background image

Józef Ruszkowski

 ARMIA  KRAJOWA NA  ZIEMI  WARECKIEJ 

CZĘŚĆ     I                                  

0KRES WOJNY                

1939 — 1945

WARKA 1992

1

background image

OD  AUTORA

Od dawna odczuwałem potrzebę napisania eseju historyczno-wspomnieniowego, w

którym   -   jak   to   bywa   w   eseju   -   pewne   fakty   historyczne   są   postrzegane   przez   pryzmat

subiektywizmu   autora.   W   tej   publikacji   pragnę   wpleść   moje   dość   niekonwencjonalne

przeżycia wojenne w powstanie i działalność na ziemi wareckiej Armii Krajowej, za której

głównego animatora mam bez wątpienia prawo się uważać.

W roku 1939 miałem 22 lata.  Służbę wojskową rozpocząłem ochotniczo po maturze

w roku 1936.     Po ukończeniu Szkoły Podchorążych Artylerii w Toruniu, uroczysta XVI

promocja   na   oficerów   WP   miała   się   odbyć   planowo   pod   koniec   września   39r.   Sytuacja

polityczna i wojskowa przyśpieszyła ją Rozporządzeniem Prezydenta RP na l sierpnia 1939r.

Otrzymałem przydział do 17. pal  w  Gnieźnie,  gdzie  zameldowałem  się  l  sierpnia  1939r.,

otrzymując funkcję oficerską dowódcy plutonu.  W nocy z 21 na 22 sierpnia zarządzono w

pułku   alarm.     Na   odprawie   u   dowódcy  pułku   oświadczono   nam,   że   natychmiast   należy

przystąpić   do   cichej   -   maskowanej   mobilizacji.     Każdy  z   oficerów   otrzymał   zalakowaną

kopertę.  Z treści instrukcji wynikało, że zostałem wyznaczony na oficera zwiadowczego 9.

baterii haubic o kalibrze 100 mm, kompletowanej od nowa.  Do pomocy przydzielono mi 6

żołnierzy ze służby czynnej i dwa wozy taborowe z woźnicami.  Obsada kadrowa baterii, a

więc dowódca, czterech innych oficerów oprócz mnie, wszyscy podoficerowie i  żołnierze - to

rezerwiści     z     ziemi   wielkopolskiej.       Mobilizacja   polegała   na   dokładnym,   kolejnym

wykonywaniu   czynności   według   pisemnego   planu   zgodnie   z przypisanym   czasem.

Czynności       te     należało     wykonywać   nieprzerwanie   dniem   i   nocą.       Następnego   dnia

zameldowali   się   wszyscy   oficerowie,   podoficerowie   oraz   większość   żołnierzy;   wtedy

organizowanie   baterii   zaczęło   przebiegać  szybciej   i   sprawniej.   Do  26   sierpnia,   a  więc   w

niespełna 5 dni i zgodnie z planem mobilizacyjnym, bateria była gotowa do wymarszu. Trzeba

zdać sobie sprawę, że w tak krótkim czasie należało przyjąć ok. 250 rezerwistów, odebrać z

punktu zbornego ok. 250 koni doprowadzonych z majątków i gospodarstw chłopskich, pobrać

dla  żołnierzy  sorty  mundurowe,  bieliznę,  zapasowe  porcje żywnościowe, kuchnię polową,

4 działa i 4 jaszcze z amunicją, zorganizować taborową kolumnę amunicyjną, pobrać ok. 20

wozów taborowych, itd., itp..   Był to ogromny wysiłek.   Podkreślam to, aby wykazać jak

sprawne było wojsko II Rzeczpospolitej.

2

background image

Organizowanie baterii odbywało się w terenie, w pobliskim niedużym zagajniku.  W

nocy   obowiązywało   pełne   zaciemnienie.     Po   południu   26   sierpnia   po   parogodzinnych

ćwiczeniach,  bateria wymaszerowała na wyznaczone miejsce postoju do pobliskiej wsi. Tam

w   ciągu   paru   dni   przeprowadzone   były   intensywne   ćwiczenia   dla   osiągnięcia   pełnej

sprawności i gotowości bojowej.

17. pal wchodził w skład 17 DP w Armii Poznań.   Do 8 września 39r, nie miała ona

kontaktu bojowego z nieprzyjacielem, była jedynie nękana nalotami samolotów bojowych.

Sprawnie wycofywała się w kierunku Warszawy.  Dnia 8 września nastąpił zwrot zaczepny

dwóch połączonych armii - Armii Poznań i Armii Pomorze.   Pierwszy bój to natarcie, w

którym   wzięła   udział   9.   bateria   wspomagająca   ogniem   batalion   piechoty,   nacierający   na

miasto Łęczycę. Wieczorem Łęczyca została opanowana. Następnego dnia toczyły się ciężkie

walki o górę Św. Małgorzaty, w których moja   bateria   użyła   pocisków   rozpryskowych

przeciwko   spadochroniarzom   niemieckim.         Potem   były  ciężkie     boje   pod   Uniejowem,

Sochaczewem   i   Piątkiem.       Rankiem   17   września   w   ugrupowaniu   z   piechotą,   bateria

maszerowała w kierunku Warszawy poprzez  bród na rzece Bzurze, puszczę Kampinoską,

Palmiry   i   Bielany,   na   których   przedpolu   były   już   okopane   oddziały   obrony   stolicy.

Rozpoznanie piechoty było jednak niedokładne, ponieważ przy zbliżaniu się do przeprawy

zostaliśmy zaskoczeni huraganowym ogniem kaemów i granatników w terenie całkowicie

otwartym.   W   tym   momencie   przejeżdżałem   galopem   wzdłuż   kolumny.     Koń   mój   został

trafiony   serią   pocisków   w   pierś   i   kilkakrotnie   przekoziołkował.   Straciłem   chwilowo

przytomność.   Kiedy   się   ocknąłem   stwierdziłem,   że   jestem   cały.     Nagle   zobaczyłem,   że

nieopodal  moi  kanonierzy odprzodkowują    działo,      szykując   się    do   otwarcia    ognia.

Natychmiast tam doskoczyłem i skierowałem ogień na gniazdo cekaemów.       Skutek   był

natychmiastowy  -  kilku  żołnierzy niemieckich salwowało się ucieczką na motocyklach.   Z

tego pogromu udało mi się skompletować tylko 2 działa i 3 jaszcze z amunicją.  Natychmiast

skierowałem baterię do przeprawy, by jak najszybciej dotrzeć do widocznego za nią lasu.

Zgromadziło się już tam sporo rozbitych oddziałów, bombardowanych falami przez samoloty

niemieckie.     W   końcu   poprzez   Palmiry,   gdzie   zaskoczyło   nas   znowu   potworne

bombardowanie, dotarliśmy na przedpola Bielan. Tam już znajdowały się okopane oddziały

niemieckie, a naprzeciw nich - oddziały polskie.   Zjawił się oficer z obrony Warszawy, by

pokierować   natarciem   zgromadzonych   tam   oddziałów   na   linie   niemieckie.   Do   tego   celu

zostały wykorzystane moje działa, które na  umówiony  sygnał  otworzyły  huraganowy  ogień

3

background image

na  okopy niemieckie,  wystrzeliwując  łącznie  30-40  pocisków.     Po wystrzeleniu tej serii,

piechota   ruszyła   do   natarcia   z   okrzykiem   "hurra".       Odzewem   było   natarcie   polskie   od

wewnątrz.     Linia niemiecka   została przełamana;   w tę wyrwę skierowałem moją baterię,

osiągając Bielany, a następnie  Żoliborz.    Działo  się to 18   września    wieczorem.        Na

Żoliborzu  znajdowały  się  już stanowiska ogniowe 25. pal z Kalisza, do którego moja bateria

została włączona. Tam też zajęliśmy stanowiska ogniowe, skąd był prowadzony ogień aż do

kapitulacji Warszawy w dniu 28 września 1939 roku.

Po   kapitulacji   zwolniono   do   domów   podoficerów   i   żołnierzy,   natomiast   oficerów

przewieziono   do   koszar   w   Łowiczu,   jakoby  dla   przygotowania   i   wydania   odpowiednich

przepustek.  Miało to być zgodne z warunkami kapitulacji.

Około 10 października Niemcy przy pomocy polskich kolejarzy uruchomili niektóre

szlaki kolejowe.  Zarządzono apel, po którym już w szyku zwartym i przy szczelnej eskorcie

skierowano nas na dworzec kolejowy w Łowiczu, gdzie stały pociągi osobowe gotowe do

drogi.   Wieziono nas poprzez Włocławek, Toruń, Pilę w głąb Niemiec.     Traktowano nas

grzecznie i z szacunkiem.   Podczas parogodzinnego postoju na obrzeżach Berlina w pobliżu

dworca bodaj Lehrter Bhf wdałem  się w rozmowę z  eskortującym kapralem  niemieckim.

Zapytałem, go, czy możliwe będzie udanie się na oddalony o l00m dworzec dla zakupienia

żywności i papierosów. Żołnierz niemiecki potwierdził przy tym, że 'pieniądze - polskie były

nadal   wymieniane   we   wszystkich   kantorach   Rzeszy.     Żołnierz   udał   się   do   komendanta

transportu, by przedstawić moją prośbę, a po chwili wrócił z pozytywną odpowiedzią. On też

mnie eskortował.  Na dworcu wymieniłem na wszelki wypadek kilkaset złotych  na  marki,

które  potem  bardzo  się  przydały  przy organizowaniu ucieczek.  Zakupiłem sporo kanapek i

papierosów. Następnego dnia po południu dojechaliśmy do Nienburga nad Wezerą niedaleko

granicy   holenderskiej,   gdzie   rozlokowano   nas   w koszarach.   Tam przebywaliśmy do

grudnia 39r.   Oflag ten liczył ok. 2,5 tys. oficerów, przeważnie z  obrony Warszawy. Na

początku grudnia prawie wszyscy oficerowie zostali przeniesieni do Oflagu w Murnau.  Nie

wiadomo dlaczego przy przenosinach pominięto ok. 200 osób,  a wśród nich również  i mnie.

Po   kilku   dniach   przewieziono   nas   do   Oflagu   X-A   w   Itzehohe   koło   Hamburga.     Tam

spotkałem kilku kolegów z 17. pal-u, a także z podchorążówki.

Oflag   X-A   mieścił   się   również   w   blokach   koszarowych. Pomieszczenia były

czyste i  ciepłe,  wyżywienie  dostateczne.  Wypłacano nam  żołd  w  pieniądzach  obozowych

(lagergeld), który dla podporucznika wynosił ok. 50 DM miesięcznie.  Za te pieniądze można

4

background image

było    kupić     w     sklepie     obozowym    papierosy,    artykuły  żywnościowe     -    przeważnie

warzywa,   środki   czystości,   itp.  Książki, czasopisma, atlasy, encyklopedie i oczywiście

"Mein Kampf" były dostarczane na podstawie indywidualnego zamówienia w biurze oficera

Abwehry.   Posiadane pieniądze polskie należało zgłosić i przekazać do depozytu.   Można

było nimi dysponować według własnego uznania, np. wysłać do rodziny lub przeznaczyć na

różne   zakupy   w   Rzeszy.     Dozwolone   były:   organizowanie   kursów   dokształcających,

uprawianie sportów, lektura książek naukowych, muzyka,  śpiew chóralny,  itp.    Dostępne

były   postanowienia   konwencji   genewskiej   w   sprawie   traktowania   jeńców   wojennych.

Wojskowe władze niemieckie ściśle wypełniały jej postanowienia, a ich stosunek do jeńców

był poprawny i życzliwy.

Myślę, że w tym miejscu warto przedstawić pewien incydent.   Otóż  w mojej  12-

osobowej salce, podczas nocnych rozmów Polaków, jeden z kolegów obraźliwie wyraził się o

Hitlerze.      Doniósł  o tym władzom  obozowym jeden z  lokatorów  tej  sali,  pochodzący z

terenów   włączonych   do   Rzeszy,   który   w   wielkiej   tajemnicy   przed   nami   starał   się   o

„volkslistę”. Kolegę  naszego  natychmiast aresztowano i osadzono w areszcie garnizonowym

w Hamburgu.

Po pewnym czasie zgłosił się do nas oficer niemiecki w stopniu kapitana, oczywiście

w     towarzystwie oficera Abwehry, oświadczając, że jest obrońcą z urzędu naszego kolegi,

który   niebawem   ma   być   sądzony   przed   wojskowym   sądem   niemieckim.     Dwóch   z   nas

oświadczyło, że jest to fałszywe oskarżenie przez kandydata na  volksdeutscha,  który  w  ten

sposób  prawdopodobnie  chce przyśpieszyć załatwienie swojej sprawy.   Na wniosek obrony

zgodziliśmy   się   stanąć   przed   sądem   w   charakterze   świadków.   Volksdeutscha   oczywiście

zabrano z naszej sali i zobaczyliśmy go dopiero na   sali   sądowej   w charakterze   świadka

oskarżenia. Oczywiście   przed   sądem   potwierdziliśmy   to, co   przedtem powiedzieliśmy

obrońcy.  Najciekawsze jednak było wystąpienie obrońcy w tej sprawie.  Otóż prosił on sąd,

aby nie dał wiary świadkowi oskarżenia, ponieważ już raz zdradził swój naród i nie wiadomo,

czy    w     przyszłości     nie     zdradzi     również     narodu   niemieckiego.     Nasz   kolega   został

uniewinniony.

Od   początku   przebywania   w   niewoli   moim   niezłomnym postanowieniem była

ucieczka z obozu i przedostanie się do szeregów WP dla kontynuowania walki o wolność

Ojczyzny.     W   tym   celu   zacząłem   doskonalić   znajomość   języka   niemieckiego   przeze

codzienne   parogodzinne   rozmowy   z   kpt.   Stefanem   Jellentą,   który   doskonale   władał   tym

5

background image

językiem.     Wnet zawiązała się 3-osobowa grupa, a mianowicie oprócz  mnie: por. broni

pancernej   Robert   Kraskowski     i     ppor.   art.     Jerzy     Kuchciński     -     mój     kolega     z

podchorążówki,   który niedawno przybył   do obozu   z   kampanii francuskiej.       Kol.   R.

Kraskowski  władał  biegle  językiem francuskim i  angielskim,  posługując się  również  w

stopniu   dostatecznym   językiem   niemieckim.     Kol.   J.   Kuchciński   znał   jako   tako   język

francuski. Postanowiliśmy zorganizować ucieczkę przez Jugosławię do Anglii.

W   obozie   przebywało   dwóch   wysokiego   stopnia   oficerów   WP   pochodzenia

niemieckiego,   wywodzących   się   z   cesarskiej   armii   niemieckiej:   gen.   dyw.   H   Zulauf   i

kontradmirał   J.   Unrug.   Byli   oni   otaczani   głębokim   szacunkiem   przez   obozowe   władze

niemieckie.   Każdemu   z   nich   przydzielono   osobny  pokój,   kuchenkę   gazową   i   radio,   a   do

posługi - ordynansa, żołnierza polskiego.

Zamiar   ucieczki   zameldowaliśmy   gen.   H.   Zulaufowi,   który   w   rozmowie   z   nami

przeszedł na język niemiecki, by ocenić nasze możliwości radzenia sobie poza obozem.  W

rozmowie   brał   udział   również   kontradmirał.   J.     Unrug.   Byliśmy   traktowani   niezwykle

serdecznie i po przyjacielsku.  Zgodę na ucieczkę otrzymaliśmy.

Wreszcie   nadarzyła   się   okazja   do   ucieczki,   a   było   to   w   połowie   sierpnia   1940r.

Wykorzystana została dżdżysta i wietrzna noc oraz bombardowanie pobliskiego Hamburga

przez  bombowce brytyjskie.  Obowiązywało wtedy całkowite zaciemnienie w obrębie obozu.

Zostały wyłączone wszystkie lampy i reflektory. Należało sforsować ogrodzenie obozu  w

postaci wewnętrznego płotu z drutu kolczastego o wysokości 2,5m, potem splątany zasiek o

szerokości   3m   i   zewnętrzny   płot,   również   o   wysokości   2,5m.     Zadziwiająco   łatwo

pokonaliśmy tę przeszkodę, kładąc na zasiek drewnianą deskę o długości ok. 4m.  Oprócz nas

wyszła   również   na   zewnątrz   druga   2-osobowa   grupa,   bez   znajomości   jednak   języka

niemieckiego. Grupa ta planowała ucieczkę do kraju.  Moja grupa skierowała się na południe i

po paru dniach   jadąc pociągami osobowymi i towarowymi osiągnęła dość duże miasto w

Bawarii  - Landshut.    Tam  jednak wczesnym rankiem  wpadliśmy w ręce "bahnschutzów"

podczas wsiadania do pociągu zdążającego do Salzburga.  Zaprowadzono nas na posterunek

policji porządkowej.   Tam w rozmowie z oficerem oświadczyliśmy, że jesteśmy Czechami,

szukającymi na własną rękę zatrudnienia w Rzeszy.     Podaliśmy nawet nazwiska i adresy

zamieszkania w Pradze.  A że nie mamy dokumentów osobistych, no cóż  - taki  obowiązek

dotychczas w Czechosłowacji   nie był przestrzegany.   Oficer uwierzył i chcąc nam pomóc,

zatelefonował do pobliskiego konsulatu czechosłowackiego w Monachium. Obiecano mu, że

6

background image

natychmiast wyślą urzędnika, który zaopiekuje się nami. Oficer kazał przynieść śniadanie z

restauracji   i   zaprosił   do   swego   gabinetu   dla   korzystania   z   radioodbiornika.       Następnie

wyszedł w sprawach służbowych na zewnątrz posterunku.  Zjedliśmy w pośpiechu śniadanie,

a ponieważ okno nie było zakratowane, wyskoczyliśmy   na   zewnątrz,   kierując   się   do

widocznego  na horyzoncie lasu.  Po drodze R. Kraskowski, mając obtartą nogę, gdzieś się

zagubił.   Będąc już jako tako bezpieczni w lesie pomyśleliśmy o zdobyciu pożywienia. Była

wtedy niedziela - widać było, że mieszkańcy pobliskich osiedli udają się na nabożeństwo do

kościoła.  Wtedy odważyłem się -i wstąpiłem do zagrody, by zakupić chleb i coś do niego.

Zastałem   tam   starego   rolnika,   który   poczęstował   mnie   pół   bochnem   chleba   i   serem.

Odmówił wzięcia zapłaty chyba dlatego, że powitałem go słowami "Gruss Gott".  Na wszelki

wypadek odbiliśmy się od tej zagrody o parę kilometrów, nocując w lesie. Następnego ranka,

maszerując   wzdłuż   toru   kolejowego   wsiedliśmy  do   robotniczego   pociągu   zdążającego   do

Salzburga.       Pociąg   jednak   został   zatrzymany   na     jakiejś   stacyjce   przed   Salzburgiem   i

obstawiony policją z obu stron. Zrozumieliśmy, że to nas szukają na podstawie sporządzonych

już listów gończych.    Zostaliśmy aresztowani  i przewiezieni  z powrotem na posterunek do

Landshutu.     W   areszcie   spotkaliśmy  R.   Kraskowskiego,   którego   ujęto   w   parę   godzin   po

ucieczce.  On to ujawnił, że jesteśmy oficerami z Oflagu X~A.  Zaopiekował się nami sam

komisarz policji, wdając się z nami w przyjazną rozmowę. Zarządził by przyniesiono nam

jedzenie   z   pobliskiej   restauracji.   Załogę   posterunku   stanowili   w   większości   Austriacy,

odnoszący się do nas przyjaźnie.   Wieczorem do naszej celi weszło dwóch gestapowców z

psem - prawdopodobnie na skutek jakiegoś donosu. Zachowywali się niezwykle brutalnie i

arogancko.     Zostałem uderzony smyczą.   W końcu wyszli, odgrażając się, że następnego

ranka   zabiorą   nas   do   siebie.     Poprosiłem   jednego   z   policjantów,   aby  natychmiast   o   tym

incydencie zawiadomił komisarza.   Po dłuższym wahaniu zgodził się - komisarz mieszkał nie

opodal.   Niebawem   zostałem   wezwany  do   gabinetu.       Komisarz   bardzo   się   zmartwił   tym

incydentem. Wprawdzie zawiadomił już telefonicznie władze obozu w Itzehohe o naszym tu

pobycie, ale nie wiadomo kiedy zjawi się eskorta w celu zabrania nas z powrotem do obozu.

Po dłuższym namyśle zdecydował,   że za godzinę odwiezie nas własnym samochodem do

oddalonego o ok. 20km Oflagu w Murnau, gdzie będziemy całkowicie bezpieczni. Zapytałem

go, dlaczego tak serdecznie i przyjaźnie odnosi się do nas.   Odpowiedział, że podczas I wojny

światowej   brał   udział   w   walkach   pod   Verdun.   Został   tam   ciężko   ranny,   a   uratował   go

przyjaciel - Polak, wynosząc go na własnych plecach z tego piekła.  Czuje się więc do końca

7

background image

życia   zobowiązany  okazywać   przyjaźń   wspaniałym   Polakom.   Przy  wyjeździe   wartownicy

wręczyli każdemu z nas po paczuszce z kanapkami i papierosami.   Otrzymaliśmy również

podobne paczuszki od żony komisarza.  Przy rozstaniu w Murnau, komisarz pożegnał się z

nami serdecznie oświadczając, że teraz jest już spokojny o nasze bezpieczeństwo.

Wieczorem następnego dnia zjawiła się w Murnau eskorta z Oflagu X-A w składzie

oficera i podoficera. Wracaliśmy pociągiem poprzez Monachium, Hanower i Hamburg, w

osobnym   przedziale.     Jak   się   okazało,   podoficer   biegle   władał   językami   francuskim   i

angielskim.  Jednak oficer życzył sobie, aby rozmowa prowadzona była w języku niemieckim.

Oczywiście tematem naszej rozmowy była wyłącznie polityka. Niemcy ubolewali, że jesteśmy

przeciwnikami, a nie sojusznikami.   Ze czcią wymawiali nazwisko marszałka Piłsudskiego.

Po   powrocie   do   obozu   powitał   nas   oficer   Abwehry,   ubolewając   z   powodu

niefortunnego zakończenia ucieczki. Wróciliśmy na stare pielesze po 12 dniach wolności.

Druga grupa ucieczkowiczów została zatrzymana po kilku godzinach od opuszczenia obozu i

wróciła do Oflagu.  Żadnych konsekwencji dyscyplinarnych wobec nas nie wyciągnięto.

Następnego   dnia   zgłosił   się   do   nas   jeden   z   obozowiczów,   proponując   ucieczkę

podkopem, który należało dopiero wykonać. Rozpoznał on, że dwa pomieszczenia piwniczne

w   jednym  z   bloków   są   całkowicie   puste   i   niewykorzystane;   tam   można   więc   gromadzić

ziemię   z   podkopu.     Szalunek   jest   niepotrzebny,  ponieważ   podkop   będzie   przebiegał   pod

stropem   podłogowym.   Piwnica   jest   zamknięta   na   kłódkę,   do   której   dorobił   już   klucz.

Największą trudnością będzie   wykonanie   podkopu   poza   blokiem koszarowym   aż   poza

ogrodzenie   z   drutu   kolczastego.   Dla   bezpiecznego   wyjścia   na   zewnątrz   obozu   trzeba   by

wykonać po wyjściu poza blok jeszcze podkop o długości 12m, który musi być zabezpieczony

szalunkiem   stropowym  z   desek.   Na   szczęście   desek   w   postaci   półek   i   stojaków   było  na

strychach   blokowych   pod   dostatkiem.   Strychy   te   wykorzystywano   prawdopodobnie   jako

pomieszczenia magazynowe.

Do   wykonania   podkopu   zorganizowana   została   6-osobowa   grupa.     O   zamiarze

wykonania   podkopu     zameldowaliśmy   naszym   generałom,   uzyskując     ich     aprobatę.

Poradzili   jednak,   dobrze   znając niemiecki "Ordnung",   abyśmy w razie wpadki wyłonili

dwóch winowajców,  którzy  będą  musieli  ponieść  konsekwencje  za wyrządzone szkody,

prawdopodobnie tylko materialne. Wyłoniliśmy ich drogą losowania.

Niebawem   przystąpiliśmy   do   pracy.     Najtrudniejszym   etapem   było   wykonanie   w

stropie   podłogowym   piwnicy  otworu   wyjściowego,   jak   go   potem   nazywaliśmy  -   komory

8

background image

operacyjnej.   Zgromadziliśmy parę dużych kamieni,   które   spełniały rolę młotów   i kilka

metalowych rurek do przebijania.   Duży hałas przy kruszeniu , stropu  mógł  unicestwić  całe

przedsięwzięcie. Wtedy   to namówiliśmy kolegów, aby zorganizowali na placu mecz piłki

nożnej.   Działo się to w niedzielę po południu.   Zwykle mecze piłki nożnej ściągały duże

rzesze   obozowej   publiczności.     Tak   było   i   tym   razem.       W   ciągu   niespełna   godziny

wykonaliśmy tę najtrudniejszą ze względu na hałas pracę.   W ciągu jednego tygodnia dwie

zmiany   po   dwóch   ludzi,     pracując   tylko   nocą,   wykonały   podkop   pod   całym   blokiem

koszarowym na długości ok. 25m. W przekroju wymiary podkopu wynosiły 60 x 60cm. Praca

w   podkopie   odbywała    się   przy  świetle     elektrycznym  z   przenośnej     lampy  zasilanej   od

przewodu z piwnicy. Były również pewne trudności z wymianą powietrza w podkopie; po

wybiciu kilku otworów w stropie pod schodami mankament ten został usunięty.  Ziemia była

wywożona w wiadrze umieszczonym na wózku o kołach jezdnych wypiłowanych z desek.

Wózek obustronnie był przeciągany za pomocą sznurów.  Po osiągnięciu ściany szczytowej

bloku praca została przerwana dla przygotowania szalunku z desek. I wtedy nastąpiła wpadka.

Przypadkowo funkcjonariusze obozowi zajrzeli do piwnicy wypełnionej ziemią.  Natychmiast

zarządzono alarm i apel  wszystkich  oficerów  na  placu.     Oficer  Abwehry, odpowiedzialny

za   bezpieczeństwo   obozu   wezwał   do   zgłoszenia   się   wykonawców   podkopu.   Wystąpili   z

szeregu dwaj wylosowani koledzy. Początkowo władze obozowe zamierzały wystać ich do

obozu karnego, ale dzięki perswazji naszych generałów zadowoliły się pokryciem kosztów

doprowadzenia bloku do porządku.  Dokonała tego wezwana firma  niemiecka,  wystawiając

rachunek  na  ok.  3  tys DM. Należność została pokryta solidarnie przez wszystkich-oficerów

przy najbliższej wypłacie. 

To niepowodzenie nie załamało jednak grupy uciekinierów. Jesienią 1940r, wzmogły

się   nocne   bombardowania   RAF,   głównie   urządzeń     portowych     Hamburga.   Zaostrzone

zostały   przepisy odnośnie zaciemnienia.   Patrole obozowe w nocy posługiwały się tylko

ręcznymi lampkami elektrycznymi przyciemnionymi na zielone światło. Tylko po zarządzeniu

alarmu wolno było uruchomić wieżowy reflektor, a wyjątkowo kilka. Powstał plan udawania

patrolu   wewnętrznego,   posługującego   się   zielonym   światłem,   by   w   dogodnym   miejscu

sforsować   ogrodzenie.   Oczywiście   należało   wykorzystać   moment   bombardowania   i

odpowiednią   pogodę.   Ucieczka   tym   razem   została   zaplanowana   do   kraju,   co   dawało

największe   szansę   powodzenia.       Wiedzieliśmy  już   o   powstaniu   wojskowych  organizacji

konspiracyjnych w  kraju. Wiadomości  te  były przekazywane do obozu w listach, sprytnie

9

background image

ukrytych  w   paczkach   żywnościowych.    Pod   koniec   listopada   1940r   grupa   złożona   z   kpt.

Tadeusza     Poszumskiego,   ppor.   Jerzego   Kuchcińskiego   i   mnie   zameldowała   naszym

generałom o podjęciu planów kolejnej ucieczki; uzyskaliśmy zgodę. Ucieczka nastąpiła w

nocy z dnia 4 na 5 grudnia 1940r.   Była wietrzna i słotna noc.   O północy rozpoczął się

brytyjski nalot na Hamburg.  Wyszliśmy okienkiem piwnicznym z bloku, umieszczając deskę

na drutach.  Pierwszy przechodził ppor. Jerzy Kuchciński. Nieszczęściem uwięzła mu noga w

splotach drutu kolczastego, której sam nie mógł oswobodzić.  Pośpieszyłem mu z pomocą i

przyświecając   latarką   uwolniłem   nogę.   Narobiliśmy   jednak   przy   tym   dużo   hałasu,   co

zaalarmowało patrol zewnętrzny. Coś tam wołano do nas po niemiecku.   Nie było innego

wyjścia jak wycofać się  do bloku.   Patrol zewnętrzny zorientował się, że coś  nie jest  w

porządku,  alarmując wartownię strzałami w górę. Zapalono  najbliższy  reflektor  wieżowy,

który   ogarnął   nas uciekających do bloku.   Z wartowni wybiegł patrol, a na jego czele z

pistoletem   w   ręku   leutnant,   oszpecony   na   twarzy   odłamkiem   pocisku   podczas   kampanii

1939r. Ostrzegłem kolegów: uwaga, oficer będzie do nas strzelać!   W obozie nie krył on

nienawiści   do   Polaków.     Ja   sam   jakimś   instynktem   samozachowawczym   wykonałem

gwałtowny uskok w bok i padłem na ziemię.   Leutnant oddał do nas serię strzałów aż do

opróżnienia magazynku.  Ranił w nogi dwóch moich kolegów. Zjawiła  się karetka sanitarna,

do której załadowałem rannych kolegów - kpt. T. Poszumskiemu przewiązałem chusteczką

tętnicę, ponieważ bardzo krwawił.  Odwieziono ich do szpitala wojskowego.  Mnie osadzono

w areszcie.  Następnego dnia rano w areszcie zjawili się: niemiecki komendant mojego bloku

w randze kapitana (rekonwalescent, przyzwoity człowiek) oraz oficer Abwehry - porucznik.

Wyrazili oni szczere ubolewanie z powodu tak tragicznego zakończenia kolejnej ucieczki,

przepraszając   mnie   jednocześnie   za   spędzenie   nocy   w   areszcie.   Po   powrocie   do   bloku,

złożyłem meldunek w tej sprawie naszym generałom.

Po upływie ok.   jednego tygodnia wezwał mnie do swego gabinetu oficer Abwehry

informując, że pragnie ze mną przyjaźnie porozmawiać.   W trakcie półgodzinnej rozmowy w

cztery oczy oświadczył mi, że wie iż jestem częstym gościem u generałów, dla których jako

byłych   i   zasłużonych   oficerów   niemieckich   pragnąłby   okazać   życzliwość.     Wręczył   mi

paczuszkę oświadczając, że jest to butelka polskiej gatunkowej wódki firmy "Baczewski",

którą pragnie sprezentować generałom na zbliżającą się wigilię.Prosił mnie, aby zachować to

w   ścisłej   tajemnicy,   ponieważ   picie   alkoholu   w   obozie   jest   zabronione.     Paczuszkę

powinienem   wręczyć   adresatom   zaraz   po   wyjściu   od   niego,   co   oczywiście   natychmiast

10

background image

uczyniłem.

Po otrzymaniu upominku, gen. H. Zulauf zaprosił mnie do siebie na wigilię, w której

miało wziąć udział  12 wyższych oficerów. Zaoferowałem swoją pomoc w przygotowaniu

kolacji wigilijnej, proponując następujące dania: czerwony barszcz oraz pierogi z kapustą i

grzybami.   Grzyby suszone  właśnie  otrzymałem  w  paczce od rodziny.     Na zakończenie

herbata i może jakieś ciasto,  jeśli  zostanie  przysłane  w paczce dla któregoś  z uczestników.

Niebawem   nadeszła   wigilia   1940r.   Poświęciłem   dwa   dni   na   jej   kulinarne

przygotowanie. Spreparowałem przy pomocy ordynansa ok. 200 szt. pierogów, ugotowałem

ok.   8   litrów   barszczu   na   grzybach,   no   i   znalazła   się   również   świąteczna   babka.     Miłą

niespodzianką miał być toast spełniony dobrą polską wódką. Przebieg kolacji wigilijnej był

uroczysty i wzruszający. Oprócz wódki "Baczewskiego" znalazła się również butelka bimbru,

pędzonego   w   obozie   z   cukru.     Dominującym   tematem   rozmowy   były   ucieczki,   których

jednym z uczestników byłem ja. Po moim wyjściu z aresztu nawiązał ze mną kontakt ppor.

Zbyszek Glinicki z sąsiedniej sali, namawiając mnie, aby jeszcze raz podjąć próbę ucieczki,

tym razem z nim. Powiedział, że takie przedsięwzięcia mogą się udać tylko szczęściarzom, za

których nas obydwóch uważał.       Do naszej   dwójki   dołączył   jeszcze   por. Szychowski.

Zaczęliśmy   pilnie   się   przygotowywać,   zwłaszcza   że   rozeszły   się   pogłoski     o   rychłym

przeniesieniu     obozu.   Najtrudniejszą   sprawą   było   zaopatrzenie   się   w   zimowe   wierzchnie

okrycia dla mnie i dla Zbyszka Glinickiego.  Zostały one uszyte przez krawca - żołnierza z

koców   i   prezentowały   się   jako   tako.   Tuż   przed   zakończeniem   roku   było   już   pewne,   że

przenosiny obozu nastąpią 2 lub 3 stycznia 1941r. do Sandbostel koło Bremy.  Te przenosiny

obozu chcieliśmy wykorzystać do ucieczki. Ostatecznie po naradzie postanowiliśmy ukryć się

w obozie,   a po   jego ewakuowaniu przejść przez druty na zewnątrz i pociągami dążyć do

kraju.   O kolejnym zamiarze ucieczki zameldowałem generałom, uzyskując ich aprobatę.

Dnia 31 grudnia 1940r, podczas porannego apelu ogłoszono, że przeniesienie obozu

nastąpi w dniu 2 stycznia 1941r. po rannym apelu.   Będą podstawione pociągi osobowe na

stacji w Itzehohe. Dokąd obóz będzie przeniesiony - nie powiedziano.

Tej samej nocy zostaliśmy zamurowani w skrytce pod schodami na strych.   Chodziło

nam o zrobienie wrażenia, że ucieczka została już dokonana.  I rzeczywiście - apel poranny w

dniu l stycznia przedłużył się do ok. 3 godzin.  Patrole przeszukiwały bloki, ale na szczęście

patrol z psami ominął rejon naszej skrytki - wnętrze strychu było penetrowane tylko przez

patrol bez psów.  Krytyczny moment mógł nadejść jeszcze następnego dnia już po wymarszu

11

background image

jeńców   z   obozu.       Wtedy   bloki   koszarowe   mogą   być   penetrowane   dokładniej.     Jednak

przeszukano je tylko pobieżnie. W ten sposób nasze przedsięwzięcie w połowie było już

udane.   Wieczorem   wydostaliśmy   się   ze   skrytki   całkowicie   mokrzy   od   wydychanej   pary

wodnej.  Na grzejnikach osuszyliśmy ubrania i wypróbowaną  wcześniej  metodą  deski  bez

żadnych     przeszkód   wydostaliśmy   się   poza   obóz.       Szybkim   marszem   udaliśmy   się   do

najbliższej stacji kolejowej i pociągiem dobrnęliśmy do Hamburga. Tu  schodząc  na  dolne

perony   natknęliśmy   się   na   mojego niemieckiego komendanta bloku. Być może poznał

mnie,   ale  nie   dał   tego  po  sobie  poznać.     Z  jakichś   osobistych  powodów   nie   chciał   nam

przeszkodzić   w   upartym   dążeniu   do   służenia   naszej   Ojczyźnie   w   trwającej   wojnie.     W

Hamburgu   wykupiłem   bilety   na   pociąg   do   Berlina,   dokąd   szczęśliwie   dojechaliśmy.   W

Berlinie na Friedrich Bhf był dość duży ruch. Postanowiłem pozbyć się w kasie biletowej

banknotu 50 markowego, przysłanego do obozu w puszce ze smalcem. Był on zatłuszczony,

czego   nie   dało   się   usunąć   prasowaniem   przez   bibułę.   Ustawiłem   się   w   ogonku   do   kasy

biletowej i udając, że mi się śpieszy wykrzyknąłem: "Bitte, drei dritter nach Breslauł".  Jest to

zamówienie   biletów   wymówione   skrótowo.     Położyłem   zatłuszczony   banknot.     Kasjer

spojrzał na banknot, zawahał się, ale po chwili zgarnął go do szuflady, wydał bilety i resztę.

Odetchnąłem z ulgą.  Zdarzył się jeszcze jeden mały incydent z bileterką - Ślązaczką; zrugała

mnie, że zamiast mówić po ludzku, coś tam szwargoczę.   Oczywiście było to na "ty" i w

gwarze śląskiej.

Po  południu  osiągnęliśmy  Wrocław  i  skierowaliśmy  się następnie na Krotoszyn, w

którym mieliśmy skontaktować się z rodziną szewską.   Podczas przejeżdżania przez dawną

granicę   polsko-niemiecką,     niespodziewanie     zjawił     się     "bahnschutz",   żądając   okazania

dowodów osobistych.  Na takie indagacje byłem przygotowany.    Oświadczyłem,  że  cała

nasza   trójka   jest zatrudniona u "bauera" w okolicach Wielkiego Berlina, podając również

miejscowość i nazwisko naszego chlebodawcy.  Jesteśmy przez niego traktowani niezwykle

życzliwie, no a jego żona to czysty anioł.  Otóż nasz pracodawca za solidną pracę starał się w

Arbeitsamcie o jednotygodniowy urlop dla nas na święta Bożego Narodzenia, ale nie uzyskał

zgody   na   czas.     Zgodę   taką   uzyskał   dopiero   teraz   i   szczęśliwy   kazał   się   nam   szybko

przygotować   do   drogi,   by   zdążyć   na   pociąg.     W   pośpiechu   zarówno   on,   jak   i   my

zapomnieliśmy o dokumentach, które przecież zostały złożone u niego.  Do rozmowy wtrącił

się jakiś podróżny - Niemiec, który potwierdził to, co ja już powiedziałem.  Oświadczył, że

jedzie z nami od Wrocławia i w pociągu cały czas omawialiśmy problem braku dokumentów.

12

background image

Wreszcie   "bahnschutz"   uwierzył   nam     nakazując     aby   w   Krotoszynie   postarać   się   o

tymczasowe zaświadczenia.   Ten życzliwy Niemiec, który tak nam pomógł, ostrzegł nas, aby

w   Krotoszynie   nie   iść   chodnikiem,   a   tylko   poboczem   jezdni   i   oddawać   ukłony

umundurowanym   funkcjonariuszom;   w   przeciwnym   przypadku   mogą   nas   zaaresztować,

panuje tam bowiem surowy reżym antypolski.

W Krotoszynie dwaj koledzy zostali w pobliskim zagajniku, a ja podążyłem pod znany

mi   adres   rodziny   szewskiej,   trzymając   się   rad   owego   Niemca.       Rodzina   przyjęła   mnie

życzliwie.   Po kolegów  udał  się  jeden  z  domowników,  biorąc  jako  znak rozpoznawczy

moją   czapkę.     Niebawem   przyprowadził   obu   kolegów.   Następnego   dnia   zostaliśmy

przerzuceni samochodem ciężarowym do Kalisza, gdzie zgłosiliśmy się do szewca-pryncypała

naszych znajomych z Krotoszyna.     Tam ubrano nas nieco staranniej w garderobę majstra i

jego znajomych. Następnego dnia wozem konnym dotarliśmy do Sieradza, gdzie mieliśmy się

skontaktować z młodą dziewczyną, kelnerką w restauracji "Nur fur Deutsche".   Kelnerka

natychmiast ukryła nas na zapleczu, częstując obfitym obiadem. Następnie zapoznała nas z

kierowcą samochodu ciężarowego, który po południu udawał się po towar do Łodzi.  Obiecał

nas podwieźć. O zmroku znaleźliśmy się w Łodzi.  Tam już Zbyszek Glinicki miał bliskich

znajomych wśród fabrykantów. Zatelefonował więc z budki do córki fabrykanta pończoch

damskich, Haua.   Nie mógł się z nią z początku porozumieć, ponieważ 2 tygodnie temu

wysłała   mu   ona   paczkę   żywnościową   do   obozu   i   była   przekonana,   że   on   tam   jeszcze

pozostaje.   W końcu zaprosiła nas wszystkich do swego domu.   Tam niezwykle serdecznie

powitała nas cała rodzina.  Pan Hau od paru lat  był  niewidomy  i  poruszał  się  po  terenie

fabryki   w towarzystwie   żony lub córki.       Wszyscy przyjęli   narodowość niemiecką,   ale

nadal  czuli  się  Polakami;  w  ten  sposób prawdopodobnie chcieli uratować fabrykę.

Wydano   na   naszą   cześć   kolację,   zapraszając   również   kilku   swoich     znajomych.

Odnieśliśmy wrażenie,  że byli  oni  już funkcjonariuszami  hitlerowskimi.     Zachowywali

się     jednak   poprawnie.     Halina   Hau,   widząc   moje   mizerne   ubranie   namówiła,   a   raczej

wymusiła   na   jednym   z   nich   ofiarowanie   mi   garnituru   i   płaszcza.     Następnego   dnia

przedstawiła nam polskiego kolejarza, który miał nas przeprowadzić przez zieloną granicę do

Koluszek w Generalnej Guberni.  Niebawem zjawiły się trzy córki kolejarza i każdego z nas

inną drogą przeprowadziły przez granicę.   Z Koluszek pociągiem dotarliśmy do Warszawy w

porze   wieczornej.   Następnie   dorożką   dojechaliśmy   do   mieszkania   siostry   Zbyszka.   Brat

Zbyszka   natychmiast   zorganizował   nam   lokum   przy   ul. Chmielnej, gdzie chwilowo

13

background image

zatrzymaliśmy   się   u   bardzo   zacnych   ludzi.     Po   parodniowym   odpoczynku   i   załatwieniu

jakichkolwiek dowodów  osobistych  udaliśmy  się  do  centrali  Fabryki  Okuć Budowlanych

„Bracia Lubert „przy ul. Złotej.  Kontakt z rodziną Lubertów otrzymałem od mojego kolegi

ppor. Mariana Luberta, współmieszkańca sali w obozie. Było nas teraz tylko dwóch, ponieważ

trzeci   uczestnik   ucieczki,   mając   znajomych  w   Warszawie,   pożegnał   się   z   nami   zaraz   po

przyjeździe do stolicy.

Przedstawiliśmy   się   dyrektorowi   Jerzemu   Lubertowi,   który   zaproponował   nam

zatrudnienie w fabryce w Warce.  W tej sprawie już  pod  koniec  stycznia  Zbyszek  Glinicki,

mając     bardziej   wiarygodne   dokumenty   na   nazwisko   "Wójcik",   udał   się   do   Warki.

Otrzymaliśmy pobory, każdy po 200 zł miesięcznie i to od l stycznia 1941r.   Ponadto rodzina

Zbyszka była dość zamożna, zasilając nas materialnie jeszcze przez cały 1941 rok.  Zbyszek

wynajął w Warce mieszkanie w miarę samodzielne i od l lutego podjęliśmy pracę w fabryce.

Kierownikiem i jednocześnie majstrem w fabryce był Tadeusz Jatymowicz, który po

bliższym   zapoznaniu   się   z   nami   skontaktował   nas   z   Marianem   Podymniakiem.

Zaproponowano   nam   uczestnictwo   w   konspiracyjnej   organizacji   wojskowej   Stronnictwa

Narodowego o nazwie "Narodowa Organizacja Wojskowa", w skrócie NOW. M. Podymniak

oświadczył,  że ma  już  zorganizowanych ok.  60 członków,   brak  jest  jednak  oficerów -

dowódców.     Ofertę przyjęliśmy, składając obowiązującą przysięgę.   Staliśmy się członkami

- żołnierzami NOW, Zbyszek jako komendant placówki, ja jako dowódca plutonu.

W okresie 1941-1942 trwała uporczywa praca organizacyjno - szkoleniowa w celu

uczynienia   z   młodzieży   zgrupowanej   w   NOW   choćby     najmniejszej,     zdyscyplinowanej

jednostki  militarnej, reprezentującej jakąś wartość bojową.

Od   1942   roku   duży   wysiłek   był   zwrócony   na   scalanie wszystkich organizacji

wojskowych   na   ziemi   wareckiej   w   jednolitą   Armię   Krajową.     W   planie   "Burza"   Warka

wystawiała kompanię w składzie 18 pp.     Aby ten pododdział nie był tylko fikcją, należało

podjąć wielki   wysiłek   organizacyjno-szkoleniowy   i zaopatrzenia w broń.   Ten wysiłek

wydał owoce już pod koniec 1943r.

Myślę, że w tej publikacji spełniam swój obowiązek dla przybliżenia społeczeństwu

sylwetek młodych i ofiarnych żołnierzy z wyboru, pokolenia II wojny światowej, na którego

barki spadły tak niezwykle trudne i odpowiedzialne zadania.

Tych najbardziej  ofiarnych i oddanych sprawie kolejno wymieniam:

1.       kpr.   podch.   Mieczysław   Wróbel   "Zdzisław";   d-ca   plutonu   kaemów,   szef

14

background image

KEDYWU Ośrodka IV AK,

2.   por. Tadeusz Pawlak "Pęk"; d-ca oddziału partyzanckiego,

3.   plut. Józef Piłat "Żmija"; d-ca plutonu, z-ca szefa KEDYWU,

4.   por. Stanisław Myszkowiec "Orzeł"; z-ca komendanta Ośrodka IV AK,

5.   ppor. Jerzy Łukowski "Lenko"; adiutant Ośrodka IV AK,

6.   szer. Władysław Suchecki "Karol"; wzorowy żołnierz AK,

7.   szer. Mikołaj Cieślak "Jarosz";   wzorowy żołnierz AK,

8.   szer. Jerzy Solarski "Niby";   wzorowy żołnierz AK,

9.   pchor. Czesław Pankowski "Roman"; wzorowy żołnierz AK,

10.  pchor. Henryk Pankowski "Konrad"; wzorowy żołnierz AK,

11.  pchor. Tomasz Radoszewski "Urban"; wzorowy żołnierz AK,

12.  kpr. Tadeusz Sajnok "Bartosz"; wzorowy żołnierz AK,

13.  por. Edward Górecki "Zyg"; z-ca d-cy plutonu,

14.  szer. Jan Czerczak "Monter"; wzorowy żołnierz AK,

15.  szer. Edward Grzelewski "Blondyn"; wzorowy żołnierz AK,

16.  szer. Feliks Sałyga "Łoś"; wzorowy żołnierz AK,

17.  st. sierż. Konrad Kołodziejski "August"; wzorowy żołnierz AK,

18.  plut. Wacław Kowalewski "Bór"; wzorowy żołnierz AK,

19.  szer. Stefan Batte "Śmiały"; wzorowy żołnierz AK,

20.  kpt. Jan Grzebalski "Strzelecki"; szef II oddziału wywiadowczego;

21.  ppor. Wojciech Jankowski-Wielgus "Sulima"; d-ca drużyny łączności,

22.  szer. Róża Plater "Daktyl"; d-ca drużyny Wojskowej Służby Kobiet,

23.  szer. Hanna Turska "Lena"; z-ca drużyny WSK,

Wszystkim  wspaniałym żołnierzom  Ośrodka IV AK w Warce, a w szczególności

wyżej wymienionym, publikację tę poświęcam.

por.   Józef   Ruszkowski   "Florian"

Komendant ośrodka IV AK w Warce,

d-ca kompanii w planie "Burza"

15

background image

NARODOWA ORGANIZACJA WOJSKOWA - NOW

Placówka Narodowej  Organizacji  Wojskowej  (w  skrócie  NOW) w  Warce  została

zorganizowana   w   1940r,   przez   członka   Stronnictwa   Narodowego   Mariana   Podymniaka

"Andrzeja".   Liczyła ona około 60 członków, pogrupowanych w 5-osobowe sekcje.     Do

NOW   została   wciągnięta   młodzież   wychowana   i   wykształcona   w   dwóch   7-klasowych

szkołach powszechnych oraz w szkole zawodowej.   Wielu z nich legitymowało się stażem

harcerskim.     Byli to wychowankowie wybitnych i zasłużonych pedagogów jak: Wiktor i

Bronisława Krawczykowie,  Władysław Janus,  Marcellin Petrykowski,  Wanda Pajerska,  i

innych  godnych  nauczycieli.    Młodzież  była inteligentna, prawdziwie patriotyczna i - co

mnie   jako   oficera   ucieszyło   -   wewnętrznie   zdyscyplinowana.     Większość   z   nich   była

zatrudniona w Fabryce Okuć Budowlanych Bracia Lubert w Warce.

Jedyną działalnością członków NOW w 1940r było dostarczanie prasy konspiracyjnej

z   Warszawy   i   jej   kolportowanie   we   własnych   szeregach,   a   także   wśród   zaufanych

mieszkańców miasta.   Tym pismem był okupacyjny organ prasowy Stronnictwa Narodowego

o tytule "Walka", wychodzący raz w tygodniu.  Do Warki docierały również inne "gazetki" jak

"Biuletyn Informacyjny" i "Dzwon Polski", wydawane przez Związek Walki Zbrojnej.

16

background image

W   roku   1940   szersza   działalność   konspiracyjna   w   Warce   była   utrudniona.       W

pierwszych   dniach   okupacji   władze   niemieckie   mianowały     na     stanowisko     burmistrza

miasta     Hedwig     Kosmahl,   renegatkę-Polkę,   urodzoną   w   Westfalii,   czasową   mieszkankę

Warki. Chwaliła się ona, że już na wiele lat przed wojną pracowała w niemieckim wywiadzie.

Była to kobieta lat około czterdziestu, przebiegła, chciwa, pozbawiona zupełnie hamulców

moralnych   i   całkowicie   oddana   swym   niemieckim   mocodawcom.     Rządziła   miastem

autorytarnie  i  samowolnie.    Nie  powołała  Rady  Miejskiej, korzystała natomiast tylko z

rad wareckich volksdeutschów, a zwłaszcza dwóch kobiet: Breitenbach i Suchockiej z domu.

Weitknecht.

Hedwig   Kosmahl   szantażowała   mieszkańców   miasta,   a   zwłaszcza   Żydów,

wymuszając   złoto,   kosztowności   i   pieniądze   dla   siebie.   Okradała   ludność   polską   z

przydziałów   żywności;   utworzyła   z  volksdeutschów   swoją   straż   zbrojną   -   selbstschutz.

Niemieckie kobiety zorganizowała w partyjne związki, a młodzież niemiecką wciągnęła do

"hitlerjugend". Utworzyła również szkołę dla dzieci z językiem niemieckim.

Będąc   w   stałym   kontakcie   z   gestapo,   spowodowała   3-dniowy   areszt   wareckiego

proboszcza   ks.   dr   Dudy-Dziewierza   w   grudniu   1939r.   Następnie   przyczyniła   się   do

aresztowania za rzekomy sabotaż, wywiezienia i rychłej śmierci w obozie koncentracyjnym dr

Józefa Kawieckiego.

Społeczeństwo   polskie   niejednokrotnie   lekceważyło   zarządzenia   Kosmahl,   na

przykład nie wpłaciło nałożonej przez nią kontrybucji w kwocie 5000zł za zerwanie flagi

hitlerowskiej z ratusza (zrobiła to młodzież  NOW); nie wykonywano również wielu z jej

poleceń, którymi hojnie zasypywała miasto.

H.   Kosmahl z   wyjątkową   bezwzględnością   i   satysfakcją organizowała łapanki

ludzi na roboty do Rzeszy.   Selbstschutz urządzał   nocne   obławy,   chwytano   chłopców   i

dziewczęta  i natychmiast wywożono z Warki. Na szczęście wielu z nich uciekało z drogi lub

punktów zbornych w Warszawie.  Potem społeczeństwo polskie zorganizowało wywiad, który

ostrzegał przed łapankami, co pozwalało młodzieży ukryć się w przemyślnych skrytkach lub

w polu.

Burmistrz Kosmahl prześladowała przy każdej sposobności miejscową  inteligencję,

w   biurze   zaś    urzędu    miejskiego przestrzegała urzędowania w języku niemieckim.  Po

zajęciu Paryża przez Niemców nakazała dwugodzinne bicie w dzwony kościelne i zarządziła

marionetkowe pochody ulicami miasta.

17

background image

W styczniu 1941r. stanowisko kreishauptmanna (starosty) w Grójcu objął Niemiec,

przyjaźnie ustosunkowany do Polaków i odrzucający stosowanie metod terroru. Natychmiast

zwolnił   ze   stanowiska   H.   Kosmahl,   mianując   na   burmistrza   miasta   Warki   Polaka,

Maksymiliana   Grabowskiego,   kolegę   wojskowego   komendanta   rejonu   Grójec

(Ortskommandant)   z   byłej   cesarskiej   armii.   Z   biur   urzędu   miejskiego   zniknęły   portrety

Hitlera, a urzędowanie znów odbywało się w języku polskim.

Burmistrz M. Grabowski prowadził rozumną politykę lojalności wobec okupanta,

oczywiście   do   określonych   granic,   aby   móc   uczynić   dla   społeczeństwa   polskiego   tyle

dobrego,  ile tylko w tych warunkach było możliwe.  Czynił to rozważnie i ostrożnie; pomimo

podejrzeń, a nawet oskarżeń ze strony Niemców, dotrwał jednak na tym stanowisku do końca

okupacji.

Burmistrz M. Grabowski był podczas l wojny światowej oficerem cesarskiej armii

niemieckiej w stopniu porucznika.   Swoją polską postawą wzbudzał zaufanie. Powiatowy

komendant   NOW   ppor.   J.   Ruszkowski-Wiśniewski   "Florian",   podczas   osobistej   z   nim

rozmowy w 1942r. w sprawie remontu mieszkań dla pracowników fabryki Bracia Lubert

zapytał, czy burmistrz nie uważałby  za  pożyteczne współdziałanie z władzami podziemnymi.

Wyjaśnił przy tym, że będzie to dla niego rozsądne alibi w przyszłości. Burmistrz wyraził

zgodę   i   od   razu   został   zaprzysiężony.   Był   do   końca   okupacji   wartościowym,   lojalnym   i

pożytecznym członkiem Armii Krajowej.

Od marca 1941r. NOW podjęła szerszą działalność.  Ppor. Z. Glinicki "Zbych" został

komendantem placówki, ppor. J. Ruszkowski "Florian" dowódcą plutonu, a pchor. K. Rajczyk

"Pilica" - dowódcą drużyny.

Pierwszym,   najpilniejszym   zadaniem   było   podjęcie   szkolenia   narybku

młodzieżowego w zakresie budowy, działania i posługiwania się   bronią palną   (pistoletów

kilku   typów,   kb   i   granatów ręcznych). Broń tego rodzaju znajdowała się w posiadaniu

placówki, choć w niewielkiej ilości.

Dowódca  plutonu  zaproponował  zorganizowanie  od  zaraz dwumiesięcznego kursu

podoficerskiego i przeszkolenia pięciu najbardziej inteligentnych i wartościowych adeptów-

żołnierzy. W ten sposób pozyskana kadra podoficerska podejmie w dalszym etapie szkolenie

żołnierzy w sekcjach.

Na kurs podoficerski zostali wyselekcjonowani przez M.   Podymniaka "Andrzeja"

następujący kandydaci:

18

background image

1.   Tadeusz Sajnok "Bartosz"

2.   Zbigniew Kupras "Marek"

3.   Włodzimierz Przybylski "Bolko"

4.   Józef Bekasiewicz "Jerzy"

5.   Zbigniew Cyngot "Jan".

 Wszyscy mieli po 18-19 lat.

Niebawem rozpoczęło się szkolenie, prowadzone raz w tygodniu przez dwie godziny.

Pierwszy inauguracyjny wykład miał uroczysty przebieg. Pierwszy wystąpił M. Podymniak,

który, nakreślając obecną sytuację polityczną, scharakteryzował władze polskie na emigracji i

na  tym tle  konstytuowanie się konspiracyjnych struktur krajowych oraz  przedstawicielstw

politycznych.

Z. Glinicki przedstawił mnogość już powstałych i tworzonych organizacji wojskowo-

politycznych,   cel   ich   powoływania   przez   różne   ośrodki   polityczne   oraz   dążenie   wielu

działaczy krajowych i  emigracyjnych do  scalania, co poważniejszych ugrupowań w jednolitą

armię podziemną.

J. Ruszkowski omówił istotę działań konspiracyjnych, wynikające stąd zagrożenia

dla   ich   uczestników,   potrzebę   wdrażania   ścisłej   dyscypliny   żołnierskiej   oraz   zasad

postępowania w kraju okupowanym przez okrutnego i bezwzględnego wroga.

Następnym  etapem  uaktywnienia  placówki  w  Warce  było nawiązanie kontaktów z

komendantem powiatowym, Komendą Okręgu Warszawskiego, i ewentualnie - jeśli zajdzie

taka potrzeba - z Komendą Główną NOW.

Niebawem zjawił się w Warce komendant powiatowy "Gromisław", podający się za

majora   służby  stałej.   Towarzyszył  mu   oficer   Komendy  Głównej   "Wrzos".   Oficer   ten   był

ubrany w połowie w strój wojskowy, a mianowicie w spodnie-bryczesy koloru khaki i długie

oficerskie buty. Ubiorem i swoją postawą zwracał na siebie uwagę.   W niedługim czasie

został   zatrzymany   przez   Niemców   w   Warszawie   i   wysłany   do   Oflagu.     Takie   niestety

wyobrażenie   mieli   w   początkach   konspiracji   niektórzy  nasi   oficerowie.       Jak   się   później

okazało, był to oficer-ułan o wielkiej fantazji.

Ci dwaj oficerowie zakomunikowali nam, że komendantem Okręgu Warszawskiego

jest płk. "Witold", a komendantem głównym - płk "Wiesław"

1

.  Mjr "Gromisław" wizytował

1 mjr Jan Szczurek – Cergowski    - Na podstawie erraty

19

background image

naszą placówkę w ciągu 1941r. jeszcze kilkakrotnie stwierdzając, że jest ona przodująca w

powiecie, w innych bowiem nie przejawia się prawie żadnej działalności. Podobno tak było.

Ale za ten stan został obwiniony właśnie "Gromisław"; zarzucano mu, że w ciągu 1941r.

niewiele w tym zakresie uczynił.  Z końcem 1941r. zwolniono go z zajmowanego stanowiska.

W     styczniu   1942r.   wysunięta   została   na   to   stanowisko   kandydatura   ppor.   J.

Ruszkowskiego   "Floriana".     Zameldował   się   on   u   komendanta   Okręgu   Warszawskiego

"Witolda", który po krótkiej rozmowie mianował go komendantem powiatowym NOW w

pow. grójeckim. Pierwszym krokiem nowego komendanta powiatowego było złożenie wizyty

prezesowi     Zarządu   Powiatowego   Stronnictwa   Narodowego   Kazimierzowi   Brzezińskiemu

"Prezesowi", właścicielowi majątku ziemskiego w Lechanicach. Był  to niezwykle kulturalny i

wspaniały człowiek. Prosił o podtrzymywanie kontaktów, obiecując ze swej strony także dbać

o   to.   Niebawem   nastąpiło   również   poznawcze   spotkanie   "Floriana"   z   członkiem   Zarządu

Powiatowego   SN     Bolesławem     Łukowskim     "Dyrektorem",     dyrektorem     Syndykatu

Rolniczego w Grójcu.   Stosunki z pionem politycznym SN układały się, więc przyjaźnie i

serdecznie.

Pierwszą   rutynową   czynnością   komendanta   powiatowego   było   możliwie   szybkie

nawiązanie kontaktów ze wszystkimi placówkami NOW w powiecie grójeckim.   Pierwsze

kroki zostały skierowane do majątku ziemskiego w Michałowie, gdzie był zatrudniony ppor.

Jerzy Wiśniewski-Marczyński "Błażej", komendant placówki w gminie Lechanice.  Placówka

w sile drużyny składała się z pracowników i  rezydentów  z  trzech  blisko  siebie  położonych

majątków:Lechanic, Palczewa i Michałowa.   W majątku Lechanice zatrudnieni byli jeszcze

dwaj   oficerowie:   ppor.   Kazimierz   Bęski   "Wir"  i   inż.   leśnik   por.   Władysław  Fabiszewski

"Modrzew", z którymi również zostały nawiązane osobiste kontakty.

Została   utworzona   Komenda   Powiatowa.     W   jej   skład   oprócz   "Floriana"   weszli:

Jerzy Wiśniewski  "Błażej"  jako  zastępca komendanta  i  Kazimierz  Kwiatkowski   "Rafał"

jako   szef   organizacyjny.   Utworzenie     kilkuosobowej     Komendy     stwarzało   możliwości

zaprowadzenia jakiegoś ładu w placówkach na terenie dość rozległego powiatu grójeckiego.

W pierwszej kolejności Komenda Powiatowa w trzyosobowym składzie wizytowała

placówkę   na   terenie   gminy   Goszczyn.   Placówka   ta   o   liczebności   20-osobowej   drużyny

składała   się   z   młodych  rolników   ze   wsi   Przybyszów  i   z   pracowników   kilku  okolicznych

majątków ziemskich.     Komendantem placówki był mało aktywny Bereśniewicz   "Wujek".

Później   przybył   tam   pchor.   Tadeusz   Dzierzbicki   "Józef",   który   tę   placówkę   uaktywnił.

20

background image

Duchowym   przywódcą   żołnierzy   był   ks.   Stanisław   Wilkoszewski,   proboszcz   parafii   w

Przybyszewie.

  Następnym   etapem   był   hodowlano-doświadczalny   majątek   Dańków.   Jego

właścicielką była Anna Janasz,  spokrewniona z rodziną Wolskich, znanych hodowców kilku

odmian   zbóż,   m.   in.   pszenicy   dańkowskiej.   Pani     Janasz,   przemiła   kobieta   i   patriotka,

aprobowała nasze niepodległościowe poczynania, pomimo że były one zagrożeniem dla niej

osobiście i dla jej majątku.   Placówka o liczebności 25-osobowej drużyny była dowodzona

przez sprężystego i wspaniałego żołnierza, podoficera WP Pawła Lukę "Filipa". Była ona

również nieźle uzbrojona.

Niedaleko   Dańkowa   znajdowały   się   dwie   rozległe   wsie: Łęczyszyce i Wola

Łęczyszycka. Tam również  zorganizowano placówkę w sile drużyny.  Należeli do niej młodzi

rolnicy, a ich dowódcą był podoficer WP "Michał". Drużyna była jako tako wyposażona w

broń i na ogół przeszkolona w posługiwaniu się nią.

Następnie wizytowano placówkę w Belsku.  Znajdowała się tam również drużyna, a

jej dowódcą był podoficer WP "Dąb".  Drużyna ta była mało aktywna i słabo zaopatrzona w

broń.

2

W Grójcu liczebność  placówki  wynosiła ok.  30 młodych żołnierzy. Ich dowódcą był

sierżant WP "Niemira". Na tę placówkę, został oddelegowany porucznik służby stałej Stefan

Głogowski "Józef", spalony na terenie Radomia. Została mu spreparowana  nowa  "kennkarta"

na  nazwisko  "Malinowski"; zatrudnienie znalazł w grójeckim Syndykacie Rolniczym, gdzie

chętnie go przyjęto, ponieważ władał biegle językiem niemieckim. Ten wspaniały oficer w

krótkim czasie rozbudował placówkę do wielkości  plutonu  (ok.  60  żołnierzy)  i  zaopatrzył

w broń częściowo pochodzącą ze zrzutów, w których on sam brał udział.

Myślę,   że   jest   moim   obowiązkiem   w   tym   miejscu   podkreślić   niezwykłe

zaangażowanie w działalność konspiracyjno - patriotyczną późniejszej    żony   "Józefa"   -

Krystyny  Rygiewicz-Głogowskiej "Leny".  Ona to w czasie exodusu mieszkańców Warszawy

podczas powstania warszawskiego i po jego upadku utworzyła tajny punkt zaopatrywania

Warszawiaków     w     "kennkarty"     grójeckie,     które   chroniły   ich   przed   prześladowaniem

okupanta   oraz   wywożeniem   do   obozów   w   Rzeszy.     "Lena"   wydala   kilkaset   takich

dokumentów.

Dalsza   droga   wiodła   do   północnych   rejonów   powiatu   wzdłuż   asfaltowej   arterii

2 Dowódcą plutonu NOW w Belsku, liczącego 50 żołnierzy był NN „Bolesław”.  - Na podstawie erraty

21

background image

komunikacyjnej Radom-Warszawa.   Na 8km od Grójca znajdowała się szkoła powszechna w

Pamiątce, pobudowana tuż  przed wybuchem wojny w 1939r.   Kierownik szkoły Ryszard

Zrobek   zorganizował   ze   swoich   co   doroślejszych   wychowanków   oddział   NOW   w   sile

drużyny.  Była ona słabo wyposażona w broń i niedostatecznie przeszkolona. Niestety zatarł

się w pamięci pseudonim tego nauczyciela.

Ostatnim etapem był Tarczyn, gdzie placówką kierował ppor. "Marcin".   Było tam

zorganizowanych około 20 młodych żołnierzy, w większości   pracowników Fabryki Wag.

"Marcin"  miał  już nawiązany kontakt z komendą Ośrodka II ZWZ.

Po   przeprowadzonej   inspekcji   bilans   liczbowy   oddziałów   NOW   w   powiecie

grójeckim przedstawiał się następująco: 8 oficerów, 12 podoficerów i około 220 młodych

żołnierzy, zgrupowanych w dwóch plutonach i siedmiu drużynach.

Jest to podsumowanie potrzebne, ponieważ niebawem miało się rozpocząć zgodnie z

rozkazem Naczelnego Wodza scalanie wszystkich organizacji wojskowych w jednolitą Armię

Krajową.

Na   początku   1942r.   Komenda   Powiatowa   NOW   zorganizowała   dwa   kursy

podchorążych.   Pierwszy kurs został powołany w placówce wareckiej.   Jego uczestnikami-

elewami byli:

1.  Mieczysław Wróbel "Zdzisław"

2.  Czesław Pankowski "Roman"

3.  Henryk Pankowski "Konrad"

4.  Tomasz Radoszewski "Urban"

5.  Alfons Marchewka "Fred"

Z   tych   pięciu   elewów   tylko   "Zdzisław"   odbył   służbę   wojskową   w   WP   II

Rzeczpospolitej i brał udział w wojnie obronnej 1939r, w stopniu kaprala.

Drugi  kurs  podchorążych   zorganizowano  w  Dańkowie. Uczestniczyli w nim:

1.  Paweł Luka "Filip"

2.  Wojciech Gabriel "Bohun"

3.  Stanisław Wajgiel-Kwiatkowski "Roman"

4.  Stanisław Ober "Beczka"

5.  A. Przedpełski "Sosna"

6.  Wacław Snopek "Piorun".

22

background image

Trzeci kurs podchorążych został zorganizowany przez M. Podymniaka   "Andrzeja"

dla  grupy  młodocianych  członków  SN. Odbywał się on na terenie powiatu kozienickiego

we wsi Rozniszew, gdzie elewi zamieszkiwali.  Na kurs uczęszczali:

1.  Edward Zieliński "Sad"

2.  Tadeusz Traczyk "Witek"

3.  Jerzy Szcześniak "Bożywój"

4.  Józef Marchewka

W roku 1941 znalazł schronienie w majątkach ziemskich powiatu grójeckiego płk

Ryszard   Werner   "Ryś",   uciekinier   z   Poznania,   gdzie   do   wybuchu   wojny   w   39r.   był

dyrektorem   poczty   i   telegrafu.     Płk   "Ryś"   został   skierowany   do   prowadzenia   kursu

podchorążych   w   Rozniszewie,   gdzie   chwilowo   zamieszkał.   Jesienią   1942r.   "Ryś"   został

przeniesiony do Dańkowa, gdzie prowadził tamtejszy kurs aż do jego zakończenia.

Ponadto na kursach prowadzili wykłady: w Warce -ppor. J. Ruszkowski "Florian"  i

ppor.  Jerzy Wiśniewski  "Błażej";  w Dańkowie - por. Stefan Głogowski "Józef" i ppor. Józef

Ruszkowski "Florian".  Program wykładów i zajęć był opracowany przez płk "Rysia".

W czerwcu 1943r wszystkie kursy zostały zakończone egzaminem ustnym.   Komisję

egzaminacyjną stanowili:   Komendant Okręgu Warszawskiego   NOW   płk   "Witold"   jako

przewodniczący,  szef Oddziału Operacyjnego Komendy Okręgu w stopniu kapitana i delegat

Komendy   Obwodu   AK   Grójec-"Głuszec"   por.   Jan   Warnke-Zakrzewski   "Błysk"   -   jako

członkowie.     Wszyscy   kursanci   oprócz   Pawła   Łuki   "Filipa"     zostali   mianowani     przez

komendanta głównego Armii Krajowej kpr. podchorążymi czasu wojny.  "Filip" nie spełniał

niestety wymogu posiadania średniego wykształcenia, jako ze nadal obowiązywały wszystkie

rygory WP II Rzeczpospolitej.  A szkoda, bo był to wspaniały żołnierz i dowódca. Wszystkim

podchorążym podano podstawę prawną ich mianowania, t.j. nr rozkazu komendanta głównego

AK.   W   tym  samym  rozkazie   na   wniosek   płk   "Witolda"   zostali   awansowani:   por.   Stefan

Głogowski   "Józef"   do   stopnia   kapitana   i   ppor.   Józef   Ruszkowski   "Florian"   do   stopnia

porucznika..

23

background image

UNIA

Organizacja wojskowa o nazwie "Unia" została utworzona przez Stronnictwo  Pracy

(Popiela)     w   1940r,   w   niektórych   rejonach   okupowanego   kraju.     Na   terenie   powiatu

grójeckiego   wykazywała   pewną   aktywność   tylko   w   Warce   oraz   w   gminie   Murowanka.

Utworzył ją por. Czesław Mituła - Stanisław Kowalski "Ketling". W okresie okupacji był on

zatrudniony jako poborca podatkowy w gminie Murowanka.

Najbardziej aktywna i wartościowa była placówka Unii w Warce.   Należeli do niej :

inż. Antoni Kossobudzki "Gryf", inż. por. Stanisław Myszkowiec "Orzeł", inż. leśnik ppor.

Antoni Paprzycki "Lech", Józef Piłat "Żmija" - plutonowy z Korpusu Żandarmerii WP, trzy

osoby z rodziny Solarskich, Mikołaj Cieślak "Jarosz", Władysław Suchecki "Karol" i inni.

Łącznie placówka warecka liczyła 15-20 członków.  Grupa ta odegrała potem istotną rolę w

przeorganizowywaniu   Ośrodka   IV   AK.     Żołnierze   Unii   byli   dobrze     przeszkoleni     w

posługiwaniu   się   bronią   palną,   w przygotowywaniu, a następnie przeprowadzaniu akcji

sabotażowych   itp.     W   roku   1942   na   zlecenie   "Ketlinga"   wykonano   w   Fabryce   Okuć

Budowlanych B-cia Lubert w Warce próbny miotacz płomieni.   Była to jednak konstrukcja

niedopracowana i dalsze prace nad jej ulepszaniem przerwano.

W     kwietniu     1942r.     placówka     Unii     w     Warce     została   podporządkowana

Komendzie Obwodu AK Grójec-"Głuszec". Utworzono wtedy Ośrodek IV AK w Warce.  Do

Ośrodka   weszły   również   oddziały   ZWZ   znajdujące   się   w   gminach   Konary   i   Lechanice.

Komendantem   Ośrodka   IV  AK   został   mianowany  por.   Czesław   Mituła   "Ketling",  a   jego

zastępcą     por.     Stanisław     Myszkowiec     "Orzeł".         Akcję   scaleniową   Unii   z   ZWZ

przeprowadził  ówczesny komendant Obwodu AK Grójec-„Głuszec" kpt. Stefan Jodłowski

"Klon".

24

background image

ZWIĄZEK WALKI ZBROJNEJ - ZWZ

W   roku  1940  zostały  utworzone   na   terenie  Ośrodka   IV  (Warka,  gmina  Konary  i

gmina   Lechanice)   trzy   placówki   ZWZ.   Najsilniejsza   z   nich   i   najlepiej   zorganizowana

znajdowała   się   w   gminie   Konary.   Utworzyli   ją:   ppor.   Stanisław   Jeziorski   "Jastrząb"   -

nauczyciel w Ostrołęce, por. Tadeusz Pawlak "Pęk" - nauczyciel w Konarach, ppor. Tadeusz

Kucharski "Kucewicz" - nauczyciel w Dębnowoli i ppor. Witold Jagodziński "Świt" - inż.

leśnik w Dębnowoli. Komendantem placówki był ppor. Stanisław Jeziorski.-" Jastrząb".

W gminie Konary były silnie akcentowane tradycje ruchu ludowego.   Wielu rolników

należało przed 1939r. do Polskiego Stronnictwa Ludowego - Wyzwolenie. 

W  1941r. placówka  liczyła  ok.  50  żołnierzy  - młodych rolników.   Byli oni jako

tako przeszkoleni i uzbrojeni.   Z placówką tą współdziałali zamieszkali w Warce członkowie

PSL -Wyzwolenie: Władysław Janus "Jawor" i Andrzej Korczak "Zwolan".

Należy  przy  tym  wyjaśnić,     że   w   latach   1941-1942   PSL  -Wyzwolenie     tworzyło

własne  oddziały  zbrojne  -  Bataliony Chłopskie.  Ponieważ na terenie gminy Konary zalążki

konspiracji wojskowej zaczęto tworzyć już w roku 1940 w ramach Związku Walki Zbrojnej,

działacze   ludowi   prawdopodobnie   nie   chcieli   wprowadzać   zamętu   w   umysłach   młodych

żołnierzy, pozostawiając ten oddział takim jakim już był. Ponadto niektóre oddziały BCH

zostały potem podporządkowane  dowództwom Armii  Krajowej;  niektóre  jednak zachowały

własną odrębność aż do końca okupacji.

Na terenie gminy Lechanice w roku 1941 istniały jakieś bliżej nie określone zalążki

oddziału   ZWZ.       Skupiały   się   one   wokół   nauczyciela   z   Wrociszewa   ppor.   Wacława

Rzeźnickiego „Roli”. Placówka ta jednak nie przekraczała liczebności drużyny; była mało

aktywna   i   nieuzbrojona.     Uaktywnienie   jej   nastąpiło   dopiero   w   roku   1943   podczas

przeorganizowywania Ośrodka IV AK.

Duże   zasługi   w   dziedzinie   organizacji   i   szkolenia   żołnierzy  położył   por.   Edward

Górecki "Zyg" czasowo delegowany w pierwszym kwartale 1944r. z Obwodu "Głuszec" do

Ośrodka IV.

Najsłabszym ogniwem ZWZ była placówka w Warce.  Wprawdzie już w roku 1940

nauczyciel Aleksander Gajewski "Maciej" rozpoczął tworzenie zalążka placówki, ale po jego

rychłym przeniesieniu się na teren gminy Drwalew nie znalazł się następca do podjęcia i

rozwijania dalszej działalności.   W roku 1941 placówką dowodził sierż. Zygmunt Wachnik

25

background image

"Krakus", podający się za dowódcę drużyny. Dopiero w roku 1943 grupa ta nieco uaktywniła

się   w   okresie   przeorganizowywania   Ośrodka   IV   AK.     Do   plutonu   został   skierowany

niezwykle aktywny Tadeusz Sajnok "Bartosz" jako zastępca dowódcy plutonu.   Zrobił co

tylko było możliwe,  jednak i  jemu  nie  w pełni  udało   się    doprowadzenie    plutonu    do

wymaganej   sprawności organizacyjnej, a tym bardziej bojowej.   Nadal kręgosłup Ośrodka

stanowili żołnierze z NOW i Unii.

26

background image

WŁĄCZENIE NOW DO ARMII KRAJOWEJ W

OBWODZIE GRÓJEC - "GŁUSZEC"

Zgodnie  z   rozkazem   Naczelnego  Wodza   z   dnia  14  lutego  1942r,  Związek  Walki

Zbrojnej został przemianowany na Armię Krajową. Wszystkie inne organizacje wojskowe

miały   obowiązek   podporządkować   się   terenowym   dowództwom   tej   już   jednolitej   armii

podziemnej, z wyjątkiem oczywiście tych skrajnie lewicowych/ sterowanych z Moskwy.

W  kwietniu  1942r   odbyło   się   sondażowe   spotkanie   komendanta   Obwodu   Armii

Krajowej Grójec-"Głuszec" kpt. "Klona" z komendantem powiatowym NOW ppor. Józefem

Ruszkowskim  "Florianem".    Do nawiązania osobistych kontaktów doszło z inicjatywy kpt.

"Klona"   który   posłużył   się   w   tym   celu   inż.   Antonim   Kossobudzkim   "Gryfem"   z   już

podporządkowanej Unii.  Spotkanie odbyło się w mieszkaniu inż. Kossobudzkiego w Warce.

"Klon" był już poinformowany, że rozmowa będzie prowadzona z komendantem powiatowym

NOW, a nie tylko z dowódcą placówki wareckiej.

Na   wstępie   "Florian"   przedstawił   się   jako   podporucznik   -   absolwent   Szkoły

Podchorążych Artylerii w Toruniu z rocznika 1939.  Wtedy "Klon" zapytał, czy znane jest mu

nazwisko ppor. Józefa Jodłowskiego, absolwenta z tego samego rocznika.     Po otrzymaniu

potwierdzającej odpowiedzi, "Klon" przedstawił się jako oficer służby łączności w stopniu

kapitana. Był on starszym bratem ppor. Józefa Jodłowskiego.  Lody zostały przełamane.

Następnie   "Florian"   złożył   sprawozdanie   o   stanie   oddziałów   NOW   w   powiecie

grójeckim składających się z 8 placówek o łącznej liczebności 8 oficerów,  12 podoficerów

oraz   220     żołnierzy.   "Klon"   przyjął   to   sprawozdanie   z   uznaniem   oświadczając,   że   po

naradzeniu się ze swoim sztabem będzie dążyć do obsadzenia oficerami NOW Ośrodka I w

Grójcu i Ośrodka IV w Warce.   Wynikało z tego, że w Grójcu komendantem Ośrodka I

zostanie mianowany por. Stefan Głogowski "Józef", a Ośrodka IV w Warce - ppor. Józef

Ruszkowski "Florian".

Po   tych   wstępnych   ustaleniach,   następne   spotkanie   w rozszerzonym gronie

wyznaczono   w   Grójcu   na   czerwiec   1942r.     Ze   strony  NOW   mieli   wziąć   w   nim   udział:

"Florian",   "Józef"   i   członek   Zarządu     Powiatowego     Stronnictwa     Narodowego   M.

Podymniak "Andrzej".  Ze strony Komendy Obwodu uczestniczyć mieli: "Klon" - komendant

Obwodu, szef KEDYWU por. Jan Warnke "Błysk" i szef Oddziału Prasy i Propagandy Wanda

Godlewska   "Wir".   Podczas   tej   dwumiesięcznej   przerwy   "Florian"   miał   złożyć   meldunek

27

background image

komendantowi   Okręgu   Warszawskiego   NOW   płk.   "Witoldowi"   o przebiegu scalania

oddziałów.  Dwie podchorążówki NOW: w Warce i Dańkowie miały być nadal prowadzone.

W     Komendzie     Okręgu     NOW     panowała     pewna     konsternacja.   Mianowicie

niedawno komendant główny płk "Wiesław", stosując się do rozkazu  Naczelnego Wodza

włączył niektóre oddziały NOW do Armii Krajowej bez konsultacji z władzami Stronnictwa

Narodowego. Rozkaz "Wiesława" nie dotarł jednak do wszystkich oddziałów terenowych;

nastąpiło w nich pewne rozdwojenie.   Nie wpłynęło to jednak znacząco na dalszy przebieg

włączania się pozostałych oddziałów do Armii Krajowej.

Do   ustalonego   spotkania   delegatów   NOW   z   delegatami   Komendy   Obwodu   AK

"Głuszec" doszło nieco później  niż planowano  a mianowicie we wrześniu 1942r.  W czasie

tego   spotkania   podjęto   decyzję,     że   do   końca   1942r,   wszystkie   oddziały   NOW   zostaną

włączone do odpowiednich ośrodków AK:

1. Placówka w Grójcu - do I Ośrodka AK, przy czym komendantem Ośrodka zostanie

mianowany por. Stefan Głogowski "Józef";

2.   Placówki   w   Pamiątce   i   Tarczynie   -   do   Ośrodka   II   AK;   podporządkowanie

przeprowadzi por. Stefan Głogowski "Józef";

3. Placówki w Warce i Michałowie wzmocnią słaby Ośrodek IV AK; komendantem

zostanie mianowany ppor. Józef Ruszkowski "Florian" ;

4.   Placówka   w   Goszczynie   wejdzie   w   skład   Ośrodka     VI   AK;   włączenie

przeprowadzi "Florian".

5. Placówki  w  Dańkowie  i  Łęczyszycach zostaną  włączone  do Ośrodka VII AK;

podporządkuje je "Florian";

6. Placówka w Belsku zostanie włączona do Ośrodka VIII AK;

Kursy podchorążych w Warce i Dańkowie zostaną do czerwca 1943r zakończone

egzaminem   przed   komisją   w   składzie:   komendant   Okręgu   NOW   płk   "Witold",   szef

szkoleniowo-operacyjny   Komendy   Okręgu   NOW   oraz   delegat   Komendy   Obwodu   AK

"Głuszec" por. Jan Warnke "Błysk".

Wszystkie punkty porozumienia oprócz l i 3 zostały wykonane do końca 1942r.   Z

dniem l lipca 1943r. nastąpiła zmiana na stanowisku komendanta Obwodu "Głuszec".   Kpt.

"Klon" został powołany  do  służby  łączności  w  Komendzie  Głównej  AK,  a komendantem

Obwodu "Głuszec" został mianowany por. Dionizy Rusek "Halny".

28

background image

Do połowy 1943r. nie nastąpiły jednak nominacje oficerów NOW na komendantów

Ośrodków I i IV.

W Ośrodku IV AK funkcję komendanta nadal pełnił por. Czesław Mituła-Stanisław

Kowalski "Ketling" pomimo,   że był od dawna "spalony" na tym terenie. Prawdopodobnie

wydał go jakiś szpicel.

W  dniu  11  sierpnia  1943r  funkcjonariusze  gestapo niespodziewanie zjawili się w

urzędzie gminy Murowanka.  Weszli do pokoju, w którym urzędował "Ketling" pytając, gdzie

znajduje się Stanisław Kowalski.  "Ketling" bez wahania wskazał następny pokój, a sam przez

okno wydostał się na zewnątrz urzędu.  Był jednak na tyle nieostrożny, że natychmiast udał

się   do   miejsca   swego   zakwaterowania   we   wsi   Gośniewice,   odległej   o   ok.     2km,

prawdopodobnie w celu zabrania rzeczy osobistych. Tam go dopadli  gestapowcy.   Został

zastrzelony pod pozorem ucieczki na polu pod Warką  w  miejscu,   gdzie  obecnie  znajduje

się   budynek administracyjny Zakładów Piwowarskich.   Gestapowcy pozostawili zwłoki w

polu.  Dopiero w nocy zostały one przeniesione przez żołnierzy Ośrodka IV do Gośniewic, a

następnie po cichu pochowane na cmentarzu w Warce.   W tym samym dniu gestapowcy

zastrzelili w Gośniewicach ppor. Mieczysława Stefanowicza "Zawiszę", oficera V Ośrodka

AK.  Pochowany on został obok "Ketlinga".

Po tragicznej śmierci "Ketlinga" Ośrodek IV AK w Warce wizytował szef KEDYWU

Obwodu "Głuszec" por. Jan Warnke „Błysk” z rozkazem kpt. Dionizego Ruska "Halnego" o

zakończeniu   scalania   NOW   z   Armią   Krajową.       W   tym   rozkazie   zostały   potwierdzone

uprzednio ustalone nominacje:  na komendanta Ośrodka I por. Stefana Głogowskiego "Józefa"

i na komendanta Ośrodka IV ppor. Józefa Ruszkowskiego "Floriana".

W lipcu 1943r. doszło w naszym mieście do wielkiej tragedii. W Warce w domu dr

Kawieckiego   przy   ul.     Franciszkańskiej,   kwaterował   posterunek   żandarmerii   niemieckiej;

liczył   on   w   różnych   okresach   8-25   ludzi.     Do   obsady  posterunku   dobierano   przeważnie

partyjniaków   hitlerowskich   przygotowanych   odpowiednio   do   gnębienia   Polaków   oraz

dokonywania   jawnych   i   skrytobójczych   morderstw.     Ofiary   morderstw   były   skrycie

zakopywane w ogrodzie przy budynku żandarmerii.  Kilku Żydów zastrzelono tam jawnie na

oczach przechodniów.

W   nocy   z   25   na   26   lipca   1943r   ówczesny   posterunek   Einsatzkommando

Sicherheitschutzpolizei pod dowództwem pochodzącego z Kolonii Gutiera, dokonał w Warce

masowego   mordu.   na     dwunastu     mieszkańcach   Warki     w     odwet     za     zabicie     przez

29

background image

nieznanych   sprawców   dwóch   wareczczan   -     Nowczyków,   podejrzanych   o   współpracę   z

gestapo.  Żandarmi, przy pomocy volksdeutschów Stickla,  Schmidta,  Polnau,  niemieckiego

zawiadowcy  stacji kolejowej  w  Warce  Mollera  i  innych,  sporządzili  listę kilkudziesięciu

Polaków z różnych warstw społecznych i do rana wywlekli z mieszkań 12 osób, mężczyzn i

kobiety.  Zastrzelili ich następnie na ulicach w różnych punktach miasta. Mordowali strzałami

w plecy, nie zawsze zabijając ofiary na miejscu. Niektórzy, ciężko zranieni męczyli się długo

zanim skonali, ponieważ  zabroniono udzielenia  im pomocy.    Zwłoki musiały pozostać na

ulicach   do   południa,   a   była   to   niedziela.     Potem   pozwolono   je   zabrać   i   pochować   na

cmentarzu, przy udziale jednak tylko najbliższej rodziny.  Ks. Romuald Gawlik przeprowadził

te szczupłe,  tragiczne  kondukty  na  cmentarz  narażając  swoje bezpieczeństwo.

Pogrzeb   Nowczyków   natomiast   odbył   się   z   całym   ceremoniałem   i   przy   udziale

niemieckich żandarmów-morderców w szyku.

Dalszym     mordom     zapobiegła     natychmiastowa     interwencja   kreishauptmanna

(starosty) z Grójca, ponieważ był to wtedy okres łagodnego   postępowania   z   Polakami.

Żandarmów - morderców wycofano, wysyłając ich w rejony przyfrontowe.  Miasto w szoku

przeżyło tę ogromną tragedię bólu osieroconych rodzin  niepodobna opisać.   Wielu ludzi,

którzy byli na liście żandarmów wyjechało z Warki, inni nie spali w domach i spotęgowali

ostrożność.

Wśród ofiar tego mordu byli również  dwaj członkowie Armii Krajowej:   Henryk

Barkowski  "Leon"  i  Zbigniew  Wyrzykowski "Semper.

Zamordowani zostali:

1.  Barkowski Henryk, lat 44, były. burmistrz Warki,

2.  Wyrzykowski Zbigniew, lat 46, mgr farmacji, właściciel apteki,

3.  Wrzesiński Jan, lat 39, rolnik,

4.  Skrzypczak Michał, lat 37, rzemieślnik,

5.  Chodecka Wacława, lat 51, żona rzemieślnika,

6.  Kierszniewska Antonina, lat 43, żona rzemieślnika,

7.  Zychowicz Leokadia, lat 64,

8.  Zychowicz Władysław, lat 38, rzemieślnik,

9.  Narecka Marianna, lat 60,

10. Narecki Tadeusz, lat 21, rzemieślnik,

11. Narecka Eugenia, lat 23,

30

background image

12. Gardasiewicz Paweł, lat 44.

31

background image

REORGANIZACJA OŚRODKA IV

Pod koniec września 1943r. nowo mianowany komendant Ośrodka IV AK por. Józef

Ruszkowski "Florian" udał się do Grójca celem przedstawienia się i nawiązania osobistego

kontaktu   z   niedawno   mianowanym  komendantem   Obwodu   AK   "Głuszec"   kpt.   Dionizym

Ruskiem "Halnym".

Podczas spotkania stwierdzono, że Ośrodek IV znajduje się w   początkowej   fazie

organizacji;  nie  powołano  dotychczas odpowiednich służb, nie dokonano również ścisłego

podziału   na   jednostki   bojowo-organizacyjne.     Zalecono,   żeby   w   korespondencji   używać

następujących     kryptonimów:     Obwód     "Głuszec" - "Spółdzielnia",   ośrodki   -   "Filie"   i

placówki  -  "Sklepy". Kryptonimem Ośrodka IV jest "Filia IV".

Natychmiast  przystąpiono  do  reorganizacji  Ośrodka  IV. Szczęśliwie się złożyło,

że w wareckim Syndykacie Rolniczym został  zatrudniony  ppor.  Jerzy  Łukowski  "Lenko",

nieźle zorientowany w zagadnieniach organizacyjnych Obwodu "Głuszec" i poszczególnych

ośrodków.       Zgodził   się objąć   funkcję   szefa oddziału   organizacyjnego   -   adiutanta   w

komendzie  Ośrodka. Powołane zostały odpowiednie służby komendy Ośrodka:

1.  Komendant Ośrodka IV - por. Józef Ruszkowski "Florian"

2.  Zastępca komendanta - por. Stanisław Myszkowiec "Orzeł"

3.   Oddział organizacyjny - adiutant - ppor. Jerzy Łukowski "Lenko"

4.  Oddział wywiadowczy - dr. Jan Grzebalski "Strzelecki"

5.  Oddział szkoleniowo-operacyjny - pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław"

6. Oddział łączności - ppor. Wojciech Jankowski-Wielgus "Sulima"

7.  Oddział kwatermistrzowski - por. Michał Miłaszewicz "Gienek"

8.  Służba sanitarna - dr Karol Chróścielewski "Batory"

9.  Biuro Informacji i Propagandy BIP - Władysław Janus "Jawor"

10. Delegat Kierownictwa Walki Cywilnej - Wiktor Krawczyk "Żar"

11. Przedstawiciel Delegatury Rządu - Jan Stefański "Witold"

12. Wojskowa Służba Kobiet WSK - Róża Plater "Daktyl"

13. Wojskowa Służba Ochrony Powstania WSOP - Franciszek Solarski "Gospodarz".

Szefem  KEDYWU  -  kierownictwa  dywersji  został . pchor. , Mieczysław Wróbel

32

background image

"Zdzisław",   piastując   jednocześnie   funkcję   szefa   oddziału   szkoleniowo-operacyjnego

Ośrodka. Reorganizacją objęto również placówki, wydzielając z nich jednostki organizacyjno-

bojowe, plutony lub samodzielne drużyny:

Pluton I - pchor. Karol Rajeżyk "Pilica"

Pluton II - sierż. Zygmunt Wachnik "Krakus"

Pluton III - plut. Józef Piłat "Żmija"

Pluton IV (kaemow) - pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław"

Pluton V (Konary) - ppor. Stanisław Jeziorski "Jastrząb"

 Pluton VI (Lechanice) - ppor. Wacław Rzeźnicki "Rola"

Drużyna Łączności - ppor. Wojciech Jankowski "Sulima"

Drużyna Sanitarna - Hanna Turska "Lena"

Utworzono również  stanowisko  podoficera broni Ośrodka. Został nim  plut. Józef

Piłat "Żmija", a później kpr. Romuald Luks "Szary".

Ubyło   czterech   oficerów:   ppor.   Zbigniew   Glinicki   "Zbych"   został   powołany   do

wywiadu w Komendzie Głównej AK i skierowany na tereny włączone do Rzeszy, ppor. Jerzy

Wiśniewski "Błażej" przeniósł się ze względów rodzinnych do jednego z podwarszawskich

obwodów AK, a por. Czesław Mituła "Ketling" zginął od wrażych kuł gestapowców. Por.

Władysław Fabiszewski został aresztowany przez gestapo we wrześniu 1943r. w Obwodzie

AK Radom "Jodła".

W końcu 1943r. Ośrodek IV miał do dyspozycji 12 oficerów:

1.  por. Józef Ruszkowski "Florian"

2.  por. Stanisław Myszkowiec "Orzeł"

3.  por. Michał Miłaszewicz "Gienek"

4.  por. Tadeusz Pawlak "Pęk"

5.  ppor. Jerzy Łukowski "Lenko"

6.  ppor. Wojciech Jankowski "Sulima"

7.  ppor. Antoni Paprzycki "Lech"

8.  ppor. Kazimierz Bęski "Wir"

9.  ppor. Wacław Rzeźnicki "Rola"

10. ppor. Stanisław Jeziorski "Jastrząb"

11. ppor. Tadeusz Kucharski "Kucewicz"

12. ppor. Witold Jagodziński."Świt".

33

background image

W pierwszej połowie 1944r przez parę miesięcy przebywał na terenie Ośrodka IV

oficer z Komendy Obwodu por. Edward Górecki "Zyg".  Objął on funkcję zastępcy dowódcy

plutonu   VI  w   placówce   Lechanice,     przyczyniając     się   walnie   do     jej     uporządkowania,

uzbrojenia i przeszkolenia żołnierzy.

Kadrę oficerską wspomagało siedmiu podchorążych, w tym pięciu wyszkolonych na

kursie NOW:

1.  pchor. Karol Rajczyk "Pilica"

2.  pchor. Wojciech Januszajtis "Żegota"

3.  pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław"

4.  pchor. Czesław Pankowski."Roman"

5.  pchor. Henryk Pankowski "Konrad"

6.  pchor. Tomasz Radoszewski "Urban"

7.  pchor. Alfons Marchewka "Fred".

Stan podoficerów wynosił łącznie 20, w tym pięciu wyszkolonych na kursie NOW.

Niebawem   jednak   stan   oficerów   zmniejszył   się   o   dwie   osoby:   zostali   "spaleni",

prawdopodobnie wytropieni przez szpicla,   por.   Stanisław Myszkowiec   "Orzeł"   i   ppor.

Antoni Paprzycki  "Lech".    "Spalony"  został  również  inż.  Antoni Kossobudzki "Gryf".

Wszyscy oni wywodzili  się z Unii i byli aktywnymi członkami konspiracji.   Ośrodek IV

poniósł więc duża stratę.

Od   września   1943r.   konspiracyjny   porządek   działań   Ośrodka   był   regulowany

rozkazami komendanta, wydawanymi raz w tygodniu, czasem co 2 tygodnie.   Wydano ich

ogółem około 60.  Były one przechowywane aż do roku 1950.  Po ugruntowaniu się w naszym

kraju   brutalnego   terroru   stalinowskiego,   wymierzonego   głównie   w   dowódców     Armii

Krajowej,   po   wspólnej   naradzie   "Floriana", "Lenki", "Orła" i "Pęka" zdecydowano je

zniszczyć dla uniknięcia dochodzeń NKWD i UB w celu zidentyfikowania pseudonimów.

 Poniżej podaje się formę i treść przykładowego rozkazu:

Spółdzielnia "Głuszec"            M.p. 25 września 1943r. Filia IV
Rozkaz Nr 3
1)

Stwierdzam   zakończenie   przeorganizowywania   Filii.     "Lenko"
przedstawi     schemat     organizacyjny     Filii     do     akceptacji
kierownikowi Spółdzielni "Halnemu" za pośrednictwem "Lacha".

34

background image

2)

Wyznaczam na  podoficera  broni Filii    "Żmiję", a na jego  zastępcę
"Szarego".

3)

Wszyscy   żołnierze   Filii   mają   obowiązek   złożyć   wobec   dowódców
plutonów     i     samodzielnych     drużyn     wojskową     przysięgę
obowiązującą   w   Armii   Krajowej.     Tekst   przysięgi   w   załączeniu.
Zalecam   jeśli   to   tylko   będzie   możliwe,   uczynić   to   zbiorowo   i
uroczyście podczas polowych ćwiczeń w nocy.

4)

Kierownik Spółdzielni ustanowił honorowy tytuł "Wzorowy Żołnierz
Armii   Krajowej"   dla   najbardziej   zdyscyplinowanych   i   zasłużonych
żołnierzy.  Tytuł ten jest nadawany przez kierownika Spółdzielni na
wniosek   kierownika   Filii.     W   podległych   mi   jednostkach   wnioski
sporządzają dowódcy plutonów i samodzielnych drużyn.  Tytuły te
mogą otrzymać żołnierze za dotychczasową nienaganną służbę i co
najmniej   5-krotny   udział   w   akcjach   bojowych.   Wszystkie   wnioski
muszą być zaakceptowane  przez szefa KEDYWU "Zdzisława".

5)

Do   dnia   15   listopada   1943r.   wszystkie   jednostki   prześlą   do   Filii
wykazy posiadanej broni i amunicji.

Kier. Filii – "Florian"    

W okresie największego rozkwitu, a przypada on na pierwszy kwartał  1944r,  bilans

liczbowy Ośrodka IV przedstawiał się następująco: w sztabie, plutonach, drużynie łączności i

drużynie sanitarnej było około 400 żołnierzy, a około 100 członków i ludzi organizacyjnie nie

związanych z AK popierało i wspomagało jego działania.   Do tych ostatnich należała m.in.

rodzina Lubertów.

35

background image

ZAOPATRZENIE W BROŃ

W   okresie   reorganizacji   Ośrodka   został   sporządzony   dokładny   bilans   posiadanej

broni palnej.   Nie był on zadowalający i przedstawiał się następująco:

1.  kb i kbk - 30 sztuk

2.  broń krótka - pistolety - 35 sztuk (modele Vis, FN, Walter i inne)

3.  granaty ręczne polskie i niemieckie - 25 sztuk

4.  amunicja karabinowa - około 400 sztuk

5. amunicja do broni krótkiej - około 100 sztuk            

 Broń ta wystarczała na słabe uzbrojenie tylko jednego plutonu bojowego.

Wszystkie plutony zostały zobowiązane do dozbrajania się we własnym zakresie, a

nawet wezwano do współzawodnictwa.

Te posunięcia dały szybko rezultaty, głównie w przyroście ilości kb i kbk, których

liczba pod koniec 1943r.wzrosła do około 60 sztuk, a ilość amunicji - do około 2000 sztuk.

Przybyło też parę granatów ręcznych.

Jesienią 1943r Ośrodek wzbogacił się o dwa ciężkie karabiny maszynowe modelu

"Maxim". Od dawna o ich przechowywaniu w gospodarstwie rodzinnym meldował kpr. Józef

Bekasiewicz "Jerzy". Kaemy były zakopane w oborze pod żłobem.  Przechowały się one przez

4 lata w zupełnie dobrym stanie. Wymagały jednak usunięcia korozji, dorobienia niektórych

części i ponownego zakonserwowania.   Dorobienia części w Fabryce Okuć Budowlanych

Bracia   Lubert,     za   wiedzą   dyrektora,     podjął   się   Lucjan   Kret   "Jędrek",   technik   ze

Starachowickich Zakładów Zbrojeniowych i specjalista od kaemow z WP.   Ekipę naprawczo-

konserwacyjną stanowili:  pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław", wspomniany już wcześniej

"Jędrek", Eugeniusz Regulski "Twardy" i por. Józef Ruszkowski "Florian".  Naprawa trwała 2

dni i odbywała się w stodole należącej do ojca "Twardego".

Powstał nowy problem właściwego przechowywania karabinów - nie można ich było

przecież znowu ukryć w ziemi. Problem ten szybko rozwiązano, budując podziemny schron-

magazyn w sadzie Stanisława Jagielińskiego "Sokoła". we wsi Wichradz, odległej o 3km od

Warki.  Został wykopany dół o wymiarach 4 x 2m i głębokości  2,2m.   Od góry nakryto go

belkowym   stropem,   zabezpieczając   przed   przesiąkaniem   wody   warstwami   papy.   Wejście

zostało   sprytnie    zamaskowane  starym,    walącym  się     szałasem.  Szałasy  tego  rodzaju  są

36

background image

stawiane w sadach jako schronienie dla stróża nocnego, pilnującego przed kradzieżą owoców.

Kaemy zostały przeniesione do schronu i ułożone na stołach zbitych z desek.   W

schronie ukryto ponadto wiele innej broni: kb, pistolety automatyczne, broń krótką, granaty,

amunicję, itp.

Problem kaemow nie został jednak rozwiązany do końca.  Przy kaemach znaleziono

tylko kilkaset  sztuk amunicji maszynowej, co czyniło je mało użytecznymi.   Karabinowa

amunicja   o   mniejszym   ładunku   prochu   w   łusce   nie   powodowała   bowiem   odrzutu   części

zamkowych, wskutek czego nie uzyskiwało się ognia ciągłego, a tylko strzały pojedyncze.

Jeden     z     naszych   żołnierzy     zameldował,     że     zaobserwował   żołnierzy   WP

zakopujących   w   metalowych   pojemnikach   amunicję   karabinową   we   wrześniu   1939r.

Zapamiętał dokładnie to miejsce. Trudność wydobycia tej amunicji polegała jednak na tym,

że schowek znajdował się przy torze kolejowym w odległości ok. 200m od mostu kolejowego

strzeżonego przez posterunki niemieckie. Trudności te zostały jednak pokonane pewnej nocy

przy ulewnym deszczu i silnej wichurze.  Wykopano ponad 3000 sztuk amunicji karabinowej,

niestety nie była to amunicja maszynowa.   Jednak była to cenna zdobycz, jako że Ośrodek

posiadał już wtedy około 60 sztuk kb i kbk.  Amunicję pozyskał niezrównany "Zdzisław".

Pomimo tych niepowodzeń nie zrezygnowano z prób zdobycia właściwej amunicji;

dwa   kaemy  stanowiły  jednak   wielką   siłę   ognia.   Zwrócono   się   w   tej   sprawie   do   naszych

żołnierzy zatrudnionych na kolei, którzy potwierdzili, że przez Warkę przechodzą transporty

kolejowe   z   wagonami   załadowanymi   bronią   i   amunicją.     Wagony   te   są     specjalnie

plombowane   i   obsługiwane   przez   kolejarzy niemieckich, których na stacji było kilku.

Nawet jeśli wagon odstawi się na bocznicę, to i tak nie uda się rozładować jego zawartości na

oczach Niemców.  Kolejarze zaproponowali, że jeśli  to się okaże możliwe, to odstawią jeden

z takich wagonów chwilowo na bocznicę, by zaraz dołączyć go na końcu najbliższego składu

pociągu. Tak pozyskany wagon z uzbrojeniem odczepi się na stacji w Zalesiu Górnym, gdzie

nie ma obsługi niemieckiej i skieruje na bocznicę.     Stacja w Zalesiu Górnym znajduje się

wśród lasu. Łatwo i bezpiecznie można wtedy będzie przeładować zawartość wagonu na inne

środki transportowe. Oczywiście należy to uczynić w nocy.   Ponieważ stacja kolejowa w

Zalesiu Górnym była terenem działania Ośrodka II AK,   szybko więc trzeba było nawiązać

odpowiednie kontakty.

Niebawem nadarzyła się okazja: list przewozowy przełożono do innych dokumentów,

wagon   zaś   wieczorem   odczepiono   i   zaraz   dołączono   go   do   następnego   składu.       Do

37

background image

odstawienia wagonu na bocznicę kolejową w Zalesiu Górnym udało się dwóch kolejarzy z

Warki: Władysław Kasztalski "Sygnał" i Wacław Kacperek "Marcin". Akcja zakończyła się

pomyślnie.

Po kilku tygodniach Ośrodek IV otrzymał swoją część "łupu", a mianowicie 2500

sztuk amunicji maszynowej, 300 sztuk amunicji do schmeiserów i trochę granatów ręcznych.

Resztę amunicji i prawdopodobnie broni rozdzielono między Obszar Warszawski, Obwód

"Głuszec" i Ośrodek II.

Na   początku   1944r.   powstały   możliwości   zaopatrzenia   Ośrodka   w   bardziej

nowoczesną broń niemiecką drogą zakupu od oddziałów węgierskich, a także niemieckich,

stacjonujących w Warszawie i w  miejscowościach  podwarszawskich. Chodziło  nam  o  broń

maszynową, a zwłaszcza poręczne pistolety automatyczne marki "Schmeiser".  Pełno ich było

na czarnym rynku.  Cena takiego pistoletu  łącznie  z  amunicją  wynosiła  kilkanaście  tysięcy

złotych.   Zakupu broni w określonych melinach dokonywali: Józef Piłat "Żmija" i Tadeusz

Sajnok   "Bartosz",   a   także   i   inni   koledzy.   Kupowano   tylko   egzemplarze   wyposażone   w

amunicję w ilości co najmniej 100 sztuk.  Przedmiotem naszego zainteresowania była również

broń krótka,  na przykład doskonałe pistolety marki "Parabellum"  oraz  niemieckie  granaty

ręczne.   Zakupione   egzemplarze     były     przewożone     pociągiem     przez     granatowych

policjantów - żołnierzy Armii Krajowej: st.sierż.  Konrada Kołodziejskiego "Augusta" i plut.

Wacława Kowalewskiego „Bora”.

W   Warce   oprócz   posterunku   żandarmerii   niemieckiej,   znajdował   się   również

posterunek policji granatowej w liczbie 8 - 10 osób. Komendantem  posterunku  był  st.sierż.

Konrad  Kołodziejski "August", a jego zastępcą plut.  Wacław Kowalewski  "Bór". Policjanci

ci,     poza   przewozem   broni     oddawali   cenne   usługi   wywiadowcze   i   kontrwywiadowcze.

Komendant   posterunku   st.sierż.   K.   Kołodziejski,   podobnie   jak   burmistrz   M.   Grabowski

potrafił wzbudzić zaufanie u Niemców, którzy odnosili się do niego z sympatią, a nawet

szacunkiem. To zaufanie Niemców wynikało prawdopodobnie z faktu że cała czteroosobowa

rodzina "Augusta" została wywieziona  w głąb Związku Sowieckiego w roku 1939.

W ciągu dwóch miesięcy zakupiono 15 pistoletów maszynowych "Schmeiser", 40

pistoletów "Parabellum" i 50 granatów ręcznych. Broń rozdzielono pomiędzy plutony.

W   sfinansowaniu   tego   przedsięwzięcia   pomogło   kierownictwo   Syndykatu

Rolniczego,   nasi   koledzy   -   żołnierze   AK:   Władysław   Woźniak   "Roch"   i   Adam   Zaleski

"Herman". Również koledzy z komendy Ośrodka ppor. Jerzy Łukowski i pchor. Mieczysław

38

background image

Wróbel   wygospodarowali   w   Syndykacie   niebagatelne   kwoty   pieniężne.     W   placówkach

Konary i Lechanice przeprowadzono zbiórkę wśród dość zamożnych rolników na dozbrojenie

ośrodka.

W   pierwszym   kwartale   1944r.   stan   uzbrojenia   Ośrodka przedstawiał się już

nieźle:

1.  ciężkie karabiny maszynowe "Maxim"           2 szt.

2.  pistolety automatyczne "Schmeiser"         15 szt.

3.  kb i kbk                                    60 szt.

4.  broń krótka - pistolety różnych marek       70 szt.

5.  granaty ręczne polskie i niemieckie         70 szt.

6.  amunicja maszynowa                        2700 szt.

7.  amunicja karabinowa                       3500 szt.

8.  amunicja do "Schmeiserów"                 1800 szt.

9.  amunicja do broni krótkiej                1000 szt.

Ponadto   zgromadzono   w   beczkach   600   litrów   benzyny,   około   1000   butelek   i

chemiczne zapalniki do sporządzania butelek zapalających.

Na początku pierwszego kwartału 1944r. podczas odprawy u komendanta Obwodu

"Głuszec"   kpt.   "Halnego"   został   zademonstrowany   zrzutowy   pistolet   automatyczny

angielskiej marki "Steń".  Była to broń prosta w budowie, łatwa w obsłudze i niezawodna w

użyciu. W paru miejscach naszego kraju podjęto jego produkcję na potrzeby Armii Krajowej.

Najtrudniejszy element  pistoletu  - lufa  - był wytwarzany w  Radomiu.    Lufy można  było

zamiennie otrzymać według wskaźnika : za każdy wykonany "Steń" - 10 luf.

Komendant Ośrodka IV "Florian", po dokładnym obejrzeniu pistoletu, zdecydował

się   uruchomić   jego   niewielką   produkcję   w   Fabryce  Okuć   Budowlanych  Bracia   Lubert   w

Warce.     Komendant   Obwodu   "Halny"  zgodził   się   wypożyczyć  jeden   egzemplarz   "Stena"

celem sporządzenia dokumentacji   konstrukcyjnej. Po   tygodniu otrzymaliśmy "Stena" i 10

luf.

Następnie odbyła się narada u dyrektora fabryki inż. Jerzego Luberta.  Obecni na niej

byli:  inż. Janusz Lubert, mec. Wacław Lubert i Hanna Frydrychiewicz jako współwłaściciele,

kierownik   fabryki   Tadeusz   Jatymowicz   "Piotr",     inż.   Antoni   Kossobudzki   "Gryf",   inż.

Stanisław   Myszkowiec   "Orzeł"   i   por.   Józef   Ruszkowski   "Florian".     Zdecydowano   się   na

podjęcie   wytwarzania   elementów   konstrukcyjnych   pistoletu   tylko   podczas   nocnej   zmiany

39

background image

przez   szczególnie   zaufanych  pracowników   -  żołnierzy  AK.     Dokumentację   konstrukcyjną

wykonał   techn.   Zbigniew   Kupras   "Marek"   pod   nadzorem   techn.   Lucjana   Kreta   "Jędrka".

Wytypowano wykonawców elementów konstrukcyjnych:

1.  Jan Sałaszewski "Klemens" - mistrz

2.  Stanisław Rudnicki "Stach" - mistrz

3.  Eugeniusz Regulski "Twardy"

4.  Tadeusz Sajnok "Bartosz"

5.  Edward Grzelewski "Blondyn"

6.  Zygmunt Wachnik "Krakus"

7.  Władysław Suchecki "Karol"

8.  Józef Kalbarczyk "Cięty"

9.  Józef Bekasiewicz "Jerzy"

10. Tomasz Radoszewski "Urban"

11. Zdzisław Buczkowski "Bocian"

12. Tadeusz Traczyk "Warka"

13. Mikołaj Cieślak "Jarosz"

14. Jan Sobolewski "Szymon”.

Część   elementów   konstrukcyjnych   była   wykonana   w   prywatnym.   warsztacie

Tadeusza Jatymowicza "Piotra" przez wysokiej klasy ślusarza Aleksandra Aleksandrowicza

"Grada".

Za szybkie i zdecydowane uruchomienie produkcji pistoletów automatycznych typu

"Steń"  w Ośrodku  IV,  komendant Obwodu "Głuszec" kpt.  Dionizy Rusek "Halny" - "Grań"

złożył   drogą   służbową   wniosek   do   KG   AK   o   awansowanie   głównego   animatora   tego

przedsięwzięcia por. Józefa Ruszkowskiego "Floriana" do stopnia kapitana.   Wniosek ten, jak

zakomunikował potem "Halny", był wysłany w drugiej połowie lipca 1944r, a więc tuż przed

wybuchem   powstania   warszawskiego.     Czy   został   rozpatrzony   -   nie   wiadomo.   Pewnym

śladem   tego-.wniosku   jest   opinia   kpt.   "Halnego"   o   postawie   "Floriana",   odnaleziona   w

Archiwum   Akt   Nowych   przez   Henryka   Świderskiego,   autora   publikacji   p.t.   "Okupacja   i

konspiracja w Obwodzie Grójec -  "Głuszec"  w  latach 1939-1945",  Instytut Wydawniczy

Pax, 1989.  A oto kopia listu Henryka Świderskiego do J. Ruszkowskiego "Floriana":

Kopia listu str. 45

40

background image

UBEZPIECZENIE RADIOSTACJI NADAWCZEJ KG

ARMII KRAJOWEJ

W grudniu 1943r. przedstawiciel szefostwa łączności KG Armii Krajowej badał

możliwości   zlokalizowania   na   terenie   Ośrodka   IV  radiostacji   nadawczej   dla   łączności   z

władzami wojskowymi w Londynie.

Podczas   wojny  na   terenie   Ośrodka   IV   znajdowały  się   dwie   niemieckie   polowe

radiostacje wojskowe koło wsi Dębnowola i Niemojewice, odległe od siebie w linii prostej o

około   6   km.   Zdaniem   delegata,   nadawanie   telegramów   w   pobliżu   dwóch   czynnych

radiostacji   jest   w   miarę   bezpieczne,   ponieważ   następują   wtedy   pewne   zakłócenia

utrudniające dokładne zlokalizowanie tej obcej nadającej radiostacji.

Toteż wytypowano jako jeden z punktów nadawania szopę położoną o ok. 200m od

masztu   antenowego   radiostacji   niemieckiej   w   Niemojewicach.   Szopa   ta   należała   do

Władysława   Marciniaka   "Sępa".   Innymi   punktami   nadawania   były:   strych   budynku

browarnego w Warce, osobno stojąca stodoła w Dębnowoli, wyspa na Pilicy koło wsi Niwy

Ostrołęckie,   itp.   Uruchamianie   radiostacji   odbywało   się   przeważnie   raz   w   tygodniu,   a

nadawanie zwane "graniem" nie dłużej niż jedną godzinę.

Radiostację dostarczyło szefostwo łączności KG, Ośrodek IV zaś zorganizował jej

ubezpieczenie w miarę dobrze uzbrojonymi patrolami. Ostrzeżono nas, że należy zwrócić

baczną uwagę na niemieckie lotne patrole goniometryczne, poruszające się w terenie na

motocyklach.

Radiostacja   nadawcza   rozpoczęła   działalność   już   pod   koniec   grudnia   1943r.

Opiekunem radiostacji został Stefan Batte "Śmiały", a pomagali mu efektywnie: Franciszek

Solarski "Gospodarz", Jerzy Solarski "Niby", Wiesława Solarska-Myszkowiec "Jadwiga" i

Wacław Pawlicki "Pancerz" z Ostrołęki. Zadaniem opiekunów było ukrywanie nadajnika

oraz   przerzucanie   go   do   odpowiednich   punktów   nadawania.   Za   ubezpieczenie

odpowiedzialny  był   szef   KEDYWU   pchor.   Mieczysław   Wróbel   "Zdzisław".   Do   obsady

patroli wytypował on najbardziej  bojowych i   obytych   w posługiwaniu się bronią palną

żołnierzy. A byli to:

1.  Józef Piłat "Żmija"

41

background image

2. Tadeusz Sajnok "Bartosz"

3. Władysław Suchecki "Karol"

4. Jerzy Solarski "Niby"

5. Mikołaj Cieślak "Jarosz"

6. Edward Grzelewski "Blondyn"

7. Jan Czerczak "Monter"

Do nadawania zaszyfrowanych telegramów przyjeżdżał "grajek" z Warszawy.

Radiostacja była czynna do czerwca 1944r. W czasie jej działalności na naszym

terenie   zdarzyły   się   trzy   incydenty   godne   odnotowania.   Pewnego   dnia   ruchomy   patrol

niemiecki wpadł do gospodarstwa Władysława Marciniaka "Sępa" w Niemojewicach w pół

godziny po zakończeniu nadawania telegramu. Szukano oczywiście nadajnika. Gospodarz

tłumaczył   się,   że   nie   ponosi   on   odpowiedzialności   za   to,   co   się   dzieje   w   odległej   od

gospodarstwa szopie. Został on jednak uderzony w twarz kolbą pistoletu, tracąc oko.

Następny incydent miał miejsce podczas pracy nadajnika na wyspie na rzece Pilicy.

Nadleciał   samolot   rozpoznawczy  i   ostrzelał   wyspę   ogniem   pokładowym.   Nie   poniesiono

jednak żadnych strat.

Najbardziej  krwawy incydent wydarzył się  we wsi  Dębnowola  w  pobliżu  polowej

stacji niemieckiej. Wysłano z niej 2-osobowy patrol, prawdopodobnie w celu zlokalizowania

czynnej obcej radiostacji. Żołnierze niemieccy natknęli się na nasz ubezpieczający patrol. W

wyniku starcia został zabity żołnierz niemiecki.

Natychmiast   zadziałał   kierownik   majątku   rolnego   w   Dębnowoli,   będącego   w

dyspozycji Niemców tzw. "Liegenschaft" - Kazimierz Łagodziński "Adam". Przekonał on

komendanta radiostacji polowej, że żołnierz niemiecki zginął w obronie polskiego rolnika, na

którego gospodarstwo napadli bolszewiccy bandyci. Dzięki temu nie było żadnego odwetu ze

strony   Niemców,   którzy   do   tego   czasu   utrzymywali   poprawne   stosunki   z   okolicznymi

rolnikami, zaopatrując się u nich w żywność.

Na   początku   czerwca   1944r.   zostało   zorganizowane   zrzutowisko   w   pobliżu   wsi

Lechanice.   Miał   być   dokonany   odbiór   kilku   skoczków   spadochronowych   z   Londynu.

Technicznym urządzeniem zrzutowiska zajął się delegat KG AK. Obowiązek ubezpieczania

zrzutowiska  spoczywał na  Ośrodku IV. Ubezpieczenie zorganizował  i  dowodził  nim  szef

42

background image

KEDYWU pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław". Był to oddział żołnierzy o liczebności

drużyny silnie uzbrojony w pistolety automatyczne i granaty ręczne. Na zrzutowisko przybył

także komendant Ośrodka "Florian" wraz z adiutantem "Lenką".

O   północy   nadleciał   samolot;   nawiązano   z   nim   łączność   świetlną.   Wykonał   nad

zrzutowiskiem   dwie   pętle,   jednak   zrzutu   ludzi   nie   dokonał",   prawdopodobnie   dlatego   że

zauważył   odległy   o   parę   kilometrów   oświetlony   maszt   polowej   radiostacji   niemieckiej.

Niebawem samolot odleciał na inne, zapasowe zrzutowisko.

43

background image

SKRZYNKI KONTAKTOWE.

Adresy prywatnych ludzi i instytucji, zwane "skrzynkami kontaktowymi", służyły do

organizowania   spotkań   przedstawicieli   władz   wyższych   -   KG   AK,   komendy   Podokręgu

Warszawskiego   "Hallerowo"   i   komendy   Obwodu   "Głuszec"   z   odpowiednimi   władzami

komendy Ośrodka.

Drugi   rodzaj   skrzynek   kontaktowych   stanowiły   adresy   miejsc   do   spotkań

przedstawicieli   placówek   z   władzami   komendy  Ośrodka.   Adresy  skrzynek   kontaktowych

zmieniały się z upływem czasu.

W okresie 1943-1944 były czynne na naszym terenie cztery skrzynki kontaktowe

pierwszego rodzaju:

l.   Restauracja   Jana   Korcza   "Siwka";   było  to   miejsce   kontaktowe   z   zapewnionym

dobrym   całodziennym   wyżywieniem,   serwowanym   przez   gościnnych   gospodarzy   lokalu:

"Siwka" i jego żonę.

Zdarzył   się   tam   incydent   godny   odnotowania.   Po-   egzaminie   podchorążych,

gospodarz Ośrodka zaprosił komisję egzaminacyjną i trzech podchorążych (razem 9 osób) na

tradycyjny   obiad.   Obiad   odbywał   się   w   pokoju   usytuowanym   nieco   na   zapleczu   lokalu

restauracyjnego.   Niefortunnie   złożyło   się,   że   do   restauracji   weszło   dwóch   żandarmów,

prawdopodobnie z zamiarem wymuszenia jakiegoś napitku. Oczywiście "Siwek" domyślił się

o co nieproszonym gościom chodzi, a nam dał umówiony znak. Wtedy gospodarz Ośrodka,

"Florian", zaproponował wypicie zdrowia kochanego seniora. Odśpiewano tradycyjne polskie

"Sto lat". Oczywiście "Siwek" wyjaśnił żandarmom, że odbywa 'się właśnie zjazd rodzinny i

uspokojeni żandarmi niebawem wyszli z lokalu.

2. Następnym punktem kontaktowym z wyżywieniem i noclegiem był przemiły dom

Stefanii   "Kasi"   i   Stefana   "Nurka"   Niemojewskich.   Goście   byli   tam   zawsze   niezmiernie

serdecznie i gościnnie przyjmowani, a odjeżdżając zawsze wyrażali słowa wdzięczności i

uznania.

3.   Trzecim   punktem   kontaktowym   była   portiernia   Fabryki   Okuć   Budowlanych.

Interesantów przyjmował i kierował do komendanta Ośrodka lub jego zastępcy niazawodny

portier Stanisław Jędrzejczyk - "Wierny".

44

background image

4.   Ostatnim,   awaryjnym   punktem   kontaktowym   był   sklepik   Wacława

Ledóchowskiego   "Lipy",   położony   blisko   miejsca   zamieszkania   komendanta   Ośrodka

"Floriana".

Do kontaktów wewnętrznych w Ośrodku służyły cztery skrzynki kontaktowe:

1. Pierwsza znajdowała się w sklepie Syndykatu Rolniczego. Był tam zawsze wielki

ruch.   Interesantów   przyjmowali   i   odpowiednio   kierowali   Albin   Kwiatkowski   -   "Karol"   i

Mieczysław Lipiec "Stanisław".

2.   Drugi   punkt   kontaktowy  zlokalizowano   w   prywatnym   mieszkaniu   Władysława

Janusa   "Jawora".   Odbywały   się   tam   spotkania   kolegów   ze   sztabu   komendy   Ośrodka   z

interesantami z terenu.

3.   Trzecia   skrzynka   kontaktowa   znajdowała   się   w   zabudowaniach   po   byłym

browarze. Interesantów załatwiała Wiesława Solarska-Myszkowiec - "Jadwiga".

4.   Czwarta   skrzynka   kontaktowa   w   różnych   okresach   była   wykorzystywana   jako

mieszkanie   dla   inż.   Antoniego   Kossobudzkiego   "Gryfa",   a   potem   dla   ppor.   Wojciecha

Jankowskiego-Wielgusa   "Sulimy".   W   początkowym   okresie   działalności   konspiracyjnej

skrzynka ta była punktem rozdziału prasy podziemnej i miejscem zebrań. Mieściła się ona w

mieszkaniu Marcellina Petrykowskiego - "Macieja".

W   tym   miejscu   warto   zrelacjonować   pewne   niebezpieczne   zdarzenie,   które   na

pewien czas zakłóciło spokój w Ośrodku IV. W lutym 1944r. niespodziewanie w nocy zostali

aresztowani przez gestapo bracia Morawscy: Albin - "Saturn", Bernard - "Żbik" i Zdzisław -

"Szparag".   Prawdopodobnym   szpiclem   był   strycharz   zatrudniony   w   cegielni   braci

Morawskich,   który   ulotnił   się   natychmiast   po   ich   aresztowaniu.   Zauważył   on,   że   w

pomieszczeniu cegielni zbiera się często pewna grupa młodych ludzi.  Odbywało się tam

szkolenie w sekcjach. W cegielni znajdował się również podręczny schowek broni, którego

jednak szpiclowi nie udało się wytropić.

Aresztowani bracia Morawscy zostali osadzeni w areszcie gestapo znajdującym się

w gmachu Caritasu w Grójcu. W nocy z 25 na 27 marca 1944r. została wykonana przez

oddział Obwodu AK "Głuszec" udana akcja bojowa celem odbicia 26 więźniów Caritasu.

Odbito   również   braci   Morawskich.   Dotarli   oni   pod   Warkę,   zatrzymując   się   chwilowo   u

45

background image

znajomego rolnika. Władze Ośrodka IV natychmiast zaopatrzyły ich w nowe "kennkarty",

spreparowane od ręki przez niezawodną Krystynę Rygiewicz-Głogowską "Lenę" z Grójca.

Następnie bracia Morawscy ukrywali się w Warszawie.

46

background image

WOJSKOWA SŁUŻBA KOBIET - WSK

Wojskowa Służba Kobiet - WSK została powołana podczas reorganizacji Ośrodka w

1943r.   Na   jej   czele   stanęła   Róża   Plater   "Daktyl",   współwłaścicielka   niedużego   majątku

ziemskiego we wsi Pilica. Róża Plater była godną spadkobierczynią i kontynuatorką chlubnej

tradycji   Emilii   Plater,   bohaterki   Powstania Listopadowego.    Na  zastępcę  dowódcy

oddziału WSK   została wyznaczona Hanna Turska "Lena", energiczna i wspaniała kobieta.

Ona to skompletowała drużynę sanitarną i zorganizowała kurs celem wyszkolenia dziewcząt

na kwalifikowane sanitariuszki.  Kurs trwał od 15 października 1943r. do 31 maja 1944r.

Szkolenie odbywało się w trzech sekcjach po 5 dziewcząt. Wykłady prowadzili: dr Karol

Chróścielewski „Batory”, dr Jadwiga Goławska-Kwaśnik "Karola", a także "Daktyl" i "Lena”.

Kursy   zostały   zakończone   egzaminem,   po   którym   Ośrodek   IV   wzbogacił   się   o   12

kwalifikowanych sanitariuszek.

Następnie   została   wyłoniona     z     WSK     15-osobowa     drużyna   sanitarna,   której

dowódcą została H. Turska "Lena".  Niezależnie od zaangażowania się w sprawy sanitarne,

"Lena" oddawała cenne usługi wywiadowcze i kontrwywiadowcze.

Należy   również   wymienić   i   podkreślić   zapał   i   zaangażowanie   się   w   sprawy

konspiracji innej członkini WSK - Marii Łukowskiej "Żaby", żony adiutanta ppor. Jerzego

Łukowskiego "Lenki".  Była ona  sekretarką  i  prawą  ręką  swego  męża  w  prowadzeniu

korespondencji   organizacyjnej,   przyjmowaniu   oraz   wysyłaniu   pism   i   rozkazów,   ich

szyfrowaniu i rozszyfrowywaniu, itp.

Drużyna   sanitarna   rozpoczęła   gromadzenie   leków   i   środków   opatrunkowych.

Składano je w Fabryce Okuć Budowlanych Bracia Lubert i w wareckiej aptece, w której była

zatrudniona   Stanisława   Jankowska   "Ewa".     Dzięki   jej   zapobiegliwości,   zaangażowaniu   i

fachowości.  Ośrodek  IV  został dobrze  zaopatrzony w środki opatrunkowe i niezbędne leki

według  zalecenia   naszego   lekarza   dr.   Karola   Chróścielewskiego  "Batorego".    Dodatkowo

środki sanitarne były gromadzone w kilku domach prywatnych.

Tytuły kwalifikowanych sanitariuszek otrzymały:

1.  Wiktoria Barkowska "Ola"

2.  Władysława Wilczyńska-Marchewkowa "Marysia"

3.  Maria Łukowska "Żaba"

4.  Danuta Lengiewicz "Harda"

47

background image

5.  Felicja Gientkowska "Róża"

6.  Danuta Młynarczyk-Kurek "Zośka"

7.  Zofia Tomczyk-Bednarska "Krystyna"

8.  Julia Cieślak-Dull "Bratek"

9. Leokadia Cwyl- Forecka "Borówka"

10. Aleksandra Krawczyk-Ruszkowska "Urszula" 

11. Stanisława Cieślak-Piłat "Zofia" 

12. Wiesława Solarska-Myszkowiec "Jadwiga"

Dzielne sanitariuszki spełniły swoją powinność niosąc pomoc rannym mieszkańcom

Warki  w  sierpniu  1944r. podczas  artyleryjskiego ostrzału    i    bombardowania    lotniczego

miasta   przez   oddziały sowieckie.   Został wtedy zorganizowany przez Ośrodek IV punkt

opatrunkowy przy ul.  Długiej,  gdzie nasze  sanitariuszki  z zaangażowaniem pełniły swoją

służbę.     Punkt   opatrunkowy  został   zlikwidowany  po   wysiedleniu   mieszkańców   Warki   w

końcu sierpnia 1944r.

48

background image

PLAN "BURZA"

Plan   "Burza"   polegał   na   organizacyjnym   i   bojowym przygotowaniu oddziałów

Armii   Krajowej   do   czynnego   wystąpienia   z   bronią   w   ręku   przeciwko   niemieckiemu

okupantowi w skali lokalnej lub na drodze proklamowania powstania ogólnonarodowego.

W   pierwszym   kwartale   1944r.   na   terenie   Ośrodka   V   odbyła   się   odprawa   kilku

komendantów   sąsiednich   Ośrodków,   przy   udziale   także   innych   dowódców.   Odprawę

prowadził   płk.   Wacław   Ptaszyński   "Walery"   -   dowódca   18   pp,   odtwarzanego   w   planie

"Burza" na terenie Obwodu "Głuszec" i kilku sąsiednich obwodów.

Ośrodki IX, IV, V i bodaj VI miały uformować batalion piechoty pod dowództwem

kpt. Józefa Szczupaka "Żmijewskiego". W   ramach   tego   batalionu   Ośrodek   IV,   mający

dużą  liczbę przeszkolonych i nieźle uzbrojonych żołnierzy, wystawiał kompanię piechoty w

składzie: 2 plutony strzeleckie i l pluton kaemów. Na   dowódcę   kompanii   płk.   "Walery"

mianował  por.  Józefa Ruszkowskiego "Floriana".

W   końcu   lipca   1944r.   istniał   już   utworzony   przez   Armię   Czerwoną   przyczółek

warecko-magnuszewski,   a   walki   na   nim   zaczęły   przybierać   na   intensywności;   dowódca

kompanii por. "Florian" po konsultacji z dowódcą batalionu kpt.   "Żmijewskim" zarządził

mobilizację części kompania w sile plutonu.   Oddział ten został przerzucony do lasów za

rzekę Pilicę, gdzie toczyły się już walki o przyczółek.

Do oddziału partyzanckiego powołano najlepszych żołnierzy - z plutonu V - Konary i

wybiórczo   najbardziej   wartościowych   żołnierzy   z   plutonów   wareckich.     Oddział   został

uzbrojony  w   kb,   kbk,   12   pistoletów   automatycznych   "Schmeiser",   broń   krótką   i   granaty

ręczne.     Na dowódcę oddziału został wyznaczony por. Tadeusz Pawlak "Pęk", a na jego

zastępcę   pchor.   Mieczysław   Wróbel   "Zdzisław".       Zadaniem   oddziału   było  likwidowanie

mniejszych   ugrupowań   wroga   i   zdobycie   broni   dla   dozbrojenia   kompanii.     Do   oddziału

dołączył ks. Bolesław Stefański "Jerzy" jako kapelan.

Ks. "Jerzy" uniknął wcześniej aresztowania przez gestapo w Grójcu wyskakując przez

okno z izby szkolnej.

Po wybuchu powstania warszawskiego w dniu l sierpnia 1944r. zostało zarządzone

pogotowie do rozpoczęcia mobilizacji oddziałów według planu "Burza". Po jej zakończeniu

zamierzano wykonać koncentryczne uderzenie od zewnątrz na hitlerowskie hordy operujące

na peryferiach Warszawy, a tym samym przyjść z odsieczą krwawiącej stolicy.

49

background image

Dowódca kompanii  por. "Florian" natychmiast wysłał rozkaz  do por. "Pęka", aby

oddział   partyzancki   operował   w   lasach   przylegających   bezpośrednio   do   rzeki   Pilicy   i

utrzymywał stały kontakt z dowódcą kompanii.

Po   paru   dniach   rozkaz   mobilizacji   18   pp   został   odwołany,  dotyczyło  to   również

rozwiązania oddziału partyzanckiego.

Tymczasem   na   przyczółku   rozgorzały  walki,   obejmując   swym  zasięgiem   również

Warkę. Oddział partyzancki znajdował się wówczas w rejonie stacji kolejowej Dobieszyn,

której opanowanie planował por. "Pęk". Stacja kolejowa Dobieszyn położona jest na szlaku

kolejowym Warszawa - Radom, na którym Niemcy starali się utrzymać ruch pociągów. Była

ona obsadzona przez kilkunastu kolejarzy i bahnschutzów niemieckich. Por. "Pęk" uderzył na

tę ważną placówkę niemiecką nocą. Stacja kolejowa Dobieszyn została opanowana. Zdobyto

rkm, kilkanaście kb, broń krótką, granaty ręczne oraz kolejowe sorty mundurowe. Urządzenia

stacyjne zostały zniszczone. Następnie oddział przedostał się na teren Obwodu "Głuszec" i

zdał broń do magazynu Ośrodka V w Jasieńcu. Żołnierze zostali zwolnieni do swoich domów

i rodzin. Działo się to około 10 września 1944r. Ludność ze wsi przylegających do Pilicy w

gminie Konary, a także ludność cywilna. Warki została wcześniej wysiedlona przez okupanta.

Za  udaną   akcję   bojową  na   stację   kolejową   Dobieszyn,  która   odbyła  się   bez   strat

własnych, por. "Florian" przedstawił do odznaczenia "Krzyżem Walecznych":

1. por. Tadeusza Pawlaka "Pęka"

2. pchor. Mieczysława Wróbla "Zdzisława"

3. plut. Józefa Piłata "Żmiję"

4. szer. Władysława Sucheckiego "Karola"

Odznaczenia zostały przyznane rozkazem Komendanta Głównego AK gen, Leopolda

Okulickiego "Niedźwiadka" z grudnia L944r. Numer rozkazu został podany odznaczonym.

Łatwo i z satysfakcją relacjonuje się czyny patriotyczne i bohaterskie. Niestety - jak to

bywa w większych środowiskach ludzkich  - miały miejsce również  zachowania niegodne

żołnierza   Armii   Krajowej.   Mianowicie   podczas   przeprowadzania   mobilizacji   oddziału

partyzanckiego, dwóch żołnierzy z Warki - trzeba to powiedzieć otwarcie - zdezerterowało. W

kodeksie   karnym   i   honorowym   WP   dezercja   zawsze   była   uważana   za   naganną   i   godną

potępienia.  Za dezercję na polu walki grozi kara najwyższa – rozstrzelanie. Minęło jednak od

tego   czasu   około-pół   wieku,   kraj   nasz   przeżył   okres   mniej   lub   bardziej   jawnej   okupacji

sowieckiej. Kodeks karny przewiduje zatarcie tego rodzaju-przestępstw, nie podlegających

50

background image

jurysdykcji   karnej,   po   upływie   20   lat.     Jednak   w   kategoriach   moralnych   i   honorowych

przestępstwo to w naszych umysłach i sercach nie może ulec przedawnieniu i zatarciu.

51

background image

WALKI NA PRZYCZÓŁKU WARECKO-

MAGNUSZEWSKIM

W sierpniu 1944r rozgorzały walki na przyczółku warecko-magnuszewskim. Niemcy

zostali zaskoczeni niezwykle szybkim przesuwaniem się frontu w kierunku zachodnim. W

pierwszej dekadzie sierpnia oddziały sowieckie z łatwością podchodziły pod Warkę, prawie

zupełnie   nie   bronioną   przez   Niemców.   Z   żelazną   konsekwencją   jednak   zawsze   się

wycofywały.   Widać   było   wyraźnie,   że   ulegają   jakiemuś   bezwzględnemu   nakazowi,   nie

pozwalającemu na poruszanie się naprzód.

Po tygodniu Niemcy ściągnęli dywizję pancerną z zachodu. Wojska sowieckie zostały

odrzucone   z   okolic   Warki..   Rozpoczęły   się   nękające   walki   pozycyjne;   miasto   było

ostrzeliwane sowieckim ogniem artyleryjskim i bombardowane przez  lotnictwo. Przedpola

Warki zostały zaminowane, m.in. robotnicze przedmieście Ostrówek. Od rozrywających się

pocisków artyleryjskich i bomb było wielu zabitych i rannych. Szerzyły się pożary domów i

zabudowań,   śmierć  i   kalectwo.  Niemcy    wychwytywali    ukrywających    się  mieszkańców

Warki do przymusowych prac przy sypaniu okopów, najczęściej na pierwszej linii frontu.

Przy pracach wzdłuż lewego brzegu Pilicy lub za rzeką zginęło wielu mieszkańców Warki i

okolicznych wsi, wielu Niemcy zabili za próbę ucieczki.

Komendant   posterunku   policji   granatowej   w   Warce   st.sierż.   Konrad   Kołodziejski

"August" wraz z załogą nieśli ofiarną pomoc rannym i   gasili pożary. "August" poległ na

posterunku. Komendant Ośrodka "Florian" zarządził katolicki pogrzeb, o ile to tylko będzie

możliwe. "August" został pochowany na miejscowym cmentarzu w miejscu eksponowanym,

przy udziale ks. Romualda Gawlika i w asyście pięciu kolegów - żołnierzy AK, w scenerii

rozrywających się nie opodal pocisków artyleryjskich.

Konrad Kołodziejski do roku 1939 pełnił służbę w Państwowej Policji na terenie

Augustowa. Po wkroczeniu tam bolszewików ulotnił się z miasta i przedostał do Generalnej

Guberni. W roku 1940 podjął służbę na posterunku w Warce. Był szanowany i lubiany przez

ogół mieszkańców.

Rodzina   K.   Kołodziejskiego   (żona,   dwie   córki   i   syn)   została   wywieziona   do

Kazachstanu.   Pod   koniec   lat   czterdziestych   wszyscy   oni   wrócili   szczęśliwie   do   kraju   i

zamieszkali   w   Augustowie.   Pewnego   dnia   zjawili   się   też   w   Warce,   która   choć   biedna   i

zniszczona, nie odmówiła im doraźnej pomocy. Szczególnie cenną pomoc okazał serdeczny

52

background image

przyjaciel "Augusta" Jan Korcz "Siwek".

Dwie   inne   ofiary   ostrzeliwania   miasta   to   młodzi   żołnierze   Armii   Krajowej,

zamieszkali w odległym o l0 km majątku ziemskim Palczew. Byli to: Jerzy Ciechanowski

"Miły", syn ambasadora RP w USA podczas wojny i Marek Zalewski "Kmicic". Przyjechali

oni z Palczewa, by nieść pomoc rannym mieszkańcom Warki. "Miły" zginął na miejscu od

eksplodującego pocisku artyleryjskiego, a "Kmicic" został ciężko ranny, z poszarpaną nogą.

Ratował go jak mógł lekarz-chirurg dr Grzegorz Tymofiejew,   asystowała mu pielęgniarka

Wanda Górska-Gwardys. Niewiele jednak można było uczynić w prymitywnych warunkach.

Po   odjęciu   mu   poszarpanej   nogi,   natychmiast   odwieziono   go   do   szpitala   w   Grójcu   (w

Warszawie   trwało   wtedy  krwawo   tłumione   powstanie),   ale   i   tam   nie   było   dostatecznych

środków do udzielenia pomocy ciężko rannemu. "Kmicic" zmarł po kilku dniach męczarni.

Myślę,   że   ta   garść   informacji   i   wspomnień   o   naszych   poległych   Kolegach,

wspaniałych   i   niezapomnianych   żołnierzach   Armii   Krajowej   przybliży   Ich   sylwetki

współczesnym mieszkańcom ziemi wareckiej.

Dzielnie   spisywały   się   nasze   sanitariuszki   na   punkcie   opatrunkowym,

zorganizowanym   przy   ulicy   Długiej   przez   komendę   Ośrodka.   Przydały   się   wtedy

nagromadzone z takim trudem i ofiarnością leki i środki opatrunkowe. Punkt ten był pod

nadzorem naszego lekarza dr Karola Chróścielewskiego "Batorego".

W ewakuowaniu rannych z pól minowych duże zasługi oddał dyrektor fabryki inż.

Jerzy   Lubert.   On   to,   biegle   władając   językiem   niemieckim,   potrafił   porozumieć   się   z

żołnierzami niemieckimi, którzy dysponowali planem zaminowania, dzięki temu wynoszenie

rannych z pól minowych mogło się odbywać bez dalszych ofiar w ludziach.

Dyrektor Jerzy Lubert przez cały okres okupacji współdziałał z Armią Krajową, nie

zważając na zagrożenie osobiste, rodziny i fabryki. Oddawał też duże :usługi dla miasta - jego

ludzka i patriotyczna postawa nie powinna ulec zapomnieniu.

Należy również podkreślić czynny udział w niesieniu pomocy rannym Dobrosławy

Petrykowskiej "Oli", członkini Wojskowe j Służby Kobiet z W-wy, która przebywała wtedy u

rodziny w Warce.

Oprócz naszych żołnierzy z Tadeuszem Sąjnokiem "Bartoszem" na czele, do niesienia

pomocy rannym włączyli się również młodzi członkowie Polskiej Armii Ludowej. Mieli oni

wtedy po 15-16 lat. Pragnęli okazać się prawdziwymi żołnierzami w tych trudnych chwilach;

ponieważ młodzieży poniżej 16 lat nie przyjmowano do Armii  Krajowej, utworzyli oni parę

53

background image

miesięcy   wcześniej   kilkunastoosobową   komórkę   PAL,   współdziałając   jednak   z   Armią

Krajową.

Dnia 26 sierpnia o godz. 8 rano Niemcy zarządzili ewakuację, ludności Warki. Do

godziny 10 miasto miało być opuszczone. Przed tym jednak zabrano prawie wszystkie konie i

samochody, mieszkańcy musieli więc pozostawić całe swoje mienie ruchome w mieście i na

tułaczkę udali się tylko z ręcznym bagażem. Wielu mężczyzn Niemcy wcześniej wysłali na

roboty do Rzeszy.

Wszystkimi drogami na zachód podążali ludzie. Kobiety prowadziły za ręce dzieci

lub niosły niemowlęta, mężczyźni i starcy oraz resztki młodzieży uginali się pod ciężarem

dobytku. Niektórzy popychali ręczne wózki, prowadzili rowery lub wspólnymi siłami ciągnęli

wozy.

Pola   i   ogrody   ze   zbiorami,   domy,   mienie   ruchome   zostały   na   łasce   żołnierzy

okupanta, ludzie zaś poszli na tułaczkę z nadzieją, że to jest już ostatni etap ich niedoli, że

wreszcie skończy się zmora okupacji.

Choć   zostawiono   w   mieście   cały  dobytek,   niejednokrotnie   dorobek   całego   życia,

mimo  widma  nędzy na wysiedleniu - nikt  nie  rozpaczał.  W  ciszy, skupieniu i  zaciętości

odbywał się ten straszliwy exodus mieszkańców Warki.

Wysiedleni zamieszkali w wioskach powiatu grójeckiego, najczęściej w stodołach i

budynkach gospodarczych.  Czekała ich bieda wraz z nadejściem zimy.

Po wyjściu mieszkańców z Warki, Niemcy rozpoczęli rabunek i niszczenie miasta.

W   tym   celu   prawdopodobnie   zarządzili   wysiedlenie   mieszkańców,   ponieważ   względy

taktyczne zupełnie tego nie wymagały, działania wojenne bowiem osłabły i były stosunkowo

niewielkie aż do styczniowej ofensywy Armii Czerwonej w.l945r.

Przez   parę   miesięcy  codziennie   zajeżdżały   do   Warki   setki   wozów   i   wywoziły   z

miasta dobytek ruchomy oraz elementy drewniane z rozbieranych domów. Niszczono dachy,

podłogi, drzwi, okna i podobny materiał budowlany, którego używano do budowy bunkrów i

umocnień lub spalano w celach ogrzewczych.

Znalazły się też rodzime hieny, które wykorzystywały niszczenie miasta, dokonując

rabunku na własną rękę.

W   połowie   września   1944r.   dyrektor   J.   Lubert   potrafił   się   porozumieć   z   grupą

ewakuacyjną   komendy   zaopatrzenia   IX   armii   niemieckiej   (Rustungskommando)   co   do

ewakuacji   wyposażenia   technicznego   swojej   fabryki.   Część   drogocennych   maszyn   i

54

background image

obrabiarek   Niemcy  wywieźli   już   do   Rzeszy.  Chodziło   o   zastopowanie   dalszego   wywozu

maszyn   do   Niemiec.   Dyrektor   J.   Lubert   obiecał   Niemcom,   że   przerzuci   maszyny   na

bezpieczną odległość od frontu i natychmiast uruchomi produkcję potrzebnych dla wojska

części zamiennych. Oczywiście był to tylko wybieg.

Zaopatrzeni   przez   Niemców   w   odpowiednie   przepustki,   ważne   również   poza

Generalną Gubernią, udali się na poszukiwanie odpowiednich pomieszczeń: dyrektor Jerzy

Lubert,   inż.   Jerzy   Miracki   i   Józef   Ruszkowski.   Dyrektor   Jerzy   Lubert   był   już   z   góry

zdecydowany na ewakuację parku maszynowego fabryki do Piotrkowa. Istniało tam kilka

pustych hal, nadających się do posadowienia maszyn. Grupa rozpoznawcza udała się jednak

jeszcze  do paru innych miejsc  na  terenach polskich  włączonych do Rzeszy - do Łodzi  i

okalających ją miast.

Niemcy zaakceptowali Piotrków. Natychmiast rozpoczęło się ładowanie maszyn na

wagony kolejowe podstawione  na  stację  w Warce, które  poprzez  Radom  udawały się  do

Piotrkowa.   Do   grudnia   1944r.   został   przetransportowany   cały   park   maszynowy   fabryki.

Maszyny pozostały w Polsce.

Po wysiedleniu Warki część komendy Ośrodka znalazła schronienie w Grójcu; tam

również chwilowo zamieszkał komendant Ośrodka "Florian".

Rozkazem Nr 21 z dnia 18 listopada 1944r. komendanta Obwodu "Głuszec" kpt.

"Halnego", Ośrodek IV jako nie posiadający własnego terenu uległ likwidacji. Zdeponowana

w niemałej ilości broń Ośrodka IV została przekazana Ośrodkowi V. Ale już wcześniej, bo w

październiku   1944r.   duża   jej   część   wpadła   w   ręce   niemieckie.   Prawdopodobnie   szpicel

wytropił moment jej deponowania w schowku na terenie wsi Jasieniec. Cały ogromny wysiłek

jej pozyskania poszedł na marne.

Nieuchronnie   zbliżał   się   jednak   koniec   okupacji   niemieckiej.   Za   zgodą   kpt.

"Halnego" pozostałe niewielkie środki finansowe zostały rozdzielone  wśród wysiedlonych

żołnierzy AK.

55

background image

EPILOG

W połowie stycznia 1945r. nastąpiło tzw.  "wyzwolenie". Przez  Grójec  przechodziło

Wojsko  Polskie,  sformowane  na Wschodzie.   Z przerażeniem i niedowierzaniem żołnierze

Armii Krajowej odczytywali na niesionych przez żołnierzy transparentach hasła:   "Precz z

Armią Krajową - agenturą gestapo i zachodnich imperialistów!".

Katownie gestapowskie objęli w posiadanie funkcjonariusze NKWD-UB.

Dnia 19 stycznia 1945r. Komendant Główny Armii Krajowej gen. Leopold Okulicki

"Niedźwiadek" w swym ostatnim rozkazie rozwiązał Armię Krajową.

Przestaliśmy być żołnierzami fenomenu II wojny światowej, potężnej   jak na owe

warunki  i dobrze zorganizowanej Armii Podziemnej.

Chyba   każdemu   żołnierzowi   Armii   Krajowej   nieodparcie nasuwała się wtedy

refleksja:   czy   spełniliśmy   swój   obowiązek   wobec   Ojczyzny   i   Narodu?     Na   pewno   nie.

Ponieśliśmy   klęskę;   całkowicie   zniszczona   została   stolica   kraju   Warszawa.     Wielu   jej

mieszkańców zostało zabitych lub zamordowanych, bezcenne dobra kultury uległy zagładzie,

pozostałych przy życiu mieszkańców narażono na straszliwy exodus.

Zdobycie  klasztoru   Monte   Cassino   przez   Wojsko   Polskie   to   był  przecież   też   akt

rozpaczy.  Sprawie Polski nic to nie pomogło. Może tylko na krótki moment zakłóciło dobre

samopoczucie   naszych   przeniewierczych   sojuszników.     W   Teheranie,   Jałcie   i   Poczdamie

hojną ręką ofiarowano zbrodniczemu imperializmowi sowieckiemu pół Europy - aż po Łabę.

Rozpoczęła się nowa okupacja naszego kraju - tym razem trwająca prawie pół wieku.

SPIS ŻOŁNIERZY ARMII KRAJOWEJ W OŚRODKU IV

 Placówka w Warce

1.  Aleksandrowicz Aleksander "Grad"

2.  Aleksandrowicz Czesław "Dąb"

3.  Aleksandrowicz Kazimierz "Olcha"

4.  Aleksandrowicz Tadeusz "Ukryty"

5.  Barkowski Henryk "Leon"

6.  Batte Stefan "Śmiały"

56

background image

7.  Bekasiewicz Józef "Jerzy"

8.  Bielawski Zbigniew "Ben"

9.  Boniecki Józef "Cichy"

10. Buczkowski Zdzisław "Bocian"

11. Chamera Stefan "Noga"

12. Cieleń Feliks "Żbik 2"

13. Cieślak Mikołaj "Jarosz"

14. Chojnacki Jan "Niedźwiadek"

15. Chróścielewski Karol "Batory"

16. Cybulski Lucjan Jerzy "Waldemar"

17. Cybulski Józef "Góral"

18. Cybulski Zenon "Dunaj"

19. Cyngot Janusz "Konrad"

20. Cyngot Zbigniew "Jan"

21. Czapliński Ignacy "Wiktor"

22. Czarnecki Edward "Łoś 2"

23. Czarnecki Ryszard "Biały"

24. Czerczak Jan "Monter"

25. Dobrzyński Wiesław "Gustaw"

26. Donica Czesław "Chrobry"

27. Gajewski Aleksander "Maciej"

28. Gajewski Jan Ryszard "Mały"

29. Gajewski Kazimierz Jerzy "Franciszek"

30. Gajewski Stefan "Saturnin"

31. Gazda Marian "Kowal"

32. Glinicki-Wójcik Zbigniew "Zbych"

33. Görich Henryk "Cezary"

34. Grabowski Jan "Granit"

35. Grabowski Maksymilian "Teodor"

36. Grabowski Stanisław "Herwin"

37. Grabowski Tadeusz "Słoń"

38. Grzebalski Jan "Strzelecki"

57

background image

39. Grzelewski Edward "Blondyn"

40. Grzelewski Witold "Wit"

41. Gwardys Władysław "Jędrek"

42. Ignaczak Jan "Listek"

43. Jagieliński Bronisław "Śliwa"

44. Jagieliński Józef

45. Jagieliński Stanisław "Sokół"

46. Jankowski-Wielgus Wojciech "Sulima"

47. Janus Władysław "Jawor"

48. Jatymowicz Tadeusz "Piotr"

49. Jaworski Edward "Artur"

50. Jaworski Eugeniusz "Pszczółka"

51. Jaworski Jan "Czarny"

52. Jaworski Wiktor "Krzemień"

53. Jędrzejeżyk-Stanisław "Wierny"

54. Kacperek Wacław "Marcin"

55. Kalbarczyk Józef "Cięty"

56. Kamiński Feliks "Zawisza"

57. Kamiński Józef  "Łoś l"

58. Kapałczyński Jan "Paweł"

59. Kasztalski Władysław "Sygnał"

60. Kołodziejski Konrad "August"

61. Koral Witalis "Perła"

62. Korcz Jan "Siwek"

63. Korczak Andrzej "Zwolan"

64. Kossobudzki Antoni "Gryf"

65. Kowalewski Wacław "Bór"

66. Krawczyk Wiktor "Żar"

67. Kret Lucjan "Jędrek"

68. Kulawik Stanisław "Hrabia"

69. Kulczyński Zdzisław "Mały"

70. Kupras Jerzy "Antoni"

58

background image

71.  Kupras Zbigniew "Marek"

72.  Kwiatkowski Andrzej "Grzyb"

73.  Kwiatkowski Albin "Karol 2"

74.  Kwiatkowski Kazimierz "Rafał"

75.  Kwiatkowski Wiesław "Piotr"

76.  Ledóchowski Wacław "Lipa"

77.  Lengiewicz Kazimierz "Kaziuk"

78.  Luks Romuald "Szary"

79.  Łapiński Aleksander "Mucha"

80.  Łukowski Jerzy "Lenko"

8l.  Marciniak Stanisław "Orzeł"

82.  Marciniak Władysław "Sęp"

83.  Marchewka Alfons "Fred"

84.  Matlakowski Jan "Adam"

85.  Matlakowski Stanisław "Ryba"

86.  Merski Stefan "Czech"

87.  Miłaszewicz Michał "Gienek"

88.  Mituła Czesław - Kowalski Stanisław "Ketling"

89.  Morawski Albin "Saturn"

90.  Morawski Bernard "Żbik"

91.  Morawski Zdzisław "Szparag"

92.  Morkowski Czesław "Walenty"

93.  Myszkowiec Stanisław "Orzeł"

94.  Niemojewski Stefan "Nurek"

95.  Pankowski Czesław "Roman"

96.  Pankowski Henryk "Konrad"

97.  Paprzycki Antoni "Lech"

98.  Pawlicki Władysław "Jeleń"

99.  Pawłowski Jerzy "Aparat"

100. Pawłowski Roman "Wilk"

101. Petrykowski Marcellin "Maciej"

102. Piłat Józef "Żmija"

59

background image

103. Poczekaj Jerzy "Wojtek"

104. Podkowiński Kazimierz "Las"

105. Podymniak Marian "Andrzej"

106. Przybylski Włodzimierz "Bolko"

107. Pyrak Mieczysław "Dąb"

108. Radoszewski Tomasz "Urban"

109. Rajczyk Karol "Pilica"

110. Regulski Eugeniusz "Twardy"

111. Regulski Jan "Żołądź"

112. Rosłoń Henryk "Sztafeta"

113. Rudnicki Stanisław "Stach"

114. Rudnicki Wacław "Wicher"

115. Ruszkowski-Wiśniewski Józef "Florian"

116. Rybarczyk Władysław "Dąb"

117. Sajnok Eligiusz "Michał"

118. Sajnok Tadeusz "Bartosz"

119. Sajnok Stefan "Wolny"

120. Sałaszewskr Jan "Klemens"

121. Sałyga Feliks "Łoś"

122. Skrzypczak Władysław "Lato"

123. Sobolewski Jan "Szymon"

124. Sobolewski Stanisław "Tokarz"

125. Solarski Franciszek "Gospodarz"

126. Solarski Jerzy "Niby"

127. ks. Stefański Bolesław "Jerzy", „Czarny”

128. Stefański Jan "Witold"

129. Suchecki Władysław "Karol"

130. Tomala Edmund "Felisiak"

131. Traczyk Tadeusz "Warka"

132. Wachnik Zygmunt "Krakus"

133. Werbanowski Antoni "Dudek"

134. Werner Ryszard "Ryś"

60

background image

135. Wiśnioch Henryk "Tarzan"

136. Wożniak Władysław "Roch"

137. Wróbel Mieczysław "Zdzisław"

138. Wyrzykowski Zbigniew "Semper"

139. Zachary Wiaczesław "Kalina"

140. Zaleski Adam "Herman"

141. Zaprzałek Władysław "Podkowa"

142. Zieliński Bolesław "Grab"

Placówka w Konarach

1.  Anyszkiewicz Józef

2.  Anyszkiewicz Władysław "Ananas"

3.  Birke Ryszard "Roman"

4.  Chlebowski Wacław "Chwat l"

5.  Chodyra Jan

6.  Chodyra Władysław

7.  Dąbrowski Anastazy

8.  Gadomski Tadeusz "Lufa"

9.  Jagodziński Witold "Świt"

10. Jeziorski Stanisław "Jastrząb"

11. ks. Jarzębski Stefan "Nadzieja"

12. Krawczyk Kazimierz "Stalka"

13. Kucharski Tadeusz "Kucewicz"

14. Łagodziński Kazimierz "Adam"

15. Mulik Wacław "Ryba"

16. Pawlak Tadeusz "Pęk"

17. Pawlicki Józef "Pistolet 2"

18. Pawlicki Kazimierz "Pistolet l"

19. Pawlicki Wacław "Pancerz"

20. Rokita Mieczysław "Robak"

21. Rokita Wacław "Rusznica"

61

background image

22. Rosłan Witold "Róg"

23. Posłaniec Józef "Rosół"

24. Sabała Edmund "Beczka"

25. Sadowski Adam "Sadza"

26. Sosnowski Wacław "Sak"

27. Strzeżek Bolesław "Sikora"

28. Tomasik Jan "Trąbka"

29. Wargocki Tadeusz

30. Witkowski Tadeusz "Waga"

31. Wlazeł Piotr "Kruk"

32. Wojnicki Józef "Wir"

33. Woźniak Henryk "Bombalski"

34. Wyśmierski Józef "Sęp"

35. Zawadzki Henryk "Piątek"

Placówka w Lechanicach

1.  Bęski Kazimierz "Wir"

2.  Ciechanowski Jerzy "Miły"

3.  Cwył Kazimierz "Burza"

4.  Cwył Stanisław "Cygan"

5.  Czajkowski Bogdan "Bystry"

6.  Duch Jan "Gerwazy"

7.  Fabiszewski Władysław "Modrzew"

8.  Frączak Piotr "Burak"

9. Górecki Edward "Zyg"

10. Janusik Edward "Ryś"

11. Januszajtis Wojciech "Żegota"

12. Karolak Kazimierz "Ryś"

13. Kiliański Antoni "Krakowiak"

14. Kiliański Jan "Okoń"

15. Kowalczyk Henryk "Polonus"

16. Kukułka Erazm "Dąb"

62

background image

17. Madej Kazimierz "Wilk l"

18. Nowakowski Stefan "Jesion"

19. Paczyński Kazimierz "Kara"

20. Paczyński Kazimierz "Marek Podhorecki"

21. Paradowski Tadeusz "Wilk 2"

22. Petrykowski Jan "Graham"

23. Przybylski Mieczysław "Wrzos"

24. Rzeźnicki Wacław "Rola"

25. Sikorski Roch Edward "Gaj"

26. Sitkiewicz Wacław "Gruszka"

27. Snopczyński Józef "Sowa"

28. Wiśniewski-Marczyński Jerzy "Błażej"

29. Włodarczyk Kazimierz "Lisek"

30. Zalewski Marek "Kmicic"

31. Zatorski Marian "Lis"

Wojskowa Służba Kobiet - WSK

1.  Barkowska Wiktoria "Ola"

2.  Bednarska Zofia "Krystyna"

3.  Bielawska Irena "Laura"

4.  Danis Zofia "Paproć"

5.  Dull Julia "Bratek"

6.  Forecka Leokadia "Borówka"

7.  Gajewska Stanisława "Maria"

8.  Gientkowska Felicja "Róża"

9.  Gadomska-Dobrzyńska Wanda "Konwalia"

10. Jankowska Stanisława "Ewa"

11. Kalska Agnieszka "Olszyna"

12. Konopka Kazimiera "Kaśka"

13. Kurek Danuta "Zośka l"

14. Kwaśnik Jadwiga "Karola"

15. Lengiewicz Danuta "Harda"

63

background image

16. Lewandowska Aleksandra "Ciocia"

17. Łukowska Maria "Żaba"

18. Marchewka Władysława "Marysia"

19. Myszkowiec Wiesława "Jadwiga"

20. Niemojewska Stefania "Kasia"

21. Nostal Wanda "Błyskawica"

22. Piłat Stanisława "Zośka 2"

23. Pankowska Jadwiga "Koral"

24. Petrykowska Dobrosława "Ola"

25. Plater Róża "Daktyl"

26. Poczewska Anna "Wanda"

27. Podymniak Wanda "Ania"

28. Rakowska Marianna "Zosia"

29. Ruszkowska Aleksandra "Urszula"

30. Skrzypczak Jadwiga "Aniela"

31. Świdziniewska Julia "Irena"

32. Turska Hanna "Lena"

33. Wiśniewska Lucyna "Barbara"

Oczywiście spis ten nie jest kompletny bowiem ze względów bezpieczeństwa nie

prowadzono pełnej ewidencji żołnierzy Ośrodka IV.

Spis obejmuje tylko tych żołnierzy, których autor publikacji był w stanie wygrzebać

ze swojej pamięci po upływie prawie pół wieku od tamtych zdarzeń.

Wprawdzie autor zwracał się do kilku kolegów w byłych gminach Konary i Lechanice

prosząc o współdziałanie dla właściwego ujęcia zdarzeń i osób z nimi związanych w okresie

okupacji, ale zabiegi te jednak pozostały bez odzewu.

64

background image

Spis treści

OD  AUTORA............................................................................................................................ 2

NARODOWA ORGANIZACJA WOJSKOWA - NOW......................................................... 16

UNIA.........................................................................................................................................24

ZWIĄZEK WALKI ZBROJNEJ - ZWZ.................................................................................. 25

WŁĄCZENIE NOW DO ARMII KRAJOWEJ W OBWODZIE GRÓJEC - "GŁUSZEC".... 27

REORGANIZACJA OŚRODKA IV........................................................................................ 32

ZAOPATRZENIE W BROŃ.................................................................................................... 36

UBEZPIECZENIE RADIOSTACJI NADAWCZEJ KG ARMII KRAJOWEJ....................... 41

SKRZYNKI KONTAKTOWE................................................................................................. 44

WOJSKOWA SŁUŻBA KOBIET - WSK................................................................................47

PLAN "BURZA".......................................................................................................................49

WALKI NA PRZYCZÓŁKU WARECKO-MAGNUSZEWSKIM......................................... 52

EPILOG.....................................................................................................................................56

65