Andrzej Bursa
"Bajka"
Podpadł kiedyś cesarzowi, gdy ten miał zły humor. Cesarz kazał go
ściąć. Ale nie miał czasu.
Powiedział tylko:
- Niech się pan zgłasza co godzina w mojej kancelarii i przypomina, że w
najbliższym czasie mam panu uciąć głowę.
Więc się zgłaszał. Najpierw to przeżywał. Rozmyślał nad znikomością bytu i
skrępowaniem jednostki, zależnością od dzikich kaprysów tępego kacyka.
Ale potem się wdrożył. Urzędnicy mieli z nim krzyż pański. Roboty huk,
interesanci słabną w kolejce, a tu ten stale:
- Dzień dobry. Cesarz kazał przypomnieć, że w najbliższym czasie ma mi
uciąć głowę. Do widzenia.
I tak co godzina.
Punktualnie dwie przed dwunastą wypadał z kawiarni "Ministerialnej" (w
innych nie bywał), aby pośpiesznie wygłosić swoja formułkę. Co sobota o
jedenastej w nocy, lekko chwiejąc się na nogach po butelce wychylonej w
barze "Raj Ambasadora" (w innych nie bywał), zjawiał się w kancelarii i
oświadczał bełkotliwie:
- Cesarz kazał przypomnieć... żeby... tego... tam..., że w najbliższym czasie
ma mi głowę uciąć.
O czwartej nad ranem zeskakiwał z pryczy, rozstawionej w przedpokoju
kancelarii (gdzie indziej nie sypiał), i zaspanym głosem budził drzemiącego
sekretarza dyżurnego:
- Cesarz kazał mnie - itd.
Po dwudziestu latach natknął się kiedyś w kancelarii na sędziwego już
cesarza.
- A czego ten chce? - spytal cesarz.
- A on się tu zgłasza, że wasza Cesarska Mość ma mu głowę uciąć - rzekł
sekretarz.
- No to mu utnijcie - żachną się cesarz.
No to mu ucięli.
Koniec bajki.
Andrzej Bursa
- Koń
Czy widzieliście, szanowni państwo, konia tkwiącego bez ruchu na
klepisku otoczonym pustymi stajniami i budynkami gospodarskimi? Koń
taki wkopany w ziemię, nie posiada żadnej wartości pociągowej, nie służy
do niczego. Wystawiony na deszcz, mróz i skwar, ćwiczony batem, dręczony
przez muchy i bąki -cierpi. To jego funkcja.
Skóra konia pełna oparzelin i zacieków jest istotną mapą bólu, pełną
geograficznych paradoksów i niespodzianek. Ot, np. przeraźliwa na pozór,
ogromna oparzelina jest tylko zdrętwiałym płatem skóry bez czucia, a
niewidoczna na pierwszy rzut oka drobna rana w okolicach pachwiny kryje
przebogate pokłady bólu.
Ponieważ, jak już powiedzieliśmy, nogi konia wkopane są w ziemię,
nie jest on w stanie ruszyć z miejsca, a cały wysiłek jaki robi w tym celu pod
ciosami bata, pomnaża tylko jego udrękę. Koń jest więc akumulatorem
cierpienia. Samoczynnie przez własny wysiłek naładowuje się bólem.
Rezerwy posiada tak wielkie, że można by nimi obdzielić wiele rodzin.
Ale pokażcie mi dziś, szanowni państwo, takich, którzy szukają
cierpienia.
Mimo to jednak koń jest niezbędny i trudno byłoby sobie wyobrazić
normalny bieg rzeczywistości bez niego.
Andrzej Bursa
- Szachy
Mój kumpel, tępy i złośliwy jak sto mułów, przynosi stalową
szachownicę i pyta - Grasz? - Cha, cha, znam ten kawał. Wiem, że w miarę
gry moje figury rozpalają się do białości. Już przy trzecim ruchu będą
syczeć przy dotknięciu i zwęglać naskórek. Ale gram, oczywiście, że gram.
Szach, garde, szach. Tracę dwa konie i wieżę, a palce dymią mi jak
fabryka. Próbuję przesunąć piona paznokciem, ale napotkawszy ironiczne
spojrzenie partnera zaniechuję tego. Partner jest zresztą wspaniałomyślny.-
Stracisz królówkę - ostrzega - cofnij ten ruch. - W ten sposób pomnaża się
moja tortura.
Gdy bije mi drugą wieżę, mam ochotę się poddać, zaprzestać tej
idiotycznej udręki. Ale przecież on się odsłonił. Więc krzywiąc się z bólu,
znów robię jakiś ruch fatalny. - Hi hi - rechocze mój tępy kumpel- tak jak w
życiu. - Na lepszy dowcip go nie stać, to już końcówka. Ostatnim
oparzeniem przesuwam króla na miejsce mata nieodwołalnego.
Kumpel rechocze i zgarnia szachy.
Wtedy ja wołam: - Teraz rewanż.
Andrzej Bursa
- Ze sposobów znęcania się nad gośćmi niskiego wzrostu
Podczas zabawy wywołaj go do drugiego pokoju i poczęstuj
papierosem. Gdy kurdupel szarmancko poda ci zapaloną zapałkę, odbierz
mu ją, chwyć go za kołnierz, unieś do góry i potrzymaj nad ogniem. Z
początku będzie protestował. Daj mu wtedy prztyczka w nos i zwróć mu
uwagę, że jeżeli będzie zachowywał się zbyt głośno, może tu przybiec jego
dziewczyna, tańcząca właśnie z którymś z twoich kolegów. Po chwili
kurdupel umilknie i przestanie wierzgać, tylko oczy staną się wilgotne i
będą świecić w ciemnym pokoju. Wtedy go postaw na ziemi. Gdy kurdupel
będzie się starał wyśliznąć cichaczem z pokoju, uderz go na odlew w twarz.
Przystanie i zamruga, wtedy wal.
Kurdupel będzie ci usłużnie podsuwał to prawy, to lewy policzek,
błagając cię półgłosem i spojrzeniem, by uderzenia nie były zbyt hałaśliwe,
aby nie usłyszała ich przypadkiem jego dziewczyna. To jest
najzabawniejszy moment, zwłaszcza, że mały będzie jednocześnie drobił
poparzonymi stopami. Teraz już możesz go puścić. Zobaczysz, jak pomknie
w lansadach do swojej dziewczyny. Możesz mu wtedy posłać ironiczne
spojrzenie, ale raczej nierób tego. Zbyt tani efekt.
Podobnie jak z kurduplami można postępować z garbusami. Tylko
wtedy trzeba działać ostrożnie. Taki w krytycznej chwili potrafi zabić.