Życie po śmierci Stanisława Augusta
Stanisław August zmarł na wygnaniu w Petersburgu, trzy lata po ostatnim rozbiorze Rzeczpospolitej. Pochowano
go w katolickim kościele św. Katarzyny, w czym niektórzy dopatrzą się symbolicznej wymowy. Spoczywał tam do
1938 roku. Wtedy władze ZSRR postanowiły zburzyć świątynię, a trumnę ze zwłokami Stanisława Augusta
oddać w ręce polskiego rządu. Tak rozpoczął się tragiczny epilog historii ostatniego króla Polski, w którym ciało i
pamięć monarchy poniewierano, mszcząc się na nim za upadek kraju.
Już okoliczności jego śmierci nie są do końca jasne. 11 lutego 1798 roku po przebudzeniu wypił tradycyjną
filiżankę bulionu. Od razu poczuł się źle i o godzinie 11 stracił przytomność. Zmarł następnego dnia przed
godziną ósmą rano. Lekarz stwierdził wylew krwi do mózgu, ale niektórzy – przede wszystkim Stanisław
Mackiewicz Cat – dowodzili, że prawdopodobnie monarchę otruto. Czyżby był dla kogoś niebezpieczny nawet
bez realnej władzy i własnego kraju? 5 marca zwłoki króla przeniesiono do kościoła św. Katarzyny i po
uroczystościach żałobnych złożono w krypcie. Car Paweł I kazał wyryć na nagrobku sentencję, rozpoczynającą
się od słów: „Stanisław II August / Król Polski, Wielki Książę Litewski / wymowny przykład zmienności doli.” I
faktycznie, los, który nigdy nie rozpieszczał króla Stasia, okazał się dla niego niezbyt łaskawy również po
śmierci.
Kiedy w 1938 roku, po 140 latach spoczynku w petersburskim kościele, ciało Stanisława Augusta miało zostać
przewiezione do Polski, pojawił się problem. Prezydent Ignacy Mościcki polecił premierowi Felicjanowi Sławoj-
Składkowskiemu wybrać miejsce powtórnego pochówku króla. Ostatecznie postanowiono, że będzie to kościół,
w którym przyszły władca został ochrzczony – niewielka świątynia w Wołczynie (obecnie na Białorusi, tuż przy
granicy, nad Bugiem). Przeniesienie prochów odbyło się w największej tajemnicy. Trumna przyjechała
pociągiem, w wagonie towarowym z napisem „bagaż zwykły”, po czym stała na stacji granicznej Stołpce przez
trzy dni. 14 lipca dotarła wreszcie do Wołczyna, pilnie obserwowana przez policję i tajniaków. Kiedy okazało się,
że nie mieści się do krypty, postanowiono złożyć tam w dwóch urnach jedynie serce i wnętrzności króla, zaś
trumnę obwiązano sznurem i zostawiono w kościelnej niszy. W pomieszczeniu, gdzie złożono prochy,
zamontowano sztaby, skobel i kłódkę, potężne drzwi i kraty w oknie. Wszystko opieczętowano. Trzy klucze
otrzymali: proboszcz, urzędnik wojewódzki z Brześcia i MSZ w Warszawie. Proboszczowi zakazano wspominać
o całym wydarzeniu, a nawet odprawiać mszy św. za duszę monarchy. Wszystko po to, by do opinii publicznej
nie przeciekły żadne wieści o powtórnym pogrzebie króla.
Cały plan jednak runął, bo informację przekazały media radzieckie. Polskie władze starały się zbagatelizować
sprawę, ale było za późno – sensacja wybuchła. Szybko wyszło na jaw czemu szczątki króla spoczęły w
Wołczynie. Trzy lata wcześniej na Wawelu, tradycyjnym miejscu pochówku królów Polski, złożono w Krypcie
Zasłużonych ciało Józefa Piłsudskiego, którego legendę umacniały ówczesne władze. Nie do pomyślenia było,
że obok mitycznej już postaci marszałka, ma spocząć król – nazywany zdrajcą, targowiczaninem i rosyjską
marionetką. W dyskusję, w której Narodowa Demokracja coraz głośniej krytykowała obóz rządowy za
kompromitujący „pogrzeb”, włączyły się „Wiadomości Literackie”. Rozesłały do intelektualistów ankietę, w której
jedno z pytań dotyczyło miejsca pochówku króla. Z 72 osób 32 opowiedziały się za Wawelem, 26 – za katedrą
lub Łazienkami w Warszawie, a tylko 8 uważało, że najlepszy będzie Wołczyn.
Ale zbliżał się wrzesień 1939 roku i wobec nadchodzącej katastrofy spory o Stanisława Augusta ucichły. W 1944
roku Armia Czerwona splądrowała kościół w Wołczynie, który po 1945 roku znalazł się na terytorium Białoruskiej
SRR. Zamieniono go na skład paliw, a później na magazyn nawozów sztucznych pobliskiego kołchozu. W PRL
spór o sprowadzenie szczątków Stanisława Augusta odżył w 1966 roku, z okazji 1000-lecia Państwa Polskiego.
Józef Cyrankiewicz uciął jednak spekulacje nazywając króla „amantem Katarzyny”. Był to słaby argument w
ustach komunistycznego premiera z nadania ZSRR, ale sprawa znów upadła, a szczątki pozostały w Wołczynie.
W 1987 roku białoruscy uczeni uprzątnęli to, co pozostało w niszy, gdzie spoczęły zwłoki króla. Odnaleźli resztki
trumny, strzępy stroju oraz kilka ułamków kości. Pod koniec 1988 roku przewieziono niewielką skrzynkę z tymi
smutnymi pozostałościami na odbudowany Zamek Królewski w Warszawie.
To jednak nie był koniec tragicznej historii. Opinia publiczna znów podzieliła się, głosów przeciwko pochówkowi
na Wawelu nie brakowało. Postanowiono więc, że pośmiertna „tułaczka” króla zakończy się w warszawskiej
katedrze Św. Jana Chrzciciela. Ale wciąż wynajdywano nowe argumenty. Biograf przychylny królowi, Adam
Zamoyski, kończył na początku lat 90. swoją książkę słowami: „(...) gdy książka ta oddawana jest do druku,
trumna z jego zwłokami, okryta płachtą pokrowca, wciąż pozostaje nie pogrzebiona i spoczywa ukryta na
podeście schodów, na tyłach Zamku Królewskiego.” Ale i ta historia znalazła swój koniec. 14 lutego 1995 roku
szczątki ostatniego króla Polski spoczęły w warszawskiej katedrze. Interesujące, że nikt nie wziął pod uwagę
woli samego Stanisława Augusta. Podczas wizyty na Wawelu w 1787 roku powiedział, że chciałby zostać
pochowany w krypcie św. Leonarda, nieopodal sarkofagu Jana III Sobieskiego. Dzisiaj leży tam ciało Tadeusza
Kościuszki, wychowanka założonej przez Stanisława Augusta Szkoły Rycerskiej...
Cała ta historia niesmacznej „zemsty” na bezbronnych szczątkach monarchy dobrze pokazuje stosunek Polaków
do własnej historii. Ceni się w niej bardziej wybory właściwe moralnie niż pragmatyczne działania, bardziej
dokonania symboliczne niż mało efektowne reformy. Symptomatyczne jest zestawienie dwóch postaci. Tadeusz
1
Rejtan, poseł nowogródzki, który dramatycznie zaprotestował przeciw pierwszemu rozbiorowi, stał się
narodowym symbolem. Postąpił honorowo, właściwie i chociaż nikt na tym nic nie zyskał, to Rejtan jest do dziś
wzorem patrioty. Król zaś podpisał rozbiór, do końca próbując wymóc na Rosji zgodę na choćby najmniejsze
reformy. Ustrój zatwierdzony w 1776 roku nie był ani dla niego, ani dla kraju korzystny, ale dzięki uporowi władcy
udało się ruszyć kraj naprzód. Przez rozbiorem dochód narodowy wynosił 12 milionów złotych, piętnaście lat
później – z okrojonego państwa – 21 milionów. A mało kto wie, że Tadeusz Rejtan po sejmie wrócił na Litwę,
gdzie popadł w obłęd i popełnił samobójstwo.
(wp.pl)
2009-09-16 (16:25)
2