Publicystyka Antysocjalistycznego Mazowsza
Stefan Michnik, stalinowski sędzia wojskowy,
przyrodni
brat
naczelnego
"Gazety
Wyborczej", a także - co niedawno wyszło na
jaw
-
agent
zbrodniczej
Informacji
Wojskowej,
nie
poniesienie
żadnej
odpowiedzialności
za
swoje
bezprawne
czyny. Przyznają to - oczywiście pośrednio -
nawet ścigający go prokuratorzy IPN. Od lat
nie można bowiem ustalić, czy obecny obywatel Szwecji
Stefan Michnik to ta sama osoba, co były obywatel Polski o
tym samym imieniu i nazwisku. Nasi śledczy nie są w stanie
go zidentyfikować, gdyż... w szwedzkich dokumentach jego
data urodzenia różni się o jeden dzień od tej, która figuruje
w dokumentach polskich. Niewykluczone, że w innym
przypadku Szwecja, gdzie Michnik mieszka, wydałaby
Polsce tego mordercę w todze.
Sędzia Stefan Michnik podzieli zatem los prokurator Heleny
Wolińskiej-Brus, na której ekstradycję nie zgodziła się "ze
względów
humanitarnych"
Wielka
Brytania
i
komendanta
Salomona Morela, którego Polska tak skutecznie ścigała, że
oprawca zmarł przed miesiącem w Izraelu. Tak samo będzie z
pewnością z drugim Polakiem, który przed laty też schronił się w
Szwecji: Józefem Bikiem. Ten stalinowski śledczy jest odpowiedzialny m.in. za zamordowanie
Danuty Siedzikówny "Inki", 17-letniej sanitariuszki z oddziału legendarnego Zygmunta
Szendzielarza "Łupaszki".
WYŁUDZIĆ EMERYTURĘ
Józef Bik (żyje pod zmienionym nazwiskiem Bukar) zatarł za sobą ślady na ponad 35 lat. I tak by
pewnie zostało, gdyby sam się nie ujawnił. Ponad dwa lata temu Bik-Bukar przysłał do IPN list, w
którym prosił o wydanie zaświadczenia, że po wojnie pracował w... Ministerstwie Bezpieczeństwa
Publicznego. Był przekonany, ze dzięki temu dostanie wyższą emeryturę. Stalinowiec nie był
jeszcze świadom, że za chwilę III RP będzie odbierać wysokie świadczenia mundurowe
komunistycznym zbrodniarzom (przypomnijmy tylko, że udało się to zrobić np. w przypadku
Wolińskiej, ale np. Morela uchroniły przed tą finansową "zemstą" absurdalne przepisy).
Po odszukaniu i przeanalizowaniu akt Bika-Bukara okazało się, że w latach 1948 - 1949 był
zastępcą naczelnika wydziału śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w
Katowicach. Z Polski wyjechał - tak jak Stefan Michnik - na fali pomarcowej emigracji 1968 r.
Katowicki IPN napisał akt oskarżenia: "Józefowi B. zarzucamy popełnienie zbrodni
komunistycznej, której dopuścił się w czasie przesłuchań członków organizacji Polskie Siły
Demokratyczne i Polska Tajna Armia Wyzwoleńczo-Demokratyczna. Bił ich, znęcał się i zmuszał w
ten sposób do składania zeznań". Potem do Szwecji pojechał prokurator IPN, aby przesłuchać
byłego śledczego (czy nie można tak było zrobić również z Wolińską i Morelem?!). Od tej pory
rozpatrywana jest ekstradycja Bika velBukara do Polski.
AGENT I REZYDENT INFORMACJI WOJSKOWEJ
Ale wróćmy do Stefana Michnika. W wydanej przez IPN książce Krzysztofa Szwagrzyka "Prawnicy
czasu bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944-1956." czytamy: "Największe
sukcesy w tajnej współpracy osiągnął Stefan Michnik, pozyskany na zasadzie dobrowolności przez
sekcję Informacji Wojskowej, istniejącą przy OSP [Oficerskiej Szkole Prawniczej - TMP], w
Jeleniej Górze. 13 III 1950 r. przyjmując ps. "Kazimierczak", napisał: »Ja, Stefan Michnik […],
zobowiązuję się do współpracy z Organami Informacji Odrodzonego Wojska Polskiego, mając na
celu wykrycie szpiegów, sabotażystów, dywersantów i wszelkiego rodzaju innego wrogiego
elementu, działającego na szkodę WP i ustroju Polski Ludowej«. Już 15 IV 1950 r. otrzymał
pierwsze 1.000 zł zapłaty za »sumienne wykonywanie zadań«. W trakcie trzyletniej współpracy
Michnik był początkowo informatorem, a następnie rezydentem OZI w 1. kompanii OSP
[Oficerskiej Szkoły Prawniczej - TMP]. W kwietniu 1951 r., z chwilą przeniesienia do stolicy na
stanowisko asesora warszawskiego WSR [Wojskowego Sądu Rejonowego - TMP], został
rezydentem w Wydziale Informacji Garnizonu Warszawskiego, mającym »na kontakcie« 6
informatorów: »Romańskiego«, »Chętkiego«. »Żywca«, »Czarucha« ("Czarnucha"?), »Szycha«,
»Zbotowskiego» ("Zborowskiego?")". 10 czerwca 1953 r. zaprzestano współpracy z TW
"Kazimierczakiem". Jednym z powodów było jego członkostwo w PZPR.
Wyjaśnijmy: rezydent to agent, który stoi na czele autonomicznej sieci własnych tajnych
informatorów. Zostawała nim osoba, ciesząca się wyjątkowym zaufaniem. Niełatwo było zdobyć
taką pozycję w Informacji Wojskowej - instytucji, która z natury rzeczy nie ufała nikomu. Na
rezydenta był również typowany inny agent IW - Wojciech Jaruzelski, pseudo "Wolski". Prócz
Michnika i Jaruzelskiego wymieńmy jeszcze jednego tajnego współpracownika tego wojskowego
kontrwywiadu. To szanowany do dziś przez niektóre środowiska socjolog i filozof Zygmunt
Bauman, oficer polityczny Dywizji Kościuszkowskiej.
DEKLARACJA PRZEŻYŁA SWOJEGO AUTORA
Nie za Informację Wojskową Stefan Michnik jest jednak dziś "prześladowany", ale pracę w
stalinowskim sądownictwie wojskowym. Ten były sędzia w randze kapitana ma bowiem na koncie
co najmniej dziewięć wyroków śmierci na niewinnych ludzi (część została wykonana).
Procedura ścigania Michnika sięga kilku lat. Zapowiedź wystąpienia o jego ekstradycję ze Szwecji
Nie będzie ekstradycji Stefana Michnika - Tadeusz M. Płużański
Wysłane poniedziałek, 26,
marca 2007 przez Krzysztof Pawlak
Na temat:
OCZEKUJEMY KOLEJNYCH
EKSTRADYCJI
KOMUNISTYCZNYCH
ZBRODNIARZY - STEFANA
MICHNIKA I JÓZEFA BIKA VEL
BUKARA
O TYCH, KTÓRZY SCHRONILI
SIĘ W SZWECJI
WOLIŃSKA Z MORELEM DO
ZUS-U!
APELUJEMY DO WŁADZ RP:
SPRAWDŹMY WNIOSEK BYLEJ
STALINOWSKIEJ
PROKURATOR O PRZYZNANIE
BRYTYJSKIEGO
OBYWATELSTWA
CZY HELENA WOLIŃSKA-
BRUS MUSI BYĆ BEZKARNA?
Strona 1 z 3
ASME: Nie będzie ekstradycji Stefana Michnika - Tadeusz M. Płużański
2010-11-16
http://www.asme.pl/117486665579828.shtml
była pierwszą publiczną deklaracją, jaką złożył w 2000 r. prof. Witold Kulesza, szef świeżo
powstałego pionu śledczego IPN - Głównej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi
Polskiemu. Kulesza stwierdził, że przynajmniej w jednym z trzech procesów politycznych, które
zbadał, skład sędziowski, w którym zasiadał Michnik, dopuścił się zbrodni sądowej.
Sprawa kpt. Michnika nabrała rozgłosu już wcześniej - za rządów w ministerstwie sprawiedliwości
Hanny Suchockiej. Na jej biurku znalazły się dwa wnioski - o wszczęcie śledztwa wobec
stalinowca (autorstwa Ligi Republikańskiej) oraz jego ekstradycję ze Szwecji. Zarzuty były
konkretne - wydawanie wyroków śmierci w sfingowanych procesach politycznych, co w myśl
polskiego kodeksu karnego stanowi przestępstwo. Oba wnioski nie doczekały się jednak
rozstrzygnięcia. W jednym z wywiadów Suchocka stwierdziła, że nie będzie zajmować się
ewentualną ekstradycją Michnika do Polski, gdyż sprawa nie leży w kompetencjach prokuratury
powszechnej, ale pionu śledczego IPN (który jeszcze nie istniał i w którego powołanie mało kto
wówczas wierzył). Kiedy IPN wreszcie powstał i prof. Kulesza mógł złożyć swoją deklarację,
wydawało się, że dojdzie do ekstradycji Stefana Michnika i nastąpi to szybko. Na zapowiedziach
jednak się skończyło. Deklaracja przeżyła nawet swojego autora. Prof. Kulesza został niedawno
odwołany, a w kwestii sędziego Michnika prawie nic się nie zmieniło. Prawie, bo teraz nawet
prokurator prowadzący śledztwo nie może jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy do
ekstradycji w ogóle dojdzie. Oznacza to oczywiście, że nic z tego nie będzie.
ZASZKODZIĆ NACZELNEMU "WYBORCZEJ"
Sprawa Michnika umrze zatem śmiercią naturalną. Niemała w tym zasługa środowisk przeciwnych
rozliczaniu przeszłości, które od lat robiły wszystko, aby ukręcić łeb (oczywiście sprawie, a nie
Michnikowi). Tym razem nie chodziło już tylko o "niechęć" do ujawnienia historycznej prawdy, ale
również, a może przede wszystkim o Adama Michnika. Stefan Michnik w jednym z wywiadów
twierdził zresztą, że zainteresowanie jego osobą (dodać trzeba - minimalne) ma na celu
zaszkodzenie naczelnemu "Wyborczej".
Dziennikarz Michnik też zajął stanowisko w sprawie byłego sędziego Michnika. Jego gazeta
dokonała bowiem ciekawego zabiegu - wydrukowała (przyznając sobie palmę pierwszeństwa)
pełny tekst raportu tzw. komisji Mariana Mazura (zastępcy prokuratora generalnego PRL),
powołanej w 1956 r. do "zbadania przejawów łamania praworządności" w najwyższych organach
sądownictwa wojskowego. Dziwnym trafem "Wyborcza" zapomniała, że prawie cały dokument był
już wcześniej publikowany. Pierwszy ujawnił go wybitny znawca stalinizmu, prof. Jerzy Poksiński
w sztandarowej do dziś pracy, dotyczącej tego okresu pt. "My, sędziowie nie od Boga". Wszyscy
szanujący się badacze lat 1944-56 od kilku lat znali treść książki i nazwisko Stefana Michnika,
jako jednego ze skompromitowanych sędziów, którzy wydawali wyroki pod dyktando
komunistycznych władz i aparatu bezpieczeństwa. Dodajmy tylko, że we wspomnianym raporcie
sprzed pół wieku znalazły się też nazwiska innych osób, związanych ze środowiskiem
"Wyborczej", m.in. płk. Ignacego Krzemienia (Główny Zarząd Informacji WP), czy bardziej
znanej, bo żyjącej do dziś ppłk Heleny Wolińskiej (Naczelna Prokuratura Wojskowa).
ANTYSEMITYZM I UBECKIE PAPIERY
Publikacją raportu gazeta Adama Michnika załatwiła sprawę zbrodni stalinowskich i odniosła
zamierzony efekt - zyskała uznanie polskich i światowych kręgów postępowych. Największy
poranny dziennik w Szwecji (obecnej ojczyzny Stefana Michnika), sztokholmski "Dagens Nyheter"
napisał, że "GW" jako pierwsza (a jakże!) oskarżyła (!!!) osoby z listy Mazura, m.in. kpt.
Michnika. Wymowa artykułu była jasna - Adam Michnik nie tylko domaga się rozliczenia
komunistycznych zbrodniarzy, ale dochodząc sprawiedliwości, nie oszczędza nawet swojego
brata. Ponieważ tekst ukazał się w gazecie Michnika, wszystko było w porządku. Gdy inne media
domagały się ukarania stalinowców, zarzucano im polowanie na czarownice, szarganie
autorytetów, nietolerancję, no i - rzecz jasna - antysemityzm. Protest przyjaciół profesora
Poksińskiego przeciwko manipulacji jego dorobkiem naukowym przeszedł praktycznie bez echa.
Chwaląc się jeszcze później swoją odkrywczą publikacją, "Gazeta Wyborcza" napisała o Stefanie
Michniku: "Zaliczono go jednak wówczas do sędziów, których należy ukarać jedynie służbowo i -
w odróżnieniu od trzech najbardziej obciążonych [Feliksa Aspisa, Teofila Karczmarza i Juliusza
Krupskiego - TMP] - nie wszczynać przeciw nim postępowania karnego". Raport Mazura
stworzono na podstawie ubeckich papierów, a podobno Adam Michnik nigdy ich nie uznawał. Ale,
gdy chodzi o brata...
Przypomnieć również wypada, że komisja Mariana Mazura mimo, że wielu zbrodniarzom zarzuciła
"łamanie socjalistycznej praworządności", nie chciała stawiać ich przed sądem (z małymi
wyjątkami, typu Józef Różański). Jej wnioski były niewspółmierne do win. W ten sposób również
Stefan Michnik uniknął kary. Tak wyglądała gomułkowska "odwilż".
NIE MOGŁA UWIERZYĆ W ŚMIERĆ MĘŻA
Mówiąc o trzech procesach politycznych, w których uczestniczył Stefan Michnik, pomniejszamy
jego "zasługi" dla umacniania władzy ludowej w Polsce. Ten oprawca w todze skazał na śmierć co
najmniej dziewięć osób. O prawomocności tych wyroków niech świadczy fakt, że po 1956 r.
wszyscy skazani zostali zrehabilitowani (w tym również pośmiertnie).
Chyba najsłynniejszą sprawą z udziałem Michnika był proces mjr. Zefiryna Machalli. Ten
przedwojenny oficer, żołnierz Września, wywieziony następnie do ZSRR, potem w PSZ na
Zachodzie, od 1947 r. w Sztabie Generalnym WP. 19 listopada 1951 r. Stefan Michnik, w jednym
z odpryskowych procesów od głośnej sprawy tzw. spisku w wojsku, skazał go na karę śmierci.
Podczas ostatniego widzenia z żoną Zefiryn Machalla mówił, że jest niewinny, że zeznania zostały
na nim wymuszone. Po wykonaniu wyroku 10 stycznia 1952 r. bezpieka pochowała go
potajemnie na tzw. Łączce (dzisiejsza kwatera Cmentarza Komunalnego na Powązkach). Zofia
Machalla długo nie mogła uwierzyć w śmierć męża. Po latach Stefan Michnik stwierdził, że
przeszłość jest jego prywatną sprawą. Czy do sfery jego prywatności należy również morderstwo
na Zefirynie Machalli?
"ŻEBY MI TEJ SPRAWY NIE ODEBRANO"
O roli Michnika w innym procesie - redaktora naczelnego "Przeglądu Kwatermistrzowskiego", płk.
Romualda Sidorskiego mówił inny stalinowski sędzia - płk Mieczysław Widaj (do niedawna
Strona 2 z 3
ASME: Nie będzie ekstradycji Stefana Michnika - Tadeusz M. Płużański
2010-11-16
http://www.asme.pl/117486665579828.shtml
pobierający wysoką emeryturę mundurową): "Z rozmowy wywnioskowałem, że jest święcie
przekonany o winie oskarżonego na podstawie przeprowadzonych na rozprawie dowodów
[podczas śledztwa i rozprawy Sidorski nie przyznał się do rzekomej działalności szpiegowskiej -
TMP]. Ze mną wówczas tow. Michnik nie rozmawiał jako człowiek, który ma chociażby cień
wątpliwości" (cytat za: Jerzy Poksiński, "My, sędziowie nie od Boga").
Stefan Michnik dostąpił nawet zaszczytu orzekania w sprawie, którą prowadziła Helena Wolińska.
Tadeuszowi Jędrzejkiewiczowi (oskarżonemu o działalność kontrrewolucyjną w Szkole Morskiej w
Gdyni) udało się jednak ujść z życiem - mimo dwukrotnej kary śmierci wyrok złagodzono mu do
10 lat więzienia.
W 1956 r., podczas narady partyjnej, Michnik tłumaczył się: "...Nam wtedy imponowało
powiedzenie o zaostrzającej się walce klasowej i nieprawdę powie ten, kto by twierdził, że wtedy
z niechęcią rozpatrywał te sprawy. Ja wiem, że raczej ludzie garnęli się do tych spraw, sam
muszę przyznać, że kiedy dostałem pierwszy raz poważną sprawę, to nosiłem ją przy sobie i
starałem się, żeby mi tej sprawy nie odebrano" ("My, sędziowie nie od Boga").
DYKTATURA PROLETARIATU I "SOLIDARNOŚĆ"
Gdy w 1951 r. Stefan Michnik zaczął wydawać wyroki w Wojskowym Sądzie Rejonowym w
Warszawie miał 22 lata (potem pracował w Najwyższym Sądzie Wojskowym). Podobnie, jak inni
młodzi stalinowcy, zawodu uczył na przyspieszonych kursach we wspomnianej już Oficerskiej
Szkole Prawniczej, którą skończył jako prymus. W ten sposób karierę zrobiło wielu sędziów.
Orzekając w wielu sprawach o dużym znaczeniu politycznym Michnikowi przyświecała zapewne
myśl, którą zawarł w podaniu: "do OSP chcę wstąpić dlatego, że szkoła ta kształci tych, którzy
będą realizować dyktaturę proletariatu w praktyce". Właśnie jako "student" OSP zaczął donosić
na kolegów Informacji Wojskowej, co z zamiłowaniem robił również później, jako sędzia
stołecznego WSR.
Trzy miesiące po zakończeniu tajnej współpracy z IW, w listopadzie 1953 r., zakończył również
swoje krwawe sędziowskie żniwo. Władzy "ludowej" nie przestał jednak służyć. Szkolił innych,
niewiele młodszych od siebie pracowników wymiaru "sprawiedliwości", jako kierownik gabinetu
metodycznego "Fakultetu Wojskowo-Prawniczego" w Akademii Wojskowo-Politycznej im. Feliksa
Dzierżyńskiego.
W 1957 r. został zwolniony do rezerwy, do Szwecji wyjechał 12 lat później, w 1969 r. Od tego
czasu pędził spokojne życie bibliotekarza na uniwersytecie w Uppsali, by w połowie lat 90. przejść
na emeryturę. W latach 70. zyskał uznanie polskiej emigracji: na łamach paryskiej "Kultury"
publikował teksty o Czechosłowacji, używając pseudonimu Karol Szwedowicz. Tak jak Helena
Wolińska-Brus - popierał "Solidarność". Dziś twierdzi, że nie wiedział, iż orzekał na podstawie akt
sfałszowanych przez UB. Wierzył, że służył swojemu krajowi.
Pomysł ucieczki z Polski okazał się zbawienny. Dzięki temu miał pewność, że nie zostanie
pociągnięty do odpowiedzialności na fali "odwilży". Nie stanie przed sądem również dziś, w wolnej
Polsce.
TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI
Publicystyka Tadeusza M. Płużańskiego na ASME.
Strona 3 z 3
ASME: Nie będzie ekstradycji Stefana Michnika - Tadeusz M. Płużański
2010-11-16
http://www.asme.pl/117486665579828.shtml