JOAN ELLIOTT PICKART
Aniołowie i elfy
Angels And Elves
Tłumaczyła: Maria Filimon
PROLOG
Forrest MacAllister przystanął w progu salonu, by przyjrzeć się leżącej na
kanapie kobiecie. Wsparta na ułożonych wysoko poduszkach czytała powieść,
zupełnie nie zdając sobie sprawy z jego obecności.
Andrea, jego mała siostrzyczka, wyrosła na piękną kobietę, pomyślał.
Kasztanowe loki opadały na ramiona w uroczym nieładzie, a brązowe oczy
lśniły jasnym, czystym blaskiem. Co najważniejsze jednak, w cudowny sposób
emanowało od niej szczęście i autentyczna radość życia.
Andrea, doszedł do wniosku, odznacza się również największym i
najokrąglejszym brzuchem, jaki kiedykolwiek widział. Bliźnięta zdecydowanie
zajmowały wiele miejsca w łonie swojej ciężarnej mamy. Tak, jego siostrzyczka
oczekiwała narodzin dzieci.
– I co nowego, słoneczko? – Tym pytaniem przerwał panującą w pokoju
ciszę.
Twarz Andrei rozjaśnił uśmiech.
– Forrest! Wielkie nieba, ty naprawdę wróciłeś. Uściskaj mnie. Nie
słyszałam, kiedy wszedłeś.
– John wpuścił mnie, wychodząc – wyjaśnił Forrest, przemierzając pokój.
– Twój mąż wygląda jak człowiek sukcesu. – Pochylił się, by objąć siostrę. – To
mi się podoba. Mogę uściskać trzy osoby jednocześnie.
Andrea zaśmiała się.
– Wyglądam okropnie. Przypominam wyrzuconego na brzeg wieloryba. A
teraz zostałam jeszcze skazana na leżenie w łóżku, na kanapie lub w fotelu, po
to, by moje maleństwa nie pojawiły się na świecie za wcześnie.
– Wyglądasz wspaniale.
– Jestem gruba. Gruba, to właściwe słowo. Usiądź, proszę. Chcę się tobie
przyjrzeć. Och, Forreście, tak się cieszę, że zdążyłeś wrócić przed narodzinami
dzieci. Rok bez ciebie to zdecydowanie za długo. Bardzo za tobą tęskniliśmy.
– Ja także tęskniłem za wami, choć ten wyjazd z pewnością był dla mnie
wspaniałym doświadczeniem, o którym nigdy nie zapomnę. Japonia jest piękna,
Andreo. A zaprojektowanie domu, który wtopiłby się w krajobraz, zachowując
jednocześnie własny, niepowtarzalny charakter, stanowiło wielkie wyzwanie.
– Przysyłałeś wspaniałe listy, chociaż wciąż jesteś na bakier z ortografią.
– Ortografia nadal jest obcą mi sztuką. – Ziewnął. – Straciłem rachubę
czasu. Nie mam nawet pojęcia, jaki dzisiaj jest dzień. Przyjechałem tu prosto z
lotniska, ale mama i tata będą musieli zadowolić się rozmową przez telefon do
czasu, aż się trochę wyśpię.
– I nasi bracia. Do nich też lepiej zadzwoń. Michael i Ryan tak bardzo się
cieszą, że wróciłeś do domu na dobre.
– Na pewien czas mam dość podróżowania. Posłuchaj, naprawdę muszę
trochę się przespać. Zamierzałem tylko wpaść na chwilę zobaczyć, jak się
miewasz.
– Forreście, zanim pójdziesz, chciałam jeszcze o czymś z tobą
porozmawiać. To nie potrwa długo.
– Mów śmiało.
– Hm, wiesz, że moją ulubioną autorką jest Jillian Jones-Jenkins i że kilka
lat temu spotkałam ją w księgarni Deedee Hamilton. Bardzo się
zaprzyjaźniłyśmy od tamtej pory.
Forrest skinął głową.
– Tak, Jillian pisze te ckliwe romansidła, za którymi przepadasz.
– Nie zaczynaj. To naprawdę brzydko drażnić kobietę w błogosławionym
stanie. Tak więc, Jillian jeździła ostatnio po kraju, podpisując swoje książki, a
jutro zatrzyma się w księgarni Deedee. Proszę, Forreście, czy mógłbyś tam
pójść, kupić najnowszą powieść Jillian i poprosić o autograf dla mnie? – spytała
nieśmiało Andrea.
– Ale dlaczego ja? Przecież Deedee może to dla ciebie zrobić, a nawet
sama Jillian na pewno z chęcią przywiezie ci swoją książkę.
– Cóż... – Andrea uśmiechnęła się. – Chodzi jeszcze o coś.
– Aha. Niedobrze – stwierdził Forrest. – Ten błysk w twoim oku źle
wróży. Pamiętam z dzieciństwa, że podobna minka zawsze zwiastowała kłopoty.
– Forreście, Forreście, bądź dobry dla swojej słodkiej małej siostrzyczki.
Chodzi mi tylko o drobną przysługę.
– Oszczędź mnie – poprosił, wznosząc wzrok ku niebu.
– Tyle razy zwiodły mnie twoje niewinne słówka, że to zbrodnia znów
wykorzystywać moją naiwność.
– Musisz bardziej ufać ludziom – zwróciła mu uwagę.
– Nie zamierzasz wracać do pracy przez pewien czas, prawda?
– Prawda – potwierdził, przyglądając się jej nieufnie.
– Zamierzam trochę odpocząć. W Japonii pracowałem zwykle siedem dni
w tygodniu.
– Znakomicie. Widzisz, Deedee i ja bardzo martwimy się o Jillian.
Wybrała się w to męczące tournee po kraju, czując się zupełnie wyczerpana
jeszcze przed wyruszeniem w drogę. Dlaczego była taka zmęczona? Cieszę się,
ż
e spytałeś.
– Nic nie mówiłem.
– Wiem. Mam wrażenie, że Jillian zapomniała, jak odpoczywać, cieszyć
się życiem, łączyć ze sobą pracę i relaks. Tak bardzo zaangażowała się w
pisanie, że prawie nie widywałyśmy jej ostatnio. Rzadko opuszczała swoją
pracownię.
– I?
– Pamiętam czasy, kiedy wszyscy czworo byliśmy dziećmi. Mama
wówczas mówiła czasami, że nadeszła pora, by jej elfy i aniołki wzięły się do
pracy.
– Tak, pamiętam. Kosiliśmy wtedy trawnik przed domem jakiejś pary
staruszków, robiliśmy zakupy dla kogoś chorego, ty czasem opiekowałaś się
czyimś dzieckiem. Co kilka miesięcy mama wyznaczała nam takie „anielskie”
zadania.
– Dokładnie tak. Forreście, chciałyśmy prosić cię z Deedee, byś podjął się
tego rodzaju misji wobec Jillian Jones-Jenkins. Zabierz ją gdzieś, zabawcie się,
spraw, żeby znów zaczęła cieszyć się życiem. Mam nadzieję, że Jillian szybko
uświadomi sobie, jak bardzo je zubożyła.
– Och, nie – zaprotestował Forrest ze zmarszczonymi brwiami – chyba
ż
artujesz. To bez sensu, Andreo. Nawet nie znam tej kobiety. Chcesz, bym
pomógł jej odnaleźć radość życia? To najbardziej bezsensowna anielska misja, o
jakiej kiedykolwiek słyszałem.
– Ależ skąd! Jest jakby specjalnie pomyślana dla ciebie. Masz trochę
wolnego czasu. Jesteś przystojny, czarujący, inteligentny i podobasz się
kobietom. Wszyscy wiemy, że ciągną one do ciebie jak pszczoły do miodu.
– Pochlebstwa nic nie pomogą.
– Nie odmawiaj. Obiecaj chociaż, że zastanowisz się nad tym.
– Andreo...
– Tak?
– Zgoda, zgoda – odparł, unosząc do góry ręce. – Pomyślę o tym.
– Dobrze.
– Przez jakieś pięć sekund. A potem powiem: nie.
– Do licha, Forreście, nie bądź taki uparty. Posłuchaj, pójdź jutro do
księgarni i kup dla mnie nową książkę Jillian. Przy okazji będziesz mógł ją
poznać.
– Andreo, nie przyszło ci do głowy, że Jillian może nie być zachwycona
intrygą, którą uknułyście z Deedee?
– To dla jej dobra. Naprawdę martwimy się o nią. Nie będzie wiedziała,
ż
e robisz to dla mnie. To bardzo szlachetna misja, Forreście.
Wstał.
– Pójdę kupić tę książkę – zgodził się wreszcie – i poznam Jillian. Co
poza tym? Niczego nie obiecuję. Mam trzydzieści dwa lata. Do tej pory
powinienem był nauczyć się, że twoje pomysły zawsze oznaczają kłopoty przez
duże „K”. Nie powinienem nawet przechodzić w pobliżu tej księgarni.
– Ale zrobisz to, bo jesteś cudowny i uwielbiam cię. Ogromnie się cieszę,
ż
e wróciłeś.
– Wiem – odparł ze śmiechem – że od pierwszego dnia, kiedy pojawiłaś
się na świecie, umiałaś owinąć mnie wokół swego małego palca. – Pochylił się,
by pocałować ją w czoło. – Do zobaczenia, urocza intrygantko.
– Do zobaczenia, Forreście. I dziękuję.
Andrea poczekała, aż usłyszy trzask zamykanych drzwi, po czym
podniosła słuchawkę stojącego obok telefonu. Bez namysłu nacisnęła kilka
klawiszy.
– Deedee? Forrest właśnie wyszedł ode mnie. Nie powiedział: tak, ale i
nie odmówił. Jutro pojawi się w twojej księgarni, by kupić dla mnie nową
książkę Jillian i...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wszystkiego dobrego, Jillian Jones-Jenkins
Jillian patrzyła na słowa, która napisała na tytułowej stronie leżącej przed
nią książki.
Wypisana dedykacja była dla niej jedynie serią liter bez jakiegokolwiek
znaczenia. Czuła się tak wyczerpana, że nie była w stanie odczytać nawet
własnego imienia.
Potarła czoło i potrząsnęła lekko głową, próbując skupić uwagę na tym,
co działo się dokoła. Zdobyła się na słaby, lecz dość przekonujący uśmiech.
– Proszę. – Podała grubą, oprawioną w twardą okładkę książkę
uśmiechniętej kobiecie czekającej po drugiej stronie przykrytego koronkową
serwetą biurka. – Mam nadzieję, że spodoba się pani „Uścisk nocy”.
– Och, wiem, że tak – zapewniła przyszła czytelniczka, przyciskając
książkę do piersi niczym skarb. – Podobały mi się wszystkie pani powieści,
panno Jones-Jenkins. Wciąż czytam je od nowa. Są takie cudowne,
romantyczne, pełne liryzmu. – Westchnęła. – Och, mogłabym mówić o nich bez
końca. Chciałabym, żeby wiedziała pani, jak wiele piękna wniosły pani książki
w moje życie.
– To bardzo uprzejme z pani strony. Mam nadzieję, że nigdy pani nie
zawiodę.
Kobieta odeszła i następna czytelniczka położyła na biurku książkę.
Jillian odszukała stronę tytułową, a potem zawahała się przez moment,
podnosząc wzrok, by rozejrzeć się po przestronnej, dobrze zaopatrzonej
księgarni.
Mężczyzna wciąż tu był.
Obserwował ją. Była tego pewna.
Jillian, daj spokój, napomniała siebie. Zmęczenie zmęczeniem, ale to już
przesada. Gdyby ktoś spojrzał na nią krzywo lub powiedział złe słowo,
najprawdopodobniej wybuchnęłaby płaczem niczym rozgrymaszone niemowlę,
domagające się snu.
Nic dziwnego, że tak bardzo zaniepokoiła ją obecność tego mężczyzny.
Był jedynym przedstawicielem swojej płci w księgarni Deedee Hamilton i za
każdym razem, kiedy spoglądała w jego stronę, patrzył na nią.
Ten mężczyzna, rozważała dalej, wypisując kolejny autograf, jest
niezwykle przystojny. Zauważyła, że ma około metra dziewięćdziesięciu
wzrostu, ciemne, kasztanowe włosy, jest opalony, a jego twarz odznacza się
szlachetnymi, wyrazistymi rysami. Oczy nieznajomego wydawały się brązowe,
stał jednak za daleko, by mogła być tego pewna.
– Chce pani, żebym napisała „Wesołych Świąt Bożego Narodzenia,
Margaret”? – spytała Jillian kolejną miłośniczkę swoich powieści. – Jest dopiero
luty.
– Wiem, kochanie. – Kobieta uśmiechnęła się. – Już teraz zaczynam
gromadzić prezenty gwiazdkowe. W ten sposób przez cały rok mam wrażenie,
ż
e święta są tuż, tuż.
– Ach, rozumiem – odrzekła z pobłażliwym uśmiechem Jillian. Myślami
znów powróciła do przystojnego nieznajomego, który tak zaintrygował ją tego
dnia.
Był mężczyzną po trzydziestce. Jego sylwetkę doskonale podkreślały
ciemnoszare spodnie i czarny pulower włożony na białą, rozpiętą pod szyją
koszulę. Taki strój znakomicie nadawał się na tę porę roku w Kalifornii.
Jillian podała książkę zapobiegliwej czytelniczce.
– Życzę udanego lutego dla pani i wesołych świąt Bożego Narodzenia dla
Margaret.
– Och, czy nie słodka z pani dziewczyna! – zawołała wielbicielka prozy
Jillian. – Cudownie było panią poznać.
Cudownie? zastanowiła się Jillian. Nie, cudownie byłoby zanurzyć się w
gorącej, pachnącej kąpieli, słuchając przy tym łagodnych dźwięków muzyki.
Potem wślizgnąć się pomiędzy szeleszczące prześcieradła, położyć głowę na
miękkiej poduszce, otulić się kocami i spać, spać, spać. Ten scenariusz wydawał
się jej cudowny.
Deedee Hamilton, atrakcyjna, trzydziestoletnia kobieta, właścicielka
Books and Books, stanęła przy biurku.
– Proszę się pospieszyć, drogie panie – zwróciła się uprzejmie do swoich
klientek. – Robi się późno, a nie chcemy zatrzymywać tu panny Jones-Jenkins
po zamknięciu księgami. Nasz gość powrócił właśnie z długiej trasy objazdowej
po Stanach związanej z promocją swoich najnowszych książek. Pośpieszmy się
więc, dobrze? Za dziesięć minut zamykamy. Kto następny?
Aha, pomyślała Jillian, ciekawe, co się teraz zdarzy? Mężczyzna, ten
przystojny Casanova, będzie musiał odkryć swoje karty. Nie będzie mógł dłużej
ukrywać się w zacienionych zakamarkach sklepu.
Jillian nagle poczuła lęk, choć nie przestawała się uprzejmie uśmiechać.
Nie powinna lekceważyć dziwnego zachowania nieznajomego. Koleżanki
pisarki opowiadały jej o incydentach z niezrównoważonymi psychicznie
mężczyznami, którzy uznawali, iż sam fakt opisywania scen miłosnych w
książkach świadczy o gotowości autorek romansów do przeżycia rzeczywistych
przygód erotycznych. Ponieważ była potwornie zmęczona, nie poświęciła
czającemu się wśród półek mężczyźnie wystarczająco wiele uwagi. Nie potrafiła
jednak znaleźć żadnego wytłumaczenia jego tak długiej obecności w księgarni i
uporczywego przyglądania się jej. Jillian ogarniał coraz większy niepokój.
Podniosła wzrok, by zauważyć, że nieznajomy znów przeszedł w inne
miejsce. Przeglądał teraz książkę kucharską, którą, o wielkie nieba, trzymał do
góry nogami!
Wstrząsnął nią dreszcz. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Oddała podpisaną
książkę stojącej przed nią uszczęśliwionej kobiecie. Jeszcze tylko jedna osoba
czekała na autograf.
Pora działać, pomyślał Forrest MacAllister. Musi zrobić to teraz.
Zerknął na trzymaną w ręku książkę kucharską, teraz dopiero zauważając,
ż
e trzyma ją do góry nogami. Zamknął książkę i szybko odstawił na półkę.
Jillian Jones-Jenkins bez wątpienia była kobietą atrakcyjną. Cóż, jeśli
urocza pisarka tak wygląda w stanie skrajnego wyczerpania, wypoczęta musi
być prawdziwą pięknością.
Tak, zdecydował Forrest, zmęczona czy wypoczęta jest niezwykle
atrakcyjna. Jeszcze raz obrzucił ją uważnym spojrzeniem. Falujące
ciemnobrązowe włosy sięgały ramion. Miała delikatne rysy, zmysłowe usta i
duże, wspaniałe szare oczy w oprawie czarnych rzęs. Jej oczy były naprawdę
piękne.
W pewnym momencie Jillian wstała, pozwalając mu przyjrzeć się swojej
szczupłej, lecz bardzo kobiecej figurze doskonale podkreślonej przez kostium w
kolorze herbacianej róży. Była dość wysoka i miała, jak sądził, około trzydziestu
lat.
Tak, Jillian Jones-Jenkins jest niewątpliwie piękną kobietą, musiał
przyznać Forrest.
Westchnął.
Jego ukochana, szalona siostrzyczka zażyczyła sobie, żeby zajął się panną
Jones-Jenkins. Andrea zdecydowanie miała zbyt wiele czasu. Jej pomysł był
szalony i dziwaczny.
Poprosi pannę Jones-Jenkins o autograf, odda książkę Andrei i
zdecydowanie odmówi udziału w jej machinacjach.
– Dobranoc. Proszę nas odwiedzać. – Deedee Hamilton pożegnała
ostatnią klientkę. – Christy – zwróciła się do siedzącej za kasą dziewczyny –
zmykaj do domu. Dzisiaj przeszłaś prawdziwy chrzest bojowy. Mieliśmy tu
niezły tłok.
Chrzest bojowy! Jillian to militarne określenie, którego użyła Deedee,
przypomniało o kręcącym się po księgarni tajemniczym nieznajomym. Z
pewnością ma przy sobie broń. O, nie, mężczyzna z rewolwerem, który czyta
książki kucharskie, trzymając je do góry nogami, szedł w jej stronę. Skradał się.
Poruszał się jak pantera czyhająca na swoją ofiarę.
A ofiarą była ona.
On zaś miał rewolwer.
Nie, nie. Chwileczkę. Musi się uspokoić. Ten mężczyzna nie ma przy
sobie broni. Przynajmniej ona nic nie wie na ten temat. To zmęczenie daje o
sobie znać. Zaczyna wierzyć w bzdury, które sama wymyśliła. Ten facet nie ma
rewolweru. A może jednak?
Nieznajomy zbliżał się, a Jillian znów odczuła mrowienie wzdłuż
kręgosłupa. Rzeczywiście miał brązowe oczy. Niezwykle piękne. Prawdę
mówiąc, to bardzo przystojny mężczyzna. Szkoda, że jest maniakiem
seksualnym, który przyszedł tu, by ją porwać i...
Jillian poderwała się, chwytając jedyną posiadaną przez siebie broń –
pióro, którym podpisywała książki.
– Stój! – krzyknęła, wycelowując ostrze stalówki w pierś napastnika. –
Jeśli zrobisz jeszcze jeden krok, ty złoczyńco... obleję cię atramentem!
Forrest znieruchomiał, ze zdumieniem przyglądając się grożącej mu
kobiecie.
– Słucham? – spytał.
– Jillian? – zawołała Deedee, zajęta zamykaniem drzwi po wyjściu
Christy. Po chwili znalazła się u boku przyjaciółki. – Co się dzieje?
– Ten... nikczemnik czaił się między półkami przez ponad dwie godziny.
– Nikczemnik? – powtórzył Forrest, unosząc w górę brwi. – Złoczyńca?
– Nie ruszaj się. – Jillian wciąż trzymała pióro wycelowane w jego pierś.
– Deedee, dzwoń po policję. Szybko. Idź do telefonu i...
– O co pani chodzi? – zapytał wciąż nie mogący ochłonąć ze zdumienia
Forrest.
– Jillian – zaczęła łagodnie Deedee – kochanie, jesteś zbyt zmęczona, by
w tej chwili myśleć logicznie. Jestem pewna, że pan... – Uniosła brwi,
spoglądając na nieznajomego.
– MacAllister – odparł szybko. – Forrest MacAllister, ale proszę nazywać
mnie Forrestem.
– Jestem pewna – oznajmiła Jillian – że ten łotr wymyślił to imię w
chwili, gdy zadałaś mu pytanie, Deedee.
– Łotr? – raz jeszcze zdziwił się Forrest, spoglądając w stronę Deedee. –
Czy ona zawsze zwraca się do ludzi w ten sposób? Złoczyńca? Nikczemnik?
Łotr?
Deedee wzruszyła ramionami.
– Pisze powieści historyczne. Musi dobrze poznać język danej epoki i
czasami również sama go używa. Zwłaszcza wtedy, gdy jest bardzo zmęczona
lub zestresowana.
– Och. – Kiwnął głową ze zrozumieniem. – Fascynujące.
– Deedee! – zawołała zniecierpliwiona Jillian. – Czy mogłabyś wezwać
policję?
– Uspokój się, Jillian – poprosiła łagodnie Deedee. – Posłuchajmy
wyjaśnień pana MacAllistera, dlaczego „czaił” się w księgarni, dobrze?
– Czy mogłabyś zmienić ton? – wycedziła Jillian przez zaciśnięte zęby. –
Zwracasz się do mnie jak do czteroletniego dziecka, które boi się kominiarza.
– A więc proszę przestać się zachowywać jak dziecko – poradził Forrest.
– Ach! – z oburzeniem zawołała Jillian. – Jest pan nie tylko podły, ale
również grubiański.
– Podły? – powtórzył ze zdumieniem. – Dlaczego pani tak sądzi? Podły i
grubiański. – Wybuchnął śmiechem, nie spuszczając wzroku z Jillian. – Jest
pani naprawdę oryginalna. – Była urocza, czarująca i bardzo piękna. – Zawsze
miałem słabość do ekscentrycznych kobiet. Pani zachowanie jednak przekracza
wszelkie granice mojej tolerancji. Jest pani intrygującą kobietą, panno Jones-
Jenkins. – Jego uśmiech zbladł. Forrest patrzył teraz prosto w oczy Jillian.
– Tak, niezwykle intrygującą.
Jillian otwierała już usta, kiedy nagle uświadomiła sobie, że nie wie, co
powiedzieć. Wzrok Forresta MacAllistera nie pozwalał jej myśleć logicznie, nie
mogła mówić. Ledwie była w stanie oddychać.
Wielkie nieba, ten mężczyzna jest naprawdę wspaniały. Opanowany i
pewny siebie. A te oczy, te zupełnie odbierające jej siłę woli brązowe oczy...
Jillian, dość, dość, dość, złajała samą siebie. Była wykończona i skłonna
wyolbrzymiać wszystko. Dość tych nonsensów!
Oderwała wzrok od oczu Forresta, odkładając pióro na biurko.
– Och, do diabła, chyba rzeczywiście zachowałam się śmiesznie –
oświadczyła, unosząc w górę ręce. – A więc, czego właściwie pan chce, panie
MacAllister?
Ciebie, pomyślał Forrest. Ogromne szare oczy Jillian były urzekające. To
czarodziejka. Panna Jillian Jones-Jenkins mówiła językiem ubiegłych stuleci.
Zafascynowała go, zupełnie zawróciła mu w głowie.
– I jak? – spytała Deedee. – Czy ogłosiliście zawieszenie broni?
– Nie jestem łajdakiem – oświadczył Forrest, potrząsając głową. – Czy tę
sprawę możemy uznać za wyjaśnioną? Przyszedłem tu w określonym celu.
– Ciekawe, w jakim – zainteresowała się Jillian, krzyżując ręce na piersi.
– Właśnie mam zamiar to wyjaśnić – powiedział z naciskiem. – Zaraz po
wejściu kupiłem jedną z pani książek. Leży na ladzie, a na paragonie jest moje
nazwisko.
– A więc dlaczego czaił się pan? – spytała Jillian, lekko pochylając się w
jego stronę. – Proszę mi odpowiedzieć.
– Ponieważ książkę tę kupiłem dla mojej siostry, Andrei – wyjaśnił. –
Andrei MacAllister Stewart. Pani przyjaciółki. Tej, która spodziewa się bliźniąt i
nie może wychodzić z domu, by nie sprowokować zbyt wczesnego pojawienia
się maleństw na świecie. Andrea bardzo żałuje, że nie mogła sama przyjść tutaj
dzisiaj.
– Teraz wszystko rozumiem – rozpromieniła się Deedee. – Forrest
MacAllister! Andrea tak często mówiła o panu. Bardzo cieszyła się na pana
powrót z Japonii. I proszę, wreszcie się doczekała. Czy to nie cudowna
niespodzianka, Jillian? Mamy wreszcie okazję poznać brata Andrei, Forresta.
– No, cóż. – Jillian uniosła głowę. – Pokrewieństwo z Andreą to nie
powód, by czaić się między regałami.
– Och, a czego, u licha, spodziewała się pani? – spytał, podnosząc głos. –
Miałem może stać w kolejce po autograf na ckliwym romansidle razem z
tłumem chichoczących bab? Nigdy w życiu, skarbie.
– No, no – mruknęła Deedee.
Chyba nieco przesadziłem, pomyślał Forrest.
Jillian ogarnęła taka wściekłość, że gotowa była w tym momencie
zamordować tego pewnego siebie gbura. Oczy, dotąd szare i łagodne, płonęły
gniewem i oburzeniem. Jej policzki pałały, a piersi, bujne, kształtne piersi,
unosiły się gwałtownie.
Była zachwycająca.
– Ty... ty... – zaczęła Jillian, – Nic nie mów – próbował powstrzymać ją
Forrest. Szybko uniósł w górę obie ręce na znak, że się poddaje. – To źle
zabrzmiało. Chciałem tylko powiedzieć... – Myśl, MacAllister! Twoje życie jest
w niebezpieczeństwie! – Każdy mężczyzna czułby się nieswojo w otoczeniu
tylu kobiet. – Posłał pannie Jones-Jenkins swój najbardziej promienny uśmiech.
– Denerwowałem się.
– Jak cholera – stwierdziła Jillian, patrząc na niego spod zmrużonych
powiek.
Uśmiech zniknął z twarzy Forresta.
– Nie sądzę, by tego rodzaju słów używały damy w ubiegłych stuleciach.
To zresztą nieważne. Jestem przekonany, że pani książka jest wspaniała,
naprawdę cudowna. Lubię romanse. Do licha, uwielbiam romanse. Jestem
bardzo romantycznym facetem. Poważnie. Może pani spytać jakąkolwiek
kobietę, z którą... Przepraszam.
– Panie MacAllister – przerwała mu Jillian.
– Forreście. Proszę zwracać się do mnie po imieniu. Szczerze podziwiam
każdego, kto potrafi napisać książkę i doprowadzić do jej wydania. Jeśli chodzi
o pisanie, jestem w stanie jedynie wypisywać czeki. Byłbym naprawdę
wdzięczny, gdyby zgodziła się pani złożyć autograf na książce, którą kupiłem
dla mojej siostry. Lektura pani najnowszej powieści z pewnością pozwoli jej
choć na chwilę zapomnieć o obawach związanych z czekającym ją porodem.
Proszę mi wierzyć, sam przeczytam tę książkę od pierwszej do ostatniej strony.
Przepraszam, jeśli obraziłem panią. Obecność tylu kobiet naprawdę mnie
zestresowała. Czy zechce pani podpisać książkę Andrei?
Forrest MacAllister nie gra uczciwie, pomyślała Jillian. Miał jednak w
sobie tyle wdzięku, zaś ton jego głosu nie pozostawiał wątpliwości co do tego,
ż
e bardzo kocha swoją siostrę.
Odkąd zaprzyjaźniły się z Andreą, zawsze zdawała sobie sprawę z tego,
ż
e MacAllisterowie są bardzo oddani sobie nawzajem. Kiedy była młodsza,
zastanawiała się czasem, jak to by było, gdyby miała braci, siostry i rodziców,
którzy...
– Jillian? – przerwał jej rozmyślania Forrest.
– Tak, oczywiście – odparła z uśmiechem. – Z przyjemnością zrobię to
dla Andrei.
– Chwała Bogu – Deedee odetchnęła z ulgą. Szybko podała książkę
Jillian. – Pisz.
Jillian usiadła przy stole i posłusznie wypełniła polecenie przyjaciółki.
Kilka minut później wręczyła książkę Forrestowi.
– Proszę – powiedziała. – Mam nadzieję, że „Uścisk nocy” spodoba się
Andrei. Proszę jej powiedzieć, że wkrótce zjawię się u niej.
– Dziękuję.
Raz jeszcze spojrzeli sobie w oczy i znów żadne z nich nie poruszyło się,
wstrzymując oddech. Ich serca biły szybko i zdawało się im, że świat wokół
nich nagle przestał istnieć.
– Cóż, ja... – zaczęła Deedee.
– Co? – zawołali jednocześnie zaskoczeni Jillian i Forrest, kiedy słowa
Deedee przerwały tę magiczną chwilę.
Deedee położyła rękę na sercu.
– Chciałam tylko powiedzieć, że księgarnia jest już zamknięta i możesz
jechać do domu, żeby odpocząć, Jillian. Z chęcią odwiozłabym cię, ale jestem
umówiona na spotkanie.
– Wezwę taksówkę – stwierdziła Jillian, wstając. – W ogóle się mną nie
przejmuj.
– Z przyjemnością odwiozę panią do domu, panno... – Forrest urwał na
moment – Jillian.
– Och, nie, pojadę taksówką, panie MacAllister. Dziękuję – powiedziała,
nie patrząc na niego.
– Forreście – poprawił ją. – Proszę się zgodzić. W ten sposób będę mógł
choć trochę zrehabilitować się po tym, jak wystraszyłem cię dzisiaj, „czając” się
pomiędzy regałami. Odwiozę cię do domu, zgoda? A więc skoro to już
ustaliliśmy, jedźmy.
– Świetny pomysł – poparła go Deedee. – Naprawdę nie masz powodu do
niepokoju, Jillian. Znamy Andreę, Forrest jest jej bratem, to wystarczy. Jesteś
całkowicie bezpieczna, choć może zbyt zmęczona, by zdawać sobie z tego
sprawę.
– Ale... – próbowała zaprotestować Jillian, lecz nikt nie zwracał na nią
uwagi.
– Jillian przyjechała tutaj prosto z lotniska – Deedee poinformowała
Forresta.
– Idę po samochód – oświadczył Forrest, ruszając w stronę drzwi.
– Dobrze – odparła zrezygnowana Jillian. – Niech będzie, co ma być.
Deedee przekręciła klucz w drzwiach po wyjściu Forresta i Jillian. Potem
podeszła do telefonu i wykręciła numer Andrei.
– Było niełatwo – oznajmiła przyjaciółce – ale udało się. Forrest odwozi
Jillian do domu. Twój brat jest naprawdę niesamowicie przystojny. Na razie
wszystko idzie dobrze... pod warunkiem, że Jillian nie zamorduje go po drodze.
Tak więc, jutro...
ROZDZIAŁ DRUGI
Samochód Forresta był starym, czterodrzwiowym modelem BMW z
szarą, pluszową tapicerką. Jak bardzo chce mi się spać, pomyślała Jillian,
zajmując miejsce obok kierowcy. Od jej domu dzieliło ich dwadzieścia minut
jazdy. Wytrzyma jakoś tę podróż, a potem będzie mogła spać do woli. Podczas
najbliższych dwudziestu minut nie miała zamiaru zwracać najmniejszej uwagi
na Forresta MacAllistera.
Ten mężczyzna był groźny. Emanował męskością, sprawiając, że ona
sama czuła się teraz kobietą bardziej niż kiedykolwiek. Jej ciało pulsowało
pożądaniem. Gorącym, słodkim i bardzo nie chcianym pożądaniem.
Och, wszystko to było jedynie wytworem jej zmęczonego umysłu. Za
chwilę znajdą się przed jej domem, pożegna Forresta i na tym skończy się ich
znajomość. Nigdy więcej go nie zobaczy.
Nigdy? Nigdy więcej nie spojrzy w te orzechowo-brązowe oczy? Nie
ujrzy zmysłowych ust, wyrazistej twarzy, mocnych szerokich barków? Nigdy
więcej nie usłyszy śmiechu Forresta? Nigdy... Och, Jillian, proszę, uspokój się.
Pomyśl o śnie i nie bądź idiotką.
Odepchnęła natrętne myśli i zapadła w lekką drzemkę.
Jesteś naprawdę piękna, stwierdził Forrest, zerkając na swoją pasażerkę.
Jillian spała. Oddychała wolno i spokojnie, a jej delikatne rysy we śnie
złagodniały.
Chciałby wierzyć, że to jego towarzystwo dawało jej tak duże poczucie
bezpieczeństwa, że pozwoliła sobie na sen. Takie przypuszczenie sprawiło mu
radość, lecz niestety było nieprawdziwe. W rzeczywistości to wycieńczenie
fizyczne było powodem, że panna Jones-Jenkins zasnęłaby nawet w obecności
Kuby Rozpruwacza.
Zaśmiał się w duchu, przypominając sobie słowa, jakimi nazwała go
dzisiaj. Jej sposób wyrażania się naprawdę mu się podobał. Jillian Jones-Jenkins
była fascynującą kobietą. Wyjątkową. Inteligentną. Utalentowaną. Czarującą.
Wspaniałą.
Ale czy Jillian była osobą, którą powinien się zaopiekować?
Z pewnością nie zamierzał spełnić śmiesznej prośby Andrei. Z drugiej
jednak strony przyjście na świat bliźniaków było poważną sprawą i
zdecydowanie nie chciał drażnić siostry, żeby nie stało się to za wcześnie.
Cóż, umówi się więc z Jillian i podczas tego spotkania porozmawia z nią
o tym, jak ważna jest w życiu właściwa hierarchia wartości. To wszystko, co
może zrobić dla Andrei, ze względu na stan jej zdrowia, jako dobry i lojalny
brat. Tak, nie pozwoli przecież, by manipulowała nim jego zwariowana
siostrzyczka.
Zanim Forrest dojechał pod podany przez Jillian adres, zapadł zmrok.
Znajdowali się teraz w zamożnej dzielnicy na skraju Ventury pełnej starych,
eleganckich domów. Kiedy podjechali bliżej, zapaliły się lampy oświetlające
front domu.
Forrest spojrzał na Jillian, by sprawdzić, czy światła nie obudziły jej, lecz
dziewczyna nadal spała twardo, również wtedy, gdy zatrzymał się i wyłączył
silnik.
Patrzył na nią przez długą chwilę, walcząc z chęcią pocałowania
kuszących, lekko rozchylonych ust. Ogromnym wysiłkiem woli skierował swoją
uwagę znów na dom. Otynkowany na biało budynek z czerwonym dachem
zdobiły wąskie, wysokie okna i rzeźbione drzwi frontowe z ciemnego drewna.
Całość otaczała bujna zieleń, starannie utrzymana i doskonale podkreślająca
wykwintny charakter posiadłości. Forrest skinął głową z aprobatą, a potem
przeniósł wzrok na swoją pasażerkę. Po krótkim wahaniu położył dłoń na
ramieniu Jillian i delikatnie nią potrząsnął.
– Jillian? – powiedział cicho. – Jesteś w domu. Obudź się, żebyś mogła
pójść spać. – Zmarszczył czoło, bo dziewczyna się nie obudziła. – Jillian, Jillian,
słońce, wstań i świeć.
– Nie, powiadam wam, żem zmęczona – mruknęła, układając się
wygodniej na fotelu. – Odejdźcie.
Forrest uśmiechnął się, raz jeszcze zachwycony jej słownictwem.
– Czas już, lady Jillian – zaczął ponownie – by udała się pani na
spoczynek do swojej komnaty. – Nieźle, MacAllister, zaczynał zasmakowywać
w tym szaleństwie. – Lady Jillian?
Spod długich rzęs patrzyła na niego para zdumionych oczu.
– Co? Gdzie? – spytała Jillian, a potem nagle wyprostowała się. – Och,
ja... – Spojrzała na Forresta. – Zasnęłam. To bardzo nieuprzejme z mojej strony.
– W ogóle się tym nie przejmuj. Pomyśl, że jestem jedynie zwykłym
taksówkarzem, a ty niezwykle zmęczoną pasażerką.
– Nie będę się z tobą sprzeczać – stwierdziła, otwierając drzwiczki wozu.
– Teraz marzę tylko o tym, żeby położyć się do łóżka.
To interesujące, pomyślał Forrest. Nawet więcej niż interesujące.
Jillian podeszła do drzwi i ziewając, przekręciła klucz. Forrest wyjął
bagaże, jakimś cudem dając radę wziąć na raz wszystkie cztery walizki, po
czym podążył za Jillian do środka.
Z zaciekawieniem rozejrzał się wokół. Dom był urządzony w
południowo-zachodnim stylu, a w wystroju wnętrza przeważały kolory:
łososiowy, jasno-turkusowy i kremowy, tworząc kojącą, spokojną atmosferę.
– Ładnie – pochwalił, kiwając głową. – Bardzo ładnie urządziłaś dom.
– Dziękuję. Oprowadziłabym cię po nim, ale jestem tak zmęczona, że
najprawdopodobniej zabłądziłabym sama. – Znów ziewnęła. – Jestem
wykończona.
– Czy chciałaby pani, żebym zaniósł bagaże do jej komnaty, lady Jillian?
Zachichotała, po czym szybko zasłoniła usta ręką, sama zaskoczona tą
dziecinną reakcją.
– Nie, drogi giermku – odparła, skinieniem ręki dając mu znak do
odejścia. – Niech zostaną tutaj. – Potem uśmiechnęła się. – Dziękuję za
odwiezienie mnie, Forreście. Miło było cię poznać i przepraszam za moje
dziwne zachowanie w księgarni. Byłam zbyt zmęczona, by do końca
kontrolować to, co mówię.
– Cóż, lady Jillian – zaczął z uśmiechem – zastanawiałem się, czy nie
zechciałaby pani zjeść ze mną jutro kolacji?
– Kolacji? O, tak, oczywiście. Do widzenia. – Obróciła się i ruszyła do
sypialni.
– Jillian?
– Tak?
Zatrzymała się, by spojrzeć na niego przez ramię.
– O co chodzi?
– Nie sądzisz, że powinnaś zamknąć za mną drzwi?
– Och. Tak. Oczywiście, że powinnam. Gdzie moja głowa?
– Marzy o poduszce i głębokim śnie.
Jillian stanęła obok niego przy drzwiach, przytrzymując się klamki.
– Siódma trzydzieści – przypomniał jej.
– Naprawdę? – odparła wyraźnie zdziwiona. – Nie, nie jest jeszcze chyba
tak późno. Cóż, może jest. – Wzruszyła ramionami. – Jakie to ma znaczenie?
– Przyjadę po ciebie o siódmej trzydzieści – wyjaśnił, a potem popatrzył
na nią z zastanowieniem. – Czy będziesz pamiętała o tej rozmowie?
– Oczywiście. Nie mam sklerozy.
Forrest zrobił krok do przodu i szybko pocałował ją w usta.
– Dobrze, a więc do zobaczenia. – Świetnie. Jego misja została oficjalnie
rozpoczęta. – Śpij dobrze, Jillian.
Jillian powoli zamknęła drzwi i przekręciła klucz. Czubkami palców
bezwiednie dotknęła ust. Na wargach wciąż czuła ciepło pocałunku Forresta.
O pierwszej w nocy Forrest zamknął książkę, którą czytał nieprzerwanie
od chwili powrotu do domu.
„Uścisk nocy”, informował widniejący na okładce tytuł. Dzieło Jillian
Jones-Jenkins.
Była to niesłychanie dobrze napisana powieść. Nie sądził, że ta lektura go
zaciekawi, obiecał jednak Jillian, że przeczyta jej książkę, i dlatego jedynie
sięgnął po ten romans.
Ku zaskoczeniu Forresta ciekawa akcja wciągnęła go bez reszty,
przygody bohaterów zafrapowały od pierwszej strony i z przejęciem przewracał
kolejne kartki, by poznać dalsze losy wymyślonych przez Jillian postaci.
Przez wiele lat kpił z Andrei, że czyta głównie łzawe romansidła. Cóż,
teraz będzie musiał ją przeprosić, zwłaszcza że zamierzał pożyczyć od siostry
także inne powieści Jillian.
Jillian, pomyślał, obracając książkę, tak by obejrzeć umieszczoną na
okładce z tyłu fotografię. Była naprawdę piękna, choć biało-czarne zdjęcie nie
oddawało w pełni urody szarych oczu, jedwabistych, ciemnobrązowych włosów
i kremowej cery. Przeniósł wzrok na usta Jillian.
Jej piękne, koralowe wargi stworzone były do pocałunków. Nigdy dotąd
nie zdarzyło się mu do tego stopnia ulec impulsowi, by pocałować dopiero co
poznaną kobietę. Tym razem zrobił to bez zastanowienia. Po prostu pochylił się
i pocałował ją. Właściwie tylko musnął wargami. Ot, zwyczajny, przelotny
pocałunek.
Nieprawda. Kiedy spotkały się ich usta, ogarnęła go fala cudownych,
niespodziewanych wrażeń. Pragnął wziąć Jillian w ramiona, pogłębić pocałunek,
czuć odpowiedź jej ciała.
Poznanie panny Jones-Jenkins bez wątpienia wywarło na nim głębokie
wrażenie. Raz jeszcze spojrzał na jej fotografię.
– Dobranoc, lady Jillian. Nie mogę się doczekać jutrzejszego wieczoru.
Wczesnym popołudniem następnego dnia Jillian obróciła się na bok i
uchyliła jedno oko, próbując przypomnieć sobie, w jakim hotelu przyszło jej
spać tej nocy. Po chwili otworzyła także drugie oko, uśmiechnęła się i
przeciągnęła jak zadowolony kociak. Nareszcie wróciła do domu.
– Cudownie – powiedziała głośno.
Chwilę później jednak, kiedy Jillian bardziej oprzytomniała, na jej czole
pojawiła się zmarszczka.
Miała dziwny i absurdalny sen z Forrestem MacAllisterem w roli
głównej. Występował w stroju angielskiego arystokraty z ubiegłego stulecia. Był
ubrany w koszulę z żabotem i falbaniastymi mankietami, a całości dopełniały
obcisłe spodnie wsunięte w długie skórzane buty. Gęste kasztanowe włosy,
ś
ciągnięte czarną wstążką, opadały na plecy.
Ona miała na sobie wspaniałą suknię balową z ciemnozielonego atłasu z
głęboko wyciętym dekoltem. Starannie zebrane do góry włosy zdobiły zielone
wstążeczki.
Oboje z Forrestem wyglądali niczym bohaterowie jednej z jej powieści.
Tańczyli na zatłoczonej sali balowej, później w księgarni Deedee, a na koniec w
jej własnym salonie.
– Co za nonsens – zawołała, odrzucając kołdrę.
Ruszyła przez pokój, po to, by znów przystanąć zaledwie po kilku
krokach. Dotknęła ust czubkami palców, gdy wspomnienie pocałunku Forresta
znów wywołało w niej dreszcz. Zaraz, zaraz. Ten pocałunek nie zdarzył się we
ś
nie. Forrest MacAllister pocałował ją naprawdę.
Z lekkim niesmakiem poszła do łazienki i chwilę później stała pod
gorącym strumieniem prysznica. Cóż, musiała przyznać, że choć krótki, był to
pocałunek bez wątpienia niezwykły. I raczej... kurtuazyjny... Tak, to było
właściwie słowo. Może odrobinę zbyt śmiały, jeśli wziąć pod uwagę, że dopiero
co się poznali, ale bez wątpienia przyjemny.
Wycierając się dużym, miękkim ręcznikiem, Jillian miała dręczące
poczucie, że zapomniała o czymś istotnym. Ale o czym? Była tak zmęczona
wczorajszego wieczoru, że w żaden sposób nie mogła przypomnieć sobie, o
jakiej to ważnej rzeczy miała dzisiaj pamiętać.
Kwitując wszystko wzruszeniem ramion, wyszła ostatecznie z łazienki i
poszła przebrać się w sprane dżinsy, workowatą czerwoną koszulkę z napisem
„Pisarze zawsze mają ostatnie słowo” i skarpetki ozdobione biało-czerwonymi
kropkami.
Po wypiciu filiżanki herbaty i zjedzeniu muesli z jogurtem, zadzwoniła do
swojej sekretarki, Lorraine, by powiadomić ją, że wróciła do domu.
Niezawodna jak zawsze Lorraine poinformowała Jillian, że wszystkie
rachunki zostały opłacone, dostawa prasy będzie wznowiona od dziś, gosposia
uzupełniła zapasy w spiżarni oraz w lodówce i wszystko jest pod kontrolą.
– Jesteś nieocenionym skarbem – stwierdziła Jillian.
– Wiem – odparła Lorraine. – Jestem fantastyczna. Mam tu listy od
twoich wielbicieli, lecz nie martw się, nie mam zamiaru odwiedzać cię przez
najbliższe dwa tygodnie. Oficjalnie dziś rozpoczynasz swój urlop. Czym
zamierzasz zająć się tym razem?
– Nie wiem jeszcze – przyznała Jillian. – Program trasy był tak
zaplanowany, że nie miałam czasu o tym pomyśleć.
– Cóż – odparła sekretarka Jillian. – Nie mogę się doczekać, by poznać
twój tegoroczny Plan. Plan przez duże P, oczywiście. W ostatnich latach
podczas swoich dwutygodniowych wakacji jeździłaś na wycieczki, uczyłaś się
szydełkowania, czytałaś bajki dzieciom w szpitalu lub podejmowałaś się innych
pożytecznych zajęć. Najbardziej podziwiałam cię wówczas, gdy postanowiłaś
wytapetować łazienkę.
Jillian zaśmiała się.
– Którą później i tak musiał zająć się fachowiec.
– To prawda. Wielkie nieba, Jillian, trudno mi uwierzyć, że nie masz
jeszcze żadnego planu. Dziś jest pierwszy dzień twych wakacji i sama
rozumiesz, że marnujesz czas nawet teraz, gdy rozmawiamy.
– Wiem. Przez cały czas zastanawiam się nad tym i odpowiem ci później,
Lorraine. Aha, a jak miewają się twój mąż i wnuki?
– Mój mężuś wciąż najbardziej lubi wylegiwać się na kanapie, a dzieciaki
są wspaniałe i niewiarygodnie bystre. Do usłyszenia, moja droga.
Jillian powoli odłożyła słuchawkę, której przyglądała się potem jeszcze
przez długą chwilę.
Lorraine miała rację. Zawsze szczegółowo planowała swoje wakacje na
długo przed nadejściem tych oczekiwanych przez długie miesiące dwóch
tygodni. Jej wydawca zajmował się teraz przygotowaniem do druku kolejnej
powieści, mordercze tournee dobiegło końca, a ona miała dla siebie całych
czternaście dni przed przystąpieniem do pisania nowej książki.
– Pomyśl, czym się zająć, Jillian – powiedziała głośno. Rozpakowując
bagaże, piorąc i susząc rzeczy, przez cały czas zastanawiała się, jak zaplanować
ten cenny czas. Myślała nad tym, sortując papiery i przygotowując listę
księgarzy, którym powinna podziękować, odnosząc całą korespondencję do
dużego, słonecznego gabinetu, którego drzwi następnie stanowczo zamknęła,
obiecując sobie nie otwierać ich przez najbliższe dwa tygodnie.
Myślała o tym wciąż, jedząc kanapkę z masłem orzechowym i bananem, a
potem oglądając telewizję.
Kiedy zaczął zapadać zmrok, zaciągnęła zasłony, włączyła lampy i
rozpaliła ogień w kominku, myśląc ciągle o tym samym.
Wreszcie usadowiła się na kanapie, wyciągając przed siebie stopy w
kolorowych skarpetkach. Nadal nie przychodził jej do głowy żaden genialny
pomysł, jak wykorzystać te wyjątkowe dwa tygodnie.
– Muszę coś zjeść – powiedziała, wstając gwałtownie. – Głodny człowiek
nie ma inwencji.
Kilka minut później, zamówiwszy oryginalną włoską pizzę Super
Supreme Deluxe, nerwowo przechadzała się po salonie, mrucząc do siebie:
– Skoki na spadochronie? Och, nie, najprawdopodobniej połamałabym
sobie nogi. Kurs wykwintnego gotowania? – Potrząsnęła głową. – Zrobiłabym
się gruba jak beczka. Nauka rosyjskiego? Japońskiego? Francuskiego? –
Zmarszczyła czoło. – Z kim będę rozmawiała po rosyjsku? Och, do licha,
zmarnowałam już jeden z moich cennych czternastu dni.
Z westchnieniem rezygnacji opadła na kanapę, by obserwować płonący na
kominku ogień. Z tego hipnotycznego niemal transu wyrwał ją dźwięk telefonu.
– Jillian? Tu Deedee. Od rana zamierzałam zadzwonić do ciebie, miałam
tu jednak tak wielu klientów, że dopiero teraz mogłam wyrwać się na chwilę.
Jest coś ważnego, o czym chciałam z tobą porozmawiać. Wolałabym zrobić to
osobiście, ale... Czy masz czas na pogawędkę?
– Oczywiście. W czym problem?
– Przede wszystkim chciałam podziękować za to, że również Books and
Books zaszczyciłaś swoją obecnością.
– Och, to jest dla mnie zawsze sama przyjemność. Twoi klienci są
przemili. A więc, o czym to tak ważnym chciałaś porozmawiać?
– Och, cóż... – Deedee urwała na moment. – Skoro słyszę twój głos,
rozumiem, że Forrest MacAllister dowiózł cię wczoraj bezpiecznie do domu. Ty
zaś nie zamordowałaś go po drodze ani nie oblałaś atramentem.
– Przespałam całą drogę.
– Och, nie. Jesteś zupełnie beznadziejna. To najbardziej seksowny facet,
jakiego znam, Jillian. I w dodatku jest sympatyczny. A ty przespałaś całą drogę
do domu?
– I kto to mówi? Nigdy dotąd nie wypowiedziałaś ani jednego dobrego
słowa pod adresem jakiegokolwiek mężczyzny. Tępisz ich na każdym kroku.
– To nieprawda. W tej chwili spotykam się z trzema różnymi
mężczyznami. Kłopot w tym, że kiedy któryś z nich zaczyna traktować naszą
znajomość zbyt poważnie, tracę do niego sympatię.
– Masz serce zimne jak lód, Deedee. W tym problem. Czy to właśnie było
tak „ważne”?
– Nie. Mmm, to znaczy w pewnym sensie...
– Deedee!
– Dobrze, już przechodzę do istoty sprawy. – Odetchnęła głęboko. –
Jillian, chciałabym, żebyś wysłuchała spokojnie tego, co mam ci do
powiedzenia. Czy zaplanowałaś, czym zajmiesz się tym razem w czasie urlopu?
– Jeszcze nie, co bardzo mnie niepokoi. Zmarnowałam już cały jeden
dzień. A dlaczego pytasz?
– Mm, cóż, Andrea zamartwia się z powodu Forresta. Bardzo ciężko
pracował w Japonii, prawie w ogóle nie odpoczywając. Teraz przyrzekł przez
kilka tygodni nie wracać do pracy, lecz Andrea mówi, że z pewnością nie
dotrzyma słowa. Znów będzie ślęczał godzinami nad deską kreślarską. Była tak
przejęta, że niemal płakała, kiedy rozmawiałyśmy o Forreście. Tak bardzo
martwi się o niego, Jillian. Chcąc ją uspokoić, obiecałam, że spróbujemy
wymyślić jakiś sposób, żeby pomóc mu zrelaksować się, zapomnieć choć na
trochę o pracy, cieszyć się okresem odpoczynku.
– Wciąż nie rozumiem jednak – zauważyła Jillian – jaki związek praca
zawodowa Forresta MacAllistera może mieć ze mną.
– W tobie jedyna nadzieja. Zajmij się Forrestem MacAllisterem. Potraktuj
to jako swoje wakacyjne zadanie.
– Co? – pisnęła Jillian.
– Jillian, proszę, wysłuchaj mnie do końca. Wiesz przecież, że Andrei nie
wolno się denerwować, a właśnie to robi z powodu Forresta. Andrea potrzebuje
twojej pomocy, Jillian. Jesteś jedyną osobą, która może wpłynąć na Forresta,
przekonać go, by rozsądniej dzielił czas pomiędzy obowiązki i odpoczynek.
Andrea jest tak przygnębiona z jego powodu. – Deedee westchnęła. – To
naprawdę może jej zaszkodzić.
– Wy dwie kwalifikujecie się do domu wariatów – stwierdziła Jillian. –
Forrest nie jest dzieckiem, którym trzeba się zajmować. To dorosły mężczyzna,
za którego nikt nie może podejmować decyzji.
– Oczywiście, że może. Kto się do tego najlepiej nadaje? Ty.
Wyświadczysz w ten sposób przysługę swojej drogiej przyjaciółce Andrei. Miej
na względzie te słodkie maleństwa, które niedługo pojawią się na świecie. Ona
naprawdę cię potrzebuje. Podobnie jak Forrest. Jak możesz jej odmówić?
– Deedee, Forrest MacAllister nie wygląda na mężczyznę, któremu
brakowałoby damskiego towarzystwa.
– Rzeczywiście, masz rację. Problem jednak w tym, że on nigdy nie ma
czasu, żeby cieszyć się tym, co oferuje życie. Musisz być śmiała i odważna.
Wystąp z inicjatywą, zaproś go gdzieś, pomóż mu uporządkować życie. To
wspaniałe i szlachetne zadanie, Jillian. Pomyśl, jaką przysługę wyświadczysz
Andrei i Forrestowi.
– Pomyślę raczej o tym, gdzie uzyskać fachową pomoc dla was dwóch.
Musicie być niespełna rozumu, Deedee. To szalony pomysł.
– Nieprawda! Posłuchaj, kiedy MacAllisterowie byli mali, ich matka co
pewien czas wysyłała ich do ludzi z konkretną misją. Kosili trawniki, trzepali
dywany i tym podobne. Czy to nie urocze?
– Zbyt urocze, by to wyrazić słowami – odparła Jillian z ironią.
– A więc prosimy cię teraz, żebyś została dobrym duszkiem Forresta
MacAllistera.
– Deedee...
– Nie odmawiaj, Jillian. Obiecaj chociaż, że o tym pomyślisz. Kiedy się
nad tym dobrze zastanowisz, zrozumiesz, że to rozwiązanie idealne dla
wszystkich zainteresowanych. Ty będziesz miała zajęcie, Forrest uporządkuje
swoje życie, Andrea przestanie się martwić.
– Deedee, ja naprawdę nie chcę... – Dzwonek u drzwi sprawił, że Jillian
urwała w pół zdania. – Ktoś przyszedł. Przynieśli pewnie zamówioną przeze
mnie pizzę.
– Dobrze, kończmy tę rozmowę. Obiecaj tylko, że zastanowisz się nad
moją propozycją.
– Dobrze, zgoda, zastanowię się. Muszę iść, cześć, Deedee. – Jillian
odłożyła słuchawkę i wstała szybko. – Pizza! Sytemu człowiekowi nie
przychodzą do głowy głupie pomysły. – Przemaszerowała przez salon. – Andrea
i Deedee powinny zacząć lepiej się odżywiać.
Po drodze wzięła ze stojącego w holu kredensu dwudziestodolarowy
banknot.
– Naprawdę nie czekałam długo – zaczęła, otwierając drzwi. –
Dzwoniłam zaledwie kilka minut... – Zamilkła, zapominając jednak zamknąć
usta. Jej oczy rozszerzyły się.
Przed nią, ubrany w ciemnoszary garnitur i jasnoniebieską koszulę z
doskonale dobranym jedwabnym krawatem, stał Forrest MacAllister.
– Andreo! – powiedziała do słuchawki Deedee. – Na razie wybawił nas
dostawca pizzy. Jillian nie spodobał się nasz pomysł. Udało mi się jedynie
uzyskać od niej obietnicę, że się nad nim zastanowi.
– Zobaczymy, co z tego wyniknie. Bądźmy w kontakcie. Naprawdę, kiedy
zdecydowałyśmy, że Forrest i Jillian idealnie pasują do siebie, nawet nie
podejrzewałam, że Amor będzie musiał tak ciężko pracować. Ale ostateczny
sukces wynagrodzi nam te trudy! Pa!
ROZDZIAŁ TRZECI
Jillian spoglądała z niedowierzaniem na stojącego przed nią Forresta
MacAllistera. Promienny uśmiech rozjaśniający jego twarz w pierwszej chwili
ustępował teraz miejsca wyrazowi zaniepokojenia, kiedy Forrest przyjrzał się jej
strojowi.
Jillian patrzyła na niego wyraźnie zaskoczona. Dopiero po dłuższej chwili
odzyskała głos.
– Forrest? – spytała. – Myślałam, że to dostawca pizzy.
– Nie – odparł powoli. – Nie jestem dostawcą. Jestem mężczyzną, z
którym umówiłaś się na kolację.
– Ja?
– Tak, ty. Czy mogę wejść?
– Tak, oczywiście – powiedziała, ustępując mu z drogi. Wyglądał
wspaniale. Pachniał cudownie. Jego woda kolońska miała bardzo przyjemny,
piżmowy zapach.
Kiedy zamknęła drzwi, Forrest przyjrzał się jej dokładniej.
No pięknie, pomyślał. Jillian miała na sobie workowatą koszulkę, sprane
do białości dżinsy i dziwaczne skarpetki. Mimo to emanowała kobiecością,
sprawiając, że jego serce zaczęło mocniej bić.
– Musieliśmy się źle zrozumieć – zasugerowała niepewnie Jillian.
– Prawdę mówiąc, obawiałem się tego – stwierdził. – Chciałem
zadzwonić, by potwierdzić nasze spotkanie, ale masz zastrzeżony numer.
Wątpiłem, czy będziesz pamiętać, że umówiłaś się ze mną na kolację.
Jillian dotknęła dłonią piersi, a w jej oczach wciąż malowało się
zdumienie.
– Ja umówiłam się z tobą na kolację?
– Oczywiście. Staliśmy wczoraj w tym samym miejscu, kiedy
powiedziałem, że przyjadę po ciebie o siódmej trzydzieści.
– Och, Forreście, przepraszam. Nie pamiętałam o tym. Coś mnie
niepokoiło, nie wiedziałam jednak, co to takiego. Naprawdę bardzo mi przykro.
– Nie szkodzi – odparł z uśmiechem. – Byłaś wczoraj tak zmęczona, że
wcale nie miałem pewności, czy zdajesz sobie sprawę, o czym rozmawiamy.
Zamilkł, kiedy znów odezwał się dzwonek u drzwi.
– Przynieśli pizzę – oznajmiła Jillian, a kilka minut później stała przed
nim, trzymając ogromne, płaskie pudełko.
– Mmm – zamruczała – wdychając głęboko zapach jednej ze swych
ulubionych potraw. – Czy to nie cudowne?
– To największe opakowanie pizzy, jakie kiedykolwiek widziałem.
– Forreście, posłuchaj. Naprawdę przykro mi, że zapomniałam o naszym
spotkaniu. Czy nie zechciałbyś zostać i zjeść ze mną tej pizzy? Wystarczyłoby
jej dla pułku piechoty. Mógłbyś zdjąć marynarkę i krawat, poczuć się
swobodniej i urządzilibyśmy sobie pizza party.
– Dzięki za zaproszenie.
– Świetnie – ucieszyła się. – Przyniosę obrus i rozłożę go na podłodze
przed kominkiem. Tutaj będzie nam przyjemniej niż w kuchni. Zaraz wracam –
obiecała, wychodząc szybko z pokoju.
To będzie prawdziwy piknik, pomyślał, zdejmując krawat. Jillian Jones-
Jenkins jest bez wątpienia oryginalną kobietą. Kiedy spotkał ją po raz pierwszy
w Books and Books, w każdym calu wyglądała na wysokiej klasy
profesjonalistkę. Kto mógł wówczas przypuszczać, że ma ona w swojej
garderobie także skarpetki w kropki i że jada pizzę, siedząc na podłodze.
Lady Jillian była kobietą intrygującą i z pewnością wiele razy go jeszcze
zaskoczy. Z przyjemnością zabierze ją kiedyś do eleganckiej restauracji, ale
dzisiejszy wieczór także zapowiadał się ciekawie.
Forrest wepchnął krawat do kieszeni, powiesił na krześle marynarkę i
zdjął buty. Potem rozpiął dwa górne guziki koszuli i podwinął mankiety.
Był gotów na pizza party oraz inne niespodzianki, jakie mogły przynieść
najbliższe godziny.
Jillian wróciła z kraciastym plastykowym obrusem, który rozłożyli razem
przed kominkiem. Przyniosła także szklanki, lemoniadę w dzbanku i serwetki, a
pośrodku umieściła pudło z pizzą.
Siedząc na ziemi niczym Indianie, oparci plecami o kanapę, oboje
wstrzymali oddech, gdy Jillian podnosiła wieczko pudełka.
– Niebiański zapach – zauważył Forrest z uśmiechem. – Mam nadzieję, że
nie każesz mi zgadywać, z czym jest ta pizza.
– To dzieło sztuki – powiedziała Jillian. – A więc do dzieła, Forreście.
Oboje zjedli z wielkim apetytem po dwa kawałki tego imponującego
dania, a potem przez chwilę odpoczywali.
Jakie to dziwne, zastanawiała się Jillian, pijąc lemoniadę. Doświadczała
uczucia przyjemnego ciepła i spokoju, a jego źródłem był niewątpliwie siedzący
obok niej na podłodze mężczyzna. W jakiś sposób pasował do jej domu i dobrze
czuła się w jego towarzystwie.
– Jillian – głos Forresta wyrwał ją z zamyślenia. – Przeczytałem wczoraj
„Uścisk nocy” i bardzo spodobała mi się twoja powieść.
– Dziękuję – powiedziała i znów ugryzła kawałek pizzy.
– Najwyraźniej miałem mylne wyobrażenie na temat romansów. Oddając
dzisiaj książkę Andrei, musiałem przeprosić za to, że przez lata wyśmiewałem
jej lektury.
– To miłe. Poprosiłam, by nie dodawali sardeli do tej pizzy, mam
nadzieję, że ci to nie przeszkadza. Nie znoszę tych małych, ościstych rybek.
– Co takiego? Nie, ja też ich nie lubię. Tak więc, twoja powieść jest
rzeczywiście doskonała. Siedziałem do późna, żeby ją skończyć. Tak bardzo
byłem ciekaw, jak bohaterowie rozwiążą swoje problemy. Ich sytuacja przez
długi czas wydawała się beznadziejna, a jednak wspaniale udało ci się
ostatecznie rozwikłać skomplikowaną intrygę.
– Dziękuję. Czy dolać ci lemoniady?
– Nie, dziękuję. Czy sama prowadzisz badania? Bardzo wiernie oddałaś
realia historyczne. Wszelkie szczegóły dotyczące ubioru, mebli, jedzenia,
zwyczajów towarzyskich są zgodne z duchem epoki. Czy zatrudniasz kogoś, by
wynajdywał dla ciebie te informacje?
– Nie, sama prowadzę badania. Mam obszerną bibliotekę, w której
zgromadziłam opracowania dotyczące różnych epok. Uff, dość. Cztery kawałki
pizzy to dla mnie zdecydowanie za dużo.
– Ja też się najadłem. Pizza była wyśmienita i dziękuję, że zaprosiłaś mnie
do wspólnego posiłku. Czy sama zatytułowałaś tę powieść „Uścisk nocy”, czy to
pomysł wydawcy?
– Ja wymyśliłam ten tytuł, choć czasami w wydawnictwie dokonują
zmian z powodów, które wydają mi się zupełnie bez sensu.
– Czy to cię irytuje?
– Nie, teraz już nie. Nie ma dla mnie znaczenia, czy moi czytelnicy będą
pamiętać tytuł. Chcę, żeby zapamiętali moich bohaterów, ich przygody. Zaniosę
resztę pizzy do lodówki.
– Zgoda. A ja zwinę obrus – zaproponował.
To interesujące, stwierdził, kiedy Jillian odeszła do kuchni. Miał
wrażenie, że Jillian nie chce mówić o swoim pisarstwie. Sądził, że autorka
równie utalentowana jak ona z przyjemnością będzie rozmawiała o swoich
książkach z każdym, kto okaże choć minimalne zainteresowanie. Ale nie.
Pracujące zawodowo kobiety, z którymi spotykał się do tej pory, były
zwykle tak oddane swojej karierze, że nie potrafiły rozmawiać na żaden inny
temat. Pod tym względem zachowanie Jillian przyjemnie go zaskoczyło.
Jillian wróciła po obrus, a potem znów wycofała się do kuchni. Po drodze
zastanawiała się, jak powinna pokierować dalej ich rozmową. Forrest
interesował się jej pisarstwem. Zwykle lubiła mówić na ten temat nawet podczas
wakacji, dziś jednak miała inny cel. Chciała poznać bliżej Forresta, dowiedzieć
się, dlaczego pracuje więcej niż powinien.
Wróciła do salonu, znów siadając obok swojego gościa. W tym samym
momencie i ona, i Forrest obrócili się lekko, by lepiej widzieć swoje twarze. Ich
spojrzenia spotkały się, lecz oboje milczeli.
Jej oczy są niewiarygodne, pomyślał Forrest. Kolor przywodził na myśl
londyńską mgłę albo puszyste, szare kocięta. Czy ich odcień zmieniłby się pod
wpływem pożądania? Chciał znaleźć odpowiedź na to pytanie. Pragnął kochać
się z Jillian Jones-Jenkins.
Jillian odwróciła wzrok, by strzepnąć z koszulki niewidzialny pyłek.
Ile czasu patrzyła w orzechowo-brązowe oczy Forresta? Nie potrafiłaby
powiedzieć. Nie była w stanie wykonać najmniejszego ruchu, a jej serce biło jak
oszalałe.
Forrest MacAllister jest niebezpiecznym mężczyzną, ponieważ wzbudza
pożądanie, skłaniając jej umysł do zdecydowanie niepokojących rozważań.
– A więc – zaczęła odrobinę za głośno. Nie śmiała podnieść wzroku i
spojrzeć na Forresta. – Andrea mówiła mi, że jesteście rodziną architektów.
Wasz ojciec założył podobno firmę, mając za cały kapitał własne marzenia i
zatrudniając żonę na stanowisku sekretarki. Teraz wszyscy pracujecie razem.
– Tak. Rodzice przeszli na emeryturę i odpoczywają, podróżując po
całym świecie. Mój brat, Ryan, nie jest architektem, lecz świetnym, naprawdę
oddanym pracy policjantem.
– Nie pamiętam, jak nazywa się twój najstarszy brat.
– Michael. Jest żonaty i ma syna. Wspaniały dzieciak. Michael lubi
wyzwania, jakie niosą ze sobą renowacje starych budynków. Wykonał wiele
projektów prac restauracyjnych i w tej chwili dostaje mnóstwo zleceń. Czasami
nie jest w stanie ich wykonać. Następny, jeśli chodzi o wiek, jest Ryan. Ożenił
się jakieś trzy miesiące temu. Andrea to nasza maskotka.
– Czy zatrudniliście kogoś na miejsce Andrei, kiedy lekarz kazał jej
pozostać w łóżku?
Forrest skinął głową.
– Andrea znalazła na swoje miejsce bardzo zdolną dziewczynę. Moja
siostra jest nie tylko architektem, ale zna się też na projektowaniu zieleni.
Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że jest to dziedzina na tyle
skomplikowana, by wymagać studiów uniwersyteckich. Dzięki Andrei nasza
firma może świadczyć pełny zakres usług. Jesteśmy w stanie zaprojektować nie
tylko dom, lecz również jego otoczenie, jeśli otrzymamy takie zamówienie.
Naprawdę jesteśmy dumni z Andrei. Brak nam jej, od kiedy wycofała się w
swoje domowe zacisze.
Jillian uśmiechnęła się, napotykając wzrok Forresta.
– Nie ma wątpliwości, że jesteście bardzo sobie bliscy. To naprawdę
urocze.
– Zawsze tak było. – Wzruszył ramionami. – Czasem można mieć tego
dość, jako że wszyscy czują się upoważnieni do dawania sobie nawzajem
dobrych rad bez pytania, czy ktoś sobie tego życzy. Ogólnie jednak dobrze
wiedzieć, że jest na kim polegać w razie potrzeby.
– To wspaniale. Ja jestem jedynaczką. Zawsze marzyłam o tym, by mieć
braci, siostry i rodziców, którzy... To znaczy braci i siostry.
Dlaczego nagle zamilkła, wspomniawszy o rodzicach, zastanawiał się
Forrest. Co Jillian chciała powiedzieć?
– Teraz wiem znacznie więcej o twojej rodzinie – stwierdziła.
Gromadziła informacje dotyczące Forresta na wypadek, gdyby jednak...
choć nie wydawało się to zbyt prawdopodobne. Postanowiła pomóc
zapracowanemu panu MacAllisterowi.
– Masz więc teraz – podjęła z uśmiechem przerwaną na chwilę rozmowę
– około trzydziestu lat?
– Trzydzieści dwa.
– Ja skończyłam trzydzieści kilka miesięcy temu. Sądząc z tego, co
słyszałam lub przeczytałam, powinnam spodziewać się, że w moim życiu
nastąpi niebawem okres depresji. – Wzruszyła ramionami. – Moje samopoczucie
jednak wciąż jest dobre.
– Cóż, wielu ludzi zapewne uważa, że jeśli ktoś nie założył rodziny przed
trzydziestką, jest skazany na przegraną.
– Ja wyszłam za mąż w wieku dwudziestu lat, a rozwiodłam się dwa lata
później. To tamten związek był skazany na przegraną.
– Co się stało?
– To stara historia – powiedziała, wykonując lekceważący gest ręką. –
Nie warto o tym mówić. Rozmawiamy teraz o tobie. Jesteś jedynym pośród
swego rodzeństwa, który nie założył rodziny. – Zaśmiała się. – Jeśli jesteś
ż
onaty, musiałbyś być przy tym bardzo bezczelny, by przyjąć dziś moje
zaproszenie.
Forrest położył dłoń na sercu.
– Nie jestem żonaty – oświadczył z poważną miną – ani nigdy nie byłem.
– Wiem, żartowałam tylko. Andrea wspominała, że jesteś kawalerem. Ale
– pochyliła się lekko w jego stronę – dlaczego?
– Nie spotkałem dotąd właściwej kobiety.
Bingo, pomyślała Jillian. Mężczyźni zupełnie nie mają fantazji. W
pewnych sytuacjach wszyscy powtarzają te same, oklepane frazesy. To zdanie
słyszała już zbyt wiele razy i doskonale wiedziała, co oznacza naprawdę:
Forresta nie interesuje małżeństwo.
– Wyobrażam sobie, biorąc pod uwagę sposób, w jaki ty, Andrea i
Michael zarabiacie na życie – odrzekła swobodnym tonem – że twój dom
przypomina rezydencję z okładek katalogów.
– Nie mam domu – odparł. Kiedyś marzył o domu. Dużym i
przestronnym, którego ściany odbijałyby echo dziecięcego śmiechu i tupot
małych stópek. Miał być tam także duży ogród, w którym biegałyby dzieci i
pies. Może również i kot. – Mieszkam w wieżowcu.
Nie chciał mieć prawdziwego domu, skonstatowała Jillian. Wolał
mieszkanie w bloku, by uniknąć kłopotów związanych z koszeniem trawnika,
naprawianiem cieknących kranów i dachu, wywożeniem śmieci. Nie był typem
domatora.
Spoglądała na swoje skarpetki. Poruszała palcami, wprawiając tym w
ruch kolorowe kropki.
– Myślałam o Andrei i Johnie – odezwała się po chwili. – Urodzą im się
bliźniaki. Cała wasza rodzina musi być podekscytowana!
Forrest zaśmiał się.
– Narodziny bliźniaków to rzeczywiście niecodzienne wydarzenie.
Podwójna radość, ale też i praca.
– Na pewno – potwierdziła, kiwając głową. – Doskonale rozumiem, co
chcesz powiedzieć. – Forrest MacAllister nie marzył o dzieciach i ojcostwie.
Dobrze się spisałaś, panno Jones-Jenkins, Jillian w duchu pochwaliła
samą siebie. Zebrała dane i przeanalizowała je. Forrest był robiącym karierę
młodym mężczyzną, wolnym i nie pragnącym zobowiązań, jakie nieuchronnie
wiązały się z posiadaniem domu, rodziny, dziecka.
– Proszę, nie zrozum mnie źle, Jillian – powiedział Forrest. – Ja chcę się
ożenić, mieć dom i dzieci.
Oczy Jillian rozszerzyły się.
– Naprawdę? Ale mówiłeś przecież... to znaczy... Naprawdę chcesz?
– Tak. Podejrzewam, że tak bardzo boję się tego, gdyż wiele małżeństw
moich przyjaciół skończyło się rozwodami. Kiedy mąż i żona poświęcają się
karierze zawodowej, brakuje czasu na życie rodzinne. Praca zawsze jest
stawiana na pierwszym miejscu.
– Och – zdziwiła się Jillian. Czy rzeczywiście jej domysły były aż tak
dalekie od prawdy? Nigdy dotąd nie myliła się tak bardzo. – Istnieje coś takiego
jak kompromis, panie MacAllister.
Zmarszczył brwi.
– Nieczęsto udaje się go osiągnąć. Wszystko zaczyna się dobrze, lecz
coraz więcej znanych mi osób ma kłopoty. Oczywiście, nie jestem człowiekiem
zacofanym, uważającym, że miejsce kobiety jest w domu przy dzieciach.
Dochodzę po prostu do wniosku, że nie odpowiada mi styl życia, jaki wymusza
model rodziny, w którym oboje małżonkowie pracują. Obawiam się, że jestem
skazany na starokawalerstwo, a moje kontakty z dziećmi będą musiały
ograniczyć się do zabaw z siostrzeńcami i bratankami.
– Aha, rozumiem – powiedziała z namysłem Jillian. – Czasem umawiasz
się z kimś na randkę, lecz generalnie wolisz koncentrować się na pracy.
Wzruszył ramionami.
– Lubię swoją pracę. Projektowanie daje mi wiele satysfakcji.
– Hmm – mruknęła Jillian, patrząc przed siebie.
Nic dziwnego, że Andrea martwi się o brata. Najwyraźniej na podstawie
dokonanych przez siebie obserwacji nabrał bardzo pesymistycznego
wyobrażenia o świecie i życiu rodzinnym. Ona sama nie miała ochoty wyjść za
mąż.
Nigdy więcej! Była jednak szczerze przekonana o tym, że małżeństwo
może być wspaniałym związkiem dwojga ludzi, nawet gdy oboje małżonkowie
pracują zawodowo. Forrest zbyt łatwo rezygnował ze swoich marzeń i nadziei,
poświęcając się pracy, zamiast dążyć zdecydowanie do tego, czego naprawdę
pragnął.
Niedobrze. Ten mężczyzna potrzebuje pomocy. Ktoś powinien
udowodnić mu, jak bardzo się myli. Skazywał siebie na samotne życie i było to
naprawdę smutne. Zapracowywał się, by zapełnić pustkę, jaką stwarzał brak
prawdziwej więzi uczuciowej z drugą osobą. Ona sama była zadowolona z tego,
jak pokierowała swoim życiem. Forrestowi jednak najwyraźniej nie służył
wybrany przez niego styl życia.
A więc stało się. Postanowiła zająć się Forrestem MacAllisterem i spełnić
prośbę Andrei i Deedee. Będzie musiała zaprogramować od nowa jego słaby, źle
funkcjonujący umysł i wykazać, jak bardzo myli się w kwestii małżeństwa i
równoczesnej kariery zawodowej zarówno męża, jak i żony.
Na początek spróbuje przekonać go, by nie pracował tak wiele. Tędy
prowadziła droga do kompromisu, który mógł mieć dla ich obojga tak istotne
znaczenie.
– Jillian? – głos Forresta wyrwał ją z zamyślenia. – Czy mógłbym
dołożyć jeszcze jedno polano do kominka? Ogień ledwie się tli.
Skinęła głową, a potem obserwowała w milczeniu, jak Forrest krząta się
koło ognia. Kucnął przed kominkiem, balansując na stopach w sposób możliwy
jedynie dla osoby o doskonałej kondycji fizycznej.
Koszula, wsunięta w spodnie o wąskiej talii, napięła się na szerokich
barkach, kiedy sięgnął po drewno. Pod kosztownym materiałem spodni widziała
wyraźnie zarys mocnych mięśni nóg.
Rumieniec na policzkach i gorąco, które ogarnęło ją nagle, nie miały nic
wspólnego z płonącym na kominku ogniem. Tego była pewna.
Coś, co emanowało z Forresta MacAllistera sprawiło, że straciła kontrolę
nad swoimi emocjami. Będzie musiała mieć się na baczności, jeśli ostatecznie
ma podjąć się zadania wyznaczonego jej przez Andreę i Deedee. W żadnym
razie nie chciałaby zostać uwiedziona przez tego mężczyznę; wolny i
przypadkowy seks nie był w jej stylu.
– Gotowe – oznajmił Forrest, odchodząc od kominka.
Teraz jednak usiadł znacznie bliżej niej, dotykając Jillian ramieniem.
O tak, pomyślała, perspektywa spędzenia dwóch tygodni z Forrestem
MacAllisterem
przedstawia
się
zdecydowanie
przyjemniej
niż
kurs
szydełkowania. Dużo, dużo przyjemniej.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Przez następne dwie godziny Jillian i Forrest gawędzili, siedząc przed
kominkiem, i wciąż nie brakowało im nowych tematów do rozmowy.
– Opowiedz mi o Japonii – poprosiła Jillian.
– Było cudownie – odparł. – Pracowałem siedem dni w tygodniu, lecz
mimo to udało mi się zobaczyć choć niektóre z ich najsłynniejszych zabytków.
W Japonii wszystko nacechowane jest wdziękiem i elegancją.
– Och, jak pięknie to ująłeś.
– Cóż, to prawda. A ludzie? Są fantastyczni. Przysięgam, Jillian,
japońskie dzieci w pięć sekund podbiłyby twoje serce. Zostałem zaproszony
kiedyś na przyjęcie urodzinowe, na którym dzieciaki wystąpiły w tradycyjnych
japońskich strojach. Były urocze. Te maluchy przypominały chodzące i gadające
lalki. Zrobiłem im tak wiele zdjęć, że dzieci zapamiętały mnie pewnie jako
wysokiego pana z aparatem fotograficznym zamiast twarzy. Najchętniej
zabrałbym je wtedy wszystkie ze sobą do Ameryki.
Jakim wspaniałym ojcem byłby Forrest, pomyślała Jillian. Jego wyraziste,
brązowe oczy rozbłysły, kiedy opowiadał o japońskich dzieciach. Powinien
mieć własną rodzinę, naprawdę powinien.
– Dość już o mnie – stwierdził. – Ile czasu zajmuje ci napisanie książki?
– Kilka miesięcy. Kiedy nadchodzi termin oddania maszynopisu, rzadko
kiedy wychodzę ze swojej pracowni, by choć przez chwilę odetchnąć.
Aha, pomyślał Forrest. Pierwsze sygnały wskazujące na nadmierne
zapracowanie Jillian, które tak niepokoiło Andreę.
– Czy nie mogłabyś ustalić z wydawcą dłuższego terminu, aby móc
czasem odetchnąć?
Jillian wzruszyła ramionami.
– Ten system pracy mi odpowiada.
Jego siostra i Deedee miały rację, doszedł do wniosku Forrest. Ta
dziewczyna rzeczywiście potrzebuje pomocy. Spełni prośbę Andrei i pokaże
Jillian, jak należy godzić wypoczynek i pracę.
Rozważania Forresta przerwała Jillian, prosząc, by opowiedział więcej
historii z dzieciństwa, o tym jak wychowywał się z dwoma braćmi i małą psotną
siostrzyczką. Kiedy skończył mówić, Jillian śmiała się głośno, przyciskając ręce
do brzucha.
Co za rozkoszna istota, pomyślał Forrest, przyglądając się jej z
rozbawieniem. Śmiech Jillian brzmiał jak dźwięk delikatnych dzwoneczków, a
jej oczy lśniły radośnie. Wyglądała czarująco.
– Ojej – westchnęła Jillian, kiedy zdołała wreszcie złapać oddech. – Mam
nadzieję, że nie dostanę czkawki. To mi się czasem zdarza. Twoi rodzice musieli
mieć świętą cierpliwość, żeby wychować czwórkę urwisów.
– Przyznasz jednak, że sami nawarzyli sobie piwa – odparł. –
Rzeczywiście była z nas banda rozrabiaków. – Zamilkł na chwilę. – Opowiedz
mi o swoich rodzicach.
Jillian przestała się śmiać.
– Nie mam nic ciekawego do opowiedzenia. Mój ojciec jest
ambasadorem. To znakomity dyplomata, dlatego zachował swoje stanowisko
mimo zmieniających się ekip rządzących. Mieszkaliśmy w Anglii, Meksyku,
Francji... Mogłabym długo wymieniać różne państwa. Teraz rodzice są we
Włoszech.
– To dopiero musiało być ciekawe dzieciństwo. Wprost fantastyczne.
– Nic bardziej mylnego – powiedziała cicho. – Dyplomata musi
prowadzić bardzo aktywne życie towarzyskie. Moja mama jest bez reszty
oddana ojcu i jego karierze. Rozumiem to i szanuję. Byłam wciąż zostawiana
pod opieką niańki, gosposi lub innej osoby zajmującej się w danym momencie
domem. Mam jeszcze w pamięci sceny, kiedy rodzice przychodzili pocałować
mnie na dobranoc przed wyjściem na przyjęcie. Nigdy nie przytulali mnie
wtedy, by nie pognieść swoich wieczorowych strojów.
– Byłaś bardzo samotna – zauważył Forrest.
– Tak. Szkołę średnią kończyłam w Stanach Zjednoczonych. Posłali mnie
do bardzo dobrej szkoły z internatem. Potem studiowałam w Stanford. Kiedy
moje książki zaczęły być wydawane, o czym zawsze marzyłam, od początku
odkładałam pieniądze, by kupić dom. Miałam dość ciągłego przenoszenia się z
miejsca na miejsce.
– Twój dom jest uroczy.
– Dziękuję. Lubię go i dobrze mi tutaj. Zawsze... To niebywałe. Nie
pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawiałam z kimś o moim dzieciństwie. Z
pewnością za bardzo się nad sobą rozczulam. Nie było mi aż tak źle. Moi
rodzice są wspaniałymi ludźmi i wiem, że mnie kochają. Po prostu nigdy nie
mieli dla mnie zbyt wiele czasu.
Forrest zmarszczył brwi.
– Przykro mi.
– Wielkie nieba! – zawołała, zmuszając się do uśmiechu. – Ostatecznie
wszystko obróciło się na dobre. To dzięki temu, że w dzieciństwie tak często
zostawałam sama, udało mi się osiągnąć sukces literacki. Wymyślałam
przeróżne historie, żeby się nie nudzić. Ogromnie rozwinęłam swoją
wyobraźnię. I jestem pisarką.
– Bardzo utalentowaną pisarką. Twój ojciec nazywa się Jones czy
Jenkins?
– Jones. Po rozwodzie wróciłam do panieńskiego nazwiska, ale kiedy
sprzedałam pierwszą książkę, mój agent przekonał mnie, bym używała także
nazwiska byłego męża. Uważał, że Jillian Jones-Jenkins brzmi lepiej niż tylko
Jillian Jones. I tak przedstawia się, proszę pana, historia mojego życia.
Nieciekawa historia.
– Bynajmniej. – Spojrzał jej prosto w oczy. – A twoje małżeństwo?
– To była pomyłka. Jak mówiłam wcześniej, to dawne dzieje i nie warto o
tym rozmawiać. – Lekko przechyliła na bok głowę. – Wiesz, Forreście,
wspaniale potrafisz słuchać. Jestem osobą skrytą, mimo iż niekiedy muszę
stanąć w świetle reflektorów dla dobra mojej kariery. Mogłabym policzyć na
palcach jednej ręki ludzi, którym opowiedziałam o swoim dzieciństwie, a jednak
obarczyłam ciebie tymi wspomnieniami.
– Podzieliłaś się nimi ze mną, a nie obarczyłaś, i czuję się zaszczycony z
tego powodu. Naprawdę. – Dotknął dłonią policzka Jillian, a potem z bliska
spojrzał jej w oczy. – Bardzo... – Musnął wargami jej usta – bardzo... – także
drugą dłonią obejmował teraz jej twarz – zaszczycony.
Rozchylił jej wargi, kosztując językiem słodkiej głębi ust.
Jillian zamknęła oczy i objęła go. Poczuła dreszcz i gorąco, które
ogarnęło ją całą.
Jej skórę drażniły przyjemnie szorstkie ręce Forresta, podniecał ją leśny
zapach jego wody kolońskiej, mydła i aromat płonących na kominku polan.
Pożądanie wyostrzyło jej zmysły, nabrzmiałe piersi domagały się kojącej
pieszczoty. Odpowiedziała na jego pocałunek, nie myśląc i nie zastanawiając
się, czy powinna to robić. Była w ekstazie, ważny był jedynie obejmujący ją
mocno mężczyzna.
Jillian, moja droga Jillian, powtarzał w myśli. Ten pocałunek miał być
wyrazem sympatii i zrozumienia. Forrest chciał odsunąć od niej wspomnienia
smutnego i samotnego dzieciństwa, pragnął, by zapomniała o małej
dziewczynce, której jedynymi towarzyszami zabaw były wymyślone przez nią
samą postacie. Chciał odegnać pamięć o ponurej, niezbyt szczęśliwej młodości.
Chciał, by Jillian znów powróciła do teraźniejszości, do niego.
Więc pocałował ją.
Lecz teraz z trudem kontrolował swoje zachowanie od momentu, gdy
zetknęły się ich usta. Chciał kochać się z nią. Nigdy dotąd nie doświadczył tak
silnego pożądania.
Jillian Jones-Jenkins. Jej imię było niczym melodia, czarowne dźwięki
odbijające się echem najsłodszej muzyki. Wyobrażenie opuszczonego,
samotnego dziecka odsunęła w niepamięć bliskość cudownej, intrygującej
kobiety, jaką Jillian była teraz.
Poprzez mgłę pożądania zaczął docierać do jego świadomości dziwny, nie
słyszany wcześniej głos. Było to ostrzeżenie. Instynkt podpowiadał mu, że zbyt
szybki bieg wydarzeń może zrazić i spłoszyć Jillian.
Choć Jillian z lekceważeniem mówiła o swoim krótkim małżeństwie,
wyczuwał w jej słowach dawne cierpienie i niechęć przywoływania
zapomnianego bólu.
Wiedział z całą pewnością, że nie wolno mu zrobić niczego, co mogłoby
skłonić Jillian do unikania jego towarzystwa. Miał do spełnienia misję.
Ogarnięty pożądaniem zapomniał, że Jillian Jones-Jenkins jest nie tylko
czarującą kobietą, ale też osobą, która potrzebuje jego pomocy.
Nadludzkim wysiłkiem woli przerwał pocałunek, a potem powoli, z
niechęcią opuścił ręce.
Jillian uniosła głowę i Forrest jęknął cicho, widząc pożądanie w jej
zamglonych, szarych oczach.
– Jillian? – przerwał ciszę, nie poznając własnego, zachrypniętego teraz,
głosu.
– Hmm? – mruknęła. Na jej ustach igrał uśmiech. – Tak, Forreście?
– Chyba powinniśmy trochę ochłonąć, nie sądzisz? Pragnę kochać się z
tobą, możesz mi wierzyć, ale...
– Masz rację – powiedziała, a potem westchnęła głęboko. – Wszystko
stało się zbyt szybko. Dziękuję. Większość mężczyzn nie umiałaby w tym
momencie powiedzieć „dość”.
– Naprawdę cię pragnę. Jesteś bardzo piękną kobietą. Inteligentną i
fascynującą. Kiedy całowałem ciebie, czułem, że tracę panowanie nad sobą.
Czułem też, że nie jestem ci obojętny. Odpowiadałaś na moje pieszczoty.
– Tak – potwierdziła cicho. – To prawda.
– Możesz uznać to za zwykłe frazesy – ciągnął – ale powiem ci, że nie
interesuje mnie przygodny seks. Nigdy mnie to nie pociągało, nawet wtedy,
kiedy nie mówiło się jeszcze tak wiele o wiążącym się z nim zagrożeniu.
Jillian patrzyła na niego z uwagą.
– Jeśli jestem z kobietą, musi mi na niej zależeć. Nigdy nie byłem
zakochany, ale swoją partnerkę muszę szanować i troszczyć się o nią. Wtedy nie
jest to seks, lecz kochanie się. To naprawdę ma dla mnie duże znaczenie.
Spojrzał jej prosto w oczy.
– Nie wiem, jakie jest twoje stanowisko w tej sprawie, Jillian, ale moje
poglądy są skrystalizowane. Kiedy będziemy się kochać, seks stanie się
wówczas wyrazem naszego uczucia.
– Och – szepnęła cicho. Nic więcej nie potrafiła powiedzieć.
Nigdy wcześniej, teraz zdała sobie z tego sprawę, nie spotkała
mężczyzny,
który,
jak
Forrest
MacAllister,
przestrzegałby
równie
staroświeckich zasad. Mężczyźni, z którymi spotykała się dotąd, byli zawsze
gotowi i chętni do nawiązywania kontaktów seksualnych już na pierwszej
randce.
Rozmawiała kiedyś z Deedee na ten temat i obydwie zgodziły się co do
tego, że słowo „nie” musi zawsze wypowiedzieć kobieta. Forrest MacAllister
był jednak wyjątkowy. Co za niezwykły i interesujący mężczyzna.
A jej odpowiedź na pocałunek Forresta? Cóż, odwzajemniła go, doznając
przy tym ogromnej przyjemności. Będzie musiała zastanowić się nad
wrażeniami, których doświadczyła w tamtej chwili...
Kilka minut przesiedzieli bez słowa, oboje pogrążeni we własnych
rozważaniach.
– Forreście – odezwała się nagle Jillian – czy lubisz pływać motorówką?
– Oczywiście. Dlaczego pytasz?
– Moi przyjaciele mają łódź, z której mogę skorzystać, gdyż oni wyjechali
właśnie do Grecji. Czy miałbyś ochotę popływać ze mną jutro?
– Zamierzałem pojechać z Michaelem, żeby obejrzeć dom, którego
przebudowy się podjął, ale...
– To praca. Nie chciałbyś zafundować sobie dnia wolnego od
obowiązków?
Skinął głową.
– Tak, powinienem to zrobić. Ale co z tobą? Z twoim rygorystycznym
rozkładem zajęć i terminami?
– Mam wakacje – odparła z uśmiechem.
– To dobrze. – Jego misja rozpoczynała się pomyślnie. – Postanowiłaś
trochę odpocząć i robisz to.
– Hm, nie jest to aż tak proste, ale powinnam pamiętać, że mam teraz
wakacje.
– Z przyjemnością popływam jutro z tobą łodzią, Jillian. Zapowiada się
zimny dzień, więc musimy włożyć na siebie ciepłe rzeczy, ale z pewnością
będziemy się dobrze bawić.
– Ja przygotuję lunch. – Zaśmiała się. – No, niezupełnie. Mam przepastny
kosz wiklinowy, który kilka lat temu otrzymałam na gwiazdkę. Po drodze do
portu możemy zatrzymać się w delikatesach i napełnić go.
– O której mam po ciebie przyjechać?
– Powiedzmy: o dziesiątej. Kiedy jestem na wakacjach, pozwalam sobie
na luksus późnego wstawania.
Zerknął na zegarek, a potem wstał, podnosząc się z podłogi jednym
zwinnym ruchem.
– Robi się późno. Wracam do domu, żeby przeczytać następną powieść.
Pożyczyłem od Andrei wszystkie twoje książki.
Jillian wstała.
– Naprawdę to zrobiłeś?
– Tak – odparł, wkładając buty. – Mówię zupełnie serio. – Przysiadł na
brzegu kanapy, by zawiązać sznurowadła. – Słyszałem kiedyś, że w każdej
książce pisarz zdradza jakąś prawdę o sobie.
– Ale nie ja.
Przeszedł przez pokój, by wziąć marynarkę.
– Jesteś tego pewna? – zapytał.
– Oczywiście. Moi bohaterowie i ich przygody są jedynie wytworami
mojej wyobraźni.
– Może tak, a może nie.
– Cóż, nie zamierzam dyskutować na ten temat. Odprowadzę cię do
drzwi.
Forrest odwinął mankiety koszuli, zapiął je i włożył marynarkę. Przy
drzwiach zatrzymał się, objął Jillian i pocałował mocno, zanim zdążyła
cokolwiek powiedzieć.
– Dobranoc – szepnął, a potem zwolnił uścisk. – Przyjadę jutro o
dziesiątej.
Jillian skinęła głową, nie próbując nic mówić. Wiedziała, że po tym
pocałunku długo nie będzie mogła złapać tchu.
Forrest wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Jillian stała nieruchomo,
raz jeszcze przeżywając pocałunek Forresta, każdy rozkoszny szczegół tej
pieszczoty.
Kiedy znów poczuła pulsujące pożądanie, odwróciła się, by wrócić do
salonu. Opadając na kanapę, tłumaczyła sobie, że skoro Forresta nie ma już w
jej domu, powinna przestać o nim myśleć.
Nic z tego nie będzie, doszła do wniosku po chwili. Forresta MacAllistera
niełatwo było wymazać z pamięci.
– Och, do czarta, Jillian – powiedziała głośno. – Na czym polega twój
problem?
Dość tego, postanowiła w następnej chwili. Do tej pory starała się nie
analizować swojej reakcji na pieszczoty Forresta. Teraz była bardziej stanowcza.
Postanowiła w ogóle zrezygnować z rozmyślania na ten temat. Pomoże
Forrestowi odzyskać radość życia i nic więcej.
O, tak, jego pocałunki rzeczywiście przenosiły ją w nowy, nieznany świat.
Ponieważ jednak zdawała sobie z tego sprawę, nie czuła niepokoju.
– Doskonale panuje pani nad sytuacją, pani Jones-Jenkins – stwierdziła
zdecydowanie. – Może pani realizować swój plan.
Poczyta książkę, aż poczuje się na tyle zmęczona, by zasnąć, postanowiła,
wstając. Zaś jeśli chodzi o rodzaj lektury, sięgnie z pewnością po coś
zdecydowanie odmiennego niż pisane przez nią samą powieści. Wybierze
thriller, będzie się jednocześnie bała i bawiła wyśmienicie.
Jakie to przyjemne uczucie, wiedzieć, że samemu decyduje się o własnym
losie.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nazajutrz było słonecznie, lecz chłodno. Typowa lutowa aura.
Jillian, ubrana w dżinsy, płócienne buty i wełniany sweter rybacki,
sięgnęła do szafy po ocieplany sztormiak. Położyła kurtkę obok pustego kosza
piknikowego i białego, szmacianego worka, który tego dnia miał służyć jej za
torebkę. Wcześniej zadzwoniła do kierownika portu, prosząc, by napełniono bak
łodzi. Była gotowa do wyjścia. Godzinę przed umówionym spotkaniem.
Zawsze spała długo podczas wakacji. Późne wstawanie było wówczas jej
przywilejem. Ale dzisiaj? Obudziła się o siódmej i od początku czuła, że nie ma
szans, by znów zasnęła.
Zerknęła na zegarek.
Dziewiąta dwie. To śmieszne. Jeśli nie zajmie się czymś, będzie się jej
zdawało, że upłynął tydzień, zanim przyjdzie wreszcie Forrest. Opisze w liście
do rodziców swoje ostatnie tournee, postanowiła. Doskonały pomysł. Po
niedługim czasie list był napisany, zaklejony i czekał w skrzynce na listonosza,
który wybierał pocztę o dziewiątej czterdzieści pięć.
Z uczuciem niesmaku wobec samej siebie przeszła się po salonie,
poprawiając poduszki, które leżały idealnie równo, zbierając różne drobiazgi,
podlewając podlane wcześniej przez gosposię kwiatki.
Och, to okropne, pomyślała. Zachowuję się niczym nastolatka umówiona
na randkę z kapitanem drużyny koszykówki. Jej zdenerwowanie było zupełnie
absurdalne.
Słysząc chrzęst żwiru na podjeździe, ruszyła szybko do okna, po czym
przystanęła w połowie drogi. Zmusiła się do tego, by usiąść na krześle, i z
wielką uwagą zaczęła oglądać własne paznokcie, jakby była to najbardziej
fascynująca rzecz na świecie.
Kiedy odezwał się dzwonek u drzwi, postanowiła najpierw policzyć do
sześćdziesięciu, a potem dopiero pójść i przywitać Forresta.
Forrest wysiadł z samochodu i przez chwilę stał, przyglądając się domowi
Jillian.
Był to naprawdę piękny budynek, podobny do tego, który Andrea
zaprojektowała dla siebie i Johna, utrzymany w typowym dla tej części
Kalifornii stylu. Podobał mu się ten dom i urządzone przez Jillian wnętrze.
Jillian. Wczoraj po powrocie przeczytał jej kolejną powieść i lektura
znów sprawiła mu ogromną przyjemność.
Bohater był kapitanem statku, na którego pokładzie ukryła się główna
bohaterka, chcąc uniknąć poślubienia lubieżnego starca. Ich tak burzliwie
rozpoczęta znajomość powoli przerodziła się w miłość. Razem pokonali wiele
przeciwności losu, walcząc między innymi z mściwym niedoszłym małżonkiem,
któremu wyrachowany ojciec dziewczyny przyrzekł jej rękę.
Ostatecznie bohater zrezygnował z pełnego przygód życia na morzu, aby
osiąść na lądzie i zająć się kierowaniem przedsiębiorstwem przewozów
morskich. Szczęśliwa para wybrała dla siebie dom, wyznaczyła datę ślubu i
rozmawiała o tym, ile chcieliby mieć dzieci, kiedy Jillian Jones-Jenkins
zakończyła opowiadanie ich historii.
Szkoda, że to tylko produkt pisarskiej fantazji, pomyślał z żalem Forrest.
Parze bohaterów los przyniósł to, o czym zawsze marzył on sam: miłość,
małżeństwo, dom.
Ale w czasach, o których pisała Jillian, kobiety nie miały zbyt wielu
możliwości samorealizacji poza domem. Teraz, pod koniec dwudziestego wieku,
to, o czym marzył, było po prostu nieosiągalne. Małżeństwa, w których oboje
partnerzy pracowali zawodowo, nie spełniały jego wyobrażeń o tym, jak
powinna funkcjonować rodzina.
Odsunął na bok ponure myśli, kierując się w stronę drzwi, by rozpocząć
swą randkę z Jillian. Nie mógł się doczekać się, kiedy pani Jones-Jenkins
zaprosi go do środka i obdarzy jednym ze swych promiennych uśmiechów.
Nacisnął dzwonek, słuchając, jak jego dźwięk rozchodzi się echem po
całym domu.
– Dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć – liczyła Jillian – trzydzieści.
Poderwała się na równe nogi.
Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak długo trwa jedna minuta. Ona sama
doceniła to, dopiero kiedy zaczęła liczyć upływające sekundy. Trzydzieści
sekund to wystarczające opóźnienie.
Ruszyła w stronę holu nieświadoma faktu, że w rzeczywistości biegnie.
Kiedy otworzyła drzwi, jej twarz rozjaśniał szczery i radosny uśmiech.
Forrest MacAllister, powtarzała w myśli. Naprawdę ucieszyło ją jego
przyjście.
– Cześć – powiedziała, cofając się o krok. – Wejdź.
W spłowiałych dżinsach, granatowym swetrze i białym sztormiaku,
Forrest wydawał się niezwykle przystojny.
– Jak się czujesz? – spytała, zamykając za nim drzwi.
– Jestem gotów żeglować z tobą po morzach i oceanach – odparł z
uśmiechem. Jak to możliwe, że za każdym razem, kiedy ją widział, Jillian
wyglądała piękniej niż przy poprzednim spotkaniu? – Żałuję, że nie mam takiej
koszuli z bufiastymi rękawami, jakie nosił Roman.
– Roman? – powtórzyła, najwyraźniej zdumiona Jillian. – Mój Roman?
– Tak, bohater „Morskiej opowieści”. Przeczytałem ją wczoraj
wieczorem. To wspaniała książka.
– Hm, dziękuję – odparła, lekko pochylając głowę. – Naprawdę ci się
spodobała? Lepiej ruszajmy w drogę. Musimy jeszcze zatrzymać się w
delikatesach i napełnić ten kosz.
– Masz rację, jedźmy. – Zamilkł, a w jego twarzy nie było teraz nawet
cienia uśmiechu. – Wszedłem tu, będąc wciąż pod wrażeniem wczorajszej
lektury i nie przywitałem cię tak, jak tego pragnąłem – powiedział.
– Nie?
Zrobił krok do przodu i ujął w dłonie jej twarz. Przeszedł ją dreszcz,
kiedy spojrzała w orzechowo-brązowe oczy Forresta.
– Nie, jeszcze nie.
Ich wargi spotkały się w gorącym, zmysłowym pocałunku.
Jillian objęła jego talię, a potem przesunęła dłonie w górę, rozkoszując się
dotykiem twardych mięśni. Odwzajemniła pocałunek, czując, jak znów zaczyna
ogarniać ją pożądanie. Forrest pachniał miętową pastą, mydłem i wiatrem. W
jego ramionach czuła się jak w niebie.
– Dzień dobry, Jillian – powiedział.
– Dzień dobry, Forreście – szepnęła.
Powoli, z ociąganiem, odstąpili o krok od siebie, wciąż patrząc w swoje
oczy rozpalone tym samym pragnieniem. Zmysłowy czar ustępował pomału
miejsca poczuciu rzeczywistości.
– Wyruszamy, pani – oznajmił Forrest. – Być może napotkamy w czasie
morskiej żeglugi piratów, ale nie lękaj się, obronię cię przed wszelakim
niebezpieczeństwem.
– Wspaniale – powiedziała, wybuchając śmiechem. – Kto pisze twoje
dialogi?
– Ja sam – odparł z dumą. – Niezłe, co?
– Zajmuj się lepiej architekturą, Forreście. Lub też, jak się mówi czasami,
nie porzucaj zajęcia, które pozwala ci uczciwie zarobić na chleb.
– Tak uważasz?
Dwie godziny później byli już na wodzie, a Forrest wprawnie sterował
luksusową łodzią przyjaciół Jillian. Ona zaś siedziała na ławce obok niego,
osłonięta od wiatru nadbudówką.
Ocean był wzburzony i wydawał się bardziej zielony niż błękitny. Niebo,
dotąd jasne i przejrzyste, teraz sposępniało, przybierając grafitowo-szarą barwę.
– Spróbujmy złapać prognozę pogody straży przybrzeżnej –
zaproponował Forrest. – Nie chcielibyśmy chyba, żeby zaskoczyła nas tu burza.
Jillian zajęła się nastawieniem radia, wypełniając po kolei instrukcje
zamieszczone na przyklejonej do obudowy odbiornika kartce.
– Nawet gdy ocean jest wzburzony – zaczął Forrest – jego widok napełnia
mnie przedziwnym spokojem. Nie ma wokół żadnych ludzi.
– Nie ma telefonu, komputera – dodała Jillian, zginając kolejne palce –
korekt, terminów...
– Zrozumiałem – przerwał jej ze śmiechem. – Masz teraz wakacje.
Skinęła głową.
– Bez wątpienia.
– Szanuję to. Założę się, że jeśli naprawdę chciałabyś tego, umiałabyś
pogodzić ze sobą pracę i przyjemność. Wielu ludzi tego nie potrafi. Koncentrują
się na karierze i nie ma w ich życiu miejsca na nic innego. Ty przynajmniej
wiesz, jak się powinno żyć.
Forrest chyba się myli, pomyślała Jillian. Według Deedee, Lorraine, kilku
innych przyjaciół, a nawet jej agenta, w czasie pisania książki zachowywała się
jak klasyczny Pracoholik. Wracała do normalnego życia tylko w trakcie
dwutygodniowych wakacji, które miewała dwa lub trzy razy do roku. Czy
powinna wyjaśniać to wszystko Forrestowi? Nie, to nie było konieczne.
Najprawdopodobniej ich znajomość za kilkanaście dni będzie należała do
przeszłości, gdy jej wakacje dobiegną końca. Może nawet nie uda się jej
zrealizować swojego planu i wpłynąć na zmianę poglądów Forresta dotyczących
pracy i zabawy, kompromisu i małżeństwa.
Jillian zerknęła na Forresta, a potem przeniosła wzrok na spienione fale.
Poczuła dziwny smutek na myśl, że Forrest może niedługo zniknąć z jej
ż
ycia.
Och, daj spokój, przywołała samą siebie do porządku. Wiesz doskonale,
co się zdarzy. Za dwa tygodnie ich wspólna przygoda i tak się skończy. To
wszystko. Kaput. Adieu. A dziwne uczucie w żołądku to po prostu głód.
Oczywiście! Była głodna.
– Forreście, kilka kilometrów stąd jest mała zatoczka.
Może nie będzie tak wiało i uda się nam zjeść lunch bez przeszkód.
– To znakomity pomysł. Poszukajmy jej.
Zatoczkę osłaniały od wiatru drzewa i rzeczywiście było tam zacisznie.
Forrest wyłączył silnik, rzucił kotwicę i zeszli na dół. Kabina była niewielka, ale
każdy jej centymetr został maksymalnie wykorzystany. Ściany z ciemnego
drewna ożywiały zielone akcenty.
Stół, na którym Jillian kładła zakupione wcześniej wiktuały, był
przytwierdzony do podłogi. Maleńka kuchenka i lodówka zawsze przywodziły
jej na myśl domek dla lalek. Podobało jej się podwójne łoże ze wszystkich stron
otoczone wbudowanymi szufladami.
– Czujesz się tam, jakbyś spał w ukrytej grocie – powiedziała, zasiadając
przy stole.
Forrest zaśmiał się, zajmując miejsce przy stole naprzeciw Jillian.
– To porównanie najwyraźniej podsunęła ci wyobraźnia pisarska. Ktoś
inny stwierdziłby pewnie, że owo łóżko to dziura w ścianie, którą zostawił cieśla
znudzony robieniem kolejnych szuflad.
– Zajmuj się architekturą, Forreście – przypomniała mu, chichocząc
wesoło. – Wyłącznie architekturą.
– Naprawdę lubię twój śmiech – stwierdził z powagą. – Jego dźwięk
przypomina odgłos dzwoneczków lub śpiew ptaków.
– Ja... Dziękuję. Jesteś bardzo miły.
Patrzyli sobie w oczy, tracąc poczucie czasu i czując, jak znów zaczyna
ogarniać ich ogień pożądania, w każdej chwili gotowy przerodzić się w pożar
zmysłów.
– Jestem głodna – oznajmiła wreszcie Jillian, zaskoczona brzmieniem
własnego głosu.
– O, tak – potwierdził Forrest. Lekko potrząsnęła głową.
– Jeść. Chce mi się jeść. – Odwróciła wzrok i sięgnęła po talerz. –
Kupiliśmy mnóstwo smakołyków. Zapowiada się prawdziwa uczta.
Forrest zaczął nakładać na talerz jedzenie, starając się odzyskać spokój i
skierować swoje myśli ku mniej niebezpiecznym sprawom. Teraz pragnął
bowiem jedynie porwać Jillian w ramiona, i zanieść do łóżka, i kochać się z nią,
aż oboje opadną z sił.
Przez kilka minut jedli w milczeniu, a łódź kołysała się łagodnie na
falach.
– Wiesz – zaczął wreszcie Forrest – przeczytałem jak dotąd dwie twoje
powieści. Twierdzisz, że w książkach nie ujawniasz niczego na swój temat, a
jednak w obu powieściach znalazłem coś, co mnie zainteresowało.
Jillian podniosła wzrok.
– Co? – Wzięła do ust porcję krewetek.
– Zaufanie. Kładziesz ogromny nacisk na zaufanie. Bohaterki ufają, że ich
partnerzy ochronią je przed niebezpieczeństwem, nie wahają się także
powierzyć im swojego losu. Kochankowie składają sobie nawzajem dar ze
swojej miłości. W obu książkach bohaterowie rozmawiają często o tym, jak
ważną rolę w życiu odgrywa zaufanie.
– O, wielkie nieba – zawołała Jillian, starając się, by zabrzmiało to
ż
artobliwie – muszę bardziej uważać, żeby nie powtarzać się w kolejnych
powieściach. Tego zdecydowanie chciałabym uniknąć. Chociaż w tym
konkretnym przypadku... – zawiesiła głos.
– Mów? – zachęcił ją.
– Wzajemne zaufanie jest tak ważne w związku dwojga ludzi, że nie
waham się poruszać tego tematu w każdej z moich powieści. Cóż pozostaje, jeśli
zabraknie zaufania? Nic. To fundament, na którym można budować uczucie,
pożywna gleba, w której miłość może rozkwitać niczym starannie pielęgnowana
roślina.
Pochyliła się do przodu, ciągnąc dalej z przekonaniem:
– Jeśli w związku brakuje zaufania, ludzie jedynie bawią się sobą, myląc
pociąg fizyczny z miłością. Jeśli zaufanie zostanie zniszczone, wówczas nie ma
nadziei dla takiej pary. Ich uczucie wypali się jak garść suchej trawy.
– To dosyć radykalne stanowisko.
Jillian znów odchyliła się do tyłu, krzyżując ręce na piersi.
– Tak właśnie czuję.
– To interesujące, zwłaszcza jeśli twierdzisz, że nigdy nie przenosisz
osobistych doświadczeń na karty książek.
– Och. – Jej policzki oblał rumieniec. – Cóż... ja... – Zmarszczyła brwi.
– Nie ma powodu do niepokoju, Jillian – powiedział, uśmiechając się do
niej. – Po prostu zależy mi na tym, żeby poznać cię lepiej, inaczej nie byłoby
mnie tutaj. Cóż złego w tym, że poszukuję informacji o tobie także w twoich
książkach? – Wzruszył ramionami. – Wydaje mi się to sensowne.
– A mnie nie. W jaki sposób odróżnisz, które poglądy są moimi, a które
wymyśliłam na użytek moich postaci, aby wydawały się bardziej rzeczywiste?
– Cóż...
– Na przykład – chwyciła z koszyka paluszek z makiem i wycelowała go
w pierś Forresta – w powieści, którą mój wydawca teraz przygotowuje do druku,
bohaterka ma talizman przynoszący szczęście. To mała muszelka, którą nosi
zawsze przy sobie, w torebce, kieszeni lub w zawieszonej na szyi portmonetce.
Nigdy nie wychodzi bez niej. Kiedy podarowała tę muszelkę mającemu
wyruszyć do walki z przestępcą mężczyźnie, było to znakiem jej uczucia.
– I?
– Ja zaś – ciągnęła, wymachując w powietrzu ręką – nigdy w życiu nie
miałam talizmanu. Po przeczytaniu tej powieści gotów byłbyś uznać, że
fascynują mnie tego rodzaju magiczne przedmioty. Wyciągnąłbyś całkowicie
błędny wniosek.
Forrest chwycił i przytrzymał jej dłoń, a potem odgryzł kawałek bułki.
Ż
ując, spoglądał w zamyśleniu w sufit. Później wypił łyk lemoniady i przeniósł
wzrok na najwyraźniej bardzo zadowoloną z siebie Jillian.
– Nie – stwierdził – bynajmniej nie byłbym w błędzie. Dlaczego? Z
przyjemnością to wyjaśnię.
– Oho – powiedziała oschle. – Nie mogę się doczekać.
– Robi się pani pulchna, lady Jillian, czy zamierza pani zjeść resztę tej
bułeczki? – spytał.
Podała mu pieczywo.
– Dziękuję. Kontynuując chciałbym stwierdzić, że nie skupiałbym się na
samym problemie talizmanu, nie kupowałbym ci na szczęście zasuszonej
króliczej łapki, lecz zinterpretowałbym to bardziej ogólnie.
– Jak?
– Co oznaczał gest podarowania cennej muszli? Zaufanie. Raz jeszcze to
samo, Jillian. Jasno i wyraźnie.
Spokojnie, MacAllister, napomniał siebie. Nie naciskaj zbyt mocno. Lecz,
do licha, założyłby się o ostatniego centa, że małżeństwo Jillian legło w gruzach,
gdyż mężczyzna, którego wybrała na swojego towarzysza życia, zawiódł jej
zaufanie.
On zaś pragnął, by Jillian zaufała mu i zechciała opowiedzieć o swojej
przeszłości. Na razie jednak nie była do tego gotowa, zdecydowanie nie.
Dlaczego stało się to dla niego tak ważne, by Jillian mu zaufała? Do licha, nie
miał pojęcia.
– Koniec rozważań – oświadczył lekko. – Mam zamiar zjeść teraz trochę
truskawkowego ciasta. A ty?
– Co takiego? Och, raczej nie. Może zjem trochę później.
Och, do diabła, pomyślała. Czuła się całkiem obnażona, jakby Forrest
zerwał zasłonę, za którą ukrywała się dotąd, i poznał najtajniejsze sekrety jej
duszy.
Jak udało się mu tego dokonać? Nie wiedziała i nie była tym zachwycona.
Nie pozwoli, żeby to się znów kiedykolwiek powtórzyło.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Kiedy Jillian zaczęła pakować do koszyka puste pojemniki po jedzeniu,
Forrest natychmiast poderwał się, by jej pomóc. Spojrzała na niego zaskoczona.
Mama, wyjaśnił, nauczyła ich bardzo wcześnie, że w domu
MacAllisterów nie ma podziału na prace kobiece i męskie. Byli rodziną, w
której obowiązywały jasne i proste zasady i każdy włączał się do pomocy,
niezależnie od tego, co trzeba było akurat zrobić.
– Masz mądrą mamę – zaśmiała się Jillian.
– Jest wspaniała – stwierdził Forrest. – Wszyscy umiemy gotować,
sprzątać, przyszywać guziki, sortować i prać ubrania. W myśl tej samej zasady
Andrea potrafi zmienić koło, sprawdzić poziom oleju w swoim wozie, naprawić
cieknący kran i wykonywać inne typowo męskie prace. Jesteśmy wszechstronni
i zawdzięczamy to mamie.
– To niegłupie – zgodziła się Jillian, kiwając głową. – Takie właśnie
innowacyjne pomysły są potrzebne w nowoczesnych rodzinach, w których oboje
małżonkowie pracują, a których istnienie tak uparcie wciąż uważasz za
największe zło naszego stulecia.
– Bo tym właśnie są. Pomyśl, mąż pomaga sprzątnąć kuchnię po kolacji.
A potem co? Znika w swoim gabinecie wraz z teczką przyniesionych do domu
papierów. A może to akurat żona musi popracować tego wieczoru. Gdzie czas
dla rodziny? Dzieci są pozostawione same sobie.
– Nie musi tak być, Forreście. Czy rzeczywiście codziennie trzeba
przynosić do domu jakąś pracę?
Ustawił w koszyku plastykowe pudełko z resztką zielonych winogron, a
potem wyprostował się.
– W dzisiejszych czasach trzeba bardzo usilnie zabiegać o zachowanie
swojej pozycji. Czy ty sama nie pracujesz często wieczorami?
– Hm, tak, ale ja...
– Nie mam nic więcej do dodania.
– Ale ja mam. Pracuję wieczorami, bo mogę sobie na to pozwolić.
Odpowiadam tylko przed sobą. Jako mąż i ojciec mógłbyś po pracy poświęcać
swój czas rodzinie.
– Nie mógłbym, jeśli chciałbym zapewnić mojej rodzinie odpowiednie
warunki bytu. Zadbać o jej dostatek. Nie, to nie mogłoby się udać, nie w
obecnych czasach.
– Do licha, Forreście, nie przyjmujesz żadnych argumentów. Zbyt wielką
wagę przywiązujesz do pracy i tylko pracy. Ograniczyłeś swoje życie do
niewolniczego ślęczenia nad deską kreślarską.
– To konieczność. Ty też koncentrujesz się przede wszystkim na pracy.
– Ale ja mam inne marzenia niż ty. Ty pragniesz założyć rodzinę. Dla
mnie najważniejsze są moje książki.
– Czyżby? – spytał cicho.
– Tak. Oczywiście. Ale ty? Forreście, musisz znaleźć w sobie odwagę,
zacząć działać. Skażesz się na ponurą, samotną wegetację, jeśli nie spróbujesz
poszukać innych rozwiązań. Model małżeństwa partnerskiego naprawdę
sprawdza się doskonale, lecz ty dostrzegasz jedynie te pary, którym się nie
powiodło. Czy słyszysz mnie?
– Krzyczysz tak głośno, że nie mógłbym cię nie słyszeć.
– Nie krzyczę! – Urwała, a potem westchnęła. – W porządku,
przepraszam. – Opadła na krzesło. – Nie zwracaj na mnie uwagi.
Forrest pochylił się nad stołem i pocałował ją w czoło.
– To niemożliwe – oświadczył. – Musiałbym chyba być nieczuły jak głaz,
ż
eby nie zwracać na ciebie uwagi, kiedy jesteśmy razem. Nie mogę zapomnieć o
tobie także wtedy, gdy nie ma cię obok. Nawet gdy cię nie widzę, wciąż myślę o
tobie, Jillian.
Spojrzała na niego.
– Ja także dużo o tobie myślę, Forreście – wyznała z nutą rozmarzenia w
głosie. Chwilę później wyprostowała się, otwierając szeroko oczy. – Nie
powiedziałam tego.
Forrest obszedł stół dookoła, zatrzymując się przed Jillian, a potem lekko
uniósł ją do góry i objął. Spuściła wzrok.
– Popatrz na mnie – poprosił.
Powoli podniosła głowę, a w jej oczach dostrzegł zakłopotanie.
– Jillian, nie rozumiem, co tak nagle zaniepokoiło cię czy zdenerwowało.
Przecież rozmawialiśmy tylko o podziale obowiązków domowych.
– Ale potem poruszyliśmy problem zbytniego angażowania się w pracę
zawodową oraz wpływu nadmiaru obowiązków na życie rodzinne i tak dalej.
Straszliwie irytuje mnie świadomość, że nigdy nie będziesz w pełni szczęśliwy,
ponieważ bez istotnych powodów wyrzekasz się tego, czego najbardziej
pragniesz.
– Z tego, co pamiętam, ty również postanowiłaś nigdy nie wychodzić za
mąż – zauważył.
Jillian była kiedyś mężatką i miała pecha. Została zraniona i to było
powodem, dla którego postanowiła nigdy więcej nie ryzykować.
– Cóż, nie wszyscy pragną tego samego od życia, Forreście.
– To prawda – zgodził się, kiwając głową. Oczekiwania i poglądy Jillian
bardzo różniły się od jego własnych, a jednak bez wątpienia czuli do siebie
niezwykle silny pociąg. Forrest chciał dowiedzieć się, co tak bardzo fascynuje
go w tej kobiecie.
Och, cała ta sytuacja była naprawdę niezwykła. Forrest chciał ożenić się i
założyć rodzinę. Jillian nie. On uważał, że nie uda mu się mieć owej upragnionej
rodziny, gdyż warunki ekonomiczne zmuszające do pracy oboje małżonków
wykluczają możliwość szczęśliwego życia rodzinnego. Jillian wierzyła, że tego
rodzaju małżeństwa partnerskie mogą doskonale funkcjonować przy pewnej
gotowości do kompromisów z obu stron.
Niewłaściwe poglądy i postawy zostały przypisane niewłaściwym
osobom. Gdyby Forrest miał choć trochę sprytu, zebrałby swoje zabawki i
zrezygnował z dalszej gry, póki nie stracił jeszcze reszty rozsądku. Nigdy jednak
nie rościł sobie pretensji do genialności.
Nie chciał i nie zamierzał zniknąć z życia Jillian Jones-Jenkins. Powinien,
lecz nie zrobi tego. Nie potrafiłby tego zrobić.
Cóż, zgadzali się przynajmniej co do jednego: oboje doceniali wagę
zaufania.
Forrest znieruchomiał nagle, cały zamieniając się w słuch.
– Grzmot – powiedział, unosząc głowę. – Lepiej zobaczmy, co się dzieje
na zewnątrz. Nadchodzi burza, madame.
Pocałował ją szybko i mocno, a potem wbiegł po schodkach na pokład.
Jillian podążyła za nim.
Ciężkie, czarne chmury powlekały niebo, a otaczające zatoczkę drzewa
uginały się smagane silnym wiatrem.
– Spróbujmy skontaktować się ze strażą przybrzeżną – zaproponowała
Jillian. – Może powiedzą nam, co robić.
Pobiegli w stronę mostka w świetle przecinających niebo błyskawic. Z
trudem słyszeli się wzajemnie w huku uderzających piorunów.
Forrest szybko przeczytał instrukcję obsługi radia i kilka minut później
połączył się z oficerem pełniącym służbę w nadbrzeżnej stacji morskiej. Wtedy
właśnie poczuli na twarzy pierwsze krople deszczu.
– Roger – powiedział wreszcie Forrest. – Dziękuję, bez odbioru. –
Chwycił rękę Jillian. – Chodźmy na dół – zawołał, starając się przekrzyczeć ryk
wiatru.
Choć do schodów nie było daleko, zanim skryli się pod pokładem,
całkiem przemokli.
– Mamy pecha – powiedział Forrest, chwytając w ostatniej chwili
zsuwający się ze stołu koszyk i stawiając go na podłodze.
Jillian skuliła się, nie potrafiąc powstrzymać szczękania zębami.
– Już zamarzam. Zmieniam się w sopelek.
– Słyszałaś całą rozmowę. Chcą, żebyśmy zostali tu, aż ustanie wicher.
Twierdzą, że jesteśmy bezpieczniejsi w zatoce niż na otwartym morzu. Musimy
zdjąć te mokre ubrania, zanim nabawimy się zapalenia płuc. Czy wiesz, jak
rozwiązany jest tutaj problem ogrzewania, światła, ciepłej wody?
Jillian kiwnęła głową i odrzekła:
– Jest tu generator, który wytwarza prąd potrzebny do zapewnienia
oświetlenia na łodzi, uruchomienia niewielkiego bojlera i tego małego grzejnika
na ścianie. Wątpię, żebyśmy znaleźli jakieś ubrania poza zapasowymi
kostiumami kąpielowymi, ale w szufladzie pod łóżkiem jest zawsze kilka
ręczników plażowych.
– To dobrze.
Forrest zapalił dwa ścienne kinkiety, a potem wyjął ze wskazanej przez
Jillian szuflady cztery kolorowe ręczniki. Przeszedł przez pokój i dwa z nich
podał Jillian.
– Weź prysznic – powiedział. – Ja sprawdzę, czy nie musimy czegoś
zabezpieczyć. Czeka nas trudny rejs.
Jillian skinęła głową, a potem zniknęła w maleńkim pomieszczeniu
pełniącym rolę łazienki.
Z trudem udało się jej zdjąć mokre dżinsy, a potem resztę ubrania.
Westchnęła z ulgą, czując na skórze ciepły strumień prysznica.
Wiedziała, że musi się śpieszyć, gdyż w małym zbiorniku nie ma zbyt
wiele wody.
Kilka minut później wyszła spod natrysku i energicznie wytarła się
ręcznikiem, aż jej skóra nabrała różowego odcienia. Ale co teraz, przeraziła się
nagle. Ubranie było całkiem przemoczone, także bielizna. Ręcznik, którego
przed chwilą użyła, był wilgotny, tak więc pozostawał jej jedynie drugi ręcznik
plażowy. Cóż, niech i tak będzie. Mogła albo wykorzystać ręcznik, albo
wymaszerować z łazienki goła jak ją Pan Bóg stworzył.
Przeczesała palcami włosy i owinęła się ręcznikiem. Wyglądała w nim jak
w sarongu, sięgającym nieco powyżej kolan. Zebrała mokre ubranie i
westchnąwszy, wyszła z łazienki.
– Możesz się wykąpać – oznajmiła, starając się, by jej głos zabrzmiał
normalnie. Rozejrzała się po pokoju, zauważając rozesłane na stole i krzesłach
ręczniki.
– Możemy tu rozłożyć nasze ubrania – powiedział Forrest, rozpościerając
ręcznik na ostatnim krześle. – Miejmy nadzieję, że w ten sposób trochę
przeschną i nie zniszczą mebli. Uruchomiłem ogrzewanie i... – Spojrzał na
Jillian i urwał w pół słowa. – Wielkie nieba! – szepnął.
Jillian podeszła bliżej i rzuciła swoje ubranie na stół.
Nie wolno ci, nakazała sobie, spojrzeć na tego mężczyznę. Słyszała, jak
zareagował na widok jej stroju czy raczej jego braku. Doskonale pamiętała o
tym, że pod ręcznikiem jest zupełnie naga, a Forrest również był dosyć
spostrzegawczy. Wiedziała, co mogłaby wyczytać teraz w jego twarzy i
ciemnych, brązowych oczach.
Zajęła się rozwieszaniem swoich rzeczy i odetchnęła z ulgą dopiero
wówczas, gdy w łazience rozległ się szum wody. Zawahała się przez chwilę,
trzymając w rękach wilgotną koronkową bieliznę, po czym zdecydowała, że tak
przystojny mężczyzna jak Forrest MacAllister z pewnością zdążył zapoznać się
w życiu z wszystkimi partiami damskiej garderoby.
Teraz rozejrzała się za miejscem do wypoczynku. Przy ścianie stała
skrzynia, na której wieku można było się położyć. Jillian pamiętała dobrze, że
jest to miejsce wyjątkowo twarde i niewygodne.
Nic z tego. Tym razem zastosuje zasadę „kto pierwszy, ten lepszy” i
zajmie łóżko. Forrest może ułożyć się na skrzyni.
Wyjęła spod narzuty jedną z poduszek i oparła ją o ścianę. Wdrapała się
na łóżko, a potem usiadła sztywno z wyprostowanymi nogami, układając ręce
grzecznie przed sobą.
Po chwili doszła do wniosku, że przypomina w tym momencie pannę
młodą z epoki wiktoriańskiej, oczekującą w noc poślubną swego małżonka.
Skrzyżowała nogi, pragnąc, by jej poza stała się bardziej nonszalancka, a potem
przyjrzała się krytycznie swoim rękom, nie wiedząc, czym mogłaby je zająć.
– Wezmę czasopismo – mruknęła cicho. – Doskonale.
Słysząc, że w łazience ucichł szum wody, szybko zeskoczyła z łóżka,
omal nie gubiąc przy tym ręcznika, po czym pobiegła przez pokój, by chwycić
jedną z leżących na półce gazet. Po chwili wskoczyła z powrotem do łóżka.
Leżała ze skrzyżowanymi nogami i nosem utkwionym w gazecie, kiedy
Forrest wrócił do pokoju.
– Prysznic to wspaniały wynalazek – oświadczył. – Było to naprawdę
przyjemne.
– Mmm – zgodziła się Jillian, nie podnosząc na niego wzroku.
– Nasze ubrania nieźle przemokły, jeśli wziąć pod uwagę, że wcale nie
byliśmy na deszczu tak długo.
– Mmm.
– Nawet tak bardzo nie rzuca łodzią. Możemy sobie wyobrazić, że
znaleźliśmy się w ogromnym hamaku.
– Mmm.
Forrest przeszedł przez pokój i połaskotał stopę Jillian.
– Słyszysz, co do ciebie mówię?
Zaskoczona otworzyła szeroko usta, opuszczając czasopismo na kolana.
A kiedy spojrzała na Forresta, z wrażenia zabrakło jej tchu.
Jest piękny, pomyślała, nabierając wreszcie powietrza do płuc. Owinął się
ręcznikiem wokół bioder, a w przyćmionym świetle lamp jego ciało wydawało
się wykute z brązu. Miała ochotę gładzić jego wilgotną skórę, wędrując dłońmi
po twardych, idealnie zarysowanych mięśniach.
Uosobienie męskości. Cudowny. Doskonały samiec. I nagi jak w dniu
narodzin, okryty jedynie kawałkiem miękkiej tkaniny.
– Jillian?
– Co? – spytała trochę nieprzytomnie, a potem zamrugała powiekami. –
To znaczy, słucham?
Forrest wziął do ręki drugą poduszkę.
– Posuń się.
– Dlaczego?
– Ponieważ najprawdopodobniej spędzimy tu trochę czasu, a ja nie
zamierzam siedzieć na tej twardej jak kamień skrzyni. Na wszystkich krzesłach
wiszą mokre ubrania, więc... proszę, posuń się i zrób dla mnie trochę miejsca na
łóżku.
Forrest chce położyć się obok mnie, pomyślała. Ma zamiar nie tylko
ułożyć się na łóżku, lecz zapewne także wykorzystać okazję i...
Jillian, przestań, nakazała sobie. Popadasz w histerię. Jesteś przecież
dorosłą kobietą, a nie egzaltowaną nastolatką. Potrafisz zachować się w takiej
sytuacji. Tak! Jesteś dojrzałą kobietą. Forrest zaś, niestety, najprzystojniejszym
ze znanych ci mężczyzn.
– Zrób mi miejsce obok siebie – poprosił raz jeszcze.
– Tak, posuwam się. Proszę, już robię dla ciebie miejsce. – Przytrzymując
ręcznik, przesunęła poduszkę. – Gotowe, panie MacAllister. – Wróciła do
poprzedniej pozycji, znów zasłaniając twarz gazetą.
Wszystkimi zmysłami chłonęła każdy jego ruch, kiedy wchodził na łóżko,
poprawiał poduszkę, a wreszcie ułożył się obok niej.
Przez chwilę leżeli w milczeniu.
– Zadziwiające – odezwał się Forrest.
– Co jest zadziwiające? – spytała, nie odrywając wzroku od druku.
– Jest pani fascynującą kobietą, lady Jillian. Nigdy nie przypuszczałbym,
ż
e zainteresuje panią lektura czasopisma dla majsterkowiczów.
Jillian otworzyła szeroko oczy, teraz dopiero zdając sobie sprawę, co
„czyta”.
– Cóż, oczywiście, że to mnie interesuje – odparła, przewracając kartkę. –
Nigdy nie wiadomo, kiedy zajdzie potrzeba naprawienia czegoś w domu...
– Doprawdy? – zdziwił się, wybuchając śmiechem.
– Często przeglądam takie czasopisma – upierała się. – Mam dom i wiesz
przecież, że czasami trzeba coś naprawić.
– Jakieś urządzenie mechaniczne – dodał.
– Cokolwiek – odrzekła niepewnie.
– Powiedz mi coś, Jillian.
– Hmm. – Przewróciła kolejną stronę czasopisma.
– Jak ci się udaje czytać? Te lampy nie dają zbyt mocnego światła. Jest tu
dosyć ciemno. Musisz mieć doskonały wzrok.
Jillian zmrużyła oczy, po raz pierwszy rzeczywiście starając się odróżnić
litery.
– Och. – Odwróciła głowę, by spojrzeć na niego. – Tak, to prawda, mam
ś
wietny wzrok. Faktycznie doskonały. Ja... Aaau! – krzyknęła w następnej
chwili.
Łódź nagle jakby uniosła się nad wodę, a potem przechyliła na jedną
stronę. Gazeta wypadła Jillian z rąk, a ona sama wpadła prosto na Forresta.
Przytrzymał ją, jedną ręką chwytając Jillian pod biustem, a drugą pod
kolanami. Mocno przygarnął ją do siebie.
– Już jesteśmy bezpieczni – powiedział, kiedy łódź po chwili znów
zaczęła się łagodnie kołysać na falach. – Albo jakiś idiota ściga się z wiatrem,
albo minęła nas łódź patrolu straży przybrzeżnej. Teraz wszystko jest w
porządku.
Nie, nie wszystko jest w porządku, pomyślała w panice. Leżała
przytulona do Forresta MacAllistera. Jej serce tłukło się w piersi jak oszalałe, a
ciało płonęło pożądaniem. Wszystko jest w porządku? Brzmiało to jak żart lub
kpina.
– Jillian – powiedział cicho Forrest, patrząc prosto w jej oczy.
Teraz nie było już dla niej ratunku.
Nie potrafiła walczyć dłużej z pragnieniem, by dotknąć gładkiej, napiętej
skóry na muskularnym torsie.
Więc zrobiła to.
Nie mogła ignorować dłużej faktu, że dzielą ich jedynie dwa frotowe
ręczniki i że wyczuwa pod sobą jego twarde uda. Pragnęła, aby Forrest objął ją
jeszcze mocniej. Miała ogromną ochotę pieścić go, dotykać, całować.
I zrobiła to.
Nie mogła nie słyszeć chrapliwego oddechu Forresta, nie dostrzegać jego
kuszących ust tak blisko swojej twarzy. Pragnęła błądzić wargami po pachnącej
mydłem, gładkiej brązowej skórze.
I... zrobiła tak.
Pochyliła się i odnalazła jego usta, spragnione i wyczekujące. Objął ją
ramieniem, przygarniając mocniej do siebie. Pod opartą na piersi Forresta dłonią
czuła jego szybko bijące serce.
– Jillian – szepnął. – Chcę kochać się z tobą. To, co się dzieje, jest dla
mnie ważne i wyjątkowe.
To prawda, ich znajomość stała się czymś więcej niż tylko sposobem
pożytecznego wykorzystania wolnego czasu.
– Tak – powiedziała cicho. – Tak, Forreście, ja też tego pragnę.
Jillian, opanuj się, apelował do niej głos rozsądku. Co robisz? Pomyśl.
Ten mężczyzna zniknie z twojego życia za niecałe dwa tygodnie. Jillian!
Zignorowała jednak te ostrzeżenia, słuchając jedynie tego, co dyktowało
jej serce.
Raz jeszcze spotkały się ich usta. Zsunął z niej ręcznik, który teraz
okrywał jedynie biodra Jillian. Pieścił dłonią jej pierś, a Jillian pojękiwała
cichutko, czując, jak rozpala się w niej ogień pożądania.
Uniósł ją lekko do góry i położył delikatnie na łóżku, a sam ułożył się tuż
obok.
Wsparty na łokciu, drugą ręką odsunął okrywający wciąż jej biodra
ręcznik. Potem odsłonił także własną nagość.
– Wielkie nieba! – szeptał z zachwytem. – Jesteś taka piękna, Jillian.
Spojrzał w jej oczy, jakby tam szukając i znajdując odpowiedź na nie
zadane głośno pytanie. Potem pochylił się, by całować jej piersi.
Przymknęła na chwilę oczy, by rozkoszować się symfonią cudownych
doznań, jaką wzbudzały w niej jego pieszczoty.
Forrest powędrował dłonią do drugiej piersi, a potem, wzdłuż płaskiej
krawędzi brzucha, niżej i jeszcze niżej, aż do zwieńczenia ud.
Potem zaś jego wargi podążyły śladem wytyczonym palcami na
spragnionej pieszczot skórze. Jillian drżała leciutko, pieszczona w ten cudownie
rozkoszny sposób.
– Forreście, proszę – szeptała, zaciskając dłonie na jego ramionach. –
Proszę.
– Za chwilę, Jillian – odpowiedział, zaskoczony brzmieniem własnego
głosu.
Nie potrafił już dłużej czekać. Pragnął znaleźć ukojenie w gorącym
wnętrzu jej kobiecości. Teraz. Natychmiast. Musiał jednak odzyskać panowanie
nad sobą, gdyż najważniejsza była przyjemność Jillian, to o nią przede
wszystkim chciał zadbać. Wiedział o tym z pewnością, jakiej nigdy wcześniej
nie doświadczał.
– Forreście – odezwała się drżącym z emocji głosem. Zawisł nad nią
swoim ciężarem. Wsparł się na łokciach i spoglądał w szare, zamglone teraz
oczy Jillian. Jej policzki były zaróżowione, a usta, wilgotne od pocałunków,
rozchylone i drżące.
Pocałował ją, a potem uniósł głowę, chcąc widzieć jej twarz w
przyćmionym blasku lamp, kiedy stawali się jednością.
Powoli, delikatnie wszedł w jej ciasną, gorącą kobiecość.
Ogarnęła ich ekstaza.
Jillian westchnęła z zachwytem, zdając sobie sprawę, że dzieje się coś
niezwykłego, że kochają się. Rozumiała, że Forrest pragnie, aby doznała
rozkoszy, ona zaś chciała dać ukojenie jego pożądaniu. Lekko uniosła biodra.
– Jillian...
– Tak bardzo cię pragnę.
Z każdym poruszeniem Forresta narastała w niej rozkosz, unosząc ją
coraz dalej i dalej, aż poza krawędź rzeczywistości.
– Forreście!
Kilka sekund później znalazł się razem z nią tam, gdzie zjednoczeni w
ekstazie trwali poza czasem i przestrzenią w cudownym niebycie.
Powoli uspokajały się ich oddechy, serca wracały do normalnego rytmu.
Łódź kołysała się łagodnie, o pokład uderzały miarowo krople deszczu.
Forrest sięgnął po koc, a potem położył się znowu, okrywając nim Jillian i
siebie.
Leżeli bez słowa, zasłuchani w szum deszczu i bicie własnych serc.
Kiedy Jillian otworzyła oczy, nie pamiętała, gdzie jest i dlaczego tu się
znalazła. Obróciła głowę i wstrzymała oddech, widząc Forresta śpiącego tuż
obok niej.
Kiedy patrzyła na niego, na jej wargach pojawił się delikatny uśmiech.
Nawet we śnie emanowała z niego siła, lecz teraz także pewna bezbronność.
Spokojny oddech świadczył o ufności, która wydała się jej wzruszająca.
Forrest MacAllister jest moim kochankiem, pomyślała uszczęśliwiona.
Po chwili zmarszczyła brwi, rozglądając się wokół.
Ś
pij, Forreście, nakazała mu w duchu. Musiała mieć trochę czasu, by
zastanowić się nad tym, co zaszło pomiędzy nimi.
Kochała się z Forrestem MacAllisterem.
Stało się. Teraz musi uporządkować swoje myśli i uczucia. Czy było jej
przykro? A może żałowała tego, co się wydarzyło? Czy była wściekła na siebie,
za to, że pozwoliła, by uczucia wzięły górę nad rozsądkiem?
Zmrużywszy oczy, zamyśliła się, próbując znaleźć odpowiedź na te
pytania. Za każdym powinna była powiedzieć wyraźnie i stanowczo „nie”.
Zachowujesz się nieodpowiedzialne, Jillian Jones-Jenkins, napomniała
siebie. Wiedziała przecież, że znajomość z Forrestem może przetrwać najwyżej
kilka, a może kilkanaście dni. Nie było w jej życiu miejsca na tego rodzaju
związki, kiedy pisała powieść.
Miała do wypełnienia zadanie, które jednak przerodziło się w coś
znacznie ważniejszego. Nie chodziło tu jedynie o seks i fizyczne pożądanie. To,
co się stało, było wyrazem prawdziwego uczucia. Jillian zupełnie nie wiedziała,
jak powinna postąpić teraz, kiedy owo uczucie pokrzyżowało jej plany.
Wkrótce Forrest się obudzi i, jak każdy mężczyzna w podobnej sytuacji,
będzie obserwował ją uważnie, ciekaw jej reakcji po tym, co wydarzyło się
pomiędzy nimi. A więc niech tak będzie. Nie żałowała niczego, a Forrest
powinien o tym wiedzieć. Ze swoimi rozterkami musi uporać się sama.
Tym postanowieniem Jillian zakończyła wewnętrzny dialog ze sobą i
rozejrzała się dokoła.
W kabinie było dosyć ciemno, niewielkie lampki dawały mało światła i
niemal całe pomieszczenie tonęło w półmroku. Łódź nie kołysała się już i Jillian
zdała sobie sprawę, że nie słyszy melodyjnego szumu deszczu.
Zmrużywszy oczy, spróbowała dojrzeć w mroku tarczę zegara. Ku swemu
przerażeniu stwierdziła, że dochodzi szósta. Przespali całe popołudnie.
– Forreście – powiedziała, dotykając palcem jego piersi. – Forreście,
obudź się.
– Mmm, później – mruknął.
Jillian zachichotała cicho. Forrest wymamrotał jeszcze kilka słów, których
nie mogła zrozumieć, po czym wreszcie otworzył oczy.
– Witaj – szepnęła.
Lekko potrząsnął głową i dopiero po chwili na jego ustach pojawił się
uśmiech.
– Śniłem o dziwnych rzeczach – wyjaśnił ochrypłym głosem.
Brzmienie tych słów wywołało w Jillian dreszcz podniecenia.
– Byłem Romanem żeglującym po głębokich morzach – ciągnął Forrest. –
Miałem fantastyczną koszulę z bufiastymi rękawami. Oczywiście, nie wymagały
prasowania, bo tego nie lubię.
– Musiał to być bardzo przyjemny sen – odrzekła pogodnie. – Teraz
jednak wracaj do rzeczywistości. Jest szósta.
– Żartujesz. – Usiadł. – Nie żartujesz – stwierdził i zamilkł na chwilę. –
Sądzę, że burza minęła. Lepiej, żebyśmy popłynęli w stronę portu.
– Tak.
Obrócił się, żeby spojrzeć prosto w jej oczy. Na jego twarzy nie widać
było teraz nawet cienia uśmiechu.
– Jillian – zaczął cicho. – Kochaliśmy się i było to niewiarygodnie
pięknym i wyjątkowym przeżyciem. Chcę, żebyś o tym wiedziała.
– Ja odczuwam to podobnie.
– Żadnego żalu?
Zawahała się tylko przez moment.
– Nie, Forreście, niczego nie żałuję.
Pochylił głowę i pocałował ją mocno. Wciąż jeszcze tlący się w nich żar
namiętności natychmiast wybuchnął silnym płomieniem. Kiedy uniósł głowę,
jego oddech był szybki i nierówny.
– Dość tego, panie MacAllister – powiedziała – albo noc dzisiejszą noc
spędzi pan na tej barce.
Uśmiechnął się.
– To znaczy, skarbie, że albo w tym momencie przestanę cię całować,
albo naszym śniadaniem będzie pół tuzina zielonych winogron.
Jillian roześmiała się, a potem szybko zsunęła się z łóżka i przeszła przez
pokój, zbierając po drodze ich ubrania.
Forrest rozkoszował się widokiem jej ciała, smukłego i kobiecego, które
tak kontrastowało z jego masywną, muskularną sylwetką.
Cóż to za urocza istota, stwierdził. Jillian była tak piękna. To, co się stało,
było czymś niezwykłym i cudownym. Nigdy nie przeżył niczego podobnego.
Wiedział, że w jego życiu dzieje się coś ważnego, lecz nie potrafiłby tego
nazwać.
– Ubrania są suche – oznajmiła Jillian, wyrywając Forresta z zamyślenia –
ale sztywne jak zbroja. – Zaczęła się ubierać. – Marzy mi się gorąca kąpiel, a
potem miękki, ciepły szlafrok.
Forrest sięgnął po sweter.
– A mnie marzą się dwa albo trzy hamburgery, gęsty koktajl mleczny i
podwójne frytki.
– Zgoda. Najpierw hamburgery, potem gorąca kąpiel.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Zjemy coś, a potem...
– O nie. Ty wrócisz do domu, a ja wezmę gorącą kąpiel.
– Do czarta!
Jillian roześmiała się, zarażając Forresta swoją radością.
Byli głodni, mieli na sobie sztywne jak blacha ubrania i znajdowali się
wiele kilometrów od lądu i wszelkich wygód. Przez całą drogę jednak z ich
twarzy nie znikał uśmiech.
– Deedee? – upewniła się Andrea. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam
ci w czasie obiadu. Zgadnij, co się stało? Przez cały dzień nie mogłam
dodzwonić się ani do Jillian, ani do Forresta. Za każdym razem zgłaszały się
tylko ich automatyczne sekretarki.
– Rozumiem, że nie powinnam za bardzo się tym ekscytować, ale jest
przynajmniej szansa, że może wybrali się gdzieś razem.
– Och, czy to nie byłaby katastrofa, gdyby spędzili cały dzień na kłótni?
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Następne dwa dni upłynęły im na wykonywaniu przeróżnych zajęć. Jillian
czuła się cudownie, przepełniała ją radość i wiedziała, że są to najwspanialsze
wakacje, jakie kiedykolwiek miała.
W piątek zrobiła porządki w szafach, wyrzucając niepotrzebne ubrania i
sporządzając listę rzeczy, które chciała kupić.
Tego wieczora wraz z Forrestem wybrali się na koncert piosenkarza
ś
piewającego w stylu country. Oboje mieli na sobie dżinsy, wysokie buty i
koszule z perłowymi guzikami.
– To niesamowite – zauważyła Jillian, kiedy stali przed lustrem w jej
salonie. – Wyglądamy jak postacie z westernu. Jesteśmy wspaniali, naprawdę
wspaniali, Forreście.
– Słuchaj, panienko – odparł, przeciągając słowa – niewiele jeszcze
widziałaś. Chodź ze mną, ślicznotko, a poznasz prawdziwe życie.
Ku radości Jillian Forrest pożyczył na wieczór dżipa od swojego brata,
Ryana.
– Teraz dopiero jesteśmy wspaniali – stwierdził Forrest.
– Ruszaj, kowboju. Czas w drogę.
Po koncercie, który im obojgu bardzo się podobał, zdecydowali się na
kolację w chińskiej restauracji. Nie potrafiąc oprzeć się pokusie, zamówili tak
wiele jedzenia, że z powodzeniem wystarczyłoby go dla czterech osób.
– Przepyszne – powiedziała Jillian, próbując potrawy, której nazwy nie
potrafiła wymówić.
– Wiesz – odezwała się po chwili namysłu – właśnie tak mógłby
wyglądać wieczór dwojga pracujących zawodowo osób...
– To prawda, bilety na koncert, a potem kolacja byłyby zbyt poważnym
uszczerbkiem dla budżetu rodziny utrzymującej się z jednej pensji. Ale gdzie są
dzieci?
– W domu, z solidną, godną zaufania opiekunką. My, rodzice, musimy
mieć trochę czasu tylko dla siebie.
– Ile czasu poświęciliśmy naszym dzieciom w ciągu tygodnia?
Pracowaliśmy wieczorami. Czy tak? Oboje robimy karierę i lubimy rozrywki. W
niedzielę wybieramy się całą rodziną na lunch, a potem do zoo. To także
kosztuje. Jedno z nas albo oboje musi podjąć dodatkową pracę.
– Nie – powiedziała Jillian, pochylając się w jego stronę. – Wybraliśmy
kompromis. To właśnie to słowo, o którym wciąż zapominasz. Kompromis.
Poszliśmy na koncert, a potem przyrządziliśmy sobie deser lodowy w naszej
własnej kuchni.
– Rozumiem – odparł, kiwając powoli głową.
– A w niedzielę spakujemy jedzenie do koszyka i pójdziemy do zoo.
Kompromis, Forreście. Jesteśmy ludźmi pracującymi zawodowo, a nie
niewolnikami kariery i określonego stylu życia. Możemy znaleźć czas zarówno
dla siebie, jak i dla dzieci. Gdybyś nie był tak uparty i zaślepiony, już dawno
dostrzegłbyś, że z powodzeniem możesz stworzyć wymarzoną przez siebie,
szczęśliwą rodzinę.
– Cóż, z pewnością dałaś mi wiele do myślenia – stwierdził. – Żona
Michaela, Jenny, zrezygnowała z pracy i wychowuje ich syna, Bobby’ego. W
czasie weekendu zwykle wybierają się gdzieś tylko we dwoje.
– Doskonale. Nie widzę powodu, dla którego dwoje pracujących ludzi nie
mogłoby zorganizować sobie życie podobnie.
– Ile mamy dzieci?
– Co takiego? – spytała, marszcząc czoło.
– Ilu małych psotników zabieramy w niedzielę do zoo?
– Zjedz bułeczkę, Forreście. Musisz się pokrzepić.
– Sprawiłaś, że moja potencjalna rodzina zaczęła wydawać mi się bardzo
rzeczywista.
Wzruszyła ramionami.
– Jestem pisarką o bujnej wyobraźni. Uśmiech zniknął z twarzy Forresta.
– Dla ciebie, oczywiście, nie ma miejsca w tym scenariuszu?
Jillian wytrzymała jego wzrok.
– Nie, mnie tam nie ma.
– A więc, kiedy ja zaczynam przekonywać się do proponowanego przez
ciebie kompromisu i zostawiam dokumenty w biurze, ty wciąż jesteś zajęta
wieczorami.
– Ponieważ mogę sobie na to pozwolić – odparła. – W przeciwieństwie do
ciebie nie mam rodziny, o którą musiałabym się troszczyć.
– Jillian, czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że ten wspaniały kompromis
powinien dotyczyć także ciebie?
– Dlaczego?
– Pomyśl. Czy rzeczywiście chcesz, żeby twoje życie składało się tylko z
pracy, od której czasem tylko odrywałoby cię jakieś spotkanie towarzyskie?
Uniosła głowę.
– Moje życie jest wystarczająco ciekawe. Dziękuję za troskę.
– To ty tak twierdzisz.
Otwierała już usta, by mu odpowiedzieć, lecz zrezygnowała po chwili.
– Nie mam zamiaru dłużej dyskutować na ten temat, ponieważ grozi nam
sprzeczka. Dzisiejszy wieczór był tak uroczy. Nie psujmy go, Forreście. –
Uśmiechnęła się. – Zjedz tę bułeczkę.
Wziął do ręki pieczywo.
– Zgoda. Naprawdę mam zamiar zastanowić się nad tym, co
powiedziałaś. Nikt dotąd nie przedstawił mi tak obrazowo, na czym może
polegać kompromis. Było to bardzo pouczające. Prawdziwy pokarm – ugryzł
kawałek bułki – dla umysłu.
– Cieszę się, że tak uważasz – powiedziała.
Odniosła pierwszy sukces, jej wakacyjna misja zapowiadała się
doskonale. Tylko... Czuła dziwny, nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy
wyobrażała sobie przy boku Forresta żonę i dzieci. Ona też musiała pokrzepić
czymś swój umysł.
– A więc – zaczęła – Michael i Jenny mają synka, tak?
– Och, tak. Bobby to wspaniały dzieciak. Opowiadałem ci, że przy jego
urodzeniu wygrałem zakład o bardzo wysoką stawkę?
– Co takiego?
– Wymyśliliśmy bardzo ciekawy zakład. Było nas za dużo, żeby zakładać
się tylko o to, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka. Dodaliśmy więc
pytanie o dzień i, uwaga, godzinę narodzin.
– Bardzo ciekawe.
– Rzeczywiście. Wygrałem. Odgadłem płeć dziecka, dzień i godzinę
narodzin z dokładnością do dwudziestu minut.
– Wciąż nie przestaje mnie pan zadziwiać swoimi rozlicznymi talentami,
panie MacAllister.
– Kochanie – powiedział głosem niskim i gardłowym – niewiele jeszcze o
mnie wiesz.
W pamięci Jillian ożyły nagle bardzo realne i zmysłowe obrazy ich
dwojga splecionych w miłosnym uniesieniu. Spłoniła się i spuściła wzrok.
– Czas na ciasteczka szczęścia – zauważyła cicho. – Mogę przeczytać
swoją karteczkę, ale nic już nie zjem.
– Rozłamała kruche ciastko, a potem szybko przeczytała słowa wypisane
na wąskim pasku papieru.
– No i jak? – Forrest pochylił się w jej stronę. – To dobra wróżba? Pozwól
mi spojrzeć. – Wziął od niej kartkę i przeczytał z poważną miną: – „Czeka cię
poważna zmiana w sferze emocjonalnej, a nie materialnej”.
Mocny rumieniec oblał policzki Jillian. Widziała pożądanie w brązowych
oczach Forresta, pożądanie, które budziło się także w niej.
– Poważna zmiana w sferze emocjonalnej – powtórzył Forrest.
Jillian odwróciła wzrok i lekko drżącą ręką sięgnęła po drugie ciastko.
– Teraz przeczytaj swoją wróżbę, Forreście. Skruszył ciastko i wyjął
karteczkę. Roześmiał się głośno, czytając przepowiednię. Jillian zerkała mu
przez ramię.
– „Twoja łajba nie przypłynie, ponieważ utonęła”.
– Błąd – stwierdził Forrest. – Nie wiedzą, z kim mają do czynienia. Ja i
Roman nigdy nie pozwolilibyśmy utonąć naszym statkom.
– Oczywiście, że nie – zgodziła się. – Prędzej przemoczylibyście wasze
wspaniałe koszule.
– Dokładnie tak by było.
– Jesteś szalony.
– A ty jesteś piękna – powiedział, całując ją delikatnie. – Chodźmy do
domu, lady Jillian.
Kochali się do późna i dopiero nad ranem Jillian słyszała przez sen, jak
Forrest wychodzi, żeby zmienić w domu ubranie, a potem pograć w golfa z
Michaelem.
W sobotę Jillian zadzwoniła do Deedee, by umówić się z nią na lunch i
zakupy. Deedee zgodziła się od razu, oświadczając, że w księgarni zostanie
jeden z praktykantów.
– I co nowego? – Deedee nie kryła ciekawości.
– Porozmawiamy przy lunchu.
– Obiecujesz?
– Tak, oczywiście, Deedee. Zawsze przecież trajkoczemy jak nakręcone,
kiedy się widzimy.
– Będę liczyła godziny do naszego spotkania, Jillian.
– Mówi pani dziwne rzeczy, pani Hamilton. Do zobaczenia jutro.
Deedee odłożyła słuchawkę, mrucząc do siebie.
– Dziwne? Nie, to po prostu obawy zatroskanego Kupidyna.
Przez resztę dnia Jillian załatwiała sprawunki. Była w pralni, drogerii,
zamówiła papier firmowy i odwiedziła kilka innych wymienionych na jej liście
miejsc.
Zwykle nie lubiła zajmowania się tego rodzaju drobiazgami i załatwienie
większości podobnych spraw zlecała swojej sekretarce, Lorraine, tym razem
jednak przez całą drogę nie opuszczał jej pogodny nastrój.
A więc dobrze, przyznała się sama przed sobą, leżąc wygodnie w
pachnącej wodzie i zażywając kąpieli, rzeczywiście najwięcej myślała tego dnia
o czekającym ją wieczorem spotkaniu z Forrestem. To jednak nie stanowiło
przecież poważnej zmiany w jej sferze emocjonalnej.
Forrest był miłym, przystojnym i czarującym mężczyzną. To zrozumiałe,
ż
e obcowanie z nim sprawiało jej przyjemność. Uczucia, jakie budziła jego
bliskość, podobnie jak wspomnienia cudownych, spędzonych razem chwil, są
cennym skarbem, który długo jeszcze po rozstaniu z Forrestem będzie
przechowywać w sercu.
Po rozstaniu z Forrestem!
Jillian zmarszczyła czoło, raz jeszcze powtarzając w myśli ostatnie słowa.
Wyszła z wanny i sięgnęła po miękki, frotowy ręcznik.
Po rozstaniu z Forrestem!
Weź się w garść, Jillian, napomniała samą siebie. Znała fakty i wiedziała,
jaką dyscyplinę musi zachować, chcąc osiągnąć sukces w sferze zawodowej.
Nic i nikt nie może odrywać jej od pracy.
Wkrótce jej wakacje się skończą, a Forrest MacAllister zniknie z jej
ż
ycia.
Poza tym, ciągnęła swój wewnętrzny monolog Jillian, zaczynając się
ubierać, nie interesuje mnie żaden poważny związek. Nigdy więcej nie ofiaruję
nikomu swojej miłości, nie będę już nigdy bezbronna i bezradna obserwowała,
jak ktoś depcze moje uczucia. Życie nie oszczędziło mi tej lekcji i nigdy więcej
nie popełnię podobnego błędu.
Przez cały wieczór Jillian czuła się jak Kopciuszek na balu. Kolacja była
pyszna, zaś po niej przeszli z Forrestem do ogromnej sali, gdzie
dziesięcioosobowa orkiestra grała cudowne, romantyczne melodie. Forrest
okazał się doskonałym tancerzem, w jego ramionach czuła się bezpieczna,
szczęśliwa i pożądana.
W przeciwieństwie do Kopciuszka wcale nie miała ochoty uciekać z balu
przed północą. Czekało ich jeszcze wiele długich, spędzonych razem godzin.
Mieli przed sobą całą noc.
Kilka minut po dwunastej w niedzielne popołudnie Jillian zasiadła
naprzeciw Deedee w tłocznej restauracji.
– Wiem, spóźniłam się, ale tylko o parę minut – powitała przyjaciółkę. –
Nawet dzisiaj są korki.
– Tak się cieszę, że cię widzę, Jillian – odparła z uśmiechem Deedee. –
Zamówmy coś. Jestem straszliwie głodna.
Jillian zerknęła w kartę, szybko decydując się na sałatkę firmową, a
potem obserwowała Deedee zajętą lekturą menu.
Deedee jest taka ładna, doszła do wniosku Jillian. Jej przyjaciółka miała
trzydzieści jeden lat, lecz delikatne rysy i drobne piegi na nosie sprawiały, że
wyglądała na znacznie młodszą.
Nikt nie odgadłby, że ta sympatyczna, zawsze uśmiechnięta kobieta
owdowiała osiem lat temu, gdy jej mąż zginął w katastrofie samolotowej
podczas lotu treningowego.
Po roku żałoby i rozpaczy, kiedy Deedee funkcjonowała jedynie dzięki
wsparciu najbliższych, wzięła się w garść, uzyskała specjalistyczną pomoc i
przeznaczyła pieniądze z ubezpieczenia męża na założenie księgarni.
Poznały się przed pięciu laty, kiedy Deedee zaprosiła Jillian do Books and
Books na spotkanie z czytelnikami połączone z podpisywaniem książek. Ich
znajomość powoli przerodziła się w przyjaźń, a któregoś dnia Deedee
zdecydowała się opowiedzieć Jillian o swojej przeszłości.
To dziwne, pomyślała Jillian, popijając wodę. Ona sama nigdy nie
zdradziła Deedee szczegółów własnego małżeństwa i późniejszego rozwodu.
Podobnie jak Forrestowi, powiedziała przyjaciółce jedynie, że jej zamążpójście
okazało się wielkim błędem, o którym nie warto rozmawiać.
Pojawienie się kelnerki przerwało rozmyślania Jillian. Kiedy złożyły
zamówienie, Deedee oparła łokcie na stole i podparła dłońmi brodę. Krótkie
blond loki okalały twarz promieniującą radością.
Jillian zaśmiała się.
– No dobrze, pani Hamilton, proszę opowiadać. Tak się pani wierci, że
zaraz pani spadnie z krzesła.
– Zdecydowałam się.
– Wychodzisz za mąż? – spytała niewinnie Jillian. Deedee zmarszczyła
nos.
– Co to za pomysł? Nie wychodzę za mąż, pani Jones-Jenkins, i dobrze
pani o tym wie.
Jillian wzruszyła ramionami.
– Pomyślałam, że nic nie szkodzi zapytać. Opowiedz, co się stało.
– Hm, wiesz, jak bardzo lubię „białe kruki”. Przez lata zgromadziłam ich
ponad dwa tuziny. Nie jest to bardzo dużo, ale na początek wystarczy. Tak więc
nawet teraz, gdy rozmawiamy, stolarz przygotowuje specjalną szafkę, którą
zamontuję na ścianie księgarni. Będzie miała wzmacniane szyby i zamek w
drzwiczkach. Rozpocznę kampanię reklamującą skup i sprzedaż rzadkich
wydawnictw w Books and Books. Jestem strasznie podniecona.
– I masz ku temu powody. Och, Deedee, to cudownie. Wiem, że zawsze o
czymś takim marzyłaś. A więc ja stawiam dzisiejszy lunch, aby uczcić w ten
sposób rozszerzenie profilu działalności Books and Books.
– Proszę, proszę. A przy okazji dowiesz się, że twoje powieści idą jak
ciepłe bułeczki od dnia, w którym podpisywałaś u mnie książki. Twoja
gotowość składania autografów w Books and Books za każdym razem, kiedy
pojawiał się na rynku twój nowy tytuł, bardzo korzystnie wpływała na wzrost
obrotów mojej księgarni – dziękowała przyjaciółce Deedee. – Że nie wspomnę o
przyjaciołach pisarzach, na których prośbą, a niekiedy groźbą, wymusiłaś, by
poszli za twoim przykładem. Dzięki twojej i ich uprzejmości mogłam znacznie
wcześniej, niż przewidywałam, pomyśleć o realizacji własnego marzenia.
– Bardzo się z tego cieszę. A przy okazji, na wszystkich moich
przyjaciołach Books and Books zrobiło doskonałe wrażenie i z przyjemnością
przyjadą tu ponownie.
– Dziękuję, Jillian.
Pojawienie się kelnerki z zamówionymi potrawami przerwało ich
rozmowę. Obie kobiety przez kilka minut jadły w milczeniu.
– Wiesz już, co u mnie słychać – odezwała się wreszcie Deedee. – A co ty
porabiałaś ostatnio?
– Och. – Jillian machnęła lekceważąco ręką. – Nic szczególnego...
– Czy mogłabyś przestać udawać, że nie wiesz, o co pytam? – przerwała
jej Deedee. – Wiesz dobrze, że interesuje mnie, czy postanowiłaś zająć się
Forrestem MacAllisterem. W czasie naszej ostatniej rozmowy obiecałaś
zastanowić się nad tym, zanim odłożyłaś słuchawkę, żeby pójść i odebrać pizzę.
– Cóż, to nie był dostawca pizzy, lecz Forrest.
– Co takiego?
Jillian opowiedziała o tym, jak umówiła się na kolację z Forrestem, a
potem zapomniała o tym. Tak, tak, ciekawska Deedee, Jillian postanowiła zająć
się Forrestem. Ten mężczyzna rzeczywiście potrzebuje pomocy. Odniosła już
pewne sukcesy, jeśli chodzi o jego poglądy w sprawie kompromisu i
zachowania właściwej proporcji pomiędzy pracą a rozrywką.
– Teraz już wiesz wszystko – zakończyła Jillian.
– Niezupełnie. A ty? Polubiłaś go?
– Tak.
Deedee przyglądała się jej przez dłuższą chwilę.
– To wszystko? – spytała wreszcie. – Tak? Och, Jillian, czy mogłabyś
powiedzieć coś więcej, podać jakieś szczegóły?
– Nie.
Na twarzy Deedee odmalowało się zaskoczenie.
– Och, wielkie nieba! Ty i Forrest zostaliście kochankami! – odgadła.
– Tego nie powiedziałam.
– Twoje milczenie jest wystarczająco wymowne. Och, Jillian, to
cudownie. Jak długo trwa wasz związek?
– Zrozum, moja droga. – Jillian pochyliła się do przodu. – Nie ma
ż
adnego związku. Ty i Andrea zleciłyście mi tylko pewne zadanie, pamiętasz?
– Cóż, być może wasza znajomość zaczęła się w ten sposób, lecz nie
znaczy to, że...
– Owszem, znaczy – oświadczyła stanowczo Jillian. – Poważny związek
mnie nie interesuje. Nie chcę żadnych zobowiązań. Forrest jest tego świadomy.
– Mówiliście o tym?
– Wspominałam o tym przy okazji jakiejś rozmowy. Koncentruję się na
zmianie jego stosunku do pracy. O to prosiłyście mnie z Andreą.
– To prawda. Oczywiście. Ale, Jillian, znam ciebie.
Wiem, że nie interesuje cię przypadkowy seks. W grę muszą więc
wchodzić uczucia... szacunek... wzajemna troska... Czy mam rację?
– Cóż, ja... Tak, masz rację.
– Więc jak możesz mówić, że nie łączy was nic poważnego? W jaki
sposób zdusisz w sercu te uczucia, kiedy skończą się wakacje? Kochanie,
przerażasz mnie. Miałyśmy z Andreą nadzieję, że... Och, Jillian. Nie chcę, żebyś
cierpiała, i tak samo martwię się o Forresta.
– Nic złego się stanie. Zaufaj mi. Tak, zgoda, rzeczywiście sprawy zaszły
dość daleko i uczucia odgrywają tu pewną rolę, ale oboje z Forrestem wiemy, że
mamy zupełnie różne oczekiwania wobec życia. Kiedy moje wakacje dobiegną
końca, wrócę do pracy, a Forrest odejdzie na zawsze z mojego życia. To znaczy,
on również wróci do swoich zajęć.
– Czy mają panie ochotę na deser? – Po raz kolejny kelnerka przerwała
ich rozmowę.
– Potrzebuję aspiryny – poprosiła Deedee, przyciskając dłoń do czoła. –
Okropnie rozbolała mnie głowa.
Kilka godzin później Jillian przymierzała przed lustrem w swojej sypialni
nowy jasnoczerwony sweter.
Forrest zaproponował, żeby spędzili wieczór w jego mieszkaniu,
oglądając wideo i zjadając ogromne ilości popcornu. Zapowiadała się świetna
zabawa połączona z błogim lenistwem, na które Jillian tak bardzo miała ochotę
po wyczerpujących zakupach z Deedee.
Bez dłuższych dyskusji zgodzili się z Forrestem, że tego wieczora będą
oglądali klasyczne filmy sensacyjne. Dźwięk dzwonka wywołał na jej twarzy
natychmiastowy uśmiech. Otworzyła drzwi, wpuszczając do środka Forresta,
który na powitanie wziął ją w ramiona i mocno pocałował.
Och jak to przyjemnie znów przytulić się do niego, pomyślała z
rozmarzeniem, odwzajemniając uścisk. I móc powiedzieć: Dobry wieczór, panie
MacAllister.
Nikt nie będzie cierpiał, przypomniała sobie słowa, które z takim
przekonaniem wypowiedziała w czasie lunchu.
Wścibska Deedee, pomyślała z irytacją Jillian, zasiała w niej ziarno
niepokoju. Nie miała zamiaru stać się ofiarą niczym nie uzasadnionych obaw
przyjaciółki. Oboje z Forrestem traktowali podobnie swoją znajomość i
wiedzieli, że nie jest to poważny związek.
Forrest uniósł głowę.
– Witaj, Jillian. Tęskniłem za tobą.
– Co takiego? – spytała wyraźnie zaskoczona. Wypuścił ją z objęć i
skrzyżował ręce na piersi.
– Tęskniłem za tobą. Myślałem o tobie przez cały dzień.
– Och, cóż, cieszę się, że tak było – powiedziała z niepewnym
uśmiechem.
Tęsknił za nią? Cóż, to nic takiego. Ona w zasadzie też za nim tęskniła.
Dlaczego? Bo lubi z nim rozmawiać i uprawiać seks. Czy tylko dlatego? Och, u
licha, zdaje się, że będą kłopoty.
Po drodze Forrest powiedział Jillian, że przeczytał kolejną jej powieść.
Jęknęła w duchu, wiedząc, że nic nie powstrzyma go przed dokładnym
przeanalizowaniem treści książki. Naprawdę nie chciała myśleć dziś wieczorem
o pracy. Zrobiła sobie przecież wakacje i powinna raczej myśleć o wykonaniu
zadania, którego się podjęła. Och, litości!
– Odnalazłem w tej powieści takie samo jak w innych twoich książkach
przesłanie – oświadczył Forrest. – Chodzi mi o zaufanie. Po krótkim okresie
narzeczeństwa młoda para wyjeżdża w podróż poślubną. Niestety, oboje ukryli
przed sobą prawdziwe powody, dla których zdecydowali się na małżeństwo. On
potrzebował dziedzica, by spełnić warunki testamentu dziadka, ona zaś miała
nadzieję z otrzymywanych od męża pieniędzy spłacić hipotekę domu, w którym
mieszkała jej owdowiała matka i czworo rodzeństwa.
– Wiem, Forreście – przerwała mu Jillian znużonym głosem. – Sama to
napisałam.
– Czas mija – ciągnął nie zrażony Forrest – i małżonkowie zakochują się
w sobie. Ale, jak to w życiu bywa, przypadkiem każde z nich dowiaduje się
prawdy o swoim partnerze. Oboje czują się zdradzeni i oszukani. Do diabła,
każde z nich stało się przyczyną cierpienia kochanej osoby.
– Niedokładnie: cierpienia – zaprotestowała bez przekonania Jillian. – To
znaczy, zgoda, cierpieli, ale ty mówisz o tym w taki sposób, jakby oboje
przeżywali jakiś straszliwy koszmar.
– W pewnym sensie tak właśnie było – odrzekł, kiwając głową. – Oboje
zostali głęboko zranieni. Cierpieli, a ty doskonale opisałaś ich ból.
– Nie masz racji – powiedziała gniewnie, a potem westchnęła. –
Przepraszam. Nie chciałam na ciebie warczeć. Jestem trochę poirytowana,
pewnie z powodu zmęczenia. Zakupy to niezwykle wyczerpujące zajęcie. Kiedy
już ułożę się wygodnie przed telewizorem, moje samopoczucie na pewno się
poprawi.
– I zjesz trochę popcornu – dodał ze śmiechem. Nikt nie będzie cierpiał.
– Tak, kilogramy popcornu.
Och, Jillian, zwróciła się w duchu do samej siebie, zamknij się.
Dwie godziny później Forrest, wychodząc z kuchni z kolejną misą
popcornu, zatrzymał się w progu salonu. Przez chwilę przyglądał się zwiniętej w
rogu kanapy Jillian, a potem obejrzał pokój, jakby widział go po raz pierwszy.
Jillian powiedziała, że podoba się jej to mieszkanie i nie miał powodu, by
nie wierzyć jej słowom. W wystroju wnętrza przeważały brązy i beże z
pomarańczowymi i żółtymi akcentami. Ciężkie meble z czarnego drewna
pasowały doskonale do całości.
Wiele kobiet przewinęło się przez ten pokój. Nigdy jednak obecność
ż
adnej z nich nie cieszyła go tak jak teraz widok siedzącej przed telewizorem
Jillian.
Ku własnemu zdziwieniu i niezadowoleniu, przez cały dzień liczył
ciągnące się w nieskończoność, jak mu się zdawało, godziny. Uspokoił się
dopiero wtedy, kiedy Jillian otworzyła mu drzwi i mógł wreszcie wziąć ją w
ramiona.
MacAllister, powtarzał sobie, nie trać głowy. Miał przekonać Jillian, by
nie poświęcała tak wiele czasu pracy, lecz chyba nie wywiązywał się z tego
zadania. Zamiast skoncentrować się na swojej misji, dał oczarować się kobiecie,
której zamierzał pomóc.
Och, do diabła, nietrudno zrozumieć jego zachowanie. Jillian była
fantastyczna. Inteligentna, fascynująca, sympatyczna i miała wspaniałe poczucie
humoru. Ich zbliżenia były czymś wyjątkowym. Miał wrażenie, że stapiają się
wtedy ich serca, umysły i dusze.
Wiedział jednak, że ich oczekiwania wobec życia są zupełnie różne.
Jillian wciąż twierdziła stanowczo, że najbardziej odpowiada jej samotne życie,
jakie prowadziła do tej pory. Gnębiło go coś innego. Był przekonany, że Jillian
inaczej patrzyłaby w przyszłość, gdyby umiała pozostawić za sobą złe
wspomnienia.
Forrest zmarszczył czoło, spoglądając na Jillian.
We wszystkich jej powieściach, które przeczytał do tej pory, odnajdywał
to samo przesłanie: najważniejsze jest zaufanie. Jillian zaufała mu na tyle, by
opowiedzieć o swoim samotnym dzieciństwie. Ich cudowne miłosne zbliżenia
również stanowiły wyraz jej zaufania.
Nie zawierzyła mu jednak do końca. Nie chciała rozmawiać o przeszłości,
cierpieniu, o tym, co zrujnowało jej krótkie małżeństwo. Musiał pomóc jej
zdecydować się na ten krok. Inaczej nie będzie mógł uwierzyć, że Jillian
rzeczywiście pragnie samotnego życia. Musiał być pewien, że to nie złe mary
przeszłości wpływają na jej wybór.
– Hura! – wykrzyknęła Jillian, klaszcząc w ręce. – Rozwiązali zagadkę.
Uwielbiam to. I wiesz, kto wyjaśnił tajemnicę? Ochmistrz. Słyszysz, Forreście?
Ochmistrz!
Forrest przeszedł przez pokój, by postawić na stoliku następną porcję
popcornu. Usiadł obok Jillian, a potem nacisnął przycisk wideo.
– Zróbmy sobie przerwę przed następnym filmem – zaproponował. –
Zgoda?
– Dobrze – odrzekła, biorąc garść popcornu. – Jesteś mistrzem prażenia
kukurydzy, Forreście.
– Dobrze wiedzieć. Jeśli zapanuje kiedyś kryzys w branży
architektonicznej, będę mógł zarabiać na życie, sprzedając popcorn. – Przerwał
na chwilę. – Czym zajmował się twój mąż?
Jillian podniosła gwałtownie głowę, spoglądając na niego ze
zmarszczonym czołem.
– Skąd przyszło ci do głowy takie pytanie? – zapytała zaskoczona.
Forrest wzruszył ramionami.
– Tak jakoś nasunęło mi się samo, kiedy pomyślałem o swojej pracy.
– Ale dlaczego?
– Ponieważ, Jillian, jesteśmy dzisiaj tacy, jakimi ukształtowała nas
przeszłość. Byłaś mężatką, lecz ci się nie powiodło. Najprawdopodobniej wiążą
się z tym bolesne dla ciebie wspomnienia, lecz nigdy nie chcesz do nich wracać.
– Nie lubię o tym rozmawiać.
– Wiem, ale jeśli nie opowiesz mi o swojej przeszłości, nigdy nie będę
mógł powiedzieć, że naprawdę ciebie znam. Być może nie brzmi to zbyt
sensownie, ale to dla mnie ważne – ciągnął, przez cały czas patrząc jej prosto w
oczy.
– Jillian – powiedział cicho. – Zaufaj mi. Och, Jillian, proszę. – Czy
opowiesz mi o tym?
Odetchnęła głęboko.
– Czy wiesz, o co mnie prosisz?
– Tak. Proszę, żebyś mi zaufała.
– Właśnie. Zaufanie...
– A także prawda, uczciwość, szacunek. Czy ufasz mi, Jillian?
Tak, podpowiadało jej serce.
Nie miała żadnych wątpliwości, obaw. Nie odczuwała niepewności.
– Mój mąż był o ponad dwadzieścia lat starszy ode mnie – zaczęła lekko
drżącym głosem. – To jeden z moich byłych wykładowców na uniwersytecie.
Uwielbiałam go, a przynajmniej tak mi się wtedy zdawało. Wiele razy
zastanawiałam się później, czy nie zakochałam się w tym człowieku, bo
przypominał mi ojca, z którym kontaktu brakowało mi w dzieciństwie.
Serce Forresta biło gwałtownie, a on sam prawie nie mógł oddychać.
Jillian ofiarowywała mu najwspanialszy dar – swoje zaufanie. Tak bardzo się z
tego cieszył.
– Zaszłam w ciążę – ciągnęła cicho. – On... miał na imię Roger. Zbeształ
mnie, a potem poślubił i kazał przeprowadzić się do siebie. Wszystko zdarzyło
się tak szybko, że nie bardzo zdawałam sobie wówczas sprawę z tego, co się
dzieje. Nie przerwałam nauki, lecz dwa miesiące później straciłam dziecko.
– Och, Jillian, tak mi przykro.
– Byłam załamana, ponieważ naprawdę pragnęłam tego dziecka. – Jej
oczy wypełniły się łzami, które Jillian szybko otarła. – Roger zbagatelizował
sprawę poronienia, nie podzielał mojego żalu i nie próbował mnie pocieszyć.
Czułam się wtedy tak samotna... jak w dzieciństwie. Nie było nikogo, do kogo
mogłabym się zwrócić. Nikogo.
– A twoi rodzice?
– Nie wiedzieli o ciąży. Nie powiedziałam im.
– Och, Jillian, dlaczego... Gestem dłoni nakazała mu milczenie.
– Ponieważ mogę liczyć tylko na siebie – odparła, podnosząc głos. –
Zawsze tak było.
– Nie, ja...
– Roger zachowywał się tak, jakby zapomniał, że ma żonę. Nigdy nie
wiedziałam, gdzie jest i kiedy wróci do domu. Och, oczywiście, przy ludziach
potrafił udawać czarującego i troskliwego męża, ale... Któregoś dnia źle się
czułam i wróciłam wcześniej z zajęć. W domu zastałam Rogera w łóżku z jedną
ze studentek. Forrest zaklął cicho.
– Była okropna scena – mówiła dalej Jillian. – Dziewczyna wpadła w
histerię i oświadczyła, że jest w ciąży z Rogerem. Żądała ode mnie zgody na
rozwód, po to, by Roger mógł ożenić się z nią, kobietą, którą rzeczywiście, jak
twierdziła, kocha.
– A co powiedział ten drań? – spytał Forrest, a w jego głosie słychać było
gniew.
– Gdybym nie była wówczas tak przygnębiona, pewnie ubawiłaby mnie ta
scena. Wydawał się przerażony, a wreszcie przyznał, że rzeczywiście najlepiej
będzie, jeśli poślubi tę głośno broniącą swoich praw pannę, skoro jest ona z nim
w ciąży. Doskonale rozumiałam jej sytuację, gdyż mnie przydarzyło się to samo.
– Jillian...
– To wszystko – powiedziała, unosząc głowę. – Nie wiem, dlaczego tak
bardzo chciałeś poznać tę obrzydliwą historię, Forreście. Byłam młoda, naiwna,
łatwowierna. I bardzo głupia. Ale wiele się nauczyłam. Bez wątpienia.
Forrest przysunął się bliżej i ujął w dłonie jej twarz.
– Tak mi przykro, że musiałaś przejść przez ten koszmar, Jillian. Gdybym
mógł cofnąć czas i móc wówczas być przy tobie! Ale to niemożliwe. Mogę
jedynie podziękować ci za to, że zaufałaś mi i opowiedziałaś o swoim
cierpieniu. Dziękuję, Jillian.
– Powinieneś zrozumieć teraz, dlaczego nie interesuje mnie małżeństwo.
Nigdy więcej nikogo nie poślubię. Mój styl życia w zupełności mnie
satysfakcjonuje. Mogę pracować tak dużo, jak chcę, nie martwiąc się o
kompromisy. Mój rozkład zajęć bardzo mi odpowiada. To ty musisz pomyśleć o
zmianie sposobu życia, by móc założyć rodzinę, o której marzysz. Jest nam
razem dobrze, Forreście, ponieważ rozumiemy, że nasze oczekiwania wobec
ż
ycia są całkowicie różne. Ale na razie nie ma to znaczenia.
To nieprawda, pomyślał Forrest, całując ją mocno. Zdecydowanie ma to
dla nich ogromne znaczenie. Należało ukręcić łeb hydrze przeszłości, która
wciąż przerażała Jillian, zanim jej życie będzie mogło wypełnić coś więcej niż
tylko praca.
Zadanie, którego się podjął, okazywało się znacznie bardziej
skomplikowane, niż przypuszczał. Ale wywiąże się z niego. Jillian jest tego
warta. Robił to, oczywiście, tylko ze względu na nią.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Wczesnym popołudniem następnego dnia Forrest zatelefonował do Jillian,
by powiedzieć jej, że musi nieoczekiwanie wyjechać na Zachodnie Wybrzeże do
San Francisco. Kobieta, która zastępowała Andreę w MacAllister Architects,
miała zaprezentować grupie inwestorów zainteresowanych budową dużego
osiedla mieszkaniowego serię projektów. Niestety, Jennifer zachorowała, a
Forrest musiał pojechać zamiast niej.
– Och, rozumiem – odparła Jillian, czując nagłe rozczarowanie.
Forrest roześmiał się.
– Nie mów mi tylko, co sądzisz o pracy podczas wakacji. To naprawdę
sytuacja awaryjna.
– Rozumiem, naprawdę. Na jak długo wyjeżdżasz?
– Jeśli wszystko pójdzie według planu, wrócę w środę po południu. Dziś
mamy poniedziałek, więc... powinno mi się udać załatwić wszystko do tego
czasu. – Umilkł na chwilę. – Będę za tobą tęsknił, Jillian.
– Posłuchaj, mogłabym przygotować kolację na środę wieczorem. Nie
oczekuj niczego specjalnego, ponieważ umiem przyrządzić jedynie kilka
prostych potraw, ale do tej pory nikogo jeszcze nie otrułam.
– To pocieszające – odparł ze śmiechem. – Przyjmuję zaproszenie i
proszę dbać o siebie, lady Jillian. Do widzenia.
– Do widzenia, Forreście – pożegnała go, a potem powoli odłożyła
słuchawkę.
Przez długi czas patrzyła jeszcze na telefon, zanim wreszcie przeszła do
salonu i usiadła na kanapie. Po chwili wstała i znów przeszła kilka kroków, nie
mogąc usiedzieć w miejscu.
Zdała sobie sprawę, że odczuwa pustkę. Co się z nią dzieje? Nie chciała,
ż
eby Forrest wyjeżdżał do San Francisco. Nie miała ochoty czekać do środy,
chciała być z nim już teraz.
Och, wielkie nieba, co to wszystko znaczy?
Musi zachować spokój. Po prostu przyzwyczaiła się do codziennych
spotkań z Forrestem, a skoro wyjedzie, to naturalne, że będzie go jej brakowało.
Uff, na chwilę wpadła w panikę, obawiając się, czy przypadkiem nie
postąpiła głupio i nie zakochała się w Forreście MacAllisterze.
Na szczęście nic takiego się nie stało. Wszystko jest pod kontrolą. Musi
tylko zaplanować sobie na tych parę dni jakieś zajęcie. Będzie czytać, oglądać
filmy, wymyśli menu na środę, zrobi zakupy. Pomaluje paznokcie, napisze list
do rodziców, odwiedzi księgarnię Deedee i wyda tam furę pieniędzy na książki,
a potem umyje samochód.
Wszystko to przedstawiało się równie atrakcyjnie jak perspektywa wizyty
u dentysty. Chciała być z Forrestem!
Późnym wieczorem tego dnia Forrest leżał w pokoju hotelowym z
podłożonymi pod głowę rękami i patrzył w sufit.
Jillian, Jillian, Jillian, wciąż powtarzał w myślach jej imię. Przypominał
sobie, jak opowiadała mu historię swego małżeństwa, drżenie głosu i wyraz bólu
w ogromnych, szarych oczach. Miał ochotę odnaleźć tego Rogera i skręcić mu
kark.
Zaufanie, jakie okazała mu Jillian, opowiadając tę smutną historię, uważał
za wspaniały i cenny dar. Miał nadzieję, że podzielenie się z nim tymi ponurymi
wspomnieniami pomoże jej się od nich uwolnić.
Będzie mogła z nowej perspektywy spojrzeć na swoje życie i być może
zmieni swój stosunek do kwestii małżeństwa i posiadania dzieci.
Jillian poślubiona innemu mężczyźnie? Mająca z nim dziecko?
Zaklął. Wolał sobie tego w ogóle nie wyobrażać. Myśl, że ktoś inny ma
dotykać Jillian, spać z nią, wzbudzała w nim gniew. Nie!
– Spokojnie, MacAllister! – mruknął.
To on był obecnie partnerem Jillian, dlatego tak bardzo zdenerwowała go
myśl, że ktoś może zająć jego miejsce. Jego gwałtowna reakcja nie oznaczała
wcale, że zakochał się w niej wbrew wszelkiemu rozsądkowi.
Tak. Podjął się trudnego zadania, ale musi się z niego wywiązać. Ziewnął
i chwilę później zasnął, marząc o żeglujących po morzach statkach.
Jillian zajrzała do piekarnika, po czym z rozmachem zatrzasnęła
drzwiczki.
– Och, uparciuchu – zawołała, zwracając się do leżącego w środku
kurczaka – dlaczego nie chcesz się piec? Tkwisz tam tylko jak góra
niepotrzebnego nikomu mięsa. – Zatrzymała wzrok na panelu lśniących,
tajemniczych pokręteł. – O rany! – wykrzyknęła, uderzając się ręką w czoło. –
Przecież nie włączyłam kuchenki.
Przekręciła gałkę z większą energią, niż było to konieczne, a potem
wybuchnęła śmiechem. Gotowanie zdecydowanie nie było jej domeną. Potrafiła
pisać powieści, lecz zajęcia kuchenne przerastały jej możliwości. Idąc do drzwi,
kątem oka dostrzegła kalendarz i z jej twarzy natychmiast zniknął uśmiech. Czas
mija tak szybko, pomyślała z przerażeniem. Zostało już tylko parę dni wakacji.
Jeszcze tylko parę dni dzieli ją od rozstania z Forrestem.
Oczami wyobraźni widziała siebie za biurkiem w swojej pracowni.
Ś
lęczała nad książkami, sprawdzając historyczne realia, robiąc notatki i
obmyślając fabułę kolejnego romansu. Tym razem jednak gabinet, w którym
spędziła większość swego dorosłego życia, wydał jej się dziwnie nieprzytulny i
bardzo, bardzo pusty.
Na drżących nogach podeszła do stołu i opadła na jedno z krzeseł.
Tak cudownie spędzała czas z Forrestem. Lubiła jego śmiech, uwielbiała,
kiedy patrzył na nią z czułością i aprobatą. Wspomnienie ich miłosnych igraszek
wzbudziło w niej falę gorąca. Tęskniła za dotykiem jego rąk, delikatną
pieszczotą ust. Chciała znów wirować na parkiecie, unoszona w jego mocnych
ramionach jak tamtej nocy na balu. Uśmiechnęła się, wspominając ich pełen
przygód rejs i wieczór, kiedy poszli na koncert.
A potem pomyślała, że za parę dni Forrest odejdzie z jej życia, nie
oglądając się nawet za siebie.
– Och, Forreście, proszę, nie! – jęknęła, walcząc z łzami, które nagle
napłynęły jej do oczu.
W następnej chwili wstała i unosząc wysoko głowę, wyszła z kuchni.
Zachowujesz się śmiesznie, w duchu skarciła samą siebie. Forrest był
tylko osobą, której miała zamiar pomóc. Rzeczywiście polubiła go i przez
pewien czas po ich rozstaniu będzie go jej brakowało. Przecież jednak nie
zakochała się w nim. Nie zrobiłaby czegoś tak nierozsądnego. Nie, z całą
pewnością nie.
Siedziała na łóżku, mając wrażenie, że ze wszystkich kątów wypełzają ku
niej cienie przeszłości, przybrawszy formę ludzkich niemal postaci.
Cierpienie. Zdrada. Rozczarowanie. Bezradność. Porzucenie. Samotność.
Atakowały ją ich okrutne, natrętne głosy.
Nie! Nigdy więcej! Nie wolno jej zakochać się w Forreście. Już nigdy
nikt nie będzie miał nad nią takiej władzy. Nie pozwoli, by ktoś jeszcze mógł
zadać jej ból.
Praca jest teraz treścią jej życia. Pisanie wymagało całkowitego oddania
się i poświęcenia. Nic nie mogło przeszkadzać jej w dążeniu do celów, jakie
sobie postawiła. Kariera pisarska była dla niej najważniejsza.
Jillian poderwała się gwałtownie, kiedy dźwięk dzwonka przerwał jej
rozmyślania. Ruszyła w stronę drzwi, coraz bardziej przyśpieszając kroku.
– Forrest – szepnęła, stając w progu.
– Jillian.
Zamknął drzwi i przygarnął ją do siebie. Jillian przytuliła się do niego, a
ich usta odnalazły się w słodkim, gorącym pocałunku.
Forrest wrócił, powtarzała w myśli. Forrest jest tutaj. Tak bardzo za nim
tęskniła i cieszyła się, że znów go widzi.
Forrest uniósł głowę, by spojrzeć w jej oczy, lecz wciąż nie wypuszczał
Jillian z objęć.
– Tak strasznie za tobą tęskniłem – powiedział.
– Mnie też brakowało ciebie.
– Przysięgam, Jillian, nigdy przedtem plany kondygnacji, rozmieszczenie
łazienek, metraż pomieszczeń nie wydawały mi się tak błahymi problemami.
Przez cały czas myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej zakończyć te nudne
rozmowy i wrócić do domu i do ciebie.
Serce Jillian zabiło szybciej.
„Wrócić do domu i do ciebie”.
Do domu.
Jillian, przestań, skarciła samą siebie. Forrest nie miał na myśli jej domu,
ich domu. Tutaj mieszkała tylko ona, sama.
– Czy otrzymałeś to zlecenie?
– Tak. Umowa podpisana leży w mojej teczce. – Spojrzał ponad jej
ramieniem, wciągając w nozdrza powietrze. – Albo masz nowe i oryginalne
perfumy, albo czuję zapach pieczonego kurczaka.
Jillian zaśmiała się i odstąpiła krok do tyłu, już w następnej chwili
ż
ałując, że to zrobiła.
– Przez pewien czas będziesz musiał zadowolić się samym zapachem –
oświadczyła z powagą. – Przyznaję szczerze, że kiepska ze mnie kucharka. Nie
włączyłam w porę piekarnika. Posiedzimy przed kominkiem. Na razie mogę
zaproponować ci jedynie drinka i krakersy.
Forrest usiadł na kanapie.
– Wino, ser i krakersy? – powtórzyła swoją propozycję Jillian.
– Wspaniale. Czy nie trzeba ci pomóc?
– Nie, dziś wieczorem jestem twoją hostessą.
– Powinnaś więc spytać: „Kawa, herbata czy ja?” Kiedy Jillian wracała z
tacą, zadzwonił telefon.
– Czy mógłbyś odebrać? – poprosiła. Odstawiła tacę na mały stolik. –
Och, nie – jęknęła, patrząc na Forresta, który siedział teraz sztywno
wyprostowany na brzegu kanapy. Jego czoło przecinała głęboka zmarszczka.
– Forreście, co się stało? – spytała.
– Czy to nie kolejny fałszywy alarm? – zapytał swego rozmówcę,
wyraźnie zaniepokojony. – Było ich już kilka, Michaelu. Wiem, mówiła, że tym
razem jest inaczej. Dlatego podałem wam ten numer... Tak powiedział doktor...?
O Boże, a więc to już. – Zerwał się na równe nogi, niemal wyrywając przy tym
kabel z aparatu. – Ty i Jenny wyjeżdżacie w tej chwili...? Nie powtarzam
każdego twojego słowa jak papuga... Oczywiście, że przyjadę. Przestań czepiać
się mnie, żebym mógł już wyruszyć! – Cisnął słuchawkę na widełki.
– Forreście? – zaczęła Jillian.
– Zachowaj spokój, MacAllister – mruknął. – Wpakujesz się na drzewo,
jeśli szybko nie weźmiesz się w garść.
– Forreście MacAllister! – krzyknęła Jillian. – Czy mógłbyś powiedzieć
mi, o co chodzi?
– Och – powiedział zaskoczony jej wybuchem. – Przepraszam. Chodzi o
Andreę. Ona i John pojechali do szpitala, a lekarz twierdzi, że zbliża się poród.
Dzwonił Michael. On i Jenny właśnie wyjeżdżają do kliniki. – Chwycił Jillian
za rękę. – Chodź, my też musimy ruszać w drogę.
– Chcesz, żebym pojechała z tobą? Zmarszczył brwi.
– Nie masz ochoty?
– Oczywiście, że mam, ale to wydarzenie rodzinne, Forreście. Nie
chciałabym być intruzem. To znaczy, Andrea jest moją przyjaciółką, ale...
– Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze. Jestem pewien, że spotkamy tam
także Deedee.
– Cóż, skoro jesteś o tym przekonany. – Zastanowiła się przez chwilę. –
Muszę wyłączyć kurczaka.
– Tak mi przykro, że nie zjemy razem kolacji.
– Och, nie ma o czym mówić. I tak przypaliłabym pewnie tego kurczaka.
Wezmę tylko szal i możemy jechać.
Po kilku minutach wróciła gotowa do drogi.
– Jesteś taki zdenerwowany – zauważyła z troską w głosie. – Czy
martwisz się o Andreę?
– Tak, chyba tak. Można by się spodziewać, że będę chłodny i
opanowany, bo już raz przeszedłem przez to wszystko przy narodzinach Boba.
Ale to chyba jedna z tych rzeczy, do których nigdy nie można się przyzwyczaić.
Najprawdopodobniej zemdlałbym już dawno, gdyby to moja żona miała rodzić
teraz dziecko. Ruszajmy.
Drogę do szpitala przebyli w milczeniu, gdyż Forrest, znacznie
przekraczając dopuszczalne limity prędkości, musiał bardziej niż zwykle
skoncentrować się na prowadzeniu samochodu.
Jillian zaś, korzystając z chwili ciszy, pogrążyła się w rozmyślaniach.
Kiedy Forrest wspomniał o żonie, która miałaby rodzić jego dziecko, Jillian, ku
swemu przerażeniu, oczami wyobraźni ujrzała w tej roli siebie.
Dlaczego tak się stało? Przecież nie chciała nigdy więcej wychodzić za
mąż. W jej życiu, podporządkowanym karierze zawodowej, nie było miejsca dla
męża i dzieci.
Nawet jeśli popełniła błąd i zakochała się w Forreście MacAllisterze, nie
zmieni to jej przeszłości ani nie wpłynie na decyzje, jakie powzięła z myślą o
przyszłości.
Kiedy teraz zdała sobie sprawę, że niedługo wraz z całą rodziną
MacAllisterów będzie uczestniczyć w radosnym oczekiwaniu narodzin, zaczęła
ż
ałować, że zgodziła się towarzyszyć Forrestowi.
Obawy Jillian okazały się zupełnie bezpodstawne. Rodzina Forresta
przyjęła ją niezwykle ciepło i już po chwili Jillian miała wrażenie, jakby znała
ich wszystkich od lat.
Synowie zdecydowanie odziedziczyli wzrost i posturę po ojcu, Robercie,
który wciąż był doskonale zbudowanym mężczyzną o gęstych siwych włosach i
szczerym, sympatycznym uśmiechu.
Margaret MacAllister, matka Forresta, miała błyszczące oczy i uśmiech,
który rozświetlał jej twarz. Przetykane srebrem, wciąż jeszcze kasztanowe włosy
układały się w miękkie loki.
Ż
ona Ryana, Sherry, pełniła w tej chwili nocny dyżur w szpitalu po
przeciwległej stronie miasta. Żona Michaela, Jenny, okazała się niesłychanie
atrakcyjną blondynką, która z pewnością zwracała uwagę wszystkich mijanych
na ulicy mężczyzn. Jej zachowanie cechowała ogromna bezpośredniość i
serdeczność. Z drugiego końca pokoju pomachała do Jillian uśmiechnięta
Deedee.
Jillian przedstawiono również Teda Sharpe’a, kolegę Ryana z policji. Ten
był wysokim, opalonym blondynem o błękitnych oczach. Ryan i Ted, pomyślała
Jillian, powinni pozować do policyjnych plakatów reklamowych.
Oto rodzina Forresta, pomyślała, prawdziwa rodzina, o jakiej marzyła
przez długie lata samotnego dzieciństwa. Maleństwa, które miały wkrótce
pojawić się na świecie, będzie od pierwszej chwili otaczała jej ogromna miłość.
– Przyjmuję zakłady, Forreście – oznajmił Michael. – Oto możliwości:
dwie dziewczynki, dwóch chłopców, po jednym noworodku różnej płci.
Dziewczynka urodzi się pierwsza, chłopiec pierwszy, pierwsze dziecko waży
więcej, drugie dziecko waży więcej. Dokonaj wyboru i daj mi dwadzieścia
dolarów.
– Nie popędzaj mnie. Jako mistrz w tej dyscyplinie, muszę się spokojnie
zastanowić. – Forrest przez chwilę spoglądał w sufit. Potem wyjął portfel i
wręczył Michaelowi pieniądze. – Parka, chłopiec urodzi się pierwszy i będzie
cięższy. – Umilkł na chwilę. – A jak się miewa przyszły ojciec?
– Nikt z nas go jeszcze nie widział – odparł Robert.
– Jest z Andreą. Chce być także przy Andrei podczas porodu. Dawniej na
szczęście nie pozwalano na takie rzeczy.
Margaret uśmiechnęła się do męża.
– Wytrzymałbyś, kochanie.
– Nie postawiłbym dwudziestu dolarów na ten zakład – stwierdził ze
ś
miechem Robert. – Ale cieszę się, że John jest z naszą małą. Andrea wprawdzie
wyszła za mąż, ale wciąż traktujemy ją poniekąd jak dziecko.
– Jest najmłodsza z rodzeństwa – dodała Margaret, całując męża w
policzek. – Zawsze będzie naszą córeczką.
Nie w każdej rodzinie jest to tak oczywiste, pomyślała ze smutkiem
Jillian.
– Bardzo lubię twoje książki, Jillian – zwróciła się do niej matka Forresta.
– Pisanie powieści wymaga z pewnością ogromnego wysiłku. Większość z nas
zwykle wyobraża sobie pisarza jako osobę otoczoną sławą i żyjącą w
dobrobycie, ale ja podejrzewam, że jest to po prostu ciężka i żmudna praca.
– Tak – potwierdziła zaskoczona Jillian. – Wymaga dużej
samodyscypliny i wielu spędzonych samotnie godzin.
– Samotność? – zdziwiła się Jenny. – Prawie nie pamiętam, co znaczy to
słowo. Kiedy cały dzień trzeba ganiać za małym łobuziakiem, chwile
samotności są rzadkie i bardzo cenne. Nasz Bobby jest ruchliwym dzieckiem.
Rozmowa skoncentrowała się wokół Bobby’ego. Michael opowiadał o
najnowszych wyczynach synka, Robert zauważył, że jest to chłopczyk
rozwinięty ponad wiek, a Forrest dodał, że jego bratanek odziedziczył
inteligencję po mamie.
Jillian zamyśliła się. Samotność, którą dotąd tak bardzo lubiła, straciła
nagle dla niej cały swój urok. Zadrżała.
– Zimno ci? – zatroszczył się Forrest. – Czy podać ci szal?
– Co takiego? Och, nie, dziękuję – odparła, z trudem zdobywając się na
uśmiech.
– Jestem głodny – oświadczył Michael.
– Ty zawsze jesteś głodny – zauważyła Jenny.
– Święte słowa – zgodził się Robert. – I przez wzgląd na dobro waszego
domowego budżetu, mam nadzieję, że Bobby nie odziedziczył po tobie apetytu.
– Niestety, tak – powiedział Michael. – Chyba cię poproszę o podwyżkę.
– Zapomnij o tym – oświadczył Forrest. Dalszą sprzeczkę przerwało
wejście pielęgniarki.
– Wiadomości z ostatniej chwili – zaczęła. – Przenosimy pacjentkę do sali
porodowej. Maleństwa spieszą się na świat. Andrea radzi sobie znakomicie.
John trzęsie się ze strachu, ale wciąż jest z nami. To już nie potrwa długo.
– Boże... – Forrest zbladł i chwycił się za żołądek – to wszystko jest
naprawdę przerażające.
– To prawda – potwierdził Michael. – A poczekaj, aż sam, występując w
zielonym fartuchu, staniesz się jednym z bohaterów tego dramatu. To, mój drogi
bracie, horror w najczystszej postaci.
Forrest skinął głową.
– Bez wątpienia. Ale nie zabraknie mnie przy tym. – Mocniej objął
Jillian. – Możesz na mnie liczyć.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Forrest wygrał zakład.
– Syn – oznajmił dumny i rozpromieniony John, kiedy wreszcie pojawił
się w pokoju, gdzie czekała na niego niespokojna rodzina – i córka. Andrea
spisała się fantastycznie. Naprawdę fantastycznie. Była o wiele dzielniejsza niż
ja.
– Chwileczkę! – przerwał mu Michael. – Kto urodził się pierwszy?
Chłopiec czy dziewczynka?
– Chłopiec – odparł John, najwyraźniej zaskoczony tym pytaniem. –
Dlaczego?
Michael zerknął na trzymaną w ręku kartkę.
– Powiedz, ile każde z nich ważyło?
– Ach, rozumiem – powiedział John. – Zakłady. Z tego co pamiętam,
Forrest zwykle je wygrywa. Mam rację? A więc, John Matthew, który ma być
nazywany Mattem, by uniknąć nieporozumień, ważył dwa kilo pięćset
czterdzieści gramów. Andrea Noel, która ma być nazywana Noel, by uniknąć
późniejszych nieporozumień...
– John, streszczaj się, bo...! – ostrzegł go Michael.
– ...ważyła dwa kilo... – zamilkł na moment i zmarszczył brwi. – Czyżby
pamięć mnie zawodziła?
– Lepiej, żeby tak nie było, jeśli chcesz wyjść żywy z tego pokoju –
oświadczył zimno Michael.
John zachichotał.
– ...i czterysta gramów – dokończył.
– Wygrałem! – Forrest z triumfalną miną wyciągnął otwartą dłoń w stronę
Michaela. – Płać.
W tym czasie reszta rodziny składała Johnowi gratulacje.
– Synek i córeczka! Cudownie! – powiedziała z uśmiechem Jillian,
podając Johnowi rękę. – Oby tylko dzieci rosły zdrowo.
– Dziękuję – odparł John. – Nie umiałbym nawet wyrazić w słowach tego,
co czuję w tej chwili. – Lekko przechylił głowę. – Fantastycznie. Będę mógł
powiedzieć bliźniakom, że słynna pisarka była z nami w dniu ich narodzin –
powiedział, zwracając się do Jillian.
Jillian zaśmiała się.
– „Słynna” to pewna przesada – zauważyła skromnie.
– Absolutnie nie – zaprotestował John. – Dziwi mnie tylko, po co tracisz
czas z takim nieudacznikiem jak Forrest?
– Sam się też nad tym zastanawiałem – przyznał Ted.
– Hej, co to znaczy? Z jakim znowu nieudacznikiem? – wtrącił się do
rozmowy Forrest.
– Cisza! – przerwała im Margaret. – Nie zaczynajcie znowu tych
bzdurnych kłótni. Mnie interesuje, kiedy będziemy mogli zobaczyć dzieci?
– I Andreę – dodał Robert. – Chcę uściskać moją małą córeczkę.
– Przykro mi, Robercie – powiedział John – ale nie będziesz mógł jej
dzisiaj zobaczyć. Kiedy przywiozą ją z sali porodowej, będę mógł wejść do niej
na dwie sekundy pocałować ją na dobranoc, a później Andrea musi spać. Jeśli
zaś chodzi o dzieci, to zaraz się dowiem. – Odwrócił się i wyszedł.
Ryan zerknął na matkę, a potem szybko pochylił się w stronę Jillian i
szepnął:
– Forrest naprawdę jest nieudacznikiem, Jillian.
– Ryanie Robercie – skarciła syna Margaret – teraz nie czas i miejsce na
to, by rozważać, czy Forrest jest nieudacznikiem, czy też nie.
– Zgadzasz się z nim? – oburzył się Forrest. – Co z ciebie za matka? Nie
jestem nieudacznikiem.
– Oczywiście, że się nie zgadzam – uspokoiła Forresta Margaret, gładząc
go po policzku.
– Matki mają słabość do synów – zauważył Robert.
– Jillian – zaczął z powagą Forrest – jeśli kiedykolwiek będziesz miała o
cokolwiek żal do losu, pomyśl, że jednak jesteś prawdziwą szczęściarą – nie
masz bowiem rodzeństwa.
– Panie, panowie i ty, Forreście – powtórne zjawienie się Johna przerwało
ich żarty – John Matthew i Andrea Noel są gotowi na odwiedziny gości. Proszę
za mną.
Maleństwa Andrei i Johna nie miały jeszcze nawet godziny. Jak będą
wyglądać, zastanawiała się Jillian, z bijącym sercem podążając za Johnem w
głąb korytarza. Czy będą spały? Płakały? Czy...?
Za wielką szklaną szybą stała pielęgniarka, trzymając na rękach dwa
zawiniątka: różowe i niebieskie.
Oba niemowlęta miały brzoskwiniową cerę i główki pokryte miękkim,
kasztanowym puszkiem. Były piękne. Dwie prześliczne kruszyny. Jillian miała
ochotę wziąć je w ramiona i przytulić ich drobne ciałka.
Przez wiele lat nie dopuszczała do siebie myśli o dziecku, które straciła.
Nie chciała pamiętać o bólu i dojmującym uczuciu pustki. Odsunęła od siebie
wspomnienia o zdradzie Rogera wraz z tęsknotą za utraconym maleństwem.
Teraz pragnienie dziecka znów odezwało się w niej ze zdwojoną siłą. O, tak,
chciała dziecka. Pragnęła urodzić dziecko Forresta.
– Jillian? – spytał cicho Forrest. – Czy wszystko w porządku?
– Co mówisz? – Podniosła głowę. – O, tak, oczywiście, nic mi nie jest. To
znaczy... – Obróciła się w stronę Johna. – Są wspaniałe, Johnie, prześliczne.
– To prawda – potwierdził, lecz wzruszenie nie pozwoliło mu powiedzieć
niczego więcej.
Forrest zmarszczył czoło, przyglądając się Jillian.
Nareszcie uświadomił sobie, czego naprawdę pragnie. Chciał ożenić się z
Jillian Jones-Jenkins i wraz z nią powołać do życia kolejną cudowną istotę, jaką
będzie ich dziecko. Tego właśnie pragnął.
W drodze powrotnej Forrest paplał bez przerwy.
– A potem żyli długo i szczęśliwie – zakończył opowieść o perypetiach,
jakie towarzyszyły Andrei i Johnowi na początku ich znajomości. – Podobnie
jak Michael i Jenny, Sherry i Ryan, a także moi rodzice. W realnym świecie
również tak bywa – ciągnął.
– Twoja rodzina – odezwała się cicho Jillian – stanowi chwalebny
wyjątek.
– Nie, nie wierzę w to, Jillian. Tych, którym się nie powiodło, jest
wprawdzie wielu, ale żyje wokół nas także mnóstwo kochających się par.
Spokojnie, MacAllister, ostrzegł siebie w duchu. Bądź bardzo ostrożny.
– Wiem, że twoje małżeństwo przyniosło ci jedynie ból i rozczarowanie,
Jillian. Ale to już przeszłość. Jeśli pozwolisz, aby decydowała ona o twojej
przyszłości, może ominąć cię coś wspaniałego i naprawdę wyjątkowego. Czy
rozumiesz, o czym mówię?
Forrest mówi o sprawach, o których nic nie wie, pomyślała ze złością
Jillian. Jemu łatwo powiedzieć: „To było dawno temu i trzeba o tym
zapomnieć”. W rzeczywistości nie jest to takie proste.
Poza tym, nawet jeśli zdołałaby uwolnić się od bolesnych wspomnień, i
tak najważniejsza była teraz jej praca. Nie miała czasu na romans, poważny
związek, męża i rodzinę.
Ale te maleństwa, te śliczne, cudowne bliźnięta wzbudziły w niej
tęsknotę, pragnienie, by urodzić dziecko, dziecko Forresta, mężczyzny, którego
kochała całym sercem.
– Hej, Jillian – z zamyślenia wyrwał ją głos Forresta. – Nie śpisz?
– Co powiedziałeś? Och, zastanawiałam się, czy nie zadedykować
następnej książki bliźniakom Andrei i Johna. To był dla mnie wielki zaszczyt, że
mogłam być dzisiaj z wami.
Jillian patrzyła na swój dom, kiedy podjeżdżali bliżej. Potem wysiadła i
ruszyła w stronę drzwi.
Jej schronienie, jej dom, wydał się nagle Jillian o wiele za duży i bardzo
nieprzytulny. Ogarnęła ją fala żalu i rozpaczy. Odwróciła się, szukając
pocieszenia w ramionach Forresta. Objął ją mocno, choć na jego twarzy
odmalowało się zdziwienie.
– Kochaj mnie, Forreście – powiedziała drżącym głosem Jillian. – Proszę.
Na jego czole zarysowała się zmarszczka.
– Z pewnością nie odmówię takiej prośbie, ale... Jillian, co się stało? Czy
coś cię trapi? Porozmawiajmy o tym, zgoda?
– Nie. Nie chcę rozmawiać.
Forrest zamierzał coś jeszcze powiedzieć, lecz Jillian wspięła się na palce
i zamknęła jego usta pocałunkiem. Mocno wtuliła się w niego, chcąc czuć jego
ciepło i siłę.
Wziął Jillian na ręce i zaniósł na górę. Na łóżku w sypialni, przy blasku
nocnej lampki, znów splotły się ich ciała w miłosnej pieszczocie.
– Jillian – odezwał się cicho Forrest, kiedy dużo później leżeli obok siebie
cudownie nasyceni i uspokojeni.
– Co chcesz powiedzieć? – spytała, nie poruszając się.
– Kocham cię.
Czuł, jak Jillian zesztywniała w jego ramionach, i przeklinał siebie w
duchu za własną nierozwagę. Po chwili jednak jego gniew zwrócił się w
zupełnie innym kierunku.
Jego uczucia także się liczyły. Forrest MacAllister również miał własne
pragnienia, potrzeby, marzenia. Był czas milczenia, ale teraz nadeszła chwila
szczerości. Moment, kiedy powinien wyznać Jillian swą miłość. A może... może
się mylił?
– Jillian?
– Nie – szepnęła.
Forrest delikatnie ujął ją palcem pod brodę, unosząc do góry jej twarz, tak
by spojrzała na niego.
– Posłuchaj mnie – poprosił łagodnie.
– Forreście, nie, ja...
– Nic nie mów – przerwał jej. – Proszę, najpierw mnie wysłuchaj. –
Zamilkł na moment i pogładził dłonią jej policzek. – Naprawdę kocham cię,
Jillian. Wiem, że moje wyznanie przeraża cię z powodu tego, czego
doświadczyłaś w przeszłości. Nie oczekuję od ciebie deklaracji wzajemnej
miłości. Wierzę, że darzysz mnie głębokim uczuciem, może nawet kochasz.
Jednak wyznanie tego, co czujesz, byłoby krokiem w przyszłość, do którego nie
jesteś przygotowana. Jillian, zrób coś dla mnie dzisiaj, dobrze? Nie mów nic.
Pomyśl tylko o tym, co powiedziałem, pamiętając, że jest to najszczersza
prawda. Przypomnij sobie, co czułaś, kiedy zobaczyłaś nowo narodzone
maleństwa Andrei i Johna, i pomyśl, że nasze dziecko byłoby takim samym
cudem. Pocałował ją w czoło.
– Dobranoc, lady Jillian.
Wstał, ubrał się szybko i wyszedł z pokoju, nie odwracając się za siebie.
Jillian patrzyła za nim oczyma pełnymi łez, które nagle napłynęły jej do
oczu. Potem ukryła twarz w poduszce i płakała.
Nie wiedziała, ile minęło czasu, kiedy wreszcie obróciła się na plecy i
przycisnęła dłonie do pulsujących skroni. Westchnęła głęboko, a potem jęknęła,
czując ostre ukłucie bólu.
Jedyne, co przyniosły jej te szlochy, pomyślała ponuro długi czas później,
to ból głowy. Musi zastanowić się nad tym, co się stało.
„Kocham cię, Jillian”.
– Oo-o-och – jęknęła, czując, jak łzy znów wypełniają jej oczy.
Forrest MacAllister kochał ją. Wyznał jej miłość i dał do zrozumienia, że
chciałby poślubić ją, uczynić z niej swoją towarzyszkę życia i mieć z nią dzieci.
Forrest MacAllister kochał ją, a ona odwzajemniała to uczucie.
To wspaniale!
Nie, nie, nie! Już raz kogoś pokochała i drogo za to zapłaciła. Nie może
powtórzyć tego błędu.
Nie powie Forrestowi, że go kocha.
Nie zrezygnuje z kariery, która kosztowała ją tak wiele trudu i wyrzeczeń.
Za miłość Forresta MacAllistera musiałaby zapłacić zbyt wysoką cenę.
Nie była w stanie poświęcić dla niej tak wiele.
Jillian ułożyła się na brzuchu i z całej siły uderzyła pięścią w poduszkę.
– Do licha, Forreście – powiedziała głośno. – Miałam ci tylko pomóc.
Wszystko zepsułeś.
Ogarnęła ją rozpacz, bo przecież także i ona pokochała Forresta.
Ale on nigdy nie pozna prawdy i nie dowie się, że po jego odejściu jej
serce rozpadnie się na milion kawałków.
Andrea, siedząc wygodnie podparta w szpitalnym łóżku, z zadowoleniem
patrzyła na dwa ogromne pluszowe misie.
– Są cudowne, Forreście – powiedziała. – Mają rozmiary dwuletniego
dziecka, więc przez pewien czas pozostaną jedynie uroczą dekoracją
dziecinnego pokoju.
– Na szczęście nie są groźne – zażartował Forrest, siadając na krześle.
– Ponieważ odwiedzasz mnie o godzinie trzeciej po południu, rozumiem,
ż
e jeszcze nie wróciłeś do pracy w słynnej firmie MacAllister Architects.
Forrest skinął głową.
– Skoro mowa o sławie – ciągnęła – John powiedział mi, że Jillian była tu
z tobą wczoraj.
– To prawda – potwierdził cicho.
– Nic nie mówiłeś mi o was, łajdaku. Forrest wzruszył ramionami.
– Miałaś inne zmartwienia.
Andrea złożyła ręce na kołdrze i uważnie przyjrzała się bratu. Forrest
przez moment patrzył w jej oczy, a potem przeniósł wzrok na pluszowe misie.
– Powiedz, braciszku, co się stało?
– Stało się? – powtórzył, unosząc brwi. – Nic się nie stało. To znaczy,
owszem, zostałem wujkiem dwójki cudownych malców. To wspaniałe uczucie.
Ty i John jesteście wspaniali. Wszystko jest wspaniałe. Mógłbym długo
wyliczać...
– Przestań – powiedziała. – To ja, Andrea, pamiętasz mnie? Znam cię
bardzo dobrze, kochanie, i wiem z pewnością, że coś jest nie tak. – Zamilkła,
zmrużyła oczy, a potem pokiwała głową. – Jillian Jones-Jenkins.
– Żartujesz.
– Trafiłam w dziesiątkę.
– Skoro mowa o trafianiu w dziesiątkę, mam zamiar podzielić się z tobą
pieniędzmi, które wygrałem. To w dużej mierze twoja zasługa, bo ty urodziłaś
bliźniaki tak, jak to przewidziałem. Wciąż wygrywam zakłady, proszę pani.
– Czy mógłbyś przerwać tę paplaninę? Co zaszło pomiędzy tobą a Jillian,
ż
e wyglądasz równie nieciekawie jak wczorajsza owsianka? A nawet znacznie
gorzej. Wyglądasz tak ponuro jak lunch, który podano mi dzisiaj. Forreście?
– Andreo, nie przyszedłem tutaj po to, żeby obarczać ciebie swoimi
problemami. Przecież ty niedawno urodziłaś bliźnięta, nie pamiętasz? Teraz
jesteś przede wszystkim matką. Zapomnij o mnie.
– Nie mam zamiaru. Albo zaraz opowiesz mi o wszystkim, albo będę
wyznaczać ci dyżury przy bliźniakach, kiedy my z Johnem zechcemy wyjść,
ż
eby trochę się rozerwać.
Forrest otwierał już usta, by coś powiedzieć, potem jednak zrezygnował i
tylko potrząsnął głową. Westchnął, popatrzył w sufit i znów napotkał
zaniepokojony wzrok Andrei.
– Zakochałem się w Jillian, siostrzyczko – wyznał cicho.
– To cudownie! Długo czekałeś na miłość, na to, by kochać i być
kochanym. Wiem, jak bardzo pragniesz mieć żonę i dzieci. Ale ponieważ nie
promieniejesz szczęściem, domyślam się, że nie wszystko układa się między
wami pomyślnie. Czy chodzi o jej karierę, Forreście? Pisarstwo jest dla Jillian
bardzo ważne i wymaga ogromnej samodyscypliny. Ale, jak sam wiesz, moja
przyjaciółka zdecydowanie zbyt wiele czasu poświęca pracy.
– Nie, nie chodzi o jej pracę. Tu nie ma żadnego problemu. Podziwiam jej
talent i to, co osiągnęła. Bardzo lubię jej książki. Pisarstwo to trudne zajęcie, ale
Jillian potrafi dzielić czas pomiędzy pracę i odpoczynek. Teraz jest na
wakacjach, ponieważ uznała, że musi trochę odetchnąć. W tym, o czym
mówiłyście z Deedee, było zdecydowanie wiele przesady.
– Cóż, być może. W takim razie biję się w piersi. A więc w czym
problem?
– Z nikim nie rozmawiałbym o życiu prywatnym Jillian, z wyjątkiem...
ciebie.
– Och, dzięki – odparła ze śmiechem Andrea.
– Wiesz, o co mi chodzi.
– Oczywiście, że tak – powiedziała z powagą.
– Jillian ma za sobą koszmarne małżeństwo z prawdziwym łajdakiem. Od
czasu rozwodu zamknęła się w sobie. Stała się ostrożna i nieufna. Wiedziałem o
tym. Obserwowałem bowiem jej zachowanie. Wiedziałem też, że nie wolno mi
niczego przyśpieszać, gdyż w ten sposób mogę ją tylko spłoszyć.
Forrest pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach i kryjąc w
dłoniach twarz.
– Wiem, że nie jestem jej obojętny. Może nawet mnie kocha, ale boi się
powiedzieć mi o tym, czy nawet przyznać się do tego uczucia przed samą sobą.
Wiem też, że wszystko zepsułem.
– Jak?
– Powiedziałem Jillian, że ją kocham. Nie mogłem się powstrzymać i
wyznałem, że ją kocham i chciałbym wraz z nią powołać do życia nową
wspaniałą istotę, nasze dziecko. Nie poprosiłem otwarcie o jej rękę, ale moje
zamiary były zupełnie oczywiste.
– Mówiłeś szczerze i otwarcie – stwierdziła Andrea. – To bardzo ważne.
Uważam, że wyznając jej swoje uczucie, zachowałeś się wspaniale.
– A ja sądzę, że to najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem.
– Och. Cóż. Co powiedziała Jillian?
– Nic.
– Nic? Wyznałeś kobiecie miłość, a ona nic na to nie powiedziała?
– Nie pozwoliłem jej – odparł, znów odchylając się wraz z krzesłem.
Przeczesał palcami włosy. – Paplałem jak wariat i dopiero wtedy, gdy było już
za późno, zdałem sobie sprawę, że popełniłem straszliwy błąd. Jillian nie była
jeszcze gotowa. Potrzebowała więcej czasu, a ja powinienem okazać jej
cierpliwość. Prosiłem, żeby nic nie mówiła, a jedynie zastanowiła się nad tym,
co usłyszała ode mnie. Potem wyszedłem szybko. Na nic więcej nie starczyło mi
odwagi. Powtarzam, zepsułem wszystko. Całkowicie.
– No, cóż – westchnęła Andrea. – Kobieta zakochana pozostawiona samej
sobie może popełnić ogromny błąd. Mamy bardzo bogatą wyobraźnię. Każdy
ważny problem najlepiej z nami od razu omówić.
– Miałem zamiar przez parę dni w ogóle się z nią nie kontaktować.
– Błąd! Powinieneś jak najprędzej się z nią spotkać, kazać jej usiąść i
szczerze z nią porozmawiać. Tylko bądź delikatny!
– To kiepski pomysł. Wolę dyżur przy bliźniakach.
– Forreście MacAllister, jesteś tchórzem.
– Chyba masz rację. Jestem śmiertelnie przerażony, siostrzyczko.
Kocham Jillian i chcę spędzić z nią resztę życia. Myśl, że mógłbym ją stracić,
przeraża mnie.
– Idź do niej, Forreście. Wstał.
– Uparta z ciebie sztuka. Twój mąż z pewnością nie ma lekkiego życia.
– Szczęściarz z niego – odparła z uśmiechem.
– To prawda. – Forrest pochylił się i pocałował siostrę w czoło.
– Zrobisz to? Pójdziesz porozmawiać z Jillian? Forrest skinął głową.
– Najpierw muszę trochę ochłonąć, ale zadzwonię do niej i spróbuję
umówić się na jutro.
– Porozmawiaj z nią.
– Zgoda. Zrobię to. – Skinął z namysłem głową, a potem odwrócił się i
wyszedł z pokoju.
– Deedee? – powiedziała Andrea do słuchawki. – Usiądź szybko.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– O-o-och – jęknęła Jillian, przyciskając dłonie do pulsujących skroni.
Czuła się fatalnie. Poprzedniego wieczoru zadzwonił Forrest, powiedział,
ż
e muszą porozmawiać, i spytał, czy może przyjść o siódmej następnego dnia.
Jego głos brzmiał ponuro i oficjalnie, jakby umawiał się na spotkanie, by
sprzedać jej pakiet ubezpieczeń na życie. Przystała na jego propozycję, lecz od
tamtej pory była całkiem roztrzęsiona.
Czuła się zupełnie zdezorientowana i bardzo nieszczęśliwa. W jej umyśle
toczyła się od dwóch dni wyczerpująca walka pomiędzy fantazją a
rzeczywistością.
W marzeniach wszystko układało się wspaniale. Nie miała zawodu, który
wymagałby od niej całkowitego poświęcenia się wykonywanej pracy. Pisanie
książek stanowiło jej hobby. Właśnie tak, hobby, od czasu do czasu, kiedy miała
odpowiedni nastrój, kreśliła kilka zdań.
A naprawdę? Och, rzeczywistość była całkowitym przeciwieństwem tej
pogodnej, bajkowej wersji. I to właśnie za kilka minut musi oznajmić
Forrestowi. Miała powiedzieć mu prawdę, lecz nie całą. Forrest MacAllister
nigdy nie dowie się, że go kocha. To i tak nie zmieniłoby faktu, że nie ma dla
nich nadziei na wspólną przyszłość.
Słysząc dźwięk dzwonka, Jillian westchnęła ciężko i z ociąganiem ruszyła
w stronę drzwi.
Gdyby tylko mogła przenieść się teraz w jakiekolwiek inne miejsce na
ś
wiecie. Syberia czy Afganistan wydawały się bardzo atrakcyjne. Gdziekolwiek,
byleby tylko nie pozostać w tym domu.
– Jillian, uspokój się – mruknęła pod nosem. Zatrzymała się w holu,
odetchnęła głęboko, a potem otworzyła drzwi z nadzieją, że jej uśmiech wygląda
choć trochę mniej sztucznie, niż jej się wydawało.
– Witaj, Forreście – powiedziała, cofając się o krok. – Proszę, wejdź.
– Witaj – odparł, pozdrawiając ją skinieniem głowy. W jego twarzy nie
było widać nawet cienia uśmiechu.
Zamknęła drzwi i odwróciła się, by spojrzeć na niego. W czarnym golfie i
dżinsach prezentował się znakomicie.
Forrest spojrzał prosto w jej oczy, dotknął dłonią policzka Jillian, a potem
delikatnie musnął wargami jej usta.
– Dobrze cię znowu widzieć – powiedział, opuszczając rękę.
– Ja też się cieszę, że cię widzę. Czy usiądziemy przed kominkiem?
Nie czekając na odpowiedź, ruszyła przed siebie, a za nią powoli podążył
Forrest. Usiadła na kanapie, splatając dłonie na kolanach i żałując, że nigdy nie
nauczyła się szydełkowania, którym mogłaby zająć teraz ręce.
Postępuj delikatnie, nakazał sobie Forrest. Andrea kładła specjalny nacisk
na to, żeby zachował szczególną delikatność. Zapowiadało się to ciekawie,
zważywszy, że on sam był niezwykle spięty.
Do licha, pomyślał, spojrzawszy na Jillian. Wyglądała niczym
wystraszone dziecko wezwane do gabinetu dyrektora. W jej szarych oczach
widział napięcie, ręce złożyła na kolanach, a stopy w fioletowych skarpetkach
ustawiła prosto na dywanie.
– Cholera – zaklął niespodziewanie. Jillian popatrzyła na niego
zaskoczona.
– Cholera?
Wepchnął ręce w kieszenie dżinsów, nie wiedząc, co z nimi zrobić, i
zmarszczył czoło.
– To naprawdę śmieszne. Dla nas obojga powinna to być pamiętna
chwila, moment przełomowy w naszym życiu, a czuję się tak, jakbym miał
zawiadomić cię o śmierci twojego psa.
– Cóż, ja...
– Do licha z tym, Jillian – przerwał jej stanowczo. – Kocham cię. Chcę się
z tobą ożenić. Czy zrozumiałaś mnie? Czy wyraziłem się wystarczająco jasno?
Popatrzył w sufit.
Wyciągnął dłonie z kieszeni i na chwilę ukrył w nich twarz.
– No, dobrze – powiedział, krzyżując ramiona przed sobą. – Będę
cierpliwy, łagodny i delikatny. Jillian, czy wierzysz, że kocham cię całym
sercem?
– Tak – odparła cicho.
– Och. Cóż, to wspaniale. – Zamilkł na chwilę. – Posłuchaj, bardzo ważne
jest, byś uporała się ze swoją przeszłością, stawiła jej czoło, a potem zostawiła
za sobą. Tylko w ten sposób będziesz mogła w pełni zrealizować się w
przyszłości.
– Tak, wiem, ale...
– Naprawdę? To doskonale, naprawdę znakomicie. – Podszedł bliżej i
usiadł na kanapie obok niej. – To cudownie, Jillian.
– Nie, nie rozumiesz, co...
– Jillian, proszę – przerwał jej, unosząc w górę rękę. – Pozwól mi
dokończyć, zanim wszystko poplączę. – Przykrył rękoma jej dłonie. – Kocham
cię i nie musisz obawiać się, gdybyś chciała wyznać mi to samo. – Tak wiele
przeżyliśmy razem, nasz związek ma solidne podstawy.
– Ale...
– Nie przerywaj mi – szybko pocałował ją w usta. – Wszystko może się
między nami ułożyć, jeśli zaczniesz patrzeć w przyszłość. Ponieważ ufam ci.
Uwierzyłem, że dwoje pracujących zawodowo ludzi może stworzyć szczęśliwą
rodzinę. Naprawdę uwierzyłem w to, co mówiłaś na temat kompromisu. Och,
Jillian, będziemy mieli dom, prawdziwy dom, rozbrzmiewający śmiechem
naszych dzieci. Nie będę zostawał w biurze do późna ani przynosił projektów do
domu, a twoja praca też nie stanowi przeszkody, więc...
– Stop! – Uniosła do góry dłonie. – Dlaczego moja praca nie stanowi,
twoim zdaniem, przeszkody?
Forrest zmarszczył brwi, najwyraźniej zaskoczony jej wybuchem.
– To bardzo proste – powiedział, wzruszając ramionami. – Szanuję twoją
pracę bardziej, niż umiałbym to wyrazić. To ważne, jak wiesz, by mąż i żona
szanowali nawzajem to, co każde z nich robi. Cieszyłbym się twoimi sukcesami
i byłbym dumny, że potrafisz zarabiać na życie.
– I?
– I co?
– Forreście, moje książki nie piszą się same. Napisanie powieści zajmuje
wiele miesięcy.
– Ach, tak?
Jillian zmrużyła oczy.
– To znaczy?
– Cóż, w czym problem? Od początku było dla mnie oczywiste, że jesteś
osobą, która potrafi zachować właściwe proporcje pomiędzy pracą i
odpoczynkiem. Potrzebowałaś relaksu, więc zrobiłaś sobie wakacje. Jesteś
profesjonalną, inteligentną i świetnie zorganizowaną pisarką. Z pewnością bez
trudu będziesz mogła w ten sposób ustalić godziny swojej pracy, by znalazło się
w twoim życiu miejsce dla męża i dzieci. Ja, oczywiście, będę miał swój wkład
w nasze rodzinne obowiązki. Mogę, na przykład, zajmować się domem, kiedy ty
będziesz musiała wyjechać. Twoja praca nie powinna z niczym kolidować.
Jillian poderwała się gwałtownie.
– Kolidować z niczym? – krzyknęła, ujmując się pod boki.
– Co cię tak zirytowało? Próbuję cię jedynie przekonać, że zmieniłem
zdanie na temat małżeństw par pracujących zawodowo i uważam, że możemy
stworzyć sobie naprawdę szczęśliwe życie. Ustalimy razem wszystkie
szczegóły. Nic nie stanie nam na przeszkodzie, Jillian.
Tak wiele sprzecznych uczuć walczyło ze sobą w sercu Jillian. Obawy
zrodzone z przeżytego cierpienia dręczyły ją równie boleśnie jak wiedza, że
kocha Forresta, lecz nie może mu tego wyznać.
I gniew. O, tak. Wściekłość i oburzenie. Forrest MacAllister uważał jej
pracę za coś mało ważnego, za coś, co da się dostosować do wszelkich innych
ważniejszych zajęć. Jej praca, jego zdaniem, nie powinna w niczym
przeszkadzać.
– Jillian? – zaczął niepewnie Forrest. – O co chodzi? Jesteś wściekła, ale
ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego.
– Ty nic nie rozumiesz – mówiła dalej podniesionym głosem. –
Powiedziałeś, co miałeś do powiedzenia, Forreście MacAllister, a teraz lepiej
wysłuchaj mnie. Być może, ale tylko być może, udałoby mi się zapomnieć o
bólu, jakiego doświadczyłam w moim małżeństwie. Nie warto jednak rozwodzić
się zbyt długo nad tą możliwością, bo nie to jest sprawą najważniejszą.
– Nie to?
– Z pewnością nie, mądralo.
– Mądralo? Jesteś rzeczywiście na mnie wściekła. Cóż złego zrobiłem?
Co cię tak rozgniewało?
– Jestem kobietą – oświadczyła, przykładając rękę do piersi – i pisarką,
uznaną pisarką. Pisarstwo jest częścią mojego życia. Bez niego nie byłabym
tym, kim jestem. I, panie MacAllister, nie piszę wtedy, kiedy mam dobry humor.
To cel i sens mojego życia. Wszystko inne jest mało ważne.
– Ale...
– Spotkałeś mnie w momencie, kiedy akurat zaczynały się moje
dwutygodniowe wakacje. Czternaście dni i ani godziny dłużej. Takie wakacje
urządzam sobie dwa, najwyżej trzy razy w roku. Przez resztę czasu pracuję.
Spędzam w swoim gabinecie osiem, dziesięć, dwanaście godzin dziennie.
Rzadko spotykam się z kimkolwiek czy dokądkolwiek wychodzę. Całkowicie
pochłania mnie historia, którą tworzę, losy bohaterów. Śmieję się z nimi, płaczę,
wczuwam w ich psychikę, po to, by uczynić ich prawdziwymi dla moich
czytelników. W czasie tych miesięcy nie mam czasu na nic innego i dla nikogo
innego.
– No, nieźle – szepnął Forrest, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami.
– Sądziłem...
– Wiem, co sądziłeś – nie dała mu dojść do słowa. – Przydałby mi się
odpoczynek? No cóż, doskonały pomysł. Zrobię sobie dwutygodniowe wakacje.
Dziecko? Czemu nie? Prowadzenie domu? Żaden problem. Moje małe hobby
nie powinno w tym przeszkadzać. Tak bardzo się pan myli, panie MacAllister,
ż
e mnie to wręcz doprowadza do szewskiej pasji.
Forrest poderwał się gwałtownie.
– Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś mi tego? Kazałaś mi wierzyć...
– Nie! To ty wyciągnąłeś błędne wnioski. Ja postępowałam ściśle według
reguł ustalonych przeze mnie wiele lat temu, które nakazują mi całkowite
oderwanie się od świata własnych książek podczas wakacji. Skoncentrowałam
się na zadaniu, które zleciły mi Deedee i Andrea, nazywając to misją dobrej
woli. Twierdziły, że zbyt dużo czasu poświęcasz pracy i że ktoś musi pokazać
ci, jak można się rozerwać, odpocząć.
Och, litości! Nie! Nie chciała tego powiedzieć, nie powinna wspominać o
swoim zadaniu. Zabrzmiało to tak okropnie.
Forrest znieruchomiał. Każdy muskuł jego ciała wydawał się napięty aż
do bólu.
– Zadaniu – powtórzył złowieszczo spokojnym głosem. – Ustaliłaś
reguły, które wymagają, żebyś podczas wakacji oderwała się od pisania, zajęła
jakimś „zadaniem” nie związanym z pracą i tym razem postanowiłaś zabawić się
moim kosztem? – W słowach Forresta brzmiał gniew. – A więc posłuchaj.
Andrea i Deedee przekonały mnie, bym spełnił wobec ciebie dobry uczynek,
podjął się misji dobrej woli, gdyż uważały, że zbyt wiele pracujesz.
– Zabawiły się w swatki – domyśliła się Jillian, a w jej oczach
odmalowało się zdumienie.
– Bingo. Z pewnością działały w dobrej wierze, choć ich plan się nie
powiódł. Ze mną im się udało. Zakochałem się. Ale ty? Ach, do licha, Jillian,
ty... – Zamilkł i potrząsnął głową.
Jillian przytknęła do ust drżące palce, kiedy Forrest przez długą chwilę
patrzył w sufit, najwyraźniej próbując opanować wzburzone emocje. Kiedy
znów spojrzał na nią, w jego płonących dotąd gniewem piwnych oczach
dostrzegła ból. Pod powiekami poczuła piekące łzy.
– Dla ciebie była to tylko gra, prawda? Misja dobrej woli, zadanie, które
miało uchronić cię od nudy podczas wakacji.
– Forreście...
– Boże, ależ ze mnie głupiec! – ciągnął, nie zważając na nią. – Jak udało
ci się zachować powagę i nie wybuchnąć śmiechem, kiedy mówiłem o
małżeństwie, dzieciach, spędzeniu przy twoim boku reszty moich dni?
Niespokojnym gestem przeczesał palcami włosy.
– Ach, rozumiem! – Pstryknął palcami. – Szukałaś materiału do następnej
książki. Zgadłem? Chciałaś zapewne opisać kilka namiętnych scen miłosnych.
Nie, nie tak chciałem się wyrazić. Chodzi ci o seks. Sądzę, że tylko to nas ze
sobą połączyło, po prostu seks.
– Forreście, nie – powiedziała ze łzami w oczach. – Mylisz się! To nie
była ani gra, ani zbieranie materiału. Przysięgam. – Po jej policzkach potoczyły
się dwie słone krople.
– Łzy, lady Jillian? – Jego słowa brzmiały teraz gorzko i ponuro. –
Doskonale! Jest pani nie tylko autorką znanych powieści, ale również znakomitą
aktorką.
Zamilkł na chwilę.
– Nie... – powiedział wolno. – Ten przypadek jest chyba bardziej
skomplikowany, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
– Co... to znaczy? – spytała, ocierając łzy.
– Chowasz się przed światem, Jillian. Zostałaś kiedyś zraniona i tak
bardzo obawiasz się, by znów nie przeżyć podobnego zawodu, że ukryłaś się
przed życiem w świecie książek. Rzeczywistość tak bardzo cię przeraża, że
wszelkie uczucia wolisz przelać na swoich bohaterów.
– To nieprawda.
– Czyżby?
– Swoje postacie możesz kontrolować, decydować o tym, co powiedzą,
zagwarantować im szczęście, sterując ich wszelkimi poczynaniami. Parę razy do
roku pojawiasz się w normalnym świecie, a potem znów wracasz do swojej
kryjówki, do pracowni, tam, gdzie czujesz się bezpieczna. Przenosisz się do
innej epoki, żeby to, co dzieje się tu i teraz, nie mogło cię zranić. W tym czasie i
miejscu, które wybierzesz, możesz przebywać tylko ty.
– Nie!
– Pomyśl o tym. Albo nie. Do diabła. Nie zależy mi na tym.
Obrócił się i ruszył do wyjścia.
– Forreście, zaczekaj.
Zawahał się, a potem przystanął, odwracając się lekko, by ją widzieć.
– Żegnaj. Jesteś świetną pisarką, Jillian. Uwierzyłem, że prawda,
zaufanie, uczciwość są dla ciebie ważne, ponieważ znaczenie tych właśnie
wartości eksponowałaś we wszystkich swoich książkach. Doskonały żart. Mną
też bawiłaś się tylko i to mnie boli. Boli jak diabli. Mam nadzieję, że uda mi się
zapomnieć o tobie. Zapomnieć, że cię kocham. Nie sądzę, żeby miało to być
szczególnie trudne, bo tak naprawdę nigdy cię nie znałem. Wszystko okazało się
jedynie grą pozorów.
Odwrócił się i wyszedł z pokoju. Chwilę później Jillian usłyszała trzask
zamykanych drzwi. Drgnęła, kiedy hałas ten rozniósł się echem po jej
ogromnym domu.
– Forreście, nie odchodź! – zawołała, powstrzymując łkanie. Łzy płynęły
po jej twarzy. – Mylisz się. Kocham cię, Forreście MacAllister.
Opadła na kanapę i ukryła twarz w dłoniach.
W pokoju słychać było trzaskający na kominku ogień i głośny płacz
samotnej Jillian Jones-Jenkins.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Tydzień później Jillian wyłączyła komputer i przez dłuższą chwilę
patrzyła na ciemny ekran. Potem zerknęła na zegarek, wstała i zaczęła
spacerować po swoim przestronnym gabinecie.
Wielokrotnie odtwarzała w myślach swoje ostatnie spotkanie z Forrestem.
Znów widziała ból w jego pięknych brązowych oczach, słyszała oskarżenia
wypowiadane tonem gniewnym i pełnym żalu.
Wspomnienia usłyszanych wtedy słów budziły w niej na zmianę
oburzenie i łzy.
Jedynie dwa fakty wciąż pozostawały te same: kochała Forresta
MacAllistera i bardzo za nim tęskniła.
Teraz jednak nie chciała analizować stanu swych uczuć. Coś innego
skłoniło ją do rozmyślań.
W dzień po rozstaniu z Forrestem zasiadła przed komputerem. Wiedziała,
ż
e zostało jej jeszcze kilka dni wakacji, lecz nie chciała spędzać ich bezczynnie.
Nie oczekiwała, że uda się jej wiele zdziałać tego dnia, ku swemu
zdziwieniu jednak przekonała się, że po kilku godzinach plan nowej powieści
był gotowy.
Następnego dnia ponownie pojawiła się w gabinecie, pamiętając, że wcale
nie musi tu wracać i że dobrze będzie, jeśli w ogóle cokolwiek napisze.
Tego dnia kolejny raz poczuła się zaskoczona. Pisało się jej znakomicie,
zaś w momencie przekroczenia progu swojego gabinetu zapominała o
osobistych kłopotach. Jej pracownia pozostała miejscem zastrzeżonym dla
twórczego wysiłku.
Przez cały tydzień kolejne strony powieści pojawiały się w tempie
dwukrotnie szybszym niż zazwyczaj. Dwukrotnie!
Dlaczego, zastanawiała się, wędrując po pokoju.
Przystanęła, obejmując się ramionami. Odpowiedź wydawała się prosta,
choć, niestety, trudno było jej przyznać się do tego przed sobą.
Przez długie lata podświadomie pozwalała, by praca zajmowała jej więcej
czasu, niż było to konieczne.
– Och, do czarta – szepnęła.
Oskarżenia Forresta okazały się słuszne. Uciekała do swojej pracowni,
przenosiła się w świat swoich bohaterów, zamiast żyć własnym życiem.
Ukrywała się w wyimaginowanej rzeczywistości niczym przestraszone dziecko.
– Och, Jillian, coś ty zrobiła?
Zraniła mężczyznę, który ją kochał i którego uczucie odwzajemniała.
Odtrąciła jego miłość. Przyszłość znów jawiła się w ponurych barwach. Nie
będzie ani ślubu, ani przestronnego, tętniącego gwarem domu, nie będzie
maleństwa, owocu ich miłości.
Jej oczy wezbrały łzami i Jillian przeszła do salonu, by popatrzeć na blask
płonącego w kominku ognia. Teraz wszystko wydawało się jasne. Już w
dzieciństwie świat fantazji był jej azylem, gdzie mogła uciec przed smutkiem i
samotnością.
Kiedy odważyła się porzucić swój bezpieczny kokon i wyjść za mąż,
została zdradzona i poniżona. Wróciła więc do świata pozorów, gdzie nie
istniało ryzyko, a o wszystkim decydowała ona sama.
Dawno już powinna była wydorośleć i zacząć zachowywać się jak
dojrzała kobieta, za którą przecież się uważała. Musi zebrać w sobie odwagę i
odegnać w zapomnienie złe mary przeszłości.
Jillian pociągnęła nosem i otarła płynącą po policzku łzę.
Będzie odtąd nowym człowiekiem, kobietą gotową przyjąć wyzwania,
jakie stawiało życie, w pełni z niego korzystać i cieszyć się tym, co oferowało.
Ale nie będzie z mężczyzną, którego kochała!
– Och, do czarta! – zawołała, starając się opanować szloch. – Kocham go,
chcę spędzić z tym mężczyzną resztę życia. Chcę urodzić mu dziecko, dwoje
dzieci, czworo, całą gromadę dzieci. Pragnę tego wszystkiego, ale jest już za
późno. Straciłam szansę. I wszystko to moja wina.
Jeśli nie przestanie gadać do siebie, wkrótce znajdzie się w specjalnym
domu z okratowanymi oknami, gdzie mieszkają podobni jej dziwacy.
Nagle poderwała się z kanapy i zmrużyła oczy.
Dość, musi pokonać swego największego wroga, samą siebie. Tym razem
nie podda się bez walki.
Siadając na kanapie, przymknęła oczy i zaczęła obmyślać plan. Miała
przecież bujną wyobraźnię! Czas wykorzystać ten talent w prawdziwym życiu.
Bohaterka postanowiła odzyskać względy ukochanego. Zwycięstwo będzie
należało do niej.
Kilka dni potem, późnym popołudniem Michael przystanął przy biurku
brata w MacAllister Architects Incorporated.
– Forreście?
– O co chodzi?
– Widzisz moją twarz? Forrest podniósł wzrok na brata.
– Wygląda równie paskudnie jak zawsze. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
– Czy pamiętasz, co to takiego? – zapytał Michael, wskazując na swoje
usta. – To nazywa się uśmiech. Przypominasz sobie?
Forrest skupił uwagę na leżącym przed nim katalogu.
– Nie. – Zerknął na zegarek. – Skończyłem pracę. Wychodzę.
– Nie – zaprotestował Michael. – Nie wolno ci jeszcze wyjść.
– Dlaczego nie?
– Może zadzwonić telefon.
– Zdaje się, że w celu odbierania telefonów zatrudniliśmy sekretarkę. –
Forrest wstał. – Mam nadzieję, że nie przekazałeś Bobby’emu genu dziwactwa.
Biedny chłopiec. To byłoby fatalne obciążenie. Z tobą na pewno nie wszystko
jest w porządku, Michaelu.
Na biurku Forresta odezwał się telefon.
– Aha. – Michael wskazał palcem aparat. – Zadzwonił. Należy słuchać
tych, którzy są od ciebie starsi i mądrzejsi, Forreście.
– Bzdura.
– Odbierz ten telefon!
Forrest obrzucił brata gniewnym spojrzeniem, a potem podniósł
słuchawkę.
– MacAllister Architects Incorporated, słucham?
– Forrest? Tu Andrea.
– Cześć, Andreo. Jak tam brzdące?
– Pierwszy punkt planu – mruknął pod nosem Michael – mamy z głowy.
– Maleństwa są cudowne – powiedziała Andrea. – Chociaż wolałabym,
ż
eby częściej sypiały w tym samym czasie. Na razie, kiedy Matt zasypia,
natychmiast budzi się Noel.
– Porozmawiam z nimi na ten temat – obiecał Forrest. – Na pewno
posłuchają wujka Forresta.
– Dziękuję. Nie wychodzisz przypadkiem z biura? To znaczy, zupełnie
nie orientuję się, jak teraz pracujecie. Czy miałam może akurat nieco szczęścia?
– Owszem, właśnie zbierałem się do wyjścia.
– Ale mi się udało! Jeśli nie masz na dzisiaj żadnych planów, czy
mógłbyś wyświadczyć mi drobną przysługę?
– Andreo, od dnia twoich urodzin nie potrafiłem ci niczego odmówić i
wiesz dobrze o tym. A więc o co chodzi?
– Jesteś taki kochany. John wraca dzisiaj późno i Deedee zaprosiła mnie
do baru na hamburgery. Nie masz nawet pojęcia, jak atrakcyjny wydaje mi się
ten pomysł, zwłaszcza że Matt i Noel nie będą mogli zepsuć mi swoim płaczem
tej wspaniałej uczty. Czy zgodziłbyś się przyjść i pobyć trochę z bliźniakami?
– Ja? Andreo? Nie mam pojęcia o tym, jak opiekować się niemowlętami.
– Niczego nie będziesz musiał robić. Zastaniesz dzieci nakarmione,
przewinięte i pogrążone w głębokim śnie. Obiecuję.
– Tak, z pewnością – zgodził się bez entuzjazmu.
– Przecież to dzięki nim wygrałeś zakład. Myślisz, że moje maleństwa
spłatałyby jakiegoś figla swojemu ukochanemu wujkowi?
Forrest westchnął.
– Och, muszę być chyba szalony, ale zrobię to. Tak naprawdę to w ogóle
nie powinienem odzywać się do ciebie i Deedee po tych nieudanych swatach.
Wasza misja dobrej woli zakończyła się totalną klęską.
– Przepraszam, Forreście. Obu nam jest naprawdę ogromnie przykro z
powodu tego, co zaszło lub raczej nie zaszło między tobą a Jillian.
– Nie chcę o tym rozmawiać. Będę u ciebie za godzinę.
– Cudownie. Zostawię drzwi otwarte, więc po prostu wejdź. Chciałabym
skończyć makijaż. Muszę wyglądać szałowo.
– Ponieważ wybierasz się do baru?
– Matki bliźniaków cieszą się każdą chwilą swobody. Nawet idąc do baru,
pragną zrobić się na bóstwo.
– Skoro tak twierdzisz.
– Twierdzę. Do zobaczenia wkrótce, Forreście. Andrea odłożyła
słuchawkę i z triumfem w głosie zwróciła się do przyjaciółki.
– Punkt drugi planu zrealizowany.
– Fantastycznie – ucieszyła się Deedee.
Któregoś wieczoru ona i Jillian odbyły długą rozmowę przed kominkiem,
której wspomnienie wywołało teraz uśmiech na twarzy Deedee.
Jillian opowiedziała jej wówczas smutną historię swego małżeństwa i
wyznała, że chciałaby wyzwolić się wreszcie spod władzy złych wspomnień.
Mówiła też o swojej pracy i o Forreście, a blask jej oczu świadczył o tym, jak
bardzo pokochała tego mężczyznę.
Tamta noc bardzo zbliżyła je do siebie.
– Nasz plan się powiedzie. Musi.
Z powodu korków na drogach Forrest jechał bardzo wolno, co wzmagało
jego irytację. Czekając na kolejnym skrzyżowaniu, niecierpliwie bębnił palcami
po kierownicy.
Ś
wiatło zmieniło się i Forrest nacisnął na gaz.
Oczywiście zrozumiał aluzję Michaela. W ten niekoniecznie subtelny
sposób Michael chciał dać mu do zrozumienia, że martwi go ponury nastrój
brata.
Dobrze więc, popracuje nad sobą.
Jego rodzina nie jest przecież winna temu, że okazał się nieudacznikiem
ż
yciowym, który obdarzył uczuciem niewłaściwą kobietę.
To nie ich wina, że nie mógł spać, nie miał apetytu i czuł się bardzo
nieszczęśliwy.
To nie ich wina, że wciąż kochał Jillian Jones-Jenkins.
Nie, to nie do końca było prawdą. Kochał Jillian, lecz tę, której obraz
nosił w sercu, a nie rzeczywistą kobietę, tak niepodobną do istoty z jego marzeń.
Miał nadzieję, że czas zaleczy rany, pomoże mu przywyknąć do pustki i
samotności. Być może kiedyś zapomni o tym, że został zdradzony i oszukany.
Forrest zaparkował samochód przed domem Andrei i wysiadł. W ostatniej
chwili, przypominając sobie instrukcje Andrei, cofnął dłoń, którą dotykał już
dzwonka.
– Robi się na bóstwo, by wstąpić do baru. Kobiety to naprawdę istoty
zadziwiające.
W holu zatrzymał się na chwilę i ze zdziwieniem wciągnął w nozdrza
powietrze.
Mógłby przysiąc, że wyczuwa zapach pieczonego kurczaka, ale to było
zupełnie nieprawdopodobne. Po co ktoś szykujący się do wyjścia na
hamburgerową ucztę miałby piec kurczaka?
Nie, z pewnością się mylił. To głód podsunął mu tę myśl o chrupiącym
kurczaku.
Przechodząc do salonu, Forrest zdjął krawat i wsunął go do kieszeni.
Potem zdjął marynarkę i zawiesił ją na oparciu krzesła.
– Hej, Andreo, twoja niania już przyszła, by czuwać nad śpiącymi
maleństwami. Zwróć uwagę na słowo „śpiącymi”, siostrzyczko. Czy jesteś
wystarczająco piękna, by wybrać się do baru? – Zamilkł na moment. – Hej,
gdzie się ukrywasz, mała?
– Witaj, Forreście – usłyszał za sobą czyjś głos. Obrócił się szybko, a w
jego oczach odmalowało się zdumienie.
Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz stwierdził, że brakuje mu
powietrza i musi najpierw odetchnąć.
– Jillian? – zapytał z niedowierzaniem.
– Tak, Forreście, to ja... Jillian.
W milczeniu patrzył na nią, a jego serce łomotało w piersi gwałtownie.
Miała na sobie dżinsy, czerwoną koszulkę ozdobioną podobizną
różowego słonia i czerwone skarpetki. Była najatrakcyjniejszą wśród znanych
mu kobiet. Wydawała się samym uosobieniem piękna. Och, Boże, jak bardzo ją
kochał.
Zrobił krok w jej stronę, po czym przystanął, a jego czoło przecięła
głęboka zmarszczka.
Spokojnie, MacAllister, ostrzegał sam siebie w duchu. Myśl trochę,
idioto. Nie miał pojęcia, skąd i po co zjawiła się tutaj ta kobieta, ale lepiej, by
pamiętał, że to właśnie ona wykorzystała go i oszukała. Po raz drugi śliczna pani
Jones-Jenkins nie nabierze go na swoje sztuczki.
– A więc o co chodzi? – zapytał, starając się nie okazywać wzruszenia. –
Czy wybierasz się razem z Andreą i Deedee na hamburgera i frytki?
– Nie. Andrei nie ma w domu, Forreście. Dzwoniła do ciebie z księgarni
Deedee. Jestem tutaj tylko ja i dzieci. Z różnych przyczyn ty i ja będziemy tu
dzisiaj sami.
Aha, pomyślał Forrest, kolejny spisek. Najpierw Michael i jego
dziwaczne żądanie, by nie wychodził, dopóki nie odezwie się telefon, a potem
prośba Andrei, żeby został z bliźniakami. W jej mieszkaniu czekała na niego
Jillian, która najwyraźniej zaplanowała to wszystko, gdyż z jakichś powodów
zapragnęła spotkać się z nim sam na sam.
O co im wszystkim chodzi?
Czego chce Jillian?
Postanowił dowiedzieć się tego.
Tym razem na szczęście miał nad Jillian przewagę. Wiedział, że został
zwabiony podstępem. Zachowa szczególną ostrożność. Posłucha głosu
rozsądku, a nie serca.
– Dobrze. – Skinął powoli głową. – Proszę powiedzieć, o co chodzi, pani
Jones-Jenkins.
Uff! Jillian odetchnęła z ulgą. Forrest nie zamierzał obrócić się na pięcie i
wyjść stąd natychmiast. Nie uśmiechał się – tak bardzo chciałaby zobaczyć jego
cudowny uśmiech – ale też nie okazywał jej otwarcie niechęci. Jej plan musiał
się powieść, po prostu musiał. Tak bardzo go kochała.
– Czy możemy usiąść? – spytała.
– Jak sobie życzysz – odparł obojętnym tonem. Usiadł na krześle, zaś
Jillian opadła na kanapę naprzeciw niego, wdzięczna, że jej drżące nogi doniosły
ją aż tak daleko.
– Forreście – zaczęła nieśmiało – przez ostatni tydzień co dzień
przychodziłam tutaj.
Skrzyżował ramiona.
– Po co?
Jillian patrzyła na niego przez długą chwilę. Bliskość Forresta, jego
męska uroda znów wzbudzały w niej pożądanie. Wstrzymała oddech, gdy jej
spojrzenie zatrzymało się na mocnych, pięknie umięśnionych ramionach.
Doskonale pamiętała, jak dobrze jest znaleźć się w ich objęciu.
A jego usta... Och, wielkie nieba. Nagle oblała ją fala gorąca. Jak
cudowny był dotyk jego rąk.
Przestań, Jillian, strofowała się w myśli. Masz do wypełnienia niezwykle
trudną misję, która wymaga rozważnego działania.
– Jillian – głos Forresta wyrwał ją z zamyślenia – pytałem, po co
przychodziłaś tutaj każdego dnia. – Zmarszczył brwi. – Twoje wakacje dawno
się skończyły. Jak znalazłaś na to czas? W twoim życiu przecież nie ma miejsca
dla nikogo i niczego, kiedy jesteś w trakcie pisania powieści, pamiętasz?
Przecież zawsze tak twierdziłaś.
Skinęła głową.
– Tak, zawsze to powtarzałam i było to jak najbardziej zgodne z prawdą...
wtedy.
Ich rozmowa zadecyduje o wszystkim. To ostatni punkt planu. Ta chwila
przesądzi o jej przyszłości.
Wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i uniosła głowę.
– Wiem, co czujesz. Uważasz, iż cię zdradziłam, wykorzystałam, że byłeś
dla mnie tylko kimś, kto urozmaicał mi chwile wypoczynku.
W twarzy Forresta było napięcie, lecz nie odezwał się.
– Poproszono mnie, bym spełniła wobec ciebie dobry uczynek, i tobie
także zlecono podobną misję. Pomysł Andrei i Deedee, by w ten sposób zbliżyć
nas do siebie, wynikał z troski o nas.
– Rozumiem to i nie mam do nich pretensji. Ty jednak jesteś, jak
sądziłem, osobą wystarczająco wrażliwą, by zauważyć, że dzieje się coś
wyjątkowego i ważnego. Jestem przekonany, że doskonale wiedziałaś, iż się w
tobie zakochałem, lecz nic cię to nie obchodziło. Kontynuowałaś swoją grę,
ponieważ zostało ci kilka dni wakacji, które pragnęłaś czymś zapełnić.
– Nie! To nieprawda. Och, Forreście, wiem, co myślisz. Wciąż słyszę te
słowa, które wypowiedziałam podczas naszego ostatniego spotkania.
Forrest przesunął ręką po włosach, potem pochylił się do przodu i
opierając łokcie na kolanach, ukrył twarz w dłoniach.
– Ja także pamiętam każde wypowiedziane wówczas słowo – wyznał
cicho. – Chciałbym móc o tym zapomnieć.
Łzy napłynęły do oczu Jillian, kiedy usłyszała pełne żalu słowa Forresta i
zobaczyła ból malujący się na jego twarzy.
– Och, Forreście, nie chciałam cię zranić – powiedziała, z trudem
powstrzymując się od płaczu. – Byłam przerażona. Przeszłość więziła mnie w
ż
elaznym uścisku, z którego nie umiałam się wyzwolić. Zachowywałam się jak
dziecko, które boi się duchów istniejących jedynie w jego wyobraźni. Forreście,
czy słuchasz mnie uważnie? Używam czasu przeszłego. Pokonałam te zmory,
Forreście, naprawdę wyzwoliłam się spod ich mocy.
– Cieszę się... ze względu na ciebie – powiedział, patrząc na nią ze
smutkiem. – Kiedyś sądziłem, że twoja przeszłość to jedyna przeszkoda, którą
muszę pokonać. – Potrząsnął głową. – Myliłem się. Bestią, której nigdy nie
pokonam, jest twoja kariera. Ona daje ci wszystko, czego pragniesz i
potrzebujesz.
– Oskarżałeś mnie – ciągnęła drżącym głosem – że uciekam od
rzeczywistości w świat fantazji. Mówiłeś, że boję się życia i jedynymi
uczuciami, jakie przeżywam, są te, których doświadczają moi bohaterowie.
– Nie powinienem był tego mówić – stwierdził zmęczonym głosem. –
Czułem się zraniony, zagniewany i wyładowałem swoją złość na tobie.
– Forreście – ciągnęła wzruszona – wszystko, co powiedziałeś, było
prawdą.
– Co takiego?
– Wiele dowiedziałam się o sobie od czasu naszej ostatniej rozmowy. Nie
jestem dumna z wniosków, do jakich doszłam. Ukrywałam się przed życiem,
Forreście. Szukałam azylu w moim pisarstwie, które dawało mi poczucie
bezpieczeństwa, chroniło mnie przed prawdziwym światem. Po naszym
rozstaniu stało się to dla mnie jasne.
– I co z tego wynika? – zapytał, czując, że jego serce nagle zaczyna bić
jak szalone. Spokojnie, MacAllister, Jillian nie skończyła jeszcze mówić. Nie
usłyszał wszystkiego, co chciała mu powiedzieć. Nie powinien robić sobie zbyt
wielkich nadziei, gdyż znów mogło spotkać go bolesne rozczarowanie. Ale tak
bardzo ją kochał. – Mów dalej, Jillian.
– Jest coś, o czym chcę, żebyś wiedział. Forreście, uwierz, że kochałam
cię głęboko jeszcze przed naszym rozstaniem. Ta miłość mnie przerażała. Choć
poprzysięgłam sobie nigdy nikogo nie kochać, w moim sercu zrodziło się mocne
i głębokie uczucie. Och, Boże, Forreście, tak bardzo się bałam!
– Jillian! – Wstał powoli.
– Nie, zaczekaj – powstrzymała go. – Proszę, pozwól mi skończyć. Dobry
pisarz musi być zdyscyplinowany, pisać codziennie, wiem jednak, że bojąc się
opuszczać swoją kryjówkę, poświęcałam pracy zbyt wiele czasu. Moje życie
może być czymś więcej niż tylko robieniem kariery. Bo pragnę czegoś więcej.
Pragnę ciebie. Kocham cię, Forreście MacAllister. Chcę zostać twoją żoną i
matką naszych dzieci, słodkich, cudownych maleństw. Uniosła w górę rękę.
– Ten plan, w którego realizacji pomagali mi Andrea, Michael i Deedee,
wymyśliłam, żeby ci dowieść, że to, co mówię, jest najszczerszą prawdą. Masz
powody, by mi nie wierzyć, ale modlę się o to i ufam, że zdołam cię przekonać o
swojej miłości. Przychodziłam tu przez cały tydzień, żeby nauczyć się od Andrei
pielęgnacji niemowląt. Chcę być naprawdę dobrą matką, a Andrea okazuje mi
wiele cierpliwości. Nawet nie umiałabym opowiedzieć, jakie to wspaniałe
uczucie opiekować się Noel i Mattem, trzymać ich w ramionach, kąpać, kołysać
do snu. Wreszcie udało mi się pogodzić ze stratą mojego dziecka przed laty.
Teraz patrzę z nadzieją w przyszłość, modląc się o to, by pewnego dnia przytulić
do piersi nasze dziecko. – Po policzkach Jillian potoczyły się dwie łzy.
– Próbowałam też nauczyć się gotować, lecz Andrea w końcu dała za
wygraną. Chciałam przygotować dziś dla ciebie obiad, ale znów zapomniałam
włączyć piekarnik i kurczak teraz dopiero zaczął się piec. – Westchnęła
zrezygnowana. – W tej dziedzinie niewiele, niestety, zdziałam.
– Jillian...
– Kocham cię, Forreście MacAllister – powiedziała, ledwie opanowując
łkanie. – Proszę, przebacz, że cię zraniłam. Swoim tchórzostwem naraziłam cię
na cierpienie, ale kocham cię, Forreście. Proszę, uwierz mi.
– Boże, pracowałaś tak ciężko i wykazałaś tak wiele odwagi. Odrzuciłaś
przeszłość, opuściłaś swój bezpieczny azyl, by ofiarować mi swoją miłość,
zaufać mi. Nigdy – Forrest zamilkł na chwilę, gdy wzruszenie odebrało mu głos
– nie zapomnę tej nocy i tego, jak cudownie obdarowałaś mnie dzisiaj.
Uśmiechnął się, nie próbując dłużej walczyć ze łzami.
– Lady Jillian – zaczął tonem poważnym i uroczystym – jeśli spotka mnie
ten honor, że zechce pani łaskawie przyjąć moje oświadczyny, będę
najszczęśliwszym rycerzem w tym kraju czy też królestwie, czy... Och, Jillian,
proszę, zostań moją żoną. Nie, zaczekaj – poprosił. – Zanim odpowiesz, także
chciałbym ci o czymś powiedzieć. Ja również dojrzałem i zmieniłem się, Jillian.
Szczerze wierzę, że małżeństwa pracujących zawodowo par mogą być wspaniałe
i szczęśliwe. Kompromis! To wymaga kompromisu. Dlatego pragnę cię
poinformować, że jestem doskonałym kucharzem i to ja będę przygotowywał
nasze posiłki. Och, Jillian, razem poradzimy sobie ze wszystkim, nasza miłość
pomoże nam pokonać wszelkie przeciwności. Czy wyjdziesz za mnie?
Odpowiedz, Jillian! Czy zostaniesz moją żoną i matką moich dzieci?
– Och, Forreście, tak!
W następnej chwili ich spragnione siebie usta spotkały się w pocałunku, a
Jillian przytuliła się do Forresta. Nagle Forrest, zaniepokojony, uniósł do góry
głowę.
– Co to za hałas? – spytał. – Jakby pisk małych kociąt. Jillian roześmiała
się.
– Bliźnięta się budzą. Będą domagały się zmiany pieluszek i butelek.
Najedzą się, znów zostaną przewinięte, chwilę pobawimy się z nimi,
ukołyszemy do snu i...
– Rozumiem – powiedział z uśmiechem. – Jesteś ekspertem w tej
dziedzinie. Chcę, żebyś pokazała mi wszystko, czego nauczyłaś się do tej pory.
Sądzę jednak, że przez wzgląd na dobro i zdrowie naszej przyszłej rodziny
zabronię ci wstępu do kuchni.
– Pogodzę się z tym. Och, Forreście, kocham cię.
– Ja też kocham cię, lady Jillian.
Obejmując się nawzajem, wyszli z pokoju. Wiedzieli, że są to ich
pierwsze kroki ku wspaniałej, radosnej i wspólnej przyszłości.
– To ty, Deedee? – Andrea upewniła się, trzymając przy uchu słuchawkę
telefonu. – Udało mi się wreszcie kupić przepiękną suknię na ślub Jillian i
Forresta. Zamówiłam też śliczne stroje dla bliźniąt. Noel będzie aniołkiem, a
Matt elfem.
– Większość gości może uznać ten pomysł za zwariowany, ale
wtajemniczeni będą wiedzieli, o co chodzi. Aniołek i elf! Wspaniale!
– Zastanawiałam się też nad przyszłością. Jillian i Forrest z pewnością nie
będą zwlekać z powiększeniem rodziny. To chyba niemożliwe, żeby Forrest po
raz kolejny wygrał zakład. Jak sądzisz?