Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki
.
Stefan Barszczewski
Na szlaku sławy, krwi i złota
Szkice z dziejów odkrycia Ameryki
Warszawa 2012
Spis treści
WSTĘP
ROZDZIAŁ I
ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III
ROZDZIAŁ IV
ROZDZIAŁ V
ROZDZIAŁ VI
ROZDZIAŁ VII
ROZDZIAŁ VIII
ROZDZIAŁ IX
ROZDZIAŁ X
ZAKOŃCZENIE
Przypisy
Kolofon
ROZDZIAŁ I
BALBOA – OJEDA – NARODZINY AMERYKI – PODBÓJ NOWEJ
KRAINY – PSY CONQUISTADORÓW – SKĄD POWSTAŁA NAZWA
INDIAN – PRÓBA DOTARCIA DO BIRU – ODKRYCIE WIELKIEGO
MORZA POŁUDNIOWEGO – PEDRARIAS DAVILA – ZAWIŚĆ –
STRACENIE BALBOI – ZAŁOŻENIE PANAMY – POWSTANIE ŚCIEŻKI
CONQUISTADORÓW
Odkrywca Pacyfiku, Vasco Nunez de Balboa, niech rozpocznie
wędrówkę naszą, jemu bowiem ścieżka conquistadorów
1
zawdzięcza
swe powstanie.
Hidalgo
2
obszarpany, rodem z Jeres de Caballeros w
Estremadurze, gdzie przyszedł na świat około 1475 r.,
przymierający głodem na ziemi ojczystej, rusza w 1501 r. na
karaweli Rodryga de Bastidas do wprawiającego już w stan
gorączkowy całą Hiszpanię, a odkrytego dopiero przed dziewięciu
laty, Nowego Lądu. Stanąwszy na Hispanioli (dzisiejsze Haiti),
otrzymuje tam tzw. repartimiento (dział gruntu), ale tak źle na nim
gospodaruje, że już po kilku latach gospodarki, prześladowany przez
wierzycieli, nie może pokazać się na ulicach, założonego w 1496 r.
przez Diega Kolumba, brata odkrywcy Ameryki, miasta Santo
Domingo.
Wybawia go z kłopotów dopiero wyprawa słynnego już wówczas
na Hispanioli Alonza de Ojedy (Hojedy). Z zawodu żołnierz, uczestnik
walk z Maurami, Ojeda towarzyszy w 1493 r. Kolumbowi w drugiej
jego wyprawie. Gwałtowny jednak i chciwy władzy, podnosi na
Hispanioli z trudem poskromiony bunt przeciwko Kolumbowi,
wskutek czego odesłany jest do ojczyzny. Ale w 1499 r., korzystając
z pomocy materialnej sewilskiego ajenta florenckiego domu
handlowego Medyceuszów, Ameriga Vespucciego, wybiera się z nim
ponownie za ocean.
Tym razem, dopłynąwszy do wybrzeży dzisiejszej Wenezueli
3
,
posuwa się wzdłuż nich w kierunku południowo-wschodnim, poza
ujście rzeki Orinoko, aż do ujścia rzeki Essequibo, w dzisiejszej
Gujanie Angielskiej, nie znajduje wszakże poszukiwanych skarbów, a
natomiast natrafia na opór dzikich, żyjących w biedzie tubylców,
zawiedziony więc opuszcza niegościnne progi.
Widzimy go następnie znów na Hispanioli. Tam wsławia się
pokonaniem nieprzejednanego wroga białych najeźdźców, kacyka
Caonabo, którego, zwabiwszy podstępnie do swego obozu, morduje
ze wszystkimi jego wojownikami.
Odkryte na Hispanioli, w miejscowości Cibao, kopalnie złota
przynoszą mu bogactwo, które szafuje hojnie, gdyż ma rękę
szczodrą. Dzięki też zdobytym funduszom, wybiera się ponownie na
wybrzeża stałego lądu i zakłada tam, w 1505, nad Zatoką Darien, w
dzisiejszej Kolumbii, osadę pod nazwą San Sebastian, aby zaś
zapewnić sobie władanie tą ziemią, udaje się do Hiszpanii i wyrabia
w 1508 r. u króla Ferdynanda Katolickiego dla siebie przywilej na
ziemie od Przylądka Vela do Zatoki Darien, a dla przyjaciela swego,
Nicuessy – na dalszy ciąg wybrzeża, od Zatoki Darien do odkrytego
w 1502 r. przez Kolumba Przylądka Gracias a Dios.
Przyznana w ten sposób Ojedzie połać wybrzeża Nowego Świata
otrzymuje nazwę Nueva Andalucia, Nicuesie zaś – Castilla de Oro, ze
względu na to, że już Kolumb znalazł u jej mieszkańców liczne
ozdoby ze złota.
Dokonawszy tego, Ojeda wraca na Hispaniolę i organizuje tam w
1509 r. wyprawę do swej osady, w której pozostawił był w
charakterze swego zastępcy, nikomu nieznanego jeszcze, a tak
słynnego następnie conquistadora, Francisca Pizarra. Wreszcie
odpływa z Santo Domingo, mieszkającemu zaś w tern mieście innemu
przyjacielowi swemu, awanturniczemu prawnikowi, Martinowi
Fernandezowi de Enciso, poleca, aby podążył za nim z prowiantami.
Balboa dowiaduje się o tym i obmyśla niezwykły sposób ucieczki
przed prześladującymi go wierzycielami. Oto, gdy na początku 1510
r. dwie karawele, wyekwipowane przez Encisa, miały już wypłynąć z
portu, Balboa dostaje się na jedną z nich, ukryty w beczce, jako
mięso solone. Rozpaczliwa ta ucieczka staje się punktem zwrotnym
w jego życiu awanturniczym.
Na widok nieproszonego gościa, uniesiony gniewem Enciso chce
wysadzić go na brzeg, ale przyjaciele Balboi wstawiają się za nim,
dowódca więc wyprawy zgadza się w końcu, aby intruz pozostał na
okręcie.
Przybywszy do Zatoki Darien, Enciso zastaje już tylko zgliszcza
osady San Sebastian, spalonej przez Indian, tudzież niedobitków
osadzonych tam przez Ojedę kolonistów, wśród nich zaś Pizarra,
Ojedy jednak ani śladu, gdyż, nie mogąc doczekać się prowiantów,
odpłynął był po nie do Hispanioli.
Aby nie powracać już do tego conquistadora, dodajmy, że w pięć
lat później, straciwszy wszystko, zmarł w zupełnej nędzy w Santo
Domingo.
Imię wszakże Ojedy stoi w tak bliskiej łączności z narodzinami
nazwy: Ameryka, że, zanim przejdziemy do dalszego opowiadania o
losach wyprawy Encisa, warto chyba i o tym przypomnieć.
Oto, Marcin Waldseemüller, profesor kosmografii na
uniwersytecie St. Dié, opierając się na kłamliwych relacjach
Vespucciego z podróży jego w towarzystwie Ojedy, oświadczył w
wydanej w 1507 r. w St. Dié pracy swej pt. „Cosmographiae
Introduction”, że: świeżo odkryta czwarta część świata powinna
nazywać się America, bo odkrył ją Americus (przekład łaciński
imienia Amerigo).
Tak więc kiepski bakałarz ochrzcił nową część świata imieniem
szukającego przygód i złota ajenta handlowego Medyceuszów. A
jednak Krzysztof Kolumb, odkrywszy podczas trzeciej swej podróży
w 1498 r., Wyspę Trinidad, którą tak nazwał od widniejących na niej
trzech szczytów górskich, dotarł przed Ojedą do ujścia rzeki
Orinoko, ujrzawszy zaś masy wód słodkich, wlewanych przez
ogromną tę rzekę do oceanu, poznał, że ma przed sobą nie wyspę,
lecz wielki ląd stały. Waldseemüller powinien był również wiedzieć,
jako profesor kosmografii, że w dwa lata później (1500 r.) i Vincente
Yanez Pinzon, jeden z trzech braci, którzy pomogli materialnie
Kolumbowi w urzeczywistnieniu jego zamysłów i towarzyszyli mu w
słynnej jego podróży, stwierdził to samo, odkrywszy ujście Amazonki.
Jakże więc słusznie powiada historyk amerykański, John
Fiske: „Evidence which would in a law court hardly establish a claim
to an acre of ground had sufficed to fasten the name of a subordinate
pilot upon a hemisphere”. (Świadectwo, które bodaj czy mogłoby
uzasadnić w sądzie roszczenia do akra gruntu, wystarczyło, aby imię
podrzędnego pilota przywiązać do półkuli świata)
4
.
Dla ścisłości wszakże należy dodać, że i Kolumb wkroczył na
drogę swych odkryć wiekopomnych nie w charakterze żeglarza, lecz
również jako ajent handlowy. Vespucci służył Medyceuszom, Kolumb
zaś Benedettiemu Centurione, wielkiemu kupcowi i finansiście
genueńskiemu, reformatorowi waluty genueńskiej.
W tym tylko rzecz, że gdy Vespucci i podczas podróży swych z
Ojedą był wciąż tylko takim ajentem handlowym, Kolumb miał
aspiracje wyższe, poświęcił się żeglarstwu, studiował pilnie
geografię, czego wymownym dowodem jest istniejący dotychczas
egzemplarz dzieła kardynała d’Ailly: „Epilogus mappe mundi”, pełen
jego adnotacji, tudzież kartografii, w czym pomocni mu byli: teść
jego, kapitan z Porto Santo, jednej z Wysp Kanaryjskich, i szwagier,
obaj żeglarze
5
. Wiadomo przecież, że, odprawiony z niczym przez
króla portugalskiego, Jana II, Kolumb, przybywszy do Hiszpanii,
utrzymywał się przez czas pewien ze sprzedaży pilotom hiszpańskim
map przez siebie sporządzonych.
Możemy teraz wrócić do Encisa.
Nie zastawszy Ojedy, Enciso zastanawia się, co dalej robić, tern
bardziej, że obie jego karawele osiadły na mieliźnie u wejścia do
zatoki. Ale Balboa dodaje ducha znękanym przeciwnościami
załogom, zachęca je do pracy nad ściągnięciem okrętów z mielizny i
radzi udać się do leżącej w głębi Zatoki Darien niewielkiej,
malowniczej Zatoki Uraba, nad którą widział, podczas podróży z
Bastidasem, osadę indiańską, obfitującą w tkaniny bawełniane i
wyroby ze złota. Enciso przychyla się do tej rady, zabiera
niedobitków z San Sebastian i płynie we wskazanym przez Balboę
kierunku.
I oto w głębi Zatoki Uraba, u ujścia rzeki Turia, powstaje nowa
osada pod przydługą nieco narwą: Santa Maria de la Antigua del
Darien, z której wkrótce pozostaje ostatni tylko wyraz. Zaledwie
wszakże rozgospodarowano się w tym zakątku, a już wśród
awanturniczych założycieli nowej osady wybuchają rozterki, które
kończą się usunięciem Encisa ze stanowiska wodza i obwołaniem na
jego miejsce wodzem Balboi.
Wyniesiony w ten sposób niespodzianie na czoło licznej drużyny,
żądnej odkryć i zdobyczy, nasz zbieg z Hispanioli wysyła do
Hiszpanii, na jednej z karawel, uwięzionego Encisa, a z nim
przyjaciela swego, Alkada Zamudia, powierzając mu list do króla
Ferdynanda Katolickiego, opisujący zajścia w Darienie i proszący o
uznanie nowego stanu rzeczy, poczym rozpoczyna podbój
okolicznych plemion indiańskich.
Pod tym względem i w danym razie, i w innych wyprawach
przeciwko krajowcom, conquistadorzy posługiwali się groźną bronią
pod postacią przywiezionych z Hiszpanii psów krwiożerczych,
wytresowanych do polowań na ludzi, a budzących strach paniczny
wśród Indian. Tym to sojusznikom, nie tylko broni palnej,
zawdzięczali conquistadorzy częstokroć łatwe zwycięstwa nad
Indianami. Ba, ci czworonożni sprzymierzeńcy stali się nawet dla
nich narzędziem sportu barbarzyńskiego, o czym wspomnimy jeszcze
w dalszym ciągu tych szkiców.
Tymczasem zaś nasuwa się pytanie, co skłoniło zdobywców
Nowego Świata do nazwania mieszkańców jego
Indianami? Zawdzięczamy to, jak również nazwanie Archipelagu
Antylskiego Indiami Zachodnimi, błędowi Krzysztofa Kolumba.
Kolumb mianowicie, spostrzegłszy, że wyspa, na której nareszcie
wylądował, przepłynąwszy ocean podczas pamiętnej podróży, nie jest
ową krainą cywilizowaną Cipango (Japonia), obfitującą w kosztowne
tkaniny jedwabne, do której zamierzał był dotrzeć drogą zachodnią,
przypuszczał, iż trafił na jedną z wysp Indii Wschodnich. Wobec tego,
mówiąc do towarzyszów podróży o mieszkańcach tej wyspy, trwożnie
zbliżających się do przybyszów, a następnie dotykających ze
zdumieniem ich rąk białych, bród, wąsów, pancerzy, hełmów i broni,
użył wyrazu „Indios”, a choć błąd Kolumba ujawnili wkrótce jego
następcy, to jednak pierwotni mieszkańcy Ameryki pozostali już
Indianami, a Wyspy Antylskie – Indiami Zachodnimi.
Balboa jednak niechętnie walczył z tymi mimowolnymi
„Indianami”, przekładając środki pokojowe. Lekkomyślny ten,
awanturniczy bankrut, uciekający w beczce przed wierzycielami,
okazuje tu, w nowym otoczeniu, wprost wyjątkowy wśród całej
falangi conquistadorów rozum i talent organizacyjny, a ponadto tak
umie postępować z tubylcami, że zaskarbia sobie przyjaźń kilku
kacyków, a jeden z nich, kacyk Comogro, gdy Balboa potrafił już
porozumieć się z nim w jego języku, opowiada białemu wodzowi o
istniejącym, w stronie, gdzie słońce zachodzi, morzu
bezgranicznemu, i o krainie, obfitującej w bogactwa ogromne.
Przykra wszelako niespodzianka spotkała Balboę, gdy pewnego
dnia, mniej więcej w pół roku po odjeździe Zamudia, powróciwszy z
wyprawy w głąb lądu, zastał w Darienie list od przyjaciela,
donoszący mu, że Enciso, oskarżywszy go przed królem o rokosz i
zdradę, uzyskał posłuch i ma otrzymać wyrok, odbierający Balboi
władzę, tudzież nakazujący mu powrót do Hiszpanii. Ale gorzki ten
zawód nie przygnębił Balboi. Przeciwnie, podniecił go do nowych
wypraw, do odznaczenia się przed przybyciem wysłańca
królewskiego.
Dnia 1 września 1513 r. Balboa rusza na czele 190 Hiszpanów i
tysiąca Indian, którymi dowodzi wspomniany kacyk Comogro, na
zachód, gdzie ma się znajdować owo morze bezgraniczne i kraina
skarbów. Przeszło trzy tygodnie trwa wędrówka przez lasy
dziewicze, przez góry i doliny, nieraz wśród walk z wrogimi
plemionami krajowców, zanim – a było to dnia 26 września – Balboa,
stanąwszy na szczycie grzbietu górskiego, który właśnie
przekraczano, spostrzegł, pierwszy z Europejczyków, połyskującą
wdali płaszczyznę morza nieznanego.
Ocean Spokojny był odkryty!
Balboa wysyła na zwiady uratowanego w San Sebastian od śmierci
głodowej Francisca Pizarra z dwoma towarzyszami, a jeden z nich,
niejaki Alonzo Martin, bo i to nazwisko w kronikach odkryć
zanotowano, puszcza się pierwszy na fale nieznane.
Dopiero w trzy dni później staje na tym miejscu sam wódz
wyprawy, dzielący zawsze dolę i niedolę swych podwładnych, a miał
wśród nich sporo chorych i rannych, których opuścić nie chciał, i
wkroczywszy w pełnej zbroi i ze sztandarem w ręce po pas w morze,
które nazwał Wielkim Morzem Południowym, bierze je w posiadanie
królestwa Hiszpanii, zatokę zaś, w której odbyła się ta ceremonia
pamiętna, chrzci imieniem patrona dnia tego, Św. Michała.
Z nad zatoki tej robi następnie wycieczki na północ i południe,
buduje łodzie, dociera na nich do dużej wyspy, nazwanej przez niego
Wyspą Króla (Rey), od niej zaś do grupy wysepek, które otrzymały
nazwę Perłowych, znajduje bowiem u wyspiarzy mnóstwo pereł,
wyławianych z wód okolicznych. Opłynąwszy potem jeszcze
wybrzeże Zatoki Panamskiej do przylądka Błękitnego (Azuero) i
wyspy Coyby, wraca do Zatoki Św. Michała, a choć Indianie
Przesmyku Darieńskiego opowiadają mu o potężnym, położonym na
południe od nich, państwie Biru, to jednak odkłada podróż do tej
krainy, pragnąc jak najprędzej zawiadomić swego monarchę o
poczynionych odkryciach. Po czteromiesięcznej więc nieobecności,
wkracza triumfalnie dnia 18 stycznia 1514 r. do Darienu, przywożąc
nie tylko wiadomość o odkryciu wybrzeży zachodnich nowego lądu,
ale także wielkie skarby, bo, oprócz pereł, conquistadorzy obłowili
się jeszcze złotem i srebrem, znajdowanemu u krajowców
darieńskich i panamskich, a niezbyt przez nich cenionym.
Z Darienu też, odliczywszy skrupulatnie należącą się monarsze
piątą część łupu, do której dołącza jeszcze, dla pozyskania łask
królewskich, i swoją, odsyła natychmiast te bogactwa do Hiszpanii,
wraz z listem, zawiadamiającym króla o odkryciach dokonanych.
Raport i skarby, nadesłane przez Balboę, wywierają wielkie
wrażenie na dworze hiszpańskim i łagodzą, panujący tam od czasu
skarg Encisa, nastrój wrogi dla odkrywcy Wielkiego Morza
Południowego, z drugiej jednak strony budzą wśród zgrai dworaków
zawiść i pragnienie wyzyskania na swą korzyść odkryć dokonanych
przez innych, czego doświadczył już i Krzysztof Kolumb. Choć więc
za Balboą wstawia się usilnie, wobec rezultatów przez niego
osiągniętych, doradca królewski, biskup Burgosu, który był
poprzednio także jego przeciwnikiem, to jednak Ferdynand Katolicki
nie umie przezwyciężyć, podsycanej w nim przez intrygantów,
niechęci do Balboi.
Wprawdzie mianuje go Almirante del Mar de Sur (Admirałem
Morza Południowego), tudzież gubernatorem Panamy i Coyby, ale
wielko rządcostwo Darienu, obejmujące też wybrzeża świeżo
odkrytego morza, przypada w udziale nie odkrywcy tego morza i
twórcy nowej kolonii, lecz sprytnemu, wpływowemu dworakowi w
osobie Don Pedra Ariasa d’Avili, zwanemu przez współczesnych w
skróceniu Pedrariasem Davila, a jednemu z najnikczemniejszych
ludzi w dziejach podboju Ameryki.
I widocznie szybko niezwykle, jak na owe czasy, raport Balboi
dotarł do Hiszpanii, skoro już w kwietniu 1514 r. Pedrarias, któremu
towarzyszy też Enciso, opuszcza Hiszpanię na czele 15 okrętów,
wiozących 2000 żołnierzy i awanturników, zwabionych nadzieją
szybkiego zbogacenia się za oceanem.
A Balboa nie próżnuje. Zanim Pedrarias zdążył przybyć do
Darienu, odwiedza jeszcze kilkakrotnie Zatokę Św. Michała, a
przeniósłszy tam na barkach Indian materiały budowlane i sprzęt
okrętowy, buduje dwie brygantyny (okręty dwumasztowe o jednym
pokładzie), aby objąć w posiadanie Hiszpanii ową bajeczną krainę
Biru, o której tyle się nasłuchał z ust Indian.
Niestety, gwałtowna burza zmusza brygantyny Balboi do powrotu
przed osiągnięciem celu, dalsze zaś zabiegi niweczy zawiść
Pedrariasa, podsycana przez Encisa, a może jeszcze więcej przez
niecnego Pizarra, w którego duszy żarzy się już żądza zagarnięcia
dla siebie krainy Biru i jej skarbów bajecznych.
Balboa znajdował się właśnie w Darienie, gdy do Zatoki Uraba
zawinęły okręty Pedrariasa. Odkrywca Wielkiego Morza
Południowego przyjmuje z wielkim szacunkiem przedstawiciela
swego monarchy. Ale Pedrarias nie tylko nie doręcza mu nominacji
królewskich, lecz nawet aresztuje go i więzi pod zarzutem buntu
przeciwko władzy. Dopiero wybuch powstania wśród Indian,
katowanych przez świeżych przybyszów, zniewala wystraszonego
dworaka do posłuchania rady przywiezionego biskupa nowej kolonii,
Juana de Quevedo, i wypuszczenia na wolność więźnia, którego
wszyscy podwładni uważają za jedynego męża, zdolnego uśmierzyć
powstanie. Istotnie, Balboa uspokaja Indian, poczym schodzi z oczu
nowemu wielkorządcy, udając się na odkryte przez siebie wybrzeże,
w celu założenia tam nowej osady
6
.
Nową tę osadę Balboa tworzy nad Zatoką Panamską, u ujścia
rzeki, którą nazwał Rio Grande, poczym postanawia urzeczywistnić
nareszcie dawny zamiar dotarcia do krainy Biru, którego był
zaniechał wskutek burzy w 1514 r. Wiadomość o tym dochodzi do
uszu Pedrariasa. Zawistny wielkorządca wpada w gniew, obawia się
bowiem współzawodnictwa energicznego, nieznużonego odkrywcy, i
powołuje Balboę do Darienu, a gdy nie podejrzewający nic złego
gubernator Panamy i Coyby staje w Acli, pod Darienem, każe
aresztować go zbirom swoim, wtrąca do lochu i, po kilku miesiącach
więzienia, stawia przed zwołanym przez siebie sądem, pod zarzutem
wyłamywania się z pod władzy królewskiej. Wznowiona też jest przy
tej sposobności sprawa zatargu Balboi z Encisem, jak również
współudziału w rzekomym zamordowaniu przyjaciela Ojedy,
Nicuessy, który, przybywszy w 1511 r. na przegniłym okręcie do
Darienu i roszcząc sobie pretensje do tej miejscowości, na zasadzie
otrzymanego za pośrednictwem Ojedy przywileju królewskiego,
zmuszony był przez towarzyszów Balboi do odpłynięcia i przepadł na
morzu bez śladu. A usłużnym świadkiem przeciwko Balboi w obu
tych sprawach jest, dybiący na zgubę byłego swego wodza, Francisco
Pizarro. Najświeższą zaś „zbrodnią”, którą popełnił nieszczęśliwy
więzień, miało być to, że bez pozwolenia Pedrariasa ścinał drzewa
na budowę nowej osady! Na podstawie tych to zarzutów, Pedrarias
każe podwładnym sobie sędziom skazać Balboę na śmierć.
Ohydny ten wyrok wykonano publicznie w Acli w 1517 r. Nunez
Vasco de Balboa oddał w ten sposób, w czterdziestym drugim roku
życia, głowę pod miecz katowski, choć z lekkomyślnego awanturnika
stał się administratorem kolonialnym energicznym i rozumnym,
eksploratorem przedsiębiorczym, wodzem dzielnym i
przewidującym. Ale właśnie to wszystko było solą w oku
conquistadorów, zawistnych i jedynie chciwych łupu, wśród których
stanowił, jak wspomnieliśmy, wyjątek.
Zresztą takiemu samemu losowi z ręki Pedrariasa uległ w kilka lat
później także zdobywca terytorium Nicaragua, Francisco
Hernandez, posądzony, jak Balboa, o zamiar wyłamania się z pod
władzy wielkorządcy. Ani wszakże za te morderstwa, ani za
niesłychanie okrutne obchodzenie się z ludnością tubylczą, ani
wreszcie za rządy niedołężne – tak na przykład, przy poskramianiu
kacyka Uracca stracił więcej ludzi, niż Cortez przy podboju całego
Meksyku – Pedrarias nie był pociągnięty do odpowiedzialności.
Jedynym udatnym pociągnięciem jego na szachownicy dziejów
podboju lądu amerykańskiego przez conquistadorów – było
przeniesienie w 1519 r. siedziby wielko rządcostwa terytorium
Castilla de Oro, tudzież ludności Darienu, do założonej przez Balboę
Panamy, gdzie kazał zbudować pałac dla siebie i otoczyć nowe
miasto wałami, tworząc przez to pierwszy europejski gród,
ufortyfikowany na zachodnim wybrzeżu lądu amerykańskiego.
I szybko rozrastał się ten twór Pedrariasa, ściągając licznych
awanturników i wychodźców. Świeże te zastępy nie dążyły już do
Panamy przez Przesmyk Darieński, gdyż znalazły drogę daleko
krótszą, mianowicie w górę rzeki Chagres, odkrytej przez Kolumba
w 1502 r., albo też przez góry, lasy i doliny, z założonej również
przez Kolumba w tym samym roku, osady Nombre de Dios.
Tak powstała ścieżka conquistadorów.
ISBN (ePUB): 978-83-7884-251-4
ISBN (MOBI): 978-83-7884-252-1
Wydanie elektroniczne 2012
Na okładce wykorzystano fragment obrazu „Piaskarze” George’a Wesleya Bellowsa (1882–1925).
WYDAWCA
Inpingo Sp. z o.o.
ul. Niedźwiedzia 29B
02-737 Warszawa
Opracowanie redakcyjne i edycja publikacji: zespół Inpingo
Plik cyfrowy został przygotowany na platformie wydawniczej
Inpingo
.
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki
.