OSHO RAJNEESH
MAPY SWIADOMOSCI
[materialy nadeslane; pozostalych danych nie dostarczono]
Ja moge dac ci mape, ale to ty musisz isc, ty musisz podrózowac, ty musisz wedrowac. I
jedno pamietaj - moja mapa bedzie tak naprawde moja mapa i nie moze byc twoja mapa.
Moze dac ci kilka podpowiedzi, kilka wskazówek, ale nie moze byc twoja mapa, poniewaz
jestes totalnie innym czlowiekiem. Jestes tak niepowtarzalny, ze niczyja mapa nie moze
byc twoja mapa. Owszem, zrozumiawszy moja mape staniesz sie swiadomy wielu rzeczy o
sobie, ale twoim zadaniem jest nie isc za nia na oslep - bo wtedy staniesz sie pseudo-
czlowiekiem. Sluchaj mnie, moich slów, mojej ciszy, mojego istnienia. Próbuj zrozumiec
to, co tutaj sie dzieje, co tutaj sie zdarza, a potem sam podejmuj decyzje. Nie zrzucaj
odpowiedzialnosci na nikogo innego. Taka jest droga wzrastania. Taka jest droga, która
sie dociera. Osho, The Dhammapada: The Way of the Buddha
Wstep
W zeszlym roku jechalam samochodem przez Francje. Sa tam ogromne nowe autostrady
- ze wschodu na zachód mozna dostac sie niemal natychmiast. Jedynym problemem jest
to, ze jadac tymi nowymi drogami superszybkiego ruchu w ogóle nie masz okazji
posmakowac kraju - ani jednego widoku kamienistej wiejskiej drogi z kuszacymi
kawiarenkami na rogach, gdzie podaja slawetna swieza kawe i chrupiace bagietki z
serem. Ani cienia uciazliwego objazdu wiodacego przez ciekawie wygladajace
targowisko, cmentarz, czy obok nieprawdopodobnie starej i pieknej katedry. Pozostaje ci
wybranie najbardziej dogodnej i praktycznej autostrady i dotarcie na miejsce w mgnieniu
oka albo drogi bardziej eksperymentalnej, z widokami, dzwiekami i zapachami, do
których z radoscia bedziesz wracal wspominajac podrózowanie w tej czesci Ziemi. (Nie
musze chyba dodawac, ze nie zawsze lubie to, co proste i waskie. Wole kierowac sie
wlasnym nosem.) I tak jest wlasnie z mapami. Pokazuja one drogi dluzsze lub drogi
krótsze. Moga powiedziec ci jak dotrzec do najszybszej trasy, ale ta najszybsza nie musi
byc ta, która naprawde bedziesz chcial jechac. Jest to kwestia osobistego wyboru.
Przedstawiamy tu kilka map swiadomosci, które mozesz sam eksplorowac. Jest to ledwie
pare z tych map, które Osho nakreslil abysmy mogli dotrzec do wlasnego wnetrza.
Podobnie jak z mapami Francji, niektóre z nich sa dla mnie nieporównywalnie latwiejsze
do odczytania od innych. Niektóre wygladaja dla mnie jak czysta chinszczyzna. Inne sa
jak oddychanie aromatem brzoskwin kwitnacych wiosna. Mysle, ze to dlatego Osho
przedstawia tyle róznych mozliwosci - dla kazdego cos innego. Mam takie poczucie, ze
Osho w gruncie rzeczy mówi, ze wszystkie drogi prowadza do Rzymu. Ktos moze
naprawde poczuc metaforyczne mapy wnetrza czlowieka z tantry i jogi - fragmenty
pierwszego tomu wykladów serii "The Tantra Vision". Jest to podróz od czakry do
czakry, od najbardziej fundamentalnego osrodka do "tysiacplatkowego lotosu" Niemal
jak wyraznie namalowany znak na drodze, oto skromny przedsmak tego, w jaki sposób
Osho opisuje czwarty osrodek, serce, nazywany anahata - "niewydobyty dzwiek": Jezyk
to dzwiek wydobyty - musimy tworzyc go strunami glosowymi. Musi byc wydobywany -
to dwie klaszczace dlonie. Serce to jedna klaszczaca dlon. W sercu nie ma slowa - jest
ono bez slów. (Hm!) "Dzungla, las, ogród i dom" (z wykladów "Path of Love") stanowi
jeszcze inna podróz z przewodnikiem do naszej najbardziej wewnetrznej natury. Cale to
poszukiwanie prawdy mozna podzielic na cztery etapy - powiada Osho i opisuje kazdy
swiety, tajemny symbol tak tresciwie jak tylko móglbys sobie tego zyczyc (niektóre zdaja
sie byc blizsze i bardziej znajome od innych - zaleznie od tego gdzie jestes i jakimi
sciezkami juz kroczyles). Czasem mapa pomaga. Ale co to Osho mówil o tym, aby nie
ugrzeznac patrzac na palec wskazujacy ksiezyc? W tym przypadku, jak sadze, chodzi o
ugrzezniecie na jakiejs jednej okreslonej drodze prowadzacej do celu. Przedstawiamy
wiec kilka róznych mozliwosci - do wyboru. Musze tu tylko przypomniec, ze ten
wewnetrzny wedrowiec swiadomosci nie powinien wpasc w zasadzke jakiegos
szczególnie interesujacego objazdu. Kawa moze byc smaczna, ale gdzie to ja mialam
dojechac? Ma Prem Garimo
Dzungla - las - ogród - dom
Cale to poszukiwanie prawdy mozna podzielic na cztery etapy. I chcialbym, bys zglebil
te cztery etapy, gdyz bedziesz gdzies w tych czterech etapach: na któryms z tych etapów
albo w drodze z jednego etapu do innego... Pierwszy etap nazywam dzungla, drugi
nazywam lasem, trzeci nazywam ogrodem, czwarty nazywam domem. DZUNGLA
Dzungla jest stanem glebokiego snu - czlowiek swiadomie nie poszukuje. Wiekszosc zyje
w tym stanie. Jest pewne poszukiwanie, ale bardzo nieswiadome, jeszcze nie rozmyslne.
Czlowiek szuka w ciemnosci po omacku, ale niezupelnie jest swiadomy celu, ani nawet
nie jest swiadomy tego, ze bladzi po omacku - jest to bardzo przypadkowe. Czasem
natknie sie na jakies okno i moze zyskac pewne spojrzenie, ale znów to przegapia.
Poniewaz nie jest to swiadome szukanie, tych wizji nie mozna utrzymac. Czasem w
snach cos ci sie wyjasnia. Czasem w milosci otwieraja sie i zamykaja jakies drzwi, ale ty
nie wiesz jak sie otworzyly i jak sie znów zamknely. Czasem patrzysz na wspanialy
zachód slonca, obejmuje cie cos ogromnie pieknego, wnika w ciebie inny swiat, a
przynajmniej cie dotyka - a potem odchodzi. I nie mozesz zaufac nawet temu, ze tak
bylo, nie mozesz nawet uwierzyc, ze to sie stalo... poniewaz nie poszukujesz swiadomie.
Wiele razy spotykasz Boga - uwazaj, wiele razy spotykasz Boga, spotykasz Go w wielu
miejscach swego zycia, ale nie potrafisz Go rozpoznac, przede wszystkim dlatego, ze nie
szukasz Go. I pamietaj, jesli czegos nie szukasz, nie mozesz tego zobaczyc. Mozesz to
zobaczyc tylko wtedy, gdy tego szukasz. Moze to przejsc tuz obok ciebie, ale jesli tego
nie szukasz, nie zobaczysz tego. Aby cos zobaczyc, czlowiek musi tego szukac. Pierwszy
stan przypomina dzungle: gleboka, ciemna, gesta, prymitywna, pierwotna. Zadna sciezka
nie istnieje, nawet slady stóp, i czlowiek nie zmierza donikad, stale potykajac sie wedruje
od jednego ciemnego zakatka do innego ciemnego zakatka. Wiekszosc ludzi zyje w
dzungli, w nieswiadomym stanie umyslu. Ludzie spia glebokim snem, czasem sa
lunatykami, czasem sa somnambulikami. Tak nauczaja Budda, Chrystus, Gurdjieff, Kabir
- wiekszosc ludzi nie zyje, tylko egzystuje, wegetuje. Wygladasz tak, jakbys byl uwazny
- nie jestes uwazny. Zyjesz w gestej mgle, w chmurach. Twoje zycie jest mechaniczne.
Owszem, rózne rzeczy sie dzieja, ale dzieja sie tak, jak dzieje sie to mechanizmom:
naciskasz guzik i zapala sie swiatlo, tak, po prostu, naciskasz guzik i mechanizm zaczyna
funkcjonowac, tak, po prostu. Ktos naciska ten guzik w tobie i przychodzi zlosc, ktos
naciska inny guzik w tobie i jestes bardzo szczesliwy, ktos inny naciska jakis inny guzik i
otacza cie jakis inny nastrój, i nie ma nawet jednej chwili przerwy miedzy nacisnieciem
guzika i pojawieniem sie tego nastroju. Jest to mechaniczne. Nie jestes panem, jestes
niewolnikiem. I takie jest twoje zycie: twoje najglebsze centrum spi glebokim snem, a
twoja swiadomosc jest otumaniona. Twoje cialo jest rydwanem, a byle zachcianka, byle
pragnienie wchodzi w ciebie, wiezie cie przez jakis czas, zabiera cie dokads, zostawia cie
tam, a potem kolejna zachcianka, kolejne pragnienie... I tak wedrujesz zakosami,
potykasz sie o jakis kamien, wpadasz na jakies drzewo. W ciemnosci ranisz siebie,
przysparzasz sobie bólu. Cale twoje zycie to nic innego jak tylko gleboki koszmar. Kilku
ludzi tutaj przyszlo do mnie nie szukajac, z samego przypadku; znaja jakiegos
przyjaciela, który tu byl i pomysleli: "dobra, pojedziemy i zobaczymy jak tam jest".
Przegladali ksiazki w ksiegarni i natkneli sie na któras z moich ksiazek, a moje zdjecie
ich przyciagnelo - albo spodobal im sie tytul ksiazki, zaciekawili sie i przybyli tutaj. Ale
to poszukiwanie jest bardzo, bardzo nieswiadome. Nie myslisz, nie medytujesz nad swym
zyciem, jakie powinno byc, czym powinno byc, dokad powinno prowadzic. A kazde
pragnienie, gdy opanuje cie, staje sie twym panem. Gdy jestes w zlosci, zlosc staje sie
twoim panem, calkowicie nad toba zapanowuje. I nie jest tak, ze jestes w zlosci: stajesz
sie zloscia, i w tej zlosci robisz cos, czego bedziesz zalowal. I w tym tkwi ironia - inne
"ja" bedzie zalowalo tego, co zrobilo tamto "ja", inne pragnienie, inny stan, inny nastrój.
Teraz bedziesz cierpial, i pójdziesz, i bedziesz chcial prosic o wybaczenie. Jest to ktos
inny, nie jest to ta sama osoba. Gdzie sa te zaczerwienione oczy, ta twarz pelna
przemocy, ta gotowosc zabicia albo bycia zabitym? Wszystko minelo. Na tym etapie,
etapie dzungli, ludzi bardziej interesuja odpowiedzi niz pytanie. Natychmiast zadowalaja
sie jakakolwiek glupia odpowiedzia, jaka zostala im udzielona. W istocie rzeczy nigdy
nie zadali pytania. Jeszcze przed zapytaniem przyjeli odpowiedz. Tak ktos staje sie
hindusem, ktos inny mahometaninem, a ktos inny chrzescijaninem, zanim zadales
pytanie, odpowiedz zostala ci udzielona, a ty kurczowo trzymasz sie tej odpowiedzi. Taki
wlasnie jest typ czlowieka, którego nazywasz "prostym" - ociosany, tradycyjny,
konformista. Ukierunkowany na przeszlosc: nigdy nie spoglada w przyszlosc, i nigdy nie
spoglada w terazniejszosc... Ten typ czlowieka wierzy w ksiedza, w biskupa, w papieza,
w shankaracharye. Ten czlowiek nigdy nie idzie poszukiwac gdzie indziej. Trzyma sie
kurczowo tego ksiedza, tej religii, tego kosciola, w którym przypadkowo sie narodzil.
Zostaje tam, zyje w nim, umiera w nim... A prawdziwe zycie jest niebezpieczne: na to nie
moze sobie pozwolic. Zycie jest przygoda w tym, co nowe, ale on kurczowo trzyma sie
starego. Zycie jest nieznane i niepoznawalne, a on nie chce ryzykowac swoja wiedza.
Wraca poczta zwrotna bez otwarcia koperty. Przychodzi, zyje, umiera, a w
rzeczywistosci nigdy nie przychodzi, i nigdy nie zyje i nigdy nie umiera. Cala jego
egzystencja to gleboki sen. Jeszcze nie domaga sie bycia czlowiekiem. Ten typ czlowieka
nazywasz "glupkowatym". Zawsze wyglada tak, jakby byl swietszy od ciebie, bardzo
moralistyczny. Mysli, ze jest bardzo moralny, ale nie zna zadnych podstaw moralnosci. I
kurczowo trzyma sie norm spolecznych, nigdy nie wykracza poza nie. Przestrzega
zasad... Ten typ czlowieka jest tez uparty: nigdy sie nie zmienia, nie jest gotowy do
zmiany. Jest bardzo przeciwny zmianom, jest antyrewolucyjny I ten typ czlowieka jest
fanatykiem i faszysta; w kazdej chwili gotowy jest stac sie pelnym przemocy. A cala ta
jego przemoc pojawia sie, gdyz nie jest przekonany co do samego siebie, nie jest pewien
wlasnej religii. Jego religia nie jest jego doznaniem - jak moze byc jej pewny? Kiedy z
nim dyskutujesz, natychmiast w dyskusji wyjmuje miecz. Miecz jest jego argumentem.
Ten typ czlowieka jest bardzo irracjonalny, ale przemawia tak, jakby byl bardzo
racjonalny. Jego racjonalizm to nic innego jak tylko racjonalizacja, nie jest to rzeczywisty
rozum. Pamietaj i obserwuj - gdzies w glebi duszy musisz miec te dzungle. Niektórzy
maja ja bardziej, inni maja ja mniej, ale róznica dotyczy ilosci, stopnia. Ta dzungla tkwi
w kazdym czlowieku. Jest to twoja nieswiadomosc, ciemna noc wewnatrz ciebie. A z tej
ciemnej nocy powstaje wiele instynktów, impulsów, obsesji, szalenstw, i zapanowuja one
nad twa swiadomoscia. Stan sie obserwujacym, stan sie uwaznym. Na przyklad - pojawia
sie zlosc. Pojawia sie z nieswiadomosci, ten dym unosi sie z nieswiadomosci. Potem
obejmuje twa swiadomosc i to cie otumania. Potem mozesz zrobic cos, czego przy
zdrowych zmyslach nigdy bys nie zrobil. Czekaj. Nie jest to pora na mówienie ani
jednego slowa lub robienie czegokolwiek. Zamknij drzwi, usiadz w ciszy, obserwuj jak ta
zlosc powstaje, a znajdziesz klucz. Obserwujac powstawanie zlosci, zobaczysz -
stopniowo zlosc wygasnie. Nie moze trwac wiecznie, ma pewna ilosc energii, pewna
potencjalnosc. Gdy wyczerpie sie ona, zlosc odchodzi; a gdy odchodzi i wewnetrznie
znów sie uspokoisz, stwierdzisz pewna zmiane, zmiane jakosci swego istnienia. Stales sie
bardziej uwazny. Energia, która miala stac sie zloscia i która miala byc zmarnowana i
która miala byc niszczaca, zostala wykorzystana przez twa swiadomosc. A teraz
swiadomosc plonie jasniejszym ogniem, korzystajac z tej samej energii. Taka jest
wewnetrzna metoda dokonywania przemiany trucizny w nektar. LAS Z dzungli musisz
sie wydostac. Drugim stanem jest las. Przypomina on dzungle, z jedna mala róznica - w
lesie jest kilka sciezek, szlaków, nie autostrad, ale sciezek do pieszych wedrówek. W
dzungli nie ma nawet jednej sciezki. Dzungla jest bardzo prymitywna, w dzungli
czlowiek jeszcze sie nie pojawil, jest ona niemal zwierzeca. W lesie pojawiaja sie ludzie.
Jest kilka sciezek, mozesz odnalezc droge. Las przypomina snienie. Dzungla byla jak sen,
las przypomina snienie. Przypomina podswiadomosc: kraine brzasku, ani nocy, ani dnia,
ot, posrodku. Wszystko jest nadal zamglone, ale nie jest ciemne. Cos mozna zobaczyc,
odrobine mozesz sie poruszyc, masz pewna doze swiadomosci. Jest to kraina
blyszczacych oczu, hippisów, tak zwanego religijnego szukajacego, uzaleznionego od
narkotyków, próbujacego znalezc jakakolwiek droge, jakikolwiek sposób, skróty
pozwalajace jakos wydostac sie z tego lasu. Jest to stan, w którym zaczyna sie
poszukiwanie, bardzo niepewnie, ale przynajmniej sie zaczyna. Lepsze to niz dzungla.
Hippis jest lepszy od czlowieka tepego, lepszy od czlowieka prostego: przynajmniej
szuka. Moze czasem isc w niewlasciwym kierunku. Poszukujac medytacji staje sie
uzalezniony od narkotyków, gdyz narkotyki moga dac cos podobnego, pewne zblizone
doznanie; a on przynajmniej poszukuje, przynajmniej wedruje. Moze popelnia bledy, ale
przynajmniej wedruje. Czlowiek w dzungli w ogóle nie wedruje - nie popelnia bledów,
ale i nie wedruje. A pozostawanie w miejscu jest najwiekszym bledem jaki mozna
popelnic. Wedruj! W zyciu sa próby i bledy, czlowiek musi uczyc sie na bledach. Wiele
sciezek otwiera sie w drugim etapie; w gruncie rzeczy zbyt wiele, i czlowieka ogarnia
zamieszanie. Jest to bardzo chaotyczne. Dzungla jest bardzo spokojna, wszystko jest
jasne. Choc jest ciemno, wiara jest jasna - ktos jest hindusem, ktos jest mahometaninem,
ktos jest chrzescijaninem, i wszystko jest jasne... Jest ciemno, ale wszystko jest jasne,
ludzie nie sa w zamieszaniu. Ludzie sa martwi, ale nie zmieszani. Wraz z zyciem pojawia
sie zamieszanie, i chaos. Ale to z chaosu gwiazdy sie rodza. W drugim typie pojawiaja
sie poeci, malarze, artysci, muzycy, tancerze. To rewolucjonisci. Pierwszy typ jest
ortodoksyjny, drugi jest rewolucyjny. Pierwszy typ jest tradycyjny, drugi jest utopijny.
Pierwszy jest ukierunkowany na przeszlosc, drugi jest ukierunkowany na przyszlosc. Dla
pierwszego zloty wiek juz minal, dla drugiego dopiero nadejdzie. Patrzy on przed siebie.
Przypomina Glupca z kart tarota - patrzy przed siebie, w niebo. Stoi na skraju skaly, z
jedna noga zawieszona nad przepascia. Ale jest tak szczesliwy, nie patrzy w dól, patrzy w
niebo, na odlegle gwiazdy. Jest pelny marzen. Jest bliski smierci, ale jest pelny marzen.
To niebezpieczne. A jesli zapytasz mnie co wybrac, powiem: wybierz to drugie, badz
glupcem, nigdy nie badz punditem. Lepiej byc glupcem i ryzykowac niz nigdy nie
ryzykowac i pozostac zaspokojonym fikcyjna, zapozyczona wiedza. To drugie to glupiec.
Dla drugiego etapu mam specjalna nazwe - nazywam to "Kraina Kalifornii". Tak, jest to
Kalifornia ludzkiej duszy, gdzie istnieje wielki supermarket, supermarket duchowy -
wszelkiej masci techniki i wszelkiej masci przewodniki i mapy. W takiej chwili czlowiek
zaczyna patrzec. Nie jest zaspokojony kosciolem, w którym sie urodzil, zaczyna
wedrowac i próbuje obcych sciezek, nieznanych sciezek. To jest chwila, gdy czlowiek
staje sie studentem i szuka nauczyciela. Poszukiwanie nie weszlo jeszcze zbyt gleboko,
ale zaczelo sie. Nasienie wykielkowalo. Droga do przebycia jest wciaz daleka. Trzeba
odbyc dluga droge, ale teraz jest pewna mozliwosc. Pierwszy typ jest martwy, drugi typ
jest zbyt zywy, niebezpiecznie zywy. Pierwszy typ jest w jednym ekstremum, drugi typ
wszedl w drugie ekstremum. W drugim tez nie ma równowagi, równowaga przyjdzie w
trzecim etapie. Pierwszy kurczowo trzyma sie martwych liter, a drugi kurczowo trzyma
sie nicosci, nigdzie nie ma miejsca, stale idzie, jest wedrowcem. Pierwszy to gospodarz
domostwa, drugi to wedrowiec. Drugi przypomina toczacy sie kamien: nie obrasta
mchem. Nigdy nie dociera do centrum, stale wedruje od jednego nauczyciela do innego,
od jednej ksiazki do innej. Pierwszy bardzo latwo posluguje sie mowa, drugi staje sie
mniej wygadany. Rozmawiales kiedys z hippisem? Bardzo trudno zrozumiec co on
mówi. A gdy sam nie wie co mówi, powiada "prawda?" Nie zna siebie, a pyta ciebie:
"prawda? widzisz?" - a sam niczego nie widzi. I zamiast wyrazac sie slowami, zaczyna
wyrazac sie dzwiekami. Zaczyna uzywac dzwieków, dziecinnych dzwieków. Staje sie
mniej elokwentny. Pierwszy jest bardzo rozumowy, zyje w glowie. Drugi porusza sie ku
sercu, staje sie typem bardziej uczuciowym. Pierwszy nie jest swiadomy, ale mysli, ze
jego myslenie jest swiadomoscia. Drugi jeszcze nie dotarl do zródla uczucia, ale mysli, ze
emocjonalizm, sentymentalizm to uczucie. Hippis potrafi plakac, potrafi smiac sie. Jest
ekscentryczny, szalony, ale to lepsze niz pierwszy. Pierwszy jest polityczny, drugi jest
niepolityczny. Pierwszy wierzy w wojne, drugi zaczyna ufac pokojowi. Pierwszy
gromadzi przedmioty, drugi zaczyna kochac ludzi... piekne. Pierwszy wierzy w
malzenstwo, drugi wierzy w milosc. Pierwszy zyje w schronieniu, drugi nie wie gdzie
bedzie jutro. Ale jest to dobre - wszystko zaczelo sie poruszac. Moze poruszac sie w
niewlasciwym kierunku, to prawda, ale moze tez poruszac sie we wlasciwym kierunku.
Ruch jest dobry. Teraz potrzebny bedzie wlasciwy kierunek. Jedna rzecz juz sie stala,
teraz potrzebny bedzie kierunek. Pierwszy jest bardzo ziemski: wierzy w konta bankowe
i ubezpieczenie na zycie. Pierwszy jest bardzo chciwy wladzy, pieniedzy Drugi nie
wierzy w zabezpieczenie - bardziej ufa zyciu niz ubezpieczeniu na zycie. Wierzy w
milosc bardziej niz w zabezpieczenie jakie mozna miec z konta bankowego. Nie jest
opetany pieniedzmi, nie gromadzi. Nie jest moralny w takim sensie moralnosci jak
pierwszy typ, zaczyna miec moralnosc nowego rodzaju, moralnosc rewolucyjna,
moralnosc osobista. Moralnosc pierwszego typu jest spoleczna, moralnosc drugiego typu
jest osobista. Moralnosc pierwszego typu polega na uwarunkowaniach, moralnosc
drugiego typu polega na sumieniu. Rozglada sie wokolo i cokolwiek ma ochote zrobic,
robi to. Robi to, co uznaje, jest indywidualnoscia... Pierwszy typ jest zbiorowoscia.
Nieswiadomosc jest zbiorowa, podswiadomosc jest indywidualna... Pierwszy typ jest
dogmatyczny, teologiczny - drugi jest filozoficzny. OGRÓD A trzecim jest ogród,
trzecim etapem. Ogród jest stanem przebudzenia - czlowiek jest przebudzony. Pierwszym
jest sen, drugi to snienie, trzeci to przebudzenie. Hindusi nazywaja pierwszy sushupti,
drugi - swabhana, trzeci - jagrati. Teraz jest on swiadomy, uwazny, dzien sie przebudzil.
Ksiazki, przewodnicy, nauczyciele stali sie nieistotni - znalazl Mistrza. Pierwszy wierzy
w ksiedza. Drugi nie wie dokad isc, nie ma kompasu, pogubil wszelkie kierunki, do
nikogo nie idzie. Mozesz wyszkolic psa i nazwac go Guru Maharaji i on pójdzie. Zrób
tylko propagande i zobaczysz, ze ten pies znajdzie swoich zwolenników. Drugi moze isc
do jakiegokolwiek Guru Maharaji. Gotowy jest upasc u stóp kogokolwiek, jest za bardzo
gotowy. Pierwszy nigdy nie jest gotowy, drugi jest zbyt gotowy. Dla pierwszego kwestia
padniecia u stóp kogokolwiek innego niz jego wlasny ksiadz nie istnieje. Drugiemu
kazdy zdaje sie byc tym ksiedzem. Jego oczy sa bardzo niezdecydowane. Moze on isc do
kazdego, do kazdego, kto twierdzi, do kazdego, kto potrafi krzyczec w glos: "Tak, ja
bede twoim przewodnikiem. Ja jestem nauczycielem swiata. Ja jestem tym i tamtym."
Ktokolwiek potrafi to powiedziec, on bedzie gotowy pasc do jego stóp. Ale trzeciego nie
interesuja juz nauczyciele, nie jest studentem. Interesuje go kontakt osobisty, interesuje
go Mistrz, on chce stac sie uczniem. Nie przejmuje sie tym, co Mistrz mówi, bardziej
interesuje sie ta aura, która Mistrz stwarza wokól siebie. Nie interesuja go jego doktryny,
jego filozofia - interesuje go jego istnienie. Gdy stajesz sie zainteresowany istnieniem, i
gdy patrzysz wprost do najglebszego rdzenia czlowieka, gdy zaczynasz odczuwac
obecnosc, dopiero wtedy mozesz stac sie uczniem. Nie poszukujesz filozoficznych
odpowiedzi, teraz pytanie Kim jestem? stalo sie istotne. Drugi jest gotów uczyc sie,
pierwszy nie jest gotów uczyc sie, trzeci jest gotów oduczyc sie. Powtórze - pierwszy nie
jest gotów uczyc sie. Drugi jest gotów uczyc sie skadkolwiek i uczy sie zbyt wielu
rzeczy, sprzecznych, glupich, dobrych, zlych - i popada w zamet. Trzeci jest gotowy
oduczyc sie. Nie poszukuje wiedzy. Powiada: "Poszukuje kogos, kto dotarl. I nie bede
sluchal tego czy to, co on mówi, jest argumentacyjnie uzasadnione, filozoficznie
prawdziwe. Chce byc w intymnej relacji." Relacja miedzy nauczycielem i studentem nie
jest osobista. Relacja miedzy Mistrzem i uczniem jest osobista, jest to romans. Trzeba
czuc, trzeba byc w obecnosci Mistrza, trzeba obserwowac. Nie trzeba wnosic swojego
umyslu - trzeba odsunac umysl na bok i trzeba patrzec wprost, i czuc. Jeden z Mistrzów
zen powiadal: "Gdy dotarlem do mojego Mistrza, przez trzy lata siedzialem u jego boku,
a on nawet na mnie nie spojrzal. Potem, po trzech latach - spojrzal na mnie i byla to
wielka radosc. Potem znów minely trzy lata i któregos dnia usmiechnal sie do mnie, i
bylo to blogoslawienstwem. Potem znów minely trzy lata, i któregos dnia polozyl dlon na
mej glowie, i bylo to ogromne, bylo to niewiarygodne. Potem znów minely trzy lata, i
któregos dnia objal mnie, i ja zniknalem, i on znikl... i byla jednosc." Znalezienie Mistrza
to znalezienie punktu, z którego Bóg jest najblizszy, znalezienie najblizszych drzwi, za
którymi Bóg jest dostepny. Ktos dotarl... A jak sie o tym przekonasz? Musisz odczuc,
myslenie tu nie pomoze. Myslenie zaprowadzi cie na manowce; musisz odczuc, musisz
byc cierpliwy, musisz byc w jego obecnosci, musisz smakowac, musisz stac sie odurzony
jego obecnoscia. I powoli, powoli wszystko stanie sie jasne. Gdy twój umysl wygasnie,
wszystko stanie sie jasne. Albo jest Mistrzem, albo nie jest, i bedzie to objawienie. Jesli
jest, mozesz zanurzyc sie calkowicie. Jesli nie jest, musisz ruszyc w droge. W obu
przypadkach dojdziesz do pewnego konca. Czasem moze tak sie zdarzyc, ze poczujesz,
ze to jest Mistrz, ale nie dla ciebie. Wtedy tez musisz ruszyc w droge, bo Mistrz moze
pomóc tylko wtedy, gdy ty i on pasujecie do siebie, gdy waszym przeznaczeniem jest
bycie razem, gdy waszym przeznaczeniem jest bycie dla siebie. Na tym etapie, ogrodu,
otwiera sie totalnie inna perspektywa. Jest to punkt, w którym wazne staje sie pytanie
Kim jestem? a ty nie domagasz sie odpowiedzi. Nie jestes gotów przyjac zadnej
odpowiedzi z zewnatrz. A Mistrz nie da ci zadnej odpowiedzi. Tak naprawde zniszczy
wszystkie twoje odpowiedzi - to wlasnie ja tutaj robie... Zabieram ci wszystkie twoje
odpowiedzi, bys pozostal sam ze swym pytaniem, czysty ze swym pytaniem, dziewiczy
ze swym pytaniem. Gdy pozostaje pytanie, a nie ma odpowiedzi z zewnatrz, zaczynasz
zapadac sie wewnatrz siebie. To pytanie jak strzala przenika do samego zródla twego
istnienia - i tam jest odpowiedz. I ta odpowiedz nie jest werbalna. Nie jest to teoria, która
napotykasz, jest to urzeczywistnienie. Eksplodujesz. Po prostu wiesz. Nie jest to wiedza -
wiesz. Jest to doznanie, egzystencjalne. Ten pierwszy czlowiek jest dogmatyczny,
sekciarski. Ten drugi czlowiek jest filozoficzny. Ten trzeci czlowiek jest religijny,
egzystencjalny. DOM A czwartym etapem jest dom. Hindusi zwa go turiya - czwarty
stan. W czwartym stanie dotarles, dotarles do samego rdzenia swego istnienia - dom,
oswiecenie, samadhi, satori, nirwana. Dotarles do miejsca, w którym znika Mistrz i
uczen, w którym znika oddany i Bóg, w którym znika poszukujacy i to, co poszukiwane,
w którym znikaja wszelkie dualizmy. Wykroczyles ponad dwa, dotarles do jednego. To
jest to miejsce, którego wszyscy szukamy, a jego piekno polega na tym, ze ono juz tu
jest. Gdy dotrzesz do domu, stwierdzisz, ze dotarles tam, gdzie zawsze byles. Patrzac za
siebie z tego domu, rozesmiejesz sie. Zobaczysz, ze tej dzungli nie bylo na zewnatrz, byla
to twoja wlasna nieswiadomosc. Lasu nie bylo na zewnatrz, bylo to twoje wlasne snienie.
Ogrodu nie bylo na zewnatrz, byla to twoja wlasna uwaznosc. A tym domem jest twoje
wlasne istnienie, satchitanand. To ty, twoja najbardziej wewnetrzna natura, swabhava, tao
- nazywaj to jak tylko chcesz. Jest to bez nazwy. Takie sa te cztery etapy.
Wielblad - lew - dziecko
Zarathustra dzieli ewolucje swiadomosci na trzy symbole: wielblad, lew i dziecko.
Wielblad to zwierze juczne gotowe oddac sie w niewole, nigdy sie nie buntuje. Nie
potrafi nawet powiedziec nie. Jest istota wierzaca na slowo, wyznawca, zwolennikiem,
wiernym niewolnikiem. To najnizszy poziom ludzkiej swiadomosci. Lew jest rewolucja.
Poczatkiem rewolucji jest swiete nie. W swiadomosci wielblada zawsze jest potrzeba
kogos, kto bedzie prowadzil i kto bedzie mówil "powinienes..." Potrzeba mu
dziesieciorga przykazan. Potrzebne mu sa wszystkie religie, wszyscy ksieza i wszystkie
swiete pisma, bo sam sobie nie potrafi zaufac. Nie ma odwagi i nie ma duszy i nie ma
tesknoty do wolnosci. Jest posluszny. Lew jest tesknota do wolnosci, pragnieniem
zniszczenia wszystkich wiezien. Lew nie potrzebuje zadnego lidera - sam sobie
wystarcza. Nikomu nie pozwoli nakazywac "bedziesz..." - jest to uraza dla jego dumy.
Moze on tylko powiedziec: "ja to zrobie". Lew jest odpowiedzialnoscia i ogromnym
wysilkiem wyzwolenia sie z wszelkich lancuchów. Ale i lew nie jest najwyzszym
szczytem ludzkiego wzrastania. Najwyzszy szczyt jest wtedy, gdy lew takze przechodzi
metamorfoze i staje sie dzieckiem. Dziecko jest niewinnoscia. Nie jest posluszenstwem,
nie jest nieposluszenstwem. Nie jest wiara, nie jest niewiara - jest czysta ufnoscia, jest
swietym tak mówionym egzystencji i zyciu i temu wszystkiemu, co sie w nim zawiera.
Dziecko jest samym szczytem czystosci, szczerosci, autentyzmu, chlonnosci i otwartosci
na egzystencje. Te symbole sa bardzo piekne. Zglebimy implikacje tych symboli w miare
jak Zarathustra bedzie je opisywal - jeden po drugim. WIELBLAD Wielblad jest chyba
najbrzydszym zwierzeciem calej egzystencji. Nie mozna poglebic jego brzydoty. Co
jeszcze mozna zrobic? Taka z niego karykatura. Wyglada tak, jakby wyszedl prosto z
piekla. Wybór wielblada jako najnizszej swiadomosci jest idealnie trafny. Najnizsza
swiadomosc w czlowieku jest kaleka - chce byc zniewolona. Boi sie wolnosci, bo boi sie
odpowiedzialnosci. Gotowa jest dac sie objuczyc takim ciezarem, jak to tylko mozliwe.
Cieszy sie, gdy jest obarczana ciezarem. I taka jest najnizsza swiadomosc - obladowana
wiedza, która jest zapozyczona. Zaden godny czlowiek nie pozwoli sobie na obciazanie
sie zapozyczona wiedza. Ta obladowuje cie moralnoscia, która umarli przekazuja
zywym, która jest dominacja martwych nad zywymi. Zaden godny czlowiek nie pozwoli,
zeby rzadzili nim umarli. Najnizsza swiadomosc czlowieka tkwi w ignorancji i
nieswiadomosci, nieuwaznosci, w glebokim snie - gdyz stale podawana jest jej trucizna
wierzenia na slowo, wiary, nigdy nie dopuszcza sie watpienia, nawet mówienia nie. A
czlowiek, który nie potrafi powiedziec nie, traci swoja godnosc. I czlowiek, który nie
potrafi powiedziec nie... jego tak nic nie znaczy. Czy widzisz te implikacje? Tak ma
znaczenie tylko wtedy, gdy wczesniej potrafiles powiedziec nie. Jesli nie umiesz
powiedziec nie, twoje tak jest bezsilne, nic nie znaczy. LEW Dlatego wielblad musi
zmienic sie w pieknego lwa, gotowego umrzec, ale nie gotowego dac sie zniewolic. Nie
mozesz z lwa uczynic zwierzecia jucznego. Lew ma taka godnosc jaka zadne inne
zwierze nie moze sie poszczycic. Nie ma skarbów, nie ma królestw - jego godnosc tkwi
tylko w sposobie bycia - bez leku, bez obawy przed nieznanym, gotów powiedziec nie
nawet ryzykujac smierc. Ta gotowosc powiedzenia nie, ta buntowniczosc, zmywaja z
niego wszelki brud pozostawiony przez wielblada - wszelkie slady i odciski kopyt, jakie
zostawil wielblad. I dopiero po lwie, po wielkim nie, mozliwe jest swiete tak dziecka.
Dziecko mówi tak nie dlatego, ze sie boi. Mówi tak dlatego, ze kocha, dlatego, ze ufa.
Mówi tak, bo jest niewinne, nie moze sobie wyobrazic, ze moze byc oszukane. Jego tak
to ogromna ufnosc. Nie wynika z leku, wynika z glebokiej niewinnosci. Tylko to tak
moze je zaprowadzic na najwyzszy szczyt swiadomosci, do tego, co nazywam
boskoscia... Teraz poszukuje ono swojej najwyzszej boskosci. Zaden bóg nie bedzie mu
wrogiem. Nie bedzie sie klaniac zadnemu bogu - samo sobie bedzie panem. Taki jest
duch lwa - absolutna wolnosc z pewnoscia oznacza wolnosc od boga, wolnosc od tak
zwanych przykazan, wolnosc od swietych pism, wolnosc od jakiejkolwiek moralnosci
narzuconej przez innych ludzi. Oczywiscie pojawi sie tez cos w rodzaju cnoty, ale bedzie
to cos, co pochodzi z twego wlasnego, cichego, malego glosu. Twoja wolnosc przyniesie
odpowiedzialnosc, ale ta odpowiedzialnosc nie bedzie narzucona przez kogos innego...
Teraz nie ma kwestii kogokolwiek, kto móglby nim rzadzic. Nawet Bóg nie jest juz tym,
kogo by sluchal. Czlowiek o duchu buntowniczym - a bez buntowniczego ducha
metamorfoza nie moze nastapic - musi rzec: "nie, to moja wola - zrobie wszystko, co
moja swiadomosc uzna za sluszne, i nie zrobie nic, co moja swiadomosc uwaza za
niewlasciwe. Poza mym wlasnym istnieniem nie ma dla mnie innego przewodnika. Prócz
wlasnych oczu, nie bede wierzyl zadnym innym oczom - nie jestem slepy i nie jestem
idiota. Widze. Mysle. Medytuje i sam odnajduje dla siebie co jest sluszne, a co jest
niewlasciwe. Moja moralnosc bedzie jedynie cieniem mojej swiadomosci." DZIECKO
Dziecko jest najwyzszym szczytem ewolucji pod wzgledem swiadomosci. Ale dziecko to
tylko symbol - nie znaczy to, ze dzieci sa najwyzszym stanem istnienia. Dziecko podano
tu symbolicznie, gdyz dziecko nie jest wyuczone. Jest niewinne, a jesli jest niewinne, jest
pelne zadziwienia, jego dusza teskni do tego, co tajemnicze. Dziecko to poczatek,
przygotowanie - i zycie zawsze powinno byc poczatkiem i zawsze uciecha i zabawa,
zawsze smiechem, nigdy powaga. Swiete tak jest potrzebne, ale to swiete tak moze
przyjsc dopiero po swietym nie. Wielblad zawsze mówi tak, ale jest to tak niewolnika.
On nie potrafi powiedziec nie. Jego tak nie ma zadnej wartosci. Lew mówi nie! Ale nie
potrafi powiedziec tak. Sprzeciwia sie to jego wlasnej naturze. Przypomina mu wielblada.
Jakos wyzwolil sie od wielblada i powiedzenie tak znów mu przypomina - zrozumiale -
tak wielblada i niewole. Nie, to zwierze w wielbladzie nie potrafi powiedziec nie. W lwie
- moze powiedziec nie, ale nie jest w stanie powiedziec tak. Dziecko nic nie wie o
wielbladzie, nic nie wie o lwie. To dlatego Zaratustra powiada: "Dziecko jest
niewinnoscia i zapomnieniem..." Jego oczy sa czyste i ma ono wszelki potencjal, by
powiedziec nie. Skoro tego nie mówi, to dlatego, ze ufa - nie dlatego, ze sie boi. Nie z
leku, ale z ufnosci. A gdy tak pochodzi z ufnosci, jest to najwieksza metamorfoza,
najwieksza przemiana, na jaka mozna miec nadzieje. Te trzy symbole sa piekne i warto je
pamietac. Pamietaj, ze jestes tu, gdzie wielblad, i ze musisz stac sie lwem, i pamietaj, ze
nie wolno ci zatrzymac sie na lwie. Musisz pójsc jeszcze dalej, ku nowemu poczatkowi,
ku niewinnosci i swietemu tak - ku dziecku. Prawdziwy medrzec na powrót staje sie
dzieckiem. Krag sie zamyka - od dziecka, znów po dziecko. Ale róznica jest ogromna.
Dziecko jako takie jest w ignorancji. Bedzie musialo stac sie wielbladem, lwem, i wrócic
potem do dziecka - ale to dziecko nie jest tym samym dawnym dzieckiem, gdyz nie jest
w ignorancji. Musi przejsc przez wszystkie doznania zycia - niewole, wolnosc, bezsilne
tak, dzikie nie - a jednak wszystko to zapomni. Nie jest to ignorancja, ale niewinnosc.
Tamto pierwsze dziecko bylo poczatkiem podrózy. Drugie dziecinstwo jest dopelnieniem
podrózy.. Pierwsze narodziny sa narodzinami ciala, drugie sa narodzinami swiadomosci.
Pierwsze narodziny czynia cie czlowiekiem, drugie narodziny czynia cie bogiem.
Student - uczen - oddany - Mistrz
Sa takie cztery etapy, które trzeba zrozumiec. Pierwszy - student - przychodzi do mistrza,
ale nigdy do mistrza nie dociera. Dociera tylko do nauczyciela. Moze to byc ten sam
czlowiek, ale student nie jest gotów do przemiany, do odrodzenia sie. Przyszedl, by
posiasc nieco wiecej wiedzy. Chce stac sie nieco bardziej wyuczonym. Ma pytania, ale te
pytania sa jedynie intelektualne, nie sa egzystencjalne. Nie dotycza jego zycia, nie sa
kwestia zycia i smierci. Czlowiek tego rodzaju moze wedrowac od jednego mistrza do
drugiego zbierajac slowa, teorie, systemy, filozofie. Moze stac sie bardzo efektywny,
moze stac sie wielkim punditem, ale nie wie nic. Jest to cos, co trzeba zrozumiec. Jest
wiedza - mozesz jej miec tyle, ile chcesz, a nadal pozostaniesz ignorantem. I jest
ignorancja, która tak naprawde jest niewinnoscia - nic nie wiesz, a jednak dotarles do
takiego miejsca, gdzie wszystko jest znane. Jest wiec wiedza, która jest ignorancja, i jest
ignorancja, która jest madroscia. Studenta interesuje wiedza. Ale czasem tak jest, mozesz
przyjsc do mistrza jako student, ot, z samej ciekawosci, i mozesz zostac pochwycony
jego charyzma, mozesz zostac pochwycony jego oczami, mozesz zostac pochwycony
biciem jego serca. Przyszedles jako student, ale przechodzisz do drugiego etapu - stajesz
sie uczniem. Student niepotrzebnie wedruje z miejsca na miejsce, od jednego swietego
pisma do innego. Wiele zbiera, ale wszystko to sa smieci. Kiedy wyjdzie z tego kokonu
bycia studentem i stanie sie uczniem, bladzenie ustaje - harmonizuje sie z mistrzem. Sam
tego nie wiedzac, ulega przemianie. Dowie sie o tym dopiero pózniej, ze wszystko sie
zmienia. Te same sytuacje, wobec których stawal w przeszlosci, teraz przyjmuje calkiem
inaczej. Watpliwosci znikaja, racjonalnosc zdaje sie byc dziecinna zabawa. Zycie jest o
wiele glebsze, tak bardzo, ze nie mozna tego zawrzec w slowach. Gdy student staje sie
uczniem, zaczyna slyszec cos, co nie zostalo wypowiedziane - pomiedzy slowami...
pomiedzy zdaniami... w przerwach, gdy mistrz nagle sie zatrzymuje... ale porozumienie
trwa. Uczen to wielki krok naprzód w porównaniu ze studentem. W przeszlosci, w
czasach Upaniszadów, szkoly tajemne istniejace w Indiach nazywane byly gurukula.
Slowo bardzo znaczace - oznacza ono "rodzina mistrza". Nie jest to zwykla szkola,
studium czy uniwersytet. Nie jest to kwestia jedynie uczenia sie, jest to kwestia bycia w
milosci. Nie oczekuje sie od ciebie, abys byl w milosci ze swoim nauczycielem na
uniwersytecie. Ale w gurukula, gdzie rozkwitaly Upaniszady, byla to rodzina milosci.
Kwestia uczenia sie byla drugorzedna, istotna byla kwestia istnienia. Nie jest wazne ile
wiesz, wazne jest na ile jestes. A mistrz nie jest zainteresowany dokarmianiem twojego
biokomputera, umyslu. Nie bedzie powiekszal twojej pamieci, bo jest to bezuzyteczne.
To moze dokonac maszyna, a maszyna moze to zrobic nawet lepiej od ciebie. Komputer
moze robic to, czego ludzka pamiec nie potrafi dokonac. Jeden komputer moze pomiescic
cala biblioteke. Nie musisz czytac - wystarczy, ze zapytasz komputer, a on da ci
odpowiedz. I bardzo rzadko zdarza sie, aby cos stalo sie nie tak, gdy wysiadzie
elektrycznosc lub wyczerpia sie baterie. Mistrza nie interesuje uczynienie z ciebie
komputera. Interesuje go uczynienie z ciebie swiatla dla ciebie samego, autentycznego
istnienia, istnienia niesmiertelnego - nie tylko wiedzy, nie tylko tego, co inni powiedzieli,
ale twojego przezycia. Gdy uczen zbliza sie do mistrza coraz bardziej, nastaje pewien
punkt przemiany: uczen staje sie, w pewnej chwili, oddanym. Kazdy z tych etapów ma w
sobie pewne piekno. Stanie sie uczniem bylo wielka rewolucja, ale to nic wobec stania
sie oddanym. W jakim momencie uczen przemienia sie i staje sie oddanym? Tak bardzo
zywi go energia mistrza, jego swiatlo, jego milosc, jego smiech, sama jego obecnosc - a
on nic nie moze dac w zamian. Przychodzi chwila, gdy zaczyna odczuwac tak ogromna
wdziecznosc, ze po prostu chyli glowe do stóp mistrza. Nie ma nic innego, co móglby
dac, oprócz siebie. Od tej chwili jest on niemal czescia mistrza. Jest w glebokiej
synchronicznosci z sercem mistrza. Jest to wdziecznosc, bycie pelnym podziekowania. A
czwarty etap przychodzi wtedy, gdy staje sie on jednym z mistrzem. Jest taka opowiesc o
Rinzai. Niemal dwadziescia lat zyl on ze swym mistrzem, a pewnego dnia przyszedl i
usiadl na miejscu mistrza. Przyszedl mistrz - spojrzal na Rinzai siedzacego na jego
miejscu. Po prostu podszedl i usiadl tam, gdzie zwykl byl siadac Rinzai. Nic nie zostalo
powiedziane, ale wszystko zostalo zrozumiane. Wszyscy byli zadziwieni - "Co sie
dzieje?" W koncu Rinzai rzekl do mistrza: * Czy nie czujesz sie urazony? Czy nie
zniewazylem cie? Czy w jakis sposób nie okazalem niewdziecznosci? Mistrz rozesmial
sie. - Teraz stales sie mistrzem. Dotarles do domu - rzekl. - Od studenta do ucznia, od
ucznia do oddania, a od oddania do bycia mistrzem. Ogromnie sie ciesze, ze mozesz miec
udzial w mojej pracy Teraz nie musze przychodzic tu codziennie, wiem, ze jest ktos
jeszcze z ta sama aura, tym samym aromatem. - A naprawde to byles bardzo leniwy. To
powinno stac sie trzy miesiace temu, nie mozesz mnie oszukac. Od trzech miesiecy czuje,
ze ten czlowiek niepotrzebnie trzyma moje stopy. Moze usiasc na tym miejscu, a dla
odmiany teraz ja moge trzymac jego stopy. Zebranie odwagi zajelo ci trzy miesiace. -
Mój Boze - rzekl Rinzai - a ja myslalem, ze nikt o tym nie wie, ze to bylo tylko wewnatrz
mnie. A ty podajesz mi dokladna pore kiedy to sie stalo. Tak, to bylo trzy miesiace temu.
Bylem leniwy i nie mialem dosc odwagi. Zawsze myslalem, ze to jest niewlasciwe, ze
wyglada to nieodpowiednio. - Gdybys zaczekal jeszcze jeden dzien - odrzekl mistrz -
uderzylbym cie w glowe. Trzy miesiace to dosc czasu na podjecie decyzji, a ty nie
zadecydowales... egzystencja zadecydowala. Bylem nauczycielem na uniwersytecie.
Opuscilem uniwersytet z tego tylko powodu, ze zatrzymuje sie on na pierwszym etapie.
Zaden uniwersytet nie wymaga bys stal sie uczniem, kwestia bycia oddanym czy
mistrzem po prostu nie istnieje. I sa swiatynie, które nie czyniac cie studentem czy
uczniem, po prostu narzucaja ci oddanie - które bedzie falszywe, nie bedzie mialo
korzeni. A na calym swiecie, w kosciolach, synagogach, swiatyniach, sa oddani - nic nie
wiedzac o byciu uczniem, stali sie uczniami, stali sie oddanymi. Szkola tajemna jest
bardzo systematycznym spotkaniem z cudownoscia. A cudownosc jest wszedzie wokól
ciebie, i wewnatrz, i na zewnatrz. Potrzeba tylko pewnego systemu. Mistrz po prostu
dostarcza pewnego systemu, abys mógl powoli wejsc na glebsze wody, a w koncu przejsc
do tego etapu, w którym znikasz w oceanie - sam stajesz sie oceanem.
Siedem czakr - jednosc
Czlowiek rodzi sie przebudzony, a potem zasypia. Czlowiek rodzi sie jednoscia, a potem
staje sie wieloscia. Czlowiek rodzi sie jako indywidualnosc, a potem zasypia i sni, ze jest
tlumem. To jest caly problem, cale zadanie, cale wyzwanie zycia. Trzeba to zrozumiec.
Takie jest to poszukiwanie: szukamy tego, czym pierwotnie bylismy. Szukamy tego
czym naprawde jestesmy. Szukamy tego, czego ani na jedna chwile nie zagubilismy,
tylko zapomnielismy; przestalismy o tym pamietac. Byc moze jest to takie oczywiste, i
dlatego przestalismy o tym pamietac. Jezus powiada: "Dopóki znów nie staniecie sie jak
dzieci nie wejdziecie do mojego Królestwa Bozego." Jego wskazanie jest wyrazne.
Dopóki nie odzyskasz swej pierwotnosci, dopóki znów nie podazysz do pierwotnego
zródla... Pewnego wieczoru poszukujacy zapytal Jezusa: "Co mam robic, by poznac
Boga?" I Jezus rzekl: "Dopóki nie narodzisz sie na nowo, nie poznasz go." Trzeba dojsc
do tego pierwotnego zródla w którym bylismy wtedy, gdy sie urodzilismy. Legenda
powiada, ze Jezus odmówil uczenia sie alfabetu, liter. Nie pozwolil nauczycielom
omawiac beta - dwa, dopóki nie mogli wyjasnic znaczenia alfa - jednosci, tak, by byl
zaspokojony. A oni, rzecz jasna, nie potrafili go wyjasnic. Jeden jest liczba, na której
opiera sie cala arytmetyka; jeden jest liczba, na której opiera sie kazdy czlowiek, caly
wszechswiat, koncepcja Boga, rzeczywistosci. I dziecko Jezus zadalo: "Dokad nie
wyjasnicie znaczenia jednosci, nie zajme sie kolejna litera alfabetu. Najpierw powiedzcie
mi czym jest alfa, dopiero wtedy bede gotowy, aby przejsc do dwojga, beta." Poniewaz
nie zdolano mu wyjasnic, odmówil pójscia do szkoly. Zapisków tego nie ma w
ewangeliach chrzescijanskich, poniewaz wiele rzeczy nie zostalo zapisanych w
ewangeliach chrzescijanskich. Ale to jest jedna z najstarszych tradycji essenskich.
Przekazywana byla, ta opowiesc, z mistrza na ucznia, przez stulecia. Jest to jedna z
najbardziej znaczacych opowiesci o Jezusie: jego naleganie, ze najpierw trzeba poznac
jednosc, bo jednosc jest podstawa wszystkiego. Gdy jestes przebudzony, jestes jednoscia.
Gdy zasypiasz, stajesz sie wieloscia. Zauwazyles to? We snie tyle ról odgrywasz
jednoczesnie. Rankiem, gdy sie budzisz, jestes jednoscia. We snie jestes tym, który sni,
jestes tym, co jest snione; jestes kierownikiem snu, jestes aktorem, jestes opowiescia,
jestes scena i jestes tez publicznoscia. Stajesz sie wieloscia, ulegasz rozpadowi, stajesz
sie tlumem. We snie przestajesz byc jednoscia. Gdy budzisz sie, nagle kierownik, aktor,
opowiesc, scena, dramat, publicznosc, to, co jest snione i ten, kto sni, wszystko znika w
jednej jednosci. Hindusi nazywaja caly ten swiat kraina snu, maya. Spimy bardzo
gleboko. Dlatego poszukiwanie jednosci, albo poszukiwanie uwaznosci jest tym samym;
bo stajac sie uwaznym, stajesz sie jednoscia - albo, stajac sie jednoscia stajesz sie
uwazny. Wyjasnie ci teraz jak na tyle sposobów, na miliony sposobów poszukujemy
jednosci. Rodzi sie dziecko. Jego pierwsze funkcjonowanie w swiecie jest przez jedzenie,
jego pierwsze funkcjonowanie w swiecie jest przez wchloniecie materii. Poszukiwanie
zaczelo sie: materia chce spotkac sie z materia. Materia chce byc w organicznej jednosci
z inna materia; materia przyciaga materie, sciaga materie. To pierwsza milosc: jedzenie.
Jedzenie daje dziecku pierwszy orgazm. Gdy po zjedzeniu posilku lub wypiciu wody
czujesz zaspokojenie, to zaspokojenie jest uczuciem jednosci. Materia z zewnatrz zostala
wchlonieta do wewnatrz, wnetrze spotkalo sie z zewnetrzem. To spotkanie nie jest bardzo
glebokie, nie moze byc, jest spotkaniem materii; jest bardzo powierzchowne - a jednak
jest. Hindusi nazywaja to pierwsza czakra, muladhar. Wielu jest ludzi, którzy zyja w
pierwszej czakrze. Po prostu stale jedza i wydalaja. Cale ich zycie to nic innego, tylko
wchlanianie materii i wyrzucanie materii na zewnatrz, ich zycie jest bardzo mechaniczne.
Jest bardzo, bardzo waskie, maly tunel. Muladhar jest najmniejszym otworem w twoim
istnieniu, przez który swiatlo wchodzi w ciebie, a ty wchodzisz do egzystencji.
Najmniejszym otworem jest muladhar, pierwszy osrodek. Zaczyna on funkcjonowac, bo
dziecko musi przezyc; najpierw musi przyjac pokarm, inaczej by umarlo. Jest to srodek
zapewniajacy przetrwanie, ale czlowiek nie powinien zyc aby jesc. Jezeli zyjesz tylko po
to, aby jesc, w ogóle nie zyjesz. Po prostu czekasz na smierc. I wybrales bardzo mala
przyjemnosc, bardzo zwyczajna przyjemnosc, jedynie drobne pocieszenie, i na tej malej
przyjemnosci konczysz. A wokolo sa ogromne mozliwosci... Przyjrzyj sie swemu zyciu.
Jesli jestes zbyt przywiazany do jedzenia, stan sie nieco uwazniejszy. To pierwsze
poszukiwanie jednosci. Teraz nawet fizycy, kilku szalonych fizyków mówi, ze atomy sa
razem, bo kochaja sie. Slowo milosc nie jest dobre, wyglada na antropomorficzne; teraz
jednak kilku fizyków ma dosc odwagi, by powiedziec, ze cos ono wyjasnia. I trzeba je
stosowac, bo wyglada na to, ze innego wyjasnienia nie ma. Dlaczego elektrony, neutrony
i protony sa razem? Skad to bycie razem? Musi istniec jakis rodzaj wiezi, pewne
przyciaganie. Musi byc pewna jednosc, musi trwac pewien romans, na najnizszym
poziomie, ale musi byc jakis romans, inaczej dlaczego one sie nie rozejda? Mozna
nazwac to grawitacja, mozna nazwac to magnetyzmem, mozna nazwac to polem
magnetycznym, jak tylko chcesz, ale milosc wydaje sie byc najlepszym slowem, bo moze
wyjasnic caly zakres, od najnizszego do najwyzszego. Milosc wydaje sie byc slowem
najbardziej ekonomicznym, zawiera sie w nim caly zakres. Kiedy jesz i za bardzo ulegasz
obsesji jedzenia, trzymasz sie po prostu pierwszej lekcji milosci: elektrony, protony,
neutrony przyciagaja sie wzajemnie, twoje cialo przyciaga inne cialo - materie z
zewnatrz. Oczywiscie jest pewne spelnienie, bo zawsze, gdy jest jednosc, jest spelnienie,
jest zadowolenie, ale jest ono bardzo niskie, najnizsze. Czlowiek powinien nauczyc sie
wychodzic poza nie. Dlatego wszystkie religie ucza znaczenia postu. Post nie oznacza
glodowania, post nie oznacza, ze musisz zabic swoje cialo, ze musisz byc niszczacy, nie.
Post oznacza jedynie: daj tylko tyle, ile trzeba, nie wiecej, abys mógl byc dostepny na
drugiej plaszczyznie; bedziesz mógl stac sie dostepny drugiemu osrodkowi. Jesli jestes
zbyt opanowany obsesja jedzenia, jedzenie zamknie cie; bedziesz tylko materia. Nie
trzeba zbyt przywiazywac sie do jedzenia, i nie trzeba tez zbyt przywiazywac sie do
postu. Wtedy osiaga sie równowage. A wzrastanie nastepuje tylko poprzez równowage.
Drugim osrodkiem jest svadhisthan. Kiedy dziecko jest zdrowe, szczesliwe, i jego cialo
jest cale, zaczyna dominowac. W dziecku pojawia sie pragnienie dominowania, dziecko
staje sie politykiem. Zaczyna usmiechac sie do ludzi, bo poznaje, ze gdy usmiechasz sie,
ludzie ulegaja twojemu wplywowi. Zaczyna plakac, krzyczec, bo poznaje, ze placzem i
krzykiem mozesz manipulowac matka, ojcem, rodzina. Gdy potrzeby fizyczne dziecka
zostana zaspokojone, pojawia sie nowa potrzeba, która jest zyciowo wazna potrzeba -
dominowanie. To znów jest dazenie do wprowadzenia jednosci, jednosci tego, co podlega
dominacji, i tego, który dominuje. Zawsze, gdy nad kims panujesz, stajesz sie w pewien
sposób jednoscia z nim. Zawsze, gdy ktos poddaje sie tobie, albo ty poddajesz sie komus,
w pewien sposób stajecie sie jednoscia. Dlatego na calym swiecie ludzie próbuja
panowac nad innymi: zony chca panowac nad mezami, mezowie próbuja panowac nad
zonami, rodzice próbuja panowac nad dziecmi, dzieci usiluja panowac nad rodzicami,
kazdy na swój sposób. Caly swiat próbuje panowac. Jezeli wlasciwie to zrozumiesz, to
równiez jest poszukiwaniem jednosci. Zawsze, gdy kogos pokonasz i stajesz sie osoba
dysponujaca moca posiadania, wchlonales tego czlowieka do swojego istnienia. Jego
zyciowosc zostala wchlonieta, jego zyciowa energia stala sie jednoscia z toba. Ten otwór
jest nieco wiekszy niz pierwszy, jest to wieksze otwarcie. Czlowiek z obsesja jedzenia
jest bardziej zamkniety niz czlowiek z obsesja wladzy: przynajmniej przebywa z ludzmi.
Bedzie mial w zyciu relacje miedzyludzkie pewnego typu: niezbyt dobre, gdyz relacja
oparta na dominowaniu nie moze byc bardzo dobra, przede wszystkim jest pelna
przemocy, agresywna, brzydka, ale jednak jest to pewien rodzaj relacji. Politycy zyja w
drugim osrodku. Zarloki zyja w pierwszym, politycy w drugim, a potem jest trzeci,
manipura; mezczyzna i kobieta chca spotkac sie, stac sie jednoscia. W Biblii
powiedziano: Bóg stworzyl Adama na swój obraz. Trzeba zrozumiec pewna kwestie.
Adam musial byc obojgiem, Adam musial byc i Adamem i Ewa, inaczej Ewa nie
moglaby byc wyjeta z Adama. W pierwotnym tekscie hebrajskim uzyto takich slów,
które wszystko wyraznie objasniaja: Bóg stworzyl Adama-Ewe w jednym istnieniu. To
pierwotnie stworzone istnienie nie bylo ani mezczyzna, ani kobieta, bylo jednym i
drugim. Nie bylo to ani "on" ani "ona" byla jednosc. Tylko z tej jednosci Bóg mógl wziac
oddzielna kobiete. Jesli spytasz naukowców, powiedza, ze gdy dziecko dorasta w lonie
matki, przez pare miesiecy nie jest ani chlopcem, ani dziewczynka, jest cialem.
Stopniowo pojawiaja sie cechy rozrózniajace, staje sie ono albo chlopcem, albo
dziewczynka. Pierwotna komórka, ameba, jest zarazem meska i zenska, nie jest jeszcze
podzielona. Zatem powiedzenie, ze Bóg stworzyl Adama, nie jest wlasciwe. Moja
sugestia jest taka: Bóg stworzyl Adama-Ewe, a potem podzielil ich na dwie oddzielne
istoty. Wraz z tym podzialem pojawilo sie wielkie pragnienie spotkania tej drugiej osoby.
Kazdy mezczyzna szuka kobiety, i kazda kobieta szuka mezczyzny Szukamy
przeciwienstwa, biegunowego przeciwienstwa. Bez tej drugiej osoby, zdaje sie, jakby
czegos brakowalo; bez tej drugiej osoby, zycie wydaje sie byc niespelniajace; bez tej
drugiej osoby, zdaje sie, ze jestes polowa, nie caloscia. Stad jest tyle pogoni za miloscia,
kochaniem i byciem kochanym. Jest to trzecia czakra, manipura: potrzeba spotkania
mezczyzny z kobieta i stania sie jednoscia. Jesli chodzi o nizsza nature, jest to najwyzszy
osrodek. W trzech nizszych osrodkach, seks to najwyzszy osrodek. Zarloki tylko
gromadza, to najgorsi ludzie w swiecie. Nigdy nie dziela sie, skapcy, bogaci,
gromadzacy, wyzyskujacy Lepsi od nich sa politycy, oni przynajmniej wchodza w relacje
miedzyludzkie. Ale i oni sa niebezpieczni, gdyz ich relacje sa oparte na panowaniu. Znaja
tylko jedno: albo ulegasz komus, albo nad kims panujesz. Caly ich jezyk jest nieludzki.
Nie znaja zadnych relacji ludzkich, znaja wojne, znaja przemoc, znaja agresje. Calym ich
staraniem jest stanie sie tak dominujacym, by kazdego móc wchlonac. Tak robil
Aleksander Wielki, tak robil Adolf Hitler Lepsze jest to od pierwszego, przynajmniej
tworza jakies relacje miedzyludzkie. Nawiazuja te relacje niewlasciwie, ale przynajmniej
je nawiazuja. Pierwszy wchodzi w relacje tylko z przedmiotami: pieniedzmi, jedzeniem,
domem, samochodem. Drugi wchodzi w relacje z ludzmi. Jego relacje nie sa jeszcze
wiele warte, ale jednak sa to relacje miedzyludzkie; prymitywne, z samego poczatku,
bardzo pierwotne, ale jednak sa to relacje miedzyludzkie. Trzeci wchodzi w relacje
oparte na seksie, dwojgu kochankach: poeci, artysci, malarze, istnieja z trzecim
osrodkiem, estetyka. Trzeci jest najwyzszy w nizszych osrodkach, czlowiek zaczyna
dzielic sie. A gdy kogos kochasz, nie chcesz dominowac. Pamietaj: jesli chcesz
dominowac, twoja milosc skazona jest drugim osrodkiem, nie jest jeszcze miloscia. Jesli
naprawde kochasz, chcesz wolnosci dla siebie i chcesz tez wolnosci dla tej kochanej
osoby. Milosc daje wolnosc, daje niezaleznosc, bo piekno milosci jest tylko wtedy, gdy
wynika ona z wolnosci. Nie jest to dominowanie, jest to dzielenie sie, odpowiedzialne
dzielenie sie, jestes szczesliwy dzielac sie swoimi energiami. Ale i to jeszcze nie jest
ludzkie, zwierzeta tez potrafia to robic, robia to bardzo dobrze, lepiej niz ludzie. Ale to
poszukiwanie prowadzi wyzej. Gdy mezczyzna i kobieta naprawde sie spotykaja i
nastepuje orgazm, bedziesz mial pierwszy przeblysk, daleki przeblysk boskosci. Stad
atrakcyjnosc seksu, stad to glebokie pragnienie orgazmu seksualnego, bo jest w nim
odzwierciedlona jednosc - tylko na chwile, moze nawet nie na chwile, na ulamek
sekundy... jedynie umykajacy przeblysk... ale to Bóg przechodzi obok. Czlowiek
uzalezniony od jedzenia jest bardzo daleko, nie ma nawet przeblysku. Czlowiek
uzalezniony od wladzy jest bardzo brzydki, bardzo agresywny, jest w wielkim
zamieszaniu - ten przeblysk nie jest mozliwy. W glebokim romansie seksualnym Bóg
moze po raz pierwszy przeniknac do ciebie. Pierwszy promyk samadhi pojawia sie w
orgazmie seksualnym. Tak naprawde, czlowiek zaczal myslec o samadhi tylko wskutek
orgazmu seksualnego, gdy stal sie swiadomy w tej chwili blogoslawienstwa, gdy dwie
osoby spotykaja sie tak gleboko, ze roztapiaja sie w sobie, ze ich granice przestaja byc
granicami, ze jakos w cudowny sposób zaczynaja tetnic w jednym osrodku, ze nie sa
dwojgiem serc, ze nie sa dwojgiem oddychajacych cial, staja sie jednoscia. Pojawia sie
pewien rytm, harmonizuja sie ze soba. A ten rytm jest tak ogromny, tak potezny, ze oboje
zatracaja sie w tym rytmie, ze oboje powierzaja sie mu. Pamietaj, w drugim osrodku
chcesz kogos podporzadkowac sobie, a ten ktos usiluje podporzadkowac sobie ciebie. W
trzecim osrodku oboje powierzacie sie czemus, co jest poza wami. Oboje powierzacie sie
bogu milosci. Oboje powierzacie sie orgazmicznej jednosci energii seksu; w tym
powierzeniu, oboje znikacie. Na jedna chwile jestescie Adamem i Ewa razem. I Biblia
mówi: Bóg stworzyl Adama na swój obraz. Gdy Adam i Ewa naprawde sie spotykaja,
obraz Boga znów jest odzwierciedlony w stanie twej swiadomosci. W twym jeziorze
swiadomosci odbija sie ksiezyc Boga... wciaz jest odlegly, ale ten pierwszy przeblysk
wszedl w ciebie. Muladhar jest materialnym, pierwszym osrodkiem. Svadhisthan, drugi
osrodek, jest istotny dla zycia. Trzeci, manipura, psychosomatyczny, jest najwyzsza
jednoscia w nizszym swiecie; jasne, chwilowa, a jednak ma ogromne znaczenie. Czwarty
to anahata; wykracza poza seksualnosc, staje sie czysta miloscia. Kiedy widzisz kwiat,
kwiat rózy, i twoje serce tetni razem z nim, nie ma seksualnosci. Nie ma mezczyzny i
kobiety, nie ma biegunowosci, ot, jestes poruszony pieknem. To piekno nie ma zadnego
zwiazku z mezczyzna i kobieta, to piekno jest poza mezczyzna i kobieta. Patrzysz w noc,
cale niebo pelne jest gwiazd, i nagle jestes poruszony do samego rdzenia swojego
istnienia. Pojawia sie ogromna radosc... zaczynasz spotykac sie z gwiazdami. Nie ma
kwestii mezczyzny i kobiety, nie ma yin i yang, w ogóle nie jest to kwestia
biegunowosci. Milosc wychodzi poza biegunowosc, seks zostaje ponizej biegunowosci.
Seks potrzebuje przeciwienstwa, milosc nie potrzebuje przeciwienstwa. Dlatego w seksie
zawsze jest jakis subtelny konflikt: poniewaz harmonia z przeciwienstwem nigdy nie
moze byc totalna. Przez kilka chwil, moze... i znowu wkrada sie konflikt. Kochankowie
stale ze soba walcza. Psycholodzy twierdza, ze gdy dwoje kochanków przestaje sie
klócic, ukazuje to po prostu, ze milosc zniknela. Kochankowie sa intymnymi wrogami.
Ciagle sie klóca, dokuczaja sobie. Tak, sa chwile, gdy sa calkowicie w sobie
rozpuszczeni, ale sa to rzadkie chwile, nieliczne i odlegle od siebie. W milosci
biegunowosc znika. Milosc bardziej przypomina przyjazn. Mozesz kochac drzewo,
mozesz kochac kamien, mozesz kochac gwiazdy, mozesz kochac trawe, mozesz kochac
cokolwiek. Milosc nie ma nic wspólnego z biegunowoscia mezczyzna-kobieta. Milosc
jest ponad przeciwienstwami, stad ta jednosc jest glebsza. To jest czwarta czakra,
anahata, czakra serca. I w tej czwartej naprawde stajesz sie czlowiekiem. Az do trzeciej
byles czescia królestwa zwierzat, byles jednym ze zwierzat, niczym wiecej, niczym
specjalnym. Ale w czwartej stajesz sie kims specjalnym, niepowtarzalnym - rodzi sie
ludzkosc, stales sie czlowiekiem. Pamietaj, samo wygladanie na czlowieka nie oznacza,
ze jestes czlowiekiem. Dopiero wtedy, gdy zaczyna funkcjonowac czwarty osrodek,
stajesz sie czlowiekiem. Wielu ludzi umiera jak zwierzeta, nigdy nie wznosza sie oni
ponad seksualnosc. Nigdy nie poznaja, ze jest pewien rodzaj milosci, który jest ponad
przeciwienstwami i który jest ogromnie spelniajacy, gdyz nie ma w nim konfliktu. Milosc
jest bezwarunkowa, seks jest warunkowy. W seksie jest dawanie i przyjmowanie. W
milosci po prostu wylewasz siebie. Nie domagasz sie, nie ma zapotrzebowania. Nie
chodzi o to, ze nic nie dostajesz - dostajesz po tysiackroc wiecej, ale nie domagasz sie
tego. Dzieje sie to po prostu samo z siebie, cala egzystencja obsypuje cie we
wzajemnosci, odpowiada echem. W czwartym osrodku znów jest jednosc, spotykaja sie
to, co nizsze, i to, co wyzsze. Pamietaj o tych jednosciach, gdyz stopniowo poruszamy sie
coraz bardziej ku staniu sie jednoscia. Na pierwszej plaszczyznie materia spotyka
materie. Na drugiej plaszczyznie zycie spotyka sie z zyciem. Na trzeciej plaszczyznie
spotykaja sie przeciwienstwa, mezczyzna spotyka sie z kobieta, yin spotyka sie z yang.
Na czwartej, anahata, nizsze spotyka sie z wyzszym. Trzy osrodki sa ponizej anahaty i
trzy osrodki sa wyzej od anahaty; anahata to drzwi miedzy jednymi i drugimi, pomost. W
twym sercu Bóg spotyka sie ze swiatem, nieprzejawione spotyka sie z przejawionym,
nieznane spotyka poznane, gospodarz spotyka goscia, umysl spotyka nie-umysl. Serce
jest najbardziej tajemniczym osrodkiem czlowieka. I dopóki serce nie zacznie
funkcjonowac, nie poznasz celu zycia. W sercu, pierwszy poczatek wyzszego. Otwieraja
sie rozlegle przestrzenie... wychodzisz z tunelu. Anahata jest wielkim oknem, czyni cie
ono dostepnym dla nieba i czyni niebo dostepnym dla ciebie. Mozesz tez powiedziec to
w inny sposób: w anahata, w milosci, spotykaja sie nieswiadomosc z nadswiadomoscia.
Albo jeszcze inaczej mozna to wyrazic: w anahata, w milosci, spotykaja sie seks i
modlitwa. Seks jest nizszy od milosci, modlitwa jest wyzsza od milosci. A milosc jest
wielka tajemnica. Jest w niej cos z seksu, na pewno, i jest w niej cos z modlitwy. Dlatego
nie ma innej tajemnicy porównywalnej z miloscia. Jest w niej cos z seksu; jesli pójdziesz
i kochasz drzewo, chcesz je objac; chcialbys je dotykac tak, jak dotykalbys twarzy
ukochanej osoby. Jesli kochasz skale, chcialbys calowac ja tak, jak calowalbys usta
ukochanej osoby; cos z seksu, cos ciagnie sie z przeszlosci. A jednak, gdy calujesz skale,
jest poszanowanie, wielkie zdumienie, wielki cud. Jestes pelen szacunku, masz nastrój
modlitwy, jest to cos w rodzaju wielbienia. W milosci spotykaja sie modlitwa i seks. Jesli
nie jestes uwazny, milosc moze spasc i stac sie seksualna. Jesli jestes dostatecznie
uwazny, milosc moze wzniesc sie wysoko i stac sie pelna modlitwy. Trzeba o tym
pamietac. Milosc jest bardzo krucha. Bardziej prawdopodobne jest, ze milosc zejdzie do
nizszej rzeczywistosci i stanie sie seksem. Gdy zakochujesz sie pierwszy raz w kobiecie
lub w mezczyznie, moze nie byc w tym nic z seksu. Wczesniej czy pózniej seks pojawi
sie. Gdy pierwszy raz patrzysz na piekna kobiete, moze byc poszanowanie, wielkie
zdumienie, jakbys w jej twarzy ujrzal twarz Boga. Gdy spojrzysz w oczy kobiety, nagle
otwieraja sie drzwi do tajemniczosci. Nie myslisz kategoriami seksu i ciala i fizycznosci,
w ogóle cie to nie obchodzi. Przyzywa cie cos wyzszego. Ale potem zakochujesz sie i
stopniowo zapominasz to, co wyzsze i wchodzisz w to, co nizsze. Milosc prawie zawsze
spada do tego, co nizsze, gdyz nie jestesmy swiadomi. I dlatego we wszystkich jezykach,
gdy ktos wchodzi w milosc, mówi sie o nim: "wpadl po uszy, zakochal sie" Ludzie
wpadaja w milosc, bardzo rzadko wznosza sie w milosci. Pamietaj, to sformulowanie jest
bardzo prawidlowe. Milosc zaczyna sie jako cos bardzo wysokiego, romantycznego,
poetyckiego, boskiego, a potem stopniowo godzi sie na cos bardzo zwyczajnego,
fizycznego, zepsutego. Milosc zaczyna sie jako modlitwa, poczatek milosci jest religijny,
ale milosc konczy sie w koszmarze. Pamietaj o tym: jesli jestes czujny, mozesz pomóc
sobie, by nie spasc, mozesz pomóc sobie i poddac sie dyscyplinie wznoszenia sie. Wtedy
milosc moze stac sie modlitwa. W anahata, osrodku serca, spotykaja sie nizsze i wyzsze.
Jest to wielkie doznanie jednosci, bardzo kruche, rzecz jasna, trzesace sie, drzace, niezbyt
pewne; przypomina proces, idzie naprzód, cofa sie; ale jesli jestes czujny, mozesz
wykorzystac ja jako punkt wyjscia do jeszcze wyzszych mozliwosci. Piata czakra jest
visuddhi. To czakra modlitwy, czakra gardla, czakra modlitwy, spiewania, porozumienia
z Bogiem. W piatej czakrze spotykaja sie wewnetrzne z zewnetrznym. Pamietaj, w
czwartej spotykaja sie nizsze z wyzszym. W piatej spotykaja sie wewnetrzne z
zewnetrznym. "Bóg" oznacza po prostu cala egzystencje, która jest poza toba, a "ty"
egzystencje, która jest w tobie; ja-Ty jest forma modlitwy. To mówi Martin Buber Ja - to
jest doznaniem swiata, Ja - Ty jest doznaniem modlitwy i Boga i milosci. W osrodku
gardla, visuddhi - slowo "visuddhi" oznacza "czysty, najczystszy" - w piatym, milosc
stala sie najczystsza. Jest po prostu ekstaza, radoscia. Spotkaly sie wnetrze z zewnetrzem.
Gdy wierny sklada poklon przed swoim bóstwem, to wnetrze sklada poklon zewnetrzu.
Gdy ktos spiewa piesn sloncu lub ksiezycowi, to wnetrze spiewa piesn zewnetrzu. I
pamietaj, byles swiadkiem tylko jednego, widziales jak to wierny spiewal piesn swojemu
bóstwu. Nie widziales czegos innego, bo jest to bardzo subtelne: bóstwo spiewa piesn
temu wiernemu. To tez nastepuje, ale jest bardzo subtelne. Tego doznasz dopiero wtedy,
gdy doswiadczysz modlitwy. Czasem modlisz sie do Boga, a czasem to Bóg modli sie do
ciebie. Powiem to tak, bo zazwyczaj nie mówi sie tego, poniewaz powiedzenie, ze Bóg
modli sie do ciebie wyglada na swietokradztwo, choc tak jest. Tak samo, jak matka, która
spiewa dziecku kolysanke... tak, Bóg takze spiewa kolysanke. Ale ty musisz na nia
zapracowac. Gdy twoja modlitwa zostala wysluchana, gdy naprawde otworzyles swoje
serce, calkowicie zapomniales siebie, wtedy nagle modlitwa nie jest juz ekspresja z
twojej strony. Zaczynasz sluchac... Bóg zaczyna sie modlic. Spotykaja sie wnetrze z
zewnetrzem. Potem jest szósta czakra, czakra medytacji, czakra trzeciego oka, czakra
ajna. Spotyka sie prawe z lewym, spotyka sie rozum i intuicja, spotykaja sie meskosc i
kobiecosc, yin i yang. Trzeba tu cos zrozumiec. W trzeciej mezczyzna i kobieta spotykaja
sie na planie fizycznym, zewnetrznie. W szóstej znów spotyka sie meskosc i kobiecosc,
ale juz nie na zewnatrz, wewnatrz. Trzecia to osrodek seksu, a szósta to osrodek tantry
Wewnatrz jestes obojgiem. Polowa twego istnienia jest kobieca, polowa twego istnienia
jest meska. W trzecim oku, tam jest spotkanie. To trzecie oko jest symboliczne, oznacza,
ze twe prawe oko i lewe oko rozplywaja sie w jednym oku: to staje sie trzecim okiem.
Teraz masz dwoje oczu, dwa istnienia. Potem bedziesz mial jedno oko. Jest takie
powiedzenie Jezusa, o ogromnym znaczeniu. Posluchaj go, medytuj nad nim. Jezus
powiada: "Gdy tak oko twe jednym sie stanie, cale cialo twe pelne swiatla bedzie." Mówi
on o trzecim oku. Gdy oko twe jednym sie stanie, cale cialo twe pelne swiatla bedzie.
Jedno oko laczy sie z lewa pólkula mózgu, drugie laczy sie z prawa pólkula mózgu. Oba
sa podzialem twojego istnienia, nie jestes jeszcze symfonia. Twoja lewa i prawa strona sa
asymetryczne. Przyjrzales sie kiedys swej twarzy? Polowy twojej twarzy, prawa i lewa,
nie sa symetryczne. Popatrz raz jeszcze w lustro, popatrz uwaznie: lewa czesc twojej
twarzy jest inna od prawej czesci twojej twarzy. Twój wewnetrzny umysl podzielony jest
na prawa i lewa pólkule, i funkcjonuja one na rózne sposoby. Lewa pólkula rozumuje, a
prawa pólkula dziala intuicyjnie. Poezja rodzi sie z prawej pólkuli, logika rodzi sie z
lewej pólkuli. Jesli lewa pólkula poety zostanie usunieta, nic on nie straci, nawet nie
bedzie tego swiadomy. Jesli prawa pólkula matematyka zostanie usunieta, zupelnie on
zniknie, nie bedzie wiedzial co robic. Zniknie cale jego doswiadczenie. Wyobraznia
pochodzi z prawej, rozumowanie z lewej. Prawa pólkula jest zenska, a lewa pólkula jest
meska, a obie polaczone sa bardzo malym pomostem, ledwie sa zlaczone. W szóstym
osrodku, w czakrze ajna, w osrodku trzeciego oka, te dwie pólkule spotykaja sie i staja
sie jednoscia. Wtedy twój rozum nie jest przeciwny twojej intuicji, a twoja wyobraznia
nie jest przeciwna twojej logice. Wtedy twoja logika i twoja wyobraznia dzialaja razem.
Popatrz: cokolwiek mówie, zawsze mówie logicznie, ale cokolwiek mówie, zawsze jest
to nielogiczne. Tresc jest nielogiczna, opakowanie jest bardzo logiczne. Jezeli bede chcial
z toba dyskutowac, moge dyskutowac, nie ma z tym zadnego problemu. Ale to, co
mówie, jest czyms, co jest poza dyskusja. Jesli twoja wiara jest przeciwna logice, nie
dotarles jeszcze do wewnetrznej jednosci. Twoja wiara powinna byc poza logika, a nie
przeciwna logice. Pamietaj o tym rozróznieniu. Twoja wiara powinna byc poza logika,
powinna byc wspierana przez logike, do pewnego momentu logika moze isc razem z nia.
Moze byc racjonalna, moze byc bardzo sensowna. Nie ma potrzeby, aby wiara byla
przeciwna logice. Jesli wiara jest przeciwna logice, jestes nadal podzielony, to jedno oko
jeszcze nie zdarzylo ci sie. Najwieksi mistycy swiata zawsze byli tez najwiekszymi
logikami. Shankara, Nagarjuna, wielcy logicy, a jednak nielogiczni. Szli z logika tak
daleko, jak tylko zdolali, a potem nagle dokonywali kwantowego przeskoku... i mówili:
"Do tej chwili logika pomaga, dalej, logika nie ma prawa istnienia." Jesli chcesz
dyskutowac z Shankara, zostaniesz pokonany w tej dyskusji. Shankara podrózowal po
calym tym kraju; wielki mistyk, a pokonal tysiace uczonych. Dzielem calego jego zycia
bylo: isc i pokonywac ludzi, a jednak byl bardzo nielogiczny. Rano dyskutowal tak
logicznie, ze najwieksi logicy wygladali przy nim dziecinnie. A wieczorem modlil sie i
tanczyl w swiatyni i plakal i lkal jak dziecko. Niewiarygodne. Napisal jedna z
najpiekniejszych modlitw, i ktos spytal go: "Jak mozesz pisac tak piekne modlitwy?
Jestes takim logikiem, jak mozesz byc tak emocjonalny, ze placzesz i lkasz i lzy ci leca?"
Rzekl: "Moja intuicja nie jest przeciwna mojej logice, moja intuicja jest poza moja
logika. Moja logika ma pewna funkcje, która ma wypelnic: ide razem z nia, ide z nia z
calego serca, ale potem przychodzi taka chwila, gdy nie moze ona przejsc poza... a ja
musze przejsc takze poza..." Pamietaj, jest to najwieksza jednosc. A gdy nastepuje to w
szóstym, gdy spotkaly sie twoja kobiecosc z twoja meskoscia, twoje wewnetrzne yin i
yang, stajesz sie jednoscia. Przed ta jednoscia jest jeszcze jeden krok. Stales sie jednoscia
wewnatrz siebie. Teraz siódma czakra jest sahasrar. Oto czakra samadhi, ostatecznej
ekstazy, totalnego orgazmu. Teraz spotyka sie czesc z caloscia, spotyka sie dusza i Bóg,
spotyka sie ty i wszystko... znikasz w totalnym orgazmie. Moze tak o tym nie myslales,
ale powiem ci to: wszystkie siedem czakr to siedem sposobów doznawania orgazmu. Jest
pewien subtelny orgazm, gdy czujesz zaspokojenie jedzeniem, pewne glebokie
zadowolenie. Jest pewien subtelny orgazm, gdy masz nad kims wladze; politycy
wygladaja na bardzo szczesliwych i zdrowych - jesli im sie udaje. Gdy sa u wladzy,
wygladaja bardzo promiennie. Energia zdaje sie ich wypelniac, wygladaja na
niewyczerpywalnych, nigdy nie sa zmeczeni, biegaja z jednego miejsca w drugie, robia
tysiace rzeczy, nigdy nie sa zmeczeni, sa bardzo promienni. Hitler mial taka magnetyczna
sile, ten charyzmat. Skad pochodzi ta promiennosc? Jest to orgazm wladzy. Widziales to
kiedys? Gdy polityk stoi i otaczaja go miliony ludzi, i patrza na niego, dzieje sie subtelny
orgazm. On czuje sie bardzo szczesliwy, tylu ludzi zwraca na niego uwage, tyle
zywotnosci naplywa do niego, tyle wibracji naplywa do niego, styka sie z jego tetnieniem
i jest wielki orgazm. Staje sie promienny. Eksploduje. Gdy polityk przegrywa, okazuje
sie fiaskiem, znika cala jego promiennosc, znika caly jego charyzmat. Gdy widzisz
polityka, któremu nie udalo sie, na przyklad idz teraz i zobacz Richarda Nixona, bedziesz
po prostu zaskoczony jak ten czlowiek, który mial taka wladze, stal sie tak bezsilnym.
Znikl caly charyzmat. Biedny Nixon... I to ten sam czlowiek byl tak potezny - co sie
stalo? Energia, która naplywala do niego, juz nie naplywa. Ten orgazm juz nie nastepuje.
Utracil on swoja ukochana; jego ukochana byl tlum, mial on romans z tlumem, i to
zostalo utracone. Politycy, gdy przegrywaja, wygladaja na bardzo pustych; gdy im sie
powodzi, wygladaja na tak pelnych. Na tych siedmiu plaszczyznach jest siedem typów
orgazmu. A przez orgazm rozumiem doznanie jednosci. Ostateczne nastepuje w sahasrar,
siódmej czakrze, gdy indywidualne ego calkowicie rozplywa sie w kosmicznej calosci.
Jest to orgazm totalny, cel, zródlo. Chrzescijanie uczynili krzyz swoim symbolem. Gdy
patrze na krzyz, sadze, ze chrzescijanie zgubili jego prawdziwe znaczenie. Dla mnie
krzyz nie jest symbolem smierci, ale arytmetycznym znakiem plus. I ja tak to widze, a
wtedy ma on totalnie inne znaczenie, ten arytmetyczny znak plus. Poniewaz Jezus
polaczyl sie z caloscia w tamtej chwili na krzyzu, Jezus stal sie "plus", Jezus znikl w
Bogu. Jezus przestal istniec, tylko jednosc zostala. Mówilem wam o tej legendzie, ze
Jezus nie chcial uczyc sie drugiej litery, beta, bo powiedzial: "Najpierw musze zrozumiec
alfa, jednosc." Zaden nauczyciel nie mógl go nauczyc. Trzeba bylo zrezygnowac z jego
nauki w szkole. Ale na krzyzu nauczyl sie znaczenia alfa. Tylko Bóg moze tego nauczyc,
gdyz tylko Bóg moze byc Mistrzem. Co stalo sie na krzyzu? Krzyz oznacza plus; przed
krzyzem Jezus zyl zyciem minus, tak, jak kazdy. Powiem to tak: ego to minus, poniewaz
ego nie istnieje. Ego jest tym, czego nie ma, jest czyms minus. Bóg to plus, Bóg jest tym,
co jest. Na krzyzu, plus Boga spotkal minus Jezusa. Ten minus rozpuscil sie w plusie,
Jezus stal sie Chrystusem. Jezus stal sie jednoscia, teraz nie jest juz dwojgiem czy
wieloscia, stal sie alfa. To jest zródlo i to jest cel. Zródlo jest celem, poniewaz poczatek
jest koncem. Alfa jest omega. Naukowcy zajmujacy sie atomami twierdza, ze kazdy atom
ma ladunek dodatni i ujemny. Jesli rozdzielimy ladunki dodatnie i ujemne, nastepuje
eksplozja; na tym polega wybuch atomowy. Kazdy maly atom, niewidzialny atom, ma
dwie energie: dodatnia i ujemna, minus i plus. Sa one razem, sa zlaczone w glebokim
orgazmie, w glebokim stosunku seksualnym, minus z plusem, dodatnie z ujemnym. Jesli
je oderwiesz od siebie, jesli dokonasz ich rozwodu, nastepuje wielka eksplozja energii.
To stalo sie w Hiroshimie i Nagasaki: maly atom rozbity na czesci moze stac sie tak
niszczacy. To samo dzieje sie w sahasrar, ale z drugiej strony. Minus laczy sie z plusem,
nie sa one odsuwane od siebie, lacza sie; nie nastepuje rozwód, ale malzenstwo. To
malzenstwo jest jednoscia, joga. Zazwyczaj istniejemy jako minus; Bóg jest energia plus,
ego jest energia minus. W dniu, w którym postanowimy wrzucic swój minus w plus,
nastapi malzenstwo. To malzenstwo nastepuje w sahasrar, w siódmej czakrze. Te czakry
to tylko alegorie, mm? Sa tylko po to, aby dac ci mape, abys zrozumial jak to
poszukiwanie, od jedzenia do Boga, jest jednoscia. To poszukiwanie zmierza do
znalezienia jednosci. Jestesmy zagubieni w wielosci, jestesmy zagubieni w tlumie,
jestesmy rozbici; a cale poszukiwanie polega na znalezieniu jednosci, na staniu sie
niepodzielnym, na staniu sie indywidualnoscia.
Siedem czakr - joga
Slowo czakra tak naprawde nie oznacza "osrodek", slowo "osrodek" nie jest w stanie
objasnic czy opisac czy przelozyc tego poprawnie, poniewaz gdy mówimy "osrodek"
oznacza to cos statycznego. A czakra oznacza cos dynamicznego. Slowo czakra znaczy
"kolo"; poruszajace sie kolo. Czakra jest wiec dynamicznym osrodkiem twojego
istnienia, przypominajacym niemal wir wodny, trabe powietrzna, oko cyklonu. Jest
dynamiczny, wytwarza wokól siebie pole energetyczne. Siedem czakr... Pierwszy
osrodek, osrodek seksu, daje pewna integracje. Dlatego tyle jest pragnienia seksu. Jest to
naturalne, samo w sobie jest korzystne i dobre, ale jesli tu poprzestaniesz, zatrzymales sie
u wejscia do palacu. Wejscie jest dobre, prowadzi do palacu, ale nie jest miejscem, z
którego mozna uczynic swa siedzibe, nie jest to miejsce, gdzie mozna na zawsze sie
zatrzymac... a blogosc, czekajaca na ciebie na wyzszych integracjach innych osrodków
zostanie przegapiona. A w porównaniu z ta blogoscia i szczesciem i radoscia, piekno
seksu jest niczym, przyjemnosc seksu jest niczym. Daje ci on po prostu chwilowy wglad.
Druga czakra jest hara. W osrodku hara spotyka sie zycie i smierc. Jesli dotrzesz do
drugiego osrodka, dotrzesz do wyzszego orgazmu integracji. Zycie spotyka smierc,
slonce spotyka ksiezyc. I to spotkanie jest teraz wewnetrzne, dlatego to spotkanie moze
byc bardziej trwale, bardziej stabilne, poniewaz nie jestes zalezny od nikogo innego.
Teraz spotykasz swoja wlasna wewnetrzna kobiete lub swego wlasnego wewnetrznego
mezczyzne. Trzeci osrodek to pepek. Tu spotyka sie to, co pozytywne z tym, co
negatywne, elektrycznosc dodatnia z elektrycznoscia ujemna. Ich spotkanie jest jeszcze
wyzsze niz spotkanie zycia i smierci, gdyz energia elektryczna, prana, bioplazma, czy
bioenergia, jest glebsza niz zycie i smierc. Istnieje przed zyciem, istnieje po smierci.
Zycie i smierc istnieja dzieki bioenergii. To spotkanie bioenergii w pepku, nabhi, daje
jeszcze wyzsze doznanie bycia jednia, zintegrowana jednoscia. Potem jest serce. W
osrodku serca spotyka sie to, co nizsze i to, co wyzsze. W osrodku serca prakriti i
purusha, seksualnosc i duchowosc, to, co swiatowe i to, co nie z tego swiata... mozna tez
nazwac to spotkaniem nieba i ziemi. Jest to jeszcze wyzsze, bo po raz pierwszy zjawia sie
cos spoza - widzisz slonce wznoszace sie znad horyzontu. Nadal jestes zakorzeniony w
ziemi, ale twe galezie siegaja do nieba. Stales sie spotkaniem. To dlatego osrodek serca
daje najwyzsze i najbardziej wysubtelnione doznanie, jakie jest zazwyczaj mozliwe:
doznanie milosci. Doznanie milosci jest spotkaniem ziemi i nieba; dlatego milosc w
pewnej mierze jest ziemska, w innej jest niebianska... Ponad sercem jest osrodek gardla.
Tu znowu nastepuje kolejna integracja, jeszcze wyzsza, jeszcze bardziej subtelna.
Osrodek ten jest osrodkiem dawania i przyjmowania. Kiedy rodzi sie dziecko, przyjmuje
przez osrodek gardla. Zycie wchodzi w nie najpierw przez osrodek gardla - dziecko
wciaga powietrze, oddycha; potem ssie mleko matki. Dziecko dziala z osrodka gardla, ale
on funkcjonuje polowicznie i wkrótce dziecko o nim zapomina. Ono tylko przyjmuje.
Jeszcze nie potrafi dawac. Jego milosc jest bierna. A jesli zadasz milosci, pozostajesz w
wieku dzieciecym, pozostajesz dziecinny. Dopóki nie dojrzejesz, gdy bedziesz mógl
dawac milosc, nie staniesz sie dorosly... Potem jest osrodek trzeciego oka... Dwie pólkule
mózgu spotykaja sie w trzecim oku, to jest dokladnie miedzy dwojgiem oczu. Jedno oko
reprezentuje prawa, drugie oko reprezentuje lewa, a to jest dokladnie posrodku. Te
pólkule mózgu, lewa i prawa, spotykaja sie w trzecim oku, jest to bardzo wysoka synteza.
Ludzie potrafia opisywac az do tej chwili. To dlatego Ramakrishna mógl opisywac az do
trzeciego oka. A kiedy zaczal mówic o tym, co finalne, o ostatecznej syntezie, która
nastepuje w sahasrar, raz po raz zapadal w cisze, w samadhi. Zatapial sie w niej, bylo to
zbyt wiele... Ostatnia synteza jest synteza przedmiotu i podmiotu, zewnetrznego i
wewnetrznego, znowu. W orgazmie seksualnym spotykaja sie to, co zewnetrzne z tym,
co wewnetrzne, ale na chwile. W sahasrar spotykaja sie na trwale. To dlatego powiadam,
ze trzeba odbyc te podróz od seksu do samadhi... Seks to tylko przeblysk sahasrar
Sahasrar da ci blogosc tysiac razy, milion razy wieksza, da ci dobrodziejstwo.
Siedem czakr - sufi
Czlowiek jest tecza, wszystkimi siedmioma kolorami naraz. W tym jest jego piekno ale i
jego problem. Czlowiek ma wiele obliczy, wiele wymiarów. Jego istnienie nie jest proste,
jest wielka zlozonoscia. I z tej zlozonosci rodzi sie harmonia, która nazywamy Bogiem -
boska melodia. Zatem pierwszym, co trzeba zrozumiec o czlowieku, jest to, ze czlowieka
jeszcze nie ma. Czlowiek to tylko mozliwosc, potencjalnosc. Czlowiek moze byc,
czlowiek to obietnica. Pies jest, skala jest, slonce jest... czlowiek moze byc. Stad niepokój
i niedola: mozna przegapic, nie ma pewnosci. Moze rozkwitniesz, moze nie rozkwitniesz.
Stad drzenie, dygotanie, roztrzesienie wewnatrz: "Kto wie czy zdolam tego dokonac czy
nie?" Czlowiek jest pomostem miedzy zwierzeciem i tym, co boskie. Zwierzeta sa
ogromnie szczesliwe; rzecz jasna nie sa swiadome, nie sa swiadomie szczesliwe, sa
jednak ogromnie szczesliwe, bez zmartwien, bez neurotyki. Bóg jest ogromnie
szczesliwy i swiadomy. Czlowiek jest miedzy jednym a drugim, w otchlani, zawsze
niezdecydowany - byc czy nie byc? Czlowiek jest tecza, powiadam, gdyz tecza da ci
totalna perspektywe, w jakiej mozna czlowieka zrozumiec - od tego, co najnizsze, do
tego, co najwyzsze. Tecza ma siedem kolorów, czlowiek ma siedem osrodków istnienia.
Alegoria siódemki jest bardzo stara. W Indiach alegoria ta przybrala forme siedmiu
czakr: najnizsza jest muladhar, najwyzsza jest sahasrar, a pomiedzy nimi jest piec stopni,
piec dalszych czakr. I czlowiek musi przejsc przez wszystkich tych siedem czakr, siedem
stopni prowadzacych do tego, co boskie. Zwykle jestesmy uwiezieni na najnizszym.
Pierwsze trzy (muladhar, svadhisthan i manipura) to czakry zwierzece. Jezeli zyjesz w
pierwszych trzech, nie róznisz sie od zwierzat, a przez to popelniasz zbrodnie. Nie chodzi
o to, ze w rzeczywistosci popelniasz zbrodnie - popelniasz zbrodnie, gdyz nie zdolasz
byc tym, czym od poczatku miales byc; przegapisz te mozliwosc. Jesli ziarno nie wzrasta
i nie staje sie kwiatem, popelnia zbrodnie - nie przeciwko komus, przeciwko samemu
sobie. I ten grzech, który czlowiek popelnia wobec samego siebie, jest najwiekszym. Tak
naprawde grzechy wobec innych popelniamy dopiero wtedy, gdy popelnilismy ten
pierwszy, podstawowy grzech przeciwko samym sobie. Pierwsze trzy czakry odnosza sie
do jedzenia, pieniedzy, wladzy, dominowania, seksu. Jedzenie jest najnizej, seks jest
najwyzej w trzech najnizszych czakrach. Trzeba to zrozumiec. Jedzenie jest najnizsze -
czlowiek z obsesja jedzenie nalezy do zwierzat najnizszej kategorii. Chce po prostu
przezyc. Nie ma zadnego celu, chce po prostu przezyc po to, zeby przezyc. Jezeli
zapytasz go po co, nie ma zadnej odpowiedzi, której móglby ci udzielic. Któregos dnia
Mulla Nasruddin powiedzial do mnie: * Chcialbym miec wiecej ziemi. - Ale po co? Tak
jak teraz, masz jej dosc - spytalem go. - Móglbym hodowac wiecej krów - odrzekl. - A co
bys z nimi zrobil? - zapytalem. - Sprzedalbym je i zarobil pieniadze - odpowiedzial. - A
potem? Co bys potem zrobil z tymi pieniedzmi? * Kupilbym wiecej ziemi. - Po co? -
zapytalem go. - Zeby hodowac jeszcze wiecej krów. I tak to trwa, ot, bledne kolo, z
którego nigdy nie wychodzisz; jesz po to, zeby zyc, zyjesz po to, zeby jesc. To najnizsza
mozliwosc. Najnizsza forma zycia jest ameba. Ameba tylko je, to wszystko. Ameba nie
ma zycia plciowego, ameba zjada wszystko, co tylko moze; ameba jest dokladnym
symbolem czlowieka najnizszego. Ameba nie ma innych narzadów, tylko usta - cale jej
cialo funkcjonuje jako usta. Pochlania wszystko, co tylko znajdzie sie w poblizu;
cokolwiek zblizy sie, po prostu to wchlania. Wchlania to calym cialem, cale jej cialo jest
ustami. Staje sie coraz wieksza, coraz wieksza; potem przychodzi chwila, gdy jest zbyt
wielka i nie moze sobie poradzic, wtedy dzieli sie na dwoje. Wtedy zamiast jednej sa
dwie ameby; i zaczynaja one robic to samo. Ameba po prostu je i zyje, a zyje po to, zeby
jesc wiecej. Niektórzy ludzie zyja na tym najnizszym poziomie. Strzez sie go - zycie ma
cos wiecej, co moze ci dac. Nie jest to tylko przetrwanie, jest to przetrwanie dla czegos
znaczacego. Przezycie jest konieczne, ale samo w sobie nie jest celem, jest tylko
srodkiem. Drugi typ, nieco wyzszy niz opetany obsesja jedzenia, to maniak wladzy,
polityk. Chce dominowac nad ludzmi. Po co? W glebi siebie czuje sie bardzo, bardzo
gorszy, chce pokazac swiatu, ze "Jestem kims, potrafie dominowac, moge ustawic was na
wlasciwym miejscu". Nie ustawil siebie na wlasciwym miejscu, a próbuje caly swiat
ustawic na wlasciwym miejscu. Jest to czlowiek opetany przez ego. Moze poruszac sie w
dowolnym kierunku; jesli zajmie sie pieniedzmi, bedzie gromadzil pieniadze, pieniadze
stana sie symbolem wladzy. Jesli zajmie sie polityka, nie moze nad soba zapanowac
dopóki nie dotrze do samego konca - a tam nic nie ma. Mialem kiedys kota - bardzo
glupiego kota, prawie polityka. Wchodzil na drzewa, i byl w tym doskonaly. I wchodzil
na najwyzsza galaz drzewa, a potem tkwil tam i nie wiedzial jak zejsc. I bylo to
problemem niemal co dnia: ktos musial wejsc na drzewo i zniesc go na dól. Tkwil tam i
wrzeszczal i halasowal w agonii. I nigdy sie nie nauczyl. Nazywalem wiec tego kota
"politykiem". Wchodzi, premier, prezydent, Adolf Hitler, Richard Nixon, wchodzi na
sama góre, a potem nie ma juz gdzie isc i nie wie jak zejsc na dól. Zaden polityk nie wie
jak zejsc na dól. Uczy sie tylko jednej sztuki - jak wchodzic do góry, coraz wyzej. I
potem przychodzi taka chwila, gdy nie ma juz "wyzej"... Wtedy - wielka frustracja.
Powiadaja, ze Aleksander poradzil sie kiedys astrologa. Astrolog popatrzyl na jego dlon i
rzekl: "Aleksandrze, wszystko jest dobrze, staniesz sie najwiekszym zdobywca w
swiecie. Ale pamietaj - jest tylko jeden swiat, który mozna podbic." I podobno
Aleksandra ogarnal wielki smutek. Astrolog zapytal: "Czemu stales sie taki smutny, tak
nagle?" Odparl: "Co innego mi zostaje? Skoro jest tylko jeden swiat, gdy go podbije, co
bede robil? To sprawia, ze czuje wielki smutek." Wspinacz... U zwierzat mozna
obserwowac "kolejnosc dziobania". Jesli popatrzysz na grupe malp, stwierdzisz, ze jedna
jest prezydentem albo premierem, czy jakkolwiek nazwiesz króla malp, a wszystkie
malpy go sluchaja. On jest przywódca, on dominuje. Jesli napotkasz tygrysy, stwierdzisz,
ze jeden dominuje nad calym stadem. Dominowanie nad kims innym, usilowanie
zdobycia kogos innego - to bardzo zwierzecy instynkt. Prawdziwy czlowiek chce zdobyc
siebie, nie innych. Chce poznac siebie. Nie chce zapychac jakiejs wewnetrznej dziury
dominowaniem nad kims innym. Prawdziwy czlowiek kocha wolnosc dla siebie i takze
dla innych. A trzeci jest seks; i twierdze, ze jest czyms lepszym niz jedzenie, niz polityka,
gdyz ma w sobie pewna ceche nieco wyzsza - wspólnote. Ma w sobie cos wyzszego. Przy
jedzeniu po prostu wchlaniasz, nie dzielisz sie. W dominowaniu niszczysz, nie tworzysz.
Seks jest najwyzsza mozliwoscia na tej nizszej plaszczyznie - dzielisz sie, dzielisz sie
swoja energia, i stajesz sie twórczy. Jesli chodzi o egzystencje zwierzeca, seks jest
najwyzsza wartoscia. I ludzie sa uwiezieni gdzies w obrebie tych trzech. Czwarta jest
czakra anahata. Pierwsze trzy sa zwierzece, ostatnie trzy sa boskie, a miedzy nimi jest
czwarta, anahata, czakra serca, lotos serca, czakra milosci. I to jest pomost. Milosc jest
pomostem miedzy tym, co zwierzece, i tym, co boskie. Spróbuj zrozumiec to tak
gleboko, jak to jest tylko mozliwe, poniewaz to jest cale przeslanie Kabira, przeslanie
milosci. Ponizej serca czlowiek jest zwierzeciem, ponad sercem staje sie boski. Tylko w
sercu czlowiek jest ludzki. To dlatego czlowiek, który potrafi odczuwac, który potrafi
kochac, który potrafi modlic sie, który potrafi plakac, który potrafi smiac sie, który
potrafi dzielic sie, który potrafi miec wspólczucie, jest naprawde istota ludzka. Pojawia
sie w nim ludzkosc, wnikaja do niego pierwsze promienie slonca. A piata jest visuddhi,
szósta jest ajna, a siódma jest sahasrar W piatej milosc staje sie coraz bardziej napelniona
medytacja, coraz bardziej napelniona modlitwa. W szóstej milosc nie jest juz relacja z
innym czlowiekiem. Nie jest nawet modlitwa, stala sie stanem istnienia. Nie jest to tak,
ze kogos kochasz, nie. Teraz przypomina to cos takiego, jakbys byl miloscia. Nie jest to
kwestia kochania, sama twoja energia jest miloscia. Nie mozesz dzialac inaczej. Teraz
milosc to naturalny przeplyw; tak, jak oddychasz, tak kochasz; jest to stan
bezwarunkowy. A w siódmej jest samadhi, sahasrar - dotarles do domu. W teologii
chrzescijanskiej znalezc mozna te sama alegorie w opowiesci, ze Bóg stworzyl swiat w
szesc dni, siódmego zas odpoczywal. Tych szesc dni to szesc czakr, szesc osrodków
istnienia. Siódmy jest odpoczynkiem: czlowiek dotarl do domu, odpoczywa. Tej alegorii
nie zrozumiano. Chrzescijanie, a szczególnie teolodzy chrzescijanscy, nigdy nie wchodza
bardzo gleboko. Ich rozumienie pozostaje powierzchowne, co najwyzej logiczne,
teoretyczne, ale nigdy nie dotyka tego, co istotne. Bóg stworzyl swiat - najpierw stworzyl
materie, a na koncu stworzyl czlowieka. Przez piec dni stwarzal wszystko inne w swiecie,
materie, zwierzeta, ptaki, a potem szóstego dnia stworzyl czlowieka. A w ostatniej chwili
szóstego dnia stworzyl kobiete. I jest to bardzo symboliczne - kobieta jest ostatnim
stworzeniem, nawet mezczyzna nie jest ostatni. I ta alegoria jest jeszcze piekniejsza, bo
powiada, ze stworzyl on kobiete z mezczyzny. Oznacza to, ze kobieta jest ulepszeniem
mezczyzny, forma czystsza. Przede wszystkim - kobieta oznacza intuicje, poezje,
wyobraznie. Mezczyzna oznacza wole, proze, logike, rozum. Sa to symbole - mezczyzna
oznacza ceche agresywna, kobieta oznacza przyjmowanie. Przyjmowanie jest najwyzsze.
Mezczyzna oznacza logike, rozumowanie, analize, filozofie; kobieta oznacza religie,
poezje, wyobraznie; bardziej plynna, bardziej elastyczna. Mezczyzna walczy z Bogiem.
Nauka jest czystym produktem ubocznym mezczyzny, mezczyzna walczy, zmaga sie,
usiluje zdobywac. Kobieta nie walczy, po prostu wita, czeka, ulega. A ta chrzescijanska
alegoria powiada, ze Bóg najpierw stworzyl mezczyzne. Mezczyzna jest najwyzszy w
królestwie zwierzat - ale jesli chodzi o ludzkosc, kobieta jest wyzsza. Teolodzy
chrzescijanscy zinterpretowali to absolutnie niewlasciwie, zinterpretowali to wedle
samczego szowinizmu. Mysla, ze mezczyzna jest wazniejszy, dlatego Bóg najpierw
stworzyl mezczyzne. Skoro tak, to zwierzeta musza byc jeszcze wazniejsze! Ta logika
jest falszywa. Mysla, ze mezczyzna jest sednem, kobieta jest tylko zalacznikiem. W
ostatniej chwili Bóg poczul, ze czegos brakuje, wzial wiec jedna z kosci mezczyzny i
stworzyl kobiete. Kobiety nie uwaza sie za zbyt istotna - ot, pomocnik, po to tylko, zeby
mezczyzna czul sie dobrze, w przeciwnym razie bylby samotny. Ta opowiesc
analizowana jest tak, ze wydaje sie jakby to kobieta byla mniej wazna od mezczyzny,
zabawka, która mezczyzna moze sie bawic, bo gdyby nie to, bylby samotny. Bóg kochal
mezczyzne tak bardzo, ze pomyslal, ze bylby on smutny i osamotniony... Nie, to nie jest
prawda. Wyobraznia przychodzi tylko wtedy, gdy wola zostanie poddana. Ta sama
energia, która jest wola, staje sie wyobraznia, i ta sama energia, która staje sie agresja,
staje sie przyjmowaniem, i ta sama energia, która walczy, staje sie wspóldzialaniem. Ta
sama energia, która jest zloscia, staje sie wspólczuciem. Wspólczucie wywodzi sie ze
zlosci, jest to zlosc udoskonalona, jest to wyzsza symfonia wywodzaca sie ze zlosci.
Milosc wywodzi sie z seksu - jest wyzszym dostapieniem, czystszym.
Siedem czakr - tantra
W tantrze i jodze jest pewna mapa wnetrza czlowieka. Dobrze bedzie jesli zrozumiesz te
mape - to ci pomoze, ogromnie ci to pomoze. Tantra i joga zakladaja, ze w fizjologii
czlowieka, w subtelnej fizjologii, nie w ciele, jest siedem osrodków. W rzeczywistosci sa
to metafory. Ale sa one bardzo, bardzo pomocne w zrozumieniu czegos z wnetrza
czlowieka. Oto tych siedem czakr. MULADHAR Pierwsza i najbardziej podstawowa
jest muladhar - dlatego nazywana jest muladhar - muladhar oznacza "najbardziej
fundamentalny, podstawowy" Mul znaczy podstawowy, odnoszacy sie do korzeni.
Czakra muladhar jest osrodkiem, w którym obecnie dostepna jest energia seksu, ale
spoleczenstwo wyrzadzilo wiele szkody tej czakrze. Seks tak bardzo jest potepiany, nie
mozna sie nim cieszyc. Dlatego ta energia pozostaje gdzies zwiazana - oralna, analna,
genitalna. Nie moze przejsc wyzej. Tantra powiada, ze czlowieka nalezy przebudowac
zaczynajac od tych trzech kwestii. Dlatego tantra mówi, ze pierwsza wielka praca musi
nastapic w muladharze. Dla wolnosci oralnej bardzo pomaga wrzeszczenie, smianie sie,
krzyczenie, plakanie, lkanie. Dlatego wybieram encounter, gestalt, primal i inne grupy
tego rodzaju - wszystkie one pomagaja uwolnic zablokowanie oralne. A dla uwolnienia
cie od zablokowania analnego bardzo przydatne jest pranayam, bastrika - szybkie
oddychanie chaotyczne - gdyz uderza ono bezposrednio w osrodek analny i umozliwia
uwolnienie i rozluznienie mechanizmu analnego. Dlatego medytacja dynamiczna ma
ogromna wartosc. A potem jest osrodek seksu - osrodek seksu musi zostac pozbawiony
brzemienia winy, potepiania. Musisz zaczac uczyc sie go na nowo, dopiero wtedy ten
uszkodzony osrodek seksu moze funkcjonowac w zdrowy sposób. Musisz zaczac na
nowo uczyc sie cieszenia sie nim - bez zadnego poczucia winy. Czakra muladhar musi
zostac uwolniona - uwolniona od zatwardzenia, uwolniona od biegunki. Czakra muladhar
musi funkcjonowac optymalnie, w stu procentach - wtedy energia zaczyna sie poruszac.
SVADISTHAN Druga czakra jest svadisthan - to hara, osrodek smierci. Te dwa osrodki
sa bardzo zniszczone, gdyz czlowiek boi sie seksu i czlowiek boi sie smierci. Dlatego
unika sie smierci - nie mówi o smierci! Zapomnij o niej! Ona nie istnieje. Nawet jesli
czasami istnieje, nie zauwazaj jej, nie zwracaj na nia uwagi. Mysl dalej, ze bedziesz zyl
wiecznie - unikaj smierci! Tantra powiada: nie unikaj seksu i nie unikaj smierci. To
dlatego Saraha chodzil medytowac na pole kremacyjne - by nie unikac smierci. I chodzil
tam z kobieta, która uczyla lucznictwa - aby przezywac zycie zdrowego, pelnego seksu,
seksu optymalnego. Na polu kremacyjnym, gdy zyl z kobieta, te dwa osrodki musialy
zostac uwolnione - smierc i seks. Gdy juz zaakceptujesz smierc i nie boisz sie jej, gdy juz
zaakceptujesz seks i nie boisz sie go, te dwa dolne osrodki zostaja uwolnione.
MANIPURA Trzeci osrodek, manipura, jest osrodkiem wszystkich sentymentów,
emocji. W manipurze ciagle tlumimy emocje. Oznacza to diament. Zycie jest cenne ze
wzgledu na sentymenty, emocje, smiech, placz, lzy i usmiechy. Wszystko to sprawia, ze
zycie jest cenne. Na tym polega chwala zycia - dlatego czakra ta nazywana jest manipura,
czakra diamentowa. Tylko czlowiek moze posiasc ten cenny diament. Zwierzeta nie
moga smiac sie; jasne, nie moga tez plakac. Lzy maja pewien wymiar dany tylko
czlowiekowi. Piekno lez, piekno smiechu, poezja lez i poezja smiechu dane sa tylko
czlowiekowi. Wszystkie inne zwierzeta maja tylko dwie czakry - muladhar i svadisthan.
Rodza sie i umieraja - niewiele jest miedzy jednym i drugim. Jesli i ty rodzisz sie i
umierasz, jestes zwierzeciem - jeszcze nie jestes czlowiekiem. A wielu, miliony ludzi,
zyje tylko z tymi dwoma czakrami. Nigdy nie wychodza poza nie. Nauczono nas tlumic
sentymenty. Nauczono nas nie byc sentymentalnymi. Nauczono nas, ze sentymentalnosc
nie poplaca - badz praktyczny, badz twardy - nie badz miekki, nie daj sie zranic! Wtedy
mozna cie wykorzystac. Badz twardy! Przynajmniej pokaz, ze jestes twardy,
przynajmniej udawaj, ze jestes grozny, ze nie jestes lagodna istota. Stwórz wokól siebie
strach. Nie smiej sie, bo gdy sie smiejesz, nie zdolasz stworzyc wokól siebie strachu. Nie
placz - gdy placzesz, pokazujesz, ze boisz sie sam siebie. Nie pokazuj swych ludzkich
ograniczen. Udawaj, ze jestes doskonaly. Tlum trzeci osrodek, a staniesz sie zolnierzem,
nie czlowiekiem, ale zolnierzem - czlowiekiem armii, czlowiekiem falszywym. Wiele
pracy jest w tantrze dla uwolnienia trzeciego osrodka. Emocje trzeba uwolnic, rozprezyc.
Gdy masz ochote na placz, musisz plakac; gdy masz ochote smiac sie, musisz sie smiac.
Musisz porzucic nonsens tlumienia, musisz nauczyc sie ekspresji, bo tylko przez swoje
sentymenty, swoje emocje, swoja wrazliwosc, docierasz do tej wibracji, dzieki której
mozliwe jest porozumienie. Trzeba uczynic trzeci osrodek coraz bardziej dostepnym. Jest
on przeciwny mysleniu, jesli wiec dopuscisz trzeci osrodek do glosu, latwiej odprezysz
sie w swym spietym umysle. Badz autentyczny, wrazliwy, wiecej dotykaj, wiecej
odczuwaj, wiecej sie smiej, wiecej placz. I pamietaj - nie mozesz zrobic wiecej niz
potrzeba, nie mozesz przesadzic. Nie mozesz wyzwolic nawet jednej lzy wiecej niz jest
to potrzebne, i nie mozesz smiac sie wiecej niz jest to potrzebne. Nie bój sie wiec, i nie
zaluj sobie. Tantra pozwala zyciu na wszystkie jego emocje. Takie sa te trzy dolne
osrodki - dolne nie w sensie oceniania - sa to trzy dolne osrodki, trzy dolne szczeble
drabiny. ANAHATA Potem przychodzi czwarty osrodek, osrodek serca, zwany anahata.
To slowo jest piekne - anahata oznacza niewydobyty dzwiek. Oznacza dokladnie to, co
ludzie zen maja na mysli wtedy, gdy mówia: "Czy slyszysz dzwiek jednej klaszczacej
dloni?" - niewydobyty dzwiek. Serce jest dokladnie posrodku, trzy osrodki sa ponizej
niego, trzy osrodki powyzej. I serce jest drzwiami od nizszego do wyzszego, albo od
wyzszego do nizszego. Serce jest jak skrzyzowanie dróg. A serce jest zupelnie pomijane.
Nie uczono cie zyc z glebi serca. Nawet nie pozwolono ci wejsc do królestwa serca, gdyz
jest to bardzo niebezpieczne. Jest to osrodek bezdzwiecznego dzwieku, jest to osrodek
nielingwistyczny, dzwieku niewydobytego. Jezyk jest dzwiekiem wydobytym, musimy
tworzyc go strunami glosowymi. Musi byc wydobyty - to dwie klaszczace dlonie. Serce
to jedna klaszczaca dlon. W sercu nie ma slowa - jest ono bez slów. Zupelnie unikamy
serca, omijamy je. Zyjemy tak, jakby serce nie istnialo - albo, co najwyzej, jakby bylo
mechanizmem pompy sluzacym oddychaniu, tyle tylko. Tak nie jest. Pluca to nie serce.
Serce jest ukryte gleboko za plucami. I nie jest ono czyms fizycznym. Jest miejscem, w
którym powstaje milosc. Dlatego milosc nie jest sentymentem. A milosc sentymentalna
miesci sie w trzecim osrodku, nie w czwartym. Milosc nie jest tylko sentymentalna.
Milosc ma wiecej glebi niz sentymenty, milosc jest wazniejsza niz sentymenty.
Sentymenty sa chwilowe. Mniej czy bardziej, sentyment milosci jest blednie pojmowany
jako doznanie milosci. Jednego dnia zakochujesz sie w jakims mezczyznie czy kobiecie,
nastepnego dnia juz tego nie ma - a ty nazywasz to miloscia. To nie jest milosc. To
sentyment. Spodobala ci sie ta kobieta, spodobala sie, pamietaj, nie wywolala w tobie
milosci - bylo to "polubienie" tak, jak lubisz lody. Bylo to upodobanie. Upodobania
przychodza i odchodza, upodobania sa chwilowe, nie moga dlugo trwac, nie maja zadnej
mozliwosci trwania. Spodobala ci sie jakas kobieta, pokochales ja, i koniec! To
upodobanie jest skonczone. Tak samo gdy polubisz lody, zjadles je i juz wcale nie
patrzysz na lody A jesli ktos bedzie dawal ci wiecej lodów, powiesz "To powoduje
mdlosci - dosc! Wiecej juz nie moge." Upodobanie nie jest miloscia. Nigdy nie pomyl
upodobania z miloscia, bo wtedy cale twoje zycie bedzie tylko drewnem niesionym przez
fale... Bedziesz dryfowal od jednego czlowieka do drugiego, nigdy nie rozwinie sie
intymnosc. Czwarty osrodek, anahata, jest bardzo istotny, poniewaz to w sercu po raz
pierwszy nawiazales kontakt z matka. To przez serce byles polaczony ze swoja matka,
nie przez glowe. W glebokiej milosci, w glebokim orgazmie, znów jestes polaczony
przez serce, nie przez glowe. W medytacji, w modlitwie, dzieje sie to samo - jestes
polaczony z egzystencja poprzez serce, serce z sercem. Tak, jest to dialog serca z sercem,
nie glowy z glowa. Jest to nielingwistyczne. A osrodek serca jest tym osrodkiem, w
którym powstaje bezdzwieczny dzwiek. Gdy odprezysz sie w osrodku serca, uslyszysz
Omkar, Aum. Jest to wielkie odkrycie. Ci, którzy wstapili do serca, slysza wewnatrz
swojego istnienia ciagle spiewanie, które brzmieniem przypomina aum. Czy
kiedykolwiek slyszales spiewanie, które nastepuje samo z siebie? Ty go nie robisz...
Dlatego nie zalecam mantr Mozna stale spiewac aum, aum, aum i mozna stworzyc
mentalny substytut serca. To nie pomoze. To oszukiwanie siebie. A spiewac mozna
latami, i mozesz stworzyc wewnatrz falszywy dzwiek, jakby przemawialo twoje serce -
tak nie jest. Jesli chcesz poznac serce, nie nalezy spiewac aum, musisz po prostu byc w
ciszy. Pewnego dnia, nagle, jest ta mantra. Pewnego dnia, gdy zapadniesz sie w ciszy,
nagle slyszysz dzwiek dobiegajacy znikad. Powstaje on w twoim najglebszym wnetrzu.
Jest to dzwiek twojej wewnetrznej ciszy. Tak, jak w cicha noc jest pewien dzwiek,
dzwiek ciszy, dokladnie tak samo pojawia sie w tobie pewien dzwiek na znacznie
glebszym poziomie. Pojawia sie, bede powtarzal to raz po raz - nie wywolujesz go, nie
powtarzasz aum, aum. Nie, nie wypowiadasz ani jednego slowa. Jestes po prostu w
pokoju. Jestes po prostu w ciszy. A on wybucha jak wiosna... nagle zaczyna plynac, jest.
Slyszysz go - nie wypowiadasz go, slyszysz go. W osrodku serca, w czakrze anahata,
slyszysz. A ty nigdy nie slyszales w sobie niczego, zadnego dzwieku, zadnego omkar,
zadnej mantry. To znaczy tyle tylko, ze unikales serca. Ten wodospad istnieje, i dzwiek
plynacej wody istnieje, ale ty go unikales, omijales go, poszedles jakas inna droga,
poszedles jakims skrótem. Ten skrót wychodzi z trzeciego osrodka i unika czwartego.
Czwarty osrodek jest najbardziej niebezpieczny, gdyz z tego osrodka rodzi sie ufnosc,
rodzi sie wiara. A umysl musi go unikac. Gdyby umysl go nie unikal, nie byloby
mozliwosci istnienia watpliwosci. Umysl zyje dzieki watpliwosciom. To jest czwarty
osrodek. A tantra powiada, ze przez milosc poznasz ten czwarty osrodek. VISUDDHI
Piaty osrodek nazywany jest visuddhi. Visuddhi oznacza czystosc. Jasne, po nastapieniu
milosci jest czystosc i niewinnosc, nigdy wczesniej. Milosc oczyszcza i tylko milosc - nic
innego nie oczyszcza. Nawet najbrzydszy czlowiek w milosci staje sie piekny. Milosc
jest nektarem. Oczyszcza wszystkie trucizny. Dlatego piaty osrodek nazywany jest
visuddhi - visuddhi oznacza czystosc, czystosc absolutna. Jest to osrodek gardla. A tantra
powiada: mów tylko wtedy, gdy dotarles do piatego osrodka przez czwarty, mów tylko
przez milosc, inaczej nie mów. Mów poprzez wspólczucie, inaczej nie mów! Po co
mówic? Jesli dotarles przez serce i jesli uslyszales Boga tam przemawiajacego, albo
Boga, który plynie tam jak wodospad, jesli uslyszales dzwiek Boga, dzwiek jednej
klaszczacej dloni, dopiero wtedy wolno ci mówic, wtedy twój osrodek gardla zdola
przekazac to przeslanie, wtedy cos mozna wlac nawet w slowa. Gdy to masz, mozna wlac
to nawet w slowa. Bardzo nieliczni ludzie docieraja do piatego osrodka, bardzo rzadko,
gdyz nie docieraja nawet do czwartego, jak wiec moga dotrzec do piatego? Jest to bardzo
rzadkie. Gdzies jest jakis Chrystus, jakis Budda, jakis Saraha, oni docieraja do piatego.
Nawet piekno ich slów jest ogromne - a co dopiero mówic o ich ciszy? Nawet ich slowa
zawieraja cisze. Mówia oni, a jednak nie mówia. Mówia, i mówia to, co
niewypowiadalne, niewyslowione, nie dajace sie wyrazic. Ty tez uzywasz gardla, ale to
nie jest visuddhi. Ta czakra jest zupelnie martwa. Gdy ta czakra ozywa, w twych slowach
jest miód, twoje slowa maja aromat, w twoich slowach jest muzyka, taniec. Wtedy
wszystko, co mówisz, jest poezja, wszystko, co wypowiadasz, jest czysta radoscia.
AJNA A szósta czakra to ajna: ajna oznacza porzadek. W szóstym osrodku jestes
uporzadkowany, nigdy wczesniej. W szóstej czakrze stajesz sie panem, nie wczesniej.
Wczesniej byles niewolnikiem. W szóstej czakrze, cokolwiek wypowiesz, stanie sie to,
czegokolwiek zapragniesz, stanie sie to. W szóstej czakrze masz wole, nigdy wczesniej.
Wczesniej wola nie istnieje. Ale jest w tym pewien paradoks. W czwartej czakrze znika
ego. W piatej czakrze znikaja wszelkie nieczystosci i wtedy masz wole, nie mozesz wiec
ta wola ranic. W istocie rzeczy nie jest to juz twoja wola, jest to wola Boga, gdyz ego
znika w czwartym osrodku, wszystkie nieczystosci znikaja w piatym. Teraz jestes
najczystszym istnieniem, samym nosnikiem, narzedziem, poslancem. Teraz masz wole,
poniewaz cie nie ma - teraz wola Boga jest twoja wola. Bardzo rzadko czlowiek dociera
do szóstej czakry, poniewaz jest ona ostatnia, w pewnym sensie. W tym swiecie jest
ostatnia. Poza nia jest siódma, ale wtedy wkraczasz w totalnie inny swiat, odrebna
rzeczywistosc. Szósta jest ostatnia linia graniczna, posterunkiem kontrolnym.
SAHASRAR Siódma jest sahasrar - sahasrar oznacza tysiacplatkowy lotos. Gdy twoja
energia przechodzi do siódmej - sahasrar - stajesz sie lotosem. Teraz nie potrzebujesz juz
szukac miodu innych kwiatów - teraz pszczoly zaczynaja przychodzic do ciebie. Teraz
przyciagasz pszczoly z calej ziemi, a czasem nawet zaczynaja do ciebie przychodzic
pszczoly z innych planet. Twoja sahasrar otworzyla sie, twój lotos rozkwitl pelnia
kwiecia. Ten lotos to Nirvana. Najnizsza jest muladhar W najnizszej rodzi sie zycie,
zycie ciala i zmyslów. W siódmej rodzi sie zycie, zycie wieczne, nie ciala, nie zmyslów.
Taka jest fizjologia tantry Nie jest to fizjologia ksiazek medycznych. Nie szukaj jej w
ksiegach medycznych, nie ma jej tam. Jest to metafora, jest to pewien sposób przekazu.
Oto mapa, która ma wszystko uczynic zrozumialym.
Dziesiec byków Zen
Na pastwisku tego swiata, bez konca odsuwam na boki wysokie trawy, poszukujac byka.
Idac z biegiem nienazwanych rzek, gubic sie na krzyzujacych sie sciezkach posród
odleglych gór, sily mnie zawodza, zyciowosc wyczerpuje sie, byka nie moge znalezc.
Slysze tylko racice biegnace noca przez las.
1.Poszukiwanie byka Wyruszamy na niezwykla pielgrzymke. Dziesiec byków Zen to
cos unikalnego w historii ludzkiej swiadomosci. Prawde wyrazano na wiele sposobów i
zawsze stwierdzano, ze pozostaje niewyrazona, bez wzgledu na to, co robisz. Obojetne
jak bardzo bys ja wyrazal, umyka, wymyka sie. Po prostu wymyka sie opisom. Slowa,
których dlan uzywasz, nie moga jej zawrzec. A z chwila, gdy wyraziles, natychmiast
odczuwasz frustracje; tak jakby to, co istotne zostalo opuszczone, a tylko to, co nieistotne
zostalo wyrazone. Dziesiec byków zen stanowi jedyny w swoim rodzaju wysilek
zmierzajacy do wyrazenia tego, co jest niewyrazalne. Byk jest symbolem energii,
witalnosci, dynamizmu. Byk oznacza samo zycie. Byk oznacza twoja wewnetrzna moc,
twoja potencjalnosc. Byk jest symbolem, pamietaj o tym. Ty jestes, masz tez zycie, ale
nie wiesz czym jest zycie. Masz energie, ale nie wiesz skad ta energia pochodzi i do
jakiego celu ta energia zmierza. Jestes ta energia, a jednak jestes nieswiadomy tego, czym
jest ta energia. Nieswiadomy zyjesz. Nie zadales podstawowego pytania: Kim jestem? To
pytanie jest tym samym co poszukiwanie byka. Kim jestem? A dopóki nie zostanie to
poznane, jak mozesz zyc? Wtedy wszystko bedzie prózne, bo to podstawowe pytanie nie
zostalo zadane, nie odpowiedziano na nie. Dopóki nie poznasz siebie, cokolwiek robisz,
bedzie to prózne. Najbardziej podstawowa sprawa jest poznanie siebie. Ale dzieje sie tak,
ze stale przegapiamy to, co najbardziej podstawowe, i stale przejmujemy sie blahostkami.
Czym sa wysokie trawy? Symbolem. Poezja mówi symbolami. Malarstwo maluje
symbole, poezja mówi symbole. Pragnienia sa tymi wysokimi trawami, w których
zagubil sie twój byk. Jesli zdolasz zrozumiec jakosc swej energii, bedziesz mógl
zrozumiec co stanowi dla ciebie spelnienie. Inaczej, nie poznawszy siebie, stale
biegniesz. Ten bieg jest prawie szalony. Zatrzymaj sie przy drodze, pomedytuj chwile,
zastanów sie nad tym, co robisz, po co to robisz. Nie biegnij goraczkowo, bo to
biegniecie zmusi cie do jeszcze szybszego biegu. To poszukiwanie jest trudne, poniewaz
prawda jest nie tylko nieznana - jest niepoznawalna. To poszukiwanie jest trudne,
poniewaz poszukujacy musi zaryzykowac dla niego cale swoje zycie. Jesli sluchasz
swietych pism, idziesz z biegiem rzek nazwanych. Jesli jestes wyznawca jakiejs religii,
sekty, kosciola, masz mape - a dla prawdy nie moze byc zadnej mapy. Nie moze byc
zadnej mapy, poniewaz prawda jest prywatna, nie publiczna. I przychodzi w tym
poszukiwaniu chwila, gdy czujesz sie kompletnie wyczerpany, zmeczony. Zaczynasz
myslec, ze lepiej byloby, gdybys nigdy tego poszukiwania nie rozpoczal. Czujesz sie tak
sfrustrowany, ze zaczynasz odczuwac zazdrosc wobec tych, którzy nigdy takimi
sprawami sie nie przejmowali. Jest to naturalne, ale jest to dokladnie ta chwila, gdy
zaczyna sie prawdziwe poszukiwanie. Ta wyczerpana energia, to zmeczenie, pochodza z
umyslu. Umysl czuje sie zmeczony, bo umysl zawsze jest szczesliwy, gdy moze
korzystac z map. Wobec znanego, umysl pozostaje panem; wobec nieznanego, dziwnego,
umysl jest calkowicie zagubiony... Ta chwila przychodzi w poszukiwaniu kazdego
czlowieka. Test to znaczacy moment. A jesli zdolasz wyruszyc, nawet czujac sie
wyczerpany, zmeczony, sfrustrowany, jesli mimo tego zdolasz wyruszyc i isc i isc, umysl
zostaje porzucony i pojawiaja sie pierwsze przeblyski medytacji. Na brzegu rzeki, pod
drzewami, odkrywam slady kopyt! Nawet pod pachnaca trawa widze jego slady. Gleboko
w odleglych górach mozna je znalezc. Te slady nie moga byc bardziej ukryte niz nos
czlowieka zwrócony ku niebu. 2. Odkrycie sladów Umysl zostaje porzucony dopiero
wtedy, kiedy ty trwasz i trwasz, podczas gdy umysl kaze ci zaprzestac. Jesli nie
posluchasz umyslu i powiesz: "Bede zglebial, bede szukal - jesli ty jestes zmeczony,
mozesz odpasc" - umysl bedzie trzymal sie ciebie jeszcze nieco dluzej. Ale jesli nie
posluchasz i pozostaniesz z dystansem i bez przejmowania sie, twe oczy skupione na
celu, na byku, odkryja slady. Zawsze tu byly, tylko ty byles zbyt zatloczony myslami,
zbyt zachmurzony umyslem. Dlatego nie widziales tych subtelnych sladów. A teraz,
nawet pod trawa, nawet pod tymi samymi pragnieniami, znajdujesz te same slady byka.
Nawet pod pragnieniami znajdujesz ukrytego Boga. Nawet pod tak zwanymi ziemskimi
sprawami, odszukujesz cos z tego spoza. Byk nigdy nie zagubil sie - poniewaz tym
bykiem jestes ty Ten byk jest twoja energia, to twoje zycie. Zasada twojej dynamiki jest
byk. Byk nigdy nie zaginal. Jesli zdolasz to zrozumiec, poszukiwac nie potrzeba. Wtedy
samo to zrozumienie wystarcza. Ale jesli to zrozumienie nie przyszlo do ciebie,
poszukiwanie jest potrzebne. Poszukiwanie nie pomoze ci dotrzec do celu, bo cel nigdy
nie zostal zagubiony. Poszukiwanie pomoze ci tylko porzucic chciwosc, lek, chec
posiadania, zazdrosc, nienawisc, zlosc. Poszukiwanie pomoze ci tylko porzucic
przeszkody, a gdy tych przeszkód juz nie bedzie, nagle zdajesz sobie sprawe: "Zawsze tu
istnialem! Nigdy nigdzie nie poszedlem!" Byk tu jest. Poszukujacy jest poszukiwanym.
Tylko pare niepotrzebnych rzeczy tloczy sie w tobie, porzuc je, a odkryjesz sam siebie w
calej swojej chwale. To poszukiwanie jest indywidualne, jest pelne niebezpieczenstw.
Samemu trzeba wedrowac. Ale na tym polega jego piekno. W glebokiej samotnosci,
tylko w glebokiej samotnosci, gdy nawet jednej mysli nie ma, Bóg wchodzi w ciebie, lub
inaczej, opuszcza cie. W glebokiej samotnosci, inteligencja staje sie plomieniem, jasnym.
W glebokiej samotnosci, cisza i blogosc otaczaja cie. W glebokiej samotnosci, otwieraja
sie twoje oczy, otwiera sie twoje istnienie. To poszukiwanie jest indywidualne. Slysze
spiew slowika. Slonce jest cieple, wiatr jest lekki, wierzby nad brzegiem sa, zielone.
Zaden byk nie moze sie tu ukryc! Jakiz artysta zdola namalowac ta masywna, glowe, te
majestatyczne rogi? 3. Ujrzenie byka Trzecia sutra mówi o wrazliwosci... Gdy stajesz
sie wrazliwy, wrazliwy na wszystko to, co dzieje sie wokól - spiew slowika - gdy stajesz
sie wrazliwy na wszystko, co ci sie przytrafia, i otacza cie, slonce jest cieple, wiatr jest
lekki, wierzby nad brzegiem sa zielone. W takiej wrazliwosci, jak moze ukryc sie byk?
Byk moze ukryc sie, jesli jestes skoncentrowany w jednym kierunku; wtedy jest wiele
kierunków, gdzie byk moze sie ukryc. A gdy nie jestes skoncentrowany w zadnym
kierunku, po prostu otwarty na wszystkie kierunki, jak byk zdola sie ukryc? Piekna sutra.
Teraz nie ma tej mozliwosci, poniewaz nie ma ani jednego miejsca, które byloby poza
twoja swiadomoscia. Nie ma miejsca, w którym mozna byloby sie ukryc. Przez
koncentracje mozesz unikac. Stajesz sie uwazny na jedna sprawe kosztem tysiaca innych
rzeczy. W medytacji jestes po prostu swiadomy, bez zadnego zawezania. Niczego nie
odsuwasz na bok. Po prostu jestes otwarty i dostepny. Gdy spiewa slowik, jestes
dostepny. Gdy odczuwane jest slonce, dotyka twojego ciala i czujesz cieplo, jestes
dostepny. Gdy wieje wiatr, czujesz go, jestes dostepny. Dziecko placze, pies szczeka - po
prostu jestes uwazny. Nie masz zadnego przedmiotu (swojej uwaznosci). Koncentracja
jest przedmiotowa. W medytacji nie ma przedmiotu. A w uwaznosci bez wybierania
umysl znika, bo umysl moze pozostac tylko wtedy, gdy swiadomosc jest waska. Gdy
swiadomosc jest szeroka, szeroko otwarta, umysl nie moze istniec. Umysl moze istniec
tylko wraz z wyborami... Powiem to w ten sposób: umysl jest zawezonym stanem
swiadomosci, swiadomoscia plynaca bardzo waskim kanalem, tunelem. Medytacja to po
prostu stanie pod golym niebem, bycie dostepnym dla wszystkiego... I nagle widzisz
byka! W wielkiej wrazliwosci, nagle jestes swiadomy swojej energii, czystej energii,
sama rozkosz. To tego dotyczy wrazliwosc - twoich zmyslów stopionych w jedna
wrazliwosc. Nie chodzi tu o to, ze masz oczy i uszy i nos, nie; jestes oczouszonosem
jednoczesnie. Nie ma przerwy. Widzisz i slyszysz i czujesz i smakujesz na raz,
równoczesnie. Nie wybrales zadnego konkretnego zmyslu. Prawdziwy czlowiek
rozumiejacy zyje przez zmysly, jego dotyk jest totalny. Gdy dotyka cie prawdziwy
czlowiek rozumiejacy, natychmiast odczuwasz przeplyw energii. Nagle czujesz, ze cos
wewnatrz ciebie zostalo przebudzone, jego energia dotknela twojej spiacej energii. Cos w
tobie powstaje. Tu zen jest najlepszy. Zadna inna religia, zaden inny rozwój, nie dotarl
tak gleboko do wlasciwej sciezki. Zmysly powinny pozostac zywe, i jeszcze cos - twoje
zmysly powinny wpasc w gleboki wewnetrzny rytm i harmonie, powinny stac sie
orkiestra. Dopiero wtedy prawda moze byc poznana, dopiero wtedy mozesz pochwycic
byka. Chwytam go w zacietej walce. Jego wielka wola i moc sa niewyczerpane. Rusza na
wysoki plaskowyz, daleko ponad mglami chmur, albo stoi w nieprzeniknionym wawozie.
4. Zlapanie byka Bedzie walka, bo umysl nie tak latwo odda swa moc. Tak dlugo umysl
byl dyktatorem, teraz chcesz, by dyktator zszedl z tronu; jest to niemozliwe. Umysl
przyzwyczail sie do kierowania i popychania cie na wszystkie strony. Stoczy z toba
zacieta potyczke. Bedzie cie scigal, i bedzie znajdywal chwile slabosci, w których znów
moze zapanowac nad toba. Ale, kiedy zobaczysz byka, energie swojego istnienia, mozesz
go pochwycic. Oczywiscie, bedzie walka, poniewaz tak dlugo umysl pozostawal u
wladzy.. A ta energia, ten byk, jest niewyczerpana. Czasem stoi na szczycie wzgórza, na
szczycie jakiegos przezycia. Czasem w dolinie, w glebokim wawozie. Gdy staniesz sie
wrazliwy na otaczajacy cie swiat, twoja wrazliwosc moze byc zwrócona do wewnatrz, ku
twemu wewnetrznemu domowi. Jest to ta sama wrazliwosc, dzieki której slyszales spiew
slowika, dzieki której odczuwales cieplo slonca, dzieki której czules aromat kwiatu. Jest
to ta sama wrazliwosc, która teraz zostala zwrócona do wewnatrz. Dzieki tej samej
wrazliwosci bedziesz smakowal Siebie, odczuwal Siebie, widzial Siebie, dotykal Siebie.
Wykorzystaj swiat jako szkolenie wrazliwosci. Zawsze pamietaj: jezeli zdolasz stac sie
bardziej i bardziej wrazliwy, wszystko bedzie absolutnie wlasciwe. Za kazdym drzewem,
i pod kazdym kamieniem, ukrywa sie byk. Dotykaj z miloscia, a nawet kamien odpowie,
i tam mozesz poczuc byka. Patrz z miloscia na gwiazdy, a gwiazdy odpowiadaja - byk
tam sie ukrywa. Byk jest energia Totalnosci. Jestes jej czescia. Jesli jestes zywy i
wrazliwy, mozesz odczuc calosc. Byk zawsze na ciebie czeka. Byk nie jest gdzies poza
toba. Byk jest twoim najbardziej wewnetrznym rdzeniem. Miedzy bykiem i toba jest
ogromna sciana umyslu, mysli. Mysli sa ceglami, zrobionymi ze szkla. Mozesz wiec
przez nie widziec i mozesz nie zdawac sobie sprawy, ze miedzy toba i rzeczywistoscia
jest sciana. Walka bedzie nieco trudna, poniewaz umysl nie da sie latwo przekonac - bo
dla umyslu bedzie to smierc... Smierc umyslu jest twoim zyciem. A zycie umyslu to
twoja smierc. Jesli wybierasz umysl, popelniasz samobójstwo, jesli chodzi o twoje
wewnetrzne istnienie. Jesli wybierasz siebie, musisz porzucic umysl - i to wlasnie jest
medytacja. Bat i powróz sa potrzebne, inaczej moze on zabladzic w jakas zapylona droge.
Bedac dobrze wycwiczonym, staje sie naturalnie lagodny. Potem, nie petany, slucha
swego pana. 5. Poskromienie byka Bat jest symbolem uwaznosci, a powróz jest
symbolem wewnetrznej dyscypliny. Uwaznosc i dyscyplina sa najbardziej fundamentalne
dla poszukujacego. Jesli poddasz sie dyscyplinie bez uwaznosci, staniesz sie hipokryta.
Jesli poddasz sie dyscyplinie bez uwaznosci, staniesz sie zombie, robotem. Moze nikomu
nie wyrzadzisz krzywdy, moze bedziesz znany jako dobry czlowiek, albo nawet swiety,
ale nie zdolasz zyc swoim prawdziwym zyciem, nie bedziesz mógl go swietowac. Nie
bedzie w nim rozkoszy. Staniesz sie zbyt powazny, gotowosc do zabawy odejdzie na
zawsze. A powaga jest choroba. Jesli dyscyplina jest bez uwaznosci, narzucasz ja sila - i
bedzie to przemoc, gwalt na twoim wlasnym istnieniu. Nie da ci to wolnosci, stworzy
wiecej i wiecej, wiekszych i wiekszych wiezien. Dyscyplina jest sluszna, jesli opiera sie
na uwaznosci. Dyscyplina zupelnie traci slusznosc, staje sie zatruta, gdy jest
przestrzegana bez uwaznosci, przez slepy, wierzacy umysl. Pierwsza rzecza jest wiec bat
- uwaznosc. A druga jest powróz - dyscyplina. Po co jest dyscyplina potrzebna? Jesli
jestes uwazny, wydaje sie, ze uwaznosc wystarcza. W koncu wystarczy, ale nie na
poczatku, bo umysl ma glebokie wzorce, a energia porusza sie zgodnie ze starymi
nawykami i starymi wzorcami. Nowe kanaly trzeba stworzyc. Mozesz stac sie uwazny,
ale na poczatku samo w sobie nie bedzie to wystarczalo, poniewaz umysl, znalazlszy
nowa okazje do wejscia w jakis stary wzorzec, natychmiast wslizguje sie w niego, w
ulamku sekundy. Wpadniecia w zlosc dokonuje natychmiast. Zanim staniesz sie tego
swiadomy, gniew juz sie pojawil. Pózniej, gdy twoja uwaznosc stanie sie totalna, gdy
twoja uwaznosc stanie sie z toba jednoscia absolutna, wtedy zanim cokolwiek sie stanie,
uwaznosc zawsze jest, a priori. Jesli przychodzi zlosc, przed zloscia jest uwaznosc; jesli
owladnie toba seksualnosc, zanim to nastapi, jest uwaznosc. Gdy uwaznosc staje sie
czyms naturalnym, spontanicznym, jak oddychanie, kiedy jest nawet we snie, dyscypline
mozna porzucic. Ale na poczatku - nie. Na poczatku, gdy uwaznosc tworzy sie,
dyscyplina bedzie bardzo pomocna. Dyscyplina potrzebna jest do stworzenia nowych
szlaków. Dlatego uwaznosc i dyscyplina powinny isc razem. Sa ludzie mówiacy, ze
wystarczy sama uwaznosc. W pewnej mierze maja racje, ale dotarcie do tego punktu
uwaznosci, gdy wszystkiego jest dosc, gdy jest jego wlasna dyscyplina, jest bardzo,
bardzo trudne. Rzadko to nastepuje. Sa tez inni, którzy stale mówia, ze dyscyplina
wystarcza, nie potrzeba uwaznosci. Oni tez mówia o drugim ekstremum. Sama
dyscyplina nie moze wystarczyc. Wtedy czlowiek, który stale narzuca sobie dyscypline,
stopniowo staje sie mechanicznym robotem. Wiele religii nauczalo jedynie dyscypliny,
moralnosci, dobrych dzialan i dobrych uczynków - swiatu to nie pomoglo. Ludzie przez
to nie stali sie uwazni, zywi. Oba przeciwienstwa sa tylko polowa i polowa. Zen powiada,
ze trzeba równoczesnie przestrzegac uwaznosci i dyscypliny. Miedzy tymi dwoma
przeciwienstwami trzeba stworzyc pewien rytm. Nalezy zaczac od bata, a skonczyc na
powrozie... Byk dobrze zna zapylone drogi, i jesli nie uzyje sie bata i powrozu, istnieje
wielkie prawdopodobienstwo, ze byk, którego pochwyciles, znów sie zagubi. Potrzebne
jest cwiczenie, ale cwiczenie nie jest celem. Cwiczenie jest tylko srodkiem. W koncu
trzeba wyjsc z cwiczenia, trzeba zapomniec o wszelkiej dyscyplinie. Jesli musisz
kontynuowac swoja dyscypline, pokazuje to po prostu, ze ta dyscyplina nie jest jeszcze
naturalna. Na poczatku pozostajesz uwazny, tworzysz nowe szlaki dla energii swojego
umyslu. Stopniowo, nie bedzie potrzeby, stopniowo, nawet pozostawanie w uwaznosci
nie bedzie potrzebne. Po prostu jestes uwazny, nie usilujesz byc uwazny. Dopiero wtedy
jest rozkwit, gdy uwaznosc jest naturalna, gdy medytacji nie trzeba robic, ale ona po
prostu sama sie dzieje. Stala sie twoim klimatem, zyjesz w niej. Jestes nia. Dosiadlszy
byka, powoli wracam do domu. Glos mojego fletu przenika wieczór. Nadajac tempo
uderzeniami dloni, pulsujaca harmonia, kieruje nieskonczonym rytmem. Ktokolwiek
slyszy te melodie, przylaczy sie do mnie. 6. Jazda na byku z powrotem do domu Jesli
nie jestes panem, odchodzisz, daleko od domu. Gdy jestes panem, zaczynasz wracac do
pierwotnego zródla. Jesli nie jestes panem, ta energia odchodzi od ciebie, ku
przedmiotom, ludziom, wladzy, prestizowi, slawie. Ta energia stale odchodzi od ciebie,
ku peryferiom. Gdy jestes panem, energia zaczyna poruszac sie w kierunku domu. Gdy
jestes panem, umysl idzie za toba niczym cien. Gdy nie jestes panem, musisz jak cien isc
za umyslem. Umysl oznacza energie poruszajaca sie na zewnatrz, a medytacja oznacza
energie poruszajaca sie do wewnatrz, te sama energie. Jedynie kierunek jest inny. I
pamietaj: jesli twoje poszukiwanie nie prowadzi cie do stanów coraz wiekszej i wiekszej
blogosci, kiedy mozesz spiewac i tanczyc, cos jest nie tak, cos jest absolutnie
niewlasciwego. Jestes na jakiejs niewlasciwej drodze. Twoja blogosc, twój spiew i taniec,
sa wskazaniami. Nie musza byc ekstrowertyczne, nie musisz spiewac tak, by inni mogli
to slyszec, ale bedziesz slyszal spiew stale wewnatrz siebie. Jesli chcesz, mozesz spiewac
i dzielic sie tym, ale wewnatrz ciebie bedzie pewien taniec. Im blizej jestes domu, tym
czujesz sie szczesliwszy. Szczescie jest pewna cecha energii powracajacej, kierujacej sie
z powrotem do domu... Tak wlasnie miliony ludzi przylaczaly sie do Buddy, Jezusa,
Krishny - ich piesn, ich blogosc, ich ekstaza, sa zarazliwe. Gdy raz uslyszysz, nie mozesz
zrobic nic innego, jak tylko dolaczyc. Na Wschodzie nazywamy to satsang. Oznacza to
bycie w obecnosci mistrza, bycie w harmonii mistrza, zlaczenie sie z mistrzem. Mistrz
jest, po prostu przy nim siedzisz, nic nie robisz. Ale stopniowo chloniesz ten klimat, to
srodowisko. Stopniowo energia mistrza zaczyna cie przepelniac, a ty stajesz sie dla niej
otwarty. Stopniowo odprezasz sie, i nie stawiasz oporu, i nie walczysz, i zaczynasz
smakowac, i zaczynasz czuc cos z tego, co Nieznane, ten posmak, ten aromat. Im wiecej
tego smakujesz, tym pojawia sie wiecej ufnosci. Tylko dzieki byciu w obecnosci
czlowieka oswieconego otwieraja sie ogromne mozliwosci, twój potencjal zacznie
funkcjonowac, dzialac. Mozna odczuc dzwiek, szumiacy dzwiek nowosci, która do ciebie
przychodzi. Ale jest to dzielenie sie piesnia, dzielenie sie tancem, dzielenie sie
swietowaniem. Siedzac okrakiem na byku, docieram do domu. Jestem spokojny. Byk tez
moze odpoczac. Nadszedl swit. W pelnym blogosci wypoczynku, w moim domu, krytym
strzecha, porzucilem bat i powróz. 7. Wykroczenie ponad byka Gdy staniesz sie panem
swego umyslu, wykraczasz ponad umysl. Z chwila, gdy stajesz sie panem swego umyslu,
umysl przestaje istniec. Pozostaje tylko wtedy, gdy jestes niewolnikiem. Gdy pochwycisz
byka i jedziesz na nim, byk znika. Byk istnieje jako cos oddzielnego od ciebie tylko
wtedy, gdy nie jestes panem. Trzeba to zrozumiec. Pozostajesz podzielony jesli nie jestes
panem, pozostajesz schizofreniczny, w kawalkach. Gdy pojawia sie w tobie bycie panem,
gdy sa uwaznosc i dyscyplina, bat i powróz, podzialy znikaja, stajesz sie jednoscia. W tej
jednosci nastepuje wykroczenia ponad byka. Wtedy nie widzisz siebie oddzielonego od
umyslu. Wtedy nie widzisz siebie oddzielonego od ciala. Wtedy nie widzisz siebie
oddzielonego od calosci. Stajesz sie jednoscia. Wszyscy panowie sa w jednosci z
egzystencja, tylko niewolnicy sa oddzieleni. Gdy wszystko harmonizuje sie i jest w
jednosci, nastepuje wykroczenie ponad wszystkie podzialy. Energia nie porusza sie w
jakims jednym kierunku, ty nie poruszasz sie w innym kierunku. Teraz oboje poruszacie
sie w tym samym kierunku. Nie ma juz walki. Podzial znikl. Nie walczysz z rzeka,
plyniesz, unosisz sie na falach rzeki. Nagle, nie jestes oddzielony od rzeki. Wejdz do
rzeki. Najpierw spróbuj isc pod prad - walcz, zmagaj sie, a zobaczysz, ze rzeka walczy z
toba. I powiesz, ze rzeka próbuje cie pokonac. I zobaczysz, w koncu rzeka pokona cie...
poniewaz przyjdzie taka chwila, gdy zmeczysz sie, i zobaczysz, ze rzeka wygrywa, a ty
przegrywasz. Potem spróbuj innego sposobu: plyn z biegiem rzeki, pozwól, by dzialo sie
to, co ma sie dziac, a stopniowo zrozumiesz, ze teraz rzeka z toba nie walczy. W istocie
rzeczy rzeka wcale z toba nie walczyla, nawet wtedy, gdy poruszales sie pod prad, rzeka
z toba nie walczyla. To tylko ty byles w walce, tylko ty byles w egoistycznym nastroju,
ty, który próbowales wygrac, zwyciezyc, który próbowales cos udowodnic, ze "Jestem
kims". Ta mysl o byciu kims tworzy caly problem. Teraz jestes nikim, plyniesz z biegiem
rzeki, w glebokim przyzwoleniu. Rzeka nie jest juz ci przeciwna - nigdy nie byla!
Zmienily sie tylko twoje nastawienia, a ty czujesz, ze to rzeka calkowicie sie zmienila. Ta
rzeka zawsze byla taka sama. Teraz unosisz sie na falach rzeki. Wtedy jestes w
organicznej jednosci z rzeka. Wtedy odczuwasz doznanie orgazmiczne. Gdy jestes
jednoscia z rzeka, nagle nastepuje wykroczenie ponad wszystkie ograniczenia. Nie jestes
juz maly, nie jestes juz duzy - jestes caloscia. I taka jest droga dotarcia do domu, bo dom
jest zródlem, tym zródlem, z którego przyszedles. Ten dom nie jest gdzies indziej! Ten
dom jest tu, skad przybyles, skad powstales. Dom jest zródlem. Jesli pozwolisz sobie byc
w glebokim przyzwoleniu, docierasz do domu. Dom oznacza, ze docierasz do samego
zródla zycia i istnienia, dotykasz samego poczatku. I w zaden inny sposób nie mozesz
byc spokojny. Jedynym sposobem bycia spokojnym jest nie bycie. Jedynym sposobem
bycia spokojnym jest bycie w glebokim przyzwoleniu, powierzeniu sie, w jednosci z
energia zycia. I nie tylko ty mozesz odpoczywac, byk takze. Nie tylko ty mozesz
odpoczywac, ale i rzeka. Gdy konflikt trwa, ani ty nie mozesz odpoczywac, ani Bóg. A
teraz nie potrzeba uzywac bata i powrozu. Gdy dotarles do miejsca, w którym czujesz, ze
jestes jednoscia z rzeka zycia, nie potrzeba uwaznosci czy dyscypliny. Wtedy
medytowanie nie jest potrzebne! Wtedy nic nie jest potrzebne. Wtedy zycie wszystko
robi dla ciebie. Wtedy mozesz odprezyc sie, poniewaz mozesz totalnie zaufac. Wtedy
nawet uwaznosc nie jest potrzebna, pamietaj. Na poczatku uwaznosc jest potrzebna. Na
poczatku nawet dyscyplina jest potrzebna. Ale w miare duchowego wzrastania, nastepuje
wyjscie ponad te drabine. Mozesz ja odrzucic. Bat, powróz, osoba i byk - wszystko zlewa
sie w jedno w Nic-osci. To niebo jest tak ogromne, ze zadne przeslanie nie moze go
splamic. Jak platek sniegu moze istniec w szalejacym ogniu? Oto sa slady patriarchów. 8.
Wyjscie ponad byka i jazn Najpierw nastepuje wyjscie ponad byka - wyjscie ponad
umysl, energie umyslu, zycie, energie zycia. A potem, kiedy wyszedles ponad zycie,
wychodzisz ponad siebie samego. W chwili, gdy znika umysl, ty takze znikasz -
poniewaz istniejesz w walce. Ego istnieje w napieciu. Dla ego potrzebny jest dualizm.
Nic moze ono istniec w rzeczywistosci niedualistycznej. A zatem po prostu obserwuj:
zawsze, gdy walczysz, twoje ego staje sie bardzo ostre. Obserwuj dwadziescia cztery
godziny na dobe, a zobaczysz wiele szczytów i wiele dolin swego ego, i wiele razy
odczujesz, ze go nie ma. Jesli z niczym nie walczysz, nie ma go. Zalezy to od walki...
Ego jest cudem: najbardziej iluzoryczna rzecza, a wydaje sie byc najbardziej konkretna i
rzeczywista. Ludzie dla niego zyja i dla niego umieraja. Ale potrzebuje ono ciaglego
pedalowania, a tym pedalowaniem jest twoja walka. Znajdziesz taki czy inny sposób.
Jesli nie znajdziesz nikogo innego, zaczniesz walczyc ze swoimi dziecmi. Zaczniesz
walczyc ze swoja zona lub ze swoim mezem - czasem w ogóle bez zadnego powodu. A
naprawde, zadnego powodu nie potrzeba, wszystkie powody sa uzasadnieniami. Ale ty
musisz walczyc, inaczej zaczynasz znikac, zaczynasz topniec, zaczynasz zapadac sie,
jakbys byl w przepasci, przepasci bez dna. Ego jest mozliwe tylko w konflikcie, walce.
Jesli nie masz o co walczyc, stworzysz taki czy inny sposób podjecia walki. Walka jest
potrzebna, prawdziwa, nieprawdziwa, nie o to chodzi. Jesli jest walka, mozesz byc. Jesli
nie ma walki, znikasz. Dlatego najwiekszym przeslaniem, jakie moge ci dac, jest to -
zapamietaj - ze musisz dotrzec do takiego punktu, w którym wszelka walka zostaje
porzucona. Dopiero wtedy wykraczasz ponad siebie. Dopiero wtedy nigdy nie bedziesz
tym malym ja, drobna, brzydka jaznia, która jestes. Wykroczysz ponad nia i staniesz sie
jednoscia z caloscia. Pojawia sie wielka nicosc, w której wszystko zostaje zatracone. Ta
pustka nie jest negatywna, jest samym zródlem wszelkiego istnienia. Ale nie ma
ograniczen. Tak, jak platek sniegu znika w szalejacym ogniu, w tej ogromnej energii
calosci wszystko znika - bat, powróz, osoba i byk. Tu po raz pierwszy znajdujesz
miejsce, do którego wedruja buddowie. Tu znajdujesz, pierwszy raz, aromat
oswieconych, istotnosc ich istnienia, ich urzeczywistnienia. Tu sluchasz ich piesni. Nowy
wymiar otwiera swe drzwi. Nazwij ten wymiar nirvana, moksha, Królestwo Boze, jak
tylko chcesz - ale otwiera sie cos absolutnie róznego od tego swiata, który znales do tej
pory. Oto sa slady patriarchów - wszystkich wielkich, którzy wedrowali do nicosci i
znikneli w niej. Trzeba wyjsc ponad medytacje. Trzeba wyjsc ponad uwaznosc. Trzeba
wyjsc ponad dyscypline. Przychodzi taka chwila, gdy trzeba zyc spontanicznie - rabac
drewno, nosic wode ze studni, jesc w chwilach glodu, spac, gdy czujesz sie senny, zyc
calkowicie zwyczajnie. Nie z tego swiata, nie z tamtego swiata. Nie materialistycznie, nie
religijnie. Ot, po prostu, zwyczajnie. Prawdziwego czlowieka o takiej cesze nie mozna
zakwalifikowac do zadnej kategorii. Nie mozna okreslic go jako swiatowego czy
religijnego - jest on poza kategoriami. Wyszedl poza logike. Zbyt wielu kroków
dokonano powracajac do korzeni i do zródla. Lepiej byloby byc slepym i gluchym od
samego poczatku! Mieszkajac w swym prawdziwym domu, nie przejmujac sie tym, co na
zewnatrz - rzeka dalej plynie w pokoju i kwiaty sa czerwone. 9. Dotarcie do zródla
Zbyt wielu kroków dokonano... W istocie rzeczy nie bylo potrzeby dokonywania tak
wielu kroków. Ale uswiadamiane jest to dopiero wtedy, gdy dotarles do dziewiatego
punktu. Gdy dotarles do domu, uswiadamiasz sobie, ze mozliwe to bylo w jednym kroku.
Nie bylo potrzeby podejmowania tylu kroków, nie bylo potrzeby poruszania sie tak
stopniowo, etapami. Mozliwy byl skok... Skok nie jest z ego - zrobienie czegos, co nie
zostalo postanowione przez ego. Skok jest pozwoleniem calosci, by nad toba zawladnela.
Czy kiedys o tym myslales - ze twoje narodziny nie byly twoja decyzja? Twoje narodziny
pojawily sie z nieznanego, z nicosci sie narodziles. Nie byla to twoja decyzja. Pewnego
dnia znów znikniesz w nicosci, bedzie to twoja smierc. Nie bedzie to twoja decyzja. A
pomiedzy tymi dwoma punktami, czasem beda przeblyski milosci - wszystkie one beda z
tego nieznanego. Albo, jesli masz dosc szczescia i spróbujesz medytacji i modlitwy,
znów bedzie pare przeblysków tego nieznanego. Nie bedzie to cos, co wynika z twojego
dzialania. Tak naprawde, twoje dzialanie jest bariera... Sa takie rzeczy, które mozna
dokonac tylko w glebokim nie-dzialaniu: narodziny, smierc, milosc, medytacja.
Wszystko to, co jest piekne, przytrafia ci sie - pamietaj! Niech bedzie to ciaglym
przypomnieniem. Tego nie mozesz robic! Popatrz na rzeke: nie przejmuje sie niczym
tym, co dzieje sie wokól, dalej plynie w glebokiej ciszy, w glebokim spokoju, nie
rozpraszana czymkolwiek, co dzieje sie na brzegach. Nie rozproszona, plynie dalej.
Pozostaje zharmonizowana ze swa wlasna natura, nigdy nie wykracza poza swa nature.
Pozostaje wierna sobie. Cokolwiek dzieje sie w tym swiecie wokól rzeka dalej jest rzeka
- wierna sobie, dalej plynie... A cisza jest cieniem, gdy jestes wierny sobie. Zaden kwiat
w zaden sposób nie próbuje imitowac zadnego innego kwiatu. Nie ma imitowania, nie ma
konkurowania nie ma zazdrosci. Czerwony kwiat jest po prostu czerwony, i jest
ogromnie szczesliwy z tego, ze jest czerwony. Nigdy nie myslal o tym, aby byc kims
innym. Czlowiek przegapia swa nature z powodu pragnienia, imitowania, zazdrosci,
rywalizacji. Czlowiek jest jedynym istnieniem na ziemi, które nie jest wierne sobie,
którego rzeka nie jest w harmonii z soba, które zawsze wedruje gdzies indziej, które
zawsze patrzy na kogos innego, które zawsze chce byc kims innym - i to jest niedola,
katastrofa. Mozesz byc tylko soba. Nie ma innej mozliwosci, po prostu nie istnieje. Im
szybciej to zrozumiesz, tym lepiej. Nie mozesz byc Budda, nie mozesz byc Jezusem - i
nie ma takiej potrzeby. Mozesz byc tylko soba. Ale kazdy usiluje byc kims innym.
Dlatego odchodzimy, coraz dalej i dalej od pierwotnego zródla. A ta neuroza pojawia sie,
gdy chcesz zrobic cos dla siebie nienaturalnego - wtedy pojawia sie neuroza. Gdy masz
jakis ideal, bedziesz neurotyczny. Ty jestes idealem, ty jestes przeznaczeniem. Jesli jestes
po prostu naturalny, stajesz sie swiadkiem. Pojawia sie pragnienie, integruje sie,
pozostajesz swiadkiem. Tak jak sie to integruje, tak samo sie dezintegruje. Nic nie
potrzeba robic. Tak samo, jak fala wzbiera na oceanie i opada - nic nie potrzeba robic.
Nie trzeba walczyc, nie trzeba zmagac sie. Formy pojawiaja sie i znikaja. Pozostajesz
obserwatorem. I dobrze wiesz, ze zadna forma nie jest identyczna tobie, nie utozsamiasz
sie z zadna forma. Bosy i z piersia obnazona, lacze sie z ludzmi tego swiata. Szaty moje
w strzepach, kurzem sa okryte, ci ja wiecznie jestem szczesliwy. Zadnych czarów nie
stosuje, aby przedluzyc swoje zycie; teraz, przede mna, drzewa nabieraja, zycia. 10. W
swiecie Zawsze, gdy Budda przejdzie pelny krag, wraca znów do swiata. Stad kazdy
zaczyna, i tu kazdy powinien zakonczyc. Tamten swiat nie jest gdzies indziej - jest tu i
teraz. Czlowiek, który dostapil najbardziej wewnetrznego rdzenia swojego istnienia, jest
tak pelny zycia, ze gdziekolwiek wedruje, wszystko obsypuje swoim zyciem.
Doznania potwierdzajace
Doznanie potwierdzajace oznacza, ze zblizasz sie do domu. Musisz rozumiec, musisz byc
swiadomym doznan potwierdzajacych, bo daje to odwage, nadzieje. Daje to sily zyciowe.
Zaczynasz czuc, ze szukasz nie na darmo, ze poranek jest juz bardzo bliski. Moze nadal
jest noc i ciemnosc, ale pierwsze doznanie potwierdzajace zaczelo przenikac. Gwiazdy
zaczynaja znikac, wschód nabiera czerwieni. Slonce nie wzeszlo, jest wczesny swit; to
doznanie potwierdzajace, ze slonce nie jest daleko. Gdy wschód staje sie czerwony,
wkrótce, lada chwila, slonce wzniesie sie ponad horyzont. Ptaki zaczely spiewac, ptaki
wyslawiaja nadchodzacy poranek. Drzewa wygladaja na ozywione, sen znika, ludzie sie
budza. To sa doznania potwierdzajace. Dokladnie tak samo na sciezce duchowej sa
doznania, które sa bardzo potwierdzajace. Przypomina to sytuacje, gdy wedrujesz w
kierunku pieknego ogrodu, którego nie widzisz ale im blizej jestes tego ogrodu, tym
chlodniejszy jest wiatr, który mozesz poczuc. Im dalej odchodzisz, tym bardziej chlód
znika, im bardziej sie zblizasz, tym bardziej chlód znowu sie pojawia. Im bardziej sie
zblizasz, tym bardziej wiatr nie jest tylko chlodny, ale jest i aromat, aromat wielu
kwiatów. Im dalej odchodzisz, tym bardziej aromat zanika. Im bardziej sie zblizasz, tym
lepiej slyszysz ptaki spiewajace posród drzew. Drzew nie mozesz dostrzec, ale spiew
ptaków... dalekie wolanie kukulki... pewnie las mangowców, zblizasz sie. To sa doznania
potwierdzajace. Dokladnie to samo dzieje sie, gdy wedrujesz w kierunku wewnetrznego
ogrodu, w kierunku wewnetrznego zródla zycia, radosci, ciszy, blogosci. Gdy zaczniesz
poruszac sie w kierunku centrum, kilka rzeczy zniknie i pojawi sie kilka rzeczy nowych. I
pamietaj - gdy doznania potwierdzajace zaczynaja sie pojawiac, nie badz zbyt szybko
zaspokojony. Chlodny wietrzyk nadszedl, a ty siedzisz i myslisz, ze dotarles. Ten chlód
jest piekny, ten chlód jest pelny blogosci, ale musisz isc dalej. Nie zadowalaj sie
drobiazgami. Odczuwaj zadowolenie, ze zaczely one dziac sie, traktuj je jako kamienie
milowe, ale nie sa one celem. Ciesz sie nimi, dziekuj Bogu, czuj wdziecznosc, ale idz
dalej w tym samym kierunku, z którego przychodza doznania potwierdzajace. Utrzymuj
to w samej glebi swego serca, nie zadowalaj sie drobiazgami. Wiele rzeczy dzieje sie w
drodze, wiele cudownych rzeczy dzieje sie w drodze, ale nie zadowalaj sie czymkolwiek.
Pamietaj, masz stac sie swiadomoscia Chrystusa, Bodhisattva - nic mniejszego nie da ci
zaspokojenia. Caly swiat staje sie dolina Ci, którzy wedruja - a wszyscy wedrujecie w
kierunku medytacji - natkna sie na te dziwne, choc ogromnie piekne przestrzenie.
Pierwszym znakiem, ze medytacja zaczela stawac sie w tobie zjawiskiem
skrystalizowanym jest... cala egzystencja staje sie dolina, a ty jestes na szczycie wzgórza.
Zaczynasz sie wznosic. Caly swiat staje sie dolina, daleko, tam, gleboko ponizej, a ty
siedzisz na oswietlonym sloncem szczycie wzgórza. Medytacja unosi cie do góry - nie
fizycznie, ale duchowo. I to zjawisko jest bardzo wyrazne gdy nastepuje - takie beda
oznaki. Gdy w medytacji wedrujesz do wewnatrz, nagle widzisz, ze miedzy toba i
zgielkiem wokolo powstaje wielki dystans. Mozesz siedziec na targowisku i nagle
zobaczysz przerwe pojawiajaca sie miedzy toba i halasem. Ledwie przed chwila te halasy
byly niemal tozsame z toba, byles w nich; teraz oddalasz sie od nich. Jestes tam
fizycznie, tak, jak przedtem. Nie potrzeba odchodzic w góry - to jest droga do
odnalezienia rzeczywistych gór wewnatrz, to jest droga do znalezienia Himalajów
wewnatrz. Zaczynasz wchodzic w gleboka cisze, i nagle wszystkie te halasy, które byly
tak blisko ciebie - a bylo takie zamieszanie - zaczynaja sie oddalac, odchodzic w dal. Na
zewnatrz wszystko jest takie, jak bylo wczesniej, nic sie nie zmienilo: siedzisz w tym
samym miejscu, w którym zaczynales medytowac. Ale wraz z poglebianiem sie
medytacji bedziesz to odczuwal, poczujesz narastajacy dystans do rzeczy zewnetrznych.
Kazda nuta staje sie krystalicznie czysta Po drugie, cokolwiek bedzie wypowiedziane
na zewnatrz, jest calkowicie wyrazne, w istocie rzeczy wyrazniejsze niz bylo wczesniej.
To sa czary medytacji. Nie stajesz sie nieswiadomy, gdyz w nieswiadomosci tez widzisz,
ze halasy znikaja. Gdy na przyklad podany ci bedzie chloroform, poczujesz, ze dzieje sie
to samo zjawisko, halasy zaczynaja sie oddalac, dalej, dalej... i odeszly - ale ty zapadles
w nieswiadomosc. Niczego nie mozesz uslyszec wyraznie. Dokladnie to samo dzieje sie
w medytacji, ale z pewna róznica: halasy zaczynaja sie od ciebie oddalac, a kazdy halas
staje sie zdecydowanie wyrazny, wyrazniejszy niz wczesniej, gdyz teraz pojawia sie
bycie swiadkiem. Poczatkowo ty tez byles halasem posród tych wszystkich halasów,
byles w nich zagubiony. Teraz jestes obserwatorem, a poniewaz jestes tak wyciszony,
wszystko mozesz widziec jasno, wyraznie. Choc halasy sa odlegle, sa wyrazniejsze niz
kiedykolwiek dotad. Kazda pojedyncza nuta jest slyszana. Swiat jest slyszany jak echo
I trzecia rzecz bedzie odczuwana: ze nie sa one slyszane bezposrednio, a jakby posrednio,
jakby byly echem faktycznych dzwieków, nie samymi dzwiekami. Staja sie bardziej
bezpostaciowe, ich postaciowosc zanika. Staja sie mniej materialne, ich materia znika -
nie sa juz ciezkie, sa lekkie. Mozesz zobaczyc ich lekkosc, sa jak echo. Cala egzystencja
staje sie echem. Dlatego mistycy hinduscy nazywaja swiat maya - iluzja. Iluzja nie
oznacza nie-rzeczywistosci, oznacza jedynie podobienstwo do cienia, podobienstwo do
echa. Nie oznacza nieegzystencjalnosci, oznacza tylko podobienstwo do snu. Podobne do
cienia, podobne do snu, podobne do echa, takie bedzie to uczucie. Nie mozesz odczuc, ze
te zjawiska sa rzeczywiste. Cala egzystencja staje sie snem, bardzo wyraznym,
widocznym, poniewaz ty jestes uwazny. Najpierw byles zagubiony we snie - nie byles
czujny, i myslales, ze to rzeczywistosc. Byles utozsamiony ze swym umyslem. Teraz nie
utozsamiasz juz sie z umyslem, powstalo w tobie cos odrebnego - uwaznosc, sakshi.
Bedziesz slyszal wszystko oprócz siebie I czwarta rzecz w tym bedzie odczuwana:
slyszysz cala egzystencje wokolo - ludzi rozmawiajacych, spacerujacych, smiejace sie
dzieci, ktos krzyczy, wola jakis ptak, samochód przejezdza, samolot, pociag. Bedziesz
slyszec wszystko. Jedno tylko: nie bedziesz w stanie slyszec siebie, zupelnie zniknales.
Jestes pustka. Po prostu w ogóle cie nie ma. Nie mozesz odczuc siebie jako istoty. Sa
wszystkie halasy, zniknely tylko twoje wewnetrzne halasy. Zwykle wewnatrz ciebie jest
wiecej halasów niz na zewnatrz. Prawdziwe zamieszanie jest wewnatrz ciebie, jest tam
prawdziwe szalenstwo. A kiedy spotyka sie zewnetrzne szalenstwo z wewnetrznym
szalenstwem, powstaje pieklo. Zewnetrzne szalenstwo bedzie trwalo dalej, bo nie ty je
stworzyles i nie ty mozesz je zniszczyc, ale bardzo latwo mozesz zniszczyc swe
wewnetrzne szalenstwo. Jest to w twoich mozliwosciach. Kiedy wewnetrznego
szalenstwa nie ma, zewnetrzne szalenstwo 5taje sie nieistotne. Traci realnosc, staje sie
iluzoryczne. Nie mozesz znalezc swego dawnego glosu, nie pojawia sie w tobie zadna
mysl, nie ma wiec dzwieku. Stales sie pusty, i wszystko zeszlo gleboko w doline, slychac
tylko echa. A kiedy slyszysz echa, na pewno nie ma to na ciebie wplywu. I tak, powoli,
powoli wzrastasz w medytacje. Wszystko staje sie nieistotne. Wszystko mozesz
zobaczyc. Pojawia sie wielkie swiatlo Dopóki nie staniesz sie pusty, pozostaniesz
ciemny, pozostaniesz ciemnoscia. Gdy jestes calkowicie pusty, gdy nie ma nikogo
wewnatrz ciebie, wtedy nastepuje swiatlosc. Obecnosc ego stwarza ciemnosc. Ciemnosc i
ego sa synonimami. Nieego i swiatlo sa synonimami. Dlatego wszystkie metody
medytacji, bez wzgledu na ich orientacje, w koncu zbiegaja sie w tej pustej komnacie
twojego wewnetrznego istnienia. Pozostaje tylko cicha przestrzen i w tej cichej
przestrzeni stwierdzasz pojawiajace sie swiatlo, nie majace zadnego zródla. Nie
przypomina swiatla, które widziales gdy wschodzi slonce, poniewaz swiatlo pochodzace
ze slonca nie moze byc wieczne - w nocy znów zniknie. Nie przypomina ono swiatla,
któremu potrzeba paliwa, bo kiedy paliwo sie skonczy, to swiatlo zniknie. To swiatlo ma
bardzo tajemnicza ceche - nie ma zródla, nie ma przyczyny. Nie jest niczym
spowodowane, gdy sie pojawi, pozostaje wiec, nigdy nie znika. Tak naprawde juz ono
jest, po prostu nie jestes dostatecznie pusty by je zobaczyc. A gdy to swiatlo zaczyna w
tobie narastac, takie beda te doznania. W chwili, kiedy siadasz w milczeniu i stajesz sie
spokojny, nieruchomy, bez ruchu wewnatrz i na zewnatrz... nagle widzisz, ze twymi
oczami wylewa sie twoje swiatlo. Jest to doznanie, którego nauka jeszcze nie poznala.
Nauka sadzi, ze swiatlo dostaje sie do oczu, ale nigdy na odwrót. Swiatlo przychodzi z
zewnatrz, dostaje sie do oczu, wchodzi w ciebie - to tylko polowa opowiesci. Druga
polowe znaja tylko mistycy i ludzie medytujacy. To tylko jedna czesc - swiatlo wchodzi
do ciebie. Jest jeszcze druga czesc - swiatlo wylewa sie twymi oczami. A gdy swiatlo
zaczyna wylewac sie oczami, swiatlo oczu zaczyna plonac plomieniem, tak, ze wszystko
przed toba staje sie calkiem jasne. Wtedy rozjasnia sie cala egzystencja. Wtedy widzisz,
ze drzewa sa zielensze niz kiedykolwiek dotad, a ich zielonosc ma pewna jasnosc. Wtedy
widzisz, ze róze sa bardziej rózane niz kiedykolwiek dotad. Te same róze, te same
drzewa, ale naplywa w nie cos z ciebie, ukazujac je wyrazniej niz kiedykolwiek dotad.
Wtedy drobiazgi maja tyle piekna, kolorowe kamyki sa dla buddy piekniejsze niz
diament Koh-i - noor dla królowej Elzbiety. Dla królowej Elzbiety nawet Koh-i-noor,
najwiekszy diament swiata, nie jest tak piekny jak zwyczajny kamyk dla buddy.
Dlaczego? Poniewaz oczy buddy moga wylewac swiatlo, i w tym swietle zwyczajne
kamyki staja sie koh-i-noorami. Zwyczajni ludzie staja sie buddami. Dla buddy wszystko
jest pelne stanu buddy. Dlatego Budda powiedzial: "W dniu, gdy stalem sie oswiecony,
cala egzystencja stala sie oswiecona. Drzewa i góry i rzeki i skaly, wszystko stalo sie
oswiecone." Cala egzystencja zostala wyniesiona ku wyzszej obfitosci. Zalezy to od tego
ile mozesz dac egzystencji - tylko tyle dostaniesz. Jesli nic nie dasz, nic nie dostaniesz.
Najpierw musisz dac, by dostac. To dlatego ludzie twórczy znaja wiecej piekna, wiecej
milosci, wiecej radosci niz ludzie, którzy nie sa twórczy - bo ludzie twórczy daja cos
egzystencji. Egzystencja przyjmuje... i hojnie odpowiada. Twe oczy sa puste, nic nie
daja, tylko biora. Sa skapcami, nie dziela sie. Zawsze, gdy spotkasz oczy, które potrafia
sie dzielic, ujrzysz ogromna róznice, ogromne piekno, cisze, moc, potencjal. Jesli
potrafisz zobaczyc oczy, które moga wylac swe swiatlo w ciebie, cale twe serce bedzie
poruszone. Zobaczysz to! Twoje oczy zaczynaja plonac. A gdy oczy zaczynaja plonac,
cala egzystencja przyjmuje nowe zabarwienie, nowa glebie, nowy wymiar, jakby
wszystko nie bylo juz trójwymiarowe, ale czterowymiarowe. Nowy wymiar zostal
dodany, wymiar swietlistosci. Tak, jak slonce swieci nad chmura i cala chmura plonie, i
ty jestes w chmurze i chmura jest tylko ogniem odzwierciedlajacym slonce. Zaczynasz
zyc w tej chmurze swiatla. Spisz w niej, chodzisz w niej, siedzisz w niej, ta chmura jest
stale. Ta chmure widzi sie jako aure. Ci, którzy maja oczy, by to widziec, beda widziec
swiatlo wokól glów swietych, wokól ich cial. Otacza ich subtelna aura. Nie mozesz
odnalezc swego ciala W tej chwili, gdy jestes pelny swiatla wewnatrz i oczy ci plona i
cala egzystencja plonie nowym zyciem, jezeli otworzysz oczy i spróbujesz odnalezc swe
cialo, nie znajdziesz go. W tych chwilach materia znika. Gdy zyskasz zdolnosc widzenia
ducha, zobaczysz, ze materia zniknela. Obu na raz nie mozesz widziec. Te znaki trzeba
zrozumiec, bo zdarza sie one i tobie, i to zrozumienie pomoze. Inaczej, jezeli któregos
dnia otworzysz oczy i nie znajdziesz swego ciala, mozesz zwariowac. Z pewnoscia
poczujesz, ze cos jest nie w porzadku, albo nie zyjesz albo zwariowales. I co sie stalo z
cialem? A jesli zrozumiesz te sutry, we wlasciwym momencie przypomna ci one. Dlatego
mówie o tylu swietych pismach: by uczynic cie swiadomym wszystkiego, co jest
mozliwe, bys, gdy to nastapi, nie zostal zaskoczony, abys wiedzial, abys rozumial, abys
juz mial mapy. Mozesz odczytac gdzie jestes i w tym rozumieniu mozesz sie odprezyc.
Doznanie unoszenia sie To nastepuje bardzo szybko, zaczyna sie dziac w bardzo
wczesnych fazach. Gdy siedzisz nieruchomo, nagle czujesz, ze jestes nieco wyzej niz
podloze, moze pietnascie centymetrów wyzej. Z wielkim zaskoczeniem otwierasz oczy i
stwierdzasz, ze siedzisz na podlozu, myslisz wiec, ze pewnie sniles. Nie, nie sniles, twoje
cialo fizyczne pozostawalo na podlozu. Ale masz inne cialo, cialo swiatla ukryte
wewnatrz niego; nazwij je cialem astralnym, cialem subtelnym, cialem zyciowym, jak
chcesz; to cialo zaczyna wznosic sie wyzej. Od wewnatrz mozna czuc tylko to cialo, bo
jest to twoje wnetrze. Gdy otwierasz oczy, twoje materialne cialo siedzi pewnie na
podlozu, tak, jak siedzialo przedtem. Nie mysl, ze miales halucynacje, ani odrobine. To
fakt rzeczywisty, nieco sie unosiles, ale w swym drugim ciele, nie w pierwszym ciele. Te
znaki potwierdzajace trzeba zrozumiec, a nie chwalic sie nimi. Nikomu ich nie
opowiadaj, bo ego znowu wejdzie i zacznie wykorzystywac te doznania. A kiedy ego
wchodzi, doznania znikaja. Nigdy o nich nie mów. Jesli nastapia, po prostu je zrozum,
zauwaz, i zupelnie o nich zapomnij. I to tez trzeba pamietac: wszystkie one moga ci sie
zdarzyc lub nie, albo moga zdarzyc sie w innej kolejnosci, albo moga sie zdarzyc w inny
sposób. A jest tysiac i jedna rzecz, która jest mozliwa, bo ludzie sa tak rózni. Komus te
doznania moga sie nie zdarzyc tak, jak zostaly opisane. Na przyklad komus moze sie nie
zdarzyc, ze unosi sie ku górze; moze sie zdarzyc, ze staje sie wiekszy i wiekszy i
wiekszy, caly pokój jest go pelny. A potem dalej staje sie wiekszy i wiekszy, teraz dom
jest wewnatrz niego. I jest to bardzo zagadkowe. Chce sie otworzyc oczy i zobaczyc co
sie dzieje: "Czy wariuje?" I mozliwa jest chwila, gdy widzisz, ze: "Cala egzystencja jest
wewnatrz mnie. Nie jestem poza nia. Ona nie jest poza mna, jest wewnatrz mnie. I
gwiazdy poruszaja sie wewnatrz mnie." A komus moze sie zdarzyc, ze staje sie mniejszy
i mniejszy, staje sie czasteczka, prawie niewidzialna, potem atomem, i potem znika. Tak
moze byc. Patanjali skatalogowal wszystkie doznania, które sa mozliwe. Ludzie maja
rózne predyspozycje, rózne talenty, rózne potencjalne mozliwosci, kazdemu wiec
przydarza sie one inaczej. To tylko wskazuje jak to sie bedzie dzialo - nie mysl, ze
wpadasz w szalenstwo albo cos sie dzieje dziwacznego. I te doznania nie sa przerazajace,
ale twoja interpretacja moze je uczynic przerazajacymi. Radosc bez zadnego powodu
Wielki znak potwierdzajacy jest wtedy, gdy, w ogóle bez zadnego powodu, nagle czujesz
sie radosnym. W zwyklym zyciu jestes radosny, gdy jest jakis powód. Spotkales piekna
kobiete i jestes radosny, albo masz pieniadze, których zawsze chciales, i jestes radosny,
albo kupiles dom z pieknym ogrodem i jestes radosny, ale te radosci nie moga trwac
dlugo. Sa chwilowe, nie moga pozostawac ciagle i nieprzerwanie. Jesli twoja radosc jest
czyms spowodowana, zniknie, bedzie chwilowa. Wkrótce pozostawi cie w glebokim
smutku; wszystkie radosci pozostawiaja cie w glebokim smutku. Ale jest inny rodzaj
radosci, który jest znakiem potwierdzajacym: nagle jestes radosny w ogóle bez zadnego
powodu. Nie mozna wskazac dlaczego. Gdy ktos pyta: "Dlaczego jestes radosny?" nie
potrafisz odpowiedziec. Nie moge powiedziec dlaczego jestem radosny. Nie ma powodu.
Po prostu tak jest. Tej radosci nie mozna teraz zaklócic. Cokolwiek teraz sie stanie,
bedzie trwala. Jest ona dzien w dzien, noc w noc. Mozesz byc mlody, mozesz byc stary,
mozesz byc zywy, mozesz umierac, ona zawsze jest. Gdy znalazles radosc, która
pozostaje, okolicznosci sie zmieniaja, a ona trwa, wtedy z pewnoscia zblizasz sie do
stanu bycia budda. Jest to znak potwierdzajacy. Jesli radosc przychodzi i odchodzi, nie
ma to zbyt wielkiej wartosci - jest to zjawisko swiatowe. Gdy radosc trwa, pozostaje
nieprzerwana, stale - jakbys byl odurzony, bez zadnego narkotyku jestes stukniety;
jakbys wlasnie wzial kapiel, swiezy jak krople rosy o poranku, swiezy jak nowe liscie
wiosna, swiezy jak liscie lotosu w stawie; jakbys wlasnie wzial kapiel; gdy pozostajesz
stale w tej swiezosci, która pozostaje i pozostaje i nic jej nie zaklóca, wiedz, ze zblizasz
sie do domu. Brak reakcji - brak leku Gdy twoja cisza i radosc poglebiaja sie,
zaczynasz odczuwac, ze dla ciebie smierci nie ma. W smierci umiera tylko persona,
osobowosc; esencja nigdy nie umiera. Gdy wiesz, ze cos w tobie trwa, cos, co nigdy sie
nie zmienia, radosc, która trwa bez wzgledu na okolicznosci, po raz pierwszy wiesz, ze
jest w tobie cos niesmiertelnego, jest w tobie cos wiecznego. I ta chwila jest chwila sily,
potencjalnych mozliwosci, nieustraszonosci. Wtedy nie boisz sie. Wtedy drzenie znika.
Po raz pierwszy patrzysz w rzeczywistosc bez leku. Teraz nic nie zaslania, nic nie moze
cie objac i znieksztalcic twej wyrazistosci. Twoje widzenie pozostaje nietkniete. Ktos cie
obraza, ale to nie staje sie chmura. Ktos jest w zlosci, widzisz to na wylot, naprawde
czujesz wspólczucie dla tego czlowieka w zlosci, bo niepotrzebnie spala sie w ogniu.
Oblewasz go swa blogoscia, swym pokojem, swa miloscia. Jest on glupcem, potrzeba mu
wszelkiego wspólczucia.
Cztery kroki do milosci
Milosc jest spotkaniem, orgazmicznym spotkaniem smierci i zycia. Jezeli nie poznales
milosci, wiele straciles. Urodziles sie, zyles i umarles, ale wiele straciles. Straciles
ogromnie, straciles calkowicie, straciles absolutnie, straciles te przerwe posrodku. Ta
przerwa jest najwyzszym szczytem, szczytowym przezyciem. Azeby ja osiagnac, nalezy
pamietac o czterech krokach. Pierwszy krok: badz tu i teraz - bo milosc jest mozliwa
tylko tu i teraz. Nie mozesz kochac w przeszlosci. Wielu ludzi zyje jedynie we
wspomnieniach, oni kochaja w przeszlosci. A sa i tacy, którzy kochaja w przyszlosci: to
tez jest niemozliwe. Sa to sposoby na unikanie milosci; przeszlosc i przyszlosc to
sposoby unikania milosci. Kochasz wiec w przeszlosci albo kochasz w przyszlosci - a
milosc jest mozliwa tylko w terazniejszosci, bo tylko w tej chwili nastepuje spotkanie
smierci i zycia... W tej przerwie, która jest w tobie. Ta przerwa zawsze jest w
terazniejszosci, zawsze w terazniejszosci, zawsze w terazniejszosci. Nigdy nie jest w
przeszlosci i nigdy nie jest w przyszlosci. Jesli bedziesz za duzo myslec (a myslenie
zawsze dotyczy przeszlosci lub przyszlosci), twoje energie beda odciagniete od uczucia.
Uczucie jest tu i teraz. Jesli twoje energie poruszac sie beda wedlug wzorców myslenia,
nie bedziesz miec dosc energii, by wejsc w uczucia - i milosc bedzie niemozliwa. A
zatem pierwszy krok to bycie tu i teraz. Przyszlosc i przeszlosc prowokuja myslenie;
myslenie niszczy uczucie. I czlowiek zbytnio owladniety mysleniem stopniowo
zapomina, ze ma takze i serce. Czlowiek, który jest zbyt zaangazowany w myslenie,
stopniowo zaczyna zyc tak, ze uczucie nie bedzie mialo nic do powiedzenia. Nie slucha
swego uczucia, a ono stopniowo zaczyna od niego odpadac. W tym stanie sa miliony
ludzi, którzy nie wiedza co to jest serce. Mysla, ze serce to tylko pompa. Cala ich
koncentracja jest w glowie. Glowa jest krancem, jest potrzebna, jest dobrym narzedziem,
ale musi byc uzywana jako sluga. Nie moze stac sie panem. Gdy glowa staje sie panem i
serce zostanie w tyle, bedziesz zyc, umrzesz, ale nie poznasz czym jest Bóg, poniewaz
nie bedziesz znac milosci. Ta sama przerwa przy pierwszym zetknieciu wyglada jak
milosc... a gdy zgubisz sie w niej totalnie, staje sie Bogiem. Milosc to poczatek Boga -
albo inaczej, Bóg to ostateczny szczyt milosci. Drugim krokiem prowadzacym do milosci
jest nauczenie sie przemieniania swych trucizn w slodycz... poniewaz wielu ludzi kocha,
ale ich milosc jest bardzo skazona truciznami: nienawiscia, zazdroscia, zloscia, checia
posiadania. Tysiac i jedna trucizna otaczaja twa milosc. Milosc to cos delikatnego.
Pomysl tylko o zlosci, nienawisci, checi posiadania, zazdrosci - jak moze milosc
przetrwac? Przede wszystkim, ludzie zmierzaja ku glowie i zapominaja o sercu; tych jest
wiekszosc. Jest tez pewna mniejszosc, która nadal odrobine zyje w sercu, ale i ta
mniejszosc czyni inne zlo: male swiatlo milosci jest u nich otoczone zazdroscia,
nienawiscia, zloscia, tysiacem i jedna truciznami. Wtedy cala podróz staje sie pelna
goryczy. Milosc to drabina miedzy niebem i pieklem, ale drabina zawsze prowadzi w
dwie strony - mozesz wejsc do góry, mozesz zejsc na dól. Jesli beda trucizny, drabina
sprowadzi cie w dól: wejdziesz do piekla, nie do nieba. Zamiast dostapic pewnej melodii,
twe zycie stanie sie jedynie halasem przyprawiajacym o mdlosci, pomieszanym halasem
ruchu ulicznego, halasem doprowadzajacym jedynie do szalenstwa, natlokiem wielu
halasów bez zadnej harmonii. Bedziesz trwac na samej krawedzi szalenstwa. Druga
rzecza, o której trzeba pamietac, jest wiec nauczenie sie przemieniania swych trucizn w
slodycz. Jak sie je przemienia? Jest to bardzo prosty proces. W gruncie rzeczy nazwanie
go procesem nie jest wlasciwe, bo ty niczego nie robisz, potrzebujesz jedynie
cierpliwosci. To, co ci mówie, jest jednym z najwiekszych sekretów. Wypróbuj to. Gdy
przyjdzie zlosc, nic nie rób; usiadz tylko w milczeniu i obserwuj ja. Nie badz jej
przeciwny, nie opowiadaj sie po jej stronie. Nie wspóldzialaj z nia, nie tlum jej. Po prostu
ja obserwuj, badz cierpliwy, po prostu zobacz co sie dzieje... niech narasta. Pamietaj o
jednym: nigdy niczego nie rób jesli owladnela toba trucizna, po prostu czekaj. Gdy
trucizna zacznie przemieniac sie w to drugie... Jest to jedno z podstawowych praw zycia,
ze wszystko bez przerwy przemienia sie w swoje przeciwienstwo. Tak, jak wam
powiedzialem, ze mezczyzna zmienia sie w kobiete, a kobieta zmienia sie w mezczyzne,
tak samo wystepuja w tobie pewne okresowe zmiany - dobry czlowiek staje sie zlym, zly
czlowiek staje sie dobrym, swiety ma chwile grzesznika, a grzesznik ma chwile
swietosci. Trzeba jedynie czekac. Nie dzialaj wtedy, gdy góra jest zlosc, bo bedziesz tego
zalowac, i stworzysz lancuch reakcji, i wpadniesz w karme. To jest cale znaczenie
wpadania w karme. Zrób cokolwiek, gdy jestes w chwili negatywnej, a znajdziesz sie w
pewnym lancuchu, i nie bedzie temu konca. Kiedy cos robisz wtedy, gdy jestes
nastawiony negatywnie, ten drugi czlowiek jest gotów cos uczynic, negatywnosc tworzy
wiecej negatywnosci. Negatywnosc prowokuje wiecej negatywnosci, zlosc sprowadza
wiecej zlosci, wrogosc sprowadza wiecej wrogosci, i to trwa i trwa i trwa... i ludzie sa ze
soba uwiklani przez cafe zywoty. I dalej to robia! Czekaj. Gdy znajdziesz sie w zlosci,
jest to chwila dobra do medytacji. Nie zmarnuj tej chwili: zlosc wytwarza w tobie tak
wielka energie... Moze ona niszczyc. A energia jest neutralna; ta sama energia, która
moze niszczyc, moze byc twórcza. Czekaj. Ta sama energia, która moze rozniesc w pyl,
moze obsypac zyciem - tylko czekaj. Kiedy bedziesz czekac i nic nie bedziesz robic w
pospiechu, któregos dnia zaskoczy cie, gdy ujrzysz wewnetrzna zmiane. Byles pelny
zlosci, a potem ta zlosc narastala i narastala do punktu szczytowego... a potem kolo sie
obrócilo. I mozesz zobaczyc jak to kolo sie obraca, i zlosc opada, i energia jest
uwalniana, i teraz jestes w pozytywnym nastroju, nastroju tworzenia. Teraz mozesz cos
zrobic. Teraz dzialaj. Zawsze czekaj na to pozytywne. I to, co mówie, nie jest
tlumieniem. Nie mówie, abys tlumil negatywnosc. Mówie, abys obserwowal
negatywnosc. Pamietaj te róznice, jest to ogromna róznica. Nie mówie, abys siedzial na
samym szczycie negatywnosci, zapominal o tej negatywnosci, robil cos wbrew niej; nie,
tego nie mówie. Nie mówie, abys usmiechal sie wtedy, gdy jestes w zlosci, nie. Taki
usmiech jest falszywy, obrzydliwy, sztuczny. Gdy jestes w zlosci, nie usmiechaj sie.
Zamknij sie wtedy w pokoju, postaw przed soba lustro i sam zobacz swoja ogarnieta
zloscia twarz. Nie trzeba nikomu jej pokazywac. To twoja sprawa, to twoja energia, to
twoje zycie, i musisz czekac na odpowiednia chwile. Patrz caly czas w lustro, zobacz te
czerwona twarz, te czerwone oczy, tego morderce, który tam jest. Czy kiedykolwiek
myslales o tym, ze kazdy ma w sobie takiego morderce? Ty tez masz w sobie takiego
morderce. Nie sadz, ze morderca jest gdzies indziej, ze morderca jest ktos inny, kto
dokonuje morderstwa. Nie, kazdy ma moznosc popelnienia morderstwa. Nosisz w sobie
taki samobójczy instynkt. Spójrz tylko w lustro, to sa twoje nastroje - musisz zapoznac
sie z nimi. Jest to fragment wzrastania ku poznaniu siebie. Tyle slyszales, od Sokratesa az
po dzis: "Poznaj siebie" - i to jest ta droga wiodaca do poznania siebie. "Poznaj siebie"
nie oznacza siedzenia w milczeniu i powtarzania "Jestem Brahma, jestem Dusza, jestem
Bogiem, jestem Tym", wszystko to bzdura. "Poznaj siebie" oznacza poznanie wszystkich
swoich nastrojów, wszystkich mozliwosci: mordercy, grzesznika, przestepcy, swietego,
swietego czlowieka wewnatrz ciebie, cnoty, Boga, diabla. Poznaj wszystkie te nastroje,
caly ich zakres, a poznawszy je, bedziesz w stanie odkrywac tajemnice, klucze.
Zobaczysz, ze zlosc nie moze istniec caly czas - chyba ze moze? Nie sprawdziles tego.
Spróbuj, ona nie moze istniec caly czas. Jesli niczego nie bedziesz robic, co sie stanie?
Czy zlosc moze tak utrzymywac sie po wsze czasy? Nic nie moze utrzymywac sie na
zawsze. Szczescie przychodzi i odchodzi, nieszczescie przychodzi i odchodzi. Nie
mozesz zobaczyc tego prostego prawa? - ze wszystko sie zmienia, nic nie pozostaje
trwale. Po co sie wiec spieszyc? Zlosc przyszla, i odejdzie. Po prostu poczekaj, miej
odrobine cierpliwosci. Patrz po prostu w lustro i czekaj. Niech ta zlosc bedzie, niech
twoja twarz stanie sie brzydka i mordercza - ale czekaj, obserwuj. Nie tlum i nie dzialaj
powodowany zloscia, a wkrótce przekonasz sie, ze twarz staje sie lagodniejsza, oczy staja
sie spokojniejsze, energia zmienia sie - mezczyzna przemienia sie w kobiete... i wkrótce
caly bedziesz emanowac. Ta sama czerwien, która byla zloscia, teraz bedzie pewnym
emanowaniem, pieknem na twej twarzy, w twoich oczach. Teraz idz - nadszedl czas
dzialania. Dzialaj wtedy, gdy jestes w pozytywnym nastroju. Nie wymuszaj
pozytywnosci, czekaj, az pozytywnosc sama przyjdzie. Oto ta tajemnica. Gdy mówie:
"Naucz sie przemieniac swoje trucizny w slodycz"; to wlasnie mam na mysli. I trzecie -
dziel sie. Gdy tylko jest cos negatywnego, zatrzymaj to dla siebie. Gdy tylko jest cos
pozytywnego, dziel sie. Zwykle ludzie dziela sie negatywnosciami, nie dziela sie
pozytywnosciami. Ludzie sa po prostu glupi. Gdy sa szczesliwi, nie dziela sie, sa bardzo
skapi. Gdy sa nieszczesliwi, staja sie bardzo, bardzo rozrzutni; wtedy sa bardzo gotowi
do dzielenia sie. Kiedy ludzie sie usmiechaja, usmiechaja sie bardzo, bardzo oszczednie,
tyle tylko, odrobine. Ale kiedy sa w zlosci, sa w zlosci totalnie. Trzecim krokiem jest
dzielenie sie pozytywnoscia. To sprawi, ze twoja milosc plynac bedzie niczym rzeka,
wzbierajaca z twego serca. Kiedy bedziesz sie dzielic, twój dylemat serca zacznie znikac.
Znam takie bardzo dziwne powiedzenie Jorge Luisa Borgesa. Posluchaj go: Psom dawaj
to, co swiete jest, Perly swe rzucaj przed wieprze. Tym bowiem, co liczy sie, jest
dawanie. Slyszales powiedzenie odwrotne: nie rzucaj psom, nie rzucaj perel przed
wieprze, bo nie zrozumieja. Wazne jest nie to, co dajesz - perly i swietosc i milosc - i to
komu dajesz; nie o to chodzi. Chodzi o to, ze dajesz. Gdy masz, dawaj. Gurdjieff mawial:
"Wszystko, co gromadzilem, stracilem, a wszystko, co dawalem, moim jest. Wszystko,
co dawalem, nadal jest ze mna, a wszystko, co gromadzilem, zaginelo, zostalo stracone."
To prawda - masz tylko to, czym sie dzielisz. Milosc nie jest wlasnoscia, która trzeba
gromadzic; jest emanowaniem, jest aromatem, którym trzeba sie dzielic. Im bardziej sie
dzielisz, tym masz wiecej. Im mniej sie dzielisz, tym mniej bedziesz miec. Im wiecej sie
dzielisz, tym wiecej bedzie sie pojawiac z najglebszego twego rdzenia; jest to
nieskonczone, wiecej bedzie sie jeszcze pojawiac i gromadzic. Wyciagaj wode ze studni,
a naplywac do niej bedzie jeszcze wiecej swiezej wody. Nie czerp wody, zamknij
studnie, stan sie skapcem, a zródla przestana funkcjonowac. Stopniowo zródla zaczna
wysychac, zamkna sie, zas woda, która jest w studni, umrze, stanie sie zgnila, brudna.
Woda plynaca jest swieza... milosc plynaca jest swieza. Tak wiec trzecim krokiem
prowadzacym do milosci jest dzielenie sie pozytywnosciami, dzielenie sie swoim zyciem,
dzielenie sie tym, co masz. Cokolwiek jest w tobie piekne, nigdy tego nie gromadz.
Twoja madrosc, dziel sie nia; twoja modlitwa, dziel sie nia; twoja milosc, twoje
szczescie, twoja rozkosz, dziel sie nimi. Tak, jesli nie mozesz nikogo znalezc, dziel sie
nia z psami - ale dziel sie. Dziel sie nia ze skalami - ale dziel sie. Kiedy masz perly,
rzucaj je, nie przejmuj sie czy padaja przed wieprze czy przed swietych, po prostu je
rzucaj. Tym bowiem, co liczy sie, jest dawanie. Gromadzenie zatruwa serce. Wszelkie
gromadzenie jest trujace. Jesli sie dzielisz, twój organizm bedzie wolny od trucizn. A
kiedy dajesz, nie przejmuj sie czy wywola to jakas reakcje, czy nie. Nawet nie czekaj na
podziekowanie. Odczuwaj wdziecznosc do osoby, która pozwolila ci dzielic sie czyms ze
soba. Nie inaczej; nie czekaj, w glebi swego serca mówiac, ze to on powinien byc ci
wdzieczny, bo dzieliles sie z nim. Nie, ty sam odczuwaj wdziecznosc za to, ze byl on
gotów cie wysluchac, dzielic z toba pewna energie, ze byl gotów wysluchac twojej
piesni, ze byl gotów obejrzec twój taniec, ze kiedy przyszedles do niego, zeby mu dawac,
nie odmówil... a mógl odmówic. Dzielenie sie jest jedna z najbardziej duchowych cnót,
jedna z najwiekszych duchowych cnót. I czwarte: badz niczym. Gdy zaczynasz myslec,
ze jestes kims, zatrzymaj sie; wtedy milosc nie plynie. Milosc plynie tylko z kogos, kto
jest nikim. Milosc znajduje swoja siedzibe w nicosci. Kiedy jestes pusty, jest milosc.
Kiedy jestes pelny ego, milosc znika. Milosc i ego nie moga istniec razem. Milosc moze
istniec razem z Bogiem, ale nie moze istniec razem z ego, bo milosc i Bóg to synonimy.
Milosc i ego nie moga razem istniec. Badz wiec niczym. Nicosc jest zródlem
wszystkiego, nicosc jest zródlem nieskonczonosci... nicosc jest Bogiem. Nicosc to
nirvana. Badz niczym - a bedac niczym, dostapisz calosci. Bedac czyms, przegapisz;
bedac niczym, dotrzesz do domu.
Seks, milosc, modlitwa
Opisz nam duchowe znaczenie energii seksu. Jak mozemy wysubtelnic seks i uczynic go
duchowym? Czy mozliwe jest praktykowanie seksu, kochania sie, jako medytacji, jako
odskoczni ku wyzszym poziomom swiadomosci? Nie ma czegos takiego jak energia
seksu. Energia jest jedna i ta sama. Seks jest jednym z jej ujsc, jednym z jej kierunków,
jednym z zastosowan tej energii. Energia zycia jest jedna, a przejawiac sie moze w wielu
kierunkach. Seks jest jednym z nich. Gdy energia zycia staje sie biologiczna, staje sie
energia seksu. Seks to tylko zastosowanie energii zycia. Nie ma kwestii wysubtelnienia.
Gdy energia zycia plynie w innym kierunku, nie ma seksu. Ale to nie jest wysubtelnienie,
jest to przemiana. Seks jest naturalnym, biologicznym przeplywem energii zycia i jej
najnizszym zastosowaniem. Jest to naturalne, bo zycie bez niego nie moze istniec, i
najnizsze, bo jest on podstawa, nie szczytem. Gdy seks staje sie totalnoscia, cale zycie
zostaje po prostu zmarnowane. Przypomina to polozenie fundamentu i dalsze kladzenie
fundamentu, bez budowania domu, dla którego ten fundament przeznaczono. Seks jest po
prostu okazja do wyzszej przemiany energii zycia. Pod tym wzgledem wszystko jest w
porzadku, ale gdy seks staje sie wszystkim, gdy staje sie jedynym ujsciem dla energii
zycia, staje sie destruktywny. Moze on byc tylko srodkiem, nie celem. A srodki maja sens
tylko wtedy, gdy cele zostaja osiagniete. Gdy czlowiek robi niewlasciwy uzytek ze
srodka, caly cel ulega zniszczeniu. Gdy seks staje sie centrum zycia, jak to sie stalo,
srodki zamienia sie w cele. Seks tworzy biologiczna podstawe istnienia, trwania zycia.
Jest srodkiem - nie powinien stac sie celem. Gdy seks staje sie celem, ginie wymiar
duchowy. A gdy seks staje sie medytacyjny, kieruje sie ku wymiarowi duchowemu. Staje
sie stopniem, odskocznia. Nie ma potrzeby wysubtelniania, gdyz energia jako taka nie
jest ani seksualna, ani duchowa. Energia zawsze jest neutralna. Sama w sobie nie ma
nazwy. Nazwa pochodzi od drzwi, przez które plynie. Ta nazwa nie jest nazwa energii,
jest nazwa formy przyjmowanej przez energie. Gdy mówisz "energia seksualna" oznacza
to energie, która plynie ujsciem seksualnym, ujsciem biologicznym. Gdy ta sama energia
plynie ku boskosci, jest energia duchowa. Energia jako taka jest neutralna. Wyrazana
biologicznie, jest seksem. Wyrazana emocjonalnie, moze stac sie miloscia, moze stac sie
nienawiscia, moze stac sie zloscia. Wyrazana intelektualnie, moze stac sie naukowa,
moze stac sie literacka. Gdy porusza sie przez cialo, staje sie fizyczna. Gdy przemieszcza
sie przez umysl, staje sie mentalna. Róznice nie sa róznicami energii jako takiej, ale jej
uzytych przejawien. Stad mówienie o "wysubtelnieniu energii seksu" nie ma podstawy.
Kiedy nie korzysta sie z ujscia seksu, energia znowu staje sie czysta. Energia zawsze jest
czysta. Gdy przejawia sie drzwiami boskosci, staje sie duchowa, ale ta forma to tylko
przejaw energii. Slowo "wysubtelnienie" wywoluje bardzo niewlasciwe skojarzenia.
Wszystkie teorie wysubtelniania to teorie tlumienia. Zawsze, gdy mówisz
"wysubtelnienie seksu" stajesz sie mu przeciwny. Twoje potepienie zawiera sie w samym
slowie. Pytasz co mozna zrobic z seksem. Wszystko, co robi sie wprost z seksem, jest
tlumieniem. Istnieja tylko posrednie metody, w których nie zajmujesz sie w ogóle energia
seksualna, raczej zmierzasz do otwarcia drzwi do boskosci. Gdy drzwi do boskosci beda
otwarte, wszystkie energie w tobie zaczynaja plynac ku tym drzwiom. Seks jest
wchloniety. Gdy tylko mozliwa jest wyzsza blogosc, nizsze formy blogosci staja sie
nieistotne. Nie masz ich tlumic, ani walczyc z nimi. One po prostu zanikaja. Seks nie jest
wysubtelniany, zostaje przekroczony. Cokolwiek czyni sie z seksem negatywnie, nie
zmieni to tej energii. Wrecz przeciwnie, stworzy w tobie konflikt, który bedzie
destruktywny. Walczac z energia, walczysz sam ze soba. Tej walki nikt nie moze wygrac.
W jednej chwili czujesz, ze wygrales, w nastepnej chwili czujesz, ze to seks wygral. Stale
tak bedzie. Czasami nie bedzie seksu i bedziesz czul, ze nad nim zapanowales, a w
nastepnej chwili znów czujesz przyciaganie seksu i wszystko, co zyskales, zostaje
utracone. Nikt nie moze wygrac walki toczonej przeciw swojej wlasnej energii. Gdy
twoich energii potrzeba gdzie indziej, gdzies, gdzie jest wiecej blogosci, seks zaniknie. I
nie jest tak, ze energia zostala wysubtelniona, nie jest tak, ze cos z nia zrobiles. Raczej
otworzyla sie przed toba nowa droga wiodaca ku wiekszej blogosci i energia
automatycznie, spontanicznie zaczyna plynac ku tym nowym drzwiom. Gdy trzymasz w
dloniach kamienie i nagle na swej drodze napotykasz diamenty, nawet nie zauwazysz, ze
upusciles kamienie. Same upadna, jakbys ich nie trzymal. Nawet nie bedziesz pamietal
wyrzeczenia sie ich, tego, ze je wyrzuciles. Nawet nie bedziesz tego swiadomy. I nie jest
tak, ze cos zostalo wysubtelnione. Otworzylo sie wieksze zródlo szczescia, a mniejsze
zródla same z siebie odpadly. Jest to tak automatyczne, spontaniczne, ze nie potrzebne
jest zadne pozytywne dzialanie przeciw seksowi. Zawsze, gdy robisz cos przeciwko
jakiejkolwiek energii, jest to negatywne. Prawdziwe, pozytywne dzialanie, nawet nie
dotyczy seksu - dotyczy medytacji. Nawet nie poznasz, ze seks odszedl. Po prostu zostal
wchloniety przez to, co nowe. Wysubtelnienie jest brzydkim slowem. Ma w sobie nute
antagonizmu, konfliktu. Seks trzeba przyjmowac takim, jaki jest. Jest jedynie biologiczna
podstawa umozliwiajaca istnienie zycia. Nie nadawaj mu zadnego duchowego czy
antyduchowego znaczenia. Zrozum po prostu fakt jego istnienia. Gdy traktujesz go jako
fakt biologiczny, w ogóle sie nim nie zajmujesz. Zajmujesz sie nim tylko, gdy nadajesz
mu jakies duchowe znaczenie. Nie nadawaj mu wiec zadnego znaczenia, nie stwarzaj
wokól niego zadnej filozofii. Tylko zobacz fakty. Nie rób nic przeciw niemu, ani na jego
korzysc. Niech bedzie taki, jaki jest; zaakceptuj go jako cos normalnego. Nie przyjmuj
jakiegos nienormalnego nastawienia do niego. Tak samo jak masz oczy i dlonie, tak samo
powinienes miec seks. Nie jestes przeciwny swoim oczom czy dloniom, nie badz wiec
przeciwny seksowi. Wtedy kwestia co masz zrobic z seksem staje sie nieistotna.
Tworzenie rozdwojenia za czy przeciw seksowi nie ma sensu. Jest on faktem.
Przyszedles do egzystencji przez seks i masz wbudowany program dawania zycia dalej
przez seks. Jestes czescia wielkiej ciaglosci. Twoje cialo umrze, ma wiec wbudowany
program stworzenia innego ciala, które je zastapi. Smierc jest pewna. Dlatego seks jest
taki obsesyjny. Nie bedziesz na zawsze, musisz wiec zostac zastapiony nowszym cialem,
replika. Seks jest tak wazny, bo cala natura go podkresla - inaczej czlowiek nie móglby
istniec. Gdyby seks byl dobrowolny, na ziemi nikt by nie pozostal. Seks jest tak
obsesyjny, tak nieodparty, poped seksualny jest tak silny, gdyz cala natura opowiada sie
po jego stronie. Bez niego zycie nie moze istniec. Seks jest tak istotny dla religijnych
poszukujacych, gdyz jest tak przymusowy, tak nieodparty, tak naturalny. Stal sie
wyznacznikiem poznania czy energia zycia w konkretnym czlowieku dotarla do
boskosci. Nie mozemy poznac wprost, ze ktos napotkal boskosc, nie mozemy poznac
wprost, ze ktos ma diamenty, mozemy jednak bezposrednio poznac czy ten ktos wyrzucil
kamienie, bo kamienie sa nam znane. Mozemy poznac wprost, ze ktos wykroczyl poza
seks, poniewaz seks jest nam znany. Seks jest tak kompulsywny, tak przymusowy, jest
taka wielka sila, ze nie mozna wyjsc poza niego póki nie dostapi sie boskosci. Dlatego
brahmacharya stalo sie kryterium poznania czy jakis czlowiek dotarl do boskosci. Dla
niego seks taki, jak istnieje w normalnych ludziach, nie istnieje. Nie znaczy to, ze
porzucajac seks dostapisz boskosci. Odwrotnosc jest falszem. Czlowiek, który znalazl
diamenty, rzuca kamienie, które niósl, ale odwrotna sytuacja nie jest prawda. Mozesz
wyrzucic kamienie, ale nie znaczy to, ze dostaniesz cos od nich wiekszego. Wtedy
bedziesz posrodku. Umysl bedziesz mial stlumiony, nie taki, który wykroczyl ponad.
Seks bedzie sie w tobie gotowal i wywola wewnatrz pieklo. Nie bedzie to wyjscie poza
seks. Gdy seks staje sie stlumiony, staje sie brzydki, chorobliwy, neurotyczny. Staje sie
perwersyjny. Tak zwane religijne nastawienie do seksu stworzylo seksualnosc
perwersyjna, kulture, która seksualnie jest zupelnie neurotyczna. Nie opowiadam sie po
jej stronie. Seks to fakt biologiczny, nie ma w nim nic zlego. Nie walcz wiec z nim, bo
ulegnie perwersji - a seks perwersyjny nie jest krokiem naprzód. Jest spadnieciem ponizej
normalnosci, krokiem ku szalenstwu. Gdy stlumienie staje sie tak intensywne, ze nie
mozesz dluzej z nim trwac, eksploduje i w tej eksplozji ty zostaniesz zatracony. Jestes
wszystkimi cechami ludzkosci, jestes wszystkimi mozliwosciami. Normalny fakt seksu
jest zdrowy, ale kiedy staje sie nienormalnie stlumiony, staje sie niezdrowy. Przejsc od
normalnosci do boskosci mozesz bardzo latwo, ale przejscie z boskosci od umyslu
neurotycznego jest zmudne i w pewnej mierze niemozliwe. Najpierw musisz stac sie
zdrowy, normalny. Wtedy, w koncu, jest taka mozliwosc, ze mozna wykroczyc ponad
seks. Co wiec trzeba robic? Poznaj seks! Wejdz w niego swiadomie! Oto sekret otwarcia
nowych drzwi. Wchodzac w seks bez swiadomosci, bedziesz jedynie instrumentem w
rekach ewolucji biologicznej - ale jesli zdolasz byc swiadomy w akcie seksu, sama ta
swiadomosc staje sie gleboka medytacja. Akt seksu jest tak przymusowy i tak
kompulsywny, ze trudno jest byc w nim swiadomie, ale nie jest to niemozliwe. A jesli
zdolasz byc swiadomy w akcie seksu, nie bedzie w zyciu zadnego takiego faktu, w
którym nie bedziesz mógl byc swiadomy, bo zaden akt nie jest tak gleboki jak seks. Jesli
zdolasz byc swiadomy w akcie seksu, bedziesz swiadomy nawet w smierci. Glebia aktu
seksu i glebia smierci sa takie same, analogiczne. Docierasz do tego samego punktu. Jesli
wiec zdolasz byc swiadomy w akcie seksu, osiagnales cos wielkiego. Jest to bezcenne.
Uzyj wiec seksu jako aktu medytacji. Nie walcz z nim, nie wystepuj przeciw niemu. Nie
mozesz walczyc przeciw naturze - jestes jej nierozdzielna czescia. Musisz wobec seksu
miec nastawienie przyjazni, sympatii. Jest to najglebszy dialog miedzy toba i natura. Tak
naprawde akt seksu w rzeczywistosci nie jest dialogiem miedzy mezczyzna i kobieta. Jest
to dialog mezczyzny z natura, przez kobiete, i kobiety z natura, przez mezczyzne. Jest to
dialog z natura. Przez chwile jestes w kosmicznym przeplywie, jestes w niebianskiej
harmonii, jestes w harmonii z caloscia. Tak mezczyzna jest spelniony dzieki kobiecie, a
kobieta dzieki mezczyznie. Mezczyzna nie jest caloscia i kobieta nie jest caloscia. Oboje
sa dwoma fragmentami calosci. Dlatego zawsze, gdy tylko staja sie jednoscia w akcie
seksualnym, moga znalezc sie w harmonii z najglebsza natura wszystkiego, z Tao. Ta
harmonia moze byc biologicznymi narodzinami nowego istnienia. Jesli jestes
nieswiadomy, jest to jedyna mozliwosc. Ale jesli jestes swiadomy, ten akt moze stac sie
narodzinami dla ciebie, duchowymi narodzinami. Dzieki niemu staniesz sie dwakroc
narodzony". Gdy bierzesz w tym udzial swiadomie, stajesz sie swiadkiem. A jesli
staniesz sie swiadkiem w akcie seksu, wykroczysz ponad seks, bo w byciu swiadkiem
stajesz sie wolny. Teraz nie bedzie kompulsji. Nie bedziesz juz nieswiadomym
uczestnikiem. Gdy w tym akcie staniesz sie swiadkiem, wykroczysz ponad niego. Teraz
wiesz, ze nie jestes jedynie cialem. Sila bycia swiadkiem poznala cos spoza tego aktu. To
"poza" mozna poznac tylko wtedy, gdy jestes gleboko we wnetrzu. Nie jest to
powierzchowne spotkanie. Gdy targujesz sie na rynku, twoja swiadomosc nie moze wejsc
bardzo gleboko, gdyz sam ten akt jest powierzchowny. Jesli chodzi o czlowieka, akt
seksu jest jedynym aktem, przez który moze on stac sie swiadkiem wewnetrznych glebi.
Im bardziej wchodzisz w medytacje przez seks, tym seks bedzie mial mniejsze
oddzialywanie. Powstanie z niego medytacja, a z tej powstajacej medytacji otworza sie
nowe drzwi i seks zaniknie. Nie bedzie to wysubtelnienie. Przypomni to sytuacje, gdy
suche liscie opadaja z drzewa. Drzewo nie pozna, ze liscie opadaja. Tak samo i ty nie
poznasz, ze odchodzi mechaniczna potrzeba seksu. Uczyn z seksu medytacje, uczyn seks
przedmiotem medytacji. Traktuj go jak swiatynie, a wtedy wykroczysz ponad niego i
dokona sie twoja przemiana. Wtedy seksu nie bedzie, i nie bedzie tlumienia,
wysubtelniania. Seks bedzie po prostu nieistotny, bez znaczenia. Wyrosles ponad niego.
Dla ciebie nie ma on sensu. Przypomina to sytuacje dorastajacego dziecka. Zabawki nie
maja teraz sensu. Ono niczego nie wysubtelnialo, niczego nie tlumilo. Po prostu doroslo,
stalo sie dojrzale. Zabawki nie maja teraz znaczenia. Sa dziecinne, a teraz dziecko nie jest
juz dzieckiem. Tak samo, im wiecej medytujesz, tym seks bedzie slabiej na ciebie
oddzialywal. I stopniowo, spontanicznie, bez swiadomego wysilku majacego wysubtelnic
seks, energia znajdzie nowe zródlo, do którego bedzie plynac. Ta sama energia, która
plynela przez seks, teraz bedzie plynac przez medytacje. A kiedy plynie ona przez
medytacje, otwieraja sie drzwi boskosci. Jeszcze jedno. Uzywasz slów "seks" i "milosc"
Zwykle uzywamy tych dwóch slów tak, jakby mialy jakies wewnetrzne powiazanie. Nie
maja. Milosc przychodzi dopiero wtedy, gdy seks odszedl. Wczesniej milosc to tylko
przyneta, gra wstepna i nic innego. Jest tylko przygotowaniem gruntu do aktu seksu. Jest
tylko wprowadzeniem do seksu, przedmowa, niczym innym. Dlatego im wiecej seksu
miedzy dwojgiem ludzi, tym mniej milosci, bo przedmowa jest niepotrzebna. Gdy dwoje
ludzi jest w milosci i nie ma miedzy nimi seksu, bedzie wielka milosc romantyczna. Ale
gdy wkroczy seks, milosc znika. Seks jest taki nagly Sam w sobie jest taki gwaltowny.
Potrzeba mu wprowadzenia, potrzeba gry wstepnej. Milosc, jak my ja znamy, jest tylko
okryciem nagiego faktu seksu. Jesli wejrzysz gleboko w to, co nazywasz miloscia,
znajdziesz seks czajacy sie do skoku. Zawsze jest tuz za rogiem. Milosc przemawia. Seks
sie przygotowuje. Ta tak zwana milosc laczy sie z seksem, ale jest tylko przedmowa. Gdy
seks przychodzi, ta milosc odpadnie. Dlatego malzenstwo zabija milosc romantyczna, i
zabija ja absolutnie. Dwoje ludzi zapoznaje sie ze soba i gra wstepna, milosc, staje sie
niepotrzebna. Prawdziwa milosc nie jest przedmowa jest aromatem. Nie przychodzi
przed seksem, a po nim. Nie jest prologiem, a epilogiem. Jesli przejdziesz przez seks i
odczuwasz do tej osoby wspólczucie, rozwija sie milosc. A jesli medytujesz, bedziesz
czul sie wspólczujacy. Gdy medytujesz w akcie seksu, twój partner seksualny nie bedzie
tylko przedmiotem sluzacym twojej fizycznej przyjemnosci. Bedziesz czul wdziecznosc
do niego czy do niej, poniewaz oboje doszliscie do glebokiej medytacji. Jesli medytujesz
w seksie, powstanie miedzy wami nowa przyjaznosc, gdyz dotarliscie dzieki sobie do
komunii z natura. Dzieki sobie macie chwilowy wglad w nieznane glebiny
rzeczywistosci. Bedziecie czuli dla siebie wdziecznosc i wspólczucie - wspólczucie dla
cierpienia, wspólczucie dla poszukiwania, wspólczucie dla towarzysza lub towarzyszki,
kompana podrózy, wspólczucie dla bladzacego po omacku przyjaciela. Gdy seks staje sie
medytacyjny, dopiero wtedy zjawia sie idacy za nim aromat, uczucie nie bedace gra
wstepna seksu, ale dojrzaloscia, wzrastaniem, medytacyjnym urzeczywistnieniem.
Dlatego, gdy akt seksu staje sie medytacyjny, odczujesz milosc. Milosc jest polaczeniem
wdziecznosci, przyjaznosci i wspólczucia. Gdy sa te trzy uczucia, jestes w milosci. Gdy
rozwinie sie ta milosc, wyjdziesz ponad seks. Milosc rozwija sie poprzez seks, ale
wykracza poza niego. Jest jak kwiat - wychodzi z korzeni, ale wykracza poza nie. I nie
wróci, powrotu nie ma. Gdy rozwinie sie milosc, nie bedzie seksu. Tak naprawde jest to
jeden ze sposobów poznania, ze rozwinela sie milosc. Seks jest jak skorupka jajka,
skorupka, z której ma wyjsc milosc. Gdy wyjdzie, skorupki nie bedzie. Bedzie rozbita,
wyrzucona. Seks moze dojsc do milosci tylko wtedy, gdy jest medytacja, nigdy inaczej.
Gdy nie ma medytacji, ten sam seks bedzie powtarzany i znudzi cie to. Seks bedzie coraz
bardziej nuzacy i nie bedziesz czul wdziecznosci do tamtej osoby. Raczej poczujesz sie
oszukany, poczujesz do niej wrogosc. Ona nad toba dominuje. Dominuje przez seks, bo
stal sie on dla ciebie potrzeba. Stales sie niewolnikiem, gdyz nie mozesz zyc bez seksu. A
nie mozesz poczuc przyjazni do kogos, wobec kogo stales sie niewolnikiem. I oboje
czuja to samo - ze drugi czlowiek jest panem. Ta dominacja bedzie negowana i
zwalczana, ale seks nadal bedzie powtarzany. Staje sie rutyna dnia. Walczysz z
partnerem w seksie, potem wszystko naprawiasz. Potem znów walczysz, potem znów
naprawiasz. Milosc w najlepszym przypadku jest ledwie dostosowaniem. Nie mozesz
czuc przyjazni, nie ma wspólczucia. Zamiast tego jest okrucienstwo i przemoc, czujesz
sie oszukany. Stales sie niewolnikiem. Seks nie zdola rozwinac sie w milosc. Pozostanie
tylko seksem. Przejdz przez seks! Nie bój sie go, bo lek donikad nie prowadzi. Jesli
czlowiek ma sie bac czegokolwiek, to tylko samego leku. Nie bój sie seksu i nie walcz z
nim, bo to tez jest pewnego rodzaju lek. "Walka lub ucieczka" walka lub odejscie, to
dwie drogi leku. Nie uciekaj wiec od seksu, nie walcz z nim. Zaakceptuj go, przyjmij go
za fakt zycia. Wejdz w niego gleboko, poznaj go totalnie, zrozum go, medytuj w nim, a
wyjdziesz ponad niego. Jesli w akcie seksu medytujesz, otwieraja sie nowe drzwi.
Napotykasz nowy wymiar, bardzo nieznany, nieslyszany, i przeplywa wieksza blogosc.
Napotkasz cos tak blogiego, ze seks stanie sie nieistotny i samoistnie wygasnie. Teraz
twoja energia przestaje plynac w tym kierunku. Energia zawsze plynie ku blogosci.
Poniewaz blogosc pojawia sie w seksie, energia plynie ku niemu, ale jezeli szukasz
wiecej blogosci - blogosci, która wykracza ponad seks, która wychodzi ponad seks,
blogosci, która daje wieksze spelnienie, glebsze - wtedy, sama z siebie, energia przestanie
plynac w kierunku seksu. Kiedy seks staje sie medytacja, rozkwita w milosc, i ten
rozkwit jest ruchem ku boskosci. To dlatego milosc jest boska. Seks jest fizyczny, milosc
jest duchowa. A gdy zjawi sie kwiat milosci, przyjdzie modlitwa, przyjdzie za nim. Teraz
nie jestes juz daleko od boskosci. Jestes blisko domu. Teraz zacznij medytowac z
miloscia. To jest drugi krok. Gdy jest ta chwila komunii, gdy jest ta chwila milosci,
zacznij medytowac. Wejdz w nia gleboko, badz jej swiadom. Teraz nie spotykaja sie
ciala. W seksie spotykaja sie ciala, w milosci spotykaja sie dusze. Nadal jest to spotkanie,
spotkanie dwojga osób. Zobacz teraz milosc tak, jak widziales seks. Zobacz te komunie,
to wewnetrzne spotkanie, ten wewnetrzny stosunek seksualny. Wtedy wykroczysz nawet
ponad milosc i dojdziesz do modlitwy. Ta modlitwa jest drzwiami. Nadal jest to
spotkanie, ale nie spotkanie dwojga osób. Jest to komunia ciebie i calosci. Teraz ta druga
strona, jako czlowiek, odpadla. Jest to strona bezosobowa - cala egzystencja - i ty Ale
modlitwa nadal jest spotkaniem, wiec w koncu tez musi zostac przekroczona. W
modlitwie wierny i boskosc sa oddzielni, bhakta i bhagwan sa oddzielni. Nadal jest to
spotkanie. To dlatego Meera czy Teresa, opisujac swoje doznania modlitewne, mogly
uzywac okreslen seksualnych. W chwilach pelnych modlitwy trzeba medytowac. Znów
badz temu swiadkiem. Zobacz te komunie siebie z caloscia. Wymaga to najsubtelniejszej
z mozliwych swiadomosci. Jesli zdolasz byc swiadomy spotkania siebie z caloscia,
wyjdziesz ponad siebie i ponad calosc, jedno i drugie. Wtedy jestes caloscia. A w tej
calosci nie ma dualizmu, jest tylko jednosc. Tej jednosci poszukuje sie w seksie, w
milosci, w modlitwie. Wlasnie ta jednosc jest tym, do czego tesknimy. Nawet w seksie, ta
tesknota dotyczy jednosci. Blogosc przychodzi, bo na jedna chwile stajecie sie jednoscia.
Seks poglebia sie w milosc, milosc poglebia sie w modlitwe, a modlitwa poglebia sie w
totalne wykroczenie ponad, totalna jednosc. To poglebienie zawsze przychodzi z
medytacji. Metoda jest zawsze taka sama. Poziomy sie róznia, wymiary sie róznia, kroki
sie róznia, a metoda zawsze jest ta sama. Wejdz w seks, a znajdziesz milosc. Wejdz
gleboko w milosc, a dojdziesz do modlitwy. Wejdz w modlitwe, a eksplodujesz w
jednosc. Ta jednosc jest totalna, ta jednosc jest blogoscia, ta jednosc jest ekstaza. Dlatego
tak wazne jest, by nie przyjmowac nastawienia walki. W kazdym fakcie obecna jest
boskosc. Moze byc wystrojona, moze byc ubrana; musisz ja rozebrac, zdjac jej ubranie.
Znajdziesz jeszcze wiecej subtelnych ubran. Znów, zdejmij je. Dopóki nie napotkasz
jednosci w jej totalnej nagosci, nie znajdziesz zaspokojenia, nie poczujesz sie spelniony.
Gdy dochodzisz do nieubranej jednosci, jednosci pozbawionej szat, stajesz sie z nia
jednym, bo gdy poznasz te nagosc, nie bedzie to nikt inny, tylko ty sam. W istocie rzeczy
kazdy poszukuje sam siebie przez innych ludzi. Pukajac do cudzych drzwi, trzeba znalezc
swój wlasny dom. Gdy z rzeczywistosci zdjete zostana okrycia, jestes z nia jednym, bo
róznica sa tylko szaty. Ubrania sa bariera, nie mozesz wiec rozebrac rzeczywistosci
dopóki sam sie nie rozbierzesz. Dlatego medytacja jest bronia obosieczna, rozbiera
rzeczywistosc i równoczesnie rozbiera ciebie. Rzeczywistosc staje sie naga i ty stajesz sie
nagi. A w chwili totalnej nagosci, totalnej pustki, stajesz sie jednoscia. Nie jestem wiec
przeciw seksowi. Nie znaczy to, ze opowiadam sie za seksem. Znaczy to, ze opowiadam
sie za glebokim wejsciem w niego i odkryciem tego, co jest poza nim. To poza zawsze
jest, ale zwykly seks jest seksem dorywczym, nikt wiec nie wchodzi gleboko. Jesli
zdolasz wejsc gleboko, poczujesz wdziecznosc do boskosci za to, ze dzieki seksowi
otworzyly sie inne drzwi. A jesli seks jest tylko dorywczy, nie poznasz, ze byles blisko
czegos wiekszego. Jestesmy tak sprytni, ze stworzylismy falszywa milosc która nie
przychodzi po seksie, ale przed nim. Jest czyms kultywowanym, sztucznym. Milosc byla
tylko przedmowa, ale teraz ta przedmowa nie jest juz potrzebna. A prawdziwa milosc
zawsze jest poza seksem - kryje sie za seksem. Wejdz w niego gleboko, medytuj w nim
religijnie, a rozkwitniesz w milujacy stan umyslu. Nie jestem przeciwny seksowi i nie
opowiadam sie za miloscia. Musisz wykroczyc nawet poza nia. Medytuj na niej, wyjdz
poza nia. Przez medytacje rozumiem, ze musisz przejsc przez nia w pelnej uwaznosci,
swiadomosci. Nie wolno przejsc przez nia slepo, nieswiadomie. Jest wielka blogosc, a ty
mozesz przejsc na slepo i przegapic ja. Ta slepote trzeba przemienic. Musisz stac sie
czlowiekiem majacym otwarte oczy. Gdy masz otwarte oczy, seks moze zaprowadzic cie
na sciezke jednosci. Kropla moze stac sie oceanem. W sercu kazdej kropli jest to
pragnienie. W kazdym dzialaniu, w kazdym pragnieniu, znajdziesz te sama tesknote.
Odkryj ja, idz za nia. To wielka przygoda! Tak, jak dzisiaj przezywamy nasze zycia,
jestesmy nieswiadomi. Ale choc tyle mozna zrobic. Jest to zmudne, ale nie niemozliwe.
Bylo mozliwe dla Jezusa, dla Buddy, dla Mahavira, i jest mozliwe dla kazdego innego.
Jezeli wchodzisz w seks z intensywnoscia, z uwaznoscia, z wrazliwoscia, wykraczasz
ponad niego. Nie bedzie w tym zadnego wysubtelnienia. Gdy wykraczasz ponad, nie
bedzie seksu, nawet wysubtelnionego. Bedzie milosc, modlitwa i jednosc. Takie sa trzy
etapy milosci: milosc fizyczna, milosc psychiczna i milosc duchowa. A gdy te trzy etapy
zostana przekroczone, jest boskosc. Gdy Jezus rzekl: "Bóg jest miloscia"; byla to
najblizsza mozliwa definicja, poniewaz ostatnim, co znamy na drodze do Boga, jest
milosc. Poza tym jest nieznane, a nieznanego nie mozna zdefiniowac. Mozemy jedynie
wskazac na boskosc przez nasze ostatnie urzeczywistnienie: milosc. Poza punktem
milosci nie ma juz doznawania, gdyz nie ma doznajacego. Kropla stala sie oceanem! Idz
krok po kroku, ale z przyjaznym nastawieniem. Bez napiecia, bez walki. Po prostu idz
uwaznie. Uwaznosc to jedyne swiatlo w ciemnej nocy zycia. Majac to swiatlo, wejdz w
nia. Szukaj w kazdym kacie. Boskosc jest wszedzie, nie badz wiec przeciwny niczemu.
Ale i nie pozostawaj po którejkolwiek stronie. Idz dalej, bo czeka cie jeszcze wieksza
blogosc. Ta podróz musi trwac. Jesli jestes blisko seksu, uzyj seksu. Jesli jestes blisko
milosci, uzyj milosci. Nie mysl kategoriami tlumienia lub wysubtelniania, nie mysl
kategoriami walki. Boskosc moze kryc sie we wszystkim; nie walcz wiec, nie uciekaj
przed niczym. Tak naprawde, jest ona ukryta we wszystkim, gdziekolwiek wiec jestes,
wejdz najblizszymi drzwiami i idz przed siebie. Nie zatrzymuj sie, a dotrzesz - bo zycie
jest wszedzie. Jezus rzekl: "Pod kazdym kamieniem znajdziesz Pana" - a ty widzisz tylko
kamienie. Musisz przejsc przez kamienny stan umyslu. Gdy widzisz seks jak wroga, staje
sie on kamieniem. Staje sie nieprzezroczysty, nie widzisz tego, co jest za nim. Uzyj go,
medytuj na nim, a kamien stanie sie jak szklo. Zobaczysz co jest za nim, i zapomnisz o
szkle. Bedziesz pamietal o tym, co jest za szklem. Jesli cos staje sie przezroczyste, znika.
Nie czyn wiec z seksu kamienia, uczyn go przezroczystym. A przezroczystym staje sie
on dzieki medytacji.
Medytacja i milosc
Takie sa dwie biegunowosci zycia - medytacja i milosc. Jest to najwyzsza polaryzacja.
Cale zycie sklada sie z biegunowosci: pozytywne i negatywne, narodziny i smierc,
mezczyzna i kobieta, dzien i noc, lato i zima. Cale zycie sklada sie z biegunowych
przeciwienstw, ale te biegunowe przeciwienstwa nie sa jedynie biegunowymi
przeciwienstwami, sa tez komplementarnosciami. Wspomagaja sie wzajemnie, wspieraja
sie wzajemnie, przypominaja cegly w luku budowli. W luku budowli cegly ulozone sa
naprzeciw siebie. Wyglada to tak, jakby byly ulozone naprzeciw siebie, ale dzieki ich
biegunowemu przeciwienstwu luk moze zostac zbudowany i trwa. Sila luku opiera sie na
biegunowosci cegiel ulozonych naprzeciw siebie. To jest najwyzsza biegunowosc:
medytacja oznacza sztuke bycia w samotnosci, a milosc oznacza sztuke bycia razem.
Calym czlowiekiem jest ten, kto zna jedno i drugie, i kto potrafi mozliwie najlatwiej
przemieszczac sie z jednego do drugiego. Przypomina to wdech i wydech, nie jest to
trudne. Sa to przeciwienstwa: gdy wdychasz, proces przebiega w jednym kierunku, gdy
wydychasz, jest to dokladne jego przeciwienstwo. Ale wdech i wydech razem tworza
pelny oddech. W medytacji wdychasz, w milosci wydychasz, a gdy milosc i medytacja sa
razem, twój oddech jest dopelniony, caly, pelny... Moje rozumienie nie opiera sie na
jednym biegunie, moje rozumienie jest plynne. Posmakowalem prawdy z obu stron,
kochalem totalnie i medytowalem totalnie. I to jest moje doswiadczenie, ze czlowiek jest
pelny tylko wtedy, gdy poznal jedno i drugie; inaczej pozostaje polowa, czegos w nim
nadal brakuje. Budda jest polowa, tak jak i Jezus. Jezus wie czym jest milosc, Budda wie
czym jest medytacja, ale gdyby sie spotkali, porozumienie miedzy nimi byloby
niemozliwe. Nie rozumieliby jezyka tego drugiego czlowieka. Jezus opowiadalby o
Królestwie Bozym, a Budda zaczalby sie smiac: "O jakich bzdurach opowiadasz,
królestwo Boga?" Budda powiedzialby po prostu: "Ustanie jazni, znikniecie jazni." A
Jezus rzeklby: "Znikniecie jazni? Ustanie jazni? To dokonanie samobójstwa,
ostatecznego samobójstwa. Co to za religia, z tym gadaniem o najwyzszej jazni?" Nie
rozumieliby slów tego drugiego czlowieka. Gdyby kiedykolwiek sie spotkali,
potrzebowaliby kogos takiego jak ja, do tlumaczenia, inaczej porozumienie miedzy nimi
byloby niemozliwe. A ja musialbym tlumaczyc w taki sposób, ze nie bylbym wierny ani
jednemu, ani drugiemu! Jezus powiedzialby "Królestwo Boze" a ja przetlumaczylbym to
jako nirvana. Wtedy Budda by zrozumial. Budda rzeklby "nirvana" a Jezusowi
powiedzialbym "Królestwo Boze" wtedy zrozumialby. Ludzkosc potrzebuje teraz totalnie
nowego spojrzenia. Za dlugo zylismy z polowicznymi spojrzeniami. W przeszlosci bylo
to koniecznoscia, ale teraz czlowiek dojrzal. Moi sannyasini musza wykazac, ze potrafia
równoczesnie medytowac i modlic sie, ze potrafia równoczesnie medytowac i kochac sie,
ze potrafia byc tak samo w ciszy jak w tancu i swietowaniu. Ich cisza ma stac sie ich
swietowaniem, a ich swietowanie ma stac sie ich cisza. Daje im najtrudniejsze zadanie
dane kiedykolwiek jakimkolwiek uczniom, poniewaz jest to spotkanie przeciwienstw. A
w tym spotkaniu wszelkie przeciwienstwa stopia sie i zleja sie w jednosc, Wschód i
Zachód, mezczyzna i kobieta, materia i swiadomosc, ten swiat i tamten swiat, zycie i
smierc. Wszystkie przeciwienstwa spotkaja sie i zleja sie w jednosc w tym jednym
spotkaniu, poniewaz jest to najwyzsza biegunowosc, zawiera ona w sobie wszystkie
biegunowosci. To spotkanie stworzy nowego czlowieka - Zorbe Budde. To jest moje imie
dla nowego czlowieka. I kazdy z moich sannyasinów musi poczynic wszelkie mozliwe
starania, aby stac sie taka plynnoscia, strumieniem, aby oba bieguny byly twoje. Wtedy
posmakujesz calosci, a poznanie calosci jest jedynym sposobem poznania tego, co jest
swietoscia. Innego sposobu nie ma.
MAPY SWIATA WEWNETRZNEGO
Czyli po czym poznac dokad zmierzasz gdy nie ma dokad zmierzac
Ogromna rodzina Osho, milujacych go i jego przyjaciól, jest moze jedna z nielicznych
kiedykolwiek istniejacych spolecznosci duchowych, które nie maja jednej scisle
okreslonej mapy majacej prowadzic poszukujacego do oswiecenia. O ile Towarzystwo
Teozoficzne opracowalo kilka "inicjacji"; a pierwsi tantrycy wedrowali krok w krok tymi
samymi dobrze oznakowanymi szlakami, Osho dzieli sie z nami wieloma mapami i
metaforami z wielu tradycji, nie proponujac jednej, która bylaby wylacznie jego droga.
Redakcja Osho Times International przeprowadzila wywiady z róznymi medytujacymi z
calego swiata, pytajac ich jakie mapy Osho pomogly im w wedrówce po nieznanym
terenie ich wewnetrznych sciezek wiodacych do przemiany. Pytalismy takze jak poradzili
oni sobie z faktem, ze gdy ta wedrówka staje sie sprawa istotnie znaczaca, nie ma zadnej
hierarchii, na której mozna byloby sie bylo oprzec - co ma zwiazek z tym, ze Osho nie
daje zadnych zewnetrznych oznak postepów na drodze duchowego wzrastania i nie
tworzy hierarchii zakonnej. Odpowiedzi byly zaskakujace! Mapy szczególowe Co to jest
mapa swiadomosci? Czy jest to autorytatywne oznakowanie powszechnie istniejacego
wewnetrznego terytorium, przez które wszyscy jako szukajacy na sciezce mamy przejsc?
Czy tez jest to jedna z wielu metafor, które jedynie sygnalizuja zmiennosci
wewnetrznego krajobrazu? Osho obsypal nas mapami z róznych tradycji religijnych, a
kazda z nich zdaje sie zupelnie inaczej wspólbrzmiec z róznymi poszukujacymi.
Przykladowo, Ma Puja Mohani, korzystajaca z medytacji Osho od ponad dziesieciu lat,
zapytana czy jakakolwiek mapa swiadomosci szczególnie zwrócila jej uwage,
opowiedziala o tym, jak pewnego razu, wyklad Osho, w trakcie którego opowiadal on o
siedmiu czakrach mapy jogi pomógl jej gdy czula, ze traci kontakt z rzeczywistoscia. -
Pamietam, ze Osho mówil wtedy o tym, ze kiedy energia przemieszcza sie z jednej
czakry do drugiej, czasem pojawia sie wielki lek, czesto lek przed zupelnym
szalenstwem! - wyjasnia Mohani. - Wiedzac to, moglam odprezyc sie i obserwowac to,
co sie dzialo. Moglam zaufac, ze ten lek nie jest jednak czyms negatywnym, ale stanowi
czesc procesu, który pomaga mi wejsc w swiadomosc. Korzystanie z mapy jako
potwierdzenia swego wewnetrznego doswiadczenia jest tez udzialem Ma Anand
Anupamo, 39-letniej Niemki, medytujacej od dziewieciu lat i prowadzacej zajecia
Uzdrawiajacej Pulsacji Tybetanskiej. - Mapa Osho opisujaca Osiem Odnóg Jogi, z której
intensywnie korzystamy w grupach medytacyjnych Fresh Air, jest dla mnie najlepsza,
gdyz laczy medytacje uwaznosci obserwujacej ze stylem pracy z cialem, który stosuje -
wyjasnia. - Laczymy na przyklad mape czakr z tymi obszarami ciala, które Osho opisuje
jako "odnogi" Pierwsza odnoga jest to, co jogini nazywaja samopohamowaniem; my
laczymy to z podstawa kregoslupa, gdzie znajduje sie pierwsza czakra. Tak zajmujemy
sie jakas konkretna kwestia - w tym przypadku z poczuciem spokoju i odprezenia -
pracujac z cialem w jego okreslonym punkcie. Uwazam, ze jest to bardzo pomocne. A
jednak taka szczególowa mapa, która jednemu typowi duchowego szukajacego pomaga,
innemu czesto wprowadza zamet. 35-letni Holender, Swami Anand Ali, mial trudnosci z
jogicznym modelem czakr, czyli rozwijania sie energii. - Latwo jest zaczac okreslajac
miejsce, w którym jestem, ale zawsze, gdy to robie, natychmiast ogarnia mnie
zamieszanie - przyznaje. - Przypomina to troche codzienne liczenie pieniedzy, gdy
chcesz stwierdzic ile ich jest - to, ze je policzyles, nie znaczy, ze stales sie bogatszy.
Teraz widze wiec, ze dla mnie nie ma to sensu. Teraz sa po prostu takie dni, kiedy czuje
sie swietnie, i sa takie dni, kiedy jestem wytracony ze swego centrum i nic nie wiem. I
tak to zostawiam. Swami Deva Samriddhi, 35-letni Niemiec od siedmiu lat korzystajacy z
medytacji Osho, takze czuje, ze czasem mapy go ograniczaly - zamiast byc pomoca. - To
dziwne, ale nawet gdy widze jakas piekna mape, czuje sie psychologicznie uwieziony w
pulapce, bo mój umysl od razu próbuje dopasowac sie do tego modelu - mówi. -
Prawdopodobnie wskutek mojego dotychczasowego uwarunkowania odczuwam mape
jako instruktaz okreslajacy co musze zrobic, zeby "dobrze" wypasc. Czuje to prawie tak,
jakbym musial zaryzykowac czyms nowym i zapomniec o wszystkim - obejmuje to i
mapy swiadomosci! Gdy porzucam wszelkie mysli na ten temat, zaczyna sie pojawiac
cos swiezego i pieknego. Mapy proste Trzy etapy ewolucji Friedriecha Nietzsche -
wielblad, lew i dziecko - sa tym modelem ewolucji wewnetrznej, który pytani najbardziej
chwalili. Jest tak byc moze dlatego, ze Osho najczesciej sie odwolywal wlasnie do tej
"mapy", a byc moze dlatego, ze jest ona i zywa obrazowo i prosta. - Te trzy kroki daly mi
polaczenie z cialem, umyslem i duchem - mówi Ma Jivan Mary, 72-letnia sannyasinka z
Nowej Zelandii, która medytuje w obecnosci Osho od dziesieciu lat. - W moim wlasnym
zyciu energia symbolizowana przez wielblada byl na pewno poczatek mojego
malzenstwa, energia lwa wyraza zas istote mojego zycia rodzinnego i kariery w teatrze.
Gdy po raz pierwszy przyszlam do Osho, uswiadomilam sobie, ze to wszystko byl tylko
ryk lwa - cenny, ale tylko ryk. Im bardziej medytuje, tym bardziej ten ryk, ten mesjanski
aspekt mnie samej, zmniejsza sie, a gdy uswiadamiam sobie prostote calego mojego
istnienia, czuje pojawiajace sie dziecko. Nie ma ono odpowiedzi ani pytan - po prostu to
jest to! Teraz zblizam sie do kresu moich dni i czuje, ze przeszlam cala droge, z
powrotem do poczatku, powrócilam do swego zródla i jestem gotowa na poczatek
nowego zycia... Swami Prem Advait, 46-letni Anglik medytujacy od jedenastu lat,
opowiada jak doswiadcza modelu wielblad-lew-dziecko bardziej jako wewnetrznego
obrazu swoich nastrojów, w których ciagle porusza sie tam i z powrotem niz jako
wedrówke i staly postep naprzód. - Stanie sie bardziej dzieckiem jest dosc dramatyczne
dla mezczyzny - stwierdza. - Czesto znajduje w sobie jakies kawalki wielblada, o których
zapomnialem, które wciaz potrzebuja byc wyrazonymi, nawet teraz, gdy juz zaczalem
doznawac swojego dziecka. Te etapy nie maja we mnie jakichs ostrych rozgraniczen,
raczej zlewaja sie ze soba w jeden wielki zbiornik przemieszczajacych sie energii. Ma
Deva Anupo wiekszosc czasu spedzajaca w Fremantle (Australia), pracuje w zarzadzaniu
firmami. Mówi, ze dziecko najczesciej przychodzi jej na mysl symbolicznie w chwilach
rozluznienia i "plyniecia" w stresujacej pracy w swiecie zewnetrznym. - Gdy pogania
mnie chec bycia wazna i ukierunkowana na osiaganie celów, kojarze to z lwem, byciem
w glowie, a to nie jest to, co naprawde chcialabym miec - wyznaje. - Podstawowa
kwestia na Zachodzie jest dla mnie to, ze sa pewne sprawy, które przypominaja mi
przestrzen dziecka i pomagaja do niej wrócic niezaleznie od medytacji, które praktykuje.
Bez map, bez hierarchii Kiedy nie ma polegania na jakiejs jednej okreslonej mapie, nie
moze byc - to oczywiste - widocznych poziomów duchowego zaawansowania i kleru.
Wielokrotnie w przeszlosci Osho ustanawial terapeutów, koordynatorów, ludzi bedacych
"kanalami" lub zarzadzajacych dzialami jako odpowiadajacych w umyslach ludzi
stanowiskom kleru. Zawsze jednak po jakims czasie rozbijal ten system. Nawet
czlonkowie Wewnetrznego Kregu (grupa stworzona przez Osho do koordynacji pracy po
jego smierci) - co Osho podkresla wyraznie - ma zajmowac sie tylko kwestiami
administracyjnymi. Taki rewolucyjny edykt daje ogromna wolnosc kazdemu
szukajacemu, ale czasami taka nieokreslona wolnosc, bez wyraznie widocznych oznak
tego, kto jest w przodzie, a kto jest z tylu, moze wprowadzac lek w naszych
materialistycznie i duchowo ambitnych umyslach. A jednak wszyscy ci, którzy
posmakowali swietosci i odpowiedzialnosci takiej wolnosci czuja, ze nie zamieniliby tej
komuny duchowych buntowników na jakikolwiek certyfikat postepu duchowego. -
Jestem z tego bardzo zadowolona - mówi Anupamo ironicznie sie smiejac, kpiac z
noszenia czarnych szat i bialego pasa, oznaczajacych terapeutów i prowadzacych
medytacje Osho. - Ta wolnosc sprawia, ze Osho jest jedynym mistrzem, z którym
moglabym byc. Te hierarchie po prostu nie sprawdzaja sie. Rzecz jasna, prowadzenie
sesji i noszenie czarnej szaty, i nie wysuwanie sie na prowadzenie i nie chowanie sie tak,
jak przez dluzszy czas to robilam, jest dla mnie wyzwaniem. Ale nie widze siebie jako
kogos wyzszego czy nizszego, nawet dla tego, kto dopiero co przyjal sannyas. A to -
smiejac sie chwyta swoja czarna szate - jest jeszcze jedna z tych gier, w które tu gramy! -
Jest to po prostu piekne - wtóruje jej Advait, zahartowany sannyasin, bedacy z Osho od
pierwszych lat Poony. - Oczywiscie, uleglo to niewiarygodnej zmianie. Gdy po raz
pierwszy przyszedlem do Osho, byli koordynatorzy sprawujacy wladze i wymagajacy
"poddania" a w okresie Rancza byly "mamy" ale ci ludzie raczej tylko prowokowali moje
wlasne uspione checi wladzy. Bylem wtedy zauroczony autorytetem, a zarazem
antyautorytarny - teraz widze, ze obie te postawy pochodzily z tej samej przestrzeni. W
czasie Rajneeshpuram bylem zaszokowany widzac u wielu z nas uzaleznienia od
dawnych sposobów nawiazywania relacji z ludzmi, w aspekcie autorytetu i wladzy.
Ludzie dostawali mnóstwo przestrzeni, w której mogli pracowac z wladza,
dominowaniem i wlasnymi grami bycia ofiara. Ale w moim przypadku stopniowo
przestalem rozdzielac mój podziw dla autorytetu i moje antyautorytarne odczucia, i
wszystko to zaczelo sie zmieniac. - A teraz nie ma jakichs specjalnych pozycji, które
wskazywalyby gdzie na sciezce znajduja sie dani ludzie i to zmusza mnie do korzystania
z wlasnej intuicji - dodaje. - Widze, ze te róznice sa bardzo male. Ale i z latwoscia
rozpoznaje ludzi, którzy dla mnie sa bardziej scentrowani, zywi i maja kontakt z wlasna
energia. Mozna powiedziec, ze niektórzy sa "przepelnieni Osho"; bardziej promienisci.
Nie jest to spostrzezenie intelektualne, ja tak to czuje. Moja wrazliwosc powiekszyla sie.
A szczerze mówiac nie jest to dla mnie juz nic waznego. Jest az zbyt wiele innych spraw,
które dzieja sie wokól mnie - mam sie czym zajmowac! W przypadku Mohani ta zmiana
z zewnetrznego autorytetu ku wewnetrznej wrazliwosci nastapila przez przejsciowa faze
uznania terapeutów za kogos, kogo zajecie automatycznie stawia go dalej na sciezce niz
ona sama. - Byl czas, gdy czulam, ze sa oni przede mna, i to odczucie bylo wtedy dla
mnie pozyteczne - zauwaza. - Byli nauczycielami, kims, od kogo moglam sie uczyc, ale
jakims trafem juz nie oceniam ich w ten stary, hierarchiczny sposób. Teraz czuje, ze nie
zalezy to od tego, czy sa oni bardziej swiadomi czy mniej swiadomi, bo moge uczyc sie
od nich bez wzgledu na to kim sa. Teraz moge uczyc sie z kazdej sytuacji. Nie ma dokad
isc - tylko do wewnatrz Do kogo wiec zwraca sie nowa osoba medytujaca, gdy zapada
ciemna noc jego czy jej duszy? Skoro nie ma kleru czy hierarchii, na których mozna
byloby sie oprzec, do kogo mozna zwrócic sie po prowadzenie, gdy sciezka zdaje sie
wiesc wkolo? - Ja ide do siebie - obojetne co to jest! - zartuje Swami Kranti Aadhar,
mlody Amerykanin z Portland (Oregon), który przyjal sannyas nieco ponad dwa lata
temu. - Próbuje odnalezc slowa okreslajace to, co odczuwam - ale wtedy jestem kims, kto
przypomina raczej kogos bedacego w glowie. Najwieksze trudnosci mam wtedy, gdy
przede wszystkim nie potrafie zrozumiec problemu. Ale niedawno dowiedzialem sie od
znajomego terapeuty, ze Osho kladzie nacisk nie na znajdowanie rozwiazan, a na
zrozumienie sytuacji, w której jestes. Raczej na siedzenie i widzenie tego, co sie dzieje,
niz na analize. I teraz z tym pracuje! Wiekszosc innych osób równiez pracuje w ten
sposób. Wielu, tak jak Swami Deva Akarmo, dziennikarz, który medytuje z Osho od
czternastu lat, dotarlo do punktu, gdy w czasach kryzysu po prostu czekaja. - Czekanie
jest magiczne! - Akarmo ujawnia swój wlasny alchemiczny proces rozwiazywania
problemów na sciezce. - To wkrótce samo sie rozjasnia. Jesli utrzymuje sie dalej, byc
moze utozsamilem sie z tym i to mnie wscieka, ale gdzies w glebi siebie wiem, ze to
tylko kwestia czekania. Obserwuje wiec tyle, ile tylko zdolam. Jezeli jest to jakis
kontrowersyjny problem, rozwiazanie staje sie oczywiste. A jezeli jest to jedynie jakis
egzystencjalny koan, stwarza on we mnie przemiane, a potem po prostu przestaje byc
istotny. Gdy Anupo potrzebuje wewnetrznego wsparcia lub wgladu na sciezce, po prostu
idzie do dawno znanych przyjaciól-sannyasinów i otwiera przed nimi swoje serce. Dla
niej spolecznosc sannyasinów, gdzie dzielenie sie soba zdaje sie oswietlac polowe
podrózy, sama w sobie stanowi pewnego rodzaju mape. To znaczy, razem z medytacja
dynamiczna. - Dynamiczna jest najpierw - mówi. - Tam, na zewnatrz, w swiecie biznesu
we Fremantle, staram sie robic dynamiczna, przynajmniej przez wiekszosc poranków. To
jest to, co naprawde utrzymuje moje polaczenie z sama soba - przyznaje. - Gdy choc
przez kilka dni jej nie robie, natychmiast zauwazam róznice. - Medytacja dynamiczna jest
zawsze najlepsza gdy sprawy nie ukladaja sie gladko - zgadza sie Advait. - Chcac
poruszyc energie bralem równiez sesje oddechowe i sesje poradnictwa, bo aby zobaczyc
co sie dzieje zawsze moge skorzystac z kogos, kto ma doswiadczenie w pomaganiu. Ale
za kazdym razem zaczynam od dynamicznej. Odprezyc sie w tym, co niepoznawalne A
jednak wiekszosc medytujacych przyznalo, ze zagubienie sie samo w sobie nie jest
problemem, który nalezy rozwiazac, ale na wiele sposobów cenna sytuacja, która nalezy
przezyc. W gruncie rzeczy we wszystkich mapach swiadomosci oznaczony jest czas,
który zdaje sie nadchodzic wtedy, gdy mapa jako taka musi zostac zapomniana. Ostatnim
kamieniem milowym wydaje sie byc odprezenie w tej przestrzeni niepoznawalnosci, dla
której nie ma mapy. - Te pory, gdy przestaje wiedziec co sie dzieje, staly sie dla mnie
bardzo cennymi stanami - mówi Mohani. - Poniewaz wiem, ze poczucie zagubienia
zaprowadzi mnie do nowego wymiaru, w którym nie mam sie na czym oprzec. A to juz
samo w sobie jest cenne! Ma Yoga Bhakti, Angielka, sannyasinka od dziewietnastu lat,
ze smiechem mówi, ze "porzucenie duchowej strony wszystkiego" opisuje jej ewolucje
jako jednoetapowe uwiedzenie przez to, co nieznane - az wreszcie nie miala niczego, na
czym moglaby sie oprzec. - Gdy pierwszy raz bylam z Osho, a on opowiadal o mapie,
natychmiast mówilam "O, tak, to jest to!" I zaczynalam za tym biec - wyznaje. - Ale
zdaje mi sie, ze w ciagu nastepnych lat on odszedl od tego i porzucil to wszystko! Gdy
przez ostatnie lata Osho mówil o przypowiesciach zen, czulam, ze powoli, powoli ciagnie
nas przez nowy zestaw etapów - celebrowania, odprezenia, a potem mówi nam, bysmy po
prostu pobiegli "jak strzala do celu." To tyle jesli o mnie chodzi - dodaje radosnie. -
Teraz pozostaje mi cisza Osho! Ma Anand Sauita