Ernest Mandel
Dlaczego biurokracja
radziecka nie jest nową
klasą panującą?
Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
WARSZAWA 2010
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 2 –
Artykuł Ernesta Mandela „Dlaczego biurokracja
radziecka nie jest nową klasą panującą?” („Why
The Soviet Bureaucracy is not a New Ruling
Class?”) został napisany i opublikowany po raz
pierwszy w języku angielskim w czasopiśmie
„Monthly Review”, Vol. 31, Issue No. 3,
lipiec/sierpień 1979, ss. 63-86.
Podstawa niniejszego wydania: Ernest Mandel, „O
biurokracji i planowaniu gospodarczym”, wyd.
ZW ZSMP we Wrocławiu, 1989.
Tłumaczenie z języka angielskiego: Małgorzata
Kowalska. Korekta tłumaczenia: Piotr Strębski.
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
Paul Sweezy postanowił ostatecznie rozprawić się z trockistowską interpretacją rewolucji
radzieckiej i jej późniejszych losów. Faktem jest, nadal odrzuca on tę interpretację. Ale po raz pierwszy
od czterdziestu lat zgadza się wreszcie na to, by ją przedyskutować, a jego pierwsze komentarze, zawarte
w artykule, który ukazał się w „Monthly Review” w październiku 1978 roku, mają wyraźnie charakter
tylko orientacyjny. Odpowiadając na główne wyzwania, które tam rzuca, mamy nadzieję na
przeprowadzenie z nim, z redaktorami oraz czytelnikami „Monthly Review” konstruktywnej dyskusji na
temat tego, co pozostało ciągle kluczowym pytaniem w związku z przyszłością międzynarodowego ruchu
robotniczego.
I
Sweezy atakuje nas, ponieważ powtarzamy w 40 lat po jej sformułowaniu przez Trockiego w 1939
r. tezę, że los Związku Radzieckiego nie jest jeszcze ostatecznie przesądzony, z czego wynika, że
biurokracja nie przybrała jeszcze ostatecznej formy nowej klasy społecznej. Formuła Trockiego, twierdzi
Sweezy, miała sens, póki usytuowana była w krótkiej perspektywie czasowej. Teraz jednak powtarza ją
Mandel, nie zdając sobie sprawy z tego, że zmienione ramy czasowe całkowicie podważają jej
wiarygodność.
To, co wydaje się umykać uwadze Sweezy’ego, to fakt, że analiza Trockiego wcale nie była
powiązana z pewnymi określonymi formami czasowymi, lecz łączyła się z określeniem podstawowych
kierunków rozwoju w naszej epoce. Przytoczymy dwa ustępy z artykułu Trockiego „ZSRR w wojnie”,
który Sweezy zacytował na początku swego artykułu w „Monthly Review”:
„Jednak jeśli przyjmie się, że obecna wojna nie wywoła rewolucji, lecz spowoduje upadek proletariatu,
pozostaje druga alternatywa: stopniowy rozkład kapitalizmu monopolistycznego, jego stopniowe stopienie
się z państwem i zastąpienie demokracji tam, gdzie jeszcze istnieje, przez rządy totalitarne. Niezdolność
proletariatu do przejęcia w swoje ręce kierownictwa społeczeństwa mogłaby doprowadzić w swych
warunkach do wytworzenia się nowej klasy wyzyskującej, wywodzącej się z bonapartystycznej dyktatury
faszystowskiej”.
I jeszcze:
„Jeśli wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu Rewolucja Październikowa nie znajdzie swego
przedłużenia w toku wojny lub zaraz po jej zakończeniu – w jakimś kraju rozwiniętym, wówczas będziemy
musieli bezwarunkowo zrewidować naszą koncepcję epoki współczesnej i jej sił napędowych. Nie będzie
chodziło w tym wypadku o proste posłużenie się jakąś etykietą pochodzącą z podręczników o ZSRR czy o
bazę stalinowską, lecz o rzeczywistą rewaloryzację perspektywy historii światowej na nadchodzące
dziesięciolecia: czy weszliśmy w epokę rewolucji społecznej i społeczeństwa socjalistycznego, czy też
przeciwnie: w epokę dekadenckiego społeczeństwa i totalnej biurokracji?”
Otóż, twierdzi Sweezy, w żadnym rozwiniętym kraju nie doszło do nowego zwycięstwa rewolucji
proletariackiej ani w czasie wojny, ani po jej zakończeniu. To prawda. Ale zapomina on o drugim członie
alternatywy.
Czy nastąpił schyłek proletariatu? Ilościowy? Kwalifikacyjny? W płaszczyźnie organizacji i
aktywności bojowej? Jak można coś podobnego po Maju 1968 r. twierdzić, który widział trzy razy więcej
okupujących fabryki robotników niż w roku 1936?; po jesieni 1969 r. we Włoszech, która widziała osiem
razy więcej strajkujących niż słynna fala strajków w listopadzie 1920?; po pierwszym półroczu 1976 r. w
Hiszpanii, które widziało 3 razy więcej strajkujących niż było ich w czasie rewolucji 1936? Nie
wspominamy o Wielkiej Brytanii, Japonii, Portugalii i o innych mniejszych krajach kapitalistycznych, w
których w ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci walki robotnicze były o wiele bardziej masowe niż w
latach 20-tych i 30-tych. Czy proletariat został rzucony wstecz „wszędzie i na wszystkich frontach”?
Najwidoczniej nie. Czy, z drugiej strony, demokracja została zdławiona przez rządy totalitarne wszędzie
tam, gdzie istniała ona jeszcze w 1939? Znów, najwyraźniej nie mamy z czymś takim do czynienia.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 3 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
Tak więc nie przez czystą rutynę ani przez zbytnią nabożność wobec Słowa Mistrza powtarzamy
jeszcze dziś dylemat sformułowany przez Trockiego w 1939 r. Postępujemy tak, opierając się na bilansie
tego, co rzeczywiście wydarzyło się na świecie w ciągu ostatnich czterdziestu lat.
W skali historycznej pytanie postawione przez Trockiego nadal pozostaje ważne i aktualne. Tyle,
że błędne jest przyjmowanie dlań jakichś określonych „ram czasowych”. W skali historycznej
zagadnienie pozostaje takim, jak je postawił Trocki w 1939 r. Lecz „krótka perspektywa czasowa”
okazała się błędna. Dlatego urzeczywistnił się wariant pośredni. Poprawnie wyjaśnia to, dlaczego historia
nie odrzuciła dylematu sformułowanego przez Trockiego w 1939 r.
Miało miejsce wzniesienie się rewolucji światowej w czasie II wojny i nazajutrz po niej. Miało
miejsce i ma nadal – wzniesienie się, a nie schyłek walk robotniczych. Lecz na skutek wpływu, jaki na
przeciętną świadomość proletariatu wywarło 20 lat porażek rewolucji, to wzniesienie się było tylko
częściowe. Mogło więc zostać w większości skanalizowane przez siły polityczne, wywodzące się z
tradycyjnych aparatów biurokratycznych ruchu robotniczego (francuska, włoska i grecka partie
komunistyczne; Labour Party angielska; titoizm; maoizm itd.). W niektórych słabiej rozwiniętych
państwach nie przeszkodziło to zwycięstwu nowych rewolucji socjalistycznych obalających kapitalizm,
nawet jeśli były to rewolucje biurokratyczne, od początku ograniczone i zdeformowane (Jugosławia,
Chiny, Wietnam). Natomiast w krajach rozwiniętych przemysłowo doprowadziło to do dławienia
antykapitalistycznego potencjału potężnych walk masowych, zresztą nie bez tego, że proletariat zdołał
zdobyć dla siebie w ramach społeczeństwa burżuazyjnego nowe reformy, zaś burżuazji przeszkodzić
temu, żeby w kluczowych krajach świata imperialistycznego uciekała się pod opiekę nowych krwawych
dyktatur.
Z powodów, o których nie możemy się tu rozpisywać
, miał miejsce nowy okres przyśpieszonego
wzrostu gospodarczego w krajach imperialistycznych, prowadzący do istotnego ilościowego i
organizacyjnego wzmocnienia proletariatu, znów rewolucja proletariacka stała się aktualna na Zachodzie,
począwszy od maja 1968 roku.
Innymi słowy: proletariat nie został wcale „rzucony wstecz wszędzie i na wszystkich frontach”,
mimo faktu, że rewolucja proletariacka nie zwyciężyła na Zachodzie. Miało miejsce wzniesienie się walk
rewolucyjnych, wprawdzie niewystarczających dla obalenia kapitalizmu, lecz wystarczających by
przeszkodzić temu, żeby kapitalizm przeobraził się w „dekadenckie społeczeństwo totalitarnej
biurokracji”. Lecz po „długiej fali” powojennego ekspansjonizmu, kapitał znów wpadł, począwszy od
końca lat 60-tych, w „długą falę” depresji, nacechowaną kolejnymi głębokimi kryzysami gospodarczymi,
monetarnymi, społecznymi, politycznymi i militarnymi, które postawiły na dawne miejsce ów dylemat
dziejowy, i to wyrażony dokładnie tymi samymi pojęciami, w jakich sformułował go Trocki w 1939 r.
Dodajmy, że artykuł Trockiego z 1939 r., był zaledwie pierwszą próbą określenia perspektywy
historycznej wobec II wojny światowej. W dokumencie o charakterze bardziej pragmatycznym – swym
prawdziwym testamencie politycznym – mianowicie w Manifeście Konferencji Alarmowej IV
Międzynarodówki, Trocki skorygował tymczasowe ramy artykułu z 1939 r. w sposób bardziej
realistyczny:
„Czy rewolucja nie zostanie tym razem znów zdradzona w następstwie tego, że istnieją dwie
Międzynarodówki pozostające na służbie imperializmu, podczas gdy elementy prawdziwie rewolucyjne
stanowią drobną mniejszość?... Aby odpowiedzieć poprawnie na to pytanie, należy je poprawnie postawić.
Oczywiście, jedno czy drugie powstanie może się zakończyć, i pewnie się zakończy, klęską, na skutek
braku dojrzałości kierownictwa rewolucyjnego. Ale nie chodzi o jakieś proste powstanie. Chodzi o całą
rewolucyjną epokę... Należy koniecznie przygotować się na długie lata, jeśli nie dziesięciolecia wojen,
powstań, krótkich przerw, zawieszeń broni, nowych wojen i nowych powstań. Młoda partia rewolucyjna
musi się opierać na takiej perspektywie.”
1
Szczegółowo analizowaliśmy je w naszej książce Le Troisieme Age du Capitalisme, Paris, Editions 10-18.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 4 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
W tym ujęciu nie tylko lata następujące bezpośrednio po zakończeniu wojny, lecz całość okresu
powojennego stanowi faktycznie ramy czasowe, w których dylemat Trockiego z 1939 r. pozostaje
aktualny.
Można by zapytać, jaki to wszystko ma związek z klasową naturą biurokracji radzieckiej.
Jesteśmy tu w historycznym sercu „trockizmu”, tj. rewolucyjnego marksizmu naszej epoki. Robotnicy i
biedni chłopi mogą i powinni przejmować władzę wszędzie tam, gdzie zaistnieją sprzyjające temu
okoliczności. W epoce imperialistycznej te sprzyjające okoliczności mogą pojawiać się w krajach słabiej
rozwiniętych, zanim zaistnieją w krajach rozwiniętych przemysłowo. Ale przejęcie władzy, obalenie
kapitalizmu, zniesienie prywatnej własności środków produkcji – to warunki konieczne, lecz nie
wystarczające dla zbudowania socjalizmu. Proces ten wymaga wielu innych warunków, aby mógł zostać
rzeczywiście zakończony. Te warunki mogą zaś powstać tylko w skali międzynarodowej.
Stalinizm, tj. zwycięstwo biurokracji w ZSRR, jest rezultatem częściowych porażek rewolucji
światowej. Rewolucja nie rozciągnęła się jeszcze zwycięsko na kraje rozwinięte. Ale nie została też do
tego stopnia zgnieciona, by w Rosji mógł zostać przywrócony kapitalizm (imperializm robił, co mógł,
żeby tego dokonać, najpierw w latach 1919-1921, następnie w okresie 1941-1944, wreszcie w sposób
bardziej pośredni w latach 1947-1951). Ostateczny los Związku Radzieckiego zależy od ostatecznego
wyniku walki klasowej między Kapitałem a Pracą w skali światowej. Jeśli proletariat światowy zostanie
definitywnie zgnieciony, klasą panującą zostanie biurokracja (inna sprawa, czy chodziłoby w tym
wypadku o „nową klasę panującą”, czy też mniej lub bardziej klasyczną burżuazję). Jeśli przeciwnie, na
Zachodzie zatryumfuje rewolucja światowa lub jeśli w Europie Wschodniej zatryumfuje rewolucja
polityczna, proletariatowi radzieckiemu nie trzeba będzie wiele czasu, żeby obalić dyktaturę biurokracji,
zanim zdoła ona ukształtować się w nową klasę społeczną.
Powiedzieliśmy: „Lub jeśli w Europie Wschodniej zatryumfuje rewolucja polityczna”. Bowiem
drugiemu koronnemu argumentowi Sweezy’ego – idei, według której klasa robotnicza krajów
wschodnich, choć z niezadowoleniem, akceptuje jednak istniejący reżim – zaprzeczają spektakularne
wydarzenia, o których w najmniejszym nawet stopniu nie wspomina: powstanie robotników w NRD w
czerwcu 1953 r., rewolucja węgierska w październiku – listopadzie 1956 r., „wiosna praska” 1968 r.,
powtarzające się wystąpienia polskich robotników. Czyż więc „abstrakcyjna” idea rewolucji politycznej,
rzucona przez Trockiego i IV Międzynarodówkę 45 lat temu nie uzyskała poprzez te wydarzenia
historyczne treści bardziej konkretnej?
II
Hipoteza, według której biurokracja radziecka miała być nową klasą panującą, nie daje się
pogodzić z poważną analizą rzeczywistego rozwoju gospodarki i społeczeństwa radzieckiego w ciągu
minionego pół wieku oraz wewnętrznych sprzeczności tego rozwoju – przynajmniej, jeśli z hipotezy tej
wynikałoby, że w ZSRR pojawił się nowy sposób produkcji opartej na wyzysku (a wynikałoby to
koniecznie w ujęciu materializmu historycznego).
Przede wszystkim, po raz pierwszy w historii społeczeństw klasowych mielibyśmy do czynienia z
„klasą panującą”, której całokształt zachowania się oraz interesy materialne (które dyktują to zachowanie)
przeciwstawiałyby się potrzebom i wewnętrznej logice danego systemu społeczno-ekonomicznego (jego
prawom rozwoju). W rzeczywistości, jedną z cech charakterystycznych i jedną z głównych sprzeczności
gospodarki radzieckiej jest niemożność pogodzenia potrzeb planowania, „optymalizacji” wzrostu
gospodarczego, tak ze sobą mało zharmonizowanych (nie tylko z „absolutnego” punktu widzenia, lecz
nawet w ramach logiki systemu), z interesami materialnymi biurokracji, całkowicie nastawionej na
obronę i umocnienie swoich przywilejów materialnych. Wszystkie kolejne reformy gospodarcze
prowadzone w ZSRR – od systemu „kozrasczot” (rozrachunek gospodarczy przedsiębiorstwa) w czasach
Stalina, przez przygody „Sownarchozów” w czasach Chruszczowa, do reform zwanych libermanowskimi,
polegających na przywróceniu kategorii zysku jako syntetycznego wskaźnika wyników działalności
przedsiębiorstw, i do kontrreformy Kosygina z lata 1979 r. – usiłują przezwyciężyć tę sprzeczność, nie
osiągając jednak w najmniejszym stopniu pożądanego rezultatu.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 5 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
Można łatwo wyjaśnić tę trudność, wskazując pasożytniczy charakter biurokracji, działającej
wbrew logice planowości w szeroko uspołecznionej gospodarce. Można też dodać, że planowanie
rzeczywiście socjalistyczne (globalne dla całego społeczeństwa, w przeciwieństwie do „planowania”
charakterystycznego dla kapitalizmu – wewnątrz każdego przedsiębiorstwa, czy każdego odrębnego
trustu) może funkcjonować w sposób harmonijny i skuteczny dopiero pod panowaniem zrzeszonych
producentów, materialnie zainteresowanych w „dywidendach społecznych”, a nie w sektorowych
korzyściach grupy, które przeciwstawiają robotników jednej fabryki robotnikom innej fabryki, jedną gałąź
gospodarki drugiej, jeden region drugiemu.
Ale to wszystko dowodzi, że biurokracja, która poszukuje takich właśnie prywatnych korzyści, nie
jest jeszcze nową klasą panującą, i nie będzie nią tak długo, jak długo gospodarka, choć z rosnącymi
wykrzywieniami i coraz bardziej niefunkcjonalna, będzie planowana i uspołeczniona. Zarządzanie
biurokratyczne nie tylko marnotrawi coraz więcej bogactw materialnych i ludzkich. Przeszkadza ono
normalnemu funkcjonowaniu gospodarki planowej, opartej na uspołecznionej własności środków
produkcji. Fakt ten powinien wystarczyć sam w sobie, aby odrzucić wszelką ideę, jakoby biurokracja była
nową klasą panującą; pogląd o jakimś nowym sposobie produkcji, którego prawa rozwoju nigdzie zresztą
nie zostały określone.
Czy można wyobrazić sobie gospodarkę feudalną, która nie może normalnie funkcjonować, gdyż
szlachta dla wyzysku poszukuje nowych ziem i nowych poddanych? Czy daje się pomyśleć
kapitalistyczny sposób produkcji rozsadzony w wyniku poszukiwań przez poszczególne firmy
kapitalistyczne zysków większych od przeciętnego? Co innego powiedzieć, że takie zachowania
wywołują co pewien czas nieuchronne kryzysy, co innego twierdzić, że pozostają one w sprzeczności z
logiką systemu, podczas gdy są one skoncentrowanym wyrazem owej logiki. Właśnie zaś tego nie da się
powiedzieć w poszukiwaniu i obronie przez biurokrację radziecką swoich przywilejów w społeczeństwie
radzieckim.
Dalej, mielibyśmy do czynienia, znów po raz pierwszy w historii społeczeństw klasowych, z klasą
panującą niezdolną do utrwalenia swojego panowania poprzez samo funkcjonowanie systemu społeczno-
gospodarczego. Biurokrata nie ma żadnej gwarancji, że pozostanie biurokratą. Ma jeszcze mniej
gwarancji na to, że jego dzieci będą należeć do biurokracji.
To prawda, że pionowa ruchliwość społeczna, która w epoce stalinowskiej była jedną z głównych
klap bezpieczeństwa, wyraźnie zmniejszyła się w ZSRR w ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci.
„Gerontokracja” Prezydium KPZR jest w tym przypadku symbolem tego, co dzieje się w całym
społeczeństwie. Poszczególny biurokrata nie musi już drżeć o swoje życie i o swoją wolność jak w epoce
Stalina. Ale powoduje to jedynie rosnące napięcie społeczne (zwłaszcza w związku z dostępem do
Uniwersytetów), a nie prowadzi do rzeczywistego rozwiązania sprawy gwarancji odnośnie utrzymania
pozycji i przywilejów, które w dalszym ciągu są związane z wykonywaniem określonych funkcji i zależą
od decyzji politycznych.
Nikita Chruszczow, pierwszy sekretarz Prezydium, był jednym z najpotężniejszych ludzi na
świecie, posiadającym dostęp do praktycznie nieograniczonych zasobów. Nikita Chruszczow
zdymisjonowany ze swoich funkcji, stał się zwyczajnym lokatorem w trzypokojowym mieszkaniu, na
Zachodzie godnym przeciętnego drobnomieszczanina. To nomenklatura i decyzje partyjne komisji kadr, a
nie ogólna rola w procesie produkcji społecznej, decydują o losie poszczególnego biurokraty.
Stąd stały nacisk szerokich kół biurokracji do zdobycia, na poziomie przedsiębiorstwa, gałęzi
przemysłu czy administracji, jakościowo wyższego stopnia autonomii niż ten, z jakiego obecnie
korzystają. Stąd nacisk tych warstw na uzyskanie stałych związków z fabrykami, z gałęziami przemysłu i
administracji, tj. na przywrócenie własności prywatnej, w ekonomicznym sensie tego terminu, zanim nie
uda się jej osiągnąć także w sensie prawnym. Stąd ich tendencja do prymitywnej akumulacji kapitału,
poprzez łapówki, nadużycia, korupcję, nepotyzm, opcje czarno- i „szaro-” rynkowe, gromadzenie dewiz
zagranicznych, złota itd... Stąd także rosnąca „symbioza” z „odpowiednikami” na Zachodzie, z
zakładaniem kont w bankach krajów imperialistycznych włącznie (jest to zjawisko charakterystyczne
zwłaszcza dla krajów „demokracji ludowej”).
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 6 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
Wszystko to wskazuje, że pojawienie się „klasy panującej” jest możliwe i wpisane w sprzeczności
społeczeństwa radzieckiego. Zachowanie biurokracji zresztą o wiele bardziej przypomina zachowanie
klasy burżuazyjnej, niż jakiejś „nowej klasy panującej” typu odmiennego od kapitalistów. Wszak właśnie
w własności prywatnej i jej poszerzaniu poszukuje ona ostatecznej gwarancji swoich przywilejów.
Lecz zanim proces ten zdoła zakończyć się, muszą zostać obalone dwie ogromne przeszkody.
Musi zostać złamany opór klasy robotniczej, a proletariat radziecki jest świadomy tego, co może stracić w
wyniku ukończenia procesu restauracji: praktycznie zagwarantowane zatrudnienie oraz wynikające z tej
stabilności zatrudnienia znacznie mniejsze niż na Zachodzie tempo i intensywność pracy.
Złamany musi też zostać opór kluczowych działów aparatu państwowego (proszę przyjrzeć się, w
jaki sposób Tito rozprawił się z „socjalistycznymi miliarderami” w czasie wielkiego kryzysu lat 1969-71,
kiedy niebezpieczeństwo restauracji kapitalizmu w Jugosławii zaczynało nabierać coraz realniejszych
kształtów). Zapewniać, że nowa klasa panująca posiada już władzę, to deformować prawdziwą dynamikę
społeczną tych krajów. Oznacza to przedstawiać, jako już przesądzoną przez walki w przeszłości, próbę
sił, która zapowiada się dopiero w przyszłości.
Po trzecie, w myśl hipotezy o nowej klasie panującej w ZSRR, mielibyśmy do czynienia, znów po
raz pierwszy w historii, z „klasą panującą” reprezentującą „sposób produkcji”, którego „obalanie”
pozastawiałoby nietkniętą strukturę ekonomiczną bazy. W słynnym ustępie III tomu „Kapitału” Marks
podkreślił, że każdy sposób produkcji charakteryzuje się specyficzną formą przywłaszczania wartości
dodatkowej.
W Związku Radzieckim wartość dodatkowa jest przywłaszczana w postaci podwójnej i sprzecznej
(co stanowi o całej różnicy z kapitalizmem, gdzie jest ona przywłaszczana w postaci pieniężnej – przez
realizację wartości dodatkowej). Raz w postaci wartości użytkowych, w tym stopniu, w jakim na tę
wartość dodatkową składają się w większości maszyny i dodatkowe surowce, które krążą wewnątrz
sektora państwowego, są z urzędu rozdzielane i przybierają „postać” pieniężną jedynie dla prostych celów
buchalteryjnej kontroli i porównań ekonomicznych. Po drugie, w postaci wartości wymiennych, towarów,
w stopniu, w jakim wartość dodatkowa wciela się w artykuły zbytku, konsumowane przez biurokrację
(poważna część tych przywilejów konsumpcyjnych również realizuje się zresztą pod postacią korzyści
uzyskanych w naturze, a nie pod postacią towarów kupowanych za zarobki wyższe od robotniczych).
Cóż więc stanie się po obaleniu dyktatury biurokracji i ustanowieniu bezpośredniej władzy
zrzeszonych wytwórców? Ta podwójna i sprzeczna forma przywłaszczania wartości dodatkowej nie
ulegnie zmianie. Maszyny pozostaną zwykłymi wartościami użytkowymi; w przeciwnym wypadku
mielibyśmy do czynienia z tryumfem kontrrewolucji kapitalistycznej, a nie zwycięstwem rewolucji
politycznej. „Nadwyżka” dóbr konsumpcyjnych będzie także nadal rozdzielana w postaci towarów, gdyż
nawet po zwycięstwie rewolucji politycznej robotnicy radzieccy nie będą mogli realizować „socjalizmu w
jednym kraju”, tj. zlikwidować całkowicie produkcji towarowej, gospodarki pieniężnej i nierówności
społecznych, które się z tym nieuchronnie łączą.
Tak oto jawi się nam jasno obraz struktury społeczno-ekonomicznej, która pozostanie zasadniczo
niezmieniona, tj. obraz społeczeństwa przejściowego między kapitalizmem a socjalizmem, ze wszystkimi
cechami charakterystycznymi i wszystkimi sprzecznościami, które są mu właściwe.
Zapewne, obalenie dyktatury biurokracji od dołu do góry zmodyfikuje funkcjonowanie gospodarki
radzieckiej. Zakres nierówności społecznej zostanie radykalnie zmniejszony. Zmniejszenie
marnotrawstwa, obojętności wobec wysiłku ludzkiego pozwoli na znaczne podniesienie poziomu
życiowego, znaczne skrócenie czasu pracy. Władza zrzeszonych wytwórców wyzwoli twórczą energię,
zmniejszy rozsiew między pracą fizyczną i umysłową, pozwoli masie proletariackiej, jeśli nie wszystkim
obywatelom, demokratycznie decydować o priorytetach w projektach inwestycyjnych, w asortymencie
produkcji i w organizacji oraz o wyborze alternatyw technicznych. Lecz powracając do formuły Marksa:
specyficzna forma przywłaszcza społecznego produktu dodatkowego, wynikająca ze struktury społeczno-
ekonomicznej nie ulegnie jakościowej zmianie.
Po czwarte, hipoteza, według której biurokracja radziecka miałaby być nową klasą panującą,
stawiałaby nas, znów po raz pierwszy w historii, wobec „klasy panującej”, która nie istnieje jako klasa
przed przejęciem władzy. Skąd więc się wzięła?
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 7 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
Sweezy odpowiada: „Nową klasę panującą zrodziły same warunki, stworzone przez rewolucję”.
Ale przyjmuje się tu za odpowiedź to, co jest samym przedmiotem pytania. Klasy społeczne to grupy istot
ludzkich, które nawiązują ze sobą specyficzne stosunki mające swoje korzenie w społecznym procesie
produkcji („stosunki produkcyjne”). Rewolucje społeczne mogą przekształcić te stosunki produkcji, ale
nie mogą one zrodzić jakichś nowych stosunków, ani nowych klas ex nihilo.
W rzeczywistości, wszelka spójna teoria „nowej klasy wyzyskującej” w ZSRR jest możliwa tylko
wówczas, gdy założy się, że pewne odłamy klasy robotniczej (biurokracja robotnicza, arystokracja
robotnicza), lub drobnomieszczaństwo (inteligencja, technokraci, politycy), bądź jakaś kombinacja
pomiędzy obu tymi grupami, tworzą jądro owej przyszłej klasy panującej już w łonie społeczeństwa
burżuazyjnego. Lecz prowadzi to do szokujących wniosków, które dotyczą praktycznie wszystkich
aspektów walki klasowej we współczesnym świecie i podminowują praktycznie wszystkie konstruktywne
elementy teorii marksistowskiej. Zaś bez podobnego założenia, hipoteza „nowej klasy wyzyskującej”,
wyłaniającej się „z procesu historycznego”, „z samej rewolucji” (bez pośrednictwa specyficznych walk
społecznych?) zaprzecza elementarnej logice.
Twierdzi się, że biurokracja przejęła władzę w ZSRR. Czy fakt przejęcia władzy nie zakłada
konieczności uprzedniego istnienia biurokracji jako klasy? Jeśli się twierdzi, że przejęła ona władzę jako
klasa, czyż nie należy przynajmniej przyjąć, że jako klasa potencjalna istniała już przed przejęciem
władzy?
III
Idea, według której biurokracja radziecka (tak jak i biurokracja związkowa na Zachodzie) nie
przecięła jeszcze pępowiny łączącej ją z klasą robotniczą, a jej specyficzne interesy materialne, jak
również odpowiadające im decyzje polityczne oraz szczególna ideologia są zrozumiałe na tle jej
pasożytniczych stosunków z proletariatem, prowadzi do wniosku, że walka klasowa w krajach
kapitalistycznych jest nadal istotnie procesem dwubiegunowym: walka Pracy z Kapitałem (pozostawiając
na boku szczególną rolę drobnomieszczaństwa, oscylującego między tymi biegunami). Biurokracja działa
w tych warunkach, z grubsza rzecz biorąc, na zasadzie „agenta burżuazji w łonie proletariatu”, by
przywołać tu słynną formułę marksisty amerykańskiego, Daniela de Leon, którą gorąco poparł Lenin.
Lecz idea, według której biurokracja jest nową klasą panującą i wyzyskującą, oraz nieuchronnie
wynikający stąd wniosek, że aparat kierowniczy partii komunistycznych nie sprawujących władzy w
krajach kapitalistycznych jest przynajmniej potencjalnym jądrem, zarodkiem takiej klasy wyzyskującej –
implikuje w sposób konieczny całkowitą rewizję sposobu oglądu historii walk społecznych w XX wieku.
Walka klasowa staje się bowiem teraz trójbiegunowa: Kapitał przeciwko Pracy, Biurokracja przeciwko
Kapitałowi i przeciwko Pracy, Praca przeciwko Kapitałowi i przeciwko Biurokracji.
Nie chodzi tu tylko o rewizję analizy perspektywy historycznej marksizmu, który na podstawie
danych, jakimi dysponujemy, jawi się wówczas jako totalnie nierealistyczny i nie do zrealizowania.
Chodzi zwłaszcza o rewizję najbardziej ważkich w konsekwencje implikacji politycznych. Jesteśmy
bowiem wówczas postawieni przed wyborem między dwoma złami, a każdy wybór prowadziłby
obrońców „nowej klasy wyzyskującej” do pozycji uderzających frontem w fundamentalne walki
emancypacyjne wyzyskiwanych w świecie kapitalistycznym warstw społecznych. Istnieją bowiem tylko
dwa sposoby pojmowania tej „nowej klasy panującej i wyzyskującej”.
Albo chodzi o klasę, która jest globalnie i zasadniczo postępowa w porównaniu z klasą
kapitalistów, tzn. która znajduje się w tym samym położeniu, co ongiś burżuazja wobec szlachty
półfeudalnej we wszystkich krajach, gdzie dojrzewała rewolucja burżuazyjno-demokratyczna. Z podobnej
hipotezy nie wynikałoby oczywiście, że marksiści powinni chociażby na chwilę zaprzestać krytyki
dotyczącej wyzyskującego i ciemiężycielskiego charakteru tej klasy. Ale wynikałoby też z tego, zapewne,
że w bezpośrednich konfliktach między burżuazją a ową „nową potencjalną klasą panującą” należałoby
udzielić tej ostatniej tego samego rodzaju „krytycznego poparcia”, jakie „Manifest Komunistyczny” ma
na uwadze w stosunku do burżuazji w zapowiedzianej przez niego rewolucji niemieckiej. Tym samym
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 8 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
należałoby wówczas powstrzymać – przynajmniej częściowo – antybiurokratyczne walki klasy
robotniczej, aby nie przeszkodzić zwycięstwu „postępowej” biurokracji nad reakcyjną burżuazją.
W takim wypadku jednak sama już tylko możliwość rewolucji socjalistycznej i zdobycia władzy
przez klasę robotniczą staje się co najmniej hipotetyczna, jeśli nie zasadniczo zakwestionowana. Można
by wprawdzie wyprowadzić z tego wniosek, że upadający kapitalizm może doprowadzić albo do
socjalizmu, albo do powstania nowego społeczeństwa klasowego, „postępowego” w porównaniu z
panowaniem Kapitału. Lecz biorąc pod uwagę okoliczności, że w takim przypadku wszystkie zwycięskie
rewolucje, jakie się dotąd zdarzyły, powinny odtąd zostać po nowemu określone jako „rewolucje
biurokratyczne”, a nie proletariackie, niemałą wiarygodność zyskałaby teza, głosząca te idee
bezpośredniego przejścia od kapitalizmu do socjalizmu, dzięki zwycięstwu proletariatu, okazało się – po
fakcie – jakby błędem koncepcji Marksa.
Jeśli „nowa klasa wyzyskująca” jest w porównaniu z kapitalizmem wcieleniem postępu,
wynikałoby z tego również, że wbrew temu, co myślał Marks – społeczeństwo klasowe jako takie nie
wyczerpało jeszcze swoich możliwości postępowych; że więc nowy burzliwy rozwój sił wytwórczych –
prowadzący w dalszej perspektywie do jakościowo wyższego rozwoju „jednostki społecznej” – jest
jeszcze możliwy do zniesienia klas społecznych. Socjalizm, tj. społeczeństwo bezklasowe staje się
wówczas po prostu preferencją moralną a nie koniecznością historyczną, by uniknąć powrotu ludzkości
do stanu barbarzyństwa i upadku całej cywilizacji ludzkiej.
Tak więc, wychodząc z surowego potępienia biurokracji jako nowych wyzyskiwaczy, pijawek,
tyranów, despotów, wrogów klasy robotniczej, wolności człowieka, itd... – 99% realnych motywów, z
racji których Sweezy, Bettelheim i ich zwolennicy nazywają biurokrację nową klasą społeczną, wywodzi
się z takiego właśnie oburzenia moralnego (które rzecz jasna jest godne pochwały, nawet gdy jest
cokolwiek spóźnione), a nie z chłodnej analizy naukowej
– kończy paradoksalnie na usprawiedliwieniu
tejże biurokracji, czy wręcz na dostarczeniu jej usprawiedliwień dla popełnionych przez nią zbrodni.
Nie jest to sprawa przypadku. W ujęciu klasycznego marksizmu klasy społeczne, z klasami
panującymi włącznie, pełnią niezbędną, a więc z natury postępową funkcję historyczną, przynajmniej
podczas określonej fazy ich istnienia
. Jeśli biurokracja radziecka jest nową klasą społeczną, która w
porównaniu z burżuazją jest wcieleniem postępu, nie sposób uniknąć konkluzji, że ona także, w ZSRR i
gdzie indziej, odgrywa rolę niezbędną i postępową, przynajmniej w ciągu pewnego okresu.
2
Sweezy ma szczęśliwą rękę, wspominając w związku z tym problemem wysiłki Charlesa Bettelheima by sprecyzować owe
prawa rozwoju. Poza tym, iż wspomniany autor do późnych lat pięćdziesiątych, względnie od początku lat sześćdziesiątych
zahaczał o mit „socjalistycznej” natury społeczeństwa radzieckiego, jego pierwsze analizy „dysydenckie” (wtedy
„maoistyczne”) opierały się na hipotezie, według której gospodarka i społeczeństwo radzieckie są kapitalistyczne. Takiego
rodzaju hipoteza nie wytrzymuje poważniejszego zestawienia z faktami, występującymi w tym kraju w ciągu ostatniego
półwiecza. Czy można poważnie twierdzić, iż RFN i NRD ewoluują według tych samych praw rozwoju, reprezentując taką
samą strukturę socjoekonomiczną? Dlaczego ZSRR, NRD, Czechosłowacja były jedynymi uprzemysłowionymi krajami świata,
które nie zaznały zwiększania się bezrobocia, tj. uniknęły kryzysu nadprodukcji, który dotknął wszystkie uprzemysłowione
kraje kapitalistyczne?
3
Biurokracja nie „wyłoniła się z warunków stworzonych przez samą rewolucję”. Przejęcie przez nią władzy było wynikiem
kontrrewolucji politycznej, tj. konkretnej walki politycznej, która trwała dziesięciolecia, i w toku której jedne siły polityczne
zostały pokonane, inne zaś zatryumfowały. Żadna z nich nie wyrażała odmiennych interesów społecznych. Formuła
Sweezy’ego zmierza do ukrycia zarówno jego własnej odmowy, jak i Bettelheima oraz wielu ex-stalinowców i ex-maoistów od
jasnego zajęcia stanowiska na rzecz walki prowadzonej przez Lewą Opozycję (i przez Lenina) przeciwko idącej w górę
biurokracji. Przynajmniej po niewczasie powinniśmy uznać, że owa walka była historycznie usprawiedliwiona i że w tej kwestii
ich oszukano. Lecz Bettelheim nawet w Les Luttes de Klasse en URSS nie miał odwagi sformułować tego wniosku. Wynika zaś
z tego jeden z najważniejszych wniosków politycznych: to, że wcale nie rozumieją, że jedyną dość silną (nie mówimy:
dostateczną) gwarancją przeciw biurokracji jest sprawowanie władzy politycznej przez klasę robotniczą (a w krajach
zacofanych: przez klasę robotniczą i ubogich chłopów), tj. w systemie demokratycznie wybranych rad i rzeczywista oraz
scentralizowana kontrola przez pracujących dodatkowego produktu społecznego. Na skutek obsesji odrzucenia „ekonomizmu
trockistowskiego” ten aspekt polityczny walki antybiurokratycznej całkowicie im umknął z pola widzenia w toku „wielkiej
proletariackiej rewolucji kulturalnej” w ChRL. Zostali więc ofiarami wszystkich mistyfikacji, według których walka przeciwko
biurokracji rozwijała się głównie w dziedzinie ideologii, moralności, stopnia indoktrynacji politycznej itd. Całkowicie uszła ich
uwadze kluczowa funkcja, zarówno polityczna jak i ekonomiczna, demokracji socjalistycznej w walce przeciwko biurokracji.
Poznali więc przykrą przygodę obowiązku przyznania, że biurokracja („burżuazja etatystyczna”) powszechnie zatryumfowała
w Chinach po tym, kiedy zwyczajna „rewolucja pałacowa” wyeliminowała „bandę czworga”.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 9 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
W ten sposób powracamy okrężną drogą do starego dobrego punktu wyjścia stalinowskiego, czy
też stalinizującego. Zapewne Gułag jest obrzydliwy. Stalinowski Kodeks Pracy najbardziej surowy na
świecie, był trudny do strawienia. Masakra kadr bolszewickich była „straszliwym nadużyciem”. Ale czyż
w istocie istniała jakaś inna droga? Czyż okoliczności zewnętrzne i wewnętrzne nie były do tego stopnia
niekorzystne, że nie było po prostu wyboru?... Czyż można usmażyć omlet nie rozbijając jaj? Czy można
wyjść z zacofania inaczej, niż stosując metody barbarzyńskie? Wczoraj myśmy nazwali to „budowaniem
socjalizmu barbarzyńskimi metodami”. Dziś możemy to nazwać „budowaniem za pomocą metod
barbarzyńskich nowego społeczeństwa klasowego opartego na wyzysku, ale postępowego w porównaniu
z kapitalizmem”. Ale dziś, jak wczoraj, „my” traktujemy ten despotyzm jako historycznie, z góry
przesądzony i nie do uniknięcia (nawet jeśli nazwiemy go, jak Rudolf Behro, „niekapitalistyczną drogą do
uprzemysłowienia”, która dla niektórych krajów była jedyną możliwą)... I tak dalej, i tak w kółko, aż do
znudzenia...
Przyjęcie pozycji marksistowskiej, tj. trockistowskiej, w kwestii ZSRR oczywiście pozwala
uniknąć tej analitycznej pułapki. Wszystko, co jest rzeczywiście postępowe w rozwoju Rosji, Jugosławii,
Chin, jest wytworem Rewolucji socjalistycznej, tj. w ostatecznej analizie – wytworem proletariatu.
Wszystko zaś, co reakcyjne, jest wytworem uzurpacji władzy przez pasożytniczą biurokrację,
następstwem przeżycia się kapitalizmu w skali międzynarodowej. Nie ma żadnego związku pomiędzy
tym, co jest w tych społeczeństwach postępowe a tym, co w nich reakcyjne. Wprost przeciwnie,
panowanie biurokracji jest produktem kontrrewolucji, nawet jeśli była to dotąd kontrrewolucja tylko
polityczna, a więc częściowa. Wynika z tego, że biurokracja nie jest żadną nową klasą lecz rakowatą
naroślą na ciele proletariatu, że społeczeństwo radzieckie nie jest społeczeństwem jakiegoś nowego,
despotycznego sposobu produkcji, lecz społeczeństwem przejściowym między kapitalizmem a
socjalizmem – ugrzęzłym, zastygłym w pół drogi między jednym, a drugim z powodu dyktatury
biurokracji, społeczeństwem, które nie może posuwać się ku socjalizmowi, tylko dopiero po obaleniu tej
dyktatury przez rewolucję polityczną.
Lecz o ile hipoteza zakładająca, że biurokracja jako „nowa klasa wyzyskująca” jest postępowa w
porównaniu z burżuazją, prowadzi już do poważnych konkluzji, o tyle hipoteza, według której
biurokracja byłaby nową klasą panującą, reakcyjną w porównaniu z panowaniem kapitalistów, ma
implikacje jeszcze bardziej totalne. Wynikałoby z niej bowiem, że w konflikcie między burżuazją a ową
„nową klasą” należałoby udzielić „krytycznego poparcia” pierwszej przeciwko drugiej.
Ten logiczny wniosek wyciągnęli zresztą pierwsi amerykańscy inicjatorzy koncepcji „nowej
klasy”, James Burnham i Max Shachtman, aż do końca obranej drogi: pierwszy zakończył swoją karierę
jako rzecznik zimnej wojny i maccartyzmu, drugi – popierając „lewackie” skrzydło kontrrewolucjonistów
kubańskich w czasie inwazji Playa Giron, zorganizowanej przez imperializm amerykański przeciwko
rewolucji kubańskiej (chodziło wszak o obalenie za wszelką cenę panowania „nowej, reakcyjnej i
despotycznej klasy”).
Wprawdzie nie wszyscy obrońcy „kolektywizmu biurokratycznego” posuwają swoją sztukę bycia
logicznym aż do takich skrajności, od tego jednak nie lepiej. Wszyscy oni bowiem stawiają sobie – z
punktu widzenia uogólnienia historycznego, w sytuacji bezpośrednio niemożliwej i całkowicie
sprzecznej. Ich stanowisko, zwane „trzecim obozem”, opiera się na (nie zawsze uświadamianej)
absurdalnej hipotezie, że w tej samej epoce historycznej istnieją dwa całkowicie odmienne i dokładnie
ekwiwalentne oraz równie reakcyjne z punktu widzenia rozwoju – na dalszą metą – sił wytwórczych
cywilizacji ludzkiej czy innego kryterium obranego przez mniej lub bardziej naukowego mierzenia
postępu ludzkiego. Podobna hipoteza jest trudna do obronienia.
Sweezy radzi sobie z tym, dokonując istnego piruetu: dlaczego nie wybrać przy każdej określonej
okazji stanowiska odpowiadającego potrzebom specyficznej analizy? Gdy „nowa klasa” pomaga
rewolucji wietnamskiej, jest ona postępowa, kiedy uciska robotników i dusi Wiosnę Praską, jest
reakcyjna. Podobny eklektyzm może wydawać się zadowalający z punktu widzenia pragmatyzmu
anglosaskiego. Nie opiera się jednak krytyce, dokonanej na gruncie głębszej i spójnej analizy teoretycznej.
Polityka zagraniczna jest kontynuacją polityki wewnętrznej. Interesy klasowe nie bywają podzielone. Jeśli
na arenie międzynarodowej „nowa klasa” przyczyniła się do emancypacji narodów kolonialnych
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 10 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
(większość rodzaju ludzkiego) spod imperialistycznego jarzma, to najwidoczniej dlatego, że jej
panowanie klasowe stanowi postęp w porównaniu z imperializmem, nawet jeśli wyzyskuje ona
robotników swojej własnej sfery wpływów, wliczając w to takie akcje, jak inwazja w Czechosłowackiej
Republice Socjalistycznej.
Klasa historycznie reakcyjna nie może przyczynić się do wyzwolenia setek milionów istot
ludzkich, kiedy burżuazja, niewątpliwie po długich wahaniach, zniosła w końcu niewolnictwo (nawet za
cenę wojny domowej, jak w Stanach Zjednoczonych), był to najoczywistszy znak, że jej historycznie
postępowa rola była daleka od zakończenia. Marks nie wahał się zbytnio co do historycznego sensu tego
wydarzenia. Burnham i Shachtman byli tylko marginesowymi amatorami bez znaczenia. Ale dziś mamy
do czynienia bez porównania z groźniejszymi głosicielami tezy, według której biurokracja radziecka
reprezentuje „nową klasę panującą”, reakcyjną w porównaniu z klasyczną burżuazją imperialistyczną.
Chodzi, rzecz jasna o ex-stalinowców (czy też raczej o ex-maoistów) w rządzie pekińskim i ich
zwolenników spoza Chińskiej Republiki Ludowej. Skoro Moskwa jest bardziej reakcyjna (lub, co
sprowadza się do tego samego, „bardziej niebezpieczna”) niż Waszyngton, dlaczego nie sprzymierzyć się
z cesarzem Etiopii, z szachem Iranu, z tyranem Mobutu, z panami Franz-Josephem Straussem i
Reymondem Barre, z panią Thatcher, z reżimem w Afryce południowej i ze zwolennikami „twardej
metody” wobec Kremla w USA (od Richarda Nixona to senatora Jacksona) – to znaczy ze wszystkimi
siłami gotowymi „uspokoić nowych carów”, którzy mieliby być najgorszymi wrogami rodzaju ludzkiego?
Czyż nie jest to logiczny wniosek, wynikający z tezy, iż rządzący w Moskwie stanowią „nową klasę
panującą”, wsteczną w porównaniu z imperialistyczną burżuazją? Kontrrewolucyjne implikacje tej tezy są
oczywiste.
W krajach kapitalistycznych toczy się walka nie „trójbiegunowa”, lecz między Pracą a Kapitałem
Wszelka błędna interpretacja natury klasowej głównych sił uczestniczących w tej walce pociąga za sobą
ryzyko zajęcia w toczących się walkach klasowych pozycji politycznych zdecydowanie antyrobotniczych,
antysocjalistycznych, prokapitalistycznych.
Weźmy przykład z niedawnej przeszłości – rewolucję portugalską. Nie przyjmowało się, że chodzi
o rewolucję proletariacką będącą w toku wynurzania się, i wówczas osądzało się istniejące siły polityczne
wyłącznie z punktu widzenia sposobu, w jaki hamowały, przeszkadzały lub sprzyjały dojrzewaniu tej
rewolucji proletariackiej. Wyłącznie z tego klasowego punktu widzenia surowo krytykowaliśmy
cunhalowskie kierownictwo KP Portugalii. Ono hamowało, obiektywnie przeszkodziło rozszerzeniu się
sytuacji dwuwładzy, która mogła zakończyć się przejęciem władzy przez proletariat. Bądź też wychodziło
się z absurdalnej hipotezy, że mamy do czynienia z „trójbiegunową” walką o władzę między burżuazją,
proletariatem i rodzącą się „nową klasą panującą” (mianowicie zwłaszcza z aparatem Komunistycznej
Partii Portugalii, sprzymierzoną z „nie-aparatem” Gonçalvesa, który mógł zostać wyeliminowany bez
jednogodzinnego chociażby sporu)
Jaka powinna być postawa zdecydowanego zwolennika tezy o „nowej klasie panującej”, globalnie
reakcyjnej w porównaniu z narodową burżuazją? Oczywiście, powinien przeciwstawić się wszelkimi
siłami możliwości „przejęcia władzy” przez Partię Komunistyczną, poprzez kontrrewolucyjną kampanię
Mario-Soaresa i popierających go sił w armii przeciwko „anarcho-żywiołowości” (tj. przeciwko
4
Oczywiście, nie jesteśmy zwolennikami ordynarnie upraszczającej tezy o „dwóch obozach”, tak drogiej stalinowcom i
apologetom stalinizmu. Walka biurokracji z rewolucją narastającą w NRD w 1953 r., na Węgrzech w 1956 r., w
Czechosłowacji w 1968 r. itd... nie miała na celu restauracji kapitalizmu, lecz zachowanie własnego monopolu władzy i
własnych przywilejów, które są związane z systemem państwa niekapitalistycznego. Walka mas nie miała na celu (czy jako
„obiektywną konsekwencję”) takiej restauracji. Nie była więc to bezpośrednia walka pomiędzy Kapitałem a Pracą. Lecz w
sposób szczególny mieściła się w światowej walce pomiędzy Kapitałem i Pracą, gdyż interesy pracujących wszystkich krajów
są jedne i niepodzielne. Wszystko, co przyśpiesza rewolucję proletariacką w krajach kapitalistycznych, sprzyja rewolucji
politycznej w ZSRR, w „demokracjach ludowych” itd... Wszystko, co przyspiesza antybiurokratyczną rewolucję polityczną w
tych krajach, sprzyja rewolucji proletariackiej w krajach kapitalistycznych.
5
Inny paradoks jaki się również pojawił: potencjalnie „nowa klasa” uparcie odmawia przejąć władzę, kiedy było to
obiektywnie możliwe. Rzeczywiście, bilans Francuskiej, Hiszpańskiej, Włoskiej czy Portugalskiej Partii Komunistycznej jest
bilansem ratowania własności prywatnej i władzy starej klasy panującej, burżuazji, przynajmniej w pół tuzina przypadków: w
latach 1936-37 w Hiszpanii i Francji, 1944-48 we Włoszech i Francji, w maju 1968 r. we Francji, w latach 1974-75 w
Portugalii...
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 11 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
samoorganizacji proletariatu i jego sprzymierzeńców wobec wyłaniającej się sytuacji dwuwładzy).
Przeciwstawić się wszelkiej polityce Frontu Jedności Partii Komunistycznej – Partii Socjalistycznej –
skrajnej lewicy, która groziłaby ryzykiem, iż rychło doprowadzi do obalenia władzy burżuazyjnej. Tak
właśnie postąpili najbardziej „konsekwentni”, maoiści portugalscy, skierowując swój ogień na „socjal-
faszyście” Cunhalu, „agencie zagranicznym”, a nie na dokonującej się kontrrewolucji „demokratycznej”.
Przyjęta przez nich teza jest jasna: nie czas jeszcze w Portugalii na rewolucję proletariacką, przynajmniej
przez najbliższe pół wieku (-dixit Breżniew. Ależ tak, nasi konsekwentni wyznawcy omawianej hipotezy
znaleźli się w tym punkcie w dziwnym towarzystwie!). Potencjalnie rewolucyjna rola proletariatu w
społeczeństwie burżuazyjnym zostaje tym samym całkowicie zakwestionowana.
IV
Również i to nie jest sprawą przypadku. Jeśli bowiem społeczeństwo burżuazyjne nie
doprowadziło, nie prowadzi i nie doprowadzi – przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości – do
rewolucji proletariackiej, a tylko do wyłonienia się „nowej biurokratycznej klasy panującej”; jeśli istnieje
dziś na świecie nie tuzin państw robotniczych, choćby i straszliwie zbiurokratyzowanych, lecz tuzin
krajów, w których panowanie Kapitału zostało zastąpione panowaniem nowej despotycznej klasy, to nie
tylko świadczyłoby to o istnieniu czegoś fundamentalnie fałszywego w perspektywach i projektach
historycznych Marksa i Engelsa, ale także o błędach, popełnionych przez nich w analizie społecznej i
politycznej i ekonomicznej samego społeczeństwa burżuazyjnego, jego wewnętrznych sprzeczności i
praw rozwoju, a zwłaszcza w analizie samej natury proletariatu.
Marksowska koncepcja socjalizmu – podzielona przez tych wszystkich, którzy odwoływali się do
niej, przynajmniej od końca lat 20-tych – była koncepcją wolnego i bezklasowego społeczeństwa
zrzeszonych wytwórców, możliwego właśnie dzięki specyficznym cechom ekonomicznym proletariatu,
uformowanego przez rozkwit samego kapitalizmu. Jeśli sądzi się, że kapitalizm, równie dobrze a nawet z
większym prawdopodobieństwem, może doprowadzić do nowego społeczeństwa klasowego, jak do
socjalizmu; jeśli sędzi się że sam proletariat może raczej zrodzić tę „nową klasę wyzyskującą” niż
zmierzać ku ogólnemu procesowi emancypacji ludzkiej, wówczas nasuwa się pytanie: czy analiza Marksa
dotycząca rewolucyjnego i emancypacyjnego potencjału proletariatu nie była od samego początku błędna?
Niektórzy teoretycy zrobili już pierwsze stanowcze kroki na tej drodze. Ostatni rozdział „Kapitału
monopolistycznego” Baran-Sweezy’ego był wysiłkiem w tym kierunku. Rudolf Bahro zepsuł swoją
„Alternatywę”, skądinąd dzieło godne uwagi, sądami jeszcze bardziej kategorycznymi: „Proletariat bije
się żywiołowo tylko o to, by móc uczestniczyć w sposobie życia przynajmniej drobnej burżuazji”.
Zmarły Herbert Marcuse, jak można się było spodziewać, przyklasnął oczywiście temu
sensacyjnemu odkryciu.
Nie będziemy się zatrzymywali nad kwestią, czy z podobnego odrzucenia klasycznej
marksistowskiej analizy klasy robotniczej – zarówno tej z krajów imperialistycznych, jak i radzieckiej –
automatycznie wynika, że socjalizm i społeczeństwo bezklasowe stały się niemożliwe. Rozmaite próby
znalezienia innego niż proletariat „podmiotu rewolucyjnego”, zdolnego do stworzenia takiego
społeczeństwa bezklasowego – chłopi krajów półkolonialnych, rewolucyjni studenci, awangardowa
inteligencja bądź marginesowe warstwy infra- i lumpenproletariackie krajów imperialistycznych – niezbyt
odpowiadają decydującemu kryterium, które Marks zastosował, żeby przejść od socjalizmu utopijnego do
naukowego: wykazać, że chodzi o warstwy społeczne, które posiadają potencjalną władzę ekonomiczną i
społeczną, zdolność współpracy na dużą skalę, zostały wychowane przez samo ich istnienie i pracą, która
czyni je materialnie zdolnymi do obalenia kapitalizmu i zorganizowania społeczeństwa o wyższym
poziomie solidarności i cywilizacji. W przeciwnym przypadku można by co najmniej powiedzieć, że
powracamy zatem do marzenia o rewolucji opartej na oburzeniu moralnym, indywidualnym buncie lub
ślepym gwałcie, których skuteczność antykapitalistyczna, by nie mówić już o komunistycznej, okazuje się
w świetle historii co najmniej niezbyt przekonywująca. Trudno byłoby wykazać, że którakolwiek ze
wzmiankowanych warstw społecznych, czy jakiegokolwiek zgrupowania jednostek połączonych li tylko
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 12 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
wspólnymi przekonaniami osobistymi, dysponuje wyższym niż proletariat potencjałem siły materialnej i
społecznej.
Lecz czy jest ścisłe, iż 150 lat walki tego nowoczesnego proletariatu (pozostawiając na uboczu
pierwotne bunty głodowe, które Bahro słusznie opatruje w swojej analizie w cudzysłów) dają się streścić
w formule: „Żywiołowe dążenie do udziału w sposobie życia burżuazji”? Cóż za ślepota wobec
świadectwa realnej historii kończącego się wieku – by nie cofać się już w dalszą przeszłość – kryjące się
za podobnymi i nieodpowiedzialnymi sądami!
Czy tylko dostępu do sposobu życia burżuazji szukali bojownicy Komuny Paryskiej, bohaterscy
uczestnicy rewolucji lutowej i październikowej 1917 r. i wojny domowej w Rosji, robotnicy niemieccy lat
1918, 1919, 1920, 1921, 1923 i setki tysięcy spośród nich, którzy na próżno domagali się od swoich
zbrodniczych przywódców bezpośredniego strajku powszechnego przeciwko nazistom w 1932 i 1933 r.,
nawet po nominacji Hitlera na kanclerza Reichu? Czy tylko do burżuazyjnego dostatku dążyli
bohaterowie austriackiego Schutzbundu w 1934, bohaterscy bojownicy proletariatu hiszpańskiego z
października 1934 r. i lipca 1936 r., bojownicy jugosłowiańscy z lat 1941-45, którzy prawie nadzy
powstali przeciwko najpotężniejszej armii świata, bojownicy rewolucji wietnamskiej i kubańskiej,
robotnicy węgierscy, którzy powstali w 1956 r., 10 milionów strajkujących w maju 1960 r. we Francji i
jesienią 1969 r. we Włoszech, strajkujący w Portugalii w latach 1974-75 i w Kraju Basków w latach
1975-76, którzy po raz pierwszy w historii prowadzili kilka zwycięskich, regionalnych i powszechnych
strajków, pod panowaniem dyktatury faszystowskiej, co prawda chylącej się ku upadkowi, ale
wyposażonej we wcale nie osłabiony aparat represji, i którzy w strajkach wysuwali swe żądania zaiste
żywo świadczące o chęci „udziału w sposobie życia burżuazji”, mianowicie żądania uwolnienia
wszystkich więźniów politycznych? A lista ta nie jest bynajmniej wyczerpująca, nie uwzględnia bowiem
niezliczonych dodatkowych przykładów odwagi i samozaparcia (pomyślmy tylko o licznych strajkach
powszechnych proletariatu argentyńskiego, których momentem szczytowym było „Cordovazo”).
Wobec tej realnej historii klasowych walk proletariackich, realnie nasuwającym się pytaniem nie
jest: „Czy nie zostało dowiedzione, że proletariat nie stanowi żadnego potencjału rewolucyjnego,
przynajmniej w krajach rozwiniętych przemysłowo?”, lecz: „jak to się dzieje, że mimo okresowych
imponujących wysiłków, zrywów odwagi i samozaparcia, cały szereg tych okresami imponujących i
potencjalnie rewolucyjnych walk proletariackich nie zakończył się jeszcze zwycięstwem rewolucji
socjalistycznej na Zachodzie?”.
Odpowiedzi na to pytanie powinno się poszukiwać w straszliwych trudnościach wewnętrznych
przedsięwzięcia, u roli czynnika subiektywnego, w niezbędności posiadania kierownictwa rewolucyjnego,
w nierównomiernym rozwoju świadomości klasy robotniczej, to znaczy w rzeczywistej historycznej
dialektyce obiektywnych i subiektywnych warunków wyjściowych dla światowego zwycięstwa socjalizmu,
warunków, które wyniknąć mogą jedynie ze świadomego wysiłku siły społecznej, obiektywnie i
materialnie zdolnej do odniesienia tego zwycięstwa. Nie ma w społeczeństwie kapitalistycznym innej siły,
oprócz proletariatu, która posiada tę zdolność.
Marksiści nie są ludźmi wiary. Nasze przekonania dotyczące rewolucyjnego potencjału
proletariatu wypływają z naukowej analizy i uważnego, krytycznego zbadania danych empirycznych
historii współczesnej – a nie z irracjonalnej i ślepej wiary, ze scholastycznych sylogizmów czy z prostego
powoływania się na święte teksty. Gdyby istniały nieodparte i ostateczne dowody historyczne,
prowadzące do wniosku, że Marks się pomylił w tej sprawie, należałoby ten wniosek wyciągnąć,
niezależnie od tego, jak bolesny byłby dla nas.
To właśnie stanowi sens dylematu sformułowanego przez Trockiego w roku 1939. Jest to jedyny
sposób pozostania wiernym duchowi Marksa, który nie dla zwykłego powiedzonka twierdził, że jego
ulubioną maksymą jest „de omnibus dubitandum” („należy wątpić we wszystko”).
Istnieją ideolodzy, którzy racjonalizują własne rozczarowania i własną złą świadomość, zamiast
trzeźwo sprawdzać fakty historyczne w ich całokształcie, którzy podchodzą do problemu w nienaukowy
sposób – irracjonalny. Fakty empiryczne potwierdzają nie tylko rewolucyjny potencjał proletariatu
współczesnego. Potwierdzają one zwłaszcza, że to nie marksizm, lecz kapitalizm i dyktatura biurokracji
przechodzą kryzys. Zmęczenie czy osobista demoralizacja nie są usprawiedliwieniem na to, żeby
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 13 –
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą? (1979 rok)
wszystko ze zniechęceniem odrzucać, tracić wszelkie poczucie proporcji i „zamykać” decydujący rozdział
na roku 1928, 1945, 1953, czy na jakiejkolwiek innej dacie (z których jedna jest bardziej dozwolona od
drugiej), zamiast powiedzieć sobie: Przyjrzyjmy się, co robi proletariat w tej chwili i co będzie robił w
najbliższych dziesięcioleciach, tj. w ciągu jakiegoś pół wieku, zanim wyciągniemy pochopne wnioski.
Nie zadowalajmy się też przyglądaniem i biernym oczekiwaniem, lecz pomóżmy mu ze wszystkich sił,
żeby jego okresowo rewolucyjne walki zakończyły się wreszcie obaleniem panowania kapitału. Jeśli
robotnicy zatryumfują w kilku krajach Zachodu, szybko skończy się koszmar biurokracji radzieckiej i
jakiejkolwiek „nowej klasy”. A jeśli zostaną oni definitywnie pokonani, doczekamy się koszmaru jeszcze
straszliwszego niż breżniewowski, czy nawet stalinowski: upadku całej ludzkości do stanu barbarzyństwa
czyli zniszczenia wszelkiego życia ludzkiego na Ziemi.
Tak oto powróciliśmy do naszego punktu wyjścia. Pytanie, czy biurokracja radziecka jest „nową
klasą wyzyskującą” jest bezpośrednio i w sposób nieodłączny związane z pytaniem o rewolucyjno-
socjalistycznym potencjale proletariatu, tj. o socjalizmie naukowym jako takim. To pytanie jest podstawą
marksowskiej analizy i perspektywy. Nie istnieje dziś żadna wskazówka na to, że historia przedstawi na
nie swoje dementi, nie istnieje ona bardziej niż w momencie, gdy Marks i Engels sformułowali go po raz
pierwszy w sposób integralny w „Manifeście Komunistycznym”.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 14 –