W więzach Natalia Korwin Szymanowska ebook

background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki

.

background image

Natalia Korwin-Szymanowska

W więzach

Zbiór nowel

Warszawa 2012

background image

Spis treści

W więzach

Ocalony

Na rozdrożu

Ociemniała

Apostoł idei

Honor męski

W opałach

Bezładne kartki

Kolofon

background image

W więzach

Wśród ulic jednego z naszych miast gubernialnych, niezwykłe
panowało życie. Hotele, pustką świecące zazwyczaj, przepełnione
były; od sal restauracyjnych, aż do ostatnie po strychem pokoiku,
służba uwijała się, licząc na sute napiwki, na chodnikach zaś
stanowiących istną giełdę żydowską, napotykałeś co chwila, obok
zwykłych chałatowych postaci, ogorzałe lica o wąsie sumiastym
i pańskich, pewnych siebie ruchach.

Liczny zjazd obywatelski w jesiennej, niesprzyjającej temu porze,

musiał być wywołany ważną jakąś przyczyną. Ani przecież jarmark
wełniany, ani wybory do Towarzystwa nie usprawiedliwiały go
obecnie. Zresztą, twarze zbierającej się w grupy i rozprawiającej
półgłosem szlachty, nosiły na sobie wyraz gorączkowego
zaciekawienia i smutku zarazem. Niezwykły bo też i wstrząsający
sprowadził ją tu wypadek. Przed kratkami Sądu Okręgowego
rozgrywała się głośna sprawa o zabójstwo, na ławie oskarżonych zaś
zasiadał jeden z bogatszych właścicieli ziemskich.

Krwawy dramat wśród klasy ludzi zamożnych i inteligentnych,

oparty nie na chęci zysku, lecz na psychicznych czysto czynnikach,
budzi zwykle żywsze zajęcie. Tu wypadek ten silniej oddziaływał
na zebranych, iż zbrodni dopuścił się współobywatel ich, druh
i towarzysz, którego znając od lat dziecięcych, cenić przywykli.

Zawezwany w dniu tym do X., zostałem natychmiast, jako prawnik

i krewny podsądnego, wtajemniczony w wir całej sprawy oraz
powiadomiony o najdrobniejszych jej szczegółach.

Młody i bogaty Stanisław Gorycki, niezadowolony z obszernych

włości, jakie mu ojciec pozostawił w spuściźnie, postanowił, bądź co
bądź, ożenić się świetnie. Forsowne gonienie za posagiem
w człowieku, który i tak posiadał dość złota, raziło nieco wszystkich,
tym bardziej, iż Gorycki z materialistycznych swych poglądów,
żadnej nie robił tajemnicy. Szlachetniejsze uczucia, miłość
i wzajemna sympatia, były to według niego mrzonki, dobre
w książkach tylko, rodzina zaś, nie na romansach, lecz na niezbitej

background image

podstawie pieniężnej gruntowaną być winna.

Zapatrywania te, jawnie i z pewną cyniczną szczerością głoszone,

miały to dobrego, iż nie pozostawiając przyszłej żonie jego żadnych
złudzeń, pozwalały należycie ocenić człowieka. Zarówno zaś
bezprzykładna otwartość jak dwieście włók pysznego czarnoziemu,
musiały działać bardzo dodatnio, nie szukając bowiem daleko, pan
Stanisław pozyskał wkrótce rękę jednej z bogatych dziedziczek,
której obszerny majątek dał się doskonale połączyć z pobliskim jego
kluczem.

Wprawdzie szeptano, iż panna zajęta jest kim innym, że dla

widoków materialnych idzie jedynie za niego; wprawdzie opowiadano
dużo o kokieterii jej i gonieniu za złotem, w czym miała zupełnie
dorównywać przyszłemu mężowi, ale Gorycki nie zważał na podobne
drobnostki. Szukał „partii” i partię znalazł; to mu wystarczało. Co
zaś myślą o nim ludzie lub co czuje narzeczona, mniej go już
obchodziło. Zresztą, znając swoją wartość materialną, nie wątpił, iż
każda panna dumną być musi z jego wyboru, piękność zaś przyszłej
żony, chłód jej i głośna zalotność, pochlebiały mu tylko.

Skojarzonej wśród takich warunków parze ludzie nie rokowali

zbytniego szczęścia i w rzeczy samej, nowożeńcy nie zaznali go
wcale. Majątki połączyły się wprawdzie, stanowiąc wielki klucz
w najpyszniejszej położony glebie, serca jednak i dusze obce sobie
zostały. Młoda pani, która po to schyliła główkę pod jarzmo hymenu,
by większą pozyskać swobodę, tęskniła ciągle do uciech stolicy
i świetnych miejsc kąpielowych. Gorycki zbyt praktyczny, jak
mówiono, aby zadowalać kosztowne zachcianki żony, silną dłonią
chciał wolę swoją na każdym przeprowadzać kroku. Obok dużych
fortun zjednoczyły się dwa charaktery nieugięte, porywcze, których
nie łagodził najlżejszy promień wzajemnego uczucia. Przy
ograniczonych warunkach majątkowych, bolesne starcia byłyby
nieuniknione; wobec dostatków, rzadko wprawdzie przychodziło
do jawnych utarczek, głucha jednak, podjazdowa walka istnieć nie
przestawała. Czarne oczy pani przybierały najczęściej wobec męża
zimny, wyzywający wyraz, na ustach pana, sarkastyczny zazwyczaj
błądził uśmiech.

Troszkę wyrozumienia i uległości z jej strony, iskra uczucia w jego

sercu, a lody te prysnęły by zapewne, ratując dwa życia, łamiące się
dobrowolnie. Gorycki jednak nie mógł zapomnieć, iż żona
w pierwszej poślubnej rozmowie, bryzgnęła mu w oczy zarzutem, że

background image

jako łowiec na posagi, majątek jej pragnął zagarnąć tylko. Pani
Izabela zaś nie zdolną była przebaczyć, że mąż obelgę tę zniósł
zimno, a nawet potwierdził dowodząc, iż o serce jej nie miał zamiaru
ubiegać się wcale, bo wie, że oddawszy je ubogiemu kuzynowi, nie
miała dość mocy, by wraz z uczuciem połączyć i rękę. Spekulowała
na jego majątek, więc i jemu wolno było uczynić to samo; a teraz
pozostaje im tylko spożywać owoce własnych zabiegów.

Chłód i szyderstwo były bronią rozdzielającą ich na zawsze;

a jednak, jakby za obopólną zgodą, równomiernie używali ich oboje.
W sąsiedztwie szeptano po cichu, iż trafiła kosa na kamień, że
zdobyte krocie mogą niestrawnym dla młodej pary stać się kąskiem.
Państwo Goryccy jednakże zbyt byli dobrze wychowani i taktowni, by
wobec osób trzecich okazywać jawnie rzeczywisty stan swych uczuć.
Wprawdzie niechęć i oziębłość nie dały się ukryć zupełnie, ale
wiadoma rzecz, że staroświeckie czułości wyszły od dawna z mody,
a ludzie tak wielkiej fortuny mieli prawo nadawać sobie tonów nieco.

Z biegiem czasu wreszcie, przestano się mieszać w domowe ich

sprawy, podziwiając tylko hojność w przyjęciach, wyborne
urządzenie domu, świetne toalety pani i zimną, coraz bardziej
posągową jej piękność. Zewnętrzne więc warunki ułożyły się jak
najlepiej, na tym najlepszym ze światów, jeżeli zaś, pomimo tych
pozorów, w sercu młodej pary wrzała niekiedy burza uczuć, jeżeli
przychodziła chwila tęsknoty za spojrzeniem tkliwym i słowem
serdecznym, zbyt dumni byli oboje, by zdradzić słabość podobną.
Wszak mrzonki te śmiesznością zwali, od śmieszności zaś trzeba się
umieć chronić przede wszystkim. Wprawdzie wśród długich,
samotnie spędzanych wieczorów, jedno wyciągnięcie dłoni, byłoby
ich zbliżyło na zawsze, ale kto pierwszy miał się tu upokorzyć?
Hartując przeciw słabości własne serce, Gorycki powtarzał sobie, iż
żona nazwała go nikczemnym łowcem na posagi; pani znów
przypominała sobie z goryczą brutalne zapewnienie męża, iż miłości
jej wcale nie potrzebuje i starać się o nią zupełnie nie myślał.

Przepaść też dzieląca ich wzrastała coraz bardziej, aż

wywzajemniając się mężowi za szukanie poza domem rozrywek, pani
Izabella zaprosiła na parę tygodni, wracającego właśnie z zagranicy
tego samego kuzynka, względem którego, jak utrzymywali ludzie, nie
była obojętną niegdyś.

Pan Stanisław mógł wprawdzie nie pozwolić jej przyjmować go

w swym domu, sądził wszakże, iż zakaz taki, zdradzając pewną

background image

drażliwość czy zazdrość, ubliżyłby jego powadze. Kuzynek więc
przybył w gościnę, wyszedłszy zaś w dwa tygodnie później
z gospodarzem na polowanie, nie powrócił więcej, znaleziono tylko
trupa z roztrzaskaną czaszką, Gorycki zaś uwięziony, natychmiast
do winy się przyznał.

Zabójstwo to potworne, niewytłumaczone na pozór, ściągnęło tak

liczny zjazd obywatelski do X., a zarazem kazało mi porzucić zajęcia
w stolicy, by prawną mą wiedzą ratować, o ile możności, dawnego
kolegę i krewnego, w którego winę nie mogłem uwierzyć, wiedząc, iż
pomimo gonitwy za złotem, był niezdolnym do zbrodni człowiekiem.

Gdy przyjechawszy zszedłem do restauracji, by posilić się

czymkolwiek, zebrani u stolików biesiadnicy o niczym innym nie
mówili prawie. Cause celébre poruszała wszystkich. Nieznane mi
szczegóły ożenienia Stanisława i domowego jego z żoną pożycia,
rzucały na całą tę sprawę pewne, silne światło. Nie wyprowadzając
zeń jednak wniosków, pospieszyłem do więzienia miejskiego, chcąc
z własnych ust mego kuzyna zaczerpnąć szczegóły i środki do jego
obrony.

Skoro przeprowadzany ciekawymi spojrzeniami, stanąłem

wreszcie u wrót ponurego gmachu, z piersi mojej mimowolne
wybiegło westchnienie, a w myśli zrodziła się bezwiednie filozoficzna
uwaga nad niestałością rzeczy ziemskich. Mój Boże, wszak kilka lat
temu zaledwie, ja byłem ubogim chłopcem, walczącym z brakiem
chłopcem, który zdobywszy po wielu latach pracy mozolnej i źle
płatnych korepetycji, dyplom doktora obojga praw, ze łzami składał
go na kolanach matki staruszki; on zaś starszy, bogaty, psuty,
uchodził już wtedy za lwa salonów, a wpadłszy do naszej skromnej
izdebki, śmiał się z mego zapału. Dziś, jakie się koleje losu zmieniły!
Ja, zdobywszy już sobie trochę uznania, stałem na wstępie dobrze się
zapowiadającej kariery; on – za kratą więzienną, pod ohydnym
zarzutem zbrodni, czekał na ratunek od tej wiedzy właśnie, z której
szydził niejednokrotnie.

Ciężkie drzwi zgrzytnęły tymczasem; znalazłem się na korytarzu

więziennym. Mała, o nagich, wilgotnych ścianach celka, tapczan
z boku, stolik i prosty drewniany zydel, oto jak się przedstawiało
miejsce, w którym krewny mój musiał przebyć najstraszniejsze
chwile swego życia. Wsparty o mur i zapatrzony w wysoko
umieszczone okienko, nie poruszył się nawet na odgłos
zardzewiałych wrzeciądzy, sądząc snać, że to stróż więzienny

background image

przychodzi zabrać obiad stojący na stole, a nietknięty dotąd.

– Stasiu – zawołałem półgłosem.
Odwrócił się. W pięknych, pobladłych jego rysach ani jeden nie

drgnął muskuł. Stał z oczyma ponuro we mnie wlepionymi i jakimś
dzikim, zaciętym w nich wyrazem.

– Stasiu – powtórzyłem, wyciągając doń rękę – czyż mnie nie

poznajesz?

– I owszem – przyznał po lekkim wahaniu – nie pojmuję jednak, iż

wiedząc o wszystkim, dłoń do mnie wyciągasz...

– Ha, bracie, trudno; jestem tylko człowiekiem: w niepokalanych

nie wierzę, tak, jak nie wierzę, by kamień przez nich rzucony doleciał
prosto do nieba. Zresztą, wyciągam do ciebie, nie tylko dłoń
krewnego, ale dłoń współczucia, bo jestem pewny, że w nieszczęsnej
tej sprawie, kryje się jakaś niezrozumiała dla mnie zagadka.

Rysy Goryckiego rozpogodziły się nieco.
– Dziękuję ci – wyszeptał. – Ty pierwszy rzucasz mi słowo

wyrozumienia i otuchy. Tamci wszyscy, wszyscy, nawet ona wierzą,
żem go zabił rozmyślnie.

Z jękiem głuchym oczy ręką przysłonił. Widząc, iż proste me słowa

złamały pancerz dumy i wzruszyły go silnie, postanowiłem skorzystać
z tej chwili, by z rozbrojonego rozrzewnieniem, spowiedź całą
wydobyć.

– Słuchaj Stanisławie – mówiłem, dotykając jego ramienia –

powiedz mi jak to było, powiedz wszystko, nie tając żadnego
szczegółu. Jestem twym krewnym, a przy tym pomyśl: mam cię
bronić jutro. Pełna tylko świadomość sprawy da mi możność i siłę
do odwrócenia od ciebie strasznego losu, jaki spotyka zwykłych
zbrodniarzy.

Podniósł oczy bezmiernym jaśniejące smutkiem.
– Za późno – wyszeptał. – Zabiłem go i temu przeczyć nie mogę.
– Tak, ale nie zabiłeś rozmyślnie?
– Rozmyślnie? Ha, czyż nie rozumiesz, że ja bym sto razy dziś

śmierć chętnie poniósł, by jemu przywrócić życie; że męki piekielne
zniósłbym z rozkoszą, byle zmazać krew tę z rąk moich?

– A więc powiedz jak to było? – nalegałem.
Po kilku jeszcze słowach zachęty i uspokojeniu głębokiego,

wstrząsającego nim wzruszenia, więzień rozpoczął smutną opowieść:

– Skreślić ci ostatnie lata mego życia, myślisz, że to łatwo? – mówił

ze smutkiem głębokim. – Pamiętasz dzień ostatniego naszego

background image

widzenia? Ty, jako już adwokat przysięgły, stawałeś po raz pierwszy
przed kratkami i wygrałeś dość zawiłą sprawę. Rozentuzjazmowany
mówiłeś z zapałem o przyszłości, która ci się uśmiechać zdawała; ja
znudzony wirem wielkiego świata, wracałem na wieś, by poważnie
do pracy się zabrać. Odtąd – dodał z gorzkim uśmiechem – zapytaj
ludzi; powiedzą ci, że byłem bardzo, bardzo szczęśliwy. Majątek mój
się podwoił, miałem piękną żonę, zazdroszczono mi przecież ogólnie.

W słowach jego przebijał się straszny, gryzący sarkazm.

Zrozumiałem, iż dotknął rany, która jątrząc się wiecznie, całe
istnienie jego złamała.

– Zazdrość ludzka to mylne nieraz kryterium – podjąłem łagodnie.

– Powiedz mi lepiej Stasiu, czy ty byłeś zadowolony z własnego
dzieła, czy życie po myśli ci poszło?

Wyciągałem go na słowa, chcąc zajrzeć do głębi tej duszy

zranionej i chorej widocznie, chcąc dociec, jakie pobudki ku zbrodni
go popchnęły. Gorycki nie zauważył tego nawet. Z łokciem o stół
opartym i czołem w dłoni ukrytym, z oczyma beznadziejnie
w przestrzeń utkwionymi, nie był on w tej chwili wykwintnym
salonowcem, o śmiałym wejrzeniu i szyderczym uśmiechu, lecz
człowiekiem zgnębionym moralnie, czującym po raz pierwszy
w życiu, potrzebę wyspowiadania się z uczuć tłumionych.

– Czy byłem zadowolony z własnego dzieła? – powtórzył

z namysłem. – Tak, masz rację, to było własne me dzieło, nikogo więc
za nie winić nie mogę... Nie mam prawa wyrzucać nikomu, że
przeceniłem siłę pieniędzy... Za jednym krokiem fałszywym poszedł
drugi. Ożeniłem się i to mnie zgubiło...

– Na złą więc trafiłeś kobietę?
– Nie; była piękną, zimną i zalotną, a przede wszystkim posażną,

tym mnie skusiła. Patrząc na smutny stan finansowy ogółu,
na upadające majątki i ruinę możnych niegdyś ludzi, postanowiłem
ożenić się bogato. Zdawało mi się, iż w ten sposób spełnię tylko
obowiązek względem kraju i przyszłych mych dzieci. Dzieci tych
jednak, odmówił mi Pan Bóg, a w zamian... dał więzienie.

Zerwał się i odsunąwszy bezwiednym ruchem ważkę

z kapuśniakiem, którego prosta woń drażniła powonienie jego
do wykwintnych potraw przywykłe, zaczął gorączkowymi krokami
ciasną mierzyć izdebkę.

– Przeceniłem siłę pieniędzy – powtórzył. – Szukałem posagu

i znalazłem go. Nie sądź, żem zwodził żonę, udając uczucie. Nie, to

background image

się z uczciwością mą nie zgadzało. Wiedziała, że jej nie kocham,
a mszcząc się za to, rzuciła mi nazajutrz po ślubie w oczy
wyznaniem, że serce jej do innego należy. Czułem, iż jest to
przechwałka podrażnionej kobiety, a jednak przechwałka ta,
połączona z mianem łowca na posagi, wykopała na zawsze przepaść
między nami. Cios został tak celnie wymierzony, iż zranić mnie
musiał. Odtąd zdawało mi się, że ją nienawidzę, a ja nieszczęsny,
kochałem ją coraz bardziej. Duma tylko nie pozwoliła mi wyznać
tego. Nie chciałem się do własnej zalecać żony, nie chciałem być
odepchnięty szyderczo przez kobietę, która przysięgając mi
wierność i miłość, chwaliła się równocześnie, iż kocha innego. Chłód
jej drażnił mnie, piękność do wściekłości doprowadzała niekiedy.
Młodzi, bogaci, otoczeni zbytkiem, za który zaprzedałem się
zarówno ja, jak ona, wiedliśmy życie nędzarzy, życie w piekło
zamieniające się codziennie. Czasami miałem ochotę upaść przed nią
na kolana, ale była taka zimna, taka szydercza, iż nie wiedząc czy ją
więcej kocham, czy nienawidzę, uciekałem z domu czym prędzej.

Opadł na powrót na stołek, a czoło jego duże krople potu pokryły.
– Należało chłód ten przełamać – zauważyłem.
– Przełamać dumę Izy? Ha, ha, ha – zaśmiał się gorzko – jakże

znać, żeś jej nie widział! Na to trzeba, aby mnie kochała, a ja dla tej
kobiety nie byłem niczym, niczym nigdy. Jakby próbując cierpliwości
mej, zaprosiła owego kuzyna, którego imieniem urągała mi w dzień
ślubu. Dowodziła, iż potrzebuje rozrywek; prawda, smutno jej być
musiało w tej lodowej atmosferze wygasłego naszego ogniska.
Patrząc na stosunek ich serdeczny, braterski, czułem, iż w duszy mej
wrzeć znów i kipieć zaczyna. Byłbym jednak zapanował nad burzą
wewnętrzną, gdyby nie to nieszczęsne polowanie. Chłopiec ubogi,
a tym samym rozgoryczony nieco, zaczął rzucać sarkazmy
na bogatych, którzy od poważania u ludzi, aż do żony wszystko kupić
potrafią. Krew mi zawrzała.

background image

ISBN (ePUB): 978-83-7884-629-1
ISBN (MOBI): 978-83-7884-630-7

Wydanie elektroniczne 2012

Na okładce wykorzystano fragment obrazu „Dama przy oknie” Władysława Czachórskiego (1850–
1911).

WYDAWCA
Inpingo Sp. z o.o.
ul. Niedźwiedzia 29B
02-737 Warszawa

Opracowanie redakcyjne i edycja publikacji: zespół Inpingo

Plik cyfrowy został przygotowany na platformie wydawniczej

Inpingo

.

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Na strażnicy Natalia Korwin Szymanowska ebook
Ogniwa Natalia Korwin Szymanowska ebook
Dwa prądy Natalia Korwin Szymanowska ebook
Natalia Korwin Szymanowska Honor męski
Notatki - Psychologia sądowo-penitencjarna, SEMESTR VII, Psychologia sądowo-penitencjarna - Korwin-S
EBOOK NATALIA szachy opowiadanie
(ebook PDF)Shannon A Mathematical Theory Of Communication RXK2WIS2ZEJTDZ75G7VI3OC6ZO2P57GO3E27QNQ
[ebook renewable energy] Home Power Magazine 'Correct Solar Panel Tilt Angle to Sun'
(ebook www zlotemysli pl) matura ustna z jezyka angielskiego fragment W54SD5IDOLNNWTINXLC5CMTLP2SRY
(eBook PL,matura, kompedium, nauka ) Matematyka liczby i zbiory maturalne kompedium fragmid 1287
kurs excel (ebook) statistical analysis with excel X645FGGBVGDMICSVWEIYZHTBW6XRORTATG3KHTA
Szymanowski - kalendarium, la musique, Wykład 2-3 - Szymanowski
Ebook Spraw 2 Netpress Digital
(EBOOK~4
Ocena ryzyka zawodowego pracownik magazynowy (operator wózka jezdniowego) ebook demo
(ebook pdf) Matlab Getting started
(ebook www zlotemysli pl) dieta surowa darmowy fragment BO3ZICSGAEIYEJWZSIHIM6KV7L5EABOVCDFMHSA
(ebook www zlotemysli pl) remont malowanie darmowy fragment K2TTWSTXLCMEOO2QCTYZIAQISBMT5DWOJBPYII

więcej podobnych podstron