ANIOŁOWIE W ŻYCIU ŚWIĘTYCH
Wielki papież Św. Leon zawsze radził:
„Nie martw się niepotrzebnie, zaprzyjaźnij się z Aniołami i będziesz
miał ich pomoc”.
Często zapominamy o tym, że Aniołowie są naszymi przyjaciółmi.
Chcą nas prowadzić do zbawienia i dbają o nas w naszym życiu
codziennym.
Jednak są oni nie za bardzo znani i kochani.
Na ogół uczy się dzieci modlitwy do Anioła Stróża, jako modlitwy
“odpowiedniej dla dziecka”, a w życiu dorosłym się, o niej
zapomina i traktuje się Aniołów trochę jak “bajki dla dzieci”.
Drugą skrajnością naszego stosunku do Aniołów jest przesadne
traktowanie ich, jako posługujących, którzy mają wypełniać każde
nasze życzenie.
Faktem jest, że Aniołowie pomagają w życiu codziennym, ale nie
zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że nie będą nam pomagać w
sprawach, które mogą być przeszkodą na naszej drodze do
zbawienia.
Katecheza na temat Aniołów jest bardzo uboga. Opiera się ona
głównie na przekazie biblijnym. Owszem wspomina rolę Aniołów w
historii zbawienia, wspomina o uroczystości Aniołów Stróżów, ale
nie wychowuje w miłości i uległości do Aniołów.
Nie naucza codziennego obcowania z nimi. Dotyczy to tak
katechezy szkolnej, jak i katechezy dla dorosłych – czyli kazań i
nauk, głoszonych w kościele.
A wielka szkoda, bo brak nie tylko nabożeństwa do Aniołów, ale i
zaprzyjaźnienia się z nimi pozbawia nas wielkich łask i wielkiej
pomocy na drodze do zbawienia.
Św. Ojciec Pio mówił wielokrotnie, że widział Aniołów Stróżów
płaczących, ponieważ ludzie się nie modlą do nich i w
ten
sposób
odbierają im możliwości pomocy. Aniołowie Stróże chcą nam
pomagać. I chętnie pomagają.
Wystarczy tylko zaprzyjaźnić się z nimi.
Oto kilka przykładów działania Aniołów, przekazywanych w
kronikach Zakonu. Niech będą dla nas zachętą, do uwielbienia tych
danych nam od Boga pomocników i do zaprzyjaźnienia się z nimi na
co dzień.
Cudowne nakarmienie braci Pewnego dnia, gdy bracia kaznodzieje
mieszkali w pobliżu klasztoru Św. Sykstusa, Św. Dominik wysłał
ojców Jana i Alberta po jałmużnę do miasta. Ojcowie czekali cały
dzień, ale nikt nic im nie dał. Zdecydowali się wrócić, a w drodze
powrotnej spotkali pewną kobietę, która była bardzo oddana
zakonowi. Dała im ona swój chleb, bo nie chciała, by ojcowie
wracali z pustymi rękoma do klasztoru.
Szli dalej, a na ich drodze stanął nagle mężczyzna, który żebrał.
Zaczął on krzyczeć do nich, by dali mu coś. Nic nie mamy, mówili
ojcowie, ale mężczyzna coraz głośniej domagał się jałmużny. W
końcu pomyśleli sobie, że tym jednym bochenkiem i tak nie
nakarmią innych, a było wtedy w klasztorze około stu braci, i dali
mu ten chleb. Gdy wrócili do klasztoru opowiedzieli wszystko Św.
Dominikowi. Anioł Pana was spotkał, powiedział Św. Dominik i
zaprowadził ich do kościoła by się pomodlić i podziękować za
spotkanie z Aniołem. Bracia nie dowierzali Św. Dominikowi, ale
posłusznie poszli na modlitwy.
Po modlitwach Św. Dominik kazał zwołać wszystkich do stołu.
Bracia trochę szemrali, bo nie rozumieli po co siadać do stołu, jeśli i
tak do jedzenia nie ma nic. Jednak ustawili na stołach talerze i
kubki i wszyscy usiedli. Brat Henryk Rzymski zaczął czytać (według
starożytnego zwyczaju w Zakonie obiad spożywa się w milczeniu, a
w tym czasie jeden z braci czyta lekturę duchową lub inną
odpowiednią). Św. Dominik w tym czasie modlił się ze złączonymi
na stole dłońmi.
Wtedy pośrodku refektarza pojawiło dwóch Aniołów, niosących
bochny chleba, w białym płótnie, zawieszonym na ramionach.
Położyli przed każdym z braci po jednym, skłonili głowy przed
świętym Patriarchą i odeszli. Wtedy Św. Dominik polecił braciom
usługującym przy stołach, by nalali każdemu trochę wina. Bracia,
choć przed chwilą byli świadkami cudu, jednak nie zaufali Św. Ojcu
Dominikowi i zaczęli szemrać. Każesz nam, Ojcze, nalewać wina, a
przecież wiesz, że wina nie mamy! Dominik jednak nakazał im iść
do naczynia na wino i nalewać. Zdziwili się oni bardzo, gdy
zobaczyli, że w naczyniu jest wspaniałe wino. I tak bracia jedli i pili
ile tylko zapragnęli zarówno tego dnia, jak i następnych dwóch.
Trzeciego dnia jednak po posiłku Św. Dominik nakazał im iść i
rozdać pozostałe chleby i wino i sam przypilnował, by nic w domu
nie zostało. Po pewnym czasie bracia znowu cierpieli na głód.
Św. Dominik podobnie jak poprzednio, kazał zwołać wszystkich
braci na obiad i pomodlił się. Sytuacja powtórzyła się Aniołowie
znowu przynieśli pożywienie braciom.
Opieka w drodze
Któregoś razu Św. Dominik miał udać się z klasztoru Św. Sykstusa,
znajdującego się pod Rzymem do klasztoru Św. Sabiny w Rzymie.
Pora była późna i droga niebezpieczna. Wszyscy przekonywali Św.
Dominika, by nie szedł, lesz on nie chciał ich usłuchać i im
odpowiedział: Nie martwcie się, Pan chce bym tam poszedł i da mi
swoich Aniołów do opieki. Wyruszył w towarzystwie dwóch ojców
– Tankreda i Odona. Ledwie wyszli z klasztoru i zauważyli, że przed
drzwiami czeka na nich piękny młodzieniec z laską w ręku. Ruszył
więc ten młodzieniec w drogę, a oni za nim. Tak dotarli bezpiecznie
do kościoła Św. Sabiny. Ale wejść tam nie mogli, bo drzwi były
zamknięte i nikt ich stukania nie słyszał. Wtedy ów młodzieniec
oparł się o drzwi i natychmiast się otwarły. Jak tylko weszli do
środka, drzwi się zamknęły, a młodzieniec znikł. -Kto to był, Ojcze?
zapytał Tankred. -
Święty Anioł Boży, synu,-odpowiedział mu Św. Dominik
Pomoc przy modlitwie
Gdy Albert, biskup Faenzy, dowiedział się, że św. Dominik
zamierza być w tym mieście, nalegał by święty zatrzymał się w
pałacu biskupim. Św. Dominik, zgodnie ze swoim zwyczajem co noc
wstawał i chodził na modlitwy do pobliskiego kościoła.
Wszyscy dziwili się, że Dominik wychodzi bez obudzenia
odźwiernych. Pomocnicy biskupa w ukryciu obserwowali co się
dzieje. Otóż zobaczyli dwóch pięknych młodzieńców, stojących z
zapalonymi pochodniami u drzwi komnaty, gdzie nocował Dominik.
Czekali oni aż wyjdzie.
Gdy św. Dominik wychodził, szli przed nim i otwierali mu drzwi
odprowadzając go do kościoła św. Andrzeja, gdzie odprawiał
jutrznię.
Po Jutrzni odprowadzali go z powrotem, otwierając mu po drodze
wszystkie drzwi. Widząc to, słudzy poinformowali biskupa i on też
pewnej nocy zaobserwował jak Aniołowie prowadzą Dominika na
modlitwy.
Wtedy kupił grunt, leżący między pałacem biskupim a kościołem
św. Andrzeja i nazwał go: “Polem Aniołów” na wieczną pamiątkę
tego zdarzenia.
Św. Marcin de Porres, brat dominikański (1579 – 1639)
Matka Najświętsza opiekując się Świętym Marcinem, często
wysyłała do niego Aniołów, którzy przyjmowali postać pięknych
młodzieńców. Często towarzyszyli mu przy odmawianiu oficjum.
Odmawiał on Godzinki do NMP przed jutrznią w dormitorium.
Tam właśnie widywano dwóch Aniołów, którzy towarzyszyli mu
przy modlitwie.
Odmawiał też różne modlitwy spacerując po klasztorze. Wtedy
często towarzyszyło mu, a czterech Aniołów, niosąc przed nim
pochodnie. Wiadomo, że Św. Marcin opiekował się biednymi i
potrafił rozdać jałmużnę, na wartość około 200 dolarów dziennie.
Jest to suma ogromna na owe czasy, porównywalny z
kilkunastoma tysiącami dolarów dzisiaj. Klasztor jednak nie miał
takich zasobów i nikt nie wiedział skąd św. Marcin bierze to, co
rozdaje biednym.
Kiedyś zwierzył się swemu przeorowi, że sam nie wie, ale zawsze
najpierw modli się do swego Anioła Stróża, który go zapewnia, by
spokojnie spotkał się z biednymi i nie bał się, że coś mu zbraknie.
Św. Katarzyna z Sieny, tercjarka dominikańska, doktor Kościoła
(1347 – 1380)
Największa Mistyczka kościoła, miała bardzo często widzenia
Aniołów. Któregoś dnia, podczas modlitwy w kościele odwróciła
głowę, by spojrzeć co się dzieje obok.
Napotkała wtedy wzrok swego Anioła Stróża, który spojrzał na nią
z wielką dezaprobatą. Św. Katarzyna zrozumiała, że Anioł Stróż
jest niezadowolony z jej zachowania i przeprosiła Anioła.
Odbyła wtedy kilkudniową ciężką pokutę w celu zadośćuczynienia.
Mężczyzna powiedział Ojcu Pio: “Nie mogę tu często przyjeżdżać i widzieć Cię.
Moja pensja nie pozwala mi, na takie drogie podróże”. Ojciec Pio odrzekł: “Kto
powiedział, abyś tutaj przyjeżdżał? Masz swojego Anioła Stróża, nieprawdaż?
Powiedz mu, czego pragniesz i przyślij go do mnie, a otrzymasz odpowiedź.”