19 Stefan's Diaries Rozdział XIX

background image
background image

95

Rozdział XIX

Galopowałem przez las, Mezzanotte energicznie przeskakiwała przez kłody,

pędząc przez zarośla upewniałem się, że nie straciłem Katherine i Anny z oczu.

Jak mogłem zaufać Katherine? Jak mogłem pomyśleć, że ją kocham? Powinienem był

ją zabić, gdy miałem taką szansę. Gdybym ich nie dogonił, krew Anny byłby też

na moich rękach. Tak jak to było z Rosalyn.

Dosięgaliśmy korzeni drzew, aż Mezzanotte stanęła dęba, sprawiając, że

poleciałem do tyłu upadając na leśne poszycie. Poczułem ostre uderzenie jakby moja

skroń uderzyła o kamień. Wiatr pozbawiał mnie przytomności, a ja walczyłem o

oddech, wiedząc, że to tylko kwestia czasu, zanim Katherine zabije Annę, a następnie

dobije mnie.

Poczułem delikatne, lodowato zimne ręce podnoszące mnie do pozycji

siedzącej.

- Nie... - wydyszałem. Oddychanie sprawiało ból. Moje spodnie były rozdarte, i

miałem duże nacięcie na kolanie. Krew płynęła swobodnie z mojej skroni.

Katherine uklęknęła obok mnie, rękawem sukni powstrzymywała krwawienie.

Zauważyłem ją liżącą swoje wargi, a następnie zaciskającą je mocno.

- Jesteś ranny - powiedziała cicho, nadal naciskając na moje rany. Odsunąłem się od

niej, ale Katherine chwyciła moje ramiona, zatrzymując mnie na miejscu.

- Nie martw się. Pamiętaj. Posiadasz moje serce - Katherine powiedziała, a ja

wpatrywałem się w nią. Bez słowa, skinąłem głową.

Jeśli śmierć miał przyjść, miałem nadzieję, że przyjdzie szybko. Rzeczywiście,

Katherine wyszczerzyła zęby, a ja zamknąłem oczy czekając na przejmujące uczucie

rozkoszy, gdy jej zęby przetną moją szyje

.

Ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego, czułem jej zimną skórę przy ustach.

- Pij - rozkazała Katherine i zauważyłem, cienkie nacięcie na jej delikatnej białej

skórze. Krew ściekała z nacięcia jak woda przez strumyk po burzy. Odrzucałem jej

background image

96

pomoc starając się odwrócić głowę, ale Katherine przytrzymała ją z powrotem. -

Zaufaj mi. To pomoże.

Powoli, z trwogą, pozwoliłem moim ustom dotknąć cieczy. Natychmiast

poczułem ciepło spływające do mojego gardła. Nieprzerwanie piłem dopóki Katherine

nie zabrała ręki.

- Wystarczy - szepnęła, trzymając dłoń na ranie. - Jak się teraz czujesz? - Usiadła z

powrotem na swoich obcasach i przyglądała się mi.

Jak się czuję?

Dotknąłem moich nóg, mojej skroni. Wszystko było sprawne.

Uzdrowione.

- Ty to zrobiłaś... - powiedziałem z niedowierzaniem.

- Tak - Katherine wstała i oczyściła swoje ręce. Zauważyłem, że jej rana, też była teraz

całkowicie wyleczona.

- A teraz powiedz mi, dlaczego musiałam cię uleczyć.

Co robisz w lesie? Wiesz, że tu jest niebezpieczne - powiedziała, starając się ukryć

napominający ton swojego głosu.

- Ty.... Anna - mruknąłem, czując się słaby i senny, jak można by było się czuć po

długiej nakrapianej winem kolacji. Zignorowałem moje otoczenie. Mezzanotte była

uwiązana do drzewa, a Anna siedziała na gałęzi, przytulając kolana do piersi i

obserwując nas. Zamiast strachu, twarz Anny pełna była wątpliwości, kiedy patrzyła

na mnie, na Katherine, a następnie z powrotem na mnie.

- Stefan, Anna jest jedną z moich przyjaciół - po prostu powiedziała Katherine.

- Czy Stefan... wie? - Anna zapytała z ciekawością, szepcząc jak gdybym nie stał metr

od niej.

- Możemy mu ufać - Katherine powiedziała, kiwając głową ostatecznie. Chrząknąłem,

a obie dziewczyny spojrzały na mnie.

- Co wy robicie? - zapytałem w końcu.

- Spotkanie - Katherine powiedziała, wskazując na polanę.

- Stefan Salvatore - powiedział gardłowy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem, trzecią

postać wynurzającą się z cienia. Prawie bez zastanowienia, złapałem do ręki werbenę z

kieszeni na piersi, która wyglądała tak bezużytecznie, jakbym trzymał w ręku

stokrotkę.

background image

97

- Stefan Salvatore - usłyszałem ponownie. Spojrzałem dziko pomiędzy Anną a

Katherine, ale ich miny były niemożliwe do odczytania. Sowa pohukiwała, a ja

przycisnąłem pięść do ust, żeby nie zacząć krzyczeć.

- W porządku, mamo. On wie. - Anna powiedziała to stojąc nadal w cieniu.

Mama

. Więc to znaczy, że Pearl także była wampirem.

Ale jak mogła być? Była aptekarzem, który miał uzdrawiać chorych, a nie rozrywać

zębami gardło człowieka. Chociaż Katherine uzdrowiła mnie i nie rozerwała mojego

gardła.

Pearl wyłoniła się z po między drzew, zaostrzając swoje spojrzenie na mnie.

- Skąd wiemy, że on jest bezpieczny? - spytała podejrzliwie, głosem, który był

znacznie groźniejszy niż grzeczny ton którego używała w swojej aptece.

- Jest - Katherine powiedziała, uśmiechając się słodko, kiedy delikatnie dotknęła

mojego ramienia. Wzdrygnąłem się i chwyciłem werbenę, powtarzając w mojej głowie

słowa Cordelii.

Zioło to może zatrzymać diabła

. Ale co, jeśli my wszyscy jesteśmy

w błędzie, i wampiry wyglądające jak Katherine nie były diabłami, ale aniołami?

Co wtedy?

- Wyrzuć werbenę - Katherine powiedziała. Spojrzałem na jej duże, kocie oczy i

wyrzuciłem roślinę na leśne poszycie. Natychmiast, Katherine użyła czubków swoich

butów, aby przykryć ją igłami i liśćmi.

- Stefan, wyglądasz jakbyś zobaczył ducha - Katherine zaśmiała się, odwracając się

do mnie. Ale jej śmiech nie był nikczemny. Zamiast tego, brzmiał melodyjne i

muzyczne i nieco smutnie. Opadłem z sił na sękaty korzeń drzewa. Zauważyłem, że

trzęsła mi się noga, więc trzymałem rękami mocno moje kolano, które było już

całkowicie gładkie, jakby upadek nigdy się nie wydarzył. Katherine przyjęła to

kiwanie jako zaproszenie i zajęła miejsce na moich kolanach. Usiadła i spojrzała na

mnie, przesuwając rękami po moich włosach.

- Teraz, Katherine, nie wygląda jakby zobaczył ducha. Widzi wampiry. Trzy z nich.

Spojrzałem na Pearl jakbym był posłusznym uczniem, a ona była moją

nauczycielką. Usiadła na pobliskiej skalnej płycie, a Anna usiadła obok niej,

niespodziewanie wyglądała na dużo młodszą niż jakby miała czternaście lat.

background image

98

Ale, oczywiście, jeśli Anna jest wampirem, to oznaczało to, że nie miała czternaście

lat cały czas. Mój mózg wirował i czułem, chwilowe uderzenia zawrotów głowy.

Katherine poklepała mnie po karku i zacząłem łatwiej oddychać.

- W porządku Stefanie - powiedziała Pearl, kiedy oparła brodę na palcach i spojrzała

na mnie. - Przede wszystkim, musisz pamiętać, że Anna i ja jesteśmy twoimi

sąsiadami i przyjaciółmi. Pamiętasz?

Byłem sparaliżowany przez jej wzrok. Pearl uśmiechnęła się osobliwym uśmiechem.

- Dobrze - powiedziała wydychając powietrze.

Skinąłem głową w milczeniu, zbyt ogarnięty myślami, pozwalając jej samej mówić.

- Mieszkaliśmy w Południowej Karolinie, zaraz po wojnie - Pearl zaczęła.

- Po wojnie? - zapytałem, zanim zdążyłem się powstrzymać. Anna zachichotała, a

Pearl ukazała drobny odłamek uśmiechu.

- Wojna o niepodległość - Pearl wyjaśniła krótko. - Mieliśmy szczęście w czasie

wojny. Wszyscy bezpieczni, wszyscy zdrowi, wszystkie rodziny. - Głos ugrzązł jej w

gardle, przez co zamknęła oczy na chwilę, zanim zaczęła kontynuować. - Mój mąż

prowadził małą aptekę, gdy fala gruźlicy nawiedziła miasto. Każdy został nią

dotknięty - mój mąż, obu moich synów, moje córeczki. W ciągu tygodnia byli martwi.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Czy mogę powiedzieć, ze jest mi przykro z

powodu tego, co wydarzyło się tak dawno temu?

- A potem Anna zaczęła kaszleć. I wiedziałam, że mogłam stracić i ją. Moje serce

zostałoby znowu złamane, ale bardziej niż wtedy - Pearl powiedziała, potrząsając

głową jakby została złapana w swoim własnym świecie.

- Wiedziałam, że moja dusza, i mój duch będą załamane. I wtedy poznałam Katherine.

Spojrzałem w kierunku Katherine. Wyglądała tak młodo, tak niewinnie.

Odwróciłem wzrok, zanim ona mogłaby spojrzeć na mnie.

- Katherine była inna - powiedziała Pearl. - Przybyła do miasta w tajemniczy sposób,

bez rodziny, ale od razu stała się częścią społeczeństwa.

Skinąłem głową, zastanawiając się, kto zginął w pożarze w Atlancie, zanim,

Katherine przeniosła się do Mystic Falls. Ale nie spytałem, czekając aż Pearl zacznie

kontynuować swoją historię. Odchrząknęła.

background image

99

- Cały czas było w niej coś, co sprawiało, że była niezwykła. Wszystkie panie i ja

rozmawialiśmy o tym. Była piękna, oczywiście, ale było coś jeszcze. Coś z innego

świata. Niektórzy nazywali ją aniołem. Ale ona nigdy nie chorowała, ani w zimnych

porach roku, ani kiedy gruźlica zapanowała w mieście. Były pewne zioła, których nie

dotykała w aptece. Charleston było wtedy małym miasteczkiem. Ludzie rozmawiali. -

Pearl sięgnęła po rękę córki.

- Anna miała umrzeć - Pearl kontynuowała. - To właśnie, powiedział lekarz. Byłam

zdesperowana, żeby ją uleczyć, zadręczona zmartwieniami i uczuciem bezradności.

Oto ja, kobieta otoczona przez medycynę, niebędąca w stanie pomóc swojej córce. -

Pearl pokręciła głową z niesmakiem.

- Więc co się stało? - zapytałem.

- Zapytałam pewnego dnia Katherine, czy jest coś, co można by zrobić. Jednak jak

tylko zapytałam, wiedziałam, że tak. W jej oczach coś się zmieniło. Ale ona nie

odzywała się klika minut, zanim odpowiedziała, po czym…

- Pearl przynieś Annę do mojego pokoju dziś wieczorem - Katherine wtrąciła.

- Uratowała mnie - Anna powiedziała cichym głosem. - Matkę, też.

- W taki sposób znalazłyśmy się tutaj. Nie mogłyśmy zostać się w Charleston na

zawsze, nigdy się nie starzejąc - Pearl wyjaśniła.

- Oczywiście, wkrótce będziemy musiały przenieść się ponownie. W ten sposób to

działa. Jesteśmy cygankami, poruszającymi się pomiędzy Richmond, a Atlantą i

wszystkimi miastami pośrodku. I teraz mamy do czynienia z jeszcze inną wojną.

Patrząc na to wszystko, historia naprawdę udowadnia nam, że niektóre rzeczy nigdy

się nie zmieniają - Pearl powiedziała, uśmiechając się smutno. - Ale są gorsze sposoby

na zabicie czasu.

- Podoba mi się tutaj - Anna przyznała. - Dlatego jestem przerażona, że będziemy

musiały stąd wyjechać - powiedziała, tak jakby ostatnią część wyszeptała, i coś w jej

głosie sprawiało, że czułem się boleśnie smutny.

Pomyślałem o spotkaniu, w którym uczestniczyłem tego popołudnia.

Jeśli ojciec zrobiłby to po swojemu oni nie byliby odesłani, ale zostaliby zabici.

- Ataki? - zapytałem w końcu. To było jedno pytanie, które dręczyło mnie odkąd

Katherine zaczęła swoją spowiedź.

background image

100

Bo jeśli ona tego nie zrobiła, to kto...?

Pearl potrząsnęła głową.

- Pamiętaj, że jesteśmy twoimi sąsiadami i znajomymi. To nie byłyśmy my. My nigdy

się tak nie zachowujemy.

- Nigdy - Anna za papugowała, kręcąc głową w strachu, tak jakby była oskarżona.

- Ale ktoś z naszego rodu może - Pearl powiedziała ponuro.

Oczy Katherine stężały.

- Ale to nie tylko my, czy inne wampiry, jesteśmy przyczyną kłopotów.

Oczywiście,

że wszyscy jesteśmy potępieni, ale nikt nie wydaje się pamiętać, że wojna przynosi

niezliczony rozlew krwi. A wszyscy ludzie czepiają się wampirów. - Usłyszeć słowa

Damona w ustach Katherine było jak kubeł zimnej wody na moją twarzy,

przypominając, że nie byłem jedyną osobą w świecie Katherine.

- Kim są inne wampiry? - zapytałem szorstko.

- To nasza społeczność i będziemy dbać o to - Pearl powiedziała stanowczo.

Wstała, a następnie przeszła w poprzek polany, ziemia pod jej nogami zachrypiała,

dopóki nie stanęła przede mną. - Stefan, opowiedziałam ci tą historię, a to są fakty:

Potrzebujemy krwi do życia. Ale nie potrzebujemy jej od ludzi - Pearl powiedziała,

jakby tłumaczyła jednemu ze swoich klientów, jak działają zioła. - Możemy dostawać

ją od zwierząt. Ale, tak jak ludzie, niektórzy z nas nie mają samokontroli i atakują

ludzi. Tak naprawdę nie różnimy się znacznie od nędznych żołnierzy, prawda?

Nagle wyobraziłem sobie obraz jednego z żołnierzy, z którym mogliśmy po

prostu grać w pokera. Czy któryś z nich też był wampirem?

- I pamiętaj, Stefan, wiemy tylko o niektórych. Tam mogło być ich więcej.

Nie jesteśmy tak rzadkim gatunkiem, jak myślisz - Katherine powiedziała.

- A teraz, ze względu na te wampiry, o których nie wiemy, wszyscy jesteśmy ścigani -

Pearl powiedziała, a łzy wypełniły jej oczy. - Dlatego jesteśmy tutaj dzisiaj wieczorem

na tym spotkaniu. Musimy przedyskutować, co zrobić i wymyślić plan. Tego południa,

Honoria Fells przyniosła miksturę z werbeny do apteki. Jak ta kobieta dowiedziała się

o werbenie, nie mam pojęcia. Nagle

poczułam się jak jakieś zwierze złapane w

pułapkę. Ludzie patrzą na nasze szyje, i wiem, że podziwiają nasze naszyjniki,

składając w całość fakt, że wszystkie trzy z nas zawsze je noszą... - głos Pearl ugrzązł

background image

101

w jej gardle podczas gdy podniosła ręce do nieba, jakby była zniecierpliwiona

modlitwą.

Szybko, spojrzałem na każdą z kobiet i zorientowałem się, że Anna i Pearl

nosiły ozdobny kamień taki jak Katherine.

- Naszyjnik? - zapytałem, ściskając kurczowo moje gardło, jakbym też tam miał

tajemniczy niebieski klejnot.

- Lapis lazuli. Pozwala na spacer w świetle dziennym. Tamci zazwyczaj nie mogą. Ale

ten kamień szlachetny chroni nas. On pozwala nam normalnie żyć, a być może nawet

pozwala nam na pozostanie w kontakcie z naszą ludzką stroną, w inny sposób - Pearl

powiedziała w zamyśleniu. - Nie wiesz jak to jest Stefan - Pearl powiedziała, a jej głos

rozpłynął się w szlochu.

- Dobrze jest wiedzieć, że mamy przyjaciół, którym możemy ufać.

Wyjąłem chusteczkę z butonierki i podałem jej, niepewny, co jeszcze mógłbym

zrobić. Delikatnie przetarła oczy chusteczką i potrząsnęła głową.

- Przykro mi. Tak mi przykro, że musisz o tym wiedzieć, Stefan. Wiedziałam od

ostatniego razu, że wojna zmienia rzeczy, ale nigdy nie myślałam... to zbyt wcześnie,

żebyśmy przeprowadzały się ponownie.

- Ochronię was - usłyszałem samego siebie mówiącego, ale głos nie brzmiał jak mój

własny.

- Ale... ale... jak? - Pearl zapytała.

Daleko w oddali gałąź złamała się i cała nasza czwórka podskoczyła. Pearl rozejrzała

się.

- Jak? - powiedziała jeszcze raz, w końcu, gdy wszystko ucichło.

- Mój ojciec przeprowadzi atak w ciągu kilku tygodni.

Poczułem delikatne ukłucie zdrady, kiedy to powiedziałem.

- Giuseppe Salvatore. - Pearl westchnęła z niedowierzaniem. - Ale skąd wiedział?

Potrząsnąłem głową.

- To ojciec, Jonathan Gilbert, Honoria Fells, burmistrz Lockwood i szeryf Forbes.

Wydaje się, że wiedzą o wampirach z książek. Ojciec ma wiele starych tomów w

swoim gabinecie, i razem wpadli na pomysł, aby przeprowadzić oblężenie.

background image

102

- Więc to zrobi. Giuseppe Salvatore nie jest człowiekiem, który swoimi opiniami

wpływa na innych - Pearl stwierdziła.

- Nie, proszę pani. - Zdałem sobie sprawę, jak śmieszne było, aby powiedzieć do

wampira pani. Ale kto ma mi powiedzieć, co było normalne, a co nie? Po raz kolejny

mój umysł płynął w kierunku mojego brata i jego słów, jego swobodnego uśmiechu,

kiedy poznał prawdziwą naturę Katherine. Może to nie było tak, że Katherine była zła,

ani w ogóle niezwykła. Może była tylko rzadkim stworzeniem, na punkcie, którego

ojciec faktycznie zwariował próbując, zlikwidować wampiry.

- Stefan, obiecuję, że z tego, co powiedziałam nic nie było kłamstwem - Pearl

powiedziała. - I wiem, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby zagwarantować,

że żadne więcej zwierzę albo człowiek nie zginie tak długo, jak tutaj jesteśmy. Ale

musisz po prostu robić to, co tylko potrafisz. Dla nas. Ponieważ Anna i ja

przybyłyśmy z daleka i przeszłyśmy zbyt wiele by po prostu zostać zabitym przez

naszych sąsiadów.

- Nie będziecie - powiedziałem, z większym przekonaniem, niż kiedykolwiek w moim

życiu. - Nie jestem pewien, co jeszcze zrobię, ale będę was chronić. Obiecuję.

Złożyłem przyrzeczenia im trzem, ale patrzyłem tylko na Katherine. Skinęła

głową, a mała iskra zapłonęła w jej oczach.

- Dobrze - Pearl powiedziała, wyciągając rękę dziękując za pomoc spoglądając

sennym wzrokiem na nogi Anny.

- Teraz, już jesteśmy w tym lesie zbyt długo.

Im mniej będziemy widziane razem, tym lepiej. I, Stefan, ufamy ci - powiedziała, z

maleńką nutką ostrzeżenie w głosie.

- Oczywiście - powiedziałem, chwytając rękę Katherine, kiedy Anna i Pearl

odchodziły z polany. Nie martwiłem się o nie. Ponieważ pracowały w aptece, mogły

uciec wychodząc w środku nocy, mogą w łatwy sposób powiedzieć komuś, kto je

widział, że szukają ziół i grzybów.

Ale bałem się o Katherine. Jej ręce były takie niewielkie, a jej oczy wyglądały na

przerażone. Musiała na mnie polegać, dzięki czemu napełniła mnie jednakowa ilość

dumy i lęku.

- Oh, Stefan - powiedziała Katherine, zarzucając swoje ręce na moją szyję.

- Wiem, że wszystko będzie dobrze tak długo dopóki jesteśmy razem.

background image

103

Złapała mnie za rękę i popchnęła na leśne poszycie. A potem, leżąc z

Katherine pośród sosnowych igieł i wilgotnej ziemi, poczułem zapach jej skóry i nie

byłem już więcej przerażony.

***************************************************************************

Tłumaczenie rozdziału XIX – Monika z chomika

http://chomikuj.pl/monalisa00

Tłumaczenie – Wiktoria z chomika

http://chomikuj.pl/Conceived__

Tłumaczenie – Paulina z chomika

http://chomikuj.pl/yoshiko187

Korygowała – Kasia z chomika

http://chomikuj.pl/Kasienkaaa7

Pozostałe rozdziały będę dodawać na

http://chomikuj.pl/monalisa00/VAMPIRE+DIARIES/EBOOK+pl+-+Sefan%27s+Daries+-

T*c5*81UMACZNIE/TOM+I+-+The+Vampire+Diaries+-+Sefan%27s+Diaries+-+1+-

+Origins


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Stefan s Diaries Rozdział XIII
Stefan s Diaries Rozdział VIII
Stefan s Diaries Rozdział XI
06 Stefan s Diaries Rozdział VI
16 Stefan Diaries Rozdział XVI
15 Stefan Diaries Rozdział XV
07 Stefan s Diaries Rozdział VII
Stefan s Diaries Rozdział IV
14 Stefan s Diaries Rozdział XIV
Stefan s Diaries Rozdział X
Stefan s Diaries Rozdział VI
Stefan Diaries Rozdział XVI
Stefan s Diaries Rozdział IX
Stefan s Diaries Rozdział II

więcej podobnych podstron