? - odezwała się Ria. - Znasz już Jennę i Pearl? - Wskazała na dziewczyny
siedzące po przeciwnej stronie stołu.
• Tak i nie... Cześć. - Megan wśliznęła się na krzesło obok nowych koleżanek.
Pearl należała do drużyny, więc Megan zdążyła już ją poznać. Miała krótkie jasne
włosy i okrągłą buzię. Teraz pilnie zajmowała się robieniem bransoletki z kolorowych
paciorków, której trzymała w pudełku przed sobą. Jenna miała długi ciemny war-
kocz do połowy pleców i nosiła modne lotnicze okulary.
-
Cześć - odezwała się Jenna. - Jesteś ze mną na hiszpańskim, prawda?
-
Szósta lekcja z panią Krantz? - upewniła się Megan. - Tal kobieta chyba za mną
nie przepada.
-
Dlatego że lepiej znasz hiszpański niż ona - powiedziała Jenna z szerokim
uśmiechem.
-
Moja babcia też miała na imię Pearl - oświadczyła Pearl nizając fioletowy koralik
na cienki sznureczek obok przypadkowej kombinacji niebieskich, zielonych i
turkusowych.
- Aha - mruknęła Megan. - Fajne. - Wskazała na bransoletkę«
-
Chcesz taką? Mogę ci zrobić. Robię dla wszystkich - po wiedziała Pearl z
ożywieniem.
Aimee, Ria i Jenna jak na komendę uniosły ręce. Na nada garstkach miały pełno
koralikowych bransoletek.
- Ona nie usiedzi bezczynnie - wyjaśniła Aimee.
- Naprawdę? Ja jestem taka sama - przyznała Megan.
-
Tak? - Pearl rozjaśniła się cała twarz. - Widzicie? Mówiłam] wam, dziewczyny, że
nie potrzebuję środka uspokajającego. To całkiem normalne zachowanie. No i jak,
Megan, chcesz bransoletkę? Bo właśnie wymyśliłam kilka nowych wzorów.
- Taa, jasne. Bardzo - powiedziała Megan.
-
Świetnie! - Pearl sięgnęła za plecami Jenny i postawiła przed Megan pudełko z
koralikami. - Wybierz kolory.
Megan się roześmiała.
- Okay. A mogę po lunchu?
-Jasne! Oczywiście! — odparła Pearl.
-No więc, Megan, do rzeczy - powiedziała Ria, opierając łokcie na stole. - Jak to się
stało, że trafiłaś do raju pełnego chłopaków?
Megan ugryzła kanapkę.
-Ja bym tego rajem nie nazwała.
-
O mój Boże, żartujesz chyba? Chłopcy McGowanów... - westchnęła Aimee. -
Przecież to jak siły specjalne seksu.
Megan roześmiała się i napiła się oranżady.
- Siły specjalne seksu?
-
No co?! - oburzyła się Aimee. - Nadal w głowie mi się nie mieści, że
:
moja siostra
chodzi z jednym z tych przystojniaków.
-
Daj spokój. Kiedy Hailey i Evan raz już zyskali etykietkę najpiękniejszej pary, pod
koniec podstawówki, wszyscy wiedzieliśmy, że wcześniej czy później zaczną
wymieniać ślinę - powiedziała Ria, zabierając się do makaronu.
- Ria! - zawołały jej przyjaciółki.
- Uh... - Aimee wsadziła sobie palec w gardło.
-
No i...? - zwróciła się Ria do Megan, ignorując koleżanki. - Wygrałaś jakiś
konkurs, czy co?
-
Nasi rodzice od dawna się przyjaźnią — wyjaśniła Megan, rumieniąc się na myśl o
pocałunkach Evana i Hailey. - Moich rodziców przeniesiono za ocean, a ja nie
chciałam z nimi jechać, więc McGowanowie zaproponowali, że wezmą mnie do
siebie.
-
O rany. No i jak, widziałaś któregoś z nich nago? - dopytywała Ria.
Jenna, Aimee i Pearl znieruchomiały, czekając na odpowiedź.
-
Nie, nągo nie - odparła Megan. Rozejrzała się i pochyliła nad stołem. - Ale
większość z nich widziałam w bokserkach.
Jenna o mało nie zemdlała z wrażenia.
- O mój Boże. Evan McGowan w bokserkach. Jak wyglądał?
Można się było przestraszyć. Megan wspomniała jego potężna poranną erekcję.
-Dość... ciekawie.
-
Evan McGowan jest świetny. - Pearl przerwała robienie bransoletki i podniosła
rozmarzony wzrok. - To o nim miałam pierwszy erotyczny sen.
- Naprawdę? - spytała Megan.
-
Chyba my wszystkie - odparła Aimee. - No bo jakżeby inaczej? Wiesz, on tak
strasznie flirtuje.
Megan miała wrażenie, że popada w stan nieważkości. Odłożyła kanapkę, nagle
nabierając ochoty na oranżadę.
- Serio?
-A co, nie zauważyłaś? - spytała Ria. - Ten chłopak będzie] flirtował z każdą, zawsze i
wszędzie. Nawet z brzydkimi dziew-l czynami.
- Ria! - znów zawołały jej przyjaciółki. - •
Megan z trudem łapała oddech. Oczywiście, że jest strasznym flirciarzem. A tobie się
wydawało, że to wyjątkowy faceta Ale nawet myśląc to, zdała sobie sprawę, że
rzeczywiście tak jej się zdawało. Była pewna, że uwagi i uśmiechy Evana coś znaczą.
Musiały coś znaczyć.
-
No co? To przecież dobrze, że Adonis flirtuje z trollami sprzeciwiła się Ria,
szeroko otwierając oczy. - To wzmacnia]poczucie własnej wartości.
Okay, zaraz sama sobie przyłożę.
-
Przepraszam. Ria nie zdaje sobie sprawy, że nie wszystkie potrzebujemy uwagi ze
strony seksownych chłopców, żeby mieć poczucie własnej wartości - powiedziała
Jenna, poprawiająca okulary na nosie.
Megan przypomniała Sobie, jak rozpierała ją pewność siebie j ile razy Evan z nią
żartował. Poczuła ogromne zawstydzeni« Jej matka feministka byłaby naprawdę
oburzona. Aleja nie potrzebuję jego uwagi. To po prostu... miłe.
-
No cóż, nieważne - powiedziała Aimee. - Chciałabym, żeby]tak nie robił. Hailey
dostanie przez niego bzika, a to się odbije na mojej rodzinie.
-
Jej się to nie podoba, hę? - spytała Megan, z trudem przełykając.
No pewnie - odparła Aimee, nadziewając na widelec trochę sałaty. - Ona żyje tylko dla
tego faceta, przysięgam. Mówią szczerze, nie wiem, o co tyle zamieszania. Evan
zachowuje się czasami jak totalny palant i nie jest nawet najseksowniejszy.
- No fakt.'Naj seksowniejszy jest Finn - wtrąciła Ria.
- Tak? - spytała Megan, zadowolona ze zmiany tematu.
-
Bzdura! Evan jest o wiele seksowniejszy od Finna! - stwierdziła Pearl.
-
W sumie chodziło mi właściwie o Millera - powiedziała Aimee.
- Millera? - powtórzyły wszystkie osłupiałe.
Aimee rzuciła okiem na dziedziniec, gdzie Miller rozparł się na krześle,' słuchając
radia.
-
Nie wiem. Jest w nim coś takiego... - Z zamyśleniem zmrużyła oczy, kiedy mu się
przyglądała.
- Taa, coś dziwnego - dokończyła Ria.
- Ria! - skarciły ją przyjaciółki.
-
Nie, ja rozumiem - powiedziała Megan, - On jest takim silnym, milczącym typem.
-
No - zgodziła się Aimee, uśmiechając się nieśmiało i prostując na krześle. - Nie
żebym kiedykolwiek miała się załapać na takiego faceta. Czy w ogóle na faceta.
- Co? - zdziwiła się Megan.
- Przestań. Tylko spójrz na mnie - mruknęła Aimee.
-1 co? Przecież jesteś piękna - powiedziała Megan.
-
Daj sobie spokój, Megan — westchnęła Ria, wymachując widelcem. — Cały czas
powtarzamy tej dziewczynie, że z dwóch I farmerek to ona zdecydowanie lepiej
wygląda, ale nie chce nam wierzyć.
-
Ręce mam grubsze niż Hailey łydki. - Aimee zmarszczyła brwi. - A zresztą
zejdźcie już ze mnie, dobra?
Ria i Jenna przewróciły oczami. Aimee miała szerokie ramiona, była mocno
umięśniona i może rzeczywiście trochę przy kości, ale nie wyglądała jak spaślak.
Poza tym mnie moja tusza nie przeszkadza. Pewnego dnia Jakiś facet totalnie się we
mnie zakocha. Tyle że nie w liceum - dodała Aimee. - Chłopcy w liceum są strasznie
powierzchowni.
- No cóż, może nie wszyscy. - Megan zerknęła na Millera,! a potem pochyliła się nad
stołem. - Widziałaś kiedyś jego uśmiech? - spytała.
- Chyba nie - odparła Aimee.
- No to tylko poczekaj - powiedziała Megan. - Zaprze ci dech! w piersi.
Aimee przygryzła dolną wargę i znów popatrzyła na Millera! Nagle wyrzucił ręce w
górę i coś zawołał, strasząc siedzących na dziedzińcu wyznawców stylu goth. Aimee
roześmiała się] i wróciła do swojej sałatki.
- No cóż, nieważne. Nadal twierdzę, że najlepszy jest Finn Wy, dziewczyny, po
prostu nie macie tak wyrobionego gustuj jak ja. Mnie się podoba taki uduchowiony,
smętny typ - wyznała Ria, zerkając nad ramieniem Megan. - Tylko popatrzcie na] tego
faceta. Te niebieskie oczy, te włosy, jakby przed chwilą wstał] z łóżka. I jak on się
ubiera. Każdy facet, który może na siebie] wrzucić byle co i nadal wygląda ekstra, ma
mój głos.
Megan odwróciła się i zobaczyła Finna, który siedział przy jednym ze stołów przy
oknie, ubrany w spłowiały czarny] T-shirt, luźne dżinsy i wiecznie poplamione farbą
buty. Słońca wpadało do środka przez okna po jego lewej stronie, rozjaśniając
ciemnoblond włosy i skupione spojrzenie chłopaka. Otaczała go grupa facetów, którzy
gadali jeden przez drugiego i śmiali się, ale Finn był skupiony na szkicowniku
trzymanymi na kolanie. Dłoń szybko poruszała się nad kartką i nawet kiedy] tuż obok
nosa Finna przeleciała rzucona przez kogoś cząstka] pomarańczy, prawie tego nie
zauważył.
-
No, trzeba przyznać, że koncentracja godna podziwu - powiedziała Jenna.
- Taa, ale to ciacho jest stracone. Ma oczy tylko dla jednej dziewczyny - dodała Ria.
- Naprawdę? Dla której? - spytała Megan.
Ria wskazała plastikowym widelcem.
- Dla Kayli Bird.
Wysoka, smukła piękność z oliwkową cerą podpłynęła do stołu Finna, w długiej
spódnicy i czarnych wysokich butach. Opadła na krzesło po przeciwnej stronie stołu i
odrzuciła za ramiona jasnobrunatne, kędzierzawe włosy. Finn podniósł wzrok i na -
tychmiast zamknął szkicownik.
- Kto to? - spytała Megan.
-
Kayla Bird, z trzeciej klasy. Artystka i piękność z permanentną opalenizną -
wyjaśniła Ria.
-
Ta dziewczyna potrafi pojawić się na miejskim basenie w bikini ze stringami -
wtrąciła Aimee. - A to jest przecież Massachusetts. Kto zdoła z czymś takim
konkurować?
Megan wpatrzyła się w plecy Kayli. Tuż obok ramiączka jej białej koszulki widniało
małe znamię. Na wiotkim nadgarstku miała delikatny, złoty zegarek wyglądający na
antyk. Wszystko w tej dziewczynie było pełne wdzięku. Nawet kiedy uniosła butelkę z
wodą, żeby odkręcić zakrętkę, wyglądała jak baletnica.
Megan spojrzała na Finna i zobaczyła, że nie odrywa od niej wzroku. Nie od Kayli, ale
od niej. Megan zabiło serce na myśl, że została złapana na gapieniu się, a Finn
obrzucił ją zagadkowym spojrzeniem. Pomachał ręką, więc też go pozdrowiła, a po-
tem szybko odwróciła się do swojego stolika. Zgarbiła się na krześle, rumieniąc się
gwałtownie. Jedyny chłopak McGowanów, który nie uważał jej za dziwadło, a teraz...
No cóż, już ją będzie uważał za dziwadło.
- Och! Od razu widać, którego z McGowanów lubi Megan.
Ria wskazała na nią palcem. — Ty jesteś z tych dziewczyn, co
lubią Finna. Wiedziałam, że się dogadamy.
-
Nie, to nieprawda - odparła Megan. - Finn mi się nie podoba.
-
Akurat! Szkoda, że nie widzisz, jak wyglądasz! — powiedziała Ria.
-
Ona ma rację - przyznała rzeczowo Jenna. - Strasznie się rumienisz.
-
No cóż, to u mnie normalne. Ciągle się czerwienię - powiedziała Megan, znów
siadając prosto i odchrząkując. - Wierz mi. Finn nie jest w moim typie.
-
Skoro tak twierdzisz - mruknęła Ria, znów wymachująca widelcem.
-
Ha, przynajmniej nie jesteś z tych, którym podoba się Evan, bo to już byłaby
prawdziwa katastrofa - dodała Aimee.
-
Taa - powiedziała Megan, unikając wszelkiego kontaktu; wzrokowego. -
Przynajmniej nie jestem z tych.
lego popołudnia Megan szła do szatni i czuła, że musi się wyżyj na boisku, by
zapomnieć o problemach całego dnia. Na chemii nikt nie chciał być jej partnerem do
eksperymentów przez ten niefortunny wypadek z pierwszego dnia, a pani Krantz ni
mniej, ni więcej tylko dała jej burę za to, że poziomem wyprzedza resztę klasy na
hiszpańskim. Najwyraźniej wszystkich wkoło wytrącała z równowagi. Co ona niby
miała zrobić? Zapomnieć, że zna hiszpański?
Kiedy Megan weszła do sportowego skrzydła szkoły, usłyszała donośne głosy. Ktoś z
kimś się sprzeczał tuż za kolejnym załomem muru, pod szkolnym sklepikiem. I te
głosy brzmiały znajomo. Czyżby... Evan?
—. . .wiesz, że nie miałem nic złego na myśli.
-
To nieważne, że ja to wiem. One tego nie wiedzą - odparł głos Hailey. - Połowa
dziewczyn w tej szkole dziwnie na mnie patrzy. Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak ja się
z tym czuję?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - odezwał się Evan.
-
One uważają, że ci się podobają! - odparła Hailey. - Myślą że są ode mnie lepsze,
bo z nimi flirtujesz na moich oczach.
Głośne westchnienie. Megan obejrzała się za siebie żeby sprawdzić, czy idzie tu ktoś
jeszcze, ale korytarz był pusty. Nie miała ochoty dać się złapać na podsłuchiwaniu, ale
też nie mogła zmusić się do odejścia.
-
Hailey, ja po prostu taki już jestem - tłumaczył Evan. - Lubię ludzi.
- Taa, jasne - powiedziała Hailey ironicznie.
-
No bo tak jest! Wiedziałaś o tym od początku — odparł Evan. - Daj spokój, nie
ufasz mi?
-
Oczywiście, że ci ufam - oburzyła się Hailey. - Tylko że... Po prostu... Wyobraź
sobie, jakbyś się czuł, gdyby wszyscy faceci w szkole mieli ochotę na mnie.
Megan zamrugała. Coś ją ścisnęło za serce. Hailey rzeczywiście wydawała się pod tym
względem bezbronna. Megan pomyślała o uwadze Pearl, o jej fantazjach seksualnych
z Evanem w roli głównej. Może to wcale nie taka łatwa sprawa chodzić z
najseksowniejszym facetem w szkole.
- A nie mają? - powiedział Evan beztrosko,
Megan przewróciła oczami.
- Evan, ja usiłuję porozmawiać poważnie!
-
Dobrze! Dobrze! Co chcesz, żebym zrobił? Mam w ogóle nie rozmawiać z
dziewczynami? - spytał Evan.
- Niezły pomysł - przyznała Hailey.
Megan szczęka opadła.
- Nie wierzę własnym uszom.
-Ja też - mruknęła Megan pod nosem. Może i związek Hailey nie był taki
bezproblemowy, ale nie musiała aż tak kontrolować Evana.
W tym momencie usłyszała, że korytarzem nadchodzi grupka koleżanek z drużyny.
Rzuciła się naprzód i szarpnęła drzwi do szatni, udając, że dopiero co tam dobiegła.
Aimee, Ria i kilka innych dziewczyn minęły załom muru, robiąc dość hałasu, żeby
uciszyć Hailey i Evana.
- Hej! — zawołała Megan. — Gotowe do boju?
-Jak nigdy, choroba - powiedziała Ria. - Mogę udawać, że piłka to twarz naszego
matematyka?
Megan się roześmiała. Kto wie, co się jeszcze zdarzy między Kvanem a Hailey? Cóż,
wszystko jedno. Wreszcie zaczynała
czuć, że należy do grupy. A jeśli mogło się
zdarzyć coś takiego, to właściwie wszystko było możliwe.
Po treningu Megan siedziała w szatni, a Ria zaplatała jej mokre włosy we francuski
warkocz. Megan przytupywała i nie cierpliwie spoglądała na swój gruby, czarny
plastikowy zegarek. Nowa bransoletka w kolorze rubinowej czerwieni jeździła po ręku
w górę i w dół przy każdym ruchu.
- Długo jeszcze? - spytała.
-Już prawie skończyłam - odparła Ria.
Aimee wyszła z łazienki i złapała swój plecak.
-
Powinnaś tak je wysuszyć, a potem rozpleść na imprezę wieczorem - powiedziała.
- Założę się, że twoje włosy będą wyglądać niesamowicie, takie falujące.
Megan przełknęła z trudem, bo zaschło jej w gardle.
-
Imprezę? - spytała, sięgając po butelkę z napojem stojąca między stopami.
-Jeśli będziesz się kręcić, to potrwa jeszcze dłużej - ostrzegła Ria.
-
Dobra - odparła Megan. Może właśnie dlatego nigdy wcześniej nie miała wielu
przyjaciółek. To całe pindrzenie się po pro-stu do niej nie pasowało.
-
Och, Taa. Drużyna piłki nożnej chłopaków robi dziś wieczorem imprezę -
wyjaśniła Aimee. - Myślałam, że ci mówi łam.
-
Powinnaś przyjść - wtrąciła Ria, zaglądając Megan przez ramię. - To pierwsza
duża impreza roku i zazwyczaj kończy się niezłą awanturą.
-
Poprzednim razem przyjechały gliny - dodała Pearl, wiążąc sznurowadła
tenisówek. -Totalny odlot.
-
Pearl, przecież ciebie tam w ogóle nie było - przypomniała Ria. - "Wyjechałaś w
odwiedziny do babci.
-
Ale słyszałam, że mieliście niezły ubaw - odparła Pearl, zupełnie niezawstydzona.
Ria wzięła z ławki gumkę do włosów i związała warkocz Megan.
- Proszę. Skończone.
Megan natychmiast zerwała się na nogi.
-
Dzięki. - Chwyciła swoje rzeczy. - No to do zobaczenia wieczorem, dziewczyny.
Zawróciła do drzwi w tym samym momencie, w którym Hailey z przyjaciółkami
wyszły zza drugiego rzędu szafek. Hailey spojrzała gniewnie na Megan. Megan
przewróciła oczami i poszła dalej. Hailey rzuciła się do drzwi i w efekcie ich wy-
pchane sportowe torby zderzyły się, a obie dziewczyny na moment utkwiły w
przejściu.
- Ale jesteś uprzejma - odezwała się Hailey.
Megan usiłowała zdobyć się na ripostę, ale wiedziała, że jeśli nawet jakąś wymyśli,
nie zdoła wykrztusić ani słowa. Znów przewróciła oczami i przepchnęła się przez
drzwi.
Chociaż raz. Megan wrzała z wściekłości. Chociaż raz naprawdę chciałabym umieć
stanąć we własnej obronie.
- Megan! Zaczekaj! - zawołała Aimee.
Megan zatrzymała się tuż za drzwiami. Na dole Evan znów stał przy samochodzie,
rozmawiając z Darnellem i kilkoma innymi kumplami, którzy właśnie skończyli
trening. Kiedy Megan obejrzała się za siebie, niemal cała drużyna wysypała się z
budynku.
-
Masz. To adres Christiana Todda. - Aimee wydarła kawałek kartki ze swojego
zeszytu i wręczyła go Megan. - To tam będzie impreza, ale zadzwoń do mnie, mogę
cię podrzucić.
-
Wiesz, Aimee, nie sądzę, żeby Megan mogła się wybrać na tę imprezę -
powiedziała Hailey, podchodząc do nich. - Chyba powinna popracować nad rzutami
karnymi. Zbliża się mecz.
-
Moje rzuty karne są w porządku - odparła Megan obojętnie.
Daj spokój. Trzy z siedmiu? - parsknęła Hailey, oglądając
kię
przez ramię na Deenę,
bramkarkę. - Trudno uwierzyć, że wygrałaś mistrzostwa stanu z takim celem. A może
tylko to wymyśliłaś, żeby nam zaimponować?
Megan poczuła się tak, jakby ktoś ją uderzył. Kilka koleżanek z drużyny zaczęło
szemrać między sobą, inne z zażenowaniem wymieniły spojrzenia.
-
Na twoim miejscu przyjrzałabym się własnym umiejętnościom i przestała czepiać
się innych - rzuciła Megan i nagle poczuła przypływ adrenaliny. Czy ona naprawdę to
powiedziała?
-
Przepraszam bardzo, moje umiejętności są bez zarzutu -odpaliła Hailey.
-
Tak sądzisz? Jakoś tego nie zauważyłam na dzisiejszym treningu.
- Och - westchnęły koleżanki z drużyny.
Serce Megan tłukło się w piersi. Prawie nie mogła uwierzyć że tak się postawiła.
Hailey już miała coś odpowiedzieć, ale nagle wszystkie dziewczyny spojrzały w jakiś
punkt za plecami Megan. Obejrzała się przez ramię i zobaczyła Evana, który poda
chodził do nich, obracając kluczyki na palcu.
-
Cześć, Strzała. Musimy jechać - powiedział, rzucając Hailey ledwie przelotne
spojrzenie.
Megan zarumieniła się pod wpływem chwilowego triumfu
- Dokąd? - spytała Hailey.
-
Mamy odebrać obiad dla rodziny - wyjaśnił Evan z irytacja — Mogę cię podrzucić,
ale najpierw wstąpimy po jedzenie.
Hailey była wyraźnie wściekła, ale udało jej się zapanować nad tonem głosu.
- Dzięki, nie trzeba - burknęła. - Aimee, jadę z tobą.
-
Och. Okay - powiedziała Aimee i wcisnęła zeszyt do plecaka. - Do zobaczenia
wieczorem, Megan. - Szybko zerknęła na Evana i odmaszerowała razem z siostrą.
Evan patrzył za nimi ze stoickim spokojem. Megan współ] czuła mu z całego serca,
chociaż nie wiedziała, co on czuje. Czy był rozczarowany, że Hailey okazywała się
zazdrosną wariatką? Czy smucił się, że Hailey odeszła? Czy co?
- Chodźmy - powiedział wreszcie i uśmiechnął się z trudem. - Nie chcemy, żeby
chuchra nam zgłodniały.
Megan złożyła kartkę z adresem imprezy i wsunęła ją do tylnej kieszeni. Nie mogła
się doczekać, aż wróci do domu i dorwie się do kompa. Megan Meade wreszcie
postawiła się ludziom. Tracy będzie dumna.
Zakręcona: Napyskowałaś Barbie??? Dzielna Megan!!! Strzelec5525: WIEM! JESTEM WIELKA!
Zakręcona: jeszcze nie widziałam, żebyś była taka dumna z siebie.
Strzelec5525: Naprawdę? A dzisiaj wieczorem idę na imprezę! Zakręcona:!!! McGowanowie
stworzyli potwora! Strzelec5525: No cóż, CHYBA idę... Zakręcona: TAK! IDZIESZ! Żądam tego
jako konsultant twojego
intensywnego kursu! Strzelec5525: DOBRA. Dobra, pójdę.
Zakręcona: I masz się ubrać na różowo! Strzelec5525: Nie przeginaj.
Rozdział 8
Do kogo piszesz SMS-y? - spytał Evan.
- Do przyjaciółki z Teksasu - powiedziała Megan, wyłączyła telefon i schowała go
do torby. -1 jak... Idziesz dziś na tę imprezę? - spytała, ośmielona zarówno starciem z
Hailey, jak i wygłupami Tracy.
Zatrzymał się na światłach na skrzyżowaniu i westchnął.
- Taa, chyba tak. A ty?
-
Chyba też - powiedziała Megan, sięgając dłonią do warkocza. — Może być fajnie.
Poznam trochę nowych ludzi.
Evan zerknął na nią i się uśmiechnął.
- Racja. Powinnaś pójść.
- Tak uważasz? - spytała.
- Absolutnie — odparł Evan. - Będzie świetnie.
Przejechał przez skrzyżowanie. Megan bawiła się nitką zwisającą z jej białego T-shirtu.
Evan wybierał się na imprezę.. Chciał, żeby ona też tam była. Wszystko układało się
cudownie.;
-
No więc, o co poszło między tobą a Hailey tam, pod szkołą? — spytał Evan.
Dobre pytanie.
-
O nic. Miałyśmy po prostu trudny trening. - Zerknęła na niego kątem oka. — A
między wami wszystko w porządku? Czemu? Mówiła coś? - odpowiedział pytaniem
Evan, nagle zainteresowany.
-
Nie. Ja tylko... Chyba wyczułam takie fluidy - skłamała Megan.
-Wolałbym w tej chwili nie rozmawiać o Hailey - powiedział Evan. Wjechał na podjazd
i wcisnął hamulec.
Samochód się zatrzymał, ale serce Megan nadal pracowało na najwyższych obrotach. W
tym raju definitywnie są kłopoty.
-Trzeba powiedzieć komuś, żeby ściągnął Finna z szopy. - Evan sięgnął do tyłu po
jedzenie.
-Ja pójdę! - Megan wyskoczyła z samochodu.
-
Super! Mną się nie przejmuj. Sam to wszystko zatargam! - zawołał za nią Evan
żartobliwie.
Megan go zignorowała i pobiegła za dom. Czuła się lekka. Zaczynało ją ogarniać
podniecenie na myśl o imprezie. Miała przyjaciółki, z którymi mogła się bawić, a Evan
i Hailey się rozstawali. Wieczór mógł nieść ze sobą nieskończone możliwości.
Zapukała krótko do drzwi szopy i weszła do środka. Finn zaczął nowy obraz. Na dole
płótna krzyżowała się para smukłych ramion. Powyżej widniał zarys szczupłej twarzy i
delikatnej szyi. Nie sposób było nie rozpoznać modelki.
-
Hej - powiedział Finn, oglądając się przez ramię. - Co się dzieje?
-
Kayla Bird, hę? - zagadnęła Megan, ostrożnie siadając na stołku.
Finn przerwał malowanie.
- Skąd znasz Kaylę?
-
Nie znam, ale słyszałam o niej dzisiaj przy lunchu - odparła Megan. - Podoba ci się,
prawda?
Finn stanął do Megan plecami i obiema dłońmi przeczesał włosy. Kiedy znów się
odwrócił, na czole miał błękitną smugę farby, która zlepiła też kosmyk włosów.
-
Nie wiedziałem, że to taka powszechna tajemnica - powiedział.
-
Och, przestań. To się rzuca w oczy. - Megan uniosła wzrok do nieba. - Umówiłeś
się z nią już?
- Niezupełnie.
- Go to znaczy? - spytała.
- To znaczy, że nie - odparł Finn z cierpkim uśmiechem.
-
No cóż, dziś wieczorem jest duża impreza. Idziesz? - spytała Megan, bawiąc się
swoją nową bransoletką. - Bo moim zdaniem powinieneś tam zaprosić Kaylę.
Finn obserwował ją przez chwilę, potem zmrużył oczy.
- A tobie co znowu?
Megan się roześmiała.
-
Bo co? — spytała, nagle zawstydzona. Potarła kark i spojrzała na niego przez
rzęsy.
-
Nie, poważnie. Jesteś cała nakręcona. - Finn podszedł do niej o krok. - Masz na coś
alergię, czy jak?
-
Nie - powiedziała Megan. Ale wiedziała, o co mu chodził Nie zachowywała się jak
zwykle. Mówiła Finnowi to, co naprawdę myślała. A nawet udzielała mu rad. Trochę
tak, jak zawsze traktowała ją Trący. Dziwne.
-
Posłuchaj, jestem po prostu w dobrym humorze. - Megan] zsunęła się ze stołka. I
chyba chciałabym... podzielić się tym z innymi. Idę dziś na imprezę razem z kilkoma
dziewczynami z drużyny... Moim zdaniem też powinieneś się wybrać.
- I zaprosić Kaylę? - dodał Finn.
-
Czemu nie? Nigdy się nie dowiesz, dopóki nie spróbujesz prawda? — powiedziała
Megan, ą oczy jej lśniły. Klepnęła Finna po ramieniu, zadziwiająco muskularnym.
Przez długą chwilę patrzył na miejsce, gdzie go dotknęła. ■
- Na pewno wszystko w porządku?
Megan wzruszyła ramionami i wsadziła ręce w kieszenie. S
-
Nigdy nie czułam się lepiej. - Ruszyła do drzwi i przystanęła. - Chodź. Mamy
chińszczyznę.
Przyjdę za sekundę. - Finn wyjął z kieszeni spodni komórkę, pomachał nią w stronę
Megan i się uśmiechnął. - Muszę jeszcze zadzwonić.
Megan uśmiechnęła się szeroko i wyszła. Dzisiaj był pierwszy dzień całej reszty jej
życia.
-
Tak, tato. Będę na siebie uważać. Nie martw się - powiedziała Megan do
słuchawki, oglądając się przez ramię na kuchnię, gdzie cała reszta McGowanów
nakładała obiad na talerze. Doug walczył z Millerem o pojemnik krewetek na ostro, a
Ian walił o swój talerz pałeczkami jak w bęben.
-
Wiem, Strzelec - odpowiedział ojciec. - I cieszę się, że bawisz się dobrze i
znajdujesz przyjaciół. Wygląda na to, że twoje koleżanki są porządnymi dziewczynami.
- Pewnie - odparła Megan z uśmiechem.
- Czy któryś z chłopców Johna idzie z tobą? - spytał tata.
Megan patrzyła, jak Evan nakłada Calebowi kurczaka w sosie
słodko-kwaśnym, serce jej zadrżało.
- Taa. Evan tam będzie. I chyba Finn też.
- Dobrze. Na pewno się tobą zajmą.
-Tato...
-
Nie żeby trzeba się było tobą opiekować - wycofał się. - Wiesz, jestem tylko
ojcem.
-
Wiem, wiem - odparła, patrząc w podłogę. - Słuchaj, będę kończyć. Siadamy do
jedzenia.
— Okay. Baw się dobrze.
-Jasne. Kocham cię - powiedziała Megan.
-Ja ciebie też - odparł ojciec.
Megan odłożyła telefon i usiadła do obiadu. Finn podał jej smażony ryż. Nałożyła
sobie kopiastą łyżkę. Przy końcu stołu Caleb, mlaskając, jadł kluski
mai fun,
a Ian
przerwał bębnienie pałeczkami, żeby wreszcie spróbować za ich pomocą coś zjeść.
Doug opychał się z głową pochyloną nad talerzem, jakby brał udział w konkursie
jedzenia pierożków na czas. Sean rozparł się na swoim krześle, na oślep kierując
widelec pełen ryżu do ust, bo przy tym nic przerywał lektury jakiejś książki w miękkiej
okładce.
-
Oranżady, Megan? - spytał John, przesuwając butelkę nad jej szklanką.
-Jasne - odparła z uśmiechem. Mogła tu wypijać do sześciu szklanek dziennie. Istny
raj.
-
Co robicie dziś wieczorem? — spytała Regina i, poprawiającej spódnicę, usiadła
koło męża.
-
Imprezka - powiedział Doug, a trochę ryżu wypadło mu z ust, kiedy podniósł
głowę.
- To miło. Serwetka, proszę - powiedziała Regina.
Doug przewrócił oczami, a Sean podał mu serwetkę z przeciwnego krańca stołu, ani na
moment nie podnosząc oczu znad' książki.
- Gdzie ta impreza? - spytał John.
- U Christiana - odparł Evan. - No wiesz, robi ją co roku.
-
A, impreza u Christiana Todda - mruknęła Regina, nadziewając kawałek brokułu
na widelec. - Czy w zeszłym roku nieskończyła się interwencją policji?
-
Taa, ale teraz będzie o wiele mniejsza - powiedział Evan. -I Zaprasza tylko ostatnie
klasy.
- No to dlaczego Doug się wybiera? - zdziwiła się Regina,
Wszyscy spojrzeli przez stół na Douga, który przestał zmiatać
jedzenie.
- Mam chody.
Regina pokręciła głową i zerknęła na Megan.
- Ty też idziesz? - spytała.
-
Taa. Zostałam zaproszona przez kilka dziewczyn z drużyny - odparła Megan. -
Mogłabyś mnie tam podrzucić? Dostałam adres, ale nie mam pojęcia, gdzie to jest.
—Jasne, zawiozę cię - zaoferowała się Regina.
-
Zaraz. Czy to naprawdę konieczne? - wtrącił John, odkład dając widelec. - Jeśli
Doug i Evan się wybierają, to przecież jeden z nich może podwieźć Megan.
Doug pozwolił sobie na sarkastyczny, piskliwy śmiech. Evan zaczął się wiercić na
krześle.
- Powiedziałem coś zabawnego? - spiorunowali ich John.
Doug podniósł oczy na Megan, potem na ojca.
-
Nie. Tylko że mnie wiezie G-Mart i już ma komplet w samochodzie - odparł. -
Więc padaka, padaka - dodał i znów się roześmiał.
-Cokolwiek to znaczy... - mruknął ojciec. - Finn, ty się wybierasz?
-
Och, owszem. Aleja mam... tak jakby randkę - Finn zerknął na Megan z
uśmiechem.
Megan ogarnęła fala ciepła. To dzięki niej tak się uśmiechał. No cóż, dzięki niej i Kayli
Bird.
- Naprawdę? Z kim? - spytała Regina
- Koleś, wreszcie poderwałeś Kaylę? - spytał Evan.
- Taa. Najwyraźniej - odarł Finn i się zarumienił.
-
No i najwyższa pora, facet! - zawołał Evan radośnie. - Ale co się stało, że wreszcie
nabrałeś jaj, żeby...
- Evan... - uci¹³ ojciec karc¹co, zerkaj¹c na Megan.
-
Przepraszam - powiedział Evan. - Jestem po prostu dumny z młodego. - Podniósł
rękę, żeby przybić bratu piątkę, a Finn walnął w nią, uśmiechając się szeroko.
-
Okay, więc wygląda na to, Evan, że ty zawieziesz Megan na imprezę i z powrotem
— oznajmił John, popijając oranżadę.
Evan przestał przeżuwać i spojrzał na Megan. Przewróciło jej się w żołądku.
- W sumie, tato, ja...
-
Masz samochód, więc ją zawieziesz - przerwał ojciec. - Czy to taki problem?
Przy rozgadanym stole zrobiło się nagle ciszej, kiedy wszyscy czekali na odpowiedź
Evana. Nawet Sean przerwał czytanie, chociaż nadal trzymał nos w książce. Evan
wytarł dłonie o dżinsy i przełknął ślinę.
-
Nie, chyba nie - wycedził wreszcie, unikając patrzenia komukolwiek w oczy.
Jedzenie w ustach Megan zamieniło się w mało apetyczną masę. Czemu, Evan nagle
zaczął się zachowywać tak dziwnie? Przecież sam chciał, żeby pojechała na imprezę.
-
Dobrze. Aha, wszyscy pamiętają o nowej godzinie policyjnej? -John spojrzał po
kolei na siedzących za stołem.
-
Tak - wymruczeli jednym głosem Doug, Finn, Evan i Megan.
-Świetnie - powiedział John, zabierając się do jedzenia. - I, Evan, odpowiadasz za
Megan. Jeśli coś się stanie, masz ją stamtąd zabrać.
Ciekawe. Megan ukryła uśmiech. Teraz, decyzją rodziców Evan nie będzie mógł przez
cały wieczór odstąpić od niej na krok. Niestety, kiedy zerknęła, żeby sprawdzić jego
reakcję na tę wiadomość, Evan miał taką minę, jakby właśnie zjadł kawałek nieświeżej
ryby. Megan zmusiła się, żeby wziąć oddech chociaż w gardle dusiła ją gula
rozczarowania.
-
Nie ma sprawy - usłyszała własne słowa. - Nie potrzebuję, żeby ktokolwiek...
-
Megan, proszę. Przecież od tego ma się braci, prawda? powiedział John.
Spojrzała przez Finna na Evana. Wcisnął się w krzesło i gapił na własny talerz.
- Taa - wymamrotała. - Chyba tak.
Ale jeśli Evan miał tak się zachowywać przez cały wieczór, to nie była przekonana, czy
w ogóle chce go mieć przy sobie, j
Tracy zawsze twierdziła, że najbardziej Megan do twarzy w różowym, a Megan była
stanowczo antyróżową dziewczyną. Ale i tak w zeszłym roku dostała od Tracy na
urodziny różowy T-shirt. Przyjaciółka przysięgała przy tym, że podkoszulek idea- lnie
pasuje do ciemnozielonej płóciennej spódnicy do kostek, którą Megan miała w swojej
garderobie.
„To w razie gdybyś kiedykolwiek miała ochotę pójść na całość!" - oznajmiła wtedy
Tracy.
Kiedy Megan rozplotła warkocz i włosy rozsypały jej się po ramionach wspaniałymi
falami, uznała, że już prawie idzie na całość, więc ostatecznie, czemu nie? To był nowy
dom, nowe miasto, nowa grupa przyjaciół. Może czas na nowy wygląd?
A może powinnam jednak pokazać się w kucyku i w bluzie? Zerknęła na Evana, który
parkował samochód za kilkunastoma innymi przed wielkim kamiennym domem
Christiana Todda. Nie czuła się sobą, co jej jeszcze bardziej utrudniało radzenie sobie z
nagłym chłodem Evana. Kiedy zeszła mu na spotkanie, słowem nie skomentował jej
fryzury ani stroju. Odkąd wyjechali z domu, prawie się do niej nie odzywał - nawet na
nią nie spojrzał. Gdyby mogła potrzeć obdarty schowek na rękawiczki i wywołać
stamtąd jakiegoś dżinna, jej jedynym życzeniem byłoby poznać myśli Evana.
Zgasił światła i na moment zapadła cisza. Potem kilka osób przeszło obok samochodu,
gadając i się śmiejąc. Evan odpiął pas i zwrócił się w stronę Megan.
-
Wiem, że to głupio zabrzmi, ale moim zdaniem nie powinniśmy tam wchodzić
razem - powiedział.
-Hm?
-
Okay, posłuchaj. — Evan odchrząknął. - Uh, no więc Hailey trochę mi dała popalić
przez ostatnich kilka dni i to wszystko w pewnym sensie przez ciebie.
- Co? - Megan zamrugała gwałtownie.
Evan spojrzał na sufit kabiny i wziął głęboki oddech.
-
No więc tak: Hailey i ja chodzimy ze sobą ponad rok i można by pomyśleć, że to
już dość długo, żeby ona, no wiesz, nabrała do mnie zaufania, ale odkąd się tu
pojawiłaś, traktuje mnie jak wroga numer jeden.
-
Wydaje mi się, że to mnie nie cierpi - powiedziała Megan, odwracając wzrok.
-
W każdym razie ona zawsze bywała dosyć zazdrosna. Ale twoja obecność w
naszym domu... to dla niej za wiele - dokończył Evan z zakłopotaniem.
- No i...?
A czy to mój problem? Co, u diabła, mam niby zrobić?
-
No więc uważam, że będzie lepiej dla wszystkich, jeśli my nie... Jeśli unikniemy
dzisiaj jakiejś sceny - powiedział Evan z nadzieją w głosie. - Rozumiesz, o co mi
chodzi?
-
Taa, jasne. - Megan usi³owa³a zdobyć się na wspó³czuj¹cy ton.
Zazgrzytała zębami i zacisnęła pięści. Czy on nie widział, jaki tej Hailey odbija? Jak
mógł się temu tak po prostu poddawać?
I tyle z wieczoru nieskończonych możliwości. Czekał ją za to wieczór niezręcznego
szwendania się solo.
-
Pewnie myślisz, że jestem totalnym palantem, co? - odezwał się Evan smutnym
tonem.
Megan musiała zagryźć wargę, żeby nie zawołać na cały głos: „Tak!", ale jakoś
wzruszyło ją to, że liczył się z jej zdaniem.
Otworzyła drzwi samochodu.
- Wiesz co? To nie ma znaczenia - rzuciła. - Baw się dobrze.
Trzasnęła drzwiami i poszła w górę podjazdu tak szybko, jaki
tylko pozwalała wąska spódnica. Kilka osób wchodziło właśnie do domu. Przez
otwarte drzwi z głębi dolatywały śmiechy okrzyki i muzyka. Megan zabiło serce. Nagle
ogarnęła ją fala takiego zdenerwowania, że aż poczuła mdłości. Ale nie miała zamiaru
pokazać tego Evanowi. Przełknęła z trudem, wyprostowała się, odrzuciła w tył falujące
- jak nigdy - włosy i weszła do środka.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis szósty
Uwaga nr 1: Chłopcy są humorzaści.
Jakby miewali zespół napięcia przed miesiączkowego.
Uwaga nr 2: Chłopcy są kapryśni.
Kapryśni jak Tracy Dale-Franklin w sklepie.
Uwaga nr 3: Chłopców trudno rozszyfrować.
Jakbyśmy jeszcze tego nie wiedziały.
Rozdział 9
O
mój Boże! Tessa! Przyszłaś!
Megan weszła do holu i natychmiast jakaś dziewczyna rzuciła jej się w
ramiona, obejmując ją zdecydowanie zbyt mocno. Od panny jechało piżmowymi
perfumami, a jeden z jej sztywnych, jasnych loków wpadł Megan prosto w usta.
Smak miał kwaśny.
-
Wiedziałam, że przyjdziesz! - krzyknęła dziewczyna prosto do ucha Megan.
Połowa piwa z jej plastikowego kubka wylała się na podłogę za plecami Megan. -
A więc mi wybaczyłaś, tak? Bo przysięgam, że nie chciałam go pocałować. Ja
tylko, no wiesz... Jakoś tak.
Megan językiem wypchnęła z ust włosy dziewczyny. Kilku facetów schodzących
po schodach z piętra zauważyło to i parsknęło śmiechem.
-
Uh... Nie jestem Tessa - powiedziała Megan, z zażenowaniem poklepując
dziewczynę po plecach.
Jasnowłosa odsunęła się, przyjrzała się Megan i skrzywiła.
-
No to kto ty, do diabła, jesteś?
-
Uh... Przepraszam - mruknęła Megan.
Prześliznęła się bokiem przez hol i weszła do pokoju po prawej stronie, gdzie
impreza rozkręciła się na dobre. Otoczyły ją nieznane osoby, roześmiane,
śpiewające, pokrzykujące do siebie przez pokój. Jakaś grupka facetów zmierzyła
Megan wzrokiem! od stóp do głów i naradziła się między sobą. Najwyraźniej
zyskała niezły wynik, bo jeden z nich uniósł brodę i wykonał taka ruch, jakby
chciał podejść i zagadać. Megan spanikowała i uciekła przez najbliższe drzwi.
W pokoju obok trwały jednocześnie cztery rozgrywki Jengi na stole do bilarda
pokrytym purpurowym filcem. Przynajmniej ze dwadzieścia osób tłoczyło się
wkoło, obserwując grę. Megan przystanęła, kiedy swój ruch wykonał jakiś chudy,
spocony facecik. Wieża przez długą chwilę chwiała się, a potem przewróciła,
rozsypując dokoła klocki. Tłum krzyczał, jęczał i wskazywał palcami. Chłopak
pokiwał głową, machnął ręką, wziął piwa od swojego kumpla i wypił je trzema
haustami.
-
Megan! Hej! - Z tłumu wyłonił się Finn. Kędzierzawe włosy miał potargane i
ubrany był w koszulkę baseballową w kolorze czerwonego wina z szarymi
rękawami. Przystanął i przyjrzał się Megan, jakby ją widział po raz pierwszy. -
Twoje włosa wyglądają... O rany. Kręcą się.
Megan roześmiała się i poczuła, że się rumieni.
; - Tak, rzeczywiście - powiedziała.
-
Ładnie - stwierdził, kiwając głową z uznaniem.
-
Dzięki.
Finn pociągnął łyk ze swojego kubka.
-
No i gdzie Evan? Rozejrzał się wkoło.
-
Nie mam pojęcia - odparła Megan. - A gdzie Kayla?
-Och, poszła do łazienki! - wrzasnął Finn, żeby przekrzyczeć tłum kibiców Jengi. -
Szczerze mówiąc, chyba nie bawi się zbyt dobrze.
-
Co? Czemu? - spytała Megan.
-
Mam wrażenie, że w ogóle nie przepada za imprezami odparł Finn.
-
Przykro mi. Nie wiedziałam. A ja o mało nie wykręciłam ci ręki, żebyś w
końcu ją tu zaprosił!
Finn się roześmiał.
-
Nie, nie ma sprawy. Przynajmniej wreszcie to zrobiłem. Nie wiem, czy
zauważyłaś, ale nie czuję się swobodnie przy dziewczynach.
Megan się uśmiechnęła.
-
Ale nieważne, chyba urwiemy się stąd wcześniej i pójdziemy gdzieś, gdzie da
się pogadać. - Finn spojrzał do tyłu, kiedy przy stole bilardowym wybuchła kolejna
wrzawa.
Nagle w myślach Megan pojawił się obraz Finna zabierającego Kaylę do szopy
przy domu i pokazującego jej te wszystkie niedokończone malowidła. Ich dwoje,
sami, ciemną nocą. Kiedy Megan skierowała wzrok na profil Finna, poczuła
ukłucie w piersi, ale nie zwróciła na to uwagi.
-
Megan! Tu jesteś! - Ria i Aimee wybiegła z tłumu.
-
Chodź! Wszystkie tańczymy tam z tyłu! - Aimee chwyciła ją za ramię. - O mój
Boże! Wiedziałam, że twoje włosy będą wyglądały fantastycznie!
Megan się roześmiała.
-
No cóż, chyba pójdę potańczyć - zwróciła się do Finna. - Powodzenia z Kaylą!
Megan poszła za dziewczynami na zabudowaną werandę. Wiklinowe meble
zepchnięto pod ściany. Głośna hiphopowa muzyka dudniła z głośników, a na
środku pomieszczenia dziesiątki spoconych tancerzy prezentowały swoje niezbyt
imponujące układy choreograficzne. Aimee i Ria skoczyły w tłum, gdzie tańczyły
już Pearl i Jenna. Jenna rozpuściła włosy i Megan po raz pierwszy zobaczyła ją bez
okularów. Jenna zaplotła ręce na szyi wysokiego, smukłego chłopaka z rudymi
bokobrodami. Trzymał dłonie na jej pośladkach.
-
Kto to? - spytała Megan.
-
Chłopak Jenny, Bobby - wyjaśniła Ria. - Za jakąś godzinę będą się obściskiwać
w lasku.
-
Słucham? - spytała Megan.
-
Tak jest co roku - dodała Aimee. - Zanim wieczór się skończy, za domem
będzie istna orgia.
-O rany. To... ciekawe. - Megan zerknęła przez siatkę na tylne podwórze.
Była zniesmaczona, ale i zaintrygowana. Usiłowała sobie wyobrazić, ile tam
jest teraz osób. Z ciężkim sercem zastanawiała się, czy Evan i Hailey są już
wśród nich.
Przecież to już nie ma znaczenia. On jest totalnie pozbawiony jaj. Wyrzucił
cię z samochodu. Ale nawet kiedy to myślała, wiedziała, że gdyby teraz ją
objął, przetańczyłaby z nim resztę nocy.
Zaczęła się piosenka Ushera. Aimec wydała tak głośny okrzyk radości, że
Megan nie zdołała powstrzymać szerokiego uśmiechu.
Dość tego. W końcu to była pierwsza impreza w nowym mieście, z nowymi
przyjaciółkami. W ogóle jej pierwsza większa prawdziwa impreza. I chociaż
raz w życiu miała ochotę się wy- luzować. I przestać się zamartwiać, że Evan
tylko się nią bawił. Nie zamierzała zmarnować nawet jednej sekundy więcej na
myślenie o nim.
Ria, Aimee i Pearl krzyknęły z radości, kiedy Megan wyrzuciła ręce w górę i
zaczęła tańczyć. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że znów jest w swoim
pokoju w Teksasie i tańczy z Tracy do muzyki z radia. Kołysała biodrami,
wymachiwała włosami i pozwoliła ciału, żeby poruszało się instynktownie.
Kiedy znów otworzyła oczy, pochwyciła spojrzenie Pearl. Uśmiechnęły się
obie. Było naprawdę dobrze.
Nie potrzebowała Evana. W ogóle żadnego faceta. Sama zaszła tak daleko,
prawda? Oni tylko ogłupiają. Komu to potrzebne?
Bobby szepnął coś do ucha Jenny, a ona uśmiechnęła się do niego
zachęcająco. Delikatnie wziął ją za rękę i sprowadził z parkietu. Jenna potknęła
się, ale złapała równowagę i roześmiała się głośno. Megan patrzyła, jak
wychodzą przez siatkowe drzwi i idą przez trawnik za domem.
- No i masz! - Ria machnęła dłonią.
Megan stłumiła poczucie tęsknoty.
-
Nie rozumiem. Myślałam, że ona jest... No, nie wiem...
-
Spiętym kujonem? - podsunęła Aimee. - Taa, i właśnie w taki sposób się
wyluzowuje.
Megan już miała z powrotem spojrzeć na parkiet do tańca, kiedy zauważyła
przy drzwiach znajomą blondynkę, Hailey. Miała na sobie czarny top bez
ramiączek i dżinsową spódnicę, tak krótką, że mogłaby służyć jako pasek.
Otaczało ją czterech facetów z piwami. Hailey pociągnęła długi łyk z
plastikowego kubka, potem odstawiła naczynie na skraj parapetu i zarzuciła
ramiona na szyję jednemu z chłopaków. Kubek przewrócił się i spadł na
podłogę, ochlapując im buty piwem. Hailey wybuchnęla śmiechem i aż zawisła
na partnerze. Była totalnie pijana.
W tej samej chwili wszedł Evan. Serce Megan mocno drgnęło, kiedy
zauważyła wyraz jego twarzy. Evan nachylił się do Hailey i coś jej szeptał do
ucha, ale ona odwracała od niego wzrok. Wreszcie w oczach Hailey zabłysła
jakaś iskierka. Dziewczyna spojrzała na Evana i wykrzyczała mu coś prosto w
twarz. Potem pędem wypadła przez drzwi na podwórze za domem, livan oparł
dłonie na biodrach i wziął kilka głębokich oddechów. Powoli pokręcił głową i
zawrócił do pokoju bilardowe-
Megan z trudem łapała oddech.
-
Hej! Co się dzieje? - spytała Aimee.
-
Nic! - odkrzyknęła Megan.
Coś ją ścisnęło za serce. Co się stało? Czy Evanowi nic nie jest? Czy teraz
stąd wyjdzie? Megan poczuła niemal fizyczną potrzebę, żeby pójść za nim. Ale
nie, wyraźnie dał do zrozumienia, że nie chce jej w pobliżu dzisiaj wieczorem.
To w ogóle nie jej sprawa. Znów skupiła uwagę na swoich przyjaciółkach i
zaczęła tańczyć.
Megan przystanęła u szczytu schodów i spojrzała na długi korytarz pełen
zamkniętych drzwi. Kręciło się tam kilka osób, niektóre gadały, jakieś pary się
obściskiwały. Facet w czapeczce
baseballowej założonej tył na przód podszedł do
Megan od tyłu® i objął ją niespodziewanie.
-
Hej, hej, piękna pani! Zgubiłaś się?
Megan odsunęła się i zaplotła ramiona na piersi.
-
Szukam łazienki.
-
No cóż, rozmawiasz z właściwą osobą - oznajmił. - Jestem Christian Todd. To
moja impreza.
-
Och, cześć! - powiedziała Megan. - A więc. . . gdzie łazienki
-A ty jesteś...?
-
Megan Meade - odparła, cofając się o kolejny krok, kiedy Christian zaczął się
chwiać na nogach.
-
Nie żartuj! To ty mieszkasz u McGowanów! Super! - Ob- rzucił ją
spojrzeniem od stóp do głów. - Niezła z Ciebie laska
Megan się zarumieniła.
-
Hm... Dzięki. A gdzie łazienka?
-
No dobra, bo nie wytrzymasz. No to chyba naprawdę musisz - powiedział
Christian. - Tam. - Wskazał niepewnie pierwsze drzwi po lewej.
Megan odeszła, jak najszybciej się dało. Otworzyła drzwi i za- marła. Nie te
drzwi. Ciekawy zbieg okoliczności.
Na środku pokoju stało wielkie podwójne łóżko, a na nim leżał Evan McGowan.
Nogi trzymał na podłodze, a dłonie zwinięte w pięści tuż przy skroniach.
Wpatrywał się w sufit, ale
I
usiadł prosto, kiedy drzwi się otworzyły.
-
Cześć - powiedział.
-
Cześć - mruknęła. - Przepraszam, już sobie idę.
-
Czekaj - zawołał Evan, zanim zdążyła zamknąć drzwi. Wejdź.
Serce Megan biło tak mocno, jakby usiłowało wyrwać się z piersi. Kiedy
zamknęła drzwi, pokój pogrążył się niemal w całkowitym mroku. Jedyne światło
dochodziło od strony latarni oświetlających patio za domem.
-
Długo już tu jesteś? — spytała Megan, nadal stojąc przy drzwiach. Z pół godziny
- odparł Evan.
-Ja... hm... widziałam ciebie i Hailey - wymamrotała. - Wszystko w porządku?
Evan westchnął głośno.
-
Nie bardzo. Ona usiłuje się na mnie odgrywać. Tam na dole flirtowała z tym
palantem Mikiem Bagleyem i jego durnowatymi kumplami. A ja przecież nic nie
zrobiłem.
-
No cóż, była trochę pijana - powiedziała Megan.
Evan zaśmiał się ironicznie.
-
Przestań. Ona robi to specjalnie. I to jest przykre. Kiedy ja flirtuję... jeśli w
ogóle flirtuję... to nie z premedytacją. Po prostu taki już mam charakter. Jestem
miłym facetem i dziewczyny mnie lubią. Ale nigdy nie oszukiwałem Hailey. Ani
razu. A to się chyba liczy.
Znów opadł na łóżko, zakładając skrzyżowane ramiona na czoło. Wydawał się taki
bezradny. Tak bardzo - cholera - seksowny.
Megan z wahaniem podeszła kilka kroków i usiadła na krawędzi łóżka. Spojrzał na
nią spod założonych rąk i znów westchnął.
-
Nie powinienem być tu z tobą. Z wielu różnych powodów - odezwał się po
chwili.
Megan zagryzła wargę. Obróciła się twarzą do Evana i podciągnęła nogi pod
siebie, choć nie było to łatwe w wąskiej spódnicy. Chłopak spojrzał na nią z
zaciekawieniem, jakby dopiero zauważył, że ona tam jest.
-
Powiem ci, co myślę. - Megan zerkała na niego w dół. - [ Chcesz wiedzieć?
1
Proszę, odpowiedz, że chcesz, bo później już chyba nie zdobędę się na taką
otwartość.
Evan usiadł po turecku. Jedno z jego kolan dotknęło kolana Megan.
-
Wal - powiedział.
Moim zdaniem jesteś naprawdę fajnym facetem i świetnym chłopakiem - zaczęła
Megan. - Może Hailey trochę ci nie ufa, ale ty zawsze myślisz ojej uczuciach.
Nawet dzisiaj wieczornej wolałeś się ze mną tu nie pokazywać, bo nie chciałeś,
żeby Hailey zrobiło się przykro. Naprawdę się nią przejmujesz. A ona tobą.
Wszystko się może jeszcze ułożyć.
Evan wpatrzył się w jej oczy. Megan czuła pulsowanie krwi w uszach i gorąco
spływające po całym ciele. Twarz miała zale-1 dwie d kilka centymetrów od
twarzy Evana McGowana. Niej mogła oddychać. Czy ona to sobie tylko
wyobrażała? Czy oni się zaczynał pochylać w jej stronę? Czy to możliwe, że za
chwilę przeżyje swój pierwszy...
-
No, tylko tego jeszcze brakowało!
Otwierające się drzwi z hukiem walnęły o ścianę. Megan az podskoczyła. Hailey
stała w progu, rozstawiając nogi dla utrzymania równowagi, a top bez rękawów
zjechał jej niebezpiecznie nisko.
Evan przeniósł wzrok z Megan na Hailey, oczy miał szeroko otwarte.
-
Hailey, wiem, co sobie myślisz...
-
Przychodzę tu, żeby z tobą porozmawiać, a ty siedzisz z nią $50 ciemku? -
krzyknęła Hailey. - Z nią?
-
My tylko,.. - Megan poczuła piekący wstyd.
-
Daj spokój - przerwał jej Evan.
-
Super. No naprawdę, super. Jesteście oboje nie do przebici! - parsknęła Hailey,
podciągając top tak gwałtownie, że o mało| się nie przewróciła. - Baw się dobrze z
tą swoją Strzałką.
-
Hailey, zaczekaj!
Evan zeskoczył z łóżka i wybiegł na korytarz. Megan popędziła za nimi, mijając
rządek gapiów. Hailey rzuciła się po schodach i znikła w salonie w tłumie. Akurat
wtedy spora grupa zaczęła wchodzić na górę, blokując drogę Evanowi i Megan.
Evan przepchnął się przez towarzystwo, ale było już za późno. Hailey znikła.
Kiedy Megan go dogoniła, stał w holu i próbował złapać oddech.
Evan...
-
Dość tego. Mam już tego wszystkiego dosyć - wysapał. - Wynoszę się stąd.
-
Evan! Zaczekaj! - krzyknê³a Megan.
Ale on wybiegi z domu, nie oglądając się za siebie.
-1 nic? - spytała Aimee, biorąc na kolana obrzeżoną koronkami poduszkę, żeby
Megan mogła usiąść obok na kanapie.
-
Nic - powiedziała Megan i westchnęła, opadając na aksamitne obicie. Spojrzała
na dużą, jasnobłękitną rybę w akwarium, która przepłynęła tuż obok jej twarzy,
wypuszczając bąbelki powietrza. - Nigdzie nie mogę znaleźć Finna. - Megan
zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciółkę. - Nie jesteś wściekła, mam nadzieję?
-
No co ty?! - Aimee położyła policzek na oparciu kanapy. - Przecież nic nie
zrobiłaś, prawda? To nie twoja wina, że Hailey dostała szału. A poza tym ta
dziewczyna przez całe życie mnie torturowała. Nie zaszkodzi, jak chociaż raz jej
zrobi się trochę przykro.
-
Dzięki - mruknęła Megan. Mogła sobie poradzić z tym, że znalazła się na ustach
wszystkich imprezowiczów, ale naprawdę nie chciała stracić swoich nowych
przyjaciółek.
Plotki o tym, co zaszło na piętrze, rozlały się niczym plama ropy i w jednej chwili
Megan z nikomu nieznanej dziewczyny zyskała status „dziewczyny, o której
wszyscy mówią". Wszędzie szukała Finna. Może on podrzuciłby ją do domu. Ale
najwyraźniej razem z Kaylą znikli gdzieś, żeby spokojnie porozmawiać. Megan
chciała już tylko wyjść z imprezy. Nie mogła jednak zadzwonić do McGowanów,
bo Evan wpadłby w poważne tarapaty, że zostawił ją samej sobie. Aimee już
wypiła, a Pearl i Ria pojechały z jakimiś facetami po jedzenie. Megan była zdana na
własne siły.
-
O mój Boże. Dziewczyny!
Jenna zygzakiem weszła do pokoju i padła na kolana przed kanapą. Włosy miała
totalnie rozczochrane, a sweter krzywo
zapięty. Bobby wsunął się za nią i oparł o ścianę, z półprzytomnymi zamkniętymi
oczami, bardzo z siebie zadowolony. - Jenna? Co się stało? - zapytała Aimee.
-
Okay, słuchajcie, nie uwierzycie, kogo przed chwilą widziałam rozbierającego
się do naga w lasku! - powiedziała Jenna. - Zaraz. Zaraz. Muszę najpierw wstać.
Podparła się dłońmi i przewróciła w tył na kilku facetów, którzy wchodzili do
środka. Megan pochyliła się, żeby ją podtrzymać, ale jeden z chłopaków postawił
Jennę na nogi i potem ruszył w swoją stronę.
-
Kogo? — spytała Aimee.
-
Twoją siostrę. - Jenna wskazała na nią palcem. - I brata jej \ chłopaka!
Megan poczuła nagłe ukłucie paniki i usiadła prosto.
-
Co? - rzuciła ostro Aimee, bardziej trzeźwa niż przez cały] wieczór.
-
Którego? - spytała równie ostro Megan.
-
Tego „gangsta". - Jenna zaniosła się nieopanowanym śmiechem i narysowała
w powietrzu znak cudzysłowu. - Uwierzyłybyście?
-
Doug? — Megan zaschło w gardle. - Hailey jest tam teraz i uprawia seks z
Dougiem?,
-
Skandal! — oświadczyła Jenna, wymachując rękami.
Megan z otwartymi ustami gapiła się na Aimee, zaszokować
na. Jak Doug mógł to zrobić Evanowi? Jak Hailey mogła to zrobić Evanowi?
-
Ale się pochrzaniło - wymamrotała Aimee.
-
O rany! - Jenna chwyciła się za żołądek. - Ohoho. - Nagle obróciła się i
natychmiast zwymiotowała do wypieszczonego akwarium Christiana Todda. -
Och! Ohyda!
-Jenna! W porządku? - Aimee poderwała się na nogi.
-
O mój Boże - sapnęła Jenna, zakrywając dłońmi usta. - Jak mi wstyd... -
Zawróciła na pięcie i mijając swojego chłopaka, potykając się, pobiegła do
łazienki.
-
Nie jest dobrze. - Megan odwróciła się od zmętniałej wody w akwarium. Od
rewelacji Jenny i jej wymiotów Megan też zaczęło mdlić.
-
Fakt - przyznała Aimee, patrząc śladem Jenny. - Miała mnie odwieźć do domu.
-
Myślę o Dougu i Hailey - uściśliła Megan. Położyła ręce na brzuchu i się
skrzywiła. - Jak oni mogli zrobić coś takiego?
-
O Boże. Nie mów mi,: że też ci jest niedobrze. - Aimee opadła na kanapę.
Megan odrzuciła głowę do tyłu i zaczęła głęboko oddychać.
-
Nie. Chyba nie puszczę pawia - powiedziała. - Ale nie mogę tego strawić, że
Doug rozbiera Hailey.
Aimee zbladła.
-
Świetnie. Teraz mnie się zbiera na rzyganie.
-
Nawet się nie dziwisz? - spytała Megan.
-Wierz mi, pomieszkasz z moją siostrą szesnaście lat i przestanie cię dziwić
cokolwiek - powiedziała Aimee.
Bobby przeszedł przez pokój i zatrzymał się przed nimi, z rękoma w kieszeniach.
-
Eee, czy któraś z was jest na tyle trzeźwa, żeby prowadzić? - spytał. - Bo Jenna
już chyba nie.
Megan westchnęła i zerknęła na zegarek. Zwiesiła głowę z rezygnacją. Była prawie
za kwadrans dwunasta. Pierwsza próba przestrzegania godziny policyjnej i już
wpadka. Ten wieczór zdecydowanie należało zakończyć.
-
Mogę prowadzić. - Wstała i wyciągnęła rękę, żeby pomóc Aimee. - Wynośmy
się stąd do diabła.
-
To ten, na pewno. - Jenna wskazywała niewielki domek, dokładnie taki sam,
jak cała reszta domków przy ulicy.
Megan zatrzymała małego focusa, zaciągnęła ręczny hamulec i wzięła głęboki
wdech. Właśnie wybiła północ.
-Jesteś pewna? - spytała.
-Jasne. To przecież mój dom - odparła Jenna. Potem zmrużyła oczy i spojrzała
uważniej. - Ale one wszystkie wyglądają tak samo, nie?
-
To numer dwadzieścia dwa - powiedziała Megan, patrząc na skrzynkę
pocztową.
-
Tak! - Jenna triumfalnie uniosła ramiona. - To tu!
Megan przewróciła oczami i wysiadła z samochodu. Jenna
obeszła forda i stanęła od strony kierowcy.
-
Wielkie dzięki, Megan. - Jenna padła przyjaciółce w ramiona. Nadal trochę
pachniała wymiocinami. - Przysięgam, już] nigdy w życiu nie będę piła.
-
Nie ma sprawy. - Megan wstrzymała oddech i lekko odsunęła od siebie Jennę. -
Idź już do domu. Ja sobie poradzę.
-
Okay. Dzięki raz jeszcze. Pogadamy później - zawołała Jenna.
Megan patrzyła, jak przyjaciółka podchodzi niepewnym krokiem do drzwi, i
zaczekała, aż Jenna wejdzie do środka. Po temu wzięła głęboki oddech i usiadła na
tylnym zderzaku forda, wyciągając z torebki komórkę. We czwartek wieczorem
Finn pomógł jej wprowadzić wszystkie numery McGowanów, na wszelki
wypadek. Kto by przypuszczał, że przydadzą się aż tak szybko?
Przejrzała spis kontaktów, szukając imienia Evana. W końcu znalazła i nacisnęła
klawisz połączenia. Jadąc przez miasto i rozwożąc do domów Aimee, potem
Bobby'ego, potem Jennę, już; trzy razy usiłowała się dodzwonić do Evana, ale za
każdym razem łączyła się tylko z pocztą głosową. A teraz znów.
-
Cześć, tu Evan. Zostaw wiadomość, może oddzwonię. Chichot. Sygnał.
Megan jęknęła i się rozłączyła. Gdyby tak jej nie było żal Evana i gdyby aż tak
bardzo nie chciała go pocałować, chyba by go w tej chwili udusiła.
Westchnęła i poszukała innego numeru telefonu. Finn pewnie już był w domu,
przestrzegając godziny powrotu jak grzeczny chłopiec, w myślach przetrawiając
swoją randkę z Kaylą. Megan miała tylko nadzieję, że rodzice nie będą stali mu
nad głową, zadając pytania.
Finn odebrał po pierwszym dzwonku.
-
Megan?
-Cześć, mam pewien problem... - Zmrużonymi oczami patrzyła na tabliczkę z
nazwą ulicy. - Utknęłam na Stony Brôok Road. Odwiozłam kilka osób, a teraz nie
wiem, jak się dostać do domu.
-
A co z Evanem? - spytał Finn.
-
Wolę nie myśleć. - Megan w tle usłyszała dziewczęcy głos. - To Kayla? Nadal
jesteście na randce?
-
Taa, w pewnym sensie - mruknął Finn.
-
O Boże, bardzo mi przykro.
-
Przestań. Nie przejmuj się. Zaraz tam będę.
-
Nie chcę ci psuć wieczoru.
-
Dziesięć minut - powiedział Finn. - Nie ruszaj się stamtąd.
Był na miejscu osiem minut później.
Megan opadła na siedzenie pasażera volvo pani McGowan i oparła kolana o deskę
rozdzielczą.
-
Trudny wieczór?
-
Nawet nie masz pojęcia.
-
No cóż, jeszcze się nie skończył. - Finn zerknął na zegarek.
-
Myślisz, że na nas czekają? - spytała Megan.
-
Pewnie notują godziny powrotu na Palm Pilocie taty - powiedział Finn,
wrzucając bieg.
Megan westchnęła i wyjrzała przez okno. Zastanawiała się, czy Doug wrócił już
do domu. Na samą myśl, że ma go zobaczyć, robiło jej się niedobrze.
-
No i jak ci się podobała pierwsza impreza w Baker? - spytał Finn, kiedy
zbliżali się do domu McGowanów. Samochód Evana stał już na podjeździe.
-
Była zdecydowanie interesująca - odparła Megan. - A jak tobie udała się
randka?
Światło na werandzie zapaliło się w tej samej chwili, kiedy Finn sięgał do zamka
pasa. Megan poczuła mdłości.
-
Może zachowajmy tę historię na inną okazję - zaproponował Finn, kiedy
twarz ojca ukazała się w oknie.
-
Taa - powiedziała Megan, szykując się na nieuniknione. —j Chyba tak będzie
lepiej.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis siódmy
Uwaga nr 1: Chłopców łatwo zranić.
Nawet tych, którzy wydają się totalnie szczęśliwi i pewni siebie, jakby to oni
rządzili tą planetą.
Uwaga nr 2: Kiedy penis rządzi, PENIS RZĄDZI.
Doug przespał się z Hailey. PRZESPAŁ się z HAILEY. Nawet nie będę zaczynała
wyliczać różnych istotnych powodów, dlaczego miałby tego nie zrobić.
Uwaga nr 3: Na chłopców można liczyć.
Finn wybawił mnie z opresji, kiedy nie wiedziałam, jak wrócić do domu. Żeby to
zrobić, skrócił nawet swoją randkę z Kaylą. Oczywiście, kiedy spojrzysz na Uwagę
nr 2, zobaczysz, że NIE ZAWSZE można na nich liczyć. Więc tu zrobię pewien do-
pisek. Na chłopakach można polegać, dopóki nie zaczną myśleć penisem.
Oczywiście, Finn miał akurat randkę, więc pewnie też był w fazie myślenia
penisem. Teraz sama się już w tym gubię. Hej, czy zauważyłaś kiedyś, jak
śmiesznie brzmi słowo „penis"? Zwłaszcza kiedy je szybko powtarzasz raz za
razem...;
Rozdział 10
sobotę rano Megan siedziała u szczytu zabałaganionego stołu przy śniadaniu,
sama i podenerwowana. Dokoła piętrzyły się brudne miseczki po płatkach i
szklanki z niedopitym sokiem pomarańczowym. Dokończyła pierwszą porcję płatków i
nałożyła sobie drugą, żeby zabrać na górę do pokoju. Dzisiaj wolała schodzić wszystkim
z oczu.
W
- Dzień dobry, Megan — powiedziała rześkim tonem Regina, wchodząc do kuchni. -
Wybierasz się gdzieś?
Megan zastygła w trakcie wstawania z krzesła.
- Zamierzałam wziąć jedzenie do pokoju.
Regina podniosła dzbanek z kawą i przystanęła.
- Aha. Mam nadzieję, że nie unikasz mnie ze względu na to, co zaszło w nocy.
Megan spłonęła rumieńcem na wspomnienie wczorajszej sceny. Ona i Finn siedzieli przy
tym samym stole. John i Regina spojrzeli na nich z dezaprobatą. I powiedzieli: „macie
szlaban". Słowa, których jeszcze nigdy nie skierowano do Megan. McGowanowie
uwzględnili fakt, że Megan spóźniła się, Bo musiała służyć jako awaryjny kierowca, ale
postanowili, że nie mogą robić wyjątku od reguły. Tak więc Megan i Finn mieli na ten
tydzień zakaz oglądania telewizji, grania w gry wideo i spotykania się z przyjaciółmi. Na
szczęście Megan nie lubiła telewizji ani gier wideo, a w najbliższej przyszłości
zamierzała wyrzec się spotkań towarzyskich. Ale i tak bolało ją to, że została ukarana.
Została ukarana. Ona. Nie sądziła nigdy, że może do tego dojść.
-
Nie unikam cię — powiedziała w końcu Megan. Unikam ; wszystkich innych. - Po
prostu mam trochę lekcji do odrobienia
-
Okay, ale najpierw chciałabym z tobą chwilę porozmawiać - Regina podeszła do
stołu z kubkiem parującej kawy.
Megan zerknęła na drzwi, w stronę wolności. Była już tak blisko
- O czym? - spytała.
Regina przyjrzała jej się, mrużąc oczy w zamyśleniu.
-Wiesz, wczoraj wieczorem wyglądałaś naprawdę ładnie Powinnaś częściej nosić
różowe rzeczy.
- Hm... Dzięki - mruknęła Megan.
-
No cóż, może będziemy spędzać więcej czasu razem? - Regina się uśmiechnęła. —
Tylko my dwie.
- Och, dobra - wymamrotała Megan.
- W przyszłą sobotę? - podsunęła Regina.
Megan zamrugała.
-
Umówiłam nas na całodniowe spa. - Regina pociągnęła łyk kawy. - Na różne
zabiegi: oczyszczanie twarzy, masaż, manikiur i pedikiur. Byłam tam raz kiedyś.
Niesamowicie odprężające.
Mięśnie Megan natychmiast poskręcały się w węzełki. Ma-sęczki, masaże i manikiur?
Zanosiło się na cały dzień siedzenia bez ruchu. I poddawania się dotykom obcych ludzi.
Sam pomysł wywoływał u Megan potężny stres.
Poza tym w następną sobotę drużyna miała całodniowy trening - ostatni przed
pierwszym meczem. Będą wtedy wybierać kapitana. To naprawdę bardzo ważne.
- Co o tym myślisz? - spytała Regina.
-Och... hm... - Megan spojrzała na swoje ogryzione paznokcie. - W sumie ja...
Regina była taka podekscytowana i pełna nadziei, a pewnie też gotowa rzucić się do
stóp Megan i błagać o jeden dzień typowo damskich rozrywek.
Megan nagle przypomniała sobie o wszystkim, co McGowanowie dla niej robią - jak
wiele im zawdzięcza. A ona już drugi raz ich zawiodła.
-
Świetny pomysł - powiedziała w końcu, zmuszając się do uśmiechu.
Regina uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Wspaniale! Zobaczysz, jak się zabawimy!
- Taa - wybąkała Megan. - Nie mogę się doczekać.
-
Wiesz, mam w szafie kilka różowych sweterków. - Możesz je pożyczać, kiedy
tylko zechcesz - zaproponowała Regina.
- Ależ nie trzeba.
-
Nie, nie! Koniecznie! - zaprotestowała Regina wesoło. - Pójdziemy je przymierzyć?
Zobaczysz, czy ci pasują.
-Ja naprawdę...
-
Och, przestań być taka grzeczna. Nalegam. - Regina wstała. - Chodź.
Megan powoli podniosła się od stołu i ruszyła za Reginą po schodach. Jeszcze trochę
różowego. Hura.
- Trzymaj głowę wysoko, głupku. Nie bój się piłki.
Megan odłożyła podręcznik i wyjrzała przez żaluzję. Na podwórku pod oknem łan
przyjął pozycję pałkarza, ściskając w dłoniach kij do baseballa i ze skupieniem
zaciskając usta. Doug stał o kilka metrów dalej, z rękawicą i piłką.
- Okay, gotowy? - krzyknął Doug.
łan pokiwał głową, a Doug rzucił piłkę łukiem w kierunku kija brata, łan zamachnął się
i odbił piłkę, posyłając ją prosto w głowę Douga. Megan aż sapnęła.
-
Brawo, mistrzu - powiedział Doug z uśmiechem, pocierając czoło.
Ian uśmiechnął się od ucha do ucha, a Megan usiadła w oknie. Facet na podwórku,
który uczył młodszego brata trafiać w piłkę, nie mógłby się przespać z dziewczyną
starszego brata. Owszem, Doug nienawidził Megan, ale na pewno kochał swoich braci.
Może Jenna po prostu się pomyliła i wcale tego nie widziała?
Megan nie mogła już dłużej usiedzieć w miejscu. Wyłączyła komputer i poszła w
stronę szopy. Finn siedział tam przynajmniej od godziny. Przyda mu się przerwa.
I Ian, i Doug zamarli, widząc jak Megan wychodzi na podwórko.
- Cześć - zawołała. - Niezłe odbicia.
- Dzięki - odparł Ian.
- Co? O rzucaniu ani słowa? - zapytał Doug.
Megan wzruszyła ramionami i cicho otworzyła drzwi do szopy. Finn ze zmarszczonymi
brwiami wpatrywał się w obraz Kayli Bird. Domalował sporo włosów i zaczął
szkicować szyję, ale portret nadal nie miał twarzy.
- Cześć - powiedziała miękko.
-
Cześć. - Finn obejrzał się przez ramię, zagryzając trzonek pędzla. - Przyszłaś w
samą porę.
- Na co? - spytała i wsunęła się do środka.
-
Na moje załamanie nerwowe — powiedział z cierpkim uśmiechem. Odłożył
pędzel, zasłonił sobie oczy dłońmi i usiadł na starej ławce ogrodowej ustawionej pod
ścianą. - Jestem beznadziejny. Totalne, całkowite dno.
-
Uuuh... - Megan się skrzywiła. Spojrzała na pozbawioną twarzy Kaylę. Aż dziwnie
się na to patrzyło.
-Wiesz, myślałem, że po wczorajszym wieczorze, po... spotkaniu z Kaylą doznam
olśnienia i może wreszcie to dokończę, ale... - Finn bezradnie uniósł rękę w stronę
obrazu i westchnął. - Nic się nie pojawiło.
- Więc randka nie była inspirująca?
- Najwyraźniej nie. - Chłopak wytarł dłonie o dżinsy.
-A więc... Co się stało? - spytała Megan, siadając na stołku.
-
Sam nie wiem. Miałem takie wrażenie... - Finn pochylił się i oparł łokcie na udach.
- Wydawało mi się, że ona patrzy na mnie z góry. Nie bawiła się dobrze na imprezie,
nie ma sprawy. Pojechaliśmy do kawiarni, żeby pogadać. I wychodzi na to, że Kayla
zjeździła chyba cały świat. Ciągle mnie pytała, czy byłem tu, czy byłem tam...
- A ty nie byłeś ani tu, ani tam.
-
Ani nigdzie. - Finn uśmiechnął się blado. - Nie da się podróżować po świecie z
siedmiorgiem dzieci. Trzeba wybierać między Cape Cod a Florydą.
—Jasne - mruknęła Megan. - Powiedziałeś jej to?
-
Taa, nawet zażartowałem na ten temat, ale i tak widziałem, że była rozczarowana -
odparł Finn. - Patrzyła na mnie jak na trędowatego tylko dlatego, że nigdy nie jeździłem
na nartach w Alpach ani nie widziałem wieży Eiffla.
- Och, jest przereklamowana - stwierdziła Megan.
- Widziałaś wieżę? - spytał Finn.
- Kiedy byłam mała.
-
No tak, ty też zwiedziłaś cały świat - powiedział Finn. A potem uśmiechnął się
złośliwie. - Może to ty powinnaś z nią chodzić.
- Chyba nie jest w moim typie.
Finn parsknął śmiechem, a Megan uśmiechnęła się promiennie.
-
No cóż, Kayla z pewnością nie grałaby w piłkę nożną. - Opuścił wzrok i zdjął z
nogawki dżinsów okruch wyschniętej farby.
Megan wzięła głęboki oddech.
Posłuchaj, Finn, mieszkałam w różnych miejscach i poznałam wiele osób, i wiem, że
niektórzy zawsze znajdą powód, żeby się czuć lepsi niż wszyscy inni - powiedziała. - I
chyba Kayla należy do takich ludzi. Ona nie rozumie, że tylko dlatego że macie różne
doświadczenia życiowe... upodobania i pasje, jeszcze nie jest w niczym od ciebie
lepsza. - Megan przygryzła wargę. - Czy to w ogóle brzmi sensownie?
- Owszem, taa - mruknął Finn.
-
A jeśli jej się wydaje, że jest od ciebie lepsza, to po prostu się myli - oznajmiła
stanowczo Megan. - I nie jest ciebie warta.
Finn podniósł oczy na Megan, a ona nagle poczuła się strasznie skrępowana. Ale
wszystko mówiła szczerze. Wiedziała, że ma rację. Jednak onieśmielało ją
przeszywające spojrzenie Finna.
- Mogę cię namalować? - spytał.
Megan zamrugała.
-
Okay, chociaż to ostatnia rzecz, jaką się spodziewałam od; ciebie usłyszeć.
Finn zdejmował portret Kayli ze sztalug, zanim jeszcze fala gorąca znikła z twarzy
Megan. Nagle zaczął uwijać się jak w ukropie, czyścił pędzle, wyciskał farby na paletę,
zwijał w kulki papierowe ręczniki i wrzucał je do przepełnionego kosza stojącego w
kącie.
- No to jak, mogę? - zapytał.
-
Hm... chyba tak. - Megan już zaczynała czuć się niezręcznie.
Z pewnością nie nadawała się do roli modelki. Nigdy jeszcze nie widziała piegowatej
dziewczyny z szerokimi ramionami i grubawymi kostkami u nóg na stronach
magazynów z modą Tracy. Ani razu.
Finn zajął się ustawianiem sztalug, które stały zwrócone do przeciwległej ściany.
Megan zaczęła podnosić się ze stołka.
- Czy mam...?
-
Nie! Nie. Zostań tam, gdzie jesteś. - Finn przestawił sztalugi tyłem do Megan. -
Tak będzie dobrze. Podoba mi się to światło.
Megan podniosła oczy na świetlik w dachu i niebieskie niebo ponad nim.
-
Będę musiała siedzieć bez ruchu? - spytała. - Nie bardzo: mi to wychodzi.
Finn wyszczerzył zęby i zerknął na nią znad czystego blejtramu.
- Nie martw się. Jakoś sobie poradzimy.
Megan siedziała i patrzyła, jak Finn szkicuje zarys jej portretu;, lekko skrobiąc
ołówkiem po płótnie. Był pogrążony w pracy, skoncentrowany, ale wydawało się, że
jego ramiona i dłonie poruszają się z własnej woli. Megan zafascynowana obserwowała
chłopaka. Nawet kiedy podnosił na nią wzrok, nie mogła oderwać od niego oczu. Pod
jego uważnym Spojrzeniem Megan zrobiło się ciepło. Uniosła kucyk znad karku, żeby
owiało ją powietrze. Końcówki włosów połaskotały skórę. Megan oddychała szybko i
płytko.
- W porządku? - zapytał.
Megan natychmiast oblała się rumieńcem i odwróciła oczy.
- Taa, jasne.
- Bo możemy przerwać, jeśli chcesz - zasugerował Finn.
-
Nie, ja... Maluj dalej - wykrztusiła w końcu Megan. Miała wrażenie, że ona sama i
wszystko dokoła jest naładowane elektrycznością. Mogłaby tak siedzieć przez cały
dzień.
- Dobrze - powiedział Finn.
W całym ciele Megan czuła przyjemne, ciepłe mrowienie. Przez ułamek sekundy żadne
z nich się nie ruszało.
Ciszę przerwały krzyki. Megan obróciła głowę w stronę drzwi szopy. Krzyki dobiegały
z Wnętrza domu, a potem zaczęły się zbliżać. Wreszcie ze skrzypieniem otworzyły się
tylne drzwi, potem trzasnęły i kłótnia rozległa się z efektem stereo surround.
-
Powiesz mi prawdę? Powiesz mi wreszcie prawdę? - Evan wciąż wykrzykiwał to
samo zdanie.
Finn upuścił ołówek i wybiegł z szopy. Megan deptała mu po piętach. Doug i Evan stali
naprzeciwko siebie na środku podwórza za domem. Evan piorunował Douga dzikim
wzrokiem, patrząc na niego z góry, a Doug miał twarz pokrytą czerwonymi plamami.
Stali o milimetry od siebie, Ian uciekł ze sceny awantury.
-
No, mów! Mów, co się stało - powtarzał Evan, popychając Douga obiema rękami.
- Evan! - krzykn¹³ Finn.
-
Sam już wiesz. Czego się mnie czepiasz? - krzyknął Doug, znów podchodząc do
brata o krok.
-
Bo chcę usłyszeć to od ciebie - odparł Evan. - Chcę, żeby] mój młodszy brat
powiedział mi prosto w oczy, że przeleciał moją dziewczynę. Dlatego.
- Co? - sapnął pod nosem Finn.
W tylnych drzwiach garażu pojawił się Sean. Wycierając upaprane smarem dłonie w
jeszcze bardziej upapraną smarem szmatę, rzucił Finnowi pytające spojrzenie. Finn
wzruszył ramionami. Megan poczuła, że robi jej się niedobrze. Najwyraźniej tylko ona
tu wiedziała, o co chodzi.
-
No dawaj, facet! Mów! - Evan znów zaczął popychać Douga, aż ten potknął się i
poleciał w tył.
-
Dobra! - wrzasnął Doug, uderzając obiema dłońmi Evana w pierś, tak że Evan
musiał się cofnąć o kilka kroków. - Dobra! To prawda! Przeleciałem twoją
dziewczynę, a kiedy skończyłem, błagała o jeszcze! To chciałeś usłyszeć?
Evan z rykiem rzucił się na Douga, chwycił go i powalił na ziemię. Megan krzyknęła,
a Finn i Sean ruszyli biegiem rozdzielać walczących. Ale zanim ich dopadli, Evan już
kilka razy uderzył Douga pięścią w twarz. Kostki dłoni miał zakrwawione. Nos Douga
spłynął krwią.
-
Człowieku, zostaw go! Puszczaj! - Sean usiłował złapać! Evana za młócące
powietrze ręce.
-
Nienawidzę cię, ty mały, wredny, samolubny gnoju! - krzyczał Evan, bijąc Douga
jak szaleniec. - Rzygać mi się chce na twój widok!
Wreszcie Sean chwycił Evana w podwójnym nelsonie i odciągnął go od Douga. Evan
kopał i krzyczał przez cały czas. Finn pomógł młodszemu bratu usiąść. Krew była
wszędzie. Finn zdarł z siebie koszulkę, zwinął ją w kłębek i podetknął pod nos Douga
-
O co chodzi, do diabła? - spytał Finn, usiłując złapać oddech.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! - krzyczał Evan do Douga.
Doug niezgrabnie podniósł się na nogi, przyciskając T-shirt
do twarzy.
- Dupek i hipokryta — syknął w stronę Evana.
—Ja? - krzyknął Evan. - Brykasz się z moją dziewczyną i to ja jestem dupkiem?
-
Byłeś w sypialni i lizałeś się z inną laską, koleś! - wrzasnął Doug, pokazując
palcem na Megan. - Hailey rzuciła się na mnie, cała zapłakana. Co miałem robić?
- Co?! - wykrztusili w tej samej chwili Evan i Megan.
-
Puszczałeś się, brachu - parsknął Doug, wskazując palcem Evana. — Nie wyżywaj
się na mnie za kaprysy swojego fiuta.
-
Kto ci to powiedział? - Evan wyrwał się Seanowi i znów podszedł do Douga. - Kto
ci nagadał, że kręciłem z Megan?
Doug po raz pierwszy stracił trochę ze swojej postawy twardziela.
-
Hailey. Powiedziała, że ją zdradziłeś. Ze między wami wszystko skończone.
Evan wbił oczy w ziemię.
-
Mnie się to w pale nie mieści, cholera - mruknął pod nosem. - W pale mi się to,
cholera, nie mieści! - krzyknął.
Odwrócił się i rzucił biegiem do samochodu, mijając Megan i Seana. Wszyscy stali.
Słyszeli, jak Evan odjeżdża, gniewnie naciskając klakson, i ruszyli się z miejsca
dopiero, gdy odgłos silnika zupełnie ucichł.
-To nieprawda - odezwała się wreszcie Megan. - Między Evanem a mną nic nie było. -
Popatrzyła Dougowi w oczy i poczuła ogromny smutek. - Hailey cię okłamała -
powiedziała. - Okłamała.
Doug stał bez ruchu z miną tak zdezorientowaną, że Megan prawie zrobiło się go żal.
- Ja nie... nie wiedziałem ... - wykrztusił.
Przez ułamek sekundy Megan widziała w jego oczach bezmierny żal. Doug wiedział, że
popełnił błąd. Naprawdę wielki błąd. Mocno zacisnął powieki.
- Doug, jestem pewna, że...
-
Pieprzyć to - powiedział głosem stłumionym przez zakrwawiony T-shirt. Potem
odwrócił się i ruszył biegiem do domu.
Finn wypuścił ze świstem powietrze. Ciężko opadł na fotel i zwiesił głowę.
- Nic ci nie jest? - spytała Megan.
-
Nigdy ich jeszcze takich nie widziałem - mruknął Finn ze ściągniętą twarzą.
- Daj spokój. Na pewno czasami się bijecie.
- Ale nie tak — wtrącił Sean.
Megan z trudem przełknęła ślinę.
- Naprawdę?
-
Mogło dojść do bójki o rozwalony skateboard albo zgubiony kompakt, ale nigdy nie
było aż tak - jęknął Finn.
- A więc jest źle - podsumowała Megan.
Sean westchnął.
- To mało powiedziane.
Tego wieczoru Megan wpatrywała się w piłki ustawione rządkiem na półkach koło
łóżka. Układała je chronologicznie, od pierwszej, którą ojciec kupił jej jeszcze w
Niemczech, aż do tej z zeszłorocznego półfinałowego meczu z Liceum Wiliama
Clementsa. Usiłując zasnąć, Megan rozmyślała o każdej z piłek, wymieniając imiona
dziewczyn z poszczególnych drużyn. Przeszła wszystkich piętnaście piłek trzy razy z
rzędu. Najwyraźniej ten sposób nie działał.
Westchnęła i przewróciła się na plecy. Niezależnie od tego, jak się starała odwrócić
własną uwagę, ciągle miała w głowie scenę z dzisiejszej bójki. Widziała już wiele bójek
między chłopakami, w swojej dawnej szkole albo w bazie, ale nigdy między dwoma
osobami, które znała. I nigdy między braćmi.
John zbladł i zaniemówił, kiedy usłyszał o awanturze. Zabrał Douga do szpitala, gdzie
chłopakowi zbadano nos. Na szczęście nie stało się nic poważnego, ale w czasie obiadu
Doug siedział posępny i milczący. Evan wrócił dopiero po zmroku. Do nikogo się nie
odezwał ani słowem i od razu poszedł na górę.
Nagły hałas na podwórzu sprawił, że Megan z bijącym sercem poderwała się na łóżku.
Podeszła na palcach do okna i wyjrzała. Ktoś był tuż pod jej oknem. Skuliła się za
zasłoną i wyglądała przez szczelinę między brzegiem materiału a framugą okna,
czekając, aż wzrok przywyknie do ciemności. Jakiś duży koc rozłożył się jak
prześcieradło i opadł na ziemię. Nagle wszystko zobaczyła wyraźnie.
To Evan. Rozkładał na ziemi śpiwór.
Megan usiadła w oknie. Nie mogła złapać tchu. Spojrzała na własny wojskowy śpiwór,
zwinięty w kącie pokoju. Niewiele myśląc, złapała śpiwór i poduszkę, wsunęła klapki i
cichutko zeszła po schodach.
Evan podniósł głowę, kiedy usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Właśnie wsuwał nogi
do śpiwora.
- Cześć - powiedział.
-
Cześć. - Podeszła do niego z wahaniem. - Ja... zobaczyłam cię tutaj...
-
Kiedyś całą rodziną robiliśmy to przynajmniej raz do roku Spaliśmy na zewnątrz
pod gwiazdami. - Evan wpatrzył się we wspaniałe nocne niebo. - Pomyślałem, że to
pewnie jedna z ostatnich ciepłych nocy.
Megan pokiwała głową i zawahała się, niepewna co teraz zrobić.
-
No jak, rozłożysz to czy nie? - zapytał Evan z nieznacznym uśmieszkiem.
Megan rozpostarła śpiwór o metr od Evana. Położyła sobie poduszkę i wsunęła się do
środka, z przyjemnością czując na nogach dotyk chłodnej bawełny.
-
No więc pojechałem dziś po południu do Hailey - zagadnął Evan.
Megan wstrzymała oddech.
- Naprawdę? Co ci powiedziała?
- Nic. Nie podszedłem do drzwi.
-Aha.
-Ja tego po prostu nie rozumiem. Dlaczego ona powiedziała Dougowi, że ja kręcę z
tobą? - spytał Evan. - Myślisz, że mogło jej się tak wydawać?
Megan przez chwilę nie była w stanie wydobyć głosu. Czy Evan naprawdę szukał
przekonującej wymówki, żeby wybaczyć Hailey?
- Ja... nie wiem - wymamrotała. - Była bardzo pijana, ale...
-Tak, tak... - Evan znów spojrzał w niebo. - Powiedziała
Dougowi, że między nią a mną już koniec, a przecież takie słowa wcale nie padły. Ona
po prostu... wymyśliła to sobie.
- Taa. Na to wygląda - przyznała Megan.
Powiedz mu, że to zła dziewczyna. Ze on zasługuje na wiele więcej. Powiedz, żeby po
prostu o niej wreszcie zapomniał.
-Ja tego zwyczajnie nie rozumiem - powtórzył Evan. - Jak można coś takiego zrobić
komuś, kogo się kocha? Cóż, najwyraźniej ona ma mnie gdzieś. To teraz oczywiste,
prawda?
Megan sama nie zdołałaby tego lepiej ująć, więc się nie odzywała.
Wiesz co? Nie chcę już o tym więcej mówić - powiedział Evan. - Porozmawiajmy o
czymś innym.
- Na przykład?
-
No, nie wiem. Co byś chciała robić Jak skończysz szkołę? - spytał Evan.
- O rany. Hm... Pewnie pójdę na studia... - zaczęła Megan.
- A co byś chciała studiować? - drążył Evan.
-
Nie wiem - odparła Megan. - Już sam pomysł spędzenia kilku lat w jednym
miejscu jest dla mnie dość niezwykły.
-
To pewnie niełatwe tak się przeprowadzać z miejsca na miejsce - zauważył Evan.
- Można się przyzwyczaić - odparła odruchowo Megan.
-
No cóż, chciałbym się stąd wynieść. Dokądkolwiek - wyznał Evan. - BC i New
Hampshire usiłują mnie zwerbować do swoich drużyn hokejowych, ale ja myślę o
Michigan albo Northwestern. Gdzieś przynajmniej o dzień drogi samochodem stąd.
-
Nie chcesz, żeby cię ktokolwiek odwiedzał? - spytała Megan.
-
W tej chwili nie miałbym nic przeciwko temu, żeby nigdy więcej nie oglądać swojej
rodziny. - Evan zapatrzył się w gwiazdy. - Wiesz, ile razy nauczyciele zwracali się do
mnie per Sean, Finn albo nawet Miller? Pan Robertson zdecydował się mówić do nas
wszystkich: McGowan, bo ma już za dużą sklerozę, żeby nas rozróżnić. W tym mieście
nie sposób zachować własną niezależną tożsamość. Tutaj jestem tylko jednym z
chłopaków McGowanów.
Megan spojrzała na niego zaszokowana.
- Na pewno tak nie myślisz — powiedziała.
-
Czasem właśnie tak myślę — odparł i otworzył szerzej oczy. - Tylko zachowaj to
dla siebie.
- Dobra, nikomu ani słowa — obiecała Megan.
-
W głowie mi się nie mieści, że ci to powiedziałem. - Zakrył oczy dłonią. - Nigdy
tego nie wyraziłem na głos.
Megan ze wzruszenia prawie nie mogła złapać tchu. Nie wyznał tego nikomu, tylko jej.
-
Bez obaw, naprawdę — zapewniła. — Mimo wszystko uważam, że to nieprawda.
Każdy wie, kim jesteś.
-
Taa, Hailey właśnie dowiodła, że to prawda. - Evan z posępną miną podparł się na
łokciu, żeby zajrzeć Megan w twarz. Zerwał garść trawy i wysypał ją z powrotem na
ziemię. - Cóż, przespała się z Dougiem. Podobno jest we mnie zakochana, a śpi z moim
młodszym bratem. - Znów opadł na plecy i spojrzał w niebo.
Megan przyglądała się twarzy Evana, na wpół skrytej w mroku, na wpół oświetlonej
rozgwieżdżonym niebem. Tak bardzo chciała go dotknąć - przyłożyć dłoń do jego
policzka i powiedzieć, że
Hailey to idiotka, skoro nie widziała, jaki jest wspaniały. I nikt nie może pomylić Evana
McGowana z Dougiem czy kimkolwiek innym.
Megan powolutku przesunęła dłoń po trawie, która ich dzieliła. Wstrzymała oddech.
Nakazywała sobie dotknąć Evana, ale nie mogła. W piersi czuła taki ucisk, jakby za
moment miał eksplodować.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła w końcu.
Evan spojrzał Megan w oczy, a potem na na wpół wyciągniętą rękę. Sięgnął i zahaczył
małym palcem o mały palec jej dłoni.
- Dzięki - mruknął. - Cieszę się, że tu przyjechałaś.
—Ja też - powiedziała Megan.
Spodziewała się, że on cofnie rękę, ale nie zrobił tego. Położył się na plecach i zamknął
oczy, nadal z palcem zaciśniętym wokół jej palca. Megan bardzo ostrożnie ułożyła się
na brzuchu i przycisnęła policzek do poduszki. Zanim się zorientowała, oddech Evana
przeszedł w spokojny, senny rytm. Chłopak zasnął, zaledwie o metr od niej. Spał,
chociaż nadal się dotykali. Megan przygryzła wargę i uśmiechnęła się szeroko, patrząc
na splecione palce.
To była bez wątpienia najważniejsza noc jej życia.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis ósmy
Uwaga nr 1: Chłopcy potrafią mówić o tym, co naprawdę czu
li
Po prostu musisz się znaleźć we właściwym miejscu i we właściwym czasie. A może być
tą właściwą osobą.
Rozdział 11
W niedzielne popołudnie Megan była tak podekscytowana, aż prawie podskakiwała na
krześle przy biurku, surfując po Internecie. Po godzinie szukania informacji na temat
zespołu Aspergera zdecydowała się przetestować kilka rzeczy, których się dowiedziała.
I tak nie usiedziałaby w miejscu. Nie zdołałaby też skupić się na lekcjach.
Wyłączyła laptopa i w podskokach zbiegła po schodach. Większość McGowanów,
włącznie z Evanem, zebrała się w salonie przy telewizorze, oglądając mecz Yankees i
Red Soksów. Brakowało tylko Douga i Millera. Wszyscy mieli znoszone czapeczki, T-
shirty albo bluzy Red Soksów, a na stoliku do kawy były poustawiane różne przekąski i
puszki z napojami. Nikt nie odrywał wzroku od telewizora. Megan odczekała, aż trener
wyszedł na boisko zmienić miotacza, i dopiero wtedy się odezwała.
- Czy któryś z was Widział Millera? - spytała.
Evari obejrzał się przez ramię i uśmiechnął, kiedy ją zobaczył. Odwzajemniła uśmiech.
- Suterena - rzucił krótko John.
-
Nie wolno mu oglądać z nami meczów Red Soksów i Yankees — wyjaśnił Evan. -
Wiesz, tata mógłby go niechcący zabić.
-
Aha. - Megan rzuciła okiem na Finna, który siedział obok Evana, a potem zerknęła
na Johna. - Hm... Czy ty nie masz czasem szlabanu na telewizję? - szepnęła, kuląc się
przy oparciu kanapy.
-
Cśś... - powiedział Finn, sięgając po torebkę mini precelków. - Tata jest tak
pochłonięty meczem, że jeszcze mnie nie zauważył.
- No ładnie.
-
Hej, to jak, spotkasz się ze mną później w szopie? - spytał Finn z buzią pełną
precelków.
- Och, jasne - odparła Megan, lekko się rumieniąc.
- A co wy tam we dwójkę robicie? - Evan uniósł brwi.
Megan jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Artysta nigdy nie opowiada o swojej pracy - odparł Finn.
-
Chyba raczej: magik nigdy nie zdradza swoich sztuczek - wtrąciła Megan.
-
To jedno i to samo - rzucił Finn, a Megan i Evan spojrzeli na niego jak na wariata. -
No dobra, niezupełnie to samo - poddał się.
-
A więc ostatnio uważasz się za artystę? - spytał Evan. - Zazwyczaj tylko ciągle
trujesz, że jesteś zupełnie do niczego.
Finn szturchnął Evana w ramię, a ten zaraz mu oddał. Megan przewróciła oczami.
- Na razie, chłopaki.
Zeszła do piwnicy. Miller w koszulce i czapeczce Yankees, usadowiony samotnie na
miękkim fotelu wypełnionym kulkami, oglądał ten sam mecz, który piętro wyżej
śledziła reszta rodziny. Megan uderzyła ogromna samotność tej sceny.
-
Cześć, Miller - zawołała, zeskakując z kilku ostatnich stop- ni.
W telewizji leciała akurat reklama, ale Miller nie odrywał oczu od ekranu.
- Grają Yankees.
-
Taa, wiem - odparła. - Mogę pooglądać z tobą?
Po bardzo długiej pauzie Miller powiedział wreszcie:
- Okay.
Megan przysunęła sobie drugi miękki fotel i usiadła obok Millera. Leciała kolejna
reklama. Był jeszcze czas.
-
Widzisz, miałam nadzieję, że uda nam się pogadać - zaczęła Megan.
Miller przełknął ślinę.
- Ale o co chodzi? - Nadal na nią nie patrzył.
-
Po prostu fajnie byłoby lepiej się poznać - wyjaśniła Megan. -Wiem, że lubisz
Yankees, ale to wszystko. A ty nie chciałbyś się dowiedzieć czegoś więcej o mnie?
- Chyba tak - przyznał Miller.
-
Okay, no to co mam o sobie powiedzieć? - Megan rozsiadła się wygodniej.
Miller potarł dłonią poręcz fotela, wzrok wbijając w podłogę. Tarł poręcz coraz
szybciej, aż wreszcie twarz mu poczerwieniała. Megan coś ścisnęło w żołądku, ale
powiedziała sobie, że musi się wyluzować. W czasopismach przestrzegano, że może się
zdarzyć coś takiego.
-
Dobra, chyba znam sposób, żebyś mógł mnie spytać, o co chcesz - odezwała się w
końcu. - Miller?
Znieruchomiał, lekko odwracając od niej twarz pokrytą czerwonymi plamami.
- Taa? ,
-
Może powiedz mi coś o Yankees? Cokolwiek. Lubisz mówić o Yankees, prawda? -
spytała.
-Taa...
-
No to zacznij mi o nich mówić, a potem o coś zapytaj - poradziła. - Chcesz
sprawdzić, czy to ci się uda?
- Poradzę sobie.
Megan się uśmiechnęła.
- Dobra, wal.
Miller patrzył na nią przez ułamek sekundy, potem znów wbił wzrok w podłogę.
-
Yankees jako pierwsi cztery razy z rzędu wygrali Mistrzostwa Świata. Czemu tak
pachniesz? - zapytał.
Megan parsknęła śmiechem. Miller zerknął na nią niepewnie, potem sam się roześmiał.
- To znaczy jak? - zdziwiła się Megan.
-Jak plaża - odparł Miller. - Pachniesz jak moja mama na plaży.
-
Kokos - odparła. - Używam szamponu kokosowego. To niesamowite, że wyczułeś.
Miller uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Nieźle. Spróbuj jeszcze raz - zachęciła Megan.
-
Derek Jeter był pierwszym kapitanem Yankees od czasów Trumana Munsona -
powiedział Miller. - Zostaniesz z nami już na zawsze?
Tym razem Miller patrzył jej prosto w oczy przez kilka dobrych sekund.
-
Nie - odpowiedziała Megan. - Mam nadzieję, że w tym roku i może jeszcze w
następnym. Przeszkadza ci, że z wami mieszkam?
Miller wzruszył ramionami i wgapił się w telewizor, w którym skończyła się przerwa
na reklamy.
-
Nie ma sprawy - mruknął z uśmiechem. - Mecz się znów| zaczyna.
Megan nigdy się nie uważała za osobę o skłonnościach do, paranoi, ale wchodząc do
szkoły w poniedziałek rano, mogłaby przysiąc, że różne grupki dziewczyn śledzą ją
wzrokiem. Jak tylko się obracała, żeby na nie spojrzeć, głowy trzymały blisko siebie i
zawzięcie szeptały.
Podeszła do szafki i szybko sprawdziła, czy przypadkiem nie włożyła bojówek na lewą
stronę. Nic z tego, wszystko normalnie. Może od mieszkania z chłopakami
McGowanów popadała w nerwicę lękową. Lekko jej ulżyło, kiedy zobaczyła Pearl i
Rię kilka szafek dalej.
-
Cześć, dziewczyny - zawołała. - Jak wam minęła reszta weekendu?
Pearl zarumieniła się i przykucnęła, żeby włożyć książki do torby.
- Nieźle - powiedziała.
-
A ciekawe, jak tobie minął weekend - odezwała się Ria, obiema dłońmi chwytając
za pasek torby.
Coś w tonie tej wypowiedzi sprawiło, że Megan włosy stanęły dęba. A może po prostu
dlatego, że banda uczniów spojrzała na nią niechętnie, przechodząc korytarzem.
-
Okay... O co chodzi? - spytała Megan. - Zrobiłam coś nie tak?
- Sama mi to powiedz. - Ria popatrzyła na Megan wyczekująco.
-
Musimy lecieć. - Pearl pociągnęła Rię ze rękaw swetra. - Mamy pracę domową do
przejrzenia, prawda?
- Taa. Na razie - rzuciła Ria lekceważąco.
Z twarzą płonącą rumieńcem Megan odwróciła się do swojej szafki i zaczęła
wprowadzać cyfry szyfru.
-
Cześć. - Aimee podeszła i ze zmęczoną miną oparła się o ścianę. Przeciągle
westchnęła i wbiła oczy w ziemię.
-
Cześć - odparła Megan, wyjmując podręcznik do historii. - Mogę cię o coś
zapytać?
-Jasne - mruknęła Aimee.
-
Czy mi się tylko wydaje, czy ludzie dzisiaj są dziwni? - spytała Megan.
-
Taa, no właśnie. - Aimee westchnęła. - Chyba się rozeszło, że ty i Evan jakoś się
zbliżyliście do siebie w piątek i przez ciebie Evan i Hailey ze sobą zerwali.
-
Co?! - Megan zamrugała gwałtownie. - A kto im to powiedział?
-
Nie mam pojęcia - odparła Aimee. - Ale wszyscy o tym gadają.
-
No i co z tego? Przecież to nie ich sprawa, prawda?! - wściekła się Megan.
-
Słuchaj, Evan i Hailey byli tu jak gwiazdorska para - szepnęła Aimee. - Wszyscy
ich podziwiali. Jeśli uważają, że on ją z tobą zdradził..:
-Ale tego nie zrobił! - zawołała Megan z szybko walącym sercem. - To ona zdradziła
jego. Evan i ja nie jesteśmy tu czarnymi charakterami.
Aimee wzruszyła ramionami.
- No cóż, tak...
-
Aimee, między nami nic nie było. - Megan zaczęła ogarniać lekka desperacja.
-
Hej, uwierzyłam ci w piątek i wierzę teraz - powiedziała Aimee, kiedy znów się
wyprostowały. - To całą resztą szkoły powinnaś się martwić.
-
Oni mnie nic nie obchodzą. - Megan zapięła suwak plecaka. - Ważne, że ty znasz
prawdę.
Aimee się uśmiechnęła. Rzuciła Megan spojrzenie pełne współczucia i zarazem
satysfakcji.
- No cóż, ja wiem, jak było.
-1 dobrze. - Megan zatrzasnęła drzwi szafki.
-
Tyle że... Hailey to osoba, w której lepiej nie mieć wroga - powiedziała Aimee,
kiedy ruszyły korytarzem. - Naprawdę.
-
Cześć, Miller - zawołała Megan. Dziesiątki uczniów mijały ją w drodze do
stołówki. Wszyscy musieli obchodzić łukiem Millera, który nagle zatrzymał się w
samym wejściu. - Yankees dziś nie grają, prawda?
- Tak, są w trasie - powiedział Miller.
-
No to może zjemy lunch w środku - zaproponowała Megan. - I tak zanosi się na
deszcz.
Megan była pewna, że on odmówi. Na coś takiego nie był jeszcze gotowy. Ale chłopak
zacisnął zęby i pokiwał głową.
-I tak zanosi się na deszcz - powtórzył i ruszył przed siebie, z głową wysoko uniesioną,
a miną niemal arogancką.
Podszedł do pierwszego z brzegu stolika, odsunął krzesło i usiadł, torbę tuląc na
kolanach. Megan ledwie wierzyła własnym oczom.
O rany, naprawdę robimy postępy.
Postawiła swój plecak na podłodze przy krześle naprzeciwko Millera.
-
Przynieść ci lunch? - spytała. Już i tak wyglądał, jakby ledwie sobie radził z
sytuacją.
-
Tak, poproszę. - Zerknął niepewnie na Megan. - Hamburger, cola bez lodu, ciastko
z kawałkami czekolady.
Megan uśmiechnęła się szeroko.
- Dla mnie bomba. Zaraz wracam. Nie ruszaj się stąd.
Miller spojrzał w lewo, w prawo, jakby sprawdzał, czy nikt
przy nim nie usiądzie. Megan była całkiem pewna, że chłopak nie ruszy się stamtąd,
chyba że go ktoś weźmie razem z krzesłem i odniesie na bok. Pobiegła do kolejki przy
bufecie, co chwila oglądając się przez ramię i sprawdzając, czy Miller nadal tam siedzi.
Kilka dziewczyn z pierwszej klasy, które zazwyczaj siadały przy stole zawładniętym
przez Millera, rzuciło na niego okiem i poszło szukać sobie innego miejsca.
Megan postawiła tacę przed Millerem i pozwoliła mu zająć się jedzeniem.
Poprzestawiał wszystko tak, jak lubił, a potem spojrzał na swój lunch i westchnął.
- Fajnie tu w środku, prawda? - zagadnęła Megan.
- Głośno.
- Nie tak głośno, jak nastawiasz radio.
Miller się uśmiechnął. Powoli zdjął plecak z kolan i postawił go obok krzesła po prawej
stronie, tak samo jak Megan po swojej stronie stołu. Ugryzł mały kawałek burgera. Po
chwili jego nieznaczny uśmiech stał się całkiem szeroki.
Megan żuła frytkę, bardzo z siebie zadowolona, kiedy do środka wszedł Evan. I już po
zadowoleniu. Szczęki miał mocno zaciśnięte, a oczy zwężone w szparki. Oglądał jak
człowiek, który ma do spełnienia misję.
Stół Hailey stał w środkowym rzędzie w przedniej części stołówki. Jej przyjaciółki
umilkły, kiedy zbliżył się tam Evan. Wszyscy albo patrzyli na Evana, żeby zobaczyć, co
się stanie, albo celowo gapili się we własne jedzenie, żeby udawać brak zainteresowania.
Evan zatrzymał się przy krześle Hailey. Nie podniosła na niego wzroku.
- Mogę z tobą porozmawiać? - zapytał.
-Jasne. - Hailey odłożyła skórkę chleba na tacę, gdzie leżał już wydłubany z niego
miąższ. - Wal śmiało.
- Nie tutaj - powiedział Evan.
Hailey popatrzyła na przyjaciółki, a potem oparła dłonie na blacie i wstała z krzesła.
Evan odstąpił na bok, żeby mogła po- prowadzić na dziedziniec. Megan zesztywniała,
kiedy mijali jej stół, ale żadne z nich nawet na nią nie spojrzało.
Świadoma otaczających ją ze wszystkich stron zaciekawionych spojrzeń, Megan
udawała pochłoniętą jedzeniem. Była przekonana, że każdy w promieniu dwóch
stolików prawdopodobnie czuł gorąco bijące od jej twarzy.
Kiedy tylko drzwi zatrzasnęły się za Evanem i Hailey, paplani-na wybuchła ze
zdwojoną siłą. Chłopcy przy stole obok zaczęli rzucać monetami, zakładając się, czy
Hailey pierwsza pogoni Evana, czy odwrotnie. Miller po prostu siedział i w skupieniu
pałaszował lunch.
Megan usiłowała się nie gapić na dziedziniec, ale nie mogła nie zerkać kątem oka.
Evan gestykulował jak szaleniec, a Hailey' stała bez ruchu z ramionami zaplecionymi na
piersi. Megan musiała się zdobyć na sporą samokontrolę, żeby powstrzymać uśmiech.
Teraz Evan pewnie mówił Hailey, że doskonale wie o jej kłamstwie. A po rozmowie
będzie mógł wyjaśnić to nieporozumienie wszystkim swoim przyjaciołom i całej reszcie
szkoły. Niedługo wszystko między Hailey a Evanem będzie raz na zawsze, bezpowrotnie
skończone.
Drzwi się otworzyły z nagłym szarpnięciem. Hailey wpadła do środka ze zbolałą miną i
oczami pełnymi łez. Pobiegła w stronę łazienki, a kilka dziewczyn zerwało się od stolika
i ruszyło za swoją przyjaciółką. Megan z walącym sercem podniosła wzrok na Evana,
spodziewając się, że skinie głową albo się chociaż uśmiechnie — da jakiś znak, że jej
dobre imię zostało oczyszczone. Ale kiedy pochwyciła jego spojrzenie, poczuła się tak,
jakby w pomieszczeniu nagle zabrakło powietrza.
Evan patrzył na nią gniewnie. Megan zaczęła wstawać z miejsca, ale w tej samej
chwili Evan zawrócił i wyszedł na dziedziniec.
Gdy wieczorem Megan weszła do swojego pokoju, zastała Caleba miauczącego i
podskakującego na czworakach na jej łóżku. Na podłodze walał się otwarty, całkiem
nowy tusz, najwyraźniej użyty do wymalowania na twarzy chłopca kocich wąsów.
Kiedy Caleb ją zobaczył, roześmiał się tylko i nadal podskakiwał. Megan nie była w
nastroju. Hailey nie pokazała się na treningu. Poza Aimee i Jenną nikt się do niej nie
odzywał, a trening też nie poszedł najlepiej. Teraz musiała na trzy godziny skupić się
nad lekcjami, przez cały ten czas zastanawiając się, gdzie jest Evan i co mu chodzi po
głowie — czemu tak źle ją potraktował podczas lunchu, a potem przez całą resztę dnia
jej unikał.
- Caleb! Wynocha! - powiedzia³a, nie zamykaj¹c drzwi.
- Miau? - odezwał się i znieruchomiał, chociaż łóżko jeszcze huśtało się pod nim
przez kilka sekund.
-Wynocha! - krzyknęła.
Caleb zeskoczył na podłogę, znów stanął na czworakach i zaczął ocierać się głową
ojej łydki. Potem zmarszczył czoło, leniwie wysunął się na korytarz i „łapą" przymknął
za sobą drzwi. Megan uśmiechnęła się mimowolnie. Złapała ręcznik i szlafrok. Właśnie
miała iść pod prysznic, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
-Taa?
- To ja - odezwał się Evan.
Megan szybko rzuciła okiem na lustro, przygładziła włosy i cisnęła swoje rzeczy na
łóżko. Ręce jej się trzęsły, kiedy sięgała do klamki.
- Cześć - mruknął Evan i wszedł do pokoju.
- Cześć - odparła. - Co się...?
-
Dlaczego to zrobiłaś? - spytał, stając na wprost niej. - Dla- czego, u diabła, tak
nakłamałaś?
- Co? - spytała osłupiała Megan.
-
Przestań udawać, że nie wiesz, o czym mówię - dodał Evan drwiąco.
-
Uh... Okay. Aleja naprawdę nie wiem - wymamrotała Megan.
-
Daruj sobie te miny niewiniątka - prychnął Evan. - Drugi raz się na to nie nabiorę.
-
Miny niewiniątka? - powtórzyła zupełnie zdezorientowali na.
- Daj spokój. Powiedziałaś Hailey, że coś nas łączy.
Megan poczuła się tak, jakby ktoś jej przywalił w żołądek ki-
jem do baseballu. Bezwładnie usiadła na krawędzi łóżka, bo kolana się pod nią ugięły.
- Co? - zdołała wykrztusić.
-
Opowiadała mi, jak do niej podeszłaś i oznajmiłaś, że powinna się dowiedzieć
prawdy - wyjaśnił Evan. - Czy ty w ogóle wiesz, co to słowo znaczy?
Megan zrobiła kwadratowe oczy. On chyba mówił W obcymi języku. Nic nie
rozumiała.
-
Evan, ja nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi - wycedzi- ³a powoli.
-Już ci wierzę - uciął Evan. - Powiedziałaś Hailey, że się z tobą całowałem." Boże!
Myślałem, że jesteś taka fajna! A ty się zachowujesz jak psychopatka. Dlaczego to
zro...?
-
Zaraz, zaraz, zaraz! - Megan przerwała mu ten potok bzdur drżącym głosem. -
Zatrzymaj się na sekundkę, dobrze? Ja nic takiego nie zrobiłam!
- Nic takiego nie zrobiłaś - powtórzył Evan ironicznie.
- Nie.
-
A więc chcesz mi wmawiać, że Hailey po prostu sobie to wszystko wymyśliła? -
spytał Evan. Oczy mu płonęły.
Megan zrobiło się słabo. On jej nie wierzył.
- Chyba tak - powiedziała.
-
Kpisz sobie? Naprawdę zamierzasz wszystkiemu zaprzeczać, patrząc mi w oczy? -
krzyknął Evan. - Do diabła, niby z jakiego innego powodu Hailey miała przespać się z
Dougiem?
-
Nie wiem! - odkrzyknęła Megan. - Aleja nawet z nią nie rozmawiałam!
Evan spojrzał na Megan oczyma przepełnionymi żalem, zmieszaniem i
niedowierzaniem.
-
Żałuję, że moi rodzice pozwolili ci tu zamieszkać — powiedział na koniec. - Chcę,
żebyś się trzymała ode mnie z daleka.
Megan serce rozdzierało się na pół.
-Evan, zaczekaj...
Evan odwrócił się, wyszedł z pokoju i zatrzasnął drzwi przed jej nosem.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis dziewiąty
Uwaga nr 1: Chłopcy są beznadziejni.
M
Rozdział 12
Megan wygładziła przód ciemnogranatowego T-shirta i wzięła głęboki oddech, żeby
uspokoić nerwy. Pół nocy nie spała, ale nie czuła zmęczenia. Najwyraźniej adrenalina robiła
swoje. Za każdym razem, kiedy Megan przypominała sobie! jak Evan popatrzył na nią
poprzedniego wieczoru, czuła mdłościl
Po prostu powiedz mu, że musisz z nim porozmawiać. Co masz do stracenia?
Ale nie chciała nawet się nad tym zastanawiać. W sumie miała
j
do stracenia mnóstwo
rzeczy. Zacisnęła oczy w przypływie panicznego lęku.
Złapała plecak i wyszła na korytarz z wysoko podniesioną głową. W kuchni zastała tylko
lana i Caleba.
-
Gdzie się wszyscy podziali? - spytała chłopców wstawiających swoje miseczki po
płatkach do zlewu.
- Pojechali.
-Jak to: pojechali? - spytała Megan.
-
Do szkoły - odparł łan bezbarwnym tonem. - Chodź, Calleb. Spóźnimy się na autobus.
-
Caleb złapał swój plecak ze Spidermanem i obaj chłopcy ruszyli do wyjścia. Megan
poszła za nimi i wystawiła głowę za. drzwi. Podjazd był pusty. Nagle poczuła znużenie i
pustkę, i Okay, nic ma sprawy - mruknęła pod nosem. - Po prostu trochę się spóźnię.
Wyciągnęła z szopy swój rower. Kiedy postawiła go na ziemi, wydał metaliczny odgłos.
Miał przebite opony. Chłopcy wypowiedzieli jej wojnę.
Megan westchnęła i noga za nogą powlokła się wzdłuż garażu, w stronę ulicy.
- Po prostu bardzo się spóźnię.
- Hej!
Megan zatrzymała się przy końcu podjazdu. Sean stał przy frontowych drzwiach z parującym
kubkiem w ręku. Miał na sobie czarny T-shirt i dżinsy, a brązowe włosy jak zwykle
nastroszone najeża. Podbródek i policzki pokrywał mu ciemny zarost.
- Cześć - odezwała się niepewnym tonem.
- Idziesz piechotą?
-Na to wygląda - odparła Megan.
- Spóźnisz się.
- Na to wygląda - powtórzyła.
- Podrzucę cię - zaproponował.
- Naprawdę?
Czy do Seana nie dotarła ogólnodomowa akcja wymrażania Megan?
- Idź po kask - powiedział Sean.
Z początku trochę dziwnie się czuła, siedząc okrakiem na motorze i obejmując Seana, z
którym zamieniła wszystkiego kilka słów. Ale im dalej odjeżdżali od domu, tym bardziej
Megan się odprężała i cieszyła przejażdżką. Sean odwalił kawał porządnej roboty z tym
motorem. Ledwie dodawał gazu, a i tak słyszała i czuła moc silnika. Skręcił, nie zmniejszając
prędkości. Megan odruchowo ścisnęła go mocniej.
-
Przepraszam! - wrzasnął Sean. - Nie przywykłem do pasażerów!
-
Nie ma sprawy! - odkrzyknęła Megan. - Ile tu jest amortyzatorów?
- Dwa z przodu i jeden tylny - odparł Sean pochwili wahania.
-
To czuć - stwierdziła Megan. - Pokażesz mi kiedyś dane techniczne?
- Taa. Jasne. - odparł Sean.
-
A z którego roku jest silnik? Dziewięćdziesiąty siódmy Dziewięćdziesiąty ósmy?
-
Dziewięćdziesiąty ósmy. - Ale włożyłem kilka nowszych części - odparł Sean jakby
speszony.
Megan to nie dziwiło. Niewiele dziewczyn znało się na motorach tak jak ona.
Sean zatrzymał harleya przed Liceum Baker. Nieliczni uczniowie jeszcze kręcili się przed
wejściem, bezczelnie ignorując późną porę, a kilka osób pędem nadbiegało od strony
parkingu żeby zdążyć przed dzwonkiem.
-
Dzięki wielkie. - Megan zdjęła kask i przełożyła nogę nad tyłem motoru.
- Znasz się na harleyach - stwierdził Sean.
-
Taa, pomagałam tacie wyremontować dwa, w zeszłym roku - pochwaliła się Megan. -
Oba musiał sprzedać przed wyjazd dem do Korei, ale były naprawdę fajne.
- Umiesz jeździć? - spytał Sean.
-
Mam tymczasowe prawko na motor - powiedziała, przygładzając włosy. - No cóż,
ważne w Teksasie.
Sean pokiwał głową i spojrzał na Megan chyba po raz pierwszy, odkąd go spotkała.
- Zabiorę cię któregoś dnia, przejedziesz się — zaproponował.
- Taa? Nie trzeba...
-
Zabiorę cię któregoś dnia, przejedziesz się - powtórzył Sean z rozbawionym uśmiechem.
- Lepiej już zmykaj.
Megan się uśmiechnęła.
- No cóż, dzięki raz jeszcze.
Zaczęła wbiegać po schodach w tym samym momencie, kiedy reszta uczniów kręcących się
przy wejściu też uznała, że już czas wejść do środka.
- Hej! - zawołał Sean, odpalając silnik.
Megan obejrzała się za siebie, wymachując kaskiem trzymanym w ręce.
-
Nie daj się moim braciom - zawołał Sean. - To banda pacanów.
Znów się uśmiechnęła. Sean odjechał pędem.
Miller ruszył się spod ściany przy drzwiach stołówki, kiedy Megan podeszła. Nie mogła się
już bardziej zdziwić, widząc, że na nią czeka, nawet gdyby stał tam nago.
- Cześć, Miller - powiedziała.
-Cześć - odparł i ruszył za nią do stołówki. - Znów jemy w środku?
Megan przystanęła i się rozejrzała. Ria, Pearl i Jenna już siedziały przy stole. Wszystkie trzy
przez cały dzień ostentacyjnie ją ignorowały. Finn zajmował miejsce w przeciwległym kącie
sali ze szkicownikiem otwartym przed sobą, plecami do drzwi. Kilka koleżanek Hailey
gapiło się na nią pogardliwie. Evana nigdzie nie było widać.
-
Czemu Evan McGowan miałby się zadawać akurat z nią, tego już zupełnie nie rozumiem
- szepnęła głośno jakaś dziewczyna do koleżanki, mijając Megan.
-
Czy ona w ogóle spogląda czasem w lustro? - dorzuciła tamta.
-
Nie, lepiej wyjdźmy na zewnątrz - zwróciła się Megan do Millera. - Dzisiaj jest piękna
pogoda.
-
Taa. Dzisiaj jest piękna pogoda - powtórzył Miller i pokiwał głową. Poszedł przodem w
stronę dziedzińca:
Megan i Miller zostawili swoje rzeczy na zewnątrz i wrócili do bufetu. Dwie dziewczyny
stojące w kolejce przed Megan cały czas rozmawiały przyciszonym tonem, a potem
roześmiały się demonstracyjnie. Megan zapłaciła za lunch i znów wyszła na zewnątrz.
- Po co ci to? - Miller wskazał kask motocyklowy.
-
Och, nie chciał się zmieścić do szafki - wyjaśniła Megan, potrząsając butelką mrożonej
herbaty. Potem zamilkła i spojrzała na chłopaka z szeroko otwartymi oczami. - Hej! Właśnie
zadałeś mi pytanie!
Miller zarumienił się i wzruszył ramionami, wbijając wzrok w tacę.
- Ćwiczyłem.
-
Naprawdę? - Megan przepełniła duma. - Miller! To fantastyczne!
v - Co takiego?
Megan i Miller podnieśli wzrok i zobaczyli Aimee, która stała obok ich stolika ze swoją tacą.
Megan widziała przyjaciółkę po] raz pierwszy tego dnia. Aimee miała włosy podpięte z
boków spinkami i jasnoniebieską bluzkę, która podkreślała kolor oczu
-
Och... nic, nic. Pracujemy razem nad pewnym projektem - wyjaśniła Megan, trochę
podenerwowana. Biorąc pod uwagę! że przez cały dzień każdy jej unikał, odebrała to jako
przyjemną niespodziankę. - A co ty tu robisz?
-
Och, jest tak słonecznie... Pomyślałam, że zobaczę, jak się tutaj siedzi. - Aimee
rozejrzała się wkoło, jakby nigdy przedtem nie widziała dziedzińca na oczy. - Miłe miejsce.
Megan zrobiło się ciepło na sercu. Wymieniły z Aimee uśmiechy.!
-
To jak, można...? - spytała Aimee, zerkając na Millera, który pracowicie ustawiał
jedzenie na tacy.
-
Miller, czy nie będzie ci przeszkadzało, jeśli Aimee z nami usiądzie? - spytała Megan.
-Aimee? - powtórzył Miller.
- Taa, to moja przyjaciółka, Aimee - powiedziała Megan.
- Cześć - odezwała się Aimee.
- Cześć - odparł Miller, nie podnosząc wzroku.
- Załatwione. Siadaj - szepnęła Megan do dziewczyny.
Kiedy tylko Aimee usiadła, Megan poustawiała wszystko na,
jej tacy we właściwej kolejności. Aimee patrzyła na przyjaciółkę przez chwilę, wzruszyła
ramionami i sięgnęła po kanapkę.
-
No i jak ci się podoba w nowej szkole? - zapytała Aimee z nutką ironii w głosie.
-
Och, jest po prostu cudownie! - odparła Megan, podchwytując ten ton. - Wszyscy są tu
tacy mili!
-
No cóż, przynajmniej niektórzy - powiedziała Aimee. - Prawda, Miller?
Chłopak nie odpowiedział. Zacisnął dłonie pod stolikiem i wpatrywał się w nietknięte
jedzenie. Aimee niepewnie zerknęła na przyjaciółkę. Megan odłożyła widelec i odchrząknęła.
-
Hej, Miller, a może zapytasz o coś Aimee? - zaproponowała Megan. - No wiesz, tym
sposobem z baseballem...
Miller spojrzał na Megan. Miał minę spłoszonego królika w klatce, ale Megan rozpoznała
ślad nadziei pod tą nerwowością. Miller naprawdę chciał sobie z tym poradzić.
-
No już, spytaj o cokolwiek - zachęciła. - Ona jest naprawdę miła. Przysięgam.
Miller zgarbił się w idealnie okrągłe C, ale był aż sztywny z napięcia. Wpatrując się w blat
stolika, wziął głęboki oddech.
-
Kapitan drużyny New York Yankees, Thurman Munson, zginął w katastrofie
samolotowej w 1979 roku - powiedział szybko. - Chodzisz z Megan do klasy?
Aimee miała lekko zdziwioną minę, ale dość prędko wzięła się w garść.
- Hm... taa - odparła.
Megan wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-
Kapitan drużyny New York Yankees, Derek Jeter, wygrał swoją pierwszą Złotą
Rękawicę w 2004. Lubisz baseball? - mówił dalej Miller.
Aimee roześmiała się, spoglądając pytająco na Megan, ale przyjaciółka tylko wzruszyła
ramieniem. Aimee po prostu się przekona, że Miller jest taki sam jak wszyscy. Powoli, ale
systematycznie.
-
W sumie tak - odparła Aimee. - Jestem kibicem Oakland A Może to dziwne, ale mój tata
dorastał w północnej Kalifornii i...
-
A wiesz, że członek Panteonu Sław, Reggie Jackson, grał dla Oakland A przez dziewięć
lat? - spytał Miller, po raz pierwszy spoglądając na Aimee.
-
Nie... Tego nie wiedziałam - odparła Aimee z uśmiechem. — Człowiek codziennie się
uczy czegoś nowego.
Megan też się uśmiechnęła.
- Taa, to prawda - przyznała.
lego wieczoru Megan wyszła ze swojego pokoju, akurat gdy Evan pojawił się u szczytu
schodów; Oboje przystanęli. Przez ułamek sekundy Megan była pewna, że Evan coś powie,
ale on ją minął i poszedł do siebie do pokoju. Zatrzasnął drzwi tak mocno, że poczuła wstrząs
całym ciałem.
Zawróciła na pięcie, zaciskając dłonie w pięści, i gniewnie spojrzała na drzwi do pokoju
Evana. Miała ochotę walić w nie; tak mocno, aż je wyrwie z futryny. Przecież on miał być
ideałem.
Na podwórku rozległ się jakiś hałas. Megan podkradła się do końca korytarza, żeby wyjrzeć
przez okno. Drzwi do szopy właśnie się zamykały.
Finn.
Był tak samo beznadziejny, jak jego brat. On też dzisiaj rano porzucił ją własnemu losowi i
nawet słowem nie odezwał się na hiszpańskim, chociaż sam nie poradziłby sobie z testem.]
Megan zawróciła i zbiegła po schodach. Może za bardzo się bała wygarnąć Evanowi, ale
Finn... Zaraz powie temu chłopakowi co o nim myśli.
-Wszyscy jesteście beznadziejni! - krzyknęła Megan, szarpinięciem otwierając drzwi szopy.
Finn opuścił rękę. Pędzel zostawił smugę pomarańczowej farby na nogawce dżinsów, a
potem upadł na podłogę.
- Słucham? - wymamrotał zdezorientowany chłopak.
- Ty! Jesteś beznadziejny! - gotowała się ze złości Megan.
-Już o tym rozmawialiśmy. Wiem, że jestem do niczego,.
-
Nie chodzi:mi o twoją sztukę. Wy! Wy... faceci! - wrzeszczała Megan. ,
Finn zamrugał.
- No nie, jako facet jestem całkiem w porządku.
-Och, przestań! - Megan stanęła naprzeciwko niego i wyprostowała się. - O Co wam chodzi?
Powariowaliście? Czy już się tacy urodziliście? A może wasze mózgi są niedotlenione od
zakładania nelsonów, co?
-
Megan, lepiej sobie usiądź. — Finn ostrożnie wyciągnął ręce w jej stronę. Trzymając ją
na odległość ramienia, poprowadził do starej ławki i popchnął łagodnie, aż musiała usiąść. -
A teraz mów. Chodzi o Haileyi Evana?
-
Nie! O ciebie! Zostawiłeś mnie dziś rano - powiedziała Megan. - A w moim rowerze
były przebite opony. Wy mi, cholera, poprzebijaliście opony! Co to ma być? Szpital
McGowanów dla niebezpiecznych przestępców?
-
Hej, hej, hej! - wtrącił się Finn. - Po pierwsze, ja cię dzisiaj rano wcale nie zostawiłem.
Evan mi powiedział, że chcesz pojechać do szkoły na rowerze.
- Taa, jasne - mruknęła Megan.
- Tak powiedział!
-
No cóż, ale ode mnie tego nie usłyszał - odparła Megan, z trudem przełykając ślinę. Na
samą myśl, że Evan specjalnie wprowadził brata w błąd, wywracał jej się żołądek. — Chyba
wszyscy w tej okolicy oszukują.
-
Znów muszę stanąć we własnej obronie. - Finn wytarł ręce w starą szmatkę do
czyszczenia pędzli i zaplótł ramiona na piersi. - Czyja cię kiedykolwiek okłamałem?
Megan popatrzyła na niego.
-
Nie. A przynajmniej nic o tym nie wiem - mruknęła, odwracając oczy.
-
Okay, to już coś. - Finn podsunął sobie stołek. - A teraz, bądź tak uprzejma i wyjaśnij
mi, co tak naprawdę zaszło na piątkowej imprezie.
-
O rany. Chyba żartujesz - zawołała z ironią Megan. - Ktoś
i
chce usłyszeć moją wersję
tej historii?
- Tak - odparł Finn. - Ja chcę.
Megan wzięła głęboki oddech i usiadła prosto.
-
Okay, zobaczyłam,
że
Hailey i Evan kłócą się ze sobą, a potem Evan poszedł do pokoju
bilardowego. Po jakimś czasie szukałam łazienki i przez pomyłkę trafiłam do pokoju, gdzie
na łóżku leżał Evan. Usiadłam obok niego i spytałam, co się dzieje. Po prostu
rozmawialiśmy. Nagle do środka wpadła Hailey, zobaczyła nas i dostała szału. Wybiegliśmy
za nią, ale zniknęła w tłumie. Wtedy Evan wyszedł z imprezy i to wszystko.
- To wszystko - powtórzył Finn.
-Właśnie tak! - potwierdziła Megan, niemal krzycząc. - Godzinę później do Aimee i do mnie
podeszła Jenna i powiedziała, że przed chwilą widziała, że Doug i Hailey uprawiają seks w
lasku. Nic więcej nie wiem.
-
Okay, niech jak sobie wszystko poukładam. Byłaś na łóżku z Evanem... - zaczął od
początku Finn.
-I co z tego? - Megan przewróciła oczami. Zarumieniła się - Siedziałam tam całe pięć
sekund.
- Więc Hailey niczego nie zobaczyła - stwierdził Finn.
- Nie miała czego.
-
A ty jej nie powiedziałaś, że między tobą a Evanem coś zaszło.
-Nie!
- Wierzę ci - oznajmił Finn i wstał.
-
Naprawdę? - spytała Megan zaskoczona. - Nawet nie chcesz sobie tego przemyśleć?
-A o czym tu myśleć? - Finn podniósł z podłogi pędzel. |Jesteś porządną, uczciwą
dziewczyną i wyraźnie się tym wszystkim martwisz. Evan i Hailey żyją takimi
dramatycznymi sytuacjami. Jako ekspert znający wszystkie zainteresowane strony uważam,
że bez własnej winy, przypadkowo zostałaś wciągnięta przez tajfun zwany „Evan i Hailey". -
Zanurzył pędzel w wodzie i pokręcił nim, oglądając się przez ramię na Megan. - Nadal
sądzisz, że jestem beznadziejny?
Megan się uśmiechnęła.
-Już trochę mniej.
-
Słuchaj... - Finn westchnął głęboko. - Evan zmieni zdanie.
- Tak myślisz?
- Taa, na pewno.
Megan bardzo chciała uwierzyć Finnowi. Przecież znał Eva- na o wiele lepiej niż ona. Ale
nadal nie mogła zapomnieć zdesperowanej miny Evana i tego, jak mówił, żeby trzymała się
od niego z daleka. Zdecydowanie nie wyglądał, jakby zamierzał zmienić zdanie w tej
sprawie.
-Ale z Dougiem tak ławo nie pójdzie - dorzucił Finn.
Megan głośno wciągnęła powietrze.
-
Wiesz, co mnie dziwi? Prawie jestem w stanie zrozumieć, czemu Doug to zrobił -
powiedziała.
-Hę?
-
No bo jeśli najseksowniejsza dziewczyna w szkole rzuca ci się w ramiona i mówi, że
zerwała ze swoim chłopakiem... A oboje jesteście nieźle pijani...
Finn zmarszczył brwi, odkładając pędzel do wyschnięcia.
- Gadasz jak facet - stwierdził wyraźnie zdziwiony.
-Ja tylko dostrzegam rzeczy oczywiste - odparła.
-
No cóż, posłuchaj, chciałbym tylko, żebyś wiedziała, że nie wyjechałbym do szkoły
dziś rano bez ciebie, gdybym nie rozmawiał z Evanem - powiedział Finn.
Zaglądając mu w oczy, Megan nie mogła uwierzyć, że choć przez chwilę podejrzewała
Finna o tak niegodziwe zachowanie. Finn to przecież Finn.
- Więc jutro zawiozę cię do szkoły - dodał.
-
Nie, dzięki - odparła Megan, myśląc o tym, jak lodowato potraktował ją Evan przed
chwilą. - Przez jakiś czas będę jeździła rowerem.
- Mówiłaś, że ktoś ci poprzecinał opony - zauważył Finn.
- Racja, muszę to naprawić. - Megan wstała. - Macie pompkę?
-
Gdzieś jest - powiedział Finn. - Pewnie w garażu. Pomogę ci znaleźć.
-
Fajnie. - Megan pierwsza wyszła z szopy. - I jak, kogo powinnam za to obwinie?
-
Za szczeniackie jak na Evana - ocenił Finn, stając z boku, kiedy Megan wyprowadzała
rower. - Chciałbym też móc powiedzieć, że to zbyt niedojrzałe jak na Douga, ale... kto się na-
bierze? Najlepiej obstawić, że to on albo łan.
Megan westchnęła.
- No cóż, przynajmniej wiem, kim są moi wrogowie.
- I, mam nadzieję, kto jest twoim przyjacielem — dodał Finn.
Jego uśmiech dotknął jakiejś czułej strony w jej duszy. Spuściła oczy i poprowadziła rower
przez trawnik.
- Dzięki.
Megan i Finn właśnie dochodzili do drzwi garażu, kiedy ich uwagę zwrócił dobiegający z
ulicy pisk opon. Megan oparła rower o ścianę. Weszli na podjazd akurat w chwili, gdy Doug
nurkował głową naprzód na tylne siedzenie odpicowanej hondy civic. Miała neonowe
podświetlenie podwozia i felgi, które pewnie kosztowały więcej niż sam samochód. Megan
zmarszczyła nos, czując dym walący z okien hondy. Kilku pasażerów zaczęło wiwatować i
coś krzyczeć, kiedy silnik zaryczał. Samochód odjechał. Mimo znaku stopu poślizgiem
wszedł w zakręt i zniknął w oddali.
-
Nic dobrego z tego nie będzie - stwierdził Finn, na głos wyrażając to, co pomyślała
Megan.
-
Na pewno nie chcesz, żeby cię podwieźć, Megan? - spytała Regina następnego ranka,
chowając portfel i okulary słonecznej do torebki.
Megan siedziała przy śniadaniu naprzeciwko Caleba i lana. Po jej prawej stronie Sean sączył
kawę i czytał Szklane miasto
Paula Austera. Megan pomyślała, że później sprawdzi w sieci, co to za książka.
-Nie, dzięki, W sumie lubię jeździć na rowerze - powiedziała Megan.
-
Okay. Ale jak zmienisz zdanie... - Zerknęła na zegarek i trochę nerwowo poprawiła
pasek torebki. - Doug! Jedziemy! Spóźnię się do pracy!
-
Drukuję! Nie wyskakuj z gaci! - odkrzyknął Doug z głębi domu.
Regina spojrzała na Megan.
-
Czy on mi właśnie powiedział, żebym nie wyskakiwała z gaci?
- Chyba tak - odparła Megan i puściła do Reginy oko.
-
Ten chłopak ma szczęście, że go nie wychowuje moja matka - stwierdziła Regina. -
Wybiłaby mu wszystkie zęby
- Co on tam robi? - spytała Megan.
-Sprawdza komputerowym słownikiem swoje wypracowanie o Szkarłatnej literze -
poinformowała Regina. - Ale i tak powinnam się cieszyć, że w ogóle odrabia lekcje. W
zeszłym roku wychowawczyni ciągle narzekała, że Doug marnuje swoje zdolności.
- Naprawdę? - spytała Megan.
-Doug jest rodzinnym bystrzakiem - wyjaśnił obojętnym tonem Sean.
-
Nie on jeden - odpaliła Regina, patrząc na Seana znacząco. Złapała kluczyki.
Sean zignorował uwagę matki i nabrał sobie potężną łyżkę musu czekoladowego.
- Doug! - krzyknęła Regina.
-
Cierpliwości, kobieto - wrzasnął Doug, truchtając korytarzem w ich stronę. W porannym
świetle wyraźnie było widać, że ma podbite oczy. Wcisnął wydruk do torby i mijając matkę,
wyszedł na werandę, gdzie już czekał Miller.
Regina wzięła głęboki oddech.
-
Boże, daj mi spokój ducha, abym umiała zaakceptować to, czego nie potrafię zmienić... -
mruknęła i poszła za synem. - Sean! Upewnij się, że chłopcy zdążą na autobus!
-
Na razie - powiedziała Megan. Wstała i wstawiła swoją miseczkę do zlewu.
- Taa - mruknął Sean.
Megan wsiadła na rower i popedałowała do szkoły, myśląc
- wymianie uwag między Seanem a Reginą. Jeśli Doug i Sean rzeczywiście byli rodzinnymi
bystrzakami, to Megan mogła sobie wyobrazić frustrację ich rodziców. Doug cały czas mazał
po spodniach i wrednie się zachowywał, a Sean wiecznie grał na gitarze albo zajmował się
motocyklem.
Kiedy Megan mijała szkolny parking, zauważyła grupkę osób stojących pod zachodnią
ścianą Liceum Baker. Zahamowała
- I
zmrużyła oczy, patrząc pod słońce. Ktoś wymalował mur niebieską i srebrną farbą.
Z tej odległości nie mogła zobaczyć szczegółów rysunku, ale zajmował niemal całą wolną
powierzchnię.
-
Co się dzieje? - spytała rudego dzieciaka, który ustawiali obok swój rower.
- Musisz to zobaczyć — odparł. - Cholernie warto.
Megan zmarszczyła brwi, kiedy dzieciak ruszył w stronę zbiegowiska. Zapięła zamek
roweru. Nagle ktoś przesłonił słońce. To był Finn. Minę miał marną.
- Co? — spytała.
- Mówiłem ci, że nie będzie z tego nic dobrego.
Megan wstała ogarnięta wielkim niepokojem. Popatrzyła za plecy chłopaka, w kierunku
szkoły.
- O nie... - wymamrotała.
- O tak - mruknął Finn.
Razem wspięli się pod górę i dołączyli do zbiegowiska. Nauczyciele, uczniowie, pracownicy
administracji, woźni - wszyscy gapili się, śmiali albo kręcili głowami. Wielkimi niebieskim i
srebrnymi literami wypisano słowa: BAK£R DO Dupy.
A pod spodem znajdował się naprawdę bardzo dobry rysunek znanej postaci anime,
obsikującej kurtkę reprezentacji Liceum Baker.
- No cóż, mogli narysować coś znacznie gorszego - stwierdziła jakaś dziewczyna stojąca
przed Finnem.
Kilka osób roześmiało się, a Megan i Finn wymienili spojrzenia. Megan zrozumiała teraz,
dokąd Doug wybrał się poprzedniego wieczoru. Nie miała też wątpliwości, że wszyscy
uczniowie i nauczyciele szybko zwrócą uwagę na własnoręcznie ozdabiane ubrania Douga.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis dziesiąty
Uwaga nr 1: Chłopcy mają mocno niedojrzałe sposoby na pokazywanie, co myślą.
Na przykład pozbawiają cię możliwości dojazdu do szkoły. Albo przecinają ci opony
roweru. Albo malują sprayem graffiti z postaciami, które sikają.
Uwaga nr 2: Chłopcy potrafią cię uspokoić samym tonem głosu.
A przynajmniej Finn to umie.
M
Rozdział 13
Megan musiała w myślach podziękować Dougowi i jego kumplom - ich niepoprawna
artystyczna demonstracja zdecydowanie odwróciła uwagę od jej rzekomych wybryków
Przez cały dzień wszyscy mówili wyłącznie o graffiti na murze szkoły. Kto to zrobił?
Ktoś z konkurencyjnej szkoły? Jak im się udało dostać tak wysoko? Wszyscy
zapomnieli, że Megan Meade w ogóle istnieje.
Na korytarzach szumiało od plotek, kiedy Megan i Finn wy-i szli z klasy po
hiszpańskim. Po drugiej stronie korytarza czekała na nich Aimee.
- Co słychać? - spytała Megan.
-
Namierzają podejrzanych - poinformowała Aimee. - Betsy wyciągnęła z
trygonometrii Chada Linusa w samym środku klasówki.
-
O cholera! - Finn stanął jak wryty, kiedy weszli do głównego holu.
- Co? - Megan podążyła za jego wzrokiem.
Kilka drzwi dalej jakiś wysoki facet z szerokimi ramionami kwadratową szczęką i
okularami z grubymi szkłami wprowadzał Douga do któregoś pokoju biurowego. Facet
wyglądał jak Frankenstein bez kołków w szyi.
- Kto to jest? - spytała Megan.
- Wicedyrektor - odparła Aimee. - Doktor Frank.
-
Żartujesz... - Megan spojrzała z powątpiewaniem na przyjaciółkę.
- A co, nieźle pasuje nazwisko do osoby - wtrącił się Finn.
Doug wbijał wzrok w ziemię, wchodząc do gabinetu. Wyglądał jak dzieciaczek, który
ze wszystkich sił stara się odgrywać twardziela. Ogarnęło ją współczucie dla Douga,
ale jednocześnie miała ochotę podejść do niego i dać mu klapsa. Naprawdę uważał, że
nie zostanie przyłapany?
- Idę tam. - Finn ruszył korytarzem.
- Co? Dlaczego? - spytała Megan. - Co oni teraz zrobią?
-
Nie wiem, ale to mój brat. - Finn wzruszył ramionami. - Może to głupie, ale mam
taką odruchową potrzebę, żeby pomóc dzieciakowi.
-
Okay, rozumiem. Naprawdę - powiedziała Megan. - Ale to on wymalował mur.
Może właśnie powinien być ukarany. Sama nie wiem. Może to go nauczy rozumu.
Finn wypuścił powietrze z płuc.
- Megan, nie zrozum mnie źle, ale ty nie znasz całej historii.
-Jakiej całej historii? - spytała Megan.
-
Z Dougiem - wyjaśnił Finn. - To nie takie proste, jak myślisz. No bo spróbuj
dorastać jako brat bliźniak Millera. W dodatku w otoczeniu pięciu innych braci. On nie
jest złym człowiekiem, rozumiesz? Ale jest...
Megan z wysiłkiem przełknęła ślinę.
- Twoim bratem.
-
Taa - powiedział Finn. - Ja nie twierdzę, że to wszystko usprawiedliwia, naprawdę.
Bo tak nie jest. Ja tylko mówię, jak to wygląda z jego strony. To nic zabawnego, kiedy
dzieciak tuż obok ciebie skupia na sobie całą uwagę otoczenia. A przecież nie możesz
przeciwko temu zaprotestować, bo tamten jest chory.
Megan i Aimee wymieniły spojrzenia.
-
Okay, ale co chcesz tam powiedzieć? - odezwała się w końcu Megan.
Finn odwrócił się i ruszył w stronę drzwi gabinetu. Westchnął i uniósł oczy do nieba.
-
Nie wiem. Może po prostu skłamię, że wczoraj wieczorem Doug był ze mną -
powiedział.
- Nigdy ci nie uwierzą - stwierdziła Aimee.
-
Ona ma rację - wtrąciła Megan. - Jesteś jego bratem. Po- myślą, że kłamiesz, żeby
go wydostać z tarapatów. — Megan zaczęło bić szybciej serce. Przypomniała sobie
wyraz twarzy Douga po bójce z Evanem. Widziała, jak traktował lana i Caleba Cóż, pod
przebraniem gangsta krył się całkiem przyzwoity dzieciak. Chyba wystarczyło tylko,
żeby ktoś to zauważył. - Alej może kupią tę historię ode mnie.
Sięgnęła do klamki drzwi, ale Finn złapał ją za ramię.
Megan...
-
Daj spokój, Finn. Ja nie mam żadnego powodu, żeby go ochraniać, prawda? -
powiedziała Megan.
Finn się zamyślił.
-Ale ty przecież nie cierpisz Douga. Więc... czemu to robisz?
-
Nazwijmy to zboczeniem - zażartowała. - Nie lubię patrzeć, jak moi przyjaciele się
martwią.
Finn uśmiechnął się, a Megan serce zabiło.
Otworzyła drzwi i weszła do gabinetu, a potem wystawiła głowę na korytarz.
-
Oczywiście mówiłam o twoim zmartwieniu, nie jego zmartwieniu.
Finn się roześmiał.
- Idź już.
Drzwi zamknęły się za Megan. Doug siedział pod ścianą, na, starej, krytej skajem
kanapie. Podniósł wzrok, kiedy Megan] weszła do środka. Na kolanach miał stos
książek. Na każdej było mnóstwo jego oryginalnych rysunków. Megan cmoknęła z
niesmakiem i złapała książki, siadając obok niego.
-
Wiesz co, jak na rzekomo bystrego faceta, nie myślisz za szybko - powiedziała
Megan, rozpinając plecak.
- Co robisz? - spytał Doug.
-Ratuję ci tyłek. - Megan wyjęła kilka własnych, czystych podręczników i położyła
Dougowi na kolanach, a potem schowała jego książki do swojego plecaka. - Gdzie
twoje wypracowanie o Szkarłatnej literze? - spytała.
- Co? Powaliło cię.
- Gdzie je masz? - spytała jeszcze raz Megan.
Chłopak skrzywił się, pochylił i wyciągnął kartki z jednego ze swoich zeszytów. Megan
ułożyła wydruki na stosie książek, a potem zapięła swój plecak.
Z wewnętrznego gabinetu wyjrzał doktor Frank.
- A to kto? - spytał, patrząc na Megan.
-Jestem tu jako świadek - Megan wstała.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, yo! - Doug również wstał.
Megan z ulgą zauważyła, że przynajmniej zostawił swoje pomazane rysunkami spodnie
w domu. Teraz miał na sobie czyste dżinsy, choć trochę postrzępione.
-
Taa, jasne - mruknęła Megan. Wyciągnęła rękę do doktora Franka, który uścisnął ją
po chwili totalnego zaskoczenia. - Jestem Megan Meade. Chodzę do Baker od tygodnia
- dodała. - Wiem, co Doug robił wczoraj wieczorem.
-
Ach tak? - Doktor Frank zaplótł długie ramiona na piersi. - No to wejdźcie.
Megan z uśmiechem przeszła obok wicedyrektora, a za nią kroczył Doug, który -
całkiem mądrze i po raz pierwszy od chwili, kiedy Megan go poznała - trzymał buzię na
kłódkę. Gabinet przypominał loch. Ściany pomalowano na szaro, a na biurku paliła się
tylko lampka ze słabą żarówką. Pionowe żaluzje zostały szczelnie zasunięte, a jedyną
ozdobą gabinetu był oprawiony w ramki dyplom doktora Franka i plakat z biegaczami
długodystansowymi podpisany: DYSCYPLINA.
-
Proszę siadać - Doktor Frank wskazał dwa krzesła stojące przed jego metalowym
biurkiem.
Doug opadł na krzesło. Megan usiadła na skraju drugiego wyprostowana jak struna.
Jedno wiedziała na pewno - jak rozmawiać z surowymi dorosłymi. W końcu dorastała w
otoczeniu oficerów armii - taki wicedyrektor to przy nich drobiazg.
- N a początku chciałbym zaznaczyć, że kiedy zobaczyliśmy dziś rano graffiti
wykpiwające Liceum Baker, z góry założyliśmy, że tego czynu dokonali uczniowie
szkoły rywalizującej z nami. Ale zanim zwrócimy się do władz z prośbą o przejęcie!
śledztwa, musimy się upewnić, że sprawca nie chodzi po naszych korytarzach:
Rozumiecie, jak bardzo byłoby to żenującej
Megan pokiwała głową. Doug zaczął się kręcić na krześle.
- Panie McGowan, wiem o tym z pewnego źródła, że... postać ozdabiająca naszą
ścianę należy do pańskich ulubionych a mówił dalej doktor Frank, zaplatając dłonie na
brzuchu i wygodniej rozsiadając się w fotelu. - Większość pańskich kolegów już się
przyznała do współudziału. Nie jestem pewien, czy znajdzie się dla niego jakieś
usprawiedliwienie, panno Meade.
- Facet, daj spokój. Ja nic nie...
- Doug i ja uczyliśmy się razem wczoraj wieczorem. - Megan przerwała chłopakowi,
zanim zdążył palnąć coś, czego później by żałował. - Pomagałam mu napisać
wypracowanie na temat Szkarłatnej litery. Mój nauczyciel poświęcił w zeszłym roku pół
semestru na tę lekturę, więc znam ją na pamięć. W każdym razie, siedzieliśmy
przynajmniej do dwunastej i Doug już prawie zasypiał, kiedy wychodziłam od niego z
pokoju, więc...
- Pomagała ci w pracy domowej? - zwrócił się doktor Frank; do Douga.
- Tak właśnie powiedziała - odparł Doug wojowniczo.
Megan westchnęła. Naprawdę niczego jej nie ułatwiał.
- Czyja mogę zobaczyć to wypracowanie? - poprosił doktor Frank.
Och! Ja je mam - odparła słodko Megan. - Obiecałam mu, że jeszcze raz przeczytam na
dużej przerwie. - Wyjęła wydruk z torby i podsunęła doktorowi Frankowi. - Tak przy
okazji, wypadło świetnie - zwróciła się do Douga.
Chłopak spojrzał na nią, jakby mówiła po chińsku.
Doktor Frank powoli przewracał stronice. Megan wiedziała, że on tylko gra na zwłokę,
obmyślając następny ruch.
-
A może po prostu próbujesz ochraniać McGowana? - spytał wreszcie doktor Frank.
-Ja? Ochraniać jego? - oburzyła się Megan. - Och, proszę... Po pierwsze, moi rodzice
służą zawodowo w armii i nauczyli mnie nie oszukiwać zwierzchników - powiedziała
Megan poważnie. Nauczyli mnie też, że zawsze trzeba być lojalnym wobec swojej
jednostki. - Po drugie, nie mam żadnego powodu, żeby ochraniać Douga. Nie cierpimy
się nawzajem.
- Święta prawda - przyznał Doug.
-Jeśli tak, to czemu pomagałaś mu odrobić lekcje? - spytał doktor Frank. Wyglądał jak
kot, który właśnie połknął kanarka.
-
No cóż, przecież nie mogę odmówić człowiekowi, który przychodzi do mnie w
potrzebie, z żałosną miną, prawda? - spytała Megan z pobłażliwym uśmiechem.
Doug przewrócił oczami. Doktor Frank przyglądał się im przez długą chwilę. Wreszcie
westchnął i oddał wydruk Dougowi.
-
No cóż, Douglasie, żaden z kolegów nie wspomniał o twoim udziale w tym
incydencie. Ale ja wiem, że uwielbiasz anime... - Doktor Frank pokręcił głową. - Nie
mam przeciwko tobie żadnych wyraźnych dowodów, więc nie mogę obciążyć cię
odpowiedzialnością.
-
To do widzenia. - Doug z hurkotem poderwał się z krzesła i ruszył do drzwi.
-
Ale...! - zawołał za nim doktor Frank, a Doug przystanął. - Chciałbym powierzyć
tobie i pannie Meade rolę opiekunów grupy Wyznaczonej do usunięcia graffiti.
-
Co? Przecież pan słyszał, że ja nie miałem z tym nic wspólnego. .. — zawołał
Doug.
-
Nieważne, panie McGowan. I proszę mi wierzyć, jeśli nie chce pan, żebym bardziej
dogłębnie zbadał całą tę sprawę, natychmiast przyjmie pan moją wspaniałomyślną
propozycję - powiedział doktor Frank, podnosząc się z fotela; I Megan, i Doug musieli
zadrzeć wysoko głowy, żeby spojrzeć na wicedyrektora. - Zorganizujcie sobie zespół, a
administracja przygotuje środki czyszczące, które będą na was czekały dzisiaj zaraz po
szkole.
- To nie... - zaczął Doug.
-
Oczywiście, przyjdziemy - wtrąciła natychmiast Megan, stając w otwartych
drzwiach. - Miło było pana poznać, panie dyrektorze.
Uśmiechnął się po raz pierwszy, obnażając rząd bardzo dużych, żółtych zębów.
- Mnie też było miło, panno Meade.
- Hej! No i jak poszło?
Finn stał tuż obok drzwi do stołówki, do której Megan weszła w chwilę po swojej
rozmowie z doktorem Frankiem. Doug wcisnął Megan stos jej książek, odebrał własne i
szybko poszedł w przeciwną stronę. Nawet nie wykrztusił słowa podziękowania!
-Wykręcił się... chyba - powiedziała Megan.
- Co to znaczy? - spytał Finn.
- No cóż, nie został zawieszony.
Twarz Finna się rozjaśniła.
- Megan, wspaniale! Dzięki wielkie!
-
Taa, tylko że doktor Frank nie uwierzył nam do końca, więc jesteśmy teraz
odpowiedzialni za akcję usuwania graffiti - dodała Megan. - Musimy zebrać załogę,
która spotka się dziś po lekcjach.
-
Uuu - Finn zrobił kwaśną minę. - No cóż, przyszłaś we właściwe miejsce.
Rozejrzeli się po stołówce, gdzie setki rówieśników siedziały i jadły, na pewno tylko
czekając, żeby się zgłosić na ochotnika do zajęć po szkole.
- Trudno, muszę się tym zająć - mruknęła Megan.
- A co z Dougiem? — spytał Finn.
-
Na jego pomoc chyba nie ma co liczyć - odparła Megan, wchodząc do środka. -
Życz mi powodzenia.
- Powodzenia — powiedział Finn z uśmiechem.
Megan wiedziała, że większość osób nadal nie miała najmniejszej ochoty z nią
rozmawiać ani nawet jej znać, ale nie widziała innego wyjścia. Doktor Frank wydał jej
się człowiekiem dość zasadniczym. Kto wie, jaka ją czeka kara, jeśli sobie nie poradzi z
tym drobnym zadaniem? Postanowiła zacząć od swoich tak zwanych przyjaciółek,
które przynajmniej kiedyś się do niej odzywały.
-
Cześć, dziewczyny. - Wpychając ręce w kieszenie dżinsów, podeszła do stołu od
strony, gdzie siedziała Ria.
Przez chwilę nikt nie reagował. Potem Jenna szybko podniosła oczy znad sałatki
owocowej i odpowiedziała:
- Cześć.
-
A więc... tak teraz będzie? - spytała Megan. - Rozeszło się kilka plotek i nagle
jestem jak choroba zakaźna?
Ria westchnęła i przerwała jedzenie. Pearl tylko zrobiła zbolałą minę.
-
No cóż, nieważne. Nie w tej sprawie tu przyszłam. Zbieram grupę ochotników do
usuwania graffiti dziś po południu. Pomyślałam, że może będziecie chciały się włączyć.
-
Niech zmywają ci, którzy pomazali ścianę - parsknęła Ria. - A może to ty zrobiłaś?
- Nie jestem wandalem - odparła Megan.
- A kim? - rzuciła zawadiacko Ria.
- Ria... — odezwała się cicho Jenna.
-
Nie, nic się nie stało, Jenna. - Megan zaczęło się robić gorąco. - Wiesz co, Ria? Ja
nie zrobiłam nic z tego, o co jestem posądzana. Ale teraz problem polega na tym, że
nasza szkoła została zeszpecona, więc trzeba to naprawić. I ja się tym zajmę, chociaż
jestem tu zaledwie od tygodnia i nie cierpię tej budy.
Ria spuściła wzrok. Wydawała się trochę mniejsza niż przed chwilą.
-
Wierzcie sobie, w co chcecie, na mój temat - dodała Megan. - Ale mam nadzieję, że
zobaczę was po szkole.
Odwróciła się i podeszła do następnego stolika. Nie chciała]pozwolić, żeby dotknęło ją
zachowanie Rii, ale w sumie była. zadowolona, że tak się stało. Potrzebowała
przypływu świętego oburzenia, żeby stawić czoło reszcie uczniów.
-Cześć, jestem Megan Meade - zaczęła. - Zbieram grupę; osób, które pomogą mi usunąć
graffiti...
Ciągnąc swoją mówkę, Megan zauważyła, że w przeciwległym krańcu stołówki Finn
zwracał się do osób przy stole dla artystycznych typów. Megan pochwyciła spojrzenie
chłopaki i się uśmiechnęła. Finn odpowiedział uśmiechem.
Megan szybko znów skupiła się na bieżącym Zadaniu. Musiała wykorzystać tę falę
adrenaliny.
Tego popołudnia Megan zwolniła się z treningu - ku wielkiemu niezadowoleniu
Leonard - i poszła pod mur szkoły. Miała tylko nadzieję, że ktokolwiek się tam pojawi.
Nawet obecność Douga stała pod znakiem zapytania, a w czasie lunchu nikt specjalnie
nie zwrócił uwagi na prośby.
Megan wyszła zza rogu i oniemiała. Finn stał w środku grupy uczniów, w skład której
wchodzili Ria, Jenna, Pearl, Aimea i Doug z kilkoma dziewczynami z drużyny piłki
nożnej.
- Cześć. — Megan podeszła do towarzystwa.
-
Cześć - odparł Finn z uśmiechem. - Właśnie wyjaśniałem wszystkim, co trzeba
robić.
U jego nóg stał otwarty plastikowy pojemnik z jakąś mazią. Były też pudła okularów
ochronnych i szpachli. Pięć drabin opierało się o ścianę.
- Kto ci kazał nadzorować tę akcję? - spytała Megan.
-Woźny Steve - odparł Finn, pocierając dłonie. - Nie chciał
na ciebie czekać, więc mi wszystko przekazał. Mówił coś, że to jego wieczór na kręgle,
nie bardzo pamiętam.
- Okay, no więc co robimy? spytała Megan.
-
Trzeba rozsmarować tę masę po całym napisie i ona ma podobno wessać farbę -
wyjaśnił Finn, przyklękając i zakładając gumowe rękawice. - Kłopot w tym, że
śmierdzi i mamy uważać, żeby się nią nie wybrudzić.
-
Świetnie. Widać szalenie bezpieczne zajęcie - powiedziała Megan, wywołując
wybuch śmiechu zebranych. - No to do roboty.
Wszyscy stłoczyli się wokół pudeł ze sprzętem ochronnym i zaczęli się szykować.
Megan znalazła się obok Rii. Podała jej rękawice.
- Dzięki - powiedziała Ria.
- Nie ma sprawy - odparła Megan.
-Wiesz, to naprawdę fajne, że się tym zajęłaś - odezwała się Ria, wybierając parę gogli.
- Przecież jesteś tu nowa...
-
Taa, szczerze mówiąc, nie zgłosiłam się na ochotnika, ale i tak uważam, że to
ważne.
-
Pewnie. - Ria spojrzała w ziemię, bawiąc się paskiem od gogli. Pokora nie bardzo
pasowała do tej dziewczyny, więc wywoływała w Megan jeszcze większe wzruszenie. I
przykro mi za tych kilka ostatnich dni. Byłam trochę wredna. Nie wiem, dlaczego
uwierzyłam Hailey.
-Jasne, że wiesz - powiedziała Megan. - Ze strachu. Chodź. Odwalmy tę robotę, zanim
Leonard nas wszystkie pozabija.
Megan zaczęła się odprężać, kiedy zabrała się do pracy. Wszyscy gawędzili przyjemnie
i nikt nie mówił o niej ani o Evanie, ani o Hailey. Słońce świeciło, z boisk i sali
gimnastycznej dobiegały odgłosy różnych treningów. Megan ogarnął spokój.
Właśnie kończyła usuwanie kurtki reprezentacji, kiedy Aimee podeszła zamieszać
środek do usuwania farby.
-
Widziałam cię dziś na dziedzińcu z Millerem - zagadnęła Megan. -
Rozmawialiście?
Aimee się zarumieniła.
- Niezupełnie. Po prostu lubię jego towarzystwo.
-
Taa, dlatego że on nie miele ozorem - odezwał się Doug, ochlapując mazią
fragment ściany. - Umarłabyś z nudów, gdyby zaczął gadać.
-
Nie zwracaj na niego uwagi - powiedziała Megan do Aimee, próbując nie dopuścić
do siebie gniewu. - On się obraził na cały świat.
- Aha, teraz ci się wydaje, że mnie znasz? - burknął Doug.
-
Taa, znam cię - odpaliła Megan. - Jesteś bystry, dowcipny, zdolny i masz
fantastyczną rodzinę, ale jedyne, co ci się chce robić, to snuć się po świecie i zgrywać
ofiarę. To po prostu wkurzające.
O rany. Skąd mi się to wszystko bierze? Megan miała wrażenie, że kiedy raz już
zaczęła wyrażać na głos własne myśli, nie jest w stanie przestać.
Twarz Douga przybrała odcień głębokiej purpury.
-
Lepiej się zamknij, suko, bo nie masz pojęcia, o czym gadasz - rzucił.
-Hej! - krzyknął Finn, wchodząc między nich. - Jak t y j ą nazwałeś?
-
Słyszałeś - powiedział Doug z twarzą wykrzywioną z wściekłości.
- Przeproś, Doug - rozkazał Finn.
- Taa, jasne - mruknął Doug szyderczo.
-
Pogięło cię, facet? - spytał Finn. - Wiesz, że Megan uratowała ci dzisiaj tyłek.
Mogli cię znów zawiesić albo wywalić ze szkoły. Powinieneś jej podziękować.
Megan skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na Douga wyczekująco. Na usta pchał
jej się uśmiech, ale starała się nad nim zapanować. Finn i Doug patrzyli na siebie,
podczas gdy wszyscy inni obserwowali ich w napięciu. Wreszcie Doug przerwał impas
i zerknął na Megan.
-
Dzięki wielkie - powiedział ironicznie. A potem zerwał gumowe rękawice, cisnął
je pod nogi Megan i odszedł wielkimi krokami.
Finn westchnął, spoglądając za bratem.
- Moi rodzice naprawdę powinni poprzestać na mnie.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem i wkrótce znów zabrali się do
pracy. Megan skinieniem głowy podziękowała Finnowi, a on podniósł szpachlę
porzuconą przez Douga.
-
Naprawdę fajnie, że mu pomogłaś - odezwał się, wycierając szpachlę z trawy i
ziemi. — Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak cię potraktował.
-
No cóż, niedawno usłyszałam kilka rzeczy, które dały mi do myślenia -
powiedziała Megan. - Ale nadal uważam, że należy mu się lanie.
-
Ale ty nieźle utarłaś mu nosa - stwierdził Finn. - Chyba się nie spodziewał, że
usłyszy od ciebie, że jest bystry, dowcipny i zdolny.
- Mówię, co myślę.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis jedenasty
Uwaga nr 1: Chłopcy są wrażliwi.
Nawet ci, którzy wydają się totalnymi dupkami.
Uwaga nr 2: Chłopcy nie wiedzą, kiedy sobie odpuścić.
Zwłaszcza ci, którzy wydają się totalnymi dupkami.
Rozdział 14
W piątek po południu, przy lunchu, Megan i Miller podeszli do stołu, przy którym
zawsze siadali od czasu usuwania graffiti - stołu Aimee. Spróbowali tego we środę.
Megan nie wiedziała, jak Miller zareaguje na towarzystwo dwóch nowych osób, ale on
po prostu usiadł sobie i zjadł lunch w milczeniu. Dzisiaj Aimee, Ria, Pearl i Jenna
czekały na Megan i Millera Megan widziała, że coś się kroi, bo wszystkie siedziały tam
tak cicho, z założonymi rękoma i próbowały się nie uśmiechać.
- Okay... co jest? - spytała Megan.
Miller uśmiechnął się od ucha do ucha i dopiero teraz Megan zauważyła, że tace z
jedzeniem koleżanek zostały uporządkowane dokładnie tak, jak lubił Miller. Wszystko
stało według wielkości, od lewej do prawej.
Megan postawiła własną tacę na stole i szeroko się uśmiechnęła.
-
Cześć, Miller — zawołała Aimee wesoło, kiedy siadał obok niej, naprzeciwko
Megan.
-
Cześć, Aimee - powiedział Miller. Rumieniąc się, zaczął ustawiać rzeczy na swojej
tacy.
- -Wolne? - Finn właśnie siadał na krześle obok Millera. Miał na sobie jasnoniebieski
T-shirt, który nadawał jego oczom niesamowity, cudowny kolor. Cześć - powiedziała
Megan.
- Cześć.
Uśmiech chłopaka przypomniał Megan o pewnym wieczorze, kiedy oboje
odprowadzali jej rower do garażu. Nie wiedziała, dlaczego pomyślała akurat o tamtym
momencie, ale jakoś drgnęło jej serce. Interesujące.
-
Moje panie. - Finn kiwnął głową wszystkim koleżankom przy stole.
- Mój panie - odparła żartobliwie Ria.
- Co jest, Miller? - spytał Finn.
- To tak nie stoi. — Miller wbijał wzrok w tacę Finna.
- Och, przepraszam. - Finn szybko przestawił jedzenie.
-Jezu, Finn, my już wszystkie opanowałyśmy tę technikę.
Co z tobą? - zażartowała Megan.
-
Ojej, nie wiem, co się ze mną dzieje - odparł Finn lekkim tonem. - Lepiej? - spytał
Millera.
-
Taa. To jest Aimee. - Miller wskazał kciukiem na Aimee. - Moja nowa
przyjaciółka.
Dziewczyna aż otworzyła usta ze zdziwienia.
- Cześć - powiedziała do Finna, chociaż już się dobrze znali.
-
Cześć—odparł Finn. - Nie wiedziałem, że masz nową przyjaciółkę, Miller. To
świetnie.
- Megan też jest moją nową przyjaciółką - dodał Miller.
Finn spojrzał na Megan. Aż promieniał.
- Taa, wiem. To widać.
Megan nagle bardzo się zainteresowała własną sałatką. Czuła na sobie wzrok
wszystkich osób przy stole i nie podniosła głowy, dopóki towarzystwo znów nie
zaczęło jeść. Ria pochwyciła wzrok Megan i posłała jej spojrzenie pełne uznania.
- Co? - szepnęła Megan bezgłośnie, marszcząc brwi.
Ria wymownie spojrzała w kierunku Finna, dając do zrozumienia, że on pojawił się tu
dla Megan. Przyszedł, bo Megan mu się podoba.
Megan przewróciła oczami, pokręciła głową i znów opuściła wzrok na tacę, żeby Ria
już dała sobie spokój. Wstrzymując oddech, zerknęła na Finna, a on szybko odwrócił
oczy. Obserwował ją przed chwilą.
Serce Megan zaczęło galopować. Wzięła duży łyk napoju. Nie, ona się wcale Finnowi
nie podoba. On lubi takie dziewczyny, jak Kayla Bird. Może nie bardzo im wyszło, ale
Kayla wyraźnie była w jego typie, a przecież Megan w niczym nie przypominała
wiotkiej baletnicy. Nie, Ria się pomyliła. Na pewno.
Tego popołudnia, po prysznicu, Megan uznała, że pójdzie do szopy i posiedzi sobie z
Finnem. Może wtedy wyleczy się z obsesji, która jej doskwierała przez cały dzień. Od
chwili, kiedy Ria zasugerowała, że Megan podoba się Finnowi - poparła tę sugestię
konkretnymi przykładami w czasie treningu - Megan ani na chwilę nie mogła przestać
myśleć o Finnie. Czy ona mu się podobała? A jeśli on jej się spodoba? Co wtedy?
Sama doprowadziła się na skraj szaleństwa i to tylko dlatego, że Ria zasiała jej w
głowie ziarenko wątpliwości. Wczoraj wcale nie myślała o Finnie. No cóż, prawie
wcale. Musiała z nim posiedzieć i przypomnieć sobie, na czym naprawdę opiera się ich
znajomość. Są przyjaciółmi. Finn wcale nie traktował jej, jakby była kimś więcej.
Megan zdecydowała zdusić w zarodku tę obsesję, zanim natarczywe myśli wymkną
się spod kontroli. Zaplotła wilgotne włosy w warkocz i wyszła z domu. Natychmiast
opuściła ją cała determinacja. Na środku podwórka, głęboko pogrążone w rozmowie,
stały akurat te dwie osoby, których Megan nie miała najmniejszej ochoty właśnie teraz
oglądać — Evan i Hailey.
Megan nie wierzyła własnym oczom. Jak to możliwe, że tych dwoje ze sobą
rozmawia? Dlaczego Evan wybaczył Hailey zdradę, a nie wybaczył Megan rzeczy,
których nawet nie zrobiła? Oboje podnieśli wzrok i przywitali ją zimnymi, niechętnymi
spojrzeniami.
- Idę do środka - oznajmiła Hailey Evanowi. Przeszła obok Megan, ale ani razu nie
podniosła na nią oczu.
Evan ruszył śladem swojej tak zwanej ukochanej, po drodze piorunując Megan
wzrokiem pełnym pogardy.
Dość, Megan nie zamierzała dłużej tego znosić.
-
Nie możesz mi spojrzeć w oczy, co, Hailey? - odezwała się, obracając na pięcie. -
Nic dziwnego, po tych wszystkich twoich kłamstwach.
Hailey przystanęła przy drzwiach, ale Evan obrócił się w stronę Megan. Oczy mu
płonęły.
- Może dasz jej wreszcie święty spokój? - warknął.
-Jesteś jeszcze gorszy niż ona, wiesz? - krzyknęła Megan. -
Hailey przynajmniej miała powód, żeby tak się zachować. Nigdy ani razu cię nie
okłamałam, ale ty, ot tak, zdecydowałeś się mi nie wierzyć. Jesteś tak totalnie
ogłupiony.
- Och, przestań! - zawołała Hailey.
-
To twój największy argument? „Och, przestań"? — zaszydziła Megan. - Naprawdę
zamierzasz udawać, że nie wiesz, co zaszło? Chcesz kłamać mi prosto w twarz? Jesteś
niesamowita.
Hailey spojrzała na Megan z gniewem, ale w ułamku sekundy spuściła oczy.
-
Zapytaj ją - poleciła Megan Evanowi. - Zapytaj, czy powiedziałam jej, że coś
między nami zaszło. No, dalej. Chcę zobaczyć, jak wielką jest oszustką.
Evan patrzył na Megan przez długą chwilę, zaciskając szczęki.
Megan czuła się tak, jakby właśnie wstrzyknięto jej truciznę prosto w serce.
-W głowie mi się nie mieści, że zmarnowałam chociaż jedną chwilę swojego czasu na
myślenie o tobie.
Mijając Hailey, Megan zawróciła do domu i poszła do pokoju. Była tak okropnie
rozzłoszczona, że omal nie eksplodowała ze zdenerwowania. Złapała za telefon i
wykręciła numer Trący. Tylko z nią mogła na ten temat porozmawiać.
- Megan? - odezwała się Trący zaskoczona.
Wiesz co, Trace? Ten intensywny kurs ze znajomości chłopaków naprawdę działa -
mówiła Megan, spacerując po pokoju. Przystanęła na moment i wyjrzała przez okno:
Evan siedział teraz na hamaku, z głową w dłoniach. - I wiesz, czego się nauczyłam?
- No, czego? - zapytała Trący.
- Ze faceci są totalnie nic niewarci.
Poczuj, że jesteś w szczęśliwym miejscu, Megan. Znajdź swoje szczęśliwe miejsce...
Lemon, osobista konsultantka kosmetyczna Megan, obłożyła twarz dziewczyny kolejną
warstwą śmierdzącego, obrzydliwego paskudztwa, wmasowując je w skórę opuszkami
palców. Wydawało się, że mieszanina pełna jest okruchów szkła. I żwiru. Cokolwiek to
było, drażniło nie tylko skórę, ale i wszystkie nerwy.
I jak to miało człowieka odstresować? Megan nadal była spięta po wczorajszej
konfrontacji z Evanem i Hailey. Tak bardzo chciała się zrelaksować. Najlepiej
aktywnie. A teraz nie dość że musiała leżeć bez ruchu, to jeszcze Lemon zdzierała jej
skórę z twarzy.
-
Odpręż się, dziewczyno. Jesteś tu po to, żeby się wyluzować - powtarzała Lemon
nonszalanckim tonem, atakując dłońmi skronie Megan. Nastroszone włosy kosmetyczki
miały niemal cytrynowy kolor, zgodnie z przezwiskiem, a czerwony kolczyk w jej
nosie połyskiwał przy każdym ruchu głowy.
-A czemu myślisz, że nie jestem odprężona?
-
Po pierwsze, cały czas machasz stopą - odparła Lemon z szerokim uśmiechem. - I
nie jesteś w stanie zamknąć oczu na dłużej niż trzy sekundy.
- I co? Może tak wyglądam, kiedy się relaksuję.
-
Och, kochanie. Mam nadzieję, że nie. - Lemon zmarszczyła brwi ze współczuciem.
Obrzuciła spojrzeniem całą sylwetkę swojej klientki i się skrzywiła.
- Co? - rzuciła Megan.
- Przestań zaciskać dłonie w pięści, kotku - powiedziała. ?
Megan rozluźniła dłonie. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że je zaciskała, a kiedy już
rozprostowała palce, poczuła w dłoniach mrowiący ból.
-
Tylko popatrz, co sobie zrobiłaś. - Lemon cmoknęła i uniosła nadgarstek Megan.
We wnętrzu obu dłoni widniały cztery czerwone ślady w kształcie półksiężyca,
zostawione przez paznokcie.
Gdzieś w górze rozbrzmiewała melodyjka wygrywana przez krowie dzwonki. Megan
usiłowała skupić się na melodii. Może jeśli pięć razy z rzędu usłyszy ten regularny
motyw, okaże się, że można już stąd iść.
-
A teraz wdychaj powietrze nosem, a wydychaj ustami — poinstruowała Lemon,
przesuwając dłońmi w górę i w dół nad ciałem dziewczyny. - Wdech nosem... I wydech
ustami.. .
Megan wypełniła polecenie. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
-
Powoli, kotku! Powoli - stopowała Lemon. - Nie biegniesz w maratonie.
Oooch... pobiec w maratonie. Są takie szczęśliwe miejsca na ziemi...
Wyobraziła sobie, jak stopy uderzają rytmicznie o ubitą ziemię, wiatr rozwiewa włosy
od szybkiego biegu, płuca płoną, kiedy zmusza się do coraz większego wysiłku.
Oczyma duszy Megan zobaczyła biegnących przed nią Hailey i Evana. Wyprzedziła
ich, widziała zaskoczenie na twarzy Hailey i podziw Eva- na, kiedy wreszcie do niego
dotarło, o ile lepsza jest Megan od Hailey. Usiłował wymknąć się Hailey i dogonić
Megan, ale zostawiła go daleko w tyle.
- No, proszę. Uśmiechasz się — powiedziała Lemon.
- Taa. Skończyłyśmy już? - spytała Megan.
Na pewno nie zdoła pozbyć się demonów Hailey i Evana, leżąc na miękkim fotelu z
paciają na twarzy. Potrzebowała ostrego treningu. Chciała wreszcie dać upust temu
nadmiarowi energii. Musiała się stąd wydostać. Jak najszybciej.
-
No cóż, powinnam to jeszcze zostawić na trzy minuty, ale jeśli czujesz się
odmłodzona, to wykonałam swoje zadanie stwierdziła Lemon. - Czujesz się
odmłodzona?
- Nie mam pojęcia - odparła Megan.
- No dobrze. To zmywamy - zawołała radośnie Lemon.
Nareszcie. Koniec koszmaru.
Lemon zmyła twarz Megan ciepłą wodą i podała jej miękki ręcznik. Jeszcze nic nigdy
nie sprawiło Megan takiej przyjemności, jak dotyk tego ręcznika. Może rzeczywiście
czuła się trochę odmłodzona. A może to tylko myśl, że niedługo się stąd wydostanie,
sprawiała, że twarz tak przyjemnie mrowiła.
- Dzięki - rzuciła Megan, wychodząc z gabinetu kosmetyczki.
Wróciła do szatni, gdzie razem z Reginą przebrały się wcześniej w firmowe szlafroki.
Prawie już czuła korki na swoich świeżo wypedikiurowanych stopach. Trening potrwa
jeszcze z półtorej godziny. Mnóstwo czasu, żeby wyładować agresję.
-
Cześć! - Regina przywitała ją rozanielonym uśmiechem, stając na środku szatni. -
Gotowa na masaż?
Szczęście Megan wyparowało w mgnieniu oka.
- Na co? — wykrztusiła.
-
Na masaż! - powtórzyła Regina, stając przed Megan. -Wielki finał naszego dnia
odnowy biologicznej. Zarezerwowałam9 gabinet dla nas obu.
Megan aż oczy zapiekły od powstrzymywanych łez. A była już tak blisko wolności.
-
Szukamy Megan i Reginy - odezwał się wysoki, muskularny mężczyzna, wsuwając
głowę do gabinetu. Miał falujące włosy, w stylu z lat 70. i urodę mężczyzn z okładek
romansów dla pań
-
To my - zgłosiła się Regina. - Będzie bardzo przyjemnie - szepnęła do Megan,
kiedy wyszły za mężczyzną na korytarz. Założę się, że po tych wszystkich treningach
przyda ci się po rządny masaż.
Megan z trudem przełknęła ślinę, kiedy mężczyzna otworzył przed nimi drzwi do
niewielkiego gabinetu. Po chwili dołączył
do niego jeszcze jeden facet, równie wysoki, tyle że Afroamerykanin i to totalnie
seksowny. Megan stanęła pod ścianą, gapiąc się na dwa stoły pokryte białymi
prześcieradłami.
Proszę, powiedzcie mi, że ci dwaj faceci nie będą nam robić... masażu.
Pierwszy facet przedstawił siebie i kolegę:
-Jestem Corey, a to Ben. Dzisiaj zrobimy wam masaż.
W gabinecie było nieznośnie gorąco, ale Megan i tak zaczęła mocno ściskać szlafrok
przy szyi.
—Macie panie jakieś kłopotliwe miejsca, którymi powinniśmy się zająć? - spytał Ben.
Czy Megan się tylko wydawało, czy on do niej mrugnął?
- Kłopotliwe miejsca? - pisnęła.
-
No wiesz, bolące albo zesztywniałe mięśnie. Takie miejsca, które wymagają
szczególnej uwagi - wyjaśnił Ben.
- Och... nie... - wymamrotała Megan.
-Ja nie mam - dodała Regina.
- No dobrze. Wyjdziemy, żeby mogły się panie rozebrać i...
- Co zrobić? - wypaliła Megan.
- Rozebrać - powtórzył Corey.
-
To znaczy, mam zdjąć ubranie? Przy was? - Megan kurczowo zacisnęła poły
szlafroka i cofnęła się o kilka kroków.
- Nie, my na chwilę wyjdziemy z gabinetu - wyjaśnił powoli.
- A kiedy wrócicie, będę naga.
- Możesz zostać w bieliźnie, jeśli wolisz.
- W bieliźnie? Żartujecie? - wyskrzeczała Megan.
-
Megan, nie denerwuj się — powiedziała Regina z lekko wystraszoną miną.
-Jestem spokojna! - krzyknęła Megan. Zaczęła skradać się pod ścianą w stronę wyjścia,
nadal ściskając poły szlafroka. - A przynajmniej byłabym spokojna, gdybym teraz
trenowała. Ja się odprężam, biegając, pocąc się i kopiąc piłkę. Mnie nie relak suje
ściąganie z, siebie ubrania i pozwalanie, żeby mnie masowali obcy ludzie!
- Megan, ja...
-
Nie, Regino, ja cię naprawdę bardzo przepraszam, ale nie mogę tu zostać - plotła
dalej Megan. - Wiem, że ty tak sobie wyobrażasz przyjemne spędzanie czasu i że
chciałabyś, żebym była jak córka, której nigdy nie miałaś, ale ja nie robię sobie
makijażu, nie lubię różowego i żelu do twarzy... No cóż... W sumie lubię żel do twarzy,
ale to? Wybacz, to koszmar. Muszę spadać.
Popatrzyła na Bena, a on szybko odsunął się od drzwi.
- Dzięki - rzuciła Megan i jak burza wypadła z gabinetu.
Strzelec5525: SOS!
Zakręcona: Gdzie jesteś?
Strzelec5525: W autobusie. Ale nie wiem, czy w dobrym.
Zakręcona: Uciekasz stamtąd??? Nie pozwól, żeby Evan cię wygonił!!! Chyba że
jedziesz tutaj! Bo jak tak, to zdecydowanie uciekaj!!!
Strzelec5525: Nie. Ja tylko uciekłam z masażu z R.
Zakręcona: Zabrała cię na masaż? Ale ty nie cierpisz, jak cię dotykają obcy ludzie!!!
Strzelec5525: WIEM!!!
Zakręcona: NIE POWIEDZIAŁAŚ JEJ tego?
Strzelec5525: Właśnie powiedziałam. Reginie i całemu salonowi odnowy
biologicznej.
Zakręcona: O rany. Jak już eksplodujesz, to eksplodujesz.
Strzelec5525: Zaczynam w to wierzyć.
Zakręcona: I co teraz?
Strzelec5525: Trening nogi. Potem pewnie znów dostanę szlaban.
Zakręcona: Przesyłam ci pozytywne wibracje.
Strzelec5525: Dzięki.:-(Buziaki!
Zakręcona: Buziaki, moja biedna, mała, zagubiona dziewczynko.
Rozdział 15
Ona mnie zabije. Ona mnie zamorduje... Co prawda Regina raczej nie wyglądała na
mordercę. A jeśliby miała skłonności do przemocy, to na pewno do tej pory już by zrobiła
komuś krzywdę, mieszkając z ośmioma facetami. Mimo wszystko Megan ciągle słyszała w
głowie ten refren, a przed oczami miała wyraz twarzy Reginy, stojącej w gabinecie masażu.
Kobieta patrzyła na Megan z dezaprobatą, zaskoczeniem i niepokojem - jakby właśnie
zaczynała myśleć, że wzięli z mężem pod swój dach typową psychopatkę.
- Meade! Co ty tu robisz? - spytała trenerka Leonard, kiedy Megan postawiła swoją
sportową torbę przy trybunach. - Myślałam, że masz jakieś rodzinne obowiązki.
- Skończyłam wcześniej - powiedziała Megan, trochę zdyszana po sprincie od stojaków na
rowery.
- No cóż, świetnie - powiedziała trenerka i zagwizdała. - Vargas! Meade wchodzi za
ciebie!
Tina Vargas zeszła z boiska i skinęła głową, wbiegającej na murawę zastępczyni. Megan była
zaskoczona powitaniem ze strony członka kliki Hailey, ale nie zastanawiała się nad tym.
Widziała tylko piłkę
.
-
Jesteś! - przywitała przyjaciółkę Aimee, kiedy ustawiały się na linii przed
rozpoczęciem rozgrywki. - Wyglądasz bardzo promiennie.
- Najwyraźniej tak działa maseczka ogórkowo-proteinowa - mruknęła Megan.
Piłka poszybowała w powietrze. Megan wskoczyła przed Vithyę, przyjmując piłkę na
klatkę piersiową i zabierając ją przeciwnej drużynie. Poprowadziła piłkę w głąb pola,
robiąc unik przed Jessicą Peraitą, która potknęła się, usiłując zmienić kierunek. Potem
dwie obrończynie zaatakowały ją, a ona podała piłkę Rii. Megan ominęła linię obrony i
pognała dalej. Miała przed sobą czyste pole aż do bramki, kiedy Ria z powrotem
przekazała jej piłkę. Megan spojrzała w lewo, żeby zmylić stojącą na bramce Deenę, a
potem strzeliła w prawy róg. Deena przewróciła się, piłka wpadła do bramki. Drużyna
Megan podbiegła, żeby uściskać zdobywczynię gola.
- Świetne zagranie! - zawołała Aimee.
-
Gdzieś ty się podziewała dzisiaj rano? Piłaś napoje energetyzujące? - spytała Ria.
Megan uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała. Podbiegła truchtem z powrotem na
linię środkową i stanęła naprzeciwko Hailey, bardziej niż gotowa, żeby znów zagrać.
Zgodnie z przewidywaniem, Hailey nie chciała spojrzeć jej w oczy.
- Dobra, moje panie! Obrona, do roboty! - zawołała trenerka Leonard.
Pearl nadbiegła z piłką od strony linii bocznej i rzuciła Megan sekretny uśmiech.
Megan odchrząknęła i usiłowała nie zmieniać wyrazu twarzy. Miło było znów mieć
przyjaciółki.
Piłka opadła na trawę. Tym razem Hailey była pierwsza. Podryblowała z nią w głąb
pola. Megan biegła za przeciwniczką. Gorąca krew pulsowała jej w żyłach tak szybko,
jakby dziewczyna wypiła cały zapas kawy z automatu w drodze na trening. Nie
zamierzała pozwolić Hailey dostać się na pole karne. Nic z tego. Hailey szykowała się
do przejścia. Megan zrobiła wślizg dokładnie w chwili, gdy Hailey wykonywała zamach
przed kopnięciem. Korek Megan pierwszy uderzył w piłkę, która poleciała daleko,
prosto pod nogi Lisy Bronson, jej pomocniczki. Lisa miała niemal tak samo zaskoczoną
minę, jak Hailey, ale szybko się połapała i przejęła piłkę. Megan wstała i pędem po -
biegła przez boisko, ciesząc się uczuciem palenia w płucach i w gardle. Było jej dobrze.
Po raz pierwszy od spotkania z Eva- nem i Hailey poczuła się naprawdę cholernie
dobrze.
Lisa podała piłkę do Aimee, którą natychmiast zaatakowała Kathy Cash.
- Środek! - krzyknęła Megan. - Środek!
Aimee perfekcyjnie podała do Megan, posyłając piłkę tuż nad głową Kathy. Kątem
oka widziała nadciągającą pędem Hailey. Megan poprowadziła piłkę na pole karne i
przygotowała się na zderzenie. Hailey walnęła ją w prawy bok, usiłując odebrać piłkę.
Megan sapnęła. Z trudem zachowała kontrolę nad sytuacją. Hailey pchała przeciwniczce
dłoń w twarz, łokieć wbiła jej w żebra. Megan zacisnęła powieki, żeby nie stracić oka.
Wykopała piłkę, biodrem odepchnęła Hailey i znów spojrzała. Piłka toczyła się kilka
metrów dalej.
Ria i Jessica obie biegły do piłki, ale Megan nadal była najbliżej. Rzuciła się do
przodu i wykopała piłkę jak najmocniej w stronę Aimee, przez całą szerokość boiska.
Aimee zatrzymała piłkę, a Megan pognała w kierunku bramki. Deena skupiła uwagę na
Aimee. Megan pochwyciła spojrzenie bramkarki, a Aimee przesłała piłkę do Megan.
Deena zareagowała, ale za późno. Megan podskoczyła i główką wbiła piłkę w sam
środek bramki.
- Cholera! - wrzasnęła Hailey prosto w twarz bramkarki. - Deena! Co ty, do diabła,
robisz? Myśl trochę!
Deena otrzepała bok z ziemi i powoli odwróciła się plecami do Hailey.
- Nie będziemy wygrywać meczów bez obrony, ludzie! - krzyczała Hailey. - Ona nie
jest aż tak dobra!
Megan roześmiała się i zawróciła na swoją połowę boiska,
s totalnie ignorując Hailey.
Dwa gole w czasie poniżej dwóch minut to był dla niej rekord. Czuła się świetnie.
Odezwał się gwizdek i trenerka Leonard klasnęła w dłonie, prosząc drużynę o uwagę.
-
Dobra, bierzemy się do roboty! - krzyknęła. - Megan, nieźle się spisałaś. Naprawdę
pokazałaś, co potrafisz!
- Dzięki - powiedziała Megan.
-
A teraz, drużyna, bardzo proszę, zobaczymy, czy ktoś ją zdoła zatrzymać! —
zawołała trenerka i znów dmuchnęła w gwizdek. - Postarajcie się wreszcie!
Megan podbiegła truchtem na środek pola.
- Do dzieła! - powiedziała Aimee, obejmując ją ramieniem. ;
- Nie ma sprawy - odparła Megan.
Stanęła na linii naprzeciwko Hailey, która po raz pierwszy od kilku dni spojrzała jej w
oczy. Megan uśmiechnęła się szeroko, widząc pełen determinacji grymas
przeciwniczki. Szykowała się niezła zabawa.
Megan siedziała w kółku koleżanek z drużyny na podłodze głównej sali gimnastycznej.
Wszędzie na ścianach wisiały zło- to czerwone dyplomy obwieszczające zwycięstwa
we wszelkiego rodzaju zawodach na poziomie dzielnicy, hrabstwa, a nawet stanu w
ciągu ostatnich kilku lat. Megan spojrzała na plakat z wynikami w piłce nożnej
dziewczyn zawieszony tuż nad zegarem osłoniętym siatką. Ostatnie mistrzostwa
hrabstwa wygrały w 1996 roku.
Teraz to się zmieni. Megan czuła się bardzo pewna siebie i dobrze jej z tym było.
-
Dobra, moje panie, wiecie, o co chodzi - powiedziała trenerka Leonard, rozdając
paski papieru i ołówki. - Najpierw nominujecie kandydatki, potem anonimowo
głosujecie. Poprosiłam Pearl, żeby przeliczyła głosy, kiedy skończycie. W razie pytań,
jestem u siebie w gabinecie.
-
Nie chce pani zostać, żeby poobserwować demokratyczną awanturę? - zażartowała
Ria, wywołując gremialny chichot.
-
Na pewno sobie poradzicie, dziewczyny - odparła trenerka. — Mam do obejrzenia
kilka taśm z meczów z zeszłego roku. Niech nowa kapitan zajrzy do mnie przed
wyjściem. Powodzenia.
Trenerka poszła do gabinetu nauczycieli WF po przeciwnej stronie sali gimnastycznej.
Kiedy drzwi się za nią zamknęły, Megan rozejrzała się po okręgu. Wszystkie robiły to
samo. Badały się nawzajem wzrokiem.
-
Okay, zaczynamy od nominacji - powiedziała wreszcie Pearl.
Jessica podniosła rękę.
-
Nominuję Hailey Farmer - powiedziała, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać.
A to mi niespodzianka.
- Okay. Hailey, przyjmujesz nominację? - spytała Pearl.
- Tak, przyjmuję - odparła z powagą Hailey.
- Ale to sobie przećwiczyła - szepnęła Ria do ucha Megan.
- Ktoś jeszcze? - ciągnęła Pearl.
Ria usiadła prosto i wyciągnęła rękę w górę. Zawodniczki spojrzały na koleżankę ze
zdziwieniem.
- Ria? - spytała Pearl.
- Nominuję Megan Meade.
Serce Megan podskoczyło w piersi.
- Co? U wypaliła Hailey. - Czyś ty się czegoś naćpała?
Wszystkie zaczęły mówić jedna przez drugą. Megan podciągnęła kolana pod brodę,
obejmując łydki ramionami. Kapitan. Czemu Ria miałaby ją mianować do funkcji
kapitana drużyny, do której dopiero co dołączyła? Czy mogła to zrobić? Czy Megan w
ogóle tego chciała?
Megan powoli się uśmiechnęła.
-
Hej, hej, hej - zawołała Ria, wyrzucając, ręce w górę. - Po prostu zagłosujmy,
dobra? Będzie, co ma być.
Hailey piorunowała ją wzrokiem z drugiej strony kółka. Powietrze było tak
nieruchome, że Megan niemal słyszała bicie własnego serca.
-
No cóż, mamy jeszcze jakieś nominacje? - spytała Pearl ostrożnie.
Nadal było cicho.
- Okay, to głosujmy - zadecydowała Pearl.
Hailey naskrobała coś na skrawku papieru, wstała i podała go Pearl. Wróciła spokojnie
na swoje miejsce w okręgu, usiadła po turecku i podparła się na łokciach. Jedna po
drugiej, wszystkie dziewczyny oddawały głosy. Megan wpatrywała się we własne
nazwisko na swoim kawałku papieru.
Kiedy Pearl zebrała już kartki, odeszła od grupy, żeby zrobić podsumowanie. Megan
nie mogła obserwować procedury, bo Pearl stała za jej plecami.
Wreszcie dziewczyna weszła z powrotem w środek kółka.
- Hm... mamy remis - oznajmiła.
- Chyba żartujesz! - oburzyła się Hailey.
-
Nie... Siedem głosów na siedem - odparła Pearl, spoglądając na rozliczenie.
-
Kto na nią głosował? - Hailey podciągnęła nogi i pochyliła się naprzód. - Pytam
poważnie. Kto na nią głosował?
- Hm... Ja mam imię - wtrąciła Megan zaskoczona.
-
Nie zwracam się do ciebie - rzuciła gniewnie Hailey, rzucając Megan ostre
spojrzenie. - Chcę wiedzieć, kto na nią zagłosował po tym, co zrobiła. Wszystkie
wiecie, co zrobiła. Dziewczyny, jestem z wami w tej drużynie od trzech lat, a siedem z
was zagłosowało na nią?
-Ja tak! - oświadczyła radośnie Ria.
-
Wiemy, że ty tak - warknęła Hailey. - A co z resztą? Za bardzo się boicie, żeby
przyznać, że głosowałyście na dwulicową dziwkę?
Megan nie mogła już na to dłużej pozwalać. Czy ta dziewczyna zupełnie zwariowała?
- Dobra! Dość tego! - Aimee zerwała się na równe nogi.
- Co ty wyprawiasz? - wrzasnęła Hailey.
-
Daj spokój - powiedziała Aimee, której ręce aż się trzęsły. - Nie mogę spokojnie
siedzieć, kiedy ty tak bezczelnie łżesz. Megan nic nie zrobiła, jasne? Nie kręciła z
Evanem. Nawet ci nie powiedziała, że kręciła z Evanem. Niezależnie jaką wersję tej
historii słyszałyście, to wszystko nieprawda.
Hailey na chwilę straciła pewność siebie. Nieśmiało rozejrzała się wokół, ale wreszcie
odzyskała panowanie nad sobą.
- Aimee, siadaj.
-
Nie, nie usiądę. - Aimee uparcie stała z zaciśniętymi powiekami. Postawienie się
starszej siostrze wymagało od niej wielkiego wysiłku. - Słyszałam, jak mówiłaś Jessice,
co zrobiłaś. - Aimee rozejrzała się po reszcie dziewczyn z drużyny. - Hailey to sobie
wszystko wymyśliła. Była pijana i zazdrosna, więc nakłamała Dougowi, że Megan i
Evan zaczęli ze sobą kręcić. A potem, kiedy już skończyła puszczać się z Dougiem i
zdała sobie sprawę, jak się zaplątała, powiedziała Evanowi o rzekomej rozmowie z
Megan. Ale to kłamstwa. Była zazdrosna o Megan, więc obwiniła ją o wszystko, a tak
naprawdę Megan nic nie zrobiła.
Dziewczyny spoglądały na Hailey i Aimee zaszokowane. Megan ledwie łapała oddech.
-
Ona plecie bzdury! - Hailey wyprostowała ramiona i zaśmiała się histerycznie. -
Najwyraźniej ma jakieś załamanie nerwowe.
-
Boże, stara, daj już sobie wreszcie spokój - zwróciła się Aimee do siostry. -
Przysięgam, czasem mi trudno uwierzyć, że urodziła nas ta sama matka.
Kilka dziewczyn się roześmiało.
-
Ona to wszystko wymyśliła! - zawołała Hailey. - Wy jej chyba nie wierzycie,
prawda? Jessica, powiedz coś.
Jessica pobladła i rozejrzała się po koleżankach.
-Ja... uhm...
Kilka innych dziewczyn wymieniło spojrzenia.
-
Moim zdaniem nikt by nie mógł wymyślić takiej historii, Hailey - powiedziała Ria.
- Poza tobą - dodała pod nosem.
-
Przepraszam, że nic ci wcześniej nie powiedziałam - zwróciła się Aimee do
Mćgan. - Nie wiedziałam, jak się zachować.
-
Nie ma sprawy - wymamrotała Megan z nieznacznym uśmiechem.
Cokolwiek złego narobiła Hailey, nadal była siostrą Aimee. Megan sama stanęła w
obronie Douga, chociaż wiedziała, że nabroił. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak trudno
było Aimee w ogóle ujawnić prawdę.
-
Moim zdaniem powinnyśmy powtórzyć głosowane - stwierdziła Deena,
przerywając znaczące milczenie.
- Co? - Hailey odwróciła się do niej gwałtownie. - Deena!
Ale Deena tylko popatrzyła na nią w milczeniu. Hailey sapnęła z oburzenia i rozejrzała
się po okręgu. Wszystkie dziewczyny odwracały od niej wzrok. Megan obserwowała
rywalkę. Hailey została sama. W oczach miała panikę. Przed chwilą cały jej świat
wywrócił się do góry nogami. Nie tak dawno temu Megan sama doświadczyła
podobnego uczucia.
-
Słuchajcie, moim zdaniem ta sprawa nie powinna mieć nic wspólnego z
głosowaniem - powiedziała Megan.
- Hę? y odezwała się Ria.
-
Wybieramy kapitana drużyny - mówiła dalej Megan. — Nie tego, kto z kim kręcił,
ani kto na ten temat kłamał.
Wszystkie patrzyły na nią przez krótką chwilę.
- Okay, głosujemy jeszcze raz - obwieściła Ria.
-1 tak byśmy musiały - odezwała się Pearl rzeczowo. - Wyszedł remis.
-
Taa, bo połowa z was wyraźnie zwariowała, dziewczyny - rzuciła Hailey. Ale ostre
słowa kłóciły się z wyrazem jej twarzy. Była blada i przestraszona.
Pearl obeszła kółko dziewczyn i rozdała nowe paski papieru. Powoli wszystkie
zawodniczki zapisały swoje głosy. Serce podskakiwało Megan jak szalone. Nie
wiedziała, czy może mieć nadzieję.
Hailey znów oddała głos jako pierwsza, ale tym razem nie usiadła, kiedy Pearl zliczała
głosy. Podsumowanie zajęło o połowę mniej czasu niż poprzednio. Megan wstrzymała
oddech.
-
Ostateczne wyniki: trzy głosy na Hailey, jedenaście na Megan - oznajmiła Pearl. -
Naszym nowym kapitanem jest Megan Meade.
Megan wyhamowała tuż przed szopą. Pchnęła drzwi małej pracowni Finna, szczerząc
zęby w szerokim uśmiechu.
- Hej! Co się dzieje? - spytał Finn z uśmiechem.
-
Zostałam kapitanem! Jestem kapitanem! - zawołała Megan bez tchu. Nadal nie
całkiem to do niej docierało.
-
Co? Żartujesz chyba! - powiedział Finn. Twarz mu pojaśniała. - Wspaniale!
-
O mój Boże, to było niesamowite! - Megan pociągnęła Finna za rękaw, żeby usiadł
z nią na ławce. - Najpierw głosowałyśmy i wyszedł remis. Potem Hailey dostała szału.
Zaczęła mówić, że jestem straszną oszustką. Wtedy wstała Aimee i powiedziała
wszystkim, że to Hailey kłamie.
- O rany. Poważnie? - spytał Finn.
-
Taa! Zrobiła się naprawdę duża afera - ciągnęła Megan. - Ale potem
zagłosowałyśmy jeszcze raz i wygrałam! Ciągle w to nie mogę uwierzyć.
- Gratulacje.
-
Dzięki. Nie mogłam się doczekać, aż ci powiem. - Megan uśmiechnęła się do niego
szeroko. - Szkoda, że nie widziałeś jej miny. Zupełnie jakby...
Megan przerwała — bo wyraz twarzy Finna nagle się zmienił. Chłopak już się nie
uśmiechał, wyglądał, jakby wstrzymał oddech.
- Co? — Megan wymamrotała z zamierającym sercem.
Finn uważnie przyglądał się jej rysom od podbródka, przez
kości policzkowe, aż po płomienne włosy. Niespodziewanie sięgnął ręką i szybko
przeczesał Megan włosy, odgarniając je z twarzy.
- To - powiedział.
Potem pochylił się i pocałował Megan. Na ułamek sekundy zamarła. Nie miała pojęcia,
co ze sobą zrobić. Gdzie położyć ręce, czy poruszać ustami, czy nawet oddychać.
Oddaj mu pocałunek, na litość boską!
Z zawstydzenia, zaskoczenia i radości zachichotała cicho. Szybko jednak stłumiła
śmiech i zrobiła tak, jak sama przykazała. Oddała pocałunek i niezręcznie złapała Finna
za rękaw. Chłopak ujął dłonią tył jej głowy, a drugą ręką delikatnie dotknął kolana.
Megan skóra aż zapłonęła. Finn ją całował. Finn ją całował!
Odsunął się, zupełnie niespodziewanie, i zajrzał jej w oczy.
- Nie gniewasz się? - spytał.
Milcząca, oszołomiona Megan bez tchu pokręciła głową. Chciała tylko nadal czuć jego
wargi na swoich. Uśmiechnął się i znów ją pocałował, a tym razem Megan przysunęła
do niego bliżej. Nie mogła wprost uwierzyć, że to takie cudowne. Czuła się
jednocześnie szczęśliwa, podniecona, ożywiona i bezpieczna.
I wtedy ją olśniło: to Finn jest tym jedynym.
Tym, z którym chce się dzielić wielkimi nowinami, z którym umie rozmawiać, o
którym zawsze myśli, kiedy dzieje się coś dziwnego albo ciekawego. Finn był bystry,
zabawny, miły i troskliwy.
Dlaczego ja traciłam czas na myślenie o Evanie? Finn lekko obrysował palcem kontur
jej policzka. Jak mogłam to robić, kiedy cały czas tuż obok miałam Finna?
Chciała tylko być przy nim jak najbliżej. Nagle nie mogła uwierzyć, że tyle czasu szła
przez życie i nigdy jeszcze czegoś takiego nie poczuła.
Drzwi za plecami Megan skrzypnęły ostrzegawczo, a Finn odskoczył od niej tak
szybko, że omal nie spadła z ławki. Ale nie dość szybko. Regina stanęła w progu z
rękoma mocno zaplecionymi na piersiach.
Megan z trudem zaczerpnęła powietrza i spojrzała na Finna, który nisko zwiesił głowę.
Taa, Finn McGowan był fantastycznym facetem. Ale teraz był również martwym
facetem.
Do: Zakrę
MÓJ BOŻE, 0 MÓJ BOŻE POCAŁOWAŁAM FINNA! POCAŁOWAŁAM FINNA! 0 MÓJ BOŻE,
POCAŁOWAŁAM FINNA. GDZIE JESTEŚ!!!???
Rozdział 16
Megan siedziała wyprostowana na krześle w kuchni, falując między ekstazą a
przerażeniem. Regina i John w pokoju obok rozmawiali cicho, starając się zdecydować,
co z nią zrobić. Megan wiedziała, że powinna wymyślić jakiś powód, żeby jej nie
wyrzucili z domu, ale nie mogła zapomnieć o Fin- nie. A za każdym razem, kiedy o nim
myślała, drżała ze szczęścia.
Nadal czuła muśnięcie palców Finna na swoim policzku. Jego dłoń przeczesującą jej
włosy. Usta ciągle ją łaskotały od pocałunków. Patrzył na nią tak, że poczuła się...
piękna.
Regina i John weszli do kuchni, a Megan wyprostowała się jeszcze bardziej.
Zastanawiała się, czy oni widzą, jak jej drżą wargi. Regina była wykończona, a twarz
Johna ściągnęła się w wyrazie troski.
- Szczerze mówiąc, Megan, nie wiemy, co zrobić - powiedział wreszcie John, pocierając
kark. — Znałaś reguły i mieliśmy nadzieję, że ten szlaban z zeszłego tygodnia jakoś na
ciebie wpłynie, ale najwyraźniej tak się nie stało. No i co dalej?
Megan przyglądała mu się niepewnie.
-
Za rodzicami do kuchni wszedł Finn. Megan natychmiast cała się rozjaśniła.
McGowanowie obejrzeli się za siebie. Hej. Wiem, że mi kazaliście zaczekać w pokoju,
ale muszę coś powiedzieć - odezwał się Finn, wycierając dłonie w nogawki dżinsów.
-
Okay. - Regina miała nadzieję, że syn poda jakieś wyjaśnienie, które wymaże to, co
przedtem zobaczyła.
Chłopak odchrząknął.
-
To nie wina Megan. Nie powinniście jej karać, bo to przeze mnie. Ja ją
pocałowałem, więc cokolwiek zamierzacie zrobić... zróbcie to ze mną.
-
Wszystko fajnie, mały, ale do tanga trzeba dwojga - skomentował John.
-Taa, ja wiem, technicznie rzecz biorąc - mruknął Finn. - Ale naprawdę, Megan
przecież nawet mi nie oddała pocałunku... prawda?
Finn mówił, oblewając się rumieńcem od strony szyi. Spojrzał na Megan. Z
uniesionymi brwiami czekał, że ona poprze jego historyjkę. Megan nie mogła uwierzyć
własnym uszom. Czy ona rzeczywiście tak fatalnie całowała, że Finn nawet się nie
zorientował? Czy tylko był najprzyzwoitszym facetem pod słońcem i starał się ocalić
jej skórę?
-
Prawda - wybąknęła w końcu. - To się stało jakoś tak nagle. .. - Nie wiedziała, co
jeszcze powiedzieć, więc urwała w pół zdania.
Regina i John popatrzyli po sobie, porozumiewając się bez słów. Wreszcie John
westchnął. Megan zauważyła, że McGowanom wyraźnie ulżyło.
-
A zatem dobrze. Finn, złamałeś zasady, więc masz szlaban. Znowu - podkreślił
ojciec. — Chodzisz do szkoły i odrabiasz lekcje, i nic więcej. Przez dwa tygodnie.
- A pracownia? - jęknął Finn.
- Zero malowania - powiedział ojciec. - Jasne?
Przez chwilę Finn stał z taką miną, jakby chciał się spierać, ale potem spojrzał na
Megan i zwiesił głowę.
- Taa, rozumiem Dobra. Wracaj do swojego pokoju - polecił John.
Finn poszedł na górę. Megan chciała za nim pobiec i mu podziękować, ale uznała, że
nie wyglądałoby to dobrze.
-John, chciałabym pomówić z Megan sam na sam, jeśli nie masz nic przeciwko temu -
odezwała się w końcu Regina.
Megan zesztywniała. Nie widziała Reginy od momentu ucieczki z gabinetu odnowy.
Przy całym tym zamieszaniu z całowaniem na śmierć zapomniała o porannym
incydencie.
-Jasne - mruknął John. Zawahał się na moment, chcąc spojrzeć Megan w oczy, co
okazało się niełatwe. - Powiem tylko, że przykro mi z powodu zachowania moich
chłopców. Jeśli przez któregokolwiek poczujesz się niezręcznie...
-
O mój Boże, naprawdę nie ma sprawy — jęknęła Megan. Jeszcze tego brakowało,
żeby John i Regina uznali, że Finn ją wykorzystał.
-Jesteś pewna? - spytał John. - Bo jeśli trzeba, to ja nie będę miał problemów z
rozwaleniem kilku łbów.
-John... - Regina ze śmiechem położyła mężowi dłoń na plecach. - Idź obejrzeć mecz.
- Tak. Dobrze. - John uśmiechnął się nieśmiało i zniknął.
-
Nie zwracaj na niego uwagi. To przez testosteron - wyjaśniła Regina. — Ale chyba
przechodzisz właśnie szybkie szkolenie.
-
Taa, chyba tak - przyznała Megan. - W każdym razie na- prawdę mi przykro, że
dziś rano uciekłam. - Wreszcie się zgarbiła i pochyliła na krześle. - Nie powinnam cię
zostawiać. Zachowałam się niegrzecznie. Bardzo cię przepraszam.
-
Daj spokój, Megan - Regina opadła na krzesło po drugiej stronie stołu. - Nawet cię
nie spytałam, czy lubisz spa, zanim zrobiłam rezerwację. Więc to ja przepraszam.
-
Chciałaś być po prostu miła. - Megan dławiło poczucie winy. Wiedziała, że jej
rodzice byliby mocno rozczarowani, gdyby się dowiedzieli, jak dziś rano potraktowała
Reginę. - Ale ja nie przepadam za strojeniem się i relaksowaniem w gabinetach odnowy
- próbowała się wytłumaczyć.
- Cóż, przykro mi, że nie zwróciłam na to uwagi - powiedziała Regina. Oczy jej
złagodniały. - Chyba zbytnio się cieszyłam, że będę tu miała przy sobie jakąś
dziewczynę...
-A zamiast tego trafił ci się kolejny chłopak - szepnęła Megan, wpatrując się w stół.
-
Nie! To nieprawda - zaprzeczyła Regina. Wzięła Megan za rękę, zmuszając
dziewczynę, żeby spojrzała jej w oczy. Zacisnęła palce na dłoni Megan. - Mam tu
dziewczynę, która wie, kim jest, i naprawdę dobrze sobie z tym radzi.
Megan uśmiechnęła się powoli. Nie mogła wydobyć ani słowa.
-
No cóż... - Regina wreszcie puściła dłoń Megan i wstała. - W tym domu, kiedy ktoś
zostanie kapitanem drużyny piłki nożnej, może wybrać sobie deser.
- Skąd wiedziałaś? - spytała Megan.
-Wpadłam na Pearl Porcaro i jej mamę w supermarkecie zaraz po waszym treningu -
wyjaśniła Regina z uśmiechem. - No, to na co masz ochotę?
Megan pomyślała o własnej matce. Nie była świetną kucharką, ale kilka rzeczy umiała
robić niezwykle smacznie, a jedną z nich Megan lubiła bardziej niż wszystko inne.
- Zabiłabym dla szarlotki - powiedziała Megan.
- Załatwione - odparła Regina.
-
Chyba zadzwonię do rodziców, jeśli można. — Megan wreszcie ruszyła się zza
stołu.
-
Zmykaj - powiedziała Regina. - Jestem pewna, że chętnie usłyszą dobre nowiny.
Megan z nowym zapasem energii pobiegła na górę. Po tym wyborze na kapitana,
pocałunku Finna, braku szlabanu i wyznaniu Reginy, naprawdę chciała podzielić się z
kimś swoją radością. Oczywiście, rodzice usłyszą tylko o jednej z tych czterech rzeczy,
ale teraz Megan będzie o tym mówić z dziesięć razy większym entuzjazmem. Kiedy
tylko Megan odłożyła telefon po rozmowie z rodzicami, rozległo się pukanie do jej
drzwi.
- To ja, Finn. Mogę wejść? - spytał.
Megan z walącym sercem usiadła na skraju łóżka. Tak. Wejdź.
Przygładziła włosy i pożałowała, że wcześniej nie poszła pod prysznic.
Finn otworzył drzwi na oścież i stanął w wejściu.
- Cześć.
- Cześć.
Był tak bardzo, bardzo piękny. Te czyste niebieskie oczy, puszyste blond włosy.
Wyczuwała jego zapach - mieszankę aromatu świeżo wypranej bawełny i cierpkiej
woni farby. Skórę nadal miała ciepłą w tych miejscach, których dotknęły jego dłonie.
Chciała rzucić się na Finna i znów go całować. Czy on też to czuł?
-
Chciałem tylko zapytać, czy wszystko w porządku? - odezwał się.
-
Taa, oczywiście - odparła Megan. - Dziękuję za... za to, co zrobiłeś na dole. Nie
musiałeś.
-
No cóż, i tak mam do nadrobienia kilka lektur. - Finn uśmiechnął się lekko.
Megan spojrzała na jego nogi. Stał na linii, która dzieliła ciemniejszą podłogę korytarza
od jasnej klepki w jej pokoju.
- Może wejdziesz do Środka? - spytała.
Finn zerknął na korytarz.
- Hm... Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł.
-
Och - westchnęła Megan, zaskoczona siłą własnego rozczarowania. Rozumiała, że
Finn nie chce narobić jej jeszcze większych kłopotów. Zresztą, to, ostatnia rzecz, na
którą sami miała ochotę. A może przedostatnia. Bo teraz zaryzykowałaby szlaban na
resztę roku, żeby tylko znów być przy nim blisko.
Finnowi najwyraźniej nie doskwierało podobne pragnienie. W przeciwnym razie nie
oparłby się tak łatwo.
- No cóż, chyba lepiej już wrócę do swojej celi.
Megan wstała. Może jeśli do niego podejdzie. Może wtedy on sobie przypomni, jak to
było, i wyciągnie rękę...
- Okay - powiedziała.
Finn spojrzał jej w oczy. Pocałuj mnie. Megan usiłowała telepatycznie przesłać mu
wiadomość. Pocałuj mnie, pocałuj mnie, pocałuj mnie!
-
Hej, Finn! Mam nadzieję, że jesteś u siebie w pokoju, a nie gdzie indziej! - zawołał
John z parteru.
- Okay - mruknął pod nosem Finn. - No to na razie.
Drzwi do pokoju Megan zatrzasnęły się i Finn zniknął.
Rano w szkole Megan weszła do łazienki i - o zgrozo - natknęła się na Hailey. Z
zapuchniętej twarzy widać było, że dziewczyna przed chwilą płakała. Teraz pochylała
się nad umywalką i przeglądała w lustrze, usiłując poprawić eyeliner. Megan stała tam o
chwilę za długo, wahając się, czy uciec i uniknąć rozmowy, czy zrealizować nowo
odnalezioną potrzebę bycia twardą. Ale zanim zdołała na cokolwiek się zdecydować,
Hailey podniosła wzrok, odchrząknęła i powiedziała:
- Cześć.
Megan weszła dalej do środka.
- Nic ci nie jest? - spytała odruchowo.
-
Nie musisz udawać, że cię to obchodzi. - Hailey wrzuciła eyeliner z powrotem do
małej kosmetyczki. Nie mówiła z ironią ani wojowniczo, była po prostu zmęczona i
smutna.
- Nie udaję... chyba. - Megan oparła się o umywalkę.
-
No cóż, teraz już wszyscy mnie nienawidzą - powiedziała Hailey i wzruszyła
ramionami. Potrząsnęła głową, szybko pakując do plecaka szczotkę do włosów i lakier.
— Nawet Jessica nie chciała ze mną rozmawiać dziś rano. Hipokrytka. Przecież
wiedziała, co się działo.
Hailey spojrzała Megan w oczy w lustrze i założyła plecak na i imiona. Wzięła głęboki
oddech i się odwróciła.
- Słuchaj, ja nawet nie będę próbowała wyjaśniać ci tego wszystkiego - powiedziała.
Wyglądała bardziej krucho, niż Megan to w ogóle uważała za możliwe. - Tylko że ja go
naprawdę kocham i nie mogłam sobie wyobrazić, co się stanie, jeśli on... jeśli on...
- Okay. Rozumiem - mruknęła Megan, ale bez przekonania, bo przecież nigdy sama
nie była zakochana. Nie przeżyła prawdziwej, odwzajemnionej miłości. Nie miała
jednak ochoty stać i patrzeć, jak Hailey się rozkleja.
- Nie, nie rozumiesz - załkała Hailey. - Ja wcale nie jestem taką wariatką, jak
ostatnio. Tylko że... To wszystko wydawało się wtedy logiczne, wiesz? Pasowało do
siebie. A teraz... to po prostu bez sensu.
- No cóż, chyba każdy popełnia błędy - powiedziała Megan. Odwróciła się,
wyszarpnęła kawałek papierowego ręcznika i podała go Hailey.
Dziewczyna wytarła sobie kącik oka.
- Dlaczego jesteś taka miła? - spytała.
Megan zamrugała.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia.
I wtedy nagle zdarzyło się coś dziwnego - obie się roześmiały. Dla Megan była to
wyzwalająca chwila, kiedy tak stała obok swojej zawziętej przeciwniczki, która
usiłowała się nie rozpłakać. Megan chciała tylko, żeby wszystko znów było proste i
żeby nikt nie cierpiał bez powodu. Poza tym teraz Hailey już mogła sobie zatrzymać
Evana i przeżywać z nim wiele dramatycznych
0
chwil. Megan miała dość.
- No cóż, przepraszam. Za wszystko. - Hailey zwinęła ręcznik w kulkę. - Nie masz
pojęcia, jak mi przykro - dodała gorzko, a Megan zrozumiała, że Hailey myśli teraz o
Evanie.
Patrząc, jak dziewczyna stara się wziąć w garść, Megan zaczęła jej współczuć. Miała
przeczucie, że następnych kilka tygodni będzie dla Hailey gorszych niż ostatnie dwa dla
niej samej.
- Okay. - Megan skinęła głową. - Dzięki.
Hailey wypuściła powietrze z płuc i wrzuciła ręcznik do kosza na śmieci. Trafił prosto
do środka.
-
Nie mów, że w kosza też grasz - powiedziała lekkim tonem Megan.
Hailey spojrzała na Megan i westchnęła.
- To będzie bardzo długi rok.
Megan postawiła tacę z jedzeniem na stoliku i spojrzała na dziedziniec. Miller jak
dawniej siedział tam ze słuchawkami na uszach, mrużąc oczy w skupieniu. Megan była
zdziwiona. Zupełnie jakby wszystkie zrobione przez nich postępy zniknęły.
-
Co jest z Millerem? - spytała Ria, zdejmując torbę przez głowę i siadając przy stole.
- Sama się nad tym zastanawiam - odparła Megan.
-
Mówił coś, że nie wolno mu z tobą siadać - odezwała się Aimee, wstrząsając swój
sok jabłkowy, i spojrzała na Megan. - O co tu chodzi?
-
Nie wolno mu ze mną siadać? — spytała Megan zmieszana. - Dziwne. Pogadam z
nim.
-
Powiedz mu, że za nim tęsknimy! - poprosiła Pearl, otwierając pudełko z
koralikami,
Megan miała właśnie wyjść na dziedziniec, kiedy przy drugim końcu stołu pojawiła się
Hailey z tacą.
- Cześć - powiedziała z przesadnię pogodnym uśmiechem.
- Hm... Cześć — odparła Megan.
- Co jest? - Aimee zmarszczyła brwi.
-Jessica i inne zachowują się, jakby miały za chwilę dostać okresu, więc czy nie
mogłabym z wami posiedzieć przez kilka dni - powiedziała Hailey
Wszystkie dziewczyny przy stole spojrzały na Megan, a ona się zawahała. Z
przeprosinami na gorąco w łazience mogła sobie poradzić. Jednak siedzenie z tą
dziewczyną przez cały tydzień przy lunchu to chyba zbyt wiele. Ale jedno spojrzenie na
niemal desperacką nadzieję w oczach Hailey wystarczyło, żeby opór Megan skruszał.
"Wyobrażała sobie, jak upokarzające byłoby dla Hailey samotne siedzenie w stołówce.
-Jasne, nie ma sprawy - mruknęła w końcu Megan.
Aimee wypuściła zatrzymane w płucach powietrze. Przez kilka chwil panowało
milczenie. Megan grzebała widelcem w spaghetti. Przy stole było tak cicho, jakby nikt
nie oddychał. Ktoś musiał coś wreszcie powiedzieć, inaczej wszystkie by się podusiły.
-
No i jak, gotowe do pierwszego meczu? - odezwała się Aimee.
- Sama wiesz - wtrąciła Ria.
-
One mają w tym roku nową bramkarkę - powiedziała Hailey. - Zielona, ale niezła.
-
Trenerka mówiła, że dziewczyna jest leworęczna, więc pewnie ma słabą prawą
stronę - wtrąciła Megan. - Trzeba grać na prawo, ile się da.
-
Fajnie, kiedy znacie słabe strony przeciwnika — oświadczyła; Jenna z oczyma
błyszczącymi za szkłami okularów.
- Hej, Hailey, chcesz bransoletkę? - wypaliła Pearl.
Wszystkie się obróciły, żeby na nią spojrzeć. Wymuszona rozmowa to jedno. Prezenty
to zupełnie inna sprawa.
- Hm... jasne - powiedziała Hailey.
Schyliła się i rozpięła małą kieszonkę przy plecaku. Kiedy w niej grzebała, Ria
szturchnęła Pearl w ramię.
- Chcesz robić dla niej biżuterię? - szepnęła Ria.
- Au! No i co z tego? - syknęła Pearl.
- Ta dziewczyna nie zasługuje na prezenty - odparła Ria.
-
No cóż, teraz się już nie wycofam - powiedziała Pearl ze smutną miną.
Megan obserwowała Hailey, która nadal bardzo pilnie czegoś szukała i z pewnością
słyszała każde wyszeptane słowo.
-Wiecie co, dziewczyny? Nie ma sprawy. Nie potrzebuję więcej biżuterii - oświadczyła
Hailey, wyciągając tubkę błyszczyku, a wraz z nią, niechcący, małą plakietkę z
czerwonymi literami, złotym obrąbkiem i napisem KAPITAN..
Wszystkie dziewczyny skamieniały. Megan nie mogłaby oderwać oczu, gdyby nawet
próbowała.
- Co to jest? - wykrztusiła wreszcie.
-
Och, to tylko... Mama dla mnie zrobiła, zanim, no wiesz... - wymamrotała Hailey,
podnosząc plakietkę. - To na moją kurtkę reprezentacji.
Aimee pokręciła się niepewnie na krześle. Megan miała ochotę zapaść się pod ziemię.
-
Nieważne. Chyba możesz ją sobie teraz wziąć. - Hailey położyła plakietkę przed
Megan.
Megan nawet nie chciała jej dotykać. Pomyślała o swojej dawnej drużynie w Teksasie i
o tym, jak była zrozpaczona, kiedy zdała sobie sprawę, że nigdy nie zostanie tam
kapitanem. Mogła sobie tylko wyobrazić; jakby się czuła, gdyby musiała przekazać
swoją plakietkę komuś innemu. To by jej rozdarło serce.
-
A słyszałyście, że pan McKenna spotyka się z Marcy Sherman? - spytała Ria ni
stąd, ni zowąd.
- Uh! Obrzydliwość! - zawołała Pearl.
-
Kto to Marcy Sherman? - spytała Megan, zerkając na Hailey, która podniosła oczy
znad plakietki.
-
Chodziła do naszej szkoły - wyjaśniła Hailey, sięgając po butelkę z wodą. - Jest
tylko o dwa lata starsza ode mnie.
-
Uh! Okropieństwo - prychnęła Jenna. - Pan McKenna to starzec.
Rozmowa skupiła się na tych dwojgu, a plakietka po prostu leżała na stole i wydawało
się, że z każdą sekundą rośnie. Megan czekała, żeby Hailey zabrała tę naszywkę, ale
wiedziała, że jeśli role by się odwróciły, to ona nie chciałaby, żeby cokolwiek
przypominało jej o straconej funkcji kapitana. Nie przebaczyła Hailey wszystkiego, ale
i tak współczuła dziewczynie. Dziwne.
Czemu życie nie może być mniej skomplikowane?
Od: Zakrę
MÓj BOŻE, O MÓJ BOŻE Pocałowałaś Finna? Nie Evana, tylko FINNA??? KIEDY? DLA-
CZEGO? JAK DŁUGO? JAK MOŻESZ PISAĆ Ml TAKIEGO MAILA I NIE WYJAŚNIĆ
WSZYSTKIEGO? I zapomnieć o mnie. Gdzie jesteś, DO DIABŁA!??? — Original Message
— Od:
Do: Zakrę
MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE POCAŁOWAŁAM FINNA! POCAŁOWAŁAM FINNA! O MÓJ BOŻE,
POCAŁOWAŁAM FINNA. GDZIE JESTEŚ!!!???
Rozdział 17
Jesteś tego pewna, Meade? - spytała trenerka Leonard.
-
Tak. Wiem, że to brzmi głupio, ale moim zdaniem robię dobrze.
Ktoś krótko zapukał do gabinetu, potem drzwi się otworzyły. Megan obróciła się, kiedy
Hailey wsunęła głowę do środka.
-
Dzień dobry. Vithya powiedziała, że chce mnie pani widzieć - odezwała się Hailey.
A potem zauważyła Megan i przerwała.
- Tak, Farmer. Siadaj - powiedziała trenerka.
Hailey opadła na krzesło obok Megan i ostrożnie położyła kurtkę i dwie torby na
podłodze. Nagle wydawała się mała i przestraszona, jak dzieciak, który czeka na
zastrzyk.
-
Okay, Farmer, do rzeczy. Meade właśnie mnie poinformowała, że głosowanie w
sprawie wyboru kapitana nie odbyło się do końca fair. - Trenerka pochyliła się i oparła
swoje mocne ręce na biurku.
- Co to znaczy? - spytała Hailey.
-Jak rozumiem, w pierwszym głosowaniu był remis, a na wynik drugiego wpłynęły
jakieś plotki. - Trenerka spojrzała prosto w oczy Hailey. - Tak było?
- Megan i Hailey popatrzyły na siebie. Taa - przyznała Hailey, nadal zdezorientowana.
Leonard postukała ołówkiem w blat biurka.
-
No cóż, z przykrością przyznaję, że to się zdarzało już przedtem. To znaczy
czynniki niezwiązane z drużyną wpływały na wynik głosowania - dodała trenerka,
prostując się. - Ale po raz pierwszy słyszę, żeby kapitan chciał przekazać swój tytuł
innemu zawodnikowi.
-
Co? - wykrztusiła Hailey i obróciła się do Megan. - Żartujesz sobie?
-
Nie ma sensu, żebym była kapitanem - wyjaśniła Megan. - Ty zawsze przewodziłaś
tej drużynie... Gdyby mnie tutaj nie przeniesiono, na pewno wygrałabyś głosowanie.
-
Oszalałaś? Zdajesz sobie sprawę, co robisz? - spytała Hailey.
-Jasne - odparła Megan.
- Nie rozumiem - powiedziała Hailey. - Byłam taka...
Przerwała i obie spojrzały na trenerkę, która najwyraźniej
uważnie słuchała każdego ich słowa.
-Jaka? — spytała Leonard.
-
Nieważne - rzuciła szybko Megan. - Posłuchaj, Hailey, ja nie mówię, że chcę zostać
twoją najlepszą przyjaciółką, ale po prostu uważam, że powinnaś być kapitanem. Poza
tym jesteś w klasie maturalnej. To twoja ostatnia szansa.
Hailey zdziwiona osunęła się na oparcie krzesła. Megan zerknęła na trenerkę. Pora,
żeby do sprawy wtrąciła się osoba reprezentująca władzę.
-
No cóż, zaraz mamy mecz. Trzeba podjęć wiążącą decyzję - powiedziała trenerka,
składając jakieś papiery. - Meade, chociaż zachowałaś się szlachetnie, nie możemy
zignorować woli drużyny, więc zaproponuję kompromis. Od tej pory obie jesteście
kapitanami. Myślicie, że dacie sobie z tym radę?
Megan spojrzała na Hailey. Wspólne prowadzenie drużyny z tą dziewczyną przez cały
sezon? Nie była do końca przekonana, że to się im uda bez walki.
- Brzmi nieźle - powiedziała Hailey ostrożnie.
- Za pierwszym razem był remis - zgodziła się Megan.
-
Dobrze, no to załatwione - oznajmiła trenerka. - A teraz przebierajcie się. Dziś
musimy skopać tyłek Czarnym Niedźwiedziom.
Megan zebrała swoje rzeczy i pierwsza opuściła gabinet. Kiedy szły do szatni, Hailey
dogoniła Megan i ruszyła dalej obok niej.
-
Lepiej przygotuj się do tego meczu, nowicjuszko - ostrzegła Hailey, otwierając
przed Megan drzwi do szatni. Na zewnątrz wydostały się podekscytowane głosy. Hailey
uśmiechnęła się lekko.
-
Patrz na mnie i się ucz - odpaliła Megan z zarozumiałym uśmiechem. - Patrz i się
ucz.
Megan wbiegła pędem do domu. Nowiny aż ją rozpierały. Nie tylko zdobyła ostatniego
gola, ale jeszcze cały mecz został rozegrany bez zarzutu. Totalnie górowały nad
Niedźwiedziami i wszystkie mówiły o tym, że to naprawdę może być ich rok. Hailey i
Megan poprowadzą drużynę do rozgrywek stanowych. No, może przesada, ale to też
dodawało Megan skrzydeł.
Z sutereny rozległ się głośny, gremialny jęk. Megan zbiegła po schodach bez tchu.
Caleb i łan trzymali konsole, Caleb siedział na kolanach Evana. Doug rozpierał się na
kanapie pod przeciwległą ścianą, a na drugim krańcu skulił się Miller, pogrążony w
lekturze „Sporting News". Megan żałowała, że nie ma tu Finna, ale to ją zbiło z tropu
tylko na moment.
-
Słuchajcie, chłopaki, nie uwierzycie! Właśnie pobiłyśmy Hacketstown cztery do
zera! - zawołała. - Szkoda, że tego nie widzieliście! Poszłyśmy jak burza! Musicie
kiedyś przyjść na mój mecz. Przysięgam, zobaczycie, jak tworzy się historia.
Nikt nie powiedział ani słowa. Nikt nawet na nią nie spojrzał.
- Halo? Ktoś mnie słyszy? - Megan pomachała ręką.
Miller pochylił głowę niżej nad gazetą. Evan zacisnął szczękę i nie odrywał wzroku od
telewizora. Caleb zaczął się wiercić, spoglądając to na jednego, to na drugiego brata.
Megan zrobiło się niedobrze. Oni ją ostentacyjnie ignorowali. I na dodatek jakoś
wplątali w to Millera. Dlatego nie było mu wolno siedzieć z nią dzisiaj przy lunchu.
Najwyraźniej odbyła się kolejna narada i wznowiono akcję wymrażania.
Megan pokręciła głową i opuściła wzrok.
-Jesteście niesamowici, chłopaki. - Westchnęła głośno. - Co tym razem zrobiłam?
- Przez ciebie Finn dostał szlaban - odezwał się wreszcie łan.
-
Taa, a miał mnie nauczyć, jak przejść przez drugi poziom w Halo 2 - poskarżył się
Caleb.
Megan parsknęła śmiechem.
- Chyba sobie żartujecie.
Ale nikt się nie roześmiał. Megan poczuła żar i gorycz. Jej ożywienie zniknęło
zmiecione falą furii. • - Zamierzacie obwiniać mnie o wszystko, co się wydarzy w tym
domu? - spytała.
-
Finn nie zwróciłby uwagi na twoje cycki, gdybyś mu nie podetknęła ich pod nos, ot
co - warknął Doug.
-
O mój Boże! Więc waszym zdaniem tak było? - spytała Megan. - Uwiodłam
Finna? No cóż, to mam dla ciebie małą nowinę, dupku, to on pocałował mnie, jasne?
Boże! Czy żaden z was nie jest w stanie przyjąć odpowiedzialności za własne po-
stępowanie? Od samego początku, kiedy przekroczyłam próg tego domu, staram się z
wami zaprzyjaźnić, ale wy jesteście tak cholernie nieprzystępni, że robicie wszystko,
żebym poczuła się źle. Mam tego powyżej uszu!
-
Oho, uwaga. Mała dziewczynka pokaże nam zaraz atak histerii. - Doug wyrzucił
ręce w górę.
Caleb i łan roześmieli się, a Megan popatrzyła na Douga przez zmrużone powieki, aż w
końcu musiał odwrócić wzrok.
-
A wy dwaj się ze mnie nie śmiejcie. - Megan podeszła do lana i Caleba. - Wiecie,
ile razy mogłabym na was naskarżyć? Wchodziliście do mojego pokoju, niszczyliście
mi ubrania, kradliście kosmetyki, poprzecinaliście opony roweru. Aleja nie po-
wiedziałam ani słowa. Chroniłam wasze głupie tyłki.
Chłopcy wbili oczy w dywan, a Megan ruszyła dalej.
- Miller. Nawet byś nie mógł pogadać z Aimee, gdyby nie ja.
- Gadasz teraz z dziewczynami, ogórasie? - spytał Doug.
-
A ty, durna pało! — Megan obróciła się gwałtownie do Douga. - Sam wiesz, że
masz u mnie wielki dług.
-
A co to niby ma znaczyć? - odezwał się po raz pierwszy Evan.
-
Z tobą nawet nie będę zaczynała rozmawiać. - Megan zabłysły oczy. - To nie ja
przespałam się z twoją dziewczyną, jasne? Więc przestań się na mnie za to wyżywać!
Evan patrzył na nią przez długą chwilę, aż wreszcie poddał się i znów wbił wzrok w
ekran.
-
Boże, ale jesteście durni. - Megan pokręciła głową. - Nie interesuje was nic poza
wami samymi. Wcale nie wściekacie się za to, że Finn ma szlaban. Po prostu szukacie
kolejnej wymówki, bo chcecie się poczuć cholernie męscy, bojkotując mnie. No cóż,
pozwólcie, że wam coś powiem, chłopcy. W moich oczach nie wyglądacie jak
mężczyźni, ale jak banda rozkapryszonych dzieciaków.
Dougowi zabłysły oczy, a kiedy zobaczył, że Megan widzi, że ubodły go jej słowa,
zmusił się do śmiechu.
-
Och, znakomity argument, Doug. Bardzo dotkliwy. - Megan położyła dłoń na
piersi. - Trafiłeś mnie prosto w serce.
Zostawiając za sobą milczącą grupę, Megan szybko weszła na pierwsze piętro i ruszyła
do swojego pokoju, a potem zatrzasnęła za sobą drzwi.
W głowie mi się nie mieści, że to zrobiłam.
Na drżących nogach podeszła do łóżka i rzuciła się na materac. W myślach widziała
gniewny profil Evana, złośliwy grymas Douga, Millera próbującego za wszelką cenę na
nią nie patrzeć, lana gapiącego się ostentacyjnie w telewizor, Caleba ze skrzywioną
miną. Ulgę przyćmił teraz wszechogarniający smutek. Pokazali, co naprawdę czują. I
nieważne, jak bardzo się starała, wszyscy jej nienawidzili. Naprawdę, z całego serca.
- Trudno - powiedziała na głos. - To banda debili.
I co ją obchodzą tacy idioci? Nic.
Megan wtuliła twarz w poduszkę i przez następne pół godziny ze wszystkich sił
próbowała się nie rozpłakać.
Megan zatrzasnęła książkę do chemii i spojrzała na zegarek. W ciągu ostatniej godziny
nie nauczyła się niczego. Pomiędzy rozmyślaniem o tym, że Finn jest tuż obok, w
sąsiednim pokoju, a ciągłym odtwarzaniem w myślach od nowa awantury z dzisiejszego
popołudnia, w głowie niewiele miejsca zostawało na okresowy układ pierwiastków.
Obiad minął w pełnym napięcia milczeniu. Megan tylko skubała kurczaka i warzywa na
swoim talerzu i małymi łykami popijała wodę. Jedzenie w towarzystwie pół tuzina wro-
gów okazało się niemożliwe. Teraz, oczywiście, Megan umierała z głodu.
Złapała plecak i przeszukała go, aż wreszcie znalazła snickersa, którego kupiła po
lunchu. Pochłonęła batona czterema kęsami, ale żołądek nadal bolał - czas wreszcie
porozmawiać z Finnem.
Na pewno słyszał, co się stało dzisiaj po południu. Jego bracia plotkują bardziej
zawzięcie niż cała żeńska część Liceum Baker. W sumie Megan trochę się dziwiła, że
jeszcze do niej nie przyszedł, ale skoro tak, sama do niego pójdzie.
Wyszła na korytarz i zapukała cicho do drzwi Finna.
- Proszę!
Wzięła głęboki oddech i weszła do środka.
- Cześć.
Finn podniósł głowę znad biurka, chyba zaskoczony.
-
Cześć. - Oparł dłonie na udach i spojrzał nad ramieniem Megan w stronę korytarza;
byli sami.
- O co chodzi? - spytała.
- Naprawdę nie powinnaś tu być - powiedział Finn.
Megan poczuła, że na sercu zaciążył jej wielki kamień.
-Wiem, twoi rodzice są wściekli, ale chyba nie oczekują, że
przestaniemy że sobą rozmawiać?
-Taa... Nie... - Finn wzruszył ramionami i obrócił się na krześle. - Ja tylko... Nie
uważasz, że powinniśmy poczekać, aż wszystko się trochę uspokoi?
-Jakby to się miało kiedykolwiek zdarzyć w tym domu - zażartowała bez przekonania
Megan. Przełknęła dławiącą ją grudkę i rozejrzała się wkoło niepewnie. Przyszła tu,
żeby Finn ją uspokoił i pocieszył, tak jak zawsze to robił. Ale teraz on zaczy nał
kluczyć, więc poczuła się tylko gorzej.
-Posłuchaj... Nie jest mi łatwo... być w pobliżu ciebie - powiedział Finn, wyraźnie
unikając wzroku Megan.
- Och, no cóż. Przepraszam. - Megan zaczęła się wycofywać.
- Zaczekaj - zawołał Finn.
Ale ona była niebezpiecznie bliska łez i absolutnie nie zamierzała załamać się na jego
oczach.
- Nie, już sobie idę - wymamrotała.
Finn przełknął ślinę i miał taką minę, jakby chciał coś powiedzieć. To się naprawdę
działo. Finn nie chciał mieć z nią nic wspólnego.-Wreszcie wróciła do swojego pokoju,
ale czuła się jak największa idiotka na świecie, Megan z trudem. Na szczę ście udało jej
się nie uronić ani jednej łzy. Zamknęła drzwi i złapała klamkę tylko po to, żeby się
czegoś przytrzymać. Właśnie straciła wszystko, co znała i ceniła. Przecież Finn był
podobno jej przyjacielem. A nawet więcej. Całował ją. Przytulał. Dawał poczucie
bezpieczeństwa. Tylko na nim nigdy się nie zawiodła. A teraz czuła się po prostu
porzucona - i totalnie sama.
Złapała z biurka telefon i drżącymi palcami wybrała numer. Nacisnęła klawisz
rozmowy i podniosła słuchawkę do ucha,
mocno zamykając oczy. Musiała to zrobić, zanim zmieni zdanie.
- Major Meade, słucham.
W tej samej sekundzie, w której usłyszała głos ojca, nabrała pewności, że robi dobrze.
Wiedziała, gdzie powinna być.
- Tato? - powiedziała szybko. - Chcę jechać do Korei.
Od: Strzelec5525@yahoo.co1n Do: Zakrę
chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis dwunasty
Uwaga nr 1 W ogóle nie wiadomo, o co chodzi tym facetom. Myślałam, że mu się
podobam, Trace. Naprawdę.
Rozdział 18
Wyjeżdżasz?
Był wtorek wieczorem i matka Megan właśnie zadzwoniła, żeby dać znać, że
zarezerwowała nocny lot na czwartek. A teraz Megan siedziała w kuchni z Reginą i
Johnem, którzy patrzyli na nią, jakby właśnie oświadczyła, że zmieniła płeć.
-
Rozmawiałam z rodzicami i razem uznaliśmy, że to najlepsza decyzja. - Serce
waliło jej jak młotem. Chciała im powiedzieć jak najmniej. Nie miała zamiaru mówić
ludziom, którzy okazali jej tyle serca, że to ich synowie ją stąd wygonili.
-Wiemy, że nie było łatwo, Megan, ale nawet jeszcze nie dałaś sobie czasu, żeby się
naprawdę zadomowić - odezwała się Regina.
-
Ani nie dałaś go nam - dodał John. - Co możemy zrobić, żebyś się poczuła
swobodniej?
-
Nie w tym rzecz - wymamrotała Megan. - Byliście dla mnie przemili, naprawdę.
Ale ja... tęsknię za rodzicami.
Podała całkiem uczciwy powód. Tyle że pozostałych nie zamierzała wymieniać.
-
Oczywiście, że tęsknisz, kotku - powiedziała Regina. — Ale naprawdę chcesz się
przenosić do Korei? Kiedy twój ojciec po raz pierwszy do nas dzwonił, mówił, że tak
stanowczo upierasz się, żeby zostać w Stanach.
Megan z trudem przełknęła ślinę, usiłując nie myśleć nad rzeczami, których jej będzie
brakowało. Meczami z nową drużyną, lunchami z Aimee i innymi dziewczynami,
imprezami, szkolnymi balami. Ojciec opowiadał jej o liceum, do którego musiałaby
uczęszczać w Korei. To była żeńska szkoła, gdzie obowiązywało noszenie mundurków,
a regulamin zabraniał noszenia makijażu. Megan zgadywała, że imprez do późnego wie-
czora też tam nie tolerowano.
Oczywiście, po wszystkim co się stało w ciągu ostatnich dwóch tygodni, może tak
będzie bezpieczniej. Może właśnie potrzebowała strefy wolnej od chłopców.
- Chyba po prostu się pomyliłam - powiedziała Megan. - To za trudne, rozumiecie?
Przynajmniej kiedy będę z rodzicami, to... sama nie wiem...
Nie miała pojęcia, jak to wyrazić, żeby nie urazić McGowanów. Pragnęła większego
wsparcia, swojskości, poczucia bezpieczeństwa. Tylko rodzice mogli jej to dać.
Regina i John wymienili długie spojrzenie.
- Możemy coś zrobić, żeby zmienić twoją decyzję? - spytał wreszcie John.
- Nie - powiedziała Megan. - Ale miło wiedzieć, że chcielibyście.
Regina westchnęła i uśmiechnęła się blado.
- No cóż, będziemy za tobą tęsknić — wyznała. - I pamiętaj, że w każdej chwili
możesz wrócić.
Megan uśmiechnęła się z wdzięcznością. I John, i Regina mieli zmartwione miny, ale
Megan wiedziała, że w głębi ducha musieli odczuwać ulgę. Jak zaznaczył Doug w
rozmowie z braćmi, chłopcy mieli idealnie rozpracowany dom. A Megan samym
pojawieniem się tutaj wszystko poplątała i skomplikowała. Była pewna, że
McGowanowie trochę tęsknią za powrotem do tego chociażby powierzchownego ładu,
jaki kiedyś panował w ich życiu.
- Posłuchajcie, czy moglibyśmy nie mówić o tym... wszystkim? - spytała Megan. - To
tylko utrudni sprawę.
Zwłaszcza że synowie natychmiast urządziliby wielką imprezę zwycięstwa. v
- Naprawdę uważasz, że to w porządku? - zdziwił się John.
-
Chłopcom będzie wszystko jedno, wierzcie mi - powiedziała Megan. - Napiszę im
maila, obiecuję.
- No cóż, dobrze - zgodził się John.
- Dzięki. - Megan wstała. - To ja zacznę się już pakować.
Poszła na górę. Całe ciało jej ciążyło. Myślała, że poczuje ulgę
po rozmowie z Johnem i Reginą, ale tylko ogarnął ją smutek.
Robisz to, co należy.
Zamknęła cicho drzwi i spojrzała na swoje rzeczy. Czas ruszać w dalszą drogę.
W czwartek wieczorem Megan siedziała na brzegu łóżka, a jej bagaże stały spakowane
i porządnie ustawione z tyłu na materacu. Stopami nerwowo postukiwała o podłogę.
Była gotowa już od godziny, a samochód miał przyjechać dopiero za trzy kwadranse.
John zaproponował, że ją zawiezie na lotnisko, ale odmówiła. Chciała tylko wydostać
się stąd. Całkowicie zamknąć ten rozdział. Zostawić wszystko za sobą.
Oczywiście teraz, kiedy czas się zbliżał, Megan jasno widziała, że nie uda jej się wyjść
zupełnie niepostrzeżenie. Wszyscy siedzieli w domu i zajmowali się swoimi zwykłymi,
codziennymi sprawami. Kiedy Megan zacznie targać bagaże z góry, na pewno kilka
osób, zwróci na to uwagę.
Będę po prostu musiała sobie z tym poradzić. Niezależnie, co się stanie. Wstała z łóżka
i zaczęła spacerować po pokoju, uderzając zaciśniętą pięścią o dłoń drugiej ręki. Czuła
się, jakby zaraz miała stanąć do odpowiedzi przed całą klasą. Nie, sto razy gorzej. Co
chwila korciło ją, żeby wyjść z pokoju, znaleźć Fin- na, Evana, Douga albo nawet
Millera i powiedzieć, co o nich myśli. To była, mimo wszystko, ostatnia okazja. Tylko
po co?
Megan wyjrzała przez okno. Na podwórzu Evan kołysał się apatycznie na hamaku. Pod
głowę podłożył sobie jedno ramię
i wpatrywał się w niebo. Sądząc po jego smutnej minie, myślał o Hailey. Megan nagle
nabrała ochoty, żeby mu przyłożyć. Dwa tygodnie temu, ile razy spotkała Evana, miała
przed oczami świetnego, przyjaznego faceta o pięknej duszy. Teraz widziała tylko duże
dziecko.
Evan znał już prawdę. Rozeszła się po całej szkole. Wiedział, że Hailey kłamała. Ale
czy chociaż przeprosił Megan? Nie. Czy pogodził się z Dougiem? Nie. Zupełnie jakby
odpowiadała mu rola ofiary.
Tak obserwując Evana, Megan zdała sobie sprawę, że jednak jest pewien powód, dla
którego warto z nim pogadać. Może znów zacznie przypominać faceta, którego kiedyś
poznała. Może ona zdoła nim wstrząsnąć i go obudzić.
Nagle zdecydowana, Megan zbiegła po schodach prosto na podwórze. Słońce zaczynało
właśnie chylić się ku zachodowi, wszystko wkoło nabierało łagodniejszego wyglądu.
-
Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała, kiedy Evan usiadł. Obróciła się w stronę
domu. - Hej, Doug! Znalazłam twojego starego „Playboya"! Jeśli go chcesz odzyskać,
to czekam na zewnątrz!
Evan zerwał się z hamaka.
- Nie gadam z nim.
-
Owszem, gadasz. - Megan splotła ramiona na piersi. - Nie sądzisz, że jesteś mi
winien jedną rozmowę?
Evan nie miał odwagi podnieść na nią oczu.
- Taa, może tobie - przyznał w końcu. - Ale nie jemu.
Doug wypadł z domu na podwórze. W tej samej chwili,
w której zauważył Megan i Evana, a przy tym brak „Playboya", zawrócił do środka.
-Wyjeżdżam do Korei - oświadczyła Megan. - Mniej więcej za pół godziny.
Evanowi opadła szczęka, Doug stanął jak wryty. Obrócił się powoli, z uśmiechem
przylepionym do twarzy.
- Nareszcie - powiedział.
- Taa, no cóż, zanim wyjadę, chciałam wam coś powiedzieć, chłopaki — stwierdziła
Megan.
- Sławetne ostatnie słowa skazańca? - odezwał się Doug ironicznie.
Ale usiadł na skraju fotela na patio, szeroko rozstawiając nogi i spoglądając na nią z
wyczekiwaniem. Evan też ani drgnął. Megan wzięła głęboki oddech. Miała tylko jedną
szansę, żeby to zrobić jak trzeba.
- Od małego, zawsze chciałam mieć brata albo siostrę - zaczęła, spoglądając to na
jednego, to na drugiego z nich. — Myślałam, że to wspaniałe. Mieć kogoś, z kim się
można wszystkim podzielić, kim mogłabym się opiekować i na kogo uważać, a kto
opiekowałby się mną i uważał na mnie. Ale patrząc na to, jak wy się nawzajem
traktowaliście przez ostatnie dwa tygodnie, sama już nie wiem.
Evan wbił wzrok w ziemię, a Doug przewrócił oczami, ale Megan nie przerwała.
-Żeby pozwolić komuś takiemu jak Hailey Farmer... Żeby coś tak idiotycznego i bez
znaczenia jak seks po pijaku stanęło między wami... - Westchnęła. - Ta dziewczyna was
obu okłamała. I jednym, i drugim się zabawiła. A wy jesteście braćmi. Na zawsze. A
najbardziej dobija mnie... że nie macie nawet pojęcia, jacy z was szczęściarze.
Megan podniosła wzrok. Wyraz twarzy Douga się zmienił. I on, i Evan wpatrywali się
w nią teraz twardym wzrokiem, jakby ze wszystkich sił próbowali zatrzymać w środku
to, co naprawdę czuli i myśleli. Megan po raz pierwszy uderzyło podobieństwo tych
dwóch, tak pozornie różnych facetów. Ten sam upór, ta sama ignorancja i, ewidentnie,
ten sam gust co do kobiet.
Tak naprawdę to mi was żal, chłopaki. Serio - odezwała się po chwili Megan. - Jesteście
tak zajęci sobą, że w ogóle nie zdajecie sobie sprawy, jak ranicie najbliższych. Tych,
którzy was naprawdę kochają. Albo mogliby kochać, gdybyście im dali szansę -
skończyła Megan, spoglądając na Evana. Podtrzymała jego spojrzenie, aż się
zaczerwieniła z wysiłku; a on wreszcie zamrugał. Obróciła się do Douga.
-Więc sobie nie wyobrażaj, że to twój błyskotliwy plan wy- mrożenia wypędził mnie
stąd, bo tak nie jest ~ dodała. - Ja po prostu nie mogę znieść towarzystwa ludzi, którzy
uważają, że wszystko im się należy.
Nie licząc wieczornych świergotów ptaków na podwórzu, panowała cisza. Megan
powiedziała, co miała do powiedzenia, a zdobycie się na taką szczerość podziałało na
nią ożywczo. Miała wrażenie, że teraz poradzi sobie ze wszystkim. Ogarnęła ją
przemożna ochota porozmawiania z Finnem. Zawróciła i z przyzwyczajenia poszła do
szopy, nawet się nie zastanawiając, że chłopak miał przecież szlaban na przebywanie w
swoim ustroniu. Megan pchnęła drzwi i cały jej świat nagle, ze zgrzytem, stanął w
miejscu.
Na sztalugach dokładnie naprzeciwko drzwi stała jej własna podobizna. Portret
namalowany przez Finna. Skończony do ostatniej rzęsy na powiece. Obraz zaparł
Megan dech w piersiach.
Powoli podeszła do portretu. W niczym nie przypominał wszystkich
dotychczasowych dzieł Finna. To był jedyny portret en face. I dobrze oddawał
podobieństwo. Chociaż wizerunek był łagodniejszy. Ładniejszy. Bardziej otwarty.
Dziewczyna z obrazu uśmiechała się porozumiewawczo, miała promienistą cerę, a
grupka piegów rozsianych po całym nosie wyglądała wręcz rozczulająco. Ale
najbardziej niesamowite były oczy. Wirowało w nich co najmniej siedem odcieni zieleni
i kilka subtelnych złotych plamek. Czy rzeczywiście tak widział ją Finn? Czy naprawdę
uważał ją za tak... piękną?
Megan dotknęła skraju płótna. Farba była zupełnie sucha.
Kiedy on zdążył to skończyć? Nagle sobie przypomniała, że przez kilka ostatnich dni
miał szlaban. Musiał się więc jakoś zakradać przez cały tydzień, żeby pracować nad
obrazem. I skończył go. Wreszcie skończył jakiś obraz. Jej portret.
Na podjeździe rozległ się klakson samochodu. Taksówka już przyjechała. Wcześniej.
Po prostu jedź ! Megan usiłowała się wewnętrznie zmobilizować. Wynoś się stąd
wreszcie, do diabła.
Odwróciła się plecami do spojrzenia własnych oczu i wybiegła po rzeczy. Nie mogła
już znieść tego miejsca. Za dużo zamieszania, za dużo presji, za dużo wszystkiego. Czas
wracać do świata wolnego od facetów.
- Uwaga, pasażerowie lotu 233 do Los Angeles - zapowiedziała pracownica serwisu
naziemnego. - Zapraszamy na pokład pasażerów rzędów od piętnastego do
dwudziestego piątego. Proszę przygotować karty pokładowe.
Megan wzięła głęboki oddech i spojrzała na dziesiątki osób zbierających bagaż
podręczny i popędzających dzieci. Już od godziny spoglądała na główny hol terminalu.
Ku własnemu wielkiemu rozgoryczeniu, wyobrażała sobie, że zaraz zobaczy tam
znajomą twarz. Ze ktoś, ktokolwiek, może przyjdzie się z nią pożegnać. Ale
najwyraźniej życie nie wzoruje się na filmach. Za niecałe dwadzieścia minut samolot
wzbije się w powietrze. Wkrótce już nie będzie odwrotu.
Zaciągając paski plecaka na ramionach, wstała i ruszyła do długiej kolejki, która wiła
się przed bramką pokładową.
Wcale nie masz ochoty się odwracać. Ale mimo wszystko uważała, że to niedobrze,
że nie pożegnała się z Finnem. Był w domu McGowanów jej najlepszym przyjacielem.
Powiernikiem. Pierwszym pocałunkiem. Aż nie wierzyła, że wsiada do samolotu do
Korei, a nie porozmawiała z Finnem po raz ostatni.
- Hej! Megan! Zaczekaj!
Serce Megan podskoczyło w piersi, kiedy błyskawicznie obejrzała się za siebie. Tam.
Biegł przez tłum, przepychał się przez ludzi, żeby się do niej dostać. Nigdy w życiu nie
ucieszyła się niczyim widokiem tak, jak teraz widokiem...
Douga.
-A ty się dokąd, do cholery, wybierasz, yo?
Stanął przed nią i zgiął się wpół. Pot spływał mu po skroniach, kiedy usiłował
odzyskać oddech. Megan spojrzała w głąb holu, ale nikt inny nie biegł za Dougiem.
Co, u...?
-Jesteś sam? - spytała.
- Muszę usiąść. - Dougowi aż świszczało w płucach.
Cofnął się i klapnął na najbliższe wolne siedzenie. Megan
wyszła z kolejki. Rozejrzała się po terminalu, podejrzewając, że zaraz znajdzie ukrytą
kamerę. To musiał być dowcip. Doug za nią gonił?
-
Co ty tu robisz? - zapytała, mrużąc oczy. -I jak przeszedłeś przez kontrolę?
-
Musiałem kupić bilet. Nieźle, co? - Wyciągnął mały folderek American Airlines. -
Mogę sobie teraz lecieć do Chicago, jeśli będę miał ochotę.
Megan usiadła na krawędzi krzesła tuż obok chłopaka.
- Doug, poważnie. Ja muszę wsiąść do tego samolotu.
-
Chcesz zwiewać, twój interes. - Doug wepchnął pognieciony bilet do tylnej
kieszeni dżinsów. - Ale najpierw mnie wysłuchaj.
Megan westchnęła i oparła się o krzesło.
- Okay. Masz pięć minut.
-
Dobra, słuchaj - zaczął Doug. - Kiedy odjechałaś, pogadaliśmy z Evanem po raz
pierwszy, odkąd zaczęło się to całe gówno. I za niego mówić nie mogę, nie? Aleja?
Zdałem sobie sprawę, że ostatnio zachowywałem się trochę jak dupek.
- Och, zdałeś sobie sprawę? - powtórzyła szyderczo Megan.
- Daj mi skończyć, kobieto! — zawołał Doug.
Megan nagle zrozumiała, ile wysiłku go kosztowała rozmowa z nią, więc zacisnęła
wargi.
-
Byłem na ciebie wściekły od początku, bo mi odebrałaś mój pokój. Ale
zastanowiłem się nad tym i wiem już, czemu mnie tak wkurzasz - powiedział Doug.
Megan uniosła brwi.
- No więc czemu?
-Bo pojawiasz się u nas i robisz te rzeczy... no, wiesz... których nie umie zrobić nikt
inny - wysapał w końcu Doug. Po raz pierwszy patrzył na Megan i przestał się
pilnować. Nie krzywił się złośliwie, nie udawał twardziela. Po prostu siedział i
rozmawiał. - Na przykład sprawiasz, że Miller zaczyna mówić o czymś innym niż o
baseballu. A łan i Caleb się ciebie boją. A Sean, no wiesz, czasami teraz wychodzi z
garażu. A moja mama? Odkąd zlądowałaś, to zupełnie inna kobieta. Jest
spokojniejsza. .
- Naprawdę?
-
No, jakby wyluzowała ją obecność innej dziewczyny. Poważnie. Normalnie w
ciągu dwóch tygodni walnęła mnie w łeb raptem z raz - wyznał Doug.
Megan nie udało się powstrzymać uśmiechu.
-
Poza tym to, co dla mnie zrobiłaś... - ciągnął Doug. - To też było całkiem fajne.
Dalej nie wiem, dlaczego się za mną wstawiłaś.
-
Mam miękkie serce dla beznadziejnych przypadków? - podsunęła Megan i
wzruszyła ramionami-.
- No, nieważne - powiedział Doug. - Dzięki.
-
Nie ma za co - mruknęła Megan lekko wzruszona. ^wyczuła szczerość w tym
jednym słowie.
-
No więc, słuchaj, nie możesz wyjechać. - Doug wyprostował się i obrócił do
Megan. - Jeśli znikniesz z horyzontu, Miller się cofnie, a Caleb i łan wejdą nam na
głowę, Sean znów się zamieni w pustelnika, a Finn...
Serce Megan drgnęło.
- Finn co?
-
Finna to zniszczy. - Doug zajrzał jej w oczy. - Owinęłaś sobie tego faceta wokół
małego palca, wiesz o tym, prawda?
- Co ty gadasz? - spytała Megan.
-Jak się dowiedział, że wyjeżdżasz, zamknął się w szopie i zabarykadował drzwi. Nikt
go od tamtej pory nie widział - wyjaśnił Doug. - Kiedy wychodzisz, Sean i Evan
usiłowali podsadzić
Caleba na dach, żeby zajrzał przez świetlik i sprawdził, czy Finn się tam nie zabił.
Megan z trudem przełknęła ślinę.
- O rany.
Przez kilka chwil siedzieli na plastikowych krzesłach, obserwując, jak kolejka przy
bramce staje się coraz mniejsza. Megan zastanawiała się nad wszystkim, co usłyszała.
Czy to naprawdę możliwe, że zmieniła życie McGowanów w takim stopniu, jak
twierdził Doug? Uważała, że tylko zakłóca im spokój, ale teraz wydało jej się, że
rzeczywiście kilka rzeczy zdołała zmienić na lepsze.
-Zawsze uważaliśmy, że to świetnie, że nasza mama miała tylko chłopców - wyznał
Doug, wyzbywając się hiphopowej pozy. - Kto by pomyślał, że w gruncie rzeczy
potrzeba nam siostry?
Megan opuściła wzrok na swoje dłonie.
-
Och, człowieku! Skopiesz mi wreszcie tłusty tyłek? - spytał Doug.
Megan się roześmiała.
-Nie.
- No to wracasz ze mną, czy jak?
Megan podniosła głowę i westchnęła.
- Mam kilka warunków.
-Wiedziałem. - Doug przewrócił oczami.
-
Po pierwsze, nie zgadzam się na łazienkę przypominającą parking dla tirów -
powiedziała Megan. — Musicie zacząć po sobie sprzątać. Żadnych więcej krwawych
śladów, włosów i dziwnych plam, których pochodzenia nie chcę się nawet domyślać.
- Dobra, dobra - mruknął Doug. — To wszystko?
-
Raczej nie - powiedziała Megan. - Macie trzymać się z daleka od wszystkich moich
rzeczy. Włącznie z rowerem.
-Okay...
-1 chcę, żebyście przestali mnie za plecami nazywać Megan Miseczka C.
Dougowi opadła szczęka. Zarumienił się.
- Skąd o tym wiedziałaś??!
Megan uniosła brwi.
- No dobra, jasne. Wszystko? - stęknął Doug.
- Myślisz, że możesz to dla mnie załatwić? - spytała Megan.
-
No, może będę musiał sprać kilku osobników, ale taa. Nie ma problemu - rzucił
Doug beztrosko.
- Nikogo nie; pobijesz - zastrzegła Megan.
-
Nie mów mi, jak mam wykonywać swoją robotę. — Doug komicznie strzelił
kłykciami.
-
Okay. - Megan Wstała. Po raz pierwszy od rana poczuła się spokojna. Pewna. -
Wracam.
-
Dzięki Bogu! - Doug odetchnął z ulgą. - No to wynośmy się stąd-w diabły!
-Ach, zaczekaj! Jeszcze jedno. - Megan zatrzymała chłopaka.
Doug zgarbił się i obrócił do niej.
- Co? Mam ci oddać nerkę?
-
Chcę wziąć udział w następnej grze w ultimate frisbee - zażądała Megan.
Doug uśmiechnął się szeroko.
- Grasz z tymi w koszulkach.
Megan odpowiedziała równie szerokim uśmiechem.
-Jeszcze zobaczymy.
Megan oparła się mocniej plecami o Seana, dodając gazu na jego harleyu. Pędzili Oak
Street. Wiatr wycisnął jej z oczu łzy, kiedy zapiszczała z wielkiej, wszechogarniającej
radości. Już prawie zdążyła zapomnieć, jak bardzo lubi jeździć na motorze. Teraz czuła
się zupełnie, jakby właśnie odzyskała kończynę, której jej brakowało przez ostatnich
kilka tygodni.
- Dobra! Wracamy do domu! - zawołał jej do ucha Sean,
Megan zwolniła i wjechała na podjazd McGowanów, Iwan,
Finn, Caleb, łan i Doug przerwali rozgrywkę ultimate frisbee, żeby popatrzeć. Megan
zeszła z motocykla i zdjęła kask, ocierając twarz i się śmiejąc.
-
Masz wrodzony talent. - Sean obdarzył dziewczynę jednym ze swoich rzadkich
uśmiechów.
- Dzięki - odparła Megan.
-
W przyszłym tygodniu pójdziemy załatwić ci prawo jazdy ważne w Massachusetts
— powiedział. - Pogadam też z moim kumplem Deke'em ze złomowiska. Zobaczymy,
może znajdzie dla ciebie jakiś motor.
-
Naprawdę? - Megan nie wiedziała, co ją zaskoczyło bardziej propozycja Seana czy
tak długa jak na niego wypowiedź;
- Uwaga na głowy!
Megan złapała w powietrzu frisbee, zanim zdołało wykłuć jej oko.
- Przepraszam!
Evan pomachał ręką, a potem pobiegł na werandę napić się wody z dzbanka. Odezwał
się do Megan po raz pierwszy od czasu swoich bardzo nieudanych przeprosin w
czwartkowy wieczór. Po prostu powiedział, że mu przykro. Od tamtego czasu unikał jej
jak ognia.
Megan popatrzyła za Evanem i zobaczyła, że Aimee i Miller siedzą na frontowych
stopniach obok przekąsek, obserwując grę. Rzuciła frisbee z powrotem chłopakom i
pomachała do Aimee, która w odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko.
-
Miller i Aimee. Razem w weekend. - Megan aż zagwizdała z podziwu.
- Taa, to po prostu przedziwne - stwierdził Sean, stając obok.
-
Yo! Chcecie zagrać, ofiary? - krzyknął Doug ze środka podwórka.
-
Wchodzimy! - odparła Megan, podbiegając do nich truchtem.
-
Dobra! Ty, ja i Finn przeciwko Evanowi, Seanowi i matołom! - rzucił Doug, kiedy
Megan stanęła obok.
- Nie jesteśmy matoły! - zaprotestował łan.
- Taa, i tak sobie dalej wmawiaj - powiedział Doug.
Megan pochyliła się do Finna i Douga.
-
A wiecie, że wy w ogóle nie gracie w ultimate? - spytała. - Sprawdziłam w sieci.
Robicie to zupełnie na opak.
-
My gramy w stylu McGowanów - oświadczył Doug, kiwając głową zarozumiale.
- Co to znaczy? - spytała Megan.
-
To futbol w połączeniu z frisbee - wyjaśnił Finn. - A na koniec rozgrywki lubimy
przybijać sobie piątki i dużo szczekać. Nikt nie wie czemu ani skąd to się wzięło, ale po
prostu tak robimy.
-
Aha - powiedziała Megan z uśmiechem. Miło było znów się znaleźć blisko Finna. I
normalnie z nim rozmawiać. Oczywiście, nadal się zastanawiała, o czym on myśli.
- No to jaki jest plan gry? - spytała, usiłując się skupić.
Stanęli tak blisko siebie, aż musnęli się ramionami. Puls Megan przyspieszył. Oboje Ż
Finnem spojrzeli na miejsce, gdzie zetknęły się ich ciała i lekko się od siebie odsunęli.
Megan wstrzymała oddech.
-
Dobra, ja udaję, że rzucam do Finna i podaję do Megan - powiedział niczego
nieświadomy Doug. — Zobaczmy, co potrafisz, Strzelec.
- Taa, taa - odparła drwiąco Megan.
Wszyscy klepnęli się nawzajem w dłonie i podeszli na linię. W tej samej sekundzie, gdy
Doug złapał frisbee, Megan skoczyła w prawo, omijając Seana, i pobiegła w stronę
podjazdu, Ian i Caleb deptali jej po piętach. Odwróciła się i zobaczyła, że Doug na niby
rzuca frisbee do Finna. Evan skoczył, żeby złapać frisbee w powietrzu, ale krążka tam
nie było - leciał prosto w ręce Megan.
W wyskoku złapała krążek, ale gdy tylko wylądowała na ziemi, Ian i Caleb złapali ją za
nogi.
-
Weźcie ich ze mnie! - krzyknęła, wyrywając się chłopakom i śmiejąc do łez. -
Zabierzcie ich!
Giń, Strzelec! Giń! - wrzeszczał Ian, trzymając się jej ze wszystkich sił.
Finn podbiegł, a wtedy Megan rzuciła do niego frisbee. Ale chłopak zostawił krążek, a
złapał Caleba i łaskotał go tak długo, aż ten puścił Megan.
- Faul! To nie fair! - krzyczał Ian.
Caleb turlał się po trawie, chichocząc. Megan potknęła się o niego i przewróciła,
pociągając za sobą na ziemię Finna. Skłębili się w splątanej masie rąk i nóg, ale Megan
wiedziała tylko, że leży dokładnie na Finnie mocno przyciśnięta klatką piersiową; jego
noga znalazła się między jej udami, a jej nadgarstek utkwił pod jego karkiem. Ktoś -
chyba Ian - siedział Megan na plecach. Dziewczyna nie mogła się wyplątać z
kłębowiska.
Ale tak naprawdę niezbyt tego chciała.
-
No cóż, nie jest za wygodnie. - Finn roześmiał się, próbując usiąść, - Ian! Złaź z
Megan!
-
Dobra! — Ian posłusznie odturlał się na bok. Złapał z ziemi frisbee i razem z
Calebem pobiegli przez podwórze, triumfalnie niosąc krążek.
Wreszcie Finn zdołał usiąść. Megan przykucnęła tuż obok niego. Oboje z trudem łapali
oddech. Chociaż to nie gra tak wpłynęła na Megan.
- Nic ci nie jest? - spytał Finn.
-
Nie, a tobie? - Każdym skraweczkiem ciała pragnęła go znów dotknąć.
-
Nic - odpowiedział z bardzo szerokim uśmiechem. Podparł się na rękach i stanął na
czworakach, z twarzą zaledwie o kilka centymetrów od twarzy Megan.
-
Cieszę się, że zostałaś - szepnął, owiewając ciepłym oddechem jej policzek.
Megan jakoś udało się odpowiedzieć:
-Ja też.
A potem Finn wstał i wrócił na środek podwórza. Przez moment Megan nie była w
stanie ruszyć się z miejsca, ale zaraz podszedł Doug i zaoferował pomoc, którą z
wdzięcznością przyjęła. Jednym szarpnięciem postawił Megan na drżących nogach.
-
No i kto ma teraz zagwozdkę? - zapytał ze złośliwym uśmiechem.
Megan roześmiała się i szturchnęła go w plecy. Wrócili na linię.
-
Koleś! Chcę zrobić wymianę! - krzyknął Doug. - Finn za Seana!
- Zrobione - odparł Evan.
- Przyłóż się do gry - powiedział Doug do Megan.
Megan zbyła go wzruszeniem ramion i stanęła na linii, tym
razem dokładnie naprzeciwko Finna i Evana. Finn uśmiechał się do niej otwarcie, a
Megan odwzajemniła uśmiech. Serce jej szybko waliło. Ale kiedy spojrzała na Evana,
totalnie zamarło. Bo przyglądał się jej tym intensywnym spojrzeniem. Przewiercał ją na
wskroś. Zupełnie jak wtedy, kiedy przez ułamek sekundy myślała, że chce ją
pocałować.
No cóż, to... interesujące.
Doug złapał frisbee. Biorąc głęboki oddech, Megan wskoczyła między Finna a Evana i
pobiegła w głąb pola. Obaj rzucili się za nią. Frisbee poleciało w powietrze, rysując nad
głowami chłopców idealny łuk. Wszyscy trzej wyskoczyli i sięgnęli po nie, ale Megan
była szybsza, wyprzedziła ich i złapała krążek prosto z nieba.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę
Temat: Przewodnik po chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach Zapis trzynasty
Uwaga nr 1: Chłopcy są nieprzewidywalni.
Może to nic nowego, ale zaczynam dochodzić do wniosku, że właśnie to jest w nich
najfajniejsze.