Rozdział XIII.
Góra Kali’Gryf, Królestwo Gryfonii. Grudzień, 1251.
Płomień samotnej pochodni migotał, ledwo oświetlając hol prowadzący do spiżarni.
- Król wyraził zgodę. Ale ja nie jestem przekonany. Król może zlecać nam misję, ale to ja
decyduję, jak je wykonamy. I nie podoba mi się pomysł ciągania ze sobą szalonej kucykowej
bogini.
Gilda wzruszyła ramionami.
- Nie wydaje mi się, żeby Screwball była szalona. A już na pewno nie jest żadną boginią. Ale
ma coś wspólnego z boskością. Powiedziała, że została “stworzona z esencji Discorda”, co jak
sądzę, jest możliwe. Co prawda dwie minuty później nie pamiętała, że to powiedziała, ale ja
wiem, że tak było. Nie wiem, czy mówiła prawdę, czy nie, ale wiem, że ciągle jest tylko
kucykiem.
- Pogubiłem się już, Gil. Ona lata, wchodzi ci do głowy, a do tego mówi o przyszłości, jakby się
już wydarzyła, a o przeszłości, jakby dopiero miała nadejść. To w końcu jest boginią czy nie?
- Myślę, że jest kucykiem z częścią duszy boga zaklętą w sobie. Nie potrafi kontrolować tej
mocy, nie potrafi sobie tego nawet wyobrazić. Jest całkowicie ograniczona możliwościami
swojego ciała. Mam na myśli pojmowanie, pamięć i oczywiście bariery fizyczne. Ale posiada
jednocześnie boskie połączenie ze Strumieniem, więc może--
- Znowu się nakręcasz, Gilda. - przerwał jej wywód Rodric. - Ja nie spędziłem połowy życia,
studiując mitologię kucyków.
- To nie jest żadna mitologia, Rodric. To jest... Eh, jakby to powiedzieć. To źródło magii.
Źródło świadomości. Nieskończona studnia możliwości. Twój umysł to maleńka część
Strumienia zawarta w twoim mózgu. Używając magii, czerpiesz moc z odnóg Strumienia. Z
tego wynikają predyspozycje danych osobników do używania danego typu magii - łatwiej jest
czerpać moc z tych odnóg, do których twoja świadomość jest dostrojona. Najlepszym tego
przykładem są urocze znaczki kucyków odpowiadające ich osobowości i talentom, ale każda
świadoma istota--
- Lwia mać, Gil, nic dziwnego, że Król cię nam przysłał. Na pewno się tobą znudził i pomyślał,
że przysłanie nam bełkoczącego skryby będzie dobrym żartem. Chcę jasnej odpowiedzi - czym
jest Screwball?
- Jej umysł jest umysłem kucyka. Małym i ograniczonym, bo tyle jest w stanie pomieścić jej
mózg. Ale jej połączenia ze Strumieniem nie ogranicza nic. Jej życie jest jedną wielką galerią
obrazów - przyszłość, przeszłość, inne miejsca, wszystko. I ma ogromną magiczną moc. Do
tego stopnia, że łatwiej jest jej używać magii niż swojego ciała.
- No, dobra. Więc jest zwariowanym, bardzo potężnym kucykiem. A my powinniśmy jej
zaufać i pomóc jej w misji, mającej wstrząsnąć światem, bo ona mówi, że chce tylko zabić
swoją królową. - zamilkł na chwilę. - Gilda, jesteś tak samo szalona, jak ona, jeśli wydaje ci
się, że to dobry pomysł.
Nagle w ich umysłach rozległ się znajomy, dźwięczący głos.
Hej, to znowu ja. Teraz jest ten moment, w którym mam ci pomóc!
Rodric i Gilda gwałtownie odwrócili się w stronę drzwi do spiżarni. Screwball unosiła się nad
progiem, tym razem zwrócona właściwą stroną do góry. Jej okowy zniknęły. Rodric bez
wahania rzucił się w jej stronę, celując w nią szponami. A w następnej chwili uderzał już
głową o ścianę po drugiej stronie holu.
Mamy teraz współpracować! Gilda powiedziała Królowi to, co miała powiedzieć, wy sobie
porozmawialiście, więc teraz jesteśmy kolegami. A koledzy pomagają sobie wzajemnie!
Gilda rzuciła się, żeby pomóc Rodricowi wstać, ale on był już w pionie.
- Jeśli chcesz zaatakować Szpona, kucyku, lepiej zastanów się najpierw, czy jesteś w stanie
skończyć walkę. - zawarczał, po czym przetoczył się po ziemi i odbił od ziemi, próbując
uderzyć klacz od dołu.
Tym razem z kolei uderzył w sufit, po czym upadł z hukiem na ziemię.
Rodric. Nie bądź głupim ptaszkiem. Gilda, powstrzymaj go, proszę.
Gilda zaś patrzyła tylko na nią, nie wiedząc, co ma zrobić.
Rodric tymczasem znowu podniósł się z ziemi.
- Zabijałem już jednorożce, kucyku. Jednorożce silniejsze od ciebie. I używające takich
samych sztuczek.
W porządku!
Gryf zbliżał się do niej, krążąc powoli wokół pomieszczenia.
- Nie jesteś żadną boginią, prawda? Jesteś tylko dziwakiem, znającym kilka sztuczek.
Może. Sama nie wiem.
- Od początku ci nie ufałem. Nasz Król-kucofil i jego skryba mogli ci wierzyć. Niech czytają
sobie wasze książki i fantazjują o walkach kucykowych bogów. Ale ja nie oddam swoich
Szponów jakiejś zwariowanej, nieparzystokopytnej bestii!
Hm. Możemy mieć problem. Nie pamiętam, co w tej chwili zrobiłam. I nie pamiętam, czy cię
jeszcze zobaczę.
- Nie, nie zobaczysz, wariatko. - z tymi słowami wystrzelił w powietrze i jednym
machnięciem skrzydeł zgasił pochodnię, po czym zaszarżował w stronę kucyka. Chociaż nie
miała szans go zobaczyć, Gilda instynktownie podążyła za nim wzrokiem. A w chwili, w
której spodziewała się odgłosu uderzenia, nie usłyszała zupełnie nic.
Po kilku sekundach w jej głowie rozległ się głos.
Ups. Chyba naprawdę mamy problem. A ja kompletnie nie pamiętam, co się teraz stało.
Zapal pochodnię, proszę. I nie wściekaj się! To nam teraz nie pomoże.
Gilda podeszła do pochodni i zapaliła zapałkę. Rozpalenie pochodni nie zajęło jej wiele czasu -
jednym z jej obowiązków było dbanie o oświetlenie kompleksu. Rozejrzała się po
pomieszczeniu. Było zupełnie puste. Krzesła i stoły znikły. Rodric też. Znikło wszystko oprócz
jej samej i Screwball, która wisiała w powietrzu. Jej oczy kręciły się we wszystkie strony, a
uśmiech lekko zbladł.
- Screwball. Gdzie jest Rodric?
Nie wiem.
Serce gryfki zaczęło walić jak oszalałe.
- Co mu zrobiłaś?!
Odesłałam go.
- Co? Gdzie? Wszystko z nim w porządku?!
Pewnie nie. Jest dużo więcej miejsc, w którym nie jest z nim w porządku, niż jest. Na jej
twarzy znowu malował się zwyczajny, nieobecny uśmiech. Powiem ci, jeśli go znowu
zobaczę!
Gilda zachwiała się.
- Za-zabiłaś go?
Może. Pewnie tak. To znaczy, jest szansa, że jest gdzieś w kosmosie, albo zakopany milę pod
ziemią. Albo jest w jakiejś skale. Z jakiegoś powodu częściej widzę skały niż kosmos. Haha, nie
uwierzyłabyś, gdybym ci powiedziała, jak cienki jest świat, na którym żyjemy. Większość
tego, co widzę, jest puste.
- Dlaczego to zrobiłaś? Nie mogłaś, nie wiem, po prostu go uśpić? Albo przenieść w inne
miejsce w pokoju, jak wcześniej?
Nie widziałam pokoju.
- I co z tego? Na bogów, Screwball, nie możesz tak... tak...
Nie pamiętałam pokoju. Pamiętałam tylko, że coś chce mi zrobić krzywdę. Więc odesłałam to
coś w jedno z miejsc, które widziałam.
- On miał rację. Jesteś niebezpieczna. Jesteś cholernie niebezpieczna.
Nie bądź taka! On chciał mnie skrzywdzić. A jego umysł był zupełnie zablokowany, więc nie
mogłam go widzieć, nie mogłam zrobić nic innego! Dzwonki w jej głowie przybrały
złowieszczą nutę. Gilda, jesteśmy przyjaciółkami i pamiętam, że coś razem robiłyśmy, ale
czasem to, co pamiętam, mogło być prawdą, ale nie jest.
- Czy ty mi grozisz? Jeśli zacznę się stawiać, to skończę jak Rodric?
Nie. Głos Screwball wrócił do normalnego tonu, jak za dotknięciem czarodziejskiej róźdźki. Bo
będziemy współpracować, i zabijemy Celestię, i będzie tak fajnie, prawda? Haha!
Gilda kłapnęła dziobem ze zdziwienia. Screwball wyraźnie była zagrożeniem dla
każdego, z którym przebywała. Ale jeśli faktycznie dała się złapać, to zrobiła to celowo. A jeśli
miała złe zamiary wobec gryfów, to na własne kopyto mogłaby wyrządzić o wiele więcej
zniszczeń. Po co więc jeszcze z nią rozmawiała, jeśli nie w celu zdobycia jej pomocy przeciwko
kucykom? Cóż. Gilda i tak nie mogła sobie pozwolić na odmowę. Nie, jeśli chciała żyć. A jeśli
odniosłyby sukces, zostałaby bohaterką - a bohaterzy dostają w nagrodę wszystko, czego chcą.
Także królewską amnestię.
Po kilku sekundach, gryfka odezwała się.
- W porządku, Screwy. Będziemy razem działać. Więc co musimy zrobić?
Potrzebujemy książek. I potrzebujemy kogoś, kto umie walczyć, i kto nie będzie tak niemiły,
jak Rodric. A skoro o tym mowa... Chyba musimy się stąd zmyć. Masz list od króla na
swoim stoliku. Zabierz go. I ruszajmy w drogę, zanim reszta się na nas wścieknie.
- Racja. Pewnie. Tak. To co, uciekamy przed prawem? Dwie antyheroiny, próbujące uratować
świat, który ich nienawidzi?
Nie. Masz list. Nie znam waszych praw, ale ptaki-strażnicy będą zadowoleni, kiedy go im
pokażesz. Ale twoi przyjaciele się wściekną i nie przeczytają listu.
- Dobra. W porządku. Może zabierzemy Frankie? Tą małą? Wątpię, żeby zadawała
niewygodne pytania.
To ten mały, brzydki ptaszek?
- Chyba można ją tak określić, ale...
Hm. Ona może się nadać!
- Dobra. Porozmawiam z nią. A... książki. Jakie książki mam wziąć?
Jakie książki lubisz? Lubisz romanse? Słyszałam, że kucyki lubią romanse. O co w nich
chodzi?
- Co? Książki, Screwy. Mówiłaś, że potrzebujemy książek. Jakich?
Oh. Zapomniałam. Nie wiem. Książki. Do czytania. Jedna jest czerwona.
Gilda westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Wcale nie pomagasz. Nie mogę zabrać z biblioteki wszystkich czerwonych książek.
Szukaj książek o starej magii. Magii zebr. Która blokuje mój wzrok i umysł i wszystko oprócz
naszych prawdziwych ciał.
- To już coś. Coś... co przerywa połączenie ze Strumieniem?
Może. Nie wiem. To ty myślisz słowami.
- W porządku. Poszukam czegoś. Zakładam, że mamy przynajmniej kilka godzin, może
nawet cały dzień, skoro nie ma ciała... Chyba że wysłałaś je do sali tronowej, albo coś w tym
stylu. Postaram się znaleźć kilka książek i przekonać Frankie do dołączenia. Na bogów,
Screwy, nie wierzę, że to-- Ah, ogarnij się, Gilda. Potrzebujemy czegoś jeszcze?
Potrzebuję swojej czapki. Screwball zaczęła obracać się wokół własnej osi. Nie ma jej tu.
- Mówiłam ci, że nie wiem, gdzie jest. Nie możesz, nie wiem, stuknąć kopytami i przywołać jej
do siebie?
Ja też nie wiem, gdzie ona jest.
- Dobra, popytam o nią, zanim ruszymy. Ale musimy zacząć się zbierać. Aha, Screwball.
Mówiłaś, że nie możesz zapomnieć, że musisz zabić Celestię i że ja mam ci w tym pomóc.
Czy... czy uda się nam?
Nie wiem.
- Chyba wielu rzeczy nie wiesz.
Wiem, że gdzieś w Manehattanie jest farmer, który pojechał odwiedzić swojego siostrzeńca,
ale jego już tam nie było, a teraz farmer utknął w mieście i nie może wrócić do domu bo
drogi są niebezpieczne, a on nie ma pieniędzy na jedzenie. Wiem, że na kilometr kwadratowy
lasu w Puszczy Silvertail przypada 59 ptaków. Wiem, że morsy właśnie zakończyły klanową
wojnę małżeństwem dzieci zwaśnionych wodzów. Wiem, że twoje płuca są chore, ale nie
masz żadnych objawów, bo gryfy wyglądają na całkiem zdrowe, dopóki nie są już prawie
martwe. Wiem, że w tej chwili około dwa tysiące dzieci różnych gatunków śmieje się. Ale nie
wiem, co dzieje się po tym, jak odbierzemy magię zebrom, bo magia nie pozwala mi tego
zobaczyć.
Gilda uniosła brew.
- Ten farmer. W Manehattan. Jak się nazywał?
Jak kto się nazywał? Nie wiem, o czym mówisz.
Gilda kiwnęła głową.
- W porządku. No, to trzymaj się, Screwy. Ja idę po Frankie i te rzeczy, których będziemy
potrzebować. Spotkamy się za kilka godzin.
Haha, to nie potrwa tak długo.
- Dobra. To do zobaczenia, Screwy.
Gilda wyszła z pomieszczenia i ruszyła przez labirynt ciasnych korytarzy do sekcji
mieszkalnej. Nagle zobaczyła na swojej drodze innego gryfa. To była Marjorie, zastępczyni
Rodrica.
- Hej, Gilda. - odezwała się swoim chrapliwym głosem. - Roddy chciał, żebym pomogła mu z
tym szalonym kucykiem, o którym ciągle gadasz. Są w spiżarni na baraninę, tak?
W mgnieniu oka, Gilda walnęła głową Marjorie o ścianę, jednocześnie podrzynając jej gardło
szponem. Spojrzała na swoją zakrwawioną łapę, a potem na nieprzytomnego gryfa,
wykrwawiającego się na podłodze. W końcu zdołała oderwać wzrok od ciała i popędziła
galopem przez korytarz.
Screwball miała rację. Nie miała kilku godzin.