SANDRA CANFIELD
Mąż do wynajęcia
przełożył Michał Tober
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Drań był już spóźniony!
Co więcej, Laura Bradford miała wrażenie, że mężczyzna,
którego wynajęła, aby odegrał rolę jej męża, ulotnił się z dzie-
sięcioma tysiącami dolarów w kieszeni! Nie pozostawało nic
innego, jak tylko wyjaśnić licznie zgromadzonym w salonie
gościom, że została porzucona przez pana młodego przed
samym ołtarzem. Powinna była przewidzieć, że coś takiego
może się wydarzyć. Od samego początku wszystko szło jak
po grudzie. James Buckner Callahan, który kazał nazywać się
Bucky - nie potrafiła zrozumieć, jak dorosły mężczyzna mógł
wybrać sobie tak idiotyczne imię - od pierwszego spotkania
sprawiał same kłopoty. Co za szczęście, że podpisała z nim
umowę. Nie od parady była przecież prawnikiem. Skoro Buc-
ky nie miał zamiaru wywiązać się ze swoich zobowiązań, to
pozwie go do sądu i wydusi z niego ostatni grosz, choćby
miała go szukać na końcu świata. O, tak...! Nie ujdzie mu to
na sucho!
Spojrzała po raz kolejny na swój wysadzany diamentami
rolex z nadzieją, że może poprzednio źle odczytała godzinę.
Trzecia dwadzieścia pięć.
Nie mogło być mowy o pomyłce. Bucky powinien być
tutaj już dwadzieścia pięć minut temu. Zagryzła usta w bezsil-
nej złości i cisnęła ślubny bukiet na wytworne łóżko z balda-
chimem, w którym spała samotnie każdej nocy. Nie ma rady,
Mąż do wynajęcia
7
za chwilę zejdzie na dół i wyjaśni gościom, że ślubu nie
będzie.
Tylko jedno napawało ją strachem. Jak wytłumaczy to
wszystko babci?
Perspektywa rozmowy ze staruszką była gorsza od śmierci
w okrutnych męczarniach. Co jej powie?
Już miała podejść do drzwi, gdy rozległo się pukanie.
- Proszę.
Mężczyzna, który wszedł do pokoju, był dla niej więcej
niż przyjacielem, niemal uosobiebniem brata, którego nigdy
nie miała. Przez całe dzieciństwo marzyła o rodzeństwie. Mo-
że dwójka młodych Bradfordów poradziłaby sobie jakoś z
wiecznie kłócącymi się rodzicami? Samej Laurze nigdy się to
nie udało.
- Spóźnia się? - spytał mężczyzna.
Douglas Nelson miał jasne włosy i trzydzieści sześć lat,
a więc był starszy od Laury o rok. Oboje byli najmłodszymi
pracownikami w najbardziej prestiżowej kancelarii prawni-
czej w Baton Rouge - „Wexell, Reese i Bauer". Douglas wy-
kładał także na Stanowym Uniwersytecie Luizjany.
- Nie da się ukryć - odpowiedziała Laura.
- Nie mam pojęcia, gdzie on może być. - Douglas zdawał
się być równie przejęty jak ona. - To do niego zupełnie niepo-
dobne.
- Przestań, Doug. Przecież ty go prawie nie znasz. Wiemy
o nim tylko tyle, że uczęszcza na twoje wykłady i bardzo
potrzebuje pieniędzy.
- Sprawiał jednak wrażenie odpowiedzialnego...
- Więc dlaczego go tutaj nie ma?
Douglas westchnął ciężko. Nie było sensu się dłużej spierać.
- Pomimo najszczerszych chęci nie potrafię odpowie
dzieć na to pytanie.
8
OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ.. .
tm ---------------------------------------------------------------------------------- ; -------------------------
Laura dotknęła wypielęgnowanymi dłońmi swoich czar-
nych, pięknie ułożonych włosów.
- Powinnam się była domyślić, że nic z tego nie wyjdzie.
Douglas uśmiechnął się niespodziewanie.
- Co się stało, panno Bradford? Czyżbyś zmieniła zdanie
na temat swojego szalonego planu?
Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Pomyślała o Buckym.
Od samego początku traktował ją wyniośle i obojętnie. Pod-
chodził do całej sprawy tak samo jak ona - chłodno i z wyra-
chowaniem. Gdyby nie wiedziała, że jest właśnie na ostatnim
roku studiów prawniczych i należy do tych studentów, którzy
otrzymują najlepsze oceny, to byłaby gotowa przysiąc, że jest
prostym kowbojem z zabitej dechami wsi.
Ubrany w wytarte dżinsy, stare, zniszczone buty i duży
filcowy kapelusz - stetson - wyglądał na postać z Dzikiego
Zachodu. Kiedy po raz pierwszy zobaczyła go w swoim salo-
nie, miała wrażenie, że brud z jego butów wsiąka powoli w
misternie tkany dywan z Aubusson. Starała się być miła i
uprzejma, ale trafiła na mur jego niechęci.
Dzięki Bogu, to małżeństwo miało być jedynie na papie-
rze. Trwałoby dosłownie tyle, ile zajmuje podpisanie stosow-
nych dokumentów. Wszystko skomplikowała jednak babcia,
która, ku zdumieniu wszystkich, a zwłaszcza swojego leka-
rza, postanowiła wziąć udział w ceremonii i zatrzymać się u
państwa młodych trochę dłużej. Nieszczęsna farsa musiała
się więc przeciągnąć.
- Zadałem ci pytanie - powiedział Doug. - Czyżbyś
zmieniła zdanie?
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała pewnie, ale sama
nie wiedziała, czy mówi prawdę.
Cały czas miała w pamięci rozmowę z lekarzem babci,
doktorem Reynoldsem.
Mąż do wynajęcia _____________________ 9
- Będę z panią szczery - powiedział jej trzy tygodnie te
mu w rozmowie telefonicznej. - Niepokoi mnie stan pani
babci.
Słowa doktora wprowadziły ją w nieprzyjemny nastrój. Po
śmierci dziadka, z którym przeżyła pięćdziesiąt lat, babcia
zmieniła się nie do poznania. Ze żwawej siedemdziesięciolat-
ki stała się nagle zniedołężnałą staruszką. Pewnego dnia poło-
żyła się do łóżka i nie wstawała z niego już trzeci miesiąc.
- Obawiam się - kontynuował doktor Reynolds - że pani
babcia chciałaby bardzo podążyć w ślad za swoim mężem.
Laura obawiała się tego samego. Jej dziadkowie, Alice i
Eddy, zawsze byli wzorową parą. Po zaledwie dwóch tygo-
dniach narzeczeństwa zawarli związek małżeński, w którym
trwali szczęśliwie przez pięćdziesiąt lat. Czy można więc było
teraz dziwić się starszej pani?
Kochająca wnuczka postanowiła działać. Po telefonie do-
ktora Reynoldsa niezwłocznie pojechała do domu babci w
Dallas, aby namówić ją na przeprowadzkę do Baton Rouge.
Alice jednak nie chciała o tym nawet słyszeć. Nic nie mogło
jej przekonać do opuszczenia domu, w którym mieszkała ra-
zem ze swoim ukochanym Eddym, Panie świeć nad jego
duszą.
Laura nie potrafiłaby powiedzieć, kiedy dokładnie zrodził
się w jej umyśle pomysł ślubu. Dość, że babcia była bardzo
smutna i należało ją pocieszyć. A jej największym marzeniem
było zawsze, aby jedyna wnuczka wyszła za mąż. Postanowi-
ła więc dać babci to, czego ta tak bardzo pragnęła. Może
chociaż to przywróci jej chęć do życia i zwróci mu utracony
sens?
Ku zaskoczeniu wszystkich babcia postanowiła przyje-
chać na ślub. Stwierdziła, że koniecznie musi poznać wybrań-
ca Laury. Bucky musiał więc zamieszkać razem z nią przynaj-
10 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... _______________
mniej do czasu, gdy Alice wróci do Dallas. Zgodził się na to
po długich namowach, ale zażądał więcej pieniędzy. Ten kow-
boj-prawnik chciał dwa razy więcej niż początkowo ustalili!
A do tego jeszcze wciąż go nie było! Jak mogła być aż tak
głupia, żeby dać mu całą kwotę przed wykonaniem zadania?
Trudno. Zawlecze go teraz przed oblicze sprawiedliwości
za złamanie umowy. Wynajmie wszystkich detektywów z
Luizjany, aby go wytropili. Postara się, żeby...
Nagle przez otwarte okno dobiegł jej uszu nieprzyjemny
dźwięk. Odniosła wrażenie, jakby ktoś jednocześnie warczał,
krztusił się i pluł. Rozsunęła zasłony. Od strony bramy do jej
eleganckiego domu zbliżała się stara półciężarówka, wypusz-
czając z rury wydechowej kłęby czarnego dymu. Stojące na
podjeździe luksusowe limuzyny zdawały się spoglądać na nią
z niesmakiem.
- O mój Boże! -jęknęła Laura.
Nim zdążyła zasłonić okno, zobaczyła jeszcze, jak potężny
samochód zatrzymał się i wysiadł z niego wysoki mężczyzna
ze stetsonem na głowie.
- A więc będziemy mieli ślub - powiedział Doug
z uśmiechem.
Nie potrafiła powiedzieć, czy przyjazd Bucky'ego bardziej
ją ucieszył, czy przeraził. Pomyślała tylko, że ten stary grat,
którym przyjechał, czym prędzej powinien zająć należne mu
miejsce na złomowisku. Kto wie, może i wraz ze swoim wła-
ścicielem. ..
Bucky Callahan patrzył, jak panna młoda z bukietem
kwiatów w dłoni zbliża się powoli do niego i pastora. Dźwięki
Marsza Weselnego wypełniły salon, choć wcześniej nie obyło
się bez małej wpadki. Ktoś pomylił płyty kompaktowe i na
początku wszyscy usłyszeli pierwsze takty niezbyt wesołego
_____________________Mąż do wynajęcia ___________________ 11
uttworu Roya Orbisona. Szybko naprawiono jednak ten błąd
i ceremonia mogła się rozpocząć.
Bucky z rozrzewnieniem pomyślał o swoim kapeluszu.
Gdy tylko wysiadł z samochodu, Douglas Nelson, wespół z
chudym jak tyczka lokajem, zabrał mu stetsona i zaprowadził
do salonu, w którym czekali już goście i jowialnie wyglą-
dający pastor. Jego Wielebność Clifford Sterns nie uśmiechał-
by się zapewne tak słodko, gdyby wiedział, w jakiej farsie
przyszło mu wziąć udział. Natomiast uśmiech panny młodej
był tak sztuczny i wystudiowany, że Bucky poczuł się nieswo-
jo. Choć, kto wie... ? Może tylko tak mu się wydawało? Dla
postronnych obserwatorów wszystko w każdym razie wyglą-
dało bez zarzutu.
Laura Bradford, która wedle plotek była w stanie kupić
wszystko i każdego, traktowała go równie beznamiętnie, jak
on ją. Postanowiła kupić swojej babce odrobinę radości, a on
był do tego jedynie środkiem. Nie odnosili się jednak do
siebie wrogo. Wszystkie słowa i gesty były aż do obrzydliwo-
ści uprzejme.
Cóż za hipokryzja! Nie znosił tego. W głębi duszy czuł, że
Laura traktuje go jak zużytą gumę do żucia, która przylepiła
się do podeszwy jej drogich włoskich pantofli.
Cóż, nie wywarła na nim najlepszego wrażenia. Już przed-
tem miał okazję poznać podobne jej osoby. Jedna z nich zruj-
nowała i okradła do reszty jego rodzinę. Wszystko, rzecz jas-
na, w majestacie prawa. Nie robiła na nim wrażenia kobieta,
która oddawała boską cześć kartom kredytowym, żywiła się
kanapkami wielkości krakersa i bywała na pretensjonalnych
przyjęciach. Zresztą, wysoki status społeczny nie był jedyną
wadą Laury. Należała do tej grupy złotoustych prawników,
którym nigdy nie potrafiłby w pełni zaufać.
Nie przejmuj się Callahan - powtarzał sobie w duchu, kie-
12 ____________OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ- ______________
dy zbliżała się do niego krok za krokiem. To małżeństwo nie
jest prawdziwe. To tylko maskarada...
Gdyby nie potrzebował tak tych cholernych pieniędzy, to
powiedziałby jej, żeby schowała sobie drobiazgowo spisaną
umowę tam, gdzie słońce nigdy nie dochodzi!
Musiał jednak przyznać, że kontrakt został sporządzony
z prawdziwą maestrią. Laura przewidziała każdą ewentual-
ność. Zawarła nawet klauzulę o tym, że nie dotyczą jej mał-
żeńskie obowiązki. Wcale nie palił się do konsumowania tego
związku, ale ten zapis podrażnił jego męską dumę.
Skarcił się za to w duchu. Przede wszystkim potrzebował
pieniędzy. Ambicja powinna zejść na dalszy plan. Jeśli chciał
skończyć studia jeszcze w tym roku, to nie wolno mu było
zmarnować tej okazji. Nie był w stanie uczyć się w ciągu
dnia, a nocami jeździć taksówką jak wielu jego młodszych
kolegów. Po trzydziestce organizm stawał się coraz bardziej
leniwy i wymagający. Nocami śnił o pokaźnej sumce, złożo-
nej na procent w banku, która pozwoliłaby mu skoncentrować
się jedynie na nauce.
Marsz Weselny zbliżał się do końca. Bucky uśmiechnął się
do siebie. Jeśli na to odpowiednio spojrzeć, to cała ta historia
była nawet zabawna. Dlaczego nie miałby skorzystać z okazji
i nie zabawić się trochę? Odrobina rozrywki nikomu jeszcze
nie zaszkodziła.
- Wspaniale wyglądasz, pączuszku - powiedział, kiedy
stanęła tuż obok niego. - Zaczynamy?
ROZDZIAŁ DRUGI
- Zebraliśmy się tutaj dzisiejszego popołudnia, aby połą
czyć świętym węzłem małżeńskim tego mężczyznę i tę oto
kobietę...
Laura ledwie słyszała głos pastora. Miała wrażenie, jakby
dobiegał hen, z oddali. Nie miała natomiast żadnych trudności z
dosłyszeniem złośliwego powitania Bucky'ego. Nigdy dotąd
nie miała tak ogromnej ochoty dać komuś w twarz jak
właśnie w tamtym momencie. Jak on śmiał...! Jak mógł...!
Poważnie zastanawiała się, czy nie przerwać całej ceremo-
nii, gdy nagle spojrzała na babcię. Alice z powodu żałoby
ubrana była na czarno. Ukradkiem ocierała łzy koronkową
chusteczką. Wydawała się znacznie szczęśliwsza niż przed
kilkoma tygodniami.
- ... małżeństwo jest związkiem zawieranym wobec Bo-
ga i ludzi...
Laura spojrzała na swojego przyszłego męża. Wyglądał
tak, jakby zaraz po ceremonii miał zamiar udać się na obchód
rancza. Dzięki Bogu, dżinsy, które założył, wyglądały cał-
kiem nieźle i do tego jeszcze były świeżo wyprane. Również
biała podkoszulka pod beżową, tweedową marynarką wyglą-
dała na czystą. A do tego jeszcze buty... Alleluja! Oczyścił je
z kurzu i brudu! Pomimo swego „odświętnego" stroju Bucky
pasował jednak wszędzie tylko nie na ślub.
Z przerażeniem myślała o tym, co powiedzą goście. Nie
14
OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ...
znali, tak jak Doug, całej prawdy i zapewne zastanawiali się
teraz, gdzie też mogła poznać takiego pajaca jak Callahan.
- ... pobłogosław Panie młodą parę i nas tu zgromadzo
nych, którzy...
Bucky nie wsłuchiwał się zbyt uważnie w słowa pastora.
Jego uwagę zaprzątało teraz zupełnie coś innego. Laura była
wyraźnie poirytowana. Trafił w dziesiątkę. Jego spóźnienie i
strój wywarły piorunujące wrażenie. Wiedział, że gdyby tylko
mogła, to udusiłaby go gołymi rękami. Lecz jej strój także go
zirytował. Miała na sobie elegancką garsonkę w kolorze kości
słoniowej, która kosztowała zapewne tyle, co czesne za rok
jego studiów. Milionom ludzi nie starczało na chleb, a ona
wydawała pieniądze w sposób tak nierozsądny! Ta kobieta z
pewnością nigdy nie myślała o nikim poza własną osobą.
- ...Jamesie Buckner Callahan, czy chcesz wziąć tę oto
kobietę za żonę i przysięgasz kochać, szanować...
Podobnie z firmą, w której pracowała. Kancelaria „We-
xell, Reese i Bauer" uchodziła za bardzo dobrą, ale drogą.
Ludzie bez większej gotówki nie mieli tam czego szukać.
Nigdy nie chciałby pracować w takiej firmie. Ubogim prze-
cież także należy się ochrona prawna. Ubodzy...
- Panie Callahan...?
Podniesiony głos pastora wyrwał Bucky'ego z zadumy.
Laura i wszyscy goście zamarli w nerwowym oczekiwaniu.
- Czy chce pan wziąć tę kobietę za żonę? - ponowił pyta
nie pastor.
Bucky uśmiechnął się szeroko i poufale objął Laurę w pasie.
- Oczywiście, że tak. Nie pozwolę tej małej owieczce tak
łatwo się wymknąć.
Laura z trudem powstrzymała krzyk i z jej ust wydobył się
tylko zduszony jęk. Miała wrażenie, że wszyscy wstrzymali
oddech.
Mąż
do
wynajęcia
15
- Czy ty, Lauro Bays Bradford, chcesz wziąć tego oto
mężczyznę za męża i przysięgasz go kochać, szanować...
... i zabić przy pierwszej okazji - dokończyła w myślach.
Ten ślub był fatalnym pomysłem. Wątpliwe, czy poprawi
babci nastrój, a do tego jeszcze ten prymityw może przypra-
wić staruszkę o atak serca.
- Panno Bradford?
Laura spojrzała na pastora, tak jakby widziała go po raz
pierwszy.
- Czy chce pani wziąć tego mężczyznę za męża?
Laura nie była w stanie wydusić z siebie słowa, jęknęła
tylko bezradnie, co pastor zrozumiał zapewne jako „tak",
gdyż poprosił o obrączki.
Obrączki. Obrączki?
Och, nie... Laura miała wrażenie, że za chwilę zapadnie się
pod ziemię. W ferworze przygotowań zupełnie zapomnia- ła o
obrączkach. Przygotowała stosowne dokumenty, kupiła strój i
kwiaty, przygotowała małe przyjęcie, ale zupełnie zapomniała
o obrączkach.
Krańcowo przerażona spojrzała na Bucky'ego. Przyglądał się
jej z uśmiechem. Co za bestia! Już miała zamiar wyjaśnić całą
sytuację, gdy nagle ściągnął coś z palca i podał pastorowi.
Przez ułamek sekundy ich spojrzenia spotkały się. Po raz
pierwszy stwierdziła, że Bucky ma całkiem ładne oczy, miłe
oczy...
Podobnie on. Przekonał się, że nawet w spojrzeniu Laury
można odnaleźć czasem odrobinę ciepła.
Pastor ze zdziwieniem spojrzał na sygnet studenta Uniwer-
sytetu Stanu Luizjana, ale nie skomentował tego.
- Niech ten pierścień będzie symbolem waszego związku
małżeńskiego - powiedział wielebny Clifford Sterns i polecił
Bucky'emu, aby nałożył sygnet pannie młodej na palec.
16 ___________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ______________
Bucky wziął od Laury bukiet i nałożył jej na palec sygnet,
powtarzając za pastorem:
- Niech ten pierścień będzie symbolem mojego szacunku,
miłości i wierności małżeńskiej.
Te słowa nie przychodziły łatwo. Wydawały się zbyt waż-
ne, aby rzucać je, ot tak, na wiatr. Nigdy dotąd nie powiedział
czegoś równie uroczystego i wzniosłego. Otrząsnął się jednak
szybko z ponurych rozmyślań. W końcu była to przecież
część umowy.
Laura także była poruszona ceremonią. Nagle poczuła, jakby
ten niewielki sygnet był potwornym ciężarem, który przygniata
ją do ziemi. Uświadomiła sobie, że wbrew temu, co dotychczas
sądziła, małżeństwo nie jest jedynie formalnością.
Ale cóż... Ten ślub nie był prawdziwym ślubem, a mał-
żeństwo nie miało być prawdziwym małżeństwem. Należało
jak najszybciej zakończyć tę farsę i o wszystkim zapomnieć.
- Ogłaszam was mężem i żoną! - oznajmił uroczyście pa
stor Sterns, po czym zwrócił się do Bucky'ego: - Możesz
teraz pocałować pannę młodą, synu!
Laura była równie przerażona jak wtedy, kiedy uświado-
miła sobie brak obrączek, tym bardziej że na twarzy Bucky'e-
go ponownie zagościł diabelski uśmieszek.
Nie powinien. Nie powinien tego robić, ale do diabła z
tym! Bez wahania objął ją, przyciągnął do siebie, tak że jej
stopy prawie nie dotykały podłogi i złożył na miękkich ustach
namiętny pocałunek.
Nagle poczuła się tak, jakby spotkała w tunelu pędzący
pociąg. Spodziewała się delikatnego pocałunku w policzek,
krótkiego zetknięcia warg, ale nie czegoś takiego. Nie przypu-
szczała, że Bucky może posunąć się aż tak... głęboko. Nie był
to, bynajmniej, wulgarny pocałunek kowboja. Przeciwnie. Je-
go wyrafinowanie i namiętność przyprawiły ją o drżenie nóg.
Mąż do wynajęcia ___________________ 17
Nigdy dotąd nie doświadczyła czegoś takiego. Przerażona
intensywnością swoich doznań, za wszelką cenę chciała się
uwolnić. Złapała go za rękaw marynarki, lecz pod materiałem
wyczula twarde jak stal mięśnie. Bucky może sprawiał wrażenie
nieopierzonego chłopaka, ale był bez wątpienia mężczyzną.
Po krótkiej chwili puścił ją i postawił z powrotem na pod-
łodze. Drżały jej nogi i poczuła się nagle dziwnie opuszczona.
Przez chwilę patrzyli jeszcze na siebie, ale zaraz rozdzielił ich
tłum gości.
- Wszystkiego najlepszego, moja droga - zawołała jakaś
kobieta i serdecznie ucałowała Laurę.
- Co za oryginalna ceremonia - zauważył ktoś inny.
- Gdzie się poznaliście? - zapytał kolejny gość.
Podobne pytania i uwagi padały jeszcze przez kilkanaście
minut i Bucky miał wrażenie, że za chwilę umrze z nudów.
Nigdy nie przepadał za napuszonymi krezusami, ale nie spo-
dziewał się, że mogą być aż tak beznadziejnie nudni.
Co innego Laura... Tego pocałunku nie można było na-
zwać beznamiętnym. Chociaż uczestniczyła w nim tylko
bier-
nie, to był on... Bucky nerwowo szukał odpowiedniego sło-
wa. Intrygujący! Tak, intrygujący. Ciekawe, jak Laura całuje,
kiedy robi to z własnej woli?
Otrząsnął się z tych rozmyślań. Nie powinien myśleć o jej
łagodnych oczach i zmysłowych ustach. To tylko gra. Wkrót-
ce ich drogi rozejdą się. Teraz należało przeżyć jakoś to nudne
przyjęcie.
- Kanapkę, sir?
Był to ten sam lokaj, który wespół z Douglasem pozbawił
go kapelusza.
Spojrzał na tacę pełną małych jak znaczki pocztowe kana-
peczek. To świństwo powinno być zabronione - pomyślał.
18 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... _______________
- Dziękuję - odpowiedział uprzejmie. - Nie macie tu hot-
dogów?
- Hot-dogów? - zapytał z niesmakiem lokaj.
Widać było, że z trudem przychodzi mu wypowiadanie tak
plebejskich słów.
- Tak, hot-dogów. No, wie pan. Przekrojona bułka z pa-
rówką w środku.
- Nie, sir - odpowiedział dumnie lokaj. - Nie mamy tu
niczego takiego.
Kobieta, która pytała Laurę, gdzie ta poznała swego męża,
podeszła teraz do Bucky'ego.
- Jestem Helen Horchow. - Nim zdążył cokolwiek odpo-
wiedzieć, zapytała: - Czy może jesteś spokrewniony z Willia-
mem Callahanem? Tym nafciarzem? - Uśmiechnęła się poro-
zumiewawczo. - Pół Baton Rouge należy do niego.
- Niestety, nie. Chciałbym być nafciarzem i mieć pół mia-
sta, ale nie jestem z nim spokrewniony.
- Rozumiem - odpowiedziała grzecznie kobieta i nie zra-
żona pytała dalej. - W takim razie może z Frederickiem Cal-
lahanem z Savannah?
- Też nie, chociaż bardzo żałuję. To ten słynny zapaśnik,
prawda?
Helen pobladła.
- Zapaśnik?
- No wiesz, wysoki, długowłosy blondyn w kostiumie w
czarno-białe pasy. Lubi chodzić z wężem boa na szyi. - Za-
myślił się przez chwilę. - Och, przepraszam, to Savage Bob
Callahan.
Helen Horchow wyglądała tak, jakby zaraz miała zemdleć.
Tymczasem Buck mówił dalej z perfidnym uśmieszkiem na
swej chłopięcej twarzy:
- Tak właśnie poznałem Laurę. Na zawodach zapaśniczych.
______________________Mąż do wynajęcia ___________________ 19
- Na zawodach zapaśniczych?
Bucky uśmiechnął się promiennie.
- Tak. Ona ma bzika na punkcie zapasów.
Helen jęknęła cicho i odwróciła się na pięcie. Tuż przed
nią stała Laura.
- Helen, poznałaś już Jamesa?
Helen nie odpowiedziała nic i odeszła.
Laura zmarszczyła brwi i spojrzała groźnie na swego
męża.
- Coś ty jej powiedział?
Bucky wyglądał niewinnie jak małe dziecko.
- Nic szczególnego.
- O czym rozmawialiście?
- O zapasach.
- O zapasach?
- Powiedziałem, że poznaliśmy się na zawodach zapaśni-
czych - wyjaśnił jakby od niechcenia.
Laurę wprost zamurowało.
- Bardzo lubisz mnie obrażać, prawda?
Udawał, że się zastanawia.
- Tak, chyba tak. Tylko że to żadna frajda. - Uśmiechnął
się tajemniczo. - Wy wszyscy zbyt łatwo się obrażacie.
- My wszyscy?
- Błękitna krew.
Pokiwała głową.
- Widzę, że wychodzą na jaw długo skrywane kompleksy.
- To nie kompleksy. To prawda, pani Callahan.
W Laurze aż zawrzało.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś używał mojego prawdzi-
wego nazwiska.
- Zgoda, pączuszku.
- I nie nazywaj mnie pączuszkiem.
20 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ________^__
- A ty nie nazywaj mnie Jamesem. Mam na imię Bucky.
- Zgoda, Bucky. - Westchnęła ciężko. - Może podpisali-
byśmy akt małżeństwa. Moja babcia chciałaby cię poznać.
- Ty płacisz, ja wykonuję polecenia.
- Nie zapominaj o tym.
- Nigdy byś mi na to nie pozwoliła.
Diabelski uśmieszek Bucky'ego uświadomił Laurze, że
podjęła bardzo ryzykowną grę.
> ,
■
ROZDZIAŁ TRZECI
Alice Bradford, ubrana od stóp do głów na czarno, wyglą-
dała jak surowy sędzia Sądu Najwyższego. Siedziała na wy-
godnym fotelu, a tuż obok niej stała ubrana w uniform pielęg-
niarka. Stare, pokryte niebieskimi żyłkami dłonie pani Bradford
spoczywały na rzeźbionej główce eleganckiej laski. Na jej
trzonku widniał napis: „Nie boję się niczego, więc lepiej nie
wchodź mi w drogę".
Starsza pani uważnie przyglądała się Bucky'emu przez
swoje okulary. Wbrew temu, co mówiła Laura i lekarz, do-
strzegł w jej oczach ogromną wolę życia. Może i była smutna,
ale z pewnością nie wybierała się na spotkanie śmierci. Jesz-
cze nie teraz.
- Hmmm... może mi powiesz, gdzie poznałeś Laurę? -
przerwała w końcu kłopotliwe milczenie. Nim zdążył odpo-
wiedzieć, dodała: - Nie wyglądasz jak ci truposze, z którymi
się do tej pory zadawała. Oni uważają umawianie się z kobie-
tami za zbyt czasochłonne i bezproduktywne. Zamiast tego
wolą robić pieniądze i kariery, opalać się pod kwarcówką...
Laura chciała zaprotestować, ale po chwili uświadomiła
sobie, że babcia ma rację. Wszyscy mężczyźni, z którymi się
umawiała, byli potwornie nudni. Rozmawiali jedynie o kolej-
nych inwestycjach, giełdzie, luksusowych rozrywkach oraz
zaletach posiadania prywatnego lekarza i trenera. Po takich
spotkaniach czuła potworną pustkę. A tymczasem potrzebo-
22 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ______________
wała czegoś, czego nie potrafiła zdefiniować. Kogoś, kto
wniósłby w jej życie coś nowego.
Babcia Bradford zmierzyła Bucky'ego przenikliwym spoj-
rzeniem.
- Myślę, że nie zginiesz w życiu - powiedziała z lekkim
uśmiechem.
Bucky miał wystarczająco dużo czasu, aby przyjrzeć się
starszej pani. Jej strój był zapewne równie kosztowny, jak
strój Laury, ale na palcu miała tylko skromną, złotą obrączkę.
Nie zdjęła jej od dnia ślubu i pomimo swego bogactwa nie
zamieniła na coś kosztowniejszego. Zrobiło to na nim ogrom-
ne wrażenie.
- Pani chyba również - odpowiedział bez namysłu, lecz
życzliwie.
Alice Bradford zachichotała.
- Podoba mi się twój cięty język, młody człowieku. - Po
chwili spoważniała. - A teraz powiedz mi, Jamesie Buckner
Callahan, czy kochasz moją wnuczkę?
- Babciu! - zaprotestowała Laura.
- W tej sytuacji to uzasadnione pytanie - wyjaśniła staru-
szka, przypierając Bucky'ego do muru.
Zareagował bez wahania. Objął Laurę w talii i przytulił
mocno do siebie.
- Czy kocham mojego paczuszka? - zapytał retorycznie,
patrząc prosto w przerażone oczy Laury. - Nie mógłbym ko
chać jej bardziej, nawet gdyby mi za to płaciła.
Laura roześmiała się fałszywie.
- On ciągle żartuje, babciu.
- Lubię mężczyzn, którzy nie biorą życia zbyt poważnie.
Eddy zawsze starał się mnie bawić. Śmiech jest ważny w mał-
żeństwie. Nie zapominajcie o tym. - Uśmiechnęła się ciepło.
- Dotrzymaj mi towarzystwa, James...
Mąż do wynajęcia
23
- Bucky, proszę pani. Wszyscy nazywają mnie Bucky.
Alice skinęła głową.
- Dotrzymaj mi towarzystwa, Bucky, a tymczasem moja
wnuczka przyniesie mi coś do jedzenia. Cokolwiek, Lauro,
byle nie te mikroskopijne kanapeczki. I zapomnij o szampa-
nie. Chcę sobie strzelić szkocką.
- Babciu! Pani Bradford! - zawołały jednocześnie Laura
i pielęgniarka.
- Szkocka nikomu jeszcze nie zaszkodziła, ale skoro aż
tak się o mnie boicie, to możecie dodać odrobinę wody. Byle
nie za dużo. - Spojrzała na Bucky'ego. - Napijesz się ze
mną?
- Chyba nie mam wyjścia.
- Nie masz.
- Pączuszku, przynieś babci coś do jedzenia. I nie martw
się. Będę tu siedział przez cały czas.
Niczego nie obawiam się bardziej - pomyślała Laura. Nim
zdążyła się oddalić, usłyszała jeszcze głos Bucky'ego:
-
Ona nie potrafi się ze mną rozstać nawet na minutę...
Nie odwróciła się. Postanowiła nie robić mu tej satysfa
kcji. Zdjęła z palca sygnet i schowała go do kieszeni.
- Chciałabym się czegoś o tobie dowiedzieć - powiedzia-
ła tymczasem Alice, marszcząc lekko brwi.
- Chyba nie ma zbyt wiele do opowiadania - odparł nie-
pewnie.
- Bzdura. Zaczniemy od najistotniejszych pytań. Jesteś
bogaty?
- Nie.
- Dobrze. Znasz się na giełdzie?
- Nie mam o tych sprawach zielonego pojęcia.
- Doskonale. Jak rozumiem, chcesz zostać prawnikiem.
- Tak.
24
OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONA...
- Ale nie będziesz prawnikiem, któremu zależy wyłącznie
na pieniądzach?
Bucky'ego zdumiało to pytanie. Przecież Laura...
- Nie. Nie jestem chyba na to wystarczająco sprytny.
Alice uśmiechnęła się.
- Chyba cię polubiłam, Bucky Callahan.
- Ja też panią polubiłem - odparł bez wahania i uświado
mił sobie, że nareszcie powiedział coś, w co naprawdę wierzy.
Nagle Alice spoważniała. Widać było, że chce mu powie-
dzieć coś bardzo ważnego.
- Widzisz, Bucky... Laura bywa czasem bardzo uparta.
Ona tak naprawdę nie wie, czego chce. Chociaż nie... Wie,
czego chce, ale boi się tego. To cud, że udało ci się ją namówić
na ślub. Odkąd runęło małżeństwo jej rodziców, szczerze
nienawidzi tej instytucji. - Staruszka zamyśliła się. Widać
było, że jest myślami w dalekiej przeszłości. - Nie będę ci
wyjaśniała szczegółów. Laura opowie ci wszystko w odpo
wiednim czasie. - Westchnęła. - Założę się, że wykorzysta
każdą okazję, aby sobie udowodnić, że to małżeństwo także
było błędem. Pamiętaj, nie pozwól jej na to.
Bucky poczuł się nieswojo. Słowa Alice wprawiły go w
nieprzyjemny
nastrój.
Dlaczego?
Doskonale
znał
odpowiedź. Oto okazało się, że Laura nie jest bezduszną
maszyną, ale istotą ludzką, która ma swoje tęsknoty, słabości,
kompleksy... Łatwiej mu było, kiedy traktował ją jako praco-
dawczynię. Za sprawą słów staruszki spostrzegł jednak, że ta
twarda, zdecydowana kobieta ma również swoje słabe strony.
Przez chwilę pomyślał o łagodnym spojrzeniu jej brązowych
oczu i słodkiej miękkości jej pełnych ust.
Do diabła - skarcił się w duchu. Chyba ci już zupełnie odbi-
ło! To układ czysto zawodowy. Z tą kobietą nic cię nie łączy
i nigdy nie będzie łączyć.
_______
Mąż
do
wynajęcia
25
Laura wróciła z dwiema szklankami szkockiej i podała je
babci oraz Bucky'emu.
- Powinniśmy wznieść toast - powiedziała Alice. - Za
małżeństwo! Bądźcie tak szczęśliwi jak ja i mój kochany
Eddy!
Bucky'ego niezbyt ucieszył taki toast, ale skinął głową i
stuknął się szklanką z babcią Bradford. W oczach staruszki
pojawiły się łzy. Zamiast użalać się nad sobą i przepraszać za
ten przypływ melancholii, wyjęła z torebki chusteczkę i otarła
łzy zdecydowanym ruchem.
- Wystarczy już wspomnień - powiedziała z uśmiechem.
- Nie dałam wam jeszcze ślubnego prezentu.
- Nie potrzebujemy niczego, babciu - zaprotestowała
Laura.
- Bzdura - powiedziała staruszka i spojrzała na zegarek.
- Za trzy kwadranse przyjedzie tutaj limuzyna i zawiezie was
na lotnisko. - Nie czekając na protesty, ciągnęła dalej: -
Wiem, że oboje uważacie urlop za stratę czasu, ale przecież to
nonsens. - Wyjęła z torebki kopertę, w której były bilety lot
nicze i podała ją Bucky'emu. - Polecicie do Nowego Orleanu
na weekend dla nowożeńców. Zarezerwowałam dla was apar
tament w tym samym hotelu, w którym ja i Eddy spędzaliśmy
nasz miodowy miesiąc.
Bucky spojrzał na Laurę.
Nie trzeba było być specjalnie przenikliwym, aby zo-
rientować się, że jest wściekły. Ona także nie była zadowo-
lona.
- Babciu, naprawdę nie powinnaś była tego robić - po
wiedziała z udawanym uśmiechem, ale wiedziała, że protesty
na nic się tu zdadzą. Razem z Buckym wpadli w pułapkę.
Jako szczęśliwe i kochające się małżeństwo nie mogli prze
cież odrzucić tak wspaniałego prezentu.
26 ____________OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ______________
Bucky także o tym wiedział. Zrobił to, co uważał za najsto-
sowniejsze w tej chwili. Jednym haustem opróżnił szklankę.
- Za ten wyjazd powinienem zażądać specjalnego wyna
grodzenia.
Laura spojrzała na Bucky'ego, który siedział w drugim
końcu limuzyny. Pomiędzy nimi znajdowały się dwie małe
walizki i cała sterta dokumentów i podręczników.
- Słucham?
- Usłyszałaś, co powiedziałem.
- Owszem, usłyszałam, ale nie mogę uwierzyć, że miałeś
czelność powiedzieć coś takiego po tym, jak spóźniłeś się na
ślub i do tego jeszcze ubrałeś się w taki sposób.
- Popsuł mi się samochód. To nie moja wina.
- Może już pora zorganizować mu zasłużony pogrzeb.
- Muszę przyznać, że to świetny pomysł, ale niezbyt
uśmiecha mi się chodzić wszędzie pieszo.
Uśmiechnęła się słodko.
- Zawsze możesz wezwać taksówkę.
- Jasne. A cóż takiego nie podobało ci się w moim stroju?
Przysięgam, że założyłem czystą bieliznę.
- Wspaniale. Już wyobrażam sobie nagłówki w gazetach.
„Panna młoda była w garsonce, a pan młody założył czystą
bieliznę".
- Chyba nie mówisz poważnie o prasie? - zapytał Bucky,
chociaż myślał teraz zupełnie o czymś innym. Był zgorszony,
że Laura założyła tak drogi strój, ale jednocześnie musiał
przyznać, że garsonka leży na niej doskonale.
- Na szczęście to tylko ponury żart.
Spojrzał na Laurę. Była blada. Wiedział, że wolałaby
znaleźć się na liście zmarłych niż razem z nim w artykule
jakiegoś brukowca.
Mąż do wynajęcia
27
- Nie wiem, czego oczekujesz po tym wyjeździe, ale ja
muszę się uczyć. - Wskazał na podręczniki leżące na siedze-
niu. - W poniedziałek o ósmej mam egzamin, a przede mną
jeszcze kilkaset stron tekstu.
- Nasza umowa jest chyba wystarczająco jasna. Niczego
nie oczekuję po tym wyjeździe.
- Ach tak, umowa... To nowoczesny odpowiednik pasa
cnoty.
Laura złapała stetsona, który leżał na siedzeniu i cisnęła
nim w Bucky'ego.
- To prymitywny żart.
- Droga pani, czegóż się można spodziewać po prostym
kowboju?
Westchnęła ciężko.
- Posłuchaj, prosty kowboju. Nie przepadamy za sobą i
nic nie wskazuje na to, abyśmy mieli się polubić. Spróbujmy
wytrzymać ze sobą trochę, a potem, zgodnie z umową, każde
pójdzie w swoją stronę. Ten weekend to nic strasznego. Ty
masz przed sobą egzamin, a ja muszę przygotować się do
procesu, który rozpoczyna się w poniedziałek. Mam nadzieję,
że nie będziemy sobie nawzajem przeszkadzać.
- Doskonale - odparł nonszalancko Bucky.
Wyjrzał przez okno. Na zewnątrz zapadał zmrok. Co
przyniosą najbliższe dni? Mimo szczerych chęci nie potrafił
odpowiedzieć na to pytanie.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Chce pan powiedzieć, że nie ma więcej wolnych pokoi?
- zapytał z niedowierzaniem Bucky. Razem z Laurą stali
w holu jednego z najstarszych i najwytworniejszych hoteli
Nowego Orleanu.
- Niestety - odpowiedział recepcjonista. - Mamy tutaj
międzynarodową konferencję i wszystkie pokoje są zajęte.
Laura wyjęła z torebki książeczkę czekową i pióro.
- Ile pan potrzebuje, żeby znaleźć wolny pokój? - zapyta
ła z uśmiechem.
Recepcjonista rozłożył bezradnie ręce.
- Nawet gdyby dała mi pani milion dolarów, to i tak nic
nie mógłbym zrobić.
- To znaczy, że będziemy musieli spać w jednym pokoju?
- zapytała z przerażeniem.
- Obawiam się, że tak - odparł recepcjonista i chrząknął
cicho. - Nie sądziłem, że będą z tym problemy. Myślałem, że
przyjechaliście tu państwo w podróż poślubną.
- Nie... - zaprotestowała Laura - to znaczy tak, ale...
- Ona potwornie chrapie - wyjaśnił Bucky i wzruszył
ramionami. - Właśnie dlatego chcieliśmy osobne pokoje.
W Laurze aż zawrzało. Postanowiła jednak nie dawać
Bucky'emu satysfakcji.
- Trudno - powiedziała z udawaną nonszalancją. - Poradzi
my sobie jakoś. Proszę tylko wstawić do pokoju łóżko polowe.
Mąż do wynajęcia
29
- Oczywiście - odpowiedział recepcjonista, tak jakby
wstawianie dodatkowego łóżka do sypialni nowożeńców było
czymś powszechnie przyjętym i naturalnym.
Bucky wziął klucz i ruszyli w stronę windy.
- Posłuchaj - zaczęła - niezbyt mi to odpowiada, ale...
- Wystarczy, jeśli nie będziesz wchodzić mi w drogę.
- Ani ty mnie.
Apartament dla nowożeńców wyglądał dokładnie tak, jak
Bucky to sobie wyobrażał. Stylowe łóżko z błękitnym balda-
chimem, gustowne zasłony, złote krany w łazience - wszy-
stko to było niezwykle eleganckie i wytworne. Czuł się jak
ryba wyrzucona na brzeg. Brzeg był bardzo piękny, ale prze-
cież żadna ryba nie wytrzyma bez wody. Za to Laura... Ona
czuła się tutaj jak u siebie w domu.
Zdjęła buty, przeczesała dłonią swoje czarne włosy i rozej-
rzała się po pokoju.
- Podzielimy go na dwie części - oznajmiła. - Ty weź-
miesz tę, a ja...
- Pączuszku, jestem pod wrażeniem... Cóż za hojność,
zważywszy że po twojej stronie jest biurko i łóżko.
- Mówiłam ci już, żebyś nie nazywał mnie pączuszkiem.
Co do biurka, to muszę napisać parę rzeczy, więc jest mi ono
potrzebne. Ty będziesz jedynie czytał.
- A łóżko?
- Sądziłam, że jesteś dżentelmenem;
- To niezbyt dobry argument - powiedział Bucky i rzucił
swój kapelusz na krzesło. Stetson minimalnie chybił celu i
spadł na podłogę. - Możesz dostać albo biurko, albo łóżko.
Wybieraj. Ja również muszę porobić trochę notatek.
Najwyraźniej nie miał zamiaru podnieść swojego kapelu-
sza, więc Laura zrobiła to za niego.
- Skoro tak, to możesz wziąć biurko - powiedziała po
30 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM 1 ŻONĄ... _______________
krótkim namyśle. - A tam - wskazała róg pokoju - możesz
wstawić swoją polówkę.
Bucky aż poczerwieniał ze złości.
- A może od razu na korytarzu? Albo w windzie?
- Nie bądź śmieszny.
- To ty nie bądź śmieszna. Umowa umową, ale i bez niej
mogłabyś się czuć przy mnie całkowicie bezpieczna. Nie je-
steś w moim typie.
- A jakie kobiety są w twoim typie? - zapytała bez wa-
hania.
- To proste. Takie, które nie są zimne jak martwe makrele.
Zamurowało ją. Bucky zdobył się na chwilę szczerości
i ona także powinna być wobec siebie szczera. Mężczyzn, z
którymi się dotąd umawiała, uważała za zimnych i nie mają-
cych w sobie za grosz życia. Fakt, że ktoś także ją oceniał w
ten sposób, był... bolesny. Bardzo bolesny.
Bucky wiedział, że posunął się za daleko. Dlaczego, u
diabła, tak powiedział? Nawet jeśli była zimna jak martwa
makrela, to nie powinien był tego mówić. Nie był nawet
pewien, czy rzeczywiście tak o niej pomyślał. Może zrobił to
z desperacji? Od początku uważała go za prostaka. Nie miał
ochoty udowadniać jej, że jest inny.
- Posłuchaj... -zaczął nieśmiało.
- Zapomnijmy o tym.
Patrzyła na niego, a on na nią. Odetchnęli z ulgą, kiedy
ktoś zapukał do drzwi. Chłopiec hotelowy wtoczył łóżko po-
lowe, a kelner przyniósł tacę pełną jedzenia i butelkę szampa-
na - prezent od hotelu dla nowożeńców.
Kiedy ponownie zostali sami, Bucky powiedział:
- Jestem zmęczony i głodny. Ty zapewne także. Oboje
musimy dziś popracować. To będzie długa i męcząca noc.
Może zawrzemy pokój?
__________
Mąż
do
wynajęcia
____
31
- Zgoda. - Westchnęła z ulgą.
Uśmiechnął się.
- Czy podpiszemy stosowny dokument?
Laura także się uśmiechnęła.
- Myślę, że wystarczy uścisk dłoni.
- Doskonale. Uścisnęli sobie dłonie. Oboje starali się,
aby nie trwało to
zbyt długo. I nie trwało. Ich palce zetknęły się tylko w prze-
lotnym uścisku. Mimo to Laura poczuła, jakby poraził ją lekki
prąd, a Bucky miał wrażenie, że dotknął czegoś gorącego, ale
jednocześnie bardzo przyjemnego. Zakłopotani opuścili ręce.
Nagle Laura drgnęła.
- Zupełnie zapomniałam! - Sięgnęła do kieszeni. - Oto
twój sygnet. - Podała mu go ostrożnie, aby ich palce nie
zetknęły się ponownie. - Dziękuję. Gdyby nie ty, trzeba by
było przerwać uroczystość.
- Drobiazg. Znowu się
uśmiechnęła.
- Nie będziesz żądał za to dodatkowego honorarium?
Tak ładnie się uśmiechała... Poczuł przyjemne ciepło.
- Pomyślę o tym.
Pomyśleli. Oboje.
Oboje, chociaż osobno, doszli także do podobnych wnio-
sków. Zupełnie inaczej wyobrażali sobie noc poślubną.
Bucky nigdy nie spodziewał się, że podczas tej nocy bę-
dzie się uczył. Państwo młodzi powinni zajmować się zgoła
czymś innym niż wkuwanie do egzaminu. A co powinni ro-
bić? Pierwszą rzeczą, jaka przyszła mu do głowy był... seks.
Nie chciał o tym myśleć, ale to było od niego silniejsze.
Jaka jest pod tym względem Laura? Uległa? Agresywna?
Pozwala sobą kierować, czy sama lubi nadawać ton grze
32 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ______________
miłosnej? Ta druga ewentualność była niezwykle podniecają-
ca. Mężczyźni lubią kobiety z inicjatywą, które wiedzą, czego
chcą. Mężczyźni lubią namiętne pocałunki i pieszczoty.
Mężczyźni, a Bucky był przecież jednym z nich, lubią gwał-
towne okrzyki rozkoszy...
Z drugiej strony, kobiety trochę nieśmiałe i wstydliwe ma-
ją w sobie mnóstwo seksu. Jest coś niezwykle podniecającego
w doprowadzaniu ich do westchnień i okrzyków rozkoszy na-
miętnymi pieszczotami. Każdy mężczyzna lubi czuć się pa-
nem sytuacji. Każdy mężczyzna lubi być zniewalający. Bucky
- jak każdy mężczyzna - lubił udowadniać sobie, że potrafi
przełamać opór każdej kobiety.
Niewykluczone, że Laura była w łóżku równie zdecy-
dowana jak generał na wojnie, ale miał wrażenie, że ma
trochę kompleksów i jest przesadnie ostrożna. Zapewne oba-
wiała się, że może oddać mężczyźnie zbyt dużą cząstkę sie-
bie. Być może dlatego umawiała się z tymi „truposzami", jak
ich określiła babcia Bradford. Oni z pewnością nie zagrażali
jej ego.
Hola, hola, Callahan! - skarcił się w duchu. To nie twoja
sprawa. Nic jesteś psychologiem Laury Bradford. Jej proble-
my nie są twoimi problemami. Najpierw zastanów się nad
sobą. Dlaczego sam nie dorobiłeś się jeszcze żony i gromadki
dzieciaków?
Odpowiedź na to pytanie była banalnie prosta. Jeszcze
nigdy dotąd nie zakochał się tak naprawdę. Pożądał wiele
kobiet, wiele mu się podobało, kilka nawet go oszołomiło, ale
żadnej nie pokochał. Szczerze mówiąc, pragnął wreszcie zwa-
riować dla którejś, i to tak na całe życie.
Jego wybranką nie mogła być, oczywiście, kobieta, która
myślała wyłącznie o sobie. A wszystkie bogate kobiety my-
ślały tylko o sobie. Chociaż... Pomyślał o Alice Bradford.
Mąż do wynajęcia
33
Ona zadawała kłam jego teorii. Była stokroć bogatsza od
swojej wnuczki, a pomimo to dla swego męża niezwykle czu-
ła, oddana i kochająca. Może nie wszyscy bogaci kochają
wyłącznie siebie?
Spojrzał na Laurę. Jaka ona była naprawdę? Może nie aż
tak samolubna, jak początkowo myślał? Co wtedy? To strasz-
ne! Nagle uświadomił sobie, że niczego nie boi się bardziej niż
Laury, która mogłaby mu się spodobać.
Laura nie spodziewała się, że będzie taka głodna. Jeszcze
dziwniejsze zaś było dla niej to, że zdołali z Buckym wytrzy-
mać całe dziesięć minut bez skakania sobie do gardeł. Wes-
tchnęła. Dziwny ten ich miesiąc miodowy. Zresztą, nigdy nie
tęskniła za rolą szczęśliwej panny młodej. Owszem, chciałaby
się kiedyś zakochać, ale nigdy nie wyjdzie za mąż. Małżeń-
stwo wszystko psuje, powtarzała sobie. Zabija miłość.
Zastanowiła się nad słowami babci. Dlaczego umawiała
się z „truposzami", facetami bez wyrazu i charakteru? Jej oj-
ciec był uroczy, miał ogromny temperament i... złamał matce
serce. Może dlatego ona, Laura, unikała mężczyzn silnych i
pełnych życia?
Spojrzała na Bucky'ego. Jadł ze smakiem. On z pewnością
miał w sobie mnóstwo temperamentu. Dla kobiet, które spot-
kał, oznaczało to zapewne same kłopoty.
„Nie jesteś w moim typie." Tak powiedział
A jakie kobiety są w jego typie?
To proste. „Takie, które nie są zimne jak martwe makrele."
Te słowa były bardzo bolesne. Starała się wyobrazić sobie
kobietę w typie Bucky'ego. Czy była to zgrabna blondynka
z małym móżdżkiem i ogromnym biustem? Być może. Kow-
boje nie przepadali za intelektualistkami. Choć on przecież
nie musi wcale być głupi. W końcu pozostał mu jedynie
semestr do końca studiów prawniczych.
34 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ______________
- Wiem, że nim poszedłeś na prawo, studiowałeś coś jesz-
cze. Co to było? - zapytała.
- Literatura. Literatura amerykańska i literatura porów-
nawcza. - Widząc zdumienie na twarzy Laury, zapytał: - Co
się stało, pączuszku? Sądziłaś, że taki prostak jak ja czyta
tylko komiksy?
- Nie, ale... - Zawahała się. - Cały ten image kowboja...
Czy to tylko gra?
- Ależ nie, pączuszku. Każdy mężczyzna ma w sobie od-
robinę z kowboja.
Była wściekła. Wystrychnięto ją na dudka.
- Dlaczego grałeś ze mną w kotka i myszkę?
- Zachowywałem się tak, jak tego oczekiwałaś. Napoleon
wypowiedział kiedyś bardzo mądre zdanie: „Po co niszczyć
wroga, jeśli on sam robi to tak doskonale?"
- W tym przypadku oznacza to: po co robić ze mnie
idiotkę, skoro sama robię to tak świetnie?
Bucky wzruszył ramionami.
- Wmówiłaś sobie, że jestem prymitywnym pastuchem
i uwierzyłaś w to. Ludzie widzą to, co chcą widzieć.
Zapadło kłopotliwe milczenie. Laura odłożyła sztućce i
wstała.
- Muszę się wziąć do roboty.
- Bogata prawniczka ma zamiar oskubać jakiegoś bogate-
go klienta?
Uśmiechnęła się.
- Zgadza się... kowboju.
Czuła się bardzo niepewnie. Oto poznała nowe, znacznie
bardziej skomplikowane oblicze Bucky'ego Callahana.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Pisanie nie szło Laurze najlepiej. Do tego jeszcze ta ulewa!
Nie potrafiła się skupić, kiedy padało. Myślała o przeszłości.
Myślała o tym wszystkim, co było złe i przykre.
Odłożyła pióro i podeszła do okna. Kiedy rozsunęła zasłony,
przywitał ją oślepiający błysk i potworny grzmot. Zadrżała.
W takich sytuacjach zawsze czuła się samotna i opuszczona, a
obrazy z przeszłości stawały przed jej oczami jak żywe.
- Mam już tego dość! - słyszała głos swojego ojca przez
jednostajny szum deszczu. - Słyszałaś, Ruthanne? Odchodzę.
Mam już dość tego piekła, które nazywamy małżeństwem.
Laura miała wtedy dwanaście lat. Zawsze kiedy rodzice się
kłócili, chowała się w najdalszych zakątkach domu. Tę groźbę
ojca słyszała już wiele razy. Tym razem wiedziała jednak, że
słyszy ją po raz ostatni. Bardzo kochała matkę, ale to ojciec
był jedynym słońcem jej życia. Bawił się z nią, dawał łakocie,
zwalniał się wcześniej z pracy, żeby zabrać ją do kina.
- Przyślę kogoś po moje rzeczy - zawołał i otworzył na
oścież drzwi rezydencji, którą Laura nazywała domem. Jesz-
cze dziś pamiętała, jak krople deszczu kapały na drogi dywan
przywieziony z Włoch.
- Na miłość boską, Garret, zamknij drzwi! - zawołała
matka. - Zniszczysz dywan.
- To twój problem. Zawsze interesowało cię wszystko
tylko nie nasze małżeństwo.
36
OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ...
- Co do naszego małżeństwa, to nie ma już się chyba
czym interesować.
- Nie ma i nigdy nie będzie.
Oboje zmierzyli się ostrym wzrokiem, jakby badali szczerość
swoich słów, po czym ojciec odwrócił się i wyszedł z domu.
Laura wyskoczyła z ukrycia i pobiegła za nim. Pomimo
potwornego deszczu uczepiła się rozpaczliwie jego nogi i bła-
gała, żeby został.
- Tatusiu, proszę, nie odchodź!
Garret Bradford zatrzymał się. Jego oczy pełne były bólu.
- Muszę iść, kochanie.
- Nie, nie musisz!
- Muszę. Jak będziesz starsza, to zrozumiesz. - Przytulił
ją mocno i pocałował. - Kocham cię.
Po chwili wsiadł do swojego sportowego samochodu i od-
jechał. Padał deszcz, niebo rozświetlały przerażające błyska-
wice, a samochód ojca stawał się coraz mniejszy i mniejszy.
W końcu zniknął jej z oczu.
Mała Laura płakała wtedy bez przerwy kilkanaście godzin.
Teraz, wspominając tamten dzień, też zaczęła płakać.
- Hej!
Głos Bucky'ego był miękki i spokojny, jednak usłyszawszy
go, aż podskoczyła. Przyglądał się jej uważnie. Zbyt uważnie.
- Nic ci nie jest? - zapytał.
- Czuję się świetnie - odparła, przełykając łzy. - Dlacze-
go pytasz?
- Wydawało mi się, że krzyknęłaś.
- Chyba rzeczywiście ci się wydawało.
Wróciła na swoje łóżko i z powrotem wzięła do ręki papiery.
- Jak ci idzie? - zapytał.
- Byłoby świetnie... gdyby proces zaczynał się za ty-
dzień.
Mąż do wynajęcia ___________________ 37
- Przykro mi.
- Posłuchaj, zajmij się swoim egzaminem, dobrze? - po-
wiedziała niezwykle ostro. - Sama będę się martwić o proces
i swojego bogatego klienta.
Bucky rozparł się wygodnie na krześle, położył nogi na
biurku i pociągnął potężny łyk piwa z butelki.
- Jak sobie życzysz, pączuszku.
Laura sama nie wiedziała, dlaczego zareagowała tak gwał-
townie. Deszcz i wspomnienia wyprowadziły ją z równowa-
gi, ale nie tylko to było przyczyną jej zdenerwowania. Bucky
także miał w tym swój udział.
Od początku wieczoru pozbywał się kolejnych części swo-
jej garderoby. Najpierw zdjął tweedową marynarkę, następnie
kowbojskie buty. Po pewnym czasie rozpiął koszulę i podwi-
nął rękawy. Kiedy siedział tak z książką na kolanach i nogami
na biurku, prawie wcale się nie poruszał.
No... może nie do końca była to prawda. Jego potężna
klatka piersiowa podnosiła się i opadała z hipnotyzującą regu-
larnością.
Wiedziała, że nie powinna na niego patrzeć. Cóż mogła
jednak poradzić na to, że Bucky był taki... atrakcyjny? Nie-
sforny kosmyk włosów, opadający na czoło, nadawał mu wy-
gląd małego chłopca. Aż chciało się wstać i pogłaskać go po
twarzy. Nagle przypomniała sobie pocałunek podczas cere-
monii i jej ciało przebiegł dreszcz.
Zerwała się na równe nogi, odłożyła papiery i rozścieliła
łóżko.
- Jest już późno i mózg odmawia mi posłuszeństwa. Idę
spać - oznajmiła.
Bucky uznał, że kiedy Laura zaśnie, to nareszcie będzie
mógł się zająć nauką. Do tej pory myślał o wszystkim, tylko
nie o poniedziałkowym egzaminie.
38____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ-_______________
Kiedy zdjęła ślubne ubranie i założyła koszulę nocną,
przeżył prawdziwy szok. Spodziewał się jedwabiu i koronek.
Nic z tych rzeczy. Założyła prostą, bawełnianą koszulę.
Starał się skupić na swoim podręczniku, ale widział, jak
materiał opina zgrabne ciało Laury i podkreśla wszystkie jego
zaokrąglenia i wypukłości. Do tego jeszcze jej kruczoczarne
włosy... Nie były zbyt długie, ale kiedy pochylała się, opadały
niesfornie na policzek. Niech to diabli! Za każdym razem
miał ochotę podejść i odgarnąć je delikatnie za ucho! Niech to
stu diabłów! Naprawdę krzyknęła, kiedy stała pod oknem!
Niech to tysiąc diabłów! Wciąż nie mógł zapomnieć o ich
jedynym - do tej pory - pocałunku!
Rzucił książkę na biurko i poszedł do łazienki. Przemył
twarz zimną wodą i odświeżony wrócił do pokoju. Laura już
spała. Lewa noga wystawała jej spod kołdry, a prawa ręka
spoczywała wysoko nad głową.
Uśmiechnął się. Miło było zobaczyć tę chłodną, doskonale
zorganizowaną kobietę w lekkim nieładzie. Jeszcze chwila,
a mógłby uznać, że ona jednak jest w jego typie.
- Wezmę prysznic - oznajmiła Laura. Bucky z ledwością
otworzył jedno oko i spojrzał na nią ze swojego polowego
łóżka. Trzymała w ręku jakieś dokumenty i pióro. Wstała chy-
ba już o świcie. Sam był ledwo żywy. Położył się bardzo
późno i gdyby tylko mógł, to spałby do południa.
- Mmmm... - mruknął zamiast odpowiedzi.
Laura spojrzała na mężczyznę, z którym spędziła noc... w
jednym pokoju. Leżał wygodnie wyciągnięty na plecach, z
jedną ręką zwisającą przez krawędź łóżka. Wciąż miał na
sobie dżinsy i rozpiętą koszulę. Dwudniowy zarost dodawał
mu uroku i nie mogła tego nie zauważyć. Zmęczony i potar-
gany, wyglądał jeszcze seksowniej niż wieczorem.
Mąż do wynajęcia
39
- Dzień dobry, panie leniu - powiedziała z uśmiechem.
- Mmmm... - powtórzył od niechcenia i zamknął oczy.
Weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi.
Po chwili stała już pod prysznicem i starała się odprężyć.
Nie było to łatwe. Mieszkała z Buckym w jednym pokoju, a
do tego jeszcze za dwadzieścia cztery godziny miał rozpo-
cząć się proces, do którego zupełnie nie była przygotowana.
Bogata prawniczka ma zamiar oskubać jakiegoś bogatego
klienta...
Te słowa bardzo ją zabolały. Długo myślała o tym przed
zaśnięciem. Dlaczego Bucky traktował ją w ten sposób? Dla-
czego przy każdej okazji odsądzał ją od czci i wiary? Czy
sukces zawodowy i finansowy był przestępstwem? Nie skrzy-
widziła przecież nikogo dla własnej kariery. Nikogo nie wy-
korzystała.
Poprzez szum wody nie usłyszała telefonu, którego ostry
dzwonek przeciął ciszę panującą w pokoju.
Natomiast Bucky zerwał się na równe nogi, jakby tuż obok
jego polowego łóżka wybuchł granat. Nie spał już, ale nie był
także całkowicie przebudzony. Cichy szum prysznica sprowa-
dził jego rozmyślania na bardzo niebezpieczne tory. Wyobra-
żał sobie kuszące kształty. Kobiece kształty. Nagie kształty.
W swej fantazji był już nawet bliski wtargnięcia do łazienki
i wejścia pod prysznic, z którego korzystała Laura. Telefon
przerwał jednak te przyjemne rozmyślania.
- Halo? - zapytał zaspanym głosem.
- Bucky? - Głos wydawał się znajomy.
- Tak, to ja.
- Mówi Doug Nelson.
- Ach, to ty... cześć Doug.
- Chyba traktujecie całą tę maskaradę bardzo poważnie.
Wspólny wyjazd. No, no...
40 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ______________
- Powiedzmy, że babcia Laury ma dar przekonywania.
Zapadło krótkie milczenie.
- Posłuchaj, przykro mi, że przerywam wam wypoczy-
nek, ale muszę porozmawiać z Laurą. To bardzo ważne.
- Ona właśnie bierze prysznic - wyjaśnił Bucky, wciąż
jeszcze myśląc o ciele Laury, skąpanym w strumieniach
wody.
- A niech to! To bardzo ważna sprawa. Chodzi o proces,
który zaczyna się jutro. Koniecznie muszę z nią porozmawiać.
- Rozumiem. Zaczekaj chwilę.
Bucky odłożył słuchawkę i ruszył w stronę łazienki.
- Telefon!
Żadnej odpowiedzi. Tylko szum prysznica.
- Telefon! - Zastukał w drzwi.
Nadal nic.
Przystawił ucho do drzwi. Szum wody wydawał się coraz
głośniejszy.
- Laura?
Zaklął cicho i nacisnął klamkę. Wiedział, że to niebezpie-
czne, ale nie przypuszczał nawet jak bardzo. Dopiero, kiedy ją
zobaczył, zrozumiał, że wpadł w pułapkę. W ustach nagle mu
zaschło, a dłonie zaczęły się pocić. Przez na wpół przezroczy-
stą zasłonę ujrzał, jak Laura się myje. Patrzył na jej ciało.
Wspaniałe, harmonijnie zbudowane, kobiece ciało. Przez
chwilę zatrzymał wzrok na okrągłościach piersi i ud.
Nagle Laura zakręciła wodę. Zamknij drzwi, durniu - po-
myślał. Zza zasłony wysunęła się ręka i sięgnęła po ręcznik.
Zamknij drzwi, idioto - powtarzał sobie w myślach. I wtedy
stało się to, co najgorsze. Zasłony rozsunęły się. Było już za
późno, żeby zamknąć drzwi.
Laura krzyknęła cicho i owinęła się szczelnie ręcznikiem. To
straszne. Nigdy dotąd nie czuła się taka bezbronna, taka... naga.
Mąż
do
wynajęcia
41
- Czego chcesz? - zapytała drżącym głosem.
Czego chciał? Wielu rzeczy. Przede wszystkim chciał, że-
by serce przestało mu tak walić. Chciał, żeby jej usta nie
wyglądały tak kusząco. Chciał wejść pod prysznic, zerwać z
niej ręcznik i kochać się z nią aż do utraty zmysłów. Chciał
wreszcie dobrego psychiatry, który wyjaśniłby mu jego idio-
tyczne myśli i zachowania.
Przełknął nerwowo ślinę.
- Niczego od ciebie nie chcę, pączuszku. Doug Nelson
chce z tobą mówić.
Najwyraźniej nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Zaraz podejdę do telefonu, daj mi chwilkę.
- Całą wieczność, pączuszku.
Uśmiechnęła się ironicznie.
- Nie śmiałabym cię o to prosić. W chwilę później Laura
rozmawiała przez telefon, a Bucky
stał pod chłodnym prysznicem. Nie chciał myśleć o jej ciele. Nie
chciał myśleć o uczuciach, które w nim wzbudzała. Na pewno
ustala teraz z Dougiem jakieś sprytne prawnicze posunięcia. Cie-
kawe, ile forsy wyduszą z nieszczęśnika, który im zaufał?
Zrobiło mu się trochę lżej. Tak właśnie powinien o niej
myśleć. W końcu Laura jest przecież bogatą, wyrachowaną,
twardą kobietą. Nikim więcej.
Wczesnym popołudniem wynajęty samolot zbliżał się już
do Baton Rouge. Po kilku godzinach wytężonej pracy Laura
skończyła wreszcie pisać swoje wstępne wystąpienie.
Westchnęła z ulgą i spojrzała na Bucky'ego. Wyglądał ku-
sząco jak sam diabeł. Wziął prysznic i zmienił ubranie, ale nie
ogolił się. Ciemny zarost dodawał mu uroku i tajemniczości.
- Skończyłaś? - zapytał niespodziewanie. Na kolanach trzy
mał podręcznik, z którego przygotowywał się do egzaminu.
42 ____________OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ- ______________
- Tak. - Odwróciła wzrok, aby nie patrzeć na jego owło-
siony tors, doskonale widoczny w rozchyleniu rozpiętej ko-
szuli. - Jak ci idzie nauka?
- Doskonale. - Wyglądała pięknie, kiedy czarne włosy
opadały jej na policzki. - Zostało mi już tylko pięćdziesiąt
stron.
- Zdążysz przygotować się do egzaminu?
- Mam przed sobą całe popołudnie, wieczór i noc.
Zamyśliła się przez chwilę.
- Dlaczego zdecydowałeś się pójść na uniwersytet?
- Chodzi ci o mój wiek?
- Nie. Nie jesteś przecież stary.
- Czasami czułem się starszy od samego Matuzalema.
Szczególnie gdy musiałem jeździć całą noc taksówką, a rano
iść na uczelnię.
Laura poczuła nagle coś na kształt podziwu. Była na siebie
wściekła. Nie chciała go podziwiać. Byłoby lepiej, gdyby
pozostał dla niej prostym kowbojem.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Wzruszył ramionami.
- Miałem już dość obijania się po kraju. Jeździłem z mia-
sta do miasta i łapałem się różnych zajęć. Łowiłem homary
w Maine i pracowałem w fabryce taśmy klejącej w
Massachusetts. Poza tym... - Spoważniał nagle. - Mój ojciec
zmarł.
- Bardzo mi przykro.
- Mnie też. Zapadło
milczenie.
- I wtedy zdecydowałeś, że pójdziesz na studia?
- Tak. W tygodniu studiuję, a w weekendy pracuję na far-
mie mojego brata. Wykonuję tam zadania specjalne.
- To znaczy?
Mąż do wynajęcia ___________________ 43
- Naprawiam ogrodzenia, zaganiam do zagrody niepo-
korne bydło...
Laura uśmiechnęła się.
- Dlaczego wybrałeś prawo?
- Mój ojciec był prostym, niewykształconym czlowie-
kiem. Ufał ludziom i to go zabiło.
Poruszyła się niespokojnie.
- Nie... nie rozumiem.
- Ludzie tacy jak ty tego nie zrozumieją. Zadrżała. To, co
powiedział, było okrutne, niesprawiedliwe.
- Winien mi jesteś wyjaśnienie.
Zamyślił się przez chwilę.
- Mój ojciec posiadał pięćdziesiąt akrów ziemi, na której
wspólnie z moim bratem hodował bydło. Z ranczem mojego
ojca sąsiadowała pięćsetakrowa posiadłość Wilsona Deridde-
ra. Wilson był bardzo miłym staruszkiem. Przyszedł kiedyś do
ojca i zapytał go, czy nie chciałby kupić stu akrów ziemi.
Teren doskonale nadawał się pod hodowlę i ojciec bez waha
nia wydał ostatni grosz na jego zakup. Mając więcej ziemi,
mógł hodować więcej bydła. Bank obiecał nam nawet poży
czkę na zakup nowych krów...
Bucky przerwał na chwilę opowiadanie.
- Jak się domyślam, nic z tego nie wyszło - wtrąciła Laura.
Roześmiał się złowieszczo.
- Cóż za przenikliwość, pani mecenas. Mój ojciec i Wil
son zawarli coś w rodzaju dżentelmeńskiej umowy. Podpisali
nawet jakiś dokument, ale nie poszli z nim do notariusza.
Wkrótce okazało się, że zamiast ziemi ojciec kupił jedynie
bezwartościową kartkę papieru.
- Jak to się stało?
- W rok później zmarł Wilson Deridder. Dopiero wtedy
dowiedzieliśmy się prawdy.
44
OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ...
- Jakiej prawdy?
- Pochodził z bardzo bogatej rodziny. Na pogrzebie mie-
liśmy okazję poznać jego córkę. Była bardziej żarłoczna od
hieny. Wynajęła sprytnego adwokata, który wykazał w sądzie,
że stary Wilson był niespełna rozumu, że mój ojciec go wyko-
rzystał... - Roześmiał się gorzko. - Wilson był może trochę
dziwny, ale z pewnością nie brakowało mu piątej klepki.
Mniejsza z tym. Dość, że ojcu nie tylko zabrali to, co kupił,
ale i jego ziemię jako odszkodowanie.
- Twój ojciec stracił wszystko?
- Tak. Ziemię i bydło, które na niej hodował. Razem z
bratem próbowali jeszcze ratować rodzinny interes, ale z
mizernym skutkiem. Brat nadal próbuje.
- A co stało się z ojcem? - zapytała nieśmiało.
- W akcie zgonu napisane jest, że przyczyną śmierci było
zapalenie płuc, ale ja sądzę, że zmarł z żalu i zgryzoty.
- I w związku z tym nie lubisz sprytnych adwokatów i
bogatych ludzi? - Westchnęła ciężko.
- Nie ufam im. Nie lubię ich. Są zbyt chciwi, jak na mój
prostacki gust.
Laura poczuła się nieswojo.
- Czy mnie także zaliczasz do tej grupy?
- Sama odpowiedz sobie na to pytanie.
Samolot zdążył już wylądować w Baton Rouge, toczył się
teraz powoli po pasie startowym, jeszcze chwila i zatrzymał
się.
- Czy mogę dać ci pewną radę? - zapytała. Nie odpowie
dział, ale nie zraziło jej to. - Jeden z moich profesorów mó
wił, że nikogo nie należy oceniać po pozorach.
Nie czekając na jego reakcję, wzięła swoje rzeczy i wy-
siadła z samolotu.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Oto pański hot-dog - zakomunikował uprzejmie lokaj.
Był poniedziałkowy wieczór. Bucky po ciężkim dniu (wy-
czerpujący egzamin, kilka godzin na wykładach i w bibliote-
ce) wrócił do domu Laury. Ta jednak nadal była w sądzie,
choć służący powiedział, że powinna niebawem wrócić. Aby
skrócić sobie oczekiwanie, Bucky oglądał wieczorne wiado-
mości.
- Wygląda smacznie - stwierdził z uznaniem i wziął z
butelki spory łyk Pilsnera. Domyślał się, że w rezydencji pani
Bradford nie będzie czegoś tak pospolitego jak piwo, więc
sam je kupił na mieście. Hot-dogi także kupił w supermarke-
cie. Należało je jedynie odgrzać. - Dziękuję bardzo.
- Służę, sir.
Lokaj ukłonił się grzecznie i skierował w stronę kuchni.
Kiedy przechodził obok marmurowej kopii Wenus z Milo,
stanął jak wryty. Antyczna bogini miała na głowie... stetsona.
Po chwili w salonie pojawiła się babcia Bradford w towa-
rzystwie swojej pielęgniarki.
- Czy mogę się do ciebie przysiąść? - zapytała Bucky'e-
go. Chciał wstać, ale nie dała mu szansy.
- Siedź, siedź. Nie jestem aż tak staroświecka.
Ruchem ręki wskazał krzesło.
- Ależ bardzo proszę. Będzie mi bardzo miło.
Alice z zaciekawieniem spojrzała na hot-doga.
46_____________OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ______________
-
Cóż ja widzę? Od kiedy to serwuje się w tym domu coś
takiego?
Uśmiechnął się.
- Sam je kupiłem. Mam także sześć butelek Pilsnera.
- Doskonale. Nie znoszę tych dietetycznych kanapeczek.
- Staruszka odwróciła się do swojej pielęgniarki - Przynieś
mi proszę jednego hot-doga.
- Hot-doga?
- Hot-doga i piwo.
Pierwsza prośba zdziwiła pielęgniarkę, ale druga ją przera-
ziła.
- Piwo? Nie sądzi pani, że...
- Tak, sądzę, że mam ochotę napić się piwa razem z moim
nowym zięciem-wnukiem.
Jestem zięciem-wnukiem, pomyślał z niedowierzaniem
Bucky. Ale już niedługo. Właśnie. Już niedługo... Nie wie-
dział, czy bardziej go to cieszy, czy martwi.
Kiedy dziewczyna wyszła do kuchni, babcia Bradford ści-
szyła głos.
- Trudno dziś znaleźć dobrą pielęgniarkę.
Bucky uśmiechnął się szeroko.
- Czy nazwał ktoś kiedyś panią „wystrzałową kobietą"?
Alice Bradford pokiwała głową.
- Mój Eddy, Panie świeć nad jego duszą. Chociaż nie użył
dokładnie tych słów. Powiedział, że jestem zabójcza jak pisto
let. Szybkostrzelny pistolet.
Alice jeszcze przez kilkanaście minut opowiadała o prze-
szłości. Bucky nie przerywał jej. Widział, że starsza pani chce
się z nim podzielić doświadczeniami swojego życia. Trzymał
w dłoni butelkę piwa, słuchał, uśmiechał się i od czasu do
czasu zadawał pytania.
Tymczasem od dobrych paru chwil w drzwiach stała Lau-
Mąż do wynajęcia
47
ra. Nikt jej nie zauważył. Ze zdziwieniem patrzyła, jak babcia
opowiada coś z ożywieniem, a Bucky słucha. Właśnie. Słu-
cha... Ojciec był dla Laury wzorem, ale on nigdy nie potrafił
słuchać matki. Był na to zawsze zbyt zajęty. Nie słuchał także,
co ma do powiedzenia jego córka. Nie słuchał, kiedy błagała,
aby został... Czy Bucky potrafiłby ją wysłuchać? Po całym
dniu spędzonym w sądzie była wyczerpana. Potrzebowała ko-
goś więcej niż tylko uprzejmego, ale obojętnego lokaja.
- Zobacz, Laura! - zawołała nagle babcia.
Laura już myślała, że ją zauważyli, ale babcia wskazywała
na telewizor.
Bucky nie mógł uwierzyć własnym oczom. Tym bardziej
uszom. Dziennikarz mówił o kliencie Laury, Jimmym Har-
ringtonie. Jego nazwisko było znane w całych Stanach Zjed-
noczonych. Zamordował ojca, który przez długie lata znęcał
się nad nim i matką. Jedno było pewne. Jimmy Harrington był
biedny jak mysz kościelna. Laura nie mogła od niego dostać
nawet złamanego centa.
Coś go tknęło i spojrzał w stronę drzwi.
- Och, Laura... Jesteś w telewizji...
Zmierzyła Bucky'ego pełnym wyrzutu wzrokiem i weszła
do salonu.
- Dziennikarze są wszędzie.
Pochyliła się nad babcią i pocałowała ją. Nagle uświado-
miła sobie, że powinna także pocałować Bucky'ego. Byli
przecież młodym, kochającym się małżeństwem. Przynaj-
mniej formalnie. Było to jednak bardzo ryzykowne. Jeden
krótki pocałunek mógł obudzić w niej chęć na następne.
Bucky myślał o tym samym. Powinien teraz wziąć Laurę
za rękę i posadzić sobie na kolanach. Tak nakazywały reguły
gry. Ale czy tylko one?
Skarcił się w duchu za takie myśli. Przecież ta kobieta
48_____________OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ______________
nawet mu się nie podoba. Nie jest w jego typie... Podobało
mu się jedynie to, jak zdjęła czarne szpilki, jak usiadła na sofie
tuż obok niego. Podobało mu się, jak jej czerwona spódnica
podwija się, odsłaniając cudownie długie i zgrabne nogi. Naj-
bardziej podobało mu się jednak to, że podjęła się obrony
Jimmy'ego Harringtona.
Dlaczego nie powiedziała mu, że broni nie tylko bogatych
klientów, kiedy niedwuznacznie jej to zasugerował?
Zadał jej to pytanie kilkanaście minut później, kiedy bab-
cia Bradford taktownie wyszła z salonu. Laura miała niejasne
wrażenie, że staruszka coś podejrzewa.
- Powiedziałam ci, żebyś nie oceniał ludzi po pozorach.
Nie możesz mieć do mnie żalu. Zachowałam się dokładnie tak
samo jak ty. Nie wyprowadzałam cię z błędu. Wierzyłeś w to,
w co chciałeś uwierzyć.
- Nie musiałaś robić ze mnie kompletnego idioty.
Laura uśmiechnęła się.
- Ty też nie miałeś wobec mnie litości, kowboju.
Bucky'emu nie pozostało nic innego jak odwzajemnić
uśmiech.
- To prawda. Oboje się myliliśmy w swoich ocenach. Co
teraz?
Laura spoważniała.
- Nazywam się Laura Bradford. Mam sto sześćdziesiąt
trzy centymetry wzrostu i ważę pięćdziesiąt jeden kilogra-
mów. Jestem bogata, co stwierdzam z przykrością, ale wyko-
nuję swoją pracę sumiennie i sprawa honorarium nie zawsze
jest dla mnie najważniejsza. Muszę nieskromnie stwierdzić,
że jestem cholernie dobrym prawnikiem.
- Nazywam się Bucky Callahan. Mam sto osiemdziesiąt
dwa centymetry wzrostu i zawsze ważyłem więcej, niż chcia-
łem. Nie potrafię nawet porządnie wymówić słowa „bogaty".
Mąż do wynajęcia
49
Uwielbiam czytać i studiuję prawo. W przyszłości będę cho-
lernie dobrym prawnikiem.
Patrzyli na siebie przez dłuższy czas w milczeniu. Oboje
mieli dziwne wrażenie, jakby widzieli się po raz pierwszy.
Spodobało im się to, co zobaczyli, i byli teraz tym faktem
niezwykle zdumienieni.
Milczenie dwojga wpatrzonych w siebie osób przerwało
ciche kasłanie. W drzwiach salonu stał lokaj.
- Czy mogę pani przynieść coś do jedzenia?
- Hmmm... - Laura spojrzała na pusty talerz Bucky'ego.
- Zjem to, co mój mąż.
- Hot-doga? - zapytał z niedowierzaniem służący.
- Tak, przynieś jej hot-doga - odpowiedział Bucky.
Lokaj spojrzał z lękiem na kobietę, która płaciła mu co
miesiąc pensję. Skinął głową.
- Oczywiście, proszę pani. Zaraz przyniosę.
- Hej - zawołał za odchodzącym Bucky. - Przynieś jesz
cze dwa piwa. Jedno dla żony i jedno dla mnie.
W chwilę później na stoliku obok sofy pojawiły się dwie
butelki piwa i hot-dog.
- Jak poszedł egzamin? - zapytała Laura, ze smakiem
pochłaniając plebejskie danie.
Bucky wziął potężny łyk Pilsnera.
- Chyba dobrze, chociaż kilka razy musiałem się uciec do
metody RNZ.
- RNZ?
- Ryzykowne Naukowo Zgadywanki.
Pokiwała głową.
- Robiłam to na studiach i robię także teraz, w sądzie.
Poruszył się niespokojnie.
- No właśnie... Jak tam dzisiejsze posiedzenie?
Oczy Laury rozbłysły jak lampki na choince.
50 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ- _______________
- Wspaniale. Przysięgli prawie jedli mi z ręki. Kiedy
skończyłam wstępne wystąpienie, wiedziałam, że mam ich
w garści. Takie rzeczy się czuje.
Bucky po raz pierwszy widział Laurę tak szczęśliwą i
rozentuzjazmowaną.
- Sądzisz, że przyjmą twoją linię obrony?
- Tego nigdy nie można być pewnym. Jimmy Harrington
popełnił morderstwo z premedytacją. Szanse są małe, ale...
Oboje rozmawiali jeszcze przez dłuższy czas, gdy nagle
rozległ się cichy gong. Laura spojrzała na tarczę potężnego
zegara.
- O Boże, już jedenasta?
- Niestety.
- Mam jeszcze trochę pracy. - Niechętnie podniosła się
z sofy.
Bucky wstał także.
- Ja również. - Przeszli razem przez salon. - Bardzo miło
mi się z tobą rozmawiało.
Uśmiechnęła się.
- Mnie również było bardzo przyjemnie.
Z radością uświadomiła sobie, że naprawdę wierzy w to,
co mówi.
Kiedy doszli do jej sypialni, Bucky zatrzymał się.
- Cóż... Dobranoc.
Właśnie miała się odwrócić, gdy usłyszała, jak drzwi od
sypialni babci uchylają się. Niewiele myśląc, złapała Bucky-
'ego za rękę, wepchnęła go do ciemnej sypialni, szybkim
ruchem zamknęła drzwi i przycisnęła go do nich. Czuł na
swojej szyi jej ciepły oddech i mógł przysiąc, że słyszy bicie
jej serca. A może to jego serce tak łomotało?
- Ona coś podejrzewa - szepnęła cicho Laura.
- Kto? Twoja babcia?
Mąż
do
wynajęcia
51
- Tak.
- Jesteś przewrażliwiona.
- Z początku też tak mi się wydawało, ale teraz jestem już
pewna. Pamiętasz, jak szybko wyszła z salonu? Zdziwiło ją,
że nie pocałowaliśmy się na powitanie. To był błąd.
Bucky również o tym pomyślał. Teraz, kiedy ich uda sty-
kały się delikatnie, każde wspomnienie jej zmysłowych ust
było istną torturą.
- Dlaczego szepczesz?
- Ona może nas usłyszeć.
- Naprawdę jesteś przewrażliwiona. Nowożeńcy nie mu-
szą szeptać. Poza tym mogą także zapalić światło. -Teraz sam
ściszył głos. - Czasami nawet kochają się przy zapalonym
świetle.
Wielu mężczyzn flirtowało z Laurą, ale nigdy nie usłyszała
od żadnego czegoś tak ekscytującego. Nagle uświadomiła
sobie pewne rzeczy, których dotąd nie zauważała. Zapach
wody kolońskiej, bliskość ciała Bucky'ego, przyjemne ciepło
jego oddechu... Czy właśnie tak lubi się kochać? Przy zapalo-
nym świetle?
Chciała go pocałować. Było to dla niej równie oczywiste,
co śmieszne. Przecież to małżeństwo było jedynie maskaradą.
Skąd takie myśli, skąd te uczucia?
Odsunęła się od niego powoli.
- Nie - wyszeptała zduszonym głosem. - Nie zapalaj
światła. - Nie zobaczysz przynajmniej moich rumieńców, do
dała w myślach.
Bucky'emu wydawało się przez chwilę, że Laura chce go
pocałować, ale to wrażenie szybko prysło. Nie wiedział, czy
ma się z tego cieszyć, czy martwić.
- Idę spać - powiedział zdecydowanie. - Albo tutaj, albo
u siebie. Zdecyduj.
52____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM 1 ŻONĄ..._______________
- Poczekaj jeszcze chwilę...
- Zdecyduj.
- Zgoda. - Wyjrzała na korytarz. Droga była wolna. - Idź,
ale nie zapalaj u siebie światła.
- Nie jestem kotem. Nie widzę w ciemności.
- Nie obchodzi mnie to. Nie zapalaj po prostu światła.
Zaklął cicho i poszedł do swojej sypialni. Po chwili rozległ
się głuchy łoskot i zduszony jęk. Laura uśmiechnęła się. Mały
chłopiec zapewne nabił sobie guza. Miała ochotę pocałować
go teraz i pocieszyć.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Po tygodniu wspólnego mieszkania zdążyli się już do sie-
bie przyzwyczaić. Bucky całe dnie spędzał na uniwersytecie,
a Laura dzieliła czas pomiędzy swoje biuro i sąd. Wieczorem
spotykali się w domu, jedli obiad w towarzystwie babci, po
czym rozmawiali o studiach i procesie. Czasami rozmowa
schodziła jednak na bardziej osobiste tematy.
W piątek obrady sądu odroczono na weekend, a Bucky
otrzymał wyniki swojego egzaminu. Były celujące. Nie mieli
innego wyjścia, jak tylko wybrać się gdzieś razem i uczcić to.
Zdecydowali się na przyjemną restauracyjkę, gdzie można
było także potańczyć. Spędzili w niej kilka uroczych godzin,
dwie, trzy więcej niż się spodziewali.
- Powinniśmy już iść - powiedziała ze smutkiem, gdy wybi
ła północ, a oni przytuleni do siebie wciąż tańczyli na parkiecie.
- Jeszcze nie. - Objął ją mocniej i przyciągnął do siebie.
Wiedziała, że teraz wpadła po same uszy. Dotyk jego rąk,
przyjemna bliskość ciała, ciepło oddechu były tak przejmują-
ce, że pozbawiały wszelkiej chęci oporu.
On także nie pozostawał obojętny. Pod elegancką bluzką
wyraźnie czuł przyjemną miękkość piersi Laury. Był tym
niezwykle podniecony, ale nieustannie powtarzał sobie w du-
chu, że musi zachować zimną krew. Kiedy skończył się taniec,
delikatnie ucałował ją w rękę.
- Masz rację. Powinniśmy już iść.
54 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ______________
Spojrzała mu głęboko w oczy. Wiedziała, że rozpoczyna
niebezpieczną grę, ale postanowiła zaryzykować.
- A może... Zatańczmy jeszcze raz.
Przez dłuższą chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. Skąd
ta nagła zmiana stanowiska? Gdyby tylko mógł, to tańczyłby
z nią jeszcze przez sto lat, ale coś w duchu mówiło mu, że nie
powinien tego robić.
- Chodź, już późno.
W niecałe pół godziny byli z powrotem w domu. Kiedy
położył stetsona na głowie marmurowej Wenus z Milo, Laura
zachichotała.
Zatrzymali się przed drzwiami jej sypialni.
- Dziękuję za wspaniały wieczór - powiedziała miękkim
głosem.
- Mnie także było miło, pączuszku.
Czuł się trochę jak nastolatek, który odprowadza dziew-
czynę do domu. Randka skończona. Czyżby madszedł czas na
pożegnalny pocałunek? Nawet o tym nie myśl, Callahan - po-
wtarzał sobie w duchu.
Pomimo że nazwał ją pączuszkiem, tym razem Laura nie była
zdenerwowana. Spodobało jej się to nawet. Mówił z taką serde-
cznością i czułością... Spojrzała na jego usta Wyglądały nie-
zwykle kusząco. Miała ogromną ochotę je ucałować. Dlaczegóż-
by nie? Przyjaciele przecież całują się na pożegnanie...
- Chyba za dużo wypiłam - powiedziała cicho, zawsty
dzona własnymi myślami.
Bucky czuł, jak serce zaczyna mu bić szybciej. Spojrzał na jej
lśniące, rozchylone wargi. Zdawały się wprost błagać o pieszczotę.
- Wypiłaś tylko dwa piwa - odparł zachrypłym z emocji
głosem.
- W takim razie o dwa piwa za dużo... zupełnie straciłam
głowę...
Mąż do wynajęcia ________________ 55
O tak! On także stracił głowę! Nie zastanawiając się nad
konsekwencjami, wykonał w jej stronę krok i pochylił spo-
kojnie głowę. Pachnące piwem wargi Bucky'ego dotknęły ust
Laury. Po raz kolejny została urzeczona delikatnością tej pie-
szczoty. Żaden mężczyzna nie całował jej tak delikatnie i
przejmująco zarazem.
Westchnęła cicho. Drgnął na ten dźwięk. Przerwał pocału-
nek i spojrzał jej prosto w oczy. W półmroku korytarza wy-
glądała przepięknie. Jej usta były słodkie jak żadne inne. Kto
raz ich zasmakował, nie mógł już myśleć o innych.
- Jak na pocałunek z bogatą kobietą, było całkiem nieźle
- powiedział z uśmiechem.
Także się uśmiechnęła.
- Jak na pocałunek z kowbojem, również było nienajgo-
rzej.
- Nie uważasz, że powinniśmy spróbować jeszcze raz?
- zapytał niewinnie. - Niewykluczone, że twoja babcia nas
teraz obserwuje.
- Masz rację. Niewykluczone, że nas obserwuje.
- Czy to oznacza „tak"?
- Jak najbardziej.
Ich usta zetknęły się ponownie. Chociaż kolejny pocału-
nek także był czuły i słodki, to jednak wyczuwało się w nim
gwałtowność i pożądanie, którego nie było poprzednio. Buc-
ky kosztował językiem smak ust Laury. Jęknęła cicho i zarzu-
ciła mu ręce na szyję. Nigdy dotąd nie była aż tak śmiała.
Czuła się trochę zawstydzona, ale było jej z tym dobrze. Na-
prawdę dobrze.
Dobrze, Aż nazbyt dobrze, pomyślał Bucky. Taki pocału-
nek mógł być tylko początkiem. Rozbudzał zmysły. Powodo-
wał, że chciało się więcej i więcej. Wiedział, że za chwilę
straci nad sobą kontrolę. Musiał działać bezzwłocznie.
56____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM 1 ŻONĄ- ______________
Delikatnie odsunął od siebie Laurę.
- Chyba oboje za dużo wypiliśmy - powiedział.
Była skonsternowana. Spodziewała się teraz wszystkiego,
ale nie tego. Chociaż... Chyba miał rację.
-
Tak - szepnęła po krótkim namyśle. - Za dużo wypiliśmy.
Odsunęli się od siebie i Bucky skierował się w stronę swo
jej sypialni.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Patrzyła, jak znika za drzwiami. Chociaż szumiało jej w
głowie, to nie czuła się pijana. Tak naprawdę, to nigdy nie
czuła się bardziej świadoma i trzeźwa.
O trzeciej nad ranem Laurę obudził potworny grzmot.
Przerażona, zerwała się na równe nogi i podbiegła do okna. Po
szybie spływały ogromne krople deszczu. Znowu burza, po-
myślała z lękiem. Kiedy kolejna błyskawica rozświetliła nie-
bo, nie potrafiła powstrzymać okrzyku przerażenia. Spokoj-
nie, tylko spokojnie. Ale ten głos... Wspomnienia. Nie dawa-
ły jej spokoju.
„Tatusiu, nie odchodź. Proszę, nie odchodź!"
- Laura?
Odwróciła się gwałtownie. W drzwiach jej sypialni stał
Bucky. Miał na sobie tylko dżinsy. W pośpiechu nie zdążył
nawet zapiąć paska. Wyglądał bardzo pociągająco, ale nie to
było teraz najistotniejsze. Potrzebowała jego bliskości. Jego
opieki.
- Dobrze się czujesz? - zapytał wyraźnie przejęty. - Usły
szałem twój krzyk.
Dziwne. Nie krzyknęła przecież aż tak głośno.
- Nic mi nie jest - wyjaśniła trochę uspokojona. - Po
prostu bardzo boję się burzy, grzmotów, ulewy...
Mąż do wynajęcia
57
Domyślił się tego już wcześniej, ale gotów był przysiąc, że za
tym lękiem kryje się coś poważniejszego. Tylko co? Zamknął
za sobą drzwi i podszedł do niej.
- Nie ma się czego bać. To tylko zwykła burza.
- I mnóstwo deszczu - dodała cicho.
Uśmiechnął się.
- Nie bój się. Nie utoniesz.
Próbowała odwzajemnić uśmiech, ale niezbyt jej to wyszło.
- Tego się nie boję. - Westchnęła ciężko. - Po prostu czu-
ję się czasem, jakbym była sama na świecie.
- Dlaczego? - Bucky czuł, że odpowiedź na to pytanie
jest kluczem do rozwiązania zagadki, jaką wciąż była dla
niego Laura.
Zamyśliła się. Czy powinna mu odpowiedzieć? Nigdy do-
tąd nikomu się z tego nie zwierzała. Nadszedł chyba jednak
odpowiedni moment.
- Kiedy mój ojciec nas zostawił, za oknem szalała bu
rza...
Bucky przypomniał sobie słowa Alice Bradford. Mówiła,
że rodzice Laury rozwiedli się, nie bacząc na los córki.
- Widziałam go potem wiele razy, ale już nie byliśmy
prawdziwą rodziną.
- Dzieci to bardzo przeżywają, ale czasami jest lepiej,
żeby ludzie, którzy przestali się kochać, rozeszli się.
Laura spojrzała ze smutkiem na Bucky'ego.
- Oni tak naprawdę nigdy nie przestali się kochać. Po
prostu nie potrafili ze sobą żyć, nie raniąc się wzajemnie. -
Roześmiała się gorzko. - Po rozwodzie byli dla siebie milsi
niż w czasie trwania małżeństwa. A kiedy mama umarła, oj-
ciec był załamany.
- Ludzie są dziwni. Miłość jest dziwna. Ale ty chyba nie
wierzysz w miłość, prawda?
58 ________
OGŁASZAM WAS MĘŻEM 1 ŻONĄ..._______________
Poruszyła się niespokojnie.
- O, nie. Wierzę w miłość. Wierzę także w małżeństwo.
Nie wierzę natomiast w miłość i małżeństwo razem.
Pokręcił głową.
- Sama sobie przeczysz.
- Ależ nie. Znam ludzi, którzy się kochają i ludzi, którzy
zawarli związek małżeński. Nie znam natomiast kochających
się i szczęśliwych małżeństw.
Poczuł nieprzyjemny chłód. Kolejna uwaga Laury nie po-
prawiła mu nastroju.
- Nigdy więc nie wyjdę za faceta, którego kocham.
Po raz pierwszy nie wiedział, co odpowiedzieć. Wydarze-
nia z dzieciństwa zaciążyły na całym jej dotychczasowym
życiu. Nie można było tego, ot tak, po prostu, zmienić. Nawet
najmądrzejsze słowa niewiele mogły teraz zdziałać.
Niebo przecięła kolejna srebrna błyskawica, wypełniając po-
kój nieprzyjemnym światłem. Laura wetchnęła cicho i zadrżała.
Niewiele myśląc, przytulił ją mocno do siebie.
Nie prostestowała. Nie zaprotestowała także, kiedy wziął
ją na ręce i przeniósł na łóżko. Czuła się taka samotna. Potrze-
bowała go. Potrzebowała jego bliskości.
- Nie opuszczaj mnie - wyszeptała. Rozpaczliwie szukała
w kimś oparcia, a on nadawał się do tego najbardziej. Ufała
mu. Ufała tak bardzo, że pokazała swoje słabe punkty.
Nic nie odpowiedział, tylko uniósł kołdrę i położył się tuż
obok niej. Nie zastanawiając się, jak to może być odebrane,
objął ją czule i przytulił do siebie.
- Zaśnij - powiedział łagodnie.
Wtuliła się mocniej w jego ramiona i zrobiła to, co jej
polecił. Na chwilę przed zaśnięciem pomyślała jeszcze, że
nigdzie nie czuła się bezpieczniej niż w ramionach mężczy-
zny, który według prawa i kościoła był jej mężem.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Wraz z nadejściem świtu deszcz ustał. Laura znajdowała się
jakby w półśnie. Nie spała już, ale nie w pełni także rozpoznawała
otaczającą ją rzeczywistość. Tuż obok niej spoczywało męskie
ciało. Wyczuwała przyjemne ciepło ramienia, dotykała owłosio-
nych nóg i czuła na swoim nagim brzuchu - koszula nocna
podwinęła się podczas snu - męskie szorty. Coś w duszy mówiło
jej, że nie powinna leżeć tak blisko, ale nie była w stanie odsunąć
się choćby na centymetr. Poza tym, dlaczego miałaby to robić?
Czy to nie Bucky całował ją wczoraj tak czule i namiętnie? Czy
nie on przytulał ją przez całą noc?
Bucky, jak przez sen, wyczuwał na swojej piersi kobiecą
dłoń. Przyjemny oddech muskał jego szyję. Cóż za przyjemny
sen! - pomyślał. Położył dłoń na biodrze leżącej obok kobiety
i przytulił ją mocniej do siebie. Tak... Cholernie przyjemny sen!
Laura jęknęła cicho przez sen, kiedy poczuła twarde mę-
skie ciało. Śniła, że unosi lekko głowę i muska ustami szor-
stką, nieogoloną brodę Bucky'ego. Był taki pociągający, ta-
ki... kowbojski, a jej delikatne pocałunki doprowadzały go do
rosnącego z sekundy na sekundę podniecenia. Wreszcie, nie
mogąc się dłużej powstrzymywać, wsunął dłoń pod koszulę
nocną i zaczął upajać się gładkością nagich, kobiecych po-
śladków. Nie prostestowała. Przytuliła się do niego mocniej
i ułożyła tak, aby miał łatwy dostęp do jej piersi.
O mój Boże, pomyślała przez sen, kiedy ujął jedną z nich
60 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM 1 ŻONĄ...____________ __
pełną dłonią. Robił to stokroć lepiej niż jej wszyscy dotych-
czasowi kochankowie razem wzięci. Dlaczego mu na to po-
zwala? Dlaczego... Przecież to tylko sen - uspokoiła się mo-
mentalnie. Nie chciała się teraz obudzić, nie chciała przery-
wać tych słodkich marzeń.
Westchnęła cicho i wyruszyła na poszukiwanie jego ust.
Nie musiała długo szukać. Ich oddechy zmieszały się, wargi
połączyły we wspólnej pieszczocie.
Och, i sny mogą być czasem miłe, pomyślała Laura. W
rzeczywistości przecież nigdy nie byłaby aż tak śmiała.
Pocałunek był długi, namiętny, słodki. Wreszcie Bucky
westchnął ciężko, pchnął Laurę na plecy i, nie przerywając ani
na chwilę, położył się na niej.
Dopiero teraz zorientowała się, że to nie sen. Otworzyła
gwałtownie oczy.
- Co robisz? - krzyknęła zdenerwowana, odepchnęła go
i wyskoczyła z łóżka.
Bucky miał wrażenie, jakby wylano mu na głowę kubeł
zimnej wody. Patrzył ze zdumieniem na kobietę, która jeszcze
przed chwilą go całowała, a teraz stała na środku sypialni w
groźnej, wojowniczej postawie.
- Co ty robisz? - powtórzyła pytanie.
Wiedział, że nie ma sensu się teraz kłócić. Usłyszałaby i
tak tylko to, co chciałaby usłyszeć.
Niedbale wsparł się na łokciu i powiedział:
- Usiłowałem się z tobą kochać.
Ta odpowiedź niemal zwaliła ją z nóg.
- No właśnie! Usiłowałeś się ze mną kochać!
- Przecież wcale tego nie ukrywam.
Spokojny i rzeczowy ton rozwścieczył ją jeszcze bardziej.
- Powinnam pozwać cię do sądu! Podpisaliśmy przecież
umowę!
Mąż do wynajęcia
61
- Jak mógłbym o niej zapomnieć? Jako student ostatniego
roku prawa potrafię jednak wykazać, że to ty doprowadziłaś
do jej zerwania. Podpisałem kontrakt w dobrej wierze, a ty
podstępem zmusiłaś mnie do spędzenia z tobą nocy. Czyż nie
tak, pączuszku?
Wstał z łóżka i założył dżinsy. Laura stała jak zahipno-
tyzowana i śledziła każdy jego ruch. Te same dłonie, które
zapinały teraz guziki i pasek, pieściły ją jeszcze kilka minut
temu.
Niespodziewanie Bucky ruszył w stronę drzwi.
- Dokąd się wybierasz? - zapytała zdumiona.
- Idę wziąć zimny prysznic - rzucił przez ramię i skiero-
wał się w stronę drzwi.
Chwilę później poczuł ostry ból pomiędzy łopatkami. Od-
wrócił się. Na podłodze leżał czarny damski pantofel.
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki wszystkiego sobie nie wy-
jaśnimy - oznajmiła stanowczym głosem.
- Co jest do wyjaśnienia? Oboje byliśmy blisko siebie i
oboje mieliśmy na to ochotę.
- Mylisz się, kowboju. Wykorzystałeś mnie. Wykorzystałeś
to, że byłam pijana. Wtargnąłeś do mojego łóżka, a potem...
- Hola, hola! - zawołał Bucky. - Nie byłaś wczoraj pija-
na. Miałaś raczej szampański humor. Podejrzewam, że nie
często zdarza ci się tak dobrze bawić. Poza tym, nie wtarg-
nąłem do twojego łóżka. Błagałaś mnie, abym cię nie opusz-
czał, a teraz jesteś wściekła, ponieważ spodobało ci się to, co
zaszło między nami...
Czy rzeczywiście tak było? Laura nie potrafiła odpowie-
dzieć sobie na to pytanie. Agresja i złość były najlepszą ucie-
czką w tej niepewnej sytuacji.
Bucky odwrócił się na pięcie i już miał dotknąć klamki,
gdy na drzwiach roztrzaskał się drogocenny wazon. Pokręcił
62
OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ..,
ze zdumieniem głową i nie spojrzawszy nawet na Laurę wy-
szedł na korytarz.
- A więc, kiedy dacie mi pierwszego prawnuka? - zapyta
ła babcia przy śniadaniu.
Laura omal nie udławiła się kęsem, który właśnie przeły-
kała. Złapała serwetkę i zakaszlała głośno.
- Nic ci się nie stało, kochanie? - zapytała dobrodusznie
Alice.
- Pączuszku, nie denerwuj się - uspokoił ją Bucky i po-
klepał po plecach. - Babcia nie oczekuje przecież, że ma to
być od razu. Pyta po prostu: „kiedy?"
Laura spojrzała na męża tak, jakhy chciała go zabić, ale to
tylko jeszcze bardziej go rozbawiło. Tak, Bucky miał stanow-
czo zły wpływ na babcię. Kiedy weszła do jadalni, zobaczyła,
jak serwuje staruszce Krwawą Mary. W jej wieku!
Udając spokój, skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nie zapominaj, babciu, że dopiero się pobraliśmy.
- A wy nie zapominajcie, że jestem starą kobietą. Chciała-
bym mieć jeszcze parkę prawnuków, nim dołączę do mojego
ukochanego Eddy'ego.
- Ale moja kariera...
- Gwiżdż na karierę. Jest dobra, ale do czasu. Kiedy po
raz pierwszy weźmiesz na ręce własne dziecko, będziesz
uczyła je mówić, chodzić, to przekonasz się, że są rzeczy
ważniejsze od kariery.
- Nie kwestionuję tego, ale...
- Więc nie kwestionuj - przerwała jej Alice i jednym ły-
kiem opróżniła szklankę z Krwawą Mary.
Laura z trudem zachowywała spokój. Była wściekła na
Bucky'ego, ale starała się tego nie okazywać. Nowożeńcy nie
powinni się przecież kłócić.
_______________
Mąż
do
wynajęcia
____
63
- Poza tym, babciu, Bucky jest jeszcze na uniwersytecie.
Starsza kobieta machnęła lekceważąco ręką.
- I co z tego? Czekasz, aż zacznie pracować i podreperuje
ubogi budżet domowy? Moje dziecko, masz tyle pieniędzy, że
nie zdołają ich przejeść nawet twoje wnuki. Kiedy umrę,
będziesz miała jeszcze więcej. Możecie sobie pozwolić na
dziecko.
Laura spojrzała błagalnie na Bucky'ego, jakby oczekiwała
od niego pomocy. Przyglądał się jej z tajemniczym uśmie-
chem. Kto wie, może miał rację? Może rzeczywiście spodo-
bało jej się to, co zaszło między nimi tego ranka?
Bucky dostrzegł jej milczącą prośbę. Nie myślał jednak
o tym, jak jej pomóc. Nie potrafił zapomnieć o delikatnej
skórze i namiętnych ustach dziewczyny.
Prowokacyjnie zmrużył oczy.
- Jeszcze kilka takich nocy i Laura już wkrótce będzie
zmieniać pieluszki naszemu maleństwu. - W jednej chwili
twarz Laury stała się purpurowa. - Nie denerwuj się, pączusz-
ku - uspokoił ją - Babcia jest przecież dorosłą kobietą...
- Oczywiście, że jestem dorosła - potwierdziła Alice
Bradford. Krwawa Mary najwyraźniej wprowadziła ją w
przyjemny nastrój. - Wiem doskonale, że seks to wspaniała
rzecz. Wy, młodzi, myślicie, że sami go wymyśliliście, ale to
nieprawda. Był na świecie już dawno temu. Eddy i ja...
- Chcesz, babciu, odrobinę kawy? - przerwała jej Laura
i zmierzyła Bucky'ego ostrym wzrokiem. - Jak mogłeś ją
upić? - zapytała szeptem.
- To tylko sok pomidorowy z odrobiną wódki - próbował
się usprawiedliwiać.
- Wystarczy. W tej rodzinie wszyscy mają słabe głowy.
- Ale ty wczoraj nie byłaś pijana - powiedział z przeką-
sem. - Tym bardziej dzisiaj rano.
64 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... _______________
- Och - westchnęła babcia. - Byłaś wczoraj pijana, ko-
chanie?
- Nie - odpowiedziała Laura, a Bucky uśmiechnął się
triumfalnie.
- Ja też nie jestem pijana - oznajmiła Alice. - Mam za to
ochotę na trochę seksu... to znaczy, na jeszcze jednego drin-
ka... Poproszę ko... kolejną Mrawą Klary.
Bucky podał staruszce filiżankę gorącej herbaty.
- Myślę, że jedna Mrawa Klary całkowicie wystarczy.
- Skoro tak mówisz - westchnęła ze smutkiem staruszka.
Po kilku minutach babcia wstała od stołu i wspomagana
przez pielęgniarkę poszła odpocząć do swojego pokoju.
- Nie zapomnijcie o moich prawnukach! - zawołała na
odchodnym.
Bucky objął Laurę w talii i przytulił mocno do siebie.
- Spokojna głowa. Już my się o to postaramy.
Aby nie psuć sceny, Laura uśmiechnęła się słodko do
męża. Nie trwało to jednak długo. Wraz ze zniknięciem babci
zniknął także jej uśmiech.
- Jesteś okropny, Callahan! - krzyknęła i uwolniła się
z jego objęć. - Jak możesz ją tak oszukiwać? Przecież wiesz
dobrze, że nie doczeka się prawnuków! Mam ciebie dość.
Chociaż jest sobota, pójdę do biura, aby na ciebie nie patrzeć.
Uśmiechnął się pobłażliwie.
- Oszukujesz samą siebie. Nie uciekasz do biura przede
mną, ale przed sobą. Boisz się, że gdybyś została, to naszłaby
cię ochota, aby wrócić do tego, co przerwaliśmy rano.
- Nie masz nawet o czym marzyć, kowboju! - odparła,
patrząc mu śmiało w oczy - Nigdy do tego nie wrócimy.
Dni, które nadeszły później, były prawdziwym piekłem.
Laura nigdy dotąd nie żyła w takim napięciu. Raz wydawało
Mąż do wynajęcia___________________ 65
jej się, że babcia coś podejrzewa, kiedy indziej nie była już
tego taka pewna. Tak. Niepewność. Ona była najgorsza. My-
ślała o tym bardzo długo, ale nie potrafiła powiedzieć, co tak
naprawdę czuje do Bucky'ego. Czy rzeczywiście pragnęła
jego bliskości, pocałunków, pieszczot? Czy chciała, aby był
zawsze przy niej?
Kiedy przytulał ją tamtej nocy, czuła się taka bezpieczna.
Jego opiekuńczość i ciepło znaczyły więcej niż jakiekolwiek
słowa. Kiedy trzymał ją w ramionach, pozwoliłaby, aby za-
niósł ją nawet na koniec świata. Owej nocy uświadomiła so-
bie, że może jej na nim zależeć. I chyba rzeczywiście zależa-
ło. Zareagowała lękiem. Uciekła. Nie wiedziała tylko, co ma
zrobić teraz.
W następny piątek proces Jimmy'ego Harringtona dobiegł
końca. Ława przysięgłych obradowała przez dwie godziny za
zamkniętymi drzwiami i ostatecznie wydała wyrok uniewin-
niający oskarżonego. Laura była szczęśliwa i zadowolona, ale
nie tak, jak mogłaby być. Na kameralnym bankiecie w restau-
racji byli wszyscy jej znajomi, wszyscy z wyjątkiem Bucky-
'ego. Cieszyli się razem z nią, gratulowali, życzyli dalszych
sukcesów. Kiedy wróciła wieczorem do domu, on sam osobi-
ście złożył jej gratulacje. Ucieszyły ją bardziej niż wszystkie
inne razem wzięte. Był to kolejny powód, dla którego powin-
na trzymać się jak najdalej od tego mężczyzny.
Ale jak to zrobić?
Szansa pojawiła się już wkrótce. W sobotę rano, przy śnia-
daniu, babcia oznajmiła, że ma zamiar wrócić do swojego
domu w Dallas. Przedstawienie było skończone. Państwo
młodzi mogli się nareszcie rozstać i doprowadzić tym samym
do końca podpisaną wcześniej umowę.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Laura stała na ganku i patrzyła na gotową do odjazdu
czarną limuzynę. Wyjazd babci wywołał w niej mieszane
uczucia. Cieszyła się, że nie będzie już musiała dłużej uda-
wać, ale z drugiej strony czuła w sercu dojmującą pustkę.
Dlaczego? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
Babcia wyglądała znacznie lepiej niż w dniu, w którym
przyjechała do Baton Rouge. A więc fikcyjny ślub odniósł
jednak pożądany skutek. Dzięki Bogu, można już było o
wszystkim zapomnieć.
Otrząsnęła się z tych rozmyślań i spojrzała na babcię. Pie-
lęgniarka odsunęła się taktownie, aby mogły się spokojnie
pożegnać.
- Wszystko wzięłaś, babciu? - zapytała Laura.
- Chyba tak, ale jeśli czegoś zapomniałam, to prześlesz
mi, dobrze?
Laura uśmiechnęła się i uściskała staruszkę.
Alice Bradford spojrzała na Bucky'ego.
- Opiekuj się moją wnuczką, słyszysz?
Usłyszał. Skinął głową na znak potwierdzenia, ale
wiedział, że zapewne nie będzie mógł spełnić swojej obiet-
nicy. Od początku był świadomy tego, że ten moment w koń-
cu nadejdzie. Były chwile, w których chciał, aby nastąpiło to
jak najszybciej, ale teraz czuł się, jakby tracił coś bardzo
cennego.
Mąż do wynajęcia
67
- A ty - babcia zwróciła się do Laury - opiekuj się moim
zięciem-wnukiem.
Laura również skinęła głową i nagle uświadomiła sobie, że
chce jej się płakać. Skąd ten smutek? - pytała sama siebie.
Chyba nie z powodu Bucky'ego?
Po chwili babcia otworzyła drzwi i wsiadła do samochodu.
W chwilę później limuzyna zniknęła za zakrętem drogi.
Przedstawienie skończone.
Laura odwróciła się na pięcie i weszła do domu. Kiedy
była już w połowie schodów, poczuła szarpnięcie za rękę.
- Musimy porozmawiać - powiedział Bucky, chociaż
sam nie wiedział, czego miałaby dotyczyć ta rozmowa.
Laura zdecydowanym ruchem wyrwała dłoń z jego uścisku.
- To już koniec, kowboju. Pakuj się i wracaj do domu.
Odwróciła się i ruszyła w górę schodów. Próbowała wziąć
się w garść, zacisnęła zęby, ale i tak łzy płynęły jej po policz-
kach.
Alice Bradford siedziała na tylnym siedzeniu limuzyny.
Była zmartwiona. Czuła, że między Laurą i Bucky'ym nie
układa się dobrze. Widziała ich spojrzenia, gesty, uśmiechy.
Trudno było dostrzec w nich miłość. Poza tym nie spali we
wspólnej sypialni... Dziwne. Młodzi małżonkowie zazwyczaj
chcą się sobą nacieszyć.
Nagle uśmiech rozpromienił jej twarz. Rzeczywiście, mię-
dzy wnuczkami działo się coś bardzo dziwnego i tajemnicze-
go. Ale czy to od razu miałby być powód do zmartwień?
Państwo młodzi po prostu zakochiwali się w sobie. To uczucie
musiało być dla nich ogromnym zaskoczeniem, skoro nie
potrafili sobie dać z nim rady. Oby było na tyle silne, żeby
pokonać ich wzajemne lęki i uprzedzenia.
68 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ..._______________
Bucky wrzucił swoje ubrania do walizki i zatrzasnął ją z
wściekłością. Rękaw koszuli wystawał na zewnątrz, ale to go
nie obchodziło. Jedyne, czego chciał, to jak najszybciej wy-
nieść się z tego domu i jak najszybciej pożegnać na zawsze
Laurę Bradford.
Serce z kamienia... Zimna jak lód... Tak właśnie o niej
myślał, jednak wcale nie robiło mu się od tego lżej. Tak
naprawdę Laura nie była zimna. Udawała. Doskonale pamię-
tał jej pocałunki, ciepły oddech, czuły dotyk. Bez przerwy
myślał o tamtej nocy. Kiedy drżącym głosem prosiła, aby nie
odchodził, był gotów zrobić dla niej wszystko. Była wtedy
taka bezbronna...
Zaklął pod nosem, wziął walizkę i wyszedł ze swojego
pokoju. Zamiast jednak zejść po schodach, skierował się w
stronę sypialni Laury. Bez pukania otworzył drzwi. Była
zaskoczona jego widokiem, ale nie zwracał na to uwagi. Po-
stawił walizkę na podłodze i podszedł do szafy. Bez słowa
wyciągnął z niej dżinsy, koszulę i damskie tenisówki, po
czym rzucił wszystko na łóżko.
- Załóż to - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- W przeciwnym razie sam cię w to ubiorę.
Laura sprawiała wrażenie, jakby zobaczyła ducha. Oczy
miała szeroko otwarte, nieruchome. Z niejasnych powodów
opuściła ją nagle wszelka wola oporu.
- Dobrze - odpowiedziała lekko drżącym głosem. -Ale...
Jesteś zupełnie szalony.
- Jeśli jestem szalony, to z twojej winy. Ubieraj się. Za
pięć minut spotkamy się na dole. - Nim wyszedł z pokoju
powtórzył jeszcze: - Za pięć minut.
Zeszła na dół o wyznaczonej porze. Bucky stał przy
drzwiach z walizką w ręku i stetsonem na głowie. Kiedy tylko
ją zobaczył, zawołał lokaja.
______
Mąż
do
wynajęcia
____
69
- Wrócimy późnym popołudniem. - oznajmił krótko.
- Tak, sir - odpowiedział posłusznie służący.
- Dokąd mnie zabierasz? - zapytała, kiedy wyszli w
chłód jesiennego poranka.
- Zobaczysz. - Spojrzał na nią wyzywająco. - Ja spędzi-
łem dwa tygodnie w twoim świecie. Wypadałoby, żebyś ty
spędziła chociaż kilka godzin w moim. - Otworzył drzwi
swojego samochodu. - Wskakuj.
Kiedy wyjechali poza miasto, Laura wciąż szukała odpo-
wiedzi na dręczące ją pytanie. Dlaczego pozwoliła się, ot tak,
zabrać gdzieś temu mężczyźnie. Choć, czy to pytanie było
zasadne? Nie był to przecież pierwszy lepszy mężczyzna.
Bucky był jej mężem.
Za oknem rozciągał się piękny jesienny krajobraz. Laura
czuła, jak napięcie ostatnich kilkunastu dni opuszczają powo-
li. To dziwne, myślała, wystarczyło wyjechać z miasta, popa-
trzeć na lasy i łąki, białe obłoki nad daleką kreską widnokrę-
gu, by zapomnieć o wzajemnych żalach i pretensjach.
- Jak tylko znajdę pracę po zakończeniu studiów, to od
razu kupię sobie nowy samochód - powiedział ze śmiechem
Bucky. On też wyraźnie się rozpogodził.
Odwzajemniła uśmiech.
- Sądzisz, że staruszek wytrzyma jeszcze te kilka miesięcy?
- Nie ma innego wyjścia.
Przyglądała mu się bacznie. Bez względu na okoliczności
zawsze wyglądał równie atrakcyjnie i pociągająco.
- Jesteś pewien, że zawiezie nas tam, gdzie chcesz?
- Nie. Znasz się na silnikach?
- Chyba żartujesz...
- A więc módl się, żeby się nie popsuł.
Zapadło milczenie. Po kilku minutach Bucky skręcił z szo-
sy w wiejską drogę i jechali tak przez kilka kilometrów. Po
70
OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ...
prawej stronie minęli niewielki zagajnik, po kilku minutach
przejechali przez okazałą drewnianą bramę, by chwilę potem
zatrzymać się przed skromnym, ale dobrze utrzymanym do-
mkiem.
Bucky wyłączył silnik, ale nie wysiadł z samochodu. Sam
nie wiedział, po co ją tu przywiózł. Może chciał, aby przed
rozstaniem poznała prawdziwego Bucky'ego Callahana? By
wiedziała, że pochodzi z rodziny, która zarabia na chleb cięż-
ką pracą... Zresztą, czy dla niej ma to jakiekolwiek znacze-
nie?
- Posłuchaj - odezwał się w końcu. - Nie najlepiej rozpo-
częliśmy naszą znajomość. Mam nadzieję, że przynajmniej
dobrze ją zakończymy.
- Myślę, że to możliwe - przyznała. - To jest wasza
farma, prawda? - zapytała uprzejmie. - Chciałabym poznać
twojego brata.
- Będzie dopiero późnym wieczorem. Wyjechał na targ.
Laura uświadomiła sobie nagle, że są tutaj zupełnie sami
i serce zaczęło jej bić mocniej.
- Może oprowadzisz mnie po okolicy?
Nie było to wcale tylko kurtuazyjne pytanie. Laura rzeczy-
wiście była ciekawa świata, w którym żył i pracował Bucky.
Nigdy dotąd nie była na ranczu i wszystko, co zobaczyła, było
dla niej nowe i fascynujące. Ogromnie zaintrygowały ją kro-
wy, które porykując z rzadka skubały spokojnie trawę. Na
widok małego cielęcia, które stało tuż obok matki, prawie się
rozpłakała. Cielaczek był taki słodki, taki bezradny... Ledwie
trzymał się na nogach. Bucky podszedł do niego, a ten z ufno-
ścią ocierał się głową o jego nogi. Laura miała wrażenie,
jakby ktoś rozlał ciepły miód na jej serce.
Później Bucky przedstawił jej swojego ulubionego ogiera
- Beowulfa. Laura i tym razem była zachwycona.
Mąż do wynajęcia
71
- Umiesz jeździć konno? - zapytał Bucky.
Spojrzała na niego. Puszyste i zmierzwione, rozwiane na
silnym jesiennym wietrze, jego włosy wyglądały jeszcze
piękniej niż zwykle. Po raz już niewiadomo który miała ocho-
tę ułożyć je, odgarnąć z czoła.
- Nie - odpowiedziała nieco zażenowana.
Jej włosy także zmierzwił wiatr. Bucky dałby wiele, aby
móc teraz odgarnąć je z aksamitnego policzka za ucho.
- Chciałabyś się przejechać? - zapytał, starając się nie
myśleć o jej włosach.
- Bardzo, ale... - zawahała się. - Zupełnie nie wiem, jak
to się robi.
Nie namyślając się długo, Bucky osiodłał Beowulfa i
wskoczył na niego z gracją wytrawnego jeźdźca. Pochylił się
nad Laurą i nim zdążyła się zorientować, podniósł ją i posa-
dził przed sobą w siodle.
Ruszyli przed siebie stępa. Już po kilku chwilach Bucky
zorientował się, że popełnił potworny błąd. Bliskość jej
zgrabnych pośladków, ocierających się o jego uda i podbrzu-
sze, sprawiała, że myślał o rzeczach, o których myśleć nie
powinien. Delikatny zapach kobiecych perfum drażnił go i
podniecał jednocześnie. Najgorsze ze wszystkiego było jed-
nak to, że trzymając lejce, ocierał dłońmi o jej piersi. Mimo że
było dość chłodno i wiał wiatr, to pocił się, jak w największe
upały.
Po kilku minutach dotarli nad niewielki strumień. Powie-
działa, że chce zsiąść. Nie protestował. Kiedy myła ręce w zi-
mnej wodzie, odetchnął z ulgą. Następnym razem nie popełni
tego błędu, bo... następnego razu nie będzie. Tak, najwyższy
czas zakończyć tę przygodę, zapomnieć o Laurze, czym prę-
dzej się od niej oddalić, zniknąć z jej życia. Że tak właśnie
powinien postąpić, było dla niego aż nadto jasne. Jednego
72
OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ...
tylko nie mógł zrozumieć. Dlaczego tak sobie przypadli do
gustu? Byli przecież tak różni. Czyżby przeciwieństwa przy-
ciągały się aż do tego stopnia?
- W poniedziałek rozpocznę starania o unieważnienie na
szego małżeństwa - powiedziała pozornie obojętnym głosem.
Zsiadł z konia i zwilżył twarz wodą.
- Doskonale.
Starał się tego nie okazywać, ale był wściekły. Wściekły na
siebie. Jak mógł aż do tego stopnia zadurzyć się w tej kobie-
cie? Jak mógł?
- Na razie nie będę o niczym mówiła babci - dodała po
chwili. - Niech minie trochę czasu. Potem coś wymyślę.
Miała już przygotowanych kilka historyjek. O mężu, który
zginął w wypadku samochodowym, utonął podczas kąpieli
w rzece, umarł na niespodziewany atak serca... Wszystkie
miały sporo zalet. Babcia nareszcie przestanie myśleć o włas-
nych zmartwieniach, gdyż będzie musiała pocieszać swą
zrozpaczoną po stracie męża wnuczkę.
Historie te miały jednak i wady. Alice bardzo polubiła
Bucky'ego i zapewne byłoby jej ciężko się pogodzić z jego
śmiercią.
- Chciałabym już wrócić do domu - powiedziała cicho.
Spojrzał jej prosto w oczy. To, co w nich zobaczył, zasko-
czyło go. Była w nich ogromna namiętność, ale był także
gniew.
- Rzeczywiście, powinnaś wrócić do domu - odparł po
krótkim namyśle. - Powinnaś wrócić tam, gdzie twoje miej
sce.
Powrotna droga była jeszcze gorsza. Starali się zachować
zimną krew, lecz było to niezwykle trudne - ich ciała wręcz
krzyczały wielkim głosem niezaspokojonej namiętności. Każ-
da sekunda, każdy następny krok był istną torturą pożądania.
_____________________ Mąż do wynajęcia __________________ 73
Kiedy wjechali wreszcie do stajni, owionął ich ciężki zapach
świeżego siana.
Bucky zsiadł z konia i wyciągnął ręce, aby pomóc zsiąść
Laurze. W pośpiechu o mało nie spadła z siodła. Złapał ją
jednak mocno, chroniąc od bolesnego upadku. Kiedy pod-
niosła wzrok, zobaczyła parę wpatrujących się w nią ciemno-
niebieskich oczu.
Stali tak przez chwilę w milczeniu, a czas odmierzały je-
dynie mocne uderzenia ich serc. Laura po raz kolejny do-
świadczyła tego samego uczucia, co tamtej przeklętej nocy.
Wiedziała, że jest zbyt słaba, aby się bronić. Bucky mógł z nią
teraz zrobić dosłownie wszystko.
Wykorzystał to. Niewiele myśląc, pochylił się i z cichym
westchnieniem złożył namiętny pocałunek na jej ustach. Nie
broniła się. Pożądanie wzięło górę nad zdrowym rozsądkiem.
Jazda konna, zapach siana, spojrzenie jego oczu - wszystko to
sprawiło, że bez wahania poddała się pieszczocie jego warg.
Mężczyzna był zdumiony jej zachowaniem. Nie spodzie-
wał się, że tak chętnie podejmie miłosną grę. Przytulił ją
jeszcze mocniej i wsunął język w jej rozpalone usta, a ona od-
wzajemniła pocałunek ze zdwojoną siłą. Była gotowa dać mu
teraz wszystko, czego oczekiwał. Oboje nie zastanawiali się
nad konsekwencjami swojego zachowania. Na to miał przyjść
czas później.
Bucky wziął Laurę na ręce i przeniósł na siano.
Wszystko odbyło się bardzo szybko. Złączeni ze sobą w
namiętnym uścisku, kochali się, jakby to był jeden jedyny
raz, kiedy dane im było tego doświadczyć. Spieszyli się. Ich
czas dobiegał końca. Wkrótce każde z nich pójdzie swoją
drogą i zostaną im tylko wspomnienia. Kiedy wreszcie nade-
szło spełnienie, ich ciała przepełniła rozkosz, która mogła i
musiała wystarczyć na całe życie.
74 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... __________
Przez chwilę leżeli bez ruchu. W ciszy starej stajni słychać
było jedynie ich przyspieszone oddechy. Nagle Bucky uświa-
domił sobie, że mimo pośpiechu, żalu, który wypełniał jego
serce, prymitywnych warunków, w jakich przyszło im skon-
sumować owo małżeństwo na niby, mimo tego wszystkiego
nigdy nie było mu tak dobrze z żadną kobietą. To było szoku-
jące. Podobnie Laura. Ona również zdała sobie sprawę, że
nigdy dotąd nie przeżyła czegoś podobnego.
Nie było sensu dłużej się oszukiwać.
Byli w sobie zakochani.
- Laura? - zapytał zduszonym głosem.
Spojrzała mu prosto w oczy. Nareszcie mógł zrobić to, na
co od dawna miał ochotę. Delikatnym ruchem odgarnął włosy
z jej policzka. Były gładkie i miękkie jak jedwab.
Laura także zrobiła to, o czym tak długo marzyła. Wsunęła
palce pomiędzy włosy Bucky'ego i odgarnęła je z czoła. Były
mocne, gęste. Mogłaby ich dotykać przez całą wieczność.
- Odwieź mnie do domu - powiedziała nagle.
I to był koniec. Ostateczny i nieodwracalny.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Nie słuchasz, co do ciebie mówię- powiedział z wyrzu
tem Douglas Nelson.
Laura czuła się jak dziecko przyłapane na kradzieży konfitur.
- Ależ słucham - odpowiedziała płaczliwym głosem,
wiedząc doskonale, że mówi nieprawdę.
Piątkowe popołudnie nie należało do najprzyjemniej-
szych. Za oknem szalała burza. Laurze trudno było się skupić
na rozmowie. Ostatni tydzień przeżyła w stanie przypomina-
jącym schizofrenię. Była zupełnie odrętwiała. Nie potrafiła
wyartykułować swoich uczuć. Było ich zbyt wiele.
- Nie miałaś od niego żadnej wiadomości, prawda?
- Nie miałam - odpowiedziała wyraźnie naburmuszona i
zdjęła stertę papierów ze swojego biurka. - Nasza umowa
dobiegła końca. Nie muszę już otrzymywać od niego żadnych
wiadomości.
Rzeczywiście, nie musieli się już ze sobą kontaktować.
Procedura rozwodowa wymagała jedynie tego, aby oboje
małżonkowie stawili się wspólnie w sądzie. Po tym, co wyda-
rzyło się na ranczu, rozwód był poza wszelką dyskusją. Była
to jedyna szansa na ucieczkę od Bucky'ego i zachowanie
własnej tożsamości. Laura za wszelką cenę starała się nie
myśleć o tym, co wtedy zrobili, ale niezbyt jej się to udawało.
- No dobrze, dajmy sobie z tym spokój. Wystarczy na
dzisiaj - powiedział Douglas i schował papiery do teczki.
76 ____________OGŁASZAM WAS MĘŻEM 1 ZONĄ... ______________
- Poczekaj - zaprotestowała i podniosła się zza biurka.
- Nie musimy przerywać. A jeśli chodzi o mnie... Po prostu
nie zwracaj uwagi.
- Daj spokój, Lauro. Nie ma pośpiechu - uspokoił ją
Douglas - Sprawa trafi do sądu dopiero za kilka tygodni.
- Wstał i skierował się w stronę drzwi. - Jeśli cię to interesu
je, to mogę ci powiedzieć, że Bucky wygląda równie żałośnie
jak ty. Był wczoraj na moich zajęciach. Prezentował sobą
tragiczny widok. Myślę, że los chyba spłatał wam figla, a z
fikcyjnego małżeństwa na pokaz zrobiła się całkiem poważna
sprawa.
Zamknął za sobą drzwi i została sama. Podeszła do okna.
Ogromne krople deszczu spływały po szybie. Obserwowała
wąż mokrych samochodów i zastanawiała się nad wydarze-
niami ostatnich kilku tygodni.
Wiele zmieniło się w jej życiu.
Wiele zmieniło się w sposób nieodwracalny. Wbrew sobie
zakochała się w Buckym. Czy on także czuł do niej coś więcej
niż pożądanie? Czy bał się tak samo jak ona? Wiele razy w
życiu czuła się samotna, ale nigdy tak bardzo jak teraz.
Nagle drzwi jej gabinetu otworzyły się z hukiem. Usłyszała
nerwowy głos sekretarki:
- Nie może pan tam wejść!
Odwróciła się gwałtownie. W drzwiach stał... Bucky!
- Pani mnie przyjmie - powiedział do sekretarki z uśmie
chem. - Prawda, pączuszku?
Laura podniosła dłoń do skroni, jakby chciała uciszyć
myśli, które wypełniały jej głowę.
- Tak... Wszystko w porządku - zwróciła się do sekretar
ki, która patrzyła jeszcze na nich przez chwilę w niemym
zdziwieniu, po czym zamknęła drzwi.
Bucky jak zwykle miał na sobie dżinsy, koszulę i kowboj-
Mąż
do
wynajęcia
77
skie buty, a w dłoni trzymał nieodłącznego stetsona. Brak mu
jednak było tak charakterystycznej nonszalancji. Widać było,
że jest zmęczony. Ziemista cera i ciemne podkowy pod ocza-
mi wyjaśniały wszystko. Czyżby Douglas miał rację?
- Cześć - powiedział lekko drżącym głosem i rzucił ka-
pelusz na krzesło.
- Cześć - odpowiedziała niepewnie, patrząc na usta, które
niegdyś dały jej tyle rozkoszy.
Bucky usłyszał jej przyspieszony, nerwowy oddech. Nie-
mal natychmiast przypomniał sobie, jak oddychała wtedy, w
stajni...
Podszedł do biurka i usiadł na jego krawędzi.
- Co u ciebie słychać? - zapytał, siląc się na uśmiech.
Zawahała się.
- Wszystko dobrze. Doskonale.
- To ciekawe. - Zrobił krótką pauzę. - Nie wyglądasz
najlepiej. - Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, dodał: - Ja
także nie wyglądam dobrze, chociaż to akurat pewnie zupeł
nie cię nie obchodzi.
Poruszyła się niespokojnie na krześle.
- Czego chcesz?
- Chcę, abyś odwołała rozwód. - Podniósł słuchawkę. -
Wykręć odpowiedni numer i odwołaj.
Była przerażona. Nie wiedziała zupełnie, o co mu chodzi.
- Dlaczego?
- Ponieważ oboje nie chcemy tego rozwodu.
Była zdumiona tą odpowiedzią.
- Skąd wiesz, czego ja chcę?
- Znam cię lepiej niż ty siebie. Posłuchaj uważnie, ponie
waż powiem to tylko raz. Kocham cię. Wiem także, że i ty
mnie kochasz. Nie chcieliśmy tego, ale stało się.
A więc jednak! Kocha ją! To wyznanie było dla Laury
78 ____________OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ... ______________
cudowne, wspaniałe, zachwycające, ale i przerażające jedno-
cześnie. Choć minęło tyle lat, małżeństwo rodziców wciąż
kładło się cieniem na jej życiu.
- Nawet jeśli to prawda - powiedziała nieśmiało - to
przecież znasz moje poglądy na temat małżeństwa.
- Czy przestaniesz wreszcie gadać bzdury? Małżeństwo
twoich rodziców było nieudane. No i co z tego? Za to małżeń-
stwo twoich dziadków było wspaniałe. Przekonaj się sama,
jakie będzie nasze.
Zawahała się. Propozycja była niezwykła... cudowna...
wspaniała! Ale czy mogła ją przyjąć?
- Nie mogę odwołać rozwodu...
- Ależ oczywiście, że możesz.
- Nie mogę.
- Podaj mi chociaż jeden powód. - Bucky był wyraźnie
poirytowany.
Wzięła głębszy oddech.
- Nie mogę odwołać rozwodu, ponieważ nie rozpoczęłam
jeszcze związanych z nim procedur.
Był zdumiony tą odpowiedzią.
- Jak to?
- Nie potrafiłam się do tego zabrać. Każdego dnia powta-
rzałam sobie, że zrobię to jutro.
- Dlaczego?
Spuściła głowę. Nie chciała, aby patrzył jej teraz w oczy.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
Odłożył słuchawkę na widełki i podszedł do niej. Jego głos
drżał z emocji.
- Sądzę, że wiesz, pączuszku.
- Wiem... Kocham cię - powiedziała, nie podnosząc
wzroku. - Ale to tylko jeszcze jeden powód, aby się rozstać.
- Posłuchaj, zmienimy naszą umowę. Przez rok będziemy
Mąż
do
wynajęcia
79
mężem i żoną i żadna ze stron nie będzie mogła zerwać kon-
traktu. Po roku sama zdecydujesz, co dalej. Zgoda?
- Pozwól mi pomyśleć...
Porwał Laurę w ramiona i przytulił do siebie. Te dwa sło-
wa - kocham cię - które usłyszał przed chwilą, wciąż
dźwięczały w jego uszach. Teraz już nic nie mogło go po-
wstrzymać na drodze do szczęścia. Wspólnego szczęścia.
- Nie ma czasu na myślenie, pączuszku. Pokieruj się in-
stynktem. No to jak? Zgoda?
- Boję się - wyszeptała.
Bucky odgarnął włosy z jej policzka.
- Nie bój się. Już zawsze będę przy tobie.
Nie wiadomo kto zainicjował pocałunek, ale był on długi,
namiętny i słodki jak nigdy dotąd. Przerwali dopiero, kiedy
obojgu zabrakło oddechu. Bucky wykorzystał to, aby wspo-
mnieć o renegocjacji umowy.
- Co zaś się tyczy obowiązków małżeńskich, to...
Minął rok i nadszedł czas odnowienia umowy. Laura była
już matką dwumiesięcznej córki - Laury Catherine Callahan.
Babcia Alice, która odmłodniała przez ten rok i zmieniła się
nie do poznania, przyjechała na chrzciny swojej pierwszej
prawnuczki. Bucky skończył studia z wyróżnieniem i praco-
wał jako adwokat, broniąc ludzi biednych i pokrzywdzonych
przez los.
Tego wieczora malutka dziewczynka leżała na piersi swo-
jej mamy i słodko spała, a Bucky głaskał żonę po dłoni, na
której znajdowała się skromna, złota obrączka.
Kiedy zapytał, czy chce przedłużenia umowy, przytaknęła
i dodała z tajemniczym uśmiechem, iż żąda wprowadzenia do
niej dodatkowych warunków.
- Jakie to warunki? - zapytał zaniepokojony Bucky.
80 ____________ OGŁASZAM WAS MĘŻEM 1 ŻONĄ... _______________
- Nie chcę już klauzuli rocznej - wyjaśniła. - Chcę prze
dłużyć tę umowę na całe życie.
Bucky miał ochotę skakać i tańczyć z radości. Rok, który
wspólnie przeżyli, był wspaniały. Oboje wiele się nauczyli.
Bucky przekonał się, że pieniądze nie zawsze wywierają zły
wpływ na tych, którzy mają ich pod dostatkiem. Laura nato-
miast uwierzyła, że miłość i małżeństwo nie muszą się wyklu-
czać. Co więcej, jeśli idą w parze, czynią kochających się
małżonków najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem.
- Nie mam nic przeciwko temu, pączuszku - wyszeptał
czule. - Mogę odgrywać rolę twego męża nawet do końca
życia. Albo i dłużej. Wiesz co? W nowej umowie posłużymy
się zwrotem: „bezterminowo". Tak będzie najlepiej