1/3
Prostytutki kpią z fiskusa. Zupełnie oficjalnie 650 mln zł z seksusług w Polsce jest zwolnione
z podatku
Tomasz Molga
06.07.2016
– Przyjmowałam czterech klientów dziennie, przez trzy dni w tygodniu, bo poza tym pracuję na etacie.
Po dwóch latach na koncie mam prawie 200 tys. złotych i chciałam kupić mieszkanie – zwierza się naTemat
Weronika. Właśnie zamierza skorzystać z odłożonych pieniędzy, a zarobionych na świadczeniu usług seksualnych.
Jak wynika z kalkulacji pani Weroniki, tylko w ciągu ostatniego roku praca w branży seksusług przyniosła jej
80 tys. złotych. Oprócz tego rozlicza PIT i płaci składki na ZUS jako pracownik zatrudniony na część etatu. Przyznaje
wprost, że nie myślała o opodatkowaniu seksbiznesu. Gotówkę od klientów wpłacała na własny rachunek bankowy
wpłatomatem.
Ponieważ akurat trafiło się wymarzone mieszkanie, postanowiła kupić je za gotówkę. Oficjalne dochody
Weroniki nie pozwalały jednak na kupno mieszkania. Dziewczyna bała się, że fiskus zechce „położyć łapę” na ciężko
zarobionych pieniądzach. Od nieujawnionych źródeł dochodu grozi 75-procentowy podatek. Co na to urząd
skarbowy? Cud. Z własnej woli odmówił opodatkowania gotówki.
Okazuje się, że aby być chronionym przed podatkiem wystarczy zgłosić majątek jako dochody z prostytucji.
Oczywiście samo oświadczenie nie wystarczy, ale… – Mam cennik, wydrukowane anonse z internetu, zachowane
profile na sexportalach, do tego jako dowody przechowuję zdjęcia z sesji, gdzie występuję jako „Veronica”. Do tego
przechowuję umowę wynajmu mieszkania, gdzie dochodziło do schadzek - wylicza. Dodaje, że coraz więcej
dziewczyn zapobiegliwie gromadzi dokumentację swojego zajęcia.
Do tak przygotowanej dokumentacji urzędnicy nie mają, a nawet nie mogą mieć zastrzeżeń. W świetle już
wydanych interpretacji podatkowych pieniądze z seksbiznesu nie podlegają opodatkowaniu. Stanowisko fiskusa
w sprawie brzmi bowiem następująco: „ustawodawca nie rości sobie podatkowych praw do takich kategorii
przychodu i obrotu, które są powiązane z zachowaniami lub działalnością niepożądanymi z ogólnospołecznego
punktu widzenia. Do takich czynności należą w szczególności czynności takie jak stręczycielstwo, prostytucja, a więc
czynności stanowiące czyny zabronione, jak również czynności nieważne bezwzględnie.”
Zwycięstwo sexbranży
Pierwszego wyłomu w systemie podatkowym dokonała prostytutka ze Śląska. Wysyłała do dyrektora Izby
Skarbowej w Katowicach oficjalny wniosek o interpretację podatkową. Ze zgromadzonych na nierządzie
oszczędności chciała kupić nieruchomość. Sprawę opisywaliśmy jako pierwsi.
Prostytutka przekonywała, że usługi seksualne świadczone na własny rachunek nie mogą być przedmiotem
umowy handlowej, a w konsekwencji nie mogą być opodatkowane podatkiem dochodowym. Takie stanowisko mimo
sprzeciwu Izby Skarbowej w Katowicach potwierdził Wojewódki Sąd Administracyjny w Krakowie.
2/3
WSA W KRAKOWIE W SPRAWIE PODATKU OD ZYSKÓW Z PROSTYTUCJI
Stwierdzić należy, że czynności wykonywane przez Wnioskodawczynię nie mogą być przedmiotem prawnie skutecznej umowy.
Tym samym nie mogą również podlegać opodatkowaniu podatkiem dochodowym od osób fizycznych, co wynika z art. 2 ust. 1 pkt
4 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. W konsekwencji przychody z uprawiania nierządu mogą być traktowane
jako dochody „wolne od opodatkowania”. (…) Tym samym wydatkowanie środków uzyskanych z uprawiania własnego nierządu
na zakup nieruchomości nie będzie skutkować zastosowaniem 75 proc. stawki podatku, określonej na podstawie art. 20 ust. 3
ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych.
Podatki a cyberseks
Sprawa miała swój ciąg dalszy. "Dziewczyny" zachęcone sukcesem koleżanki zaczęły testować odporność
urzędników skarbowych. W innej sprawie było już blisko do zalegalizowania również przychodów z „seksu przez
internet”. W tym wypadku bohaterka przekonywała, że oddanie się klientowi polega nie tylko na odbyciu fizycznego
kontaktu, ale również za pośrednictwem kamery internetowej.
ROZBIERA SIĘ W INTERNECIE I NIE CHCE PŁACIĆ PODATKU
Zaspokojenie popędu seksualnego klienta następuje poprzez (np. rozbieranie się, masturbację, używanie erotycznych zabawek,
przyjmowanie rozmaitych póz seksualnych, wydawanie dźwięków podniecenia, stymulowanie realnego stosunku z klientem
oraz spełnianie jego fantazji seksualnych, czy wykonywanie innych poleceń.
Kobiety, które spotykają się realnie z klientami, oferując seks usługi, nie zawsze uprawiają normalny fizyczny seks z każdym
klientem. Istnieje bowiem szereg dewiacji seksualnych, fetysze, gdzie np. mężczyzna do zaspokojenia seksualnego potrzebuje
np. tylko widoku gołych stóp, czy części bielizny, upokarzania przez nagą kobietę lub kierowania jej masturbacją. Nikt nie ma
wątpliwości, że kobiety wykonujące na życzenie mężczyzn tego typu czynności (gdzie nie dochodzi do bezpośredniego stosunku
płciowego) są prostytutkami.
W tym wypadku po trwającym 4 miesiące postępowaniu, przeanalizowaniu kilku definicji prostytucji
m.in. z Wikipedii, słownika języka polskiego, kilku naukowych publikacji, urzędnicy doszli do wniosku,
że „seks wirtualny” to jedynie prezentowanie treści pornograficznych, które „przybrało formę przekazu na żywo”.
– Wnioskodawczyni nie oddaje własnego ciała do dyspozycji innych osób, lecz tylko je prezentuje na ekranie
monitora komputerowego innej osobie. Trudno także mówić o „pełnej dyspozycyjności” Wnioskodawczyni wobec
klienta, skoro jest on pozbawiony możliwości np. dotyku - brzmi stanowisko Izby Skarbowej w Katowicach.
Dalej urzędnicy wywodzą, że od internetowych rozbieranek podatek jednak się należy.
Jednak i tak aparat skarbowy padł ofiarą własnej mądrości, kolejny raz potwierdzając, że już dochody
z klasycznej prostytucji są zwolnione z opodatkowania. Tutaj przeczytacie dokładny wywód. Polecam ten tekst
twórcom kabaretów, jako gotowy scenariusz do „numerów”. Trzeba przyznać, że urzędnicy przekraczają już
wszelkie granice śmieszności zajmując się rozstrzyganiem o niższości „cyberstosunku” z użyciem „internetowej
kamerki” wobec klasycznych stosunków seksualnych i „oddawaniu ciała do dyspozycji wielu osobom”. A jakie to
rodzi skomplikowane skutki podatkowe...
3/3
Zalegalizować zyski i brać podatek?
Według danych Havocscope (serwis zajmujący się szacowaniem zjawisk na czarnym rynku) , w Polsce usługi
seksualne świadczy prawie 20 tysięcy osób. Z kolei nasz Główny Urząd Statystyczny w 2014 roku po raz pierwszy
oszacował wartość tego rynku usług na 654 mln złotych. Gdyby więc dochody z prostytucji zalegalizować, to do
budżetu wpłynęłaby kwota 125 mln złotych. To mniej więcej tyle, ile podatku dochodowego płaci sieć handlowa Lidl,
albo jedna trzecia tego, co w ramach specjalnego podatku od instytucji finansowych zapłaciły dotychczas banki
i firmy ubezpieczeniowe.
Swoje dostałby też ZUS - średnio ponad 6 tys. zł od każdej prostytutki rocznie w składkach emerytalnej,
zdrowotnej i chorobowej. Inaczej prostytutki z szarej strefy mogą liczyć na niespełna tysiąc złotych emerytury
socjalnej - i to wypłacanej ze składek 16,3 mln osób pracujących.
Może więc warto zastanowić się nad legalizacją takiego sposobu zarabiania? Tak jest chociażby w Danii,
Holandii Niemczech, Szwajcarii, Grecji czy Turcji. Prostytucja jest tam opodatkowana, a osoby i agencje świadczące
usługi seksualne są zarejestrowane i zobligowane do przeprowadzania badań lekarskich - piszą autorzy raportu na
temat prostytucji przygotowanego przez firmę Sedlak & Sedlak.
Jak podał serwis Money.pl, w Danii prawie 40 procent wszystkich prostytutek odprowadza od działalności
podatek dochodowy w wysokości 19 procent. Działają one jako osoby samozatrudnione. Wpływy podatkowe
wyniosły 625 milionów euro. Liczą się jednak nie tylko pieniądze, w ten sposób zaoszczędzono także intelektualnych
wygibasów służbom podatkowym.
Artykuł pochodzi ze strony:
http://natemat.pl/184371,kilka-prostytutek-okpilo-fiskusa-zupelnie-oficjalnie-650-mln-zl-z-seksuslug-w-polsce-jest-
zwolnione-z-podatku
Data wydruku: 9 lipca 2016