Józef Ruszkowski
ARMIA KRAJOWA NA ZIEMI WARECKIEJ
CZĘŚĆ I
0KRES WOJNY
1939 — 1945
WARKA 1992
1
OD AUTORA
Od dawna odczuwałem potrzebę napisania eseju historyczno-wspomnieniowego, w
którym - jak to bywa w eseju - pewne fakty historyczne są postrzegane przez pryzmat
subiektywizmu autora. W tej publikacji pragnę wpleść moje dość niekonwencjonalne
przeżycia wojenne w powstanie i działalność na ziemi wareckiej Armii Krajowej, za której
głównego animatora mam bez wątpienia prawo się uważać.
W roku 1939 miałem 22 lata. Służbę wojskową rozpocząłem ochotniczo po maturze
w roku 1936. Po ukończeniu Szkoły Podchorążych Artylerii w Toruniu, uroczysta XVI
promocja na oficerów WP miała się odbyć planowo pod koniec września 39r. Sytuacja
polityczna i wojskowa przyśpieszyła ją Rozporządzeniem Prezydenta RP na l sierpnia 1939r.
Otrzymałem przydział do 17. pal w Gnieźnie, gdzie zameldowałem się l sierpnia 1939r.,
otrzymując funkcję oficerską dowódcy plutonu. W nocy z 21 na 22 sierpnia zarządzono w
pułku alarm. Na odprawie u dowódcy pułku oświadczono nam, że natychmiast należy
przystąpić do cichej - maskowanej mobilizacji. Każdy z oficerów otrzymał zalakowaną
kopertę. Z treści instrukcji wynikało, że zostałem wyznaczony na oficera zwiadowczego 9.
baterii haubic o kalibrze 100 mm, kompletowanej od nowa. Do pomocy przydzielono mi 6
żołnierzy ze służby czynnej i dwa wozy taborowe z woźnicami. Obsada kadrowa baterii, a
więc dowódca, czterech innych oficerów oprócz mnie, wszyscy podoficerowie i żołnierze - to
rezerwiści z ziemi wielkopolskiej. Mobilizacja polegała na dokładnym, kolejnym
wykonywaniu czynności według pisemnego planu zgodnie z przypisanym czasem.
Czynności te należało wykonywać nieprzerwanie dniem i nocą. Następnego dnia
zameldowali się wszyscy oficerowie, podoficerowie oraz większość żołnierzy; wtedy
organizowanie baterii zaczęło przebiegać szybciej i sprawniej. Do 26 sierpnia, a więc w
niespełna 5 dni i zgodnie z planem mobilizacyjnym, bateria była gotowa do wymarszu. Trzeba
zdać sobie sprawę, że w tak krótkim czasie należało przyjąć ok. 250 rezerwistów, odebrać z
punktu zbornego ok. 250 koni doprowadzonych z majątków i gospodarstw chłopskich, pobrać
dla żołnierzy sorty mundurowe, bieliznę, zapasowe porcje żywnościowe, kuchnię polową,
4 działa i 4 jaszcze z amunicją, zorganizować taborową kolumnę amunicyjną, pobrać ok. 20
wozów taborowych, itd., itp.. Był to ogromny wysiłek. Podkreślam to, aby wykazać jak
sprawne było wojsko II Rzeczpospolitej.
2
Organizowanie baterii odbywało się w terenie, w pobliskim niedużym zagajniku. W
nocy obowiązywało pełne zaciemnienie. Po południu 26 sierpnia po parogodzinnych
ćwiczeniach, bateria wymaszerowała na wyznaczone miejsce postoju do pobliskiej wsi. Tam
w ciągu paru dni przeprowadzone były intensywne ćwiczenia dla osiągnięcia pełnej
sprawności i gotowości bojowej.
17. pal wchodził w skład 17 DP w Armii Poznań. Do 8 września 39r, nie miała ona
kontaktu bojowego z nieprzyjacielem, była jedynie nękana nalotami samolotów bojowych.
Sprawnie wycofywała się w kierunku Warszawy. Dnia 8 września nastąpił zwrot zaczepny
dwóch połączonych armii - Armii Poznań i Armii Pomorze. Pierwszy bój to natarcie, w
którym wzięła udział 9. bateria wspomagająca ogniem batalion piechoty, nacierający na
miasto Łęczycę. Wieczorem Łęczyca została opanowana. Następnego dnia toczyły się ciężkie
walki o górę Św. Małgorzaty, w których moja bateria użyła pocisków rozpryskowych
przeciwko spadochroniarzom niemieckim. Potem były ciężkie boje pod Uniejowem,
Sochaczewem i Piątkiem. Rankiem 17 września w ugrupowaniu z piechotą, bateria
maszerowała w kierunku Warszawy poprzez bród na rzece Bzurze, puszczę Kampinoską,
Palmiry i Bielany, na których przedpolu były już okopane oddziały obrony stolicy.
Rozpoznanie piechoty było jednak niedokładne, ponieważ przy zbliżaniu się do przeprawy
zostaliśmy zaskoczeni huraganowym ogniem kaemów i granatników w terenie całkowicie
otwartym. W tym momencie przejeżdżałem galopem wzdłuż kolumny. Koń mój został
trafiony serią pocisków w pierś i kilkakrotnie przekoziołkował. Straciłem chwilowo
przytomność. Kiedy się ocknąłem stwierdziłem, że jestem cały. Nagle zobaczyłem, że
nieopodal moi kanonierzy odprzodkowują działo, szykując się do otwarcia ognia.
Natychmiast tam doskoczyłem i skierowałem ogień na gniazdo cekaemów. Skutek był
natychmiastowy - kilku żołnierzy niemieckich salwowało się ucieczką na motocyklach. Z
tego pogromu udało mi się skompletować tylko 2 działa i 3 jaszcze z amunicją. Natychmiast
skierowałem baterię do przeprawy, by jak najszybciej dotrzeć do widocznego za nią lasu.
Zgromadziło się już tam sporo rozbitych oddziałów, bombardowanych falami przez samoloty
niemieckie. W końcu poprzez Palmiry, gdzie zaskoczyło nas znowu potworne
bombardowanie, dotarliśmy na przedpola Bielan. Tam już znajdowały się okopane oddziały
niemieckie, a naprzeciw nich - oddziały polskie. Zjawił się oficer z obrony Warszawy, by
pokierować natarciem zgromadzonych tam oddziałów na linie niemieckie. Do tego celu
zostały wykorzystane moje działa, które na umówiony sygnał otworzyły huraganowy ogień
3
na okopy niemieckie, wystrzeliwując łącznie 30-40 pocisków. Po wystrzeleniu tej serii,
piechota ruszyła do natarcia z okrzykiem "hurra". Odzewem było natarcie polskie od
wewnątrz. Linia niemiecka została przełamana; w tę wyrwę skierowałem moją baterię,
osiągając Bielany, a następnie Żoliborz. Działo się to 18 września wieczorem. Na
Żoliborzu znajdowały się już stanowiska ogniowe 25. pal z Kalisza, do którego moja bateria
została włączona. Tam też zajęliśmy stanowiska ogniowe, skąd był prowadzony ogień aż do
kapitulacji Warszawy w dniu 28 września 1939 roku.
Po kapitulacji zwolniono do domów podoficerów i żołnierzy, natomiast oficerów
przewieziono do koszar w Łowiczu, jakoby dla przygotowania i wydania odpowiednich
przepustek. Miało to być zgodne z warunkami kapitulacji.
Około 10 października Niemcy przy pomocy polskich kolejarzy uruchomili niektóre
szlaki kolejowe. Zarządzono apel, po którym już w szyku zwartym i przy szczelnej eskorcie
skierowano nas na dworzec kolejowy w Łowiczu, gdzie stały pociągi osobowe gotowe do
drogi. Wieziono nas poprzez Włocławek, Toruń, Pilę w głąb Niemiec. Traktowano nas
grzecznie i z szacunkiem. Podczas parogodzinnego postoju na obrzeżach Berlina w pobliżu
dworca bodaj Lehrter Bhf wdałem się w rozmowę z eskortującym kapralem niemieckim.
Zapytałem, go, czy możliwe będzie udanie się na oddalony o l00m dworzec dla zakupienia
żywności i papierosów. Żołnierz niemiecki potwierdził przy tym, że 'pieniądze - polskie były
nadal wymieniane we wszystkich kantorach Rzeszy. Żołnierz udał się do komendanta
transportu, by przedstawić moją prośbę, a po chwili wrócił z pozytywną odpowiedzią. On też
mnie eskortował. Na dworcu wymieniłem na wszelki wypadek kilkaset złotych na marki,
które potem bardzo się przydały przy organizowaniu ucieczek. Zakupiłem sporo kanapek i
papierosów. Następnego dnia po południu dojechaliśmy do Nienburga nad Wezerą niedaleko
granicy holenderskiej, gdzie rozlokowano nas w koszarach. Tam przebywaliśmy do
grudnia 39r. Oflag ten liczył ok. 2,5 tys. oficerów, przeważnie z obrony Warszawy. Na
początku grudnia prawie wszyscy oficerowie zostali przeniesieni do Oflagu w Murnau. Nie
wiadomo dlaczego przy przenosinach pominięto ok. 200 osób, a wśród nich również i mnie.
Po kilku dniach przewieziono nas do Oflagu X-A w Itzehohe koło Hamburga. Tam
spotkałem kilku kolegów z 17. pal-u, a także z podchorążówki.
Oflag X-A mieścił się również w blokach koszarowych. Pomieszczenia były
czyste i ciepłe, wyżywienie dostateczne. Wypłacano nam żołd w pieniądzach obozowych
(lagergeld), który dla podporucznika wynosił ok. 50 DM miesięcznie. Za te pieniądze można
4
było kupić w sklepie obozowym papierosy, artykuły żywnościowe - przeważnie
warzywa, środki czystości, itp. Książki, czasopisma, atlasy, encyklopedie i oczywiście
"Mein Kampf" były dostarczane na podstawie indywidualnego zamówienia w biurze oficera
Abwehry. Posiadane pieniądze polskie należało zgłosić i przekazać do depozytu. Można
było nimi dysponować według własnego uznania, np. wysłać do rodziny lub przeznaczyć na
różne zakupy w Rzeszy. Dozwolone były: organizowanie kursów dokształcających,
uprawianie sportów, lektura książek naukowych, muzyka, śpiew chóralny, itp. Dostępne
były postanowienia konwencji genewskiej w sprawie traktowania jeńców wojennych.
Wojskowe władze niemieckie ściśle wypełniały jej postanowienia, a ich stosunek do jeńców
był poprawny i życzliwy.
Myślę, że w tym miejscu warto przedstawić pewien incydent. Otóż w mojej 12-
osobowej salce, podczas nocnych rozmów Polaków, jeden z kolegów obraźliwie wyraził się o
Hitlerze. Doniósł o tym władzom obozowym jeden z lokatorów tej sali, pochodzący z
terenów włączonych do Rzeszy, który w wielkiej tajemnicy przed nami starał się o
„volkslistę”. Kolegę naszego natychmiast aresztowano i osadzono w areszcie garnizonowym
w Hamburgu.
Po pewnym czasie zgłosił się do nas oficer niemiecki w stopniu kapitana, oczywiście
w towarzystwie oficera Abwehry, oświadczając, że jest obrońcą z urzędu naszego kolegi,
który niebawem ma być sądzony przed wojskowym sądem niemieckim. Dwóch z nas
oświadczyło, że jest to fałszywe oskarżenie przez kandydata na volksdeutscha, który w ten
sposób prawdopodobnie chce przyśpieszyć załatwienie swojej sprawy. Na wniosek obrony
zgodziliśmy się stanąć przed sądem w charakterze świadków. Volksdeutscha oczywiście
zabrano z naszej sali i zobaczyliśmy go dopiero na sali sądowej w charakterze świadka
oskarżenia. Oczywiście przed sądem potwierdziliśmy to, co przedtem powiedzieliśmy
obrońcy. Najciekawsze jednak było wystąpienie obrońcy w tej sprawie. Otóż prosił on sąd,
aby nie dał wiary świadkowi oskarżenia, ponieważ już raz zdradził swój naród i nie wiadomo,
czy w przyszłości nie zdradzi również narodu niemieckiego. Nasz kolega został
uniewinniony.
Od początku przebywania w niewoli moim niezłomnym postanowieniem była
ucieczka z obozu i przedostanie się do szeregów WP dla kontynuowania walki o wolność
Ojczyzny. W tym celu zacząłem doskonalić znajomość języka niemieckiego przeze
codzienne parogodzinne rozmowy z kpt. Stefanem Jellentą, który doskonale władał tym
5
językiem. Wnet zawiązała się 3-osobowa grupa, a mianowicie oprócz mnie: por. broni
pancernej Robert Kraskowski i ppor. art. Jerzy Kuchciński - mój kolega z
podchorążówki, który niedawno przybył do obozu z kampanii francuskiej. Kol. R.
Kraskowski władał biegle językiem francuskim i angielskim, posługując się również w
stopniu dostatecznym językiem niemieckim. Kol. J. Kuchciński znał jako tako język
francuski. Postanowiliśmy zorganizować ucieczkę przez Jugosławię do Anglii.
W obozie przebywało dwóch wysokiego stopnia oficerów WP pochodzenia
niemieckiego, wywodzących się z cesarskiej armii niemieckiej: gen. dyw. H Zulauf i
kontradmirał J. Unrug. Byli oni otaczani głębokim szacunkiem przez obozowe władze
niemieckie. Każdemu z nich przydzielono osobny pokój, kuchenkę gazową i radio, a do
posługi - ordynansa, żołnierza polskiego.
Zamiar ucieczki zameldowaliśmy gen. H. Zulaufowi, który w rozmowie z nami
przeszedł na język niemiecki, by ocenić nasze możliwości radzenia sobie poza obozem. W
rozmowie brał udział również kontradmirał. J. Unrug. Byliśmy traktowani niezwykle
serdecznie i po przyjacielsku. Zgodę na ucieczkę otrzymaliśmy.
Wreszcie nadarzyła się okazja do ucieczki, a było to w połowie sierpnia 1940r.
Wykorzystana została dżdżysta i wietrzna noc oraz bombardowanie pobliskiego Hamburga
przez bombowce brytyjskie. Obowiązywało wtedy całkowite zaciemnienie w obrębie obozu.
Zostały wyłączone wszystkie lampy i reflektory. Należało sforsować ogrodzenie obozu w
postaci wewnętrznego płotu z drutu kolczastego o wysokości 2,5m, potem splątany zasiek o
szerokości 3m i zewnętrzny płot, również o wysokości 2,5m. Zadziwiająco łatwo
pokonaliśmy tę przeszkodę, kładąc na zasiek drewnianą deskę o długości ok. 4m. Oprócz nas
wyszła również na zewnątrz druga 2-osobowa grupa, bez znajomości jednak języka
niemieckiego. Grupa ta planowała ucieczkę do kraju. Moja grupa skierowała się na południe i
po paru dniach jadąc pociągami osobowymi i towarowymi osiągnęła dość duże miasto w
Bawarii - Landshut. Tam jednak wczesnym rankiem wpadliśmy w ręce "bahnschutzów"
podczas wsiadania do pociągu zdążającego do Salzburga. Zaprowadzono nas na posterunek
policji porządkowej. Tam w rozmowie z oficerem oświadczyliśmy, że jesteśmy Czechami,
szukającymi na własną rękę zatrudnienia w Rzeszy. Podaliśmy nawet nazwiska i adresy
zamieszkania w Pradze. A że nie mamy dokumentów osobistych, no cóż - taki obowiązek
dotychczas w Czechosłowacji nie był przestrzegany. Oficer uwierzył i chcąc nam pomóc,
zatelefonował do pobliskiego konsulatu czechosłowackiego w Monachium. Obiecano mu, że
6
natychmiast wyślą urzędnika, który zaopiekuje się nami. Oficer kazał przynieść śniadanie z
restauracji i zaprosił do swego gabinetu dla korzystania z radioodbiornika. Następnie
wyszedł w sprawach służbowych na zewnątrz posterunku. Zjedliśmy w pośpiechu śniadanie,
a ponieważ okno nie było zakratowane, wyskoczyliśmy na zewnątrz, kierując się do
widocznego na horyzoncie lasu. Po drodze R. Kraskowski, mając obtartą nogę, gdzieś się
zagubił. Będąc już jako tako bezpieczni w lesie pomyśleliśmy o zdobyciu pożywienia. Była
wtedy niedziela - widać było, że mieszkańcy pobliskich osiedli udają się na nabożeństwo do
kościoła. Wtedy odważyłem się -i wstąpiłem do zagrody, by zakupić chleb i coś do niego.
Zastałem tam starego rolnika, który poczęstował mnie pół bochnem chleba i serem.
Odmówił wzięcia zapłaty chyba dlatego, że powitałem go słowami "Gruss Gott". Na wszelki
wypadek odbiliśmy się od tej zagrody o parę kilometrów, nocując w lesie. Następnego ranka,
maszerując wzdłuż toru kolejowego wsiedliśmy do robotniczego pociągu zdążającego do
Salzburga. Pociąg jednak został zatrzymany na jakiejś stacyjce przed Salzburgiem i
obstawiony policją z obu stron. Zrozumieliśmy, że to nas szukają na podstawie sporządzonych
już listów gończych. Zostaliśmy aresztowani i przewiezieni z powrotem na posterunek do
Landshutu. W areszcie spotkaliśmy R. Kraskowskiego, którego ujęto w parę godzin po
ucieczce. On to ujawnił, że jesteśmy oficerami z Oflagu X~A. Zaopiekował się nami sam
komisarz policji, wdając się z nami w przyjazną rozmowę. Zarządził by przyniesiono nam
jedzenie z pobliskiej restauracji. Załogę posterunku stanowili w większości Austriacy,
odnoszący się do nas przyjaźnie. Wieczorem do naszej celi weszło dwóch gestapowców z
psem - prawdopodobnie na skutek jakiegoś donosu. Zachowywali się niezwykle brutalnie i
arogancko. Zostałem uderzony smyczą. W końcu wyszli, odgrażając się, że następnego
ranka zabiorą nas do siebie. Poprosiłem jednego z policjantów, aby natychmiast o tym
incydencie zawiadomił komisarza. Po dłuższym wahaniu zgodził się - komisarz mieszkał nie
opodal. Niebawem zostałem wezwany do gabinetu. Komisarz bardzo się zmartwił tym
incydentem. Wprawdzie zawiadomił już telefonicznie władze obozu w Itzehohe o naszym tu
pobycie, ale nie wiadomo kiedy zjawi się eskorta w celu zabrania nas z powrotem do obozu.
Po dłuższym namyśle zdecydował, że za godzinę odwiezie nas własnym samochodem do
oddalonego o ok. 20km Oflagu w Murnau, gdzie będziemy całkowicie bezpieczni. Zapytałem
go, dlaczego tak serdecznie i przyjaźnie odnosi się do nas. Odpowiedział, że podczas I wojny
światowej brał udział w walkach pod Verdun. Został tam ciężko ranny, a uratował go
przyjaciel - Polak, wynosząc go na własnych plecach z tego piekła. Czuje się więc do końca
7
życia zobowiązany okazywać przyjaźń wspaniałym Polakom. Przy wyjeździe wartownicy
wręczyli każdemu z nas po paczuszce z kanapkami i papierosami. Otrzymaliśmy również
podobne paczuszki od żony komisarza. Przy rozstaniu w Murnau, komisarz pożegnał się z
nami serdecznie oświadczając, że teraz jest już spokojny o nasze bezpieczeństwo.
Wieczorem następnego dnia zjawiła się w Murnau eskorta z Oflagu X-A w składzie
oficera i podoficera. Wracaliśmy pociągiem poprzez Monachium, Hanower i Hamburg, w
osobnym przedziale. Jak się okazało, podoficer biegle władał językami francuskim i
angielskim. Jednak oficer życzył sobie, aby rozmowa prowadzona była w języku niemieckim.
Oczywiście tematem naszej rozmowy była wyłącznie polityka. Niemcy ubolewali, że jesteśmy
przeciwnikami, a nie sojusznikami. Ze czcią wymawiali nazwisko marszałka Piłsudskiego.
Po powrocie do obozu powitał nas oficer Abwehry, ubolewając z powodu
niefortunnego zakończenia ucieczki. Wróciliśmy na stare pielesze po 12 dniach wolności.
Druga grupa ucieczkowiczów została zatrzymana po kilku godzinach od opuszczenia obozu i
wróciła do Oflagu. Żadnych konsekwencji dyscyplinarnych wobec nas nie wyciągnięto.
Następnego dnia zgłosił się do nas jeden z obozowiczów, proponując ucieczkę
podkopem, który należało dopiero wykonać. Rozpoznał on, że dwa pomieszczenia piwniczne
w jednym z bloków są całkowicie puste i niewykorzystane; tam można więc gromadzić
ziemię z podkopu. Szalunek jest niepotrzebny, ponieważ podkop będzie przebiegał pod
stropem podłogowym. Piwnica jest zamknięta na kłódkę, do której dorobił już klucz.
Największą trudnością będzie wykonanie podkopu poza blokiem koszarowym aż poza
ogrodzenie z drutu kolczastego. Dla bezpiecznego wyjścia na zewnątrz obozu trzeba by
wykonać po wyjściu poza blok jeszcze podkop o długości 12m, który musi być zabezpieczony
szalunkiem stropowym z desek. Na szczęście desek w postaci półek i stojaków było na
strychach blokowych pod dostatkiem. Strychy te wykorzystywano prawdopodobnie jako
pomieszczenia magazynowe.
Do wykonania podkopu zorganizowana została 6-osobowa grupa. O zamiarze
wykonania podkopu zameldowaliśmy naszym generałom, uzyskując ich aprobatę.
Poradzili jednak, dobrze znając niemiecki "Ordnung", abyśmy w razie wpadki wyłonili
dwóch winowajców, którzy będą musieli ponieść konsekwencje za wyrządzone szkody,
prawdopodobnie tylko materialne. Wyłoniliśmy ich drogą losowania.
Niebawem przystąpiliśmy do pracy. Najtrudniejszym etapem było wykonanie w
stropie podłogowym piwnicy otworu wyjściowego, jak go potem nazywaliśmy - komory
8
operacyjnej. Zgromadziliśmy parę dużych kamieni, które spełniały rolę młotów i kilka
metalowych rurek do przebijania. Duży hałas przy kruszeniu , stropu mógł unicestwić całe
przedsięwzięcie. Wtedy to namówiliśmy kolegów, aby zorganizowali na placu mecz piłki
nożnej. Działo się to w niedzielę po południu. Zwykle mecze piłki nożnej ściągały duże
rzesze obozowej publiczności. Tak było i tym razem. W ciągu niespełna godziny
wykonaliśmy tę najtrudniejszą ze względu na hałas pracę. W ciągu jednego tygodnia dwie
zmiany po dwóch ludzi, pracując tylko nocą, wykonały podkop pod całym blokiem
koszarowym na długości ok. 25m. W przekroju wymiary podkopu wynosiły 60 x 60cm. Praca
w podkopie odbywała się przy świetle elektrycznym z przenośnej lampy zasilanej od
przewodu z piwnicy. Były również pewne trudności z wymianą powietrza w podkopie; po
wybiciu kilku otworów w stropie pod schodami mankament ten został usunięty. Ziemia była
wywożona w wiadrze umieszczonym na wózku o kołach jezdnych wypiłowanych z desek.
Wózek obustronnie był przeciągany za pomocą sznurów. Po osiągnięciu ściany szczytowej
bloku praca została przerwana dla przygotowania szalunku z desek. I wtedy nastąpiła wpadka.
Przypadkowo funkcjonariusze obozowi zajrzeli do piwnicy wypełnionej ziemią. Natychmiast
zarządzono alarm i apel wszystkich oficerów na placu. Oficer Abwehry, odpowiedzialny
za bezpieczeństwo obozu wezwał do zgłoszenia się wykonawców podkopu. Wystąpili z
szeregu dwaj wylosowani koledzy. Początkowo władze obozowe zamierzały wystać ich do
obozu karnego, ale dzięki perswazji naszych generałów zadowoliły się pokryciem kosztów
doprowadzenia bloku do porządku. Dokonała tego wezwana firma niemiecka, wystawiając
rachunek na ok. 3 tys DM. Należność została pokryta solidarnie przez wszystkich-oficerów
przy najbliższej wypłacie.
To niepowodzenie nie załamało jednak grupy uciekinierów. Jesienią 1940r, wzmogły
się nocne bombardowania RAF, głównie urządzeń portowych Hamburga. Zaostrzone
zostały przepisy odnośnie zaciemnienia. Patrole obozowe w nocy posługiwały się tylko
ręcznymi lampkami elektrycznymi przyciemnionymi na zielone światło. Tylko po zarządzeniu
alarmu wolno było uruchomić wieżowy reflektor, a wyjątkowo kilka. Powstał plan udawania
patrolu wewnętrznego, posługującego się zielonym światłem, by w dogodnym miejscu
sforsować ogrodzenie. Oczywiście należało wykorzystać moment bombardowania i
odpowiednią pogodę. Ucieczka tym razem została zaplanowana do kraju, co dawało
największe szansę powodzenia. Wiedzieliśmy już o powstaniu wojskowych organizacji
konspiracyjnych w kraju. Wiadomości te były przekazywane do obozu w listach, sprytnie
9
ukrytych w paczkach żywnościowych. Pod koniec listopada 1940r grupa złożona z kpt.
Tadeusza Poszumskiego, ppor. Jerzego Kuchcińskiego i mnie zameldowała naszym
generałom o podjęciu planów kolejnej ucieczki; uzyskaliśmy zgodę. Ucieczka nastąpiła w
nocy z dnia 4 na 5 grudnia 1940r. Była wietrzna i słotna noc. O północy rozpoczął się
brytyjski nalot na Hamburg. Wyszliśmy okienkiem piwnicznym z bloku, umieszczając deskę
na drutach. Pierwszy przechodził ppor. Jerzy Kuchciński. Nieszczęściem uwięzła mu noga w
splotach drutu kolczastego, której sam nie mógł oswobodzić. Pośpieszyłem mu z pomocą i
przyświecając latarką uwolniłem nogę. Narobiliśmy jednak przy tym dużo hałasu, co
zaalarmowało patrol zewnętrzny. Coś tam wołano do nas po niemiecku. Nie było innego
wyjścia jak wycofać się do bloku. Patrol zewnętrzny zorientował się, że coś nie jest w
porządku, alarmując wartownię strzałami w górę. Zapalono najbliższy reflektor wieżowy,
który ogarnął nas uciekających do bloku. Z wartowni wybiegł patrol, a na jego czele z
pistoletem w ręku leutnant, oszpecony na twarzy odłamkiem pocisku podczas kampanii
1939r. Ostrzegłem kolegów: uwaga, oficer będzie do nas strzelać! W obozie nie krył on
nienawiści do Polaków. Ja sam jakimś instynktem samozachowawczym wykonałem
gwałtowny uskok w bok i padłem na ziemię. Leutnant oddał do nas serię strzałów aż do
opróżnienia magazynku. Ranił w nogi dwóch moich kolegów. Zjawiła się karetka sanitarna,
do której załadowałem rannych kolegów - kpt. T. Poszumskiemu przewiązałem chusteczką
tętnicę, ponieważ bardzo krwawił. Odwieziono ich do szpitala wojskowego. Mnie osadzono
w areszcie. Następnego dnia rano w areszcie zjawili się: niemiecki komendant mojego bloku
w randze kapitana (rekonwalescent, przyzwoity człowiek) oraz oficer Abwehry - porucznik.
Wyrazili oni szczere ubolewanie z powodu tak tragicznego zakończenia kolejnej ucieczki,
przepraszając mnie jednocześnie za spędzenie nocy w areszcie. Po powrocie do bloku,
złożyłem meldunek w tej sprawie naszym generałom.
Po upływie ok. jednego tygodnia wezwał mnie do swego gabinetu oficer Abwehry
informując, że pragnie ze mną przyjaźnie porozmawiać. W trakcie półgodzinnej rozmowy w
cztery oczy oświadczył mi, że wie iż jestem częstym gościem u generałów, dla których jako
byłych i zasłużonych oficerów niemieckich pragnąłby okazać życzliwość. Wręczył mi
paczuszkę oświadczając, że jest to butelka polskiej gatunkowej wódki firmy "Baczewski",
którą pragnie sprezentować generałom na zbliżającą się wigilię.Prosił mnie, aby zachować to
w ścisłej tajemnicy, ponieważ picie alkoholu w obozie jest zabronione. Paczuszkę
powinienem wręczyć adresatom zaraz po wyjściu od niego, co oczywiście natychmiast
10
uczyniłem.
Po otrzymaniu upominku, gen. H. Zulauf zaprosił mnie do siebie na wigilię, w której
miało wziąć udział 12 wyższych oficerów. Zaoferowałem swoją pomoc w przygotowaniu
kolacji wigilijnej, proponując następujące dania: czerwony barszcz oraz pierogi z kapustą i
grzybami. Grzyby suszone właśnie otrzymałem w paczce od rodziny. Na zakończenie
herbata i może jakieś ciasto, jeśli zostanie przysłane w paczce dla któregoś z uczestników.
Niebawem nadeszła wigilia 1940r. Poświęciłem dwa dni na jej kulinarne
przygotowanie. Spreparowałem przy pomocy ordynansa ok. 200 szt. pierogów, ugotowałem
ok. 8 litrów barszczu na grzybach, no i znalazła się również świąteczna babka. Miłą
niespodzianką miał być toast spełniony dobrą polską wódką. Przebieg kolacji wigilijnej był
uroczysty i wzruszający. Oprócz wódki "Baczewskiego" znalazła się również butelka bimbru,
pędzonego w obozie z cukru. Dominującym tematem rozmowy były ucieczki, których
jednym z uczestników byłem ja. Po moim wyjściu z aresztu nawiązał ze mną kontakt ppor.
Zbyszek Glinicki z sąsiedniej sali, namawiając mnie, aby jeszcze raz podjąć próbę ucieczki,
tym razem z nim. Powiedział, że takie przedsięwzięcia mogą się udać tylko szczęściarzom, za
których nas obydwóch uważał. Do naszej dwójki dołączył jeszcze por. Szychowski.
Zaczęliśmy pilnie się przygotowywać, zwłaszcza że rozeszły się pogłoski o rychłym
przeniesieniu obozu. Najtrudniejszą sprawą było zaopatrzenie się w zimowe wierzchnie
okrycia dla mnie i dla Zbyszka Glinickiego. Zostały one uszyte przez krawca - żołnierza z
koców i prezentowały się jako tako. Tuż przed zakończeniem roku było już pewne, że
przenosiny obozu nastąpią 2 lub 3 stycznia 1941r. do Sandbostel koło Bremy. Te przenosiny
obozu chcieliśmy wykorzystać do ucieczki. Ostatecznie po naradzie postanowiliśmy ukryć się
w obozie, a po jego ewakuowaniu przejść przez druty na zewnątrz i pociągami dążyć do
kraju. O kolejnym zamiarze ucieczki zameldowałem generałom, uzyskując ich aprobatę.
Dnia 31 grudnia 1940r, podczas porannego apelu ogłoszono, że przeniesienie obozu
nastąpi w dniu 2 stycznia 1941r. po rannym apelu. Będą podstawione pociągi osobowe na
stacji w Itzehohe. Dokąd obóz będzie przeniesiony - nie powiedziano.
Tej samej nocy zostaliśmy zamurowani w skrytce pod schodami na strych. Chodziło
nam o zrobienie wrażenia, że ucieczka została już dokonana. I rzeczywiście - apel poranny w
dniu l stycznia przedłużył się do ok. 3 godzin. Patrole przeszukiwały bloki, ale na szczęście
patrol z psami ominął rejon naszej skrytki - wnętrze strychu było penetrowane tylko przez
patrol bez psów. Krytyczny moment mógł nadejść jeszcze następnego dnia już po wymarszu
11
jeńców z obozu. Wtedy bloki koszarowe mogą być penetrowane dokładniej. Jednak
przeszukano je tylko pobieżnie. W ten sposób nasze przedsięwzięcie w połowie było już
udane. Wieczorem wydostaliśmy się ze skrytki całkowicie mokrzy od wydychanej pary
wodnej. Na grzejnikach osuszyliśmy ubrania i wypróbowaną wcześniej metodą deski bez
żadnych przeszkód wydostaliśmy się poza obóz. Szybkim marszem udaliśmy się do
najbliższej stacji kolejowej i pociągiem dobrnęliśmy do Hamburga. Tu schodząc na dolne
perony natknęliśmy się na mojego niemieckiego komendanta bloku. Być może poznał
mnie, ale nie dał tego po sobie poznać. Z jakichś osobistych powodów nie chciał nam
przeszkodzić w upartym dążeniu do służenia naszej Ojczyźnie w trwającej wojnie. W
Hamburgu wykupiłem bilety na pociąg do Berlina, dokąd szczęśliwie dojechaliśmy. W
Berlinie na Friedrich Bhf był dość duży ruch. Postanowiłem pozbyć się w kasie biletowej
banknotu 50 markowego, przysłanego do obozu w puszce ze smalcem. Był on zatłuszczony,
czego nie dało się usunąć prasowaniem przez bibułę. Ustawiłem się w ogonku do kasy
biletowej i udając, że mi się śpieszy wykrzyknąłem: "Bitte, drei dritter nach Breslauł". Jest to
zamówienie biletów wymówione skrótowo. Położyłem zatłuszczony banknot. Kasjer
spojrzał na banknot, zawahał się, ale po chwili zgarnął go do szuflady, wydał bilety i resztę.
Odetchnąłem z ulgą. Zdarzył się jeszcze jeden mały incydent z bileterką - Ślązaczką; zrugała
mnie, że zamiast mówić po ludzku, coś tam szwargoczę. Oczywiście było to na "ty" i w
gwarze śląskiej.
Po południu osiągnęliśmy Wrocław i skierowaliśmy się następnie na Krotoszyn, w
którym mieliśmy skontaktować się z rodziną szewską. Podczas przejeżdżania przez dawną
granicę polsko-niemiecką, niespodziewanie zjawił się "bahnschutz", żądając okazania
dowodów osobistych. Na takie indagacje byłem przygotowany. Oświadczyłem, że cała
nasza trójka jest zatrudniona u "bauera" w okolicach Wielkiego Berlina, podając również
miejscowość i nazwisko naszego chlebodawcy. Jesteśmy przez niego traktowani niezwykle
życzliwie, no a jego żona to czysty anioł. Otóż nasz pracodawca za solidną pracę starał się w
Arbeitsamcie o jednotygodniowy urlop dla nas na święta Bożego Narodzenia, ale nie uzyskał
zgody na czas. Zgodę taką uzyskał dopiero teraz i szczęśliwy kazał się nam szybko
przygotować do drogi, by zdążyć na pociąg. W pośpiechu zarówno on, jak i my
zapomnieliśmy o dokumentach, które przecież zostały złożone u niego. Do rozmowy wtrącił
się jakiś podróżny - Niemiec, który potwierdził to, co ja już powiedziałem. Oświadczył, że
jedzie z nami od Wrocławia i w pociągu cały czas omawialiśmy problem braku dokumentów.
12
Wreszcie "bahnschutz" uwierzył nam nakazując aby w Krotoszynie postarać się o
tymczasowe zaświadczenia. Ten życzliwy Niemiec, który tak nam pomógł, ostrzegł nas, aby
w Krotoszynie nie iść chodnikiem, a tylko poboczem jezdni i oddawać ukłony
umundurowanym funkcjonariuszom; w przeciwnym przypadku mogą nas zaaresztować,
panuje tam bowiem surowy reżym antypolski.
W Krotoszynie dwaj koledzy zostali w pobliskim zagajniku, a ja podążyłem pod znany
mi adres rodziny szewskiej, trzymając się rad owego Niemca. Rodzina przyjęła mnie
życzliwie. Po kolegów udał się jeden z domowników, biorąc jako znak rozpoznawczy
moją czapkę. Niebawem przyprowadził obu kolegów. Następnego dnia zostaliśmy
przerzuceni samochodem ciężarowym do Kalisza, gdzie zgłosiliśmy się do szewca-pryncypała
naszych znajomych z Krotoszyna. Tam ubrano nas nieco staranniej w garderobę majstra i
jego znajomych. Następnego dnia wozem konnym dotarliśmy do Sieradza, gdzie mieliśmy się
skontaktować z młodą dziewczyną, kelnerką w restauracji "Nur fur Deutsche". Kelnerka
natychmiast ukryła nas na zapleczu, częstując obfitym obiadem. Następnie zapoznała nas z
kierowcą samochodu ciężarowego, który po południu udawał się po towar do Łodzi. Obiecał
nas podwieźć. O zmroku znaleźliśmy się w Łodzi. Tam już Zbyszek Glinicki miał bliskich
znajomych wśród fabrykantów. Zatelefonował więc z budki do córki fabrykanta pończoch
damskich, Haua. Nie mógł się z nią z początku porozumieć, ponieważ 2 tygodnie temu
wysłała mu ona paczkę żywnościową do obozu i była przekonana, że on tam jeszcze
pozostaje. W końcu zaprosiła nas wszystkich do swego domu. Tam niezwykle serdecznie
powitała nas cała rodzina. Pan Hau od paru lat był niewidomy i poruszał się po terenie
fabryki w towarzystwie żony lub córki. Wszyscy przyjęli narodowość niemiecką, ale
nadal czuli się Polakami; w ten sposób prawdopodobnie chcieli uratować fabrykę.
Wydano na naszą cześć kolację, zapraszając również kilku swoich znajomych.
Odnieśliśmy wrażenie, że byli oni już funkcjonariuszami hitlerowskimi. Zachowywali
się jednak poprawnie. Halina Hau, widząc moje mizerne ubranie namówiła, a raczej
wymusiła na jednym z nich ofiarowanie mi garnituru i płaszcza. Następnego dnia
przedstawiła nam polskiego kolejarza, który miał nas przeprowadzić przez zieloną granicę do
Koluszek w Generalnej Guberni. Niebawem zjawiły się trzy córki kolejarza i każdego z nas
inną drogą przeprowadziły przez granicę. Z Koluszek pociągiem dotarliśmy do Warszawy w
porze wieczornej. Następnie dorożką dojechaliśmy do mieszkania siostry Zbyszka. Brat
Zbyszka natychmiast zorganizował nam lokum przy ul. Chmielnej, gdzie chwilowo
13
zatrzymaliśmy się u bardzo zacnych ludzi. Po parodniowym odpoczynku i załatwieniu
jakichkolwiek dowodów osobistych udaliśmy się do centrali Fabryki Okuć Budowlanych
„Bracia Lubert „przy ul. Złotej. Kontakt z rodziną Lubertów otrzymałem od mojego kolegi
ppor. Mariana Luberta, współmieszkańca sali w obozie. Było nas teraz tylko dwóch, ponieważ
trzeci uczestnik ucieczki, mając znajomych w Warszawie, pożegnał się z nami zaraz po
przyjeździe do stolicy.
Przedstawiliśmy się dyrektorowi Jerzemu Lubertowi, który zaproponował nam
zatrudnienie w fabryce w Warce. W tej sprawie już pod koniec stycznia Zbyszek Glinicki,
mając bardziej wiarygodne dokumenty na nazwisko "Wójcik", udał się do Warki.
Otrzymaliśmy pobory, każdy po 200 zł miesięcznie i to od l stycznia 1941r. Ponadto rodzina
Zbyszka była dość zamożna, zasilając nas materialnie jeszcze przez cały 1941 rok. Zbyszek
wynajął w Warce mieszkanie w miarę samodzielne i od l lutego podjęliśmy pracę w fabryce.
Kierownikiem i jednocześnie majstrem w fabryce był Tadeusz Jatymowicz, który po
bliższym zapoznaniu się z nami skontaktował nas z Marianem Podymniakiem.
Zaproponowano nam uczestnictwo w konspiracyjnej organizacji wojskowej Stronnictwa
Narodowego o nazwie "Narodowa Organizacja Wojskowa", w skrócie NOW. M. Podymniak
oświadczył, że ma już zorganizowanych ok. 60 członków, brak jest jednak oficerów -
dowódców. Ofertę przyjęliśmy, składając obowiązującą przysięgę. Staliśmy się członkami
- żołnierzami NOW, Zbyszek jako komendant placówki, ja jako dowódca plutonu.
W okresie 1941-1942 trwała uporczywa praca organizacyjno - szkoleniowa w celu
uczynienia z młodzieży zgrupowanej w NOW choćby najmniejszej, zdyscyplinowanej
jednostki militarnej, reprezentującej jakąś wartość bojową.
Od 1942 roku duży wysiłek był zwrócony na scalanie wszystkich organizacji
wojskowych na ziemi wareckiej w jednolitą Armię Krajową. W planie "Burza" Warka
wystawiała kompanię w składzie 18 pp. Aby ten pododdział nie był tylko fikcją, należało
podjąć wielki wysiłek organizacyjno-szkoleniowy i zaopatrzenia w broń. Ten wysiłek
wydał owoce już pod koniec 1943r.
Myślę, że w tej publikacji spełniam swój obowiązek dla przybliżenia społeczeństwu
sylwetek młodych i ofiarnych żołnierzy z wyboru, pokolenia II wojny światowej, na którego
barki spadły tak niezwykle trudne i odpowiedzialne zadania.
Tych najbardziej ofiarnych i oddanych sprawie kolejno wymieniam:
1. kpr. podch. Mieczysław Wróbel "Zdzisław"; d-ca plutonu kaemów, szef
14
KEDYWU Ośrodka IV AK,
2. por. Tadeusz Pawlak "Pęk"; d-ca oddziału partyzanckiego,
3. plut. Józef Piłat "Żmija"; d-ca plutonu, z-ca szefa KEDYWU,
4. por. Stanisław Myszkowiec "Orzeł"; z-ca komendanta Ośrodka IV AK,
5. ppor. Jerzy Łukowski "Lenko"; adiutant Ośrodka IV AK,
6. szer. Władysław Suchecki "Karol"; wzorowy żołnierz AK,
7. szer. Mikołaj Cieślak "Jarosz"; wzorowy żołnierz AK,
8. szer. Jerzy Solarski "Niby"; wzorowy żołnierz AK,
9. pchor. Czesław Pankowski "Roman"; wzorowy żołnierz AK,
10. pchor. Henryk Pankowski "Konrad"; wzorowy żołnierz AK,
11. pchor. Tomasz Radoszewski "Urban"; wzorowy żołnierz AK,
12. kpr. Tadeusz Sajnok "Bartosz"; wzorowy żołnierz AK,
13. por. Edward Górecki "Zyg"; z-ca d-cy plutonu,
14. szer. Jan Czerczak "Monter"; wzorowy żołnierz AK,
15. szer. Edward Grzelewski "Blondyn"; wzorowy żołnierz AK,
16. szer. Feliks Sałyga "Łoś"; wzorowy żołnierz AK,
17. st. sierż. Konrad Kołodziejski "August"; wzorowy żołnierz AK,
18. plut. Wacław Kowalewski "Bór"; wzorowy żołnierz AK,
19. szer. Stefan Batte "Śmiały"; wzorowy żołnierz AK,
20. kpt. Jan Grzebalski "Strzelecki"; szef II oddziału wywiadowczego;
21. ppor. Wojciech Jankowski-Wielgus "Sulima"; d-ca drużyny łączności,
22. szer. Róża Plater "Daktyl"; d-ca drużyny Wojskowej Służby Kobiet,
23. szer. Hanna Turska "Lena"; z-ca drużyny WSK,
Wszystkim wspaniałym żołnierzom Ośrodka IV AK w Warce, a w szczególności
wyżej wymienionym, publikację tę poświęcam.
por. Józef Ruszkowski "Florian"
Komendant ośrodka IV AK w Warce,
d-ca kompanii w planie "Burza"
15
NARODOWA ORGANIZACJA WOJSKOWA - NOW
Placówka Narodowej Organizacji Wojskowej (w skrócie NOW) w Warce została
zorganizowana w 1940r, przez członka Stronnictwa Narodowego Mariana Podymniaka
"Andrzeja". Liczyła ona około 60 członków, pogrupowanych w 5-osobowe sekcje. Do
NOW została wciągnięta młodzież wychowana i wykształcona w dwóch 7-klasowych
szkołach powszechnych oraz w szkole zawodowej. Wielu z nich legitymowało się stażem
harcerskim. Byli to wychowankowie wybitnych i zasłużonych pedagogów jak: Wiktor i
Bronisława Krawczykowie, Władysław Janus, Marcellin Petrykowski, Wanda Pajerska, i
innych godnych nauczycieli. Młodzież była inteligentna, prawdziwie patriotyczna i - co
mnie jako oficera ucieszyło - wewnętrznie zdyscyplinowana. Większość z nich była
zatrudniona w Fabryce Okuć Budowlanych Bracia Lubert w Warce.
Jedyną działalnością członków NOW w 1940r było dostarczanie prasy konspiracyjnej
z Warszawy i jej kolportowanie we własnych szeregach, a także wśród zaufanych
mieszkańców miasta. Tym pismem był okupacyjny organ prasowy Stronnictwa Narodowego
o tytule "Walka", wychodzący raz w tygodniu. Do Warki docierały również inne "gazetki" jak
"Biuletyn Informacyjny" i "Dzwon Polski", wydawane przez Związek Walki Zbrojnej.
16
W roku 1940 szersza działalność konspiracyjna w Warce była utrudniona. W
pierwszych dniach okupacji władze niemieckie mianowały na stanowisko burmistrza
miasta Hedwig Kosmahl, renegatkę-Polkę, urodzoną w Westfalii, czasową mieszkankę
Warki. Chwaliła się ona, że już na wiele lat przed wojną pracowała w niemieckim wywiadzie.
Była to kobieta lat około czterdziestu, przebiegła, chciwa, pozbawiona zupełnie hamulców
moralnych i całkowicie oddana swym niemieckim mocodawcom. Rządziła miastem
autorytarnie i samowolnie. Nie powołała Rady Miejskiej, korzystała natomiast tylko z
rad wareckich volksdeutschów, a zwłaszcza dwóch kobiet: Breitenbach i Suchockiej z domu.
Weitknecht.
Hedwig Kosmahl szantażowała mieszkańców miasta, a zwłaszcza Żydów,
wymuszając złoto, kosztowności i pieniądze dla siebie. Okradała ludność polską z
przydziałów żywności; utworzyła z volksdeutschów swoją straż zbrojną - selbstschutz.
Niemieckie kobiety zorganizowała w partyjne związki, a młodzież niemiecką wciągnęła do
"hitlerjugend". Utworzyła również szkołę dla dzieci z językiem niemieckim.
Będąc w stałym kontakcie z gestapo, spowodowała 3-dniowy areszt wareckiego
proboszcza ks. dr Dudy-Dziewierza w grudniu 1939r. Następnie przyczyniła się do
aresztowania za rzekomy sabotaż, wywiezienia i rychłej śmierci w obozie koncentracyjnym dr
Józefa Kawieckiego.
Społeczeństwo polskie niejednokrotnie lekceważyło zarządzenia Kosmahl, na
przykład nie wpłaciło nałożonej przez nią kontrybucji w kwocie 5000zł za zerwanie flagi
hitlerowskiej z ratusza (zrobiła to młodzież NOW); nie wykonywano również wielu z jej
poleceń, którymi hojnie zasypywała miasto.
H. Kosmahl z wyjątkową bezwzględnością i satysfakcją organizowała łapanki
ludzi na roboty do Rzeszy. Selbstschutz urządzał nocne obławy, chwytano chłopców i
dziewczęta i natychmiast wywożono z Warki. Na szczęście wielu z nich uciekało z drogi lub
punktów zbornych w Warszawie. Potem społeczeństwo polskie zorganizowało wywiad, który
ostrzegał przed łapankami, co pozwalało młodzieży ukryć się w przemyślnych skrytkach lub
w polu.
Burmistrz Kosmahl prześladowała przy każdej sposobności miejscową inteligencję,
w biurze zaś urzędu miejskiego przestrzegała urzędowania w języku niemieckim. Po
zajęciu Paryża przez Niemców nakazała dwugodzinne bicie w dzwony kościelne i zarządziła
marionetkowe pochody ulicami miasta.
17
W styczniu 1941r. stanowisko kreishauptmanna (starosty) w Grójcu objął Niemiec,
przyjaźnie ustosunkowany do Polaków i odrzucający stosowanie metod terroru. Natychmiast
zwolnił ze stanowiska H. Kosmahl, mianując na burmistrza miasta Warki Polaka,
Maksymiliana Grabowskiego, kolegę wojskowego komendanta rejonu Grójec
(Ortskommandant) z byłej cesarskiej armii. Z biur urzędu miejskiego zniknęły portrety
Hitlera, a urzędowanie znów odbywało się w języku polskim.
Burmistrz M. Grabowski prowadził rozumną politykę lojalności wobec okupanta,
oczywiście do określonych granic, aby móc uczynić dla społeczeństwa polskiego tyle
dobrego, ile tylko w tych warunkach było możliwe. Czynił to rozważnie i ostrożnie; pomimo
podejrzeń, a nawet oskarżeń ze strony Niemców, dotrwał jednak na tym stanowisku do końca
okupacji.
Burmistrz M. Grabowski był podczas l wojny światowej oficerem cesarskiej armii
niemieckiej w stopniu porucznika. Swoją polską postawą wzbudzał zaufanie. Powiatowy
komendant NOW ppor. J. Ruszkowski-Wiśniewski "Florian", podczas osobistej z nim
rozmowy w 1942r. w sprawie remontu mieszkań dla pracowników fabryki Bracia Lubert
zapytał, czy burmistrz nie uważałby za pożyteczne współdziałanie z władzami podziemnymi.
Wyjaśnił przy tym, że będzie to dla niego rozsądne alibi w przyszłości. Burmistrz wyraził
zgodę i od razu został zaprzysiężony. Był do końca okupacji wartościowym, lojalnym i
pożytecznym członkiem Armii Krajowej.
Od marca 1941r. NOW podjęła szerszą działalność. Ppor. Z. Glinicki "Zbych" został
komendantem placówki, ppor. J. Ruszkowski "Florian" dowódcą plutonu, a pchor. K. Rajczyk
"Pilica" - dowódcą drużyny.
Pierwszym, najpilniejszym zadaniem było podjęcie szkolenia narybku
młodzieżowego w zakresie budowy, działania i posługiwania się bronią palną (pistoletów
kilku typów, kb i granatów ręcznych). Broń tego rodzaju znajdowała się w posiadaniu
placówki, choć w niewielkiej ilości.
Dowódca plutonu zaproponował zorganizowanie od zaraz dwumiesięcznego kursu
podoficerskiego i przeszkolenia pięciu najbardziej inteligentnych i wartościowych adeptów-
żołnierzy. W ten sposób pozyskana kadra podoficerska podejmie w dalszym etapie szkolenie
żołnierzy w sekcjach.
Na kurs podoficerski zostali wyselekcjonowani przez M. Podymniaka "Andrzeja"
następujący kandydaci:
18
1. Tadeusz Sajnok "Bartosz"
2. Zbigniew Kupras "Marek"
3. Włodzimierz Przybylski "Bolko"
4. Józef Bekasiewicz "Jerzy"
5. Zbigniew Cyngot "Jan".
Wszyscy mieli po 18-19 lat.
Niebawem rozpoczęło się szkolenie, prowadzone raz w tygodniu przez dwie godziny.
Pierwszy inauguracyjny wykład miał uroczysty przebieg. Pierwszy wystąpił M. Podymniak,
który, nakreślając obecną sytuację polityczną, scharakteryzował władze polskie na emigracji i
na tym tle konstytuowanie się konspiracyjnych struktur krajowych oraz przedstawicielstw
politycznych.
Z. Glinicki przedstawił mnogość już powstałych i tworzonych organizacji wojskowo-
politycznych, cel ich powoływania przez różne ośrodki polityczne oraz dążenie wielu
działaczy krajowych i emigracyjnych do scalania, co poważniejszych ugrupowań w jednolitą
armię podziemną.
J. Ruszkowski omówił istotę działań konspiracyjnych, wynikające stąd zagrożenia
dla ich uczestników, potrzebę wdrażania ścisłej dyscypliny żołnierskiej oraz zasad
postępowania w kraju okupowanym przez okrutnego i bezwzględnego wroga.
Następnym etapem uaktywnienia placówki w Warce było nawiązanie kontaktów z
komendantem powiatowym, Komendą Okręgu Warszawskiego, i ewentualnie - jeśli zajdzie
taka potrzeba - z Komendą Główną NOW.
Niebawem zjawił się w Warce komendant powiatowy "Gromisław", podający się za
majora służby stałej. Towarzyszył mu oficer Komendy Głównej "Wrzos". Oficer ten był
ubrany w połowie w strój wojskowy, a mianowicie w spodnie-bryczesy koloru khaki i długie
oficerskie buty. Ubiorem i swoją postawą zwracał na siebie uwagę. W niedługim czasie
został zatrzymany przez Niemców w Warszawie i wysłany do Oflagu. Takie niestety
wyobrażenie mieli w początkach konspiracji niektórzy nasi oficerowie. Jak się później
okazało, był to oficer-ułan o wielkiej fantazji.
Ci dwaj oficerowie zakomunikowali nam, że komendantem Okręgu Warszawskiego
jest płk. "Witold", a komendantem głównym - płk "Wiesław"
1
. Mjr "Gromisław" wizytował
1 mjr Jan Szczurek – Cergowski - Na podstawie erraty
19
naszą placówkę w ciągu 1941r. jeszcze kilkakrotnie stwierdzając, że jest ona przodująca w
powiecie, w innych bowiem nie przejawia się prawie żadnej działalności. Podobno tak było.
Ale za ten stan został obwiniony właśnie "Gromisław"; zarzucano mu, że w ciągu 1941r.
niewiele w tym zakresie uczynił. Z końcem 1941r. zwolniono go z zajmowanego stanowiska.
W styczniu 1942r. wysunięta została na to stanowisko kandydatura ppor. J.
Ruszkowskiego "Floriana". Zameldował się on u komendanta Okręgu Warszawskiego
"Witolda", który po krótkiej rozmowie mianował go komendantem powiatowym NOW w
pow. grójeckim. Pierwszym krokiem nowego komendanta powiatowego było złożenie wizyty
prezesowi Zarządu Powiatowego Stronnictwa Narodowego Kazimierzowi Brzezińskiemu
"Prezesowi", właścicielowi majątku ziemskiego w Lechanicach. Był to niezwykle kulturalny i
wspaniały człowiek. Prosił o podtrzymywanie kontaktów, obiecując ze swej strony także dbać
o to. Niebawem nastąpiło również poznawcze spotkanie "Floriana" z członkiem Zarządu
Powiatowego SN Bolesławem Łukowskim "Dyrektorem", dyrektorem Syndykatu
Rolniczego w Grójcu. Stosunki z pionem politycznym SN układały się, więc przyjaźnie i
serdecznie.
Pierwszą rutynową czynnością komendanta powiatowego było możliwie szybkie
nawiązanie kontaktów ze wszystkimi placówkami NOW w powiecie grójeckim. Pierwsze
kroki zostały skierowane do majątku ziemskiego w Michałowie, gdzie był zatrudniony ppor.
Jerzy Wiśniewski-Marczyński "Błażej", komendant placówki w gminie Lechanice. Placówka
w sile drużyny składała się z pracowników i rezydentów z trzech blisko siebie położonych
majątków:Lechanic, Palczewa i Michałowa. W majątku Lechanice zatrudnieni byli jeszcze
dwaj oficerowie: ppor. Kazimierz Bęski "Wir" i inż. leśnik por. Władysław Fabiszewski
"Modrzew", z którymi również zostały nawiązane osobiste kontakty.
Została utworzona Komenda Powiatowa. W jej skład oprócz "Floriana" weszli:
Jerzy Wiśniewski "Błażej" jako zastępca komendanta i Kazimierz Kwiatkowski "Rafał"
jako szef organizacyjny. Utworzenie kilkuosobowej Komendy stwarzało możliwości
zaprowadzenia jakiegoś ładu w placówkach na terenie dość rozległego powiatu grójeckiego.
W pierwszej kolejności Komenda Powiatowa w trzyosobowym składzie wizytowała
placówkę na terenie gminy Goszczyn. Placówka ta o liczebności 20-osobowej drużyny
składała się z młodych rolników ze wsi Przybyszów i z pracowników kilku okolicznych
majątków ziemskich. Komendantem placówki był mało aktywny Bereśniewicz "Wujek".
Później przybył tam pchor. Tadeusz Dzierzbicki "Józef", który tę placówkę uaktywnił.
20
Duchowym przywódcą żołnierzy był ks. Stanisław Wilkoszewski, proboszcz parafii w
Przybyszewie.
Następnym etapem był hodowlano-doświadczalny majątek Dańków. Jego
właścicielką była Anna Janasz, spokrewniona z rodziną Wolskich, znanych hodowców kilku
odmian zbóż, m. in. pszenicy dańkowskiej. Pani Janasz, przemiła kobieta i patriotka,
aprobowała nasze niepodległościowe poczynania, pomimo że były one zagrożeniem dla niej
osobiście i dla jej majątku. Placówka o liczebności 25-osobowej drużyny była dowodzona
przez sprężystego i wspaniałego żołnierza, podoficera WP Pawła Lukę "Filipa". Była ona
również nieźle uzbrojona.
Niedaleko Dańkowa znajdowały się dwie rozległe wsie: Łęczyszyce i Wola
Łęczyszycka. Tam również zorganizowano placówkę w sile drużyny. Należeli do niej młodzi
rolnicy, a ich dowódcą był podoficer WP "Michał". Drużyna była jako tako wyposażona w
broń i na ogół przeszkolona w posługiwaniu się nią.
Następnie wizytowano placówkę w Belsku. Znajdowała się tam również drużyna, a
jej dowódcą był podoficer WP "Dąb". Drużyna ta była mało aktywna i słabo zaopatrzona w
broń.
2
W Grójcu liczebność placówki wynosiła ok. 30 młodych żołnierzy. Ich dowódcą był
sierżant WP "Niemira". Na tę placówkę, został oddelegowany porucznik służby stałej Stefan
Głogowski "Józef", spalony na terenie Radomia. Została mu spreparowana nowa "kennkarta"
na nazwisko "Malinowski"; zatrudnienie znalazł w grójeckim Syndykacie Rolniczym, gdzie
chętnie go przyjęto, ponieważ władał biegle językiem niemieckim. Ten wspaniały oficer w
krótkim czasie rozbudował placówkę do wielkości plutonu (ok. 60 żołnierzy) i zaopatrzył
w broń częściowo pochodzącą ze zrzutów, w których on sam brał udział.
Myślę, że jest moim obowiązkiem w tym miejscu podkreślić niezwykłe
zaangażowanie w działalność konspiracyjno - patriotyczną późniejszej żony "Józefa" -
Krystyny Rygiewicz-Głogowskiej "Leny". Ona to w czasie exodusu mieszkańców Warszawy
podczas powstania warszawskiego i po jego upadku utworzyła tajny punkt zaopatrywania
Warszawiaków w "kennkarty" grójeckie, które chroniły ich przed prześladowaniem
okupanta oraz wywożeniem do obozów w Rzeszy. "Lena" wydala kilkaset takich
dokumentów.
Dalsza droga wiodła do północnych rejonów powiatu wzdłuż asfaltowej arterii
2 Dowódcą plutonu NOW w Belsku, liczącego 50 żołnierzy był NN „Bolesław”. - Na podstawie erraty
21
komunikacyjnej Radom-Warszawa. Na 8km od Grójca znajdowała się szkoła powszechna w
Pamiątce, pobudowana tuż przed wybuchem wojny w 1939r. Kierownik szkoły Ryszard
Zrobek zorganizował ze swoich co doroślejszych wychowanków oddział NOW w sile
drużyny. Była ona słabo wyposażona w broń i niedostatecznie przeszkolona. Niestety zatarł
się w pamięci pseudonim tego nauczyciela.
Ostatnim etapem był Tarczyn, gdzie placówką kierował ppor. "Marcin". Było tam
zorganizowanych około 20 młodych żołnierzy, w większości pracowników Fabryki Wag.
"Marcin" miał już nawiązany kontakt z komendą Ośrodka II ZWZ.
Po przeprowadzonej inspekcji bilans liczbowy oddziałów NOW w powiecie
grójeckim przedstawiał się następująco: 8 oficerów, 12 podoficerów i około 220 młodych
żołnierzy, zgrupowanych w dwóch plutonach i siedmiu drużynach.
Jest to podsumowanie potrzebne, ponieważ niebawem miało się rozpocząć zgodnie z
rozkazem Naczelnego Wodza scalanie wszystkich organizacji wojskowych w jednolitą Armię
Krajową.
Na początku 1942r. Komenda Powiatowa NOW zorganizowała dwa kursy
podchorążych. Pierwszy kurs został powołany w placówce wareckiej. Jego uczestnikami-
elewami byli:
1. Mieczysław Wróbel "Zdzisław"
2. Czesław Pankowski "Roman"
3. Henryk Pankowski "Konrad"
4. Tomasz Radoszewski "Urban"
5. Alfons Marchewka "Fred"
Z tych pięciu elewów tylko "Zdzisław" odbył służbę wojskową w WP II
Rzeczpospolitej i brał udział w wojnie obronnej 1939r, w stopniu kaprala.
Drugi kurs podchorążych zorganizowano w Dańkowie. Uczestniczyli w nim:
1. Paweł Luka "Filip"
2. Wojciech Gabriel "Bohun"
3. Stanisław Wajgiel-Kwiatkowski "Roman"
4. Stanisław Ober "Beczka"
5. A. Przedpełski "Sosna"
6. Wacław Snopek "Piorun".
22
Trzeci kurs podchorążych został zorganizowany przez M. Podymniaka "Andrzeja"
dla grupy młodocianych członków SN. Odbywał się on na terenie powiatu kozienickiego
we wsi Rozniszew, gdzie elewi zamieszkiwali. Na kurs uczęszczali:
1. Edward Zieliński "Sad"
2. Tadeusz Traczyk "Witek"
3. Jerzy Szcześniak "Bożywój"
4. Józef Marchewka
W roku 1941 znalazł schronienie w majątkach ziemskich powiatu grójeckiego płk
Ryszard Werner "Ryś", uciekinier z Poznania, gdzie do wybuchu wojny w 39r. był
dyrektorem poczty i telegrafu. Płk "Ryś" został skierowany do prowadzenia kursu
podchorążych w Rozniszewie, gdzie chwilowo zamieszkał. Jesienią 1942r. "Ryś" został
przeniesiony do Dańkowa, gdzie prowadził tamtejszy kurs aż do jego zakończenia.
Ponadto na kursach prowadzili wykłady: w Warce -ppor. J. Ruszkowski "Florian" i
ppor. Jerzy Wiśniewski "Błażej"; w Dańkowie - por. Stefan Głogowski "Józef" i ppor. Józef
Ruszkowski "Florian". Program wykładów i zajęć był opracowany przez płk "Rysia".
W czerwcu 1943r wszystkie kursy zostały zakończone egzaminem ustnym. Komisję
egzaminacyjną stanowili: Komendant Okręgu Warszawskiego NOW płk "Witold" jako
przewodniczący, szef Oddziału Operacyjnego Komendy Okręgu w stopniu kapitana i delegat
Komendy Obwodu AK Grójec-"Głuszec" por. Jan Warnke-Zakrzewski "Błysk" - jako
członkowie. Wszyscy kursanci oprócz Pawła Łuki "Filipa" zostali mianowani przez
komendanta głównego Armii Krajowej kpr. podchorążymi czasu wojny. "Filip" nie spełniał
niestety wymogu posiadania średniego wykształcenia, jako ze nadal obowiązywały wszystkie
rygory WP II Rzeczpospolitej. A szkoda, bo był to wspaniały żołnierz i dowódca. Wszystkim
podchorążym podano podstawę prawną ich mianowania, t.j. nr rozkazu komendanta głównego
AK. W tym samym rozkazie na wniosek płk "Witolda" zostali awansowani: por. Stefan
Głogowski "Józef" do stopnia kapitana i ppor. Józef Ruszkowski "Florian" do stopnia
porucznika..
23
UNIA
Organizacja wojskowa o nazwie "Unia" została utworzona przez Stronnictwo Pracy
(Popiela) w 1940r, w niektórych rejonach okupowanego kraju. Na terenie powiatu
grójeckiego wykazywała pewną aktywność tylko w Warce oraz w gminie Murowanka.
Utworzył ją por. Czesław Mituła - Stanisław Kowalski "Ketling". W okresie okupacji był on
zatrudniony jako poborca podatkowy w gminie Murowanka.
Najbardziej aktywna i wartościowa była placówka Unii w Warce. Należeli do niej :
inż. Antoni Kossobudzki "Gryf", inż. por. Stanisław Myszkowiec "Orzeł", inż. leśnik ppor.
Antoni Paprzycki "Lech", Józef Piłat "Żmija" - plutonowy z Korpusu Żandarmerii WP, trzy
osoby z rodziny Solarskich, Mikołaj Cieślak "Jarosz", Władysław Suchecki "Karol" i inni.
Łącznie placówka warecka liczyła 15-20 członków. Grupa ta odegrała potem istotną rolę w
przeorganizowywaniu Ośrodka IV AK. Żołnierze Unii byli dobrze przeszkoleni w
posługiwaniu się bronią palną, w przygotowywaniu, a następnie przeprowadzaniu akcji
sabotażowych itp. W roku 1942 na zlecenie "Ketlinga" wykonano w Fabryce Okuć
Budowlanych B-cia Lubert w Warce próbny miotacz płomieni. Była to jednak konstrukcja
niedopracowana i dalsze prace nad jej ulepszaniem przerwano.
W kwietniu 1942r. placówka Unii w Warce została podporządkowana
Komendzie Obwodu AK Grójec-"Głuszec". Utworzono wtedy Ośrodek IV AK w Warce. Do
Ośrodka weszły również oddziały ZWZ znajdujące się w gminach Konary i Lechanice.
Komendantem Ośrodka IV AK został mianowany por. Czesław Mituła "Ketling", a jego
zastępcą por. Stanisław Myszkowiec "Orzeł". Akcję scaleniową Unii z ZWZ
przeprowadził ówczesny komendant Obwodu AK Grójec-„Głuszec" kpt. Stefan Jodłowski
"Klon".
24
ZWIĄZEK WALKI ZBROJNEJ - ZWZ
W roku 1940 zostały utworzone na terenie Ośrodka IV (Warka, gmina Konary i
gmina Lechanice) trzy placówki ZWZ. Najsilniejsza z nich i najlepiej zorganizowana
znajdowała się w gminie Konary. Utworzyli ją: ppor. Stanisław Jeziorski "Jastrząb" -
nauczyciel w Ostrołęce, por. Tadeusz Pawlak "Pęk" - nauczyciel w Konarach, ppor. Tadeusz
Kucharski "Kucewicz" - nauczyciel w Dębnowoli i ppor. Witold Jagodziński "Świt" - inż.
leśnik w Dębnowoli. Komendantem placówki był ppor. Stanisław Jeziorski.-" Jastrząb".
W gminie Konary były silnie akcentowane tradycje ruchu ludowego. Wielu rolników
należało przed 1939r. do Polskiego Stronnictwa Ludowego - Wyzwolenie.
W 1941r. placówka liczyła ok. 50 żołnierzy - młodych rolników. Byli oni jako
tako przeszkoleni i uzbrojeni. Z placówką tą współdziałali zamieszkali w Warce członkowie
PSL -Wyzwolenie: Władysław Janus "Jawor" i Andrzej Korczak "Zwolan".
Należy przy tym wyjaśnić, że w latach 1941-1942 PSL -Wyzwolenie tworzyło
własne oddziały zbrojne - Bataliony Chłopskie. Ponieważ na terenie gminy Konary zalążki
konspiracji wojskowej zaczęto tworzyć już w roku 1940 w ramach Związku Walki Zbrojnej,
działacze ludowi prawdopodobnie nie chcieli wprowadzać zamętu w umysłach młodych
żołnierzy, pozostawiając ten oddział takim jakim już był. Ponadto niektóre oddziały BCH
zostały potem podporządkowane dowództwom Armii Krajowej; niektóre jednak zachowały
własną odrębność aż do końca okupacji.
Na terenie gminy Lechanice w roku 1941 istniały jakieś bliżej nie określone zalążki
oddziału ZWZ. Skupiały się one wokół nauczyciela z Wrociszewa ppor. Wacława
Rzeźnickiego „Roli”. Placówka ta jednak nie przekraczała liczebności drużyny; była mało
aktywna i nieuzbrojona. Uaktywnienie jej nastąpiło dopiero w roku 1943 podczas
przeorganizowywania Ośrodka IV AK.
Duże zasługi w dziedzinie organizacji i szkolenia żołnierzy położył por. Edward
Górecki "Zyg" czasowo delegowany w pierwszym kwartale 1944r. z Obwodu "Głuszec" do
Ośrodka IV.
Najsłabszym ogniwem ZWZ była placówka w Warce. Wprawdzie już w roku 1940
nauczyciel Aleksander Gajewski "Maciej" rozpoczął tworzenie zalążka placówki, ale po jego
rychłym przeniesieniu się na teren gminy Drwalew nie znalazł się następca do podjęcia i
rozwijania dalszej działalności. W roku 1941 placówką dowodził sierż. Zygmunt Wachnik
25
"Krakus", podający się za dowódcę drużyny. Dopiero w roku 1943 grupa ta nieco uaktywniła
się w okresie przeorganizowywania Ośrodka IV AK. Do plutonu został skierowany
niezwykle aktywny Tadeusz Sajnok "Bartosz" jako zastępca dowódcy plutonu. Zrobił co
tylko było możliwe, jednak i jemu nie w pełni udało się doprowadzenie plutonu do
wymaganej sprawności organizacyjnej, a tym bardziej bojowej. Nadal kręgosłup Ośrodka
stanowili żołnierze z NOW i Unii.
26
WŁĄCZENIE NOW DO ARMII KRAJOWEJ W
OBWODZIE GRÓJEC - "GŁUSZEC"
Zgodnie z rozkazem Naczelnego Wodza z dnia 14 lutego 1942r, Związek Walki
Zbrojnej został przemianowany na Armię Krajową. Wszystkie inne organizacje wojskowe
miały obowiązek podporządkować się terenowym dowództwom tej już jednolitej armii
podziemnej, z wyjątkiem oczywiście tych skrajnie lewicowych/ sterowanych z Moskwy.
W kwietniu 1942r odbyło się sondażowe spotkanie komendanta Obwodu Armii
Krajowej Grójec-"Głuszec" kpt. "Klona" z komendantem powiatowym NOW ppor. Józefem
Ruszkowskim "Florianem". Do nawiązania osobistych kontaktów doszło z inicjatywy kpt.
"Klona" który posłużył się w tym celu inż. Antonim Kossobudzkim "Gryfem" z już
podporządkowanej Unii. Spotkanie odbyło się w mieszkaniu inż. Kossobudzkiego w Warce.
"Klon" był już poinformowany, że rozmowa będzie prowadzona z komendantem powiatowym
NOW, a nie tylko z dowódcą placówki wareckiej.
Na wstępie "Florian" przedstawił się jako podporucznik - absolwent Szkoły
Podchorążych Artylerii w Toruniu z rocznika 1939. Wtedy "Klon" zapytał, czy znane jest mu
nazwisko ppor. Józefa Jodłowskiego, absolwenta z tego samego rocznika. Po otrzymaniu
potwierdzającej odpowiedzi, "Klon" przedstawił się jako oficer służby łączności w stopniu
kapitana. Był on starszym bratem ppor. Józefa Jodłowskiego. Lody zostały przełamane.
Następnie "Florian" złożył sprawozdanie o stanie oddziałów NOW w powiecie
grójeckim składających się z 8 placówek o łącznej liczebności 8 oficerów, 12 podoficerów
oraz 220 żołnierzy. "Klon" przyjął to sprawozdanie z uznaniem oświadczając, że po
naradzeniu się ze swoim sztabem będzie dążyć do obsadzenia oficerami NOW Ośrodka I w
Grójcu i Ośrodka IV w Warce. Wynikało z tego, że w Grójcu komendantem Ośrodka I
zostanie mianowany por. Stefan Głogowski "Józef", a Ośrodka IV w Warce - ppor. Józef
Ruszkowski "Florian".
Po tych wstępnych ustaleniach, następne spotkanie w rozszerzonym gronie
wyznaczono w Grójcu na czerwiec 1942r. Ze strony NOW mieli wziąć w nim udział:
"Florian", "Józef" i członek Zarządu Powiatowego Stronnictwa Narodowego M.
Podymniak "Andrzej". Ze strony Komendy Obwodu uczestniczyć mieli: "Klon" - komendant
Obwodu, szef KEDYWU por. Jan Warnke "Błysk" i szef Oddziału Prasy i Propagandy Wanda
Godlewska "Wir". Podczas tej dwumiesięcznej przerwy "Florian" miał złożyć meldunek
27
komendantowi Okręgu Warszawskiego NOW płk. "Witoldowi" o przebiegu scalania
oddziałów. Dwie podchorążówki NOW: w Warce i Dańkowie miały być nadal prowadzone.
W Komendzie Okręgu NOW panowała pewna konsternacja. Mianowicie
niedawno komendant główny płk "Wiesław", stosując się do rozkazu Naczelnego Wodza
włączył niektóre oddziały NOW do Armii Krajowej bez konsultacji z władzami Stronnictwa
Narodowego. Rozkaz "Wiesława" nie dotarł jednak do wszystkich oddziałów terenowych;
nastąpiło w nich pewne rozdwojenie. Nie wpłynęło to jednak znacząco na dalszy przebieg
włączania się pozostałych oddziałów do Armii Krajowej.
Do ustalonego spotkania delegatów NOW z delegatami Komendy Obwodu AK
"Głuszec" doszło nieco później niż planowano a mianowicie we wrześniu 1942r. W czasie
tego spotkania podjęto decyzję, że do końca 1942r, wszystkie oddziały NOW zostaną
włączone do odpowiednich ośrodków AK:
1. Placówka w Grójcu - do I Ośrodka AK, przy czym komendantem Ośrodka zostanie
mianowany por. Stefan Głogowski "Józef";
2. Placówki w Pamiątce i Tarczynie - do Ośrodka II AK; podporządkowanie
przeprowadzi por. Stefan Głogowski "Józef";
3. Placówki w Warce i Michałowie wzmocnią słaby Ośrodek IV AK; komendantem
zostanie mianowany ppor. Józef Ruszkowski "Florian" ;
4. Placówka w Goszczynie wejdzie w skład Ośrodka VI AK; włączenie
przeprowadzi "Florian".
5. Placówki w Dańkowie i Łęczyszycach zostaną włączone do Ośrodka VII AK;
podporządkuje je "Florian";
6. Placówka w Belsku zostanie włączona do Ośrodka VIII AK;
Kursy podchorążych w Warce i Dańkowie zostaną do czerwca 1943r zakończone
egzaminem przed komisją w składzie: komendant Okręgu NOW płk "Witold", szef
szkoleniowo-operacyjny Komendy Okręgu NOW oraz delegat Komendy Obwodu AK
"Głuszec" por. Jan Warnke "Błysk".
Wszystkie punkty porozumienia oprócz l i 3 zostały wykonane do końca 1942r. Z
dniem l lipca 1943r. nastąpiła zmiana na stanowisku komendanta Obwodu "Głuszec". Kpt.
"Klon" został powołany do służby łączności w Komendzie Głównej AK, a komendantem
Obwodu "Głuszec" został mianowany por. Dionizy Rusek "Halny".
28
Do połowy 1943r. nie nastąpiły jednak nominacje oficerów NOW na komendantów
Ośrodków I i IV.
W Ośrodku IV AK funkcję komendanta nadal pełnił por. Czesław Mituła-Stanisław
Kowalski "Ketling" pomimo, że był od dawna "spalony" na tym terenie. Prawdopodobnie
wydał go jakiś szpicel.
W dniu 11 sierpnia 1943r funkcjonariusze gestapo niespodziewanie zjawili się w
urzędzie gminy Murowanka. Weszli do pokoju, w którym urzędował "Ketling" pytając, gdzie
znajduje się Stanisław Kowalski. "Ketling" bez wahania wskazał następny pokój, a sam przez
okno wydostał się na zewnątrz urzędu. Był jednak na tyle nieostrożny, że natychmiast udał
się do miejsca swego zakwaterowania we wsi Gośniewice, odległej o ok. 2km,
prawdopodobnie w celu zabrania rzeczy osobistych. Tam go dopadli gestapowcy. Został
zastrzelony pod pozorem ucieczki na polu pod Warką w miejscu, gdzie obecnie znajduje
się budynek administracyjny Zakładów Piwowarskich. Gestapowcy pozostawili zwłoki w
polu. Dopiero w nocy zostały one przeniesione przez żołnierzy Ośrodka IV do Gośniewic, a
następnie po cichu pochowane na cmentarzu w Warce. W tym samym dniu gestapowcy
zastrzelili w Gośniewicach ppor. Mieczysława Stefanowicza "Zawiszę", oficera V Ośrodka
AK. Pochowany on został obok "Ketlinga".
Po tragicznej śmierci "Ketlinga" Ośrodek IV AK w Warce wizytował szef KEDYWU
Obwodu "Głuszec" por. Jan Warnke „Błysk” z rozkazem kpt. Dionizego Ruska "Halnego" o
zakończeniu scalania NOW z Armią Krajową. W tym rozkazie zostały potwierdzone
uprzednio ustalone nominacje: na komendanta Ośrodka I por. Stefana Głogowskiego "Józefa"
i na komendanta Ośrodka IV ppor. Józefa Ruszkowskiego "Floriana".
W lipcu 1943r. doszło w naszym mieście do wielkiej tragedii. W Warce w domu dr
Kawieckiego przy ul. Franciszkańskiej, kwaterował posterunek żandarmerii niemieckiej;
liczył on w różnych okresach 8-25 ludzi. Do obsady posterunku dobierano przeważnie
partyjniaków hitlerowskich przygotowanych odpowiednio do gnębienia Polaków oraz
dokonywania jawnych i skrytobójczych morderstw. Ofiary morderstw były skrycie
zakopywane w ogrodzie przy budynku żandarmerii. Kilku Żydów zastrzelono tam jawnie na
oczach przechodniów.
W nocy z 25 na 26 lipca 1943r ówczesny posterunek Einsatzkommando
Sicherheitschutzpolizei pod dowództwem pochodzącego z Kolonii Gutiera, dokonał w Warce
masowego mordu. na dwunastu mieszkańcach Warki w odwet za zabicie przez
29
nieznanych sprawców dwóch wareczczan - Nowczyków, podejrzanych o współpracę z
gestapo. Żandarmi, przy pomocy volksdeutschów Stickla, Schmidta, Polnau, niemieckiego
zawiadowcy stacji kolejowej w Warce Mollera i innych, sporządzili listę kilkudziesięciu
Polaków z różnych warstw społecznych i do rana wywlekli z mieszkań 12 osób, mężczyzn i
kobiety. Zastrzelili ich następnie na ulicach w różnych punktach miasta. Mordowali strzałami
w plecy, nie zawsze zabijając ofiary na miejscu. Niektórzy, ciężko zranieni męczyli się długo
zanim skonali, ponieważ zabroniono udzielenia im pomocy. Zwłoki musiały pozostać na
ulicach do południa, a była to niedziela. Potem pozwolono je zabrać i pochować na
cmentarzu, przy udziale jednak tylko najbliższej rodziny. Ks. Romuald Gawlik przeprowadził
te szczupłe, tragiczne kondukty na cmentarz narażając swoje bezpieczeństwo.
Pogrzeb Nowczyków natomiast odbył się z całym ceremoniałem i przy udziale
niemieckich żandarmów-morderców w szyku.
Dalszym mordom zapobiegła natychmiastowa interwencja kreishauptmanna
(starosty) z Grójca, ponieważ był to wtedy okres łagodnego postępowania z Polakami.
Żandarmów - morderców wycofano, wysyłając ich w rejony przyfrontowe. Miasto w szoku
przeżyło tę ogromną tragedię bólu osieroconych rodzin niepodobna opisać. Wielu ludzi,
którzy byli na liście żandarmów wyjechało z Warki, inni nie spali w domach i spotęgowali
ostrożność.
Wśród ofiar tego mordu byli również dwaj członkowie Armii Krajowej: Henryk
Barkowski "Leon" i Zbigniew Wyrzykowski "Semper.
Zamordowani zostali:
1. Barkowski Henryk, lat 44, były. burmistrz Warki,
2. Wyrzykowski Zbigniew, lat 46, mgr farmacji, właściciel apteki,
3. Wrzesiński Jan, lat 39, rolnik,
4. Skrzypczak Michał, lat 37, rzemieślnik,
5. Chodecka Wacława, lat 51, żona rzemieślnika,
6. Kierszniewska Antonina, lat 43, żona rzemieślnika,
7. Zychowicz Leokadia, lat 64,
8. Zychowicz Władysław, lat 38, rzemieślnik,
9. Narecka Marianna, lat 60,
10. Narecki Tadeusz, lat 21, rzemieślnik,
11. Narecka Eugenia, lat 23,
30
12. Gardasiewicz Paweł, lat 44.
31
REORGANIZACJA OŚRODKA IV
Pod koniec września 1943r. nowo mianowany komendant Ośrodka IV AK por. Józef
Ruszkowski "Florian" udał się do Grójca celem przedstawienia się i nawiązania osobistego
kontaktu z niedawno mianowanym komendantem Obwodu AK "Głuszec" kpt. Dionizym
Ruskiem "Halnym".
Podczas spotkania stwierdzono, że Ośrodek IV znajduje się w początkowej fazie
organizacji; nie powołano dotychczas odpowiednich służb, nie dokonano również ścisłego
podziału na jednostki bojowo-organizacyjne. Zalecono, żeby w korespondencji używać
następujących kryptonimów: Obwód "Głuszec" - "Spółdzielnia", ośrodki - "Filie" i
placówki - "Sklepy". Kryptonimem Ośrodka IV jest "Filia IV".
Natychmiast przystąpiono do reorganizacji Ośrodka IV. Szczęśliwie się złożyło,
że w wareckim Syndykacie Rolniczym został zatrudniony ppor. Jerzy Łukowski "Lenko",
nieźle zorientowany w zagadnieniach organizacyjnych Obwodu "Głuszec" i poszczególnych
ośrodków. Zgodził się objąć funkcję szefa oddziału organizacyjnego - adiutanta w
komendzie Ośrodka. Powołane zostały odpowiednie służby komendy Ośrodka:
1. Komendant Ośrodka IV - por. Józef Ruszkowski "Florian"
2. Zastępca komendanta - por. Stanisław Myszkowiec "Orzeł"
3. Oddział organizacyjny - adiutant - ppor. Jerzy Łukowski "Lenko"
4. Oddział wywiadowczy - dr. Jan Grzebalski "Strzelecki"
5. Oddział szkoleniowo-operacyjny - pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław"
6. Oddział łączności - ppor. Wojciech Jankowski-Wielgus "Sulima"
7. Oddział kwatermistrzowski - por. Michał Miłaszewicz "Gienek"
8. Służba sanitarna - dr Karol Chróścielewski "Batory"
9. Biuro Informacji i Propagandy BIP - Władysław Janus "Jawor"
10. Delegat Kierownictwa Walki Cywilnej - Wiktor Krawczyk "Żar"
11. Przedstawiciel Delegatury Rządu - Jan Stefański "Witold"
12. Wojskowa Służba Kobiet WSK - Róża Plater "Daktyl"
13. Wojskowa Służba Ochrony Powstania WSOP - Franciszek Solarski "Gospodarz".
Szefem KEDYWU - kierownictwa dywersji został . pchor. , Mieczysław Wróbel
32
"Zdzisław", piastując jednocześnie funkcję szefa oddziału szkoleniowo-operacyjnego
Ośrodka. Reorganizacją objęto również placówki, wydzielając z nich jednostki organizacyjno-
bojowe, plutony lub samodzielne drużyny:
Pluton I - pchor. Karol Rajeżyk "Pilica"
Pluton II - sierż. Zygmunt Wachnik "Krakus"
Pluton III - plut. Józef Piłat "Żmija"
Pluton IV (kaemow) - pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław"
Pluton V (Konary) - ppor. Stanisław Jeziorski "Jastrząb"
Pluton VI (Lechanice) - ppor. Wacław Rzeźnicki "Rola"
Drużyna Łączności - ppor. Wojciech Jankowski "Sulima"
Drużyna Sanitarna - Hanna Turska "Lena"
Utworzono również stanowisko podoficera broni Ośrodka. Został nim plut. Józef
Piłat "Żmija", a później kpr. Romuald Luks "Szary".
Ubyło czterech oficerów: ppor. Zbigniew Glinicki "Zbych" został powołany do
wywiadu w Komendzie Głównej AK i skierowany na tereny włączone do Rzeszy, ppor. Jerzy
Wiśniewski "Błażej" przeniósł się ze względów rodzinnych do jednego z podwarszawskich
obwodów AK, a por. Czesław Mituła "Ketling" zginął od wrażych kuł gestapowców. Por.
Władysław Fabiszewski został aresztowany przez gestapo we wrześniu 1943r. w Obwodzie
AK Radom "Jodła".
W końcu 1943r. Ośrodek IV miał do dyspozycji 12 oficerów:
1. por. Józef Ruszkowski "Florian"
2. por. Stanisław Myszkowiec "Orzeł"
3. por. Michał Miłaszewicz "Gienek"
4. por. Tadeusz Pawlak "Pęk"
5. ppor. Jerzy Łukowski "Lenko"
6. ppor. Wojciech Jankowski "Sulima"
7. ppor. Antoni Paprzycki "Lech"
8. ppor. Kazimierz Bęski "Wir"
9. ppor. Wacław Rzeźnicki "Rola"
10. ppor. Stanisław Jeziorski "Jastrząb"
11. ppor. Tadeusz Kucharski "Kucewicz"
12. ppor. Witold Jagodziński."Świt".
33
W pierwszej połowie 1944r przez parę miesięcy przebywał na terenie Ośrodka IV
oficer z Komendy Obwodu por. Edward Górecki "Zyg". Objął on funkcję zastępcy dowódcy
plutonu VI w placówce Lechanice, przyczyniając się walnie do jej uporządkowania,
uzbrojenia i przeszkolenia żołnierzy.
Kadrę oficerską wspomagało siedmiu podchorążych, w tym pięciu wyszkolonych na
kursie NOW:
1. pchor. Karol Rajczyk "Pilica"
2. pchor. Wojciech Januszajtis "Żegota"
3. pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław"
4. pchor. Czesław Pankowski."Roman"
5. pchor. Henryk Pankowski "Konrad"
6. pchor. Tomasz Radoszewski "Urban"
7. pchor. Alfons Marchewka "Fred".
Stan podoficerów wynosił łącznie 20, w tym pięciu wyszkolonych na kursie NOW.
Niebawem jednak stan oficerów zmniejszył się o dwie osoby: zostali "spaleni",
prawdopodobnie wytropieni przez szpicla, por. Stanisław Myszkowiec "Orzeł" i ppor.
Antoni Paprzycki "Lech". "Spalony" został również inż. Antoni Kossobudzki "Gryf".
Wszyscy oni wywodzili się z Unii i byli aktywnymi członkami konspiracji. Ośrodek IV
poniósł więc duża stratę.
Od września 1943r. konspiracyjny porządek działań Ośrodka był regulowany
rozkazami komendanta, wydawanymi raz w tygodniu, czasem co 2 tygodnie. Wydano ich
ogółem około 60. Były one przechowywane aż do roku 1950. Po ugruntowaniu się w naszym
kraju brutalnego terroru stalinowskiego, wymierzonego głównie w dowódców Armii
Krajowej, po wspólnej naradzie "Floriana", "Lenki", "Orła" i "Pęka" zdecydowano je
zniszczyć dla uniknięcia dochodzeń NKWD i UB w celu zidentyfikowania pseudonimów.
Poniżej podaje się formę i treść przykładowego rozkazu:
Spółdzielnia "Głuszec" M.p. 25 września 1943r. Filia IV
Rozkaz Nr 3
1)
Stwierdzam zakończenie przeorganizowywania Filii. "Lenko"
przedstawi schemat organizacyjny Filii do akceptacji
kierownikowi Spółdzielni "Halnemu" za pośrednictwem "Lacha".
34
2)
Wyznaczam na podoficera broni Filii "Żmiję", a na jego zastępcę
"Szarego".
3)
Wszyscy żołnierze Filii mają obowiązek złożyć wobec dowódców
plutonów i samodzielnych drużyn wojskową przysięgę
obowiązującą w Armii Krajowej. Tekst przysięgi w załączeniu.
Zalecam jeśli to tylko będzie możliwe, uczynić to zbiorowo i
uroczyście podczas polowych ćwiczeń w nocy.
4)
Kierownik Spółdzielni ustanowił honorowy tytuł "Wzorowy Żołnierz
Armii Krajowej" dla najbardziej zdyscyplinowanych i zasłużonych
żołnierzy. Tytuł ten jest nadawany przez kierownika Spółdzielni na
wniosek kierownika Filii. W podległych mi jednostkach wnioski
sporządzają dowódcy plutonów i samodzielnych drużyn. Tytuły te
mogą otrzymać żołnierze za dotychczasową nienaganną służbę i co
najmniej 5-krotny udział w akcjach bojowych. Wszystkie wnioski
muszą być zaakceptowane przez szefa KEDYWU "Zdzisława".
5)
Do dnia 15 listopada 1943r. wszystkie jednostki prześlą do Filii
wykazy posiadanej broni i amunicji.
Kier. Filii – "Florian"
W okresie największego rozkwitu, a przypada on na pierwszy kwartał 1944r, bilans
liczbowy Ośrodka IV przedstawiał się następująco: w sztabie, plutonach, drużynie łączności i
drużynie sanitarnej było około 400 żołnierzy, a około 100 członków i ludzi organizacyjnie nie
związanych z AK popierało i wspomagało jego działania. Do tych ostatnich należała m.in.
rodzina Lubertów.
35
ZAOPATRZENIE W BROŃ
W okresie reorganizacji Ośrodka został sporządzony dokładny bilans posiadanej
broni palnej. Nie był on zadowalający i przedstawiał się następująco:
1. kb i kbk - 30 sztuk
2. broń krótka - pistolety - 35 sztuk (modele Vis, FN, Walter i inne)
3. granaty ręczne polskie i niemieckie - 25 sztuk
4. amunicja karabinowa - około 400 sztuk
5. amunicja do broni krótkiej - około 100 sztuk
Broń ta wystarczała na słabe uzbrojenie tylko jednego plutonu bojowego.
Wszystkie plutony zostały zobowiązane do dozbrajania się we własnym zakresie, a
nawet wezwano do współzawodnictwa.
Te posunięcia dały szybko rezultaty, głównie w przyroście ilości kb i kbk, których
liczba pod koniec 1943r.wzrosła do około 60 sztuk, a ilość amunicji - do około 2000 sztuk.
Przybyło też parę granatów ręcznych.
Jesienią 1943r Ośrodek wzbogacił się o dwa ciężkie karabiny maszynowe modelu
"Maxim". Od dawna o ich przechowywaniu w gospodarstwie rodzinnym meldował kpr. Józef
Bekasiewicz "Jerzy". Kaemy były zakopane w oborze pod żłobem. Przechowały się one przez
4 lata w zupełnie dobrym stanie. Wymagały jednak usunięcia korozji, dorobienia niektórych
części i ponownego zakonserwowania. Dorobienia części w Fabryce Okuć Budowlanych
Bracia Lubert, za wiedzą dyrektora, podjął się Lucjan Kret "Jędrek", technik ze
Starachowickich Zakładów Zbrojeniowych i specjalista od kaemow z WP. Ekipę naprawczo-
konserwacyjną stanowili: pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław", wspomniany już wcześniej
"Jędrek", Eugeniusz Regulski "Twardy" i por. Józef Ruszkowski "Florian". Naprawa trwała 2
dni i odbywała się w stodole należącej do ojca "Twardego".
Powstał nowy problem właściwego przechowywania karabinów - nie można ich było
przecież znowu ukryć w ziemi. Problem ten szybko rozwiązano, budując podziemny schron-
magazyn w sadzie Stanisława Jagielińskiego "Sokoła". we wsi Wichradz, odległej o 3km od
Warki. Został wykopany dół o wymiarach 4 x 2m i głębokości 2,2m. Od góry nakryto go
belkowym stropem, zabezpieczając przed przesiąkaniem wody warstwami papy. Wejście
zostało sprytnie zamaskowane starym, walącym się szałasem. Szałasy tego rodzaju są
36
stawiane w sadach jako schronienie dla stróża nocnego, pilnującego przed kradzieżą owoców.
Kaemy zostały przeniesione do schronu i ułożone na stołach zbitych z desek. W
schronie ukryto ponadto wiele innej broni: kb, pistolety automatyczne, broń krótką, granaty,
amunicję, itp.
Problem kaemow nie został jednak rozwiązany do końca. Przy kaemach znaleziono
tylko kilkaset sztuk amunicji maszynowej, co czyniło je mało użytecznymi. Karabinowa
amunicja o mniejszym ładunku prochu w łusce nie powodowała bowiem odrzutu części
zamkowych, wskutek czego nie uzyskiwało się ognia ciągłego, a tylko strzały pojedyncze.
Jeden z naszych żołnierzy zameldował, że zaobserwował żołnierzy WP
zakopujących w metalowych pojemnikach amunicję karabinową we wrześniu 1939r.
Zapamiętał dokładnie to miejsce. Trudność wydobycia tej amunicji polegała jednak na tym,
że schowek znajdował się przy torze kolejowym w odległości ok. 200m od mostu kolejowego
strzeżonego przez posterunki niemieckie. Trudności te zostały jednak pokonane pewnej nocy
przy ulewnym deszczu i silnej wichurze. Wykopano ponad 3000 sztuk amunicji karabinowej,
niestety nie była to amunicja maszynowa. Jednak była to cenna zdobycz, jako że Ośrodek
posiadał już wtedy około 60 sztuk kb i kbk. Amunicję pozyskał niezrównany "Zdzisław".
Pomimo tych niepowodzeń nie zrezygnowano z prób zdobycia właściwej amunicji;
dwa kaemy stanowiły jednak wielką siłę ognia. Zwrócono się w tej sprawie do naszych
żołnierzy zatrudnionych na kolei, którzy potwierdzili, że przez Warkę przechodzą transporty
kolejowe z wagonami załadowanymi bronią i amunicją. Wagony te są specjalnie
plombowane i obsługiwane przez kolejarzy niemieckich, których na stacji było kilku.
Nawet jeśli wagon odstawi się na bocznicę, to i tak nie uda się rozładować jego zawartości na
oczach Niemców. Kolejarze zaproponowali, że jeśli to się okaże możliwe, to odstawią jeden
z takich wagonów chwilowo na bocznicę, by zaraz dołączyć go na końcu najbliższego składu
pociągu. Tak pozyskany wagon z uzbrojeniem odczepi się na stacji w Zalesiu Górnym, gdzie
nie ma obsługi niemieckiej i skieruje na bocznicę. Stacja w Zalesiu Górnym znajduje się
wśród lasu. Łatwo i bezpiecznie można wtedy będzie przeładować zawartość wagonu na inne
środki transportowe. Oczywiście należy to uczynić w nocy. Ponieważ stacja kolejowa w
Zalesiu Górnym była terenem działania Ośrodka II AK, szybko więc trzeba było nawiązać
odpowiednie kontakty.
Niebawem nadarzyła się okazja: list przewozowy przełożono do innych dokumentów,
wagon zaś wieczorem odczepiono i zaraz dołączono go do następnego składu. Do
37
odstawienia wagonu na bocznicę kolejową w Zalesiu Górnym udało się dwóch kolejarzy z
Warki: Władysław Kasztalski "Sygnał" i Wacław Kacperek "Marcin". Akcja zakończyła się
pomyślnie.
Po kilku tygodniach Ośrodek IV otrzymał swoją część "łupu", a mianowicie 2500
sztuk amunicji maszynowej, 300 sztuk amunicji do schmeiserów i trochę granatów ręcznych.
Resztę amunicji i prawdopodobnie broni rozdzielono między Obszar Warszawski, Obwód
"Głuszec" i Ośrodek II.
Na początku 1944r. powstały możliwości zaopatrzenia Ośrodka w bardziej
nowoczesną broń niemiecką drogą zakupu od oddziałów węgierskich, a także niemieckich,
stacjonujących w Warszawie i w miejscowościach podwarszawskich. Chodziło nam o broń
maszynową, a zwłaszcza poręczne pistolety automatyczne marki "Schmeiser". Pełno ich było
na czarnym rynku. Cena takiego pistoletu łącznie z amunicją wynosiła kilkanaście tysięcy
złotych. Zakupu broni w określonych melinach dokonywali: Józef Piłat "Żmija" i Tadeusz
Sajnok "Bartosz", a także i inni koledzy. Kupowano tylko egzemplarze wyposażone w
amunicję w ilości co najmniej 100 sztuk. Przedmiotem naszego zainteresowania była również
broń krótka, na przykład doskonałe pistolety marki "Parabellum" oraz niemieckie granaty
ręczne. Zakupione egzemplarze były przewożone pociągiem przez granatowych
policjantów - żołnierzy Armii Krajowej: st.sierż. Konrada Kołodziejskiego "Augusta" i plut.
Wacława Kowalewskiego „Bora”.
W Warce oprócz posterunku żandarmerii niemieckiej, znajdował się również
posterunek policji granatowej w liczbie 8 - 10 osób. Komendantem posterunku był st.sierż.
Konrad Kołodziejski "August", a jego zastępcą plut. Wacław Kowalewski "Bór". Policjanci
ci, poza przewozem broni oddawali cenne usługi wywiadowcze i kontrwywiadowcze.
Komendant posterunku st.sierż. K. Kołodziejski, podobnie jak burmistrz M. Grabowski
potrafił wzbudzić zaufanie u Niemców, którzy odnosili się do niego z sympatią, a nawet
szacunkiem. To zaufanie Niemców wynikało prawdopodobnie z faktu że cała czteroosobowa
rodzina "Augusta" została wywieziona w głąb Związku Sowieckiego w roku 1939.
W ciągu dwóch miesięcy zakupiono 15 pistoletów maszynowych "Schmeiser", 40
pistoletów "Parabellum" i 50 granatów ręcznych. Broń rozdzielono pomiędzy plutony.
W sfinansowaniu tego przedsięwzięcia pomogło kierownictwo Syndykatu
Rolniczego, nasi koledzy - żołnierze AK: Władysław Woźniak "Roch" i Adam Zaleski
"Herman". Również koledzy z komendy Ośrodka ppor. Jerzy Łukowski i pchor. Mieczysław
38
Wróbel wygospodarowali w Syndykacie niebagatelne kwoty pieniężne. W placówkach
Konary i Lechanice przeprowadzono zbiórkę wśród dość zamożnych rolników na dozbrojenie
ośrodka.
W pierwszym kwartale 1944r. stan uzbrojenia Ośrodka przedstawiał się już
nieźle:
1. ciężkie karabiny maszynowe "Maxim" 2 szt.
2. pistolety automatyczne "Schmeiser" 15 szt.
3. kb i kbk 60 szt.
4. broń krótka - pistolety różnych marek 70 szt.
5. granaty ręczne polskie i niemieckie 70 szt.
6. amunicja maszynowa 2700 szt.
7. amunicja karabinowa 3500 szt.
8. amunicja do "Schmeiserów" 1800 szt.
9. amunicja do broni krótkiej 1000 szt.
Ponadto zgromadzono w beczkach 600 litrów benzyny, około 1000 butelek i
chemiczne zapalniki do sporządzania butelek zapalających.
Na początku pierwszego kwartału 1944r. podczas odprawy u komendanta Obwodu
"Głuszec" kpt. "Halnego" został zademonstrowany zrzutowy pistolet automatyczny
angielskiej marki "Steń". Była to broń prosta w budowie, łatwa w obsłudze i niezawodna w
użyciu. W paru miejscach naszego kraju podjęto jego produkcję na potrzeby Armii Krajowej.
Najtrudniejszy element pistoletu - lufa - był wytwarzany w Radomiu. Lufy można było
zamiennie otrzymać według wskaźnika : za każdy wykonany "Steń" - 10 luf.
Komendant Ośrodka IV "Florian", po dokładnym obejrzeniu pistoletu, zdecydował
się uruchomić jego niewielką produkcję w Fabryce Okuć Budowlanych Bracia Lubert w
Warce. Komendant Obwodu "Halny" zgodził się wypożyczyć jeden egzemplarz "Stena"
celem sporządzenia dokumentacji konstrukcyjnej. Po tygodniu otrzymaliśmy "Stena" i 10
luf.
Następnie odbyła się narada u dyrektora fabryki inż. Jerzego Luberta. Obecni na niej
byli: inż. Janusz Lubert, mec. Wacław Lubert i Hanna Frydrychiewicz jako współwłaściciele,
kierownik fabryki Tadeusz Jatymowicz "Piotr", inż. Antoni Kossobudzki "Gryf", inż.
Stanisław Myszkowiec "Orzeł" i por. Józef Ruszkowski "Florian". Zdecydowano się na
podjęcie wytwarzania elementów konstrukcyjnych pistoletu tylko podczas nocnej zmiany
39
przez szczególnie zaufanych pracowników - żołnierzy AK. Dokumentację konstrukcyjną
wykonał techn. Zbigniew Kupras "Marek" pod nadzorem techn. Lucjana Kreta "Jędrka".
Wytypowano wykonawców elementów konstrukcyjnych:
1. Jan Sałaszewski "Klemens" - mistrz
2. Stanisław Rudnicki "Stach" - mistrz
3. Eugeniusz Regulski "Twardy"
4. Tadeusz Sajnok "Bartosz"
5. Edward Grzelewski "Blondyn"
6. Zygmunt Wachnik "Krakus"
7. Władysław Suchecki "Karol"
8. Józef Kalbarczyk "Cięty"
9. Józef Bekasiewicz "Jerzy"
10. Tomasz Radoszewski "Urban"
11. Zdzisław Buczkowski "Bocian"
12. Tadeusz Traczyk "Warka"
13. Mikołaj Cieślak "Jarosz"
14. Jan Sobolewski "Szymon”.
Część elementów konstrukcyjnych była wykonana w prywatnym. warsztacie
Tadeusza Jatymowicza "Piotra" przez wysokiej klasy ślusarza Aleksandra Aleksandrowicza
"Grada".
Za szybkie i zdecydowane uruchomienie produkcji pistoletów automatycznych typu
"Steń" w Ośrodku IV, komendant Obwodu "Głuszec" kpt. Dionizy Rusek "Halny" - "Grań"
złożył drogą służbową wniosek do KG AK o awansowanie głównego animatora tego
przedsięwzięcia por. Józefa Ruszkowskiego "Floriana" do stopnia kapitana. Wniosek ten, jak
zakomunikował potem "Halny", był wysłany w drugiej połowie lipca 1944r, a więc tuż przed
wybuchem powstania warszawskiego. Czy został rozpatrzony - nie wiadomo. Pewnym
śladem tego-.wniosku jest opinia kpt. "Halnego" o postawie "Floriana", odnaleziona w
Archiwum Akt Nowych przez Henryka Świderskiego, autora publikacji p.t. "Okupacja i
konspiracja w Obwodzie Grójec - "Głuszec" w latach 1939-1945", Instytut Wydawniczy
Pax, 1989. A oto kopia listu Henryka Świderskiego do J. Ruszkowskiego "Floriana":
Kopia listu str. 45
40
UBEZPIECZENIE RADIOSTACJI NADAWCZEJ KG
ARMII KRAJOWEJ
W grudniu 1943r. przedstawiciel szefostwa łączności KG Armii Krajowej badał
możliwości zlokalizowania na terenie Ośrodka IV radiostacji nadawczej dla łączności z
władzami wojskowymi w Londynie.
Podczas wojny na terenie Ośrodka IV znajdowały się dwie niemieckie polowe
radiostacje wojskowe koło wsi Dębnowola i Niemojewice, odległe od siebie w linii prostej o
około 6 km. Zdaniem delegata, nadawanie telegramów w pobliżu dwóch czynnych
radiostacji jest w miarę bezpieczne, ponieważ następują wtedy pewne zakłócenia
utrudniające dokładne zlokalizowanie tej obcej nadającej radiostacji.
Toteż wytypowano jako jeden z punktów nadawania szopę położoną o ok. 200m od
masztu antenowego radiostacji niemieckiej w Niemojewicach. Szopa ta należała do
Władysława Marciniaka "Sępa". Innymi punktami nadawania były: strych budynku
browarnego w Warce, osobno stojąca stodoła w Dębnowoli, wyspa na Pilicy koło wsi Niwy
Ostrołęckie, itp. Uruchamianie radiostacji odbywało się przeważnie raz w tygodniu, a
nadawanie zwane "graniem" nie dłużej niż jedną godzinę.
Radiostację dostarczyło szefostwo łączności KG, Ośrodek IV zaś zorganizował jej
ubezpieczenie w miarę dobrze uzbrojonymi patrolami. Ostrzeżono nas, że należy zwrócić
baczną uwagę na niemieckie lotne patrole goniometryczne, poruszające się w terenie na
motocyklach.
Radiostacja nadawcza rozpoczęła działalność już pod koniec grudnia 1943r.
Opiekunem radiostacji został Stefan Batte "Śmiały", a pomagali mu efektywnie: Franciszek
Solarski "Gospodarz", Jerzy Solarski "Niby", Wiesława Solarska-Myszkowiec "Jadwiga" i
Wacław Pawlicki "Pancerz" z Ostrołęki. Zadaniem opiekunów było ukrywanie nadajnika
oraz przerzucanie go do odpowiednich punktów nadawania. Za ubezpieczenie
odpowiedzialny był szef KEDYWU pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław". Do obsady
patroli wytypował on najbardziej bojowych i obytych w posługiwaniu się bronią palną
żołnierzy. A byli to:
1. Józef Piłat "Żmija"
41
2. Tadeusz Sajnok "Bartosz"
3. Władysław Suchecki "Karol"
4. Jerzy Solarski "Niby"
5. Mikołaj Cieślak "Jarosz"
6. Edward Grzelewski "Blondyn"
7. Jan Czerczak "Monter"
Do nadawania zaszyfrowanych telegramów przyjeżdżał "grajek" z Warszawy.
Radiostacja była czynna do czerwca 1944r. W czasie jej działalności na naszym
terenie zdarzyły się trzy incydenty godne odnotowania. Pewnego dnia ruchomy patrol
niemiecki wpadł do gospodarstwa Władysława Marciniaka "Sępa" w Niemojewicach w pół
godziny po zakończeniu nadawania telegramu. Szukano oczywiście nadajnika. Gospodarz
tłumaczył się, że nie ponosi on odpowiedzialności za to, co się dzieje w odległej od
gospodarstwa szopie. Został on jednak uderzony w twarz kolbą pistoletu, tracąc oko.
Następny incydent miał miejsce podczas pracy nadajnika na wyspie na rzece Pilicy.
Nadleciał samolot rozpoznawczy i ostrzelał wyspę ogniem pokładowym. Nie poniesiono
jednak żadnych strat.
Najbardziej krwawy incydent wydarzył się we wsi Dębnowola w pobliżu polowej
stacji niemieckiej. Wysłano z niej 2-osobowy patrol, prawdopodobnie w celu zlokalizowania
czynnej obcej radiostacji. Żołnierze niemieccy natknęli się na nasz ubezpieczający patrol. W
wyniku starcia został zabity żołnierz niemiecki.
Natychmiast zadziałał kierownik majątku rolnego w Dębnowoli, będącego w
dyspozycji Niemców tzw. "Liegenschaft" - Kazimierz Łagodziński "Adam". Przekonał on
komendanta radiostacji polowej, że żołnierz niemiecki zginął w obronie polskiego rolnika, na
którego gospodarstwo napadli bolszewiccy bandyci. Dzięki temu nie było żadnego odwetu ze
strony Niemców, którzy do tego czasu utrzymywali poprawne stosunki z okolicznymi
rolnikami, zaopatrując się u nich w żywność.
Na początku czerwca 1944r. zostało zorganizowane zrzutowisko w pobliżu wsi
Lechanice. Miał być dokonany odbiór kilku skoczków spadochronowych z Londynu.
Technicznym urządzeniem zrzutowiska zajął się delegat KG AK. Obowiązek ubezpieczania
zrzutowiska spoczywał na Ośrodku IV. Ubezpieczenie zorganizował i dowodził nim szef
42
KEDYWU pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław". Był to oddział żołnierzy o liczebności
drużyny silnie uzbrojony w pistolety automatyczne i granaty ręczne. Na zrzutowisko przybył
także komendant Ośrodka "Florian" wraz z adiutantem "Lenką".
O północy nadleciał samolot; nawiązano z nim łączność świetlną. Wykonał nad
zrzutowiskiem dwie pętle, jednak zrzutu ludzi nie dokonał", prawdopodobnie dlatego że
zauważył odległy o parę kilometrów oświetlony maszt polowej radiostacji niemieckiej.
Niebawem samolot odleciał na inne, zapasowe zrzutowisko.
43
SKRZYNKI KONTAKTOWE.
Adresy prywatnych ludzi i instytucji, zwane "skrzynkami kontaktowymi", służyły do
organizowania spotkań przedstawicieli władz wyższych - KG AK, komendy Podokręgu
Warszawskiego "Hallerowo" i komendy Obwodu "Głuszec" z odpowiednimi władzami
komendy Ośrodka.
Drugi rodzaj skrzynek kontaktowych stanowiły adresy miejsc do spotkań
przedstawicieli placówek z władzami komendy Ośrodka. Adresy skrzynek kontaktowych
zmieniały się z upływem czasu.
W okresie 1943-1944 były czynne na naszym terenie cztery skrzynki kontaktowe
pierwszego rodzaju:
l. Restauracja Jana Korcza "Siwka"; było to miejsce kontaktowe z zapewnionym
dobrym całodziennym wyżywieniem, serwowanym przez gościnnych gospodarzy lokalu:
"Siwka" i jego żonę.
Zdarzył się tam incydent godny odnotowania. Po- egzaminie podchorążych,
gospodarz Ośrodka zaprosił komisję egzaminacyjną i trzech podchorążych (razem 9 osób) na
tradycyjny obiad. Obiad odbywał się w pokoju usytuowanym nieco na zapleczu lokalu
restauracyjnego. Niefortunnie złożyło się, że do restauracji weszło dwóch żandarmów,
prawdopodobnie z zamiarem wymuszenia jakiegoś napitku. Oczywiście "Siwek" domyślił się
o co nieproszonym gościom chodzi, a nam dał umówiony znak. Wtedy gospodarz Ośrodka,
"Florian", zaproponował wypicie zdrowia kochanego seniora. Odśpiewano tradycyjne polskie
"Sto lat". Oczywiście "Siwek" wyjaśnił żandarmom, że odbywa 'się właśnie zjazd rodzinny i
uspokojeni żandarmi niebawem wyszli z lokalu.
2. Następnym punktem kontaktowym z wyżywieniem i noclegiem był przemiły dom
Stefanii "Kasi" i Stefana "Nurka" Niemojewskich. Goście byli tam zawsze niezmiernie
serdecznie i gościnnie przyjmowani, a odjeżdżając zawsze wyrażali słowa wdzięczności i
uznania.
3. Trzecim punktem kontaktowym była portiernia Fabryki Okuć Budowlanych.
Interesantów przyjmował i kierował do komendanta Ośrodka lub jego zastępcy niazawodny
portier Stanisław Jędrzejczyk - "Wierny".
44
4. Ostatnim, awaryjnym punktem kontaktowym był sklepik Wacława
Ledóchowskiego "Lipy", położony blisko miejsca zamieszkania komendanta Ośrodka
"Floriana".
Do kontaktów wewnętrznych w Ośrodku służyły cztery skrzynki kontaktowe:
1. Pierwsza znajdowała się w sklepie Syndykatu Rolniczego. Był tam zawsze wielki
ruch. Interesantów przyjmowali i odpowiednio kierowali Albin Kwiatkowski - "Karol" i
Mieczysław Lipiec "Stanisław".
2. Drugi punkt kontaktowy zlokalizowano w prywatnym mieszkaniu Władysława
Janusa "Jawora". Odbywały się tam spotkania kolegów ze sztabu komendy Ośrodka z
interesantami z terenu.
3. Trzecia skrzynka kontaktowa znajdowała się w zabudowaniach po byłym
browarze. Interesantów załatwiała Wiesława Solarska-Myszkowiec - "Jadwiga".
4. Czwarta skrzynka kontaktowa w różnych okresach była wykorzystywana jako
mieszkanie dla inż. Antoniego Kossobudzkiego "Gryfa", a potem dla ppor. Wojciecha
Jankowskiego-Wielgusa "Sulimy". W początkowym okresie działalności konspiracyjnej
skrzynka ta była punktem rozdziału prasy podziemnej i miejscem zebrań. Mieściła się ona w
mieszkaniu Marcellina Petrykowskiego - "Macieja".
W tym miejscu warto zrelacjonować pewne niebezpieczne zdarzenie, które na
pewien czas zakłóciło spokój w Ośrodku IV. W lutym 1944r. niespodziewanie w nocy zostali
aresztowani przez gestapo bracia Morawscy: Albin - "Saturn", Bernard - "Żbik" i Zdzisław -
"Szparag". Prawdopodobnym szpiclem był strycharz zatrudniony w cegielni braci
Morawskich, który ulotnił się natychmiast po ich aresztowaniu. Zauważył on, że w
pomieszczeniu cegielni zbiera się często pewna grupa młodych ludzi. Odbywało się tam
szkolenie w sekcjach. W cegielni znajdował się również podręczny schowek broni, którego
jednak szpiclowi nie udało się wytropić.
Aresztowani bracia Morawscy zostali osadzeni w areszcie gestapo znajdującym się
w gmachu Caritasu w Grójcu. W nocy z 25 na 27 marca 1944r. została wykonana przez
oddział Obwodu AK "Głuszec" udana akcja bojowa celem odbicia 26 więźniów Caritasu.
Odbito również braci Morawskich. Dotarli oni pod Warkę, zatrzymując się chwilowo u
45
znajomego rolnika. Władze Ośrodka IV natychmiast zaopatrzyły ich w nowe "kennkarty",
spreparowane od ręki przez niezawodną Krystynę Rygiewicz-Głogowską "Lenę" z Grójca.
Następnie bracia Morawscy ukrywali się w Warszawie.
46
WOJSKOWA SŁUŻBA KOBIET - WSK
Wojskowa Służba Kobiet - WSK została powołana podczas reorganizacji Ośrodka w
1943r. Na jej czele stanęła Róża Plater "Daktyl", współwłaścicielka niedużego majątku
ziemskiego we wsi Pilica. Róża Plater była godną spadkobierczynią i kontynuatorką chlubnej
tradycji Emilii Plater, bohaterki Powstania Listopadowego. Na zastępcę dowódcy
oddziału WSK została wyznaczona Hanna Turska "Lena", energiczna i wspaniała kobieta.
Ona to skompletowała drużynę sanitarną i zorganizowała kurs celem wyszkolenia dziewcząt
na kwalifikowane sanitariuszki. Kurs trwał od 15 października 1943r. do 31 maja 1944r.
Szkolenie odbywało się w trzech sekcjach po 5 dziewcząt. Wykłady prowadzili: dr Karol
Chróścielewski „Batory”, dr Jadwiga Goławska-Kwaśnik "Karola", a także "Daktyl" i "Lena”.
Kursy zostały zakończone egzaminem, po którym Ośrodek IV wzbogacił się o 12
kwalifikowanych sanitariuszek.
Następnie została wyłoniona z WSK 15-osobowa drużyna sanitarna, której
dowódcą została H. Turska "Lena". Niezależnie od zaangażowania się w sprawy sanitarne,
"Lena" oddawała cenne usługi wywiadowcze i kontrwywiadowcze.
Należy również wymienić i podkreślić zapał i zaangażowanie się w sprawy
konspiracji innej członkini WSK - Marii Łukowskiej "Żaby", żony adiutanta ppor. Jerzego
Łukowskiego "Lenki". Była ona sekretarką i prawą ręką swego męża w prowadzeniu
korespondencji organizacyjnej, przyjmowaniu oraz wysyłaniu pism i rozkazów, ich
szyfrowaniu i rozszyfrowywaniu, itp.
Drużyna sanitarna rozpoczęła gromadzenie leków i środków opatrunkowych.
Składano je w Fabryce Okuć Budowlanych Bracia Lubert i w wareckiej aptece, w której była
zatrudniona Stanisława Jankowska "Ewa". Dzięki jej zapobiegliwości, zaangażowaniu i
fachowości. Ośrodek IV został dobrze zaopatrzony w środki opatrunkowe i niezbędne leki
według zalecenia naszego lekarza dr. Karola Chróścielewskiego "Batorego". Dodatkowo
środki sanitarne były gromadzone w kilku domach prywatnych.
Tytuły kwalifikowanych sanitariuszek otrzymały:
1. Wiktoria Barkowska "Ola"
2. Władysława Wilczyńska-Marchewkowa "Marysia"
3. Maria Łukowska "Żaba"
4. Danuta Lengiewicz "Harda"
47
5. Felicja Gientkowska "Róża"
6. Danuta Młynarczyk-Kurek "Zośka"
7. Zofia Tomczyk-Bednarska "Krystyna"
8. Julia Cieślak-Dull "Bratek"
9. Leokadia Cwyl- Forecka "Borówka"
10. Aleksandra Krawczyk-Ruszkowska "Urszula"
11. Stanisława Cieślak-Piłat "Zofia"
12. Wiesława Solarska-Myszkowiec "Jadwiga"
Dzielne sanitariuszki spełniły swoją powinność niosąc pomoc rannym mieszkańcom
Warki w sierpniu 1944r. podczas artyleryjskiego ostrzału i bombardowania lotniczego
miasta przez oddziały sowieckie. Został wtedy zorganizowany przez Ośrodek IV punkt
opatrunkowy przy ul. Długiej, gdzie nasze sanitariuszki z zaangażowaniem pełniły swoją
służbę. Punkt opatrunkowy został zlikwidowany po wysiedleniu mieszkańców Warki w
końcu sierpnia 1944r.
48
PLAN "BURZA"
Plan "Burza" polegał na organizacyjnym i bojowym przygotowaniu oddziałów
Armii Krajowej do czynnego wystąpienia z bronią w ręku przeciwko niemieckiemu
okupantowi w skali lokalnej lub na drodze proklamowania powstania ogólnonarodowego.
W pierwszym kwartale 1944r. na terenie Ośrodka V odbyła się odprawa kilku
komendantów sąsiednich Ośrodków, przy udziale także innych dowódców. Odprawę
prowadził płk. Wacław Ptaszyński "Walery" - dowódca 18 pp, odtwarzanego w planie
"Burza" na terenie Obwodu "Głuszec" i kilku sąsiednich obwodów.
Ośrodki IX, IV, V i bodaj VI miały uformować batalion piechoty pod dowództwem
kpt. Józefa Szczupaka "Żmijewskiego". W ramach tego batalionu Ośrodek IV, mający
dużą liczbę przeszkolonych i nieźle uzbrojonych żołnierzy, wystawiał kompanię piechoty w
składzie: 2 plutony strzeleckie i l pluton kaemów. Na dowódcę kompanii płk. "Walery"
mianował por. Józefa Ruszkowskiego "Floriana".
W końcu lipca 1944r. istniał już utworzony przez Armię Czerwoną przyczółek
warecko-magnuszewski, a walki na nim zaczęły przybierać na intensywności; dowódca
kompanii por. "Florian" po konsultacji z dowódcą batalionu kpt. "Żmijewskim" zarządził
mobilizację części kompania w sile plutonu. Oddział ten został przerzucony do lasów za
rzekę Pilicę, gdzie toczyły się już walki o przyczółek.
Do oddziału partyzanckiego powołano najlepszych żołnierzy - z plutonu V - Konary i
wybiórczo najbardziej wartościowych żołnierzy z plutonów wareckich. Oddział został
uzbrojony w kb, kbk, 12 pistoletów automatycznych "Schmeiser", broń krótką i granaty
ręczne. Na dowódcę oddziału został wyznaczony por. Tadeusz Pawlak "Pęk", a na jego
zastępcę pchor. Mieczysław Wróbel "Zdzisław". Zadaniem oddziału było likwidowanie
mniejszych ugrupowań wroga i zdobycie broni dla dozbrojenia kompanii. Do oddziału
dołączył ks. Bolesław Stefański "Jerzy" jako kapelan.
Ks. "Jerzy" uniknął wcześniej aresztowania przez gestapo w Grójcu wyskakując przez
okno z izby szkolnej.
Po wybuchu powstania warszawskiego w dniu l sierpnia 1944r. zostało zarządzone
pogotowie do rozpoczęcia mobilizacji oddziałów według planu "Burza". Po jej zakończeniu
zamierzano wykonać koncentryczne uderzenie od zewnątrz na hitlerowskie hordy operujące
na peryferiach Warszawy, a tym samym przyjść z odsieczą krwawiącej stolicy.
49
Dowódca kompanii por. "Florian" natychmiast wysłał rozkaz do por. "Pęka", aby
oddział partyzancki operował w lasach przylegających bezpośrednio do rzeki Pilicy i
utrzymywał stały kontakt z dowódcą kompanii.
Po paru dniach rozkaz mobilizacji 18 pp został odwołany, dotyczyło to również
rozwiązania oddziału partyzanckiego.
Tymczasem na przyczółku rozgorzały walki, obejmując swym zasięgiem również
Warkę. Oddział partyzancki znajdował się wówczas w rejonie stacji kolejowej Dobieszyn,
której opanowanie planował por. "Pęk". Stacja kolejowa Dobieszyn położona jest na szlaku
kolejowym Warszawa - Radom, na którym Niemcy starali się utrzymać ruch pociągów. Była
ona obsadzona przez kilkunastu kolejarzy i bahnschutzów niemieckich. Por. "Pęk" uderzył na
tę ważną placówkę niemiecką nocą. Stacja kolejowa Dobieszyn została opanowana. Zdobyto
rkm, kilkanaście kb, broń krótką, granaty ręczne oraz kolejowe sorty mundurowe. Urządzenia
stacyjne zostały zniszczone. Następnie oddział przedostał się na teren Obwodu "Głuszec" i
zdał broń do magazynu Ośrodka V w Jasieńcu. Żołnierze zostali zwolnieni do swoich domów
i rodzin. Działo się to około 10 września 1944r. Ludność ze wsi przylegających do Pilicy w
gminie Konary, a także ludność cywilna. Warki została wcześniej wysiedlona przez okupanta.
Za udaną akcję bojową na stację kolejową Dobieszyn, która odbyła się bez strat
własnych, por. "Florian" przedstawił do odznaczenia "Krzyżem Walecznych":
1. por. Tadeusza Pawlaka "Pęka"
2. pchor. Mieczysława Wróbla "Zdzisława"
3. plut. Józefa Piłata "Żmiję"
4. szer. Władysława Sucheckiego "Karola"
Odznaczenia zostały przyznane rozkazem Komendanta Głównego AK gen, Leopolda
Okulickiego "Niedźwiadka" z grudnia L944r. Numer rozkazu został podany odznaczonym.
Łatwo i z satysfakcją relacjonuje się czyny patriotyczne i bohaterskie. Niestety - jak to
bywa w większych środowiskach ludzkich - miały miejsce również zachowania niegodne
żołnierza Armii Krajowej. Mianowicie podczas przeprowadzania mobilizacji oddziału
partyzanckiego, dwóch żołnierzy z Warki - trzeba to powiedzieć otwarcie - zdezerterowało. W
kodeksie karnym i honorowym WP dezercja zawsze była uważana za naganną i godną
potępienia. Za dezercję na polu walki grozi kara najwyższa – rozstrzelanie. Minęło jednak od
tego czasu około-pół wieku, kraj nasz przeżył okres mniej lub bardziej jawnej okupacji
sowieckiej. Kodeks karny przewiduje zatarcie tego rodzaju-przestępstw, nie podlegających
50
jurysdykcji karnej, po upływie 20 lat. Jednak w kategoriach moralnych i honorowych
przestępstwo to w naszych umysłach i sercach nie może ulec przedawnieniu i zatarciu.
51
WALKI NA PRZYCZÓŁKU WARECKO-
MAGNUSZEWSKIM
W sierpniu 1944r rozgorzały walki na przyczółku warecko-magnuszewskim. Niemcy
zostali zaskoczeni niezwykle szybkim przesuwaniem się frontu w kierunku zachodnim. W
pierwszej dekadzie sierpnia oddziały sowieckie z łatwością podchodziły pod Warkę, prawie
zupełnie nie bronioną przez Niemców. Z żelazną konsekwencją jednak zawsze się
wycofywały. Widać było wyraźnie, że ulegają jakiemuś bezwzględnemu nakazowi, nie
pozwalającemu na poruszanie się naprzód.
Po tygodniu Niemcy ściągnęli dywizję pancerną z zachodu. Wojska sowieckie zostały
odrzucone z okolic Warki.. Rozpoczęły się nękające walki pozycyjne; miasto było
ostrzeliwane sowieckim ogniem artyleryjskim i bombardowane przez lotnictwo. Przedpola
Warki zostały zaminowane, m.in. robotnicze przedmieście Ostrówek. Od rozrywających się
pocisków artyleryjskich i bomb było wielu zabitych i rannych. Szerzyły się pożary domów i
zabudowań, śmierć i kalectwo. Niemcy wychwytywali ukrywających się mieszkańców
Warki do przymusowych prac przy sypaniu okopów, najczęściej na pierwszej linii frontu.
Przy pracach wzdłuż lewego brzegu Pilicy lub za rzeką zginęło wielu mieszkańców Warki i
okolicznych wsi, wielu Niemcy zabili za próbę ucieczki.
Komendant posterunku policji granatowej w Warce st.sierż. Konrad Kołodziejski
"August" wraz z załogą nieśli ofiarną pomoc rannym i gasili pożary. "August" poległ na
posterunku. Komendant Ośrodka "Florian" zarządził katolicki pogrzeb, o ile to tylko będzie
możliwe. "August" został pochowany na miejscowym cmentarzu w miejscu eksponowanym,
przy udziale ks. Romualda Gawlika i w asyście pięciu kolegów - żołnierzy AK, w scenerii
rozrywających się nie opodal pocisków artyleryjskich.
Konrad Kołodziejski do roku 1939 pełnił służbę w Państwowej Policji na terenie
Augustowa. Po wkroczeniu tam bolszewików ulotnił się z miasta i przedostał do Generalnej
Guberni. W roku 1940 podjął służbę na posterunku w Warce. Był szanowany i lubiany przez
ogół mieszkańców.
Rodzina K. Kołodziejskiego (żona, dwie córki i syn) została wywieziona do
Kazachstanu. Pod koniec lat czterdziestych wszyscy oni wrócili szczęśliwie do kraju i
zamieszkali w Augustowie. Pewnego dnia zjawili się też w Warce, która choć biedna i
zniszczona, nie odmówiła im doraźnej pomocy. Szczególnie cenną pomoc okazał serdeczny
52
przyjaciel "Augusta" Jan Korcz "Siwek".
Dwie inne ofiary ostrzeliwania miasta to młodzi żołnierze Armii Krajowej,
zamieszkali w odległym o l0 km majątku ziemskim Palczew. Byli to: Jerzy Ciechanowski
"Miły", syn ambasadora RP w USA podczas wojny i Marek Zalewski "Kmicic". Przyjechali
oni z Palczewa, by nieść pomoc rannym mieszkańcom Warki. "Miły" zginął na miejscu od
eksplodującego pocisku artyleryjskiego, a "Kmicic" został ciężko ranny, z poszarpaną nogą.
Ratował go jak mógł lekarz-chirurg dr Grzegorz Tymofiejew, asystowała mu pielęgniarka
Wanda Górska-Gwardys. Niewiele jednak można było uczynić w prymitywnych warunkach.
Po odjęciu mu poszarpanej nogi, natychmiast odwieziono go do szpitala w Grójcu (w
Warszawie trwało wtedy krwawo tłumione powstanie), ale i tam nie było dostatecznych
środków do udzielenia pomocy ciężko rannemu. "Kmicic" zmarł po kilku dniach męczarni.
Myślę, że ta garść informacji i wspomnień o naszych poległych Kolegach,
wspaniałych i niezapomnianych żołnierzach Armii Krajowej przybliży Ich sylwetki
współczesnym mieszkańcom ziemi wareckiej.
Dzielnie spisywały się nasze sanitariuszki na punkcie opatrunkowym,
zorganizowanym przy ulicy Długiej przez komendę Ośrodka. Przydały się wtedy
nagromadzone z takim trudem i ofiarnością leki i środki opatrunkowe. Punkt ten był pod
nadzorem naszego lekarza dr Karola Chróścielewskiego "Batorego".
W ewakuowaniu rannych z pól minowych duże zasługi oddał dyrektor fabryki inż.
Jerzy Lubert. On to, biegle władając językiem niemieckim, potrafił porozumieć się z
żołnierzami niemieckimi, którzy dysponowali planem zaminowania, dzięki temu wynoszenie
rannych z pól minowych mogło się odbywać bez dalszych ofiar w ludziach.
Dyrektor Jerzy Lubert przez cały okres okupacji współdziałał z Armią Krajową, nie
zważając na zagrożenie osobiste, rodziny i fabryki. Oddawał też duże :usługi dla miasta - jego
ludzka i patriotyczna postawa nie powinna ulec zapomnieniu.
Należy również podkreślić czynny udział w niesieniu pomocy rannym Dobrosławy
Petrykowskiej "Oli", członkini Wojskowe j Służby Kobiet z W-wy, która przebywała wtedy u
rodziny w Warce.
Oprócz naszych żołnierzy z Tadeuszem Sąjnokiem "Bartoszem" na czele, do niesienia
pomocy rannym włączyli się również młodzi członkowie Polskiej Armii Ludowej. Mieli oni
wtedy po 15-16 lat. Pragnęli okazać się prawdziwymi żołnierzami w tych trudnych chwilach;
ponieważ młodzieży poniżej 16 lat nie przyjmowano do Armii Krajowej, utworzyli oni parę
53
miesięcy wcześniej kilkunastoosobową komórkę PAL, współdziałając jednak z Armią
Krajową.
Dnia 26 sierpnia o godz. 8 rano Niemcy zarządzili ewakuację, ludności Warki. Do
godziny 10 miasto miało być opuszczone. Przed tym jednak zabrano prawie wszystkie konie i
samochody, mieszkańcy musieli więc pozostawić całe swoje mienie ruchome w mieście i na
tułaczkę udali się tylko z ręcznym bagażem. Wielu mężczyzn Niemcy wcześniej wysłali na
roboty do Rzeszy.
Wszystkimi drogami na zachód podążali ludzie. Kobiety prowadziły za ręce dzieci
lub niosły niemowlęta, mężczyźni i starcy oraz resztki młodzieży uginali się pod ciężarem
dobytku. Niektórzy popychali ręczne wózki, prowadzili rowery lub wspólnymi siłami ciągnęli
wozy.
Pola i ogrody ze zbiorami, domy, mienie ruchome zostały na łasce żołnierzy
okupanta, ludzie zaś poszli na tułaczkę z nadzieją, że to jest już ostatni etap ich niedoli, że
wreszcie skończy się zmora okupacji.
Choć zostawiono w mieście cały dobytek, niejednokrotnie dorobek całego życia,
mimo widma nędzy na wysiedleniu - nikt nie rozpaczał. W ciszy, skupieniu i zaciętości
odbywał się ten straszliwy exodus mieszkańców Warki.
Wysiedleni zamieszkali w wioskach powiatu grójeckiego, najczęściej w stodołach i
budynkach gospodarczych. Czekała ich bieda wraz z nadejściem zimy.
Po wyjściu mieszkańców z Warki, Niemcy rozpoczęli rabunek i niszczenie miasta.
W tym celu prawdopodobnie zarządzili wysiedlenie mieszkańców, ponieważ względy
taktyczne zupełnie tego nie wymagały, działania wojenne bowiem osłabły i były stosunkowo
niewielkie aż do styczniowej ofensywy Armii Czerwonej w.l945r.
Przez parę miesięcy codziennie zajeżdżały do Warki setki wozów i wywoziły z
miasta dobytek ruchomy oraz elementy drewniane z rozbieranych domów. Niszczono dachy,
podłogi, drzwi, okna i podobny materiał budowlany, którego używano do budowy bunkrów i
umocnień lub spalano w celach ogrzewczych.
Znalazły się też rodzime hieny, które wykorzystywały niszczenie miasta, dokonując
rabunku na własną rękę.
W połowie września 1944r. dyrektor J. Lubert potrafił się porozumieć z grupą
ewakuacyjną komendy zaopatrzenia IX armii niemieckiej (Rustungskommando) co do
ewakuacji wyposażenia technicznego swojej fabryki. Część drogocennych maszyn i
54
obrabiarek Niemcy wywieźli już do Rzeszy. Chodziło o zastopowanie dalszego wywozu
maszyn do Niemiec. Dyrektor J. Lubert obiecał Niemcom, że przerzuci maszyny na
bezpieczną odległość od frontu i natychmiast uruchomi produkcję potrzebnych dla wojska
części zamiennych. Oczywiście był to tylko wybieg.
Zaopatrzeni przez Niemców w odpowiednie przepustki, ważne również poza
Generalną Gubernią, udali się na poszukiwanie odpowiednich pomieszczeń: dyrektor Jerzy
Lubert, inż. Jerzy Miracki i Józef Ruszkowski. Dyrektor Jerzy Lubert był już z góry
zdecydowany na ewakuację parku maszynowego fabryki do Piotrkowa. Istniało tam kilka
pustych hal, nadających się do posadowienia maszyn. Grupa rozpoznawcza udała się jednak
jeszcze do paru innych miejsc na terenach polskich włączonych do Rzeszy - do Łodzi i
okalających ją miast.
Niemcy zaakceptowali Piotrków. Natychmiast rozpoczęło się ładowanie maszyn na
wagony kolejowe podstawione na stację w Warce, które poprzez Radom udawały się do
Piotrkowa. Do grudnia 1944r. został przetransportowany cały park maszynowy fabryki.
Maszyny pozostały w Polsce.
Po wysiedleniu Warki część komendy Ośrodka znalazła schronienie w Grójcu; tam
również chwilowo zamieszkał komendant Ośrodka "Florian".
Rozkazem Nr 21 z dnia 18 listopada 1944r. komendanta Obwodu "Głuszec" kpt.
"Halnego", Ośrodek IV jako nie posiadający własnego terenu uległ likwidacji. Zdeponowana
w niemałej ilości broń Ośrodka IV została przekazana Ośrodkowi V. Ale już wcześniej, bo w
październiku 1944r. duża jej część wpadła w ręce niemieckie. Prawdopodobnie szpicel
wytropił moment jej deponowania w schowku na terenie wsi Jasieniec. Cały ogromny wysiłek
jej pozyskania poszedł na marne.
Nieuchronnie zbliżał się jednak koniec okupacji niemieckiej. Za zgodą kpt.
"Halnego" pozostałe niewielkie środki finansowe zostały rozdzielone wśród wysiedlonych
żołnierzy AK.
55
EPILOG
W połowie stycznia 1945r. nastąpiło tzw. "wyzwolenie". Przez Grójec przechodziło
Wojsko Polskie, sformowane na Wschodzie. Z przerażeniem i niedowierzaniem żołnierze
Armii Krajowej odczytywali na niesionych przez żołnierzy transparentach hasła: "Precz z
Armią Krajową - agenturą gestapo i zachodnich imperialistów!".
Katownie gestapowskie objęli w posiadanie funkcjonariusze NKWD-UB.
Dnia 19 stycznia 1945r. Komendant Główny Armii Krajowej gen. Leopold Okulicki
"Niedźwiadek" w swym ostatnim rozkazie rozwiązał Armię Krajową.
Przestaliśmy być żołnierzami fenomenu II wojny światowej, potężnej jak na owe
warunki i dobrze zorganizowanej Armii Podziemnej.
Chyba każdemu żołnierzowi Armii Krajowej nieodparcie nasuwała się wtedy
refleksja: czy spełniliśmy swój obowiązek wobec Ojczyzny i Narodu? Na pewno nie.
Ponieśliśmy klęskę; całkowicie zniszczona została stolica kraju Warszawa. Wielu jej
mieszkańców zostało zabitych lub zamordowanych, bezcenne dobra kultury uległy zagładzie,
pozostałych przy życiu mieszkańców narażono na straszliwy exodus.
Zdobycie klasztoru Monte Cassino przez Wojsko Polskie to był przecież też akt
rozpaczy. Sprawie Polski nic to nie pomogło. Może tylko na krótki moment zakłóciło dobre
samopoczucie naszych przeniewierczych sojuszników. W Teheranie, Jałcie i Poczdamie
hojną ręką ofiarowano zbrodniczemu imperializmowi sowieckiemu pół Europy - aż po Łabę.
Rozpoczęła się nowa okupacja naszego kraju - tym razem trwająca prawie pół wieku.
SPIS ŻOŁNIERZY ARMII KRAJOWEJ W OŚRODKU IV
Placówka w Warce
1. Aleksandrowicz Aleksander "Grad"
2. Aleksandrowicz Czesław "Dąb"
3. Aleksandrowicz Kazimierz "Olcha"
4. Aleksandrowicz Tadeusz "Ukryty"
5. Barkowski Henryk "Leon"
6. Batte Stefan "Śmiały"
56
7. Bekasiewicz Józef "Jerzy"
8. Bielawski Zbigniew "Ben"
9. Boniecki Józef "Cichy"
10. Buczkowski Zdzisław "Bocian"
11. Chamera Stefan "Noga"
12. Cieleń Feliks "Żbik 2"
13. Cieślak Mikołaj "Jarosz"
14. Chojnacki Jan "Niedźwiadek"
15. Chróścielewski Karol "Batory"
16. Cybulski Lucjan Jerzy "Waldemar"
17. Cybulski Józef "Góral"
18. Cybulski Zenon "Dunaj"
19. Cyngot Janusz "Konrad"
20. Cyngot Zbigniew "Jan"
21. Czapliński Ignacy "Wiktor"
22. Czarnecki Edward "Łoś 2"
23. Czarnecki Ryszard "Biały"
24. Czerczak Jan "Monter"
25. Dobrzyński Wiesław "Gustaw"
26. Donica Czesław "Chrobry"
27. Gajewski Aleksander "Maciej"
28. Gajewski Jan Ryszard "Mały"
29. Gajewski Kazimierz Jerzy "Franciszek"
30. Gajewski Stefan "Saturnin"
31. Gazda Marian "Kowal"
32. Glinicki-Wójcik Zbigniew "Zbych"
33. Görich Henryk "Cezary"
34. Grabowski Jan "Granit"
35. Grabowski Maksymilian "Teodor"
36. Grabowski Stanisław "Herwin"
37. Grabowski Tadeusz "Słoń"
38. Grzebalski Jan "Strzelecki"
57
39. Grzelewski Edward "Blondyn"
40. Grzelewski Witold "Wit"
41. Gwardys Władysław "Jędrek"
42. Ignaczak Jan "Listek"
43. Jagieliński Bronisław "Śliwa"
44. Jagieliński Józef
45. Jagieliński Stanisław "Sokół"
46. Jankowski-Wielgus Wojciech "Sulima"
47. Janus Władysław "Jawor"
48. Jatymowicz Tadeusz "Piotr"
49. Jaworski Edward "Artur"
50. Jaworski Eugeniusz "Pszczółka"
51. Jaworski Jan "Czarny"
52. Jaworski Wiktor "Krzemień"
53. Jędrzejeżyk-Stanisław "Wierny"
54. Kacperek Wacław "Marcin"
55. Kalbarczyk Józef "Cięty"
56. Kamiński Feliks "Zawisza"
57. Kamiński Józef "Łoś l"
58. Kapałczyński Jan "Paweł"
59. Kasztalski Władysław "Sygnał"
60. Kołodziejski Konrad "August"
61. Koral Witalis "Perła"
62. Korcz Jan "Siwek"
63. Korczak Andrzej "Zwolan"
64. Kossobudzki Antoni "Gryf"
65. Kowalewski Wacław "Bór"
66. Krawczyk Wiktor "Żar"
67. Kret Lucjan "Jędrek"
68. Kulawik Stanisław "Hrabia"
69. Kulczyński Zdzisław "Mały"
70. Kupras Jerzy "Antoni"
58
71. Kupras Zbigniew "Marek"
72. Kwiatkowski Andrzej "Grzyb"
73. Kwiatkowski Albin "Karol 2"
74. Kwiatkowski Kazimierz "Rafał"
75. Kwiatkowski Wiesław "Piotr"
76. Ledóchowski Wacław "Lipa"
77. Lengiewicz Kazimierz "Kaziuk"
78. Luks Romuald "Szary"
79. Łapiński Aleksander "Mucha"
80. Łukowski Jerzy "Lenko"
8l. Marciniak Stanisław "Orzeł"
82. Marciniak Władysław "Sęp"
83. Marchewka Alfons "Fred"
84. Matlakowski Jan "Adam"
85. Matlakowski Stanisław "Ryba"
86. Merski Stefan "Czech"
87. Miłaszewicz Michał "Gienek"
88. Mituła Czesław - Kowalski Stanisław "Ketling"
89. Morawski Albin "Saturn"
90. Morawski Bernard "Żbik"
91. Morawski Zdzisław "Szparag"
92. Morkowski Czesław "Walenty"
93. Myszkowiec Stanisław "Orzeł"
94. Niemojewski Stefan "Nurek"
95. Pankowski Czesław "Roman"
96. Pankowski Henryk "Konrad"
97. Paprzycki Antoni "Lech"
98. Pawlicki Władysław "Jeleń"
99. Pawłowski Jerzy "Aparat"
100. Pawłowski Roman "Wilk"
101. Petrykowski Marcellin "Maciej"
102. Piłat Józef "Żmija"
59
103. Poczekaj Jerzy "Wojtek"
104. Podkowiński Kazimierz "Las"
105. Podymniak Marian "Andrzej"
106. Przybylski Włodzimierz "Bolko"
107. Pyrak Mieczysław "Dąb"
108. Radoszewski Tomasz "Urban"
109. Rajczyk Karol "Pilica"
110. Regulski Eugeniusz "Twardy"
111. Regulski Jan "Żołądź"
112. Rosłoń Henryk "Sztafeta"
113. Rudnicki Stanisław "Stach"
114. Rudnicki Wacław "Wicher"
115. Ruszkowski-Wiśniewski Józef "Florian"
116. Rybarczyk Władysław "Dąb"
117. Sajnok Eligiusz "Michał"
118. Sajnok Tadeusz "Bartosz"
119. Sajnok Stefan "Wolny"
120. Sałaszewskr Jan "Klemens"
121. Sałyga Feliks "Łoś"
122. Skrzypczak Władysław "Lato"
123. Sobolewski Jan "Szymon"
124. Sobolewski Stanisław "Tokarz"
125. Solarski Franciszek "Gospodarz"
126. Solarski Jerzy "Niby"
127. ks. Stefański Bolesław "Jerzy", „Czarny”
128. Stefański Jan "Witold"
129. Suchecki Władysław "Karol"
130. Tomala Edmund "Felisiak"
131. Traczyk Tadeusz "Warka"
132. Wachnik Zygmunt "Krakus"
133. Werbanowski Antoni "Dudek"
134. Werner Ryszard "Ryś"
60
135. Wiśnioch Henryk "Tarzan"
136. Wożniak Władysław "Roch"
137. Wróbel Mieczysław "Zdzisław"
138. Wyrzykowski Zbigniew "Semper"
139. Zachary Wiaczesław "Kalina"
140. Zaleski Adam "Herman"
141. Zaprzałek Władysław "Podkowa"
142. Zieliński Bolesław "Grab"
Placówka w Konarach
1. Anyszkiewicz Józef
2. Anyszkiewicz Władysław "Ananas"
3. Birke Ryszard "Roman"
4. Chlebowski Wacław "Chwat l"
5. Chodyra Jan
6. Chodyra Władysław
7. Dąbrowski Anastazy
8. Gadomski Tadeusz "Lufa"
9. Jagodziński Witold "Świt"
10. Jeziorski Stanisław "Jastrząb"
11. ks. Jarzębski Stefan "Nadzieja"
12. Krawczyk Kazimierz "Stalka"
13. Kucharski Tadeusz "Kucewicz"
14. Łagodziński Kazimierz "Adam"
15. Mulik Wacław "Ryba"
16. Pawlak Tadeusz "Pęk"
17. Pawlicki Józef "Pistolet 2"
18. Pawlicki Kazimierz "Pistolet l"
19. Pawlicki Wacław "Pancerz"
20. Rokita Mieczysław "Robak"
21. Rokita Wacław "Rusznica"
61
22. Rosłan Witold "Róg"
23. Posłaniec Józef "Rosół"
24. Sabała Edmund "Beczka"
25. Sadowski Adam "Sadza"
26. Sosnowski Wacław "Sak"
27. Strzeżek Bolesław "Sikora"
28. Tomasik Jan "Trąbka"
29. Wargocki Tadeusz
30. Witkowski Tadeusz "Waga"
31. Wlazeł Piotr "Kruk"
32. Wojnicki Józef "Wir"
33. Woźniak Henryk "Bombalski"
34. Wyśmierski Józef "Sęp"
35. Zawadzki Henryk "Piątek"
Placówka w Lechanicach
1. Bęski Kazimierz "Wir"
2. Ciechanowski Jerzy "Miły"
3. Cwył Kazimierz "Burza"
4. Cwył Stanisław "Cygan"
5. Czajkowski Bogdan "Bystry"
6. Duch Jan "Gerwazy"
7. Fabiszewski Władysław "Modrzew"
8. Frączak Piotr "Burak"
9. Górecki Edward "Zyg"
10. Janusik Edward "Ryś"
11. Januszajtis Wojciech "Żegota"
12. Karolak Kazimierz "Ryś"
13. Kiliański Antoni "Krakowiak"
14. Kiliański Jan "Okoń"
15. Kowalczyk Henryk "Polonus"
16. Kukułka Erazm "Dąb"
62
17. Madej Kazimierz "Wilk l"
18. Nowakowski Stefan "Jesion"
19. Paczyński Kazimierz "Kara"
20. Paczyński Kazimierz "Marek Podhorecki"
21. Paradowski Tadeusz "Wilk 2"
22. Petrykowski Jan "Graham"
23. Przybylski Mieczysław "Wrzos"
24. Rzeźnicki Wacław "Rola"
25. Sikorski Roch Edward "Gaj"
26. Sitkiewicz Wacław "Gruszka"
27. Snopczyński Józef "Sowa"
28. Wiśniewski-Marczyński Jerzy "Błażej"
29. Włodarczyk Kazimierz "Lisek"
30. Zalewski Marek "Kmicic"
31. Zatorski Marian "Lis"
Wojskowa Służba Kobiet - WSK
1. Barkowska Wiktoria "Ola"
2. Bednarska Zofia "Krystyna"
3. Bielawska Irena "Laura"
4. Danis Zofia "Paproć"
5. Dull Julia "Bratek"
6. Forecka Leokadia "Borówka"
7. Gajewska Stanisława "Maria"
8. Gientkowska Felicja "Róża"
9. Gadomska-Dobrzyńska Wanda "Konwalia"
10. Jankowska Stanisława "Ewa"
11. Kalska Agnieszka "Olszyna"
12. Konopka Kazimiera "Kaśka"
13. Kurek Danuta "Zośka l"
14. Kwaśnik Jadwiga "Karola"
15. Lengiewicz Danuta "Harda"
63
16. Lewandowska Aleksandra "Ciocia"
17. Łukowska Maria "Żaba"
18. Marchewka Władysława "Marysia"
19. Myszkowiec Wiesława "Jadwiga"
20. Niemojewska Stefania "Kasia"
21. Nostal Wanda "Błyskawica"
22. Piłat Stanisława "Zośka 2"
23. Pankowska Jadwiga "Koral"
24. Petrykowska Dobrosława "Ola"
25. Plater Róża "Daktyl"
26. Poczewska Anna "Wanda"
27. Podymniak Wanda "Ania"
28. Rakowska Marianna "Zosia"
29. Ruszkowska Aleksandra "Urszula"
30. Skrzypczak Jadwiga "Aniela"
31. Świdziniewska Julia "Irena"
32. Turska Hanna "Lena"
33. Wiśniewska Lucyna "Barbara"
Oczywiście spis ten nie jest kompletny bowiem ze względów bezpieczeństwa nie
prowadzono pełnej ewidencji żołnierzy Ośrodka IV.
Spis obejmuje tylko tych żołnierzy, których autor publikacji był w stanie wygrzebać
ze swojej pamięci po upływie prawie pół wieku od tamtych zdarzeń.
Wprawdzie autor zwracał się do kilku kolegów w byłych gminach Konary i Lechanice
prosząc o współdziałanie dla właściwego ujęcia zdarzeń i osób z nimi związanych w okresie
okupacji, ale zabiegi te jednak pozostały bez odzewu.
64
Spis treści
OD AUTORA............................................................................................................................ 2
NARODOWA ORGANIZACJA WOJSKOWA - NOW......................................................... 16
UNIA.........................................................................................................................................24
ZWIĄZEK WALKI ZBROJNEJ - ZWZ.................................................................................. 25
WŁĄCZENIE NOW DO ARMII KRAJOWEJ W OBWODZIE GRÓJEC - "GŁUSZEC".... 27
REORGANIZACJA OŚRODKA IV........................................................................................ 32
ZAOPATRZENIE W BROŃ.................................................................................................... 36
UBEZPIECZENIE RADIOSTACJI NADAWCZEJ KG ARMII KRAJOWEJ....................... 41
SKRZYNKI KONTAKTOWE................................................................................................. 44
WOJSKOWA SŁUŻBA KOBIET - WSK................................................................................47
PLAN "BURZA".......................................................................................................................49
WALKI NA PRZYCZÓŁKU WARECKO-MAGNUSZEWSKIM......................................... 52
EPILOG.....................................................................................................................................56
65