background image

Barbara Hannay

Cztery pory roku

Tłumaczyła Halina Kilińska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Ubrana jak do wyjścia, ledwie panująca nad sobą Mary Cameron leżała na łóżku. Gdy zegar 

zaczął wybijać północ, zerwała się na równe nogi. Gruby dywan tłumił kroki, więc bezszelestnie 

podeszła do okna, odsunęła zasłonę i wyjrzała przez szczelinę w żaluzjach.

Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że Tom już czeka.

Stał  poza  kręgiem  światła  latarni,  lekko  pochylony,  wsparty  pod  boki  i  wyglądał,  jakby 

szykował się do skoku.

Prawdę powiedziawszy, Tom Pirelli zawsze sprawiał wrażenie człowieka gotowego do akcji. 

Dziś, w tę cichą, zimową noc zamierzał porwać ukochaną i wziąć z nią ślub.

Mary  rozsunęła  żaluzje,  a  wtedy  Tom  podniósł  rękę,  dając  znak,  że  zauważył  ruch.  W 

ciemności  błysnęły  jego  olśniewająco  białe  zęby.  Mary  zadrżała  na  myśl,  że  jutro  o  tej  porze 

będzie już daleko od Townsville.

I będzie żoną Toma.

W ciągu ostatnich tygodni myślała tylko i wyłącznie o ślubie. Nie potrafiła skupić się ani na 

nauce, ani na tym, co do niej mówiono. Rozmowy w rodzinnym gronie jakby jej nie dotyczyły, 

słowa  prawie  do  niej  nie  docierały.  Wszystkie  myśli  zajmował  przystojny  dwudziestodwuletni 

żołnierz o ujmującym uśmiechu, który całował jak nikt inny.

Zakochała się od pierwszego wejrzenia i była przekonana, że bez Toma nie może żyć. - Już 

idę - szepnęła.

Wzięła niewielki plecak z przyborami toaletowymi i jednym kompletem bielizny. Bała się, że 

większym plecakiem mogłaby w ciemności o coś zawadzić, narobić hałasu i obudzić rodziców. 

Poza tym podróżowanie motorem wykluczało większy bagaż.

background image

Cieszyła  się,  że  odtąd  już  zawsze  będzie  z  ukochanym  i  wobec  tego  faktu  wszystko  inne 

stawało się nieważne.

Rozpierała ją radość. Uważała się za najszczęśliwszą dziewczynę w całej Australii,  a nawet 

na świecie.

Nie zwlekając dłużej, wyszła z sypialni.

Musiała  bardzo  uważać,  bo  na  każdym  kroku  czyhało  niebezpieczeństwo.  Bała  się,  że 

drewniana podłoga  zaskrzypi, więc  nie włożyła butów.  Niosła je w ręku i  ostrożnie stąpała na 

palcach. Wiedziała, że jeśli ojciec się zbudzi, wszystko przepadnie.

Na myśl o tym poczuła wyrzuty sumienia. Nigdy nie przypuszczała, że tak będzie wyglądała 

wigilia jej ślubu. Zawsze miała dobry, serdeczny kontakt z rodzicami i teraz czuła się rozdarta 

między lojalnością wobec nich a miłością do Toma.

Ale ojciec w ogóle nie słuchał, gdy usiłowała bronić ukochanego. Niestety, nie było innego 

wyjścia. Miała jedynie nadzieję, że po ślubie wszystko jakoś się ułoży i rodzice w końcu polubią 

zięcia. Zrozumieją, że ona i Tom są sobie przeznaczeni.

Z  czasem  ojciec  doceni  zalety  zięcia,  niech  tylko  pozna  go  bliżej  i  przekona  się,  że  Tom 

uwielbia jego jedynaczkę. A Tom na pewno będzie kochającym mężem. Mary była przekonana, 

że wszystko ułoży się po jej myśli.

Teraz najważniejsze to niepostrzeżenie wymknąć się z domu.

Mary zrobiła jeden krok, potem drugi.

W  ramach  przygotowań  do  ucieczki  kilkakrotnie  przeszła  trasę  od  sypialni  do  drzwi 

wejściowych, aby zapamiętać, w  którym miejscu podłoga najbardziej skrzypi.  Jedna zdradliwa 

deska była przed sypialnią rodziców, a druga przed jadalnią.

Ominęła  je  bezpiecznie  i  odetchnęła.  Przechodząc  koło  kuchni,  usłyszała  zmywarkę. 

Doskonale, szum wody z pewnością zagłuszy odgłos otwieranych drzwi.

Wreszcie znalazła się w przedsionku. Przez wąskie okna przy drzwiach wpadało nikłe światło 

z ulicy.

Mary znalazła się o krok od wolności. Zadowolona, wsunęła stopy w buty i nacisnęła klamkę. 

Modliła się, by drzwi nie zaskrzypiały. Wolność była w zasięgu ręki.

Wolność i Tom!

Wyobraziła sobie, jak ją przytuli, jak jego oczy rozbłysną radością. Niemal poczuła jego silne 

ramiona.

background image

Uchylając drzwi, kątem oka dostrzegła jakiś ruch. Zamarła.

- Do jasnej cholery! Co ty wyrabiasz? - zabrzmiał tuż przy jej uchu głos ojca.

Mary  szarpnęła  drzwi  i  rzuciła  się  do  przodu,  ale  pochwyciły  ją  silne  ręce.  Szamotała  się, 

krzycząc:

- Puść mnie! Nie zatrzymasz mnie!

Pan Cameron pociągnął ją tak mocno, że niemal wykręcił jej rękę.

- Nie przeszkadzaj mi! Nie wtrącaj się! - Mary wybuchła płaczem. - Ty nic nie rozumiesz.

Przez  łzy  widziała,  że  ojciec  zamyka  drzwi.  Wyrwała  się  i  pobiegła  do  kuchni,  by  uciec 

tylnym wyjściem.

Ojciec  dogonił  ją  bez  trudu.  Schwycił  jeszcze  mocniej.  Mary  bezskutecznie  wiła  się  i 

szarpała.  Nie  miała  szans  na  wygranie  zapasów.  Ojciec  był  wysportowanym  mężczyzną. 

Popchnął ją i przycisnął do szafki.

- Puść mnie... musisz mnie puścić - wykrztusiła urywanym głosem. - Jestem dorosła... mam 

prawo dysponować sobą... robić, co chcę.

Ojciec pochylił się nad nią.

- Ty dorosła? - syknął szyderczo. - Naprawdę dojrzała i mądra osoba nie wymyka się w nocy 

na spotkanie z pierwszym lepszym łajdakiem.

- Tom nie jest łajdakiem. Nie znasz go.

Nagle  rozbłysło  światło  i  Mary  przymknęła  oczy.  Gdy  je  otworzyła,  zobaczyła  na  progu 

kuchni matkę. Zza jej pleców wyglądała twarz kuzynki.

- Nie możecie zamknąć mnie jak w więzieniu! - zawołała. - Nie pozwolę, żebyście popsuli mi 

plany. Muszę iść! Wypuście mnie!

- Kochanie, bądźże rozsądna - odezwała się łagodnie pani Cameron.

Mary jeszcze raz spróbowała wyrwać się ojcu. Nie patrzyła na niego, lecz na matkę, która w 

nocnej koszuli, potargana i bez makijażu wyglądała bardzo nieporadnie. Mary zrobiło się jej żal, 

ale krzyknęła:

-  To  wy  bądźcie  rozsądni.  Mamo,  czemu  popierasz  ojca  przeciwko  Tomowi?  Przecież  w 

ogóle  go  nie  znacie.  Nie  pozwoliliście  nawet,  żebym  zaprosiła  go  do  domu.  Ale  to  koniec 

waszych rządów. Mam dwadzieścia lat i wiem, czego pragnę. Kocham Toma i on mnie kocha. 

Mam prawo ułożyć sobie życie tak, jak chcę. Muszę iść do niego. Muszę! Zaraz!

- Po moim trupie - warknął pan Cameron i jeszcze mocniej przycisnął Mary do szarki.

background image

- Mój drogi, uspokój się. Za ostro ją traktujesz - mitygowała go żona.

Mary wciąż szlochała, ale płakała ze złości, nie z bólu. Bała się, że Tom straci cierpliwość i 

odjedzie.  Co  sobie  o  niej  pomyśli?  Co  pomyślał,  gdy  zobaczył  światło  w  kuchni?  Jak  długo 

będzie czekał? Kiedy znów się spotkają?

Musi się z nim zobaczyć. Pragnęła go całym sercem i całą duszą. Chciała znaleźć się w jego 

ramionach i usłyszeć pieszczotliwe słowa miłości.

Uścisk ojca zelżał, lecz nie na tyle, by Mary mogła wyrwać się z pułapki.

- Przestań się mazać - wycedził ojciec ze złością. - Wstyd mi, że moja córka zrobiła z siebie 

taką idiotkę. Gdy oprzytomniejesz, będziesz mi wdzięczna. Jeszcze mi podziękujesz.

- Nigdy w  życiu! - krzyknęła  Mary, szlochając.  -  Nie lubisz  Toma, bo nie  jest oficerem i... 

jeździ motorem, a nie drogim samochodem.

Pan Cameron zaklął pod nosem.

-  Pirelli  to  łobuz.  Sama  wiesz,  że  był  karany  za  przekroczenie  szybkości  i  że  wywołał 

awanturę w klubie. Nie pozwolę takiemu nicponiowi zbliżać się do mojej córki.

- Ale on już się do mnie zbliżył! - zawołała Mary, triumfalnie patrząc ojcu w oczy.

- Co to znaczy? Zabiję go!

- Na litość boską, uspokój się. - Pani Cameron podeszła do męża. - Nie krzycz tak głośno. Jest 

środek nocy. Chodźmy do salonu i spokojnie porozmawiajmy.

- Nie ma o czym - burknęła Mary. - Dlaczego nie chcecie zrozumieć, że kocham Toma, a on 

kocha mnie? Nie mogę bez niego żyć. Jeśli zabronicie mi do niego iść, zmarnujecie mi życie.

-  Twoje  życie  już  jest  zmarnowane  -  warknął  ojciec.  Mary  znów  się  rozpłakała.  Nie 

przypuszczała, że ma tak niesprawiedliwych i okrutnych rodziców. Czuła się, jakby związali ją i 

rzucili na dno oceanu. Opuściły ją siły. Wprawdzie ojciec trzymał Mary słabiej, lecz wiedziała, 

że nie ucieknie. Usiadła na podłodze i zwiesiła głowę. Pragnęła umrzeć.

- Chcesz, żebym poszła powiedzieć Tomowi, że nie przyjdziesz? - zapytała Sonia.

Mary  uniosła  głowę  i  zdumiona  zobaczyła,  że  kuzynka  jest  ubrana.  Ojciec  też  był  ubrany. 

Dlaczego? Czy znali jej plan?

Sonia wprowadziła się do wujostwa przed rokiem, gdy została przyjęta na wydział prawa, ale 

kuzynki  nie  zaprzyjaźniły  się.  Wprawdzie  mieszkały  pod  jednym  dachem  i  razem  jeździły  na 

zajęcia, ale studiowały na różnych wydziałach i nie spędzały z sobą zbyt wiele czasu.

Dziwny blask w oczach Soni zaniepokoił Mary, ale nie chciała, by Tom niepotrzebnie czekał.

background image

- Dobrze, idź i powiedz mu, co się stało. Zapewnij go, że wymyślę jakieś rozwiązanie.

- Soniu, zostań - zarządził pan Cameron. - Jeśli już ktoś musi rozmawiać z tym łajdakiem, ja 

to zrobię. Najchętniej pogadałbym z nim pięścią, ale wolę nie ryzykować sądu wojskowego.

Tymczasem pani Cameron zagotowała wodę i postawiła filiżanki na tacy.

- Chodźcie do pokoju. Herbata dobrze nam zrobi.

- Ja dziękuję - powiedziała Sonia. - Chyba na nic się tu nie przydam, więc pójdę się położyć.

Mrugnęła  porozumiewawczo do  Mary,  co  zrozpaczona  dziewczyna  odczytała  jako  znak,  że 

kuzynka postara się jednak wymknąć do Toma, ale niewiele ją to pocieszyło.

Po wyjściu Soni Mary rzuciła rodzicom podejrzliwe spojrzenie.

- Wygląda na to, że zaczailiście się na mnie. Skąd wiedzieliście, co zamierzam zrobić?

- Złośliwi twierdzą, że wojsko i inteligencja nawzajem się wykluczają, ale czasami zdarza się 

bystry oficer - odparł pan Cameron z krzywym uśmiechem.

Mary popatrzyła na ojca spode łba.

- Jeśli moja dorosła córka zechce posłuchać, chętnie powiem, dlaczego jestem przeciwny tej 

znajomości. Niestety, nie ufam Pirellemu.

- Nie dałeś mu szansy...

-I nie zamierzam. Nie będę ryzykować, gdy chodzi o moją jedynaczkę. Nie mam zaufania do 

faceta całkowicie pozbawionego ambicji.

- Co to znaczy?

-Hm...  Pirelli  jest  cholernie  zdolny.  Bezbłędnie  rozwiązuje  wszystkie  testy,  prawie  zawsze 

wygrywa w zawodach strzeleckich.

- Naprawdę? Nigdy się nie pochwalił. Czyżbyś miał mu za złe duże zdolności?

- Bo według mnie coś nie jest w porządku, jeśli młody zdolny człowiek nieustannie rozrabia. 

Nie chodzi tylko o to, jak się zachowuje w mieście. W koszarach też nigdy nie wiadomo, z czym 

wyskoczy. Zawsze kwestionuje rozkazy, nie słucha starszych rangą, nie dostosowuje się do ko-

legów. Dlatego jeszcze nie awansował.

- Tego też mi nie mówił.

- Nic dziwnego. - Pan Cameron zacisnął szczęki, co sprawiło, że wyglądał jak buldog. - Mam 

zastrzeżenia, bo Pirelli lubi zgrywać bohatera, a tacy bez namysłu wyskakują na pierwszą linię. 

Rozumiesz, o czym mówię, prawda?

- Rozumiem, że jest odważny.

background image

- A według mnie głupi. I właśnie dowiódł swojej głupoty, jeśli myślał, że nie zauważyłem, co 

knuje.

- Mój drogi, uważaj, co mówisz - wtrąciła się pani Cameron.

- To ona powinna uważać, nie ja. - Pułkownik przykucnął i położył rękę na ramieniu córki. -

Widzę, że nie domyśliłaś się, o co naprawdę mu chodzi. Po prostu chciał się tobą zabawić. Moją 

jedynaczką.

-Nie!

- Dziecino, jeśli obiecywał ci małżeństwo, kłamał. Mary zrobiło się słabo.

- Tato, mylisz się. Jest inaczej. Tom naprawdę mnie kocha i chce się ze mną ożenić.

- Przestań bujać w obłokach, naiwna dziewczyno. Obudź się! Pirelli ani myśli o małżeństwie. 

Czy powiedział ci, że złożył podanie o przeniesienie do Perth?

- Nie - szepnęła Mary ledwo dosłyszalnie.

- Współczuję ci - rzekł pułkownik łagodniej. - Twoja ucieczka miała być zemstą za to, że nie 

dostał awansu. Moja droga, ten drań po prostu cię wykorzystywał.

ROZDZIAŁ DRUGI

Helikopter z członkami międzynarodowego oddziału antyterrorystycznego zbliżał się do celu. 

Komandosi byli spokojni, ale spięci, gotowi do akcji.

Tom Pirelli po raz kolejny sprawdził, czy wszystko znajduje się na swoim miejscu. Broń miał

tak  przymocowaną,  by  nie  przeszkadzała  podczas  schodzenia  po  linie  w  gąszcz  azjatyckiej 

dżungli.

Nie  pozostawało  już  nic  więcej  do  zrobienia.  Należało  cierpliwie  czekać  na  sygnał  pilota. 

Tom przeniósł  się myślami do  rodzinnego domu.  Na  kilka chwil zapomniał  o niebezpiecznym 

zadaniu  i  wędrował  wśród  urokliwych  wzgórz,  po  zielonych  polach  herbaty,  daleko  w 

północnym Queenslandzie.

Ostatnio  często  rozmyślał  o  rodzicach  i  domu,  o  porannych  mgłach  w  dolinie  i  ażurowym 

pięknie tropikalnych paproci rosnących w szklarni.

Od  bardzo  dawna  nie  widział  swoich  bliskich.  Jako  doświadczony  komandos  wciąż  był 

wysyłany do punktów zapalnych na wszystkich kontynentach. W domu gościł bardzo rzadko, ale 

ostatnio doszedł do wniosku, że dalej tak nie może.

background image

Ed McBride, amerykański komandos, pociągnął go lekko za rękaw, przerywając rozmyślania.

- Chciałbym cię o coś prosić - zawołał, przekrzykując ryk silnika.

-  Słucham?  -  Tom  wytężył  wzrok,  ale  nic  nie  mógł  wyczytać  z  uczernionej  twarzy 

przyjaciela. - Co mówisz?

Ed podał mu staroświecki zegarek.

- Weź to, schowaj do kieszeni i dobrze pilnuj.

- Mam pilnować twoich rzeczy?

- Tylko ten jeden raz. Na wszelki wypadek... gdyby coś mi się przytrafiło.

- Nie gadaj bzdur. To zwykłe zadanie. Jak zawsze. Nic strasznego.

- Wiem, wiem, ale zrób to dla mnie.

Tom  obejrzał  zegarek  w  świetle  miniaturowej  latarki.  Na  kopercie  był  grawerunek: 

„Robertowi Edwardowi McBridebwi w dowód uznania. 10 stycznia 1925 r.".

-  To  zegarek  mojego  pradziadka  -  wyjaśnił  Ed.  -  Przechodzi  z  pokolenia  na  pokolenie. 

Dostałem go od ojca i chciałbym zachować dla syna.

- Rozumiem.

Członkowie oddziału zazwyczaj nie opowiadali sobie o swoich rodzinach, jakby bali się, że 

zwierzenia ich osłabią, a  w niebezpiecznej grze, jaką prowadzili, nawet krótka chwila  słabości 

mogła bardzo drogo kosztować. Tom wiedział jednak, że Ed ma żonę i dziecko. Kiedyś widział 

nawet zdjęcie chłopca.

Oddał Edowi zegarek.

- Bierz go z powrotem. U ciebie będzie równie bezpieczny jak u mnie.

Ed nie ustępował.

- Proszę cię. Zrób to dla mnie. Ten jeden jedyny raz. Każdemu może coś się przytrafić.

Osobliwa nuta w głosie przyjaciela zaniepokoiła Toma.

- Nie kracz - warknął.

Komandosi  mają  nerwy  ze  stali,  nie  okazują  strachu,  nie  przeżywają  rozterek.  Tom  nie 

zapytał,  co  gnębi  przyjaciela,  ale  domyślił  się,  co  chodzi.  Przeczucie.  Niektórzy  ludzie 

przeczuwają, że stanie się coś złego.

- Proszę cię - nalegał Ed. - Myślałem, że mogę na ciebie liczyć, że jesteś moim przyjacielem.

- Bo jestem. Dobrze o tym wiesz.

background image

Tom  od  pierwszej  chwili  polubił  pogodnego  niebieskookiego  Amerykanina.  Ed  okazał  się 

znakomitym  żołnierzem  i  niezawodnym  kompanem.  Zaprzyjaźnili  się.  Cenili  swoje 

umiejętności.  Obaj  byli  odważni,  obu  często  odznaczano.  Mieli  podobne  poglądy  na  życie  i 

poczucie humoru, które zawsze pomagało im w ciężkich chwilach.

Aż do dziś.

Tom  zastanawiał  się,  jak  postąpić.  Zegarek  był  zwykły,  nic  szczególnego,  ale  widocznie 

posiadał wartość emocjonalną. A to nie była odpowiednia pora na sentymenty.

Dano sygnał i wyznaczony żołnierz wyrzucił linę.

Wszyscy wstali. Ed miał schodzić piąty, Tom jako ostatni.

Ed ponownie wyciągnął rękę z zegarkiem.

- Ostatni raz proszę.

Tom westchnął zrezygnowany.

- Dobrze, dawaj. - Schował zegarek do wewnętrznej kieszonki i zasunął zamek. - Oddam ci 

zaraz po wykonaniu zadania.

- Dziękuję, przyjacielu. - Ed uśmiechnął się szeroko.

ROZDZIAŁ TRZECI

Było ciepłe, pogodne lato, lecz mimo to Ethan się przeziębił. W nocy często kaszlał, a rano 

miał zapchany nos i podejrzanie czerwone policzki. Podczas śniadania nic nie jadł, wypił tylko 

sok.

Zaniepokojona Mary pochyliła się nad stołem i położyła dłoń na czole jedynaka. Jeśli dziecko 

ma temperaturę, lepiej zatrzymać je w domu, nie posyłać do szkoły.

- Boli cię gardziołko?

Chłopiec skinął główką; na czoło opadły jasne loki, spod których patrzyły na matkę poważne 

brązowe oczy. Mary martwiła się, bo ostatnio jej synek był smutny.

- Dlaczego tatusia jeszcze nie ma? - zapytał. - Obiecał, że przyjedzie na święto.

Mary  westchnęła.  Nie  wiedziała,  co  odpowiedzieć.  Przed  tygodniem  otrzymała  wiadomość, 

że Ed zaginął podczas akcji. Było bardzo prawdopodobne, że nie żyje. Mary starała się odpędzać 

czarne myśli, lecz z każdym dniem jej obawy rosły. Na razie jednak ukrywała przed synem tra-

giczną wiadomość.

background image

Ethan uwielbiał ojca.

- Żołnierze muszą być posłuszni dowódcom - odparła. - Dlatego nie zawsze mogą dotrzymać 

słowa danego dziecku. Musimy uzbroić się w cierpliwość. Liczę na to, że tatuś niedługo wróci.

Zabrakło  jej  odwagi,  by  powiedzieć  prawdę,  tym  bardziej  że  sama  wciąż  miała  nadzieję  i 

wierzyła, że Ed jest cały i zdrowy, tylko nie wiadomo, gdzie się znajduje.

Ethan  był  inteligentnym  dzieckiem,  więc  zauważył,  że  matka  jest  bardzo  przygnębiona, 

babcia zmartwiona, dziadek zrezygnowany, a znajomi odnoszą się do nich jakoś inaczej.

Dla Mary najgorszy był brak konkretnej wiadomości. Powiedziano jej jedynie, że Ed zaginął 

na terenie wroga. Bez przerwy myślała o tym, co go spotkało, co mu się przytrafiło. Jako córka 

oficera  od  dziecka  słyszała  o  nieszczęśliwych  wypadkach  w  wojsku.  Bardzo  niepokoiła  się  o 

męża,  szczególnie  od  chwili,  gdy  został  włączony  do  oddziału  komandosów.  Dotychczas 

udawało się jej zwalczać złe przeczucia, ale to trwało już zbyt długo. Słowo „zaginiony" mogło 

oznaczać wiele rzeczy, często strasznych, przerażających.

- Mamo, co ci jest?

Mary otrząsnęła się  i uśmiechnęła  z przymusem. Niewiele brakowało,  a  rozpłakałaby się  w 

obecności syna, co byłoby niewybaczalne.

- Chcesz zostać w domu, żeby prędzej pozbyć się kataru? Ethan obojętnie skinął głową.

- A pozwolisz mi oglądać telewizję? -Tak.

- To zostanę.

Mary z troską obserwowała jedynaka. Był dobrym uczniem, chętnie chodził do szkoły, więc 

pocieszała się, że jeden dzień nieobecności mu nie zaszkodzi. Jeśli czuje się źle, może ulubiony 

program dla dzieci poprawi mu nastrój, może choć trochę go rozweseli.

Dolała sobie kawy, położyła nogi na krześle i zamyśliła się. Skoro dziecko zostaje w domu, 

trzeba zmienić plany.

W  środy  zwykle  jeździła  na  korty,  ale  tego  ranka  musiała  zrezygnować  z  gry.  Sięgnęła  po 

telefon, by zadzwonić do partnerki od tenisa. Zdążyła wybrać pół numeru, kiedy przy drzwiach 

frontowych rozległ się dzwonek.

Zaskoczona  prędko  spuściła  nogi,  rozejrzała  się  w  poszukiwaniu  sandałów,  nerwowo 

przygładziła  włosy  i  obciągnęła  bluzkę.  Wiedziała,  że  źle  wygląda.  Przed  śniadaniem  zapo-

mniała o makijażu, ale było jej wszystko jedno. Gorączkowo zastanawiała się, kto mógł przyjść 

o tej porze.

background image

Tylko ktoś z jednostki!

- O Boże! - szepnęła przerażona.

Widocznie  coś  już  wiadomo  i  dowódca  Eda  wysłał  kogoś,  by  zawiadomił  żonę  o 

nieszczęściu.

Mary poczuła, jak jej ręce robią się lodowate.

- Ed, błagam cię, bądź zdrów i bezpieczny. Boże, spraw, żeby nic mu się nie stało.

Drżącą ręką otworzyła drzwi.

- Dzień dobry. Pani McBride?

Od razu poznała stojącego przed nią mężczyznę i zrobiło się jej słabo. To był Tom Pirelli.

Ich pierwsze spotkanie po ośmiu latach! Tom patrzył na nią, jakby ujrzał zjawę.

- Mary?

Słowa uwięzły jej w gardle, nie mogła mówić, przestała oddychać. Przycisnęła ręce do piersi. 

Zdawało się jej, że ogląda film z przeszłości, że czas się cofnął. Przez ułamek sekundy znowu 

miała dwadzieścia lat...

Coś ścisnęło ją za gardło, dziwny ból przeszył serce. Jak zawsze dawniej... na widok Toma. 

Ożyły wszystkie wspomnienia.

Tom  niewiele  się  zmienił.  Wprawdzie  ubrany  był  w  cywilne  ubranie,  eleganckie  spodnie  i 

śnieżnobiałą  koszulę  z  rozpiętym  kołnierzykiem,  ale  włosy  miał  obcięte  bardzo  krótko,  po 

wojskowemu.

Największą  zmianą  było  to,  że  spoważniał,  jego  ciało  stało  się  bardziej  muskularne,  a  na 

ogorzałej twarzy pojawiły się pierwsze zmarszczki. Tylko usta, oczy i wydatne kości policzkowe 

były takie same jak dawniej.

Był wstrząśnięty do głębi i nie potrafił tego ukryć.

- To naprawdę ty? - wykrztusił wreszcie. - Mary Cameron?

- Właściwie Mary McBride. Tom drgnął, jakby go uderzono.

- McBride? - powtórzył głucho. - To znaczy... ty jesteś...? Niemożliwe, żebyś była żoną Eda!

Twarz Toma poszarzała, a Mary przeraziła się. Jej serce na moment przestało bić. Otworzyła 

usta, by zapytać, co Tom ma wspólnego z jej mężem, lecz ze strachu nie mogła wydobyć z siebie 

słowa.

- Ale jestem - szepnęła w końcu.

background image

-  O  Boże!  Mary!  Ty...  ja...  -  Tom  pokręcił  głową  i  nerwowo  potarł  czoło.  -  Nie  miałem 

pojęcia, że jesteś w Stanach.

Gorączkowo zastanawiała się, co powiedzieć.

- Nie wiedziałem...  że  wyszłaś za  mąż...  - niepewnie  ciągnął Tom.  - Słyszałem, że  twojego 

ojca przeniesiono z powrotem do Australii, więc sądziłem...

- Nie pojechałam z rodzicami.

Tom  zaklął,  a  Mary  zaczerwieniła  się.  Kiedyś  kochała go,  a  potem  z  jego  powodu  długo 

cierpiała. Teraz jego widok wywołał zamęt w myślach i uczuciach.

Spotkanie  wypadło  w  najmniej  odpowiednim  momencie.  Gdyby  Mary  miała  u  boku  Eda, 

zręczniej wybrnęłaby z kłopotliwej sytuacji. Ale sama?

- Co cię sprowadza?

Tom  pokręcił  głową,  jakby  próbował  sobie  przypomnieć  cel  swojej  wizyty.  W  końcu 

opanował się i zmienionym głosem powiedział:

- Bo... W związku z prośbą Eda... Służyliśmy w tym samym oddziale...

- Odnalazłeś go? Nikt nie raczył mnie zawiadomić, co się z nim dzieje. Jest zdrowy?

- Nie. Bardzo mi przykro... to nieporozumienie. Nie znaleziono twojego męża.

-Och!

Pod  Mary  ugięły  się  nogi.  Kurczowo  chwyciła  się  klamki  i  zacisnęła  powieki,  by 

powstrzymać łzy. Szok spowodowany spotkaniem z Tomem nałożył się na dręczący niepokój o 

Eda. Ukryła twarz w dłoniach i z wielkim trudem starała się opanować.

Tomowi pociemniały oczy.

-  Przyjmij  wyrazy  współczucia.  Ed...  twój  mąż...  był  wspaniałym,  dzielnym  żołnierzem, 

najlepszym przyjacielem i...

- Nie mów o nim w czasie przeszłym! -Ale...

- Wiem, co mówię! - przerwała mu gwałtownie. - Mój mąż zaginął, ale nie wolno nam tracić 

nadziei. Jestem pewna, że niebawem odezwie się i wróci do domu.

- Rozumiem.

Tom naprawdę rozumiał Mary, choć nie bardzo się z nią zgadzał.

Zapadło kłopotliwe milczenie. Oboje byli skrępowani. Gdyby przysłano kogoś nieznajomego, 

Mary  poprosiłaby  go  do  pokoju,  ale  zaproszenie  Toma  wydawało  się  jej  niestosowne... 

niemożliwe z powodu uczucia, które ich kiedyś łączyło.

background image

- Co u ciebie? - zapytała. - Ożeniłeś się? -Nie.

To krótkie, jednosylabowe słowo zabrzmiało jak wystrzał armatni.

Mary gorączkowo zastanawiała się, o co jeszcze zapytać.

- Jak żyjesz... co robisz?

Tom wykrzywił usta w gorzkim uśmiechu.

-  To  samo,  co  twój  mąż:  bronię  wolnego  świata  przed  terrorystami  i  bandytami.  -  Przez 

chwilę przyglądał  się  jej  badawczo.  -  Mam coś  dla...  twojego dziecka  od  jego  ojca.  Ed prosił, 

żebym przekazał...

Na wzmiankę o synu Mary speszyła się jeszcze bardziej. Poczuła, że oblewa się rumieńcem.

Odwróciła  się  i  popatrzyła  na  Ethana,  który  leżał  przed  telewizorem  i  nieświadom  niczego 

wokół, rozbawiony oglądał program dla dzieci.

- Nie posłałam go dziś do szkoły, bo... chyba się przeziębił - wyjaśniła.

-  Mam  poczekać,  aż  wyzdrowieje?  -  spytał  Tom.  Zwłoka  oznaczałaby  jeszcze  jedno 

spotkanie. Czy to rozsądne?

- Jak długo tu zostaniesz?

- Kilka dni.

-  Nie  chciałabym  psuć  ci  planów,  na  pewno  masz  dużo własnych  spraw  do  załatwienia,  a 

prezent od ojca poprawi Ethanowi humor.

- Przywiozłem mu zegarek.

- Zegarek?

- Rodzinny skarb McBridebw.

- Nie! Nie!

Mary  wiedziała,  że  mąż  bardzo  cenił  tę  rodzinną  pamiątkę  i  traktował  ją  jak  talizman. 

Oddanie zegarka miało wymiar symboliczny i mogło oznaczać, że Ed nie żyje.

Tym razem nie zdołała powstrzymać łez. Ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się.

- Mary...

Słyszała głos Toma, czuła, że gładzi ją po ręce... Nieoczekiwanie przez głowę przemknęła jej 

myśl, że dobrze byłoby wypłakać się na jego piersi.

Głośno pociągnęła nosem i otarła twarz rękawem.

- Przepraszam. Normalnie jestem bardzo opanowana, ale czekanie i niepewność zszarpały mi 

nerwy.

background image

- To zrozumiałe. Zróbmy tak. Twój synek jest chory i na pewno nie ma ochoty rozmawiać z 

obcym, więc zostawię zegarek tobie, a ty mu go dasz.

- To chyba najlepsze wyjście.

Tom wyciągnął z kieszeni grubą kopertę.

- Przepraszam, nie pomyślałem o bardziej eleganckim opakowaniu.

Mary z wahaniem wyciągnęła rękę.

- Dziękuję. Ale nie bardzo rozumiem... Jak Ed mógł ci to dać, skoro zaginął?

- Poprosił mnie przed akcją, żebym przechował zegarek do czasu jego powrotu.

-I nie wrócił?

- Niestety.

Tom schylił się i wtedy Mary zauważyła dużą paczkę w szarym papierze.

- Pomyślałem, że Ethan jest za mały, żeby docenić wartość rodzinnej pamiątki, więc kupiłem 

mu zabawkę.

- To bardzo miło z twojej strony.

- Drobiazg. - Tom lekko wzruszył ramionami. - Przyjaźniłem się z Edem, byliśmy jak bracia, 

więc chciałem zrobić coś dla jego syna.

Mary  uznała,  że  teraz  naprawdę  nie  wypada  rozmawiać  z  Tomem  na  progu.  Trzeba 

zapomnieć o gwałtownych uczuciach, jakie ją ogarniają. Dawna miłość należy do przeszłości i 

rozsądek nakazuje tam właśnie ją zostawić.

Przed laty chcieli się pobrać, ale teraz Tom przychodzi jako przyjaciel jej męża z zabawką dla 

jego syna.

Taki jest stan rzeczy i nic go nie zmieni. Nie będzie żadnych komplikacji.

- Najlepiej, jeśli sam dasz prezent Ethanowi.

- Jesteś pewna?

- Tak. Ja tymczasem przygotuję kawę.

- Chętnie poznam syna mojego przyjaciela.

Mary odsunęła się i Tom wszedł do środka. Był wyższy od Eda, potężniej zbudowany, zdawał 

się wypełniać sobą cały niewielki przedpokój.

Mary  zaprowadziła  gościa  do  kuchni  i  natychmiast  zawstydziła  się  bałaganu  na  stole.  W 

pierwszym odruchu miała ochotę zacząć robić porządki, ale opamiętała się. Tom nie przyjechał 

przecież sprawdzić, czy dobrze prowadzi dom.

background image

- Ethan! - zawołała. - Chodź na chwilę! Mamy gościa! Gdy chłopiec wbiegł do kuchni, serce 

Mary  zamarło  ze strachu.  Czy  Ed  zwierzył  się  przyjacielowi,  że  nie  jest  biologicznym  ojcem 

Ethana?

Zerknęła na Toma, który z napięciem wpatrywał się w chłopca, błagając go w duchu, by nie 

patrzył  na  dziecko  takim  wzrokiem.  Przez  długą  i  straszną  chwilę  bała  się,  że  natłok  uczuć 

rozerwie jej piersi.

Podeszła  do  Ethana,  ale  idąc  przez  kuchnię,  miała  wrażenie,  że  stąpa  po  kruchym  lodzie. 

Objęła dziecko i trzęsącą się ręką pogładziła chłopca po główce.

- Synku, to jest pan Tom Pirelli - powiedziała cicho. -Serdeczny przyjaciel twojego tatusia.

Tom  zmarszczył  czoło.  Dlaczego?  Czyżby  oczekiwał,  że  doda,  że  jest  również  jej 

przyjacielem? Kiedyś byli więcej niż przyjaciółmi, ale tego nie mogła powiedzieć.

- Dzień dobry.

Tom uśmiechnął się i wyciągnął rękę, ale onieśmielony Ethan przytulił się do matki.

- Przywitaj się z panem.

Po  chwili  mała  rączka  zginęła  w  dużej  męskiej  dłoni.  Tom  przykucnął  i  wskazał  wielkie 

pudło.

- To dla ciebie. Twój tatuś jest moim przyjacielem, a ja chciałbym być twoim wujkiem.

- Dzień dobry, wujku.

- Tatuś opowiadał mi o tobie i dlatego wiem, że lubisz warowne zamki i rycerzy w zbrojach.

Chłopiec poważnie skinął głową.

- Tu wszystko jest. Proszę. Ethan podziękował.

- Pomóc ci rozpakować pudło? - zapytał Tom. -Tak.

Przez kilka minut mężczyzna i chłopiec w skupieniu rozwiązywali sznurek i odwijali papier. 

W pudle był miniaturowy zamek z wieżami, fosa i zwodzony most.

- Marzyłem o takim zamku - zawołał zachwycony Ethan.

- Rycerze są tutaj.

Chłopiec  ostrożnie  wyjął  rycerza  w  lśniącej  zbroi,  siedzącego  na  czarnym  rumaku. 

Rozpromieniony spojrzał na matkę.

- Śliczny prezent - powiedziała Mary.

- Tatuś przed wyjazdem obiecał mi, że coś dostanę. To od niego, prawda?

Nim Mary otworzyła usta, Tom odparł:

background image

- Oczywiście.

Chłopiec rozpromienił się jeszcze bardziej, a Mary zdusiła szloch.

Tom wyjął kilka figurek.

- Patrz, jak groźnie wyglądają wojownicy z łukami i strzałami.

- Ten na koniu chce wjechać na most - dodał podniecony chłopiec.

Mary  była  tak  przejęta,  że  nie  czuła  łez  w  oczach.  Gdy  zaczęły  jej  spływać  po  policzkach, 

prędko odeszła i zajęła się przygotowaniem kawy.

Po pewnym czasie Tom zostawił pochłoniętego zabawą chłopca, podszedł do Mary, zerknął 

na jej nogi i uśmiechnął się.

Zauważyła  to,  spojrzała  w  dół  i  spąsowiała.  Na  jednej  nodze  miała  czerwony  sandał,  na 

drugiej  seledynowy.  Widocznie  pod  stołem  stały  dwie  pary  i  gdy  rozległ  się  niespodziewany 

dzwonek, automatycznie wsunęła stopy w buty, nie patrząc, co wkłada.

- Jak widzę, nadal miewasz trudności z podejmowaniem decyzji.

Mary prędko wyciągnęła spod stołu dwa różnokolorowe sandały i seledynową parę schowała 

do szafki.

- Siedziałam boso, dzwonek do drzwi bardzo mnie zaskoczył - mruknęła speszona. - No, teraz 

wyglądam lepiej. Wszystko jest pod kolor.

Miała czerwoną bluzkę i niebieskie spodnie.

Przez  chwilę  patrzyli  na  siebie  w  milczeniu.  Tom  uśmiechnął  się  lekko,  ale  Mary  odniosła 

wrażenie, że w jego oczach pojawił się cień smutku.

- Ethan jest bardzo podobny do ciebie. Macie takie same ciemne oczy i jasne włosy.

Mary skinęła głową.

- Ed jest bardzo dumny z syna.

Na wzmiankę o ojcu chłopiec przerwał zabawę.

- Tatuś jest komandosem - oznajmił.

- Wiem, generale.

- Dlaczego tak do mnie mówisz, wujku?

- Wymknęło mi się. Tatuś tak cię nazywał, gdy mi o tobie opowiadał.

Podbródek chłopca drgnął niepokojąco.

- Tylko Ed tak na niego mówił - wyjaśniła Mary.

background image

-  Przepraszam,  nie  wiedziałem.  -  Tom  podszedł  do  chłopca  i  poklepał  go  po  ramieniu.  -

Bardzo ceniłem twojego tatusia, przyjaźniliśmy się.

Nie mów o nim w czasie przeszłym, poprosiła Mary w duchu. Ethan jest bystry, natychmiast 

to zauważy.

- Czy wiesz, kiedy tatuś wróci?

- Nie - odparł Tom z wahaniem.

Blask  w  oczach  dziecka  momentalnie  zgasł.  Ethan  odwrócił  się  i  pochylił  głowę.  Tomowi 

zrobiło  się  przykro,  ale  nie  wiedział,  co  powiedzieć.  W  powietrzu  wyczuwało  się  przykre 

napięcie.

Mary wyjęła z lodówki mleko i postawiła na stole obok cukierniczki.

- Mogę obejrzeć film do końca? - zapytał Ethan. -Tak.

Chłopiec zostawił nową zabawkę na środku kuchni i wybiegł. Mary przygryzła wargę.

-  Bardzo  przeżywa  brak  wiadomości  o  ojcu.  Chce  wiedzieć,  kiedy  Ed  wróci  -  powiedziała 

cicho.

- Nie doczeka się.

- Dlaczego tak mówisz? Nie wolno tracić nadziei, wciąż jest szansa, że Ed żyje.

Tom wpatrywał się w porzucone przez chłopca zabawki.

- Według mnie bardzo mała.

-  Skąd  ten  pesymizm?  Przecież  wojsko  ma  pierwszorzędny  wywiad,  więc  nie  pojmuję, 

dlaczego tak trudno ustalić, co się stało. Byłeś razem z nim? Możesz mi coś powiedzieć?

Tom  długo  patrzył  na  Mary  w  milczeniu.  Zauważyła,  że  jest  bardzo  zmęczony,  ma 

podkrążone oczy, zmarszczki wokół ust.

-  Braliśmy  udział  w  wyjątkowo  niebezpiecznej  operacji  w  dżungli.  Wiesz,  co  to  znaczy, 

prawda?

- Wychodziliście z helikoptera po linie?

-  Tak.  Akcja  trwała  długo,  ale  wreszcie  wykonaliśmy  zadanie  i  szykowaliśmy  się  do 

powrotu...

- Gdzie to było?

- W południowo-wschodniej Azji.

- W jakim kraju?

- Powinnaś wiedzieć, że takich pytań się nie zadaje.

background image

- Zawsze warto próbować.

- Nadleciał helikopter i ustawił się nad nami. Wiedzieliśmy, że trzeba wydostać się z dżungli 

natychmiast,  błyskawicznie.  Otaczali  nas  partyzanci.  Panowały  ciemności,  drzewa  tworzyły 

nieprzebyty gąszcz i nawet przez specjalne okulary człowiek niewiele widział, dlatego nie mam 

pewności, co tak naprawdę się stało. Gdy nadeszła kolej Eda, lina się zaplątała...

- Nie - szepnęła Mary.

- Czasem zaczepia się o drzewo, krzak lub o coś na ziemi. Bardzo rzadko pęka, ale niestety 

tym razem trzasnęła.

Mary zachwiała się.

- Spadł? - szepnęła ledwo dosłyszalnie.

- Niestety.

- Szukaliście go?

Tom westchnął boleśnie.

- Szukaliście, prawda?

- Tak, ale nie mogliśmy zostać dłużej, bo nieprzyjacielski ogień był bardzo silny. Musieliśmy 

myśleć o bezpieczeństwie pozostałych ludzi. I...

Tom  urwał.  Wyglądał  tak,  jakby  chciał  coś  jeszcze  dodać,  lecz  w  ostatniej  chwili  się 

rozmyślił.

- Więc zostawiliście go na pastwę wroga.

- Przysięgam, że gdyby to ode mnie zależało, szukałbym go do skutku, ale w wojsku rządzą 

inne  prawa.  Najważniejszy  jest  rozkaz.  Gdy  zwróciłem  się  o  pozwolenie  na  powrót  w  tamto 

miejsce,  doszło  do  scysji  z  przełożonym.  -  Tom  syknął  ze  złości.  -  Zanim  wreszcie  mogłem 

ruszyć po ciało, nie było już śladu Eda. - Odwrócił wzrok i przez okno popatrzył na drzewa. -

Powinnaś pogodzić się z myślą, że twój mąż nie wróci. Na pewno nie przeżył upadku.

Mary pokręciła głową.

- Bardzo mi przykro - dodał Tom ciszej.

Kuchnię  wypełnił  aromatyczny  zapach  kawy.  Mary  jak  sprawnie  działający  automat 

postawiła  na  stole  dzbanek i  filiżanki.  Gdy usiedli  naprzeciw  siebie,  ogarnęło  ją  zażenowanie. 

Była ciekawa, czy Tom też czuje się niezręcznie. W końcu siedzieli przy jednym stole po tylu 

latach rozłąki i mieli wypić kawę, jakby Tom był jedynie przyjacielem jej męża.

Czy i on walczy ze wspomnieniami?

background image

Ona nie mogła przestać myśleć o przeszłości. O wspólnej przeszłości.

Nie  pojmowała,  jak  to  możliwe,  że  jednocześnie  opłakuje  zaginionego  męża  i  wspomina 

romans  z  Tomem.  Oczami  wyobraźni  widziała  tańce,  wycieczki  motorem,  spacery  przy 

księżycu, pocałunki...

Przypomniały się jej słowa ojca: „On cię wykorzystuje". Oprzytomniała.

- Pijesz ze śmietanką i z cukrem?

- Proszę trochę mleka, ale za cukier dziękuję - odparł uśmiechnięty.

- Co cię rozbawiło?

- Fakt, że nazywasz mleko śmietanką... jak prawdziwa jankeska.

Mary lekko wzruszyła ramionami.

-  Mieszkam  tu  już  osiem  lat,  więc  nic  dziwnego.  Po  pewnym  czasie  człowiek  się 

przyzwyczaja.

- Ale różnice są, prawda? - Tom celowo skierował rozmowę na bezpieczniejsze tory. - Niby 

Australijczycy i Amerykanie mówią tym samym językiem, ale jak się wsłuchać...

- Wiele rzeczy nazywają inaczej. Na przykład sos pomidorowy to zawsze keczup.

- Lista różnic jest długa.

Tom  odwrócił  wzrok  i  rozejrzał  się  po  kuchni.  Nie  było  tu  nic  szczególnie  ciekawego,  ale 

patrzył  dość  długo,  jakby  chciał  zapamiętać  żółte  ściany,  białe  szarki  z  blatem  imitującym 

piaskowiec, ozdobne talerze na ścianie.

Mary siedziała sztywno wyprostowana, obracała w palcach filiżankę i nie patrzyła na Toma. 

Bała się, że wkrótce zabraknie tematów do rozmowy.

- Jak się czuje twoja babcia? Mam nadzieję, że wciąż ma dużo energii.

- Jest w doskonałej formie. Przypuszczam, że zawarła jakąś umowę z Panem Bogiem. Pewno 

obiecała mu, że w niebie będzie gotować mu różne frykasy, jeśli pozwoli jej żyć tak długo, aż się 

znudzi pobytem na ziemi.

- Zawsze bardzo ciepło o niej mówiłeś.

- Dziwne, że pamiętasz.

- Dlaczego dziwne? - spytała Mary, a w duchu dodała, że pamięta wszystko. - Twoja babcia 

jest wyjątkowa.

- Tak. - Westchnął. - To przykre, ale bardzo dawno jej nie widziałem.

- Kiedy wracasz do Australii?

background image

- Jak najprędzej.

Znowu zapadło kłopotliwe milczenie. Tom uznał, że wypada zakończyć wizytę.

- Dziękuję za kawę. - Wstał. - Czas na mnie. -Tak.

Mary zastanawiała się, czy jest zadowolony, że już wychodzi. Czy naprawdę w jego oczach 

pojawił się wyraz ulgi? Pamiętała, jak dawno temu uśmiechał się na jej widok. Wtedy jego twarz 

rozświetlała się, a oczy lśniły ciepłym blaskiem. Pamiętała, jak tuliła się do niego, gdy

nadchodziła pora rozstania,  jak błagała o  jeszcze  jeden  pocałunek,  o  ostatni  uścisk.  A  teraz 

rozstawali się z ulgą.

Szli do wyjścia, wypowiadając zdawkowe słowa pożegnania. Nie wspominali już ani Eda, ani 

wspólnej przeszłości.

Gdy  uścisnęli  sobie  ręce  jak  prawie  obcy  ludzie,  Mary  poczuła  ból  w  sercu.  W  ich 

zachowaniu nie było nic, co świadczyłoby, że kiedyś byli kochankami.

Za  chwilę  Tom  odwróci  się  i  odejdzie  na  zawsze.  Wypełnił  zadanie,  oddał  pamiątkowy 

zegarek i koniec.

Wiedziała, że tak być musi.

Ale Tom nie odwracał się. Wciąż stał na progu i patrzył na nią uważnie.

- Byłaś szczęśliwa? - zapytał półgłosem.

Na to pytanie wolałaby nie odpowiadać, ale Tom wpatrywał się w nią z wielkim napięciem. 

Bała  się,  że  zdradziły  ją  oczy  i  lekko  skrzywione  usta.  A  przecież  nie  chciała  być  nielojalna 

wobec Eda. Opanowała się i lekko uśmiechnęła.

- Oczywiście - odparła. - Znałeś Eda, więc wiesz, że to wyjątkowo dobry człowiek.

- Tak. Świetny facet.

Tom  ukłonił  się  sztywno,  obrócił  na  pięcie  i  zszedł  po  schodach.  Mary  obserwowała  go  i 

powtarzała sobie w duchu, że jest zadowolona. Dobrze się stało, że nie mówili o przeszłości. Jaki 

byłby sens? Co było, to było.

Lecz gdy Tom zszedł na dół, poraziła ją nieodwołalność rozstania. Oczami wyobraźni ujrzała 

go, jak stoi na rogu ulicy tamtej pamiętnej nocy.

- A ty, Tom? - zawołała. - Byłeś szczęśliwy?

ROZDZIAŁ CZWARTY

background image

Ledwo  wypowiedziała  te  słowa,  ogarnął  ją  strach,  niemal  przerażenie.  Nie  rozumiała, 

dlaczego  nie  zadała  pytania  swobodnie,  zdawkowo.  I  dlaczego  Tomowi  pociemniały  oczy, 

czemu patrzył z wyrzutem, jakby pytanie go rozgniewało?

Pomyślała, że poniosła ją wyobraźnia i widzi coś, czego wcale nie ma. Czyżby wystraszyła 

się z powodu wyrzutów sumienia?

Nie.  Przecież  nie  miała  sobie  nic  do  zarzucenia.  Przed  ośmiu  laty  prosiła  Sonię,  by 

powiedziała Tomowi,  co  się  stało,  i  cierpliwie czekała  na  jego  odpowiedź.  Nadaremnie.  Przez 

tyle lat nie próbował się z nią skontaktować.

Widocznie fakt,  że pokrzyżowano  im plany, nie był dla niego tragedią.  Odszedł na zawsze, 

nie  wiedząc,  z  jakim  problemem  zostawił  ukochaną.  Pojechał  w  świat,  by  szukać  okazji  do 

bohaterskich czynów, a o niej zapomniał.

Jego marzenia na pewno się spełniły.

A ona cierpiała w milczeniu.

- Nie tak szczęśliwy, jak bym chciał - odparł po długim wahaniu.

- Dlaczego?

- Jak możesz o to pytać? Akurat ty! Mary położyła dłoń na sercu.

- Nie rozumiem. Chyba nie sugerujesz, że...

Czekał,  by  dokończyła,  a  ona  miała  wrażenie,  że  się  dusi.  To  koszmar.  Niemożliwe,  żeby 

Tom obwiniał ją o to, że był nieszczęśliwy.

- To nie moja wina - szepnęła.

- A czyja?

- Przecież... Widocznie było ci na rękę, że nasz plan się nie powiódł. Zniknąłeś bez słowa, nie 

skontaktowałeś się ze mną już więcej...

Tom szyderczo wykrzywił usta.

- Sama tego chciałaś. -Ja?

- Nie udawaj, że nie pamiętasz. Przysłałaś do mnie swoją kuzynkę.

- Zgadza się. Sonia miała cię ostrzec, że mój ojciec...

- Powiedziała mi, że nie chcesz za mnie wyjść.

- Niemożliwe!

- Twierdziła, że się rozmyśliłaś.

- To nieprawda. Wcale się nie rozmyśliłam.

background image

- Czyżby?

- Oczywiście. Ojciec złapał mnie przy drzwiach i nie chciał puścić. Jak mogłeś pomyśleć, że 

zmieniłam zdanie?

Patrzyli na siebie gniewnie. W oczach Mary malował się ból, a Tom miał twarz jak wykutą z 

granitu.

Nagle wbiegł z powrotem na schody, schwycił Mary za ręce i wciągnął do domu.

- Musimy porozmawiać - rzekł wzburzony.

- Nie teraz... za późno. To już nie ma sensu - zaprotestowała słabym głosem.

Wystraszyła się groźnie błyszczących oczu Toma i siły jego uścisku. Rozmowa o przeszłości 

mogła okazać się niebezpieczna.

Już sam fakt, że Tom trzymał ją za ręce, był niebezpieczny. Zawsze gwałtownie reagowała na 

jego dotyk.

Bardzo  starała  się  zapomnieć  o  przeszłości,  lecz  pamiętała  wszystko...  każde  słowo,  każdy 

pocałunek, każdą pieszczotę. Pamiętała, kiedy pocałował ją pierwszy raz. To było w klubie. Gdy 

ucichła muzyka, przytulił ją do piersi, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Po chwili poczuła 

delikatne muśnięcie na skroni.

To niebywałe, że po tylu latach tak wyraźnie pamiętała tę pierwszą delikatną pieszczotę. Ale 

teraz nie pora o tym myśleć.

- Koniecznie musimy porozmawiać. Jesteś mi winna wyjaśnienie - rzekł Tom stanowczo.

Nie było sensu udawać, że nie rozumie, o co chodzi, skoro sama go sprowokowała, pytając, 

czy był szczęśliwy. Tak, muszą porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić.

Ale czy zyskają coś oprócz bólu? Nie można odwrócić biegu wydarzeń, wymazać ośmiu lat, 

wrócić do przeszłości. Mary obawiała się Toma, a jeszcze bardziej władzy, jaką zawsze nad nią 

miał.

I bała się, że wyjdzie na jaw prawda o Ethanie.

Tom zaprowadził ją do kuchni i posadził na krześle. Z pokoju dochodził przytłumiony śmiech 

Ethana, a Mary nieoczekiwanie pomyślała, że nie powinna pozwalać dziecku spędzać tyle czasu 

przed telewizorem.

Tymczasem Tom usiadł naprzeciwko niej, oparł łokcie na stole i zacisnął pięści. Mary uznała, 

że im szybciej wszystko sobie wyjaśnią, tym lepiej.

background image

- Byłam przygotowana, tak jak się umówiliśmy. Udało mi się bezszelestnie zejść na dół, ale w 

przedsionku złapał mnie ojciec. A co ci powiedziała Sonia?

- Że wycofujesz się, bo w ostatniej chwili zabrakło ci odwagi.

- To nieprawda. Chyba jej nie uwierzyłeś?

Tom  długo  patrzył  na  Mary  bez  słowa.  Wiedziała,  że  usiłuje  dociec,  czy  jest  wobec  niego 

szczera.

-  Nie  uwierzyłem -  odparł  wreszcie.  -  Powiedziałem,  że  skontaktuję  się  z  tobą,  bo  musimy 

porozmawiać, opracować inny plan.

Mary przycisnęła dłoń do rozpalonego czoła.

- Tego mi nie powtórzyła. Powiedziała, że byłeś wściekły na mnie za to, że stchórzyłam.

- Kłamczucha. Chętnie bym ją udusił.

- Lepiej trzymaj się od niej z daleka. Sonia została adwokatem. Jest kuta na cztery nogi i już 

wygrała kilka bardzo trudnych spraw.

- Obrzydliwa kłamczucha.

- Och, zostawmy ją. Wytłumacz się lepiej z wyjazdu do Perth. Dlaczego nie zdradziłeś mi ani 

słowem, że złożyłeś podanie o przeniesienie?

- Nie napisałem żadnego podania! - krzyknął Tom, po czym zawstydzony zniżył głos. - Twój 

ojciec przyczynił się do tego, że mnie przeniesiono. Nie miałem nic do gadania.

Mary wpatrywała się w niego, jakby nie wierzyła własnym uszom. Z trudem docierał do niej 

ogrom niesprawiedliwości, jaka ich spotkała.

-  Zdaniem  mojego  ojca  tylko  udawałeś,  że  chcesz  się  ze  mną  ożenić,  a  tak  naprawdę 

zamierzałeś zemścić się na nim, bo przez niego nie dostałeś awansu. Ojciec twierdził, że złożyłeś 

podanie o przeniesienie.

- Podłe kłamstwa. To twój ojciec postarał się, żeby usunięto mnie z jednostki.

- Och, to straszne. Gdybyśmy wtedy się spotkali, porozmawiali...

- Próbowałem do ciebie telefonować, ale bez rezultatu.

- Mój telefon komórkowy zniknął w tajemniczy sposób.

- Cholera! Próbowałem wszystkiego. Krążyłem wokół twojego domu, czatowałem na ciebie o 

różnych  porach.  Pisałem  listy,  a  zaraz  po  przeniesieniu  zadzwoniłem,  ale  usłyszałem,  że  nie 

chcesz ze mną rozmawiać. Po paru tygodniach spróbowałem jeszcze raz.  Wtedy dowiedziałem 

się, że twojego ojca przeniesiono i wyjechaliście do Stanów.

background image

- Ojcu udało się wkręcić do Pentagonu. - Mary skrzyżowała ręce na piersi. - A co ty robiłeś? 

Powiodło ci się w życiu?

-  Chyba  tak.  -  Tom  uśmiechnął  się  niewesoło.  -  Robiłem  wszystko,  żeby  przestać  o  tobie 

myśleć. Uparcie ćwiczyłem pamięć, starając się wyrzucić z niej wspomnienia o tobie.

Mary  miała  ochotę  zapytać,  czy  przyszło  mu  to  z  łatwością.  Piekły  ją  oczy,  coś  dusiło  w 

gardle.  Czy  ma  prawo  zadać  kolejne  pytanie?  Tomowi  mogło  się  wydawać,  że  prędko  o  nim 

zapomniała i ułożyła sobie życie na nowo.

- Byłam wściekła na rodziców - wyznała.

-  Ale  potem  spotkałaś  Eda  -  rzekł  Tom  cicho.  Zabrzmiało  to  jak  stwierdzenie  faktu,  nie 

zarzut. -Tak.

W  Stanach  urodziła  dziecko.  Nie  miała  przyjaciół,  rodzice  byli  do  niej  wrogo  nastawieni. 

Czuła się osamotniona. Pragnęła życzliwości, ciepła. Ed był jak latarnia morska, jak zbawienne 

światło dla rozbitka. Okazało się, że są sobie nawzajem potrzebni.

-A ty?

- Mówiłem ci, że nie jestem żonaty. - Tom podrapał się w głowę i zrobił zawstydzoną minę. -

Raz byłem zaręczony. .. przez dwadzieścia cztery godziny... ale oświadczyłem się po pijanemu.

- Ojciec do znudzenia powtarzał, że masz złą opinię... Ciekawe, jak to się stało, że nigdy nie 

widziałam cię podchmielonego.

- Dziwne, prawda?

Mary odwróciła oczy. Czy Tom sugeruje, że pod jej wpływem stałby się lepszy?

- Teraz mogę się przyznać, że w jednostce mieli ze mną trochę kłopotów. Niektóre rozkazy i 

przepisy  doprowadzały  mnie  do  szału.  Na  przykład  stanie  na  warcie,  ćwiczenie  kroku 

defiladowego.  W  Perth  prędko  zorientowano  się,  że  mam  zdolności  do  języków,  jestem 

inteligentny, ale niepokorny. Zaproponowano mi szkolenie na komandosa. Zgodziłem się. Nowe 

życie  bardziej  mi  odpowiadało;  stale  w  akcji,  kontakty  z  ciekawymi  ludźmi,  pobyty  w 

Afganistanie, Iraku...

Zadzwonił telefon i Mary podniosła słuchawkę.

- Dzień dobry - rozległ się głos teściowej.

- Dzień dobry, mamo.

- Bałam się, że cię nie zastanę. Zawsze w środy grasz w tenisa, prawda?

background image

Mary spojrzała na zegar i przeraziła się. Zrobiło się późno, a ona jeszcze nie zadzwoniła do 

partnerki.

- Zostałam w domu, bo Ethan jest trochę przeziębiony. Tom sprzątnął filiżanki, wstawił je do 

zlewozmywaka i rozkręcił kran.

- Masz gościa? - zapytała pani McBride.

- Tak. Odwiedził mnie znajomy Eda - odparła Mary ze spokojem, którego nie czuła. - To jego 

kolega z oddziału.

- Naprawdę? Wie coś? - Głos starszej pani lekko zadrżał. - Ma jakąś wiadomość?

- Przywiózł zegarek Eda.

- O, Boże! Czy to znaczy...?

- Tom nie wie nic pewnego. Przed ostatnią akcją Ed dał mu... zegarek na przechowanie.

-Och!

Pani McBride zamilkła, a Mary nerwowo zwijała i rozwijała kabel od telefonu.

- Długo tu będzie? - zapytała teściowa. -Nie.

-  Przywieź  go  do  nas.  Na  niedzielny  obiad.  Albo  jutro,  jeśli  ma  mało  czasu.  Bardzo  bym 

chciała go poznać.

Mary zawahała się. Przykryła słuchawkę dłonią i spojrzała na Toma.

-  Moja  teściowa  zaprasza  cię  na  niedzielny  obiad  albo,  jeśli  wolisz,  na  jutro.  Co  o  tym 

sądzisz?

Powiedziała  to  pozornie  obojętnie,  lecz  w  duchu  prosiła  go,  żeby  odmówił.  Obawiała  się 

wspólnej wizyty u rodziców Eda. Chwile spędzone z Tomem ożywiały uczucia, które przed laty 

z trudem pogrzebała. Bała się, że nie ukryje zmieszania, że bystra teściowa coś zauważy.

Łudziła się, że Tom też pragnie zostawić sprawy po staremu.

- Z przyjemnością - powiedział. - Podziękuj pani McBride. Chętnie poznam rodziców mojego 

przyjaciela. Wolałbym spotkać się z nimi jutro.

ROZDZIAŁ PIATY

Wracał  od  Mary  wzburzony.  Szybki  marsz  sprawiał  mu  przyjemność,  przynosił  ulgę.  Tom 

czuł,  że  dobrze  zrobiłby  mu  spacer  do  samego  centrum  Waszyngtonu.  Spotkanie  z  Mary 

wyzwoliło w nim taką energię, że mógłby przemaszerować cały stan wzdłuż i wszerz.

background image

Usilnie starał się zrozumieć, dlaczego perfidny los po ośmiu latach znów zaprowadził go do 

Mary. Chyba tylko po to, by się dowiedział, że jego ukochana jest żoną serdecznego przyjaciela i 

ma dziecko.

Najgorsze było to,  że spotkanie zbudziło uśpioną  tęsknotę. Mary była teraz kobietą w pełni 

rozkwitu. Jej uroda podziałała na niego jak dźgnięcie bagnetem.

Wsunął  ręce  do  kieszeni,  zwiesił  ramiona.  Zastanawiał  się,  jak  rozładować  narastające 

napięcie.  Spotkał  Mary  Cameron!  Swoją  Mary!  Był  zaskoczony,  że  nadal  myśli  o  niej  jako  o 

swojej dziewczynie.

Zaklął zirytowany własną głupotą.

Mary  była  jego  dziewczyną  przez  pięć  miesięcy,  ale  potem  go  rzuciła.  Przebolał  to,  zdołał 

wmówić sobie, że bez niej jest mu lepiej, że to była szczenięca miłość.

Teraz uświadomił sobie, że nie uwolnił się od tamtego uczucia. Ono wciąż w nim tkwiło jak 

niebezpieczny niewypał.

Nie  zapytał  Mary  o  uczucia  do  Eda.  Był  przekonany,  że  nie  mogła  nie  kochać  tego 

wyjątkowego człowieka. Sam zaprzyjaźnił się z nim, traktował niemal jak brata.

Nie  miał  serca  powiedzieć  Mary  otwarcie,  że  jej  mąż  już  nigdy  nie  wróci.  Zabrakło  mu 

odwagi,  by  uświadomić  jej  konsekwencje  upadku  z  dużej  wysokości,  wyliczyć  wszystkie 

okropności, jakie czyhają na komandosa, który cudem przeżyje zerwanie liny.

Niech jeszcze przez jakiś czas łudzi się nadzieją.

Teraz żałował, że zgodził się na spotkanie z rodzicami Eda. Lepiej nie angażować się jeszcze 

bardziej.

Piękna ciemnooka blondynka to już nie jego Mary. Wyglądała wprawdzie podobnie, ale była 

obcą  kobietą,  żoną  innego  mężczyzny,  matką  małego  Amerykanina.  Oddał  zegarek,  spełnił 

obowiązek, jest wolny i powinien natychmiast wyjechać do Australii, do domu. Był bardziej po-

trzebny swojej rodzinie niż państwu McBridebm.

Minął skrzyżowanie ruchliwych  ulic,  cały czas  maszerując szybkim  krokiem.  Słońce  grzało 

mocno i to przywołało wspomnienia o pewnym letnim dniu na wyspie Magnetic.

Tamtego  dnia  Tom  wybrał  się  rano  na  wycieczkę  do  starych  fortów.  W  drodze  powrotnej 

natknął się na  dziewczynę układającą  na  ziemi strzałkę z  gałązek.  Widocznie zrobił  zdumioną 

minę, bo nieznajoma zawołała przejęta:

- Na drzewie jest koala!

background image

Miała  złote  włosy  splecione  w  warkocz,  była  smukła,  opalona,  ubrana  w  zielone  szorty  i 

miodową bluzkę.  Wskazując gałąź eukaliptusa, powtórzyła  wolno, jakby mówiła do człowieka 

przygłuchego:

- Tam jest koala. Niech pan spojrzy.

Tom uniósł głowę i w rozwidleniu gałęzi dostrzegł kulę szarego futra.

- Faktycznie, śpi. Dziękuję, że mi go pani pokazała. Nieznajoma zerwała się na równe nogi i 

zaczerwieniła się.

-  Przepraszam  -  rzekła  speszona.  -  Myślałam,  że  jest  pan  Europejczykiem  albo 

Amerykaninem. Przyjeżdżają tu setki turystów i wszystkich interesują misie koala.

-  Jest  pani  przewodniczką?  A  może  prowadzi  pani  biuro  podróży  i  dlatego  tak  się  pani 

troszczy o turystów?

- Skądże. Moi rodzice mają w okolicy letni domek, więc często tu przyjeżdżam. - Wskazała 

gałązki na ziemi. - Układanie takich znaków należy do miejscowej tradycji.

-Aha.

Tom  uśmiechnął  się  szeroko.  Powinien  ruszyć  swoją  drogą,  ale  gorączkowo  szukał  byle 

jakiego pretekstu, żeby zostać jeszcze chwilę.

- Czy ułożenie strzałki z gałązek policzy pani sobie jako dobry uczynek na dzisiejszy dzień?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Może...

- Idzie pani w górę czy schodzi na dół? Nieznajoma zawahała się.

- Już wracam - powiedziała.

Miała  ciemne  oczy  ze  złocistymi  plamkami.  Ku  swemu  zaskoczeniu  Tom  nagle  zapragnął 

zatracić się w ich spojrzeniu. Coś takiego zdarzyło mu się pierwszy raz w życiu.

- Pozwoli pani, że będę jej towarzyszyć?

- Pozwalam - odparła z nieśmiałym uśmiechem. Nim dotarli do końca szlaku, mówili sobie po 

imieniu.

Tom dowiedział się, że urocza dziewczyna nazywa się Mary Cameron i jest na trzecim roku 

studiów.

Opowiedział jej o swojej rodzinie, o dziadkach, którzy przyjechali do Australii z Włoch.

- Nic dziwnego, że wzięłam cię za cudzoziemca z twoją południowoeuropejską urodą.

background image

Wybuchli  śmiechem,  spojrzeli  sobie  w  oczy...  i  Tom  uświadomił  sobie,  że  połączyła  ich 

szczególna nić sympatii. Na parkingu zaproponował następne spotkanie, ale Mary nagle stała się 

nerwowa.

Uprzejmie, lecz zdecydowanie odmówiła.

Po  lunchu  Mary  położyła  Ethana  do  łóżka  i  pogrążyła  się  we  wspomnieniach.  Przez  całe 

przedpołudnie, kiedy bawiła się z synem, trzymała myśli na wodzy, ale za każdym razem, gdy 

dziecko spoglądało na nią, w jego ciemnych oczach widziała obraz Toma.

Dotychczas wszyscy krewni i znajomi twierdzili, że Ethan to wykapana mama. Oboje  mieli 

jasne  włosy  i  ciemne  oczy.  Jednak  po  dzisiejszym  spotkaniu  z  Tomem  ogarnął  ją  niepokój. 

Zauważyła tyle podobieństw...

Wykrój ust, sposób, w jaki obaj marszczyli brwi, pytające spojrzenie, uśmiech... Wszystko tak 

jak u Toma.

Czy  i  on  dostrzegł  podobieństwo?  Czy  inni  też  je  zobaczą?  Czy  zauważą  również,  jak  ona 

nieswojo czuje się w towarzystwie Toma?

Wystarczyło,  że  wszedł  do  jej  domu,  a  pieczołowicie  budowany  przez  ponad  pięć  lat 

wizerunek Mary McBride, zadowolonej żony i matki, rozpadł się na kawałki.

A sądziła, że na zawsze ułożyła sobie życie.

Nie przyszło  jej to  łatwo.  Tuż po przyjeździe  do  Stanów między nią  a  rodzicami wybuchła 

straszna  awantura.  Mary  nie  chciała  się  zgodzić  na  usunięcie  ciąży.  Musiała  stoczyć  z  ojcem 

prawdziwą batalię.

- Nie życzę sobie, żeby mój wnuk miał geny Toma Pirellego! - krzyczał pan Cameron.

- A ja chcę, żeby był do niego podobny.

W jednej chwili Mary zdała sobie sprawę, że sama jest odpowiedzialna za swój los. I za los 

dziecka. Odtąd zaciekle broniła swej niezależności.

Wiedziała,  że  ojciec  się  nie  zmieni,  więc  po  porodzie  przeprowadziła  się  do  wynajętego 

mieszkania. Z trudem wiązała koniec z końcem, ale na szczęście tak zorganizowała sobie pracę, 

że prowadziła interesy, będąc w domu i pilnując dziecka.

Ojciec szantażował ją emocjonalnie. Zarzucał, że opuszcza starych rodziców, unieszczęśliwia 

matkę. Nie potrafił zaakceptować jej decyzji.

background image

Mary boleśnie to przeżywała. Nic więc dziwnego,  że małżeństwo z Edem wydawało się jej 

jedynym ratunkiem.

Zamknęła  drzwi  do  dziecinnego  pokoju  i  wróciła  do  kuchni.  Bała  się  długiego  popołudnia 

wypełnionego wspomnieniami.

Zagotowała  wodę  i  z  filiżanką  kawy  poszła  do  pokoju  służącego  jej  za  biuro.  Włączyła 

komputer, przejrzała pocztę i zajęła się zleceniami.

Lecz wkrótce słowa  na  ekranie zbladły,  rozpłynęły się,  a  głowę  zalała powódź  wspomnień. 

Mary  zakryła  oczy,  jakby  w  ten  sposób  chciała  odgrodzić się  od  powracającego  wciąż obrazu 

Toma.

- Myśl o mężu, tylko o nim - szepnęła.

Od początku znajomości z Edem zdawała sobie sprawe, że nie pokocha go tak namiętnie jak 

Toma.  Ich  związek  był  małżeństwem  z  rozsądku,  swego  rodzaju  kompromisem.  Ona 

potrzebowała ciepła, wsparcia i współczucia, a Ed pragnął mieć rodzinę.

Uprzedził  ją,  że  nie  może  mieć  dzieci.  Było  jej  trochę  przykro,  ale  jednocześnie  poczuła 

wielką ulgę. Posiadała przecież coś cennego, co mogła mu zaoferować.

Ed okazał się nadzwyczajnym mężem, a Mary starała się być dobrą żoną.

Łączyła ich prawdziwa, szczera miłość. Nie była to burzliwa, wszechogarniająca namiętność, 

ale uczucie głębokie i serdeczne, oparte na wzajemnym szacunku.

Mimo najszczerszych chęci Mary już po chwili wróciła myślami do Toma. Przed jej oczami 

znów  pojawił  się  obraz  sprzed  ośmiu  lat.  Wtedy  ostatni  raz  widziała  Toma.  Stał  za  kręgiem 

światła padającego z latarni naprzeciwko jej domu. Cierpliwie na nią czekał...

- Kobieto, opanuj się! Zabierz się do pracy! - mruknęła.

Przełamała się i wykonała telefon do jednego z klientów, by go poinformować, że przesłała 

do drukarni projekt broszury.

Nie, to nie ma sensu!

Przestała walczyć z sobą i wróciła wspomnieniami do dnia, kiedy poznała Toma.

Pamiętała,  że  nagle  ogarnęło  ją  onieśmielenie  i  dlatego  uciekła.  Widocznie  jednak  było  im 

pisane drugie spotkanie.

Nieoczekiwanie ponownie zobaczyła Toma w nocnym klubie.

background image

Poszła  tam  na  zaproszenie  kuzynki,  która  chciała  uczcić  osiemnaste  urodziny  oficjalnie 

wypitym alkoholem. W klubie było głośno, tłoczno, ciemnawo, ale Mary zauważyła przy barze 

znajomą sylwetkę i doznała cudownego uczucia, jakby uniosła się wysoko nad ziemię.

Tom chyba wyczuł jej wzrok, bo odwrócił się. Poznał ją i uśmiechnął się uwodzicielsko.

- Kto to? - zapytała Sonia.

- Żołnierz.

-  Czyli  ograniczony  facet  -  orzekła  Sonia,  pogardliwie  krzywiąc  usta.  -  Wojskowi  są  do 

niczego.

Mary poczuła się niemile zaskoczona niepochlebną opinią kuzynki o wojskowych. W końcu 

Sonia korzystała z pomocy wujka oficera. Oczywiście Mary zdawała sobie sprawę, że dużo osób 

myśli podobnie, sama też znała paru niezbyt inteligentnych i nieokrzesanych żołnierzy.

Teraz jednak nie chciała o tym myśleć. Patrzyła na Toma z podziwem, ale gdy wstał i ruszył 

w jej stronę, przestraszyła się.

Był bardzo przystojny, jednak miał w sobie coś z pirata, coś, co napawało ją lękiem. Czyżby 

był niebezpieczny?

Głośna muzyka zagłuszyła jego słowa. Tom pochylił się więc i krzyknął Mary prosto do ucha:

- Zrobiłaś taką minę, jakbyś się mnie bała.

- Doprawdy?

- Nie masz się czego bać - zawołał. - Mam pierwszorzędne referencje. Zapytaj moją babcię. 

Powie ci, że jestem najmilszym chłopcem na świecie.

Mary  roześmiała  się.  Wiedziała,  że  nie  oprze  się  człowiekowi  z  takim  wdziękiem  i  takim 

poczuciem  humoru.  Już  była  odrobinę  zakochana.  Tom  bardzo  jej  się  podobał,  a  w  dodatku 

poczuła się w jego towarzystwie swobodnie.

Zatańczyli. Głośna muzyka uniemożliwiała rozmowę, więc jedynie uśmiechali się do siebie.

Po pewnym czasie Sonia i jej koleżanki znudziły się i postanowiły jechać  do innego  klubu. 

Tom  zaproponował  Mary,  by  została.  Obiecał,  że  odwiezie  ją  do  domu.  Mary  zauważyła 

niezadowolenie kuzynki i ogarnęły ją wątpliwości. W końcu miały świętować urodziny Soni, a 

ona  większość wieczoru  spędziła  z  Tomem. Odrzuciła  więc  jego  propozycję  i  wyszła razem  z 

dziewczynami.

Przez następne tygodnie starała się zapomnieć o przystojnym żołnierzu. Tłumaczyła sobie, że 

nie ma sensu marzyć o człowieku, którego właściwie nie zna.

background image

Pewnego dnia wybrała się na bazar. Zamierzała poszukać prezentu dla koleżanki. Szła powoli 

między kramami, uważnie oglądając wystawione towary. Nagle usłyszała, że ktoś ją woła.

Obejrzała  się  i  zobaczyła  Toma.  Stał  przy  jednym  ze  straganów  w  towarzystwie  starszej 

kobiety.

Na jego widok Mary przeszył dreszcz radosnego podniecenia. To był jej dobry dzień. Czuła 

się wyjątkowo pewnie, więc podeszła do straganu.

- Co szanowna pani zamierza kupić? - spytał Tom.

- Chciałam się tylko rozejrzeć. A co ty tu robisz?

- Pomagam babci. Babuniu, to jest Mary Cameron. -Uśmiechnął się filuternie. - A ta groźna 

pani to Gina Pirelli, seniorka naszego rodu.

Drobna  staruszka  miała  pomarszczoną  twarz,  mocno  szpakowate  włosy  i  bystre  oczy.  Nie 

wyglądała groźnie, bo w jej czarnych oczach  migały wesołe iskierki, a uśmiech był niezwykle 

serdeczny.

- Witam cię, moje dziecko - powiedziała z wyraźnym włoskim akcentem.

- Miło mi panią poznać.

Mary zerknęła na różnej wielkości szare paczuszki z napisem „Herbata Pirellich". Na studiach 

często  słyszała,  że  warunkiem  powodzenia  w  handlu  jest  atrakcyjne  opakowanie  towaru,  ale 

powstrzymała się od komentarza. Spojrzała na Toma.

- Twoja rodzina uprawia herbatę?

-  Tak  -  odparła  pani  Pirelli.  -  Radzę  kupić i  spróbować.  Nasza  herbata  jest  bardzo  zdrowa. 

Pochodzi z ekologicznej uprawy.

- Chętnie sprawdzę, jak smakuje.

Mary  otworzyła  torebkę  i  wyjęła  portmonetkę.  Kiedy  zapłaciła,  Tom  objął  staruszkę  i 

powiedział:

- Babciu, proszę cię, namów tę piękną istotę, żeby się ze mną umówiła.

Mary bała się, że dostanie ataku serca, ale dzielnie wytrzymała wzrok pani Pirelli. Staruszka 

zlustrowała ją od stóp do głów.

- Nie chce pani spotykać się z moim Toto?

- Ależ... ja... hm... - jąkała się Mary.

- Ona się mnie boi - wyjaśnił Tom.

- Raczej jestem ostrożna - sprostowała Mary. Staruszka pogroziła jej palcem.

background image

- Niepotrzebnie. Powinna pani ufać mojemu wnukowi. To bardzo dobry chłopiec. Bardzo mi 

pomaga. To najlepszy młodzieniec na świecie.

- Jest pani absolutnie pewna?

Mary z trudem zachowała powagę, bo Tom mrugał do niej za plecami babci.

Pani Pirelli zrobiła urażoną minę.

- Oczywiście. Tom jest wyjątkowy. Przecież to mój wnuk, a to najlepsza rekomendacja.

- Nie wątpię.

Wszyscy wybuchli śmiechem, a pani Pirelli uszczypnęła w policzek najpierw wnuka, potem 

Mary.

- Tomie, podoba mi się twoja nowa znajoma.

Mary kupiła jeszcze dwie paczki herbaty i... zakochała się po uszy.

Tom odprowadził ją kawałek i gdy tym razem zaproponował spotkanie, zgodziła się.

Wieczorem poszli do klubu. Tańczyli przytuleni i Mary pragnęła zostać na zawsze w silnych 

ramionach. W pewnej chwili Tom musnął ustami jej skroń, a potem pocałował ją w ucho.

Przestali tańczyć i usiedli w zacisznym kącie sali.

- Nie bój się - szepnął Tom. - Będę się zachowywał jak na dżentelmena przystało. Ale twoje 

usta są dla moich słodkim magnesem.

- Naprawdę? - spytała rozmarzona.

Wcale jej nie zależało, by Tom okazał się powściągliwym dżentelmenem.

Poczuła jego usta na swoich. Całował namiętnie, długo...

- Mamusiu!

Głos dziecka wyrwał Mary z marzeń na jawie tak nagle, że niemal spadła z krzesła. Ethan stał 

w drzwiach.

- Co chcesz, kochanie?

- Już się wyspałem. Mogę wstać?

Mary spojrzała na zegarek. Minęły trzy kwadranse, a ona nic nie zrobiła.

- Jak się czujesz?

- Lepiej.

Wieczorem położyła Ethana do łóżka i dość ostro zapowiedziała:

- Nie marudź, nic nie wskórasz. O tej porze masz spać.

- Ale nie chce mi się.

background image

- Zamknij oczy i pomyśl o czymś przyjemnym. O zabawkach, o książkach.

- Już zamknąłem.

- Co widzisz?

- Tatusia.

- Bardzo dobrze. Co jeszcze?

- Kury u babci.

- A teraz? Staraj się wyobrażać sobie tylko miłe rzeczy.

- Zamek od tatusia.

- To wujek ci go przywiózł.

-  Ale  ja  wiem,  że jest  od  tatusia.  Nikt  nie  ma zamku ze  zwodzonym  mostem ani  rycerzy  z 

mieczami.

- Piękny  prezent - szepnęła  Mary.  -  A teraz  zamknij oczy  i niech  ci się  przyśni prawdziwy 

zamek i prawdziwi dzielni rycerze.

Pocałowała syna i pogrążyła się w rozmyślaniach.

Ed nie kupiłby chłopcu takiej zabawki. Był bardzo wartościowym człowiekiem, ale nie miał 

fantazji. Przysłałby coś bardziej użytecznego, na przykład wędkę albo piłkę. O zamku nawet by 

nie pomyślał.

Tom postąpił szlachetnie, pozwalając Ethanowi myśleć, że to prezent od ojca.

Bo  tak  było  naprawdę.  Był  to  podarunek  od  prawdziwego  ojca.  Ale  o  tym  wiedziała  tylko 

ona.

- Węzeł gordyjski - szepnęła. - Jak go rozplatać?

ROZDZIAŁ SZÓSTY

W  drodze  do  państwa  McBridebw  Tom  czuł  narastającą  irytację.  Obawiał  się,  że  wizyta  u 

rodziców  Eda  okaże  się  przykrą  pomyłką.  Pozornie  proste  spełnienie  prośby  zaginionego 

przyjaciela nieoczekiwanie skomplikowało się. Tom był zły, że przestaje panować nad sytuacją.

Oczywiście  spotkanie  z  żoną  Eda  wytrąciło  go  z  równowagi.  Przed  laty  zdołał  stłumić 

uczucie,  ale  wystarczył  jeden  rzut  oka  na  Mary,  by  odżyła  młodzieńcza  miłość.  W  dodatku 

powróciła z dawną siłą.

background image

Tom  nie  lubił  się  oszukiwać.  Tak,  przyjął  zaproszenie  od  pani  McBride,  bo  chciał  jak 

najdłużej  przebywać  w  towarzystwie  Mary.  Ale  to  niestety  oznaczało  również,  że  stanie  się 

świadkiem rozpaczy ludzi, którzy stracili jedynego syna.

Mary zauważyła jego nastrój, więc gdy zajechali na miejsce, powiedziała uspokajająco:

- Nie denerwuj się. Teściowie dzielnie się trzymają, na pewno nie będzie przykrych scen.

Tom jakby jej nie słyszał. W milczeniu patrzył na dom.

Właśnie tak wyobrażał sobie otoczenie, w którym dorastał Ed. Piętrowy budynek z werandą 

miał  czerwony  dach,  białe  ściany  i  szare  okiennice.  W  zadbanym  ogródku  rosło  mnóstwo 

kwiatów i krzewów. Jak na ilustracji w folderze reklamowym.

Tom podejrzewał, że ta wizyta nie sprawi mu przyjemności, chciał jednak zobaczyć Mary w 

towarzystwie  McBridebw,  sprawdzić,  jakie  są  między  nimi  relacje.  Teraz  wyrzucał  sobie,  że 

przyjął zaproszenie zbyt pochopnie, bez zastanowienia.

Uważał, że miejsce Mary jest w majątku jego rodziców na wzgórzach w dalekim północnym 

Queenslandzie. Tam oboje byliby u siebie.

Tutaj czuł się obco. Był niechcianym gościem kobiety, którą kiedyś kochał i pragnął poślubić, 

oraz zwiastunem złej nowiny. Poczuł ból w sercu.

Pani  Susan  McBride  natychmiast  zrozumiała,  dlaczego  synowa  mówiła  przez  telefon 

nieswoim  głosem.  Była  tak  zaskoczona,  że  niewiele  brakowało,  a  upuściłaby  dzbanek  z 

lemoniadą.

Uderzyło ją, że Australijczyk ma oczy takie jak Ethan.

A raczej jej wnuk miał oczy tego mężczyzny.

Pani  McBride  przez  moment  stała  jak  wryta.  Oczywiście  wiedziała,  że  ojciec  Ethana  był 

Australijczykiem, lecz nie sądziła, że kiedykolwiek ujrzy go we własnym domu.

Zerknęła na męża. Czy on też dostrzegł podobieństwo? Nie, chyba nic nie zauważył. Gładził 

wnuka po głowie i spokojnie rozmawiał z gościem.

- Proszę, siadajcie tutaj.

Pan  McBride  wskazał  sofę  przy  oknie.  Na  parapecie  stała  elektryczna  świeca,  którą 

wieczorem zapalano w intencji zaginionego.

Pani domu podała gościowi zimną dłoń.

- Witam, kapitanie Pirelli.

- Dzień dobry. Bardzo dziękuję za zaproszenie.

background image

Pani McBride  z  bliska  przyjrzała  się  przyjacielowi  syna i  uznała,  że  ma  szczery,  serdeczny 

uśmiech. Ale te oczy! Takie ciemne, prawie czarne. Jak oczy wnuka.

Co  to  oznacza? Spojrzała  na  bladą  i spiętą  synową  i wystraszyła  się.  Zrobiło  się jej zimno, 

jakby raptem zmieniła się pora roku.

- Babciu!

Ethan podbiegł i objął ją.

- Czy mój kochany wnuczek już wyzdrowiał? Chłopiec nie odpowiedział, tylko przytulił się 

mocniej.

Pocałowała go czule.

Bardzo kochała tego chłopca, czasem nawet zastanawiała się, czy swoje własne dzieci darzyła 

równie  silnym  uczuciem.  Chyba  nie.  Dla  nich  często  bywała  surowa.  Pamiętała  przede 

wszystkim o tym, że musi je dobrze wychować. A wnuka mogła kochać bez zastrzeżeń.

- Chcesz sprawdzić, ile jajek zniosły kury?

- Tak - odparł Ethan, wybiegając w podskokach.

-  Uważaj,  żebyś  nie  zbił  jajek.  -  Pani  McBride  odwróciła  się  do  dorosłych.  -  Przyniosłam 

lemoniadę, ale... Mary, może wolałabyś mrożoną herbatę?

- Chętnie napiję się lemoniady.

- A pan?

- Ja też poproszę lemoniadę.

- A może wolałby pan piwo? -Nie.

- Na pewno?

- Kobieto, nie dręcz gościa - wtrącił się pan McBride. Przez chwilę rozmawiano o pogodzie, 

po czym pani domu przeprosiła i wyszła do kuchni.

- Mamo, pomóc ci? - zawołała Mary.

- Będę wdzięczna.

Mary  szła  z  bijącym  sercem.  Dobrze  znała  teściową,  zauważyła  jej  zaskoczenie  i  wzrok, 

jakim  patrzyła  na  Toma.  Wiedziała,  że  teściowa,  która  zawsze  jasno  stawiała  sprawy,  prędzej 

czy  później  poruszy  ten  temat.  Rozsądniej  będzie  omówić  delikatną  kwestię  w  kuchni,  bez 

świadków. Lepiej, żeby Ethan i Tom niczego nie słyszeli.

- Co mam robić?

- Możesz pokroić pomidory.

background image

- Dobrze.

- Czy on wie? - spytała pani McBride półgłosem. Mary udała, że nie rozumie.

- Kto i o czym?

- Dobrze wiesz, że pytam o Toma Pirellego. Ethan ma takie same oczy jak on.

Mary ułożyła pomidory w równym rzędzie.

- Jak mam kroić, w ćwiartki czy w plastry?

-  W ćwiartki. Chciałabym usłyszeć,  że nie  ma żadnej więzi  między Tomem  a Ethanem.  Że 

podobieństwo jest przypadkowe.

Mary przerwała krojenie. W głowie miała zamęt, lecz bała się, że jeśli skłamie, będzie czuła 

się sto razy gorzej. Lepiej wyznać prawdę.

- Istnieje pewna więź... ale pojawienie się Toma jest czystym przypadkiem.

Pani McBride westchnęła, oparła się o szafkę, skrzyżowała ręce na piersi i wbiła w synową 

badawczy wzrok.

- Jeszcze raz pytam, czy on wie? -Nie.

- Jesteś pewna? Komandos powinien mieć dobry wzrok. Czyżby nie zauważył, że dziecko jest 

do niego podobne jak dwie krople wody?

- Powiedział, że Ethan jest podobny do mnie. Starsza pani odetchnęła z ulgą.

- Hm... My też tak uważaliśmy. - Zaczęła płukać sałatę.

- Mam nadzieję, że dziecku nic nie mówiłaś.

- Oczywiście, że nie.

- Jak Ethan zareagował na jego widok?

-  Nieszczególnie.  -  Mary  westchnęła.  -  Biedak  nie  rozumie,  dlaczego  Tom  wrócił,  a  jego 

ukochany tatuś jeszcze nie.

Przez kilka minut panowało milczenie.

- Jeśli Tom niczego się nie domyśla, nie trzeba mu mówić, prawda? - spytała w końcu pani 

McBride.

Nóż wypadł Mary z rąk. -Och!

- Co się stało?

- Na szczęście nic, ale niewiele brakowało, a byłabym się skaleczyła. - Mary podniosła nóż. -

Biologiczny ojciec chyba ma prawo wiedzieć o dziecku.

background image

- Niekoniecznie. Zastanów się tylko. Nie powiedziałaś mu dawno temu, gdy zaszłaś w ciążę, 

więc czemu teraz miałabyś mówić?

Mary  uważała,  że  tak  skomplikowanej  sprawy  nie  wyjaśni  się  w  kilku  słowach.  Musiałaby 

wyznać to, co wolała zachować w tajemnicy. Ją i Toma podstępnie rozdzielono, uniemożliwiono 

im  jakikolwiek  kontakt.  Zorientowała  się,  że  jest  w  ciąży,  gdy  było  za  już  późno.  Uwierzyła 

ojcu, bo nie posądzała go o perfidię.

- Rozumiem, że z jakiegoś powodu Tom nie odpowiadał ci jako ojciec dziecka - ciągnęła pani 

McBride.

-  A  teraz  masz  dług  wdzięczności  wobec  Eda.  Pomyśl,  jaką  krzywdę  mu  wyrządzisz,  gdy 

wyciągniesz sprawę ojcostwa na światło dziennie. W świetle prawa Ethan jest synem Eda, a Ed 

bardzo go kocha i jest wspaniałym... jedynym ojcem chłopca.

Mary nie wiedziała, co powiedzieć.

-  Chyba  masz  rację  -  zgodziła  się  cicho.  -  Muszę  mieć  na  względzie  dobro  Ethana.  Ale 

obawiam się... Mamo, Tom nie wierzy, że Ed się odnajdzie.

Starsza  pani  skuliła  się  jak  od  ciosu,  ale  prędko  wyprostowała  się  i  groźnie  spojrzała  na 

synową.

- Nie chcę o tym słuchać. Ja nie tracę nadziei. Wszyscy sąsiedzi palą świeczki w intencji Eda. 

On żyje i wróci.

- Tak. - Mary włożyła pokrojone pomidory do salaterki. - Co jeszcze dodać?

- W lodówce, na najwyższej półce, stoi butelka włoskiego sosu. Podaj mi ją.

-  Proszę.  Jak  mam  postąpić,  jeżeli  Tom  zapyta,  ile  Ethan  ma  lat?  Gdy  powiem  prawdę, 

wszystkiego się domyśli.

- Nie martw się na zapas. Kawalerowie rzadko mają pojęcie o wieku dzieci. Zresztą nie sądzę, 

żeby Toma interesowało, ile lat ma syn jego przyjaciela.

Naraz otworzyły się drzwi i do kuchni wbiegł Ethan z wiaderkiem.

- Babciu, znalazłem cztery jajka. Żadnego nie zbiłem i zamknąłem kurnik.

- Prawdziwa z ciebie pociecha. Kobiety spojrzały na siebie wymownie.

Gdy pan McBride zapytał o okoliczności zaginięcia syna, Tom powtórzył to, co już wcześniej 

opowiedział Mary. Nie taił, że Ed prawdopodobnie nie przeżył upadku.

Starszy  pan  przyjął  złą  wiadomość  spokojnie,  ale  długo milczał  i  zamglonym  wzrokiem 

patrzył na dywan. Wreszcie odezwał się, nie podnosząc głowy:

background image

-  Ed  zapewniał  mnie,  że  to  zadanie  będzie  trudne,  ale  bezpieczne.  A  okazało  się  dla  niego 

tragiczne.

- Pański syn był zdolnym i odważnym żołnierzem. Bardzo ceniłem jego przyjaźń.

W  milczeniu  wypili  lemoniadę.  Tom  z  daleka  oglądał  fotografie  ustawione  obok  bukietu 

kwiatów. Było  tam  kilka  zdjęć Ethana,  portret  jakiejś  młodej pary  oraz  duża  ślubna  fotografia 

Mary i Eda.

Tom  poczuł  ukłucie  zazdrości.  Mary  była  prześliczną  panną  młodą.  W  długiej  sukni  i  w 

welonie wyglądała jeszcze piękniej  niż zwykle. Nie mógł oderwać oczu  od zdjęcia. Patrzył  na 

złote  loki  okalające  jej  twarz,  na  białe  kwiaty  wpięte  we  włosy,  błyszczące  oczy  i  promienny 

uśmiech. Ed był szczęśliwy, rozpierała go duma.

Tom  poczuł  pieczenie  pod  powiekami.  Mocno  zacisnął  palce  na  szklance.  Spojrzenie  pana 

domu podążyło za wzrokiem Toma.

- To był piękny ślub. Tak bardzo się cieszyliśmy - rzekł cicho. - Mary jest wspaniałą synową.

Tom jedynie skinął głową. Miał tak ściśnięte gardło, że nie mógłby wypowiedzieć ani słowa.

- Inteligentna, pracowita, zaradna - ciągnął ojciec Eda. - Ma opinię dobrego fachowca, ale nie 

bierze wszystkich zleceń, bo chce mieć czas dla dziecka. I dla nas. Ed stale jest w rozjazdach, ale 

ona regularnie nas odwiedza.

- To ładnie z jej strony. - Tom wolał zmienić temat, więc zapytał: - A ta druga para?

-  To  córka  z  mężem.  Paula  i  Bill  mieszkają  w  San  Francisco,  więc  nie  widujemy  się  tak 

często, jak byśmy chcieli.

Ale to się niebawem zmieni. - Starszy pan uśmiechnął się. - Paula spodziewa się dziecka. Już 

za  miesiąc.  Żona jest  bardzo  przejęta i  na  pewno  nie  będzie siedzieć tutaj,  gdy  tam  urodzi  się 

następny wnuk, nasz... Od progu rozległ się kaszel.

- Lunch gotowy. Zapraszam panów do stołu - powiedziała pani McBride odrobinę za głośno.

Gdy  nadeszła  pora  powrotu  do  domu,  Ethan  zaczął  marudzić.  Mary,  która  przez  cały  czas 

czuła się podenerwowana, szybko straciła cierpliwość.

- Synku, bądź grzeczny - powiedziała dość ostro.

- Chcę spać u babci. Pozwól mi. Proszę.

Mary nie lubiła płaczliwego, błagalnego tonu, jakim Ethan ostatnio mówił.

Czuła się coraz mniej pewna siebie. Jeżeli pozwoli dziecku zostać, będzie z Tomem sam na 

sam, a to ryzykowne.

background image

Ethan  lubił  nocować  u  dziadków,  ale  Mary  zawsze  wcześniej  pytała  teściową,  czy  może 

zostawić synka na noc. Teraz teściowa milczała.

- Pozwól mu - odezwał się pan McBride. - Od kiedy chodzi do szkoły, rzadko go widujemy, a 

wiesz,  jak  bardzo  go  kochamy.  Susan  już  pościeliła  łóżko  i  przygotowała  piżamkę.  Jutro  po 

południu odwiozę go do domu.

- Tak, tak - ucieszył się Ethan.

- No nie wiem...

Mary zerknęła na Toma. Zauważyła płomień w jego oczach i poczuła się tak, jakby wsiadła 

na rozpędzoną karuzelę.

Wahała się, ale teść i syn już podjęli decyzję, a teściowa w  milczeniu obserwowała Ethana, 

który tańczył wokół dziadka radosny taniec.

Mary  westchnęła.  Nie  pozostawało  nic  innego  jak  ustąpić,  przypomnieć  synowi,  żeby  był 

grzeczny, podziękować za gościnę i pożegnać się.

Po chwili siedziała już w samochodzie. Sam na sam z Tomem.

Była bardzo spięta. Kurczowo trzymała kierownicę i starała się myśleć o czymś obojętnym. 

Ukradkiem  zerknęła  na  Toma,  ale  patrzył  przez  okno.  Zastanawiała  się,  czy wspomina  dawne 

czasy, kiedy jeździli motorem na wycieczki, ona obejmowała go wpół, a on pędził jak szalony.

Starszy  o  osiem  lat  Tom  był  jeszcze  bardziej  pociągający.  Siedział  tak  blisko,  że  prawie 

dotykali się ramionami, a mimo to był taki daleki.

- Ethan jest bardzo rozwinięty jak na swój wiek - odezwał się w końcu. - Wyjątkowo mądre 

dziecko.

Niespodziewana uwaga  na  temat dziecka wyrwała  Mary ze  świata  marzeń  i sprowadziła na 

ziemię.

- Boję się, że go rozpieszczam.

-  Nie  znam  się  na  dzieciach,  ale  według  mnie  jest  grzeczny.  Nie  to  co  mój  bratanek  i

bratanica. Prawdziwe półdiablęta, szaleją od rana do wieczora.

- Zapomniałam, że masz brata. Jak mu się wiedzie? Tom zwlekał z odpowiedzią.

- Kilka lat temu Stefano miał wypadek i stracił nogę.

- To straszne. -Tak.

- Jak znosi kalectwo?

background image

- Był bliski śmierci, ale jakoś się wykaraskał. - Ku zaskoczeniu Mary Tom zaśmiał się. - Ma 

protezę,  porusza  się  bez  trudu,  prowadzi  normalne  życie.  I  żeruje  na  ludzkiej  naiwności, 

zmyślając niestworzone historyjki o tym wypadku.

- Opowiada, że to krokodyl odgryzł mu nogę?

- Zgadłaś. To najczęstsza wersja. Ale jest jeszcze parę innych. Na przykład o zatonięciu łodzi 

i walce z olbrzymim rekinem.

- Prawda z pewnością też jest straszna.

- Tak. Mój brat orał ziemię na stromym wzgórzu, nagle traktor się przewrócił i przygniótł go. 

Na szczęście Stefano zdołał założyć opaskę uciskową i w ten sposób uratował sobie życie.

-  A  więc  w  rodzinie  Pirellich  jest  dwóch  bohaterów.  Gdy  spojrzeli  sobie  w  oczy,  Mary 

poczuła całą moc magnetycznej siły, pod której wpływem omal nie wyszła kiedyś za Toma za 

mąż.

Nie powinien patrzeć na nią takim wzrokiem.

W samochodzie zrobiło się stanowczo za ciasno. Mary miała wrażenie, że zaraz eksploduje. 

Napięcie, które ją ogarniało, było wprost nie do wytrzymania.

Zmusiła się,  by  patrzeć  na  drogę  i  skupić  się  na  prowadzeniu  samochodu.  Opanowała  się  i 

powiedziała:

- Stefano chyba nie może teraz pomagać rodzicom, prawda? Jak radzą sobie bez niego?

-  Robią,  co  mogą,  ale  jest  im  ciężko.  Ojciec  marzy  o  emeryturze,  więc  wierci  mi  dziurę  w 

brzuchu, żebym rzucił wojsko i wrócił do domu.

- A ty nie chcesz?

Tom znowu zwlekał z odpowiedzią.

- Mylisz się, właśnie zamierzam to zrobić.

- Chcesz wycofać się z czynnej służby?

- Tak. Coraz bardziej pociąga mnie perspektywa unormowanego trybu życia. Podoba mi się, 

że  będę  wstawać  wczesnym  rankiem  i  robić  codziennie  to  samo.  Wracam do  domu,  żeby 

uprawiać herbatę wśród zielonych wzgórz Millaa Millaa.

- Niemożliwe! Nie wyobrażam sobie ciebie jako przykutego do ziemi farmera.

Wyczuła, że spojrzał na nią.

- A jak sobie wyobrażasz?

Ledwo uchwytny sarkazm w jego głosie sprawił, że się speszyła.

background image

- Rola hodowcy herbaty wcale do ciebie pasuje.

-  Zapewniam  cię,  że  uprawianie  herbaty  jest  dużo  przyjemniejszym  zajęciem  niż  to,  co 

robiłem przez lata.

- Wierzę na słowo.

Mimo to ogarnął ją dziwny niepokój. Czy to zazdrość? Tom wróci do Australii, zamieszka w 

rodzinnych stronach, ożeni się, będzie mieć dzieci...

Nagle  przypomniała  sobie  ten  dzień,  gdy  został  poczęty  Ethan.  Zaprosiła  wtedy  Toma  do 

letniego  domku  rodziców.  Od  rana  była  piękna  pogoda,  ale  po  południu  nieoczekiwanie 

rozszalała  się  burza.  Z  powodu  nawałnicy  prom  przestał  kursować  i  musieli  przenocować  na 

wyspie.

Jak się okazało, była to noc brzemienna w skutki.

Mary przestraszyła się tych wspomnień, więc wyciągnęła rękę, by włączyć radio, ale zamarła, 

gdy usłyszała głos Toma:

- Wybacz mi ciekawość, ale czy... celowo nie mieliście więcej dzieci?

Mary przeraziła się. Nie chciała rozmawiać na ten temat. Nie teraz.

Oblizała spierzchnięte wargi. Dlaczego obiecała teściowej, że nie powie Tomowi o synu? Czy 

wyznając prawdę, rzeczywiście zdradziłaby męża? Jeżeli Ed nadal żyje, to...

- Dlaczego nie odpowiadasz?

- Ja... my... chcieliśmy, żeby Ethan miał rodzeństwo.

- Więc czemu nie ma?

- Nie mogliśmy mieć dzieci. Tak bywa...

- Ale przecież jest Ethan.

-  No,  tak.  -  Mary  speszyła  się  jeszcze  bardziej.  -  Nie  mogliśmy  mieć  drugiego  dziecka. 

Martwiłam  się,  bo  słyszałam,  że  matki  poświęcają  jedynakom  za  dużo  uwagi,  a  to  dzieciom 

szkodzi.  Wiem,  że  za  mocno  kocham  Ethana.  Drugie  dziecko  pomogłoby  mi...  wyładować 

nadmiar uczuć macierzyńskich, ale... nie udało się.

W końcu ośmieliła się spojrzeć na Toma i zobaczyła, że wbił wzrok przed siebie, a jego twarz 

była bez wyrazu. O czym on myśli?

Miała  spocone  ręce.  Bała  się,  że  ześlizną  się  z  kierownicy,  więc  ukradkiem  wytarła  je  o 

spódnicę.

background image

Gorączkowo  zastanawiała  się,  jak  postąpić.  Uważała,  że  Tom  ma  prawo  wiedzieć  o  synu. 

Powiedzieć mu czy nie?

Na drodze zrobił się większy ruch, więc musiała bardziej uważać. Tom siedział zatopiony we 

własnych myślach, a ona  walczyła z sumieniem.  Im dłużej się zastanawiała, tym bardziej  była 

przekonana, że Tom powinien znać prawdę.

Tak, powie mu. Niezwłocznie.

Otworzyła usta, lecz w tym momencie przyszła jej do głowy nowa myśl. Tom przed chwilą 

powiedział,  że  chce  wrócić  w  rodzinne  strony  i  zacząć  nowe  życie.  Jeżeli  teraz  dowie  się  o 

Ehanie, jak oceni motywy jej postępowania? Gotów dojść do wniosku, że celowo zwlekała.

Może teściowa ma rację. Może rzeczywiście lepiej nic nie mówić. W ten sposób nie zdradzi 

Eda, a Tom nie będzie mógł jej posądzić, że zastawiła na niego sidła.

Rozsądniej będzie grać na zwłokę. Mary przysięgła sobie jednak, że kiedyś... po otrzymaniu 

wiadomości o śmierci męża... powie Tomowi prawdę, jest to winna i jemu, i synowi.

Kiedy  już  podjęła  tę  decyzję,  poczuła  lekką  ulgę,  ale  tajemnica  nadal  wisiała  nad  nią  jak 

miecz Damoklesa.

Słońce  chyliło  się  ku  zachodowi  i  wreszcie  przestało  bezlitośnie  palić,  a  cienie  zaczęły  się 

wydłużać. Mary była jednocześnie zadowolona i zmartwiona, że zbliżają się do końca podróży.

Tom chyba pomyślał o tym samym, bo powiedział:

- Widziałaś pomnik Lincolna?

- Oczywiście. Zawsze pokazujemy go naszym gościom.

- Czy mnie też mogłabyś go pokazać? Jeśli to nie jest za daleko.

- Możemy podjechać.

-  Od  kiedy  tu  przyjechałem,  coś  mi  mówi,  że  muszę  spojrzeć  na  wielkiego  człowieka  i 

przeczytać jego sławne słowa. Wiesz, te o wolnym narodzie...

- Są wzniosłe i poruszające.

- Raczej nieprędko będę znowu w tych stronach. Mary zamrugała, aby powstrzymać łzy.

- Niestety - szepnęła.

Zaparkowała  w  bocznej  uliczce.  Gdy  szli  przez  park,  ich  stopy  zapadały  się  w  miękkiej, 

bujnej trawie.

background image

Mary  przypomniało  się,  że  gdy  przyjechała  tu  pierwszy  raz,  Ed  niósł  malutkiego  Ethana 

zawiniętego w  kocyk. Oczami  wyobraźni  ujrzała  wysokiego, niebieskookiego, blondyna,  który 

właśnie tego dnia poprosił ją o rękę.

-  Od  dawna  chciałem  zobaczyć  ten  monument  -  odezwał  się  Tom.  -  Jakie  to  piękne,  że 

Amerykanie mają pomnik, który przypomina, że ludzie walczący o wolność i sprawiedliwość nie 

umierają na próżno.

Mary wiedziała, że myśli o swoim przyjacielu a jej mężu.

Wciąż broniła się przed myślą, że Ed nie żyje. Uważała, że jeszcze nie ma prawa uwierzyć w 

jego śmierć.

Chciała powiedzieć to Tomowi, ale żal za mężem spotęgował napięcie i nie wykrztusiła ani 

słowa. Po jej policzkach popłynęły łzy. Zawstydzona odwróciła się i popatrzyła w drugą stronę.

- Serdecznie ci  współczuję  - powiedział Tom półgłosem. -  Wierzysz, że  stanie się cud  i Ed 

wróci, prawda?

-  Czemu  nie  chcesz  zrozumieć,  że  muszę  wierzyć?  Zanim  nie  dostanę  ostatecznego 

potwierdzenia, zdradą byłoby myśleć inaczej.

- Wiem, że ci ciężko.

Mary kątem oka dostrzegła coś białego. Odwróciła się, a Tom otarł jej policzki i oczy.

- Wytrzesz nos? - zapytał. -Tak.

Głośno wytarła nos i schowała jego chusteczkę do kieszeni. Przez chwilę obserwowali kaczki 

podpływające do chleba, który jakieś dziecko rzucało do wody.

W końcu Tom przerwał milczenie.

- Chodźmy razem na kolację.

- Nie powinnam.

- Może... - Tom wziął ją za ręce. - Ale masz ochotę, prawda?

Nie odpowiedziała i spuściła wzrok. Czy przyjąć zaproszenie od mężczyzny, którego kiedyś 

tak kochała, że zdecydowała się uciec z nim na koniec świata? Zapraszał ją ojciec jej dziecka!

Tom bacznie obserwował Mary.

- Czuję się rozdarta - szepnęła.

- Wiem. I dlatego pozwól mi podjąć decyzję.

- Dobrze.

background image

Tom  ucieszył  się,  że  odniósł  zwycięstwo,  wprawdzie  małe,  ale  bardzo  ważne.  W  bistro 

zamówił hamburgery.

- Skoro jestem w Stanach, wypada to zjeść - wyjaśnił. Mary wybrała jakąś zupę i sałatkę.

- Napijesz się wina? - zapytał.

- Z przyjemnością.

- Jakie wolisz, czerwone czy białe?

- Ty dzisiaj decydujesz, więc sam coś wybierz. Nie jestem smakoszem, wszystko mi jedno, co 

jem i piję. -Uśmiechnęła się, a jej oczy rozbłysły. Odprężyła się, jakby zrzuciła przygniatający ją 

ciężar.

- Ja też nie mam wybrednego gustu, ale za to jestem oburęczny. - Tom podniósł ręce. - Obie 

są jednakowo dobre.

- Naprawdę masz lewą rękę tak samo sprawną jak prawą?

- Owszem.

- Co potrafisz robić jedną i drugą?

- Wszystko. Golić się, pisać, strzelać. Bardzo przydatna umiejętność.

- Dlaczego dawniej się nie pochwaliłeś?

- Nie wiem. Widocznie mieliśmy dużo innych tematów do rozmowy.

Mary zamilkła i zapatrzyła się w migoczącą świeczkę.

- Ciężko mi na sercu. Fakt, że znowu jestem z tobą... Staram się nie myśleć o tym, co mogło 

być.

- To... rozsądne.

- Byliśmy za młodzi, prawda?

- Tak sądzisz?

- Oszalałabym, gdybym myślała inaczej. Tom westchnął.

- Całkiem możliwe, że byliśmy za młodzi, zbyt naiwni... i daliśmy się ponieść romantycznym 

uczuciom.

Była  to  racjonalna  odpowiedź,  lecz  zabrzmiała  fałszywie.  Mary  nie  spodobało  się  takie 

tłumaczenie. W jej oczach znowu zalśniły łzy, ale zdobyła się na uśmiech.

- Nie powinnam wywoływać tego tematu. Lepiej o tym nie rozmawiać. Opowiedz mi coś o 

swoich planach. O tym, jak będziesz uprawiać herbatę.

background image

Tom  z  wyraźną  przyjemnością  spełnił  jej  prośbę.  Okazało  się,  że  zamierza  rozszerzyć 

sprzedaż herbaty na zagranicę i zastanawia się, jak wejść na światowy rynek. Ten temat bardzo 

interesował Mary, więc pilnie słuchała. Dość szczegółowo omówili możliwość założenia spółki 

oraz plusy i minusy reklamy w Internecie.

- Przyślę ci przepis na moją herbatę z przyprawami -obiecała Mary. - To u nas ostatni krzyk 

mody. Może w Australii też chwyci.

Rozmawiali swobodnie, a przy winie zupełnie się odprężyli.  Wracając, trzymali się za ręce. 

Powoli doszli do uliczki, przy której zostawili samochód.

Było ciemno, ale światło latarni padało na białą szyję Mary. Tom stał tuż-tuż. Mary chciała 

cofnąć rękę.

- Jeszcze nie - szepnął Tom. - Pozwoliłaś mi dzisiaj o wszystkim decydować.

Objął ją. Pragnął pocałować swoją Mary, jej delikatne usta albo łabędzią szyję, ale wyczuł, że 

znowu  jest  spięta,  więc  zawahał  się.  Wtedy  ona  jęknęła,  spojrzała  na  niego, a  w  jej  oczach 

zobaczył żal. Poczuł się tak, jakby wyrywano mu serce z piersi.

- Odwiozę cię do hotelu - powiedziała głucho i wysunęła się z jego ramion.

W samochodzie panowało krępujące milczenie. Aby je przerwać, Mary zapytała:

- Kiedy wyjeżdżasz?

- Zarezerwowałem bilet na poniedziałek rano. Spojrzała na niego oczami pełnymi łez.

- Przyjechałeś specjalnie po to, żeby oddać Ethanowi zegarek?

-Tak.

- To wspaniałomyślne z twojej strony.

- Tylko tyle mogłem zrobić.

- Dziękuję. Za tak wiele chciałabym ci podziękować. Za to, że byłeś przyjacielem... mojego 

męża. Za zamek dla Ethana. Za kolację. A głównie za to, że mnie nie krytykujesz. .. że wszystko 

rozumiesz.

- Nieprawda. - Tom odpiął pas i otworzył drzwi. - Nie przeceniaj mnie.

Wyskoczył  z  samochodu,  przeszedł  przed  maską  i  zastukał  w  szybę,  więc  Mary  otworzyła 

okno.

-  Wszystko  ma  swoje  granice,  zrozumienie  też  -  rzekł  cierpko.  -  Nie  wyobrażaj  sobie,  że 

pobyt tutaj był dla mnie czystą przyjemnością. Spotkanie z tobą po tylu latach... z żoną innego 

mężczyzny... z matką jego dziecka... Żegnaj.

background image

Odszedł, nie oglądając się za siebie.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Jego ostatnie  słowa  tak  nią wstrząsnęły, że  zalała się łzami.  Rozstanie  w  gniewie do reszty 

zburzyło  jej  spokój.  W  nocy  nie  mogła  spać.  Dręczyło  ją  i  poczucie  winy,  i  pożądanie, 

jednocześnie czuła smutek i... nadzieję.

Przez ponad pięć lat starała się być jak najlepszą żoną i matką, poświęcała cały czas mężowi i 

dziecku.

Co teraz będzie? Tom zjawił się niespodziewanie i wyjaśnił, dlaczego przez tyle lat milczał. 

Okazało się, że zostali z premedytacją oszukani.

Jako  młodziutka  dziewczyna  Mary  uważała,  że  urodziła  się  po  to,  by  zostać  żoną  Toma, 

kochać tylko i wyłącznie jego. Teraz przekonała się, że on nadal jest panem jej serca. Płomienne 

uczucie  tliło  się  w  jej  sercu  przez  wszystkie  lata  rozłąki,  a  teraz  błyskawicznie  rozgorzało  na 

nowo.

Gdzie wobec tego jest miejsce dla jej męża?

Biedny Ed. Taki dobry, serdeczny, troskliwy.

Zaprzeczanie uczuciom do Toma byłoby nieuczciwością, ale ich uznanie było nielojalnością 

w stosunku do męża. Jak wybrnąć z tak zagmatwanej sytuacji?

Trudno  pogodzić  się  z  faktem,  że  Ed  nie  żyje,  ale  wypada  wierzyć  Tomowi,  który  był 

świadkiem wypadku, a przy tym realistą i doświadczonym komandosem.

Mimo  to  Mary  uparcie  trzymała  się  resztek  nadziei,  łudziła  się,  że  zaszła  jakaś  straszna 

pomyłka i w końcu ktoś natrafi na ślad Eda. Liczyła na to, że niebawem mąż zjawi się w domu i 

życie wróci do normy.

Zapaliła  lampkę  i  popatrzyła  na  fotografię  stojącą  na  toaletce.  Ed  był  jak  zawsze 

uśmiechnięty.

Wychodząc  za  niego,  miała  świadomość,  że  ich  małżeństwo  będzie  kompromisem.  Ed 

zwierzył się, że pragnął poślubić dziewczynę, którą kochał, ale nie chciał pozbawiać jej radości 

macierzyństwa. Mary wyznała, że bardzo kochała ojca Ethana.

background image

Małżeństwo okazało się udane. Ich miłość, oparta raczej na przyjaźni i wzajemnym szacunku 

niż na namiętności, była autentyczna, choć spokojna. Natomiast uczucie do Toma było potężną 

siłą, która porywała jak huragan.

Mary rozpłakała się i otarła oczy chusteczką z wyhaftowaną literą T. Wmawiała sobie, że jest 

zadowolona, że oparła się pokusie i nie pocałowała Toma. Tylko...

Czy jeden pocałunek może komuś zaszkodzić? Gdyby się pocałowali, przynajmniej miałaby 

co wspominać.

Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że Tom delikatnie dotyka jej ust...

Widziała,  jak  stoją  pod  drzewem,  a  światło  latarni  ledwo  przebija  się  przez  gęste  listowie. 

Wpatrywała się w twarz Toma, w jego oczy płonące pożądaniem, w spragnione usta.

Jaki byłby ten pocałunek?

Usiłowała przywołać wspomnienie dawnych pieszczot, ale tym razem pamięć ją zawiodła.

Ilekroć  widziała  już  usta  Toma  przy  swoich,  powracały  do  niej  jego  ostatnie  słowa:  „Nie 

wyobrażaj sobie, że pobyt tutaj był dla mnie czystą przyjemnością. Spotkanie z tobą

po tylu latach... z żoną innego mężczyzny... z matką jego dziecka".

Och, gdyby on wiedział... gdyby znał prawdę...

Jak  postąpić?  Co  w  tej  sytuacji  można  zrobić?  Co  będzie  uczciwe  wobec  męża  i  dawnego 

kochanka? Dlaczego tak trudno znaleźć mądre rozwiązanie?

Za  oknem  zaczęło  szarzeć.  Mary  pierwszy  raz  była  zadowolona,  że nadchodzi  nowy  dzień. 

Leżała  jeszcze  przez  kwadrans,  potem  wstała  i  ubrała  się  w  spłowiałe  spodnie  i  rozciągniętą 

bluzkę. Zeszła do kuchni, nastawiła wodę i otworzyła zeszyt z przepisami.

Zawsze, kiedy czuła się przygnębiona, piekła ciasto. Nie wiedziała, skąd się to u niej brało, 

ale było skuteczne. Przygotowanie składników, ubijanie jajek, kręcenie ciasta zwykle działało na 

nią uspokajająco.

Teraz niestety niewiele pomogło, ale mimo to nie zrezygnowała z pieczenia drożdżówek dla 

syna  i  szarlotki  dla  teścia.  Mieli  przyjechać  na  podwieczorek,  więc  chciała  ich  poczęstować 

ulubionymi smakołykami.

W  kuchni  pachniało  bakaliami,  a  Mary  nadal  czuła  się  rozbita.  Ogarniała  ją  rozpacz.  Tom 

zjawił się jak błyskawica, na dwa krótkie dni, i więcej go nie zobaczy. Bała się, że nie przeżyje 

powtórnego rozstania.

Złorzeczyła ojcu i kuzynce.

background image

Myła  makutrę  i  foremki  z  taką  pasją,  jakby  walczyła  z  wrogiem.  Przeklinała  wszystkich 

terrorystów i wszelkie wojny.  Ponad pięć lat temu  pogodziła się z losem  i dzięki temu wiodła 

spokojne, szczęśliwe życie u boku męża, ale teraz znowu jej świat się zawalił.

Skończyła  mycie,  energicznie  wytarła  blaty  i  gdy  już  nie  pozostało  nic  do  zrobienia, 

niepewnie podeszła do telefonu.

Zadzwonić do Toma czy nie? Co mu powiedzieć?

Jest w hotelu czy wyszedł? Czy telefonując do niego, pogorszy sprawę?

Wciąż jest żoną innego mężczyzny, nie może powiedzieć Tomowi, że go kocha.

Nim  zdecydowała  się  podnieść  słuchawkę,  rozległ  się  dzwonek  przy  drzwiach  frontowych. 

Stała jak skamieniała, nie mogąc ruszyć ani ręką, ani nogą. Po drugim dzwonku usłyszała:

- Mary, jesteś w domu? To był głos Toma!

Błyskawicznie ożyła, pobiegła do drzwi i otworzyła je na oścież.

Tom był w niebieskich dżinsach i granatowej koszuli.

- Dzień dobry.

- Witaj.

- Masz mi za złe niezapowiedziane odwiedziny?

- Skądże.

- Muszę przeprosić cię za to, co powiedziałem wczoraj na pożegnanie.

- Ja też muszę cię za coś przeprosić. Właśnie chciałam do ciebie zadzwonić.

Tom był mile zaskoczony.

- Wejdziesz?

- Chętnie. - Pociągnął nosem. - Ładnie pachnie. Piekłaś ciasto?

- Tak, drożdżówki dla Ethana. Może będę musiała go przekupić, żeby poszedł do szkoły.

Gdy weszli do salonu, Mary zobaczyła swoje odbicie w lustrze nad kominkiem. Włosy miała 

niedbale spięte, bluzkę pogniecioną i poplamioną mąką. Zawstydziła się.

- Napijesz się czegoś?

- Nie, dziękuję.

Wskazała krzesło i otworzyła usta, lecz nie zdążyła nic powiedzieć.

- Wstyd mi - zaczął Tom - że wczoraj tak na ciebie naskoczyłem. Przepraszam.

- Nie ma za co.

background image

- Jest. To  bardzo ważne.  Zresztą chodzi  nie tylko o  tamte słowa.  -  Zakłopotany zmarszczył 

brwi i potarł podbródek. - Obawiam się, że to, co teraz usłyszysz, nie ułatwi ci życia, ale muszę 

to powiedzieć.

- Dlaczego musisz?

- Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Ed i ja byliśmy przyjaciółmi, kochałem go jak brata... Ale stało 

się... Rozumiesz, że on nie wróci, prawda? Nie można przeżyć takiego upadku.

Mary poczuła bolesny skurcz serca.

- Zaczynam godzić się z tym, że jest tak, jak mówisz.

-  Niestety,  to  prawda.  Gdybym  w  nią  nie  wierzył,  nie  miałbym  prawa  mówić  tego,  co 

powiem.

W milczeniu skinęła głową.

- Chodzi o to... Nie mogę wyjechać, nie mówiąc ci, ile dla mnie znaczysz.

Mary poczuła się tak, jakby była baletnicą, którą partner podrzucił do góry, a ona zawisła w 

powietrzu, mając nadzieję, że za chwilę pochwycą ją silne, męskie ramiona.

- Nie będę udawał, że przez osiem lat usychałem z tęsknoty - ciągnął Tom. - Ba, byłem nawet 

przekonany, że udało mi się usunąć cię z serca i z pamięci. Ale...

Mary milczała. Kręciło się jej w głowie.

-  Albo  jakaś  część  ciebie  została  we  mnie,  albo  ty  jakąś  cząstkę  mnie zabrałaś  z sobą.  Nie 

wiem. Gdy cię przedwczoraj zobaczyłem, natychmiast zrozumiałem, że tak naprawdę nigdy się 

od ciebie nie uwolniłem.

- Mogę powiedzieć to samo o sobie.

Patrzyli  sobie  w  oczy,  a  Mary  czuła,  że  promienieje,  jakby  zapłonęły w  niej  czarodziejskie 

lampki.

-  Byłam  zrozpaczona,  że  odjedziesz,  nie  znając  moich  uczuć.  Nie  wiedziałam  jednak,  od 

czego zacząć... Czułam się okropnie, bo cię zraniłam, ale mam też wyrzuty sumienia w stosunku 

do Eda. Nie wiem, jak powinnam postąpić...

- Ja też fatalnie się czuję. Przez całą noc nie zmrużyłem oka.

Tom podszedł i delikatnie musnął jej policzek, po czym z wolna przesunął palec w stronę ust. 

Mary była pewna, że ją pocałuje. Podniecona rozchyliła wargi.

Ale Tom westchnął, opuścił rękę i odsunął się.

- Przysiągłem sobie, że powiem tylko, co czuję, i pożegnam się.

background image

Mary wiedziała, że powinna być mu wdzięczna. Gdyby ją pocałował, straciłaby głowę... jak 

kiedyś, dawno temu. Tak, była mu wdzięczna, bo własne uczucie ją przerażało. Jest mężatką... 

albo od niedawna wdową... a rozpala ją pożądanie do innego mężczyzny.

Idąc za jego przykładem, odsunęła się i skrzyżowała ręce na piersi.

-  Dziękuję,  że  mnie  rozumiesz.  W  tej  chwili...  póki  sprawy  są...  niewyjaśnione...  do  czasu 

otrzymania potwierdzonej wiadomości... Czuję się tak, jakby ktoś zatrzymał bieg mojego życia. 

Nie wiem, co robić.

- Postępujesz tak, jak nakazuje uczciwość.

Mary  speszyła  się.  Czy  rzeczywiście  jest  wobec  niego  uczciwa?  Pomyślała  o  swojej 

tajemnicy i ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Tom  miał prawo wiedzieć, kto naprawdę jest ojcem 

Ethana. Ale jak mu o tym powiedzieć, żeby ją dobrze zrozumiał? Prawda z pewnością będzie dla 

niego strasznym ciosem. A teraz, kiedy po długiej, niebezpiecznej służbie wraca do rodzinnego 

domu, nic nie powinno zakłócać jego spokoju ani niweczyć nadziei na pomyślną przyszłość.

Mary przyrzekła sobie, że powie mu prawdę, gdy tylko otrzyma rozstrzygającą wiadomość o 

mężu. Zdobyła się na uśmiech i zmieniła temat.

- Poczęstuję cię herbatą według mojego przepisu.

- Bardzo ją zachwalałaś - powiedział Tom bez entuzjazmu.

- Właściwie już pora na lunch. Dostaniesz kanapkę z pieczonym kurczakiem, a potem herbatę 

i placek.

- To lepsze niż hotelowe jedzenie.

Pogoda była  piękna,  więc  zaprowadziła Toma  na  werandę  obrośniętą  bluszczem i  otoczoną 

dorodnymi  begoniami,  niecierpkami  i  goździkami.  Z  wiszących  doniczek  spływały  kaskady 

niebieskich i białych petunii. Mary nakryła stół żółtym obrusem i wyciągnęła ulubiony serwis w 

biało-niebieski wzorek.

-  Nie  wiedziałem,  że  jesteś  zamiłowaną  ogrodniczką.  W  nijakim  otoczeniu  udało  ci  się 

stworzyć naprawdę uroczy zakątek - pochwalił ją Tom.

- Dziękuję. - Mary speszyła się i aby odsunąć niepokojące myśli, jak wyglądałby dom, który 

mogliby stworzyć, zapytała: - Jak ci smakuje moja specjalność?

Tom wypił łyk herbaty i skrzywił się.

- Na mój gust trochę za dużo cynamonu, ale wiem, że teraz modne są udziwnione napoje.

background image

-  Radzę  ci  włączyć  tę  herbatę  do  waszej  oferty,  jeśli  zamierzacie  sprzedawać  coś  dla 

smakoszy.

-  Zastanowię  się.  -  Tom  lekko  wzruszył  ramionami.  -Ale  placek  jest  pyszny  Nie  mam 

żadnych zastrzeżeń. Gdyby mój ojciec miał dostęp do receptury, mógłby wreszcie zrealizować 

swoje  marzenie  i  otworzyć  kawiarnię  w  Millaa  Millaa.  Na  pewno  chętnie  by  cię  zatrudnił. 

Serwowalibyście turystom naszą herbatę i twoje ciasta.

- Cóż, bardzo by mi to odpowiadało.

- Ojciec od dawna marzy o kawiarni. „U Pirellego", ładnie, prawda?

Tom rozpromienił się. Najwyraźniej był bardzo zadowolony, że wraca do domu. Tymczasem 

Mary z tego samego powodu straciła humor. Czy jeszcze kiedyś się zobaczą?

Ciekawe,  jak  potoczyłyby  się  ich  losy,  gdyby  się  pobrali?  Czy  po  ślubie  zamieszkaliby  w 

majątku  Pirellich?  Być  może  otworzyliby  kawiarnię,  w  której  Mary  serwowałaby  gościom 

własne wypieki. Kawiarnia w drewnianym, pomalowanym na biało-zielono domku, otoczonym 

tonącą w kwiatach werandą...

- Dużo turystów odwiedza wasze strony?

- Sporo. Zwłaszcza latem, kiedy ludzie uciekają przed upałami. A i zimą nie brakuje  gości. 

Przyjeżdżają grzać się przy kominku.

Mary  przestawała  myśleć,  co  by  było,  gdyby...  i  była  na  siebie  coraz  bardziej  zła.  Ethan 

biegałby  z  psem  wokół  domu  lub  na  porośniętym  paprociami  brzegu  rzeki.  Znałby  swoich 

prawdziwych dziadków i prababcię, po której odziedziczył oczy. Na pewno byłby szczęśliwy.

- A jak się czują twoi rodzice? - zapytał Tom.

Pytanie wyrwało Mary z marzeń. Wyprostowała się i wzięła do ręki filiżankę.

- Czują się dobrze, ale... nie są razem.

- Rozwiedli się?

- Tak. Mama zostawiła ojca zaraz po powrocie do Australii.

- Byłaś zaskoczona?

- Owszem. Dopiero później uświadomiłam sobie, że już od jakiegoś czasu zanosiło się na to. 

Mama nigdy otwarcie nie mówiła, co myśli, ale wydaje mi się, że nie wybaczyła ojcu jego... -

Urwała przestraszona, bo o mały włos zdradziłaby, jak ojciec zareagował na wiadomość o ciąży. 

- Miała dość jego tyranii.

- Gdzie teraz mieszkają?

background image

- Mama wyszła drugi raz za mąż i ma niewielki dom w Adelajdzie. Jest bardzo szczęśliwa.

- A ojciec?

-  Po  przejściu  na  emeryturę  kupił  pole  namiotowe  w  Nowej  Południowej  Walii. 

Podejrzewam, że opracował długi regulamin i rządzi jak udzielny władca.

- A ty zostałaś w Stanach ze względu na męża?

Niezupełnie.  Decyzja  państwa  Cameronów  o  powrocie  do  Australii  przyśpieszyła  tylko 

małżeństwo  z  Edem,  ale  Mary  nie  mogła  tego  powiedzieć.  Musiałaby  zdradzić,  że  najpierw 

została matką, a dopiero potem żoną. Znowu ogarnęły ją wyrzuty sumienia.

Tom w milczeniu patrzył na niebo, śledząc białą smugę zostawioną na czystym błękicie przez 

samolot.  Dopiero  po  dłuższej  chwili  chrząknął,  pochylił  się  do  przodu,  oparł  łokcie  na  stole  i 

powiedział:

- Sytuacja, w której się znaleźliśmy... Wiem, musimy dużo przemyśleć... Zwłaszcza ty. Ethan 

i ty należycie do rodziny McBridebw, kochają was. Musisz wziąć pod uwagę Eda, jego syna i 

rodziców. -Tak.

- Chciałbym cię jednak prosić, żebyś pamiętała o kilku rzeczach.

Musnął palcami jej policzek.

Jego pieszczota, głos, spojrzenie wywołały w niej szalone bicie serca.

- O czym mam pamiętać? - spytała.

- O tym, że ja żyję i na dobre wycofuję się z walki z terroryzmem. I że cię kocham.

Mary z trudem powstrzymała szloch. Nie, nie wolno jej łzami psuć nastroju chwili.

- Najdroższa. - Tom obszedł stół, pomógł jej wstać, i przytulił ją. - Wiesz, że kiedyś będziesz 

wolna?

W milczeniu skinęła głową.

- Wtedy przyjadę po ciebie.

Serce Mary przepełniała miłość, ale brakło jej słów, by odpowiedzieć.

Tom pocałował jej włosy.

- Nie mogę odjechać bez przynajmniej jednego pocałunku - szepnął.

Patrzył  na  nią  z  taką  czułością,  że  zaczęła  drżeć.  Ujął  jej  twarz  w  dłonie  i  pocałował. 

Nareszcie!

Pocałunek  był  taki  jak  przed  laty.  Czarowne  spotkanie  ust,  delikatne  i  czułe,  ale  mocne  i 

rozpalające ciało.

background image

Mary  poczuła,  że  należy  tylko  do  Toma.  Tak  bardzo  pragnęła,  by  ją  do  siebie  zabrał. 

Zarzuciła mu ręce na szyję, a w jej sercu ożyły wszystkie dawne uczucia. Znowu nieprzytomnie 

kochała, traciła władzę nad swym ciałem, omdlewała w jego ramionach.

Wiedziała, że nigdy go nie zapomni. Był ojcem jej dziecka i mężczyzną jej życia.

Całowali się długo, przez całą cudowną wieczność. Pocałunki zastępowały słowa.

To było ich pożegnanie.

Wreszcie oderwali się od siebie.

- Od pierwszej chwili tylko o tym myślałem - wyznał cichym, namiętnym głosem.

- Ja też.

Pocałował ją w czoło.

- Teraz najrozsądniej będzie, jeśli się pożegnam.

- Nie chcę, żebyś odchodził - szepnęła Mary - ale masz rację, tak będzie najrozsądniej.

- Czy mógłbym skorzystać z twojego telefonu?

- Oczywiście.

Tom zamówił taksówkę.

- Zadzwonię wieczorem.

- Lepiej będzie, jeśli ja to zrobię. Poczekam, aż Ethan uśnie i odezwę się. - Mary uśmiechnęła 

się z przymusem. - Musisz wypocząć, czeka cię daleka podróż.

- W Australii jest teraz zima - powiedział Tom bez związku.

- Rodzice ucieszą się, że wracasz.

- Tak, długo nie miałem urlopu.

- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że przyjechałeś dziś do mnie.

- Ja też.

Wkrótce usłyszeli warkot silnika.

- Czyżby  taksówka?  Tak  prędko?  -  Mary podeszła  do okna.  - Och!  -  Speszona  zerknęła  na 

Toma. - To teść przywiózł Ethana.

- Nie zapomnij, że niedługo będziesz moja.

- Kocham cię.

Rozległy się pośpieszne kroki i dzwonek.

- Mamusiu! Przyjechałem!

- Już idę.

background image

Mary otworzyła drzwi i mocno przytuliła syna.

- Dzień dobry - powiedział pan McBride.

- Czy mój urwis był grzeczny?

- Oczywiście. Bardzo miło spędziliśmy czas. - Starszy pan zauważył Toma, lekko uniósł brwi 

i dość chłodno powiedział: - Witam pana.

Mary zrozumiała. Teść już wiedział, kto jest prawdziwym ojcem Ethana.

-  Wstąpiłem  na  tylko  chwilę.  Chciałem  się  pożegnać  -wyjaśnił  Tom.  -  Jutro  rano  lecę  do 

Australii.

Pan McBride wyciągnął rękę.

-  Żegnam  i  życzę  szczęśliwej  podróży  -  powiedział  i  z  nietypowym  dla  siebie  zimnym 

błyskiem  w  oku  dodał:  -  Dziękuję  za  przywiezienie  zegarka.  Ethan  doceni  jego  wartość,  gdy 

dorośnie.

Nadjechała taksówka. Tom uprzejmie pożegnał się z Mary i wyciągnął rękę do Ethana.

- Pilnuj zamku. Niech rycerze dobrze go strzegą przed nieproszonymi gośćmi.

- Dobrze, wujku. Będę pilnował.

Tom zbiegł po schodach i wsiadł do taksówki.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Tom wybrał numer i uśmiechnięty słuchał sygnału telefonu w rodzinnym domu.

- Dzień dobry, babuniu. Jak się czujesz?

- Toto? Jak się cieszę. Gdzie jesteś?

- W Stanach, w Waszyngtonie. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.

- Ależ skąd. Zawsze wstaję skoro świt. Dobrze o tym wiesz. Ale sprawiłeś mi niespodziankę. 

Co za radość, że cię słyszę chociaż z daleka.

- Wkrótce usłyszycie mnie z bliska. Wracam do domu. Za dwa dni będę z wami.

- Za dwa dni? Co za wspaniała wiadomość! Zaraz zawołam ojca. Właśnie wstał i je śniadanie.

- Nie przeszkadzaj mu, wolę porozmawiać z tobą.

- Jak się czujesz? Nie jesteś chory? Dobrze cię tam karmili? Powiedz szczerze.

- Jestem zdrów jak rydz. A w domu wszyscy zdrowi?

- Jakoś się trzymamy. Masz taki radosny głoś. Jesteś chyba bardzo szczęśliwy, prawda?

background image

- Tak, bardzo.

- Czyżbyś był zakochany?

Tom położył się na łóżku i uśmiechnął się.

- Skąd wiesz, czarodziejko?

- Ja wszystko wiem. Potrafię dużo wyczytać z głosu. Opowiedz mi o niej. Jest piękna?

- Oczywiście.

- A gdzie mieszka?

- Tutaj. W Stanach.

- O, to przeszkoda.

- Coś  wymyślę,  znajdę jakieś  rozwiązanie i  będzie  dobrze.  - Tom  usiadł  i mocniej  zacisnął 

palce na słuchawce. - Babciu, tobie mogę od razu zdradzić, że widziałem się z Mary. Pamiętasz 

ją?

W słuchawce zapadła krótka cisza.

- To ta dziewczyna, która przed laty złamała ci serce? -Tak.

- Och, Toto. Czy to aby dobrze, że znowu się spotkaliście?

- Dobrze, babciu. Jestem pewien.

- Czy ona przyjedzie z tobą?

- Na razie nie. Opowiem ci wszystko, jak wrócę. Babuniu, nie martw się o mnie, bo wszystko 

będzie dobrze. Zobaczysz.

-  Nie  mam  wyjścia,  muszę  ci  wierzyć.  Przyjeżdżaj  jak  najprędzej.  Chcę  cię  zobaczyć  i 

przekonać się na własne oczy, czy ta Mary rzeczywiście cię uszczęśliwiła.

- Już niedługo zobaczysz. Czekajcie na mnie we wtorek. .. nie, w środę. Prędzej nie dojadę. 

Ciao.

- Szczęśliwej podróży, chłopcze. Ciao.

Tom  tłumaczył  sobie,  że  nie  wypada,  aby  trzydziestoletni  mężczyzna  ulegał  takiemu 

podnieceniu  po  zwykłym  pocałunku.  Dziwił  się,  że  wystarczył  jeden  pocałunek  Mary,  by 

zapomniał o innych kobietach. Od pierwszego dotknięcia drżących ust zatracił się w delikatnym, 

niezapomnianym smaku ukochanej.

Uległ tajemnej magii, której moc podziałała na niego tak samo jak w młodości. Ledwo objął 

Mary,  poczuł  się  jak  nowo  narodzony.  Znowu  uwierzył  w  miłość.  Tak,  prawdziwa  miłość 

istniała. Była potężną siłą, nadawała życiu sens.

background image

Nic nie mąciło jego szczęścia, nawet fakt, że Mary była żoną przyjaciela.

Nie  miał  wyrzutów,  że  ją  pocałował.  Nie  zrobił  niczego,  czego  należałoby  się  wstydzić. 

Niczego niewłaściwego.  Co  innego,  gdyby  Ed  miał się  o  tym  dowiedzieć.  Wtedy  opanowałby 

się,  choć  pewnie  bardzo  by  cierpiał.  Nie  zaprosiłby  Mary  na  kolację,  nie  pojechałby  do  niej 

następnego dnia. Ale on był przekonany, że Ed nic już nie czuje i nikt nie może go zranić.

Teraz  liczyło  się  tylko  jedno.  Znów  spotkał  swoją  Mary  i  wreszcie  poznał  prawdę.  Odkąd 

dowiedział się, co wydarzyło się tamtego wieczora, gdy planowali ucieczkę, uwierzył na nowo, 

że oboje zasługują na szczęście i w końcu będą razem.

Zjadł kolację w bistro i prędko wrócił do hotelu. Wesoło pogwizdując, umył się i przebrał.

Uznał, że jeszcze za wcześnie na telefon od Mary, więc z piwem w jednej ręce, a pilotem w 

drugiej usiadł w fotelu i zaczął przeskakiwać z kanału na kanał. Pomijał serwisy informacyjne i 

bardziej ponure programy, szukał czegoś lekkiego i wesołego. Wreszcie trafił na jakiś program 

rozrywkowy.

Mary nie dzwoniła, lecz on był spokojny. Myślał o niej, marzył... Oczami wyobraźni widział 

ją, jak krząta się po kuchni, kładzie Ethana do łóżka, czyta mu na dobranoc. Niemal słyszał jej 

melodyjny głos z amerykańsko-australijskim akcentem.

Około dziesiątej  zaczął  się  niepokoić.  Wyłączył  telewizor,  podszedł  do  okna  i  popatrzył  na 

miasto. Letni zmierzch ustąpił miejsca czarnej nocy i przed hotelem rozlało się morze świateł.

Tom pomyślał, że gdzieś daleko w tym morzu jest jego ukochana. Zaczął nerwowo chodzić 

po pokoju. Wreszcie nie wytrzymał i podniósł słuchawkę.

- Słucham - usłyszał zmieniony głos Mary.

- Czy Ethan już śpi?

- Jeszcze nie.

Słowa Mary zabrzmiały jak szloch.

- Co się stało?

-Miałam telefon... Coś nieprawdopodobnego... Nie uwierzysz...

- W co?

- Ed żyje.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

background image

- Cooo?

- Ed się odnalazł. Jest ciężko chory, jutro przywożą go do tutejszego szpitala.

Tom się ucieszył.  Naprawdę  się ucieszył. A jednocześnie  ogarnęło  go przerażenie  i wielkie 

rozczarowanie.

- To fantastyczna wiadomość... niesamowita...

- Sama nie mogę uwierzyć.

- Powiedziano ci, w jakim Ed jest stanie?

- Niestety w bardzo złym. Boję się, że jego życie wisi na włosku. Nie znam szczegółów, ale z 

pewnością czeka go długi pobyt w szpitalu.

Tom poczuł na czole krople potu.

- Zadzwoniłam do teściów. Już jadą do Waszyngtonu.

- Przenocują u ciebie?

- Proponowałam im, ale dowiedzieli się, że przy szpitalu jest hotel dla rodzin pacjentów. Są 

tacy szczęśliwi.

-  Wyobrażam  sobie.  -  Tom  wstydził  się  sam  przed  sobą,  ale  ogarniał  go  coraz  większy 

niepokój. - A ty?

- Zostanę na noc w domu. Mam blisko do szpitala.

- Pytałem, jak się czujesz.

- Nie wiem. Chyba jestem w szoku.

- Uważaj na siebie. A jak Ethan?

- Jest bardzo przejęty. - Mary głośno westchnęła. - Starałam się oględnie uprzedzić go, że Ed 

jest bardzo chory.

- Mogę coś dla ciebie zrobić, jakoś ci pomóc?

- Chyba nie.

W słuchawce rozległ się tłumiony szloch.

- Mary! Słyszysz mnie?

Nie odpowiedziała, tylko coraz rozpaczliwiej płakała. Tom poczuł pieczenie pod powiekami.

- Opanuj się. Zaraz u ciebie będę. Słyszysz?  Mary mruknęła coś  niezrozumiale i rozłączyła 

się. Tom odłożył słuchawkę i ukrył twarz w dłoniach. Znowu straci Mary! Ten sam scenariusz 

co przed laty, upojenie miłością, a potem nic, pustka. Utrata Mary wydawała mu się gorsza od 

śmierci.

background image

-  Co  komu  po  moim  życiu?  Czemu  ta  przeklęta  lina  nie  zerwała  się  pode  mną?  -  szeptał 

zrozpaczony. - Mój upadek nie spowodowałby żadnych komplikacji. Cały i zdrowy Ed wróciłby 

do żony i syna, a Mary i mnie los oszczędziłby ponownego rozstania.

Wyrzucał sobie, że z taką pewnością mówił o śmierci przyjaciela. Tylko pogorszył sytuację. 

Był jednak  przekonany,  że Ed  nie przeżył  upadku.  Wszystkich  wprowadził  w błąd,  na  czele  z 

sobą. Zapomniał, że czasem w życiu zdarzają się cuda. Ale dlaczego cudowne ocalenie musiało 

przytrafić się właśnie Edowi McBridebwi?

Jechał do wdowy po przyjacielu, a spotkał dawną miłość. Otworzył przed Mary serce, poczuł, 

że ma do niej prawo. Zburzył nie tylko swój spokój. Jej także.

Skoro Ed żyje, Mary cofnie daną mu rano obietnicę i jako wierna żona pozostanie przy mężu. 

Nie był pewien, czy starczy mu sił, by uznać słuszność jej decyzji.

Musi coś zrobić. Podniósł się gwałtownie i zamówił taksówkę.

Kwadrans później jechał w stronę Arlingtonu.

Nie  zdziwił  się,  widząc,  że  wszystkie  okna  na  parterze  są  oświetlone.  Zapukał  do  drzwi. 

Otworzyła mu zapłakana Mary. Z trudem opanował pragnienie, by ją przytulić.

- Dzwonili jeszcze raz? Dowiedziałaś się czegoś więcej? -Nie.

- Chyba nie masz mi za złe, że przyjechałem? - Nie zareagowała, więc dodał pośpiesznie: -

Wystraszyłem  się,  gdy  wybuchłaś  płaczem  i  bez  słowa  odłożyłaś  słuchawkę.  Musiałem 

sprawdzić, czy wszystko w porządku.

- Dziękuję.

Bacznie  ją  obserwował.  Na  pewno  cieszyła  się  z  powrotu  Eda.  Płacz  to  naturalna  reakcja. 

Rozładowuje napięcie nagromadzone w ciągu dni wypełnionych niepewnością.

Zaciśnięte usta Mary utwierdziły go w przekonaniu, że od niej niczego się nie dowie.

- Wejdź - usłyszał jej cichy głos.

Weszli  do  małego  pokoju  za  kuchnią. Ethan,  zarumieniony  po  kąpieli  i  ubrany  w  piżamkę, 

oglądał film rysunkowy. Spojrzał na Toma ufnie, jak na dobrego znajomego.

- Wujku, wiesz o tatusiu?

- Tak. To fantastyczna wiadomość.

- Usiądź. - Mary wskazała kanapę. - Czego się napijesz? Wolisz kawę czy herbatę? Mam też 

wino i whisky.

- Nie chce mi się pić, ale dotrzymam ci towarzystwa.

background image

- Mnie dobrze zrobi lampka wina.

-  Wobec  tego  też  poproszę  wino.  Pozwól,  że  przyniosę.  W  każdej  kuchni  czuję  się  jak  u 

siebie.

- Nie, zostań.

Mary  była  zadowolona,  że  może  wyjść  i  choć  na  chwilę  ukryć  się  przed  jego  badawczym 

wzrokiem.

Tom wymownie spojrzał na zegarek, a potem na Ethana.

- Często oglądasz telewizję o tej porze?

- Nie. Mamusia kazała mi iść do łóżka, ale wcale nie chce mi się spać.

- Mimo że jest późno? -Tak.

- Myślałem, że syn komandosa chce być duży i silny.

-  Chcę,  bo  ja  też  będę  komandosem.  -  Ethan  skrzywił  się.  -  Ale  to  nie  znaczy,  że  muszę 

wcześnie chodzić spać.

- Właśnie że znaczy.

- Dlaczego?

- Nie wiesz?

- Czego?

- Nie wierzę, że o tym nie słyszałeś. Chłopiec był coraz bardziej zaintrygowany.

- Czego nie wiem?

Tom zmarszczył brwi, jakby się zastanawiał.

- To bardzo poważna sprawa.

- Jaka? Wujku, powiedz.

-  Sądziłem,  że  wszyscy  inteligentni  chłopcy  wiedzą,  że  najszybciej  rośnie  się  w  nocy,  w 

czasie snu.

- Naprawdę?

- Oczywiście. To zostało dowiedzione naukowo. Jeśli będziesz chodził późno spać, zostaniesz 

mały, taki jak teraz.

- Nie urosnę?

- Ani trochę.

Ethan podejrzliwie zmrużył oczy.

- Gdyby tak było, jak mówisz, mamusia dawno by mi powiedziała.

background image

- Może mamusia nie wie. To męska tajemnica, a mamusia jest kobietą.

Ta argumentacja trafiła chłopcu do przekonania.

- Dowiedziałeś się o tym w wojsku?

- Tak. - Tom wstał i wyprostował się, prężąc muskuły. - No więc co robi przyszły komandos: 

idzie spać czy dalej ogląda telewizję?

Chłopiec patrzył na niego wielkimi oczami, jakby Tom nagle stał się olbrzymem.

- Idę spać.

- Jeżeli dziś postarasz się prędko zasnąć, jutro uda ci się jeszcze szybciej.

- Jutro przyjedzie tatuś.

- Wiem.

Weszła Mary z butelką wina i kieliszkami.

- O czym rozmawialiście? - spytała podejrzliwie.

- Idę spać - oznajmił Ethan.

- Naprawdę?

- Wujek zdradził mi tajemnicę. Mary pobladła.

- Jaką? - spytała z niepokojem w głosie.

- Wyjaśniłem Ethanowi, że jeśli chłopcy chcą wyrosnąć na dużych i silnych mężczyzn, muszą 

wcześnie chodzić spać - z powagą odparł Tom.

- Aha... to dobrze. - Mary odetchnęła z ulgą. - Synku, zaraz pójdziemy, tylko naleję wujkowi 

wina.

Mały spojrzał na Toma.

- Chcesz zobaczyć mój pokój? Postawiłem zamek między biurkiem a łóżkiem.

- Chętnie, jeśli mamusia pozwoli. - Tom zerknął na Mary. - Nie masz nic przeciwko temu?

- Dobrze - zgodziła się po chwili wahania. - Synku, daj buzi na dobranoc.

Ethan pocałował matkę, wziął Toma za rękę i bez marudzenia wyszedł z pokoju.

- Na półpiętrze, po prawej stronie, jest kontakt - zawołała za nimi Mary.

Postawiła tacę na stoliku i czym prędzej usiadła. Nogi miała jak z waty.

Za  dużo  przeżyć  jak  na  jeden  dzień.  Silne  wzruszenia  bardzo  ją  wyczerpały.  Najpierw 

wyznanie  Toma,  potem  niewiarygodna,  zaskakująca  informacja  o  mężu,  a  na  końcu  słowa 

Ethana o tajemnicy. Wystraszyła się, że Tom zna jej sekret.

- Boże, Boże! - szepnęła. - Nie mam siły. Dłużej tego nie wytrzymam.

background image

Drżącą  ręką  nalała  sobie  wina.  Jeszcze  nie  oswoiła  się  z  myślą,  że  Ed  wraca.  W  pierwszej 

chwili nie uwierzyła, sądziła, że ktoś okrutnie z niej drwi.

Powoli zaczynała godzić się z tym, że Ed nie żyje. Nieśmiało myślała o przyszłości z Tomem. 

Popołudnie spędzone z nim dało jej złudzenie szczęścia, a gdy otrzymała wiadomość o powrocie 

Eda, wystraszyła się, że już nigdy nie zobaczy Toma.

Natychmiast ogarnęły ją wyrzuty sumienia. To grzech myśleć o sobie, gdy Ed tyle przeszedł, 

tyle  wycierpiał.  Ani  przez  moment  nie  wątpiła,  że  zostanie  z  nim  i  zrobi  wszystko,  co  w  jej 

mocy, żeby wyzdrowiał.

Lecz Tom...? Ile czasu upłynie, zanim pogodzi się z powtórnym rozstaniem? Czy w ogóle się 

pogodzi?

Była wdzięczna Tomowi, że zajął się Ethanem i zaprowadził chłopca do łóżka.

Miała w głowie zamęt. Bała się, że jeśli nie przerwie gonitwy myśli, oszaleje.

Wypiła  łyk  wina,  skuliła  się  na  kanapie  i  zamknęła  oczy.  Pierwszy  raz  w  życiu  czuła  się 

zupełnie wyczerpana.  Miała za sobą  nieprzespaną noc  i dzień pełen  niespodzianek.  Wypłakała 

wszystkie łzy i była u kresu wytrzymałości.

Tom wszedł do pokoju i od razu zorientował się, że Mary mocno śpi. Zachwycony patrzył na 

jej długie blond włosy. Mary nawet nie drgnęła, gdy ostrożnie wyjmował kieliszek z jej palców. 

Wyniósł butelkę do kuchni i poszedł na piętro do sypialni po koc i poduszkę.

Uchylił drzwi do jakiegoś pokoju i przystanął na progu.

Gabinet  Mary.  Rzędy  książek  na  półkach  z  jasnego  drewna,  na  korkowej  tablicy  przypięte 

notatki, wycinki z czasopism, fotografie. Biurko, na nim kwiaty w wazonie i kamienie służące za 

przyciski do kartek.

Na  monitorze  włączonego  komputera  widok  z  australijskiego  lasu  tropikalnego:  wysokie 

drzewa, palmy i paprocie, kamienny most nad rzeką, omszałe głazy na brzegu.

Tom spojrzał uważniej i kamienny most wydał mu się znajomy. Tak! Przecież to stary most 

nad Crystal Creek w północnym Queenslandzie.

Czuł, że jego serce bije jak oszalałe.

Przypomniał sobie pewną wrześniową sobotę. Podjechali motorem do podnóża Mount Spec, a

dalej poszli pieszo. Za mostem i łąką zaczynał się kręty szlak prowadzący na sam szczyt góry. 

Tam zjedli lunch.

background image

W  drodze  powrotnej,  właśnie  na  tym  moście,  podjęli  decyzję  o  ślubie.  Tam  omówili 

szczegóły ucieczki.

Mary pamiętała!

Przez tyle lat, już jako żona i matka, przechowywała tamto wspomnienie.

Tom miał wrażenie, że jego serce rozpada się na kawałki, więc czym prędzej wyszedł.

Sypialnia była za gabinetem. W ładnym, dużym pokoju panował idealny porządek. Na łóżku 

leżała  kolorowa  narzuta,  na  podłodze  biały  dywan,  w  oknie  wisiały  białe  zasłony,  a  toaletkę 

zdobiły róże w niebieskim wazonie.

Tom  poczuł  ukłucie  zazdrości  i  ogromnym  wysiłkiem  woli  odsunął  obraz Mary  i  jej  męża. 

Wyjął z szafy koc i poduszkę w białej poszewce z koronką i czym prędzej wyszedł.

Ułożył  Mary  wygodniej  i  okrył ją  kocem.  Z  żalem  pomyślał,  że  niewiele  godzin  wcześniej 

trzymał ją w ramionach i całował koralowe usta. Teraz utracił ją po raz drugi.

Niesprawiedliwość  losu zdawała się  nie do  zniesienia.  Gdyby mógł objąć  Mary, przytulić... 

Kochałby ją tak czule i delikatnie, że Pan Bóg uśmiechnąłby się do nich.

Człowieku, opamiętaj się! Od kiedy Bóg pochwala cudzołóstwo?

Tom opanował się. Zostawił zapaloną lampkę, zgasił pozostałe światła i bawialnią pogrążyła 

się w ciemności.

Mrok wkradł się do duszy Toma.

Zadzwonił po taksówkę, wyszedł na werandę i zamknął za sobą drzwi.

Mary zadzwoniła wczesnym rankiem.

- Dzień dobry. Chciałabym ci podziękować za wczorajszy wieczór.

- Nie ma za co.

- Przepraszam, że zasnęłam.

- Byłaś wyczerpana.

- Dziękuję, że zająłeś się Ethanem, no i zatroszczyłeś się o mnie.

- Dobrze spałaś?        

- Tak. Jak suseł. - Po krótkim milczeniu dodała: - Bałam się, że cię nie zastanę. O której masz 

samolot?

- Zrezygnowałem z wyjazdu.

- Szkoda - powiedziała Mary jakby z ociąganiem. - Tak się cieszyłeś, że wracasz do domu.

- Ed jest moim przyjacielem. Nie mógłbym wyjechać, nie odwiedziwszy go.

background image

-No tak...

- Dowiedziałaś się może czegoś więcej? W jakim on jest stanie?

-  Wiem tylko  tyle,  że  leczono  go  w  szpitalu  polowym,  a  przed  podróżą  dostał  dużą  dawkę 

środków przeciwbólowych. Nie wiem, czy pozwolą mi go natychmiast zobaczyć, ale oczywiście 

chcę być na miejscu.

Tom wyobraził sobie, jak Mary spieszy do chorego męża. Wypił łyk zimnej kawy i odstawił 

filiżankę.

- A ty jak się czujesz?

- Dobrze. Sen zawsze stawia człowieka na nogi.

Tom  skrzywił  się  i  westchnął.  A  jakiej  oczekiwał  odpowiedzi?  Miała  mu  wyznać,  że  jest 

zrozpaczona, bo nie może z nim być?

- Przepraszam, muszę kończyć, mam jeszcze sporo rzeczy do zrobienia.

- Zabierzesz Ethana do szpitala czy poślesz go do szkoły?

- Nieopatrznie powiedziałam, że może zostać w domu, bo to bardzo ważny dzień, ale myślę, 

że  zrobiłam  błąd.  Nie  powinnam  brać  go  z  sobą  dzisiaj.  Szpital  na  każdego  działa

przygnębiająco. Lepiej byłoby poczekać... powinnam najpierw sama zobaczyć się z Edem.

- Tak byłoby lepiej. Poza tym może trzeba będzie długo czekać, a to nie dla dziecka.

- No właśnie.

- Masz z kim go zostawić?

- Zadzwonię do znajomej.

- Jeśli chcesz, ja się nim zajmę. Usłyszał cichy okrzyk zdumienia.

- Dziękuję, ale nie mogę cię wykorzystywać i... angażować do roli niańki. Już i tak dużo dla 

nas zrobiłeś.

Tom  rozumiał.  Sam  był  zdziwiony  swoją  propozycją.  Ale  skoro  już  zaczął,  wypadało 

doprowadzić sprawę do końca.

-  Lubię  być  użyteczny.  Ethan  jest  uroczym,  inteligentnym  dzieckiem.  Zaczynamy  się 

rozumieć.

Mary milczała tak długo, że aż się zaniepokoił.

- Jesteś tam?

- Tak. Sądzisz, że to rozsądne?

- A co w tym nierozsądnego?

background image

- Ethan bywa nieposłuszny.

- Kobieto, zapominasz, że miałem do czynienia z terrorystami. Miejże do mnie choć odrobinę 

zaufania.

-  Hm...  no  cóż,  nie  bardzo  wiem,  do  kogo  mogłabym  się  tak  niespodziewanie  zwrócić, 

zwłaszcza w poniedziałek, więc...

- Załatwione. Zabawię się w niańkę i potrenuję na Ethanie. To mi się przyda, jak wrócę do 

domu. Mam na myśli dzieci mojego brata.

- Bardzo ci dziękuję.

- Drobiazg. Niedługo u ciebie będę.

Mary  zajechała  przed  szpital  za  kwadrans  dziesiąta.  Na  dworze  było  ciepło,  ale  w 

klimatyzowanym budynku panował nieprzyjemny chłód. Zrobiło się jej zimno.

Teściowie powitali ją ze łzami w oczach.

Po pewnym czasie podszedł do nich łysawy mężczyzna ze stetoskopem. 

- Przepraszam, czy pani McBride?

Obie kobiety wstały i powiedziały jednocześnie:

- To ja.

Lekarz spojrzał na Mary.

- Pani jest żoną kapitana McBridea?

- Tak. A to rodzice męża.

Pani McBride złożyła ręce jak do modlitwy i popatrzyła na lekarza błagalnie.

- Jak on się czuje?

- Jeszcze nie przeprowadziliśmy wszystkich niezbędnych badań - odparł wymijająco lekarz.

- Ale wyzdrowieje, prawda? - zapytała Mary z nadzieją.

- Pani mąż jest niebywale wytrzymały - odparł lekarz i z bladym uśmiechem zwrócił się do 

państwa  McBridebw:  -  Państwa  syn  ma  bardzo  mocną  konstrukcję  psychofizyczną.  Przetrwał 

niewiarygodnie ciężką próbę.

- Czy ma jakieś złamania? - spytała Mary.

- Oczywiście. Nic dziwnego, przecież spadł z dużej wysokości. Niestety doznał też obrażeń 

wewnętrznych,  a  do  tego  zapadł  na  jakąś  nieznaną  chorobę  tropikalną.  Cóż,  wystąpiło  groźne 

zakażenie,  w  końcu  tyle  czasu  przebywał  w  dżungli.  Właśnie  to  zakażenie  niepokoi  mnie 

najbardziej.

background image

- Kiedy będziecie mieli pewność, że całkowicie wróci do zdrowia?

Lekarz zawahał się, więc Mary zapytała:

- Możemy go zobaczyć?

- Tak, możecie państwo do niego pójść, ale na krótko.

- Dziękuję.

- Proszę za dużo nie oczekiwać. Muszą państwo pamiętać, że chory jest bardzo osłabiony.

-Tak.

-  Panie  doktorze,  co  tak  naprawdę  przydarzyło  się  naszemu  synowi?  -  odezwał  się  pan 

McBride.

- Niestety nie znam całej  historii. Moim obowiązkiem jest  ordynować chorym odpowiednie 

leczenie.  Szczegółów  dowiedzą  się  państwo  od  dowódcy.  Państwa  syn  miał  szczęście,  że 

znaleźli  go  miejscowi  ludzie,  a  nie  terroryści.  Naszym  zadaniem  jest  wyciągnięcie  go  z 

krytycznego stanu.

-  Z  krytycznego  stanu?  -  powtórzyła  wystraszona  pani  McBride.  -  Ale  on  wyzdrowieje, 

prawda?

-  Cholera!  -  zdenerwował  się  jej  mąż.  -  Biedak  tyle  wycierpiał,  tak  długo  wytrzymał  w 

dżungli... Niemożliwe, żeby w szpitalu nie wylizał się z ran. Panie doktorze, niech pan da nam 

choć trochę nadziei.

-  Państwa  syn  znajduje  się  pod  fachową  opieką,  zapewniam  państwa.  Ale  niestety,  jest 

poważnie chory.

- No tak... rozumiem... - spokojniej powiedział pan McBride. - Dziękuję panu za wszystko.

Przed wejściem do sali, w której leżał Ed, Mary poczuła się całkiem odrętwiała. Widok męża 

przeraził  ją.  Ed  był  wychudzony,  miał  zgolone  włosy,  pożółkłą  skórę.  Leżał  otoczony 

skomplikowaną aparaturą, podłączony do kroplówek. Przy łóżku stała pielęgniarka.

- O mój Boże - wyrwało się pani McBride.

Mary obejrzała się i zobaczyła, że teściowa płacze na piersi męża.

- Cicho, cicho - uspokajał żonę. - Już dobrze, moja droga. Uspokój się. Ze względu na Eda.

Serce Mary wyrywało się z piersi jak ptak z klatki, ale podeszła do łóżka, usiadła na krześle i 

zamknęła rękę męża w swojej dłoni.

Ed otworzył oczy i uśmiechnął się leciutko.

- Mary...

background image

-  Witaj,  mój  dzielny  komandosie  -  szepnęła.  -  Jak  się  masz?  -  Pochyliła  się  i  delikatnie 

pocałowała suchą, chłodną skórę.

- Uparłem się, że muszę do was wrócić.

Mary z trudem zdusiła płacz. Ed zawsze był dzielny, ale widziała, z jakim wysiłkiem mówi.

Dawniej ciepły, promienny uśmiech rozświetlał jego twarz i sprawiał, że wszyscy wokół też 

się uśmiechali. Teraz Ed był bardzo wyczerpany. Jego dłoń była przerażająco chuda i krucha.

- Kto tu jest jeszcze? - zapytał szeptem.

- My, kochanie. - Matka podeszła i ostrożnie pocałowała syna. - Jak się czujesz?

- Dobrze. Cieszę się, że was widzę. Starsza pani zaszlochała.

- Uspokój się - powiedział jej mąż.

- Tak - rzekł Ed nieco głośniej. - Nie chcę, żeby użalano się nade mną, robiono wokół mnie 

szum.

Pan McBride lekko uścisnął dłoń syna.

- Nie masz pojęcia,  jaki jestem szczęśliwy, że wróciłeś.  - I jakby po namyśle  dodał: - Tom 

Pirelli twierdził, że nie przeżyłeś upadku.

Ed uśmiechnął się blado.

-  Nie  dziwię  się.  Sam  myślałem,  że  umarłem.  -  Zamknął  oczy,  ale  po  chwili  otworzył  je 

znowu. - Gdzie on jest? Przywiózł zegarek?

- Tak - odparła Mary.

- Wiedziałem, że mogę na niego liczyć. - Ed zmarszczył brwi. - A Ethan?

- Został w domu. Jutro go przywiozę.

- Muszę go zobaczyć. Jak się sprawuje generał?

- Bardzo dobrze. Tęskni za tobą.

Ed zamknął oczy i długo ich nie otwierał. Zaniepokojona Mary spojrzała na pielęgniarkę.

- Czy on zasłabł?

- Proszę się nie niepokoić, nic złego się nie dzieje - odparła pielęgniarka. - Ale teraz pacjent 

musi odpocząć.

Mary  wracała  ze  szpitala  wyczerpana,  z  bólem  głowy.  Marzyła  o  ciepłej  kąpieli  i 

odpoczynku. Postanowiła nic nie gotować, tylko zamówić pizzę.

Ledwo wysiadła z samochodu, usłyszała przeraźliwy odgłos wiertarki. Co się dzieje?

background image

Tom miał zaopiekować się Ethanem, a to przecież ciche zajęcie. Wystarczy dać dziecku coś 

do jedzenia i picia, poczytać, zagrać w domino.

Zaniepokojona weszła do domu.

Dochodzący z piętra hałas boleśnie wwiercał się w mózg i był tak głośny, że nikt nie usłyszał 

powitania.

Mary położyła  torebkę  na  stoliku i  rozdrażniona  poszła  na  górę. Na  podłodze  koło  łazienki 

zobaczyła  rozłożoną  gazetę,  a  na  niej  mnóstwo  wiórów,  tubkę  kleju  do  drewna  i  cały  zestaw 

śrubokrętów.

Z łazienki wyjrzał Ethan.

- O, mamusia!

- Co wy tu wyprawiacie? - zapytała ostro.

- Pracujemy. - Chłopiec wyciągnął rękę ze śrubkami. - Podaję śruby wujkowi.

Tom wysunął głowę i uśmiechnął się.

- Witam panią domu.

Był bez koszuli. Mary nie mogła oderwać wzroku od jego nagiego torsu. Teraz Tom był dużo

szerszy w ramionach, bardziej muskularny niż wtedy, kiedy tak dobrze znała jego ciało.

Ten widok rozdrażnił ją jeszcze bardziej niż hałas.

-  Nie  rozumiem  Australijczyków  -  zawołała.  -  Czy  zawsze  paradujecie  półnago  i  prężycie 

muskuły?

Tom patrzył na nią zdziwiony.

- Nie chciałem zabrudzić koszuli.

- Pamiętaj, że jesteś w Stanach. Tutaj obowiązują inne normy dotyczące stroju - oświadczyła i 

wyciągając  palec  wskazujący  w  stronę  łazienki,  spytała:  -  Można  wiedzieć,  co  wyczyniasz  w 

mojej łazience?

- Drzwi się nie domykały. Chciałem je naprawić - odparł spokojnie Tom.

Już otworzyła usta, by wygłosić jakąś ironiczną uwagę, ale nic nie powiedziała. Przecież nie 

wypada złościć się na człowieka, który wyświadcza jej przysługę. A zepsute drzwi od dawna ją 

irytowały.

- Myślałem, że skończę przed twoim powrotem - tłumaczył się Tom.

Mary westchnęła.

- Wróciłam wcześniej. Ed jest bardzo osłabiony, nie wolno go męczyć.

background image

- Dowiedziałaś się od lekarzy czegoś bliższego?

- Nie. Powiedziano nam tylko tyle, ile przekazałam ci przez telefon. Lekarze obawiają się, że 

wirus,  którym  Ed  zaraził  się  w  dżungli,  poczynił  w  jego  organizmie  nieodwracalne  zmiany. 

Najbardziej martwią się o nerki.

- Będą potrzebne dializy?

- Prawdopodobnie.

Mary znowu westchnęła i oczami dała znak, że nie chce nic więcej mówić przy dziecku.

- Głowa do góry - powiedział Tom łagodnie. - Ed to twarda sztuka.

- Wiem.

Tom wrócił do przerwanego zajęcia i wtedy zobaczyła na jego plecach bliznę.

- Och, co to? - zawołała.

- Muszę umocować zawiasy.

- Pytam o bliznę.

- Pamiątka z Afganistanu, sprzed kilku lat.

Mary ogarnęły wyrzuty sumienia. Uświadomiła sobie, że nie ma prawa tak żywo interesować 

się ciałem Toma. Tom wskazał gazetę na podłodze.

- Przepraszam za bałagan. Zaraz skończę i posprzątam. Kilka śrub było do niczego, więc je 

wymieniłem. - Spojrzał na Ethana. - Poproszę śrubkę.

- Tak jest, szefie. - Chłopiec uśmiechnął się do matki. - Jestem czeladnikiem.

Mary pieszczotliwym ruchem zmierzwiła włosy syna.

- Widzę, że pracowicie spędziłeś czas.

Ethanowi  rozbłysły  oczy,  a  Mary  poczuła  pod  powiekami  niepokojące  swędzenie.  Szybko 

przeniosła wzrok na rozłożone na podłodze narzędzia.

- Skąd się tyle tego nazbierało?

- Trochę znaleźliśmy w garażu, a resztę kupiliśmy - odparł Tom.

-  Jesteś  najbardziej  przedsiębiorczą  niańką,  jaką  znam.  Wypada,  żebym  i  ja  zrobiła  coś 

pożytecznego. Nie bardzo chce mi się pichcić, ale zamówię pizzę.

- Kolacja już prawie gotowa.

- Chyba się przesłyszałam.

- Nie. - Tom wzruszył ramionami. - Nic specjalnego, ale wystarczy podgrzać.

Mary bezsilnie oparła się o ścianę.

background image

-Tom...  ty...  ja...  -  Przyłożyła  dłonie  do  pulsujących  skroni.  -  Po  prostu  brak  mi  słów... 

Dziękuję.

Tom, jakby zawstydzony, znów zajął się przykręcaniem zawiasów.

- Pójdę sprawdzić pocztę - rzekła Mary. - A jak skończysz, chętnie się wykąpię.

- Niedługo zwolnię łazienkę.

Tom dotrzymał słowa. Mary wykąpała się i przebrała w luźne spodnie i bluzkę. Po wyjściu z 

łazienki poczuła dolatujący z kuchni aromatyczny zapach przypraw.

- Co tak ładnie pachnie?

- Ty - odparł uśmiechnięty Tom. - Przyznaj się, co wsypałaś do wanny?

- To moja tajemnica. - Mary zajrzała do garnka. - Zrobiłeś coś według przepisu babci?

-  Tylko  marna  imitacja  oryginału.  -  Tom  zwiększył  płomień  i  odłożył  drewnianą  łyżkę.  -

Zaraz się zagotuje.

- Apetycznie wygląda. Jeszcze raz dziękuję.

Sprzed domu dobiegły do nich odgłosy odbijanej piłki.

- No proszę, Ethan poszedł grać.

- Ma dużo energii.

-  Odpowiada  mu  twoje  towarzystwo.  -  Mary  zamilkła  na  moment,  po  czym  powiedziała 

stroskanym głosem: - Boję się jutrzejszej wizyty w szpitalu. Nie wiem, jak przygotować Ethana 

na to, co zobaczy. Ed jest bardzo zmieniony.

- Pozwoliłem sobie porozmawiać z nim na ten temat - spokojnie rzekł Tom.

- Och! Co mu powiedziałeś?

-  Uprzedziłem,  że  z  powodu  leków  Ed  jest  bardzo  słaby  i  dużo  śpi.  I  że  wokół  niego  jest 

mnóstwo urządzeń i aparatów, jak w statku kosmicznym.

- Mam nadzieję, że ten widok nie przerazi Ethana.

- Wizyta powinna być krótka.

- Ed chce zobaczyć się również z tobą. Kiedy pojedziesz do szpitala?

- Jutro, jeśli można.

Mary  skinęła  głową.  Rozmawiali,  jakby  wspólna  przeszłość  nie  istniała,  jakby  Tom  był 

jedynie przyjacielem Eda, a ona poznała go zaledwie przed kilkoma dniami.

- Na pewno twoja obecność podniesie go na duchu.

background image

- Czeka go jutro ciężki dzień. Najpierw odwiedziny syna, potem moja wizyta... Jak chcesz, po 

wyjściu ze szpitala zawiozę Ethana do szkoły albo do domu.

- Nie mogę cię wykorzystywać.

Tom uniósł rękę jak policjant zatrzymujący ruch.

- Ed jest dla mnie kimś więcej niż kolegą z wojska, od samego początku byliśmy sobie bardzo 

bliscy. Pozwól mi choć tyle dla niego zrobić. Poza tym to rozsądne wyjście, bo i tak tu zostaję. 

Będziesz mogła spokojnie czuwać przy mężu.

-  To  bardzo  wspaniałomyślnie  z  twojej  strony,  ale...  Nagle  Mary poczuła,  jak przygniata  ją 

zatajona prawda.

Czy ma prawo nadal ją ukrywać?

Myślała o tym, co Tom utracił i zbierało się jej na płacz. Sama nie wyobrażała sobie życia bez 

Ethana.

- Daj spokój. Zostanę tu jeszcze tylko przez parę dni, więc wykorzystuj mnie bez skrupułów, 

póki można.

- Wychodzi na to, że stale muszę ci dziękować. Naprawdę jestem ogromnie wdzięczna.

- Drobiazg. No, czas na mnie.

- Nie zostaniesz na kolacji?

- Zjem coś w hotelu.

- Ale tak się napracowałeś.

Obejrzała się, ale uśmiech zamarł jej na ustach, gdy zobaczyła, jakim wzrokiem Tom na nią 

patrzy. W jego oczach ujrzała ból i tęsknotę.

- To kiepski pomysł - mruknął.

Mary  spuściła  oczy.  Zrozumiała,  dlaczego  chciał  odejść.  Oboje  zdawali  sobie  sprawę,  że 

wspólne spędzanie czasu jest ryzykowne. Oboje myśleli o pożegnalnym pocałunku.

Dzień wcześniej los podarował im kilka szczęśliwych chwil. Po latach znowu wyznali sobie 

miłość. A teraz ten sam los kazał im się rozstać. Na zawsze.

- Mam wrażenie, że los okrutnie z nas drwi - powiedziała ledwo dosłyszalnie.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Jej serce biło jak szalone.

background image

Tom stał oparty o szafkę i bezwiednie przekładał kluczyki z ręki do ręki.

-  A  jednak  nie  możemy  zrzucać  winy  wyłącznie  na  los  -  powiedział  po  namyśle.  -  Nie 

byliśmy bezradnymi ofiarami, niemającymi wpływu na to, co się z nami dzieje.

-  Czyżby?  Czasami  odnoszę  wrażenie,  że  przez  całe  życie  byłam  przerzucana...  jak  piłka... 

ciągle w inną stronę. Miałam znikome możliwości kształtowania swojego losu.

Tom włożył kluczyki do kieszeni.

- A moim zdaniem istniało inne wyjście.

- Co masz na myśli?

- Choćby twoje decyzje. Zawsze miałaś wybór. Wtedy, kiedy zdecydowałaś się uwierzyć ojcu 

i wtedy, kiedy postanowiłaś poślubić Eda.

Jego słowa ubodły ją do żywego.

- W takim razie mogę powiedzieć, że ty też mogłeś zmienić nasz los. Gdybyś nie zrezygnował 

z prób skontaktowania się ze mną...

- Masz prawo.

- O Boże! Przepraszam. Niepotrzebnie zaczęłam tę głupią rozmowę. Jeśli ktoś padł tu ofiarą, 

to biedny Ed.

Jej usta zadrżały. Szybko zakryła je dłonią.

Tom stał nieporuszony, ale widziała, że jest bardzo spięty. Westchnęła i odwróciła wzrok.

- Mam nadzieję, że wybaczysz mi to, co powiem, ale chcę... żebyś wiedział... że gdybym była 

wolna... - Mary otarła rękawem piekące oczy. - Wczoraj mieliśmy wybór i... wstyd się przyznać, 

ale... żałuję, że skończyło się na pocałunku. - Spojrzała na Toma i drżącym głosem zapytała: -

Czy naprawdę jestem wstrętną egoistką?

Tom błyskawicznie znalazł się przy niej.

-  Nie  masz  monopolu  na  egoizm.  Zapewniam  cię.  Ja  myślę  tylko  o  tym,  jak  bardzo  cię 

pragnę. I  męką  jest dla  mnie świadomość,  że znowu  cię tracę.  Ale to  byłby błąd,  gdybyśmy... 

Pomyśl, jak okropnie czulibyśmy się potem, kiedy okazało się, że Ed jednak żyje.

-  Wiem - szepnęła  Mary i położyła  głowę na ramieniu  Toma. - Sama już  nie wiem, co  jest 

dobre, a co złe. Wydaje mi się, że wszystko straciło sens. Nie chcę złamać przysięgi, nie mogę 

sprzeniewierzyć się mężowi, a jednocześnie serce mi mówi, że uczucie do ciebie nie jest czymś 

złym.

Tom jęknął głucho i przytulił ją mocniej.

background image

-  Beznadziejnie  zawikłana  sprawa.  Jedyne  co  dobre,  to  fakt,  że  jesteśmy  wobec  siebie 

bezwzględnie uczciwi. Cokolwiek się zdarzy, to jest najważniejsze.

Mary  czuła,  że  jej  serce  przestaje  bić,  a  krew  przestaje  krążyć  w  żyłach.  Co  powiedziałby 

Tom, gdyby znał prawdę o Ethanie?

Wysunęła się z jego ramion.

- Co się stało?

Nie,  nie  mogła  mu  powiedzieć.  Nie  teraz,  kiedy  zamierzał  odwiedzić  Eda.  Gdyby  poznał 

prawdę, z pewnością nie potrafiłby jutro zapanować nad emocjami.

Postanowiła wyznać wszystko po wizycie w szpitalu.

- Jesteś bardzo wzburzona. Dlaczego? I co tu odpowiedzieć?

- Ed... nie wie... o tobie i o mnie. Wie tylko, że był ktoś, kogo chciałam poślubić, ale nie zna 

szczegółów. Obiecaj, że jutro nie powiesz mu nic... o nas.

Tom odetchnął z ulgą.

- Obiecuję, oczywiście. Domyślałem się, że on nic nie wie - odparł i ruszył w stronę drzwi. -

Lepiej będzie, jak już sobie pójdę.

- Chyba tak.

- Mam nadzieję, że kolacja będzie ci smakować.

- Na pewno.

- Dobranoc.

- Do zobaczenia jutro rano.

Wszedł  do  izolatki.  Widok  bladego  i  wychudzonego  Eda  mógł  szokować,  ale  Tom  był 

psychicznie  przygotowany.  Często  odwiedzał  ciężko  chorych,  bywało  nawet  że  umierających 

kolegów.

Ed otworzył oczy i jego twarz rozjaśniła się. Przez ułamek sekundy zagościła na niej upiorna 

kopia dawnego promiennego uśmiechu.

- Tom, tak się cieszę.

-  Jak  się  masz,  stary.  -  Tom  wziął  przyjaciela  za  rękę.  -  Wygląda  na  to,  że  nieźle  sobie 

dogodziłeś.

- Dorobiłem się...

Ręka chorego wysunęła się z uścisku i bezwładnie opadła na pościel. Tom wystraszył się nie 

na żarty. Wyczytał w twarzy przyjaciela śmiertelne znużenie.

background image

Po długiej chwili Ed zebrał trochę sił i zapytał:

- Czemu mi nie gratulujesz? Dokonałem wyczynu, którego nawet sławny kapitan Pirelli nie 

ma na swoim koncie. Spadłem z wysokości trzydziestu metrów i żyję.

- Jestem pełen uznania. Widziałem twój lot. Nikt mi tak nie zaimponował. Ale przyznam się, 

że spisałem cię na straty. Byłem pewien, że wyciągnąłeś kopyta.

- Uratowały mnie gęste korony drzew. Zresztą jankesa trudno zabić. Sam chyba zauważyłeś.

- Dzięki Bogu, że nie wpadłeś w łapy terrorystów.

- Tak. - Ed uśmiechnął się. - A co myślisz o mojej żonie? Zakłopotany Tom chrząknął.

- Szczęściarz z ciebie.

- Wiem. Tylko myśl o niej i o dziecku trzymała mnie przy życiu. Dziękuję ci, że przekazałeś 

im zegarek.

Tom w milczeniu skinął głową.

- Widziałeś Ethana, prawda?

- Tak. Bystry malec. Jak jego ojciec. Zaraz widać, że z tego samego, dobrego pnia.

Ed przesunął głowę na poduszce i skrzywił się z bólu.

- Posłuchaj, jesteś moim przyjacielem... muszę ci coś powiedzieć. Ethan jest moim synem... -

Ed urwał, zamknął oczy i ciężko oddychał.

- Nie męcz się. Nic nie musisz mówić.

-  Ale  chcę...  bo  fatygowałeś  się...  żeby  oddać  zegarek...  Ulży  mi,  gdy  wyjaśnię...  -  urwał 

ponownie i znów długo odpoczywał.

Tom czekał cierpliwie. Wreszcie Ed powiedział:

- Ethan nie jest z tego samego pnia.

- To znaczy?

- Nie jestem jego biologicznym ojcem.

- Cooo?

-  Bardzo późno  przechodziłem  świnkę  i  nie  mogę  mieć dzieci.  Gdy  poznałem  Mary, Ethan 

miał półtora roczku. Jest Australijczykiem. Jak ty.

Tom miał wrażenie, że w jego piersi rozerwał się granat i że on sam rozpada się na drobne 

kawałki.

Nie wierzył  własnym  uszom.  Myślał,  że  się przesłyszał.  Tylko  Ed  mógł być  ojcem Ethana. 

Żaden Australijczyk. Gdyby było inaczej, Mary powiedziałaby mu o tym. Nie! Nie!

background image

-  Ile  Ethan  ma  lat?  -  wykrztusił  przez  ściśnięte  gardło.  Bał  się  odpowiedzi.  Wcześniej  nie 

zastanawiał się nad wiekiem chłopca. Dziecko to dziecko, wiek nie miał znaczenia.

- Za miesiąc... w sierpniu... skończy siedem lat. Siedem lat! Tom ukrył twarz w dłoniach. Jeśli 

chłopiec ma siedem lat, to znaczy, że... jest jego synem!

Dlaczego  Mary  przez  tyle  lat  ukrywała  przed  nim  prawdę?  Jak  mogła  postąpić  tak 

nieuczciwie?

- Co ci jest? - zdziwił się Ed. -Nic.

Tom zacisnął pięści i starał się opanować. Ze względu na stan przyjaciela.

- To dawne dzieje  - ciągnął Ed.  -  Mary zapomniała  o  tamtym  mężczyźnie. Byliśmy bardzo 

szczęśliwi.

- Wierzę - powiedział Tom. - Twoja żona miała dużo szczęścia, że spotkała ciebie. I chłopiec 

też.

Ed odprężył się. Na jego ustach pojawił się słaby uśmiech.

Tom najwyższym wysiłkiem woli opanował wzburzenie i skupił uwagę na chorym. Nie czas 

rozczulać się nad sobą. Ed walczy przecież o życie.

Tymczasem Ed znów zaczął mówić, ale przerywał niemal po każdym słowie i odpoczywał.

- Obaj wiemy... że nadchodzą... ciężkie chwile... Mary. .. będzie potrzebowała wsparcia.

- Nie kracz - przerwał mu Tom. - Wiem, jaka z ciebie twarda sztuka. Zresztą jesteś dzieckiem 

szczęścia, urodziłeś się w czepku. Na pewno się wyliżesz.

- Wątpię. - Ed lekko pokręcił głową i zamknął oczy. -Wytrzymałem tak długo... bo uparłem 

się... że muszę ich jeszcze raz zobaczyć... ale jestem śmiertelnie zmęczony...

Tom czuł pod powiekami piekące łzy. Z trudem dusił płacz. Delikatnie położył rękę na dłoni 

przyjaciela.

-  Stary,  kiedyś  opowiesz  wnukom  o  swoich  wyczynach.  A  z  upływem  lat  twoja  przygoda 

będzie  stawała  się  coraz  bardziej  niebezpieczna.  Za  każdym  razem  dodasz  pół  metra  do 

wysokości, z jakiej spadłeś.

Ed nie zareagował.

- Wygrzebiesz się z tego, zobaczysz.

Do pokoju weszła pielęgniarka. Spojrzała na chorego i zmarszczyła brwi.

- Przepraszam, ale musi pan wyjść - powiedziała. - Już wzywam lekarza.

background image

Przy  drzwiach  Tom  odwrócił  się  na  chwilę.  Miał  wrażenie,  że  Ed  chce  mu  jeszcze  coś 

powiedzieć, ale pielęgniarka pochyliła się i zasłoniła chorego.

- Nie pójdę do szkoły.

Mary przeraziła się, że nie przełamie uporu syna.

- Kochanie, masz już dwie nieobecności. Pomyśl, ile już straciłeś. Nie chcesz zobaczyć się z 

kolegami?

Ethan spojrzał na nią spode łba. -Nie.

- Nawet z Lukiem i Calebem?

-Nie.

- Przecież zawsze lubiłeś szkołę. Dlaczego teraz nie chcesz iść?

- Bo nie. Już nie lubię lekcji. Są nudne.

- A jazda dżipem?

Ethanowi rozbłysły oczy, ale zaraz posmutniał i zgarbił się.

- Nieciekawa.

- Synku, wiem, że martwisz się o tatusia, ale tatuś chce, żebyś był grzeczny i dobrze się uczył. 

Jeśli pójdziesz do szkoły, zrobisz mu przyjemność.

- Skąd wiesz?

- Bo mi powiedział. Jest dumny, że ma takiego mądrego syna.

- Wcale nie jestem mądry. Mary zasępiła się.

- Dlaczego tak mówisz?

Ethan wzruszył ramionami, przygryzł wargę i umknął wzrokiem.

- Spotkała cię jakaś przykrość?

Nagle chłopiec odwrócił się, spojrzał w głąb korytarza, rozpromienił się i zawołał:

- Idzie wujek.

Nastrój  Mary  poprawił  się  jak  za  dotknięciem  czarodziejskiej  różdżki.  Lecz  gdy  Tom 

podszedł i zobaczyła wyraz jego twarzy, przerażona zerwała się z krzesła.

- Co się stało? - zawołała. - Coś z Edem? Tom patrzył na nią, jakby zobaczył zjawę.

- O co chodzi? Jak się czuje Ed?

- Nie wiem - odparł Tom po długiej chwili. - Pielęgniarka kazała mi wyjść i wezwała lekarza.

- O Boże! A jak oceniasz jego stan?

- Był bardzo zmęczony. Tom popatrzył na chłopca.

background image

- Mówiłam Ethanowi, że odwieziesz go do szkoły. Tom nie zareagował i to ją zaniepokoiło.

- Zmieniłeś zdanie? - zapytała.

Tom  zmierzył  ją  tak  pogardliwym,  odpychającym  wzrokiem,  jakby  była  jego  zaciętym 

wrogiem.

- Zawiozę go do szkoły, ale potem natychmiast muszę z tobą pomówić. O jego urodzinach.

Mary  poczuła  gwałtowny  lęk.  O  czym  Tom  i  Ed  rozmawiali?  Co  sobie  powiedzieli?  Czy 

możliwe, żeby jej tajemnica wyszła na jaw?

Oniemiała  patrzyła na  Toma. Nie  miała siły,  by  stawić  czoło  jeszcze  jednemu  problemowi. 

Ed, który walczy o życie, krnąbrność Ethana, a teraz jeszcze i to...

Jakby z oddali słyszała głos synka:

- Nie chcę iść do szkoły. Nikt mnie nie zmusi. Nie pójdę. Nagle Tom krzyknął:

- Stój!

Mary  odwróciła  się  i  zobaczyła,  że  Ethan  ucieka  w  stronę  wyjścia.  Tom  popędził  za 

chłopcem.

Chciała  pobiec  za  nimi,  ale  nogi  odmówiły  jej  posłuszeństwa.  Zrezygnowana  oparła  się  o 

ścianę  i  czekała  w  napięciu.  Tom  dogonił  Ethana,  schwycił  go  za  rękę,  przykucnął  obok  i 

odwrócił  chłopca  w  swoją  stronę.  Przez  dłuższą  chwilę  tłumaczył  mu  coś  cierpliwie  i  Mary 

poczuła ulgę, gdy zobaczyła, że syn powoli się uspokaja.

Widocznie doszli do porozumienia, bo Tom wstał i przyprowadził chłopca do matki.

- Ethan idzie ze mną.

Mary zdawało się, że w głosie Toma usłyszała nową, władczą nutę.

- Zawieziesz go do szkoły?

- Najpierw porozmawiamy - odparł Tom. - Musimy wyjaśnić pewne kwestie.

O czym on chce rozmawiać z Ethanem? Jakie kwestie zamierza wyjaśnić? Dlaczego bez niej?

O co mu chodziło, gdy mówił o urodzinach chłopca?

Tego pytania nie mogła zadać przy dziecku. Nie miała wyboru i musiała pozwolić, by Tom 

zabrał Ethana.

Przypomniały się jej słowa babci Toma: „Powinna pani ufać mojemu wnukowi. To najlepsze 

stworzenie na świecie".

- Dzwoniłam do wychowawczyni i wyjaśniłam, dlaczego Ethan się spóźni.

Chłopiec skrzywił się, ale nic nie powiedział. Mary spojrzała na Toma.

background image

- Dziękuję za pomoc. Zadzwonię około południa.

- Dobrze.

- W takim razie idę do Eda.

- Mam nadzieję, że poczuł się już lepiej. Mary przykucnęła i pocałowała syna.

- Obiecaj mi, że nie będziesz uciekał.

- Obiecuję.

- Bądź grzeczny, słuchaj wujka.

Chciała powiedzieć dużo więcej, ale nie miała już czasu. Była potrzebna mężowi.

- Jeszcze raz dziękuję - ponownie zwróciła się do Toma.

- Nie ma za co.

Mary odwróciła się i odeszła szybkim krokiem.

Tom sam siebie podziwiał za opanowanie.

Na pozór był spokojny, ale w środku wrzał jak wulkan.

Idący obok i trzymający go za rękę chłopiec jest jego synem! Dzieckiem, któremu on i Mary 

dali życie!

Wiedział,  kiedy  to  się  stało.  Tego  dnia,  kiedy  pojechali  do  letniego  domku  państwa 

Cameronów  i  z  powodu  niespodziewanej  burzy  musieli  zostać  do  rana.  Byli  zakochani,  nie 

myśleli o konsekwencjach...

A  konsekwencje  są  tutaj.  Ten  mały  mężczyzna.  Chłopiec  o  jasnych  włosach  i  dużych 

ciemnych oczach. Dziecko, które nie chce iść do szkoły.

Tom był zły, że nie mógł od razu zażądać od Mary wyjaśnień. Dlaczego nie powiedziała mu o 

synu?!  Ale  ją  rozumiał.  Ed  potrzebował  teraz  jej  obecności  i  uwagi.  Pytania  Toma  muszą 

poczekać. No i trzeba zająć się dzieckiem.

Ich dzieckiem!

Przed szpitalem rozejrzał się i wskazał kępę rozłożystych drzew.

- Odpowiada ci tamto miejsce w cieniu? -Tak.

- Chcesz usiąść na ławce czy wolisz na trawie?

- Wolę na trawie.

Tom oparł się o pień klonu i wyciągnął nogi przed siebie. Ethan siedział zgarbiony, rękoma 

obejmując chude kolana.

- Opowiedz mi coś o twojej szkole - łagodnie rzekł Tom. Chłopiec milczał.

background image

Tom zerwał źdźbło trawy i zaczął je żuć.

- Lubisz trawę?

Ethan zrobił wielkie oczy, więc Tom zerwał drugie źdźbło i podał chłopcu.

- Spróbuj.

Ethan  nagryzł  źdźbło.  Jego  ciemne  oczy  rozbłysły,  a  uśmiech  wyżłobił  słodkie  dołeczki  na 

policzkach.  Dotąd  Tom  widział  w  chłopcu  jedynie  podobieństwo  do  matki,  ale  teraz  usilnie 

starał  się  znaleźć  jakieś  cechy,  które  potwierdzałyby  jego  związek  z  dzieckiem.  Tak,  byli  do 

siebie podobni.

Dość długo siedzieli w milczeniu.

- Jak się nazywa twoja pani?

- Spencer.

- Jaka ona jest?

Ethan wzruszył ramionami.

- Czepia się?

- Co to znaczy?

- Jest marudna, zła? -Tak.

- Często się denerwuje?

- Czasem krzyczy.

- Taka nauczycielka to zmora uczniów. Krzyczy na wszystkie dzieci?

-Tak.

Przez chwilę obserwowali dużego ptaka, który usiadł na najniższej gałęzi.

- Ciekawe, czemu pani złości się na ciebie.

- Nie podoba się jej, jak rysuję.

- Żartujesz. Widziałem twoje rysunki na lodówce i uważam, że są świetne.

- Ale trzymam kredki w złej ręce.

- Którą ręką rysujesz?

Ethan podniósł  obie, a Tom poczuł,  że oblewa się zimnym potem i  dostaje  gęsiej skórki.  Z 

trudem opanował podniecenie.

- Czy to znaczy, że umiesz rysować obydwoma rekami, i prawą, i lewą?

Chłopiec uśmiechnął się zadowolony, że został zrozumiany.

background image

-  Raz  piszę  i  rysuję  prawą  ręką,  kiedy  indziej  lewą,  a  pani  się  złości.  Chce,  żebym  pisał  i 

rysował tylko prawą, ale ja stale zapominam.

Tom chrząknął. Wzruszenie ścisnęło go za gardło.

- Jesteś oburęczny.

- To źle?

- Wręcz przeciwnie. Popatrz.

Tom wyjął z kieszeni notes i pióro i narysował wiewiórkę. Potem przełożył pióro do drugiej 

ręki i narysował drugą wiewiórkę.

- Och! - krzyknął przejęty Ethan. - Ty też tak rysujesz jak ja. Jesteś podobny do mnie, wujku.

-Tak.

- Dlaczego?

-  Tacy  się  urodziliśmy.  Oburęczność  wcale  nie  jest  kłopotliwa.  Kiedyś  przekonasz  się,  że 

bywa bardzo przydatna.

- Naprawdę nie będę miał kłopotów?

-  Ani  trochę.  Może  zostaniesz  mistrzem  w  koszykówce.  Chłopiec  wziął  notes  i  z  wielkim 

zdumieniem przyglądał się rysunkom.

- Wiesz, co przyda ci się na lekcje z panią Spencer? -zapytał Tom.

- Nie wiem.

- Zegarek.

- Ten od tatusia?

- Nie, tamten jest za dobry do szkoły. Wstąpimy do sklepu i wybierzemy coś. Będziesz nosił 

zegarek na prawej ręce i dzięki temu zapamiętasz, do której brać kredki. Ethan energicznie skinął 

głową.

-  Dziękuję,  wujku.  Czy  to  chciałeś  powiedzieć  mamusi  o  moich  urodzinach?  Czy  zegarek 

będzie prezentem urodzinowym?

- Coś w tym guście.

Kryzys powoli mijał i stan Eda odrobinę się poprawił. Mąż nadal jednak był bardzo osłabiony 

i  prawie  cały  czas  spał.  Mary  kupiła  sobie  kanapkę  i  kawę  i  wyszła  przed  szpital.  Chciała 

odetchnąć świeżym powietrzem.

Znalazła  pustą  ławkę  pod  olbrzymim  dębem,  skąd  miała  przyjemny  widok  na  ukwiecone 

rabaty. Zjadła dwa kęsy i odłożyła kanapkę na bok.

background image

Była zbyt udręczona, żeby jeść.

Miała  coraz  więcej  zmartwień:  ciężki  stan  Eda,  nieposłuszeństwo  syna,  gniew  Toma  i 

perspektywa rozmowy na temat urodzin Ethana.

Najbardziej zaniepokoił ją ton, jakim Tom wypowiedział słowo „urodziny". Co to oznacza?

Nerwowo  splotła  palce.  Ed  był  tak  osłabiony,  że  nie  miała  sumienia  pytać  go,  o  czym 

rozmawiał z przyjacielem. Wiedziała, że niezależnie od tego, czy Tom zna prawdę, czy nie, musi 

z nim porozmawiać o dziecku. Najlepiej zaraz. Zadzwoni do niego, zanim opuści ją odwaga.

Drżącą ręką wybrała numer.

Tom natychmiast odebrał telefon.

- Słucham?

- Mówi Mary.

- Poczekaj. Już do ciebie idę.

- Jak to idziesz? - Wystraszona Mary rozejrzała się wokół. - Gdzie jesteś?

- Jakieś pięćdziesiąt metrów za tobą. Odwróciła się. Szedł w jej stronę.

- Chciałem porozmawiać z tobą w cztery oczy.

Mary rozłączyła się i wrzuciła telefon do torby, jakby parzył palce. Z daleka widziała, że Tom 

ma zacięty wyraz twarzy. Pomyślała, że ranek źle się zaczął i jeszcze gorzej skończy.

Po chwili Tom stanął przed nią.

- Jak Ed?

- Trochę lepiej - odparła, wstając. Stojący nad nią Tom dziwnie ją onieśmielał. - Lekarze nie 

są zadowoleni, bo liczyli, że poprawa będzie następowała szybciej.

- Oni zwykle są niecierpliwi.

- Też tak sądzę - odrzekła, patrząc na niego z niepokojem. - Trzymałam kciuki, żeby Ethan 

był grzeczny.

- Widocznie pomogło, bo zachowywał się bez zarzutu.

- Poszedł do szkoły?

- Poleciał jak na skrzydłach.

- Cudownie. - Mary usiłowała  mówić pogodnym  tonem, ale mroził ją zacięły wyraz twarzy 

Toma. Zastanawiała się, czy zdobędzie się na odwagę i wyzna mu prawdę. - Dokonujesz cudów.

Tom milczał.

background image

Mary nerwowo zagryzła wargi. Wiedziała, że nadeszła właśnie ta chwila, której tak bardzo się 

bała.

- Usiądziesz?

- Chętnie.

Usiedli z dala od siebie; Mary sztywno wyprostowana, Tom bardziej swobodnie.

- Wiesz, dlaczego twój syn unikał szkoły?

Tom mówił jak prokurator w sądzie.

- Bardzo przeżywał brak wiadomości o ojcu.

- Owszem, ale chyba zauważyłaś, że trapi go coś jeszcze.

- Zastanawiałam się, czy może w szkole spotkała go jakaś przykrość. Dziś rano mówił, że nie 

jest mądry.

- Nauczycielka czepia się go z powodu pisania.

- Przecież ładnie pisze.

- Ale ona żąda, żeby pisał prawą ręką. - Tom odczekał chwilę i dodał znacząco: - Wyłącznie 

prawą.

- O, tego mi nie mówił.

Tom obserwował Mary jak jastrząb upatrzoną zdobycz.

- Takie ograniczenie może być dla niego kłopotliwe.

- Dlaczego?

- Chyba zauważyłaś, że jest oburęczny.

- Nie byłam pewna, ale zastanawiałam się...

- Ja też jestem oburęczny.

Mary nie skomentowała. Nie mogła mówić. Zaschło jej w gardle, a serce niemal przestało bić. 

Otworzyła  usta,  ale  nie  wydobyła  głosu  ze  ściśniętej  krtani.  Zrozumiała,  że  Tom  zna  prawdę, 

tylko celowo przeciąga rozmowę, żeby jej dokuczyć. Dlaczego tak mu zależy, żeby sprawiać jej 

ból?

- Poradziłem Ethanowi, co ma robić - rzekł Tom. Mary zgarbiła się.

-  Wiem,  do  czego  zmierzasz.  Przykro  mi,  że  w  ten  sposób  się  dowiedziałeś.  Chciałam  ci 

powiedzieć...

- Kiedy?

- Dziś. Po południu. Tom zaśmiał się szyderczo.

background image

- Twój mąż cię uprzedził, ale biedaczysko nie zdawał sobie sprawy z wagi tego, co mówi.

- Proszę cię, zrozum mnie, postaraj się...

- Och, staram się. Najlepiej rozumiem to, że twoja wiadomość jest spóźniona o osiem lat.

Z ust Mary wyrwał się jęk bezsilnego gniewu. Łatwo mu czynić jej zarzuty, krytykować. Nie 

miał  pojęcia,  przez  co  przeszła,  gdy  była  sama,  bez  przyjaciół,  na  łasce  wrogo  nastawionych 

rodziców.

-  Osiem  lat  temu  nie  mogłam  ci  powiedzieć.  Wtedy  jeszcze  nie  wiedziałam,  że  jestem  w 

ciąży. A potem już się nie odzywałeś. Myślałam, że uciekłeś ode mnie do Perth.

Tom pokręcił głową.

- Nie rozumiem, dlaczego uwierzyłaś w bzdury wymyślone przez twojego ojca. I nie pojmuję, 

czemu  po  urodzeniu  dziecka  nawet  nie  próbowałaś  skontaktować  się  ze  mną.  A  już  zupełnie 

niepojęte jest to, dlaczego pozwoliłaś, żeby inny mężczyzna był ojcem mojego syna.

Z oczu Mary trysnęły łzy.

- Nim się zorientowałam, że jestem w ciąży, ty już znikłeś z horyzontu.

Zerknęła  w  bok.  Tom  wyglądał  tak,  jakby  w  ogóle  nie  rozumiał  jej  rozpaczy.  Miał  coraz 

bardziej zaciętą minę.

- A teraz? - warknął. - Jestem tu od piątku. To już tyle dni! W niedzielę nieźle udawałaś.

- Przestań! Jak możesz!

Na moment jego twarz złagodniała, a z oczu znikły błyski gniewu. Nadal jednak był bardzo 

poruszony.

-  Tak  długo  i  uparcie  milczałaś  o  naszym  synu  -  odezwał  się  przytłumionym  głosem  -  a 

oczekujesz,  bym  powiedział,  że  wszystko  jest  w  porządku,  nic  się  nie  stało  i  doskonale  cię 

rozumiem.

- Tak mi przykro. Naprawdę. Wybacz mi. Tom wstał.

- Nie przyjmuję przeprosin. Inaczej sobie wyobrażałem nasze pożegnanie. Dla mnie nie ma tu 

miejsca.

- Zaczekaj. Proszę cię, nie odchodź w gniewie. Poczekaj... Nie zniosę bólu...

-  Nie  zniesiesz?  A  myślisz,  że  mnie  jest  lekko?  Przez  tyle  lat  byłem  samotny,  daleko  od 

domu, a teraz cieszyłem się, że nareszcie jadę do rodziny... I nagle odkryłem, że tu mam rodzinę, 

bo w Stanach zostawiam potomka rodu Pirellich.

- Zostań jeszcze parę dni. Daj mi trochę czasu. Jakoś rozwiążemy ten problem.

background image

- A co tu rozwiązywać?

- Jeśli odejdziesz, zostawisz nie tylko mnie, ale i dziecko.

-  Ty,  Ethan  i  Ed  stanowicie  rodzinę.  Jeśli  wejdę  między  was,  tylko  pogorszę  sytuację.  Ed 

walczy o życie, a Ethan jest za mały. A jeśli chodzi o ciebie... muszę się trzymać jak najdalej.

-Och!

- Biłem się z myślami przez cały ranek. Najlepsze, co mogę zrobić... to wynieść się na drugi 

koniec świata i pozwolić wam spokojnie żyć.

Rozum przyjmował jego słowa, lecz nie serce.

- Pójdziesz jeszcze do Eda?

- Nie. On ma wszystko, czego potrzebuje: najlepszą opiekę lekarską i kochającą rodzinę. Ja 

tylko bym przeszkadzał.

Mary  rozpłakała  się.  Rozstanie  z  Tomem  było  okropne,  ale  jeszcze  gorszy  był  brak 

współczucia w jego oczach.

-  Żałuję,  że  nie  wyjechałem  zaraz  po  oddaniu  tego  przeklętego  zegarka  -  wycedził  przez 

zaciśnięte zęby, po czym odwrócił się i odszedł prędkim krokiem.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

-  Synku,  pamiętaj,  że  masz  być  grzeczny  -  powiedziała  Mary.  -  Nie  wolno  wskakiwać  na 

łóżko. Chyba nie chcesz, żeby przez ciebie tatuś znowu poczuł się gorzej?

- To nie było przeze mnie!

-  Nie  dyskutuj,  tylko  rób,  co  ci  każę.  Czekaj  cierpliwie,  aż  pozwolę  ci  dać  tatusiowi  buzi. 

Podniosę cię i dopiero wtedy go pocałujesz.

- Dobrze.

Ed  nie  spał,  co  oznaczało,  że  czuje  się  lepiej.  Z  każdym dniem  był odrobinę  silniejszy. Na 

widok wchodzącej rodziny jego oczy rozbłysły.

-  Dzień  dobry,  tatusiu.  -  Ethan  wyciągnął  z  tornistra  dużą  kartkę.  -  Narysowałem  coś  dla 

ciebie.

- Och, dziękuję. - Ed lekko się uśmiechnął. - Piękny helikopter.

background image

- Ty jesteś w środku.

- A kto wisi na linie?

- Wujek. Znowu będziecie razem, ale ty już nie musisz schodzić po linie.

- Bardzo się cieszę. - Ed porozumiewawczo mrugnął do Mary, po czym spytał Ethana: - A jak 

ci się wiedzie w szkole, synu?

- Dobrze. Pani już się nie czepia.

- Czepia się? Kto tak mówi?

- Wujek. To znaczy, że pani na mnie nie krzyczy.

- Masz z wujkiem wspólny język?

- Tak. I już nie zapominam, żeby pisać prawą ręką. Ed spojrzał pytająco na Mary.

- Nauczycielka miała mu za złe, że raz pisał prawą, a raz lewą ręką.

- Jest oburęczny?

Osobliwy  wyraz  oczu  męża  zaniepokoił  Mary,  więc  zwlekała  z  odpowiedzią.  Ethan  ją 

uprzedził.

- Wujek też...

- Ethanie - Mary ostro przerwała synowi. Ed znowu dziwnie na nią spojrzał. Zdenerwowała 

się i nie wiedziała, jak usprawiedliwić swój wybuch.

- Wujek umie rysować prawą i lewą ręką.

-  Wiem  o  tym  -  rzekł  Ed.  -  Między  innymi  dlatego  jest  świetnym  żołnierzem.  -  Mówił  do 

Ethana, ale wciąż patrzył pytająco na Mary.

- Daj mu pieniądze, niech kupi sobie coś do picia. Zrozumiała, że Ed chce porozmawiać z nią 

w cztery oczy. Zaczerwieniła się, niezgrabie wyjęła dwie monety i podała dziecku.

- Proszę.

- Dziękuję - zawołał chłopiec, wybiegając. Mary czuła, że jej policzki pałają.

- Takie podobieństwo między Tomem i Ethanem... To nie przypadek, prawda?

Zacisnęła powieki, żeby się nie rozpłakać.

- Usiądź bliżej.

Posłusznie przysunęła krzesło do łóżka.

- Uspokój się - powiedział Ed łagodnie.

Mary spojrzała na niego przez łzy i położyła drżącą rękę na jego dłoni.

- Czy Tom wie?

background image

- Wcześniej nie wiedział... Dopiero od kilku dni zna prawdę.

Ed westchnął i odwrócił wzrok.

- Jak to przyjął?

- Natychmiast wyjechał... żeby się usunąć... nie komplikować nam życia.

- To w jego stylu. - Ed popatrzył w oczy żony. - Cóż, jestem trochę zaskoczony. Myślałem, że 

ojciec Ethana cię porzucił.

-  Tom  nic  nie  wiedział  o  ciąży...  mój  ojciec  o  to  zadbał.  Ed  był  wyraźnie  wzburzony,  a  to 

mogło mu zaszkodzić.

-  Biedactwo  -  szepnął  Ed.  -  Wyobrażam  sobie,  jaki  ten  tydzień  był  dla  ciebie  trudny.  Tyle 

musiałaś znieść. Wciąż na nowo mnie zdumiewasz.

-  To  ty  jesteś  niezwykły  i  godny  podziwu.  Teraz  najważniejsze  jest  twoje  zdrowie.  Byłeś 

bardzo chory, ale...

-  Już  jest  lepiej.  -  Ed  zdobył  się  na  słaby  uśmiech.  -  Gdy  pomyślę,  że  najpierw  wybrałaś 

Toma, a potem mnie... Masz dobry gust.

Mary pieszczotliwie pogładziła jego rękę.

- Teraz wiem, dlaczego Ethan jest takim udanym dzieckiem. Nie wyobrażam sobie lepszego 

ojca niż Tom.

- Ty jesteś jego ojcem, najlepszym, jakiego można sobie wyobrazić. Dobrze wiesz, że Ethan 

cię uwielbia.

- Ale kiedyś będzie musiał się dowiedzieć...

- Będziemy się tym martwić, gdy przyjdzie czas. Zamilkli na dłuższą chwilę.

Pierwszy odezwał się Ed:

-  Kiedy  Tom  mnie  odwiedził,  dałem  mu  do  zrozumienia.  ..  na  dobrą  sprawę  powiedziałem 

mu... że liczę na niego. Żeby... jeśli mnie zabraknie... pamiętał o tobie i dziecku. Teraz jestem z 

tego jeszcze bardziej zadowolony.

Mary pocałowała męża w policzek.

- Nie mów tak. Jesteś coraz silniejszy, niedługo wrócisz do zdrowia.

Ed spojrzał na nią bez uśmiechu.

- Tak, wszyscy mi to powtarzają.

background image

Gina  Pirelli  podlała  paprocie  i  begonie,  wyszła  przed  szklarnię  i  z  lubością  odetchnęła 

świeżym powietrzem.

Uśmiechnęła  się  na  widok  wnuka,  który  stał  na  tarasie  i  w  głębokiej  zadumie  patrzył  na 

dolinę i na górskie zbocza porośnięte lasem.

Seniorka rodu cieszyła się, że Tom wrócił. Nareszcie ona i synowa przestały się martwić, że 

ukochany  wnuk  i  syn  zostanie  zamordowany  przez  terrorystów  albo  przydarzy  mu  się  jakiś 

okropny wypadek, podobny do tego, który zrujnował zdrowie jego amerykańskiego przyjaciela.

Niestety Tom był bardzo przygnębiony. Najwyraźniej czymś się gryzł.

Wprawdzie  nic  mu  już  nie  groziło,  ale  nie  był  szczęśliwy.  Bystra  staruszka  natychmiast  to 

zauważyła. Oczywiście cieszył się, że wrócił do domu. Tak serdecznie witał się z rodziną.

Początkowo babcia jedynie podejrzewała, że jej wnuk cierpi, ale teraz nie miała już żadnych 

wątpliwości. I była pewna, że zna przyczynę. Jej zdaniem Tom usychał z tęsknoty za tą swoją 

Mary.

Po przyjeździe nie wspomniał o niej ani słowem, a to zły znak.

Dziś wydawał się jeszcze bardziej przygnębiony. On chyba płacze! Caro Dio! Nieustraszony 

komandos i łzy! Jej dzielny wnuk płakał tylko jako bambino...

Pani Pirelli weszła na taras, głośno szurając butami.

- Toto?

Gdy Tom odwrócił się, zobaczyła, że ma zaczerwienione oczy.

- Ach, to ty, babuniu.

- Co ci jest, caro? Co się stało?

Tom objął babcię. Była taka drobna. Ogarnęła go fala czułości.

- Z Canberry, z kwatery głównej przysłano mi bardzo złą wiadomość - powiedział, a jego usta 

zadrżały. - Mój przyjaciel umarł.

- A mówiłeś, że wraca do zdrowia.

- Polepszyło mu się, wyglądało na to, że wszystko będzie dobrze.  Lekarze mówili, że kości 

dobrze się zrastają, wzięli go na dializy i obiecywali, że niedługo przeszczepią mu nerkę. - Tom 

ciężko westchnął. - A potem jego organizm nagle zaczął słabnąć, serce...

- Tak ci współczuję.

Tom niewidzącym wzrokiem patrzył w dal.

background image

- Niepokoiłem się o niego.  Gdy go odwiedziłem w szpitalu, był dzielny, ale w oczach miał 

coś takiego... jakby już od nas odchodził. Myślę, że wiedział...

- Biedak. Taki młody.

- Tak, babuniu... Byłem jego dowódcą, więc polecono mi jechać na pogrzeb.

- Pojedziesz?

- Muszę, ale przyznam, że nie mam ochoty.

Babcia patrzyła zaniepokojona. Reakcja Toma bardzo ją zaskoczyła. Nie pierwszy raz stracił 

kolegę.  Komandosi  często  ginęli  w  walce  lub  umierali  od  ran  w  szpitalach  i  Tom  zawsze 

boleśnie przeżywał ich śmierć. Za każdym razem długo milczał na znak żałoby. Widocznie nie 

tylko  śmierć przyjaciela  była powodem  jego  przygnębienia.  To  jeszcze  coś  innego. Czyżby  to 

miało związek z Mary?

Wiatr rozwiewał chmury i pasma mgły unoszące się nad doliną. Babcia i wnuk przez dłuższą 

chwilę nie odzywali się do siebie. W końcu staruszka przerwała milczenie.

- Kiedy dzwoniłeś z Waszyngtonu, byłeś taki szczęśliwy, a wróciłeś całkiem przybity - rzekła 

półgłosem. - Caro, czy przed wyjazdem ze Stanów spotkała cię jakaś przykrość?

- Od początku nie było dobrze, ale ja tego nie zauważyłem. Jak ślepiec.

- Martwię się o ciebie.

- Nie martw się, to szkodzi zdrowiu.

- Podejrzewam, że za tym kryje się Mary. Mam rację?

- Tak - odparł Tom z ociąganiem.

- Wolisz nic nie mówić?

- Przynajmniej na razie.

Znowu zamilkli, a po chwili babcia zapytała:

- Czy mogę ci coś doradzić? Tom uśmiechnął się krzywo.

- Od lat dajesz mi dobre rady. Nigdy nie ośmieliłbym się ci tego zabronić.

- Ale ta rada chyba ci się nie spodoba.

- Hm, prawdę mówiąc, rzadko która twoja rada mi się podobała.

-  Może  twoja  matka  nie  wybaczy  mi  tego,  co  powiem,ale...  Skoro  i  tak  znowu  jedziesz  do 

Ameryki, zostań tam tak długo, aż dojdziesz do porozumienia z tą swoją Mary.

- Nie cieszysz się, że jestem w domu?

background image

- Bardzo się cieszę, ale przykro mi, że jesteś nieszczęśliwy. Zostawiłeś serce w Ameryce, a z 

człowieka bez serca pożytek niewielki.

- Wcale nie jestem pewien, czy tak zagmatwaną sytuację można wyprostować. W dodatku nie

wiem, czy tego chcę.

Babcia zmierzyła go surowym spojrzeniem.

- A ja ci mówię, że musisz to zrobić. Tom w milczeniu skinął głową.

Staruszka prosiła w duchu Boga, by okazało się, że rzeczywiście dała wnukowi dobrą radę.

Tom  wiedział,  jak  będzie  wyglądał  pogrzeb  Eda.  Starannie  przygotował  to,  co  powie  nad 

grobem przyjaciela i o tę część ceremonii był spokojny.

Wojskowe  pogrzeby  zawsze  odbywały  się  według  tego  samego  ceremoniału:  flaga  na 

trumnie, poczet sztandarowy, werble, kompania honorowa.

Ed zasłużył na hołd i godne pożegnanie.

Ale Tom obawiał się stypy.

Najchętniej nie zważałby na konwenanse i natychmiast zabrał Mary i Ethana do Australii, ale 

przecież nie mógł tego zrobić.

Na cmentarzu okazało się, że oficer łącznikowy z armii australijskiej, amerykański komandos 

i przedstawiciel Pentagonu koniecznie chcieli z nim porozmawiać po zakończeniu uroczystości 

pogrzebowych.

Nieprzewidziane  spotkanie  trwało  dość  długo  i  Tom  dotarł  do  domu  Mary  z  dużym 

opóźnieniem.  Wszedł do  środka  przez  nikogo  niezauważony.  Stanął  na  uboczu  i  dość  długo 

obserwował,  jak  Mary  przyjmuje  kondolencje.  Podziwiał  ją  za  opanowanie,  cierpliwość  i 

uprzejmość. W czarnej sukni, z gładko zaczesanymi włosami wydawała się mu taka dostojna.

Nagle  ktoś  lekko  pociągnął  go  za  rękaw.  Jakaś  nieznajoma  kobieta,  która  przedstawiła  się 

jako przyjaciółka Mary, zaproponowała, żeby coś zjadł. Wziął kawę i ciastko czekoladowe.

Po pewnym czasie zjawiła się pani McBride.

-  Proszę  przyjąć  wyrazy  głębokiego  współczucia  -  powiedział  Tom.  -  Jest  mi  niezmiernie 

przykro, że Ed od nas odszedł. Był bardzo dobrym i dzielnym człowiekiem, zasługiwał na długie 

i szczęśliwe życie.

Pani McBride zdobyła się na smutny uśmiech.

background image

- Jakie to szczęście, że w ogóle do nas wrócił i był z nami jeszcze trochę. Cieszę się, że pana 

widzę.  Chciałam  podziękować  za  listy  i  kwiaty.  Dowody  pańskiej  pamięci  wiele  znaczą  dla 

mojego męża i dla mnie. Bardzo dziękuję.

Tom ukłonił się. Uważał, że niewiele zrobił i nie zasługuje na wylewne podziękowanie.

Przelotnie spojrzał na niemowlę, które pani McBride trzymała na ręku.

- To David, nasz drugi wnuk - oznajmiła z nieskrywaną dumą.

- Ach tak, przecież pani córka spodziewała się dziecka, pamiętam.

- Ten smyk nie jest podobny do nikogo z naszej rodziny. Wykapany ojciec.

Tom  zrozumiał,  że  wypada  uważniej  przyjrzeć  się  oseskowi.  Nieodmiennie  dziwiło  go,  że 

kobiety potrafią w miniaturze człowieka dopatrzyć się rodzinnego podobieństwa. Według niego 

niemowlęta bardziej przypominały małpki niż ludzi.

- Wygląda bardzo zdrowo - skomentował wymijająco i nie mogąc się powstrzymać, zapytał: -

Czy Ethan jest w domu? Widziałem go na pogrzebie...

- Znajoma Mary zabrała go do siebie. Lepiej, żeby był z dziećmi, a nie na stypie.

- Słusznie. Jest za mały, żeby zrozumieć, jakie nieszczęście go spotkało.

- My też tak uważamy. - Pani McBride wskazała kanapę. - Siądźmy, będzie nam wygodniej. 

Powoli zaczyna cierpnąć mi ręka.

Tom zauważył na stoliku otwarty album z fotografiami.

- To nasze rodzinne zdjęcia - powiedziała pani McBride. - Lubi pan oglądać fotografie?

Tom skinął głową, ale nie sięgnął po album. Nie miał ochoty patrzeć na Mary i Eda.

- Proszę zobaczyć przynajmniej pierwsze zdjęcia - nalegała starsza pani.

Gdy  Tom  się  nie  poruszył,  położyła  niemowlę  na  kanapie  i  otworzyła  album  na  pierwszej 

stronie.

- To Ethan - oznajmiła.

Jak  za  dotknięciem  czarodziejskiej  różdżki  podobizna  nijakiego  niemowlęcia  nabrała  dla 

Toma znaczenia. Zerknął na matkę Eda i w jej oczach dostrzegł zrozumienie.

- Czy pani... ? Czy Mary powiedziała... ?

- Że Ethan jest pana synem? -Tak

-  Owszem,  ale  wcale  nie  musiała  mi  tego  mówić.  Domyśliłam  się  od  razu,  kiedy  pana 

poznałam. Te same oczy. Proszę, niech pan spojrzy.

background image

Posłusznie przyjrzał się fotografii i coś ścisnęło go za gardło. To było zdjęcie jego syna. Nie 

jakiegoś  tam  niemowlęcia,  ale  rodzonego  syna.  Tomowi  zdawało  się  nawet,  że  widzi  pewne 

podobieństwo do siebie.

-  Poznałam  Ethana  jako  półtoraroczne  dziecko  -  ciągnęła  pani  McBride.  -  Już  wtedy  miał 

takie czarne oczy, zupełnie jak pan.

- On był... Bystro patrzy, prawda? -Tak.

Przewróciła  kilka  stron  ze  zdjęciami  dokumentującymi  pierwszy  rok  życia  Ethana,  a  na 

koniec  pokazała  Tomowi  fotografię  jasnowłosego  dziecka  niezdarnie  idącego  po  trawie  do 

matki. Mary klęczała z szeroko rozłożonymi rękoma, a jej twarz jaśniała macierzyńską dumą.

Tom znów poczuł niepokojący ucisk w gardle.

- Dziękuję, że pokazała mi pani te zdjęcia.

- Jest pan ojcem Ethana - odparła pani McBride, patrząc na niego ze współczuciem. - Mary 

powiedziała  mi,  dlaczego  pan  tak  nagle  wyjechał.  To  bardzo  szlachetne  z  pańskiej  strony. 

Wycofał się pan, niczego nie żądając, bo tak było lepiej dla wszystkich. Wyobrażam sobie, jaka 

to była trudna decyzja.

Tom zwiesił głowę.

-  Na  pewno  wiadomość  o  dziecku  była  dla  pana  szokiem,  a  mimo  wszystko  potrafił  pan 

przedłożyć dobro innych nad swoje. Postąpił pan po rycersku.

Tom nie mógł mówić, tylko skinieniem głowy podziękował za uznanie.

Położyła dłoń na jego ręce.

- Nawet pan sobie nie wyobraża, ile radości dał nam pański syn. Ed nie mógł mieć dzieci, ale 

gorąco  pokochał Ethana  i  był  z  niego  bardzo  dumny.  Dziecko  Mary  było  dla  naszej  rodziny 

szczególnym darem.

Tom z trudem zapanował nad wzruszeniem.

- Dobrze jest poznać inny punk widzenia. Dziękuję pani.

-  To  ja  dziękuję.  Straciliśmy  syna,  ale  dziecko,  które  on  kochał  jak  swoje,  zawsze  będzie 

należeć do naszej rodziny. Niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość... - Zawiesiła głos, by 

znaczenie wypowiedzianych przez nią słów zostało właściwie zrozumiane.

Tom był zbyt wzruszony, by zdobyć się na jakąkolwiek odpowiedź.

Pani McBride przerzuciła jeszcze kilka kartek w albumie.

background image

- Pokażę panu zdjęcia Ethana w dniu jego piątych urodzin. Mary i Ed przywieźli go wtedy do 

nas...

Oboje pochylili się nad albumem.

Mary  czuła,  że  jest  u  kresu  wytrzymałości.  Ostatnie  tygodnie  były  jednym  pasmem 

bezsennych  nocy  i  pełnych  udręki  dni.  Śmiertelnie  bała  się  o  Eda  i  starała  się  nie  myśleć  o 

Tomie. Żyła jak na krawędzi przepaści. Miotała się między nadzieją, strachem, poczuciem winy 

i tęsknotą.

Kiedy  pożegnała  już  gości,  zaczęła  rozglądać  się  za  Tomem.  Na  cmentarzu  zamienili 

zaledwie  parę  słów.  Gdzie  on  jest?  Nie  wydawało  się  jej  prawdopodobne,  żeby  wyjechał  bez 

pożegnania.

Zajrzała do drugiego pokoju i stanęła w drzwiach jak wryta. Na kanapie siedziała teściowa z 

Tomem. Oboje pochylali się nad albumem i uśmiechali się. Teściowa mówiła coś z ożywieniem.

Mary domyśliła się, że oglądają zdjęcia Ethana. Ciekawe, o czym rozmawiają?

Jakby wyczuwając jej wzrok, teściowa uniosła głowę. Tom też spojrzał w stronę drzwi. Gdy 

ich oczy się spotkały, Mary ogarnęło podniecenie. Zawstydziła się, że w dniu pogrzebu męża tak 

gwałtownie  reaguje  na  widok  innego  mężczyzny.  Wprawdzie  Tom  był  jej  pierwszą  miłością, 

ale...

Pani McBride przypomniała sobie o wnuku.

- Mój skarbie, na pewno jesteś głodny. Już idziemy poszukać mamusi.

Mary  nie  zdążyła  wymyślić  żadnego  pretekstu,  żeby  zatrzymać  teściową  i  została  sama  z 

Tomem.

Z  bijącym  sercem  szła  w  jego  stronę.  Patrzyła  na  jedyną  osobę,  z  którą  chciałaby  szczerze 

porozmawiać,  a  nie  wiedziała,  co  powiedzieć.  Przed  kilkoma  tygodniami  Tom  wyjechał 

zagniewany i od tamtej pory ani razu się nie odezwał. Czy nadal jest obrażony?

Tom zamknął album i wstał. Miał nieodgadniony wyraz twarzy.

- To bardzo ładnie  z twojej  strony, że  przyjechałeś  na pogrzeb.  Dwie długie podróże w tak 

krótkim czasie...

- Musiałem pożegnać przyjaciela. Uroczystość była bardzo piękna i wzruszająca.

- To może zabrzmi niezbyt stosownie, ale sądzę, że Ed byłby zadowolony.

- Na pewno.

Nastąpiła chwila krępującego milczenia.

background image

- Zauważyłam, że rozmawiałeś z pułkownikiem Maguireem i z kimś z Pentagonu. Bałam się, 

że zabiorą cię prosto z cmentarza.

- Mieli na to ochotę, ale jakoś się uwolniłem. Dobrze, że ten ciężki dzień się kończy, prawda?

- Tak. - Mary nerwowo zerknęła na album. - Oglądałeś zdjęcia?

- Owszem. Teraz już wiem, jak Ethan wyglądał w pieluszkach.

- I... jak...? Podobał ci się jako niemowlę?

- Był udany od samego początku - odparł Tom z powagą. - Ma bardzo dużo zdjęć.

- Jest wyjątkowo fotogeniczny. Mary mocno splotła palce.

- Na pewno jesteś wykończona. Tyle godzin na nogach. Usiądź i odpocznij chwilę.

- Chętnie.

Przez cały dzień panowała nad sobą i teraz modliła się, aby wytrwać do końca. Tom usiadł z 

dala od niej.

Zerknęła  na  album  i  zobaczyła  zdjęcia  Eda  i  Ethana  zrobione  na  jakiejś  letniej  wycieczce. 

Zapatrzyła się w radośnie roześmianego męża.

- Ed wiedział, że jesteś ojcem Ethana. Tom drgnął zaskoczony.

- Powiedziałaś mu?

- Nie. Sam się domyślił. Musiał wyczuć, że dawniej się znaliśmy... że coś nas łączyło. Ethan 

powiedział mu, że też jest oburęczny jak ty, a ty mu pomogłeś. Nietrudno skojarzyć fakty.

- Czy Ed się zdenerwował?

- Nie wiem. Nic po sobie nie pokazał. - Mary wyjęła z kieszeni chusteczkę. - Zachował się 

wspaniale. Tego dnia był bardziej ożywiony, jakby silniejszy. Rozmowa wcale go nie męczyła. 

Powiedział, że nie zna nikogo lepszego, kto mógłby być ojcem dla Ethana.

- O Boże!

- Chciał, żebym ci to powtórzyła. Tom był wyraźnie wzruszony.

- Czy... pytał o... jakieś szczegóły... ?

- Nie. Zawsze był niezwykle delikatny, unikał niedyskretnych pytań. Nie masz pojęcia, jaki 

on był dobry.

Usta Mary zadrżały, a z jej oczu trysnęły łzy.

Tom objął ją i przytulił do piersi. Wtuliła się w niego i rozpaczliwie szlochała.

Wreszcie odsunęła się i wtedy zobaczyła, że Tom też ma zaczerwienione, mokre oczy. Długo 

siedzieli pogrążeni w smutnych myślach.

background image

- Ed był  wyjątkowym, szlachetnym  człowiekiem  - szepnęła. - Nie  zasługiwałam na  takiego 

męża.

- Zasługiwałaś. Często powtarzał, że dałaś mu tyle szczęścia.

-  Starałam  się.  -  Mary  podniosła  chusteczkę,  wytarła  oczy  i  nos  i  po  kilku  głębokich 

oddechach poczuła się spokojniejsza. - Ale mimo to... Co ci powiedział pułkownik Maguire?

- Wyrażał się o Edzie w samych superlatywach.

- Wszyscy bardzo go cenili. I byli tacy dobrzy dla mnie. Tom chrząknął.

- Maguire poinformował mnie o nowym konflikcie... o ognisku zapalnym...

-  Podejrzewałam,  że  chodzi  o  poważną  sprawę.  Ten  facet  z  Pentagonu  był  bardzo  spięty. 

Powiedzieli ci coś konkretnego?

Tom niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w stolik. Bezwiednie podniósł filiżankę, postawił 

ją z powrotem na spodeczku, przesunął na bok.

- Maguire chce, żebym jeszcze raz pojechał z amerykańskimi komandosami.

- Odmówiłeś, prawda? - spytała Mary z przerażeniem w głosie.

-Nie.

Błagalnie złożyła ręce.

-  Przecież  nie  możesz  jechać!  Dlaczego  im  nie  powiedziałeś,  że  wycofałeś  się  z  czynnej 

służby?

- Oficjalnie jeszcze nie zrezygnowałem - odparł Tom, nie patrząc na nią.

Zacisnęła pięści i położyła ręce na kolanach.

- Ale zamierzałeś odejść z wojska, prawda? Tom milczał.

- Dlaczego zwrócili się akurat do ciebie?

-  Bo  byłem  już  kiedyś  w  zagrożonym  rejonie.  Poprzednio  siedziałem  tam  przez  pół  roku, 

poznałem teren i ludzi. Poza tym doskonale znam język, mówię płynnie, bez akcentu.

- I co z tego? Naprawdę nie ma nikogo innego, kto by się do tego nadawał? - Mary była coraz 

bardziej przerażona. - Nie jedź. Nie powinieneś się teraz narażać.

- To dla mnie żadna nowość. Ot, rutynowe zadanie, jak zawsze.

- Ale bardzo niebezpieczne. Tom zniecierpliwił się.

- Kobieto, ja takie rzeczy robię od lat.

- Ale to było, zanim...

background image

Zanim  znowu  się  spotkali  i  ożyła  w  nich  dawna  miłość.  Tego  jednak  Mary  nie  mogła 

powiedzieć.  Czy  Tom  byłby  bardzo  zgorszony,  gdyby  przyznała  się,  że  jej  myśli  absorbuje 

uczucie sprzed lat, choć dopiero co pochowała męża? Wstydziła się przed samą sobą, ale nic na 

to nie mogła poradzić.

Tom westchnął.

-  Niepotrzebnie  ci  powiedziałem.  Właśnie  spotkała  cię  taka  tragedia,  a  przed  tobą  jeszcze 

wiele ciężkich chwil.

- Tak, doskonale  to ująłeś.  Ale jest jeszcze  jedno.  To, co  spotkało  Eda,  może się przytrafić 

także i tobie. Nie wiem, jak bym to zniosła. Dlaczego chcesz znowu ryzykować?

Tom uśmiechnął się ironicznie.

- Może nie zaimponuję ci, jeśli powiem, że zależy mi na bezpieczeństwie wolnego świata?

-  Nie  musisz  się  narażać.  -  Mary  wskazała  medale  na  jego  piersi.  -  Już  dość  zrobiłeś  dla 

ludzkości.

- Jestem ogromnie wzruszony, że troszczysz się o moje bezpieczeństwo.

- Wzruszony - powtórzyła głucho, patrząc na niego zbolałym wzrokiem. - Chyba wiesz, jak 

bardzo mi na tobie zależy. To zrozumiałe, że boję się o ciebie.

Gdyby Toma spotkało jakieś nieszczęście, nie miałaby po co żyć.

Bezsilnie oparła się o kanapę i zamknęła oczy. Po chwili przyszła jej do głowy nowa myśl.

-  Jeśli  pozwolisz,  zadam  ci  jedno  pytanie.  Czy  poza  chęcią  zbawiania  świata  masz  jeszcze 

jakieś inne powody, żeby ryzykować życie?

Tom pochylił się, oparł łokcie na kolanach i utkwił wzrok w splecionych dłoniach.

- Jest jakiś inny powód? - powtórzyła Mary.

- Tak, taki wyjazd to niezły sposób na zabicie czasu.

- Nie rozumiem.

- Postanowiłem, że nie zacznę nowego... etapu w swoim życiu, zanim... nie uporządkuję paru 

spraw.

Mary wytarła spocone dłonie o spódnicę.

- Nie rozumiem... Jakie sprawy masz na myśli? Czy to ma związek ze mną?

- Owszem.

Poczuła, że jej serce zaczyna walić jak młot.

- Nie jesteś pewien swoich uczuć do mnie?

background image

- Oboje potrzebujemy więcej czasu.

Ona  nie  potrzebowała.  Wyznałaby  mu  miłość  natychmiast,  choćby  w  tej  chwili.  Kochała 

Toma na długo przed spotkaniem Eda i w głębi serca nigdy nie przestała kochać. Ale nie mogła 

tego powiedzieć.

Bo  Tom  jednak  miał  rację.  Jeszcze  nie  pora  mówić  o  ich  miłości.  Niezależnie  od  tego,  co 

czuła  do  Toma,  kochała  również  Eda.  Po  jego  śmierci  na  zawsze  już  pozostanie  w  jej  sercu 

pustka. Musiała opłakać zmarłego i pomóc Ethanowi ukoić ból. Potrzebowała czasu. I wcale by 

się nie buntowała, gdyby Tom wrócił do Australii, gdzie byłby bezpieczny.

- Jak długo cię nie będzie?

-  Trudno  powiedzieć.  Takich  spraw  nie  załatwia  się  od  ręki.  Biorąc  pod  uwagę  złożoność 

konfliktu, może upłynąć rok, zanim sytuacja się wyklaruje.

Rok!

Wstała i na uginających się nogach podeszła do okna.

Cały rok! Lato, jesień, zima, wiosna. Jeszcze przez kilka tygodni będzie słonecznie i ciepło, a 

potem nastąpi długa, ponura jesień. Liście zmienią kolor i opadną z drzew. Zima będzie ciągnąć 

się w nieskończoność. Dopiero potem przyjdzie wiosna, ale czy również dla niej?

Dotychczas  Mary  lubiła  każdą  porę  roku,  a  teraz  myślała  jedynie  o  tym,  że  czeka  ją 

dwanaście miesięcy wypełnionych lękiem i tęsknotą. Dwanaście długich, samotnych i smutnych 

miesięcy.

Cały rok niepewności!

Tom nie będzie mógł do niej pisać. Misja objęta jest tajemnicą. Żadnych informacji, żadnych 

doniesień, żadnych zdjęć. Nawet najbliższa rodzina komandosa nie wie, dokąd go wysyłają.

Odwróciła  się  i  zobaczyła,  że  Tom  bacznie  ją  obserwuje.  Jakby  bez  słów  prosił  o 

zaakceptowanie jego decyzji.

Czy to ma być pokuta za to, że zgrzeszyła przez tyle lat, nie informując go o Ethanie?

O Boże, jak trudno się z tym pogodzić.

Westchnęła i powiedziała:

- Przez cały czas będę o tobie myśleć.

- Ja o tobie też.

- Błagam cię, uważaj na siebie.

background image

- Będę - przyrzekł i ku jej ogromnemu zaskoczeniu uśmiechnął się szeroko. - Ale nie martw 

się o mnie, jestem kuloodporny.

- Nie żartuj.

Mary czuła, że ogarnia ją rozpacz. Tom nie dał jej zbyt wiele nadziei. A jednak...

Jakiś wewnętrzny głos szeptał jej, że za rok jej życie odmieni się na lepsze. Jeżeli Toma stać 

na stawienie czoła niebezpieczeństwu, ona też będzie dzielna.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Właściciel  sklepu  w  Millaa  Millaa  wytłumaczył  Mary,  jak  dojechać  do  majątku  Pirellich. 

Zgodnie z jego wskazówkami skręciła w wąską drogę biegnącą szczytami pasma wzgórz.

Ethan siedział z nosem przyklejonym do szyby.

- Tu jest tak samo jak w Ameryce - oświadczył w pewnej chwili.

- Ta okolica rzeczywiście przypomina naszą część Stanów. Jesteśmy na płaskowyżu, padają 

obfite deszcze, więc wszędzie jest zielono, a roślinność bujna.

Poprzednie  dwa  tygodnie  spędzili  u  matki  Mary  w  południowej  Australii.  Tam ziemia  była 

naga i spalona słońcem.

Ethan zobaczył łaciate krowy idące wąską ścieżką w stronę zagrody.

- Szkoda, że wujek nie hoduje krów. Są fajniejsze od herbaty.

- Na pewno ma jakieś zwierzęta.

- A pozwoli mi się z nimi bawić?

- Zobaczymy.

Po pewnym czasie ich oczom ukazały się wielkie połacie pól porośniętych równymi rzędami 

zielonych  krzewów.  Mary  domyśliła  się,  że  to  pola  herbaty.  Poczuła,  że  jej  serce  zaczyna 

mocniej bić.

Niebawem natknęli  się na ustawioną  na poboczu  tablicę z zielonym napisem na  białym tle: 

„Plantacja herbaty Pirellich".

Tuż obok tablicy była otwarta brama oraz podjazd prowadzący do dużego domu na wzgórzu.

Piętrowy dom wśród tarasowych ogrodów wyglądał imponująco. Miał białe ściany, niebieską 

dachówkę i wsparte na rzymskich kolumnach werandy na parterze i na piętrze.

background image

Mary  zwolniła,  skręciła  w  prawo  i  spojrzała  na  zegarek.  Właśnie  minęła  czwarta.  Była 

zadowolona,  że  dobrze  obliczyła  czas.  W  razie  czego  może  udawać,  że  wstąpiła  na  krótko,  w 

drodze do znajomych w Townsville i Cairns.

Oczywiście nie musiała wcale jechać przez Millaa Millaa, ale jeśli szczęście jej dopisze, Tom 

tego nie zauważy.

Mimo to nie miała odwagi zajechać przed sam dom, dlatego zostawiła samochód w połowie 

podjazdu.

Aby dodać  sobie otuchy, wzięła Ethana za  rękę.  Z każdym  krokiem traciła pewność siebie, 

ogarniało  ją  coraz  większe  zdenerwowanie.  W  głowie  kłębiły  się  setki  pytań.  Czy  postradała 

zmysły? Czy takie zachowanie nie jest impertynencją? Czy wypada zjawić się tak nagle u ludzi, 

których nie zna? Jak Tom zareaguje?

Nie umiała na nie odpowiedzieć.

Wiedziała tylko, że musi zobaczyć Toma. Każdy dzień z dala od niego był udręką. Niedawno 

minął rok od ich ostatniego spotkania. Zarezerwowała więc bilety i spakowała walizki. Najpierw 

odwiedziła matkę, a teraz przyjechała tutaj.

Gdy doszli do schodów, Mary przystanęła i rozejrzała się. Z zachwytem patrzyła na rozległą 

panoramę. Wokół panował kojący spokój.

Nagle ciszę zakłócił głos dziecka. Zza węgła wypadła dziewczynka w niebieskiej sukience.

- Nie, Steve, nie! - krzyczała przeraźliwie. - Przestań! Nie chcę być królewną.

Dziewczynka poruszała się jak gazela.

Zza domu  wyskoczył chłopiec  przebrany za  pirata.  Miał oko zasłonięte czarnym krawatem, 

głowę owiniętą chustą w czerwone grochy, w jednej ręce trzymał linę, a w drugiej nóż.

- Złapię cię i przywiążę do masztu! - krzyczał groźnie. Dzieci zeskoczyły z kamiennego muru 

na niższy taras i zniknęły.

Ethan wyrwał się matce i pobiegł za nimi.

- Wracaj! - zawołała Mary. - Natychmiast!

Krzyki ucichły i niebawem nad murem ukazały się dwie głowy i czworo oczu.

- Dzień dobry - zawołała dziewczynka.

- Dzień dobry - nieśmiało powiedział Ethan i przelotnie zerknął na matkę.

Dzieci  zwinnie  weszły  na  mur.  Dziewczynka  wyglądała  na  trochę  młodszą  od  Ethana, 

chłopiec wydawał się o jakiś rok starszy. To zapewne bratankowie Toma, pomyślała Mary.

background image

-  Mamusia  jest  w  polu,  a  babcia  pojechała  do  sklepu.  W  domu  jest  tylko  prababcia  i  my  -

oznajmiła dziewczynka.

Mary otworzyła usta, ale pierwszy odezwał się Ethan:

- Przyjechaliśmy odwiedzić pana Toma. Dziewczynka zrobiła wielkie oczy.

- Mówisz jak w telewizji. Ethan dumnie wypiął pierś.

- Jestem Amerykaninem.

Dziewczynka popatrzyła na niego z jawnym podziwem.

- Jak ci na imię?

- Ethan.

- Ja jestem Frannie, a to Steve.

Pirat ściągnął z oka opaskę i niepewnie pomacał chustę, jakby żal mu było ją zdjąć.

- Wujka Toma nie ma - powiedział.

- Wiesz, kiedy będzie? - zapytała Mary.

- Nikt nam nie mówił, kiedy wróci.

Zbladła.  Radosne  oczekiwanie  ustąpiło  miejsca  zmęczeniu  i  zniechęceniu.  Tyle  wysiłku  na 

nic!

- A wiesz, gdzie wujek jest?

- Zdaje się, że na Środkowym Wschodzie, ale wujek nigdy nam nie mówi, gdzie będzie.

Mary przeraziła się, że Tom nadal jest w wojsku.

- Nie wrócił do domu?

Dzieci przecząco pokręciły głowami.

- Ale wasi rodzice na pewno mieli jakieś wiadomości... i wiedzą przynajmniej, czy wujek jest 

zdrowy.

Tom  mówił  o  roku nieobecności,  więc  skoro  w  przewidzianym  czasie  nie  wrócił,  to  mogło 

oznaczać, że wpadł w jakieś tarapaty. Być może zaginął podczas akcji... jak kiedyś Ed.

- Naprawdę nic nie wiecie?

- Raz był telefon z Canberry, ale tatuś powiedział nam tylko, że wujek jest zdrowy - odparł 

Steve.

- Niech pani zapyta prababcię, ona wszystko wie - poradziła Frannie. - Ale wczoraj płakała. 

Słyszałam, jak mówiła, że jeśli wujkowi przytrafi się jakieś nieszczęście, to będzie jej wina.

Tom zamierzał jeszcze raz zadzwonić i odejść, ale właśnie wtedy usłyszał:

background image

- Pan do kogo?

Obejrzał się i zobaczył kobietę wyglądającą zza płotu.

- Do pani Mary McBride.

- Sprzedaje pan coś? -Nie.

Spojrzał na  dom. Zamknięte  okna, zasunięte zasłony.  Pusto.  Tom był wściekły.  Najchętniej 

kląłby na cały głos. Wyrzuciłby z siebie cały arsenał przekleństw, gdyby nie ta kobieta zza płotu. 

Obserwowała go bacznie przez okulary w czerwonej oprawce.

- Może pan z wojska? -Tak.

Kobieta dała mu znak, żeby podszedł, i teatralnym szeptem powiedziała:

- Skoro z wojska, to mogę powiedzieć, gdzie jest moja sąsiadka.

Tom błyskawicznie zbiegł ze schodów.

- Pojechała z synem do Australii. - Kobieta zrobiła ważną minę. - Mówiła, że chce odwiedzić 

matkę, podobno gdzieś na południu.

- A nie zostawiła przypadkiem adresu?

- U mnie nie. Pan też jest Australijczykiem, prawda? Może krewnym?

- Znajomym. Kiedy pani McBride wyjechała?

-  Jakiś  miesiąc  temu.  Coś  mi  się  zdaje,  że  ona  już  tu  nie  wróci.  Rok  temu  straciła  męża, 

wpadła w depresję, nie mogła się pozbierać.

- Dziękuję pani za informację. Do widzenia.

Tom gwałtownie odwrócił się i zacisnął pięści. Ogarnęła go wściekłość. Przecież obiecał, że 

wróci, więc nie rozumiał, dlaczego Mary nie czekała na niego.

Wyjął telefon i wybrał numer państwa McBridebw.

- Dzień dobry, mówi Tom Pirelli.

- Och, jak miło pana słyszeć. Skąd pan dzwoni?

- Jestem niedaleko domu Mary. Chciałem ją odwiedzić, ale podobno wyjechała do Australii.

- Nie wiedział pan, że wybiera się do matki?

- Nie. Można się z nią jakoś skontaktować? Może zostawiła państwu numer telefonu matki?

-  Niestety  nie.  Zadzwoniła  do  nas  z  Adelajdy,  ale  nie  wiem,  czy  jeszcze  tam  jest.  Zna  pan 

adres jej matki?

-Nie.

Tom był coraz bardziej zirytowany. Prędko zakończył rozmowę.

background image

Nie znał nazwiska matki Mary z drugiego  małżeństwa. Istny pech. Babcia kazała mu przed 

powrotem do domu rozwiązać problem, ale jak miał to teraz zrobić?

Nagle  poraziła  go  straszna  myśl.  Może  wyjazd  Mary  oznacza,  że  znalazła  rozwiązanie. 

Czyżby znowu uciekła?

Urodziny seniorki rodu Pirellich co roku obchodzono tradycyjnie w ten sam sposób. Teraz też 

ustawiono na najwyższym tarasie duży stół, który uginał się pod półmiskami pełnymi owoców 

morza, sałatek i ciast.

Jubilatka siedziała przy stole w otoczeniu rodziny.

Tom wysiadł z taksówki i wzruszony patrzył przez chwilę z daleka na biesiadników. Rodzina 

w komplecie!

Wreszcie  wrócił  do  domu.  Wiedział,  że  dla  najbliższych,  a  szczególnie  dla  matki  i  babki, 

każda jego nieobecność to czas wypełniony niepokojem i tęsknotą.

Taksówkarz odjechał z piskiem opon, a wtedy Steve spojrzał na podjazd.

- Wujek! - rozległ się radosny krzyk.

Wszyscy zerwali się z miejsc. Frannie i Steve puścili się biegiem, by powitać wujka.

Tom  pomachał  do  nich  radośnie,  ale  jego  ręka  błyskawicznie  opadła.  Wśród  zebranych  na 

tarasie ciemnowłosych gości dostrzegł dwie jasne głowy.

Głowę kobiety i głowę dziecka.

Tomowi zabrakło w płucach powietrza, jakby skoczył na dno oceanu.

Mary stała nieruchomo, ale Ethan podskoczył i rzucił się biegiem, krzycząc z radości.

Tom miał wrażenie, że śni. Jak to możliwe, że Mary i Ethan są tutaj, z jego rodziną?

Dzieci dobiegły i rzuciły się na niego z radosnymi okrzykami. Ethan cieszył się tak samo jak 

Steve i Frannie.

- Wujku, daj mi torbę - poprosił Steve.

- Jest za ciężka.

- Mamy nowego kolegę. Nazywa się Ethan i jest z Ameryki - oznajmiła Frannie.

Oszołomiony Tom zdołał jedynie wykrztusić:

- Witajcie, dzieci.

Znowu spojrzał na Mary, która przyciskała dłoń do piersi.

- Wujku, widziałem dziobaka! - zawołał Ethan.

- Żartujesz! Dziobak u nas? -Tak.

background image

Dzieci ciągnęły go za rękawy i nogawki, więc mechanicznie zrobił jeden krok, potem drugi. 

Tymczasem na podjazd zeszli rodzice i brat.

- Synku, nareszcie wróciłeś. Tak długo cię nie było -powiedziała wzruszona pani Pirelli. - Od 

dawno nie mieliśmy żadnej wiadomości. Tak się o ciebie bałam.

- Przepraszam. - Tom jeszcze raz pocałował matkę. -Niestety, nie mogłem was zawiadomić.

Podszedł do babci.

- Babciu, życzę ci wszystkiego najlepszego. Chciałem sprawić ci niespodziankę.

Staruszka rozpłakała się.

- Och, Toto, Toto. Co za ulga,  że cię widzę. Na  szczęście jesteś cały i zdrowy. Nigdy bym 

sobie nie darowała, gdyby przytrafiło ci się jakieś nieszczęście.

- Ale nic złego się nie stało.

Nagle wszyscy zamilkli, a przynajmniej Tom odniósł takie wrażenie. Zdawało mu się, że cały 

świat stanął w miejscu, ziemia przestała się kręcić.

Co  Mary  tu  robi?  Dlaczego  jej  oczy  lśnią  od  łez?  Wyglądała  tak  ślicznie  w  białej  sukni  w 

niebieskie kwiaty. Miała lekko zarumienione policzki, ale milczała, jakby była wystraszona.

- Dzień dobry, Mary.

- Widzisz? My też mamy dla ciebie niespodziankę! -zawołała babcia.

Znowu  zrobiło  się  cicho.  Czy  oni  już  wiedzą,  że  Ethan...  Co  Mary  powiedział  babci  i 

rodzicom? Tom pragnął zadać mnóstwo pytań, ale nie przy tylu świadkach.

Pocałował Mary szybko, lekko.

- Steve, przynieś krzesło dla wujka - odezwała się pani Pirelli. - Już stawiam czyste nakrycie. 

Tom, siadaj między babcią i Mary. Siadajcie wszyscy. Fausto, nalej synowi wina.

Znów rozległ się radosny gwar.

-  Cisza!  Dość  tego  hałasu  -  zarządził  pan  Pirelli.  -  Zabierajmy się  do  jedzenia.  -  Znacząco 

spojrzał na Toma. -Ten wspaniały urodzinowy tort jest dziełem Mary.

- Jej ciasta są wyśmienite - powiedziała babcia. Pan Pirelli wybuchnął gromkim śmiechem.

- Zaproponowałem, żebyśmy do spółki otworzyli kawiarnię, „U Pirellego".

Tom  jęknął  w  duchu.  Cóż,  spotkania  z  rodziną  wymagają  dużo  cierpliwości,  a  czasem  i 

odwagi, pomyślał.

- Mam nadzieję, że się nie gniewasz - odezwała się Mary.

- Kiedy przyjechaliście?

background image

-  Dwa  tygodnie  temu.  Wstąpiłam  tu  przejazdem,  ale  twoja  mama  i  babcia  namówiły  mnie, 

żebym została dłużej. Ethan czuje się u was jak ryba w wodzie.

-  To  dobrze.  -  Tom  spojrzał  w  oczy  przepełnione  uczuciem  i  dodał  ciszej:  -  Babcia  będzie 

musiała wysłuchać kazania, które na pewno jej się nie spodoba.

- A więc gniewasz się - szepnęła Mary.

- Dlaczego przyjechałaś?

- Bo nie mogłam dłużej znieść rozłąki. W tej chwili rozległ się głos Stefana:

- Bohaterze, opowiedz nam jakąś ciekawą przygodę. Tom nie wiedział, czy powinien być zły 

na brata, czy wdzięczny, że przerwał mu rozmowę z Mary. Uniósł kieliszek i uśmiechnął się.

- Moje opowieści mogą poczekać. Czas wznieść toast na cześć jubilatki. Nie macie pojęcia, 

jak cudownie jest być razem z wami, znowu w domu.

- Do twarzy ci w mundurze, ale dość długo go nosiłeś - surowo zapowiedziała matka. - Chcę 

usłyszeć, że tym razem wróciłeś na dobre.

- Przyjechałem, żeby zostać.

Tom puścił oczko do babci. Staruszka rozpromieniła się.

- Jedz, mój kochany.

Tom spojrzał na duży półmisek z owocami morza.

- Śniło mi się takie jedzenie. Mary, mogę ci nałożyć? Na pewno już zapomniałaś, jak smakują 

owoce morza z północnego Queenslandu. - Zniżył głos i dodał: - Później porozmawiamy.

Po lunchu Mary pomogła sprzątnąć ze stołu i pozmywać naczynia, a Ethan pokazał Tomowi 

dziobaka. Potem dzieci zaczęły bawić się w chowanego, a Tom wrócił do domu. Dorośli rozeszli 

się, więc Tom i Mary zostali sami.

Nareszcie.

Mary  była  szczęśliwa,  a  jednocześnie  pełna  niepokoju.  Przez  całe  popołudnie  czuła 

narastające  podniecenie.  Podczas  lunchu,  gdy  przypadkowo  dotknęła  Toma,  jej  puls  nie-

bezpiecznie przyspieszył, a krew zawrzała.

O czym myślał Tom, co czuł? Był uprzejmy, chwilami nawet czarujący, ale zachowywał się 

jakoś bezosobowo. Gdy zobaczył ją przy stole, jego oczy rozbłysły pożądaniem. Mary poczuła 

budzącą się w sercu nadzieję. Niestety po chwili blask pożądania zgasł i nic nie wskazywało na 

to, że Tom się cieszy.

background image

Ulga na jego widok ustąpiła miejsca niepewności. Tom zmienił się w stosunku do niej, gdy 

poznał prawdę o Ethanie. Może nadal się gniewa i nigdy jej nie wybaczy, że przez tyle lat nie 

wiedział o dziecku. Być może ma jej za złe, że ośmieliła się bez uprzedzenia przyjechać do jego 

rodzinnego domu. Może nie lubi zdecydowanych kobiet.

Teraz, gdy wreszcie zostali sami, nadeszła pora, by poznać prawdę.

Tom stał na progu i obserwował Mary, która zawzięcie wycierała czyste blaty, jakby jej życie 

zależało od usunięcia mikroskopijnych okruszków.

- Rodzina dyskretnie się usunęła i jesteśmy sami, ale proponuję spacer - rzekł Tom.

Mary skinęła głową, umyła ręce i wyszli przed dom.

- Z Ethanem odkryliśmy kilka ładnych tras - pochwaliła się.

- Która najbardziej ci się podoba?

- Najładniejsza jest ta w lewo i naokoło wzgórza. Dochodzi do starej chaty, skąd rozciąga się 

widok na całą dolinę. Chata jest opuszczona, ale panorama cudowna.

Tom uniósł jedną brew i uśmiechnął się.

- Dobry wybór. Chodźmy tam.

Ścieżki  między  polami  herbaty  były  bardzo  wąskie,  więc  szli  blisko  siebie.  Mary  czuła,  że 

ogarnia ją coraz większe podniecenie. Chciałaby usłyszeć, że Tom cieszy się z jej obecności, ale 

nie wypadało pytać.

- Przez cały rok tak bardzo się o ciebie bałam. Teraz kamień spadł mi z serca. Na szczęście 

wróciłeś cały i zdrowy - powiedziała cicho. - Było bardzo ciężko?

-  Owszem.  Operacja  była  ryzykowna,  ale  wszystko  się  udało.  Czemu  się  niepokoiłaś? 

Przecież mówiłem, że nic mi nie będzie.

Mary pokręciła głową.

- Nigdy nie wiadomo. Tom zerknął na nią.

- A co u ciebie? Rozmawiałem z twoją sąsiadką. Trochę wścibska, ale martwi się o ciebie.

- Ten rok był dla mnie wyjątkowo ciężki.

Zastanawiała się, czy Tom ma pojęcie, jak trudno czekać na powrót ukochanego, wiedząc, że 

w każdej chwili może przydarzyć się mu jakieś nieszczęście.

Przez pewien czas szli w milczeniu. Wiatr rozwiewał ich włosy, a cienie wydłużały się coraz 

bardziej. W końcu Tom przerwał ciszę.

- Zakładam, że moja rodzina wie o Ethanie.

background image

- Tak... tylko dorośli. Twojej babci wystarczyło jedno spojrzenie i sama się domyśliła. Dzieci 

oczywiście  nic  nie  zauważyły.  Na  pewno  nie  przyszło  im  do  głowy,  że  mój  syn  jest... 

spokrewniony z tobą.

- A on nic nie podejrzewa?

-  Oczywiście,  że  nie.  Nadal  uważa  Eda  za  swojego  ojca.  A  poza  tym  jest  jeszcze za  mały, 

żeby zrozumieć...

- Tak myślałem.

- Ale kiedyś nadejdzie odpowiedni moment... w przyszłości. .. będzie musiał się dowiedzieć.

Tom skinął głową.

Mary zdobyła się na odwagę i powiedziała:

- Nasz widok musiał cię zaskoczyć. Tom nie zaprzeczył.

-  Och,  jednak  masz  mi  za  złe,  że  przyjechałam  bez  zaproszenia.  Powiedz  coś  -  szepnęła 

błagalnie. - Bardzo się gniewasz?

Rzucił jej takie spojrzenie, że się wystraszyła.

- To zależy od tego, jaki jest powód twojego przyjazdu. Co tobą kierowało?

- Przecież już ci mówiłam. Przyjechałam, bo... – Nie miała wyjścia i musiała wyznać prawdę. 

- Myślałam, że wiesz, jak bardzo cię kocham. Zawsze cię kochałam i... nadal chcę zostać twoją 

żoną.

Wystraszyła  się,  więc  pospiesznie  ruszyła  do  przodu.  Tom  dogonił  ją,  schwycił  za  ramię  i 

odwrócił twarzą ku sobie.

Patrzył na nią pociemniałymi, błyszczącymi oczami, a Mary bała się, że jej serce wyskoczy z 

piersi.

- Nie rób takiej przerażonej miny.

-  Umieram  ze  strachu,  bo  jesteś  dla  mnie  wszystkim.  Jeśli  nie  wybaczysz  mi,  że  nie 

zawiadomiłam cię o naszym dziecku...

Tom pokręcił głową.

- Jakie mam prawo, żeby cię osądzać? Na pewno było ci ciężko. Nie mam pojęcia, co czuje 

dziewczyna, która jest w ciąży, a jej ukochany ją zostawia.

- Nie gniewasz się na mnie?

- Oczywiście, że nie. - Tom uśmiechnął się uwodzicielsko. - Czy można być wściekłym, gdy 

się jest wściekle zakochanym? A ja jestem zakochany. Tak pięknie mi się oświadczyłaś.

background image

- Naprawdę nie masz pretensji?

-  Chodź  do  mnie,  pokażę  ci,  jakie  mam  pretensje.  Objął  ją  i  pocałował  zachłannie.  Mary 

przytuliła się do niego i poczuła, że ból serca ustępuje.

Nareszcie znalazła się w ramionach, o których śniła przez rok!

-  Mary...  kochanie...  najdroższa...  -  szeptał  Tom,  całując  jej  szyję.  -  Chyba  odebrało  mi 

rozum,  skoro  postanowiłem  rozstać  się  z  tobą  na  rok.  -  Jęknął  głucho.  -  To  była  prawdziwa 

męka.

- Dla mnie też.

Zapamiętali się w pocałunkach i pieszczotach, stracili poczucie czasu i miejsca.

- Czy jesteś pewna... zupełnie pewna, że chcesz za mnie wyjść?

-Tak.

- Moja Mary. - Zamknął ją w żelaznym uścisku. - Za długo czekaliśmy na siebie.

Pociągnął ją za rękę i pobiegli w stronę opuszczonej chaty.

- Wolniej. Nie mogę tak pędzić na obcasach.

- Więc cię zaniosę.

Wziął ją na ręce, jakby była piórkiem.

- Puść mnie. Nie ma sensu tam iść, ta chata jest zamknięta na cztery spusty.

Tom nie słuchał.

- Za nic nie wejdę do cudzego domu - zawołała Mary.

- Nie wypada.

- Przestań marudzić.

- Byłam u pośrednika i... -O?

Zawstydzona odwróciła głowę.

-  Tak  mi  się  tu  spodobało,  że...  zaczęłam  roić  słodkie  marzenia.  Niestety,  chata  jest 

własnością jakiegoś okropnego samoluba, który ją zaniedbuje, ale jej nie sprzeda.

- Fatalnie.

- Nie wstyd ci? Chcesz wedrzeć się do cudzego domu?- zapytała Mary z ironią.

Tom biodrem pchnął starą furtkę.

- Moja droga, zapominasz, że jestem komandosem i włamania to moja specjalność.

-  Już  nie.  Skończyłeś  z  tamtym  życiem.  Wróciłeś  do  cywila,  jesteś  cywilizowanym 

człowiekiem. Nie wierzę, że wejdziesz jak złodziej. Zabraniam ci!

background image

- Zawsze będziesz sprzeciwiać się mężowi?

- A ty zawsze będziesz łamać prawo?

Nagle Tom zatrzymał się i postawił ją na ziemi.

-  Najdroższa.  -  Pocałował  ją  w  kark.  -  Miejże  do  mnie  zaufanie.  Zapomniałaś,  że  jestem 

najlepszym stworzeniem na świecie?

- Co nie znaczy, że wolno ci łamać prawo - upierała się rozbawiona.

Tom wsunął rękę do kieszeni. Uśmiechnął się szelmowsko i wyciągnął klucze. Podrzucił je 

do góry, złapał i przesunął nimi po szyi Mary.

-  Niech  pani  uważa,  co  mówi  o  właścicielu  tej  rezydencji.  On  nie  jest  ani  okropny,  ani 

samolubny. A za chwilę będzie pani kochankiem.

- To twój dom?

- Patrz, wystarczyło, że mnie poprosiłaś, żebym się z tobą ożenił, a ja natychmiast otwieram 

przed tobą moje wspaniałe serce i mój wspaniały dom.

- Serce masz wspaniałe, ale dom... - rzekła Mary, uśmiechając się przewrotnie.

- Wejdź i przekonaj się.

Tom przekręcił klucz w zamku i drzwi posłusznie się otworzyły.

- Mam cię przenieść przez próg?

- Zostawmy sobie coś na dzień ślubu.

Mary zgrabnie przeskoczyła próg i rozejrzała się.

- Och! Jak tu ślicznie! I jest kominek. Jaka ładna kuchnia! Marzyłam o takich szafkach.

Tom otworzył okno i do środka wpadło świeże, nagrzane powietrze.

- Cieszę się, że mój dom ci się podoba. Kupiłem go parę lat temu, kiedy zacząłem myśleć o 

odejściu  z  wojska.  Chciałem  być  blisko  rodziny,  ale  wiedziałem,  że  będzie  mi  trudno 

przystosować się do życia razem z nimi.

- Jak tu czysto!

- To dzięki  Angeli. Zagląda  tu  od  czasu do czasu.  Dom jest  mały, ale możemy dobudować 

piętro i tam urządzić pokój dla Ethana.

- Będzie szczęśliwy.

- Jak myślisz, będzie nam tu dobrze?

- Jak w bajce.

- Jeśli dobudujemy piętro, zrobimy drugą łazienkę i drugi pokój dziecinny.

background image

- Dla jakiego dziecka? - spytała nieśmiało.

- Dla tego, które się urodzi.

Jego spojrzenie wywołało w Mary rozkoszny dreszcz.

- Marzę o drugim dziecku. Tom położył dłoń na jej brzuchu.

- Tym razem oboje od samego początku będziemy się nim cieszyć.

Mary miała łzy w oczach.

- Poprzednim razem tyle straciłeś...

- Ale przyszłość przed nami. - Delikatnie pocałował ją w czoło, wziął za rękę i poprowadził 

do drugiego pokoju. - A to nasza sypialnia.

Pokój był nieduży i skromnie umeblowany, ale widok z okna zapierał dech w piersi. Po niebie 

płynęły różowe chmury, a dolina tonęła w złocie zachodzącego słońca. Mary stanęła przy oknie; 

była szczęśliwa jak nigdy.

Tom podszedł, otoczył ją ramionami i pocałował w szyję.

- Kochanie, jesteśmy w naszym domu.

- Nareszcie - szepnęła wzruszona.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda.

- Wszystko wydaje mi się zbyt piękne. Tak długo czekaliśmy. ..

-  Kocham  cię  nad  życie  -  szepnął  Tom.  -  Obiecuję,  że  zrobię  wszystko,  co  w  mojej  mocy, 

żebyś była szczęśliwa.

Mary westchnęła, odwróciła głowę i pocałowała Toma w podbródek.

- Też cię kocham nad życie. I też chcę cię uszczęśliwić. Spojrzeli sobie w oczy. Byli pewni, 

że to, co teraz sobie obiecują, jest równie szczere i ważne jak przysięga, którą w dniu ślubu złożą 

przy świadkach.

Tom pieszczotliwe przesunął dłońmi po jej ramionach. Mary zadrżała z pożądania.

- Nikt nie budził we mnie tak silnych uczuć.

- Mary... moja Mary. Zawsze byłaś moją. Pocałowała go w usta, a on ujął jej twarz w dłonie i 

odwzajemnił pocałunek.

- Masz ładną suknię, ale.. - szepnął.

- Przeszkadza, prawda?

- Odgadujesz moje myśli. To też mi przeszkadza - rzekł, ściągając koszulę.

Mary przytuliła się do niego i pieszczotliwie przesunęła dłońmi po gładkiej skórze.

background image

- Masz jeszcze wspanialsze  ciało niż kiedyś. Usłyszała  zduszony śmiech  i poczuła, że Tom 

rozpina jej stanik.

- Zmieniłam się po urodzeniu Ethana - powiedziała speszona.

- Czyżby? - Tom pieszczotliwie dotknął jej piersi. - Nadal jesteś piękna, a nawet piękniejsza.

Pieścił  ją  delikatnie,  bez  pośpiechu,  a  ona  pragnęła  należeć  do  niego  całym  ciałem  i  całą 

duszą.

- Czy wiesz, jak bardzo cię pragnę?

- Jeśli tak, jak ja ciebie, to... Pamiętasz tę noc, kiedy czekałeś na mnie na rogu ulicy?

- Nigdy jej nie zapomnę. Mignęłaś mi w oknie, ale nie wiedziałem, że widzę cię ostatni raz. 

Tak długo czekałem.

- Teraz nie musisz czekać.

- Całe szczęście.

Oboje wiedzieli, że ich serca nigdy nie były bardziej przepełnione miłością, a ich pożądanie 

silniejsze. Ta miłość była nagrodą. Wymarzoną i wytęsknioną.