Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Wydział Nauk Społecznych
Instytut Filozofii
Michał Sławski
Podążając leśną ścieżką myślenia
Próba interpretacji myśli Martina Heideggera
Praca magisterska napisana pod kierunkiem
Profesora Romana Kubickiego
Poznań 2004
OŚWIADCZENIE
Ja, niżej podpisany Michał Sławski, student Wydziału Nauk Społecznych
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, oświadczam, że
przedkładaną pracę magisterską Pt: „Próba interpretacji Myśli Martina
Heideggera” napisałem samodzielnie. Oznacza to, że przy pisaniu pracy, poza
niezbędnymi konsultacjami, nie korzystałem z pomocy innych osób, a w
szczególności nie zlecałem opracowania rozprawy lub jej części innym osobom,
ani nie odpisywałem tej rozprawy lub jej części od innych osób.
Jednocześnie przyjmuję do wiadomości, że gdyby powyższe
oświadczenie okazało się nieprawdziwe, decyzja o wydaniu dyplomu zostanie
cofnięta.
Poznań dnia 24.09.2004 r.
2
Spis treści
Początek końca, czyli koniec początku……………………………..4
Rozmowa z Japończykiem………………………………………… 9
Pogadanka o Bogu ………………………………………………. 35
Nawrócenie na Zwrot……………………………………………..53
Bibliografia……………………………………………………….73
3
Początek końca, czyli koniec początku
Zasadniczo z Heideggerem (myśleniem i pisaniem o nim) problemy są
dwa. Wyobraźmy sobie studenta innego kierunku studiów teleportowanego
nagle na filozofię
1
, przy czym jest to niefilozof (jeszcze?), jak mawia moja
czcigodna matka: -laik. Spotkać się taki osobnik musi niechybnie znacznie
częściej niż na poprzednich studiach z osobliwą trudnością, która na
poprzednich studiach zdarzała się z rzadka bądź nawet nigdy. Zdarzy mu się to
średnio, co 2 tygodnie, na co ciekawszych zajęciach. Doświadczy wielokrotnie
w zderzeniu z nowym tekstem wrażenia, które można opisać słowami, „O co tu
w ogóle chodzi? @#$%$^&@
2
?”.No właśnie i albo stanie się filozofem ten
student, albo nie poradzi sobie. Może jeszcze udawać, kombinować, mataczyć,
ale czy po to się studiuje, by kombinować i mataczyć oddając się tylko
i wyłącznie manipulatywnej kalkulacji, przeliczaniu korzyści? Raczej chyba nie
tu chodziłoby bardziej o to „coś”, „coś” tak nieuchwytnego i wymykającego się
słowom, a jednak tak istotnego i bliskiego każdemu prawdziwemu studentowi,
że nie zamieniłby tego na nic innego.
Właśnie ad rem, to, co naszemu hipotetycznemu studentowi z zewnątrz
filozofii zdarzałoby się przy każdej zmianie paradygmatu na ćwiczeniach, to
zdarza się „prawdziwemu” studentowi filozofii, można rzec filozofowi (mniej
lub bardziej, ale jednak) przy pierwszym spotkaniu z Heideggerem. Czyli
1
Albo wyciągniętego jak u Platona z Jaskini pomijając czy dobrowolnie czy siłowo, czyli ze względu na słusznie
pojęte jego dobro, którego on jeszcze nie zna, bo i skąd ma nieborak znać. Powiedzmy, że ukochana postawiła
mu taki warunek, że nie wyjdzie za niego za mąż dopóki nie skończy filozofii, jak głupio by to nie zabrzmiało.
2
W miejsce
@#$%$^&@
każdy może sobie wstawić swoje ulubione niecenzuralne słowo lub zwrot, ja niestety
nie mogę, bo w pracy magisterskiej nie wypada
4
kompletna ściana niezrozumienia, zdania czytane dziesięciokrotnie przez całą
noc i ekstatyczna rozkosz przy zapalaniu się każdej maleńkiej żaróweczki
zrozumienia. Ano właśnie ta ściana, która rozciąga się jak historia filozofii
długa i szeroka poprzez całe 3500 lat. Czyli obejść się nie da, przeskoczyć? Też
niebardzawo.
Ale to już będzie następny problem, najpierw trzeba ten mur dobrze
zobaczyć, a do tego potrzebne są właśnie owe mózgowe żaróweczki
zrozumienia. Problem w tym by się zapaliły, prześwietlając gąszcz egzotyki
Heideggerowego języka. Język ten przy pierwszym spotkaniu,
epistemologicznie przeraża. Jednak do sprawy należy podejść po męsku i nie
poddawać się, nie uciekać pod spódnicę logiki formalnej, co jak nadopiekuńcza
matka przytuli i powie: „nie martw się syneczku nie będziesz musiał sam
myśleć”. To haniebne wyjście wybrali między innymi panowie Schlick
i Carnap. Zresztą to tchórzostwo na gruncie filozofii próbowaliśmy oddać
metaforą, mataczącego studenta kombinatora, którego nie interesują studia
których nie może zrozumieć (bo cofa się przed ich zrozumieniem) tylko
interesują go stopnie, wpisy w index, jednym słowem „wyrachowanie”. Jako, że
u Heideggera często początek to koniec, a koniec to początek, roztropnie
zacznijmy, więc od końca: „ <Teoria> oznacza teraz: supozycja kategorii,
którym przyznaje się jedynie funkcję cybernetyczną, odmawiając im jednak
wszelkiego sensu ontologicznego. Dominująca staje się operatywność
i modelowość myśli przedstawiająco - rachującej.”
3
Już teraz prawie jesteśmy
pewni, że porównanie „wyrachowania” studenta z myślą przedstawiająco-
rachującą człowieka, jako człowieka cybernetycznego, ale upewnijmy się
dokładnie co to znaczy cybernetyczny: ”Cybernetyka odpowiada określeniu
człowieka jako istoty działającej i społecznej. Jest ona, bowiem teorią
sterowania (możliwym) planowaniem i organizacją ludzkiej pracy. Cybernetyka
przekształca mowę w wymianę wiadomości. Sztuki stają się sterowanymi
3
„Koniec Filozofii i zadanie myślenia” w Martin Heidegger: „Ku rzeczy myślenia” str.81; Fundacja Aletheia
Warszawa 1999
5
i sterującymi instrumentami informacji”
4
.Właśnie tutaj mamy sytuację owego
studenta, którego historia nagle pchnęła ku filozofii, czy może inaczej nagle
uświadomił sobie, że powinien myśleć, a co on robi? Zamiast myśleć pokazuje
innym, że myśli i że ma efekty - sprawia tylko wrażenie myślenia, tworzy iluzję
liczy się wynik. Na podobnej zasadzie po końcu filozofii filozof staję się
„cynicznym” Cybernetykiem, albo nieświadomym Cybernetykiem, jak
wspomniani już panowie Schlick i Carnap. Lecz aby się rozwinęła taka
„cyniczna” postawa życiowa w adepcie potrzebny odpowiednio zdegenerowany
uniwersytet.
Czy jednak, aby na pewno dzieje filozofii są takim „zdegenerowanym
uniwersytetem” z przybitą nad wejściem tabliczką „porzućcie wszelką nadzieję,
co tu wchodzicie” ? „Czy jednak koniec filozofii w sensie jej rozwinięcia się
w nauki jest również pełnym urzeczywistnieniem wszystkich możliwości myśli
filozoficznej? Czy może po za scharakteryzowaną wyżej ostatnią możliwością
rozkładu filozofii na stechnicyzowane nauki istnieje jeszcze pierwsza
możliwość myśli, możliwość, która musiała być punktem wyjścia myśli
filozoficznej, choć filozofia nie była w stanie ani doświadczyć jej, ani
zrealizować?”
5
. Teraz dochodzimy do drugiego problemu, który możemy mieć z
Heideggerem. A problem to taki, jaki znaleźć klucz interpretacyjny do
tego myślenia? Mur który nam światło z naszych umysłów rozświetliło i
ukazało się przed nami wiele drzwi (fenomenologia, hermeneutyka,
egzystencjalizm, filozofia ponowoczesna, czy nawet kognitywistyka...) ,
którymi można wejść w myślenie Heideggera. Którymi można wejść w to
myślenie najlepiej równocześnie wychodząc z tego myślenia? Pojawia się od
razu pytanie, czy wejść i wyjść znaczy to samo? Czy należy wejść? Czy może
wyjść tymi drzwiami? (to trzecie czyli tylko wyjść jest najbardziej
problematyczne i odpada). Więc tylko wyjść się nie da (była by to iluzja
„niemyślenia”) . Pozostaje rozstrzygnięcie czy wejść? Czy wejść i wyjść
4
Tamże str. 80
5
Tamże str. 82
6
równocześnie? Bo jeżeli Heideggerzenie jest już tylko myśleniem po końcu
filozofii, a nie tą właśnie filozofią to należy drzwiami w to myślenie wejść
tylko. Jeżeli natomiast myśl ta jest równocześnie filozofią (a tym zdaję się być) i
myśleniem po filozofii można by powiedzieć postfilozofią (ale po co?), to jest
drzwiami które jednocześnie się otwierają i zamykają, stanowią wejście
i wyjście zarazem. Aby zatem przez jedne i te same drzwi równocześnie wejść i
wyjść potrzebujemy Klucza specjalnego, nie może być to ani egzystencjalizm
czy hermeneutyka, które są tylko i wyłącznie wejściem, ani postmodernizm, czy
cybernetyka, które są tylko wyjściami (i o tyle noszą iluzję swojej
możliwości o ile udają jeszcze wejście).
Trzeba szukać gdzie indziej. Ale czy nie można tego zrobić prościej?
Pamiętamy, że jeżeli Uniwersytet ma być jeszcze Uniwersytetem, a nie tylko
zawodową szkołą przetrwania w cybernetycznej sieci zależności,
zarządzających i zarządzanych zasobów ludzkich to ostatnia możliwość
rozkładu filozofii (wyjście) kryje w sobie również jednocześnie możliwość
pierwszą możliwość myśli, „początkową myśl”, zaczątek wszelkiego myślenia
(wejście). Zobaczmy jak Heidegger zadaję to pytanie: „Jeżeliby tak było, dzieje
filozofii musiałyby od początku do końca kryć jakieś zadanie dla myśli,
niedostępne ani filozofii, jako metafizyce, ani pochodzącym z niej naukom.
Dlatego pytamy: Jakie zadanie stoi jeszcze przed myśleniem przy końcu
filozofii?”
6
. Czy nie można po prostu „po ludzku” odpowiedzieć: „Jest to
zadanie dosięgnięcia Wydarzania jako Istoczenia Bycia w Otwartym czyli w
prześwicie” i całą sprawę zamknąć? Właśnie, że nie można, ponieważ
z perspektywy filozofii (wejścia) jest to niezrozumiałe, natomiast z perspektywy
postfilozofii (wyjścia) jest to za mało, są to tylko słowa, które nie dosięgają
wydarzania wręcz się od niego oddalają w ułudzie wytłumaczenia, czyli jest to
stanowczo za mało. Po to zresztą Heideggerowi był Zwrot, aby obie te
perspektywy połączyć, stopić w jeden monolit, tylko tą drogą było to możliwe
o ile jest to w ogóle możliwe. Jedną sprawę trzeba podkreślić uczciwie, że nikt
6
Tamże str. 82
7
nie jest nieomylny i nie jest też takim bohater naszej opowieści czy jeszcze
lepiej powiedzieć naszej sagi. Nie dość tego, należy powiedzieć, że jest tutaj
wielkie ryzyko błędu i zagubienia się, nierozeznania materii.
Wchodzimy na nieznane dziewicze tereny, gdzie niczym linoskoczek
balansujemy pomiędzy, geniuszem, rozsądkiem i bełkotem, z których każde
może równie dobrze zamieszkiwać krainę, po której się poruszamy. Ryzyko jest
ogromne i trzeba wystrzegać się błędu jak ognia, zachować najwyższą
ostrożność. Mając tą uwagę cały czas w pamięci spróbujmy zastosować
podwójny klucz i zobaczyć czy okaże się on jednorodny, spójny i adekwatny,
czyli czy pozostanie jednym i tym samym kluczem. Udajmy się więc wreszcie
na rozmowę z Japończykiem.
Rozmowa z Japończykiem
8
Z jednej strony, Heideggera późniejsze dzieła(wcześniejsze też, ale
w mniejszym trochę stopniu) przypominają swoją fantazją mistrzów
Buddyjskich, jednak z tą różnicą, że Buddyzm zdaje się przyznawać językowi
drugorzędną jeżeli nie trzeciorzędną rolę, co pozwala mu na swobodne
nieskrępowane „logiką” posługiwanie się językiem. Z drugiej strony zaś
Heideggerowskie pisma roszczą sobie pretensję do swoistej językowej
fundamentalności, czy lepiej powiedzieć fundamentalnej roli języka czy też
mowy. Owo przywiązanie do mowy, swoiste „powiadanie” zdaje się odsłaniać
teologiczną przeszłość czy też nawet zakorzenienie Heideggerowskiego
myślenia w Teologii: „P. Nigdy bym nie dotarł do drogi myślenia, gdyby nie ta
teologiczna przeszłość. A przeszłość pozostaje zawsze przyszłością. J. Bo
wzywają się one nawzajem, a w wezwaniu takim namysł staje się swojski…
P. i w ten sposób staje się prawdziwą współczesnością.”
7
Cytat ten pochodzi
z rozmowy Heideggera z Japończykiem, który wydaje się nadzwyczaj dobrze
rozumieć naszego myśliciela co zdaje się fascynować i niemal zdumiewać
samego wielkiego Martina; pomijamy tutaj całkowicie pytanie czy mamy do
czynienia z zapisem naprawdę dialogu czy też dialogiem w zupełności
wymyślonym. Przyjmijmy, że tak jest w istocie był to dialog (albo tak było,
albo Heidegger tak zręcznie to napisał, że tak musiałoby być w spotkaniu
z odpowiednim Japończykiem, a przecież tu nie chodzi o tego Japończyka).
Co tutaj się zdarza? Nie tylko następuje „przyznanie się” do teologicznej
przeszłości, więcej konstatuje się tutaj znaczenie teologii dla całego myślenia
Heideggera, które wydaje się ważnym, jeżeli nie kluczowym rysem tegoż. To
już zakrawa na spowiedź. Przed Japończykiem? Czy Japończyk jest w stanie
pozostając Japończykiem pewne „teologiczne” inspiracje zrozumieć, złapać
w lot? Czy możliwe jest tutaj pełne porozumienie, a nie tylko potulne
potakiwanie japońskiego (już coraz mniej) konwertyty na Heideggeryzm?
7
„Z rozmowy o języku między Japończykiem, a Pytającym” w Martin Heidegger: „W drodze do języka” str. 75;
Wydawnictwo Baran i Suszyński Kraków 2000 ; jako że jest to dialog (co to znaczy okaże się niebawem)
występują w nim co najmniej dwie osoby, tutaj akurat dwie Wypowiedzi zaznaczone na początku literą P. to
słowa Martina Heideggera (pytającego chociaż nie zawsze) natomiast wypowiedzi inicjowane literą J. to
wypowiedzi Japończyka, którego dane personalne pozostaną dla nas niezgłębioną nigdy tajemnicą.
9
Wręcz przeciwnie Freiburski myśliciel (poeta, wieszcz, leśny wędrowiec),
pieczołowicie dba o to, aby był to dialog dwóch osób więcej nawet stara się,
aby ta rozmowa ludzi z dwóch różnych tradycji myślenia (czy może nawet z
tradycji myślenia i niemyślenia) stała się dialogiem. Dialogiem jako Dia-logos,
czyli z Greki podzielanie wspólnego logosu, ten logos dopiero właśnie ta
rozmowa ma odnaleźć, zbudować, wiedząc o tym, że obaj rozmówcy pochodzą
z tak naprawdę zupełnie odmiennych kultur, czyli de facto różnych logosów.
Ten właśnie wspólny logos czy nawet już prześledzenie próby jego utworzenia
(odnalezienia? Przypomnienia w powtórzeniu?) przez leśnego wędrowca
i mieszkańca krainy kwitnącej wiśni jest naszym Specjalnym kluczem:
„P. … nie widzę jeszcze, czy to, co próbuje myśleć jako istotę języka, uczyni
zadość także istocie języka Dalekiego Wschodu, czy wreszcie na koniec, który
zarazem byłby początkiem, istota języka będzie mogła dojść do myślącego
doświadczenia, gwarantując, że powiadanie Europy Zachodniej i Dalekiego
Wschodu weszły w dialog, w którym brzmi coś wypływającego z jednego
jedynego źródła”
8
; Na razie nie możemy się zatrzymać nad ekstremalnie
interesującym wątkiem tej wypowiedzi „myślącym doświadczeniem”, bo
zatrzymalibyśmy się na dobre niespełna w pół drogi, lecz powrócimy do niego
później. Natomiast jasno widzimy, że trudności tego zadania nie pozostają
niezauważone przez europejskiego rozmówcę. Nie jest to jednak, tak, że będzie
on skłonny rozmowy z ich powodu zaprzestać, podkulić ogon i uciec wręcz
przeciwnie: „P. Pańskie sugestie, za którymi mogę podążać tylko z daleka
wzmagają mój niepokój. Większe jeszcze niż wspomniana obawa jest we mnie
oczekiwanie, aby – powodowana pamięcią o hrabim Kuki – rozmowa mogła się
powieść.”
9
. Jakie więc trudności napotyka, ta rozmowa? Wydaje się, że
trudnością staje się tutaj sama istota języka, z której wnętrza toczy się rozmowa,
czy powinna się toczyć o ile ma się powieść. Prześledźmy, czy aby jest tutaj
8
Tamże str. 73
9
Tamże str. 79
10
w ogóle możliwe zbudowanie porozumienia i na ile takie porozumienie jest
możliwe pomiędzy tymi dwoma kulturami.
Zjawiają nam się w tej rozmowie dwie kluczowe dla porozumienia
sprawy: ujęcie Języka oraz ujęcie Pustki, we wzajemnym ich związku jedynie
możliwa jest wspólna płaszczyzna, możliwe jest wspólne podążanie „drogą do
języka”, wspólne podążanie tychże rozmówców i być może wspólne podążanie
wschodu i zachodu. Czy te dwie „rzeczy”: „europejskie” ujęcie języka
i dalekowschodnia pustka dają się w ogóle uzgodnić? Zacznijmy od języka, co
w tej rozmowie staję się dla Japończyka problematyczne, o co musi zapytać,
dopytać, co domaga się wyjaśnienia?: „P: Zazwyczaj późno to zauważamy;
niedostatek bowiem tkwi nie tyle w nas, co w tym, że język jest od nas
potężniejszy i dlatego bardziej znaczący. J: Jak Pan to rozumie?”
10
. Czego
Japończyk tutaj nie chwyta? Co nie jest do końca jasne dla niego?. Zdają się tu
wybrzmiewać jeszcze słowa Świętego Jana: „Na początku było słowo, a słowo
było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko
przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.”
11
. Kwestię Boga
w myśli Heideggera rozpatrzymy później. Tym, co natomiast teraz nas
interesuje jest doniosłość słowa, jego niezbywalna wartość i niezbędność, dla
wydarzania jak i szczególnie dla samego człowieka, który podejmuje się próby
wejścia na, i kroczenia drogą wydarzania się Prawdy Bycia. Język też się
wydarza, jednocześnie wskazuje na wydarzanie, wybiega w sobie, po za siebie
ku temu, co wskazane. Na to wschód jeszcze może się ze spokojem zgodzić,
tutaj spotyka się „swobodność” i pozorna „nielogiczność” zarówno
Heideggerowskiego powiadania, jak i Buddyjskich Sutr.
Czy jednak, co do niezbywalnej źródłowości języka, języka, którego
„potrzebuje” człowiek by dosięgnąć Prawdy Wydarzania, i którego „swoiście”
potrzebuje Wydarzanie, by się człowiekowi udzielić, czy aby tutaj nastąpi
10
Tamże str. 93
11
Ewangelia według Św. Jana: 1,1-1,3; Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu Wydawnictwo Pallottinum
Poznań 1996
11
zgodność czy nieusuwalna rozbieżność? Można by powiedzieć „rozjazd”, który
geograficznie symbolizują określenia wschód i zachód, czy to jest właśnie
„rozjazd” i czy jest możliwe „miejsce zjazdu”? Czyli czy ta rozmowa może się
powieść? Warto mimo tych wątpliwości zauważyć, że ta rozmowa jest
prowadzona, dzieje się, zdarza, nawet pomimo tego, że cały czas jest uważnie
nastawiona na swoją własną możliwość, na swoją własną podstawę i próbuje ją
odszukać. Zresztą doniosłość języka zostaje wyrażona jeszcze mocniej przez
Freiburskiego wieszcza: „Język został nazwany <domem Bycia>. Język jest
pieczą wyistaczania, o ile jawienie się wyistaczania zostaje powierzone
wydarzającemu wskazywaniu wieści. Domem bycia jest język, ponieważ jako
wieść jest on sposobem wydarzania.”
12
, czy dalej „…Nasz stosunek do języka
określa się ze sposobu, zgodnie z którym należymy- do jako używani- do
wydarzania”
13
. Czy Buddysta
14
nie odpowiedziałby na to wschodnim wierszem
Haiku: ”Spłonął mi dom, nic teraz nie zasłania mi słońca”
15
? Na ile sposób
w jaki należymy do wydarzania i jego określenie poprzez „stosunek do języka”
w obu tych tradycjach jest podobny? Czy jest on taki sam? Czy jest w ogóle
porównywalny, przekładalny, korespondujący, czy wręcz przeciwnie stoi po
drugiej stronie przepaści, przez którą niemożliwe jest przerzucenie żadnego
mostu?
Aby to zbadać zajmijmy się teraz pustką, którą Heideggerowski
współrozmówca wyłuskał z samej myśli naszego wieszcza. Pojawia się tutaj
przelotnie, acz istotnie trzeci problem z pisaniem o naszym leśnym podróżniku:
aby oddać w całości głębię powiązań i „wynikań” należałoby cytować dużo
obszerniejsze fragmenty, o ile nie całą tą genialną rozmowy między
Japończykiem, a pytającym. Na to jednak metodologia pisania pracy
12
Martin Heidegger: „Droga do języka” str.202; w„W drodze do języka”; Wydawnictwo Baran i Suszyński
Kraków 2000
13
Tamże str.202.
14
Ujmuję Buddyzm jako mówiąc po Heglowsku najdolżalszy i najdoskonalszy wyraz Azjatyckiego Ducha, jest
to kwestia jak wiele w filozofii napewno w dużym stopniu problematyczna i warta dyskusji lecz taka dyskusja
musiała by stanowić osobną rozprawę i z tej racji nie mieści się w ramach tej pracy, aczkolwiek czułem się w
obowiązku w tym przypisie ową problematyczność jak i swoje wobec niej stanowisko zaznaczyć.
15
[HAIKU]
12
magisterskiej nie pozwala, zaznaczmy więc tylko, że to, co teraz zacytujemy jest
kontynuacją „wątku” rozmowy o roli gestu w japońskim teatrze No, wątku
który nie wykluczam, że również zostanie obszernie zacytowany, jednak jak
już, to później. Skupmy się teraz na „przejściu” z wątku znaczenia gestu w
teatrze No na wątek śladów pustki w filozofii Freiburskiego myśliciela.
„P: Pustka jest przeto tym samym co nicość, takim mianowicie istoczącym,
które próbujemy myśleć jako to, co inne wobec wszelkiej obecności
i nieobecności. J: Niewątpliwie. Dlatego w Japonii wykład Czym jest
metafizyka? Zrozumieliśmy od razu, gdy w 1930 roku ukazał się
w przekładzie………”
16
.Czy aby niewątpliwie? Czy Pustka nie jest może raczej
prześwitem niźli nicością? Te pytania jeszcze nie padły, bo paść nie mogły, są
one jeszcze pieśnią przyszłości naszego rozważania. Na razie rozpatrzmy
nicość. „Zatrzymując się wewnątrz nicości przytomność wykracza tym samym
każdorazowo poza byt w całości. To wykraczanie poza byt nazywamy
transcendencją. Gdyby byt przytomny z samej swej istoty nie dokonywał
transcendencji, tzn. gdyby nie zatrzymywał się uprzednio wewnątrz nicości,
nigdy nie mógłby być odniesiony do bytu, a zatem również do samego siebie”
17
.
Trąci to metafizyką, nieprawdaż? Jest to postać myślenia przed
Zwrotem
18
, postać skrajnego subiektywizmu odziedziczonego między innymi
po Husserlu. Świadomość, (przytomność) może tutaj odnieść się sama do siebie
i do bytu jako takiego na gruncie nicości. Przy czym nicości wraz ze swoim
ciągłym nicościowaniem jest źródłowym warunkiem zaprzeczenia. Ujawnia się
to w słynnym pytaniu: „Dlaczego istnieje raczej coś, niż nic?”, które jest
głównym tematem Heideggerowskiego „Wprowadzenia do metafizyki”.
Właśnie żywienie nadziei na zbudowanie nowej bardziej źródłowej metafizyki,
przywiodło Heideggera do zaprzeczającego charakteru nicości (ontologii
„fundamentalnej”) . Nicościujący Charakter nicości, czyli jej zaprzeczanie
16
„Z rozmowy o języku między Japończykiem, a Pytającym” w Martin Heidegger: „W drodze do języka” str.83;
Wydawnictwo Baran i Suszyński Kraków 2000
17
Martin Heidegger “Czym jest metafizyka” str.39 w “Budować, mieszkać, myśleć”; Czytelnik Warszawa 1977
18
O samym zwrocie powiemy więcej nieco później
13
uwidacznia się właśnie w tym członie „niż nic”, który stawia pod znakiem
zapytania, Bycie bytu, który jest zaprzeczającą, przeraźliwą możliwością
nieistnienia, która uwidacznia się w egzystencjalne Trwogi, czyli w
skończonym charakterze ludzkiego życia. Jest to widmo nieuchronnego
wyroku, odroczonego, lecz jak nad Kafkowskim panem K. nieustannie i
nieodmiennie nad każdym człowiekiem wiszącym. I o ile można to porównać z
Buddyjskimi poglądami o przemijalności i nietrwałości wszystkich zjawisk,
jednak na to, że jest to rozpatrywane z perspektywy „ja” w odniesieniu do
samego siebie Buddysta już by nie mógł się zgodzić. Napotkanie pustki w
Trwodze tak, ale już późniejsze przywracanie Bytowi Bycia na gruncie
własnego projektu egzystencjalnego z perspektywy własnej śmiertelności to już
przeczy Azjatyckiemu duchowi.
Inna sprawa to czy tutaj nie w tej pracy nie dokonujemy rzeczy
karkołomnej próbując rozważać Buddyzm, Chrześcijaństwo i Heideggeryzm po
za kontekstem metafizycznego rozstrzygnięcia w kwestii życia po śmierci? To
znaczy moglibyśmy powiedzieć tak: Buddyzm przyjmuje metafizyczne
założenie reinkarnacji, Chrześcijaństwo życia po śmierci w niebie bądź czyśćcu,
Heidegger ateistyczną perspektywę: życie, a po życiu nic więcej. Jednak w ten
sposób nasz podwójny klucz na nic by się nie zdał i musielibyśmy zwinąć
zabawki i iść do domu, a przecież tego nie chcemy.
Powracając do punktów spornych pustki i nicości, pierwszym, o którym
teraz mówimy jest właśnie skrajny metafizyczny subiektywizm odziedziczony
pośrednio po Kartezjuszu i bezpośrednio po Husserlu, subiektywizm poglądu
jakoby Dasein miał odzyskiwać samego siebie, dla samego siebie na gruncie
nicości. Jakby nie spojrzeć jasnym staje się zarzut o podmiotowo-przedmiotową
strukturę tego myślenia, albowiem przytomność (świadomość) tutaj dzięki
„pustce”, którą rozpoznaje w odpowiednio przeżytej Trwodze może na powrót
odnieść się sama do siebie, jako podmiot z jednej strony i przedmiot z drugiej
i dopiero w ten sposób przywrócić sobie Świat. Zatem porzucenie podmiotowo-
14
przedmiotowego myślenia, które „Bycie i czas” wieści w nim się de facto nie
dokonuje, jedynie być może zostaje w nim przygotowane (tak to będzie
Heidegger rozumiał po Zwrocie). Tak to ujmuję Buddyjski filozof Wasubandhu
:
„26. Dopóki świadomość nie pozostaje w stanie samej tylko świadomości
dopóki nie zanika ciążenie do dwóch pojęć [tj. podmiotu i przedmiotu].
27.Albowiem nawet w następstwie postrzeżenia, że to [wszystko] jest samą
tylko świadomością, stawiając coś na czele [jako przedmiot], nie utrzymuje się
tej samej tylko [świadomości]
28. Jeśli zaś świadomość nie ujmuje żadnej podpory, wtedy pozostaje trwale
w samej tylko świadomości, ponieważ z braku czegoś do ujmowania nie jest on
[= przedmiot] ujmowany”
19
. Przy czym Świadomość, jest tutaj świadomością
Pustki, czy może lepiej powiedzieć pustą świadomością. Jest to próba (moim
zdaniem udana) zażegnania niebezpieczeństwa idealistycznego solipsyzmu,
czyli związania świadomości Pustki, niepustym pojęciem „ja”, które odnosi się
samo do siebie jako do swojego przedmiotu. Zresztą nie ma chodzi tutaj
o zaprzeczenie „ja” co było by pewną nihilistyczną metafizyką „nie-ja”, tylko
o nieadekwatność takiego myślenia, myślenia które zatapia się
w ultrasubiektywnej substancji „ja”.
Raczej mamy tu do czynienia z pozostawieniem metafizyki „ja” z boku,
samej sobie, co zresztą i nasz wieszcz czyni po Zwrocie. No właśnie przejdźmy
teraz do drugiego punktu spornego nicości i pustki, mianowicie nicościowanie
nicości, czyli jej zaprzeczającego charakteru. „Tak oto dowiedziona jest
w ogólnym zarysie wypowiedziana wyżej teza, wedle której nicość jest źródłem
zaprzeczenia, a nie odwrotnie…
Jakkolwiek częste i różnorodne mogą być przypadki, w których zaprzeczenie-
wypowiedziane- lub nie – narzuca się każdej myśli, niemniej, przeto nie jest
ono bynajmniej jedynym wiarygodnym w pełni świadkiem ujawniania nicości,
19
"Wasubandhu: Trzydziestka strof -Uzasadnienie Wyłącznego istnienia Treści świadomości" w Michał
Mejor :"Buddyzm zarys Historii Buddyzmu w Indiach" Str.299; Prószyński i S- ka Warszawa 2001
15
które z istoty swej zawiera się w przytomności…. Bardziej przepastne niż
czysta odpowiedniość zaprzeczenia myślowego są surowość przeciwdziałania i
ostrość wstrętu. Bardziej odpowiedzialne są ból odmowy i bezlitosność zakazu.
Bardziej przygniatająca jest gorycz wyzucia”
20
. Powiało grozą.
Czas na drobną, acz ważną dygresję. To, że tego typu sposoby myślenia,
myślenia w gruncie rzeczy mistycznego nie są kierowane „logiką formalną” nie
znaczy, że nie muszą przestrzegać „rygoru” i bać się błędu. Czyli, że można
powiedzieć, wszystko, czy cokolwiek, bo i tak przecież to jest „nielogiczne”.
Wręcz przeciwnie obowiązuje je rygor znacznie surowszy niż tak zwaną
filozofię analityczną. Pułapki czają się na takie myślenie cały czas i cały czas
musi ono czuwać, nie tak jak filozofia analityczna, która raz zdawszy się na
„logikę” jest już cały czas przez nią prowadzona za rączkę. Zresztą takie
rozumienie nicości oraz również Pustki jest błędem wręcz fatalnym, który
Heidegger by popełnił o ile na tym, co tutaj napisane by poprzestał. Na całe
szczęście nie poprzestał.
Takie rozumienie azjatyckiego ducha wraz z jego konsekwencjami
doskonale ukazuje Hegel nazywając je „ogólnym momentem woli”, czyli „Furią
zniszczenia”. Zacytujmy jak wygląda to zagrożenie: „I tak wola zawiera
<element czystej nieokreśloności, czyli czystego i bezpośredniego skierowania
się <<Ja>> ku sobie, w którym rozpływa się każde ograniczenie, każda treść
[woli] istniejąca bezpośrednio dzięki przyrodzie, potrzebom, pożądaniom
i popędom> (FP par.5). Ta <strona woli> zdolna abstrahować od wszystkich
możliwych przedmiotów i zamiarów, jakie powziął podmiot, pozwala mu
<uwolnić się od wszystkiego, zrezygnować z każdego celu> (FP par.5,U)
i pozbawić siebie tego wszystkiego co składa się na określoność jego własnej,
rzeczywistej podmiotowości…
…Gdyby zdolność człowieka ograniczała się tylko do owej negatywnej
zdolności, jej owocem byłaby wyłącznie autodestrukcja… Wolność negatywna,
którą Hegel nazywa <wolnością rozsądku>, ujawnia swoją destrukcyjną siłę nie
20
Martin Heidegger “Czym jest metafizyka” str.41 w “Budować, mieszkać, myśleć”; Czytelnik Warszawa 1977
16
tylko w wypadku drastycznej decyzji egzystencjalnej, lecz także w sferze
wolności zewnętrznej. Mimo, że zaznanie takiej wolności stanowi cel zabiegów
kontemplacyjnych, uświęconych przez niektóre religie i filozofię Wschodu,
znajduje ona nie tylko realne, ale zgoła brutalne ujście <zarówno w sferze
politycznej jak i religijnej>, gdzie zwykle przybiera oblicze <fanatyzmu
burzenia każdego istniejącego porządku społecznego, fanatyzmu usuwania
wszystkich jednostek podejrzanych o sprzyjanie pewnemu porządkowi i
fanatyzmu burzenia każdej znowu wyłaniającej się organizacji> (FP par.5).
Fanatyczne usposobienie oznacza się z reguły skrajną ascezą osobistą: człowiek
opętany <wolnością pustki> porzuca własne sprawy i czyni z tego rodzaj cnoty,
która pod pozorem dążenia <do jakiegoś pozytywnego stanu np. stanu
powszechnej równości czy też powszechnego życia religijnego> nie cofa się
przed niczym i jako taka jest już tylko furią zniszczenia”
21
. Nieprzypadkowo
w tej interpretacji pojawiają się równocześnie: wręcz „nieskończone”
podkreślenie ważności „ja”, postawienia go ponad wszystkim jako samo do
siebie się odnoszące oraz negacja, negacja Świata. Co w dramatyczny sposób
kończy się chęcią zniszczenia. I tak ujmowana Pustka, jako nicość
przywracająca przytomności ją samą oraz negująca w nicościowaniu, taką wolą
zniszczenia być może. Ważne jest też to, że mimo wszystko moment dialektyki
dopełniony „subiektywnym momentem” wolności i jako taki konieczny
składnik syntezy.
W podobny sposób o Buddyzmie wypowiada się Jan Paweł II: ”Soteriologia
buddyzmu, stanowi punkt centralny i w pewnym sensie punkt jedyny tego
systemu. Jednakże zarówno tradycja buddyjska, jak i metody z niej wynikające,
znają prawie wyłącznie <soteriologię negatywną>. <Oświecenie>, jakiego
doznał Budda, sprowadza się do przeświadczenia, że świat jest zły. Jest on
źródłem zła i cierpienia dla człowieka. Ażeby się wyzwolić od tego zła, trzeba
wyzwolić się od świata. Trzeba zerwać te więzy, jakie łączą nas z zewnętrzną
21
Ewa Nowak-Juchacz: “Autonomia jako zasada etyczności Kant, Fichte, Hegel” str.260-262; Fundacja na rzecz
nauki Polskiej Wrocław 2002
17
rzeczywistością – więzy istniejące w naszej ludzkiej konstytucji, w naszej
psychice i somatyce. Im bardziej uwalniamy się od tych więzów, im bardziej
wszystko, co światowe, staje się nam obojętne, tym bardziej wyzwalamy się od
cierpienia, czyli od zła, które pochodzi ze świata. Czy w ten sposób
przybliżamy się do Boga? W <oświeceniu> przekazanym przez Buddę nie ma o
tym mowy. Buddyzm jest w znacznej mierze systemem <ateistycznym>. Nie
wyzwalamy się od zła poprzez dobro, które pochodzi od Boga, wyzwalamy się
tylko poprzez zerwanie ze światem, który jest zły. Pełnia zerwania, to nie
zjednoczenie z Bogiem, ale tak zwana nirwana, czyli wejście w stan
doskonałej obojętności względem świata. Zbawić się, znaczy przede wszystkim
uwolnić od zła, zobojętnieć na świat, który jest źródłem zła. Na tym cały proces
duchowy się kończy”
22
. Zanim przejdziemy do interpretacji tych ważnych słów
Karola Wojtyły, pozwolę sobie na przywołanie osobistego wspomnienia, które
zaświadcza, o tym, że również ten błąd czyha na Chrześcijan. Pojawia się przy
błędnym pojęciu pewnego „momentu” Biblii, mianowicie przy cząstkowym
tylko zrozumieniu słów: „Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako
swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem
sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi”
23
, jakie skierował Chrystus do
swoich uczniów. Przy zapomnieniu o dopełniającej ten moment immanencji
Boga w świecie powstaje podobna „furia zniszczenia”. Jest to wskazanie
na Boską transcendencję, na tajemnicę. Jednak czai się tutaj potężna pułapka
pychy i przeciwstawienia się światu z pozycji jedynego znającego
Tajemnicę. Oto moje wspomnienie: Swego czasu przebywałem na dworcu w
Koszalinie i tam spotkałem człowieka, który chciał mnie nawrócić. Człowiek
ten od razu przyjął, że mój tam pobyt jest kompletnie pozbawiony wszelkiego
sensu i co więcej muszę być człowiekiem niemoralnym, że tam w ogóle jestem
(jedyną rzeczą niemoralną jakiej przyznaję wtedy się dopuściłem był fakt, że
22
“Przekroczyć próg nadziei. Jan Paweł II odpowiada na pytania Vittoria Messoriego” str. 78; Redakcja
Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Lublin 1994
23
Ewangelia według Św. Jana: 15, 19; Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu Wydawnictwo Pallottinum
Poznań 1996
18
nie zadzwoniłem przez trzy tygodnie do mojej ukochanej). Na to
odpowiedziałem, że przecież ten człowiek mnie w ogóle nie zna i mógłby się do
mnie zwracać po ludzku, jak do człowieka, którym było nie było jestem. Na to
imć gość od razu odparł, że ludzie w zasadzie go nie interesują,
interesuje go tylko Bóg. Od razu zrozumiałem, że gdyby spotkał nie mnie tylko
Świętego Franciszka z Asyżu (którym nie jestem, i którego inkarnacją się nie
czuję) też tak samo by mu rzekł. Co tutaj się stało? Ten człowiek w swej pysze
czuł, że „złapał pana Boga za nogi” i rozmawiał z Nim przez jakiś
„transcendentalny telefon”, natomiast reszta świata ma go słuchać, bo jest
prorokiem. De facto rzucał już kamieniem, którym, jak pamiętamy, Jezus nawet
nie rzucił. W „furii zniszczenia” czuł się władny potępiać świat, który napotkał
jako on „nie z tego świata”. Tu jest ta pułapka i pokusa postawienia się na
pozycji Boga, a jako, że jest się tylko człowiekiem zamiast kreacją (ex nihilo),
owocuje to destrukcją świata, od którego się odwraca, jako nie dość boskiego.
Powracając do Karola Wojtyły, jak wyglądają jego zarzuty wobec
Buddyzmu? Bardzo podobnie jak u Hegla z tą różnicą, że jeden jest postawiony
explicite, a drugi ukryty, ale równie wyraźny i mimo, iż ujęty implicite,
konieczny do zrozumienia tych słów. Pierwszy zarzut, to zarzut o negację
Świata, odwrócenie się, zaprzeczenie, czyli Heglowska „furia zniszczenia
właśnie”. Aby dojść do drugiego założenia zapytajmy, kto dokonuje tego
zaprzeczenia świata i w imię czego? Ano właśnie Jan Paweł II milcząco
przyjmuje założenie personalizmu; tym, kto dokonuje tutaj aktu zanegowania
świata jest Osoba ludzka. Osoba, która w swojej pysze poważyła się na
ocenianie świata, co więcej na potępianie go w negacji. Czym to pachnie? Ano
właśnie siarką. Mówi się tutaj tyle, że osoba ludzka sama z siebie waży się
zanegować stworzony przez Boga Świat, czyli w swej pysze próbuje sama stać
się Bogiem, a że nie dana jej jest kreacja, bo Bogiem nie jest, kończy się to
destrukcją. Jest to diabelska pokusa, „staniecie się jak Bogowie”, a drzewo
poznania Dobra i Zła byłoby w tym momencie drzewem ustalania Dobra i Zła,
19
przy czym Dobro, jako kreacja ex nihil, nie jest dane człowiekowi, zatem
pozostaje Zło ,jako destrukcja, negacja, totalny nihilizm.
Teraz dopiero widzimy jak sprawa jest poważna i jakiej najwyższej
rozwagi wymaga. Wraz z błędem czyha na nas „furia zniszczenia”, która
niezależnie od tego, czy zinterpretujemy ją za Heglem po świecku, czy też za
Wojtyłą na sposób religijny, jest równie fatalna. Zauważmy jednak również,
że zarówno Heglowi jest potrzebny moment obiektywny woli, jak i „bycie nie
z tego świata” jest w Biblii obwieszczone. Zatem nie błąd tkwi w samych tych
słowach, lecz w podejściu do nich. To, czego zabrakło to pokora. U Hegla tym
co niesie pokorę jest subiektywny moment woli czyli zdanie sobie sprawy
z tego, że jednak jesteśmy zależni jako ludzie od świata, od praw przyrody,
od własnych popędów itd. Jednak sam on też by nie wystarczył, bo wtedy
bylibyśmy zwierzętami, a nie jesteśmy, co więcej brak świadomości
„obiektywnego” momentu woli byłby dla nas fatalny, zatopiłby nas w mrocznej
nędzy użalania się nad swoim w pełni zdeterminowanym przyrodniczo losem.
Podobnie gdybyśmy tylko uznali immanencję Boga w świecie, to świat stałby
się dla nas Bogiem i musielibyśmy uznać, że nie mamy żadnej wolności
w zmienianiu go na lepsze, wszystko byłoby tylko zdeterminowanym losem
i nie moglibyśmy nawet protestować przeciwko wojnie z Irakiem bo niby skąd,
teraz natomiast możemy jako „nie z tego świata” a jednak „w tym świecie”.
O jednym jak i o drugim nie należy zapominać. Nie musimy chyba
przypominać, że oba te stanowiska (Hegla i Wojtyły) wykraczają po za „logikę
formalną”, jednakże to nie znaczy, że nie obowiązuje tutaj rygor, wręcz
przeciwnie, obowiązuje jeszcze bardziej stanowczo niż w logice, nic tu nie jest
raz na zawsze załatwione i odłożone na półkę z napisem „0-1”; ciągle należy
być uważnym na czyhające pułapki. Trochę jakbyśmy szli przez wietnamski las.
Czy jednak diagnoza Papieża, co do Buddyzmu nie jest zbyt surowa?
Chociaż jest ona łagodzona dobrymi słowami o „nasionach prawdy” rozsianych
po niechrześcijańskich kościołach, jak i pochwałą wkładu religii dalekiego
20
Wschodu w kształtowanie moralności narodów Azjatyckich. Pomimo tego czy
jednak nie jest ocena to zbyt surowa? Przypomnijmy Papież i Hegel zarzucają
Buddyzmowi szerzenie „furii zniszczenia”, wyrosłej z pysznego pozbawionego
pokory rozdymania się „ja” do granic możliwości, czy wręcz niemożliwości,
bo możliwość przychodzi tu jako wola zniszczenia będąca mutacją
i konsekwencją niemocy (niemożliwości) dokonania Boskiej kreacji poprzez
rozdymane „ja”. Na zarzut skrajnego subiektywizmu już żeśmy po części
odpowiedzieli słowami Wisubandhu, ale powiedzmy to jeszcze raz mocniej
i jaśniej: „Wędrowny mnich Waczczhagotta zwrócił się do Wzniosłego w te
słowa: Jak się przedstawia ta sprawa czcigodny Gotami, czy istnieje jaźń?
I Wzniosły zachował milczenie. Wtedy wędrowny mnich Waczczhagotta
ponownie zwrócił się do wzniosłego w te słowa: Czy to oznacza, że jaźń nie
istnieje? I w dalszym ciągu Wzniosły zachował milczenie. Wtedy wędrowny
mnich Waczczhagotta powstał ze swego siedzenia i odszedł. Lecz czcigodny
Ananda rzekł do wzniosłego: Dlaczego o Panie, Wzniosły nie dał odpowiedzi
na pytanie wędrownego mnicha Waczczhagotty? O Anando, gdybym
odpowiedział na pytanie wędrownego mnicha Waczczhagotty: Czy istnieje
jaźń? słowami: Jaźń istnieje, to potwierdziłbym doktrynę samanów i braminów,
którzy wierzą w nieprzemijalność. Gdybym, o Anando, na pytanie
wędrownego mnicha Waczczhagotty: Czy istnieje jaźń? odpowiedział: Jaźni nie
ma, to bym potwierdził, o Anando, doktrynę samanów i braminów, którzy
wierzą w unicestwienie”
24
. Zatem nie może się tutaj pojawić
rozbuchany subiektywizm, ponieważ oddala się jakiekolwiek rozstrzyganie o
podmiocie (jaźni). Co więcej nie ma też zaprzeczania jakoby podmiotu nie było.
Zarówno uznanie, jak i zaprzeczenie podmiotu jest już wciągnięciem
w grę czyli w doktrynę samanów i braminów. Czymże były te doktryny? Nie
trudno tutaj się domyślić, że chodzi o współczesne Sidharcie przekonania
24
“Buddyzm Wybór tekstów I opracowanie” str. 59 fragment 25; Biblioteka Pisma Literacko-Artystycznego
Kraków 1987
21
Metafizyczne. Nie odrzuca on ich jak i nie potwierdza, milczy. Podobnie uczyni
Późny Heidegger po Zwrocie. Jednakże Heidegger przemawia.
Lecz Budda również, przemawia, ale dopiero do Anandy, który zdaje się
rozumieć kwestię pozostawienia metafizyki obok, pozostawienia samej sobie.
Ananda nie zapytuje już w sposób metafizyczny. Budda więc przemawia do
Anandy z wnętrza milczenia jakim obdarza metafizykę, podobnie z wnętrza
milczenia Powiada nasz wieszcz tylko, że dopiero po przygotowaniu Zwrotu
„rozwrzeszczanym” „Byciem i czasem”, które musiało „wybrzmieć”. Na razie
jak w dobrym kryminale, sygnalizując już nieco przyszłe wydarzenia,
zostawiamy kwestię Zwrotu na później, by ukazała się wtedy jaśniej, ale też
w nie do końca przewidywalnej scenerii
25
.
Powróćmy do naszego zarzutu wobec Buddyzmu i też wobec wczesnego
Heideggera. Czy nadal można oskarżyć Sidhartę, że jest piewcą Osoby, która
sama z siebie w sposób nieuprawniony neguje świat, stawiając się w pozycji
„boga burzyciela”? Właśnie już na pewno nie jest zasadny zarzut
subiektywizmu i Osoba odpada z rozważań. Nie jest ona ani potwierdzona, ani
zanegowana czyli żadna rozgrywka typu podmiot-przedmiot nie wchodzi tu
w grę. Zresztą czy Chrześcijańskie powiadania o tym, że wierzący ma „umrzeć
dla świata, by zmartwychwstać dla Boga”, nie przybliża nas do tego
niemetafizycznego pojmowania istoty tego zagadnienia? Jak można określić
takiego człowieka, jednocześnie zmarłego dla świata i odrodzonego dla Boga
w jednej i tej samej chwili? Czy nie przypomina to trochę sytuacji kota
Schroedringera, o którym nie możemy orzec jednoznacznie i „logicznie”, ani,
że martwy ani, że żyw? Pozostawmy to pytanie do przemyślenia. Z tego, co już
zostało powiedziane w sprawie pułapki możemy się domyślać,
że rozmontowana ona została całkowicie. Że skrajna pycha Osoby samej na
sobie skupionej, jest nierozerwalnie związana z aktem zaprzeczania. Podobnie
25
Zdaję sobie sprawę, że w pewnym sensie można odnieść wrażenie pewnej schizofreniczność tych rozważań,
które przeskakują co i raz pomiędzy filozofią „przed zwrotem” i „po zwrocie” nie znając jeszcze istoty samego
zwrotu jednak uniknięcie zasadzki jaka ukazała się na naszej drodze wydaję się ważniejsze na razie od tej
niedogodności. Co więcej zapewniam sprawa ta wyjaśni się w odpowiednim czasie, zachowajmy więc
cierpliwość.
22
jak Bycie-w jest nierozerwalnie związane z w-świecie, tworząc razem Bycie-w-
świecie. Czyli, że zażegnaliśmy już niebezpieczeństwa subiektywizmu-
zaprzeczania. Rozważmy mimo tych rozbłyskujących niczym supernowa
intuicji, bliżej stanowisko Buddyzmu wobec zaprzeczania. Z dwóch powodów.
Pierwszy to najwyższy rygor, jaki powinniśmy nadać temu myśleniu by
zażegnać ostatecznie możliwość tego fatalnego błędu. Drugi, to ten że zgodnie
z maksymą: „Nic w myśleniu Heideggera nie ginie, najwyżej może się na
chwilę zgubić”
26
powrócimy do zaczętego już i na chwilę pozostawionego
zadania rozjaśnienia kwestii pustki jak też istoty języka w najdojrzalszych
objawach myślenia wschodu i zachodu czyli w Buddyzmie i u Heideggera.
Posłuchajmy, co w tej kwestii ma do powiedzenia Nagardżuna: „1. Jeśli
nie istnieje w ogóle samobyt(swabhawa) wszystkich rzeczy to twoja mowa,
pozbawiona samobytu, nie jest zdolna odeprzeć samobytu.
... Ponieważ w ogóle nie istnieje samobyt, dlatego kiełek jest pozbawiony
samobytu.... Tu w tej sprawie powiadamy: - Jeśli tak, to także ta twoja mowa,
iż wszystkie rzeczy są puste, jest pusta. Dlaczego? - ponieważ ona też nie
istnieje....Ponieważ w ogóle tu nie istnieje, dlatego jest pozbawiona. A
ponieważ jest pozbawiona samobytu, dlatego jest pusta. I dlatego [twoja mowa]
przez to jest niezdolna odeprzeć samobytu wszystkich rzeczy. ....
2. A teraz [jeśli] ta twoja mowa posiada samobyt, to twoja poprzednia teza
zostaje obalona i [ma miejsce] niezgodność, i wobec tego należy wypowiedzieć
rację specjalną.
A teraz ty uważasz, że to nie może być błędne [zdanie]: " Ta mowa posiada
samobyt i, z powodu posiadania samobytu, nie jest pusta, dlatego przez to
zaprzecza samobytowi wszystkich rzeczy".
W tej kwestii powiadamy:- Jeśli tak, to twoja poprzednia teza, iż "wszystkie
rzeczy są puste", zostaje obalona. Co więcej, twoja mowa też wchodzi w zakres
"wszystkich rzeczy". Dlaczego, wobec pustki wszystkich rzeczy, twoja mowa
26
No chyba, że jestestwo, ale to już zupełnie inna sprawa na zupełnie inną rozmowę.
23
jest nie-pusta, przez co z powodu nie-pustości, zaprzecza się samobytowi
wszystkich rzeczy?
W ten sposób wynika [stąd] sześciopunktowa dysputa. -A to [mianowicie]
w jaki sposób -Uwaga patrz!:
1) Jeśli wszystkie rzeczy są [istotowo] puste, tym samym twoja mowa też jest
pusta, ponieważ wchodzi w zakres "wszystkich rzeczy". Za pomocą tej pustej
[mowy] niemożliwe [logicznie] jest zaprzeczenie. W tej sytuacji niemożliwe
jest zaprzeczenie, że wszystkie rzeczy są puste.
2) Jeśli zaprzeczenie, że wszystkie rzeczy są puste, jest prawomocne, tedy twoja
mowa jest nie-pusta. Przez to, ze względu na nie-pustość, zaprzeczenie jest
nieprawomocne.
3) A teraz [załóżmy, iż] wszystkie rzeczy są puste, zaś twoja mowa jest nie-
pusta, i ponieważ [stanowi] zaprzeczenie, to twoja mowa nie wchodzi w zakres
"wszystkiego". Wobec tego [to] przeczy przykładowi.
4) Jeśli zaś twoja mowa objęta jest zakresem "wszystkiego" i [zarazem]
wszystkie rzeczy są puste, to ta [twoja mowa] jest też pusta. Ze względu na
pustość, przez to nie ma [zdolności] zaprzeczenia.
5) A teraz [przypuśćmy, że] jest ona pusta i przez to zaprzecza, iż wszystkie
rzeczy są puste. Wtedy wszystkie rzeczy, chociaż puste, byłyby zdolne do
wykonywania czynności. A [przecież] to jest nieuzasadnione.
6) A teraz [załóżmy, że] wszystkie rzeczy są puste i nie są zdolne do wykonania
czynności; mając na uwadze to, żeby nie zachodziła sprzeczność [tezy]
z przykładem, to zaprzeczenie samobytowi wszystkich rzeczy przez twoją pustą
mowę jest nieprawomocne.
Co więcej- w ten sposób, ponieważ to [twoje powiedzenie] istnieje, zachodzi
niezgodność: coś jest puste, coś jest nie-puste. Wobec tej niezgodności należy
wypowiedzieć rację specjalną, dzięki której [zostanie ustalone, że] coś jest
puste, a coś jest nie-puste. Ale owej racji nie podano. Wobec tego, to
powiedzenie, że "wszystkie rzeczy są puste", jest nieważne”
27
. Jakie tutaj
27
Nagardżuna: „Odwrócenie zarzutów”
24
podejście do Pustki, Języka oraz Metafizyki jest wyłożone? Nagardżuna
komentuje czyjeś słowa, jakoby „wszystkie, rzeczy były puste” i jakoby miało
to odpierać samobyt. Samobyt, jak nietrudno się domyśleć, jest to
substancjalność, podwalina i fundament myślenia metafizycznego. Czy jednak
metafizykę (samobyt) można tymi słowami odeprzeć? Czy można jej
zaprzeczyć, dokonać aktu zdecydowanego zanegowania samobytu wszystkich
rzeczy taką mową? Okazuje się, że nie, ponieważ wplątujemy się wtedy
w „sześciopunktową dysputę”, która okazuje się beznadziejna, beznadziejna
właśnie dlatego, że sama jest metafizyką i jako taka sama sobie zaprzecza,
czyniąc to zaprzeczenie nieprawomocnym tym samym. Podobnie zresztą (jeśli
nie tak samo) w beznadziejną sytuację wchodzi wczesny Heidegger próbując za
pomocą nicości zaprzeczyć bytowej metafizyce. Jednak to miejmy na uwadze,
że to zostało powiedziane, do tego się jakoś odnosimy i musimy odnieść nie
tylko na gruncie Heideggera, lecz również na gruncie Biblii (bycie
wyciągniętym ze świata), na gruncie Heglizmu (obiektywny moment woli) jak i
na gruncie Buddyzmu. Jest o tym mimo wszystko przez „Nagardżunę”
powiedziane. Zatem więc mimo „nieważności” tego mówienia, warto o tym
mówić, należy o tym mówić, tylko przypuszczalnie należy mówić w
odpowiedni sposób. Jak należy mówić o tym za chwilę?
Na razie przypatrzmy się sześciopunktowej dyspucie i temu w jaki
sposób nie prowadzi ona nigdzie ,jak już „gdzieś” to ewentualnie na manowce.
Punkty jeden-cztery, wyrażają pewien brak, niedostatek Języka wobec Pustki,
Język w swoich zapędach do ustalania w jednoznacznym potwierdzaniu lub
zaprzeczaniu. Mowa rozumiana jako ustalająco-utrwalający w pojęciu język,
taki język w tej sytuacji na nic nam się zdaje.
Wigraha-wjawarani par. 1-2 cytat za: „Michał Mejor :"Buddyzm zarys Histori Buddyzmu w indiach"
str.287-288; Prószyński i S- ka Warszawa 2001
25
Co tak rozumianym językiem można zrobić? Okazuje się, że jednak coś
można, można uzmysłowić sobie sens i znaczenie wczesnoheideggerowskiej
różnicy ontologicznej między Byciem, a Bytem. Kto zrozumiał piąty punkt tej
dysputy, dla tego różnica staję się jasna. Wyjaśnione tutaj jest dlaczego
niemożliwym i tym samym nieuprawnionym jest podejście do Bycia od strony
Bytu. Można też jasno zrozumieć zarzuty wieszcza wobec filozofii
św. Tomasza. Według świętego Tomasza Istotą Boga jest Istnienie, które tutaj
możemy pomyśleć jako Bycie. Czyli Bóg sam w sobie pozostając Bytem, na
sposób obecności, jednocześnie sam z siebie istoczy swoje Bycie. Tylko, że tak
myśląc nie docieramy w ogóle do Bycia jako takiego, nic się o nim nie
dowiadujemy, chociaż może nam się tak wydawać. Miast dotrzeć do Bycia Bytu
przedkładamy sobie jakąś substancję, czyli Byt właśnie jako Byt podstawowy,
bazowy, na którym budujemy misterną metafizyczną konstrukcję. Przy czym
zarzut Nagardżuny, że tak myśląc musielibyśmy przyznać, że do Istoczenia
i Odistoczenia czyli przyznawania Istnienia jest zdolny każdy właściwie Byt, co
jest niedorzeczne, a więc nieprawomocne jest, wielce zasadny. Łatwo się o tym
przekonać śledząc uważnie historię metafizyki, takimi Bytami podstawowymi
był w niej nie tylko Bóg były nim (a raczej bywały) wszelkiego rodzaju
substancję: Dusza, Materia, Atom, Fakt, Monada, „Ja” transcendentalne,
Wola… itp. Fakt, że Nagardżuna mówi o zaprzeczaniu niczego istotnego nie
zmienia, wystarczy do podanych nazw substancji dołączyć przedrostek „anty”
i powstaną również substancje tak samo Bytowej natury. Tak filozofowano
w Europie przez wieki, negowano pierwotność jednej substancji by najczęściej
zastąpić ją jej przeciwieństwem, czyli zrobić dokładnie to samo co metafizyczny
poprzednik.
Szósty punkt tej dyskusji, jest już tylko podsumowaniem tego, co
powiedziane zostało wcześniej, ostatnim „gwoździem do trumny” metafizyki.
Pozostawia on nas wobec konieczności zamilknięcia, fatalnej dla każdej
filozofii, wszelki język bowiem, jako metafizyka, nie jest w stanie nic
26
powiedzieć. Gdybyśmy na tym skończyli, to w tym momencie następowałby
fundamentalny „rozjazd” wschodu i zachodu, na płaszczyźnie podejścia do
języka właśnie. Język, jak i w konsekwencji cała filozofia, nie jest w ogóle tak
rozumianemu wschodowi do niczego potrzebny, wręcz przeszkadza i powinna
być porzucona, jako właśnie przeszkoda w doświadczaniu religijnym uciszenia
medytacji. Na ten właśnie sposób zresztą rozumieją język niektóre odłamy
Buddyzmu (skrajne formy Zen przypuszczalnie między innymi).
Podobną wątpliwość co do samego Heideggera, czy jego zadanie, które
sam wieszcz sobie postawił, zostało zrealizowane, i czy jest w ogóle możliwe
podnosi Bogdan Baran na wstępie swojej najnowszej książki o Heideggerze:
” Poniżej opisujemy dzieje tego myślenia o dziejach filozofii i ich dramatyczny
finał. Uprzedzając bieg wypadków powiedzmy, że finał ten zawierał
doprowadzenie myślenia do milczenia. To jednak byłoby zbyt łatwe
rozwiązanie – świadoma tego, że nie można nic powiedzieć, filozofia jednak
coś mówi. Ten dramat, do którego Heidegger doprowadził, jest jego <zasługą>,
a XXI-wieczna filozofia nie może go ominąć, bo jest jego dziedzictwem. Czy
więc współczesna filozofia skazana jest na epifanie zamiast dyskursu? Czy
podejrzliwość wobec wiedzy pozytywnej musi prowadzić do zamilknięcia
wobec <prawdy bycia>? Gdyby to było takie proste, można by od razu zamknąć
interes”
28
.Zachowując tą wątpliwość w pamięci pozostawmy na razie
Heideggera (chociaż tak naprawdę nie pozostawiamy go, bo jest on nadal
głównym tematem tej pracy) i powróćmy do Nagardżuny. Czy aby w rzeczy
samej rozważania Nagardżuny, jak i możliwości samego języka
kończą się dla filozofii fatalnym punktem szóstym?
Na szczęcie nie - jest to dysputa siedmiopunktowa. Siódmy punkt nie jest
wyszczególniony liczbą, bo jest on powiadany z wnętrza milczenia, w pewnym
sensie „implicite”, zakładając przeprowadzony Zwrot (o którym jak już
powiedzieliśmy powiemy później). Nie jest to tylko podsumowanie tej dysputy
języka z samym sobą, jest to jej cześć i to część najważniejsza, domknięcie i aby
28
Bogdan Baran :”Heidegger i powszechna demobilizacja” str. 7-8; inter esse Kraków 2004
27
to domknięcie było możliwe konieczne było powiedzenie wszystkiego, co
powiedziane zostało wcześniej na sposób „wypunktowania”; w pełni będziemy
to wstanie zrozumieć dopiero po rozjaśnieniu istoty Zwrotu. Choć mogło nam
by się wydać, że słowa: „Wobec tego, to powiedzenie, że <wszystkie rzeczy są
puste>, jest nieważne.”, dobitnie zdają sprawę na sposób „sprawozdania, skrótu,
podsumowania” z ostatecznie potwierdzonego „rozjazdu” Wydarzania i Języka.
Lecz tak nie jest, to domknięcie jest właśnie Otwarciem, Otwarciem na
Prześwit, czyli Otwartą przestrzeń Otwartego, nazywanej tutaj Pustką. W jaki
przedziwny sposób się to dzieje? Poprzez odwołanie się do racji specjalnej,
o tyle jej tu niema jak to zostało powiedziane, o ile jest powiedziane w języku
rozumianym jako „pojęciowy”, czyli zamykający. Z drugiej strony, o tyle jest,
że tą „rację specjalną” stanowi Pustka, z której wnętrza Nagardżuna powiada
i na Nią w swoim powiadaniu wskazuje. Dlatego Nagardżuna cokolwiek
w ogóle mówi i dlatego to mówienie ma „sens”. Pustka nie jest negującą,
nicością, nicością, która poprzez zanegowanie przywraca Byt i sens Bycia
człowiekowi. Taka nicość jest „przeciw-Pustką” czyli wypełnieniem,
wypełnieniem na sposób negacji. Taka nicość nie jest Pustką jest
zanegowaniem Pustki. Nicość tutaj to punkt przejścia z jednej metafizyki do
drugiej, to Trwoga, która oddala Byt, czyni go w najwyższym stopniu „obcym”,
by potem go człowiekowi przywrócić, na inny sposób. Tylko jest to sposób
arbitralnej subiektywności. Człowiek dzięki tej nicości, w Trwodze gruntuje
Byt od Siebie samego, dla Siebie samego, poprzez Siebie samego. Jest to
solipsyzm jako skrajna ostatnia możliwość metafizyki.
Zatem ujmowanie Pustki jako nicości, nie pomaga nam w naszej drodze,
wręcz stanowi zawadę, przeszkodę, nicość zmusza nas do „ominięcia” nicości,
przestrzega przed popadnięciem w nihilizm. To, co możemy już z całą
pewnością powiedzieć, to to , że Japończyk i Pytający, zbyt szybko i nazbyt
„niewątpliwie” zgadzają się na utożsamienie Pustki z nicością („P. Pustka jest
przeto tym samym co nicość…. J. Niewątpliwie….”). Poszukajmy więc bardziej
28
źródłowego ujęcia Pustki w myśli leśnego wędrowca. Tak jak zapowiadaliśmy
bardziej źródłowym ujęciem tego, na co Buddyści wskazują, mówiąc o Pustce,
jest Prześwit.
Heidegger do końca nigdy nie rozstrzygnął, czy Prześwit jest Prawdą
samą, czy też miejscem spotkania Prawdy, miejscem jej ujawnienia się, jako
jawnej właśnie i jednocześnie skrytej ,co do swojego źródła? Niemniej jednak,
niezależnie od rozstrzygnięcia tej kwesti, idąc drogą do Prawdy dochodzimy do
Prześwitu tak czy inaczej. Czym byłoby to skrycie czy inaczej odmowa?
Podobnie jak Hegel i Wojtyła inkorporują „moment negatywny” swojej
„dialektyki” po to, by dać człowiekowi jeszcze jakieś możliwości, żeby
wiedział, że jest nie tylko „przyrodniczo” czy „światowo” zdeterminowanym
zwierzęciem, ale że jest jeszcze czymś więcej i właśnie to coś więcej zapewnia
człowiekowi możliwość wolności, tak też Heidegger wplata ten „moment”
w swoje myślenie. Mianowicie skrycie czy też odmowa, jest w tym myśleniu
sposobem darowania się Prawdy Bycia, czy też Bycia w Wydarzaniu jako
Prawdy, co na jedno wychodzi tak naprawdę. Jakże to możliwe? Co nam to
filozoficznie „daje”? Właśnie „daje” to nam bardzo podobną rzecz jaką daje
Heglowi i Wojtyle, „daje” nam niewyczerpalność Prawdy jako dziejącej się
i obdarowującej sobą człowieka z wnętrza Prześwitu, jednocześnie zasłaniając
swoje źródło. To źródło dlatego jest niewyczerpalne, że nie daje się „złapać”,
„uchwycić” czy „ująć” w całości, którą by można spokojnie „zawładnąć”. Nie
możemy Prawdą „zawładnąć”, ale Prawda „włada” nami i ona właśnie nas
obdarowuje i jedyne, co możemy zrobić to się do tego odpowiednio
przygotować. „Prawda: prześwit dla skrywania się (tzn. wydarzanie; wahająca
się odmowa jako dojrzałość, plon i dar). Prawda jednak nie po prostu
prześwitem, lecz właśnie prześwitem dla skrywania się”
29
. No dobra, jak ta
Prawda się tak skrywa to, co nas to obchodzi czy nas to w ogóle dotyczy,
moglibyśmy zapytać. W pewnym sensie filozofia ponowoczesna wybiera takie
29
Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii (z wydarzania)” str. 321; Wydawnictwo Baran i Suszyński Kraków
1996
29
rozwiązanie. Jest jednak swoisty „epistemologiczny nihilizm”, który zapoznaje
„fakt”, że w takim, a nie innym świecie żyjemy i jakkolwiek chcielibyśmy się
w nim poruszać musimy jego „prawdę” brać pod uwagę. Jakikolwiek istniejący,
bądź nieistniejący Byt jest „ufundowany” w Prawdzie dzięki Prześwitowi i to,
że wielkie „projekty metafizyczne” się nie powiodły nie znaczy, że Prawda
Bycia odmawia siebie samej człowiekowi na sposób absolutny, znaczy to tylko
tyle i „aż tyle”, że Prawda Bycia nie daje się ująć i zawładnąć na sposób
„wytłumaczenia” poprzez ufundowanie jej na Bycie (jakiejkolwiek bytującej
substancji). Tak o tym powiada wieszcz: „Prześwit, otwarta przestrzeń, daje
jednak wolne pole nie tylko jasności i mrokowi: tu także dźwięk rozbrzmiewa
i cichnie, dźwięczy i ginie. Prześwit jest otwartą przestrzenią dla wszystkiego,
co pojawia się i znika”
30
. Czy też to samo, ale mocniej powiedziane: „Bez
względu na to, czy obecne jest doświadczane, ujęte, przedstawione, czy nie,
obecność jako przebywanie skierowane ku otwartemu zdana
31
jest na panujący
już prześwit. Również to, co nieobecne, możliwe jest jako takie tylko wówczas,
gdy uobecnia się w wolnej przestrzeni prześwitu.”
32
. Zatem dosięgnięcie
Prześwitu, zrozumienie jego obdarowującej istoty, (która, aby mogła być ciągle
odnawialnym niewyczerpalnym źródłem musi w pewnym sama siebie również
człowiekowi odmawiać), byłoby tym ostatnim, a zarazem początkowym
zadaniem myślenia, ową ostatnią, a równocześnie początkową możliwością
filozofii, której ona nie do końca skorzystała, i o której na wieki zapomniała.
Zatem rola Prześwitu dla filozofii jest niezbywalna, jest on do jej
uprawiania niezbędny i zawsze już w ten lub inny sposób filozofia jest do
Prześwitu odniesiona (nawet już tylko o nim zapominając). Pamiętając jednak
o skryciu (czy też odmowie) Prześwit jawi nam się wielce tajemniczo. Wiemy
jednakże o tej tajemnicy - w tym sensie jest ona dla nas „jawna”, choć skryte
jest jej źródło, możemy jednak z niego czerpać. „ P: … Tym, co skłania mnie do
30
„Koniec Filozofii i zadanie myślenia” w Martin Heidegger: „Ku rzeczy myślenia” str.90; Fundacja Aletheia
Warszawa 1999
31
Zdana jest na Prześwit Filozofia, bo o nią tu chodzi.
32
Tamże str. 92
30
powściągliwości, jest coraz większy wgląd w owo nienaruszalne, które zasłania
nam tajemnica wieści. Niewiele uzyskamy samym tylko rozjaśnieniem różnicy
między powiadaniem a mówieniem. J: My Japończycy mamy wrodzone
zrozumienie – mogę to stwierdzić z całą odpowiedzialnością – dla tego rodzaju
powściągliwości. Tajemnica jest dopiero wtedy tajemnicą, gdy niejeden raz
wychodzi na jaw, że ona włada. P: Dla powierzchownego pośpiechu nie mniej
jak dla skupionej uwagi musi to tak wyglądać, jakby nigdzie nie było tajemnicy.
J: Stoimy jednak pośrodku niebezpieczeństwa nie tylko zbyt głośnego
mówienia o tajemnicy, lecz rozminięcia się z jej władaniem. P: Najtrudniejsze
wydaję mi się strzeżenie jej czystego źródła. J: Ale czy dlatego wolno nam od
razu unikać trudu i ryzyka mówienia o języku? P: W żadnym razie. Bez ustanku
musimy zabiegać o takie mówienie. To, co przez nie mówimy, nigdy, rzecz
jasna, nie przybierze formy rozprawy naukowej…”
33
.Tym zgrabnym sposobem
przeszliśmy do interesującej nas sprawy języka. Jeżeli chodzi o „ontologiczną”
płaszczyznę to w Pustce rozumianej jako Prześwit znajdujemy miejsce „zjazdu”
Wschodu i Zachodu. Czy też w interesującej nas kwestii podejścia do języka
następuje ów „zjazd”? Wydawać by się mogło, że jak najbardziej tak.
Japończyk przyznaję się „z całą odpowiedzialnością” do „wrodzonego”
zrozumienia wobec tajemnicy, jak i do zrozumienia trudności jakie niesie z sobą
rozmowa o istocie rozmowy.
Rozmowa ta jest rozmową o rozmowie, którą jednocześnie sama przecież
jest. Samo zrozumienie różnicy pomiędzy mówieniem, a powiadaniem, nie
wystarcza, aczkolwiek jest koniecznym początkiem. Gdzie w Buddyzmie jasno
uwidacznia nam się owa różnica? Pamiętamy opowieść o tym jak mnich
o egzotycznym imieniu przychodzi do Sidharty z pytaniem „czy istnieje jaźń?”.
Gotama na to pytanie milczy, czyli nie mówi, natomiast na pytanie Anandy
czemu nie odpowiedział czyli milczał, niemówił, na to pytanie Budda ...
powiada. Jeżeli rozumiemy tą różnice to właśnie rozumiemy różnicę między
33
„Z rozmowy o języku między Japończykiem, a Pytającym” w Martin Heidegger: „W drodze do języka” str.
108; Wydawnictwo Baran i Suszyński Kraków 2000
31
mówieniem, a powiadaniem. Dlaczego to jest jeszcze „niewiele”, czyli „za
mało”? Dlatego, że Budda powiadając, mówi, czyli, że tak samo jak ci, co
„tylko mówią”, mówi, jednak po za tym powiada, czyli mówiąc wskazuje na
„coś” niewypowiadalnego, na tajemnicę właśnie, czyli mówi z głębi
mistycznego doświadczenia Pustki i na tą Pustkę wskazuję. Zrozumieć to może
Ananda, ponieważ również tej „jawnej tajemnicy” doświadczył. W tym sensie
Nagardżuna mówi, że mówienie jest „nieważne”, że sam język pojęty, jako
„tylko mówienie” nie wystarcza. Doświadczeniem, z głębi, którego powiada
(czy przygotowuje dopiero takie powiadanie) jest myślowe doświadczenie
Prześwitu. Na doświadczenie tego myślenia język jako „mówienie” może tylko
wskazać, chociaż jest takie „mówienie” wartościowe , bo przemawia właśnie
z wnętrza Prześwitu, każda „istotna mowa” musi być właśnie mówieniem
z wnętrza tajemnicy, czyli wskazywaniem na ową tajemnicę, czyli tym,
co Heidegger nazywa wieścią. W jaki sposób zachować się wobec tej
tajemnicy? Kto powie, że myśl Heideggera nie jest porywająca? Jesteśmy
świadkami następnego niesamowitego spotkania na gruncie tej myśli bardziej
może jeszcze zadziwiającego niż spotkanie Wschód-Zachód. Spotyka się w tym
punkcie wątpliwość Bogdana Barana, co do losu filozofii z myślą Ludwiga
Wittgenstein’a wyrażonej w słynnej wieńczącej „traktat” tezie siódmej
„7. O czym nie można mówić, o tym należy milczeć”
34
. Jest to ryzyko, potężne
ryzyko „rozkołysanego” między zamilknięciem, a bredzeniem powiadania.
Żeby „do czegoś dojść”, jednak należy „coś” powiedzieć (no chyba, że
„zamykamy interes”) lecz samo to „coś” pozostaje „nieważne”, ważniejsze od
niego jest same powiadanie. Podobnie w tej pracy to co w niej zostało
powiedziane, można by powiedzieć „materia tekstu” jest zupełnie „nieważna”
jako taka, ważna natomiast jest rozmowa z czytelnikiem i doświadczenie
myślenie jako drogi, którą wspólnie wraz z czytelnikami odbywamy.
Tłumacząc się z zastosowania Wschodniej części klucza jak i rozjaśniając
filozofię Freiburskiego myśliciela, zacytujmy obszerny fragment tej wielce
34
http://sady.strona.pl/witt.tlp.fr.htm
32
istotnej dla zrozumienia tej filozofii rozmowy „między Japończykiem a
pytający”, fragment, który o ile uważnie podążaliśmy naszą drogą broni się sam
i jako taki w swej zrozumiałości nie wymaga komentarza: „ J: Tam, gdzie istota
języka jako wieści przywołała (namówiła) człowieka, wydaje ona właściwą
rozmowę… P: która nie mówi „o” języku, lecz z niego, jako używana przez jego
istotę. J: Przy czym podrzędne znaczenie miałoby to, czy ta rozmowa leży przed
nami zapisana, czy przebrzmiała, kiedyś odbyta.
35
. P: Na pewno – wszystko
bowiem polega na tym czy ta właściwa rozmowa – zapisana i odbyta lub nie –
stale nadchodzi. J: Przebieg takiej rozmowy musiałby mieć
szczególny charakter, zgodnie z którym byłaby ona bardziej milczana niż
mówiona. P: Milczana przede wszystkim o milczeniu… J: ponieważ mówienie i
pisanie o milczeniu daję sposobność najbardziej szkodliwej gadaninie… P: Kto
potrafiłby po prostu milczeć o milczeniu? J: Musiałoby to być właściwe
powiadanie…”
36
. I tym kończymy ten rozdział, aby przejść do następnego
czytajmy dalej :”P: pozostające stałą przygrywką do właściwej
rozmowy od strony języka. J: Czy nie próbujemy w ten sposób czegoś
niemożliwego? P: Zapewne – dopóki człowiekowi nie jest w pełni udzielone
posłannictwo, którego potrzebuje posłanie, przyznające człowiekowi
odkrywanie dwoistości. J: Wywołać to posłannictwo, więcej jeszcze iść za nim
– wydaję mi się to nieporównywalnie trudniejsze od rozważenia istoty Iki. P: Na
pewno. Musiało by się bowiem wydarzyć coś, dzięki czemu posłannictwu
otworzył się i rozświetlił ów przestwór
37
, w którym wychodzi na jaw istota
35
Genialna uwaga dotycząca domniemanej “historyczności” tejże rozmowy, jak widać Heidegger nie jest
filozofem pozbawionym poczucia humoru. Należy również zauważyć, że te słowa „padają z ust” Japończyka.
36
„Z rozmowy o języku między Japończykiem, a Pytającym” w Martin Heidegger: „W drodze do języka” str.
110; Wydawnictwo Baran i Suszyński Kraków 2000
37
Zdaję mi się, że słowo “przestwór” jest tutaj błędem I chodzi o Prześwit, a nie o „przestwór”. Słowo
„przestwór” może mieć, albo nawet ma mylące semantyczne konotacje w języku polskim. Jest naznaczone
„aksjologicznie” przez to, że jego brzmienie jest bliskie brzmieniu słów „stwór” czy „potwór” co wprowadza
niepotrzebny element „grozy” w te zdania. Natomiast Prześwit nie ma takich konotacji i co więcej czyni te zdania
w pełni zrozumiałymi. Nie znam języka niemieckiego na tyle, ale przyjmuję, że słowo „przestwór” zamiast
„prześwit” jest błędem tłumacza. Wydaję mi się to bardziej prawdopodobne, że tłumacz tutaj „przepoetyzował”
niepotrzebnie niż, że „przepoetyzował” sam Heidegger, chociaż oczywiście mogę się tu mylić.
33
wieści.”
38
. Pozostawmy istotę „Iki”, bo to są trudne sprawy. Co takiego
musiałoby się wydarzyć? Za czym Heidegger może tutaj tęsknić?
Pogadanka o Bogu
W słynnym wywiadzie dla Der Spiegiel z roku 1966 Heidegger tak powie
o filozofii: (swojej pewnie również, jeżeli nie zwłaszcza) „Filozofia nie będzie
mogła spowodować żadnych bezpośrednich zmian w obecnej kondycji świata.
Dotyczy to nie tylko filozofii, lecz także każdych ludzkich dociekań
i domniemań. Tylko Bóg może nas uratować. Jedyną możliwość ratunku widzę
w tym, ażeby w myśleniu i twórczości pisarskiej stworzyć warunki na
objawienie Boga lub też na jego nieobecność w upadku, a wszystko po to,
abyśmy, mówiąc wulgarnie, nie zdechli, lecz zginęli w obliczu nieobecnego
Boga.”
39
.Czymże miałby jednak być ten Bóg, no właśnie czy aby Chodzi tu
o Boga Chrześcijańskiego czy nawet może szerzej Teistycznego? Jak to po
prostu z tym Bogiem Heideggera jest, ano właśnie nie będzie to dla nas
zaskoczeniem że jak najbardziej po prostu nie jest to po prostu. Rzecz to bardzo
trudna i niemniej fascynująca, fascynująca tym bardziej, że wedle Freiburskiego
myśliciela Ostatni Bóg domaga się rozstrzygnięcia, a w takim razie nasze
rozumienie tej myśli powinno osiągnąć największy możliwy stopień
klarowności, jeżeli nadal ma pozostawać kluczowe, czy nawet rzetelnie do owej
kluczowości aspirować. Zatem odważnie acz roztropnie wypłyńmy na to
rozszalałe morze, na którym tylko mamy jedyną okazję spotkać przelatującego
w wydarzającej się chwili Ostatniego Boga. A postać to przedziwna nadstawmy
38
Tamże str.110
39
Heidegger, Martin: „Spiegel“ - Gespräch vom 23. September 1966, Der Spiegel, 30. Jahrgang, Nr. 23, 31. Mai
1976. W: Neske, Günther, Kettering, Emil (Hg): Martin Heidegger im Gespräch, Tübingen 1988, s. 99-100.
34
ucha dla Sagi: „Ostatni Bóg ma swoją najbardziej wyjątkową wyjątkowość
i sytuuje się poza owym rachunkowym określeniem
40
zawartym w hasłach
„mono-teizm”, „pan-teizm” i „a-teizm”. „Monoteizm” i wszelkie rodzaje
„teizmu” występują dopiero od czasów Judeo-Chrześcijańskiej „apologetyki” ,
która za myślową przesłankę ma „metafizykę”. Wraz ze śmiercią Boga upadają
wszelkie teizmy
41
. Wielość Bogów nie jest podporządkowana żadnej liczbie,
lecz wewnętrznemu bogactwu gruntów i bezgruntów w miejscu chwili
rozbłyskiwania i skrywania znaku ostatniego Boga.”
42
. Roztropności w tym
temacie nie może być „zbyt wiele”, jest to jeden z najtrudniejszych, jeżeli nie
najtrudniejszy „moment” drogi myślenia Martina Heideggera. W tym
„momencie” splatają się czy wręcz nakładają na siebie prawie wszystkie wątki
i motywy myślenia naszego wieszcza, tworząc koktajl tak trudny do
zrozumienia, że zachodzi wątpliwość czy sam Heidegger rozumiał, co chce nam
powiedzieć. Dodatkową trudność stanowi „fakt”, że rozstrzygnięcie o Ostatnim
Bogu mają dokonać dopiero Przyszli, jednak jest to rozstrzygnięcie, konieczne,
człowiekowi niezbędne. Do czego człowiekowi to rozstrzygnięcie niezbędne?
Skąd „przyszli” (przyjdą?) Przyszli? Jak Heidegger rozumie(myśli?, wierzy?
Przeczuwa?) Ostatniego Boga? Jak ma się Ostatni Bóg do Boga
Chrześcijaństwa, oraz w ogóle do bogów religii? Jak ma się Ostatni Bóg w swej
przelotności do przyjętej za Nietzschem stwierdzonej „śmierci Boga”? Jak się
ma charakter Ostatniego Boga do jakby się wydawało „sakralnego” charakteru
Bycia? Jak się ma Ostatni Bóg do różnicy ontologicznej Bycia i Bytu? Jak się
mają rozważania o Ostatnim Bogu do osobistych „dziejów” życia Martina
40
Czyli poza wspomnianą już cybernetyką, która by mu w oczywisty sposób uwłaczała czyniąc z niego jedynie
„zasób” czy „daną” lub „informację”, jednak czy również poza realnym doświadczeniem wiary?
Doświadczeniem wiary jako doświadczeniem myślenia? Doświadczeniem wiary jako doświadczeniem
niemyślenia? Te ważkie pytania dopiero będą musiały zostać postawione, na razie jeszcze nie jesteśmy na nie
przygotowani, ale sygnalizujemy je tu aby nie zostały zapomniane i aby przywołać je we właściwym czasie na
właściwym odcinku drogi powiadania.
41
Warto zauważyć, że w Chrześcijańskiej Ewangelii, Bóg również umiera lecz później zmartwychwstaje, czy
Heidegger to pomija jako tylko i wyłącznie część i tak obecnego na sposób „metafizyczny” Boga i to część
nieistotną, czy też jakoś ją uwzględnia jako do rozstrzygnięcia? Czy może to być klucz w rozważaniach nad
potrzebą rozstrzygnięcia Ostatniego Boga? Tego nie dowiadujemy się jest to raczej sprawa Przyszłych.
42
Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii (z wydarzania)” str. 379; Wydawnictwo Baran i Suszyński Kraków
1996
35
Heideggera (szczególnie do przeżytego w nie do końca chlubny sposób okresu
nazizmu)? Takich pytań, równie istotnych na gruncie Freiburskich rozważań
moglibyśmy napisać jeszcze ładnych kilka stron (pominęliśmy zupełnie kwestię
Techniki
43
, Poezji, Narodu…). Spróbujmy ten motek rozsupłać. Przy czym
punkt wyjścia będzie niestety mniej lub bardziej arbitralny i prowizoryczny
aczkolwiek może nas gdzieś doprowadzi chociaż nie musi.
Zacznijmy od „dziejowości” filozofii Heideggera (w pełni się ona nam
rozjaśni po zrozumieniu Zwrotu, ale na to jeszcze poczekajmy), jest to
w pewnym sensie scheda po Heglu. To, co u Hegla świeżego
i bezprecedensowego to „dziejowość” jego dialektyki. To, co czytającego
filozofów może zastanawiać, gdy myśli „niedziejowo” (w pewnym sensie
ahistorycznie) to pytanie jak to możliwe, że tylu było różnych filozofów i tak
bardzo się ze sobą nie zgadzali. Zakładając ahistoryczny charakter Prawdy
musiałoby być jakoś tak, że jeden z nich (kilku) był by najbliżej Prawdy, albo
posiadł ją całą, a inni mniej lub bardziej byli by od niej daleko, czyli mówiąc
dobitniej reszta z nich byłaby mniej lub bardziej Idiotami. Taki wniosek jednak
wydaję się absurdalny przecież były to „najpotężniejsze” umysły spośród sobie
współczesnych. Hegel przydaję im wielkość, przydaję im znajomość Prawdy,
jako rozeznanie i najdoskonalsze wyrażenie „dialektycznego” ruchu samej
Prawdy poprzez historyczne epoki. Podobnie czyni Heidegger przyznając
poszczególnym filozofom wyrażanie sytuacji, w jakiej stoi współczesny im
człowiek wobec Bycia (nawet, jeśli jest to sytuacja „zapomnienia Bycia”).
Heglowi często się zarzuca, że mówiąc o „dialektycznym ruchu” Prawdy
jednocześnie temu ruchowi zaprzecza ustawiając mu koniec filozofii Hegla
właśnie. Historia na Heglu się kończy (niektórzy dzisiaj twierdzą, że na
Fukujamie) nic już istotnego się nie zdarzy po Heglu, jakże to jednak możliwe,
jeżeli Prawda dzieje się w „dialektycznym ruchu”? W pewnym sensie nasz
wieszcz chroni się przed tym zarzutem figurą Przyszłych. Uchyla się od ciosu
43
Nauką niestety w tej pracy się nie zajmiemy, chociaż Heidegger poświęca jej bardzo dużo miejsca w swoich
rozważaniach, niestety przyznaję się nie czuję się kompetentny by o tym pisać.
36
zostawiając na przyszłość sprawę ostatecznego rozstrzygnięcia dziejów.
Z drugiej zaś strony uchodzi tego ciosu tylko pozornie, bowiem również ustala
„koniec Historii”, jako ostateczne rozstrzygnięcie o przelotności Ostatniego
Boga, którego dokonają Przyszli. Jedynie jakoś przed tym ciosem uchodzi
Buddyzm, paradoksalnie dzięki swojej adziejowości jako „epigoni”
mistycznego „tu i teraz” połączonej równocześnie z „apologią” przemijalności i
ruchomości wszystkiego. I tutaj jednak nie do końca, ponieważ też posiada
soteriologię (zbyt ostro traktowaną przez Wojtyłę jako tylko i wyłącznie
„negatywną”). Soteriologię czyli swoiste „odtąd-dotąd”, określony punkt
dojścia umieszczony gdzieś w przyszłości, punkt „końcowy” (nirwanę). Znowu
sytuacja wydaję się fatalna, ponieważ przy chwili namysłu dojdziemy do tego,
że wszelkie myślenie musi w jakiś sposób odnieść się do swojej rzeczy. Nie
chodzi tu bynajmniej o relację podmiot-przedmiot, lecz o to, że nawet
wskazując, jakoś już musi być „określone” to na co wskazujemy. Bo jeśli nie
miałoby (mniej lub bardziej) „określonej” rzeczy, rzeczy myślenia to byłoby
zupełnie niemożliwe i jako takie myślenie jedynie może „udawać”, że rzeczy
myślenia nie ma, tak określiliśmy na wstępie wszelkie „postfilozoficzne”
filozofie, które chciałyby się „sytuować” już tylko jako „wyjście” z filozofii, co
jak nadal podtrzymujemy jest niemożliwe. Ma to istotny związek ze
skończonością ludzkiego poznania, któremu właśnie jako skończonemu
konieczne jest myślenie, dlatego nie sposób się myśleniu odciąć od rzeczy
myślenia. „Istota skończonego poznania ludzkiego jest objaśniona za pomocą
skontrastowania jej z ideą nieskończonego poznania boskiego, „intuitus
originalus”. Poznanie boskie jest wszakże – nie jako [poznanie] boskie, lecz
jako poznanie w ogóle – naocznością. Różnica między naocznością skończoną,
a nieskończoną polega jedynie na tym, że ta ostatnia w swym bezpośrednim
przedstawianiu czegoś jednostkowego, tzn. niepowtarzalnego, pojedynczego
bytu wziętego w całości, nadaje temu bytowi bycie, pomaga mu powstać
(orgio). Absolutny ogląd naoczny nie byłby absolutny, gdyby był zdany na już
37
obecny (vorhanded) byt, tak iż to , co da się ująć naocznie byłoby dostępne
dopiero poprzez dostosowywanie się do tego bytu. Poznawanie boskie jest
takim przedstawianiem, które w trakcie oglądu naocznego dopiero stwarza
dostępny dla naoczności byt jako taki. Ponieważ przedstawianie to już z góry na
wskroś, bezpośrednio i w całości ogląda naocznie ów byt, stąd niepotrzebne mu
myślenie. Myślenie jako takie jest więc już piętnem skończoności”
44
. Te słowa
jeszcze się nam przydadzą, pomijamy oczywiście naoczność, wiąże się ona
ściśle z Kantem i „problemami metafizyki”, to, co istotne to konieczność,
określoności „przedstawionej” myśleniu rzeczy, która to „określoność” ściśle
wiąże się ze skończonością ludzkiego poznania, które w odróżnieniu od
boskiego poznania nie może być poznaniem nieskończonym, czyli
niezapośredniczonym w żadnej „rzeczy”, czyli poznawaniem ex nihilo, które
dopiero stwarza jakąkolwiek rzecz, samo nie potrzebując w rzeczy oparcia. Tak
widząc te sprawy zarzut o „zamknięcie”, „zakończenie” historii będzie godził w
każde możliwe myślenie jako z istoty samego myślenia mające swoje „coś”,
czyli swoją rzecz myślenia. Wydaję się jednak, że to, co już powiedzieliśmy o
języku, i traktowaniu języka jako powiadania uchodzi temu zarzutowi. Jednak
do końca, w jaki sposób myślenie jako „wskazywanie” może temu zarzutowi
ujść okaże się dopiero, gdy rozjaśnimy istotę Zwrotu. Na razie zapamiętajmy
napięcie miedzy poznaniem absolutnym, a poznaniem skończonym.
Powracając do „historyczności” myślenia Heideggerowego, zastanówmy
się skąd w tymże myśleniu pojawia się „śmierć Boga”? Tak jak przez swoją
„historyczność” ta filozofia nie mogła pominąć Parmenidesa, Heraklita, Platona,
Arystotelesa, Ekcharta, Kanta, Hegla, Husserla (i nie tylko ich) tak też nie
mogła pominąć Fryderyka Nietzschego. Nietzsche nie mógł „wypaść” z
horyzont wydarzania, jeżeli nasz wieszcz miał utrzymać „rygor” myślenia
dziejowego. Myśl o „śmierci Boga” ściśle tutaj powiązana z upadkiem
wszelkich teizmów jako de facto metafizyk. Podobnie myśl o Przyszłych, którzy
mają dokonać rozstrzygnięcia przywodzi na myśl „niewczesność filozofii”
44
Martin Heidegger: „Kant, a problem metafizyki” str. 31; PWN 1989
38
wieszczonej przez Fryderyka Nietzschego. Tylko, że Freiburski myśliciel mówi
jeszcze o konieczności rozstrzygnięciu o Ostatnim Bogu,
pomimo stwierdzonego przez Nietzschego „zgonu Boga” i tego rozstrzygnięcia
mają dokonać Przyszli, czyli ci, których niewczesność filozofii Heideggera
dopiero przygotowuje, czy też wypatruje. Nie bez przyczyny Przyszli
przywodzą na myśl nadczłowieka, jako „przewyższenie” człowieka,
przezwyciężenie przemiana. Tak Saga mówi o Przyszłych: „Owi obcy
jednego serca, jednako zdecydowani na wyznaczone im obdarzanie i odmowę.
Wędrowcy Prawdy Bycia, w której byt raduje się na proste panowanie istoty
wszelkiej rzeczy i każdego tchnienia. Najcichsi świadkowie najcichszej ciszy, w
której niedosłyszalne pchnięcie wykręca prawdę z wiru wszelkich
wyrachowanych słuszności z powrotem w jej istotę : skrywanie najskrytszego,
wibracja przelotności rozstrzygnięcia Bogów, istoczenie Bycia… Przyszli to ci
przychodzący, do których, z dawna wy-czekujących w ofiarnej wytrzymałości,
zbliża się znak oraz najście dalenia i bliżenia ostatniego Boga.”
45
.
Widać duże podobieństwo z nadludźmi, Przyszli mają dopiero nadejść, i nie
będą oni bynajmniej „bożyszczami tłumów” podobnie jak nadludzie, raczej
różnica pomiędzy współczesnymi, a tymi, co mają dopiero nadejść jest
dużo subtelniejsza niż się to może tłuszczy wydawać (w tym sensie na pewno
nadludźmi nie byli faszyści Nietzsche nazwałby faszystów hołotą, która to
hołota mierziła go nawet równie bardzo lub nawet bardziej od litościwych
kapłanów).
Zaraz, widać też jaskrawe różnice. Nadczłowiek nie potrzebuje
rozstrzygać o Bogu, Bóg już dawno umarł. Niewczesność filozofii Nietzschego
polega na tym, że wyprzedza ona kondycję współczesnego Nietzschemu
człowieka i jak taka ma być pomostem do Nadczłowieka. Człowiek jako jest
czymś, co „przezwyciężonem być musi”, człowiek ze swym litościwym płaczem
nad Bogiem, którego sam przecież zabił musi być przezwyciężony, bo taki
45
Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii (z wydarzania)” str. 365; Wydawnictwo Baran i Suszyński
Kraków 1996
39
człowiek nie poradzi sobie w świecie bez Boga. Dlatego metaforyczną figury
człowieka, który zabił Boga Nietzsche nazywa „najszpetniejszym z
ludzi”. Człowiek ten dokonał czynu, który (Bogobójstwo), który przerasta samą
istotę człowieka i wzywa samego człowieka do „bycia przezwyciężonym”.
Czyli rozstrzygnięcie już zapadło siekiera opadła już na kark Boga, problem
tylko w tym, że człowiek nie może tego wytrzymać i nawet sam Zaratustra jako
„zapowiadacz” Nadczłowieka ma problem z wytrzymaniem tej
odpowiedzialności, jest on ostatnim z ludzi, człowiekiem z ekipy porządkowej,
która po śmierci Boga posprzątać. W tym sensie Niewczesność filozofii
Zaratustry jest skierowana przyszłościowo, o przeszłości w postaci Boga należy
zapomnieć czym prędzej, zanegować ją absolutnie. Dlaczego Heidegger
pomimo używania figury „śmierci Boga”, każe Przyszłym dopiero rozstrzygać
o ostatnim Bogu, Bogach (boskości?) i dlaczego również ateizm zalicza do
teizmów, które po „śmierci Boga” wedle niego upadły nieodwołalnie?
Zdaję się, że Freiburski wieszcz myśli Niewczesność dużo głębiej niż
Zaratustra, dużo głębiej niż tylko „przyszłościowy” projekt. Na czym
polegałaby ta głębia?. „Wszelkie istotne zapytywanie filozoficzne jest
z konieczności niewczesne. A to dlatego, że filozofia albo zdecydowanie
wyprzedza swoje każdorazowe Dziś, albo też wiąże to Dziś z jego
wcześniejszym i początkowym Przeszłym. Filozofowanie stale pozostaje
wiedzą, która nie daje się zrobić wiedzą na czasie, lecz raczej odwrotnie –
podporządkowuję czas swoim miarom”
46
. Jak się potem w Zwrocie okaże owo
albo zniknie i myślenie będzie zostanie ujęte jako równie „początkowe” jak
i „końcowe”, oddalając też zarzut o „skończenie historii” jak i kilka innych
możliwych zarzutów. Dlaczego wbrew samego Nietzschemu w jego filozofii de
facto śmierć Boga nie następuję, a wręcz przeciwnie, mimo, iż ją stwierdza sam
46
Martin Heidegger: „Wprowadzenie do metafizyki” str.13; Wydawnictwo KR Warszawa 2000
40
pozostaje teistą? Dlaczego Bogowie
47
, Bóg, boskość dopiero domaga się
rozstrzygnięcia?.
Zaratustra jako ostatni teista, również konstruuje Bytowego Boga. Dzieje
się to z powodu braku elementu początkowego w Nietzscheańskim myśleniu
boskości. Bóg u Nietzschego bierze się „ni z gruszki ni z pietruszki”, bo czyż
można potraktować poważnie genezę boskości jako wyrachowany spryt
owładniętej resentymentem „słabej” kasty żydowskich kapłanów? W jakim
sensie następuję tutaj „śmierć Boga”? Mianowicie następuje tutaj „śmierć
Boga” jako metafizycznej substancji, „substancji przestrzennej”. Następuje tu
mówiąc „ściślej” agonia błędnego ujmowania Bycia od strony Bytu, czyli
konanie Bytowej substancji w jej najskrajniejszej ostatniej metafizycznej
postaci, czyli w skrajnym solipsyzmie Nadczłowieka. Nadczłowieka również
„ni z gruszki ni z pietruszki wziętego” jako substancjalna reakcja (zaprzeczenie)
na „ni z gruszki ni z pietruszki” wziętego substancjalnego Boga. W tym sensie
u Heideggera „śmierć Boga” oznaczałaby śmierć substancji, wobec czego
jedyne, co można zrobić to pozostawić substancjalne myślenie, jak i tego
myślenia metafizykę samej sobie. Można jeszcze dla większej jasności tego
wywodu jak i ku przygotowaniu już nadchodzącego rozjaśnienia zwrotu
wyróżnić jeszcze inny moment metafizyki, (trochę inne jej rozumienie).
Tak rozumiany moment substancji moglibyśmy nazwać „substancją
przestrzenną”, natomiast inny moment nazwijmy tutaj „substancją czasową” (to
rozróżnienie jest tylko prowizoryczne i pełni rolę jedynie „hermeneutyczną”
oba te momenty są nierozdzielne i stanowią jedność, na podobnej zasadzie, jak
Bycie-w-świecie stanowiło jeden egzystencjał we wczesnej filozofii leśnego
wędrowca, natomiast „sztuczne” jego rozdzielanie na momenty Bycia-w oraz
w-świecie stanowiło tylko zabieg ułatwiający zrozumienie Bycia-w-świecie ).
Na czym polegałby ten „substancjalizm czasowy”? Na jednostronności ujęcia
47
Baran uważa nie bez racji, że używanie przez Heideggera liczby mnogiej „bogowie” nie świadczy o
politeizmie, ani o zaprzeczaniu jedyności Boga czy radykalnym odrzuceniu tego typu wiary tylko ma podkreślać
odcięcie się Heideggera od dotychczasowego pojęcia Boga, które w swej istocie było głęboko metafizyczne i w
tym sensie Bogu bardziej uwłaczało niż o Nim zaświadczało.
41
czasu, zamkniecie całości czasowego horyzontu „przeszłość-teraźniejszość-
przyszłość” w jedną tylko jego część. W tym sensie zarzut o „zakończenie
historii” jest równie prawomocny zarówno wobec myślenia wyczekiwania
punktu końca, jak i wobec wspominania punktu początku, który o tyle jest
końcem, że po nim już nic istotnego się nie zdarza, bo zdarzyć się nie może.
Tak samo jak Bycie zostaje zapomniane przez zamknięcie go w bytowy punkt 0
„substancji przestrzennej”, tak też wydarzanie zostaje „zapomniane” o ile
zostaje zapomniane, gdy jego horyzont zostaje zamknięty w „substancji
czasowej” w „wyliczony” czasowy punkt 0 mającego dopiero nadejść
przyszłego rewolucyjnego wydarzenia, lub będącego już tylko wspomnieniem
przeszłego takiego wydarzenia. Co ciekawe rozpatrując moment „substancji
czasowej” myślenia Nietzschego jest ono bardzo podobne, albo wręcz
identyczne z „substancją czasową” Judaizmu, którego był zagorzałym,
zdeklarowanym przeciwnikiem, żeby nie powiedzieć wrogiem(jeszcze raz
wychodzi tutaj na jaw bezużyteczność negacji). Podobnie jak metafizyka
Nietzschego „istoczy” z punktu 0 przyszłości mającego nadejść Nadczłowieka
tak samo rozpatrując „substancjalność czasową” Judaizm istoczy z punktu 0
przyszłości zapowiadanego przyjścia Mesjasza.
Czy zatem samo myślenie mistycznego „Teraz” mogłoby być tutaj
rozwiązaniem? Nie, ponieważ myślenie mistycznego „Teraz” nie jest bez
całości horyzontu czasowego w ogóle możliwe, choć może być właśnie sercem
tego horyzontu i kryć w sobie w pewnym sensie „przelotność Ostatniego Boga”
jak i Wydarzanie Prawdy Bycia. Jednakże jako, że dostępne człowiekowi
poznanie ma charakter skończony takie samo tylko „Teraz” nie jest możliwe
bez dopełniającego go przepływu „przeszłej przyszłości” i „przyszłej
przeszłości”. Podobnie też bez Zwrotu (przed zwrotem?) Myślenie Heideggera,
mimo, iż zawiera i początek i koniec, przyszłość i przeszłość też pozostaje tylko
taką „czasową metafizyką” tylko, że z tą różnicą, że zamiast jednej „czasowej
substancji” zawiera dwie takie substancje, czyli punkt 0 Greckich początków
42
filozofii oraz punkt 0 końca jako rozstrzygnięcia o Bogach (można by bez
wielkiej pomyłki powiedzieć przyjścia Mesjasza). Tak rozumiany dualizm po za
tym, że i tak pozostaje „tylko metafizyką” dziedziczy główny metafizyczny
problem, który miał na przykład Kartezjusz ze swoimi res cogitans i res extensa,
czyli nierozstrzygalne pytanie jak się te obie substancję mają do siebie
nawzajem. To na ile można „substancjalności czasowej” uniknąć i jak to zrobić
okaże się dopiero w Zwrocie. Okaże się też z największą możliwą jasnością też,
na jakiej zasadzie następuje zjazd Mówienia i Powiadania, Bycia i Wydarzania
itd.
Zanim to wreszcie zrobimy należy zauważyć, że w kwestii Boga
Heideggera właściwie nic żeśmy nie powiedzieli, tylko się prześliznęliśmy obok
niej niejako mimochodem, jakby od niechcenia. Jak ma się Bóg do Bycia?
Czemu nie jest myślany jako Bycie czy też bezpośrednio z Bycia? Jak się ma
Ostatni Bóg do różnicy ontologicznej Bycie-Byt? Jak się ma Bóg do
Wydarzania? Jak się ma Bóg do różnicy Wydarzanie-Obecność?
Problematyczność niemal nierozwiązywalną tych kwestii niech nam
uzmysłowią te słowa z „Przyczynków do Filozofii” : „Musimy przygotować
gruntowanie prawdy, co wygląda jakby wraz z tym już wcześniej zostało
określone uznanie godności ostatniego Boga. Musimy zarazem wiedzieć
i trzymać się tej wiedzy, że to dopiero Bóg oraz sposób, w jaki używa on nas
jako gruntujących jawno-bycie, domagają się chronienia prawdy w byt , a wraz
z tym dziejów strzeżenia Boga; wymagana jest nie tylko tablica przykazań, lecz
– bardziej źródłowo i istotowo – jest tak, iż jego przelotność wymaga
utrwalenia bytu , a wraz z nim dopiero człowieka pośród niego; utrwalenia, przy
którym dopiero byt, zawsze w prostocie swojej odzyskanej istoty (jako dzieło,
narzędzie, rzecz, czyn, spojrzenie i słowo), będzie umiał sprostać przelotności,
nie powstrzyma go, lecz pozwoli mu władać jako przechodzeniu. Nie następuje
tu żadne wy-bawienie, tzn. w gruncie rzeczy represjonowanie człowieka, lecz
wstawienie bardziej źródłowej istoty (gruntowania jawno-bycia) w samo Bycie:
43
uznanie przez Boga przynależności człowieka do Bycia, w niczym nie
uchybiające sobie, ani swojej wielkości przyznanie się Boga do tego, że
potrzeba mu Bycia.”
48
Czy kilka stron wcześniej :” Ostatni Bóg Istoczy się on w
znaku, najściu i braku zarówno nadejścia, jak ucieczki mijających Bogów i ich
skrytej przemiany. Ostatni Bóg nie jest samym wydarzaniem, lecz raczej
potrzebuje go jako tego, do czego przynależy gruntownik jawności”
49
. Co tu
zostało powiedziane? Nie to nie dobre pytanie, Co z tego można jeszcze
zrozumieć? Jawnobycie jest określeniem człowieka z Wydarzania, to zaznacza
w przypisie Heidegger. Bóg nie jest tożsamy z Byciem, potrzebuje Bycia, jako
gruntu, do którego odniesiony jest człowiek. Bóg też w jakiś sposób
pośredniczy? Uczestniczy? W bardziej źródłowym „wstawieniu” istoty w samo
Bycie, ale jakiej istoty? Istoty człowieka? Bóg też „wpaja się”? , „wślizguje”? w
sam środek różnicy ontologicznej pomiędzy Bycie, a Byt, aby Byt odzyskał
swoją istotę, odzyskał utraconą prostotę. Co więcej Bóg potrzebuje Wydarzania.
I też w jakiś sposób „wślizguję się”? w różnicę Wydarzania i Obecności, nie
jest Obecnością bo był by Bytem po prostu Substancją, a o takiego Boga to
jedno z niewielu rzeczy jakie wiemy na pewno w tym myśleniu nie chodzi.
Jednakże „wpaja się”? Bóg w tą różnicę wymagając czy może i nawet
„wspomagając” utrwalenie bytu. Czym miałoby być to Utrwalenie?
Zdania te pochodzą z „Przyczynków do filozofii”, zatem można z dużym
prawdopodobieństwem, mniemać, że jeszcze Freiburski myśliciel żywił
nadzieję, że filozofia w jakiś sposób jest w stanie przygotować rozstrzygnięcie
o Ostatnim Bogu, natomiast cytat z Der Spiegla rozpoczynający ten rozdział
zdaję się temu zdecydowanie przeczyć, co więcej jest o tyle bardziej wiążący od
przyczynków, że był powiedziany około 40 lat później po napisaniu
„przyczynków” (1927). I co więcej jak zastrzegł sam Heidegger został
opublikowany dopiero po jego śmierci, zatem przypuszczalnie wieszcz zostawił
sobie tym samym furtkę do zmiany zdania jeszcze za życia jakby coś się mu
48
Martin Heidegger: „Wprowadzenie do metafizyki” str.380-381; Wydawnictwo KR Warszawa 2000
49
Tamże str.377
44
w międzyczasie rozstrzygnęło, albo jakby przypadkiem zmienił zdanie, co do
ważkości i konieczności poczynienia tego rozstrzygnięcia. Jako, że tego nie
zrobił to stanowisko w kwestii Boga staję się niniejszym w pewnym sensie
„ostateczne” dla całego jego namysłu z tą kwestią związanego. Czy można na
przykład spekulować tak: Czy sytuacja Heideggera wobec rozstrzygnięcia nie
przypomina sytuacji apostołów zaraz po Śmierci Chrystusa? I czy tak jak oni
domaga się on rozstrzygnięcia, co do zmartwychwstania „umarłego Boga”? Czy
można spekulować tak, czy aby to rozstrzygnięcie nie jest w zasięgu ręki
współczesnego człowieka o ile następuje w nim spotkanie Wschodu i Zachodu?
To znaczy, że to rozstrzygnięcie zmusi nas do wybrania pomiędzy
„ateistycznym” Buddyzmem, a „teistycznym” Chrześcijaństwem (Chyba, że
może Islamem, kto to wie)? To chyba za daleko posunięte myślenie, raczej to za
dużo powiedziane i chyba błędnie. Dlaczego? Ponieważ nie wiadomo do końca,
na jakim gruncie nastąpić ma to rozstrzygnięcie, co więcej nie wiadomo jak
i czy w ogóle Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa są brane przez Heideggera
jako w jakimś sensie źródłowa „część”? boskości czy też jako część
metafizycznej opowiastki, jaką snuje filozofia Chrześcijańska, czyli jak by to
leśny wędrowiec powiedział „ontoteologia”. Nie wiadomo też czy takie
rozstrzygnięcie między tymi dwiema religiami miałoby coś do rzeczy i na ile
było by jakimkolwiek rozstrzygnięciem, a na ile tylko „rachowaniem teizmów”.
Więcej nawet przy takim rozumieniu Boga (tak niezrozumiałym) nie zdziwiłoby
nas aż tak bardzo, jakby się okazało, że Budda pod drzewem Bodhi spotkał
Ostatniego Boga w jego przelotności. Jak miałoby wyglądać to przygotowanie
się na przyjście rozstrzygnięcia? W „przyczynkach” jest taki wielce
enigmatyczny fragment zapowiadający te trudności i otwierający im drogę. Tam
gdzie mowa o Przyszłych jako o wędrowcach prawdy Bycia. Oni to dopiero
będą władni dokonać rozstrzygnięcia (podobno) : „Atoli myślenie to tylko
jeden ze sposobów, w jaki niewielu dokona skoku w Bycie.”
50
. Zatem są jeszcze
inne sposoby. Jakie to mogą być sposoby? Medytacja ? Nie medytacja niczego
50
Tamże str.365
45
nie rozstrzyga, co więcej powiadanie z wnętrza Medytacji niczego nie
rozstrzyga, bo każde takie rozstrzygnięcie byłoby prawdopodobnie tylko, co
najwyżej „nieważne”. Powiadanie z wnętrza Prześwitu? Również nie, ponieważ
wtedy minęlibyśmy się prawdopodobnie ze skryciem Tajemnicy, czyli z samą
Tajemnicą, Tajemnicy i byłaby to czcza gadanina, co najwyżej. Jedynie, co
mogłaby uczynić filozofia to pokornie „wyczekiwać” znaków Przelotności
Ostatniego Boga, lecz, cóż, gdy sam Heidegger się prawdopodobnie tego do
końca życia nie doczekał (tak to by cofnął to, co powiedział w Der Spieglu
i obwieścił biednemu światu rozstrzygnięcie, jako jak mówił jedyna rzeczy,
która nas może „uratować”). Nie dość, że nie wiemy, co mamy przygotować, to
nie wiemy też jak mamy przygotować to przygotowanie do Rozstrzygnięcia.
Wiara? Też nie, wiara już jest Rozstrzygnięciem, co więcej rozstrzygnięciem
zbyt pochopnym nazbyt pośpiesznym, bo kompletnie nie przygotowanym.
Stajemy tutaj przed prawdziwym dramatem konieczności rozstrzygnięcia (które
ma nas uratować) jednocześnie jednak z niemożliwością przygotowania tego
rozstrzygnięcia w żaden sposób. Wiara to już zbyt dużo, bo to już arbitralne
przyjęcie rozstrzygnięcia bez przeprowadzenia go , bez przygotowania.
Podobnie nie-Wiara jako również w tym sensie Wiara jest już rozstrzygnięciem.
Stajemy zatem wobec podziwu dla Wiary, pewnego rodzaju „Woli wiary”,
jednakże nie może ona znaleźć „zaspokojenia”, ponieważ nie ma niczego, co
byłoby władne ugruntować tą Wiarę, czyli nadać jej „kierunek” (rozstrzygnąć
pomiędzy Wiarą jako wiarą w ostatniego Boga, bądź niewiarą w ostatniego
Boga). Zatem jedno z ważniejszych zadań myślenia jawi się nam jako zupełnie
niemożliwe do zrealizowania. Jaki jest tego powód? Poszukajmy go tam gdzie
od samego początku swojego myślenia Heidegger zaprzeczał jakiemukolwiek
powodzeniu tego zadania i w ogóle jakiemukolwiek powodzeniu
jakiegokolwiek myślenia jako takiego. Dzieje się to na gruncie Teologii. Z
jednej strony teologia jest wiarą i jako taka nie może być rzeczą myślenia. Z
drugiej strony właśnie jako rzecz myślenie czy jako same myślenie z istoty jest
46
skończone. Czyli musi swoją „rzecz” określić. A jako filozofia Chrześcijańska
(czy w ogóle jakkolwiek religijna) określa ją z wnętrza soteriologii
Chrześcijańskiej (czy religijnej w ogóle). Zatem o ile nie jest już
„przestrzennie substancjalna” jako Bytowa (a taką religijną filozofię
można sobie spokojnie wyobrazić, jeżeli nie nawet ją pokazać na konkretnych
przykładach nurtu „mistycznego” filozofii religijnych), to najpewniej będzie
ona jako soteriologia „czasowo substancjalna” jako skierowana na punkt 0
niezależnie czy to w przyszłości, czy w przeszłości „określony” i jako taki
właśnie metafizyczny. Nasuwają się nam przy głębszym namyśle jednak dwie
istotne wątpliwości. Pierwsza czy możliwe jest o ile zgodzimy się, że
„przestrzennie” pewna religijna filozofia nie jest metafizyką może
równocześnie „czasowo” być metafizyczna? Jeżeli słuszne jest to na co się
zgodziliśmy, że różnica „czasowej” i „przestrzennej” substancjalności jest tylko
użyteczna do celów „hermeneutycznych” nie zaś jako sama w sobie, ponieważ
obie te substancjalności są jedynie dwoma stronami tej samej monet, która
pozostaje tym samym niezależnie, z której strony ją oglądamy, zatem
niemożebne jest aby ta moneta była i nie równocześnie metafizyką. Czy może
lepiej powiedzieć spoczywała wewnątrz i na zewnątrz metafizyki. Zatem gdzieś
tkwi błąd. Druga wątpliwość wygląda tak: czy aby odrzucając soteriologię
traktując ją jako metafizyką, nie zacisnęliśmy filozofii i w ogóle myśleniu zbyt
mocno pasa? Pamiętamy poznanie nie potrzebujące rzeczy poznania, czyli
poznanie nieskończone jest od rzeczy kompletnie niezależne i ze swej istoty nie
jest już myśleniem. Natomiast poznanie skończone i jako takie te właśnie,
w którym dzieje się myślenie, które potrzebuje myślenia potrzebuje też
niezbywalnie rzeczy myślenia, „określonej” rzeczy myślenia. Czy zatem
wszelkie myślenie jako potrzebujące z konieczności „rzeczy myślenia” nie
będzie też z konieczności soteriologią? Czyli, czy nie będzie określone przez tą
rzecz jako przez swój (nieważne przyszły czy przeszły) punkt 0 dojścia,
wybawienia, którym będzie właśnie rzecz myślenia? Niewiele tu zmienia „fakt”,
47
że Heideggerowe myślenie posiada dwa takie punkty, przeszły – Greckie
początki i przyszły – Przyszli czy też nowy początek myślenia. Być może
właśnie z tych błędnie wygórowanych żądań wynika niemożliwość zadania
przygotowania rozstrzygnięcia o Ostatnim Bogu, oraz jego konieczność też
pośrednio. Konieczność rozstrzygnięcia wynikałaby bezpośrednio ze
skończonego, a zatem „chciwego określonej rzeczy” myślenia, a zatem
soteriologii, niemożliwość myślenia wynikałaby też z tejże właśnie soteriologii,
a określenie samej rzeczy myślenia już wpędzałoby nas nieuchronnie
w beznadziejną metafizykę. W takim razie sytuacja stałaby się kompletnie
fatalna, filozofia nie mogłaby nigdy skorzystać ze swojej „najbardziej własnej”
możliwości nowego początku, co więcej nigdy de facto by jej nie miała. Zatem
więc filozofia od początku do końca nie miałaby żadnego znaczenia. Czy to nie
znaczy, że byłaby od początku do końca „nieważna”? Coś podobnego żeśmy już
słyszeli! Co więcej jakoś żeśmy z tego problemu z twarzą wyszli i to nawet dość
zgrabnie. Moglibyśmy pamiętając to, co już zostało w tej pracy powiedziane
(pamiętając drogę, jaką, żeśmy przeszli?), że z „substancjalności przestrzennej”
tego myślenia wyszliśmy doprowadzając je na zupełnie nowe tory. Zdawać by
się też mogło, że „z substancjalności czasowej” również, żeśmy tam wyszli. Nie
do końca świadomie może, ale jednak. Wyglądało to mniej więcej tak:
że i owszem, przyznajemy, że jako słowa to zostały wypowiedziane
(pomyślane) w swej soteriologii „odtąd”, „dotąd” (punktu 0 wypowiedzianego
właśnie tego a nie innego „słowa”), słowa jako wypowiedziane były zawsze
„określone” co do rzeczy myślenia, w zasadzie co do swojej rzeczy mówienia.
Jednakże nie sam ten punkt 0 „S Ł O W A” był tutaj najistotniejszy, ale te,
przerwy, „puste” miejsca, na które wskazywał i z wnętrza ich odbywało się
właśnie właściwe „powiadanie” jednocześnie „określoność” poszczególnych
liter jako „rzecz mówienia” była nam niezbędna oraz jednak była drugorzędna
wobec tego, na co wskazywała.
48
Czy aby to, co teraz zrobiliśmy nie jest jakąś kuglarską sztuczką? Próbą
wymigania się od niemocy niepodobania zadaniu przygotowania
rozstrzygnięcia? Nie wydaję mi się. Myśląc tym sposobem doszliśmy do
„czegoś” w rozmowie z Japończykiem, nastąpił zjazd Wschodu z Zachodem na
bardzo trudnym gruncie rozmowy o języku. Natomiast „zaciskanie pasa”
i wymaganie przygotowania rozstrzygnięcia w ten sposób w jaki to Heidegger
czyni w temacie przelotności Ostatniego Boga stało się dla nas tak ciasne, że
nie dość, że uniemożliwiało nam jakikolwiek ruch w tej kwestii, bo albo
byliśmy od razu posądzeni o arbitralne już-roztrzyganie bez odpowiedniego
przygotowanie, czyli jakąś formę fideizmu, bądź o niemówienie w ogóle
niczego gdy próbujemy uniknąć soteriologii unikając jednocześnie myślenia w
ten sposób, bo każde myślenie z istoty jest skończone, a jako takie rzeczowe.
Czy więc mimo wszystko nie przepłynęliśmy po powierzchni tylko problemu
(skupiając się na jakichś 10 procentach zagadnień związanych z problemem
boskości)? W płytkim sensie tak, wszystkich „rzeczy” myślenia związanych z
przelotnością Ostatniego Boga, żeśmy nie przebadali. Jednakże naprawdę to
przepłynęliśmy całą zawrotną najgłębszą głębie tego „mętnego” wiru i
przepłynęliśmy bezpiecznie na drugi brzeg. Czy zatem teraz możemy
przygotować, rozstrzygnięcie, co do Boga, albo przygotować takie, chociaż
Gotowienie? Właśnie nie na tym rzecz tej głębi polega, polega ona na ty, że
wykazaliśmy błąd takiego postawienia kwestii, nie ma już, czego rozstrzygać i
nie ma jak rozstrzygać, bo same kryteria rozstrzygania okazały się wadliwe.
Można wręcz powiedzieć, że Heidegger popełnia tu ten sam błąd, który zarzuca
Cybernetyce. Mianowicie rachuje, jak to możliwe? Cybernetyka ujmuję mówiąc
rachowaniu „Tak” roztapia się w nim bez reszty, natomiast Heidegger
podejrzewając (konsekwentnie przeprowadzone to myślenie o rozstrzygnięciu
paraliżuje wszelkie myślenie jako od razu „wyrachowaną” soteriologię) wszelką
rzecz myślenia w temacie Boga jako „tylko zamykającą” zapominając o
wskazywaniu po za to konkretne „rachowanie” też już tylko rachuje. To, że
49
neguje każdy wynik takiego rachunku nic nie zmienia (dlaczego to pamiętamy z
poprzedniego rozdziału).
Dobrze więc istnieje niebezpieczeństwo, że każde myślenie nawet
najbardziej dziejowe i najbardziej z głębi Wydarzania jak tylko można sobie
wyobrazić można totalnie wyrachować i z Drogi uczynić punkt. Lecz może
teraz popadniemy w drugie niebezpieczeństwo (odwrotne), że każde nawet jak
najbardziej metafizyczne i „kalkulatywne” myślenie można „udrożnić” i
uczynić z niego „mistyczną” podróż. No w zasadzie tak, ale co to za
niebezpieczeństwo? Co nam grozi? Ano nic, tylko tyle, że przeprowadzimy
rozmowę z takim myśleniem. Co więcej niektóre rodzaje myślenia nadają się do
„udrożnienia” bardziej inne mniej. Gdzie więc będzie różnica między
metafizyką a „mistyką”? W tym, że metafizycy za czasów panowania metafizyki
(czyli zapomnienia Bycia) kompletnie nie byli zainteresowani udrażnianiem
swojego myślenia, a to że robi to dzisiaj Heidegger to znaczy, że historycznie
filozofia doszła do takiego punktu, że udrożnienie jest konieczne, albo że jako
„mistyk” udrażniać będzie i jego rozumienie filozofii zawsze będzie „drożyło
po polnych ścieżkach”? Osobiście opowiadam się za tą drugą odpowiedzią,
ponieważ pierwsza, mimo, iż wymusza „historyczny rygor” konieczności
drożenia, jest bardzo bliska popadnięcia w pułapkę „zaciskania pasa”, czyli
domagania się Gotowienie rozstrzygnięcia, gdzie albo rozstrzygnięcia nie ma,
ani perspektyw na nie przy tak ostro postawionej kwestii, albo ono jest i to w
wielu miejscach na raz, tylko wymagające „specjalnego gotowienie” nie może
tego zauważyć bo tych miejsc akurat nie droży. Zresztą takiego pominięcia i
uznania niezasłużenie za „zdrożne” dopuszcza się Heidegger w stosunku do
filozofii religijnych, z którymi naszym zdaniem jest mu jak najbardziej „po
drodze”.
Tak rozumiana „dziejowość” jako sito, przez które wieszcz odsiewa
bardziej drożne od mniej drożnych, myśleń, sama w sobie bądź to jest błędem
i w tym sensie zamknięciem się na drożność samą (przykrytą historią
50
zapomnienia prawdy Bycia), bądź może Freiburski mistyk trochę za bardzo dał
się jej rozkołysać. Było nie było jedna, jakoś w dużym stopniu prawdziwie ta
rozkołysana dziejba trafią w kondycję współczesnego człowieka, jak i w jej
źródło. Powiedzieliśmy już bardzo dużo, innymi słowy szmat drogi już za nami,
droga staję się coraz bardziej zrozumiała i przyjazna, teraz wreszcie po tak
ciężkiej orce (na całe szczęście, że nie okazała się to orka po betonie, co mógł
zapowiadać ten rozdział).Możemy sobie pozwolić na luksus używania
prostszego języka. Następny rozdział jako solidnie przygotowany tą orką będzie
wreszcie próbą zbiorów z tej gleby, przekonamy się na ile ona jest żyzna. Jako,
że czas żniw czasem wiejskiej sielanki, język tego rozdziału jest dużo prostszy
możno powiedzieć w pewnym sensie ludyczny. Jednak ten dopiero rozdział
zaowocuje plonami, na które pracowaliśmy całą naszą odbytą drogę. Wreszcie
sens tej drogi się odsłoni. Jednak nie będzie to też tak bezproblemowe zupełnie.
Ten sam zarzut, którą podnosi, leśny wędrowiec najmocniej przy okazji próby
gotowienia rozstrzygnięcia o przelotności ostatniego Boga towarzyszyła mu
niemal od samego początku jego myślenia i chyba nie opuściła, aż go do
śmierci. Jest to zarzut o zasadniczą niedrożność myślenia religijnego, czyli
dokładniej (ale chyba każdego religijnego myślenia to by dotyczyło tak
naprawdę)Chrześcijaństwa jako takiego. Niedrożność ta polegałaby na tym,
że o ile Heidegger tym, co chcę osiągnąć (co mniej lub bardziej mu się udaję)
jest istoczenie dziejów z wydarzania (czyli z Prawdy Bycia jako wydarzanie)
i o tyle droży to natomiast Chrześcijaństwo próbuję wyistoczyć dzieje z jednego
wydarzenia czyli jako takie jest nie drożne bo zamiast drożyć to stoi ciągle w
tym samym miejscu przy tym samym słupku z napisem 0 n.e.
51
Nawrócenie na Zwrot
Chrześcijaństwo istoczy z jednego wydarzenia, z wydarzenia śmierci
i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Dzieli ono historię na przed Chrystusem
i po Chrystusie, przy czym to, że przyjmuję ono za punkt 0 kalendarza
narodziny Zbawiciela nie ma znaczenia. Narodziny Jezusa są i tak rozumiane,
właśnie jako zapowiedź Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa, czyli wydarzenia
Krzyża, które nadaje sens „historii” rozumianej jako dzieje. Krzyż jest na nowo
wciąż przypominaną dziejbą Wiary, czy jednak można by, jednak przyrównać
istoczenie się tej dziejby z Krzyża z dziejbą przywracania zapomnianego Bycia
jemu samemu w procesie dziejów myślenia jako Wydarzania, które przyjmuję
Heidegger za kluczowe dla każdego myślenia? Widać pewne podobieństwa,
pewne teologiczne ślady myśli Heideggera się tutaj przed nami rozjaśniają.
Chrześcijaństwo wprowadza w myśl ludzką dzieje, jako „historię” w swym
odniesieniu do na nowo wciąż przywoływanego i rozjaśnianego punktu Krzyża.
Tutaj widzimy podobieństwo czy wręcz genezę jednej z odmian myślenia
Dziejowego, jednak u Heideggera nie ma takiego wydarzenia, jednego
jedynego, z wnętrza, którego można by wyistoczyć dzieje. Nie jest takim
wydarzeniem początek filozofii, choć mógłby się nam takim wydawać „To, co
wielkie, zaczyna się na wielką skalę, w swoim stanie zachowuję się tylko dzięki
swobodnym nawrotom wielkości, a także wielki jest jego koniec, jeśli jest ono
wielkie. Tak było z filozofią Greków”
51
. Ciekawym pytaniem jest kwestia,
co z człowiekiem, co z człowieczeństwem człowieka przed początkiem
51
Martin Heidegger: „Wprowadzenie do metafizyki” str.20; Wydawnictwo KR Warszawa 2000
52
filozofii? No właśnie, jeżeli przyjmiemy ścisły związek człowieczeństwa
z myśleniem, z opowiadaniem się wobec Bycia (bądź to na sposób
przypomnienia, bądź zapominania jego Prawdy) trzeba by nam przyjąć, że albo
nie było człowieka, przed Talesem, albo człowiek zawsze jakoś „filozofował”
i Tales nie był pierwszym „filozofem”. Niezależnie od rozstrzygnięcia tego
pytania Człowiek i przed wydarzeniem początku filozofii Greckiej był
człowiekiem, chociaż w tym wydarzeniu być może rozpoczyna Sagę, czy też
rozgrywkę świadomości Prześwitu, w którym przemawia do niego prawda
Bycia.
Zatem nie do końca jest to Chrześcijańska dziejba z jej ostrym,
punktowym „przed i po” Krzyża. To przywodzi na myśl Buddyzm ze swoim
Wydarzaniem, nie mającym początku, z Buddą który mówi o nieskończonej
ilości swoich poprzedników, czy lepiej powiedzieć niepoliczalnej, bo kwestia
rozważania początku, nawet co do tego czy był, czy nie był zostaje przez
Sidhartę konsekwentnie pominięta. Tylko czy na gruncie Buddyzmu można
mówić o dziejach? Dziejach w ich dziejowości, a nie tylko historii jako zbiorze
uporządkowanych (mniej lub więcej) Dat? Raczej chyba nie, w tym sensie, choć
doświadczający i dosięgający Wydarzania Buddyzm jako taki jest niedziejowy,
adziejowy. To, zatem też tylko ślad i to niepełny, jak śladowy pierwiastek.
Spróbujmy więc przyrównać Heideggerowską dziejowość do dziejowości
Żydowskiej, jako dziejowości nastawionej przyszłościowo, zorientowanej na
punkt przyszły, mającego jeszcze nadejść Mesjasza. Żydzi wsłuchują się w głos
„historii”, jak i współczesności wyczulonym uchem nasłuchując, czy aby nie
nadchodzi Mesjasz. Podobnie Heidegger nasłuchuje czy aby nie nadchodzą
Przyszli. Nasłuchuje czy aby nie słychać już kroków Przyszłych, którzy będą
mogli dosięgnąć Ostatniego Boga w Jego przelotności chwili. Jednak to też do
końca nie rozeznaje sprawy. Martin, mimo, iż melancholijną tęsknotą do
Greków i całemu patosowi, który im przydaję, jako jakoś początkowym
inicjującym jednak dzieje, mimo iż nadaję Przyszłym w pewnym sensie rangę
53
Mesjasza, który zdoła zbawić człowieka, kiedyś tam w przyszłym
wyczekiwanym „Wtedy”, mimo tego wszystkiego Teraz w dziejącej się właśnie
przelatującej współczesności wyczula się na Wydarzanie, tak jak Buddyści
wyczulają się na nie przez Uważność.
Pozostając przy wątku Żydowskim, spróbujmy rozważyć niechęć
Freiburskiego myśliciela do tak zwanej Etyki Wartości. Czy Heidegger
postuluje nihilizm? Raczej nie o to chodzi, raczej zauważa swoistą wtórność
wartości i zakrycie tej wtórności w Starym Testamencie, zakrycie wobec
większości Żydów, co tłumaczyłoby tęsknotę za mającym dopiero nadejść
Mesjaszem. Rozpatrzmy postać Mojżesza. „Odpowiedział Bóg Mojżeszowi:
<JESTEM, KTÓRY JESTEM> i dodał: <Tak powiesz synom Izraela: JESTEM
posłał mnie do was>. Mówił dalej Bóg do Mojżesza: <Tak powiesz Izraelitom :
<<JESTEM Bóg Izaaka i Bóg Jakuba posłał mnie do was. To jest imię moje na
wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia: <<Objawił mi się Pan,
Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba i powiedział:
Nawiedziłem was i ujrzałem, co wam uczyniono w Egipcie>>.
52
”Co tutaj się w
jasności dla wprawnego oka odsłania? Mianowicie dwie sprawy, jedna to
spotkanie z Bogiem Mojżesza, to, że miał on ten zaszczyt wysłuchać wieści,
było to wydarzenie, na miarę Nawrócenia, ale o Nawróceniu za chwilę, to
jeszcze nie ten przystanek na naszej drodze. Mojżesz usłyszał Boga, była mu
dana Wieść w całym swoim odkryciu jak i w całym swoim zakryciu jako
Tajemnica, wielka tajemnica „JESTEM KTÓRY JESTEM”. To jeden aspekt
sprawy Otwarty Prześwit spotkania, którego Mojżesz dostąpił. Na drugi aspekt
wskazują Słowa :”Tak powiesz Izraelitom”, przed resztą Żydów, zatem
Prześwit, w którym zjawia się Prawda zostaje zamknięty, słyszą oni ją już tylko
„z drugiej ręki” jako zasłyszaną od Mojżesza. Nieprzypadkowo też po księdze
Wyjścia następuje księga Kapłańska, czyli szczegółowe przepisy, można by
powiedzieć metafizyka, dotyczące i ustanawiające reguły niemal każdej
możliwej aktywności życia Izraelity. Widać „jak na dłoni” wtórność tych reguł
52
Księga Wyjścia 14-17; Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu Wydawnictwo Pallottinum Poznań 1996
54
wobec spotkania proroka z Bogiem, ich ledwie tylko wystarczalność
skierowaną na utrzymanie „porządku społecznego” (ordnung must sein)
wyczekiwania upragnionego Zbawiciela. Prawda w swej bezpośredniości Sagi
Boga pozostaje przed większością Izraela zakryta, zamknięta. Zostają oni (żydzi
w większości wyłączając proroków) skazani na Mojżeszową Hermeneutykę
Bożej Sagi, na metafizykę będącą tylko niedoskonałym odbiciem Wydarzenia
rozmowy z Bogiem. Tłumaczy to nam bardzo wiele zarówno odejście od
Hermeneutyki jako Źródłowej metody u „późnego Heideggera”
53
, jak i tęsknotę
Żydów za mającym nadejść Mesjaszem, czyli za Wydarzeniem Spotkania z
Bogiem metaforycznie powiedziawszy „Twarzą w Twarz”. Starotestamentowy
Jahwe, jest nie tylko Groźny i Obcy przez Swój gniew. Obcość Jahwe polega na
Jego zakryciu przed większością udziela On się tylko prorokom, nielicznym,
przygotowanym, którzy potem dopiero zdają raport z tej rozmowy Izraelitom.
Jest to Bóg, o którym zaświadcza autorytet proroków, czyli niekwestionowanie
Jest, lecz przeciętny obywatel Izraela nie ma z Nim w ogóle styczności. Tym,
zatem straszliwszy i bardziej przerażający musi Być gniew takiego Boga i tym
zbawienniejsza Jego sprawiedliwość. Z takim Bogiem nic nie można
wynegocjować, nic ustalić, jedynie ufać w to, iż sprawiedliwie dopełni Swoich
„wyroków”. Jedyne, co można było w obliczu, a raczej w cieniu Jahwe zrobić to
sprawiedliwie przestrzegać przykazań wyrytych między innymi na
przyniesionych z góry Synaj przez Mojżesza tablicach i modlić się by Bóg
wejrzał życzliwym okiem na sprawiedliwego.
Heidegger nie chce, tak jak Nietzsche, „burzyć kamiennych tablic”
i ustanawiać nowe wedle subiektywnego uznania, jednak łączy go to
z Nietschem, że chce doprowadzić człowieka do aktu tworzenia tablic, lecz nie
na sposób ustanowienia „prawa” mocą własnej Woli mocy, ale na wsłuchiwaniu
się w istotę Wydarzania, na pozwalaniu na objawienie się „prawa” gotowości
do przyjęcia „prawa”: „Oczywiście wydarzanie nie jest prawem w sensie jakiejś
53
Hermeneutyki w ujęciu „Bycia i czasu” czyli metody samorozumienia się czy też autowykładni jestestwa jako
Bycia-w-Świecie.
55
normy, która unosi się gdzieś nad nami, nie jest ono rozporządzeniem, które
porządkuje i reguluje jakiś stan rzeczy. Wydarzanie jest tym jedynym prawem,
jako, że skupia ono Śmiertelnych w uwłaszczanie ich istoty i w nim
utrzymuje”
54
. Jest tutaj powiedziane to, co w Byciu i Czasie było ledwo
przeczute, w słowach o tym, że „egzystencja wyprzedza esencję” i całej tam
zawartej krytyce etyki wartości jako metafizycznej. Przy czym nie ma tu
w żadnym razie mowy o odrzuceniu etyki wartości na rzecz „etyki wydarzania”.
Jest to próba odnalezienia źródłowych korzeni etyki jako takiej i tym miałby
być naszym zdaniem „etos” Heideggerowski . Podejście naszego wieszcza do
etyki jest w pewnym sensie tożsame z podejściem religii, prawie religijne. Tak
samo jak wielkie religie nasz leśny wędrowiec uznaję etykę wartości za wtórną
wobec spotkania Prawdy, tak jak w Chrześcijaństwie i Judaizmie, etyka jest
wtórna wobec spotkania Boga i tak jak w Buddyzmie etyka jest wtórna wobec
mistycznego doświadczenia Nirwany(spotkania Pustki). Filozoficznie sprawa
ma się tutaj podobnie, jeżeli nie tak samo. Gotowość na usłyszenie Wieści,
nadstawianie Ucha dla Sagi jest tym, co funduje dopiero etykę w jej wyrazie, co
pozwala się jej wyistoczyć w konkretnych decyzjach typu Albo-Albo.
Następuje jednak jedna podstawowa różnica, chociaż trudno rozstrzygnąć
czy jest to „realna” różnica, czy jest to tylko różnica sposobu powiadania? Czy
to, co w religiach powiedziane całą mocą, w jasność mówienia u Heideggera
jest powiedziane jako milczenie jego powiadania, czy kryje się pomiędzy
wierszami czy też zostaje pominięte? Jakaż to kwestia? Mianowicie taka, że
mimo swoistego „pozostawienia” etyki przez religię, pozostawienia w tyle za
głosem wieści (spotkaniem Boga)które pozwala Augustynowi powiedzieć
„Kochaj i rób co chcesz”, pomimo tego religie uznają etykę za konieczne
przygotowanie do czystego spotkania Prawdy. Podobnie jak metafizyka u
Heideggera tak etyka w religiach zostaje pozostawiona samej sobie w
momencie Spotkania Boga. Tylko właśnie, jest ona koniecznym
54
„Droga do języka” w Martin Heidegger: „W drodze do języka” str.196; Wydawnictwo Baran i Suszyński
Kraków 2000
56
przygotowaniem tego spotkania, może nawet gruntem pod bezgrunt
powiadania. Chociaż z drugiej strony właściwie zrozumiana Etyka ostaje się
jako taka, gdy jest rozumiana z Wydarzania, czy jakby powiedzieć religijnie z
doświadczania Wiary. Wynika z pewnego nastawienia, nastrojenia na prawdę
Bycia do niej jednocześnie przygotowując. Czy zapoznanie tej „funkcji” etyki
było przyczyną faktu, iż Heidegger pisał „Przyczynki do filozofii” i
jednocześnie należał do nsdap? Jest to pytanie trudne, ważne, jednak
przepraszam nie czuję się władny udzielić na nie odpowiedzi. Wymagało by to
wielkiej pracy na grząskich bagnach ciemnej strony niemieckiego ducha, nie
czuję się kompetentny ani chętny tą pracę podjąć, jednak pozostawiam pewne
pytanie hipotezę, która może poprowadzić do rozwikłania tej zagadki (chociaż
nie musi).
Weszliśmy już na grunt Etyczność jak i na grunt dziejowości możemy,
zatem rozpatrzyć pod tymi dwoma kontami Nawrócenie. Czym jest
Nawrócenie ? Czy źródłosłów gdzieś nas zaprowadza? Nawrócenie, czyli
nawrót, powrót na właściwą drogę. Kwestia ta niebawem się rozjaśni,
zacznijmy jednak od czegoś innego. Co uderza w Nawróceniu? Dramaturgia i
punktowość tego aktu, jest to akt fundamentalny, moment 0. Podobnie jak w
pewnym sensie spotkanie proroka z Bogiem, które każdorazowo jest
„pierwszym” punktem zero dzielącym czas na przed i po. Weźmy Świętego
Pawła, przed nawróceniem gnębił nieludzko Chrześcijan po nawróceniu sam
staję się Chrześcijaninem, zrywa z poprzednim życiem, zostaje ono poniechane
przezeń w imię Prawdy. Tak rozumiane nawrócenie jest momentem przełomu,
przełamaniem życia, na niechlubną przeszłość i pełną pokory i miłości
bliźniego przyszłość, czyli naprawdę odwrotem, zupełnie nowym początkiem.
Gdzie tutaj jest nawrót? Czy nawrócenie to dobre w ogóle dla tej rzeczy słowo,
czy nie lepiej powiedzieć rewolucja?
Aby do tego dotrzeć paradoksalnie należy przyjrzeć się tym, którzy
nawrócenia nie potrzebowali. O ile mi wiadomo bezsprzecznie było takich ludzi
57
dwóch lub trzech (można w pewnym sensie uznać wycieczki młodego Sidharty
za mury miasta jako stopniowe nawrócenie, chociaż w innym niekoniecznie)
Jezus i Maryja. Aby nie wdawać się w głębie teologicznych rozważań Bosko-
ludzkiej natury Jezusa zajmiemy się Maryją. Owa najświętsza ze świętych, która
nigdy w życiu nie popełniła grzechu, zatem więc nie potrzebowała nawrócenia.
Swoją drogą skupianie się Kościoła Katolickiego na fizjologicznej stronie
czystości Maryi, czyli „zawsze dziewictwie” uwłacza Jej świętości, dużo
większą i ciekawszą sprawą jest macierzyństwo Maryi, wychować? Ano
właśnie nawet nie wiadomo, jakiego tutaj słowa użyć w każdym razie być
Matką Boga to wielka rzecz. Może z szacunku dla tajemnicy teologia Katolicka
nie skupia się na tym macierzyństwie tak bardzo, ale czemu nie ma szacunku
dla sfery intymnej tej Świętej? Czy byłoby grzechem gdyby Maryja po
urodzeniu Chrystusa czerpała radość z „miłości czynnej” z Józefem? Dlaczego
to miałby być grzech?, tego chyba żaden teolog nie jest wstanie rozsądnie
wytłumaczyć. Ale pomińmy te sprawy, bo nie są one tutaj kluczowe.
Powracając do rzeczy ważnych, czy w życiu Maryi nie było momentów
„przełomowych” bliskich punktowi 0 nawrócenia? Ależ były takim najbardziej
znaczącym jest zwiastowanie Archanioła Gabriela, który przepowiada i pyta o
zgodę Maryi na przyjęcie misji bycie Bożą mamą. Pewnym nowym początkiem,
powołaniem do świętości, potwierdzeniem. Jednak nie jest to punkt odwrotu,
nawet nie punkt przywrócenia, czyli nie nawrócenie w sensie powyższym, lecz
jakby początek wydarzania się Sagi Świętości, lecz początek zawsze obecny i
nieodmiennie towarzyszący Maryi przez całe życie. W tym sensie to
zwiastowanie nie jest Maryi w ogóle potrzebne, tak jak potrzebne były punkty
0 prorokom i nawróconym. Każdy dosłownie moment życia tej
świętej mógłby i w pewnym sensie był takim punktem 0 punktem początku na
nowo w każdej chwili podejmowanego, nowym początkiem. Maryja jako
świadoma swojej istoty przebywająca stale w Prześwicie jest „za pan brat” z
Wydarzaniem i jego istoczeniem, jest też człowiekiem.
58
Zatem z istoty człowiek ma dostęp do Prawdy Wydarzania ujętej tutaj
jako Świętość. Widać teraz gdzie jest nawrót. Nawrócenie jest nawrotem z
powrotem do początkowej Otwartości, która jawi się w całej okazałości
jednocześnie skrywając (jako Tajemnica, Boga, Nirwany, Bycia). Tym właśnie
jest Nawrócenie, powrotem do istoty jako stania w Prześwicie istoczenia Bycia,
powrotem do początku jako „bycia stworzonym na obraz i podobieństwo Boga”
czyli do sumienia, czy do pierwotnej natury Buddy. To zrozumienie Istoczenia
Prawdy Bycia z Wydarzania (po uprzednim zrozumieniu biedy opuszczenia
przez Bycie), czy też zrozumienie Boskiego pochodzenia człowieka staję się
nowym początkiem, ale nie początkiem w sensie dzielącego 0 lecz nowym
początkiem jako przywróceniem tego co zawsze już tutaj było jako prapoczątek,
Prześwitu czyli przestrzeni jawienia się Prawdy. W tym sensie Nawrócenie nie
jest już punktem lecz powrotem w to co już zawsze tu było, powrotem do domu.
Nawrócenie tak rozumiane staje się nowym początkiem, który na nowo należy
podejmować z Wydarzania, stałą odczuwalną obecnością Boga, czy też stałym
wsłuchiwaniem się w wyistaczanie się Bycia w Otwartym, (czyli w Prześwicie).
Dlatego nawrócenie, pomimo, iż może być pojmowane jako jednorazowy akt
i jest to pojmowanie całkiem słuszne jest takie pojmowanie jednak zarazem
niewystarczające, bo nie nazbyt źródłowe. W tym sensie Maria nie
potrzebowała nawrócenia. Natomiast źródłowo pojęte Nawrócenie jako
podejmowanie na nowo ciągle od początku Prawdy Wydarzania jako
doświadczenia zamieszkiwania w Prześwicie było potrzebne Maryi i jako takie
zostało przez Nią podjęte całym jej życiem. Nawrócenie jawi się więc nam w
dwoistym sensie jako punkt, cel drogi do którego należy zdążać, który warto
osiągnąć oraz jako postawa Otwartości wobec Sagi Wydarzania, która jest
horyzontem rozpatrywania zarówno przed jak i po nawrócenia w pierwszym
sensie, i które to Nawrócenie (w drugim sensie) przestaje być jednorazowym
(mniej lub bardziej) aktem, a staję się przestrzenią „dziania się” Prawdy. Te
rozważania pozwalają nam zrozumieć słowa Nagarżuny: ” Nie ma różnicy
59
między samsarą, a Nirwaną, Nie ma różnicy pomiędzy Nirwaną, a samsarą.
Przestrzeń Nirwany jest zarazem przestrzenią samsary. Pomiędzy nimi dwoma
nie ma nawet najmniejszej różnicy nawet najmniejszej różnicy”
55
. Tak można
jednak tylko powiedzieć dopiero po nawróceniu (rozumianym w sensie
pierwszym). Teraz też rozjaśnia nam się zupełnie to, co Heidegger nazywa
doświadczeniem myślenie, jest to wejście na drogę myślenia z Wydarzania,
bądź kroczenie tą drogą po uprzednim na nią wejściu zależnie od tego, który
sens (pierwszy czy drugi) jest akurat mówiony. Dopiero jednak w pełni jasno
bez nieporozumień można mówić o doświadczaniu myślenia właśnie z
perspektywy tegoż doświadczania, po dokonaniu Skoku (aktu nawrócenia)
inaczej to powiadanie staje się niezrozumiałym bełkotem, lub mniej źródłowym
rozumieniem ewentualnie też przygotowaniem Skoku w Prześwit.
Trudno nie zauważyć, że nasz wieszcz używa bardzo podobnego słowa
mianowicie słowa „Zwrot”. Czy to, o czym tu mówiliśmy jako Nawrócenie i to,
co Heidegger nazywa Zwrotem to to samo? Czy i na ile są to sprawy podobne?
Wreszcie czy Zwrot gra podobnie swoimi znaczeniami jak Nawrócenie?
Przypuszczamy już, że tak, ale nachylmy raz jeszcze ucha dla Sagi: „Czym jest
ten źródłowy zwrot w wydarzaniu?
56
Jedynie najście Bycia jako przyswajanie
jawności prowadzi jawno-bycie do niego samego i w ten sposób do spełnienia
(chronienia) prawdy usilnie gruntowanej w byt, który znajduje swoje miejsce w
prześwitującym skrywaniu się jawności.
A w zwrocie: tylko gruntowanie jawno-bycia, przygotowywanie
gotowości do przysuwającego się odsuwania w prawdę Bycia, sprowadza to, co
należne i przynależne znakowi nadchodzącego przyswajania.
Skoro jawno-bycie jako otwarty środek sobości gruntującej prawdę
dopiero dzięki wydarzaniu staje się przyrzucone sobie i staje się Sobą, to
55
Nagarżuna, Mula-madhyamika-karika 25; 19-20 cytat za „Buddyzm” str.74; Biblioteka Literacko-Artystyczna
Kraków 1987
56
„Patrzymy tu na wydarzanie w odniesieniu do człowieka, który z niego bierze określenie siebie jako
jawnobycie”; przypis Heideggera, który umieszcza na tej samej stroni, bez niego trudno byłoby zrozumieć
jawnobycie, a tak staję się ono jaśniejsze.
60
jawnobycie jako skryta możliwość gruntującego istoczenia Bycia musi
przynależeć wydarzaniu.
A w zwrocie: wydarzanie musi używać jawnobycia, przyzwyczajać je
potrzebując go dla siebie i w ten sposób przywodzić przed przelotność
ostatniego Boga”
57
.
Analogicznie, jeżeli nie tak samo jak z nawróceniem widzianym z dwóch stron,
raz to jako „ewangelizowanie” ateisty, a za drugim razem już z perspektywy
nawróconego, tak też tutaj jest pokazany Zwrot. Wyrażenie „A w zwrocie”
zapowiada następujące po nim powiadanie już z wnętrza Zwrotu, natomiast
poprzedzające je zdania ukazują Zwrot z „zewnątrz” pokazując, co on
człowiekowi ma dać. Zadaniem powiadania z zewnątrz Zwrotu jest „zwrócenie”
ku Zwrotowi, tak jak ewangelizacja jest nawróceniem ku Nawróceniu. Pierwszy
Akapit przygotowuje człowieka na najście Bycia, wzywa do Zwrotu, który
doprowadzić ma do spełnienia prawdy i umiejscowienia go w Prześwicie, czyli
adekwatne nań spojrzenie. Zresztą chronienie umieszczone w nawiasie jest tutaj
znaczące, w zasadzie nie powinno Się tutaj znaleźć i stąd ten nawias, chronienie
odbywa się dopiero po tak rozumianym Zwrocie, na razie nie wiadomo jeszcze,
co chronić. Zwrot dopiero ma zapewnić to, co chronione i poddać to pod
ochronę. A w zwrocie? W zwrocie już nie ma mowy o najściu, jednym
momentalnym akcie, napadzie czy iluminacji. Mowa o „przygotowywaniu
gotowości” do przebywania w Prawdzie Bycia. Zatem chodzi o coś ciągłego,
aktywność uważnego w gotowości wobec Bycia. Wpatrywanie się
i wsłuchiwanie w nadchodzące znaki przejawiania się Bycia(czy też ostatniego
Boga w jego przelotności mistycznego „Tu i teraz”). Czyli tak samo jak w
Nawróceniu nie chodzi tutaj już o punkt, lecz o pielęgnację, nieustanne bycie
wezwanym, powołanym do pamiętania i strzeżenia jawności Prawdy w jej
Tajemnicy, jak i Tajemnicy w jej jawności. Bo czyż Bóg jak i Świętość nie były
Maryi Objawione jednocześnie pozostając przy tym najgłębszą Tajemnicą?
57
Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii (z wydarzania)” str. 375; Wydawnictwo Baran i Suszyński Kraków
1996
61
Trzeci Akapit stanowi dopisanie Wydarzania do „Bycia i czasu”, wskazanie na
konieczność dosięgnięcia wydarzania jako gruntującego założoną tam sobość
jestestwa. Podobnie jak „automatyzm” Pascala przygotowuje do wiary tak też
„Bycie i Czas” przygotowuje do myślenia z Wydarzania. Z tą może różnicą, że
automatyzm konstruuje tylko pewien mechanizm przygotowujący do
nawrócenia, natomiast „Bycie i Czas” z jednej strony konstruuje mechanizm
przygotowawczy swojej „wiary” dekonstruując przy okazji większość „herezji”.
Tutaj pozwólmy sobie poczynić drobną uwagę na temat recepcji
Heideggera. Nie należy rozumieć Heideggera i jego filozofii tylko
z perspektywy „Bycia i Czasu” zarzucając mu na przykład niekonsekwencję w
postaci metafizyczności, solipsyzmu i tym podobnych. Wyglądało by to trochę
tak jak zarzuty Ateisty typu „człowieku, ale albo wóz albo przewóz” wobec
człowieka właśnie się nawracającego, czy będącego na drodze ku Nawróceniu,
byłyby to zarzuty nieuczciwe, ten człowiek się właśnie przewozi. Dopiero jest
na drodze rozstrzygnięcia, co do wozu i przewozu, zatem ani jedno, ani drugie
określenie tego stanu rzeczy nie jest sensowne. To tak jakby komuś jadącemu
z Krakowa do Poznania zarzucać niekonsekwencję, bo nie jest ani w Poznaniu,
ani w Krakowie tylko w pociągu relacji. Inną kwestią jest pytanie czy „Bycie
i Czas” jako przygotowanie Zwrotu, jest na tyle Etyczne na ile być powinno.
Czy rozważania Bycia Sobą-Się i współbycia, są wystarczająco Etyczne,
wystarczająco wyraźne i dobitne by Etycznie przygotować i ugruntować
Czystość spotkania z Prawdą Bycia. Levinas na przykład uważa, że nie i zalicza
Heideggera do filozofów „przemocy” jednak czy Aby nie przesadza? Czy
Freiburski Etos pozwalania Byciu na wistaczanie w dziejach, nie był zbyt
chwiejny, nie był kolosem na glinianych nogach? Czy wreszcie nie ten Etos
pozwalania Heideggerowi „pozwolił” na delikatnie mówiąc na bierną
obserwację nazizmu z wolna lecz konsekwentnie niczym czołg Tygrys
przejmującego Niemcy? Czy może Etos był skrojony na miarę i w sam raz tylko
samemu leśnemu wędrowcowi zabrakło zdecydowania czy mówiąc po ludzku
62
odwagi osobistej by się przeciwstawić tej przerażającej zarazie toczącej jego
własną ojczyznę? Sygnalizujemy raz jeszcze ten problem, jednak jak już
powiedzieliśmy nie będziemy tutaj go rozstrzygać, pozostawiamy go na razie
Niemcom.
A w zwrocie? W zwrocie uważność potrzebuje sobości (jako
jawnobycia), opiekuje się nim w przyzywaniu, jak nawróconemu wiara tak
„zwróconemu” Wydarzanie nieodmiennie, acz na różny sposób, w różnych
sytuacjach i myślowych doświadczeniach będzie towarzyszyć. Ma
też przywieść przed przelotność ostatniego Boga. Przed oblicze Boga? Czy też
dopiero przed rozstrzygnięcie o ostatnim Bogu?
A teraz gwóźdź programu „uwaga uwaga”, te zdania upewnią nas, co do
słuszności przyrównania Zwrotu do Nawrócenia i pokażą grę znaczeń Zwrotu w
mistrzowski sposób oto te trzy genialne zdanie (jedne z najgenialniejszych w
genialnych „Przyczynkach do Filozofii”): „Zwrot istoczy między przyzywaniem
(przynależnego) a przynależeniem (wezwanego). Zwrot jest przeciw-zwrotem.
Wezwanie do do-skoku w przyswajanie jest wielką ciszą najskrytszej
znajomości siebie.”
58
. Pierwsze zdanie mówi nam o tym, że Nawrócenie (Zwrot)
tworzy przestrzeń spotkania Słowa Bożego (przyzywanie) i człowieka
(przynależenie), czyli tworzy miejsce (Prześwit) napotkania Prawdy (dosięgania
Bycia w Wydarzaniu, oświecenia w Nirwanie). Przynależny, czyli
zadomowiony będący w swoim domu, zamieszkujący, wezwany natomiast jako
mający gwarancję trwałości tego domostwa, tego, że jest ono mu podarowane,
nie tylko je zamieszkuje, ale jako ofiarowane domostwo nie może mu być
zabrane, może jedynie zapomnieć o tym darowaniu i czuć się w nim „nieswojo”,
zatem jest wezwany do pamiętania o tym darze. Drugie zdanie: „Zwrot jest
przeciw-zwrotem” fenomenalnie ujmuję przemyślaną przez nas grę znaczeń
Nawrócenia. Można by Powiedzieć Nawrócenie Maryi (drugi sens nawrócenia)
jest Przeciw-nawróceniem Pawła (pierwszy sens nawrócenia). Nie w sensie,
58
Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii” str.376; Wydawnictwo Baran i Suszyński Kraków 1996
63
wrogości, czy negacji
59
, lecz w tym sensie, że Maryjne Nawrócenie jest
zamieszkiwaniem w prawdzie, byciem zadomowionym w prawdzie, natomiast
nawrócenie Pawła jest dopiero powrotem do domu. Ale aby powrócić do domu
trzeba ten dom mieć, miała go i Maryja i Paweł tylko Paweł o tym zapomniał, i
dlatego potrzebował „dramatycznego” przypomnienia. Tak samo zresztą sprawa
ma się z filozofią u Heideggera, Nawraca się ona z biedy opuszczenia przez
Bycie, czyli powraca do swojego początku, powraca do domu, który zawsze
miała tylko o nim zapomniała. Co jest potrzebne by podjąć decyzję powrotu do
domu w takiej sytuacji? Konieczne ku temu jest rozeznanie, że się jest po za
domem, nawet jakby się człowiek tam gdzie jest (będąc po za domem) czuł „jak
u siebie w domu”, co go może tylko mamić i opóźniać bądź uniemożliwiać
powrót. To jest powód dla którego „Bycie i czas” dekonstruuje większość
zastanej tradycji filozoficznej, aby pokazać jak złudne jest czucie się w niej (tej
tradycji) „jak u siebie w domu”. To też tłumaczy też dramat pierwszego
spotkania z językiem Heideggera, czujemy się z tym językiem „obco”,
„nieswojo”, „nie u siebie” właśnie ten język między innymi ma nam
uświadomić, że „u siebie” nie jesteśmy. Co więcej można by się pokusić
o swobodną interpretację wagi jaką Heidegger przywiązuje do „zdecydowania”
w swej wczesnej filozofii. Wyglądałoby to mniej więcej tak: „wychodzę,
zdecydowanie wychodzę!, nie kupuję już następnego piwa, bo już zaczyna mi
się wydawać, że tak knajpa jest moim domem, wychodzę chociaż w głowie
szumi jak cholera”.
Powracając do poważnego dyskursu Zwrot jest przeciw-Zwrotem
w takim sensie w jakim Nawrócenie Pawła(pierwszy sens nawrócenia) jest jego
odwróceniem się jego samego od poprzedniego niegodziwego życia i wybranie
się w drogę powrotną do domu, natomiast Nawrócenie Maryi (nawrócenie
rozumiane w drugim sensie) jest właśnie z domu niewychodzeniem, trwaniem w
domu, stałym zamieszkiwaniem. W tym sensie Maryja nie potrzebuje
nawrócenia (w sensie pierwszym), w tym sensie nawet można powiedzieć nie
59
Przypomnijmy sobie raz jeszcze pułapkę na którą wskazują Hegel i Wojtyła
64
potrzebuje Krzyża. W tym, sensie, że Krzyż jako znak powrotny, znak
wezwania nie jest Jej potrzebny, bo nigdy nie zapomniała o wezwaniu. W tym
też sensie nie jest Jej potrzebne zwiastowanie Anioła Gabriela, raczej jest ono
potrzebne innym ludziom (grzesznym), czytelnikom Biblii, którzy bez niego
mogliby zwątpić w możliwość osiągnięcia we własnym życiu Świętości, która
Maryi towarzyszyła nieodłącznie i nieodmiennie. Dlatego też historia
zwiastowania ,przybliża” chrześcijanina do ideału świętości, zapewniając go
o opiece Opatrzności (Darowaniu się Bycia istoczącego w Wydarzaniu
człowiekowi) jak i zbliża Nawrócenie Maryi (drugi sens) do aktu nawrócenia
(pierwszy sens), którego może dokonać każdy inny człowiek. W tym sensie
zdanie „zwrot jest przeciw-zwrotem” nie wyraża żadnej negacji, czy
zaprzeczenia. Podobną zresztą rolę jak Zwiastowanie Anioła Gabriela w
Chrześcijaństwie, w Buddyzmie pełni opowieść o opuszczeniu rodzinnego
pałacu przez młodego Sidhartę. Czy musiał On zobaczyć starość, chorobę,
śmierć i ascetę żeby zrozumieć? Nie jestem w stanie tego rozstrzygnąć, ale
zakładając, że nie musiał, ta historia ma dla Buddysty podobne znaczenie jak
dla chrześcijanina owo zwiastowanie.
Trzeba nam jeszcze z jednej rzeczy zdać sprawę. Rozpoczęliśmy ten
rozdział twierdzeniem jakoby Chrześcijaństwo stoczyło z wydarzenia Krzyża,
jako punktu 0. Teraz już nie możemy podtrzymać tego twierdzenia. Czy było
ono zatem błędem? Nie wręcz przeciwnie było ono twierdzeniem
prowizorycznym, znakiem na drodze. To, co nam się tutaj (mam taką nadzieję)
udało, to równocześnie wytłumaczyć istotę Zwrotu w myśleniu Heideggera
i dokonać Zwrotu we własnym myśleniu, którym Zwrot Heideggera
tłumaczyliśmy. Teraz już możemy z całą stanowczością powiedzieć:
Chrześcijaństwo istoczy z wydarzania Krzyża rozumianego jako Nawrócenie
(w obu sensach równocześnie).
65
Dobrze wszystko fajnie, ale czy nie zaszliśmy za daleko? Czy nie zrobiło
nam się z pracy magisterskiej „kółko parafialne”
60
? Czy to ma jeszcze coś
wspólnego z filozofią? A właśnie, że ma i to dużo. Bez zrozumienia tego, co
jest tutaj zrozumiałe z głębi refleksji nad religijnym doświadczeniem Buddyzmu
i Chrześcijaństwa czy też myślowym doświadczeniem Heideggerowego
namysłu, nie jesteśmy w stanie zrozumieć bardzo wielu rzeczy. Nie jesteśmy
wstanie zrozumieć takich słów Buddy: „Jakiś człowiek przychodzi do wielkiego
obszaru wodnego i nie widzi żadnego sposobu, ażeby mógł się przeprawić na
drugi brzeg , gdzie jest bezpiecznie. Sporządza zatem na poczekaniu tratwę
z patyków, gałęzi, liści, traw, i posługuję się nią, ażeby przeprawić się na drugi
brzeg . Otóż dajmy na to, o mnisi, że powiedziałby on: Ta tratwa była dla mnie
użyteczna, dlatego załaduję ją na siebie i ruszę dalej z nią w podróż. Czy
uważacie, że tak powinien postąpić? Nie, Panie, odpowiedzieli mnisi. W ten
sam sposób doktryna, którą głoszę, służy do przeprawiania się, a nie do
zatrzymania jej.”
61
. Nie jest też w stanie zrozumieć tego co Heidegger pisze na
początku „przyczynków do Filozofii” : „Ten jednak kto to kiedyś pojmie, nie
potrzebuje <mojej> próby, musi bowiem sam torować sobie drogę. Musi
posiąść taką umiejętność myślenia tej próby, aby uważał, że przybywa ona doń
z dala, a jednak jest czymś jego najbardziej własnym, czemu on jest wydany
jako ktoś wykorzystywany, kto z tego względu nie ma ochoty, sposobności do
myślenia <siebie>”
62
. Hola hola mógłby powiedzieć cybernetyczny filozof
analityczny, to jeszcze o niczym nie świadczy, a jak już to najwyżej o tym, że
należycie z Heideggerem do jednej „parafii” mętnych religijnych oszołomów.
Sam nasz wieszcz ma podobne wątpliwości czasami: „Czy jednak wszystko to
nie jest bezpodstawną mistyką, a nawet zła mitologią, w każdym razie zgubnym
irracjonalizmem, zaprzeczeniem rozumu?”
63
. Właśnie jak na to można
60
„w miarę dobry student z niego był, a tu nagle szaleju się najadł i tylko patrzeć jak pojedzie do jakiegoś
zamkniętego klasztoru zmarnować sobie życie”
61
Majjhima – nikaya I, 22 cytat za: “Buddyzm Wybór tekstów I opracowanie” str. 67; fragment 25 Biblioteka
Pisma Literacko-Artystycznego Kraków 1987
62
Wydawnictwo Baran i Suszyński Kraków 1996 Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii” str.16
63
„Koniec Filozofii i zadanie myślenia” w Martin Heidegger: „Ku rzeczy myślenia” str.98; Fundacja Aletheia
Warszawa 1999
66
odpowiedzieć? W myśl zasady: „najlepszą obroną jest atak”, zobaczmy, co nas
atakuje i z jakiej pozycji. Atakuje nas zarzut o irracjonalność, z pozycji
racjonalizmu, czyli z pewnego ustalonego gruntu ratio. Zaatakujmy więc:
„Dopóki nie będzie wiadomo, czym właściwie są ratio i racjonalność, dopóty
zarzut irracjonalizmu będzie bezpodstawny”
64
. Ale czy nie mamy jasnego
przejrzystego ujęcia racjonalności i tego, co racjonalne i to ujęcia Polskiego
filozofa Kazimierza Ajdukiewicza? No nie za bardzo jest ono jasne
i rozstrzygające. Mówi to ujęcie mniej więcej tyle: racjonalną tezą jest teza
intersubiektywnie komunikowalna i sprawdzalna dla normalnego człowieka.
Niby bardzo ładne jasne ujęcie. A zapytajmy, kto to jest ten normalny człowiek?
Normalny człowiek to ten, którego wypowiedzi są intersubiektywnie
sprawdzalne i komunikowalne. I co tu mamy? Koło, a w tym paradygmacie
myślenia koło to błąd koła stary jak sama „logika”, czyli ta jedna z najlepszych
definicji racjonalności jest do niczego niezdatna, bo obarczona błędem; Można
by to zobrazować tak: Gdyby Ajdukiewicza umieścić na „wyspie
schizofreników” o podobnym przebiegu choroby, to musiałby ich uznać za
racjonalnych, bo się nawzajem świetnie rozumieją i ich rozumienie świata też
jest dla nich intersubiektywnie „empirycznie” sprawdzalne. A czy to byłoby
racjonalne?
Powracając do zarzutu, nie dość, że go oddalamy to możemy jeszcze
dodać, że tego typu „mistyczne” myślenie (cytowana wyżej „tratwa” jak i „moja
próba”)nie pojawia się tylko u Heideggera i w religiach. Pojawia się ono
również u „guru” neopozytywistów wczesnego Wittgensteina. Co więcej w
sposób równie genialny jak u Buddystów i naszego Martina i z konieczność ze
strony filozofii zorientowanej na „logikę” musi się spotkać z nieprzenikalną
ścianą niezrozumiałości. Oto ta myśl: „6.54 Zdania moje wnoszą jasność przez
to, że kto mnie rozumie, rozpozna je w końcu jako niedorzeczne; gdy przez nie
64
Tamże str.98
67
- po nich - wyjdzie ponad nie (musi niejako odrzucić drabinę, uprzednio po niej
się wspiąwszy).
Musi te zdania przezwyciężyć, wtedy ujrzy świat właściwie”
65
. Po przebyciu
naszej długiej pełnej pułapek drogi możemy już te słowa zrozumieć, w myśleniu
Wittgensteina dokonał się Zwrot. Jest to jedyne „racjonalne” wytłumaczenia.
No jak inaczej to wytłumaczyć? Na siłę można by powiedzieć, że podczas
pisania „Traktatu” ktoś jak niegdyś podobno posłowi Janowskiemu, tak
Wittgensteinowi dosypał narkotyków do kawy i stąd taka mętna końcówka tego
jakże ścisłego dzieła. Szczerze wątpię czy jakiekolwiek narkotyki
66
pomogłyby
tutaj zatwardziałemu „logikowi” zrozumieć tą myśl.
Co jeszcze po za skutecznym odpieraniem tego typu zarzutów dał nam
nasz specjalny dwuczęściowy klucz? Dwie rzeczy: chociaż częściowe zbliżenie,
zrozumienie, przetłumaczenie i wzajemne przełożenie na siebie dwóch
nieodmiennie towarzyszących człowiekowi typów ludzkiej percepcji świata,
mianowicie percepcji filozoficznej i religijnej (marzyłoby się jeszcze do tego
dodać naukową jednak to przekracza na razie skromne możliwości autora
niniejszej pracy). Po drugie zaś jest to klucz do interpretacji kondycji
współczesnej myśli filozoficznej, którą z jednej strony próbuje zawładnąć
neopozytywizm, który porzucając Prawdę
67
redukuję sam siebie do
„sportowego komentatora” meczu Nauka-Świat, z drugiej zaś o „koszulkę
lidera” rywalizuje z nim filozofia ponowoczesna, która również poniechawszy
Prawdy mówi o wszystkim, tylko nic z tego nie wynika.
Czy jednak sam Heidegger dostrzega w pełni swoje powinowactwo
z użytymi przez nas jako części klucza Religiami (Buddyzm
i Chrześcijaństwo)? Co mówi o Chrześcijaństwie?: „Odbóstwienie jest stanem
nierozstrzygalności o Bogu i bogach. W doprowadzeniu do niego
chrześcijaństwo ma największy udział. Lecz odbóstwienie wcale nie wyklucza
65
Ludwig Wittgenstein „Traktat logiczno-filozoficzny” cytat za: http://sady.strona.pl/witt.tlp.fr.htm
66
Osobiście stosuje jako pomocne w pisaniu tej pracy nikotynę, kofeinę i herbatę miętową w dawkach bliskich
dawce śmiertelnej
67
Bo w gruńcie rzeczy o Nią cały czas chodziło
68
religijności; do tego stopnia, że raczej dopiero w skutek odbóstwienia stosunek
do bogów przekształca się w przeżywanie religijne. Kiedy do tego dochodzi,
wówczas bogowie już uciekli. Powstałą pustkę zastępują historyczne
i psychologiczne badanie mitu.”
68
. Jest to zdanie krzywdzące i nie biorące
w ogóle pod uwagę Zwrotu, który się w Chrześcijaństwie cały czas Wydarza.
Zarzucając też Chrześcijaństwu największy udział w odbóstwieniu zarzuca tej
religii (i poniekąd każdej religijności jako takiej) zapomnienie o Bogu. Jest to
potężne oskarżenie wręcz o bluźnierstwo, strzela tutaj działo największego
kalibru jaki można sobie tylko wyobrazić gdy mówimy o wytaczaniu dział
przeciwko Chrześcijaństwu. Po za tym, że jest to wersja zarzutu o „skończenie
historii”, który to zarzut dzięki Zwrotowi zostaje „przezwyciężony”, to też ( i to
właśnie świadczy o „niewyobrażalnym” wręcz kalibrze tego działa) w pewnym
sensie „nieskończenie” zradykalizowany zarzut Hegla-Wojtyły, ponieważ
godzący, w Ontologię Osoby (zarówno Boga jak i człowieka) deklarującej
afirmatywne podejście do świata (jako do Bożego stworzenia). Nic nie
znaczącą przy tym błahostką jest powiedzenie: „Nie ma Boga, człowiek jest
z natury zły, Świat jest z natury okrutny i bezsensowny”, na to chrześcijanin
może spokojnie odpowiedzieć: „możesz tak uważać, ale ja będę dalej wierzył w
Boga i będę starał się być <nienaturalnie> dobry i zmieniać świat na lepszy bo
wierzę w taką możliwość”. Jest to błahostką bo tutaj zostaje powiedziane coś
nieludzko ostrzejszego mianowicie, że Chrześcijaństwo z całą swoją
religijnością w szczególności jest ze swej istoty odwracaniem się plecami (żeby
nie powiedzieć ….) od Boga w którego wierzy. Tej wypowiedzi leśnego
wędrowca kompletnie nie rozumiem i nie widzę żadnych jej podstaw na których
mógłbym ją zrozumieć w jej apodyktycznej ostrości (może ktoś Heideggerowi
coś dziwnego dosypał do kawy). Natomiast o Buddyzmie mówi tak: „ Im
mniej bytujący człowiek, w im mniejszym stopniu tężeje on w bycie, jako który
siebie odnajduje, tym bardziej zbliża się do bycia.(To nie buddyzm!
68
Martin Heidegger: „Czas Światoobrazu” str.68 w „Drogi lasu”; Fundacja Aletheia Warszawa 1997
69
Przeciwnie)
69
” Jest to myśl tak zagadkowa, że nie potrafię jej w ogóle
zrozumieć. „To nie buddyzm” jeszcze można by próbować rozumieć, jako „to
coś innego”, ale skąd wykrzyknik i „Przeciwnie”? Co to za przeciwieństwo?
Czy tutaj Heidegger podtrzymuje zarzuty Hegla i Wojtyły? Nie sądzę, ponieważ
zaznacza, że chodzi mu o poniechanie bytowej metafizyki bytowo ujmowanej
osoby, tak tłumacze owo mniejsze stężenie bytowania. Co więcej zauważa tutaj
nasz wieszcz, że jest to podobne do Buddyzmu, i mogłoby za taki uchodzić.
Dlatego zaznacza, że to jednak nie jest Buddyzm. Dotąd, mimo, iż nie wiadomo
w sumie, dlaczego to nie miałby być Buddyzm to jest to wypowiedź w miarę
zrozumiała. Lecz radykalizm końcowego „Przeciwnie” całe to rozumienie
niweczy i obraca w pył. Zdecydowanie i stanowczo mamy wyrażony sprzeciw,
bez podanego ani na zewnątrz, ani wewnątrz (jakby się Hermeneutycznie nie
wytężać z tym „Przeciwnie” nic się nie daje zrobić może nam, co najwyżej
żyłka w głowie pęknąć od wysiłku) wytłumaczenia.
Przytoczone tutaj podejście do Chrześcijaństwa stanowi kontrowersję
ontologiczną, jest ono tu przedstawione jako przeciwstawne, wrogie wobec
swojej własnej ontologii w jej istocie. Podejście do Buddyzmu stanowi
natomiast kontrowersję epistemologiczną, podobieństwo z Buddyzmem, jest tu
mniej lub bardziej poznawczo dostępne, natomiast różnica, ze swoim
szczególnym i skrajnym radykalizmem , niweczącym poprzednie podobieństwo
jest okryta kompletnym mrokiem, i nie widać drogi by ją z tego mroku
wyprowadzić. Można by próbować te kontrowersję próbować tak tłumaczyć:
kontrowersja ontologiczna wynika z pychy wielkiego niemieckiego Twórcy,
który w samozachwycie może poświęcić wiele (dość wspomnieć słynną
wypowiedź Hegla o faktach). Druga zaś kontrowersja (epistemologiczna)
mogłaby wynikać z tego, że wielki niemiecki Twórca nie zrozumiał Azji na tyle
na ile myślał, że zrozumiał, albo sam tego niezrozumienia nie był świadom
(bądź nie chciał się do niego przyznawać). Jak już żeśmy kilkakrotnie
powiedzieli zostawiamy ten grząski teren Niemcom to ich ziemia.
69
Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii” str.163; Wydawnictwo Baran i Suszyński Kraków 1996
70
Co więc Heideggerowi pozostaje? Pozostaje mu niezdrowa mikstura,
którą żywił się przez całe życie. Mieszanka nostalgicznej melancholii za
Atenami, które już nie wrócą, doprawianej wyczekiwaniem „gruszek na
wierzbie” w postaci „nowego Jeruzalem”. Ciekawe, czy chociaż po niego
Przyszli?
No, ale przecież tak nie możemy skończyć, tak bez Happy Endu. Spróbujmy to
jakoś odkręcić naszym specjalnym Chrześcijańsko-Buddyjskim, Buddyjsko-
Chrześcijańskim kluczem.
Obie te religie (Buddyzm i Chrześcijaństwo) jak i nasz wieszcz próbują
zachować Prawdę, jednocześnie nie zamykając jej w metafizycznej klatce jak
wielu, by Ją móc wedle upodobania oglądać przez własne rozpustne lupy
definicji, pojęć, kategorii. Czy zwierzę zamknięte w Zoo zachowuje się
Prawdziwie? Opisane tutaj niemetafizyczne sposoby „mistycznego” myślenia
kultywują postawę najwyższego szacunku wobec tajemnicy Żywej Prawdy,
śledząc z uwagą każdy Jej najdrobniejszy ślad i przejaw, wiedzą bowiem, że
„Wiatr wieje tam, gdzie chce”.
BIBLIOGRAFIA
Heidegger M., „Ku rzeczy myślenia”, Fundacja Aletheia, Warszawa 1999
71
Heidegger M., W drodze do języka”, Wydawnictwo Baran i Suszyński
Kraków 2000
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Wydawnictwo Pallottinum
Poznań 1996
Heidegger M., “Budować, mieszkać, myśleć”, Czytelnik Warszawa 1977
Mejor M., :"Buddyzm zarys Historii Buddyzmu w Indiach", Prószyński i
S- ka Warszawa 2001
Bogdan Baran :”Heidegger i powszechna demobilizacja”, inter esse Kraków
2004
Heidegger M., „Przyczynki do filozofii (z wydarzania)” Wydawnictwo
Baran i Suszyński, Kraków 1996
Heidegger M., „Wprowadzenie do metafizyki”, Wydawnictwo KR
Warszawa 2000
Heidegger M., „Drogi lasu”, Fundacja Aletheia, Warszawa 1997
Wittgensteina L., „Traktat logiczno-filozoficzny”, źródło:
http://sady.strona.pl/witt.tlp.fr.htm
“Buddyzm, Wybór tekstów I opracowanie” Biblioteka Pisma Literacko-
Artystycznego Kraków 1987
72
Nowak-Juchacz E., “Autonomia jako zasada etyczności Kant, Fichte,
Hegel”, Fundacja na rzecz nauki Polskiej, Wrocław 2002
“Przekroczyć próg nadziei Jan Paweł II odpowiada na pytania Vittoria
Messoriego” Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego Lublin 1994
“Der Spiegel”, Gespräch vom 23. September 1966, 30. Jahrgang, Nr. 23, 31.
Mai 1976
Heidegger M., „Kant, a problem metafizyki”, PWN 1989
Kania I., “Muttavali, Księga wypisów starobuddyjskich” Oficyna
wydawnicza Kraków 1999
Kant I., „Krytyka czystego rozumu” Kęty 2001 Wydawnictwo ANTYK
Cioran E., „O niedogodności narodzin” Oficyna Literacka Kraków 1996
Frauwallner E., „Historia filozofii Indyjskiej” PWN Warszawa 1990
Wiesław K. tłum., „Nauki Buddy” Wydawnictwo A Kraków 2000
Powers J., „Wprowadzenie do buddyzmu tybetańskiego” Wydawnictwo A
Kraków 1999
Williams P., „ Buddyzm Mahajany” Wydawnictwo A Kraków 2000
73
Davids T.W.R., „Buddyzm. Zarys życia i nauk Gotamy-Buddhy”
Wydawnictwo Ultima Tiule skład w księgarni Gebethnera i Wolffa
Warszawa-Kraków 1912
Heidegger M. „Bycie i Czas” Wydawnictwo Naukowe PWN 1994
Augustyn św., „Wyznania” Wydawnictwo Znak Kraków 1995
Pascal B., „Myśli” Instytut Wydawniczy PAX 1977
Jung C.G., „Odpowiedź Hiobowi” Ethos Warszawa 1995
Pirsig R.M., „Zen i sztuka obsługi motocykla” Wydawnictwo Zysk i S-ka
Nietzsche F. „Tako rzecze Zaratustra” Wydawnictwo Zysk i S-ka
74