Lamb Charlotte Strach przed miloscia

background image

CHARLOTTE LAMB

Strach przed

miło

ś

ci

ą

Harlequin

Toronto • Nowy Jork • Londyn

Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg

Madryt • Mediolan • Pary

ż

• Praga • Sofia • Sydney

Sztokholm • Tokio • Warszawa

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kilka dzienników podało wiadomość na pierwszych

stronach. Nie było to wprawdzie wydarzenie na skalę
ś

wiatową, ale kiedy dwaj znani mężczyźni wdają się

w bójkę w nocnym klubie, prasa traktuje to jak
sensację, zwłaszcza gdy jeden z nich jest hrabią.

Popijając poranną kawę Gil przyglądał się zdjęciu

w gazecie z raczej ponurą miną. Mimo że światła
w lokalu były przyćmione, można było bez trudu
rozpoznać kilku obecnych tam i powszechnie znanych
ludzi. Niektórzy śmieli się. Ale nie Gil. Z fotografii
patrzyła na niego jego własna, wykrzywiona złością
twarz. Czarne włosy, czarne oczy, doskonale skrojony
smoking, pod którym rysowały się silnie napięte
mięśnie. Wyglądam jak opryszek, pomyślał i gwał-
townym ruchem rzucił gazetę na podłogę. Dlaczego
musiał się tam akurat wczoraj znaleźć fotograf?

Zadzwonił telefon - to na pewno znowu jakiś

dziennikarz. Dobijali się do niego od wczesnego rana.
Jego pracownicy doskonale wiedzieli, jak reagować.

- Nie mamy nic do powiedzenia -

kwitowali
wszelkie pytania.

Firma miała specjalną sekcję reklamy i kontaktów

z klientami, której pracownicy odpowiadali na pytania
prasy. Gil nigdy tego nie robił.

Rozległo się pukanie do drzwi.

-

Proszę wejść!

-

Dzwoni lady Westbrook, sir.

Gil spodziewał się tego telefonu, ale nieco później.

Babka zazwyczaj wstawała dość późno.

background image

6

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

- Co? Już? - krzyknął nieco za głośno.

Pani Greybury była osobą zbyt taktowną, by dać

po sobie poznać, że jest zaskoczona. Ta
kobieta

o siwiejących włosach i bladoniebieskich oczach wraz
z mężem przez wiele lat pracowała w ambasadach.
Od pewnego czasu Greybury'owie prowadzili Gilowi
Martellowi dom i to w sposób wzorowy. Gil ufał im
bezgranicznie; wiedział, że może liczyć na ich dyskrecję.

- Właśnie wyszedłem do biura - oświadczył teraz,

unikając wzroku swojej gospodyni.

Nie chciał, by ktokolwiek wiedział, jak bardzo

onieśmielała go babka. Większość jego
przyjaciół

i znajomych dałaby głowę za to, że Gilham Martell
nie boi się niczego i nikogo. No, ale nie znali jego babki.

- Czy powiedzieć lady Westbrook, żeby kazała się

przełączyć na telefon samochodowy, sir?

Gil gwałtownie odsunął krzesło.

- Nie, nie, niech zadzwoni później do biura.

Nie czuł się na siłach, by wysłuchać jednego z jej

kazań. Szczególnie o tak wczesnej porze. No i po
wczorajszej nocy. Bolała go głowa, w skroniach
pulsowało, był niewyspany i zły. Gdyby zwierzył się
z tego babce, oświadczyłaby tylko, że zasłużył sobie
na to i pewnie miałaby rację, ale naprawdę nie był
w nastroju na reprymendy.

To w końcu nie on był odpowiedzialny za to, że

Colin aż tak się upił. Były urodziny Mirandy. Zaprosiła
ich do jednej z najlepszych londyńskich restauracji,
potem do nocnego lokalu - samych starych przyjaciół.
Było ich chyba dwunastu. Miranda, jak zresztą
wszyscy, stanowczo za dużo wypiła. Całe towarzystwo
zachowywało się zbyt głośno i zbyt agresywnie. Co
nie miałoby większego znaczenia, gdyby nie to, że
mąż Mirandy nagle uznał, że sposób, w jaki Gil
i Miranda tańczą, absolutnie mu nie odpowiada;
Zwłaszcza zaś to, że przytulali się do siebie całym

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

ciałem, że on przyłożył policzek do jej policzka, a ona
zarzuciła mu ręce na szyję.

To typowe dla Colina! Był na co dzień łagodnym,

spokojnym człowiekiem, ale wystarczyło, żeby się
napił, a stawał się agresywny i zarozumiały, no
i przypominał sobie, że jego przodkowie od trzystu
lat szczycą się hrabiowskim tytułem. Colin był z tego
znany. Nazajutrz rano budził się skruszony i prze-
praszał za swoje zachowanie. Dzisiaj z pewnością
będzie tak samo.

Gdyby tylko nie ten fotograf, który zrobił im

zdjęcie i sprzedał je brukowej prasie!

-

Czy John już przyprowadził samochód? - zapytał

szorstko.

-

Stoi przed drzwiami.

Pani Greybury zaczekała, aż zamknęły się za nim

drzwi, po czym powróciła do telefonu. Odprowadzając
wzrokiem czarnego rolls-royce'a, który ruszył sprzed
domu, powiedziała do słuchawki:

- Przykro mi, ale pan Martell właśnie odjechał.

Może zadzwoni pani później do biura.

No, przynajmniej nie skłamała.

- Przypuszczam, że właśnie wypadł z domu - syk

nęła lady Westbrook. - Rozmówię się z nim, nawet
gdybym miała mu przeszkodzić w pracy!

Odwiesiła słuchawkę. Pani Greybury uśmiechnęła

się i zrobiła to samo. Jakże miło byłoby być muchą
na ścianie pokoju, w którym odbędzie się konfrontacja
tych dwojga. Gilham Martell i jego babka tak bardzo
byli do siebie podobni. I to zarówno fizycznie, jak
i z charakteru. Każde wiedziało dokładnie, jak
doprowadzić drugą stronę do wściekłości.

Oboje byli wysocy, szczupli, mieli ten sam profil, te

same ciemne oczy. Mimo że czas zrobił swoje i stara
pani była już siwa i pomarszczona, to wciąż wywierała
silne wrażenie na swoich bliźnich. Zawsze
pewna

background image

8

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

siebie i opanowana, potrafiła przywołać na usta
czarujący uśmiech i choć przekroczyła osiemdziesiątkę,
ruchy miała lekkie i pełne wdzięku. Mnóstwo ludzi
uważało Gilhama Martella za twardego człowieka,
ale jego babka traktowała go tak, jakby wciąż był
chłopcem. Gdyby Fredzie Greybury kazano zgadywać,
jak skończy się ich dzisiejsza rozgrywka, postawiłaby
swoje pieniądze niewątpliwie na starszą panią. Przede
wszystkim dlatego, że ta żyła już bardzo długo i dlatego
była twardsza i jeszcze bardziej uparta niż jej wnuk.
Ale była jeszcze jedna przyczyna. Gil bardzo kochał
babkę i jednocześnie jej się bał, toteż w każdej kłótni
miała nad nim przewagę.

Lady Westbrook siedziała wyprostowana na sztyw-

nym secesyjnym fotelu. Patrzyła przed siebie gniewnym
wzrokiem, usta miała mocno zasznurowane. Tym
razem nie ujdzie mu to na sucho, pomyślała. Co za
niegodne zachowanie! śeby wdać się w bójkę z przy-
jacielem, i to w publicznym miejscu! Chłopiec, któremu
nie łoi się skóry, musi wyrosnąć na łajdaka, mawiał
nieboszczyk ojciec i miał niewątpliwie rację. Powinna
była Gila trzymać znacznie krócej, gdy był dzieckiem,
ale on owinął ją sobie dokoła małego palca, i oto,
jakie są tego skutki! śeby dobre rodowe nazwisko
poniewierało się po szpaltach brukowej prasy! Wszyscy
przyjaciele już to na pewno przeczytali!

Rumieniec gniewu zalał pomarszczoną twarz lady

Westbrook, sięgnęła zreumatyzowaną dłonią po
odziedziczoną po ojcu laskę i westchnęła.

Och, stracić matkę w wieku siedmiu lat, cóż to za

cios dla dziecka, pomyślała. Czyż mogłam być dla
niego zbyt surowa? Przez tyle tygodni płakał po
całych nocach, biedaczysko.

Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w przestrzeń

melancholijnym wzrokiem i oddawała się smutnym

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

9

wspomnieniom. Wreszcie otrząsnęła się i uniosła
wysoko głowę tak charakterystycznym dla niej,
dumnym ruchem.

No, ale ma już trzydzieści cztery lata i jest za stary

na to, żeby afiszować się po nocnych lokalach
z cudzymi żonami, wdawać się w romanse, być
bohaterem plotek i kronik towarzyskich w prasie
i szargać rodowe nazwisko. Zachowuje się, jak gdyby
miał dwadzieścia lat. Musi się ożenić! Na pewno
uważa, że ma jeszcze czas, ale niech nie zapomina

o mnie. Nie chciałabym umrzeć, zanim doczekam się
prawnuków. Gdybym miała więcej własnych dzieci,
ale niestety. Nie ma co gdybać! Gil musi się czym
prędzej ożenić i tyle! Nie rozumiem, co się dzieje
z mężczyznami w naszej rodzinie. Wszyscy żenią się
bardzo późno, zupełnie jakby bali się małżeństwa...
a może takiego uczucia, które skłania do zawarcia
związku małżeńskiego. Nigdy nie byłam pewna, jak
to z nimi jest. Jego dziadek zdecydował
się na
małżeństwo, kiedy miał blisko pięćdziesiąt lat, i oświad
czył mi się zaledwie w kilka dni po tym, jak mnie
poznał. Byłam zaskoczona, ale nie odmówiłam mu.
Obydwoje byliśmy pewni, że dobrze robimy, i rzeczy
wiście byliśmy szczęśliwi. Tylko jakże krótko! Zginął
w tym idiotycznym wypadku. Gdyby dane mu było
pożyć jeszcze trochę, mielibyśmy zapewne kilkoro
dzieci. No tak, lubił konną jazdę. Ale żeby skakać
przez płoty? W jego wieku? To czyste szaleństwo

i

lekkomyślność! A ja nie potrafiłam już żyć z

ż

adnym

innym mężczyzną, podobnie jak George nie mógł
poślubić innej kobiety po śmierci mojej
biednej
Christine. Wszyscy twierdzili, że ożenił się z nią dla
jej posagu, ale to nieprawda. Kochał ją, a kiedy
umarła, załamał się zupełnie, a ja załamię się, jeżeli
Gil nie ożeni się przed moją śmiercią. Będę musiała
zabrać się do tego bardzo energicznie, to nie ulega

background image

10

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

kwestii. Zmuszę go do małżeństwa. Przestraszę go
tak, że będzie się musiał pogodzić z tą myślą.

Energicznie stuknęła laską w podłogę. Prawie

natychmiast otworzyły się drzwi i do pokoju wpadła
zadyszana kobieta. Widać wspinała się szybko po
wąskich krętych schodach.

-

Susan, mój płaszcz - zażądała lady Westbrook.

- Wychodzę.

-

O Boże - zdziwiła się dama do towarzystwa.

Była to niemłoda kobieta o kędzierzawych rudych
włosach i piwnych oczach. - Dokąd to się wybieramy?

-

Idę do naszego domu towarowego po mojego

wnuka. Susan, zamknijże usta, wyglądasz jak ryba.

Wiosna spóźniła się tego roku. Od kilku tygodni

panował chłód, padało bez przerwy. Ludzie, którzy
musieli chodzić do pracy, przemykali się szybko
przez zatłoczone mokre londyńskie ulice, a ci, którym
było to oszczędzone, wyglądali przez okna i cieszyli
się, że mogą siedzieć w domu.

Większość przechodniów nosiła jeszcze zimową

odzież. Caroline miała na sobie wełnianą suknię
w kolorze dojrzałej moreli, który przydawał jej raczej
pospolitym ciemnym włosom, szarym oczom i oliw-
kowej cerze nieco ciepła i blasku. Caroline nie grzeszyła
urodą. Nie była może brzydka, miała też pewną
indywidualność, niezłą figurę i wiedziała, w czym jest
jej do twarzy. Nauczyła się eksponować swoje długie,
szczupłe nogi, okrągły biuścik, zachowywać się
z pewnością siebie i ukrywać lęk, który pozostał jej
po kilku niezbyt udanych przygodach z mężczyznami.

Kłopot polegał na tym, że jej ojciec był bardzo

bogatym człowiekiem. Odziedziczył sieć wielkich
magazynów w północnej Anglii, którą tak rozbudował,
ż

e był teraz właścicielem eleganckich domów towaro-

wych w wielu miastach Europy i Ameryki. Rozpierała

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 1

go energia, czuł nieustanną potrzebę przenoszenia się
z miejsca na miejsce. Wszystkiego było mu mało,
stale rozszerzał swoje imperium handlowe i powiększał
majątek. Caroline była jedynaczką. Wiedziała, że
któregoś dnia odziedziczy po ojcu całe jego królestwo
i że to czyni z niej przedmiot zalotów wszystkich
mężczyzn, którzy uznają małżeństwo z bogatą dziew-
czyną za najłatwiejszy sposób zdobycia fortuny.

Zeszła na śniadanie i usiadła naprzeciwko ojca.

Spojrzał na nią zadowolonym i dumnym wzrokiem.

- Ślicznie dziś wyglądasz. Nowa sukienka? Bardzo

ci w niej do twarzy.

Caro uśmiechnęła się. Nie powiedziała mu, że

suknię tę ma już od roku. Fred Ramsgate nigdy nie
rozpoznawał strojów swojej córki, ale zawsze je chwalił.
Jego miłość do niej była tak silna, że nie dostrzegał
braków jej urody, dla niego była piękna. Sprawiało
jej to przyjemność, chociaż kiedy do obcych ludzi
mówił o niej, jak gdyby była ósmym cudem świata,
oblewała się rumieńcem wstydu. Nie mogła nie
zauważyć dyskretnych uśmieszków, ironicznych błys-
ków w oczach mężczyzn, którzy wysłuchiwali tego
wszystkiego i udawali, że się zgadzają. Od najmłodszych
lat czuła się tym upokorzona, ale kochała ojca zbyt
mocno, żeby powiedzieć mu, co czuje. Zresztą nie
zrozumiałby, o co jej chodzi. Poczułby się urażony
i zakłopotany.

- Wybierasz się na jakieś ciekawe

spotkanie?
- zapytał i spojrzał na nią z nadzieją w
oczach.
Zrobiło jej się przykro. Od chwili kiedy skończyła
szkołę, marzył o tym, żeby wyszła za mąż, i wypytywał
ją o chłopców, z którymi się spotykała.

Nie byłoby to takie przykre, gdyby tylko potrafił

ukryć, jak bardzo zależy mu na znalezieniu dla niej
męża. Stale zapraszał na kolacje młodych mężczyzn
i przez cały wieczór opowiadał o tym, jaką wspaniałą

background image

1 2

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

ż

oną okaże się z pewnością Caroline. A ona kręciła

się nerwowo na krześle i wpatrywała się ponurym
wzrokiem w nieszczęsnego gościa, zmuszonego do
wysłuchiwania monologów ojca. Nawet jeżeli któryś
jej się podobał, zachowywała się wobec niego z rezerwą.
Jeszcze gorzej było, jeżeli młody człowiek zaczynał się
do niej zalecać, bo odwrotnie niż ojciec bez trudu
odróżniała prawdę od fałszu.

-

Czy jesteś z kimś umówiona? - zapytał ją znowu

z nadzieją w głosie.

-

Owszem, na lunch z Amy - odparła sucho.

-

Z Amy? - powtórzył Fred Ramsgate i uśmiechnął

się.

Miał wielką słabość do tej szkolnej koleżanki swojej

córki. Amy w obecności przedstawicieli płci brzydkiej
roztaczała wszystkie swoje kobiece uroki. Była dziew-
czyną niewielkiego wzrostu, o lekko zaokrąglonych,
proporcjonalnych kształtach, jasnych włosach, niebies-
kich oczach. Do tego miała dołek w podbródku
i ciepły, dźwięczny głosik. Istna kieszonkowa Wenus.
Na jej widok mężczyźni natychmiast odczuwali
potrzebę zaopiekowania się nią. Jednakże Amy była
po prostu dobrą aktorką, a nie żadnym tam reliktem
epoki wiktoriańskiej. Pracowała jako sprzedawczyni
w jednym z londyńskich domów mody. Miała świetny
zmysł handlowy, wiedziała, jak podchodzić do klientek,
toteż doskonale zarabiała. Ale mężczyźni widzieli
w niej tylko piękną dziewczynę i prześcigali się
nawzajem w zapraszaniu jej na najrozmaitsze imprezy.

-

Dokąd się wybieracie? - zapytał Fred Ramsgate,

przerzucając gazetę.

-

Do restauracji Westbrooka - odparła Caroline,

nakładając marmoladę na grzankę.

-

Jak to? - żachnął się Fred.

-

Do Westbrooka - powtórzyła Caroline, zdziwiona

jego tonem. - Lubię tę restaurację. A ty nie zrezyg-

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 3

nowałeś jeszcze z jej wykupienia, mimo że
lady Westbrook odrzuciła twoją ostatnią ofertę?

- Dobrze wiesz, że się nie poddaję, jeżeli mi na

czymś bardzo zależy.

Caroline wiedziała, że to prawda. Kiedy Fred

Rams-gate brał na cel kolejny dom towarowy,
poświęcał całą swoją energię zdobywaniu środków na
wykupienie go i targowaniu się ząb za ząb. Uwielbiał
takie transakcje. Utrzymywały go w dobrej formie i
podniecały. Był wtedy szczęśliwy, a Caroline cieszyło
wszystko, co uszczęśliwiało jej ojca. W głębi duszy
zastanawiała się nieraz nad tym, po co mu był jeszcze
jeden wielki magazyn, skoro był już właścicielem tylu
innych. No, ale ona nigdy nie zaznała biedy. A on
zaznał. Dziadek był kiepsko płatnym subiektem i
dopiero kiedy ojciec miał kilkanaście lat, fortuna
uśmiechnęła

się

do

rodziny

Ramsgate'ów.

Wspomnienie ubogiego dzieciństwa nie opuszczało
Freda i było niewątpliwie motorem jego gorączkowej
działalności.

Caroline spojrzała na ojca i zobaczyła na jego

twarzy jakże znajomy wyraz rozmarzenia połączonego
z determinacją.

- Przecież wiesz, Caro, że Westbrook ma dla mnie

szczególne znaczenie. Jesteś za młoda na to, żeby
wiedzieć, czym był za mojej młodości. Stanowił
symbol
luksusu, elegancji, stylu, jak filmy z Fredem Astaire'em
i Ginger Rogers. śycie było raczej szare, ale kiedy
przekraczało się progi Westbrooka, było się od razu
w innym świecie. W latach dwudziestych i trzydziestych
zaopatrywała się tam cała złota młodzież.
Kiedy
pierwszy raz w życiu przyjechałem do Londynu od
razu tam poszedłem. Było tuż przed Bożym Narodze
niem. Cały budynek błyszczał niczym gigantyczna
choinka. Poczułem się jak w raju. Wtedy nie śniło mi
się nawet, że mógłbym zostać jego właścicielem. To
tak jak gdyby marzyć o zdobyciu księżyca.

background image

14

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

-

A czy dzisiaj nie jest tak samo? -

zapytała
Caroline łagodnym głosem. - Oni go
nigdy nie
sprzedadzą. Nie mają chyba finansowych kłopotów.

-

Niestety nie - uśmiechnął się Fred.

-

Sam powiedziałeś mi niedawno, że Gilham Martell

doskonale prowadzi swoją firmę.

-

Tak jest. Od czasu gdy ją przejął, zmodernizował

wszystkie działy. Bardzo żałuję, że nie zająłem się
tym, zanim umarł stary Martełl. Wtedy można było
kupić cały ten kram za niewielką cenę. Budynek nie
był od lat remontowany. Ich akcje stały
bardzo
nisko. Ale od czasu, kiedy zjawił się młody Martell,
zyski wzrosły i akcje poszły gwałtownie w górę. No
bo cóż to za wspaniała lokalizacja! Na najlepszym
odcinku Oxford Street. Rozglądam się za czymś w tej
części Londynu od czasu, kiedy przenieśliśmy się tutaj.

-

Właśnie dlatego Amy i ja chodzimy tam tak

często na lunch. Przecież wiem, że jesteś zaintereso
wany, jak im idą interesy.

Z tego samego powodu Caroline bywała i w innych

domach towarowych. Ambicje Freda były bardzo
rozległe.

Była zastępcą kierownika działu finansów londyń-

skiego biura firmy ojca i doskonale orientowała się
w jej świetnej sytuacji finansowej.

Fred spojrzał na córkę z dumą i wdzięcznością.

-

Jesteś kochana. A ja nie zrezygnuję z

kupna
Westbrooka. Byłoby to szczytowe osiągnięcie mojego
ż

ycia. Ukoronowanie wszystkich moich

wysiłków.
Westbrook to dla mnie symbol sukcesu.

-

Czy nam rzeczywiście potrzebny jest jakiś sym

bol? Mamy słynny znak firmowy i znane nazwisko.
Poza tym jeżeli lady Westbrook nie chce sprzeda
wać swoich akcji, a ma pięćdziesiąt jeden procent,
to jak wyobrażasz sobie zdobycie pakietu kontrol
nego?

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 5

- śycie płata różne figle - roześmiał się
Fred.

- Nawet takim ważniakom jak Westbrookowie.

- Byłabym wdzięczna, gdybyś mi powiedział, co

cię tak bawi.

Fred rzucił gazetę na stół i wskazał grubym palcem

na widniejącą na pierwszej stronie fotografię.

- Oto co mnie rozbawiło i bardzo wątpię, czy lady

Westbrook jest dziś do śmiechu. Wyobrażam sobie,
jak ona na to zareaguje! Podobno nienawidzi plotek
i skandali w rodzinie.

Caro obejrzała fotografię, gwizdnęła przeciągle

i zaczęła czytać umieszczony obok tekst.

- Więc tak wygląda Gil Martell - powiedziała.

- Musi mieć nie lada temperament. Nie chciałabym
go spotkać w ciemnej ulicy!

A zresztą, może tak? - zastanowiła się w duchu.

Był wprawdzie dokładnie typem mężczyzny, jakich
nienawidziła - arogancki, despotyczny pewny siebie,
ale... Przyjrzała się raz jeszcze fotografii i mimo woli
przyznała, że było w tym młodym człowieku chyba
jeszcze coś - coś atrakcyjnego w błyszczących oczach,
w wykroju ust, w zarysie szczęki...

-

Przystojny facet - odezwał się Fred.

Caro wzruszyła ramionami.
-

Jeżeli ktoś gustuje w tym typie urody - mruknęła.

-

A co, nie podoba ci się? Słyszałem, że Martell

ma duże powodzenie u kobiet. No i ciągle wpada
w tarapaty. Nie czytam wprawdzie kronik towarzy
skich, ale podobno pojawia się w nich dość regularnie.
W związku z coraz to innymi damami. Jego babkę to
na pewno szalenie denerwuje. Jest już za stary na
takie numery. Powinien się ożenić i ustatkować.

-

Czy mogę przejąć od ciebie to

powiedzenie?

- roześmiała się Caroline. Spojrzała na
zegarek
i zerwała się. - Muszę lecieć, bo spóźnię się do pracy.

Mimo że była córką prezesa firmy, traktowano ją

background image

16

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

jak każdego innego pracownika. Dokładnie o godzinie
dziewiątej musiała siedzieć za swoim biurkiem. I od
pierwszego dnia starała się być punktualna, pilnie
pracować i nie spoglądać na zegarek. Prawdę mówiąc,
pracowała więcej niż inni, zostawała w biurze po
godzinach i nie brała za to dodatkowej płacy.
Awansowała na swoje wysokie stanowisko dlatego,
ż

e sobie na to zasłużyła, a nie dlatego, że była

spadkobierczynią właściciela firmy.

Fred także spojrzał na zegarek. Nie spieszył się

dzisiaj na dziesiątą, ponieważ zamierzał odwiedzić
kilka swoich londyńskich magazynów.

-

Zobaczymy się po południu na zebraniu komisji

finansowej, prawda?

-

Tak jest, o trzeciej - odparła Caroline już od drzwi.

Czekało ją mnóstwo pracy. Dział finansów przygo-

towywał comiesięczne sprawozdanie, toteż Caroline,
od rana do chwili, kiedy zaczęła przygotowywać się
do wyjścia na lunch, nie miała czasu na myślenie

o niczym innym.

Mimo że była zastępcą kierownika działu, sama

wykonywała większość organizacyjnej i codziennej
pracy. Kontrolowała płace i koszty, planowała roczny
budżet, analizowała wydatki i podpisywała wszystkie
rachunki. Jej szef miał pięćdziesiąt dziewięć lat,
pracował ostatni rok i myślał już wyłącznie o emery-
turze i przeniesieniu się na wieś. Caro miała niebawem
zająć jego miejsce i zostać nie tylko faktyczną, ale

i nominalną kierowniczką działu.

Byli oczywiście ludzie, którzy szeptali za jej plecami,

a nawet otwarcie twierdzili, że zaszła tak wysoko
dzięki temu, że jest córką właściciela, ale Caro nie
przejmowała się tym. Wiedziała, że daje sobie radę,
ż

e ciężko pracuje i zna się na tym, co robi. Gdyby nie

była naprawdę kompetentna, Fred nigdy by jej nie
awansował. W sprawach swojej ukochanej firmy był

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

17

bezwzględny, podobnie zresztą jak Caro. Wiedziała,
ż

e w przyszłości zastąpi ojca i nie zamierzała się przed

nikim z tego tłumaczyć.

Kiedy weszła do Penthouse Restaurant na najwyż-

szym piętrze Westbrooka, Amy siedziała już przy
jednym ze stolików.

- Zawsze się spóźniasz - przywitała przyjaciółkę.

- W końcu jesteś córką szefa i możesz wychodzić
z biura, kiedy ci się podoba.

- Właśnie dlatego nie mogę.
Caro zabrała się do czytania karty.

- Czy już coś zamówiłaś? Ja poproszę na początek

melona, a potem sałatkę z fasolki i
makaronu

- zwróciła się do kelnerki.

- Sałatkę z makaronu? Makaron strasznie tuczy

- krzyknęła Amy.

- Tylko jeżeli jest zaprawiony tłustym sosem. Czy

napijemy się wina? Nie? No, trudno. Wobec tego
poproszę o wodę mineralną.

Kelnerka odeszła, a Caro zwróciła się do przyjaciółki:

-

Przykro mi, że się spóźniłam, Amy. Utknęłam

w korku. Londyn stał się ostatnio istnym piekłem.

-

ś

ycie też - westchnęła Amy.

- A cóż to się znowu stało? - uśmiechnęła się Caro.
ś

ycie Amy było pełne dramatycznych wydarzeń,

co szalenie bawiło Caro.

-

Johnny wcale nie pojechał do Paryża z ciotką,

ale ze swoją sekretarką. Twierdzi, że to była podróż
w interesach, ale jeżeli tak, to dlaczego kłamał?

-

Wszyscy mężczyźni kłamią.

-

A ja myślałam, że on jest inny - westchnęła Amy.

-

Oni są wszyscy tacy sami. Oszukują na każdym

kroku.

-

Jesteś strasznie cyniczna. Każdego

mężczyznę
podejrzewasz o najgorsze. Wiesz, co myślę? śe ty
jeszcze wciąż czujesz coś do Damiana Shawa.

background image

1 8

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

-

Chyba zwariowałaś? - Caro zarumieniła się aż

po nasadę włosów.

-

Jeżeli nie mam racji, to dlaczego tak poczer

wieniałaś?

-

Ze złości - rzuciła jej Caro ostrym

tonem
i przygryzła dolną wargę.

Kelnerka postawiła przed dziewczynami pierwsze

danie.

Caro zamyśliła się. Miała dwadzieścia jeden lat,

kiedy wdała się w romans z Damianem Shawem.
Teraz miała dwadzieścia sześć i chociaż już dawno
przebolała tę sprawę, to ilekroć ją wspominała,
zalewała ją fala złości. Damian Shaw, inteligentny
i szarmancki młody adwokat, wystawił ją po prostu
do wiatru. Rozkochał ją w sobie i tylko udawał, że
mu na niej zależy. Zależało mu jedynie i wyłącznie
na pieniądzach jej ojca. Zranił nie tylko jej dumę,
ale także serce. Od tej pory żaden mężczyzna nie
miał u niej szansy.

- Wiesz, co czuję do Damiana? - powiedziała

teraz. - Taką nienawiść, że chętnie wbiłabym mu nóż
pod żebra.

Zamiast tego wbiła widelec w kawałek melona,

spojrzała na gazetę, którą Amy czytała czekając na
nią, i ucieszyła się z możliwości zmiany tematu.

-

Czy czytałaś o bójce Gilhama Martella z hrabią

Jurby?

-

Czytałam. To ci heca! śałuję, że mnie przy tym

nie było. Ty go chyba znasz. Jaki on jest?

-

Kto?

-

Gilham Martell.

-

Na oczy go nie widziałam. Co ci przyszło do

głowy?

-

Bo ja wiem? Tak często jadamy u Westbrooka.

Chyba tylko dlatego, że twój ojciec zamierza go
wykupić. Byłam pewna, że znasz pana dyrektora.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

F 9

-

Szsz... - uciszyła ją Caro. - Zamknij się. Nic

rozmawiamy o biznesie, zapomniałaś? Tłumaczyłam
ci przecież, że nie wolno mówić o takich sprawach do
czasu, kiedy jest się gotowym...

-

Do skoku... - zachichotała Amy.

-

Ja bym tego tak nie nazywała - odparła Caroline

ostrym tonem. - Powiedziałabym raczej: do czasu,
kiedy ma się gotową ofertę.

Przez salę przeszła elegancka kobieta w kurtce

z norek i takiej samej czapce.

-

Spójrz, Caro, to jeden z naszych modeli. Idealnie

dobrane skórki. Zobacz, jak pięknie rozchodzą się na
dole. Cudowne, prawda?

-

Nie znoszę prawdziwych futer.

-

Przecież norki to nie jest zagrożony gatunek

- zaprotestowała Amy.

-

To jeszcze nie powód, żeby je zabijać.

Wdały się w sprzeczkę, którą prowadziły już wiele

razy bez rezultatu.

Kelnerka zabrała talerze po zakąsce i postawiła

przed nimi główne danie.

-

No dobrze, a co powiesz o owcach? - zapytała

Amy tryumfalnym tonem. - Czy masz coś przeciwko
mojemu wełnianemu kostiumowi?

-

Owce strzyże się, a nie zabija. Są z tego

na
pewno zadowolone, szczególnie w czasie
letnich
upałów. A propos, bardzo ci ładnie w tym kostiumiku.

-

Kupiłam go bardzo tanio. I jeszcze

czarną
sukienkę popołudniową.

Caro słuchała bez większego zainteresowania roz-

ważań Amy o modzie. Ten temat nie pasjonował jej
tak jak przyjaciółkę. Dotyczyło to również narzekań
na mężczyzn, którzy z reguły łamali serce biednej
Amy. Na szczęście goiło się szybko i wkrótce pojawiał
się nowy amant i nowe rozczarowanie. Caro nie była
ani tak wytrzymała, ani tak odporna.
Przeżyła

background image

20

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

dotychczas tylko jeden zawód miłosny i to jej na razie
zupełnie wystarczało. śegnając się z przyjaciółką
winszowała sobie w duchu umiejętności wyciągania
wniosków z porażek. Po Damianie nie zamierzała tak
łatwo ulec męskim urokom.

- Do zobaczenia za tydzień w Portland Club House

- krzyknęła na odchodnym Amy. - To będzie moja
kolejka. No, ale muszę lecieć. Dziękuję ci za lunch.

Caro zjechała ruchomymi schodami. Zatrzymywała

się na kolejnych piętrach i przyglądała uważnie nowym
towarom, sposobom ich prezentacji, nowym pomysłom
reklamowymi. Jej bystre oczy rejestrowały te towary,
które sprzedawały się lepiej od innych, i te, które
zalegały na półkach. W dziale biżuterii wpadł na nią
jakiś młody człowiek, i to z takim impetem, że
zatoczyła się, o mały włos nie upadła i zatrzymała się
dopiero przy kontuarze z bransoletkami. Kiedy
otrząsnęła się i obróciła, by powiedzieć mu kilka słów
do słuchu, młody brutal właśnie znikał w windzie.

Caro zorientowała się nagle, że jest późno, i pobiegła

ku wyjściu. Drogę zastąpił jej solidnie zbudowany
mężczyzna w średnim wieku, dotknął jej ramienia
i spojrzał na nią bezczelnym wzrokiem.

- Przepraszam, ale spieszę się - żachnęła się. Była

przekonana, że to sprzedawca, który pragnie zwrócić
jej uwagę na jakiś przedmiot.

Przyspieszyła kroku.

-

Nic z tego - mruknął mężczyzna i zacisnął dłoń

na jej ramieniu.

-

Proszę mnie puścić!

-

Jestem detektywem sklepowym.

Obserwujemy
panią! Trzymamy panią od co najmniej dwudziestu
minut na monitorze. Kręci się pani po całym sklepie
z wyraźnym zamiarem kradzieży. Każdy pani ruch
jest zarejestrowany na taśmie. Pani i pani wspólnika.
Pani myśli, że udało mu się wyjść na ulicę, ale nie.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

2 1

Nie daliśmy mu szansy przekazania towaru komuś
z waszego gangu, bo nasza kamera szła za nim przez
cały czas.

-

To pomyłka! - zaprotestowała Caroline. - Pan

mnie bierze za kogoś innego!

-

Proszę za mną!

-

Niech mnie pan puści, to boli!

-

Mowy nie ma!

Dokoła zebrała się gromadka ciekawskich. Caro

zarumieniła się ze złości. Musiała wyglądać na winną.

- Nie życzy pani sobie chyba publicznego widowiska

- szepnął jej do ucha detektyw. I rzeczywiście była to
ostatnia rzecz, jakiej sobie Caro życzyła, toteż chcąc
nie chcąc pozwoliła mu zaprowadzić się do windy.

Detektyw jedną ręką nacisnął guzik, a drugą wciąż

przyciskał ramię Caro.

-

To, że jest pan detektywem, nie daje panu prawa

do brutalnego traktowania klientów. Kiedy zobaczę
pańskiego szefa, poskarżę mu się.

-

Gdybym nie był stanowczy, czy poszłaby pani ze

mną? - zapytał chłodno.

-

Oczywiście - odparła - gdyby pan mnie uprzejmie

o to poprosił.

- Już to widzę - zaśmiał się sarkastycznie.
Drzwi windy rozsunęły się. Detektyw zaprowadził

Caro szerokim korytarzem do dużego, elegancko
umeblowanego biura. Gdy mahoniowe drzwi zamknęły
się za nimi, siedząca za biurkiem sekretarka spojrzała
na Caro pogardliwym wzrokiem.

-

Nich pan wchodzi bez zapowiedzi - powiedziała

do detektywa. - Mężczyzna został już zatrzymany.
Harry nie miał z nim żadnych kłopotów. Ale naszyjnika
przy nim nie znaleziono. Ona musi go mieć. Zaraz
zadzwonię po Stellę, żeby ją zrewidowała. Musieli
pracować we dwójkę, bo nikogo innego nie zauważono.

-

Widziałem, jak wpadł na nią. To stary trik.

background image

22

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

Myślałem, że to ona jemu przekazała towar, ale to
było na odwrót. Zresztą nieważne. Złapaliśmy oboje-

- Już panu mówiłam, że pomylił się pan co do

osoby - powiedziała Caro stanowczo.

Detektyw uśmiechnął się porozumiewawczo

do sekretarki.

-

Myśmy to chyba już kiedyś słyszeli - roześmiał się.

-

Tysiąc razy - odparła z uśmieszkiem.

-

Tędy - odezwał się detektyw do Caro, wskazując

jej drzwi. - Przepraszam. Łaskawa pani
będzie
uprzejma tędy - poprawił się, patrząc na nią z ironią.

Zapukał do drzwi.

- Proszę wejść! - odezwał się z głębi

pokoju
dźwięczny męski głos.

Caro zauważyła nazwisko na drzwiach i zadrżała.

o nie! - pomyślała - tylko nie on! Cofnęła się jak
spłoszona klacz, która znalazła się nagle nad brzegiem
przepaści. Detektyw chwycił ją mocno za ramię i pchnął
w głąb pokoju. Straciła równowagę, potknęła
się

i wylądowała twarzą w puszystym dywanie.

-

Po co ta brutalność, Holt? I to wobec kobiety!

-

Potknęła się, sir! - odparł detektyw pospiesznie.

Caro uniosła głowę i spojrzała w górę. Grzywka

opadła jej na twarz. Na wysokości jej oczu znajdowała
się para dobrze wypolerowanych czarnych półbucików,
zgrabne długie nogi w wąskich, doskonale skrojonych
spodniach, wyżej świetnie uszyta marynarka, biała
koszula, ciemnoszary jedwabny krawat i chmurna
twarz. Bardzo chmurna twarz. Twarz, którą natych-
miast rozpoznała. Zaledwie przed kilkoma godzinami
powiedziała, że nie chciałaby spotkać jej właściciela
w ciemnej ulicy. No cóż, nie było tu ciemno, ale nadal
nie miała ochoty na spotkanie z Gilhamem Martellem.
Patrzył na nią z pogardą. Była szczęśliwa, że nie
może odczytać jego myśli. Miał oczy pokerzysty

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

23

i usta mordercy. Gilham Martell był naprawdę
paskudnym typem, prawie równie paskudnym jak
jego detektyw.

- Proszę wstać! - rzucił jej rozkazującym tonem.
Uniosła się i pozostała przez chwilę na czworakach,

może dlatego, że z nienawiści aż ją zamurowało.

- Pożałujecie tego! - powiedziała drżącym z wściek

łości głosem.

Martell pochylił się nagle, chwycił ją swą wąską

arystokratyczną dłonią za ramię, szarpnął i postawił
na nogi, zupełnie jak gdyby była szmacianą lalką.

- Niech mnie pan nie dotyka! - krzyknęła Caro

i odepchnęła go ze wszystkich sił. - Ten człowiek
zachował się jak brutal, wlókł mnie przez cały sklep,
wepchnął mnie siłą do tego pokoju...

Zabrakło jej tchu, zamilkła.

-

Co to wszystko ma znaczyć, Holt? - zapytał

Martell detektywa.

-

Ona przesadza, sir. Robiłem tylko to, co do

mnie należy. Poprosiłem, żeby ze mną poszła, a kiedy
opierała się, chwyciłem ją po prostu za ramię. Ani
przez chwilę nie używałem siły. Ta kobieta kłamie!

-

Pan nie miał prawa zmuszać mnie do czegokol

wiek. Pan popełnił błąd. Nie jestem złodziejką i mogę
tego dowieść.

-

Bardzo proszę. - Gilham Martell przyglądał jej

się uważnie.

-

Nazywam się Caroline Ramsgate - powiedziała

Caro.

Martell nie zareagował, nie poruszył się, po prostu

czekał, żeby mówiła dalej.

- Jestem córką Freda Ramsgate'a - dodała po

chwili.

I wtedy wyraz twarzy Gilhama Martella zmienił się

radykalnie. Jego ciemne oczy zwęziły się, usta zacisnęły,
zmarszczył brwi i zaczerwienił się gwałtownie.

background image

24

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

-

Więc jest pani córką Freda Ramsgate'a - po

wtórzył po chwili beznamiętnym głosem.

-

Tak, jestem jego córką. I on pana tak załatwi, że

odechce się panu wszystkiego.

-

Może pan iść - powiedział Gilham do detektywa

po dłuższym milczeniu. - Ja się panią zajmę.

Detektyw opuścił pokój niemalże na palcach. Gil

podsunął Caro fotel i sam usiadł naprzeciwko niej, na
brzegu biurka.

- Proszę przedstawić mi jakiś dowód tożsamości

- zażądał stanowczym głosem.

Caro otworzyła torebkę i podała mu prawo jazdy,

portfel, kilka zdjęć swoich i ojca, zrobionych w czasie
niedawnego pobytu w Rzymie. Gilham Martell rzucił
na to wszystko okiem, zmarszczył brwi i westchnął.

- Gdy zobaczyłem panią w drzwiach - powiedział

jak gdyby sam do siebie - wiedziałem, że będą kłopoty.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Nie był to dobry dzień dla Gilhama Martella.

Najpierw poranna wizyta babki, jej złość i wymówki,
nie mówiąc już o pogróżkach, które, choć nie
potraktował ich poważnie, wprowadziły go w stan
napięcia i irytacji. Doskonale rozumiał, dlaczego
chciała, żeby się ożenił i założył rodzinę. Czasami
sam miał na to ochotę, ale nigdy jeszcze nie spotkał
kobiety, bez której nie wyobrażałby sobie życia, a nie
zamierzał się ustatkować za mniejszą cenę. Gdy
powiedział to babce, rozzłościła się jeszcze bardziej
i krzyknęła, że jeżeli do końca roku nie ożeni się, to
ona sprzeda Westbrooka i zapisze cały swój majątek
na cele dobroczynne.

- Zrób to! - wrzasnął z furią.

Nienawidził szantażu. Ona zaś obróciła się na

pięcie i wymaszerowała z pokoju pozostawiając go
w stanie skrajnej irytacji.

Właśnie dlatego nie miał dziś cierpliwości do złodziei.

Co roku dom towarowy tracił tysiące funtów z powodu
kradzieży, dlatego też właściciel wydawał fortunę na
detektywów, elektroniczne urządzenia rejestrujące
i instalacje alarmowe. Gil nienawidził sklepowych
złodziei, oczywiście, nie ludzi chorych na kleptomanię,
ale przestępców, którzy zawodowo zajmowali się
grabieżą.

Problem ten narastał z roku na rok i stawał się

istnym koszmarem. Należało się zdecydowanie z tym
uporać.

Kiedy siedząca teraz przed nim dziewczyna upadła

background image

26

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

na dywan, przyglądał się jej z autentyczną złością.
Stwierdził, że nie grzeszy urodą. Miała proste, ciemne
włosy, nieokreślone raczej rysy twarzy, z wyjątkiem
oczu, które patrzyły na niego poprzez kosmyki grzywki.
Były bystre, gniewne, niebieskoszare i bardzo in-
teligentne. Zaskoczyła go trochę ich niezwykłość, ale
teraz o nich zapomniał. Nie warto się nią przejmować,
pomyślał sobie, szkoda na to czasu. Ta dziewczyna to
złodziejka!

I zaraz potem... rewelacja!... Zupełnie nie wiedział,

jak zareagować na to, co się stało. Jego detektyw
sklepowy zatrzymał córkę Freda Ramsgate'a i oskarżył
ją o kradzież!

-

Już ja się panią zajmę - powiedział Holtowi

przed chwilą. Detektyw wyszedł, wyraźnie skonfun
dowany. Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy
z tego, co narobił. Szkoda, że nie czyta kolumny
finansowej w swojej gazecie, pomyślał Gil i mocniej
zacisnął zęby.

-

To jest chyba najgorszy dzień mojego życia

- powiedział po chwili.

- I jeszcze się nie skończył - zatryumfowała Caro.

- Czy mogę skorzystać z pańskiego telefonu? Muszę
zadzwonić do ojca.

Wciąż trzymała w ręce swoje fotografie i dokumenty.

Położyła je teraz na blacie biurka, podniosła słuchawkę,
lecz jeszcze zanim zaczęła nakręcać numer, Gil pochylił
się i wbił wzrok w jedną z fotografii. Zrobiona była
poprzedniego roku na Florydzie, ukazywała Caro
w skąpym bikini, które bardziej odkrywało niż
zakrywało jej kształty. Caro doskonale wiedziała, że
nie musi się wstydzić swojej figury, lecz mimo to
zarumieniła się aż po nasadę włosów. Może dlatego,
ż

e Gil Martell oderwał wzrok od zdjęcia i lustrował ją

od stóp do głów.

- Suknia nie zawsze zdobi człowieka - mruknął.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

27

Udała, że go nie słyszy, zebrała wszystkie papiery

i szybko wsunęła je do torebki. Poczuła, jak krew
napływa jej do głowy. Co za człowiek! I ten jego
ironiczny uśmieszek! I te oczy pokerzysty!

-

Czy mogę zadzwonić? - zapytała niecierpliwie.

-

Owszem, ale chciałbym, żeby mi pani przedtem

coś wytłumaczyła. Dlaczego kręciła się pani po całym
magazynie tak, że to zwróciło uwagę
personelu?
Trzymali panią na monitorze przez dłuższy czas.
Zachowywała się pani podejrzanie. Nie wymyślili
sobie tego. Zwiedziła pani wszystkie piętra, obser
wowała sprzedawców, klientów. Musiała pani mieć
w tym jakiś cel.

-

Oceniałam sytuację - powiedziała Caro chłodno.

-

Co pani oceniała?

-

Sytuację waszego sklepu.

-

Co to ma znaczyć?

-

Chciałam się zorientować w waszych mocnych

i słabych stronach, ocenić sprawność załogi, przepływ
klientów, stosunek kupujących do zwykłych gapiów,
zorientować się w sposobie prezentacji towarów.

-

Jednym słowem, szpiegowała nas pani! - powie

dział z niesmakiem.

Caro zarumieniła się jeszcze bardziej.

-

Nie ma w tym nic złego. Każdy klient ma do

tego prawo. O każdej porze dnia.

-

Pod warunkiem, że nie zamierza wykupić naszych

akcji.

-

Intencje nie mają tu żadnego znaczenia. Chodzi

wyłącznie o to, czy złamałam prawo, a tego nie
zrobiłam.

-

A więc tylko o to chodzi. śeby nie łamać prawa

i nie dać się złapać. Reszta nieważna.

-

Nic podobnego! Tego nie powiedziałam. Mój

ojciec złożył wam ofertę i...

-

Która została odrzucona!

background image

28

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

- Może tylko na razie. Czasy się zmieniają, ludzie

zmieniają zdanie.

- Nie my - odparł krótko.
Udała, że nie słyszy.

-

Tymczasem zaś - ciągnęła dalej - chcemy być

zorientowani w sytuacji. Gdyby wasz magazyn na
gle znalazł się na rynku, nie trzeba by było badać
jego stanu i zastanawiać się, ile jest wart.
Na
papierze wygląda to zupełnie inaczej niż w rzeczywi
stości.

-

Tak więc nasłał panią na nas ojciec i kazał jej

węszyć po wszystkich kątach.

Jak przyjemnie byłoby dać mu w twarz. Caro

dygotała wewnętrznie z hamowanej złości. Nie chciała
ujawniać swojego oburzenia, by nie dać mu satysfakcji.

Nie była pewna, dlaczego tak bardzo chciała ukryć

swoje prawdziwe odczucia przed tym człowiekiem.
Nigdy jej się to jeszcze nie zdarzyło.

-

Panie Martell - powiedziała ze sztucznym spo

kojem - byłam w waszej restauracji z przyjaciółką.
Zjadłyśmy lunch, a potem przeszłam się po kilku
piętrach, żeby się zorientować, jak wam idą interesy.
Nie rozumiem, dlaczego pan to potępia i na pewno
pana za to nie przeproszę.

-

W takim razie nie zdziwi się pani zapewne, że i ja

nie przeproszę pani za to, że została pani uznana
przez jednego z naszych ludzi za złodziejkę.

-

Nie jestem tak naiwna, żeby spodziewać się po

panu chociażby zwykłej uprzejmości!

Po tej gwałtownej wymianie zdań oboje zamilkli.

Zaległa dziwna cisza.

Po chwili Caro spojrzała na swój zegarek.

- Pójdę już. Nie będę telefonowała. O

trzeciej
mam bardzo ważną naradę. Tam zobaczę
ojca
i opowiem mu o wszystkim. Jeden z naszych ad
wokatów zgłosi się do pana.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

T!W

Gdy obracała się ku wyjściu, Martell położył jej

rękę na ramieniu. Caro aż podskoczyła.

- Ręce przy sobie! - syknęła. - Starczy tego chyba

jak na jedno popołudnie.

Ręka Gila opadła.

-

Kiedy mi pani oznajmiła, że jest córką Freda

Ramsgate'a, przez chwilę nie mogłem w to uwierzyć.
Nie przypuszczałem, że ten człowiek potrafi zdobyć
się na coś tak ludzkiego jak ojcostwo. Ale teraz
widzę, że niedaleko padło jabłko od jabłoni. Bardzo
niedaleko!

-

Ogromnie mnie to cieszy - skwitowała krótko

ten komentarz.

Gil nie dał sobie przerwać.

- Pani ojciec nie ma pojęcia o tym, co to jest

etyka, podobnie zresztą jak pani - ciągnął dalej
patrząc na nią spode łba swoimi
przepastnymi
ciemnymi oczami. - On sam niczego nie zbudował.
Wszystko, co ma, wyrwał innym ludziom. Ludziom,
którzy przez całe życie ciężko pracowali, żeby stworzyć
swoje przedsiębiorstwa; po czym ni stąd, ni zowąd
zjawiał się, kładł na nie łapę i odbierał im wszystko.
Zawsze stosował prawo dżungli. Wspinał się w górę
po trupach. A pani jest jego nieodrodną córką.

Zalała ją fala oburzenia i goryczy.

- Cieszę się z tego - powiedziała zachrypłym głosem.

- Chcę być dokładnie taka jak on i to pod każdym
względem. Więc niech pan tak na mnie nie patrzy.
Kocham ojca i jestem z niego dumna. To wspaniały
człowiek.

Ruszyła ku drzwiom. Miała cichą nadzieję, że

zatrzyma ją siłą, bo wtedy mogłaby go uderzyć w twarz
i mieć przynajmniej tę małą satysfakcję, ale on wciąż
siedział na brzegu biurka, machał swoimi długimi
muskularnymi nogami i nie spuszczał z niej wzroku.

Zatrzasnęła za sobą drzwi.

background image

30

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

Wsiadła do taksówki, pojechała prosto do centrali

Rams Stores Ltd i weszła do gabinetu ojca. Chciała
z nim porozmawiać, zanim pójdzie na zebranie komisji
finansowej. Wiedziała, że rozzłości się, gdy mu opowie,
co jej się przydarzyło, a bardzo nie lubiła jego złych
humorów. No, ale trudno, nie mogła tego przed nim
ukryć. Przede wszystkim prasa! Dziennikarze na pewno
dowiedzą się o tym incydencie, co było jednym
z najważniejszych powodów, dla których należało
pociągnąć Gilhama Martella do odpowiedzialności.
Jeżeli nie zaskarży się go do sądu, ludzie pomyślą, że
Caro dopuściła się próby kradzieży.

Ojciec siedział za biurkiem i przeglądał jakieś

papiery. Przygotowywał się, widać, do zebrania komisji.

- Halo, złotko, miło było na lunchu z Amy? - zwrócił

się do niej, nie spuszczając oczu z dokumentów.

Po chwili spojrzał na córkę i zaniepokoił się.

- Co się stało, kochanie? - zapytał i wstał, gwał

townie odsuwając fotel.

Nie zamierzała się rozpłakać, ale kiedy ojciec objął

ją czułym ramieniem, łzy same polały się jej z oczu.

- Co ci jest, dziecinko, mówże szybko!

Wytarła oczy, nabrała powietrza w płuca i opowie-

działa mu wszystko. Zdumiony, chwycił ją mocno za
ramiona, odsunął od siebie i spojrzał jej w twarz
z niedowierzaniem.

-

Oskarżono cię o kradzież?

-

Tak jest - odparła i poczuła, że nogi się pod nią

uginają. - I to na samym środku sklepu, w obecności
mnóstwa klientów. Detektyw, który mnie zatrzymał,
w ogóle nie chciał mnie wysłuchać. Zmusił mnie do
pójścia do gabinetu Martella, pchnął mnie...

- Jak to pchnął? - wrzasnął Fred Ramsgate.
Krew napłynęła mu do głowy, zrobił się fioletowy

na twarzy.

- Pchnął mnie, potknęłam się i upadłam... na twarz.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

31

- Na twarz? - powtórzył z niedowierzaniem Fred.
Robił wrażenie człowieka, którego chwycił atak

astmy.

-

To było straszne. Poczułam się tak upokorzona

- rozpłakała się ponownie Caro.

-

Zabiję go - mruknął Fred. - Urządzę go tak, że

mu się żyć odechce.

-

Szarpnął mnie, żebym stanęła na nogi, potrząsał

mną...

-

Kto? Detektyw?

-

Nie! Gil Martell!

-

Martell? Zabiję go, zabiję obydwóch!

-

I przesłuchiwał mnie jak zwykłą złodziejkę.

-

Już ja go przesłucham!

-

Próbował mnie zastraszyć.

-

Już ja go zastraszę!

Caro zaczęła się powoli uspokajać. Opowiedziała

wszystko i zrobiło jej się lżej na duszy. Na ojca mogła
zawsze liczyć, przez całe życie otaczał ją najczulszą
opieką i bardzo go za to kochała. Mimo to często
obawiała się, że w czasie jednego ze swoich napadów
złości Fred dostanie ataku serca.

-

Co jeszcze? - Fred przyglądał jej się przenikliwym

wzrokiem. - Mów, Caro, chcę wszystko wiedzieć!

-

Więcej nic. I nie chcę, żebyś tracił czas na tego

Martella. Niech zajmie się nim twój adwokat.

Na biurku zadzwonił wewnętrzny telefon. Fred

nacisnął guzik.

-

Jestem zajęty - mruknął.

-

Lady Westbrook na linii, sir - odezwał

się
uprzejmy głos sekretarki.

-

Lady Westbrook? - Fred spojrzał porozumiewaw

czo na córkę. - Pewnie już usłyszała o tym, co się
stało, i chce nas przeprosić. Mogę się założyć. Ładne
z nich towarzystwo. Ubliżają mojej córce, poniewierają
nią i myślą, że uda im się nakłonić mnie do polubow-

background image

32

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

nego załatwienia sprawy. Martell nawet nie pofatygo-
wał się, żeby samemu zadzwonić, posłużył się babką.
Nie powinienem z nią rozmawiać!

-

Nienawidzę Gila Martella - rozzłościła się Caro-

line, ale gdy zobaczyła wyraz zaskoczenia na twarzy
ojca, opamiętała się. Nie chciała, żeby zaczął
się
zastanawiać, dlaczego tak silnie reaguje na
tego
człowieka.

-

Powinieneś porozmawiać z lady

Westbrook
- powiedziała pospiesznie. - Ciekawa jestem, co ona
ma do powiedzenia. A ty nie?

-

Może i tak. Zresztą z przyjemnością wysłucham

przeprosin starej wiedźmy.

Kazał sekretarce, żeby go połączyła.

-

Dzień dobry, panie Ramsgate - ze słuchawki

rozległ się raźny, ale raczej niemłody głos.

-

Dzień dobry.

Przez chwnę panowała cisza. Caro z ciekawością

czekała na to, co powie starsza pani.

-

Chciałabym pana zaprosić na kolację - padła

niespodziana propozycja.

-

Na kolację? - zdumiał się Fred. - Pani zaprasza

nas do siebie na kolację?

-

Nas? - zdziwiła się lady Westbrook. - Ależ

oczywiście - dodała prawie natychmiast. -
Pana
i pańską żonę.

-

Moja żona nie żyje od lat - odparł Fred Ramsgate

sucho. - Mam na myśli moją córkę, Caroline.

-

Ach tak? - zdziwiła się starsza pani.

-

Oczywiście. Ona jest nie tylko moją córką, ale

moją prawą ręką. Przejmie po mnie całe przedsiębior
stwo. Jesteśmy sobie bardzo bliscy, zarówno jako
rodzina, jak i partnerzy.

-

Rozumiem - mruknęła lady Westbrook. - Oczy

wiście!

Caro miała nadzieję, że stara pani rzeczywiście

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

33

rozumie całą ohydę postępowania wnuka. Obrażając
i poniżając córkę Freda Ramsgate'a, ubliżył również
jej ojcu.

- W takim razie z przyjemnością oczekuję wizyty

obojga państwa.

Caro zastanawiała się, jak wygląda ta stara kobieta.

Ton jej głosu przypominał głos i sposób mówienia
wnuka.

-

Im szybciej się zobaczymy, tym lepiej. Kiedy

macie państwo czas? Czy ma pan przy sobie kalen
darzyk? A może jesteście wolni dzisiaj? - zapytała
lady Westbrook.

-

Dzisiaj? - Fred zerknął na leżący na biurku

diariusz, po czym spojrzał pytającym wzrokiem na
córkę. Skinęła głową na znak zgody.

-

Owszem, jesteśmy wolni - powiedział do słucha

wki.

-

Więc przyjdźcie państwo na siódmą trzydzieści,

dobrze?

-

Dobrze. Przyjdziemy.

-

Czy wie pan, gdzie jest dzielnica Regents Park?

-

Mieszkam tam, więc chyba tak.

-

Naprawdę? Nie miałam pojęcia, że

jesteśmy
sąsiadami. Mój adres: Marlborough Road jeden.

-

Nasz dom jest tuż za rogiem.

Fred podał jej dokładny adres i stara pani roześmiała

się.

- Znam ten dom. Macie państwo wspaniałą mag

nolię na środku trawnika. Ilekroć tamtędy przejeżdżam,
zachwycam się nią.

Fred uśmiechnął się mimo woli. Magnolia była

jego dumą.

- Tak więc do siódmej trzydzieści.

Lady Westbrook odwiesiła słuchawkę. Po chwili

Fred zrobił to samo.

- Nie mogę uwierzyć, że stara zaprosiła nas na

background image

34

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

kolację - powiedział niedowierzająco potrząsając
głową. - Kiedy złożyłem jej ofertę, nie raczyła nawet
ze mną rozmawiać. Wszystko odbywało się za po-
ś

rednictwem adwokatów. Nie przyjmowała moich

telefonów, nie reagowała na listy. Musi być wielką
snobką. Miałem wrażenie, że pogardza mną dlatego,
ż

e sam zdobyłem wszystko, co mam. Uważa mnie za

nowobogackiego prostaka. Ona oczywiście nigdy nie
pracowała w sklepie, nigdy nie parała się biznesem.
Jest wielką damą i nie ma pojęcia o tym, jak powstała
jej fortuna. Pozostawiła prowadzenie przedsiębiorstwa
mężczyznom: mężowi, synowi, a teraz wnukowi. Nie
znam go, prawdę mówiąc, nie znam osobiście nawet
jej adwokatów. Po prostu odrzucili listownie moją
ofertę i odmawiali wszelkich rozmów. Na pewno
bawi ich to, że odważyłem się przedstawić taką
propozycję. A teraz lady Westbrook we własnej osobie
zaprasza mnie do domu na kolację. Aż mi trudno
w to uwierzyć.

- Musieli się bardzo przestraszyć - zauważyła Caro.

- Boją się konsekwencji, jakie mogą wyniknąć z tej
brutalnej napaści na mnie,

Nie mogła się oprzeć uczuciu satysfakcji. Za-

stanawiała się, czy Martell będzie wieczorem u babki.
Może staruszka zmusi go do przeproszenia jej. To by
go na pewno dotknęło do żywego! Nie znała go, ale
była przekonana, że jest człowiekiem hardym i bardzo
zarozumiałym. Jakąż przyjemność sprawiłby jej widok
jego upokorzenia. Niech zejdzie z tego swojego Olimpu,
klęknie przed nią i błaga o wybaczenie! To jedyne, co
mogłoby skłonić ją do puszczenia w niepamięć tego
upokarzającego incydentu. Wzdrygnęła się na wspo-
mnienie o tym, jak leżała u stóp Martella niczym
niewolnica przed nowym właścicielem.

- Szkoda, że nie zdążę już kupić nowej
sukni

- powiedziała.

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

35

Fred Ramsgate roześmiał się.

- Masz całe szafy pełne pięknych strojów, dziew

czyno.

Wstał i spojrzał na zegarek.

- Czas na nas. Dochodzi trzecia. Gdzie, do licha,

są te sprawozdania?

Przez resztę popołudnia Caro z trudem koncent-

rowała się na pracy. Ojciec rzucał jej od czasu do
czasu zdziwione spojrzenie, uczestnicy narady także
obserwowali ją z zaciekawieniem. Nie, stanowczo nie
była dzisiaj sobą.

O szóstej udało jej się wreszcie wrócić do domu.

Poszła prosto do swojego pokoju. Miała zaledwie
godzinę, by przygotować się do wizyty u lady
Westbrook.

Fred był człowiekiem szalenie punktualnym, toteż

dokładnie o siódmej trzydzieści znaleźli się przed
drzwiami pięknej rezydencji Westbrooków.

-

Samotna starsza kobieta w tak wielkim domu

- mruknął Fred.

-

Może mieszka z wnukiem?

Caro drżała lekko ze zdenerwowania, brakowało

jej tchu. Nie była pewna, czy uda jej się prowadzić
spokojną konwersację z Gilem Martellem. Po wszyst-
kim, co między nimi dzisiaj zaszło!

Drzwi frontowe otworzyły się. Stanęła w nich

przysadzista kobieta niskiego wzrostu w skromnej
szarej sukni. Przywitała ich uprzejmie, zabrała im
nakrycia i zaprowadziła do salonu, gdzie czekała już
lady Westbrook. Na ich widok podniosła się z dużego
secesyjnego fotela o wysokim, sztywnym oparciu.

Starsza pani wydała się Caro dziwnie znajoma. Te

przepastne, ciemne oczy, długi nos, proste plecy,
wszystko to przypomniało jej Gila Martella. Byli do
siebie szalenie podobni, przynajmniej na pierwszy
rzut oka.

background image

36

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Jednakże po chwili Caro stwierdziła pewne różnice.

Lady Westbrook była za młodu zapewne ciemną
brunetką, teraz miała włosy białe jak śnieg i delikatne
jak jedwab, twarz szczupłą i pomarszczoną. Była
chuda i koścista, ale gdy wstała i zrobiła kilka kroków
naprzód, by uścisnąć dłoń Freda, uśmiech rozjaśnił
jej surowe rysy, emanowało z niej ciepło i niezwykły
urok. Fred zareagował natychmiast. Wdzięk kobiet
od lat dwóch do stu zawsze go zniewalał!

- To jest moja córka, Caroline - Fred przedstawił

z dumą swoje ukochane dziecko.

Kobiety podały sobie ręce i spojrzały na siebie

z zainteresowaniem.

- Słyszałam, że pracuje pani u ojca. Czy daje to

pani satysfakcję? - zapytała lady Westbrook z niedo
wierzaniem.

Caro roześmiała się krótko.

-

Wielką satysfakcję. Jestem wysoko wykwalifiko

wanym pracownikiem dziani rozliczeń, znam się dobrze
na rachunkowości. Po skończeniu szkoły poszłam na
kurs specjalistyczny.

-

Jakże egzystencja kobiet zmieniła się od czasów

mojej młodości - zauważyła lady Westbrook i Caro
zaczęła się zastanawiać, czy to znaczy, że ta kobieta
zazdrości jej, czy też nie aprobuje jej sposobu życia.

-

Proszę usiąść obok mnie, moja droga. Mam już

nie najlepszy wzrok i bardzo lubię wiedzieć,
jak
wyglądają moi goście. Ale do rzeczy. Czego się państwo
napijecie? Sherry? Wytrawne czy słodkie?

Gospodyni napełniła im kieliszki i znikła za drzwia-

mi. Lady Westbrook piła małymi, delikatnymi łyczkami
i po chwili skierowała swoje apodyktyczne spojrzenie
na Freda Ramsgate'a.

- Nie chciałabym psuć bardzo dobrego obiadu

rozmową o interesach. Spróbujmy załatwić naszą
sprawę, zanim siądziemy do stołu.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

37

Caro zacisnęła usta i wymieniła z ojcem spojrzenia.

- Jak pani sobie życzy - odparł Fred beznamiętnym

tonem.

Lady Westbrook przyglądała mu się przez chwilę

z absolutnie obojętną miną.

-

Zakładam, że pan jest nadal zainteresowany tą

transakcją.

-

Nadal zainteresowany - powtórzył Fred, a ona

skinęła głową.

-

Chce pan wykupić kontrolny pakiet akcji West-

brooka?

Caro wyprostowała się raptownie. Dużo nie brako-

wało, by rozlała sherry na sukienkę. Fred także
poruszył się niespokojnie. Tego się nie spodziewał
w najśmielszych snach. Mimo to nakazał sobie
zachowanie idealnego spokoju.

-

Tak, tak, oczywiście - odparł. - Moja propozycja

jest wciąż aktualna.

-

Doskonale. Jutro powiem moim ludziom, żeby

się z panem porozumieli - powiedziała Lady West
brook.

W tym samym momencie drzwi otworzyły się

gwałtownie i stanął w nich Gil Martell. Na jego
twarzy malowało się skrajne zdumienie.

Nerwy Caro zareagowały tak, jakby zostały do-

tknięte gorącym żelazem. Przedtem zastanawiała się
nad tym, czy Martell będzie u swojej babki i jak
zareaguje na jej widok. No cóż, teraz przekonała się
o tym. I to błyskawicznie. Był znów w podłym
nastroju. Czy to jego normalny stan, czy jej obecność
tak na niego działa? Poprzez długość pokoju spojrzał
złym okiem najpierw na jej ojca, a potem na swoją
babkę.

-

Co się tu, u licha, dzieje?

-

Nie przypominam sobie, Gilhamie, żebym za

praszała cię dziś na kolację - powiedziała
lady

background image

38

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Westbrook lodowatym tonem. - Gdzie twoje maniery,
mój drogi? Czy nie widzisz, że mam gości? Pozwól, że
cię przedstawię. To mój wnuk. A to pan Ramsgate
i jego córka, Caroline...

-

Wiem, kim są - mruknął Gil. -

Chciałbym
natomiast wiedzieć, co oni tu robią.

-

Zaprosiłam ich na kolację.

Twarz lady Westbrook zbladła z oburzenia, a po

chwili na jej zwiędłych policzkach zakwitły czerwone
wypieki.

- Dlaczego? - wymamrotał Gil poprzez zaciśnięta

zęby.

Jego babka wyprostowała się w swoim fotelu.

- Nie muszę się przed tobą tłumaczyć. Powiem ci

tylko - powiedziała chłodno - że zamierzam omówić
z panem Ramsgate warunki sprzedaży moich akcji.

Martell zacisnął mocno zęby, ciemny rumieniec

powoli zalewał jego twarz.

- Po moim trupie! - powiedział, jak mógł naj

spokojniej.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

- Bardzo miła perspektywa! - krzyknęła spon

tanicznie Caro. Wiedziała, że to błąd, ale nie mogła
się w żaden sposób powstrzymać.

Lady Westbrook spojrzała na nią zdumiona. Nigdy

przedtem nikt nie zdobył się na takie potraktowanie
jej wnuka. Po chwili roześmiała się. Gil nie był ani
zaskoczony, ani rozbawiony sytuacją. Przecież zetknął
się już z Caroline Ramsgate i wiedział, z kim ma do
czynienia.

-

Nie mieszaj się do tego, babciu - powiedział

chłodnym tonem.

-

Zasłużyłeś sobie na gniew panny

Ramsgate.
- Babka rzuciła Gilowi karcące spojrzenie. - Byłeś
bardzo nieuprzejmy. Chciałabym, żebyś już poszedł.
Nie zapraszałam cię dziś na kolację.

-

Ponieważ doskonale wiesz, że nigdy nie zgodzę

się na tę sprzedaż.

-

Twoja zgoda nie jest potrzebna. Na szczęście

rozporządzam większością akcji.

-

Nie porozumiałaś się nawet z radą nadzorczą.

-

Bo nie muszę. Akcje są moją osobistą własnością.

Mogę je w każdej chwili sprzedać. Bez niczyjej zgody.
Powiedziałam ci dzisiaj rano, że stanowczo
po
stanowiłam się ich pozbyć. Jeżeli nie wziąłeś tego na
serio, nie jest to moja wina. Zawsze wyrażam się
bardzo jasno!

-

Dajże spokój, babciu - powiedział Gil zachrypłym

głosem. - Pomyśl o konsekwencjach. Czy ty naprawdę
chcesz, żeby firma przeszła w obce ręce? A tak się

background image

40

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

stanie, jeżeli wykonasz swój zamiar. To szaleństwo!
I pomyśleć, że robisz to tylko dlatego, że pozwoliłem
sobie na tę głupią małą...

Uprzytomnił sobie obecność Caro i Freda i rzucił

na nich ponure spojrzenie.

- Chciałbym porozmawiać z moją babką w cztery

oczy. Proszę, żeby państwo wyszli. Chodzi o ważną
sprawę rodzinną.

Fred wstał, mruknął coś pod nosem, Caro również

podniosła się z fotela. Nie miała ochoty opuszczać
pokoju. Była zafascynowana skandalicznym aspektem
sytuacji, jaka się wytworzyła. Zaczynała trochę
rozumieć tego porywczego człowieka.

Było jasne, że kocha swoją babkę, która zajęła się

jego wychowaniem po śmierci matki, ale widać było,
ż

e ma jej również za złe jej apodyktyczność.

Wprawdzie posiadała pięćdziesiąt jeden procent

akcji, ale od kilku lat on, Gil, prowadził firmę.
Oczywiście nieustannie przez nią kontrolowany. Nie
odpowiadało mu to. Tego można się było łatwo
domyślić. Był na to zbyt arogancki, zbyt pewny
siebie.

Idąc ku drzwiom Caro czuła na sobie bezczelny

wzrok Martella. Zrobiło jej się gorąco. Nie dlatego,
ż

eby sobie wyobrażała, że spodobała się arogantowi.

Po prostu nie chciała być lustrowana niczym klacz
wyścigowa. Gil Martell należał niewątpliwie do tych
mężczyzn, którzy automatycznie oceniają walory
seksualne każdej napotkanej kobiety, nawet jeżeli nie
czują do niej sympatii.

Wezbrała w niej fala niechęci, ale jednocześnie

i podziwu dla jego niewątpliwej męskości.

- Jak śmiesz wypraszać moich gości? - obruszyła

się lady Westbrook. - Niechże pan siada,
panie
Ramsgate, bardzo pana proszę. Nie zwracajcie państwo
uwagi na mojego wnuka.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

4 1

-

Nie możemy rozmawiać na ten temat w obecności

osób trzecich - obruszył się Gil.

-

To nie jest ani miejsce, ani pora na takie rozmowy

- przerwała mu babka. - Za chwilę siadamy do
kolacji. Pytałam pana Ramsgate, czy wciąż jeszcze
jest zainteresowany kupnem naszego
magazynu.
Twierdzi, że tak, więc będziemy mogli
rozpocząć
konkretne negocjacje.

-

My? - żachnął się Gil. - Ja nie zamierzam

prowadzić z tym panem żadnych negocjacji.
Ani
z nim, ani z kimkolwiek, kto wyraziłby ochotę na
wykupienie mojego przedsiębiorstwa.

-

Twojego? - Oczy starszej pani zwęziły się zło

wrogo. - Zapominasz, mój drogi, że ono jest moje.
I że mogę z nim robić, co mi się żywnie podoba.
Najwyższy czas, żebyś sobie zdał z tego sprawę.
Zatrudniam cię jako dyrektora, płacę ci bardzo dobrą
pensję, ale to nie znaczy, że jesteś właścicielem i że
masz prawo do udziału w rozmowach na temat jego
ewentualnej sprzedaży. Jeżeli zdecyduję się na nią,
pan Ramsgate będzie negocjował z moimi adwokatami.

-

Mówisz "jeżeli", więc nie jesteś jeszcze całkowicie

zdecydowana.

-

Powiedzmy, że rozważam różne warianty poro

zumienia się w tej sprawie z panem
Ramsgate.
O szczegółach będą z nim rozmawiali moi adwokaci,
ale ostateczną decyzję podejmę ja. Mogę ci przyrzec,
ż

e naradzę się z tobą, zanim to uczynię, ale

nie
przyrzekam, że przyjmę twoje sugestie. Dam ci po
prostu szansę wyrażenia swojej opinii. No, ale dość
tego. Nie pozwolę sobie zepsuć wieczoru. Mam, jak
widzisz, gości. Byłabym wdzięczna, gdybyś sobie teraz
poszedł.

Przez sekundę Martell stał nieruchomo, wypros-

towany jak strzała. Mięśnie i nerwy miał napięte do
ostateczności. Caro zauważyła na jego szyi szybko

background image

42

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

pulsującą nabrzmiałą żyłę. Jego oczy błyszczały jak
rozżarzone węgle.

Spodziewała się po nim jeszcze jednego wybuchu

gniewu, ale pomyliła się. Gilham obrócił się gwałtownie
na pięcie, pomaszerował do drzwi, przystanął na
chwilę, znowu się obrócił, nabrał powietrza w płuca,
wyraźnie się uspokoił i spojrzał na babkę wzrokiem
pełnym skruchy i czułości. Caroline zobaczyła w nim
nagle uroczego młodego chłopca, który dobrze wie-
dział, jak za pomocą uśmiechu i słodkich słówek
pwinąć sobie babunię dokoła małego palca.

-

Przepraszam, babciu - powiedział teraz cicho.

.- Znowu się uniosłem. Bardzo mi z tego powodu
przykro. Nie potrafiłem się opanować. Przyszedłem,
ż

eby przeprosić cię za tę poranną sprzeczkę, ale kiedy

zobaczyłem, że już negocjujesz z potencjalnym nabyw
cą, zdenerwowałem się. Wybacz mi.

-

Najwyższy czas, żebyś się utemperował,

mój
drogi - odparła lady Westbrook chłodno. - I czy nie
uważasz, że moim gościom należą się od
ciebie
przeprosiny? Z pewnością nie spodziewali się,
ż

e

spotka ich w moim domu podobny afront.

Gil podszedł do Caro i Freda, wciąż z tym miłym

uśmiechem na ustach. Jednakże w jego ciemnych
oczach czaiła się złość i Caro nie miała wątpliwości,
ż

e ten twardy człowiek tylko udaje skruszonego.

Wyciągnął dłoń do Freda, ale Fred zignorował ten
pojednawczy gest.

-

Panie Ramsgate, proszę mi darować te

złe
maniery.

-

Panie Martell - odparł Fred - dzisiaj po południu

moja córka została w pańskim sklepie bardzo źle
potraktowana.

-

To była głupia pomyłka, za którą już przeprosiłem.

-

Dobra, dobra - obruszył się Fred. - Słowa nic

nie kosztują. Powiada pan, że to była pomyłka, ale

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

43

dlaczego pański detektyw zachował się tak brutalnie?
Powiedziała mi, że pchnął ją na ziemię, powlókł przez
pokój, że potrząsał nią...

- Ten człowiek został już zwolniony z

pracy
- oświadczył Gil. - Działał wbrew moim instrukcjom,
zapewniam pana o tym. I wbrew metodom panującym
w naszej firmie. Miał pannę Ramsgate po prostu
przyprowadzić do mojego gabinetu. Przesadził w swojej
gorliwości i poniósł konsekwencje.

Gil uśmiechnął się przy ostatnich słowach.

-

Widzę, że pana to bawi? - wybuchnęła Caro.

-

Ależ skąd! - odparł pospiesznie Gil.

-

Pański pracownik zachował się jak zwykły zbir

i pan dobrze o tym wie!

Z trudem utrzymywał uśmiech na ustach, patrzył

na Caro coraz groźniejszym wzrokiem.

Po chwili zwrócił się w stronę Freda. Pragnął go za

wszelką cenę udobruchać, więc znowu zmobilizował
cały swój wdzięk i zaczął mówić gawędziarskim tonem.

- Wie pan przecież, jak to teraz jest - powiedział, jak

biznesmen do biznesmena. - Kradzieże sklepowe stają
się plagą. Musieliśmy na wszystkich piętrach zainstalo
wać kamery. Monitory są stale obserwowane. Gdyby
pan zobaczył wideotaśmę z nagraniem spaceru pańskiej
córki po naszym magazynie, zrozumiałby pan, dlaczego
wzbudziła podejrzenie moich ludzi. Zachowywała się co
najmniej dziwnie. Dokładnie jak złodziejka.

Przerwał i obrzucił Caro pogardliwym spojrzeniem.

-

Nie wpadło im do głowy, że może jest tylko

szpiegiem przemysłowym.

-

Niech pan nie będzie śmieszny - mruknęła Caro.

-

Jest to jedyne określenie, jakie przychodzi mi do

głowy - odparł Gil.

Caro zacisnęła zęby i poczerwieniała na twarzy.

Nie zamierzała wdawać się z tym człowiekiem w kolej-
ną sprzeczkę i to w obecności jego babki.

background image

44

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

Lady Westbrook otworzyła szeroko oczy.

-

Co to znaczy? O czym ty mówisz, Gil? Co

takiego miało miejsce w naszym sklepie? Nic
mi
o tym nie mówiłeś.

-

To było tylko małe nieporozumienie! - powiedział

Gil cicho.

Fred spojrzał na córkę ostrzegawczym wzrokiem.

Jeżeli rzeczywiście otwierała się możliwość wykupienia
Westbrooka, to lepiej nie zaskarżać ich do sądu w tak
błahej sprawie, ale Caro była bardzo oburzona tym,
co jej się przytrafiło. On też był zły z tego powodu,
jednakże z zadowoleniem stwierdził, że Caro macha
ręką, jak gdyby chciała mu powiedzieć, że przejęcie
Westbrooka uznaje za ważniejsze od zemsty na
Gilhamie Martellu.

-

Wszystko zostało już wyjaśnione, lady Westbrook

- powiedziała. - To było rzeczywiście zwykłe niepo
rozumienie. Pani wnuk wyjaśnił to i przeprosił mnie.

-

Cieszę się, że zdecydowała się pani przyjąć moje

przeprosiny, panno Ramsgate - uśmiechnął się trochę
ironicznie Gil. - Podejrzewałem, że zechce się pani
zemścić, no, ale widzę, że się myliłem. Jest pani
bardzo racjonalną osobą.

-

O, tak - zgodził się Fred. - Caroline zawsze była

bardzo rozsądna.

-

Rozsądna? - Gil Martell zmierzył ją od stóp do

głów tym swoim przenikliwym, lekko szyderczym
a zarazem rozbawionym wzrokiem.

-

No, tak, sądzę, że jest to słuszne określenie jej

charakteru.

Caro poczuła, jak rośnie w niej nienawiść do tego

wstrętnego człowieka. Kpił sobie z niej, to było chyba
jasne. Jakże żałowała, że musi powstrzymać swój
temperament ze względu na obecność lady Westbrook,
no, i z powodu negocjacji w sprawie tak upragnionego
przez jej ojca domu towarowego tych ludzi. Zacisnęła

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

45

więc zęby i postanowiła nie reagować na prowokację
Martella.

-

Pani milczy? - uśmiechnął się Gil i zerknął na

zegarek. - Muszę już iść, babciu - dodał. - Mam
ważne spotkanie.

-

Z kim? - spytała, już udobruchana.

- Chyba nigdy o niej nie słyszałaś - odparł krótko.
Lady Westbrook zmarszczyła brwi. Na jej czole

ukazały się dwie głębokie bruzdy.

- A więc z Mirandą? - zapytała.

W odpowiedzi Gil rzucił jej lodowate spojrzenie,

skłonił się lekko przed Caro i skinął głową Fredowi.

- Dobranoc, panno Ramsgate. Dobranoc, panie

Ramsgate. śyczę miłego wieczoru.

Przez chwilę Caro myślała, że odejdzie nie poże-

gnawszy się z babką, ale pochylił się nad nią i pocałował
ją w obydwa policzki.

- Dobrej nocy, moja kochana - powiedział i zanim

zdążyła mu odpowiedzieć, zniknął za drzwiami.

Lady Westbrook wydała z siebie głębokie wes-

tchnienie.

- To mój jedyny wnuk - szepnęła nie patrząc na

swoich gości.

ś

adne z nich nie zareagowało. Bo i co można było

powiedzieć. Mieli wrażenie, że stara pani na chwilę
zapomniała o ich obecności.

Podczas obiadu, złożonego ze świetnie przyrządzo-

nych dań i pierwszorzędnych win, Caro zastanawiała
się, z kim też Gil mógł być umówiony. Towarzyskie
kroniki gazet przypisywały mu mnóstwo romansów
- z reguły z bardzo atrakcyjnymi kobietami. Ale to
naprawdę nie była jej sprawa. Sama nie rozumiała,
dlaczego ją to interesuje. Gil z pewnością nigdy nie
będzie w niej widział kobiety. Więc czy warto o nim
myśleć? Ale dręczyła ją ciekawość. Czy spotka się
znowu z tą, jak jej tam, hrabiną? Czy hrabia
miał

background image

46

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

powód do bójki z Gilem Martellem? Co za idiotka ze
mnie, strofowała się w myślach. Muszę się opamiętać
i przestać o tym myśleć. W drodze do domu Fred
był w dobrym humorze.

-

Zobaczysz, że ona go wydziedziczy - powiedział

w pewnym momencie.

-

Skąd wiesz? - zdziwiła się Caro. - Tego nie

powiedziała. To, że chce sprzedać swoje akcje, nie
oznacza jeszcze, że pominie wnuka w testamencie.

-

To oznacza, że pozbawia go tego, na co za

pracował sobie przez wiele lat, moje dziecko. Zauwa
ż

yłaś chyba, jak się zdenerwował.

-

Rzeczywiście.

-

No, widzisz. On wie, że babka zamierza go

wydziedziczyć, że chce mu zabrać firmę. Może nawet
zostawi mu swoje pieniądze, ale sklepu za nie nie
odkupi. Straci przedsiębiorstwo, które od lat traktuje
jak swoje. Jego krewni zbudowali ten gmach, założyli
pierwszorzędny dom towarowy. Prowadzą go
od
kilku pokoleń. Nie można się dziwić, że Gil Martell
jest wściekły.

Caro spojrzała na ojca ze zdziwieniem.

-

Mam wrażenie, że mu współczujesz.

-

Mam w stosunku do niego jakieś dziwne uczucie

solidarności - uśmiechnął się Fred. - On
zrobił
naprawdę dobrą robotę. Jego ojciec zaniedbał interes,
Gil Martell przywrócił mu dawną świetność, a teraz
babka pogniewała się na niego i negocjuje sprzedaż
swojego kontrolnego pakietu akcji, nie pytając go
nawet o zdanie. O, tak, naprawdę współczuję temu
człowiekowi.

-

Ale nie zrezygnujesz chyba z kupienia West-

brooka?

Pytanie było retoryczne. Caro doskonale wiedziała,

ż

e jej ojciec nigdy nie odstąpi od swojego zamiaru. śe

tam, gdzie w grę wchodzi biznes, nie kieruje
się

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

X

l

osobistymi odczuciami. Czemu więc miałby to zrobić
w tym przypadku?

-

Ależ oczywiście - odparł Fred. - Jeżeli nie ja, to

kupi go ktoś inny. Dawno nauczyłem się
prostej
prawdy, że przy takich transakcjach jak ta, ktoś
zawsze dostaje po głowie. Nie można się liczyć ze
wszystkimi niemiłymi konsekwencjami, nieuchronnie
towarzyszącymi wszelkim interesom.

-

Na pewno masz rację, papo - zgodziła się Caro.

- Ale powiedz, czy sądzisz, że ona to robi z powodu
tej bójki w nocnym lokalu, opisanej w dzisiejszych
porannych gazetach?

- To całkiem możliwe - zastanawił się
Fred.

- Zdawało mi się, że Martell też to podejrzewa.
Chociaż mogą istnieć inne powody, o których nic nie
wiemy. Może lady Westbrook potrzebuje gotówki?
Może chce zainwestować swój kapitał w kogoś innego
niż wnuk? Może jest zadłużona? Nie powinno nas to
obchodzić. Właśnie to miałem na myśli, kiedy mówiłem
o niemiłych konsekwencjach towarzyszących wszelkim
interesom. Motywy postępowania lady Westbrook
nas nie dotyczą. Naszym celem jest przeprowadzenie
możliwie najkorzystniejszej transakcji dla
naszych
akcjonariuszy. Trzeba przejrzeć księgi Westbrooka,
zorientować się w sytuacji finansowej firmy, upewnić
się, czy cena, jakiej żądają, jest uzasadniona. Reszta
to już nie nasz problem.

- Potrzebna nam będzie współpraca Gila Martella

- zauważyła Caro. - Zupełnie sobie tego nie wyob
rażam. A ty?

-

Twoja ekipa musi tam wkroczyć i przejrzeć ich

księgi. Trzeba będzie przekonać Martella o koniecz
ności utrzymywania z nami dobrych stosunków.

-

Już to widzę!

W dziesięć dni później Caroline siedziała w swoim

gabinecie i wpatrywała się w stojący na biurku telefon.

background image

48

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Przygotowywała się wewnętrznie do rozmowy z Gilem
Martellem, zastanawiała się nad tym, jak ją prze-
prowadzić. Przed przystąpieniem do poważnych
negocjacji z firmą Westbrook ojciec pragnął, by jego
fachowcy zbadali jej księgi rachunkowe i sporządzili
raport o jej sytuacji finansowej. Jednakże adwokaci
lady Westbrook dawali niedwuznacznie do zrozumie-
nia, że Gil Martell robi trudności. Odmawiał wydania
ksiąg i pomijał milczeniem wszystkie prośby o wpusz-
czenie Caro i jej zespołu do swojego działu rachun-
kowości.

Cena rynkowa akcji Westbrooka była wprawdzie

wielce zachęcająca i Fred Ramsgate był zdecydowany
na wykupienie kontrolnego pakietu, ale nie przed
dokładnym sprawdzeniem stanu finansowego firmy.
Chciał mieć pewność, że przejmuje zdrowe przed-
siębiorstwo za atrakcyjną cenę.

- Porozmawiaj z Martellem osobiście - zwrócił się

tego ranka do Caro. - Dotychczas działaliśmy przez
osoby trzecie. Sama do niego zadzwoń.

Caro wykręciła odpowiedni numer i połączyła się

z sekretarką Martella. Chłodny kobiecy głos zawia-
domił ją, że pan Martell jest w tej chwili na zebraniu.
Nie, sekretarka nie miała pojęcia, kiedy będzie wolny.
Raczej niechętnie zgodziła się zanotować numer
telefonu Caro i poprosić szefa, żeby zadzwonił do
Caro, jak tylko wróci.

Oczywiście tego nie zrobił. Caro zatelefonowała do

niego ponownie. Ten sam zimny, obojętny głos
oświadczył jej, że szefa nie ma w biurze.

- Czy powie mu pani, że sprawa jest

pilna?
- zapytała. - Ważna i pilna?

Głos sekretarki zabrzmiał tak, jak gdyby reagowała

na bzyczenie muchy, która jakoś dostała się do jej
pokoju. Najprawdopodobniej miała ochotę potrak-
tować interesantkę tak samo jak uprzykrzonego owada.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

49

Caro zaś miała nieprzepartą ochotę wrzasnąć na

nią i nauczyć ją grzeczności, ale powstrzymała się.
Nie mogła ryzykować, musiała być słodka i szalenie
uprzejma, przynajmniej do chwili uzyskania kontaktu
z Martellem.

Ale Martell nie kwapił się do rozmowy z nią. Caro

przez następne dwa dni drzwoniła w regularnych
odstępach czasu i za każdym razem natrafiała na ten
sam obojętny głos sekretarki, która załatwiała ją
odmownie z nie ukrywaną przyjemnością. Jej szef
niewątpliwie podzielał jej odczucia. Caro nie miała co
do tego żadnych wątpliwości.

-

Dotarłaś do niego? - zapytał ją ojciec trzeciego

dnia.

-

Ależ skąd!

Caroline wstała od śniadania, przerzuciła torebkę

przez ramię i ruszyła ku drzwiom.

-

Dokąd się wybierasz?

-

Tam, gdzie powinnam się była wybrać dwa dni

temu. Do jaskini lwa.

-

Powodzenia! - krzyknął za nią Fred.

Był zadowolony, że nie musi osobiście rozmawiać

z tym młodym arogantem. Czekały go negocjacje
z lady Westbrook, uważał więc, że musi oszczędzać siły.

Gdy Caro dotarła do Westbrooka, postanowiła nie

iść bezpośrednio do gabinetu dyrektora, lecz znowu
dokładnie zwiedzić wszystkie działy. Zaczęła od
parteru. Szła wolnym krokiem od kontuaru do
kontuaru, przenosiła się z piętra na piętro i robiła
luźne notatki. Zatrzymała się w dziale kosmetyków,
gdzie demonstrowano jakiś nowy produkt, pozwoliła
spryskać się perfumami, oferowanymi po specjalnej
cenie, w dziale spożywczym skosztowała kawałek
francuskiego sera, na piętrze poświęconym gospodar-
stwu domowemu obejrzała zestaw niemieckich naczyń
kuchennych, oglądała prześcieradła i ręczniki, ceramikę

background image

50

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

i szkło, aparaty radiowe, wreszcie w dziale zabawek
przyjrzała się dokładnie nowemu elektronicznemu
robocikowi.

Przechadzając się powoli po piętrze z damską

garderobą, zauważyła doskonale skrojoną małą czarną
sukienkę zaprojektowaną przez jej ulubionego projek-
tanta. Postanowiła ją przymierzyć.

Zabrała ją do przymierzalni i właśnie stała w kabinie

ubrana tylko w staniczek, rajstopy i haleczkę, kiedy
ktoś energicznie odsunął kotarę. Zdumionej i za-
skoczonej Caro ukazała się odbita w lustrze twarz
Gilhama Martella.

- No, dobra. Co to ma znaczyć? - wyrzucił z siebie

ze złością.

Za Martellem stała kierowniczka działu i niemłoda

klientka, z przerzuconą przez ramię suknią. Caro
zarumieniia się,

- Proszę zasunąć kotarę! Ludzie na mnie patrzą!
Gil spojrzał w lustro, zobaczył przyglądające się im

kobiety, ale zamiast się wycofać, wszedł do ciasnej
kabiny i zasunął za sobą kotarę.

- Proszę natychmiast wyjść! - zażądała

Caro
i odwróciła się tyłem do intruza.

Zauważyła, że Gil ma na sobie ciemne wizytowe

ubranie w cieniutkie szare paski. Rozpięta marynarka
ukazywała dobrze dopasowaną kamizelkę. Ten wy-
tworny strój jeszcze silniej podkreślał jego agresywną
męskość.

- Nie ruszę się stąd - powiedział stanowczym

tonem - dopóki nie dowiem się, dlaczego pani nas
znowu szpieguje.

Wpatrywał się bezczelnie w jej lustrzane odbicie.

Wodził wzrokiem po jej ciele, po krągłych białych
piersiach uwięzionych w koronkowych miseczkach
stanika, po smukłych udach obleczonych cielistymi
pończochami, po gładkich ramionach, pośladkach

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

5 1

unoszących leciutko jedwabną haleczkę. Pod naporem
jego wzroku Caro zaczęła drżeć jak w gorączce.
Ogarnęła ją pogarda dla samej siebie. Dlaczego ten
człowiek tak na mnie działa? Dlaczego czuję się tak
strasznie zażenowana? Przecież gdyby to była plaża,
miałabym na sobie znacznie mniej niż teraz i nic bym
sobie nie robiła z jego bezczelnej miny.

Chwyciła leżącą na krześle sukienkę i zakryła się nią.

- Pan nie odpowiada na moje telefony. Musiałam

wymyślić coś, co zwróciłoby na mnie pańską uwagę

- powiedziała, jak mogła najspokojniej.

- Chciała pani zwrócić na siebie moją

uwagę?
Doskonale. Skoro tak bardzo pani na tym zależy...

Jedną ręką wyrwał jej suknię, rzucił ją na podłogę,

a drugą powiódł delikatnie i powoli po jej boku, od
piersi aż po udo. Nogi ugięły się pod Caro, krew
uderzyła jej do głowy.

Po drugiej stronie kotary rozległy się kroki.

- Proszę mnie puścić! - szepnęła Caro. - Proszę

stąd natychmiast wyjść! Muszę się ubrać!

Jakże się bała publicznej sceny. Miała jeszcze żywo

w pamięci tę okropną historię z detektywem wlokącym
ją przez cały magazyn. Myślała, że jeżeli Gil dowie
się, iż znowu zjawiła się w jego królestwie, przybiegnie
i zażąda, żeby poszła z nim do jego gabinetu. Nie
wpadło jej do głowy, że zachowa się w podobny
sposób.

- Jak pan śmie mnie dotykać! - szepnęła znowu.

- Proszę zabrać ręce!

Gil nie odpowiedział, ale też jej nie puścił. Odwrotnie,

przylgnął całym ciałem do jej pleców i uśmiechał się
do jej lustrzanego odbicia wyzywającym, pogardliwym
uśmiechem, położył głowę na jej gołym ramieniu
i przycisnął swoje chłodne usta do jej gorącej skóry.

- Ma pani piękne ciało - wymamrotał. - Bardzo

pociągające.

background image

52

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Wsunął rękę pod koronkowy staniczek. Mimo woli

Caro wzdrygnęła się z rozkoszy.

Gil obserwował ją dalej w lustrze i z zadowoleniem

stwierdził, że osiągnął zamierzony efekt. Jej usta
rozchyliły się, przymknęła powieki, wstrzymała oddech.
Uśmiechnął się z dyskretną ironią.

- Niestety, jestem dzisiaj bardzo zajęty. Pani pozwo

li, że powrócę do pracy - powiedział i odsunął się.

Caro wyprostowała się szybko, chwyciła swoją

suknię i zaczęła się gorączkowo ubierać.

Gil przyglądał się jej rozbawionym wzrokiem.

-

Gdy zobaczyłam pana po raz pierwszy - powie

działa Caro, odzyskując panowanie nad sobą - zrobił
pan na mnie bardzo niemiłe wrażenie. Gdy zobaczyłam
pana po raz drugi, spodobał mi się pan jeszcze mniej.
Dzisiaj przekonałam się ostatecznie, że nie zyskuje
pan przy bliższym poznaniu. Odwrotnie. Jest pan po
prostu obrzydliwy. Patrzeć na pana nie mogę.

-

To dziwne, bo przed chwilą odniosłem zupełnie

inne wrażenie - roześmiał się Martell. - Jeżeli o mnie
idzie, to, owszem, mogę na panią patrzeć,
i to
z przyjemnością. Szczególnie kiedy jest pani w samej
bieliźnie. Czy musi pani koniecznie nakładać na siebie
tę suknię? Ładna to pani nie jest, ale ma
pani
zupełnie niezłą figurę. Całkiem, całkiem!

-

Niechże się pan wreszcie zamknie! - obruszyła

się Caro. - Ludzie słuchają!

Wyjęła z torebki grzebyk i szybko przeczesała

włosy. Z trudem powstrzymywała drżenie rąk. śaden
mężczyzna jeszcze nigdy tak na nią nie podziałał. Nic
z tego nie rozumiała.

Gil Martell odsunął kotarę, Caro przerzuciła przez

ramię czarną sukienkę, po wyjściu z kabiny wręczyła
ją sprzedawczyni, oświadczyła, że jej nie kupuje,
i zastanawiała się nad tym, co też sobie ta dziewczyna
o niej myśli i ile usłyszała z tego, co działo
się

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

53

pomiędzy nią a Gilem. Idąc za nim ku windzie miała
wrażenie, że wszyscy klienci przyglądają się jej i szepczą
za jej plecami.

Weszli do windy i bez słowa pojechali na górę.

Sekretarka rzuciła Caro lekceważące spojrzenie.

- Było kilka pilnych telefonów - powiedziała do

Gila. - Zostawiłam notatkę na pańskim biurku.

- Dziękuję. Proszę mnie teraz z nikim nie łączyć.
Wprowadził Caro do gabinetu, zamknął drzwi,

szybkim krokiem podszedł do swojego biurka, usiadł
za nim i gestem ręki wskazał stojący naprzeciwko
fotel. Caro rozsiadła się wygodnie, skrzyżowała swoje
długie nogi i z pewnym zażenowaniem zauważyła, że
Gil przygląda się każdemu jej ruchowi z wielką uwagą.

-

No więc? - odezwał się. - Czym mogę pani służyć?

Nawet w doborze słów było coś aroganckiego.
-

Mam dosyć tych głupich żartów... - zaczęła.

-

A ja nie.

-

Jeżeli pan sobie wyobraża, że z panem flirtuję, to

myli się pan - rozgniewała się Caro.

-

No dobrze, moja droga, niech mi pani powie,

o co pani chodzi, byle szybko. Jestem bardzo za
pracowanym człowiekiem.

-

Wobec tego niech pan przestanie bawić się moim

kosztem. I nie udaje, że nie wie, po co tu przyszłam.
Dopóki nie przejrzymy waszych ksiąg, nie będziemy
mogli podjąć negocjacji. Chcę, żeby pan
wyraził
zgodę na to, bym wraz z moim zespołem ekspertów
mogła tu spędzić kilka dni i poinstruował swoich
ludzi, by nam szli na rękę.

-

Dlaczego miałbym się na coś takiego zgodzić?

- W oczach Gila zgasły iskierki wesołości.

-

Dlatego że jeżeli nie zrobi pan tego z własnej

woli, zmusi pana babka, i to albo drogą perswazji,
albo przez nakaz sądowy.

Powiedziawszy to Caro speszyła się nieco. Wiedziała,

background image

54

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

ż

e pozwoliła ponieść się temperamentowi. Grożenie

Gilowi sądem było nonsensem. Gdyby powtórzył jej
słowa babce, stara pani mogłaby wycofać się z całej
sprawy. Opuściła powieki i patrzyła na Martella
spoza zasłony swych gęstych rzęs. Zobaczyła, że
zbladł, zacisnął usta i zmarszczył brwi.

- No, dobra - powiedział po chwili bezbarwnym

głosem. - Nasze księgi będą od jutra od godziny

dziewiątej rano do waszej dyspozycji. Nie pozwalam

ich jednak wynosić z budynku, kopiować, czy
robić z nich notatek. Każę przydzielić wam
odpowiednie pomieszczenie. Czy wszystko jasne?

Wszystko jest jasne, pomyślała Caro. Ustąpił, bo

nie ma innego wyjścia, ale postanowił utrudnić jej
pracę.

-

Może mi pan zaufać - powiedziała spokojnie.

-

Zaufać? Pani? - mruknął Martell. - Czy uważa

mnie pani za aż tak naiwnego? O nie, panno
Ramsgate,
nie mam do pani ani do tego rekina, pani ojca,
nawet
krztyny zaufania. Dlatego chcę, żebyście pracowali
tutaj, na moim terenie, pod okiem moich
księgowych.
Każę wstawić biurko do mojego gabinetu, komputery,
telefon, wszystko, czego tylko zażądacie, ale będę
was
ś

ledzić na każdym kroku, w dzień i w nocy.

Caro spojrzała na niego zdumionym wzrokiem,

przeszedł ją lęk. Poczuła się zagrożona. Nie była
pewna, czy znajdzie siły na spędzanie takiej ilości
czasu pod bacznym okiem Gila Martella.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Pierwszego dnia Caro nie zetknęła się z nim w ogóle.

Nie zjawił się ani na chwilę w swoim gabinecie. Jak
zwykle krążył po magazynie, rozmawiał z kierownikami
działów, wysłuchiwał ich problemów, decydował
w setkach spraw. Jego sekretarka w milczeniu sprząt-
nęła papiery z jego biurka, chowając je do szuflad
i szafek. Caro przyglądała jej się spod opuszczonych
powiek. Tamta nie odzywała się ani słowem. Dawała
jasno do zrozumienia, że nie ma najmniejszego zaufania
do intruzów.

Większość przedpołudnia Caro i jej eksperci spędzili

na rozmowie z głównym księgowym, który odnosił
się do nich z chłodną rezerwą, jak gdyby się obawiał,
ż

e zarazi się od nich jakimś wirusem. Był to przysadzis-

ty mężczyzna w średnim wieku z małym czarnym
wąsikiem i pruderyjnym uśmieszkiem na ustach. Caro
traktował uprzejmie, lecz z dystansem i pewnym
niedowierzaniem. Z wyrazu jego oczu można było
wnioskować, że nie mieści mu się w głowie, że ładna,
młoda dziewczyna może się znać na rzeczy tak
skomplikowanej jak rachunkowość. W swym życiu
zawodowym Caro zetknęła się wielokrotnie z męż-
czyznami tego typu. Nie wierzyli, że jest kompetentna,
byli bowiem pewni, że zawdzięcza swe stanowisko
pozycji ojca. Gil Martell był z pewnością jednym z nich.

Caro podziękowała głównemu księgowemu za

pomoc i wraz ze swoimi ludźmi zabrała się na serio
do wydobycia możliwie największej liczby danych ze
sprawozdań i ksiąg. Miała do tego szczególny talent.

background image

56

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Bezbłędnie odkrywała wszelkie niedociągnięcia, wszy-
stkie słabe punkty badanego przedsiębiorstwa. W mig
zorientowała się, że sporządzenie finansowego profilu
Werstbrooka nic zajmie jej zbyt wiele czasu.

Tuż przed porą lunchu zjawił się Gil Martell. Ale

tylko na chwilę. Był uprzejmy i chłodny. Zabrał
jakieś papiery i wyszedł.

Kilka następnych dni przebiegło mniej więcej w ten

sam sposób. Caro zorientowała się szybko, że Martell
rzadko przesiaduje w swoim gabinecie, że woli osobiście
załatwiać sprawy niż zlecać je swoim podwładnym.
Poznawszy jego styl pracy, Caro ustaliła sobie własny.

O dwunastej wypuszczała swoich ludzi na lunch,

ale sama pozostawała w biurze. Przynosiła sobie
z domu coś do jedzenia. Pudełeczko wiejskiego
serka, kilka kawałków chrupkiego pieczywa, jabłko,
butelkę wody mineralnej. Gil Martell szedł zazwy-
czaj do restauracji z klientami, dostawcami czy
importerami.

Na czwarty dzień, kiedy Caro właśnie spożywała

swój skromny posiłek, Gil zjawił się niespodzianie.

- Czy to cały pani lunch? - zdziwił się. - Czemu

nie korzysta pani ze stołówki dla personelu? Jest tam
naprawdę dobre jedzenie.

- Wolę przynosić sobie własne.

- Jak pani uważa.

Gil wzruszył ramionami, spojrzał na nią, jakby

szukając zaczepki, i przeszedł do swojego biurka.
Wyjął jakieś dokumenty z szuflady i zaczął je starannie
przeglądać. Caro również próbowała skupić się na
swojej robocie. Mimo woli przypomniało jej się to, co
miało miejsce w kabinie przebieralni, znów poczuła
jego ręce na swoim ciele, jego wargi muskające jej
odsłonięte ramię. Zalała ją fala gorąca. Z trudem
panowała nad swoim oddechem. śeby tylko Gil nie
domyślił się, co się z nią dzieje.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

57

Zadzwonił telefon. Caro wzdrygnęła się i auto-

matycznie sięgnęła po słuchawkę.

-

Recepcja — rozległ się kobiecy głos.- Jest tu

hrabina Jurby. Czy mogę ją skierować na górę?

-

Proszę zaczekać - odparła Caro i wskazała ręką

na stojący przed Martellem drugi aparat. - Do pana.

-

Proszę połączyć mnie z hrabiną - zażądał Gil od

recepcjonistki.

Zmarszczył brwi. Palce jego lewej ręki zaczęły

rytmicznie bębnić w blat biurka.

- Po coś tu przyszła, u licha? - mruknął

do
słuchawki. - Przecież wiesz, że Colin wścieknie się,
jeżeli się o tym dowie.

Caro z zainteresowaniem przysłuchiwała się jego

słowom. Wiedziała, że rozmawia z kobietą, która
była powodem bójki w nocnym lokalu, a tym samym
- decyzji lady Westbrook, żeby sprzedać magazyn.
Przez głowę przebiegało jej mnóstwo pytań. Czy Gil
jest kochankiem tej kobiety? Czy ona zamierza rozwieść
się i wyjść za niego?

Komputer, przy którym pracowała Caro, wydał

z siebie przeciągły pisk. Pomyliła się paskudnie,
skasowała całą kolumnę cyfr.

Skoncentruj się na tym, co robisz! - nakazała sobie

surowo. Przestań podsłuchiwać rozmowy, które ciebie
nie dotyczą!

- Rzucasz go? - krzyknął nagle Gil. - Posłuchaj!

Nie ruszaj się z recepcji. Zaraz tam będę.

Odłożył gwałtownym ruchem słuchawkę, zerwał się

z fotela i pobiegł ku drzwiom. Mijając biurko Caro
zatrzymał się. Poczuła na sobie jego rozgorączkowany
wzrok, podniosła głowę i powoli uniosła powieki.

- Proszę, żeby pani nie powtarzała zasłyszanych

w tym pokoju prywatnych rozmów - powiedział
przez zaciśnięte zęby.

Caro uśmiechnęła się chłodno i rozmyślnie, po to,

background image

58

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

by go rozwścieczyć, w ogóle nie zareagowała na jego
słowa.

-

Czy pani mnie słyszy? - wrzasnął, rzeczywiście

wściekły.

-

Słychać pana w całym gmachu.

-

Pracując w moim gabinecie znajduje się pani

w uprzywilejowanej sytuacji...

-

To był pański pomysł, nie mój - przerwała mu.

-

Pani mi go narzuciła.

-

Niech się pan nie wygłupia!

-

Kobiety zawsze tak postępują. Ładują do podświa

domości mężczyzny idee, a potem ci durnie wyobrażają
sobie, że sami je wymyślili. Weźmy chociażby Adama
i Ewę. Adamowi nigdy nie wpadłoby do głowy, żeby
ugryźć jabłko, gdyby Ewa go do tego nie namówiła.

-

Czy ja pana na coś namawiałam? Nie miałam

najmniejszej ochoty siedzieć w pańskim gabinecie.
Mogę się natychmiast z niego wyprowadzić, jeżeli
panu przeszkadzam.

-

Nie mówiłem, że mi pani przeszkadza. - Gil

skierował swe ciemne oczy na dekolt Caro. Zaczęło
jej się leciutko kręcić w głowie. - Gdyby tak było,
dowiedziałaby się pani o tym bardzo szybko - dodał.

Nastąpiła dłuższa cisza. Caro powoli powracała do

równowagi.

-

Na razie chciałbym mieć pewność, że nie powtórzy

pani ani swojemu ojcu, ani nikomu innemu tego, co
pani przed chwilą usłyszała, zgoda? - odezwał się
wreszcie Gil.

-

Pan mnie obraża, panie Martell - powiedziała

Caro stanowczo i spojrzała swoimi jasnymi oczami
prosto w ciemne oczy Gila. - Nauczyłam się cenić
dyskrecję w bardzo młodym wieku. Transakcje mojego
ojca są zwykle tajne. Najmniejszy przeciek mógłby
okazać się katastrofalny i bardzo kosztowny. Zapew
niam pana, panie Martell, że nigdy nie plotkuję.

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

59

- W takim razie jest pani bardzo niezwykłą kobietą

- odparł cynicznym tonem, obrócił się i zaczął się
oddalać szybkim krokiem.

Caro wodziła wzrokiem za jego smukłą elegancką

sylwetką.

Porusza

się

jak

młody

tygrys,

pomyślała i poczuła suchość w ustach.

- Do zobaczenia - powiedział dziwnie łagodnym

głosem, w którym czaiło się jednak coś
innego.
Rozbawienie? Groźba? Caro nie była w stanie się
zorientować.

Jak to się dzieje, zastanawiała się, jak to się dzieje,

ż

e pozwalam mu się tak łatwo wyprowadzać z rów-

nowagi? Chyba dostałam bzika?

Martwiło ją też, że ten człowiek tak szybko

zorientował się, jak ona reaguje na jego sztuczki.
Czyżby czytał w jej myślach? Czyżby odbierali na tej
samej długości fali? A może wszystkie kobiety za-
chowywały się w jego obecności podobnie jak ona?
Wszystkie gazety zafascynowane były flirtami i ro-
mansami Gilhama Martella, w każdym razie uważa-
ły je za bardziej interesujące niż jego działalność
zawodowa. Po bójce w nocnym lokalu Caro naczy-
tała się różnych historyjek z jego przeszłości. A było
ich niemało. Jeżeli wierzyć brukowej prasie, pan
Martell zasługiwał na miano współczesnego Don
Juana.

No cóż, pomyślała, ja z pewnością nie poszerzę

grona jego wielbicielek. Zarozumiałość tego człowieka
jest horrendalna. Uważa się na pewno za prawdziwego
pogromcę kobiet. A one szaleją za nim podobno
jeszcze od szkolnych czasów i wcale nie dlatego, że
j est bogat y. Gil Mart ell był po prost u j ednym
z najseksowniejszych mężczyzn Londynu i doskonale
o tym wiedział.

Caro próbowała powrócić do pracy, ale nie potrafiła

się skoncentrować. Nie mogła też usiedzieć w miejscu,

background image

60

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

toteż wędrowała po pokoju wymyślając różne zdania,
które rzuci Gilowi, gdy spotka go następnym razem.

Podeszła do okna i zauważyła, że niepostrzeżenie

dla niej nadeszła wiosna. Niebo było błękitne, słońce
jasno świeciło, na drzewach ukazały się pąki. Otworzyła
okno i wpuściła do pokoju wonne, świeże powietrze.

Może dlatego była tak podenerwowana? To wiosna

tak na nią wpłynęła. W tym nastroju każdy mężczyzna,
a nie tylko Gil podziałałby na nią podobnie.

Wiosna jest porą zdradliwą i niebezpieczną, powie-

działa sobie. Oderwała oczy od nieba, od wierzchołków
drzew i spojrzała w dół.

I wtedy ich zobaczyła. Gila i hrabinę. Stali na

chodniku i rozmawiali, podczas gdy obok czekała
czarna londyńska taksówka z zapalonym motorem.
Kierowca przyglądał im się zza szyby i niecierpliwił
się. Caro niezbyt wyraźnie widziała twarz kobiety,
tylko kaskadę jasnych włosów i szczupłą sylwetkę
otuloną kurtką z norek, narzuconą na czarny kostium.
Zanim Miranda wyszła za hrabiego Jurby, musiała
być modelką. Miała odpowiednią do tego figurę.
Była wysoka, płaska, bardzo chuda. Czy w takich
kobietach gustuje pan Martell?

Hrabina położyła dłoń na ramieniu Gila i w jasnym

ś

wietle słońca jej paznokcie rozbłysły lakierem koloru

krwi. Wspięła się na palce i pocałowała go mocno
w usta.

Caro odskoczyła od okna. A więc plotki okazały

się prawdziwe. Są kochankami. To nie ulega wąt-
pliwości. Te spojrzenia, ta intymność, ten gorący
pocałunek.

A niech sobie będą, myślała Caro. Nic a nic mnie

to nie obchodzi. Moja reakcja na Gila Martella jest
najwyraźniej skutkiem wiosennych zaburzeń w or-
ganizmie. I szybko przeminie.

Powróciła do swojego biurka i pochyliła się nad

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

6 1

dokumentami. Usiłowała się skupić, ale przez cały
czas nasłuchiwała kroków Gila.

Wreszcie zjawił się w gabinecie. Zatrzasnął za sobą

drzwi tak głośno, że Caro aż podskoczyła. Podniosła
głowę i szeroko otworzyła swoje szaroniebieskie oczy.

-

Ach, to pan - wymamrotała.

-

A kogo się pani spodziewała? - Gil podszedł do

swojego biurka i opadł ciężko na fotel.

-

Co za cholerny dzień! - wyrzucił z siebie. - Same

komplikacje, wszystkie przez kobiety.

-

Jestem pewna, że świetnie daje pan sobie z nimi

radę.

-

Co pani powiedziała?

-

Nic.

-

To dobrze, bo nie mam ochoty na słuchanie pani

komentarzy.

Caro z trudem powstrzymała się od powiedzenia

mu, co o nim myśli, i skoncentrowała się na ekranie
komputera, na którym wyrastały coraz to nowe
kolumny danych i cyfr. Powoli wyłaniał się z jej
poszukiwań dość jasny obraz sytuacji finansowej
Westbrooka, ale dopiero za dobrych kilka dni będzie
mogła przedstawić ojcu ostateczny wynik swoich
dociekań.

Gil Martell odbył kilka krótkich rzeczowych rozmów

telefonicznych z kierownikami działów, po czym bez
słowa opuścił gabinet. Caro odetchnęła z ulgą. Nie
potrafiła ignorować jego obecności. Irytowało ją to
niepomiernie. Od początku swojej zawodowej kariery
pracowała z mężczyznami i nic podobnego jeszcze jej
się nie przytrafiło.

O siódmej Martell pojawił się znowu. Magazyn był

już zamknięty, niemal wszyscy pracownicy poszli do
domu. Podobnie jak zespół ekspertów konsorcjum
Ramsgate'a. Gdy Gil ją zobaczył, stanął jak wryty.

- Musi pani natychmiast stąd wyjść - powiedział

background image

62

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

marszcząc brwi. - Za pięć minut pojawi się ekipa
naszych goryli pilnujących gmachu nocą. Będą bardzo
ź

li, jak panią zobaczą. Alarm automatyczny włącza

się o siódmej trzydzieści. Jest ustawiony na pewne
parametry. System ten jest tak skomplikowany, że
trudno go przestawić. Nawet dla mnie, a cóż dopiero
dla pani. Więc bardzo panią proszę o natychmiastowe
opuszczenie gmachu.

-

Chciałam dzisiaj skończyć przegląd działu, nad

którym pracuję - Caro wyprostowała się i zaczęła
sobie masować kark.

-

Zostawi to pani na jutro. - Gil spojrzał

na
zegarek. - Pracuje pani od ósmej rano. Jedenaście
godzin! Czy płacą pani za nadgodziny?

-

Jestem członkiem rodziny - roześmiała się Caro,

nagle zrelaksowana. - Nie wpadłoby mi nawet do
głowy, żeby żądać od ojca dodatkowych pieniędzy.

-

No, to mam nadzieję, że dostaje pani przyzwoitą

pensję.

-

Ojciec płaci mi tyle, ile płaciłby każdej innej

osobie na moim stanowisku.

-

Ale nie za nadgodziny.

Nie odpowiedziała. Nie chciała omawiać z tym

człowiekiem swoich osobistych spraw. A on nie nalegał.
Podszedł do niej i popatrzył na ekran komputera,
pokrytego równiusieńkimi kolumnami cyfr. Ściągnął
brwi. Caro pomyślała, że prawdopodobnie nie jest
mu w smak, że oto obca osoba sięga po najgłębsze
tajniki jego finansów.

- To jest właśnie to, co najbardziej interesuje panią

i pani ojca - wybuchnął nagle Gil. - Cyfry, kalkulacje,
księgi handlowe, rachunek zysków i strat. Myślicie
wyłącznie o robieniu pieniędzy, o
powiększaniu
kapitału. To mnie doprowadza do szału! Czy pani nie
rozumie, że stare przedsiębiorstwo rodzinne znaczy
więcej niż suma przynoszonych przez niego zysków?

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

ft.ł

-

Wiem, wiem - odezwała się Caro. - Pana rodzina

zaczynała od zera, powoli budowała firmę i dlatego
nie chce pan, żeby przeszła w obce ręce...

-

Nie o to chodzi. Mam na myśli ludzi, pracow

ników, którzy są z nami związani od najmłodszych
lat. Niektórzy pochodzą z rodzin, które od pokoleń
nie pracowały dla nikogo innego. Poświęcili firmie
kawał życia, tak samo jak mój dziadek i ojciec.

-

Trudno to porównywać - powiedziała

Caro
szorstko. - Mogę zrozumieć, że panu zależy na waszym
magazynie. Ale pańskim urzędnikom? Oczywiście, że
chodzi im o utrzymanie posad, ale na pewno obojętne
jest im to, jak nazywa się właściciel. Byleby otrzymywali
swoje pensje.

-

Tak pani uważa? śe im chodzi wyłącznie o pensje?

Nie docenia ich pani. To nie jest nawet sprawa
lojalności wobec mnie czy mojej rodziny. Ci ludzie
chcą, żeby ten magazyn prowadzony był w pewien
sposób, na zasadach, do których są przyzwyczajeni.
Czują się jego częścią, szczególnie ci, którzy są z nami
od wielu lat i zamierzają pozostać do emerytury.

-

A pan oczywiście zawsze zasięga ich opinii przed

każdą decyzją - uśmiechnęła się Caroline sarkastycznie.

-

Mamy komitet zakładowy, w którym reprezen

towane są wszystkie działy. Wysłuchujemy jego sugestii
i bierzemy je z reguły pod uwagę. To jest doskonały
układ. Nasi pracownicy miewają pomysły, o jakich
nam się nawet nie śniło. Jeżeli wprowadzamy
je
w życie i dają rezultaty, projektodawcy otrzymują
premię. Ja wdrożyłem ten system. No i udało mi się
postawić na nogi podupadającą firmę i zainteresować
załogę walką o jej rentowność. Niektórzy z
nich
zamiast premii woleli akcje. Zauważyłem, że młodzi
ludzie biorą gotówkę, starsi raczej akcje. Zaproponuję
pani coś. Zamiast ślęczeć nad cyframi z komputera,
niech się pani przejdzie ze mną po gmachu i poroz-

background image

64

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

mawia sobie z niektórymi z naszych pracowników.
W ten sposób zorientuje się pani, jakie jest to nasze
przedsiębiorstwo. Czym jest Westbrook dla ludzi,
którzy w nim pracują.

-

To mi nie jest potrzebne! - odparła Caro, dość

zdziwiona jego potokiem słów, ale wciąż dotknięta
jego oskarżeniem o merkantylność. - Wychowałam
się w kręgu domów towarowych podobnie jak pan.
Mój ojciec wciąż jeszcze dostaje kartki świąteczne od
ludzi, którzy pracowali w naszym pierwszym rodzin
nym magazynie. Zna ich od najmłodszych lat, są to
dla niego już nie tylko dawni pracownicy,
ale
przyjaciele. Mój ojciec nauczył mnie, że żadna firma
nie rozwinie się w kwitnący interes, jeżeli pracownicy
nie lubią szefa i nie ufają mu.

-

Pani cytuje swojego ojca, jak gdyby był Bogiem

- odparł Gil Martell szyderczo.

Caro zarumieniła się, ale w tej samej chwili

zauważyła kątem oka cień ludzkiej postaci za oszk-
lonymi drzwiami i zrezygnowała z odpowiedzi.

-

Tam ktoś stoi - szepnęła. - I podsłuchuje.

Rozległo się pukanie do drzwi.
-

Proszę wejść! - zawołał Gil.

Do gabinetu wsunął się umundurowany strażnik.

- Dobry wieczór, panie Martell -
powiedział.

- Dobry wieczór pani. Przepraszam, że
państwa
nachodzę, ale za dziesięć minut włączy się
auto
matyczny alarm. Jeżeli państwo chcą pracować do
późna, to proszę mnie wezwać. Będę musiał eskor
tować państwa do wyjścia. Proszę o tym nie zapom
nieć.

- Już wychodzimy - Gil uspokoił podejrzliwie nań

spoglądającego strażnika. - Proszę wyłączyć komputer,
panno Ramsgate - zażądał i Caro zmuszona była go
posłuchać.

Zrobiła to, starannie ułożyła dyskietki, rachunki

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

65

i papiery w szufladzie i przekręciła klucz w zamku
Wszystko to pod czujnym okiem obydwu mężczyzn.

Strażnik odprowadził ich do windy. Szli pustym

korytarzem pustego gmachu, który po całodziennej
krzątaninie wydawał się wręcz niesamowicie cichy
i jakoś dziwnie groźny.

Wchodząc do windy, Caro wzdrygnęła się lekko.

-

Zimno pani? - zainteresował się Gil i spojrzał

badawczym wzrokiem na jej kostiumik z lekkiej szarej
dzianiny, który mocno przylegał do jej ciała i może
nieco za bardzo podkreślał zarys piersi. - Bardzo
pani do twarzy w tym kolorze - dodał - ale może
przydałby się płaszcz.

-

Kiedy rano wychodziłam z domu, było całkiem

ciepło.

-

Mamy wprawdzie kwiecień, ale jeszcze daleko

do prawdziwej wiosny. No, nic. W
samochodzie
włączymy ogrzewanie.

Caro uświadomiła sobie, że miała zadzwonić po

taksówkę. Zirytowało ją to.

-

Na ogół jeżdżę kolejką podziemną albo auto

busem. Nasz dom jest w odległości dziesięciu minut
od naszego biura. Nie warto wyciągać samochodu
z garażu. Zamierzałam wezwać taksówkę, bo rzeczy
wiście zrobiło się późno, ale zapomniałam. To nic,
na pewno uda mi się zatrzymać jakąś przejeżdżają
cą.

-

Podwiozę panią - powiedział Gil jakby mimo

chodem.

Czyżby podejrzewał, że sobie tego życzę, pomyślała

Caro ze złością.

-

Bardzo dziękuję, ale dam sobie radę - odparła

chłodno.

-

To nonsens. Jadę w pani kierunku.

Gdy wyszli z windy, ujął ją lekko pod łokieć

i skierował ku bocznemu wyjściu, strzeżonemu przez

background image

66

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

innego umundurowanego strażnika. Gil Martell skinął
mu głową na pożegnanie.

- Dobranoc - powiedział.

Drzwi zamknęły się za nimi, jeszcze zanim zrobili

dwa kroki.

Tuż przed wyjściem stał błyszczący czarny

rolls--royce i zanim Caro zdążyła rozejrzeć się za
taksówką, Gil posadził ją na miejscu obok kierowcy i
zamknął za nią drzwiczki wozu.

Ruszyli przez rzęsiście oświetlone ulice centralnego

Londynu ku dzielnicy Regents Park, z jej pięknymi
skwerami

okolonymi

jednakowej

wysokości

patryc-juszowskimi domami.

-

Proszę zapiąć pas! - odezwał się Gil, gdy wjeżdżali

na jasno oświetloną Baker Street. Caro zapomniała
wykonać ten automatyczny gest. Był to najlepszy
dowód jej fatalnego stanu nerwów. Drżącymi rękami
usiłowała zapiąć klamrę pasa, ale w żaden sposób nie
mogła tego zrobić. Gil przyglądał jej się przez chwilę
kątem oka, potem przechylił się i jednym szybkim
ruchem wykonał ten prosty manewr. Caro poczuła
w nozdrzach dyskretny zapach męskiej wody kolońs-
kiej. Zalała ją fala pożądania, więc odsunęła
się
gwałtownie. Co się ze mną dzieje, pomyślała z rozpaczą.

-

Czy pani zawsze tak się boi mężczyzn? - zapytał

Martell patrząc na nią podczas postoju na czerwonym
ś

wietle.

-

Pana na pewno nie!

-

Więc dlaczego wzdryga się pani jak porażona

prądem, ilekroć się do niej zbliżam?

-

Nic podobnego!

Roześmiał się głośno i przysunął się do niej.

Bezwiednie odchyliła się w tył i zesztywniała. Krew
zaczęła mocniej pulsować w jej skroniach i krtani.

- Światła się zmieniły! - wykrztusiła z siebie.
Gil znowu się roześmiał.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

67

- Co za ulga! Cudem uratowana przez światła

drogowe!

Skoncentrował się jednak na prowadzeniu i samo-

chód znów gładko sunął szeroką ulicą.

Caro patrzyła prosto przed siebie. Była zła zarówno

na siebie, jak i na Gila Martella. Nie była tak naiwna,
by wyobrazić sobie, że podoba się temu ulubieńcowi
dam. Wiedziała, że nie jest kobietą pociągającą
seksualnie. Jeszcze jako młoda dziewczyna nauczyła
się żyć z tą prostą prawdą, że jedynym powodem, dla
którego mężczyzna mógłby zainteresować się jej osobą,
jest fortuna jej ojca. A już szczególnie mężczyzna
pokroju Gila Martella, który mógł przebierać w ko-
bietach jak w ulęgałkach.

Podobały mu się dziewczyny w typie hrabiny Jurby

- jasnowłose, zawadiackie, ubrane według najnowszej
mody, o szczupłych chłopięcych figurach. śartował
sobie z niej od kilku dni, chociażby tak jak przed
chwilą, używając swojego seksapilu, jako broni
przeciwko niej i ojcu, a ona dała poznać po sobie, że
nie pozostaje obojętna na jego sztuczki.

Jechali teraz wzdłuż wysadzanych drzewami ulic

dzielnicy Regents Park. Z ciemnego parku o tej samej
nazwie, w którym znajdowało się niewielkie zoo,
dochodziły przytłumione zwierzęce głosy, groźne, ale
zarazem dziwnie żałosne. Caro wzdrygnęła się mimo
woli. Zdawało jej się, że jest w nich echo jej własnych
odczuć.

Minęli rezydencję lady Westbrook i znajdowali się

już w niewielkiej odległości od domu Ramsgate'ów,
kiedy Gil gwałtownie nacisnął hamulec. Opony
zapiszczały, Caro rzuciło gwałtownie w przód. Gdyby
nie pasy, z pewnością rozbiłaby sobie głowę o szybę.

- Co pan, u licha, wyprawia? - krzyknęła.

Gil milczał. Wbił wzrok w stojący na podjeździe

domu babki samochód. Był to czerwony porsche.

background image

68

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

-

Czy coś nie tak? - zainteresowała się Caro.

-

To wóz Mirandy - mruknął niecierpliwie. - Ka

załem jej pojechać do swojej matki. Nie rozumiem,
dlaczego mnie nie posłuchała. Jeżeli Colin ją
tu
znajdzie, zabije nas oboje.

-

To byłoby nawet niezłe wyjście z sytuacji - po

wiedziała złośliwie Caro.

-

Po diabła przyjechała do babki? - Gil był wyraźnie

zaszokowany. - I dlaczego ona nie wyrzuciła jej za
drzwi?

-

Może lady Westbrook zaprosiła ją na kolację?

- zauważyła Caro niby to obojętnym, ale
dość
sarkastycznym tonem.

Tym razem Gil spojrzał na nią uważnie.

-

To chyba niemożliwe - odparł. - Babka nie

cierpi Mirandy.

-

Niech mnie pan odwiezie do domu. Jest późno,

a ja jestem głodna.

-

Głodna?

-

I to bardzo. Poza tym mój ojciec wymaga, żeby

kolacja była podana punktualnie o ósmej, a jest już
pięć minut po. Więc będę panu wdzięczna...

Urwała w pół zdania, gdyż Gil energicznie zapalił

motor, lecz zamiast ruszyć naprzód, cofnął się i skręcił
na podjazd domu babki. Zatrzymał się tuż za
czerwonym porsche.

-

Co pan robi? - zdziwiła się Caro.

-

Zabieram panią na kolację do babki - poinfor

mował ją, wysiadł, obszedł wóz i otworzył przed nią
drzwiczki.

- Mowy nie ma. Niech pan nie będzie śmieszny...
Gil wsunął głowę do środka samochodu, sięgnął

w głąb i odpiął pas Caro tak zręcznie, że nawet jej nie
dotknął.

-

Proszę za mną! - zażądał.

-

Nic z tego. Proszę mnie odwieźć do domu!

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Gil objął obiema rękami jej talię i mimo że broniła

się, wyciągnął ją siłą z wozu.

-

Nie dam się zaciągnąć do domu! - krzyknęła Caro.

-

A ja mówię, że tak.

-

Nie zmusi mnie pan!

-

A właśnie, że zmuszę!

Gil nie puszczał jej. Ściskał jej wąską talię tak

mocno, że zabrakło jej tchu, ale jednocześnie ogarnęła
ją fala ciepła i jakaś nie znana jej dotąd dziwna
bezwolność. Przez moment miała przemożną chęć
całkowicie poddać się temu nowemu uczuciu.

- Nieznośna z pani kobieta. - Gil spojrzał na nią

z niechęcią.

Zamiast się obrazić, ucieszyła się. Przynajmniej

mnie nie ignoruje, pomyślała. Przedtem nawet nie
słyszał, co do niego mówię, a w najlepszym razie
drwił sobie ze mnie.

-

A z pana nieznośny mężczyzna - odpowiedziała

po krótkiej chwili.

-

Czy pani zawsze musi mieć ostatnie słowo?

- W każdym razie nie pozwalam, by mi dokuczano!
Drzwi domu lady Westbrook otworzyły się nagle

i szeroki strumień żółtego światła przeciął ciemności.
Carol zdrętwiała. Zdała sobie sprawę, że sylwetki jej
i Gila muszą się ostro rysować na tle błyszczącej
czarnej karoserii rollsa. Czyżby babka Gila wyszła
przed próg, by powitać wnuka? A może była to
hrabina Jurby? Caro już obracała się w stronę drzwi,
by zobaczyć, kto w nich stoi, ale zanim to zrobiła, Gil
pochylił się nad nią i przycisnął gorące wargi do jej
wpółotwartych ust.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Caro była tak zaskoczona, że nie zdołała go ani

odepchnąć, ani spoliczkować. Jakże później żałowała,
ż

e tego nie zrobiła, ale przecież nie miała najmniejszej

szansy.

Całował ją brutalnie. Obracał ją w swych silnych

rękach jak lalkę, przyciskał do siebie z całej mocy.
Jego pierś unosiła się i opadała jak po szaleńczym
biegu, czuła jego muskularne udo pomiędzy swoimi
udami, jego łapczywe wargi na swoich. Słodycz
zmieszana z udręką. Była nagle słaba i bezbronna,
więc zamknęła oczy i zapadła się w rozkoszną
ciemność, gdzie nic już nie miało znaczenia poza tym
szaleńczym całowaniem.

Kiedy Gil wreszcie oderwał się od niej, Caro zadygo-

tała jak w gorączce. Oparła się o niego, żeby nie upaść,
bała się, że nogi odmówią jej posłuszeństwa, że padnie
do jego stóp tak jak wtedy, gdy zobaczyła go po raz
pierwszy. Jednocześnie narastała w niej złość. Chciała
krzyczeć, bić go, bo czuła, że w gruncie rzeczy bawi się
nią, że całował ją w jakimś jemu tylko wiadomym celu,
w jakiejś swojej sprawie. Ale w jakiej? I dlaczego?

Nagle Gil obrócił się w stronę drzwi domu i wydobył

z siebie dość sztuczny śmiech.

- Ach, to ty, Mirando! Co tu robisz? - zawołał,

niby to zaskoczony.

Caro zrozumiała wszystko. Całował ją wyłącznie

na złość hrabinie. Może byli pokłóceni? Może chciał
wzbudzić w niej uczucie zazdrości? Wszystko to było
zwykłą grą, a ona, Caro, odgrywała rolę pionka.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

7 I

Smukła blondynka uśmiechnęła się do Gila promien-

nie. Brylanty w jej kolii i kolczykach sypnęły iskrami.
Mimo to widać było, że miota nią złość. Gil osiągnął
swój cel.

- Próbowałam się dodzwonić do ciebie, kochanie

- powiedziała. - Nie było cię jednak ani w domu, ani
w biurze, więc skomunikowałam się z twoją babką,
a ona zaprosiła mnie na kolację. Powiedziała, że ty
także będziesz. Czekamy na ciebie od niepamiętnych
czasów. Starsza pani jest bardzo niezadowolona, mój
drogi. Jakże można się tak spóźniać?

Miranda zachowywała się tak, jak gdyby Caro

była niewidzialna. Ta obróciła się i już chciała
piechotą ruszyć do domu, który znajdował się w od-
ległości zaledwie kilku minut szybkiego marszu, ale
Gil chwycił ją za ramię, przyciągnął do siebie i objął
mocno w talii.

- Mirando - powiedział. - Nie jestem pewny, czy

znasz Caroline Ramsgate. Caro, przedstawiam
ci
hrabinę Jurby.

Panie spojrzały na siebie jak gdyby poprzez bez-

kresne wody oceanu. śadna nie poruszyła się ani nie
uśmiechnęła.

Gil Martell uśmiechnął się. Był najwyraźniej roz-

bawiony. Caro miała ochotę kopnąć go, podrapać.

-

Babka zapewne mówiła ci o tym, że ojciec panny

Ramsgate być może przejmie naszą firmę - zwrócił
się do Mirandy.

-

Ach, więc ona jest córką tego człowieka. - Miran

da uniosła brwi. - Rozumiem. Powinniśmy być dla
niej bardzo mili, nieprawdaż?

-

Caro zje z nami kolację - oświadczył Gil.

-

Twoja babka nic o tym nie mówiła.

Caro już chciała otworzyć usta, żeby powiedzieć,

ż

e nie przyjmuje zaproszenia, kiedy Gil pchnął ją

lekko w stronę drzwi. Ukazała się w nich teraz ta

background image

72

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

sama niska, pulchna kobieta, którą Caro poznała
w czasie pierwszej wizyty u lady Westbrook.

-

Dobry wieczór, Susan - zwrócił się do niej Gil.

- Pamięta pani pannę Ramsgate. Była tu z ojcem
w zeszłym tygodniu. Zaprosiłem ją na kolację. Czy
mamy coś dobrego?

-

Niestety, nic specjalnego - zdenerwowała się

Susan. - Jest melon z szynką, a potem zapiekanka
z kury i mus kawowy... Trzeba mnie było uprze
dzić. Nie jestem pewna, czy wystarczy tego na pięć
osób.

-

Wszystko będzie na pewno pyszne - odparł Gil,

rzucając gospodyni jeden ze swoich
czarujących
uśmiechów. - Panna Ramsgate jest na pewno na
diecie. Prawda, Caro? Wszystkie kobiety są na jakiejś
diecie. Przynajmniej od czasu do czasu.

Miranda z ironicznym uśmieszkiem zmierzyła lekko

tu i ówdzie zaokrąglone kształty rywalki, dając do
zrozumienia, że znacznie wyżej ceni sobie swoją modną
chudą figurę, co wyraźnie zaambarasowało Caro.

- Na pewno damy sobie radę. Ja zrezygnuję z musu

i zjem na deser kawałek sera - oświadczył Gil. - A ty,
Susan, pospiesz się i połóż jeszcze jedno nakrycie na
stół.

Susan, która pełniła obowiązki kogoś w rodzaju

gospodyni domu i damy do towarzystwa lady West-
brook, przyzwyczajona była widać do aroganckich
komend wnuka swojej chlebodawczyni, gdyż natych-
miast udała się w głąb domu. Gil zaś zaprowadził
Caro do dużego salonu, umeblowanego z wiktoriańską
elegancją i ozdobionego gobelinami i grubymi dywa-
nami. Przed palącym się kominkiem siedziała lady
Westbrook. Mimo wiosennej pogody jej ramiona
otulał kaszmirowy szal. Spojrzała na Caro nieco
zdziwionym wzrokiem.

- Babciu, pozwól - odezwał się szybko Gil - Caro

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

/ \

pracowała w moim gabinecie przez cały dzień. Zrobiło
się późno, pomyślałem, że jest na pewno głodna, więc
przyprowadziłem ją na kolację.

Lady Westbrook wyciągnęła do Caro białą dłoń.

-

Jakże mi miło. Droga Caroline, mam nadzieję,

ż

e Gilham idzie pani we wszystkim na rękę.

-

Robię, co mogę - uśmiechnął się Gil i spojrzał

znacząco na Caro.

Lady Westbrook zdawała się nie zauważać ironicz-

nego tonu głosu wnuka ani rumieńca, jakim spłonęła
Caroline.

- Niechże pani siada obok mnie, moja
droga

- powiedziała wskazując na fotel. - Proszę
mi
opowiedzieć, jak pani idzie robota. A może
nie
powinnam o to pytać?

- Jeszcze za wcześnie na wyciąganie wniosków

- odparła Caro. - Zanim sporządzimy raport, minie
jeszcze trochę czasu.

Miranda przysłuchiwała się tej rozmowie z rosnącym

zdziwieniem.

-

O jaki raport chodzi? - zapytała wreszcie.

-

Caro jest ekspertem z dziedziny finansów i księgo

wości - wytłumaczył jej Gil.

-

Księgowa? - skrzywiła się Miranda. - Też mi

zajęcie dla kobiety.

-

No cóż, ten zawód już dawno przestał

być
monopolem mężczyzn. A pani, o ile się nie mylę, była
przed wyjściem za mąż modelką, nieprawdaż? - zapy
tała Caro.

- Przestałam pracować dopiero dwa lata temu.
Caro wzruszyła ramionami.

- Kiedyś kobiety nie miały wielkiego

wyboru.
Pozwalano im uczyć dzieci, pielęgnować chorych,
pracować w teatrze, w biurach. Ale dzisiaj jest zupełnie
inaczej. Wszystkie zawody stają przed nami otworem.
Trzeba tylko coś umieć i chcieć.

background image

74

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

-

Mimo to nie wyobrażani sobie kobiety, która nie

wolałaby być modelką niż księgową - wtrącił się Gil.

-

Masz rację, kochanie - roześmiała się Miranda.

Do pokoju wpadła lekko zdyszana Susan i oświad-

czyła, że podano do stołu. Gil pomógł babce wstać
z fotela, wziął ją pod rękę i ruszył z nią do jadalni.
Caro pomyślała sobie, że mimo iż lady Westbrook
postanowiła sprzedać ich dom towarowy bez zasięgania
jego opinii, kochała swojego wnuka, a on odwzajemniał
jej się wielkim przywiązaniem.

W czasie kolacji Miranda otwarcie flirtowała

z Gilem. Patrzyła na niego wielkimi zakochanymi
oczami, uśmiechała się zalotnie i całkowicie ignorowała
Caro. Ta siedziała w ponurym milczeniu, jadła mało
i marzyła o tym, żeby być gdzie indziej. Nie rozumiała,
jak to się stało, że dała się namówić na tę kolację.
I dlaczego Gilowi tak zależało na jej obecności. I na
ile poważny był jego flirt z piękną hrabiną Jurby.

-

Zamieszkałam w Savoyu - oświadczyła w pewnym

momencie Miranda. Gil właśnie dolewał do jej kieliszka
pysznego białego wina z piwnicy babki i spojrzał na
nią ze zdumieniem.

-

No cóż, kochanie - powiedziała szybko. - Przecież

zalecałeś mi przeniesienie się na neutralny grunt.
Pomyślałam, że najlepszy będzie hotel. Napisałam do
Colina kartkę z adresem i położyłam ją w holu na
stoliku. śeby nie mógł potem mówić, że nie wie,
gdzie jestem. Wynajęłam sobie piękny apartament.
W sypialni jest łoże z baldachimem, przez okna widać
Tamizę i drzewa całe w pąkach. Sam zobaczysz.
Londyn jest wspaniały wiosną, nieprawdaż?

Lady Westbrook wyprostowała się w swoim fote-

lu i spojrzała na Mirandę ze zgorszeniem i konster-
nacją.

- Co ty opowiadasz, Mirando? Czyżbyś porzuciła

swojego męża?

background image

STRACH PRZED MH.OŚCIĄ

75

- Niestety tak. Cóż innego mogłam zrobić? Po tej

okropnej scenie w publicznym lokalu?

Spojrzała na starszą panią szeroko otwartymi,

niewinnymi jak u dziecka oczami.

-

To tylko pogorszy sprawę! - mruknęła

lady
Westbrook.

-

Pani nie wie, co ja przez niego przeszłam! Gil jest

moim świadkiem. Proszę go zapytać. Colin nie pierwszy
raz upokorzył mnie w obecności obcych ludzi. Ale to
się więcej nie zdarzy.

-

Nie mówmy o tym przy kolacji - obruszył się Gil

i Miranda opuściła swoją jasną głowę na jego ramię
i spojrzała mu rozkochanym wzrokiem w
oczy.
Uosobienie kobiecości!

-

Jak każesz, kochanie! - szepnęła.

Lady Westbrook spojrzała na hrabinę Jurby, jak

gdyby miała ochotę dać jej dobrego klapsa. Caro
czuła to samo, lecz zamiast tego spożywała łyczkami
swoją porcyjkę kawowego musu.

Po posiłku, który był najwyraźniej obliczony nie na

pięć, lecz na trzy osoby, podano jeszcze sporą tacę
z wyjątkowo smacznymi serami, po czym lady
Westbrook zaprowadziła swoich gości na kawę do
salonu.

Gil nie pozwolił Susan dźwigać ciężkiej srebrnej

tacy, sam podjął się rozlewania kawy i obsypał
towarzyszkę babki licznymi komplementami za jej
kunszt kulinarny.

Caro obserwowała go uważnie. Jaki potrafił być

miły, gdy chciał. Ile czułości, ile sympatii było w jego
stosunku do babki. Nie powinno jej to było dziwić.
Ludzie nie są jednoznaczni. W każdym człowieku
tkwią całe pokłady różnych uczuć. Gilham Martell
był człowiekiem niezwykle skomplikowanym i Caro
zaczynała sobie z tego zdawać sprawę.

Właśnie kończyli pić kawę, kiedy rozległ się gwał-

background image

76

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

towny dzwonek u drzwi. Miranda wyprostowała się
w krześle i szeroko otworzyła swoje błękitne oczy.

-

Colin!

-

Dlaczego pani sądzi, że to może być pani mąż?

- zdziwiła się lady Westbrook.

Gil podniósł się powoli z fotela i ostro spojrzał na

Mirandę.

-

Podobno napisałaś mu, że jesteś w Savoyu. Więc

dlaczego miałby przychodzić do nas?

-

Nie mam pojęcia... nie gniewaj się na

mnie

wymamrotała Miranda.

Caro pomyślała, że powinna współczuć tej kobiecie,

ale zachowanie tamtej było zbyt teatralne, żeby mogło
być prawdziwe. Wbrew własnej woli wydawała się
raczej rozbawiona niż przerażona.

-

Przyznaj się, Mirando, że zawiadomiłaś go, iż

jesteś tutaj? No, mów - zażądał Gil.

-

Może zadzwonił do Savoyu i tam mu powiedzieli,

bo, widzisz, musiałam to zrobić na wypadek, gdyby
zgłosiła się moja matka...

Rozległ się drugi, tym razem znacznie głośniejszy

dzwonek do drzwi.

-

Otwórz, Susan - zażądała lady Westbrook.

-

Nie, nie - krzyknęła Miranda.

-

Rób, co ci każę! - powtórzyła lady Westbrook.

-

Niech go pani nie wpuszcza - rozpłakała się

Miranda. - Droga lady Westbrook, pani nie ma
pojęcia, jaki on potrafi być okropny. Zwłaszcza jeżeli
za dużo wypił. A o tej porze jest na pewno po kilku
godzinach pijaństwa w klubie. Cały czas spędza tam
w barze.

Z holu zaczęły dochodzić gniewne głosy. Gil ruszył

ku drzwiom, lecz zatrzymał się w pół drogi, gdyż
otwarły się i pojawił się w nich mężczyzna, którego
twarz Caro natychmiast rozpoznała. Był to niewątpliwie
hrabia Jurby, ten z fotografii prasowej sprzed kilku

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

77

dni, na której widać go było w bójce w nocnym
lokalu. Wydawał się nieco starszy od Gila. Miał
pociągłą, niezbyt sympatyczną twarz, mocno w tej
chwili zaczerwienioną. Z całej jego postawy buchała
agresja. Jednakże rysy miał regularne i kiedy był
trzeźwy, mógł być prawdopodobnie zupełnie sym-
patycznym

człowiekiem.

Spojrzał

na

Gila

rozgorączkowanymi oczami.

-

A więc jesteś! Ta głupia baba zapewniała mnie,

ż

e cię tu nie znajdę. Byłem pewny, że kłamie. Gdzie

moja żona, ty świński ryju?

-

Colin, uspokój się, jesteś pijany... - zaczął Gil,

ale tamten zauważył w głębi pokoju Mirandę i roze
ś

miał się tryumfalnie.

- Ona też tu jest! Oczywiście! I to z tobą!
Zacisnął pięści i próbował rzucić się na
Gila.

Wyglądał okropnie. Rudawe włosy miał zmierzwione,
krawat przekrzywiony, koszulę rozpiętą. Był to dość
niezwykły widok w tym eleganckim patrycjuszowskim
salonie.

- Zabiję cię, Martell!

- Jak śmie pan zachowywać się tak w

mojej
obecności! - Glos lady Westbrook był ostry jak
brzytwa. - Gdzie pańskie maniery? To jest mój dom,
a nie jakaś knajpa!

Hrabia stanął jak wryty, wyprostował się, opuścił

ręce i zalał się szkarłatnym rumieńcem.

- Dobry Boże, twoja babka też tu jest! Myślałem,

ż

e to kłamstwo... żeście to sobie wymyślili... bardzo

panią przepraszam, lady Westbrook. Proszę pokornie

o wybaczenie. Zachowałem się okropnie. Jak ostatni
łajdak. Wypiłem o jednego za dużo.

Ukłonił się nisko i prawie upadł na podłogę. Gil

chwycił go mocno za ramię.

- Dziękuję ci, Gil - powiedział hrabia automatycznie

i powolnym, niepewnym krokiem pijanego słonia

background image

78

STRACH PR7.ED MIŁOŚCIĄ

ruszył ku drzwiom. - Zdaje się, że była tu gdzieś moja
ż

ona, Miranda... O, jest! Pomóż człowiekowi, który

ledwo trzyma się na nogach, kochanie.

-

Idźże do domu - mruknęła Miranda.

-

No tak. Zaraz pójdę, ale nie wiem, co się dzieje

z moim samochodem. Czy ja przyjechałem tu samo
chodem?

Stanął, żeby się zastanowić.

-

Nie, nie... taksówką. Ktoś w klubie powiedział

mi... nie, to chyba był policjant... że w tym stanie nie
pozwoli mi siąść za kierownicę. Zabrał mi kluczyki.

-

Odwiozę go do domu, dobrze, Mirando? - za

proponował Gil.

Hrabia odsunął go.

-

Odwiezie mnie żona - wymamrotał.

-

Ani mi się śni - odparła hrabina. - Jesteś znowu

pijany. Patrzeć na ciebie nie mogę. Mam dosyć życia
pod jednym dachem z człowiekiem, który ogląda
ś

wiat przez dno kieliszka. Słuchaj, Colin,

bierz
taksówkę albo idź piechotą. Prześpij się na ławce
w parku. Rób, co chcesz. Nic a nic mnie to nie
obchodzi. Wiem tylko, że do domu z tobą nie wrócę.

-

Myślę, że powinniście prowadzić tę

rozmowę
w innym miejscu - powiedział stanowczo Gil. - Miran
do, pomóż mi wyprowadzić Colina do holu. Chodź,
Colin, nie bądź idiotą... nie możesz tu rozmawiać z żoną.

Colin spojrzał na lady Westbrook i prawie otrzeź-

wiał.

-

Przepraszam... bardzo przepraszam... już wy

chodzę.

-

Tędy - zakomenderował Gil, popychając

go
lekko ku drzwiom.

Hrabina, choć niechętnie, poszła w ich ślady. Lady

Westbrook wydała westchnienie ulgi.

- Przykro mi za ten incydent - powiedziała z zimną

uprzejmością do Caro. - Mój wnuk dziwnie
się

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

79

ostatnio zachowuje. Bardzo żałuję, że musiała pani
być świadkiem tej obrzydliwej scenki. Gil nie powinien
był do tego dopuścić.

Caro zauważyła, że ręce starszej pani trzęsą się ze

zdenerwowania i poczuła odruch sympatii. Wstała,
podeszła do niej, uklękła przy jej fotelu i ujęła te
drobne, zimne, rozdygotane dłonie w swoje, młode
i ciepłe. Patrząc z uśmiechem na bladą, zmęczoną
twarz staruszki, zaczęła je delikatnie rozcierać.

- Nie warto się tym przejmować, szkoda zdrowia

- powiedziała cicho.

-

On jest taki niemądry. - W wyblakłych oczach

lady Westbrook zabłysły łzy. - Ostrzegałam go przed
Mirandą. Znam ten typ kobiet. Zawsze znudzone,
poszukujące sensacji, zmian... jeżeli Colin się z nią
rozwiedzie, Gil będzie musiał ożenić się z nią, a to
byłoby straszne. Ona zrujnowałaby mu życie. Moja
rodzina zdobyła wszystko, co dziś mamy, ciężką
pracą. Wolałabym zostawić cały majątek na jakiś
dobroczynny cel, niż oddać go w ręce Mirandy, która
roztrwoniłaby wszystko na swoje stroje i kaprysy.

-

Czy właśnie dlatego zdecydowała się pani sprzedać

swoje akcje?

Lady Westbrook rzuciła na Caro na poły gniewne,

na poły smutne spojrzenie.

- Postawiłam Gilowi ultimatum -
powiedziała.

- Albo przysięgnie, że przestanie widywać się z Miran
dą, albo zgodzę się, żeby nasz magazyn przeszedł
w ręce pani ojca.

Caro gwizdnęła cichutko. Wyobraziła sobie tę scenę.

Znając już trochę Gila Martella, domyślała się, jak
zareagował na taki szantaż.

- Wiem, co pani myśli - odezwała się starsza pani.

- śe popełniłam błąd. Zrozumiałam to zaraz po tym,
jak wyrwały mi się te słowa. Po prostu straciłam
nerwy...

background image

80

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

- A on odpowiedział na to, żeby pani robiła, co

się pani żywnie podoba, że nic go to nie obchodzi,
prawda?

Caro potrafiła sobie nawet wyobrazić ton jego

głosu. Wcale nieźle poznała go przez ten krótki czas.
Rozbawiło ją to, więc roześmiała się.

Lady Westbrook spojrzała na nią ze zdumieniem

i po chwili też zaczęła się śmiać.

- Dziękuję, moja droga, że pozwoliła mi się pani

wygadać - powiedziała po chwili i wytarła sobie oczy.

Stojący na kominku francuski zegar zaczął wybijać

dziesiątą. Caro skorzystała z okazji, żeby pożegnać
się wreszcie ze swoją gospodynią.

- Muszę wracać do domu. Dziękuję za pyszną

kolację. Miło mi było móc porozmawiać z panią.

Co ja gadam, pomyślała, przecież to właściwie był

koszmarny wieczór. Nigdy w życiu nie przeżyła nic
podobnego. Była emocjonalnie wyczerpana od tego
przerzucania się z jednego nastroju w drugi.

-

Musi pani zaczekać, aż wróci Gil.

Odwiezie
panią do domu.

-

Dziękuję. Mieszkam o kilkadziesiąt metrów stąd.

Chętnie się przejdę.

-

Po ciemku? To wykluczone.

Caro potrząsnęła energicznie głową, pożegnała się

serdecznie ze starszą panią i wybiegła z salonu.

W holu było ciemno i na szczęście pusto. Ale

w chwili gdy Caro zbliżała się do frontowych drzwi,
te otworzyły się i stanął w nich Gil.

-

Dokąd to? - zapytał.

-

Do domu.

-

Odwiozę panią.

-

Wolę się przejść. Dla zdrowia.

-

Więc panią odprowadzę - zdecydował.

-

Nie trzeba.

-

Nie pozwolę pani o tej porze chodzić samotnie

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

8 I

po ciemnych ulicach. Gdyby się pani coś złego
przytrafiło, pani ojciec odarłby mnie ze skóry.

Na dworze pachniało wiosną. Niebo było bez-

chmurne, powietrze tak czyste, że można było liczyć
gwiazdy. Wielki srebrny księżyc zwisał niziutko nad
plątaniną londyńskich ulic.

Szli szybkim krokiem wzdłuż ciemnego Regents

Park, w którego drzewach szumiał łagodny wiatr.

Na tych ekskluzywnych ulicach o tej porze ruch

samochodowy był minimalny. W oknach pięknych
starych domów paliły się wprawdzie światła, ale nic
prawie nie zakłócało nocnej ciszy.

Szli krok w krok w głębokim milczeniu, którego

ż

adne z nich nie miało ochoty przerwać.

-

No, dobrze - odezwał się wreszcie Gil, gdy

przechodzili pod latarnią, i spojrzał przelotnie na
profil Caro, zupełnie jak gdyby chciał ocenić stopień
jej oburzenia i niechęci. - Dobrze wiem, o czym pani
teraz myśli. Przez cały wieczór obserwowałem panią.
Jest pani śmieszną małą purytanką. Ale proszę się
uspokoić. Miranda wróciła do męża. Mam nadzieję,
ż

e to panią zadowoli.

-

Wróciła do domu?

-

Tak jest. Cieszy to panią? - Gil ujął jej ramię

palcami silnymi jak kleszcze.

-

Ale pana najwidoczniej nie - mruknęła Caro.

- I proszę puścić. To boli.

Puścił ją, ale zastąpił jej drogę.

-

Moje stosunki z Mirandą i Colinem to moja

sprawa. Pani nie wie nic ani o nich, ani o mnie. Poza
tym ma pani okropny zwyczaj patrzenia na ludzi
z góry. Z pogardą! Niech pani tego nie robi! Przynaj
mniej w stosunku do mnie.

-

Widzę, że umie pan czytać w cudzych myślach

- odparła Caro z ironią. - Wobec tego wie pan, co
o nim teraz myślę, więc proszę mi dać święty spokój!

background image

82

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Odepchnęła go z taką siłą, że stracił równowagę,

cofnął się i oparł o żywopłot. Nie odwracając się
Caro puściła się biegiem. Dotarła do podjazdu swojego
domu i już miała otworzyć drzwi, kiedy Gil dogonił
ją, chwycił za ramiona i mocno szarpnął. Zatoczyła
się i wpadła na drzewo.

-

Ręce przy sobie! - szepnęła jeszcze zdyszana po

biegu. - Czy pan zwariował? śeby gonić za mną po
ulicy jak...

-

Przecież właśnie tego pani chciała - zareagowały

z cynicznym skrzywieniem ust. - śebym pędził za
panią jak głupi szczeniak.

-

Nonsens! Może pańska przyjaciółka lubi takie-

zabawy, ale ja na pewno nie!

To, że wspomniała Mirandę, rozzłościło go. Przyci-

snął Caro mocno do pnia.

- Dlaczego pani tak się przyczepiła do Mirandy?

Zaczynam podejrzewać, że jest pani zazdrosna. A może
nienawidzi ją pani tak dlatego, że jest piękna i słynie
ze swojej urody? śe mężczyźni szaleją za nią? Kobiety
to najdziwniejsze stworzenia świata. Pani zazdrości
Mirandzie powodzenia, a gdy o niej mowa, przybiera
takie miny, jak gdyby pani nigdy w życiu nie była
w łóżku z mężczyzną.

Caro zalała się ciemnym rumieńcem. Oczy Gila

rozbłysły.

-

Czy trafiłem w sedno?

-

Właśnie, że nie!

- To znaczy, że była pani już w łóżku z
mężczyzną?

- Nie jestem tak sprośna jak pan i pańskie kobiety.

Dla was przespanie się z pierwszą lepszą napotkaną
osobą, niezależnie od tego, czy już ma partnera, czy
nie, to żadna sprawa.

Ironiczny uśmieszek zniknął z twarzy Gila. Spojrzał

na Caro z taką wściekłością, że zadrżało w niej serce.

Caro oddychała ciężko przez suche usta, w uszach

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

83

szumiała jej krew. Nie miała pojęcia, czego się teraz
spodziewać po tym gwałtownym człowieku, z któ-
rym wdała się nieopatrznie w tak ostry konflikt.
Dygotała na całym ciele jak w lęku przed ciosem.
Ale Gil nie uderzył jej. Zamiast tego poczęstował ją
pocałunkiem.

Lecz cóż to był za pocałunek! Jego usta spadły

jakimś straszliwym ciężarem, parzyły, rozgniatały.
Głową oparta o pień drzewa, z wygiętą do bólu szyją,
czuła, że jej oczy wypełniają się gorącymi łzami.
Minęły lata świetlne, zanim Gil oderwał się od niej,
wyprostował i odsunął o pół kroku. Oczy miał
zapadnięte, powieki półprzymknięte, wyprostował się
i stał zupełnie nieruchomo, wyglądał jak kamienny
posąg jakiejś mitycznej postaci.

Caro także trwała bez ruchu, tylko wielkie łzy

płynęły po jej pobladłych policzkach.

Po chwili Gil otworzył oczy i spojrzał na nią.

- Przepraszam. Nie wiem, co mi się stało. Straciłem

panowanie nad sobą. Proszę mi wybaczyć.

Caro nie mogła powstrzymać płaczu. Częściowo

dlatego, że bolały ją opuchnięte wargi, zupełnie jak
po ukąszeniu osy, częściowo dlatego, że była w szoku.

- Przestań płakać, Caro - szepnął Gil, przeczesując

palcami swoje ciemne włosy. - Ja tego nie chciałem.
Sam nie wiem, jak ci to wytłumaczyć.
Zupełnie
straciłem głowę.

Słowa te jeszcze bardziej zbulwersowały Caro. Więc

Gil wcale nie miał ochoty jej całować. Zrobił to
zupełnie bezmyślnie i już tego żałował. Nienawidziła
go, ale nie mogła powstrzymać łez.

Nagle Gil pochylił się nad nią i delikatnie musnął

ustami jej nabrzmiałe powieki. Caro wzdrygnęła się
pod wpływem tego czułego gestu. Ale zaraz znowu
ogarnęły ją dreszcze, gdyż poczuła czubek jego języka
pieszczotliwie przesuwający się po jej mokrych rzęsach.

background image

84

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Przestała szlochać i stojąc nieruchomo napawała się
tym zupełnie nowym odczuciem.

- No, już dobrze - szeptał jej do ucha, muskając

wargami jej czoło, oczy, policzki. Objął ją
czule,
kołysał ją w ramionach, mówił słowa pociechy, jakby
była małym, nieszczęśliwym dzieckiem. Głaskał jej
długie kasztanowate włosy, przyciskał głowę do swej
piersi.

Gdyby chciała, mogłaby teraz bez trudu wysunąć

się z jego ramion, odepchnąć go, uciec, ale nie.
Oparła się o niego całym ciałem, wchłaniała w siebie
emanujące z niego ciepło. Po chwili Gil zaczął znów
całować jej usta, tym razem łagodnie, ostrożnie, aż jej
ciało rozedrgało się z rozkoszy. Odpowiadała teraz
pocałunkami na jego pocałunki, zarzuciła mu ręce na
szyję, wplotła palce w jego gęste, ciemne włosy,
głaskała napięte mięśnie jego mocnego karku.

- Och, jak przyjemnie - wymamrotał Gil. - Rób

tak dalej. Mam za sobą straszny dzień. Tysiące spraw
do załatwienia. Taki masaż to właśnie to, czego mi
potrzeba.

Po chwili Caro zorientowała się, że Gil zabiera się

do długiego suwaka na plecach jej sukni.

- Muszę iść - szepnęła.

Słyszała gwałtowne bicie jego serca, czuła na swojej

twarzy jego szybki gorący oddech.

- Jeszcze nie - odparł i przesunął rękę po jej plecach.
Ale Caro już zaczynała odzyskiwać panowanie nad

sobą. Myśli jej powoli się porządkowały. Zamiary
Gila były dla niej zupełnie jasne. Należało go w porę
powstrzymać.

Doskonale wiedziała, że w stanie, w jakim się

znalazł, rzuciłby się na pierwszą lepszą napotkaną
kobietę. Ostatecznie był przed chwilą świadkiem
powrotu swojej kochanki do męża i musiał być zły,
nieszczęśliwy i zazdrosny.

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

85

Potrzebna mu była jakaś inna silna podnieta, ale

na tę rolę Caro nie miała najmniejszej ochoty.
Wprawdzie przez moment ogarnięta była szaleńczym
wprost pożądaniem i nieomal gotowa mu ulec, ale
zbyt długo czekała na pojawienie się tego jedynego
prawdziwego mężczyzny jej życia, by zgodzić się na
chwilowe zajęcie miejsca innej kobiety.

Chciała, żeby przyszły kochanek pragnął jej, tylko

i wyłącznie jej.

Odepchnęła więc Gila ze zdumiewającą siłą.

-

Co się stało? - zapytał, zaskoczony.

-

Nie chcę tego - powiedziała Caro szybko.

- Proszę mnie puścić. Jestem okropnie zmęczona. To
był bardzo długi dzień. Powiedzmy sobie dobranoc
i idźmy spać.

Gil patrzył w jej chłodne teraz oczy i jego oddech

powoli się uspokajał.

- Nie sądziłem, że jesteś z tych, co tylko człowieka

podniecają - mruknął pogardliwie, opuścił
ręce
i wzruszył ramionami. - Ale niech będzie, jak chcesz.
Dobranoc.

Caro nie pożegnała się z nim. Chciała jak

najprędzej od niego uciec. Toteż z chwilą gdy ją
puścił, rzuciła się pędem ku swojemu domowi. Nawet
nie obejrzała się za siebie. Na plecach czuła jego
gorący wzrok.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Nazajutrz Caro szykowała się do wyjścia z domu

w stanie takiego zdenerwowania, że kilkakrotnie
zmieniała suknie, zanim zdecydowała się na czarną
spódnicę i biały sweterek z małym dekoltem. Nie był
to wprawdzie szczególnie atrakcyjny strój, ale przynaj-
mniej ukazywał jej figurę w możliwie najlepszym
ś

wietle, nie będąc przy tym ostentacyjnym. Usiadła

przed lustrem i szczotkowała włosy. Wpatrywała się
ponurym wzrokiem w odbicie swojej twarzy. Szkoda,
ż

e nie jestem ładniejsza, myślała. śaden mężczyzna

nigdy nie obejrzy się za mną na ulicy. Mogę spędzać
całe godziny na malowaniu się, na dobieraniu strojów,
ale to nic nie da. Nie mam po prostu tego czegoś, co
hrabina Jurby posiada w nadmiarze.

Gdy wchodziła do gabinetu Gila, serce waliło jej

jak młotem. Sekretarka przywitała ją chłodnym
skinieniem głowy, ale Caro była już przyzwyczajona
do jej wrogości.

Okazało się, że Gil jeszcze nie zjawił się w pracy.

Co za ulga! Caro wiedziała, że spędzi on przedpołudnie
na inspekcji poszczególnych działów magazynu, ale
pojawi się prędzej czy później przy swoim biurku.
Mimo to czas dłużył się w nieskończoność. Co chwila
spoglądała na zegarek. Wreszcie tuż przed porą lunchu
Gil zjawił się w towarzystwie dwóch urzędników.
Miał na sobie świetnie skrojone ciemne ubranie, białą
koszulę i niebieski jedwabny krawat. Wyglądał wspa-
niale. Caro zalała fala sympatii tak gorąca, że niemal
bolesna. On zaś skłonił się uprzejmie, podszedł do

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

K7

swojego biurka, zabrał stamtąd jakieś papiery i w mil-
czeniu wyszedł z gabinetu. Urzędnicy podążyli za nim.

Caro poczuła się, jakby ją ktoś spoliczkowat.

Przecież mógł powiedzieć chociażby kilka uprzejmych
słów. Nic by go to nie kosztowało. Próbowała na
powrót skupić się na pracy, ale trudno jej było się
skoncentrować.

Gil powrócił siedem minut przed trzecią. Caro

dokładnie znała godzinę, gdyż co chwila spoglądała
na zegarek.

Gil zdawał się poważny, zamyślony, i wciąż

milczał. Dopiero gdy zjawiła się jego sekretarka,
uśmiechnął się i poprosił, żeby usiadła. Caro poczuła
ukłucie zazdrości. I lekkiej paniki. Czyżby po krótkim
zawieszeniu broni znowu powrócili do zimnej wojny?

Przez następną godzinę Gil dyktował sekretarce

listy, po czym wyszedł, nie spojrzawszy nawet w stronę
Caro. No, tak, pomyślała, on żałuje tego, co miało
miejsce poprzedniego wieczoru i nie chce, żeby sobie
wmawiała, że przywiązuje do tego jakiekolwiek znacze-
nie. Traktuje ją tak chłodno po to, by wybiła sobie
z głowy wszelkie złudzenia. To, że jej ojciec chce mu
odebrać jego ukochany dom towarowy, czyni ich
wrogami. Dobrze, że sobie o tym przypomniała.

No, ale czy to daje mu prawo do traktowania

innego człowieka w tak bezwzględny sposób?

Wczoraj całował ją i pieścił, nie zastanawiając się

zupełnie nad jej uczuciami. Wykorzystał swoją szansę,
a teraz niewątpliwie bał się, że ona zechce wykorzystać
swoją. Co on sobie właściwie wyobraża? śe ona,
Caro, poleci do Mirandy i opowie jej o wszystkim?
Albo że poskarży się jego babce?

Wpatrywała się niewidzącymi oczami w okno, za

którym świeciło wiosenne słońce. Czyżby wszyscy
mężczyźni byli oportunistami? Czy żadnemu z nich
nie wolno wierzyć?

background image

88

STRACH PKZtD MIŁOŚCIĄ

Weszła sekretarka Gila, żeby powiedzieć, że idzia

do domu i że za chwilę zjawią się strażnicy.

- Już kończę - oświadczyła Caro poirytowanym

tonem.

Tego wieczoru zatelefonowała do niej Amy.

-

Czy pamiętasz Anthony'ego Calthropa? - za

pytała.

-

Chyba nie.

-

Przypomnij sobie, kochanie. To ten chirurg

z St. Luke's Hospital. W zeszłym roku usunął mi
migdałki. Taki wysoki, szczupły blondyn. Nie jest
zbytnio przystojny, ale ma bardzo miły sposób bycia.

-

To twoja najnowsza konkieta, rozumiem - roze

ś

miała się Caro.

-

Skądże - zaprotestowała Amy. - Tylko że

właśnie wprowadził się do St. John's Wood, żeby być
bliżej szpitala, i urządza małe przyjęcie. Zaprosił mnie.

- Baw się dobrze. Opowiesz mi, jak było, na

naszym następnym lunchu.

Caro nie miała ochoty na rozmowy o mężczyz-

nach. Marzyła tylko o gorącej kąpieli i o tym, żeby
położyć się do łóżka i rozmyślać nad swoją biedą.

-

Poczekaj chwilę - przerwała jej Amy. - Poznałaś

go, gdy odwiedziłaś mnie w szpitalu. On ciebie świetnie
zapamiętał. A ty jego nie?

-

Zupełnie nie. To było ponad rok temu.

-

Nie mów mu tego. To mu sprawi przykrość.

Byłam pewna, że zrobił na tobie duże wrażenie.
Powiedziałam mu, że często go wspominasz.

-

Co za nonsens!

-

Więc zaprasza cię także!

-

Mowy nie ma. Po prostu nie mam czasu.

Podziękuj mu, ale jestem tego wieczoru zajęta.

-

Nie podałam ci żadnej daty!

-

Wszystko jedno. Nie mam ani jednego wolnego

wieczoru. Nie pozwolę się zawlec na kolejne spotkanie

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

89

z którymś z twoich odrzutów. Jest na pewno okropnie
nudny.

-

Anthony wcale nie jest nudny, kochanie - ob

ruszyła się Amy. - Jest bardzo miły i dowcipny. Na
pewno ci się spodoba.

-

Wątpię. Gdyby był taki wspaniały, sama byś

go sobie wzięła.

-

Kiedy mam innego - zachichotała Amy. - Ale

posłuchaj. Nawet jeżeli Anthony ci się nie spodoba,
poznasz tam mnóstwo innych osób. To będzie wielki
spęd. Nie musisz długo siedzieć, ale przyjdź,
bo
inaczej będzie na mnie zły za to, że przyprowadziłam
innego faceta na jego przyjęcie.

-

Jesteś naprawdę bezczelna! - Caro nie wiedziała,

czy się śmiać, czy oburzać.

Amy roześmiała się.

- Wpadniemy po ciebie z Robem w

sobotę
o ósmej - oświadczyła. - Nowe mieszkanie
An-
thony'ego jest bardzo blisko ciebie. Zaraz po drugiej
stronie parku.

- Więc twój najnowszy nabytek nazywa się Rob?
Amy zachichotała, pożegnała się i
odłożyła

słuchawkę. Caro zamyśliła się. Może przyjaciółka
nareszcie znalazła kogoś naprawdę wartościowego?
Tak mało o nim powiedziała. Jaki też może być ten
tajemniczy Rob?

Postanowiła pójść na przyjęcie. Co tam! Może to

jej poprawi humor. Podeszła więc do szafy i zaczęła
przeglądać swoją garderobę.

Pod koniec następnego tygodnia zakończyła

przegląd ksiąg Westbrooka. Jej eksperci przygotowali
szczegółową analizę stanu majątkowego firmy. Dodali
do tego, jak zwyczaj każe, kilka sugestii dotyczących
metod jej prowadzenia, sformułowali prognozę na
przyszłość, wskazali na możliwość dokonania pewnych

background image

90

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

oszczędności, przerzedzenia starzejącego się już nieco
personelu oraz na dające się stwierdzić tu i ówdzie
marnotrawstwo. Caro zredagowała ostateczną wersję
i kazała sporządzić odpowiednią liczbę kopii dla ojca
i członków rady nadzorczej, po czym wyjęła z kom-
putera dyskietkę, na której znajdowały się wszystkie
dane.

Nie chciała, żeby jej raport wpadł w niepowołane

ręce. Każdy, kto by go przeczytał i zrozumiał jego
treść, mógłby, jeszcze przed ogłoszeniem przejścia
Westbrooka w nowe ręce, zakupić jego akcje po
starej cenie i zrobić na tym niezły interes.

W ciągu ostatnich kilku dni Gil wpadał do

swojego gabinetu bardzo rzadko i tylko na krótką
chwilę. On z pewnością także ciekaw był jej raportu.
Toteż co wieczór przenosiła wszystkie informacje na
dyskietkę i zabierała ją ze sobą. Bała się bowiem, że
któregoś dnia Gil włamie się wczesnym rankiem do
jej komputera i przejrzy zawarty tam materiał. Wiedział
wszystko o stanie majątkowym swojej firmy, ale na
pewno też chciał wiedzieć, do jakich wniosków doszła
Caro. Jak oceniła stan finansowy Westbrooka, jakie
działania na przyszłość proponowała w razie przejęcia
firmy przez konsorcjum Ramsgate'a.

Fred Ramsgate zabrał się do czytania raportu

córki w piątek po kolacji. Udał się z nim do swojego
gabinetu, Caro zaś poszła do sypialni i położyła się
wcześnie spać. Nazajutrz rano zastała ojca w jadalni
przy śniadaniu. Miał podkrążone i zaczerwienione
oczy i ziewał na całego. Powoli zajadał jajko na
miękko i grzanki z masłem.

Caro nalała sobie kawy.

-

No i co powiesz? - zapytała.

-

Ś

lęczałem nad tym twoim tomiskiem prawie

do białego rana. Muszę przyznać, że zrobiłaś dobrą
robotę.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

9 1

-

Dziękuję - uśmiechnęła się zadowolona z po

chwały.

-

Mam parę uwag - dodał i przesunął przez stół

kilka zapisanych kartek papieru.

Caro jęknęła.

-

Słuchaj, to straszne. Będę musiała tam wrócić

i spędzić co najmniej dwie, trzy godziny. Myślałam,
ż

e nareszcie będę miała z tym spokój.

-

Przykro mi, kochanie, ale te wyjaśnienia są

konieczne przed poniedziałkowym zebraniem rady.
Wpadnij tam zaraz i załatw to. Na pewno skończysz
przed lunchem. Jesteś taka sprawna.

-

Dziękuję za komplement, tato, ale wiem, że

mówisz to tylko po to, żeby postawić na swoim.

-

Ależ skąd, dziecino - uśmiechnął się. - Jakże

bym cię mógł okłamywać? Jesteś mądra jak sowa.
Przecież wiesz, że jestem z ciebie dumny.

-

No dobra, załatwię to. A myślałam, że uda mi

się pójść do klubu. Przecież jest sobota.

Miała rzeczywiście liczne plany na to sobotnie

przedpołudnie. Zamierzała pójść do swojego klubu
sportowego, zagrać w ping-ponga, popływać, poroz-
mawiać z przyjaciółmi, zjeść lunch przy basenie, pójść
do fryzjera i wypróbować nowe uczesanie.

Bardzo lubiła te sobotnie wizyty w klubie.

Niektórzy jego członkowie odwiedzali go codziennie.
Było to znakomite miejsce do zawierania znajomości
i nawiązywania kontaktów w zrelaksowanej, przyja-
znej atmosferze. Przykro jej było, że nie będzie tam
mogła dzisiaj pój ść. No, ale trudno. Zadzwoni
i przeprosi przyjaciółki, z którymi się umówiła.
Wszystkie pracowały zawodowo i na pewno jej
wybaczą, bo przecież zrozumieją, że biznes jest
ważniejszy od przyjemności.

O dziewiątej trzydzieści znalazła się więc na

powrót przy swoim biurku w gabinecie Gila Martella.

background image

92

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Ledwo zdążyła rozłożyć papiery, kiedy drzwi otworzyły
się gwałtownie.

- Powiedziano mi, że pani znowu

przyszła!
- krzyknął od progu. - Zdawało mi się, że skończyła
pani wczoraj całą robotę. Przekazaliśmy pani wszystkie
dane, szliśmy pani na rękę, jak tylko
mogliśmy,
a pani znowu tutaj!

Caro z trudem opanowała zmieszanie, w jakie

wprowadził ją ten jego niespodziany najazd. Ubrany
był dzisiaj w byle co. Miał na sobie stary czerwony
sweter i trochę wymięte sztruksowe spodnie. Wy-
glądał tak, jak gdyby przed chwilą powrócił ze
spaceru z psem albo z pola golfowego. Zastanawiała
się, jak dział księgowości mógł zawiadomić go, że
zażądała na powrót wydania ksiąg rachunkowych.
Nie mogła to być sekretarka, gdyż nie pracowała
w sobotę. A on? Jak spędzał weekendy? Miała
wielką ochotę zapytać go o to, ale bała się, że na nią
nakrzyczy.

-

Ojciec przeczytał w nocy mój raport... - zaczęła.

-

No właśnie. A ja nie dostałem nawet kopii.

Każdy członek waszej rady nadzorczej będzie
go
mógł przestudiować, ale ja nie!

-

To jest poufny dokument! - wymamrotała

Caro.

-

Oczywiście! Pani woli, żebym nie wiedział, jak

wyceniła pani nasz majątek. Bo mógłbym poradzić
babce, żeby zażądała od tego rekina, pani
ojca,
znacznie wyższej sumy, niż zamierzała, nieprawdaż?

-

Jak pan się wyraża o moim ojcu! On oferuje

bardzo przyzwoitą sumę!

-

Wiedziałem, że pani go poprze. Jest pani równie

zachłanna jak on. Dobrana z was para!

Caro poczuła, że krew uderza jej do głowy.

Uniosła rękę, żeby go uderzyć, ale on odsunął się od
niej, chwycił ją za przegub i przyciągnął do siebie tak

background image

STRACH PRZED MIŁOSCIĄ

93

gwałtownie, że ciała ich zderzyły się. Przeszedł ją
dreszcz podobny do prądu elektrycznego, na chwilę
przestała oddychać.

- O nie, moja mila! - mruknął. - śadna kobieta

mnie jeszcze nie uderzyła!

- Więc dlaczego pan mnie obraża - wymamrotała.
Powrócił jej oddech, ale z każdą sekundą stawał

się bardziej przyspieszony i bolesny. Bliskość jego
ciała stawała się coraz bardziej dojmująca.

-

Poniosło mnie! - stwierdził patrząc na nią.

-

Zawsze pana ponosi - odpowiedziała.

- Tylko przy pani - odparował. Spojrzała mu

prosto w oczy.

Było w nich coś bardzo dziwnego. Dlaczego on

tak na mnie patrzy, pomyślała. Co się ze mną dzieje?
Dlaczego szumi mi w uszach? Dlaczego jest teraz tak,
jak gdyby czas stanął i ziemia przestała kręcić się
wokół własnej osi?

Nagle drzwi gabinetu otworzyły się.

-

Halo! - odezwał się kobiecy głos. - Mam

nadzieję, że nie przeszkadzam.

-

To chyba Amy! - pomyślała. Jakże to możliwe?

Co ona tu robi. Przez chwilę zdawało jej się, że śni.
Z trudem wyrwała się z transu, w jaki wprowadziła ją
bliskość Gila. A on robił wrażenie równie zmieszanego
jak ona. I jakby nie zauważył pojawienia się trzeciej
osoby. Wpatrywał się tak intensywnie w zarumienioną,
rozgorączkowaną twarz Caro, jak gdyby usiłował
odczytać jej najtajniejsze myśli. A co sam myślał? Co
czuł? Jakże bardzo chciała to wiedzieć! Być może
obudzi się za chwilę i to wszystko okaże się snem?

Usłyszała chichot, tak charakterystyczny chichot

Amy. Więc jednak to, co się tu działo, nie było
wytworem jej wyobraźni. Bo rzeczywiście stała przed
nią Amy. Tym razem Gil usłyszał jej dziecięcy niemal
ś

miech, wypuścił Caro ze swych ramion i obrócił się.

background image

94

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

Amy, drobna, szczupła, złotowłosa Amy, zwana

przez przyjaciół kieszonkową Wenus, stała przed
nimi w różowej, przybranej koronką sukience i uśmie-
chała się wesoło.

- Cześć - powitała ją Caro bez

większego
entuzjazmu.

Amy była ostatnią osobą, którą miała w tej

chwili ochotę widzieć. Wolała nie przedstawiać jej
Gila, ale rzecz była nie do uniknięcia. Caro lekko-
myślnie zwierzyła jej się przed kilkoma dniami, że
pracuje w gabinecie Martella. Od momentu, w któ-
rym zobaczyła jego zdjęcie w gazecie, Amy marzyła
o tym, żeby poznać tego przystojnego awanturnika.
Znam ją od tak dawna i niczego się nie nauczyłam,
wyrzucała sobie w duchu Caro. Czy ja nigdy nie
zmądrzeję?

- Przyszłam, żeby cię wyciągnąć na lunch - oświa

dczyła Amy niewinnym tonem i uśmiechnęła się jednym
ze swoich najsłodszych uśmiechów. - Dzwoniłam do
ciebie i twój ojciec powiedział mi, że jesteś tutaj. Ten
przemiły strażnik przyprowadził mnie na górę. Mam
nadzieję, że nie ma mi pan tego za złe? - zwróciła się
do Gila.

- Oczywiście, że nie - odparł szarmancko.

Gdy Amy trzepotała swoimi długimi

rzęsami, mężczyźni z reguły ustępowali jej we
wszystkim.

-

Caro i ja byłyśmy w tej samej klasie - oświadczyła

Amy.

-

Czy ona wtedy też wszystkimi rządziła? - zapytał

Gil z niewinną miną.

-

Jeszcze bardziej - roześmiała się Amy.

Chroń nas Boże od takich przyjaciółek, pomyślała

Caro. Dlaczego właściwie ja ją lubię?

- Przyjechałam do miasta, żeby kupić nową sukien

kę - gawędziła Amy. - Pomyślałam, że zabiorę ze
sobą Caro, bo jesteśmy zaproszone na to
samo

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

95

przyjęcie. Ona ma wprawdzie całą szafę wspaniałych
strojów, ale mój ojciec nie jest właścicielem kilku
domów towarowych i muszę za wszystko płacić.
Jestem zwykłą pracującą dziewczyną!

Zwykłą pracującą dziewczyną? A więc to jest nowa

wersja osoby Amy? Caro zacisnęła zęby i obserwowała
Gila, starając się zgadnąć, jakie wrażenie robi na nim
jej rozszczebiotana koleżanka.

-

Niestety nie mam czasu na lunch - powiedziała

do niej. - Muszę jeszcze trochę popracować.

-

Biedactwo - odparła Amy, nie patrząc nawet

w jej stronę. - To cała Caro - dodała, zwracając się
do Gila. - Praca i tylko praca. To jedyna rzecz, jaka
się dla niej liczy.

-

Zauważyłem to - odparł. - Prawdziwa z niej

pracoholiczka. Czy sądzi pani, że ma to po ojcu?

-

Byłabym wdzięczna, gdybyście przestali o mnie

mówić - zdenerwowała się Caro, ale żadne z nich nie
zwracało na nią uwagi.

-

O tak, Fred też myśli wyłącznie o pracy. Poza

tym nic go nie interesuje. To na pewno rodzinne.

-

Mówi pani, że obydwie idziecie dzisiaj na jakieś

przyjęcie?

-

No tak. To będzie wielka feta. Wszyscy tam będą.

-

Więc dlaczego ja tam nie idę?

Amy rzuciła mu powłóczyste spojrzenie spod swoich

długich, sztywnych rzęs.

-

A przyszedłby pan, gdybym pana zaprosiła?

-

Tysiąc koni nie powstrzymałoby mnie od tego.

Marzę o tym, żeby zobaczyć, jak Caro się bawi.

Mówił to rozbawionym tonem i nie spuszczał oczu

z Caro. Znowu miała ochotę uderzyć go.

Spojrzała więc na Amy, usiłując dać jej do zro-

zumienia, że nie życzy sobie Gilhama na tym przyjęciu.
Ale Amy udawała naiwną. Wbrew pozorom zawsze
doskonale wiedziała, czego chce, i na ogół to osiągała.

background image

96

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

- Świetnie - zwróciła się do Gila. - Wobec tego

jest pan zaproszony. Dam panu adres. Park View
Apartments numer 3, Windermere Street, St. John's
Wood. Godzina ósma.

Gil wpisał sobie wszystko do notesu.

-

Nie będzie pan miał problemu ze znalezieniem

tego domu. Jest najnowszy na całej ulicy.

-

Czy pani wydaje to przyjęcie? - zainteresował się

Gil.

-

Nie, i myślę, że ona nie ma prawa

nikogo
zapraszać - powiedziała pospiesznie Caro.

-

Nie bądź taka staroświecka, moja

kochana
- przerwała jej Amy.

Doskonale wiedziała, że Caro jest wściekła na nią

za to, co zrobiła, i starannie unikała jej wzroku. Była
podniecona i rozgorączkowana. Jest w trakcie nasy-
cania się urokami pana Martella, powiedziała Caro
do siebie. Znam te wszystkie objawy. Ta dziewczyna
stale się w kimś durzy, ale szybko jej to mija.

- To jest przyjęcie u jednego z moich

starych
przyjaciół i pomagam je urządzić - skłamała Amy bez
chwili wahania. - Mam prawo zaprosić, kogo tylko
zechcę. A teraz muszę już lecieć... zobaczymy się
wieczorem. Caro, przyjedź po mnie taksówką, dobrze?
I to wcześnie, bo przyrzekłam im trochę pomóc.

Amy wybiegła pospiesznie z gabinetu i pobiegła ku

windzie. Gil roześmiał się.

-

Co pana tak rozśmieszyło?

-

Pani wyraz twarzy! O co chodzi? śe będę na tym

przyjęciu? Ze prawdopodobnie zobaczę tam surową
i sprawną pannę Ramsgate w roli kobiety?

-

Jestem kobietą, niech pan będzie spokojny. Będzie

się pan mógł przekonać o tym, jeżeli nie zostawi mnie
pan w spokoju!

-

Proszę mnie nie straszyć! - Gil roześmiał się na

cały głos.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

97

-

Niech pan już idzie - żachnęła się Caro. - Mu

szę wreszcie zabrać się do roboty, bo inaczej będę
tu siedziała do północy i na żadne przyjęcie
nie
pójdę. Chociaż szczerze mówiąc, przeszła mi na nie
ochota.

-

Pójdziesz, moja kochana - powiedział Gil jakoś

dziwnie spokojnie. - Pójdziesz tam ze mną. Przyjadę
po ciebie o siódmej trzydzieści.

-

O nie - zaprotestowała. - Nie mam pojęcia,

o której będę gotowa. Wezmę taksówkę.

-

Mowy nie ma. Jeżeli nie będziesz

gotowa,
poczekam. Może nawet skorzystam z tego,
ż

eby

porozmawiać z twoim ojcem.

-

Powinnam się była domyślić, o co chodzi. Chcesz

go namówić, żeby ci pokazał mój raport. Ale nic
z tego nie wyjdzie. Mój ojciec nie jest
łatwym
kontrahentem.

-

Podobnie jak jego córka - mruknął Gil i zanim

zdążyła mu na to odpowiedzieć, znalazł się za drzwiami.

Kiedy po południu powiedziała ojcu, że Martell

przyjedzie, żeby zabrać ją na przyjęcie, Fred spojrzał
na nią badawczym wzrokiem.

-

Jakoś często go ostatnio widujesz - zauważył.

-

Nie ja zaprosiłam go na to przyjęcie, to robota

Amy - powiedziała zalewając się rumieńcem. - Przyszła
specjalnie do jego gabinetu, żeby mnie
niby to
wyciągnąć na zakupy, ale w gruncie rzeczy po to,
ż

eby go poznać.

-

Bardzo lubię tę dziewczynę - uśmiechnął

się
Fred. - Ona zawsze idzie prosto do celu, no, i ma
bardzo miłe usposobienie.

- Bo ty jej zupełnie nie znasz - odparła Caro.
Zegar w holu wybił godzinę.

-

Już siódma. Nie zdążę się przebrać. Chyba jednak

nie pójdę.

-

Pójdziesz - oświadczył Fred Ramsgate. - Chcę,

background image

98

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

ż

ebyś była miła dla Gilhama Martella. Nie chcę mieć

z nim kłopotów po przejęciu firmy. Caro zdumiała
się jego propozycją.

- Nie zamierzam być miła dla tego
człowieka

- zawołała. - Nawet gdyby moje życie od tego zależało!

Zanim Fred Ramsgate ochłonął ze zdziwienia,

pobiegła na górę, żeby się przygotować na przyjęcie.

Gil zjawił się punktualnie. Drzwi otworzył mu

ojciec i powitał go bardzo uprzejmie. Caro skrzywiła
się do lustra. Znała ten przyjazny, jowialny sposób
bycia, jaki ojciec rezerwował dla ludzi, na których
mu szczególnie zależało. Nie chciała, żeby zaprosił
Gila do salonu na drinka i zaczął go wypytywać
o jego metody zarządzania, toteż szybko zbiegła na
dół.

Panowie spojrzeli na nią z zainteresowaniem, przy

czym wzrok Gila wyrażał podziw i aprobatę, co
oczywiście speszyło Caro, za to Fred był wyraźnie
zaskoczony.

- Gdzieś ty to kupiła? - mruknął.
Spodziewała się takiej reakcji z jego strony. Miała

bowiem na sobie sukienkę ze szkarłatnego jedwabiu
z dużym dekoltem, odsłaniającym nasadę jej piersi.
Wąska spódnica rozcięta z prawej strony ukazywała
przy każdym kroku smukłe udo w cieniutkiej poń-
czoszce.

- To jeden z naszych modeli - powiedział Gil.

- Poznaję go. Jak pańska córka wie, mało siedzę za
biurkiem. Mogę panu powiedzieć, jaka jest cena tej
sukni i z jakiego domu mody pochodzi.

-

Brawo! To mi się podoba! Dobry kupiec powinien

znać swój towar, nawet jeżeli kieruje tak wielkim
sklepem jak Westbrook.

-

No tak, ale kiedy pan go przejmie, powierzy pan

prowadzenie jednemu ze swoich ludzi.

-

Nie zastanawialiśmy się jeszcze nad ewentualnymi

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

99

zmianami organizacyjnymi - oświadczył Fred,
ale z wyrazu jego oczu Caro odczytała, że kłamie.

Gil wiedział, co mówi. Ojciec na pewno postanowił

zastąpić go jednym ze swoich zaufanych współpracow-
ników. Ścisnęło ją w dołku i pobladła. Wiedziała, że
jeżeli tak się stanie, Gil znienawidzi i ją, i jej ojca.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Przyjęcie odbywało się w eleganckiej i drogiej

dzielnicy St. John's Wood, w niewielkiej odległości
od domu Ramsgate'ów. W czasach królowej Wiktorii
ż

onaci londyńscy dżentelmeni umieszczali tam swoje

kosztowne kochanki, budując dla nich imitacje
pięknych wiejskich domów, pokrytych czerwoną
dachówką, zarośniętych bluszczem, z małymi gankami,
witrażowymi oknami i ślicznymi ogródkami. Od
tamtych dni dużo się, oczywiście, zmieniło. Wyrosły
brzydkie bloki mieszkalne i biurowe, wzdłuż krawęż-
ników parkowały samochody, ruch uliczny był inten-
sywny, ale mimo to w jakiś zadziwiający sposób
zachowała się tam niewątpliwie wiejska aura.

Kiedy Caro i Gil przybyli do domu przyjaciela

Amy, roiło się tam już od gości. Amy powitała ich
tak serdecznie, jak gdyby była gospodynią domu.
Musnęła wargami policzek Caro, po czym odsunęła
ją na odległość ramienia, uniosła brwi i roześmiała się.

- No, no, no! - zawołała. - Kochanie, co się stało?
Caro speszyła się oczywiście, zwłaszcza że
Gil

mierzył ją wzrokiem od stóp do głów, ale Amy nie
czekając na odpowiedź obróciła się i powitała Gila
pocałunkiem. Chyba trochę zbyt intensywnym, pomy-
ś

lała Caro. Mała, dziecinna, ale jakże seksowna Amy.

-

Jak to miło, że pan przyszedł - zaszczebiotała.

- Już myślałam, że się pan rozmyślił. A tak bardzo
chciałabym bliżej pana poznać.

-

Ja panią też. - Gil spojrzał w błękitne oczy Amy

z niekłamanym rozbawieniem.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 0 1

Caro sama nie wiedziała, czy zazdrościć przyjaciółce,

czy pogniewać się na nią. Dziewczyna flirtowała
z Gilem bez żenady, Caro zaś nie potrafiłaby zachować
się tak za żadne skarby świata. Była zbyt nieśmiała,
zbyt mało pewna siebie.

- Proszę ze mną, chcę panu przedstawić kilka

osób, które marzą o tym, żeby pana poznać - uśmiech
nęła się Amy do Gila. - A ty - zwróciła się do Caro

- pomóż Anthony'emu. Stoi przy barze i nalewa
drinki. Bardzo ci będzie wdzięczny.

- Oczywiście! - zgodziła się chcąc nie chcąc Caro.
Weszła do salonu i zobaczyła wysokiego, bardzo

szczupłego, bladego, ale przystojnego mężczyznę
rozlewającego różne napoje do kieliszków i częstującego
gości solonymi orzeszkami.

Czuła na sobie wzrok Gila, ale nie wiedziała, czy

patrzy na nią przychylnie, czy nie. Co za różnica?
Przecież Amy na pewno nie odczepi się od niego
przez cały wieczór. Poza tym Gil nienawidzi jej i ojca.
Są wrogami i na zawsze nimi pozostaną.

Kiedy Fred powiedział, że nie zastanawiał się jeszcze

nad ewentualnymi zmianami organizacyjnymi po
przejęciu Westbrooka, Gil Martell na pewno domyślił
się, że kłamie. Nie zareagował na to stwierdzenie ani
jednym słowem.

- Jeżeli pani jest gotowa, to możemy
jechać

- powiedział po prostu do Caro.

Zawsze całowała ojca przed wyjściem z domu, ale

dzisiaj nawet na niego nie spojrzała. Wiedziała, że jej
zachowanie zaskoczy i zaintryguje go, ale było jej
wszystko jedno.

Gdy znaleźli się w rollsie, Gil bez słowa zapalił

silnik i ruszył przez dość spokojne już teraz ulice.
Caro dobrze wiedziała, o czym Gil myśli. Ale cóż
mogła na to poradzić? Dotychczas nie zastanawiała
się nad konsekwencjami przejmowania przez ojca

background image

102

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

kolejnych domów towarowych. Uważała te transakcje
za zupełnie normalne i pozytywne. Oznaczały moder-
nizację, wzrost zysków dla akcjonariuszy i całej załogi
sklepu. No tak, ale w przeszłości nie była emocjonalnie
związana z żadnym z właścicieli, których ojciec
eliminował.

Z szerokim uśmiechem na twarzy podeszła teraz do

Anthony'ego.

-

Halo! Jestem przyjaciółką Amy... - powiedziała

wesoło.

-

Doskonale panią pamiętam - odparł z automaty

cznym uśmiechem i podał jej drinka. - Poznaliśmy się
w szpitalu, kiedy ją operowałem. Ona często o pani
mówi. Jesteście koleżankami szkolnymi, prawda?

Zajrzał jej w dekolt, zlustrował uważnie szkarłatną

suknię.

-

Pięknie pani wygląda - powiedział. - Co za

wspaniała suknia. Czy pani przyszła, żeby zaofiarować
mi pomoc przy barze? Wejdź w królestwo moje, rzekł
pająk do muchy. Może pani zechce obsługiwać tych,
którzy piją wino, a ja zajmę się pozostałymi. Dobrze?

-

Okay - uśmiechnęła się Caro, lekko rozbawiona

tym niezbyt mądrym dowcipem. - Spojrzała przez
pokój na Amy, która jak bluszcz owijała się dokoła
Gila. Anthony podążył za jej wzrokiem.

-

Czasami mam ochotę ją zabić - mruknął z za

dziwiającą szczerością.

-

Pan się w niej kocha? - zapytała Caro prosto

z mostu.

-

Jak pani zgadła?

-

To nie było trudne - odparła, zastanawiając się

w duchu, czy jej uczucia w stosunku do Gila są
równie łatwe do rozszyfrowania.

-

Mój błąd polega na tym, że zależy mi na niej

bardziej niż jej na mnie - uśmiechnął się Anthony
smutno. - Ona się szybko zapala i równie szybko

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

103

gaśnie. Zaczyna się nudzić. A ja należę do tych, co to

raz na zawsze... To nonsens, ale nic na to nie poradzę.

Caro spontanicznie pogłaskała go po ramieniu.

- Współczuję - powiedziała. - Miłość to piekło,

nieprawdaż?

Pocałowała go lekko w policzek.

-

Pani też tak uważa? - zdziwił się.

-

Kiedyś byłam bardzo zakochana - przyznała

Caro, żałując, że wdała się w tę rozmowę. - To było
dawno temu. Nazywał się Damian Shaw i okazał się
zwykłym łajdakiem. Byłam bardzo nieszczęśliwa, ale
wszystko mija. Czas jest najlepszym lekarzem.

-

Na pewno lepszym niż ja - roześmiał się Anthony.

- W takim razie jest pani teraz całkiem wolna. Od
czasu tego łajdaka nikt inny się nie zjawił?

Potrząsnęła przecząco głową i nalała mu wina.

- Dajmy sobie z tym spokój - roześmiała
się.

- Niech pan to wypije i spróbuje bawić się razem ze
swoimi gośćmi.

- Nie, nie. Jestem gospodarzem. Nie wolno mi się

upić.

Mnóstwo osób podeszło do baru i trzeba je było

obsłużyć. Przez dobre dziesięć minut Caro i Anthony
pracowali bardzo intensywnie. Gdy na nowo podjęli
rozmowę, Caro pilnowała, żeby nie była nazbyt osobis-
ta. Wypytywała go o jego pracę, o rodzinę, o to, jakie
uprawia sporty, i tym podobne rzeczy. Amy i Gilham
tańczyli, mocno do siebie przytuleni, gdyż miejsca było
mało, a par dużo. Wszyscy ocierali się o wszystkich.
Caro odwróciła wzrok. Nie chciała na to patrzeć.
Mimo to wiedziała, że uśmiechają się do siebie, że
patrzą sobie głęboko w oczy, i nienawidziła ich.

-

Czy można panią prosić? - usłyszała nagle młody

męski głos.

-

To jest Peter - odezwał się Anthony. - Najgorszy

lekarz świata, ale tańczy doskonale. Polecam go.

background image

104

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

- Dziękuję ci za rekomendację - powiedział Peter

i zanim Caro zdążyła mu odmówić, objął ją i pociągnął
do drugiego pokoju, gdzie zmieszali się z
innymi
tańczącymi parami. Było gorąco i duszno.
Caro
marzyła o tym, żeby wyjść, żałowała, że dała się
namówić na tę zabawę. Rozglądała się za Gilem, ale
Amy tańczyła teraz z kimś innym, a jego nie było
widać. Czyżby poszedł do domu? Caro poczuła ucisk
w dołku, ale po sekundzie zauważyła go przy barze
i poczuła dziwną ulgę.

Po kilku minutach Amy zaprosiła wszystkich do

kuchni, do bufetu, i goście zaczęli się pospiesznie
pchać w tamtą stronę. Caro podeszła do baru, gdzie
Gil popijał mrożoną lemoniadę.

- Strasznie tu gorąco - powiedziała. - Chętnie

napiłabym się tego samego co ty.

Gil podał jej swoją szklankę.

-

Nie chcę ci zabierać twojej lemoniady - oświad

czyła, ale on potrząsnął tylko głową, więc wypiła
duszkiem zimny napój.

-

Może poszlibyśmy do bufetu - zaproponował Gil.

- Wygląda bardzo apetycznie. Co za wspaniała organi
zatorka z tej Amy. No i wcale nie jest głupia - dodał.

Caro zastanawiała się nad tym, co chciał przez to

powiedzieć. Amy była rzeczywiście niegłupia, a nawet,
rzec można, cwana. Czyżby się tego domyślał?

-

Idź sam - powiedziała. - Nie jestem głodna.

-

Ja też nie - odparł. - Ale chętnie przyniosę ci coś.

- Nie, dziękuję.
Nastała chwila milczenia.

- Czy ty się dobrze bawisz? - zapytał nagle Gil

szeptem.

Caro poczuła wielką ulgę. Co tam, pomyślała,

powiem mu prawdę.

- Szczerze mówiąc, nie. Nie znam tu prawie nikogo.

Jest strasznie ciasno i gorąco. A ty? - dodała.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

105

- Nudzę się śmiertelnie. Uciekajmy stąd, ale tak,

ż

eby Amy nie zauważyła.

Podszedł do Anthony'ego, który ustawiał na barze

czyste szklanki i szepnął mu coś do ucha. Anthony
pomachał im ręką i uśmiechnął się szeroko.

- Bawcie się dobrze! - zawołał, a gdy zobaczył, że

Caro zalewa się rumieńcem, roześmiał się.

Wychodząc Caro zapytała Gila, co takiego naszeptał

Anthony'emu.

- Powiedziałem mu, że idziemy na nasze własne

prywatne przyjęcie.

Otworzył drzwiczki samochodu i pomógł Caro

przy wsiadaniu.

-

Jakże mogłeś? - oburzyła się. - On to na pewno

powtórzy Amy, a ona rozgada na cały Londyn.

-

Boisz się może, że Damian Shaw się o tym dowie?

-

Co takiego? - obruszyła się Caro.

-

Amy mi o nim opowiedziała.

-

Amy nie ma prawa mówić o moim prywatnym

ż

yciu - zdenerwowała się Caro.

Co za bezczelność! Dlaczego uznała za stosowne

powiedzieć mężczyźnie, którego dopiero co poznała,

o romansie Caro z Damianem? Caro dobrze wiedziała
dlaczego. Amy nigdy nie przebierała w środkach,
jeżeli jej na czymś zależało. Ale żeby nie oszczędzić
nawet najlepszej przyjaciółki? No, ale nigdy dotąd nie
były zainteresowane tym samym mężczyzną. Caro
z goryczą myślała o tym, że Amy domyśliła się,
jakimi uczuciami obdarza Gila. To dlatego, że znam
ją od tak dawna i tak dobrze. Zrobiła tak po to, żeby
Gil myślał, iż ona wciąż durzy się w
Damianie,

i

wobec tego zrezygnował z wszelkiej nadziei

zaintere
sowania jej swoją osobą.

- Amy nie wyjawiła mi żadnego sekretu - zareago

wał Gil na jej oburzenie. - Wszyscy przecież wiedzą
o waszym romansie. Nawet facet przy barze, który,

background image

106

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

zdaje się, jest gospodarzem przyjęcia, tez o nim
wspomniał. I on, i Amy są pewni, że nie przestałaś się
nim interesować. śe zalazł ci dobrze za skórę, jak to
określiła Amy. Czy to prawda?

- To moja sprawa - mruknęła Caro, wpatrując się

poprzez poświatę ulicznych latarni w głąb Regents
Park.

Wkrótce zajadą przed jej dom. Za chwilę znajdzie

się we własnym pokoju, sam na sam ze swoimi
myślami i z tym okropnym poczuciem krzywdy
i beznadziejności, jakie ją nękało.

- Częściowo i moja - odezwał się Gil chłodnym

tonem. - Czy nie wiesz, że Shaw jest jednym z moich
adwokatów i że bierze udział w naszych negocjacjach
z twoim ojcem?

Caro wyprostowała się gwałtownie i spojrzała na

Gila zdumionymi i przerażonymi oczami.

- Widzę, że ojciec ci o tym nie wspomniał - dodał

pospiesznie Gil.

Był tak zaskoczony jej reakcją, że nieopatrznie

zjechał niemal na środek ulicy, co wywołało silne
trąbienie nadjeżdżającego z przeciwka samochodu.
Gil zaklął i szybko naprawił swój błąd.

- Ciekawe, że ojciec nic ci nie powiedział - po

wtórzył.

Caro dobrze wiedziała dlaczego. Ojciec zdawał

sobie sprawę z tego, że znajomość z Damianem
Shawem zakończyła się dla niej w bardzo przykry
sposób. Zresztą sam się do tego przyczynił. Od
początku uważał Damiana za łowcę posagu i kiedy
Caro wspomniała coś o zaręczynach, wynajął prywat-
nego detektywa, który odkrył, że Shaw ma kochankę.
Była nią jego sekretarka, z którą sypiał regularnie już
od kilku miesięcy. Spotykał się z nią w londyńskich
hotelach. Raz wyjechał z nią na cały weekend,
tłumacząc Caro, że musi odwiedzić zagranicznego

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

107

klienta. Kiedy ojciec pokazał jej raport detektywa,
Caro z początku nie chciała mu dać wiary. Odsunęła
go od siebie drżącymi rękami, ale gdy przeczytała go
po raz drugi, poddała się. Przejrzała załączone zdjęcia,
zeznania służby hotelowej, fotokopie rejestrów mel-
dunkowych. Shaw podawał z reguły fałszywe nazwisko
i przedstawiał sekretarkę jako żonę. Caro doskonale
pamiętała uczucie, jakiego doznała, gdy po raz pierwszy
zobaczyła swoją rywalkę, jasnowłosą, ładniutką,
dziewiętnastoletnią dziewczynę. Zrozumiała w lot, że
Damian jest kłamcą i oszustem, że chce się z nią żenić
dla pieniędzy i nie zamierza dochowywać wierności
małżeńskiej. Poczuła się tak upokorzona, że myślała
nawet o samobójstwie.

-

Jaki jest stosunek twego ojca do Shawa? - zapytał

teraz Martell. - Czy woli, żebyś poślubiła zamożniej
szego człowieka? Czy zabronił ci spotykać się z nim?

-

Nic podobnego! - obruszyła się Caro. Zawsze

broniła ojca, żeby nie wiem co. - Nie znasz mojego
papy. To nie jest jakiś tam staroświecki tyran domowy.
Nie ocenia ludzi według stanu ich konta.
Nigdy
w życiu nie zabronił mi się z kimkolwiek widywać.

-

Amy jest innego zdania.

-

Co ona ci, na litość boską, o mnie nagadała?

-

Wspomniała o jakimś prywatnym detektywie...

-

Zabiję ją. Ja ją naprawdę zabiję. - Caro z trudem

opanowała rosnącą w niej złość. - No dobrze, powiem
ci, jak z tym było. Papa opłacił prywatnego detektywa
i kazał mu śledzić Damiana. Miał po prostu pewne
podejrzenia, które okazały się słuszne... Detektyw
zrobił zdjęcia i fotokopie meldunków hotelowych.
Pokazałam je Damianowi. Zbulwersowało go
to.
Nawet się nie bronił. Po prostu nie mógł.

Gil zaparkował rollsa przy krawężniku pod nisko

zwisającymi gałęziami wielkiego drzewa.

- Inna kobieta? - zapytał.

background image

108

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Caro skinęła głową.

- Próbował mnie przekonać - powiedziała cicho

- że to nie ma żadnego znaczenia. śe ta dziewczyna
go „uwiodła". Przelał na nią całą winę. Szkoda, że
nie możesz zobaczyć jej zdjęcia. Była najprawdopodob
niej niewinna jak baranek. Dziewiętnastolatka z pro
wincji. Młodsza ode mnie! Ale Damian przedstawił ją
jak istną femme fatale, która omotała go swoimi
sztuczkami. Zapewniał, że mnie kocha i że tamta
sprawa była chwilowym szaleństwem. Powiedział, że
natychmiast zerwie z kochanką i błagał o wybaczenie!

-

Ale nie otrzymał go?

-

Naturalnie, że nie!

.- Wygląda więc na to, że sprawa jest skończona

- zauważył Gil nie spuszczając wzroku z twarzy Caro.

Ta zaś nie potrafiła jakoś skończyć z tym tematem.

Ogarnęła ją jakaś dziwna potrzeba mówienia o tej
sprawie.

- Słuchałam, jak kłamał, jak zwalał całą winę na

tarntą dziewczynę i czułam, że rośnie we mnie nienawiść
do tego człowieka. Damian jest bardzo dobrym
adwokatem, cwany jak mucha, a przy tym bystry
i szybki. Jestem pewna, że wykona powierzone mu
przez was zadanie na piątkę, chociaż należy mu
uważnie patrzeć na palce.

- Widać, że on cię wciąż fascynuje - mruknął Gil.

- powiada się, że odwrotną stroną miłości jest niena
wiść. Czy jesteś pewna, że wybiłaś go sobie z głowy?

- Absolutnie pewna! - roześmiała się Caro nieco

sztucznie. - Przestałam go nawet nienawidzić.
Po
prostu nim pogardzam.

- Zaraz się przekonamy.

Było coś tak dziwnego w głosie Gila, że Caro

uniosła głowę i w ten sposób ułatwiła mu sprawę.
Pochylił się nad nią i przycisnął usta do jej ust.
Całował tak namiętnie, tak zaborczo, a zarazem tak

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

109

czule, że wielka fala emocji przeszła całe jej ciało.
Rozchyliła usta, oczy jej zaszły mgłą, świat zawirował,
zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła do niego
z całych sił.

Kiedy Gil wreszcie oderwał się od niej, poczuła

dziwne uczucie pustki, utraty bezpieczeństwa, marzyła
o tym, by znów wtulić się w niego. Gil przyglądał jej
się przymrużonymi oczami, które połyskiwały niczym
wody głębokiego jeziora. O czym mógł myśleć? Tak
mało go znała, tak niewiele wiedziała o nim, mimo że
przecież ostatnio widywała go codziennie.

- Ile miałaś lat, gdy poznałaś Shawa? - zapytał

niespodziewanie Gil.

-

Dwadzieścia jeden - odpowiedziała

automatycznie.
Wydawało jej się to teraz tak odległe, tak niepraw
dopodobne. Jakaż była wówczas młoda i naiwna!

- A ile miałaś po tym romansów?
Nie odpowiadała.

- Sądząc z tego, jak reagujesz, kiedy cię dotykam,

chyba bardzo niewiele - dodał. - Pamiętam, jak
rozzłościłaś się, kiedy zasugerowałem, że chyba jeszcze
z nikim nie spałaś. Ale powiedz mi. Jak to właściwie
było z tym Shawem?

Caro wciąż nie odpowiadała, ale zarumieniła się

jeszcze bardziej.

- Rozumiem - powiedział Gil cicho. - Między

wami nic nie było. Ty byłaś bardzo młoda, a on nie
zamierzał cię uwieść, ale ożenić się z tobą. Byłaś jego
biznesem. Tamta jego zabawką.

Caro zadrżała na całym ciele. Brutalność jego

wypowiedzi wstrząsnęła nią.

-

Widzę, że to ciebie wciąż jeszcze bardzo obchodzi.

-

Nic podobnego! Powiedziałam ci przecież, że go

nienawidzę.

-

W takim razie zetknięcie się z nim nie sprawi ci

już przykrości?

background image

1 1 0

STRACH PRZfcD MIŁOŚCIĄ

- Co takiego?

Caro zesztywniała, zbladła, mróz przeszedł jej po

kościach.

-

To chyba nieuniknione. - Gil udawał, że nie

zauważa jej reakcji.

-

O czym ty właściwie mówisz?

-

Jak na kobietę o twojej inteligencji

miewasz
zadziwiające luki wyobraźni - mruknął Gil. - Za
stanów się! Dotychczas byłaś zbyt zajęta grzebaniem
w naszych księgach, żeby brać udział w spotkaniach
twojego ojca z ludźmi mojej babki, ale
prędzej
czy później zostaniesz wezwana na debatę
nad
twoim raportem i wtedy znajdziesz się oko w oko
z panem Damianem Shawem. Jak się wtedy będziesz
czuła?

-

Normalnie - skłamała Caro i Gil roześmiał się.

-

Dajże spokój! Przecież to jasne, że ten facet nie

jest ci jeszcze całkiem obojętny!

-

Chyba żartujesz - oburzyła się Caro. - Czy nie

rozumiesz, jak bardzo poczułam się
upokorzona,
kiedy się dowiedziałam, że zostałam strasznie oszukana.
Mówił mi, że mnie kocha, a za moimi
plecami
naigrywał się ze mnie. Mówił mi, że jestem piękna,
i ja mu wierzyłam, mimo że lustro mówiło mi co
innego, a potem uciekał do innej dziewczyny, i to
naprawdę ślicznej. Ona nie była córką
bogatego
człowieka. Autentycznie mu się podobała. Okłamywał
mnie, robił ze mnie idiotkę. Kiedy się w tym zorien
towałam, myślałam, że umrę.

Zamilkła i westchnęła głęboko. Spostrzegła nagle,

ż

e nigdy nikomu nie powiedziała całej prawdy o swojej

klęsce. Uświadomiła sobie, co mówi i do kogo!
Zwierzyła się Gilhamowi Martellowi ze swojej naj-
głębszej tajemnicy, przyznała mu się do najstraszniejszej
ż

yciowej porażki. Dlaczego, u licha, pozwoliła sobie

na taki luksus? Dlaczego pokazała mężczyźnie, na

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 1 1

którym zależało jej najbardziej na świecie, jaką potrafi
być kretynką?

Łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Rozszlochała

się jak dziecko.

- Przestań. - Gil objął ją czule, przycisnął

do
piersi, głaskał po włosach, lekko kołysał. Zamknęła
oczy, powoli uspokajała się.

Przeniknęło ją łagodne ciepło, rozluźniła się, poczuła

się bezpieczna i dziwnie zadowolona. Czegoś takiego
nigdy nie doznała w ramionach Damiana. Przy nim
zawsze była napięta i niepewna siebie. Być może,
instynkt ostrzegał ją przed tym człowiekiem. Ten sam
instynkt kazał jej teraz zawierzyć Gilowi, oddać mu
się w opiekę.

Nagle rozległ się w samochodzie dźwięk podobny

do beczenia kozy. Cóż to mogło być, u licha? Gil
westchnął, puścił ją i wyciągnął spod siedzenia
słuchawkę telefoniczną.

- Halo! - odezwał się. - No tak, słucham. Pani

Greybury? Czy coś się stało?... Co takiego?... Proszę
jej powiedzieć, że wracam dopiero jutro... Ach tak?...
ś

e nie wyjdzie, dopóki się ze mną nie

zobaczy?
Rozumiem... No, dobra - dodał po chwili. - Będę za
mały kwadrans.

Odłożył słuchawkę tak gwałtownym ruchem, że

Caro aż podskoczyła w swoim fotelu.

-

Bardzo mi przykro - powiedział. - Ale muszę

wrócić do domu.

-

Niespodziewany gość?

-

Podsłuchiwałaś?

-

Trudno było nie słyszeć, co mówisz. Przecież nie

kucałam pod drzwiami.

-

Przepraszam, nie chciałem cię urazić. Ale nawaliły

mi nerwy.

-

Zauważyłam to - powiedziała chłodno, speszona

tą nagłą zmianą nastroju.

background image

112

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Ruszyli więc pustą już teraz ulicą. Caro przypa-

trywała się smukłym dłoniom Gila manipulującym
kierownicą i poczuła przypływ gorąca. Dlaczego on
tak na mnie działa? - pomyślała. Nigdy w życiu nid
pragnęłam niczego tak bardzo jak tego człowieka.
Och, dlaczego nie jest wolny? Dlaczego każdy męż-
czyzna, z którym się bliżej stykam, ma inną kobietę?
Czy już zawsze tak będzie? śycie nie jest dla mnie
łaskawe.

-

Czy chodzi o hrabinę? - zapytała.

-

Wygląda mi na to, że sprowadziła się i przywiozła

ze sobą górę walizek. Podobno zaczęła
się już
rozpakowywać.

-

Moje gratulacje! - wymamrotała Caro przez

zaciśnięte zęby.

Po chwili udało jej się wymusić z siebie promienny

uśmiech.

- Dajże spokój - zdenerwował się Gil. - I nie mów

do mnie przez chwilę. Muszę się zastanowić nad tym,
jak się jej pozbyć, zanim zjawi się Colin. A z Mirandą
nie jest łatwo. Ona widzi wszystko z własnego punktu
widzenia. Jest kompletnie zepsuta, jej egoizm nie zna
granic. Poza tym ma kurzy móżdżek i nikt nie jest
w stanie wytłumaczyć jej czegokolwiek. Docierają do
niej wyłącznie komplementy, reaguje jedynie na flirt,
a ja nie jestem teraz w nastroju na takie gierki.

Caro wpatrywała się intensywnie w profil Gila

i chłonęła każde jego słowo. Nie mówił o Mirandzie
jak zakochany mężczyzna. Głos miał niecierpliwy,
pełen pogardy. Czyżby udawał, czy też takie były
jego odczucia?

- Musiałeś jej dać do zrozumienia, że ci się podoba

- zaczęła. - Inaczej nie...

Gil przerwał jej, kładąc rękę na jej udzie.

- Może powiedziałem jej kilka miłych słówek, może

nawet poflirtowałem z nią na jakimś przyjęciu. Przecież

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 I .1

to normalne. Miranda powinna być do tego przy-
zwyczajona. Ale nie zdarzyło się między nami nic
poważnego, nic z wyjątkiem... Urwał w pół słowa.

-

Tego, że ona to wszystko wzięła na serio - dokoń

czyła za niego Caro.

-

Kobiety zawsze to robią - Gil usiłował zdobyć

się na cynizm, ale jakoś słabo mu to szło. - Ich
próżność każe im wierzyć, że wszyscy mężczyźni za
nimi szaleją. Każdy flirt uznają za miłość przez duże M.

-

Uważam, że w pełni zasługujesz na swoją hrabinę!

Twierdzisz, że jest egoistką. Może, ale to nic w porów
naniu z tobą!

Gil nie zareagował na te słowa, zatrzymał się przed

swoim domem i wychylił głowę przez okienko wozu.

-

Nie widzę samochodu Colina - stwierdził. - Trze

ba wykurzyć Mirandę, zanim on przyjdzie. Ale zupełnie
nie wiem, jak to zrobić.

-

Powinnam sobie pójść i pozostawić cię twojemu

losowi.

-

Czuję, że masz pomysł na pozbycie się jej...

-

Nie powinnam się do tego mieszać. Ciekawa

jestem, ilu kobietom zawróciłeś w głowie tylko po to,
ż

eby się ich potem pozbyć.

-

Słuchaj no, ja naprawdę nie jestem potworem

- Gil spojrzał na Caro niewinnym wzrokiem, uśmie
chając się przymilnie. - Pomóż mi, Caro, nie możesz
dopuścić do tego, żeby Miranda przełknęła mnie jak
ostrygę.

-

Czemu nie? - odparła Caro pół żartem, pół

serio. - Zresztą nawet Miranda zasługuje na lepszy
los. Myślę, że jakoś uda mi się uwolnić ją od ciebie.

Otworzyła drzwiczki samochodu i wysiadła. Gil

zamierzał zrobić to samo, ale Caro powstrzymała go
ruchem ręki.

- Zostań - powiedziała. - Sama się tym zajmę.

background image

114

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

Gil wyszedł jednak z wozu i patrzył na Caro ze

zdziwieniem i niedowierzaniem. Wiatr rozwiewał jego
gęste włosy. Jaki on jest przystojny, pomyślała Caro.

-

Co jej powiesz? - zainteresował się Gil. - Jeżeli

zamierzasz odwołać się do jej wyższych uczuć, to nic
z tego nie wyjdzie. Ona ich w ogóle nie ma. Miranda
myśli jedynie i wyłącznie o Mirandzie. Jeżeli po
stanowiła posłużyć się mną dla ukarania swojego
męża, nic jej od tego nie powstrzyma. Nawet gdyby
wiedziała, że Colin połamie mi wszystkie kości albo
ż

e ja zrobię z niego marmoladę, to i tak zostałaby

przy swoim, tyle że pod warunkiem, iż będzie mogła
się przyglądać masakrze.

-

Jeżeli chcesz żebym ci pomogła, musisz mi dać

wolną rękę - powiedziała Caro stanowczo. - Zgoda?

-

Zgoda - odparł po chwili wahania. - Rób, co ci

się żywnie podoba, ale na litość boską, pozbądź się jej
możliwie jak najszybciej, zanim przygalopuje tu Colin,
ż

eby zrobić ze mnie rąbankę.

-

Nie miałabym nic przeciwko temu - powiedziała

Caro i ruszyła ku drzwiom.

-

Czy nie zechciałabyś wtajemniczyć mnie w swoje

zamiary? - zawołał za nią Gil.

-

Powiem jej - odparła spokojnie Caro - że nasz

ś

lub odbędzie się w połowie przyszłego tygodnia.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Gil wpatrywał się w Caro jak zaczarowany. Widać

było, że jest całkowicie zaskoczony, po prostu oniemiał.

Tymczasem ona, rozbawiona jego reakcją, nacisnęła

dzwonek i w tej samej chwili drzwi otworzyły się
i stanęła w nich przysadzista, schludnie ubrana kobieta
w ciemnej sukni, z siwymi, starannie uczesanymi
włosami. Była to gospodyni Gila, pani Greybury.
Zmierzyła Caro niechętnym spojrzeniem. Uznała ją,
widać, za jeszcze jedną z grona młodych adoratorek
jej pracodawcy. Ileż ich musiało być? - zastanawiała
się Caro. Najwyższy czas, żeby dać nauczkę młodemu
donżuanowi.

- Pana Martella nie ma w domu - powiedziała

pani Greybury i już chciała zamknąć drzwi.

Caro wysunęła stopę, żeby je zatrzymać, i jedno-

cześnie spojrzała w głąb holu, by zorientować się, czy
czyha tam może Miranda. Jak pająk na muchę,
pomyślała sobie i uśmiechnęła się bezwiednie.

- Pan Martell siedzi przed domem w samochodzie

- szepnęła. - To on mnie przywiózł.

Odsunęła się nieco, a gdy pani Greybury zobaczyła

profil Gila wewnątrz rollsa, uśmiechnęła się i poma-
chała mu ręką.

-

Czy pan Martell nie wejdzie do domu? - zapytała.

-

Czuje się bezpieczniej w samochodzie - oświad

czyła Caro.

-

Wcale mu się nie dziwię - odparła gospodyni,

przyglądając się Caro uważnie. - Czy on panią po coś
przysłał?

background image

l l 6

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

- Owszem. Po hrabinę.

Pani Greybury wydała z siebie dziwny dźwięk,

przypominający gwizdanie czajnika.

-

Mężczyźni są tacy bezradni - zauważyła Caro.

- Ale my na pewno damy sobie radę. Gdzie ona jest?

-

Trzecie drzwi na prawo - odparła pani Greybury,

odsunęła się i wpuściła Caro do holu.

-

Czy to jest gościnny pokój?

Pani Greybury spojrzała na nią z niekłamanym

zaciekawieniem.

-

Czy mogę zapytać... - zaczęła.

-

Kim jestem? - przerwała jej Caro. - Owszem,

droga pani Greybury. Jestem narzeczoną pana
Martella

-

Narzeczoną! - krzyknęła gospodyni Gila i na

chwilę straciła swoje słynne panowanie nad sobą.

-

Owszem i byłabym wdzięczna, gdyby pani to

sobie zapamiętała. Na wypadek, gdyby ktoś pytał.
Na przykład hrabina Jurby. Jestem narzeczoną pana
Martella, rozumiemy się.

Pani Geybury przyjrzała się swojej rozmówczyni

z napiętą uwagą i nagle uśmiechnęła się.

-

Niech pani będzie spokojna -

powiedziała.
- Z pewnością nie zapomnę.

-

Pan Martell powiedział mi, że mogę na panią

liczyć - skłamała Caro i twarz gospodyni rozjaśniła się.

-

Naprawdę tak powiedział?

Caro skinęła głową i ruszyła korytarzem ku trzecim

drzwiom.

Zastukała energicznie do drzwi gościnnego pokoju

i nabrała duży haust powietrza w płuca.

- Kto tam? - usłyszała znajomy głos.

Caro nie odpowiedziała, ale raz jeszcze zastukała,

po krótkiej chwili drzwi uchyliły się.

- O co chodzi? - spytała hrabina i spojrzała na

Caro podejrzliwie.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 1 7

Ta zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów i z żalem

stwierdziła raz jeszcze, że Miranda jest jedną z naj-
piękniejszych kobiet, jakie zna. Stała przed nią wysoka,
smukła, w jedwabnym szlafroczku ozdobionym koron-
ką. Jej złote włosy połyskiwały w świetle żyrandola,
jasnoniebieskie oczy były niewinne jak oczy dziecka.
Trzeba się było dobrze przyjrzeć, żeby zobaczyć w nich
stalowe błyski bezwzględności i egoizmu. Mężczyźni
z pewnością tego nie widzieli. Byli zbyt olśnieni
pierwszym wrażeniem, a potem zbyt przejęci przemożną
chęcią schwytania tego bajecznego motyla, który
przeleciał im mimo nosa i zniknął w oddali.

-

Ja panią chyba znam - powiedziała Miranda

przyglądając się Caro uważnie. - Już wiem. Była pani
w domu lady Westbrook, kiedy jadłam tam kolację.
Panna Ramsgate, o ile się nie mylę. To chyba pani
ojciec chce wykupić ich dom towarowy.

-

Zgadza się - potwierdziła Caro uprzejmie i wkro

czyła do pokoju tak energicznie, że hrabina zmuszona
była cofnąć się szybko.

Rozejrzała się po pokoju. Otwarte walizki, prze-

rzucone przez poręcze krzeseł części garderoby i ge-
neralny rozgardiasz świadczyły o tym, że Miranda
zamierzała zainstalować się na dłuższy czas.

-

Co pani tu właściwie robi? - zapytała Miranda

z nonszalancką arogancją damy przyzwyczajonej do
wydawania rozkazów służbie.

-

Czekam na mojego narzeczonego.

-

A kto to taki, jeżeli można wiedzieć?

-

Gil - odparła słodkim głosem Caro, patrząc na

hrabinę niewinnymi szarymi oczami.

-

Kto? - zaskrzeczała Miranda tak głośno,

ż

e

Caro mimo woli wzdrygnęła się.

Spojrzała na swoją rywalkę, która najpierw zrobiła

się czerwona jak burak, potem blada jak chusta. Usta
jej drżały, z jej oczu tryskały iskry wściekłości.

background image

1 1 8

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

- To kłamstwo! Pani i Gil? Pani żoną Gila? To po

prostu śmieszne! On by nawet na panią nie spojrzał!
Pani jest brzydka jak noc i ubiera się jak kuchta!
Chociażby ta czerwona kiecka! Przecież to
sama
wulgarność! Dekolt po pępek. Ohyda! A to przecięcie
z boku! Jeżeli jest obliczone na uwiedzenie Gila, to
traci pani niepotrzebnie czas. Gil ma wybredny gust,
nie z nim takie numery!

Caro zachowywała idealny spokój, choć nie przy-

chodziło jej to łatwo. Nie przestawała się uśmiechać,
mimo że zaczynały ją od tego boleć szczęki.

- Nasz ślub odbędzie się w przyszłym tygodniu

-

powiedziała uprzejmym, prawie wesołym głosem.

-

Tylko najbliższa rodzina i kilku przyjaciół. Ani on,

ani ja nie lubimy ostentacji.

-

Nie! - wrzasnęła Miranda. - To niemożliwe!

-

Zawiadomienia zostaną rozesłane później - ciąg

nęła Caro, ignorując reakcję Mirandy.

Rozległo się dyskretne pukanie do drzwi. Do pokoju

weszła pani Greybury.

- Czy mogę pomóc przy pakowaniu
milady?

- zapytała Mirandę spokojnym głosem.

-

Dobrze, że pani przyszła! Pani na pewno wie,

czy to prawda. Czy pan Martell żeni się w przyszłym
tygodniu?

-

Tak jest, w przyszłym tygodniu, milady - po

twierdziła gospodyni Gila składając starannie jakiś
fatałaszek Mirandy i pakując go do jednej z walizek.

-

Na początek zamieszkamy tutaj i mamy nadzieję,

ż

e pani Greybury będzie się w dalszym ciągu zajmowała

domem. - Caro przyglądała się z satysfakcją, jak
gospodyni sprawnie i szybko napełnia walizki hrabiny.

- Później chyba poszukamy jakiegoś domu w dzielnicy,
gdzie mieszkają zarówno lady Westbrook, jak i mój
ojciec.

Miranda podbiegła do niej, chwyciła ją za ramiona,

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 1 9

wbiła polakierowane na czerwono paznokcie w jej
ciało i potrząsnęła nią tak mocno, że Caro zakręciło
się w głowie.

Pani Greybury wyniosła walizki do holu.

-

Zadzwonię po taksówkę, milady - oświadczyła

słodkim tonem.

-

Nie ruszam się stąd! - wrzeszczała Miranda.

- Już rozumiem, jak go złowiłaś, ty wstrętna kom-
binatorko... Na pewno zaszłaś w ciążę!

-

To by było naprawdę zbyt kiczowate! - roześmiała

się Caro.

-

Już wiem - ciągnęła Miranda - on robi to po to,

ż

eby zachować ten swój piekielny dom towarowy, na

którym mu tak zależy. Tacy ludzie jak
wy po
wykupieniu przedsiębiorstwa zawsze wyrzucają na
bruk całe kierownictwo. Pani jest jedyną spadkobier
czynią swojego ojca. Odziedziczy pani cały
jego
majątek. No tak, teraz już wszystko jest jasne!

-

Może pani sobie myśleć, co się pani żywnie

podoba - mruknęła Caro. - Ale teraz proszę już iść.

-

Muszę się przedtem zobaczyć z Gilhamem.

-

On nie ma na to najmniejszej ochoty.

-

Zobaczymy, co będzie, jak wróci.

-

On już wrócił. Siedzi przed domem w samochodzie

i czeka, żeby pani sobie poszła.

Miranda podbiegła do okna i wyjrzała na ulicę.

Przez chwilę Caro czuła coś w rodzaju współczucia.
Może ona naprawdę kocha Gila? Może rzeczywiście
jest nieszczęśliwa? Ale przecież ma własnego męża,
własne życie, właściwie nie brak jej niczego. Niech
wraca do siebie. Gil prosił, żeby mu pomóc i Caro
zamierzała to zrobić.

Nagle Miranda wybiegła z pokoju, minęła panią

Greybury, otworzyła frontowe drzwi i ruszyła prosto
na Gila, który pospiesznie wysiadał z samochodu.

Caro oparła się o framugę drzwi i spojrzała na

background image

120

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

Gila. Stał wyprostowany, przystojny, wytworny
w swoim świetnie skrojonym ubraniu, z rozwianymi
przez wiatr włosami, z wyrazem całkowitej obojętności
na twarzy. Z jego postawy trudno byłoby się zorien-
tować, jakie właściwie są jego uczucia do Mirandy.
Jakże był nieprzenikniony. Miranda, szlochając jak
dziecko, podbiegła do niego i chwyciła go za rękę.

-

Taksówka zaraz nadjedzie, kochanie - zwróciła

się Caro do Gila. - Chciałam ci powiedzieć,
ż

e

Miranda już wie o naszych planach. Wszystko jej
opowiedziałam. Szkoda, że nie możemy
urządzić
dużego wesela, ale papa życzy sobie, żeby to była
intymna uroczystość. Brak nam będzie
Mirandy
i Colina, nieprawdaż?

-

Jak możesz to robić? - wrzasnęła hrabina, szarpiąc

rękę Gila. - Tak bardzo zależy ci na tym waszym
okropnym sklepie?

-

Mirando, opamiętaj się — powiedział Gil naj

spokojniejszym na świecie tonem. - Wracaj do domu,
ubierz się i uspokój. No, już.

-

Ja tu zostaję - szlochała Miranda. - Odeślij ją.

Muszę z tobą porozmawiać.

-

Mam zamiar spędzić tu noc - poinformowała ją

Caro lodowatym tonem.

Miranda podniosła ręce do góry, obróciła

się i wbiegła do domu.

- Miejmy nadzieję, że ona wkrótce odjedzie. - Gil

wydał z siebie westchnienie ulgi. - Wiesz co, Caro?

- dodał. - Ty nie przestajesz mnie zadziwiać. Ciekaw
jestem, co sobie jeszcze wymyślisz.

-

Prosiłeś, żeby ją jakoś stąd wykurzyć. Przyrzekłam

ci pomóc, no i udało się - odparła Caro, z trudem
trzymając nerwy na wodzy.

-

Mamy zaledwie tydzień na wymyślenie alternatywy

- uśmiechnął się Gil. - Jeżeli przez ten czas
nie
pobierzemy się, Miranda niewątpliwie powróci.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 2 1

-

Możesz się wyprowadzić albo powiedzieć

jej
bardzo stanowczo, żeby ci dała spokój. Jeżeli rzeczywiś
cie tego chcesz.

-

Nigdy nie zamierzałem się żenić z Mirandą. Ona

bywa zabawna i przyjemnie na nią popatrzeć, ale to
nie ma nic do rzeczy. Colin jest moim
starym
przyjacielem, ją też znam od niepamiętnych czasów.
Jako dzieci bawiliśmy się w piaskownicy. Roman
sowałem z nią trochę, zanim zdecydowała się wyjść
za Colina. Myślę, że na początku nawet go kochała.
Ale przede wszystkim chodziło jej o tytuł. Podobnie
jak wszystkim innym dziewczynom, które się dokoła
niego kręciły. Wtedy jeszcze nie pił. Uprawiał sporty,
pływał, jeździł konno, grał w polo. Byłem drużbą na
ich ślubie. Później zaczął pić i zepsuło się między nimi.

-

Może było na odwrót, może zaczął pić dlatego,

ż

e się między nimi zepsuło? - zaryzykowała Caro.

-

Bo ja wiem? Miranda robiła wszystko, żeby mu

uprzyjemnić życie. Ale on coraz częściej wracał pijany
do domu, więc straciła do niego wszelką sympatię.
Trudno jej się dziwić.

Zajechała taksówka i Miranda, nienagannie ubra-

na, z wysoko uniesioną głową, ukazała się na ganku.
Za nią szła pani Greybury dźwigając duże ciężkie
walizki.

Zaniosła je do taksówki.

-

Ilu pasażerów? - zapytał kierowca.

-

Tylko ta pani - odparł Gil i pomógł Mirandzie

wsiąść do wozu.

-

Do widzenia, moja droga - powiedział. - Zoba

czymy się po naszym powrocie z podróży poślubnej.

Miranda skrzyżowała swoje długie kształtne nogi

i zatrzasnęła drzwiczki.

-

Dokąd jedziemy? - zapytał taksówkarz.

-

Jurby House, Park Lane - odparła.

-

A więc wraca do męża - powiedziała Caro.

background image

12?

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

Mam nadzieję, że z nim zostanie. Co za

egoistka - dodała. - Co ci się właściwie w niej
podoba?

-

Jest bardzo piękna. Przecież nie można mieć

wszystkiego.

-

Więc jednak z nią spałeś? - mruknęła Caro.

-

Ilekroć o niej mówisz, ziejesz zazdrością - roze

ś

miał się Gil.

Caro uświadomiła sobie ze zgrozą, że tak rzeczywiś-

cie jest. Zrobiła się czerwona jak piwonia i zaraz
potem zbladła.

-

Odwieź mnie do domu! - zażądała.

-

Jeszcze nie - odparł chłodno. - Lada chwila

się tu zjawić Colin, więc potrzebne mi jest alibi.

Zostań jeszcze trochę. W holu

czekała na nich pani Greybury.

- Czy podać coś? - zapytała.

.- Nie., dziękuję. Sam to załatwię. Jestem pani

bardzo wdzięczny za pomoc - uśmiechnął się do niej

Gil.

- Doskonale. Dobranoc panu, dobranoc, panno

Ramsgate.

Caro poszła za Gilem do salonu. Co za piękny

pokój, pomyślała. Zielony dywan, tapeta w delikatny
roślinny wzór, skórzane kanapy i fotele.

Gil nalał dwa kieliszki koniaku.

- Usiądź - poprosił. - I napij się. Mamy za sobą

ciężką przeprawę.

Podszedł do Caro, która stała przed kominkiem,

rozglądając się po ścianach salonu zawieszonych
pięknymi obrazami.

Gil wyjął Caro kieliszek z ręki, objął ją i bardzo

powolnym ruchem zaczął jej masować plecy. Zamknęła
oczy i poddała się jego pieszczotom. Położył dłoń na
jej karku, łagodnie posuwał ją po jej plecach, przylgnął
do niej całym ciałem i przyłożył usta do jej szyi. Coś
w rodzaju szlochu wydobyło się z krtani
Caro.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

123

Wstrząsnął nią dreszcz przerażenia, a zarazem roz-
koszy. Oddychała z trudem. Chciała mu się oprzeć,
ale była jak sparaliżowana. Nie powinnam była pić
tego koniaku, pomyślała. Dłoń Gila dotarła do jej
talii, potem przeniosła się wyżej. Usłyszała dźwięk
otwieranego suwaka, jej suknia rozchyliła się na
plecach, usta Gila muskały je, przesuwały się coraz
niżej.

Nagle obrócił ją ku sobie jak bezwolną lalkę.

Stanęła na palcach, podała mu usta i zarzuciła mu
ręce na szyję. Niejasno zdała sobie sprawę, że jej
suknia opadła na dywan. Przylgnęła mocniej do Gila
i wsunęła palce w jego gęstą czuprynę.

Wziął ją na ręce i, nie przestając pokrywać jej

pocałunkami, cofnął się i opadł na kanapę. Caro
otworzyła oczy. Zobaczyła, że Gil strząsa z siebie
marynarkę i rzucają na podłogę. Patrzyła, jak rozpina
koszulę, spod której wyłoniła się jego opalona
muskularna pierś z kępką ciemnych włosów. Patrzyli
na siebie szeroko otwartymi oczami, w których płonęło
niepohamowane pożądanie.

Caro jeszcze nigdy w życiu nie obserwowała

rozbierającego się mężczyzny. Poczuła w uszach szum
krwi, serce waliło jej jak młotem. Gil zsuwał ramiączka
jej staniczka i całował jej ciepłe piersi. Zapragnęła go
całym ciałem, całą swą istotą.

- Pogłaszcz mnie - szepnął.

Zrobiła to, z początku nieśmiało, potem coraz

odważniej. Opuszki jej palców stały się tak wrażliwe,
ż

e gdy dotknęła jego nagiej skóry, poczuła się tak, jak

gdyby ją poraził prąd elektryczny i zadrżała od stóp
do głów.

Patrząc mu prosto w oczy, powoli wodziła rękami

po całym jego ciele. A on leżał, wpatrzony w nią
swoimi płonącymi ciemnymi oczami, oddychając ciężko
i szybko jak sprinter dobiegający do mety. Caro

background image

124

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

poczuła, że traci kontrolę nad sobą, że zmysły
zapanowały nad rozumem. Przylgnęła do Gila całą
sobą, ustami wodziła po jego ramionach, piersi,
brzuchu. Bezgłośnie błagała go o zaspokojenie.

- Czy ty wiesz, co robisz? - zapytał Gil zachrypłym

głosem.

Ukryła twarz w jego włosach, nie była w stanie

głośno wyartykułować tego, co czuła. A przecież
dobrze wiedziała, czego tak gwałtownie pragnie.
Obojętne jej były wszelkie konsekwencje. Zobaczyła,
jak Gil unosi się nad nią, jak zrzuca z siebie resztę
bielizny. Zrobiła to samo i zamknęła oczy.

- Będę bardzo delikatny - szepnął. - Wiem, że to

dla ciebie pierwszy raz. A ten pierwszy raz musi być
cudowny, bo nigdy go się nie zapomina. Postaram
się, żeby tak było, moja Caro.

Całował delikatnie jej usta, szyję, piersi, potem

przesunął się w dół i całował jej płaski brzuch, smukłe
biodra, strzeliste uda.

- Och, Gil, Gil, tak, tak - szeptała.

Rozchylił jej delikatnie uda i wsunął się w nią

jednym silnym ruchem. Wydała okrzyk bólu. Jej
ciało napięło się jak struna.

- Spokojnie... - szeptał Gil. - Nie walcz ze mną.

Odpręż się.

Ale zaraz poczuła jeszcze ostrzejszy ból. Ogarnęła

ją panika.

-

Przestań - poprosiła i przez kilka chwil Gil trwał

w bezruchu. Kiedy znowu uniósł się i opadł na nią,
odbyło się to już zupełnie bezboleśnie, więc poddała
mu się i znowu z rozkoszą wchłaniała w siebie ciepło
jego ciała, a on całował ją i głaskał jej zmierzwione
włosy.

-

Przepraszam - szepnęła i przywarta wargami do

jego warg.

-

Ależ skąd. Tak zawsze jest na początku. Jestem

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

125

dumny, że pozwoliłaś mi zostać twoim pierwszym
kochankiem.

Po chwili zaczął znów leciutko całować najpierw

jedną, potem drugą jej pierś, przesunął rękę na jej
podbrzusze, a potem niżej, tam gdzie ich ciała połączyły
się w jedno, i Caro znów poczuła dreszcz rozkoszy.

Objęła go, przycisnęła się do niego w nowym

przypływie pożądania. Poruszali się rytmicznie i nie-
spiesznie, aż wybuchło w niej coś tak wspaniałego
i nieznanego zarazem, że odrzuciwszy głowę w tył
wydała z siebie dziki krzyk radości.

A potem było jej tak, jakby wpadła w przepastne

ciemne wody jakiegoś jeziora. Leżała szczęśliwa,
zmęczona, odprężona, a Gil wyciągnął się obok niej,
z głową opartą na jej piersi.

Milczeli, bo żadne słowa nie mogły wyrazić tego,

co czuli. Nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa jak
w tej chwili, pomyślała Caro i zapadła w sen.

Obudził ją gwałtowny dzwonek. Otworzyła oczy.

Przez chwilę nie wiedziała, gdzie jest, ale zaraz poczuła
jego nagość przytuloną do jej nagości, jego dłoń na
swojej piersi, jego udo przyciśnięte do jej ud, przypo-
mniała sobie, co się stało, poczuła lęk i bała się
spojrzeć na swego kochanka.

Gil zaklął, usiadł na brzegu kanapy i spojrzał na

nią z lekkim zdziwieniem. Caro zamknęła oczy jak
dziecko, które wyobraża sobie, że w ten sposób stanie
się niewidzialne.

- Kto, u licha, może dzwonić o tej porze? - Gil

wstał i podszedł do telefonu.

Caro obserwowała go spod spuszczonych powiek.

Na wspomnienie o tym, co z nim przed krótką chwilą
robiła, zalała się potem. Jakże to się mogło stać?
Sama go o to błagała! Boże, co za straszny wstyd!

- Tak! - mruknął Gil do słuchawki.

background image

126

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

Spojrzał przez pokój na Caro, która ubierała się

pospiesznie.

-

Owszem, jest tutaj - powiedział Gil do swojego

rozmówcy. - Twój ojciec, Caro - dodał. W słuchawce
rozległ się rozgniewany i zbyt głośny głos ojca.

-

Tak, zdaję sobie sprawę, która jest

godzina

- przerwał mu Gil w pewnym momencie. - Przyjęcie
bardzo się przeciągnęło... Amy do pana dzwoniła?
Owszem, wyszliśmy stamtąd jakiś czas temu i przy
szliśmy tutaj, żeby jeszcze trochę pogadać.

Caro znów usłyszała rozwścieczony głos ojca. Gil

zachowywał całkowity spokój.

- Caro nie jest już małą dziewczynką - przerwał

zalew słów Freda po pewnym czasie. - Jest dorosłą
kobietą. Dlaczego nie pozwala jej pan żyć własnym
ż

yciem?

Caro z trudem nałożyła suknię. Spojrzawszy na

zegarek stwierdziła ku swojemu przerażeniu, że jest
czwarta nad ranem. Podbiegła do Gila i wyjęła mu
z rąk słuchawkę.

-

Będę za dziesięć minut, tato -

powiedziała
i odwiesiła ją, zanim ojciec zdołał odpowiedzieć.

-

Czy mógłbyś się szybko ubrać? - zwróciła się do

Gila.

Nie patrzyła na niego. Bo i po co? Doskonale

zdawała sobie sprawę z jego jakże niepokojącej nagości.
Bliskość jego rozgrzanego ciała przejmowała ją dziwną
słabością.

- Czy on zawsze czeka na ciebie do późnej nocy?

- zagadnął ją Gil tonem, który wzbudził w niej
natychmiastowy sprzeciw.

-

Nie, ale...

-

I czy zawsze dzwoni do twoich przyjaciół, żeby

cię sprowadzić do domu?

-

Nie, ale dzisiaj zrobiło się rzeczywiście strasznie

późno. Obudził się przed chwilą, zobaczył,
która

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

1 27

godzina, i przestraszył się. Nie powiedziałam mu, że
wrócę dopiero nad ranem.

-

Czy musisz go prosić o pozwolenie?

-

Skądże!

-

A czy często wracasz dopiero nad ranem?

-

Nie, i właśnie dlatego tak się zdenerwował.

Gil ruszył w jej stronę, ale ona odskoczyła od niego

w przerażeniu.

- Zostaw mnie. Jestem potwornie zmęczona. Ubierz

się, proszę, i odwieź mnie do domu.

- Dobrze - odparł i zaczął nakładać bieliznę.
Caro poczuła, że zalewa ją nowa fala pożądania.

Przed chwilą była zaspokojona, ale na widok jego
muskularnego smagłego ciała znowu zapłonęła nie-
przytomną wprost chęcią przytulenia się do niego.

-

Może lepiej pojadę taksówką? - zaproponowała

i ruszyła ku drzwiom.

-

Ja cię przywiozłem i ja cię odwiozę - mruknął

Gil. - Nie puszczę cię samej na ulicę o czwartej rano.
Może chcesz skorzystać z łazienki - dodał. - Drugie
drzwi na prawo.

Szczęśliwa, że może wyjść i nie patrzeć, jak Gil się

ubiera, skorzystała z jego propozycji.

Łazienka była funkcjonalna, wyraźnie przeznaczona

dla mężczyzny. Caro opłukała wodą rozognioną twarz,
wytarła się śnieżnobiałym lnianym ręcznikiem i spo-
jrzała w lustro. Włosy miała w nieładzie, jej szkarłatna
suknia była wymięta, a na jej szyi i dekolcie widniały
ś

lady po gwałtownych pocałunkach.

Nie powróciła do salonu, postanowiła zaczekać na

niego w holu. Zjawił się po chwili, przeprosił ją
i sam poszedł do łazienki. Był zimny i obojętny. Na
pewno żałuje tego, co się stało, pomyślała Caro.
Kochał się z nią tylko po to, by zapomnieć o
Miran-dzie.

Gdy wrócił, była już czwarta trzydzieści. Zaczynało

background image

128

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

ś

witać. Gil wyjął z kieszeni kluczyki od samochodu,

podszedł do frontowych drzwi i otworzył je.

Na ulicy paliły się jeszcze latarnie, powietrze było

rześkie, na niebie gasły ostatnie gwiazdy. Gdy pod-
chodzili do samochodu, ktoś nagle wypadł zza
krzaków. Caro wydała z siebie okrzyk grozy. Czyżby
to był napad rabunkowy?

Oślepił ją flesz i zrozumiała natychmiast, że napadł

ich nie bandyta, lecz fotograf prasowy. Gil znalazł się
błyskawicznie obok niej, objął ją i zasłonił ręką jej
twarz.

Wybuchał flesz po fleszu. Gil rzucił się w stronę

fotografa, przeklinając go najgorszymi wyrazami. Tam-
ten nie przestając pstrykać rzucił się do ucieczki, Gil za
nim. Caro trzęsła się z zimna i zdenerwowania, ale nic
nie mogła robić. Mogła tylko stać i czekać, co będzie
dalej. Zza węgła wyjechał samochód i dogonił uciekają-
cego fotografa. Drzwiczki otworzyły się, fotograf
wskoczył do środka, po czym wóz gwałtownie przyspie-
szył i znikł za rogiem ulicy. Gil próbował go dogonić,
ale nie miał żadnej szansy. Powrócił zadyszany, otwo-
rzył drzwiczki rollsa i wsunął się za kierownicę.

-

Wsiadaj! - krzyknął na Caro i

pospiesznie
uruchomił wóz.

-

Muszę dopaść tego bydlaka i stwierdzić, kto go

na mnie napuszcza. To na pewno ten sam, który
zrobił zdjęcie z bójki z Colinem. Ktoś mu za to płaci.

Ujechali kawałek drogi, ale już nie dogonili tamtego

wozu. Gil klął pod nosem jak marynarz, ale w końcu
uznał swoją porażkę.

-

Ktoś musiał go zawiadomić, że jesteś u mnie

- olśniło go nagle. - Domyślasz się, kto?

-

Chyba nie Miranda?

-

Nie, na pewno nie. Na pewno nie chciałaby,

ż

eby cały świat dowiedział się, że musiała ustąpić

miejsca innej kobiecie.

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

129

-

Może prasa została jakoś powiadomiona o tym,

ż

e Miranda wprowadziła się do ciebie - zasugerowała

Caro.

-

W takim przypadku fotograf zobaczyłby ją, jak

wyjeżdżała.

-

Nic innego nie wpada mi do głowy.

-

Naturalnie, że nie - odparł Gil z przekąsem.

- Ale czy nie uderza cię dziwny zbieg okoliczności?
Twój ojciec dzwoni po nocy, żeby się dowiedzieć, czy
jesteś u mnie, wobec czego żąda, żebym cię natychmiast
odwiózł do domu, i co się okazuje? śe o czwartej nad
ranem pod moimi drzwiami czyha fotograf. Ciekawe!
Właściwie powinnaś mu była kazać, żeby zajrzał
przez okno. Wtedy dopiero mógłby zrobić sensacyjne
zdjęcie!

Caro poczuła się tak, jakby ją ktoś spoliczkował.

-

Co ja miałabym zyskać na tym, gdyby mnie

z tobą sfotografowano? - krzyknęła.

-

To ty powinnaś odpowiedzieć sobie na to pytanie

- mruknął Gil i nacisnął na gaz.

Zatrzymał się przed jej domem tak gwałtownie

i z takim zgrzytem hamulców, że rzuciło ją do przodu
i gdyby nie pasy, rozbiłaby sobie głowę o szybę.
Otrząsnęła się i otworzyła drzwiczki. Lecz zanim
zdążyła wysiąść, poczuła na ramieniu żelazny zacisk
palców Gila.

- Nie ożenię się z tobą! - warknął. - Przyjmij to do

wiadomości! Cokolwiek by się stało i żeby prasa nie
wiem jak szalała, by mnie skompromitować, nie dam
się do niczego zmusić! Nie ze mną takie numery!

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Zanim Caro zdążyła dobiec do frontowych drzwi,

otworzyły się, szeroko pchnięte przez jej rozwścieczo-
nego ojca.

-

ś

eby o tej godzinie wracać do domu to skandal!

- wrzasnął. Co się dzieje między tobą i Martellem?
Prosiłem, żebyś była dla niego miła, ale to nie znaczy...

-

Uspokój się! - przerwała mu Caro. - Jakim

prawem dzwoniłeś do niego w środku nocy? Nie
jestem już dzieckiem!

-

Byłem strasznie niespokojny - tłumaczył się Fred

już łagodniejszym tonem. - Szczególnie po telefonie
Amy...

-

Amy do ciebie dzwoniła? A ja myślałam, że to ty

dzwoniłeś do niej.

-

Skądże? Prawdę mówiąc, obudziła mnie przed

jaką godziną. Położyłem się o wpół do jedenastej, bo
byłem wyjątkowo zmęczony.

Poszli do salonu, gdzie Caro opadła na kanapę.

Była wyczerpana zarówno fizycznie, jak emocjonalnie.

-

Dlaczego ona to zrobiła? - zastanawiała się głośno.

-

Chciała mówić z tobą. Zbeształem ją, że budzi

ludzi po nocy, ale była strasznie zdeprymowana,
twierdziła, że bardzo wcześnie wyszłaś z przyjęcia i że
obawia się, iż powiedziała ci coś takiego, co mogło
cię obrazić. Prawdę mówiąc bredziła. Może napiłabyś
się gorącej herbaty? - dodał po chwili. - Przed
kwadransem naparzyłem dobrego earl greya.

Caro wzięła z jego rąk filiżankę i trzymając ją

oburącz grzała sobie dłonie.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 3 1

-

Dziękuję ci, tato - powiedziała i pogłaskała go

po zarośniętym policzku.

-

Dziewczynie potrzebna jest matka - mruczał

Fred pod nosem. - Szczególnie do takich spraw.
Wiem, że jesteś już dorosła i nie należy ci udzielać
nauk, ale co robić, kiedy wciąż się o ciebie niepokoję.

-

Wiem, wiem, to się już więcej nie zdarzy - zapew

niała go Caro.

Myślami była jednak gdzie indziej. Zastanawiała

się, kto zawiadomił fotografa o jej wizycie u Gila.
Czyżby to była Amy? A jeżeli tak, to co nią kierowało?
Przecież nie mogła być zazdrosna. Jakże dziwnie się
to wszystko układa.

Ziewnęła głęboko. Była śmiertelnie znużona.

- Do łóżka, kochanie - zarządził Fred. - Jest

niedziela i możesz sobie spać, jak długo zechcesz.

Caro położyła się, ale nie potrafiła zasnąć. Po

głowie chodziły jej wszystkie zdarzenia minionej doby.
Nigdy nie wyobrażała sobie, że pożądanie potrafi być
czymś tak przemożnym, tak obezwładniającym. Jakże
mogła się tak zachować. Ojciec patrzył na nią tak
dziwnym wzrokiem, jakby odczytywał coś z jej twarzy.
Czyżby wyglądała inaczej niż zwykle?

Nie mogąc spać, Caro wstała o dziewiątej, wzięła

prysznic, ubrała się w niebieski dres i poszła do
parku. Postanowiła pobiegać. W niedzielne poranki
było tam zazwyczaj dość pusto. Kilka osób spacero-
wało z psami, biegaczy też było niewielu.

Ranek był słoneczny, wiosenny, jeziorko mieniło

się odbijającym się w nim błękitem nieba, na traw-
nikach topniały resztki rosy. Cicho było i przestronnie.

Jakiż kontrast w stosunku do tego, co działo się

w duszy Caro. Na szczęście dawno nauczyła się za
pomocą biegania przepędzać demony niepokoju czy
strachu. Rytmicznym krokiem, z wysoko uniesioną
głową, biegła więc dokoła jeziorka, swobodnie pu-

background image

132

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

szczając wodze najskrytszym myślom. Wkrótce doszła
do wniosku, że wszystkie jej problemy sprowadzają
się do jednego. Do jednego mężczyzny. Do Gila
Martella. Dopóki go nie znała, życie jej płynęło
spokojnym nurtem, teraz zaś czuła się jak rzucona
w oko cyklonu i zupełnie nie wiedziała, jak wydostać
się z tej sytuacji.

Gdy mijała parkową bramę, zdawało jej się, że

widzi zaparkowanego przed nią rolls-royce'a. Serce
jej zatrzepotało, ale po chwili uspokoiło się. Tyle jest
rolls-royce'ów w Londynie, pomyślała i pobiegła dalej.
Po chwili usłyszała za sobą stukot szybkich kroków
i głos Gila, wołający jej imię. Obróciła się. Biegł tuż
za nią, ubrany w dżinsy i biały sweter. Powiewał
zrolowaną gazetą.

- Zatrzymaj się! - krzyknął. - Muszę z

tobą
porozmawiać!

Przyspieszyła biegu, ale już po chwili Gil dogonił ją

i zatrzymał gwałtownym szarpnięciem za łokieć. Oboje
byli zadyszani, spoceni i źli.

-

Skąd w tobie tyle energii? - odezwał się wreszcie

Gil zasapanym głosem. - Nie spałaś całą noc i od
rana biegasz jak szalona po parku.

-

A co ty tu robisz?

-

Jakoś nie potrafiłem zasnąć, więc

wstałem,
zrobiłem sobie śniadanie, przejrzałem gazety. Po
stanowiłem zrobić coś dla zdrowia. I od razu zoba
czyłem ciebie.

Caro niechętnie wzięła od niego gazetę. Było to

niedzielne wydanie jednego z brukowych londyńskich
dzienników, tego samego, w którym ukazała się tak
niedawno fotografia bójki Gila z Colinem. Dzisiaj
inna fotografia Gila, tym razem ukazująca go w to-
warzystwie Caro, zdobiła frontową kolumnę.

Oślepiona fleszem Caro wyglądała na osobę ciężko

przestraszoną. Dekolt jej sukni obsunął się ukazując

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

133

trochę więcej niż nasadę jej piersi, nie mówiąc już

o rozciętej z boku spódnicy, spod której wysuwało się
bardzo, skądinąd, ponętne udo.

- Wyglądam okropnie! - jęknęła.

Gil wyszedł, oczywiście, wspaniale, mimo że miał

otwarte usta i krzyczał coś, najprawdopodobniej mocno
niecenzuralnego.

- Czy to jest cała twoja reakcja na to świństwo?

Twój wygląd nie ma żadnego znaczenia. Przeczytaj
lepiej nagłówek!

Caro spojrzała na wydrukowane tłustą czarną

czcionką słowa i krew odpłynęła jej z głowy.

PLAYBOY RATUJE SIĘ MAŁśEŃSTWEM

Z CÓRKĄ REKINA!

-

Czytaj dalej - zażądał Gil. - Czyś ty rozmawiała

z tymi łajdakami?

-

Ależ skąd! - żachnęła się Caro i pospiesznie

zabrała się do czytania tekstu zamieszczonego pod
fotografią.

„Caroline Ramsgate, jedyna córka słynnego biz-

nesmena Freda Ramsgate'a, właściciela licznych
domów towarowych, ogłosiła wczoraj wieczorem swoje
zaręczyny z Gilhamem Martellem, znanym playboyem

i spadkobiercą fortuny swojej babki,
właścicielki
znakomitego magazynu Westbrook z Oxford Street.
Fred Ramsgate ubiega się o kupno kontrolnego pakietu
akcji Westbrooka. Czy może to być zbieg okoliczności?
Za cenę miłości jeszcze jeden wielki dom towarowy
przejdzie w ręce Ramsgate'ów i to bez przekładania
pieniędzy z kieszeni do kieszeni? I co na to Miranda,
hrabina Jurby, do niedawna jeszcze
towarzyszka
częstych wypadów Gilhama Martella do
nocnych
lokali?".

-

Czarujące, nieprawda? - Gil zmierzył

Caro
zimnym wzrokiem.

-

To okropne dla obojga z nas - odparła cicho.

background image

134

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

- Gdybyśmy się mieli pobrać, byłoby to też bardzo
przykre, ale na szczęście tak nie jest.

- Szczęście nic do tego nie ma. Jeżeli się kiedykol

wiek ożenię, to z taką kobietą, która mi
będzie
towarzyszką życia i prawdziwym przyjacielem, a nie
z jakichkolwiek innych powodów. Przysięgnij - dodał

- że rzeczywiście nie rozmawiałaś z prasą.

- Po co miałabym to robić! - rozzłościła się Caro.

- Myślę, że to sprawka Mirandy. Zazdrosna kobieta
jest zdolna do wszystkiego. Chyba że twoja gospodyni
się wygadała.

-

To wykluczone!

-

W takim razie pozostaje tylko Miranda! Może

powiedziała którejś ze swoich przyjaciółek, a ta chciała
się przysłużyć jakiemuś dziennikarzowi.

-

Po diabła powiedziałaś jej, że jesteśmy zaręczeni?

-

Prosiłeś, żebym ci pomogła pozbyć się jej. Czy

już zapomniałeś?

-

Dziękuję za taką pomoc. W przyszłości postaram

się poradzić sobie sam.

-

Bardzo cię proszę!

Gil chciał spojrzeć jej w oczy, ale Caro spuściła

powieki. Zauważył, że jej dolna warga drży jak
u dziecka, któremu zbiera się na płacz.

-

Przepraszam cię - mruknął. - No, rozchmurz się

już. Zrozum, że nienawidzę tego, co piszą o mnie
w tych okropnych brukowcach. Kłamią jak z nut,
a przecież nie można się z nimi procesować.

-

To jeszcze nie powód, żebyś się na mnie wyżywał.

Ale wybacz, chciałabym jeszcze chwilę pobiegać, chyba
ż

e masz mi jeszcze coś przykrego do powiedzenia.

Dotknął delikatnie jej ramienia. Odtrąciła go.

- Trzymaj ręce przy sobie! - krzyknęła.

To był błąd. Jej słowa podziałały na Gila jak

czerwona płachta na byka.

- W nocy ich jakoś nie odtrącałaś - warknął.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

135

Caro uniosła ramię, żeby uderzyć go w twarz, lecz

on chwycił ją silnie za przegub i przyciągnął do siebie
tak mocno, że chcąc nie chcąc oparła się o niego
całym ciałem. Zabrakło jej tchu. Otworzyła usta, a on
błyskawicznie przycisnął do nich swoje.

Nogi ugięły się pod nią, zamknęła oczy, poddała

się bez reszty tej cudownej pieszczocie i dopiero po
chwili uświadomiła sobie, gdzie jest i co robi, więc
wyrwała mu się i pobiegła przed siebie co sił w no-
gach.

Serce waliło jej jak młotem, myślała, że będzie ją

gonił, ale nie słyszała odgłosu jego kroków. Gdy
znalazła się niedaleko wyjścia z parku, spojrzała na
ulicę i stwierdziła, że rolls Gila zniknął sprzed furtki.

W dwadzieścia minut później była znów w domu.

Wzięła prysznic, ubrała się w prostą, lecz elegancką
suknię z wełny koloru oliwki i zeszła do jadalni na
ś

niadanie. Ojciec siedział już przy stole i czytał gazetę.

Na widok córki uniósł wzrok.

-

Czy to prawda? - zapytał, może trochę zbyt

głośno.

-

Nie, tato - zarumieniła się Caro. - To zwykła

kaczka dziennikarska.

Nalała sobie kawy z ciężkiego srebrnego

dzbanka i zrobiła grzankę.

Fred śledził każdy jej ruch.

-

Skąd im się to, do licha, wzięło? Na stronie

finansowej jest artykuł o ewentualnym
przejęciu
Westbrooka przez nasze konsorcjum i to mnie nie
dziwi. Ale ciekaw jestem, kto wymyślił tę historię
z twoimi zaręczynami.

-

Czy wiesz o tym, że Gil miał mały

romans
z hrabiną Jurby...

-

Owszem, pamiętam ją... ale co z tego?

-

Pokłóciła się z mężem i przeprowadziła się do

Gila. Strasznie go to zdenerwowało. Wczoraj wieczo-

background image

136

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

rem poprosił mnie, żebym pomogła mu wykurzyć ją
z jego domu.

- Też mi dżentelmen - mruknął Fred.

Caro pomyślała, że trudno nie przyznać ojcu racji,

ale bardzo nie chciała, żeby źle myślał o Gilu.

-

Bał się, że zostanie wciągnięty w jej małżeńskie

problemy - tłumaczyła ojcu. - Te wszystkie dzien
nikarskie plotki są zupełnie bezpodstawne. Gil Martell
i Colin, mąż Mirandy, są starymi przyjaciółmi, toteż
ona stale odwołuje się do Gila, żeby pośredniczył
pomiędzy nią a Colinem.

-

Jeżeli się tak przyjaźnią - zauważył Fred - to

dlaczego Martell sam nie przemówił jej do rozumu,
ale uznał za stosowne posłużyć się tobą?

-

Miranda jest najbardziej rozkapryszoną, samolub

ną, zapatrzoną w siebie istotą na świecie - rozzłościła
się nagle Caro. - To ona podała prasie tę wiadomość
o moich zaręczynach z Martellem... z czystej niechęci
do mnie!... bo powiedziałam jej, że to na
razie
tajemnica. Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć, ale ja
sama wymyśliłam, i to na poczekaniu, tę
głupią
bujdę. Myślałam, że to natychmiast załatwi sprawę

i skłoni ją do opuszczenia jego domu. Rzeczywiście
tak zrobiła, ale zawiadomiła prasę, więc przysłali
fotografa, no, i mamy rezultat...

Fred rzucił gazetę na stół z taką złością, że o mały

włos nie rozlał swojej kawy.

- Nie chce mi się wierzyć, że mojej własnej córce

wpadło do głowy coś tak idiotycznego! A może był to
pomysł Martella? Kazał, żebyś powiedziała tej głupiej
babie, że jest z tobą zaręczony, i zawiadamia o tym
gazety. No! Liczy na to, że nie będziesz mogła się
z tego wycofać, i znajdzie świetne wyjście z sytuacji.
Wie, że jeżeli zostanie twoim mężem, nie tylko nie
zostanie zwolniony ze stanowiska, ale dziedziczy wraz
z tobą całe moje konsorcjum, a to nie lada gratka.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

137

- Mylisz się! - krzyknęła Caro. - To był mój

własny pomysł, a on jest na mnie za to strasznie zły.
Nie znasz Martella. To nie jest łowca
posagów.
Powiedział, że nie ożeniłby się ze mną, nawet gdyby...

Dzwonek telefonu przerwał jej wybuch gniewu.

Caro podniosła słuchawkę.

-

Ach, to lady Westbrook? Słucham panią.

-

Co za wspaniała nowina! Przed chwilą przeczy

tałam gazetę! Jakaż jestem szczęśliwa! W chwili gdy
panią zobaczyłam, pomyślałam, że byłaby pani idealną
ż

oną dla mojego wnuka. Jest pani taka urocza, tak

wspaniale wychowana i bajecznie inteligentna. Po
prostu brak mi słów.

Caro była niezbyt zbudowana tą charakterystyką

swojej osoby, no, ale nieważne, musiała wszak
wytłumaczyć lady Westbrook, że nastąpiło nieporo-
zumienie i że o żadnych zaręczynach nie ma mowy.
Nie było to jednak proste, gdyż starsza pani nie
dopuszczała jej do słowa.

- I co za szczęśliwy zbieg okoliczności - ciągnęła

dalej. - Ale dlaczego musiałam się tego dowiedzieć
z gazet? Pani ojciec na pewno o tym wiedział.

Caro zrobiło się przykro, gdyż w głosie tej sym-

patycznej kobiety wyczuła wyraźny żal.

- Nie, nie, tatuś też nic nie wiedział! - odparła bez

zastanowienia.

Fred Ramsgate, który przysłuchiwał się rozmowie,

odebrał córce słuchawkę.

- Nic nie wiedziałem - powiedział ponurym to

nem. - Nic a nic. I jestem, prawdę mówiąc, bardzo
zły!

Caro nie dosłyszała odpowiedzi lady Westbrook,

ale stwierdziła, że chyba jest dowcipna, gdyż Fred
roześmiał się. Bardzo polubił tę starą damę. Oddał
Caro słuchawkę i dolał sobie kawy do filiżanki.

- Czemu zwierzyliście się Mirandzie ze swoich

background image

138

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

planów i zawiadomiliście prasę, a nam nic nie
powiedzieliście? Nie rozumiem tego. No, ale trudno,
wybaczam wam. Mogę teraz spokojnie umrzeć w po-
czuciu, że pozostawiam Gila w dobrych
rękach

- powiedziała lady Westbrook do Caro.

Starsza pani była wzruszona i może dlatego tyle

mówiła. Caro nie potrafiła się przebić przez ten
potok słów.

-

Najważniejsze jest, żebyście byli szczęśliwi - po

wtarzała. - Musicie jak najszybciej do mnie przyjść,
ż

eby otrzymać moje błogosławieństwo. Nie wiem, co

Gil postanowił w sprawie pierścionka zaręczynowego,
ale bardzo bym chciała ofiarować wam mój. Jest
bardzo piękny. Duży rubin otoczony brylancikami.
Przyjdźcie dzisiaj do mnie na kolację. I przyprowadźcie
pana Ramsgate'a. Będzie to nasze pierwsze rodzinne
spotkanie.

-

Nie, nie - przerwała jej Caro. - To niemożliwe.

Bo widzi pani...

-

W takim razie jutro, ale na pewno. Musimy

omówić mnóstwo spraw. Na przykład ustalić miejsce
przyjęcia weselnego...

Caro wydała z siebie kilka nieartykułowanych

dźwięków. Wreszcie zdobyła się na przerwanie mono-
logu lady Westbrook.

- Najlepiej będzie, jak pani porozmawia z Gilhamem

- powiedziała.

- Dobrze, moja droga. Zrobię to. A więc do jutra.

Witaj w rodzinie, moje miłe dziecko.

Caro odłożyła słuchawkę. Była bliska płaczu. Boże,

co za okropne komplikacje i nieporozumienia. Ojciec
patrzył na nią zatroskanym wzrokiem. Widać było,
ż

e nic nie rozumie.

- Pójdę do siebie, poczytam i posłucham muzyki

- powiedziała Caro i pocałowała go w policzek.

- Jestem przemęczona tą okropną robotą nad finan-

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

139

sami Westbrooka, mam za sobą nie przespaną noc,
i do tego jeszcze te straszne plotki gazetowe. Zoba-
czymy się na lunchu.

Gdy wychodziła, telefon znowu zadzwonił.

- Nie na mnie dla nikogo - oświadczyła i pospiesznie

poszła do swojego pokoju.

Zamierzała pozostać tam do wieczora. Wiedziała,

ż

e nazajutrz czeka ją trudny dzień. Przed południem

narada z biegłymi księgowymi i adwokatami z obu
negocjujących firm. Spodziewała się tam spotkać
Damiana Shawa, no i Gila. Teraz bała się już tylko
zetknięcia z tym ostatnim.

Kiedy weszła do sali konferencyjnej, Gil stał pod

oknem i rozmawiał z jednym z adwokatów swojej
babki. Wyglądał bardzo dystyngowanie w granatowym
garniturze w paski, nieskazitelnie białej koszuli
i beżowym jedwabnym krawacie. Powitał ją uprzejmym
skinieniem głowy, jak gdyby była obcą osobą, a może
nawet wrogiem.

Usiadła na końcu długiego, wypolerowanego stołu,

pod portretem ojca, zamówionym przez radę nadzorczą
z okazji jego pięćdziesiątych urodzin.

-

Dzień dobry, Caroline - odezwał się za

nią
sympatyczny męski głos. Podniosła głowę i zobaczyła
Leonarda Rossa. Leonard zaczął pracę u
Freda
Ramsgate'a przed wieloma laty jako księgowy i awan
sował na członka rady i kierownika wszystkich działów
zakupów konsorcjum. Był znakomitym ekspertem
w dziedzinie cen i zysków, to znaczy, że świetnie
wiedział, kiedy obniżać pierwsze i jak podwyższać
drugie.

-

Halo, Ross - powitała go Caro. - Jak się ma

twoja żona?

-

Dziękuję, doskonale.

-

A dzieciaki?

-

Jakie tam znowu dzieciaki? Moja najmłodsza

background image

140

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

jest starsza od ciebie. Ale wszystkie mają się bardzo
dobrze.

Obdarzył ją ojcowskim uśmiechem.

-

A co dzieje się u ciebie, dziecino?

-

Wszystko w porządku.

-

Czytaliśmy w gazecie o twoich

zaręczynach.
Byliśmy zaskoczeni. Nie mieliśmy nawet pojęcia, że
znasz tego młodego człowieka.

Rozejrzał się dokoła, zorientował się, że ludzie

przysłuchują się ich rozmowie, i zamilkł.

-

ś

yczę wam wszelkiej pomyślności - dodał jeszcze

tylko i pospiesznie udał się na swoje miejsce, gdyż Gil
właśnie rzucił na stół plik teczek i papierów.

-

Proszę państwa, zaczynamy! - zawołał.

Sam usiadł na drugim końcu stołu naprzeciwko

Caro i patrzył na nią jak zawodnik szykujący się do
pojedynku.

Ona zaś, podobnie jak on, ubrała się na tę okazję

bardzo starannie. Miała na sobie skromną, ale
elegancką czarną sukienkę, w uszach klipsy i na szyi
sznur małych pereł. Zrobione na zamówienie czarne
czółenka i przerzucona przez ramię piękna torba
z czarnej skóry dopełniały jej stroju. Może nie jestem
piękna, pomyślała, ale na pewno wyglądam jak
prawdziwa biznesmenka i zasługuję na szacunek
obecnych tu fachowców, a to najważniejsze.

Fred usiadł na sąsiednim krześle.

-

Zdenerwowana? - zapytał ją szeptem.

-

Wiesz, że nie lubię zabierać głosu na dużych

zebraniach, ale dam sobie jakoś radę.

Podpisane przez nią sprawozdanie zostało rozesłane

wszystkim obecnym i Caro wiedziała, że przyjdzie jej
odpowiedzieć na wiele pytań. Była na to przygotowana.
Bała się tylko zbyt agresywnej indagacji ze strony Gil?

Powiodła wzrokiem po siedzących dokoła stołu

osobach. Prawie sami mężczyźni, pomyślała.
Rzadko

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

1 4 1

trafia się kobieta na tak wysokim stanowisku. Awan-
sują do pewnego szczebla i koniec. Pozostają na ogół
na średnich stanowiskach. Ale to się niedługo zmieni,
postanowiła w duchu. Kiedy ja zostanę prezesem
konsorcjum, postawię mnóstwo kobiet na stanowiskach
kierowniczych.

- Nie widzę Damiana - zwróciła się do ojca.
Fred wiedział o jej dawnym romansie i o tym, że

Caro ciężko przeżyła jego zakończenie.

-

Chyba już nie pracuje dla Gila - odparł i za

stukał młotkiem w blat stołu na znak
otwarcia
narady.

-

Wszyscy państwo znacie moją córkę Caroline

- rozpoczął swoim tubalnym głosem. - I niewątpliwie
wszyscy przeczytaliście najnowszą bujdę na temat jej
prywatnego życia, wysmażoną przez dziennikarską
brać.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, z wyjątkiem Caro

i Gila.

- Ale nie zebraliśmy się tu po to - ciągnął dalej

Fred - żeby zastanawiać się nad beznadziejną głupotą
brukowej prasy. Mamy przed sobą raport o stanie
finansowym firmy Westbrook, sporządzony przez
moją córkę. Końcowe negocjacje dotyczące sprzedaży
Westbrooka oparte będą na tym kluczowym dokumen
cie i mam nadzieję, że wszyscy państwo znają go na
pamięć.

Caro wstała, omówiła pokrótce wyniki swojej pracy,

otrzymała krótkie oklaski i ukłoniła się.

- Chętnie odpowiem na wszelkie pytania - zakoń

czyła i usiadła.

Zaległo milczenie. Ludzie Westbrooka patrzyli na

Gila, który odchylił się w swoim krześle, wpatrywał
się w sufit i bębnił palcami w stół. Wydawał się
głęboko zamyślony.

Po chwili jeden z biegłych zadał Caro pytanie na

background image

142

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

temat wykresu zysków, umieszczonego na ostatniej
stronie jej raportu.

Odpowiedziała na nie, postawiono jej jeszcze kilka

dość łatwych pytań, po czym dla wszystkich stało się
jasne, że Gil się nie odezwie.

Fred przesunął wzrok po twarzach zebranych dokoła

stołi ludzi.

- Czy są jeszcze pytania?

Wszyscy wpatrywali się w blat stołu i milczeli.

- W takim razie proponuję krótką przerwę na

kawę - uśmiechnął się Fred.

Caro zebrała swoje dokumenty, wsunęła je do

teczki, pożegnała się uprzejmie z gratulującymi jej
przedstawicielami obu negocjujących stron i pochyliła
się nad ojcem.

-

Czy będziesz mnie jeszcze potrzebował? - zapytała.

-

Zostań, jeżeli chcesz., ale myślę., że możesz już iść.

-

Pójdę do biura, mam tam całą górę spraw do

załatwienia.

Caro zabrała się energicznie do pracy. Nie spieszyła

się z powrotem do domu. Wiedziała, że ojciec idzie na
jakąś ważną kolację do burmistrza Londynu, gdzie
głównym mówcą miał być premier, i na pewno wróci
bardzo późno. Nie była głodna, a że gospodyni miała
dziś wolny wieczór, postanowiła zrobić sobie jajecznicę
i zjeść ją przy kuchennym stole.

Do domu przyszła dobrze po dziewiątej. Przywitała

ją głucha cisza, zalegająca pokoje niczym warstwa
kurzu. Zazwyczaj niechętnie przebywała w pustym
domu. Ale dzisiaj odczuwała potrzebę samotności.
Była jak człowiek, który wraca z pogrzebu bliskiej
osoby, dźwigający ciężar poniesionej straty, przejęty
dojmującą żałobą.

Zdjęła płaszcz i powoli ruszyła w stronę kuchni.

Nagle usłyszała z salonu głośny dźwięk, jak gdyby
coś ciężkiego spadło z wysoka na podłogę. Cóż to

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

143

mogło być? Czyżby Fred nie poszedł na tak ważne
przyjęcie? To niemożliwe. Na pewno zadzwoniłby
i zawiadomił ją. Przecież wiedział, że będzie pracowała
do późna.

Zamieniła się w słuch. Była teraz pewna, że w domu

jest ktoś, ale kto? Przerażona, chwyciła ciężką space-
rową laskę ojca i ostrożnie uchyliła drzwi salonu.

Zobaczyła odwróconego do niej plecami mężczyznę,

który stał przed oknem ze szklanką whisky w ręku
i wyglądał na ulicę. Caro pobiegła w jego stronę
z wysoko uniesioną laską, wymierzoną w tył jego
głowy.

Usłyszał ją widać, bo obrócił się błyskawicznie

i wyrwał jej laskę na sekundę, zanim srebrna gałka
trafiła w jego czaszkę.

- Co ty, u licha, robisz? - krzyknął.

Caro spojrzała przerażonymi oczami w twarz Gila.

- O mały włos cię nie zabiłam - wydobyła z siebie

z trudem z zaciśniętej krtani.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Gil nachylił się, podniósł ciężką laskę i potrząsnął

nią.

- Dobrze, że nie rozbiłaś mi głowy - stwierdził.

- Niebezpieczna z ciebie kobieta.

- Wzięłam cię za włamywacza - szepnęła Caro.
Bała się, że za chwilę zemdleje. Chwiała się na

nogach, kręciło jej się w głowie. Nie wolno mi stracić
przytomności, powtarzała sobie w duchu, nie... nie...
nie teraz... nie przy nim.

Gdy otworzyła oczy, okazało się, że leży na kanapie

i że Gil klęczy przy niej, głaszcze ją po włosach
i wpatruje się w nią z autentycznym przerażeniem.

-

Caro! - wymamrotał. - No, nareszcie się ocknęłaś.

Okropnie mnie przestraszyłaś.

-

Zemdlałam, nie mam pojęcia dlaczego.

-

Wpadłaś mi prosto w ramiona.

Caro usiadła. Drżała z zimna, po czym zalała ją

fala gorąca. Dlaczego mój organizm tak dziwnie
reaguje na obecność tego człowieka, zastanawiała się.
To nie jest normalne.

- Jak dostałeś się tutaj? - zwróciła się do Gila.

- I co tu właściwie robisz?

-

Twój ojciec zaprosił mnie na kielicha. Taka mała

prywatna uroczystość.

-

Mój ojciec został w domu?

-

Nie, nie. On wyszedł, ja zostałem.

-

Nic nie rozumiem. Jaka znowu prywatna uroczys

tość?

-

Dla uczczenia pomyślnego zakończenia naszych

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

145

negocjacji. Pozostaje już tylko podpisanie dokumentów.
Twój ojciec dołączył Westbrooka do swojego konsor-
cjum. Babka zaakceptowała jego warunki, uścisnęliśmy
sobie ręce, a potem zaprosił mnie tutaj i poczęstował
drinkiem.

-

Jaką uzgodniliście cenę? - spytała Caro. Ciekawa

była, czy ojciec zapłacił więcej, niż zamierzał.

-

Zawsze wiedziałem, że masz kupiecką duszyczkę

- roześmiał się Gil. - Widzę, że już wyzdrowiałaś. No
cóż, babka przyjęła moją radę i...

-

Jak to twoją radę? - przerwała mu Caro. Przecież

Gil był stanowczo przeciwny tej transakcji. Cóż więc
mógł radzić swojej babce?

-

Uznałem, że oferta twojego ojca jest za niska.

Z twojego raportu jasno wynika, że nasze przed
siębiorstwo jest zdrowe i rokuje dobre nadzieje na
przyszłość. Bardzo mi zaimponowałaś. Nie lada z ciebie
przeciwnik, kochana Caroline.

-

Dziękuję - odparła nie wiedząc, czy to kom

plement, czy szyderstwo.

-

Więc jaką w końcu uzgodniliście cenę?

-

Zażądaliśmy podniesienia jej o pięć procent...

-

Co takiego? I ojciec zgodził się na to?

Caro była szczerze zdumiona. Suma ta wynosiła

o dwa miliony funtów więcej, niż ojciec zamierzał
zapłacić. Jakże mógł się na to zgodzić?

-

Zgodził się na te pięć procent więcej dlatego, że

dodaliśmy mu premię.

-

Co to znaczy? Jaką znowu premię?

-

Mnie - roześmiał się Gil.

-

Nie rozumiem - zdenerwowała się Caro.

-

Twój ojciec kupił mnie razem z naszym domem

towarowym.

-

To wcale nie jest śmieszne!

-

Rzeczywiście. Zwłaszcza że twój ojciec

tylko
myśli, iż mnie kupił. Nie chciałem go zrażać, więc nic

background image

146

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

mu nie powiedziałem, również dlatego, że wydawał
się szalenie zadowolony ze swojej transakcji. To
potwór, ale można go chyba polubić. Chociaż naj-
wyższy czas, żeby się nauczył, że nie wszystko jest do
kupienia.

- Nic z tego wszstkiego nie rozumiem - powtórzyła

Caro, wstała i stanęła przed Gilem.

Gil podniósł się leniwie z kanapy i spojrzał na nią

z uśmieszkiem.

-

Twój ojciec i ja poszliśmy po zebraniu na lunch

i pogadaliśmy sobie. I wtedy zrobił mi tę zdumiewającą
propozycję. Uznał, że mnie chcesz, a wszystko, czego
pragnie jego ukochana córeczka, jest dla niego święte.
Wobec tego zapytał mnie, jaka jest moja
cena.
Dosłownie.

-

Nie wierzę ci!

Caro struchlała. Czyżby Fred oszalał?

-

Gdy mu odpowiedziałem, żę lubię oświadczać się

kobietom osobiście i że nie jestem na sprzedaż, wpadł
w złość. Zrobił się nagle szalenie
wiktoriański,
oświadczył mi, że cię skompromitowałem, że wydałem
cię na pastwę brukowej prasy. Uważał widocznie, że
kiedy ludzie zobaczyli cię wychodzącą nad ranem
z mojego domu w wymiętej sukni, to wywnioskowali,
ż

e przespałaś się ze mną.

-

Zawracanie głowy - odparła Caro

chłodno.
- Porozmawiam z nim na ten temat.

Gil zdawał się nie słyszeć jej odpowiedzi. Wsunął

rękę do kieszeni marynarki i wyjął z niej małe czarne
pudełeczko. Kiedy je otworzył, Caro ujrzała złoty
pierścionek z dużym rubinem otoczonym brylancikami.

-

To zaręczynowy pierścionek mojej babki - po

wiedział Gil. - Ona chce, żebyś ty go nosiła, ale jeżeli
wolisz nowy...

-

Nie - odparła bez zastanowienia. - Jest bardzo

piękny.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

147

Natychmiast pożałowała swoich słów.

-

Nie wyjdę za ciebie za żadne skarby świata!

- krzyknęła.

-

No, cóż - odparł niewzruszenie. - Możemy żyć

na kocią łapę, jeżeli chcesz, ale drżę na myśl o tym,
jak prasa będzie sobie na nas używała.
Prościej
byłoby się pobrać. Znacznie mniej zawracania gło
wy.

-

Sam mówiłeś, że nie dasz wmanewrować

się
w małżeństwo. Co się stało, że tak nagle zmieniłaś
zdanie? Czy to, że jeśli się ze mną ożenisz, pozostaniesz
dyrektorem Westbrooka?

-

Oczywiście.

Caro poczuła się jak rażona gromem. Boże, czy nie

lepiej umrzeć?

-

A twierdziłeś, że nie jesteś na sprzedaż - wymam

rotała na koniec.

-

Przecież nie powiedziałem, że zgodziłem się na tę

transakcję.

Zręcznym ruchem wsunął jej pierścionek na palec.

- Pasuje jak ulał - powiedział.

Caro spojrzała na pulsującą czerwień rubinu, na

sypiące iskierkami brylanciki, zdjęła pierścionek z palca
i potrząsnęła głową.

- Nie będę twoją żoną - szepnęła i oddała mu

klejnot.

Włożył go z powrotem do pudełka.

-

Wyjeżdżam w przyszłym miesiącu - mruknął.

-

Dokąd?

-

Do Kalifornii. Oferują mi tam bardzo dobre

stanowisko. Prowadzenie nowego domu towarowego
w Beverly Hills. Zupełnie nowa koncepcja sklepu,
bardzo ciekawa. Nie mogę mówić o szczegółach, bo
to ścisła tajemnica. Budynek jest prawie
gotowy.
Otwarcie ma nastąpić na jesieni.

-

Jeżeli przyjąłeś tę ofertę, to dlaczego zapropono-

background image

148

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

wałeś mi małżeństwo? Po co ta cała
komedia?

- zdenerwowała się Caro. - Masz bardzo dziwne
poczucie humoru. Jeżeli to miał być żart, to...

- Zobacz, jak się śmieję!

Gil obrócił się nagle, spojrzał jej głęboko w oczy,

chwycił za ramię i przyciągnął do siebie gwałtownie.
Przeszył ją dreszcz, serce podeszło jej do gardła. Jego
usta przylgnęły do jej ust, zalała ją fala gorąca, całe
jej ciało wygięło się w łuk. Gil objął ją, stoczyli się na
dywan i przywarli do siebie. Caro straciła wszelkie
poczucie rzeczywistości i dopiero gdy Gil oderwał się
od niej, otworzyła oczy i spojrzała w jego pobladłą
twarz.

- Kocham cię - szepnął Gil ledwo

słyszalnym
głosem.

Łzy nabiegły jej do oczu.

-

Tak, kocham cię. Nie wiem dlaczego, nie wiem,

jak to się stało, ale musiało to być już tego dnia,
kiedy zobaczyłem cię w kabinie przymierzalni. Masz
cudowne ciało. Nie potrafiłem oderwać od ciebie oczu.

-

Ani rąk - dodała Caro i zarumieniła się.

-

Ani rąk - zgodził się. - Od tej chwili nie mogłem

przestać o tobie myśleć. Tak strasznie cię pożądałem!
Miałem przecież inne dziewczyny...

-

Wiem - przerwała mu Caro z pewnym sarkazmem

w głosie.

Roześmiał się i spojrzał na nią czule.

-

Jesteś niezwykła! Rozumiesz te sprawy. Bardzo

lubię kobiety, a one na ogół odwzajemniają mi się. Ale
jeszcze nigdy nie miałem ochoty się żenić. Za bardzo
ceniłem sobie wolność i za dobrze się bawiłem.

-

Może tamte nie miały tak bogatych ojców jak ja?

- rzuciła cierpką uwagę Caro.

Gil potrząsnął głową.

- Jeżeli nie nie ufasz, to dajmy sobie spokój. Nie

chcesz mnie, więc trudno.

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

149

Caro podniosła się do pozycji siedzącej i wygładziła

suknię.

- Zrozum, mój drogi, że trudno mi jest wierzyć ci

na słowo. Znam Mirandę, znam twoją przeszłość.
Zawsze miałeś dokoła siebie bardzo piękne dziewczyny,
a ja do nich nie należę.

Gil odchylił jej głowę i spojrzał prosto w oczy.

- Rzeczywiście nie - powiedział bezlitośnie.
Szare oczy Caro rozbłysły złością.

- Ale za to masz temperament, dziewczyno! Chyba

nie spodziewałaś się, że powiem ci, iż jesteś piękna?
Umówmy się, że będziemy sobie zawsze mówili prawdę,
dobrze? To jedyny sposób na życie, jaki uznaję. Nie
masz wprawdzie najpiękniejszej twarzy, ale
twoje
ciało jest fantastyczne. Działa na mnie jak żadne inne
dotąd - dodał.

Tak chciała mu wierzyć, ale nie potrafiła zapomnieć

urody Mirandy.

-

To nie jest powód do małżeństwa - wymamrotała.

-

Rzeczywiście nie. Jeżeli chcesz mi zaufać, możemy

po prostu urządzić sobie wspólne życie.

-

Jak to?

-

Pojedź ze mną do Ameryki. Razem zorganizujemy

ten nowy dom towarowy. Ty się świetnie na tym
znasz. Nigdy nie znałem tak inteligentnej kobiety jak
ty. Gdybym nie był w tobie zakochany, postarałbym
się zdobyć cię dla mojej firmy i to za każdą cenę.

Kiedy mówił, że ją kocha, nie wierzyła mu, ale

teraz, kiedy chwalił jej inteligencję i fachowość,
rozpierała ją radość. Wiedziała, że doskonale zna się
na prowadzeniu przedsiębiorstw handlowych. Nauczył
ją tego ojciec. Pracowała po kolei w różnych jego
wielkich magazynach, miewała mnóstwo pornysłów
na usprawnianie ich, ale jeżeli nie znajdowały aprobaty
ojca, trzeba było z nich rezygnować. Fred Ramsgate
zawsze stawiał na swoim.

background image

150

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

-

Mój ojciec dostałby szału - odpowiedziała po

chwili na propozycję Gila.

-

Nie boję się twojego ojca.

-

Ja też nie, ale kocham go i nie chcę mu robić

przykrości. Jeżeli go opuszczę i zacznę pracować dla
ciebie, załamie się.

W ciemnych oczach Gila zabłysły ogniki złości.

- Wiem, że stoisz przed trudnym wyborem - mruk

nął. - Zawsze byłaś pod pantoflem ojca. Ale to musi
się skończyć. Decyduj się. Albo on, albo ja.

Caro zacisnęła pięści. Co robić? Przecież nie zniesie

utraty Gila. Ale ojciec nigdy jej nie wybaczy, jeżeli
pojedzie na drugą stronę świata i zamieszka bez ślubu
z człowiekiem, dla którego na domiar złego będzie
również pracowała. I to w tej samej branży! Mogła
sobie wyobrazić jego minę. Fred miał solidne, staro-
ś

wieckie poglądy na życie. Wierzył w małżeństwo

i rodzinę. Był dla niej zawsze najlepszym z ojców.
Czy może mu się tak odpłacić za wszystko, co dla niej
zrobił?

Była zmęczona tym długim, pracowitym dniem.

Trudno jej było zebrać myśli. Nagle przypomniała
sobie coś.

-

Słuchaj - zwróciła się do Gila. - Dlaczego Damian

Shaw nie przyszedł na naszą naradę?

-

A bo co? Czy cieszyłaś się może na spotkanie

z nim?

Caro mogła tylko zrobić przeczący ruch głową.

- Powiedziałem mu, że nie będzie potrzebny - oświa

dczył Gil chłodno. - Nie znoszę tego człowieka.

- Jesteś o niego zazdrosny. Przyznaj się.
Gil roześmiał się krótko.

- Zazdrosny? Chyba oszalałaś. Po prostu go nie

lubię. Zdałem sobie z tego sprawę i pozbyłem się go.

Caro nie miała wątpliwości, że Gil kłamie. Był

zazdrosny o Damiana.

background image

STRACH PRZED MIŁO

Ś

CI

Ą

151

- Kiedy powiedziałaś mi, jak paskudnie zachował

się wobec ciebie, pomyślałem sobie, że nie będzie ci
przyjemnie spotkać się z nim na naradzie - dodał Gil
nie patrząc na Caro.

Teraz wiedziała już na pewno, że pozbył się

Damiana, gdyż bał się, że tli się w niej jeszcze jakaś
iskierka sympatii do tego człowieka.

Co nie znaczy, że Gil ją kocha, tylko że nie jest jej

jeszcze zupełnie pewien. A może pragnął się po prostu
pozbyć rywala, bo podobnie jak Damian chciał się
z nią ożenić dla fortuny jej ojca?

I nagle myśl ta wydała jej się zupełnie idiotyczna.

Jakże można porównywać tych dwóch ludzi? Damian
był gładki i czarujący. Zawsze uśmiechnięty, zawsze
gotów do usług. A Gil? Gil odznaczał się bezpośred-
niością graniczącą niemal ze złym wychowaniem. Nie
kręcił, nie kłamał. Był w tym prawie brutalny. Jak
mogła mierzyć go taką samą miarą jak Damiana
Shawa?

-

Czy ty wciąż jeszcze o nim myślisz? - zapytał ją

nagle Gil.

-

Tylko z niesmakiem - odparła i potrząsnęła

gwałtownie głową.

-

No, to dobrze - Gil roześmiał się z widoczną ulgą.

-

Jedź ze mną, Caro! - krzyknął i wyciągnął do

niej rękę.

Westchnęła głęboko i bardzo powoli podała mu

swoją dłoń.

-

Na pewno oszalałam - szepnęła.

-

Nie, kochanie, jesteś najnormalniejszą dziewczyną,

jaką w życiu spotkałem - uśmiechnął się Gil.

Objął ją bardzo mocno i pocałował w usta.

-

Kocham cię - szepnął prawie niedosłyszalnie.

-

I ja ciebie kocham.

Poczuła, jak dreszcz przeszywa jego ciało, usłyszała

dzikie bicie jego serca, tonęła w bezbrzeżnym morzu

background image

152

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

szczęścia. Wiedziała już na pewno, że Gil nie kłamie.
Wierzyła, że ją kocha. śe kocha ją tak jak ona jego.

W dwa tygodnie później odlecieli do Kalifornii.

Fred i lady Westbrook odprowadzili ich na lotnisko.
Starsi państwo nie byli specjalnie szczęśliwi. Z punktu
widzenia ludzi ich pokolenia Gil i Caro postępowali
bardzo ekscentrycznie.

-

Jeżeli kochają się naprawdę, to dlaczego

nie
biorą ślubu? - denerwowała się lady Westbrook.

-

Wszystko w swoim czasie, babciu - uspokajał ją

Gil.

-

Moja droga, czy ty naprawdę masz ochotę na

taki układ? - zwróciła się lady Westbrook do Caro.

-

Naprawdę - odparła Caro.

Chciała być zupełnie pewna miłości Gila i gdyby

się teraz pobrali, nigdy nie dowiedziałaby się, jakie
kierowały nim motywy.

- Jeżeli nie weźmiecie ślubu, nie będziecie chcieli

mieć dzieci - narzekała lady Westbrook. - A ja tak
marzę o wnukach.

- Na wszystko przyjdzie czas - uśmiechnął się Gil.
Caro spojrzała na niego niepewnym
wzrokiem.

Jeszcze nigdy nie poruszali tego tematu. Absorbowały
ich na razie plany zawodowe.

-

Nie mogę sobie wyobrazić, że będziesz pracowała

dla obcych ludzi, zamiast dla mnie, i to aż w Ameryce
- mruknął Fred głaszcząc Caro czule po ramieniu.

-

Tato, amerykańskie doświadczenie na pewno mi

nie zaszkodzi - pocieszała go.

-

Nie nauczysz się tam niczego takiego, czego ja

nie mógłbym cię nauczyć tutaj - oburzył się Fred.

Od dwóch tygodni zamęczał ją swoimi wątpliwoś-

ciami.

- Gil mści się na mnie za to, że

wykupiłem
Westbrooka - mówił. - Prosiłem, żeby został jako

background image

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

153

dyrektor, ale odmówił. Bije we mnie poprzez ciebie,
bo wie, ile dla mnie znaczysz. Jeżeli cię kocha, to
dlaczego się z tobą nie ożeni?

-

On chciał, ale ja się nie zgodziłam - zapewniała

go Caro po raz któryś. - Jeżeli się kiedyś pobierzemy,
to zrobimy to po cichu, bez żadnej pompy. Gil nie
chce, żeby ludzie myśleli, że ożenił się ze mną po to,
ż

eby pozostać dyrektorem Westbrooka i złowić mój

posag. Pozwól mi żyć po mojemu, tato.
Jeżeli
przekonam się, że Gil jest rzeczywiście mężczyzną
mojego życia i że jest nam ze sobą dobrze, zgodzę się
zostać jego żoną.

-

Przestałem cię rozumieć - powtarzał Fred do

znudzenia.

Teraz popatrzył na nią ponurym wzrokiem. Zdawało

się, że nie widzi kłębiących się na lotnisku podróżnych,
wyraźnie był dziś nieswój.

- Niedługo wrócimy, tato. - Caro pocałowała ojca

serdecznie w policzek. - Nie bądź taki ponury. Nie
wyjeżdżamy na zawsze. Najwyżej na dwa lata. Odwiedź
nas. Bardzo się ucieszymy.

Wywołano ich lot, więc pożegnali się pospiesznie.
Lady Westbrook całowała Gila ze łzami w oczach.

- Będzie mi ciebie brakowało - szepnęła;

-

Będę często przyjeżdżał - przyrzekł.

Starsza pani serdecznie pocałowała Caro.
-

Opiekuj się moim wnukiem, kochanie.

Zamienili jeszcze kilka pożegnalnych słów, po czym

Caro i Gil wzięli się za ręce i poszli w kierunku
wyjścia na płytę.

Gdy już lecieli wysoko nad Londynem w kierunku

nowego świata i nowego życia, Caro powróciła myślami
do owego dnia, kiedy po raz pierwszy zobaczyła Gila.
I do wszystkiego, co się z nią i wewnątrz niej działo
przez te krótkie tygodnie. Myślała o tym, że w rzeczy-
wistości zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia,

background image

154

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ

ale że strach przed miłością nie pozwalał jej przyznać
się do tego. Przecież tak niedawno sparzyła się na
Damianie. Tak niedawno uczucia jej zostały zranione.
Zranione śmiertelnie, tak przynajmniej myślała. Toteż
bała się miłości jak ognia.

Spojrzała kątem oka na Gila, na jego piękny,

męski profil.

- Kochanie - szepnęła.

Gil uniósł do ust kieliszek z szampanem, przynie-

sionym przed chwilą przez stewardesę.

-

Co, dziecino?

-

Boję się.

-

Boisz się naszej przyszłości?

-

Boję się szczęścia, jakie mnie rozpiera.

Roześmiał się, wziął jej dłoń i pocałował ją czule.

-

Będziesz zawsze szczęśliwa - szepnął. - Wiem to

na pewno. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Myślę, że
zrozumiałem to w chwili, gdy zobaczyłem cię po raz
pierwszy.

-

Ja chyba też. Dlatego tak się wtedy

bałam.
Strach przed miłością to okropna rzecz. Wisi nad
człowiekiem jak potwór z bajki, ale jeżeli stawić mu
czoło, znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
I wtedy jest się wolnym, wolnym i szczęśliwym.

Gil spojrzał na nią, a potem przeniósł wzrok na

ogromne błękitne niebo za oknem.

- Czyż życie nie jest wspaniałe? - westchnął i objął

ją czule ramieniem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lamb Charlotte Strach przed miłością
GG o miłości Strach przed uczuciem
Lamb Charlotte Trudna milosc
Lamb Charlotte Trudna miłość
Becnel Rexanne Swatka Lęk przed miłością
Jak poderwać dziewczynę pokonać strach przed podejściem do kobiety
Izrael, Tea Party i strach przed Żydami w USA
Praca mag Epidemia strachu strach przed epidemią Rola mediów w kreowaniu zbiorowej histerii
Becnel, Rexanne Lęk przed miłością
Połączył ich strach przed teczkami
Epidemia strachu strach przed epidemią Rola mediów w kreowaniu zbiorowej histerii
Pozostał strach przed egzorcyzmami
Oswajane strachu przed?ntystą i?ntofobii u dorosłych
Appadurai strach przed mniejszościami Esej o geografii gniewu

więcej podobnych podstron