Scott Kieran (Brian Kate) Megan przewodnik po chłopcach

background image

KATE BRAIN

PRZEWODNIK PO CHŁOPCACH

Przekład Edyta Jaczewska

background image

PROLOG

- Megan, musimy porozmawiać.

Megan Meade przełknęła łyk oranżady i wypuściła słomkę z ust. Serce jej zamarło.

Dlaczego rodzice wrócili z bazy tak wcześnie?

- To mój pierwszy napój gazowany dziś ja, przysięgam - powiedziała, odwracając się

do rodziców na skórzanym fotelu swojego ojca. Ale kiedy tylko na nią spojrzała, zrozumiała,

ze nie zamierzają dyskutować o jej dziennej dawce cukru. Chodziło o coś dużo

poważniejszego.

Rodzice stali przed nią na środku salonu ich służbowego domu, z identycznymi

sztucznymi uśmiechami na twarzach.. Byli w mundurach galowych - matka w khaki i

ciemnych rajstopach, chociaż temperatura dochodziła do czterdziestu stopni w teksańskim

cieniu, ojciec z kołnierzem dopiętym tak ciasno, że kar zaczynał mu czerwienić.

- O Boże - wymamrotała Megan.

Odstawiła oszronioną szklankę i przygotowała się na najgorsze. OD zawsze była

dzieckiem pary wojskowych, więc już się domyśliła, co zaraz usłyszy. Mogła tylko czepiać

się nadziei, że to jednak nieprawda.

- Strzelec, czas pakować ekwipunek - oświadczył tata z wymuszonym, szerokim

uśmiechem. - Przenosimy się do Korei Południowej.

No i proszę. To uczucie przypomniało Megan swobodne spadanie. Jakby wnętrzności

weszły w stan nieważkości i zaczęły lewitować w jamie brzusznej. Ścisnęła poręcz fotela tak

mocno, aż kotki jej zbielały. Żeby tylko nie zwymiotować.

- Co? - wykrztusiła. Jej głos dobiegał jak z oddali.

- Sporo czasu minęło od naszego ostatniego przeniesienia, prawda? - powiedział ojciec

rzeczowo. - To może być ciekawa przygoda.

Przygoda? Testował dzisiaj w bazie maski gazowe, czy co? Jak ktoś mógł wpaść na

pomysł, że dla niej to będzie przygoda?

Megan przez całe życie kursowała, z miejsca na miejsce. Urodziła się w Rammstein w

Niemczech, w jeden z największych amerykańskich baz wojskowych w Europie. Kiedy miała

pięć lat, tuż po tym, jak znalazła pierwszą przyjaciółkę, rodzinę przeniesiono do Turcji. Po

kilku latach spędzonych na grze w piłkę nożną z chłopakami i uczeniu się tureckiego od

przyjaciółki, Medhy, przyszedł kolejny rozkaz przeniesienia. Wtedy po raz pierwszy w życiu

Megan wyjechała do który zaczęła uważać ojczyznę. Przez całe gimnazjum się

przeprowadzała, z Fort Carson w Kolorado do Fort Bragg w Karolinie Północnej, a potem do

background image

Fort Leavenworth w Kansas. W żadnej z tych baz nie zagrzała miejsca na tyle długo, żeby się

z kimś naprawdę zaprzyjaźnić.

Dopiero tutaj, w Fort Hood, Megan wreszcie znalazła dom. Przez całe dwa lata

chodziła do liceum. Grała w szkolonej drużynie piłki nożnej, która zdobyła mistrzostwo

stanu. Niedawno dostała tymczasowe prawo jazdy. Miała prawdziwą przyjaciółkę. Tracy Dale

- Franklin. A w tym roku, pierwszego dnia szkoły, zamierzała porozmawiać z Benem

Palmerem. Wreszcie!

Obmyśliła już dokładnie, co na siebie włoży, i trzysta pięćdziesiąt jeden razy

przećwiczyła słowa powitania przed lustrem. To miał być Rok Megan. Więc dlaczego?

- Megan? Nic nam nie powiesz? - zapytała matka.

Taa, zaraz wam coś powiem, pomyślała Megan, wstając. Odwróciła się plecami do

rodziców i wyjrzała przez okno, obejmując się ramionami i mnąc w dłoniach brzeg T - shirtu.

Co za niesprawiedliwość! Megan zawsze przecież byłą idealną, grzeczną córką. Nigdy nie

pyskowała. Nigdy nie okazywała rodzicom ze jest przygnębiona lub smutna, albo ze uważa

któraś bardzo wielu wprowadzonych przez nich zasad za krzywdzącą. Nigdy w życiu nie

pozwoliła sobie na nieposłuszeństwo. I jako jedyna spośród uczennic nie paradowała po bazie

w minispódniczce i koszulce odsłaniającej pępek na wzór dyżurnych gwiazd popu. Czy

rodzice nie zdawali sobie sprawy, jak im się poszczęściło?

Kiedy Megan z gniewem patrzyła przez okno na idealnie przycięty trawnik i świetnie

utrzymane klomby, czuła, że zbiera jej się na mdłości. Jakby oddziaływała na nią jakaś

zewnętrzna siła - wiedziała, ze nijak nie zdoła powstrzymać tego, co miało nastąpić.

Odwróciła się i twardym wzrokiem spojrzała na rodziców.

Wstrzymała oddech.

- Nie jadę - wypaliła.

Zebrała całą odwagę, żeby wypowiedzieć te dwa - raptem - słowa, a kiedy już padły,

sama nie mogła uwierzyć, że je wymówiła.

Wszyscy zamarli. Megan miała wrażenie, ze znalazła się poza własnym ciałem. Tak

jak w zeszłym roku, kiedy słaniając się na nogach, wracała na ławkę ze wstrząśnieniem

mózgu w trakcie półfinałowego meczu o mistrzostwo stanu. Niby świadoma tego, co się

wkoło niej działo, a jakby nieobecna.

- Co proszę? - powiedział ojciec.

- Nie jadę - powtórzyła Megan. - Nie przeniosę się do Korei Południowej. - Nadal nie

mogła uwierzyć we własne słowa.

Matka i ojciec wymienili spojrzenia. Wydawało się, że oni też uważali, że jej tam

background image

właściwie nie ma.

- Przykro mi, Megan. Wiemy, że to dla ciebie trudne - powiedziała matka. - Ale

będziemy tam tylko dwa lata, a potem i tak wrócisz do kraju na studia.

Dwa lata. Dwa lata? Co za człowieka stawia słowo „tylko” przed słowami „dwa lata”?

- Nie. Nie jadę - upierała się Megan, z każdą chwilą nabierając odwagi. Dziwiła się, że

ojciec jeszcze nie zaczął na nią naskakiwać. - Nie możecie mi tego zrobić. To moje życie, a

ja... Ja chcę je przeżyć tutaj! Z przyjaciółmi! A co z drużyną piłkarską? I... z balem

maturalnym? I...

- Megan...

- Mam tego dość, mamo! Nienawidzę się przenosić. Nie chcę tego robić. Nigdy

więcej. Dlaczego mnie zmuszacie?

Ojciec Metan wziął głęboki oddech. Skrzydełka nosa rozszerzyły się, kiedy

wypuszczał powietrze. On i matka znów spojrzeli na siebie, porozumiewając się bez słowa,

co im się często zdarzało.?

- No cóż, jest jeszcze jedno wyjście... - powiedziała matka na koniec.

Metan ledwie śmiała nabrać nadziei.

- Naprawdę?

- My musimy jechać. Twój ojciec i ja - stwierdziła matka, okręcając obrączkę na placu

- Ale jeśli naprawdę chcesz zostać...

- Mogę zostać z Tracy? - palnęła Metan.

- Nie... nie - zaprotestował ojciec - Dale - Frannklinowie już mają dość na głowie.

Wiesz o tym.

Megan wiedziała aż za dobrze. Starszy brat Tracy, Joe, skończył liceum i zapisał się

do Szkoły Morskiej ku wielkiemu niezadowoleniu ojca służącego w wojsku lądowym. Po

wyjeździe Joego w domu z trzema sypialniami zrobiło się trochę luźniej, ale Tracy nadal

musiała dzielić pokój z siostrą, Brianną, a starszy z jej dwóch młodszych braci nadal gnieździł

się w pokoju w suterenie.

- Więc co?

- No cóż, wczoraj wieczorem tara rozmawiał z Jonem McGowanem - odparła matka.

- Johnem McGowanem? - powtórzyła osłupiała Metan. John McGowan był starym

przyjacielem ojca ze szkoły medycznej.

- Powiedział, że on i Regina z chęcią zajmą się tobą, kiedy ja i tata będziemy w Korei

- ciągnęła matka, jakby nieświadoma że właśnie przyprawiła Metan o zawrót głowy. - Nie

sądziliśmy, że będziesz zainteresowana takim rozwiązaniem. Mimo wszystko wyjazd do

background image

Korei Południowej to świetna okazja poznania nowej kultury. Jeśli jednak... jesteś głęboko

przekonana...

- John McGowan - powtórzyła jeszcze raz Metan.

- Tak, John McGowan - powiedział ojciec beznamiętnie - Dobrze się czujesz?

Poszaleli? Naprawdę chcieli ją przenieść na Daleki Wschód, a potem proponują pobyt

u McGowanów w Bostonie, w Massachustts? Z tymi wszystkimi...

- Trochę to potrwa, zanim chłopcy się przyzwyczają, ale jestem pewna, że jakoś się

dogadacie - dodała matka.

Chłopcy? Umysł Metan zalały liczne obrazy szczerbatych gnojków. Chłopców z

twarzami wysmarowanymi lepką czerwoną breją po lodach na patyku. Małe, paciorkowate

oczka śmiały się, kiedy zwabili ją za dom, żeby obejrzała ich nowego „szczeniaczka”. Potem

została złapana na lasso i przywiązana do drzewa, żeby wreszcie zawisnąć głową w dół na

gałęzi.

Wredni, mali truskawkowi i chudonodzy chłopcy. Chłopcy z robalami w kieszeniach.

Chłopcy, którzy podnosili gumę do żucia z ziemi i wkładali ją do ust i ciągnęli Metan

za włosy.

- Ilu ich tam właściwie było - spytała Metan i z dreszczem osunęła się na brzeg

kanapy.

Matka i ojciec zastanawiali się nad odpowiedzią.

- Siedmiu, jak ostatni raz liczyłem - odparł ojciec - Niezła gromadka.

Tak. Niezła.

Oczywiście, teraz nie są już dzieciakami z brudnymi łapkami, prawda? Większość z

nich była mniej więcej w tym samym wieku, co ona, a to oznaczało, że teraz są - przełknęła

ślinę - nastoletnimi chłopakami.

Megan zaczęła się pocić. Nastolatkowi - jeszcze gorzej. Upapranym błotem

dzieciakom przynajmniej mogłaby przywalić po głowie kijem do wiffleballu. Właśnie tak

zmusiła tłustego Elana z włosami jak strąki - najgorszego z całej bandy - żeby ostatecznie dał

jej spokój po incydencie z lassem. Ale nastolatkowie - z nimi nie da rady. Szesnaście lat już

stuknęło, a ona nadal miała przed sobą perspektywę odbycia pierwszej prawdziwej rozmowy

z chłopakiem własnej klasy. Jak tu zamieszkać z siedmioma takimi?

- No więc masz wybór - podsumował ojciec - Albo pojedziesz z nami do Korei, albo

zostaniesz w Stanach u McGowanów.

- Muszę się zdecydować w tej chwili? - spytała Megan.

- Nie, kochanie, ale już niedługo - powiedziała matka, pochylając się, żeby przeczesać

background image

dłonią jej jasnorude włosy. - Wyjeżdżamy za kilka dni. - Pocałowała córkę w czoło, a Megan

spojrzała matce w oczy, równie zielone, jak jej własne, tylko z kilkoma zmarszczkami w

kącikach. - Będziemy za tobą bardzo tęsknić, jeśli zdecydujesz się zostać.

Megan mechaniczne pokiwała głową.

- Ale chcemy dla ciebie jak najlepiej, więc poprzemy każdą twoją decyzję - dodała

matka.

Megan Metan trudem przełknęła ślinę. Dziś rano obudziła się z myślą że nic ważnego

nie ma do roboty. Musiała tylko przećwiczyć rozmowę z Benem Palmerem i jak zwykle

przebiec kilometr. A teraz cały świat wywrócił się do góry nogami.

- Dzięki - mruknęła wreszcie.

Matka uśmiechnęła się, mruganiem odpędzając łzy.

- Zastanów się nad tym i daj nam znać.

Matka i ojciec wyszli z pokoju. Zupełnie sama z siedmioma chłopakami, a moi

rodzice... w Korei. Nagle ucieczka do pracy w cyrku zaczęła się Megan wydawać całkiem

sensownym wyjściem z sytuacji.

Zakręcona: Już za tobą tęsknię!!!

Strzelec5525: Tarcy! Ja jeszcze nie jestem nawet na lotnisku.

Zakręcona: W głowie mi się nie mieści, ze mnie tu zostawiasz...

Strzelec5525: Nie z własnego wyboru.

Zakręcona: Napisz mi maila, jak tylko tam dojedziesz! 7 facetów!! Szczęściara.

Sztrzelec5525: Akurat. Przepadłam. Normalnie przepadłam.

Zakręcona: No cóż... Prawda.

Strzelec5225: Dzięki za wsparcie. Wit... JAK JA MAM SOBIE PORADZIĆ???

Zakręcona: Może WRESZCIE nauczysz się stawiać na swoim!!!

Strzelec5525: Ile razy mi to jeszcze powiesz?

Zakręcona: 5 345 654, chyba ze zaczniesz to robić.

Strzelec5525: Hej! Postawiłam się MAMIE I TACIE!!!

Zakręcona: To już coś. Dobra. Myślałam o chłopakach. Pamiętasz, jak rok temu mój brat miał

intensywny kurs w Wenezueli?

Strzelec5525:Tam, gdzie go nauczyli mówić po hiszpańsku??

Zakręcona: Taa! Jedziesz na 2 tygodnie, a oni mówią tylko po hiszpańsku, wracasz i mówisz

biegle.

Strzelec5525: ...???

background image

Zakręcona: No cóż, to jak intensywny kurs z facetów!!

Strzelec5525: No i... co? Mam się intensywnie szkolić z FACETÓW?

Zakręcona: No pewnie! Zobaczysz, o czym gadają kiedy są sami. Jacy są jak MYŚLĄ!!! A

POTEM NAPISZESZ PRZEWODNIK PO FACETACH!

Strzelec5525: Pogięło cię.

Zakręcona: MÓWIĘ POWAŻNIE! Możesz złamać szyfr.

Strzelec5525: Faceci: linia awaryjna.

Zakręcona: No, wreszcie zaczynasz czaić! I będziesz mi wysyłać notki, a ja wrzucę je na swoją

stronę w sieci.

Strzelec5525: Podoba mi się to. Wchodzę

Zakręcona: Wiedziałam, ze się zgodzisz!

Strzelec5525: Życz mi szczęścia!!! Będzie mi baaardzo potrzebne.

Zakręcona: Powodzenia! Buziaki!

Strzelec5525: Buziaki!

background image

ROZDZIAŁ 1

Kiedy Regina McGowan podjechałam swoim srebrnym volvem SUV - em na podjazd

wielkiego, zbudowanego w wiejskim stylu domu, Megan zobaczyła wokoło wyłącznie

chłopaków. Roiło się tam od nich. Siedmiu synów i ojciec biegali, śmiali się i popychali na

frontowym trawniku. Zajęci byli jakąś brutalną pełnokontaktową grą. Dzieli się na graczy w

koszulkach i graczy cholernie dobrze wyglądających bez.

Megan krew aż zapulsowała w uszach. Zapominając o wrednych, roześmianych,

małych potworach. Tych facetów dotknęła boska dłoń twórcy specyfików na doskonałość.

Przed oczami migały ej niewyraźne lamy wysportowanych opalonych ciał. Przez kilka sekund

Megan nie mogła wyłowić wzrokiem żadnego konkretnego osobnika, ale potem jeden z tych

bez koszulki zdobył punkt i podskoczył, wyrzucając ramiona w powietrze, krzycząc z radości

i ściskając piłkę. Na cudownie umięśnionym brzuchu widniały krople potu i źdźbła trawy. Od

jego uśmiechu Megan przeleciał po plecach dreszcz. Chłopak miał potargane blond włosy,

kwadratową szczękę i najpiękniejsze mięśnie ramion, jakie Megan kiedykolwiek widziała.

Jeden z braci klepnął go po plecach i wskazał ręką volvo. Chłopak obrócił się i

spojrzał prosto na Megan. Reszta świata przestała istnieć.

- Jesteśmy na miejscu - oznajmiła Regina, wyłączając silnik. - Megan?

Poczułam dotyk na ramieniu.

- Och! Hym... taa? - Megan z trudem oderwała wzrok od Pana Idealnego i się

zarumieniła.

Brązowe oczy Reginy zamigotały rozbawieniem i współczuciem.

- Możesz zamieszkać w samochodzie, jeśli chcesz, ale oni i tak znajdą sposób, żeby

cię dopaść.

- Och... Hm... - Boże, czy ona mnie właśnie przyłapała na ślinieniu się do jednego ze

swoich synów? Ohyda!

- Nie przejmuj się. Obiecali mi, że będą się zachowywać jak najlepiej - powiedziała

Regina, odpinając pas. Odrzuciła długie ciemne włosy za ramienia i pochyliła się w stronę

Megan. - Moja rada? Po prostu bądź sobą. I wszystko pójdzie dobrze.

Megan zmusiła się do uśmiechu. Regina zatrzasnęła drzwi samochodu. Bądź sobą.

Taaa.

Jasne. W przeszłości akurat dużo mi to dało. Palce Megan drżały, kiedy sięgała do

klamki.

Zagryzła po kolei obie wargi, żałując, że błyszczyk spakowała do walizki, poprawiła

background image

gumkę kucyka i wysiadła z samochodu. Jej jasnoniebieska krótka koszulka lekko podjeżdżała

w górę przy każdym ruchu, a Megan aż za dobrze wiedziała, ze kiedy z Reginą zbliżały się do

grupy chłopców, kilka par oczu natychmiast skonwertowało się na obnażonym kawałku jej

brzucha.

Megan obciągnęła koszulkę i skrzyżowała ramiona na piersiach.

- Megan! Jak miło cię zobaczyć! - powiedział John, podchodząc, żeby się z nią

przywitać.

Potrząsnął dłonią Megan i zrobił krok w tył, żeby się przyjrzeć dziewczynie.

John był wysokim blondynem z fryzurą trochę przydługą na czubku głowy, ale

utrzymywaną w miejscu dzięki jakiemuś środkowi sklejającemu włosy w skorupę. Nosił T -

shirt Boston Red Socks i długie szorty, a do tego prawie nowe tenisówki Nike. Skórę miał

ogorzałą i poznaczoną zmarszczkami, ale wyglądał raczej jak dojrzały gwiazdor filmowy niż

podstarzały tata.

- Taa... Ja też się cieszę - wymamrotała.

- Ale się zmieniłaś - powiedział pan McGowan - Kiedy cię ostatni raz widziałem, nie

rozstawałaś się z pluszowym misiem, pamiętasz? Jak on się nazywał? Pan Boo? Pan Boony?

Megan oblała się purpurą, kiedy chłopcy złośliwie zachichotali. To się nie mogło

dziać. To się nie mogło dziać. Pluszowy miś?

- John - odezwała się Regona ostrzegawczo.

- Ja naprawdę... nie pamiętam - skłamała Megan. Wszyscy się na nią gapili.

- Och, na pewno pamiętasz! Za żadne skarby nie chciałaś się z nim rozstawać! -

huknął tubalnym głosem John. - Pan Biky? Pan...

- Boogie - poddała się.

Śmiech był ogłuszający.

- Tak! Pan Boogie! Stale go zmuszałaś, żeby mi dawał buziaki. - oświadczył radośnie

John. - Nadal masz tego pluszaka?

- Hym... nie - skłamała Megan. Pan Boogie tkwił głęboko schowany na dnie walizki.

- Okay. Chyba wystarczy już tych wspomnień. - Regina stanęła obok męża i

szturchnęła go w bok.

- No co? Staram się, żeby poczuła się jak w domu - zaprotestował John.

- A może wręcz przeciwnie - mruknęła Regina pod nosem.

Megan gapiła się pod nogi, usiłując zignorować spojrzenia dziewięciu par oczu.

Zwykle Megan koncentrowała na sobie uwagę tylko wtedy - pomijając rodziców i Tracy -

kiedy znajdowała się na boisku do piłki nożnej. A takiej widowni zawsze było błogo

background image

nieświadoma, bo podczas meczu reszta świata rozpływała się dla niej w niebycie. Teraz miała

wrażenie,, że rzuca się w oczy bardziej niż ostra wysypka na całym ciele.

- To ja może zabiorę swoje rzeczy - powiedziała i zwróciła na pięcie. Odwrócona

plecami do facetów, skrzywiła się z zażenowaniem. Pan Boogie? Jakim cudem John

zapamiętał pana Boogie'go? Otworzyła tylne drzwi SUV - a i zdecydowanym ruchem

wyciągnęła ze środka plecak i swój kask motocyklowy. Zatrzasnęła drzwi, obróciła się

szybko i... stanęła twarzą w twarz z samym Adonisem. Czy raczej twarzą w pierś. Zaskoczona

Megan cofnęła się o krok, potknęła i uderzyła prosto w bok samochodu.

Au.

- Oj, przepraszam - powiedział.

- Zero sprawy - stęknęła Megan. O Boże. „Zero problemu” albo „Nie ma sprawy”!

Czy aż tak trudno sklecić dwa słowa?

- Przepraszam za tatę. Próbowaliśmy go sprzedać, ale nikt nie był nim zainteresowany.

- Uśmiechnął się leniwie. Miał niesamowicie ciepłe brązowe oczy.

Megan, oczywiście, parsknęła śmiechem. Z trudem powstrzymała się przed zatkaniem

sobie ust i ucieczką. To było o wiele gorsze niż spotkania z Benem Palmerem, które do tej

pory się jej przytrafiły.

- Pomogę ci z bagażem - zaproponował.

- Hm. Dzięki. - Megan zeszła mu z drogi i stanęła po przeciwnej stronie bagażnika.

- Fajny rower - powiedział, spoglądając na srebno - czarny maverick przymocowany

do stojaka na dachu. Jeszcze na lotnisku Megan i Regina pozbyły się pogiętego kartonu, w

którym rower został zapakowany przez linie lotnicze.

- Hm... dzięki - powtórzyła. Zarzuciła plecak na ramiona a przypięty do niego kask

obijał jej się o biodro. Otworzyła drzwi bagażnika.

- To wszystko? - spytał.

- Taa - odparła Megan.

- O rany. Myślałem, że dziewczyny zawsze zabierają za dużo rzeczy.

- Chyba nie jestem dziewczyną - odparła Megan.

Co? Coś ty powiedziała?

Obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów i się uśmiechnął.

- Patrz, a ja bym się nabrał.

Gdyby człowiek mógł się roztopić, Megan tu i teraz zmieniłaby się w kałużę u jego

stóp. Ten półnagi, seksowny, świetny towar, metr dziewięćdziesiąt wzrostu, właśnie z nią

filtrował!

background image

Z niewygadaną, chłopakowatą i piegowatą Megan Meade!

Wyciągnął z bagażnika siatkowaty worek z piłkami i zarzucił go sobie na ramię.

Drugą ręką złapał ciężką walizkę. Megan zostawił tylko torba z laptopem i mniejsza walizka

pełna staników, majtek i piżam. Chociaż nie miał pojęcia, co jest w środku, Megan była

zadowolona, że nie musi patrzeć, jak chłopak wnosi do domu jej bieliznę.

- Przy okazji, jestem Evan - powiedział i zatrzasnął klapę bagażnika.

Megan omal się nie zakrztusiła.

- Nie.

Evan się roześmiał.

- Hm... Tak.

- Ty jesteś Evan?

Tłusty, zasmarkany Evan z włosami jak strąki niepostrzeżenie zamienił się w boga o

filmowej urodzie i olimpijskich proporcjach?

- Tak, owszem - powiedział Evan. - Czy to nie ty walnęłaś mnie kiedyś po głowie

kijem do baseballu?

- Do wiffleballu - poprawiła Evana. - I o ile pamiętam, najpierw ty mnie powiesiłeś na

drzewie.

- Ha. Zawsze mi się wydawało, że to był kij do baseballu - stwierdził Evan.

- Jestem potwornie silna - powiedziała.

Jasne. Przestań już gadać. Przestań... już... gadać!

Ale Evan, mimo wszystko, nadal się uśmiechał. Ruszyli przez trawnik w stronę

pozostałych członków rodziny.

- A więc grasz w piłkę nożną tak? - zagadnął Evan, kiedy się do nich zbliżali. - To

dobrze.

Musisz być szybko, jeśli chcesz przetrwać w tłumie.

Megan spojrzała na młodych McGowanów, którzy zbili się teraz w stado. Najmniejszy

przecisnął się miedzy nogami braci, żeby się dostać do środka gromadki a potem między

kolejną parą nóg wydostać się na zewnątrz.

- Yo! Co znaczy ten „Strzelec”? - zapytał jeden z chłopaków, wyciągając szyję. Miał

płowe blond włosy, obcięte na Juliusza Cezara i duży „brylantowy” kolczyk w lewym uchu.

Megan popatrzyła na swój czarny kask, jakby zobaczyła go po raz pierwszy w życiu.

Z tyłu widniał napis w cudzysłowie: Strzelec.

- Och, to moje przezwisko - wyjaśniła Megan.

- Kiepskie - ocenił Młody Cezar.

background image

- Ona gra w nogę, kretynie - powiedział Evan, stawiając na ziemi torbę z piłkami.

- Evan! Jak się wyrażasz! - skarciła go Regina.

- Sorry, ale powiedz mu, żeby przestał być dupkiem - odparł Evan.

Megan udało się uśmiechnąć.

- Sama sobie radzę z wychowywaniem dzieci, dziękuje ci uprzejmie - odpaliła Regina

ze znaczącym uśmieszkiem. Potem podeszła do Młodego Cezara i lekko trzepnęła go dłonią

w tył głowy.

Chłopcu wyrwało się dramatyczne „Au!” Zaczął energicznie rozcierać potylicę,

wykrzywiając twarz.

- No więc, chłopaki, przedstawicie się czy będziecie ty sterczeć jak stado baranów? -

zapytał ojciec.

Synowie coś mruknęli i rozluźnili zwarte szyki. Jeden z nich wystąpił naprzód. Był

tylko trochę niższy niż Evan. Miał tak samo atletyczną budowę, kręcone, rozczochrane,

ciemnoblond włosy i szaroniebieskie oczy. Nosił czarną koszulkę ze słowem SZTUKA

wypisanym na piersi czcionką staroświeckiego kroju.

- Cześć, mam na imię Finn - powiedział. Głos miał łagodny. Machnął dłonią na

powitanie. - Chyba jesteśmy rówieśnikami. Trzecia, tak?

- Taa - powiedziała Megan.

- Super - odparł Finn z uśmiechem. Hm, Evana już poznałaś - dodał, a potem zwrócił

się w stronę reszty klanu. - To Sean. - Wskazał niższego, mocniej zbudowanego faceta z

ciemnobrązowymi włosami, lekko zarośniętego.

Mimo upału Sean miał na sobie dżinsy, a na zewnętrznym prawym bicepsie

wytatuowane logo klubu harleyowców. Megan Metan jej tata w zeszłym roku odnowili dwa

harleye, a ona niedawno dostała tymczasowe prawo jazdy na motor. Sean mógł się okazać

bratnią duszą, choć na razie minę miał obojętną.

- To Doug - ciągnął Finn, wskazując na Młodego Cezara.

Blondas najwyraźniej uważał siebie za kolejne wcielenie Eminema. Na szyi nosił złoty

krzyż.

Miał szerokie, umięśnione ramiona i, niestety, zaskakująco pulchny brzuszek. Megan

uśmiechnęła się do niego, ale on odwrócił wzrok i cmoknął z niezadowoleniem.

- To jest Miller - powiedział Finn.

Miller miał po wojskowemu przycięte blond włosy i T - shirt New York Yankees z

karykaturą głównego zawodnika. Wpatrywał się w ziemię i tylko lekko skinął głową, kiedy

Finn wypowiedział jego imię.

background image

- To Ian. - Finn wskazał pucołowatego dzieciaka, który z wyglądu bardzo przypominał

jej Evana zapamiętanego sprzed siedmiu lat.

- Cześć, Ian - powiedziała Megan.

- Cześć, Strzelec - odparł Ian, zarechotał złośliwe i złapał się za brzuch.

O rany. Jest dokładnie taki jak Evan siedem lat temu.

Z nikąd nadbiegł najmłodszy z braci, wydając odgłosy przypominające wycie silnika

samochodu. Wpadł głową psot na kolana Evana i się roześmiał.

- A to chuchro to Caleb - wyjaśnił Evan. podnosząc małego, jakby dźwigał worek

ziemniaków.

Caleb umościł się wygodnie w ramionach Evana, oparł głowę o jego tors i jednym

ramieniem objął brata za szyję. Czubkiem palca dotknął ust, uśmiechnął się nieśmiało i

powiedział:

- Cześć, Megan.

Megan wzięła głęboki oddech.

- Cześć, Caleb.

Trzech z siedmiu. Mogło być gorzej.

Od: Strzelec5525@yahoo.com

Do: Tom - i - JeanMeade@yahoo.com

Temat: Aklimatyzacja

Cześć, Mamo i Tato!

Chciałam tylko dać znać, że wszystko w porządku. Na obiad mieliśmy grilla. Zjadłam też

sałatkę. Przysięgam. Chłopcy przyzwyczajają się do mnie, a John i Regina są naprawdę mili. Nie mogę

się doczekać, kiedy zobaczę nową szkołę. Już za wami tęsknię, ludzie. Mam nadzieję, że lot był

spokojny! Napiszcie mi maila i zadzwońcie, jak tylko będziecie mogli.

Całuję,

Megan

Megan oparła się plecami o ścianę, siedząc w oknie swojej sypialni, z laptopem

otwartym na kolanach. O swojej nowej kwaterze mogła powiedzieć jedno - była totalnie

różowa. Różowe ściany, różowa narzuta na łóżko, różowy chodnik w kształcie kwiatu na

drewnianej podłodze.

Regina nawet białą toaletkę przyozdobiła kalkomaniami przedstawiającymi duże

różowe kwiatki.

background image

Było to przeciwieństwo wszystkich pokojów, w jakich Megan mieszkała do tej pory.

Ktoś energicznie zapukał do drzwi. Regina wsunęła głowę do pokoju. Megan lekko się

wyprostowała.

Przyniosłam ci ręczniki - oznajmiła pani domu z uśmiechem, kładąc różowe ręczniki

na krawędzi łóżka. Rozejrzała się po pokoju i znieruchomiała, widząc nadal nierozpakowane

walizki. - Jak ci idzie?

- Dobrze, proszę pani. Dziękuję - odpowiedziała Megan automatycznie. Wiedziała, że

w końcu zabierze się do rozpakowywania, ale wtedy wszystko nabierze charakteru czegoś

nieodwracalnego. Najpierw musiała się przyzwyczaić. Przywyknąć do różowego.

- Nic musisz mówić do mnie per pani. - Regina skrzyżowała ręce na piersi i wzruszyła

ramionami. - Czuję się wtedy stara.

- Ocli, dobrze proszę pa... - Megan ugryzła się w język. Cóż. trochę potrwa, zanim się

przyzwyczai.

- Pomyślałam sobie, że jutro wieczorem możemy pojechać na zakupy - zaproponowała

Regina. - Na pewno musisz sobie dokupić jeszcze jakieś rzeczy do szkoły. Nowe ubrania...

kosmetyki... może nową torbę?

O rany. Ta kobieta umiera z tęsknoty za damskim towarzystwem.

- Hm... Okay. Jasne - powiedziała Megan, chociaż miała już wszystko, czego

potrzebowała.

Nie przepadała za robieniem zakupów, czego królowa wyprzedaży, Trący, nijak nie

mogła pojąć, ale zrozumiała, że warto było się zdobyć na poświęcenie, kiedy Regina

wynagrodziła jej odpowiedź jeszcze szerszym uśmiechem.

- Świetnie! Już wiem, dokąd cię zabrać. W centrum handlowym jest nowe skrzydło, a

ja od dawna mam ochotę je obejrzeć - powiedziała Regina. - Zjemy coś na mieście i zrobimy

sobie prawdziwy babski wieczór.

- Dla mnie bomba - mruknęła Megan. Nowe skrzydło w centrum handlowym?

Jedzenie na mieście?

- No to dobranoc - rzuciła Regina. - Daj mi znać, jeśli będziesz czegokolwiek

potrzebować.

- Regino? - Odezwała się Megan, zatrzymując ją już w drzwiach. - Czy tu zawsze

jest... tak cicho?

Kobieta zmarszczyła brwi.

- W zasadzie nigdy. Chyba tobie zawdzięczamy ten chwilowy święty spokój. Moi

chłopcy pewnie nie bardzo wiedzą, jak się zachowywać, kiedy kręci się tu prawdziwa

background image

dziewczyna.

Dokładnie coś takiego chciałam usłyszeć. Megan poczuła dławiącą gulę w gardle. Po

cichym obiedzie, w czasie, którego John i Regina odwalali całą konwersację, chłopcy

zrejterowali do sutereny i od tamtej pory Megan nic widziała ich na oczy. Odbierała to jako

ewidentne wykluczanie. Nie tęskniła za badawczymi spojrzeniami, ale też nie chciała być

znienawidzona.

- Mam nadzieję, że nikogo nie... krępuję.

- Daj spokój. - Regina machnęła ręką. - Być może po raz pierwszy od dwudziestu lat

prześpię całą noc. Dobranoc, Megan.

Kiedy drzwi się zamknęły, Megan westchnęła i jeszcze raz przeczytała wiadomość do

mamy i taty. „Chłopcy przyzwyczajają się do mnie”. Czuła się trochę głupio, że nie mówi

rodzicom całej prawdy - że chłopcy ją ignorują i są wyraźnie wytrąceni z równowagi jej

obecnością - ale jaki to by miało sens? Kliknęła: „Wyślij”.

Gdzieś w domu zaskrzypiała deska w podłodze i trzasnęły zewnętrzne drzwi, potem

wszędzie znów zapadła cisza. To miejsce zdecydowanie nic przypominało wariatkowa,

jakiego Megan się spodziewała.

Następnego ranka ostrożnie wyjrzała ze swojego pokoju. Zza jednych z zamkniętych

drzwi dobiegała muzyka, a drzwi do łazienki po drugiej stronie pustego korytarza stały

otworem.

Teraz miała szansę.

Ściskając przy piersi rzeczy potrzebne pod prysznicem, wyszła na korytarz... w tym

samym momencie, w którym ze swojego pokoju wyłonił się Finn. Megan stanęła jak wryta.

Zmierzwione włosy sterczały mu z tyłu głowy. Miał na sobie przewiewne, spłowiałe

szorty i biały T - shirt. Więc to w takim stroju sypiają chłopcy.

- Och... cześć. Wchodzisz? - spytał Finn.

- Taa, jeśli można - mruknęła Megan. - To znaczy, nic muszę akurat teraz. Nie chcę

się wcinać.

- Nie, idź pierwsza - odparł Finn. - Zastukasz do mnie, kiedy skończysz?

- Jasne - powiedziała Megan. - Nie ma sprawy.

Po szybkim prysznicu, w czasie którego usiłowała nie zastanawiać się nad

dziesiątkami króciutkich jasnych i ciemnych włosków, czepiających się każdej powierzchni,

Megan owinęła włosy ręcznikiem i znów ubrała się w piżamę. Miała wrażenie, że w tej chwili

coś się dzieje na korytarzu. Wzięła głęboki oddech. Czy zawsze będzie się tak bała samego

chodzenia po tym domu?

background image

Prostując ramiona, wyszła z łazienki i jej bosej stopy o mało nie przejechał zdalnie

sterowany samochód. W ostatniej chwili odskoczyła na bok i patrzyła, jak zabawka pruje

korytarzem i wjeżdża na prowizoryczną rampę. Oczy Megan rozszerzyły się z przerażenia,

kiedy zobaczyła, co czekało na samochód przy lądowaniu.

O... mój... Boże!

Zabawka walnęła w pudełko tamponów w pojedynczych opakowaniach. Przy

uderzeniu rozsypały się po całym korytarzu. Obok Megan pędem przebiegł łan, zaśmiewając

się do rozpuku i wymachując pilotem. Doug wyszedł ze swojego pokoju sprawdzić, co się

dzieje, podniósł jeden z tamponów i uśmiechnął się szyderczo.

- Super chłonne? - zapytał, akurat kiedy z pokojów po przeciwnych stronach korytarza

wyjrzeli Evan i Finn.

- Co to znaczy superchłonne? - spytał Ian, marszcząc czoło.

- Nawet nie chcę tego wiedzieć - odparł Doug, rzucając tamponem w stronę Megan.

Złapała go, czując, ze temperatura jej ciała mogłaby wypalić dziurę w chodniku. Jung

zaśmiał się i ruszył na dół po schodach, a za nim pognał Ian.

- Nie przejmuj się - powiedział Evan z półprzytomnym uśmiechem.

- Uch... kretynie. - Finn zerknął na bokserki Evana we wzór żab z kreskówki.

Rozporek bokserek był rozchylony. Finn zerknął na Megan.

Evan zawrócił do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Bynajmniej nie zawstydzony.

- Zaraz, ja... pomogę ci to posprzątać. - Finn przykucnął i zebrał kilka tamponów.

- Nie! - Megan rzuciła się przed siebie, a Finn stracił równowagę i wylądował na

tyłku.

Wyrwała mu z ręki tampony. - Wolałabym nie.

- Ale ja mogę...

- Nie. Poradzę sobie - zawołała Megan, niezgrabnie zbierając śliskie opakowania. -

Dzięki.

- Okay - powiedział Finn.

Wstał i przez chwilę kręcił się w pobliżu, nie ułatwiając sytuacji zażenowanej Megan.

Wreszcie poszedł do łazienki i zatrzasnął drzwi. Megan z trudem powstrzymała łzy.

Byli w jej pokoju. Grzebali w jej rzeczach. A Evan widział jej tampony.

Trudno sobie wyobrazić gorszy poranek.

Megan weszła do pokoju i rzuciła wszystko na łóżko.

Dobra, weź się w garść.

Westchnęła i zaczęła ściągać przez głowę górę od piżamy. Nagle dostrzegła kątem oka

background image

jakiś ruch. Wrzasnęła. Doug i Ian siedzieli teraz na dębie na podwórku i przez lornetki

patrzyli w jej okno.

- Co w robicie? - krzyknęła.

Doug zachichotał i pomachał do Megan.

- Jak ci się podoba mój pokój?

- Twój pokój?

- Hej, nie ma sprawy, będę spał u Milla Ogórasa, skoro mogę sobie oglądać takie

widoki - odkrzyknął Doug ze śmiechem.

Megan opadła szczęka. Szarpnęła za sznurki koło okna, opuszczając żaluzję.

- Dzieciaki! Śniadanie! - zawołała Regina z parteru. - Jeśli nie ruszycie tyłków,

poopóźniacie się!

Oddycha głęboko. Złapała drewniane krzesło stojące przy biurku, wetknęła je pod

klamkę drzwi, jak to wiele razy widziała na filmach. Opadła na kolana, otworzyła swoją dużą

walizkę i nagle się zgarbiła.

- Co, u...?

Jej ulubiony biały T - shirt pokrywały purpurowe plamy. Rozłożyła koszulkę. Na

przodzie namazano dwa wielkie koła, każde z kropką w środku. Piersi. Sądząc po nieudolnym

rysunku, autorem był któryś z młodszych chłopców. Podobne bazgrały znajdowały się na

wszystkich ulubionych trzech T - shirtach.

Czy John i Regina wiedzą, ze ich synowie to wariaci?

Po prostu oddychaj. Wrzuciła koszulki do kosza obok biurka.

Włożyła swoją szarą wojskową bluzkę, suszarką podsuszyła włosy i spięła je w kucyk.

Nagle poczuła, że nie może się doczekać, aż pójdzie do szkoły. Musiało tam być o niebo

lepiej niż w tym domu. Jak w ogóle mogła wczoraj wieczorem pomyśleć, że ten spokój i cisza

są niepokojące?

Otworzyła drzwi szafy, żeby wyjąć tenisówki, i cofnęła się zaskoczona. Stał przed nią

Caleb, z głową owiązaną jej różowym stanikiem tak, że miseczki sterczały jak duże uszy.

- Ale cię przestraszyłem! - Caleb roześmiał się i pokazał jej język.

Serce Megan szybko waliło. Chciała go złapać, ale wymknął się bokiem.

- Mam twój stanik! Mam twój stanik! - wrzeszczał, podskakując po całym pokoju.

- Caleb! - ryknęła Megan, rzucając się na chłopca.

Gówniarz okazał się za szybki. Wymknął jej się z rąk, wyszarpał krzesło spod klamki i

zwiał.

Megan pogoniła za nim na schody, ale Caleb usiadł okrakiem na poręczy i śmignął na

background image

dół.

Gdzie zeskoczył, zanim Megan zbiegła dwa stopnie. Odwrócił się do niej, szeroko

uśmiechnął i pognał do kuchni.

- Caleb! Nie! - jęknęła.

Na dole wszyscy pozostali chłopcy gadali, śmiali się i wsuwali śniadanie. Megan

rzuciła się w dół po schodach i przebiega przez salon.

Wypadła zza rogu na korytarz w tej samej chwili, gdy Caleb miał już pchnąć

wahadłowe drzwi do kuchni.

- Stój! - krzyknęła.

I nagle znikąd pojawił się Scan. Jedna ręką złapał małego facecika w talii i uniósł.

- Puszczaj! Puszczaj! - wrzeszczał Caleb.

Scan zdarł Calebowi stanik z głowy. Megan stała jak wryta.

Po prostu nic miała pojęcia, co zrobić.

- Trudno nad nim zapanować - powiedział Scan. To byty pierwsze słowa, jakie

usłyszała od niego Megan.

- Taa... Dziękuję - odparła i wzięła od Seana stanik. - Gdyby tam wszedł...

Sean przyglądał jej się przez chwilę. Brązowe włosy sterczały mu na głowie, a pod

prawym uchem miał plamę czarnozielonkawego smaru. Tak lekko zaniedbany Sean wyglądał

pociągająco. Ale było w nim też coś odpychającego. Może oceniający wzrok i niemal

zagadkowy wyraz twarzy, z jakim przyglądał się Megan.

Jakby nie był do końca pewien, co w ogóle przed sobą ma.

- Taa, no cóż... - mruknął. Potem zawrócił i poszedł przed siebie krótkim korytarzem.

Megan patrzyła, jak otwierał drzwi do garażu. Ostry zapach dymu papierosowego

uderzył ją w nos i przez chwilę mignął jej widok kilku facetów i dziewczyny rozpartych na

starych kanapach z salonu. Wszyscy ubrani byli na czarno. W kącie garażu stał zestaw

perkusyjny, otoczony wzmacniaczami i mikrofonami. Na moment, zanim drzwi się zamknęły,

Megan zobaczyła tylny błotnik harleya w odcieniu mięty. Boki motoru lśniły, jakby niedawno

został nawoskowany.

Megan oparła się o ścianę i wzięła głęboki oddech. Najwyraźniej chłopak grał w

jakiejś kapeli. I harley pewnie należał do niego - Mozę któregoś dnia zapyta o to Seana. Jeśli

kiedykolwiek przestanie przeszywać ją wzrokiem.

Na razie o wiele ważniejszym zadaniem było znaleźć bezpieczną skrytkę dla staników,

majtek i tamponów. Megan zignorowała burczenie w brzuchu, zawróciła od wejścia do

kuchni i poszła z powrotem na górę.

background image

Od: Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis pierwszy

Uwaga nr 1: Kiedy są piękni, wiedzą o tym, że są piękni. Jak drugi pod względem wieku, Evan.

Jest w maturalnej klasie. Uosobienie ideału. On doskonale o tym wie.

To widać po tym, jak się uśmiecha, kiedy się na niego gapisz. Nie żebym się na niego gapiła.

Absolutnie. W każdym razie jeszcze za wcześnie, żeby stwierdzić, czy to ujemnie wpływa na jego

zachowanie (przykład: Mike Blukowsi i jego problem z ego rozmiarów obserwatorium astronomicznego).

Uwaga nr 2: Podoba im się ciało.

A zwłaszcza te części, których swoim zdaniem nie powinni oglądać. Na przykład fragment

między twoją krótką koszulką a paskiem spodni.

Uwaga nr 3: Bez najmniejszego oporu wracają do spraw, które mnie przyprawiłyby o śmiertelne

zażenowanie, gdyby role się odwróciły.

Na przykład Evan bez żenady przypomniał incydent z kijem do wiffleballu. Gdyby coś takiego

przydarzyło się mnie, przy każdym gaszeniu urodzinowych świeczek na torcie życzyłabym sobie, żeby

wszyscy o tym zapomnieli.

Uwaga nr 4: Oni plotkują. Uwierzyłabyś? Podsłuchałam, jak na podwórku Finn i Doug gadali o

jakiejś Dawn, która rzuciła Simona dla Ricka. Plotkowali chyba przez DWADZIEŚCIA MINUT! Zupełnie

jak stare baby. Pamiętasz? Takie, które kiedyś robiły nam wykład, że młode kobiety nie powinny nosić

szortów? Zaraz, dobra, zbaczam z tematu.

Uwaga nr 5: Starsi tak słodko zajmują się młodszymi. Grali w piłkę, kiedy tu przyjechałam, i

Evan pozwalał się blokować Calebowi i Ianowi. To było taaakie słodkie. **wzdych**.

Uwaga nr 6: Są hermetyczni. No wiesz: przewracanie oczami, tajemnicze uściski dłoni,

hermetyczni w stylu: „Nie odzywaj się do nas, chyba że wiesz to czy tamto”.

Bardzo dobrze wyszkoleni w sztuce wykluczania.

Uwaga nr 7: Nie mają żadnego szacunku dla czyjejś prywatnej przestrzeni.

Muszę dorobić zamek do drzwi swojego pokoju. NATYCHMIAST.

Uwaga nr 8: Chłopcy są niechlujni. Nawet mnie nie proś, żebym opisywała stan łazienki.

Zastanawiam się nad wezwaniem służb neutralizujących materiały niebezpieczne. Powaga.

Uwaga nr 9: U nich na dole dzieją się różne dziwne rzeczy. Taa, chyba jeszcze nie jestem

gotowa, żeby ten temat rozwinąć.

background image

Uwaga nr 10: Wiedzą jak sobie robić wrogów. Znakomicie.

background image

ROZDZIAŁ 2

Yo, pacanie. Sun mi Cocoa Fulls!

- Co do...? Kto wypił cały sok pomarańczowy?

- Kawa gotowa! Kto chce?

Megan weszła do kuchni, rzuciła okiem na cyrk przy stole ze śniadaniem i podeszła do

Reginy stojącej obok wysepki na środku kuchni, gdzie parzyła się kawa.

- Dzień dobry, Megan! - powiedziała Regina rześko. Spojrzała na jej strój: wojskowy

podkoszulek i obszarpane chłopięce dżinsy, i uśmiechnęła się z przymusem. - Widzę, że

jesteś... na luzie.

- Tak - odparła Megan. - Mogę sobie trochę nalać? - Wskazała kawę.

- Jasne! Częstuj się - zachęciła Regina. - Jesteś teraz u siebie w domu.

A ja mam wrażenie, że ten dom należy do wariatów przy tamtym stole. Megan

sięgnęła po dzbanek. Nie mieściło jej się w głowie, że po tym, co młodsi McCowanowie

zrobili dziś rano, teraz spokojnie chrupią płatki, totalnie bez poczucia winy. I chyba nawet się

nie martwili, ze ona wygada. Może po prostu widzieli, że nie jest skarżypytą.

- Słuchaj, Regino... Czyja naprawdę zajęłam pokój Dong?? - spytała Megan, zniżając

głos.

- A co? Dokucza ci teraz za to? - zaniepokoiła się Regina.

- Nie. tylko... Nic chcę nikomu sprawiać kłopotu.

- Proszę, nie zawracaj już sobie głowy - powiedziała Regina, dotykając dłoni Megan.

Nachyliła się do niej i szepnęła: A tak między nami, Dongowi należało się utarcie

nosa.

Megan uśmiechnęła się z zakłopotaniem i nalała sobie kawy do kubka. Miller

podszedł do matki. Jedno ramię trzymał ściśle przy boku, a drugą dłonią chwycił się za

łokieć, więc jego ręce tworzyły cyfrę cztery na ciele. Wzrok wbijał w ziemię.

A temu co znowu? Od czasu przyjazdu Megan ani razu nie spojrzał jej w oczy. Megan

wiedziała, co to znaczy czuć się niezręcznie przy obcych, ale on był mistrzem w okazywaniu

tego.

- Cześć, Miller - spróbowała Megan.

Nie odpowiedział. Usiłując stłumić urazę, skupiła się na słodzeniu sobie kawy. Będzie

musiała po prostu przyjąć do wiadomości, że to nie jest jej najlepszy poranek. Dodała do

kawy śmietanki i zamieszała.

- To tak nie stoi.

background image

Megan podniosła oczy. Miller intensywnie wpatrywał się w kartonik ze śmietanką i

ściskał ramię jeszcze bardziej kurczowo niż przedtem. Regina stała teraz odwrócona do nich

plecami i szukała czegoś w lodówce.

- Co? - zapytała Megan z walącym sercem.

- To tak nie stoi - powtórzył. Na ułamek sekundy musnął Megan wzrokiem. Wtedy po

raz pierwszy zobaczyła jego oczy. Jasne, intensywnie niebieskie. - to tak nie stoi - powiedział

jeszcze raz. - Nic tak stoi.

Puls Megan zwariował.

- Przepraszani... Ale co tak nie stoi?

- To tak nie stoi - po raz kolejny powtórzył Miller, a jego szyję aż po skronie oblał

rumieniec.

Zaczynał mówić z coraz większym napięciem.

Megan cofnęła się o krok.

- Przepraszam. Ja nie...

- Miller lubi, żeby wszystkie butelki i kartony stały według wysokości - wyjaśniła

Regina, kładąc dłonie na ramionach Millera. Wydawało się, że chłopak trochę się uspokaja

pod jej dotykiem.

- To tam nie stoi - wyjaśnił już łagodniejszym tonem.

- Och... okay - powiedziała Megan.

Miała wrażenie, że czuje pulsowanie każdej żyłki, kiedy Miller obserwował ją

badawczo.

Rzeczywiście, wszystkie rzeczy na wysepce były ustawione według wielkości: ekspres

do kawy, dzbanek z mlekiem, pojemnik z kawą i cukiernica. Megan lekko drżącą dłonią

ustawiła kartonik ze śmietanką na poprzednim miejscu, między pojemnikiem na kawę a

cukrem.

Miller uśmiechnął się z satysfakcją.

- Miller, to jest Megan - powiedziała Regina, przechylając mu się przez ramię. -

Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, że Megan przyjedzie z nami zamieszkać? Powiedziałeś

już „cześć”?

- Cześć - mruknął Miller w stronę podłogi.

- Hej - odparła Megan.

- Wiesz, że Joe DiMaggio nadal jest rekordzistą Zawodowej Ligi Baseballu za

największą liczbę meczów, w których kolejno zdobywał decydujące punkty, czyli pięćdziesiąt

siedem? - zapytał, na moment podnosząc na nią oczy. - Ustanowił go w 1941 roku, grając w

background image

barwach New York Yankees.

Megan znów spojrzała na Reginę, która zrobiła zachęcający gest.

- Naprawdę? - spytała. Będę musiała sobie zapamiętać.

Miller skinął głową i popatrzył na matkę, a potem znów wbił wzrok w podłogę i ruszył

w stronę stołu ze śniadaniem. Megan nie miała pojęcia, gdzie podziać oczy. Co to wszystko

znaczyło? I dlaczego tak się przestraszyła?

- Rodzice nie powiedzieli ci o Millerze? - spytała Regina przyciszonym tonem.

Megan z trudem przełknęła ślinę i odstawiła kubek.

- A o co chodzi?

- On ma zespół Aspergera. To rodzaj autyzmu - wyjaśniła Regina. - Wiesz coś o tym?

- Nie bardzo - przyznała Megan, spoglądając na Millera, który rozmawiał z Finnem. -

to znaczy, słyszałam o autyzmie...

- Przybiera rozmaite formy, ale w sumie jest zaburzeniem funkcjonowania

społecznego - poinformowała Regina, stając obok Megan. - U Millera chodzi o kilka spraw.

Po pierwsze, musi mieć wszystko poustawiane tak, jak chce, albo zaczyna się denerwować, co

przed chwilą sama widziałaś. Po drugie, niezbyt dobrze radzi sobie z nowymi znajomościami,

ale ciebie najwyraźniej polubił.

- Naprawdę? - spytała Megan.

Zazwyczaj nic odzywa się do nowo poznanej osoby co najmniej przez tydzień. Z tobą

potrwało to tylko od wczoraj do dziś rano - powiedziała Regina. - Po trzecie, jest

niesamowicie uzdolniony matematycznie i pamięciowo. Uwielbia statystykę.

Szczególną obsesję ma na punkcie...

- New York Yankees - dokończyła Megan, patrząc na koszulkę chłopca ze zdjęciem

Dereka Jetera.

- Właśnie. - Regina skinęła głową. - Możesz sobie wyobrazić, jak mój mąż, wierny fan

Red Soksów. przyjmuje fakt, że jeden z jego synów jest wielbicielem tego imperium zła -

zachichotała Regina. - W każdym razie, jeśli będziesz miała jakiekolwiek pytania na temat

aspergera, po prostu daj nam znać. Miller to świetny dzieciak. Wymaga tylko nieco więcej

uwagi.

- Rozumiem powiedziała - Megan.

Kiedy Regina zajęła się porządkowaniem kuchni, Megan stanęła trochę z boku,

drobnymi łykami popijając kawę. Kiedy Caleb kichnął, Megan zauważyła z zaskoczeniem, że

Doug podtyka mu pod nos serwetkę i pomaga wydmuchać nos. Potem zmierzwił Calebowi

włosy i wstał wyrzucić serwetkę do kosza.

background image

Okay. no więc może nie jest wcieleniem diabła. Oczywiście to nie zmieniało faktu, że

Megan więcej w swoim pokoju żaluzji nie podniesie. Doug wziął ze stołu kubek i nalał sobie

trochę kawy. Megan zwróciła uwagę, że nogawki jego dżinsów były bogato ozdobiono. Całe

jedno udo pokrywał skomplikowany rysunek jakiejś bohaterki anime z bujnymi włosami i

wielkim biustem, niemal rozsadzającym obcisły kombinezon. Na drugiej nogawce widniała

postać twardziela dzierżącego miecz. Prawdziwe dzieło sztuki, jak na bazgranie długopisem

po dżinsie.

- Na co się lampisz? - spytał Doug, unosząc brodę.

- Na nic - odpowiedziała Megan odruchowo.

Doug opuścił wzrok na swoje spodnie i uśmiechnął się złośliwie.

- Jara cię taki widok?

- Sam to narysowałeś? - spytała Megan, usiłując przełamać lody.

- Nie, półmózgu, dałem jakiemuś wałowi mazać po moich spodniach w zielonej szkole

- odparł, krzywiąc się.

- Doug! Jak się wyrażasz! - skarciła Regina. Doug popatrzył na Megan z wyraźną

pogardą.

- Yo. jeśli znajdziesz w pokoju moje stare „Playboye”, daj mi cynk - I odszedł, nie

oglądając się za siebie.

- Doug! Douglasie Arnoldzie McDowanie! Wracaj natychmiast! zawołała za nim

Regina. - Przepraszam cię, Megan.

- Nie ma sprawy - wymamrotała Megan.

Kiedy usiadła na końcu stołu i nalała sobie mleka do miseczki z płatkami, z całej siły

spróbowała się uspokoić. Ze wszystkich facetów w tym domu Doug wkurzał ją najbardziej.

Miała nadzieję, że jeśli ona będzie mu schodziła z drogi, to i on przestanie się czepiać.

- To wasza szkoła? - spytała Megan, wyglądając przez tylne okno starego,

pordzewiałego saaba Evana.

- Tak jest - odparł Finn. - Liceum Baker w całej swojej krasie.

- Pod wrażeniem? - spytał Evan.

- No cóż, w pewnym sensie - odparła Megan.

Budynek wyglądał jak z broszury informacyjnej Uniwersytetu Harvarda. Była to

wielka, rozległa budowla z czerwonej cegły, z prawdziwą wieżą zegarową w jednym z

frontowych narożników. Potężne drzewa rosły wzdłuż alejek i ocieniały cały teren. Dziesiątki

błyszczących okien wyglądały na szemrzący strumień, który przecinał tylny dziedziniec koło

boiska do piłki nożnej ze świeżo skoszoną trawą. Na szczycie odkrytych trybun powiewał

background image

wielki transparent z napisem: Liceum Baker: Kraina Żbików

Gdziekolwiek Megan spojrzała, roiło się od dziewczyn w plisowanych

minispódniczkach.

Piszczały na widok koleżanek i ściskały się, rozpływając nad wspomnieniami z

wakacji.

Kilku facetów w rdzawoczerwonych kurtkach szkolnej reprezentacji pętało się na

schodach przed podwójnymi drzwiami, obserwując okolicę. Megan ulżyło, kiedy zobaczyła

przechodzącą w pobliżu grupkę dziewczyn w dżinsach, z których jedna niosła pod pachą

piłkę do nogi. Bo przez chwilę już miała wrażenie, że zapisała się do Liceum imienia Paris

Hilton.

Evan z piskiem hamulców zaparkował saaba. Megan otworzyła drzwi i zarzuciła na

ramię niemal pusty plecak. Zabrała ze sobą tylko portfel, jeden zeszyt i korki do piłki nożnej,

tak na wszelki wypadek, gdyby zdarzyła się okazja wyjść na murawę.

Widok wyniosłego gmachu niemal zaparł jej dech w piersiach. Liceum w Teksasie,

gdzie poprzednio chodziła, było parterowym budynkiem - sam chrom i biały tynk. A to

miejsce wyglądało, jakby w przeszłości wykształciło ojców narodu.

- Chodź - zawołał Finn. - Pokażę ci, gdzie jest sekretariat.

- Dzięki - powiedziała Megan.

- Nie myślałaś chyba, że tak cię porzucimy, co? - spytał Evan, cofając się o kilka

kroków i rzucając jej swój piękny uśmiech.

Megan zauważyła zaciekawione spojrzenia więcej niż tylko kilku dziewczyn, kiedy

wchodziła na frontowe schody między Evanem a Finnem. Evan przybił piątkę jakiemuś

chłopakowi.

Koleś miał wygląd środkowego obrońcy z drużyny futbolu amerykańskiego Evan

obiecał mu, że zobaczą się na lunchu, a Megan się uśmiechnęła. Zawsze lepiej wchodzić do

środka w towarzystwie niż samej.

- Hej! Stricklaud! - zawołał Evan, kiedy znaleźli się w przytulnym holu, pełnym gablot

Z trofeami sportowymi. - Czekaj!

- Megan i Finn przystanęli. - Przepraszam, muszę lecieć - powiedział do nich Evan. -

To na razie. Powodzenia. Strzelec.

Evan podbiegł kilka kroków, żeby dogonić przyjaciół. Megan patrzyła za nim,

niezdolna oderwać wzroku. Wszyscy byli wysportowani i wszyscy na nią spojrzeli, kiedy

Evan witał się z nimi uściskiem dłoni i waleniem po plecach. Kiedy zauważyła ich

zainteresowanie, szybko się odwróciła.

background image

- Nie gniewaj się na niego. Przecież musi przywitać się z kumplami - powiedział Finn

z delikatną nutką sarkazmu.

- Zwycięzcy w kategoriach: Najpopularniejsi... Najbardziej Wysportowani...

Kandydaci do Sukcesu? - spytała Megan.

- We wszystkich razem - odparł Finn.

Kiedy szli korytarzami, Megan zauważyła, że szafki są pomalowane na

rdzawoczerwony i złoty kolor, a wszędzie wiszą transparenty wzmagające „szkolnego

ducha”. Ulotki porozlepiane na ścianach zachęcały uczniów do najrozmaitszej działalności:

klub fotograficzny, hokej na trawie. Amnesty International. Do wyboru, do koloru.

- O, to tu. - Finn przystanął przed masywnymi drewnianymi drzwiami z napisem:

Sekretariat Główny. - Nie daj się zastraszyć starej Betsy. To po prostu nieszczęśliwy

człowiek.

- Dzięki.

- Nie ma sprawy - powiedział Finn z półuśmiechem, zawracając bez pośpiechu.

Powodzenia!

Kiedy Finn już poszedł, Megan przez moment jeszcze stała w holu, obserwując

otoczenie.

Jakaś dziewczyna z rudymi lokami przeszła obok w towarzystwie przyjaciółek i

rzuciła Megan zaciekawiony, ale całkiem przyjazny uśmiech.

No to znowu zaczynamy. Nowe miasto. Nowa szkoła. Otoczona przez tysiące obcych

ludzi mogła albo się załamać, albo spróbować poradzić sobie jak najlepiej.

W przypływie nagłej pewności siebie Megan wyprostowała się. Już wiele razy

przedtem przez to przechodziła. Oczywiście, wtedy zawsze miała przy sobie rodziców, którzy

ją wspierali, kiedy wracała do domu po nieudanym pierwszym dniu szkoły.

Teraz musiała sama zadbać o siebie. Zawróciła na pięcie i weszła do sekretariatu.

Szkoła to pestka. Mieszkanie z siedmioma chłopakami - to dopiero wyzwanie.

Trudnym momentem zawsze było wejście do stołówki.

W klasach panował odgórny podział. Najlepszym przyjaciółkom brakowało

skrzydłowych, paczki kumpli były pozbawione środkowych napastników. Ale w stołówce

wszystko wracało do normy. Każdy dryfował w stronę swojego stołu, a nowy uczeń rzucał się

w oczy bardziej niż gdziekolwiek indziej.

Megan wkroczyła do stołówki Liceum Baker uzbrojona w tę wiedzę i obładowana

większą liczbą podręczników, niż powinien dźwigać jakikolwiek człowiek czy juczny muł.

Szafkę dostała w przeciwległym krańcu budynku, z dala od wszystkich klas, w których miała

background image

lekcje, więc nie miała czasu niczego tam odłożyć. W głowie huczało jej od nazwisk

nauczycieli i zadanych prac domowych. Zaczynała zdawać sobie sprawę, że być może będzie

musiała codziennie dźwigać ze sobą do domu cały ten chłam.

Przystanęła i rozejrzała się dokoła. Z kilkoma dziewczynami zawarła znajomość przed

południem, ale z żadną nie rozmawiała na tyle długo, żeby przysiąść się do niej do stolika, a

już z całą pewnością nie zamierzała się narzucać Dougowi, Finnowi czy Evanowi.

Ulżyło jej, kiedy zobaczyła, ze tuż za rozgardiaszem tego istnego pola minowego

standardowych, długich stołów znajdował się spokojny, niewielki dziedziniec pełen starych

piknikowych stolików i drewnianych ławek. Siedziało tam tylko kilkoro odosobnionych

samotników. Dla Megan wyglądało to jak sielanka.

Po wybraniu przy bufecie swojsko wyglądającej kanapki, paczki chipsów i napoju

gazowanego, Megan wycofała się przez drzwi na dziedziniec i usiadła na ławce przy

pierwszym z brzegu pustym stole.

Zgarbiona, z ciężką głową, powoli odwijała z folii kanapkę.

Wystarczy tylko, ze przetrwa jeszcze kilka lekcji i znajdzie się na boisku do piłki

nożnej, gdzie było jej właściwe miejsce. Miała tylko nadzieję, że sekretarka dziś rano nic

pomyliła się, kiedy mówiła Megan, że drużyny sportowe nadal jeszcze przyjmują nowych

kandydatów.

Betsy sprawiała wrażenie osoby, która jedyne, co wie na pewno, to że jest mądrzejsza

od Megan i wszystkich innych obecnych w pomieszczeniu. Wzdychała, ilekroć ktoś jej zadał

pytanie, jakby pytający sam powinien znać odpowiedź, ale potem przez kilka minut

poszukiwała w papierach właściwej informacji.

- Aha! Mam! - Wyjęła z segregatora na biurku skrawek papieru. - Pani Leonard jest

trenerką dziewczęcej drużyny piłki nożnej. Drużyna trenuje już od dwudziestego sierpnia, ale

nowe uczennice nadal są mile widziane na sprawdzianie kwalifikacyjnym. Powinny zgłosić

się na boisku za szkołą pierwszego dnia zajęć. - Zsunęła okulary na czubek nosa i spojrzała na

Megan z wyższością. - Mam nadzieję, że zabrałaś ze sobą sportowe obuwie, moja droga.

- Nigdy się bez niego nie ruszam z domu - odparła Megan, poklepując swój plecak.

Teraz korki przywiązała do pętli na klapie plecaka, żeby w środku zrobić więcej

miejsca na liczne książki. Zastanawiała się, czy jakieś dziewczyny z drużyny zauważyły na

korytarzu te buty - czy wiedziały, że ona się pojawi na treningu. Czy były dobre? Czy były za

dobre, żeby mogła się dostać do drużyny?

Megan nagłe zatęskniła za jedną z niezawodnych, wspierających rozmówek z ojcem.

Szkoda, że jest o kilka tysięcy kilometrów stąd.

background image

Z trudem przełknęła ślinę. Nie będzie w tej chwili myślała o rodzicach. Musi jeszcze

wytrzymać kilka godzin. Nie może się rozklejać.

Drzwi za jej plecami skrzypnęły i na dziedziniec wyszedł Miller, ściskając w rękach

tacę.

Spojrzenie, jak zwykłe, wbijali w ziemię. Ruszył prosto do stolika w prawym tylnym

rogu dziedzińca, postawił tacę i usiadł. Z czarnego plecaka wyjął przenośne radio i nasunął

słuchawki na uszy. Tak się złożyło, że poniósł oczy i zobaczył, ze Megan go obserwuje. Przez

ułamek sekundy żadne z nich nie drgnęło.

- Cześć, Miller - powiedziała w końcu Megan.

- Yankees grają swój sto trzydziesty piąty mecz w tym sezonie - odparł, przekręcił

gałkę radia, z którego cicho zaskrzeczał głos komentatora.

Miller postawił odbiornik na stole i zaczął doprawiać miseczkę zupy solą i pieprzem z

plastikowych pojemników stojących na blacie. Megan zauważyła, ze puszka z oranżadą

butelka soku i paczka z chipsami były ustawione na tacy według wielkości.

Chłopiec wsunął sól i pieprz między przekąskę a butelkę soku i zadowolony rozsiadł

się wygodniej na ławce.

Zakręcona: jak to, tam na dole dzieją się różne dziwne rzeczy??? Nie możesz tak mnie

zostawić bez żadnego wyjaśnienia!!!

Strzelec5525:0 mój Boże. Dziś rano Evan wyszedł ze swojego pokoju w bokserkach, które mu

się rozsunęły w rozporu. W bokserkach w żabki!

Zakręcona: OCH! HAHAHAHAHAHAHA! Ale tego tam nie widziałaś, co?

Strzelec.5525: 0 rany! Nie! Nie patrzyłam.

Zakręcona: Hej! Mieszkasz teraz w Testosteronowie, lepiej się do lego przyzwyczaj!

background image

ROZDZIAŁ 3

Drużyna piłki nożnej już się zebrała na trybunach. Trenerka - wysoka, muskularna

kobieta z krótkimi ciemnymi włosami - stała plecami do Megan i przemawiała do

zawodniczek. Długo trwał ten spacer przez boisko i zanim Megan zdążyła podejść do trybun,

patrzyły na nią już wszystkie dziewczyny. Postawiła torbę na ziemi obok dolnego stopnia

trybun, a trenerka przerwała w pół zdania.

- Na pewno jesteś tą nową dziewczyną, o której tyle słyszałam - powiedziała, zerkając

na podniszczone korki Megan.

- Chyba tak - odparła Megan. I Najwyraźniej słusznie założyła , że kilka jej przyszłych

koleżanek z drużyny zauważy na korytarzu te buty. - Nazywam Megan Meade.

- Leonard - przedstawiła się trenerka - Na jakiej pozycji grasz, Megan?

- Środkowego napastnika.

Ktoś parsknął śmiechem, za którym poszły następne salwy chichotu. Szepty, które się

zacięły po jej podejściu, teraz się wzmogły, a kilka dziewczyn pokręciło głowami z

widocznym politowaniem: Ale trenerka zignorowała zachowanie podopiecznych.

- Dobrze - powiedziała i skinęła głową. - Dziewczyny, może wznowimy grę i

zobaczymy, co potrafi Megan? Tina, ty zostajesz na ławce.

Rudowłosa dziewczyna, która uśmiechnęła się do Megan tego ranka, skrzywiła się i z

powrotem usiadła na swoim miejscu, podczas gdy większość zawodniczek schodziła na

murawę. Tina podała Megan zwiniętą w kłębek czerwoną kamizelkę, którą Megan szybko

wciągnęła na T - shirt.

- Dzięki - rzuciła Megan.

- Taa. Połamania nóg - odparła Tina sarkastycznie.

I już po uśmiechach.

Megan wybiegła truchtem na boisko i dołączyła do innych czerwonych kamizelek.

Przywitała dziewczyny, stając na linii. Ze dwie z nich przybiły jej piątkę, ale się nie

przedstawiły. Na boisku wszystkie interesowały się już wyłącznie grą. Megan to się podobało.

Trenerka wyszła na środek z piłką w ręku i sunęła między Megan a środkową

napastniczką przeciwnej drużyny. Ta druga zawodniczka była wysoką, opaloną dziewczyną z

szerokimi ramionami, wąską talią i zabójczymi nogami. Długie blond włosy: rozjaśnione

pasemkami, miała ściągnięte w gruby koński ogon. Nosiła zbyt ostry makijaż, ale z jej

twardego spojrzenia Megan wyczytała, że to nic żadna Barbie. Zanosiło się na całkiem

ciekawy mecz. Piłka spadła na murawę, rozległ się gwizd, gra się zaczęła. Megan szybko

background image

przejęła piłkę i ruszyła przez pole przeciwnika. Podała do dziewczyny po prawej i pobiegła

przed siebie, błyskawicznie mijając pierwszą z obrończyń, która aż się przewróciła, usiłując

zawrócić. Kilka sekund później Megan znów dostała piłkę. Musiała się mocno sprężać, ale

sprawnie przesłała ją dalej między nogami pomocniczki. Poprowadziła piłkę pod linię karną,

wykiwała kolejną obrończynię i pędem biegła do bramki, praktycznie nieatakowana.

Bramkarka, sądząc po minie, była całkowicie skołowana. Megan zrobiła zwód w lewo i

strzeliła w prawo. Dziewczyna nie miała najmniejszej szansy.

- Gol! - zawołała trenerka Leonard, kiedy piłka śmignęła w róg bramki.

Koleżanki z drużyny czerwonych skupiły się wkoło Megan i przybiły jej piątkę.

Poszło aż za łatwo. Megan miała nadzieję, ze główna bramkarka całej drużyny stoi na bramce

po przeciwne] stronie boiska.

- Nieźle, Megan! - zawołała Leonard. - A reszta przynosi mi wstyd! Do roboty!

Tym razem środkowa napastniczka popatrzyła na Megan mocno spode łba, kiedy

ustawiały się na środkowej linii.

- Szczęście początkującego! - rzuciła.

Megan ją zignorowała, wiedząc, że błyskotliwą odpowiedź znajdzie za pięć godzin - i

to taką, której nigdy by się nie odważyła głośno wypowiedzieć. Zamiast tego po prostu

stratuje tę dziewczynę.

Po gwizdku Megan znów dorwała się do piłki, ale tym razem Blondie odebrała ją

sprawnym wmykiem od tyłu. Stało się to tak szybko i niespodziewanie, że Megan aż się

roześmiała, goniąc za przeciwniczką.

- Niezły ruch! - zawołała, nadal pod wrażeniem.

- Lepiej się przyzwyczaj - odparła tamta.

Podała piłkę tuż obok Megan, która o dwie sekundy spóźniła się z blokadą. Partnerka

z zespołu poprowadziła piłkę w głąb pola, ale szybko ją straciła. Piłka poszybowała w

powietrze w stronę Megan, leciała pod idealnym kątem do odbicia na główkę, więc Megan

wyskoczyła. Ale zanim jeszcze dotknęła czołem skórzanej powierzchni, została potrącona z

boku uderzenie całym ciałem potrząsnęło nią gwałtownie i cisnęło o ziemię. Kiedy podniosła

wzrok, Blondie była już z piłką w połowie pola.

- Uważaj, Hailey! - zawołała trenerka.

- No nieźle - mruknęła Megan pod nosem, kiedy Hailey strzelała gola. - Ktoś tu się nie

opieprza.

Wiedziała, że akcja Hailey były rażącym faulem, za który w prawdziwym meczu

dziewczyna zarobiłaby żółtą kartkę, ale Megan podobało się, że blondyna nie boi się grać

background image

twardo. Każda drużyna potrzebuje takich nieustraszonych zawodniczek.

A z tego, co już zobaczyła. Hailey miała wszelkie cechy świetnej napastniczki.

Może gra nawet lepiej niż ja.

Przyzwyczaiła się do tego, że na boisku jest gwiazdą, ale z tą dziewczyną śmiało

mogła podzielić się sławą. Miała tylko nadzieję, ze pozycja Hailey jako środkowej

napastniczki nie przeszkodzi jej w dostaniu się do składu.

Kilka minut później rozległ się gwizdek i wszystkie truchtem opuściły boisko. Megan

podbiegła do Hailey i wyciągnęła do niej rękę.

- Fajnie grasz - powiedziała z uznaniem. Nie miałam pojęcia, z której strony mnie

zajdziesz.

Hailey popatrzyła na dłoń Megan, jak na brudną szmatę.

- Taa, jak większość dziewczyn. To dlatego przez trzy lata z rzędu jestem

klasyfikowana w rankingach stanowych. I nigdy nie odbierzesz mi mojej pozycji.

Zaszokowana Megan zwolniła i pozwoliła Hailey pobiec przodem, gdzie blondynka

przybiła piątkę Tinie i kilku innym dziewczynom.

- Nie przejmuj się Hailey. Nikt jej nie lubi. - Inna zawodniczka, dziewczyna, która

grała na prawym skrzydle w drużynie czerwonych, dogoniła Megan. Miała silną budowę

ciała.

Większość jej długich do ramion, jasnych włosów uwolniła się z kucyka i zwisała w

strąkach wokół błyszczącej od potu twarzy. Megan zauważyła tę dziewczynę już na boisku.

To była jedna z szybszych zawodniczek.

- One też nie? - spytała Megan, spoglądając w stronę kumpelek Hailey.

- Przekupuje je - zażartowała blondynka. - Jako jej siostra odmawiam przyjmowania

pieniędzy i mówię to, co naprawdę myślę.

- Jesteś jej siostrą? - spytała Megan zaskoczona.

- Tak, trudno uwierzyć. Jestem przecież o tyle od niej ładniejsza - powiedziała

dziewczyna, komicznie trzepocząc rzęsami. - W każdym razie nazywam się Aimee Farmer.

Młodsza siostra Hailey „Królowej Wiedźm” Farmer to ja.

- Aha - powiedziała Megan, wymieniając z nią uścisk dłoni.

- Ja jestem Megan.

- Wiem. Dziś po południu miałaś ze mną chemię - oznajmiła Aimee.

- O Boże Naprawdę? Przepraszam, nie pamiętam. Byłam w szoku po tym, jak o mało

nic spaliłam brwi koleżance w czasie eksperymentu. - Aimee parsknęła śmiechem.

- Nic było tak źle. A więc... Świetnie grasz. Gdzie się nauczyłaś?

background image

- Dorastając, grałam ciągłe z chłopakami - wyjaśniła Megan, kiedy dotarły do linii

bocznej, gdzie reszta zawodniczek przyssała się już do butelek z wodą. - A w zeszłym roku

moja drużyna zdobyła mistrzostwo Teksasu.

- O rany. Teksas. Duży stan.

- No, całkiem spory.

- Dobra, zróbmy teraz kilka ćwiczeń! - zawołała Leonard. - Megan, zajrzyj do mnie po

treningu. Musimy porozmawiać o twoim miejscu w drużynie.

- Jasne, trenerko.

- Zdetronizuj moją siostrę, proszę powiedziała Aimee pod nosem. - Będę cię kochać

do końca życia.

Megan roześmiała się, wracając z Aimee biegiem na boisko. Znajome, przyjemne

ciepło ogarnęło ją od stóp do głów. Pomyślała o Trący, przy której po raz ostatni doznała tego

uczucia. Megan miała wrażenie, że właśnie znalazła pierwszą przyjaciółkę.

- No cóż, Megan, masz niezaprzeczalny talent, nic muszę ci tego mówić - powiedziała

trenerka Leonard, kiedy stały w holu na zewnątrz dziewczęcej szatni. Z włosami nadał

wilgotnymi po prysznicu, Megan zaplotła ramiona na piersi i usiłowała opanować tremę.

Musiała się dostać do tej drużyny. Bez treningów, ćwiczeń i meczów będzie totalnie

zagubiona.

- Ale już jest środkowa napastniczka w składzie i to od trzech lat.

Megan mocniej objęła się ramionami.

- Mam więc dla ciebie propozycję - mówiła dalej Leonard.

- Jaką? - spytała Megan z nadzieją.

- Jak by ci się podobało przeniesienie na pozycję lewego napastnika? - spytała

trenerka. - Ta strona pola jest u nas trochę za słaba i moim zdaniem idealnie byś tam

pasowała.

Megan wyszczerzyła wszystkie zęby w szerokim uśmiechu.

- Jasne, trenerko. Zrobię, co się da.

- Świetnie. - Leonard klepnęła ją po ramieniu. - Cieszę się, że z nami jesteś. Megan.

Myślę, że z tobą w składzie daleko zajdziemy w tym roku.

- Dzięki.

- No to do jutra. - Trenerka skinęła Megan głową i odeszła.

Tak! Dzięki, dzięki, dzięki!

- Hej! Udało się? - spytała Aimee. widząc niedorzeczny uśmiech na twarzy Megan,

kiedy wyszła z szatni chwilę później.

background image

- Taa. Lewa napastniczka - powiedziała Megan, dźwigając z ziemi swój plecak z

książkami.

Wyszła z Aimee na słońce, czując się lżejsza od powietrza. Dostała się do drużyny! Jej

nowe życie już się oficjalnie zaczęło.

Nie mogła się doczekać, aż wróci do domu i natychmiast opowie o tym mamie i racie.

Zaraz, do rodziców to ja zadzwonię, przypomniała sobie Megan ze smutkiem. Przez cały

dzień jej się to przytrafiało Trudniej się będzie przyzwyczaić, że są tak daleko. Nic ma

sprawy.

Porozmawiasz z nimi wieczorem. Będzie super.

- Och, no cóż. A już myślałam, że ego Hailey trochę bardziej ucierpi, lak bardzo na to

czekałam - wyznała Aimee ze śmiechem - Ale cieszę się ze względu na ciebie. Hej...

podrzucić cię do domu?

- W sumie byłoby...

Megan urwała na widok zjawiska, które całkowicie odebrało jej mowę. Samochód

Evana stał zaparkowany przy krawężniku szkolnego podjazdu, a sam Evan opierał się o

błotnik, patrząc na wspaniały frontowy trawnik, nie widząc Megan. Skrzyżował nogi w

kostkach, a jego jasne włosy połyskiwały w słońcu.

Podniósł oczy, zauważył ją i się uśmiechnął. Przyjechał odebrać ją po treningu. W

całym życiu Megan nic wydarzyło się nic cudowniejszego.

Ale, o Boże. O czym ona będzie z nim rozmawiać przez całą drogę do domu? Jasne,

podwiózł ją i dzisiaj rano, ale obok niego siedział Finn i we dwóch mieli sporo tematów do

rozmowy.

Co ona teraz zrobi? Jak sobie z tym poradzić, żeby nie wyjść na idiotkę?

- Hej, kochanie! - zawołał Evan.

Hę?

Hailey truchtem wyminęła Megan i Aimee, omal nie przewracając własnej siostry, i

runęła po alejce prosto w ramiona Evana. Podniósł ją, przytulił i obdarzył długim, niemal

pornograficznym pocałunkiem. Megan nie mogła od nich oderwać oczu.

On ma dziewczynę. Megan natychmiast straciła dobry humor. Oczywiście, że ma

dziewczynę. No, popatrz tylko na tego faceta.

Ale czemu to musiała być ta dziewczyna?

- Moja siostra, specjalistka od publicznego okazywania uczuć - mruknęła pod nosem

Aimee.

- Wynajmijcie sobie pokój! - zawołała któraś z przyjaciółek Hailey stojąca przy

background image

drzwiach za plecami Megan, wywołując salwę śmiechu pozostałych zawodniczek z drużyny.

Hailey odkleiła się od Evana i rzuciła im wszystkim triumfujący uśmieszek. Wzięła

Evana za rękę i odciągnęła od samochodu.

- Wiesz, że jest mi to obojętne. - Evan nadal trzymał Hailey za rękę. - Lacrosse to

zabawa. Jeśli tylko zdołam się dostać do pierwszej piątki hokeja...

- Wiem! Wiem! Uczelnie będą się o ciebie zabijać! - odparła Hailey.

Evan i Hailey dalej gawędzili, a Megan czuła, że jest tu piątym kołem u wozu. Oparła

się o siedzenie i wyglądała przez okno, zastanawiając się, jak daleko od szkoły stoi dom

Hailey. Niezależnie, jak bardzo nie chciała zostać sama w samochodzie z Evanem, słuchanie

paplaniny szczęśliwej pary zakochanych było o wiele, wiele gorsze.

Od: Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopcach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis drugi

Uwaga nr 1: Kiedy na horyzoncie pojawia się jedzenie, chłopcy nie widzą niczego poza nim.

To jak program o lwach i gazelach na Animal Planet. Przed nosem mogłaby im przejść top

modelka, a oni nie zauważą. No dobra, może i zauważą. Nijak się nie da sprawdzić tej teorii. Ale i tak w

najwyższym stopniu koncentrują się na żarciu.

Uwaga nr 2: Łatwo się rozpraszają.

Evan miał mnie oprowadzić po szkole, ale zobaczył kilku kumpli i dał w długą. Zdecydowałam

się nie brać tej zniewagi do serca.

Uwaga nr 3: Wiedzą, jak się upozować.

Evan. Jego samochód. Kilka idealnie rozmieszczonych promieni słońca. Od niechcenia opiera

się o wóz. **wzdych**.

Uwaga nr 4: Mają dziwaczny gust, jeśli chodzi o kobiety.

background image

ROZDZIAŁ 4

- No i jak, dobrze się bawiłaś? - spytała wieczorem Regina, otwierając drzwi.

- Taa, jeszcze raz dzięki - powiedziała Megan. - Ale naprawdę nie musiałaś kupować

mi tych wszystkich rzeczy. - W rękach ściskała cztery torby na zakupy pełne ubrań i

kosmetyków, bez których Regina nie chciała wracać do domu.

- Nie musiałam, ale chciałam - oznajmiła Regina. - Masz pojęcie, jaka to przyjemność

spędzić trochę czasu w damskiej części Gap?

Megan się roześmiała.

- No cóż, wielkie dzięki.

- Zawsze do usług - powiedziała Regina. - Idę zrobić herbatę. Napijesz się?

- Nie, teraz pójdę wypakować to wszystko.

- No to dobranoc, kotku - powiedziała Regina z uśmiechem.

- Dobranoc.

Megan ruszyła korytarzem w stronę schodów, ale przystanęła, kiedy usłyszała glosy

dochodzące z sutereny. Brzmiało to tak, jakby Doug wykrzykiwał komentarze do rozgrywki

futbolowej z gry wideo.

- Patrioci Iana przejmują piłkę na swojej własnej linii - recytował monotonnie Dong,

zniżając głos i idealnie parodiując znanego komentatora sportowego. - Czy Ian, nasz

szóstoklasista karierowicz, który do niedawna sączył soczki owocowe z dziecinnego

kubeczka z pokrywką, pobije zeszłorocznego mistrza i totalnego połamańca, Millera Killera?

Megan parsknęła śmiechem. Tb było nawet zabawne. I kto by się spodziewał?

- A teraz Brady przystaje, żeby podać piłkę... Rozgląda się... Rozgląda...

Kolejne owacje, a potem Megan usłyszała klaśnięcie przybijanych piątek.

- To niewiarygodne! - krzyczał Doug. - łanowi przy pierwszej próbie udało się prze -

piii - jęęęk - ne podanie na aut. Jest tak wyluzowany jak poszewka na kołdrę. Nikt się tego nie

spodziewał, a już najmniej beznadziejna obrona Millera. Jeśli w ogóle można to nazwać

obroną. Au!

Najwyraźniej Miller szturchnął Douga. Należało mu się. Megan się uśmiechnęła. Z

jednej strony miała ochotę iść na dół i włączyć się do akcji, z drugiej, nie chciała im się

narzucać. Zmęczona, z nagłym poczuciem osamotnienia, Megan poszła na górę, a za nią niósł

się dźwięk hałaśliwych rechotów.

- Regina kupiła ci kosmetyki? - spytała matka przez telefon.

- Wiem, wiem. Mówiłam, żeby tego nie robiła, ale się uparła - odparła Megan,

background image

spoglądając na pół tuzina kasetek i tubek na swoim biurku, których nigdy nie zamierzała

użyć. Po prostu uważała, że jej nic pasuje makijaż. Ten jeden jedyny raz, kiedy pozwoliła,

żeby Tracy ją „lekko podmalowała”, przeraziła się widokiem swojego wypacykowanego

odbicia w lustrze i natychmiast popędziła zmyć wszystko z twarzy.

- Tylko się nie maluj za mocno - radziła matka. - Jesteś na to za ładna.

- Dzięki - powiedziała Megan z uśmiechem. Była dumna ze swoich zielonych oczu i

gęstych jasnorudych włosów, ale przy zadartym nosie, piegach i braku wyraźnie

zarysowanych kości policzkowych wcale nie czuła się „za ładna”.

- No cóż, Reginie na pewno jest miło mieć tam w pobliżu dziewczynę - stwierdziła

matka. - Ale mówiłam jej, że nie powinna ci niczego kupować.

Megan spojrzała na torby leżące na podłodze. Zawstydziła się.

- Nie kupiłyśmy aż tak dużo - mruknęła. - I ona chyba naprawdę dobrze się bawiła. To

znaczy, bawiłyśmy się - poprawiła się szybko. Ola Megan był to istny maraton zakupowych

szaleństw: dwie godziny odgrywania modelki w centrum handlowym. Ale drożdżówka z

cynamonem zrekompensowała jej wszystko.

- No dobrze, nie ma sprawy - powiedziała matka.

Megan się uśmiechnęła. Rozmowa okazała się nie aż tak bolesna. W pierwszej chwili,

kiedy usłyszała głos matki w słuchawce, coś ją ścisnęło za gardło, ale nic miała ochoty

przecisnąć się przez kabel telefoniczny na drugą stronę. Odebrała to jako dobry znak. Może

już się zaczynała przyzwyczajać do tego, że jest sama.

Na korytarzu trzasnęły drzwi; Megan drgnęła. Gdzieś na dole Caleb i łan darli się na

siebie nawzajem. W pokoju na poddaszu, nad głową Megan, Sean włączył jakiś jękliwy

gitarowy kawałek i rzucił się na łóżko, aż sprężyny zaskrzypiały, kiedy się na nim mościł.

- Megan?

- Przepraszam, mamo. Co mówiłaś? - spytała.

- Ojciec chce wiedzieć, czy ktokolwiek w nowej drużynie piłkarskiej może dotrzymać

ci kroku.

Megan zarumieniła się z radości. A jednocześnie poczuła ogromną tęsknotę. Dałaby

wszystko, żeby zobaczyć w tej chwili twarz ojca. No dobra, może to rozstanie nie było aż tak

łatwe.

- Jedna dziewczyna jest naprawdę niezła - powiedziała. - Reszta też w porządku.

Ktoś zapukał do drzwi pokoju Megan, kiedy matka przekazywała nowiny tacie.

- Proszę - zawołała Megan.

To był Evan. Oparł się o framugę drzwi, z rękami w kieszeniach. Miał na sobie

background image

wytarte bojówki, biały T - shirt i idealnie podniszczoną, brązową zamszową kurtkę.

- Hej - powiedział.

O Adonisie przecudnej urody.

- Co? Megan? Jesteś tam jeszcze?

- Mamo, muszę kończyć - powiedziała Megan.

- Okay, kochanie. Pogadamy niedługo.

- Dobrze, mamo. Pozdrów ode mnie tatę! - Przerzuciła nogi na drugą strunę łóżka i

wstała.

- Cześć! Całuję! - Ja też!

Rumieniec Megan przybierał coraz głębszy odcień purpury. Skończyła połączenie i

rzuciła telefon na łóżko.

- Cześć - powiedziała, odważywszy się rzucić okiem na Evana. - Jedziemy z kilkoma

facetami do Logan popatrzeć, jak startują samoloty - oznajmił. - Chcesz się zabrać z nami?

- Och... hm...

Megan aż ścisnęło w żołądku ze zdenerwowania, kiedy spojrzała na zegarek, grając na

zwłokę. Prawdopodobnie Evan pytał ją tylko dlatego, że rodzice kazali mu odnosić się do niej

przyjaźnie. Poza tym jutro miała szkołę. A jeśli McCowanowie wściekną się na nią za

wychodzenie z domu o tak późnej porze? Rodzice kładli jej do głowy milion razy, że

McGowanowie robią Megan ogromną przysługę. Nie chciała nadużywać dobrej woli uprzej-

mych gospodarzy. O wiele łatwiej byłoby się wykręcić zmęczeniem po dniu w nowej szkole i

powiedzieć, że musi iść spać.

- Jest trochę późno. - Och, jak ona nienawidziła tego dziecinnego tonu w swoim

glosie.

- I właśnie dobrze! - odparł. - Chodź. Będzie super. Poznasz moich przyjaciół.

Spodobają ci się.

Megan z trudem spojrzała mu w oczy. idealna twarz, na której rzeczywiście rysowała

się nadzieja. Wcale z nią nic pogrywał. Naprawdę chciał, żeby z nimi pojechała.

- No chodź. Wiem, że tam w środku gdzieś się kryje niegrzeczna dziewczynka. - Evan

rzucił jej ten swój czarujący uśmiech.

Nie mógłbyś się bardziej mylić. Mimo wszystko nie mogła powstrzymać się od

szerokiego uśmiechu na te słowa. Czas skończyć z wizerunkiem ciepłej kluchy i zacząć

ryzykować. Zobaczyła w myślach Bena Palmera - chłopaka, w którym durzyła się przez dwa

pełne lata, a nigdy do niego nie powiedziała jednego sensownego słowa.

- Dobrze. - Wstała i złapała z toaletki torebkę. Puls walił jej w uszach tak mocno, że

background image

prawie nie słyszała, jak mówi: - Wchodzę w to.

Megan przytrzymywała się siedzenia, kiedy samochód podskakiwał na nieutwardzonej

drodze, wijącej się wśród drzew w stronę szczytu niewielkiego wzniesienia. Denerwowała się

nie ze względu na jazdę ani egipskie ciemności dokoła, ale tymi dwudziestoma minutami

urywanej rozmowy - pytań Evana i jej głupich, nic nieznaczących odpowiedzi. Nigdy w życiu

tak często nic słyszała „nie wiem” z własnych ust - frazy, którą powtarzała tylko dlatego, że

wydawała się bezpieczniejsza niż próby znalezienia ciekawszych słów. Megan nie mogła się

doczekać, aż wysiądzie z samochodu.

- A więc... tęsknisz za Teksasem? - Evan dzielnie próbował przerwać milczenie.

- W pewnym sensie - odparła Megan.

- Zostawiłaś tam kogoś? Przyjaciółkę... Chłopaka...? - spytał. Megan roześmiała się

nerwowo.

- Nie. To znaczy... tak. To znaczy...

- Przyjaciółkę czy chłopaka?

- Przyjaciółkę. Tracy - dodała Megan. - Żadnego chłopaka.

- Aha. To dobrze.

Megan zerknęła na jego profil. Uśmiechał się z zadowoleniem. Megan, przestań. On

ma Hailey. Piękną, perfekcyjnie wymalowaną, popularną, wysportowaną Hailey. Opanuj się.

Wreszcie dojechali na polanę, gdzie stało już kilka samochodów. Przednie światła

saaba objęły zaciekawione twarze. Faceci zmrużyli oczy, a potem uśmiechnęli się, kiedy

rozpoznali, kto siedzi za kierownicą. Hailey odbiegła truchtem od grupy ludzi. Jasne włosy

powiewały za nią jak welon. Znalazła się przy drzwiach Evana, zanim jeszcze wyłączył

silnik.

- Cześć, kochanie. - Przez otwarte okno chwyciła w dłonie jego twarz i dała mu

szybkiego całusa w usta.

Megan miała ochotę sama sobie przyłożyć. Kiedy Evan wspomniał o spotkaniu z

przyjaciółmi, myślała, że chodzi o kilku chłopaków. Nawet nie przyszło jej do głowy, że

będzie tam Hailey.

Dziewczyna przeniosła wzrok z Evana na Megan.

- Och. Cześć - powiedziała bezbarwnym tonem.

- Hej - odparła Megan. - Jak leci?

- Nieźle - mruknęła Hailey. - A u ciebie?

- Też nieźle.

No dobra, oddychaj głęboko. Kilkanaście osób kręciło się wkoło saaba i otwarcie

background image

przyglądało się Megan. Rozpoznała Tinę i jeszcze jedną zawodniczkę z drużyny - ładną,

wysoką dziewczynę ze Środkowego Wschodu z ciemnymi, kręconymi włosami. Evan i

Hailey przeszli dokoła samochodu i objęci stanęli po stronie Megan.

- Ludzie! To jest Megan! - zawołał Evan. - Megan, to są ludzie.

- Cześć, Megan! - zapiszczeli wszyscy razem, jak przedszkolaki.

Megan roześmiała się i uniosła rękę.

- Cześć.

- Zorganizuję nam po piwie - powiedział Evan do Hailey. - Chcesz jedno? - spytał

Megan.

- Nic, dzięki.

- Zaraz wracam. Evan odbiegł w stronę swoich kumpli, zostawiając Megan i Hailey

razem. Megan poczuła, że znów jest w stanie oddychać. Rzuciła okiem na Hailey.

Może Hailey dziś po południu po prostu poczuła się zagrożona. Mimo wszystko jesteś

przecież świetną zawodniczką i dziewczyną, która mieszka pod jednym dachem z jej chłopa-

kiem. Ale wiele was łączy. Może jeszcze się z nią dogadasz.

- A więc Hailey, jaki był rekord drużyny w zeszłym roku? - spytała.

- Wygrałyśmy więcej meczów, niż przegrałyśmy - odparła Hailey, wciskając dłonie do

kieszeni obcisłych dżinsów. - A co? Martwisz się, że nie jesteśmy dość dobre dla ciebie?

Megan spojrzała na nią zaskoczona.

- Nie. Po prostu z tobą rozmawiam.

- No cóż, dostałyśmy się do rozgrywek hrabstw, ale nie weszłyśmy do finału -

przyznała Hailey. - Oczywiście trenerka uważa, że z tobą w składzie w tym roku nam się uda.

- Dzięki.

- Powiedziałam: „trenerka uważa”.

W tym momencie samolot wzniósł się znad pasa startowego i przeleciał im tuż nad

głowami tak nisko, że Megan myślała, że maszyna zawadzi podwoziem o drzewa. Ryk był

ogłuszający. Megan widziała, że Evan i jego kumple wrzeszczą na cały głos, wznosząc

wysoko pięści i puszki z piwem, ale wcale ich nie słyszała. Ona też miała ochotę wrzasnąć -

na Hailey. Przypomniała sobie słowa Tracy, że ma się postawić i obronić. Skoro zdołała

postawić się rodzicom, to na pewno będzie umiała się postawić tej dziewczynie. Ale na samą

myśl o tym dłonie jej się spociły, a serce zaczęło szybko walić.

Muszę jednak coś zrobić. Megan usiłowała sama sobie dodać otuchy. Wejdzie mi na

głowę, jeśli nie zaryzykuję.

Kiedy tylko ryk silnika samolotu ucichł, Megan znów odwróciła się do Hailey.

background image

- Mogę cię o coś zapytać? - Co?

- Czy ja ci coś zrobiłam? Obraziłam cię? - spytała Megan. - Bo ja tylko próbuję jakoś

się odnaleźć w nowej szkole, może z kimś zaprzyjaźnić, pograć trochę w piłkę. Ale wydaje

mi się, że bardzo mnie nie lubisz.

Megan wstrzymała oddech, ledwie wierząc, że wypowiedziała swoje myśli w całkiem

składnych słowach. Na ułamek sekundy twarz Hailey złagodniała, a Megan zdała sobie

sprawę, że to bardzo ładna dziewczyna, jeśli nie ma naburmuszonej miny. Wyglądało nawet,

że powie jakieś ludzkie słowo. Ale potem Evan oderwał się od tłumku znajomych z piwami w

ręku i ruszył z powrotem w stronę saaba. Hailey spojrzała na Evana, na Megan i wyciągnęła

do niego rękę.

- Chodź, kochanie - powiedziała, przytulając się do jego boku. - Znajdziemy sobie

jakieś spokojniejsze miejsce.

- Super. - Evan wręczył Megan jedno piwo. - Strzała, idź się przedstawić ludziom.

Faceci nie mogą się doczekać, aż cię poznają - dodał i mrugnął porozumiewawczo.

- Och... no, dobrze.

Patrzyła bezradnie, jak Hailey odciąga Evana na bok. Grupa za jej plecami roześmiała

się z jakiegoś żartu. Hailey obejrzała się przez ramię i rzuciła Megan zwycięskie spojrzenie.

Potem razem z Evanem znikli między drzewami.

- No dobra, to co my tu mamy w Bostonie? Drzewa, wodę, Red Soksów, oceanarium...

Megan zerknęła na Darnella Wilcoksa. Odliczał to wszystko na palcach dłoni i właśnie

gapił się na mały palec, jakby ten miał mu udzielić podpowiedzi. W drugiej ręce ściskał

szyjkę do połowy opróżnionej butelki budweisera - jak się orientowała Megan, jego piątej czy

szóstej z kolei. Danieli, przystojny chłopak w kurtce szkolnej reprezentacji, był kapitanem

drużyny futbolu. Na początku wieczoru okazał się bystrym, przyjaznym i zabawnym facetem.

Teraz, już ewidentnie pijany, nadal wydawał się przyjazny i zabawny, tyle że bystrość umysłu

gdzieś się ulotniła.

- Historia - podsunęła Megan. - Nie zapominaj o historii.

- Racja! - powiedział Danieli, a jego brązowe oczy zalśniły, kiedy spojrzał na Megan. -

No, a jaką historię ma Teksas?

Megan oparła się o dach oldskulowej corvetty Darnella i westchnęła.

- Och, sama nie wiem, mamy Coronado, Alamo... Raz kiedyś ogłosiliśmy

niepodległość... - powiedziała i zerknęła na niego.

Darnell przyglądał jej się przez chwilę, mrużąc oczy z oszołomionym zaskoczeniem,

jakby nagle dostrzegł nieziemskie zjawisko.

background image

- Taa, no cóż, my mamy Bostońską Herbatkę, Bostońską Masakrę, Bostońskich...

Bostońskich...

- Red Soksów! - krzyknął ktoś, wywołując w ciemnościach rundę aplauzu.

- Tak! Dzięki! - powiedział Darnell, unosząc butelkę, - Bostońskich Red Soksów... -

Już ich wymieniłeś. - Megan ziewnęła.

- Och, przepraszam. - Darnellowi trochę się plątał język. - Nudzę cię?

- Nie. - Megan pokręciła głową. Był w sumie całkiem zabawny. Tyle tylko, że zrobiło

się już bardzo późno.

- Taa... No cóż. Już sam siebie nudzę - powiedział Darnell i rozciągnął się na masce.

Wspólnie gapili się na niebo, po którym przeleciał kolejny samolot. Wszyscy pozostali

krzyknęli z entuzjazmem, ale Megan zacisnęła mocno oczy i zakryła uszy, chroniąc je przed

hałasem.

- Hej. Dobrze się bawicie?

Megan otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą Evana. Co za] ulga! Nie widziała go od

chwili, kiedy odszedł z Hailey ponad dwie godziny temu. Teraz wreszcie się stąd wydostanie.

- Możemy wracać? - spytała, ześlizgując się z maski samochodu. Zerknęła na Hailey,

zauważyła wyraźną malinkę tuż obok jej obojczyka i odwróciła oczy. Serce zabiło Megan z

zazdrości. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, gdzie jeszcze zbłądziły usta Evana. Ale teraz,

oczywiście, nie mogła się powstrzymać, żeby o tym nie myśleć.

- Już? - spytała Hailey, sięgając po rękę Evana obiema dłońmi. - Prawie z nikim

jeszcze nie pogadałam.

Taa? A czyja to wina?

Evan rzucił Megan błagalne spojrzenie, pod którym straciła otuchę. Nagle poczuła się

jeszcze bardziej zmordowana niż kilka sekund temu.

- Wiecie co? Nie ma sprawy. - Megan chwyciła Darnella za rękę i podciągnęła

półprzytomnego chłopaka do pozycji siedzącej. - Ten oto Darnell odwiezie mnie do domu.

Możesz przecież prowadzić, Darnell, prawda? - spytała i walnęła go w plecy tak mocno, że

ześlizgnął się z maski samochodu.

Kiedy stanął na ziemi, lekko się zachwiał, ale wyłowił kluczyki z kieszeni kurtki.

- Assso - lutnie - wybełkotał. - Tyko... Powiedz mi, gdzie mieszz - asz. - wymierzył

kluczykiem w zamek drzwi samochodu i trafił w okno.

Megan uniosła brwi i spojrzała na Evana, a on odpowiedział rozbawionym

spojrzeniem. Najwyraźniej trochę mu zaimponowała. Megan prawie nie wierzyła, że się na to

zdobyła. Ze naprawdę mu się stawia. Kto by w ogóle pomyślał, że to możliwe?

background image

Oboje wiedzieli, że nie jest na tyle głupia, żeby wsiąść do samochodu z Darnellem. To

był tylko blef Pozostawało pytanie, co w tej sytuacji zrobi Evan.

Zwrócił się do Hailey.

- Chyba powinniśmy wracać.

Serce Megan zatrzepotało jak zwycięska flaga na wietrze. Hailey zrzedła mina, ale

dziewczyna szybko się pozbierała. - Jasne. Pójdę po torbę.

- A może... podrzuciłabyś do domu Darnella? - spytał Evan, całując Hailey w usta i

spoglądając na nią z zachwytem.

Wszyscy popatrzyli na zgarbioną sylwetkę Darnella, który obiema rękoma usiłował

wprowadzić kluczyk do zamka. Znów nie trafił.

- Evan...

- Hails, mieszkasz dwa domy od niego - upierał się Evan. - A ktoś musi to zrobić.

Hailey obejrzała się na pozostałych, kiedy kolejny samolot wystartował i zagłuszył

wszystkie dźwięki.

- Dobra, masz rację. - Westchnęła. Podeszła do Darnella i zarzuciła ramię na jego

szerokie plecy. - Nie ta strona samochodu, Di.

- Hę? - wymamrotał Darnell. - Ale ja odwożę Megan do domu.

- Zmiana planów. Teraz ja się tobą zajmę - powiedziała Hailey. - No chodź.

Megan patrzyła, jak Hailey delikatnie prowadzi Darnella na siedzenie pasażera. Evan

sięgnął po kluczyki i otworzył drzwi. Razem usadowili potężnego chłopaka w samochodzie.

Potem Hailey przesunęła fotel tak, że Darnell nie musiał wbijać kolan w obudowę.

Niewiarygodne. W tej samej chwili, w której Megan gotowa była uznać, że ta dziewucha to

wcielenie zła, ona zaczynała się zachowywać jak człowiek.

- Dobra, to do zobaczenia. - Hailey pocałowała Evana i wsiadła za kierownicę.

- Jedź ostrożnie - poprosił Evan i zarobił na uśmiech swojej dziewczyny.

- Cześć, Hailey - zawołała Megan.

Hailey ruszyła bez słowa, zostawiając Megan i Evana na drodze.

- Miła osóbka - mruknęła Megan pod nosem.

Evan zerknął na nią z ukosa i zawrócił do swojego samochodu.

- Chodź. Wracajmy do domu.

- I jak, twoi rodzice nas zabiją? - spytała Megan, patrząc na zegarek: kwadrans po

pierwszej. - Bo moi na pewno by to zrobili.

- Nie martw się. Wszystko jest pod kontrolą - uspokoił ją Evan.

Wyłączył światła, skręcając na spokojną ulicę McGowanów. Zaparkował samochód na

background image

samym skraju podjazdu i zgasił silnik. Rozległo się cykanie setek świerszczy. W domu

świeciła się tylko lampa w salonie.

- Hej - szepnął Evan. - Dobrze się dzisiaj bawiłaś? Megan spojrzała na niego, a serce

jej gwałtownie załomotało.

Lekko nachylony, opierał się o deskę rozdzielczą. Z tak bliska mogła zobaczyć zarost,

który kiełkował mu na brodzie.

- Twoi przyjaciele są fajni.

- Wiedziałem, że ich polubisz - mruknął, zaglądając jej w oczy tak głęboko, że nie

mogła oderwać spojrzenia. - A oni polubią ciebie.

Megan z trudem przełknęła ślinę.

- Naprawdę...?

- No cóż, a jak tu cię nie lubić? - powiedział Evan z uśmiechem.

O Boże, on zamierzał ją pocałować. Tu, na środku podjazdu. A ona tak bardzo, tak

bardzo tego chciała. Czuła to każdą komórką swojego ciała.

Ale on ma dziewczynę. Hailey to może i suka, ale jest koleżanką z drużyny, i chociaż

taka okazja jeszcze nigdy wcześniej się nie nadarzyła, Megan nie była dziewczyną, która

kradnie chłopaków innym sprzed nosa, nawet paskudnym przeciwniczkom.

- Dobra, tylko pamiętaj... Megan znieruchomiała.

- ...żeby bardzo cicho zamknąć drzwi - szepnął Evan. Odwrócił się i wysiadł. Z Megan

uszło powietrze. Wysunęła się z samochodu. Bezszelestnie ruszyła za Evanem po podjeździe i

dokoła domu. Poza świerszczami słyszała tylko własny oddech. W każdej sekundzie obawiała

się, że nagle otworzy się jakieś okno albo rozbłyśnie światło, ale wszędzie panował spokój.

Evan chyba naprawdę wiedział, co robi.

Dotarł do tylnych drzwi i do połowy otworzył zewnętrzną ramę obitą siatką,

zatrzymując ją czubkiem zamszowego buta.

- Lekcja numer jeden - szepnął. - Do tego miejsca nie skrzypi - Megan się

uśmiechnęła.

- Jasne.

Wyjął spod słomianki klucz.

- Lekcja druga: korzystanie z tego klucza jest znacznie bardziej ciche niż wyciąganie z

kieszeni całego pęku.

Megan wstrzymała oddech, kiedy Evan otwierał drzwi. Z powrotem odłożył klucz pod

wycieraczkę i skinął głową na znak, żeby Megan poszła przodem. Przez długą chwilę stała

bez ruchu, wpatrując się w wąskie przejście między Evanem a framugą drzwi.

background image

Musiała obrócić się bokiem, żeby przejść. Kiedy się prześlizgiwała do środka, całym

ciałem otarła się o Evana. Noga przy nodze, pierś przy piersi, policzek pochylony tuż przy

jego nosie... Poczuła gorący oddech Evana na swojej twarzy. Spodziewała się, że chłopak

trochę się odsunie, żeby zrobić dla niej więcej miejsca, ale ani drgnął.

Megan wreszcie dostała się do holu. Uśmiechnęła się, gdy owiało ją chłodne, świeże

powietrze kuchni, potęgując łaskoczące ciepło, jakie czuła w całym ciele. Evan odwrócił się

do niej plecami, cicho domykając drzwi, a potem przekręcił klucz. W domu panowała

całkowita cisza.

- Tylne schody - powiedział cicho.

Jego głos przejął ją dreszczem od stóp do głów. Megan ruszyła za nim na palcach.

Zatrzymał się przy schodach, żeby puścić dziewczynę przodem. Megan postawiła stopę na

pierwszym stopniu i zatrzymała się, zdając sobie sprawę, że powinna coś powiedzieć. Może

nawet zdoła wymyślić jakieś fajne zdanie na pożegnanie.

Musiała wykorzystać tę szansę.

Odwróciła się raptownie, a Evan wszedł prosto na nią.

- Och! - jęknął. Potknął się, cofnął o krok, odzyskując równowagę, i oparł się o ścianę.

Oboje się roześmieli i zakryli usta dłońmi. Megan cieszyła się tą radosną chwilą z

Evanem, sam na sam w mrocznym domu, w atmosferze czegoś zakazanego.

- Co? - zapytał, a jego brązowe oczy zalśniły w łagodnym świetle księżyca. - O co

chodzi?

- Ja tylko... chciałam ci podziękować. No wiesz, że mnie dzisiaj ze sobą zabrałeś -

powiedziała Megan. - To... bardzo miłe z twojej strony.

Evan uśmiechnął się i zajrzał jej głęboko w oczy. Nachylił się, a Megan straciła

oddech. To było właśnie to. To było właśnie to. I nagle nie myślała już o Hailey ani o

dwugodzinnej nieobecności Evana. Mogła myśleć tylko o tym, że naprawdę chce go

pocałować. I że powinna spróbować zaczerpnąć trochę tlenu. Jeśli to miał być jej pierwszy

pocałunek, nie chciała przy tym zemdleć. Zamrugała i zamknęła oczy, kiedy Evan pochylał

się coraz niżej. A potem, leciuteńko, dotknął jej policzka. Poczuła, że Evan się odsuwa, i

otworzyła oczy. Tuż przed nosem zobaczyła jego wyciągnięty palec.

- Rzęsa - szepnął. - Pomyśl jakieś życzenie.

Serce Megan przyspieszyło. Zagryzła wargę, pomyślała życzenie i dmuchnęła.

- Co tu się dzieje? - Schody zalało światło.

- Tato!

- Czy ja śnię, czy jest po pierwszej w nocy?! - zagrzmiał z góry John. Stal za barierką

background image

schodów, więc nie mogli go dobrze zobaczyć, ale z samego tonu Megan wywnioskowała, że

był strasznie wkurzony.

- Cholera - mruknął pod nosem Evan.

- Kopiesz sobie jeszcze głębszą mogiłę, synu. - Słowa ojca zabrzmiały naprawdę

groźnie.

- O Boże - szepnęła Megan, zakrywając oczy.

- Oboje natychmiast do swoich pokojów - powiedział John. - Porozmawiamy o tym

jutro.

- Przepraszam - szepnął bezgłośnie Evan do Megan. - Już - mruknął John.

Evan minął ją i wbiegł na górę po schodach.

Od: Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopcach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis trzeci

Uwaga nr 1: Chłopcy są przebiegli.

Evan zna masę trików, żeby dostać się do domu, kiedy jest późno (na pewno umierasz z

ciekawości, skąd o tym wiem).

Uwaga nr 2: Chłopcy tracą luz, kiedy stają twarzą w twarz z rodzicami.

W domu Evan już nie jest taki sprytny. Oczywiście, może gdyby nie przystanął na schodach,

żeby zdjąć mi rzęsę z policzka, nigdy byśmy nie dali się przyłapać (ach!!!!).

Uwaga nr 3: Chłopcy myślą tylko o jednym.

Niestety, Evan myśli akurat nie O MNIE (wielka szkoda). Ale, kto wie? Może jeszcze

niespodziewanie ten pociąg, wbrew rozkładowi jazdy, zatrzyma się na stacji Metanowo.:)

No dobra. Koniec z metaforami o tej późnej porze.

background image

ROZDZIAŁ 5

W środę po treningu Megan znów siedziała w oknie i przeglądała w Google listę stron

o syndromie Aspergera. W sieci znalazła mnóstwo informacji o tym zaburzeniu, o którym do

wczoraj nic nie słyszała. Kliknęła na pierwszą ze stron i zaczęła czytać.

Na dole kapela Seana grała jakiś niedopracowany utwór, który brzmiał trochę

znajomo. Megan była niespokojna. W każdej sekundzie spodziewała się pukania do drzwi, a

potem surowej nagany.

Syndrom Aspergera to zaburzenie rozwoju charakteryzujące się stałym upośledzeniem

społecznych interakcji i rozwojem powtarzalnych schematów zainteresowań, zachowań i

działań. To brzmiało całkiem składnie. Ale co zrobić, żeby Miller poczuł się przy niej

swobodnie? Przewinęła opis przyczyn i porównań z autyzmem i wreszcie znalazła fragment,

który mógł jej się przydać. Życie z Aspergerem.

Trzasnęły tylne drzwi. Megan lekko rozsunęła żaluzje, żeby wyjrzeć przez okno. Finn

przemaszerował przez podwórko i wszedł do szopy na narzędzia po przeciwnej stronie.

Megan patrzyła nadal i czekała, aż chłopak wyjdzie, ciekawa, czego mógł stamtąd

potrzebować. Czekała. I czekała. Finn się nie pokazywał. Czemu siedział w tej szopie?

- Mamo! Mamo! Ian usiadł na mojej czapce Patriotów i nie chce mi jej oddać! -

rozdarł się Caleb na cały regulator.

- To moja czapka! Nikt nie powiedział, że możesz ją sobie zabrać! - odwrzasnął Ian.

- A właśnie że tata mi pozwolił! Mówił, że już z niej wyrosłeś, głupku! Megan

stłumiła śmiech.

- Ian! Caleb! Do mnie na dół! - ryknął John, przerywając kłótnie. - Zresztą wszyscy do

salonu! Niech ktoś sprowadzi Finna z podwórka! Mamy rodzinną naradę.

Megan serce zamarło. Zastygła bez ruchu. Może jeśli nie będzie hałasować, zapomną,

że ona jest tutaj. Chłopcy zaczęli stękać i narzekać, ale sądząc z odgłosów z korytarza,

schodzili po schodach. Muzyka z garażu ucichła jak nożem uciął, a Miller wyszedł za dom

przyprowadzić Finna. Najwyraźniej rodzinne narady to była poważna sprawa.

Przez długi, dziwaczny moment Megan otaczała całkowita cisza. A potem się stało.

- Megan? Pozwól tu do nas, proszę! - zawołał John. Zamknęła oczy. Odstawiła

komputer na bok, wzięła głęboki oddech i zeszła na parter. Już z góry schodów widziała cały

salon i chłopców siedzących na kanapach ustawionych w literę U. jak w poczekalni u lekarza.

Spojrzała na Evana, który patrzył jej prosto w oczy. W jakiś sposób udało mu się

spojrzeniem wyrazić: „Nic nie poradzę”.

background image

Megan zbiegła po kilku ostatnich stopniach, czując na sobie wzrok wszystkich

chłopców. Regina i John stali przed kominkiem, twarzami do synów. Na dużej, środkowej

kanapie zostało trochę miejsca między Finnem a Dougiem. Szybki rzut oka na pokój i Megan

wiedziała, że dokładnie tam będzie pasowała według wzrostu. Najwyraźniej to Miller

wyznaczał miejsca do siadania.

- Megan, siądź koło Finna, dobrze? - odezwała się Regina. - Jasne - odparła,

wycierając wewnętrzną stronę dłoni o dżinsy.

Wcisnęła się w ciasną lukę, a Doug przesadnie się odsunął, kolana zwracając w

przeciwną stronę, żeby żadna część jego ciała nie dotknęła żadnej części jej ciała. Przez to

musiała się niemal przykleić do Finna.

- Przepraszam - powiedziała i się zarumieniła. Finn odchrząknął.

- Nie ma sprawy - mruknął.

Położył rękę na oparciu kanapy, co dało obojgu odrobinę więcej miejsca. Megan

objęła się ramionami i ciasno założyła nogę na nogę, starając się zrobić jak najmniejsza.

Miała nadzieję, że narada nie potrwa długo, bo nie zamierzała ruszyć ani jednym mięśniem.

- Dobra, na pewno wszyscy wiemy, czemu tu jesteśmy - zaczął John. - Wasza matka i

ja zdajemy sobie sprawę, że staracie się, żeby Megan dobrze się u nas poczuła...

Doug wydał pomruk, który usłyszała tylko Megan, a Finn przesunął się nieznacznie,

wciskając się w oparcie kanapy. Serce Megan waliło jak karabin maszynowy.

- No cóż, mieliśmy nadzieję, że nie trzeba będzie przeprowadzać tej rozmowy.

Myśleliśmy, że można wam, chłopcy, zaufać. Ze będziecie świecić przykładem - ciągnął

John. - Ale zachowanie Evana zeszłego wieczoru zmusza nas do działania.

- Nieźle, palancie - powiedział Doug, piorunując starszego brata spojrzeniem.

Megan zarumieniła się okropnie. Doug wyjął długopis, ściągnął zębami skuwkę i

zaczął poprawiać rysunek na dżinsach.

- A zatem, gdyby któryś z was, barany, miał jakieś inne pomysły co do nowej osoby

mieszkającej pod tym dachem, mama i ja możemy wam powiedzieć tylko jedno - grzmiał

John. - Dla was Megan nie jest dziewczyną.

Doug zachichotał, a Megan usiłowała zapaść się pod kanapę. Wzrok wbiła w sęk

drewnianej podłogi na środku pokoju.

- No to czym jest? - zapytał niewinnie Caleb, co rozśmieszyło Douga i kilku innych.

- Caleb - powiedziała Regina z łagodnym wyrzutem. - Twój ojciec próbuje wam

wytłumaczyć, że dopóki Megan mieszka z nami, macie ją traktować jak siostrę. Jesteście

wszyscy rodzeństwem, jasne?

background image

Megan umierała z chęci spojrzenia na Evana. Zamiast tego zerknęła na prawo, na Iana,

częściowo przesłoniętego wielkimi balonami z gumy do żucia. Fotem przeniosła wzrok na

Seana, który spoglądał na zegarek. Wreszcie, z mocarnym wysiłkiem, podniosła oczy na

Evana. Patrzył prosto przed siebie, piętami wybijając na podłodze nerwowy rytm.

- Megan? - odezwał się John. Odwróciła wzrok i spojrzała na Johna. - Tak?

- Rozumiesz? - spytał John.

- Och. Tak, proszę pana.

- A res2ta? - ciągnął John.

- Taa, łapy precz od Megan. Kapujemy - powiedział Doug. - Możemy już iść?

- Zaraz! Czy to również dotyczy Caleba? - wtrącił Ian i zaczął się zaśmiewać z

własnego żartu.

- Bardzo dowcipne, mądralo - skarciła go Regina. - Właśnie zarobiłeś tydzień

wynoszenia śmieci.

Doug wstał z miejsca.

- Jeszcze nie skończyliśmy - ostrzegł ojciec. Doug opadł z powrotem na kanapę z

przesadnym westchnieniem.

- Wiem, że przyzwyczailiście się rządzić tym domem, ale to się teraz zmieni -

przemawiał dalej John podniesionym głosem. - Rodzice Megan powierzyli swoją córkę naszej

opiece, a to zobowiązuje nas wszystkich. Od tej chwili zaczniecie przestrzegać jej prawa do

prywatności. Nie wolno wchodzić do pokoju Megan bez pozwolenia, grzebać w jej rzeczach,

a poza tym od teraz obowiązuje zakaz wspinania się na dąb na podwórku.

- To nie fair! - zawołał Caleb.

- To jest drzewo do wspinania! - dodał Ian.

- Już nie - odparł ojciec. - F wprowadzamy godzinę policyjną.

- Co? To już przegięcie! - wyrwało się Dougowi. - Sean nigdy nie miał godziny

policyjnej!

- No cóż, sytuacja się zmieniła, odkąd Sean chodził do liceum - wtrąciła Regina.

- Taa, nie było tu Strzelca zastrzelca - prychnął Doug. - Chcesz przez tydzień wynosić

śmieci? - Johnowi zabłysły oczy. O Boże. Oni mnie za to zabiją. Oni mnie zwyczajnie zabiją.

- Godzina policyjna wypada o północy - poinformował John, spoglądając surowo na

każdego z synów po kolei. - I niech wam się nie wydaje, że mama i ja nie będziemy tego

egzekwować. Jeśli sądzicie, że już wiecie, co to znaczy szlaban... Tylko mnie sprowokujcie.

Idą nowe czasy, panowie. Lepiej się z tym pogódźcie.

- Tato! - zaprotestował Evan, pochylając się w przód.

background image

- Ev, jesteś ostatnią osobą, która powinna ze mną o tym dyskutować - odparł ojciec

stanowczo.

- No to pięknie - mruknął Doug pod nosem.

Finn klepnął go w potylicę, a Megan modliła się o bezbolesną śmierć. Jeśli ci faceci

jeszcze dotąd jej nie znienawidzili, teraz na sto procent to się stanie.

- No dobra, moi drodzy. - Regina klasnęła w dłonie. - Siadamy do stołu.

Tego wieczoru Megan energicznie wyszorowała twarz morelowym peelingującym

żelem, który Regina zostawiła dla niej w łazience. Wyglądało na to, że Regina nadal

usiłowała wyrabiać w podopiecznej kobiece cechy, czy Megan się to podoba, czy nie. Ale to

był najmniejszy z problemów dziewczyny - Evan ani razu nie spojrzał w jej stronę podczas

obiadu, a Doug ciągle ją kopał pod stołem. A zawsze, kiedy ktoś podsuwał Megan półmisek,

Ian wrzeszczał: „Ręce precz!”, i wybuchał śmiechem. Cała ta sytuacja była totalnie

upokarzająca.

Wszystko się ułoży, tłumaczyła sobie, wpatrując się we własne oczy w lustrze.

Niestety, sama w to nie wierzyła. McGowanowie właśnie zdusili w zarodku szansę na

zbliżenie się Megan i Evana, jakkolwiek ulotna była ta szansa wcześniej. Poza tym sprawili,

że Doug jeszcze bardziej nie cierpiał uciążliwej współlokatorki - a jeszcze wczoraj uważała,

że to już niemożliwe. Tyle dobrego, że John. ponaglany przez Reginę, założył zamki w

drzwiach jej pokoju i łazienki. W przeciwnym razie którejś nocy mogłaby się obudzić i

zobaczyć, jak Doug szykuje się, żeby ją udusić poduszką.

Megan opłukała twarz wodą i zakręciła kran. Um. Okay, to nawet całkiem ładnie

pachnie. Kiedy zaczęła się wycierać, usłyszała za ścianą głosy i zastygła w bezruchu. Głosy

dochodziły z pokoju Evana.

- No, padaka - szepnął ktoś. - Odkąd to tak im odpaliło z tym przestrzeganiem reguł?

- Możesz zgadywać tylko raz - odparł inny głos.

Megan zadrżała i objęła się ramionami. Podeszła na palcach do sedesu i usiadła na

nim, żeby posłuchać.

- Jeszcze nie widziałem, żeby mama i tata brali coś aż tak serio - powiedział ktoś inny.

- Lepiej się, chłopaki, szykować na poważną rozprawę.

- Yo, dom mieliśmy rozpracowany jak ta lala - wtrącił Doug. - Teraz laska to

schrzaniła. Ja mówię, wymrozić ją, aż pęknie. Tak jej damy czadu, że będzie błagała o bilet

do Korei.

Megan przełknęła z trudem. Czy nikt się za nią nie wstawi? Finn? Evan? Ktokolwiek?

- Wiedzieliście, że Yankees wystąpili w trzydziestu siedmiu Mistrzostwach Świata i

background image

wygrali dwadzieścia sześć razy?

Megan uśmiechnęła się smutno.

- Taa, wiemy, ogórasie - uciął Doug. - Ale kto wygrał w 2004? - Red Sox, ale...

- A komu skopali wielkie, grube tyłki, żeby zwyciężyć? - spytał Doug.

- Drużynie Yankees, ale...

- No to może się po prostu zamknij!

Megan odetchnęła głęboko. Rozwiesiła ręcznik na drążku i powoli, długo przyglądała

się własnemu odbiciu w lustrze. Gdyby ktoś postawił przed nią takie wyzwanie na boisku do

piłki nożnej, czekałby ją niezły ubaw. Ale tu... starcie jeden na siedmiu nie wróżyło jej nic

dobrego. Faceci nie tylko mieli przewagę własnego boiska, ale też posługiwali się własnymi

sekretnymi regułami. Megan działała po omacku.

Powinnaś tam po prostu wejść. Zaskoczyć ich na śmierć. Powiedzieć, że słyszałaś

wszystko i że nie wygonią cię stąd bez walki. Ale, oczywiście, nie zdobyła się na to.

Kiedy rozmowa w pokoju obok zeszła na tematy sportowej Megan odwróciła się od

lustra. Zaczynała się zastanawiać, czy zamieszkanie z McGowanami nie było największym

błędem jej życia.

Od: Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis czwarty

Uwaga nr 1: Chłopcy nie wiedzą, kiedy sobie odpuścić.

background image

ROZDZIAŁ 6

Megan spięła nadal wilgotne włosy w kucyk i naciągnęła na głowę czerwony kaptur

bluzy. Słońce różowiało na porannym niebie, a z pokojów chłopców dobiegały pierwsze

odgłosy porannej krzątaniny. Złapała plecak, włożyła tenisówki i na palcach ruszyła w stronę

schodów.

Kuchnia była ciemna i cicha. Megan odetchnęła z ulgą. Otworzyła drzwi spiżarki,

zaopatrzonej jak schron na wypadek bombardowania. Tuzin pudełek płatków, przynajmniej z

pięćdziesiąt puszek zupy. rząd za rzędem opakowań zapiekanki z makaronu z serem,

krakersów, ciastek i precelków. Regina i John musieli chyba robić zakupy codziennie, żeby

wykarmić ten swój mały miot demonów.

Megan przejrzała półki, znalazła otwartą paczkę batonów z chrupkami i wzięła dwa.

Potem z lodówki porwała napój owocowy i ruszyła do tylnych drzwi. Nie ma to jak śniadanie

w trasie.

Jej rower stal obok sześciu innych pod metalowym zadaszeniem, które przedłużało

dach szopy. Wsadziła jeszcze nieodpakowany baton w zęby, wyplątała kierownicę rowem

spomiędzy innych i odprowadziła rower na podjazd. Wsunęła butelkę z napojem w uchwyt,

wskoczyła na siodełko i popedałowała w stronę szkoły.

Miała nadzieję, że po dwóch przejażdżkach na tylnym siedzeniu samochodu Evana,

kiedy niespecjalnie uważała na drogę, jakoś przypomni sobie, którędy jechać.

Kwadrans później Megan podskoczyła na krawężniku i przecięła trawnik, zmierzając

prosto w stronę stojaków na rowery pod szkołą. Ludzie już się zjeżdżali i kilka grupek stało

przed wejściem, gadając albo przeglądając nawzajem swoje notatki. Megan rozerwała

opakowanie drugiego batona i pociągnęła łyk napoju, wchodząc po schodach. Czuła się

dobrze - była niezależna. Komu potrzebni są chłopcy McGowanów? Mogła sama o siebie

zadbać. Wchodząc na najwyższy stopień, kątem oka zauważyła Hailey i kilka jej przyjaciółek.

Najwyraźniej ją obserwowały.

- A więc... Strzelec - zagaiła Hailey z uśmiechem. - Widzę, że już nie wykorzystujesz

mojego chłopaka jako szofera.

Megan nie była w nastroju. Przystanęła na długą chwilę i patrzyła Hailey prosto w

oczy, póki ta wreszcie nie odwróciła wzroku. Potem przyjrzała się po kolei dziewczynom,

które zaśmiały się z żartu Hailey. Dwie nie roześmiały się ani nic zareagowały. Do tych

Megan się uśmiechnęła, a potem wbiła zęby w baton i wyminęła je, wchodząc do budynku.

Tego popołudnia Miller już siedział przy stole na dziedzińcu, kiedy Megan wyszła ze

background image

swoją tacą. Dowiedziała się z sieci, że jeśli chłopiec ma kiedykolwiek poczuć się przy niej

swobodnie, musi mu pokazać, że ona tu zostanie - że jest kimś, do kogo będzie musiał się

przyzwyczaić. Chociaż unikanie pozostałych McGowanów wydawało się niezłym planem,

jedyny sposób, żeby pomóc Millerowi, wymagał, żeby spędzać z nim trochę czasu. Mogła

zacząć teraz równie dobrze, jak w każdej innej chwili.

Nie chciała naruszać prywatnej przestrzeni Millera, więc usiadła naprzeciwko niego,

ale najdalej jak się dało. W słuchawkach komentator ogłaszał zdobyty punkt i paplał o

sytuacji na boisku. Miller podniósł wzrok i przyjrzał się Megan wzrokiem bez wyrazu.

Rumieniąc się pod jego obojętnym spojrzeniem, opuściła oczy na własną tacę i zaczęła

ustawiać przedmioty według wielkości. Puszka z oranżadą, jabłko, minibuteleczka keczupu,

miseczka z owocami. Burgera i frytki trzymała przed sobą. Kiedy skończyła, znów podniosła

oczy na Millera, a on się uśmiechnął.

Cała twarz chłopca fantastycznie się rozświetliła. Megan odwzajemniła uśmiech, a

Miller znów zajął się lunchem. Właśnie ugryzła potężny kęs burgera, kiedy jakiś cień padł na

tacę z posiłkiem. Podniosła oczy i zobaczyła Evana, który stał obok stołu. Jeden policzek

miała wydęty jak wiewiórka. Złapała serwetkę i zasłoniła usta, przeżuwając.

- Jak leci? - spytał Evan. siadając na sąsiednim krześle. Nie miał torby, książek ani

lunchu. - Cześć, Mills. - Skinął głową bratu.

Miller nastawił głośniej radio.

- Wiesz, to naprawdę super. Że z nim tu siedzisz - powiedział Evan.

W promieniach słońca jego brązowe oczy miały niesamowite, złote, połyskujące

plamki. Ale nie dała się omotać. Stawiła opór.

- Dlaczego wy z nim nie siadacie? - spytała, rozpierając się na krześle i zaplatając

ramiona na piersi. Dziwne, ale Evan już jej nie onieśmielał.

- Wiesz, jak to bywa. - Wzruszył ramionami. - Co się stało dziś rano? Pojechałaś

sama.

- Taa - mruknęła Megan oschle. - Pojechałam sama. Nastąpiła długa cisza. Komentator

w radiu obwieścił zdobycie przez kogoś punktu.

- Słyszałaś nas wczoraj wieczorem, prawda? - spytał Evan, pochylając się naprzód z

dłońmi zaciśniętymi między kolanami.

Megan rzuciła mu spojrzenie, które mówiło, że słyszała każde słowo. Evan spuścił

głowę.

- Wiesz co? To nieważne - powiedziała, biorąc frytkę. - Po prostu będę wam schodzić

z drogi... Nikomu nie zamierzam zawracać głowy... I wszyscy zapomnicie, że tam w ogóle

background image

mieszkam.

- Taa, kiepski pomysł - stwierdził Evan.

- Słucham? - Megan oblała się purpurą.

- Słuchaj, ignorowanie moich braci to nie jest wyjście - powiedział Evan. - Zaufaj mi.

Mieszkam z nimi trochę dłużej niż ty. Będziesz ich ignorować, to oni mocniej przykręcą

śrubę.

- Och.

- No wiesz, nie da się nas ignorować - dodał Evan. - W razie gdybyś nie zauważyła,

wszędzie nas pełno.

Megan parsknęła śmiechem, a potem spróbowała ukryć zmieszanie, popijając

oranżadę.

- Nie możesz im pokazać, że mogą ci wejść na głowę, bo natychmiast to zrobią -

doradził Evan. - Jedyna rzecz, która na nich działa, to taktyka bezpośredniego ataku.

Megan zagryzła krawędź puszki z oranżadą.

- Megan? Jesteś tam? - Evan pomachał jej dłonią przed oczami. Pokiwała głową i

odstawiła puszkę.

- Spróbuję - powiedziała ze wzrokiem wbitym w tacę. - Dzięki za radę.

- Taa, nie ma sprawy - odparł Evan, chwytając frytkę z jej tacy. - Nadał nie mieści mi

się w głowie, co wyprawiają rodzice. Wiesz, chodziło o tę godzinę policyjną. Założę się, że

twoi nigdy ci nie wyznaczali godziny powrotu.

Megan wzruszyła ramionami. Jej rodzice nigdy nie musieli wyznaczać takiej godziny.

Sama zawsze wracała do domu znacznie wcześniej niż jakakolwiek szanująca się nastolatka.

- Nieważne. Niech to szlag - powiedział Evan. - Sean nigdy nie miał godziny

policyjnej, dlaczego nam dali szlaban? Im się wydaje, że teraz, kiedy tu jesteś, to my nagle

potrzebujemy zasad? - Skrzywił się drwiąco i sięgnął po kolejną frytkę. - Nie zamierzam do

żadnych się stosować.

Puls Megan nagle przyspieszył. Spojrzała na psotny uśmiech chłopaka. Kiedy Evan

powiedział, że nie będzie przestrzegał reguł. - . Czy to dotyczyło również zasady: „Ręce precz

od Megan”?

- Dobre frytki. Wezmę sobie coś do jedzenia - powiedział.

- Och, okay. No to... Do zobaczenia później. Evan spojrzał na nią z zakłopotaniem.

- Wezmę sobie coś do zjedzenia - powtórzył, a potem dodał: - wrócę tutaj - mówił

powoli, jakby zwracał się do kogoś, kto dopiero uczy się angielskiego.

- Och, okay - wymamrotała Megan.

background image

Wyszedł z dziedzińca, a Megan patrzyła za nim z głupkowatym uśmiechem

przylepionym do twarzy. Evan chciał zjeść z nią lunch. Z własnego wyboru. To musiało coś

znaczyć. I jeśli się nie myliła, właśnie odbyli normalną rozmowę, przerwaną tylko jednym

głupim parsknięciem. Ten dzień zdecydowanie się poprawiał.

Kiedy Megan znów zabierała się do jedzenia lunchu, coś we wnętrzu stołówki

przykuło jej uwagę. Hailey właśnie gapiła się na nią gniewnie. Siedziała przy stole na środku

pomieszczenia i razem z przyjaciółkami i wszystkie otwarcie piorunowały ją wzrokiem.

Megan coś ścisnęło w żołądku i szybko odwróciła wzrok, udając, że nic nie

zauważyła. Niewiarygodne. Dlaczego Evan w ogóle chodził z kimś tak agresywnym? Wart

jest czegoś znacznie lepszego. Megan ugryzła spory kęs hamburgera.

Od tej pory wszystkie chwyty dozwolone. Zachichotała ze swojej nagłej śmiałości,

wyciągnęła z plecaka szkolne wydanie Hamleta i pochyliła zaczerwienioną twarz nad lekturą.

Słońce prażyło Megan w plecy, kiedy przejęła piłkę przy bocznej linii. Działała na

czystej adrenalinie. Krew spływała z rozciętego kolana, plamiąc skarpetę i ochraniacz na

łydce. Ramię miała pobrudzone ziemią i lada moment mogło jej zacząć ciec z nosa. Wiatr

rozwiewał Megan włosy, kiedy biegła boiskiem.

Ale widziała przed sobą jedynie bramkę. Czuła tylko oddech Hailey na karku.

Dziewczyna deptała jej po piętach.

Megan szykowała się do podania, ale w ostatniej sekundzie coś zaczepiło o jej kostkę i

runęła na murawę. Pomogło jej w tym zręczne pchnięcie dłonią między łopatki. Megan aż

odskoczyła głowa, kiedy resztą ciała uderzyła o ziemię. Bolało jak diabli, ale nie leżała długo.

Nie miała zamiaru dać się pobić Hailey, nieważne jak nieczysto grałaby ta dziewucha.

- Hailey! Co ty, do diabła, wyprawiasz? - krzyknęła Ria Wilkins, podając Megan rękę.

Ria była niską, mocno zbudowaną zawodniczką obrony Ona i Aimee przez cały mecz

osłaniały tyły Megan. Szybko się zorientowały że Hailey usiłuje zabić Megan, ile razy ta

dorywa się do piłki.

- Bo co? - krzyknęła Hailey, zatrzymując się i biorąc piłkę w ręce. - Robię swoje.

- Przestań! Ewidentnie ją popchnęłaś! - zaprotestowała Aimee.

- Dziewczyny, nie ma sprawy - powiedziała Megan, ze świstem wciągając powietrze. -

Gra była czysta.

- Nie była, i dobrze o tym wiesz - odparła Ria. - Przepraszam, ale nikt normalny w

czasie treningów nie fauluje świetnego gracza z własnej drużyny.

- O co ci chodzi, Ria? - Hailey spiorunowała dziewczynę wzrokiem. - Chcesz

powiedzieć, że nie dbam o tę drużynę?

background image

- Ty (o powiedziałaś, nie ja - odparła Ria, odwzajemniając gniewne spojrzenie.

Nagle wściekle zagwizdał gwizdek i trenerka Leonard weszła w środek raptownie

rosnącego kółka. Megan stanęła z boku i grzbietem dłoni otarła nos. Hailey była dzisiaj

bardzo agresywna, ale Megan oddawała pięknym za nadobne. W przeciwieństwie do Hailey

grała czysto, ale Hailey też najadła się sporo trawy. Łokieć miała posiniaczony, a twarz

pobrudzoną ziemią. To wszystko stanowiło część gry.

- Dobra, dziewczyny, dość tego. Chyba dziś skończymy trening trochę wcześniej. -

Trenerka ogarnęła wszystkie zawodniczki groźnym spojrzeniem. - Podoba mi się energia,

jaką widzę na boisku, ale... Hailey, Megan, jeśli nie zaczniecie współpracować, i to szybko, w

czasie meczu sędziowie odeślą was na ławkę, zanim zdążycie powiedzieć zero do dziesięciu -

dodała, patrząc na obie dziewczyny. - Bez was na boisku nie grozi nam zbyt wiele

wygranych, więc proponuję, żebyście spróbowały się ze sobą dogadać.

- Tak, trenerko - powiedziała szybko Megan.

- Tak, trenerko - dodała Hailey.

- Dobrze. Ale jeszcze zanim pójdziecie pod prysznic - zwróciła się Leonard do całej

drużyny - pragnę przypomnieć, że na naszym ostatnim sobotnim treningu przed meczem z

Hacketstown będziemy wybierać nowego kapitana. - Więc się zastanówcie, kogo

chciałybyście widzieć w roli lidera.

Prawie wszystkie spojrzały na Hailey, a ona najwyraźniej tego właśnie się

spodziewała. Megan wróciła myślami do swojej drużyny w Teksasie - w tym roku miała tam

zostać kapitanem. Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze, usiłując zignorować

ukłucie żalu w piersi.

- Dobra, teraz pod prysznice - zawołała trenerka. Grupka się rozeszła i Vithya Jane,

dziewczyna, którą Megan poznała w Logan poprzedniego wieczoru, podeszła i przybiła jej

piątkę.

- Nieźle brykasz po boisku - powiedziała.

- Dzięki - odparła Megan, zdziwiona, że jakakolwiek przyjaciółka Hailey chciała jej

pogratulować.

Vithya uśmiechnęła się i truchtem pobiegła za Hailey i Tiną. Aimee i Ria z obu stron

oflankowały Megan.

- Trzeba by opatrzyć kolano. - Ria skrzywiła się, spoglądając na zakrwawioną nogę.

- Ee, tam - mruknęła Megan. - To moja pierwsza blizna po walce w barwach Żbików.

Aimee i Ria roześmiały się i we trzy paplały przez całą drogę powrotną do szatni.

Megan była pewna, że nic jej nie jest, dopóki nie zeskoczyła z roweru na podjeździe

background image

McGowanów i nie poczuła, jak bardzo bolą ją mięśnie. Najwyraźniej potrzebowała trochę

więcej ćwiczeń rozciągających. Hailey dziś naprawdę dała Megan niezłą szkołę. W końcu ta

dziewczyna sprawi, że Megan będzie grać jeszcze lepiej, zamiast znaleźć się na liście rannych

w akcji.

Tylne drzwi zamknęły się, kiedy Megan obchodziła dom. Zobaczyła Finna, który

przeszedł przez podwórko i znów skierował się do szopy. Megan podprowadziła rower pod

boczną ścianę i oparła go tam razem z innymi. Przystanęła na moment, nasłuchując. Nie

słyszała żadnego dźwięku. Nic. Co on tam robił?

Boże, mam nadzieję, że on nic przegląda stosu „Playboyów”.

Mimo tej odrażającej myśli nie mogła zapanować nad ciekawością. Poza tym miała

przecież przechodzić intensywny kurs. A jego częścią jest odkrywanie, co robią faceci, kiedy

są sami w szopie, no nie?

Zbierając się na odwagę, Megan otworzyła drzwi. Finn obrócił się na pięcie, szeroko

otworzył oczy i nie odrywał od niej spojrzenia. Ubrany był w niebieską koszulkę z napisem:

Grzeczni Chłopcy Głosują, poznaczoną śladami palców umazanych fioletową farbą. Włosy

miał trochę bardziej potarganej niż zwykle.

- O rany, całe życie przeleciało mi przed oczami - wysapał. - Na śmierć mnie

wystraszyłaś.

- Przepraszam - powiedziała Megan.

Miała przeczucie, że powinna po prostu wyjść, ale była za bardzo zaskoczona, żeby

się poruszyć. Finn. dzięki Bogu. nie robił tam nic zdrożnego. Stał przed sztalugami, z paletą

malarską i pędzlem w dłoniach. Dokoła niego, przy ścianach i na podłodze, piętrzyły się

dziesiątki płócien, wszystkie niewykończone. Żaden obraz, jak widziała, nie został

namalowany do końca.

- A niech mnie! - Finn zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. - Wałęsałaś się po

kiepskich dzielnicach?

Megan spojrzała na ranę na swoim lewym kolanie i siniak, który zaczynał fioletowieć

na łydce.

- Nie. Byłam... na treningu - wyjaśniła. - Przepraszam, mam sobie iść?

- Nie! Nie - Finn wytrzasnął skądś stołek. - Wejdź. Klapnij sobie. Wyglądasz, jakbyś

tego potrzebowała.

Megan uśmiechnęła się ostrożnie i weszła do szopy, bojąc się dotknąć czegokolwiek.

Prześliznęła się bokiem koło sztalug i usiadła na stołku, który zachwiał się pod jej ciężarem.

Megan wyrzuciła ramiona na boki, usiłując złapać równowagę, a Finn chwycił ją za rękę.

background image

- Przepraszam. To grat - bąknął.

- Nie ma sprawy - odparła Megan. Spojrzała na rękę, którą ściskał jej dłoń.

Teraz puścił, odchrząknął i klepnął się w udo.

- Co, Hailey tak cię urządziła? - Finn zerknął na pokancerowane nogi. Wycisnął trochę

farby na paletę i pędzlem zmieszał kolory.

- Skąd wiesz? - spytała Megan.

- Bo znam Hailey - odparł Finn, zdmuchując kosmyk blond włosów, który opadł mu

na oko. - W drugiej klasie podstawówki na imprezie z okazji czwartego lipca ukradła mi loda

i wepchnęła mnie do głębokiego basenu. Od tego czasu zawsze jej się bałem.

- Poważnie? - Megan uśmiechnęła się kpiąco.

- Nigdy nie żartuję na temat lodów - odparł Finn z półuśmiechem.

Megan roześmiała się i zaczęła rozglądać wkoło. Na wpół Wykończony obraz

najbliżej niej ukazywał parę wdzięcznie złożonych dłoni. Ale palce nie zostały domalowane i

kończyły się białą plamą. Za nim stał obraz nagiego ramienia i szyi dziewczyny, która

odwracała się od patrzącego, ale jej włosów i rysów nigdy nie dokończono. W sumie na

każdym płótnie były fragmenty postaci widziane pod najrozmaitszymi kątami, ale żaden

obraz nie został dokończony i nie stanowił tradycyjnego portretu en face.

- Wiem, co myślisz - powiedział Finn, dotykając pędzlem płótna, które miał przed

sobą. - Ten facet nigdy niczego nie kończy.

Megan się zarumieniła.

- Nie... Tylko że...

- Ja właśnie to sobie myślę, ile razy tu wchodzę - ciągnął Finn. - To takie dziwne.

Mam natchnienie i przychodzę tutaj, gotów natychmiast realizować swoją wizję, ale kiedy już

mija pierwsza gorączka, zupełnie nie wiem, co robić dalej. - Finn włożył pędzel do kubka z

wodą i spojrzał na Megan przez ramię. - No i jak, bardzo daje ci w kość?

- Kto?

- Hailey - odparł Finn.

Megan uśmiechnęła się złośliwie.

- Nie dzieje się nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić. Finn odwrócił się od

sztalug, żeby się do niej uśmiechnąć.

- Świetnie - powiedział.

Z jakiegoś powodu to proste słowo przyniosło Megan ulgę. Może ze względu na

sposób, w jaki je wypowiedział. Jakby był z niej dumny. Albo jakby mu zaimponowała. Albo

jakby wcale go to nie dziwiło.

background image

- Może nawet każę jej zapłacić za tego twojego loda - zażartowała Megan.

- Nie trzeba. Już wyrosłem z lodów - oznajmił Finn. - Teraz wolę koktajle mleczne. -

Wsunął palce za szlufki dżinsów i podciągnął je wysoko. Oboje się roześmieli.

Finn podtrzymywał spojrzenie Megan, póki ona nie odwróciła wzroku. Nagle ogarnęło

ją przemożne i znajome poczucie.

że nie wie, co teraz powiedzieć. Finn wydawał się całkiem miłym facetem, ale jak

reszta młodszych McGowanów, też brał udział w debacie: jak się pozbyć Megan. Czy był dla

niej uprzejmy tylko dlatego, że w pobliżu nie kręcił się żaden z jego braci? Czy po prostu

udawał?

Finn znów odchrząknął i spojrzał na nią spod oka. Megan rozmyślała o tym, co w

szkole powiedział jej Evan - że najlepiej radzić sobie z jego braćmi, stawiając im czoło. Może

gdyby to robić z każdym z osobna, byłoby prościej. Poza tym rozmowa z Finnem wydawała

się dziwnie łatwiejsza niż z kimkolwiek z pozostałych mieszkańców domu.

- No więc... Ja... Słyszałam, jak o mnie rozmawialiście wczoraj wieczorem - zagaiła

Megan, spoglądając na własne dłonie.

Finn opuścił rękę. w której trzymał pędzel, i spojrzał na Megan, najwyraźniej

zażenowany.

- Och, okay. Ty... Dobrze.

- Dobrze? - spytała. Finn się zarumienił.

- No tak. Zdarza mi się to czasami. Zamierzałem powiedzieć: „naprawdę?”, ale

chciałem też dodać: „niedobrze” - wyjaśnił, odkładając pędzel i paletę na zabałaganioną

półkę. - Po prostu miewam takie skróty myślowe.

Megan się uśmiechnęła. Znała to uczucie. - A więc... słyszałaś nas... - Finn wepchnął

dłonie w kieszenie dżinsów.

- Taa. no więc... Wszyscy chcecie się mnie pozbyć... - zaczęła Megan.

- My tylko... W pewnym sensie przyzwyczailiśmy się do tego, jak było przedtem.

- Rozumiem. Naprawdę - przyznała Megan. - Ale nie wydaje się wam. że dla mnie to

też jest trudne? Nigdy nie musiałam mieszkać wśród tylu ludzi, moi rodzice wyjechali i, no

cóż, w razie gdybyś nie zauważył, wy, faceci, jesteście trochę... - Dominujący? - spytał Finn.

- Dobre słowo - przytaknęła.

- Słuchaj, wszyscy po prostu potrzebujemy czasu, żeby się przyzwyczaić. - Finn

wzruszył ramionami. - Spróbuj się tym nie przejmować.

Megan spojrzała Firmowi w szaroniebieskie oczy i uśmiechnęła się lekko.

- A więc... Nie jesteś z nimi.

background image

Finn uśmiechnął się w odpowiedzi. Jemu też, jak Millerowi, w uśmiechu rozjaśniała

się cała twarz.

- Z tobą jest tutaj... Powiedzmy... inaczej - stwierdził. - Ale o mnie się nie martw. Ja

sobie chyba poradzę.

Megan uniosła brwi.

- Och, doprawdy?

- Taa - odparł spokojnie Finn, patrząc jej prosto w oczy. Doprawdy.

Od: Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis piąty

Uwaga nr 1: Chłopcy nie mają problemu z zabieraniem ci jedzenia z talerza bez pytania.

Mówię ci, o WSZYSTKIM decyduje ich żołądek!

Uwaga nr 2: Chłopcy nie zawsze wiedzą, co mówią.

Okazuje się, że Finn potrafi czasem pleść bez sensu, zupełnie jak ja.

Uwaga nr 3: Chłopcy POTRAFIĄ myśleć niezależnie.

Evan siedział ze mną w czasie lunchu, a Finn totalnie nie zgadza się z planem „wymrożenia

Megan”. Może Doug wcale nie jest mózgiem całej „operacji piekło”, jak pewnie uważa.

background image

ROZDZIAŁ 7

Megan odeszła od kolejki przy bufecie, z tacą i zwiniętym egzemplarzem

„Motocykla”, wystającym z bocznej kieszeni szerokich bojówek. Jeśli znów miała siedzieć na

zewnątrz w towarzystwie milczącego Millera, to zamierzała zadbać o własną rozrywkę. Była

zbyt bystra, żeby liczyć na towarzystwo Evana przez dwa dni z rzędu.

- Megan! Tutaj!

Aimee pomachała do niej ze środka stołówki. Megan zerknęła na dziedziniec i

zobaczyła, że Miller już jest pogrążony w sprawozdaniu z meczu. Wczoraj nie odezwał się do

niej ani do Evana ani słowem. Niezależnie, jak bardzo chciała przełamać lody w kontaktach z

Millerem, uznała, że dla odmiany dobrze jej zrobi towarzystwo dziewczyn. Ruszyła w

kierunku Aimee, Rii i ich przyjaciółek.

- Hej! - Aimee z uśmiechem kłapnęła z powrotem na swoje krzesło.

- Cześć - odparła Megan. - Hej, Ria.

- Jak leci? - odezwała się Ria. - Znasz już Jennę i Pearl? - Wskazała na dziewczyny

siedzące po przeciwnej stronie stołu.

- Tak i nie... Cześć. - Megan wśliznęła się na krzesło obok nowych koleżanek.

I tarł należała do drużyny, więc Megan zdążyła już ją poznać. Miała krótkie jasne

włosy i okrągłą buzię. Teraz pilnie zajmowała się robieniem bransoletki z kolorowych

paciorków, które trzymała w pudełku przed sobą. Jenna miała długi ciemny warkocz do

połowy pleców i nosiła modne lotnicze okulary.

- Cześć - odezwała się Jenna. - Jesteś ze mną na hiszpańskim, prawda?

- Szósta lekcja z panią Krantz? - upewniła się Megan. - Ta kobieta chyba za mną nie

przepada.

- Dlatego że lepiej znasz hiszpański niż ona - powiedziała Jenna z szerokim

uśmiechem.

- Moja babcia też miała na imię Pearl - oświadczyła Pearl, nizając fioletowy koralik na

cienki sznureczek obok przypadkowej kombinacji niebieskich, zielonych i turkusowych.

- Aha - mruknęła Megan. - Fajne. - Okazała na bransoletkę.

- Chcesz taką? Mogę ci zrobić. Robię dla wszystkich - powiedziała Peral z

ożywieniem.

Aimee, Kia i Jenna jak na komendę uniosły ręce. Na nadgarstkach miały pełno

koralikowych bransoletek.

- Ona nie usiedzi bezczynnie - wyjaśniła Aimee.

background image

- Naprawdę? Ja jestem taka sama - przyznała Megan.

- Tak? - Pearl rozjaśniła się cała twarz. - Widzicie? Mówiłam wam, dziewczyny, ze

nie potrzebuję środka uspokajającego. To całkiem normalne zachowanie. No i jak, Megan,

chcesz bransoletkę? Bo właśnie wymyśliłam kilka nowych wzorów.

- Taa, jasne. Bardzo - powiedziała Megan.

- Świetnie! - Pearl sięgnęła za plecami Jenny i postawiła przed Megan pudełko z

koralikami. - Wybierz kolory.

Megan się roześmiała.

- Okay. A mogę po lunchu?

- Jasne! Oczywiście! - odparła Pearl.

- No więc, Megan, do rzeczy - powiedziała Ria, opierając łokcie na stole. - Jak to się

stało, że trafiłaś do raju pełnego chłopaków?

Megan ugryzła kanapkę.

- Ja bym tego rajem nie nazwała.

- O mój Boże, żartujesz chyba? Chłopcy McGowanów... - westchnęła Aimee. -

Przecież to jak siły specjalne seksu.

Megan roześmiała się i napiła się oranżady.

- Siły specjalne seksu?

- No co?! oburzyła się Aimee. - Nadal w głowie mi się nie mieści, że moja siostra

chodzi z jednym z tych przystojniaków.

- Daj spokój. Kiedy Hailey i Evan raz już zyskali etykietkę najpiękniejszej pary, pod

koniec podstawówki, wszyscy wiedzieliśmy, że wcześniej czy później zaczną wymieniać

ślinę - powiedziała Ria, zabierając się do makaronu.

- Ria! - zawołały jej przyjaciółki.

- Uh... Aimee wsadziła sobie palec w gardło.

- No i...? - zwróciła się Ria do Megan, ignorując koleżanki.

- Wygrałaś jakiś konkurs, czy co?

- Nasi rodzice od dawna się przyjaźnią - wyjaśniła Megan, rumieniąc się na myśl o

pocałunkach Evana i Hailey. - Moich rodziców przeniesiono za ocean, a ja nic chciałam z

nimi jechać, więc McGowanowie zaproponowali, że wezmą mnie do siebie.

- O rany. No i jak, widziałaś któregoś z nich nago? - dopytywała Ria.

Jenna, Aimee i Pearl znieruchomiały, czekając na odpowiedź.

- Nie, nago nie - odparła Megan. Rozejrzała się i pochyliła nad stołem. - Ale

większość z nich widziałam w bokserkach.

background image

Jenna o mało nie zemdlała z wrażenia.

- O mój Boże. Evan McGowan w bokserkach. Jak wyglądał?

Można się było przestraszyć. Megan wspomniała jego potężną poranną erekcję.

- Dość... ciekawe.

- Evan McGowan jest świetny. - Pearl przerwała robienie bransoletki i podniosła

rozmarzony wzrok. - To o mm miałam pierwszy erotyczny sen.

- Naprawie? - spytała Megan.

- Chyba my wszystkie - odparła Aimee. - No bo jakżeby inaczej? Wiesz, on tak

strasznie flirtuje.

Megan miała wrażenie, że popada w stan nieważkości. Odłożyła kanapkę, nagle

nabierając ochoty na oranżadę.

- Serio?

- A co, nie zauważyłaś? - spytała Ria. - Ten chłopak będzie flirtował z każdą, zawsze i

wszędzie. Nawet z brzydkimi dziewczynami.

- Ria! - znów zawołały jej przyjaciółki.

Megan z trudem łapała oddech. Oczywiście, że jest strasznym flirciarzem. A tobie się

wydawało, że to wyjątkowy facet?

Ale nawet myśląc to, zdała sobie sprawę, że rzeczywiście tak się zdawało. Była

pewna, że uwag. i uśmiechy Evana coś znaczą. Musiały coś znaczyć.

- No co? ale przecież dobrze, że Adonis flirtuje z trollami - sprzeciwiła się Ria,

szeroko otwierając oczy. - To wzmacnia poczucie własnej wartości.

Okay. zaraz sama sobie przyłożę.

- Przepraszam Ria nie zdaje sobie sprawy, ze nie wszystkie potrzebujemy uwagi ze

strony seksownych chłopców; żeby mieć poczucie własnej wartości - powiedziała Jenna,

poprawiając okulary na nosie.

Megan przypomniała sobie, jak rozpierała ją pewność siebie, ile razy Evan z nią

żartował.

Poczuła ogromne zawstydzenie.

Jej matka feministka byłaby naprawdę oburzona. Ale ja nie potrzebuję jego uwagi. To

po prostu... miłe.

- No cóż, nieważne - powiedziała Aimee. - Chciałabym, żeby tak nie robił. Hailey

dostanie przez niego bzika, a to się odbije na mojej rodzinie.

- Jej się to nie podoba, hę? - spytała Megan, z trudem przełykając.

- No pewnie - odparła Aimee, nadziewając na widelec trochę sałaty. - Ona żyje tylko

background image

dla tego faceta, przysięgam. Mówiąc szczerze, nie wiem, o co tyle zamieszania. Evan

zachowuje się czasami jak totalny palant i nie jest nawet najseksowniejszy.

- No fakt. Najseksowniejszy jest Finn wtrąciła Ria.

- Tak? - spytała Megan, zadowolona ze zmiany tematu.

- Bzdura! Evan jest o wiele seksowniejszy od Finna! - stwierdziła Pearl.

- W sumie chodziło mi właściwie o Millera powiedziała Aimee.

- Millera? - powtórzyły wszystkie osłupiałe.

Aimee rzuciła okiem na dziedziniec, gdzie Miller rozparł się na krześle, słuchając

radia..

- Nie wiem. Jest w nim coś takiego. . - Z zamyśleniem zmrużyła oczy, kiedy mu się

przyglądała.

- Taa, coś dziwnego - dokończyła Ria.

- Ria! - skarciły ją przyjaciółki.

- Nie, ja rozumiem - powiedziała Megan. - On jest takim silnym, milczącym typem.

- No - zgodziła się Aimee, uśmiechając się nieśmiało i prostując na krześle. - Nie

żebym kiedykolwiek miała się załapać na takiego faceta. Czy w ogóle na faceta.

- Co? - zdziwiła się Megan.

- Przestań. Tylko spójrz na mnie - mruknęła Aimee.

- No co. Przecież jesteś piękna - powiedziała Megan.

- Daj sobie spokój, Megan - westchnęła Ria, wymachując widelcem. - Cały czas

powtarzamy tej dziewczynie, ze z dwóch Farmerek to ona zdecydowanie lepiej wygląda, ale

nie chce nam wierzyć.

- Ręce mam grubsze ni Hailey łydki. - Aimee zmarszczyła brwi - A zresztą zejdźcie

już ze mnie, dobra?

Ria i Jenna przewróciły oczami. Aimee miała szerokie ramiona, była mocno

umięśniona i może rzeczywiście trochę przy kości, ale nie wyglądała jak spaślak.

- Poza tym mnie moja tusza nie przeszkadza. Pewnego dnia jakiś facet totalnie się we

mnie zakocha, tyle że nie w liceum - dodała Aimee. - Chłopcy w liceum są strasznie

powierzchowni.

- No cóż, może nie wszyscy. - Megan zerknęła na Millera, a potem pochyliła się nad

stołem. - Widziałaś kiedyś jego uśmiech? - spytała.

- Chyba nic - odparła Aimee.

- No to tylko poczekaj - powiedziała Megan. - Zaprze ci dech w piersi.

Aimee przygryzła dolną wargę i znów popatrzyła na Millera.

background image

Nagle wyrzucił ręce w górę i coś zawołał, strasząc siedzących na dziedzińcu

wyznawców stylu goth. Aimee roześmiała się i wróciła do swojej sałatki.

- No cóż, nieważne. Nadal twierdzę, że najlepszy jest Finn.

- Wy, dziewczyny, po prostu nie macie tak wyrobionego gustu jak ja. Mnie się podoba

taki uduchowiony, smętny typ - wyznała Ria, zerkając nad ramieniem Megan. - Tylko

popatrzcie na tego faceta. Te niebieskie oczy, te włosy, jakby przed chwilą wstał z łóżka. I jak

on się ubiera. Każdy facet, który może na siebie wrzucić byle co i nadal wygląda ekstra, ma

mój głos. - Megan odwróciła się i zobaczyła Finna, który siedział przy jednym ze stołów przy

oknie, ubrany w spłowiały czarny T - shirt, luźne dżinsy i wiecznie poplamione farbą buty.

Słońce wpadało do środka przez okna po jego lewej stronie, rozjaśniając ciemnoblond

włosy i skupione spojrzenie chłopaka. Otaczała go grupa facetów, którzy gadali jeden przez

drugiego i śmiali się, ale Finn był skupiony na szkicowniku trzymanym na kolanie. Dłoń

szybko poruszała się nad kartką i nawet kiedy tuż obok nosa Finna przeleciała rzucona przez

kogoś cząstka pomarańczy, prawie tego nie zauważył.

- No, trzeba przyznać, że koncentracja godna podziwu - powiedziała Jenna.

- Taa, ale to ciacho jest stracone. Ma oczy tylko dla jednej dziewczyny - dodała Ria.

- Naprawdę? Dla której? - spytała Megan.

Ria wskazała plastikowym widelcem.

- Dla Kayli Bird.

Wysoka, smukła piękność z oliwkową cerą podpłynęła do stołu Finna, w długiej

spódnicy i czarnych wysokich butach. Opadła na krzesło po przeciwnej stronie stołu i

odrzuciła za ramiona jasnobrunatne, kędzierzawe włosy. Finn podniósł wzrok i natychmiast

zamknął szkicownik.

- Kto to? - spytała Megan.

- Kayla Birdz z trzeciej klasy. Artystka i piękność z permanentną opalenizną -

wyjaśniła Ria.

- Ta dziewczyna potrafi pojawić się na miejskim basenie w bikini ze stringami -

wtrąciła Aimee. - A to jest przecież Massachusetts. Kto zdoła z czymś takim konkurować?

Megan wpatrzyła się w plecy Kayli. Tuz obok ramiączka jej białej koszulki widniało

małe znamię. Na wiotkim nadgarstku miała delikatny, złoty zegarek wyglądający na antyk.

Wszystko w tej dziewczynie było pełne wdzięku. Nawet, kiedy uniosła butelkę z

wodą, żeby odkręcić zakrętkę, wyglądała jak baletnica. Megan spojrzała na Finna i zobaczyła,

że nie odrywa od niej wzroku. Nie od Kayli, ale od niej. Megan zabiło serce na mysi, że

została złapana na gapieniu się, a Finn obrzucił ją zagadkowym spojrzeniem. Pomachał ręką,

background image

więc tez go pozdrowiła, a potem szybko odwróciła się do swojego stolika. Zgarbiła się na

krześle, rumieniąc się gwałtownie. Jedyny chłopak McGowanów, który nie uważał jej za

dziwadło, a teraz... No cóż, już ją będzie uważał za dziwadło.

- Och! Od razu widać, którego z McGowanów lubi Megan. - Ria wskazała na nią

palcem. - Ty jesteś z tych dziewczyn, co lubią Finna. Wiedziałam, że się dogadamy.

- Nie, to nieprawda - odparła Megan. - Finn mi się nie podoba...

- Akurat! Szkoda, że nic widzisz, jak wyglądasz! - powiedziała Ria.

- Ona ma rację - przyznała rzeczowo Jenna. - Strasznie się rumienisz.

- No cóż, to u mnie normalne Ciągle się czerwienię - powiedziała Megan, znów

siadając prosto i odchrząkując. - Wierz mi. Finn nie jest w moim typie.

- Skoro tak twierdzisz - mruknęła Ria wymachując widelcem.

- Ha, przynajmniej nie jesteś z tych, którym podoba się Evan bo to już byłaby

prawdziwa katastrofa - dodała Aimee.

- Taa - powiedziała Megan, unikając wszelkiego kontaktu wzrokowego. -

Przynajmniej nie jestem z tych.

Tego popołudnia Megan szła do szatni i czuła, że musi się wyżyć na boisku, by

zapomnieć o problemach całego dnia. Na chemii nikt nie chciał być jej partnerem do

eksperymentów przez ten niefortunny wypadek z pierwszego dnia, a pani Krantz ni mniej, ni

więcej tylko dała jej burę za to, że poziomem wyprzedza resztę klasy na hiszpańskim.

Najwyraźniej wszystkich wkoło wytrącała z równowagi. Co ona niby miała zrobić?

Zapomnieć, że zna hiszpański?

Kiedy Megan weszła do sportowego skrzydła szkoły, usłyszała donośne głosy. Ktoś z

kimś się sprzeczał niż za kolejnym załomem muru, pod szkolnym sklepikiem. I te głosy

brzmiały znajomo. Czyżby... Evan ?

- ...wiesz, że nie miałem nic złego na myśli.

- To nieważne, ze ja to wiem. One tego nie wiedzą - odparł glos Hailey. - Połowa

dziewczyn w tej szkole dziwnie na mnie patrzy. Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak ja się z tym

czuję?

- Nie rozumiem, o co ci chodzi - odezwał się Evan.

- One uważają, że ci się podobają! - odparła Hailey. - Myślą, że są ode mmc lepsze, bo

z nimi flirtujesz na moich oczach. - Głośne westchnienie. Megan obejrzała się za siebie, żeby

sprawdzić, czy idzie tu ktoś jeszcze, ale korytarz był pusty. Nie miała ochoty dać się złapać na

podsłuchiwaniu, ale też nie mogła zmusić się do odejścia.

- Hailey, ja po prostu taki już jestem - tłumaczył Evan. - Lubię ludzi.

background image

- Taa, jasne - powiedziała Hailey ironicznie.

- No bo tak jest! Wiedziałaś o tym od początku - odparł Evan. - Daj spokój, nie ufasz

mi?

- Oczywiście, ze ci ufam - oburzyła się Hailey. - Tylko że... Po prostu... Wyobraź

sobie, jak byś się czuł, gdyby wszyscy faceci w szkole mieli ochotę na mnie.

Megan zamrugała. Coś ją ścisnęło za serce. Hailey rzeczywiście wydawała się pod

tym względem bezbronna. Megan pomyślała o uwadze Pearl, o jej fantazjach seksualnych z

Evanem w roli głównej. Mozę to wcale nie taka łatwa sprawa chodzie z najseksowniejszym

facetem w szkole.

- A nie mają? - powiedział Evan beztrosko.

Megan przewróciła oczami.

- Evan, ja usiłuję porozmawiać poważnie!

- Dobrze! Dobrze! Co chcesz, żebym zrobił? Mam w ogolę nie rozmawiać z

dziewczynami? - spytał Evan.

- Niezły pomysł - przyznała Hailey.

Megan szczęka opadła.

- Nie wierzę własnym uszom.

- Ja też - mruknęła Megan pod nosem. Mozę i związek Hailey nie był taki

bezproblemowy, ale nie musiała aż tak kontrolować Evana.

W tym momencie usłyszała, że korytarzem nadchodzi grupka koleżanek z drużyny.

Rzuciła się naprzód i szarpnęła drzwi do szatni, udając, że dopiero co tam dobiegła. Aimee,

Ria i kilka innych dziewczyn minęły załom muru, robiąc dość hałasu, żeby uciszyć Hailey i

Kvana.

- Hej - zawołała Megan. - Gotowe do boju.

- Jak nigdy, choroba - powiedziała Ria. - Mogę udawać, ze piłka to twarz naszego

matematyka?

Megan się roześmiała. Kto wie, co się jeszcze zdarzy między Evanem a Hailey? Cóż,

wszystko jedno. Wreszcie zaczynała czuć, że należy do grupy. A jeśli mogło się zdarzyć coś

takiego, to właściwie wszystko było możliwe.

Po treningu Megan siedziała w szatni, a Ria zaplatała jej mokre włosy we francuski

warkocz. Megan przytupywała i niecierpliwie spoglądała na swój gruby, czarny plastikowy

zegarek. Nowa bransoletka w kolorze rubinowej czerwieni jeździła po ręku w górę i w dół

przy każdym ruchu. - Długo jeszcze? - spytała.

- Już prawie skończyłam - odparła Ria.

background image

Aimee wyszła z łazienki i złapała swój plecak.

- Powinnaś tak je wysuszyć, a potem rozpleść na imprezę wieczorem - powiedziała.

Założę się, ze twoje włosy będą wyglądać niesamowicie, takie falujące.

Megan przełknęła z trudem, bo zaschło jej w gardle.

- Imprezę? - spytała, sięgając po butelkę z napojem stojącą między stopami.

- Jeśli będziesz się kręcić, to potrwa jeszcze dłużej - ostrzegła Ria.

- Dobra - odparła Megan. Może właśnie dlatego nigdy wcześniej nie miała wielu

przyjaciółek, ale całe pindrzenie się po prostu do niej nie pasowało.

- Och. Ta... Drużyna piłki nożnej chłopaków robi dziś wieczorem imprezę - wyjaśniła

Aimee. - Myślałam, że ci mówiłam.

- Powinnaś przyjść - wtrąciła Ria, zaglądając Megan przez ramię. - To pierwsza duża

impreza roku i zazwyczaj kończy się niezłą awanturą.

- Poprzednim razem przyjechały gliny - dodała Pearl. Wiążąc sznurowadła tenisówek.

- Totalny odlot.

- Pearl, przecież ciebie tam w ogóle nie było - przypomniała Ria. - Wyjechałaś w

odwiedziny do babci.

- Ale słyszałam, że mieliście niezły ubaw - odparła Pearl, zupełnie niezawstydzona.

Ria wzięła z ławki gumkę do włosów i związała warkocz Megan.

- Proszę. Skończone.

Megan natychmiast zerwała się na nogi.

- Dzięki. - Chwyciła swoje rzeczy. - No to do zobaczenia wieczorem, dziewczyny.

Zawróciła do drzwi w tym samym momencie, w którym Hailey z przyjaciółkami

wyszły zza drugiego rzędu szatek. Hailey spojrzała gniewnie na Megan. Megan przewróciła

oczami i poszła dalej. Hailey rzuciła się do drzwi i w efekcie ich wypchane sportowe torby

zderzyły się, a obie dziewczyny na moment utkwiły w przejściu.

- Ale jesteś uprzejma - odezwała się Hailey.

Megan usiłowała zdobyć się na ripostę, ale wiedziała, ze jeśli nawet jakąś wymyśli,

nie zdoła wykrztusić ani słowa. Znów przewróciła oczami i przepchnęła się przez drzwi.

Chociaż raz. Megan wrzała z wściekłości. Chociaż raz naprawdę chciałabym umieć

stanąć we własnej obronie.

- Megan! Zaczekaj! - zawołała Aimee.

Megan zatrzymała się tuż za drzwiami. Na dole Evan znów stał przy samochodzie,

rozmawiając z Darnellem i kilkoma, innymi kumplami, którzy właśnie skończyli trening.

Kiedy Megan obejrzała się za siebie, niemal cała drużyna wysypała się z budynku.

background image

- Masz. To adres Christiana Todda. - Aimee wydarła kawałek kartki ze swojego

zeszytu i wręczyła go Megan. - To tam będzie impreza, ale zadzwoń do mnie, mogę cię

podrzucić.

- Wiesz, Aimee, nie sądzę, żeby Megan mogła się wybrać na tę imprezę - powiedziała

Hailey, podchodząc do nich. - Chyba powinna popracować nad rzutami karnymi. Zbliża się

mecz.

- Moje rzuty karne są w porządku - odparta Megan obojętnie.

- Daj spokój. Trzy z siedmiu? - parsknęła Hailey, oglądając się przez ramię na Deenę,

bramkarkę. - Trudno uwierzyć, że wygrałaś mistrzostwa stanu z takim celem. A może tylko to

wymyśliłaś, żeby nam zaimponować?

Megan poczuła się tak, jakby ktoś ją uderzył. Kilka koleżanek z drużyny zaczęło

szemrać między sobą, inne z zażenowaniem wymieniły spojrzenia.

- Na twoim miejscu przyjrzałabym się własnym umiejętnościom , przestała czepiać się

innych - rzuciła Megan i nagle poczuła przypływ adrenaliny. Czy ona naprawdę to

powiedziała? - Przepraszam bardzo, moje umiejętności są bez zarzutu - odpaliła Hailey.

- Tak sądzisz? Jakoś tego nie zauważyłam na dzisiejszym treningu.

- Och - westchnęły koleżanki z drużyny.

Serce Megan tłukło się w piersi. Prawie nie mogła uwierzyć ze tak się postawiła.

Hailey już miała coś odpowiedzieć, ale nagle wszystkie dziewczyny spojrzały w jakiś punkt

za plecami Megan Obejrzała się przez ramię i zobaczyła Evana, który podchodził do nich,

obracając kluczyki na palcu.

- Cześć, Strzała. Musimy jechać - powiedział, rzucając Hailey ledwie przelotne

spojrzenie.

Megan zarumieniła się pod wpływem chwilowego triumfu.

- Dokąd? - spytała Hailey.

- Mamy odebrać obiad dla rodziny - wyjaśnił Evan z irytacją.

- Mogę cię podrzucić, ale najpierw wstąpimy po jedzenie. - Hailey była wyraźnie

wściekła, ale udało jej się zapanować nad tonem głosu.

- Dzięki, nie trzeba - burknęła. - Aimee, jadę z tobą.

- Och. Okay - powiedziała Aimee i wcisnęła zeszyt do plecaka. - Do zobaczenia

wieczorem, Megan. - Szybko zerknęła na Evana i Odmaszerowała razem z siostrą.

Evan patrzył za nimi ze stoickim spokojem. Megan współczuła mu z całego serca,

chociaż nie wiedziała, co on naprawdę czuje. Czy był rozczarowany, że Hailey okazywała się

zazdrosną wariatką? Czy smucił się, ze Hailey odeszła? Czy co?

background image

- Chodźmy - powiedział wreszcie i uśmiechnął się z trudem.

- Nie chcemy, żeby chuchra nam zgłodniały.

Megan włożyła kartkę z adresem imprezy i wsunęła ją do tylnej kieszeni. Nie mogła

się doczekać, aż wróci do domin dorwie się do kompa. Megan Meade wreszcie postawiła się

ludziom. Tracy będzie dumna.

Zakręcona: Napyskowałaś Barbie??? Dzielna Megan!!!

Strzelec552ę: WIEM! JESTEM WIELKA!

Zakręcona: Jeszcze nie widziałam, żebyś była taka dumna z siebie.

Strzelec5525: Naprawdę? A dzisiaj wieczorem idę na imprezę!

Zakręcona:!!! McGowanowie stworzyli potwora!

Strzelec5525: No cóż, CHYBA idę...

Zakręcona: TAK! IDZIESZ! Żądam tego jako konsultant twojego intensywnego kursu!

Strzelec5525: DOBRA. Dobra, pójdę.

Zakręcona: I masz się ubrać na różowo!

Strzełec5525: Nie przeginaj.

background image

ROZDZIAŁ 8

- Do kogo piszesz SMS - y? - spytał Evan.

- Do przyjaciółki z Teksasu - powiedziała Megan, wyłączyła telefon i schowała go do

torby. - I jak... Idziesz dziś na tę imprezę? - spytała, ośmielona zarówno starciem z Hailey, jak

i wygłupami Trący. Zatrzymał się na światłach na skrzyżowaniu i westchnął.

- Taa, chyba tak. A ty?

- Chyba też - powiedziała Megan, sięgając dłonią do warkocza. - Może być fajnie.

Poznam trochę nowych ludzi.

Evan zerknął na nią i się uśmiechnął.

- Racja. Powinnaś pójść.

- Tak uważasz? - spytała.

- Absolutnie - odparł Evan. - Będzie świetnie.

Przejechał przez skrzyżowanie. Megan bawiła się nitką zwisającą z jej białego T -

shirtu. Evan wybierał się na imprezę. Chciał, żeby ona też tam była. Wszystko układało się

cudownie.

- No więc, o co poszło między tobą a Hailey tam, pod szkołą? - spytał Evan.

Dobre pytanie.

- O nic. Miałyśmy po prostu trudny trening. - Zerknęła na niego kątem oka. - A

między wami wszystko w porządku?

- Czemu? Mówiła coś? - odpowiedział pytaniem Evan, nagle zainteresowany.

- Nie. Ja tylko... Chyba wyczułam takie fluidy - skłamała Megan.

- Wolałbym w tej chwili nie rozmawiać o Hailey - powiedział Evan. Wjechał na

podjazd i wcisnął hamulec.

Samochód się zatrzymał, ale serce Megan nadal pracowało na najwyższych obrotach.

W tym raju definitywnie są kłopoty.

- Trzeba powiedzieć komuś, żeby ściągnął Finna z szopy. - Evan sięgnął do tylu po

jedzenie.

- Ja pójdę! - Megan wyskoczyła z samochodu.

- Super! Mną się nie przejmuj. Sam to wszystko zatargam! - zawołał za nią Evan

żartobliwie.

Megan go zignorowała i pobiegła za dom. Czuła się lekka. Zaczynało ją ogarniać

podniecenie na myśl o imprezie. Miała przyjaciółki, z którymi mogła się bawić, a Evan i

Hailey się rozstawali. Wieczór mógł nieść ze sobą nieskończone możliwości.

background image

Zapukała krótko do drzwi szopy i weszła do środka. Finn zaczął nowy obraz. Na dole

płótna krzyżowała się para smukłych ramion. Powyżej widniał zarys szczupłej twarzy i

delikatnej szyi. Nie sposób było nie rozpoznać modelki.

- Hej - powiedział Finn, oglądając się przez ramię. - Co się dzieje?

- Kayla Bird, hę? - zagadnęła Megan, ostrożnie siadając na stołku.

Finn przerwał malowanie.

- Skąd znasz Kaylę?

- Nic znam, ale słyszałam o niej dzisiaj przy lunchu - odparła Megan. - Podoba ci się,

prawda?

Finn stanął do Megan plecami i obiema dłońmi przeczesał włosy. Kiedy znów się

odwrócił, na czole miał błękitną smugę farby, która zlepiła też kosmyk włosów.

- Nie wiedziałem, że to taka powszechna tajemnica - powiedział.

- Och, przestań. To się rzuca w oczy. - Megan uniosła wzrok do nieba. - Umówiłeś się

z nią już?

- Niezupełnie.

- Co to znaczy? - spytała.

- To znaczy, że nie - odparł Finn z cierpkim uśmiechem.

- No cóż, dziś wieczorem jest duża impreza. Idziesz? - spytała Megan, bawiąc się

swoją nową bransoletka. - Bo moim zdaniem powinieneś tam zaprosić Kaylę.

Finn obserwował ją przez chwilę, potem zmrużył oczy.

- A tobie co znowu?

Megan się roześmiała.

- Bo co? - spytała, nagle zawstydzona. Potarła kark i spojrzała na niego przez rzęsy.

- Nie, poważnie. Jesteś cała nakręcona. - Finn podszedł do niej o krok. - Masz na coś

alergię, czy jak?

- Nie - powiedziała Megan. Ale wiedziała, o co mu chodzi. Nie zachowywała się jak

zwykle.

Mówiła Finnowi to, co naprawdę myślała. A nawet udzielała mu rad. Trochę tak, jak

zawsze traktowała ją Tracy. Dziwne.

- Posłuchaj, jestem po prostu w dobrym humorze. - Megan zsunęła się ze stołka. - I

chyba chciałabym... podzielić się tym z innymi. Idę dziś na imprezę razem z kilkoma

dziewczynami z drużyny... Moim zdaniem też powinieneś się wybrać.

- I zaprosić Kaylę? - dodał Finn.

- Czemu nie? Nigdy się nie dowiesz, dopóki nie spróbujesz, prawda? - powiedziała

background image

Megan, a oczy jej lśniły. Klepnęła Finna po ramieniu, zadziwiająco muskularnym.

Przez długą chwilę patrzył na miejsce, gdzie go dotknęła.

- Na pewno wszystko w porządku?

Megan wzruszyła ramionami i wsadziła ręce w kieszenie.

- Nigdy nie czułam się lepiej. - Ruszyła do drzwi i przystanęła. - Chodź. Mamy

chińszczyznę.

- Przyjdę za sekundę. - Finn wyjął z kieszeni spodni komórkę, pomachał nią w stronę

Megan i się uśmiechnął. - Muszę jeszcze zadzwonić.

Megan uśmiechnęła się szeroko i wyszła. Dzisiaj był pierwszy dzień całej reszty jej

życia.

- Tak, tato. Będę na siebie uważać. Nie martw się - powiedziała Megan do słuchawki,

oglądając się przez ramię na kuchnię, gdzie cała reszta McGowanów nakładała obiad na

talerze. Doug walczył z Millerem o pojemnik krewetek na ostro, a Ian walił o swój talerz

pałeczkami jak w bęben.

- Wiem, Strzelec - odpowiedział ojciec. - I cieszę się, że bawisz się dobrze i znajdujesz

przyjaciół. Wygląda na to, że twoje koleżanki są porządnymi dziewczynami.

- Pewnie - odparła Megan z uśmiechem.

- Czy któryś z chłopców Johna idzie z tobą? - spytał tata. Megan patrzyła, jak Evan

nakłada Calebowi kurczaka w sosie słodko - kwaśnym, serce jej zadrżało.

- Taa. Evan tam będzie. I chyba Finn też.

- Dobrze. Na pewno się tobą zajmą.

- Tato...

- Nie żeby trzeba się było tobą opiekować - wycofał się. - Wiesz, jestem tylko ojcem.

- Wiem, wiem - odparła, patrząc w podłogę. - Słuchaj, będę kończyć. Siadamy do

jedzenia.

- Okay. Baw się dobrze.

- Jasne. Kocham cię - powiedziała Megan.

- Ja ciebie też - odparł ojciec.

Megan odłożyła telefon i usiadła do obiadu. Finn podał jej smażony ryż. Nałożyła

sobie kopiastą łyżkę. Przy końcu stołu Caleb, mlaskając, jadł kluski mai fun, a Ian przerwał

bębnienie pałeczkami, żeby wreszcie spróbować za ich pomocą coś zjeść. Doug opychał się z

głową pochyloną nad talerzem, jakby brał udział w konkursie jedzenia pierożków na czas.

Sean rozparł się na swoim krześle, na oślep kierując widelec pełen ryżu do ust, bo przy

tym nie przerywał lektury jakiejś książki w miękkiej okładce.

background image

- Oranżady, Megan? - spytał John. przesuwając butelkę nad jej szklanką.

- Jasne - odparła z uśmiechem. Mogła tu wypijać do sześciu szklanek dziennie. Istny

raj.

- Co robicie dziś wieczorem? - spytała Regina i poprawiając spódnice, usiadła koło

męża.

- Imprezka - powiedział Doug, a trochę ryżu wypadło mu z ust, kiedy podniósł głowę.

- To miło. Serwetka, proszę - powiedziała Regina.

Doug przewrócił oczami, a Sean podał mu serwetkę z przeciwnego krańca stołu, ani

na moment nie podnosząc oczu znad książki.

- Gdzie ta impreza? - spytał John.

- U Christiana - odparł Evan. - No wiesz, robi ją co roku.

- A, impreza u Christiana Todda - mruknęła Regina, nadziewając kawałek brokułu na

widelec.

- Czy w zeszłym roku nie skończyła się interwencją policji?

- Taa, ale teraz będzie o wiele mniejsza - powiedział Evan, - Zaprasza tylko ostatnie

klasy.

- No to dlaczego Doug się wybiera? - zdziwiła się Regina, wszyscy spojrzeli przez stół

na Douga, który przestał zmiatać jedzenie.

- Mam chody.

Regina pokręciła głową i zerknęła na Megan.

- Ty też idziesz? - spytała.

- Taa. Zostałam zaproszona przez kilka dziewczyn z drużyny - odparła Megan. -

Mogłabyś mnie tam podrzucić? Dostałam adres, ale nie mam pojęcia, gdzie to jest.

- Jasne, zawiozę cię - zaoferowała się Regina.

- Zaraz. Czy to naprawdę konieczne? - wtrącił John, odkładając widelec. - Jeśli Doug i

Evan się wybierają, to przecież żaden z nich może podwieźć Megan.

Doug pozwolił sobie na sarkastyczny, piskliwy śmiech. Evan zaczął się wiercić na

krześle.

- Powiedziałem coś zabawnego? - spiorunował ich John. Doug podniósł oczy na

Megan, potem na ojca.

- Nie. Tylko że mnie wiezie G - Mart i już ma komplet w samochodzie - odparł. -

Więc padaka, padaka - dodał i znów się roześmiał.

- Cokolwiek to znaczy... - mruknął ojciec. - Finn, ty się wybierasz?

- Och, owszem. Ale ja mam... tak jakby randkę - Finn zerkną! na Megan z uśmiechem.

background image

Megan ogarnęła fala ciepła. To dzięki niej tak się uśmiechał. No cóż, dzięki niej i

Kayli Bird.

- Naprawdę? Z kim? - spytała Regina.

- Koleś, wreszcie poderwałeś Kaylę? - spytał Evan.

- Taa. Najwyraźniej - odarł Finn i się zarumienił.

- No i najwyższa pora, facet! - zawołał Evan radośnie. - Ale co się stało, że wreszcie

nabrałeś jaj, żeby...

- Evan... - uciął ojciec karcąco, zerkając na Megan.

- Przepraszam - powiedział Evan. - Jestem po prostu dumny z młodego. - Podniósł

rękę, żeby przybić bratu piątkę, a Finn walnął w nią, uśmiechając się szeroko.

- Okay, więc wygląda na to, Evan, że ty zawieziesz Megan na imprezę i z powrotem -

oznajmił John, popijając oranżadę.

Evan przestał przeżuwać i spojrzał na Megan. Przewróciło jej się w żołądku.

- W sumie, tato, ja...

- Masz samochód, więc ją zawieziesz - przerwał ojciec. - Czy to taki problem?

Przy rozgadanym stole zrobiło się nagle ciszej, kiedy wszyscy czekali na odpowiedź

Evana.

Nawet Sean przerwał czytanie, chociaż nadal trzyma! nos w książce. Evan wytarł

dłonie o dżinsy i przełknął ślinę.

- Nic, chyba nie - wycedził wreszcie, unikając patrzenia komukolwiek w oczy.

Jedzenie w ustach Megan zamieniło się w mało apetyczną masę. Czemu Evan nagle

zaczął się zachowywać tak dziwnie? Przecież sam chciał, żeby pojechała na imprezę.

- Dobrze. Aha, wszyscy pamiętają o nowej godzinie policyjnej? - John spojrzał po

kolei na siedzących za stołem.

- Tak - wymruczeli jednym głosem Doug, Finn, Evan i Megan.

- Świetnie - powiedział John, zabierając się do jedzenia. - I, Evan, odpowiadasz za

Megan.

Jeśli coś się stanie, masz ją stamtąd zabrać.

Ciekawe. Megan ukryła uśmiech. Teraz, decyzją rodziców, Evan nie będzie mógł

przez cały wieczór odstąpić od niej m krok. Niestety, kiedy zerknęła, żeby sprawdzić jego

reakcję na tę wiadomość, Evan miał taką minę, jakby właśnie zjadł kawałek nieświeżej ryby.

Megan zmusiła się, żeby wziąć oddech, chociaż w gardle dusiła ją gula rozczarowania.

- Nie ma sprawy - usłyszała własne słowa. - Nie potrzebuję, żeby ktokolwiek...

- Megan, proszę. Przecież od tego ma się braci, prawda? - powiedział John.

background image

Spojrzała przez Finna na Evana. wcisnął się w krzesło i gapił na własny talerz.

- Taa - wymamrotała. - Chyba tak.

Ale jeśli Evan miał tak się zachowywać przez cały wieczór, to nie była przekonana,

czy w ogóle chce go mieć przy sobie.

Trący zawsze twierdziła, że najbardziej Megan do twarzy w różowym, a Megan była

stanowczo antyróżową dziewczyną. Ale i tak w zeszłym roku dostała od Trący na urodziny

różowy T - shirt. Przyjaciółka przysięgała przy tym, że podkoszulek idealnie pasuje do

ciemnozielonej płóciennej spódnicy do kostek, którą Megan miała w swojej garderobie.

„To w razie gdybyś kiedykolwiek miała ochotę pójść na całość!” - oznajmiła wtedy

Trący.

Kiedy Megan rozplotła warkocz i włosy rozsypały jej się po ramionach wspaniałymi

falami, uznała, że już prawie idzie na całość, więc ostatecznie, czemu nie? To był nowy dom,

nowe miasto, nowa grupa przyjaciół. Może czas na nowy wygląd?

A może powinnam jednak pokazać się w kucyku i w bluzie? Zerknęła na Evana, który

parkował samochód za kilkunastoma innymi przed wielkim kamiennym domem Christiana

Todda. Nic czulą się sobą co jej jeszcze bardziej utrudniało radzenie sobie z nagłym chłodem

Evana. Kiedy zeszła mu na spotkanie, słowem nie skomentował jej fryzury ani stroju. Odkąd

wyjechali z domu, prawie się do niej nie odzywał - nawet na nią nie spojrzał. Gdyby mogła

potrzeć obdarty schowek na rękawiczki i wywołać stamtąd jakiegoś dżina, jej jedynym

życzeniem byłoby poznać myśli Evana.

Zgasił światła i na moment zapadła cisza. Potem kilka osób przeszło obok samochodu,

gadając i się śmiejąc. Evan odpiął pas i zwrócił się w stronę Megan.

- Wiem, że to głupio zabrzmi, ale moim zdaniem nic powinniśmy tam wchodzić razem

- powiedział.

- Hm?

- Okay, posłuchaj. - Evan odchrząknął. - Uh, no więc Hailey trochę mi dała popalić

przez ostatnich kilka dni i to wszystko w pewnym sensie przez ciebie.

- Co? - Megan zamrugała gwałtownie.

Evan spojrzał na sufit kabiny i wziął głęboki oddech.

- No więc tak: Hailey i ja chodzimy ze sobą ponad rok i można by pomyśleć, że to już

dość długo, żeby ona, no wies2, nabrała do mnie zaufania, ale odkąd się tu pojawiłaś, traktuje

mnie jak wroga numer j eden.

- Wydaje mi się, że to mnie nie cierpi - powiedziała Megan, odwracając wzrok.

- W każdym razie ona zawsze bywała dosyć zazdrosna. Ale twoja obecność w naszym

background image

domu...

to dla niej za wiele - dokończył Evan z zakłopotaniem.

- No i...?

A czy to mój problem? Co, u diabła, mam niby zrobić?

- No więc uważam, że będzie lepiej dla wszystkich, jeśli my nie... Jeśli unikniemy

dzisiaj jakiejś sceny - powiedział Evan z nadzieją w głosie. - Rozumiesz, o co mi chodzi?

- Taa, jasne. - Megan usiłowała zdobyć się na współczujący ton.

Zazgrzytała zębami i zacisnęła pięści. Czy on nie widział, jak tej Hailey odbija? Jak

mógł się temu tak po prostu poddawać?

I tyle z wieczoru nieskończonych możliwości. Czekał ją za to wieczór niezręcznego

szwendania się solo.

- Pewnie myślisz, że jestem totalnym palantem, co? - odezwał się Evan smutnym

tonem.

Megan musiała zagryźć wargę, żeby nie zawołać na cały głos: „Tak!”, ale jakoś

wzruszyło ją to, że liczył się z jej zdaniem. Otworzyła drzwi samochodu.

- Wiesz co? To nie ma znaczenia - rzuciła. - Baw się dobrze.

Trzasnęła drzwiami i poszła w górę podjazdu tak szybko, jak tylko pozwalała wąska

spódnica. Kilka osób wchodziło właśnie do domu. Przez otwarte drzwi z głębi dolatywały

śmiechy, okrzyki i muzyka. Megan zabiło serce. Nagle ogarnęła ją fala takiego

zdenerwowania, że aż poczuła mdłości. Ale nic miała zamiaru pokazać tego Evanowi.

Przełknęła z trudem, wyprostowała się, odrzuciła w tył falujące - jak nigdy - włosy i

weszła do środka.

Od: Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopcach Megan przewodnik po chłopcach

Zapis szósty

Uwaga nr 1: Chłopcy są humorzaści. Jakby miewali zespół napięcia przedmiesiączkowego.

Uwaga nr 2: Chłopcy są kapryśni. Kapryśni jak Tracy Dale - Franklin w sklepie.

Uwaga nr 3: Chłopców trudno rozszyfrować, jakbyśmy jeszcze tego nie wiedziały.

background image

ROZDZIAŁ 9

O mój Boże! Tessa! Przyszłaś! Megan weszła do holu i natychmiast jakaś dziewczyna

rzuciła jej się w ramiona, obejmując ją zdecydowanie zbyt mocno. Od panny jechało

piżmowymi perfumami, a jeden z jej sztywnych, jasnych loków wpadł Megan prosto w usta.

Smak miał kwaśny.

- Wiedziałam, że przyjdziesz! - krzyknęła dziewczyna prosto do ucha Megan. Polowa

piwa z jej plastikowego kubka wylała się na podłogę za plecami Megan. - A więc mi

wybaczyłaś, tak? Bo przysięgam, że nie chciałam go pocałować. Ja tylko, no wiesz... Jakoś

tak.

Megan językiem wypchnęła z ust włosy dziewczyny. Kilku facetów schodzących po

schodach z piętra zauważyło to i parsknęło śmiechem.

- Uh... Nic jestem Tessa - powiedziała Megan, z zażenowaniem poklepując

dziewczynę po plecach.

Jasnowłosa odsunęła się, przyjrzała się Megan i skrzywiła.

- No to kto ty, do diabła, jesteś?

- Uh... Przepraszam - mruknęła Megan.

Prześliznęła się bokiem przez hol i weszła do pokoju po prawej stronie, gdzie impreza

rozkręciła się na dobrej Otoczyły ją nieznane osoby, roześmiane, śpiewające, pokrzykujące do

siebie przez pokój. Jakaś grupka facetów zmierzyła Megan wzrokiem od stóp do głów i

naradziła się między sobą. Najwyraźniej zyskała niezły wynik, bo jeden z nich uniósł brodę i

wykonał taki ruch, jakby chciał podejść i zagadać. Megan spanikowała i uciekła przez

najbliższe drzwi.

W pokoju obok trwały jednocześnie cztery rozgrywki Jengi na stole do bilarda

pokrytym purpurowym filcem. Przynajmniej ze dwadzieścia osób tłoczyło się wkoło,

obserwując grę. Megan przystanęła, kiedy swój ruch wykonał jakiś chudy, spocony facecik.

Wieża przez długą chwilę chwiała się, a potem przewróciła, rozsypując dokoła klocki. Tłum

krzyczał, jęczał i wskazywał palcami. Chłopak pokiwał głową, machnął ręką, wziął piwo od

swojego kumpla i wypił je trzema haustami.

- Megan! Hej! - Z tłumu wyłonił się Finn. Kędzierzawe włosy miał potargane i ubrany

był w koszulkę baseballową w kolorze czerwonego wina z szarymi rękawami. Przystanął i

przyjrzał się Megan, jakby ją widział po raz pierwszy. - Twoje włosy wyglądają... O rany.

Kręcą się.

Megan roześmiała się i poczuła, że się rumieni.

background image

- Tak, rzeczywiście - powiedziała.

- Ładnie - stwierdził, kiwając głową z uznaniem.

- Dzięki.

Finn pociągnął łyk ze swojego kubka.

- No i gdzie Evan? - Rozejrzał się wkoło.

- Nie mam pojęcia - odparła Megan. - A gdzie Kayla?

- Och, poszła do łazienki! - wrzasnął Finn, żeby przekrzyczeć tłum kibiców Jengi. -

Szczerze mówiąc, chyba nie bawi się zbyt dobrze.

- Co? Czemu? - spytała Megan.

- Mam wrażenie, że w ogóle nic przepada za imprezami - odparł Finn.

- Przykro mi. Nie wiedziałam. A ja o mało nie wykręciłam ci ręki, żebyś w końcu ją tu

zaprosił!

Finn się roześmiał.

- Nic. nic ma sprawy. Przynajmniej wreszcie to zrobiłem. Nie wiem, czy zauważyłaś,

ale nie czuję się swobodnie przy dziewczynach.

Megan się uśmiechnęła.

- Ale nieważne, chyba urwiemy się stąd wcześniej i pójdziemy gdzieś, gdzie da się

pogadać. - Finn spojrzał do tyłu, kiedy przy stole bilardowym wybuchła kolejna wrzawa.

Nagle w myślach Megan pojawił się obraz Finna zabierającego Kaylę do szopy przy

domu i pokazującego jej te wszystkie niedokończone malowidła. Ich dwoje, sami, ciemną

nocą. Kiedy Megan skierowała wzrok na profil Finna, poczuła ukłucie w piersi, ale nic

zwróciła na to uwagi.

- Megan! Tu jesteś! - Ria i Aimee wybiegła z tłumu. - Chodź! Wszystkie tańczymy

tam z tyłu! - Aimee chwyciła ją za ramię. - O mój Boże! Wiedziałam, że twoje włosy będą

wyglądały fantastycznie! Megan się roześmiała.

- No cóż, chyba pójdę potańczyć - zwróciła się do Finna. - Powodzenia z Kaylą!

Megan poszła za dziewczynami na zabudowaną werandę. Wiklinowe meble

zepchnięto pod ściany. Głośna hiphopowa muzyka dudniła z głośników, a na środku

pomieszczenia dziesiątki spoconych tancerzy prezentowały swoje niezbyt imponujące układy

choreograficzne. Aimee i Ria skoczyły w tłum, gdzie tańczyły już Pearl i Jenna. Jenna

rozpuściła włosy i Megan po raz pierwszy zobaczyła ją bez okularów. Jenna zaplotła ręce na

szyi wysokiego, smukłego chłopaka z rudymi bokobrodami. Trzymał dłonie na jej

pośladkach.

- Kto to? - spytała Megan.

background image

- Chłopak Jenny, Bobby - wyjaśniła Ria. - Za jakąś godzinę będą się obściskiwać w

lasku.

- Słucham? - spytała Megan.

- Tak jest co roku - dodała Aimee. - Zanim wieczór się skończy, za domem będzie

istna orgia.

- O rany. To... ciekawe. - Megan zerknęła przez siatkę na tylne podwórze. Była

zniesmaczona, ale i zaintrygowana. Usiłowała sobie wyobrazić, ile tam jest teraz osób. Z

ciężkim sercem zastanawiała się, czy Evan i Hailey są już wśród nich.

Przecież to już nic ma znaczenia. On jest totalnie pozbawiony jaj. Wyrzucił cię z

samochodu. Ale nawet kiedy to myślała, wiedziała, że gdyby teraz ją objął, przetańczyłaby ?

nim resztę nocy.

Zaczęła się piosenka Ushera. Aimee wydała tak głośny okrzyk radości, że Megan nie

zdołała powstrzymać szerokiego uśmiechu.

Dość tego. W końcu to była pierwsza impreza w nowym mieście, z nowymi

przyjaciółkami. W ogóle jej pierwsza większa prawdziwa impreza. I chociaż raz w życiu

miała ochotę się wyluzować. I przestać się zamartwiać, że Evan tylko się nią bawił. Nie

zamierzała zmarnować nawet jednej sekundy więcej na myślenie o nim.

Ria, Aimee i Pearl krzyknęły z radości, kiedy Megan wyrzuciła ręce w górę i zaczęła

tańczyć. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że znów jest w swoim pokoju w Teksasie i tańczy

i Tracy do muzyki z radia. Kołysała biodrami, wymachiwała włosami i pozwoliła ciału, żeby

poruszało się instynktownie. Kiedy znów otworzyła oczy, pochwyciła spojrzenie Pearl.

Uśmiechnęły się obie. Było naprawdę dobrze.

Nie potrzebowała Evana. W ogóle żadnego faceta. Sama zaszła tak daleko, prawda?

Oni tylko ogłupiają. Komu to potrzebne?

Bobby szepnął coś do ucha Jenny, a ona uśmiechnęła się do niego zachęcająco.

Delikatnie wziął ją za rękę i sprowadził z parkietu. Jenna potknęła się, ale złapała równowagę

i roześmiała się głośno. Megan patrzyła, jak wychodzą przez siatkowe drzwi i idą przez

trawnik za domem.

- No i masz! - Ria machnęła dłonią.

Megan stłumiła poczucie tęsknoty.

- Nie rozumiem. Myślałam, że ona jest... No, nie wiem...

- Spiętym kujonem? - podsunęła Aimee. - Taa, i właśnie w taki sposób się

wyluzowuje.

Megan już miała z powrotem spojrzeć na parkiet do tańca, kiedy zauważyła przy

background image

drzwiach znajomą blondynkę, Hailey. Miała na sobie czarny top bez ramiączek i dżinsową

spódnicę, tak krótką, że mogłaby służyć jako pasek. Otaczało ją czterech facetów z piwami.

Hailey pociągnęła długi łyk z plastikowego kubka, potem odstawiła naczynie na skraj

parapetu i zarzuciła ramiona na szyję jednemu z chłopaków. Kubek przewrócił się i spadł na

podłogę, ochlapując im buty piwem. Hailey wybuchnęła śmiechem i aż zawisła na partnerze.

Była totalnie pijana.

W tej samej chwili wszedł Evan. Serce Megan mocno drgnęło, kiedy zauważyła wyraz

jego twarzy. Evan nachylił się do Hailey i coś jej szeptał do ucha, ale ona odwracała od niego

wzrok. Wreszcie w oczach Hailey zabłysła jakaś iskierka. Dziewczyna spojrzała na Evana i

wykrzyczała mu coś prosto w twarz. Potem pędem wypadła przez drzwi na podwórze za

domem. Evan oparł dłonie na biodrach i wziął kilka głębokich oddechów. Powoli pokręcił

głową i zawrócił do pokoju bilardowego.

Megan z trudem łapała oddech.

- Hej! Co się dzieje? - spytała Aimee.

- Nic! - odkrzyknęła Megan.

Coś ją ścisnęło za serce. Co się stało? Czy Evanowi nic nie jest? Czy teraz stąd

wyjdzie? Megan poczuła niemal fizyczną potrzebę, żeby pójść za nim. Ale nie, wyraźnie dał

do zrozumienia, że nie chce jej w pobliżu dzisiaj wieczorem. To w ogóle nie jej sprawa. Znów

skupiła uwagę na swoich przyjaciółkach i zaczęła tańczyć.

Megan przystanęła u szczytu schodów i spojrzała na długi korytarz pełen zamkniętych

drzwi. Kręciło się tam kilka osób, niektóre gadały, jakieś pary się obściskiwały. Facet w

czapeczce baseballowej założonej tył na przód podszedł do Megan od tyłu i objął ją

niespodziewanie.

- Hej, hej, piękna pani! Zgubiłaś się?

Megan odsunęła się i zaplotła ramiona na piersi.

- Szukam łazienki.

- No cóż, rozmawiasz z właściwą osobą - oznajmił. - Jestem Christian Todd. To moja

impreza.

- Och, cześć! - powiedziała Megan. - A więc... gdzie łazienka? - A ty jesteś...?

- Megan Meade - odparła, cofając się o kolejny krok. kiedy Christian zaczął się chwiać

na nogach.

- Nie żartuj! To ty mieszkasz u McGowanów! Super! - Obrzucił ją spojrzeniem od

stóp do głów. - Niezła z ciebie laska!

Megan się zarumieniła.

background image

- Hm... Dzięki. A gdzie łazienka?

- No dobra, bo nie wytrzymasz. No to chyba naprawdę musisz - powiedział Christian.

- Tam. - Wskazał niepewnie pierwsze drzwi po lewej.

Megan odeszła, jak najszybciej się dało. Otworzyła drzwi i zamarła. Nie te drzwi.

Ciekawy zbieg okoliczności.

Na środku pokoju stało wielkie podwójne łóżko, a na nim leżał Evan McGowan. Nogi

trzymał na podłodze, a dłonie zwinięte w pięści tuż przy skroniach. Wpatrywał się w sufit, ale

usiadł prosto, kiedy drzwi się otworzyły.

- Cześć - powiedział.

- Cześć - mruknęła. - Przepraszam, już sobie idę.

- Czekaj - zawołał Evan, zanim zdążyła zamknąć drzwi. - Wejdź.

Serce Megan biło tak mocno, jakby usiłowało wyrwać się z piersi. Kiedy zamknęła

drzwi, pokój pogrążył się niemal w całkowitym mroku. Jedyne światło dochodziło od strony

latarni oświetlających patio za domem.

- Długo już tu jesteś? - spytała Megan, nadal stojąc przy drzwiach.

- Z pół godziny - odparł Evan.

- Ja... hm... widziałam ciebie i Hailey - wymamrotała. - Wszystko w porządku? Evan

westchnął głośno.

- Nie bardzo. Ona usiłuje się na mnie odgrywać. Tam na dole flirtowała z tym

palantem Mikiem Bagleyem i jego durnowatymi kumplami. A ja przecież nic nie zrobiłem.

- No cóż, była trochę pijana - powiedziała Megan. Evan zaśmiał się ironicznie.

- Przestań. Ona robi to specjalnie. I to jest przykre. Kiedy ja flirtuję... jeśli w ogóle

flirtuję... to nie z premedytacją. Po prostu taki już mam charakter. Jestem miłym facetem i

dziewczyny mnie lubią. Ale nigdy nie oszukiwałem Hailey. Ani razu. A to się chyba liczy.

Znów opadł na łóżko, zakładając skrzyżowane ramiona na czoło. Wydawał się taki

bezradny. Tak bardzo - cholera - seksowny.

Megan z wahaniem podeszła kilka kroków i usiadła na krawędzi łóżka. Spojrzał na nią

spod założonych rąk i znów westchnął.

- Nie powinienem być tu z tobą. Z wielu różnych powodów - odezwał się po chwili.

Megan zagryzła wargę. Obróciła się twarzą do Evana i podciągnęła nogi pod siebie,

choć nie było to łatwe w wąskiej spódnicy. Chłopak spojrzał na nią z zaciekawieniem, jakby

dopiero zauważył, że ona tam jest.

- Powiem ci, co myślę. - Megan zerkała na niego w dół. - Chcesz wiedzieć?

Proszę, odpowiedz, że chcesz, bo później już chyba nie zdobędę się na taką otwartość.

background image

Evan usiadł po turecku. Jedno z jego kolan dotknęło kolana Megan.

- Wal - powiedział.

- Moim zdaniem jesteś naprawdę fajnym facetem i świetnym chłopakiem - zaczęła

Megan. - Może Hailey trochę ci nie ufa, ale ty zawsze myślisz o jej uczuciach. Nawet dzisiaj

wieczorem wolałeś się ze mną tu nie pokazywać, bo nie chciałeś, żeby Hailey zrobiło się

przykro. Naprawdę się nią przejmujesz. A ona tobą. Wszystko się może jeszcze ułożyć.

Evan wpatrzył się w jej oczy. Megan czuła pulsowanie krwi w uszach i gorąco

spływające po całym ciele. Twarz miała zaledwie o kilka centymetrów od twarzy Evana

McGowana. Nie mogła oddychać. Czy ona to sobie tylko wyobrażała? Czy on się zaczynał

pochylać w jej stronę? Czy to możliwe, że za chwilę przeżyje swój pierwszy...

- No, tylko tego jeszcze brakowało!

Otwierające się drzwi z hukiem walnęły o ścianę. Megan aż podskoczyła. Hailey stała

w progu, rozstawiając nogi dla utrzymania równowagi, a top bez rękawów zjechał jej

niebezpiecznie nisko.

Evan przeniósł wzrok z Megan na Hailey, oczy miał szeroko otwarte.

- Hailey, wiem, co sobie myślisz...

- Przychodzę tu, żeby z tobą porozmawiać, a ty siedzisz z nią po ciemku? - krzyknęła

Hailey. - Z nią?

- My tylko... - Megan poczuła piekący wstyd.

- Daj spokój - przerwał jej Evan.

- Super. No naprawdę, super. Jesteście oboje nie do przebicia - parsknęła Hailey,

podciągając top tak gwałtownie, że o mało się nie przewróciła. - Baw się dobrze z tą swoją

Strzałką.

- Hailey, zaczekaj!

Evan zeskoczył z łóżka i wybiegł na korytarz. Megan popędziła za nimi, mijając

rządek gapiów. Hailey rzuciła się po schodach i znikła w salonie w tłumie. Akurat wtedy

spora grupa zaczęła wchodzić na górę, blokując drogę Evanowi i Megan. Evan przepchnął się

przez towarzystwo, ale było już za późno. Hailey znikła. Kiedy Megan go dogoniła, stał w

holu i próbował złapać oddech.

- Evan...

- Dość tego. Mam już tego wszystkiego dosyć - wysapał. - Wynoszę się stąd.

- Evan! Zaczekaj! - krzyknęła Megan.

Ale on wybiegł z domu, nic oglądając się za siebie.

- I nic? - spytała Aimee, biorąc na kolana obrzeżoną koronkami poduszkę, żeby

background image

Megan mogła usiąść obok na kanapie.

- Nic - powiedziała Megan i westchnęła, opadając na aksamitne obicie. Spojrzała na

dużą, Jasnobłękitna rybę w akwarium, która przepłynęła tuż obok jej twarzy, wypuszczając

bąbelki powietrza. - Nigdzie nie mogę znaleźć Finna. - Megan zmarszczyła brwi i spojrzała

na przyjaciółkę. - Nie jesteś wściekła, mam nadzieję?

- No co ty?! - Aimee położyła policzek na oparciu kanapy. - Przecież nic nie zrobiłaś,

prawda? To nie twoja wina, że Hailey dostała szału. A poza tym ta dziewczyna przez całe

życic mnie torturowała. Nie zaszkodzi, jak chociaż raz jej zrobi się trochę przykro.

- Dzięki - mruknęła Megan. Mogła sobie poradzić z tym, że znalazła się na ustach

wszystkich imprezowiczów, ale naprawdę nie chciała stracić swoich nowych przyjaciółek.

Plotki o tym, co zaszło na piętrze, rozlały się niczym plama ropy i w jednej chwili

Megan z nikomu nieznanej dziewczyny zyskała status „dziewczyny, o której wszyscy

mówią”. Wszędzie szukała Finna. Może on podrzuciłby ją do domu. Ale najwyraźniej razem

z Kaylą znikli gdzieś, żeby spokojnie porozmawiać. Megan chciała już tylko wyjść z imprezy.

Nie mogła jednak zadzwonić do McGowanów, bo Evan wpadłby w poważne tarapaty, że

zostawił ją samej sobie. Aimee już wypiła, a Pearl i Ria pojechały z jakimiś facetami po

jedzenie. Megan była zdana na własne siły.

- O mój Boże. Dziewczyny!

Jenna zygzakiem weszła do pokoju i padła na kolana przed kanapą. Włosy miała

totalnie rozczochrane, a sweter krzywo zapięty. Bobby wsunął się za nią i oparł o ścianę, z

półprzymkniętymi oczami, bardzo z siebie zadowolony. - Jenna? Co się stało? - zapytała

Aimee.

- Okay, słuchajcie, nie uwierzycie, kogo przed chwilą widziałam rozbierającego się do

naga w lasku! - powiedziała Jenna. - Zaraz. Zaraz. Muszę najpierw wstać.

Podparła się dłońmi i przewróciła w tył na kilku facetów, którzy wchodzili do środka.

Megan pochyliła się, żeby ją podtrzymać, ale jeden z chłopaków postawił Jennę na nogi i

potem ruszył w swoją stronę.

- Kogo? - spytała Aimee.

- Twoją siostrę. - Jenna wskazała na nią palcem. - I brata jej chłopaka!

Megan poczuła nagłe ukłucie paniki i usiadła prosto.

- Co? - rzuciła ostro Aimee, bardziej trzeźwa niż przez cały wieczór.

- Którego? - spytała równie ostro Megan.

- Tego „gangsta”. - Jenna zaniosła się nieopanowanym śmiechem i narysowała w

powietrzu znak cudzysłowu. - Uwierzyłybyście?

background image

- Doug? - Megan zaschło w gardle. - Hailey jest tam teraz i uprawia seks z Dougiem?

- Skandal! - oświadczyła Jenna, wymachując rękami.

Megan z otwartymi ustami gapiła się na Aimee, zaszokowana. Jak Doug mógł to

zrobić Evanowi? Jak Hailey mogła to zrobić Evanowi?

- Ale się pochrzaniło - wymamrotała Aimee.

- O rany! - Jenna chwyciła się za żołądek. - Ohoho. - Nagle obróciła się i natychmiast

zwymiotowała do wypieszczonego akwarium Christiana Todda. - Och! Ohyda!

- Jenna! W porządku? - Aimee poderwała się na nogi.

- O mój Boże - sapnęła Jenna, zakrywając dłońmi usta. - Jak mi wstyd... - Zawróciła

na pięcie i mijając swojego chłopaka, potykając się, pobiegła do łazienki.

- Nie jest dobrze. - Megan odwróciła się od zmętniałej wody w akwarium. Od

rewelacji Jenny i jej wymiotów Megan też zaczęło mdlić.

- Fakt - przyznała Aimee, patrząc śladem Jenny. - Miała mnie odwieźć do domu.

- Myślę o Dougu i Hailey - uściśliła Megan. Położyła ręce na brzuchu i się skrzywiła. -

Jak oni mogli zrobić coś takiego?

- O Boże. Nie mów mi, że też ci jest niedobrze. - Aimee opadła na kanapę.

Megan odrzuciła głowę do tylu i zaczęła głęboko oddychać.

- Nie. Chyba nie puszczę pawia - powiedziała. - Ale nie mogę tego strawić, że Doug

rozbiera Hailey.

Aimee zbladła.

- Świetnie. Teraz mnie się zbiera na rzyganie.

- Nawet się nie dziwisz? - spytała Megan.

- Wierz mi, pomieszkasz z moją siostrą szesnaście lat i przestanie cię dziwić

cokolwiek - powiedziała Aimee.

Bobby przeszedł przez pokój i zatrzymał się przed nimi, z rękoma w kieszeniach.

- Eee. czy któraś z was jest na tyle trzeźwa, żeby prowadzić? - spytał. - Bo Jenna już

chyba nie.

Megan westchnęła i zerknęła na zegarek. Zwiesiła głowę z rezygnacją. Była prawie za

kwadrans dwunasta. Pierwsza próba przestrzegania godziny policyjnej i już wpadka. Ten

wieczór zdecydowanie należało zakończyć.

- Mogę prowadzić. - Wstała i wyciągnęła rękę, żeby pomóc Aimee. - Wynośmy się

stąd do diabła.

- To ten, na pewno. - Jenna wskazywała niewielki domek, dokładnie taki sam, jak cała

reszta domków przy ulicy.

background image

Megan zatrzymała małego focusa, zaciągnęła ręczny hamulec i wzięła głęboki wdech.

Właśnie wybiła północ. - Jesteś pewna? - spytała.

- Jasne. To przecież mój dom - odparła Jenna. Potem zmrużyła oczy i spojrzała

uważniej. - Ale one wszystkie wyglądają tak samo, nie?

- To numer dwadzieścia dwa - powiedziała Megan, patrząc na skrzynkę pocztową.

- Tak! - Jenna triumfalnie uniosła ramiona. - To tu! Megan przewróciła oczami i

wysiadła z samochodu. Jenna obeszła forda i stanęła od strony kierowcy.

- Wielkie dzięki, Megan. - Jenna padła przyjaciółce w ramiona. Nadal trochę pachniała

wymiocinami. - Przysięgam, już nigdy w życiu nie będę piła.

- Nie ma sprawy. - Megan wstrzymała oddech i lekko odsunęła od siebie Jennę. - Idź

już do domu. Ja sobie poradzę.

- Okay. Dzięki raz jeszcze. Pogadamy później - zawołała Jenna.

Megan patrzyła, jak przyjaciółka podchodzi niepewnym krokiem do drzwi, i

zaczekała, aż Jenna wejdzie do środka. Potem wzięła głęboki oddech i usiadła na tylnym

zderzaku forda, wyciągając z torebki komórkę. We czwartek wieczorem Finn pomógł jej

wprowadzić wszystkie numery McGowanów, na wszelki wypadek. Kto by przypuszczał, że

przydadzą się aż tak szybko?

Przejrzała spis kontaktów, szukając imienia Evana. W końcu znalazła i nacisnęła

klawisz połączenia. Jadąc przez miasto i rozwożąc do domów Aimee, potem Bobby'ego,

potem Jennę, już trzy razy usiłowała się dodzwonić do Evana, ale za każdym razem łączyła

się tylko z pocztą głosową. A teraz znów.

- Cześć, tu Evan. Zostaw wiadomość, może oddzwonię. - Chichot. Sygnał.

Megan jęknęła i się rozłączyła. Gdyby tak jej nie było żal Evana i gdyby aż tak bardzo

nie chciała go pocałować, chyba by go w tej chwili udusiła.

Westchnęła i poszukała innego numeru telefonu. Finn pewnie już był w domu,

przestrzegając godziny powrotu jak grzeczny chłopiec, w myślach przetrawiając swoją randkę

z Kaylą. Megan miała tylko nadzieję, że rodzice nie będą stali mu nad głową, zadając pytania.

Finn odebrał po pierwszym dzwonku.

- Megan?

- Cześć, mam pewien problem... - Zmrużonymi oczami patrzyła na tabliczkę z nazwą

ulicy. - Utknęłam na Stony Brook Road. Odwiozłam kilka osób, a teraz nie wiem, jak się

dostać do domu.

- A co z Evanem? - spytał Finn.

- Wolę nie myśleć. - Megan w tle usłyszała dziewczęcy glos. - To Kayla? Nadal

background image

jesteście na randce?

- Taa, w pewnym sensie - mruknął Finn.

- O Boże, bardzo mi przykro.

- Przestań. Nie przejmuj się. Zaraz tam będę.

- Nie chcę ci psuć wieczoru.

- Dziesięć minut - powiedział Finn. - Nie ruszaj się stamtąd. Był na miejscu osiem

minut później.

Megan opadła na siedzenie pasażera volvo pani McGowan i oparła kolana o deskę

rozdzielczą.

- Trudny wieczór?

- Nawet nie masz pojęcia.

- No cóż, jeszcze się nic skończył. - Finn zerknął na zegarek.

- Myślisz, że na nas czekają? - spytała Megan.

- Pewnie notują godziny powrotu na Palm Pilocie taty - powiedział Finn, wrzucając

bieg.

Megan westchnęła i wyjrzała przez okno. Zastanawiała się, czy Doug wrócił już do

domu. Na samą myśl, że ma go zobaczyć, robiło jej się niedobrze.

- No i jak ci się podobała pierwsza impreza w Baker? - spytał Finn, kiedy zbliżali się

do domu McGowanów. Samochód Evana stał już na podjeździe.

- Była zdecydowanie interesująca - odparła Megan. - A jak tobie udała się randka?

Światło na werandzie zapaliło się w tej samej chwili, kiedy Finn sięgał do zamka pasa.

Megan poczuła mdłości.

- Może zachowajmy tę historię na inną okazję - zaproponował Finn, kiedy twarz ojca

ukazała się w oknie.

- Taa - powiedziała Megan, szykując się na nieuniknione. - Chyba tak będzie lepiej.

Od: Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis siódmy

Uwaga nr 1: Chłopców łatwo zranić.

Nawet tych, którzy wydają się totalnie szczęśliwi i pewni siebie, jakby to oni rządzili tą planetą.

Uwaga nr 2: Kiedy penis rządzi, PENIS RZĄDZI.

background image

Doug przespał się z Hailey. PRZESPAŁ się z HAILEY. Nawet nie będę zaczynała wyliczać

różnych istotnych powodów, dlaczego miałby tego nie zrobić.

Uwaga nr 3: Na chłopców można liczyć.

Finn wybawił mnie z opresji, kiedy nie wiedziałam, jak wrócić do domu. Żeby to zrobić, skrócił

nawet swoją randkę z Kaylą. Oczywiście, kiedy spojrzysz na Uwagę nr 2, zobaczysz, że NIE ZAWSZE

można na nich liczyć. Więc tu zrobię pewien dopisek. Na chłopakach można polegać, dopóki nie zaczną

myśleć penisem. Oczywiście, Finn miał akurat randkę, więc pewnie też był w fazie myślenia penisem.

Teraz sama się już w tym gubię. Hej, czy zauważyłaś kiedyś, jak śmiesznie brzmi słowo „penis”?

Zwłaszcza kiedy je szybko powtarzasz raz za razem...

background image

ROZDZIAŁ 10

W sobotę rano Megan siedziała u szczytu zabałaganionego stołu przy śniadaniu, sama

i podenerwowana. Dokoła piętrzyły się brudne miseczki po płatkach i szklanki z niedopitym

sokiem pomarańczowym. Dokończyła pierwszą porcję płatków i nałożyła sobie drugą, żeby

zabrać na górę do pokoju. Dzisiaj wolała schodzić wszystkim z oczu.

- Dzień dobry, Megan - powiedziała rześkim tonem Regina, wchodząc do kuchni. -

Wybierasz się gdzieś?

Megan zastygła w trakcie wstawania z krzesła. - Zamierzałam wziąć jedzenie do

pokoju. Regina podniosła dzbanek z kawą i przystanęła.

- Aha. Mam nadzieję, że nie unikasz mnie ze względu na to, co zaszło w nocy.

Megan spłonęła rumieńcem na wspomnienie wczorajszej sceny. Ona i Finn siedzieli

przy tym samym stole. John i Regina spojrzeli na nich z dezaprobatą. I powiedzieli: „macie

szlaban”. Słowa, których jeszcze nigdy nie skierowano do Megan. McGowanowie

uwzględnili fakt, że Megan spóźniła się, bo musiała służyć jako awaryjny kierowca, ale

postanowili, że nie mogą robić wyjątku od reguły. Tak więc Megan i Finn mieli na ten ty-

dzień zakaz oglądania telewizji, grania w gry wideo i spotykania się z przyjaciółmi. Na

szczęście Megan nie lubiła telewizji ani gier wideo, a w najbliższej przyszłości zamierzała

wyrzec się spotkań towarzyskich. Ale i tak bolało ją to, że została ukarana. Została ukarana.

Ona. Nie sądziła nigdy, ze może do tego dojść.

- Nie unikam cię - powiedziała w końcu Megan. Unikam wszystkich innych. - Po

prostu mam trochę lekcji do odrobienia

- Okay, ale najpierw chciałabym z tobą chwilę porozmawiać - Regina podeszła do

stołu z kubkiem parującej kawy.

Megan zerknęła na drzwi, w stronę wolności. Była już tak blisko.

- O czym? - spytała.

Regina przyjrzała jej się, mrużąc oczy w zamyśleniu.

- Wiesz, wczoraj wieczorem wyglądałaś naprawdę ładnie. Powinnaś częściej nosić

różowe rzeczy.

- Hm... Dzięki - mruknęła Megan.

- No cóż, może będziemy spędzać więcej czasu razem? - Regina się uśmiechnęła. -

Tylko my dwie.

- Och, dobra - wymamrotała Megan.

- W przyszłą sobotę? - podsunęła Regina.

background image

Megan zamrugała.

- Umówiłam nas na całodniowe spa. - Regina pociągnęła łyk kawy - Na różne zabiegi:

oczyszczanie twarzy, masaż, manikiur i pedikiur. Byłam tam raz kiedyś.

Niesamowicie odprężające.

Mięśnie Megan natychmiast poskręcały się w węzełki. Maseczki, masaże i manikiur?

Zanosiło się na cały dzień siedzenia bez ruchu i poddawania się dotykom obcych

ludzi. Sam pomysł wywoływał u Megan potężny stres.

Poza tym w następną sobotę drużyna miała całodniowy trening - ostatni przed

pierwszym meczem. Będą wtedy wybierały kapitana. To naprawdę bardzo ważne.

- Co o tym myślisz? - spytała Regina.

- Och... hm... - Megan spojrzała na swoje ogryzione paznokcie - W sumie ja...

Regina była taka podekscytowana i pełna nadziei, a pewnie też gotowa rzucić się do

stóp Megan i błagać o jeden dzień typowo damskich rozrywek.

Megan nagle przypomniała sobie o wszystkim, co McGowanowie dla niej robią - jak

wiele im zawdzięcza. A ona już drugi raz ich zawiodła.

- Świetny pomysł - powiedziała w końcu, zmuszając się do uśmiechu.

Regina uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- Wspaniale! Zobaczysz, jak się zabawimy!

- Taa - wybąkała Megan. - Nie mogę się doczekać.

- Wiesz, mam w szafie kilka różowych sweterków. Możesz je pożyczać, kiedy tylko

zechcesz - zaproponowała Regina.

- Ależ nie trzeba.

- Nie, nie! Koniecznie! - zaprotestowała Regina wesoło. - Pójdziemy je przymierzyć?

Zobaczysz, czy ci pasują.

- Ja naprawdę...

- Och, przestań być taka grzeczna. Nalegam. - Regina wstała. - Chodź.

Megan powoli podniosła się od stołu i ruszyła za Reginą po schodach. Jeszcze trochę

różowego. Hura.

- Trzymaj głowę wysoko, głupku. Nie bój się piłki.

Megan odłożyła podręcznik i wyjrzała przez żaluzję Na podwórku pod oknem Ian

przyjął pozycję pałkarza, ściskając w dłoniach kij do baseballa i ze skupieniem zaciskając

usta.

Doug stał o kilka metrów dalej, z rękawicą i piłką.

- Okay, gotowy? - krzyknął Doug.

background image

Ian pokiwał głową, a Doug rzucił piłkę lukiem w kierunku kija brata, łan zamachnął

się i odbił piłkę, posyłając ją prosto w głowę Douga. Megan aż sapnęła.

- Brawo, mistrzu - powiedział Doug z uśmiechem, pocierając czoło.

Ian uśmiechnął się od ucha do ucha. a Megan usiadła w oknie, facet na podwórku,

który uczył młodszego brata trafiać w piłkę, nie mógłby się przespać z dziewczyną starszego

brata.

Owszem, Doug nienawidził Megan, ale na pewno kochał swoich braci. Może Jenna po

prostu się pomyliła i wcale tego nie widziała?

Megan nie mogła już dłużej usiedzieć w miejscu. Wyłączyła komputer i poszła w

stronę szopy. Finn siedział tam przynajmniej od godziny. Przyda mu się przerwa.

Ian, i Doug zamarli, widząc jak Megan wychodzi na podwórko.

- Cześć - zawołała. - Niezłe odbicia.

- Dzięki - odparł Ian.

- Co? O rzucaniu ani słowa? - zapytał Doug.

Megan wzruszyła ramionami i cicho otworzyła drzwi do szopy. Finn ze

zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w obraz Kayli Bird. Domalował sporo włosów i

zaczął szkicować szyję, ale portret nadal nic miał twarzy.

- Cześć - powiedziała miękko.

- Cześć. - Finn obejrzał się przez ramię, zagryzając trzon pędzla. - Przyszłaś w samą

porę.

- Na co? - spytała i wsunęła się do środka.

- Na moje załamanie nerwowe - powiedział z cierpkim uśmiechem. Odłożył pędzel,

zasłonił sobie oczy dłońmi i usiadł na starej ławce ogrodowej ustawionej pod ścianą. - Jestem

beznadziejny. Totalne, całkowite dno.

- Uuuh... - Megan się skrzywiła. Spojrzała na pozbawioną twarzy Kaylę. Aż dziwnie

się na to patrzyło.

- Wiesz, myślałem, że po wczorajszym wieczorze, po... spotkaniu z Kaylą doznam

olśnienia i może wreszcie to dokończę ale.. - Finn bezradnie uniósł rękę w stronę obrazu i

westchnął - Nic się nic pojawiło.

- Więc randka nie była inspirująca?

- Najwyraźniej nie. - Chłopak wytarł dłonie o dżinsy.

- A więc... Co się stało? - spytała Megan, siadając na stołku.

- Sam nie wiem. Miałem takie wrażenie... - Finn pochylił się i oparł łokcie na udach. -

Wydawało mi się, że ona patrzy na mnie z góry. Nie bawiła się dobrze na imprezie, nie ma

background image

sprawy. Pojechaliśmy do kawiarni, żeby pogadać. I wychodzi na to, że Kayla zjeździła chyba

cały świat. Ciągle mnie pytała, czy byłem tu, czy byłem tam...

- A ty nie byłeś ani tu, ani tam.

- Ani nigdzie. - Finn uśmiechnął się blado. - Nie da się podróżować po świecie z

siedmiorgiem dzieci. Trzeba wybierać między Cape Cod a Florydą.

- Jasne - mruknęła Megan. - Powiedziałeś jej to?

- Tta, nawet zażartowałem na ten temat, ale i tak widziałem, że była rozczarowana -

odparł Finn. - Patrzyła na mnie jak na trędowatego tylko dlatego, że nigdy nie jeździłem na

nartach w Alpach ani nie widziałem wieży Eiffla.

- Och. jest przereklamowana - stwierdziła Megan.

- Widziałaś wieżę? - spytał Finn.

- Kiedy byłam mała.

- No tak, ty też zwiedziłaś cały świat - powiedział Finn. A potem uśmiechnął się

złośliwie. - Może to ty powinnaś n nią chodzić.

- Chyba nic jest w moim typie.

Finn parsknął śmiechem, a Megan uśmiechnęła się promiennie.

- No cóż, Kayla z pewnością nic grałaby w piłkę nożną.

Opuścił wzrok i zdjął z nogawki dżinsów okruch wyschniętej farby.

Megan wzięła głęboki oddech.

- Posłuchaj. Finn, mieszkałam w różnych miejscach i poznałam wiele osób, i wiem, że

niektórzy zawsze znajdą powód, żeby się czuć lepsi niż wszyscy inni - powiedziała. - I

chyba Kayla należy do takich ludzi. Ona nie rozumie, że tylko dlatego że macie różne

doświadczenia życiowe... upodobania i pasje, jeszcze nie jest w niczym od ciebie lepsza. -

Megan przegryzła wargę. - Czy to w ogóle brzmi sensownie?

- Owszem, taa - mruknął Finn.

- A jeśli jej się wydaje, że jest od ciebie lepsza, to po prostu się mli - oznajmiła

stanowczo Megan. - I nic jest ciebie warta.

Finn podniósł oczy na Megan, a ona nagle poczuła się strasznie skrępowana. Ale

wszystko mówiła szczerze. Wiedziała, że ma rację. Jednak onieśmielało ją przeszywające

spojrzenie Finna.

- Mogę cię namalować? - spytał. Megan zamrugała.

- Okay, chociaż to ostatnia rzecz, jaką się spodziewałam od ciebie usłyszeć. Finn

zdejmował portret Kayli ze sztalug, zanim jeszcze fala gorąca znikła z twarzy Megan. Nagle

zaczął uwijać się jak w ukropie, czyścił pędzle, wyciskał farby na paletę, zwijał w kulki

background image

papierowe ręczniki i wrzucał je do przepełnionego kosza stojącego w kącie. - No to jak,

mogę? zapytał.

- Hm... chyba tak. - Megan już zaczynała czuć się niezręcznie.

Z pewnością nie nadawała się do roli modelki. Nigdy jesz nie widziała piegowatej

dziewczyny z szerokimi ramiona i grubawymi kostkami u nóg na stronach magazynów z

modą Trący. Ani razu.

Finn zajął się ustawianiem sztalug, które stały zwrócone do przeciwległej ściany.

Megan zaczęła podnosić się ze Stołka. - Czy mam...?

- Nie! Nie. Zostań tam, gdzie jesteś. - Finn przestawił sztalugi tyłem do Megan. - Tak

będzie dobrze. Podoba mi się to światło.

Megan podniosła oczy na świetlik w dachu i niebieskie niebo ponad nim. - Będę

musiała siedzieć bez ruchu? - spytała. - Nie bardzo mi to wychodzi. Finn wyszczerzył zęby i

zerknął na nią znad czystego blejtramu. - Nie martw się. Jakoś sobie poradzimy.

Megan siedziała i patrzyła, jak Finn szkicuje zarys jej portretu, lekko skrobiąc

ołówkiem po płótnie. Był pogrążony w pracy, skoncentrowany, ale wydawało się, że jego

ramiona i dłonie poruszają się z własnej woli. Megan zafascynowana obserwowała chłopaka.

Nawet kiedy podnosił na nią wzrok, nie mogła oderwać od niego oczu. Pod jego uważnym

spojrzeniem Megan zrobiło się ciepło. Uniosła kucyk znad karku, żeby owiało ją powietrze.

Końcówki włosów połaskotały skórę. Megan oddychała szybko i płytko - W porządku?

zapytał.

Megan natychmiast oblała się rumieńcem i odwróciła oczy. - Taa, jasne. - Bo możemy

przerwać, jeśli chcesz - zasugerował Finn.

- Nie, ja... Maluj dniej - wykrztusiła w końcu Megan Miała wrażenie, że ona sama i

wszystko dokoła jest naładowane elektrycznością. Mogłaby tak siedzieć przez cały dzień.

- Dobrze - powiedział Finn.

W całym ciele Megan czuła przyjemne, ciepło mrowienie. Przez ułamek sekundy

żadne z nich się nie ruszało. Ciszę przerwały krzyki. Megan obróciła głowę w stronę drzwi

szopy.

Krzyki dobiegały z wnętrza domu, a potem zaczęły się zbliżać. Wreszcie ze

skrzypieniem otworzyły się tylne drzwi, potem trzasnęły i kłótnia rozległa się z efektem

stereo surround.

- Powiesz mi prawdę? Powiesz mi wreszcie prawdę? Evan wciąż wykrzykiwał to

samo zdanie.

Finn upuścił ołówek i wybiegł z szopy. Megan deptała mu po piętach. Doug i Evan

background image

stali naprzeciwko siebie na środku podwórza za domem. Evan piorunował Douga dzikim

wzrokiem, patrząc na niego z góry, a Doug miał twarz pokrytą czerwonymi pianiami. Stali o

milimetry od siebie, Ian uciekł ze sceny awantury.

- No, mów! Mów, co się siało - powtarzał Evan, popychając Douga obiema rękami.

- Evan! - krzyknął Finn.

- Sam już wiesz. Czego się mnie czepiasz? - krzyknął Doug, znów podchodząc do

brata o krok.

- Bo chcę usłyszeć to od ciebie - odparł Evan. - Chcę, żeby mój młodszy brat

powiedział mi prosto w oczy, że przeleciał moją dziewczynę. Dlatego.

- Co? - sapnął pod nosem Finn.

W tylnych drzwiach garażu pojawił się Sean. Wycierając upaprane smarem dłonie w

jeszcze hardziej upapraną smarem szmatę, rzucił Finnowi pytające spojrzenie. Finn wzruszył

ramionami. Megan poczuła, ze robi jej się niedobrze. Najwyraźniej tylko ona tu wiedziała, o

co chodzi.

- No dawaj, facet! Mów! - Evan znów zaczął popychać Douga, aż ten potknął się i

poleciał w tył.

- Dobra! - wrzasnął Doug, uderzając obiema dłońmi Evana w pierś, tak że Evan

musiał się cofnąć o kilka kroków. - Dobra, to prawda! Przeleciałem twoją dziewczynę, a

kiedy skończyłem, błagała o jeszcze! To chciałeś usłyszeć?

Evan z rykiem rzucił się na Douga, chwycił go i powalił na ziemię. Megan krzyknęła,

a Finn i Sean ruszyli biegiem rozdzielać walczących. Ale zanim ich dopadli, Evan już kilka

razy uderzył Douga pięścią w twarz. Kostki dłoni miał zakrwawione. Nos Douga spłynął

krwią.

- Człowieku, zostaw go! Puszczaj! - Sean usiłował złapać Evana za młócące powietrze

ręce.

- Nienawidzę cię, ty mały, wredny, samolubny gnoju! - krzyczał Evan, bijąc Douga

jak szaleniec. - Rzygać mi się chce na twój widok!

Wreszcie Sean chwycił Evana w podwójnym nelsonie i odciągnął go od Douga. Evan

kopał i krzyczał przez cały czas. Finn pomógł młodszemu bratu usiąść. Krew była wszędzie.

Finn zdarł z siebie koszulkę, zwinął ją w kłębek i podetknął pod nos Douga

- O co chodzi, do diabła? - spytał Finn, usiłując złapać oddech.

- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! - krzyczał Evan do Douga. Doug niezgrabnie

podniósł się na nogi, przyciskając T - shirt do twarzy.

- Dupek i hipokryta - syknął w stronę Evana.

background image

- Ja? - krzyknął Evan. - Brykasz się z moją dziewczyną i to ja jestem dupkiem?

- Byłeś w sypialni i lizałeś się z inną laską, koleś! - wrzasnął Doug, pokazując palcem

na Megan. - Hailey rzuciła się na mnie, cała zapłakana. Co miałem robie?

- Co?! - wykrztusili w tej samej chwili Evan i Megan.

- Puszczałeś się, brachu - parsknął Doug, wskazując palcem Evana. - Nie wyzywaj się

na mnie za kaprysy swojego fiuta.

- Kto ci to powiedział? - Evan wyrwał się Seanowi i znów podszedł do Douga. - Kto ci

nagadał, że kręciłem z Megan?

Doug po raz pierwszy stracił trochę ze swojej postawy twardziela.

- Hailey. Powiedziała, że ją zdradziłeś. Ze między wami wszystko skończone.

Evan wbił oczy w ziemię.

- Mnie się to w pale nie mieści, cholera - mruknął pod nosem. - W pale mi się to,

cholera, nie mieści! - krzyknął.

Odwrócił się i rzucił biegiem do samochodu, mijając Megan i Seana. Wszyscy stali.

Słyszeli, jak Evan odjeżdża, gniewnie naciskając klakson, i ruszyli się z miejsca dopiero, gdy

odgłos silnika zupełnie ucichł.

- To nieprawda - odezwała się wreszcie Megan. - Między Evanem a mną nic nie było.

- Popatrzyła Dougowi w oczy i poczuła ogromny smutek. - Hailey cię okłamała -

powiedziała.

- Okłamała.

Doug stał bez ruchu z miną tak zdezorientowaną, że Megan prawie zrobiło się go żal.

- Ja nie... nie wiedziałem... - wykrztusił.

Przez ułamek sekundy Megan widziała w jego oczach bezmierny żal. Doug wiedział,

że popełnił błąd. Naprawdę wielki błąd. Mocno zacisnął powieki.

- Doug, jestem pewna, że...

- Pieprzyć to - powiedział głosem stłumionym przez zakrwawiony T - shirt. Potem

odwrócił się i ruszył biegiem do domu. Finn wypuścił ze świstem powietrze. Ciężko opadł na

fotel i zwiesił głowę.

- Nic ci nic jest? - spytała Megan.

- Nigdy ich jeszcze takich nie widziałem - mruknął Finn ze ściągniętą twarzą.

- Daj spokój. Na pewno czasami się bijecie.

- Ale nie tak - wtrącił Sean.

Megan z trudem przełknęła ślinę.

- Naprawdę?

background image

- Mogło dojść do bójki o rozwalony skateboard albo zgubiony kompakt, ale nigdy nie

było aż tak - jęknął Finn.

- A więc jest źle - podsumowała Megan.

Sean westchnął.

- To mało powiedziane.

Tego wieczoru Megan Wpatrywała się w piłki ustawione rządkiem na półkach koło

łóżka. Układała je chronologicznie, od pierwszej, którą ojciec kupił jej jeszcze w Niemczech,

aż do tej z zeszłorocznego półfinałowego meczu z Liceum Williama Clernentsa. Usiłując

zasnąć, Megan rozmyślała o każdej z piłek, wymieniając imiona dziewczyn z poszczególnych

drużyn. Przeszła wszystkich piętnaście piłek trzy razy z rzędu. Najwyraźniej ten sposób nie

działał. Westchnęła i przewróciła się na plecy. Niezależnie od tego jak się starała odwrócić

własną uwagę, ciągle miała w głowie, scenę z dzisiejszej bójki. Widziała już wiele bójek

między chłopakami, w swojej dawnej szkole albo w bazie, ale nigdy między dwoma osobami,

które znała i nigdy między braćmi.

John zbladł i zaniemówił, kiedy usłyszał o awanturze. Zabrał Douga do szpitala, gdzie

chłopakowi zbadano nos. Na szczęście nie stało się nic poważnego, ale w czasie obiadu Doug

siedział posępny i milczący. Evan wrócił dopiero po zmroku. Do nikogo się nie odezwał ani

słowem i od razu poszedł na górę. Nagły hałas na podwórzu sprawił, że Megan z bijącym

sercem poderwała się na łóżku. Podeszła na palcach do okna i wyjrzała. Ktoś był tuż pod jej

oknem. Skuliła się za zasłoną i wyglądała przez szczelinę między brzegiem materiału a

framugą okna, czekając, aż wzrok przywyknie do ciemności. Jakiś duży koc rozłożył się jak

prześcieradło i opadł na ziemię. Nagle wszystko zobaczyła wyraźnie. Evan. Rozkładał na

ziemi śpiwór.

Megan usiadła w oknie. Nie mogła złapać tchu. Spojrzała na własny wojskowy

śpiwór, zwinięty w kącie pokoju. Niewiele myśląc, złapała śpiwór i poduszkę, wsunęła klapki

i cichutko zeszła po schodach.

Evan podniósł głowę, kiedy usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Właśnie wsuwał nogi

do śpiwora.

- Cześć - powiedział.

- Cześć. - Podeszła do niego z wahaniem. - Ja... zobaczyłam cię tutaj...

- Kiedyś całą rodziną robiliśmy to przynajmniej raz do roku. Spaliśmy na zewnątrz

pod gwiazdami. - Evan wpatrzył się we wspaniałe nocne niebo. - Pomyślałem, że to pewnie

jedna z ostatnich ciepłych nocy.

Megan pokiwała głową i zawahała się, niepewna co teraz zrobić.

background image

- No jak, rozłożysz to czy nie? - zapytał Evan z nieznacznym uśmieszkiem.

Megan rozpostarła śpiwór o metr od Evana. Położyła sobie poduszkę i wsunęła się do

środka, z przyjemnością czując na nogach dotyk chłodnej bawełny.

- No więc pojechałem dziś po południu do Hailey - zagadnął Evan.

Megan wstrzymała oddech.

- Naprawdę? Co ci powiedziała?

- Nic. Nie podszedłem do drzwi.

- Aha.

- Ja tego po prostu nie rozumiem. Dlaczego ona powiedziała Dongowi, że ja kręcę z

tobą? - spytał Evan. - Myślisz, że mogło jej się tak wydawać?

Megan przez chwilę nie była w stanie wydobyć głosu. Czy Evan naprawdę szukał

przekonującej wymówki, żeby wybaczyć Haley?

- Ja nie wiem - wymamrotała. - Była bardzo pijana, ale...

- Tak, tak... - Evan znów spojrzał w niebo. - Powiedziała Dougowi, ze między nią a

mną już koniec, a przecież takie słowa wcale nie padły Ona po prostu... wymyśliła to sobie.

- Taa. Na to wygląda - przyznała Megan.

Powiedz mu, że to zła dziewczyna. Ze on zasługuje na wiele więcej. Powiedz, żeby po

prostu o niej wreszcie zapomniał.

- Ja tego zwyczajnie nie rozumiem - powtórzył Evan - jak można coś takiego zrobić

komuś, kogo się kocha? Cóż, najwyraźniej ona ma mnie gdzieś. To teraz oczywiste, prawda?

Megan sama nie zdołałaby tego lepiej ująć. więc się nie odzywała.

- Wiesz co? Nie chcę już o tym więcej mówić - powiedział Evan. - Porozmawiajmy o

czymś innym.

- Na przykład?

- No, nie wiem. Co byś chciała robić, jak skończysz szkołę? - spytał Evan.

- O rany Hm... Pewnie pójdę na studia... - zaczęła Megan.

- A co byś chciała studiować? - drążył Evan.

- Nie wiem - odparła Megan. - Już sam pomysł spędzenia kilku lat w jednym miejscu

jest dla mnie dość niezwykły.

- To pewnie niełatwe tak się przeprowadzać z miejsca na miejsce - zauważył Evan.

- Można się przyzwyczaić - odparła odruchowo Megan.

- No cóż, chciałbym się stąd wynieść. Dokądkolwiek - wyznał Evan. - BC i New I

Tampshire usiłują mnie zwerbować do swoich drużyn hokejowych, ale ja myślę o Michigan

albo Northwestern. Gdzieś przynajmniej o dzień drogi samochodem stąd.

background image

- Nie chcesz, żeby cię ktokolwiek odwiedzał? - spytała Megan.

- W tej chwili nie miałbym nic przeciwko temu, żeby nigdy więcej nie oglądać swojej

rodziny.

- Evan zapatrzył się w gwiazdy. - Wiesz, ile razy nauczyciele zwracali się do mnie per

Sean, Finn albo nawet Miller? Pan Robertson zdecydował się mówić do nas wszystkich:

McGowan, bo ma już za dużą sklerozę, żeby nas rozróżnić. W tym mieście nie sposób

zachować własną niezależną tożsamość. Tutaj jestem tylko jednym z chłopaków

McGowanów.

Megan spojrzała na mego zaszokowana.

- Na pewno tak nie myślisz - powiedziała.

- Czasem właśnie tak myślę - odparł i otworzył szerzej oczy. - Tylko zachowaj to dla

siebie.

- Dobra, nikomu ani słowa - obiecała Megan.

- W głowie mi się nie mieści, że ci to powiedziałem. - Zakrył oczy dłonią. - Nigdy

tego nie wyraziłem na głos.

Megan ze wzruszenia prawie nie mogła złapać tchu. Nie wyznał tego nikomu, tylko

jej.

- Bez obaw, naprawdę - zapewniła. - Mimo wszystko uważam, że to nieprawda. Każdy

wie, kim jesteś.

- Taa, Hailey właśnie dowiodła, że to prawda. - Evan z posępną miną podparł się na

łokciu, żeby zajrzeć Megan w twarz.

Zerwał garść trawy i wysypał ją z powrotem na ziemię. - Cóż, przespała się z

Dongiem.

Podobno jest we mnie zakochana, a śpi z moim młodszym bratem, - znów opadł na

plecy i spojrzał w niebo.

Megan przyglądała się twarzy Evana, na wpół skrytej w mroku, na wpół oświetlonej

rozgwieżdżonym niebem. Tak bardzo chciała go dotknąć - przyłożyć dłoń do jego policzka i

powiedzieć, że Hailey to idiotka, skoro nic widziała, jaki jest wspaniały. I nikt nie może

pomylić Evana McGowana z Dongiem czy kimkolwiek innym.

Megan powolutku przesunęła dłoń po trawie, która ich dzieliła. Wstrzymała oddech.

Nakazywała sobie dotknąć Evana. Ale nie mogła. W piersi czuła taki ucisk, jakby za

moment miał eksplodować.

- Wszystko będzie dobrze - szepnęła w końcu.

Evan spojrzał Megan w oczy, a potem na wpół wyciągnij rękę. Sięgnął i zahaczył

background image

małym palcem o mały palec jej dłoni.

- Dzięki - mruknął. - Cieszę się, że tu przyjechałaś.

- Ja też - powiedziała Megan.

Spodziewała się, że on cofnie rękę, ale nie zrobił tego. Położył się na plecach i

zamknął oczy, nadal z palcem zaciśniętym, wokół jej palca. Megan bardzo ostrożnie ułożyła

się na brzuchu i przycisnęła policzek do poduszki. Zanim się zorientowała, oddech Evana

przeszedł w spokojny, senny rytm. Chłopak zasnął, zaledwie o metr od mej. Spał, chociaż

nadal się dotykali.

Megan przygryzła wargę i uśmiechnęła się szeroko, patrząc na splecione palce.

To była bez wątpienia najważniejsza noc jej życia.

Od: Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopcach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis ósmy

Uwaga nr 1: Chłopcy potrafią mówić o tym, co naprawdę czuje Po prostu musisz się znaleźć we

właściwym miejscu i we właściwym czasie. A może być tą właściwą osobą.

background image

ROZDZIAŁ 11

W niedzielne popołudnie Megan była tak podekscytowana, aż prawie podskakiwała na

krześle przy biurku, surfując po Internecie. Po godzinie szukania informacji na temat zespołu

Aspergera zdecydowała się przetestować kilka rzeczy, których się dowiedziała. I tak nie

usiedziałaby w miejscu. Nie zdołałaby też skupić się na lekcjach.

Wyłączyła laptopa i w podskokach zbiegła po schodach.

Większość McGowanów, włącznie z Evanem. zebrała się w salonie przy telewizorze,

oglądając mecz Yankees i Red Soksów. Brakowało tylko Douga i Millera. Wszyscy mieli

znoszone czapeczki, T - shirty albo bluzy Red Soksów, a na stoliku do kawy były

poustawiane różne przekąski i puszki z napojami. Nikt nie odrywał wzroku od telewizora.

Megan odczekała, aż trener wyszedł na boisko zmienić miotacza, i dopiero wtedy się

odezwała.

- Czy któryś z was widział Millera? - spytała.

Evan obejrzał się przez ramię i uśmiechnął, kiedy ją zobaczył.

Odwzajemniła uśmiech.

- Suterena - rzucił krótko John.

- Nie wolno mu oglądać z nami meczów Red Soksów i Yankees - wyjaśnił Evan. -

Wiesz, tata mógłby go niechcący zabić.

- Aha. - Megan rzuciła okiem na Finna, który siedział obok Evana, a potem zerknęła

na Johna.

- Hym... Czy ty nie masz czasem szlabanu na telewizję? - szepnęła, kuląc się przy

oparciu kanapy.

- Cśś... - powiedział Finn, sięgając po torebkę miniprreelków. - Tata jest tak

pochłonięty meczem, że jeszcze mnie nie zauważył.

- No ładnie.

- Hej, to jak, spotkasz się ze mną później w szopie? - Spytał Finn z buzią pełną

precelków.

- Och, jasne - odparła Megan, lekko się rumieniąc.

- A co wy tam we dwójkę robicie? - Evan uniósł brwi.

Megan jeszcze bardziej się zarumieniła.

- Artysta nigdy nie opowiada o swojej pracy - odparł Finn.

- Chyba raczej: magik nigdy nie zdradza swoich sztuczek - wtrąciła Megan.

- To jedno i to samo - rzucił Finn, a Megan i Evan spojrzeli na niego jak na wariata.

background image

No dobra, niezupełnie to samo - poddał się.

- A więc ostatnio uważasz się za artystę? spytał Evan. - Zazwyczaj tylko ciągle trujesz,

że jesteś zupełnie do niczego.

Finn szturchnął Evana w ramię, a ten zaraz mu oddał. Megan przewróciła oczami. - Na

razie, chłopaki.

Zeszła do piwnicy. Miller w koszulce i czapeczce Yankees usadowiony samotnie na

miękkim fotelu wypełnionym kulkami, oglądał ten sam mecz, który piętro wyżej śledziła

reszta rodziny. Megan uderzyła ogromna samotność tej sceny.

- Cześć, Miller - zawołała, zeskakując z kilku ostatnich stopni.

W telewizji leciała akurat reklama, ale Miller nie odrywał oczu od ekranu.

- Grają Yankees.

- Taa, wiem - odparła. - Mogę pooglądać z tobą?

Po bardzo długiej pauzie Miller powiedział wreszcie:

- Okay.

Megan przysunęła sobie drugi miękki fotel i usiadła obok Millera. Leciała kolejna

reklama.

Był jeszcze czas.

- Widzisz, miałam nadzieję, że uda nam się pogadać - zaczęła Megan.

Miller przełknął ślinę.

- Ale o co chodzi? - Nadal na nią nie patrzył.

- Po prostu fajnie byłoby lepiej się poznać - wyjaśniła Megan. - Wiem, że lubisz

Yankees, ale to wszystko. A ty nie chciałbyś się dowiedzieć czegoś więcej o mnie?

- Chyba tak - przyznał Miller.

- Okay, no to co mam o sobie powiedzieć? - Megan rozsiadła się wygodniej.

Miller potarł dłonią poręcz fotela, wzrok wbijając w podłogę. Tarł poręcz coraz

szybciej, aż wreszcie twarz mu poczerwieniała. Megan coś ścisnęło w żołądku, ale

powiedziała sobie, że musi się wyluzować. W czasopismach przestrzegano, że może się

zdarzyć coś takiego.

- Dobra, chyba znam sposób, żebyś mógł mnie spytać, o co chcesz - odezwała się w

końcu. - Miller?

Znieruchomiał, lekko odwracając od niej twarz pokrytą czerwonymi plamami.

- Taa?

- Może powiedz mi coś o Yankees? Cokolwiek. Lubisz mówić o Yankees, prawda? -

spytała.

background image

- Taa...

- No to zacznij mi o nich mówić, a potem o coś zapytaj - poradziła. - Chcesz

sprawdzić, czy to ci się uda?

- Poradzę sobie.

Megan się uśmiechnęła.

- Dobra, wal.

Miller patrzył na nią przez ułamek sekundy, potem znów wbił wzrok w podłogę.

- Yankees jako pierwsi cztery razy z rzędu wygrali Mistrzostwa Świata. Czemu tak

pachniesz? - zapytał.

Megan parsknęła śmieciłem. Miller zerknął na nią niepewnie, potem sam się

roześmiał.

- To znaczy jak? - zdziwiła się Megan.

- Jak plaża - odparł Miller. - Pachniesz jak moja mama na plaży.

- Kokos - odparła. - Używam szamponu kokosowego. To niesamowite, że wyczułeś.

Miller uśmiechnął się i pokiwał głową.

- Nieźle. Spróbuj jeszcze raz - zachęciła Megan.

- Derek Jeter był pierwszym kapitanem Yankees od czasów Trumaua Munsona -

powiedział Miller. - Zostaniesz z nami już na zawsze?

Tym razem Miller patrzył jej prosto w oczy przez kilka dobrych sekund.

- Nie - odpowiedziała Megan. - Mam nadzieję, że w tym roku i może jeszcze w

następnym.

Przeszkadza ci, że z wami mieszkam?

Miller wzruszył ramionami i wgapił się w telewizor, w którym skończyła się przerwa

na reklamy.

- Nie ma sprawy - mruknął z uśmiechem. - Mecz się znów zaczyna.

Megan nigdy się nie uważała za osobę o skłonnościach do paranoi, ale wchodząc do

szkoły w poniedziałek rano, mogłaby przysiąc, że różne grupki dziewczyn śledzą ją

wzrokiem. Jak tylko się obracała, żeby na nie spojrzeć, głowy trzymały blisko siebie i

zawzięcie szeptały. Podeszła do szafki i szybko sprawdziła, czy przypadkiem nie włożyła

bojówek na lewą stronę. Nic z tego, wszystko normalnie. Może od mieszkania z chłopakami

McGowanów popadała w nerwicę lękową. Lekko jej ulżyło, kiedy zobaczyła Pearl i Rię kilka

szafek dalej. - Cześć, dziewczyny - zawołała - Jak wam minęła reszta weekendu? Pearl

zarumieniła się i przykucnęła, żeby włożyć książki do torby. Nieźle - powiedziała.

- A ciekawe, jak tobie minął weekend - odezwała się Ria, obiema dłońmi chwytając za

background image

pasek torby.

Coś w tonie tej wypowiedzi sprawiło, że Megan włosy stanęły dęba. A może po prostu

dlatego, że banda uczniów spojrzała na nią niechętnie, przechodząc korytarzem.

- Okay... O co chodzi? - spytała Megan. - Zrobiłam coś nie tak?

- Sama mi to powiedz. - Ria popatrzyła na Megan wyczekująco.

- Musimy lecieć. - Pearl pociągnęła Rię ze rękaw swetra. - Mamy pracę domową do

przejrzenia, prawda?

- Taa. Na razie - rzuciła Ria lekceważąco.

Z twarzą płonącą rumieńcem Megan odwróciła się do swojej szafki i zaczęła

wprowadzać cyfry szyfru.

- Cześć. Aimee podeszła i ze zmęczoną miną oparła się o ścianę. Przeciągle

westchnęła i wbiła oczy w ziemię.

- Cześć - odparła Megan, wyjmując podręcznik do historii. - Mogę cię o coś zapytać?

- Jasne - mruknęła Aimee.

- Czy mi się tylko wydaje, czy ludzie dzisiaj są dziwni? - spytała Megan.

- Taa, no właśnie. - Aimee westchnęła. - Chyba się rozeszło, że ty i Evan jakoś się

zbliżyliście do siebie w piątek i przez ciebie Evan i Hailey ze sobą zerwali.

- Co?! - Megan zamrugała gwałtownie. - A kto im to powiedział?

- Nie mam pojęcia - odparła Aimee. - Ale wszyscy o tym gadają.

- No i co z tego? Przecież to nic ich sprawa, prawda?! - wściekła się Megan.

- Słuchaj, Evan i Hailey byli tu jak gwiazdorska para - szepnęła Aimee. - Wszyscy ich

podziwiali. Jeśli uważają, że on ją z tobą zdradził...

- Ale tego nic zrobił! - zawołała Megan z szybko walącym sercem. To ona zdradziła

jego.

Evan i ja nie jesteśmy tu czarnymi charakterami.

Aimee wzruszyła ramionami.

- No cóż, tak...

- Aimee, między nami nic nie było. - Megan zaczęła ogarniać lekka desperacja.

- Hej, uwierzyłam ci w piątek i wierzę teraz - powiedziała Aimee, kiedy znów się

wyprostowały. - To całą resztą szkoły powinnaś się martwić.

- Oni mnie nic nie obchodzą. - Megan zapięła suwak plecaka. - Ważne, że ty znasz

prawdę.

Aimee się uśmiechnęła. Rzuciła Megan spojrzenie pełne współczucia i zarazem

satysfakcji.

background image

- No cóż, ja wiem, jak było.

- I dobrze. - Megan zatrzasnęła drzwi szafki.

- Tyle że... Hailey to osoba, w której lepiej nie mieć wroga - powiedziała Aimee, kiedy

ruszyły korytarzem. - Naprawdę.

- Cześć, Miller - zawołała Megan. Dziesiątki uczniów mijały ją w drodze do stołówki.

Wszyscy musieli obchodzić łukiem Millera, który nagle zatrzymał się w samym wejściu. -

Yankees dziś nie grają, prawda? - Tak, są w trasie - powiedział Miller.

- No to może zjemy lunch w środku - zaproponowała Megan. - I tak zanosi się na

deszcz. Megan była pewna, że on odmówi. Na coś takiego nie był jeszcze gotowy. Ale

chłopak zacisnął zęby i pokiwał głową.

- I tak zanosi się na deszcz - powtórzył i ruszył przed siebie, z głową wysoko

uniesioną, a miną niemal arogancką.

Podszedł do pierwszego z brzegu stolika, odsunął krzesło i usiadł, torbę tuląc na

kolanach. Megan ledwie wierzyła własnym oczom. O rany, naprawdę robimy postępy.

Postawiła swój plecak na podłodze przy krześle naprzeciwko Millera. - Przynieść ci

lunch? - spytała. Już i tak wyglądał, jakby ledwie sobie radził z sytuacją. - Tak, poproszę. -

Zerknął niepewnie na Megan. - Hamburger, cola bez lodu, ciastko z kawałkami czekolady.

Megan uśmiechnęła się szeroko. - Dla mnie bomba. Zaraz wracam. Nie ruszaj się stąd.

Miller spojrzał w lewo, w prawo, jakby sprawdzał, czy nikt przy nim nic usiądzie.

Megan była całkiem pewna, że chłopak nie ruszy się stamtąd, chyba że go ktoś weźmie razem

z krzesłem i odniesie na bok. Pobiegła do kolejki przy bufecie, co chwila oglądając się przez

ramię i sprawdzając, czy Miller nadal tam siedzi. Kilka dziewczyn z pierwszej klasy, które

zazwyczaj siadały przy stole zawładniętym przez Millera, rzuciło na niego okiem i poszło

szukać sobie innego miejsca.

Megan postawiła tacę przed Millerem i pozwoliła mu zająć się jedzeniem.

Poprzestawiał wszystko tak, jak lubił, a potem spojrzał na swój lunch i westchnął. - Fajnie tu

w środku, prawda? - zagadnęła Megan. - Głośno. - Nie tak głośno, jak nastawiasz radio.

Miller się uśmiechnął. Powoli zdjął plecak z kolan i postawił go obok krzesła po

prawej stronie, tak samo jak Megan po swojej stronie stołu. Ugryzł mały kawałek

hamburgera. Po chwili jego nieznaczny uśmiech stał się całkiem szeroki.

Megan żuła frytkę, bardzo z siebie zadowolona, kiedy do środka wszedł Evan. I już po

zadowoleniu. Szczęki miał mocno zaciśnięte, a oczy zwężone w szparki. Wyglądał jak

człowiek, który ma do spełnienia misję.

Stół Hailey stal w środkowym rzędzie w przedniej części stołówki. Jej przyjaciółki

background image

umilkły, kiedy zbliżył się tam Evan. Wszyscy albo patrzyli na Evana, żeby zobaczyć, co się

stanie, albo celowo gapili się we własne jedzenie, żeby udawać brak zainteresowania. Evan

zatrzymał się przy krześle Hailey. Nie podniosła na niego wzroku.

- Mogę z tobą porozmawiać? - zapytał.

- Jasne. - Hailey odłożyła skórkę chleba na tacę, gdzie leżał już wydłubany z niego

miąższ. - Wal śmiało.

- Nie tutaj - powiedział Evan.

Hailey popatrzyła na przyjaciółki, a potem oparła dłonie na blacie i wstała z krzesła.

Evan odstąpił na bok, żeby mogła poprowadzić na dziedziniec. Megan zesztywniała, kiedy

mijali jej stół, ale żadne z nich nawet na nią nie spojrzało.

Świadoma otaczających ją ze wszystkich stron zaciekawionych spojrzeń, Megan

udawała pochłoniętą jedzeniem. Była przekonana, że każdy w promieniu dwóch stolików

prawdopodobnie czuł gorąco bijące od jej twarzy.

Kiedy tylko drzwi zatrzasnęły się za Evanem i Hailey, paplanina wybuchła ze

zdwojoną siłą.

Chłopcy przy stole obok zaczęli rzucać monetami, zakładając się, czy Hailey pierwsza

pogoni Evana, czy odwrocie. Miller po prostu siedział i w skupieniu pałaszował lunch.

Megan usiłowała się nie gapić na dziedziniec, ale nic mogła nie zerkać kątem oka.

Evan gestykulował jak szaleniec, a Hailey stała bez ruchu z ramionami zaplecionymi na

piersi.

Megan musiała się zdobyć na sporą samokontrolę, żeby powstrzymać uśmiech. Teraz

Evan pewnie mówił Hailey, że doskonale wie o jej kłamstwie. A po rozmowie będzie mógł

wyjaśnić to nieporozumienie wszystkim swoim przyjaciołom i całej reszcie szkoły. Niedługo

wszystko między Hailey a Evanem będzie raz na zawsze, bezpowrotnie skończone.

Drzwi się otworzyły z nagłym szarpnięciem. Hailey wpadła do środka ze zbolałą miną

i oczami pełnymi łez. Pobiegła w stronę łazienki, a kilka dziewczyn zerwało się od stolika i

ruszyło za swoją przyjaciółką. Megan z walącym sercem podniosła wzrok na Evana,

spodziewając się, ze skinie głową albo się chociaż uśmiechnie da jakiś znak, że jej dobre imię

zostało oczyszczone. Ale kiedy pochwyciła jego spojrzenie, poczuła się tak, jakby w

pomieszczeniu nagle zabrakło powietrza.

Evan patrzył na nią gniewnie. Megan zaczęła wstawać z miejsca, ale w tej samej

chwili Evan zawrócił i wyszedł na dziedziniec.

Gdy wieczorem Megan weszła do swojego pokoju, zastała Caleba miauczącego

czworakach podskakującego na czworakach na jej łóżku. Na podłodze walał się otwarty,

background image

całkiem nowy tusz, najwyraźniej użyty do wymalowania na twarzy chłopca kocich wąsów.

Kiedy Caleb ją zobaczył, roześmiał się tylko i nadal podskakiwał. Megan nie była w nastroju.

Hailey nie pokazała się na treningu. Poza Aimee i Jenną nikt się do niej nie odzywał, a trening

też nie poszedł najlepiej. Teraz musiała na trzy godziny skupić się nad lekcjami, przez cały

ten czas zastanawiając się, gdzie jest Evan i co mu chodzi po głowie - czemu tak źle ją

potraktował podczas lunchu, a potem przez całą resztę dnia jej unikał.

- Caleb! Wynocha! - powiedziała, nie zamykając drzwi.

- Miau? - odezwał się i znieruchomiał, chociaż łóżko jeszcze huśtało się pod nim przez

kilka sekund.

- Wynocha! - krzyknęła.

Caleb zeskoczył na podłogę, znów stanął na czworakach i zaczął ocierać się głową o

jej łydki.

Potem zmarszczył czoło, leniwie wysunął się na korytarz i „łapą” przymknął za sobą

drzwi.

Megan uśmiechnęła się mimowolnie. Złapała ręcznik i szlafrok. Właśnie miała iść pod

prysznic, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.

- Taa?

- To ja - odezwał się Evan.

Megan szybko rzuciła okiem na lustro, przygładziła włosy i cisnęła swoje rzeczy na

łóżko.

Ręce jej się trzęsły, kiedy sięgała do klamki.

- Cześć - mruknął Evan i wszedł do pokoju.

- Cześć - odparła. - Co się... ?

- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał, stając na wprost niej. - Dlaczego, u diabła, tak

nakłamałaś?

- Co? - spytała osłupiała Megan.

- Przestań udawać, że nie wiesz, o czym mówię - dodał Evan drwiąco.

- Uh... Okay. Ale ja naprawdę nie wiem - wymamrotała Megan.

- Daruj sobie te miny niewiniątka - prychnął Evan. - Drugi raz się na to nie nabiorę.

- Miny niewiniątka? - powtórzyła zupełnie zdezorientowana.

- Daj spokój. Powiedziałaś Hailey, że coś nas łączy.

Megan poczuła się tak, jakby ktoś jej przywalił w żołądek kijem do baseballu.

Bezwładnie usiadła na krawędzi łóżka, bo kolana się pod nią ugięły.

- Co? - zdołała wykrztusić.

background image

- Opowiadała mi, jak do niej podeszłaś i oznajmiłaś, że powinna się dowiedzieć

prawdy wyjaśnił Evan. - Czy ty w ogóle wiesz, co to słowo znaczy?

Megan zrobiła kwadratowe oczy. On chyba mówił w obcym języku. Nic nie

rozumiała.

- Evan, ja nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi - wycedziła powoli.

- Już ci wierzę - uciął Evan. - Powiedziałaś Hailey, że się z tobą całowałem. Boże!

Myślałem, że jesteś taka fajna! A ty się zachowujesz jak psychopatka. Dlaczego to zro...?

- Zaraz, zaraz, zaraz! - Megan przerwała mu ten potok bzdur drżącym głosem. -

Zatrzymaj się na sekundkę, dobrze? Ja nic takiego nie zrobiłam!

- Nic takiego nic zrobiłaś - powtórzył Evan ironicznie.

- Nie.

- A więc chcesz mi wmawiać, że Hailey po prostu sobie to wszystko wymyśliła? -

spytał Evan.

Oczy mu płonęły.

Megan zrobiło się słabo. On jej nie wierzył.

- Chyba tak - powiedziała.

- Kpisz sobie? Naprawdę zamierzasz wszystkiemu zaprzeczać, patrząc mi w oczy? -

krzyknął Evan. - Do diabła, niby z jakiego innego powodu Hailey miała przespać się z

Dougiem?

- Nie wiem! - odkrzyknęła Megan. - Ale ja nawet z nią nie rozmawiałam!

Evan spojrzał na Megan oczyma przepełnionymi żalem, zmieszaniem i

niedowierzaniem.

- Żałuję, że moi rodzice pozwolili ci tu zamieszkać - powiedział na koniec. - Chcę,

żebyś się trzymała ode mnie z daleka.

Megan serce rozdzierało się na pół.

- Evan, zaczekaj...

Evan odwrócił się, wyszedł z pokoju i zatrzasnął drzwi przed jej nosem.

Od: Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis dziewiąty

Uwaga nr 1: Chłopcy są beznadziejni.

background image

ROZDZIAŁ 12

Megan wygładziła przód ciemnogranatowego T - shirta i wzięła głęboki oddech, żeby

uspokoić nerwy. Pół nocy nie spała, ale nie czuła zmęczenia. Najwyraźniej adrenalina robiła

swoje. Za każdym razem, kiedy Megan przypominała sobie, jak Evan popatrzył na nią

poprzedniego wieczoru, czuła mdłości.

Po prostu powiedz mu, że musisz z nim porozmawiać. Co masz do stracenia?

Ale nie chciała nawet się nad tym zastanawiać. W sumie miała do stracenia mnóstwo

rzeczy.

Zacisnęła oczy w przypływie panicznego lęku.

Złapała plecak i wyszła na korytarz z wysoko podniesioną głową. W kuchni zastała

tylko Iana i Caleba.

- Gdzie się wszyscy podziali? - spytała chłopców wstawiających swoje miseczki po

płatkach do zlewu.

- Pojechali.

- Jak to: pojechali? - spytała Megan.

- Do szkoły - odparł łan bezbarwnym tonem. - Chodź, Caleb. Spóźnimy się na

autobus.

Caleb złapał swój plecak ze Spidermanem i obaj chłopcy ruszyli do wyjścia. Megan

poszła za nimi i wystawiła głowę za drzwi. Podjazd był pusty. Nagle poczuła znużenie i

pustkę.

- Okay, nie ma sprawy - mruknęła pod nosem. - Po prostu trochę się spóźnię.

Wyciągnęła z szopy swój rower. Kiedy postawiła go na ziemi, wydał metaliczny

odgłos. Miał przebite opony. Chłopcy wypowiedzieli jej wojnę.

Megan westchnęła i noga za nogą powlokła się wzdłuż garażu, w stronę ulicy.

- Po prostu bardzo się spóźnię.

- Hej!

Megan zatrzymała się przy końcu podjazdu. Sean stał przy frontowych drzwiach z

parującym kubkiem w ręku. Miał na sobie czarny T - shirt i dżinsy, a brązowe włosy jak

zwykle nastroszone najeża. Podbródek i policzki pokrywał mu ciemny zarost.

- Cześć - odezwała się niepewnym tonem.

- Idziesz piechotą?

- Na to wygląda - odparła Megan.

- Spóźnisz się.

background image

- Na to wygląda - powtórzyła.

- Podrzucę cię - zaproponował.

- Naprawdę?

Czy do Seana nie dotarła ogólnodomowa akcja wymrażania Megan?

- Idź po kask - powiedział Sean.

Z początku trochę dziwnie się czuła, siedząc okrakiem na motorze i obejmując Seana,

z którym zamieniła wszystkiego kilka słów. Ale im dalej odjeżdżali od domu, tym bardziej

Megan się odprężała i cieszyła przejażdżką. Sean odwalił kawał porządnej roboty z tym

motorem. Ledwie dodawał gazu, a i tak słyszała i czuła moc silnika. Skręcił, nie zmniejszając

prędkości.

Megan odruchowo ścisnęła go mocniej.

- Przepraszam! - wrzasnął Sean. - Nie przywykłem do pasażerów!

- Nie ma sprawy! - odkrzyknęła Megan. - Ile tu jest amortyzatorów?

- Dwa z przodu i jeden tylny - odparł Sean po chwili wahania.

- To czuć - stwierdziła Megan. - Pokażesz mi kiedyś dane techniczne?

- Taa. Jasne. - odparł Sean.

- A z którego roku jest silnik? Dziewięćdziesiąty siódmy? Dziewięćdziesiąty ósmy?

- Dziewięćdziesiąty ósmy. Ale włożyłem kilka nowszych części - odparł Sean jakby

speszony.

Megan to nie dziwiło. Niewiele dziewczyn znało się na motorach tak jak ona.

Sean zatrzymał harleya przed Liceum Baker. Nieliczni uczniowie jeszcze kręcili się

przed wejściem, bezczelnie ignorując późną porę, a kilka osób pędem nadbiegało od strony

parkingu żeby zdążyć przed dzwonkiem.

- Dzięki wielkie - Megan zdjęła kask i przełożyła nogę nad tyłem motoru.

- Znasz się na harleyach - stwierdził Sean.

- Taa, pomagałam tacie wyremontować dwa, w zeszłym roku - pochwaliła się Megan,

- Oba musiał sprzedać przed wyjazdem do Korei, ale były naprawdę fajne.

- Umiesz jeździć? - spytał Sean.

- Mam tymczasowe prawko na motor - powiedziała, przygładzając włosy. - No cóż,

ważne w Teksasie.

Sean pokiwał głową i spojrzał na Megan chyba po raz pierwszy, odkąd go spotkała.

- Zabiorę cię któregoś dnia, przejedziesz się - zaproponował.

- Taa? Nie trzeba...

- Zabiorę cię któregoś dnia, przejedziesz się - powtórzył Sean z rozbawionym

background image

uśmiechem. - Lepiej już zmykaj.

Megan się uśmiechnęła.

- No cóż, dzięki raz jeszcze.

Zaczęła wbiegać po schodach w tym samym momencie, kiedy reszta uczniów

kręcących się przy wejściu też uznała, że już czas wejść do środka.

- Hej! - zawołał Sean, odpalając silnik.

Megan obejrzała się za siebie, wymachując kaskiem trzymanym w ręce.

- Nie daj się moim braciom - zawołał Sean. - To banda pacanów.

Znów się uśmiechnęła. Sean odjechał pędem.

Miller ruszył się spod ściany przy drzwiach stołówki, kiedy Megan podeszła. Nie

mogła się już bardziej zdziwić, widząc, że na nią czeka, nawet gdyby stał tam nago. - Cześć,

Miller - powiedziała.

- Cześć - odparł i ruszył za nią do stołówki. - Znów jemy w środku?

Megan przystanęła i się rozejrzała. Ria, Pearl i Jenna już siedziały przy stole.

Wszystkie trzy przez cały dzień ostentacyjnie ją ignorowały. Finn zajmował miejsce w

przeciwległym kącie sali ze szkicownikiem otwartym przed sobą, plecami do drzwi. Kilka

koleżanek Hailey gapiło się na nią pogardliwie. Evana nigdzie nie było widać.

Czemu Evan McGowan miałby się zadawać akurat z nią, tego już zupełnie nic

rozumiem - szepnęła głośno jakaś dziewczyna do koleżanki, mijając Megan. - Czy ona w

ogóle spogląda czasem w lustro? - dorzuciła tamta.

- Nie, lepiej wyjdźmy na zewnątrz - zwróciła się Megan do Millera. - Dzisiaj jest

piękna pogoda.

- Taa. Dzisiaj jest piękna pogoda - powtórzył Miller i pokiwał głową. Poszedł przodem

w stronę dziedzińca. Megan i Miller zostawili swoje rzeczy na zewnątrz i wrócili do bufetu.

Dwie dziewczyny stojące w kolejce przed Megan cały czas rozmawiały przyciszonym tonem,

a potem roześmiały się demonstracyjnie. Megan zapłaciła za lunch i znów wyszła zewnątrz. -

Po co ci to? - Miller wskazał kask motocyklowy.

- Och, nie chciał się zmieścić do szafki - wyjaśniła Megan potrząsając butelką

mrożonej herbaty. Potem zamilkła i spojrzała na chłopaka z szeroko otwartymi oczami. - Hej!

Właśni zadałeś mi pytanie!

Miller zarumienił się i wzruszył ramionami, wbijając wzrok w tacę. - Ćwiczyłem.

- Naprawdę? - Megan przepełniła duma. - Miller! To fantastyczne!

- Co takiego?

Megan i Miller podnieśli wzrok i zobaczyli Aimee, która stała obok ich stolika ze

background image

swoją tacą.

Megan widziała przyjaciółkę poraź pierwszy tego dnia. Aimee miała włosy podpięte z

boków spinkami i jasnoniebieską bluzkę, która podkreślała kolor oczu.

- Och... nic, nic. Pracujemy razem nad pewnym projektem - wyjaśniła Megan, trochę

podenerwowana. Biorąc pod uwagę że przez cały dzień każdy jej unikał, odebrała to jako

przyjemną niespodziankę. - A co ty tu robisz?

- Och, jest tak słonecznie... Pomyślałam, że zobaczę, jak się tutaj siedzi. - Aimee

rozejrzała się wkoło, jakby nigdy przedtem nie widziała dziedzińca na oczy. - Miłe miejsce.

Megan zrobiło się ciepło na sercu. Wymieniły z Aimee uśmiechy.

- To jak, można...? - spytała Aimee, zerkając na Millera, który pracowicie ustawiał

jedzenie na tacy.

- Miller, czy nie będzie ci przeszkadzało, jeśli Aimee z nami usiądzie? - spytała

Megan.

- Aimee? - powtórzył Miller.

- Taa. to moja przyjaciółka. Aimee - powiedziała Megan.

- Cześć - odezwała się Aimee.

- Cześć - odparł Miller, nie podnosząc wzroku.

- Załatwione. Siadaj - szepnęła Megan do dziewczyny.

Kiedy tylko Aimee usiadła, Megan poustawiała wszystko W na jej tacy we właściwej

kolejności. Aimee patrzyła na przyjaciółkę przez chwilę, wzruszyła ramionami i sięgnęła po

kanapkę.

- No i jak ci się podoba w nowej szkole? - zapytała Aimee z nutką ironii w głosie.

- Och, jest po prostu cudownie! - odparła Megan, podchwytując ten ton. - Wszyscy są

tu tacy mili!

- No cóż, przynajmniej niektórzy - powiedziała Aimee. - prawda, Miller?

Chłopak nie odpowiedział. Zacisnął dłonie pod stolikiem i wpatrywał się w nietknięte

jedzenie. Aimee niepewnie zerknęła na przyjaciółkę. Megan odłożyła widelec i odchrząknęła.

- Hej, Miller, a może zapytasz o coś Aimee? - zaproponowała Megan. - No wiesz, tym

sposobem z baseballem...

Miller spojrzał na Megan. Miał minę spłoszonego królika w klatce, ale Megan

rozpoznała ślad nadziei pod tą nerwowością. Miller naprawdę chciał sobie z tym poradzić.

- No już, spytaj o cokolwiek - zachęciła. - Ona jest naprawdę mila. Przysięgam.

Miller zgarbił się w idealnie okrągłe C, ale był aż sztywny z napięcia. Wpatrując się w

blat stolika, wziął głęboki oddech.

background image

- Kapitan drużyny New York Yankees, Thurman Munson, zginął w katastrofie

samolotowej w 1979 roku - powiedział szybko. - Chodzisz z Megan do klasy?

Aimee miała lekko zdziwioną minę, ale dość prędko wzięła się w garść.

- Hm... taa - odparła.

Megan wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

- Kapitan drużyny New York Yankees, Derek Jeter, wygrał swoją pierwszą Złotą

Rękawicę w 2004. Lubisz baseball? - mówił dalej Miller.

Aimee roześmiała się, spoglądając pytająco na Megan, ale przyjaciółka tylko

wzruszyła ramieniem. Aimee po prostu się przekona, że Miller jest taki sam jak wszyscy.

Powoli, ale systematycznie.

- W sumie tak - odparła Aimee. - Jestem kibicem Oakland A. Może to dziwne, ale mój

tata dorastał w północnej Kalifornii i...

- A wiesz, że członek Panteonu Sław, Reggie Jackson, grał dla Oakland A przez

dziewięć lat? - spytał Miller, po raz pierwszy spoglądając na Aimee.

- Nie... Tego nie wiedziałam - odparła Aimee z uśmiechem. - Człowiek codziennie się

uczy czegoś nowego.

Megan też się uśmiechnęła.

- Taa, to prawda - przyznała.

Tego wieczoru Megan wyszła ze swojego pokoju, akurat gdy Evan pojawił się u

szczytu schodów. Oboje przystanęli. Przez ułamek sekundy Megan była pewna, że Evan coś

powie, ale on ją minął i poszedł do siebie do pokoju. Zatrzasnął drzwi tak mocno, ze poczuła

wstrząs całym ciałem. Zawróciła na pięcie, zaciskając dłonie w pięści, i gniewnie spojrzała na

drzwi do pokoju Evana. Miała ochotę walić w nie tak mocno, aż je wyrwie z futryny. Przecież

on miał być ideałem.

Na podwórku rozległ się jakiś hałas. Megan podkradła się do końca korytarza, żeby

wyjrzeć przez okno. Drzwi do szopy właśnie się zamykały.

Finn był tak samo beznadziejny, jak jego brat. On też dzisiaj rano porzucił ją

własnemu losowi i nawet słowem nie odezwał się na hiszpańskim, chociaż sam nie poradziłby

sobie z testem.

Megan zawróciła i zbiegła po schodach. Może za bardzo się bała wygarnąć Evanowi,

ale Finn... Zaraz powie temu chłopakowi, co o nim myśli.

- Wszyscy jesteście beznadziejni! - krzyknęła Megan, szarpnięciem otwierając drzwi

szopy Finn opuścił rękę. Pędzel zostawił smugę pomarańczowej farby na nogawce dżinsów, a

potem upadł na podłogę.

background image

- Słucham? - wymamrotał zdezorientowany chłopak.

- Ty! Jesteś beznadziejny! - gotowała się ze złości Megan.

- Już o tym rozmawialiśmy. Wiem, ze jestem do niczego.

- Nie chodzi mi o twoją sztukę. Wy! Wy faceci! - wrzeszczała Megan.

Finn zamrugał.

- No niejako facet jestem całkiem w porządku.

- Och, przestań! - Megan stanęła naprzeciwko niego i wyprostowała się. - O co wam

chodzi?

Powariowaliście? Czy już się tacy urodziliście? A może wasze mózgi są niedotlenione

od zakładania nelsonów, co?

- Megan, lepiej sobie usiądź. - Finn ostrożnie wyciągnął ręce w jej stronę. Trzymając

ją na odległość ramienia, poprowadził do starej ławki i popchnął łagodnie, aż musiała usiąść. -

A teraz mów. Chodzi o Hailey i Evana?

N - ie! O ciebie! Zostawiłeś mnie dziś rano - powiedziała Megan. - A w moim rowerze

były przebite opony Wy mi, cholera, poprzebijaliście opony! Co to ma być? Szpital

McGowanów dla niebezpiecznych przestępców?

- Hej, hej, hej! - wtrącił się Finn. - Po pierwsze, ja cię dzisiaj rano wcale nie

zostawiłem. Evan mi powiedział, że chcesz pojechać do szkoły na rowerze.

- Taa, jasne - mruknęła Megan.

- Tak powiedział!

- No cóż, ale ode mnie tego nie usłyszał - odparła Megan, z trudem przełykając ślinę.

Na samą myśl, że Evan specjalnie wprowadził brata w błąd, wywracał jej się żołądek. -

Chyba wszyscy w tej okolicy oszukują.

- Znów muszę stanąć we własnej obronie. - Finn wytarł ręce w starą szmatkę do

czyszczenia pędzli i zaplótł ramiona na piersi. - Czyja cię kiedykolwiek okłamałem?

Megan popatrzyła na niego.

- Nie. A przynajmniej nic o tym nic wiem - mruknęła, odwracając oczy.

- Okay, to już coś. - Finn podsunął sobie stołek. - A teraz, bądź tak uprzejma i wyjaśnij

mi, co tak naprawdę zaszło na piątkowej imprezie.

- O rany. Chyba żartujesz - zawołała z ironią Megan. - Ktoś chce usłyszeć moją wersję

tej historii?

- Tak - odparł Finn. - Ja chcę.

Megan wzięła głęboki oddech i usiadła prosto.

- Okay zobaczyłam, ze Hailey i Evan kłócą się ze sobą, a potem Evan poszedł do

background image

pokoju bilardowego. Po jakimś czasie szukałam łazienki i przez pomyłkę trafiłam do pokoju,

gdzie na łóżku leżał Evan. Usiadłam obok niego i spytałam, co się dzieje Po prostu

rozmawialiśmy.

Nagle do środka wpadła Hailey, zobaczyła nas i dostała szału. Wybiegliśmy za nią, ale

zniknęła w tłumie. Wtedy Evan wyszedł z imprezy i to wszystko.

- To wszystko - powtórzył Finn.

- Właśnie tak! - potwierdziła Megan, niemal krzycząc - Godzinę później do Aimee i

do mnie podeszła Jenna i powiedziała, że przed chwilą widziała, że Doug i Hailey uprawiają

seks w lasku. Nic więcej nie wiem.

- Okay, niech jak sobie wszystko poukładam. Byłaś na łóżku z Evanem... - zaczął od

początku Finn.

- I co z tego? - Megan przewróciła oczami. Zarumieniła się.

- Siedziałam tam całe pięć sekund.

- Więc Hailey niczego nic zobaczyła - stwierdził Finn.

- Nie miała czego.

- A ty jej nie powiedziałaś, ze między tobą a Evanem coś zaszło.

- Nie!

- Wierzę ci - oznajmił Finn i wstał.

- Naprawdę? - spytała Megan zaskoczona. - Nawet nie chcesz sobie tego przemyśleć?

- A o czym ni myśleć? - Finn podniósł z podłogi pędzel - Jesteś porządną, uczciwą

dziewczyną i wyraźnie się tym wszystkim martwisz. Evan i Hailey żyją takimi

dramatycznymi sytuacjami. Jako ekspert znający wszystkie zainteresowane strony uważam,

że bez własnej winy, przypadkowo zostałaś wciągnięta przez tajfun zwany „Evan i Hailey”.

Zanurzył pędzel w wodzie i pokręcił nim, oglądając się przez ramię na Megan - Nadal

sądzisz, że jestem beznadziejny?

Megan się uśmiechnęła.

- Już trochę mniej.

- Słuchaj... Finn westchnął głęboko. - Evan zmieni zdanie.

- Tak myślisz?

- Taa, na pewno.

Megan bardzo chciała uwierzyć Finnowi. Przecież znał Evana o wiele lepiej niż ona.

Ale nadal nie mogła zapomnieć zdesperowanej miny Evana i tego, jak mówił, żeby trzymała

się od niego z daleka. Zdecydowanie nie wyglądał, jakby zamierzał zmienić zdanie w tej

sprawie.

background image

- Ale z Dougiem tak łatwo nie pójdzie - dorzucił Finn.

Megan głośno wciągnęła powietrze.

- Wiesz, co mnie dziwi? Prawne jestem w stanie zrozumieć, czemu Doug to zrobił -

powiedziała.

- Hę?

- No bo jeśli najseksowniejsza dziewczyna w szkole rzuca ci się w ramiona i mówi, że

zerwała ze swoim chłopakiem... A oboje jesteście nieźle pijani...

Finn zmarszczył brwi, odkładając pędzel do wyschnięcia.

- Gadasz jak facet - stwierdził wyraźnie zdziwiony.

- Ja tylko dostrzegam rzeczy oczywiste - odparła.

- No cóż, posłuchaj, chciałbym tylko, żebyś wiedziała, że nie wyjechałbym do szkoły

dziś rano bez ciebie, gdybym nie rozmawiał z Evanem - powiedział Finn.

Zaglądając mu w oczy, Megan nie mogła uwierzyć, że choć przez chwilę

podejrzewała Finna o tak niegodziwe zachowanie.

Finn to przecież Finn.

- Więc jutro zawiozę cię do szkoły - dodał.

- Nie, dzięki - odparła Megan, myśląc o tym, jak lodowato potraktował ją Evan przed

chwilą.

- Przez jakiś czas będę jeździła rowerem.

- Mówiłaś, że ktoś ci poprzecinał opony - zauważył Finn.

- Racja, muszę to naprawić. - Megan wstała. - Macie pompkę??

- Gdzieś jest - powiedział Finn. - Pewnie w garażu. Pomogę ci znaleźć.

- Fajnie. - Megan pierwsza wyszła z szopy. - I jak, kogo powinnam za to obwinie?

- Za szczeniackie jak na Evana - ocenił Finn, stając z boku kiedy Megan

wyprowadzała rower.

- Chciałbym też móc powiedzieć, że to zbyt niedojrzałe jak na Douga, ale kto się

nabierze? Najlepiej obstawić, że to on albo Ian.

Megan westchnęła.

- No cóż, przynajmniej wiem, kim są moi wrogowie.

- I, mam nadzieję, kto jest twoim przyjacielem - dodał Finn.

Jego uśmiech dotknął jakiejś czułej strony w jej duszy. Spuściła oczy i poprowadziła

rower przez trawnik.

- Dzięki.

Megan i Finn właśnie dochodzili do drzwi garażu, kiedy ich uwagę zwrócił

background image

dobiegający z ulicy pisk opon. Megan oparła rower o ścianę. Weszli na podjazd akurat w

chwili, gdy Doug nurkował głową naprzód na tylne siedzenie odpicowanej hondy civic. Miała

neonowe podświetlenie podwozia i felgi, które pewnie kosztowały więcej niż sam samochód.

Megan zmarszczyła nos, czując dym walący z okien hondy. Kilku pasażerów zaczęło

wiwatować i coś krzyczeć, kiedy silnik zaryczał. Samochód odjechał. Mimo znaku stopu

poślizgiem wszedł w zakręt i zniknął w oddali. - Nic dobrego z tego nie będzie - stwierdził

Finn, na głos wyrażając to, co pomyślała Megan.

- Na pewno nie chcesz, żeby cię podwieźć, Megan? - spytała Regina następnego

ranka, chowając portfel i okulary słoneczne do torebki.

Megan siedziała przy śniadaniu naprzeciwko Caleba i Iana.

Po jej prawej stronie Sean sączył kawę i czytał Szklane miasto Paula Austera. Megan

pomyślała, ze później sprawdzi w sieci, co to za książka.

- Nie, dzięki. W sumie lubię jeździć na rowerze - powiedziała Megan.

- Okay. Ale jak zmienisz zdanie... - Zerknęła na zegarek i trochę nerwowo poprawiła

pasek torebki. - Doug! Jedziemy! Spóźnię się do pracy!

- Drukuję! Nie wyskakuj z gaci! - odkrzyknął Doug z głębi domu.

Regina spojrzała na Megan.

- Czy on mi właśnie powiedział, żebym nie wyskakiwała z gaci?!

- Chyba tak - odparła Megan i puściła do Reginy oko.

- Ten chłopak ma szczęście, że go nie wychowuje moja matka - stwierdziła Regina. -

Wybiłaby mu wszystkie zęby.

- Co on tam robi? spytała Megan.

- Sprawdza komputerowym słownikiem swoje wypracowanie o Szkarłatnej literze -

poinformowała Regina. - Ale i tak powinnam się cieszyć, że w ogóle odrabia lekcje. W

zeszłym roku wychowawczyni ciągle narzekała, że Doug marnuje swoje zdolności.

- Naprawdę? spytała Megan.

- Doug jest rodzinnym bystrzakiem - wyjaśnił obojętnym tonem Sean.

- Nie on jeden - odpaliła Regina, patrząc na Seana znacząco.

Złapała kluczyki.

Sean zignorował uwagę matki i nabrał sobie potężną łyżkę musu czekoladowego.

- Doug! - krzyknęła Regina.

- Cierpliwości, kobieto - wrzasnął Doug, truchtając korytarzem w ich stronę. W

porannym świetle wyraźnie było widać, że ma podbite oczy. Wcisnął wydruk do torby i

mijając matkę, wyszedł na werandę, gdzie już czekał Miller.

background image

Regina wzięła głęboki oddech.

- Boże, daj mi spokój ducha, abym umiała zaakceptować to, czego nie potrafię

zmienić... - mruknęła i poszła za synem. - Sean! Upewnij się, że chłopcy zdążą na autobus!

- Na razie - powiedziała Megan. Wstała i wstawiła swoją miseczkę do zlewu.

- Taa - mruknął Sean.

Megan wsiadła na rower i popedałowała do szkoły, myśląc o wymianie uwag między

Seanem a Reginą. Jeśli Doug i Sean rzeczywiście byli rodzinnymi bystrzakami, to Megan

mogła sobie wyobrazić frustrację ich rodziców. Doug cały czas mazał po spodniach i wrednie

się zachowywał, a Sean wiecznie grał na gitarze albo zajmował się motocyklem.

Kiedy Megan mijała szkolny parking, zauważyła grupkę osób stojących pod zachodnią

ścianą Liceum Baker. Zahamowała i zmrużyła oczy, patrząc pod słońce. Ktoś wymalował

mur niebieską i srebrną farbą. Z tej odległości nie mogła zobaczyć szczegółów rysunku, ale

zajmował niemal całą wolną powierzchnię.

- Co się dzieje? - spytała rudego dzieciaka, który ustawił obok swój rower.

- Musisz to zobaczyć - odparł. - Cholernie warto.

Megan zmarszczyła brwi, kiedy dzieciak ruszył w stronę zbiegowiska. Zapięła zamek

roweru.

Nagle ktoś przesłonił słońce.

To był Finn. Minę miał marną.

- Co? - spytała.

- Mówiłem ci, że nie będzie z tego nic dobrego.

Megan wstała ogarnięta wielkim niepokojem. Popatrzyła za plecy chłopaka, w

kierunku szkoły.

- O nie... - wymamrotała.

- O tak - mruknął Finn.

Razem wspięli się pod górę i dołączyli do zbiegowiska. Nauczyciele, uczniowie,

pracownicy administracji, woźni - wszyscy gapili się, śmiali albo kręcili głowami. Wielkimi

niebieskimi i srebrnymi literami wypisano słowa: BAKER DO DUPY.

A pod spodem znajdował się naprawdę bardzo dobry rysunek znanej postaci aniem,

obsikującej kurtkę reprezentacji Liceum Baker.

- No cóż, mogli narysować coś znacznie gorszego - stwierdziła jakaś dziewczyna

stojąca przed Finnem.

Kilka osób roześmiało się, a Megan i Finn wymienili spojrzenia.

Megan zrozumiała teraz, dokąd Doug wybrał się poprzedniego wieczoru. Nie miała

background image

też wątpliwości, że wszyscy uczniowie i nauczyciele szybko zwrócą uwagę na własnoręcznie

ozdabiane ubrania Douga.

Od: Strzelec5525@yah00.com

Do: Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis dziesiąty

Uwaga nr 1: Chłopcy mają mocno niedojrzałe sposoby na pokazywanie, co myślą.

Na przykład pozbawiają cię możliwości dojazdu do szkoły.

Albo przecinają ci opony roweru. Albo malują sprayem graffiti z postaciami, które sikają.

Uwaga nr 2: Chłopcy potrafią cię uspokoić samym tonem głosu.

A przynajmniej Finn to umie.

background image

ROZDZIAŁ 13

Megan musiała w myślach podziękować Dougowi i jego kumplom - ich niepoprawna

artystyczna demonstracja zdecydowanie odwróciła uwagę od jej rzekomych wybryków. Przez

cały dzień wszyscy mówili wyłącznie o graffiti na murze szkoły. Kto to zrobił? Ktoś z

konkurencyjnej szkoły? Jak im się udało dostać tak wysoko? Wszyscy zapomnieli, że Megan

Meade w ogóle istnieje.

Na korytarzu szumiało od plotek, kiedy Megan i Finn wyszli z klasy po hiszpańskim.

Po drugiej stronie korytarza czekała na nich Aimee.

- Co słychać? - spytała Megan.

- Namierzają podejrzanych - poinformowała Anemie. - Betsy wyciągnęła z

trygonometrii Chada Linusa w samym środku klasówki.

- O cholera! - Finn stanął jak wryty, kiedy weszli do głównego holu.

- Co? - Megan podążyła za jego wzrokiem.

Kilka drzwi dalej jakiś wysoki facet z szerokimi ramionami, kwadratową szczęką i

okularami z grubymi szkłami wprowadzał Douga do któregoś pokoju biurowego. Facet

wglądał jak Frankenstein bez kołków w szyi.

- Kto to jest? - spytała Megan. - Wicedyrektor - odparła Aimee. - Doktor Frank. -

Żartujesz... - Megan spojrzała z powątpiewaniem na przyjaciółkę. - A co, nieźle pasuje

nazwisko do osoby - wtrącił się Finn.

Doug wbijał wzrok w ziemię, wchodząc do gabinetu. Wyglądał jak dzieciaczek, który

ze wszystkich sił stara się odgrywać twardziela. Ogarnęło ją współczucie dla Douga, ale

jednocześnie miała ochotę podejść do niego i dać mu klapsa. Naprawdę uważał, że nie

zostanie przyłapany?

- Idę tam. - Finn ruszył korytarzem.

- Co? Dlaczego? - spytała Megan. - Co oni teraz zrobią?

- Nie wiem, ale to mój brat. - Finn wzruszył ramionami. - Może to głupie, ale mam

taką odruchową potrzebę, żeby pomóc dzieciakowi.

- Okay, rozumiem. Naprawdę - powiedziała Megan. - Ale to on wymalował mur.

Może właśnie powinien być ukarany. Sama nie wiem. Mozę to go nauczy rozumu.

Finn wypuścił powietrze z płuc.

- Megan, nie zrozum mnie źle, ale ty nie znasz całej historii.

- Jakiej całej historii? - spytała Megan.

- Z Dougiem - wyjaśnił Finn. - To nie takie proste, jak myślisz. No bo spróbuj dorastać

background image

jako brat bliźniak Millera. W dodatku w otoczeniu pięciu innych braci. On nie jest złym

człowiekiem, rozumiesz? Ale jest...

Megan z wysiłkiem przełknęła ślinę.

- Twoim bratem.

- Taa - powiedział Finn. - Ja nie twierdzę, że to wszystko usprawiedliwia, naprawdę.

Bo tak nie jest. Ja tylko mówię. Jak to wygląda z jego strony. To nic zabawnego, kiedy

dzieciak tuż obok ciebie skupia na sobie całą uwagę otoczenia. A przecież nie możesz

przeciwko temu zaprotestować, bo tamten jest chory.

Megan i Aimee wymieniły spojrzenia.

- Okay, ale co chcesz tam powiedzieć? - odezwała się w końcu Megan.

Finn odwrócił się i ruszył w stronę drzwi gabinetu. Westchnął i uniósł oczy do nieba.

- Nie wiem. Może po prostu skłamię, ze wczoraj wieczorem Doug był ze mną -

powiedział.

- Nigdy ci nie uwierzą - stwierdziła Aimee.

- Ona ma rację - wtrąciła Megan. - Jesteś jego bratem. Pomyślą, że kłamiesz, żeby go

wydostać z tarapatów. - Megan zaczęło bić szybciej serce. Przypomniała sobie wyraz twarzy

Douga po bójce z Evanem. Widziała, jak traktował Iana i Caleba. Cóż, pod przebraniem

gangsta krył się całkiem przyzwoity dzieciak. Chyba wystarczyło tylko, żeby ktoś to

zauważył.

- Ale może kupią tę historię ode umie.

Sięgnęła do klamki drzwi, ale Finn złapał ją za ramię.

- Megan...

- Daj spokój, Finn. Ja nie mam żadnego powodu, żeby go ochraniać, prawda? -

powiedziała Megan.

Finn się zamyślił.

- Ale ty przecież nie cierpisz Douga. Więc... czemu to robisz?

- Nazwijmy to zboczeniem - zażartowała. - Nie lubię patrzeć, jak moi przyjaciele się

martwią.

Finn uśmiechnął się, a Megan serce zabiło. Otworzyła drzwi i weszła do gabinetu, a

potem wystawiła głowę na korytarz. Oczywiście mówiłam o twoim zmartwieniu, nie jego

zmartwieniu.

Finn się roześmiał.

- Idź już.

Drzwi zamknęły się za Megan. Doug siedział pod ścianą, na starej, krytej skajem

background image

kanapie.

Podniósł wzrok, kiedy Megan weszła do środka. Na kolanach miał stos książek. Na

każdej było mnóstwo jego oryginalnych rysunków. Megan cmoknęła z niesmakiem i złapała

książki, siadając obok niego.

- Wiesz co, jak na rzekomo bystrego faceta, nie myślisz za szybko - powiedziała

Megan, rozpinając plecak.

- Co robisz? spytał Doug.

- Ratuje ci tyłek. - Megan wyjęła kilka własnych, czystych podręczników i położyła

Dougowi na kolanach, a potem schowała jego książki do swojego plecaka. - Gdzie twoje

wypracowanie o Szkarłatnej literze? - spytała.

- Co? Powaliło cię.

- Gdzie je masz? - spytała jeszcze raz Megan.

Chłopak skrzywił się, pochylił i wyciągnął kartki z jednego ze swoich zeszytów.

Megan ułożyła wydruki na stosie książek, a potem zapięła swój plecak.

Z wewnętrznego gabinetu wyjrzał doktor Frank.

- A to kto? - spytał, patrząc na Megan.

- Jestem tu jako świadek - Megan wstała.

- Nie potrzebuję twojej pomocy, yo! - Doug również wstał.

Megan z ulgą zauważyła, że przynajmniej zostawił swoje pomazane rysunkami

spodnie w domu. Teraz miał na sobie czyste dżinsy, choć trochę postrzępione.

- Taa, jasne - mruknęła Megan. Wyciągnęła rękę do doktora Franka, który uścisnął ją

po chwili totalnego zaskoczenia. - Jestem Megan Meade. Chodzę do Baker od tygodnia -

dodała.

- Wiem, co Doug robił wczoraj wieczorem.

- Ach tak? - Doktor Frank zaplótł długie ramiona na piersi. - No to wejdźcie.

Megan z uśmiechem przeszła obok wicedyrektora, a za nią kroczył Doug, który -

całkiem mądrze i po raz pierwszy od chwili, kiedy Megan go poznała - trzymał buzię na

kłódkę.

Gabinet przypominał loch. Ściany pomalowano na szaro, a na biurku paliła się tylko

lampka ze słabą żarówką. Pionowe żaluzje zostały szczelnie zasunięte, a jedyną ozdobą

gabinetu był oprawiony w ramki dyplom doktora Franka i plakat z biegaczami

długodystansowymi podpisany: DYSCYPLINA.

- Proszę siadać. - Doktor Frank wskazał dwa krzesła stojące przed jego metalowym

biurkiem.

background image

Doug opadł na krzesło. Megan usiadła na skraju drugiego wyprostowana jak struna.

Jedno wiedziała na pewno - jak rozmawiać z surowymi dorosłymi. W końcu dorastała w

otoczeniu oficerów armii - taki wicedyrektor to przy nich drobiazg.

- Na początku chciałbym zaznaczyć, że kiedy zobaczyliśmy dziś rano graffiti

wykpiwające Liceum Baker, z góry założyliśmy, że tego czynu dokonali uczniowie szkoły

rywalizują z nami. Ale zanim zwrócimy się do władz z. prośbą o przejęcie śledztwa, musimy

się upewnić, że sprawca nie chodzi po naszych korytarzach. Rozumiecie, jak bardzo byłoby to

żenujące.

Megan pokiwała głową. Doug zaczął się kręcić na krześle.

- Panie McGowan, wiem o tym z pewnego źródła, że... postać ozdabiająca naszą

ścianę należy do pańskich ulubionych - mówił dalej doktor Frank, zaplatając dłonie na

brzuchu i wygodniej rozsiadając się w fotelu. - Większość pańskich kolegi, już się przyznała

do współudziału Nie jestem pewien, czy znajdzie się dla niego jakieś usprawiedliwienie,

panno Medea.

- A Facet, daj spokój. Ja nic nie...

- Doug i ja uczyliśmy się razem wczoraj wieczorem. - Megan przerwała chłopakowi,

zanim zdążył palnąć coś, czego później by żałował. - Pomagałam mu napisać wypracowanie

na temat Szkarłatnej litery. Mój nauczyciel poświęcił w zeszły roku pół semestru na tę

lekturę, więc znam ją na pamięć. W każdym razie, siedzieliśmy przynajmniej do dwunastej i

Doug już prawie zasypiał, kiedy wychodziłam od niego z pokoju, więc...

- Pomagała ci w pracy domowej? - zwrócił się doktor Frank do Douga.

- Tak właśnie powiedziała - odparł Doug wojowniczo.

Megan westchnęła. Naprawdę niczego jej nic ułatwiał.

- Czy ja mogę zobaczyć to wypracowanie? - poprosił doktor Frank.

- Och! Ja je mam - odparła słodko Megan. - Obiecałam mu, że jeszcze raz przeczytam

na dużej przerwie. Wyjęła wydruk z torby i podsunęła doktorowi Franków i. - Tak przy

okazji, wypadło świetnie - zwróciła się do Douga.

Chłopak spojrzał na nią, jakby mówiła po chińsku.

Doktor Frank powoli przewracał stronice. Megan wiedziała, że on tylko gra na

zwłokę, obmyślając następny ruch.

- A może po prostu próbujesz ochraniać McGowana? - spytał wreszcie doktor Frank.

- Ja? Ochraniać jego? - oburzyła się Megan. - Och, proszę... Po pierwsze, moi rodzice

służą zawodowo w armii i nauczyli mnie nie oszukiwać zwierzchników - powiedziała Megan

poważnie. Nauczyli mnie też. że zawsze trzeba być lojalnym wobec swojej jednostki. - Po

background image

drugie, nie mam żadnego powodu, żeby ochraniać Douga. Nie cierpimy się nawzajem.

- Święta prawda - przyznał Doug.

- Jeśli tak, to czemu pomagałaś mu odrobić lekcje? - spytał doktor Frank. Wyglądał

jak kot, który właśnie połknął kanarka.

- No cóż, przecież nie mogę odmówić człowiekowi, który przychodzi do mnie w

potrzebie, z żałosną miną, prawda? - spytała Megan z pobłażliwym uśmiechem.

Doug przewrócił oczami. Doktor Frank przyglądał się im przez długą chwilę.

Wreszcie westchnął i oddał wydruk Dougowi.

- No cóż, Douglasie, żaden z kolegów nie wspomniał o twoim udziale w tym

incydencie. Ale ja wiem, że uwielbiasz anime... - Doktor Frank pokręcił głową. - Nie mam

przeciwko tobie żadnych wyraźnych dowodów, więc nic mogę obciążyć cię

odpowiedzialnością.

- To do widzenia. - Doug z hurkotem poderwał się z krzesła i ruszył do drzwi.

- Ale...! - zawołał za nim doktor Frank, a Doug przystanął. - Chciałbym powierzyć

tobie i pannie Meade rolę opiekunów grupy wyznaczonej do usunięcia graffiti.

- Co? Przecież pan słyszał, że ja nie miałem z tym nic wspólnego - zawołał Doug.

- Nieważne, panie McGowan. I proszę mi wierzyć, jeśli nie chce pan, żebym bardziej

dogłębnie zbadał całą tę sprawę, natychmiast przyjmie pan moją wspaniałomyślną propozycję

- powiedział doktor Frank, podnosząc się z fotela. I Megan, i Doug musieli zadrzeć wysoko

głowy, żeby spojrzeć na wicedyrektora.

- Zorganizujcie sobie zespół, a administracja przygotuje środki czyszczące, które będą

na was czekały dzisiaj zaraz po szkole.

- To nie... - zaczął Doug.

- Oczywiście, przyjdziemy - wtrąciła natychmiast Megan, stając w otwartych

drzwiach. - Miło było pana poznać, panie dyrektorze.

Uśmiechnął się po raz pierwszy, obnażając rząd bardzo dużych, żółtych zębów.

- Mnie tez było miło, panno Meade.

- Hej! No i jak poszło?

Finn stał tuż obok drzwi do stołówki, do której Megan weszła w chwilę po swojej

rozmowie z doktorem Frankiem. Doug wcisnął Megan stos jej książek, odebrał własne i

szybko poszedł w przeciwną stronę. Nawet nie wykrztusił słowa podziękowania.

- Wykręcił się... chyba - powiedziała Megan.

- Co to znaczy? - spytał Finn.

- No cóż, nie został zawieszony.

background image

Twarz Finna się rozjaśniła.

- Megan, wspaniale! Dzięki wielkie!

- Taa. tylko że doktor Frank nie uwierzył nam do końca, więc jesteśmy teraz

odpowiedzialni za akcję usuwania graffiti - dodała Megan Musimy zebrać załogę, która

spotka się dziś po lekcjach.

- Fiuu - Finn zrobił kwaśną minę. - No cóż, przyszłaś we właściwe miejsce.

Rozejrzeli się po stołówce, gdzie setki rówieśników siedziały i jadły, na pewno tylko

czekając, żeby się zgłosić na ochotnika do zajęć po szkole.

- Trudno, muszę się tym zająć - mruknęła Megan.

- A co z Dougiem? - spytał Finn.

- Na jego pomoc chyba nic ma co liczyć - odparła Megan, wchodząc do środka. - Życz

mi powodzenia.

- Powodzenia - powiedział Finn z uśmiechem.

Megan wiedziała, że większość osób nadal nie miała najmniejszej ochoty z nią

rozmawiać ani nawet jej znać, ale nie widziała innego wyjścia. Doktor Frank wydał jej się

człowiekiem dość zasadniczym. Kto wie, jąkają czeka kara, jeśli sobie nie poradzi z tym

drobnym zadaniem?

Postanowiła zacząć od swoich tak zwanych przyjaciółek, które przynajmniej kiedyś

się do niej odzywały.

- Cześć, dziewczyny. - Wpychając ręce w kieszenie dżinsów, podeszła do stołu od

strony, gdzie siedziała Ria.

Przez chwilę nikt nie reagował. Potem Jenna szybko podniosła oczy znad sałatki

owocowej i odpowiedziała:

- Cześć.

- A więc... tak teraz będzie? - spytała Megan. - Rozeszło się kilka plotek i nagle jestem

jak choroba zakaźna?

Ria westchnęła i przerwała jedzenie. Pearl tylko zrobiła zbolałą minę.

- No cóż, nieważne. Nie w tej sprawie tu przyszłam. Zbieram grupę ochotników do

usuwania graffiti dziś po południu. Pomyślałam, że może będziecie chciały się włączyć.

- Niech zmywają ci, którzy pomazali ścianę - parsknęła Ria. - A może to ty zrobiłaś?

- Nie jestem wandalem - odparła Megan.

- A kim? - rzuciła zawadiacko Ria.

- Ria... - odezwała się cicho Jenna.

- Nie, nic się nie stało, Jenna. - Megan zaczęło się robić gorąco. - Wiesz co, Ria? Ja

background image

nie zrobiłam nic z tego, o co jestem posądzana. Ale teraz problem polega na tym, że nasza

szkoła ostała zeszpecona, więc trzeba to naprawić. I ja się tym zajmę, chociaż jestem tu

zaledwie od tygodnia i nie cierpię tej budy.

Ria spuściła wzrok, Wydawała się trochę mniejsza niż przed chwilą.

- Wierzcie sobie, w co chcecie, na mój temat - dodała Megan. - Ale mam nadzieję, że

zobaczę was po szkole.

Odwróciła się i podeszła do następnego stolika. Nie chciała pozwolić, żeby dotknęło ją

zachowanie Rii, ale w sumie była zadowolona, że tak się stało. Potrzebowała przypływu

świętego oburzenia, żeby stawić czoło reszcie uczniów.

- Cześć, jestem Megan Meade - zaczęła. - Zbieram grupę osób, które pomogą mi

usunąć graffiti...

Ciągnąc swoją mówkę, Megan zauważyła, że w przeciwległym krańcu stołówki Finn

zwracał się do osób przy stole dla artystycznych typów. Megan pochwyciła spojrzenie chłop:

i się uśmiechnęła. Finn odpowiedział uśmiechem.

Megan szybko znów skupiła się na bieżącym zadaniu. Musiała wykorzystać tę falę

adrenaliny.

Tego popołudnia Megan zwolniła się z treningu - ku wielkiemu niezadowoleniu

Leonard i poszła pod mur szkoły. Miała tylko nadzieję, że ktokolwiek się tam pojawi. Nawet

obecność Douga stała pod znakiem zapytania, a w czasie lunchu nikt specjalnie nie zwrócił

uwagi na prośby.

Megan wyszła zza rogu i oniemiała. Finn srał w środku grup: uczniów, w skład której

wchodzili Ria, Jenna, Pearl, Aim i Doug z kilkoma dziewczynami z drużyny piłki nożnej.

- Cześć - Megan podeszła do towarzystwa.

- Cześć - odparł Finn z uśmiechem. - Właśnie wyjaśniał wszystkim, co trzeba robić.

U jego nóg stał otwarty plastikowy - pojemnik z jakąś mazią. Były też pudła okularów

ochronnych i szpachli. Pięć drabin opierało się o ścianę.

- Kto ci kazał nadzorować tę akcję? - spytała Megan.

- Woźny Steve - odparł Finn, pocierając dłonie. - Nie chciał na ciebie czekać, więc mi

wszystko przekazał. Mówił coś, że to jego wieczór na kręgle, nie bardzo pamiętam.

- Okay, no więc co robimy? - spytała Megan.

- Trzeba rozsmarować tę masę po całym napisie i ona ma podobno wessać farbę -

wyjaśnił Finn, przyklękając i zakładając gumowe rękawice. - Kłopot w tym, że śmierdzi i

marny uważać, żeby się nią nie wybrudzić.

- Świetnie. Widać szalenie bezpieczne zajęcie - powiedziała Megan, wywołując

background image

wybuch śmiechu zebranych. - No to do roboty.

Wszyscy stłoczyli się wokół pudeł ze sprzętem ochronnym i zaczęli się szykować.

Megan znalazła się obok Rii. Podała jej rękawice.

- Dzięki - powiedziała Ria.

- Nie ma sprawy - odparła Megan.

- Wiesz, to naprawdę fajne, że się tym zajęłaś - odezwała się Ria, wybierając parę

gogli.

Przecież jesteś ni nowa...

- Taa, szczerze mówiąc, nie zgłosiłam się na ochotnika, ale i tak uważam, że to ważne.

- Pewnie. - Ria spojrzała w ziemię, bawiąc się paskiem od gogli. Pokora nie bardzo

pasowała do tej dziewczyny, więc wywoływała w Megan jeszcze większe wzruszenie. - I

przykro mi za tych kilka ostatnich dni. Byłam trochę wredna. Nie wiem, dlaczego uwierzyłam

Hailey.

- Jasne, że wiesz - powiedziała Megan. - Ze strachu. Chodź. Odwalmy tę robotę,

zanim Leonard nas wszystkie pozabija.

Megan zaczęła się odprężać, kiedy zabrała się do pracy. Wszyscy gawędzili

przyjemnie i nikt nie mówił o niej ani o Evanie, ani o Hailey. Słońce świeciło, z boiska i sali

gimnastycznej dobiegały odgłosy różnych treningów. Megan ogarnął spokój.

Właśnie kończyła usuwanie kurtki reprezentacji, kiedy Aimee podeszła zamieszać

środek do usuwania farby.

- Widziałam cię dziś na dziedzińcu z Millerem - zagadnęła Megan. - Rozmawialiście?

Aimee się zarumieniła.

- Niezupełnie. Po prostu lubię jego towarzystwo.

- Taa, dlatego że on nie miele ozorem - odezwał się Doung ochlapując mazią fragment

ściany.

- Umarłabyś z nudów gdyby zaczął gadać.

- Nie zwracaj na niego uwagi - powiedziała Megan do Aimee, próbując nie dopuścić

do siebie gniewu. - On się obraził cały świat.

- Aha, teraz ci się wydaje, że mnie znasz? - burknął Doug.

- Tak, znam cię - odpaliła Megan. - Jesteś bystry, dowcip zdolny i masz fantastyczną

rodzinę, ale jedyne, co ci się chce robić, to snuć się po świecie i zgrywać ofiarę. To po prosi

wkurzające.

O rany. Skąd mi się to wszystko bierze? Megan miała ważenie, że kiedy raz już

zaczęła wyrażać na głos własne myśli, nie jest w stanie przestać.

background image

Twarz Douga przybrała odcień głębokiej purpury.

- Lepiej się zamknij, suko, bo nie masz pojęcia, o czym gadasz - rzucił.

- Hej! - krzyknął Finn. wchodząc między nich. - Jak ty ją nazwałeś?

- Słyszałeś - powiedział Doug z twarzą wykrzywioną z wściekłości.

- Przeproś, Doug - rozkazał Finn.

- Taa, jasne - mruknął Doug szyderczo.

- Pogięło cię, facet? - spytał Finn. - Wiesz, ze Megan uratowała ci dzisiaj tyłek. Mogli

cię znów zawiesić albo wywalić ze szkoły. Powinieneś jej podziękować.

Megan skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na Douga wyczekująco. Na usta

pchał jej się uśmiech, ale starała się nad mm zapanować. Finn i Doug patrzyli na siebie,

podczas gdy wszyscy inni obserwowali ich w napięciu. Peszcie Doug przerwał impas i

zerknął na Megan.

- Dzięki wielkie - powiedział ironicznie. A potem zerwał gumowe rękawice, cisnął je

pod nogi Megan i odszedł wielkimi krokami.

Finn westchnął, spoglądając za bratem.

- Moi rodzice naprawdę powinni poprzestać na mnie.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem i wkrótce znów zabrali się do pracy. Megan

skinieniem głowy podziękowała Finnowi, a on podniósł szpachlę porzuconą przez Douga.

- Naprawdę fajnie, że mu pomogłaś - odezwał się, wycierając szpachlę z trawy i ziemi.

- Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak cię potraktował.

- No cóż, niedawno usłyszałam kilka rzeczy, które dały mi do myślenia - powiedziała

Megan.

- Ale nadal uważani, że należy mu się lanie.

- Ale ty nieźle utarłaś mu nosa - stwierdził Finn. - Chyba się nie spodziewał, że

usłyszy od ciebie, że jest bystry, dowcipny i zdolny.

- Mówię, co myślę.

Od:Strzelec5525@yahoo.com

Do:Zakręcona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis jedenasty

Uwaga nr 1: Chłopcy są wrażliwi.

Nawet ci, którzy wydają się totalnymi dupkami.

background image

Uwaga nr 2: Chłopcy nie wiedzą kiedy sobie odpuścić.

Zwłaszcza ci, którzy wydają się totalnymi dupkami.

background image

ROZDZIAŁ 14

W piątek po południu, przy lunchu, Megan i Miller podeszli do stołu, przy którym

zawsze siadali od czasu usuwania graffiti - stołu Aimee. Spróbowali tego we środę. Megan

nie wiedziała, jak Miller zareaguje na towarzystwo dwóch nowych osób, ale on po prostu

usiadł sobie i zjadł lunch w milczeniu. Dzisiaj Aimee, Ria, Pearl i Jenna czekały na Megan i

Millera. Megan widziała, że coś się kroi, bo wszystkie siedziały tam tak cicho, z założonymi

rękoma i próbowały się nie uśmiechać.

- Okay... co jest? - spytała Megan.

Miller uśmiechnął się od ucha do ucha i dopiero teraz Megan zauważyła, że tace z

jedzeniem koleżanek zostały uporządkowane dokładnie tak, jak lubił Miller. Wszystko stało

według wielkości, od lewej do prawej.

Megan postawiła własną tacę na stole i szeroko się uśmiechnęła.

- Cześć, Miller - zawołała Aimee wesoło, kiedy siadał obok niej, naprzeciwko Megan.

- Cześć, Aimee - powiedział Miller. Rumieniąc się, zaczął ustawiać rzeczy na swojej

tacy.

- Wolne? - Finn właśnie siadał na krześle obok Millera. Miał na sobie jasnoniebieski T

- shirt, który nadawał jego oczom niesamowity, cudowny kolor.

- Cześć - powiedziała Megan.

- Cześć.

Uśmiech chłopaka przypomniał Megan o pewnym wieczorze, kiedy oboje

odprowadzali jej rower do garażu. Nie wiedziała, dlaczego pomyślała akurat o tamtym

momencie, ale jakoś drgnęło jej serce. Interesujące.

- Moje panie. - Finn kiwnął głową wszystkim koleżankom przy stole.

- Mój panie - odparła żartobliwie Ria.

- Co jest, Miller? - spytał Finn.

- To tak nie stoi. - Miller wbijał wzrok w tacę Finna.

- Och, przepraszam. - Finn szybko przestawił jedzenie. - Jezu, Finn, my już wszystkie

opanowałyśmy tę technikę.

Co z tobą? - zażartowała Megan.

- Ojej, nie wiem, co się ze mną dzieje - odparł Finn lekkim tonem. - Lepiej? - spytał

Millera.

- Taa. To jest Aimee. - Miller wskazał kciukiem na Aimee. - Moja nowa przyjaciółka.

Dziewczyna aż otworzyła usta ze zdziwienia.

background image

- Cześć - powiedziała do Finna, chociaż już się dobrze znali.

- Cześć - odparł Finn. - Nie wiedziałem, że masz nową przyjaciółkę, Miller. To

świetnie.

- Megan też jest moją nową przyjaciółką - dodał Miller. Finn spojrzał na Megan. Aż

promieniał.

- Taa, wiem. To widać.

Megan nagle bardzo się zainteresowała własną sałatką. Czuła na sobie wzrok

wszystkich osób przy stole i nie podniosła głowy, dopóki towarzystwo znów nie zaczęło jeść.

Ria pochwyciła wzrok Megan i posłała jej spojrzenie pełne uznania.

- Co? - szepnęła Megan bezgłośnie, marszcząc brwi.

Ria wymownie spojrzała w kierunku Finna, dając do zrozumienia, że on pojawił się tu

dla Megan. Przyszedł, bo Megan mu się podoba.

Megan przewróciła oczami, pokręciła głową i znów opuściła wzrok na tacę, żeby Ria

już dała sobie spokój. Wstrzymując oddech, zerknęła na Finna, a on szybko odwrócił oczy.

Obserwował ją przed chwilą.

Serce Megan zaczęło galopować. Wzięła duży łyk napoju. Nie, ona się wcale Finnowi

nie podoba. On lubi takie dziewczyny, jak Kayla Bird. Może nie bardzo im wyszło, ale Kayla

wyraźnie była w jego typie, a przecież Megan w niczym nie przypominała wiotkiej baletnicy.

Nie, Ria się pomyliła. Na pewno.

Tego popołudnia, po prysznicu, Megan uznała, że pójdzie do szopy i posiedzi sobie z

Finnem. Może wtedy wyleczy się z obsesji, która jej doskwierała przez cały dzień. Od chwili,

kiedy Ria zasugerowała, że Megan podoba się Finnowi - poparła tę sugestię konkretnymi

przykładami w czasie treningu - Megan ani na chwilę nie mogła przestać myśleć o Finnie.

Czy ona mu się podobała? A jeśli on jej się spodoba? Co wtedy?

Sama doprowadziła się na skraj szaleństwa i to tylko dlatego, że Ria zasiała jej w

głowie ziarenko wątpliwości. Wczoraj wcale nie myślała o Finnie. No cóż, prawie wcale.

Musiała z nim po siedzieć i przypomnieć sobie, na czym naprawdę opiera się ich znajomość.

Są przyjaciółmi. Finn wcale nie traktował jej, jakby była kimś więcej.

Megan zdecydowała zdusić w zarodku tę obsesję, zanim natarczywe myśli wymkną

się spod kontroli. Zaplotła wilgotne włosy w warkocz i wyszła z domu. Natychmiast opuściła

ją cała determinacja. Na środku podwórka, głęboko pogrążone w rozmowie, stały akurat te

dwie osoby, których Megan nie miała najmniejszej ochoty właśnie teraz oglądać - Evan i

Hailey.

Megan nie wierzyła własnym oczom. Jak to możliwe, że tych dwoje ze sobą

background image

rozmawia? Dlaczego Evan wybaczył Hailey zdradę, a nie wybaczył Megan rzeczy, których

nawet nie zrobiła? Oboje podnieśli wzrok i przywitali ją zimnymi, niechętnymi spojrzeniami.

- Idę do środka - oznajmiła Hailey Evanowi. Przeszła obok Megan, ale ani razu nie

podniosła na nią oczu.

Evan ruszył śladem swojej tak zwanej ukochanej, po drodze piorunując Megan

wzrokiem pełnym pogardy. Dość, Megan nie zamierzała dłużej tego znosić.

- Nie możesz mi spojrzeć w oczy, co, Hailey? - odezwała się, obracając na pięcie. -

Nic dziwnego, po tych wszystkich twoich kłamstwach.

Hailey przystanęła przy drzwiach, ale Evan obrócił się w stronę Megan. Oczy mu

płonęły.

- Może dasz jej wreszcie święty spokój? - warknął. - Jesteś jeszcze gorszy niż ona,

wiesz? - krzyknęła Megan. - Hailey przynajmniej miała powód, żeby tak się zachować. Nigdy

ani razu cię nie okłamałam, ale ty, ot tak, zdecydowałeś się mi nie wierzyć. Jesteś tak totalnie

ogłupiony.

- Och, przestań! - zawołała Hailey.

- To twój największy argument? „Och, przestań”? - zaszydziła Megan. - Naprawdę

zamierzasz udawać, że nie wiesz, co zaszło? Chcesz kłamać mi prosto w twarz? Jesteś

niesamowita.

Hailey spojrzała na Megan z gniewem, ale w ułamku sekundy spuściła oczy.

- Zapytaj ją - poleciła Megan Evanowi. - Zapytaj, czy powiedziałam jej, że coś między

nami zaszło. No, dalej. Chcę zobaczyć, jak wielką jest oszustką.

Evan patrzył na Megan przez długą chwilę, zaciskając szczęki.

Megan czuła się tak, jakby właśnie wstrzyknięto jej truciznę prosto w serce.

- W głowie mi się nie mieści, że zmarnowałam chociaż jedną chwilę swojego czasu na

myślenie o tobie.

Mijając Hailey, Megan zawróciła do domu i poszła do pokoju. Była tak okropnie

rozzłoszczona, że omal nie eksplodowała ze zdenerwowania. Złapała za telefon i wykręciła

numer Tracy. Tylko z nią mogła na ten temat porozmawiać.

- Megan? - odezwała się Tracy zaskoczona.

- Wiesz co, Trace? Ten intensywny kurs ze znajomości chłopaków naprawdę działa -

mówiła Megan, spacerując po pokoju.

Przystanęła na moment i wyjrzała przez okno: Evan siedział teraz na hamaku, z głową

w dłoniach. - I wiesz, czego się nauczyłam?

- No, czego? - zapytała Tracy.

background image

- Ze faceci są totalnie nic niewarci.

Poczuj, że jesteś w szczęśliwym miejscu, Megan. Znajdź swoje szczęśliwe miejsce...

Lemon, osobista konsultantka kosmetyczna Megan, obłożyła twarz dziewczyny

kolejną warstwą śmierdzącego, obrzydliwego paskudztwa, wmasowując je w skórę

opuszkami palców. Wydawało się, że mieszanina pełna jest okruchów szkła. I żwiru.

Cokolwiek to było, drażniło nie tylko skórę, ale i wszystkie nerwy.

I jak to miało człowieka odstresować? Megan nadal była spięta po wczorajszej

konfrontacji z Evanem i Hailey. Tak bardzo chciała się zrelaksować. Najlepiej aktywnie. A

teraz nie dość że musiała leżeć bez ruchu, to jeszcze Lemon zdzierała jej skórę z twarzy.

- Odpręż się, dziewczyno. Jesteś tu po to, żeby się wyluzować - powtarzała Lemon

nonszalanckim tonem, atakując dłońmi skronie Megan. Nastroszone włosy kosmetyczki miały

niemal cytrynowy kolor, zgodnie z przezwiskiem, a czerwony kolczyk w jej nosie połyskiwał

przy każdym ruchu głowy.

- A czemu myślisz, że nie jestem odprężona?

- Po pierwsze, cały czas machasz stopą - odparła Lemon z szerokim uśmiechem. - I nie

jesteś w stanie zamknąć oczu na dłużej niż trzy sekundy.

- I co? Może tak wyglądam, kiedy się relaksuję.

- Och, kochanie. Mam nadzieję, że nie. - Lemon zmarszczyła brwi ze współczuciem.

Obrzuciła spojrzeniem całą sylwetkę swojej klientki i się skrzywiła.

- Co? - rzuciła Megan.

- Przestań zaciskać dłonie w pięści, kotku - powiedziała.

Megan rozluźniła dłonie. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że je zaciskała, a kiedy już

rozprostowała palce, poczuła w dłoniach mrowiący ból.

- Tylko popatrz, co sobie zrobiłaś. - Lemon cmoknęła i uniosła nadgarstek Megan.

We wnętrzu obu dłoni widniały cztery czerwone ślady w kształcie półksiężyca,

zostawione przez paznokcie.

Gdzieś w górze rozbrzmiewała melodyjka wygrywana przez krowie dzwonki. Megan

usiłowała skupić się na melodii. Może jeśli pięć razy z rzędu usłyszy ten regularny motyw,

okaże się, że można już stąd iść.

- A teraz wdychaj powietrze nosem, a wydychaj ustami - poinstruowała Lemon,

przesuwając dłońmi w górę i w dół nad ciałem dziewczyny. - Wdech nosem... I wydech

ustami...

Megan wypełniła polecenie. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech.

- Powoli, kotku! Powoli - stopowała Lemon. - Nie biegniesz w maratonie.

background image

Oooch... pobiec w maratonie. Są takie szczęśliwe miejsca na ziemi...

Wyobraziła sobie, jak stopy uderzają rytmicznie o ubitą ziemię, wiatr rozwiewa włosy

od szybkiego biegu, płuca płoną, kiedy zmusza się do coraz większego wysiłku. Oczyma

duszy Megan zobaczyła biegnących przed nią Hailey i Evana. Wyprzedziła ich, widziała

zaskoczenie na twarzy Hailey i podziw Evana, kiedy wreszcie do niego dotarło, o ile lepsza

jest Megan od Hailey. Usiłował wymknąć się Hailey i dogonić Megan, ale zostawiła go

daleko w tyle.

- No, proszę. Uśmiechasz się - powiedziała Lemon.

- Taa. Skończyłyśmy już? - spytała Megan.

Na pewno nie zdoła pozbyć się demonów Hailey i Evana, leżąc na miękkim fotelu z

paciają na twarzy. Potrzebowała ostrego treningu. Chciała wreszcie dać upust temu

nadmiarowi energii. Musiała się stąd wydostać. Jak najszybciej.

- No cóż, powinnam to jeszcze zostawić na trzy minuty, ale jeśli czujesz się

odmłodzona, to wykonałam swoje zadanie - stwierdziła Lemon. - Czujesz się odmłodzona?

- Nie mam pojęcia - odparła Megan.

- No dobrze. To zmywamy - zawołała radośnie Lemon. Nareszcie. Koniec koszmaru.

Lemon zmyła twarz Megan ciepłą wodą i podała jej miękki ręcznik. Jeszcze nic nigdy

nie sprawiło Megan takiej przyjemności, jak dotyk tego ręcznika. Może rzeczywiście czuła

się trochę odmłodzona. A może to tylko myśl, że niedługo się stąd wydostanie, sprawiała, że

twarz tak przyjemnie mrowiła.

- Dzięki - rzuciła Megan, wychodząc z gabinetu kosmetyczki. Wróciła do szatni, gdzie

razem z Reginą przebrały się wcześniej w firmowe szlafroki. Prawie już czuła korki na

swoich świeżo wypedikiurowanych stopach. Trening potrwa jeszcze z półtorej godziny.

Mnóstwo czasu, żeby wyładować agresję.

- Cześć! - Regina przywitała ją rozanielonym uśmiechem, stając na środku szatni. -

Gotowa na masaż?

Szczęście Megan wyparowało w mgnieniu oka.

- Na co? - wykrztusiła.

- Na masaż! - powtórzyła Regina, stając przed Megan. - Wielki finał naszego dnia

odnowy biologicznej. Zarezerwowałam gabinet dla nas obu.

Megan aż oczy zapiekły od powstrzymywanych łez. A była już tak blisko wolności.

- Szukamy Megan i Reginy - odezwał się wysoki, muskularny mężczyzna, wsuwając

głowę do gabinetu. Miał falujące włosy, w stylu z lat 70. i urodę mężczyzn z okładek

romansów dla pań.

background image

- To my - zgłosiła się Regina. - Będzie bardzo przyjemnie - szepnęła do Megan, kiedy

wyszły za mężczyzną na korytarz. - Założę się, że po tych wszystkich treningach przyda ci się

porządny masaż.

Megan z trudem przełknęła ślinę, kiedy mężczyzna otworzył przed nimi drzwi do

niewielkiego gabinetu. Po chwili dołączył do niego jeszcze jeden facet, równie wysoki, tyle

że Afroamerykanin i to totalnie seksowny. Megan stanęła pod ścianą, gapiąc się na dwa stoły

pokryte białymi prześcieradłami.

Proszę, powiedzcie mi, że ci dwaj faceci nie będą nam robić... masażu.

Pierwszy facet przedstawił siebie i kolegę:

- Jestem Corey, a to Ben. Dzisiaj zrobimy wam masaż.

W gabinecie było nieznośnie gorąco, ale Megan i tak zaczęła mocno ściskać szlafrok

przy szyi.

- Macie panie jakieś kłopotliwe miejsca, którymi powinniśmy się zająć? - spytał Ben.

Czy Megan się tylko wydawało, czy on do niej mrugnął?

- Kłopotliwe miejsca? - pisnęła.

- No wiesz, bolące albo zesztywniałe mięśnie. Takie miejsca, które wymagają

szczególnej uwagi - wyjaśnił Ben.

- Och... nie... - wymamrotała Megan. - Ja nie mam - dodała Regina.

- No dobrze. Wyjdziemy, żeby mogły się panie rozebrać i...

- Co zrobić? - wypaliła Megan.

- Rozebrać - powtórzył Corey.

- To znaczy, mam zdjąć ubranie? Przy was? - Megan kurczowo zacisnęła poły

szlafroka i cofnęła się o kilka kroków.

- Nie, my na chwilę wyjdziemy z gabinetu - wyjaśnił powoli.

- A kiedy wrócicie, będę naga.

- Możesz zostać w bieliźnie, jeśli wolisz.

- W bieliźnie? Żartujecie? - wyskrzeczała Megan.

- Megan, nie denerwuj się - powiedziała Regina z lekko wystraszoną miną.

- Jestem spokojna! - krzyknęła Megan. Zaczęła skradać się pod ścianą w stronę

wyjścia, nadal ściskając poły szlafroka. - A przynajmniej byłabym spokojna, gdybym teraz

trenowała. Ja się odprężam, biegając, pocąc się i kopiąc piłkę. Mnie nie relaksuje ściąganie z

siebie ubrania i pozwalanie, żeby mnie masowali obcy ludzie!

- Megan, ja...

- Nie, Regino, ja cię naprawdę bardzo przepraszam, ale nie mogę tu zostać - plotła

background image

dalej Megan. - Wiem, że ty tak sobie wyobrażasz przyjemne spędzanie czasu i że chciałabyś,

żebym była jak córka, której nigdy nie miałaś, ale ja nie robię sobie makijażu, nie lubię

różowego i żelu do twarzy... No cóż... W sumie lubię żel do twarzy ale to? Wybacz, to

koszmar. Muszę spadać.

Popatrzyła na Bena, a on szybko odsunął się od drzwi.

- Dzięki - rzuciła Megan i jak burza wypadła z gabinetu.

Strzelec5525: SOS!

Zakręcona: Gdzie jesteś?

Strzelec5525: W autobusie. Ale nie wiem, czy w dobrym.

Zakręcona: Uciekasz stamtąd??? Nie pozwól, żeby Evan cię wygonił!!! Chyba że jedziesz tutaj!

Bo jak tak, to zdecydowanie uciekaj!!!

Strzelec5525: Nie. Ja tylko uciekłam z masażu z R.

Zakręcona: Zabrała cię na masaż? Ale ty nie cierpisz, jak cię dotykają obcy ludzie!!!

Strzelec5525: WIEM!!!

Zakręcona: NIE POWIEDZIAŁAŚ JEJ tego?

Strzelec5525: Właśnie powiedziałam. Reginie i całemu salonowi odnowy biologicznej.

Zakręcona: O rany. jak już eksplodujesz, to eksplodujesz.

Strzelec5525: Zaczynam w to wierzyć.

Zakręcona: I co teraz?

Strzelec5525: Trening nogi. Potem pewnie znów dostanę szlaban.

Zakręcona: Przesyłam ci pozytywane wibracje.

Strzelec5525: Dzięki.: - (Buziaki!

Zakręcona: Buziaki, moja biedna, mała, zagubiona dziewczynko.

background image

ROZDZIAŁ 15

Ona mnie zabije. Ona mnie zamorduje... Co prawda Regina raczej nie wyglądała na

mordercę. A jeśliby miała skłonności do przemocy, to na pewno do tej pory już by zrobiła

komuś krzywdę, mieszkając z ośmioma facetami. Mimo wszystko Megan ciągle słyszała w

głowie ten refren, a przed oczami miała wyraz twarzy Reginy, stojącej w gabinecie masażu.

Kobieta patrzyła na Megan z dezaprobatą, zaskoczeniem i niepokojem - jakby właśnie

zaczynała myśleć, że wzięli z mężem pod swój dach typową psychopatkę.

- Meade! Co ty tu robisz? - spytała trenerka Leonard, kiedy Megan postawiła swoją

sportową torbę przy trybunach. - Myślałam, że masz jakieś rodzinne obowiązki.

- Skończyłam wcześniej - powiedziała Megan, trochę zdyszana po sprincie od

stojaków na rowery.

- No cóż, świetnie - powiedziała trenerka i zagwizdała. - Vargas! Meade wchodzi za

ciebie!

Tina Vargas zeszła z boiska i skinęła głową wbiegającej na murawę zastępczyni.

Megan była zaskoczona powitaniem ze strony członka kliki Hailey, ale nie zastanawiała się

nad tym. Widziała tylko piłkę.

- Jesteś! - przywitała przyjaciółkę Aimee, kiedy ustawiały się na linii przed

rozpoczęciem rozgrywki. - Wyglądasz bardzo promiennie.

- Najwyraźniej tak działa maseczka ogórkowo - proteinowa - mruknęła Megan.

Piłka poszybowała w powietrze. Megan wskoczyła przed Vithyę, przyjmując piłkę na

klatkę piersiową i zabierając ją przeciwnej drużynie. Poprowadziła piłkę w głąb pola, robiąc

unik przed Jessicą Peraitą, która potknęła się, usiłując zmienić kierunek. Potem dwie

obrończynie zaatakowały ją, a ona podała piłkę Rii. Megan ominęła linię obrony i pognała

dalej. Miała przed sobą czyste pole aż do bramki, kiedy Ria z powrotem przekazała jej piłkę.

Megan spojrzała w lewo, żeby zmylić stojącą na bramce Deenę, a potem strzeliła w prawy

róg. Deena przewróciła się, piłka wpadła do bramki. Drużyna Megan podbiegła, żeby

uściskać zdobywczynię gola.

- Świetne zagranie! - zawołała Aimee.

- Gdzieś ty się podziewała dzisiaj rano? Piłaś napoje energetyzujące? - spytała Ria.

Megan uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała. Podbiegła truchtem z powrotem na

linię środkową i stanęła naprzeciwko] Hailey, bardziej niż gotowa, żeby znów zagrać.

Zgodnie z przewidywaniem, Hailey nie chciała spojrzeć jej w oczy.

- Dobra, moje panie! Obrona, do roboty! - zawołała trenerką Leonard.

background image

Pearl nadbiegła z piłką od strony linii bocznej i rzuciła Megan sekretny uśmiech.

Megan odchrząknęła i usiłowała nie zmieniać wyrazu twarzy. Miło było znów mieć

przyjaciółki.

Piłka opadła na trawę. Tym razem Hailey była pierwsza. Podryblowała z nią w głąb

pola. Megan biegła za przeciwniczką. Gorąca krew pulsowała jej w żyłach tak szybko, jakby

dziewczyna wypiła cały zapas kawy z automatu w drodze na trening. Nie zamierzała

pozwolić Hailey dostać się na pole karne. Nic z tego.

Hailey szykowała się do przejścia. Megan zrobiła wślizg dokładnie w chwili, gdy

Hailey wykonywała zamach przed kopnięciem. Korek Megan pierwszy uderzył w piłkę, która

poleciała daleko, prosto pod nogi Lisy Bronson, jej pomocniczki. Lisa miała niemal tak samo

zaskoczoną minę, jak Hailey, ale szybko się połapała i przejęła piłkę. Megan wstała i pędem

pobiegła przez boisko, ciesząc się uczuciem palenia w płucach i w gardle. Było jej dobrze. Po

raz pierwszy od spotkania z Evanem i Hailey poczuła się naprawdę cholernie dobrze.

Lisa podała piłkę do Aimee, którą natychmiast zaatakowała Kathy Cash.

- Środek! - krzyknęła Megan. - Środek!

Aimee perfekcyjnie podała do Megan, posyłając piłkę tuż nad głową Kathy. Kątem

oka widziała nadciągającą pędem Hailey. Megan poprowadziła piłkę na pole karne i

przygotowała się na zderzenie. Hailey walnęła ją w prawy bok, usiłując odebrać piłkę. Megan

sapnęła. Z trudem zachowała kontrolę nad sytuacją. Hailey pchała przeciwniczce dłoń w

twarz, łokieć wbiła jej w żebra. Megan zacisnęła powieki, żeby nie stracić oka. Wykopała

piłkę, biodrem odepchnęła Hailey i znów spojrzała. Piłka toczyła się kilka metrów dalej.

Ria i Jessica obie biegły do piłki, ale Megan nadal była najbliżej. Rzuciła się do

przodu i wykopała piłkę jak najmocniej w stronę Aimee, przez całą szerokość boiska. Aimee

zatrzymała piłkę, a Megan pognała w kierunku bramki. Deena skupiła uwagę na Aimee.

Megan pochwyciła spojrzenie bramkarki, a Aimee przesłała piłkę do Megan. Deena

zareagowała, ale za późno. Megan podskoczyła i główką wbiła piłkę w sam środek bramki.

- Cholera! - wrzasnęła Hailey prosto w twarz bramkarki. - Deena! Co ty, do diabła,

robisz? Myśl trochę!

Deena otrzepała bok z ziemi i powoli odwróciła się plecami do Hailey.

- Nie będziemy wygrywać meczów bez obrony, ludzie! - krzyczała Hailey. - Ona nie

jest aż tak dobra!

Megan roześmiała się i zawróciła na swoją połowę boiska, totalnie ignorując Hailey.

Dwa gole w czasie poniżej dwóch minut to był dla niej rekord. Czuła się świetnie.

Odezwał się gwizdek i trenerka Leonard klasnęła w dłonie, prosząc drużynę o uwagę.

background image

- Dobra, bierzemy się do roboty! - krzyknęła. - Megan, nieźle się spisałaś. Naprawdę

pokazałaś, co potrafisz!

- Dzięki - powiedziała Megan.

- A teraz, drużyna, bardzo proszę, zobaczymy, czy ktoś ją zdoła zatrzymać! - zawołała

trenerka i znów dmuchnęła w gwizdek. - Postarajcie się wreszcie!

Megan podbiegła truchtem na środek pola.

- Do dzieła! - powiedziała Aimee, obejmując ją ramieniem.

- Nie ma sprawy - odparła Megan.

Stanęła na linii naprzeciwko Hailey, która po raz pierwszy od kilku dni spojrzała jej w

oczy. Megan uśmiechnęła się szeroko, widząc pełen determinacji grymas przeciwniczki.

Szykowała się niezła zabawa.

Megan siedziała w kółku koleżanek z drużyny na podłodze głównej sali

gimnastycznej. Wszędzie na ścianach wisiały złoto - czerwone dyplomy obwieszczające

zwycięstwa we wszelkiego rodzaju zawodach na poziomie dzielnicy, hrabstwa, a nawet stanu

w ciągu ostatnich kilku lat. Megan spojrzała na plakat z wynikami w piłce nożnej dziewczyn

zawieszony tuż nad zegarem osłoniętym siatką. Ostatnie mistrzostwa hrabstwa wygrały w

1996 roku.

Teraz to się zmieni. Megan czuła się bardzo pewna siebie i dobrze jej z tym było.

- Dobra, moje panie, wiecie, o co chodzi - powiedziała trenerka Leonard, rozdając

paski papieru i ołówki. - Najpierw nominujecie kandydatki, potem anonimowo głosujecie.

Poprosiłam Pearl, żeby przeliczyła głosy, kiedy skończycie. W razie pytań, jestem u siebie w

gabinecie.

- Nie chce pani zostać, żeby poobserwować demokratyczną awanturę? - zażartowała

Ria, wywołując gremialny chichot.

- Na pewno sobie poradzicie, dziewczyny - odparła trenerka. - Mam do obejrzenia

kilka taśm z meczów z zeszłego roku. Niech nowa kapitan zajrzy do mnie przed wyjściem.

Powodzenia.

Trenerka poszła do gabinetu nauczycieli WF po przeciwnej stronie sali gimnastycznej.

Kiedy drzwi się za nią zamknęły, Megan rozejrzała się po okręgu. Wszystkie robiły to samo.

Badały się nawzajem wzrokiem.

- Okay, zaczynamy od nominacji - powiedziała wreszcie Pearl.

Jessica podniosła rękę.

- Nominuję Hailey Farmer - powiedziała, zanim Jakkolwiek zdążył się odezwać.

A to mi niespodzianka.

background image

- Okay. Hailey, przyjmujesz nominację? - spytała Pearl.

- Tak, przyjmuję - odparła z powagą Hailey.

- Ale to sobie przećwiczyła - szepnęła Ria do ucha Megan.

- Ktoś jeszcze? - ciągnęła Pearl.

Ria usiadła prosto i wyciągnęła rękę w górę. Zawodniczki spojrzały na koleżankę ze

zdziwieniem.

- Ria? - spytała Pearl.

- Nominuję Megan Meade. Serce Megan podskoczyło w piersi.

- Co? - wypaliła Hailey. - Czyś ty się czegoś naćpała?

Wszystkie zaczęły mówić jedna przez drugą. Megan podciągnęła kolana pod brodę,

obejmując łydki ramionami. Kapitan. Czemu Ria miałaby ją mianować do funkcji kapitana

drużyny, do której dopiero co dołączyła? Czy mogła to zrobić? Czy Megan w ogóle tego

chciała?

Megan powoli się uśmiechnęła.

- Hej, hej, hej! - zawołała Ria, wyrzucając ręce w górę. - Po prostu zagłosujmy, dobra?

Będzie, co ma być.

Hailey piorunowała ją wzrokiem z drugiej strony kółka. Powietrze było tak

nieruchome, że Megan niemal słyszała bicie własnego serca.

- No cóż, mamy jeszcze jakieś nominacje? - spytała Pearl ostrożnie.

Nadal było cicho.

- Okay, to głosujmy - zadecydowała Pearl.

Hailey naskrobała coś na skrawku papieru, wstała i podała go Pearl. Wróciła spokojnie

na swoje miejsce w okręgu, usiadła po turecku i podparła się na łokciach. Jedna po drugiej,

wszystkie dziewczyny oddawały głosy. Megan wpatrywała się we własne nazwisko na swoim

kawałku papieru.

Kiedy Pearl zebrała już kartki, odeszła od grupy, żeby zrobić podsumowanie. Megan

nie mogła obserwować procedury, bo Pearl stała za jej plecami.

Wreszcie dziewczyna weszła z powrotem w środek kółka.

- Hm... mamy remis - oznajmiła.

- Chyba żartujesz! - oburzyła się Hailey.

- Nie... Siedem głosów na siedem - odparła Pearl, spoglądając na rozliczenie.

- Kto na nią głosował? - Hailey podciągnęła nogi i pochyliła się naprzód. - Pytam

poważnie. Kto na nią głosował?

- Hm... Ja mam imię - wtrąciła Megan zaskoczona.

background image

- Nie zwracam się do ciebie - rzuciła gniewnie Hailey, rzucając Megan ostre

spojrzenie. - Chcę wiedzieć, kto na nią zagłosował po tym, co zrobiła. Wszystkie wiecie, co

zrobiła. Dziewczyny, jestem z wami w tej drużynie od trzech lat, a siedem z was zagłosowało

na nią?

- Ja tak! - oświadczyła radośnie Ria.

- „wiemy, że ty tak - warknęła Hailey. - A co z resztą? Za bardzo się boicie, żeby

przyznać, że głosowałyście na dwulicową dziwkę?

Megan nie mogła już na to dłużej pozwalać. Czy ta dziewczyna zupełnie zwariowała?

- Dobra! Dość tego! - Aimee zerwała się na równe nogi.

- Co ty wyprawiasz? - wrzasnęła Hailey.

- Daj spokój - powiedziała Aimee, której ręce aż się trzęsły. - Nie mogę spokojnie

siedzieć, kiedy ty tak bezczelnie łżesz. Megan nic nie zrobiła, jasne? Nie kręciła z Evanem.

Nawet ci nie powiedziała, że kręciła z Evanem. Niezależnie jaką wersję tej historii

słyszałyście, to wszystko nieprawda.

Hailey na chwilę straciła pewność siebie. Nieśmiało rozejrzała się wokół, ale wreszcie

odzyskała panowanie nad sobą.

- Aimee, siadaj.

- Nie, nie usiądę. - Aimee uparcie stała z zaciśniętymi powiekami. Postawienie się

starszej siostrze wymagało od niej wielkiego wysiłku. - Słyszałam, jak mówiłaś Jessice, co

zrobiłaś. - Aimee rozejrzała się po reszcie dziewczyn z drużyny. - Hailey to sobie wszystko

wymyśliła. Była pijana i zazdrosna, więc nakłamała Dougowi, że Megan i Evan zaczęli ze

sobą kręcić. A potem, kiedy już skończyła puszczać się z Dougiem i zdała sobie sprawę, jak

się zaplątała, powiedziała Evanowi o rzekomej rozmowie z Megan. Ale to kłamstwa. Była

zazdrosna o Megan, więc obwiniła ją o wszystko, a tak naprawdę Megan nic nie zrobiła.

Dziewczyny spoglądały na Hailey i Aimee zaszokowane. Megan ledwie łapała

oddech.

- Ona plecie bzdury! - Hailey wyprostowała ramiona i zaśmiała się histerycznie. -

Najwyraźniej ma jakieś załamanie nerwowe.

- Boże, stara, daj już sobie wreszcie spokój - zwróciła się Aimee do siostry. -

Przysięgam, czasem mi trudno uwierzyć, że urodziła nas ta sama matka.

Kilka dziewczyn się roześmiało.

- Ona to wszystko wymyśliła! - zawołała Hailey. - Wy jej chyba nie wierzycie,

prawda? Jessica, powiedz coś.

Jessica pobladła i rozejrzała się po koleżankach. - Ja... uhm...

background image

Kilka innych dziewczyn wymieniło spojrzenia.

- Moim zdaniem nikt by nie mógł wymyślić takiej historii, Hailey - powiedziała Ria. -

Poza tobą - dodała pod nosem.

- Przepraszam, że nic ci wcześniej nie powiedziałam - zwróciła się Aimee do Megan. -

Nie wiedziałam, jak się zachować.|

- Nie ma sprawy - wymamrotała Megan z nieznacznym uśmiechem.

Cokolwiek złego narobiła Hailey, nadal była siostrą Aimee. Megan sama stanęła w

obronie Douga, chociaż wiedziała, że nabroił. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak trudno było

Aimee w ogóle ujawnić prawdę.

- Moim zdaniem powinnyśmy powtórzyć głosowanie - stwierdziła Deena, przerywając

znaczące milczenie.

- Co? - Hailey odwróciła się do niej gwałtownie. - Deena!

Ale Deena tylko popatrzyła na nią w milczeniu. Hailey sapnęła z oburzenia i

rozejrzała się po okręgu. Wszystkie dziewczyny odwracały od niej wzrok. Megan

obserwowała rywalkę. Hailey została sama. W oczach miała panikę. Przed chwilą cały jej

świat wywrócił się do góry nogami. Nie tak dawno temu Megan sama doświadczyła

podobnego uczucia.

- Słuchajcie, moim zdaniem ta sprawa nie powinna mieć nic wspólnego z

głosowaniem - powiedziała Megan.

- Hę? - odezwała się Ria.

- Wybieramy kapitana drużyny - mówiła dalej Megan. - Nie tego, kto z kim kręcił, ani

kto na ten temat kłamał. Wszystkie patrzyły na nią przez krótką chwilę.

- Okay, głosujemy jeszcze raz - obwieściła Ria.

- I tak byśmy musiały - odezwała się Pearl rzeczowo. - Wyszedł remis.

- Taa, bo połowa z was wyraźnie zwariowała, dziewczyny - rzuciła Hailey. Ale ostre

słowa kłóciły się z wyrazem jej twarzy. Była blada i przestraszona.

Pearl obeszła kółko dziewczyn i rozdała nowe paski papieru. Powoli wszystkie

zawodniczki zapisały swoje głosy. Serce podskakiwało Megan jak szalone. Nie wiedziała, czy

może mieć nadzieję.

Hailey znów oddała głos jako pierwsza, ale tym razem nie usiadła, kiedy Pearl zliczała

głosy. Podsumowanie zajęło o połowę mniej czasu niż poprzednio. Megan wstrzymała

oddech.

- Ostateczne wyniki: trzy głosy na Hailey, jedenaście na Megan - oznajmiła Pearl. -

Naszym nowym kapitanem jest Megan Meade.

background image

Megan wyhamowała tuż przed szopą. Pchnęła drzwi małej pracowni Finna, szczerząc

zęby w szerokim uśmiechu.

- Hej! Co się dzieje? - spytał Finn z uśmiechem.

- Zostałam kapitanem! Jestem kapitanem! - zawołała Megan bez tchu. Nadal nie

całkiem to do niej docierało.

- Co? Żartujesz chyba! - powiedział Finn. Twarz mu pojaśniała. - Wspaniale!

- O mój Boże, to było niesamowite! - Megan pociągnęła Finna za rękaw, żeby usiadł z

nią na ławce. - Najpierw głosowałyśmy i wyszedł remis. Potem Hailey dostała szału. Zaczęła

mówić, że jestem straszną oszustką. Wtedy wstała Aimee i powiedziała wszystkim, że to

Hailey kłamie.

- O rany. Poważnie? - spytał Finn.

- Taa! Zrobiła się naprawdę duża afera - ciągnęła Megan. - Ale potem

zagłosowałyśmy jeszcze raz i wygrałam! Ciągle w to nie mogę uwierzyć.

- Gratulacje.

- Dzięki. Nie mogłam się doczekać, aż ci powiem. - Megan uśmiechnęła się do niego

szeroko. - Szkoda, że nie widziałeś jej miny. Zupełnie jakby...

Megan przerwała - bo wyraz twarzy Finna nagle się zmienił. Chłopak już się nie

uśmiechał. Wyglądał, jakby wstrzymał oddech.

i Co? - Megan wymamrotała z zamierającym sercem.

Finn uważnie przyglądał się jej rysom od podbródka, przez kości policzkowe, aż po

płomienne włosy. Niespodziewanie sięgnął ręką i szybko przeczesał Megan włosy,

odgarniając je z twarzy.

- To - powiedział.

Potem pochylił się i pocałował Megan. Na ułamek sekundy zamarła. Nie miała

pojęcia, co ze sobą zrobić. Gdzie położyć ręce, czy poruszać ustami, czy nawet oddychać.

Oddaj mu pocałunek, na litość boską!

Z zawstydzenia, zaskoczenia i radości zachichotała cicho. Szybko jednak stłumiła

śmiech i zrobiła tak, jak sama przykazała. Oddała pocałunek i niezręcznie złapała Finna za

rękaw. Chłopak ujął dłonią tył jej głowy, a drugą ręką delikatnie dotknął kolana. Megan skóra

aż zapłonęła. Finn ją całował. Finn ją całował!

Odsunął się, zupełnie niespodziewanie, i zajrzał jej w oczy.

- Nie gniewasz się? - spytał.

Milcząca, oszołomiona Megan bez tchu pokręciła głową. Chciała tylko nadal czuć

jego wargi na swoich. Uśmiechnął się i znów ją pocałował, a tym razem Megan przysunęła do

background image

niego bliżej. Nie mogła wprost uwierzyć, że to takie cudowne. Czuła się jednocześnie

szczęśliwa, podniecona, ożywiona i bezpieczna.

I wtedy ją olśniło: to Finn jest tym jedynym.

Tym, z którym chce się dzielić wielkimi nowinami, z którym umie rozmawiać, o

którym zawsze myśli, kiedy dzieje się coś dziwnego albo ciekawego. Finn był bystry,

zabawny, miły i troskliwy.

Dlaczego ja traciłam czas na myślenie o Evanie? Finn lekko obrysował palcem kontur

jej policzka. Jak mogłam to robić, kiedy cały czas tuż obok miałam Finna?

Chciała tylko być przy nim jak najbliżej. Nagle nie mogła uwierzyć, że tyle czasu szła

przez życie i nigdy jeszcze czegoś takiego nie poczuła.

Drzwi za plecami Megan skrzypnęły ostrzegawczo, a Finn odskoczył od niej tak

szybko, że omal nie spadła z ławki, Ale nie dość szybko. Regina stanęła w progu z rękoma

mocno zaplecionymi na piersiach.

Megan z trudem zaczerpnęła powietrza i spojrzała na Finna, który nisko zwiesił

głowę. Taa, Finn McGowan był fantastycznym facetem. Ale teraz był również martwym

facetem.

Od:

Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE POCAŁOWAŁAM FINNA!

POCAŁOWAŁAM FINNA! O MÓJ BOŻE, POCAŁOWAŁAM FINNA. GDZIE JESTEŚ!!!???

background image

ROZDZIAŁ 16

Megan siedziała wyprostowana na krześle w kuchni, falując między ekstazą a

przerażeniem. Regina i John w pokoju obok rozmawiali cicho, starając się zdecydować, co z

nią zrobić. Megan wiedziała, że powinna wymyślić jakiś powód, żeby jej nie wyrzucili z

domu, ale nie mogła zapomnieć o Finnie. A za każdym razem, kiedy o nim myślała, drżała ze

szczęścia.

Nadal czuła muśnięcie palców Finna na swoim policzku. Jego dłoń przeczesującą jej

włosy. Usta ciągle ją łaskotały od pocałunków. Patrzył na nią tak, że poczuła się... piękna.

Regina i John weszli do kuchni, a Megan wyprostowała się jeszcze bardziej.

Zastanawiała się, czy oni widzą, jak jej drżą wargi. Regina była wykończona, a twarz Johna

ściągnęła się w wyrazie troski.

- Szczerze mówiąc, Megan, nie wiemy, co zrobić - powiedział wreszcie John,

pocierając kark, - Znałaś reguły i mieliśmy nadzieję, że ten szlaban z zeszłego tygodnia jakoś

na ciebie wpłynie, ale najwyraźniej tak się nie stało. No i co dalej?

Megan przyglądała mu się niepewnie.

Za rodzicami do kuchni wszedł Finn. Megan natychmiast cała się rozjaśniła.

McGowanowie obejrzeli się za siebie.

- Hej. Wiem, że mi kazaliście zaczekać w pokoju, ale muszę coś powiedzieć - odezwał

się Finn, wycierając dłonie w nogawki dżinsów.

- Okay. - Regina miała nadzieję, że syn poda jakieś wyjaśnienie, które wymaże to, co

przedtem zobaczyła.

Chłopak odchrząknął.

- To nie wina Megan. Nie powinniście jej karać, bo to przeze mnie. Ja ją pocałowałem,

więc cokolwiek zamierzacie zrobić... zróbcie to ze mną.

- Wszystko fajnie, mały, ale do tanga trzeba dwojga - skomentował John.

- Taa, ja wiem, technicznie rzecz biorąc - mruknął Finn. - Ale naprawdę, Megan

przecież nawet mi nie oddała pocałunku... prawda?

Finn mówił, oblewając się rumieńcem od strony szyi. Spojrzał na Megan. Z

uniesionymi brwiami czekał, że ona poprze jego historyjkę. Megan nie mogła uwierzyć

własnym uszom. Czy ona rzeczywiście tak fatalnie całowała, że Finn nawet się nie

zorientował? Czy tylko był najprzyzwoitszym facetem pod słońcem i starał się ocalić jej

skórę?

- Prawda - wybąknęła w końcu. - To się stało jakoś tak nagle. .. - Nie wiedziała, co

background image

jeszcze powiedzieć, więc urwała w pół zdania.

Regina i John popatrzyli po sobie, porozumiewając się bez słów. Wreszcie John

westchnął. Megan zauważyła, że McGowanom wyraźnie ulżyło.

- A zatem dobrze. Finn, złamałeś zasady, więc masz szlaban. Znowu - podkreślił

ojciec. - Chodzisz do szkoły i odrabiasz lekcje, i nic więcej. Przez dwa tygodnie.

- A pracownia? - jęknął Finn.

- Zero malowania - powiedział ojciec. - Jasne?

Przez chwilę Finn stał z taką miną, jakby chciał się spierać, ale potem spojrzała na

Megan i zwiesił głowę.

- Taa, rozumiem.

- Dobra. Wracaj do swojego pokoju - polecił John.

Finn poszedł na górę. Megan chciała za nim pobiec i mu podziękować, ale uznała, że

nie wyglądałoby to dobrze.

- John, chciałabym pomówić z Megan sam na sam, jeśli nie masz nic przeciwko temu -

odezwała się w końcu Regina.

Megan zesztywniała. Nie widziała Reginy od momentu ucieczki z gabinetu odnowy.

Przy całym tym zamieszaniu z całowaniem na śmierć zapomniała o porannym incydencie.

- Jasne - mruknął John. Zawahał się na moment, chcąc spojrzeć Megan w oczy, co

okazało się niełatwe. - Powiem tylko, że przykro mi z powodu zachowania moich chłopców.

Jeśli przez któregokolwiek poczujesz się niezręcznie...

- O mój Boże, naprawdę nie ma sprawy - jęknęła Megan. Jeszcze tego brakowało,

żeby John i Regina uznali, że Finn ją wykorzystał.

- Jesteś pewna? - spytał John. - Bo jeśli trzeba, to ja nie będę miał problemów z

rozwaleniem kilku łbów.

- John... - Regina ze śmiechem położyła mężowi dłoń na plecach. - Idź obejrzeć mecz.

- Tak. Dobrze. - John uśmiechnął się nieśmiało i zniknął.

- Nie zwracaj na niego uwagi. To przez testosteron - wyjaśniła] Regina. - Ale chyba

przechodzisz właśnie szybkie szkolenie.

- Taa, chyba tak - przyznała Megan. - W każdym razie naprawdę mi przykro, że dziś

rano uciekłam. - Wreszcie się zgarbiła i pochyliła na krześle. - Nie powinnam cię zostawiać.

Zachowałam się niegrzecznie. Bardzo cię przepraszam.

- Daj spokój, Megan - Regina opadła na krzesło po drugiej stronie stołu. - Nawet cię

nie spytałam, czy lubisz spa, zanim zrobiłam rezerwację. Więc to ja przepraszam.

- Chciałaś być po prostu miła. - Megan dławiło poczucie winy. Wiedziała, że jej

background image

rodzice byliby mocno rozczarowani, gdyby się dowiedzieli, jak dziś rano potraktowała

Reginę. - Ale ja nic przepadam za strojeniem się i relaksowaniem w gabinetach odnowy -

próbowała się wytłumaczyć.

- Cóż, przykro mi, że nie zwróciłam na to uwagi - powiedziała Regina. Oczy jej

złagodniały. - Chyba zbytnio się cieszyłam, że będę tu miała przy sobie jakąś dziewczynę...

- A zamiast tego trafił ci się kolejny chłopak - szepnęła Megan, wpatrując się w stół.

- Nie! To nieprawda - zaprzeczyła Regina. Wzięła Megan za rękę, zmuszając

dziewczynę, żeby spojrzała jej w oczy. Zacisnęła palce na dłoni Megan. - Mam tu

dziewczynę, która wie, kim jest, i naprawdę dobrze sobie z tym radzi.

Megan uśmiechnęła się powoli. Nie mogła wydobyć ani słowa.

- No cóż... - Regina wreszcie puściła dłoń Megan i wstała. - W tym domu, kiedy ktoś

zostanie kapitanem drużyny piłki nożnej, może wybrać sobie deser.

- Skąd wiedziałaś? - spytała Megan.

- Wpadłam na Pearl Porcaro i jej mamę w supermarkecie zaraz po waszym treningu -

wyjaśniła Regina z uśmiechem. - No, to na co masz ochotę?

Megan pomyślała o własnej matce. Nie była świetną kucharką, ale kilka rzeczy umiała

robić niezwykle smacznie, a jedną z nich Megan lubiła bardziej niż wszystko inne.

- Zabiłabym dla szarlotki - powiedziała Megan.

- Załatwione - odparła Regina.

- Chyba zadzwonię do rodziców, jeśli można. - Megan wreszcie ruszyła się zza stołu.

- Zmykaj - powiedziała Regina. - Jestem pewna, że chętnie usłyszą dobre nowiny.

Megan z nowym zapasem energii pobiegła na górę. Po tym wyborze na kapitana,

pocałunku Finna, braku szlabanu i wyznaniu Reginy, naprawdę chciała podzielić się z kimś

swoją radością. Oczywiście, rodzice usłyszą tylko o jednej z tych czterech rzeczy, ale teraz

Megan będzie o tym mówić z dziesięć razy większym entuzjazmem.

Kiedy tylko Megan odłożyła telefon po rozmowie z rodzicami, rozległo się pukanie do

jej drzwi.

- To ja, Finn. Mogę wejść? - spytał.

Megan z walącym sercem usiadła na skraju łóżka.

- Tak. Wejdź.

Przygładziła włosy i pożałowała, że wcześniej nie poszła pod prysznic. Finn otworzył

drzwi na oścież i stanął w wejściu.

- Cześć.

- Cześć.

background image

Był tak bardzo, bardzo piękny. Te czyste niebieskie oczy, puszyste blond włosy.

Wyczuwała jego zapach - mieszankę aromatu świeżo wypranej bawełny i cierpkiej woni

farby. Skórę nadal miała ciepłą w tych miejscach, których dotknęły jego dłonie. Chciała

rzucić się na Finna i znów go całować. Czy on też to czuł?

- Chciałem tylko zapytać, czy wszystko w porządku? - odezwał się.

- Taa, oczywiście - odparła Megan. - Dziękuję za... za to, co zrobiłeś na dole. Nie

musiałeś.

- No cóż, i tak mam do nadrobienia kilka lektur. - Finn uśmiechnął się lekko.

Megan spojrzała na jego nogi. Stał na linii, która dzieliła ciemniejszą podłogę

korytarza od jasnej klepki w jej pokoju.

- Może wejdziesz do środka? - spytała. Finn zerknął na korytarz.

- Hm... Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł.

- Och - westchnęła Megan, zaskoczona siłą własnego rozczarowania. Rozumiała, że

Finn nie chce narobić jej jeszcze większych kłopotów. Zresztą, to, ostatnia rzecz, na którą

sama miała ochotę. A może przedostatnia. Bo teraz zaryzykowałaby szlaban na resztę roku,

żeby tylko znów być przy nim blisko.

Finnowi najwyraźniej nie doskwierało podobne pragnienia W przeciwnym razie nie

oparłby się tak łatwo.

- No cóż, chyba lepiej już wrócę do swojej celi.

Megan wstała. Może jeśli do niego podejdzie. Może wtedy on sobie przypomni, jak to

było, i wyciągnie rękę...

- Okay - powiedziała.

Finn spojrzał jej w oczy. Pocałuj mnie. Megan usiłowała telepatycznie przesłać mu

wiadomość. Pocałuj mnie, pocałuj mnie, pocałuj mnie!

- Hej, Finn! Mam nadzieję, że jesteś u siebie w pokoju, a nie gdzie indziej! - zawołał

John z parteru.

- Okay - mruknął pod nosem Finn. - No to na razie. Drzwi do pokoju Megan

zatrzasnęły się i Finn zniknął.

Rano w szkole Megan weszła do łazienki i - o zgrozo - natknęła się na Hailey. Z

zapuchniętej twarzy widać było, że dziewczyna przed chwilą płakała. Teraz pochylała się nad

umywalką i przeglądała w lustrze, usiłując poprawić eyeliner. Megan stała tam o chwilę za

długo, wahając się, czy uciec i uniknąć rozmowy, czy zrealizować nowo odnalezioną potrzebę

bycia twardą. Ale zanim zdołała na cokolwiek się zdecydować, Hailey podniosła wzrok,

odchrząknęła i powiedziała:

background image

- Cześć.

Megan weszła dalej do środka.

- Nic ci nie jest? - spytała odruchowo.

- Nie musisz udawać, że cię to obchodzi. - Hailey wrzuciła eyeliner z powrotem do

małej kosmetyczki. Nie mówiła z ironią ani wojowniczo, była po prostu zmęczona i smutna.

- Nie udaję... chyba. - Megan oparła się o umywalkę.

- No cóż, teraz już wszyscy mnie nienawidzą - powiedziała Hailey i wzruszyła

ramionami. Potrząsnęła głową, szybko pakując do plecaka szczotkę do włosów i lakier. -

Nawet Jessica nie chciała ze mną rozmawiać dziś rano. Hipokrytka. Przecież wiedziała, co się

działo.

Hailey spojrzała Megan w oczy w lustrze i założyła plecak na ramiona. Wzięła głęboki

oddech i się odwróciła.

- Słuchaj, ja nawet nie będę próbowała wyjaśniać ci tego wszystkiego - powiedziała.

Wyglądała bardziej krucho, niż Megan to w ogóle uważała za możliwe. - Tylko że ja go

naprawdę kocham i nie mogłam sobie wyobrazić, co się stanie, jeśli on... jeśli on...

- Okay. Rozumiem - mruknęła Megan, ale bez przekonania, bo przecież nigdy sama

nie była zakochana. Nie przeżyła prawdziwej, odwzajemnionej miłości. Nie miała jednak

ochoty stać i patrzeć, jak Hailey się rozkleja.

- Nie, nie rozumiesz - załkała Hailey. - Ja wcale nie jestem taką wariatką, jak ostatnio.

Tylko że... To wszystko wydawało się wtedy logiczne, wiesz? Pasowało do siebie. A teraz...

to po prostu bez sensu.

- No cóż, chyba każdy popełnia błędy - powiedziała Megan. Odwróciła się,

wyszarpnęła kawałek papierowego ręcznika i podała go Hailey.

Dziewczyna wytarła sobie kącik oka.

- Dlaczego jesteś taka miła? - spytała. Megan zamrugała.

- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. I wtedy nagle zdarzyło się coś dziwnego - obie

się roześmiały.

Dla Megan była to wyzwalająca chwila, kiedy tak stała obok swojej zawziętej

przeciwniczki, która usiłowała się nie rozpłakać. Megan chciała tylko, żeby wszystko znów

było proste i żeby nikt nie cierpiał bez powodu. Poza tym teraz Hailey już mogła sobie

zatrzymać Evana i przeżywać z nim wiele dramatycznych chwil. Megan miała dość.

- No cóż, przepraszam. Za wszystko. - Hailey zwinęła ręcznik w kulkę. - Nie masz

pojęcia, jak mi przykro - dodała gorzko, a Megan zrozumiała, że Hailey myśli teraz o Evanie.

Patrząc, jak dziewczyna stara się wziąć w garść, Megan zaczęła jej współczuć. Miała

background image

przeczucie, że następnych kilka tygodni będzie dla Hailey gorszych niż ostatnie dwa dla niej

samej.

- Okay. - Megan skinęła głową. - Dzięki.

Hailey wypuściła powietrze z płuc i wrzuciła ręcznik do kosza na śmieci. Trafił prosto

do środka.

- Nie mów, że w kosza też grasz - powiedziała lekkim tonem Megan.

Hailey spojrzała na Megan i westchnęła.

- To będzie bardzo długi rok.

Megan postawiła tacę z jedzeniem na stoliku i spojrzała na dziedziniec. Miller jak

dawniej siedział tam ze słuchawkami na uszach, mrużąc oczy w skupieniu. Megan była

zdziwiona. Zupełnie jakby wszystkie zrobione przez nich postępy zniknęły.

- Co jest z Millerem? - spytała Ria, zdejmując torbę przez głowę i siadając przy stole.

- Sama się nad tym zastanawiam - odparła Megan.

- Mówił coś, że nie wolno mu z tobą siadać - odezwała się Aimee, wstrząsając swój

sok jabłkowy, i spojrzała na Megan. - O co tu chodzi?

- Nie wolno mu ze mną siadać? - spytała Megan zmieszana. - Dziwne. Pogadam z

nim.

- Powiedz mu, że za nim tęsknimy! - poprosiła Pearl, otwierając pudełko z koralikami.

Megan miała właśnie wyjść na dziedziniec, kiedy przy drugim końcu stołu pojawiła

się Hailey z tacą.

- Cześć - powiedziała z przesadnie pogodnym uśmiechem.

- Hm... Cześć - odparła Megan.

- Co jest? - Aimee zmarszczyła brwi.

- Jessica i inne zachowują się, jakby miały za chwilę dostać okresu, więc czy nie

mogłabym z wami posiedzieć przez kilka dni - powiedziała Hailey.

Wszystkie dziewczyny przy stole spojrzały na Megan, a ona się zawahała. Z

przeprosinami na gorąco w łazience mogła sobie poradzić. Jednak siedzenie z tą dziewczyną

przez cały tydzień przy lunchu to chyba zbyt wiele. Ale jedno spojrzenie na niemal

desperacką nadzieję w oczach Hailey wystarczyło, żeby opór Megan skruszał. Wyobrażała

sobie, jak upokarzające byłoby dla Hailey samotne siedzenie w stołówce.

- Jasne, nie ma sprawy - mruknęła w końcu Megan.

Aimee wypuściła zatrzymane w płucach powietrze. Przez kilka chwil panowało

milczenie. Megan grzebała widelcem w spaghetti. Przy stole było tak cicho, jakby nikt nie

oddychał. Ktoś musiał coś wreszcie powiedzieć, inaczej wszystkie by się podusiły.

background image

- No i jak, gotowe do pierwszego meczu? - odezwała się Aimee.

- Sama wiesz - wtrąciła Ria.

- One mają w tym roku nową bramkarkę - powiedziała Hailey. - Zielona, ale niezła.

- Trenerka mówiła, że dziewczyna jest leworęczna, więc pewnie ma słabą prawą

stronę - wtrąciła Megan. - Trzeba grać na prawo, ile się da.

- Fajnie, kiedy znacie słabe strony przeciwnika - oświadczyła Jenna z oczyma

błyszczącymi za szkłami okularów.

- Hej, Hailey, chcesz bransoletkę? - wypaliła Pearl. Wszystkie się obróciły, żeby na

nią spojrzeć. Wymuszona rozmowa to jedno. Prezenty to zupełnie inna sprawa.

- Hm... jasne - powiedziała Hailey.

Schyliła się i rozpięła małą kieszonkę przy plecaku. Kiedy w niej grzebała, Ria

szturchnęła Pearl w ramię.

- Chcesz robić dla niej biżuterię? - szepnęła Ria.

- Au! No i co z tego? - syknęła Pearl.

- Ta dziewczyna nie zasługuje na prezenty - odparła Ria.

- No cóż, teraz się już nie wycofam - powiedziała Pearl ze smutną miną.

Megan obserwowała Hailey, która nadal bardzo pilnie czegoś szukała i z pewnością

słyszała każde wyszeptane słowo.

- Wiecie co, dziewczyny? Nie ma sprawy. Nie potrzebuję więcej biżuterii -

oświadczyła Hailey, wyciągając tubkę błyszczyku, a wraz z nią, niechcący, małą plakietkę z

czerwonymi literami, złotym obrąbkiem i napisem KAPITAN..

Wszystkie dziewczyny skamieniały. Megan nie mogłaby oderwać oczu, gdyby nawet

próbowała.

- Co to jest? - wykrztusiła wreszcie.

- Och, to tylko... Mama dla mnie zrobiła, zanim, no wiesz... - wymamrotała Hailey,

podnosząc plakietkę. - To na moją kurtkę reprezentacji.

Aimee pokręciła się niepewnie na krześle. Megan miała ochotę zapaść się pod ziemię.

- Nieważne. Chyba możesz ją sobie teraz wziąć. - Hailey położyła plakietkę przed

Megan.

Megan nawet nie chciała jej dotykać. Pomyślała o swojej dawnej drużynie w Teksasie

i o tym, jak była zrozpaczona, kiedy zdała sobie sprawę, że nigdy nie zostanie tam kapitanem.

Mogła sobie tylko wyobrazić, jakby się czuła, gdyby musiała przekazać swoją plakietkę

komuś innemu. To by jej rozdarło serce.

- A słyszałyście, że pan McKenna spotyka się z Marcy Sherman? - spytała Ria ni stąd,

background image

ni zowąd.

- Uh! Obrzydliwość! - zawołała Pearl.

- Kto to Marcy Sherman? - spytała Megan, zerkając na Hailey, która podniosła oczy

znad plakietki.

- Chodziła do naszej szkoły - wyjaśniła Hailey, sięgając po butelkę z wodą. - Jest tylko

o dwa lata starsza ode mnie.

- Uh! Okropieństwo - prychnęła Jenna. - Pan McKenna to starzec.

Rozmowa skupiła się na tych dwojgu, a plakietka po prostu leżała na stole i wydawało

się, że z każdą sekundą rośnie. Megan czekała, żeby Hailey zabrała tę naszywkę, ale

wiedziała, że jeśli role by się odwróciły, to ona nie chciałaby, żeby cokolwiek przypominało

jej o straconej funkcji kapitana. Nie przebaczyła Hailey wszystkiego, ale i tak współczuła

dziewczynie. Dziwne.

Czemu życie nie może być mniej skomplikowane?

Od: Zakrę

cona@rockin.com

Do:

Strzelec5525@yahoo.com

Temat: O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE

Pocałowałaś Finna? Nie Evana, tylko FINNA??? KIEDY? DLACZEGO? JAK DŁUGO? JAK

MOŻESZ PISAĆ Ml TAKIEGO MAILA I NIE WYJAŚNIĆ WSZYSTKIEGO? I zapomnieć o mnie. Gdzie

jesteś, DO DIABŁA!???

- Original Message -

Od:

Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE

POCAŁOWAŁAM FINNA! POCAŁOWAŁAM FINNA! O MÓJ BOŻE, POCAŁOWAŁAM FINNA.

GDZIE JESTEŚ!!!???

background image

ROZDZIAŁ 17

Jesteś tego pewna, Meade? - spytała trenerka Leonard. - Tak. Wiem, że to brzmi

głupio, ale moim zdaniem robię dobrze.

Ktoś krótko zapukał do gabinetu, potem drzwi się otworzyły. Megan obróciła się,

kiedy Hailey wsunęła głowę do środka.

- Dzień dobry. Vithya powiedziała, że chce mnie pani widzieć - odezwała się Hailey.

A potem zauważyła Megan i przerwała.

- Tak, Farmer. Siadaj - powiedziała trenerka.

Hailey opadła na krzesło obok Megan i ostrożnie położyła kurtkę i dwie torby na

podłodze. Nagle wydawała się mała i przestraszona, jak dzieciak, który czeka na zastrzyk.

- Okay, Farmer, do rzeczy. Meade właśnie mnie poinformowała, że głosowanie w

sprawie wyboru kapitana nie odbyło się do końca fair. - Trenerka pochyliła się i oparła swoje

mocne ręce na biurku.

- Co to znaczy? - spytała Hailey.

- Jak rozumiem, w pierwszym głosowaniu był remis, a na wynik drugiego wpłynęły

jakieś plotki. - Trenerka spojrzała prosto w oczy Hailey, - Tak było?

Megan i Hailey popatrzyły na siebie.

- Taa - przyznała Hailey, nadal zdezorientowana. Leonard postukała ołówkiem w blat

biurka.

- No cóż, z przykrością przyznaję, że to się zdarzało już przedtem. To znaczy czynniki

niezwiązane z drużyną wpływały na wynik głosowania - dodała trenerka, prostując się. - Ale

po raz pierwszy słyszę, żeby kapitan chciał przekazać swój tytuł innemu zawodnikowi.

- Co? - wykrztusiła Hailey i obróciła się do Megan. - Żartujesz sobie?

- Nie ma sensu, żebym była kapitanem - wyjaśniła Megan. - Ty zawsze przewodziłaś

tej drużynie... Gdyby mnie tutaj nie przeniesiono, na pewno wygrałabyś głosowanie.

- Oszalałaś? Zdajesz sobie sprawę, co robisz? - spytała Hailey.

- Jasne - odparła Megan.

- Nie rozumiem - powiedziała Hailey. - Byłam taka... Przerwała i obie spojrzały na

trenerkę, która najwyraźniej uważnie słuchała każdego ich słowa. - Jaka? - spytała Leonard.

- Nieważne - rzuciła szybko Megan. - Posłuchaj, Hailey, ja nie mówię, że chcę zostać

twoją najlepszą przyjaciółką, ale po prostu uważam, że powinnaś być kapitanem. Poza tym

jesteś w klasie maturalnej. To twoja ostatnia szansa.

Hailey zdziwiona osunęła się na oparcie krzesła. Megan zerknęła na trenerkę. Pora,

background image

żeby do sprawy wtrąciła się osoba reprezentująca władzę.

- No cóż, zaraz mamy mecz. Trzeba podjęć wiążącą decyzję - powiedziała trenerka,

składając jakieś papiery. - Meade, chociaż zachowałaś się szlachetnie, nie możemy

zignorować woli drużyny, więc zaproponuję kompromis. Od tej pory obie jesteście

kapitanami. Myślicie, że dacie sobie z tym radę?

Megan spojrzała na Hailey. Wspólne prowadzenie drużyny z tą dziewczyną przez cały

sezon? Nie była do końca przekonana, że to się im uda bez walki.

- Brzmi nieźle - powiedziała Hailey ostrożnie.

- Za pierwszym razem był remis - zgodziła się Megan.

- Dobrze, no to załatwione - oznajmiła trenerka. - A teraz przebierajcie się. Dziś

musimy skopać tyłek Czarnym Niedźwiedziom.

Megan zebrała swoje rzeczy i pierwsza opuściła gabinet. Kiedy szły do szatni, Hailey

dogoniła Megan i ruszyła dalej obok niej.

- Lepiej przygotuj się do tego meczu, nowicjuszko - ostrzegła Hailey, otwierając przed

Megan drzwi do szatni. Na zewnątrz wydostały się podekscytowane głosy. Hailey

uśmiechnęła się lekko.

- Patrz na mnie i się ucz - odpaliła Megan z zarozumiałym uśmiechem. - Patrz i się

ucz.

Megan wbiegła pędem do domu. Nowiny aż ją rozpierały. Nie tylko zdobyła

ostatniego gola, ale jeszcze cały mecz został rozegrany bez zarzutu. Totalnie górowały nad

Niedźwiedziami i wszystkie mówiły o tym, że to naprawdę może być ich rok. Hailey i Megan

poprowadzą drużynę do rozgrywek stanowych. No, może przesada, ale to też dodawało

Megan skrzydeł.

Z sutereny rozległ się głośny, gremialny jęk. Megan zbiegła po schodach bez tchu.

Caleb i Ian trzymali konsole, Caleb siedział na kolanach Evana. Doug rozpierał się na kanapie

pod przeciwległą ścianą, a na drugim krańcu skulił się Miller, pogrążony w lekturze „Sporting

News”. Megan żałowała, że nie ma tu Finna, ale to ją zbiło z tropu tylko na moment.

- Słuchajcie, chłopaki, nie uwierzycie! Właśnie pobiłyśmy Hacketstown cztery do

zera! - zawołała. - Szkoda, że tego nie widzieliście! Poszłyśmy jak burza! Musicie kiedyś

przyjść na mój mecz. Przysięgam, zobaczycie, jak tworzy się historia.

Nikt nie powiedział ani słowa. Nikt nawet na nią nie spojrzał.

- Halo? Ktoś mnie słyszy? - Megan pomachała ręką.

Miller pochylił głowę niżej nad gazetą. Evan zacisnął szczękę i nie odrywał wzroku od

telewizora. Caleb zaczął się wiercić, spoglądając to na jednego, to na drugiego brata.

background image

Megan zrobiło się niedobrze. Oni ją ostentacyjnie ignorowali. I na dodatek jakoś

wplątali w to Millera. Dlatego nie było mu wolno siedzieć z nią dzisiaj przy lunchu.

Najwyraźniej odbyła się kolejna narada i wznowiono akcję wymrażania.

Megan pokręciła głową i opuściła wzrok.

- Jesteście niesamowici, chłopaki. - Westchnęła głośno. - Co tym razem zrobiłam?

- Przez ciebie Finn dostał szlaban - odezwał się wreszcie Ian.

- Taa, a miał mnie nauczyć, jak przejść przez drugi poziom w Halo 2 - poskarżył się

Caleb.

Megan parsknęła śmiechem.

- Chyba sobie żartujecie.

Ale nikt się nie roześmiał. Megan poczuła żar i gorycz. Jej ożywienie zniknęło

zmiecione falą furii.

- Zamierzacie obwiniać mnie o wszystko, co się wydarzy w tym domu? - spytała.

- Finn nie zwróciłby uwagi na twoje cycki, gdybyś mu nie podetknęła ich pod nos, ot

co - warknął Doug.

- O mój Boże! Więc waszym zdaniem tak było? - spytała Megan. - Uwiodłam Finna?

No cóż, to mam dla ciebie małą nowinę, dupku, to on pocałował mnie, jasne? Boże! Czy

żaden z was nie jest w stanie przyjąć odpowiedzialności za własne postępowanie? Od samego

początku, kiedy przekroczyłam próg tego domu, staram się z wami zaprzyjaźnić, ale wy

jesteście tak cholernie nieprzystępni, że robicie wszystko, żebym poczuła się źle. Mam tego

powyżej uszu!

- Oho, uwaga. Mała dziewczynka pokaże nam zaraz atak histerii. - Doug wyrzucił ręce

w górę.

Caleb i Ian roześmieli się, a Megan popatrzyła na Douga przez zmrużone powieki, aż

w końcu musiał odwrócić wzrok.

- A wy dwaj się ze mnie nie śmiejcie. - Megan podeszła do Iana i Caleba. - Wiecie, ile

razy mogłabym na was naskarżyć? Wchodziliście do mojego pokoju, niszczyliście mi

ubrania, kradliście kosmetyki, poprzecinaliście opony roweru. Ale ja nie powiedziałam ani

słowa. Chroniłam wasze głupie tyłki.

Chłopcy wbili oczy w dywan, a Megan ruszyła dalej.

- Miller. Nawet byś nie mógł pogadać z Aimee, gdyby nie ja.

- Gadasz teraz z dziewczynami, ogórasie? - spytał Doug.

- A ty, durna pało! - Megan obróciła się gwałtownie do Douga. - Sam wiesz, że masz u

mnie wielki dług.

background image

- A co to niby ma znaczyć? - odezwał się po raz pierwszy Evan.

- Z tobą nawet nie będę zaczynała rozmawiać. - Megan zabłysły oczy. - To nie ja

przespałam się z twoją dziewczyną, jasne? Więc przestań się na mnie za to wyżywać!

Evan patrzył na nią przez długą chwilę, aż wreszcie poddał się i znów wbił wzrok w

ekran.

- Boże, ale jesteście durni. - Megan pokręciła głową. - Nie interesuje was nic poza

wami samymi. Wcale nie wściekacie się za to, że Finn ma szlaban. Po prostu szukacie

kolejnej wymówki, bo chcecie się poczuć cholernie męscy, bojkotując mnie. No cóż,

pozwólcie, że wam coś powiem, chłopcy. W moich oczach nie wyglądacie jak mężczyźni, ale

jak banda rozkapryszonych dzieciaków.

Dougowi zabłysły oczy, a kiedy zobaczył, że Megan widzi, że ubodły go jej słowa,

zmusił się do śmiechu.

- Och, znakomity argument, Doug. Bardzo dotkliwy. - Megan położyła dłoń na piersi.

- Trafiłeś mnie prosto w serce.

Zostawiając za sobą milczącą grupę, Megan szybko weszła na pierwsze piętro i

ruszyła do swojego pokoju, a potem zatrzasnęła za sobą drzwi.

W głowie mi się nie mieści, że to zrobiłam.

Na drżących nogach podeszła do łóżka i rzuciła się na materac. W myślach widziała

gniewny profil Evana, złośliwy grymas Douga, Millera próbującego za wszelką cenę na nią

nie patrzeć, Iana gapiącego się ostentacyjnie w telewizor, Caleba ze skrzywioną miną. Ulgę

przyćmił teraz wszechogarniający smutek. Pokazali, co naprawdę czują. I nieważne, jak

bardzo się starała, wszyscy jej nienawidzili. Naprawdę, z całego serca.

- Trudno - powiedziała na głos. - To banda debili. I co ją obchodzą tacy idioci? Nic.

Megan wtuliła twarz w poduszkę i przez następne pół godziny ze wszystkich sił

próbowała się nie rozpłakać.

Megan zatrzasnęła książkę do chemii i spojrzała na zegarek. W ciągu ostatniej godziny

nie nauczyła się niczego. Pomiędzy rozmyślaniem o tym, że Finn jest tuż obok, w sąsiednim

pokoju, a ciągłym odtwarzaniem w myślach od nowa awantury z dzisiejszego popołudnia, w

głowie niewiele miejsca zostawało na okresowy układ pierwiastków.

Obiad minął w pełnym napięcia milczeniu. Megan tylko skubała kurczaka i warzywa

na swoim talerzu i małymi łykami popijała wodę. Jedzenie w towarzystwie pół tuzina wro-

gów okazało się niemożliwe. Teraz, oczywiście, Megan umierała z głodu.

Złapała plecak i przeszukała go, aż wreszcie znalazła snickersa, którego kupiła po

lunchu. Pochłonęła batona czterema kęsami, ale żołądek nadal bolał - czas wreszcie

background image

porozmawiać z Finnem.

Na pewno słyszał, co się stało dzisiaj po południu. Jego bracia plotkują bardziej

zawzięcie niż cała żeńska część Liceum Baker. W sumie Megan trochę się dziwiła, że jeszcze

do niej nie przyszedł, ale skoro tak, sama do niego pójdzie.

Wyszła na korytarz i zapukała cicho do drzwi Finna.

- Proszę!

Wzięła głęboki oddech i weszła do środka.

- Cześć.

Finn podniósł głowę znad biurka, chyba zaskoczony.

- Cześć. - Oparł dłonie na udach i spojrzał nad ramieniem Megan w stronę korytarza;

byli sami.

- O co chodzi? - spytała.

- Naprawdę nie powinnaś tu być - powiedział Finn. Megan poczuła, że na sercu

zaciążył jej wielki kamień. - Wiem, twoi rodzice są wściekli, ale chyba nie oczekują, że

przestaniemy ze sobą rozmawiać?

- Taa... Nie... - Finn wzruszył ramionami i obrócił się na krześle. - Ja tylko... Nie

uważasz, że powinniśmy poczekać, aż wszystko się trochę uspokoi?

- Jakby to się miało kiedykolwiek zdarzyć w tym domu - zażartowała bez przekonania

Megan. Przełknęła dławiącą ją grudkę i rozejrzała się wkoło niepewnie. Przyszła tu, żeby

Finn ją uspokoił i pocieszył, tak jak zawsze to robił. Ale teraz on zaczynał kluczyć, więc

poczuła się tylko gorzej.

- Posłuchaj... Nie jest mi łatwo... być w pobliżu ciebie - powiedział Finn, wyraźnie

unikając wzroku Megan.

- Och, no cóż. Przepraszam. - Megan zaczęła się wycofywać.

- Zaczekaj - zawołał Finn.

Ale ona była niebezpiecznie bliska łez i absolutnie nie zamierzała załamać się na jego

oczach.

- Nie, już sobie idę - wymamrotała.

Finn przełknął ślinę i miał taką minę, jakby chciał coś powiedzieć. To się naprawdę

działo. Finn nie chciał mieć z nią nic wspólnego. - Wreszcie wróciła do swojego pokoju, ale

czuła się jak największa idiotka na świecie, Megan z trudem. Na szczęście udało jej się nie

uronić ani jednej łzy. Zamknęła drzwi i złapała klamkę tylko po to, żeby się czegoś

przytrzymać. Właśnie straciła wszystko, co znała i ceniła. Przecież Finn był podobno jej

przyjacielem. A nawet więcej. Całował ją. Przytulał. Dawał poczucie bezpieczeństwa. Tylko

background image

na nim nigdy się nie zawiodła. A teraz czuła się po prostu porzucona - i totalnie sama.

Złapała z biurka telefon i drżącymi palcami wybrała numer. Nacisnęła klawisz

rozmowy i podniosła słuchawkę do ucha, mocno zamykając oczy. Musiała to zrobić, zanim

zmieni zdanie.

- Major Meade, słucham.

W tej samej sekundzie, w której usłyszała głos ojca, nabrała pewności, że robi dobrze.

Wiedziała, gdzie powinna być.

- Tato? - powiedziała szybko. - Chcę jechać do Korei.

Od:

Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopcach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis dwunasty

Uwaga nr 1: W ogóle nie wiadomo, o co chodzi tym facetom. Myślałam, że mu się podobam,

Trace. Naprawdę.

background image

ROZDZIAŁ 18

Wyjeżdżasz? Był wtorek wieczorem i matka Megan właśnie zadzwoniła, żeby dać

znać, że zarezerwowała nocny lot na czwartek. A teraz Megan siedziała w kuchni z Reginą i

Johnem, którzy patrzyli na nią, jakby właśnie oświadczyła, że zmieniła płeć.

- Rozmawiałam z rodzicami i razem uznaliśmy że to najlepsza decyzja. - Serce waliło

jej jak młotem. Chciała im powiedzieć jak najmniej. Nie miała zamiaru mówić ludziom,

którzy okazali jej tyle serca, że to ich synowie ją stąd wygonili.

- Wiemy, że nie było łatwo, Megan, ale nawet jeszcze nie dałaś sobie czasu, żeby się

naprawdę zadomowić - odezwała się Regina.

- Ani nie dałaś go nam - dodał John. - Co możemy zrobić, żebyś się poczuła

swobodniej?

- Nie w tym rzecz - wymamrotała Megan. - Byliście dla mnie przemili, naprawdę. Ale

ja... tęsknię za rodzicami.

Podała całkiem uczciwy powód. Tyle że pozostałych nie zamierzała wymieniać.

- Oczywiście, że tęsknisz, kotku - powiedziała Regina. - Ale naprawdę chcesz się

przenosić do Korei? Kiedy twój ojciec po raz pierwszy do nas dzwonił, mówił, że tak

stanowczo upierasz się, żeby zostać w Stanach.

Megan z trudem przełknęła ślinę, usiłując nie myśleć nad rzeczami, których jej będzie

brakowało. Meczami z nową drużyną, lunchami z Aimee i innymi dziewczynami, imprezami,

szkolnymi balami. Ojciec opowiadał jej o liceum, do którego musiałaby uczęszczać w Korei.

To była żeńska szkoła, gdzie obowiązywało noszenie mundurków, a regulamin zabraniał

noszenia makijażu. Megan zgadywała, że imprez do późnego wieczora też tam nie

tolerowano.

Oczywiście, po wszystkim co się stało w ciągu ostatnich dwóch tygodni, może tak

będzie bezpieczniej. Może właśnie potrzebowała strefy wolnej od chłopców.

- Chyba po prostu się pomyliłam - powiedziała Megan. - To za trudne, rozumiecie?

Przynajmniej kiedy będę z rodzicami, to... sama nie wiem...

Nie miała pojęcia, jak to wyrazić, żeby nie urazić McGowanów. Pragnęła większego

wsparcia, swojskości, poczucia bezpieczeństwa. Tylko rodzice mogli jej to dać.

Regina i John wymienili długie spojrzenie.

- Możemy coś zrobić, żeby zmienić twoją decyzję? - spytał wreszcie John.

- Nie - powiedziała Megan. - Ale miło wiedzieć, że chcielibyście.

Regina westchnęła i uśmiechnęła się blado.

background image

- No cóż, będziemy za tobą tęsknić - wyznała. - I pamiętaj, że w każdej chwili możesz

wrócić.

Megan uśmiechnęła się z wdzięcznością. I John, i Regina mieli zmartwione miny, ale

Megan wiedziała, że w głębi ducha musieli odczuwać ulgę. Jak zaznaczył Doug w rozmowie

z braćmi, chłopcy mieli idealnie rozpracowany dom. A Megan samym pojawieniem się tutaj

wszystko poplątała i skomplikowała. Była pewna, że McGowanowie trochę tęsknią za

powrotem do tego chociażby powierzchownego ładu, jaki kiedyś panował w ich życiu.

- Posłuchajcie, czy moglibyśmy nie mówić o tym... wszystkim? - spytała Megan. - To

tylko utrudni sprawę.

Zwłaszcza że synowie natychmiast urządziliby wielką imprezę zwycięstwa.

- Naprawdę uważasz, że to w porządku? - zdziwił się John.

- Chłopcom będzie wszystko jedno, wierzcie mi - powiedziała Megan. - Napiszę im

maila, obiecuję.

- No cóż, dobrze - zgodził się John.

- Dzięki. - Megan wstała. - To ja zacznę się już pakować. Poszła na górę. Całe ciało jej

ciążyło. Myślała, że poczuje ulgę po rozmowie z Johnem i Reginą, ale tylko ogarnął ją

smutek.

Robisz to, co należy.

Zamknęła cicho drzwi i spojrzała na swoje rzeczy. Czas ruszać w dalszą drogę.

W czwartek wieczorem Megan siedziała na brzegu łóżka, a jej bagaże stały spakowane

i porządnie ustawione z tyłu na materacu. Stopami nerwowo postukiwała o podłogę. Była

gotowa już od godziny, a samochód miał przyjechać dopiero za trzy kwadranse. John

zaproponował, że ją zawiezie na lotnisko, ale odmówiła. Chciała tylko wydostać się stąd.

Całkowicie zamknąć ten rozdział. Zostawić wszystko za sobą.

Oczywiście teraz, kiedy czas się zbliżał, Megan jasno widziała, że nie uda jej się wyjść

zupełnie niepostrzeżenie. Wszyscy siedzieli w domu i zajmowali się swoimi zwykłymi,

codziennymi sprawami. Kiedy Megan zacznie targać bagaże z góry, na pewno kilka osób

zwróci na to uwagę.

Będę po prostu musiała sobie z tym poradzić. Niezależnie, co się stanie. Wstała z

łóżka i zaczęła spacerować po pokoju, uderzając zaciśniętą pięścią o dłoń drugiej ręki. Czuła

się, jakby zaraz miała stanąć do odpowiedzi przed całą klasą. Nie, sto razy gorzej. Co chwila

korciło ją, żeby wyjść z pokoju, znaleźć Finna, Evana, Douga albo nawet Millera i

powiedzieć, co o nich myśli. To była, mimo wszystko, ostatnia okazja. Tylko po co?

Megan wyjrzała przez okno. Na podwórzu Evan kołysał się apatycznie na hamaku.

background image

Pod głowę podłożył sobie jedno ramię i wpatrywał się w niebo. Sądząc po jego smutnej

minie, myślał o Hailey. Megan nagle nabrała ochoty, żeby mu przyłożyć. Dwa tygodnie temu,

ile razy spotkała Evana, miała przed oczami świetnego, przyjaznego faceta o pięknej duszy.

Teraz widziała tylko duże dziecko.

Evan znał już prawdę. Rozeszła się po całej szkole. „Wiedział, że Hailey kłamała. Ale

czy chociaż przeprosił Megan? Nie. Czy pogodził się z Dougiem? Nie. Zupełnie jakby

odpowiadała mu rola ofiary.

Tak obserwując Evana, Megan zdała sobie sprawę, że jednak jest pewien powód, dla

którego warto z nim pogadać. Może znów zacznie przypominać faceta, którego kiedyś

poznała. Może ona zdoła nim wstrząsnąć i go obudzić.

Nagle zdecydowana, Megan zbiegła po schodach prosto na podwórze. Słońce

zaczynało właśnie chylić się ku zachodowi, wszystko wkoło nabierało łagodniejszego

wyglądu.

- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała, kiedy Evan usiadł. Obróciła się w stronę

domu. - Hej, Doug! Znalazłam twojego starego „Playboya”! Jeśli go chcesz odzyskać, to cze-

kam na zewnątrz!

Evan zerwał się z hamaka.

- Nie gadam z nim.

- Owszem, gadasz. - Megan splotła ramiona na piersi. - Nie sądzisz, że jesteś mi

winien jedną rozmowę?

Evan nie miał odwagi podnieść na nią oczu.

- Taa, może tobie - przyznał w końcu. - Ale nie jemu. Doug wypadł z domu na

podwórze. W tej samej chwili, w której zauważył Megan i Evana, a przy tym brak

„Playboya”, zawrócił do środka.

- Wyjeżdżam do Korei - oświadczyła Megan. - Mniej więcej za pół godziny.

Evanowi opadła szczęka, Doug stanął jak wryty. Obrócił się powoli, z uśmiechem

przylepionym do twarzy.

- Nareszcie - powiedział.

- Taa, no cóż, zanim wyjadę, chciałam wam coś powiedzieć, chłopaki - stwierdziła

Megan.

- Sławetne ostatnie słowa skazańca? - odezwał się Doug ironicznie.

Ale usiadł na skraju fotela na patio, szeroko rozstawiając nogi i spoglądając na nią z

wyczekiwaniem. Evan też ani drgnął. Megan wzięła głęboki oddech. Miała tylko jedną

szansę, żeby to zrobić jak trzeba.

background image

- Od małego, zawsze chciałam mieć brata albo siostrę - zaczęła, spoglądając to na

jednego, to na drugiego z nich. - Myślałam, że to wspaniałe. Mieć kogoś, z kim się można

wszystkim podzielić, kim mogłabym się opiekować i na kogo uważać, a kto opiekowałby się

mną i uważał na mnie. Ale patrząc na to, jak wy się nawzajem traktowaliście przez ostatnie

dwa tygodnie, sama już nie wiem.

Evan wbił wzrok w ziemię, a Doug przewrócił oczami, ale Megan nie przerwała.

- Żeby pozwolić komuś takiemu jak Hailey Farmer... Żeby coś tak idiotycznego i bez

znaczenia jak seks po pijaku stanęło między wami... - Westchnęła. - Ta dziewczyna was obu

okłamała. I jednym, i drugim się zabawiła. A wy jesteście braćmi. Na zawsze. A najbardziej

dobija mnie... że nie macie nawet pojęcia, jacy z was szczęściarze.

Megan podniosła wzrok. Wyraz twarzy Douga się zmienił. I on, i Evan wpatrywali się

w nią teraz twardym wzrokiem, jakby ze wszystkich sił próbowali zatrzymać w środku to, co

naprawdę czuli i myśleli. Megan po raz pierwszy uderzyło podobieństwo tych dwóch, tak

pozornie różnych facetów. Ten sam upór, ta sama ignorancja i, ewidentnie, ten sam gust co do

kobiet.

- Tak naprawdę to mi was żal, chłopaki. Serio - odezwała się po chwili Megan. -

Jesteście tak zajęci sobą, że w ogóle nie zdajecie sobie sprawy, jak ranicie najbliższych. Tych,

którzy was naprawdę kochają. Albo mogliby kochać, gdybyście im dali szansę - skończyła

Megan, spoglądając na Evana. Podtrzymała jego spojrzenie, aż się zaczerwieniła z wysiłku, a

on wreszcie zamrugał. Obróciła się do Douga.

- Więc sobie nie wyobrażaj, że to twój błyskotliwy plan wymrożenia wypędził mnie

stąd, bo tak nie jest - dodała. - Ja po prostu nie mogę znieść towarzystwa ludzi, którzy

uważają, że wszystko im się należy.

Nie licząc wieczornych świergotów ptaków na podwórzu, panowała cisza. Megan

powiedziała, co miała do powiedzenia, a zdobycie się na taką szczerość podziałało na nią

ożywczo. Miała wrażenie, że teraz poradzi sobie ze wszystkim. Ogarnęła ją przemożna ochota

porozmawiania z Finnem. Zawróciła i z przyzwyczajenia poszła do szopy, nawet się nie

zastanawiając, że chłopak miał przecież szlaban na przebywanie w swoim ustroniu. Megan

pchnęła drzwi i cały jej świat nagle, ze zgrzytem, stanął w miejscu.

Na sztalugach dokładnie naprzeciwko drzwi stała jej własna podobizna. Portret

namalowany przez Finna. Skończony do ostatniej rzęsy na powiece. Obraz zaparł Megan

dech w piersiach.

Powoli podeszła do portretu. W niczym nie przypominał wszystkich dotychczasowych

dzieł Finna. To był jedyny portret en face. I dobrze oddawał podobieństwo. Chociaż

background image

wizerunek był łagodniejszy. Ładniejszy. Bardziej otwarty. Dziewczyna z obrazu uśmiechała

się porozumiewawczo, miała promienistą cerę, a grupka piegów rozsianych po całym nosie

wyglądała wręcz rozczulająco. Ale najbardziej niesamowite były oczy. Wirowało w nich co

najmniej siedem odcieni zieleni i kilka subtelnych złotych plamek. Czy rzeczywiście tak

widział ją Finn? Czy naprawdę uważał ją za tak... piękną?

Megan dotknęła skraju płótna. Farba była zupełnie sucha.

Kiedy on zdążył to skończyć? Nagle sobie przypomniała, że przez kilka ostatnich dni

miał szlaban. Musiał się więc jakoś zakradać przez cały tydzień, żeby pracować nad obrazem.

I skończył go. Wreszcie skończył jakiś obraz. Jej portret.

Na podjeździe rozległ się klakson samochodu. Taksówka już przyjechała. Wcześniej.

Po prostu jedź! Megan usiłowała się wewnętrznie zmobilizować. Wynoś się stąd

wreszcie, do diabła.

Odwróciła się plecami do spojrzenia własnych oczu i wybiegła po rzeczy. Nie mogła

już znieść tego miejsca. Za dużo zamieszania, za dużo presji, za dużo wszystkiego. Czas

wracać do świata wolnego od facetów.

- Uwaga, pasażerowie lotu 233 do Los Angeles - zapowiedziała pracownica serwisu

naziemnego. - Zapraszamy na pokład pasażerów rzędów od piętnastego do dwudziestego

piątego. Proszę przygotować karty pokładowe.

Megan wzięła głęboki oddech i spojrzała na dziesiątki osób zbierających bagaż

podręczny i popędzających dzieci. Już od godziny spoglądała na główny hol terminalu. Ku

własnemu wielkiemu rozgoryczeniu, wyobrażała sobie, że zaraz zobaczy tam znajomą twarz.

Ze ktoś, ktokolwiek, może przyjdzie się z nią pożegnać. Ale najwyraźniej życie nie wzoruje

się na filmach. Za niecałe dwadzieścia minut samolot wzbije się w powietrze. Wkrótce już nie

będzie odwrotu.

Zaciągając paski plecaka na ramionach, wstała i ruszyła do długiej kolejki, która wiła

się przed bramką pokładową.

Wcale nie masz ochoty się odwracać. Ale mimo wszystko uważała, że to niedobrze, że

nie pożegnała się z Finnem. Był w domu McGowanów jej najlepszym przyjacielem. Powier-

nikiem. Pierwszym pocałunkiem. Aż nie wierzyła, że wsiada do samolotu do Korei, a nie

porozmawiała z Finnem po raz ostatni.

- Hej! Megan! Zaczekaj!

Serce Megan podskoczyło w piersi, kiedy błyskawicznie obejrzała się za siebie. Tam.

Biegł przez tłum, przepychał się przez ludzi, żeby się do niej dostać. Nigdy w życiu nie

ucieszyła się niczyim widokiem tak, jak teraz widokiem...

background image

Douga.

- A ty się dokąd, do cholery, wybierasz, yo?

Stanął przed nią i zgiął się wpół. Pot spływał mu po skroniach, kiedy usiłował

odzyskać oddech. Megan spojrzała w głąb holu, ale nikt inny nie biegł za Dougiem.

Co, u...?

- Jesteś sam? - spytała.

- Muszę usiąść. - Dougowi aż świszczało w płucach. Cofnął się i klapnął na najbliższe

wolne siedzenie. Megan wyszła z kolejki. Rozejrzała się po terminalu, podejrzewając, że

zaraz znajdzie ukrytą kamerę. To musiał być dowcip. Doug za nią gonił?

- Co ty tu robisz? - zapytała, mrużąc oczy. - I jak przeszedłeś przez kontrolę?

- Musiałem kupić bilet. Nieźle, co? - Wyciągnął mały folderek American Airlines. -

Mogę sobie teraz lecieć do Chicago, jeśli będę miał ochotę.

Megan usiadła na krawędzi krzesła tuż obok chłopaka.

- Doug, poważnie. Ja muszę wsiąść do tego samolotu.

- Chcesz zwiewać, twój interes. - Doug wepchnął pognieciony bilet do tylnej kieszeni

dżinsów. - Ale najpierw mnie wysłuchaj.

Megan westchnęła i oparła się o krzesło.

- Okay. Masz pięć minut.

- Dobra, słuchaj - zaczął Doug. - Kiedy odjechałaś, pogadaliśmy z Evanem po raz

pierwszy, odkąd zaczęło się to całe gówno. I za niego mówić nie mogę, nie? Ale ja? Zdałem

sobie sprawę, że ostatnio zachowywałem się trochę jak dupek.

- Och, zdałeś sobie sprawę? - powtórzyła szyderczo Megan.

- Daj mi skończyć, kobieto! - zawołał Doug.

Megan nagle zrozumiała, ile wysiłku go kosztowała rozmowa z nią, więc zacisnęła

wargi.

- Byłem na ciebie wściekły od początku, bo mi odebrałaś mój pokój. Ale

zastanowiłem się nad tym i wiem już, czemu mnie tak wkurzasz - powiedział Doug.

Megan uniosła brwi.

- No więc czemu?

- Bo pojawiasz się u nas i robisz te rzeczy... no, wiesz... których nie umie zrobić nikt

inny - wysapał w końcu Doug. Po raz pierwszy patrzył na Megan i przestał się pilnować. Nie

krzywił się złośliwie, nie udawał twardziela. Po prostu siedział i rozmawiał. - Na przykład

sprawiasz, że Miller zaczyna mówić o czymś innym niż o baseballu. A Ian i Caleb się ciebie

boją. A Sean, no wiesz, czasami teraz wychodzi z garażu. A moja mama? Odkąd zładowałaś,

background image

to zupełnie inna kobieta. Jest spokojniejsza. .

- Naprawdę?

- No, jakby wyluzowała ją obecność innej dziewczyny. Poważnie. Normalnie w ciągu

dwóch tygodni walnęła mnie w łeb raptem z raz - wyznał Doug.

Megan nie udało się powstrzymać uśmiechu.

- Poza tym to, co dla mnie zrobiłaś... - ciągnął Doug. - To też było całkiem fajne. Dalej

nie wiem, dlaczego się za mną wstawiłaś.

- Mam miękkie serce dla beznadziejnych przypadków? - podsunęła Megan i wzruszyła

ramionami.

- No, nieważne - powiedział Doug. - Dzięki.

- Nie ma za co - mruknęła Megan lekko wzruszona. Wyczuła szczerość w tym jednym

słowie.

- No więc, słuchaj, nie możesz wyjechać. - Doug wyprostował się i obrócił do Megan.

- Jeśli znikniesz z horyzontu, Miller się cofnie, a Caleb i Ian wejdą nam na głowę, Sean znów

się zamieni w pustelnika, a Finn...

Serce Megan drgnęło.

- Finn co?

- Finna to zniszczy. - Doug zajrzał jej w oczy. - Owinęłaś sobie tego faceta wokół

małego palca, wiesz o tym, prawda?

- Co ty gadasz? - spytała Megan.

- Jak się dowiedział, że wyjeżdżasz, zamknął się w szopie i zabarykadował drzwi. Nikt

go od tamtej pory nie widział - wyjaśnił Doug. - Kiedy wychodzisz, Sean i Evan usiłowali

podsadzić Caleba na dach, żeby zajrzał przez świetlik i sprawdził, czy Finn się tam nie zabił.

Megan z trudem przełknęła ślinę.

- O rany.

Przez kilka chwil siedzieli na plastikowych krzesłach, obserwując, jak kolejka przy

bramce staje się coraz mniejsza. Megan zastanawiała się nad wszystkim, co usłyszała. Czy to

naprawdę możliwe, że zmieniła życie McGowanów w takim stopniu, jak twierdził Doug?

Uważała, że tylko zakłóca im spokój, ale teraz wydało jej się, że rzeczywiście kilka rzeczy

zdołała zmienić na lepsze.

- Zawsze uważaliśmy, że to świetnie, że nasza mama miała tylko chłopców - wyznał

Doug, wyzbywając się hiphopowej pozy. - Kto by pomyślał, że w gruncie rzeczy potrzeba

nam siostry?

Megan opuściła wzrok na swoje dłonie.

background image

- Och, człowieku! Skopiesz mi wreszcie tłusty tyłek? - spytał Doug.

Megan się roześmiała. - Nie.

- No to wracasz ze mną, czy jak? Megan podniosła głowę i westchnęła.

- Mam kilka warunków.

- Wiedziałem. - Doug przewrócił oczami.

- Po pierwsze, nie zgadzam się na łazienkę przypominającą parking dla tirów -

powiedziała Megan. - Musicie zacząć po sobie sprzątać. Żadnych więcej krwawych śladów,

włosów i dziwnych plam, których pochodzenia nie chcę się nawet domyślać.

- Dobra, dobra - mruknął Doug. - To wszystko?

- Raczej nie - powiedziała Megan. - Macie trzymać się z daleka od wszystkich moich

rzeczy. Włącznie z rowerem.

- Okay...

- I chcę, żebyście przestali mnie za plecami nazywać Megan Miseczka C. Dougowi

opadła szczęka. Zarumienił się.

- Skąd o tym wiedziałaś? Megan uniosła brwi.

- No dobra, jasne. Wszystko? - stęknął Doug.

- Myślisz, że możesz to dla mnie załatwić? - spytała Megan.

- No, może będę musiał sprać kilku osobników, ale taa. Nie ma problemu - rzucił

Doug beztrosko.

- Nikogo nie pobijesz - zastrzegła Megan.

- Nie mów mi, jak mam wykonywać swoją robotę. - Doug komicznie strzelił

kłykciami.

- Okay. - Megan wstała. Po raz pierwszy od rana poczuła się spokojna. Pewna. -

Wracam.

- Dzięki Bogu! - Doug odetchnął z ulgą. - No to wynośmy się stąd w diabły!

- Ach, zaczekaj! Jeszcze jedno. - Megan zatrzymała chłopaka. Doug zgarbił się i

obrócił do niej.

- Co? Mam ci oddać nerkę?

- Chcę wziąć udział w następnej grze w ultimate frisbee - zażądała Megan.

Doug uśmiechnął się szeroko.

- Grasz z tymi w koszulkach.

Megan odpowiedziała równie szerokim uśmiechem. - Jeszcze zobaczymy.

Megan oparła się mocniej plecami o Seana, dodając gazu na jego harleyu. Pędzili Oak

Street. Wiatr wycisnął jej z oczu łzy, kiedy zapiszczała z wielkiej, wszechogarniającej

background image

radości. Już prawie zdążyła zapomnieć, jak bardzo lubi jeździć na motorze. Teraz czuła się

zupełnie, jakby właśnie odzyskała kończynę, której jej brakowało przez ostatnich kilka

tygodni.

- Dobra! Wracamy do domu! - zawołał jej do ucha Sean. Megan zwolniła i wjechała

na podjazd McGowanów Evan,.

Finn, Caleb, Ian i Doug przerwali rozgrywkę ultimate frisbee, żeby popatrzeć. Megan

zeszła z motocykla i zdjęła kask, ocierając twarz i się śmiejąc.

- Masz wrodzony talent. - Sean obdarzył dziewczynę jednym ze swoich rzadkich

uśmiechów.

- Dzięki - odparła Megan.

- W przyszłym tygodniu pójdziemy załatwić ci prawo jazdy ważne w Massachusetts -

powiedział. - Pogadam też z moim kumplem Deke'em ze złomowiska. Zobaczymy, może

znajdzie dla ciebie jakiś motor.

- Naprawdę? - Megan nie wiedziała, co ją zaskoczyło bardziej: propozycja Seana czy

tak długa jak na niego wypowiedź;

- Uwaga na głowy!

Megan złapała w powietrzu frisbee, zanim zdołało wykłuć jej oko.

- Przepraszam!

Evan pomachał ręką, a potem pobiegł na werandę napić się wody z dzbanka. Odezwał

się do Megan po raz pierwszy od czasu swoich bardzo nieudanych przeprosin w czwartkowy

wieczór. Po prostu powiedział, że mu przykro. Od tamtego czasu unikał jej jak ognia.

Megan popatrzyła za Evanem i zobaczyła, że Aimee i Miller siedzą na frontowych

stopniach obok przekąsek, obserwując grę. Rzuciła frisbee z powrotem chłopakom i

pomachała do Aimee, która w odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko.

- Miller i Aimee. Razem w weekend. - Megan aż zagwizdała z podziwu.

- Taa, to po prostu przedziwne - stwierdził Sean, stając obok.

- Yo! Chcecie zagrać, ofiary? - krzyknął Doug ze środka podwórka.

- Wchodzimy! - odparła Megan, podbiegając do nich truchtem.

- Dobra! Ty, ja i Finn przeciwko Evanowi, Seanowi i matołom! - rzucił Doug, kiedy

Megan stanęła obok.

- Nie jesteśmy matoły! - zaprotestował Ian.

- Taa, i tak sobie dalej wmawiaj - powiedział Doug. Megan pochyliła się do Finna i

Douga.

- A wiecie, że wy w ogóle nie gracie w ultimate? - spytała. - Sprawdziłam w sieci.

background image

Robicie to zupełnie na opak.

- My gramy w stylu McGowanów - oświadczył Doug, kiwając głową zarozumiale.

- Co to znaczy? - spytała Megan.

- To futbol w połączeniu z frisbee - wyjaśnił Finn. - A na koniec rozgrywki lubimy

przybijać sobie piątki i dużo szczekać. Nikt nie wie czemu ani skąd to się wzięło, ale po

prostu tak robimy.

- Aha - powiedziała Megan z uśmiechem. Miło było znów się znaleźć blisko Finna. I

normalnie z nim rozmawiać. Oczywiście, nadal się zastanawiała, o czym on myśli.

- No to jaki jest plan gry? - spytała, usiłując się skupić.

Stanęli tak blisko siebie, aż musnęli się ramionami. Puls Megan przyspieszył. Oboje Ż

Finnem spojrzeli na miejsce, gdzie zetknęły się ich ciała i lekko się od siebie odsunęli. Megan

wstrzymała oddech.

- Dobra, ja udaję, że rzucam do Finna i podaję do Megan - powiedział niczego

nieświadomy Doug. - Zobaczmy, co potrafisz, Strzelec.

- Taa, taa - odparła drwiąco Megan.

Wszyscy klepnęli się nawzajem w dłonie i podeszli na linię. W tej samej sekundzie,

gdy Doug złapał frisbee, Megan skoczyła w prawo, omijając Seana, i pobiegła w stronę

podjazdu, Ian i Caleb deptali jej po piętach. Odwróciła się i zobaczyła, że Doug na niby rzuca

frisbee do Finna. Evan skoczył, żeby złapać frisbee w powietrzu, ale krążka tam nie było -

leciał prosto w ręce Megan.

W wyskoku złapała krążek, ale gdy tylko wylądowała na ziemi, Ian i Caleb złapali ją

za nogi.

- Weźcie ich ze mnie! - krzyknęła, wyrywając się chłopakom i śmiejąc do łez. -

Zabierzcie ich!

- Giń, Strzelec! Giń! - wrzeszczał Ian, trzymając się jej ze wszystkich sił.

Finn podbiegł, a wtedy Megan rzuciła do niego frisbee. Ale chłopak zostawił krążek, a

złapał Caleba i łaskotał go tak długo, aż ten puścił Megan.

- Faul! To nie fair! - krzyczał Ian.

Caleb turlał się po trawie, chichocząc. Megan potknęła się o niego i przewróciła,

pociągając za sobą na ziemię Finna. Skłębili się w splątanej masie rąk i nóg, ale Megan

wiedziała tylko, że leży dokładnie na Finnie mocno przyciśnięta klatką piersiową; jego noga

znalazła się między jej udami, a jej nadgarstek utkwił pod jego karkiem. Ktoś - chyba Ian -

siedział Megan na plecach. Dziewczyna nie mogła się wyplątać z kłębowiska.

Ale tak naprawdę niezbyt tego chciała.

background image

- No cóż, nie jest za wygodnie. - Finn roześmiał się, próbując usiąść. - Ian! Złaź z

Megan!

- Dobra! - Ian posłusznie odturlał się na bok. Złapał z ziemi frisbee i razem z Calebem

pobiegli przez podwórze, triumfalnie niosąc krążek.

Wreszcie Finn zdołał usiąść. Megan przykucnęła tuż obok niego. Oboje z trudem

łapali oddech. Chociaż to nie gra tak wpłynęła na Megan.

- Nic ci nie jest? - spytał Finn.

- Nie, a tobie? - Każdym skraweczkiem ciała pragnęła go znów dotknąć.

- Nic - odpowiedział z bardzo szerokim uśmiechem. Podparł się na rękach i stanął na

czworakach, z twarzą zaledwie o kilka centymetrów od twarzy Megan.

- Cieszę się, że zostałaś - szepnął, owiewając ciepłym oddechem jej policzek.

Megan jakoś udało się odpowiedzieć:

- Ja też.

A potem Finn wstał i wrócił na środek podwórza. Przez moment Megan nie była w

stanie ruszyć się z miejsca, ale zaraz podszedł Doug i zaoferował pomoc, którą z

wdzięcznością przyjęła. Jednym szarpnięciem postawił Megan na drżących nogach.

- No i kto ma teraz zagwozdkę? - zapytał ze złośliwym uśmiechem.

Megan roześmiała się i szturchnęła go w plecy. Wrócili na linię.

- Koleś! Chcę zrobić wymianę! - krzyknął Doug. - Finn za Seana!

- Zrobione - odparł Evan.

- Przyłóż się do gry - powiedział Doug do Megan. Megan zbyła go wzruszeniem

ramion i stanęła na linii, tym razem dokładnie naprzeciwko Finna i Evana. Finn uśmiechał się

do niej otwarcie, a Megan odwzajemniła uśmiech. Serce jej szybko waliło. Ale kiedy

spojrzała na Evana, totalnie zamarło. Bo przyglądał się jej tym intensywnym spojrzeniem.

Przewiercał ją na wskroś. Zupełnie jak wtedy, kiedy przez ułamek sekundy myślała, że chce

ją pocałować.

No cóż, to... interesujące.

Doug złapał frisbee. Biorąc głęboki oddech, Megan wskoczyła między Finna a Evana i

pobiegła w głąb pola. Obaj rzucili się za nią. Frisbee poleciało w powietrze, rysując nad

głowami chłopców idealny łuk. Wszyscy trzej wyskoczyli i sięgnęli po nie, ale Megan była

szybsza, wyprzedziła ich i złapała krążek prosto z nieba.

Od:

Strzelec5525@yahoo.com

Do: Zakrę

cona@rockin.com

background image

Temat: Przewodnik po chłopcach

Megan przewodnik po chłopcach

Zapis trzynasty

Uwaga nr 1: Chłopcy są nieprzewidywalni. Może to nic nowego, ale zaczynam dochodzić do

wniosku, że właśnie to jest w nich najfajniejsze.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Scott Kieran (Brian Kate) Megan przewodnik po chłopcach
Brian Kate Megan Przewodnik Po Chłopcach
Brian Kate Megan Przewodnik Po Chłopcach CAŁOŚĆ
Scott Kieran (Brian Kate) Idealny chłopak
Scott Kieran (Brian Kate) Klub niewiniątek
Brian Kate (Scott Kieran) Idealny chłopak
Brian Kate (Scott Kieran) Księżniczka i żebraczka
Przewodnik po sztuce uczenia literatury Bortnowski
Przewodnik po Wloclawku
plik,382,465,przewodnik po funduszach strukturalnych dla msp na lata 2007 2013
Przewodnik po malowaniu
23965 Przewodnik po prawie int Nieznany
Biecek P Przewodnik po pakiecie R [fragment]
przewodnik po szlakach PTTK okolic Zielonej Góry
Odkrywamy Wschód 2015 Przewodnik po miejscach wyjątkowych
Przewodnik po szkole, ZHP - przydatne dokumenty, Zbiórki pojedyncze

więcej podobnych podstron