Konferencja na temat nowej Mszy: Dlaczego nowa Msza nie jest katolicka?
Wstęp
Tytuł mojej dzisiejszej konferencji może wydawać się nieco szokujący: dlaczego nowa Msza nie jest katolicka. Przez nową Mszę rozumiem oczywiście mszał powstały po reformach II Soboru Watykańskiego, ogłoszony przez Pawła VI bullą Missale romanum w roku 1969. Jest to Msza, w której wielu, jeśli nie większość katolików na całym świecie uczestniczy w każdą niedzielę. Twierdzenie, że Msza ta nie jest katolicka, mogłoby więc wydawać się nieco dziwne. Jak jednak zobaczymy w ciągu krótkiego czasu, jaki mamy do dyspozycji, gdy przyjrzymy się treści nowego rytu, takiemu, jaki jest on w istocie, jest rzeczą trudną, jeśli nie wręcz niemożliwą, pogodzić ją z nauką Kościoła odnoszącą się do Najświętszej Ofiary Mszy.
Proszę zauważyć, że powiedziałem: „takiemu, jaki jest on w istocie”. Na plakacie informującym o niniejszej konferencji zobaczyć można zdjęcie z celebracji nowej Mszy przez kard. Mahoneya podczas konsekracji katedry 2 kwietnia 2002 roku. Tego rodzaju aberracje liturgiczne są niestety bardzo powszechne w kościołach, w których sprawowana jest obecnie nowa Msza. Nie będziemy jednak zajmowali się świętokradztwami takimi jak Komunia na rękę, klaskanie i tańce podczas liturgii itd. Nadużycia te są tak rozpowszechnione i nagminne, że w świadomości wielu ludzi są one wręcz elementami składowymi nowej Mszy. Znajomy ksiądz z Ameryki powiedział mi kiedyś żartem, że nawet potrzebuje indultu na odprawienie nowej Mszy zgodnie z rubrykami... Nie mamy jednak czasu zajmować się najrozmaitszymi nadużyciami liturgicznymi, jakie katolicy na całym świecie zmuszeni są obecnie znosić. Ograniczymy się do doktrynalnych nieścisłości nowej Mszy, czyli do jej oficjalnego łacińskiego tekstu ogłoszonego przez Watykan, wolnego od wszelkich nadużyć. Zobaczymy, że nawet w swej najczystszej formie nowy ryt jest pod wieloma aspektami doktrynalnymi ułomny i że in se, czyli sam w sobie, nie wyraża wiary katolickiej w sposób zdefiniowany przez Kościół.
Liturgiczne ekstrawagancje są naprawdę niczym w porównaniu z odchyleniami doktrynalnymi obecnymi w nowym mszale, trzeba też mieć świadomość, że częstokroć owe doktrynalne nieścisłości stały się źródłem wielu z nadużyć, których jesteśmy obecnie świadkami. Na przykład nie dałoby się wprowadzić Komunii na rękę, gdyby uprzednio nie zmieniono nauki dotycząca natury Najświętszego Sakramentu oraz Mszy. Zastępowanie wyświęconych kapłanów przez wiernych – czy też, jak się ich obecnie nazywa „świeckich szafarzy” – nie byłoby możliwe bez całkowicie nowego pojmowania Mszy, a więc i kapłaństwa. Tak więc koncentrując się na doktrynie wyrażonej przez nowy ryt Mszy, będziemy w stanie odnaleźć przyczynę i źródło rozmaitych utrapień, dotykających obecnie nasze kościoły i parafie.
Porządek konferencji
Niniejsza konferencja składać się będzie z trzech głównych części. Na początku – jak myślę – dobrze będzie przypomnieć pokrótce, czego Kościół katolicki naucza o Najświętszej Ofierze Mszy. Doktrynę tę można znaleźć przede wszystkim w słowach Chrystusa Pana wypowiedzianych w Wielki Czwartek oraz w nauce Doktorów Kościoła oraz definicjach doktrynalnych formułowanych przez papieży oraz sobory, zwłaszcza przez Sobór Trydencki, który zdefiniował wiele prawd dotyczących tej czcigodnej tajemnicy naszej wiary. Dalej zobaczymy, w jaki sposób ryt Mszy używany przed wprowadzeniem nowego mszału streszczał a zarazem chronił to nauczanie Kościoła. Następnie przyjrzymy się nauczaniu wyrażanemu przez nową liturgię Mszy, przytaczając nie tylko tekst jej samej, ale również autorytatywnego dokumentu tłumaczącego jej autentyczny sens, oraz wypowiedzi członków Concillium, czyli komitetu będącego rzeczywistym autorem reform liturgicznych. Na koniec zobaczymy, że nowej Mszy nie tylko brak jest doktrynalnej precyzji, jaką powinna posiadać, ale również że sami jej autorzy pragnęli wyraźnie, żeby wyrażała ona doktrynę inną niż nauka zdefiniowana przez Sobór Trydencki. Poczynimy też kilka praktycznych obserwacji i konkluzji dotyczących tego fundamentalnego faktu.
Zarzut: nie wolno krytykować Stolicy Apostolskiej!
Niech mi będzie wolno na samym początku, przed przejściem do tematu niniejszej konferencji, ustosunkować się do zarzutu, że nie wolno nam krytykować rytu, który Kościół katolicki podaje nam za pośrednictwem Stolicy Apostolskiej, że jest czymś bezbożnym, a nawet skandalicznym badać czy krytykować ryt, w którym uczestniczy większość katolików. Jest to po prostu nieprawda. Każdy katolik ma moralny obowiązek szukać rozwiązania dylematu stworzonego poprzez wprowadzenie nowego rytu. Nigdy przedtem w dwutysiącletniej historii Kościoła nie wydarzyło się nic podobnego.
Żaden papież w całej historii Kościoła nigdy nie stworzył nowego rytu Mszy. Oczywiście papieże modyfikowali różne obrzędy związane z Mszą. Na przestrzeni wieków zmieniany był kalendarz i układ świąt, aprobowane były rozmaite nabożeństwa, a różne lokalne zwyczaje wprowadzano lub znoszoni. W Liber Pontificalis, starożytnej historii papieży, czytamy o rozmaitych małych zmianach, jakie niektórzy z nich czynili w rycie Mszy. Na przykład św. Telesfor, Grek zmarły w roku 136 (czyli jakieś sto lat po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa) zadekretował: „septem hebdomdas ante pascha iejunium celebraretur, et natale Domini noctu missas celebrarentur, nam omni tempore, ante horae tertia cursum nullus praesumeret missas celebrare, qua hora Dominus noster ascendit crucem; ante sacrificium hymnus diceretur angelicus, hoc est : Gloria in excelsis Deo”, czyli że „należy pościć przez siedem tygodni przed Wielkanocą, że w dzień narodzenia Pana Msza odprawiana ma być w nocy, natomiast w każdym innym czasie nikt nie powinien jej odprawiać przed godziną trzecią, czyli godziną, o której Pan wstąpił na krzyż, a także że Hymn Anielski (czyli Gloria) powinien być odmawiany ‘przed ofiarą’ czyli przed kanonem Mszy”. Inny papież dodał do Communicantes imiona świętych Kosmy i Damiana po śmierci tych męczenników w roku 303. Wszystkie te zmiany miały jednak charakter drugorzędny, większość z nich polegała po prostu na wprowadzeniu pewnych dodatków, czyniących bardziej precyzyjnymi pewne aspekty tajemnic wiary, atakowanych przez herezje pojawiające się w danym wieku, lub po prostu upiększali zwykłe Msze niedzielne hymnami, które były normalnie odmawiane w dni świąteczne.
Nigdy jednak, powtarzam – nigdy, w całej historii Kościoła, nie napotykamy na stworzenie w całości nowego rytu Mszy. Wszystkie ryty, zarówno wschodnie jak i zachodnie, wywodzą swój początek od jednego z Apostołów, od kogoś, kto był obecny podczas Ostatniej Wieczerzy lub był głosicielem Ewangelii w kraju, do którego Apostołowie zostali posłani. Faktycznie tylko starożytność danego rytu decydowała o tym, że mógł on być używany w Kościele, a nie fakt, że był on promulgowany przez papieża. Z samej definicji sakramenty czerpią swą moc z zasług Zbawiciela, który dał swym Apostołom i ich następcom władzę składania ofiary Mszy i zarazem nałożył na nich obowiązek zachowywania depozytu wiary. To właśnie w tym celu papież obdarzony jest nieomylnością w kwestiach wiary i moralności: aby definiował i chronił depozyt wiary, a nie po to, by tworzył nowe doktryny. Ponieważ zaś liturgia powinna być zawsze wyrazem depozytu wiary, papież ma władzę i obowiązek chronić oraz doprecyzowywać obrzędy Mszy, nie ma jednak władzy tworzyć liturgii całkowicie nowej i różnej od istniejących. Papież jest z definicji wikariuszem Jezusa Chrystusa, Jego zastępcą, którego obowiązkiem jest strzec tego, co mu powierzono. Papież nie jest twórcą sakramentów, jest ich depozytariuszem. Już sam fakt, że po raz pierwszy w historii Kościoła jesteśmy świadkami takiego aktu ze strony najwyższej władzy w Kościele, obliguje nas do przyjrzenia się bliżej temu nadzwyczajnemu wydarzeniu, jakim było promulgowanie „nowego rytu Mszy”.
Jedynych w historii precedensów tworzenia nowego rytu od podstaw dostarczyły wspólnoty, które odłączyły się od Kościoła katolickiego. Marcin Luter, wkrótce po zerwaniu z Kościołem katolickim i wprowadzeniu swej nauki o usprawiedliwieniu, po napisaniu traktatu „O zniesieniu Mszy prywatnych” w roku 1521 opublikował zreformowane „obrzędy Wieczerzy Pańskiej”. Jan Kalwin zaprowadził nabożeństwo odpowiadające głoszonej przezeń nowej doktrynie, wedle której nauka o rzeczywistej obecności Pana Jezusa w Eucharystii jest bałwochwalstwem. Owe „zreformowane” liturgie wprowadzone zostały właśnie dlatego, że pojawiły się nowe doktryny. Nowe doktryny wymagają nowych praktyk, a poprzez udział w nowych praktykach pozyskuje się wyznawców nowych doktryn. Tak więc sam instynkt naszej wiary, czy raczej roztropność nabyta przez Kościół na przestrzeni wieków, każe, byśmy byli powściągliwi i podejrzliwi wobec wszelkich rzeczy „nowych” i „zreformowanych”. Normalną reakcją każdego katolika, a właściwie każdego uczciwego człowieka, jest badanie wszystkiego, co nowe, i osądzanie, czy jest to zgodne z tym, w co wierzy, czy też nie, czy jest dobre, czy złe, czy powinien to czynić, czy też nie.
Nie jest więc wyrazem braku szacunku wobec władzy uważne czy nawet krytyczne badanie tego, co jest przez tę władzę promulgowane – jest to w istocie raczej komplement, gdyż poprzez badanie tego, co władza nakazuje, okazujemy, że słuchamy jej głosu. Nie może być mowy o żadnym posłuszeństwie bez wcześniejszego określenia, co należy czynić oraz czy i w jakim stopniu to, czego od nas żądają, jest wykonalne. Nie jest jednak komplementem, by posłużyć się przykładem zaczerpniętym od Hansa Christiana Andersena, mówić cesarzowi, że wygląda w swych nowych szatach olśniewająco, podczas gdy w rzeczywistości jest on nagi...
Część pierwsza: Nauka Kościoła o Najświętszej Ofierze Mszy
Zacznijmy więc od przypomnienia tego, co Kościół naucza o Najświętszej Ofierze Mszy. Owo nauczanie Kościoła jest po prostu wyjaśnieniem tego, co Chrystus Pan mówi nam w Ewangelii, w ustępie dotyczącym pierwszej Mszy, Ostatniej Wieczerzy. Chrystus Pan obiecał tłumom, które doświadczyły rozmnożenia chleba, że da im swoje ciało jako pokarm, a krew jako napój, aby mogli mieć żywot wieczny (J 6). W noc przed swoją męką Pan Jezus wypełnił te obietnice, ustanawiając Ofiarę Mszy, sakrament kapłaństwa i Najświętszą Eucharystię.
Zbawiciel wziął chleb, pobłogosławił go i powiedział: „Bierzcie i jedzcie, TO JEST CIAŁO MOJE”, podobnie wziął kielich i powiedział: Pijcie z tego wszyscy, TO JEST BOWIEM KIELICH KRWI MOJEJ NOWEGO PRZYMIERZA, KTÓRA ZA WIELU BĘDZIE WYLANA NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW” (Mt 26, 28). Te dwa zdania zawierają w sobie całą tajemnicę Mszy.
Pan Jezus mówi: „TO JEST CIAŁO MOJE”. Już pierwsze słowo: „TO” oznacza dokładnie „to, co tutaj mam”. Kiedy pytamy: „Co TO jest?”, oczekujemy w odpowiedzi słowa czy wyrażenia, które odda naturę danej rzeczy. Pytam was „Co to jest?”, a wy odpowiadacie, że to stół – słowo „TO” odnosi się do czegoś obecnego przed wami, ale raczej do jego trwałych przymiotów, do jego natury, do istoty rzeczy. Nie odpowiadacie na przykład: „To jest białe” albo: „To jest duże”, ale raczej: „To stół”. Czym innym byłoby zapytanie: „Jakie to jest duże?” czy: „Jaki to ma kolor?”. Odpowiedzi na te pytania powiedziałyby nam coś innego, nie powiedziałyby jednak, CZYM jest dana rzecz. Wiele rzeczy jest dużych i białych – zarówno samochód, jak i budynek mogą być równocześnie duże i białe, nikt jednak chyba nie pomyliłby jednego z drugim. Tak więc kiedy Zbawiciel mówi: „TO” z zdaniu „TO JEST CIAŁO MOJE”, nie odnosi się do koloru ani wielkości tego, co się przed Nim znajduje, ale raczej do natury tej rzeczy, albo tego, co moglibyśmy nazwać jej substancją. Nazywamy to substancją, gdyż jest tym, co „sub-stare”, czyli tym, co „stoi za” czy też „kryje się za” przymiotami danej rzeczy. Możemy pomalować samochód na czarno lub żółto, nadal jednak pozostanie on samochodem. Zewnętrzne przymioty odpowiadają temu, „jak” lub „w jaki sposób” rzecz może istnieć. A jednak Pan Jezus mówi: „TO”. Oznacza to, że w momencie wypowiadania tych słów, odnosi się do substancji tego, co znajduje się przed Nim.
Zauważmy też, że Pan Jezus nie mówi: „to przedstawia”, „to będzie” czy nawet „niech będzie” [warunkowo]. Mówi po prostu: „JEST”, czyli w czasie teraźniejszym. Stwierdza prosty fakt, identyczność podmiotu z orzeczeniem. Nie wyraża pragnienia czy życzenia, ale prosty fakt. Następnie mówi: „CIAŁO MOJE”. Utożsamia naturę tego, co trzyma w swych dłoniach, ze swoim prawdziwym Ciałem. Chrystus Pan mówi: „TO JEST CIAŁO MOJE”, stwierdzając w ten sposób, że natura tego, co trzyma w dłoniach, jest substancjalnie [substantialiter] ta sama, co natura Jego Ciała.
Pan Jezus nie powiedział też nic „o pewnej ilości” czy „pewnej wielkości”, czy o jakiejkolwiek innej cesze, a jedynie o naturze rzeczy. Stąd cud Najświętszej Eucharystii: kolor, wielkość, kształt i wszystko, co moglibyśmy nazwać „akcydensami” rzeczy pozostają te same, jednak ich natura się zmienia. Pan Jezus, poprzez prosty akt wypowiedzenia tych słów, dokonuje tego, co wcześniej obiecał: daje swe Ciało za pokarm, substancjalnie i rzeczywiście obecne pod postaciami chleba.
Następnie Zbawiciel mówi: „TO JEST BOWIEM KIELICH KRWI MOJEJ NOWEGO PRZYMIERZA, KTÓRA ZA WIELU BĘDZIE WYLANA”. Utożsamia „TO” z zawartością kielicha, ponieważ często płyn bierze nazwę od naczynia, w którym się znajduje, często mówimy butelka wody, a nie po prostu woda i odwrotnie, mówimy: „Daj mi trochę wody”, mając w rzeczywistości na myśli: „Podaj mi butelkę z wodą”, ponieważ płyny ze swej natury umieszczane są w pojemnikach.
Zwróćmy też uwagę na kolejne słowa: „ZA WIELU BĘDZIE WYLANA”. Pan Jezus mówi w istocie o przelewaniu swej Krwi nie w czasie przyszłym, ale teraźniejszym. Mówi o przelewaniu swej Krwi w akcie ofiary, o sakramentalnym oddzieleniu swego Ciała od Krwi, podobnie jak krwią baranka paschalnego, który spożyty został na krótko przedtem przez dwunastu Apostołów, skropiono uprzednio ołtarz świątyni.
Zbawiciel wspomina też o powodzie, dla którego ofiaruje swą Krew: „ZA WIELU”. Podobnie jak krew baranka paschalnego uratowała od pewnej śmierci tych, których drzwi namaszczone zostały jego krwią, również Pan Jezus ofiaruje swą Krew i namaszcza wargi tych, którzy składają ofiarę za odpuszczenie grzechów członków rodziny Bożej.
Zbawiciel powiedział bowiem Apostołom: „To czyńcie, ilekroć pić będziecie, na moją pamiątkę”. Pan Jezus nakazuje im „czynić to”, czyli czynność wykonaną właśnie przed ich oczyma. Mówi również: „na moją pamiątkę”. Nie mówi: „wspominając mnie” w rozumieniu ceremonii upamiętniania, ale „na moją pamiątkę”, czyli w akcie kontynuującym to, co On uczynił, i uobecniającym to, co spełnił w ofierze. Z tego powodu kapłan podczas Mszy nie mówi: „To jest Ciało Chrystusa”, ale „TO JEST CIAŁO MOJE”, działając, jak mówimy, in persona Christi, w osobie Chrystusa, z władzą dokonywania tego samego aktu, jaki spełnił Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy i na Kalwarii.
Ofiara Mszy jest więc tym samym, co Ofiara Krzyżowa – jedyna różnica polega na sposobie, w jaki jest dokonywana. Na krzyżu fizyczne Ciało i Krew Pana Jezusa oddzielone zostały od siebie poprzez ręce oprawców, w które dobrowolnie się oddał. Podczas Mszy natomiast fizyczne Ciało i Krew Zbawiciela rozdzielane są pod postaciami chleba i wina, poprzez ręce wyświęconych do tego celu sług ołtarza, w celu zastosowania tych zasług, które wysłużył On na Krzyżu w jedynej Ofierze, odnawianej na chrześcijańskich ołtarzach. Jest to ta sama ofiara, inny jest jedynie sposób jej dokonywania – jest to ofiara przebłagalna, podobnie jak Ofiara Krzyżowa, składana dla zastosowania zasług wysłużonych przez Ofiarę Kalwarii.
Św. Paweł w 13 rozdziale Listu do żydów pisze: „Mamy ołtarz, z którego nie mają prawa jeść ci, którzy przybytkowi służą”. Ołtarz implikuje ofiarę, ofiarę nie będącą ofiarą Starego Prawa czy też ofiarą tych „którzy przybytkowi służą”. Oznacza ofiarę doskonalszą od ofiar Starego Prawa, ofiarę, którą sprowadzającą na ołtarz Jezusa Chrystusa, uświęcającego ludzi swą własną Krwią, jak pisze św. Paweł w innym miejscu tego samego rozdziału.
Stąd fundamentalna prawda dotycząca Ofiary Mszy: jest to ofiara przebłagalna. Ta ofiara, którą składa Zbawiciel za nasze grzechy podczas Mszy św., jest tak często wspominana w starożytnej literaturze chrześcijańskiej, że podawanie tu tych przykładów byłoby zbyteczne. Byłoby bardzo ciekawe ukazać niezwykłą ciągłość nauki Kościoła dotyczącej Mszy św., wymagałoby to jednak znacznie więcej czasu i mogłoby stanowić temat osobnej konferencji. Przedstawmy więc w zwięzły sposób naukę Kościoła, która została w sposób nieomylny i niezmienny zdefiniowana przez Sobór Trydencki podczas jego XXII sesji. Poniżej przedstawimy obszerny fragment dokumentów przyjętych podczas tej sesji , który posłuży nam później jako punkt odniesienia podczas analizy nowego rytu Mszy. Chociaż podczas konferencji nie zaleca się generalnie przytaczania długich cytatów, niemniej jednak uważam, że sobór zdefiniował naukę w sposób tak jasny, że żadne moje słowa nie mogłyby oddać tego lepiej.
Sobór Trydencki uczy:
„A ponieważ w Boskiej ofierze, dokonującej się we Mszy św. jest obecny i w sposób bezkrwawy ofiarowany ten sam Chrystus, który na ołtarzu krzyża ‘ofiarował samego siebie’ (Hbr 9, 27) w sposób krwawy, przeto naucza św. sobór, że ofiara ta jest prawdziwie przebłagalna (kan. 3). Przez nią bowiem, kiedy przystępujemy do Boga ze szczerym sercem i prawdziwą wiarą, z bojaźnią i ze czcią, skruszeni i pokutujący ‘otrzymujemy miłosierdzie i znajdujemy łaskę w stosownej chwili’ (Hbr 4, 16). Tą ofiarą Pan przebłagany, udzielając łaski i daru pokuty, odpuszcza przestępstwa i grzechy, nawet bardzo wielkie. Jedna przecież i ta sama jest Hostia, jeden i ten sam poprzez posługę kapłanów Składający ofiarę, który wówczas ofiarował samego siebie na krzyżu, tylko sposób ofiarowania jest inny. Tej to krwawej ofiary otrzymujemy przeobfite owoce przez tę niekrwawą, która daleko jest od tego, by w jakikolwiek sposób uwłaczała pierwszej (kan. 4). Dlatego też słusznie bywa ofiarowana nie tylko za grzechy, kary, zadośćuczynienia i inne potrzeby wiernych żyjących, ale według tradycji apostolskiej także za zmarłych w Chrystusie, którzy jeszcze nie zostali całkowicie oczyszczeni (kan. 3)”.
Widzimy tu trzy fundamentalne prawdy, w sposób konieczny związane z katolickim rozumieniem Ofiary Mszy:
1. Msza jest prawdziwą ofiarą, którą Zbawiciel pozostawił nam poprzez ustanowienie Eucharystii.
2. Polega ona na złożeniu Jezusa Chrystusa w sposób bezkrwawy, w tej samej ofierze, którą złożył On na krzyżu ofiarując samego siebie Ojcu jako Żertwa. Ofiara ta jest identyczna z Ofiarą Krzyża pod tym względem, że ten sam jest Kapłan oraz Żertwa, różny jest jedynie sposób ofiarowania.
3. Ofiara ta ma więc wartość wynagradzającą, ponieważ Zbawiciel ofiarował się na krzyżu na odpuszczenie naszych grzechów.
Aby więc ryt Mszy był katolicki, czyli by wyrażał katolicką ideę chrześcijańskiej ofiary, musi on wyrażać równocześnie te fundamentalne prawdy. Istnieją z pewnością inne jeszcze aspekty ofiary Zbawiciela, jednak te trzy prawdy tworzą jak gdyby jądro tajemnicy. Gdyby ktoś zaprzeczył jednej z tych prawd, nie wyznawałby wiary katolickiej, ale jakąś inną, różną od niej religię.
Ponieważ prawdy te mają tak fundamentalne znaczenie dla naszej wiary, mamy prawo doszukiwać się jasnego ich wyrazu w rycie Mszy. Uczestniczymy we Mszy przede wszystkim dlatego, że zobowiązuje nas do tego nasza wiara – jesteśmy na Mszy, ponieważ naszym obowiązkiem jest oddanie czci Bogu i ponieważ potrzebujemy łask, jakie są skutkiem Mszy. Byśmy jednak mogli otrzymać te łaski, obrzędy i modlitwy towarzyszące ofierze, które nazywamy rytem Mszy, muszą pozostawać w zgodzie z wiarą. Ryt Mszy powinien wyjaśniać w sposób jasny i jednoznaczny przynajmniej te trzy wspomniane punkty, aby być w zgodzie z doktryną nauczaną przez Kościół od czasów apostolskich.
Część druga: doktryna nowej Mszy
Przyjrzyjmy się więc rytowi nowej Mszy i przeanalizujmy jej doktrynalne podstawy. Już na pierwszy rzut oka nowa Msza wydaje się być dość niejasna w wielu używanych przez siebie sformułowaniach. Wprowadza wiele słów i wyrażeń, których nie spotykamy w starym rycie – takich jak „napój duchowy”, które są bardzo niejednoznaczne, przez co często trudno jest zrozumieć ich znaczenie.
Na szczęśćcie wraz z rytem Mszy z roku 1969 został opublikowany ważny dokument zatytułowany Institutio Generalis Missalis Romani [IGMR], która służy jako wstęp do nowego mszału. Co ciekawe, o ile starożytny ryt posiadał na początku jedynie zbiór rubryk opisujących praktyczną celebrację Mszy (jak odprawiać Mszę, opis obrzędów), to nowy mszał jest pod tym względem bardziej ambitny. To wprowadzenie, jak stwierdził sam architekt nowego rytu [Notitiae 46, kwiecień 1969, s. 151], nie jest jedynie zbiorem rubryk, ale traktatem teologicznym, nie tylko duszpasterskim, ale również katechetycznym ze swej natury i niezbędnym do zrozumienia Mszy. Ciekawe też, że o ile stary ryt traktował fundamentalną naturę Mszy jako coś dobrze już znanego (mszał był w zasadzie jedynie praktycznym podręcznikiem do użytku kapłana), to tekst nowej Mszy opublikowany został ze wstępem doktrynalnym, którego intencją było przedstawienie teologicznych podstaw nowego rytu. Choć od tego czasu dokument ten podlegał wielu poważnym modyfikacjom – zwłaszcza w roku 2002 – będę przytaczał treść jego oryginalnej wersji, która opublikowana została z mszałem w roku 1969, a która najjaśniej oddaje intencje twórców nowego rytu.
Powierzchowne porównanie mszału Pawła VI z tym, który używany był przed nim od niepamiętnych czasów, wykazuje pewne podobieństwa pomiędzy oboma rytami: w obu mamy Kyrie eleison, Gloria, czytania i Credo, prefację oraz Sanctus, Komunię św. etc. Jednak bliższa analiza pierwszego z nich pokazuje, że pomimo pewnych podobieństw, zasadnicza struktura liturgii została zmieniona. Podczas gdy tradycyjna Msza ma strukturę ofiary, obejmującej przedstawienie ofiary, ofiarowanie oraz spożycie żertwy, to struktura nowej Mszy przypomina żydowską ucztę paschalną: berakah albo błogosławieństwo pokarmów, dziękczynienie oraz łamanie się chlebem i jedzenie.
Tradycyjny ryt Mszy, ze względu na fakt, że jest ona – jak Kościół zawsze utrzymywał – prawdziwą ofiarą, ofiarą czystą zapowiedzianą przez proroka Malachiasza (1, 11), skoncentrowany był na tajemnicy zawartej w słowach Konsekracji. Poniekąd cały ten ryt obraca się wokół jednego zasadniczego punktu, któremu służą wszystkie inne obrzędy. Ponieważ jako istoty ludzkie nie jesteśmy w stanie zrozumieć w całości tajemnicy, która dokonuje się w tym jednym momencie, ryt przebiega w sposób pedagogiczny, często odnosząc się do niekonsekrowanej hostii jako „Hostii” czy „Żertwy”, w antycypacji aktu, który ma wkrótce nastąpić, jak np. w Offertorium w modlitwie „Suscipe sancte Pater (...) hoc immaculatam hostiam”, „Offerimus tibi, hunc calicem salutaris (...)”. Podobnie, aby ukazać rzeczywistość Żertwy, czyni się odniesienia do Ciała Chrystusa Pana poprzez jego przymioty: „panem sanctum vitae aeternae” – można to zobaczyć zwłaszcza w rytach wschodnich, gdzie jeszcze bardziej akcentowana jest rzeczywistość żertwy ofiarnej. Tak więc w tradycyjnym pojmowaniu liturgii, Msza jawi się jako jedna, jedyna w swoim rodzaju akcja ofiarna, polegająca na uprzednim już rozważaniu, ofiarowaniu, urzeczywistnieniu, uwielbieniu i uczczeniu, a na koniec na spożyciu w jedności Ciała Mistycznego.
Jednak reformatorzy i autorzy nowego rytu uważali, że Eucharystia, jako ustanowiona podczas uczty paschalnej, powinna posiadać cechy wspomnienia. Dogłębna jedność z Ofiarą Krzyża, a nawet ofiarny charakter paschy, zostały więc osłabione, aby zaakcentować aspekt uczty upamiętniającej. Jest to oczywiste od samego początku tekstu IGMR, który w drugim paragrafie opisuje Mszę jako „celebrację Ostatniej Wieczerzy Pana”, którą nasz Pan ustanowił „jako pamiątkę swej Męki i Zmartwychwstania”. Zauważmy tu, że chociaż prawdą jest, iż Msza została ustanowiona podczas Ostatniej Wieczerzy, nie jest ona celebracją Ostatniej Wieczerzy – nie jest pamiątką w rodzaju jakiejś „rocznicy” czy przejawem nostalgii za Ostatnią Wieczerzą, w której uczestniczył sam Zbawiciel. Jest ona pamiątką jedynie w tym sensie, że w jej trakcie dokonuje się ta sama Ofiara, której dokonał Chrystus Pan. Msza uobecnia ponownie tę samą Żertwę i tego samego Kapłana, aby po raz kolejny spełnić tę samą ofiarę. Nie jest więc całkowicie poprawne twierdzenie, że Pan Jezus ustanowił Mszę „jako pamiątkę” – właściwsze byłoby powiedzenie, że ustanowił On Mszę na pamiątkę tej ofiary – jak tego naucza Sobór Trydencki – aby ofiara kontynuowana była i obecna w Kościele aż do końca czasów. Drugi paragraf IGMR wprowadza tu pierwszą niejasność – mogłoby to bowiem oznaczać, że Msza jest rodzajem wspomnienia Ostatniej Wieczerzy, co byłoby nieprawdą, albo też, że jest ona w jakiś sposób jej rekonstrukcją, co byłoby mniej więcej poprawne, ale bardzo niejasne.
Zauważmy również, że wyrażenie „jako pamiątkę swej Męki i Zmartwychwstania” jest po prostu błędne. Msza jest pamiątką jedynej Ofiary, będącej źródłem Odkupienia, podczas gdy Zmartwychwstanie jest raczej owocem z tej Ofiary wynikającym. Mówiąc ściśle – w Zmartwychwstaniu Pana Jezusa nie ma niczego ofiarnego, można natomiast powiedzieć, że Zmartwychwstanie jest owocem, jaki Pan Jezus czerpie ze swojej Ofiary. Nie dokonuje On wynagrodzenia za nasze grzechy poprzez Zmartwychwstanie. Przez Zmartwychwstanie nie spłaca długu Bożej sprawiedliwości, ale raczej otrzymuje nagrodę za swe posłuszeństwo, posłuszeństwo aż do śmierci krzyżowej, jak uczy nas św. Paweł. Zmartwychwstanie czyni owoce ofiary – tj. obfitość Bożej łaski – możliwymi do przyjęcia przez naszą naturę, nie ma jednak skutku ofiary. Czyniąc Mszę pamiątką równocześnie Męki jak i Zmartwychwstania, wprowadza się dwuznaczność, ponieważ Zmartwychwstanie nie na charakteru ofiarnego. Ktoś natomiast mógłby pośrednio wyciągnąć z cytowanego zdania wniosek, że pamiątka nie jest ofiarą, ale raczej prostym wspomnieniem całego dzieła odkupienia. Te niedokładne sformułowania, łączące dwa związane ze sobą, ale różne akty, można niestety znaleźć w całym Wprowadzeniu i samej nowej Mszy. Skutek tego jest taki, że niezwykle trudno jest odczytywać znaczenie jej tekstu w tradycyjnym katolickim znaczeniu.
Czym więc jest Msza? Drugi paragraf IGMR pozostawia nas w niepewności pod tym względem. A jednak Wprowadzenie podaje dalej, w artykule 7, definicję Mszy, definicję, będącą streszczeniem teologii wyrażanej przez nowy ryt:
„Wieczerza Pańska lub Msza jest świętym zgromadzeniem lub zebraniem ludu Bożego gromadzącego się razem, pod przewodnictwem kapłana, by celebrować pamiątkę Pana. Z tego powodu obietnica Chrystusa: ‘Gdzie są dwa albo trzej zgromadzeni w imię moje, tam ja jestem pośrodku nich’ lub trzech gromadzi się w imię moje, tam ja jestem pośród nich” (Mt 18, 20) stosuje się najpełniej do lokalnego zgromadzenia Kościoła”.
Widzimy więc, że Msza zredukowana została do roli zgromadzenia, wieczerzy. Termin „wieczerza” czy „uczta” używany jest we Wprowadzeniu ogólnym stale, podobnie jak w rycie samej nowej Mszy. Wprowadzenie określa również tę wieczerzę jako „zgromadzenie” „pod przewodnictwem kapłana”, które ma na celu celebrację pamiątki, dla przypomnienia tego, co Chrystus Pan uczynił w Wielki Czwartek.
Zauważmy, że w definicji tej nie ma najmniejszej nawet wzmianki o:
– Rzeczywistej Obecności Pana Jezusa w Eucharystii
– Rzeczywistości ofiary
– Sakramentalnej funkcji konsekrującego kapłana
– Wewnętrznej wartości Ofiary Eucharystycznej, niezależnej od obecności zgromadzenia.
Widzimy więc, że definicja zawarta we Wprowadzeniu ogólnym nie czyni odniesienia do żadnej z prawd dogmatycznych, mających zasadnicze znaczenie dla katolickiej nauki o Mszy św. Nie sposób znaleźć w niej nawet najmniejszego śladu żadnej z tych związanych z Mszą prawd, prawd będących dogmatami wiary, w które zobowiązani jesteśmy wierzyć. Nie ma w niej żadnej wzmianki o tym, że jest to ofiara, o jej związku z Ofiarą Krzyża ani o jej wartości wynagradzającej. Nie można w niej znaleźć śladu po żadnej z prawd, mających fundamentalne znaczenie dla właściwego rozumienia Mszy. Jakiekolwiek były intencje autorów Wprowadzenia ogólnego, rozmyślne pominięcie tych prawd dogmatycznych w definicji Mszy jest równoznaczne z ich kwestionowaniem. „Msza”, której definicję przedstawia Wprowadzenie, jest pozbawiona wszystkich cech charakteryzujących Mszę katolicką.
Jednak druga część owej definicji, poprzez swe pominięcia i dwuznaczności, zbliża się w niebezpieczny sposób do nauczania sekt protestanckich. Stwierdza ona, że obietnica Chrystusa: „Gdzie są dwa albo trzej zgromadzeni w imię moje, tam ja jestem pośrodku nich”, odnosi się w sposób absolutny do zgromadzenia wiernych. W ten sposób Wprowadzenie stawia obietnicę Pana Jezusa, odnoszącą się jedynie do Jego duchowej obecności poprzez łaskę, na tym samym poziomie jakościowym, co Jego realna i substancjalna obecność w rzeczywistości Ofiary Eucharystycznej. Obecność Zbawiciela w naszych duszach poprzez łaskę i wiarę jest jednak czymś różnym od Jego obecności w Najświętszym Sakramencie. Stawiając znak równości pomiędzy tymi dwoma formami obecności, z których jedna jest całkowicie duchowa, sugeruje się, że obecność Pana Jezusa w chlebie i winie jest również jedynie duchowa.
Można by oczekiwać, że Wprowadzenie ogólne wyjaśni tę bardzo niebezpieczną, jeśli nie wręcz heretycką dwuznaczność. Jednak w kolejnych artykułach wyjaśnienia takiego nie znajdujemy, Wprowadzenie przechodzi po prostu do podziału Mszy na „Liturgię Słowa” oraz „Liturgię Eucharystyczną”, gdzie przygotowywany jest „stół Słowa Bożego” oraz „stół Ciała Chrystusa”, aby wierni mogli otrzymać „pouczenie i pokarm”. Ale nawet ta kontrapozycja dwóch części Mszy jest niepoprawna, gdyż zdaje się sugerować, że mają one równą wartość – w istocie samo użycie terminu „stół” (mensa) zamiast „ołtarz” (altare) i zestawienie słowa Bożego oraz Ciała Chrystusa ponownie sugeruje, że obecność Chrystusa Pana na ołtarzu ma tę samą wartość, co Jego obecność na kartach Ewangelii. Poza tym, nie znajdujemy żadnego odniesienia do faktu, że Jezus Chrystus składa sam siebie w ofierze – jest On obecny jedynie jako „pokarm”, aby „posilić wiernych”. Te dwa wyrażenia – mimo że mogą być dopuszczalne, gdy używa się ich oddzielnie – przy użyciu łącznym jednak są po prostu nieprawdziwe.
W definicji podawanej przez Wprowadzenie ogólne nie sposób również, niestety, odnaleźć żadnej wzmianki o głównym celu Mszy, którym jest uwielbienie Boga poprzez ofiarowanie Drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej. Wspaniała modlitwa rozpoczynająca Offertorium w tradycyjnym rycie: „Przyjmij, Trójco Święta, tę ofiarę...” została usunięta. W istocie wszelkie wzmianki o ofierze składanej Trójcy Przenajświętszej zostały systematycznie usunięte z nowej Mszy – także końcowa inwokacja do Trójcy Świętej: „O Trójco Przenajświętsza, niechaj Ci miłym będzie hołd służby mojej”.
W tradycyjnej Mszy, takiej, jaka była odprawiana przez wieki, znajdujemy nieustanne odniesienia do jej celu: zadośćuczynienia Bogu za grzechy. Jednak nowy ryt, zamiast kłaść nacisk na ofiarę za odpuszczenie grzechów żywym i umarłym, podkreśla niemal wyłącznie aspekt „karmienia” i „uświęcania”. Lecz duchowe posilanie oraz uświęcanie wiernych są jedynie drugorzędnymi celami Mszy i to będącymi jedynie konsekwencją realizacji celu głównego, czyli ofiary za grzechy. Msza posiada wewnętrzną wartość zbawczą czerpaną z krwawej Ofiary Kalwarii, całkowicie niezależną od obecności wiernych, którzy mogliby w niej uczestniczyć. Msza posiada dla Boga wartość nieskończoną nie dlatego, że w jej wyniku ludzie dostępują uświęcenia, ale z tego powodu, że jest to ta sama ofiara, którą Jego umiłowany Syn złożył na krzyżu.
Zarzut: W Novus Ordo Missae kilkakrotnie używane jest słowo „ofiara”
W nowym rycie znaleźć można pewne wyrażenia sugerujące akcję ofiarną czy też samo słowo „ofiara”. Jednak nawet w tych miejscach zasadnicze znaczenie słowa „ofiara” zostało pomniejszone, jeśli wręcz nie zastąpione w całości przez nową doktrynę.
Ofiara, z samej swej natury, polega na oddaniu Bogu tego, co jest Mu miłe i przyjemne. Jednak z powodu grzechu pierworodnego żadna ofiara – poza ofiarą złożoną przez Chrystusa Pana – nie może być sama z siebie uważana za przyjemną i miłą Bogu. Pamiętać też należy, że w wyniku tego, iż człowiek przez grzech odłączył się od Boga, każda ofiara składana przez ludzi musi mieć aspekt wynagradzający.
Jednak nowy ryt Mszy wydaje się zmieniać samą naturę ofiary złożonej przez Pana Jezusa na krzyżu. Nie jest ona już postrzegana jako ofiarowanie nieskazitelnej Żertwy – Syna Bożego Ojcu, jako wynagrodzenie za nasze grzechy, ale raczej jako rodzaj wymiany darów pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Człowiek przynosi chleb, a Bóg czyni z niego „chleb życia”, człowiek przynosi wino, a Bóg zmienia je w „napój duchowy”. Jak mówi modlitwa nowego rytu:
„Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, owoc ziemi oraz pracy rąk ludzkich. Przynosimy go Tobie, aby stał się dla nas chlebem życia”.
Wyrażenia „chleb życia” i „napój duchowy” są oczywiście całkowicie mętne i mogą oznaczać cokolwiek. Po raz kolejny spotykamy się w tym miejscu ze wspomnianą już wcześniej dwuznacznością: zgodnie z nową definicją Mszy Chrystus jest obecny wśród swoich uczniów jedynie na sposób duchowy. Chleb i wino zmieniane są jedynie duchowo – nowa Msza nie używa słowa „substancjalnie”. Ta dwuznaczność równoznaczna jest z negacją fundamentalnego dogmatu, wedle którego Chrystus obecny jest rzeczywiście, substancjalnie i w całości pod postaciami sakramentalnymi. Co ważniejsze, we Mszy nie przedstawiamy Bogu w ofierze chleba i wina, ale jedyną ofiarę Jezusa Chrystusa. Nawet gdybyśmy byli w stanie zinterpretować wyrażenia „chleb życia” jako oznaczające w jakiś sposób Ciało Chrystusa, nadal będzie ono niepoprawne – nie ofiarujemy Bogu chleba, aby mógł on zostać zmieniony, ofiarujemy Mu – poprzez podwójną Konsekrację chleba i wina, gdzie Pan Jezus ofiarowany jest w sposób sakramentalny, samą Ofiarę Kalwarii. To właśnie ona jest miła Bogu, a nie „dzieła rąk ludzkich”, które skażone są przez grzech i błąd.
Na szczególną uwagę zasługuje również fakt, że we wszystkich modlitwach eucharystycznych usunięte zostały powtarzane wielokrotnie w starym rycie prośby, by Bóg przyjął tę ofiarę. Nie błaga się już Boga, by wejrzał na tę Ofiarę, mamy do czynienia z samym tylko dziękczynieniem za otrzymane dobrodziejstwa. Znikło zasadnicze rozróżnienie pomiędzy ofiarą Boską i ludzką, zatarta też została całkowicie zasadnicza wyjątkowość składanej w ofierze Żertwy. Nowy ryt Mszy nie wyraża już w sposób jasny tajemnicy krzyża. Została ona zaciemniona, ukryta, a przez to uczyniona nieczytelną dla wiernych.
Wprowadzenie ogólne nadaje terminowi „modlitwa eucharystyczna” (IGMR 1969, 54) następujące znaczenie:
„Całe zgromadzenie łączy się z Chrystusem w wyznawaniu wielkich rzeczy, jakie Bóg uczynił, i w składaniu ofiary”.
O jakiej ofierze jednak mowa? Kto ją składa? Nie ma żadnej odpowiedzi na te pytania. Następnie Wprowadzenie podaje następującą definicję:
„Rozpoczyna się centrum i szczyt całej celebracji: Modlitwa Eucharystyczna, modlitwa dziękczynienia i uświęcenia” (IGMR 1969, 54).
Skutki tej modlitwy zastępują więc przyczyny, o których nic się nie wspomina. Jednoznaczna wzmianka o celu ofiary, wyrażona w starym rycie w modlitwie „Suscipe, Sancta Trinitas...” została usunięta i nie zastąpiono jej niczym. Ta zmiana w modlitwach jest dowodem na fundamentalne przeobrażenie, jakie nastąpiło w samej doktrynie.
Powód, dla którego nie wspomina się już w sposób jednoznaczny o ofierze Pana Jezusa, jest dość prosty: osłabiona została bowiem centralna rola rzeczywistej obecności Pana Jezusa. We Wprowadzeniu ogólnym jest ona wspomniana tylko raz, i to jedynie w przypisie odnoszącym się do Soboru Trydenckiego – nawet wówczas mówi się o niej jednak w kontekście posiłku. Nigdy nie czyni się wzmianki o rzeczywistej i trwałej obecności Chrystusa w przeistoczonych postaciach – o Jego Ciele, Krwi, Duszy i Bóstwie. Nawet słowo „transsubstancjacja”, termin użyty przez Sobór Trydencki dla wyrażenia dogmatu wiary, jest przez Wprowadzenie całkowicie ignorowane. Z tekstu Mszy znikło obecne w tradycyjnym Offertorium wezwanie do Ducha Świętego, by przyszedł i zstąpił na ofiarę, by dokonać ponownie cudu Boskiej Obecności, tak jak niegdyś zstąpił do łona Najświętszej Maryi Panny. Jest to tylko jeden z przykładów całej serii przejawów deprecjonowania i negowania rzeczywistej obecności.
Wyrazem tej tendencji są gesty liturgiczne, jakie widzimy w nowym rycie. Starożytne i czcigodne praktyki, które wyrażały wiarę w rzeczywistą obecność, zostały zredukowane lub całkowicie pominięte. Na przykład przyklęknięcia: pozostały jedynie trzy przyklęknięcia kapłana i jedno wiernych w chwili konsekracji. Proszę zauważyć, że uprzednio kapłan przyklękał od razu, gdy wypowiedział słowa konsekracji, ponieważ wiara mówi nam, że w tym momencie – poprzez posługę kapłana – Chrystus staje się obecny na ołtarzu. Kapłan adoruje Go więc w tym właśnie momencie, a następnie podnosi Go tak, aby mógł być adorowany przez obecnych. Jednak w nowym rycie nie ma przyklęknięcia aż do momentu, w którym Pan Jezus ukazywany jest zgromadzeniu, jak gdyby to ono poprzez akt wiary powodowało Jego obecność na ołtarzu. Dwuznaczność ta potęgowana jest przez fakt, że za każdym razem, kiedy nowy ryt czyni jakieś odniesienia do obecności Pana Jezusa w sakramencie, systematycznie dodaje słowo „nobis”, „nam”, jak gdyby obecność Zbawiciela była skutkiem subiektywnej wiary zgromadzenia.
Nowy mszał nie wspomina już też o rozmaitych przepisach, zapewniających odpowiednie traktowanie świętych Postaci: o puryfikacji palców kapłana nad kielichem, o zabezpieczaniu ich przed kontaktem z rzeczami nieświętymi po konsekracji, o puryfikacji naczyń liturgicznych, która nie musi być już dokonywana natychmiast i nad korporałem, o nakrywaniu kielicha palką i konieczności złocenia wnętrza naczyń liturgicznych. Wszystkie starożytne przepisy ustanowione na wypadek upuszczenia Hostii zostały zastąpione jedną, niemal sarkastyczną instrukcją: „Należy ją z uszanowaniem podnieść”.
Dziękczynienie nie jest już obecnie odprawiane w postawie klęczącej, zastąpione zostało przez groteskową praktykę, podczas której kapłan oraz obecni czynią dziękczynienie siedząc (co jest logiczną konsekwencją przyjmowania Komunii na stojąco). Komunia na rękę, praktyka nigdy nie tolerowana przez Kościół, stała się obecnie normą.
Wszystkie owe pominięcia są dodatkowym świadectwem tego, w jak radykalny sposób wiara w dogmat o rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii jest obecnie w praktyce pośrednio – jeśli ręcz nie otwarcie – negowana.
Forma konsekracji
Te zewnętrzne zmiany rytu są wyrazem fundamentalnego przeobrażenia w doktrynie dotyczącej rzeczywistej obecności Chrystusa i natury ofiarnego aktu Mszy. Można to dostrzec również w zmianie tego, co stanowi serce Mszy, czyli w słowach konsekracji, wypowiadanych w momencie, gdy kapłan urzeczywistnia obecność Chrystusa Pana na ołtarzu w akcie sakramentalnej ofiary.
W starym mszale istniało wyraźne, odzwierciedlone w typografii oddzielenie kontekstu historycznego oraz samych słów konsekracji: kapłan musiał wypowiadać je wyraźnie i oddzielnie od reszty tekstu, ponieważ dokonywał w tej chwili akcji sakramentalnej, akcji in persona Christi, a nie tylko czytał pewien fragment Ewangelii. Jednak w nowej Mszy nie zachowuje się już wyraźnego rozróżnienia pomiędzy akcją sakramentalną a jej historycznym kontekstem – w istocie Wprowadzenie ogólne nazywa je „relacją historyczną”, nie rozróżniając pomiędzy słowami, które powodują to, co oznaczają, a prostą relacją z wydarzenia historycznego.
W starym mszale konsekracja była formułą sakramentalną, odpowiednio wypowiadaną, a nie jedynie relacją czy wspomnieniem historii o ustanowieniu sakramentu. Można to zobaczyć w tekście samej Mszy, gdzie słowa św. Pawła: „Mysterium fidei” „Tajemnica wiary”, wstawione zostały w słowa Pana Jezusa, jako natychmiastowy wyraz wiary kapłana w tajemnicę, którą Kościół urzeczywistnia poprzez hierarchiczne kapłaństwo. W nowej Mszy jednak słowa te („Tajemnica wiary”) wypowiadane są pod koniec podwójnej konsekracji, a wierni odpowiadają: „Śmierć Twoją głosimy Panie Jezu (...) i oczekujemy Twego przyjścia w chwale”, czyniąc aluzję do drugiego przyjścia Chrystusa – na Sąd Ostateczny. Bez najmniejszej pauzy wierni wyrażają swe oczekiwanie na Chrystusa dokładnie w momencie, kiedy jest On substancjalnie obecny na ołtarzu – jak gdyby prawdziwe przyjście Chrystusa miało się dokonać dopiero na końcu czasów, a nie podczas każdej Mszy.
Rola wiernych
Eschatologiczny akt wiary wypowiadany przez zgromadzenie pod koniec podwójnej konsekracji jest charakterystyczny dla nowej wizji Kościoła jako wspólnoty. W nowym rycie rola przypisywana wiernym jest absolutnie autonomiczna i stąd kompletnie fałszywa. Widzimy to nie tylko w nowej definicji Mszy jako „świętego zgromadzenia lub zebrania ludu”, ale też w obsesyjnych odniesieniach do wspólnotowego charakteru Mszy. Wprowadzenie ogólne wprowadza nieznane dotąd rozróżnienie pomiędzy „Mszą ze zgromadzeniem” i „Mszą bez zgromadzenia” (IGMR 1969, 33). Opisuje też Modlitwę Wiernych jako część Mszy, podczas której „Lud wykonując swój urząd kapłański, wstawia się za całym rodzajem ludzkim” (IGMR 1969, 34).
Tak więc rola wiernych podniesiona została i zrównana z rolą kapłana, który jedynie „przewodniczy celebracji”, jak to stwierdza definicja podawana przez Wprowadzenie ogólne. W nowym rycie rola kapłana jest konsekwentnie pomniejszana, zmieniana i fałszowana.
Kapłan jest obecnie raczej przewodniczącym, niż wyświęconym sługą ołtarza, odprawiającym Mszę in persona Christi. Jest takim samym człowiekiem, jak inni członkowie zgromadzenia, kimś delegowanym przez lud. Kiedy Wprowadzenie ogólne mówi o części Mszy, w której nad darami wzywany jest Duch Święty, a która to część tradycyjnie nazywa się epiklezą (według Greków w tym właśnie momencie dokonuje się przeistoczenie), czyni to, przypisując wypowiadane prośby anonimowo całemu Kościołowi. Część należąca do kapłana znikła (IGMR 1969, 55). Również nowy obrzęd pokutny rozpoczynający Mszę ma obecnie charakter kolektywny – odtąd kapłan nie jest już sędzią, świadkiem i rzecznikiem wobec Boga. Logiczną konsekwencją jest zniesienie udzielanego po obrzędzie rozgrzeszenia – kapłan jest obecnie „zintegrowany ze swymi braćmi”. Komunia kapłana była rytualnie oddzielna od Komunii wiernych – również to ważne rozróżnienie została zniesione.
Ponadto w nowym rycie nie mówi się ani słowa o władzy kapłana jako „ofiarnika”, nie jest on już przedstawiany jako człowiek, który ma moc konsekrować, „wziętym spomiędzy ludu”, jak to mówi św. Paweł w Liście do żydów (Hbr 5).
Być może ten właśnie aspekt najjaśniej pokazuje nam intencje reformatorów – zredukowanie kapłaństwa z funkcji sakramentalnej do roli urzędu przewodniczenia celebracji. Nie ma już ofiary, nie potrzeba więc też kapłana – stad jest on obecnie zastępowany przez świeckich. Ponieważ kapłaństwo związane jest wewnętrznie z ofiarą, kiedy znosi się ofiarę, to samo spotkać musi i kapłaństwo.
Konsekwencją tego jest radykalna zmiana w architekturze kościołów zbudowanych po wprowadzeniu nowej Mszy. Uprzednio, we wszystkich kościołach zbudowanych przed rokiem 1969, widoczna jest wyraźna intencja architekta: skupić całą uwagę ludu na ołtarzu. Ołtarz skupiał uwagę na jednym punkcie i ku temu punktowi skierowane były wszystkie ceremonie. Kapłan stał pomiędzy ludem a ołtarzem, jako że była to jego funkcja, był rzecznikiem ludu przed Bogiem, tym, który składał ofiarę za grzechy swoje i grzechy ludu. Najświętszy Sakrament umieszczony był nad głównym ołtarzem, ponieważ jest On konkluzją ofiary ustanowionej jako wieczna pamiątka Ofiary Zbawiciela, a Pan Jezus obecny jest w tym sakramencie jako Żertwa, wstawiając się za nami u Boga i udzielając nam łask, których tak bardzo potrzebujemy.
Jednak w nowych kościołach uwaga skupia się gdzie indziej: są one skoncentrowane na zgromadzeniu. Kapłan, jako przewodniczący, umieszczony jest pośrodku, twarzą do ludu, jako że zgodnie z nową definicją Mszy Chrystus Pan obecny jest raczej pośród nich, niż na ołtarzu. W rzeczy samej nowe kościoły nie mają absolutnie sensu bez obecności zgromadzenia i z tego właśnie powodu są one często zamknięte, kiedy nie odprawia się w nich nabożeństwa. Jest to wbrew tradycyjnej praktyce, zgodnie z którą kościoły powinny być otwarte, pozostawione do dyspozycji ludzi, którzy pragnęliby pomodlić się do Zbawiciela obecnego na ołtarzu. Nowe doktryny wymagają nowych praktyk, a poprzez nowe praktyki promulgowane są nowe doktryny.
Konkluzja
Tak więc kończąc nasz krótki wykład na temat rytu nowej Mszy, poczyńmy kilka spostrzeżeń:
Po pierwsze, nowa Msza jako taka nie jest wyrazem katolickiej doktryny o Mszy zdefiniowanej przez Sobór Trydencki. A ponieważ doktryna ta jest fundamentalnym raison d’être Mszy, samą podstawą tego, co liturgia powinna wyrażać, musimy stwierdzić, że nowy ryt Mszy jest sam w sobie oraz z siebie zły. Jest zły w ściśle teologicznym sensie tego słowa, którym jest brak dobra, jakie rzecz powinna posiadać. Jest wewnętrznie zły w tym sensie, że nie jest to jedynie kwestia interpretacji czy sposobu odprawiania nowej Mszy. Sam w sobie ryt ten nie wyraża prawd wiary, które powinien wyrażać. Nawet gdyby momentami jego dwuznaczne sformułowania mogły być interpretowane w tradycyjnym sensie, już sam fakt, że ryt nie wyklucza interpretacji heretyckiej, wystarcza, by go odrzucić jako nieodpowiedni do użycia przez katolików. Liturgia z samej swej natury musi być wyrazem wiary, a więc każdy katolik ma prawo i obowiązek widzieć w niej precyzyjną i jasną definicję wiary katolickiej, jasno wyrażającej to, w co katolicy wierzą odnośnie do tajemnicy, którą celebrują.
Kiedy jednak mówimy, że nowy ryt Mszy jest sam w sobie zły, nie sugerujemy w ten sposób, że ludzie czy nawet kapłani, którzy go używają, są złymi ludźmi, ponieważ wielu uczestniczy w tej Mszy po prostu z ignorancji albo fałszywie rozumianego posłuszeństwa. Częstokroć nie znają oni po prostu niczego innego. Ponieważ jednak nowa Msza nie jest wyrazem wiary katolickiej, stanowi ona w bardzo realnym sensie zagrożenie dla wiary, okazję do grzechu utraty wiary. Modląc się słowami, które są celowo dwuznaczne, narażamy się na niebezpieczeństwo przyjęcia heretyckich i fałszywych poglądów.
Tak więc w praktyce nikomu nie wolno uczestniczyć w nowej Mszy, podobnie jak nie wolno uczestniczyć w liturgii prawosławnej czy protestanckiej – i to z tych samych powodów, ponieważ stanowiłoby to zagrożenie dla jego wiary.
Niektórzy mogą wysuwać obiekcję, że przecież nowa Msza promulgowana została przez Stolicę Apostolską, a więc nie może zawierać żadnego błędu ze względu na nieomylność papieską. Jest to po prostu nieprawda. Nieomylność papieża nie dotyczy każdego aktu, jaki on wykonuje, ogranicza się jedynie do przypadków, gdy definiuje on doktrynę dotyczącą wiary i moralności, będącą częścią Bożego Objawienia. Nieomylność ta nie dotyczy tworzenia nowych doktryn, ale jedynie definiowania zawsze wyznawanych prawd. Nigdy w historii Kościoła papież nie stworzył nowego rytu Mszy, o dopuszczalności danego rytu Mszy decydowało prawo zwyczajowe, a nie fakt, że został on promulgowany przez papieża. Gdyby prawdą było, że papież ma władzę tworzenia nowych rytów, niewątpliwie moglibyśmy znaleźć jakieś świadectwa historyczne tego faktu, jednak w rzeczywistości papieże zawsze mówią o tym, co otrzymali od swych poprzedników, a nie o tym, co sami stworzyli. Mówiąc wprost: sam fakt, że ryt ten został promulgowany przez papieża, nie zmienia istoty rzeczy, zwłaszcza gdy dotyczy to nowości niespotykanej nigdy w historii Kościoła.
Nawet jednak odnośnie do prawomocności promulgacji Nowej Mszy można mieć uprawnione wątpliwości – z powodów nie tylko doktrynalnych, ale i kanonicznych, oraz niemal pewnej niemożności, by prawo mogło znieść to, co było odwiecznym zwyczajem. Owa kanoniczna nieważność jest jednym z powodów, dla których znajdujemy się dziś w absurdalnej sytuacji kanonicznej, zwłaszcza po motu proprio Benedykta XVI Summorum pontificum, w sytuacji, w której mamy dwa sprzeczne ze sobą prawa powszechne rządzące tą samą kwestią w Kościele – to jednak mogłoby stanowić temat odrębnej konferencji.
Niestety, pomimo faktu, że temat naszej konferencji jest wystarczająco obszerny, byśmy mogli kontynuować ją jeszcze długo, musimy ograniczyć się do tego, co już zostało powiedziane, czyli mówiąc w skrócie: że nowy ryt Mszy nie wyraża doktryny Kościoła katolickiego dotyczącej Ofiary Mszy, a więc nie jest katolicki.
Możemy więc zobaczyć, jak wielka jest rola Tradycji, zwłaszcza w naszych czasach. Kwestia nowej Mszy i dylemat, przed jakim stawia ona każdego katolika, nie jest jedynie sprawą łaciny, kadzidła czy chorału gregoriańskiego. To kwestia dotykająca samego serca naszej wiary. Nie chodzi jedynie o piękno rytu, ale o prawdę, jaką on wyraża. Nie chodzi jedynie o piękno budynków przeznaczonych do kultu Bożego, które nasi przodkowie wznosili kosztem wielkich poświęceń, ale o samą Ofiarę, dla której je wznosili. To kwestia zachowywania tej tradycji, która uczyniła Polskę tym, czym jest, i będącą jedyną drogą, dzięki której może ona zachować swą tożsamość – kwestia wiary katolickiej. To wiara katolicka stworzyła wasz kraj, to Ofiara Mszy go uświęciła i uczyniła narzędziem obrony Chrześcijaństwa, to Ofiara Mszy dawała siłę waszym przodkom, cierpiącym tak długo pod obcą okupacją. Macie obowiązek zachować tę Ofiarę, trzymać się tego testamentu naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, który spisał nam On swoją własną Krwią. Nie zdradzajcie tego testamentu, który przekazali wam wasi przodkowie. Tak jak przetrwali oni okupację ze strony fizycznych wrogów chrześcijaństwa, tak wy musicie przetrwać okupację Kościoła przez modernistów i tych, którzy niszczą go od wewnątrz. I z łaską, która wypływa z Mszy, będziemy nadal trzymać się tego, czego musimy być pewni, gdyż Zbawiciel obiecał, że nawet bramy piekielne nie przemogą Kościoła. Tak długo, jak zachowywana jest Jego Ofiara, żadne moce piekielne nigdy nad nami nie zapanują. Tak więc, drodzy przyjaciele, prośmy w sposób szczególny Matkę Bożą, by zachowała nas blisko krzyża, podobnie jak On przy nim stała, blisko ofiary naszego Pana Jezusa Chrystusa, którą On kontynuuje w Najświętszej Ofierze Mszy, byśmy poprzez owoce Mszy mogli cieszyć się życiem, które nie ma końca – którego to szczęścia życzę każdemu z was. Dziękuję za waszą uwagę i niech Bóg obdarzy was swoim błogosławieństwem.