Catherine George
Noc z milionerem
Tłumaczyła
Krystyna Kozubal
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Harriet zamknęła za sobą drzwi opustoszałego
domu. Musiała przemyśleć kilka spraw, wzięła
nawet tydzień urlopu. Babcia zapisała jej w tes-
tamencie End House wraz z całą zawartością i trze-
ba było postanowić, co dalej. Nie była to łatwa
decyzja, bo tak naprawdęchciała tylko jednego:
z˙eby babcia z˙yła, z˙eby zaraz – jak zwykle o tej
porze – wróciła z ogrodu z naręczem ziół.
Opróz˙niwszy dzbanek kawy, Harriet zaniosła
bagaz˙e na górę, jednak nie do swojego pokoiku,
który dotąd zajmowała, tylko do sypialni babci.
W końcu mógł to być jej ostatni pobyt w End
House.
Pogłaskała mosięz˙ne wezgłowie łóz˙ka, powie-
siła sukienki w dębowej szafie, a resztę starannie
ułoz˙yła w pięknie rzeźbionej starej komodzie. Bab-
cia nie znosiła, kiedy ubrania poniewierały sięna
krzesłach.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności babcia Oli-
via nie miała okazji zobaczyć sypialni Dido Par-
ker, z którą Harriet dzieliła mieszkanie. Dido by-
ła oddaną przyjaciółką, ale porządku nie umiała
utrzymać nawet przez pięć minut.
Harriet podlała rośliny w szklarni, a potem
usiadła przy oknie, z˙eby trochępoczytać, wyko-
rzystując resztki dziennego światła. Wtem usły-
szała podjez˙dz˙ający pod dom samochód. Skrzywi-
ła się, poznawszy kierowcę. Niestety nie mogła
udać, z˙e nie ma jej w domu. Tim na pewno
uprzedził brata o jej przyjeździe.
Usłyszała pukanie do drzwi, policzyła do pięciu
i dopiero potem poszła otworzyć. W progu stał
James Edward Devereux.
– Cześć – powiedziała Harriet. – Niestety, Ti-
ma nie ma. Przyjechałam sama.
– Tak, wiem. Czy mogęwejść?
Odmówić tez˙ nie mogła. Zirytowana wpuściła
go do domu i zaprowadziła do niewielkiego, lecz
gustownie umeblowanego saloniku.
– Minęło wiele miesięcy od śmierci twojej bab-
ci – stwierdził James, rozejrzawszy siędookoła
– ale właśnie w tym miejscu, w jej domu chciał-
bym ci jeszcze raz złoz˙yć kondolencje.
– Dziękuję. Siadaj, proszę.
– Bardzo ją lubiłem. – Usiadł w ukochanym
fotelu Olivii Verney. – Naprawdęmi przykro, z˙e
nie mogłem być na pogrzebie. Niestety dopadła
mnie grypa...
– Słyszałam. – Harriet przysiadła na brzegu
sofy. Była zdenerwowana. Poznała Jamesa, kiedy
miała trzynaście lat, a ostatnio kilka razy natknęła
sięna niego w Londynie, ale nigdy dotąd nie była
z nim sam na sam. Nie potrafiła zgadnąć, po co się
tu zjawił.
– Wiem, z˙e bardzo przez˙yłaś odejście babci.
4
CATHERINE GEORGE
– O tak. – Harriet skinęła głową. – Chociaz˙ dla
niej to dobrze. Przynajmniej nie cierpiała.
– To prawda. – James Devereux nagle zmienił
ton. – Wobec tego moz˙e przejdędo rzeczy.
Czy babcia ci wspominała, z˙e chciałem od niej
kupić dom?
– Ten dom? – zdumiała sięHarriet.
– Tak. Wszystkie inne na tej ulicy nalez˙ą juz˙ do
Edenhurst...
– To znaczy do ciebie.
– Tak, Harriet, do mnie. Potrzebujęmieszkań
dla personelu. End House doskonale siędo tego
nadaje.
– Przykro mi. Ten dom nie jest na sprzedaz˙.
– Tim mi powiedział, z˙e postanowiłaś spędzić
tutaj tydzień, zanim podejmiesz decyzję. Kiedy
przyjechałaś?
– Kilka godzin temu.
– I juz˙ sięzdecydowałaś? – Uśmiechał się
kpiąco, wstając z fotela. – Powiedz mi, czy gdyby
ktoś inny zaproponował ci kupno End House, to
przyjęłabyś propozycję?
– To nie ma nic wspólnego z tobą – skłamała.
– Po prostu nie chcęjeszcze go sprzedawać.
– Ale Tim mi powiedział, z˙e zrobiłaś wycenę.
– Owszem, za jego namową – odparła niezbyt
uprzejmie. Postanowiła przy najbliz˙szej okazji po-
wiedzieć Timowi paręsłów do słuchu.
– A gdybym zaproponował nieco wyz˙szą kwo-
tę, niz˙ to wynika z wyceny? – James nie spuszczał
oka z Harriet. – Czy wtedy zmieniłabyś zdanie?
5
NOC Z MILIONEREM
– Na pewno nie! – niemal krzyknęła. – Nie
upowaz˙niłam Tima do jakichkolwiek pertraktacji
z tobą.
– W ogóle z nim o tym nie rozmawiałem, tylko
zapytałem pośrednika, który mi sprzedał wszystkie
tutejsze domy.
– Niepotrzebnie siętrudziłeś. End House nie
jest na sprzedaz˙.
– Zanim wyjdę... – podąz˙ył za Harriet, która
zdecydowanie prowadziła go do holu – chciałbym
cięjeszcze zapytać, dlaczego zawsze jesteś tak
wrogo do mnie nastawiona.
– To z˙adna tajemnica. Całkiem wyraźnie dałeś
do zrozumienia, z˙e nie pochwalasz mojego związ-
ku z Timem.
– Przeciez˙ dobrze wiesz, dlaczego.
– Nigdy sięnad tym nie zastanawiałam – kła-
mała jak najęta. Nawet trochę się zdziwiła, z˙e nos
jej sięnie wydłuz˙ył.
– Więc moz˙e teraz sięzastanów. Odkąd Tim
skończył dziesięć lat, byłem dla niego ojcem,
matką i bratem w jednej osobie. Nie chciałbym,
z˙eby cierpiał.
– Uwaz˙asz, z˙e mogłabym go skrzywdzić? – na-
jez˙yła sięHarriet.
– Tak. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Tim nie
jest kobieciarzem, za to w twoim z˙yciu jest miejsce
dla innych męz˙czyzn. Dlatego bardzo sięboję, z˙e
Tim będzie cierpiał z tego powodu.
Nie po raz pierwszy w ciągu trwania ich znajo-
mości Harriet miała ochotęrozkwasić kształtny
6
CATHERINE GEORGE
nos Jamesa Edwarda Devereux’go, zwanego przez
Tima Jedem. Zamiast tego otworzyła drzwi na
ościez˙, z˙eby sięgo jak najprędzej pozbyć.
– Moja propozycja jeszcze przez jakiś czas
będzie aktualna – powiedział James, otwierając
drzwiczki ślicznego sportowego auta. – Zadzwoń
do mnie, jeśli zmienisz zdanie.
Harriet bez słowa zatrzasnęła drzwi, zasunęła
zamki i poszła do kuchni zrobić sobie mocną kawę.
Musiała jakoś zneutralizować wraz˙enie, jakie nie-
odmiennie robił na niej James.
Tima, młodszego z braci Devereux, poznała na
poczcie podczas swego pierwszego pobytu u bab-
ci. Dwoje osieroconych trzynastolatków od razu
do siebie przylgnęło. Tim prosto z poczty pobiegł
razem z Harriet do End House, z˙eby spytać Oli-
vię, czy moz˙e zabrać jej wnuczkęna ryby. Zgo-
dziła się, więc poszli nad strumień okalający
posiadłość Edenhurst, a potem Tim zaprowadził
nową przyjaciółkędo domu, gdzie poznała jego
brata. Był o dwanaście lat starszy od Tima i taki
przystojny, z˙e dla Harriet stał sięprawdziwym
bóstwem.
Tim wielbił brata i Harriet przez jakiś czas
robiła to samo. Nigdy nie kochała sięw aktorach
ani piłkarzach, jak jej kolez˙anki z klasy, tylko
ubóstwiała Jamesa Edwarda Devereux’go. Wy-
soki, pewny siebie, o gęstych czarnych włosach
i ciemnych oczach rodu Devereux, był archetypem
Korsarza w oczach nastolatki, która zaczytywała
sięByronem.
7
NOC Z MILIONEREM
Podczas tych pierwszych wakacji spędzonych
u babci, Harriet musiała dojść do siebie po wielkiej
z˙yciowej tragedii. Śmierć obojga rodziców, którzy
podczas rejsu przegrali walkęze sztormem, znisz-
czyła jej bezpieczny świat. Trzeba było wielkiej
miłości i troskliwości babci Olivii, z˙eby ten świat
odbudować. Spotkanie z Timem znacząco przy-
spieszyło proces gojenia ran. Tamtego lata Tim
i Harriet spędzali razem całe dnie. Jadali w kuchni
Olivii albo biegali po bezkresnych przestrzeniach
nalez˙ącej do braci Devereux posiadłości Eden-
hurst, która, niegdyś okazała, teraz chyliła sięku
upadkowi.
Rodzice obu braci nie z˙yli od kilku lat i dziedzi-
cowi posiadłości nie było łatwo ją utrzymać. Wy-
soki podatek spadkowy, do tego jeszcze czesne za
szkołęTima... Te problemy niejednego by przeros-
ły, lecz James, który dopiero co został architektem,
nie poddał się, choć musiał sprzedać część mebli
i co bardziej wartościowe obrazy, z˙eby jakoś zwią-
zać koniec z końcem.
Mniej więcej w tym samym czasie wraz z przy-
jacielem załoz˙ył firmębudowlaną. Kupili stary
na wpół zrujnowany magazyn na nabrzez˙u Tamizy
i w jego murach wybudowali eleganckie, bardzo
drogie apartamenty.
Interes okazał sięstrzałem w dziesiątkę. Miesz-
kania sprzedały sięjak ciepłe bułeczki, dzię
ki
czemu James mógł sięzając rodzinną posiadłością,
którą przekształcił w luksusowy hotel. To takz˙e
była trafna inwestycja. Wkrótce Edenhurst stał się
8
CATHERINE GEORGE
pierwszym z licznych hoteli nalez˙ących do Jamesa
Edwarda Devereux’go.
Jedynym cieniem na dynamicznie rozwijającej
siękarierze okazała sięstanowcza odmowa młod-
szego brata przystąpienia do spółki. Tim Devereux
postanowił studiować sztuki piękne. Zaraz po ma-
turze rozpoczął pracęw znanej londyńskiej galerii,
której właścicielem był Jeremy Blyth, wielce po-
waz˙any w kręgach artystycznych marszand. Był
czarujący, błyskotliwy i nie krył sięze swym
homoseksualizmem. Poza tym wiedział wszystko,
co nalez˙ało wiedzieć o artystycznym światku. Pra-
ca u niego dawała Timowi ogromną satysfakcję
i pozwalała zajmować sięmalowaniem, co uwiel-
biał. Wynajmował dom wspólnie z dwoma innymi
kolegami z akademii, no i miał Harriet. Czego
jeszcze mógłby chcieć od z˙ycia?
– Błogosławieństwa Jego Lordowskiej Mości?
– dogadywała Harriet.
– Nie wiem, dlaczego nie lubisz Jeda. – Tim się
uśmiechnął, objął ją ramieniem. – No, Harry, wy-
rzuć to z siebie. Przeciez˙ nie mamy przed sobą
tajemnic. Zapomniałaś? Co jest między tobą a mo-
im bratem?
Ciągle ją o to wypytywał, az˙ kiedyś, z˙eby
wreszcie dał jej spokój, Harriet opowiedziała, jak
któregoś dnia zatrzymała sięna chwilęprzed ot-
wartymi drzwiami do kuchni, z˙eby pogłaskać psa,
i usłyszała słowa Jamesa, które na zawsze zostały
jej w pamięci.
– Powiedział ci wtedy, z˙e wolałby, abyś więcej
9
NOC Z MILIONEREM
czasu spędzał z kolegami, a nie z dziewczyną,
która wprawdzie wygląda jak chłopak z tymi krót-
kimi, wiecznie potarganymi włosami i grubym
głosem, ale jednak nim nie jest. – Harriet zjez˙yła
sięna wspomnienie tamtej podsłuchanej rozmowy.
– Miałam ochotęudusić go gołymi rękami.
Tim tarzał sięze śmiechu.
– Od tamtej pory trochęsięzmieniłaś. Włosy ci
urosły, nabrałaś kobiecych kształtów, a z tym
swoim niskim głosem mogłabyś zarabiać majątek
w sekstelefonie. Oj! – zawył, dostawszy potęz˙ną
sójkęw bok.
Od tamtej rozmowy z Timem Harriet nigdy nie
wymawiała imienia Jamesa. Nie mówiła o nim
nawet ,,Jed’’, jak nazywali go przyjaciele i człon-
kowie rodziny. Jej nastoletnia pewność siebie zo-
stała wówczas tak mocno wdeptana w ziemię, z˙e
dopiero po kilku latach jako tako doszła do siebie
i nawet zaczęła się uwaz˙ać za atrakcyjną kobietę.
Następnego dnia rano Harriet zadzwoniła do
Dido, by jej powiedzieć, z˙e dostała propozycję
sprzedania End House.
– Brat Tima chce go włączyć do swojej posiadło-
ści, ale ja nie mogęsięjeszcze pogodzić z koniecz-
nością sprzedania domu, więc odrzuciłam propo-
zycję.
– Zwariowałaś? – zdumiała sięDido. – Pamię-
tam, z˙e babcia zostawiła pieniądze na półroczne
utrzymanie domu, ale po sześciu miesiącach bę-
dziesz musiała sama ponosić wszystkie koszta.
10
CATHERINE GEORGE
– Przeciez˙ wiem, ale chyba zapomniałaś, z˙e
przez dziesięć lat to był mój dom. Nie mogę się
z nim rozstać tak od razu. Jeszcze nie teraz. Prawdę
mówiąc, pomyślałam nawet, z˙e mogłabym tu po-
mieszkać przez jakiś czas.
– Masz pracęw Londynie – przypomniała jej
Dido po długiej chwili milczenia.
– Mogłabym sięrozejrzeć za pracą w tej oko-
licy.
– Naprawdęzostawiłabyś mnie samą?
– Ostatnio nieźle zarabiasz – odparła Harriet,
choć sumienie juz˙ zaczęło ją podgryzać. – Nie
dałabyś rady sama płacić rat za mieszkanie?
– Nie chodzi o z˙adne idiotyczne raty! Chcę,
z˙ebyś była ze mną! I pewnie nawet nie pomyślałaś,
co na to Tim.
– Moz˙emy widywać sięw weekendy.
– Obawiam się, z˙e popełniasz wielki błąd. Pro-
szęcię
, nie podejmuj z˙adnych pochopnych de-
cyzji.
Harriet obiecała, z˙e dobrze sięzastanowi, a po-
tem wybrała siędo wioski. Kupiła gazetę
, po-
gawędziła z kilkoma znajomymi, a poniewaz˙ dzień
był piękny, postanowiła wrócić do domu okręz˙ną
drogą, wzdłuz˙ strumienia okalającego posiadłość
Edenhurst. Zatrzymała sięprzed kamieniami two-
rzącymi bród, po których zawsze razem z Timem
przeskakiwali na drugą stronę. Postanowiła spra-
wdzić, jak daleko uda jej sięzajść tym razem.
Zdjęła sandały... W połowie strumienia zrozumia-
ła, z˙e nurt jest szybszy i głębszy niz˙ przed laty.
11
NOC Z MILIONEREM
Odwróciła się, chcąc wrócić tą samą drogą. Chwia-
ła sięniepewnie, mocno trzymając sandały, ale
gazetęutopiła. Wtedy zauwaz˙yła Jamesa Deve-
reux’go, który stał pod wierzbą na brzegu stru-
mienia.
– Pomóc ci? – Uśmiechnął sięszeroko.
– Nie trzeba – syknęła przez zaciśnięte zęby.
Ku jej utrapieniu zdjął buty i pewnym krokiem
przeszedł po kamieniach.
– Podaj mi rękę – polecił.
Harriet sięzawahała, omal nie tracąc przy tym
równowagi. James chwycił ją za dłoń i przeciągnął
na terytorium Edenhurst.
– Uratowałem cięprzed przymusową kąpielą.
Czekam na nagrodę. – Wziął do ręki buty. – Moz˙e
zjadłabyś ze mną lunch?
– Jeśli chcesz mnie namówić na sprzedaz˙ End
House, to niepotrzebnie siętrudzisz – prychnęła,
wsuwając mokre stopy w sandały.
– Nawet o tym nie pomyślałem. Przyszło mi do
głowy, z˙e najwyz˙szy czas, z˙ebyśmy spróbowali się
polubić. Dla dobra Tima. – Uśmiechnął się. – Poza
tym, gdybym chciał cięna coś namówić, zapropo-
nowałbym kawior i szampana.
– Nie lubiękawioru.
– Zapamiętam to sobie. Niestety, dziś mogę ci
zaproponować tylko kanapki. No to jak będzie?
Zastanawiała się chwilę, po czym skinęła gło-
wą. Bez zbytniej euforii.
– Zgoda.
James oczywiście zauwaz˙ył ten brak entuzjaz-
12
CATHERINE GEORGE
mu, ale nic nie powiedział, tylko zadzwonił do
hotelu i kazał przynieść do altany kosz piknikowy.
– Pamiętam czasy, kiedy razem z Timem bie-
galiście po okolicy – mówił, gdy wspinali się
dróz˙ką wiodącą na pagórek. – Bardzo sięzmieniłaś
od tamtej pory. Wprawdzie ubierasz siętak samo
jak wtedy, ale na tym kończy sięcałe podobień-
stwo. Kiedyś trudno było odróz˙nić, które to Tim,
które Harriet, za to teraz...
– Teraz mam długie włosy – wpadła mu w sło-
wo – i nie ma wątpliwości, jakiej jestem płci. Tylko
głos mi sięnie zmienił. Kiedyś przypadkiem usły-
szałam, jak próbujesz przekonać Tima, z˙eby mniej
czasu spędzał ze mną, a więcej z wiejskimi chłopa-
kami. Jeśli zamierzałeś go do mnie zniechęcić, to
ci sięnie udało.
– To nikomu sięnie uda. Tim ma fioła na
twoim punkcie.
Koszyk z lunchem czekał na nich przy altanie,
stylizowanej na grecką świątynię.
– Wygodne to twoje z˙ycie, James – podsumo-
wała go. – Wystarczy, z˙e machniesz róz˙dz˙ką i....
Co ja powiedziałam?!
– Właśnie przeszło ci przez usta moje imię!
– Podniósł kieliszek. – Wypijmy za pokój, Harriet.
Jedli w milczeniu. Harriet przyglądała sięwid-
niejącemu w oddali budynkowi, który był teraz
luksusowym hotelem i w niczym nie przypominał
starego, czarującego domostwa, jakie pamiętała
z dzieciństwa.
– O czym myślisz? – zapytał James.
13
NOC Z MILIONEREM
– Wolałam tamten stary dom z czasów, kiedy
go pierwszy raz zobaczyłam.
– Romantyczny punkt widzenia. – Uśmiechnął
się. – Dla mnie był to tylko wielgachny worek
bez dna.
– Moja babcia podziwiała cięza to, jak sobie ze
wszystkim radzisz.
– Mnie tez˙ o tym wspomniała. To była wyjąt-
kowa kobieta. – Posmutniał. – To wbrew naturze
wyzbywać sięrodzinnych pamiątek, ale nie mia-
łem wyboru. Dopiero potem szczęśliwy traf spra-
wił, z˙e kolega dołoz˙ył kapitał do mojego pomysłu
i z˙e to wszystko razem wypaliło. Alez˙ harowaliś-
my... – Pokręcił głową na wspomnienie tamtych
dni. – Na początku prawie dwadzieścia cztery
godziny na dobę.
– Najwaz˙niejsze, z˙e sięudało. – Uśmiechnęła
się. – Ciągle jeszcze nie mogę w to uwierzyć.
– Ty i ja sam na sam?
– No właśnie.
– I to nie bacząc na to, z˙e jestem wrednym
posiadaczem, który chce ciępozbawić dachu nad
głową? – Ponownie napełnił jej kieliszek.
– Raczej wywabić mnie z domu babci, składa-
jąc znacznie zawyz˙oną ofertę– z miejsca poprawi-
ła go Harriet.
– Wcale nie jest zawyz˙ona. End House ma
bardzo duz˙y ogród, a prócz tego jeszcze szklarnię.
– Moja przyjaciółka twierdzi, z˙e musiałam
zwariować, skoro odrzucam taką propozycję, ale
naprawdętrudno mi sięrozstać z tym domem.
14
CATHERINE GEORGE
Innego nigdy nie miałam – Westchnęła smutno.
– Sprzedaz˙ to dla mnie ostateczne rozstanie z bab-
cią... chociaz˙ była kobietą praktyczną i pewnie by
mnie wyśmiała za taki głupi sentymentalizm.
– Skoro nie chcesz sprzedać domu, to moz˙e byś
go wynajęła – zaproponował James.
– Myślałam o tym, ale jeden z moich znajo-
mych, który jest adwokatem, powiedział, z˙e takie
rozwiązanie to po prostu fabryka wciąz˙ nowych
problemów. – Znów westchnęła. – Gdybym miała
pewność, z˙e znajdęw okolicy jakąś pracę, sama
bym zamieszkała w End House.
– Dobrze sięzastanów, zanim podejmiesz de-
cyzję. Z
˙
ycie w Upcote jest znacznie spokojniejsze
niz˙ w Londynie.
– Właśnie po to tu jestem, choć w zamian będę
musiała skrócić o tydzień wakacje we Włoszech
– stwierdziła z nieukrywanym z˙alem.
– Wiem od Tima, z˙e wreszcie udało mu się
namówić cięna pobyt w La Fattorii. Nie będzie
miał nic przeciwko krótszym wakacjom?
– Tylko moje będą krótsze. – Wzruszyła ramio-
nami. – Tim pojedzie tydzień wcześniej. Zupełnie
mu to nie przeszkadza.
– Tim uwaz˙a, z˙e wszystko, co robisz, jest dobre.
– Ty chyba nie rozumiesz tego, co mnie łączy
z Timem. – Postawiła na tacy pusty kieliszek. – Nie
jesteśmy od siebie uzalez˙nieni. Jeśli Tim chce coś
zrobić sam, to ja nie mam nic przeciwko temu.
– Nie czułbym siędobrze w takim układzie
– mruknął.
15
NOC Z MILIONEREM
– Naprawdę? – Uśmiechnęła się kpiąco. – Sko-
ro taki był twój stosunek do Madeleine, to nic
dziwnego, z˙e cięzostawiła.
Wstał, zaczął porządkować na tacy pozostałości
z pikniku.
– Nie wiesz nic o moim małz˙eństwie, młoda
damo – powiedział tonem zimnym jak lodowiec.
– Rzeczywiście. Przepraszam. – Harriet zro-
zumiała, z˙e strzeliła gafę. – Lepiej juz˙ sobie pójdę.
– Dlaczego? Co ciętak goni do End House, z˙e
nie moz˙esz napić sięze mną kawy? – Jego spo-
jrzenie znowu stało sięciepłe. – Wiesz przeciez˙,
jak łatwo w tej okolicy o usłuz˙ny personel. Wystar-
czy machnąć róz˙dz˙ką.
– Dziękuję. Moz˙e innym razem.
– Wobec tego odprowadzęciędo domu.
– Nie trzeba. – Zdecydowanie pokręciła głową.
– A więc koniec zawieszenia broni?
– Nic takiego nie powiedziałam. Uwaz˙am, z˙e
powinniśmy sięzachowywać jak ludzie cywilizo-
wani. Choćby dla dobra Tima.
– Jeden zero dla ciebie. – Roześmiał się. – Na
pewno będzie zadowolony, kiedy się dowie, z˙e
urządziliśmy sobie piknik.
– Na pewno – zgodziła się Harriet. – Dziękuję.
Jedzenie było wyśmienite.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Zawsze
obchodzęposiadłość, kiedy przyjez˙dz˙am do Eden-
hurst, ale po raz pierwszy miałem szczęście napot-
kać damęw opałach.
– Kiedyś przeskakiwałam po tych kamieniach
16
CATHERINE GEORGE
bez najmniejszego problemu – poskarz˙yła się.
– Gdy miałam trzynaście lat, moje poczucie rów-
nowagi było w znacznie lepszym stanie niz˙ teraz.
– Przepraszam, z˙e wówczas próbowałem od-
ciągnąć od ciebie Tima. – James uśmiechnął sięze
skruchą. – Chciałem tylko, z˙eby miał jakichś kole-
gów w okolicy, kiedy ty wyjez˙dz˙asz do szkoły.
Bez ciebie był tu sam jak palec. – Ciemne oczy, tak
podobne do oczu Tima, a jednak całkiem inne,
wpatrywały sięw nią. – Czy zostanie mi to wyba-
czone?
– Jak najbardziej – rzuciła lekko. – Do wi-
dzenia.
17
NOC Z MILIONEREM
ROZDZIAŁ DRUGI
Kiedy Harriet wróciła do End House, znalazła
kartkęwsuniętą w drzwi.
Czy mam przyjść posprzątać jak w kaz˙dy ponie-
działek? Pozdrawiam, Stacy
Harriet dałaby sobie radęz utrzymaniem po-
rządku w jednym nieduz˙ym domu, ale Stacy Dyer
była samotną matką i bardzo potrzebowała pienię-
dzy, więc zadzwoniła do niej i poprosiła, z˙eby
przyszła w najbliz˙szy poniedziałek.
Popołudnie spędziła w ogrodzie i wcześniej
połoz˙yła sięspać. Rano padał deszcz, więc po-
czytała trochęw łóz˙ku, na co nigdy nie mogła sobie
pozwolić w zabieganym londyńskim z˙yciu, a po-
tem jeszcze wylegiwała sięw wannie. Jednak gdy
wreszcie zasiadła do śniadania, przeraziła się. Co
będzie robić przez cały dzień? Mało tego – przez
cały tydzień... Jeszcze wczoraj powaz˙nie myślała
o tym, z˙eby zamieszkać w Upcote na stałe, tym-
czasem juz˙ po dwóch dniach miała serdecznie
dosyć spokoju, samotności i zwykłej nudy.
Doszła do wniosku, z˙e głupio postąpiła, od-
rzucając propozycjęJamesa. Nikt inny nie zapro-
ponowałby jej tak duz˙ej sumy za stary dom. Aby
zachować twarz, postanowiła zostać na wsi do
końca tygodnia, a potem oznajmić Jamesowi, z˙e po
namyśle zdecydowała sięsprzedać mu End House.
Tymczasem postanowiła zająć sięogrodem.
Był naprawdęduz˙y i dawno nikt nic w nim nie
robił. Wypielenie rabat kwiatowych mogło po-
trwać nawet cały dzień.
Wzięła się do roboty. Nie minęła godzina, a juz˙
była potwornie zmęczona, spocona, brudna i obo-
lała, a tylko niewielki kawałek grządki zdołała
pozbawić chwastów. Postanowiła odpocząć. Wsta-
ła, wyprostowała plecy i wtedy zauwaz˙yła, z˙e od
strony bocznej furtki nadchodzi James.
Jęknęła. Na nic więcej nie miała czasu.
– Witaj, Harriet.
– Cześć. Jeszcze tu jesteś?
– Przyjmujęnowych pracowników. Nie prze-
szkadzam?
– Nie, właśnie miałam zrobić sobie przerwę.
Napijesz sięherbaty? – Odłoz˙yła motykęi za-
prowadziła Jamesa do kuchni. – A moz˙e wolisz
drinka?
– Poproszęo herbatę.
Umyła ręce, nastawiła wodę w czajniku.
– Siadaj – powiedziała, przygotowując filiz˙an-
ki i dzbanek.
Usiadł przy stole, przyglądał się, jak Harriet
parzy herbatę.
– Kiedy miałaś trzynaście lat, byłaś tego same-
go wzrostu – stwierdził po chwili. – Pamiętam te
twoje długie nogi.
Zaskoczył ją tak bardzo, z˙e sięzagapiła i zamiast
19
NOC Z MILIONEREM
do czajniczka, nalała sobie wrzątku na rękę. Krzy-
knęła. James zerwał się na równe nogi.
– Oparzyłaś się. – Wziął ją za dłoń.
– To tylko kilka kropli.
Ale on juz˙ odkręcił kran z zimną wodą i włoz˙ył
jej rękę pod lodowaty strumień.
– Ty drz˙ysz. – Objął ją ramieniem. – To pewnie
szok.
To nie był z˙aden szok. To bliskość Jamesa
przyprawiała ją o drz˙enie! A przeciez˙ był bratem
Tima!
– Siadaj. Ja zrobięherbatę– powiedział tonem
nieznoszącym sprzeciwu, po czym napełnił fili-
z˙anki i usiadł przy stole. – Dlaczego Tim z tobą nie
przyjechał?
– Chciałam zostać sama, z˙eby spokojnie się
zastanowić, co zrobić z domem – mruknęła. Była
zdumiona, z˙e James ją pociąga, a raczej pociąga
jej ciało. Bo umysł nie przyjmował tego do wia-
domości.
– Jeśli zdecydujesz sięsprzedać mi dom, bę-
dziesz mogła sobie kupić mieszkanie w Londynie.
Tim mi powiedział, z˙e masz juz˙ dość swojej współ-
lokatorki.
Tim stanowczo za duz˙o gada, pomyślała zła jak
osa Harriet.
– Chociaz˙ dziwięsię, z˙e nie mieszkasz razem
z Timem – ciągnął James. – Juz˙ dawno powinniś-
cie to zrobić. Czyz˙byś wolała poczekać z tym do
ślubu?
– Jestem w tych sprawach trochęstaroświecka
20
CATHERINE GEORGE
– odparła Harriet po prawie niedostrzegalnej chwi-
li wahania.
– A co na to Tim?
– Zgadza sięze mną.
– Więc nic dziwnego, z˙e ciągle mówi o rych-
łym ślubie.
– Czyz˙byś był takim zwolennikiem małz˙eń-
stwa? – szczerze sięzdziwiła.
– Co w tym dziwnego? – Wzruszył ramionami.
– Ty i Tim jesteście pokrewnymi duszami. Made-
leine i ja nie byliśmy sobie tak bliscy. A przy
okazji, przepraszam, z˙e wczoraj na ciebie napad-
łem. Tim zrobiłby mi piekło, gdyby siędowiedział,
z˙e sprawiłem ci przykrość.
– Nie sprawiłeś – zapewniła go Harriet. – Nale-
jęci jeszcze herbaty.
– Dziękuje, muszę juz˙ iść. – Wstał. – Jak twoja
ręka?
– W porządku.
– To dobrze. Musisz bardziej na siebie uwaz˙ać.
Wyszedł. Harriet wciąz˙ nie wiedziała, po co
w ogóle ją odwiedził. Na pewno nie po to, z˙eby
przeprosić za swoje zachowanie poprzedniego dnia.
Wieczorem zadzwonił Tim. Nie wierzył włas-
nym uszom, kiedy Harriet mu powiedziała, z˙e do
tej pory juz˙ trzy razy spotkała sięz Jamesem.
– A właśnie – powiedziała wojowniczo, bo
czuła sięwinna niepopełnionego przeciez˙ grzechu
– na przyszłość nie omawiaj moich spraw z całym
światem.
21
NOC Z MILIONEREM
– Nigdy nic takiego nie zrobiłem – obruszył się
Tim. – A jeśli chodzi o End House, to Jed mnie
pytał, więc mu powiedziałem.
– Pytał tez˙, dlaczego do tej pory nie zamiesz-
kaliśmy razem – odgryzła sięHarriet.
Tim az˙ zagwizdał.
– Co mu powiedziałaś?
– Z
˙
e jestem przeciwna wspólnemu mieszkaniu
przed ślubem.
– Bujasz! – Tim wybuchnął gromkim śmie-
chem. – Alez˙ ja ciękocham, Harry!
– Ja ciebie tez˙. Baw siędobrze w Paryz˙u.
Odłoz˙yła słuchawkę. Tim nie miał pojęcia,
w jak kłopotliwej sytuacji ją postawił. Dotąd nie
stanowiło to dla niej problemu, az˙ do dzisiaj.
Nigdy jeszcze nie czuła takiego podniecenia jak to,
które wywołało dotknięcie Jamesa.
Punktualnie o dziewiątej stawiła sięStacy Dyer.
Razem z prześlicznym chłopczykiem, śpiącym
spokojnie w wózeczku.
– Musiałam zabrać z sobą Roberta – tłumaczy-
ła się. – Nie masz nic przeciwko temu?
– Oczywiście, z˙e nie! – Harriet uśmiechnęła się
do śpiącego dziecka. – Jest śliczny. Napij siękawy,
zanim zaczniesz sprzątanie. Skąd masz tego sinia-
ka pod okiem?
– Tatuś Roberta mi to zrobił – przyznała nie-
chętnie Stacy.
– Jak to sięstało? – Harriet zamierzała drąz˙yć
temat. – Moz˙e trzeba zawiadomić policję?
22
CATHERINE GEORGE
– Nie, nie, to nic takiego – zaprotestowała
Stacy. – Greg przyszedł wczoraj wieczorem, kiedy
mamy nie było w domu. Chciał sięzobaczyć
z Robertem. Był po drinku, więc go nie wpuściłam.
Poszarpaliśmy siętrochęi wtedy uderzył mnie
łokciem w policzek. Wywaliłam go na zbity pysk.
– Na pewno nie potrzebujesz pomocy?
– On nie chciał mi zrobić krzywdy. Nie jest taki
jak mój ojciec. – Stacy westchnęła cięz˙ko. – Greg
nie pije duz˙o, bo go na to nie stać, ale ma słabą
głowę. Do tego się przejmuje, bo nie moz˙e dostać
pracy, a ja nie będę z nim mieszkać, dopóki nie
zacznie pracować.
– Ile on ma lat?
– Tyle samo co ja. Zaszłam w ciąz˙ę, kiedy
oboje chodziliśmy jeszcze do szkoły. – Stacy
wzruszyła ramionami. – Na razie umiem tylko
sprzątać, ale dwa razy w tygodniu chodzęna kurs
komputerowy. Jak Robert pójdzie do przedszkola,
zacznęsięrozglądać za jakąś pracą biurową.
– A Greg coś umie? Zdobył jakiś zawód?
– Całkiem nieźle zdał egzaminy, ale lubi praco-
wać na dworze, więc bierze kaz˙dą dorywczą pracę
ogrodniczą, jaką mu zaproponują.
– No, to nie jest wam łatwo... Jez˙eli źle się
czujesz, to nie musisz dziś sprzątać.
– Ale ja chcę! Proszę... – Dziewczyna patrzyła
na nią błagalnie. – Przepraszam, z˙e wzięłam synka,
ale nie mogłam zostawić go z mamą, bo Greg
mógłby wrócić. Mama by mu dała popalić za moje
podbite oko, a Robert boi siękrzyku.
23
NOC Z MILIONEREM
– Moz˙esz przyprowadzać Roberta, kiedy tylko
chcesz. I nie denerwuj siętak, na litość boską.
Mały sięobudził, kiedy Stacy kończyła sprzątać
w salonie. Zmieniła mu pieluchę, ale gdy spróbo-
wała włoz˙yć go z powrotem do wózka, głośno
zaprotestował.
– Zabioręgo do ogrodu – zaproponowała Har-
riet. – Moz˙e posiedzieć ze mną na kocu.
– On to po prostu uwielbia. – Stacy pocałowała
malca i wsadziła mu na główkępłócienny kapelu-
sik. – Dzięki, Harriet. Wzięłam mu parę zabawek,
z˙eby miał sięczym zająć.
Było trochępłaczu, kiedy Stacy zostawiła synka
z nową opiekunką, ale Robert prędko się zorien-
tował, z˙e przyjemnie jest posiedzieć w słonku na
świez˙ym powietrzu. A kiedy Harriet zbudowała
mu wiez˙ęz klocków, łzy natychmiast obeschły.
Podczołgał siędo budowli i zniszczył ją jednym
machnięciem małej łapki. Uszczęśliwiony i roze-
śmiany, głośno domagał siępowtórki. Harriet po-
stawiła mnóstwo wiez˙ i nawet nie zauwaz˙yła, jak
minął czas. Było jej przykro, z˙e Stacy skończyła
sprzątanie i zaczęła zbierać się do wyjścia.
– Świetnie siębawiliśmy. – Harriet niechętnie
oddała jej Roberta. – Wracasz juz˙ do domu?
– Nie, idęjeszcze posprzątać u pastora.
– Moz˙esz tam zabrać Roberta?
– Normalnie tego nie robię, ale tym razem nie
mam wyjścia.
– Zostaw go ze mną.
– Nie mogęcięwykorzystywać!
24
CATHERINE GEORGE
– To z˙adne wykorzystywanie, tylko czysta
przyjemność – zapewniła Harriet.
– Skoro tak, to bardzo chętnie. – Stacy była
naprawdęzadowolona. – Zawsze mam przy sobie
telefon, więc gdyby coś się działo, po prostu za-
dzwoń.
Robert wprawdzie wygiął usteczka w podków-
kę, kiedy Stacy dała mu buziak na poz˙egnanie,
ale jak tylko zobaczył ogród, kocyk i stertękloc-
ków, od razu sięrozchmurzył. Tym razem zaba-
wa w niszczenie klockowych wiez˙ nie trwała
długo, bo dziecku zaczęły się zamykać oczka.
Harriet ułoz˙yła go na kocyku z ulubionym mi-
siem w objęciach, przykryła pieluszką i osłoniła
parasolką.
Mniej więcej po godzinie obudził się, wołając
mamę. Harriet wzięła go na ręce, przytuliła.
– Mamusia zaraz wróci – mówiła, niosąc małe-
go do kuchni, gdzie Stacy zostawiła butelkęz so-
kiem. Na szczęście wystarczyła odrobina ulubio-
nego picia, z˙eby Robert przestał popłakiwać.
– Gdzie jest Stacy? – usłyszała za plecami obcy
głos.
W progu stał zagniewany młodzieniec. Obron-
nym ruchem przytuliła do siebie Roberta, ale chłop-
czyk uśmiechnął sięi radośnie wyciągnął rączki do
przybysza, który wrzasnął:
– Oddaj mi go!
Robert sięrozpłakał i wtulił buzięw ramię
Harriet.
– Kim pan jest? – Mocno przycisnęła do siebie
25
NOC Z MILIONEREM
chłopczyka. – I kto panu pozwolił wejść do mojego
domu?
– Nazywam sięGreg Watts. Jestem ojcem Ro-
berta. Oddawaj go! – Chciał jej zabrać dziecko, ale
mały trzymał siękurczowo Harriet, drąc sięprzy
tym wniebogłosy.
– Nie bądź idiotą, młody człowieku – powie-
działa stanowczo. – Straszysz dziecko. Stacy zo-
stawiła Roberta pod moją opieką i nie dam go
nikomu, póki ona nie wróci.
– Nie masz prawa! To moje dziecko!
Zamierzał jej wyrwać syna, jednak nie zdąz˙ył.
James Devereux wkroczył do kuchni, złapał Grega
za kołnierz i wyprowadził na dwór. Potem wrócił,
z˙eby sprawdzić, czy Harriet nic sięnie stało.
– Nie zrobił ci nic złego?
– Mnie nie, tylko wystraszył Roberta. – Po-
całowała płaczącego malca. – Nie płacz, skarbie.
Mamusia zaraz przyjdzie. Juz˙ po nią dzwonię.
– Nagle sięzaniepokoiła. – James, nie zrobiłeś
Gregowi krzywdy?
– Skądz˙e. Twierdzi, z˙e jest ojcem tego malca,
ale nie mam pojęcia, kto jest matką.
– Stacy Dyer. Sprząta u mnie.
– Daj mi numer, to do niej zadzwonię. Potem
zrobięporządek z tym całym tatuśkiem.
Wykład Jamesa odniósł taki skutek, z˙e nim
przybiegła Stacy, Greg miał łzy w oczach.
– Coś ty narobił – jęknęła Stacy.
– Boz˙e, Stacy, ja to zrobiłem? – Młodzieniec
spoglądał przeraz˙ony na jej podbite oko. – Prze-
26
CATHERINE GEORGE
praszam! Nie chciałem ci zrobić krzywdy. Chcia-
łem tylko zobaczyć sięz Robertem.
Malec tymczasem zasnął spokojnie na ramieniu
Harriet.
– Nic mu nie jest – zapewniła, oddając go
Stacy. – Przestraszył sięi bardzo płakał, ale nic
poza tym.
– Panna Dyer powinna zgłosić policji próbę
porwania dziecka – stwierdził stanowczo James.
– Nie! – zawołał przeraz˙ony Greg. – Chciałem
tylko zabrać Roberta na chwilędo domu, pokazać
go mamie. Wczoraj Stacy nie pozwoliła mi go
nawet zobaczyć...
– Jeśli będziesz się źle zachowywał, nigdy wię-
cej go nie zobaczysz – warknęła Stacy, ale cicho,
z˙eby nie obudzić dziecka.
– Proszęcię, kochanie, nie mieszaj w to policji
– błagał Greg. – Jak mi pozwolisz częściej od-
wiedzać Roberta, to juz˙ nigdy nie tknęalkoholu.
Przysięgam! Nie jestem taki jak twój tata, Stacy.
Słowo. Nigdy nie skrzywdzęani ciebie, ani nasze-
go dziecka.
– Tak, Greg, wiem.
Zapadła cisza. Młodzi ludzie wpatrywali się
w siebie, jakby zapomnieli, z˙e mają widownię.
– Odwiozęciędo domu, Stacy – powiedziała
Harriet.
– Nie trzeba – odparła zdecydowanie. – Robert
pojedzie w wózku, a Greg poniesie moje rzeczy.
– Będę mógł dać mu podwieczorek? – dopyty-
wał sięGreg z nadzieją w głosie.
27
NOC Z MILIONEREM
– Będziesz – zgodziła się łaskawie Stacy.
– Moz˙esz go nawet wykąpać. – Ułoz˙yła śpiące
dziecko w wózeczku. – Czy po tym całym zamie-
szaniu będziesz jeszcze chciała, z˙ebym przyszła
w czwartek? – zwróciła siędo Harriet.
– Oczywiście.
– Dziękuję. – Stacy najwyraźniej ulz˙yło. – Mo-
z˙e jeszcze zrobięci herbaty, zanim pójdę. Strasznie
jesteś zdenerwowana.
– Ja to zrobię– zgłosił sięprędko James.
– Dobrze, panie Devereux. – Stacy uśmiech-
nęła się nieśmiało. – Chodź juz˙, Greg.
– Przepraszam – powiedział ogromnie skruszo-
ny. – Wiem, z˙e Stacy sprząta tu w poniedziałki.
Przyszedłem ją przeprosić za wczorajsze. Nie spo-
dziewałem sięzobaczyć Roberta... Poniosło mnie.
Naprawdębardzo przepraszam.
Kiedy młodzi rodzice wreszcie poszli, James
usadził Harriet przy kuchennym stole.
– Jesteś wykończona – powiedział z troską.
– Czy znajdzie sięw tym domu coś do picia?
– W lodówce jest wino.
– A brandy?
– Moz˙e być w kredensie w salonie. – Chciała
wstać, ale James ją przytrzymał.
– Sam sprawdzę.
Wyszedł, po chwili wrócił z butelką koniaku
i dwoma kieliszkami.
– O, znalazłeś babciny zestaw pierwszej pomo-
cy – ucieszyła sięHarriet.
– Sytuacja jest nadzwyczajna, więc wymaga
28
CATHERINE GEORGE
nadzwyczajnych środków. – James nalał po odro-
binie bursztynowego płynu do kieliszków.
– Dzięki, z˙e przyszedłeś mi z pomocą. – Upiła
łyczek. – Greg okropnie mnie wystraszył.
– Zauwaz˙yłem. Właśnie dlatego tak ostro go
potraktowałem.
– Mam nadzieję, z˙e dostał nauczkę. Kiedy Sta-
cy mi powiedziała, z˙e ją uderzył, wyobraziłam
sobie brutala z łapskami jak łopaty. Nie spodzie-
wałam się, z˙e będzie taki jak Greg.
– Jego ojciec jest naczelnym ogrodnikiem
w mojej posiadłości. Znam Grega od urodzenia.
– Biedny chłopak – westchnęła Harriet. – Cie-
szęsię, z˙e Stacy mu darowała.
– À propos przebaczania. Powiedziałaś Timo-
wi, z˙e urządziliśmy sobie piknik?
– Jasne. Zamurowało go. Pierwszy raz w z˙yciu
nie wiedział, co powiedzieć. Zresztą ja sama tez˙
ciągle siędziwię.
– Z
˙
e przez˙yłaś bliskie spotkanie z potworem?
– Nigdy nie uwaz˙ałam cięza potwora. – Harriet
sięzarumieniła.
– Kłamczucha!
– No dobrze, moz˙e trochę, kiedy byłam mała.
Teraz juz˙ sięciebie nie boję.
– A więc bałaś sięmnie? – zdziwił sięJames.
– No jasne! – Opróz˙niła kieliszek. – Zawsze
mnie obarczałeś winą za wszystko, co narozrabiał
Tim, za kaz˙dą jego samowolęi nieposłuszeństwo.
– Bo wiedziałem, z˙e słucha tylko ciebie.
– Tim zgadza sięze mną wyłącznie wtedy,
29
NOC Z MILIONEREM
kiedy sam ma na coś ochotę. Akurat ty chyba
wiesz najlepiej, z˙e zawsze chadza własnymi dro-
gami.
– Tak, wiem. I wiem jeszcze, z˙e jestem trochę
nadopiekuńczy.
– A do tego przekonany, z˙e na pewno zrobię
mu krzywdę. Jak nie w ten, to w inny sposób.
Naprawdęuwaz˙asz, z˙e w tajemnicy przed Timem
sypiam z innymi męz˙czyznami?
– A robisz to?
Przez chwilępatrzyli sobie prosto w oczy
w kompletnym milczeniu.
– Nie muszęodpowiadać na to pytanie – stwie-
rdziła w końcu Harriet i odwróciła siędo niego
plecami.
Obszedł stół dookoła, stanął na wprost niej.
– Co ja widzę, Harriet? Łzy?
Odwróciła głowę, mrugając powiekami.
– Proszęcię, idź sobie.
– Wybacz mi. Nie mam prawa wtykać nosa
w twoje prywatne sprawy.
– Święta racja.
Wytarła oczy kawałkiem kuchennego ręcznika,
a James objął ją, przytulił i głaskał po głowie jak
małą dziewczynkę.
– Nie płacz, maleńka – powiedział tak czule, z˙e
łzy znów popłynęły, tym razem obficie.
Łkała przez chwilę, zapomniawszy o boz˙ym
świecie, w końcu jednak przypomniała sobie o ist-
nieniu Jamesa. Odsunęła się od niego przeraz˙ona.
– To tylko reakcja na całe to zamieszanie
30
CATHERINE GEORGE
– usprawiedliwiała siępospiesznie, ocierając łzy.
– Idź sobie. Wolępłakać w samotności.
– Ja bym wolał, z˙ebyś wcale nie płakała. Zwła-
szcza z mojego powodu.
Spojrzała na niego.
– Tamten męz˙czyzna, z którym byłam w teat-
rze, to mój szkolny kolega i Tim doskonale go zna.
– Pociągnęła nosem. – Wprawdzie to nie twoja
sprawa, ale dla porządku oświadczam ci, z˙e nie
sypiam z kim popadnie. I zamknijmy wreszcie ten
temat.
– Harriet... – Przynajmniej raz James Devereux
nie bardzo wiedział, jak sięzachować.
– Zrozum – przerwała mu Harriet – jestem
bardzo zmęczona. Idź juz˙, dobrze?
Posłuchał jej, ale w progu jeszcze na chwilęsię
zatrzymał.
– Mam ci coś do powiedzenia, ale w całkiem
innej sprawie. Muszęzatrudnić pomocnika ogrod-
nika. Gdybym zaproponował to stanowisko Gre-
gowi, barman mógłby sięprzeprowadzić do End
House, a Greg ze Stacy i dzieckiem zamieszkaliby
nad garaz˙em.
Wyszedł, zamknął za sobą drzwi, a Harriet
wciąz˙ stała jak słup soli.
Cwany diabeł, pomyślała i roześmiała się.
Chciał ją przekonać, a tymczasem dał jej idealny
pretekst. Będzie mogła sprzedać End House za
bardzo dobrą cenę, nie tracąc przy tym twarzy.
31
NOC Z MILIONEREM
ROZDZIAŁ TRZECI
Denerwujący przebieg dnia sprawił, z˙e Harriet
straciła ochotęna wyprawędo Cheltenham, choć
przedtem zamierzała wybrać siędo kina. Próbowa-
ła poczytać, lecz nie mogła sięskupić na lekturze,
a poniewaz˙ wolała nie analizować przyczyn tego
stanu rzeczy, zadzwoniła do Dido.
– Nareszcie – ucieszyła sięprzyjaciółka. – Czy
ty nigdy nie sprawdzasz, co masz nagrane na
sekretarce?
– Miałam sporo na głowie. – Harriet opowie-
działa o całym zajściu.
– No, to pewnie nielicho sięwystraszyłaś
– skomentowała przejęta Dido.
– Nie bardzo. W końcu to jeszcze dzieciak.
Zresztą brat Tima przyszedł mi z pomocą.
– Mówisz o słynnym Jedzie?
– Właśnie o nim. Jest teraz w Edenhurst. Przy-
jmuje ludzi do pracy.
– I znalazł sięw pobliz˙u twojego domu akurat
wtedy, kiedy go potrzebowałaś? Nie rozumiem,
jakim cudem?
– Nie mam pojęcia. Moz˙e tędy przechodził.
Lepiej powiedz, co u ciebie?
Dido dostała podwyz˙kęi z tej okazji urządzała
przyjęcie, dlatego Harriet powinna wrócić do Lon-
dynu najpóźniej w sobotęprzed południem.
Kiedy sięnagadały, Harriet zapatrzyła sięna
ogród. Wcale nie miała ochoty wprost z tej ciszy
i błogiego spokoju wpadać w szaloną imprezę
Dido. Mieszkanie będzie nabite jej kolegami z fir-
my kosmetycznej, którzy rozejdą siędopiero nad
ranem. Potem jeszcze – jak zwykle – kłótnia z Dido
o to, z˙e trzeba najpierw posprzątać, a dopiero
potem iść spać...
Kładła siędo łóz˙ka, kiedy zabrzęczał telefon.
Tylko jeden człowiek na całym świecie mógł do
niej dzwonić o tak późnej porze.
– Nie budzi sięludzi w środku nocy, Tim
– powiedziała ze śmiechem.
– To nie ten brat, Harriet – usłyszała w słuchaw-
ce głos Jamesa.
– Och, przepraszam. – Zaczerwieniła siępo
cebulki włosów. Dobrze, z˙e przez telefon nie było
tego widać.
– Rozmawiałem z ojcem Grega. Powiedziałem
mu, z˙e jeśli jego syn chciałby dostać pracę, ma
przyjść do mnie jutro po południu. Oczywiście nie
wspomniałem nic o mieszkaniu.
– Dasz Gregowi tępracę, nawet jeśli nie sprze-
dam ci End House?
– Oczywiście! – James nieco sięzniecierpliwił.
– Zadzwoniłem jednak o tej porze, bo będzie mi
łatwiej z nim rozmawiać, jeśli mi powiesz, co
zdecydowałaś. Zastanów sięnad tym, Harriet.
Wpadnędo ciebie z samego rana.
33
NOC Z MILIONEREM
Wyłączyła telefon, wychyliła sięprzez otwarte
okno. Słodki zapach róz˙ przywołał wspomnienie
dzieciństwa. Pomyślała, z˙e babcia byłaby orędow-
niczką Jamesa Devereux’go. Bardzo lubiła Tima,
ale Jamesa darzyła wielkim szacunkiem. Podzi-
wiała, jak cięz˙ko pracował, byleby tylko zabez-
pieczyć przyszłość młodszemu bratu.
Rano po kąpieli starannie sięumalowała. Szy-
kowała sięna ostatnie spotkanie z Jamesem. Skoro
postanowiła sprzedać dom... Nie chciała, z˙eby
zapamiętał ją taką jak wczoraj: z czerwonymi
oczami, zapuchniętą od płaczu.
Włoz˙yła spódniczkęz bez˙owego dz˙insu, do niej
bluzeczkębez rękawów i z˙akiet od kompletu. Nie
czekając, az˙ Jego Lordowska Mość raczy sięzja-
wić, poszła, jak co rano, do wioski po gazetę.
Kiedy wróciła, James czekał na nią w ogrodzie.
Właśnie tak, jak sięspodziewała. Jego spojrzenie
mówiło, z˙e opłacało siędołoz˙yć starań podczas
porannej toalety.
– Witaj, Harriet. Widzę, z˙e gdzieś sięwybie-
rasz.
– Zamierzam pojechać do Cheltenham. Juz˙
wczoraj miałam pójść do kina, ale w końcu mi się
odechciało. Wejdziesz do domu? – spytała, jakby
nie znała odpowiedzi. – Moz˙e napijesz sięher-
baty?
– Bardzo chętnie. Jak się dzisiaj czujesz? Z
˙
ad-
nych złych następstw wczorajszej awantury?
– Z
˙
adnych. – Tym razem bardzo uwaz˙ała, nale-
wając wrzątek do czajniczka. – Herbata naciągnie,
34
CATHERINE GEORGE
a my przez ten czas załatwimy sprawy. Postanowi-
łam sprzedać ci End House. Szantaz˙ zadziałał.
– Szantaz˙? – zdziwił sięJames.
– Ty wiesz, jak nakłonić człowieka do podjęcia
wygodnej dla ciebie decyzji. Wiedziałeś, z˙e jak
tylko wspomnisz o Stacy, to poddam siębez walki.
– A co będzie, jeśli Greg nie przyjmie tej
pracy? – Wcale nie próbował udawać niewiniątka.
– A nawet jeśli przyjmie, to Stacy moz˙e nie
chcieć z nim zamieszkać.
– Za to moje konto bankowe będzie wyglądało
znacznie lepiej. – Popatrzyła na niego z namysłem.
– Dlaczego właściwie tak bardzo chcesz kupić End
House?
– Gdybyś sprzedała dom komuś innemu, mógł-
by nie utrzymać go w standardzie, jaki mamy
w Edenhurst. Próbowałem namówić na sprzedaz˙
twoją babcię, ale kazała mi poczekać, az˙ dosta-
niesz dom w spadku.
– Kiedy ci o tym powiedziała? – Harriet korzy-
stała z kaz˙dej okazji, z˙eby porozmawiać o babci.
Czuła sięwtedy trochęmniej samotna.
– Spotkałem ją któregoś dnia, kiedy jechałem
do wioski. Była blada i cięz˙ko oddychała, więc
zawiozłem ją do domu. Chciałem wezwać lekarza,
ale mi zabroniła. Włoz˙yła sobie pod język tabletkę,
a potem mi powiedziała, z˙e ma kłopoty z sercem.
Obiecała, z˙e będzie mnie straszyć po śmierci, jeśli
komukolwiek sięwygadam.
– Chorowała... – Harriet nie spuszczała z niego
oka.
35
NOC Z MILIONEREM
– Tamtego dnia tak bardzo sięprzestraszyła, z˙e
dopuściła mnie do tajemnicy. Dowiedziałem się,
z˙e twoi rodzice nie zdąz˙yli cięnalez˙ycie zabez-
pieczyć, ale przynajmniej dostaniesz End House
z całą zawartością, a do tego pieniądze na półrocz-
ne utrzymanie posiadłości, z˙ebyś mogła sięspo-
kojnie zastanowić.
– A więc od dawna wiedziałeś, z˙e będę dys-
ponować tym domem?
– Wiedziałem. – Skinął głową. – Potem Tim mi
powiedział, kiedy zamierzasz przyjechać do Up-
cote. Dlatego właśnie teraz przeprowadzam roz-
mowy z nowymi pracownikami.
– No dobrze, ale skoro przeprowadzasz te swo-
je rozmowy, to jakim cudem zjawiłeś sięwczoraj
pod moimi drzwiami w samą porę?
– Byłem po sąsiedzku. Sprawdzałem, jak idzie
remont dachu, kiedy usłyszałem krzyki i płacz
dziecka. Przedarłem sięprzez z˙ywopłot, z˙eby spra-
wdzić, co siędzieje.
– A więc stąd ta wyrwa w z˙ywopłocie! Nie
zatrudniasz ludzi do nadzorowania robót w Eden-
hurst? – zapytała nieco zdziwiona.
– Pewnie z˙e zatrudniam. W innych komplek-
sach rekreacyjnych mam nawet po kilku zarząd-
ców, ale w Edenhurst wolęwszystkiego doglądać
osobiście. Czy Tim ci pokazywał, jakie mieszkania
urządziłem w dawnych stajniach?
– Nie. Kiedy przyjez˙dz˙amy tu razem, nawet nie
zbliz˙a siędo waszego domu.
– Jeśli z tobą nigdy tam nie był, to ze mną tym
36
CATHERINE GEORGE
bardziej nie pójdzie. – James uśmiechnął sięsmut-
no. – Za to moje londyńskie mieszkanie bardzo mu
siępodoba.
– To jedyne, co moz˙e znieść w Anglii.
– Nigdy u mnie nie byłaś, choć wiele razy cię
zapraszałem.
– Zawsze jakoś tak sięskłada, z˙e coś mi musi
wypaść. – Harriet zarumieniła się.
– Nie ma co owijać w bawełnę. – Uśmiechnął
sięsmutno. – Tim mi powiedział, z˙e wolisz nie
wchodzić do jamy potwora.
– Naprawdętak ci powiedział?
– Owszem, chociaz˙ innymi słowami. Czy teraz,
kiedy zawarliśmy pokój, odwiedzisz mnie, gdy
następnym razem was zaproszę?
– Odwiedzę. – Zawahała się. – Ale chciałabym
cięjeszcze o coś zapytać.
– Proszę, nie krępuj się.
– Powiedziano mi, z˙e byłeś w Upcote, kiedy
babcia umarła.
– Byłem.
– Czy wiesz moz˙e, co tu naprawdęzaszło?
Byłam wtedy na wakacjach w Szkocji... nie spo-
dziewałam się...
– Wiem, jak umarła pani Olivia – przerwał
jej, widząc, z˙e mówi z coraz większym trudem.
– Akurat byłem w sąsiednim domu. Twoja babcia
wyszła do ogrodu, więc podszedłem do z˙ywopłotu,
z˙eby ją zapytać, jak sobie radzi z kretami. Za-
uwaz˙yła, z˙e kaszlę, więc poradziła, z˙ebym się
połoz˙ył do łóz˙ka i porządnie wygrzał. Nagle
37
NOC Z MILIONEREM
zaczęła dziwnie oddychać. Zdąz˙yła jeszcze powie-
dzieć, z˙e kręci się jej w głowie i zemdlała. W kaz˙-
dym razie pomyślałem, z˙e zemdlała. Przeskoczy-
łem przez z˙ywopłot, z˙eby jej pomóc, a mój pra-
cownik zadzwonił po pogotowie. Juz˙ jej nie ocuci-
li. Odeszła. Umarła w miejscu, które najbardziej
kochała.
– Dziękuję – szepnęła Harriet. – Teraz wiem na
pewno, z˙e nie cierpiała.
Kilka chwil siedzieli w milczeniu, a potem
James zerknął na zegarek.
– Juz˙ późno, muszęlecieć. Przyjdź do mnie
wieczorem. Zjemy kolacjęi omówimy szczegóły
transakcji.
– Nie, nie, dziękuję. – Do takiej eleganckiej
restauracji jak Edenhurst trzeba sięporządnie
ubrać, a Harriet nie zabrała z sobą odpowiedniego
stroju. – Wolałabym, z˙ebyś ty wpadł do mnie na
paręminut.
– Jak sobie z˙yczysz. – Od Jamesa powiało
chłodem. – Ale to moz˙e być dosyć późno.
– Nie szkodzi. Późno chodzęspać.
Chyba go uraziłam, pomyślała, ale nie mogę
przeciez˙ wyglądać jak uboga krewna.
Dopiero po chwili przyszło jej do głowy, z˙e
moz˙e chciał ją zaprosić na obiad do swego mie-
szkania. Miała ochotękopnąć sięw kostkęza
własną głupotę.
Pojechała autobusem do Cheltenham. Pooglą-
dała wystawy, kupiła sobie na wyprzedaz˙y twarzo-
38
CATHERINE GEORGE
wą sukienkęna przyjęcie Dido, pluszowego lwa
dla Roberta i butelkęwina na wieczorne spotkanie
z Jamesem. Mogła sobie pozwolić na tęrozrzut-
ność, bo dzięki sprzedaz˙y End House nie musiała
juz˙ liczyć kaz˙dego grosza.
Kiedy wróciła do domu, zadzwonił Tim.
– Jak ci sięz˙yje w Paryz˙u? – spytała.
– Fantastycznie! Najpierw załatwiłem sprawy
słuz˙bowe, a potem połaziliśmy po galeriach. By-
łem na wiez˙y Eiffla, pływałem statkiem po Sek-
wanie, ciągle coś jadłem i piłem mnóstwo wina,
jak kaz˙dy normalny turysta w tym mieście. No
dobrze, a co u ciebie? Jak wytrzymujesz w tym
spokojnym Upcote?
– Nie takie znowu spokojne. – Harriet zdała mu
sprawęz wczorajszego zajścia. Tim był zdumiony,
kiedy mu powiedziała, jak James sobie poradził
z Gregiem.
– A jak to sięstało, mój aniele, z˙e nasz Jed
znalazł sięakurat w odpowiednim miejscu i we
właściwym czasie, z˙eby przybyć ci na ratunek?
– Był w sąsiednim domu i usłyszał krzyki. Greg
strasznie wrzeszczał, a dziecko płakało...
– Dosyć! Natychmiast wracaj! W Upcote jest
zbyt niebezpiecznie.
– I tak nie mam tu juz˙ nic do roboty. Sprzeda-
łam dom twojemu bratu.
– Jeśli sięna to zdecydowałaś, to znaczy, z˙e
stosunki między wami troszeczkę się ociepliły.
Tylko sięz nim za bardzo nie zaprzyjaźniaj
– ostrzegł ją z˙artobliwie.
39
NOC Z MILIONEREM
– Nie mam takiego zamiaru.
– Kamień mi spadł z serca. – Westchnął komicz-
nie. – Tęsknię za tobą, Harry.
– Ja za tobą tez˙. Na szczęście niedługo się
zobaczymy. Muszękończyć. Ktoś siędobija do
drzwi. Cześć.
W progu stali Greg i Stacy. Oczy im błyszczały,
kiedy dzielili sięz Harriet radosną nowiną.
– Chcieliśmy ci powiedzieć – zaczęła Stacy
– z˙e Greg dostał pracęw Edenhurst.
– A do tego jeszcze słuz˙bowe mieszkanie nad
garaz˙em – dodał uszczęśliwiony Greg. – Wreszcie
zamieszkamy razem i Robert będzie miał normal-
ną rodzinę.
Harriet im pogratulowała i pomyślała, z˙e sprze-
dając End House, zrobiła nie tylko złoty interes, ale
takz˙e dobry uczynek.
Było dobrze po dziewiątej, kiedy zjawił się
James.
– Przepraszam, z˙e tak późno, ale nie mogłem
wcześniej. – Wręczył jej schłodzoną butelkę.
– Przyniosłem szampana, z˙eby przypieczętować
umowę. Chyba z˙e zmieniłaś zdanie, odkąd ostatni
raz sięwidzieliśmy.
– Nie zmieniłam. Stacy i Greg wpadli do mnie
na chwilę. – Wyjęła z serwantki kieliszki. – Byli
tacy szczęśliwi... Nie tylko pozbyłam się wszel-
kich wątpliwości, ale jestem bardzo zadowolona.
– Bałem się, z˙e Greg zemdleje z radości, kiedy
mu powiedziałem o słuz˙bowym mieszkaniu. – Ja-
mes odkorkował butelkę.
40
CATHERINE GEORGE
– Jesteś dla nich jak Bóg Wszechmogący. – Ro-
ześmiała się.
– Być moz˙e, ale wyłącznie dla Stacy i Grega.
Gdybym naprawdęmiał moc, niektóre sprawy
załatwiłbym trochęinaczej. Chociaz˙by moje mał-
z˙eństwo.
– Kiedy poprzednio zaczęliśmy ten temat, ost-
ro uciąłeś rozmowę.
– Niepotrzebnie.
Tylko
zepsułem
nastrój.
Wszyscy wiedzą, z˙e moja z˙ona odeszła do innego.
– Tim był uszczęśliwiony. Mówił, z˙e to jedyny
dobry uczynek w całym długim z˙yciu Madeleine.
– A mnie jej z˙al. – James uśmiechnął sięsmut-
no. – Uroda była dla niej najwaz˙niejsza, ale ciągłe
diety i codzienne wizyty u kosmetyczki na nic się
nie zdały, bo młode buzie i tak wyparły ją z okła-
dek kolorowych czasopism. Nie chciałem sięzgo-
dzić na operacjęplastyczną, więc mnie zostawiła.
– Wypił do dna swojego szampana, ponownie
napełnił kieliszki. – Czy mogłabyś mi pokazać
dom? Chciałbym wiedzieć, co trzeba ponaprawiać.
– Oczywiście. – Harriet poderwała sięz miej-
sca i ruszyła do saloniku. – Nie wiem, co zrobić
z meblami. Jakoś nie wyobraz˙am ich sobie w swo-
im mieszkaniu.
– No tak, Tim uznaje wyłącznie nowoczesne
sprzęty. Najlepiej zrób listę rzeczy, które chcesz
zatrzymać, a resztęwyślędo domu aukcyjnego.
– Jesteś
dla
mnie
bardzo
miły...
Och...
– Wzdrygnęła się na widok błyskawicy za oknem.
Weszli do małej sypialni, gdzie wszystko wy-
41
NOC Z MILIONEREM
glądało tak samo jak przed laty, kiedy Harriet tu
zamieszkała. Brakowało tylko sfatygowanego plu-
szowego misia, który został w Londynie.
– Sypiam teraz w pokoju babci. – Poprowadziła
Jamesa do duz˙ej sypialni. – Bo wiesz, moz˙e juz˙
nigdy więcej nie będę miała okazji... – Zamrugała
powiekami, z˙eby strzepnąć łzę. – Przepraszam, to
przez tego szampana. Poza tym nie przepadam za
burzą.
Pisnęła, gdy nad domem przetoczył się potęz˙ny
grzmot.
– Nie ma sięczego bać. – Przytulił ją do siebie.
Stała nieruchomo, bojąc sięnawet oddychać.
Kiedy wreszcie odwaz˙yła siępodnieść głowę, oka-
zało się, z˙e James patrzy na nią zafascynowany,
jakby widział ją po raz pierwszy w z˙yciu. A potem
ją pocałował.
Nie była bierna, ale nie wierzgała, nie odpychała
go od siebie, tylko przywarła do niego całym ciałem
i całowała bez opamiętania. Dopiero kolejny grzmot
przywołał ją do porządku. Wyrwała sięJamesowi,
schowała za mosięz˙nym wezgłowiem łóz˙ka.
– Nie bój się – błagał. – Więcej cię nie napadnę.
– To był tylko pocałunek – szepnęła Harriet.
– Na pewno? – Znów wziął ją w ramiona.
Harriet chwilęsięz nim szarpała, ale chęć walki
wkrótce została zastąpiona poz˙ądaniem. To uczu-
cie było jej dotąd obce, dopiero smak ust Jamesa
sprawił, z˙e ogarnęło ją jak płomień suchą trawę.
– Boz˙e, co ja wyprawiam! – jęknął, odsuwając
ją od siebie.
42
CATHERINE GEORGE
– Moz˙e przeprowadzasz doświadczenie – prych-
nęła Harriet.
– Co ty wygadujesz? Jakie doświadczenie?
– Powiedziałam ci, z˙e nie sypiam z kim popad-
nie, więc moz˙e postanowiłeś mnie sprawdzić.
– Nic podobnego! Taki test wymagałby świa-
domego działania, a ja tylko bardzo ciępragnę.
– Ale dlaczego? – Wobec tak szczerego wy-
znania cała złość ją opuściła. – Przeciez˙ nawet nie
bardzo sięlubimy.
– Najwyraźniej nasze hormony o tym nie wie-
dzą. – Uśmiechnął sięblado. – Powiesz o tym
Timowi?
– Na pewno nie. A ty?
– Jasne, z˙e nie! Najlepiej byłoby o tym zapom-
nieć, ale nie jestem pewien, czy potrafię. – James
patrzył jej prosto w oczy.
– W normalnych warunkach coś podobnego
nigdy by sięnie zdarzyło. Tylko ten dom, a do tego
jeszcze burza... – tłumaczyła sięHarriet. Ona rów-
niez˙ wątpiła, czy udałoby jej sięzapomnieć.
– To nie ma z˙adnego znaczenia. – Pokręcił
głową. – Przy tobie zapomniałem o wszystkim
i o wszystkich. Nawet o Timie. Lepiej wyjdźmy juz˙
z tego pokoju. – Otworzył drzwi babcinej sypialni.
Deszcz bił o szyby, grzmoty przewalały się
gdzieś w oddali, ale nie zwracali uwagi na pogodę.
Milczeli i z˙adne z nich nie chciało przerwać ciszy.
Harriet miała nerwy napięte jak postronki. Z jednej
strony chciała, z˙eby James juz˙ sobie poszedł, a jed-
nocześnie marzyła o tym, z˙eby z nią został.
43
NOC Z MILIONEREM
– Powiedz mi, Harriet, ale szczerą prawdę.
– Popatrzył na nią tak, z˙e zakręciło jej się w głowie.
– Gdybyśmy byli sobie całkiem obcy, to czy po-
zwoliłabyś mi zostać na noc?
– Bardzo bym tego chciała – odparła szczerze.
– Nigdy do tego nie dojdzie! – Jego oczy na
moment zalśniły tryumfem, ale zaraz przygasły.
– Ze względu na Tima.
– Nie mam ochoty rozmawiać teraz o Timie.
– Wobec tego porozmawiajmy o nas.
– Nie ma nic takiego jak ,,my’’, James.
– A więc usuniemy to wspomnienie z naszych
myśli. – Okrąz˙ył stół, stanął obok niej. – Zapom-
nimy, z˙e coś takiego w ogóle miało miejsce.
– Tak – mruknęła, cofając się o krok. – Tak
trzeba będzie zrobić.
Popatrzył na nią, po czym przytulił do siebie
i pocałował.
– No to mamy jeszcze jedną rzecz do wymaza-
nia z pamięci – mruknął, gdy przestał ją całować.
Szybko wyszedł na deszcz, mocno trzasnąwszy
drzwiami.
44
CATHERINE GEORGE
ROZDZIAŁ CZWARTY
Nazajutrz rano opuściła End House na zawsze.
Rozejrzała sięwokół, z˙eby sprawdzić, czy czegoś
nie zostawiła, zamknęła drzwi na klucz i zaniosła
walizkędo czekającej na nią taksówki.
Do domu dotarła koło południa. W mieszkaniu
było cicho i dziwnie czysto. Wstawiła walizkędo
swego pokoju, rozpakowała ją i poszła do Dido,
z˙eby zostawić tam poduszkę, którą kupiła dla
przyjaciółki w Cheltenham. Otworzyła drzwi i pręd-
ko je zamknęła. Dido była jeszcze w łóz˙ku. Miała
towarzystwo.
Harriet westchnęła. Lubiła Dido, ale mieszkanie
z nią pod jednym dachem miało sporo minusów.
Dość często spotykało się jej aktualnego przyjacie-
la w drodze do łazienki, ale dotąd zdarzało sięto
tylko w weekendy.
Zabrała siędo rozwiązywania krzyz˙ówki w po-
rannej gazecie, którą kupiła na podróz˙. Zdąz˙yła
wpisać prawie wszystkie hasła, kiedy Dido zapu-
kała do drzwi.
– Moz˙esz wyjść – powiedziała. – Juz˙ poszedł.
Przeszły do kuchni, usiadły przy stole.
– Nie spodziewałam się, z˙e tak szybko wrócisz
– tłumaczyła Dido, smarując masłem bułeczkę.
– Co to za jeden? Znam go?
– Nie sądzę. Kolez˙anka z pracy wyprawiała
wczoraj urodziny. Przyprowadziła brata. Po im-
prezie odwiózł mnie do domu, a poniewaz˙ dziś
mam wolne... – Dido wzruszyła ramionami.
– To został u ciebie na noc – dokończyła zrezy-
gnowana Harriet.
– A czemu nie? – Dido sięzaczerwieniła i az˙
podskoczyła, gdy zabrzmiał dzwonek domofonu.
Przyjaciółka poszła pod prysznic, a Harriet pod-
niosła słuchawkę. Zaraz potem do mieszkania
wpadł Tim, jak zwykle rozgadany i roześmiany.
– Fajnie, z˙e wróciłaś. Przywiozłem prezenty.
Dasz mi jeść? A moz˙e masz tu gdzieś schowanego
kochanka?
– Dziś nie mam – roześmiała sięHarriet, pod-
dając sięuściskom Tima. – Widzę, z˙e przyjechałeś
prosto z dworca.
– Zgadza się. I jestem głodny!
– Tez˙ mi niespodzianka! Jak ładnie poprosisz
Dido, to moz˙e czymś ciępoczęstuje.
– A gdzie nasza piękna Dido?
– W łazience.
Tim poszedł do łazienki, zastukał do drzwi.
– Wychodź, Dido. Mam dla ciebie prezent
i umieram z głodu. A jak ty przez˙yłaś pobyt
w Upcote? – zwrócił siędo Harriet.
– Jak widzisz, nie wytrzymałam nawet siedmiu
dni.
– Było az˙ tak źle? Musisz mi wszystko opowie-
dzieć. O, jest i nasza karmicielka! – Przywitał się
46
CATHERINE GEORGE
z Dido, która nareszcie wyszła z łazienki. Była
kompletnie ubrana i starannie umalowana.
– No i co ty tam robiłeś w tym całym Paryz˙u?
– zapytała.
– Opowiem ci, jak mnie nakarmisz. – Z przy-
milnym uśmiechem podał jej niewielką paczusz-
kę. – Przywiozłem ci perfumy. Ostatni krzyk
mody. Nie będziesz się mogła opędzić od fa-
cetów.
Tim, jak zwykle, poprawił Dido humor. Oczy-
wiście dała mu jeść, a potem powiedziała:
– Pewnie chciałbyś teraz nacieszyć sięHarriet,
więc pójdę na zakupy. Do zobaczenia.
– Co sięstało Złotowłosej? – zapytał po jej
wyjściu Tim. – Taka jakaś markotna...
– Jakiś męz˙czyzna został u niej na noc.
– Dla Dido to nie pierwszyzna.
– Poznała go dopiero wczoraj. Znowu. Zaczy-
nam sięo nią martwić. Koniecznie chce sobie
znaleźć takiego faceta jak ty. To znaczy kogoś, na
kim by jej zalez˙ało. No dobrze, teraz mi powiedz,
co porabiałeś w Paryz˙u.
Tim opowiedział jej wszystko ze szczegółami.
Kiedy skończył i zbierał siędo wyjścia, przypo-
mniał sobie, z˙e nie wypytał, jak jej było w Upcote.
– Normalnie – odparła, czując jak jej z˙ołądek
siękurczy od paskudnego kłamstwa. – Przez˙yłam
w End House kilka spokojnych dni, a potem sprze-
dałam dom twojemu bratu.
– Mam nadzieję, z˙e za godziwą cenę.
– Jakbyś zgadł. – Harriet znów westchnęła.
47
NOC Z MILIONEREM
– Teraz z˙ałuję, z˙e straciłam cały tydzień włoskich
wakacji.
– Ale dwa tygodnie masz jak w banku.
– Nie mogęsiędoczekać!
– Jestem pewien, z˙e choć trochępolubiłaś Jeda,
skoro zdecydowałaś sięsprzedać mu swój uko-
chany dom.
– Postanowiliśmy zawrzeć pokój. Pewnie nie
będzie łatwo, bo on się nad tobą trzęsie. Boi się,
z˙ebym cięnie skrzywdziła.
– Jed juz˙ taki jest, kochanie. – Tim wzruszył
ramionami. – Uwaz˙a, z˙e musi nade mną czuwać. Ja
wiem, z˙e ty mi nigdy nie zrobisz krzywdy, a prze-
ciez˙ tylko to sięliczy.
– Spróbuj o tym przekonać swojego brata.
– Dlaczego zawsze mówisz o nim ,,twój brat’’?
Nie mogłabyś sięzmusić do wypowiedzenia jego
imienia?
– Spróbuję, choćby po to, z˙eby cięuszczę
ś-
liwić.
– Uszczęśliwiasz mnie samą swoją obecnością.
O rany! Byłbym zapomniał. – Tim klepnął się
dłonią w czoło, sięgnął do walizki. – Dla ciebie tez˙
mam prezent.
Harriet rozdarła papier. W paczce był komplet
markowej bielizny cieniutkiej jak pajęczyna.
– Cudowne! I w dodatku mój rozmiar! Dzięku-
ję. – Rzuciła się Timowi na szyję. – Włoz˙ęto pod
nową sukienkę, którą sobie kupiłam na przyjęcie
Dido.
Ale gdy kilka dni później Harriet spojrzała
48
CATHERINE GEORGE
w lustro, nie pomyślała o Timie, tylko o Jamesie.
Wyglądała naprawdępięknie i bardzo z˙ałowała, z˙e
James nie zobaczy, jak brzydkie kaczątko zmieniło
sięw łabędzia.
W mieszkaniu roiło sięjuz˙ od gości, tylko Tima
wciąz˙ nie było widać. W końcu jednak sięzjawił,
lecz nie sam.
– Cześć, śliczna. – Pocałował Harriet. – Jed
przyszedł, kiedy miałem wychodzić, więc mnie tu
podrzucił.
– Witaj, James. – Miała ochotęzdzielić Tima
trzymaną w ręku butelką wina. – Co za miła
niespodzianka. Dido sięucieszy.
– Ja jej powiem – zaproponował Tim i natych-
miast zniknął w tłumie, jak przestępca umykający
przed odpowiedzialnością.
Co zresztą nie było dalekie od prawdy, zwłasz-
cza w oczach Harriet.
– Jak chcesz, to zaraz sobie pójdę– stwierdził
James, ale nie zdąz˙ył, bo zjawiła sięDido cała
w skowronkach.
– Ogromnie sięcieszę, z˙e wreszcie mogęcię
poznać! – zawołała uradowana. – Duz˙o o tobie
słyszałam.
– A ja o tobie – powiedział z uśmiechem,
który wywołał taki zachwyt, z˙e tylko dzięki zja-
wieniu sięnowych gości Dido zostawiła go w spo-
koju.
James natychmiast odszukał Harriet.
– Chciałem sięz tobą zobaczyć – mówił pręd-
ko, jakby siębał, z˙e nie zdąz˙y. – Z samego rana
49
NOC Z MILIONEREM
poszedłem do End House, ale cięnie zastałem.
Koniecznie muszęz tobą porozmawiać.
– Jez˙eli w sprawie domu...
– O co sięznów kłócicie? – zapytał Tim, który
właśnie w tej chwili sięodnalazł.
– Rozmawiamy o End House – odparła Harriet.
– Prosiłem Harriet, z˙eby sięze mną spotkała
– dodał James. – Musimy jeszcze omówić kilka
spraw.
– Ekstra! – ucieszył sięTim. – Umówmy sięna
lunch.
– Przyjdźcie do mnie jutro – zaproponował
James. – Przygotujęcoś do jedzenia.
– Zgadzasz się, kochanie? – zapytał Tim.
– Oczywiście – odparła zrezygnowana.
– Wobec tego czekam na was jutro około pierw-
szej. Poz˙egnaj ode mnie gospodynię, Tim. Harriet,
moz˙e mnie odprowadzisz?
Wyszli na klatkęschodową, gdzie przynajmniej
było trochęciszej.
– Pięknie wyglądasz. – Wprost poz˙erał ją wzro-
kiem.
– A więc podobają ci się moje łabędzie pióra?
– Nigdy nie byłaś brzydkim kaczątkiem – za-
protestował. – Musimy porozmawiać na osobno-
ści. Powiedz tylko gdzie i kiedy, a ja siędostosuję.
– Najlepiej jutro. Przyjdędo ciebie paręminut
wcześniej.
– Wobec tego czekam. Dobranoc, Harriet.
Poszedł i zabrał z sobą całą chęć do zabawy.
Harriet czuła sięoklapła jak przekłuty balonik.
50
CATHERINE GEORGE
Odnalazła Tima. Ucieszyła się, kiedy zapropono-
wał, z˙e wezmą butelkęwina, coś na ząb i zamkną
sięw jej pokoju. Niestety nie tylko pokój, ale
nawet łóz˙ko Harriet było juz˙ zajęte.
– Dość tego! – warknęła, trzasnąwszy drzwia-
mi. – Muszęw końcu znaleźć sobie mieszkanie.
Rankiem spadł rzęsisty deszcz, dzięki czemu
Harriet mogła sięubrać w spodnie i sweter, zwy-
czajny codzienny strój, z˙eby James nie pomyślał,
z˙e to spotkanie jest dla niej waz˙ne.
– Naprawdęprzyszłaś – ucieszył się, otwiera-
jąc przed nią drzwi. – Witaj.
Mieszkanie zajmowało dwa piętra w starym
wiktoriańskim magazynie, który James i jego part-
ner przerobili na luksusowy apartamentowiec.
Wnętrze wyglądało jak scenografia do filmu scien-
ce fiction: półokrągłe białe sofy ustawiono wokół
szklanego stolika w taki sposób, z˙eby było widać
ogromny plazmowy ekran telewizora. Biel, stal
i szkło tworzyły takz˙e wystrój kuchni i jadalni,
a okna wszystkich pomieszczeń wychodziły na
Tamizę.
– Tu jest zupełnie inaczej niz˙ w Edenhurst
– stwierdziła Harriet.
– Oj tak. – James sięroześmiał. – Podoba
ci się?
– Nie czujesz siętu jak złota rybka w akwa-
rium? – Podeszła do ogromnego okna bez zasłon
i bez firanek, popatrzyła na rzekę.
– W sypialni mam solidne z˙aluzje, choć tutaj
51
NOC Z MILIONEREM
tylko mewy mogą mi zaglądać do okien. Zrobięci
coś do picia. Szampan sięmrozi...
– Nie, dziękuję – powiedziała tak gwałtownie,
z˙e James wziął ją za rękę i postawił twarzą do
siebie.
– Nie denerwuj się, dziecko.
– Nie jestem dzieckiem.
– Szkoda. Byłoby o wiele łatwiej. – Puścił jej
rękę. – Czego się napijesz?
Wzięła szklankę z sokiem i pozwoliła się opro-
wadzić po mieszkaniu. W skąpo umeblowanej
sypialni stało tylko ogromne, nakryte białą kapą
łoz˙e.
– A gdzie łazienka? – spytała, nie zauwaz˙yw-
szy z˙adnych drzwi.
– Tutaj. – Odsunął znajdujący sięza łóz˙kiem
panel z matowego szkła, odsłaniając łazienkę
z owalną wanną i kabiną prysznicową. Wszystko
białe, szklane i stalowe, jak cała reszta mieszkania.
– Chciałabyś zostać na chwilęsama? – zapytał
taktownie.
– Nie, dziękuję – odparła, czerwieniąc się. Rę-
ce tak jej siętrzęsły, z˙e zalała mu sokiem koszulę.
James wytarł plamęręcznikiem, wznosząc przy
tym oczy ku niebu.
– Na litość boską, Harriet, przestań się zachowy-
wać jak baranek ofiarny. Nie zgwałcę cię, obiecuję.
– Przepraszam. – Uśmiechnęła się z przymu-
sem.
– Pokaz˙ęci teraz resztęmieszkania, a potem
pogadamy. Zdąz˙ymy, zanim zjawi sięTim.
52
CATHERINE GEORGE
Nie zdąz˙yli zobaczyć wszystkiego, kiedy za-
dzwonił telefon.
– Tim? Co z tobą? Masz taki dziwny głos.
– James słuchał z nieprzeniknioną miną. – Wobec
tego – powiedział w końcu – weź jakieś leki i polez˙
w łóz˙ku. Tak, dobrze. Dam ci Harriet.
– Co siędzieje? – spytała, przejmując od Jame-
sa słuchawkę.
– Dzwoniłem do ciebie, ale Dido powiedziała,
z˙e wyszłaś. Na komórkętez˙ dzwoniłem, ale nie
odbierasz. Pewnie zapomniałaś naładować.
– Chyba tak. Przepraszam.
– Waz˙ne, z˙e wreszcie cięzłapałem. Okropnie
sięczuję. Wypiłem parędrinków z kumplami i to
był błąd. Jedowi nakłamałem, z˙e mam migrenę, ale
tobie mogępowiedzieć prawdę. Mam gigantycz-
nego kaca, Harriet. Wybacz, aniołku, nie dam rady
przyjść.
– W porządku. Pij duz˙o wody i dbaj o siebie.
Wieczorem do ciebie zadzwonię.
– Mam zamówić taksówkę, czy mimo wszyst-
ko zjesz ze mną lunch? – zapytał James, gdy
skończyła rozmowę.
– Zostanę– odparła po chwili zastanowienia.
– Ale tylko na lunch – zastrzegła na wszelki
wypadek.
James podał pieczeń na zimno z zieloną sałatą
i świez˙ymi bułeczkami.
– Powiedz prawdę– poprosił, napełniając kielisz-
ki szampanem – ta migrena Tima to zwykły kac.
Mam rację?
53
NOC Z MILIONEREM
– Obawiam się, z˙e tak. – Uśmiechnęła się.
– Pewnie myślał, z˙e jak sięprzyzna, to starszy brat
sięzezłości.
– Kaz˙demu moz˙e sięprzytrafić kac. Dlaczego
miałbym sięwściekać?
– Bo kiedy w końcu do ciebie przyszłam, Tim
nawalił... Dlatego czuje sięwinny.
– Ja tez˙.
– Dlaczego ty?
– Poniewaz˙ cieszęsię, z˙e jesteśmy sami. Nie-
potrzebnie to powiedziałem, bo teraz pewnie ucie-
kniesz – zreflektował sięponiewczasie.
– Mieliśmy porozmawiać – przypomniała mu
Harriet. – Tylko dlatego przyszłam.
– Póki nie otworzyłem ci drzwi, byłem pewien,
z˙e nie przyjdziesz. Jak ci siępodoba moje miesz-
kanie? – zaczął z innej beczki.
– Nie jest zbyt przytulne.
– Nie miało być przytulne. To rodzaj wizytów-
ki. Chodzi o to, z˙eby potencjalny klient zobaczył,
jak moz˙na zaaranz˙ować taką przestrzeń. Ale nie
krępuj się, powiedz, co myślisz.
– Nie jest w moim guście. Projekt i wykonanie
są godne podziwu, ale nie mogłabym w czymś
takim mieszkać. Dla mnie to zbyt kanciaste.
– Tim natychmiast by sięwprowadził.
– To samo wciąz˙ mi powtarza. Do znudzenia.
– Miło wiedzieć, z˙e nie we wszystkich spra-
wach sięzgadzacie – roześmiał sięJames. Zebrał
brudne talerze, podał ser i owoce. – No dobrze,
porozmawiajmy o meblach. Proponuję, z˙ebyś zro-
54
CATHERINE GEORGE
biła spis rzeczy, które chcesz zabrać z End House,
a resztęod ciebie kupię.
– Dla barmana? – zdziwiła sięHarriet.
– Nie, on wstawi swoje meble. Czy juz˙ zdecy-
dowałaś, co chciałabyś sobie zostawić?
– Starą komodę, kredens z jadalni z zawartoś-
cią i mosięz˙ne łóz˙ko – odparła bez namysłu.
– A ja chciałbym zatrzymać tęwielką szafę
i parawan przed kominek. Doskonale pasują do
mojego mieszkania w Edenhurst. Zapłacęci godzi-
wą cenę...
– Najpierw daj to wszystko do wyceny.
– Boisz się, z˙e cięoszukam?
– Skądz˙e – rzuciła niecierpliwie. – Obawiam
się, z˙e przepłacisz, tak jak przepłaciłeś za dom.
– Jestem biznesmenem, a nie filantropem. Za-
proponowałem ci dokładnie tyle, ile wart jest ten
dom – powiedział szorstko. – Jak nie masz do mnie
zaufania, to sama daj te meble do wyceny.
– Obraziłam cię– zreflektowała sięszybko.
– Przepraszam. Chodziło mi o to, z˙ebyś nie zawy-
z˙ył ceny ze względu na...
– Na to, co między nami zaszło w End House?
– Nic podobnego. – Skrzywiła się. – Miałam na
myśli mój związek z Timem!
– Tim nie ma z tym nic wspólnego. Chciałem
dać ci moz˙liwie najlepszą cenę...
– Z
˙
ebyśmy mogli razem zamieszkać? – Nie
pozwoliła mu dokończyć. – Ja i Tim?
– Mówiłaś, z˙e jeszcze sięna to nie zanosi.
– Jakby się zaniepokoił. Wziął ją za rękę, za-
55
NOC Z MILIONEREM
prowadził do białej sofy. – Usiądźmy na chwilę.
Musimy omówić paręspraw, od których nie da się
uciec.
– O czym chcesz ze mną rozmawiać? – Na-
jez˙yła się.
– Oboje kochany Tima – stwierdził James.
– Ale chyba zdajesz sobie sprawęz tego, z˙e on jest
jak Piotruś Pan. Nigdy nie dorośnie.
– Nie martw się. Nie zamierzam zmuszać Ti-
ma, z˙eby sięustatkował. Chcękupić mieszkanie,
bo potrzebujęwłasnego kąta.
– Jasne. – Jamesowi wyraźnie ulz˙yło. Harriet
wciąz˙ nie rozumiała, o co mu chodzi. – Kaz˙ęzrobić
wycenęmebli. Przyślęci kopię, a potem uzgod-
nimy cenę.
– Zgoda. – Wyciągnęła do niego rękę.
Ujął jej dłoń, ale nie uścisnął, tylko pocałował.
Podskoczyła, jakby ją przypiekł.
– Mogłabyś wreszcie przestać – mruknął.
– Przepraszam. – Zarumieniła się. – Jestem
zmęczona. Strasznie długo sprzątałyśmy po przy-
jęciu.
– Jeśli twoja przyjaciółka regularnie urządza
takie imprezki, to rozumiem, dlaczego chcesz mieć
własne mieszkanie. Zaparzękawę.
Pijąc doskonalą kawę, Harriet opowiadała Ja-
mesowi o swojej pracy. Była asystentką zastępcy
dyrektora agencji łowców głów, a jej szef, Giles
Kemble, niechętnie dał jej wolny tydzień na wy-
jazd do Upcote.
– Giles mieszka w samym centrum Londynu.
56
CATHERINE GEORGE
Uwaz˙a, z˙e człowiek, który z własnej woli zagrze-
buje sięna wsi na jeden dzień, jest niespełna
rozumu. O całym tygodniu w ogóle lepiej nie
wspominać.
– Uciekłaś na długo przed końcem tygodnia.
– Wcale nie uciekłam. Skoro postanowiłam
sprzedać End House, to po co miałam tam jeszcze
siedzieć?
– Uciekłaś – upierał sięJames. – Bałaś się, z˙e
wrócęi zaczniemy od tego, na czym skończyliśmy.
– Nie zrobiłbyś tego...
– Chciałbym podzielać twoje przekonanie...
– Westchnął. – Wystarczyło kilka dni w twoim
towarzystwie, bym sięprzekonał, z˙e kolez˙anka
Tima wyrosła na piękną kobietę, która tak bardzo
mnie pociąga, z˙e zupełnie tracęprzy niej głowę.
Ale nie martw się. Tim o niczym się nie dowie.
– Wobec tego nie ma sprawy – powiedziała
pogodnie, choć miała ochotęsięrozpłakać. – Teraz
to juz˙ naprawdęmuszęlecieć.
– Dziękuję, z˙e mimo wszystko przyszłaś – mó-
wił James, odprowadzając ją do drzwi. – Daj
mi znać, jak znajdziesz mieszkanie. Kaz˙ętam
przesłać twoje meble.
– Nie mógłbyś ich przechować w Edenhurst?
Zamierzam szybko wynająć umeblowane miesz-
kanie, a potem spokojnie poszukać czegoś, co
naprawdębędzie mi odpowiadało.
– Przechowam twoje meble tak długo, jak bę-
dziesz chciała, a wycenęprześlę, jak tylko zostanie
zrobiona. Do widzenia, Harriet. Uwaz˙aj na siebie.
57
NOC Z MILIONEREM
– Do widzenia.
Weszła do windy. Kiedy drzwi sięzamknęły,
poczuła siętak, jakby zamknął siętakz˙e rozdział
w jej z˙yciu.
58
CATHERINE GEORGE
ROZDZIAŁ PIĄTY
Harriet sama siędziwiła, z˙e mimo wszystko
jednak udało jej sięwyjechać do Włoch.
Nazajutrz po spotkaniu z Jamesem strasznie
sięrozchorowała. Mimo fatalnego samopoczucia,
musiała chodzić do pracy, bo Giles Kemble nigdy
nie chorował i nie bał sięzarazić od Harriet,
ale natychmiast po powrocie do domu kładła się
do łóz˙ka. Timowi stanowczo zabroniła odwiedzin
i Dido tez˙ chciała trzymać od siebie z daleka,
lecz uparta przyjaciółka nie opuściła jej w po-
trzebie. Karmiła ją, poiła, podawała leki i cieszyła
się, z˙e przeprowadzka Harriet nieco odsunęła się
w czasie.
– Będzie mi ciebie okropnie brakowało – po-
wtarzała w kółko.
– Przeciez˙ nie jadęna drugi koniec świata
– tłumaczyła jej, walcząc z kaszlem. – Moz˙emy się
spotykać, kiedy będziemy chciały.
– Ale nie tak często jak teraz. I Tima tez˙ będę
rzadziej widywała. – Dido nie dawała siępocie-
szyć.
Tim dzwonił kilka razy dziennie. Alan Green
i Paddy Moran, który tak bardzo zaniepokoił Jame-
sa, tez˙ do niej wydzwaniali. Tylko James sięnie
odezwał. Harriet usiłowała przekonać samą siebie,
z˙e tak być powinno, ale gdy tylko zamykała oczy,
znów czuła, jak siędo niego przytula, czuła jego
zapach i dotyk jego dłoni. Wściekała sięna los,
który postawił ją w takiej idiotycznej sytuacji.
– Nie powiedziałaś mi nic o mieszkaniu Jamesa
– przypomniała sobie Dido pod koniec tygodnia,
kiedy Harriet poczuła sięnieco lepiej. – Jak wróci-
łam do domu, juz˙ spałaś, a potem złapałaś tęswoją
infekcję. Jak tam jest? Naprawdę tak fantastycznie,
jak opowiada Tim?
– Tym razem ani trochęnie przesadził – odpar-
ła Harriet. – Dwudziesty pierwszy wiek w kaz˙dym
calu. Wszystko białe, szklane albo z chromowanej
stali. Do tego goła podłoga, nie ma zasłon i tylko
dwie kolorowe plamy na ścianach.
– Ale tobie sięnie podoba? – domyśliła się
Dido.
– Całkiem nie w moim guście. – Skrzywiła się.
– Za to chyba polubiłaś Jamesa.
– Niezupełnie. Tylko poprawiliśmy nasze sto-
sunki. Dla dobra Tima.
– Lepiej uwaz˙aj, z˙eby te wasze stosunki nie
stały sięzbyt dobre – ostrzegła Dido. – James jest
bardzo przystojny, a ty na pewno nie chciałabyś
skrzywdzić Tima...
Szukanie mieszkania dało sięHarriet we znaki.
W końcu jednak znalazła studio na piątym piętrze,
w samym centrum miasta, niedaleko biura, w któ-
rym pracowała.
60
CATHERINE GEORGE
Tim pomógł jej sięprzeprowadzić, a następ-
nego dnia wyleciał do Toskanii. Harriet miała
do niego dojechać za tydzień, a przez ten czas
harowała jak wół, z˙eby biuro nie zawaliło się
podczas jej nieobecności. Jakby tego było mało,
w nagrodęza dobrą pracęGiles Kemble zaprosił
ją na kolację. Nie paliła się do tego, ale nie
miała serca odmawiać Gilesowi. Juz˙ mieli wy-
chodzić po skończonym posiłku, kiedy Harriet
zauwaz˙yła Jamesa w towarzystwie trzech innych
męz˙czyzn. Nawet do niej nie podszedł, tylko tak
na nią popatrzył, z˙e dreszcz przeszedł jej po
plecach.
Całą noc siępakowała, a rano wyruszyła w dro-
gę. Odetchnęła dopiero w samolocie. Postanowiła
nie przejmować siępracą, Jamesem ani w ogóle
niczym. Nie mogła pozwolić, by cokolwiek ze-
psuło jej wakacje, na które od dawna tak bardzo się
cieszyła.
Gdy James Devereux zobaczył La Fattorię,
dom był praktycznie w ruinie, jednak ściany z ka-
mienia i wysoka kwadratowa wiez˙a sprawiły, z˙e
zakochał sięw tej zdewastowanej rezydencji od
pierwszego wejrzenia. Kupił więc ruinę, a potem
rozpoczął kosztowny, długotrwały remont. Kiedy
prace ledwie dobiegały półmetka, James poznał
Madeleine, która jednak wolała spędzać wakacje
w hotelu w Positano, a nie na toskańskiej wsi.
Ilekroć proponował jej wyjazd do La Fattorii,
zawsze akurat w tym terminie odbywał sięjakiś
61
NOC Z MILIONEREM
wyjątkowo waz˙ny pokaz mody albo przyjęcie, na
którym w z˙adnym wypadku nie moz˙na sięnie
pokazać. Potem małz˙eństwo sięrozpadło i James
przyjez˙dz˙ał do La Fattorii z bratem, z przyjaciółmi
albo całkiem sam. Wielokrotnie zapraszał Harriet,
by przyjechała razem z Timem, ale ona dopiero
w tym roku zdecydowała sięna wizytęw Toskanii.
Wysiadła z samolotu w Pizie, przesiadła siędo
pociągu jadącego do Florencji i dotarła do stacji
Santa Maria Novella, gdzie musiał poczekać chwi-
lęna przyjazd innego pociągu, z którego wysiadł
Tim. Roześmiany, opalony, z włosami pojaśniały-
mi od słońca, wycałował ją, wziął walizkęi wy-
prowadził z dworca.
– Musimy przejść kawałek do wypoz˙yczalni
samochodów – mówił Tim – ale to niedaleko.
Miał rację, jednak słońce praz˙yło, wąskie ulicz-
ki wypełniały sznury wolno sunących w korkach
samochodów i kiedy dotarli na miejsce, Harriet
była juz˙ tak zmęczona, z˙e z radością pozwoliła
Timowi usiąść za kierownicą. Wybrał bardzo ma-
lowniczą drogę, wijąca się meandrami pośród
wiejskiego krajobrazu Toskanii.
Znała ten dom z niezliczonych zdjęć, jakie Tim
robił z myślą o niej, jednak kiedy przejechali pod
kamiennym łukiem bramy, na widok La Fattorii
dech jej w piersi zaparło. Niz˙sze części muru były
porośnięte zielonym pnączem, a kamienna wiez˙a
lśniła w promieniach słońca.
– Fajne, nie? – spytał Tim, pomagając Harriet
wysiąść z samochodu.
62
CATHERINE GEORGE
– Fajne? To wygląda jak zamek z bajki.
– Zamieszkasz w wiez˙y, księz˙niczko. Stamtąd
jest wspaniały widok.
Wnętrze La Fattorii w niczym nie przypominało
wystroju londyńskiego mieszkania Jamesa. Pokoje
były wysokie, na kamiennych podłogach lez˙ały
dywany, a drewniane meble były stare, solidne
i bardzo wygodne.
Na wiez˙ęprowadziły kręcone kamienne schody.
W pokoju stało wielkie drewniane łoz˙e z rzeź-
bionym wezgłowiem i trzydrzwiowa szafa, zadzi-
wiająco podobna do tej, która została w End House.
Z okna widać było dziedziniec, znajdujący sięna
tarasie basen, a dalej gaje oliwne i winnice, ciąg-
nące sięaz˙ do porośniętych lasem wzgórz.
Nazajutrz Harriet poddała sięturystycznym za-
pędom Tima. Wspięła się na wszystkich pięćset
pięć stopni prowadzących na szczyt wiez˙y zegaro-
wej Palazzo Publico w Sienie, skąd widać słynny
plac w kształcie wachlarza i właściwie całą Tos-
kanię. Jednak następnego dnia we Florencji, gdzie
musieli czekać w długiej kolejce, z˙eby obejrzeć
obrazy w pałacu Uffizi i Pitti, Harriet sięzbun-
towała.
– Wystarczy. Sto lat temu widziałam Davida
Michała Anioła, kiedy byłam tu ze szkolną wyciecz-
ką, więc jeśli naprawdę musisz go zobaczyć po raz
tysiąc pięćdziesiąty czwarty, to sobie stój. Ja mam
serdecznie dosyć kultury. Z
˙
adnych więcej obra-
zów, z˙adnych pałaców. Od tej chwili będę tylko
wypoczywać.
63
NOC Z MILIONEREM
Ludzie, którzy opiekowali sięLa Fattorią, byli
na wakacjach, ale codziennie przychodziła z wios-
ki ich zamęz˙na córka. Sprzątała, przynosiła zaku-
py i gotowała. Harriet mogła sobie odpoczywać do
woli.
W nocy miała niepokojący sen. Obudziła się,
otworzyła oczy i zobaczyła Jamesa stojącego
w blasku księz˙yca u stóp jej łóz˙ka. Uśmiechnęła się
do niego rozmarzona, ale zaraz, całkiem przytom-
na, usiadła. To nie był sen! James był tu naprawdę!
– Przestraszyłem cię– powiedział. – Przepra-
szam. Nie spodziewałem się, z˙e tu będziesz.
– Przeciez˙ wiedziałeś, z˙e przyjez˙dz˙am do La
Fattorii. – Serce biło jej jak oszalałe.
– Chodziło mi o pokój. To mój pokój.
– Nie wiedziałam. Tim mnie tu zakwaterował.
– Gdzie on jest? – James spojrzał na drzwi
łazienki.
Była zbyt oszołomiona, z˙eby wymyślić jakieś
poręczne kłamstwo, więc powiedziała prawdę.
– We Florencji.
– A co on tam robi? – zapytał James takim
tonem, z˙e Harriet miała ochotęschować sięw my-
siej dziurze.
– Ma spotkanie z jakimś artystą. Uwaz˙a, z˙e
Jeremy mógłby wystawić jego prace w swojej
galerii.
– Czemu nie zabrał cięz sobą?
– Wolałam zostać tutaj.
– Długo go nie ma?
– Kilka dni – przyznała niechętnie.
64
CATHERINE GEORGE
– Kilka dni? – Popatrzył na nią z niedowierza-
niem. – Zostawił cięsamą na tym pustkowiu,
w obcym kraju?
– Mam samochód i telefon komórkowy...
– Dobrze – przerwał jej. – Idź spać. Rano
porozmawiamy.
Wyszedł, trzasnąwszy drzwiami, ale nie minęło
pięć minut, jak znów stanął w progu.
– Tim zostawił rzeczy w swoim pokoju – po-
wiedział takim tonem, jakby miał do niej o to
pretensję. – Pokłóciliście się?
– Nie.
– Więc dlaczego nie śpicie razem?
– Odmawiam odpowiedzi. Musisz sam go o to
spytać.
– Jeśli Tim zrobił coś złego, jeśli cięzdener-
wował, to powinienem o tym wiedzieć – nalegał
James.
– Tim nic złego mi nie zrobił!
– Zaprosił cięna wakacje, a potem zostawił
samą na odludziu, a ty to nazywasz niczym?
– Dobrze mi tutaj – upierała się. – A raczej było,
póki do mojego pokoju nie wtargnął jakiś facet.
– Juz˙ ci mówiłem, dlaczego tu wszedłem.
– Ale nie powiedziałeś, jakim cudem znalazłeś
sięw La Fattorii. Tim mnie nie uprzedził o twoim
przyjeździe.
– Nie wiedział. Spędziłem ten weekend w Um-
brii i przed powrotem do Londynu postanowiłem
tutaj zajrzeć.
– Co za niespodzianka!
65
NOC Z MILIONEREM
– Najwyraźniej niezbyt przyjemna.
– Mę z˙czyźni raczej nie zjawiają sięw moim
pokoju w samym środku nocy.
– Ciągle mi to powtarzasz. – Wziął ją za ręce.
– Chcęznać prawdę, Harriet. Czy Tim sprawił ci
jakąś przykrość?
– Nareszcie jakaś zmiana. – Westchnęła.
– Zwykle to mnie sięoskarz˙a o krzywdzenie Tima.
– Czy zrobił ci coś złego? – powtórzył James,
patrząc jej prosto w oczy.
– Tim nigdy świadomie nie sprawi mi przy-
krości.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Czy
zanim tu przyjechałaś, wiedziałaś, z˙e pojedzie do
Florencji?
– Z
˙
adnych więcej pytań!
– Jeszcze tylko jedno. Kto to był?
– Nie wiem, o kim mówisz.
– Nie udawaj! – Ścisnął jej ręce tak mocno, z˙e
zabolało. – Ten facet, z którym cięwidziałem
w zeszłym tygodniu?
Harriet spojrzała na niego tak, z˙e natychmiast ją
puścił.
– Giles Kemble. Mój szef.
– Często chodzisz na kolacyjki z szefem?
– Wprawdzie to nie twój interes, ale powiem ci,
z˙e ta była pierwsza i pewnie ostatnia. Przez cały
tydzień pracowałam po godzinach i w ten sposób
wyraził mi uznanie.
James sięuspokoił, jego oczy przestały ciskać
błyskawice.
66
CATHERINE GEORGE
– Kiedy sięobudziłaś – powiedział cicho
– miałem wraz˙enie, z˙e ucieszyłaś sięna mój wi-
dok. Naprawdęsięucieszyłaś?
– Tak... Ale myślałam, z˙e to sen.
– To nie sen, Harriet. Jestem tu naprawdęi bar-
dzo ciępragnę.
Jej opór przestał istnieć, jeszcze zanim James ją
do siebie przytulił. Kochali sięgwałtownie, roz-
paczliwie, jakby lada chwila miał nastąpić koniec
świata.
Harriet pierwsza sięocknęła. Wstała z łóz˙ka
i pobiegła do łazienki. Całe wieki stała pod prysz-
nicem. Przynajmniej tak jej sięwydawało. Dopiero
potem odwaz˙yła sięspojrzeć w lustro. Twarz za-
czerwieniona, obrzmiałe usta, kilka czerwonych
śladów na szyi, ale poza tym wyglądała całkiem
zwyczajnie.
Otulona szlafrokiem wróciła do sypialni. James
stał przy otwartym oknie, patrzył na księz˙yc od-
bijający sięw basenie. Stał nieruchomo jak te
wszystkie posągi, które Tim kazał jej oglądać we
Florencji.
– Nie wiem, co między wami zaszło – zaczął,
stając twarzą do Harriet – ale wolałbym zastać
Tima.
No świetnie, pomyślała rozz˙alona Harriet. Na-
wet mi nie podziękuje za wspaniały seks.
Włączyła nocną lampkę, usiadła na łóz˙ku,
zdjęła z głowy ręcznik i zaczęła rozczesywać
włosy.
James usiadł obok niej.
67
NOC Z MILIONEREM
– Widzęz˙e z˙ałujesz tego, co sięstało – stwier-
dziła.
– Zwariowałaś? Dlaczego miałbym z˙ałować?
To było najlepsze ze wszystkiego, co moz˙e osiąg-
nąć razem dwoje ludzi. – Mówił raczej jak za-
wstydzony małolat niz˙ jak pewny siebie męz˙czyz-
na, za jakiego zawsze go uwaz˙ała. – Po tym, jak
zobaczyłem cięz tym twoim szefem... Byłem
zazdrosny, rozumiesz? Wiem, z˙e nie mam do tego
prawa. Tylko dlatego przyjąłem zaproszenie do
Umbrii, z˙eby mieć pretekst do przyjazdu tutaj.
Musiałem cięzobaczyć. Nie miałem pojęcia, z˙e
Tim gdzieś zniknął ani nie planowałem tego, co się
stało, ale kiedy okazało się, z˙e jesteś sama, tak się
pogubiłem, z˙e nawet nie pomyślałem o zabez-
pieczeniu.
– Biorępigułki, wię
c przynajmniej tym nie
musisz sięmartwić. A co do reszty, po prostu
dodamy jeszcze jeden punkt do listy spraw, o któ-
rych nie powiemy Timowi.
Wstała wcześnie, zbiegła do kuchni. W łama-
nym włoskim, za pomocą języka migowego, za-
wiadomiła Annę, z˙e na śniadaniu będą dwie
osoby.
Anna sięucieszyła, sądząc, z˙e Tim nareszcie
wrócił, ale spięła się cała, kiedy się okazało, z˙e
przybył signor Devereux we własnej osobie. Juz˙ po
chwili w kuchni zapachniała kawa, w piekarniku
piekły siębułeczki, na stole zjawił siędzbanek
świez˙o wyciśniętego soku pomarańczowego.
68
CATHERINE GEORGE
James przywitał sięz Anną. Mówił płynnie po
włosku.
– W więc znasz takz˙e języki obce – powie-
działa Harriet, gdy Anna poszła posprzątać po-
koje.
– Kiedy kupiłem ten dom, musiałem sięprędko
nauczyć włoskiego. – Spojrzał na nią zaniepokojo-
ny. – Jak sięczujesz?
– Jestem zmęczona – odparła, nalewając mu
sok. – Źle spałam i...
– Musimy o tym porozmawiać – wpadł jej
w słowo. Skrzywił się, gdy zadzwonił telefon.
– Jez˙eli to Tim, to mu nie mów, z˙e przyjechałem.
Spojrzała na wyświetlacz, skinęła głową. Tak,
to rzeczywiście był Tim.
– Witaj, śliczna. Wszystko w porządku?
– Tak.
– Dzielna dziewczynka. Co porabiasz?
– Pływam, opalam sięi właściwie nic więcej.
– Zaczerwieniła się, dostrzegłszy wpatrzone w nią
oczy Jamesa.
– Wieczorem juz˙ będę z tobą – obiecał Tim.
– No to do zobaczenia.
– Jeśli będziesz się tak czerwienić, jak on wróci
– powiedział James, gdy sięrozłączyła – to zaraz
sięzorientuje, z˙e coś jest nie w porządku.
– Nic ponad to, czego sięspodziewa. Tim dob-
rze wie, z˙e nie chcętu z˙adnych gości.
– A raczej tego konkretnego gościa.
– No właśnie. Ale skoro Tim wraca dopiero
wieczorem, to nawet sięnie zobaczycie.
69
NOC Z MILIONEREM
– Przełoz˙yłem powrót. Chcęodbyć rozmowę
ze swoim bratem. Będziesz musiała się pogodzić
z moją obecnością jeszcze przez jedną noc.
– Przedtem musimy przez˙yć dzień.
– Mogęsobie gdzieś pojechać i wrócić wieczo-
rem. Ale najpierw porozmawiamy. Chodź, usią-
dziemy nad basenem.
Włoz˙yła na nos ciemne okulary i wyciągnęła się
na lez˙aku.
– O czym chcesz ze mną rozmawiać? – za-
pytała.
– Od naszego spotkania w Upcote bardzo duz˙o
myślałem. O Timie – dodał, bo Harriet sięnie
odezwała.
– Czy ty nigdy nie myślisz o nikim innym?
– spytała, z trudem panując nad sobą.
– Jasne, z˙e myślę. Choćby o tobie. I to stanow-
czo za często. Nadłoz˙yłem wiele kilometrów,
z˙eby cięzobaczyć. – Popatrzył na nią. – Byłem
zazdrosny o tamtego faceta, z którym byłaś w re-
stauracji, a teraz sięokazuje, z˙e o Tima tez˙
jestem zazdrosny. Niestety nie mogęnic w tej
sprawie zrobić, bo mój brat świata poza tobą nie
widzi.
– Nie sądzisz, z˙e ja tez˙ mam coś do powiedze-
nia? Nie jestem workiem kartofli!
– Oczywiście, z˙e masz. Dlatego chciałem z to-
bą pogadać. Tylko zdejmij te okulary. Nie będę
rozmawiał z maską.
Niechętnie zdjęła okulary, połoz˙yła je obok
lez˙aka.
70
CATHERINE GEORGE
– Wczoraj sięprzekonałem, z˙e nie śpisz z Ti-
mem w jednym pokoju – mówił James. – A wcześ-
niej sama mi powiedziałaś, z˙e na razie nie będzie-
cie mieszkać razem. Chciałbym, z˙ebyś mi powie-
działa prawdę. Czy ty i Tim nie jesteście juz˙
kochankami? Po ostatniej nocy chyba mam prawo
wiedzieć.
Harriet dość długo milczała. Właściwie mogła
znowu skłamać, ale doszła do wniosku, z˙e co za
duz˙o, to niezdrowo.
– Ja i Tim nigdy nie byliśmy kochankami
– oświadczyła, patrząc Jamesowi prosto w oczy.
– Jesteśmy raczej jak brat i siostra.
– Wobec tego jeszcze o coś cięzapytam.
O ile wiem, jesteś jedyną kobietą, z jaką Tim
był kiedykolwiek związany. Więc skoro nie jes-
teście kochankami, to... – Zawahał się, a potem
jednak zadał to pytanie. – Czy Tim jest gejem,
Harriet?
– A czy to coś zmienia?
– Absolutnie nic – odparł z takim przekona-
niem, z˙e mu uwierzyła. – Tim to Tim. Teraz, kiedy
siędowiedziałem, z˙e nie jest twoim kochankiem,
to juz˙ chyba wszystko przez˙yję. Z jednym wyjąt-
kiem. Jeśli sięzwiązał z Jeremym Blythem, to
wolęo tym nie wiedzieć.
– Nie. – Harriet sięroześmiała. – Jeremy jest
wyłącznie jego pracodawcą. I nie mam ochoty
rozmawiać na temat preferencji seksualnych Tima.
Musisz go sam o to wypytać.
– Nie mogę!
71
NOC Z MILIONEREM
– Więc daj sobie spokój. Kochaj Tima takiego,
jaki jest, z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Moim zdaniem na tym właśnie polega miłość.
– Masz rację. – Tak na nią patrzył, z˙e zrobiło jej
sięgorąco. – Nie masz pojęcia, jak świetnie się
teraz czuję.
– Mimo z˙e nie dostałeś odpowiedzi na swoje
pytanie?
– Dowiedziałem siętego, na czym najbar-
dziej mi zalez˙ało. Skoro nie jesteś kochanką Ti-
ma, to nie istnieje z˙adna przeszkoda, z˙ebyś zo-
stała moją.
– A nie łaska spytać mnie o zdanie? – mruk-
nęła.
– Zdawało mi się, z˙e juz˙ podjęłaś decyzję.
W nocy.
– I zaraz poz˙ałowałam.
– Rozczarowałem cię? – zaniepokoił się.
– Owszem – odparła zadowolona, z˙e sięzaru-
mienił. – Ale nie w trakcie, tylko potem – dodała
miłosiernie. – W łóz˙ku było cudownie, niestety
twoje późniejsze zachowanie pozostawia wiele do
z˙yczenia.
– Czułem sięokropnie... Sądziłem, z˙e uwiod-
łem narzeczoną własnego brata!
– Gdybym naprawdębyła narzeczoną Tima, to
nawet byś mnie nie dotknął – prychnęła Harriet.
– A teraz muszępoprosić Annę, z˙eby jutro przy-
niosła więcej produktów. Skoro na śniadaniu mają
być trzy osoby... Aha, i jeszcze coś – przypomniała
sobie, wstając. – Mąz˙ Anny przywozi ją tu co rano,
72
CATHERINE GEORGE
a wieczorem ja ją odwoz˙ę. Dziś ty mógłbyś to
zrobić.
James pojechał z Anną do wsi, a Harriet zajęła
sięlekturą. Niestety, nijak nie mogła sięskupić.
Zdawało jej się, z˙e minęło wiele godzin, nim James
wrócił do domu.
– Długo cięnie było – powiedziała, gdy stanął
nad lez˙akiem, na którym Harriet udawała zaczyta-
ną. – Lunch zjemy tutaj, czy wolisz w kuchni?
– W kuchni. Tu jest za gorąco.
W mig zrozumiała, czemu wolał zjeść w do-
mu. Stół był nakryty obrusem, porcelaną, sreb-
rami i kieliszkami do wina. W dzbanku stało
róz˙owe geranium, które Anna przyniosła rano.
Na półmisku lez˙ały plastry wilgotnej mozzarelli
i czerwonych soczystych pomidorów, a w wik-
linowym koszyczku – świez˙utkie bułeczki. Har-
riet uśmiechnęła się do Jamesa tak promiennie,
z˙e musiał ją pocałować. Po prostu nie mógł się
opanować.
W ciągu kilku godzin wszystko między nimi
sięzmieniło. Odkąd James poznał prawdęo jej
związku z Timem, zaczął ją traktować jak nor-
malną atrakcyjną kobietę, która mu się bardzo
podoba, a nie jak zakazany owoc, którego trzeba
unikać niczym ognia.
Powiedziała mu o tym.
– Spostrzegawcza jesteś – pochwalił. – Tak
właśnie sobie pomyślałem, kiedy sięzorientowa-
łem, z˙e dziewczynka nagle stała siękobietą.
– Nie stałam siękobietą nagle. Ten proces
73
NOC Z MILIONEREM
trwał dosyć długo, jak to zwykle bywa, tylko ty
niczego nie zauwaz˙yłeś.
– Zbyt rzadko cięwidywałem. Cały rok byłaś
w szkole, a kiedy przyjez˙dz˙ałaś na wakacje, rzadko
sięu nas pojawiałaś. – James wziął z koszyka
bułkę, rozdarł ją na pół z niepotrzebną siłą. – A nie
tak dawno temu poszedłem do teatru i w przerwie
zobaczyłem cięw barze z jakimś facetem.
– Tez˙ cięzauwaz˙yłam. – Uśmiechnęła się. – To
był Paddy Moran. Uwielbia Ibsena. Dla mnie jest
trochęzbyt ponury...
– Nie zmieniaj tematu. – James spojrzał na nią
spode łba. – Chwilępotrwało, zanim skojarzyłem,
kim jesteś, a kiedy juz˙ skojarzyłem, to sięwściek-
łem. W imieniu Tima, oczywiście. Niedługo po
tym widziałem, jak wychodzisz z kina z jeszcze
innym facetem.
– Naprawdę? Wtedy cię nie zauwaz˙yłam.
– Siedziałem w taksówce na skrzyz˙owaniu.
– To musiał być Alan Green. Oboje uwiel-
biamy chodzić do kina. Tim woli oglądać filmy
w domu.
– Ja tez˙. W zeszłym tygodniu znów byłaś z męz˙-
czyzną i znowu sięwściekłem, tym razem w swo-
im imieniu. Niestety byłem z klientami, więc nie
mogłem mu cięodebrać.
– To by zaszkodziło interesom – zgodziła się
Harriet podekscytowana tą moz˙liwością.
James zajadał pomidory z mozzarellą, więc
przez chwilęsięnie odzywał.
– Kiedy juz˙ pogadam sobie z Timem – powie-
74
CATHERINE GEORGE
dział w końcu – moglibyśmy robić to wszystko
razem.
– Co mianowicie?
– Teatr, restauracja, co tylko zechcesz.
– Nie jestem jeszcze gotowa na związek z tobą.
– Odsunęła od siebie talerz.
– A to czemu?
– Jeszcze niedawno bardzo cięnie lubiłam,
choć to sięostatnio zmieniło. Uwielbiałam cię
,
kiedy byłam mała. Byłeś najprzystojniejszym fa-
cetem ze wszystkich, jakich znałam, ale poniewaz˙
zdeptałeś moją młodzieńczą dumę, postanowiłam
cięznienawidzić. Dopiero ostatnio w Upcote prze-
konałam się, z˙e babcia miała racjęco do ciebie i z˙e
to ja sięmyliłam. I to nie była jedyna rzecz, jakiej
sięwówczas dowiedziałam.
– Opowiedz mi o tym.
– Pamiętasz, jak się oparzyłam? Kiedy mnie
objąłeś, moje ciało było zachwycone, choć umysł
kazał sięopamiętać.
– Jak siępóźniej przekonałaś, uczucie było
wzajemne. – Zamyślił się, puścił jej rękę. – Wtedy,
w czasie burzy, czułem sięnaprawdępodle. Tyle
z˙e ja miałem powód. Jeśli nigdy nie byłaś kochan-
ką Tima, to dlaczego mnie wtedy odepchnęłaś?
– Musisz o to zapytać Tima.
– Na pewno go zapytam. I jeszcze o wiele
innych rzeczy... Harriet, wyglądasz, jakbyś była
bardzo zmęczona. Posprzątam, a ty zmykaj do
wiez˙y i prześpij się.
Nie bardzo wiedziała, jak po tym wszystkim uda
75
NOC Z MILIONEREM
jej sięzasnąć, ale gdy znalazła sięw chłodnym
pokoju, poczuła siętak śpiąca, z˙e nim zdąz˙yła
połoz˙yć głowęna poduszce, juz˙ spała.
Kiedy sięobudziła, na brzegu łóz˙ka siedział
James.
– Tak długo spałaś, z˙e przyszedłem spraw-
dzić, czy wszystko w porządku – powiedział.
– Miałem ochotęobudzić śpiącą królewnępoca-
łunkiem.
– To by jej sięspodobało – mruknęła.
James nie mógł dłuz˙ej wytrzymać, więc ją poca-
łował. Ale nie skończyło sięna pocałunku. Kochali
sięjak szaleni, jakby nie robili tego przez całe
wieki. A potem, kiedy Harriet przytuliła siędo
Jamesa, ze zdumieniem odkryła, z˙e znów jest
strasznie śpiąca.
Kiedy sięobudziła, w pokoju zrobiło sięciem-
niej, cienie sięwydłuz˙yły. Spróbowała sięuwolnić
od uścisku Jamesa, ale on nawet we śnie nie chciał
jej wypuścić z rąk. Nagle poczuła na sobie czyjeś
spojrzenie. James spał, więc...
Z trudem, poniewaz˙ ręka Jamesa mocno ją
trzymała, odwróciła głowę. Po raz drugi w ciągu
tej samej doby zobaczyła u stóp swego łóz˙ka
męz˙czyznę.
Tim stał jak wrośnięty w ziemię.
Harriet wyrwała sięz objęć Jamesa. Zaprotes-
tował sennie, otworzył oczy. Na widok młodszego
brata od razu oprzytomniał.
– Ty i Jed? – warknął Tim i spojrzał wrogo na
Harriet. – Jak to sięmogło stać?
76
CATHERINE GEORGE
– Nie powiem ani słowa, póki sięnie ubiorę
– odparła, czerwieniąc sięaz˙ po cebulki włosów.
– Zejdziemy do kuchni za jakieś dziesięć minut
– dodał James.
– Za dwadzieścia – poprawiła go Harriet. – Mu-
szęwejść pod prysznic.
77
NOC Z MILIONEREM
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Szczotkowała włosy, kiedy ujrzała w lustrze,
jak James wchodzi do pokoju.
– Gotowa? – zapytał. Podszedł do niej, przytulił
ją do siebie, ale Harriet stała sztywno jak słup soli.
– Bardzo siędenerwuję– wyznała – choć wciąz˙
sobie powtarzam, z˙e to przeciez˙ tylko Tim.
– Jego uczucia wobec ciebie nigdy sięnie
zmienią – pocieszył ją James. – Za to ja mam się
czego obawiać.
– Tim cięuwielbia...
– Pewnie juz˙ przestał. Okazałem siękolosem
na glinianych nogach. No, chodźmy do niego.
Idąc po krętych schodach, Harriet bezskutecz-
nie usiłowała wymyślić coś, co mogłaby powie-
dzieć Timowi. Oniemiała, kiedy James otworzył
drzwi salonu. Tim nie był sam. Obejmował ramie-
niem przepiękną kobietę o gęstych czarnych wło-
sach i czarnych oczach, błagalnie wpatrzonych
w Jamesa.
– Francesca? – zapytał zdumiony.
– Come stai, James? – powiedziała kobieta.
– A to właśnie jest Harriet, kochanie – odezwał
sięTim. – Harry, przedstawiam ci moją narzeczo-
ną, FrancescęRossi.
– Narzeczoną? – zawołał James. – Czy to praw-
da, Francesco?
– Prawda – odparła, uśmiechając siędzielnie.
– Nie udzielisz nam błogosławieństwa?
Sądząc po minie Jamesa, taka moz˙liwość nie
istniała.
– Kiedy to sięstało?
– W zeszłym tygodniu – odparł wyzywająco
Tim.
– Wiedziałaś o tym? – James zwrócił siędo
Harriet.
– Nie wiedziała – wyręczył ją Tim.
– Wiedziałaś? – Powtórzył James, nie zwraca-
jąc uwagi na brata.
– Wiedziałam o niej – przyznała niechętnie
– ale nie o zaręczynach.
– Nie rozmawiajcie o mnie, jakby mnie tu nie
było – zaprotestowała Francesca. – Ty, James,
wiesz najlepiej, jak długo znamy sięz Timem. Sam
nas sobie przedstawiłeś.
– Byłaś wtedy męz˙atką – prychnął z irytacją.
– Carlo nie z˙yje – Francesca nie spuszczała
oczu z Jamesa. – Jestem teraz wdową.
– Juz˙ niedługo, kochanie – zapewnił ją Tim.
– Wkrótce zostaniesz moją z˙oną.
– Tak, tresoro. – Pogłaskała go po policzku
dłonią udekorowaną pierścionkiem z ogromnym
szmaragdem.
– Udało mi sięnamówić Jeremy’ego, z˙eby wy-
stawił prace Franceski – oznajmił tryumfalnie Tim
i spojrzał wyzywająco na brata.
79
NOC Z MILIONEREM
James przypominał wulkan na chwilęprzed
wybuchem. Harriet uznała, z˙e w tej sytuacji naj-
mądrzej będzie salwować się ucieczką.
– Z radością obejrzętwoje prace, Francesco
– powiedziała z uśmiechem – ale teraz muszęwas
przeprosić. Ktoś powinien zająć sięobiadem.
Zrejterowała do kuchni, ale nie długo była sa-
ma, bo zaraz pojawił sięTim.
– Pewnie jesteś na mnie zła – zagadnął.
– Dziwisz się? Nie mogłeś mi powiedzieć pra-
wdy o Francesce? Nie tylko nie mówiłeś mi, ile ona
ma lat, ale zapomniałeś dodać, z˙e ona i James się
znają.
– Dlatego właśnie trzymałem to w sekrecie.
– Tim wzruszył ramionami. – Nie przywiózłbym
jej tutaj, gdybym wiedział, z˙e James siępojawił.
Miałem zamiar sięz nią oz˙enić i dopiero potem
zawiadomić o tym Jamesa. Wtedy nie mógłby
juz˙ nic zrobić. Dlaczego mnie nie ostrzegłaś, kiedy
do ciebie dzwoniłem?
– James chciał z tobą pogadać. Zresztą ani
słowem nie wspomniałeś, z˙e chcesz przywieźć
z sobą Francescę.
– To miała być niespodzianka.
– Świetnie ci sięudała.
– Dla Jamesa nie była zbyt przyjemna.
– Uśmiechnął sięgorzko. – On nie akceptuje
naszego związku.
– Świetnie go rozumiem. – Wstawiła wodęna
makaron. – Mam nadzieję, z˙e ta sprawa z Frances-
cą nie poróz˙ni was na zawsze.
80
CATHERINE GEORGE
– Myślisz, z˙e przestanie mi wypłacać kieszon-
kowe? – przeraził sięTim.
– Kieszonkowe?
– A jak ci sięzdaje, skąd biorępieniądze na
opłacenie swojej działki za ten dom w Chelsea?
Moja pensja nie jest astronomiczna.
– Sporo spraw trzymałeś przede mną w tajem-
nicy, przyjacielu. – Spojrzała na niego smutno.
– Nie ma sięco obraz˙ać – prychnął Tim. – Za-
pomniałaś, z˙e nakryłem cięw łóz˙ku z moim bra-
tem? Nie masz prawa mnie potępiać. On zresztą
tez˙ nie. Wiedział, z˙e jesteś moja!
– Nie jestem niczyją własnością! – warknęła
Harriet, ale zaraz sięuspokoiła. – Powiedziałam
mu, jak sięrzeczy mają.
– A on zaraz zaciągnął ciędo łóz˙ka? Zdawało
mi się, z˙e sięnie lubicie. W kaz˙dym razie ty zawsze
zachowywałaś siętak, jakbyś go nie cierpiała.
– W Upcote zmieniłam zdanie. James był dla
mnie bardzo dobry.
Nie mogła powiedzieć Timowi, z˙e jego starszy
brat jest jedynym męz˙czyzną, jaki potrafi wzbu-
dzić w niej poz˙ądanie, nawet jej nie dotykając.
– Chyba nie tylko dobry, skoro udało mu się
zaciągnąć ciędo łóz˙ka! – wrzasnął Tim i zaraz się
zmieszał. – Przeciez˙ ty nie sypiasz z kaz˙dym,
Harry.
– Nie mam prawa. Wszyscy wiedzą, z˙e wkrót-
ce zostanętwoją z˙oną. Teraz, kiedy prawda o Fran-
cesce ujrzała światło dzienne, moje z˙ycie osobiste
wreszcie zacznie mieć jakiś sens. – Spojrzała na
81
NOC Z MILIONEREM
niego zaniepokojona. – Jesteś pewien, z˙e to się
uda, Tim? Francesca jest piękna, ale o wiele starsza
od ciebie. Ja sama czasem czujęsiętak, jakbym
była twoją matką, chociaz˙ mam tyle samo lat co ty.
– Róz˙nica wieku nie powstrzymała cięprzed
pójściem do łóz˙ka z moim bratem, prawda? – Po
raz pierwszy w ciągu wielu lat ich znajomości
Tim rzucił jej spojrzenie tak lodowate, z˙e Harriet
zamarła. – Mój związek z Francescą nie ma nic
wspólnego z kompleksem Edypa. Mówięto na
wypadek, gdyby i to cięmartwiło. Powiem ci
jeszcze, choć to oczywiście nie twoja sprawa,
z˙e zaraz po śmierci jej męz˙a zostaliśmy kochan-
kami. W pełnym znaczeniu tego słowa. Jeśli cię
to zgorszyło, to trudno. W końcu to mój brat
musi zaakceptować ten związek, nie ty.
Harriet odwróciła siębez słowa, wyjęła z kre-
densu makaron i wsypała go do gotującej wody.
Tim nie musiał patrzeć, jak połyka łzy. Spojrzała
na zegarek, zrobiła dobrą minędo złej gry i dopiero
wtedy sięodwróciła.
– Obiad będzie za dziesięć minut...
Ale Tim juz˙ sobie poszedł. Harriet zobaczyła
tylko zatrzaskujące sięza nim drzwi.
Nie zdąz˙yła ochłonąć po wybuchu byłego na-
rzeczonego, gdy do kuchni wszedł James, ponury
jak gradowa chmura.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś, z˙e Tim ma
romans z Francescą Rossi? – raczej warknął, niz˙
spytał.
– Naprawdęsięnie domyślasz? – wściekła się
82
CATHERINE GEORGE
Harriet. – Tim kazał mi przysiąc, z˙e zachowam to
w tajemnicy. Zresztą mnie tez˙ nie powiedział
wszystkiego. Owszem, przyznał, z˙e to kwestia
wieku, ale nie raczył powiedzieć, z˙e narzeczona
mogłaby być jego matką. Nawet dał mi do zro-
zumienia, z˙e jest za młoda na z˙onę. Rozumiem, z˙e
wcześniej była twoją kochanką – dodała, przeno-
sząc tym samym wojnęna teren przeciwnika.
– Skądz˙e. – James skrzywił sięz niesmakiem.
– Od jej męz˙a kupiłem La Fattorięi tylko dlatego ją
poznałem. Carlo Rossi był bardzo bogaty i miał
wielkie wpływy w tej części świata.
– Więc dobrze znasz Francescę – stwierdziła
juz˙ bez poprzedniej agresji.
– Nie tak dobrze, jak znałem jej męz˙a. To był
kulturalny człowiek, erudyta. Miałem szczęście
wielokrotnie korzystać z gościnności Rossich. Na-
wet gdybym czuł pociąg do Franceski, to przeciez˙
była z˙oną człowieka, którego lubiłem i szanowa-
łem, a więc poza moim zasięgiem. W kaz˙dym razie
według uznawanych przeze mnie norm. Tim naj-
wyraźniej nie miał takich skrupułów. Kiedy pięć
lat temu przedstawiłem ich sobie, Francesca była
jeszcze szczęśliwą męz˙atką.
– Przypominam sobie. – Harriet westchnęła.
– Wrócił z Włoch odmieniony. Powiedział mi, z˙e
sięzakochał.
– Był wtedy małolatem z szalejącymi hormo-
nami. To nie miłość, tylko poz˙ądanie.
– Moz˙liwe, ale jest tak samo silne jak pięć lat
temu. Bardzo często się spotykają.
83
NOC Z MILIONEREM
– Ciekawe, jak on to robi! – Oczy Jamesa
ciskały gromy.
– Francesca uczestniczy we wszystkich podró-
z˙ach słuz˙bowych Tima. Ostatnio spotkali sięw Pa-
ryz˙u. Myślę, z˙e naprawdęją kocha, James.
– Skoro to trwa tak długo... – Skrzywił się.
– Tylko nie mam pojęcia, jaką grę prowadzi Fran-
cesca.
– Moz˙e tez˙ go kocha. – Harriet wzruszyła ra-
mionami. Miała serdecznie dosyć obydwu braci
Devereux. – Mógłbyś zawołać Tima i Francescęna
obiad?
Sos był wyśmienity, makaron ugotowany jak
trzeba, a wino łagodne, tylko atmosfera sięnie
udała.
Harriet juz˙ przedtem postanowiła sobie, z˙e jak
tylko poda tort przygotowany przez Annę, natych-
miast opuści towarzystwo.
– Jeśli chcecie do tego kawę– powiedziała,
stawiając na środku stołu apetyczny tort – to
sami sobie zróbcie. Ja muszęsiępołoz˙yć. Głowa
mi pęka.
Nim doszła na szczyt wiez˙y, ból stał sięnie do
wytrzymania. Usiadła przy oknie i gorzko się
rozpłakała. Wymarzone wakacje diabli wzięli!
Rano Anna zajęła się przygotowaniem śniada-
nia dla całej czwórki, więc Harriet mogła się
spokojnie poopalać nad basenem. Miała nadzieję,
z˙e będzie sama, niestety James ją wyprzedził.
– Dzień dobry – powitał ją oficjalnie.
84
CATHERINE GEORGE
Udała, z˙e go nie widzi, nie słyszy, z˙e po prostu
nikogo tu nie ma. Zdjęła koszulę, szorty, nasmaro-
wała siękremem i w ciemnych okularach na nosie
rozłoz˙yła sięna lez˙aku, chcąc wykorzystać łagod-
ne poranne słońce.
– Chyba juz˙ wiem, o co chodzi Francesce
– odezwał sięJames. – Carlo mógłby być jej
ojcem, więc nic dziwnego, z˙e podoba jej sięmłody
ogier. I właśnie tu tkwi problem. Tim nie myśli
głową.
– Mnie to juz˙ nie obchodzi. – Wzruszyła ra-
mionami.
– Nie wierzę! Jesteś przyjaciółką Tima!
– Skoro tak uwaz˙asz, to dam ci dobrą radę.
– Harriet zdjęła okulary, popatrzyła na Jamesa.
– Tim jest prawie pewien, z˙e przestaniesz mu
wypłacać kieszonkowe. Spróbuj, a wówczas Fran-
cesca moz˙e zmienić zdanie.
– To nic nie da. – Pokręcił głową. – Carlo Rossi
był naprawdębogaty, a Francesca odziedziczyła
wszystko. Podobno jej prace tez˙ mają wzięcie...
Ona nie musi liczyć na pieniądze Tima.
– A właściwie dlaczego jesteś tak bardzo prze-
ciwny temu małz˙eństwu? Czy chodzi tylko o róz˙-
nicęwieku, czy moz˙e są jeszcze jakieś inne po-
wody?
– Moja z˙ona tez˙ była starsza ode mnie – przy-
pomniał jej James. – Nasze małz˙eństwo rozpadło
sięmię
dzy innymi dlatego, z˙e Madeleine nie
chciała mieć dzieci. Róz˙nica wieku między Timem
a Francescą jest o wiele większa niz˙ w moim
85
NOC Z MILIONEREM
przypadku i Francesca tez˙ pewnie nie będzie chcia-
ła dzieci, a Tim kiedyś tego poz˙ałuje.
– Jest po uszy zakochany i prędko mu to nie
minie. Jeśli w ogóle. – Westchnęła smutno.
– Wczoraj powiedziałam o jedno słowo za duz˙o
i diabli wzięli dziesięć lat przyjaźni. Prawdę mó-
wiąc, to mam was obu serdecznie dosyć.
– Czy mam rozumieć, z˙e juz˙ nie chcesz mieć ze
mną nic wspólnego?
– Jakbyś zgadł.
– Rozumiem. – James wstał z lez˙aka. – Czeka
mnie długa podróz˙, więc będę się zbierał.
– Szerokiej drogi – mruknęła Harriet.
– Wstań – polecił jej James.
– Po co?
– Nie pytaj, tylko wstań, dobrze?
Jak tylko stanęła na nogach, przytulił ją do
siebie i pocałował tak, z˙e w głowie jej sięza-
kręciło.
– To taki mały drobiazg na pamiątkę– powie-
dział. – Arrivederci!
Harriet długo lez˙ała bez ruchu, przeklinając
w duchu swoją dumę. Co najmniej godzina zeszła
jej na smutnych rozmyślaniach, nim nad basenem
pojawił sięTim.
Na jego powitanie odpowiedziała sztywnym
skinięciem głowy i zaraz wsadziła nos w ksiąz˙kę.
– Gdzie Jed? – zapytał Tim.
– Godzinętemu wyruszył do Pizy.
– Znaczy, z˙e mu nie przeszło.
– Co mu miało przejść?
86
CATHERINE GEORGE
– Nadal jest przeciwny mojemu małz˙eństwu.
– Tim posłał jej pełen nadziei uśmiech. – Mogłabyś
szepnąć za mną słówko, kiedy znów go zobaczysz?
– Po tym, jak mnie wczoraj potraktowałeś? Nie
ma mowy!
– Nie chciałem...
– Timothy Devereux – przerwała mu – ja nie
jestem idiotką! Chciałeś powiedzieć to, co powie-
działeś, co zresztą nie ma w tej chwili z˙adnego
znaczenia. Nie wstawięsięza tobą u Jamesa,
poniewaz˙ juz˙ nigdy go nie zobaczę.
– Mam rozumieć, z˙e wzięłaś go sobie na jedną
noc? – Tim nie posiadał sięze zdumienia.
– To nie jest prawnie zabronione! A skoro juz˙
nie muszęodgrywać tej twojej głupiej komedii,
mogęrobić co zechcęi kiedy zechcę. Gdzie Fran-
cesca? – wolała zmienić temat.
– Przygotowuje sięna spotkanie z Jedem. Myś-
leliśmy, z˙e jeszcze śpi. Muszęją uprzedzić, z˙e
wyjechał. Po śniadaniu wracamy do Florencji.
Moz˙esz tu zostać sama? – Pytanie było tak bardzo
spóźnione, z˙e Harriet miała ochotęwepchnąć Ti-
ma do basenu.
– Mogę– warknęła.
– To dobrze – powiedział, juz˙ zajęty wyłącznie
swoją ukochaną, która właśnie wyszła na taras.
– Dzień dobry – powitała ją Harriet.
– Buongiorno. – Francesca zerknęła na Tima.
– Gdzie jest twój brat, caro?
– W drodze na lotnisko.
– Wię c my tez˙ moz˙emy wyjechać. – Odetchnęła
87
NOC Z MILIONEREM
z ulgą, po czym zwróciła siędo Harriet. – Tak się
cieszę, z˙e wreszcie ciępoznałam.
Wszyscy sięrozjechali, nawet Anna wróciła do
domu. Harriet znów została sama. Wieczorem
samotnie jadła obiad na tarasie, kiedy zadzwonił
telefon.
– Juz˙ jestem w domu – rozległ sięw słuchawce
głos Jamesa.
– Świetnie – powiedziała lodowatym tonem.
– Czy jest tam Tim?
– Nie. Pojechał z Francescą do Florencji. Ulz˙y-
ło jej, kiedy sięokazało, z˙e nie będzie musiała się
z tobą spotkać.
– Nie dziwięsię. Wczoraj otwarcie jej powie-
działem, z˙e nie pochwalam tego małz˙eństwa.
– Co absolutnie niczego nie zmieniło. Będziesz
musiał sięz tym pogodzić. To jest z˙ycie Tima, nie
twoje.
– Oczywiście masz rację, tylko z˙e ja nie umiem
przyglądać siębezczynnie, jak je sobie rujnuje.
– Urwał i po chwili zaczął z innej beczki: – Więc
znów jesteś sama, Harriet. Tak jak chciałaś.
– Owszem.
– Samotność ci nie przeszkadza?
– W takim pięknym miejscu jak La Fattoria to
prawdziwa rozkosz.
– I z˙aden intruz nie zjawi sięw twojej sypialni,
z˙eby ci ją zepsuć.
– Ty to powiedziałeś.
– Harriet, posłuchaj...
Rozłączyła się. Miała wielką satysfakcję, z˙e
88
CATHERINE GEORGE
mogła tak po prostu wyłączyć wielkiego Jamesa
Edwarda Devereux’go.
James juz˙ więcej nie zadzwonił, za to wieczo-
rem odezwał sięTim. Powiedział, z˙e wyprosił
u Jeremy’ego Blytha kilka dodatkowych wolnych
dni, więc zobaczą się dopiero po jego powrocie do
Londynu. Poprosił, z˙eby zostawiła Annie klucze
od domu, z˙yczył Harriet szczęśliwej podróz˙y
i obiecał wpaść do niej, jak tylko wróci do domu.
– Nie rób sobie kłopotu.
– Słucham?
– Nie chcęcięwidzieć, Tim. Potrzebujęspo-
koju.
– Az˙ tak sięna mnie wściekasz?
– Nie jestem zła, tylko obolała. Muszęw spo-
koju wylizać rany.
– Jak ładnie poprosisz, to moz˙e Jed ci je wyliz˙e
– prychnął Tim i rzucił słuchawką.
Nie mogła mieć pretensji do Tima za jego
zachowanie. Przez˙ył szok, ujrzawszy ją w łóz˙ku ze
swoim bratem. Ona sama tez˙ jeszcze sięnie otrząs-
nęła, zwłaszcza kiedy o tym myślała, czyli prawie
bez przerwy. Westchnęła. W tej chwili miała ser-
decznie dosyć Tima.
Najwyz˙szy czas zająć sięwłasnym z˙yciem, po-
myślała. Dość sięnaniańczyłam Tima Devereux’go.
No, ale nie ma tego złego, co by nie wyszło na
dobre. Teraz przynajmniej James wie na pewno, z˙e
jego brat nie jest gejem.
89
NOC Z MILIONEREM
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Prosto z lotniska Harriet pojechała do Bays-
water, z˙eby jak najszybciej mieć za sobą rozmowę
z Dido. Zrobiła, co mogła, z˙eby delikatnie przeka-
zać przyjaciółce nowinęo zaręczynach Tima, ale
Dido i tak była załamana.
– Nie mogęw to uwierzyć! Zwodziliście mnie
przez tyle czasu tylko dlatego, z˙e Tim zakochał się
w kobiecie starszej od siebie? – Dido była bliska
płaczu. – Przeciez˙ mogłaś mi zaufać. Dlaczego nic
nie powiedziałaś?
– Naprawdębardzo chciałam, ale Tim kazał mi
przysiąc, z˙e zachowam wszystko w tajemnicy. Bał
się, z˙eby James nie dowiedział sięo jego romansie.
– A czemu James jest przeciwny tej całej Fran-
cesce?
– Jest przekonany, z˙e Tim zdąz˙a do zguby, ale
ja myślę, z˙e Francesca jest tak samo po uszy
zakochana w Timie, jak on w niej. Tim jest sym-
patyczny, przystojny i zakochany na zabój. Pewnie
jest tez˙ dobry w łóz˙ku.
– Pewnie? – Dido wprost osłupiała. – Chcesz
powiedzieć, z˙e nigdy nie próbowałaś?
– Nie próbowałam i nie spróbuję. Kocham Ti-
ma, ale jak brata.
Pod koniec pierwszego, niezwykle pracowitego
dnia, Harriet czuła siętak, jakby nigdzie nie wyjez˙-
dz˙ała. Na domiar złego, kiedy wróciła do nowego
domu, okazało się, z˙e nie zdoła mieszkać w pokoju
o kobaltowych ścianach. Koniecznie musiała je
przemalować.
Kiedy w piątek wieczorem zmęczona dotarła
do siebie, zastała na schodach Tima z bukietem
kwiatów.
– Dałem ci trochęczasu – oznajmił.
– Niezbyt duz˙o. – Była zachwycona, ale nie
chciała, z˙eby za szybko sięo tym dowiedział. – Te
kwiaty to dla mnie?
– Nie. – Tim sięuśmiechnął. – To najnowsza
moda eleganckich młodych męz˙czyzn. Jeremy ciąg-
le taszczy z sobą jakiś bukiet.
– No dobra, wejdź – zgodziła sięłaskawie.
– Kiedy wróciłeś?
– Dziś rano. – Gdy znaleźli sięw mieszkaniu,
Tim odłoz˙ył kwiaty i mocno przytulił Harriet.
– Przepraszam za wszystko, co powiedziałem.
Byłem kompletnie wytrącony z równowagi.
– Ja tez˙ nie miałam prawa ciępouczać – przy-
znała Harriet. – Choć nadal uwaz˙am, z˙e powinie-
neś był mi powiedzieć prawdęo Francesce.
– Tak, wiem – zgodził siępotulnie. – Ale
gdybym ci powiedział, to nie zgodziłabyś sięna
fałszywe zaręczyny.
– Masz świętą rację – rzuciła ze złością.
– A więc znów jesteśmy przyjaciółmi? – zapy-
tał z nadzieją w głosie.
91
NOC Z MILIONEREM
– Jasne. Dzięki Bogu tylko przyjaciółmi. Uda-
wanie twojej narzeczonej miało swoje złe strony.
– Nieudane z˙ycie seksualne? – domyślił się
Tim. – À propos...
– Przestań, proszę.
– Przeciez˙ nie moz˙emy udawać, z˙e Jed nie
istnieje. Zrobił mi straszną awanturęza to, z˙e
zostawiłem cięsamą w La Fattorii.
– O tak, wściekać sięto on potrafi. Mnie tez˙
zrobił awanturę.
– O Francescę?
– O to tez˙. Ale najbardziej go ubodło, z˙eśmy go
nabrali.
– Wcale mu sięnie dziwię
. – Tim ze zro-
zumieniem pokiwał głową. – Jed bardzo cięprag-
nie, moja śliczna. Jest zrozpaczony, bo ty podobno
nie chcesz go juz˙ więcej widzieć. To prawda?
– Prawda. – Siadła na sofie. – Wszystko przez
tęmoją głupią dumę. Musiałam jakoś zareagować
na awanturę, jaką mi zrobił.
– No, ale poszłaś z nim do łóz˙ka. – Usiadł obok
niej.
– To jakoś tak samo wyszło. – Zarumieniła się.
– Coś w rodzaju lawiny. Nikt ich nie planuje, a są.
W normalnych warunkach wymagam twórczych
zalotów, nim pozwolę, z˙eby sprawy zaszły tak
daleko. Jamesa to tez˙ dotyczy.
– Czy mam mu to powtórzyć?
– Jedno słowo i zginiesz!
– Jak sobie z˙yczysz, aniołeczku. – Uśmiechnął
siędo niej. – Pewnie nie masz nic do jedzenia?
92
CATHERINE GEORGE
– Alez˙ ty jesteś przewidywalny! Nie, nie mam
nic do jedzenia. Nie miałam czasu zrobić zakupów.
Czy Francesca wie, ile moz˙esz zjeść?
– Wie. I ma doskonałego kucharza. Jest o cie-
bie zazdrosna – gwałtownie zmienił temat. – Nie
mogła uwierzyć, z˙e wolęją od takiej młodej apetycz-
nej dziewczyny jak ty. Twierdzi, z˙e nasz związek
nie potrwa długo, bo ja sięnią znudzę. Potrwa
– zapewnił z powagą. – Póki śmierć nas nie roz-
łączy.
– Powiedz mi jeszcze, skąd wziąłeś pieniądze
na ten wspaniały pierścionek?
– To jest pierścionek jej mamy. Francesca zwy-
kle nosi go na drugiej ręce, ale skoro zjawił się
James, namówiłem ją, z˙eby go przełoz˙yła.
– Czy James wstrzymał ci kieszonkowe?
– To dziwne, ale nie. Poszedłem do niego zaraz
po powrocie. Spodziewałem się, z˙e nie da mi ani
pensa, ale nic takiego sięnie stało. Był bardzo
spokojny, nawet miły.
– Miły, powiadasz? A więc cała ta maskarada
okazała sięniepotrzebna?
– Z tym bym sięnie zgodził. Był taki szczęś-
liwy, z˙e nie zostaniesz moją z˙oną, z˙e chybaby mi
pozwolił oz˙enić sięz krokodylem.
– Przesadzasz! – Harriet roześmiała się, ale
zaraz znów posmutniała. – Nawet nie spróbował
sięze mną skontaktować.
– Czy ty go kochasz? – zapytał prosto z mostu.
Juz˙ miała zaprzeczyć, ale nagle pojęła, dlaczego
ostatnio z˙ycie jakby straciło sens. Po raz pierwszy
93
NOC Z MILIONEREM
była zakochana! I jak kto głupi osobiście oświad-
czyła ukochanemu, z˙e nie chce go więcej widzieć.
Jęknęła zrozpaczona.
– Oczywiście, z˙e go kocham, choć nic dobrego
mi z tego nie przyjdzie.
– Moz˙e mógłbym ci jakoś pomóc? – zapytał
niepewnie Tim.
– Nie, dziękuję... – Pokręciła głową. – Lepiej
sięw to nie mieszaj.
– Jak sobie z˙yczysz. – Uściskał ją. – No dobrze,
przyjaciółko, skoro zabraniasz mi zabawić się
w Amora, to przynajmniej pozwól sięnakarmić.
Harriet znacznie lepiej siępoczuła po spotkaniu
z Timem i następnego dnia rano wybrała się po
farbę.
Nazajutrz rano, ustrojona w szorty, kamizelkę
i znoszone buty sportowe zabrała siędo malowa-
nia. Otworzyła okna, zsunęła wszystkie meble na
środek pokoju i przykryła je prześcieradłami. Wcis-
nęła na głowę starą czapkę z daszkiem i juz˙ mogła
siębrać do pracy.
Malowanie sufitu zajęło jej znacznie więcej
czasu, niz˙ sięspodziewała, ale uparła sięi zrobiła
sobie przerwędopiero wtedy, kiedy skończyła
tęcześć roboty.
Zrobiła sobie kanapkę, popiła colą i mimo bólu
w krzyz˙u zaczęła nakładać na ściany farbę pod-
kładową. Miała mdłości, pociła się, oczy ją piekły,
a ręka, w której trzymała wałek, bolała jak wszyscy
diabli. Mimo to udało jej siępomalować wszystkie
94
CATHERINE GEORGE
ściany. Nie zdąz˙yła nawet spłukać wałka, kiedy
ktoś zadzwonił do drzwi. Harriet zaklęła szpetnie,
jednak kiedy usłyszała w domofonie znajomy mę-
ski głos, jej serce najpierw zatrzymało sięna
moment, a potem pognało jak szalone.
– Czy mogęwejść? – zapytał James.
Nie! Nie teraz, kiedy tak strasznie wyglądam,
pomyślała.
A jednak mu otworzyła. Stanął w progu wymy-
ty, ogolony, jak spod igły. Stał i patrzył na nią,
z trudem powstrzymując sięod śmiechu.
– Przyszedłem nie w porę...
– Jak widzisz. – Bezradnie rozłoz˙yła ręce.
– Nie mam cięnawet gdzie posadzić.
– Czy mimo to pozwolisz mi wejść? Nie zajmę
ci duz˙o czasu.
– Wchodź. I zaczekaj chwilę, bo muszę umyć
wałek.
Pospiesznie opłukała wałek, umyła ręce, z nie-
smakiem przyjrzała sięw lustrze poplamionej far-
bą buzi. Uznała, z˙e lepiej będzie zostać w czapce,
niz˙ prezentować przepocone włosy.
– Przepraszam za ten bałagan – powiedziała,
wróciwszy do Jamesa. – Co ciędo mnie spro-
wadza?
– Tim był u mnie dziś rano. – Popatrzył na nią
z wahaniem. – Powiedział, z˙e mu odpuściłaś.
– No tak. – Westchnęła. – Na twojego brata nie
moz˙na siędługo gniewać, choć tym razem zajęło
mi to trochęwięcej czasu niz˙ zwykle. Nie lubiębyć
oszukiwana, nawet przez Tima.
95
NOC Z MILIONEREM
– Właśnie za to sięna ciebie wściekłem. Czy
naprawdęzgodziłaś sięna ten idiotyczny plan
Tima tylko po to, z˙ebym mu nie wstrzymał kie-
szonkowego?
– O kieszonkowym dowiedziałam siędopiero
w La Fattorii, a na idiotyczny plan sięzgodzi-
łam, bo Tim mi powiedział, z˙e nie z˙yczysz sobie
jego związku z Francescą. Twierdził, z˙e chodzi
o róz˙nicęwieku, więc uznałam, z˙e jest za mło-
da. Do głowy mi nie przyszło, z˙e moz˙e być za
stara.
– Prawdęmówiąc, jestem juz˙ trochęzmęczony
niańczeniem Tima. Postanowiłem posłuchać two-
jej rady. Od tej chwili Tim moz˙e robić, co chce,
a co, jak mi kiedyś powiedziałaś, i tak zawsze robi.
– Wzruszył ramionami. – Moz˙e sobie choćby jutro
zamieszkać z Francescą.
– Najpierw chce sięz nią oz˙enić.
– Teraz, kiedy juz˙ dostał moje błogosławień-
stwo, pewnie będzie chciał to zrobić jak najprę-
dzej. – Urwał na chwilę. – Tim jeszcze coś mi dziś
powiedział.
– Co takiego?
– Twierdzi, z˙e byłabyś skłonna mi przebaczyć.
Czy to prawda?
Wszystkie słowa, jakie Harriet zamierzała wy-
powiedzieć, uwięzły jej w gardle. Milczała tak
długo, z˙e James zbierał siędo wyjścia.
– Nienawidzęz˙ebrać – mruknął.
– Nie odchodź! – zatrzymała go. – Albo lepiej
idź i wróć innym razem, kiedy będę czysta.
96
CATHERINE GEORGE
– Powinienem był najpierw zadzwonić, jak mi
radził Tim.
– Czyz˙by został twoim doradcą?
– Jest ekspertem, jeśli idzie o Harriet Verney.
W kaz˙dym razie tak twierdzi.
– Dawno się tak nie pomylił – mruknęła szczęś-
liwa, z˙e Jamesowi mimo wszystko wciąz˙ na niej
zalez˙y.
– Zostawięcięteraz samą, z˙ebyś mogła się
spokojnie wykąpać, ale pod jednym warunkiem:
jutro zjesz ze mną kolację.
– Jutro nie mogę. Jestem juz˙ umówiona.
– Wobec tego we wtorek – nie ustępował.
– We wtorek moz˙e być – zgodziła sięzadowo-
lona, z˙e udało jej się uratować swą przeklętą dumę.
We wtorek poszli do tej samej restauracji,
w której Harriet jadła kolacjęz Gilesem Kemb-
le’em.
– Chcęsobie powetować tamten dzień, kiedy
ciętutaj zobaczyłem – powiedział James. – Wtedy
nawet podejść do ciebie nie mogłem, za to teraz
będę cię miał tylko dla siebie.
– Miałeś taką minę, z˙e po powrocie do domu
dostałam niestrawności.
– A ja zadzwoniłem do znajomych w Umbrii
i wprosiłem siędo nich z wizytą, z˙eby móc potem
wpaść do La Fattorii i zobaczyć ciebie. Czy to ci
nic nie mówi, Harriet?
– A co dokładnie masz na myśli?
– Tamta noc w Toskanii to była rewelacja.
97
NOC Z MILIONEREM
– Wziął ją za rękę – I nie tylko dlatego, z˙eśmy się
po raz pierwszy kochali, choć to takz˙e było wspa-
niałe. Kiedy dowiedziałem sięprawdy o tobie
i Timie, wszystko sięzmieniło. Chcęcięmieć przy
sobie, Harriet.
Przyszedł kelner z zamówionymi daniami, dzię-
ki czemu miała trochęczasu, z˙eby przetrawić to, co
usłyszała.
Ale potem James juz˙ nie wrócił do tego tematu.
Wypytywał o pracę, opowiadał o swojej i z˙artował
z malarskich zapędów Harriet.
– Połoz˙yłam wczoraj pierwszą warstwębiałej
farby – pochwaliła sięnatychmiast.
– Wczoraj? – zdziwił sięJames. – Mówiłaś, z˙e
masz spotkanie.
– Miałam. – Uśmiechnęła się. – Z kubłem
farby. Jutro połoz˙ędrugą warstwę. Przy odrobinie
szczęścia to powinno wystarczyć.
– Jaki był poprzedni kolor?
– Bardzo ciemny odcień niebieskiego.
– Całkiem nie w twoim guście. Inaczej niz˙ ta
sukienka. – Jego wzrok przesunął siępo nagich
ramionach Harriet. Jak pieszczota. – Czy juz˙ ci
mówiłem, z˙e wyglądasz dziś tak apetycznie, z˙e
mógłbym cięzjeść?
– Nie mówiłeś. A sukienkęwłoz˙yłam dlate-
go, z˙e przypomina mi kolor kamieni w La Fat-
torii.
– A więc twoje wspomnienia stamtąd nie są
nieprzyjemne.
– Nie. Zapamiętam te wakacje do końca z˙ycia.
98
CATHERINE GEORGE
Normalnie nie mogęsobie pozwolić na wypoczy-
nek w takich luksusowych warunkach.
– Przeciez˙ nie wziąłem od ciebie pieniędzy.
– Wiem i dziękuję.
– Ale chyba jednak nalez˙y mi sięcoś w zamian.
– A co byś chciał?
– Powiem ci, jak wrócimy do domu.
Okazało się, z˙e zamiast wrócić pieszo do jej
mieszkania, pojechali taksówką do Jamesa.
– Nalez˙ało to przedtem ze mną uzgodnić – dą-
sała się, gdy podał kierowcy adres.
– Przeciez˙ u ciebie nie ma nawet gdzie stanąć,
nie mówiąc o siadaniu. – Objął ją ramieniem.
– Pomyślałem sobie, z˙e godzina w moim towarzys-
twie i w moim mieszkaniu to godziwa zapłata za
pobyt w La Fattorii.
– Pewnie tak.
Siedziała tak blisko Jamesa, z˙e ciepło jego ciała
podsuwało
pomysły
wzbudzające
rozkoszny
dreszcz. Niecierpliwie czekała, kiedy wreszcie bę-
dą całkiem sami. Po długiej jak wieczność podróz˙y
(w kaz˙dym razie Harriet sięzdawało, z˙e trwało to
całą wieczność) dojechali na miejsce.
James zapalił światło, ale nie rzucił sięna nią,
jak to sobie wyobraz˙ała. Dawno nie czuła siętak
bardzo rozczarowana.
– Usiądź – poprosił. – Zaparzękawę. Chyba z˙e
wolisz wino.
– A moz˙na prosić herbatę? – spytała markotnie.
Zdjął marynarkęi juz˙ po chwili przyniósł na
tacy dwie filiz˙anki herbaty i herbatniki.
99
NOC Z MILIONEREM
– Nalać ci mleka do herbaty? – zapytał, stawia-
jąc tacęna stoliku.
– Poproszę– mruknę
ła totalnie stłamszona.
Herbata z mlekiem i herbatniki nie były tym, czego
sięspodziewała.
– Pojedziesz na ślub Tima i Franceski? – zagad-
nął James.
– Raczej nie.
– Dlaczego?
Niełatwo było wytłumaczyć zamoz˙nemu czło-
wiekowi, z˙e nie ma siępienię
dzy na taką eks-
trawagancjęjak podróz˙ do Włoch. Pieniądze, które
dostała od Jamesa za meble, zostały wpłacone jako
depozyt za mieszkanie, a reszta poszła na absolut-
nie niezbędne rzeczy, no i oczywiście na farbę.
W tej chwili konto Harriet było prawie puste.
– Bardzo duz˙o czasu zajmuje ci wymyślenie
odpowiedzi – stwierdził James.
– Nie chciałabym okazać sięniegrzeczna... ale
moz˙e przypadkiem wiesz, kiedy dostanępieniądze
za End House?
– Lada chwila. – Popatrzył na nią zdumiony.
– To znaczy, z˙e bez tych pieniędzy nie moz˙esz
sobie pozwolić na wyjazd do Florencji?
– Zgadłeś – przyznała niechętnie.
– Na litość boską, Harriet, przeciez˙ kupięci
bilet i wszystko co trzeba. Nawet nową sukienkę...
– Dziękuję, nie trzeba – przerwała mu. – Nie
mogęci na to pozwolić.
– Dlaczego?
– Duma – odparła krótko.
100
CATHERINE GEORGE
– A więc sprzedałaś mi End House, bo po-
trzebowałaś pieniędzy? – Wziął ją za rękę.
– Mam tylko to, co sama zarobię. – Wzruszyła
ramionami. – Wszystkie oszczędności babci Olivii
poszły na moje studia.
– Więc czemu odmówiłaś, kiedy pierwszy raz
ci to zaproponowałem?
– Przede wszystkim dlatego, z˙e to ty chciałeś
kupić End House. Moz˙e juz˙ zapomniałeś, ale nie
byłeś wówczas moim ulubieńcem. Poza tym nie
potrafiłam sięrozstać z tym miejscem... Po śmierci
moich rodziców babcia sprzedała nasz dom w Lon-
dynie i przeniosłyśmy siędo Upcote, gdzie ona się
wychowała. End House stał sięmoim światem.
– Oczy jej sięzaszkliły. – Tylko z˙e po śmierci
babci to juz˙ nie jest ten sam dom. Bez niej z˙ycie
w Upcote straciło sens.
– Skoro tak bardzo potrzebujesz pieniędzy
– zaczął James po chwili milczenia – to po co
wyprowadziłaś sięod swojej przyjaciółki?
– Za wynajęcie tego mieszkania płacę mniej,
niz˙ płaciłam u Dido. Poza tym teraz mam blisko do
pracy i mogęchodzić pieszo, wię
c finansowo
dobrze na tym wyszłam. No i Dido będzie rzadziej
widywać Tima, co tylko dobrze jej zrobi. Wiedzia-
łeś, z˙e ona sięw nim kocha?
– Boz˙e, jak on to robi? – westchnął James.
– Ledwie spojrzy na kobietę, a ona zaraz się w nim
zakochuje.
– Dla Jeremy’ego Blytha ta cecha warta jest
majątek. – Harriet sięroześmiała. – Kaz˙da kobieta,
101
NOC Z MILIONEREM
która wejdzie do galerii, nieodmiennie kupuje coś,
co Tim jej proponuje, nawet jeśli nie zamierzała
niczego nabywać, tylko chciała sięrozejrzeć.
– Tim ci to powiedział?
– Nie, Jeremy. Wyobraź sobie, z˙e tylko on
jeden nie dał sięnabrać na tęhistoryjkęo moich
zaręczynach z Timem. Od początku twierdził, z˙e
nie pasujemy do siebie.
– Moz˙e sam chciał sięwydać za Tima – sko-
mentował James.
– Zrobiło siępóźno. – Spojrzała na zegarek,
wstała. – Muszęjuz˙ iść.
– A nie mogłabyś zostać na noc? – Wziął ją za
rękę, przeprowadził przez kuchnię do ściany z ma-
towego szkła. – Nie pokazałem ci tego, kiedy byłaś
tutaj poprzednio. – Nacisnął jakiś guzik i część
ściany się odsunęła, ukazując drugą sypialnię.
– Tim tu sypia, kiedy u mnie nocuje. Za tamtą
szklaną ścianką jest łazienka.
– Bardzo tu ładnie, ale wolępojechać do siebie.
Chętnie by została, ale nie w pokoju gościnnym.
Jednak skoro James nie zamierzał iść z nią do
łóz˙ka, postanowiła wrócić do domu.
Tym razem zjechał razem z nią windą. Led-
wie drzwi sięza nimi zamknęły, przytulił Har-
riet do siebie i całował ją, póki winda nie zje-
chała.
– Gdybym zrobił to na górze, na pewno nie
skończyłoby sięna pocałunku – wyjaśnił, widząc
jej zdumioną minę. – A ty nie jesteś jeszcze na to
gotowa.
102
CATHERINE GEORGE
Nawet nie wie, jak bardzo sięmyli, myślała
wściekła Harriet, wsiadając do taksówki.
Telefon zadzwonił pięć minut po tym, jak we-
szła do mieszkania.
– A więc dotarłaś do domu – usłyszała głos
Jamesa.
– Mówiłeś, z˙e zadzwonisz, ale nie spodziewa-
łam się, z˙e tak szybko.
– Pamiętasz, jak podczas kolacji wspomniałem
o czymś waz˙nym? Podoba ci sięmój pomysł,
Harriet? Chciałbym jeszcze dzisiaj poznać odpo-
wiedź.
– Tak, James, bardzo mi siępodoba. – Z
˙
ałowa-
ła, z˙e nie wspomniał o tym w swoim mieszkaniu,
gdzie mogłaby mu pokazać, jak bardzo.
– Bardzo sięcieszę. Do zobaczenia w piątek.
– Mamy sięspotkać w piątek?
– Oczywiście. Tylko tym razem zostaniesz na
noc. Sobotęi niedzielęspędzimy razem, a przez
ten czas twoje ściany spokojnie sobie wyschną.
103
NOC Z MILIONEREM
ROZDZIAŁ ÓSMY
W piątkowy wieczór Harriet dwa razy sięprze-
bierała i co najmniej trzy razy przepakowała rze-
czy w torbie podróz˙nej. Nie wiedziała, jakie plany
ma James, więc nie miała pojęcia, co ma z sobą
zabrać. Dwukrotnie rozmawiali przez telefon, ale
w czwartek nie było jej w domu, więc James
zostawił wiadomość na sekretarce, a kiedy od-
dzwoniła, takz˙e musiała sięzadowolić kontaktem
z automatyczną sekretarką. W tej chwili niecierp-
liwie czekała na ukochanego.
Nigdy dotąd z˙aden męz˙czyzna nie wzbudzał
w niej takich emocji. Prócz jednego krótkiego
i burzliwego romansu, jej związki z męz˙czyznami
– poza Timem, oczywiście – były luźne, bez zobo-
wiązań, ale i bez wielkich emocji.
Z Jamesem było zupełnie inaczej.
Zadzwonił domofon, James zameldował, z˙e jest
na dole, a po chwili stanął w progu mieszkania
Harriet z białą hortensją w doniczce.
– Proszę, to dla ciebie. – Wręczył jej roślinkę.
– Bardzo dziękuję – powiedziała wzruszona
Harriet. – Jaka miła niespodzianka.
– Teraz wygląda tu znacznie lepiej – pochwalił,
rozejrzawszy siępo mieszkaniu. – Sypialniętez˙
pomalujesz?
– To jest moja sypialnia. Mieszkanie ma tyl-
ko jeden pokój, a kuchnia i łazienka są wciśnięte
w maleńką przestrzeń za tamtymi drzwiami. Za to
mam blisko do pracy, a teraz, kiedy ściany są
jaśniejsze, nawet mi siętu podoba. – Postawiła
kwiatek na małym stoliku między dwoma oknami
i z zadowoleniem podziwiała efekt.
James stanął za plecami Harriet, objął ją w talii.
– Wypada pocałować człowieka, który ci przy-
niósł prezent.
Odwróciła się, zarzuciła mu ręce na szyję.
– Tak ci powiedzieli? – Pocałowała go w usta.
– Nie było cię, kiedy wczoraj do ciebie dzwoniłam.
– Byłem na kolacji. Słuz˙bowej – dodał prędko,
jakby chciał sięusprawiedliwić. – Późno wróciłem
do domu i nie chciałem dzwonić, z˙eby cięnie
obudzić. Jednak wcześniej nie zastałem cię. Po-
szłaś z Dido na zakupy?
– Umówiłam sięna kawęz Paddym Moranem. To
ten miłośnik Ibsena, z którym widziałeś mnie kiedyś
w teatrze. Paddy jest doradcą finansowym. Poprosiłam
go, z˙eby mi poradził, jak najlepiej zainwestować
pieniądze ze sprzedaz˙y End House, a on zapropono-
wał, z˙ebyśmy sięspotkali w knajpce obok jego banku.
– A nie przyszło ci do głowy, z˙eby mnie po-
prosić o radę?
– Jasne, z˙e przyszło, tylko z˙e ty juz˙ i tak duz˙o
dla mnie zrobiłeś. Nie mogęcięwykorzystywać.
– Alez˙ wykorzystuj, ile chcesz. – Przytulił ją,
pocałował, a potem zapytał: – Masz ochotęwy-
rwać sięz miasta?
105
NOC Z MILIONEREM
Harriet było wszystko jedno, dokąd pojedzie,
byleby tylko mieć przy sobie Jamesa.
– Bardzo chętnie. I dziękuję za prezent. – Sta-
nęła na palcach, z˙eby jeszcze raz go pocałować.
– Juz˙ mi dziękowałaś – powiedział, kiedy wresz-
cie ją puścił. – Nie z˙ebym liczył...
– Za taki śliczny kwiatek nalez˙y ci sięwięcej
niz˙ jeden pocałunek.
– Jeśli tak, to następnym razem przyniosę stor-
czyki.
– Nie przepadam za nimi..
– Co za skomplikowana kobieta. Nie lubi ka-
wioru, storczyków...
– Powinieneś sięcieszyć, z˙e nie jestem kosz-
towna – wpadła mu w słowo.
Przed domem nie było eleganckiego lśniącego
auta, którym James jeździł w Upcote. Do podmiej-
skiego domu jego przyjaciół pojechali samocho-
dem terenowym.
– Co sięstało z tamtym włoskim cackiem,
które miałeś w Upcote? – zapytała Harriet.
– To auto lepiej sięnadaje na wiejskie drogi.
Ale najpierw musimy sięwydostać z tego korka
– dodał, bo na razie posuwali sięw ślimaczym
tempie od jednych świateł do drugich. – Mogliśmy
zaczekać, az˙ miną piątkowe godziny szczytu.
– Mnie to nie przeszkadza – powiedziała z prze-
konaniem. Czuła siębezpiecznie w solidnym, wy-
soko zawieszonym aucie i nie przeszkadzał jej ani
ruch uliczny, ani hałas, ani nawet upał. Przede
wszystkim dlatego, z˙e miała u boku Jamesa.
106
CATHERINE GEORGE
Jednak długa podróz˙ w korku i równie długa
jazda po bezdroz˙ach bardzo ją znuz˙yły. Ucieszyła
się, kiedy wreszcie skręcili w wysadzaną drzewa-
mi alejęprowadzącą do wiejskiego domu, który
wyglądał jak pomniejszone Edenhurst.
– Dwa wieki temu była tu plebania – opowiadał
James. – Tamtą ściez˙ką dochodziło siędo furtki,
która prowadzi do kościoła. Przejez˙dz˙aliśmy obok
niego przed chwilą.
Wszystkie pomieszczenia na parterze miały ta-
ką samą podłogęjak kwadratowy hol, ale tylko
jeden duz˙y salon był uz˙ywany. Były tu dwa okna
wychodzące na ogród, który rozpaczliwie potrze-
bował troskliwego opiekuna.
Po raz pierwszy, odkąd rozpoczęła malowanie,
Harriet była naprawdęgłodna. Pomogła Jamesowi
przygotować kolację, a potem jadła, az˙ jej sięuszy
trzęsły.
– No, nareszcie zaczęłaś jeść – ucieszył się
James.
– To wszystko przez tę farbę. Nie miałam poję-
cia, z˙e az˙ tak zareagujęna ten zapach. Babcia
zawsze odnawiała dom, kiedy byłam w szkole.
– Uśmiechnęła się do niego i nagle zamarła.
– Co sięstało?
– Właśnie zdałam sobie sprawę, z˙e po raz pierw-
szy od śmierci babci jestem naprawdęszczęśliwa.
– Dlaczego? – Nie spuszczał z niej wzroku.
– Poniewaz˙ jestem tutaj z tobą.
Podszedł do Harriet, wziął ją w ramiona i pocało-
wał. Puścił dopiero wtedy, kiedy mu tchu zabrakło.
107
NOC Z MILIONEREM
– Ja tez˙ jestem szczęśliwy – przyznał. – Z tego
samego powodu. A teraz bądź grzeczna i dokończ
kolację.
Po jakimś czasie, kiedy siedzieli na sofie, wrę-
czył jej paczuszkę.
– Co to? – spytała Harriet, niecierpliwie rozdzie-
rając papier. W paczce były ksiąz˙ki z samego szczytu
listy bestsellerów. – Och, James! Jesteś boski!
– Czytałaś juz˙ którąś?
– Tylko streszczenia – stwierdziła, przejrzaw-
szy tytuły. – Zawsze czekam, az˙ zostaną wydane
w miękkiej oprawie. – Pocałowała go, oczy jej
błyszczały. – Zabezpieczyłeś nas przed nudą.
– Źle mnie zrozumiałaś. Masz zabrać te ksiąz˙ki
do domu. Kiedy jesteś ze mną, masz poświęcać
uwagęwyłącznie mnie. – Posadził ją sobie na
kolanach. – Najlepiej zacznij od zaraz.
Przez dwa dni i noce lało jak z cebra, więc Harriet
nawet nie wytknęła nosa z domu. James co rano
szedł po gazetę, którą czytali razem podczas śniada-
nia. Rozwiązywali krzyz˙ówki, popijali kawę, a po-
tem wracali do łóz˙ka i znów siękochali. Zasypiali
zmęczeni i budzili się, kiedy poczuli głód. Po bardzo
późnym lunchu pierwszego dnia pobytu Harriet
uznała, z˙e nadszedł czas na powaz˙ną rozmowę.
– Jeśli chodzi o ten nasz związek... – zaczęła.
– Wreszcie przyznałaś, z˙e łączy nas jakiś zwią-
zek! – zawołał uradowany.
– Tylko widzisz – ciągnęła, nie zwracając uwa-
gi na jego wygłupy – ty masz własne z˙ycie i ja tez˙.
108
CATHERINE GEORGE
Mam przyjaciół, których bardzo lubię. Nie tylko
Tima i Dido. Nawet jeśli zaczniemy sięspotykać
regularnie, to będę chciała, wręcz muszę spotykać
siętakz˙e z nimi.
– Nie mam nic przeciwko twoim przyjaciołom.
– oznajmił powaz˙nie James. – Często wyjez˙dz˙am
i broń Boz˙e nie wymagam od ciebie, z˙ebyś siedzia-
ła wieczorami w domu i umierała z tęsknoty.
– Cieszęsię
,
z˙eśmy
sobie
to
wyjaśnili.
– Uśmiechnęła się. – W końcu przyjaciele mogą mi
sięprzydać, kiedy ten nasz związek sięrozpadnie.
– Uwaz˙asz, z˙e nie przetrwa? – Wcale mu sięto
nie spodobało.
– Wszyscy ludzie, których kochałam, zniknęli
z mojego z˙ycia, na dodatek bez uprzedzenia.
– Jestem wprawdzie duz˙o starszy od ciebie, ale
na tamten świat jeszcze sięnie wybieram.
– Wiem, ale w kaz˙dej chwili mogęci sięznu-
dzić. Takie rzeczy sięzdarzają.
– To jest tak nieprawdopodobne, z˙e nie warto
sobie tym głowy zawracać – prychnął. – No to
kiedy siędo mnie przeprowadzasz?
– Na pewno jeszcze nie teraz. Potrzebujęczasu,
z˙eby przywyknąć do nowej sytuacji. Wprawdzie
miałam kilku narzeczonych, póki nie zaczęłam
udawać narzeczonej Tima... – westchnęła – ale
nigdy z nikim nie było mi tak jak z tobą. Mimo to...
nie jestem pewna, czy to właśnie jest miłość.
– Nie jesteś? – zdziwił sięJames. – Dlaczego
tak uwaz˙asz?
– Bo widzisz, Dido bez przerwy sięzakochuje...
109
NOC Z MILIONEREM
– Nie tylko w moim cudownym braciszku?
– Ciągle szuka kogoś takiego jak Tim.
– Nie znajdzie. On jest jedyny w swoim rodzaju.
– No właśnie. Więc za kaz˙dym razem, kiedy
Dido zakocha sięw niewłaściwym facecie, staje
sięślepa i głucha na jego wady, które ja widzęaz˙ za
dobrze. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – A ja
nic takiego do ciebie nie czuję.
– Czy to znaczy, z˙e moje wady są az˙ tak wido-
czne?
– Jesteś dobry, troskliwy i bardzo hojny, ale takz˙e
niecierpliwy i apodyktyczny. Widzęto wszyst-
ko bardzo wyraźnie, niemniej nie zmienia to moje-
go uczucia do ciebie.
– Powiesz mi, jakie to uczucie?
– Jestem szczęśliwa, kiedy mogę być z tobą,
a kiedy cięnie ma, to jakby połowa mnie tez˙
ubyła... – Reszta słów zginęła w namiętnym i tak
długim pocałunku, z˙e gdy sięskończył, chwytali
powietrze jak ryby wyrzucone na piasek.
– Poznałem cię, kiedy miałaś trzynaście lat
– powiedział James. – Od początku byłem prze-
ciwny twojemu małz˙eństwu z Timem, ale dopiero
kiedy ostatnio spotkaliśmy sięw Upcote, zrozu-
miałem dlaczego. Widzisz, Harriet, ja od początku
chciałem cięmieć dla siebie.
– Ale czy ty mnie kochasz, James? – spytała,
patrząc mu prosto w oczy.
– Tak – odparł bez wahania. – Do szaleństwa
i na całe z˙ycie.
110
CATHERINE GEORGE
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Często wyjez˙dz˙ał, czasami bardzo daleko,
i wtedy nie widzieli sięnawet przez dwa tygodnie,
za to czas spędzony razem dawał obojgu wiele
radości. Mimo to Harriet nadal nie chciała się
wprowadzić do Jamesa.
Zdesperowany zaproponował, z˙e kupi dom.
– Skoro nie podoba ci sięmoje mieszkanie, to
nie widzęinnego wyjścia.
– Nie chodzi o mieszkanie – tłumaczyła. – Je-
szcze nie dojrzałam do zamieszkania z tobą
– Zwariowałaś? – obruszył się. – Znamy się
dziesięć lat!
– Ale dopiero niedawno przestałam być dla
ciebie wyłącznie kolez˙anką Tima.
– Przyszłą z˙oną Tima – poprawił ją. – A skoro
juz˙ o tym mowa, to mam wraz˙enie, z˙e prawdziwą
przeszkodą jest moja niechęć do małz˙eństwa.
Spróbuj mnie zrozumieć, kochanie, ale po do-
świadczeniach z Madeleine jestem trochęuprze-
dzony do tej instytucji. Ślub wyleczył z miłości
i mnie, i ją. Przysięgam, z˙e będę cię kochał i szano-
wał do końca swego z˙ycia – oświadczył uroczyś-
cie. – Powtórzenie tych słów w kościele niczego
nie zmieni. Ja ciękocham, Harriet.
– Ja ciebie tez˙ kocham, ale wolałabym poroz-
mawiać o wspólnym domu, kiedy juz˙ będę absolut-
nie pewna.
– Pewna swoich uczuć czy moich?
– Nie o to chodzi. Nie o to, co dzieje sięteraz.
Muszęmieć pewność, z˙e to wszystko nie skończy
sięwielkim płaczem.
– Pewnie czasami będziesz przeze mnie płaka-
ła. – Uśmiechnął siękrzywo. – Kto wie, moz˙e
będzie inaczej i to ty sprawisz, z˙e będę płakał, ale
jednocześnie ze wszystkich sił będę się starał,
z˙ebyś była ze mną szczęśliwa.
– Nie musisz sięstarać. Wystarczy, z˙e ze mną
będziesz, z˙eby uczynić mnie szczęśliwą – zapew-
niła go Harriet. – Ani trochęnie zalez˙y mi na
ślubie, ale zaloty w twoim wykonaniu tak bardzo
mi siępodobają, z˙e chciałabym sięnimi nacieszyć,
zanim zdecydujemy sięzamieszkać razem.
– Kiedy tak siędo mnie uśmiechasz, to nie
umiem ci niczego odmówić – westchnął zrezyg-
nowany i posadził ją sobie na kolanach. – Jak długo
kaz˙esz mi czekać?
– Nie musisz na nic czekać – zaprotestowała.
– Wczoraj zaciągnąłeś mnie do łóz˙ka, jak tylko
przestąpiłam próg tego mieszkania.
– Nie chodzi mi o wspaniały seks. – Pogłaskał
ją po policzku. – Mam taką głupią potrzebę, z˙eby
wracać wieczorem do domu, w którym ty na mnie
czekasz.
– Nie spodziewaj się, z˙e będę ci przynosić
kapcie.
112
CATHERINE GEORGE
– Nie noszękapci. – Uśmiechnął się. – Wystar-
czy, z˙e będziesz.
– Czasami pracujędo późna.
– Wtedy ja będę czekał na ciebie. Niecierp-
liwie. A poza tym – popatrzył jej w oczy – pomyśl
tylko, ile pieniędzy zaoszczędzisz, kiedy zrezyg-
nujesz z tego swojego mieszkania.
– No dobrze, poddaję się. – Roześmiała się,
podniosła ręce. – Czemu od razu tego nie powie-
działeś? Wobec tego jutro zaczynamy szukać domu.
Poszukiwanie domu musiało jednak poczekać,
poniewaz˙ James został nagle wezwany do jednego
ze swych hoteli w Szkocji. Harriet wprosiła sięna
kolacjędo Dido, z˙eby podzielić sięz nią nowiną.
Zabrała takz˙e Tima, o co Dido od dawna ją prosiła,
i w ten sposób upiekła dwie pieczenie przy jednym
ogniu.
– Złamałeś mi serce, potworze – z˙artowała
Dido, uszczęśliwiona, z˙e znów go widzi – ale
chyba jakoś to przez˙yję. Pod warunkiem z˙e od
czasu do czasu będziemy się mogli spotkać wszys-
cy razem.
Harriet takz˙e była zadowolona, z˙e moz˙e wrócić
na stare śmiecie, choć ciągła paplanina Tima
o Francesce i ich zbliz˙ającym sięwielkimi krokami
ślubie zdecydowanie psuła nastrój.
Po posiłku Harriet wstała z kieliszkiem wina
w dłoni.
– Skorzystam z okazji, z˙e Tim wreszcie zamilkł
na chwilę, i zakomunikuję wam coś waz˙nego...
113
NOC Z MILIONEREM
– Nagle, ku przeraz˙eniu obojga przyjaciół, osunęła
sięna podłogęjak martwa.
Najpierw usłyszała płacz Dido. Kiedy otworzyła
oczy, zobaczyła nad sobą przeraz˙oną twarz Tima.
– Grzeczna dziewczynka – pochwalił, zorien-
towawszy się, z˙e wraca jej świadomość.
Pomógł jej wstać, usadowił na sofie.
– Napij sięwody albo wina – błagała przeraz˙o-
na Dido. – Nie mam ani kropli brandy. Alez˙ nas
przestraszyłaś. Co sięstało? Przeciez˙ prawie nic
nie piłaś.
– W głowie mi sięzakręciło – wyszeptała oszo-
łomiona Harriet.
– Jak sięczujesz? – dopytywał sięTim, wciąz˙
trzymając ją za rękę.
– Nie najlepiej. – Uśmiechnęła się słabo. – Di-
do, zrobisz mi herbaty?
– W tej chwili. – Zerwała sięna równe nogi.
Natychmiast przystąpiła do działania, a kiedy
weszła do kuchni, Tim szepnął Harriet do ucha:
– Marnie wyglądasz.
– I marnie sięczuję. Nigdy w z˙yciu nie ze-
mdlałam.
– Będę wdzięczny, jeśli juz˙ więcej tego nie
zrobisz, zwłaszcza w mojej obecności. Kiedy wra-
ca Jed?
– Jutro albo w sobotę. Nie był pewien.
– Tylko sięnie przemę
czaj w ten weekend.
– Uśmiechnął się. – Zresztą Jed na pewno nie
będzie miał nic przeciwko temu, z˙ebyś przez dwa
dni nie wstawała.
114
CATHERINE GEORGE
– Chciałabym sięteraz znaleźć we własnym
łóz˙ku – westchnęła.
– Dido będzie się upierać, z˙ebyś została u niej
na noc.
Miał rację. Dido głośno protestowała, kiedy
Harriet jej oznajmiła, z˙e wraca do Clerkenwell.
– Czujęsięjuz˙ dobrze – zapewniała przyja-
ciółkę.
– Nie martw się, Dido – wsparł ją Tim. – Osobi-
ście zapakujęnaszą chorą do łóz˙ka i połoz˙ęjej
telefon pod poduszkę.
Tak jak obiecał, odwiózł ją do domu, podał
herbatę, zaczekał, az˙ Harriet siępołoz˙y.
– Miałaś nam coś oznajmić, zanim zemdlałaś
– przypomniał jej przed wyjściem.
– Ach, tak. – Harriet sięoz˙ywiła. – Ja i James
postanowiliśmy zamieszkać razem. Poniewaz˙ nie
lubięjego mieszkania, James chce kupić dom i ja
mam go wybrać.
– Będziesz moją bratową! – ucieszył się Tim
i uściskał ją serdecznie.
– Nie, Tim. Nie wychodzęza mąz˙ za Jamesa,
tylko będę z nim mieszkać.
– A czemu nie? – Mina mu sięwydłuz˙yła.
– Madeleine – wyjaśniła zwięźle.
– Przeciez˙ to juz˙ historia. Dlaczego miałabyś
sięnią przejmować?
– Nie ja sięprzejmuję, tylko James. Małz˙eń-
stwo z Madeleine przekonało go, z˙e ślub to koniec
miłości. Tak twierdzi.
– A ty sięz nim zgadzasz?
115
NOC Z MILIONEREM
– Nie, ale go rozumiem.
– No dobrze, a co ty o tym sądzisz? Chciałabyś
poślubić Jeda?
– Nie. – Stanowcza odpowiedź zdziwiła Tima,
ale nie dał tego po sobie poznać.
– Skoro oboje myślicie tak samo, to chyba
wszystko w porządku – mruknął i pocałował ją na
dobranoc. – A gdybyś znów dziwnie siępoczuła,
natychmiast do mnie zadzwoń. Rzucęwszystko
i przybiegnęna ratunek.
– Wariat! – Roześmiała się.
– Nie z˙artuję. – Tim był śmiertelnie powaz˙ny.
– Uwaz˙aj na siebie, dobrze?
Udało jej sięwyjść z pracy punktualnie. Chciała
jeszcze zrobić zakupy i przygotować obiad przed
przyjazdem Jamesa.
Wróciwszy do domu, odsłuchała wiadomość
z automatycznej sekretarki.
– Przyjadęwieczorem – mówił James. – Stęsk-
niłem sięza tobą, kochanie. Ty tez˙ sięstęskniłaś?
– Bardzo – powiedziała do siebie, ciesząc się
na myśl, z˙e juz˙ wkrótce będzie mogła mu to
okazać.
Wadą mieszkania w jednym pokoju była ciągła
konieczność utrzymywania porządku. Harriet krę-
ciła sięjak w ukropie, z˙eby doprowadzić miesz-
kanie do ładu, potem nastawiła obiad i wreszcie
mogła wejść pod prysznic.
Kończyła szczotkować włosy, kiedy zadzwonił
James.
116
CATHERINE GEORGE
Ledwie otworzyła mu drzwi, rzucił teczkę, po-
rwał Harriet w ramiona i całował, az˙ tchu mu
zabrakło.
Zemdlała mu na rękach.
Kiedy sięocknę
ła, lez˙ała na sofie, a James
siedział obok niej z przeraz˙oną miną.
– Co sięstało, kochanie? – Delikatnie dotknął
jej policzka.
– Spieszyłam się, z˙eby ze wszystkim zdąz˙yć,
a potem ty mnie okręciłeś... Przytul mnie.
Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać.
Podniósł ją ostroz˙nie, posadził sobie na kolanach
i mocno przytulił.
– Pewnie nic nie jadłaś, kiedy mnie tu nie było.
– Właśnie z˙e jadłam. A wczoraj nawet wcześ-
niej poszłam spać.
Ani słowem nie wspomniała o wieczornym
omdleniu. James i tak był zmartwiony, nie chciała
go jeszcze bardziej niepokoić.
– Lepiej sięczujesz? – Delikatnie pocałował jej
włosy.
– Duz˙o lepiej. Ale teraz muszędopilnować
obiadu.
– Do diabła z obiadem. Kupimy coś po drodze.
– Nie ma mowy – oświadczyła stanowczo Har-
riet i wstała pomimo głośnych protestów Jamesa.
– Jeszcze tylko ugotujęwarzywa.
– Dobrze, ale będę stał przy tobie.
Jak powiedział, tak zrobił i w końcu Harriet
kazała mu usiąść, jeśli nie chciał, by mu wy-
rządziła krzywdę.
117
NOC Z MILIONEREM
– Tu nie ma miejsca dla dwóch osób – tłuma-
czyła jak dziecku.
– Dla jednej tez˙ nie. Na weekend pojedziemy
do mnie. I bez dyskusji, proszę.
– Dobrze – zgodziła siępotulnie.
– Chyba czujesz sięgorzej, niz˙ myślałem – sko-
mentował tęjej uległość.
– Czujęsiędoskonale i bardzo sięcieszęna
dwa dni u ciebie. Tak sięza tobą stęskniłam, z˙e jest
mi wszystko jedno, gdzie będziemy, bylebyśmy
mogli być tam razem.
Natychmiast po wejściu do jego mieszkania
Harriet podeszła do ściany i uruchomiła mecha-
nizm, który otwierał małą sypialnię.
– Chcesz mi dać coś do zrozumienia? – zapytał
James, który ani na krok jej nie odstępował.
– Nic podobnego, tylko wpadł mi do głowy
pewien pomysł. – Zamyślona rozglądała siępo
pokoju.
– Zamierzasz tu spać?
– Zwariowałeś? – rzuciła z irytacją. – Będę
spała z tobą. Oczywiście dopiero potem.
– No dobrze, więc powiedz mi, co to za pomysł.
– Juz˙ udobruchany, przytulił ją do siebie.
– Pomyślałam sobie, ze jeśli szybko nie znaj-
dziemy takiego domu, jaki by nam odpowiadał, to
mogłabym na razie zamieszkać w tym pokoju. Jak
mi tu wstawisz sofęi jakiś telewizor, to zrobi się
z tego całkiem przytulny kącik.
– Jeśli tylko zechcesz sięwyprowadzić z tej
118
CATHERINE GEORGE
nory, którą nazywasz mieszkaniem, to moz˙esz
mieć tutaj wszystko, czego dusza zapragnie. A te-
raz idziemy do łóz˙ka.
Spali do późna i nie spieszyli sięz jedzeniem
śniadania. Dopiero około południa wybrali się
kupować meble.
– Kiedy siękąpałaś, zdzwoniłem do Whitefrias
Estates – poinformował ją. – Powiedziałem, z˙e
musimy mieć duz˙y ogród i w ogóle duz˙o miejsca
na wszystko. Wkrótce przyślą nam ofertę.
– Wolałabym coś co bardziej w stylu End House
niz˙ Edenhurst – westchnęła.
– Potrzebny nam dom, kochanie, i to szybko.
A tymczasem obejrzymy sobie meble.
Jeśli miała jeszcze jakieś wątpliwości, czy dzie-
lić z˙ycie z Jamesem Devereux’m, to stopniały, nim
skończył siędzień. Zakupy w jego towarzystwie
były prawdziwą przyjemnością. Wrócili do domu
obładowani paczkami, wciąz˙ ubawieni zachowa-
niem młodego sprzedawcy, który całkiem niepo-
trzebnie zachwalał im sofę, choć spodobała się
Harriet od pierwszego spojrzenia.
– Wyjątkowo wygodna – przedrzeźniała sprze-
dawcę. – Idealnie pasuje do pani włosów. Poza tym
czarny jest w tym sezonie bardzo modny.
– Muszęprzyznać, z˙e zdumiał mnie twój wy-
bór.
– Widziałam, omal nie dostałeś zawału. Cena
jest astronomiczna. A ty jeszcze kazałeś dołoz˙yć
do tego fotel z podnóz˙kiem.
119
NOC Z MILIONEREM
– Niewygórowana cena za ściągnięcie cię do
mojej jaskini – uśmiechnął sięJames. – Ale spo-
dziewałem się, z˙e wybierzesz coś mniej nowoczes-
nego.
– Z
˙
eby zepsuło surową elegancjęcałego wnę-
trza? Nie ma mowy.
– Zgodziłbym sięnawet na kwieciste obicia
i róz˙owe falbanki, bylebyś tylko ze mną zamiesz-
kała. I z˙ebyś mnie kochała – dodał, tuląc ją do
siebie.
– Tak trudno uwierzyć, z˙e jesteśmy razem.
– Popatrzyła na niego z miłością. – Ty i ja... Kto by
pomyślał?
– Mnie tez˙ czasami trudno w to uwierzyć, ale
tylko wtedy, kiedy nie ma cięprzy mnie. Jak juz˙
jesteśmy razem, czujęsiętak wspaniale, z˙e nie
rozumiem, jak mogłem z˙yć bez ciebie az˙ do teraz.
Przytuliła siędo niego, łzy pociekły jej z oczu.
– Przepraszam. – Pociągnęła nosem. – Napra-
wdę nie mam pojęcia, dlaczego płaczę.
– Więc przestań, proszę. Z tym zupełnie sobie
nie radzę.
– Daj chusteczkę. Zaraz zrobię herbatę.
– Nie ma mowy. – Usadził ją na sofie na-
przeciw wielkiego plazmowego ekranu. – Gołym
okiem widać, z˙e jesteś zmęczona. Odpocznij,
włącz telewizor, a ja zaparzęherbatę.
Harriet poczuła sięjak w niebie.
James miał wyjechać na cały tydzień, więc
Harriet została u niego na noc z soboty na nie-
120
CATHERINE GEORGE
dzielę. W poniedziałek odwiózł ją do pracy, a po-
tem wyruszył w drogę.
Dla niej ten tydzień był koszmarny. Praca od
rana do nocy wyczerpywała ją bardziej niz˙ dotąd.
Jedynym jasnym punktem kaz˙dego dnia była tele-
foniczna rozmowa z Jamesem. W czwartek wpadł
Tim. Chciał siępoz˙egnać przed kolejnym wyjaz-
dem do Florencji, ale bardzo szybko wyszedł, bo
Harriet nie mogła opanować ziewania.
– Zdaje się, z˙e brakuje ci snu, kochana. Mam
nadzieję, z˙e spałaś choć trochęw tamten weekend.
– Jasne. – Zaczerwieniła sięaz˙ po cebulki wło-
sów.
– Kiedy przeprowadzasz siędo Jeda?
– Niedługo. James kupił mi meble i telewizor
do małej sypialni. – Opowiedziała mu o swoim
pomyśle, o tym, jak w sobotęgo zrealizowali i ile
to kosztowało.
– Chyba ma fioła na twoim punkcie! – zawołał
Tim. – Zawsze twierdził, z˙e to mieszkanie jest
idealnie urządzone, a tu takie zmiany... Ale zaraz,
gdzie ja teraz będę spał?
– Tam gdzie zawsze. Twoje łóz˙ko jest wciąz˙
na swoim miejscu. Zapomniałeś, z˙e sypiam z Ja-
mesem?
– Ciągle jeszcze nie mogęw to uwierzyć.
– Uściskał ją serdecznie. – Dobranoc, aniołku.
Umówili się, z˙e Harriet zaczeka na Jamesa
w jego mieszkaniu i z˙e nie będzie robiła obiadu,
tylko sobie odpocznie.
Piątkowy wieczór wydawał sięnie mieć końca.
121
NOC Z MILIONEREM
Harriet stała przy jednym z wielkich okien i wypat-
rywała Jamesa. Było jej na zmianęto zimno, to
znów gorąco i coraz bardziej siędenerwowała.
Kiedy wreszcie przyjechał, zamiast wybiec mu na
spotkanie i rzucić sięna szyję, stała jak słup soli
zapatrzona w przestrzeń.
Chciał ją pocałować, ale była sztywna jakby kij
połknęła.
– Co sięstało, kochanie? – przeraził się. – Ok-
ropnie wyglądasz. Czyz˙byś znowu zemdlała?
– Tylko raz.
– Byłaś u lekarza?
– Byłam. – Popatrzyła na niego martwym spo-
jrzeniem. – Myślałam, z˙e znów złapałam jakiegoś
wirusa, ale wygląda na to, z˙e będę miała dziecko.
James oniemiał. Patrzył na nią i długo nie mógł
wydobyć z siebie głosu.
– Czy to moje dziecko, Harriet? – spytał, gdy
wreszcie odzyskał mowę.
Zabolało. Jakby uderzył ją pięścią.
– Nie. – Z satysfakcją patrzyła, jak cała krew
ucieka z twarzy Jamesa. – Moje.
Wyjęła z torebki telefon, zadzwoniła po tak-
sówkę, a potem rzuciła na stół klucze od jego
mieszkania. Jednak nie zdąz˙yła dojść do drzwi, bo
zagrodził jej drogę.
– Dokąd sięwybierasz? – wrzasnął. – Nie mo-
z˙esz tak po prostu wyjść. I to po tym, co mi
powiedziałaś.
– Owszem, mogę.
– Mam prawo do wyjaśnień!
122
CATHERINE GEORGE
– A co tu wyjaśniać?
– Jak to sięstało?
– Normalnie. – Wzruszyła ramionami.
James odetchnął głęboko. Widać było, z˙e stara
sięodzyskać panowanie nad sobą.
– Mówiłaś, z˙e bierzesz pigułki.
– Bo biorę.
– Zapomniałaś jednej?
– Nie, ale chorowałam, miałam mdłości i bra-
łam antybiotyk. W takich warunkach pigułka cza-
sem zawodzi. W jednym przypadku na sto. Do
głowy mi nie przyszło, z˙e znajdęsięw tej pecho-
wej grupie. – Skrzywiła się. – Radzono mi, z˙ebym
ci przekazała dobrą nowinę, ale teraz nie mogę
odz˙ałować, z˙e sięna to zdecydowałam.
– Kto ci to doradził? – spytał z taką miną, z˙e
miała ochotęzapaść siępod ziemię. – Kto jeszcze
o tym wie?
– Lekarz, który mnie dziś badał. Twierdził, z˙e
ojciec ma prawo wiedzieć. To pewnie prawda, ale
ty wątpisz w swoje ojcostwo, więc bądź łaskaw
mnie wypuścić. Chcęwrócić do domu.
– Do domu? – warknął, ignorując całą resztęjej
przemówienia. – Do tej nory w Clerkenwell?
– Zgadłeś. Proszę, pozwól mi przejść.
– Akurat! – Wziął ją za ramiona, ale próbowała
sięwywinąć z uścisku. – Przestań, Harriet. Musisz
mi pozwolić sobie pomóc.
– Niezalez˙nie od tego, czy jesteś ojcem mojego
dziecka, czy nie? – prychnęła, ale zaraz zamarła
z przeraz˙enia, bo z˙ołądek odmówił jej posłuszeń-
123
NOC Z MILIONEREM
stwa. Odwróciła sięna pię
cie i nie zwracając
uwagi na Jamesa, pobiegła do kuchni. Machała
rękami, z˙eby go od siebie odpędzić, ale on na krok
jej nie odstępował i jeszcze przytrzymywał głowę,
kiedy wymiotowała.
Kaszląc i sapiąc, wytarła twarz kuchennym
ręcznikiem, wypiła podaną przez Jamesa szklankę
wody.
– Gdzie masz rzeczy? – zapytał, wróciwszy
z dołu, gdzie płacił taksówkarzowi.
– Nic nie przyniosłam.
– Przebierzesz sięw coś mojego. Jutro przy-
wiozęci jakieś ubranie.
Wziął ją na ręce. Harriet broniła się zaciekle, ale
trzymał mocno.
– Połoz˙ęciędo łóz˙ka, czy tego chcesz, czy nie.
– Będę wymiotować! – jęknęła, więc pobiegł
z nią do łazienki i znów podtrzymywał jej głowę.
Wolałaby umrzeć i mieć to wszystko za sobą,
ale widać musiała sięjeszcze trochępomęczyć.
Skrzywiła sięz niesmakiem, ujrzawszy w lustrze
swoją poszarzałą twarz. James chciał ją znów
wziąć na ręce, ale go odepchnęła.
– Przestań. Kręci mi się w głowie od tego
noszenia.
Nie zaniósł jej więc, ale mocno objął, prowa-
dząc do sypialni. Posadził Harriet na łóz˙ku i wyjął
z szafy koszulkęoraz bokserki.
– Pomóc ci sięrozebrać?
– Dziękuję, dam sobie radę.
Nawet gdyby miało mnie to zabić, dodała w my-
124
CATHERINE GEORGE
śli, kiedy wychodził z pokoju, którego ściany na-
brały dziwnej ochoty do wirowania. Spróbowała
wstać, ale odniosła wraz˙enie, z˙e równiez˙ podłoga
nie jest zbyt stabilna, więc co prędzej usiadła
z powrotem.
– Jesteś juz˙ w łóz˙ku? – zapytał James przez
zamknięte drzwi.
– Nie.
– Czy mogęwejść?
– To twój pokój.
Drzwi sięuchyliły, w szparze ukazała sięjego
głowa.
– Co siędzieje?
– Jest mi niedobrze, kręci mi się w głowie
i jestem w ciąz˙y. Poza tym wszystko w porządku.
– Co mógłbym zrobić? – Po raz pierwszy w z˙y-
ciu James Devereux był całkiem bezradny.
Pocałować, z˙eby sięszybciej zagoiło, pomyś-
lała Harriet.
– Chyba jednak musisz mi pomóc sięprzebrać
– westchnęła zrezygnowana.
125
NOC Z MILIONEREM
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Obudziła siępo dwóch godzinach. Ostroz˙nie u-
siadła na łóz˙ku, a poniewaz˙ nic sięnie działo, wstała.
Głowa wciąz˙ jej ciąz˙yła, ale przynajmniej nogi nie
odmawiały posłuszeństwa. Chwilęposiedziała w ła-
zience, na wypadek gdyby zostało jeszcze coś do
zwymiotowania, a gdy okazało się, z˙e nie, umyła
twarz, rozczesała włosy i wróciła do sypialni.
James juz˙ tam na nią czekał. Nie przebrał się,
nadal był w spodniach od garnituru i w eleganckiej
koszuli.
– Słyszałem, z˙e sięporuszałaś – powiedział.
– Pomyślałem, ze moz˙esz mnie potrzebować.
– Nie potrzebuję– rzuciła mu lodowate spo-
jrzenie. – Ani teraz, ani w ogóle.
– Nigdy mi nie przebaczysz?
– Wiesz, z˙e przyjaźnięsięz wieloma męz˙czyz-
nami, w tym z twoim bratem, więc pewnie miałeś
prawo wątpić. – Wzruszyła ramionami. – Ale ja ci
tego nigdy nie zapomnę.
– Wysłuchaj mnie, Harriet – błagał. – Źle mnie
zrozumiałaś. Dopiero niedawno zostaliśmy ko-
chankami, więc kiedy mi powiedziałaś o dziecku,
przeraziłem się, z˙e jak nie jest moje, to ktoś mi was
zabierze.
Bardzo chciała mu uwierzyć, ale pierwsze sło-
wa, jakie od niego usłyszała, tak głęboko ją zraniły,
z˙e mimo najlepszych chęci nie potrafiła.
Przysiadł na brzegu łóz˙ka, wziął ją za rękę.
– Proszęcię, z˙ebyś została moją z˙oną.
– Cóz˙ za miła niespodzianka – zakpiła i cofnęła
dłoń. – Ogromnie ci dziękuję, ale moja odpowiedź
brzmi: nie.
– Nawet sięnie zastanowiłaś. A przeciez˙ nie
chodzi tylko o ciebie. Najwaz˙niejsze jest dziecko.
Nasze dziecko.
– Jesteś pewien, z˙e nasze?
– Oczywiście, z˙e tak. Nie powiedziałabyś mi
o tym, gdyby nie było nasze.
– Moz˙e chciałam ci wcisnąć cudzego bachora?
– To nie jest temat do z˙artów – burknął.
– Tak, masz rację. Ale mam ochotę się na kimś
odegrać.
– A ja jestem pod ręką. – Ku jej wielkiemu
zdumieniu, uśmiechnął się, choć słabo. – No dob-
rze, polez˙ sobie spokojnie. Przebioręsięi zrobię
coś do jedzenia, a ty przez ten czas zastanów się
nad moją propozycją.
Usłyszawszy, z˙e odkręcił wodę w łazience,
wstała ostroz˙nie, ale kiedy dotknęła stopami pod-
łogi, stało sięjasne, z˙e nie uda jej sięuciec o włas-
nych siłach. Zrezygnowana opadła na poduszki.
– Jak sięczujesz? – zapytał James, wychodząc
z łazienki.
– Jakby mnie poz˙arł pies, a potem wypluł
– mruknęła.
127
NOC Z MILIONEREM
– Musisz coś zjeść.
– Nie ma mowy. Muszęsięwykąpać, a nie jeść.
Pomógł jej wstać, odczekał chwilę, az˙ sięprze-
konał, z˙e jest w stanie utrzymać sięna nogach, po
czym pozwolił jej dojść do łazienki i wyregulował
temperaturęwody pod prysznicem.
– Na razie musi ci wystarczyć prysznic – po-
wiedział. – Dasz sobie radę?
– Tak.
– Zostaw otwarte drzwi i wołaj, gdybyś mnie
potrzebowała – polecił i zostawił ją samą.
Umyła się, a potem stała pod prysznicem, masu-
jąc siępo brzuchu, bo juz˙ jakoś pogodziła się
z faktem, z˙e zaczęło się tam nowe z˙ycie.
– Kończ juz˙, Harriet! – zawołał James.
Zakręciła wodę, włoz˙yła jego frotowy szlafrok.
– Wolisz wrócić do łóz˙ka? – Podał jej ręcznik
do wytarcia włosów.
– Wolałabym – powiedziała niepewnie – ale...
– Mogęspać w drugim pokoju.
– Dziękuję. To by mi ułatwiło sprawę.
– Tego sięspodziewałem... Nie robiłem z˙ad-
nego jedzenia, bo bałem się, z˙e zapach moz˙e cię
znów przyprawić o mdłości. Czy wytrzymasz, jeśli
teraz zrobięsobie omlet?
– Wytrzymam, tylko nie szykuj nic dla mnie.
– Na pewno nic nie chcesz, Harriet?
– Czy jak juz˙ coś zjesz, zrobisz mi herbatę?
– Zaraz ci zrobię.
– Nie, nie. Strasznie sięzmę
czyłam kąpielą,
muszętrochęodpocząć.
128
CATHERINE GEORGE
– Czy w ogóle coś dzisiaj jadłaś?
– Tylko śniadanie. Po wizycie u lekarza straci-
łam apetyt.
– Zaraz wracam – powiedział, wychodząc z sy-
pialni. – Wołaj, gdybyś czegoś potrzebowała.
Została sama. Postanowiła skorzystać z okazji
i spokojnie wszystko sobie przemyśleć. James tyl-
ko dlatego zaproponował jej małz˙eństwo, z˙e miała
urodzić jego dziecko. Nie mogła poślubić człowie-
ka, który nie tylko zwątpił w swoje ojcostwo, ale
w ogóle nie chciał sięponownie z˙enić.
Powiedziała mu o tym, gdy przyniósł jej herbatę
i dwa tosty.
– Teraz moja kolej – stwierdził, kiedy skoń-
czyła jeść. – Pamiętasz Toskanię?
– Tak, oczywiście.
– Jak cięwtedy zobaczyłem, śpiącą w moim
łóz˙ku, całkiem straciłem rozum. Zapomniałem
o ostroz˙ności, zapomniałem, z˙e jesteś związana
z Timem, zapomniałem o boz˙ym świecie. Wie-
działem tylko, z˙e muszęsięz tobą kochać teraz,
zaraz, natychmiast. Tak więc wina lez˙y po mojej
stronie.
Te słowa zrobiły na niej wielkie wraz˙enie, ale
nie pokazała tego po sobie.
– Dziwne, z˙e pigułki nie poskutkowały – mruk-
nęła.
– Pewnie nigdy dotąd cięnie zawiodły – po-
wiedział ostroz˙nie James.
– Nie miały zbyt wielu okazji, z˙eby sięspraw-
dzić. Jedyny raz, kiedy naprawdębyłam zakochana,
129
NOC Z MILIONEREM
skończyło siętak, z˙e mój wybrany rzucił mnie po
kilku miesiącach znajomości. Między innymi dla-
tego tak chętnie przystałam na propozycję Tima,
z˙ebym udawała jego narzeczoną. Dzięki temu moja
duma trochęmniej ucierpiała.
– I uchowałaś siędla mnie. – Roześmiał się.
– Z losem nie wygrasz, Harriet. Najwyraźniej
postanowił, z˙e masz zostać moją z˙oną.
– Przeciez˙ nie chciałeś sięz˙enić.
– Z tobą i tylko z tobą przez˙yjęnawet ślub.
– Nie, James.
– Tak, Harriet. Teraz juz˙ nie wystarczy, z˙e
zamieszkamy razem. – Wziął od niej kubek, po-
stawił go na tacy. – Dziecko wszystko zmienia.
Moz˙e jestem staroświecki, ale chcę, z˙eby moje
dziecko i jego matka nosili moje nazwisko. Dlate-
go pytam ciępo raz drugi: czy zostaniesz moją
z˙oną?
– Chyba muszęsięzgodzić – westchnęła zrezy-
gnowana.
– Jest jeszcze jedno wyjście. Jeśli rzeczywiście
nie moz˙esz znieść myśli o poślubieniu mnie, to
przynajmniej pozwól sobie kupić dom z ogrodem.
– I ty będziesz mieszkał tutaj, a ja w tym
nowym domu?
– Nie chcęcięstawiać w sytuacji bez wyjścia.
Wolałbym zostać twoim męz˙em, ale nie mogę
pozwolić, z˙ebyś czuła sięosaczona. Zastanów się
nad tym, dobrze?
Tak bardzo zastanawiała sięnad jego propozy-
cją, z˙e nie mogła zasnąć. O trzeciej nad ranem
130
CATHERINE GEORGE
przestała walczyć z bezsennością. Zapaliła nocną
lampkę, wstała z łóz˙ka i wyjrzała do salonu, który
wydawał sięjeszcze większy w nocy, kiedy oświet-
lał go tylko blask ulicznych latarni. Boso przeszła
do kuchni. Miała ochotęna kawałek chleba z mas-
łem, ale nie chciała zapalać światła, z˙eby nie
budzić Jamesa. Jednak nie zdąz˙yła dojść, gdzie
zamierzała, gdy odsunęły się drzwi małej sypialni
i wypadł z nich James. W biegu nakładał na siebie
szlafrok.
– Źle sięczujesz? – spytał, zapalając światło.
– Nie. Jestem głodna. Przepraszam, z˙e cięobu-
dziłam.
– Jakoś nie mogłem zasnąć. – Wzruszył ra-
mionami.
– Ja tez˙... Nie będziesz miał nic przeciwko
temu, z˙ebym zrobiła sobie coś do jedzenia?
– Na litość boską, Harriet, czy naprawdęmu-
sisz o to pytać?
– Owszem, muszę.
Oddychał głęboko. Najwyraźniej starał się nie
stracić panowania nad sobą.
– Wracaj do łóz˙ka – polecił w końcu. – Co ci
zrobić? Tosty?
– Bardzo proszę.
– Juz˙ robię. Wracaj do łóz˙ka.
Przygotowanie jedzenia zajęło mu trochę wię-
cej czasu, niz˙ przypuszczała, ale gdy je przyniósł,
zrozumiała, dlaczego tak długo to trwało. Tostów
była cała góra, a do tego świez˙utka jajecznica.
– Musisz jeść. – Podał jej talerz.
131
NOC Z MILIONEREM
– Tak, James – zgodziła siępotulnie, a ledwie
zamknął za sobą drzwi, rzuciła sięna jedzenie.
Nadludzką siłą woli powstrzymała sięprzed po-
chłonięciem wszystkiego. Zostawiła jeden tost
i odrobinęjajecznicy.
– Masz zjeść do końca – powiedział, kiedy
wrócił z herbatą.
Westchnęła cięz˙ko i powoli zjadła ten ostatni
kawałek z taką miną, jakby robiła Jamesowi wiel-
ką łaskę.
– Skończyłam – oznajmiła, oddając mu pusty
talerz. – Jajecznica była całkiem niezła. Dziękuję.
– Kiedy Tim był mały i bardzo nieszczęśliwy,
jadał tylko jajecznicę, dlatego to jest moje popiso-
we danie. – James zamyślił się, westchnął. – Teraz
stał siębardziej wybredny.
– Jest we Florencji.
– Wiem. Wkrótce odbędzie się ślub. Czy teraz
pozwolisz mi zapłacić za swój bilet?
– Dziękuję, James, ale nie trzeba. Sama go
sobie kupię.
– Nie wiem, po co w ogóle pytałem – mruknął.
– Czy potrzebujesz jeszcze czegoś?
– Dziękuję, niczego mi nie trzeba.
– Wobec tego dalszą dyskusjęzostawmy na
jutro. Miejmy nadzieję, z˙e będziesz w lepszej
formie i z˙e uda nam sięznaleźć rozsądne wyjście
z tej sytuacji.
– Jeśli to aluzja do twojej propozycji małz˙eń-
stwa – uśmiechnęła się kpiąco – to postaraj się
znaleźć jakieś lepsze słowo na jego opisanie. Naj-
132
CATHERINE GEORGE
pierw twierdzisz, z˙e ślub to lekarstwo na miłość,
a potem nazywasz go rozsądnym wyjściem.
– Dla ciebie, dla mnie i dla naszego dziecka jest
to jedyne wyjście. Byłbym zapomniał. – Podszedł
do szafy i wyjął sobie czyste ubranie. – Jutro muszę
wyjść wcześniej. Trzeba kupić coś do jedzenia.
Postaram sięciebie nie obudzić, ale gdyby mi się
nie udało, zostań w łóz˙ku, dopóki nie wrócę.
A teraz zaśnij. Dobranoc.
Tym razem Harriet usnęła natychmiast.
Obudziła sięi nasłuchiwała, kiedy James wsta-
nie. Miała wraz˙enie, z˙e minęło wiele godzin, nim
wyszedł z sypialni. Zamknęła oczy na wypadek,
gdyby chciał do niej zajrzeć i lez˙ała bez ruchu,
póki nie usłyszała, jak zamyka za sobą drzwi
wejściowe. Wtedy ostroz˙nie wstała, odczekała
chwilę, a kiedy się okazało, z˙e pokój nie wiruje,
a podłoga jest całkiem stabilna, wyjęła z torebki
telefon i zadzwoniła po taksówkę. Kilka minut
później, nieumyta i tylko lekko przyczesana, była
juz˙ w drodze do Clerkenwell. Zaraz po wejściu do
mieszkania przebrała się, wzięła torbę, którą spa-
kowała jeszcze poprzedniego dnia, w całkiem in-
nym z˙yciu, przed tą nieszczęsną wizytą u lekarza.
Dopiero na koniec zadzwoniła do Jamesa i nagrała
wiadomość na jego automatyczną sekretarkę.
– Potrzebujętrochęczasu. Nie szukaj mnie,
proszę, i broń Boz˙e sięnie martw. Czujęsię
znacznie lepiej. Jutro do ciebie zadzwonię.
Wiedziała, z˙e będzie się martwił, ale w tej
chwili niewiele ją to obchodziło. Musiała spokoj-
133
NOC Z MILIONEREM
nie wszystko przemyśleć i na nowo poukładać
swoje z˙ycie. Być moz˙e postąpiła okrutnie, ale
nadal nie mogła zapomnieć tamtych trzech pros-
tych słów, które wbiły jej sięw serce jak ostry nóz˙.
Nie mogła mu darować, z˙e choć przez chwilę
wątpił, z˙e dziecko jest jego.
Harriet skuliła sięna kanapie, włączyła telewi-
zor i bezmyślnie gapiła sięw ekran. Wtem usłysza-
ła kroki w korytarzu. Chwilępóźniej do pokoju
wszedł James.
– Ja tez˙ mam klucz – warknął, majtając jej
przed oczami zapasowym kluczem do domu Tima.
– Tim mi powiedział, z˙e jego dwaj koledzy wyje-
chali na wakacje, więc od razu pomyślałem o tym
miejscu. Najpierw zadzwoniłem do Dido, potem
do brata... Trzy osoby śmiertelnie wystraszyłaś,
moja droga. Jesteś zadowolona?
– To ty ich wystraszyłeś, a nie ja. Przeciez˙ ci
powiedziałam, z˙ebyś mnie nie szukał i z˙e jutro do
ciebie zadzwonię.
– Naprawdęuwierzyłaś, z˙e zostawięcięsamą?
Po tych wszystkich omdleniach i mdłościach?
Wracamy do domu – oznajmił tonem nieznoszą-
cym sprzeciwu. – Natychmiast.
Harriet nie stawiała oporu. Była słaba, całkowi-
cie bezwolna i obojętna na wszystko. Cieszyła się
tylko, z˙e zdąz˙yła sobie wszystko przemyśleć przed
przybyciem Jamesa i nawet podjęła decyzję.
Mała sypialnia w mieszkaniu Jamesa została
134
CATHERINE GEORGE
przemeblowana w taki sposób, by nowa kanapa
i fotel mogły zająć poczesne miejsce.
– Przywieźli meble – ucieszyła sięHarriet.
– Dziś rano, zgodnie z zamówieniem. Wyszed-
łem wcześnie na zakupy, z˙eby być w domu, kiedy
je przywiozą. Prędko wróciłem, ale ty byłaś szyb-
sza ode mnie. Musiałaś wyjść zaraz po mnie.
– Chciałam spokojnie pomyśleć – naburmu-
szyła się.
– Czy naprawdętylko o to chodziło?
– Oczywiście. – Zdziwiła ją rozpaczliwa nuta
w jego głosie.
– Na pewno nie poszłaś nigdzie indziej, zanim
zaszyłaś sięu Tima?
– Byłam w kilku miejscach. Zabrałam z domu
trochęrzeczy, zaniosłam kostium do pralni i kupi-
łam sobie coś do jedzenia.
– Nie pojechałaś do szpitala?
– Do szpitala? – powtórzyła i dopiero wtedy
zrozumiała, o co mu chodzi. Wściekła się. – Chyba
zwariowałeś! Nawet przez chwilęnie myślałam
o przerwaniu ciąz˙y! Uwaz˙asz, z˙e pozbyłabym się
swojego jedynego krewnego?
Odetchnął z ulgą, przetarł oczy.
– Musiałem cięo to spytać, Harriet. Kiedy się
okazało, z˙e zniknęłaś, zacząłem sobie wyobraz˙ać
najgorsze... – Popatrzył na nią, a potem poszedł do
kuchni i oparł sięo blat, jakby nie mógł stać
o własnych siłach. – I co wymyśliłaś?
– Czy nadal chcesz sięze mną oz˙enić?
– Tak, Harriet – odparł z pełnym przekonaniem.
135
NOC Z MILIONEREM
– Nadal chcęsięz tobą oz˙enić, choć coś mi mówi,
z˙e zgodzisz się, ale na swoich warunkach.
– Będziesz musiał zrobić test DNA. My tez˙.
– Poklepała siępo brzuchu. – Chcę, z˙ebyś miał
pewność, z˙e dziecko jest naprawdętwoje.
– Do diabła z tym! – obruszył się. – Wiem, z˙e
cięuraziłem i bardzo tego z˙ałuję. Popatrz mi
w oczy, Harriet, i powiedz, z˙e jest choćby naj-
mniejsza moz˙liwość, z˙e kto inny jest ojcem twoje-
go dziecka. Wiedziałem! – ucieszył się, kiedy
spuściła wzrok. – Nie moz˙esz tego powiedzieć!
– Mimo to chcę, z˙ebyś zbadał DNA – upierała
się. – Jeśli odmówisz, nie zgodzę się na ślub. Wolę
samotnie wychować swoje maleństwo.
– Po moim trupie!
– Jak sobie z˙yczysz. – Wzruszyła ramionami,
wzięła torbę z podłogi. – Wracam do siebie. Dam
ci czas do zastanowienia. Zadzwoń do mnie, kiedy
coś postanowisz.
– Juz˙ postanowiłem – powiedział prędko. Po-
starzał sięnagle. Po raz pierwszy naprawdęwy-
glądał na swoje lata. – Kiedy obiecywałem twojej
babci, z˙e się tobą zaopiekuję, nie miałem pojęcia,
na co sięporywam. No i oczywiście nie spodzie-
wałem się, z˙e zakocham sięw tobie tak beznadziej-
nie, z˙e zrobięwszystko, co kaz˙esz. – Wyprostował
się, wziął od niej torbę. – Wygrałaś, Harriet. Zrobię
ten cholerny test.
– To nie jest mecz, James, nie ma mowy o wy-
grywaniu – powiedziała lodowatym tonem, z˙eby
ukryć wzbierające łzy.
136
CATHERINE GEORGE
– Jasne. W moim wypadku to przegrana. – Po-
stawił torbęz powrotem na podłodze, wziął Harriet
za ramiona. – Ale pamiętaj, z˙e to ty chciałaś testu,
nie ja.
– Boisz sięo wynik?
– Boz˙e, daj mi cierpliwość! – westchnął, wzno-
sząc oczy ku niebu. – Ja juz˙ znam wynik. Ty
zresztą tez˙. Ale skoro stawiasz taki warunek, to się
zgadzam. Zrobięwszystko, z˙ebyś tylko została
moją z˙oną.
– Dziękuję. I dziękuję za meble – dodała ponie-
wczasie.
– Nie ma za co – odparł sztywno i zaniósł tęjej
nieszczęsną torbę podróz˙ną do nowo umeblowanej
małej sypialni. – Proszę, to wszystko twoje. Czy-
taj, oglądaj telewizję, rób to, co chcesz, tylko nie
odchodź. Moz˙e później zjesz ze mną obiad?
– Dobrze – zgodziła siępotulnie.
– Musisz porządnie odpocząć. A w poniedzia-
łek wymówisz mieszkanie. W następny weekend
przeprowadzisz siędo mnie.
– Dobrze – powtórzyła. – Przepraszam, z˙e się
przeze mnie martwiłeś – powiedziała skruszona.
– Nie przepraszaj, tylko nigdy więcej mi tego
nie rób – mruknął wzruszony.
137
NOC Z MILIONEREM
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Dido Parker była jedyną osobą na świecie, z któ-
rą Harriet mogła siępodzielić najnowszą wiado-
mością. Niestety, tym razem nie mogła pisnąć ani
słowa Timowi, który powinien sięo tym dowie-
dzieć od brata.
– Więc dlatego zemdlałaś – powiedziała Dido.
– Myślałam, z˙e takie rzeczy zdarzają siętylko na
filmach. Masz juz˙ poranne mdłości?
– Tylko raz i to wieczorem. Tego dnia, kiedy
powiedziałam Jamesowi o dziecku.
– Jak to przyjął?
– Zapytał, czy to jego, a potem trzymał mi
głowę, kiedy wymiotowałam w tej jego eleganc-
kiej kuchni.
– To dlatego schowałaś sięu Tima?
– Dlatego. Byłam zła, obolała i potrzebowałam
czasu, z˙eby sięspokojnie zastanowić nad propozy-
cją Jamesa. Nie zaszkodziło tez˙, z˙e sobie trochę
pocierpiał za tamtą chwilęzwątpienia.
– Cierpiał i to solidnie – zapewniła ją Dido.
– Był w strasznym stanie, kiedy do mnie za-
dzwonił. Ja zresztą tez˙. Wyjdziesz za niego za
mąz˙?
– Oczywiście. Kocham go, Dido. Gdyby nie to,
nie wyszłabym za niego, mimo z˙e jest ojcem
mojego dziecka.
W sobotęrano James przyjechał po Harriet
i po jej rzeczy. Zamierzał wynająć cięz˙arówkę,
ale w końcu dał sięprzekonać, z˙e to nie będzie
potrzebne.
– Teraz rozumiem dlaczego – powiedział, gdy
wpuściła go do mieszkania. – Czy to naprawdę
wszystko?
– To cały mój majątek, poza rzeczami z End
House, które są u ciebie. – Uśmiechnęła się.
– W pudłach jest radio, ksiąz˙ki i płyty, ubrania
w walizkach i jeszcze kwiatek, który dostałam od
ciebie.
Po przyjeździe do jego mieszkania James za-
niósł walizki Harriet do swojej sypialni.
– Zrobiłem ci trochęmiejsca – powiedział,
otwierając jedno skrzydło wielkiej szafy. – Twoje
ksiąz˙ki moz˙emy ustawić na dole na półce.
Przez cały tydzień prawie nie rozmawiali z so-
bą, z wyjątkiem wieczornych telefonów, kiedy
to James wypytywał przede wszystkim o jej zdro-
wie. Dlatego była mu wdzięczna, z˙e powiedział,
gdzie ma połoz˙yć swoje rzeczy, zanim zdąz˙yła
zadać to pytanie.
– Umówiłam sięz Dido na lunch – uprzedziła
go, kiedy rozwieszał w szafie jej rzeczy. – Musimy
zrobić zakupy na ślub. Na ślub Tima – dodała,
rumieniąc się.
– Na nasz tez˙ musisz sobie coś sprawić.
139
NOC Z MILIONEREM
– Wystarczy mi jedna sukienka na oba śluby.
Nie ma sensu kupować ubrań, które za chwilęi tak
nie będą na mnie pasowały.
– Ślub bierze siętylko raz.
– Nie zawsze.
– Moz˙esz być absolutnie pewna, z˙e ty zrobisz
to tylko raz. – Wyjął portfel. – Musisz mieć jakieś
pieniądze.
– Dziękuję, nie trzeba. – Stanowczo pokręciła
głową. – Zachowaj swoje pieniądze na potem.
Dziecko kosztuje majątek.
– Powiedziałaś juz˙ Timowi?
– Nie, tylko Dido. Tobie zostawiam przyjem-
ność podzielenia sięz bratem dobrą nowiną.
– Wobec tego powiemy mu razem. Zaproszęgo
do nas na kolację. A właśnie, umówiłem się juz˙ na
test, więc chyba moz˙emy porozmawiać o ślubie.
– Nie tak szybko. Trzeba poczekać na wynik
testu.
– Nie trzeba – zaprotestował. – Muszęsiętylko
dowiedzieć, czy mnie kochasz.
– Tak – powiedziała bez namysłu.
Przytulił ją do siebie, pocałował.
– Poza tym nic innego sięnie liczy, a juz˙
najmniej wynik testu. Pobierzmy sięw przyszłą
sobotę, dobrze?
– Tak szybko? – zdumiała sięHarriet.
– A na co mamy czekać? Przeciez˙ juz˙ jesteś
w moim domu, w moim z˙yciu i w moim sercu.
– Powiedział to tak czule, z˙e straciła resztki wąt-
pliwości.
140
CATHERINE GEORGE
– Wobec tego – uśmiechnęła się promiennie
– niech będzie sobota.
Gdy Harriet wróciła z wyprawy na zakupy,
James był tak zafrasowany, z˙e poczuła sięgłupio,
kiedy odbierał od niej wielkie pudło na kapelusze
i bardzo duz˙o mniejszych paczek.
– Bogu dzięki – westchnął z ulgą. – Od pół
godziny nie mogęsobie znaleźć miejsca. Czemu
byłaś tak długo? Jesteś wykończona.
– To fakt. – Zrzuciła pantofle i z westchnie-
niem ulgi usiadła na sofie. – Chyba juz˙ nigdy
w z˙yciu nie pójdęna zakupy. A na pewno nie
z Dido.
– Czego sięnapijesz?
– Mineralnej, jeśli jesteś taki dobry. Dido Par-
ker, którą uwaz˙am za swoją przyjaciółkę, przeciąg-
nęła mnie po wszystkich piętrach Harvey Nichols
w najbardziej upalny dzień roku! – Wzięła od
Jamesa szklankęwody i wypiła duszkiem.
– Kupiłaś to, co chciałaś? – Usiadł obok niej.
– Tak. – Odgarnęła włosy z czoła, uśmiechnęła
siędo niego. – Znalazłam idealną sukienkęna ślub
i z całą pewnością ubioręsięw nią takz˙e na ślub
Tima.
– Pewnie nie pozwolisz mi zobaczyć tej su-
kienki az˙ do ceremonii?
– Jakbyś zgadł. Chociaz˙ to nie jest tradycyjna
suknia ślubna. Czy udało ci sięzałatwić wszystko
na przyszły tydzień?
– Co do joty. Ślub odbędzie się o czwartej po
141
NOC Z MILIONEREM
południu w sobotęw kościele w Upcote. Wesele,
oczywiście, w Edenhurst. – Roześmiał sięna wi-
dok jej zdumionej miny.
– W Upcote? – spytała słabo.
– Zdawało mi się, z˙e to oczywiste. – Wzruszył
ramionami. – Twoja babcia na pewno by mnie
pochwaliła, więc uznałem, z˙e ty tez˙ będziesz za-
dowolona.
– Jestem zachwycona! – zawołała. – Sądziłam,
z˙e pójdziemy do najbliz˙szego urzędu stanu cywil-
nego, tu, w Londynie.
– Zrobiłem tak poprzednim razem z powszech-
nie znanym rezultatem, więc nie dziw się, z˙e nie
chcętego powtarzać. Tym razem złoz˙ęprzysięgę
nie tylko przed ludźmi, ale i przed Bogiem.
– James – szepnęła, wzruszona do głębi serca.
– Co sięstało? – Przysunął siębliz˙ej.
– Skoro juz˙ ustaliliśmy datęślubu na przyszłą
sobotę, do czego wciąz˙ jeszcze nie mogęsięprzy-
zwyczaić, to czy między nami mogłoby znów być
tak jak przedtem?
– Więc jednak mi przebaczyłaś? – Spojrzał jej
prosto w oczy.
– Tak. Gdybym ci nie przebaczyła, nie poszła-
bym kupować sukni ślubnej. Mam nadzieję, z˙e ci
sięspodoba. Jest trochęinna niz˙ rzeczy, w których
zazwyczaj chodzę. Przede wszystkim nie kupiłam
jej na wyprzedaz˙y, a poza tym jest o jeden numer
większa niz˙ zwykle.
– Ja tam nie widzęróz˙nicy – ocenił James,
obejrzawszy ją sobie od stóp do głów.
142
CATHERINE GEORGE
– Trochęurosły mi piersi.
– Chyba nie sądzisz, z˙e uznam to za wadę!
Roześmiała się.
– Nareszcie! – ucieszył się. – Ostatnio wcale się
nie śmiałaś.
– Przepraszam. – Poklepała siępo brzuchu.
– To jej wina.
– A moz˙e jego?
– Wolałbyś chłopca?
– Chciałbym, z˙eby dziecko było zdrowe i z˙eby
nie zmęczyło za bardzo swojej mamy, przycho-
dząc na świat.
– Oj tak... Schowam moje ślubne szaty w ja-
kimś zakamarku. Tylko nie podglądaj. – Pogroziła
mu palcem.
– Zaniosępaczki i zaraz znikam. Tim przy-
chodzi o ósmej. Masz sporo czasu, moz˙esz sobie
polez˙eć w wannie albo sięzdrzemnąć.
– Chyba tak zrobię. Tylko mnie obudź wcześ-
niej, z˙ebym zdąz˙yła ci pomóc przy kolacji. – Ziew-
nęła.
– Nie ma juz˙ nic do roboty. – Połoz˙ył paczki
w sypialni. – Przygotowałem zimne mięso i kilka
sałatek. A jak Timowi będzie mało, moz˙e sobie
kupić frytki, jak będzie wracał do domu.
James zadał sobie sporo trudu, z˙eby stół wy-
glądał bardzo uroczyście: biały obrus, świece, kry-
ształowe kieliszki...
Tim zjawił siępunktualnie. Od razu zauwaz˙ył
odświętnie nakryty stół.
143
NOC Z MILIONEREM
– Widzę, z˙e to jakaś wyjątkowa okazja. Powi-
nienem był sięwbić w garnitur.
– Zostaw to sobie na ślub – poradził mu James.
– Nie bój się. Na tę okazję mam naprawdę
rewelacyjny. Francesca go wybrała.
– Na nasz ślub, nie na twój. – James odkor-
kował szampana.
Tim popatrzył najpierw na brata, potem na
Harriet, wykonał dziki taniec radości, na koniec
wyściskał Harriet tak, z˙e omal jej nie udusił.
– Świetna wiadomość! – cieszył sięjak dziecko.
– Ale mówiłaś, z˙e będziecie tylko razem mieszkać.
– Postanowiliśmy związać siętrwale – wyjaś-
nił James.
– Moje gratulacje! Kiedy sięzwiązujecie?
– W przyszłą sobotę– powiedziała Harriet.
– Słucham? – Tim nie mógł uwierzyć własnym
uszom. – Co tak nagle? Jak rozmawialiśmy o tym
ostatnim razem, mówiłaś, z˙e nie chcesz wychodzić
za mąz˙.
– Zmieniłam zdanie.
– Ja jej zmieniłem zdanie – wtrącił James.
– Będziemy mieli dziecko.
Tim patrzył na niego oniemiały.
– Nie pogratulujesz nam, wujku? – spytała ro-
ześmiana Harriet.
– Boz˙e! No pewnie! To cudowna wiadomość!
– Tim wziął kieliszek, podniósł go. – Wasze zdro-
wie. Zwłaszcza twoje, Harry. Teraz juz˙ sięnie
dziwię, z˙e zemdlałaś. Sam omal nie zemdlałem.
Nie mogęsiędoczekać, kiedy powiem Francesce.
144
CATHERINE GEORGE
– Powiedz jej od razu – zaproponował James.
– I zaproś ją na ślub. Moz˙ecie zamieszkać tutaj
z Harriet, jeśli sięzgodzi. Ja przez cały tydzień
będę w Upcote. – Uśmiechnął się do całkiem
ogłupiałego Tima. – Potem zabioręz˙onędo La
Fattorii, a poniewaz˙ zostaniemy tam az˙ do twojego
ślubu, moz˙ecie na ten czas zająć moje mieszkanie.
– Dzięki, James. – Tim zerwał się z miejsca,
rzucił siębratu na szyję. – Naprawdęjestem ci
bardzo wdzięczny.
– Idź do sypialni i zadzwoń do Franceski – po-
radziła Harriet. – Tylko uwaz˙aj na meble.
Tim wybiegł w podskokach, głośno zachwycił
sięnowymi meblami, po czym zamknął za sobą
drzwi.
– Chyba dobrze to przyjął – powiedział James,
wręczając Harriet kieliszek. – Po raz pierwszy
powiedział do mnie ,,James’’. Nie będziesz miała
nic przeciwko spędzeniu kilku dni pod jednym
dachem z Francescą?
– Oczywiście, z˙e nie, choć wolałabym nie tra-
cić cię z oczu na cały tydzień. Będę za tobą tęsknić.
– Ja tez˙. – Pocałował ją. – Wznieśmy toast.
– Nie powinnam pić alkoholu.
– Tylko pół łyka na szczęście. Za naszą trójkę!
– Stuknęli się kieliszkami.
– Za naszą trójkę– powtórzyła tak bardzo
szczęśliwa, z˙e James wziął ją w ramiona i całował
tak długo, az˙ Tim musiał odkaszlnąć teatralnie,
z˙eby im przerwać.
– Skończcie juz˙ wreszcie. Jestem głodny!
145
NOC Z MILIONEREM
W sobotę, punktualnie o czwartej, Harriet uca-
łowała Dido, wzięła pod ramię Tima i przy dźwię-
kach marsza Mendelssohna, odegranego na od-
nowionych w tym roku organach, przeszła przez
nawęSt Mary’s Church i stanęła obok Jamesa,
który wyglądał wyjątkowo pięknie w białym gar-
niturze. Jej suknia z podwójnej warstwy róz˙owego
szyfonu z nadrukowanymi białymi róz˙yczkami
oraz słomkowy kapelusz z ogromnym rondem tak
bardzo odbiegały od zwykłego gustu Harriet, z˙e
przez cały tydzień sięzamartwiała, czy aby nie
zrobiła głupstwa. Jednak spojrzenie Jamesa powie-
działo jej, z˙e był to wyjątkowo trafny wybór.
Uszczęśliwiona mogła juz˙ spokojnie wysłuchać
słów wielebnego Faradaya, który znał ją od dziec-
ka. Kiedy James wkładał jej na palec obrączkę,
wszyscy zebrani słyszeli jego pewny, mocny głos,
składający przysięgę w obliczu Boga i ludzi. Ale
kiedy Harriet jemu przysięgała, tylko ona usłysza-
ła, jak odetchnął głęboko, jakby spadł mu z serca
bardzo wielki kamień.
Szli przez kościół, uśmiechając siędo znanych
twarzy, których był pełen kościół. Jakaś mała
osoba, trzymana na rękach przez ojca, podała jej
srebrną podkowęna szczęcie.
– Robert! – ucieszyła sięHarriet. – Dziękuje ci,
kochanie!
Przed kościołem, w jasnym blasku słońca, cze-
kała ich jeszcze krótka sesja zdjęciowa, chmura
konfetti i samochód, którym pojechali do nieodleg-
łego przeciez˙ Edenhurst, gdzie zebrał siępersonel,
146
CATHERINE GEORGE
pragnący im złoz˙yć gratulacje. Dopiero potem
James mógł mieć swą młodą z˙onędla siebie, choć
tylko przez krótką chwilę, nim zjechali się goście.
– Tak pięknie wyglądasz, z˙e bojęsięto zepsuć.
– Przytulił ją do siebie. – Kocham cię, Harriet.
– Ja tez˙ ciękocham – zdąz˙yła powiedzieć, a na-
wet go pocałować, nim pojawili sięweselnicy.
Pierwszy był, oczywiście, Tim. Wyściskał Har-
riet po swojemu i dopiero potem sięzreflektował.
– Przepraszam! – jęknął przeraz˙ony. – Zapo-
mniałem!
– Całe szczęście, z˙e ten wodoodporny tusz jest
naprawdętaki, jak w reklamie. – Dido pociągała
nosem, całując Harriet. – Przepięknie wyglądasz.
– Obowiązek panny młodej – roześmiała się
Harriet, ściskając przyjaciółkę.
Potem składał im z˙yczenia Giles Kemble, któ-
rego Harriet natychmiast przekazała pod opiekę
Dido.
– Świetnie, z˙e zaprosiłaś swojego szefa – po-
chwalił James, obserwując, jak Giles bierze dwa
kieliszki szampana i jeden z nich daje Dido, nie
spuszczając z niej zachwyconych oczu.
Gdy stoły opustoszały, wygłoszono wszystkie
moz˙liwe toasty, a gdy orkiestra zagrała slowfoksa,
James wyprowadził swą z˙onęna parkiet.
– Poprosiłem o taką muzykę, z˙ebym mógł cię
bez przeszkód przytulać – szepnął jej do ucha.
– Spryciarz – pochwaliła Harriet.
Tylko jeden taniec pozwolono jej przetańczyć
z Jamesem. Następny w kolejce był Tim, potem
147
NOC Z MILIONEREM
Giles i jeszcze wielu innych. W końcu James
uznał, z˙e dość sięnatańczyła i pora wreszcie od-
począć. Ściągnął ją z parkietu, posadził na fotelu
i dał do wypicia szklankęwody.
– Nie chciałbym zostać źle zrozumianym – po-
wiedział cicho – ale powinienem ciępołoz˙yć do
łóz˙ka. Jesteś potwornie zmęczona.
– Jestem, ale nie chcę, z˙eby ten piękny wieczór
tak szybko sięskończył.
– Mimo wszystko pójdziesz do łóz˙ka. – Uśmiech-
nął siędo niej czule. – Nikt nie będzie siętemu
dziwił.
Dał znak, a gdy muzyka umilkła, zadzwonił
w kieliszek.
– Ja i moja z˙ona... – Musiał na chwilęprzerwać,
bo nie byłoby go słychać w burzy oklasków i pohu-
kiwań. – Ja i moja z˙ona – powtórzył – dziękujemy
wam wszystkim za przybycie. Zostańcie, proszę,
póki wam sił wystarczy, ale my juz˙ siępoz˙egnamy.
Jutro z samego rana wyjez˙dz˙amy, a moja z˙ona jest
bardzo zmęczona, więc...
– Daj spokój, Jed! – zawołał któryś z gości.
– Lepiej od razu powiedz, z˙e chcesz z nią wreszcie
iść do łóz˙ka.
– Zgadłeś! – odkrzyknął niespeszony James.
– Dobranoc – powiedziała Harriet. – Bawcie
siędobrze.
Zdawało jej się, z˙e bruk prowadzący z domu do
dawnych stajni ciągnie siębez końca. Kiedy weszli
do mieszkania, była tak wyczerpana, z˙e właściwie
na nic nie miała siły. Oz˙ywiła sięjednak, kiedy
148
CATHERINE GEORGE
James usadził ją na kanapie i zobaczyła kredens
i parawan swojej babci.
– Całkiem jak w domu – powiedziała, walcząc
z sennością.
– Napijesz sięherbaty?
– Z wielką przyjemnością.
Ale kiedy wrócił z tacą, jego z˙ona juz˙ spała
kamiennym snem. Wziął ją więc na ręce i zaniósł
do sypialni. Bardzo ostroz˙nie zdjął z niej śliczną
suknię, przykrył starannie, pocałował delikatnie
w policzek i wrócił do salonu, z˙eby wypić herbatę.
Z pewnością nie była to tradycyjna noc poślub-
na, ale w tym związku wszystko było niezwykłe.
Nazajutrz późnym wieczorem zajechali na po-
dwórko La Fattorii. Było cicho, spokojnie, okna
jarzyły sięprzyjaźnie.
– Pomyślałem, z˙e po tych wszystkich emocjach
będziesz potrzebowała odrobiny spokoju – mówił
James, pomagając Harriet wydostać sięz samo-
chodu. – Państwu Capellinim powiedziałem, z˙eby
odczekali ze dwa dni, nim poznają moją z˙onę.
– Dziękuję ci, James. Spokój i cisza dobrze mi
zrobią. Bardzo lubięFrancescę, ale przez cały czas
musiałam ją zapewniać, z˙e naprawdęnigdy nie
chciałam wyjść za mąz˙ za Tima. – Westchnęła.
– To było trochęmęczące.
– Najwaz˙niejsze, z˙e chciałaś wyjść za mnie.
– Wziął ją na ręce. – To taki stary zwyczaj.
– Przeniósł ją przez próg.
– Uwielbiam ten dom, James – powiedziała
149
NOC Z MILIONEREM
Harriet, kiedy stanęła na kamiennej podłodze
w kuchni. – Cieszęsię, z˙e właśnie tutaj spędzimy
nasz miesiąc miodowy.
– Dla ciebie to jest miesiąc miodowy? – Wprost
nie posiadał sięz radości.
– Oczywiście. A cóz˙ innego moz˙e być po takim
ślicznym ślubie? – Objęła go za szyję, pocałowała.
– Czy moglibyśmy wreszcie iść do łóz˙ka?
Nie kochali się, odkąd James dowiedział się
o ciąz˙y. Po zakupach z Dido pogodzili sięwpraw-
dzie, ale zaraz przyszedł Tim, a potem Harriet była
taka zmęczona, z˙e James poszedł spać do małej
sypialni, z samego zaś rana wyjechał do Upcote.
A kiedy obudziła siętego ranka w mosię
z˙nym
łóz˙ku swojej babci, ze zdziwieniem stwierdziła, z˙e
przespała calutką noc poślubną.
Wdrapali sięna wiez˙ę. W sypialni czekał na
nich wielki bukiet białych róz˙, które napełniały
powietrze słodkim zapachem.
– Muszęwyznać ci coś waz˙nego – powiedziała
Harriet.
– Ale z dzieckiem wszystko w porządku? – za-
niepokoił się.
– Oczywiście. Oboje czujemy siędoskonale.
Chodzi o to, z˙e w końcu nie zrobiłam tego testu.
Miałam ci powiedzieć, z˙ebyś tez˙ nie robił, ale
byłeś szybszy...
– Czy to ta waz˙na sprawa? – zapytał z wyraźną
ulgą w głosie.
– Tak.
– No to teraz mogęsięprzyznać. Tez˙ nie zrobi-
150
CATHERINE GEORGE
łem badania. Powiedziałem ci, z˙e zrobiłem, z˙ebyś
nie zrezygnowała ze ślubu.
– Skłamałeś?
– W najlepszej wierze – zapewnił bez cienia
skruchy. – Nie było innego sposobu, z˙eby zaciąg-
nąć ciędo ołtarza, więc skłamałem.
– Niech ci będzie. – Uśmiechnęła się. – Ale jest
jeszcze coś, co powinieneś wiedzieć. Nasze dziec-
ko urodzi się dziewięć miesięcy po pamiętnej nocy
w tym pokoju.
– A wiesz, właściwie od początku byłem tego
pewien. – Wziął ją na ręce, zaniósł do łóz˙ka.
– Chcęznów siętutaj z tobą kochać.
– Tak tez˙ sobie pomyślałam. – Pocałowała go
w usta. – W końcu to jest nasz miesiąc miodowy.
– Ciągle jeszcze nie mogęw to uwierzyć... Był
taki moment, kiedy zwątpiłem, czy wyjdziesz za
mnie, nawet nie bacząc na dziecko.
– Zostałam twoją z˙oną, poniewaz˙ ciękocham,
James. To był jedyny powód. No i oczywiście
wiedziałam, z˙e tylko ty moz˙esz być ojcem mojego
dziecka.
– Ja tez˙. Ale przez jedną straszliwą chwilę
obawiałem się, z˙e jest nim ktoś inny. Dlatego
o to zapytałem. Jedno głupie pytanie mogło zruj-
nować całe moje z˙ycie!
– Nie tylko twoje. – Przytuliła siędo niego.
– Na szczęście mamy to juz˙ za sobą.
– Tak dawno cięnie miałem – westchnął, tuląc
ją do siebie. – Chodźmy wreszcie do łóz˙ka.
Kochali sięz początku spokojnie, z˙eby jak
151
NOC Z MILIONEREM
najdłuz˙ej cieszyć sięsobą, ale namiętność w końcu
wzięła nad nimi górę.
– Właśnie odkryłem – powiedział James, kiedy
lez˙eli zmęczeni, wtuleni w siebie i nieziemsko
szczęśliwi – z˙e ślub wcale nie jest lekarstwem na
miłość.
– Jak trochędłuz˙ej pobędziemy małz˙eństwem,
to sięprzekonamy. – Uśmiechnęła sięsennie.
– A ja i tak wiem swoje. Wiem, z˙e będę cię
kochał do końca z˙ycia. Nigdy sięz tego nie wy-
leczę.
– Chyba sięod ciebie zaraziłam. – Spojrzała na
niego rozkochanym wzrokiem. – Teraz juz˙ zawsze
będziemy razem. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
152
CATHERINE GEORGE